Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Miłość i małżeństwo .
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:19, 07 Gru 2017    Temat postu:

18 małżeńskich sekretów, jakie powinnaś poznać przed ślubem
Bethanne Patrick | 07/12/2017
Moodboard/Getty Images
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Pielęgnowanie miłości w małżeństwie to nieustanny taniec na linie, który wymaga ciągłych negocjacji.

Koleżanka, mężatka od wielu lat, umieściła na Facebooku cytat:

Małżeństwo to zobowiązanie do końca życia, a nie do momentu, w którym przestajemy próbować.

Po chwilowym rozbawieniu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego niektóre małżeństwa się rozpadają, chociaż zarówno żonie, jak i mężowi bardzo zależy na ich utrzymaniu. Stwierdziłam, że pytanie, co sprawia, że miłość małżeńska trwa i na co warto zwrócić uwagę na samym początku wspólnej drogi, najlepiej zadać tym, którzy mają w tej kwestii doświadczenie.

Rozmawialiśmy z kobietami i mężczyznami z długim stażem małżeńskim oraz ze specjalistami, doradcami małżeńskimi, często także będącymi w długoletnich związkach. Oto ich rady.


Zachowaj przestrzeń dla siebie

Dan, żonaty od 35 lat, pisarz:

Pielęgnowanie miłości w małżeństwie to nieustanny taniec na linie, który wymaga ciągłych negocjacji. Niezbędny jest szacunek. Brzmi surowo i może się takie czasami wydawać, ale rezultat jest tego wart.



Lilly, mężatka od 15 lat, pisarka:

Zachowaj przestrzeń dla siebie, to bardzo ważne, zwłaszcza dla kobiet. Pamiętaj jednak, że od czasu do czasu będziesz musiała ustąpić kawałka terytorium, żeby związek przetrwał. Prawdziwa miłość to także dbanie o partnera, gdy ma grypę żołądkową. Wspólny wypad pod namiot, niezakończony wielką awanturą.



Mark O’Connell, pisarz, autor „The Marriage Benefit” (Zalety małżeństwa):

Uważam, że nasze wyobrażenie romantycznej miłości to idealizacja bliskości definiowanej jako rodzaj połączenia, zarzucenia indywidualności na rzecz stworzenia jedności z dwojga. W rzeczywistości z czasem największym wyzwaniem staje się zachowanie tych dwóch odrębności. Jest to niezwykle trudne, ponieważ odbywa się w stanie ogromnego napięcia. Myślę, że większość małżeństw rozwiązuje ten problem w ten sposób, że jedno z partnerów podporządkowuje się drugiemu, co w rezultacie prowadzi do niechęci, bezczynności i wypalenia się związku.
Czytaj także: Miłość małżeńska w 7 obrazach


Oceniaj po intencjach

Rob Pascale, autor książki „Making Marriage Work” (Jak sprawić, by małżeństwo przetrwało):

Czynnikiem decydującym o powodzeniu długoletniego związku jest to, jak bardzo przyszli małżonkowie są przywiązani do pomysłu zawarcia małżeństwa. Jeśli uważają, że małżeństwo to coś nieodwracalnego, ewentualność rozwodu jest o wiele mniej prawdopodobna. Są oczywiście czynniki, takie jak przemoc, które uniemożliwiają przetrwanie związku. Jednak pary, które wierzą w trwałość małżeństwa traktują drobne małżeńskie problemy o wiele mniej poważnie, bo są skupione na utrzymaniu harmonii w swoim związku.



Mateusz, żonaty od 12 lat, nauczyciel:

Oceniaj czyny i słowa współmałżonka po jego intencjach. Nie złoszczę się, gdy moja żona zrobi coś, co mnie denerwuje lub frustruje, ale nie ma w tym złych intencji (a tak zwykle bywa). Rozmawiam z nią o tym po jakimś czasie. Właśnie czas sprawia, że to, co wydaje się dużym problemem, staje się drobnostką. Takie podejście pozwoliło nam przeżyć dziesięć lat małżeństwa prawie bez kłótni.


Sednem jest kompromis

Walter, żonaty od 10 lat, adwokat:

Sednem sprawy jest kompromis. Z jakiegoś powodu jesteśmy razem i musimy skupić się na sobie nawzajem, a nie na kłótniach. Bardzo pomocny bywa śmiech!



Laura, mężatka od 18 lat, wydawca:

Codzienny serdeczny śmiech do rozpuku pomaga nam przetrwać trudne sytuacje.



Marta, mężatka od 25 lat, polonistka:

Ja często przytaczam słowa Pawła Królikowskiego o tym, że jesteśmy z tego pokolenia, które rzeczy nie wyrzucało, ale naprawiało. I to można przenieść także na relacje w małżeństwie. Z drugiej strony mamy takie inklinacje, że chcielibyśmy tę drugą osobę zmienić, dopasować do siebie… to bywa zgubne. Zwłaszcza mężczyźni mają wielkie, często wygórowane ego i wysoki poziom uwrażliwienia na krytykę, tak że wszelkie rewolucje kończą się fiaskiem. Takie dopasowywanie się trzeba rozłożyć na lata. Musi w tym być cierpliwość, delikatność, okazywanie sobie pozytywnych uczuć. Koniecznie! Nawet gdy czasem jest to trudne, to zęby w ścianę i uśmiech. A na koniec potężny łyk czerwonego wina… Jak mówi mój znajomy góral: miłość, cierpliwość i duży kieliszek wina na koniec dnia.
Czytaj także: Chcę uprawiać z Tobą sens


Nie tłum złości

David, żonaty od 42 lat, pisarz:

Nie tłum złości. Możliwe, że następnego dnia stwierdzisz, że zachowywałeś się głupio. Cóż, czasem obydwie strony muszą wyrzucić z siebie emocje, to się po prostu zdarza.



Janina, mężatka od 24 lat, menedżerka kultury:

Znajdź sposób na codzienne okazywanie miłości. Może to być buziak przy każdym powitaniu bez względu na to, w jakim nastroju jesteście.



Rosalind Sedacca, doradca małżeński:

Tajemnica długiego związku tkwi w szacunku. Traktuj swojego partnera z szacunkiem, bez względu na to, jak bardzo jesteś zła czy zdenerwowana. Słuchanie i mówienie z szacunkiem nawet wtedy, kiedy nie zgadzasz się z partnerem, decyduje o trwałym powodzeniu.



Roberta Temes, doradca małżeński:

Nigdy nie mów niczego złego o krewnych partnera. Milcz, nawet jeśli on sam ich krytykuje.
Czytaj także: Zanim powiesz do męża: nawet nie wiesz, co ja czuję…


Potrzebujesz towarzysza

Jan, żonaty od 46 lat, emerytowany kierownik produkcji telewizyjnej:

Nie ma osób świętych, z każdego czasem wychodzi diabeł.



Charles i Elizabeth Schmitz, „lekarze małżeństw“, w związku małżeńskim od 50 lat:

Im jesteś starszy, tym bardziej zaczynasz sobie zdawać sprawę z tego, że potrzebujesz towarzysza do końca życia. Nikt nie chce się starzeć w samotności. Z wiekiem ogromnego znaczenia nabiera przyjaźń. Wspólne starzenie się z kimś, kogo kochasz, jest błogosławieństwem. Nie rozumiemy tego, gdy jesteśmy młodzi.


Wybierz mądrze, traktuj życzliwie

Ellen, zamężna od 29 lat, pisarka:

Wybierz mądrze, traktuj życzliwie i nie zaniedbuj spraw łóżkowych. To spaja!



Urszula, zamężna od 37 lat, psycholog:

Nigdy nie chowaj urazy. Jeśli złości cię zachowanie drugiej osoby, może wystarczy postawić się w jej położeniu, by zrozumieć, skąd ono się bierze. Choć oczywiście łatwiej o empatię, gdy chodzi o kogoś obcego, kto na przykład zajechał ci drogę (może spieszy się do porodu żony albo na ważny egzamin, pomyślisz) niż o kogoś najbliższego, od kogo oczekujesz wyjątkowych cech, bo przecież jesteś dla niego wyjątkowa. Pamiętaj, że to działa w obie strony.



Krzysztof, żonaty od 42 lat, kierownik produkcji telewizyjnej:

Różne są etapy w życiu, trudne i dobre chwile. Sztuką jest przeżyć życie wspólnie, jedno i drugie musi się starać. Można się posprzeczać, bo każdy ma swoje zdanie, ale nie można dopuścić do cichych dni, bo to najgorsze – tak się zagalopować, że potem nie wiadomo, jak to odkręcić. Ludzi mamy dużo, sztuką jest być człowiekiem… Ja dążę do tego, choć jeszcze dużo mi brakuje.



Diana, mężatka od 15 lat, pisarka:

Ślub to jeszcze nie małżeństwo. Małżeństwo tworzy się latami.



Oto wskazówki osób z długim stażem małżeńskim. Można je zastosować w nieomal każdym związku. Niektóre z wypowiedzi są dość dosadne, mogą nam jednak pomóc w zachowaniu bliskości.

...

Temat nie wyczerpany gdyz nie ma seryjnego produktu ,,malzenstwo". Sa malzenstwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:54, 09 Gru 2017    Temat postu:

Dwoje w ciemnościach… Co robić, gdy związek przechodzi kryzys
Ewa Maciąg | 24/03/2017

Alexander Grabchile/Stocksy United
Udostępnij



Komentuj

Drukuj

Gdy zakochanie gaśnie, uruchomcie inny napęd związku, ten zależny od woli, od chęci. I nie pozwólcie nikomu wtrącać się w wasze sprawy.

Czy ona nie przesadza?! W pierwszej chwili, czytając w roztargnieniu, tak zareagowałam na początek tekstu francuskiej psycholog, która zajmuje się doradzaniem małżeństwom, jak wyjść z kryzysu i radzić sobie z trudnościami w związku. Napisała go jakiś czas temu, pod wpływem impulsu, po uroczystościach kanonizacji Matki Teresy. Jej refleksja uderza prostotą, a jednocześnie każe się zastanowić.

– Zapewne często słyszeliście zdanie: Rozwodzimy się, bo chcemy być uczciwi. Skoro już się nie kochamy… Ono nawet wydaje się logiczne, to w końcu dobrze starać się być uczciwym, prawda? – pisze przekornie Bénédicte de Dinechin. – I nagle Kościół kanonizuje dobrą drobną kobietę, a my poznajemy kilka prawd z jej życia, z czego jedna wydaje się zupełnie niezrozumiała. Otóż święta Matka Teresa przeżyła 50 lat w nocy wiary. Przez pół wieku ani razu nie zwątpiła w istnienie Boga, ale nigdy nie odczuwała tej wiary tak głęboko, w sposób, jaki jest udziałem mistyków. (Matka Teresa umarła w Kalkucie 5 września 1997 roku w wieku 87 lat. Dziesięć lat później dowiedzieliśmy się z 40 listów, które pozostawiła, że przez pół wieku doświadczała stanów, które sama nazywała „ciemnościami”).

Czytaj także: Z nich największa jest miłość

Co ma piernik do wiatraka? Ano, według niej ma. Bénédicte szybko przechodzi do odważnego porównania. – Pomimo że nigdy nie odczuwała swojej wiary aż tak głęboko, Matka Teresa nie „rozwiodła się”. Nie opuściła swojego zakonu, nie chciała zrezygnować ze złożonych ślubów. Pozostała wierna. Na tym poprzestanę w tym porównaniu, nie chciałabym go nadużyć, czy zdradzić – w imię bliskiej mi idei trwałego małżeństwa – tej nadzwyczajnej kobiety – pisze Bénédicte.
Miłość a zakochanie

Bénédicte de Dinechin często porusza temat małżeńskich kryzysów powołując się na wzięte z życia historie. Podpatrzone na osiedlu, wśród przyjaciół i sąsiadów. Przedyskutowane z kolegami po fachu. Każdą sprowadza do prostych wniosków, szuka rozwiązań w duchu życzliwości i dobrej woli.

Do rozczarowanych związkiem mówi: – Rozumiem wasz smutek, zniechęcenie, niezrozumienie, zawód, wątpliwości i rozterki. Też sądzę, że jesteśmy stworzeni do szczęścia, ale tak łatwo pomylić drogę, doprowadzić do nieporozumień zbyt pospiesznymi wypowiedziami i postawić się pod murem. Poza tym, często ulegamy fałszywej koncepcji miłości, bardzo powszechnej, która rodzi zamieszanie i prowadzi do nieszczęść dlatego, że „sprzedaje” marzenia. Nie mylmy miłości z zakochaniem. Ono ma urok i ulotność zachodu słońca. Jesteśmy jego obserwatorami, chcielibyśmy, by trwał, ale przemija.

Według niej to, co decyduje o pięknie wspólnego życia, to wola, chęć kochania. I przekonuje, że ona zależy tylko od nas. Uczymy się jej od najwcześniejszej młodości, gdy na przykład dzielimy się obiadem z kolegą w szkole, gdy poświęcamy część wakacji na pracę w wolontariacie, a nie tylko na wesołe wyprawy z przyjaciółmi. Ona wzmacnia się za każdym razem, kiedy w wymagającej poświęcenia sytuacji zachowaliśmy się jak trzeba, właściwie.
Trzymajcie się!

Co więc robić, gdy widzimy, jak nasz związek gaśnie i oddalamy się od siebie? Na początek, warto włożyć trochę wysiłku w codzienną pracę nad byciem z kimś – często słyszymy z ust terapeutów i psychologów. John Gottman, guru psychologii, który wraz z żoną zajmuje się – bardzo skuteczną! – terapią małżeństw podpowiada kilka kroków, które dają efekt. Proste prawdy, warto sobie przypomnieć. Spróbujmy.

1. Odśwież waszą mapę miłości

Podstawa więzi. To po prostu rozeznanie w emocjonalnym życiu tej drugiej osoby. Czy nadal wiesz, co czuje, gdy jesteście razem, za czym tęskni, czego się obawia, co go rozczarowuje? – pyta Gottman. – I jakie emocje targają w nim w pracy, w relacjach z dalszą rodziną, przyjaciółmi? Zmieniamy się, dojrzewamy, zmagamy z szarą codziennością, ważne, by przyglądać się sobie nawzajem, a nie tylko patrzeć razem przed siebie. To oczywiście też, ale bez przesady.

2. Za co go podziwiasz? A przynajmniej mogłabyś…

Wszyscy potrzebujemy akceptacji, ale też odrobiny podziwu. Tak, podziwu! Docenienia tego, jacy jesteśmy. Jeśli sobie nie okazujemy zainteresowania, temperatura między nami musi spaść. Gottman mówi o badaniach, które dowodzą, że najszczęśliwsze i najdłuższe historie miłosne to takie, w których małżonkowie za coś się podziwiają. To nic, że czasem wbrew logice, co nie znaczy nieszczerze. Pomyślałam o mojej koleżance, która, przysięgam, nie potrafi śpiewać, a jej mąż ogłosił: „Jak ten refren zaśpiewa Ania, to dopiero brzmi!”. Trochę przypadek „Boskiej Florence”.

3. Proponuj, nie czekaj

Coś dobrego do jedzenia, coś do czytania, co zabawnego słyszałaś… Czy jest coś, w czym on mógłby Ci pomóc, coś dać? Wymiana „dóbr”, tych niematerialnych, to podstawa.

4. Szacunek

Nie przerywamy sobie, słuchamy się, nie krytykujemy itd. Ale chodzi o coś więcej. Uznanie, że oprócz wspólnej, każdy z nas ma „własną” ziemię, na której jest wolny. Wolny od oceny, kontroli, rozczarowania drugiej strony i nie musi ze swojej pasji rezygnować w imię wspólnego życia. A przede wszystkim wolny od władzy, dominacji partnera. Chyba, że chce i właśnie tego potrzebuje.

Nie poddawajcie się – nawołuje Bénédicte de Dinechin. – Nie ulegajcie, gdy zakochanie, to uczucie miłosne znika. Uruchomcie inny napęd związku, ten zależny od chęci. Od woli trwania i szukania z pokorą pomocy, nigdy przecież nie było tylu możliwości i miejsc terapii, które prostują, kształtują i naprawiają związki! Trzymajcie się jak Matka Teresa, i działajcie, reagujcie, by wasz związek nie wybrzmiał głucho, gdy może rozbrzmiewać pełnią życia – kończy Bénédicte.

Czytaj także: Reaktywacja szalonej miłości. To da się zrobić – bądź bliżej

Wracając do mistyków… Zaskoczyła mnie Myrna Nazzour, Syryjka, znana mistyczka Kościoła, a jednocześnie nowoczesna kobieta, od kilkudziesięciu lat w szczęśliwym związku z Nicolasem. Zapytana o to, przed czym przestrzegałaby młode małżeństwa odpowiedziała w sumie to samo, co francuska psycholog: „Żeby nie myliły zakochania z miłością”. Nie zawierzały temu pierwszemu. A co jest w związku najważniejsze według niej? „Szacunek. Życzliwość. Akceptowanie drugiego człowieka nie takim, jak go sobie wyobrażamy, czy takim, jakbyśmy chciały go opisać. Ale akceptowanie go takim, jakim naprawdę jest. I nie pozwólcie nikomu, zwłaszcza rodzicom wtrącać się w wasz związek!” – przestrzegła.

...

Nie tylko czlowiek przezywa ciemnosci ducha. Malzenstwo tez.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:31, 10 Gru 2017    Temat postu:

Bo miłość czyni cuda…
Marta Klimek | 10/12/2017
Tatiana Ristanic/Stocksy United
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Czasem trudności w związku uskrzydlają... A miłość może ocalić życie. Ta historia wydarzyła się naprawdę.


M
arlena i Krzysiek byli zakochaną, szczęśliwą parą. Na kilka miesięcy przed zaplanowanym już ślubem, u dziewczyny wykryto nowotwór. Ślub został odwołany, a wycieńczona leczeniem Marlena trafiła do wileńskiego hospicjum.


Miłość daje siłę

Chłopak był przy niej cały czas. Karmił ją, zabierał na hospicyjnym wózku na spacery we dwoje. Siostra Michaela Rak, dyrektorka hospicjum w Wilnie, która opowiedziała mi tę historię, któregoś dnia przechodząc obok pokoju Marleny usłyszała rozmowę narzeczonych:

– Marlenka, weźmy ten ślub.

– Krzysiu, ale ja umieram…

– Tak, umrzesz, ale jako moja żona.

Stan Marleny był bardzo ciężki, wiadomo było, że zostało jej niewiele czasu, więc uroczystość zorganizowano w ciągu kilku dni.

To był najpiękniejszy ślub i wesele, na którym byłam – mówi s. Michaela. Wszystko odbyło się na terenie hospicjum. Improwizowany bukiet z białych chryzantem znalezionych w kaplicy, biała suknia kupiona ze składki personelu i pierwszy taniec do melodii „Nic nie może wiecznie trwać”, która wybrzmiała z przypadkowo włożonej do odtwarzacza płyty.
Czytaj także: Miłość nie unosi się pychą. Klucz do lepszego życia w małżeństwie


Miłość się nie poddaje

Nic nie może trwać wiecznie, ale dla Marleny i Krzyśka trwa z pewnością dłużej niż mogli wtedy przypuszczać. – Mijały tygodnie i z każdym dniem Marlena czuła się coraz lepiej – opowiada dyrektorka ośrodka. Dzięki intensywnej rehabilitacji, dziewczyna stanęła na nogi i wyszła z hospicjum. Kiedy S. Michaela spotkała ją kilka lat później okazało się, że para zdążyła już doczekać się dziecka.

To przykład miłości i wierności, która może wrócić człowiekowi życie – podsumowuje zakonnica.

Oczywiście – nie każdy związek musi się mierzyć z problemami tego kalibru. Oczywiście – to ekstremalny przypadek. Cud? Tak.

Cud miłości, która nie poddaje się bez względu na to, jakie wyzwania stawia przed nią życie. Bez względu na to, jaki kryzys miałaby przechodzić. Pozostaje codziennym bezwarunkowym wyborem.

...

Oczywiscie niewielu bedzie musialo stawic czola tak wielkim wyzwaniom. To jest dla wybranych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:16, 13 Gru 2017    Temat postu:

4 dowody na to, że małżeństwo i miłość są dobre dla zdrowia
Christine Stoddard | 13/12/2017

Bonninstudio/Stocksy United
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Kochani i kochający jesteśmy bardziej odporni i silniejsi. Stały, udany związek to najlepsza inwestycja w dobre samopoczucie, wysoką samoocenę i wewnętrzny spokój. W efekcie – w dłuższe życie.

Wszyscy zakochani to znają. Motyle w brzuchu i uczucie ogólnej euforii. Serce bije szybciej, ogarnia cię onieśmielenie, masz mnóstwo energii, a jednocześnie czasami zdarzają się zawroty głowy. Kroki stawiasz sprężyste, właściwie fruniesz kilka centymetrów nad ziemią i masz wrażenie, że mogłabyś przenosić góry.


Małżeństwo = dłuższe życie

Okazuje się, że zakochanie to nie jedyna sytuacja, w której Twoje ciało idealnie współgra z duszą. Złożenie przysięgi przed ołtarzem temu jedynemu i na całe życie, także ma wpływ na zdrowie – ludzie w stałych związkach małżeńskich żyją dłużej! Oto argumenty, dlaczego.
Czytaj także: Nieśmiała singielko! Pozwól zabrać się na randkę…


1. Mniej stresu i obaw

Twój mąż może Cię czasami stresować swoim zachowaniem, ale taki małżeński stres to nic, w porównaniu chociażby z tym, który odczuwają singielki w pewnym wieku, zastanawiając się kiedy dla nich nadejdzie pora na stały związek (a ta pora jakoś nie przychodzi). I to nie kuksaniec dla singielek – każde serce ma swoje potrzeby.

„Kobiety w średnim wieku, które mają niskie poczucie własnej wartości, często decydują się na duże zmiany w wyglądzie zewnętrznym. Diety, rzeźbienie sylwetki, operacje plastyczne, które mają na celu podniesienie atrakcyjności i zwiększenie szans na nowy związek, często stanowią mocną podstawę lęku przed samotnością i prowadzą do ogólnego stresu”, twierdzi Lisa Bahar, licencjonowana terapeutka małżeńska i doradca rodzinny.

Sharon T. McLaughlin-Weber, lekarka, założycielka Health Street Journal, twierdzi, że za mniejszy poziom stresu w małżeństwie odpowiadają „dobre hormony” wydzielane w „pozytywnych relacjach”, które „sprawiają, że jesteśmy szczęśliwsi i silniej ze sobą związani”. Dodaje: „Nawet zwykłe przytulenie powoduje wzrost poziomu oksytocyny”. Działa tzw„chemia przytulania”, ta sama, która towarzyszy narodzinom, karmieniu piersią i wiązaniu się w pary.

Badania przeprowadzone na University of Chicago wykazały, że długotrwałe więzi stwarzane w małżeństwie mogą nawet zmieniać poziom hormonów, tworząc barierę obronną przed stresem. Naukowcy poddali testom absolwentów uniwersytetu, tak będących jak i nie będących w związkach małżeńskich.

Wszyscy badani grali w grę komputerową związaną z zachowaniami i decyzjami ekonomicznymi. Od wszystkich przed rozpoczęciem zadania i po jego ukończeniu pobrano próbki śliny, w celu zbadania poziomu kortyzolu, hormonu stresu. Studentom powiedziano, że wynik gry będzie rzutował nie tylko na ukończenie przez nich kursu, ale także na rozwój ich dalszej kariery zawodowej, co oczywiście postawiło ich w stan pełnej gotowości.

Kto miał najwyższy poziom kortyzolu? Niezaangażowani w związki małżeńskie lub długoletnie, stałe związki. Okazuje się, że posiadanie bliskiej osoby, z którą można konie kraść, nawet gdy nie jest obecna w danej chwili, znacznie obniża poziom stresu w trudnych sytuacjach.
Czytaj także: Jak poradzić sobie po rozstaniu: 6 duchowych podpowiedzi


2. Mniejsze ryzyko depresji

Stres i depresja to bliscy znajomi, więc nie powinno nikogo dziwić, że udane życie małżeńskie obniża również ryzyko depresji.

„Ludzie żyjący w związkach małżeńskich rzadziej mają depresję”, twierdzi McLaughlin-Weber. „Stały związek wymaga więcej zaangażowania. Nie spędzisz całego dnia w łóżku, kiedy trzeba ciągłej interakcji”. Życie z kimś mobilizuje do działania, szczególnie gdy macie wspólne zainteresowania, czy to narty, czy spacery – nie musisz swoich pasji realizować w pojedynkę.

Stały związek daje nam dobrą codzienną rutynę, stwarza znajome poczucie bezpieczeństwa, które pozwalają utrzymać negatywne emocje na wodzy. Stabilność często pozwala odrzucić ideę wiecznej walki, łatwiej odczuwać radość. „Struktura, rutyna i system wsparcia wzmacniają poczucie bezpieczeństwa, spójności związku, budują zaufanie, pogłębiają uczucia”, przyznaje Bahar.

Badania przeprowadzone w szpitalu St. Michael’s Hospital w Toronto wykazały, że mężatki są znacznie mniej narażone na depresje poporodowe niż kobiety niezamężne. (To samo dotyczy przemocy w związku oraz nadużywania nielegalnych substancji, które mają silne powiązania z depresją). Zmniejszanie ryzyka depresji, które pociąga za sobą małżeństwo jest więc wielowymiarowe.

Dobrze mieć przy sobie kogoś, kto nas rozumie, i zawsze stoi po naszej stronie.



3. Wzrost samooceny

Kiedy odkrywasz, że Twoje uczucia są odwzajemnione, doświadczasz jednego z najpiękniejszych stanów uniesienia. To jak gorączka duchowa. A kiedy ukochany przyrzeka ci miłość i wspólne życie, automatycznie rośnie Twoje poczucie własnej wartości. Każdy chce być kochany, a małżeńskie zobowiązania są tego namacalnym potwierdzeniem:

„Zobowiązanie się na całe życie nie jest oczywiście łatwe, jest prawdziwym wyzwaniem”, twierdzi Bahar. „Jeśli jesteśmy pełni dobrej woli, by wytrwać, mamy cierpliwość i chęć zmierzenia się z tym wyzwaniem, okazuje się, że rośnie nasza odpowiedzialność, poczucie własnej wartości i zdolność do dotrzymania danej obietnicy – małżeństwa”.

Twoja samoocena rośnie, kiedy uświadamiasz sobie, że umiesz dotrzymać słowa, a tym samym jesteś wart czyjejś miłości i poświęcenia.

Istnieje także aspekt fizyczny pozytywnej samooceny: raport psychologów z Florida Atlantic University pokazuje, że małżeństwo wzmacnia poczucie atrakcyjności – czujemy się lepiej z własną cielesnością i wyglądem.
Czytaj także: 18 małżeńskich sekretów, jakie powinnaś poznać przed ślubem


4. Dodatkowa pomoc i dbanie o siebie nawzajem

Harvard Men’s Health Watch wskazuje na szereg badań, pokazujących, że posiadanie stałego partnera, który troszczy się o nasze zdrowie( jak mąż czy żona) może mieć duży wpływ na nasze ogólne samopoczucie oraz morale.

Żonaci mężczyźni są zdrowsi niż ci, którzy nigdy nie byli żonaci. Dotyczy to głównie mężczyzn żonatych z mądrymi, wyedukowanymi partnerkami. Według badań z 2002 r., mężczyźni, których żony odebrały dobre wykształcenie, rzadziej cierpią na chorobę wieńcową i jej skutki. Takze dzięki temu, że są z kimś, kto może wcześniej zauważyć, gdy coś zaczyna być nie tak. Murray Suid z San Francisco, żonaty od 49 lat wierzy, że dobra żona zna organizm męża lepiej niż on sam. „Małżeństwo daje taką możliwość, we dwoje łatwiej wychwycić problem, zauważyć nagłe zmiany, jak chociażby niepokojąca utrata lub przyrost wagi”, mówi Suid. „Udało mi się uniknąć raka skóry, ponieważ moja żona zobaczyła pewne zmiany i wysłała mnie do dermatologa, który mógł zareagować odpowiednio wcześnie”. Taki rodzaj małżeńskiej współpracy może uratować życie, a niektóre badania pokazują, że pary małżeńskie rzadziej zapadają na choroby nowotworowe niż ludzie żyjący z luźnych związkach (badania te wskazują na korelacje, nie przyczynę i powód).



Oczywiście, wszystkie wymienione korzyści zdrowotne nie są same w sobie powodem do zwierania małżeństwa, dobrze jednak wiedzieć, że miłość, wsparcie i obecność potrafią zdziałać naprawdę dużo, gdy jedno z nas zachoruje.

...

Zdecydowanie naturalne jest zdrowe! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:15, 15 Gru 2017    Temat postu:

Dlaczego noszenie obrączki jest tak ważne?
Maciej Jabłoński | 15/12/2017

Petr Ovralov/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Moja obrączka już kilkakrotnie łagodziła i kończyła małżeńskie kłótnie oraz sprawiła, że łatwiej przychodziło mi wypowiadanie słów „dziękuję, przepraszam, wybaczam”.

Coraz więcej małżeństw ma luźne podejście do noszenia ślubnej obrączki. Czasami dzieje się tak z bardzo praktycznych powodów, takich jak: choroby skóry lub rodzaj wykonywanej pracy, która nie sprzyja noszeniu biżuterii. Jednak najczęstszym powodem jest traktowanie ślubnych obrączek jako zwykłych ozdóbek i dostrzeganie w nich tylko biżuterii.

Uważam, że noszenie obrączki jest ważniejsze niż mogłoby się wydawać. W poniższym artykule chcę podzielić się swoimi refleksjami na ten temat.


Zajęty czy wolny? Obrączka prawdę Ci powie

To, czy nosisz obrączkę jest jedną z pierwszych rzeczy, które ludzie zauważają mając kontakt z Tobą. Często na podstawie tego przyjmują założenia dotyczące Twojego stanu cywilnego i tym samym „dostępności”.

To też codzienne przypomnienie o tym, że każda decyzja, którą podejmujesz, wpływa w jakiś sposób na współmałżonka. Od momentu powiedzenia przed Bogiem: „Tak”, każdy aspekt życia jest teraz połączony ze współmałżonkiem. Wszystko, co robi się ze swoim czasem, czynami, pieniędzmi itp. będzie miało na niego jakiś wpływ. Obrączka jest prostym przypomnieniem, że wszystko czego się dotkniesz, dotknie również Twojego małżeństwa.
Czytaj także: Obrączka to elementarz noszony na palcu. Przypomina ważną zasadę małżeńską


Symbol szacunku do współmałżonka

Szacunek w małżeństwie nie jest mierzony jedynie naszymi słowami. Często to nasze „ciche” działania mówią najgłośniej. Noszenie obrączki jest jednym z prostszych sposobów okazywania sobie szacunku. A w szczególności, kiedy współmałżonek poprosił Cię o to lub zakomunikował, że jest to dla niego ważne.


Pierwsza linia obrony przed niewiernością

Obrączka nie jest niezawodnym zabezpieczeniem przed zdradą, ale z pewnością jest pierwszą linią obrony. Noszenie jej subtelnie komunikuje: „Jestem żonaty/mam męża. Moje małżeństwo jest dla mnie ważne”.

Jeśli próbujesz ukrywać swoje małżeństwo, utrzymując swój stan cywilny w tajemnicy w miejscach publicznych, to nie jest to zdrowe i dobre. Oczywiście, są osoby niemające szacunku do Sakramentu Małżeństwa i nadal mogą Ci proponować zdradę, ale noszenie obrączki może zapobiec wielu niepotrzebnym pokusom.
Czytaj także: „Początek Wieczności”: Dla nas źródłem radości jest miłość!


Widoczny symbol dla dzieci, że małżeństwo to coś bardzo ważnego

Jedną z najważniejszych lekcji, jakie możemy dać swoim dzieciom jest podejście do małżeństwa i jego wzorzec. Moim marzeniem jest tworzenie takiego małżeństwa, które sprawi, że moje dzieci będą chciały tworzyć z kimś sakramentalny związek małżeński.

Oczywiście, to wymaga dużo więcej niż tylko noszenia obrączki, ale ona jest czymś, co dzieci zauważą i da możliwość do rozpoczęcia rozmowy o tym, dlaczego ją nosimy i co ona symbolizuje.


Gra w jednej drużynie

Tak jak drużyny sportowe mają takie same stroje, ułatwiające im rozpoznawanie partnera i pozwalające na lepsze utożsamianie się z drużyną, tak samo małżonkowie mają obrączki (często takie same), dzięki którym wiedzą, że „grają w tym samym zespole”, a nie przeciwko sobie.

Moja obrączka (i spojrzenie na nią) już kilkakrotnie łagodziła i kończyła małżeńskie kłótnie oraz sprawiła, że łatwiej przychodziło mi wypowiadanie słów „dziękuję, przepraszam, wybaczam”.

Tak jak wspomniałem na początku artykułu, istnieją pewne praktyczne wyjątki od tej zasady, ale ogólnie rzecz biorąc, kiedy jest to po prostu kwestia wyboru – to zawsze wybierajmy: „noszę, bo kocham!”.

...

Materialne znaki pomagaja duszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:59, 17 Gru 2017    Temat postu:

4 postawy, które mogą doprowadzić małżeństwo do rozwodu
Luz Ivonne Ream | 17/12/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Bądźcie ostrożni, jeśli w waszym domu panują: krytycyzm, lekceważenie, postawa obronna i zamykanie się na drugą osobę.

Według badań przeprowadzonych przez amerykański Instytut Badania Związków, założony i kierowany przez profesora Johna Gottmana, istnieją cztery zachowania, które odpowiadają za 80% niepowodzeń małżeńskich. Zostały nazwane metaforycznie 4 jeźdźcami Apokalipsy, w nawiązaniu do końca świata, przedstawionego w Nowym Testamencie: do zarazy, wojny, głodu i śmierci.

Prof. Gottman używa tej metafory, żeby opisać style komunikacji, które mogą wróżyć koniec związku. Te zachowania to: krytycyzm, lekceważenie, postawa obronna i zamykanie się na drugą osobę.


Krytycyzm – kiedy mówisz o osobie a nie o jej zachowaniu

Oczywiście, nie należy przez to rozumieć, że mamy milczeć, kiedy coś nam przeszkadza, coś nam się nie podoba czy z czymś się nie zgadzamy. Zawsze trzeba mówić o tym na głos, bo jak inaczej druga osoba miałaby się dowiedzieć, że coś nam przeszkadza?

Krytycyzm, do którego odnosi się prof. Gottman, oznacza krytykowanie bezpośrednio wybranka – jako osoby – a nie czynów lub tego, co robi. Na przykład, to nie to samo, gdy mówisz swojemu mężowi, że bardzo ci przeszkadza, że zostawia swoje brudne ubrania porozrzucane po mieszkaniu, a gdy mówisz mu, że jest niechlujny, głupi, głuchy, nieporządny, zachowuje się jak świnia, bo nie wrzuca swoich ubrań do kosza na pranie. Najpierw krytykuje się działanie, dopiero w ostateczności osobę.
Czytaj także: On zdradził, a ona się nie poddała. Potem wspólnie zawalczyli o swoje małżeństwo. Świadectwo


Lekceważenie – kiedy nie doceniasz małżonka

Nie tylko można nie doceniać czynów, jeszcze bardziej poważne jest niedocenianie osoby. To znaczy, odrzucanie i poniżanie jej, jak również tego, co robi albo tego, czemu się poświęca. Drwienie z tych rzeczy. Bywają żony, które bez przerwy narzekają, że mężowie mało zarabiają i obrażają ich; mówią, że są miernotami albo (co jest jeszcze gorsze) porównują ich do innych. Poprzez tego typu pogardę wysyłamy wiadomość: „Nie kocham cię i nie szanuję”.


Postawa obronna

Zero pokory. To postawa, która nie zachęca do wzrastania, bo uniemożliwia rozpoznawanie błędów. Osoba komunikuje się z drugą, ale tylko po to, żeby się bronić, a nie po to, by dojść do porozumienia, wymienić się opiniami czy wysłuchać argumentów drugiej strony.

W ten sposób unika się odpowiedzialności, nie skupia się na swojej winie, koncentruje się jedynie na tym, że jest się atakowanym. To znaczy, stawia się siebie w pozycji ofiary i za wszystko wini się tę drugą osobę.
Czytaj także: Szukasz klucza do udanego małżeństwa? Popracuj nad samooceną!


Zamykanie się na drugą osobę

To zachowanie uwidacznia się, kiedy odmawiamy odpowiedzi na pytania albo dajemy odpowiedzi wymijające. To ta postawa, którą czasem przyjmujemy wobec naszej drugiej połówki, kiedy po pełnym wyczekiwania „iiii…?”, wysyłamy sygnał: „Wszystko jedno…”, lub podobny: „nic mnie to nie obchodzi, nie interesuje mnie, co do mnie mówisz albo co myślisz; ja myślę inaczej i moja opinia czy mój punkt widzenia są jedynymi, które mają dla mnie znaczenie”.

Zupełnie inna byłaby sytuacja, w której moglibyśmy powiedzieć współmałżonkowi: „Nie zgadzam się z tym, co myślisz albo z tym, co do mnie mówisz, ale możemy porozmawiać, żeby dojść do porozumienia”.

Obserwujcie, jak ze sobą rozmawiacie, jak wygląda komunikacja między wami. Kiedy rozpoznacie, który z jeźdźców jest w drodze, pracujcie nad tym, żeby go wyeliminować i zastąpić odpowiednią postawą, która będzie ożywiać wasze małżeństwo.
Czytaj także: Adwokat uratował małżeństwo swojego klienta za pomocą kartki papieru…

Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

Trzeba przewidywac i wyprzedzac problemy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:33, 19 Gru 2017    Temat postu:

Sprzeczki małżeńskie, czyli jak rozmawiać, by się porozumieć?
Małgorzata Chrapkiewicz | 19/12/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Wspólne życie wymaga dzielenia również codziennych obowiązków i stawiania czoła nowym problemom. Czasami na tych polach pojawiają się nieporozumienia.
Bariery w komunikacji

Kiedy rozpoczynamy „nową drogę życia”, już nie sami, a z mężem/żoną, chcemy dzielić z drugą osobą wszystko, co przeżywamy, a zwłaszcza to, co radosne, dobre, ciekawe. Wspólne życie wymaga dzielenia również codziennych obowiązków i stawiania czoła nowym problemom. Czasami na tych polach pojawiają się nieporozumienia.

Jedną z kwestii, na którą warto zwrócić uwagę jest sposób, w jaki się komunikujemy: jak formułujemy wypowiedź i jak słuchamy. Wbrew pozorom forma wypowiedzi i jakość naszego słuchania mają bardzo duże znaczenie. Możemy nie zdawać sobie sprawy, że nasza wypowiedź krzywdzi czy drażni drugą osobę, ponieważ mówimy nawykowo, nie zastanawiając się nad sposobem wypowiedzi. Spójrzmy, na co warto zwrócić uwagę, aby poprawić komunikację w związku.

Mogą to być pewne elementy komunikatów lub zakłócenia słuchania. Jeżeli zdarza nam się je stosować, to między komunikującymi się osobami powstają bariery utrudniające zrozumienie. Sprawdźmy, czego warto unikać.
Czytaj także: Komunikacja w małżeństwie? Tylko dialog!


Ocenianie, etykietkowanie

To prawda, że mamy pewne cechy charakteru, jednak to nie znaczy, że zawsze, bez wyjątku zachowujemy się zgodnie z tą cechą. Nikt nie jest zawsze punktualny, spokojny, poważny czy uparty. To dlatego, że na nasze zachowanie oprócz cech osobowości wpływają też inne czynniki: sytuacja, zachowanie innych osób, emocje, choroba, zmęczenie.

Nie mamy prawa orzekać, jakie cechy posiada druga osoba, bo nie widzimy jej we wszystkich sytuacjach życiowych. Nadawanie etykietek (jesteś leniwa, jesteś uparty, wszystkiego się boisz) może być krzywdzące i powodować irytację u osoby ocenianej. Zamiast tego, bezpieczniej jest opisać zachowanie drugiej osoby w danej sytuacji (patrz ostatni akapit).


Generalizowanie: zawsze, nigdy, za każdym razem, ciągle, stale

Przyznam, że mam uczulenie na te słowa, gdy są używane do opisania mojego zachowania. Jeśli powiemy komuś: Ty zawsze zostawiasz bałagan w kuchni albo: Ty nigdy nie sprzątasz po sobie w kuchni – to najprawdopodobniej miniemy się z prawdą.

Przypuszczalnie nasz rozmówca jest w stanie udowodnić, że wczoraj czy tydzień temu posprzątał po sobie w kuchni. Generalizowanie naszego postępowania irytuje i może prowadzić do kłótni. Będziemy bliżej prawdy, gdy opiszemy zachowanie w konkretnym miejscu i czasie. Jeśli zauważyliśmy, że to negatywne – w naszym mniemaniu – zachowanie powtarza się, możemy powiedzieć: W ostatnim czasie kilka razy…, zdarza ci się zapomnieć o…
Czytaj także: 4 postawy, które mogą doprowadzić małżeństwo do rozwodu


Niesłuchanie

Kiedy koncentrujemy się tylko na swoim punkcie widzenia, swojej racji i na przygotowaniu ciętej riposty w czasie, kiedy druga osoba mówi, to jest prawie pewne, że nasze słuchanie jest kiepskiej jakości. Spróbujmy słuchać świadomie. Tak jakbyśmy słuchali kogoś, kto mówi bardzo cicho. Wtedy jesteśmy skupieni i próbujemy usłyszeć dokładnie każde słowo. Zwracajmy uwagę na mowę ciała. Taka postawa przywraca porozumienie.

Bardzo nas to denerwuje, prawda? Gdy ktoś nie pozwala nam dokończyć zdania… Sprawdźmy, czy przypadkiem sami tego nie robimy. Warto się takiego nawyku zupełnie pozbyć, bo powoduje poczucie braku szacunku w naszych rozmówcach, a czasem może doprowadzić nawet do furii.


Interpretowanie na swój sposób, wyciąganie pochopnych wniosków

Czyli nie zrobisz tego? – Nie, powiedziałem tylko, że nie lubię tego robić… Pomimo że zazwyczaj lubimy, aby współmałżonek sam domyślił się, o co nam chodzi, to jednak czasami nasze oczekiwanie spotyka się z błędną interpretacją i wtedy jest szkodliwe dla wzajemnych relacji.

Wiem, nie jest łatwo wyzbyć się interpretowania. Po prostu pamiętajmy, że jeśli wydaje nam się, że wiemy, co myśli i czuje inna osoba, możemy się mylić.
Czytaj także: Chcesz, żeby Twoje życie było piękniejsze? Najpierw zobacz, jakie jest naprawdę


Lekceważenie emocji drugiej osoby

Spokojnie, nie denerwuj się! Nie musisz się tak zaraz obrażać! To nie jest powód, żeby aż tak rozpaczać. Na to ostatnie odpowiedziałabym: A skąd możesz to wiedzieć? Warto pamiętać, że emocje to jedno, a zachowanie pod ich wpływem to drugie.

Uczucia pojawiają się i nie możemy im zaprzeczać. W ten sposób krzywdzimy drugą osobę i nie próbujemy poznać jej wnętrza, nie budujemy bliskości. Zachowanie pod wpływem emocji może nas czasem krzywdzić i wtedy powinniśmy o tym mówić. Ale nie możemy zaprzeczać emocjom, które już się pojawiły.

Zamiast tego możemy powiedzieć, co widzimy, aby pomóc bliskiej osobie zrozumieć sytuację np. Widzę, że jesteś poddenerwowany, co się stało? Mam wrażenie, że od rana jesteś smutna, jak mogę ci pomóc?

Jak możemy zabezpieczyć się przed niektórymi z powyższych błędów? Poznaj i wypróbuj: „komunikat ja” i „UFO”, proste techniki, które ułatwiają porozumienie.


Mów od siebie i o tym, co Ty przeżywasz

To technika zwana KOMUNIKATEM JA. Używając „komunikatu ja” mówimy o swoich odczuciach, emocjach, o tym, jak daną sytuację rozumiemy, dzielimy się z drugą osobą tym, co dzieje się w naszym wnętrzu. Dzięki stosowaniu tej techniki unikamy oceniania naszego rozmówcy, a także jesteśmy w stanie szybciej dojść do porozumienia w wielu sytuacjach. Zabezpieczamy się też przed oskarżeniem, że to, co mówimy mija się z prawdą.

Warto dzielić się swoimi odczuciami z bliską osobą, nawet jeśli sami do końca nie rozumiemy, co się z nami dzieje. Zamiast udawać, że nic się nie stało i dusić w sobie emocje możemy po prostu powiedzieć: Po tym wszystkim czuję się jakaś roztrzęsiona… Jestem bardzo zdenerwowany, potrzebuję chwili, żeby ochłonąć. Wiesz, cały dzień byłam zamyślona i melancholijna, ciągle zastanawiałam się nad… Czuję się tak lekko i spokojnie, jakby wielki kamień spadł mi z serca. Dzielenie się naszym wewnętrznym światem tworzy bliskość, intymność, pomaga budować więź.

Stosowanie „komunikatu ja” zakłada, że unikamy „komunikatu ty” np.: ty jesteś…, ty zrobiłeś…, ty nie zrobiłeś…, ty taki-siaki-owaki…, przez ciebie…. Dlaczego? Zwróćmy uwagę, że używając „komunikatu ty” możemy minąć się z prawdą, łatwo popaść w etykietkowanie i generalizowanie.

Jest to forma oskarżycielska i nie pomaga w dążeniu do porozumienia. Jeśli jednak chcemy zwrócić uwagę naszego rozmówcy na jego zachowanie, to oczywiście możemy to zrobić, ale mimo wszystko warto zacząć wypowiedź od „komunikatu ja” (patrz: kolejny akapit).
Czytaj także: Jak się zachować, kiedy ktoś Cię poniża?


Kiedy chcesz powiedzieć, że coś Ci przeszkadza…

…w sposób, który nie zrani i nie obrazi drugiej osoby, wykorzystaj technikę Uczucia + Fakty + Oczekiwania (UFO), której nadrzędną zasadą jest mówienie od siebie, czyli stosowanie „komunikatu ja”.

Powiedz, jak się czujesz (U) + wytłumacz, jaka sytuacja na to wpłynęła (np. konkretne zachowanie rozmówcy) bez generalizowania czy przeinaczania (F) + wyraź swoje oczekiwania, co do zachowania drugiej osoby w podobnej sytuacji w przyszłości i dopytaj, co ona na to.

Przykłady:

Bardzo się irytuję (U), kiedy wracasz później niż mówiłeś i nie informujesz mnie o tym (F). Chciałabym, abyś po prostu dawał mi znać, gdy coś cię zatrzyma, dobrze (O)?

Źle się czuję (U), kiedy omawiasz ze swoją mamą nasze osobiste problemy (F). Wolałbym, abyś nie opowiadała jej tylu szczegółów i żebyśmy nasze problemy rozwiązywali razem. Co ty na to (O)?

No właśnie, a co Ty na to, aby w ten sposób się komunikować? Może być łatwiej? Spróbuj i zobacz, jaki przyniesie to efekt. Na początku możesz korzystać ze schematu: Czuję się…, kiedy ty…, chciałbym/chciałabym, abyś… Po pewnym czasie tego typu komunikacja stanie się nawykiem, nad którym nie będziesz musiał się zastanawiać.

...

Trzeba czujnosci aby nie doprowadzic do sytuacji nieodwracalnej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:28, 23 Gru 2017    Temat postu:

Adam i Ewa – czy tak bardzo się od nich różnimy?
Iwona Jabłońska | 23/12/2017
Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Nie wypędzajmy się z „raju naszego małżeństwa”, kosztując tego co zakazane czy oskarżając się wzajemnie. Pośrodku naszego ogrodu rośnie drzewo, z którego nie można zrywać owoców – brak miłości, niewierność i nieuczciwość małżeńska. Omijajmy je szerokim łukiem.


A
dam i Ewa żyli sobie dawno temu, ale czy tak bardzo się od nich różnimy? Może nie biegali ze smartfonami w dłoniach po raju, jak my teraz, ale jest jedna bardzo ważna cecha, która przez wieki się nie zmieniła i to nas łączy!

O różnicach między kobietą a mężczyzną napisano już chyba miliony artykułów i traktatów, i dzięki Bogu! Niektóre z nich pozwoliły mi inaczej spojrzeć na mojego męża, zaakceptować pewne zachowania czy przynajmniej nabrać do nich dystansu, ponieważ leżą one głęboko w Jego naturze.


Co łączy Adama i Ewę?

Pamiętacie tę scenę, kiedy Bóg po zerwaniu owocu z zakazanego drzewa pojawił się w ogrodzie, pytając Adama o to, co się wydarzyło, a ten od razu przerzucił winę na Ewę. Ewa „nie lepiej” – Ona z kolei zrzuciła na węża.

Czy ta scena nie wydaje Wam się dziwnie znajoma? Jest bardzo podobna do naszych współczesnych kłótni czy nieporozumień pomiędzy mężem i żoną? „To Ty miałeś to zrobić, ja robię tyle, a ty…, ty zawsze, ty nigdy, to ty nie dopilnowałeś, przecież miałaś… ”. Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Człowiek zraniony grzechem pierworodnym od początku ma w sobie to, co nasi pierwsi rodzice – tendencję do oskarżania i osądzania drugiego człowieka, chęć wybielenia siebie, a także mniejszą lub większą cząstkę egoizmu.
Czytaj także: Nie czekaj. Powiedz bliskim, jak wiele dla Ciebie znaczą


Nadzy – co to znaczy?

Kiedy zakrada się grzech do relacji – zdrada, kłamstwo, złośliwość, osądzanie, czy inny – wówczas następuje dystans pomiędzy małżonkami. Stają się zupełnie kimś innym. Tak jak Adam i Ewa zaczęli przykrywać się liśćmi ze wstydu, tak my zakładamy maski, żeby coś ukryć. Czasem kamienne maski obojętności, pod którymi kryje się zranienie, głęboki smutek i chęć bycia kochanym.

Porównując historię Adama i Ewy do naszych małżeńskich kryzysów, można śmiało powiedzieć, że grzech wypędza nas z raju. Tym rajem w naszym małżeństwie jest miłość i jedność. Na ich miejsce wkracza pycha i egoizm.


Nieposłuszeństwo

Punktem wyjścia trudnej sytuacji (nazwijmy to w ten sposób) naszych pierwszych rodziców było nieposłuszeństwo. Bóg zakazał spożywać owoc, jednak Oni ulegli pokusie. Podobnie jest teraz. Bóg dał nam dekalog nie po to, żeby nas ograniczać, ale po to, żebyśmy byli szczęśliwi. Wprowadzić go rzetelnie w życie małżeńskie to jest wielka sztuka i szansa dla małżonków.

Już pierwsze przykazanie staje się niezłym wyzwaniem we współczesnym świecie, gdzie tak naprawdę bogiem może być wiele rzeczy, tj. praca, pieniądz, coraz częściej telefon i wiele innych rzeczy.

Ulegając pokusom oddalamy się od Boga. On jest blisko, tak jak w raju – to Adam i Ewa po grzechu próbowali się przed Nim ukryć. On – chociaż wiedział co się wydarzyło, wyszedł im naprzeciw.
Czytaj także: Mąż sam zrobił dla mnie kalendarz adwentowy. Dostaję nowych sił do kochania


Czy grzech jest przeszkodą?

Grzech staje się przeszkodą dla nas – małżonków – do budowania zdrowej i pełnej miłości relacji, ale nie jest on na pewno przeszkodą dla Boga. Kiedyś usłyszałam na pewnej katechezie, że mój grzech nie jest problemem dla Boga. Żyjąc wiele lat w przekonaniu, że na wiele rzeczy muszę u Niego zasłużyć, trudno mi było przyjąć to twierdzenie, ale faktycznie tak jest. Gdyby tak nie było, nie moglibyśmy „liczyć” na przebaczenie w Sakramencie Pokuty.

Grzech nie jest przeszkodą dla Boga, żeby zbudować coś pięknego, On jest w stanie wyprowadzić dobro z każdej trudnej sytuacji. Tak jak w raju, wychodzi naprzeciw naszym pierwszym rodzicom, tak współczesnym małżonkom proponuje dialog, próbuje subtelnie zaprosić nas do tego, żeby stanąć w prawdzie i przyznać się do winy.


Zawsze blisko

Nawet jeśli zbłądzimy, Bóg jest zawsze blisko. Tak jak w przypadku Adama i Ewy, On ich nie opuścił, On ich nie odrzucił – to oni, przez swoje nieposłuszeństwo, odrzucili Boga. Podobnie dziś – nawet kiedy dopuszczamy się grzechu, Bóg nas nie opuszcza (żeby była jasność, to nie jest zachęta do grzechu).

Pod wieloma względami mąż i żona się różnią – począwszy od cech charakterystycznych dla ich płci, przez cechy charakteru, skończywszy na tym, z jak różnych domów pochodzą. Jednak oboje naznaczeni grzechem pierworodnym, mamy tendencję do upadków. Dlatego zanim osądzimy czy oskarżymy naszego współmałżonka, warto zawołać Boga, który jest zawsze blisko i poprosić, żeby pomógł rozmawiać z ukochanym w sposób nieoskarżający, konstruktywny.
Czytaj także: Dlaczego noszenie obrączki jest tak ważne?

Przykłady, doświadczenia czy przypowieści zawarte w Piśmie Świętym nie są tylko historią, są nam dane między innymi jako wskazówka do tego, jak postępować, bądź czego unikać, żeby być szczęśliwym.

Kto wie – być może gdyby Adam i Ewa pokornie przyznali się do winy nie próbując się wybielić, pozostaliby w raju? Oczywiście, to tylko pytanie, ale na przykładzie naszych pierwszych rodziców uczmy się na błędach.

Nie wypędzajmy się z „raju naszego małżeństwa” kosztując tego co zakazane czy oskarżając się wzajemnie. Pośrodku naszego ogrodu rośnie drzewo, z którego nie można zrywać owoców – brak miłości, niewierność i nieuczciwość małżeńska. Omijajmy je szerokim łukiem.

...

Jestesmy dokladnie jak oni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:46, 26 Gru 2017    Temat postu:

Każda miłość jest wyjątkiem od reguły. Również małżeńska
Zyta Rudzka | 26/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Udane małżeństwo to zawsze wielka tajemnica.


S
potkałam wiele małżeństw, które tak bardzo starają się być szczęśliwe, że stały się nieudane. Żona, bo najczęściej kobiecie bardziej zależy na pracy nad wspólną relacją, czyta i wprowadza w życie porady psychologiczne, ćwiczy empatię, asertywność, wysyła czułe smsy, podrzuca miłe liściki. I nie działa! Nawet kiedy mąż dzielnie współpracuje.

Pomimo umiejętności i szczerych chęci niczym nie daje się załatać szarej strefy małżeńskich uczuć: nudy i znużenia. Pojawia się męka i udręka. Mieliśmy być bliżej, a oddalamy się.
Czytaj także: 4 postawy, które mogą doprowadzić małżeństwo do rozwodu


Udane małżeństwo to zawsze wielka tajemnica

Ale właściwie dlaczego to dziwi? Tak na zdrowy rozum. Skoro tak harujemy nad tym, żeby w małżeństwie było idealnie, to gdzie odpoczniemy? Gdzie się schronimy?

Przecież jesteśmy dla siebie, by się ukochać, ukoić, odpocząć, dopieścić. A zrobiliśmy ze związku pracę, kolejny etat.

Co ona w nim widzi? Jak on może z nią wytrzymać? Coś widzi, i nawet świata za nią nie widzi, a ona nie tylko z nim wytrzymuje, ale żyć bez niego nie może. Zamiast dobrych rad, lepiej wziąć sobie do serca was dwoje.

Małżeństwo to nie budka dróżnika, że musimy się trzymać rozkładu jazdy, bo grozi nam katastrofa. Poradniki podpowiadają, ale to nie są znaki drogowe, że trzeba się bezwzględnie stosować, bo inaczej to będzie zagrożenie dla małżeńskiego szczęścia.

Kraksa będzie, jeżeli będzie tylko praca nad związkiem. Jeżeli będziemy już tylko tacy poważni, zawsze świadomi i odpowiedzialni praw i obowiązków.

Bo może się okazać, że harujemy nad czymś, czego już nie ma. Bo nie ma uczuć. Nie ma radości bycia ze sobą, tęsknoty kiedy nie jesteśmy razem. Nie ma gwarancji, że jak na przykład nauczymy się rozmawiać, to będzie nam ze sobą dobrze. Biegłość w małżeńskiej konwersacji nie stworzy tego emocjonalnego kleju między dwojgiem.
Czytaj także: Miłość małżeńska w 7 obrazach


Rozmowa – tak. Ale czasami potrzebny jest śmiech

Ta przesada w tworzeniu kompromisów, nadmiarowość planowania, a co jutro, a co w weekend. Nadęcie w omawianiu problemu. Również tego, którego jeszcze nie ma. Ale lepiej mieć wszystko pod kontrolą. I po co właściwie?

Musimy o tym porozmawiać, a dlaczego nie obśmiać?

Warto rozmawiać – to jasne. Ale dlaczego te rozmowy są zawsze takie poważne, serio, na ostrzu noża. Jak się wspólnie pośmiejemy, to lepiej się dogadamy w poważnych sprawach. Śmiech zmniejsza dystans, łagodzi lęk, pozwala odreagować, przestać się dąsać, łatwiej się pogodzić.

Kiedy razem się śmiejemy, to czujemy, że po prostu dobrze nam razem.

Może zamiast tak wszystko przegadywać i uzgadniać, dać sobie luz. Iść na spacer, objąć się, wymilczeć razem albo po paplać o głupotach.

Trochę niekonsekwencji też pomaga.

Nie musimy tak dzielić tych obowiązków miarka za miarkę. W każdą sobotę sprzątać i robić zakupów. Nic się nie stanie, jak mieszkanie nie będzie posprzątane. Czasami szorujemy na błysk podłogę, a nie widzimy, że nasze małżeństwo już dawno straciło blask.
Czytaj także: Jak znaleźć sobie męża i dlaczego nic na siłę


Małżeńskie partnerstwo to nie równość, ale sprawiedliwość

Każdy niech dostanie to, co chce. To na czym mu zależy. Wyczuj męża, a nie projektuj na niego swoje potrzeby. Ty może chcesz, żeby on cię w ciszy wysłuchał. I sprawiedliwie – też cała zamienisz się w słuch, jak wróci markotny z pracy.

Ale on wcale nie pragnie w tym względzie wzajemności. On woli zwierzyć się koledze, a w Tobie chciałby może od czasu do czasu zobaczyć Włoszkę. Żebyś nie była taka poświęcająca się, tylko bardziej z temperamentem.

Nie trzymaj się sztywno tego podziału, co jest męskie, a co kobiece.

Wybacz, kiedy nie jest samcem alfa. Nie bądź rozczarowana, kiedy okazuje słabość. Pozwól mu być sobą. Niech czuje się bezpiecznie. Właśnie przy Tobie. Tak samo ty, nie bój się okazać siły, bo podobno mężczyźni boją się mocnych kobiet.

Nuda w małżeństwie wynika z lenistwa.

Warto co jakiś czas sprawdzać. Kim ten mój mąż teraz jest? Co lubi? A czym się przestał interesować? Może nie lubi, jak go całuję w czółko i nazywam „tatuśkiem”.
Czytaj także: Dlaczego noszenie obrączki jest tak ważne?


Może spróbować inaczej okazywać czułość

Nie tylko przez troskę, a też przez zalotność. Inaczej się objąć, wyszukać inne słowa.

– Ja już nie pamiętam, kiedy się tak porządnie całowaliśmy.

To zdanie pewnej mężatki. Silnej i stanowczej kobiety. Wypowiedziała je do męża takim bezradnym tonem, że z trudem ją poznał. Siedzieli obok siebie. Sprawa dotyczyła negocjacji. On chciał budować dom, ona wolała zatrudnić architekta, by w ich ówczesnym mieszkaniu wygospodarował kącik dla najmłodszego dziecka. Nie mogli dojść do porozumienia. Okazało się, że to był temat zastępczy.

Obydwoje czuli, że już mają dość. Są zmęczeni. Pracą, trójką dzieci. Są udręczeni tym, że są tacy dzieli i wspaniali. Wzór dla innych małżeństw i rodziców.

Nie wiedzieli, skąd czerpać siły. I nagle ona intuicyjne zrozumiała, że kiedyś odradzali się w zmysłowym kontakcie. Że to dawało im moc.
Czytaj także: 4 dowody na to, że małżeństwo i miłość są dobre dla zdrowia


Piękne szczegóły

Zadziwia mnie małżeńska amnezja. Mężczyzna i kobieta biorą ślub i szybko zapominają, jak się wyczuwali przed ślubem. Nie potrzebowali wiedzy. Intuicyjnie, sercem odgadywali swoje potrzeby, sprawiali małe niespodzianki.

Nie ustawiali się zawsze zadaniowo, dbali o bezużyteczne, ale piękne szczegóły. Żeby skrzyżować się wzrokiem. Mijając się, objąć się niby przypadkowo, ale jakby dłużej.

Jakoś w fazie poznawania się każdy umiał zobaczyć coś niezwykłego w parterze. Albo tą jego zwykłość tak upiększyć, że tylko on to miał i nikt inny.

Może nadal on to ma? Albo pojawiło się w nim coś innego, równie fascynującego. Jeszcze umiesz to odkryć? Dasz sama radę czy pobiegniesz po poradę?

Przecież to nie grzech, w małżeństwie patrzeć na siebie tak, jak przed ślubem.

...

Sztucznosc nie pomoze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:37, 27 Gru 2017    Temat postu:

Musieli spać w stajni, bo ich osioł zbyt głośno ryczał. Alternatywna historia Bożego Narodzenia
Karolina Sarniewicz | 27/12/2017

Edin Hopic/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Byliśmy wściekli i zrozpaczeni. Osioł zjadł wszystko, co mieliśmy. Byliśmy głodni i zziębnięci. Nie mieliśmy gdzie się umyć, a spaliśmy na kamieniach i sianie. Gdy przebudziłam się w nocy, dotarło do mnie: przecież to samo, co ja, czuła kiedyś Maryja!
Wakacje w boliwijskich górach

Anne to znana kanadyjska adwokat, pracująca na co dzień w pewnej dużej kancelarii prawnej w Ottawie. Jej mąż, Thomas – też prawnik – na pierwszych stronach gazet pojawia się niewiele rzadziej niż ona. Z obawy przed identyfikacją prosili, bym ukryła przed czytelnikami własne nazwiska.

Wprawdzie występowanie przez kilka dni w roli współczesnej świętej rodziny to żadna ujma, ale historia pani adwokat, która tak pokochała osła, że nie chciała wrócić do kraju, mogłaby lekko wstrząsnąć jej środowiskiem zawodowym.

Cała historia zaczęła się, kiedy w lipcu 2014 roku Thomas z okazji dziesiątej rocznicy ślubu wyciągnął żonę na wakacje w boliwijskie góry. Plan ich podbicia był nader ambitny – chcieli pieszo zdobyć szczyt Illimani. Ale że nie w smak było im nosić na plechach kilkanaście kilogramów dobytku, postanowili kupić osła od lokalnej ludności.
Czytaj także: Nigdy nie jesteś tak biedny, żeby nie móc się podzielić. Afrykańskie Boże Narodzenie
Coach, czyli trener…

„Osiołek był już trochę stary” – pisała mi w mailu Anne, gdy poprosiłam o streszczenie mi tej dziwnej historii. „Ale właściciel tłumaczył, że jest pełen energii i zadziała na nas motywująco, kiedy nie będziemy mieli siły już iść. Zainspirowani tą informacją postanowiliśmy nazwać go Coach (trener). Dowiedzieliśmy się dokładnie, co musi jeść i kiedy odpoczywać, po czym zainstalowawszy mu na grzebiecie nasze tobołki, wyruszyliśmy w drogę”.

Szło się doskonale, ale tylko do momentu, kiedy nadeszła chwila pierwszego oślego posiłku. „Daliśmy Coachowi słomę i trawę, a on zaczął się zachowywać, jakby kompletnie się na nas obraził. Położył się na środku drogi i zaczął przeraźliwie ryczeć. Razem z mężem skakaliśmy wokół niego jak koło rozkapryszonej księżniczki. Koniec końców oddaliśmy mu swoje jedzenie – które połknął w kilka sekund i chciał jeszcze – nie mieliśmy pojęcia, co robić dalej”.
Modliliśmy się o cud

Dzisiaj Anne, kiedy o tym opowiada, śmieje się do rozpuku. Wtedy w ogóle nie było jej do śmiechu, bo sytuacja była poważna. Robiło się ciemno, zimno, o powrocie nie było mowy – trzeba było iść przed siebie, żeby znaleźć nocleg. A Coach nie dość, że domagał się kolejnych porcji ludzkiego jedzenia, to jeszcze nie chciał nosić tobołków i miał tak mało siły, że musieli pomagać mu iść, sami dźwigając rzeczy.

„Bolały nas stopy i kręgosłupy. Od ryków osła pękały nam w uszach bębenki. Nie wiedzieliśmy, gdzie dojdziemy i czy dojdziemy. Zaczęliśmy się modlić, żeby stał się jakiś cud”.

W końcu dotarli w miejsce, gdzie stały trzy wiejskie chatki i stajnia. Thomas próbował przemówić do osła, żeby na kilka chwil się uspokoił. Ten jednak im bliżej domostw byli, tym głośniej ryczał. „Weźcie się stąd i zabierzcie to dzikie zwierzę!” – powiedział im ktoś, kogo prosili o nocleg. „Spać nam wszystkim nie daje”.

Po kilku próbach wzbudzenia w Boliwijczykach litości ze zmęczenia padli i zasnęli w stajni.
Czytaj także: Najpiękniejsze pieśni maryjne z Bliskiego Wschodu
Poczułam się jak Maryja

„Byliśmy wściekli i zrozpaczeni – opowiada Anne – Nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Coach zjadł wszystko, co mieliśmy. Byliśmy głodni i zziębnięci. Nie mieliśmy gdzie się umyć, a spaliśmy na kamieniach i sianie. Dobrze, że przynajmniej osioł zmęczył się dość szybko i zasnął, a jego ciało grzało nas, kiedy spaliśmy.

Gdy przebudziłam się w nocy, dotarło do mnie: przecież to samo, co ja, czuła kiedyś Maryja! Ale to nie była jedynie zabawna refleksja, którą wyjątkowo zadowolona z siebie podzieliłam się rano z Thomasem, że tak właśnie mogło wyglądać Boże Narodzenie. Że być może nie tyle zawinili ludzie, którzy nie chcieli przyjąć świętej rodziny do domu, co osioł, który ryczał tak, że nikt o zdrowych zmysłach nie chciał tego znosić.

To, co przyszło mi wtedy do głowy i przeszyło mi serce, było czymś o wiele głębszym. Jak bardzo Mamę (i przyszywanego Tatę) mojego Boga musiało boleć to osamotnienie, kiedy On przychodził na świat.

Mamy z Thomasem dwoje dzieci i doskonale pamiętam, jak pod koniec ciąży z synem odeszły mi wody w samochodzie i bałam się, że nie dotrę na czas do szpitala. Trudno mi sobie wyobrazić przeżywanie czegoś podobnego w stajni, w której spaliśmy.

To musiało być naprawdę straszne iść w zaawansowanej ciąży przez nieznane tereny, bojąc się każdego cienia. Myśląc o tym, że nie ma się, co jeść i co pić, gdzie się położyć i w co owinąć noworodka, który mógł się pośpieszyć na świat w każdej chwili. Jak heroiczne musiało być wtedy zaufanie Bogu i niewyrzucanie Mu, że ich przed tym nie uchronił?”
Osioł na emeryturze

Historia Anne i Thomasa skończyła się happy endem, chociaż trwała dużo krócej niż przywidywano, bo już następnego dnia wrócili tam, skąd przyszli.

Osiołka pokochali tak bardzo, że nie chcieli go sprzedawać. Niestety przetransportowanie go z Boliwii do Kanady – zważywszy zwłaszcza na jego zamiłowanie do krzyków – byłoby średnio możliwe.

Anne postulowałam nawet, żeby zostali w Boliwii sprawować nad nim dożywotnią pieczę, ale jej mąż bladł za każdym razem, kiedy mu o tym wspomniała. Zrobili więc casting na nowego opiekuna dla Coacha i po długich naradach został nim starszy pan, który mógł zapłacić najmniej, ale dawał pewność, że zapewni mu pełną miłości emeryturę (w portfelu nosił zdjęcia swoich poprzednich osłów).

Wspomnienia duchowe z tamtych wydarzeń pozostają do dziś. „Po powrocie od razu chwyciłam za różaniec, żeby podziękować Maryi za to, ile dla nas zrobiła, żebyśmy mogli być zbawieni. Odtąd zawsze w Adwencie, kiedy mówi Bogu <<tak>> przypominam sobie mój ból stóp, głód, wyczerpanie, lęk i upokorzenie, i mówię do niej: <<Jesteś wspaniałą i odważną kobietą. Jesteś naszą najprawdziwszą Mamą”.

...

Trudnosci jak widac pomagaja! Smile Duchowo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:35, 28 Gru 2017    Temat postu:

Kiedy Ty kochasz życie towarzyskie, a Twój mąż nie…
Claire Zulkey | 28/12/2017
Jodie Griggs/Getty Images
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Lubisz mieć zapełniony kalendarz – kawa z przyjaciółką, kolacja w restauracji, tymczasem Twój mężczyzna woli ciche wieczory w domu. Co zrobić, jeśli w tej sprawie nie pasujecie do siebie?


S
ą mężczyźni, którzy wieczorami grają w karty. Są mężczyźni, którzy spotykają się, by oglądać razem mecze. I jest też mój mąż. Facet, który w zasadzie niczego z nikim nie robi (poza mną, oczywiście).

Mam przyjaciół z podstawówki, ze szkoły średniej, ze studiów, z mojej pierwszej pracy, z drugiej pracy, wiadomości na komunikatorze ze szkół moich dzieci, od członków mojej bliższej i dalszej rodziny, a czasem od ludzi, których ledwo znam – ze wszystkimi staram się być w kontakcie, kiedy tylko mogę. Tymczasem mój mąż ma wielu kumpli z pracy, ale w zasadzie tylko jednego prawdziwego przyjaciela, z którym nie widział się ponad rok.


Twój mąż woli zostać w domu…

Gdy byłam młodsza taka dynamika kontaktów często utrudniała mi życie. Mój ówczesny chłopak zachowywał się tak, jakbym go porzucała, za każdym razem, gdy nie spędzaliśmy wieczoru razem.

– Co robimy dziś wieczorem? – pytał.

– Wychodzę z koleżankami na kolację.

Twarz mu pochmurniała.

– Ach, to zostaję sam w takim razie.

– Zadzwoń do Tomka albo Leona.

– Eee, nie, lepiej trochę popracuję.

– Na pewno?

– Tak, tak, na pewno.

Wychodziłam w poczuciu winy, lekko poirytowana, że nie ma swoich zajęć, przyjaciół, nie robi żadnych planów. Zastanawiałam się, co jest z nim nie tak.

Wydawało mi się, że skoro ja coś robię, on także powinien, przede wszystkim dlatego, że gdyby miał znajomych i pasje, nie czułabym się winna zostawiając go samego – nieśmiałego faceta, który przeprowadził się do mojego miasta zostawiając za sobą wszystkich znajomych, podczas gdy moi byli dla mnie oczywistością.

Ustawiłam mu kilka spotkań w męskim towarzystwie, poszło dokładnie tak, jak to sobie wyobrażasz. Okazało się, że faceci nie muszą dogadać się ze sobą tylko dlatego, że są facetami.
Czytaj także: Niebezpieczne związki, czyli jak nie uległam pokusie


Co ma kalendarz do komunikacji?

Z wiekiem zrozumiałam (rozmawiając z innymi ekstawertycznymi kobietami introwertycznych mężczyzn), że problemu nie stanowi brak przyjaciół, a brak potrzeby planowania.

Wiele kobiet planuje swoje przyjaźnie tak, jak wizytę u dentysty (albo jeszcze lepiej – jak wizytę u dentysty dla swoich dzieci). Wyznaczanie dat jest zwykłą częścią naszej organizacyjnej rutyny. Mamy we krwi zapisywanie ważnych wydarzeń w kalendarzu, łącznie z aktywnością towarzyską, a potem sprawiania, by wszystko doszło do skutku.

Mężczyźni, których znam, zdają się mieć znacznie mniej doświadczenia z masową ilością korespondencji emailowej, w której podane jest kilka przykładowych dat spotkania do wyboru i dopiero po wymianie kilkunastu wiadomości konkretna data zostaje ustalona. W przypadku mojego męża, większość planów z nim związanych, które pojawiają się w kalendarzu, a które w magiczny sposób jest w stanie ogarnąć to te, że: a) mamy plan, b) rezerwacja została zrobiona, c) opiekunka do dziecka jest potwierdzona. Może wie coś, czego ja nie wiem?

Moją najlepszą metodą utrzymania przyjaźni są wspólne wieczory. Wielokrotnie pytałam rano mojego męża, co chciałby zjeść na kolację, a on za każdym razem ze śmiechem reagował: „Jak mam teraz myśleć o kolacji, skoro dopiero skończyłem śniadanie?”. No tak, wszystko świetnie, poza tym, że jeśli ktoś nie pomyśli o kolacji teraz, nie znajdzie odpowiedniego przepisu, nie zrobi listy zakupów i po te zakupy nie pojedzie, o 6 wieczorem będziemy umierać z głodu dyskutując o tym, co by tu zjeść.

Z przyjaźniami jest podobnie. Nie sądzę, by rozumiał, że typowa dorosła przyjaźń funkcjonuje według zasady „jestem-samotna-i znudzona-więc-będę-manifestowała-potrzebę-jedności”. Ustalamy wszystko z konieczności. Może i w ten sposób okradamy nasze związki z romantycznej spontaniczności, tyle że romantyczna spontaniczność jest trochę utopijna i zazwyczaj nie sprawdza się w codziennym życiu.
Czytaj także: Kobiety krytykują, a mężczyźni cierpią. 6 prostych rad, jak zmienić sposób rozmowy


Introwertycy potrzebują ekstrawertyków & vice versa

Kilka rzeczy zmieniło się od czasu tych pierwszych wspólnych lat, gdy różnice między nami tak bardzo mi przeszkadzały. Zaczęłam rozumieć i akceptować fakt, że mój mąż jest bardziej nieśmiały niż ja i że nie ma w tym nic złego. Taki po prostu jest i wcale nie znaczy to, że jest mu z tym źle.

Jego życie towarzyskie nie musi przecież być lustrzanym odbiciem mojego.

Nasze dzieci także sprawiły, że spędzaliśmy w domu więcej czasu niż by należało, nie dlatego, że trzeba było ich pilnować, gdy spały, ale dlatego, że często, po całym dniu pracy i obowiązków rodzicielskich, nie mieliśmy siły, żeby gdziekolwiek wyjść. Mój mąż woli spędzać wieczory przy kominku, z kieliszkiem wina i gazetą i nie mam mu tego za złe.

Parę tygodni temu mieliśmy pouczającą wymianę zdań, kiedy to nagle którejś nocy on postanowił wyjść z przyjaciółmi.

– Jesteś pewna, że nie masz nic przeciwko temu, żebym dziś wyszedł z kolegami? –zapytał.

– Chcę, żebyś wyszedł – odpowiedziałam – jestem pewna, że to był mój pomysł.

– Wychodzę, bo chcę żebyś miała trochę czasu tylko dla siebie – stwierdził.

– Chwileczkę, nie sprowadzaj wszystkiego do moich potrzeb.

Uświadomiłam sobie wtedy, że w przeciwieństwie do mnie, mój mąż jako osoba społeczna ma duży problem z odważnym artykułowaniem swoich potrzeb, praw i chęci. Będąc kobietą przyzwyczaiłam się do walki o swoje. Byłyśmy uczone i namawiane do głośnego mówienia „chcę tego”, „potrzebują tamtego”, „zasługuję na to”.

– Powiedz: Chcę wyjść z kumplami – nakazałam. Powiedz to głośno!

– Zostawiam cię samą w domu… – odpowiedział.

– POWIEDZ TO! – nie dawałam za wygraną.

W końcu to z siebie wydusił. A ja w końcu zrozumiałam, że być może jednym z powodów, dla którego nie wychodzi sam z kumplami, jest to, że po prostu nie może wieść takiego życia towarzyskiego, jak ja.

Daleko mu do stereotypowego, szorstkiego mężczyzny, który nie potrafi wyrażać uczuć, który wierzy w klasyczny podział ról i w to, że tylko on w domu „może nosić spodnie”. Myślę, że istnieje pewien rodzaj męskiej dumy, który nie pozwala mu żądać czasu dla siebie, z czym ja nie mam absolutnie żadnego problemu (czy to czas tylko dla mnie, czy dzielę go z przyjaciółmi).

Tak jakby to, że robi coś tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności, a nie dla korzyści finansowych lub dla dobra rodziny, było zupełną stratą czasu. Rozumiem, że tak jest mu lepiej, ale egoistycznie, w skrytości ducha wolałabym, żeby chciał mieć więcej czasu tylko dla siebie, bo wtedy nie musiałabym się zamartwiać, że z mojej strony taka potrzeba jest nadużyciem.

Moja mama zawsze powtarzała, że w każdym związku musi być ktoś, kto mówi i ktoś, kto słucha, bo w innym razie albo będziemy siedzieć w milczeniu, albo wiecznie walczyć o piedestał. Nie winię o nic mojego męża, jeśli jest ze sobą szczęśliwy. Właściwie jestem wdzięczna za jego prawie nieistniejące życie towarzyskie. Dzięki temu sama mogę od czasu do czasu wyjść z domu, a potem przynieść te wszystkie ważne i ciekawe tematy do omówienia.

...

Trzeba sie dopasowac!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:32, 02 Sty 2018    Temat postu:

„To jest kobieta, dzięki której poznałem Boga”. Zaręczyny w Bazylei
Katolicka Agencja Informacyjna | 02/01/2018
Bp Marek Solarczyk/Facebook
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



- To jest najlepsza chwila, żeby zadać jej to jedno, najważniejsze pytanie - mówił Kacper, pielgrzym z Radomia, na chwilę przed tym, kiedy w obecności 5 tys. polskich pielgrzymów oświadczył się Oli.


S
pektakularne zaręczyny odbyły się podczas spotkania dla polskich pielgrzymów z udziałem bp. Marka Solarczyka, które w niedzielne popołudnie odbyło się w bazylejskiej Hali św. Jakuba. Odbywały się tu główne modlitwy uczestników 40. Europejskiego Spotkania Młodych.

Bp Marek Solarczyk, który odpowiadał na pytania, zapisane na kartkach przez uczestników spotkania, rozpoczął dialog z młodzieżą od przekazania mikrofonu jednemu z pielgrzymów, Kacprowi, który przyjechał do Bazylei wraz z grupą z Radomia. Ku zaskoczeniu zebranych, młody uczestnik ESM, publicznie oświadczył się swojej dziewczynie, Oli.

„To jest kobieta, dzięki której jestem wierzący i poznałem Pana Boga: we wspólnocie i w każdym człowieku. Dlatego to jest najlepsza chwila, żeby zadać jej to jedno, najważniejsze pytanie” – powiedział Kacper, po czym uklęknął i w obecności 5 tys. Polaków poprosił o rękę swoją dziewczynę.

Zebrani na hali nagrodzili narzeczonych śpiewem „Sto lat!” i gromkimi brawami.






W Bazylei dobiegło już końca 40. Europejskie Spotkanie Młodych, którego tematem była „Niewyczerpana radość”. Najliczniej reprezentowaną narodowością na spotkaniu byli Polacy, których przyjechało do Szwajcarii ok. 5 tys.

abd (KAI) / Bazylea

..

Warto miec piekne wspomnienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:40, 02 Sty 2018    Temat postu:

Małżeństwo – dlaczego go pragniesz?
Zuzanna Górska-Kanabus | 02/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Jeżeli jesteś singielką i pragniesz być w związku, to musisz się zmierzyć z podstawowym pytaniem: Dlaczego chcesz wyjść za mąż?

Małżeństwo spędza Ci sen z powiek. Sprawdź, czy kieruje Tobą zdrowa czy niezdrowa motywacja.

Zastanów się przez chwilę i na kartce zapisz powody, dla których chcesz porzucić stan wolny. Możesz wypisać ich tyle, ile chcesz.

Gotowe? To teraz chwila prawdy, poniżej znajdziesz przykłady zdrowych i niezdrowych motywacji. Sprawdź, którą się kierujesz.


1. Motywacja: „ja chcę”

W tej kategorii znajdują się wszystkie odpowiedzi w stylu Nie chcę być sama, Chcę założyć rodzinę, Pragnę mieć dziecko, Wymarzyłam sobie idealnego mężczyznę i małżeństwo i chcę aby moje marzenie stało się rzeczywistością. Źródłem tego typu motywacji jest egoizm, postawa roszczeniowa – ja tego chcę i tak ma być.

Kierując się taką motywacją, łatwo zacząć traktować mężczyznę przedmiotowo. Nie chcesz być sama, rozumiem. Też nie lubię czuć się samotna. Ale czy możesz wymagać od innej osoby, aby spełniała Twoje marzenia? Co jest ważniejsze, poznać i pokochać drugiego człowieka, czy fakt założenia rodziny? Czasami presja posiadania rodziny i dziecka jest tak silna, że kobieta zapomina, że mężczyzna też ma swoje potrzeby, marzenia, wolną wolę. Czasami jest tak zaślepiona pragnieniem bycia żoną, że nie daje sobie czasu na głębsze poznanie potencjalnego kandydata na męża.

Taka postawa sprzyja postrzeganiu mężczyzny jako przedmiotu, który ma być lekiem na poczucie samotności albo kimś (czymś?), dzięki komu (czemu?) pojawi się obrączka na palcu lub dziecko. Mężczyźni wyczuwają takie nastawienie i uciekają. Postaw się na ich miejscu – jakbyś się czuła, gdyby okazało się, że mężczyzna chce być z Tobą tylko po to, abyś: zapewniała mu rozrywkę; prała, gotowała, prowadziła dom; urodziła mu dziecko, którym będzie mógł się chwalić?

Czy nie byłoby w Twoim sercu smutku i poczucia, że nie jesteś dla niego ukochaną osobą, a raczej zabawką, gosposią lub – przepraszam za dosadność – inkubatorem? Gdzie w tym wszystkim jest miłość i szacunek do siebie nawzajem?


2. Motywacja: „lęk”

Innym źródłem motywacji mogą być lęki. Kobiety, które nimi się kierują mówią: Boję się samotnej starości, Nie radzę sobie w życiu w pojedynkę, Nie umiem być sama.

I tu znowu, mężczyzna jawi się jako lekarstwo na lęki i nieporadność. Ale to tak nie działa. Z lękami musisz poradzić sobie sama. On może być dla Ciebie wsparciem, ale jego pojawienie się wcale nie zabierze Twoich lęków. Jeżeli nie rozprawisz się z nimi, to będą one rosnąć i ewoluować. Zaczniesz się bać, że on odejdzie (albo umrze) i zostaniesz sama. Być może poradzenie sobie z lękami będzie wymagało od Ciebie skorzystania z profesjonalnej pomocy. Jeżeli dostrzegasz w sobie taką motywację, rozważ zapisanie się na terapię lub program 12 kroków dla chrześcijan.

Pamiętaj, że w małżeństwie również możesz odczuwać samotność. Małżeństwo to nie same cudowne chwile. Bóg stworzył małżeństwo, aby małżonkowie razem szli do nieba, a nie po to, aby zawsze było cukierkowo i przyjemnie. Droga Chrystusa ma w sobie etap drogi krzyżowej. Nawet w najlepszych małżeństwach zdarzają się momenty trudne. Możesz doświadczyć odrzucenia, zranienia, zostać zaatakowana. Kryzysy są czymś normalnym i trzeba umieć sobie z nimi radzić. Ale oczywiście małżeństwo to również piękne i cudowne momenty.


3. Motywacja: „presja społeczna”

Równie często motywacja do zmiany stanu wynika z opinii i presji otoczenia. Nie chcę, żeby mówiono o mnie, że jestem starą panną, Większość moich znajomych ma rodziny, nie chcę być inna, Chcę wyjść za mąż, bo tak trzeba – to przykładowe zdania obrazujące ten typ motywacji.

Tylko kto powiedział, że tak trzeba? W czym mężatka jest lepsza od singielki? Inność jest dobra. Każdy z nas ma swoją drogę, nie ma lepszej lub gorszej.

Wiem, że trudno przeciwstawiać się presji otoczenia. Ale ona może spowodować, że zwiążesz się z kimś, kto zupełnie do Ciebie nie pasuje. Z kimś, z kim nie stworzysz satysfakcjonującego związku.

Sama czułam presję swojego wieku (wyszłam za mąż mając 36 lat), ale z perspektywy nie żałuję czasu, który upłynął mi na przygotowaniu się do małżeństwa i który był potrzebny, abym mogła spotkać mojego męża. Kiedyś w rozmowie stwierdziliśmy, że gdybyśmy spotkali się wcześniej, to pewnie by nam nie wyszło, bo każde z nas miało do przepracowania różne swoje trudności.


4. Motywacja: „chcę, żeby mnie w końcu ktoś pokochał”

Ta motywacja też nie jest dobra. Miłość to działanie, aby ją otrzymać, musisz nauczyć się ją dawać oraz, przede wszystkim, kochać samą siebie. Bez akceptacji siebie i umiejętności kochania siebie jesteś skazana na porażkę, ponieważ żaden człowiek nie zapełni tej pustki w Tobie.


5. Motywacja: „chcę stworzyć relację z mężczyzną, która będzie satysfakcjonująca zarówno dla mnie, jak i dla niego”

Jest to tak naprawdę jedyna zdrowa motywacja. Uwzględnia potrzeby Twojego serca, ale wychodzi poza Twój egoizm, ponieważ bierze pod uwagę również potrzeby drugiej osoby. Wypływa ona z Ciebie, nie jest efektem oczekiwań społecznych, presji czy lęków. Kierując się nią chcesz stworzyć związek, który będzie dobry zarówno dla Ciebie, jak i dla mężczyzny. Dlaczego jest ona właściwa, ponieważ cel, inspiracja do działania przekracza Ciebie.

Być może motywacje, które na początku wypisałaś są mieszanką omówionych przeze mnie typów. Jeżeli widzisz w sobie którąś z niewłaściwych motywacji (np. silne pragnienie posiadania dziecka lub lęk przed samotnością), to zaakceptuj, że tak jest. Jednocześnie popracuj nad tym, żeby nie były one głównym motywem Twojego działania.

...

Zadne motywacje ,,uzyteczne" typu ,,nie byc samemu" nie maja sensu. Trzeba miec naprawde poczucie ze to przyniesie nowa dobra jakosc zycia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:01, 05 Sty 2018    Temat postu:

Mamy klucze do szczęśliwego związku! Chętnie się nimi podzielimy
Katarzyna Wyszyńska | 05/01/2018

Shutterstock
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Poznanie samego siebie i zaakceptowanie daje moc. Samoświadomość sprawia, że wiesz, z jakim kapitałem wchodzisz w małżeństwo.
Scena pierwsza: A może podróż dookoła świata?

Jedziemy samochodem. Pusta droga, słońce grzeje nasze twarze, dzieci z tyłu śpią, jest cudnie. Do momentu, w którym pada to pytanie…

„Kochanie, a może… sprzedamy samochód i mieszkanie, i ruszymy z dzieciakami w podróż życia dookoła świata?”. Zaniemówiłam. Co?! W końcu rzucam nerwowe: „Jak Ty to sobie wyobrażasz? A po roku gdzie wrócimy? Co to w ogóle za kosmiczny pomysł?! Owszem, marzę o podróżach, o pokazaniu dzieciom świata, ale nie kosztem ich bezpieczeństwa i życia na co dzień!”.
Czytaj także: Dlaczego nie boję się kochać męża bardziej niż on kocha mnie
Scena druga: to tylko pomysł

„Wiesz, jak jadę tą drogą, to rozpiera mnie radość i wolność. Myślisz, że udałoby się wyrwać nam w dłuższą podróż?”. Strzał ostrzegawczy. Widząc moje zainteresowanie, kontynuuje. „Chciałbym zabrać Ciebie i dzieci w podróż dookoła świata, sprzedalibyśmy mieszkanie, spakowali plecaki i po prostu ruszyli!”.

Czuję, jak rośnie mi ciśnienie, ale… to tylko pomysł. Odległe marzenie, szalona wizja, którą mój mąż chce się bardziej podzielić, niż zrealizować. Uprzejmie pytam: „O, no super by było razem gdzieś wyruszyć, ale jak właściwie to sobie wyobrażasz? Trzeba też do czegoś wrócić po roku, masz pomysł jak to rozwiązać? Poza tym wiesz, ja bym taką wyprawę wolała odbyć ze starszymi dziećmi, byłoby bezpieczniej i więcej by zapamiętały”.


#Typowymąż, #typoważona

Potem omawiamy temat na luzie, niezobowiązująco wyciągając wnioski lub nie. Te dwie sceny dzieli kilka lat. I w pierwszej, i w drugiej zachowujemy się typowo dla naszych temperamentów – mój mąż wyskakuje z jakimś spontanicznym pomysłem, ja, zanim zdążę nawet pomyśleć, odczuwam pierwotne zagrożenie poczucia bezpieczeństwa.

Pisałam niedawno o tym, jak bardzo się z moim mężem różnimy i jak nas to z jednej strony irytuje, a z drugiej ubogaca. Teraz mamy na to nie tylko nasze słowo, ale także dowody naukowe!
Czytaj także: Lepiej związać się z kimś podobnym do mnie, czy z kimś zupełnie różnym?


Klucze do związku

Mój mąż to mieszanka cech osobowości typu D, I, S, a ja jestem koktajlem, w którym w równych proporcjach miesza się styl S i C. Razem tworzymy DISC, o którym dowiedzieliśmy się, gdy od dobrego znajomego dostaliśmy… Klucze do Szczęśliwego Związku.

Pod tą nazwą kryła się możliwość wypełnienia standaryzowanego testu psychologicznego MaxieDisc. Zakłada on, że można podzielić sposoby reagowania na 4 typy, które można zbadać, określić, a nawet zmierzyć. Każdy człowiek ma swój jeden preferowany styl, z możliwością korzystania z 2-3.


4 główne style

D [dominujący]: pewny siebie, lubiący wyzwania, zadaniowy, działa szybko

I [inspirujący]: optymistyczny, otwarty, spontaniczny, lubi ludzi i współpracę

S [stabilny]: uprzejmy, cierpliwy, zorganizowany, dążący do spokoju, unika konfliktów

C [ang.compliance-sumienny]: rzetelny, dokładny, nie lubi improwizacji, analizuje szczegóły, dąży do perfekcji.
Czytaj także: Jak być blisko i nie zgubić siebie?


Odpowiedz na pytania, a powiem Ci kim jesteś…

Odpowiedzieliśmy na 24 pytania i na ich podstawie każde z nas dostało opisowy raport. Znaleźliśmy w nim opis naszych mocnych cech, ale też potencjalnych zagrożeń z nimi związanych, a także, jak się to w praktyce przekłada na nasze bycie żoną/mężem (lub co równie inspirujące, pracownikiem!).

Zrobiła na mnie wrażenie precyzja i zgodność opisu. Doskonale nazwane zostały nasze atrybuty, a nawet sytuacja życiowo-zawodowa, w jakiej obecnie się znajdujemy. Pokazując swoje wyniki mężowi, miałam ochotę raz po raz zawołać: „Widzisz? Nie czepiam się, po prostu taka jestem!”.

A te mniej zaskakujące aspekty raportu mile połechtały próżność, dając wrażenie, że tak dobrze się już z mężem znamy. Potem jednak przyszła refleksja, jak dużo lżej byłoby nam, gdybyśmy mieli tego świadomość wcześniej, na etapie narzeczeństwa czy pierwszych lat wspólnego życia.


Mądry Polak po szkodzie

Ilu kłótni moglibyśmy uniknąć, ile napięć sobie zaoszczędzić, gdybyśmy po prostu uwzględnili to, że nasze preferowane style są różne i żaden nie jest ani lepszy, ani gorszy. Jest po prostu inny. Gdybyśmy mieli tego świadomość, nie byłoby tej początkowej sceny w samochodzie, bo od początku moglibyśmy kreować komunikację między nami „chroniąc” drugą stronę albo chociaż lepiej ją zrozumieć. Mimo bycia S i C nie podcinać skrzydeł wszystkim spontanicznym, ale stresującym pomysłom, nie otaczać zasiekami swojej strefy komfortu.

A typowy DI przed dużymi zmianami powoli oswaja z tematem, wiedząc, że wymagają one u SC czasu i oswojenia. DI ze spokojem wysłucha też krytycznych uwag rozumiejąc, że krytyka nie dotyczy jego osoby – jest okrzykiem strachu SC przed niekontrolowanym zwrotem akcji lub ukrytą potrzebą dostarczenia twardych danych do analizy.

Poznanie samego siebie i zaakceptowanie daje moc. Samoświadomość sprawia, że wiesz, z jakim kapitałem wchodzisz w małżeństwo. Potrafisz dostrzec swoją wartość, widzisz też, gdzie musisz się pilnować. Dużo łatwiej wtedy kochać bliźniego swego, jak siebie samego.

...

Dobre rozpoznanie zawsze pomaga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:33, 08 Sty 2018    Temat postu:

Co robić, gdy Twoja druga połowa jest nie w humorze
Luz Ivonne Ream | 08/01/2018

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Za każdym marsem na czole kryje się rozpaczliwe wezwanie „kochaj mnie, kiedy najmniej na to zasługuję”.

Co robić, gdy mąż wraca z pracy w złym humorze i psuje nastrój całej rodzinie – a potem przeprasza? Czy można zmienić trudną osobowość? (Nie mówimy tu o przemocy domowej, ale zwyczajnie – o humorzastych ludziach).

Tam, gdzie brak miłości – siej miłość i zbieraj dobre żniwo. Prawda jest taka, że trudno kochać ludzi skomplikowanych i kapryśnych, ale łatwiej nam będzie, kiedy pojmiemy, że za każdym marsem na czole kryje się rozpaczliwe wezwanie „kochaj mnie, kiedy najmniej na to zasługuję, bo właśnie wtedy najbardziej potrzebuje twojej miłości”.


Kwestia temperamentu

Każdy z nas rodzi się z innym temperamentem, nad którym musi pracować, by ukształtować charakter. To wrodzona cecha, którą dziedziczymy, a nie coś, co można zmienić. To sposób, w jaki działają nasze spontaniczne emocje; nasze typowe reakcje na bodźce z zewnątrz.

Ale charakter to nasz sposób bycia. Jest sumą cech, którą kształtujemy w ciągu całego życia – to one czynią nas tym, kim jesteśmy. W odróżnieniu od temperamentu, charakter można kształtować i uczyć się go, a to oznacza, że możemy się zmieniać dzięki wpływom środowiska i edukacji, możemy uczyć się dzięki doświadczeniom, które przeżyliśmy, i naszej inteligencji emocjonalnej – między innymi.

Temperamentu zmienić nie można, ale charakter można kształtować, aż zyskamy miłą osobowość.

Jeśli Twój małżonek reaguje gwałtownie, jest kapryśny, tworzy złą atmosferę, spróbuj tego:


Zrozumienie

Pierwszym i najważniejszym punktem jest zrozumieć go z głębi otwartego i miłosiernego serca. Z pewnością trudno obcować z taką osobowością, a najbardziej frustrujące jest to, że nie możemy go zmienić.

Możemy jednak zdecydować, w jaki sposób będziemy reagować na jego zachowanie. Św. Paweł mówił, że miłość jest zrozumieniem. Kiedy mąż wraca z pracy w złym humorze albo kiedy żona wpada w szał, czy jesteście pewni, że naprawdę są źli? A może jest w tym smutek, niepokój, rozczarowanie, lęk lub frustracja, które powodują takie zachowanie? Pomyślcie… Gdybyście mogli zrozumieć, co kryje się za tą naburmuszoną twarzą, łatwiej byłoby wam nie dać się ponieść złym nastrojom.


Nie upokarzaj

Nawet jeśli bardzo chcesz odwarknąć coś niemiłego albo wymamrotać pod nosem kilka obelg, kiedy mąż lub żona naprawdę na to zasługują, nie rań ich słowami „Jesteś potworem” lub „Jesteś wariatką, dlatego nikt cię nie kocha”, „Twoja własna matka nie może z tobą wytrzymać” albo „Jesteś jak twoja matka”.


Tam, gdzie brak miłości – siej miłość i zbieraj żniwo

Nawet jeśli w takiej chwili zupełnie nie masz ochoty kochać, kochaj mimo wszystko! Jak? Przyjmując odmienną postawę, zachowując się miło, a nie defensywnie. Spraw, żeby mąż poczuł, że w domu jest kochany i akceptowany. Daj mu znać w miły sposób, że zawsze będziesz przy nim stać i razem uda wam się pokonać przyczyny jego nastroju. Uwierz, że jeśli trudno ci wytrzymać z kimś takim, jemu jest jeszcze trudniej żyć ze sobą samym.


Zawrzyjcie umowę

W chwili spokoju porozmawiajcie o tym, co się stało, pomóż mu / jej zrozumieć jak się czujesz, gdy druga strona nie panuje nad sobą. Możecie tworzyć strategie i zawierać pakty, na przykład: „Kiedy zobaczę, że tracisz kontrolę albo tworzysz w domu niemiłą atmosferę, zostawię cię samego, i to będzie znak, że musisz ochłonąć”.



Ludzie nie są doskonali, ale mogą się doskonalić. Skomplikowane osobowości zawsze mają szansę na naprawę. Ale to ta osoba musi o tym zdecydować. To niełatwe, lecz możliwe. W niektórych przypadkach przyda się pomoc specjalisty, który pomoże odkryć, jakie rany emocjonalne wymagają leczenia i skąd biorą się takie reakcje. Dla wierzących, Boża pomoc jest ważna w leczeniu wewnętrznych ran i w procesie zmiany.


Czytaj także: Dlaczego nie boję się kochać męża bardziej niż on kocha mnie
Czytaj także: Małżeństwo – dlaczego go pragniesz?
Czytaj także: Każda miłość jest wyjątkiem od reguły. Również małżeńska



Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

Przeczyny moga byc rozmaite zatem zaleznie od sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:20, 08 Sty 2018    Temat postu:

Kryzys w małżeństwie? Zajrzyj na stronę Ratuj Rodzinę
Joanna Operacz | 08/01/2018

Materiały prasowe
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Baza blisko tysiąca terapeutów z całej Polski, którzy mogą pomóc w problemach małżeńskich, i praktyczne rady, jak ratować związek - można znaleźć na portalu Ratuj Rodzinę. Początek roku to moment, w którym wiele osób podejmuje decyzje o rozwodzie. Jedna trzecia z nich później żałuje.
Zadzwoń do pana Marka

„Żona chce się ze mną rozwieść? Ratunku!” – takich dramatycznych maili i telefonów Marek Grabowski, szef Fundacji Mamy i Taty, dostał setki. Czasem nawet miał wrażenie, że kryzysy w związkach ludzi, którzy przez przypadek znaleźli w internecie kontakt do fundacji, zabierają mu więcej czasu niż to, czym powinien się zajmować. Postanowił coś z tym zrobić. Fundacja uruchomiła na początku stycznia portal Ratuj Rodzinę, na którym osoby przeżywające trudności małżeńskie mogą znaleźć wskazówki, gdzie szukać pomocy.

"Rozwody to plaga w naszym kraju". Pomóc ma nowy portal #RatujRodzinę. W #PR24 rozmowa @m_maranowski z Markiem Grabowskim, prezesem Fundacji Mamy i Taty #rodzina #rozwody #pomoc [link widoczny dla zalogowanych]

— Polskie Radio 24 (@PolskieRadio24) January 1, 2018



Do 30 km



Powstała mapa około tysiąca psychoterapeutów z całego kraju.

Staraliśmy się przygotować ją w ten sposób, żeby odległość do psychologa była nie większa niż 30 kilometrów – mówi Grabowski.

W dużych miastach łatwo znaleźć pomoc psychologiczną, ale w małych miejscowościach jest to zdecydowanie trudniejsze. Portal Ratuj Rodzinę ma być odpowiedzią na ten problem.

Np. mieszkaniec Łobżenicy w Wielkopolsce znajdzie tutaj kontakt do 43 specjalistów, w tym do psychologa w pobliskim Złotowie (do innych trzeba by jechać od 40 do 120 km). Baza kontaktów ma być poszerzana.
Czytaj także: On zdradził, a ona się nie poddała. Potem wspólnie zawalczyli o swoje małżeństwo. Świadectwo


Codzienny wysiłek

Na stronie można znaleźć także rady na temat budowania udanego związku.

Szczęśliwa rodzina nie powstaje automatycznie z chwilą ślubu, ale tworzona jest codziennym wysiłkiem. Nawet, gdy zdaje się, że nic ani nikt nie może pomóc, małżeństwo można uratować – piszą przedstawiciele fundacji.

Podkreślają, że pracę nad związkiem warto prowadzić zawsze, nie tylko wtedy, kiedy pojawiają się konflikty.

Na początku marca na stronie ma się znaleźć baza mediatorów. Planowana jest także lista kursów rodzinnych i innych rozwiązań dla osób, które nie przechodzą kryzysu, ale chcą być dla siebie lepszymi partnerami


Przemyśl to!

Są też informacje dla tych, którzy myślą o rozwodzie. Można je krótko podsumować sloganem innej kampanii Fundacji Mamy i Taty: „Rozwód? Przemyśl to!”. Z badań wynika, że dla dziecka nawet spokojnie i kulturalnie przeprowadzony rozwód jest trudnym przeżyciem, ponieważ znany mu dotąd świat ulega rozpadowi.

„Kiedy czytam, że dziecko wychowujące się bez jednego z rodziców jest wycofane, niepewne siebie i nieśmiałe, to widzę siebie sprzed lat” – mówił na konferencji Fundacji Mamy i Taty Marcin Perfuński, ojciec pięciu córek i autor bloga supertata.tv. Perfuński wychowywał się z mamą wprawdzie nie z powodu rozwodu rodziców, tylko dlatego, że jego tata zmarł, ale przestrzega małżonków przed pochopnymi decyzjami o rozstaniu. A takich rozstań nie brakuje, bo aż jedna trzecia osób rozwiedzionych uważa, że ich związek był od uratowania. Wiele osób żałuje takiej decyzji. Rozwiedzeni mają też niższe poczucie szczęścia i oceniają swój stan zdrowia jako gorszy niż osoby żyjące w małżeństwie.

Początek stycznia to nieprzypadkowa data na uruchomienie portalu o ratowaniu rodziny. Wiele osób, które wcześniej dostrzegały wcześniej problemy w swoich związkach, na początku roku decyduje się na rozstanie. Jeśli też o tym myślicie, najpierw zajrzyjcie na stronę.

...

Trzeba robic co sie da aby ratowac. Bo rozpad to naorawde katastrofa ostateczna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:28, 09 Sty 2018    Temat postu:

Pierwsza randka – o czym rozmawiać?
Zuzanna Górska-Kanabus | 09/01/2018

Shutterstock
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Pierwsza randka jest zawsze stresująca. Jeszcze się nie znacie, niewiele o sobie wiecie. Zastanawiasz się o czym będziecie rozmawiać. Pamiętaj, że o wiele ważniejsze od tego o czym rozmawiać, jest to jak będziesz to robić.

Pierwsze spotkanie to czas oswajania się ze sobą, przełamywania nieśmiałości, otwierania się na drugą osobę. Dlatego nie warto poruszać wtedy tematów kontrowersyjnych, które z założenia mogą wywołać ostrą dyskusję lub konflikt. Nie należy oczekiwać też jednoznacznych deklaracji światopoglądowych. Na tego typu rozmowy przyjdzie czas na kolejnych randkach, gdy już trochę pewniej poczujecie się w swoim towarzystwie.


O czym nie rozmawiać?

Trudno podać uniwersalną listę tematów, o które nie warto pytać na pierwszej randce, ponieważ wszystko zależy od okoliczności, w którym się poznaliście. Na przykład, jeżeli poznaliście się w duszpasterstwie lub na pielgrzymce, to nie ma sensu unikać tematu wiary.

Natomiast jeżeli spotkaliście się w neutralnych religijnie okolicznościach, to pytanie od razu o ulubiony sposób modlitwy czy ulubione cytaty z Pisma Świętego, może wywołać dystans i utrudnić otwarcie się drugiej osoby. Są to intymne pytania i część ludzi może nie chcieć się nimi dzielić z dopiero co poznaną osobą.

Podobnie sytuacja ma się z tematami związanymi z polityką, kwestiami etycznymi, pieniędzmi czy poprzednimi związkami. Chciałabym, żebyś mnie dobrze zrozumiała. O tych tematach trzeba rozmawiać, tylko nie na pierwszej randce. W miarę rozwoju znajomości będziesz miała wiele okazji do przedyskutowania tych kwestii i sprawdzenia czy macie podobne przekonania. Bądź cierpliwa, inaczej możesz wystraszyć mężczyznę, z którym się spotkałaś.

Moja znajoma umówiła się kiedyś z chłopakiem poznanym na Sylwestra u znajomych. Poszli na kawę i on zaczął zadawać jej pytania o: jej stosunek do dzieci, ile ich chciałaby mieć; umiejętności kulinarne; to czy oszczędza i czy ma długi. Zakończył pytaniem o to na kogo głosowała w ostatnich wyborach, dzieląc się swoim wyborem. Wszystkie te kwestie są ważne i należy o nich dyskutować zanim stanie się na ślubnym kobiercu. Jednak jeżeli zadajesz je na pierwszej randce, możesz nieumyślnie przekształcić ją w stresującą rozmowę kwalifikacyjną.
Czytaj także: Jak na pierwszą randkę poszłam… na wesele


O czym warto rozmawiać?

Na początek doskonałym tematem są marzenia i pasje. Gdy opowiadacie sobie o tym, co Was pasjonuje, to rozmowa ma szansę stać się żywa i bardzo ciekawa.

Dodatkowo te tematy pozwalają choć trochę poznać drugą osobę. Zobaczyć jej unikalność, wyjątkowość. Słuchaj i dziel się sobą w takich obszarach, w których czujesz się bezpiecznie.

Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Pozwól, żeby rozmowa płynęła. Przyjmij postawę otwartości. Gdy coś wydaje Ci się dziwne, zadaj pytanie. Dąż do tego, by zrozumieć. Unikaj oceniania.

Pamiętaj, że o wiele ważniejsze od tego o czym rozmawiać, jest to jak będziesz to robić. Krytyka, współzawodnictwo, porównywanie i ocenianie, to zachowania, które nie sprzyjają budowaniu relacji. Dużo lepszą strategią jest akceptacja, słuchanie i bycie autentyczną.

Zachęcam, abyś potraktowała pierwszą randkę z ciekawością. Nie zastanawiaj się, czy to będzie ten jeden jedyny. Spuść powietrze i nie spinaj się. Nie daj się lękowi. Spotkaj się z nim w otwartości. Bądź sobą. W końcu chodzi o to, żebyście oboje poczuli, że chcecie się ze sobą spotkać jeszcze raz.

...

Wazny jest kazdy krok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:07, 10 Sty 2018    Temat postu:

Można za mężem świata nie widzieć, ale niech on nie będzie całym światem
Zyta Rudzka | 10/01/2018

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Miłość i wolność w małżeństwie. Trudno o dobre proporcje. Bo ile tej wolności mamy sobie dać, żeby miłość nie ucierpiała?

Wolność łatwo skojarzyć ze swobodą. Swobodą obyczajów również. Z poczuciem bezkarności. Brakiem kontroli. Żeby nie powiedzieć: nadzoru. Jak ja na niego nie będę cały czas patrzyła, on będzie patrzył na inne. I tak niepostrzeżenie więź między nami może się osłabiać albo zostać przerwana.


Co ma wolność do miłości małżeńskiej?

Strzeżonego Pan Bóg strzeże, mówiły nasze babki. Ta mądrość ludowa często czyniła z małżeństwa taką nieszczęsną zagrodę. Płot nie był potrzebny. Żona występowała w roli pastucha elektrycznego. Nie wiem, czy to taka wymarzona wersja scenariusza dla dwojga.

Wolność w małżeństwie ma więcej wspólnego z miłością, niż Ci się wydaje. Razem w szczęśliwym małżeństwie, to znaczy też często osobno. Małżeństwo to przybliżanie się i oddalanie. To jak wdech i wydech. Naturalna rytmika. Dobrze ten rytm wyczuwać w sobie wzajemnie. I nie bać się dawać wolności.

Żeby dobrze nam było razem, musimy zadbać o zdrową strefę oddalenia. Każda osoba ma inaczej ustawione granice wolności. Warto dowiedzieć się, ile ja potrzebuję wolności, a ile mój mąż. I negocjować. Przyjrzeć się. Jakie on ma potrzeby wycofania się, a jakie ja? Nie odmierzać miarką za miarkę. Jedna idzie za ścianę i już czuje, że może głęboko odetchnąć. A inna musi się wyizolować wyjeżdżając na cały weekend. Albo chce się wymilczeć, bo cisza jest jej potrzebna do odpoczynku, do złapania kontaktu z samą sobą.
Czytaj także: 3 kroki, by rozpalić intymność i pasję w małżeństwie


Potrzeba własnego terytorium

Ktoś jest wychowany w rodzinie wielodzietnej i dobrze funkcjonuje, kiedy cały czas ktoś jest obok. To mu nie przeszkadza. A niekiedy ta potrzeba własnego terytorium jest bardzo istotna. I nieustanne domowe ciepełko będzie parzyło, a nie grzało.

– No i co tak nic nie mówisz?

Ile razy tak do niego mówiłaś? I co, lepiej było? Gorzej pewnie.

Warto być uważną. I nie uszczęśliwiać na siłę swoją obecnością. Potrzeba izolacji zmienia się w zależności od tego, co akurat przeżywamy, czy jest nam dobrze czy źle, czy jesteśmy zmęczeni, przepracowani, coś nas boli. Czasami ktoś chce mniej rozmawiać, mniej słuchać, a innym razem pragnie być bardzo blisko.


Wspólnota małżeńska zakłada rozdzielczość pewnych problemów

Mąż nie może być zakładnikiem tego, że wniosłam w posagu traumy, problemy, nierozwiązane konflikty. Bo pojawia się pokusa, że skoro on tak mnie wyczuwa, to ja go mianuję moim terapeutą, spowiednikiem czy coachem.

A właściwie, gdyby mnie naprawdę kochał, to by te moje wewnętrzne demony same zniknęły. A tu pojawia się nieporozumienie i on coś krzyczy, a przecież wie, że nie można na mnie podnosić głosu, bo mój ojciec był alkoholikiem i się awanturował. Mam uraz. Ale do niego to nie dociera. To ja mu teraz zafunduję ciche dni, bo on akurat tego nie znosi, bo u niego wszyscy na siebie pokrzykiwali i uważali, że to taka naturalna, zdrowa ekspresja. Lęki z dzieciństwa zdarzają się, ale nie warto pielęgnować dziecięcego bólu i karać drugą stronę za to, co nieprzepracowane.

Albo: jakoś tak patrzę na ten cały świat i nie czuję radości. Nie wiem, dlaczego, ale takie mam poczucie niespełnienia, dziwnej markotności. Moja mama też taka była niespełniona. A ten mój mąż to zamiast biec mi z odsieczą, pokazywać, że życie jest piękne – to on nic. Naczynia wkłada do zmywarki i gada, co jutro kupić. A ja czuję się taka nieudana, że nie mam na to siły. Dlaczego on tego nie widzi?!

Obarczam jego tym, że czuję się słaba i niepewna. On nie zaniedbuje, nawet nie musi być obojętny. On po prostu nie ma kwalifikacji, żeby jej pomóc. I ta jego pozorna nieczułość to może być bezradność. Co mam zrobić?! I dlaczego ona tylko jest wrażliwa na swoim punkcie? Ja też mam swoje smutki.
Czytaj także: Daj mężowi kredyt zaufania


Wolność to brak oczekiwania, że małżeństwo będzie zadośćuczynieniem za wszystko, co było złe

Nie będzie. I właśnie tak jest dobrze. Chcesz wolności dla swoich potrzeb, tym samym przywilejem obdaruj męża. Klucz tkwi w zrozumieniu. Że często nie robimy czegoś na złość drugiej stronie, tylko tak nam się przytrafia. Bo tak nas wychowano, na przykład.

Można być w dobrym małżeństwie i jednocześnie przeżywać pewne trudności, za które trudno obarczać drugą stronę. Niekiedy mąż i żona robią z siebie dwugłowego smoka.

W jedności siła. Damy radę. Nic nas nie pokona. No, ładna jest taka wspólnota, ale taka praca ramię w ramię często umniejsza kontakt serce w serce czy ciało w ciało. Oni już nie są razem, tylko się skleili. Jedno przylgnęło do drugiego. Tak dużo tej zasysającej miłości, że nie ma miejsca na wolność.

Trzymanie się cały czas za rączkę jest może i urocze, ale niszczy namiętność. Oddalenie buduje żywą bliskość. Pomaga znowu zobaczyć się świeżymi zmysłami. Poczuć pożądanie. Potrzebę fizycznej czułości. Bez oddalenia nie ma intensywnej, zdrowej i apetycznej bliskości.
Czytaj także: Co robić, gdy Twoja druga połowa jest nie w humorze


Wolność stanowi paliwo emocjonalne dla uczuć

Małżeństwo to często szara strefa uczuć. Trudno o ekscytację, euforię, dramaty rodem z filmów z Sandrą Bullock. A jak coś jest szare, to niby nie kłuje w oczy, ale też za bardzo się nie podoba. I wtedy, całkiem naturalne jest, że jak coś tam błyśnie z boku, to się człowiek obejrzy. Kobieta też człowiek. Mężatka również. I tu mąż markotny, a kolega w pracy tak się głośno śmieje, że aż gorąco się robi.

Zachwyt platoniczny kolegą – rzecz równie odświeżająca, co niebezpieczna.

Może tak się zastanowić, dlaczego mężowi nigdy nie jest do śmiechu? Dlaczego odżywam w pracy, poprawiam cztery razy szminkę przed wyjściem do stołówki, a po domu naburmuszona i w dresach przechadzam się?

To może ja w tej rozciągniętej bawełnie i z taką miną do pracy pójdę, to zobaczę, czy koledze tak błyśnie oko na mój widok. A do kolacji ustroję się i z karminem na ustach będę się śmiała z marnych dowcipów męża i zaraz się okaże, że on się od tego mojego zachwytu odrodzi, i jakby jego poczucie humoru też na tym zyska.
Czytaj także: Mamy klucze do szczęśliwego związku! Chętnie się nimi podzielimy


Wolność dodaje świeżości

Inaczej na siebie patrzymy.

O – mąż wrócił. Był z kolegami na nartach. Zamiast się ucieszyć – badawczo go lustruję, obwąchuję, bo może taki ładny, bo coś zbroił w myślach, w mowie. Czy nie daj Bóg w uczynkach złych. I już swoją wyobraźnią sama się wrzucam do więziennych lochów.

A może być inaczej. Wrócił. Jakiś inny. Trochę się opalił na stoku. Skończył czterdziestkę, ale ciągle zachował w sobie chłopięcość. Podoba mi się ten mój mąż. I już jest fajniej.

Bez wolności nie ma miłości. Banał. Ale piękny.

...

Mnostwo zagadnien do rozwiazania. Niemal jak w panstwie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:46, 10 Sty 2018    Temat postu:

Jak przeżyć zdradę… finansową
Bethanne Patrick i Zuzanna Szelest | 10/01/2018

Lumina/Stocksy United
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

Małżeństwo traktuj jak związek, swoje pieniądze jak biznes, radzi ekspert, zwłaszcza tym, którzy już przekonali się, jak boli nielojalność, także finansowa. Najwyższy czas porozmawiać o waszym podejściu do pieniędzy.

Kiedyś reguły były jasne: to mężczyzna był odpowiedzialny za utrzymanie domu. Oczywiście, kobiety nie miały też wtedy wstępu na uczelnie, praw wyborczych czy możliwości decydowania o własnym losie. Wraz ze zdobyciem równości ekonomicznej zmieniło się jednak nasze podejście do zarządzania domowym budżetem. Ciężar utrzymania domu spada teraz na oboje partnerów.


Wspólne konto czy rozdzielność majątkowa?

Niektórzy trzymają pieniądze na wspólnym koncie, inni wolą oddzielnie zarządzać finansami, jeszcze inni próbują znaleźć trzecią drogę.

Jedna rzecz nie uległa zmianie. Każda para ustala jakieś zasady. Może to być uzgodniony wspólnie limit codziennych transakcji, reguły dotyczące niezapowiedzianych wydatków czy bezpieczna wysokość debetu.

Jeśli są zasady, zdarza się, że ktoś zdecyduje się je złamać, prawda?

Zaraz po ślubie przez kilka miesięcy utrzymywaliśmy się z pensji mojego męża, podczas gdy ja szukałam pracy. Część oszczędności została na osobnych rachunkach, ale większość pieniędzy ulokowaliśmy na wspólnym koncie.

Gdy nareszcie mogłam zdeponować tam pierwszą wypłatę, byłam w siódmym niebie. Jakże wielkim było dla mnie zaskoczeniem, kiedy przy okazji wypłacania gotówki dowiedziałam się, że nasze wspólne konto jest prawie puste. Jak się okazało, opróżnił je mój mąż, używając wspólnych pieniędzy do wydatków takich jak kupno nowego telewizora czy sprzętu audio. Najwyraźniej te kilka miesięcy, podczas których żyliśmy na jego koszt, pozwoliły mu uwierzyć, że może pozwalać sobie na małe szaleństwa.

Byłam wściekła. Mój mąż złamał zasady, które wspólnie ustaliliśmy. Natychmiast przeniosłam moje pieniądze do innego banku i każdego miesiąca przelewałam wydzieloną kwotę na wspólne konto. Zanim znowu zaczęłam ufać mu w sprawie pieniędzy minęło kilka ładnych lat.
Czytaj także: Chcesz zacząć oszczędzać pieniądze? Oto 4 skuteczne nawyki


Nowa forma zdrady: niewierność finansowa

Eksperci mówią, że konflikty na tle finansowym mogą doprowadzić parę do rozwodu szybciej niż cokolwiek innego. Zasady zarządzania wspólnym budżetem są kluczowe dla zdrowej relacji. Co zrobić, kiedy partner przestaje ich przestrzegać? W dawnych czasach, kiedy to mężczyzna utrzymywał rodzinę, kobiety uznawane były za zbyt lekkomyślne, by powierzyć im ciężar decyzji finansowych. Powszechnie uważano, że natychmiast wydałyby wszystkie oszczędności na głupoty. Odkąd standardem jest, by oboje małżonkowie zarabiali, okazuje się, że nieodpowiedzialne zarządzanie domowym budżetem nie zależy od płci.

To, co zrobił mój mąż, określa się mianem „finansowej niewierności”. Z najnowszych badań wynika, że niemal połowa respondentów przyznaje się do naginania prawdy w rozmowach o finansach.

Kłamstwo jest w tym przypadku kwestią kluczową. Sprzęty, które kupił mój mąż, nie były jego egoistycznymi zachciankami, były przeznaczone dla nas obojga. W większości przypadków to nie intencje czy rzeczy, na które wydano oszczędności są przyczyną konfliktu, a fakt, że nabyto je bez porozumienia z partnerem.

Brak zaufania i poczucie wyalienowania prowadzą do problemów w komunikacji. Jak mawiały nasze babcie: kłamstwo rodzi kłamstwo.

Nie jestem jedyną kobietą, która doświadczyła niewierności finansowej ze strony małżonka – a w porównaniu z podobnymi opowieściami mój przypadek wydaje się zupełnie niewinny.

Na polskich forach oferujących pomoc prawną wiele jest podobnych historii. Kłamią kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi. Wspólnym elementem jest strach, niepewność i poczucie krzywdy, które potrafi ciągnąć się za parą dłużej niż niespłacone debety. Chociaż z danych GUS wynika, że w 2015 roku zaledwie 1061 małżeństw rozpadło się w wyniku nieporozumień na tle finansowym, pozostaje pytanie ile takich sporów figuruje w statystykach pod nazwą „niezgodność charakterów”, będąca przyczyną aż 30% rozwodów. Zresztą, bądźmy szczerzy, nawet w zdrowych i dobrych relacjach pieniądze to często kwestia zapalna. Ręka w górę, kto nigdy nie poróżnił się ze swoim partnerem o planowanie wydatków.
Czytaj także: Od problemów finansowych do codziennej radości. 3 proste drogi do szczęścia


Małżeństwo to nie spółka z ograniczoną odpowiedzialnością

Wiele takich historii kończy się rozwodem, ale eksperci twierdzą, że istnieją inne sposoby na radzenie sobie z nieodpowiedzialnością finansową naszego ukochanego. Amerykański specjalista do spraw finansów, Joshua Breinuważa, że brak komunikacji jest źródłem wszystkich konfliktów na tle finansowym:

W swojej karierze spotkałem wiele dobrze zgranych par, które doskonale rozumieją się jako osoby, ale różni je podejście do wydawania pieniędzy – opowiada.

Brein przestrzega, że nieumiejętność znalezienia porozumienia w kwestiach wydatków może mieć poważne konsekwencje.

Co można więc zrobić, jeśli reguły zostały złamane? Brien radzi, że mąż powinien udowodnić partnerce, że zrozumiał w czym tkwi problem. – Ze złymi nawykami trzeba zerwać, zanim doprowadzą do katastrofy. Zawsze powtarzam: małżeństwo traktuj jak związek, swoje pieniądze jak biznes.

Kochanie, porozmawiajmy o intercyzie – nie wygrywa w rankingach na najlepszy początek rozmowy, jednak czasem lepiej jest być rozważną niż romantyczną.
Czytaj także: Jak przebrnąć przez rodzinny kryzys finansowy?


Umowa majątkowa

Sprawy majątkowe można uregulować już w trakcie trwania małżeństwa. Polskie prawo oferuje w tej kwestii różne rozwiązania – umowa majątkowa zawarta po ślubie może odpowiednio rozszerzać lub ograniczać wspólnotę majątkową pary. Jeżeli obydwie strony chcą ze sobą pozostać umowa notarialna może być dobrym sposobem na określenie nowych zasad, na których ma opierać się ich wspólny finansowy fundament.

Podczas gdy zarówno prawnicy, pary, jak i rozwodnicy zgadzają się, że wypowiadanie swoich oczekiwań to podstawa, wszyscy wiemy, że w praktyce nie zawsze się to udaje. Niekoniecznie dzieje się tak ze złej woli którejś ze stron. Mężom zdarza się łamać zasady w przypływie finansowego optymizmu, chcąc zrobić ukochanej niespodziankę czy wybierając zły sposób na zainwestowanie oszczędności.

Najważniejsze to rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Jeśli twoja druga połowa nie postępuje fair, nie bój się wyrazić swojej niezgody na zaistniałą sytuację. Nie czekaj, aż problemy same się rozwiążą. Jeśli finansowe tajemnice nie wynikają z niewierności, przemocy czy uzależnienia, spróbujcie razem znaleźć rozwiązanie, które pozwoli uzdrowić waszą relację… i stan konta. Pamiętaj jednak: jeśli to coś więcej niż zwykłe nieporozumienie, szukaj pomocy zaufanej osoby lub rekomendowanego eksperta.

...

Malzonek nie jest idealem i szatan moze go skusic. Lepiej nie stwarzac okazji i sprawy finansow uregulowac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:29, 11 Sty 2018    Temat postu:

Jola Szymańska: Jak tam po ślubie?
Jola Szymańska | 11/01/2018

fot. Anna Nycz
Udostępnij 0 0
Próbuję odpowiedzieć na proste, poślubne pytanie, aż tu nagle... z pomocą przychodzi mi Wyspiański.

Ponieważ miesiąc temu wyszłam za mąż, często słyszę pytania o ślub, wesele, małżeństwo. Nie wiem, jak odpowiadać. Że super, fajnie, że najlepiej? Może to faktycznie jakiś pomysł.

Ale spacerowałam sobie wczoraj po „Wyspiańskim” – wystawie w krakowskim Muzeum Narodowym, i przypomniało mi się „Wesele”. To w Bronowicach, które kojarzą mi się bardziej z tramwajową pętlą niż dawną, podkrakowską wsią.



Polsko-ludzka scena
Wyspiański w całym swoim dramatyczno-poetycko-społecznym geniuszu sfinalizował historię tańcem chochołów. Uwielbiam tę scenę. Króluje w moim prywatnym rankingu jako najbardziej polsko-ludzka scena w historii literatury. No, może zaraz obok dulszczyzny i gombrowiczowskiego upupiania.

Bo ślepe wiwaty i bezmyślne okrzyki rozochoconego towarzystwa, to smutny, ale dziwnie popularny obrazek. Nie tylko na weselach.




Taniec młodej pary?
Wiecie, z czym najbardziej mi się kojarzy? Z młodą parą, klaszczącą wszystkim wokół. Dopasowującą się do oczekiwań innych. Z dzieciakami, które biorą ślub, ale ciągle chcą być „posłuszne rodzicom”. Uśmiechają się, nadskakują, są z siebie dumne, bo żyją tak, jak się tego od nich oczekuje.

I nie chodzi tylko o wesele dla rodziców, alkohol dla rodziców i zapraszanie ciotki Heleny, której nikt nie pamięta, ale 26 lat temu zaprosiła rodziców na ślub córki. Chodzi choćby o przenoszenie reguł rodziców do własnego domu, o przejmowanie ich upodobań i awersji – nie dlatego, że je podzielamy, ale dlatego, że nauczono nas, jak „powinno się” na nie patrzeć. I intuicyjnie jest nam z nimi po drodze.



Czy ślub coś zmienia?
Po ślubie masa takich rzeczy poukładała mi się w głowie. Może dlatego, że te kilkadziesiąt minut w kościele faktycznie zmienia perspektywę. Dopiero po wszystkim dotarło do mnie, że mamy naszą własną, nową rodzinę. Że nikt nam tego nie zabierze. Że będzie dobrze.

Przestałam się torturować potencjalnymi oczekiwaniami ludzi wokół. Pogodziłam się z tym, że nie potrafię czytać w ludzkich myślach i nie staram się już przewidywać cudzych potrzeb. Nie jestem w stanie, wykańcza mnie to i nie mam na to czasu. Wolę go poświęcić na rozmowę z tymi, którzy chcą rozmawiać.



Mój życiowy sukces
Małżeństwo zaskakuje mnie swoją oczywistością i normalnością. Tak, jakby było naturalną koleją rzeczy. Jakbym od zawsze płynęła jasną, prostą trasą w jasnym, prostym kierunku.

To poczucie normalności jest dla mnie największym życiowym sukcesem. Wreszcie czuję, że jestem na swoim własnym miejscu i na naszych własnych zasadach.

Tak właśnie jest mi po ślubie.


...

Czyli normalność. Gdy ktoś do tego stworzony po prostu dalszy ciąg życia. Natura.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:32, 11 Sty 2018    Temat postu:

Co ma wspólnego małżeństwo ze wspinaczką? Bóg chce nas przez nie przeprowadzić
Natalia Białobrzeska | 11/01/2018

Paul Schlemmer/Stocksy United
Udostępnij 23 0
Lubię porównywać związkowe realia do wysokogórskiej wspinaczki. W górach pogoda może zmienić się w jeden kwadrans. Jak w życiu: wysoka wygrana, śmierć bliskiej osoby, dwie kreski na teście ciążowym.

Mówi się, że małżeństwo to ekstremalny sport, który może wykończyć najbardziej zakochaną parę. Dlatego coraz więcej młodych żyje na kocią łapę, albo tkwi w narzeczeństwie, albo panicznie boi się pojawienia dziecka, albo żyje w przekonaniu, że sformalizowanie związku będzie początkiem końca. I mają rację.

Czytaj także: „Sztuka kochania” według papieża Franciszka


Małżeństwo zmienia wszystko
Bo z dnia na dzień stajemy się odpowiedzialni już nie tylko za swoją wieczność, ale również za wieczność osoby, której włożyliśmy na palec obrączkę. A to wystarczający powód, by mieć pewność, że… wszystko zmienia się na lepsze.

Ksiądz Jan Twardowski pisał, że do nieba wejdziemy parami. Ale jak to zrobić, kiedy zdaje się, że ta wcale nieróżowa codzienność, chce nas rozdzielić? Bo dynamicznie zmieniająca się rzeczywistość nie ułatwia otwarcia na nowe życie, a wręcz zachęca, by zamknąć serca na cztery spusty i nie pozwolić Bogu dojść do głosu (przecież wiemy, że On miewa nieziemskie pomysły!).

Bo dzień za dniem przeżywany razem pod jednym dachem, ze świadomością, że foch i spakowanie walizki nie wchodzi w grę, wyostrza zmysły na najmniejsze błędy drugiej strony. I to, co niegdyś odpuszczaliśmy sobie mrugnięciem oka i kwiatkiem z dopiskiem „przepraszam”, teraz jest sprawą życia i śmierci.

Bo rutyna i problemy, które już nie są „moje i twoje”, ale „nasze” skutecznie ostudzają libido. Bo, bo… Czy zatem w tak niesprzyjających „warunkach atmosferycznych” można przeżywać to ekstremalne wyzwanie małżeńskie, jako coś najlepszego, co mogło nas spotkać?

Czytaj także: Singielki i mężatki – dwie nieporównywalne drogi do szczęścia


Odpowiedzialność za cudze życie
Lubię porównywać związkowe realia do wysokogórskiej wspinaczki. W górach pogoda może zmienić się w jeden kwadrans. Jak w życiu: wysoka wygrana, śmierć bliskiej osoby, dwie kreski na teście ciążowym. Góry uczą pokory, poskramiania egoistycznych ambicji na rzecz towarzysza drogi. Jak w małżeństwie. Czasem trzeba zwolnić i tego ukochanego człowieka wziąć pod rękę, dopingować, bo przybity kryzysem zawodowym, chorobą albo czymkolwiek innym, traci siły. Góry uczą sztuki komunikacji i rozeznania. Tak też każdego dnia trzeba się dostrajać, upewniać wzajemnie w uczuciach i podejmować decyzje dla „naszego” dobra.

Góry uczą odpowiedzialności za cudze życie. Bo nie ma większej miłości od tej, gdy życie swoje oddajesz za przyjaciela swojego (por. J15,13). Uczą wdzięczności za przebytą drogę, a nie cel podróży.

Bo kto wie, gdzie znajdziemy się za te dwadzieścia lat? Tak naprawdę w swoich rękach mamy nasze „dzisiaj”. To najlepsza lekcja, by zostawić przeszłość, przestać uciekać w przyszłość, a zacząć żyć tym, co teraz. I wreszcie tak i w małżeństwie, jak i w górach nieustannie trzeba sobie przypominać, że do tego tanga trzeba trojga! Że Bóg jest tym, który chce nas w tym tańcu prowadzić. Że nie zdrzemnie się Ten, który nas strzeże (por. Ps121). Że to życiowe załamanie pogody, ten nagły uczuciowy chłód, ta droga mokra od łez i mgła, która dezorientuje, to być może najlepsza okazja – od dawien dawna – by zatrzymać się, ogrzać wspólnym objęciem i razem otworzyć Biblię. Być może to szansa na nowe. A wówczas nawet w tak niesprzyjających „warunkach atmosferycznych” będziemy pewni, że małżeństwo to najlepsze, co mogło nas spotkać!

...

Beda trudnosci aby bylo bohaterstwo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:26, 11 Sty 2018    Temat postu:

Jak zażegnać problemy małżeńskie? 5 sprawdzonych sposobów
Marcin Gomułka | 11/01/2018

@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Udostępnij 277 0
Jeżeli przeżywamy małżeńskie kłopoty, jest to znak, że najwyższy czas wzmocnić, co prawda osłabioną, ale nadal łączącą nas więź. Jak? Tych 5 skutecznych metod pomaga gasić nawet największe małżeńskie pożary.

Powrót do źródła
W dniu naszego ślubu złożyliśmy przysięgę, by wiernie stać, policzek przy policzku, wspólnie mierząc się ze wszystkim, co przyniesie życie. Ideał. Z biegiem czasu na każdym małżeństwie odbijają się różnego rodzaju konflikty i nieporozumienia. Kiedy się nawarstwiają, wtedy bardzo łatwo przestać angażować się w małżeństwo z taką intensywnością, jak to miało miejsce w dniu ślubu.

Tymczasem nie ma skuteczniejszego sposobu, by z powrotem napełnić się miłością małżeńską, od „powrotu do źródła”. Pamiętam doskonale pewną spowiedź, już będąc mężem, kiedy z ust kapłana usłyszałem słowa, które bardzo mocno wpłynęły i stale wpływają na moje męskie starania o szczęście żony. Ten leciwy zakonnik powiedział do mnie: „Przypomnij sobie Twoją pierwszą modlitwę małżeńską”.

Reklama
Czytaj także: Twój mąż i Twoja matka się nie dogadują? Podpowiadamy, jak rozwiązać konflikt


Aż do śmierci
Dziś, jeśli się coś zepsuje, to się tego nie naprawia, tylko wymienia na nowe, bo się tego „nie opłaca” naprawiać. Bazując na tej „ekonomii” miłości, wielu ludzi podchodzi dziś sceptycznie do idei nierozerwalności małżeństwa, bojąc się inwestycji z niepewną stopą zwrotu.

Pamiętam nasze pierwsze, dość zaskakujące zresztą („Jak to?! Już?!”), małżeńskie kłótnie. Mimo że „technicznie” nie różniły się od tych z okresu narzeczeństwa, dzięki wzajemnemu zobowiązaniu i obrączkom na palcach, mieliśmy pewność, że żadne z nas nie zrezygnuje.

Bo – wbrew temu, co mówi świat – wzajemne zobowiązanie jest naszym sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. To nie kula u nogi, ale kotwica, która zapewnia naszej małżeńskiej relacji stabilność.

Reklama


5 sprawdzonych sposobów, by zażegnać problemy małżeńskie
Jeżeli przeżywasz kłopoty małżeńskie, jest to znak, że najwyższy czas wzmocnić, co prawda osłabioną, ale nadal łączącą was więź. Jak? 5 skutecznych metod pomaga gasić nawet największe małżeńskie pożary.

Czytaj także: Kryzys w małżeństwie? Zajrzyj na stronę Ratuj Rodzinę
1. Zmień sposób myślenia
„Małżeństwo to związek na całe życie”. Czy te słowa brzmią jak wyrok, czy dają Ci poczucie bezpieczeństwa? Czy w obliczu trudności świta w głowie myśl o rozstaniu? Aby pogłębić zaangażowanie w związek małżeński, musisz traktować go jako coś nierozerwalnego!

2. Spójrz z miłością na swoją przeszłość
Twój pogląd na trwałość małżeństwa mógł zostać ukształtowany przez to, co wcześniej obserwowałeś w domu rodzinnym. Pamiętaj, że możesz ułożyć swoje życie według innego scenariusza. Nie jesteś skazany na powielanie błędów rodziców!

3. Zważaj na to, co mówisz
W ogniu kłótni powstrzymaj się od używania słów, których możesz żałować. Wzajemne oskarżenia nie tylko niczego dobrego nie wnoszą, a prowadzą do coraz ostrzejszej wymiany zdań i… podziału.

Reklama


4. Komunikuj, że cenisz waszą więź
Trzymaj na biurku w pracy zdjęcie męża. Codziennie pisz/dzwoń do żony, gdy bez niej wyjeżdżasz. Często wypowiadaj się w liczbie mnogiej: „my”, „z żoną, z mężem”. Nie chodzi o to, by robić coś „na siłę”, wystarczy jednak przypomnieć sobie czas Waszego pierwszego zakochania, by zrozumieć w czym rzecz!

5. Poszukuj zdrowych wzorców
Przyglądaj się dojrzałym małżeństwom, które dobrze sobie radzą z problemami. Czasem warto po prostu zapytać wprost: „Jak Wy to robicie?”. Jednocześnie nie lekceważ rad udzielanych przez pary, którym udało się stworzyć piękną relację.



Bóg jest wszechmogący
Gdy wyobrażam sobie przyszłość za kilka lub kilkadziesiąt lat, widzę nas razem. Po prostu. To nie pycha, to pragmatyzm: lepiej nie martwić się, że nasze małżeństwo się rozleci, tylko skupić się na naprawianiu wzajemnych stosunków w tym konkretnym, trudnym momencie.

Reklama
Bóg ma plan. Naszym życiowym zadaniem jest praca nad relacją i ufność, że wszystko wróci do „normy” – choć w danej chwili nie wiemy, jak i kiedy do tego dojdzie.

Przekonanie, że trwałości małżeństwa ostatecznie nic nie grozi, nawet gdy aktualnie przeżywamy kryzys, w naturalny sposób przyczynia się do rozwiązywania wszelkiego rodzaju problemów. Może właśnie dlatego słowa wspomnianego spowiednika ukazują wielka mądrość Kościoła, który sakramentalnym małżonkom już w tekście ich przysięgi daje potężną modlitwę zawierzenia: „Tak mi dopomóż Panie, Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci”. Kiedy wszystkie „sprawdzone” sposoby zawiodły, może warto kolejny raz wrócić do źródła?


...

Wszystko trzeba pielegnowac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:33, 13 Sty 2018    Temat postu:

Uratował jej życie… A potem poprosił o rękę
Cerith Gardiner | 13/01/2018

Amy Pizzacara/Pezz Photo
Melissa Dohme i jej przyszły mąż, Cameron.
Udostępnij 15 Komentuj 0
Wszyscy kochamy szczęśliwe zakończenia, ale ta wstrząsająca opowieść o młodej kobiecie szczególnie na nie zasłużyła.

20-letnia Melissa Dohme z Florydy marzyła, że zostanie pielęgniarką. Kiedy aplikowała na różne uniwersytety, zaczęła zauważać zmianę w zachowaniu swojego chłopaka Roberta Burtona. Spotykali się od czasów szkoły średniej. Przeciętnie uroczy i zabawny „łagodny olbrzym” stał się nagle zaborczy i, jak w eseju dla BBC napisała Melissa, zagroził, że się zabije, jeśli ona z nim zerwie.



Atak byłego chłopaka
Ta forma szantażu emocjonalnego jest typowa dla domowej przemocy i Melissa, co zrozumiałe, poczuła się jak w pułapce. Zdawała sobie sprawę, że zachowanie Burtona było złe, ale nie wiedziała, jak bezpiecznie zakończyć relację.

W październiku 2011 r. pijany Burton zaatakował ją fizycznie. Melissa zdołała uciec i zadzwoniła po policję. Chłopak został aresztowany i na 10 godzin trafił do więzienia. „Myślałam, że w końcu jestem od niego wolna” – mówi Melissa. Mimo że oficjalnie zerwali po tej nocy, ich drogi jeszcze nie rozeszły się na dobre.

Czytaj także: Przemoc domowa. Dlaczego na to pozwalałam?


Śmiertelna pułapka
Kilka miesięcy później Burton miał już podobno nową dziewczynę. W styczniu 2012 r. Melissa odebrała jednak od niego telefon.

Mówił, że potrzebował zamknięcia naszego okropnego związku i chciał się po prostu przytulić. Powiedział, że jeśli zobaczę się z nim jeszcze ten jeden raz, zostawi mnie w spokoju na zawsze.
Zapaliła jej się w głowie czerwona lampka, ale ją zignorowała.

Nie słuchałam swojej intuicji, która mówiła mi, że to największy błąd, jaki popełniam w życiu – opowiada.
Kiedy wyciągnął rękę, by ją przytulić, zabłysnął w niej nóż sprężynowy. Chwilę później zaczął ją dźgać. Jego atak był tak przerażający, że wolę nie wdawać się w szczegóły.

Jak opowiada Melissa: Miał zamiar mnie zabić. Wiedział, że zbliża się policja, więc chciał to szybko skończyć. Zostawił mnie leżącą na drodze. Myślałam, że za chwilę umrę. Modliłam się do Boga, by dał mi szansę.
Czytaj także: Magda Frączek: Życie nie jest nieustającą walką


32 rany kłute…
Wygląda na to, że Bóg jej wysłuchał. Mimo że umierała kilka razy na stole operacyjnym, Melissa wróciła do życia z bardzo poważnymi ranami, m.in. pękniętą czaszką, żuchwą i złamanym nosem. Kiedy jej stan był stabilny, zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Wiedziała od razu, że przed nią długa droga do wyzdrowienia.

Dziewiętnaście z 32 ran kłutych znajdowały się na mojej twarzy i szyi, więc nie byłam wcale podobna do siebie. Traciłam zęby. Moje włosy zostały zgolone, by lekarze mogli zeszyć rany na głowie. Połowa mojej twarzy była sparaliżowana.

Support Melissa/Facebook
Melissa Dohme po brutalnym ataku i później.
Melissa wylewała łzy, ale potem zaczęła być niewiarygodnie wdzięczna, co pozwoliło jej spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.

Moja wiara była silna i wiedziałam, że nie po to byłam wciąż na ziemi, by złościć się, że tak wyglądam. Poczułam się pobłogosławiona, dlatego, że żyłam.
Czytaj także: Jeśli on mnie pocałuje, umrę… Historia kobiety uczulonej na własnego męża


Ocalenie
Dzięki operacji i innym medycznym zabiegom, blizny zaczęły się goić. Melissa nie mogła się doczekać, kiedy wróci do szkoły i bliskich.

Pomyślałam, że mogłabym wykorzystać moje doświadczenie, by pomagać innym. Chciałam opowiadać ludziom, którzy doświadczają przemocy w związkach, że zasługują na miłość, szacunek i są wartościowi.
9 miesięcy po ataku, w październiku 2012 r., Melissa spotkała się z załogą ratowników, którzy pomogli ocalić jej życie. Jeden z nich, Cameron, zaprosił ją i jej mamę na kolację do siedziby straży pożarnej w następnym tygodniu.

Po spotkaniu Melissa zaczęła czuć do Camerona coś więcej, ale zastanawiała się: „Czuję się tak dlatego, że był jednym z tych, którzy mi pomogli?” – pytała siebie. Kiedy zdała sobie sprawę, jak wiele ich łączy, zaczęli się spotykać. Z Cameronem przy boku Melissa zyskała nowe poczucie sensu:

Spodziewałam się, że będę singielką do końca życia. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś będzie chciał umawiać się ze mną na randki. Byłam zniszczona i nosiłam ten potworny bagaż doświadczeń.
Cameron dał jej także siłę, by stanęła w sądzie przed Burtonem i patrzyła, jak wysyłają go do więzienia na całe życie, bez możliwości zwolnienia. „Wyszłam stamtąd z poczuciem, że odzyskałam swoje życie” – mówi.

Czytaj także: Ślubny savoir vivre – jak dobrze zaplanować ślub w kościele?


Ratownik się oświadcza
W 2015 r. Melissa wybrała się na boisko drużyny Tampa Bay Rays, by uroczyście rozpocząć baseballową rozgrywkę. W taki sposób postanowiono uhonorować jej pracę na rzecz ofiar domowej przemocy. Stanęła na kopcu i nagle zobaczyła zbliżającego się Camerona. Uklęknął na jedno kolano i podał jej piłkę z napisem „Wyjdziesz za mnie?”. Melissa powiedziała: „Tak!”.


Mark Loren Designs/Facebook
Cameron oświadcza się Melissie Dohme na boisku drużyny baseballowej Tampa Bay Rays.
Dzisiaj czuję się pobłogosławiona. Wiem, że ten atak to tylko jeden dzień w moim życiu i nigdy nie będzie mnie definiował.
Para pobrała się w kwietniu ubiegłego roku.

...

Bóg tez dopuszcza takie koszmary. To forma cierpienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:32, 14 Sty 2018    Temat postu:

Bezinteresowność – mój sposób na szczęśliwe małżeństwo
Maciej Jabłoński | 14/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Dążenie do szczęścia w małżeństwie nie polega na opieraniu się o własne ego. Zaspokajanie własnych pragnień bez uwzględniania potrzeb współmałżonka to najprostsza droga do kłopotów w relacji.

Bycie bezinteresownym jest przeciwieństwem egoizmu. Jeśli jesteśmy bezinteresowni, mniej myślimy o sobie, a bardziej o innych. To dziś trochę wychodzi z mody. Niestety więc, bezinteresowność często jest pomijana w relacjach. Istnieje przekonanie, że dążenie do szczęścia w samej swojej naturze powinno być oparte głównie na własnym dobru i zaspakajaniu własnych potrzeb. Nic bardziej mylnego.

Jak mówi znane porzekadło: „więcej szczęścia jest w dawaniu”. Dążenie do szczęścia w małżeństwie nie polega na opieraniu się o własne ego. Zaspokajanie własnych pragnień bez uwzględniania potrzeb współmałżonka to najprostsza droga do kłopotów w relacji.

Oto kilka rzeczy pisanych z perspektywy męża, których potrzebujemy od żon. Żono, Twój mąż może bać się prosić o te rzeczy, może nie wiedzieć, jak to zrobić lub po prostu wydają mu się one oczywiste.

Czytaj także: Co ma wspólnego małżeństwo ze wspinaczką? Bóg chce nas przez nie przeprowadzić


Twoja niepodzielna uwaga
Codzienność jest pełna „przeszkadzajek”. Praca, telewizor, telefon to tylko niektóre rzeczy, które mogą odciągać uwagę od małżonka. Chociaż Twój dzień może być męczący i uciążliwy, ważne jest, abyś poświęciła czas na wysłuchanie męża. On chce być słyszany, zwłaszcza gdy jest coś, co przeżywa w życiu osobistym lub zawodowym.

Kiedy to robisz, czuje, że jest ceniony. Kiedy tego nie robisz, wydaje się, że jego słowa nie mają dla Ciebie znaczenia. Więc jeśli czasem zastanie Cię przy domowych obowiązkach i zacznie mówić o rzeczach dla niego ważnych, zatrzymaj się na chwilę i wysłuchaj go. Chociaż z natury Wy, kobiety, macie podzielność uwagi, to jednak dla Twojego męża jest to ważne, żebyś w tych szczególnych sytuacjach stała się „niepodzielna”.



Dobry czas
O dobry małżeński czas we dwoje nie jest łatwo, szczególnie kiedy są dzieci. Wielu mężów nie prosi o czas sam na sam z żoną, ponieważ są tak pochłonięci codziennymi obowiązkami. Wielu z nas jednak tego potrzebuje, ale czasem czeka, żeby to żona zainicjowała małżeńską „randkę”.

Bez względu na to, jak jesteście pochłonięci prozą życia, Ty i Twój mąż potrzebujecie tego czasu, żeby utrzymać związek w zdrowiu.

Czytaj także: Mąż nie powinien być dla Ciebie całym światem… Zanim się obruszysz, przeczytaj


Romantyzm
Romantyzm jest jedną z najbardziej istotnych i zarazem jedną z najmniej wykonywanych „czynności” w wielu związkach małżeńskich. W naszym intensywnym życiu jest tyle rzeczy do zrobienia, że wielu mężom i żonom może być trudno znaleźć czas, aby być romantycznym. O wiele łatwiej (nie wiedzieć czemu), być romantycznym w narzeczeństwie lub podczas tzw. „chodzenia ze sobą”.

Może nie do końca jesteś przekonana o tym, ale zapewniam Cię, że Twój mąż potrzebuje „małżeńskiego romansu” i nie chce być jedynym, który go inicjuje. On chce, żebyś czasami zaplanowała taki czas. Bycie romantycznym wymaga pracy, jednak rozkoszowanie się tymi chwilami mocno wzmocni Waszą więź.



Twój dotyk
Mąż chce więcej fizycznej bliskości i dotyku – nie tylko seksu. Nie bój się przytulić się do niego podczas oglądania filmu, pocałować, czy złapać za rękę w miejscu publicznym.



Wsparcie
Twój mąż chce, żebyś była po jego stronie. Znajdź sposób, aby go poinformować, że „jesteś w jego narożniku” i może na Ciebie liczyć. Możesz pokazać swoją lojalność stojąc za swoim mężczyzną, kiedy czuje, że „świat jest przeciwko niemu”. Poinformuj go, że np. wspierasz go w jego pasjach. Pokaż mu, że cenisz to, co jest dla niego ważne. To dodaje poczucia „pracy zespołowej” i bezpieczeństwa.



Afirmacja
Ustna afirmacja jest ważna w każdym małżeństwie, a szczególnie, kiedy jest ona językiem miłości jednego ze współmałżonków. Niektórzy ludzie uważają, że słowa mają większą wagę niż działania, a jeśli Twój mąż jest jedną z tych osób, wolałby usłyszeć powody Twojej miłości niż jakikolwiek inny jej przejaw.

Możesz myśleć, że Twój mąż już wie, że jest dla Ciebie najbardziej wyjątkową osobą na świecie, ale on również chce to usłyszeć. Pamiętajcie, słowa maja moc.

Rzuć sobie wyzwanie, aby miłować swojego męża bezinteresownie. Zdecyduj się na bezinteresowność, jako środek do osiągnięcia szczęścia w swoim małżeństwie – nie tylko ze względu na Ciebie, ale ze względu na Twojego męża, którego tak bardzo kochasz.

...

W ogole polaczenie egoizmu z miloscia zakrawa na obled.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:20, 15 Sty 2018    Temat postu:

Szukasz męża? Nie szukaj „bratniej duszy”
Ashley Jonkman | 15/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Opowieść o tym, jak czas, praca i wzajemne przywiązanie zbliża małżonków do siebie.

„Czy on jest moją bratnią duszą?”

Zadawałam sobie to pytanie bez końca podczas randek z moim przyszłym mężem. Po kilku miesiącach spotkań zerwałam z nim, bo nie byłam pewna odpowiedzi.

Żałowałam tej decyzji z wielu powodów, w końcu zresztą zeszliśmy się ponownie, ale pytanie ciągle mnie nurtowało – a jeśli nie jesteśmy bratnimi duszami? Jeśli nie jest nam przeznaczone być razem? Oczywiście, pasowaliśmy do siebie… oboje byliśmy muzykami, kochaliśmy przyrodę, dzieliliśmy też najważniejszą rzecz w życiu – naszą wiarę. Ale martwiłam się, czy nie brakuje nam jakiejś mistycznej pieczęci, dowodu na to, że nasze dusze były sobie przeznaczone, zanim jeszcze się poznaliśmy.



Gdy Twój ukochany jest Twoim przeciwieństwem…
Zastanawiałam się nad tym także dlatego, że w wielu sprawach stanowiliśmy przeciwieństwo: po pracowitym tygodniu on wolał odpoczywać w domu, a ja byłam gotowa zwiedzać świat. Jego filmowe gusta były raczej… militarne; ja zaś wolałam kino wzruszające i spokojne. Nasza wspólna droga była dość wyboista, głównie dlatego, że miałam co do naszego związku nierealistyczne oczekiwania. Zanim poznałam mojego przyszłego męża, założyłam profil na portalu randkowym, i nieskończone możliwości wyboru kazały mi sądzić, że gdzieś w zasięgu ręki jest zawsze jakaś inna opcja. Każda z wad mego męża – na przykład pewna nieśmiałość w kontaktach z moją rodziną – kazała mi przypuszczać, że być może na Match.com znalazłabym kogoś zdolnego zabawić krewnych w każdych okolicznościach. Gdyby to właśnie był ten jedyny? Miałam wrażenie, że wciąż jeszcze mogę wybrać lepiej.

Ci, którzy szukają miłości, mają dziś zbyt wiele okazji. Rozmaite aplikacje i portale randkowe ułatwiają każdy wybór: od jednorazowych spotkań, przez luźne związki, po wybór życiowego partnera. Randkowicze mogą w nieskończoność szlifować swoje profile, nieustannie próbując przyciągnąć tę właściwą osobę. Nieograniczona niczym możliwość autoprezentacji może obezwładniać.

Z kolei aplikacje w rodzaju Tindera mogą wywoływać wrażenie, że starczy przewinąć kilka zdjęć, by znaleźć kogoś wartego uwagi. Ciekawa jestem, czy sama mentalnie „przewinęłam” – i odrzuciłam – potencjalnych partnerów, w przekonaniu, że za chwilę pojawi się ktoś doskonalszy.



Kto będzie wystarczająco dobry?
Zanim poznałam męża, mój najdłuższy związek trwał ledwie kilka miesięcy. Gdy tylko znalazłam coś niesympatycznego w aktualnym partnerze, niezwłocznie kończyłam znajomość. Jeśli za bardzo lubił sport, mlaskał przy jedzeniu albo miewał tłuste włosy – było po sprawie. Szukałam kogoś, kto spełni wszystkie moje oczekiwania, a nowe technologie randkowe ułatwiały mi trwanie w tym złudzeniu.

„Czy jest dla mnie wystarczająco dobry?”, zadawałam sobie pytanie. Byłam przekonana, że jestem dobrą partią, a facet, z którym się umawiałam, musiał być partią doskonałą. Owszem, moja lista oczekiwań była długa, a ja byłam pewna, że mam rację: współczesne przekonania o randkowaniu zakładają, że każdy może znaleźć swoją idealną drugą połowę; portale randkowe oferują możliwość sprawdzenia każdego z kryteriów. Nie trzeba dodawać, że problem stanowiła moja duma. Postawa „co możesz mi zaoferować?” była szkodliwa i destrukcyjna, jest też w istocie przejawem lenistwa.



Budowanie związku jest… budowaniem
Wymaga pracy. Również z mojej strony, a to oznaczało, że każdy człowiek – także idealny mężczyzna z portalu – ma swoje wady. Oznacza to też, że i ja mam wady, które ktoś będzie musiał tolerować.

Kiedy więc zeszliśmy się z moim przyszłym mężem ponownie, uznałam, że muszę przyjąć do wiadomości, że nie jest on ideałem – podobnie jak ja.

Nasz związek robił się coraz poważniejszy, a ja cały czas zmagałam się z problemem „bratniej duszy”, szukając rady u przyjaciół – starszych, mądrzejszych, zaprawionych już w małżeństwie. Jedna z przyjaciółek uświadomiła mi, że owszem, zawsze znajdzie się ktoś przystojniejszy, zamożniejszy, zabawniejszy, lepiej zbudowany itd., niż jej małżonek. Ale to siebie nawzajem wybrali, żeby razem budować swoje życie, i z czasem będzie im razem coraz lepiej.

Miała absolutną rację.

Małżeństwa miewają wzloty i upadki. Bywa, że czas jest trudny, jak wtedy, gdy czterokrotnie w ciągu pięciu lat przeprowadzaliśmy się do innych miast. Bywa, że jest spokojnie i radośnie, i cieszymy się błogosławieństwem naszego związku, szczerze za to wdzięczni.

Ale droga do radości i spokoju wymaga ciężkiej pracy. Nic nie przychodzi samo, zwłaszcza gdy ma się milion różnych zobowiązań – pracę, dzieci, finanse, dom – które są czasochłonne i zabierają energię potrzebną do budowy najważniejszej relacji w życiu.



Bo chcemy być razem…
Największą bliskość z mężem czuję wtedy, gdy spędzamy razem czas – jesteśmy ze sobą, pracujemy nad porozumieniem, rozwiązujemy wspólnie jakiś problem. Kiedy pracujemy nad tym, by sobie wzajemnie służyć, miłość rośnie. Kiedy wychodzimy ze skóry, by zrobić coś nawzajem dla siebie, rośnie nasze uczucie. Ta praca jest czymś, co zbliża do siebie nas i nasze dusze.

Mogę szczerze powiedzieć, że kocham mojego męża dziesięć razy bardziej niż w dniu naszego ślubu, ledwie sześć lat temu. Bogactwo naszego związku pomnaża się dzięki dzieciom, które przyszły na świat, dzięki urządzaniu się w innych miastach (więcej razy, niż byśmy tego chcieli), dzięki rozwiązywaniu konfliktów i wybaczaniu sobie. Oczywiście, miewaliśmy trudne wyzwania, kilka razy zastanawiałam się, czy jest gdzieś ktoś „lepszy” niż on.

Być może, w którejś aplikacji, ktoś taki istnieje. Na pewno znalazłby się ktoś, kto lepiej gra w koszykówkę, opowiada lepsze dowcipy czy zmywa lepiej od mojego męża. Gdzieś, ktoś zawsze będzie wydawał się „lepszy”, ale ci pozornie ciekawsi mężczyźni też przecież mają swoje wady. Może nie są równie pogodni, nie wybaczają równie łatwo i nie pałają żądzą przygód jak (niekiedy) mój ukochany. I należy on do mnie, a ja do niego – tę decyzję podjęliśmy razem. Kiedy zostajesz żoną, dowiadujesz się, że nie ma czegoś takiego jak „bratnia dusza”, bo to byłby ideał, partner doskonały. A na tym świecie nikogo takiego nie ma.

Słodycz naszej przyjaźni dojrzewa z czasem. Sprawdza się to w przypadku wielu par – sami znacie małżeństwa, które po 35 czy 45 latach są silniejsze niż kiedykolwiek. Pary, które trzymają się za ręce, chodzą na randki i flirtują w wieku 70, 80 lat. Nie wiem, czy po pięciu latach małżeństwa mogę powiedzieć, że mąż jest moją bratnią duszą. Chodzi raczej o umiejętność przetrwania – pracę nad wybaczaniem wad partnera i nad naprawą swoich własnych niedoskonałości – która tworzy więź i intymność, nieobecną przy pierwszym „przewijaniu”. Zdecydowaliśmy, że wybieramy wspólne życie, zdecydowaliśmy, że na zawsze połączymy nasze dusze. Tak rodzi się „braterstwo dusz”.

Czytaj także: Małżeństwo – dlaczego go pragniesz?
Czytaj także: Zakochana katoliczka. 9 rzeczy, które warto przemyśleć zanim powiesz „Tak”
Czytaj także: Szukasz klucza do udanego małżeństwa? Popracuj nad samooceną!


Artykuł pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Z punktu widzdnia samej natury najlepsza jest niezgodnosc charakterow w malzenstwie. Np. gdy jedna osoba oczekuje aby nja sie opiekowac a druga wrecz przeciwnie nie lubi gdy ktos sie nia zajmuje ,,bo nie jest dzieckiem". Wtedy nastepuje idealne dopasowanie. A teraz wezmy dwie osoby o tym samym charakterze! Obie chca sie opiekowac drugim i obie tego nie lubia! Jak tu przetrwac?! A zatem przdciwienstwa sie przyciagaja jak w fizyce!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:00, 16 Sty 2018    Temat postu:

Dlaczego się nie udało? Jak się odnaleźć po rozstaniu
Zyta Rudzka | 16/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Rozstanie to nie cofnięcie się w samotność, ale krok do przodu. W nieznane, zatem również i w to dobre.

Miałaś marzenia, plany, marzyłaś o ślubie. I nic. Zostałaś sama. I właśnie z tą Samą – powinnaś porozmawiać. Szczerze. Bez nadmiernej czułostkowości.

To trudne, bo w złych chwilach chętnie uciekasz od siebie. Desperacko szukasz pomocy. U przyjaciółek na przykład. Opowiadasz, zwierzasz się, płaczesz. Milkniesz i słuchasz podobnych okrutnych, złych historii o miłości bez happy endu. Znowu opowiadasz. I tak bez końca.



Rozstanie. Jak szukać wsparcia?
Wsparcie bliskich osób jest dobre, ale to w sobie szukaj oparcia.

Paradoksalnie, cały czas mówisz o sobie, ale jednocześnie z tych słów budujesz mur. Uczucia wychodzą ze swych granic, i „zalewają racjonalne obszary mózgu”. Topisz się w tej nadmiarowości przeżywania. To zanurzenie sprawia, że tracisz kontrolę nad tym, co przeżywasz. Opowiadasz i opadasz na dno. Przeżywasz, dręczysz się i nie możesz się wynurzyć. Nie dajesz sobie szansy, żeby wydostać się na powierzchnię. Postaw tamę zalewającym emocjom.

Czasami zerwanie jest gwałtowne, brutalne, nieoszczędzające. Nie ma rozmowy. Nie ma odejścia w zgodzie, w szacunku, z godnością. I wtedy trudniej się pozbierać. A bardzo łatwo zrobić z siebie ofiarę i męczennicę na kilka następnych lat.



Dlaczego odszedł?
A może z całego kłębka rozstania wyjmujesz jedną nitkę i przędziesz z tego własną opowieść o porzuceniu. To Twoja opowieść. Masz do niej prawo. Pod warunkiem, że uznasz: Mogę się mylić. Ten, z którym się rozstałaś. Ten, który może Cię porzucił, zranił i zawiódł Twoje zaufanie. Albo coś obiecał i słowa nie dotrzymał. Prawdopodobnie, on też ma swoją wersję wydarzeń. I tak jak Ty też ma do tego prawo.

I ma jeszcze jedno prawo – nie musi się dzielić swoimi powodami odejścia. Może, ale nie musi.

Sytuacja nie jest zawsze czarno-biała, zazwyczaj taka nie jest.

Może lepiej uznać, że przyczyny rozstania to zawsze wierzchołek góry lodowej. Niby coś wiemy, ale tak naprawdę ukryte fakty mogą podważyć naszą wiedzę.

Nie zajmuj się jego uczuciami, motywacjami, obecnym życiem – nie jest to łatwe, ale konieczne.

Teraz już za późno, żeby robić protokół rozbieżności. Ale nie jest za późno, byś Ty zobaczyła swoją historię porzucenia. Jak najbardziej uczciwie. Mądrze. Obiektywnie. Bo tylko tak możesz w rozstaniu zobaczyć coś, co Cię zbudowało, a nie sprawiło tylko ból.

Dobrze jest odreagować, ale potem warto zacząć myśleć.



Bądź bliżej siebie
Nawiąż kontakt ze swoimi uczuciami. Przyjrzyj się im, a nie ulegaj. Furia, panika, płacz, reakcje odwetowe, żal, poczucie krzywdy. Zaopiekuj się tymi emocjami.

Zwrot: „Zaopiekuj się” zakłada przyjęcie postawy dorosłej wobec tego, co się wydarzyło.

Jesteś dorosła, a więc odpowiedzialna. Odpowiedzialna, a więc również zdolna do zobaczenia swojego udziału w tym, co się stało.

Zobacz, z kim byłaś, ale też jaką byłaś?

Co to w Tobie zmieniło? Czy to jest odmiana pozytywna? Może negatywna? Dlaczego? Odpowiedzi nie zawsze muszą być kojące. Ale nie o to chodzi, żeby nie bolało. Dobrze, jak rozstanie boli. To znak, że przeżywałaś coś ważnego, istotnego. Że nie pozwalasz sobie na bylejakość w bliskości.

Że może tu coś zaniedbałam. Czegoś celowo nie widziałam. Albo umniejszałam jego winy, a nie powinnam pozwolić, żeby on tak się do mnie odzywał, tak się zachowywał. Być może wcześniej powinnam się wycofać.

Uświadomienie sobie tych momentów, kiedy nie chciałaś widzieć, słyszeć i reagować – nie jest łatwe. Powoduje bezradność, gdybym zareagowała, może bylibyśmy teraz razem.

Ale w tamtym momencie zrobiłaś to, co mogłaś. Nie umiałaś. Nie potrafiłaś. Ale chciałaś jak najlepiej. I tak to zostaw.



Przeszłość to przeszłość
Odzyskujesz ostrość widzenia.

To oczywiście sprawia, że pojawia się złość, gniew. To energetyczne uczucia. Pozwalają się wydobyć z przeszłości.

I nagle te wszystkie skłębione myśli i uczucia zaczynają w Tobie pracować. Słuchasz się i chcesz się usłyszeć. Chcesz nie tylko zrozumieć: dlaczego tak się stało, że nie jesteśmy już razem. Chcesz zrozumieć samą siebie. I zaczynasz się odzyskiwać.

Już nie leżysz przywalona stertą bolesnych uczuć MY, ale pojawia się JA.

Pojawia się odpowiedzialność za to, jak żyję. Że może jednak szkoda żyć czasem przeszłym dokonanym.



Trzeba po prostu posprzątać
Symbolicznie. Zastanowić się, co zostawiam, a co wyrzucam na śmietnik. Co przyda mi się, żeby lepiej się czuć, a co mnie niszczy, ogranicza, zaśmieca emocjonalnie i zagraca moją wewnętrzną przestrzeń, nie dając nic w zamian.

Warto przepracować krzywdę, zresetować pretensje i oczekiwania. Zamiast płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba sprzątnąć. I tyle.

No i pozamiatane!

I co teraz? Ładnie posprzątane, wyczyszczone i… pustka? I już wskakuje lęk przed byciem samą.

Jak ja teraz sobie to wszystko urządzę? Czy znajdę siły? Poznam kogoś czy nie. Będę bała się powtórnego skrzywdzenia czy zachowam wiarę i zaufam.

Boisz się żyć sama, ale przecież już to doskonale umiesz.

Jedno jest pewne, z pewnością zaczynasz nowe życie. W swoim własnym towarzystwie. I tylko od Ciebie zależy, czy będziesz czuła się ze sobą dobrze. Bycie solo to odkrywanie, czego tak naprawdę chcemy dla siebie. Możemy przestać przeżuwać ból rozstania, rozpoznać problemy, jakie doprowadziły do zerwania i pójść dalej.



Życie to ciągłość doświadczeń
Straciłaś kogoś, ale idziesz dalej. Daj sobie prawo do życia po rozstaniu. Do życia dobrego, udanego.

Utrata bliskości nie jest wejściem w samotność. To wyjście naprzeciw samej siebie. Droga do samopoznania, lepszego zrozumienia się.

I teraz znowu patrzysz na siebie samą. Jaką kobietą jesteś? Tu i teraz. Przecież nie określa Cię tylko przymiotnik „porzucona”. Znajdź dla siebie inne słowa. Dobre. Zobacz się .

....

Jesli poszukujemy to logicznie chodzimy tu i tam. Wiekszosc z tych miejesc nie jest tym o co chodzi. Zatem trzeba wrocic. Tak samo z szukaniem malzonka. Wiekszosc spotkanych to nie ten! Zatem trzeba byc przygotowasnym na rozstanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:41, 18 Sty 2018    Temat postu:

Ślub – biała suknia, tradycja czy może coś więcej?
Katarzyna Wyszyńska | 18/01/2018

Charisse Kenion/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj 0
Ślub konkordatowy to wciąż najczęściej wybierana w naszym kraju opcja oficjalnego zawarcia związku. Czasem mam wrażenie, że bardziej ze względu na ładne tło do zdjęć i babcię ze słabym sercem, niż obecność Gospodarza tego miejsca.

Widzialny znak niewidzialnej łaski
Wydaje się, że ślub kościelny jest przywilejem wierzących (na marginesie dodam, że bez tej motywacji trudno by było mi znieść wszystkie formalności i wymogi związane z ceremonią kościelną). A dla osób wierzących, małżeństwo jest zawarciem sakramentu. Definicja z katechizmu, przytoczona w tytule akapitu, może nieco zbić z tropu.

Moja ulubiona scena w fenomenalnych Opowieściach z Narnii, to ta prawie już końcowa w ostatnim tomie. Gdy wszystko, tak po ludzku, się wali. Królestwo ginie, pogrążone w chaosie toczącej się ostatniej bitwy. Król Tirian zostaje zepchnięty w walce do pułapki, której miał unikać, owianej tajemnicą i grozą stajni. Są tam już karły – siedzą w ciemności, narzekając na błoto i niewygodę. Króla jednak, po wpadnięciu do środka, oślepia światło.

Czytaj także: Szukasz męża? Nie szukaj „bratniej duszy”
Po chwili dostrzega, że kilka kroków dalej zaczyna się inny wymiar, świat jeszcze piękniejszy, jeszcze wspanialszy niż jego ukochane królestwo, które płonie za drewnianymi drzwiami. Widzi pięknych, dostojnych Królów i Królowe, widzi, jak najlepsze owoce i najprzedniejsze trunki podaje wspaniały Aslan karłom, im jednak zdaje się, że jedzą siano i zgniłą kapustę. Nakładają się dwie rzeczywistości. „(…) Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli” (Mt 13,14-15).



Prawdziwy Gość
Wiem, że nie tylko w moim odczuciu, ceremonia naszych zaślubin była takim czasem. Choć nie wszyscy tego doświadczyli. My namacalnie odczuwaliśmy Ducha – jak wylewał radość, jedność, pojednanie na nas i nasze rodziny.

To był jeden z tych nielicznych dni, gdy Jego obecność była dla mnie tak niezaprzeczalnie odczuwalna, jakby stał obok i Duchem i Ciałem. Jakby przyszedł jak jeden z naszych gości, zaproszonych na uroczystość. Zajął swoje miejsce w ławce kościelnej i obiecuję Wam, że był przez cały czas uśmiechnięty, rozradowany, i świetnie się bawił na weselu.

Czytaj także: Jak tam po ślubie?


To nie magia
Sakrament jednak to nie magia, a przysięga przed Bogiem, i nie gwarantuje bajkowego „długo i szczęśliwie”. Nawet wtedy, gdy przysięgamy przed Nim, On zostawia nam wolną wolę i stety-niestety, mamy prawo zaprzepaścić nawet największe łaski.

Potrzeba czegoś więcej niż słów. Potrzeba otwartości, wiary, chęci współpracy. Nadziei, zaufania. Szczerego serca. Cóż, tego wszystkiego, o czym już po raz kolejny (nuda…) słuchamy w standardowym pakiecie czytań ślubnych – w liście o miłości do Koryntian („słuchać będziecie, a nie zrozumiecie…”?).

Sam to się robi tylko bałagan. Relacje kształtujemy my. Z łaską jest nam łatwiej, ale to wciąż my jesteśmy odpowiedzialni za to, by codziennie, długoterminowo zdobywać się na te wszystkie heroiczne czyny – przeprosiny, mimo że wiemy, że mamy rację, wybaczenie, mimo że to nas skrzywdzono, czy pamiętanie o drobnych gestach miłości i miłych niespodziankach.

Mimo że sam nie miał żony, św. Ignacy jakby pisał o nas, małżonkach: „Tak Bogu ufaj, jakby całe powodzenie spraw zależało tylko od Boga, a nie od ciebie; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał to wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła”.



Najpierw belka, potem drzazga
Jeśli rzeczywiście są tacy, co biorą ślub w kościele tylko po to, by zaprezentować się w białej sukni – cóż, wiele tracą. Jednak nawet wtedy, gdy nam wydaje się to szczytem hipokryzji – nie mamy prawa do ocen. Gdy panna młoda ma ciążowy brzuch. Gdy para już od wielu lat ze sobą mieszka. Gdy sami przyznają, że skłoniła ich tylko tradycja albo upierdliwa teściowa. Nawet wtedy, nie mamy bladego pojęcia, jak patrzy na nich Bóg.

Są w końcu w Jego domu, więc może siedzi gdzieś w ostatniej ławce, przez nikogo niezauważony i wszystkiemu się przygląda. I to On, a nie my, zna myśli ich serc. To On będzie ich Sędzią. Tak samo jak i naszym. Może właśnie siedzi w tej ławce obok nas, i słyszy małostkowe, powierzchowne wyroki. To On przenika skryte motywacje, zna historie i intencje.

Nie wiemy, czy mądry ksiądz głoszący kazanie ślubne, nie otworzy szerzej słuchających go serc, na ten drugi, niewidzialny wymiar. Może wybrali to miejsce, tę przysięgę, bo jest w nich wielkie pragnienie Boga, choćby głęboko ukryte w pragnieniu piękna, a przynajmniej pięknego tła do zdjęć.

...

Istotnie dla samej ceremonii wysilek bez sensu. Dopiero gdy uswiadomimy sobie sens nadprzyrodzony, sakramentalny to inaczej patrzymy. W ogole cale zycie! Bez swiadomosci Boga to jest tylkl udreka bez sensu! Dopiero gdy rozumiemy ze kazde cierpienie ma sens chce sie zyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:49, 18 Sty 2018    Temat postu:

Szukasz pomysłu na randkę? To prostsze niż myślisz
Katarzyna Skrzypek | 18/01/2018

Pexels | CC0
Udostępnij Komentuj
Nie ma jednego przepisu na idealną randkę, bo ile związków – tyle historii, ile osób – tyle upodobań. Dlatego nie podam gotowej recepty na udany czas we dwoje. Ale znajdziecie tu kilka pomysłów.

Niedawno dwie osoby zwróciły się do mnie z pytaniem o radę, gdzie mogą zabrać swoją połówkę na randkę. Jedną z nich była moja przyjaciółka, będąca z chłopakiem kilka miesięcy. Drugą znajomy, który od ponad 10 lat jest żonaty. Jak widać, temat jest uniwersalny, bo każdy z nas głowi się, jak uszczęśliwić osobę, którą kocha.

Oczywiście, nie ma jednego przepisu na idealną randkę, bo ile związków – tyle historii, ile osób – tyle upodobań. Dlatego poniżej nie podam gotowej recepty na udany czas we dwoje. Znajdziecie tu kilka pomysłów. Mam nadzieję, że któryś Was zainspiruje!



Zabierz mnie do…
… teatru/kina/muzeum/na koncert. Pamiętajcie tylko, by wybierając spektakl, film, wystawę, koncert, kierować się także (a może głównie?) gustem osoby, którą zapraszacie.

Nie wyobrażasz sobie wyjścia do kina, bez krwawych scen rodem z Tarantino, ale Twoja dziewczyna woli przesłodzone komedie, których zakończenie znasz po 5 min filmu? A może Twój chłopak uwielbia ckliwe ballady, a Ty kochasz punk rocka? Zagryź zęby i wybierz coś dla ukochanego/ej. Albo! Zaplanuj dwa wyjścia – dzisiaj coś dla niej. Za dwa tygodnie – dla niego. Brzmi dobrze, prawda?

Czytaj także: Pierwsza randka – o czym rozmawiać?


Zostańcie na jeden wieczór szefami kuchni
Większość osób, którym zadałam pytanie, z czym kojarzy im się randka, odpowiedziała: z romantyczną kolacją. Obowiązkowo w restauracji z wyższej półki, z winem i świecami. A jeśli to nuda? Może i tak, ale jeśli tyle osób wybiera kolację na randkę, to… jednak coś za tym stoi.

A gdyby tak, zamiast gotować w domu, stresując się myślą, że nasza druga połówka krzywo kroi cebulę/patrzy nam na ręce/mięso przypiekło się w piekarniku/jest już późno, a jeszcze trzeba posprzątać… gdyby w zamian pójść do restauracji i tam coś ugotować?

To proste! Coraz więcej restauracji organizuje jednorazowe kursy, odkrywając przed uczestnikami kilka tajników przygotowywanych przez nich pyszności! Wspólny kurs sushi brzmi dużo ciekawiej niż dziesiąta kolacja w tym samym miejscu, prawda? Chyba że planujecie zabrać swoją połówkę do knajpki, w której dawno temu odbyła się Wasza pierwsza randka i będzie to dla Was podróż sentymentalna.

Czytaj także: Randki małżeńskie? Zdecydowanie tak!


Zaskocz mnie!
Przyznacie, że powyższe propozycje nie były specjalnie szokujące czy niespotykane. Z pomysłów na randkę, jako pierwsze przychodzą nam na myśl: kino i kolacja. I nie ma w tym nic złego, to zawsze dobry pomysł na wyjście.

Ale gdyby tak przełamać ten schemat? I umówić się np. na masaż dla pary? Godzina odprężenia każdemu się przyda, a wspólne SPA z pewnością dobrze nastawi Was na resztę wieczoru. Z niebanalnych pomysłów proponuję też wyjście do escape roomu – można dobrać jego tematykę do Waszych zainteresowań, a godzinne wyzwanie wydostania się z pokoju przemieni każdego sceptyka w zdeterminowanego łamacza szyfrów (sprawdzone!). A może zabierzesz swoją sympatię do parku trampolin dla dorosłych?



Teach us, master!
Wszelkie warsztaty to zdecydowanie dobry pomysł na randkę! Dlaczego? Robienie czegoś nowego we dwoje jest doskonałą okazją, by bliżej się poznać, zdobyć nowe umiejętności, odkryć skrywane (nawet przed samym/ą sobą) talenty i przekroczyć własne granice i strach.

Poza tym robienie zupełnie nowych rzeczy może dać Wam wiele frajdy! Zajęcia z garncarstwa, lekcja tenisa, nauka salsy… Jeśli nie jesteście przekonani, czy oboje to polubicie i boicie się zapisać od razu na roczny kurs tańca, możecie znaleźć imprezy taneczne, które poprzedza nauka kilku kroków. Kto wie, może nieśmiałe podrygiwanie przy muzyce, zmieni się dla Was w przetańczoną noc?

Czytaj także: Pierwsza randka. 9 kwestii, które warto na niej omówić


Na dwór lub na pole
Potrzebujecie endorfin? Aktywności na świeżym powietrzu ich Wam dostarczą. Wycieczka rowerowa za miasto i piknik? Spływ kajakowy we dwoje? Podziwianie gwiazd na spacerze? Wstanie nad ranem, by zobaczyć wschód słońca? Łyżwy lub wypad na narty? Wizyta w zoo? Bomba!

Możecie też przedłużyć randkę i zaplanować krótką podróż – wyskoczyć poza miasto na weekend i zapomnieć na chwilę o wszystkich troskach i zmartwieniach.



Domowo i zacisznie
Jeśli jesteście zmęczeni pracą i szukacie chwili spokoju dla siebie w domowym zaciszu lub po prostu męczą Was ciągłe wyjścia na miasto, możecie zorganizować wspaniały wieczór u siebie. Może zamiast iść do winiarni, zrobicie degustację dobrych win w domu? A w miejsce krzyczenia w tłumie na imprezie karaoke, wybierzecie ulubione piosenki i pośpiewacie je razem u siebie na kanapie? Jeśli któreś z Was gra na instrumencie, to dodatkowy atut!

Planując randkę, możesz obrać dwie drogi: wsłuchać się w upodobania i potrzeby drugiej osoby, pomyśleć, co najbardziej ją ucieszy lub zorganizować coś niespodziewanego i nie bać się jej zaskoczyć. Jeśli non stop jesteście w biegu, wybierz coś, co będzie dla Was obojga relaksujące. Jeśli najczęściej siedzicie w domu i macie już trochę tego dość, zaplanuj coś, co przełamie rutynę.

Najważniejsze jest to, by spędzić czas we dwoje. Wyłączcie na ten czas telefony i w 100% bądźcie z drugą osobą. Niech nic Was nie rozprasza. Przegadajcie to, co trzeba i wytańczcie to, co powinniście. Poznajcie lepiej swoją połówkę lub zachwyćcie się nią na nowo!

...

Chodzi o to po prostu aby wspomnienia byly piekne. To jest ocena tego czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:41, 25 Sty 2018    Temat postu:

9 pomysłów, jak możesz go w tym wesprzeć
Marlena Bessman-Paliwoda | 25/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 1 Komentuj 0
Mężczyzna ojcem się nie rodzi. On się nim staje. Może tej roli na pierwszy rzut oka nie widać, ale w tym „stawaniu się tatą” Ty, jako żona, masz wielki wpływ. I tu zagadka: co możesz zrobić, aby mąż był po prostu fajnym tatą?

Jak wspierać ojcostwo męża?
Gdzie nie czytam o ojcostwie, tam głównie dowiaduję się o kryzysie ojcostwa i męskości. Tylko że ja nigdy wcześniej nie widziałam tylu świadomych ojców, jak teraz. Sama doświadczam w życiu rodzinnym tego, że bycie tatą może być dla mężczyzny karierą, radością i dobrą zabawą, nie zaś obowiązkiem i przerywnikiem między połowami meczu.

Jako mamie zależy mi na tym, aby moje maluchy miały szczęśliwy dom. Cała masa rzeczy pod tym hasłem się kryje, jednak coraz częściej uświadamiam sobie, że obecność taty jest dla dziecka (ba! mamy i żony też!) konieczna. Drogie Panie! My-mamy-MOC-w-tym-temacie! Czas ją tylko wykorzystać!

Mój Luby jest na ten czas tatą dwóch synów. Doskonale pamiętam początki i gdybanie: „jakim-tatą-będę?” i „jakim-tatą-chcę-być?”. Jako dziewczynę, która ojcostwo w swoim życiu musiała przepracować, bo go nie doświadczyła, te zdania bardzo mnie poruszały.

Czytaj także: Czy ojcostwo zmienia coś w życiu mężczyzny?


Dobre słowo, docenienie
Nie znam człowieka, który nie lubi, jak się docenia jego działania, a może…? Nie, nie. Nie znam i już! Dla mężczyzny jest to szczególnie ważne. Badania pokazują, że docenianie to jeden z większych motywatorów.

Zgodne to jest ze zdrowym rozsądkiem i praktyką życia, prawda? Dlatego doceniaj, doceniaj i…doceniaj. I teraz może myślisz: taaa, ale za co? Na początku może być trudno i szukać trzeba będzie jakby na siłę (pytanie, czy zauważasz wszystko, co można doceniać), ale z czasem nie nadążysz chwalić. Zacznij, a zobaczysz, że to działa!



Inspiruj, podpowiadaj
… ale w nienachalny sposób. W czasie rekolekcji online, które prowadziłam z Agnieszką Banaszek, napisało do mnie kilka kobiet, że ich mężowie nie czytają rozważań, a one by chciały… i już podrukowały, i stoją nad tymi biednymi facetami, a oni mówią NIE.

– Marlena, co robić?

Pojęcia nie mam! Mój mąż jednak podpowiedział, by nie mówiły za dużo, co ci mężowie mają robić. Odpisywałam wtedy: Wydrukuj, połóż w widocznym miejscu i powiedz, że coś tam czytałaś, coś tam jest do poczytania, jeśli chcesz… ale nie musisz… [i tyle!]. Tak bez ładu i składu, ale tak mu powiedz.

Tydzień później odpisywały, że działa! Jeden mąż to nawet pierwszy czytał niż żona, bo się wciągnął, część z kolei czytała razem.

Władczy ton nic nie da. Mężczyzna chce czuć, że nie jest przymuszany. Do tematu jednak! Inspiruj męża, opowiadając historie, które zasłyszałaś, i które są warte przekazania.

Czytaj także: Ojcostwo – pasja większa niż seks


Daj konkret
Podaruj bon na warsztaty lub inspirujące spotkanie. Mnie urzekły warsztaty, gdzie tata z synem (lub dziadek z wnukiem) mają przestrzeń do pracy z narzędziami. Czego mężczyznom trzeba więcej? Czas dla siebie, rozwijanie relacji plus konkretny produkt (np. ławka) na koniec.



Napisz list „dziękuję i doceniam”
Dla mnie, co napisane, to lepiej działające. Na tegoroczny Dzień Ojca wymyśliłam, aby poza laurkami, które z maluchami zrobimy dla taty, dorzucić coś od siebie.

Napiszę list, w którym podziękuję i docenię męża za to, jakim jest tatą. Pomyślałam, że w sumie on może nie wiedzieć, że uważam go za świetnego ojca. Za często dobre myśli kumulujemy [tylko] w głowie. Trzeba je wysyłać i mówić światu!

Czytaj także: Dariusz Kamys dla Aletei: Ojcostwo to najwyższa forma sztuki


Mów otwarcie o potrzebie uczestniczenia w życiu dzieci
Czyli tzw. kawa na ławę. Badania pokazują, że ojcowie są bardziej gotowi do zaangażowania w wychowanie dzieci, jeśli wiedzą, że może to mieć istotne znaczenie w ich życiu. Prosto i konkretnie trzeba powiedzieć: Jesteś potrzebny i ważny.



Chwal przy dzieciach
Mów dobrze o mężu przy dzieciach. Buduje to atmosferę przyjaźni w domu, ale także pośrednio pokazuje mężowi dobrą drogę. To tak jakbyś mówiła: To, co robisz, jest dobre.



Podrzuć wartościową książkę
Po narodzinach naszego Pierworodnego pierwszym prezentem dla męża była książka o ojcostwie „Siedem sekretów efektywnych ojców” Kena Canfielda. Właśnie zerknęłam do dedykacji… Napisałam w niej: „Mój Kochany! Jesteś pretendentem do tytułu «Taty Wspaniałego». Już teraz to widzę, a nawet widziałam wcześniej. Niech ta książka pomoże Ci w zobaczeniu tego, co ważne, a trudne do ujrzenia. Razem przejdziemy wszystko – kolki, pierwsze miłości naszych pociech, a potem ich «wyjście z domu». Razem. Twoja Żona i Mama Twoich Dzieci”.

Dziś widzę, że nadanie tytułu przed wydarzeniem zaprocentowało.



Włączcie sobie film
Oczywiście z historią ojcostwa w tle. Polecam szczególnie: „Życie jest piękne”, „Most” i „W pogoni za szczęściem”. Cytat z ostatniego filmu:

Ojciec i syn rzucają piłką do kosza. Najpierw syn, któremu się nie udaje trafić, potem ojciec:

– Pewnie będziesz tak dobry, jak ja. Czyli poniżej średniej. Przykro mi, ale to tak jest. Będziesz miał różne inne zdolności. Ale na to – spogląda na piłkę – trochę szkoda czasu.

– Jasne – chłopiec odrzuca piłkę zrezygnowany.

– Hej! Nie daj sobie nigdy wmówić, że czegoś nie dasz rady. Nawet mnie. Jasne?

Czytaj także: Chcesz być dojrzałym mężczyzną? Zostań tatą!


Pomysł bonusowy: Modlitwa za ojcostwo męża
Nie znam gotowej modlitwy, zresztą można spontanicznie, z serca powiedzieć kilka słów. Moja modlitwa często brzmi: Uwielbiam Cię, Panie, w ojcostwie mojego męża. W tym, jako ono wygląda i jak, z Twoją pomocą, może się rozwinąć.

Nie bój się, że swoją kobiecą wizją zniszczysz plan na właściwe, męskie ojcostwo. Nie rozumiem często męskiego świata, ale to wcale nie oznacza, że mam go szerokim łukiem omijać.

...

Trzeba sie wspierac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:27, 25 Sty 2018    Temat postu:

się biorą
Jason Craig | 25/01/2018

Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
To, co na temat relacji z teściową ma do powiedzenia psychologia, może Was nieco ukoić.

Związki teściowych i synowych należą do najtrudniejszych spośród wszystkich rodzinnych relacji. Zdarza się, że te dwie kobiety pozostają w bliskiej zażyłości, ale często bywa i tak, że sytuacja jest napięta, a kruchy rozejm trzeba renegocjować co parę miesięcy. Słowo „rozejm” przywodzi na myśl działania wojenne – i to prawda, niekiedy te związki to istna wojna podjazdowa.

Dlaczego tak się dzieje? Jeśli to wojna, gdzie jest jej powód? Z mojej perspektywy odpowiedź jest prosta: teściowa i synowa walczą o syna/męża.

Czytaj także: Magda Frączek: Już teraz ćwiczę, żeby kiedyś dać synowi wolność


Chłopcy potrzebują mam
Żeby to lepiej zrozumieć, musimy zwrócić uwagę na jedyną w swoim rodzaju więź między matką a synem. Jeśli chodzi o syna, badania dowodzą, że brak właściwych związków z matką sprawia, iż mężczyźni są bardziej gwałtowni i przejawiają też inne nieprawidłowości w zachowaniu.

Nie dotyczy to dziewcząt. (Dziewczęta i kobiety na ogół nie są tak agresywne fizycznie jak chłopcy i mężczyźni). O ile więc często podkreśla się rolę ojca w wychowaniu chłopców, jest na to odpowiedni czas, ale we wcześniejszych latach to więź z matką uczy chłopca tego, czego będzie potrzebował jako mężczyzna. Uczy się on miłości z jej spojrzenia i troski. Innymi słowy, mężczyzna wychowuje mężczyznę, ale my chcemy więcej – chcemy chrześcijańskich dżentelmenów, a delikatność w nich kształtują właśnie matki.

Przywiązanie do syna jest ze strony matki niezwykle silne w porównaniu do więzi z córką. Córka upodabnia się z wiekiem do matki, syn zaczyna się od niej różnić. Grawituje ku męskiemu towarzystwu – ku mężczyznom i przyjaciołom, chce stać się takim jak oni. W okresie dojrzewania zbliża się do ojca. Relacja z matką rozluźnia się więc, nawet jeśli tej więzi nie da się nigdy zerwać (pomyślcie o Jezusie, który „opuszcza” Matkę podczas swej publicznej służby w „sprawach Ojca”).

To nie znaczy, że chłopiec kocha matkę mniej lub wcale. Ale w pewnym momencie rozpoznaje tę relację jako związek mężczyzny i matki, nie chłopca i matki. Jest tu różnica.



Potrzeba oddzielenia
Więź z matką jest szczególna, ale chłopiec musi przeciąć „paski od fartucha”, inaczej ryzykuje pozostanie „maminsynkiem”. Dorosłych mężczyzn, niezdrowo przywiązanych do matek, nazywamy „maminsynkami” dlatego, że część procesu stawania się mężczyzną polega na oddzieleniu się spod matczynej kontroli. Jeśli nie dojdzie do odseparowania, zawsze pozostaje element chłopięcości.

To może być trudne dla matek, bo mają one dla swoich synów specjalne miejsce w sercu. Odkryto zresztą, że DNA syna pozostaje na zawsze w organizmie matki: w jej mózgu, sercu i i innych organach. „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy w swoim sercu”… Wiemy, że związek matki i syna jest niezwykle głęboki, ale to potwierdza, że syn pozostaje na zawsze – dosłownie – w sercu matki.

Powód, dla którego owa separacja jest niezbędna, to fakt, że mężczyzna pozostawia pierwiastek kobiecy, reprezentowany przez matkę, by zastąpić go pierwiastkiem kobiecym poprzez żonę. Małżeństwo wymaga całkowitego oddania, więc nie może on zachować chłopięcych uczuć dla matki, oddając się całkowicie swojej żonie. „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Mt 19:5).

Czytaj także: Syndrom pustego gniazda, czyli o konsekwencjach przecinania pępowiny


Po ślubie, czyli nowa, trudna prawda
Separacja ta jest trudna dla matek. Poczucie odrzucenia pojawia się jednak dopiero w chwili ślubu syna, kiedy ostatecznie i w pełni „zastępuje” matkę inna, najważniejsza miłość życia. W tym momencie związek między matką mężczyzny a jego narzeczoną ulega zmianie. To właśnie dlatego i właśnie wtedy pojawia się owo napięcie: matka, być może nieświadomie, obwinia nową żonę o własne poczucie odrzucenia, a jeśli nakłada się to na pewne wzorce z życia, zdrady innych mężczyzn, uczucia te dochodzą do głosu i prowadzą do nierozsądnego na pozór gniewu wobec młodej pary.

Żona ze swej strony czuje niekiedy, że matka męża ma na niego zbyt duży wpływ, i może czuć rodzaj zazdrości czy zawodu – chce, by mąż należał do niej całym sercem! Problem rośnie, gdy syn w istocie jest nazbyt przywiązany do matki.

Pewnego dnia spotkaliśmy z żoną sąsiadkę i rozmawialiśmy z nią o niedawnym ślubie jej syna. „Naprawdę ją lubię”, powtarzała sąsiadka, „ale tak mi smutno”. Nie zapytaliśmy jej, co sądzi o synowej, tylko co u niej słychać. Było jej smutno, bo podczas ślubu uświadomiła sobie, że została „zastąpiona” na stanowisku najważniejszej kobiety w życiu syna. I oczywiście miała wobec synowej mieszane uczucia. Dlatego właśnie zapewniała nas, że ją lubi, nawet jeśli to przez nią „tak właśnie się czuła”.

Inne znajome małżeństwo opisywało ten stan takimi słowami: „Przed ślubem byłyśmy [synowa i teściowa] najlepszymi przyjaciółkami. Ale po ślubie – dosłownie tego samego dnia – wszystko jak gdyby się zmieniło i teraz mamy same kłopoty. Nie wiem, co się stało!”.



Pogodzić się z rzeczywistością
Co możemy zrobić? Cóż, jak wszyscy wiecie, napięcia w rodzinie i rany, które sobie wzajemnie zadajemy, to trudny temat, ale najlepszy sposób na złagodzenie możliwych zadrażnień (czy jesteśmy synowymi, synami czy matkami) to pogodzenie się z prawdą i prośba o łaskę.

Matki muszą przyjąć do wiadomości, że ich synowie są mężczyznami i mężami, czyli w pewnym sensie poddać się ich autorytetowi i nie próbować nawet wpływać na ich wybory i decyzje. Nie mają już nad synami władzy. Ten czas minął, syn jest już dorosły. Matce nie wolno mówić źle o synowej, by odnowić więź z synem, ani nie może ona manipulować jego poczuciem winy, by zbliżyć się do niego ponownie lub skłonić do działania po jej myśli.

Synowie powinni trzymać się swoich żon i nie wzmagać napięcia przez omawianie z matkami spraw, o których nie rozmawiają z żonami, nie powinni prosić matek o radę czy aprobatę, jak robili to w dzieciństwie. Powinni szanować swoje matki i czcić je w zgodzie z przykazaniami – i robić to jak mężczyźni. Muszą całkowicie i w pełni oddać się swoim żonom.

Żony także powinny szanować swoje teściowe, okazując im cześć i wdzięczność za dar, jakim jest mąż. Powinny traktować je jak mentorki, a w najlepszym razie zaprzyjaźnić się z nimi i jednoczyć we wspólnej miłości. O ile pewne napięcia zawsze mogą się pojawiać, synowa weszła do rodziny i szacunek jest tu istotną rzeczą. Jeśli matka niezdolna jest do takiej relacji i „nie puszcza” syna, żona powinna ufać mężowi, by napięcie nie osłabiło małżeńskiej jedności.

Wiemy, że zgodnie z wolą Bożą mężczyźni i kobiety łączą się w świętym związku małżeńskim. Wiemy, że owocem tego związku są dzieci i że wszystkie te relacje są dobre, i mogą być święte i życiodajne. Nawet jeśli rzeczywiście bywają napięte i trudne, myślę, że potencjalne przeszkody mogą stać się okazją do bliskości i większej miłości, jeśli pozwolimy, by prowadziła nas prawda i łaska.

Czytaj także: List młodej mamy do teściowej
Czytaj także: Ty też kiedyś będziesz teściową!
Czytaj także: Twój mąż i Twoja matka się nie dogadują? Podpowiadamy, jak rozwiązać konflikt
Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia
...

Trzeba wszelkie relacje brac pod uwage.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy