Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Miłość i małżeństwo .
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:00, 14 Maj 2018    Temat postu:

Zobaczcie, ile rzeczy macie jeszcze do zrobienia PRZED ślubem!
Cecilia Zinicola | 14/05/2018
ZAKOCHANA PARA
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Stań się ekspertem we wszystkim, co dotyczy osoby, z którą zamierzasz dzielić życie. Dowiedz się, co lubi, co sprawia jej przyjemność. Zapamiętaj, czego nie znosi i próbuj tego unikać. Przyjmij ją z jej powołaniem i dokładaj wszelkich starań, by u twego boku mogła się rozwijać i pomnażać swoje talenty.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Do zbudowania odpowiedzialnego związku z drugim człowiekiem nie wystarczy zakochanie. Zanim się pobierzemy, musimy ze sobą pobyć, poznać się i ocenić, w jakim stopniu nasz pomysł na wspólne życie ma szanse powodzenia. To etap stawiania fundamentów pod miłość, od którego zależeć będzie nasze przyszłe szczęście.



Róbcie wspólnie coś dla przyjemności i relaksu!
COUPLE
Public Domain
Ważne, by narzeczeni byli przyjaciółmi i żeby czerpali przyjemność z jakiegoś wspólnego hobby.

Według niektórych psychologów kryzys w wielu małżeństwach powstaje wtedy, gdy nasza pamięć rejestruje wyłącznie negatywne wspomnienia. Przyjaźń łącząca zakochanych pomaga budować stabilną i pełną czułości relację, a także generuje całą masę dobrych wspomnień i pozwala snuć plany na przyszłość.



Korzystajcie ze wspólnych pieniędzy!
BUDGET
Sergey Peterman - Shutterstock
Temat ten jest powodem częstych spięć w codziennym życiu małżeńskim. Jak twierdzi Gottman, „niezależnie od tego, czy ich konto ma się dobrze, czy też muszą zaciskać pasa, wiele par kłóci się o pieniądze”.

Kluczem do pokonania tego konfliktu jest ustalenie budżetu, który oboje zatwierdzicie, a w rozmowie o waszych troskach, potrzebach i priorytetach jako pary poszukacie rozwiązań dla problemów finansowych. Uda się wam dzięki temu uniknąć wielu niewłaściwych decyzji.

W tej sytuacji powinien sprawdzić się pomysł wspólnego budżetu narzeczonych, którym będą dysponowali przy okazji różnych wypadów czy też posiadanie wspólnych oszczędności na przykład pod kątem kupna przyszłego domu.

Marzenia o miejscu, gdzie będziecie mieszkać, urządzanie go w wyobraźni, przeglądanie pism o wystroju wnętrz bez wątpienia was do siebie zbliżą i wzmocnią waszą więź.

Czytaj także: Tego nigdy nie mówcie narzeczonym!


Przejdźcie wspólnie przez jakiś kryzys

EMILIE RHAUPP-CC
„Kryzys” oznacza okazję do zmiany i wzrastania. W każdej relacji następują kryzysy, które przeżywane właściwie stają się źródłem siły dla zakochanych i cementują ich związek.

Kryzysy w narzeczeństwie pozwalają dogłębnie się poznać, gdyż odsłaniają nasze mocne i słabsze strony.

Jeżeli wasz związek ma się rozwijać, koniecznie musicie akceptować się wzajemnie takimi, jacy jesteście. W przypadku, gdy pewne cechy drugiej strony, przykładowo różnice światopoglądowe, przeszkadzają wam na tyle, iż nie wyobrażacie sobie dzielić z tą osobą życia w dalszej perspektywie, zdecydowanie najrozsądniej będzie zerwać relację na tym etapie. Kompletnie iluzoryczne jest zakładanie, że ktoś zmieni się po ślubie. Stanowi ono niezmiennie początek końca wielu związków małżeńskich.



Nauczcie się czekać

Całkowite fizyczne oddanie się drugiej osobie ma potężną moc więziotwórczą. Może ona bezpośrednio zaważyć na waszej indywidualnej decyzji, czy wiązać się z kimś na całe życie, czy też nie.

Istnieje również ryzyko, że w waszej relacji ograniczycie się do wymiaru fizycznego i nie uda się wam poznać drugiej strony w całej jej złożoności, to znaczy z jej talentami, wyznawanymi wartości, lękami, obawami czy radościami. Mitem jest twierdzenie, że warto sprawdzić swoje dopasowanie pod względem seksualnym. Akt intymny przeżywany w narzeczeństwie nie jest żadnym gwarantem harmonijnego pożycia na etapie małżeństwa, gdyż głębokie porozumienie między małżonkami zależy od całej gamy czynników.

Jeżeli pragniecie, aby wasze zbliżenia były przyjemne, czułe i jednoczące naprawdę warto poczekać. Nie chodzi oczywiście o to, by ignorować popęd seksualny, tylko o to, by nauczyć się kontrolować go z miłości do drugiej osoby. Podejmując decyzję o niepodejmowaniu współżycia przed ślubem, już teraz ćwiczycie się w wierności. W ten sposób po zawarciu małżeństwa będziecie mogli oddać się sobie nawzajem w całej pełni i rozkoszować się intymnością nie tylko w wymiarze cielesnym, ale również duchowym.

Czytaj także: Narzeczeństwo to piękny czas w życiu. Ale w sumie dlaczego?


Spędzajcie czas z przyjaciółmi i bliskimi

Karen Warfel - CC
Nasze dogłębne poznanie drugiej osoby nie może ograniczać się do tego, co ona mówi. Zakłada konieczność przyjrzenia się temu, jak żyje, jak traktuje swoich przyjaciół, członków rodziny, kolegów z pracy, a także jak postrzega i odnosi się do nas samych oraz jak radzi sobie w różnych sytuacjach życiowych.

To, jak układają się stosunki z innymi naszego przyszłego męża lub przyszłej żony wiele o nim /o niej mówi jako osobie. Warto się zastanowić czy chcę, aby moje dzieci były do niej podobne i czy pragnę spędzić z nią resztę życia.

Kiedy się z kimś wiążemy, przyjmujemy go z całą jego historią i właściwymi mu okolicznościami: jego najbliższymi, jego wyobrażeniami o własnej przyszłej rodzinie, jego kontaktami z otoczeniem. Jednocześnie warto pamiętać o tym, by skonfrontować się również z opinią drugiej strony na temat naszej rodziny i znajomych.



Pielęgnujcie osobistą i głęboką więź

Shutterstock
Jedną z cech gatunku ludzkiego jest intymność, czyli nasze życie wewnętrzne. Całkowite oddanie się sobie oznacza wejście we wnętrze drugiego, a do tego niezbędna jest komunikacja, czyli dzielenie się swoimi nastrojami, emocjami, uczuciami, opiniami, planami, itp.

Etap narzeczeństwa to doskonała okazja, by dużo ze sobą przebywać i rozmawiać. Poprzez uważny i otwarty dialog będziemy mogli upewnić się co do naszej decyzji o ślubie, zapewni nam on bowiem dostęp do wewnętrznego świata drugiego. Oczywiście, nie jesteśmy w stanie omówić wszystkich tematów ani poznać się pod każdym względem, ale z pewnością szczere rozmowy pomogą nam określić, w jakim stopniu jesteśmy dobrani.

Małżeństwo to związek dwóch osób, które nie zatracając swojej indywidualności, funkcjonują jako jedność. Jest ona możliwa właśnie dzięki komunikacji i udziale w wewnętrznym świecie współmałżonka.

Im więcej się ze sobą porozumiewamy, tym związek, który tworzymy – nasze „my” – będzie bogatszy i silniejszy. Jeżeli natomiast nasza komunikacja będzie zdawkowa, z pewnością odbije się to na naszej więzi.

Czytaj także: W małżeństwie postawcie na przyjaźń!


Weźcie udział w kursie przedmałżeńskim
COUPLE BIBLE
By Dream Perfection | Shutterstock
Mnóstwo nieporozumień bierze się z nieświadomości w kwestii licznych różnic istniejących między kobietami a mężczyznami na poziomie biologicznym. Objawiają się one między innymi w zachowaniu, mentalności czy podejściu do życia. Doświadczenie wielu par potwierdza, że poznanie drugiej płci przez pryzmat jej odmienności okazuje się niezwykle cenne w pokonywaniu różnych przeszkód. Pozwala przyszłym małżonkom także lepiej się zrozumieć i ugruntować łączące ich uczucie. Na drodze do małżeństwa na równi z przygotowaniem teoretycznym i rozumowym podejściem do tematu stoi formacja na poziomie emocjonalnym. Warto posłuchać tego, co mają do powiedzenia doświadczeni małżonkowie, aby cierpliwie uczyć się kochać, obserwować, jak rozwija się nasza więź, nasz dialog oraz nasze porozumienie.

Z fizycznego punktu widzenia sposób doświadczania własnej cielesności, mechanizmy odpowiedzialne za podniecenie, jej dynamika, reakcje i zachowania w poszczególnych fazach aktu seksualnego są różne u kobiet i u mężczyzn. Ponadto pary planujące w przyszłości zostanie rodzicami obowiązkowo muszą posiąść wiedzę z zakresu swojej płodności.

Sfera uczuciowa to kolejna płaszczyzna, na której mężczyzna i kobieta powinni się spotkać w ramach przygotowania do małżeństwa. Bardzo ważne jest jeszcze przed ślubem nauczyć się wyrażać swoje uczucia drugiej osobie tak, aby czuła się kochana i doceniana. Umiejętność ta okaże się kluczowa na etapie małżeńskim, szczególnie w napiętych czy trudnych momentach, jakim będzie trzeba sprostać.

Na koniec rada genialna w swej prostocie, ale przynosząca wspaniałe owoce w życiu małżeńskim: stań się ekspertem we wszystkim, co dotyczy osoby, z którą zamierzasz dzielić życie. Dowiedz się, co lubi, co sprawia jej przyjemność, zapamiętaj, czego nie znosi i próbuj tego unikać. Przyjmij ją z jej powołaniem i dokładaj wszelkich starań, by u twego boku mogła się rozwijać i pomnażać swoje talenty.

...

Nigdy nie mozna uczynic zbyt wiele dobra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 5:50, 15 Maj 2018    Temat postu:

O miłości w małżeństwie na serio
Tak na Serio | 14/05/2018
TAK NA SERIO
Udostępnij Komentuj
Mówi się o kryzysie małżeństwa. Naprzeciw temu wychodzą organizatorzy Tygodnia Modlitw za Powołanych do Małżeństwa. Będą mówić o małżeństwie bez tabu!

Zauroczenie, zakochanie to piękne okresy pełne ekscytujących emocji. Motyle w brzuchu, trzy metry nad ziemią i w głowie tylko jedna myśl: „On!”, „Ona”. To bardzo ważny i potrzebny czas na drodze do miłości dojrzałej. O tej właśnie chcemy mówić podczas naszych corocznych spotkań w ramach tygodnia modlitw za powołanych do małżeństwa.



Kilka słów o „Tak na Serio”
„Tak na Serio” to inicjatywa, która zrodziła się 5 lat temu. Na spotkaniu młodzieży w dniu modlitw o powołania kapłańskie jeden z uczestników zauważył, że potrzeba takiego dnia dla powołanych do małżeństwa. Długo nie trzeba było czekać, aby wywołany temat wszedł w życie. Od pięciu lat, począwszy od Uroczystości Zesłania Ducha Świętego, przez cały tydzień, w Parafii NMP Matki Zbawiciela na Warszawskim Mokotowie odbywają się konferencje i spotkania dla powołanych do małżeństwa. Codziennie podczas mszy świętej wierni modlą się w konkretnych intencjach: za małżonków w kryzysie, za pragnących mieć potomstwo, za kobiety, za mężczyzn. Ta dość młoda inicjatywa szybko rozrosła się i zadomowiła w innych miejscach Polski: Kraków, Bielsko-Biała, Oborniki Śląskie i Bagno oraz poza granicami naszego kraju: Sodliget (Węgry), Brasław (Białoruś).

Czytaj także: „Tak na serio” – Tydzień Modlitw za Powołanych do Małżeństwa


O małżeństwie bez tabu!
W ramach „Tak na Serio” poruszanych jest wiele tematów zarówno dla singielek/singli, poszukujących ukochanego/ukochanej, jak i dla tych, którzy już są w relacji narzeczeńskiej czy małżeńskiej. Każdy znajdzie coś dla siebie. Tak jak w relacji nie powinno być tematów tabu – podobnie w ramach „Tak na serio” – można posłuchać o bardzo przyjemnych sprawach, jak randkowanie w małżeństwie, ale również o rzeczach trudnych – jak problemy z poczęciem dziecka czy kryzysy w związku. Wszystkie jednak mają wspólny mianownik – miłość na serio i relacja oparta na solidnym fundamencie, która podczas burzy znajduje w nim schronienie.



Świat potrzebuje świadectw pięknych małżeństw
W dobie ogromnego natłoku informacji i zagłuszaczy wielu ludzi nie słyszy głosu Boga. Na szczęście, Pan mówi też przez ludzi i bardzo często doświadczamy Go dopiero, kiedy zetkniemy się z drugim człowiekiem, który żyje blisko Niego. Podobnie rzecz ma się z małżeństwami – świat potrzebuje dobrych świadectw, czasem z niełatwymi historiami, ale zawsze pełnych wiary i ufności, co ostatecznie prowadzi do pojednania i przebaczenia. Podczas spotkań „Tak na Serio” wielokrotnie można usłyszeć podobne historie. W programie znajduje się również czas poświęcony dla narzeczonych, gdyż dobre przygotowanie do ślubu jest nieodłącznym elementem budowania szczęśliwej relacji.

Czytaj także: Wspólna modlitwa = większa miłość?


„Tak na Serio” tuż tuż
Od 20 do 27 maja odbędą się konferencje i warsztaty w ramach tygodnia modlitw za powołanych do małżeństwa. Już pierwszego dnia, w niedzielę Zesłania Ducha Świętego, małżonkowie będą mieli okazję wrócić pamięcią do ich wyjątkowego dnia i odnowić przyrzeczenia małżeńskie. W tegorocznym programie także o tym, jak być dobrym mężczyzną dla swojej kobiety i jak być dobrą kobietą dla swojego mężczyzny.

Podczas konferencji zatytułowanej: „Kiedy myślisz, że nie ma już nadziei. Da się to jeszcze poskładać”, nasi prelegenci podpowiedzą małżonkom, jak skutecznie wyjść z kryzysu. Oprócz wyżej wymienionych spotkań czeka nas sesja pytań i odpowiedzi w tematyce naprotechnologii, podczas której specjalista z tej dziedziny będzie rozwiewał wątpliwości i odpowiadał na nurtujące pytania. 26 maja, w sobotę warsztaty dla par dotyczące pracy nad temperamentem. Te i wiele innych ciekawych wydarzeń czeka uczestników tegorocznej edycji „Tak na Serio”. Oprócz warsztatów, na które trzeba się zapisywać, spotkania są otwarte. Zaproszeni są wszyscy, którzy czują się powołani do małżeństwa: zarówno poszukujący, narzeczeni i małżonkowie.

*Szczegóły wydarzenia na profilu Tak na Serio na Facebooku oraz na stronie internetowej

...

Co oczywiste o takie sprawy trzeba zadbac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:07, 15 Maj 2018    Temat postu:

Jak sprawić, by dbanie o dom nie stało się ważniejsze od dbania o małżeństwo?
Monika Anna Jałtuszewska | 14/05/2018
MAŁŻEŃSTWO, REMONT
Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
Niedziela. Żona wychodzi z dzieckiem do kościoła na mszę świętą. Mąż zostaje. „Muszę naprawić płot” – zapewnia. Brzmi znajomo? To niedobrze.

Po długiej (zbyt długiej!) zimie nastała wiosna. Dla wielu to wyczekany czas, w którym mogą oddać się ulubionym pracom w ogrodzie czy na działce. Żony przypominają mężom o konieczności odmalowania płotu, przystrzyżenia trawy czy zrobienia porządku w garażu. Z kolei część panów wykorzystuje takie prace jako pretekst do… ucieczki przed żoną. Wbrew pozorom to częste i groźne zjawisko. Jak sprawić, by dbanie o dom nie stało się ważniejsze od dbania o małżeństwo?



Priorytety
Niedziela. Trzyosobowa rodzina. Żona z dzieckiem wychodzi do kościoła na mszę świętą. Mąż zostaje. „Muszę naprawić płot” – zapewnia. Brzmi znajomo? Jeśli niedziela w Twoim domu wygląda podobnie, warto postawić sobie kilka pytań.

Co jest moim priorytetem? Czy budowanie relacji z bliskimi jest dla mnie najważniejsze? Czy naprawa płotu była bezwzględnie konieczna akurat tego dnia, czy mogła poczekać? I w końcu: czy to zachowanie wynika z perfekcjonizmu, czy może jest ucieczką przed żoną, przed dzieckiem?



Do perfekcji
Mam wrażenie, że taka postawa grozi zwłaszcza mężczyznom. „Pomóc” im mogą w tym perfekcjonizm i… skąpstwo. Czyż nie jest tak, że lubimy mieć kontrolę nad każdym projektem? Czy często mamy kłopot ze zlecaniem obowiązków? No tak, przecież uważamy, że wszystko zrobimy najlepiej.

Albo, żeby podbudować swoje ego, będziemy ostatkiem sił naprawiać ten nieszczęsny płot. Tylko po to, by później móc powiedzieć – zrobiłem to sam. Pytanie: jakim kosztem? Świat się nie zawali, jeśli zlecisz komuś czasochłonną pracę, a zaoszczędzony czas spędzisz z rodziną. Oczywiście, w miarę możliwości finansowych. Świat nie skończy się także, jeśli niedzielę poświęcisz najbliższym, a płot naprawisz w inny dzień.

Czytaj także: Mężowie, kochajmy nasze żony!


Rodzina w ogrodzie
Nie mówię, że prace w ogrodzie oznaczają katastrofę w świecie relacji. Może Twoja żona i dzieci uwielbiają razem z Tobą grzebać w ziemi? Znam rodziny, którym wielką radość sprawia takie wspólne spędzanie czasu. Jeśli chcesz nawiązać bliski kontakt z dziećmi, jest to świetny pomysł na wolne popołudnia. Pod warunkiem, że cała rodzina lubi takie prace. Bez pretensji o to, że „znowu siedzimy całą sobotę w ogrodzie? Po co?!”.

Ważne, by wszystkim sprawiało to frajdę! To przecież doskonały sposób, by nauczyć dzieci szacunku do pracy. Taka postawa może przybrać oczywiście inne formy.



Zbyszek wybawiciel
Nie uważam też, że facet musi wykonywać wszystkie „męskie” prace w domu i ogrodzie. Mądry mężczyzna to ten, który w zależności od swoich możliwości finansowych potrafi ocenić, co warto wykonać samodzielnie, a co należy już zlecić komuś innemu. Tak, by wykorzystać swój wolny czas i poświęcić go najbliższym.

Odpowiednie ustalenie priorytetów może otworzyć nam oczy. Jedna niedziela spędzona osobno nie zrujnuje od razu Waszej relacji. Ale takie „mijanie się” przez wiele lat może przynieść opłakane skutki. Budujmy to, co najważniejsze.

...

Absurdem jest popsuc wszystko przez skupienie sie na materializmie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 7:48, 18 Maj 2018    Temat postu:

Bycie superżoną nie przychodzi naturalnie. Przynajmniej nie u mnie
Jola Szymańska | 17/05/2018
JOLA SZYMAŃSKA
fot. Anna Nycz
Udostępnij Komentuj
Coraz bardziej uświadamiam sobie, że nie potrafię być superżoną. I nawet się cieszę. Widzę, jak wiele jeszcze przed nami.

Przez 8 lat mieszkałam sama. Nauczyłam się być sama ze sobą. Nauczyłam się sama cieszyć, sama sprzątać, sama robić zakupy, sama smucić. Liczyć tylko na siebie. Mieć ostatnie zdanie i dbać o swoje interesy.

Jednocześnie miałam świadomość, że być żoną to być dla kogoś obok. Uznawać kompromis za sukces. Nie tylko wymagać, ale też wspierać. Nie tylko brać, ale też dawać.

Wiedziałam to w teorii. I byłam przekonana, że to nie może być trudne. Że to czysta przyjemność. Ale w praktyce średnio mi ta przyjemność wychodzi.



Prozaiczna strona rzeczywistości
Pierwsza rzecz, która stosunkowo szybko rzuciła mi się w oczy to fakt, że nie potrafię pomagać. Nie, że „nie chcę” pomóc. Ja po prostu nie zauważam momentu, w którym pomoc się przydaje.

Zaczęło się od tego, że dziwił mnie fakt, że mój mąż zawsze chce mnie odwieźć czy zawieźć samochodem, choć jest na drugim końcu miasta. Sam z siebie robi mi kanapki. I ciągle dopytuje, czego potrzebuję.

Na początku miałam wrażenie, że robi mi to na złość. Że chce pokazać, że sama sobie nie radzę. No, bo po co pomagać, skoro ktoś radzi sobie sam?

Rozumiałam pomaganie jako rozwiązywanie konkretnych problemów i przeskakiwanie przeszkód, ale zwyczajne ułatwianie komuś życia? Tak po prostu?



Inicjatywa ogarniająca
Po drugie, zawsze byłam minimalistką. Mieszkałam w małych pokojach, miałam w nich niewiele przedmiotów, a takie czynności jak sprzątanie czy pranie wynosiły jakieś 10% obecnej skali sprzątania i prania.

Niestety, mój mózg nie złapał tej zmiany i nadal często nie zauważa potrzeby działania. Myślenie o świecie wokół, a właściwie o człowieku obok, wcale nie jest proste. I nie spada samo z nieba. Przynajmniej w moim przypadku.

Mamy różne języki miłości, różne priorytety, różne upodobania. Kamil kocha porządek, dla mnie bardzo ważne jest światło i wystrój wnętrza. On odpoczywa aktywnie, ja muszę wyłączyć świadomość i leżeć. On jest mistrzem cierpliwości, mnie irytuje źle położona koszulka. I cały czas łapię się na myśleniu o sobie, a nie o nas.



Uniwersytet życia razem
Małżeństwo pokazuje mi, że jestem bardzo przeciętnym człowiekiem. O bardzo przeciętnych zdolnościach do kochania drugiego. Ale cieszę się z tego.

Cieszę się, że mogę dawać. Że jestem potrzebna. Że mogę nauczyć się uważności na drugą osobę. Że nie jest to wiedza tajemna, ale bardzo konkretne skille, nad którymi mogę pracować. Że nie jestem prymuską. Że zamiast gadania i idealizowania, mogę skonfrontować się z realną, codzienną miłością.

A w niej zawsze zdarzają się potknięcia.

...

Samotnosc jest tez forma zycia i jak ktos wiele lat tak zyl to potem trudno wejsc w inna. Dlatego najlepiej przejsc z zycia w domu rodzicow do zycia w malzenstwie. Wtedy jest płynnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 7:38, 21 Maj 2018    Temat postu:

Pieniądze nie są ważniejsze niż Twój związek. Finansowe randki
Marlena Bessman-Paliwoda | 21/05/2018
BUDŻET DOMOWY
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj
Finanse są często tematem tabu. A jeśli już się za nie zabieramy, to zazwyczaj traktujemy to niemal jako zło konieczne i ciężkie, skomplikowane sprawy. Wcale nie musi tak być. Chciałabym ten mit odczarować i pokazać, że zarządzanie swoimi pieniędzmi wcale nie musi być trudne i nudne, a rozmowy o finansach nie muszą się kończyć kłótnią. Stąd np. pomysł finansowej randki przy dobrej kolacji czy winie.

70% polskich par kłóci się o pieniądze. Paradoksalnie bardzo często wcale nie chodzi o same pieniądze. W rzeczywistości kłócimy się o coś zupełnie innego. „Podobno są pary, które pomimo bałaganu w finansach są szczęśliwe, ale łatwiej się żyje, jeśli ma się podobne potrzeby i wspólne cele”. Drogą ku temu mogą być finansowe randki. Czym są i jak mają wyglądać?



Marlena Bessman-Paliwoda: Małżeństwa kłócą się o pieniądze. O co tak naprawdę w takiej kłótni chodzi?

Alicja Zalewska-Choma*: Paradoksalnie bardzo często wcale nie chodzi o same pieniądze. W rzeczywistości kłócimy się o różne potrzeby, wyobrażenia i przyzwyczajenia. Dlatego tak ważne jest, żeby to sobie uzmysłowić i nad tym pracować. Nie twierdzę, że to prosta sprawa. Szczególnie na początku może być ciężko, ale wspólne ustalenie zasad i priorytetów umocni każdą relację. Poza tym unikanie takiej rozmowy nie sprawi, że sporne kwestie finansowe znikną. Po prostu będą czekały (często rozrastając się i „przelewając” na inne obszary) zamiecione pod dywan.

Dlatego warto sobie uzmysłowić, jakie każdy z nas ma inne podejście do pieniędzy, do ich wydawania, oszczędzania i pomnażania. Trzeba się zastanowić, co jest dla nas ważne, a w których obszarach możemy zrezygnować z niektórych przyzwyczajeń etc.

Jestem zakochana, mam jeszcze motyle w brzuchu i czy już powinnam podjąć temat pieniędzy?

Wydaje mi się, że ciężko tu o sztywne rady, że najlepiej rozmawiać o tym miesiąc po zaręczynach albo w pierwszym tygodniu małżeństwa. To bardzo indywidualna sprawa, ale trzeba pamiętać, że to niesamowicie ważna składowa udanego związku. Podobno są pary, które pomimo bałaganu w finansach są szczęśliwe, ale łatwiej się żyje, jeśli ma się podobne potrzeby i wspólne cele.

Oczywiście to nic złego, że ma się różne podejście np. do inwestycji czy oszczędzania. Nie musimy we wszystkim zgadzać się w 100%. Chodzi jednak o wypracowanie wspólnej drogi, kompromisu, który zadowoli obie strony.

Jeśli jednak jesteśmy już małżeństwem kilka(naście) lat, to każdy moment jest dobry. Trzeba tylko umówić się na finansową randkę, dobrze do niej przygotować i nie pozwolić, żeby emocje nas kontrolowały.

Czytaj także: Finanse w małżeństwie – kto powinien trzymać kasę?


Finansowa randka – jak się do tego zabrać?
Jak konkretnie zabrać się do finansowej rozmowy – przygotować tabele, spisy wydatków, listę marzeń? Brzmi nieco sztywno, dla niektórych może nawet śmiesznie.

Jak już wcześniej wspomniałam, proponuję umówić się na finansową randkę, a właściwie na kilka. Jeśli nigdy nie rozmawialiśmy otwarcie o pieniądzach, nie łudźmy się, że uda nam się ogarnąć ten temat w jeden wieczór.

Wszystko zależy też od stopnia zaangażowania związku. Rozmowa małżeństwa z kilkunastoletnim stażem, dwójką dzieci i kredytem hipotecznym będzie wyglądała inaczej niż narzeczeństwa, które nie ma nawet wspólnego budżetu.

Ale podstawowa zasada jest taka sama: trzeba się do takiej randki dobrze przygotować, umówić na konkretny termin (kiedy nikt nie będzie nam przeszkadzał lub będzie niskie prawdopodobieństwo) i pamiętać, że wspólnie da się rozwiązać każdy problem.

Co dalej?

Na pierwsze spotkanie warto zrobić opis obecnej sytuacji finansowej i zastanowić się, co jest dla nas najważniejsze. Jakie są nasze wartości, np. czy chcemy mieć dom, czy podróżować? Czy jedno i drugie? Kto powinien więcej zarabiać? Czy to w ogóle jest dla Was istotne? Kto zajmie się dziećmi (jeśli się pojawią)? Czy oddamy je do żłobka/przedszkola, czy jedno z nas z nimi zostanie? Nie trzeba jednak jeszcze nic ustalać. Chodzi po prostu o rozpracowanie tego, co nam siedzi w sercu i głowie.

Czyli w zasadzie „pierwsza randka finansowa” to jest to, co nam w sercu i duszy gra.

Tak. Na kolejnej randce trzeba zdecydować, co jest priorytetem, a co może być zrealizowane, gdy inne, ważniejsze cele będą już osiągnięte. To powinny być realne, mierzalne i umiejscowione w czasie plany. Ostatnie spotkanie powinno dotyczyć konkretów, dokładnego planu jak osiągnąć ważne dla nas cele.

Oczywiście ten harmonogram nie jest sztywny, niektórzy będą potrzebowali większej liczby spotkań. Ważne, żeby pracować w swoim tempie i cały czas pamiętać, że pieniądze są tylko elementem w związku (i wcale nie najważniejszym).

Czytaj także: Krucho z pieniędzmi, a tu propozycja by popracować w niedzielę. Co robić? Świadectwo


Domowy budżet
Czego unikać w czasie rozmowy o pieniądzach? Łatwo się tu zagalopować: „ty zarabiasz mniej”, „ty za dużo wydajesz”.

Dokładnie. Tym bardziej, że niełatwo rozmawiać o pieniądzach zupełnie bez emocji. Dlatego trzeba pamiętać o tym, żeby skupiać się na tym, co łączy, a nie na tym, co dzieli. Należy unikać bezpośrednich oskarżeń i czepiania się o drobne sprawy. Zamiast używać ogólników typu „za mało oszczędzamy”, „nie potrafisz zarządzać finansami”, „wydajesz za dużo na…”, lepiej skupiać się na konkretnych sytuacjach. Jednak nie chodzi o wytykanie błędów drugiej strony, a próbę wypracowania wspólnego rozwiązania.

Jeśli jednak emocje sięgają zenitu i atmosfera się zagęszcza, lepiej zrobić kilka minut przerwy lub nawet odłożyć dyskusję na później.

Spodobało mi się, jak zachęcasz, by trudy małżeńskiej narady o finansach osłodzić. Ma to być mile spędzony czas razem, może przy winie, przed wspólnym filmem.

Wydaje mi się, że w naszej kulturze finanse są często tematem tabu. A jeśli już się za nie zabieramy, to zazwyczaj traktujemy to niemal jako zło konieczne i ciężkie, skomplikowane sprawy. Wcale nie musi tak być. Chciałabym ten mit odczarować i pokazać, że zarządzanie swoimi pieniędzmi wcale nie musi być trudne i nudne, a rozmowy o finansach nie muszą się kończyć kłótnią. Stąd np. pomysł finansowej randki przy dobrej kolacji czy winie.

Pomocą w całej „rodzinnej polityce finansowej” jest prowadzenie budżetu domowego. I znowu brzmi sztywno. Jak prowadzić budżet domowy w dynamicznej rodzinie, w zagonieniu, wyrywaniu wolnego czasu? Jak prowadzić budżet bezboleśnie?

Wbrew pozorom to wcale nie taka ciężka sprawa. Oczywiście nie od razu Rzym zbudowano i nasz budżet nie od razu będzie idealny, ale droga do uporządkowania swoich finansów może być całkiem przyjemna. Pierwsza i podstawowa zasada jest taka, że budżet domowy musi być dopasowany do naszych potrzeb. Oczywiście można się inspirować rozwiązaniami u innych, ale to nam musi odpowiadać jego forma, częstotliwość zajmowania się nim etc. Zaczynając pracę ze swoimi finansami trzeba się zastanowić:

– gdzie będziemy tworzyć taki budżet (w zeszycie, aplikacji, excelu),

– jak będzie wyglądała struktura naszego budżetu (kategorie i poszczególne kolumny),

– kiedy będziemy go planować,

– kiedy będziemy spisywać wydatki itd.

Zdaję sobie sprawę, że na początku może się to wydawać trudnym zadaniem, ale wystarczy rozłożyć sobie cały proces budżetowania na mniejsze kroki i powoli dążyć do celu.

*Alicja Zalewska-Choma – autorka książki „Finanse domowe krok po kroku” oraz strony oszczednicka.pl, gdzie pokazuje, jak racjonalnie zarządzać budżetem domowym i nie zbankrutować, kiedy powiększa się rodzina.

...

Jak juz dochodzi do szarpaniny o kase to malzenstwo jest w stanie krytycznym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 8:53, 26 Maj 2018    Temat postu:

Czy miłość bez seksu jest czymś naturalnym?
Katarzyna Wyszyńska | 25/05/2018
MIŁOŚĆ
Dani Vivanco/Unsplash | CC0
Udostępnij 77 Komentuj
Czy można oderwać seks od miłości? Tak - gdy sami go spłycamy, używając kogoś, odrywamy się od miłości. Nie, bo wiążemy się z tym kimś niewidoczną nicią, oplatamy siecią emocji, „chemii”, pamięci.

Miłość bez seksu
Jest czymś naturalnym. Tak wyglądają prawie wszystkie nasze relacje. Tak kochamy naszych rodziców, dzieci, babcie, brata. Znamy tylko taką miłość, gdy dorastamy. Do czasu, gdy pojawia się ona lub on.

Poznajemy się, tego „obcego”, z całkiem „odległej galaktyki” rodzinnej, płciowej, niekiedy kulturowej. To właśnie ta osoba staje się z czasem bliższa niż jakakolwiek inna na świecie. To właśnie ta relacja została podniesiona jako jedyna do rangi sakramentu. I tylko ta ma kontekst seksualny.



Czy może istnieć seks bez miłości?
Odpowiedź wydaje się, na pierwszy rzut oka, oczywista. Pewnie nie trzeba daleko szukać, by znaleźć przykłady z własnego otoczenia. Bez wątpienia, jeśli ktoś przełamie pewne bariery, łatwiej będzie mu przełamać i kolejne. Można w życiu poprzestać na płytkich, przygodnych relacjach. Nie zdając sobie nawet sprawy, jakie zagrożenia albo po prostu jakie ograniczenia sami sobie przez to narzucamy. A może za czym tak naprawdę gonimy?



Chemiczny koktajl
Zatrzymajmy się na początku tylko na poziomie fizjologicznym. Podczas intymnego zbliżenia w ciele człowieka dokonuje się prawdziwa chemiczna eksplozja. Są endorfiny, dające poczucie radości, przyjemności i satysfakcji – jak po dobrze wykonanym treningu.

Jest również uzależniająca dopamina – pobudzająca ośrodek nagrody w mózgu, ten sam, który aktywuje również kawa, czekolada czy kokaina. W końcu oksytocyna, „miłość” w roztworze, która w naszym mózgu wzmacnia poczucie intymności i więzi, przywiązania. Czy to do dziecka podczas karmienia piersią, czy do partnera podczas współżycia.



Dwie historie, dwa dramaty
Przypomina mi się historia sprzed wielu lat, gdy pewna znajoma zadzwoniła z płaczem po rozstaniu z chłopakiem. Nieudolnie próbowałam ją pocieszyć, tłumaczyć na spokojnie, pokazać szerszą perspektywę. W odpowiedzi usłyszałam tylko: „Ty nic nie rozumiesz, on był moim pierwszym…!”. Tu było źródło bólu. Związali się mocniej, więc i poranili się mocniej. Zdrada uczucia, zaufania, wstyd odartej intymności. Na etapie, na którym można było sobie tego spokojnie oszczędzić, bo choć ona oczyma wyobraźni widziała już ich wspólny dom i gromadkę dzieci, nie byli przecież nawet zaręczeni.

Pamiętam też inną rozmowę, z inną koleżanką. Wałkowałyśmy temat relacji z pewnym mężczyzną. Jej skrajne odczucia, które przeżywała, mając świadomość, że nic poważnego z tego nie będzie, że „z tej mąki chleba nie będzie”, ale… Emocje, poczucie związania z nim było bardzo silne.

Nawet w kiepskiej relacji seks podtrzymuje więź. Nawet gdy związek nie jest zobowiązujący, seks już jest. Oczywiście, to „tylko” seks i sam nie wystarczy na dłuższą metę. Niepotrzebnie jednak wydłuża i mami tam, gdzie można by już skończyć. Utrudnia obiektywizm. To prosty i znany mechanizm – im więcej zainwestujesz, tym trudniej będzie ci się wycofać.



Coś więcej niż tylko ciało
A przecież człowiek to nie tylko fizjologia, nie samo ciało. To istota duchowa. Dlatego seks może być nie tylko aktem, zjednoczeniem fizycznym, ale również spotkaniem dwóch osób. Z całą mnogością ich charakterów, potrzeb, temperamentów. Z całym bogactwem ich ducha. Pozwoleniem komuś i sobie na bycie sobą, tak po prostu i tak do końca. Nagim ciałem, nagim duchem, nagim ja. Bez udawania.

W takiej intymności zjednoczenie ciał może iść w parze z niesamowitym zjednoczeniem ducha, umacniającym jedność w wielu innych aspektach. Jednocześnie taki wymiar jest nieosiągalny „z byle kim, byle gdzie”. Wtedy to rzeczywiście jakby „tylko” seks. Mógłby być „aż”, ale sami siebie tego pozbawiamy.

Czy więc można oderwać seks od miłości? Tak – gdy sami go spłycamy, używając kogoś, odrywamy się od miłości. Nie, bo wiążemy się z tym kimś niewidoczną nicią, oplatamy siecią emocji, „chemii”, pamięci. Warto się nad tym zastanowić, zanim się w te nici wplącze.

...

Czlowiek wytworzyl patologiczne formy typu prostytucja. Dlatego trzeba to wszystko poodrozniac. Kopulacja nazywamy instynktowne stosunki w swiecie zwierzat ktorymi nie kieruje rozum. U ludzi to mozliwe chyba tylko u mocno chorych psychicznie. Naturalnie jednak jest to swiadomy wybor. I tutaj juz mamy miłosc i malzenstwo. Ale sa i patologie. Stosunki tylko dla przyjemnosci czy dla korzysci. Nie wystepuje tu milosc a jednoczesnie nie ma mowy o zwierzecej kopulacji. Po prostu patologia.

Milosc zas na ogol w przytlaczajacej wiekszosci nie ma nic wspolnego z seksem. Od,, ukochanych" rzeczy czy miejsc az po Ostateczność czyli Boga. To rozne rodzaje milosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 7:52, 29 Maj 2018    Temat postu:

We use cookies to improve our website and your experience when using it. By continuing to navigate this site, you agree to the cookie policy. To find out more about the cookies we use and how to delete them, see our cookie policy.
Aleteia.pl - pozytywna strona Internetu w Twojej skrzynce e-mail

A co jeśli zakocham się w kimś, kto nie jest moim mężem czy narzeczonym?
Annalisa Teggi | 28/05/2018
DONNA, PENSARE, RELAX
Shutterstock
Udostępnij 11 Komentuj
Niewątpliwie, tak się zdarza. Od nas zależy, czy pozwolimy się w to wciągnąć, czy raczej potraktujemy jako szansę, by zachować szczęście, jakie daje wierność w relacji.

Bardzo lubię pewien niezwykły obraz Andrew Wyetha, na którym tylko pozornie nie ma życia: otwarte okno, wiatr unosi cieniuteńkie firanki, za oknem krajobraz pełen światła. To najbardziej udany wizerunek ludzkiej duszy, jaki znam. Bo czyż nie jest ona właśnie takim oczekiwaniem, ciągle otwartym na świat? I jak tylko poczuje powiew czegoś nowego, świeżego, pięknego, ulatuje w powietrze.



Miłość jest wyzwaniem
Jesteśmy oczekiwaniem, ponieważ jesteśmy nadzieją. Drzwi naszego „ja” są – lub powinny być – zawsze otwarte lub przynajmniej uchylone, tak, by wiatr, który wieje na świecie, mógł się przez nie przedostać. Bo ten wiatr to także Duch. Nasze zmysły służą do odbierania bodźców z zewnątrz, całe nasze jestestwo jest skierowane na zewnątrz, nieustanie chłonie to, czego mu „brak”. Jesteśmy utkani z tęsknoty, która nie przeminie, póki nie znajdziemy się w Raju.

Ten wstęp może się wydać nazbyt poetycki, ale doszłam do wniosku, że tylko tak mogę wprowadzić temat, przy którym łatwo o złośliwość lub bigoterię. Niedawno „Huffington Post” zaproponował swoim czytelnikom temat: czy i kiedy można sobie pozwolić na zakochanie, jeśli jest się w stałym związku lub w małżeństwie.

Artykuł przytacza porady i opinie światowych ekspertów, z którymi trudno się nie zgodzić, jak choćby te słowa Ryana Howesa, psychologa z Pasadeny:

„To, że jest się w stałym związku, wcale nie oznacza, że nagle przestaje się spotykać czy dostrzegać fascynujące osoby”.

Spróbujmy sięgnąć do korzeni tego stwierdzenia. Para narzeczonych czy małżonków to przecież nie klatka zawieszona w próżni. To byłoby przeciwieństwo miłości. Żadne z nas nigdy nie przestanie, miejmy nadzieję, odczuwać fascynacji światem zewnętrznym, ponieważ ten „wiatr” jest wezwaniem. W gruncie rzeczy każdy powiew piękna jest głosem stworzyciela, który zwraca się do nas.

A zatem, gdyby miało się zdarzyć – a zdarza się! – że poczujemy się zauroczeni kimś, kto nie jest naszym mężem czy narzeczonym, należy przede wszystkim unikać przywiązywania do tego epizodu zbyt wielkiej wagi (a to właśnie robimy, przesadnie skupiając się na obawie, że zgrzeszyliśmy). Co w takim razie robić? Trzeźwo ocenić sytuację. „Miłość porusza świat” pisał Dante. Planem Stworzyciela jest wieczne przyciąganie. W naszej naturze leży podatność na przyjmowanie znaków Dobra, które przemawia do nas przez to, co piękne, zdumiewające, sprawiedliwe. Zgoda, OK. Ale do czego wzywają mnie te znaki? I tu leży sedno problemu.

Miłość, najbardziej „gwałtowne” z uczuć, przedstawiano zawsze jako siłę zewnętrzną wobec osoby – Amora strzelającego z łuku. Człowiek zdawał sobie sprawę z tego, że Miłość nie jest czymś, czym można kierować, lecz czymś, co nas dopada, „przydarza się”. A to dlatego, że jest wezwaniem, z którym musi się mierzyć nasza wolność.

Czytaj także: Małżeństwo z 30-letnim stażem zdradza sekret szczęśliwej relacji


Paolo i Francesca nie byli szczęśliwi
Miłość zderza się zawsze z wielką i straszną tajemnicą – z wolnością.

Jeśli zauważmy, że rośnie w nas fascynacja kimś, kto nie jest mężem czy narzeczonym, z pewnością pojawi się faza wyrzutów sumienia. „Dlaczego zwróciłam na niego uwagę?”, „To zdrada?”, „Już go nie kocham?”. I nie ma nic gorszego niż samotne roztrząsanie tych pytań. Łatwo wtedy o dramatyzowanie drobnostek, ale i bagatelizowanie rzeczywiście niewłaściwych zachowań.

Konieczne jest spojrzenie z zewnątrz. Każdy z nas zna siebie i wie, kto z otoczenia będzie najlepszym doradcą: przyjaciółka, znajomy ksiądz, psycholog.

Pomóc mogą także przyjaciele, którzy co prawda nie są z krwi i kości, ale potrafią świetnie rozjaśnić spojrzenie. Ja, z racji osobistego skrzywienia, wracam do Dantego. Wszyscy znają słynną historię Paola i Franceski z „Boskiej Komedii”. Nieszczęśni kochankowie pokazują, co się dzieje, kiedy miłość rezygnuje z wolności (czy lepiej: z wolnej woli). Delikatny wietrzyk staje się wtedy huraganem, który porywa bezwolne dusze. A rozwiązłość, zwykle kojarzona z pełnymi ruchu obrazami seksu, okazuje się być paraliżem. Przestajemy być wówczas podmiotem działania, pozwalamy sobą targać, nie stawiamy oporu.

Francesca miała męża i nie ulega wątpliwości, że nie był to chodzący ideał. Potem pojawił się Paolo, a ona nie mogła się nie zakochać. „To nie moja wina, nie miałam wyboru” – tłumaczy. Brzmi wspaniale, prawda? Jest pewien szczegół, o którym wielu zapomina: w V księdze „Piekła” Francesca nigdy nie jest podmiotem swoich działań. Czy to nie tragiczne, kiedy miłość sprowadza się do czegoś, co pozbawia nas jakiejkolwiek władzy? Prawdziwa miłość jest źródłem ekscytującej, szlachetnej, odważnej siły. Rozwiązłość to jej przeciwieństwo: to wir, który wciąga nas jak muchę porwaną przez prąd.

Czytaj także: Jak przeżyć zdradę… finansową


Miłość to wybór
Oceniając nasze zachowanie, i nie gorsząc się niepotrzebnie słabościami, powinniśmy więc postawić sobie jedno pytanie: „Gdzie jest moje dobro, kiedy kocham?”.

Moje dobro nie polega na tym, że popłynę z prądem, że ulegnę instynktom. Mam być podmiotem wezwania, które przyniosło mi tchnienie Ducha. Jak Anioł, który pojawił się w domu Maryi. Na to wezwanie kiedyś odpowiedziałam „tak” całą moją wolnością, ciałem, myślą, słowami i czynami. Moje „ja” dojrzewało w narzeczeństwie i małżeństwie, zrodziło się we mnie coś nowego, co wzrasta w wiernej relacji z „ty”.

I to właśnie się liczy. Na tym powinniśmy się ciągle koncentrować, a kiedy stracimy to z oczu, zdobywać ponownie. Małżeństwo nie traci na wartości przez nieporozumienia, potknięcia, upadki. Prawdziwa miłość musi pozostać wolnym wyborem przez cały czas, jaki jest nam (razem) dany. Miłość musi przejść próbę ognia. Zasługuje na to, by każdego dnia odważnie od nowa ją wybierać. Zasługuje na to, by nie traktować jej jako coś oczywistego. A chwilowe zauroczenie może być okazją, by po raz kolejny postawić sobie pytanie: „Na czym mi zależy? Gdzie moja przyszłość rysuje się jasno?”.

...

Trzeba uwazac. Takze z osobami w habitach plci przeciwnej. Mozecie stac sie narzedziem szatana poprzez kuszenie. Nie nalezy w to wchodzic. Ktos jest sympatyczny. Wspaniale. Wszyscy powinni byc tacy! Dlaczego mamy byc odpychajacy? Ale od tego do,, seksu" drogi NIE MA! Niestety ludzie szukaja nowych,, doznan" i gdy moralnosc slaba upadaja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 6:29, 30 Maj 2018    Temat postu:

Czy mówienie publicznie, że szukam męża to akt… desperacji?
Zuzanna Górska-Kanabus | 30/05/2018
KOBIETA
Caitlyn Hastings/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj
Jeżeli rzeczywiście jest tak, że chcesz wyjść za mąż i stworzyć świetne małżeństwo, to mówienie innym o tym nie jest oznaką desperacji, a mądrości. Dzięki dzieleniu się z innymi swoimi celami i marzeniami zwiększasz szanse na ich realizację.

Znajoma singielka: Zuza, bardzo podobają mi się Twoje teksty o singielkach. Myślisz, że mogę je udostępniać na swoim koncie w mediach społecznościowych?

Ja: Jeżeli uważasz je za dobre, to czemu nie. Coś Cię blokuje?

ZS: No, bo jak będę udostępniać teksty dla singielek, to inni będą wiedzieć, że jestem sama i szukam faceta.

Ja: I co w tym złego? Przecież to prawda – jesteś sama i chciałabyś spotkać tego Jedynego.

ZS: No, nie chcę wyjść na desperatkę.



Mówienie o swoich celach zwiększa szansę na ich realizację
Jeżeli rzeczywiście jest tak, że chcesz wyjść za mąż i stworzyć świetne małżeństwo, to mówienie innym o tym nie jest oznaką desperacji, a mądrości. Dzięki dzieleniu się z innymi swoimi celami i marzeniami zwiększasz szansę na ich realizację.

Pomyśl, gdy szukasz pracy marzeń, to rozmawiasz z innymi, pytasz ich czy o czymś ciekawym nie słyszeli, prosisz o polecenie. Tak samo postępujesz, gdy szukasz dobrego lekarza, hydraulika czy miejsca na wakacje. Czy w ten sposób wychodzisz na desperatkę?

Jeżeli w takich sprawach zasięgasz opinii innych, to czemu nie poprosić o pomoc w szukaniu dobrego kandydata na męża? W końcu małżeństwo to o wiele poważniejsza decyzja niż wybór pracy, lekarza czy miejsce odpoczynku. Pracę czy lekarza możesz zmienić, a męża nie.

Czytaj także: Nieśmiała singielko! Pozwól zabrać się na randkę…


A czemu by nie skorzystać ze… swatki;)
Ludzie chętnie pomagają, a swatanie jest dla nich ekscytujące. Wystarczy, że powiesz: „Słuchaj, bardzo chciałabym spotkać miłość mojego życia/ kogoś fajnego/ przyszłego męża. Jakbyś znał(a) fajnego i wolnego mężczyznę, to ja z chęcią go poznam i się spotkam”.

I choć te słowa czasem trudno przechodzą przez gardło (dla mnie wypowiedzenie ich było nie lada wyzwaniem), to reakcja na nie jest zazwyczaj pozytywna. Najtrudniej powiedzieć je za pierwszym razem.

Gdy zdecydowałam się poprosić znajomych o pomoc w szukaniu męża, na początek wybrałam moją siostrę. Tak naprawdę to nigdy wprost nie rozmawiałyśmy o tym, czy kogoś szukam czy nie. Uznałam, że warto to zmienić. Mimo że, czuję się przy niej bezpiecznie i zawsze miałam jej wsparcie, to i tak odczuwałam lęk i miałam ściśnięte gardło, gdy rozpoczęłam z nią rozmowę.

„D., słuchaj może znasz jakiegoś fajnego i wolnego faceta. Albo może jakaś Twoja koleżanka zna? Z chęcią się spotkam i go poznam. Wiesz, bardzo chciałabym założyć rodzinę, a wcale nie tak łatwo poznawać nowych mężczyzn. Możesz mi pomóc?”.

Później o to samo zapytałam mojego szwagra, brata ciotecznego, a następnie różnych bliższych i dalszych znajomych (do których miałam zaufanie). Im więcej osób pytałam, tym stawało się to łatwiejsze. Za każdym razem odczuwałam pewien stres, w końcu odsłaniałam fragment siebie i bałam się odrzucenia, ale nigdy nic takiego nie nastąpiło. Wszyscy reagowali ze zrozumieniem i zaangażowaniem. Czasami odpowiadali od razu, czasem dzwonili za kilka dni. Czasem dorzucali kilka rad (najtrudniejsze były rady mojej ciotki odnośnie mojego stylu ubierania się – gdy ochłonęłam po jej słowach, to musiałam przyznać, że miała trochę racji).

Czytaj także: Singielko, co łączy mężczyzn, z którymi się wiązałaś?


Randka w ciemno
W większość wypadków na moją prośbę odpowiadali, że albo nie znają nikogo wolnego, albo że owszem znają kogoś, ale według nich ta osoba się nie nadaje do związku. Ufałam ich opinii. Najcenniejsze w tym było to, że czułam, że chcą mi pomóc. Ich zaangażowanie było autentyczne.

Raz poszłam na randkę w ciemno. Zorganizował ją mój przyjaciel – zakonnik z zakonu klauzurowego (sic!). Gdy poprosiłam go o pomoc, po kilku dniach do mnie zadzwonił i powiedział, że popytał swoich współbraci czy znają jakiegoś młodego i wolnego chłopaka, który szuka żony. Okazało się, że tak. Zrobili wywiad, okazało się, że on też z chęcią by się spotkał. Dali mu więc mój numer telefonu, on zadzwonił i któregoś dnia spotkaliśmy się. Choć nic z tego nie wyszło, to ta randka w ciemno okazała się całkiem fajna i dobrze ją wspominam.

Być może hasło „randka w ciemno” wywołuje w Tobie złe skojarzenia. Ale tak naprawdę czym różni się od randki z chłopakiem poznanym w serwisie randkowym czy na imprezie? Moim zdaniem jest nawet bezpieczniejsza, w końcu Twoi znajomi wiedzą coś o nim. Jeżeli między Wami nie zaiskrzy, to po prostu nie będziecie kontynuować znajomości. Nikt nie będzie miał Ci tego za złe.

Jeżeli chcesz założyć rodzinę, to musisz chodzić na randki. Nie bój się, poproś o pomoc. Jestem pewna, że bliskie Ci osoby będą chciały Ci pomóc i dać wsparcie.

...

Rzecz oczywista ze szukanie to cos normalnego. Aby szukac trzeba tez mowic. Nie ma tu nic dziwacznego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:43, 07 Cze 2018    Temat postu:

Zdrada. Czy jeszcze nas szokuje, czy przyzwyczailiśmy się, że tak bywa?
Błażej Kmieciak | 07/06/2018
ZDRADA MAŁŻEŃSKA
Shutterstock
Udostępnij 1
Powoli zakładamy, że przysięga małżeńska ma małą gwiazdkę, która przewiduje różne wyjątki od wierności w małżeństwie.

Ból bycia zdradzonym
Od pewnego czasu, zaczynając zajęcia z etyki i prawa, zadaję studentom pewne pytanie. Stwierdzam: „Jak byście nazwali osobę, która zdradza swojego partnera?”. Odpowiedzi są różne, jedne słabsze, inne mocniejsze. Następnie pytam: „Czy waszym zdaniem zdrada jest przestępstwem?”. Tutaj przez chwilę jest najczęściej cisza. Studenci po wstępie z prawa wiedzą, że żaden z polskich kodeksów nie „widzi” takiego przestępstwa, jak zdrada.

Jednocześnie jednak u znacznej większości z nich dostrzec można bardzo mocne przekonanie, zgodnie z którym zdrada jest czymś złym, czymś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Są oczywiście poglądy, które z podobnym stwierdzeniem by dyskutowały.

Kilka lat temu opublikowany został tekst pt. „Niewierność zapisana w genach”. Jego autorki zaznaczały, że pojawia się coraz więcej przykładów badań, które wskazują, iż to określone geny odpowiadają m.in. za produkcję hormonów, np. dopaminy, odpowiadających za pojawienie się zachowań ryzykownych oraz przyjemności, której wspomnienie jest utrwalane w naszej pamięci. Jesteśmy zatem skazani na zdradę? Samo spodziewanie się przyjemności to stanowczo za mało. Musi pojawić się tutaj decyzja.

Czytaj także: Jak przeżyć zdradę… finansową


Obrazy zdrady
Wojciech Wypler w książce pt. „Anatomia zdrady” stwierdził, że „zdrada jest blizną, która ma bardzo ważną, adaptacyjną funkcję: przypomina o tym, co się stało, dlaczego się stało i jak się stało”. Jego zdaniem „pamiętanie o krzywdzie (ale nie jej rozpamiętywanie!) jest cenne. Dzięki niemu w przyszłości w podobnej sytuacji, jeśli taka będzie miała miejsce, możesz zareagować szybciej i bardziej zdecydowanie”.

W jednej z ostatnich scen filmu „Love Actually” („To właśnie miłość”) widz dostrzec może spojrzenie kobiety czekającej na swojego męża razem z ich dziećmi. Z treści tego kinowego hitu wiemy, że wcześniej (przynajmniej emocjonalnie) zdradził on swoją żonę z młodą koleżanką w pracy. Ona doskonale dostrzegła w trakcie firmowej imprezy moment, w którym spojrzeli na siebie. Nicholas Sparks w książce „Pamiętnik” stwierdził, że „kobieta doskonale wie, gdy mężczyzna patrzy jej w oczy i widzi kogoś innego”.



Zdrada, taki sam ból
Czy cierpienie zdradzanych kobiet i mężczyzn jest inne? Czy inaczej boli ich serce? Teoretycznie można powiedzieć, że jest to możliwe. W kobiecie jest ból i cierpienie, czasem wręcz przez lata rozpamiętywane. Doskonale pokazuje to fabuła filmu „Gra w serca”. Kobieta żyjąca z mężem od kilkudziesięciu lat, tuż przed kolejną rocznicą ślubu zaczyna mu przypominać, jak bardzo cierpiała, gdy prawie odszedł do ich wspólnej znajomej.

Jak jednak widzi to mężczyzna? Z jednej strony może przybrać postawę Richarda Gera, który w filmie „Niewierna” decyduje się zakończyć romans swojej żony poprzez zastosowanie przemocy. Są jednak także inne obrazy.

Michał Bajor w dwóch śpiewanych przez siebie piosenkach pokazuje świat mężczyzny, który cierpi. W utworze „Popołudnie” słyszymy taką oto opowieść narratora, obserwującego parę w barze zakochanych: „On coś mówił głupawego. Niewidzialny siadłem obok. Ona tak wpatrzona w niego, że już być przestała sobą. I poczułem żal do losu, że jest miłość, ta prawdziwa. Żal niemądry, że w ten sposób nigdy na mnie nie patrzyłaś. By im nie przeszkadzać, cicho zamykałem baru drzwi. To był fatalny dzień. Nie chcę więcej takich dni”.

Po chwili ciszy Bajor dodaje „Tą kobietą byłaś ty”. Z kolei w utworze „Ja, wbity w kąt” artysta wciela się w rolę męża, który obserwuje, jak jego żona tańczy z innym mężczyzną i ma ewidentny „żal do losu”, że on tam jest. Pojawia się następnie wewnętrzny monolog właśnie zdradzanego męża. „A ja, wbity w kąt, śmiem dostrzegać stąd każdy szczegół tej zabawy. A ja, wbity w mrok. Szalony mam wzrok i do piekła tylko krok (…) A ja, wbity w kąt, śmiem dostrzegać stąd, te zabiegi, te przedbiegi. A ja, wbity w plusz fotela tuż, tuż, pić mój wstyd zaczynam już”.



Wierność jest sexy
Zdrada jest zjawiskiem paradoksalnym. Z jednej strony powoduje niepojęte cierpienie, ból i stratę. Francuski pisarz André Maurois zaznaczył niegdyś, że człowiekowi łatwiej jest znieść śmierć lub nieobecność kogoś bliskiego niż właśnie zdradę.

Z drugiej jednak strony, patrząc na życiorysy kolejnych gwiazd światowego kina, już nie dziwi nas, że ta lub tamta sława ekranu ma kolejną partnerkę, męża lub oficjalnego kochanka. Powoli zakładamy, że przysięga małżeńska ma małą gwiazdkę, która przewiduje różne wyjątki od wierności w małżeństwie.

Pewne hiszpańskie przysłowie przypomina jednak ważną zasadę „Gdy mężczyzna ma dwie Panie – to co najmniej jednej kłamie”. Wydaje się, że pamięta o tym od lat Paul Newman stwierdzając w jednym z wywiadów: „Ludzie dziwią się, że od 27 lat jestem wierny żonie. Ale dlaczego miałbym szukać hamburgera, skoro mam pod ręką befsztyk”.

Podobne świadectwa padają także w Polsce. Paweł Domagała w jednym z wywiadów właśnie zdaniem dotyczącym wierności zaskoczył Kubę Wojewódzkiego. W trakcie jego programu aktor ten stanowczo zaznaczył, „jak za dwadzieścia lat na rozmowę z panem przyjadę motorem, a obok będzie czekała moja dwudziestoletnia dziewczyna, to proszę, żeby mnie z tego publicznie rozliczyć”. Ten młody aktor zadaje pytanie bezcenne: „Co mnie określa bardziej jako mężczyznę, niż wierność przysiędze, jaką się złożyło?”.

...

To zawsze judaszostwo coz z tego zd mniejsze...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:02, 08 Cze 2018    Temat postu:

„I żyli długo i szczęśliwie”, czyli jak na co dzień realizować przysięgę małżeńską?
Natalia Białobrzeska | 27/08/2016
ZABAWA
Pexels | CC0
Udostępnij 2
Jestem kilka lat po ślubie. Łatwo mi mówić, więc powiem, że jeszcze nam się chce.

Przysięga małżeńska to konkret
Ślubuję Ci miłość, wierność, uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.

Od tego wszystko się zaczyna. Spełnia się marzenie małej dziewczynki snującej się po domu w sukience mamy, z papierową koroną na głowie i z niewidzialnym księciem u boku. Spełnia się wizja dojrzewającego chłopca – bycia głową, sterem i superbohaterem dla najbliższych.

Nie pijemy wcale, nie pijemy wcale, pocałunek był niedbale! Gorzko! Gorzko!

Miłość, czułość, namiętność, szczęście – to słowa klucze. Kolejny kieliszek wzniesiony w górę, kolejne życzenie i błogosławieństwo, by ziściła się bajkowa przepowiednia: „…żyli razem długo i szczęśliwie”.

W końcu światła gasną, goście rozjeżdżają się do swoich codziennych spraw. Zaczyna się życie. I wszyscy zaciskają mocno kciuki, żeby nowożeńcy już nie tylko żyli długo i szczęśliwie, ale żeby w ogóle żyli razem, bo każdy wie, jak jest.

Czytaj także: 6 typów odchodzenia dorosłych dzieci od rodziców i budowania nowej więzi


Ślub miłości
Pierwsza papierowa rocznica, a potem z górki: kwiatowa, cukrowa, srebrna i tak dalej. Rok za rokiem. Odhaczone, odfajkowane, zrobione. „I nie opuszczę ciebie…”, słowo dotrzymane. Można odetchnąć.

Lubię czasem pogdybać w myśl zasady memento mori i zadać sobie pytanie, co by było gdybym jutro rano obudziła się przed bramą św. Piotra i miała odpowiedzieć, jak tam z moim ślubem miłości.

Odpowiedź wcale nie jest oczywista. Paradoksalnie, im dłuższy staż małżeński, tym mniejsze wzajemne i społeczne wymagania. Piękni, młodzi, zakochani, odpuszczający sobie. Pod małżeńskim dywanem zaczyna śmierdzieć od ilości zamiecionych spraw. Wspólne łóżko jest już całkiem osobne. Rodzinny egzemplarz Biblii trudno dojrzeć spod warstwy kurzu. Zanik małżeńskiego mięśnia serca zatrzymuje krążenie w tym jednym, sakramentalnym ciele. Odnajdujemy się w roli rodziców, wujków, dziadków, emerytów, a gubimy się w pierwszoplanowej roli naszego życia, czyli małżonków. Jakoś leci.



Sto lat! Sto lat niech żyją nam!
Jestem kilka lat po ślubie. Łatwo mi mówić, więc powiem, że jeszcze nam się chce. Chce nam się gadać o swoich potrzebach, chce nam się mobilizować do zmian, do marzeń. Chce nam się kłócić i przebaczać. Chce nam się chuchać i dmuchać na miłość, jak na najbardziej drogocenną porcelanę. Chce nam się przytulać, rozmawiać do późnych godzin nocnych i wskrzeszać raz po raz gesty czułości. Nie jesteśmy wariatami z Nibylandii. Jest nas więcej!

Marta i Krzysiek, kiedy są razem, nie zachowują się jak para dobrych kumpli, ale jak zakochani. Kasia i Łukasz – łączy ich codzienne, wspólne klękanie do modlitwy. Marta i Marcin – śniadanie do łóżka, kwiaty, biżuteria, romantyzm to ich sposób na rutynę. Jadzia i Wojciech – choć złote gody już za nimi, mówią, że są dla siebie jak chleb powszedni.

To małżeństwa, które tworzą sztukę kochania. A sztukę należy doceniać i być z nią w kontakcie. To oni są solą, która nadaje smak. Są inspiracją i nadzieją, że mimo życiowych sztormów, mimo że codzienność zdaje się być scenariuszem tragikomedii, ten dom zbudowany z wiary, nadziei i miłości nie runie.

Ślubuję Ci miłość wierność, uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.

Od tego wszystko się zaczyna i jeśli jest tego coraz więcej, coraz częściej i coraz bardziej, to okaże się, że nawet nasze życie może mieć coś z baśni i zakończy się happy endem.

....

Kazdy przezywa inaczej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:25, 09 Cze 2018    Temat postu:

W narzeczeństwie nie zapomnijcie o… ślubie!
Iwona Jabłońska | 09/06/2018
TANIEC
Pexels | CC0
Udostępnij 8
Narzeczeństwo to piękny czas. Wspólne oczekiwanie na jeden z ważniejszych dni w życiu sprawia, że jest to bardzo wyjątkowy okres. Jednak w ferworze zabiegania i przygotowań weselnych trzeba się mocno pilnować, żeby nie zapomnieć o... ślubie.

Weselne szaleństwo
Wybór sali weselnej, menu, dekoracji, hotelu dla gości, pierwszego tańca… Te i wiele innych rzeczy związanych z organizacją wesela często spędzają sen z powiek i stają się priorytetem. Pamiętam nasze przygotowania. Wszystko skrupulatnie notowane w specjalnie do tego przeznaczonym zeszycie – nasze propozycje, wydatki, terminy, rzeczy do zrobienia…

To naturalne, że każdy chce, żeby ten jedyny dzień wyglądał perfekcyjnie. My też tego chcieliśmy, ale w tych przygotowaniach chcieliśmy zachować zdrowy dystans. Dlatego też np., gdy zdecydowaliśmy się na konkretną salę weselną, obejrzeliśmy kilka zdjęć i wybraliśmy po prostu kolor przewodni.

Pozostałe elementy – dekoracje, kwiaty – zostawiliśmy w rękach właścicieli restauracji. Menu wybraliśmy ekspresowo, żeby zbytnio nie roztrząsać, co komu może posmakować. Dla ponad 130 gości trudno znaleźć złoty środek, a z drugiej strony przy ponad 10 przystawkach, 4 daniach gorących, deserach, winach, stołach wiejskich i miejskich Wink, każdy znajdzie coś dla siebie.

A w całym zamieszaniu łatwo zgubić sens tego dnia…

Czytaj także: Zobaczcie, ile rzeczy macie jeszcze do zrobienia PRZED ślubem!


Bo do tańca trzeba dwojga
Jedyną rzeczą, o którą kłóciliśmy się regularnie w związku z organizacją wesela był pierwszy taniec. Mieliśmy zajęcia z instruktorką oraz piękną i romantyczną choreografię do piosenki Eda Sheerana. Ponieważ ja uwielbiam tańczyć, to chciałam, żeby było idealnie, dlatego też zamęczałam wówczas jeszcze mojego narzeczonego nadprogramowymi próbami, co wprowadzało napięcie i odbierało radość z czegoś, co jest raczej dla zabawy.

Później trochę odpuściłam i spotkaliśmy się pośrodku – po prostu ustalaliśmy wspólnie, ile prób danego dnia wykonamy.

Taniec wyszedł super, a my byliśmy bardzo zadowoleni. Jeśli chodzi o taniec, to jak w piosence Budki Suflera – do niego trzeba dwojga i na tym warto skupić się przed ślubem, zagłębiając się bardziej w to, w rytm czego chcemy „tańczyć” po ślubie, jako małżonkowie – czy mamy jeden fundamentalny rytm, czy chcemy faktycznie dotrzymać kroku na dobre i na złe, dopóki śmierć nas nie rozłączy…



Radosne przedłużenie świętowania
Spotkanie z rodziną, zabawa, wesele jest fantastycznym czasem i jak to się często mówi w kościele pod koniec mszy ślubnej – radosnym przedłużeniem świętowania. Radosnym przedłużeniem świętowania zaślubin!

To właśnie zaślubiny i wszystko, co się za nimi kryje, powinny znaleźć się w centrum naszych przygotowań.

Jest na to wiele sposobów. Jednym z nich są porządne nauki przedmałżeńskie w formie warsztatowej. Najczęściej taki rodzaj przygotowań niesie ze sobą spotkania narzeczonych face to face i dialog… Przy okazji porusza się szereg tematów nie tylko przyjemnych, ale także trudnych i kontrowersyjnych, a zatem potrzebnych do lepszego poznania potrzeb i planów ukochanej osoby.



Po co ślubujemy?
Warto zadać sobie też pytanie, jakie znaczenie dla nas ma ślub. Czy jest to tylko element tradycji rodzinnej, a może ludowej? Czy faktycznie tego dnia chcemy zaprosić Boga do naszej relacji i wierzymy, że na mocy Sakramentu On już zawsze będzie stał po naszej stronie i to On będzie tym, który na modlitwie będzie dowiadywał się jako pierwszy o naszych radościach i smutkach…? Czy mamy podobne zdanie na temat ślubu? Czy totalnie odmienne? Jakie mamy oczekiwania wobec naszego wspólnego życia – faktycznie traktujemy na serio sakrament, czy po prostu zobaczymy, jak będzie później…?

Narzeczeni, zachęcam Was gorąco do poruszania równie gorących tematów i życzę Wam, żeby Wasze wesele stało się radosnym przedłużeniem świętowania zaślubin.

...

Przygotowywanie sie nie jest celem! Przygotowujemy sie do celu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:45, 13 Cze 2018    Temat postu:

Nie tylko „pomocnik”. Staję w obronie mężczyzny!
Katarzyna Wyszyńska | 13/06/2018
MĄŻ POMAGA ŻONIE
Shutterstock
Udostępnij 0
My, kobiety, również nie dostrzegamy zaangażowania naszych ukochanych. Szczególnie gdy są to mało efektowne rzeczy, jak zabranie samochodu do myjni, opłacenie rachunków, ogarnięcie ubezpieczenia.

Pamiętacie ten wiralowy komiks, czemu mężczyzna nie powinien pomagać w domu?


Czytaj także:
Czy chodzi o to, aby mąż pomagał żonie w domu? Nic z tych rzeczy!
To jego obowiązek i wspólna odpowiedzialność, a nie pomoc w ramach „nadgodzin”. Jego popularność z pewnością wynika z tego, że ma dużo wspólnego z prawdą i dotyka problemu obecnego w wielu domach, na każdej szerokości geograficznej. Nic dziwnego, że łatwo się nim zachwycić, jest taki życiowy, ale także… taki tendencyjny.



Czego nauczyła mnie samotna podróż
Wracam do niego, bo z całą mocą przypomniał mi się ostatnio w pewnych wyjątkowych okolicznościach. Przygotowywałam się do podróży. Nie pierwszy raz przecież, a jednak czułam się jak totalny nowicjusz. Oto pierwszy raz od niepamiętnych czasów miałam ruszyć na niedługą co prawda, ale daleką wyprawę, zupełnie bez męża i dzieci! Cieszyłam się na samą myśl o locie, podczas którego będę mogła spać lub oglądać film całkowicie beztrosko!

Wieczorem, dzień przed wylotem, mąż zapytał mnie, czy już wymieniłam pieniądze. Oczywiście że nie, więc zamiast pakować walizkę, prędko poleciałam do kantoru. „Gdzie je spakujesz?” – zagadnął, gdy wróciłam. „Jak to gdzie, do portfela” – odpowiedziałam, jakby to była najoczywistsza oczywistość. „No pięknie Kasia, jak cię okradną, to będziesz całkiem bez grosza. Rozłóż je w częściach, w kilku miejscach”.

Logiczne, trzeba przyznać. Potem kolejne pytania, kolejne sprawy, łącznie z tymi już na miejscu destynacji – całe mnóstwo nowych odkryć, aspektów podróży, które jakoś do tej pory mi umykały. Ubezpieczenie, odprawa, wydruk dokumentów, plan podróży. Jak, gdzie i czym dojechać na nocleg. Jak, gdzie i czym poruszać się na miejscu. Brakowało mi nawet tych małych, lekko irytujących pytań, czy na pewno wzięłam to czy tamto (bo czy rzeczywiście wzięłam? Nikt teraz tego nie sprawdził!), albo tego małego, obowiązkowego towarzysza każdego wyjazdu – żelu do dezynfekcji rąk, z którego trochę się śmieję, ale jednak używam. Gdy go mam, czyli jeśli mąż weźmie.



Czy mąż mi pomaga?
Te wszystkie sprawy, o które nie muszę się zwykle martwić. O których jak się okazuje, nie myślę już do tego stopnia, że zapomniałam o ich istnieniu. Od tych kilkunastu lat, odkąd jesteśmy parą, zajmuje się nimi ktoś za mnie. Czasem sobie nawet ponarzekam, niezadowolona z jakości „usługi” – w końcu skoro to nie moja odpowiedzialność, to mogę się powymądrzać, że można szybciej, taniej, łatwiej.

Obiecuję, przynajmniej przez jakiś czas, już nie będę! Super, że się tak uzupełniamy i cieszę się, że nie muszę o wszystkim pamiętać. Rzeczywiście, mąż nie jest „tylko” moim pomocnikiem. Jednak mogę też powiedzieć, że w pewnych obowiązkach domowych owszem, pomaga mi. W naszym domu za pewne rzeczy odpowiadam ja, a za inne on. Czy chciałabym, żeby czasem zauważył, że trzeba zrobić coś więcej? Owszem, chciałabym. Czy oczekuję tego? Nie, bo serio, facet nie dostrzega pewnych rzeczy, nawet jak znajdują się pod jego nosem (patrz: mężczyzna szukający nożyczek w szufladzie albo garnka z obiadem w lodówce).



Zasada obustronności
Dobra wiadomość jest taka, że mimo wszystko jest się w stanie wiele nauczyć! Z czasem mój mąż naprawdę zaczął dostrzegać więcej. Z czasem ja zaczęłam bardziej luzować. Nasze wrażliwości przenikają się, zyskując nową jakość dla nas obojga.

Czy to znaczy, że regularnie wstawia pranie? Zapewne wstawiłby je, gdyby kosz był pełen lub w szafie nie znalazłby świeżej pary skarpetek. Do tych dwóch krytycznych momentów jednak prawie nigdy nie dochodzi, bo ja wstawiam pranie wcześniej. Trudno, żebym miała o to do niego pretensje…

Choć owszem, łatwiej jest skupić się na tym, czego nasz współmałżonek nie robi, niż dostrzec to, z czego się wywiązuje. Lecz nie zapominajmy, że ta zasada działa w obie strony – my, kobiety, również nie dostrzegamy zaangażowania naszych ukochanych. Szczególnie gdy są to mało efektowne rzeczy, jak zabranie samochodu do myjni, opłacenie rachunków, ogarnięcie ubezpieczenia. Jasne, można dyskutować co do częstotliwości tych obowiązków w porównaniu z choćby codziennym odbieraniem dzieci z przedszkola.

Zachowajmy jednak pewną sprawiedliwość. Dobrze by było, gdyby obie strony były na siebie uważne, również na te najmniejsze rzeczy. W sekrecie powiem, że szczera wdzięczność i ich docenienie może pociągnąć kolejne.

...

Pomoc to nie jest dobre slowo na wspolne zycie. Bo sugeruje ze to raz kiedy. Raz na rok to moze pomoc obcy. Tu mamy spelnianie obowiązkow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:49, 17 Cze 2018    Temat postu:

Ich miłość przerwała wojna. Odnaleźli się po 72 latach
Anna Gębalska-Berekets | 17/06/2018
ODNALEZIONY WALC
YouTube
Udostępnij 244
Niezwykła historia tych dwojga, kochających się wciąż ludzi pokazuje, że wszystko jest możliwe, a w życiu nie ma przypadków.

Barbara Kulińska-Żugajewicz i Andrzej Budzyński to obecnie starsi ludzie. Gdy w 2016 roku, po tylu latach odnowili swoją znajomość, pani Barbara miała 88 lat, a pan Andrzej 90. Poznali się w 1943 roku. Brat pani Barbary, Włodzimierz, zaprosił kolegę do siebie do domu. I tak to się wszystko zaczęło. Pan Andrzej zakochał się od „pierwszego wejrzenia”. Zaręczyli się i planowali wspólną przyszłość. Ich marzenia przerwał nieuchronnie wybuch Powstania Warszawskiego.

Nie zdążyli się nawet pożegnać. Pani Barbara, z wykształcenia psycholog kliniczny, była sanitariuszką w Konstancinie-Jeziornie, pan Andrzej zaś żołnierzem batalionu „Baszta” na warszawskim Mokotowie.



Barbara i Andrzej. Rozdzieliła ich wojna
W wyniku działań wojennych stracili ze sobą kontakt. Żyli w przekonaniu, że każde z nich poniosło śmierć. Założyli swoje rodziny, ale oboje owdowieli. Pan Andrzej został profesorem chemii i przez wiele lat prowadził zajęcia na amerykańskich uniwersytetach. Zrobił karierę naukową i do dziś mieszka na ranczu w Pensylwanii. Pani Barbara pozostała w Konstancinie-Jeziornej.

Pewnego dnia przeglądając stronę internetową Muzeum Powstania Warszawskiego, pan Andrzej natknął się na artykuł o pani Barbarze, w którym to wspominała tragiczne powojenne momenty swojego życia. Gdy mężczyzna zobaczył, że jego ukochana nadal żyje, postanowił nawiązać z nią kontakt. Napisał list. W jednym z telewizyjnych wywiadów kobieta wspomina, że był to bardzo dziwny list. Na kopercie widniało jej imię i nazwisko, a dalej jedynie znaki zapytania. W lewym górnym rogu zaś umieszczona była pieczątka, a tam napis: „Andrzej Budzyński, Stany Zjednoczone”. Jak przyznała, wtedy ogromnie się wzruszyła. Postanowiła, że odpisze. Niedługo potem pan Andrzej przyleciał do niej na spotkanie do Klarysewa (dzielnica Konstancina-Jeziornej). Gdy zobaczył miłość swojego życia, na nowo odnalezioną, popłakał się.


Czytaj także:
Miłość za drutami. Uciekli z Auschwitz, spotkali się po 39 latach


„Odnaleziony walc” to film, który trzeba zobaczyć!
Pani Barbara na spotkanie po latach przygotowała panu Andrzejowi niezwykłą niespodziankę. Pokazała mu dowód jego miłości, ofiarowany jej jeszcze przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Były to nuty skomponowanego specjalnie dla niej utworu: walca.

O historii ich życia i odzyskanej miłości powstał nawet w 2016 roku film dokumentalny: „Odnaleziony walc”. To wspomnienia dawnych lat, rejestr rozmów doświadczonych przez różne wydarzenia ludzi. Nie brakuje im jednak humoru ani radości życia. Film pokazuje ich czułe gesty, miłość i wzajemną troskę. Pięknym i szczerym rozmowom towarzyszą spacery w miejsca im szczególnie bliskie i ważne.

W jednym z momentów nagranych na filmie pani Barbara pyta o powód odwiedzin pana Andrzeja, zwłaszcza, że musiał pokonać tak dużą odległość, męczącą dla osoby w sędziwym wieku. On zaś odpowiedział:

Ja przyjeżdżam do Polski, by być blisko Ciebie, bo jesteś częścią mojego życia, a twoja obecność uzupełnia moją egzystencję.
Mężczyzna proponował także pani Barbarze przeprowadzkę do Stanów Zjednoczonych czy chociażby odwiedziny. Niestety, obecny stan jej zdrowia na to nie pozwala. Mają jednak ze sobą kontakt. Telefonują do siebie, piszą listy, a co około pół roku pan Andrzej przylatuje do Polski. Póki co nie chcą mówić o przyszłości. Zdają sobie sprawę ze swojego wieku i tego, że któregoś dnia może jednego z nich zabraknąć. Nie chcą jednak o tym myśleć. Ich optymizm i radość chwyta za serce i wzrusza. Po tylu latach na nowo odzyskali siebie i swoją wzajemną miłość, bowiem ta „prawdziwa miłość nie wyczerpuje się nigdy, im więcej dajesz, tym więcej ci jej zostaje” (Antoine de Saint-Exupery).

...

Prosze bardzo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:59, 22 Cze 2018    Temat postu:

Przełom, czyli kryzys. Jak urodzenie dziecka wpływa na związek?
Joanna Operacz | 21/06/2018
KRYZYS W RODZINIE
Shutterstock
Udostępnij 25
Warto wiedzieć, że taki kryzys – większy czy mniejszy – nadejdzie. Jak człowiek wie, co go czeka, jest w stanie się do tego przygotować. Kiedy robi się trudno, trzeba zacząć od wezwania kogoś do pomocy przy dzieciach, np. babci, opiekunki czy kogoś, kto ugotuje albo posprząta.

Cudowne wydarzenie, jakim są narodziny dziecka, bywa czasem początkiem kryzysu w związku. Wbrew pozorom, przy drugim dziecku jest raczej trudniej niż łatwiej – mówi Katarzyna Głowacka, mama i babcia, autorka bloga Mama w Dużym Brązowym Domu w rozmowie z Joanną Operacz.



Problemy z dziećmi przyczyną małżeńskich kryzysów
Kasiu, czy na kursach przedmałżeńskich mówiłaś narzeczonym, że pojawienie się dziecka może być trudnym momentem dla związku?

Prowadziłam takie kursy przez prawie 20 lat i zawsze starałam się o tym mówić. A teraz, kiedy razem z mężem współprowadzę rekolekcje dla małżeństw we wspólnocie Emmanuel, widzę, że dwie najczęstsze przyczyny kryzysów małżeńskich to problemy z dziećmi i problemy z teściami.

Przecież narodziny dziecka to wielkie szczęście. Skąd tu nagle kryzys?

Dwoje ludzi, którzy są sobie bardzo bliscy i znają się jak łyse konie (teraz do ślubu najczęściej idą osoby, którzy żyją ze sobą od kilku albo nawet kilkunastu lat), odkrywa, że wszystko się zmieniło. Pojawia się silna presja związana z lękiem o dziecko – czy sobie poradzę, czy maluch zachowuje się normalnie. Do tego dochodzi notoryczne zmęczenie spowodowane niewyspaniem, zwłaszcza u kobiety. Młodzi rodzice nie są do tego przyzwyczajeni. To może prowadzić do napięć. Człowiek przemęczony nie ma ochoty wyjaśniać swoich motywacji, tylko krzyczy. Mąż nie ma ochoty tłumaczyć, dlaczego nie odstawił talerza do zlewu, a żona krzyczy, że przecież prosiła go tysiąc razy i że teraz nie tylko musi przewinąć płaczące dziecko, ale jeszcze ma na głowie ten talerz. Drobne i w sumie głupie rzeczy się zbierają, aż w końcu rusza lawina, która niestety nierzadko prowadzi nawet do rozstania.

Pewno każdy zna mężczyzn, którzy nie zdali tego egzaminu i odeszli w siną dal…

Narodziny dziecka raczej nie były jedynym powodem. Ale na pewno młody tata musi zrozumieć, że kiedy kobieta staje się matką, cały świat się jej zawala, a na gruzach powstaje nowy. Musi jej pozwolić oswoić się z tą nową sytuacją. Mężczyzna przez chwilę – tylko przez chwilę! – zajmuje wtedy drugie miejsce. Niech się nie obraża, tylko niech będzie blisko, nawet jeśli żona rzuci kapciem albo brzydkim słowem, albo się rozpłacze. Niech ją wspiera w każdej decyzji, np. czy chce karmić piersią, czy ma w tej sprawie emocjonalną blokadę. Cokolwiek powie czy zdecyduje, jest cudowna – i tego się trzymajmy. Ma też prawo przez jakiś czas gorzej wyglądać i być obolała i zmęczona.

Teraz coraz więcej młodych mam ma depresję poporodową. Nawet jeśli to nie jest jakaś ciężka postać depresji, przez pierwsze trzy do sześciu tygodni może być trudno.



Depresja poporodowa
Pamiętam swoje odkrycie z czasu, kiedy nasza najstarsza córka była malutka – że mogę chodzić w domu w starych podkoszulkach męża. Jak się coś uleje czy przesiąknie, to wyrzucę; a w domu przecież „nikt nie widzi”. Młode mamy chyba czasem nie doceniają tego, jak ważne jest dbanie o siebie.

Musimy pamiętać, że nasi mężowie są otoczeni w pracy zadbanymi, atrakcyjnymi kobietami. Nawet jeśli są najukochańsi, najcudowniejsi i najuczciwsi, zwracają na to uwagę.

Dwa lata temu umieściłam na swoim blogu tłumaczenie amerykańskiego kodeksu dla żon z lat 50. o tym, jak witać męża wracającego z pracy. To miał być żart i ciekawostka. Były tam takie rady, jak np. „Przed powrotem męża połóż się na kwadrans i odpocznij, abyś wyglądała świeżo i rześko. Popraw włosy i makijaż”, „Nie witaj go problemami, nie narzekaj, jeśli spóźnił się na obiad”. Zadziwiły mnie odpowiedzi, jakie wtedy dostałam i nadal ciągle jeszcze dostaję. Kobiety pisały, że nikt im do tej pory nigdy nie mówił, jakie to ważne, żeby mężczyzna czuł się dobrze w domu.

Dziś przecież jesteśmy uczone, że dobrze jest wtedy, kiedy facet czuje się jak parobek albo jak giermek. Nie chodzi o to, żeby mu usługiwać jak panu i władcy, ale o to, żeby w domu była dobra atmosfera i żeby żona ładnie wyglądała – na przykład żeby zmieniła zaplamioną bluzkę na czystą. Sama mam pięcioro dzieci, więc dobrze wiem, że kiedy po całym dniu opiekowania się dziećmi widzimy wreszcie dorosłą osobę, która mogłaby przejąć część obowiązków, mamy ochotę rzucić się na nią i ordynować: przewiń, sprzątnij, wytrzyj. Ale tak nie może być!

Ważne jest też to, jaki poziom umysłowy prezentujemy. Czasem bardzo trudno jest znaleźć chwilę na przeczytanie czegoś czy zorientowanie się, co słychać na świecie. Ale na przykład karmienie piersią to fantastyczna okazja do nadrobienia zaległości w lekturze czy na naukę języka obcego. Jeżeli mąż ma o czym porozmawiać z ukochaną i miło mu na nią popatrzeć, to kryzysy mniej się nie ugruntowują i łatwiej jest z nich wyjść. Bo mężowi zależy na tym, żeby być ze swoją atrakcyjną połówką.

Kobiety po urodzeniu dzieci często nie doceniają też chyba więzi seksualnej?

Ten temat pojawia się wszędzie na forach dyskusyjnych poświęconych problemom po urodzeniu dziecka – że współżycie się zmienia, że nie jest łatwo. Wiadomo, że kobieta jest zmęczona i wreszcie chciałaby pójść spać, a tu nagle ma wykrzesać z siebie entuzjazm, żeby pobyć z mężem właśnie w ten sposób. Poza tym dobrze pamięta końcówkę ciąży i poród i niekoniecznie ma ochotę znowu wchodzić w to samo.

Nie ma na to łatwych recept. Są tylko trudne. Ze strony męża potrzeba dużo delikatności, wyrozumiałości, poczucia humoru. Ale potrzeba też nieco hojności ze strony żony. My, kobiety lubimy, kiedy mężowie mówią, że nas kochają, i przynoszą nam kwiaty; a dla naszych mężczyzn dowodem miłości jest to, że z nimi współżyjemy. Współżycie łagodzi też wiele napięć. Poza tym nawet jeśli na początku byłyśmy niechętne, to jednak kiedy już się przytulimy, zwykle ochota na bliskość wzrasta.

Natomiast jeśli idzie o lęk przed ciążą, to nie warto niepotrzebnie przedłużać karmienia piersią. Najlepiej karmić do czasu, kiedy dziecko skończy rok, i odstawić. Wtedy wraca normalna płodność i można się obserwować. Kiedy czujemy się paniami własnego ciała, zmniejsza się obawa przed kolejną ciążą. Musimy pamiętać, że rodzicami jesteśmy tylko przez kilkanaście lat, a małżonkami – do końca życia.


Czytaj także:
Depresja poporodowa. Przemiana kobiety w matkę bywa bolesna…


Kolejne dziecko, kolejny kryzys?
Przy drugim dziecku już jest z górki?

Powiedziałabym nawet, że kryzys jest wtedy większy. Pierwsze dziecko jest nowością i łatwiej nam przetrwać różne kryzysy. Ale kiedy trzeba się jednocześnie zająć dwojgiem małych dzieci, które mają różne potrzeby, możemy mieć wrażenie, że kompletnie sobie nie radzimy. Dlatego, niestety, wiele małżeństw na tym etapie zniechęca się do posiadania dzieci. Nie wiedzą, że przy kolejnym byłoby łatwiej.

Trudny moment trwa zwykle kilka tygodni, a potem zaczyna się taka fajna rutyna. Ale przez te kilka tygodni warto uważać, żeby nie zabrnąć w jakąś ślepą uliczkę, z której potem trudno będzie wyjść.

Jak przygotować się na kryzys po urodzeniu dziecka?

Przede wszystkim warto wiedzieć, że taki kryzys – większy czy mniejszy – nadejdzie. Jak człowiek wie, co go czeka, jest w stanie się do tego przygotować. Kiedy robi się trudno, trzeba zacząć od wezwania kogoś do pomocy przy dzieciach, np. babci, opiekunki czy kogoś, kto ugotuje albo posprząta. Żeby mama mogła spojrzeć na świat inaczej niż przez brudną pieluchę. Możemy wcześniej pomyśleć, kogo będziemy wtedy prosili o pomoc, i jaką ingerencję w życie naszej rodziny dopuszczamy. Warto też pytać znajomych. Chyba każdy zna małżonków, których podziwia i którzy nie są rozczarowani swoim rodzicielstwem. Dobrą receptą na kryzysy jest bycie w dobrym środowisku – katolickiej wspólnocie albo po prostu grupie znajomych, którzy są w podobnej sytuacji. Jeśli widzimy, że nasze małżeństwo wisi na włosku, koniecznie trzeba poszukać fachowej pomocy.

Na kursach radziłam narzeczonym, żeby w miarę możliwości dali sobie kilka miesięcy na to, żeby pobyć tylko we dwoje, zanim wejdą w rodzicielstwo. Bo małżeństwo to jest naprawdę zupełnie coś innego niż nawet długi związek partnerski.


Czytaj także:
Kryzys w małżeństwie? Możesz go przezwyciężyć!


Teściowie – przyjaciele czy wrogowie?
Często bywa tak, że stosunki z teściami, które wcześniej były przyjazne albo przynajmniej poprawne, drastycznie się pogarszają po urodzeniu dziecka.

To jest ogromny problem. Chyba dlatego, że dzisiaj jest tak mało rodzin wielodzietnych. Osoby, które zostają dziadkami, na ogół mają jedno, czasem dwoje dorosłych dzieci. Od lat są stęsknione za maluchem, więc łapczywie się rzucają na wnuczę. Zwłaszcza babcie są bardzo zaborcze w swojej miłości. Zaczynają ingerować, próbują wychowywać dziecko po swojemu. Najlepiej jeszcze przed porodem omówić ten temat z dziadkami w delikatny i miły sposób powiedzieć im, czego od nich oczekujemy, a czego nie.

Obawa przed kryzysem w związku to chyba częsty powód niechęci młodych mężczyzn do małżeństwa i posiadania dzieci?

Takie obawy są częste. Ale jeszcze większym problemem jest to, że dzisiaj mężczyźni chyba nie do końca wiedzą, czego się od nich oczekuje jako od mężów i ojców. Mają narzuconą narrację, że powinni się stać kimś w rodzaju drugiej mamy albo zastępczej mamy. Powinni robić to samo co ona. Tymczasem nie do wszystkich mężczyzn przemawia wizja rozkosznego niemowlęcia, które można nosić i przewijać. Dziecko w pierwszych latach życia najbardziej potrzebuje matki i najbardziej się z nią identyfikuje. Dopiero gdzieś w siódmym roku życia odkrywa, że ma tatę. W sensie: mężczyznę, a nie przystawkę do mamy, który podczas jej nieobecności może coś tam zrobić.

Słowo „kryzys” ma też nieco zapomniane pozytywne znaczenie – „przełom”. Czy kryzys w związku też może być dobry?

Pojawienie się dziecka jest cezurą w życiu. Jak każda cezura, jest kryzysem. To od nas zależy, czy to będzie doświadczenie pozytywne, czy negatywne.

...

Warto wiedziec zeby nie zrobic jakiegos glupstwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:34, 24 Cze 2018    Temat postu:

Udowadnia, że dla miłości nie ma rzeczy niemożliwych. Robi makijaż… niewidomej żonie
Monika Anna Jałtuszewska | 24/06/2018
MĄŻ ROBI MAKIJAŻ ŻONIE
YouTube
Udostępnij
Historia tego małżeństwa to piękny przykład tej uniwersalnej prawdy. Mąż zakochany w swojej żonie może zrobić dosłownie wszystko, by po raz kolejny zobaczyć uśmiech na jej twarzy. Nawet pół wieku po ślubie…

Mona i Des Manahanowie są małżeństwem od 56 lat. Mieszkają w Waterford w Irlandii. Z pozoru niczym się nie wyróżniają spośród par, jakie mijamy codziennie na ulicy. Siwe włosy, zmarszczki, zgarbiona postawa… Jest jednak jeden szczegół, na pierwszy rzut oka niewidoczny, który czyni ich relację wyjątkową.

W pewnym momencie wzrok Mony zaczął się szybko pogarszać. Co za tym idzie, nie mogła już sama się malować. Czuły na potrzeby żony Des wiedział, jak bardzo to dla niej ważne. Zależało mu, by ukochana, pomimo problemów ze zdrowiem, wciąż czuła się wyjątkowo.

Zbliżały się urodziny Mony. Dzień, w którym chciała wyglądać pięknie. Postanowiła skorzystać z pomocy doświadczonej makijażystki. Urodzinowy make-up wykonała Rosie – profesjonalistka, będąca w branży już wiele lat. Nigdy jednak nie widziała czegoś podobnego… Podczas robienia makijażu obecny był również Des. Ku zaskoczeniu wszystkich wziął pędzle w dłoń i nieśmiało spróbował wykonać makijaż żonie. „Jest w tym bardzo naturalny. Ma talent” – chwali go Rosie. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw, również Des. Odkrył w sobie umiejętności, których nigdy by się nie spodziewał. Wszystko po to, by służyć swej chorej żonie.

Moja niewidoma żona musi się czuć wyjątkowo
Od tamtej pory zaczął regularnie robić jej makijaż. Mona czuje się przez to wyjątkowo, a przy okazji oboje mają niezły ubaw. O tej wzruszającej historii szybko zaczęło robić się głośno. W pewnym momencie usłyszał o niej makijażysta Kim Kardashian – Mario Dedivanovic. Natychmiast rzucił do swojego menedżera: „Chcę tę dwójkę na moich zajęciach w Londynie”. Bardzo zależało mu na tym, by poznać Monę i Desa. I tak się stało. Para staruszków wyruszyła do Londynu na profesjonalny kurs makijażu, u jednej ze światowych sław tej branży. „Wtedy uświadomiłam sobie, że dzieje się coś niezwykłego” – wspomina Mona.

Z czułością wspominają lata swej młodości i pierwsze randki. Pomimo 56-letniego stażu małżeńskiego nadal są wobec siebie czuli i romantyczni. „Nie zmieniła się ani trochę” – mówi Des, trzymając w dłoniach ich ślubną fotografię. „Gdy byliśmy młodzi, próbowałem jej zaimponować, śpiewając jak Nat King Cole” – kontynuuje. Do dziś gra na pianinie i śpiewa swojej 84-letniej żonie. A ona wciąż to docenia – na szczęście słuch ma nieco lepszy niż wzrok.

„W jednej rzeczy się zgadzamy: mniej znaczy więcej” – mówi Des. „Nie chcę widzieć mojej żony z tysiącem dziwnych rzeczy na twarzy”. Jest zwolennikiem delikatnego makijażu, jedynie podkreślającego urodę. „Uważa, że jestem piękna taka, jaka jestem” – dodaje Mona.

...

I tak wlasnie okazuje sie milosc!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:12, 28 Cze 2018    Temat postu:

Dlaczego nie traktować męża jak przyjaciółki? Wyjaśnia Mark Gungor
Mark Gungor | 25/06/2018
KOBIETA ROZMAWIA Z MĘŻCZYZNĄ
Shutterstock
Udostępnij 359
Mężczyźni sprawdzają się w roli mężczyzn, ale kiepskie z nich przyjaciółki. Mark Gungor radzi, by nie traktować męża jak koleżanki, a jego małomówności nie postrzegać jako braku miłości.

Większość kobiet poproszonych o stworzenie portretu mężczyzny idealnego, wymienia cechy typowe dla kobiet.

Lubi chodzić na długie spacery.
Dzieli się swoimi przeżyciami.
Lubi chodzić na zakupy.


Mark Gungor: Mąż to nie twoja przyjaciółka!
Mężczyźni zazwyczaj sprawdzają się w roli mężczyzn, ale kiepskie z nich przyjaciółki. Udzielałem kiedyś wywiadu w chrześcijańskim programie radiowym. W którymś momencie redaktor prowadząca zapytała mnie: „Czy nie uważasz, że mężczyzna powinien zaspokajać wszystkie potrzeby emocjonalne swojej żony?”.

Tak naprawdę to nie było pytanie, tylko wystawka, jak w siatkówce – jeden gracz podaje drugiemu, by tamten mógł przebić piłkę za siatkę. Można było wyczuć jej radosne oczekiwanie, aż przywalę z całej siły w pole przeciwnika, podając argumenty potwierdzające postawioną tezę. „Czy uważam, że mężczyzna powinien zaspokajać wszystkie potrzeby emocjonalne swojej żony?” – upewniłem się. Oczywiście, że nie!

Pani redaktor spojrzała na mnie zszokowana i krzyknęła: „Jak to?”. Wytłumaczyłem jej, że żaden mężczyzna na Ziemi nie narodził się po to, by zaspokajać potrzeby emocjonalne kobiety. Niestety, powszechnie się tak uważa, a ten fałszywy pogląd rozplenił się także wśród wielu doradców małżeńskich.

Kurza stopa. Nie dziwi więc wcale, że tyle kobiet, które złapały się na ten absurd, czuje się teraz zawiedzionych. Wychodzą za tego pogrążonego w nieświadomości nieboraka, wbijają mu w głowę rurkę i zaczynają wysysać wszystkie siły życiowe, wmawiając, że ma, biedaczyna, zaspokajać wszystkie ich potrzeby emocjonalne. Ale on tego nie umie! Poza tym, to nigdy nie było jego zadaniem. „To co ja mam zrobić?” – często słyszę to pytanie od kobiet. Odpowiadam: „Na miłość boską, znajdź sobie koleżankę!”.



Mężczyźni lubią konkrety
Widzisz, co się dzieje, gdy tylko zaczynasz go oskarżać o to, że jest oziębły i mało rozmowny? (Oczywiście, że tak robisz! Już ci to weszło w krew!). On zamyka się jeszcze bardziej!

Zapamiętaj to sobie: Jeśli z uporem maniaka powtarzasz facetowi, że w jakiejś dziedzinie kiepsko wypada, on całkowicie przestanie się starać. Wszystko za sprawą delikatnego ego. I to nie jest tak, że on w ogóle z tobą nie rozmawia. On po prostu nie czuje potrzeby szczegółowego omawiania każdej minuty twojego dnia.

Większość facetów lubi krótkie podsumowania. Większość kobiet kocha rozkładać na czynniki pierwsze każdą interesującą je sprawę. Właściwie to dłużej opowiadają o jakimś wydarzeniu niż ono w rzeczywistości trwało. To jak w tej scenie z filmu Narzeczona dla księcia, gdy zły Rugen podłącza biednego Westleya do maszyny, która wysysa z niego życie, pozostawiając go „prawie martwym”. Nie ma nic złego w tym, że przez minutę rozprawiasz o czymś, co trwało sekundę, tylko nie wciągaj w to męża! Znajdź sobie koleżankę, siostrę, mamę, a co tam – nawet teściową! Nie wściekaj się, że z twojego męża taka przyjaciółka jak z koziej… trąba.







Mark Gungor: Kobieto, nie przytłaczaj męża lawiną słów!
Jestem przekonany, że w pewnym sensie wiesz, o czym mówię. Jednakże czasami twoja potrzeba podzielenia się czymś jest tak wielka, że zapominasz o jego potrzebach i przytłaczasz go tą słowną lawiną. Potem się wściekasz, gdy spotykasz jego nieobecne spojrzenie lub gdy nie całkiem uprzejmie przerywa twoje wystąpienie.

Oczywiście, bierzesz to od razu do siebie, myśląc: Gdyby mnie kochał, słuchałby tego, co mam mu do powiedzenia! Byłby też zainteresowany i chętny do wdawania się w długie, ożywione dyskusje na każdy temat! Racja?

Jesteś o tym święcie przekonana, ale wiesz co? Tkwisz w błędzie! Zaledwie twój mąż przekroczy próg domu, a już przekazujesz mu szczegółową relację z wizyty ukochanej psinki w lecznicy dla zwierząt: „Wzięłam Pusię do weterynarza, i wiesz co? Ma robaki! Poza tym trzeba jej wyczyścić zęby, a ona tego nie lubi, no ale cóż, mus to mus, choć – jak mówię – na pewno jej się to nie spodoba. Jakie jest wyjście? Przecież nie można pozwolić, żeby biednej psinie wszystkie zęby wypadły, to by było po prostu okrutne i jak by miała przeżyć bez uzębienia? Myślę, że zęby są dla psa bardzo ważne, a poza tym może po czyszczeniu miałaby świeższy oddech. Co o tym sądzisz?”. Oczywiście, kiedy on słyszy pytanie końcowe, natychmiast wpada w panikę, ponieważ jedyne, co usłyszał, to coś o psie i weterynarzu.

Czy jemu nie zależy na Pusi tak bardzo jak tobie? Być może tak, być może nie. Nawet jeśli kochałby ją pięćdziesiąt razy mocniej od ciebie, to i tak pozostanie facetem skupionym na konkretach. Zawsze taki był i na zawsze taki pozostanie. „Trzeba wyczyścić zęby Pusi” jest jedyną informacją, jakiej potrzebuje (OK, może jeszcze ile to będzie kosztowało). Nic na to nie poradzisz.

Czy on jest szczęśliwy, że udało ci się dzisiaj porozmawiać z twoją siostrą? Pewnie! Żona szczęśliwa, w domu spokój. Czy jest zainteresowany każdym szczegółem jej wizyty? Czy chce słyszeć relację, która jest dwukrotnie dłuższa niż cała rozmowa z siostrą? Odpowiem: Absolutnie nie. A i to nie oddaje rzeczywistości.



Małomówność mężczyzny nie oznacza braku miłości
Jest takie powiedzenie: „Ciągłe powtarzanie tego samego zachowania z oczekiwaniem innych rezultatów jest głupotą”. Możesz próbować wzbudzić jego zainteresowanie coraz to nowymi opowieściami zaczerpniętymi z twojego życia codziennego albo w końcu spróbować przemówić do niego jego językiem. Czy możesz wreszcie zaakceptować fakt, że on bardzo cię kocha, a jednak nie ma ochoty wysłuchiwać przydługich sprawozdań z każdego napisanego mejla i szczegółowych opisów dziwnych snów. Jemu wystarczy: „Miałam dziś śmieszny sen” lub „Napisałam mejla do twojej mamy”. Jeśli będzie chciał wiedzieć więcej, zapyta! (Nie radzę ci na to czekać).

Jeśli zastosujesz się do tej rady, najprawdopodobniej po twojej głowie będzie tłukło się kilka milionów myśli, uczuć i różnorakich refleksji desperacko próbujących wyrwać się na zewnątrz. Co możesz z tym zrobić? Cóż, jeśli lubisz śpiewać, zapisz się do chóru. Chcesz opanować tango, znajdź szkołę tańca. Jeśli natomiast masz potrzebę szczegółowego omawiania każdej chwili twojego życia z osobą, która jest tym autentycznie zainteresowana i wysłucha cię z entuzjazmem, znajdź sobie koleżankę!

Przeciwnie do twojego męża, koleżanka z przyjemnością wysłucha o podłym kasjerze, który rzucił ci pogardliwe spojrzenie, gdy chciałaś zrealizować przeterminowany kupon zniżkowy. Koleżanka z zainteresowaniem pochyli się w twoją stronę, aby nie umknęło jej żadne słowo snutej półgłosem opowieści o najnowszych wybrykach twoich sąsiadów. Mówisz, że właśnie skończyłaś niesamowitą książkę? Opowiadaj! Zrelacjonuj każdy szczegół! Twoje koleżanki łykną każde twoje słowo. Twoje koleżanki to naprawdę superpsiapsiółki, a wiesz dlaczego? Bo są kobietami. Pamiętaj tylko, żeby nigdy nie plotkować z nimi o mężu!

Gdy zapytasz męża o to, jak minął mu dzień, musisz pamiętać, że w jego męskim rozumowaniu to pytanie (jak większość pytań) wymaga odpowiedzi składającej z jednego, najwyżej dwóch słów: „świetnie”, „dobrze”, „może być”, „tak sobie”, „beznadziejnie”. Jeśli oczekujesz, że on uraczy cię obszerną opowieścią na temat zajęć, którym oddawał się przez ostatnie dziesięć godzin, to równie dobrze mogłabyś się spodziewać, że zauważy na tobie nową sukienkę lub to, że zaczesałaś włosy na drugą stronę. Innymi słowy: prędzej osiwiejesz, niż to się wydarzy.

Proszę cię tylko o jedno: nie stawiaj znaku równości między jego małomównością a brakiem miłości. Przestań frustrować się jego „niezdolnością komunikowania się” i od czasu do czasu, dla odmiany, przemów do niego jego językiem. Zaakceptuj fakt, że on woli odpowiedzi od opowieści, więc te drugie zachowaj dla swoich koleżanek. Tak postępuj, a on będzie cię za to adorował aż do śmierci. (Oczywiście bez zbędnych słów).

*Jest to fragment książki M. Gungor, J. McCarthy, Traktuj Go jak cenny skarb, wyd. Vocatio, którą portal Aleteia.pl objął patronatem medialnym

**Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl

...

Mezczyzni nie wydatkuja energii na dlugie gadki. Zdecydowanie. To ich meczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:24, 04 Lip 2018    Temat postu:

Małżeństwo wydłuża życie. Naukowcy nie mają co do tego wątpliwości
Karolina Sarniewicz | 22/06/2018
MAŁŻEŃSTWO
Eric Alves/Unsplash | CC0
Udostępnij
Są także wśród tych wyników badań informacje krzepiące dla singli i osób duchownych.

Małżeństwo dobre dla zdrowia
Jest kolejny dowód na to, że małżeństwo wpływa na zdrowie układu krążenia. I wbrew obiegowej opinii – wcale nie negatywnie. Tezie, że ludzie zamężni i żonaci żyją dłużej i zdrowiej, dowodzi przeglądowa praca opublikowana niedawno w miesięczniku „Heart”.

Jej autorzy, jak podał później magazyn TIME, wzięli pod uwagę 34 z 225 opublikowanych w latach 1963-2015 prac naukowych na ten temat, obejmujących w sumie ponad 2 miliony osób w wieku od 42 do 77 lat z Europy, Ameryki Północnej i Azji.

Z publikacji jasno wynika, że osoby żyjące w pojedynkę, czyli nie tylko single, ale też ludzie rozwiedzeni lub owdowiali, zagrożone są chorobami układu krążenia o całe 42 procent bardziej niż ci żyjący w małżeństwie. Jest również o 16 procent bardziej prawdopodobne, że to ich dotknie choroba wieńcowa serca, a ryzyko, że ich życie zakończy udar mózgu jest wyższe o ponad połowę niż w przypadku osób będących w związku małżeńskim.

W jaki sposób życie pod jednym dachem z drugą osobą może cię uchronić przed szukaniem pomocy kardiologa? Dyskusje na ten temat trwają od dawna, a ich wynik nie jest jednoznaczny.


Czytaj także:
Jak żyć długo i szczęśliwie? Radzi 105-letni japoński lekarz. Specjalista od…długowieczności


Dlaczego we dwoje zdrowiej?
Wpływającym na zdrowie może być chociażby fakt, że w duecie łatwiej jest zauważyć, kiedy drugiemu coś dolega czy zadbać o regularne branie leków. Niektóre z badań wykazują też, że w małżeństwie trudniej jest o podwyższony kortyzol (potocznie zwany „hormonem stresu”), bo nie czujemy się osamotnieni, żyjemy w poczuciu zadowolenia z życia, rzadziej miewamy kłopoty finansowe czy wspólnie mamy szersze grono przyjaciół.

Badacze przypuszczają też, że posiadanie kogoś przy boku po prostu motywuje do większego dbania o zdrowie. To teza prezentowana również w polskich reklamach leków, gdzie obrazek smutnego po stracie dziadka wnuczka ma zmobilizować odbiorców do wzięcia suplementu zapobiegającego zawałom. „Twoje serce nie bije tylko dla ciebie” – mówi dziadek, który – jak okazuje się pod koniec spotu – jednak nie umarł, bo w porę się opamiętał.

Zanim jednak w szale dbania o siebie popędzimy na sesję speed datingu w okolicznej klubokawiarni, przyjrzyjmy się uważnie grupom, na których przeprowadzano badania. Ogromna ilość obserwowanych małżeństw jest wprawdzie dla ostatecznych wyników atutem, ale w żadnych z 34 analiz nie zadano sobie pytania, czy małżeństwa te były szczęśliwe.

Co zatem się stanie, jeśli znajdziesz się w związku przemocowym lub będziesz doświadczać zdrad? Czy wtedy też kortyzol pozostanie w normie, a ryzyko śmierci na zawał spadnie tylko dlatego, że jesteś w związku? Oczywiście nie – to byłoby absurdalne. Filozofia bycia z kimś tylko po to, żeby nie być samemu, pozostaje więc tak samo bezsensowna jak przed publikacją artykułu (i chyba całe szczęście).

Poza tym żadne z badań nie wzięło pod uwagę związków konkubinatowych, więc będąc uczciwym nie można wskazać, że to właśnie dokument czy sakrament wpłynął na poczucie szczęścia poddanych obserwacjom par.


Czytaj także:
Dlaczego katolik nie powinien korzystać z bioenergoterapii?


Także relacje rodzinne i przyjacielskie
Trzeba więc dokładnie przemyśleć, jakie przesłanie tekstu zabrać dla siebie.

Wcale nie sądzimy, że każdy powinien wejść w związek małżeński – powiedział w zeszłym roku dr Paul Carter, współautor jednej z brytyjskich prac badawczych. – Musimy zaznaczyć po prostu, że pozytywne efekty na zdrowie ma małżeństwo, ale równie dobrze i relacje przyjacielskie, rodzinne czy ogólne wsparcie społeczne.
Z kolejnym pocieszeniem dla osób duchownych, konsekrowanych czy wszystkich, którym w życiu uczuciowym po prostu nie wiedzie się najlepiej, pospieszył dr Mike Knapton z British Heart Foundation w rozmowie dla BBC News.

Bez względu na to, czy jesteś zamężny, czy nie. Jeśli borykasz się z jakimkolwiek z głównych czynników ryzyka dla chorób serca, możesz po prostu poprosić swoich bliskich, by pomogli ci w radzeniu sobie z nimi.
A bliscy to jego zdaniem nie tylko mąż czy żona, ale również przyjaciele, czyli wszyscy, dzięki którym cokolwiek Ci się w życiu zdarzy, nie będziesz musiał mierzyć się z tym sam.

...

To co dobre jest po prostu dobre.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:08, 04 Lip 2018    Temat postu:

Kiedy jest najlepszy moment na zaręczyny?
Iwona Jabłońska | 23/06/2018
ZARĘCZYNY
Austin Pacheco/Unsplash | CC0
Udostępnij 77
Z jednej strony mówi się, że trzeba ze sobą dłużej pochodzić przed ślubem, aby się lepiej poznać, z drugiej zaś, że przechodzone związki nie kończą się dobrze. Zatem gdzie jest ta granica, której przekroczyć nie można, a jednocześnie znaleźć odpowiedni czas na zaręczyny?

Biedny student kontra ustabilizowany pracownik
Wiele osób bierze pod uwagę czynnik ekonomiczny w podjęciu decyzji o ślubie. Młodzi chcą być niezależni, a już na pewno nie chcą siedzieć „na garnuszku” rodziców. Trudno się dziwić. Faktycznie – mieszkanie poza domem rodzinnym oszczędza wielu nieporozumień w relacjach z rodzicami czy teściami. Jak to się mówi – choćby nawet byli złoci, to najlepiej jednak oddzielnie.

Na pewno ukończenie studiów przed ślubem eliminuje stres związany z sesjami, koniecznością nauki, przebywania dużo poza domem, podczas gdy w rodzinie pojawi się mały człowiek. Później trochę trudniej się zmobilizować, chociaż osobiście znam przynajmniej kilka osób, które przy dziecku czy dzieciach kończyły studia czy zdobywały kolejne tytuły naukowe.

Jest wiele za i wiele przeciw – najważniejsze i kluczowe, aby żadna ze stron nie nalegała na ślub czy zaręczyny. Tak poważna decyzja powinna być podjęta wspólnie i w jedności, bo ta jedność owocuje w relacji małżeńskiej.




Kolejny rok mija, a ja niczyja!
Oprócz czynnika ekonomicznego bierze się także pod uwagę czynnik wiekowy. Najczęściej jest tak, że osoby, które poznały się w liceum czy na studiach, chodzą ze sobą dłużej i decyzję o ślubie odkładają aż do momentu ukończenia edukacji.

Ci zaś, którzy poznają się około 30. roku życia, chodzą ze sobą krócej i szybciej decydują się na zaręczyny i ślub (wiem z własnego doświadczenia).

Okres chodzenia ze sobą u osób starszych (starszych niż studenci Wink) jest zdecydowanie krótszy, ponieważ są one bardziej gotowe, by wejść w relację na stałe, najczęściej mają ustabilizowaną sytuację materialną, a także emocjonalnie są bardziej gotowe na sakramentalne „tak”.


Czytaj także:
Dlaczego odwołałam ślub i dlaczego chcę o tym opowiadać


Zanim poprosisz o rękę, poproś o decyzję
Powyższe czynniki są oczywiście istotne w podejmowaniu decyzji o zakładaniu rodziny. Jednak kluczowym czynnikiem jest gotowość obojga stron. Zanim jeszcze miałam chłopaka, a później narzeczonego to wyobrażałam sobie, że on prosi „o rękę”, ja się zgadzam itp. Standard.

Później jednak zaczęłam myśleć w innych kategoriach. Tak ważna decyzja powinna być podjęta wspólnie. Sam moment zaręczyn, niespodzianka, to jak najbardziej leży po stronie chłopaka i fajnie, jak uda się zaskoczyć miło wybrankę okolicznościami tak cudownej chwili. Jednak decyzja o tym, czy w ogóle jesteśmy gotowi, żeby nasza relacja weszła na inny poziom – bardzo ważny – to kwestia absolutnej jedności.

To ważne, gdyż jest ona jednym z fundamentów relacji małżeńskiej, jak również radosnego przeżywania okresu narzeczeństwa. W przeciwnym wypadku może być obfitujący w niepewność, lęk i trudności w przygotowaniach do ślubu.

My, zanim się zaręczyliśmy, wiedząc, że oboje tego chcemy, zapytaliśmy Boga, czy On również tego chce. Podczas wspólnej modlitwy otworzyliśmy słowo, a tam fragment z Księgi Tobiasza o tym, że Tobiasz ma pojąć Sarę za żonę. Zatem nie pozostało już wtedy nic innego dla mojego wówczas chłopaka jak zaplanować, w jakich okolicznościach stać się narzeczonym.


Czytaj także:
Gdzie i jak się oświadczyć? 5 pomysłów i 10 prawdziwych historii zaręczyn


Nauki przedzaręczynowe
Normalną rzeczą jest, że narzeczeni biorą udział w naukach przedmałżeńskich. Niestandardową zaś, kiedy robią to jeszcze przed zaręczynami. Nie każdy pewnie się ze mną zgodzi, ale osobiście uważam, że dobrze jest dla zakochanych pójść na nauki jeszcze przed zaręczynami. Najlepiej na takie w formie warsztatowej, gdzie poruszane są istotne (nieraz trudne) tematy w trakcie dialogu pomiędzy chłopakiem a dziewczyną.

To na pewno ułatwi zrealizowanie wcześniejszego punktu – pozwoli przyjrzeć się swoim fundamentom i wizją przyszłego, wspólnego życia.

Chyba, że osoby będące w związku w jakiś sposób są formowane, np. we wspólnocie i mają te same wartości i fundamenty, wtedy nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wszystko działo się „normalnym” trybem.

Dlaczego uważam, że można podjąć nauki jeszcze przed zaręczynami? Dlatego, że to pomaga podjąć świadomą decyzję. Często chłopak się oświadcza, dziewczyna mówi „Tak!” i zaczyna się fala przygotowań do ślubu, wesela i trudno już ją zatrzymać… Nawet jeśli okazuje się, że pojawiają się poważne różnice w postrzeganiu wspólnego życia.

Gdybym miała jednym słowem określić, kiedy jest najlepszy moment na zaręczyny, nie mierzyłabym tego ani wiekiem, ani statusem ekonomicznym, ani nawet liczbą miesięcy czy lat spędzonych razem.

Najlepszym momentem na zaręczyny jest ten, w którym panuje absolutna JEDNOŚĆ w kwestii tego, że chcemy miłować się wzajemnie dopóki śmierć nas nie rozłączy.

....

Powinien byc powazny zamiar malzenstwa. Narzeczenstwo bynajmniej nie oznacza tego zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:04, 10 Lip 2018    Temat postu:

Zjazd Liderów Spotkań Małżeńskich
Redakcja | 10/07/2018
DIALOG MAŁŻEŃSKI
Shutterstock
Udostępnij 0
Dla setek małżeństw rekolekcje w ramach Spotkań Małżeńskich mają charakter „ostatniej deski ratunku” przed rozwodem. Niebawem odbędzie się międzynarodowy zjazd liderów Spotkań Małżeńskich.

W dniach 14-16 września 2018 r. w Konstancinie k. Warszawy (Centrum Animacji Misyjnej Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego Księży Pallotynów, ul. Leśna 15) odbędzie się Międzynarodowy Zjazd Liderów Ośrodków Diecezjalnych i Liderów Ośrodków Krajowych Spotkań Małżeńskich.

Zjazd zgromadzi ok. 180 liderów – małżeństw i kapłanów z 27 Ośrodków Spotkań Małżeńskich w Polsce oraz z 25 Ośrodków tego Stowarzyszenia prowadzących pracę rekolekcyjną poza Polską. Spodziewany jest przyjazd przedstawicieli Ośrodków Spotkań Małżeńskich z Białorusi, Irlandii, Litwy, Łotwy, Mołdawii, Niemiec, Rosji (Kaliningradu, Nowosybirska i Irkucka), Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, Ukrainy zarówno obrządku rzymskokatolickiego, jak i grekokatolickiego oraz Wielkiej Brytanii. Uczestniczyć też będą Liderzy Spotkań Małżeńskich Cerkwi Prawosławnej.



Spotkania Małżeńskie – zjazd liderów
Zjazd ma charakter roboczy. Jego celem jest odnowienie i pogłębienie przez liderów Spotkań Małżeńskich umiejętności rozwijania duchowości, charyzmatu i misji w Ośrodkach, za które są odpowiedzialni, a w ślad za tym rozwijania umiejętności realizacji programów apostolskich, doskonalenia organizacji pracy i pogłębiania wspólnoty. Celem Zjazdu jest też umocnienie formacji Liderów Spotkań Małżeńskich w ich towarzyszeniu małżeństwom i przygotowującym się do małżeństwa, a w sposób szczególny małżeństwom w kryzysie. Realizacji tych celów służyć będą referaty plenarne oraz warsztaty w 8 grupach tematycznych.

Jako motto Zjazdu organizatorzy wybrali słowa św. Pawła: „Czuwaj we wszystkim, podnieś na duchu, wypełnij swoją posługę!” (wg 2 Tym 4,2n). Na tle dotychczasowego rozwoju Spotkań Małżeńskich nakreślone zostaną drogowskazy dalszego ich rozwoju. Jest to potrzebne, gdyż dla setek małżeństw rekolekcje te mają charakter „ostatniej deski ratunku” przed rozwodem. Często okazują się skuteczne w takich sytuacjach. Niezbędne jest zwiększenie informacji o Spotkaniach Małżeńskich w mediach, jak również podkreślenie ciągłości formacji od towarzyszenia przygotowującym się do małżeństwa, poprzez towarzyszenie młodym małżeństwom, do towarzyszenia tym z długim stażem, którzy odkrywają na nowo miłość małżeńską, niczym „robotnicy jedenastej godziny”.



Ostatnia deska ratunku przed rozwodem
Wobec palącego problemu rozwoju duszpasterstwa związków niesakramentalnych podkreślona zostanie potrzeba szerszego rozwoju tej gałęzi Spotkań Małżeńskich. Opracowane przez założycieli „zasady dialogu” oraz oparcie wszystkich form pracy na świadectwie codziennego życia, uczyniło Spotkania Małżeńskie czytelną drogą miłości zarówno dla małżeństw wierzących i praktykujących, jak i tych, którym do kościoła „nie po drodze”. Na Spotkaniach Małżeńskich często dokonuje się powrót do Pana Boga i Kościoła. Rozwijane od 40 lat programy wpisują się w przesłania zarówno adhortacji „Familiaris Consortio”, jak i „Amoris Laetitia”. Są ich praktyczną realizacją.

Dialog jako droga duchowości, opisany W Spotkaniach Małżeńskich, stał się drogą realizacji przykazania miłości Boga i bliźniego także w relacjach z dziećmi, dalszymi członkami rodzin, w pracy zawodowej, ponad granicami i językami, nieraz ponad trudną historią krajów, w których prowadzone są Spotkania Małżeńskie.

Zjazd odbywa się w 40. rocznicę powstania Spotkań Małżeńskich. Swoją obecność w niedzielę 16 września potwierdził ks. kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski.

Spotkania Małżeńskie są założonym w Polsce katolickim międzynarodowym stowarzyszeniem wiernych, którego statut został zatwierdzony przez Stolicę Apostolską w 2009 r. Stowarzyszenie co roku prowadzi w Polsce ok. 100 warsztatów rekolekcyjnych dla małżeństw i kilkadziesiąt serii Wieczorów dla Zakochanych – warsztatowej metody przygotowania do sakramentu małżeństwa. W krajach poza Polską prowadzonych jest co roku ok. 50 rekolekcji podstawowych dla małżeństw i ok. 30 serii Wieczorów dla Zakochanych i Rekolekcji dla Narzeczonych.

Więcej informacji o zjeździe na stronie internetowej. Portal Aleteia.pl objął wydarzenie patronatem medialnym.

...

Nieustanna walka o dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:18, 15 Lip 2018    Temat postu:

Krytyka zamiast wsparcia. Czy da się uratować taki związek?
Anna Gębalska-Berekets | 06/07/2018
KŁÓTNIA MAŁŻEŃSKA
Shutterstock
Udostępnij 29
Trudno mówić o udanym związku, gdy zamiast wsparcia i dobrego słowa słyszymy krytykę, która pozbawia marzeń i chęci rozwoju.

Wsparcie i akceptacja to podstawa
Wzajemny szacunek, wsparcie i obopólna motywacja w związku powinny być sprawą oczywistą. Niestety nie zawsze tak jest. Zdarza się, że zamiast zrozumienia i pomocy druga osoba kopie pod nami „dołki”, wmawia nam, że nasze pomysły i plany są beznadziejne.

Trwanie w takiej relacji z czasem potrafi być męczące i skutecznie obniżyć poczucie własnej wartości, a nawet wpędzić w stany depresyjne. Co możemy w takiej sytuacji zrobić?



Gdy druga osoba demotywuje i ciągnie w dół
Na początku może pomóc rozmowa. Powinniśmy wyjaśnić, co dla nas znaczy ta sytuacja, jak ważne jest, by druga osoba nas rozumiała i wspierała. Natomiast jeśli wyczerpiemy już wszystkie metody tłumaczenia i widzimy, że jesteśmy ciągnięci na dno, powinniśmy zastanowić się, jak ważna jest dla nas ta relacja – mówi Aletei Adrian Wychowański, doradca psychospołeczny.

Może się bowiem okazać, jeśli jeszcze nie jest to związek małżeński, że nie jesteśmy w stanie współgrać, nasze spojrzenie na te czy inne sprawy jest zupełnie różne, a postrzeganie świata i możliwości rozwoju są dla każdej z osób odmienne. Trudno bowiem trwać w relacji, która ogranicza i warto zastanowić się, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze. Jak zwraca uwagę psycholog, wszystko zależy od zaangażowania stron oraz wypracowania kompromisu. Można też skorzystać z pomocy specjalistów.

„Pary trafiają np. na terapię małżeńską lub mediację. Najgorszym rozwiązaniem jest na pewno natychmiastowe rozstanie, warto powalczyć o relację, kiedy jest to jeszcze możliwe” – wyjaśnia Adrian Wychowański.



Święty spokój czy widzimisię drugiej osoby?
Gdy jednak czujemy coraz większe zmęczenie, bezradność wobec podejmowania dalszych wyzwań, nie próbujemy nowych rzeczy z lęku czy nawet strachu przed reakcją drugiej osoby, warto zastanowić się nad perspektywami trwania w takiej relacji. Jest to także problem z socjologicznego punktu widzenia. Kiedy między osobami w relacji nie rozwinął się właściwie proces postrzegania rzeczywistości (mamy do czynienia z nadmiernym krytycyzmem w odbiorze rzeczywistości), ale i pojawiły się braki w komunikacji.

Wówczas zdarza się, że mimo intencji wspierających, osoby komunikują treści w taki sposób, że są odbierane odwrotnie – wyjaśnia Piotr Czerwiński, socjolog. Dlatego, jak zauważa specjalista, ważne, by na bieżąco wyjaśniać frustrujące nas zachowania czy zdarzenia. Niedopowiedzenia nawarstwiają się i blokują dalszą komunikację.



Gdzie tkwią przyczyny?
Warto na pewno zastanowić się nad przyczyną tego, kiedy druga osoba zamiast wspierać i motywować, ciągnie nas w „dół”. Być może takie zachowanie wynika z obawy przed samotnością. Niepokój powinien wzbudzić fakt, kiedy rezygnujemy z naszych planów, bo czujemy, że drugiej osobie się one nie spodobają.

Brak rozwoju ma wpływ na brak wiary w siebie, czujemy się wówczas kimś innym. Ciągłe wyrzuty sumienia wynikające z dokonywania wyboru nie czynią nas szczęśliwymi. Jeśli takie problemy wynikają z braku komunikacji to w zasadzie łatwiej je rozwiązać aniżeli w przypadku, gdy mamy do czynienia z kimś, kto wykazuje niepokojące, utrwalone zachowania, związane z dysfunkcjami społecznymi czy psychologicznymi.

Ważna jest też praca nad swoimi celami, uświadomienie sobie priorytetów, a następnie powiedzenie o tym drugiej osobie. Bez agresji i wyrzutów, na spokojnie. Spróbujmy się dowiedzieć, z czego wynika to ciągłe demotywowanie i krytykowanie.



Co dalej?
Wszystkiego nie da się rozwiązać podczas jednej rozmowy. Nie należy jednak rezygnować z prowadzenia dalszych, mimo że rozwiązanie nie przyjdzie od razu (być może konkretne postępowanie zostało wyniesione z domu rodzinnego i nie jest do końca uświadomione).

Cierpliwość w tym względzie jest wskazana. Jeśli rozmowy kończą się kłótniami, można na wstępie napisać list i wyjaśnić w nim to, co nam przeszkadza. Czasem forma pisemna wypowiedzi pozwala na uporządkowanie myśli i emocji. Jeśli mimo wszystko podobne zachowania będą się powtarzać, warto zastanowić się nad celem dalszej relacji.

...

Zawsze dobra wola uratuje wszystko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 7:54, 18 Lip 2018    Temat postu:

Niedawno świętowali 85-lecie małżeństwa. Co radzą innym parom?
Ewa Rejman | 28/06/2018
81 ROCZNICA ŚLUBU
YouTube
Udostępnij
Kiedy 17-letnia Ann zakochała się w cztery lata starszym Johnie, jedna z cioć powiedziała jej tacie: nie martw się, to i tak nie przetrwa długo. Nie mogła bardziej się mylić. Ann i John mają 102 i 106 lat, niedawno świętowali 85-lecie małżeństwa.

Doczekali się pięciorga dzieci, piętnaściorga wnuków i pokaźnego grona prawnuków. Gdy na którąś z uroczystości zapraszają tylko najbliższą rodzinę, w ich domu i tak pojawia się kilkadziesiąt osób. W ostatnim czasie postanowili rozpocząć udzielanie porad małżeńskich na Twitterze!



Ann i John: „Bóg cały czas był z nami”
Był rok 1932, Ann miała zaledwie 17 lat. Jej ojciec żywił nadzieję, że uda mu się wydać ją za mąż za dużo starszego, zamożnego człowieka. Dziewczyna była jednak uparta. Po krótkiej znajomości wiedziała już, że miłością jej życia jest mieszkający w sąsiedztwie John. Chłopak pochodził z Syrii, miał nadzieję znaleźć w USA nowy, tym razem bezpieczny dom. To właśnie jego niebawem poślubiła. Przez kolejne lata zajmowała się dziećmi, a jej mąż prowadził mały warzywniak.

Patrząc wstecz na swoje życie, oboje są wdzięczni za to, że biegło tak prosto i zwyczajnie. „Widzimy, że Bóg cały czas był z nami” – mówią. Najbardziej cieszy ich patrzenie na to, na jakich ludzi wyrosły ich dzieci, przeżywanie sukcesów wnuków, narodzin kolejnych prawnuków.


Czytaj także:
Miłość aż po grób. Na tym zdjęciu 100-latek żegna się ze swoją 96-letnią żoną


Małżeństwo z 85-letnim stażem: Miłość jest nadal żywa
Na zamieszczonych w internecie filmikach widać, że małżonkowie nadal nie szczędzą sobie czułości: całują się, trzymają za ręce, zwracają się do siebie „kochanie”. „Uwielbiam jeść to, co gotuje moja żona” – śmieje się John.

„Jak zdefiniować miłość? Poprzez konkretne czyny, wzajemne zrozumienie, drobne rzeczy. On kocha cały świat, nie przychodzi mu nawet do głowy, żeby kogoś nie lubić. Ja mam podobnie” – dopowiada Ann.



Co zrobić, aby związek przetrwał?
Kiedy Ann i John zostali oficjalnie ogłoszeni najdłużej trwającym małżeństwem w USA, wiele osób chciało dowiedzieć się od nich, co zrobić, aby ich związek był szczęśliwy przez tak wiele lat. Małżonkowie zgodzili się więc z okazji walentynek odpowiedzieć na zadawane im za pośrednictwem Twittera pytania.

„Nigdy nie żywimy do siebie urazy. Większość kłótni wybucha o takie drobiazgi jak jedzenie. Wybaczajcie sobie” – mówił John. „Trzymamy się siebie nawzajem. Kilka małych uścisków i znowu wszystko jest w porządku” – dodawała Ann w odpowiedzi na pytanie, jak radzić sobie z nieporozumieniami.

„Poświęćcie swój czas, żeby wzajemnie się zrozumieć. Bądź zadowolony z tego, co masz i nie wydawaj więcej, niż możesz” – podpowiadają. Tym, którzy dopiero szukają drugiej połówki radzą, aby związali się z kimś, kto najpierw stanie się ich najlepszym przyjacielem, kto będzie dzielił ich zainteresowania i pasje tak, żeby oboje lubili przebywać ze sobą.

Najważniejsza rada Johna dla mężczyzn, którzy chcą mieć udane małżeństwo? „Oglądaliśmy razem tyle zmian w świecie. Klucz jednak pozostaje ten sam: zawsze zgadzać się ze swoją żoną” 🙂

...

Tu dopiero nastapilo zjednoczenie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:12, 20 Lip 2018    Temat postu:

Chcesz się modlić ze współmałżonkiem, ale się wstydzisz? Spróbuj tego
Sarah Robsdotter | 04/07/2018
HOLDING HANDS
Dylan Nuckolls | Released
Udostępnij 151
Po prawie 20 latach małżeństwa mój mąż i ja w końcu stwierdziliśmy, że zmówienie tej krótkiej modlitwy przynosi wiele spokoju naszemu małżeństwu.

Modlitwa Jezusowa w naszym małżeństwie
„Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem” – jedenaście prostych słów składa się na potężną modlitwę. I po prawie dwudziestu latach małżeństwa mój mąż i ja w końcu stwierdziliśmy, że zmówienie tej krótkiej modlitwy – zanim on popędzi rano do pracy lub wieczorem zanim zapadniemy w sen – przynosi o wiele więcej spokoju naszemu małżeństwu.


Czytaj także:
Ta modlitwa może zmienić Twoje małżeństwo
Dlaczego tak długo zajęło nam jako małżeństwu nauczenie się wspólnej modlitwy? Oczywiście, razem z naszymi dziećmi odmawialiśmy modlitwę przed posiłkiem, różne spontaniczne modlitwy, niezliczone akty poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusa, różaniec, a nawet Liturgię Godzin. Ale modlić się sami jako para – czyli bez dzieci – to coś nowego. Chociaż jesteśmy katolikami i to takimi 24 godziny na dobę, wstyd mi powiedzieć, że z początku… się tego wstydziłam.

Oczywiście, Pete i ja modlimy się czasem, szczególnie w czasach kryzysu, ale ostatnio staramy się modlić regularnie… dzięki pewnej nocnej awanturze. Tak, jednej z tych paskudnych, o 2 w nocy, po której żadne z nas nie umiało uczciwie powiedzieć „przepraszam”. Więc dzięki Bożej łasce wzięliśmy się za ręce (wiedząc, że nasze dzieci będą na nogach za cztery godziny), zmówiliśmy Ojcze Nasz, wyłączyliśmy światła i poszliśmy spać.

Jeszcze kilka takich kłótni, kilka „ojczenaszy”… i choć modlitwa nie zmieniała sytuacji w życie usłane różami, przynajmniej udawało nam się złapać kilka godzin snu.

Te doświadczenia sprawiły, że zaczęliśmy rozmawiać: „Jeśli wspólna modlitwa, gdy jesteśmy rozgniewani, pomaga tak bardzo, może warto jej spróbować, gdy się nie kłócimy”?



Modlitwa przy szukaniu zgubionych kluczy
Spójrz na modlitwę Jezusową umieszczoną na początku tego tekstu. Odkryłam ją kilka lat temu, gdy biskup Barron zachęcał, żeby przeczytać książkę Opowieści pielgrzyma, klasykę wschodnich Kościołów katolickich. Tytułowy pielgrzym wykorzystuje tę starożytną modlitwę jako metodę wypełniania wezwania Chrystusa: „nieustannie się módlcie”. W tym okresie mój mąż odmawiał już tę modlitwę od lat, co wynikało z jego sympatii do wszystkiego, co prawosławne.


Czytaj także:
Modlitwa Jezusowa – dzięki niej możesz „modlić się nieustannie”
Teraz, gdy odmawiamy ją wspólnie, świetnie się sprawdza, bo jest [tu wklej dźwięk werbla] krótka. Po kilku nieudanych próbach nocnego odmawiania różańca i dodaniu do naszej zakurzonej kolekcji książek trochę zbyt wielu poradników duchowych/małżeńskich, pewnego poranka modlitwa Jezusowa wypłynęła z naszych ust, kiedy szukaliśmy kluczy Pete’a…

Nie pamiętam, kto z nas to zainicjował, ale od tego czasu towarzyszy nam regularnie. Jako że na co dzień pracuję z językiem, zastanawiałam się kiedyś – czy zmienić słowa z „zmiłuj się nade mną, grzesznikiem” na „zmiłuj się nad nami, małżonkami grzesznikami”.

Odpowiedź przyszła szybko. Nie, ponieważ, na dobre i na złe, Pete i ja jesteśmy jednym ciałem w oczach Boga. I za każdym razem, gdy się przytulamy i wypowiadamy tę krótką modlitwę, szukamy raczej Boga niż tylko siebie nawzajem, by zyskać pomoc i spełnienie. Błagamy również o miłosierdzie w naszym powołaniu, którego Bóg nie da, dopóki nie poprosimy („nic nie zyskujecie, bo się nie modlicie!” Jk 4,2).

Zatem, czy to w drodze na mszę świętą, czy kiedy pakujesz samochód na wakacje, wypróbuj ją. Chwyć dłoń współmałżonka – tylko za pierwszym razem poczujesz się niezręcznie, ale zbliżycie się, a wkrótce wspólna modlitwa stanie się żyzną glebą twojego małżeństwa, tak samo normalną i życiodajną jak oddychanie tym samym powietrzem – „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”.

...

Malzenstwo to naprawde powazna sprawa. Wymaga wielkich mocy. I to tak wielkich ze az Niebieskich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:00, 21 Lip 2018    Temat postu:

Jak znaleźć Boga w akcie małżeńskim? Wakacyjne propozycje rekolekcji i warsztatów
Katolicka Agencja Informacyjna | 30/06/2018
MAŁŻEŃSTWO
Davids Kokainis/Unsplash | CC0
Udostępnij
Jak porozumiewać się bez przemocy? Rekolekcje dla par w kryzysie. Rekolekcje z mszą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. To tylko niektóre propozycje dla małżeństw na wakacje.

Wakacje, zwłaszcza dla par w kryzysie, mogą być szansą na odbudowanie i pogłębienie małżeńskich więzi oraz na poznanie wspierających rozwój małżeństwa propozycji formacyjnych. Oto informacje o wybranych wakacyjnych inicjatywach dla małżeństw:



Chemin Neuf
Wspólnota Chemin Neuf zaprasza małżeństwa i rodziny na sesję Kana. Od 2 do 8 lipca w Skorzeszycach uczestnicy będą mogli wysłuchać konferencji oraz wziąć udział w warsztatach grupowych, ćwiczeniach z komunikacji małżeńskiej i różnych formach aktywnego wypoczynku. Jak wskazują organizatorzy, celem tygodniowej sesji jest stworzenie, odbudowa, pogłębienie integracji w małżeństwie i rodzinie, a dzięki temu wzmocnienie wartości rodzinnych i ukształtowanie prawidłowego wzoru życia rodzinnego. Więcej informacji na stronie chemin-neuf.pl.


Czytaj także:
Rekolekcje w wakacje to świetne rozwiązanie. Mamy dla Was kilka propozycji


Spotkania Małżeńskie
Szeroką ofertę przygotowały Spotkania Małżeńskie. Wakacyjne rekolekcje dla małżeństw mają na celu pogłębianie więzi małżeńskiej, pomoc w lepszym i głębszym wzajemnym zrozumieniu męża i żony oraz pełniejsze doświadczenie sakramentalnego wymiaru ich związku. Dokonuje się to poprzez proponowanie małżeństwom takiej formy dialogu, która z jednej strony pozwala głębiej poznać się nawzajem, z drugiej zaś – w przypadku nieporozumień – pomoże rozwiązywać konflikty między małżonkami.

Program oparty jest na nowoczesnej wiedzy z zakresu psychologii komunikacji i teologii. Udział mogą wziąć również pary, które jeszcze nie zawarły sakramentalnego małżeństwa. Terminy i więcej informacji na stronie spotkaniamalzenskie.pl.



Wspólnota Trudnych Małżeństw Sychar
Wspólnota Trudnych Małżeństw Sychar zaprasza na rekolekcje połączone z warsztatami, przeznaczone szczególnie dla małżeństw przeżywających kryzys. Terminy i możliwość zgłoszenia dostępne są na stronie [link widoczny dla zalogowanych]

Oprócz tego, małżeństwom proponowane są rekolekcje ignacjańskie w Gliwicach. Fundament odbędzie się w dniach 2-7 lipca, a 1 i 2 Tydzień 2-10 lipca. Poprowadzi je o. Maciej Konenc SJ, u którego można uzyskać więcej informacji i zapisać się, pisząc na adres [link widoczny dla zalogowanych].



Ogniska Miłości
Ogniska Miłości (Les Foyers de Charité) organizują w dniach 13-18 lipca oraz 27 lipca-1 sierpnia rekolekcje dla rodzin (również z dziećmi). Ich celem jest pogłębienie i odnowienie jedności małżonków. Tematem spotkań tylko dla małżonków będzie „Akt małżeński szansą spotkania z Bogiem i człowiekiem”.

20-25 lipca odbędą się również rekolekcje podstawowe, których celem jest pogłębienie wiary, poznanie spójności katolickich doktryn, zanurzenie w rzeczywistość Kościoła. Więcej informacji i zapisy na stronie ognisko-milosci.pl.


Czytaj także:
Święty spokój. 7 miejsc, w których znajdziesz ciszę


Z mszą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego
Od lat dużym zainteresowaniem cieszą się również rekolekcje dla rodzin z mszą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. W tym roku trzy turnusy pod hasłem „Familia Beata” organizuje Stowarzyszenie Una Voce Polonia. Dwa (15-22 i 22-29 lipca) odbędą się w Leśnej Podlaskiej, jeden (1-8 lipca) u dominikanów na Jamnej (gdzie przewidywany jest również tradycyjny ryt dominikański, a za śpiew chorałowy odpowiedzialny będzie Sławomir Witkowski). Więcej informacji na stronie unavocepolonia.pl.

Na rekolekcje o wierności małżeńskiej, również z mszą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, zaprasza fundacja św. Grzegorza Wielkiego. Odbędą się w dniach 23-27 lipca w Nadziejowie pod Poznaniem. Więcej informacji można uzyskać, pisząc na adres [link widoczny dla zalogowanych].



Weekend Małżeński
Inicjatywa Weekend Małżeński w dniach 27-29 lipca zaprasza do Siedlanowa na warsztaty z komunikacji, a 15-19 sierpnia do Zakroczymia na warsztaty „Pięć języków miłości”. Szczegółowe informacje i zapisy na stronie weekendmalzenski.pl.



Komunikacja, kobiecość i radość w Duchu
Warsztaty z komunikacji, ale tym razem według metody Porozumienie Bez Przemocy, proponuje małżeństwom (z dziećmi, bez dzieci, również w kryzysie) stowarzyszenie Przystań M. Odbędą się w Ochotnicy Górnej w dniach 19-25 lipca. Zapisy i więcej informacji: [link widoczny dla zalogowanych] lub pod numerami telefonów: 501 289 869 albo 517 385 820.

Warsztaty o kobiecości, męskości, relacjach i rozwoju proponuje w dniach 25-26 sierpnia ośrodek Misjonarzy Świętej Rodziny w Bąblinie. Informacje i zapisy na stronie bablinmsf.pl.

Na rekolekcje „O radości w Duchu Świętym” zaprasza wspólnota Święta Rodzina. Odbędą się one od 22 do 28 lipca w Zalesiu Górnym. Informacje i zapisy na stronie: [link widoczny dla zalogowanych]

...

Warto zainwestowac przedtem zeby nie stracic rodziny potem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:34, 26 Lip 2018    Temat postu:

Wydatki na wesele mają wpływ na długość małżeństwa. Brytyjscy naukowcy wykazują, że tak jest!
Redakcja | 18/07/2018
Udostępnij
Brytyjscy naukowcy przebadali trzy tysiące par i ich weselne budżety. Doszli do ciekawych wniosków.
adacze z Wysp Brytyjskich stwierdzili, że im para młoda wydała mniej pieniędzy na wesele, tym ich małżeństwo będzie trwalsze.
Podczas gdy magazyny ślubne, firmy cukiernicze, wedding-plannerskie, jubilerskie przekonują nas, że ślub powinien wyglądać „jak z bajki”, naukowcy stwierdzili, że najbardziej korzystne dla długości małżeństwa jest… umiarkowanie.
Ekonomiści badają małżeństwa
Profesorowie ekonomii Andrew Francis-Tan oraz Hugo M Mialon przepytali łącznie 3 tysiące małżeństw. Podczas badań wychwycili kilka charakterystycznych cech, które mogą wpłynąć na to, że para z większym prawdopodobieństwem zdecyduje się na rozwód.
Według badań kwota, jaką pary wydają na pierścionek zaręczynowy oraz ceremonię, jest negatywnie skorelowana z trwałością małżeństwa. Jako że ich zaangażowanie skupia się głównie na tym, co na zewnątrz.
Ekonomiści przeanalizowali konkretne kwoty wydane na poszczególne składowe ślubu i wesela.
W „grupie ryzyka” znalazły się te pary, przy których przykładowo koszt pierścionka opiewał na kwotę powyżej 2 tysięcy dolarów (1 500 funtów).
Konkretnie, w próbie mężczyzn wydatki na kwotę od 2 tys. do 4 tys. dolarów (3 tys. funtów) na pierścionek zaręczynowy wiążą się z 1,3-krotnie wyższym ryzykiem rozwodu w porównaniu z wydatkami od 500 dolarów (376 funtów) do 2 tys. dolarów – można przeczytać w naukowym artykule.
Podobną zależność badacze wykryli przy kosztach ceremonii. Przy imprezach weselnych, które kosztowały powyżej 20 tys. dolarów (15 tys. funtów), prawdopodobieństwo rozwodu było o 1,6-krotnie wyższe (wniosek wysnuty na podstawie próby przebadanych kobiet).
Wśród analizowanych czynników pojawił się także inny wątek – wyglądu zewnętrznego partnera.
Jak podaje prof. Mialon w rozmowie z „The Independent”, u tych badanych, dla których wygląd zewnętrzny miał silny wpływ na decyzję o ślubie, małżeństwo trwało krócej.
Radykalne cięcie weselnego budżetu i niskokosztowe wesele nie będzie prawdopodobnie gwarancją udanego małżeństwa, które potrwa do końca życia. Gdyby to było takie proste… Ekonomiści wskazują statystyczne zależności, na które z pewnością warto zwrócić uwagę. Nie można jednak zapominać o innych istotnych elementach: pracy nad związkiem oraz korzystania z łaski Bożej!
Źródło: The Independent

...

Haha! Po prostu ubodzy sa wierniejsi a bogacze szukaja bardziej przyjemnosci. Latwiej wielbladowi przejsc przez ucho igielne niz bogaczowi do nieba. Ubostwo ale nie nedza to dobre warunki zyciowe uczace pokory.
PL
Czwartek, 26/07/2018 | Św. Anny i św. Joachima
Lanty/Unsplash | CC0


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:21, 29 Lip 2018    Temat postu:

O mały włos skreśliłabym go, bo był niewierzący. Dziś jesteśmy małżeństwem
Iwona Jabłońska | 14/07/2018
Udostępnij
Poznajesz chłopaka. Wydaje ci się całkiem w porządku. Spotykacie się, czujesz się z nim dobrze, coraz lepiej… zakochałaś się! Nagle okazuje się, że twój chłopak jest niewierzący, a ty przecież modliłaś się o takiego, który będzie przede wszystkim wierzący. W głowie tysiąc myśli, a przewodnia wciąż zadaje pytanie: Co dalej? Pozwól, że opowiem ci swoją historię…
Dawno, dawno temu…
Wcale nie tak dawno, bo ok. 5 lat temu poszukiwałam swojego jedynego. Przez długi czas modliłam się o to, żeby był przede wszystkim wierzący. Zależało mi na tym, żeby budować z kimś relację opartą na Bogu. Pojawia się ON – ma wszystkie cechy, o które prosiłam, oprócz jednego – z wiarą nie ma za dużo wspólnego. Paradoksalnie pierwszy raz zobaczyliśmy się w kościele, został zaproszony przez naszego wspólnego przyjaciela na wspólnotową mszę z okazji zakończenia roku, po której była impreza sylwestrowa. Dużo młodych, gitary, bębny, śpiewy – atmosfera idealna na powrót na łono kościoła. Ale czy to wystarczy?
Przegadaliśmy całą noc. Nie było tematów tabu, zatem „kościółkowy” też się pojawił. Okazało się, że tego dnia od 11 lat był po raz pierwszy w kościele. No i pozamiatane – chłopak odpada.
Wszędzie go pełno
To, że jest niepraktykujący – i nie wiadomo, czy nawet wierzący – przekreśliło jakiekolwiek inne myślenie o nim – niż tylko w kategoriach „znajomy”. Ten znajomy jednak szybko zaczął zachowywać się, jakbyśmy znali się od lat i jakby był co najmniej moim serdecznym przyjacielem. Był wszędzie – esemesy, maile, niezapowiedziane wizyty – „byłem w pobliżu” Wink, kwiaty, zaproszenia na spacer, kawę, do kina…
Ewidentnie coś jest na rzeczy. Zaczęliśmy spędzać dużo czasu razem, prowadzić coraz więcej rozmów na temat wiary, Boga, czystości w relacji… Po jakimś czasie ten znajomy faktycznie zaczął być kimś więcej, trochę przyjacielem, a już za chwilę chłopakiem. Znał dobrze moje stanowisko w kwestiach wiary, budowania relacji, granic cielesności przed ślubem. Nie do końca to rozumiał, ale szanował. Nie do końca ze wszystkim się zgadzał, ale zgłębiał. Nie do końca czuł, ale próbował.
Czytaj także: Jak zniszczyć mężczyznę swojego życia
Co dalej?
To pytanie jednak spędzało mi sen z powiek. Nie chciałam przecież być z kimś na próbę. Nie chciałam tylko na chwilę, więc jak to się stało, że już jesteśmy razem? Zakochanie wzięło górę. Mówi się, że jest to stan podobny trochę do obłąkania. Kiedy już trochę opadły te pierwsze emocje, zaczęłam znowu zadawać sobie pytanie: „Co dalej?”. Szybko jednak zorientowałam się, że nie sobie powinnam zadawać to pytanie. Skoro tyle czasu modlę się o dobrego męża do Boga, to właśnie Jego powinnam pytać o zdanie w kwestii kandydata, który się pojawia.
Zaczęłam stawiać Bogu konkretne pytania i prosić o znaki. To był kilkumiesięczny dialog. Dużo modliłam się za mojego chłopaka i widziałam, jak bardzo Bóg walczy o Niego, jakich ludzi stawia na jego drodze i dokąd go prowadzi. Po jakimś czasie Maciej był już w takiej samej wspólnocie jak ja, razem chodziliśmy na niedzielne msze i razem też się modliliśmy.
Konkretna odpowiedź
Po kilku miesiącach bycia razem, stawiania pierwszych kroków na nowo w Kościele, zgłębiania wielu tajemnic, poznawania siebie nawzajem postanowiliśmy zadać Bogu konkretne pytanie. Modląc się razem któregoś wieczoru, Maciej zaproponował, żebyśmy zapytali Boga wprost, czy widzi nas razem jako małżonków. Czy to jest Jego wola.
Pomodliliśmy się, zadając to pytanie Bogu, otworzyliśmy Pismo Święte i otrzymaliśmy konkretną odpowiedź: „Tobiasz ma pojąć Sarę za żonę”. Zatem odpowiedź nie pozostawała żadnych wątpliwości co do tego, że mamy niebawem wejść w okres narzeczeński i tak też się stało. 18 miesięcy później byliśmy już małżeństwem.
Co by było gdyby?
Każda historia jest inna – wyjątkowa. Czasem zadawałam sobie pytanie – co, jeśli bym Go skreśliła na starcie? Teraz od 3 lat jesteśmy małżeństwem , mamy dwójkę kochanych dzieciaczków i staramy się wciąż budować naszą relację na Bogu.
Dziś już nie zadaję sobie tych pytań – z perspektywy czasu nie żałuję żadnej decyzji – że zaryzykowałam, przyglądając się uważnie, trochę obawiając, jednak mając na uwadze fakt, że zawsze mogę liczyć na pomoc Boga, który przecież pragnie mojego szczęścia, który przecież słyszał te wszystkie moje modlitwy o dobrego męża. Wchodząc z Nim w dialog, wiedziałam, że uzyskam najlepszą odpowiedź.
Pewnie nie odpowiedziałam konkretnie na twoje pytanie: „Co dalej – jeśli On jest niewierzący?”. Bo to nie ja mam ci na nie odpowiedzieć, tylko Ten, który „przenika i zna cię”. Miej odwagę zadawać Mu konkretne pytania i zaufaj Mu. Jedno jest pewne – nie ma przypadków.

....

Jest to jednak bardzo trudne i nie polecamy tak na hop siup malzenstw miedzywyznaniowych. Jest to balansowanie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:14, 04 Sie 2018    Temat postu:

Randkowe BHP. Poznaj je dla własnego bezpieczeństwa
Zuzanna Górska-Kanabus | 18/07/2018
Udostępnij
Jeżeli randka okaże się nieprzyjemna, dużo łatwiej jest ją zakończyć będąc w miejscu publicznym. A w przypadku gdybyś poczuła się zagrożona, masz szansę poprosić o pomoc inne osoby.
dy chodzisz na randki, ważne jest, abyś robiła to mądrze (o czym pisałam w innym tekście), ale też żebyś robiła to bezpiecznie i miała wsparcie.
Do randek mają zastosowanie podstawowe zasady bezpieczeństwa, które stosujesz, a przynajmniej mam nadzieję, że tak jest, wobec wszystkich nieznajomych, czyli:
Nowo poznanym osobom nie podajesz dokładnego adresu zamieszkania, miejsca pracy itp.
Poznajesz nowego chłopaka, praktycznie nic o nim nie wiesz, więc nie masz pewności, czy będziesz chciała kontynuować tę znajomość. Może się zdarzyć tak, że ty będziesz chciała zakończyć znajomość po drugiej czy trzeciej randce, a chłopak będzie zdeterminowany i zacznie cię nachodzić. Takie sytuacje są rzadkie, ale się zdarzają. Zatem nie ujawniaj za szybko tego, gdzie dokładnie mieszkasz.
Umawiaj się w publicznych miejscach
Niby oczywiste, ale gdy jesteś podekscytowana randką, to możesz o tym zapomnieć. Zapraszanie do domu czy w odludne miejsca to nie są dobre propozycje na pierwsze randki.
Jedna z moich klientek na wakacjach poznała chłopaka. Umówili się na spacer wieczorem po plaży. Była to dla niej romantyczna perspektywa. Gdy się spotkali, okazało się, że na plaży praktycznie nikogo nie ma. Chłopak okazał się bardzo w porządku i zachowywał się całkowicie poprawnie. Jak sama później mówiła, nic z jego strony jej nie zagrażało, ale ona tak się zestresowała tym, że praktycznie go nie zna i jest z nim w dość opustoszałym miejscu, że nie miała żadnej przyjemności ze spaceru. Za to w głowie przypominały jej się wszystkie filmy o psychopatach. Tak naprawdę chciała jak najszybciej uciec i zakończyć randkę.
Jeżeli randka okaże się nieprzyjemna, dużo łatwiej jest ją zakończyć będąc w miejscu publicznym. A w przypadku gdybyś poczuła się zagrożona, masz szansę poprosić o pomoc inne osoby.
Wybieraj popołudniowe lub wczesnowieczorne godziny na spotkania
Na spotkania w tygodniu dobre są godziny po pracy lub wczesnowieczorne np. 19 czy 20. Propozycja randki, powiedzmy o 22 czy 23, nie jest dobrym pomysłem. W weekendy też unikaj spotkań w późnych godzinach.
Randkowy numer telefonu
Niektórzy zalecają, aby mieć specjalny numer telefonu, który będziesz podawać nowo poznawanym mężczyznom. Wtedy, gdy trafisz na kogoś nękającego cię esemesami, łatwo go odciąć przez zmianę numeru. Brzmi to rozsądnie, choć przyznam, że ja sama nie stosowałam tego rozwiązania. Przez to, że prowadzę bloga i coaching, mój numer telefonu dość łatwo znaleźć w internecie.
W moim wypadku randkowy numer telefonu byłby dodatkowym kłopotem. Jednak jeżeli twój numer telefonu nie jest dostępny publicznie, to warto zastanowić się, czy opcja randkowego numeru telefonu nie jest dla ciebie dobrym rozwiązaniem.
Te cztery punkty nie wyczerpują wszystkich zasad bezpieczeństwa, ale są takim minimum, o którym warto pamiętać. Inne równie oczywiste zasady, to m.in. nie wsiadaj do samochodu nieznajomego czy nie pożyczaj pieniędzy. Myślę, że zamiast tworzyć długą listę zasad, najlepiej kierować się zdrowym rozsądkiem.

...

Szczegolnie znajomosc z internetu bo oczywiscie nie ze szkoly czy z naszego miasteczka. Anonim to moze byc przyneta do wszelkich zlych celow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:38, 05 Sie 2018    Temat postu:

W tej rodzinie od 120 lat panny młode biorą ślub w tej samej sukni!
Marzena Devoud | 24/07/2018
Udostępnij
Nie było to łatwe. Kiedy Abby, która mieszka w Pensylwanii, dostała suknię, okazało się, że kreacja była w bardzo złym stanie. Potrzeba było 200 godzin pilnej pracy stylistki, aby przywrócić sukni dawną świetność.
Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię
iemal wszystkie kobiety marzą o jedynej i wyjątkowej sukni ślubnej. Założonej pierwszy raz, zaprojektowanej i uszytej specjalnie na tę okazję… Ale nie każda panna młoda tak uważa.
Za tą dawną suknią ślubną kryje się piękna rodzinna opowieść. Inaczej niż większość, Abby Kingston nie marzyła o unikalnej kreacji na najpiękniejszy dzień swojego życia. Nie – wolała wybrać wspaniałą suknię odziedziczoną po kobietach z jej rodziny. W ten sposób zachowała ponad 120-letnią rodzinną tradycję – w tym czasie jedenaście panien młodych założyło do ślubu tę właśnie suknię.
Nie było to łatwe. Kiedy Abby, która mieszka w Pensylwanii, dostała suknię, okazało się, że kreacja była w bardzo złym stanie. Potrzeba było 200 godzin pilnej pracy stylistki, aby przywrócić sukni dawną świetność.
Poprzednia panna młoda powiedziała „tak” w tej sukni w 1991 roku. Potem, zgodnie z rodzinną tradycją, miała przechować strój ze wszystkimi koniecznymi środkami ostrożności, by później przekazać go następnemu pokoleniu.
Przez te 120 lat detale sukni były kilka razy nieznacznie modyfikowane. Od linii dekoltu po długości trenu, każda z panien młodych zostawiała ślad swojego gustu. Tak więc, koronki dodano w 1982 roku… Jeśli chodzi o Abby Kingston, nie chciała nic zmieniać, tylko przywrócić sukni blask godzien wspaniałej historii.

...

Ciekawa tradycja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:59, 05 Sie 2018    Temat postu:

Ty randkujesz, oni cię wspierają. Dobrze, żebyś miała obok takie osoby!
Zuzanna Górska-Kanabus | 25/07/2018
Udostępnij
Warto, żebyś ty też poszukała swojej drużyny pierścienia lub inaczej grupy wsparcia. Wybierając jej członków warto, abyś kierowała się kilkoma zasadami.
Ludzie, na których możesz liczyć
W randkowaniu czasem trudno zachować zdrowy rozsądek. Pamiętam, jak sama pod wpływem ekscytacji planowałam, a nawet robiłam rzeczy, które były głupie lub mocno ryzykowne. Na szczęście miałam wokół siebie ludzi, którzy wspierali mnie w okresie randkowania. Ich pomoc nie ograniczała się do przysłowiowego poklepywania po ramieniu i ocierania łez. Przez to, że znali mnie dobrze, m.in. moją przeszłość czy ukryty schemat, według którego najczęściej wybierałam mężczyzn, potrafili powiedzieć mi uważaj, gdy angażowałam się w nie rokującą (z ich perspektywy) relację. A także powiedzieć wprost, gdy uważali, że głupio postępuję.
Moja drużyna, czy inaczej grupa wsparcia, składała się z czterech osób: Kasi, Piotra, Sebastiana i Agnieszki. Z Kasią i Sebastianem byliśmy w podobnej sytuacji – szukaliśmy tego Jedynego/ Jedynej. Agnieszka była mężatką, a Piotr – zakonnikiem. To, że byli tak różnych stanów, było bardzo cenne i pomocne.
Z Kasią i Sebastianem rozmawialiśmy o naszych sukcesach, porażkach, lękach i trudnościach. Wymienialiśmy się pomysłami, gdzie można się wybrać. Wspieraliśmy się w momentach, gdy traciliśmy nadzieję. Dzieliliśmy się inspiracjami i wiedzą. Sebastian służył nam radą i tłumaczył męski sposób myślenia. Dzięki niemu z Kasią trochę lepiej rozumiałyśmy zachowania niektórych chłopaków.
Agnieszka i Piotr byli gotowi dawać mi wsparcie i wysłuchiwać mnie, gdy byłam podekscytowana perspektywą nowej znajomości lub załamana kolejnym niepowodzeniem. To dzięki nim trudny emocjonalnie okres randkowania było mi łatwiej przejść.
Warto, żebyś ty też poszukała swojej drużyny pierścienia lub inaczej grupy wsparcia. Wybierając jej członków warto, abyś kierowała się kilkoma zasadami.
Osoby, które dobrze cię znają i są tobie życzliwe
Okres randkowania, czyli czas zanim wejdziesz w związek na wyłączność (a później narzeczeństwo i małżeństwo) to czas wzlotów i upadków, nadziei i rozczarowań. W okresie randkowania otaczaj się życzliwymi ludźmi. Takimi, którzy będą cię wspierać, dodawać skrzydeł, wzmacniać nadzieję. Unikaj tych, którzy mają tendencję do krytykowania i czarnowidztwa.
Ludzie z mojej drużyny dobrze mnie znali, dzięki czemu dostrzegali, gdy wpadałam w jakiś niesłużący mi schemat działania (np. ucieczkowy czy lękowy). Ty też poproś o pomoc osoby, które dobrze znają twoją historię. Jako obserwatorzy z boku mogą cię ostrzec, że np. powielasz ukryty schemat wyboru mężczyzny, ale i wspierać.
Nie obawiaj się korzystać z pomocy specjalistów
Czasem w działaniu blokują nas lęki, a czasem po prostu nie wiemy jak coś zrobić. Jeżeli masz niskie poczucie własnej wartości lub borykasz się ze zranieniami z przeszłości, to warto, abyś skorzystała z pomocy psychoterapeuty.
Jednak może być tak, że po prostu nie wiesz np. jak się zachować na pierwszej randce, jak budować dobre relacje. Wtedy warto skorzystać z pomocy psychologa lub coacha. Czasem wystarczy dosłownie kilka spotkań, aby nabrać pewności siebie i zacząć skutecznie działać. Obecnie na rynku jest wiele osób, które chętnie ci pomogą. Wybierając specjalistę, kieruj się jego doświadczeniem oraz wyznawanymi wartościami.
Osoby, przy których czujesz się bezpiecznie i jesteś gotowa szczerze z nimi rozmawiać oraz odsłonić się
Wybierając ludzi do swojej grupy wsparcia, kieruj się też tym, jak przy nich się czujesz. Jeżeli masz być z nimi szczera (a tylko taka postawa ma sens), to musisz czuć się przy nich na tyle bezpiecznie, aby otwarcie z nimi rozmawiać. W końcu będziesz się z nimi dzieliła sprawami, przemyśleniami i wydarzeniami, w obszarze których jesteś bardzo wrażliwa i podatna na zranienie.
Osoby, które mają czas oraz mogą i chcą go tobie poświęcić
Osoby z twojej grupy wsparcia powinny mieć czas na wysłuchanie ciebie, bycie z tobą, rozmowę. Wybierając je, bądź realistką. Być może chciałabyś poprosić o pomoc swoją przyjaciółkę, której właśnie urodziło się drugie dziecko. Ona zapewne będzie chciała cię wspierać, ale nie będzie miała na to za dużo czasu. Dlatego tworząc swoją drużynę, weź pod uwagę, czy dana osoba, ze względu na swoje obowiązki życiowe, będzie miała czas i przestrzeń na wspieranie ciebie. Jeżeli nie jesteś pewna, to zapytaj ją wprost.
Na koniec pamiętaj proszę, że to nie muszą być osoby w takiej samej sytuacji jak ty. Mogą to być zarówno inne osoby samotne, ale też małżonkowie i osoby duchowne. Różnorodność doświadczeń i stanów może być bardzo cenna.

..

Naprawde pomoc duchowa potrzebna jest we wszystkim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:15, 09 Sie 2018    Temat postu:

Ojciec Dolindo do żon: mąż to pierwsza dusza, którą musisz zdobyć dla Jezusa Obraz Marlena Bessman-Paliwoda | 21/07/2018
Udostępnij
Być żoną oddaną Jezusowi – to być kobietą szczęśliwą, spełnioną, przy której inni kwitną. I ani małżeństwo, ani macierzyństwo nie musi „przeszkadzać aktywności” zawodowej, społecznej. To drugie z kolei nie wyklucza bycia wspaniałą żona i matką.
Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię
o poczytności tekstu „ojciec Dolindo do mam: zaniedbania nadrabiaj modlitwą” (czytaj tutaj ) widać, że nam, kobietom, matkom i żonom, potrzeba treści duchowych tylko dla nas, takich, których nie musimy skrajać na miarę, ale mamy je już podane. Niestety, mało w końcu jest takich treści, które nie budzą w nas kobietach buntu – nie takiego spowodowanego brakiem pokory, ale wciskaniem nas w role, jakich pełnić nie jesteśmy w stanie.
O. Dolindo też może budzić bunt wówczas, kiedy będziemy myśleć o małżeństwie, że to tylko ja jako kobieta „muszę”. Doskonale rady włoskiego kapłana można przypisać do panów. Nie ukrywajmy jednak: zacznijmy od wymagania od siebie, a potem od reszty świata. Trudne, ale przykład świętych i wielu ludzi wokół pokazuje mi samej, że warto właśnie tak zacząć – z wiarą w Bożą łaskę.

...

Malzonka tez prowadzisz do Jezusa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:11, 09 Wrz 2018    Temat postu:

Największy ruch małżeński w Kościele. To stąd ks. Blachnicki czerpał inspirację
Agnieszka Huf | 27/08/2018
SZCZĘŚLIWE MAŁŻEŃSTWO
Pexels | CC0
Udostępnij 352
„Kilka tygodni po ślubie pojechaliśmy do Lourdes na międzynarodowe spotkanie Ruchu. Widziałam tam parę staruszków. Szli, trzymając się za ręce. Na pierwszy rzut oka było widać ich ogromną radość. Pomyślałam wtedy – jeśli to jest efekt bycia w Ruchu, to ja też tak chcę! Marzę, żeby moje dzieci były kiedyś tak szczęśliwe, jak ja”.

Kiedy w lutym 1939 roku w paryskim mieszkaniu cztery młode małżeństwa spotkały się z ks. Henrim Caffarelem, nikt nie przypuszczał, że rozpoczyna się historia najpotężniejszego ruchu małżeńskiego w Kościele katolickim. Mieli jeden cel: odkryć, jak swoją miłość małżeńską przeżywać w łączności z Bogiem. Dziś około 68 000 par małżeńskich w dziewięćdziesięciu dwóch krajach świata idzie ich śladami, tworząc Equipes Notre-Dame (czyt. ekip notr dam).


Czytaj także:
Sprawdź, do jakiej wspólnoty pasujesz. Albo i nie!
Maria i Krzysztof Siudzińscy z Rybnika z Ruchem związali się od pierwszych chwil małżeństwa. „To była transakcja wiązana – śmieje się Krzysiek. – Razem z żoną dostałem w posagu Ekipy”. Rodzice Mai stworzyli jedną z pierwszych ekip, gdy Ruch w 2001 roku zagościł w Polsce. Nastoletnia wówczas Maja dorastała, obserwując jak formacja zmienia jej rodziców. Kiedy związała się z Krzysztofem, zdecydowali, że swoje małżeństwo chcą budować w oparciu o tę samą duchowość.



Punkty wysiłku
„Equipes Notre-Dame ma za podstawowy cel pomagać małżeństwom w dążeniu do świętości. Ani więcej, ani mniej”. Te słowa ks. Henriego Caffarela do dziś stanowią fundament Ruchu. Swój cel małżonkowie starają się osiągnąć, realizując tzw. punkty wysiłku.

Należą do nich: modlitwa osobista, małżeńska i rodzinna, comiesięczne spotkania Ekipy, „reguła życia” – praca nad konkretną cechą, którą należałoby w sobie zmienić, „zasiądźmy razem”, czyli rodzaj małżeńskiego dialogu oraz coroczny udział w rekolekcjach.

Punkty wysiłku do złudzenia przypominają zobowiązania podejmowane przez członków Domowego Kościoła – rodzinnej gałęzi ruchu Światło – Życie. To nie przypadek – ks. Franciszek Blachnicki wzorował się na Ekipach, opracowując podstawy działania tzw. Oazy Rodzin (Kościół Domowy).

Ruch zbudowany jest z Ekip, liczących 3-7 małżeństw, gromadzących się co miesiąc w obecności kapłana. Centralnym punktem spotkania jest modlitwa, jest też czas na posiłek i dzielenie się owocami formacji minionego miesiąca. W Ekipach zawiązują się przyjaźnie, trwające nieraz wiele lat.


Czytaj także:
6 rzeczy, których nauczyłem się dzięki oazie


Zasiądźmy razem + wspólna modlitwa
Jeden wieczór w miesiącu małżonkowie rezerwują na realizację kolejnego punktu wysiłku, nazwanego „zasiądźmy razem”. Wtedy w atmosferze modlitwy rozmawiają o tym, co dla ich małżeństwa jest ważne. Dzielą się radościami i smutkami, podejmują ważne decyzje.

„To taki czas, kiedy wiem, że to, co powiem, zostanie przyjęte. Nawet trudne sprawy da się poruszyć bez oceniania czy złości” – mówi Maja.

„Staramy się rozmawiać o tym, co dobre, ale nie unikamy też mówienia o własnych zranieniach. Dzięki tym spotkaniom lepiej poznaję moją żonę, wiem, co jest dla niej ważne, a co w moim zachowaniu ją boli. Dostaliśmy narzędzie, które pozwala nam na bieżąco naprawiać nasze trudności” – dodaje Krzysiek.

A Maja z filuternym uśmieszkiem zaznacza, że niektóre z małżeńskich spotkań po 9 miesiącach znajdują finał się na sali porodowej.

Jednym z większych wyzwań dla małżonków jest wspólna modlitwa. „Przez 28 lat życia modliłem się sam – wspomina Krzysiek. – Relacja z Bogiem była dla mnie tak intymna, że nie wyobrażałem sobie, jak mogę wpuścić do niej kogokolwiek innego, nawet żonę. A teraz widzę, jak bardzo nas to jednoczy”.

Forma modlitwy jest dowolna – może to być wspólne odmówienie różańca czy nieszporów, modlitwa spontaniczna czy nawet adoracja w ciszy – byle razem, w jednym Duchu. Oprócz tego, co wieczór klękają do modlitwy razem z dziećmi.



Formacja: to nie przedszkole
Formacja w Ruchu nie jest łatwa – nie bez kozery zobowiązania noszą nazwę punktów wysiłku. Bo i sporo wysiłku jest potrzebne, aby wytrwać w codziennej modlitwie, konsekwentnie realizować podjętą regułę życia czy tak układać wiecznie przepełniony kalendarz, aby znaleźć czas na comiesięczne spotkanie.

„To nie jest przedszkole dla dorosłych” – cytują słowa założyciela. Co więc sprawia, że od dwunastu lat podejmują ten trud? „Widzę konkretne owoce. Jesteśmy normalnym małżeństwem i zdarzają nam się różnice zdań. Tylko umarli i zobojętniali się nie kłócą – opowiada Krzysiek. – Ale cokolwiek działo się w ciągu dnia, wieczorem mamy uklęknąć do wspólnej modlitwy. A nie da się modlić z sercem pełnym złości. Wszystkie konflikty musimy rozwiązywać na bieżąco, dzięki czemu nie ma u nas cichych dni”.

Maja podkreśla, jak bardzo ich obecność w Ruchu wpływa na całą ich rodzinę: „Niektórzy zarzucają, że Ekipy nie zajmują się dziećmi – maluchy nie biorą udziału w spotkaniach, nie ma dla nich oddzielnej formacji. Ale kiedy dzieci widzą modlących się rodziców, widzą ich miłość i wiarę realizującą się w codzienności, same odkrywają swoją drogę do Boga. Widzę to w czasie modlitwy rodzinnej – mój 5-letni syn modlił się niedawno, żeby umiał jeszcze lepiej kochać Kościół. Chłopcy są ministrantami, Hania chce dołączyć do Dzieci Maryi. Nie byłoby tego, gdyby nie nasza formacja”.



Szczęśliwe małżeństwa, szczęśliwe dzieci
„Dla wielu ten ruch jest nieatrakcyjny – tu nie ma wielkiego show, emocji – mówi Krzysiek. – Wielu rezygnuje, myśląc, że nic się tu nie dzieje. Tymczasem to, co najważniejsze, odbywa się pomiędzy małżonkami, w sposób nieuchwytny”.

A Maja dodaje: „Kilka tygodni po ślubie pojechaliśmy do Lourdes na międzynarodowe spotkanie Ruchu. Widziałam tam parę staruszków – mieli pewnie koło 90 lat. Szli, trzymając się za ręce. Na pierwszy rzut oka było widać ich ogromną radość. Pomyślałam wtedy – jeśli to jest efekt bycia w Ruchu, to ja też tak chcę! Marzę, żeby moje dzieci były kiedyś tak szczęśliwe, jak ja”.

...

Warto umacniac malzenstwo i w ten sposob.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 7 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy