Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Miłość i małżeństwo .
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:19, 25 Sty 2018    Temat postu:

STYL ŻYCIA
Jak być wspaniałym mężem? Jest coś ważniejszego od tego, co powinieneś…
Marcin Gomułka | 25/01/2018

@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Udostępnij 2 Komentuj 0
Jednym z największych błogosławieństw dla mojego życia i małżeństwa był moment, w którym zdałem sobie sprawę z tego, że dużo ważniejsze od tego, co powinienem jest to, czego potrzebują ci, których kocham.

Postawienie potrzeb nad powinnościami na pierwszy rzut oka wygląda na niezbyt udaną prowokację. Dla chłopaka wychowanego w tradycyjnej, katolickiej rodzinie taki paradygmat ociera się wręcz o bluźnierstwo. Wiele lat zajęło zanim zrozumiałem, że tylko w ten sposób mogę mieć życie w obfitości.



Zasady są po to, aby ich przestrzegać
Zawsze słyszałem i zewsząd nadal słyszę, jaki „powinienem” być, które cechy mojego charakteru działają na moją korzyść, a nad jakimi powinienem pracować. Zarówno jako człowiek, mąż, ojciec, ale również jako chrześcijanin, katolik. Taki sposób myślenia stworzył w mojej głowie ideały, którym – mimo usilnych prób – ostatecznie nie jestem w stanie sprostać.

Dzisiaj wiem, że wzorce – skądinąd warto jakieś mieć – nie są najważniejsze. Przeglądając się w historii mojego życia, wyglądam śmiesznie za każdym razem, gdy buntuję się przeciwko prawdzie, że człowiek chce jedynie kochać i być kochanym.

I choć z pozoru te słowa brzmią banalnie, a przez wiele lat wycierałem sobie nimi spoconą od udawania twarz „wiecznego chłopca”, to w mojej codziennej walce o najlepszą wersję siebie, na pierwszym miejscu bardzo chcę stawiać miłość i pragnienie jedności z żoną. To właśnie potrzeby mojej rodziny są rzeczywistością, wobec której wszystkie pozostałe „powinności” bledną.

Czytaj także: Twój mąż świetnym tatą? Oto 9 pomysłów, jak możesz go w tym wesprzeć


Czy sakrament „załatwia” wszystko?
Jako katolik urodzony w Polsce, gorliwie służący Bogu, doskonale wiem, o co chodzi w małżeństwie. Sakramentalny znak miłości Chrystusa i Kościoła to dla mnie nie tylko bezduszna teologia. To jednocześnie jedna z tych powinności, którą czasami ciężko mi dźwigać na słabych barkach. Nawet wtedy, kiedy w moim sercu głęboko zakorzenione jest doświadczenie spotkania pod Damaszkiem.

Przez krótki czas naiwnie sądziłem, że dzięki sakramentowi małżeństwa, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stanę się silniejszy, bardziej męski, odpowiedzialny i mądry (katalog tak naprawdę nie ma końca).

Czy zatem sakramentalne „tak” wystarcza, by żyć długo i szczęśliwie? Nie. Oczywistą rzeczą jest, że w momencie ślubu otrzymaliśmy od Boga wielką łaskę, jednak sakrament małżeństwa nie działa magicznie i z dnia na dzień nic nie stanie się prostsze niż jest, jeśli nie wykonamy określonej pracy. Bez trudu codzienności, nici z mojego „otwartego serduszka”.

Czytaj także: Czym jest szczęście i co Ci daje w życiu radość?


Nigdy nie jest za późno
Być może się mylę, ale mam wrażenie, że w Kościele ciągle zbyt rzadko mówi się o małżeństwach, do małżeństw. Nie chodzi o doktrynę, tylko o prowadzenie. Nie ma za wiele przestrzeni, by porozmawiać z nimi o ich wierze, trudach w codziennym przeżywaniu komunii (lub jej braku) z Bogiem. O ich dążeniu do jedności, o „domowych” sposobach na świętość. O przedkładaniu potrzeb nad powinności. Jeśli my, zanurzeni w mistycznym ciele Chrystusa, nie potrafimy wchodzić w małżeństwo, jak mają poradzić sobie „niedzielni katolicy”?

Jeden z duszpasterzy zwykł mawiać: „Kiedy przychodzą do mnie młodzi małżonkowie i mówią, że małżeństwo im się nie udało, odpowiadam: Macie jeszcze jakieś pięćdziesiąt lat, żeby uczyć się wspólnego życia!”. Słowem: nigdy nie jest za późno! Nigdy nie jest za późno, by zacząć, może pierwszy raz w życiu, pracę nad relacją! Nigdy nie jest za późno, by na nowo oddać wszystko pod Jego stopy. Wreszcie, nigdy nie jest za późno, by zacząć żyć łaską sakramentu!



Dać miłość i przyjąć miłość
(Ef 5, 22;25) Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie.

Święty Paweł doskonale pojął istotę małżeństwa. Miłować żonę to nic innego, jak stawiać jej potrzeby nad własne. Być poddaną mężowi to z kolei ciągła gotowość (wbrew pozorom, to nie takie proste) żony do przyjmowania miłości męża. O co bowiem chodzi w małżeństwie, jeśli nie o wzajemne obdarowywanie prowadzące ich do jedności?

Im dłużej jestem mężem, tym intensywniej odkrywam, na czym polega zwyczajna codzienność prowadząca do świętości. Dlatego jestem przekonany i Bogu dziękuję za jedno z największych błogosławieństw dla mojego życia i małżeństwa – moment, w którym zdałem sobie sprawę z tego, że dużo ważniejsze od tego, co powinienem jest to, czego potrzebują ci, których kocham.

...

Oczywiscie dbanie o drugiego nie o siebie przelamuje egoizm. I o to chodzi! A nie zeby pasc z przepracowania byle on mial dobrze. Odpoczywac trzeba leczyc sie itd. Tylko egoizm musi zniknac.

A tu przepiekne zdjecie! Szkoda nie wkleric! Ciekawe czy to losowa fotozbieranina czy prawdziwe malzenstwo? Ale w sumie wyraz artystyczny sie liczy! I jest pelny sukces.Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 19:20, 25 Sty 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:06, 26 Sty 2018    Temat postu:

kocha? Oto odpowiedź
Maciej Jabłoński | 26/01/2018

Dani Vivanco/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Mężczyzna, kiedy kocha, to okazuje to pewnymi działaniami i „znakami”. Jeśli nauczysz się je wyłapywać i rozpoznawać, to będziesz już o krok od uzyskania odpowiedzi na powyższe pytanie.

Każda kobieta chociaż raz w życiu zadała sobie pytanie: „Czy on mnie kocha?”. Jeśli obecnie właśnie Ty sobie je zadajesz, to postaram się na nie odpowiedzieć na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji.

Otóż mężczyzna, kiedy kocha, to okazuje to pewnymi działaniami i „znakami”. Jeśli nauczysz się je wyłapywać i rozpoznawać, to będziesz już o krok od uzyskania odpowiedzi na powyższe pytanie.

To, co za chwilę przeczytasz, nie dotyczy w takim samym stopniu każdego mężczyzny ani każdego związku, ale jeśli mężczyzna naprawdę Cię kocha, to powinien w dowolnej konfiguracji przejawiać następujące „objawy”:



Czas z Tobą jest dla niego priorytetem
Czas jest „walutą” relacji, której nie da się rozwijać nie inwestując w nią i nie stawiając chwil spędzanych z ukochaną ponad inne czynności. Jeśli Twój oblubieniec stawia pójście z Tobą na zakupy ponad wypad na zimne piwo z kolegami, a wspólne wieczorne oglądanie zdjęć ponad mecz ukochanej drużyny*, to wiedz, że jest coś na rzeczy!

*i pamiętaj, że NIE oznacza to, że nie będzie on realizował swoich pasji, a znajomych będzie widywał tylko na Facebooku. Co to to nie, natomiast jeśli Cię kocha, to nie będzie nadawał powyższym rzeczom priorytetu i stawiał ich ponad Ciebie.

Czytaj także: Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej staje się dla nas piękny


Ochrania Cię (fizycznie, emocjonalnie, werbalnie, duchowo)
Mężczyźni mają zakodowane głęboko w DNA bycie obrońcami. Mamy instynktowne, dane nam przez Boga pragnienie ochrony tych, których kochamy. I ta ochrona to coś dużo więcej, niż tylko protekcja fizyczna. Jeśli mężczyzna naprawdę kocha, to będzie chciał chronić Twoje serce (będziesz otoczona Jego modlitwą) i Twoją reputację (będzie stawał w Twojej obronie, kiedy ktoś będzie źle o Tobie mówił).



Wydobywa z Ciebie to, co najlepsze
Jeśli Twój mężczyzna naprawdę Cię kocha, to nawet jeśli nie zgadzacie się w niektórych kwestiach, będzie komunikował się z Tobą z szacunkiem i troskliwością. Będzie starał się być Twoim największym kumplem, a nie największym krytykiem*.

*kochający mężczyzna chce być tym, który ociera Ci łzy, a nie tym, który je wyciska.



Konsekwentnie okazuje swoje zobowiązanie wobec Ciebie
Miłość jest wyborem i zobowiązaniem wobec drugiej osoby. Jeśli Twój mężczyzna Cię kocha, to będzie chciał, żebyś wiedziała, że „nigdzie się nie wybiera” i nie opuści Cię, kiedy sprawy potoczą się nie po jego myśli. Kochający mężczyzna chce, żebyś wiedziała, że nie musisz ukrywać przed nim swoich słabości i gorszych cech, ponieważ zna je i pomimo to, zostaje z Tobą! Jeśli Cię NIE kocha, to zawsze będzie „niejasny” na poziomie jego zaangażowania w relację.

Czytaj także: Czy powinniśmy się rozwieść, bo już nie czujemy się kochani?


„Kocham Cię” – będzie mówił słowami, czynami i konsekwencją
W zasadzie wszystko sprowadza się do tego – jeśli naprawdę Cię kocha, to będzie to pokazywał poprzez konsekwencję i spójność w słowach i działaniach.

Droga Czytelniczko, jeśli zauważasz, że któregoś z powyższych „objawów” brakuje u Twojego mężczyzny, porozmawiaj z nim o tym – może doprowadzić to do pozytywnego przełomu w Waszym związku.

...

Problemem raczej nie jest rozpoznanie milosci! Ktoz nie pozna tego? Raczej oszukiwanie sie! Chce zeby kochal to musi kochac! I juz! Nie mozna swoich pragnien traktowac jak rzeczywistosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:38, 27 Sty 2018    Temat postu:

co
Zyta Rudzka | 27/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Podejrzliwość niszczy małżeństwo tak samo, jak niewierność.

Spotkałam dawnego znajomego, który wyemigrował do Australii, a teraz przyjechał na kilka tygodni do kraju. Miałam jego aktualne zdjęcie na portalu społecznościowym, ale kiedy go zobaczyłam oniemiałam. W ciągu tygodnia z szatyna przyprószonego nobliwą siwizną, zrobił się platynowy blondyn. Spalone włosy i wyraźna egzema na czole. Żal było patrzeć.

– Co się stało?! To jakaś alergia?

– Nie, nic, wydukał zmieszany. – Przed wyjazdem, żona powiedziała, że skoro mam spotkać się z przyjaciółmi z młodych lat, to musi o mnie zadbać. Uważała, że te siwe włosy bardzo mnie postarzają.

– Ale dlaczego użyła aż tyle perhydrolu? – zapytałam chyba niezbyt taktownie. – To chyba blond Marilyn Monroe?

Poczerwieniał:

– Mogłem to przewidzieć. Bo wiesz, ona jest o mnie taka zazdrosna.
Zrozumiałam, że nie o odmłodzenie tu chodziło, ale o oszpecenie. Ta historia mogłaby być całkiem wesołą anegdotą, gdyby nie cierpienie dwojga bohaterów.



Zazdrość prowadzi na manowce
„Kto nie jest zazdrosny, nie kocha” – wyznał święty Augustyn. Nie ma miłości bez zazdrości – ale jak we wszystkim, tu również ważny jest umiar. W nadmiarowej podejrzliwości więcej jest bólu niż zamaskowanego zachwytu.

Jakaś kobieta spojrzała z błyskiem w oku na Twojego męża, a on wcale się nie speszył i przytrzymał spojrzenie. Robisz maleńką awanturkę, która jest nawet seksowna. Poczuł, że kochasz. Że Ci zależy. I już, paradoksalnie, jesteście bliżej siebie niż dalej.

Ale takie naturalne i urocze igiełki zazdrości, mogą nie wiadomo kiedy przemienić się w siłę, którą trudno będzie kontrolować. W imię miłości można przecież robić całkiem złe rzeczy: przeszukiwać kieszenie i komórkę męża, łamać hasło jego skrzynki mailowej. – To imię naszego psa! Jaki on głupiutki!

Obsesyjnie kontrolując męża, łatwo o utratę panowania nad swoim życiem. Nadmierna czujność zabiera energię i radość z bycia we dwoje, deformuje życie małżeńskie. Kiedy nie ma powodów do zazdrości, wyobraźnia potrafi je wyprodukować.

Czytaj także: Podejrzewasz męża o zdradę? Zanim spakujesz mu walizki, przeczytaj ten tekst


Niszczycielska siła zazdrości
Postrzeganie drugiej osoby jest zniekształcone. Każdy gest, spojrzenie, nowy dodatek do garderoby, inne słowo, grymas, wszystko nabiera nowych, dodatkowych znaczeń, które podsycają ból.

Nie chce ze mną rozmawiać – jest źle.

Nagle chce ze mną rozmawiać – pewnie ma coś na sumieniu.

Jest jakiś zadowolony – myśli teraz o innej.

Jest smutny – nie wie, jak się wyplątać z małżeństwa.

Pocałował mnie jakoś bardziej czule – no tak, wynagradza mi. Jest mu mnie żal, bo nawet nie wiem, że on kocha inną.
Chorobliwa zazdrość wytwarza podejrzenia ze wszystkiego. Za mocno dziś się wyperfumował, przyszedł dziwnie smutny jakiś albo zbyt wesoły, kupił mi kwiaty, już mi nie kupuje kwiatów.

Zazdrośnica męczy się swoimi podejrzeniami, ale sobie nie odpuszcza. Niepewna, napięta, rozgorączkowana, w silnym stresie, niepewności, poczuciu niższości, skrzywdzeniu. Szuka dowodów na swoją mękę, bo to ma przynieść jej ulgę:

A nie mówiłam!

Ale ulgi nie ma. Szpiegowanie nie ma końca, i cierpienie nie ma końca.

Czytaj także: Miłość nie unosi się pychą. Klucz do lepszego życia w małżeństwie


Zazdrość ma swoją logikę
Zazdrość nie leczy się zapewnieniami: – Kochanie, kocham tylko ciebie! Zazdrośnik nie potrzebuje dowodów miłości, potrzebuje terapii. I to nie terapii małżeńskiej, żeby sobie wyjaśnić to i owo.

Zazdrosna osoba potrzebuje terapii indywidualnej. Musi uporać się ze sobą. Dopiero potem może budować zdrowe małżeństwo.

Zazdrośnicy żyją w zapętlonych myślach. Wszystkie napędzane są cierpieniem, że jest się niekochanym, odrzuconym, gorszym, wykorzystanym.

Osoba zazdrosna potrzebuje pracy nad sobą, a dopiero potem może budować zdrowa bliskość.

Zobaczyć, że napięcie wewnętrzne nie jest reakcją na zachowanie męża czy żony. Zrozumieć, że wcale nie poczuję się lepiej, jak będę drugą stronę skuteczniej nadzorować.

Poczuję się lepiej, jak zacznę rozumieć siebie. Odnajdę dostęp do kłębowiska własnych uczuć. Odzyskam kontrolę nad swoimi emocjami, a nie nad osobą, którą kocham.

Czytaj także: Kocham czy lubię? Jedno i drugie!


Zazdrość karmi się zaniżonym poczuciem własnej wartości
Jestem zazdrosna, bo kiedyś byłam zdradzona, oszukana, ośmieszona. Albo jako dziecko byłam świadkiem odejścia ojca do innej kobiety. Widziałam cierpienie mojej matki. Jej bezbronność, kruchość.

Czasami ogólny poziom lęku i niepewności sprzyja nadmiernej kontroli męża.

I może on być kompletnie nieatrakcyjny i wierny jak psina, ja i tak w mojej głowie zrobię z niego amanta, co uwielbia kobiety! Do czegoś przecież ta wyobraźnia musi mi się przydać. I już kocham namiętnie. Zieję zazdrością, bo ja tak go kocham. I nawet nie widzę, że ten ogień nie tyle podsyca namiętność, co wszystko pali i niszczy.

Zazdrość często używana jest jako środek profilaktyczny. Lepiej na nic mu nie pozwolić, niż potem żałować, że się było za dobrą.

Nieustanne inwigilowanie, robienie awantury, że on się obejrzał za kimś, z kimś na przyjęciu za długo rozmawiał, z dziwnym uśmieszkiem przepuścił w drzwiach jakąś kobietę – te wszystkie wątpliwości, pretensje i żale – to również zachowania przemocowe.

Drobne wątpliwości niespiesznie zamieniają się w otwarty konflikt, wrogość i przemoc. Również autoagresję.

Kobieca zazdrość często niszczy ją samą, od środka. Męska zazdrość najczęściej eksploduje. Przybiera formę agresji werbalnej i fizycznej. Badania pokazują, że większość aktów przemocy domowej jest napędzanych zazdrością.

W imię miłości dopuszczamy się bardzo złych rzeczy. Warto o tym pomyśleć, zanim znowu powiemy skruszone: – No bo ja cię tak kocham!

Czasami może już być po prostu za późno nawet na najpiękniejsze wyznanie.

...

Podejrzliwosc szpiegowanie tropienie! Istotnie jak to mozna pogodzic z miloscia? Nasjlepszy sposob na rozwalenie malzenstwa! W istocie to brak milosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:16, 06 Lut 2018    Temat postu:

ozmowa. To nie czas na pretensje!
Małgorzata Rybak | 06/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
„Porozmawiajmy” – mówi ona. On na dźwięk tych słów dostaje gęsiej skórki. Nie dlatego, że naoglądał się brazylijskich tasiemców i tam to słowo pada co trzy minuty, zostawiając niewiele miejsca na akcję pomiędzy niekończącymi się konwersacjami. Wszystkie neurony świecą na alarm, bo wie, że „porozmawiajmy” oznacza trudne kwadranse.

Mój mąż nie chce rozmawiać!
Jasne, że są związki, w których oboje lubią ze sobą gadać i robią to długo, często i z przyjemnością. W życiu nasłuchałam się jednak wiele o sytuacjach, w których pragnienie rozmowy ma tylko jedna strona – najczęściej kobieta. Najtrudniejsze są publiczne wyznania żon w obecności mężów, że ona aranżuje wszystko i szuka czasu na dialog, a jemu kompletnie na tym nie zależy.

O dziwo jakoś moje serce staje blisko mężczyzn. Mimo że nie odmawiam kobietom pragnienia tej bliskości, jakiej doświadcza się w rozmowie i skupieniu uwagi na sobie nawzajem. W końcu sama bez rozmowy czuję się jak usychająca roślinka. Między jednak tą potrzebą i jej zaspokojeniem może się wydarzyć coś, co sprawia, że podejmowane próby kończą się bolesnym fiaskiem. Cóż, sama mam na tym polu liczne „zasługi”.

Czytaj także: Jak spędzić walentynki z mężem? Poradnik dla małżeństw ze średnim stażem


Rozmowa – przegląd związku?
Jednym z możliwych scenariuszy porażki jest traktowanie rozmowy jako przestrzeni do (w końcu) wygarnięcia drugiej stronie wszystkich pretensji, i to w sposób niepoddany żadnym zasadom konstruktywnego dialogu. Gdy „rozmowa we dwoje” oznacza sporządzenie drugiemu listy rzeczy, z których się nie wywiązał i oczekiwań, do których nie dorósł, nietrudno się dziwić pragnieniu ucieczki, jakie rodzi się w głowie i sercu mężczyzny.

Druga opcja – to nieustanny przegląd stanu związku. Wtedy czas rezerwowany na dialog wypełnia analiza tego, co u nas nie działa; najczęściej zresztą mająca swój punkt odniesienia w tym, jak ze sobą żyją „inni” – obojętnie czy żywi, czy modelowi. Relacja wówczas staje się niekończącym zadaniem, placem budowy, projektem wpisanym do excela. Rozmowa to tak naprawdę omówienie przymusów, które w odczuciu żony zaprowadzą małżeństwo ku wyczekiwanemu szczęściu.

Kolejna ślepa ulica – to ocena. Może nawet dialog zaczyna się dobrze: dzielimy się tym, co w duszy gra. I wtedy on mówi o tym, że marzy o wyprawie rowerowej do Wilna. „Czyś ty zgłupiał?”. „Czy ty w ogóle czasem myślisz o nas?”. „Obiecałeś mi w tym roku wakacje w Chorwacji”. Kończy się dialog, który jest dzieleniem się sobą, a zaczyna się rozprawa sądowa. Do tego jakby nie do końca uczciwa, bo najpierw zdobywamy czyjeś zaufanie, by odkrył coś z siebie, a potem rozpoczynamy serię z messerschmitta w otwartą klatkę piersiową.

Czytaj także: „Nie ma miłości bez zazdrości” – powiadają. I się mylą


Dojrzewanie do dialogu
Wreszcie małe szanse powodzenia ma rozmowa, w której ona oczekuje od mężczyzny, by rozwiązał wszystkie jej problemy. I przerzuca na niego odpowiedzialność za siebie, co staje się dla niego ciężarem nie do uniesienia. Po stronie słuchającego zostaje poczucie winy i niespełniania oczekiwań, po stronie snującego opowieść – ból bycia niezrozumianym.

Obok refleksji nad koniecznością dojrzewania do dialogu, chodziło za mną już od dawna przekonanie, że małżeńskie dialogi potrzebują „odbarczenia”. I choć są tak bardzo potrzebne – dobrze zrobiłoby im zdjęcie z nich ciężaru obowiązku i śmiertelnej powagi. Że przydałby się powrót do lekkości, jaka towarzyszy zakochanym, gdy dopiero nawzajem siebie poznają.

Związkowi może pomóc powrót do czasu, gdy słuchaliśmy drugiego po prostu z ciekawością. Kim jesteś? Czego potrzebujesz? Jakie masz wspomnienia? O czym marzysz? Jeśli buty małżeńskich ról sprawiły, że czujemy się uprawnieni do ocen i informowania o swoich oczekiwaniach, może warto na chwilę z nich wyjść – i przypomnieć sobie, że poślubiliśmy oddzielnego od nas człowieka, który ma swój własny pasjonujący świat. Coś z tego zachwytu może na nowo wrócić. A może zachwyt będzie tym większy?

Myśląc o tym, jak sprzyjać takim dialogom, przygotowałam „Słoik pełen rozmów”. Do słoika wystarczy wrzucić „losy” – w upominku dla Was znajdziecie arkusz z prawie 60 tematami do rozmowy o tym, kim jesteśmy. Można go pobrać TUTAJ. Gdy już mamy kwadrans dla siebie, wystarczy się poczęstować losem ze słoika. Dobrych dialogów!

...

Zdecydowanie rozmowa to nie przedstawienie aktu oskarzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:58, 07 Lut 2018    Temat postu:

Małżeństwo = jedno ciało z dwiema osobowościami
Zuzanna Górska-Kanabus | 07/02/2018

Priscilla du Preez/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Nie ma się co łudzić – żadne z Was się nie zmieni. Nie ulegajcie mitowi, że po ślubie jakoś się to wszystko ułoży. Zamiast tego już dziś uczcie się tolerancji i akceptacji inności. Słuchajcie siebie nawzajem.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Od dziś przez kolejne dni będziemy publikować teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Zawierając związek małżeński w wymiarze duchowym, stajecie się „jednym ciałem”, ale nadal jesteście odrębnymi osobami z różnymi charakterami, temperamentami i cechami osobowości. Właściwe zrozumienie i akceptacja tych różnic są kluczowe dla dobrej komunikacji, a w dłuższej perspektywie dla szczęścia małżeńskiego.



Różnice charakteru są ważne
Często mówi się, że udane małżeństwa tworzą ludzie, którzy mają wspólne fundamenty, wartości i przekonania. Rzeczywiście, podobny sposób postrzegania rzeczywistości, kodeks etyczny czy cele ułatwiają budowanie trwałej relacji.

Jednak tak samo ważna jest częściowa zgodność charakterów. Nie chodzi o to, żeby małżonkowie byli swoimi klonami. To byłoby wręcz niewskazane i mało rozwojowe (a w małżeństwie warto wzrastać). Jednak osoby, które diametralnie różnią się osobowościami, muszą włożyć dużo więcej pracy w zrozumienie i zaakceptowanie tych odmienności.

Czytaj także: On, ona i rozmowa. To nie czas na pretensje!


Przeciwieństwa się przyciągają
W okresie narzeczeństwa fascynują Was różnice. Ty jesteś wizjonerem i marzycielem, a ona jest bardziej pragmatyczna. Myślicie, że doskonale się uzupełniacie. Po części tak, jednak w codzienności może to być męczące. Ty chcesz jej opowiedzieć o swoich pomysłach i planach w perspektywie 10 lat, a ona koncentruje się na tym, co jest tu i teraz. W efekcie ona może uważać, że bujasz w chmurach, a Ty czuć się niezrozumianym. Jeżeli nie wyjdziecie sobie naprzeciw, to bardzo łatwo o nieporozumienie i narastające poczucie krzywdy.

Inny przykład. Ty jesteś osobą aktywną i towarzyską, uwielbiasz spotkania z innymi. On jest bardziej typem samotnika. Lubi ludzi, ale wypady ze znajomymi co weekend, to dla niego za dużo. Na razie ta różnica Wam nie przeszkadza, bo w narzeczeństwie pewną część czasu spędzacie osobno.

Za to w małżeństwie będziecie musieli iść na kompromisy, bo razem będziecie planować, jak spędzacie czas. Oczywiście, każdy z małżonków musi mieć trochę wolności i przestrzeni na spędzanie czasu według swoich potrzeb, oddzielnie. Jednak, jeżeli macie różne preferencje w kontekście spędzania czasu wolnego, to musicie uważać, żeby nie wpaść w pułapkę oddalania się od siebie. Polega ona na tym, że coraz więcej czasu spędzacie bez siebie, a po pewnym czasie odkrywacie, że żyjecie obok siebie, a nie ze sobą i niewiele Was łączy.

Czytaj także: Narzeczeństwo to piękny czas w życiu. Ale w sumie dlaczego?


Co warto zrobić?
Przede wszystkim bądź autentyczny. Otwarcie mów o swoich potrzebach, preferencjach. Choć nie zawsze jest to łatwe, bądź w tym odważny. Być może boisz się mówić o potrzebach, aby nie zostać odrzuconym lub nie umiesz stawiać granic.

Mimo to, warto podejmować ryzyko i szczerze rozmawiać z drugą połówką, m.in. o tym, jak lubicie spędzać czas, co Was motywuje, a co sprawia radość, jak wyobrażacie sobie idealny dzień powszedni, a jak weekend czy wakacje. Im więcej opowiecie o sobie i im lepiej będziecie się słuchać, tym bardziej poznajecie swoje charaktery i zbudujecie głębszą i mocniejszą relację.

Oprócz rozmów, pomocne mogą okazać się różne testy psychologiczne. Coraz więcej par decyduje się też na spotkanie ze specjalistą, który przeprowadza diagnozę ich osobowości, a później przygotuje porównanie, czyli wskazuje, w czym są podobni, a w czym różni i co to może powodować w ich codziennym życiu. Taka wiedza pozwala im budować relacje w oparciu o głębsze wzajemne zrozumienie.

Nie ma się co łudzić – żadne z Was się nie zmieni. Nie ulegajcie mitowi, że po ślubie jakoś się to wszystko ułoży. Zamiast tego, już dziś uczcie się tolerancji i akceptacji inności. Słuchajcie siebie nawzajem. Twój narzeczony nie chce iść na kolejne spotkanie, nie zmuszaj go. Twoja narzeczona mówi, że potrzebuje więcej czasu tylko z Tobą – zastanów się, jak możesz jej to dać.

..

Musza byc roznice i mus, a byc punkty wspolne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:05, 08 Lut 2018    Temat postu:

Potencjał różnic, czyli jak nie oszaleć z kimś innym niż ja
Małgorzata Rybak | 08/02/2018

Brooke Cagle/Unsplash | CC0
Udostępnij 1 Komentuj 0
Jak wykorzystać potencjał różnic i po czym poznać, że zniszczą związek.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Od dziś przez kolejne dni będziemy publikować teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Różnica charakterów
„Różnica charakterów” – to statystycznie najczęściej używany eufemizm, by podać przyczynę rozwodu. W praktyce oznacza takie przeżywanie odmienności drugiego, że porozumienie przestaje być w ogóle możliwe. To albo niekończące się awantury, albo przerywane złośliwościami milczenie, które dom zamienia w grobowiec.

Czy zatem szukając partnera na całe życie, powinniśmy znaleźć kogoś jak najbardziej podobnego do siebie? Czy o to chodzi i czy to w ogóle możliwe?

Różnice są mało ważne, gdy jesteśmy zakochani. Trochę z powodu idealizacji. One powodują, że generalnie widzimy to, co dla nas wspólne, dużo słabiej zaś chropowatości. „Uwspólniamy” też zainteresowania: on idzie z nią na zakupy ciuchowe, które trwają sześć godzin, ona dla niego spędza wieczór na trybunach trzeciej ligi. Jeśli różnice widać, to tylko takie, które podsycają wzajemne przyciąganie.

Czytaj także: Małżeństwo = jedno ciało z dwiema osobowościami


Proza życia
Po ślubie, gdy emocjonalny high już trochę opadnie i zderzymy się z prozą życia, po pierwsze odzyskujemy widzenie faktu, że druga osoba jest od nas różna, a po drugie – zaczyna nas to irytować. Jako ludzie nosimy w sobie taki automat, który mówi nam, że dobre jest tylko to, co znane. Przekładając na nasz język: robić coś dobrze – to znaczy robić to po mojemu.

Męski świat wydaje się kompletnie nie przystawać do kobiecych złożoności. Na przykład on lubi milczeć, a ona lubi opowiadać, bo wtedy układa sobie w głowie. Ona nie rozumie, jak można myśleć o niczym i to aż trzydzieści razy dziennie. On nie pojmuje, gdzie jest ten guziczek, który wyłącza jej słowa, żeby ona mogła przejść choć trzy razy dziennie w jakiś stand-by i dać mu czas bez trudnych pytań.

Dla niej świat to milion szczegółów, dla niego spokój globalnej wizji. Dla niego „kocham cię” oznacza wstawanie do pracy rano, nawet jak mu się nie chce, a dla niej kwiaty, koniecznie cięte – inaczej ona jest cięta i myśli o nim, że już mu na niej nie zależy.



Dwa domy w jednym
Ale przecież różnice płci to tylko mały element w całej konstelacji różnic. Gdy ona po ślubie od męża flegmatyka będzie oczekiwać nagłych zwrotów akcji i spontanicznych wycieczek do Paryża, to nie doczeka się ich nigdy. Gdy on chciałby, żeby choleryczna żona najpierw czytała instrukcję, a potem używała robota kuchennego – to także zostanie zawiedziony.

On i ona wnoszą do swojego domu także swoje własne domy. Po przekroczeniu progu przez nowożeńców ich wspólny dom jest pełen „duchów”: głosów rodziców każdego z nich, wzorców, w jakich zostali wychowani, tradycji spędzania świąt, robienia porządków czy planowania wydatków.

Ponieważ różnice w małżeństwie spotkamy na każdym kroku, największym kapitałem, jaki możemy wnieść w posagu, to nasz stosunek do nich. Albo staną się kulą u nogi, którą podamy potem w sądzie jako przyczynę rozpadu związku, albo jego najlepszym cementem. Synergia to suma naszych różnych kompetencji, nasz atut jako pary.

Czytaj także: Lepiej związać się z kimś podobnym do mnie, czy z kimś zupełnie różnym?


Szacunek dla inności
Wygrana relacja to ta, w której różnice otacza się wielkim szacunkiem i wtedy stają się źródłem zachwytu, miejscem na humor, a także na długie rozmowy, by zrozumieć świat drugiego i zaakceptować go. Są też okazją, by wypracować „trzecie rozwiązanie” – takie, które ochroni nas oboje i dobro naszej relacji. Ono z kolei wymaga poszukania czegoś, co wychodzi poza utarte koleiny „mojej racji” i „twojej racji”.

Sferą, w której różnice rzeczywiście mogą być źródłem cierpienia w małżeństwie, są wartości. Przed ślubem naprawdę trzeba zrobić dobry ich audyt, ponieważ różne zainteresowania czy różny sposób smarowania masła na kromce raczej nas nie zniszczy, a rozjazd wartości – może.

Wartości określają, co dla mnie jest ok, a co nie jest ok – i to w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Dla jakiej wartości poświęciłbym życie? Bez jakiej wartości nie będę funkcjonować dobrze w codzienności? Jeśli u niego na szczycie hierarchii znajdzie się kariera, a dla niej rodzina, to życie każdego z nich będzie toczyć się na innej planecie.

Ale jeśli są w stanie w hierarchii – i to na w miarę podobnych szczeblach – umieścić wspólne wartości, na przykład „prawdomówność”, „uczciwość”, „szacunek”, „relacje”, „wiara” – to tym bardziej wzrastają szanse na to, że znajdą porozumienie nawet w różnych sposobach realizowania tych wartości. Jeśli więc dla niego „wiara” – to niedzielna msza i krótka modlitwa codzienna, a dla niej – godzinna medytacja nad Pismem Świętym o stałej porze rano, łatwiej będzie się im otworzyć na różnice niż wtedy, gdy on jest wierzący, a ona nie znosi nawet wzmianki o religii.

Czytaj także: Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej staje się dla nas piękny


Jakie macie potrzeby?
Za kompromisy w dziedzinie wartości płacimy potem w związku słono. Zakochanie, zwłaszcza przy dużych emocjonalnych deficytach wyniesionych z własnego domu, może eliminować różnice, które są oczywiste dla otoczenia – gdy znajomi i rodzina mówią: „ten związek nie zagra”, a osoba w nim tkwiąca jest przekonana, że wygrała los na loterii. Jej deklaracja, że „w czasie wolnym najchętniej czytam Kanta” może w emocjonalnym zauroczeniu zlać się w synonim z jego zupełnie odmiennym pomysłem na hobby, jak na przykład „w czasie wolnym myślę, jak zrobić jakiś kant”.

To właśnie jest sfera, gdzie „Kant” i „kant” ostatecznie się nie zejdą. Jeśli moje potrzeby w dziedzinie fundamentalnych wartości nie są zaspokojone – frustracja z czasem stanie się nie do uniesienia, zwłaszcza wtedy, gdy zabraknie emocjonalnej „nagrody”, jaką daje zakochanie. Codzienne życie z kimś, kto na przykład za główną wartość w życiu uważa ryzyko, będzie piekłem, jeśli dla mnie jest nią bezpieczeństwo naszej rodziny.

Gdy myślę o wyzwaniach stojących przed ludźmi szukającymi dzisiaj „drugiej połówki” i to na całe życie, przychodzą mi do głowy dwie rzeczy: pierwsza, drugie połówki nie istnieją, bo drugi człowiek jest zawsze oddzielnym bytem i to bardzo różnym ode mnie, a nie częścią mnie. Druga: szukaj tam, gdzie są Twoje wartości. Jeśli masz serce idealistki, szukaj na wolontariacie w hospicjum dla dzieci, a nie w pubie na mieście. Jeśli nawet pierwsza rozmowa przy barze się sklei, codzienne życie być może już nie będzie łatwe do posklejania…

...

Roznice w swiecie sa konieczne. Np.malarstwo. Gdyby byl tylko 1 kolor? Ile obrazow moglo by powstac? To dotyczy wszystkiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:55, 09 Lut 2018    Temat postu:

SINGIELKI
Jaki jest klucz do udanych randek?
Zuzanna Górska-Kanabus | 09/02/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Poznałaś fajnego mężczyznę. Spodobał Ci się. Poprosił Cię o numer telefonu, a Ty z radością mu go udostępniłaś. Czujesz się tym podekscytowana. Wyobrażasz sobie, gdzie się spotkacie i o czym będziecie rozmawiać. Twoja wyobraźnia pracuje. Nie możesz się już doczekać kontaktu z jego strony.

Minął już jeden dzień od Waszego spotkania i on się nie odezwał. Zaczynasz czuć się podenerwowana. Tłumaczysz sobie, że to nic, pewnie nie mógł, ale gdzieś w sercu zasiało się już ziarenko niepewności i zawodu, które z każdą godziną coraz bardziej kiełkuje.

Czytaj także: Nieśmiała singielko! Pozwól zabrać się na randkę…


Dlaczego on się nie odzywa?
Mijają kolejne dni bez kontaktu. Jesteś tym wszystkim coraz bardziej rozdrażniona. Skoro nie chciał się odezwać, to po co prosił o numer telefonu? – myślisz. Pojawia się uczucie odrzucenia i przyjmujesz postawę obronną. Zaczynasz źle o nim myśleć.

Nagle ten chłopak przestaje jawić się jako ktoś interesujący. Wręcz przeciwnie, w Twojej wyobraźni zaczynasz postrzegać go jako nieudacznika lub człowieka z problemami. Powoli w swoim sercu go przekreślasz. Masz w sobie coraz więcej emocji. To czekanie Cię dobija.

Odnajdujesz się w tej opowieści? Jeżeli tak, to warto, żebyśmy wyjaśniły sobie kilka spraw.

Po pierwsze, jeżeli mężczyzna się nie odzywa, to nie jest to odrzucenie Ciebie. Naprawdę. On Ciebie nie zna. Dopiero Cię poznał, więc tak naprawdę nie odrzuca Ciebie. Faktem jest, że się nie odzywa, ale powodów może być milion. Najczęstsze trzy to:

– zajmuje się innymi sprawami,

– boi się,

– testuje Twoją reakcję.

Czytaj także: Czego mężczyźni szukają w kobietach? Odpowiedź mnie zaskoczyła…


Mężczyźni zajmują się jedną sprawą na raz
Dla nas, kobiet to trudne do zrozumienia.

Pamiętam, jak mój mąż na początku znajomości nie dzwonił do mnie w ciągu dnia. Gdy pytałam, dlaczego nie wyśle mi nawet SMS-a, on odpowiadał: – Jak jestem w pracy, to myślę o pracy. Nie pomyślałem, żeby do Ciebie zadzwonić. To nie znaczyło, że mu nie zależało.
Mężczyźni myślą o jednaj rzeczy na raz, nie są tak wielowątkowi jak my. Doskonale pokazuje to Mark Gungor w swoim wystąpieniu o dwóch mózgach.







Jeżeli nowo poznany mężczyzna się do Ciebie nie odzywa, może to oznaczać, że jest zajęty czymś innym. I jednocześnie to nie znaczy, że Cię lekceważy. Nie, on po prostu w tym czasie poświęca uwagę czemuś innemu i o Tobie nie myśli. Podkreślę to jeszcze raz, nie lekceważy Cię. On tak funkcjonuje. Dlatego odpuść, poczekaj cierpliwie. Jeżeli zatrzymasz swoje emocje i nie nakręcisz się, będziesz otwarta w momencie kontaktu z jego strony i wszystko może się dobrze ułożyć.

Czytaj także: Chcesz poznać mężczyznę marzeń? Sprawdź swój kalendarz


Mężczyzna też człowiek – może się bać
Postaw się w jego sytuacji. Łatwo Ci zadzwonić do obcej osoby, szczególnie gdy Ci się podoba i chcesz dobrze wypaść? Mężczyźni też się boją. Boją się odrzucenia, wyśmiania. Niektórzy mają negatywne doświadczenia z kobietami, np. zadzwonili trzy dni po tym, jak się poznali i zostali skrytykowani, że tak długo zwlekali.

Przypomnij sobie sposób, w jaki rozmawiasz z chłopakami. Czy oni mogą czuć się przy Tobie bezpiecznie? A może jeżeli nie spełnią Twoich oczekiwań, to w ten lub inny sposób dajesz im to natychmiast odczuć? Czy w Twoim sposobie bycia czuć złość, a zachowanie wyraża naganę?

Zobacz, jakie emocje się w Tobie rodzą, gdy czekasz na telefon. Miej ich świadomość. Weź głęboki oddech i bądź cierpliwa. Przecież to zupełnie obcy człowiek, zatem zdejmij „zasłonki wyobrażeń z Waszej przyszłej wspólnej kuchni”.

Czytaj także: Chcesz, żeby Cię ktoś pokochał czy Ci zalajkował? Czyli jak szukać drugiej połówki


Mężczyzna testuje Twoją reakcję
Spodobałaś mu się, wykonał pierwszy krok i wziął od Ciebie numer telefonu. Teraz chce sprawdzić, czy warto inwestować w tę relację. Dla niego wartością jest wolność. Już na początku chce sprawdzić, czy mu ją pozostawisz, czy też będziesz zbyt zaborcza. Dlatego czeka kilka dni, zanim się odezwie.

Zatem gdy odzywa się, a Ty dajesz mu odczuć swoje niezadowolenie, to on się wycofuje. Dochodzi do wniosku, że skoro praktycznie w ogóle się jeszcze nie znacie, a Ty już masz wobec niego duże oczekiwania, to raczej Wam nie wyjdzie.
Być może pojawia Ci się myśl – to nie mam mieć żadnych wymagań? A Ty chciałabyś, aby ktoś obcy od razu Cię musztrował i mówił, kiedy i jak masz się odzywać? Miej wymagania – o tym napiszę w innym tekście. Jednak przy tym pierwszym kontakcie, po prostu odpuść sobie i bądź cierpliwa. A jeżeli oburza Cię to, że on chce Cię sprawdzić, to pomyśl – czy Ty nie robisz tak samo?

Czytaj także: Jola Szymańska: Z pamiętnika kiepskiej narzeczonej


Jaki jest zatem klucz do udanych randek?
Daj sobie czas i bądź cierpliwa. Nowo poznany chłopak odezwał się następnego dnia? Super. Po tygodniu? Też dobrze. Nie czekaj na telefon (z własnego doświadczenia wiem, że to trudne), żyj swoim życiem. Milczenie z jego strony może być spowodowane przez milion powodów. Najprawdopodobniej żaden z nich nie dotyczy Ciebie. A gdy kontakt nastąpi, po prostu się uciesz. Otwórz się i poznaj tego człowieka.

...

Trudno myslec ciagle o jednej osobie. Wiem ze to romantyczne ale zycie jest zyciem. Ktos ma zmartwienia jest zajety itd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:13, 11 Lut 2018    Temat postu:

STYL ŻYCIA
Nie potrzebuję „papierka”, by stworzyć udany związek. Po co brać ślub?
Katarzyna Wyszyńska | 10/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 28 Komentuj 0
Małżeństwo to nie płot, który Cię ogranicza. To barierka bezpieczeństwa, która chroni przed wypadnięciem na niebezpiecznych zakrętach życia, prosto w przepaść.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Po co brać ślub?
Po naszych zaręczynach zagadnął mnie znajomy z roku na studiach. „Skąd taka decyzja? Myślisz, że dużo się zmieni?”. W oczekiwaniu na wykładowcę nie było czasu na wchodzenie w temat głębiej, ale pytania te zapadły mi w pamięć i próbowałam sobie na nie odpowiedzieć.

Słyszałam je wielokrotnie, zadawane przy okazji nauk przedmałżeńskich, przekazywania rewelacji, że ktoś ze znajomych się zaręczył lub przez samych zainteresowanych, którzy nie mogli zdecydować się na ten krok. Po co się żenić? Po co brać ślub? Co zmienia formalność, przecież ważniejsze jest uczucie. Nie potrzebujemy papierka do szczęścia.



Małżeństwo to nie magiczna recepta na szczęście
I to prawda – małżeństwo nie jest konieczne, nie jest niezbędne do szczęścia. Można być szczęśliwym poza małżeństwem, można być nieszczęśliwym w nim trwając. Relacja z drugim człowiekiem, nawet najbardziej udana, nie wypełni naszych wewnętrznych dziur, nie zaspokoi wszystkich pragnień.

Nie musiałam brać ślubu, by być szczęśliwa. Byłam tak szczęśliwa, że chciałam go zawrzeć. Czy był rewolucją? Przed ślubem myślałam, że oprócz wspólnego zamieszkania i nazwiska, niewiele więcej się w moim życiu zmieni. Przecież z dnia na dzień nasza relacja nie urośnie, a my nie przepoczwarzymy się w inne istoty, zwane dla niepoznaki mężem i żoną. A jednak…

Czytaj także: Potencjał różnic, czyli jak nie oszaleć z kimś innym niż ja


Pozornie jest tak samo
Zmiany, które w nas zaszły były dyskretne i dla postronnych pewnie niewidoczne, bo dotknęły nas dużo bardziej na poziomie duchowym. Niczym Adam i Ewa, staliśmy się przed sobą jeszcze bardziej nadzy, bo w małżeństwie listek figowy nie wystarczy, by ukryć swoje wady.

A mimo to, tak jak z początku oni, nie czujemy wstydu. I to jest najpiękniejsze – już wiesz, że on, ona bierze Cię całego, na zawsze, właśnie takim jakim jesteś. Miłość małżeńska daje Ci pewność i bezpieczeństwo, z którego rodzi się siła i przestrzeń, by naprawdę być sobą. Przybliża Ci kawałek Królestwa, w Twoim własnym domu.



„Człowiek niech nie rozdziela”
Dla osób wierzących jest to pochodna od łaski, jaką daje zaproszenie Boga do tej relacji, czyli sakramentu. Co to dla mnie znaczy pisałam tutaj. Wierzących w nierozerwalność tego, „co Bóg złączył”, chroni dodatkowo prosty mechanizm – nie odpuszczasz tak szybko, bo nie masz wyboru.

Skoro mamy być ze sobą dopóki śmierć nas nie rozłączy, a nie dopóki nam pasuje, musimy dołożyć wszelkich starań, by było nam ze sobą dobrze. Od tego zależy nasze całe życie, a nawet wieczność! Dajemy z siebie maksa.

Czytaj także: Małżeństwo = jedno ciało z dwiema osobowościami


Tęsknota za czymś więcej
Ślub ma znaczenie również dla niewierzących. Stąd idea ślubów humanistycznych – nie w kościele, a jednak dużo bardziej indywidualnych i wyjątkowych ceremonii niż te w urzędzie. Jest w nas potrzeba nadania ważności, a publiczna i uroczysta przysięga, zobowiązanie przy świadkach – ma moc.

Święta, narodziny dziecka, ślub – celebrowanie istotnych wydarzeń i aspektów naszego życia nadaje im wyjątkowości. Nie chodzi o puste gesty, ale o pełne wyrazu symbole, nadanie sensu, inicjację nowego etapu. Nie jesteśmy oderwani od społeczności, my także tworzymy część kultury, wywodzimy się z pewnych tradycji i ślub jest dobrym tego przykładem.

Czytaj także: Uwaga! To zabija relacje. Nie próbujcie tego w domu!


Małżeństwo jest praktyczne
Przypieczętowanie związku jest też krokiem milowym do założenia rodziny. Dużo łatwiej otworzyć się na nowe życie w układzie, który niejako gwarantuje bezpieczeństwo domowe i wierność powołaniu. Oczywiście, i w związkach nieformalnych rodzą się dzieci (i to coraz więcej), ale nawet badania naukowe potwierdzają, że jasny układ małżeński, jest lepszym rozwiązaniem dla rodziny.

Na poziomie czysto praktycznym dochodzą choćby konsekwencje prawne – wspólne rozliczenie podatkowe, ułatwione dziedziczenie, jednakowe nazwisko. Niby nic, ale to spore ułatwienie funkcjonowania w społeczeństwie, np. w dostępie do informacji w szpitalu czy na szkolnej wywiadówce.

Czytaj także: Małżeństwo vs związki nieformalne: jaki mają wpływ na dzieci?
Małżeństwo to nie płot, który Cię ogranicza. To barierka bezpieczeństwa, która chroni przed wypadnięciem na niebezpiecznych zakrętach życia, prosto w przepaść. Jeśli jednak nadal uważasz, że nic ono nie zmienia… To albo rzeczywiście nie ma sensu nigdy brać ślubu, albo bierz go natychmiast, bo czemu nie? Skoro nic nie zmienia, czego się obawiać?

...

Trzeba ufac madrzejszym. Jak z policja. Lepiej jak nie musi sie pojawiac we wsi. ALE MUSI GDZIES TAM BYC! To jest wlasnie instytucja. I lepiej nie kombinowa slaba glowa urzadzac swiat po swojemu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:51, 11 Lut 2018    Temat postu:

Zuzanna Górska-Kanabus | 11/02/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 12 Komentuj 0
Zamiast odgrywać scenariusze znane Wam z domów rodzinnych, stwórzcie swój własny. Później żyjąc razem testujcie, modyfikujcie, wprowadzajcie nowe rozwiązania. Szukajcie tego, co dla Was będzie najlepsze.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Wizja wspólnego życia
Budując relację, a później małżeństwo, nieświadomie zakładasz, że Ty i ukochana osoba macie takie same oczekiwania i wizje wspólnego życia. Zgodność między Wami odnośnie kluczowych kwestii jest ważna i zazwyczaj weryfikujesz ją już na początku znajomości. Właśnie wtedy dowiadujesz się o systemie wartości drugiej osoby, jej marzeniach, poglądach na tematy polityczne, środowiskowe itd. Porównujesz je ze swoimi i wiesz, czy jest Wam po drodze. Z czasem przekonujesz się o tym coraz bardziej.

Te tematy stanowią kamienie milowe w budowaniu wizji wspólnego życia. Gdy zakochani różnią się pod ich względem, rzadko kiedy udaje się im zbudować głębszą relację.

Jednak na oczekiwania i wizję wspólnego życia składają się też drobne rzeczy i małe role, które, świadomie lub nie, chcesz odgrywać w swoim życiu. Te role wpisane są w scenariusz, według którego będziesz budować małżeństwo, Waszą codzienność. Przed ślubem warto sprawdzić, czy Ty i Twoja druga połówka macie w głowie podobne scenariusze oraz czy pozwolą Wam one wieść życie, o jakim marzycie.

Czytaj także: Potencjał różnic, czyli jak nie oszaleć z kimś innym niż ja


Schematy wyniesione z rodzinnego domu
Ewelinę i Marcina łączyło wiele. Już przed ślubem wiedzieli, że mają podobny system wartości oraz że chcą swoją przyszłość budować w oparciu o wartości chrześcijańskie. Zdecydowali, że będą aktywnie uczestniczyć w życiu wspólnoty małżeńskiej działającej przy ich kościele. Mieli podobne marzenia: trójka dzieci, podróże, spędzanie jak najwięcej czasu aktywnie, na świeżym powietrzu. Dużo rozmawiali o podziale obowiązków i odpowiedzialności, o tym, jak chcą wychowywać dzieci, budować swoje życie zawodowe.

Po ślubie jednak pojawiły się drobne problemy. Ewelina złościła się na Marcina, że nie angażuje się w codzienne zakupy. Czuła, że pamiętanie o kupnie chleba, warzyw czy innych produktów na kolację zawsze jest na jej głowie. Marcin nie wiedział, o co jej chodzi, w końcu jak trzeba było, to on jechał i robił duże zakupy w supermarkecie. W trakcie rozmów z doradcą uświadomili sobie różnice, jakie wynieśli z domu rodzinnego.

U Eweliny oboje rodzice gotowali i robili codzienne zakupy. W zależności od tego, kto miał mniej obowiązków w pracy, ten dbał o to, żeby w lodówce były niezbędne produkty. Przez lata jej rodzice wypracowali sobie system, który działał bezbłędnie. Wchodząc w związek małżeński Ewelina podświadomie oczekiwała, że Marcin będzie zachowywał się tak samo jak jej tata.

Jednak Marcin był przyzwyczajony do innego podziału ról. Codziennymi zakupami do domu zajmowała się jego mama. Ona też przygotowywała listę zakupów do zrobienia w supermarkecie, które brał na siebie tata Marcina. Dlatego też, podświadomie oczekiwał, że Ewelina będzie ogarniać codzienne sprawunki, a jak będzie trzeba zrobić większe zapasy, to „zleci” mu je wręczając listę produktów, które ma zdobyć.

Nigdy wcześniej nie przedyskutowali tej sprawy ze sobą, każde z nich odtwarzało scenariusz, który znali ze swoje domu rodzinnego.

Czytaj także: Małżeństwo = jedno ciało z dwiema osobowościami


Urządzanie domu
Ania i Paweł marzyli o wspólnym domu. Chcieli, aby było to wyjątkowe miejsce. Cieszyli się, gdy w końcu dostali klucze do wymarzonego mieszkania. Ania od razu wpadła w wir planowania i dekorowania. W związku z tym, że miała dużo mniej absorbującą czasowo pracę niż Paweł, chodziła po sklepach wybierała farby, tapety, kafelki. Wspominała o tym mężowi, ale bardziej w formie drobnej informacji niż rozmowy i wspólnego podejmowania decyzji.

Pewnego dnia Paweł wrócił do domu i zobaczył ściany przedpokoju pomalowane na zielony kolor. Okazało się, że Ania znalazła w końcu „idealną” farbę i zaczęła przemalowywać ściany, nie pytając go o zdanie. Paweł poczuł się okropnie. Sytuacja ta ujawniła istniejące między nimi różnice odnośnie urządzania domu.

Paweł oczekiwał, że decyzje odnośnie koloru ścian i urządzania domu podejmą razem. Gdy Ania wspominała o swoich wyprawach do sklepów, słuchał jej i zakładał, że zbiera informacje. Oczekiwał, że przed zakupem konkretnych materiałów skonsultuje z nim swoje pomysły. Tak to przynajmniej było w jego domu rodzinnym.

Ania za to była przekonana, że Paweł jako mężczyzna nie będzie interesował się takimi rzeczami, jak kolor ścian czy rodzaj kafelków. Wystrój domu był domeną jej mamy, a tata nigdy się tym nie zajmował. Akceptował każdą decyzję żony w kwestii wystroju mieszkania. Ania nigdy nie zapytała Pawła, czy to jest dla niego ważne, ponieważ podświadomie założyła, że powtórzą model z jej domu rodzinnego.

Czytaj także: Uwaga! To zabija relacje. Nie próbujcie tego w domu!


Co możesz zrobić przed ślubem?
Jeżeli przygotowujesz się do ślubu (lub jesteś już w małżeństwie) to te trzy kroki pomogą Ci uniknąć niepotrzebnych stresów i sporów.



Krok 1 – określcie role w swoim domu rodzinnym

Porozmawiaj z narzeczonym/narzeczoną o rolach, które w Waszych rodzinach pełnili mama i tata.

Przykładowe role:

zapewnianie głównego źródła przychodów rodzinie
płacenie rachunków i kontrola finansów rodzinnych
ścielenie łóżka
sprzątanie
zmywanie
wynoszenie śmieci
planowanie wakacji
gotowanie
robienie zakupów
planowanie życia towarzyskiego
dbanie o samochód
opieka nad zwierzętami domowymi
dbanie o relacje z dalszą rodziną


Krok 2 – zobaczcie zalety i wady różnego podziału ról

Nieważne, czy w Waszych domach rodzinnych było podobnie czy diametralnie różnie, zastanówcie się nad zaletami i wadami każdego ze sposobu podziału ról.

Na przykład, jakie są plusy i minusy tego, że gotuje tylko jedno z małżonków? Co zyskacie, gdy podzielicie się tym zadaniem, a co przez to stracicie?



Krok 3 – stwórzcie własny scenariusz

Wybierzcie dla siebie najlepsze rozwiązanie. Zamiast odgrywać scenariusze znane Wam z domów rodzinnych, stwórzcie swój własny. Później żyjąc razem testujcie, modyfikujcie, wprowadzajcie nowe rozwiązania. Szukajcie tego, co dla Was będzie najlepsze.

...

Ciekawy pomysl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:56, 14 Lut 2018    Temat postu:

am przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



I żyli długo i szczęśliwie
Wchodząc w związek małżeński oczekujemy, że od teraz będziemy żyć długo i szczęśliwie. I mimo że większość z nas zdaje sobie sprawę, że po ślubie będzie się mierzyć z różnymi trudnościami, a przede wszystkim z prozą codzienności, to gdzieś w głębi duszy mamy nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży.

Jednak, aby tak się rzeczywiście stało, trzeba włożyć w relację odrobinę pracy. Tworząc związek, a później małżeństwo, wnosisz do niego swoją osobowość, potrzeby, pragnienia, ale też swoje nawyki, przekonania i przyzwyczajenia. Często właśnie te niewypowiedziane zasady są przyczyną kłótni i nieporozumień, powodują oddalanie się ludzi od siebie. Coś, co dla Ciebie wydaje się oczywistym i naturalnym zachowaniem, wcale nie musi być takie dla drugiej osoby. Dobrym przykładem jest historia Basi i Grzegorza.

Czytaj także: Napiszcie własny scenariusz dla swojego małżeństwa. Inny niż rodzice


Historia pewnej znajomości
W rodzinnym domu Basi, gdy któryś z domowników wracał do domu, to inni zostawiali to, czym się właśnie zajmowali, wychodzili, aby się przywitać, proponowali herbatę, pytali jak minął dzień. Dla Basi był to wyraz troski i miłości. Uważała, że gdy Grzegorz wraca do domu, a ona zostawia swoje zajęcia i idzie się z nim przywitać oraz zaczyna rozmowę, to pokazuje mężowi, jak bardzo jest dla niej ważny. Oczekiwała, że on będzie postępował tak samo.

Grzegorz na początku nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Jak wracał do domu po pracy, to chciał przede wszystkim odpocząć, złapać oddech. Marzył, żeby położyć się na 15-20 minut w ciszy. Nie rozmawiać, nie dzielić się przeżyciami. Po prostu mieć chwilę dla siebie. Cieszył się, że Basia wychodzi, aby się z nim przywitać, ale męczyła go zadawana od razu seria pytań: Jak minął Ci dzień? Chcesz się czegoś napić? Czy w pracy wydarzyło się coś nowego? Czy myślałeś już o…? Co zrobimy z…? Wszystkie one były dla niego wyrazem troski i zainteresowania, ale zadawane w momencie, gdy przekroczył próg domu, wzbudzały w nim irytację zamiast radości.

W domu Grzegorza zasadą było, że każdy z domowników zajmował się swoimi sprawami. Gdy jego tata wracał z pracy czy on ze szkoły, to odpoczywali lub brali się za swoje zajęcia, dopiero później nawiązywali rozmowę z innymi osobami w domu. W jego domu nikt nie wybiegał na spotkanie powracającego członka rodziny. Czasami zdarzało się, że z rodzicami rozmawiał dopiero przy kolacji.

Czytaj także: Szukasz pomysłu na randkę? To prostsze niż myślisz


Frustracja, zamiast radości
Basia i Grzegorz, nie do końca świadomie, odtwarzali reguły, które panowały w ich domach rodzinnych. Dla każdego z nich oczywistym było, że jego zasady postępowania są dobre. To założenie „oczywistości” spowodowało, że każde z nich doświadczało frustracji.

Basi było przykro, że jak wraca do domu, to mąż nie wychodzi z pokoju, aby zapytać, jak minął jej dzień i zrobić jej coś do picia. A Grzegorz czuł się zestresowany myślą, że jak wróci do domu, to nie będzie miał chwili na odpoczynek, tylko od razu będzie musiał mierzyć się z serią pytań. W końcu napięcie między nimi było tak duże, że odważyli się o tym porozmawiać.

Gdy opowiedzieli o swoich oczekiwaniach i przyzwyczajeniach, nagle zrozumieli sposób działania i potrzeby drugiej osoby. Stali się też na nie bardziej otwarci. W końcu znaleźli najlepsze dla siebie rozwiązanie. Gdy Grzegorz wraca do domu, Basia się z nim wita i zostawia go w spokoju na 15-20 minut. Po tym czasie on sam do niej przychodzi i opowiada o dniu, ma też dużą łatwość odpowiadania na jej pytania i słuchania o tym, co u niej się wydarzyło. Ze swojej strony stara się pamiętać, żeby wychodzić do Basi, gdy to ona skądś wraca i zaczynać z nią rozmowę, proponować zrobienie czegoś do picia.

Czytaj także: Ślub: oczekiwania rodziny vs. Wasze pragnienia. Jak to pogodzić?


Pozorne oczywistości, niewypowiedziane zasady
Jeżeli przygotowujesz się do małżeństwa, to koniecznie zastanów się, jakie oczekiwania i schematy postępowania wynosisz ze swojego domu. Czy one są tak samo oczywiste dla Twojej drugiej połówki, jak dla Ciebie?

Porozmawiaj ze swoim narzeczonym/narzeczoną o Waszych przekonaniach i zasadach dotyczących: pieniędzy, jedzenia i posiłków, utrzymywania porządku w domu, spędzania świąt i wakacji, odpoczynku itp.

O to kilka przykładowych niewypowiedzianych zasad:

Należy posprzątać w kuchni przed snem.
Ten kto robi pranie, też prasuje.
Prezenty powinny być drogie.
Czas w weekend powinien być zaplanowany.
Weekendy mają być wolne – bez planów.
Nie mów o swoich dolegliwościach.
Bagatelizuj swoje zdrowie/osiągnięcia/potrzeby itp.
Obiad powinien być zawsze o tej samej godzinie.
Posiłki (w tym śniadania i kolacje) przygotowuje się na blacie kuchennym, nigdy na stole.
Pieniądze zawsze się znajdą. Nie trzeba ich skrupulatnie liczyć.
Pamiętaj, im lepiej poznacie się przed ślubem, tym łatwiej będzie Wam żyć długo i szczęśliwie, także po sakramentalnym „tak”.


...

Wynosimy z domu wszystko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:41, 14 Lut 2018    Temat postu:

liskości małżeńskiej?
Zyta Rudzka | 14/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
Dobry post to nie wyrzeczenie. To zyskanie energii, która zachęca do istotnych poszukiwań. Rozpoznanie w sobie potencjału, nowych zdolności. Post to nie odejmowanie, a dodawanie.

W poście dobrze jest pobyć osobno. Małżeńska bliskość też na tym zyska. Niekiedy oddalasz się od męża, bo nie potrafisz zbliżyć się do samej siebie. Ten pierwszy mur wznosisz między tym co musisz, a tym, co byś chciała.

Post to spotkanie z samą sobą. Rozeznaj się w sobie. Poczuj się. Jak się odzyskać, skoro masz wrażenie, że życie coraz bardziej przyśpiesza. Życie? A jakbyś uznała, że to Ty przyśpieszasz.

Czytaj także: W Wielkim Poście odstaw na bok niepokój i zadbaj o kondycję swojej duszy


Codzienna bieganina i nadmiar bodźców
Trudno się od tego uwolnić. To prawda, ale może choć trochę się uda złapać sensowności w tym owczym pędzie. Czy nie pędzisz na automatycznym pilocie? Tak jest przecież łatwiej i szybciej. Podejmujesz dużo nawykowych, bezmyślnych wyborów. Oszczędzasz czas i zyskujesz pozorne poczucie bezpieczeństwa. Tkwisz w pozornej strefie komfortu i… czujesz się niekomfortowo.

Może kiedyś coś nam służyło, ale czy tak jest nadal? Wewnętrzne napięcie jest często powiązane z uwikłaniem w zbędne czynności, z gonitwą za coraz to nowymi gadżetami, których tak naprawdę wcale nie musisz mieć.

Ta graciarnia niepotrzebnych obowiązków i przedmiotów odgradza Cię od istotnych potrzeb. Odbiera czas i energię. Powoduje stres, niepokój, wahania nastroju, smutek, agresję, a co za tym idzie pogorszenie relacji z bliskimi.



Post to psychiczny reset
Remanent. Moment spokoju, medytacji, wglądu w to, czym żyje mój umysł. Jakimi uczuciami karmisz się. Odżywiasz się czy zapychasz.

Może tak jak wiele kobiet, fundujesz sobie szpagat mentalny. W pracy myślisz o domu. Czy dziecko już przyszło ze szkoły? Czy są jeszcze jogurty w lodówce? Wśród rodziny dręczysz się, jak jutro wypadniesz na zebraniu? To rozdwojenie jest źródłem dodatkowego stresu, ale przede wszystkim sprawia, że wycieka z Ciebie energia. Szybciej się męczysz, gorzej koncentrujesz się i myślisz. W rezultacie potrzeba ci więcej czasu, a kiedy działasz pod presją czasu – zazwyczaj pogarsza się samopoczucie.

W poście dobrze jest usłyszeć samą siebie
Dobry post to nie wyrzeczenie. To zyskanie energii, która zachęca do istotnych poszukiwań. Rozpoznanie w sobie potencjału, nowych zdolności. Post to nie odejmowanie, a dodawanie.



Post to rodzaj ciszy
Pauza, w której dobrze jest usłyszeć swój własny głos. Zrozumieć, co jest ważne, a co nadmiarowe, a więc zbędne. Wiele dolegliwości psychosomatycznych może mieć swoje źródło w braku codziennej higieny psychicznej.

Nie potrafimy oddychać, skupić się na jednej rzeczy. Trudno nam zatrzymać mgławicę myśli. Posiedzieć przez pół godziny i pogapić się. Nawiązać kontakt ze swoją duchowością. Z czymś prostym, czystym, ożywczym. Niezbędnym.

Wymiar duchowy to nie jest wartość dodana. Coś, czym się zajmę, jak będę miała mniej przyziemnych obowiązków, a więcej czasu. To coś podstawowego, co daje nam energię i usensownia właśnie te codzienną krzątaninę.



Post to zatrzymanie się, ale tak trudno się zatrzymać!
Pomagają ćwiczenia relaksacyjne.

Zamknij oczy, rozluźnij ręce, wyobraź sobie, że pływasz w wielkim jeziorze. Pływanie w wyobraźni zatrzymuje chaos i galopadę myśli, likwiduje uczucie wewnętrznego spięcia i niepokoju.

Znajdź gest, który Cię uspokaja. Na przykład: nieznacznie pochyl głowę i nałóż opuszki palców na zamknięte powieki. Możesz w ten sposób modlić się lub słuchać muzyki relaksacyjnej. Kiedy powtórzysz ten gest w sytuacji stresowej, odtworzy się pozytywne skojarzenie i poczujesz się lepiej.

Naucz się wyłączać. Trenuj koncentrację i skupienie. Również z mężem i dziećmi. Na przykład gotujcie razem czy nakrywajcie do stołu nie powodując żadnego odgłosu. Jak najciszej. Bez fonii. Będziecie razem bez rozmów i wcale nie dalej, nawet bliżej. Obserwując się inaczej, czujniej, w nowej uważności.

Może uda się chociaż zwolnić i uchwycić to, czego nie widać, kiedy jesteś w nieustannym galopie. Zrezygnować z czegoś, co powoduje, że Twoja uwaga jest rozproszona. Skupiona na marginalnych, doraźnych sprawach.

A kiedy będziesz robić mniej rzeczy, które Ci nie służą, od razu zrobi się więcej miejsca na to, czego pragniesz.



Post to dobry czas, żeby zobaczyć, czy naprawdę wspinasz się po tej górze, co chcesz
Może kręcisz się w kółko. Drepczesz w miejscu albo nadkładasz drogi nie widząc, że można na skróty. Dobrze jest dokonać takiego recyklingu energii. Gdzie wytracam swoją siłę, na co ją trwonię, marnuję. Z czego powinnam zrezygnować, a co mnie napędza? Jakie jest moje paliwo emocjonalne? Czy motywują mnie pozytywne emocje czy złość, gniew, frustracja, zazdrość i zawiść?

Być może cała para idzie w gwizdek, żeby się komuś przypodobać, coś udowodnić innym. A co z tego mam dla samej siebie? Umysł może przypominać zapchany czarny dysk. Przepełnioną skrzynkę pocztową. A to, co ważne, ląduje w spamie.



Post to dobry czas, by rozpoznać w sobie to doświadczenie przepełnienia
Zobaczyć swoją przesadę, nieumiarkowanie, puste zacietrzewienie, bezmyślne nakręcanie się w jakiejś sprawie. Oczyść się, zobacz się. W inny, mądrzejszy, zatem też w radośniejszy sposób.

...
Podniesie jakosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:44, 15 Lut 2018    Temat postu:

Do czego tak naprawdę zobowiązuje nas przysięga małżeńska?
Katarzyna Wyszyńska | 15/02/2018

Kamil Szumotalski/ALETEIA
Udostępnij Komentuj
Przecież za kilkadziesiąt lat będziemy już zupełnie innymi ludźmi, zmienionymi przez doświadczenia i minione lata. Brzmi to jak totalne szaleństwo, i jest nim w istocie. Jest porwaniem się na niemożliwe.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



– Cóż czytasz, mości książę?

– Słowa, słowa, słowa.

– A o treść, czy mogę spytać?*

Treść – bez niej zostają tylko puste słowa. Przysięga małżeńska jest zwięzła, acz treściwa. Cóż właściwie znaczy? Prześledzimy ją krok za krokiem.



„Ja Karol, biorę Ciebie Katarzyno, za żonę…”
Tym oficjalnym zwrotem rozpoczął mój już-za-chwilę-mąż. Stoimy wśród kilkudziesięciu świadków, ale w tej chwili jakbyśmy byli tylko my dwoje. On bierze mnie. Ja biorę jego. Patrzę mu w oczy pełne emocji, czuję się odurzona miłością, ale nie ze względu na uczucia tu jestem.

Ślubuję, bo tak zdecydowałam. Nikt mnie nie zmusza – ja sama w wolności wybrałam i biorę Ciebie. To proste i konkretne – „Ciebie za męża”. Nie Twój kawałek, nie sam uśmiech i dobry humor, ale całego Ciebie, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Czytaj także: Wiesz, co ma post do bliskości małżeńskiej?


„… i ślubuję Ci miłość…”
Miłość, opiewana w poematach i pieśniach, trochę może wyświechtana i przereklamowana. Ale wszyscy gdzieś podskórnie czujemy o co w niej chodzi, gdy patrzymy na kochających się staruszków. „Ich łączy prawdziwa miłość”, mówimy o naszych dziadkach, gdy po tylu latach razem, wciąż robią małe konkrety codzienności.

On kładzie jej kapcie na grzejniku, by po powrocie z zimnego podwórka były przyjemnie nagrzane. Ona codziennie daje mu piętkę od chleba, bo wie, że on uwielbia chrupiącą skórkę. Czasem na siebie gderają, ale on zawsze z szacunkiem poda jej płaszcz, a ona odprowadzi go wzrokiem i macha z okna na pożegnanie.

Ta troska wyrażona w prostych małych gestach, prawie niezauważalnych, a tak ujmujących, jest wypełnieniem ślubowania miłości. Nie emocje, nie wielkie słowa czy niezwykłe bohaterstwa, a konkrety codzienności. One są ukrytą, codziennie tkaną treścią przysięgi miłości.

Czytaj także: Moja idealna przysięga małżeńska


„…wierność…”
To nie tylko brak fizycznej zdrady. Zdradą może być nałóg, alkohol, praca, relacja z mamą lub najlepszym kumplem. Wierność to danie pierwszeństwa, nadanie priorytetu współmałżonkowi. W kolejce tych wszystkich niecierpiących zwłoki spraw, która do nas stoi, dajemy małżonkowi VIP pass, ekstra kartę lojalnościową do nas samych – naszych emocji, intelektu, duchowości, uwagi i ciała.

Wierność to także stanięcie ramię w ramię, gdy spieramy się z rodzicami czy własnymi dziećmi. To nie porównywanie do sąsiada/sąsiadki czy bohatera ulubionego serialu, to odpuszczanie po raz pięćdziesiąty, setny i tysięczny tych samych irytujących nas przewinień.



„…uczciwość małżeńską…”
Rozumiem ją jako stanięcie w prawdzie. O Tobie, gdy zwracam Ci uwagę, że boli mnie, gdy lekceważysz moich rodziców. O mnie, gdy mówię, że nie radzę sobie ze stresem i proszę, pomóż mi to zmienić. To nie krycie sytuacji w jakiej jesteśmy, powiedzenie głośno „Jest źle. Za mało rozmawiamy” lub „Mamy dług, musimy zacisnąć pasa”.

To także wdzięczność i docenienie: „Świetnie zajmujesz się dziećmi”, „Super wychodzi nam wspólne gotowanie”. Prawda zakłada również niemanipulowanie dla własnych korzyści, niewykorzystywanie wiedzy i zaufania partnera przeciwko niemu, np. grając jego emocjami i przywiązaniem. Gramy fair, czyli stać nas na szczerość wobec siebie, a także na pokorę, która tę szczerość zniesie.

Czytaj także: Schematy z rodzinnego domu. Jak z nimi żyć pod wspólnym dachem?


„…oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci”
Daję Ci słowo, że będę. Cokolwiek się nie wydarzy, będę. Nie stchórzę, nie ucieknę. Będę. To najbardziej niewiarygodny punkt „programu”. Przecież za kilkadziesiąt lat będziemy już zupełnie innymi ludźmi, zmienionymi przez doświadczenia i minione lata. Brzmi to jak totalne szaleństwo, i jest nim w istocie. Jest porwaniem się na niemożliwe. Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak dodać:

„Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący i wszyscy Święci”.
* Szekspir, Hamlet


..

Generalnie zobowiazujemy sie do dobra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:33, 16 Lut 2018    Temat postu:

Ile powinno trwać narzeczeństwo?
Katarzyna Wyszyńska | 16/02/2018

Bekir Donmez/Unsplash | CC0
Udostępnij 2 Komentuj 0
Mimo że wzięliśmy ślub może niespecjalnie szybko (po 4 latach związku), ale na pewno młodo, mój mąż mówi czasem, że żałuje, iż nie pobraliśmy się jeszcze wcześniej. Dzięki temu jeszcze dłużej mógłby być moim mężem.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Narzeczeństwo – ile powinno trwać?
„Ile?! 1,5 roku narzeczeństwa? Wy chyba chcecie, żeby stary dziadek nie dożył!!!” – uniósł się świętej pamięci dziadek mego przyszłego męża na wieść o naszych zaręczynach. „Gdy ja się oświadczyłem, była środa. A w sobotę zabito świniaka i było wesele!” – dodał, wciąż oburzony. Od czasu do czasu wspominamy tę historię ze śmiechem, ale z biegiem lat coraz bardziej zgadzamy się z „ludową mądrością” dziadka. Czemu do ślubu wciąż daleko, mimo że decyzja już zapadła? Ile powinno trwać narzeczeństwo? Ile czasu chodzić ze sobą przed zaręczynami?



Co nas powstrzymuje przed małżeństwem?
Odpowiedź, to jasne, nie jest oczywista i uniwersalna. Czasy się zmieniły – nie tylko odwleka się decyzję o zaręczynach, ale również w ogóle o stałym związku, wyprowadzce, rodzicielstwie, czy choćby zmianie pracy z tej, która nas męczy, ale jest stabilna…

Tak, ta stabilność, niechęć do zmian, a także obawa przed błędem, bywa naszą zgubą, przez którą tkwimy w stanie „pomiędzy”, zmęczeni starym, zamknięci na nowe. Bo jeszcze za młodzi, bo bez pieniędzy, bez perspektyw. Mamy czas, nigdzie się nam nie spieszy. Czasem to duma, by od razu być na swoim. By zaznaczyć, że jest się człowiekiem niezależnym, radzących sobie doskonale bez niczyjej pomocy – taka ukryta pod płaszczykiem honoru zuchwałość, która nie pamięta, że dojrzałość to również pokora i umiejętność wyboru priorytetów, a czasem sztuka proszenia i przyjęcia pomocy, gdy jest potrzebna.

Po części to również tendencja kreowana przez wedding buisness, z długim oczekiwaniem na wymarzoną salę czy konkretnego fotografa. Czy to dobrze czy źle, każdy będzie miał swoje zdanie. Opowiem więc lepiej, co nam dało małżeństwo, na które zdecydowaliśmy się wbrew wielu obiektywnym przeszkodom, z których główną był mój młody wiek.

Czytaj także: Do czego tak naprawdę zobowiązuje nas przysięga małżeńska?


Najważniejszy pierwszy krok, a potem co?
Po pierwsze, nie „przechodziliśmy” związku. Byłam na początku studiów, gdy braliśmy ślub. W momencie opuszczenia mojej uczelni, bylibyśmy parą ponad 8 lat. I to mogłoby być ok, ale niosłoby też ze sobą pewne zagrożenia.

Obserwuję coraz więcej par, które są ze sobą kolejny rok, i kolejny, i… nic. Nic się nie dzieje, nic nie zmienia. Nie wiadomo, na jakim są etapie: jeszcze nie zaręczeni, ale już jak stare, dobre małżeństwo. Chyba w każdej dziedzinie życia, jeśli nie stawiasz kroku w przód, to się cofasz.

W końcu nawet fajna relacja się wypala. Co ciekawe, często po rozpadzie wieloletniego związku, w kolejnym decyzja o ślubie jest błyskawiczna. Rozumiem więc narzeczeństwo, a potem małżeństwo, jako naturalne etapy, które następują po czasie pierwszych i kolejnych randek. Płynny proces rozwoju, kolejny wspólny krok, a nie skokowy awans, w jakiejś odległej przyszłości i galaktyce.



Nie masz nic, masz wszystko
Po drugie i jeszcze ważniejsze – wszystko budujemy razem. Gdy myślał o oświadczynach, mojego męża gryzła myśl, że „nie ma nic do zaoferowania” w sensie materialnym: nie ma własnego mieszkania, samochodu, a nawet stabilnej pracy. Może lepiej zaczekać z zaręczynami, aż się czegoś dorobi.

Wtedy jego kierownik duchowy rzekł: „Dobrze, że nic nie masz. Dzięki temu wszystko będziecie zdobywać razem, nikt nie przyjdzie na gotowe, nie będzie kręcił nosem, bo mieszkanie mogłoby być większe, a samochód nowszy. Wszystko od początku będziecie budować razem, znając cenę i smak zarówno porażek, jak i sukcesów, radości i trudu codzienności”.



Nauka w praktyce
Wszystko, co mamy zdobywamy wspólną ciężką pracą, bo zaczynaliśmy od zera. W to wliczają się również nasze domowe tradycje i rytm życia. Łatwiej nam było się do siebie zgrać, wypracować schematy i rytuały domu, bo nie mieliśmy jeszcze utartych, wieloletnich kawalerskich czy panieńskich przyzwyczajeń.

Szczególnie pomocna była ta elastyczność, gdy pojawiły się dzieci. I tak, od początku wspólnie zdobywamy szczyty, wspólnie upadamy, i nie raz oberwaliśmy za naiwność i niedoświadczenie młodego wieku, ale… było warto. Wspólne doświadczenia, również te trudne, hartują i umacniają naszą miłość.

Bardzo dotyka mnie ostatnio to zdanie – nie wszystko, co rozsądne i logiczne, jest dla nas dobre. Na tytułowe pytanie odpowiem więc przewrotnie – mimo że wzięliśmy ślub może niespecjalnie szybko (po 4 latach związku), ale na pewno młodo, mój mąż mówi czasem, że żałuje, iż nie pobraliśmy się jeszcze wcześniej. Dzięki temu jeszcze dłużej mógłby być moim mężem.

...

Tyle ile trzeba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:05, 19 Lut 2018    Temat postu:

Przysięga małżeńska – najpiękniejszy list miłosny
Marlena Bessman-Paliwoda | 19/02/2018

Zelle Duda/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
W całym stosie listów miłosnych, jakie zakochani narzeczeni sobie wysyłają, ten wypowiedziany publicznie przed bliskimi i przed Bogiem, jest najpiękniejszy. Oto, jak moglibyśmy rozwinąć przysięgę małżeńską do listu miłosnego zakochanego mężczyzny, który właśnie wypowiada przysięgę przed ukochaną.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Przysięga małżeńska – co oznaczają te słowa
Ja, ten, którego poznałaś, któremu zaufałaś, kiedy wkładałem Ci na palec pierścionek zaręczynowy. Ja – słaby człowiek, który Ciebie pokochał i zamarzył, by swoim kruchym życiem przytulić się do Twojego kruchego życia. Stoję przed Tobą i z drżeniem, radością, szybszym biciem serca, patrząc w Twoje oczy, mówię słowa: biorę Ciebie za żonę, sprawiając tym samym, że stajesz się moją żoną.

Ślubuję Ci. Podejmuję nieodwołalną decyzję bycia z Tobą. Decyduję się, by złożyć przysięgę. Robię to uroczyście, bez pośpiechu, w pięknym otoczeniu bliskich, przyjaciół, krewnych i Boga, by pokazać Ci, że jesteś dla mnie wyjątkowa. Nikt inny liczyć się dla mnie jak Ty nie będzie. Oto teraz czynię Ciebie, moja jedyna, najważniejszą osobą mojego życia. Każde słowo wypowiadane teraz, to znak, że chcę z Tobą budować moją przyszłość.

Czytaj także: Do czego tak naprawdę zobowiązuje nas przysięga małżeńska?


Miłość i wierność
Ślubuję Ci miłość. Nie zakochanie, wieczne patrzenie sobie w oczy, namiętność, ale miłość – trwanie przy Tobie moją decyzją. Nawet kiedy będziesz się pieklić, że nie odstawiłem szklanki w wyznaczone miejsce. Nawet, kiedy będziemy mieli ochotę na siebie krzyczeć czy płakać tylko, będę Cię kochał. Kocham to, kim jesteś, a nie tylko to, jaka jesteś. Kocham w Tobie to, że oto teraz stajesz się moją żoną, że za chwilę powiem: to moja żona. Moja jedyna.

Czytaj także: Ile powinno trwać narzeczeństwo?
Ślubuję Ci wierność. Ślubuję Ci to, że będę Twoją podporą i Twoim wsparciem. Będę Ci wierny nie tylko fizycznie, ale także duchowo, mentalnie, emocjonalnie. Będę zawsze z Tobą, po Twojej stronie. Mogę się z Tobą nie zgadzać, ale pozostanę wierny Tobie, a nie światu, rodzinie czy komukolwiek, kto mógłby lub chciałby nas rozdzielić. Chcę być Ci wierny myślą – by nie robić z myśli poligonu przeciwko Tobie, nie rozmyślać o innych ze szkodą dla Ciebie i naszej miłości. Chcę być Ci wierny słowem – mówić Tobie wszystko to, co miałoby być moją tylko tajemnicą. By moja mowa budowała nas, a nie rujnowała. Chcę być Ci wierny czynem – niech moje dłonie będą gotowe na niesienie Tobie pomocy, wsparcia, podawanie Tobie pierwszej bułki przy śniadaniu.



Uczciwość… aż do śmierci
Ślubuję Ci uczciwość małżeńską. Ślubuję Ci szczerość. Odrzucam kłamstwo, ukrywanie przed Tobą faktów i zdarzeń. Nie będę Cię oszukiwać. Znając Ciebie dogłębnie, nie wykorzystam tej wiedzy przeciw Tobie.

Ślubuję Ci, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Nie martw się, zawsze będę o Ciebie walczył. Zawsze będziesz moją Piękną. Zawsze będziesz moją Jedyną. Nie chcę znać słów i czynów rozłamu. Kres temu, co teraz ślubuję, niech położy tylko śmierć.

Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci. Jestem słaby. Wszystkie te słowa wypowiadam przed Panem Bogiem i całym Niebem. Proszę Pana, by pomógł mi trwać w decyzji kochania Ciebie, mojego bycia obok Ciebie, z Tobą i dla Ciebie. Licząc tylko na własne siły nie dałbym rady, ale we wsparciu Boga, który jest dobry, miłosierny i łaskawy upatruję siły.

Nawet tam, gdzie ja okażę słabość, tam Trójjedyny Bóg mnie wesprze. Staję przez Bogiem, składając tę przysięgę, byśmy nasze małżeństwo budowali na Bogu. Chcę codziennie budować z Tobą nasze wspólne życie na Bogu, klękać z Tobą do modlitwy i patrzeć na Boga, uwielbiać Go i dziękować Mu za Ciebie. Małżeństwo to tajemnica wielka, ale ufam Temu, który je stworzył i pobłogosławił.

...

Bóg to jedyne umocnienie milosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:23, 21 Lut 2018    Temat postu:

pomagał? Podziel się odpowiedzialnością
Zuzanna Górska-Kanabus | 21/02/2018

Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
Oddawanie odpowiedzialności jest trudne, ponieważ wiąże się z niepewnością i brakiem kontroli. A my, kobiety, uwielbiamy mieć pewność i zachować kontrolę. Dodatkowo lubimy robić po swojemu i często uważamy, że znamy jedyny słuszny sposób na wykonanie czegoś. Brzmi znajomo?

W poprzednim artykule podzieliłam się z Tobą sposobami na skuteczne proszenie mężczyzn o pomoc. Ta metoda działa szczególnie w przypadku dużych zadań, projektów, w których Twój mąż może się wykazać. Działa jeszcze lepiej, gdy dodasz do niej podziękowanie i docenienie.

W codzienności jednak trudno jest za każdym razem tworzyć wizję i wielokrotnie prosić o nawet najdrobniejszą rzecz. Bądźmy szczere, jest to nierealne, szczególnie jeżeli jesteś jak 90% kobiet, czyli czujesz się już i tak przytłoczona codziennymi obowiązkami. Marzysz, żeby ktoś Ci pomógł i żebyś nie musiała prosić o to tysiąc razy. Co zatem możesz zrobić? Podziel się odpowiedzialnością!

Czytaj także: Pozwól sobie pomóc, czyli dlaczego mężczyźni lubią być potrzebni


Mężczyzna to nie leniwy potwór
Powiedzmy jasno – mężczyźni są różni. Są wśród nich psychopaci, egoiści, narcyzi, niedojrzali chłopcy czy jednostki o dyktatorskich osobowościach. Ale oni nie stanowią większości. Jeżeli akurat związałaś się z jednym z takich typów, dalsza część tekstu nie jest dla Ciebie.

Inną grupę mężczyzn stanowią zwyczajni, porządni faceci. Jeżeli taki jest właśnie Twój mąż, to najprawdopodobniej chce on Twojego szczęścia, dzielić z Tobą trudy codzienności. Chce mieć w Tobie partnerkę, a nie służącą. Jeżeli tak jest, to czemu czujesz się przeciążona? Być może za dużo bierzesz na siebie i nie dzielisz się obowiązkami lub krytykujesz sposób ich wykonywania.

Czytaj także: Zanim powiesz do męża: nawet nie wiesz, co ja czuję…


Zupa była źle przyprawiona, a kąty źle wymiecione
Oddawanie odpowiedzialności jest trudne, ponieważ wiąże się z niepewnością i brakiem kontroli. A my, kobiety, uwielbiamy mieć pewność i zachować kontrolę. Dodatkowo lubimy robić po swojemu i często uważamy, że znamy jedyny słuszny sposób na wykonanie czegoś. Dlatego tak naprawdę często nie chcemy podzielić się obowiązkami.

Z jednej strony chciałabyś, aby ktoś inny posprzątał, ale jednocześnie skręca Cie na myśl, że nie będzie to zrobione dokładnie. Pragniesz, aby Twój luby ugotował obiad, ale nie chcesz, aby zrobił to po swojemu, bo np. danie nie będzie przyprawione tak, jak Ty lubisz.

Perfekcjonizm i przywiązanie do „jedynego słusznego sposobu działania” odbierają Ci energię. Co wolisz – mieć czas na odpoczynek czy mieszkanie à la Perfekcyjna Pani Domu?

Czytaj także: Do czego tak naprawdę zobowiązuje nas przysięga małżeńska?


Krytyka zabija inicjatywę
Osobną kwestią jest krytykowanie i narzekanie. Czy Ty nie masz oczu? Nie widzisz, że za kanapą też jest brudno? albo Jakżeś to poskładał! Przecież każdy wie, że bluzki składa się inaczej.

Posłuchaj sama siebie. Jak zwracasz się do bliskiego Ci mężczyzny, gdy Ci pomaga? Doceniasz jego wysiłki, nawet jeżeli rezultat jest inny niż oczekiwałaś? Jeżeli krytykujesz go za każdym razem, gdy stara się Ci pomóc w domu, to jego motywacja do działania będzie coraz niższa.

Zamiast narzekać, następnym razem poproś, aby zrobił coś inaczej. Prośby brzmią lepiej niż pretensje. Najlepszym momentem na ich wypowiedzenie jest ten, gdy on zabiera się za jakąś czynność.

Jak będziesz odkurzał, to proszę pamiętaj o odsunięciu kanapy. Nazbierało się tam kurzu i tam też trzeba sprzątnąć.

Swoje bluzki składam zawsze w ten sposób, dzięki temu mniej się gniotą/lepiej mieszczą mi się na półce/inny powód. Czy możesz złożyć je w ten sposób?
I na koniec bardzo ważna sprawa – nic nie jest oczywiste. Jeżeli potrzebujesz pomocy – poproś wprost. Nie czekaj, że on się domyśli.

Współpracy i dzielenia się odpowiedzialnością trzeba się nauczyć i jest to proces. Zatem, aby to się zadziało, to musisz podejmować działania (prosić wprost, doceniać). Inaczej będziesz narzekać jak kobieta (K), która przyszła po poradę do Jacka Pulikowskiego (JP):

K: Mój mąż jest nieodpowiedzialny.

JP: A co pani powierza odpowiedzialności swojego męża?

K: Pan mnie nie zrozumiał: on jest nieodpowiedzialny.

JP: A co pani mu powierza?

K: No, ja mu nic nie powierzam, nie mogę nic powierzyć.

JP: To jak on ma się stać odpowiedzialny!?*
Jeżeli poprosisz o pomoc wprost, zaakceptujesz sposób wykonania, a na koniec podziękujesz i docenisz, to zyskasz partnera w pracach domowych i będziesz mniej zmęczona.

Czytaj także: Najlepszy prezent dla ukochanej osoby? Zdziwisz się!


* Cytat z artykułu Jacka Pulikowskiego „Władza w domu”

...

Sterowanie jak robotem nie pomoze...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:45, 24 Lut 2018    Temat postu:

małżeństw
Cynthia Dermody i Marzena Devoud | 24/02/2018

By George Rudy | Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
A może by w tym roku przeżyć Wielki Post jako doświadczenie, które wzbogaci i rozwinie wasz związek?

Czy istnieje małżeństwo, które nie kłóci się o to, kto poświęca więcej czasu dzieciom? O teściów? O drobne, a uciążliwe nawyki? Każda para wie doskonale, jakie wady wymagają naprawy. Zamiast więc traktować Wielki Post jako surowy czas bolesnych wysiłków i poświęceń, może lepiej wykorzystać go jako wyjątkowy moment w małżeńskim życiu?

Wielki Post pozwala nam skupić się na tym, co istotne, pominąć drobiazgi, spojrzeć na swoje życie „z lotu ptaka”, zastanowić się nad ważnymi, może trudniejszymi aspektami naszego życia. Oto prawdziwe zadanie na ten czas: ma on nas skłonić do głębokiej refleksji, zadawania sobie pytań, położenia kresu złym nawykom. Możemy się zmienić. Możemy lepiej służyć bliźnim, zaczynając od naszego małżonka. Aleteia proponuje cztery sposoby na małżeńską, wielkopostną refleksję.

Czytaj także: Wiesz, co ma post do bliskości małżeńskiej?


1. Nie lekceważcie się nawzajem

Shutterstock


Przypomnijcie sobie swoją pierwszą randkę. Wszystko było wspaniałe, niczego nie chcielibyście zmienić. Ukochany był idealny. Oboje byliście piękni, uśmiechnięci i pełni zapału. Pokazaliście się sobie z najlepszej strony, emanując optymizmem, wiedzieliście bowiem, że jesteście dla siebie nawzajem najatrakcyjniejszymi osobami na świecie. Później, w miarę jak wasz związek dojrzewał, zbliżaliście się do siebie i czuliście się ze sobą coraz lepiej… i wtedy wyszła na jaw nowa cecha osobowości: nieustanne narzekanie!

Małżonkowie powinni słuchać siebie nawzajem, nigdy nie lekceważąc mocy słów. Ta czujność powinna być ostrzeżeniem: od negatywnych komentarzy szybko można się uzależnić. To przewrotne zachowanie przynosi satysfakcję, która z gruntu jest niezdrowa. Uważajcie na pejoratywne komentarze, krytykę i plotki w związku. To może stworzyć piekielną spiralę, która odbierze wam radość z małżeństwa. W rezultacie, nieomal automatycznie, autor krytycznych uwag sam staje się ich wcieleniem.

Postanówcie, że będziecie porozumiewać się w sposób, który rzuci pozytywne światło na wasz dzień, na waszych bliskich, na to, co ma się zdarzyć. To nie zawsze będzie łatwe! Pojawią się oczywiście problemy i trudne tematy. Ale raczej spróbujcie rozmawiać o tym proaktywnie, z empatią i zrozumieniem. Może chodzi tu o uczucia, które do tej pory rzadko wyrażaliście? Kiedy masz pozytywne nastawienie, uśmiechasz się częściej. Czy może być coś bardziej atrakcyjnego?

Czytaj także: On, ona i rozmowa. To nie czas na pretensje!


2. Nie róbcie kompulsywnych zakupów

Africa studio - Shutterstock


Czy nam się to podoba, czy nie, nasze portfele wiążą nas ze sobą nawzajem, zwłaszcza w życiu małżeńskim. W wielu domach wymówki, by konsumować i kupować zbędne rzeczy, są bardzo liczne. Czasami zdarzają się nam konsumpcyjne szaleństwa, które prędzej czy później wymykają się spod kontroli. Zajrzyj do łazienki: naprawdę potrzebujesz aż pięciu butelek szamponu? Albo do garderoby: czy ten markowy t-shirt jest ci rzeczywiście niezbędny? Czy nabycie tego komiksu naprawdę zaspokoi potrzebę… kompulsywnych zakupów, zaistnienia lub posiadania?

Zdrowe nawyki finansowe nie tylko pozwalają oszczędzać, ale też zapobiegają małym i dużym kłótniom o rachunki z karty kredytowej czy brak miejsca w szafie. Tutaj mamy dobrą okazję, by zastanowić się nad miejscem, jakie konsumpcja zajmuje w naszym małżeńskim życiu. Podczas Postu wybierzcie postawę minimalistyczną. O zakupach decydujcie razem. Kupujcie tylko to, co naprawdę potrzebne. Unikajcie rzeczy zbędnych. Spróbujcie kupować mniej.

A jeśli jesteście zdeterminowani, zaplanujcie wielkie sprzątanie domu. Cóż, to pewnie nie jest randka, o której marzycie. Jednak dom czysty i wysprzątany od podłogi do sufitu, poprzez szafki, nieoczekiwanie poprawi wam samopoczucie. Jeśli mierzycie wyżej, spróbujcie pozbyć się wszystkiego, co zawadza w domu. Jedna rzecz dziennie przez 40 dni Wielkiego Postu?

Czytaj także: Katoliczka na zakupach. Bliżej ci do zakupoholizmu czy… reżimu ubóstwa?


3. Mniej SMS-ów, więcej rozmów „na żywo”

Webster2703


Weźcie swoje smartfony i policzcie, ile SMS-ów dziennie wysyłacie do siebie.

Czy ta forma komunikacji nie staje się obezwładniająca, wykluczająca inne sposoby? Współczesnym parom trudno znaleźć czas dla siebie, tak potrzebny, by naprawdę ze sobą być. Możemy się założyć, że wasze komputery i laptopy komunikują się ze sobą częściej niż wy bezpośrednio…

Tym razem wyzwanie polega na tym, by ograniczyć wirtualną komunikację. Oczywiście, nie chodzi o to, by całkiem z niej zrezygnować: nowe technologie oferują zbyt wiele praktycznych środków, które pozwalają nam organizować i koordynować to, co dzieje się z dziećmi, określić termin wizyty u lekarza, dodatkowych zajęć i ćwiczeń. Ale czy naprawdę musisz wysłać żonie ten śmieszny filmik w czasie lunchu? Niech to będzie tematem rozmowy przy kolacji. Może obejrzycie go razem, po tym, jak wspólnie przygotujecie posiłek? W tym samym duchu przyjmijcie „radykalne” wyzwanie, żeby od czasu do czasu włożyć sobie nawzajem do aktówki czy torebki mały liścik! Czy jesteście w stanie rozpoznać nawzajem wasz charakter pisma?

Czytaj także: Zanim odpowiesz na SMS


4. Bez przesady z filmami i serialami

Netflix


O tak, to jedna z naszych ulubionych aktywności w zimie. Nawet jeśli istnieją badania naukowe, które sugerują, że dla par korzystne jest wspólne oglądanie filmów, czy nie jest to zbyt łatwy i mechaniczny substytut autentycznej relacji?

Spróbujcie policzyć czas, jaki spędzacie codziennie przed ekranem i zmniejszyć go o połowę. Najodważniejsi podniosą poprzeczkę. Dawniej grało się w karty, chodziło na spacery, gimnastykowało… niektórzy nawet razem czytali Biblię. Tak, można żyć, nie wiedząc, co stanie się w następnym odcinku ulubionego serialu. W zamian otrzymacie znacznie ważniejszą i trwalszą nagrodę.

...

Trzeba poglebiac ducha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:09, 24 Lut 2018    Temat postu:

omóc zbudować szczęśliwe małżeństwo!
Iwona Jabłońska | 24/02/2018

Brooke Cagle/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
Zwróciłam dziś uwagę na obraz, który wisi u nas w salonie. Nie to, żebym Go nigdy nie widziała, ale pomyślałam sobie, że w słowie KOCHAJ – które na nim widnieje – zawiera się cała pełnia miłości małżeńskiej. Dlaczego? Zobaczcie sami!

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!

K jak Komplementuj
Będąc w narzeczeństwie czy „chodząc ze sobą”, jakoś łatwiej przychodzi nam komplementować ukochaną osobę. Później, nie wiedzieć czemu, afirmacja sukcesywnie zastępowana jest przez krytykę. Potrzeba bycia docenianym nie znika w dniu ślubu, tak samo, jak nie znikają pozytywne cechy ukochanej osoby.

Oczywiście, kiedy już razem zamieszkamy, kiedy zacznie łączyć nas coraz więcej wspólnych spraw, problemów, radości i smutków, wreszcie kiedy nasza interakcja będzie jeszcze częstsza niż przed ślubem, wówczas i sytuacji konfliktowych pojawi się więcej.

Pamiętajmy jednak – przekręcając trochę słowa ze starego kultowego filmu, „żeby te minusy nie przysłoniły nam plusów”. Bądźmy hojni w docenianiu swojego współmałżonka, to przyniesie wiele dobrych owoców dla relacji i dla całej rodziny (jeśli są też dzieci). My mamy pewien sposób… Można powiedzieć, że to postanowienie całoroczne, stosujemy je codziennie od początku Nowego Roku. Wybaczcie, na razie nie zdradzę. Każde małżeństwo może wspólnie odkryć coś, co będzie pomagało pozostawać dla siebie wdzięcznymi i nie zapominać o komplementach i afirmacji.

Czytaj także: Przysięga małżeńska – najpiękniejszy list miłosny


O jak Ojcze nasz
Od „zawsze” miałam pragnienie wspólnej modlitwy małżeńskiej. Zanim jeszcze poznałam mojego męża, kiedy wyobrażałam sobie relację z kimś, to wiedziałam, że tego nie może zabraknąć! Kiedy przyglądałam się bliżej małżonkom, którzy potrafili sobie przebaczać, którzy mieli w sobie tyle siły, aby przezwyciężać razem trudności, którzy kochali się w pełnym tego słowa znaczeniu, czułam, że tam coś dzieje się wielkiego. To piękne świadectwo zaprowadziło mnie do odkrycia ich „sekretu” – wspólnej małżeńskiej modlitwy. Widziałam, że ma ona ogromną moc.

Sama teraz tego doświadczam. Już w narzeczeństwie warto rozpocząć tę praktykę. Widzę, że stając wspólnie przed Bogiem do modlitwy, stajemy się sobie bliżsi. Ponieważ praktykujemy tzw. modlitwę spontaniczną możemy odkrywać swoją wrażliwość, widzieć i wypowiedzieć, jakie sprawy nas nurtują, za co jesteśmy wdzięczni. Bardzo lubimy też modlić się za innych, szczególnie za tych, którzy sami tego nie praktykują.



Ch jak Chwila
Dziś można się tak rozpędzić, że zanim się obejrzymy – staniemy na mecie bez możliwości powtórzenia biegu i bez możliwości cofnięcia się. Zadziwia mnie wciąż, że ile razy z kimś rozmawiam, tyle razy w końcu pojawi się temat „niedoczasu”, tak zwane „ciągle coś” – znacie pewnie doskonale ten zwrot, bo komu on dzisiaj jest obcy?

Warto znaleźć taką przestrzeń w kalendarzu, gdzie będzie miejsce tylko dla Was. Ja i mój Mąż. Ja i moja Żona. Tylko my. Spontaniczna randka, szczególnie przy maluchach, też mile widziana.

My od jakiegoś czasu mamy każdy niedzielny wieczór tylko dla siebie. Dzieci śpią, a my wiemy, że to jest nasz święty czas. Zapalamy jakieś nastrojowe lampki, świece. Jest fajnie. Tylko my, aż do momentu pobudki pierwszego dzieciątka. Ale to nieważne, czy tym razem uda nam się pobyć razem godzinę, czy dłużej – to jest nasz czas.

Poza niedzielnymi, nazwijmy to „randkami”, mamy spontaniczne randkowanie, kiedy np. jedno z nas „zgłasza” potrzebę bycia blisko, przytulenia się, pomilczenia czy obejrzenia filmu. Wtedy organizujemy się tak, żeby ten wieczór był nasz.

Pisząc to uświadomiłam sobie, że to jest częste i że to jest super! To bardzo pomaga nam budować naszą małżeńską więź.



A jak Autentyczność
Nie da się zbudować szczęśliwej relacji bez bycia szczerym wobec drugiego człowieka. Nie bójmy się mówić prawdy, nawet jeśli jest ona trudna zarówno do przekazania, jak i do przyjęcia.

Czytaj także: Ile powinno trwać narzeczeństwo?


J jak Jestem
Wchodząc w związek małżeński warto zadać sobie kilka ważnych pytań. Na jednych z przedmałżeńskich warsztatów mieliśmy taki blok. Kiedy niektórzy narzeczeni wyjeżdżali z nauk już tylko jako znajomi, prowadzący określali to mianem „nasz sukces”. Coś w tym jest. Mówi się, że lepiej rozstać się przed ślubem niż po ślubie i dobrze się mówi!

Jakie to pytania? Na przykład:

– Co zrobię, jeśli mnie okłamie?

– Czy przebaczę zdradę?

– Czy dam radę trwać, kiedy okaże się, że poważnie zachoruje?

– Czy jestem w stanie być z Nią/z Nim, jeśli nie będziemy mogli mieć dzieci, a ja bardzo tego pragnę?

Kryzys naprawdę staje się nowym początkiem i jest do pokonania, kiedy wchodzimy w związek małżeński z przeświadczeniem „że Cię nie opuszczę aż do śmierci”, i będę walczył/a o nas zamiast: „że Cię nie opuszczę aż do momentu, kiedy mnie zawiedziesz”. Stawiamy relację trochę na przegranej pozycji, kiedy zakładamy, że – jak coś, to zawsze są rozwody.

Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak zaapelować do siebie i Ciebie, Drogi Czytelniku – „KOCHAJ”!

...

Im wiecej dobra tym lepsze malzenstwo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:05, 25 Lut 2018    Temat postu:

kuchni wg ks. Malińskiego
Martyna Dziakowicz | 25/02/2018

YouTube
Udostępnij 1 Komentuj 0
Tuż przed podaniem dodaj 99 kropli gotowości przyjmowania współmałżonka jako największego prezentu – radzi ks. Mieczysław Maliński w jednym ze swoich przepisów na udane małżeństwo.

Przepis na małżeństwo
Z pewnością takie pytanie pojawiało się w Twojej głowie niejeden raz. Być może zakochanie towarzyszy Ci po raz pierwszy w życiu, być może przygotowujesz się do małżeństwa lub dzielnie w nim trwasz.

W każdym z tych przypadków nowa edycja audiobooka od 2RYBY.PL „Małżeństwo od kuchni” pozwoli Ci bliżej poznać, tudzież rozpoznać, kilka zasad „kuchni miłości”! Wiele praktycznych uwag, popartych cennymi spostrzeżeniami ks. Mirosława Malińskiego, ułatwi Ci odkrywanie nowych małżeńskich smaków.

Niech rąbka tajemnicy na temat treści „Małżeństwa od kuchni” uchyli ten przepis!

Czytaj także: Najlepszy prezent dla ukochanej osoby? Zdziwisz się!
Udane małżeństwo – czego potrzebujesz?
Do przygotowania stągwi wypełnionej miłością małżeńską potrzebujesz następujących składników:

0,5 beczki wdzięczności za dar ukochanej osoby,
5 konwi radości z odkrywania swojego powołania,
2 garnców cierpliwości wobec damsko-męskich różnic małżeńskich,
kopy zrozumienia dla szerokiego wachlarzu uczuć towarzyszących miłości,
120 worków codziennego zachwytu nad pięknem Twojej drugiej połówki,
kwarty łaskawości dla blasków i cieni każdej wspólnej decyzji,
12 tuzinów otwartości na życie,
4 ćwierci wszechsiły do macierzyństwa i ojcostwa,
77 funtów pokory wobec budowania koronkowych relacji rodzinnych,
99 kropli gotowości przyjmowania współmałżonka jako największego prezentu od Pana Boga.
W gotowej stągwi umieść ½ beczki wdzięczności, a następnie rozpuść w niej 120 worków zachwytu, delikatnie mieszając. Stopniowo dodaj także 5 konwi radości i kwarty łaskawości. W międzyczasie ubij kopę zrozumienia i wymieszaj z pozostałymi składnikami. 2 garnce cierpliwości podgrzej razem z dodatkiem 77 funtów pokory, starannie wymieszaj i przelej do stągwi. Pełnię smaku uzyskasz po przesianiu 12 tuzinów otwartości na życie, z 4 ćwierciami wszechsiły do macierzyństwa i ojcostwa. Tuż przed podaniem dodaj 99 kropli gotowości przyjmowania współmałżonka jako największego prezentu.
Pamiętaj, że pomyślność przepisu wymaga posiadania jednego serca w dwóch ciałach 😉

Czytaj także: Szukasz klucza do udanego małżeństwa? Popracuj nad samooceną!


Zadania
Efektem tak precyzyjnego przepisu są fantastyczne zaDANIA!
Oto przykład jednego z nich:

zaDANIE dla kobiety – podziękuj, po prostu podziękuj, za najprostsze rzeczy, za każde jego zachowanie, które cię ucieszyło. Zauważ i podziękuj. Dziś, koniecznie dziś!
zaDANIE dla mężczyzny – podziękuj jej za coś! Popatrz jej głęboko w oczy i wyduś z siebie podziękowanie. Ale za co tu dziękować? O, właśnie! Zauważ, nazwij to, wypunktuj i podziękuj…


Jeśli masz ochotę na więcej równie atrakcyjnych zaDAŃ dla dwojga, a odkrywanie i łączenie nowych smaków małżeńskich może zyskać u Ciebie rangę życiowej pasji, ten audiobook jest właśnie dla Ciebie!

...

Musi byc duzo podejsc bo ludzie sa rozni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:45, 03 Mar 2018    Temat postu:

Dominika Cicha
Dlaczego obchodzimy święto Matki Bożej Gromnicznej?

Karol Wojteczek
Eucharystie, śluby i majowe. Więźniowie Auschwitz o życiu religijnym

Aleteia
Przychodzi św. Piotr do Jezusa: Chyba mamy jakieś lewe wejście do Nieba

Tomasz Reczko
[Nowe zgromadzenia!] Do jakiego zakonu najbardziej pasujesz? Sprawdź!

Aleteia
12 obietnic Najświętszego Serca Jezusa. Objawienia św. Małgorzaty Marii Alacoque

Katarzyna Szkarpetowska
Panie Boże, pamiętaj, że w piątek jest sprawdzian z historii! Dzieci piszą listy do Boga

Joanna Operacz
10 iście królewskich imion dla chłopca

Vianney de Villaret
Proszę księdza, nie pójdę więcej do kościoła!

Łukasz Kobeszko
Krzyże chrześcijańskie – wiedziałeś, że jest ich tak wiele?

Karol Wojteczek
Przez 50 lat milczał o Auschwitz. Po wylewie zaczął rysować. Zobacz wstrząsającą wystawę [galeria]

Dominika Cicha
Dlaczego obchodzimy święto Matki Bożej Gromnicznej?

Karol Wojteczek
Eucharystie, śluby i majowe. Więźniowie Auschwitz o życiu religijnym

Aleteia
Przychodzi św. Piotr do Jezusa: Chyba mamy jakieś lewe wejście do Nieba

Tomasz Reczko
[Nowe zgromadzenia!] Do jakiego zakonu najbardziej pasujesz? Sprawdź!

Aleteia
12 obietnic Najświętszego Serca Jezusa. Objawienia św. Małgorzaty Marii Alacoque

Katarzyna Szkarpetowska
Panie Boże, pamiętaj, że w piątek jest sprawdzian z historii! Dzieci piszą listy do Boga



DOBRE HISTORIE
„Która godzina?” – tak się zaczęło. Historia miłości Polki i Palestyńczyka
Iwona Flisikowska | 03/03/2018

Archiwum prywatne
Ewa i Rafiq, 38 rocznica ślubu.
Udostępnij 232 Komentuj 0
Czy można wierzyć w prawdziwą miłość od pierwszego wejrzenia? „Myślę, że tak, zwłaszcza z perspektywy prawie 40 lat małżeństwa” – odpowiada z uśmiechem Ewa Rishmavi, znana wszystkim pielgrzymom podróżującym do Betlejem na „Pole Pasterzy”.

Można powiedzieć, że razem ze swoim mężem doktorem Rafiqiem Rishmavi są dobrymi ambasadorami Polski w Ziemi Świętej. „Od lat mieszkamy w Beit Sahour, chrześcijańskiej dzielnicy blisko Betlejem, ale nasza wspólna historia zaczęła się w Łodzi. Po maturze uszczęśliwiona spacerowałam z koleżankami, a Rafiq ze swoimi kolegami ze Studium Języka Polskiego – wspomina Ewa. – Nawiązaliśmy kontakt przez zwyczajne pytanie: przepraszam, która godzina? I tak to się wszystko zaczęło. Starałam się wspierać Rafiqa w nauce polskiego, ponieważ wiedziałam, że ma zamiar studiować medycynę. Piękne marzenie: zostać lekarzem, aby później powrócić do Palestyny. Leczyć i pomagać, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i najsłabszym: dzieciom. Ale droga do spełnienia tego marzenia okazała się naprawdę bardzo ciężka. Zaczęliśmy się spotykać, a nasza znajomość przerodziła się w miłość. Czas pokazał, że to rzeczywiście miłość na dobre i na złe.

Rafiq pierwsze polskie święta Bożego Narodzenia przeżył z moją rodziną. A trzy lata później przyjechali do Łodzi moi przyszli teściowie, aby wspólnie przygotować zaręczyny. Długo rozmawialiśmy, a ja obiecałam mojemu teściowi, że po zakończeniu studiów nie będę zatrzymywać Rafiqa w Polsce tylko wrócę razem z nim do Palestyny, aby mógł leczyć swoich rodaków.

Czytaj także: Małżeństwo od kuchni wg ks. Malińskiego


Do Palestyny z suknią w walizce
Razem z całą rodziną zadecydowaliśmy, że ślub odbędzie się w Betlejem. Rok później, dokładnie w 1980 roku, po raz pierwszy wybrałam się w podróż do Palestyny, nie przypuszczając, co mnie może spotkać po drodze. Taka podróż – do dnia dzisiejszego – to prawie cały dzień z przesiadkami, bo nie można przez Tel Aviv, gdzie podróż trwa zaledwie 3-4 godziny z Polski. Takie są układy, jeśli jest się Palestyńczykiem… Na granicy między Izraelem a Jordanią, z walizką, w której była moja ślubna sukienka, znalazłam miejsce w busie z napisem dla cudzoziemców. Bus bardzo wygodny, nowoczesny z klimatyzacją, bo to tereny Jerycha, gdzie temperatura latem dochodzi do 40 stopni i więcej…

Pamiętam, że po kilku minutach do autobusu wszedł żołnierz izraelski i każdego pytał o cel podroży do Izraela. Kiedy żołnierz zapytał mnie o podróż, zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że jadę na swój ślub do Betlejem. Kiedy usłyszał, że mój narzeczony jest Palestyńczykiem, wysadzono mnie z autobusu… i kazano iść inną drogą przez słynny most, razem z setkami ludzi, którzy w ogromnych kolejkach czekali na przekroczenie granicy. Wzbudziłam ogromne zainteresowanie, bo byłam między nimi jedyną cudzoziemką… Most nad Jordanem to jedyna droga, którą do dzisiaj możemy się wydostać z Palestyny. Latem, kiedy najczęściej ludzie stąd wyjeżdżają, to jest to prawdziwa droga przez mękę.


Archiwum prywatne
Rodzice Rafiqa Rishmavi w dniu ślubu.
Choć oboje z mężem mamy obywatelstwo i paszporty polskie, to mając równocześnie paszport Autonomii Palestyńskiej, nie możemy korzystać z lotniska w Tel Avivie… Dopiero od niedawna kobiety, które skończyły 50. rok życia, a mężczyźni 55., mogą przechodzić na drugą stronę muru do Jerozolimy bez specjalnych pozwoleń. Pozostałe osoby muszą mieć specjalne pozwolenia wydane przez władze izraelskie. Trudno to sobie wyobrazić, ale w Betlejem są osoby, które nie przekroczyły granic tego miasta i nigdy nie były w Jerozolimie, choć to tylko odległość kilkunastu kilometrów…

Czytaj także: Miłość przez ścianę stalinowskiego więzienia. Zobaczyli się dopiero na ślubie


Wymarzony dom w Palestynie
Dotarłam szczęśliwie do Rafiqa i jego rodziny. Wkrótce odbył się wymarzony ślub w Beit Sahour, a my wróciliśmy po miesiącu do Polski już jako małżeństwo. Zamieszkaliśmy z moją mamą chrzestną. Mieliśmy jeden pokój bez żadnych wygód. Spaliśmy na podłodze, na materacu… Kiedy spodziewałam się pierwszego dziecka, pojawiła się możliwość, aby mieć swoje miejsce w moim domu rodzinnym. Trwało to przez 7 lat, w jednym pokoiku 2 na 3 metry… Urodziły się dzieci: córka Susu i syn Jakub. Myślę, że ktoś patrząc z boku na nasze małżeństwo, nigdy nie pomyślał, że może ono przetrwać. Ale wiedzieliśmy z mężem, że łączy nas sakrament małżeństwa i nie jesteśmy sami… Wszyscy moi sąsiedzi ze zrozumiałym zaciekawieniem obserwowali Rafiqa. Byli zdziwieni widząc, jak opiekuje się dziećmi i zajmuje się tak przyziemnymi sprawami jak wynoszenie śmieci czy robienie zakupów.

Kiedy mąż zrobił specjalizację z pediatrii, wróciliśmy do Palestyny. Dla mojej rodziny w Polsce to był szok, tym bardziej, że od 3 miesięcy trwała Intyfada, czyli pierwsze powstanie, wojna, a my mieliśmy dwójkę małych dzieci… Mieszkaliśmy znowu w jednym pokoju. Do tego godzina policyjna, codzienne demonstracje, brak pracy, strach co przyniesie następny dzień. Czekałam 4 lata na uregulowanie mojej sytuacji prawnej. Moje prośby o przedłużenie wizy lub przyznanie stałego pobytu spotykały się z odmową. W 1992 roku wojna z Irakiem. Strach o nas, o nasze dzieci. W 1995 roku urodziłam naszą najmłodszą córkę Dinę. A w 1998 roku po raz pierwszy po 10 latach pobytu tutaj, pojechałam do Polski. Niestety nie żyli już moi rodzice i brat. Nie mogłam być na ich pogrzebie, bo gdybym stąd wyjechała, z Palestyny, to już nie mogłabym wrócić”.


Archiwum prywatne
Ewa i Rafiq w dniu ślubu.
Ewa i Rafiq po 15 latach małżeństwa zamieszkali samodzielnie. Pomimo trudności, jakich nie szczędziło im życie, ich wielką radością są dzieci: najstarsza Susu skończyła Uniwersytet w Betlejem i jest menadżerem kultury. Susu reprezentowała Palestynę na Festiwalach Filmowych w Wenecji, Cannes czy w Berlinie. Kuba jest montażystą filmowym i pracuje w Ramallah. A Dina kilka miesięcy temu wyszła za mąż i mieszka z mężem blisko rodziców.

Czytaj także: W Betlejem byłam w potrzebie. Przygarnęła mnie muzułmańska rodzina


Doktor Rafiq. Honorowy konsul
Doktor Rafiq jest nie tylko znanym i cenionym lekarzem, ale w latach 2012-2017 był Honorowym Konsulem Polski w Betlejem. „To nie tylko zaszczyt, ale ciężka praca” – podkreśla doktor. Pomimo licznych obowiązków zawsze znajduje czas, aby zająć się polskimi misjonarzami w Betlejem i najbliższej okolicy: ma czas na spotkanie z polskimi franciszkanami pracującymi przy Bazylice Bożego Narodzenia, czy polskimi elżbietankami zajmującymi się z wielkim oddaniem dziećmi w sierocińcu „Home of Peace”. Nawet u karmelitanek, w miejscu gdzie znajduje się grób Małej Arabki, doktor Rafiq bezinteresownie wspiera siostry, lecząc i stawiając diagnozę „gratisowo”. A jego „łączniczką” w Karmelu jest polska siostra…

Dzisiaj doktor Rafiq jest dyrektorem medycznym szpitala i często pracuje kilkanaście godzin dziennie, ponieważ razem z przyjaciółmi budują pierwszy w rejonie Betlejem szpital z prawdziwego zdarzenia. Ma być nowoczesny i to, co najważniejsze, dostępny dla wszystkich: biednych i bogatych. Jest to wielkie dzieło i spełnienie marzeń. Pomoc i środki finansowe na budowę płyną z całego świata. Czasami Ewa i Rafiq wspominają pierwszą pracę doktora w łódzkim szpitalu im. Janusza Korczaka, którego patron oddał życie za swoich podopiecznych. „Tutaj każdy dzień jest oddawaniem swojego życia dla innych, nie może być inaczej” – puentuje doktor Rishmavi.

...

Tu trzeba uwagi. Roznica cywilizacji moze byc problemem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:12, 06 Mar 2018    Temat postu:

Jak poradzić sobie z teściową?
Katarzyna Wyszyńska | 05/03/2018

Shutterstock
Udostępnij 25 Komentuj 0
W Dniu Teściowej zdradzam przepis na dobre życie z „mamusią”! Spróbujcie. To może przynieść niespodziewane efekty!

To, że relacje na linii teściowa-synowa/zięć są wyjątkowo trudne, potwierdza ilość kawałów i anegdot w tym temacie. Wzajemne podchody przypominają czasem chodzenie po polu minowym, które prędzej czy później rozwija się w otwartą wojnę. Jest w niej duża doza rywalizacji i zaznaczania swojego terenu.

Znam historię, w której znaczne pogorszenie nastąpiło niemalże w ciągu jednej nocy – tej ślubnej. Od tego momentu, niczym natchnione pierwotnym zewem, strony konfliktu zamieniły życzliwość na walkę o dominację w stadzie. Kłótnie i kąśliwe uwagi w temacie żywienia (kuchnia to przecież niepodzielne królestwo matek Polek), jak ma wyglądać jaskinia („a ten obrazeczek to tu powieście”), o wychowanie kolejnych pokoleń, a w końcu o to, czy mąż jest bardziej mężem czy synem.



Fakty, nie emocje
Trudno to zrozumieć, jeszcze trudniej zaakceptować. Mimo wszystko warto próbować dojść do intencji, które stoją za pewnymi zachowaniami. Może nie są takie złe? A może są, ale z czegoś wynikają? Z samotności, zranień? Marne to usprawiedliwienie, ale łatwiej zrozumieć drugiego człowieka, gdy wie się, co tak naprawdę nim kieruje.

Gdy jednak dochodzą do głosu emocje, dobre rady nie pomagają. Nie ma też co liczyć, że nagle Ci ludzie się zmienią. Mają swoje lata, przyzwyczajenia, przekonania. Zresztą i my pewnie też czasem (często?) ich wkurzamy. My także jesteśmy dziwnymi, niedawno jeszcze obcymi ludźmi, którzy weszli z butami swoich nawyków i spojrzenia na świat do nowej rodziny.

Czytaj także: Synowa vs. teściowa. Gra o tron?


Teściowa na odległość
Jeśli teściowie są toksyczni, psują relację małżeńską, czasem trzeba kontakt ukrócić. Nie musimy nawet specjalnie się z nimi lubić, a jednak traktując serio słowa dekalogu, mimo wszystko powinniśmy ich szanować. Nie za coś konkretnego (choć wychowanie naszego współmałżonka to już coś, prawda?), tylko… tak po prostu.

Zaraz pada pytanie – jak?! Jak to zrobić? Wtedy, gdy jedyne, co czujemy to złość, zawiść, poczucie krzywdy? Jak wtedy miłować „nieprzyjaciół swoich”, którzy są tak bliscy, a tak dalecy? Jest jeden sposób, który działa. Wymaga czasu, determinacji, ale jest skuteczny. Zdradził mi go pewien Zięć Trudnej Teściowej. Posłuchajcie jego historii.



Nie tak dawno temu, nie tak daleko stąd…
Już w trzecim miesiącu naszego małżeństwa doszło do ostrej kłótni między mną, a teściową. Wiele potem czasu musiało upłynąć, by zbudować na straconym zaufaniu coś pozytywnego. Co potem znów runęło, po kolejnej kłótni. Starałem się zresztą nie dopuszczać do konfrontacji, ale ubiegać je rozmawiając uczciwie, spokojnie. Próbowałem wiele razy tłumaczyć, co czuję, jak odbieram ich zachowania, ale to tylko pogłębiało poczucie niezrozumienia.

Nadajemy na innych falach, nie mówimy tym samym „językiem”. Nie rozumiemy się. Boli mnie, gdy w imię tak pojętej przez nich miłości, naruszają naszą wolność i autonomię. Boli mnie, gdy widzę smutek mojej żony, po telefonie od mamy. Złości mnie, gdy teściowie ignorują prośby w kwestii wychowania naszego dziecka. Jednocześnie jednak, zależało nam na tym, by ten kontakt był więcej niż tylko poprawny.

Wielokrotnie więc, szczególnie gdy konflikt się zaostrzał, modliłem się o to, by chcieli słuchać, by mnie zrozumieli. Dyskutowałem z Bogiem na ich temat wielokrotnie, opowiadając jacy to oni są lub nie są. Minęło trochę czasu, sytuacja z pozoru była stabilna, ale nie było między nami takiej swobody i bezpieczeństwa, o której z żoną marzyliśmy. Zacząłem prosić Boga, już nie o to, by zrozumieli, ale żeby po prostu zaakceptowali nasze wybory, żeby po prostu „nam odpuścili”.

Potem modliłem się, by ich małżeństwo uległo poprawie – mając nadzieję, że gdy ich serca zwrócą się ku sobie, ich energia i zaangażowanie również pójdzie w tę stronę (zamiast, jak czułem, koncentrować się na sprawach naszego małżeństwa). Przez cały ten czas Bóg pracował. Tylko nie tam, gdzie ja chciałem!

Pracował nad moim sercem. Aż dojrzało do tego, by przestać modlić się. Nie, nie w ogóle, ale by przestać modlić się o zmianę moich teściów. W końcu zrozumiałem, i zacząłem modlić się o to, bym to JA się zmienił. A konkretnie, bym ich naprawdę pokochał. Takich, jakimi są. Wszystko to zajęło dużo czasu, ale modliłem się wytrwale, codziennie. I dopiero ta modlitwa przyniosła wymierny efekt. Teściowa dalej jest „trudna”, a jednak jest inaczej. Moje nastawienie jest inne, jestem wolny.

W Dzień Teściowej zdradzam ten przepis, bo może i Wam pomoże? Może taka modlitwa, będzie dla niej w tym dniu najcenniejszym darem.

...

O ile my nie jestesmy ,, trudni" dla tesciowej! Radzic sobie jak z kazdym klopotliwym czlowiekiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:57, 10 Mar 2018    Temat postu:

Miłość dobra i poważna – to się czasem wyklucza
Zyta Rudzka | 10/03/2018
MIŁOŚĆ
Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
– Od 5 miesięcy jestem z chłopakiem w związku. To mój pierwszy i jego również, ale bardzo zależy mi, żeby ten związek traktować na poważnie i mieć poważne plany. Jednak od dłuższego czasu mam problem i nie umiem cieszyć się ze związku – pisze czytelniczka w mailu.

Męczę go ciężkimi i psychologicznymi rozmowami, a zapominam o tym szczęściu. Mówię mu prosto w twarz, że nie czuję się kochana, że powinien odpowiadać mi przez fb, snapchata, że również mnie kocha, bo skoro mu o tym piszę, to jest normalne, że też powinien odpisać. Zrobiłam się egoistyczna. Bardzo go kocham i wiem, że on mnie też kocha. Bardzo boję się odrzucenia. Boję się, że przez te moje wszystkie rozmowy mnie zostawi, bo go bardzo tym męczę. Istotne jest również tutaj zaznaczenie, że jestem ekstrawertykiem, a on introwertykiem. Ja wylewam swoje uczucia, a on je zamyka. Mimo że wiem to wszystko, nie umiem sobie tym pomóc. Po prostu nie wiem, co robić. Kocham go, zależy mi na nim, ale boję się, że go zadręczam, nie wiem co robić. Czuję się jak zagubiona w labiryncie dziewczynka. Najgorsze, że ja mu o tym wszystkim mówię, bo uważam, że szczerość jest ważna. Z tym, że ja się po prostu bardzo boję, że potem mnie zostawi. Nie chcę tak dużo myśleć i analizować, ale nie wiem, co zrobić.
Czytaj także: Jak na pierwszą randkę poszłam… na wesele


Uciesz się miłością
Pięć miesięcy razem. To taki fajny czas. Intensywności przeżywania. Takiego ładnego rozedrgania i niedopowiedzenia. Za tym się potem tęskni!

Dlaczego, że coś jest pierwsze musi być poważne? Jeszcze się tak dobrze nie znamy. Dopiero rozpoznajemy swoje myśli i potrzeby. Mamy wiarę, że będzie nam po prostu dobrze ze sobą. Ale jest też niepokój, niepewność, nawet rodzaj zagubienia, nasilenia kompleksów.

A jak on nie będzie mnie kochał tak, jak tego pragnę? Może odkryje, że nie jestem taka jak myślał? Lęki są całkiem naturalne. Niestety, czasami niepotrzebnie przybierają na sile. Zamiast radości pojawia się niepokój. Może dlatego, że nosimy w sobie gotowy wzór idealnego związku, a to, co się nam aktualnie przydarza, jakoś do niego niezbyt pasuje.

Czytaj także: 6 oznak toksycznej miłości. Kiedy powinniście się rozstać


Nie ma wzoru jak powinna wyglądać bliskość
Jeżeli nie dzieje się realna krzywda, niech sobie wygląda jak chce. Nie trzeba nieustannie komentować tego, co się nam przydarza. Przecież można mało ze sobą rozmawiać i pięknie rozumieć się bez słów.

Warto uznać, że niepewność, lęk i niepokój to naturalny składnik świeżości uczuć. Poznajemy się i nigdy nie wiemy, gdzie nas to zaprowadzi. Na tym etapie nie warto wybiegać w przyszłość, bo traci się to, co mamy tu i teraz. A mamy euforię zakochania, radość, spontaniczność, bliskość, intymność.

Powaga w zakochaniu – to przecież śmieszne.

Jesteście ze sobą krótko. To początek. Niech będzie beztroski, szczeniacki, młodzieńczy i niezapomniany.

Miłosne spotkanie się kobiety i mężczyzny, to nie zebranie w pracy, że musi być serio, na poważnie. Ustalanie zadań i priorytetów. Mowy motywacyjne. Ciężka robota. Rozliczanie się z wykonania zadania.

Nie warto nieustannie racjonalizować wszystkiego, co się nam przydarza. Ta relacja dopiero zaczyna pracować, nie wiadomo jak będzie. Może Twój chłopak potrzebuje więcej czasu, żeby być swobodnym. Nie potrafi jeszcze mówić o tym, co go nie spotkało, co ukrzywdziło, co było szczęściem.

Może być tak, że ten brak symetrii pozostanie. Takie zawiązki mają w sobie szczególne piękno. Inność bywa bardzo mocnym klejem emocjonalnym.

Ty jesteś szczodra w okazywaniu uczuć, on powściągliwy – co nie oznacza, że nie kochający. Ty wiecznie analizująca, rozedrgana – on stabilny. Gadatliwa i milczek – jakie to jest urocze. Tak samo fajne, jak spotykają się dwie gaduły albo milczący z milczącą – i taka cisza też pięknie wybrzmiewa.

Czytaj także: Wiesz, co ma post do bliskości małżeńskiej?


Czuła ciekawość
Niektórzy trwają w miłości, bo są do siebie podobni, a inni, bo się różnią.

Reguł nie ma. Na szczęście. Nie jesteśmy klockami lego, nie musimy pasować do siebie w najbardziej ostrych i nierównych krawędziach – żeby konstrukcja była stabilna.

Zawsze chciałam mieć chłopaka wygadanego, zainteresowanego psychologią miłości, ale oto pokochaliśmy się z tym introwertykiem, i znajdźmy coś, co nas łączy. Budujmy na zachwycie, a nie szukajmy dziury w całym.

Nie warto się trzymać marzenia o kimś idealnym, a złapać ludzki kontakt z kimś realnym. Dobrze pielęgnować czułą ciekawość. Kto mnie pokochał? Kim on jest, że on mi się tak spodobał?

Nie skupiaj się, jak wygląda wasza releacja, ale patrz na niego. Okaż, że jest ukochany taki jaki jest. Ty też tego potrzebujesz. Nie bój się być sobą. Przecież nie chcesz wiązać się z kimś, przy kim musisz udawać lepszą wersję samej siebie.

Czytaj także: Prosty sposób na nudę w małżeństwie? Bądź mężoczuła!


Poczuj się sobą, i daj do tego prawo drugiej stronie
W mailu czytelniczki widać czułość i chęci zaopiekowania się ukochanym.

Czasami troska jest formą kontroli.

Dzwonię, piszę SMS-y, dobijam się, bo przecież jestem ciekawa, co u niego, jak się czuje, jak mu ta rozmowa w pracy poszła. Wysłałam osiem SMS-ów, a on odpowiada po czterech godzinach. No dramat! Jesteśmy razem, a więc musisz być dla mnie cały czas dostępny emocjonalnie. Takie zachowanie bywa rodzajem sprawowania kontroli. Warto nad tym pomyśleć i wyważyć proporcje.

Autorka maila stawia na szczerość w związku.

Brawo! Całkiem słusznie. Ale spotkanie miłosne to nie wizyta w konfesjonale, a mąż to nie spowiednik.

Warto pielęgnować sekrety i zostawić coś dla siebie. Jak będziemy się znali jak łyse konie to czy to będzie takie znowu sexy?

Trochę niedopowiedzenia to nie brak uczciwości czy lojalności.

Sama miłość jest tajemnicą. Na pracę nad związkiem jest jeszcze czas. Spotkaliście się, zareagowaliście na siebie, kochacie się. Chyba jest powód do radości.

...

To jest walka! I dobrze ze nie trzeba koniecznie wojny aby walczyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:48, 16 Mar 2018    Temat postu:

Małżeństwo to maraton, nie sprint!
Iwona Jabłońska | 15/03/2018
MAŁŻEŃSTWO TO NIE SPRINT
Archiwum prywatne autorki
Udostępnij Komentuj 0
„Małżeństwo to maraton - długie, pełne przygód, momentami wyboiste, piękne, wymagające dużego wysiłku i ekscytujące” - napisał jakiś czas temu na naszym blogu mój mąż.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Przygotowanie, które buduje wytrzymałość
Jakiś czas temu mój mąż zamieścił na naszym blogu nasze wspólne sportowe zdjęcie z opisem, że małżeństwo to maraton, nie sprint! Bardzo mi się to spodobało i zainspirowało. To trafne porównanie.

Miałam okazję towarzyszyć Maciejowi w czasie przygotowań do maratonu. Regularne treningi, odpowiednia dieta, zaangażowanie – to tylko kilka czynników, które składają się na sukces w dziedzinie biegania.
Podobnie jest z przygotowaniami do ślubu. Do tego nie można podchodzić na zasadzie: „jakoś to będzie”, „zobaczymy, czy przebiegnę”. Tutaj też należy zbudować wytrzymałość.

Niestety, dziś coraz częściej małżonkowie nie dobiegają do mety, wręcz czasem na początkowych kilometrach już schodzą z trasy. Dlaczego? Być może nieodpowiednie przygotowanie do wspólnego biegu powoduje poważne kontuzje, które nie pozwalają poruszać się do przodu.



Narzeczeński trening
Jest wiele obszarów, w których warto solidnie pracować przed ślubem.

Jednym z nich jest jasna komunikacja. Bardzo istotne jest, żeby dużo rozmawiać na przeróżne tematy, ale przede wszystkim poruszać kwestie fundamentów. Bo jeśli mój mąż pija czarną kawę, a ja z mlekiem, to nie jest to problem nie do pogodzenia.

Ale… jeśli mój narzeczony pragnie mieć gromadkę dzieci, a ja rękoma i nogami zapieram się przed tym… Albo jeśli moja narzeczona deklaruje, że chciałaby się ze mną modlić, wychowywać dzieci w wierze, a ja z kościołem nie chcę mieć absolutnie nic wspólnego, to już powinna się zapalić czerwona lampka.

Nie chodzi o to, żeby od razu podejmować radykalne kroki – zrywać znajomość, zaręczyny, ale na pewno postawić sobie pytania: jak zbudować wspólną hierarchię wartości? Czy to da się pogodzić? Czy wystarczy mi sił, żeby to udźwignąć? Czy właśnie takiego człowieka, z takimi przekonaniami i wartościami chcę mieć u swojego boku – jako męża/żonę, matkę/ojca naszych dzieci?

Czytaj także: Jak wypełnić małżeństwo miłością po brzegi? 7 sprawdzonych sposobów


Jak trenować?
Podczas biegania każdy może rozpisać sobie indywidualny trening, ale jest wiele rzeczy, które je łączą. Podobnie w narzeczeństwie – wszystkie pary mają swój indywidualny sposób na przygotowania do ślubu.

Trudno powoływać mi się na sposoby innych, ale bardzo dobrze wiem, co przyniosło owoce w naszym małżeństwie i co pomaga nam podnosić się z upadków, kontuzji i biec wciąż razem trzymając się za ręce. Oto nasze narzeczeńskie „treningi”:



Cel – niebo
Obraliśmy sobie wspólny cel naszej drogi – niebo. Wiemy, że chcemy nawzajem pomagać sobie tam dotrzeć. Już w narzeczeństwie doświadczaliśmy, że możemy sobie w tym pomagać. Ten cel będzie dla nas najlepszym medalem w tym maratonie.



Nauki w formie warsztatów
Co prawda, warsztat dopiero rozpoczyna się po ślubie, ale już przed nim można wiele skorzystać na tzw. kursach przedmałżeńskich z elementami warsztatów. My do dziś wracamy do pewnych rzeczy, które miały na nich miejsce. Na takich spotkaniach, gdzie narzeczeni pracują „face to face” jest świetne pole treningowe – przewija się wiele tematów, często niełatwych, które pomagają odkrywać zarówno siebie, jak i ukochanego w relacji.

Czytaj także: Ta para staruszków w kilka minut pokazała mi, czym jest małżeństwo


Modlitwa
My praktykowaliśmy zarówno wspólną modlitwę, jak i indywidualną za siebie nawzajem. Do dziś tak jest, że modlimy się codziennie razem i powierzamy siebie w indywidualnych modlitwach. To jest coś, co pozwala nam zbliżać się do celu, jaki sobie obraliśmy, pomaga nam też patrzeć na siebie z miłością, przebaczać sobie i być szczęśliwymi.

Ktoś może powiedzieć, że jak się kogoś kocha, to patrzy się na niego z miłością – po prostu. My jednak mamy poczucie, że w tym naszym „maratonie” najważniejszy jest „Trener”, od Niego uczymy się „biec”. Wiele razy doświadczamy, że jak jesteśmy podłączeni do źródła miłości, wtedy z nas też wylewa się miłość – łatwiej nam kochać, pomagać sobie, przepraszać, wybaczać, dziękować i dostrzegać dobro.



Nie bawcie się w małżeństwo
Do małżeństwa chcieliśmy podejść na serio, nie „bawić się” w małżonków. Nie chcieliśmy mieszkać razem przed ślubem, ani współżyć. Chcieliśmy czekać na nowe.

W maratonie podobnie – nie wystartuję przed czasem, dopiero kiedy nadejdzie odpowiedni moment. Co nam to dało? Zamiast na układaniu sobie życia, meblowaniu i odkrywaniu swojej cielesności, skupiliśmy się na poznawaniu siebie, swojej duchowości, swoich wartości i podejścia do życia. Wiem, że istnieje czasem przekonanie, że mieszkanie razem umożliwia poznanie się najlepiej – ale uwierzcie, widując się niemalże codziennie też nie da się ukryć prawdziwej osobowości. Tak naprawdę będziemy poznawać się całe życie, bo sytuacje będą wciąż nowe – zmiana czy utrata pracy, pojawienie się dzieci, śmierć bliskiej osoby czy mniej spektakularne, codzienne sytuacje, które wpływają na to, że się zmieniamy.

Nie traktujmy małżeństwa jak sprintu. Ono jest jak maraton i podobnie, jak w przypadku wyścigu długodystansowego, musimy zbudować wytrzymałość. Nieraz w jego trakcie potkniemy się, pojawi się słabość, chwilowe zmęczenie – jednak nie są to powody do rezygnacji z dalszego biegu i zejścia z trasy.

Codzienny trening jest niezbędny do osiągnięcia końcowego sukcesu – zbudowania szczęśliwego małżeństwa, ten trening zaczyna się już teraz – w narzeczeństwie.
...

Mozna porownac do biegu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:33, 21 Mar 2018    Temat postu:

Nie możesz znaleźć męża? Może szukasz nie tam, gdzie trzeba…
Zuzanna Górska-Kanabus | 21/03/2018
MĘŻCZYZNA
Darren Coleshill/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Dziewczyny czasem narzekają, że wszyscy fajni mężczyźni są już zajęci. Być może Ty też masz takie poczucie. Może się jednak okazać, że po prostu miłości życia szukasz w nieodpowiedniej grupie facetów…

W książkach dla singielek możesz natknąć się na podział mężczyzn na trzy grupy:

Niezdolny do zbudowania zdrowej relacji
Imprezowicze
Jest gotów na tu i teraz
I choć jest to dość ogólny podział, to dla mnie kiedyś okazał się bardzo pomocny.



Niezdolny do zbudowania zdrowej relacji
To szeroka grupa, w której mieszczą się wszyscy ci mężczyźni, z którymi nie masz szansy zbudować trwałej, zdrowej i satysfakcjonującej relacji. Są wśród nich ci uzależnieni (od alkoholu, narkotyków, gier, pracy itp.), zajęci (w związkach lub żonaci), ale też tacy, którzy żyją bez celu i sensu, szukając kogoś, kto nimi pokieruje.

Niezdolni do zbudowania zdrowej relacji są również ci, którzy pod jakimś względem są niesamodzielni. Na przykład, są już dawno po studiach i nadal mieszkają z rodzicami. Oczywiście, taką sytuację można tłumaczyć problemami mieszkaniowymi, chęcią redukcji kosztów itp. Nie zmienia to jednak faktu, że jeżeli mają oni zbyt silną więź z rodzicami, szczególnie z mamą, to mogą być niezdolni do fizycznego i psychicznego odejścia z domu, a to jest warunek niezbędny dla zbudowania zdrowego i trwałego małżeństwa (por. Mt 19, 5).

Samodzielność finansowa i życiowa jest bardzo ważna. Mężczyźni, którzy po studiach są cały czas na utrzymaniu rodziców, mogą nie być zdolni do wzięcia odpowiedzialności finansowej za rodzinę. Mogą być też niesamodzielni w takich kwestiach jak: pranie, gotowanie, zakupy. Mogą oczekiwać, że w małżeństwie Ty weźmiesz na siebie te wszystkie obowiązki i będziesz dbała o niego dokładnie tak, jak robili to rodzice. Zmiana takich przyzwyczajeń w najlepszym wypadku będzie trudna i czasochłonna.

Na niezdolność do zbudowania zdrowej relacji może wskazywać też ciągła niestabilność finansowa lub posiadanie długów. Każdemu mogą zdarzyć się chwilowe problemy finansowe. Jednak tu chodzi o mężczyzn, którzy mają wieczne problemy z finansami i nic nie robią, aby temu zaradzić.

Do tej grupy zalicza się też wszystkich tzw. „trudnych” mężczyzn, czyli DDA, DDD, agresywnych, nie radzących sobie z gniewem itd., którzy nie przepracowali swoich trudności na terapii lub w ramach programu 12 kroków. Na koniec można wymienić jeszcze samotników. Nikt nie jest samotną wyspą, dlatego każdy człowiek powinien mieć jakichś znajomych. Za samotnika uznaję kogoś, kto nie ma żadnego kolegi czy przyjaciela. Kto nie ma żadnej relacji poza rodziną. Taka sytuacja może wskazywać na brak zdolności do tworzenia więzi lub na zaburzenia psychiczne.

Wszystkie te rzeczy możesz zaobserwować dość szybko. Nie ma sensu wchodzić w relację z mężczyznami, którzy mają potencjał do zrealizowania. Umawiasz się przecież z konkretnym człowiekiem, a nie potencjałem, który może, ale nie musi zaistnieć.

Czytaj także: Małżeństwo – dlaczego go pragniesz?


Imprezowicze
Doskonałym przedstawicielem tej grupy był Daniel Cleaver, grany przez Hugh Granta w filmie Dziennik Bridget Jones. Uroczy, przebojowy i nastawiony na zabawę.

Mężczyźni tego typu są niesamowicie pociągający. Życie z nimi jest pełne zmian. Są idealnymi partnerami, jeżeli szukasz związku bez zobowiązań, w którym trudno cokolwiek przewidzieć. Jednak jeżeli Twoim celem jest stworzenie małżeństwa i rodziny, to odpuść ich sobie. Angażując się w relacje z nimi stracisz czas i będziesz sfrustrowana. Mała szansa, że właśnie dla Ciebie się zmieni. Takie scenariusze są częstsze w komediach romantycznych niż w realnym życiu.

Czytaj także: Polowanie czy spotkanie? Z jakim nastawieniem chodzisz na randki?


Jest gotów na tu i teraz
To mężczyźni, którzy są zwyczajni, jednoznaczni. Tacy, którzy dają poczucie bezpieczeństwa w kontakcie. Tacy, których czasem określamy jako nudnych. Nie są tak przebojowi jak typ 2 (Imprezowicze). Nie wzbudzają też silnego uczucia troski i chęci pomocy jak ci z typu 1 (Niezdolny do zbudowania zdrowej relacji). Za to dają stabilność i chcą stworzyć związek oparty na zdrowych fundamentach. Jeżeli zależy Ci na zdrowym małżeństwie i rodzinie, to jest to grupa, na której powinnaś koncentrować swoją uwagę.

Jakoś tak jest, że ci mężczyźni często wydają się tacy zwykli. Brené Brown w Darach niedoskonałości zauważa, że „nasza kultura nie lubi cichych, zwyczajnych, ciężko pracujących ludzi. Często zdarza się nam utożsamiać słowo «zwykły» i «nudny», co gorsza, to pierwsze słowo coraz częściej odbiera się jako: «pozbawiony znaczenia»”. Może właśnie dlatego wydają się tacy nieatrakcyjni?

Ale często to są tylko pozory. Ci mężczyźni nie afiszują się ze swoimi pasjami, dlatego nie są tak porywający jak ci z typu 2. Radzą sobie ze swoimi problemami, przepracowali zranienia z przeszłości, są wolni od nałogów, zaradni, dlatego mogą wydawać się nudni w porównaniu z tymi z typu 1.

Jednak gdy poznasz ich bliżej, to okazują się być ludźmi, przy których można czuć się bezpiecznie. Relacje z nimi są stabilne i przewidywalne, a jednocześnie pełne niespodzianek i uroczych chwil. Mają swoje pasje, ale nie są one ważniejsze od bliskich im ludzi.

Mężczyźni z tej grupy mogą mieć swoją historię problemów finansowych, uzależnienia lub zranień, ale wszystko to mają przepracowane i zamknięte. To znaczy, są po terapiach, ustabilizowali swoją sytuację finansową i rozsądnie gospodarują swoimi zasobami, są wolni od nałogów. Każdy z nich to konkretny człowiek, który jest gotowy do budowania relacji tu i teraz. To nie potencjał, który może się zrealizować lub nie.

...

Jest bardzo roznie oczywiscie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:47, 23 Mar 2018    Temat postu:

Miłość to czyny, a nie uczucia!
Maciej Jabłoński | 23/03/2018
MAŁŻEŃSTWO
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Życzę sobie i Wam, żebyśmy dużo bardziej świadomie używali słów: „KOCHAM CIĘ!”.

Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.

Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia Smile, ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!



Miłość jest potężnym i pięknym darem od Boga. Jest podstawą każdego zdrowego związku, ale często rzucamy słowo „miłość” mocno na wyrost. Kocham lody, kocham piłkę nożną, kocham twój uśmiech, kocham jak na mnie patrzysz i wiele innych tego typu zwrotów wypowiadanych codziennie sprawiają, że można zatracić to, o co naprawdę chodzi w miłości.



Miłość jest działaniem, nie uczuciem
Mówimy o „zakochiwaniu się” i zwykle mamy na myśli to, że spotkana przez nas osoba jest naprawdę fajna, ma wspaniałą osobowość i piękne oczy. Wszystkie te uczucia mogą być istotną częścią procesu prowadzącego do miłości, ale nie są miłością. Ona jest definiowana nie przez to co czujemy, ale przez nasze wybory i zobowiązania.

Czytaj także: Bezinteresowność – mój sposób na szczęśliwe małżeństwo


Miłość nie ma daty ważności
Kiedy oddajemy się komuś (szczególnie w małżeństwie), nasze zaangażowanie musi być silne, niezależnie od zmieniających się warunków życia. Nawet gdy nie mamy siły, by kochać, Boża łaska czyni to możliwym. Nie ma prawdziwej miłości bez prawdziwego zaangażowania.

Czytaj także: Znasz język miłości swojego ukochanego?


Miłość wydobywa z nas to, co najlepsze
Miłość sprawia, że jesteśmy w stanie zaspokajać potrzeby tych, których kochamy ponad nasze własne potrzeby i czynić to nawet wtedy, gdy w naszych oczach obecnie na to nie zasługują. Bóg kocha nas nawet wtedy, gdy jesteśmy słabi i upadamy, a następnie wzywa nas, abyśmy kochali się nawzajem w ten sam sposób. Kiedy dajemy z siebie prawdziwą miłość, to ona wydobywa z nas to, co najlepsze i najlepsze w tych, których kochamy.



Miłość leczy największe rany
Dobroć, współczucie i miłość mają moc uzdrawiania nawet w najtrudniejszych okoliczności życia. Prawdziwa miłość łagodzi ból i trwa nawet kiedy wszyscy inni uciekają. Kiedy kogoś kochasz, bądź dla tej osoby tym, który leczy rany, a nie tym, który je zadaje. Bądź tym, który ociera łzy, a nie tym, który je powoduje.

Życzę sobie i Wam, żebyśmy dużo bardziej świadomie używali słów: „KOCHAM CIĘ!”.

..

Gdyby ktos czynil dobro tylko jak ma uczucie to bylby dramat. To czyny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:32, 24 Mar 2018    Temat postu:

Małżeństwo – odzyskaj czas tylko dla Was!
Monika Anna Jałtuszewska | 23/03/2018
RADOSNA PARA
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Z pewnością widziałeś kiedyś w restauracji parę, która nie rozmawia ze sobą. Zastanowią się, co zamówić, skomentują wystrój lokalu, a potem… cisza. Razem, ale osobno. Jeśli nie zadbamy o budowanie naszej relacji, za kilka lat możemy zorientować się, że jesteśmy sobie obcy.

Razem, a jednak osobno
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co naprawdę znaczy „wspólne spędzanie czasu”? I jaki ma wpływ na relacje w Twoim małżeństwie? Zwłaszcza małżonkowie z dłuższym stażem narażeni są na bycie „razem, a jednak osobno”. Wbrew pozorom – to poważny problem. Sprawdźmy, czy dotyczy także Ciebie.

Na początku ustalmy pewną, zdawałoby się, oczywistą rzecz. Rozmowa o tym, kiedy zrobić zakupy, co zjeść na obiad i kto powinien wyrzucić śmieci to jeszcze nie jest rozmowa, o jaką nam chodzi. To zwykła wymiana podstawowych informacji. Podobnie wieczór spędzony przed telewizorem na dyskusji o tym, czy obejrzeć mecz czy może „Taniec z Gwiazdami”.

Wydawałoby się, że to przecież wspólnie spędzony czas… Ale czy służy to budowaniu relacji? Kiedy ostatnio rozmawialiście na poważnie? Otworzyliście się na siebie, szczerze i bez pośpiechu? A może potrafisz jednym tchem wymienić powody, dla których nie spędzasz czasu ze swoim współmałżonkiem? Pierwszą rzeczą, która przychodzi Ci do głowy jest to, że po prostu masz tego czasu bardzo mało? A może jesteś zadowolony z obecnej sytuacji, a żona znowu suszy Ci głowę? Jeśli nie wystarcza Ci tylko bycie obok siebie, a pragniesz być razem – odkryj, jaką moc ma wspólne spędzanie czasu. I prawdziwa rozmowa.

Czytaj także: Miłość to czyny, a nie uczucia!
Prawdziwa rozmowa
To zadziwiające, jak łatwo o tym zapominamy. Bez takich rozmów, gdzie dzielimy się z mężem/żoną tym wszystkim, co nas martwi, smuci i cieszy – nasza relacja nie rozwija się. Stoimy w miejscu lub się cofamy. Jeśli nie wiesz, co tak naprawdę siedzi w głowie Twojej ukochanej osoby, co obecnie przeżywa, co chciałaby zmienić lub poprawić – jest niedobrze. Na taką rozmowę nigdy nie ma czasu. Dlatego koniecznie trzeba go znaleźć.

Nie wszyscy potrafimy zarządzać swoim czasem tak, by wystarczyło go na poznanie naszego współmałżonka. Decyzja o tym, jak spędzać wolny czas należy tylko do nas. To właśnie my jesteśmy odpowiedzialni za to, z jaką troską podchodzimy do naszego małżeństwa. Ile uwagi poświęcasz na budowanie małżeńskiej relacji? Nie chcę Cię straszyć, ale czy masz świadomość, że każda minuta spędzona „razem, a jednak osobno” prowadzi do rozstań?

Tempo życia, zwłaszcza w dużych miastach, zdaje się być bezlitosne. Bywa, że praca wcale się nie kończy, ponieważ jej znaczną część wykonujemy w domu. Trzeba przyznać, że mamy pod górkę. Często jesteśmy bezradni wobec piętrzących się na naszym biurku spraw do załatwienia. Oczywiście, z dopiskiem – na wczoraj. Jak w takich okolicznościach skupić się na budowaniu relacji z naszym współmałżonkiem?

Czytaj także: Czy warto być fajną żoną? Odradzam
Zaplanuj czas tylko dla Was
Zastanówcie się, kiedy ostatni raz rozmawialiście na poważnie. Ile godzin w tygodniu czy miesiącu poświęcacie na takie zbliżenia? Spróbujcie wspólnie zastanowić się nad tym, jak lepiej zorganizować swój dzień, by wygospodarować więcej czasu dla siebie. Może wystarczy wstać pół godziny wcześniej, by rano napić się razem kawy? To idealna okazja, by porozmawiać. Czyż nie milej będzie wspólnie rozpocząć nowy dzień? Jeśli nie należycie do „rannych ptaszków” – nic straconego! Spokojnie, wersja wieczorna z lampką wina też wydaje się być kuszącą propozycją.

Warto poszukać takich krótkich chwil w codziennym rozkładzie zajęć. Być może, będzie to okazja, by opowiedzieć sobie, jak spędziliście dzień, co was martwi, o czym aktualnie marzycie. Spróbujcie przemyśleć swoje życiowe priorytety. Może odkryjecie, że wspólne spędzanie czasu razem może na nowo wzniecić płomień w waszym małżeństwie?

Z pewnością widziałeś kiedyś w restauracji parę, która nie rozmawia ze sobą. Zastanowią się, co zamówić, skomentują wystrój lokalu, a potem… cisza. Razem, ale osobno. Jeśli nie zadbamy o budowanie naszej relacji, za kilka lat możemy zorientować się, że jesteśmy sobie obcy. Nie pozwól na to! Już dziś zapytaj męża lub żonę „co u Ciebie?” i po prostu wysłuchaj. To więcej, niż się wydaje.

...

Mnostwo sposobow sluzy dobru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:18, 25 Mar 2018    Temat postu:

Randka w domu? To może być bardzo romantyczny pomysł!
Anna Gębalska-Berekets | 25/03/2018
RANDKA W DOMU
Shutterstock
Udostępnij 3 Komentuj 0
Na czas domowej randki odłóżmy laptopy, telefony i ipody na bok. Więź tworzy się między ludźmi, a nie przedmiotami!

Więź między dwojgiem kochających się ludzi może po pewnym czasie stać się rutyną. Każda kolejna randka, mimo iż pierwszą mamy dawno za sobą, może zaskakiwać. Ważne jest w tym wszystkim bycie razem. Być może niektóre z podanych propozycji zostały już przez Was wypróbowane, jeśli nie, mogą posłużyć za źródło inspiracji.



Wspólne gotowanie to wyzwanie!
Nie chodzi też o to, by stół był obficie zastawiony. Zawsze można przygotować coś razem, to forma budowania bliskości i relacji. Kolacja może być inspirowana innymi krajami i ich kuchnią. To dobra podstawa do dalszych rozmów i wymiany doświadczeń chociażby związanych z odbytymi podróżami. Pamiętam do dziś rozmowę z kolegą, który powiedział, że zaprosił bliską mu koleżankę do domu. Kompletnie zapomniał o jakichkolwiek zakupach. Ona przyszła, na zewnątrz padał okropny deszcz, było zimno, a ona chciała posiedzieć w domu, po prostu pobyć razem. Chłopak zaproponował herbatę.

Po dłuższej rozmowie zaczęli odczuwać głód. Przyszedł czas na przyznanie się do nieporadności w sprawach kulinarnych. Kobieta zaproponowała, że sama coś przygotuje i zaczął się problem. Po przejrzeniu półek kuchennych, okazało się, że oprócz puszki śledzi w sosie pomidorowym, dwiema cebulami, kawałkiem sera żółtego i dżemem śliwkowym nie było nic więcej. Posiłek przygotowany wtedy, mimo iż wielkim rarytasem nie był, dostarczył niezapomnianych chwil, do których oboje powracają z humorem, ale i nostalgią. Dzisiaj są szczęśliwym małżeństwem i nadal pamiętają tamten dzień.

Czytaj także: Ile talentów mają kobiety? I dlaczego więcej, niż tylko gotowanie i sprzątanie?


Wieczór filmowy, książkowy lub zdjęciowy
Stare kreskówki, filmy z projektora – celuloidowe bajki wracają do łask i stanowią świetną zabawę. Kiedyś podbijały serca dzieci, teraz mogą i Wasze. To okazja do stworzenia wyjątkowego kina. Półmrok potrzebny do wyświetlenia klatek wprowadza w dobry nastrój i uwalnia wyobraźnię. Ciekawą formą jest obejrzenie filmu, ale bez dźwięku. Dialogi między aktorami można zastąpić własnymi. Podobnie ze ścieżką dźwiękową – dać ponieść się kreatywności i stworzyć własny podkład muzyczny.

Alternatywą do spaceru, czy wyjścia do pubu, mogą być miłe wspomnienia o tych miejscach, w których już byliście. Wspólne oglądanie zdjęć. Być może podczas wcześniejszych randek przytrafiło się Wam coś ciekawego bądź zabawnego. Wspomnienia czy przeżyte razem wydarzenia budują bliskość. Historie z dzieciństwa, szkoły, niezapomnianych miejsc pozwalają wrócić do czasów, do których każdy z dorosłych powraca z przyjemnością i nostalgią. Takie wspomnienia pozwalają choć na chwilę zapomnieć o trudnej codzienności czy zmartwieniach.

Czytanie książek i rozmowy na ich temat mogą stać się źródłem głębszego spojrzenia na drugą osobę i poznania jej sposobu myślenia i odbioru rzeczywistości. Przygotowanie konkretnych fragmentów z ulubionych książek to nie tylko podstawa do komunikacji między dwoma osobami, ale także dzielenie się swoim punktem widzenia. Kameralna atmosfera sprzyja spontaniczności i swobodzie.

Czytaj także: Jesteś tym, co czytasz, czyli dlaczego Polacy nie czytają książek


Wspólne tańce i planszówki
Na randce przygotowanej w domu można też potańczyć. Wspólny taniec na domowym parkiecie niesamowicie relaksuje. Ciekawą propozycją jest domowe spa oraz nauka masażu. Jeśli lubicie muzykę i dodatkowo posiadacie umiejętność grania na jakimś instrumencie, możecie stworzyć „koncertowy” wieczór we dwoje. Jedno z Was może śpiewać, drugie grać na instrumencie.

Inną ciekawą propozycją są gry planszowe. To nie tylko forma rywalizacji, ale i poczucia beztroski i powrotu do dzieciństwa. Monopoly, Scrabble, czy gra stworzona na własnych zasadach – wybór należy do Was.

A kiedy zbliża się pożegnanie i trochę żal się rozstawać, można wręczyć ukochanej osobie jakąś specjalnie przygotowaną niespodziankę, coś małego, ładnie zapakowanego, co sprawi radość. Randka przecież ma sprawiać przyjemność!

....

Zdecydowanie. Chyba wlasny dom powinien byc najwspanialszym miejscem na ziemi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:28, 30 Mar 2018    Temat postu:

Joanna Stovrag: Rozłąka gasi małą miłość, wielką roznieca
Ewa Maciąg | 30/03/2018
JOANNA STOVRAG
Materiały wydawcy | Archiwum prywatne
Po lewej okładka książki Joanny Stovrag "Chwila na miłość". Po prawej autorka z mężem Sejo.
Udostępnij Komentuj 0
Jeśli straciłaś wiarę w to, że miłość wszystko zwycięża, przeczytaj tę książkę. Znów uwierzysz.

Opowieść o miłości poddanej bardzo trudnej próbie. Historia Polki i Bośniaka, których rozdzieliła wojna na Bałkanach. W tle barwny obraz wielokulturowego Sarajewa, bałkańskie smaki i aromaty, zmysłowa, pełna ognia muzyka.

To poruszająca, szczera relacja zakochanej kobiety, która wszystko stawia na jedną kartę i z niewiarygodną determinacją pokonuje po kolei przeszkody.

Miała wtedy dwadzieścia kilka lat, a nie wahała się pojechać do ogarniętego wojną Sarajewa, by odnaleźć ukochanego. Musiała zdobyć górę pieniędzy, kamizelkę kuloodporną, hełm… Ale nic to w porównaniu z niepewnością i bezsilnością, z którą radziła sobie przez kilka lat z dala od narzeczonego.

Czytaj także: Nadziei możesz się nauczyć. To sposób myślenia
Książka Joanny Stovrag daje lekcję miłości i życia. Zapamiętam z niej, że Pan Bóg pomaga tym, którzy oprócz tego, że się modlą, to jeszcze działają, nie oglądają się na innych i się nie poddają. „Zawsze, w każdej sytuacji, nawet najtrudniejszej, powinniśmy działać. Zawsze trzeba mieć nadzieję!” – mówi Joanna.

Joanna Stovrag ukończyła slawistykę na UJ, jest tłumaczem przysięgłym języków: chorwackiego, bośniackiego i serbskiego. Pasjonatka podróży po malowniczych, pełnych kontrastów Bałkanach, miłośniczka szmaragdowej Neretwy, błękitnego Adriatyku, chorwackich wysepek. Zamiast obiadu woli zjeść słodką baklavę oraz delektować się smakiem i aromatem mocnej kawy zaparzonej w džezvie. Uwielbia bałkańską muzykę, a zwłaszcza melancholijne bośniackie sevdalinki. Prowadzi stronę: [link widoczny dla zalogowanych]



Ewa Maciąg: Rok 1989. Z rodzinnego domu w Krakowie, wyjeżdża Pani, studentka slawistyki UJ na stypendium naukowe na Bałkany.

Joanna Stovrag: Wyjechałam z szarej Polski, by studiować w wielokulturowym, wielobarwnym Sarajewie, duch tego niezwykłego miasta natychmiast mnie oczarował. Fenomen Sarajewa – miasta otwartości, dialogu i tolerancji, a właściwie fenomen całej Bośni był wynikiem nawarstwienia i współistnienia od dawien dawna na tym obszarze wielu kultur, wpływów i religii.

Tam od wieków ścierały się, ale zarazem splatały Wschód z Zachodem, prawosławie z katolicyzmem, a po opanowaniu tych obszarów przez Turków całe chrześcijaństwo z islamem… Tam żyli obok siebie Chorwaci, Serbowie, Muzułmanie, Żydzi, Romowie… W centrum miasta, na przestrzeni stu metrów kwadratowych zobaczyłam cztery różne świątynie – katedrę katolicką, cerkiew prawosławną, meczet i synagogę. Sarajewo było niczym Jerozolima Europy. Tam właśnie, w tym niezwykłym miejscu spotkałam moją bałkańską miłość.



W uniwersyteckim barku poznała Pani młodego studenta. I, jak mówią Francuzi – coup de foudre (piorun z nieba). Pisze Pani: „Jasny promień z nieba otulił nas znienacka i na zawsze”. To naprawdę była miłość od pierwszego wejrzenia?



JOANNA STOVRAG
Archiwum prywatne
Na zdjęciu Joanna i Sejo podczas wakacji w Chorwacji.
Miał zielone oczy, łagodne spojrzenie… Niektórzy nie wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia. A ja? Od naszej pierwszej nieśmiałej rozmowy w tętniącym gwarem uczelnianym bufecie wiedziałam, że wydarzyło się coś wyjątkowego. Dlaczego? Bo nagle, przy dopiero co poznanym młodym mężczyźnie, zupełnie dla mnie niespodziewanie, poczułam klimat mojego rodzinnego domu. Klimat ciepła, bezpieczeństwa i spokoju – po prostu klimat miłości.



Co was łączyło, a co było przeszkodą na początku. Jak wspomina Pani ten czas?

Z dnia na dzień stawaliśmy się nierozłączni. Byliśmy szczęśliwi i pełni życia. Chodziliśmy do kultowych sarajewskich kawiarni na niezwykle mocną aromatyczną kawę parzoną w tygielku zwanym džezva. Biegaliśmy na dyskoteki, koncerty i… w góry. Leżące w kotlinie miasto jest otoczone pięknymi masywami górskimi. To były najwspanialsze dni mojej młodości. Wcale nie zastanawiałam się wtedy, co będzie dalej. Nie myślałam, że kiedyś moje stypendium naukowe się skończy.

Chłonęłam każdą chwilę. W środowisku studentów znalazłam wielu przyjaciół różnej narodowości. Wtedy jednak nikt nie musiał określać, kim jest, jakie ma pochodzenie, ani jaką wyznaje religię. Panował tam wyjątkowy duch akceptowania szeroko rozumianej inności. Chętnie dostosowałam rytm swojego życia do ich tolerancyjnego, ale niezwykle żywiołowego tempa. A oni studiowali, spacerowali, tańczyli, śpiewali, a nawet mówili z bałkańskim temperamentem. Wszystko robili głośniej i bardziej spontanicznie niż my, Polacy.



Koledzy urządzili wam nieformalne wesele. Pół żartem. Jakby widzieli, że jesteście sobie pisani. Ale potraktowaliście to poważnie…



JOANNA STOVRAG
Archiwum prywatne
Na zdjęciu bośniacka kawa parzona w džezwie i podawana w filiżankach bez uszka, obok ulubiony bośniacki smakołyk Joanny, słodka baklava.
Moi sarajewscy przyjaciele… Żartowali, serdecznie poklepywali się po plecach, zmniejszając jakikolwiek dystans, prześcigali w śmiesznych wybrykach, bez zażenowania pluli na ulicy, dla ochłody wskakiwali do okazałej fontanny stojącej przed akademikiem… Pewnego dnia, po prostu przygotowali nam niespodziankę. Uważali, że to świetny pomysł i byli dumni, że na to wpadli. Studenckie wesele urządzili nam w bufecie, w którym się poznaliśmy i rozegrali to tak doskonale, że nawet jeden z wykładowców złożył nam życzenia szczęścia na nowej drodze życia! Wszyscy byli przekonani, że naprawdę się pobraliśmy. Kiedy teraz o tym myślę, uśmiecham się do tamtych chwil, ale też wiem, że wielu z tych, którzy uczestniczyli w naszym studenckim weselu nie przeżyło wojny…



Wróciła Pani do Polski, Sejo miał przyjechać na wakacje do Krakowa, ale w Sarajewie już była wojna, nie można było wydostać się z miasta. Żadnego kontaktu. Co robić?

Wojna wybuchła niespodziewanie. Żyjący w wielonarodowym Sarajewie Bośniacy nie spodziewali się jej, nawet nie przeczuwali zbliżającego się koszmaru. Mimo że w Chorwacji trwały walki, w Sarajewie nikt nie przypuszczał, że coś podobnego zdarzy się w Republice Bośni i Hercegowiny.

A jednak stało się inaczej… Mój jasny, szczęśliwy świat rozsypał się na drobne kawałeczki. Dla mnie wybuch tej straszliwej wojny oznaczał wieloletnią rozłąkę z człowiekiem, którego pokochałam. Ja byłam w Polsce, a on pozostał w oblężonym Sarajewie. To przepiękne miasto-legenda zostało odcięte od świata na 44 miesiące! Po najpiękniejszych dniach mojej młodości nastąpił najtrudniejszy okres w moim życiu. Niepokój, rozterki, tęsknota, nadzieja, trudne wybory…

Opowiedziałam o tym w „Chwili na miłość” otwarcie, tak jak było naprawdę. Napisałam o swoich chwilach słabości, kiedy wydawało się, że sytuacja mnie przerasta. Ciężko jest być z dala od ukochanej osoby, ale gdy ta osoba codziennie, przez lata jest narażona na utratę życia, to jest to niezwykle ciężkie brzemię. Przez ten wojenny czas, trwający wiele lat, poznałam gorycz prawdziwej bezsilności. Z oblężonym Sarajewem nie było łączności. Nie dało się tam dodzwonić, wyjechać z miasta, ani do niego wjechać. Ja jednak, choć nie byłam dziennikarką ani pracownikiem misji pokojowej, ubrana w hełm i kamizelkę kuloodporną dotarłam do oblężonego miasta, w którym przebywał mój ukochany.

Czytaj także: Ta starożytna modlitwa do św. Józefa podobno nigdy nie zawodzi


Skąd tyle siły do działania?

Napisałam w książce: „Wsparcie i współczucie ludzi, którzy są przy nas w trudnym czasie, oświetla każdą drogę silnym światłem, a światło prowadzi dalej…”. W czasie tych długich lat rozłąki z człowiekiem, którego pokochałam, byli przy mnie ludzie dobrego serca. To dzięki nim przetrwaliśmy. Bezinteresownie nas wspierali, podtrzymywali na duchu. Pomagali przesyłać paczki, przekazywali listy, które teraz dołączam do książki, a które obrazują prawdziwe życie w oblężeniu.

W książce jest też wiele fotografii, począwszy od roku 1989. Obrazują one moje życie. Rodzina i przyjaciele zawsze stali przy mnie, ale wśród ludzi dobrej woli były też nieznane mi wcześniej osoby, które wyciągnęły do mnie pomocną dłoń. Byli to m.in. niezwykła kobieta-bohater Janina Ochojska (to ona pożyczyła mi kamizelkę kuloodporną, kiedy z akredytacją UNPROFOR leciałam do oblężonego, ale nieugiętego Sarajewa), dziennikarze Konstanty Gebert, Wojciech Tochman, nieżyjący już dziś Waldemar Milewicz i wielu, wielu innych. Pamiętam ich dobroć i serce, bo „pamięć stanowi o wdzięczności”. Ta książka jest moim swoistym podziękowaniem, które kieruję do bardzo dużego grona życzliwych mi osób.



Co powiedziałaby Pani kobietom, które z jakichś powodów muszą, podobnie jak Pani walczyć o swoją miłość, czekać na nią, znieść długie rozstanie. Napisała Pani, że „rozłąka jest dla miłości tym, czym wiatr dla ognia. Małą gasi, wielką roznieca”. Może więc puenta jest taka, że jeśli miłość jest prawdziwa zawsze przetrwa?

Nigdy nie wiemy, co szykuje nam los. Życie to wielka niewiadoma, wieczna huśtawka dni pełnych radości, spokoju i spełnienia na przemian z dniami wypełnionymi smutkiem, bólem i cierpieniem. Rozłąka i wszechogarniająca cisza, której ja doświadczyłam, choć wydawała się trudna do zniesienia, okazała się jednak do przeżycia.

Powiedzenie: „Rozłąka jest dla miłości tym, czym wiatr dla ognia: gasi małą, a roznieca wielką” chyba sprawdziło się w naszym życiu. Uczucie zakochania przeobraziło się w miłość. Przetrwaliśmy, przeżyliśmy i mimo upływu lat trzymamy się razem. Za kilka dni będziemy obchodzić 22. rocznicę ślubu – pobraliśmy się w oblężonym Sarajewie, kiedy wokół szalała wojna. Gdybym miała podsumować, jakie jest przesłanie mojej bałkańskiej opowieści o triumfie miłości nad bezsilnością i strachem, która z uwagi na radosny finał, może być pokrzepieniem dla serca, powiedziałabym krótko: Po prostu kochaj, a miłość cię sama poprowadzi i wyprowadzi z każdej ciemnej doliny.

Mnie i mojemu mężowi pomogła przetrwać długie lata wojny na Bałkanach. Na koniec jeszcze jeden cytat: „Jak śmierć potężna jest miłość” (Salomonowa „Pieśń nad pieśniami”, rozdział 8, wiersz 6-7). Miłość jest mocna jak życie. Miłość jest samym życiem… Jeśli kogoś zainteresuje moja bałkańska opowieść, proszę, drodzy Czytelnicy, czytajcie sercem, bo ona jest sercem napisana.

Joanna Stovrag „Chwila na miłość”. Wydawnictwo Replika Wyd.2017

...

Na pewno mocne przeżycia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:35, 30 Mar 2018    Temat postu:

Małżeństwo w świetle Wielkiego Piątku wygląda inaczej…
Iwona Jabłońska | 30/03/2018
KRZYŻ W MAŁŻEŃSTWIE
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Straciliśmy Boga sprzed oczu. Pozornie mogłoby się wydawać, że wcale tak nie było, ale właśnie tak było. Ten nowy początek rodził się w bólach, upadkach, pomocy i modlitwie innych, żeby zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi.

Trudno pisać w Wielki Piątek. Dzień zadumy, refleksji… Męki naszego Pana. A gdyby tak spojrzeć na małżeństwo w świetle Wielkiego Piątku, można zobaczyć bardzo wyraźnie, że nie raz i nie jedna relacja przechodzi drogę krzyżową.

Potocznie mówi się, że „jest dobrze, dopóki jest dobrze”, a ja słyszałam kiedyś od jednego księdza, że „im gorzej, tym lepiej”. Gdybym miała wybrać, pewnie wybrałabym wersję nr 1, ale tak naprawdę to te trudniejsze momenty zbliżają nas do siebie najbardziej. Nie chodzi o cierpiętnictwo, szukanie na siłę problemów czy kryzysów, ale w obliczu drogi krzyżowej w małżeństwie warto pamiętać, jaki miała przebieg i że to nie był koniec, ale nowy początek.



Na początku było jak w bajce
Pamiętam nasze początki małżeństwa – pierwsze 3-4 miesiące jak w bajce, wspaniała podróż poślubna, bicie serca naszego Maleństwa, cud życia, wicie gniazdka, piękne plany na przyszłość… I co? Wydaje się, że tak będzie już zawsze. W międzyczasie trochę odsunięty Pan Bóg na bok.

Niby we wspólnocie, niby razem się modliliśmy, ale gdzieś zaczynamy budować nasz dom na sobie. Nagle spada wiadomość, która przewraca dotychczasowy stan do góry nogami, mocno nadszarpnięte zaufanie, pretensje do siebie i Pana Boga. Coś nie gra. O co chodzi? Przecież pierwsze miesiące, lata po ślubie to zwykle sielanka, ale nie u nas. Pierwszy okres to schody, schody, strome schody i obawa, czy stres nie wpłynie na rozwój naszej małej córeczki, która uczestniczyła w tym wszystkim już pod moim sercem.



Nowy początek
Często zapadają mi w pamięci hasła, słowa, które we mnie pracują. Jednym z takich haseł był temat konferencji „kryzys nowym początkiem”. O ile nasze małżeństwo było dla nas zupełnie nowym początkiem, ponieważ przed ślubem nie mieszkaliśmy razem, nie współżyliśmy, to kryzys był totalnie nowym początkiem.

Ponieważ zaczęliśmy trochę budować na sobie, straciliśmy Boga sprzed oczu. Pozornie mogłoby się wydawać, że wcale tak nie było, ale właśnie tak było. Ten nowy początek rodził się w bólach, upadkach, pomocy i modlitwie innych, żeby zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi.

Odkąd zdecydowaliśmy, że będziemy budować rodzinę na serio, opierając się na Bogu, jasne było dla nas, że On ma iść przed nami, ale gdy tylko obsypał nas błogosławieństwami szybko Go wyprzedziliśmy, zamiast pokornie i wdzięcznie iść za Nim.

Czasem mówię, że nasze małżeństwo to trójkąt, u wierzchołka którego jest sam Bóg. My Go wtedy strąciliśmy, ale On na tych trudnościach i kryzysie zbudował nas na nowo. Znowu znalazł się u wierzchołka naszego trójkąta. Wiecie, to też nie jest tak, że Bóg zesłał na nas trudne okoliczności, On je dopuścił i wykorzystał dla naszego dobra.



Krzyż to nie koniec
Droga krzyżowa w relacji to nie koniec, ona prowadzi przez śmierć do Zmartwychwstania. Pamiętam, że kiedy było nam bardzo trudno, otworzyłam słowo w Piśmie Świętym, przez które Pan Bóg zapowiedział i obiecał, że nas odbuduje, że nam pomoże przejść nasze trudności i że na tym zbuduje coś o wiele piękniejszego.

Czekaliśmy na nasze Zmartwychwstanie. Jak obiecał, tak uczynił. Dużo dobra wynieśliśmy z pozornie trudnej sytuacji, ale do tego potrzeba było przejść tę drogę krzyżową. Upadając czasem pod ciężarem krzyża, korzystając z pomocy Weronik czy Szymonów, czy wreszcie „umierając”. Ale tu Bóg nie stawia kropki, na krzyżu się nie kończy. On – Miłość – prowadzi do Zmartwychwstania.

Podzielę się z Wami tym słowem.

Jeśli to czytasz i Twoje małżeństwo przechodzi kryzys, przechodzi swój Wielki Piątek i drogę krzyżową to pamiętaj, że to nie koniec, a to słowo nie jest tylko dla nas – dla mnie i mojego męża – to słowo jest także dla Ciebie.

„Czy jest między wami ktoś, co widział ten dom w jego dawnej chwale? A jak się on wam teraz przedstawia? Czyż nie wydaje się wam, jakby go w ogóle nie było? Teraz jednak nabierz ducha (…) – wyrocznia Pana. Do pracy! Bo Ja jestem z wami, wyrocznia Pana Zastępów. Zgodnie z przymierzem, które zawarłem z wami, gdyście wyszli z Egiptu, duch mój stale przebywa pośród was; nie lękajcie się! Bo tak mówi Pan Zastępów: Jeszcze raz, [a jest to] jedna chwila, a Ja poruszę niebiosa i ziemię, morze i ląd. Poruszę wszystkie narody, tak że napłyną kosztowności wszystkich narodów, i napełnię chwałą ten dom, mówi Pan Zastępów. Do Mnie należy srebro i do Mnie złoto – wyrocznia Pana Zastępów. Przyszła chwała tego domu będzie większa od dawnej, mówi Pan Zastępów; na tym to miejscu Ja udzielę pokoju – wyrocznia Pana Zastępów.” /Księga Aggeusza, rozdział II/

....

Ten dzien dotyczy wszystkiego w zyciu czlowieka bez wyjatku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:54, 05 Kwi 2018    Temat postu:

Mężczyźni to zdobywcy, nie dawaj siebie „na tacy”
Zuzanna Górska-Kanabus | 05/04/2018
KOBIETA
Becca Matimba/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
O wiele więcej stracisz całkowicie dostosowując się do niego, niż stawiając mu rozsądne wymagania.

Kobieta – wyzwanie dla mężczyzny
W aspekcie relacji damsko-męskich mężczyźni różnią się od kobiet dwiema zasadniczymi cechami – chęcią zdobywania i wygodnictwem.

Mężczyźni lubią zdobywać i wkładać wysiłek w osiągnięcie tego, na czym im zależy. Żeby zacząć starać się o kobietę, muszą ją postrzegać jako wartościową i jednocześnie musi stanowić dla nich wyzwanie. Często nawet jeżeli dziewczyna podoba mi się na początku, ale daje siebie na tacy (jest zawsze dostępna, na wszystko się zgadza, nie stawia żadnych wymagań), to dość szybko tracą nią zainteresowanie. Ewentualnie wykorzystają wszystko to, co ona im oferuje, ale od siebie dadzą niewiele.

My, kobiety, często tego nie rozumiemy. Chętnie ofiarujemy innym nasz czas, energię, a nawet pieniądze. Często robimy to same z siebie, nie trzeba nas o to specjalnie prosić. Chcemy w ten sposób uszczęśliwić drugą osobę. W większości wypadków jesteśmy zadowolone, jeżeli możemy zrobić coś dla drugiej osoby, np. upiec ciasto, pomóc czy wyręczyć w czymś. Lubimy same z siebie sprawiać innym przyjemność i oczekujemy, że druga strona zachowa się w ten sam sposób. Od innej kobiety możemy spodziewać się wzajemności, podobnego zachowania. Natomiast od mężczyzny niekoniecznie.

Czytaj także: Obrazić się czy wybaczyć? Ocenić czy próbować zrozumieć? Wybór należy do Ciebie


Różnice – nie trzeba się ich bać
Oni działają trochę inaczej. Jeżeli nie chcą lub nie muszą, to nie podejmują się dodatkowych zadań. Aby zmotywować ich do działania, czasem trzeba poprosić kilka razy. Jeżeli coś jest im ofiarowane gratis, to chętnie to przyjmują i nie czują się zobowiązani do rewanżu.

Te różnice często prowadzą do nieporozumień i powodują frustrację u obu płci. Są też pułapką, która w mojej opinii powoduje, że wiele relacji się rozpada.

Współcześnie, gdy kobiecie podoba się mężczyzna, to często zamiast czekać na inicjatywę z jego strony, sama ją przejmuje. Dzwoni, pisze SMS-y i maile, proponuje spotkania. Tym samym powoduje, że czar pryska, a chłopak traci motywację i chęć, aby się starać. Czasem wycofuje się z relacji, innym razem zgadza się na propozycje, korzysta z okazji, ale nie angażuje się, pozostaje bierny. Dziewczyna przejmuje inicjatywę, działa i w skrytości serca czeka, aż on zacznie ją zdobywać, starać się o nią. Zupełnie nie rozumie, że w ten sposób funduje sobie odwrotny efekt.

Możesz w tym miejscu zacząć narzekać, że takie zachowanie mężczyzn jest nieuczciwe, nie fair. Możesz też zmienić swoje zachowanie, wykorzystać posiadaną wiedzę i osiągnąć lepsze efekty.

Czytaj także: Polowanie czy spotkanie? Z jakim nastawieniem chodzisz na randki?


Czy dajesz siebie „na tacy”?
Na początek pomyśl, czy w niektórych sytuacjach Ty nie zachowujesz się podobnie. Wyobraź sobie sytuację, że robisz zakupy w supermarkecie. Rozdawane są tam smaczne, darmowe przekąski, najprawdopodobniej weźmiesz kilka i nie będziesz czuła się zobowiązana do kupienia produktów tej firmy. Możesz je kupić, ale nie będziesz czuła przymusu. Być może po prostu ucieszysz się z gratisów i skorzystasz z okazji, nie zastanawiając się, czy organizator promocji będzie smutny, poczuje się odrzucony lub niedoceniony. Skoro tyle daje gratis i nie oczekuje nic w zamian, to czemu nie skorzystać z okazji?

Podobnie Twoje zachowanie może być odbierane przez mężczyzn. Jeżeli na początku znajomości on nic nie musi robić, a Ty oferujesz mu wszystko – całą swoją uwagę, dostępność na każde zawołanie i inne gratisy – to on z tego korzysta i nie czuje się do niczego zobowiązany.

Skoro tyle oferujesz sama z siebie, to według niego nie oczekujesz nic w zamian. Jakby było inaczej, to byś to jasno i wprost zakomunikowała. Dla niego to idealna sytuacja – wszystko dostał pięknie podane na tacy i nie musiał w to wkładać najmniejszego wysiłku.



Jak zatem postępować?
Dawkuj uwagę, zachęcaj i stawiaj rozsądne wymagania.

Poznałaś chłopaka, poprosił Cię o numer telefonu – poczekaj aż się odezwie.
Byliście na świetnej randce. Powiedz mu, że bardzo dobrze się bawiłaś i z chęcią byś to powtórzyła. I czekaj na ruch z jego strony.
Kolejny raz, w ostatniej chwili dzwoni, aby zaprosić Cię na randkę – powiedz, że masz inne plany i poproś, aby następnym razem dał Ci znać z większym wyprzedzeniem, np. dwudniowym.


Być może boisz się, że takim zachowaniem go zrazisz. Moje zdanie jest takie, że jeżeli takie zachowania go zniechęcają, to lepiej, żeby nastąpiło to szybciej. Zobacz:

Czekając na jego telefon, dajesz mu szansę się wykazać. To on musi się postarać, więc spotkanie z Tobą będzie dla niego cenniejsze, niż gdybyś to Ty go zaprosiła.
Dziękując mu za randkę i mówiąc, że świetnie się bawiłaś i chciałabyś to powtórzyć, dajesz mu informacje, że jesteś zainteresowana nim, ale to znów on musi zawalczyć, wyjść ze swojej strefy komfortu. Gdy się przełamie, to wysiłek, który wkłada, zaprocentuje w postaci większego szacunku i zainteresowania Tobą.
Stawiając granice i pokazując, że masz własne życie, uświadamiasz mu, że nie jesteś cała dla niego i musi się liczyć z Twoimi planami. Taka postawa również wzmacnia szacunek.
Jeżeli mężczyzna rezygnuje w obliczu takich wyzwań, to znaczy, że nie jest gotowy do zbudowania partnerskiego związku. O wiele więcej stracisz całkowicie dostosowując się do niego, niż stawiając mu rozsądne wymagania.

...

Zasadniczo tak ale pamietajmy ze mezczyzni sa bardzo rozni i zadne twierdzenie nie dotyczy wszystkich. Nawet to ze sa agresywni. Sa tacy niekiedy lagodni ze przecietna kobieta jest agresywniejsza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:06, 07 Kwi 2018    Temat postu:

On szasta, ona liczy… Jak oszczędna i rozrzutny żyli długo i szczęśliwie
Gemma Hartley | 07/04/2018
Uśmiechnięta para rozmawia ze sobą w domu na kanapie
Alto Images / Stocksy
Udostępnij Komentuj 0
On chciałby zaciągnąć kredyt na dom, ja się boję… Co robić, gdy pieniądze są kością niezgody? Jest wyjście. Ale do kompromisu trzeba dwojga.

Oszczędna i rozrzutny pod jednym dachem
Zawsze dobrze radziłam sobie z planowaniem wydatków, nawet w czasach, kiedy nie miałam zbyt wiele pieniędzy. Na studiach podchodziłam do swojego budżetu bardzo rygorystycznie: nigdy nie wyrobiłam karty kredytowej i pracowałam na pełen etat, żeby uniknąć zaciągania pożyczki studenckiej. Przed ślubem przez dwa lata oszczędzałam wraz z rodzicami. Nie chciałam wkraczać w dorosłe życie z kredytem i niepewną sytuacją finansową.

Przed naszym ślubem mój narzeczony całe lato przepracował w kopalni, by odłożyć trochę pieniędzy. Pracował w niewielkim miasteczku, położonym na zupełnym odludziu, gdzie nie było nic do roboty – żadnych rozrywek, na które mógłby wydawać ciężko zarobione pieniądze. Żeby nie płacić za mieszkanie, wynajął z braćmi niewielką przyczepę. Pomimo tych wszystkich wyrzeczeń, nie przywiózł ze sobą góry złota.

Jego oszczędności szybko się rozeszły: kupił dla mnie biżuterię, zaprosił mnie na urodzinowy wyjazd na weekend i zafundował nam wystawną kolację. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że mój mąż wydaje pieniądze lekką ręką, bez względu na to, czy chodzi o potrzeby innych czy własne. Nagle okazało się, że zupełnie inaczej podchodzimy do planowania wydatków. Nie muszę chyba dodawać, że przez lata niewiele się w tej kwestii zmieniło.

Stało się to kością niezgody między nami i zawisło nad naszym małżeństwem. On lubi wydawać, a ja oszczędzać.

Czytaj także: Jak przeżyć zdradę… finansową


Pieniądze dla przyjemności
On marzy o wielkim domu z hipoteką na 30 lat, ja nie chciałabym żyć na kredyt, nawet jeśli oznacza to wybór ciasnego mieszkania w gorszej dzielnicy. On chce wydawać pieniądze na przyjemności, ja chcę, żeby zapewniły nam one poczucie bezpieczeństwa. Przez całe życie nasze priorytety finansowe były zupełnie odmienne, co prowadziło do wielu nieporozumień i, niestety, kłótni.

Od samego początku moim sposobem na radzenie sobie z tymi różnicami było wzięcie spraw w swoje ręce i przejęcie kontroli nad naszym budżetem. Stało się tak dlatego, że zawsze czułam się tą bardziej rozważną. Przejęłam finansowe stery, a mój mąż musiał podążać za obranym kursem. Bez względu na to, czy zgadzaliśmy się czy nie, to ja miałam decydujący głos. Przez lata zarządzałam domowymi wydatkami bez konsultowania się z nim, po prostu dając mu do zrozumienia, kiedy może pozwolić sobie na jakiś zakup, a kiedy nie.



Obsesja finansowa
On często czuł się jakby stąpał po kruchym lodzie, próbując nie wypaść z ram wyznaczonych przez mój ścisły limit finansowy. Ja złościłam się za każdym razem, kiedy on chciał coś kupić, bo wiedziałam, że odpowiedzialność za dopięcie nadwyrężonego budżetu spadnie na mnie. On czuł się wykluczony z decyzji, ja zaś zupełnie przytłoczona odpowiedzialnością, ale to był jedyny sposób, jaki znałam.

Moja obsesja związana z kontrolowaniem pieniędzy źle wpływała na jego pewność siebie – wyglądało to tak, jakbym była wiecznie niezadowolona z tego, ile mamy pieniędzy i czegokolwiek by nie zrobił, okazałoby się to niewystarczające.

Czytaj także: Katoliczka na zakupach. Bliżej ci do zakupoholizmu czy… reżimu ubóstwa?
Po latach życia pod finansową presją, podjęłam próbę wytłumaczenia mu, w jaki sposób podchodzę do spraw finansowych. Zaczęłam przynosić mu do zatwierdzenia napisany przez mnie plan wydatków, pytając, czy wydaje mu się, że czegoś w nim brakuje albo czy chciałby coś w nim zmienić. Każdego miesiąca dogadywaliśmy się, na co będziemy wydawać i byłam przekonana, że tak właśnie ma wyglądać wspólne podejmowanie decyzji. Przez jakiś czas to działało, prawie przestaliśmy się kłócić o pieniądze. Potem jednak okazało się, że wtedy po prostu stan naszych finansów był na tyle dobry, że zwyczajnie nie było się o co kłócić.

Aż do momentu, kiedy zdecydowaliśmy się przeprowadzić.



Ciągle liczyłam pieniądze
Kiedy wystawiliśmy nasz dom na sprzedaż, poczułam, że tracę kontrolę. Ostrożny entuzjazm męża musiał ustąpić w konfrontacji z niepokojem mojego wewnętrznego finansowego tyrana. Zaczęłam się emocjonalnie oddalać od męża i spędzać wieczory zatopiona w liczeniu i przeliczaniu. Już po tygodniu chciałam wszystko odwołać. Byłam pewna, że zaraz popełnimy wielki błąd.

Nie było szans na pogodzenie mojego restrykcyjnego planu wydatków z kredytem hipotecznym na piętnaście lat. Moja praca dziennikarskiego wolnego strzelca nie była na tyle przewidywalna, by pokryć wydatki związane z kupnem nowego domu. Kiedy mąż zasugerował kredyt na 30 lat, wpadłam w panikę.

Zawsze miałam wizję, której byliśmy wierni. Nie chciałam z niej zrezygnować, kiedy w grę wchodziła nasza finansowa przyszłość, nawet jeśli oznaczałoby to mieszkanie w niezbyt prestiżowej dzielnicy i upchnięcie dzieci w jednym pokoju. Nawet jeśli miałoby to oznaczać, że mój mąż będzie pracował daleko od domu. Byłam tak skupiona na potrzebie sprawowania kontroli, że nie chciałam dostrzec, że sugestie mojego męża mogą być dla nas lepsze, nawet jeśli nie zgrywają się z moim doskonałym planem.

„Zawsze ty i twój plan, jakby moje zdanie nie miało zupełnie znaczenia” – powiedział wtedy mój mąż.

Chciałam mu pokazać, że moje finansowe decyzje zawsze były bardzo odpowiedzialne, wytłumaczyć, że właśnie dzięki nim, nawet kiedy ciężko nam było związać koniec z końcem, nie popadliśmy w długi. Ale prawda była prosta – miał rację. Udawałam, że słucham jego opinii, kiedy trzeba było zaplanować wydatki, ale tak naprawdę nigdy nie traktowałam go w kwestiach finansowych jako partnera.



Działamy razem
Wzięłam do serca to, co mi powiedział i przeprosiłam. Zdecydowaliśmy się na nowy dom i wybór bezpieczniejszej opcji z kredytem na 30 lat. Ja zaś doszłam do wniosku, że moje panowanie nad budżetem dobiegło końca. Postanowiliśmy działać razem: po raz pierwszy od siedmiu lat gotowa byłam wreszcie posłuchać drugiej strony.

Powoli uczę się, że nie muszę wszystkiego kontrolować. Podejście mojego męża do finansów wcale nie doprowadziło do rozpadu małżeństwa. Chociaż nigdy w pełni nie zgodzimy się w kwestii wydawania, oszczędzania i inwestowania pieniędzy, wspólnie podjęliśmy wysiłek panowania nad naszym domowym budżetem, nawet jeśli oznacza to ustępstwa z obu stron.

To była część przysięgi, jaką złożyliśmy sobie na ślubnym kobiercu – być ze sobą na dobre i na złe – i nie chodzi tylko o chude lata, ale także mierzenie się z naszymi wadami i słabościami. To droga, którą idziemy jako mąż i żona. Droga, w której liczy się znalezienie porozumienia mimo dzielących nas różnic, a także postrzegania małżeństwa przez pryzmat miłości, a nie kontrolowania drugiej strony. Teraz jest miejsce i na moje oszczędności i na jego wydatki, a wraz z nim pojawiło się go też dużo na miłość i wzajemny szacunek.

...

To naprawde trzeba uregulowac bo o kase ludzie potrafia sie zabijac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 6 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy