Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Jaśminy na Placu Tiananmen !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:13, 16 Mar 2015    Temat postu:

NGO: w ub. r. w Chinach zatrzymano tysiąc obrońców praw człowieka

Prawie tysiąc obrońców praw człowieka zatrzymano w ubiegłym roku w Chinach - poinformowała w poniedziałek organizacja pozarządowa. Oskarżyła prezydenta Xi Jinpinga o to, że doprowadził do najgorszej sytuacji w kwestii praw człowieka od 20 lat.

Mająca siedzibę za granicą organizacja China Human Rights Defenders (CHRD) wymieniła nazwiska 955 aktywistów, którzy w 2014 roku zostali pozbawiani wolności. To tyle, ile łącznie w ciągu poprzednich dwóch lat.

- Od objęcia stanowiska przez prezydenta Xi dwa lata temu władze bezlitośnie i brutalnie atakują podstawowe wolności, coraz bardziej dławiąc przestrzeń przeznaczoną dla społeczeństwa obywatelskiego i biorąc na celownik obrońców praw człowieka - podkreśliła CHRD.

"Działacze, adwokaci, dziennikarze i liberalni intelektualiści są zatrzymywani, umieszczani w aresztach domowych. Pozbawia ich się możliwości wyrażania poglądów lub zmusza do wyjazdu za granicę" - napisała organizacja, zaznaczając, że taką skalę represji odnotowano po raz ostatni w połowie lat 90., po krwawym zdławieniu prodemokratycznych demonstracji na pekińskim placu Tiananmen.

Ostatnio, przed Międzynawowym Dniem Kobiet, chińskie władze zatrzymały za "wzniecanie niepokojów" pięć działaczek feministycznych, które planowały zorganizować demonstracje przeciwko molestowaniu seksualnemu w komunikacji miejskiej.

Od dojścia do władzy Xi organizacje pozarządowe i eksperci krytykują zaostrzenie represji wobec osób krytykujących reżim. Chodzi nie tylko o aktywistów, ale także blogerów w czasie gdy w Państwie Środka nasila się też cenzura internetu i mikroblogów.

"W drugiej połowie roku represje okazały się jeszcze ostrzejsze niż w pierwszej" - ubolewa CHRD, oskarżając prezydenta o powrót do epoki maoizmu.

Siły bezpieczeństwa zatrzymały ponad 200 aktywistów, adwokatów i dziennikarzy w tygodniach poprzedzających obchody 25. rocznicy wydarzeń z Tiananmen, a także jesienią, gdy w Hongkongu trwały prodemokratyczne demonstracje.

Wśród zatrzymanych w ubiegłym roku było wielu adwokatów specjalizujących się w prawach człowieka. "Tym, którzy domagają się szanowania ich podstawowych praw lub sprzeciwiają się systemowi represji grożą m.in. tortury, arbitralne zatrzymania, wymuszone zaginięcia, zastraszanie i znęcanie się" - wymienia CHRD.

...

Kraj zbojecki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:14, 16 Mar 2015    Temat postu:

NGO: w ub. r. w Chinach zatrzymano tysiąc obrońców praw człowieka

Prawie tysiąc obrońców praw człowieka zatrzymano w ubiegłym roku w Chinach - poinformowała w poniedziałek organizacja pozarządowa. Oskarżyła prezydenta Xi Jinpinga o to, że doprowadził do najgorszej sytuacji w kwestii praw człowieka od 20 lat.

Mająca siedzibę za granicą organizacja China Human Rights Defenders (CHRD) wymieniła nazwiska 955 aktywistów, którzy w 2014 roku zostali pozbawiani wolności. To tyle, ile łącznie w ciągu poprzednich dwóch lat.

- Od objęcia stanowiska przez prezydenta Xi dwa lata temu władze bezlitośnie i brutalnie atakują podstawowe wolności, coraz bardziej dławiąc przestrzeń przeznaczoną dla społeczeństwa obywatelskiego i biorąc na celownik obrońców praw człowieka - podkreśliła CHRD.

"Działacze, adwokaci, dziennikarze i liberalni intelektualiści są zatrzymywani, umieszczani w aresztach domowych. Pozbawia ich się możliwości wyrażania poglądów lub zmusza do wyjazdu za granicę" - napisała organizacja, zaznaczając, że taką skalę represji odnotowano po raz ostatni w połowie lat 90., po krwawym zdławieniu prodemokratycznych demonstracji na pekińskim placu Tiananmen.

Ostatnio, przed Międzynawowym Dniem Kobiet, chińskie władze zatrzymały za "wzniecanie niepokojów" pięć działaczek feministycznych, które planowały zorganizować demonstracje przeciwko molestowaniu seksualnemu w komunikacji miejskiej.

Od dojścia do władzy Xi organizacje pozarządowe i eksperci krytykują zaostrzenie represji wobec osób krytykujących reżim. Chodzi nie tylko o aktywistów, ale także blogerów w czasie gdy w Państwie Środka nasila się też cenzura internetu i mikroblogów.

"W drugiej połowie roku represje okazały się jeszcze ostrzejsze niż w pierwszej" - ubolewa CHRD, oskarżając prezydenta o powrót do epoki maoizmu.

Siły bezpieczeństwa zatrzymały ponad 200 aktywistów, adwokatów i dziennikarzy w tygodniach poprzedzających obchody 25. rocznicy wydarzeń z Tiananmen, a także jesienią, gdy w Hongkongu trwały prodemokratyczne demonstracje.

Wśród zatrzymanych w ubiegłym roku było wielu adwokatów specjalizujących się w prawach człowieka. "Tym, którzy domagają się szanowania ich podstawowych praw lub sprzeciwiają się systemowi represji grożą m.in. tortury, arbitralne zatrzymania, wymuszone zaginięcia, zastraszanie i znęcanie się" - wymienia CHRD.

...

Kraj zbojecki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:06, 17 Kwi 2015    Temat postu:

Chińska dziennikarka skazana na 7 lat więzienia za zdradę tajemnic państwa
17 kwietnia 2015, 04:55
Znana chińska dziennikarka Gao Yu, oskarżona o przekazanie zagranicznym mediom wewnętrznego dokumentu Komunistycznej Partii Chin, została skazana przez sąd w Pekinie na siedem lat więzienia. O jej uwolnienie apelowały m.in. Stany Zjednoczone.

71-letnia Gao Yu nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów. Adwokat dziennikarki Mo Shaoping powiedział, że uznano ją za winną przekazania zagranicznemu portalowi strategicznego dokumentu, w którym opowiedziano się za drastycznym ograniczeniem w Chinach szerzenia się demokracji w stylu zachodnim, uniwersalnych wartości, społeczeństwa obywatelskiego czy wolności prasy.

Dziennikarka pisała na tematy polityczne, gospodarcze czy społeczne dla mediów w Hongkongu, a także innych za granicą.

Była zastępczyni redaktora naczelnego magazynu "Economics Weekly" została aresztowana pod koniec kwietnia 2014 roku na fali zatrzymań działaczy praw człowieka przed zbliżającą się 25. rocznicą krwawego stłumienia protestów na placu Tiananmen.

Eksperci zwracają uwagę, że wyrok dla Gao Yu najwyraźniej potwierdza autentyczność dokumentu, który wyciekł do mediów, i został w 2013 roku opublikowany w hongkońskim czasopiśmie. Nigdy jednak nie stał się przedmiotem otwartej dyskusji z udziałem Partii Komunistycznej.

Ponad 20 lat temu dziennikarka odsiadywała już wyrok więzienia z zarzutu dotyczącego tajemnic państwowych.

W ubiegłym miesiącu, w czasie sesji Rady Praw Człowieka w Genewie, USA wezwały Chiny do uwolnienia Gao Yu.

...

Komuna musi dręczyć ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:33, 04 Maj 2015    Temat postu:

Chiny: prezydent Xi spotkał się z szefem tajwańskiego Kuomintangu

Prezydent Chin Xi Jinping spotkał się w Pekinie z przywódcą rządzącej na Tajwanie Partii Nacjonalistycznej (Kuomintang) Erikiem Chu. Xi zaproponował "rozmowy na równych prawach" w celu rozwiązania różnic na tle politycznym.
Było to pierwsze spotkanie na tym szczeblu od sześciu lat.

- Dwie strony mogą konsultować się ze sobą na równych prawach zgodnie z zasadą "jednych Chin" i osiągnąć rozsądne porozumienie - powiedział prezydent ChRL, cytowany przez agencję Xinhua. Zaznaczył, że "potrzebna jest odwaga, by stawić czoło politycznym rozbieżnościom i trudnościom (...) i aktywnie szukać rozwiązania".

Relacje między Chinami i Tajwanem znacznie się poprawiły od czasu objęcia władzy na wyspie przez prezydenta Ma Jing-cu w maju 2008 roku; zwiększył się ruch turystyczny i ożywiły się relacje handlowe i inwestycje po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej.

...

Ciekawe. Choć nie łudźmy się że komuna stała się dobra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:25, 28 Maj 2015    Temat postu:

Chiny: artysta zatrzymany za komiczną wersję zdjęcia prezydenta

Zamieszczanie w internecie treści, które mogą mieć wywrotowy - w mniemaniu chińskich władz - wydźwięk polityczny stało się bardziej niebezpieczne, odkąd władzę objął prezydent Xi rządzący twardszą ręką niż jego poprzednik - Materiały prasowe

Chiński artysta Dai Jianyong został we wtorek zatrzymany za zamieszczenie w internecie komicznej wersji zdjęcia prezydenta Xi Jinpinga - poinformowała dziś żona artysty Judy Zhu.

Dai zamieszcza w mediach społecznościowych różne fotografie, łącznie z własnymi, tym razem jednak pokazanie zdjęcia prezydenta Chin z wąsami i dziwną miną sprawiło, że został zatrzymany przez policję tuż koło swojego domu w Szanghaju.
REKLAMA


Agencji AP nie udało się uzyskać komentarza szanghajskiej policji. Żona artysty podkreśla, że nie miał on złych intencji. - To był po prostu żart. Nie uważam, żeby kryły się za tym jakieś polityczne intencje - powiedziała Zhu.

Zamieszczanie w internecie treści, które mogą mieć wywrotowy - w mniemaniu chińskich władz - wydźwięk polityczny stało się bardziej niebezpieczne, odkąd władzę objął prezydent Xi rządzący twardszą ręką niż jego poprzednik - komentuje AP.

- Ogólnie rzecz biorąc przestrzeń, w której może się swobodnie wyrażać społeczeństwo obywatelskie skurczyła się pod rządami Xi i dotyczy to również artystów - oceniła Frances Eve z organizacji Chińscy Obrońcy Praw Człowieka.

...

Komuna sie osmiesza. Za takie bzdury zatrzymywac...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:13, 03 Cze 2015    Temat postu:

Chiny 26 lat po masakrze na placu Tiananmen. Zakazana tragedia
Hanna Shen
3 czerwca 2015, 10:26
26 lat temu chińska armia krwawo rozprawiła się z protestującymi na placu Tiananmen w Pekinie studentami. Za brutalnym stłumieniem demonstracji opowiedzieli się twardogłowi politycy Komunistycznej Partii Chin, z ówczesnym przywódcą Państwa Środka Dengiem Xiaopingiem na czele. Ten potępił protesty jako antysocjalistyczne i podając Polskę jako przykład stwierdził, że "ustępstwa wiodą do dalszych ustępstw". O tym, jak dziś chińskie władze depczą pamięć o masakrze pisze z Tajwanu korespondentka Wirtualnej Polski Hanna Shen.

4 czerwca mija kolejna rocznica masakry na placu Tiananmen (Niebiańskiego Spokoju) w Pekinie. Dziś w Chinach nadal więzieni są uczestnicy tego protestu, a jakakolwiek publiczna debata na temat wydarzeń sprzed ponad dwóch dekad jest przez władzę tłumiona. Internet i podręczniki szkolne do historii na ten temat milczą. Rodziny i bliscy zabitych na placu Tianamam starają się, aby prawda ujrzała światło dzienne, a sprawcy zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Spotykają ich za to szykany i więzienie.

Kiedy 17 kwietnia 1989 r. na placu Niebiańskiego Spokoju rozpoczął się studencki wiec, nie przypuszczano, że jego koniec będzie tak tragiczny. Protestujący praktycznie nie wysuwali haseł bezpośrednio atakujących władzę Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Nie chcieli obalenia systemu komunistycznego. Domagali się jedynie jego reformy i walki z korupcją.

Polska jako "złowrogi" przykład

Transformacja w Europie Środkowej dawała Chińczykom jeszcze większe nadzieje na zmiany w ich kraju. Liczono na szybką śmierć faktycznego przywódcy ówczesnych Chin Denga Xiaopinga i na reformy. Tymczasem Deng przetrwał następne osiem lat.

Przez moment wydało się, że jest szansa na porozumienie, bo ówczesny sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin Zhao Ziyang był gotów do rozmów ze studentami. W partii wygrała jednak opcja siłowego rozwiązania sprawy, popierana przez najbardziej twardogłowych polityków - premiera Li Penga i Xiaopinga. Deng potępił protesty jako antysocjalistyczne i podając Polskę jako przykład stwierdził, że "ustępstwa wiodą do dalszych ustępstw".

Oglądaj też: Prodemokratyczne protesty w Hongkongu

O 2.00 w nocy 4 czerwca 1989 r. na plac Tiananmen wjechały czołgi i transportery opancerzone. Według oficjalnych danych rządu chińskiego podczas protestów zginęło 241 osób, w tym żołnierze, a siedem tysięcy osób zostało rannych. Organizacje praw człowieka szacują, że liczba zabitych mogła wynieść nawet 5-10 tys. Aresztowano ponad 2,5 tys. osób (w procesach politycznych wydano kilkanaście wyroków śmierci). Skłaniający się wcześniej do ustępstw wobec studentów Zhao Ziyang został zaraz po masakrze pozbawiony wszystkich stanowisk i osadzony w areszcie domowym, w którym przebywał aż do śmierci w 2005 roku.

Chai Ling, jedyna kobieta wśród przywódców demonstracji w 1989 roku, zapytana o to, dlaczego przyłączyła się do protestujących mówi, że chciała lepszych, czyli wolnych i sprawiedliwych Chin. - Od dziecka uczono nas, że mamy kochać nasz rząd, ale ten nie wykazywał żadnej troski o swoich obywateli. Wierzę, że pragnienie demokracji jest czymś naturalnym, że powinniśmy mieć zagwarantowane nasze podstawowe prawa i niezależność. Niestety, ten pierwotny odruch do bycia wolnym - do niezależnego kierowania własnym losem - został niemal zniszczony w Chińczykach - twierdzi Ling.

Niszczona pamięć

Cały czas w Chinach niszczona jest też jakakolwiek pamięć o masakrze na Tiananmen. Publiczna dyskusja o tych wydarzeniach jest zabroniona. Według komunistów w Pekinie "sterowanie opinią publiczną" i budowanie "harmonijnego społeczeństwa" wymaga prowadzenia ideologicznej kontroli sieci. Kierowany przez ministerstwo bezpieczeństwa publicznego system monitoringu sieci internetowej (tzw. Projekt Złota Tarcza) i czujni cenzorzy mają gwarantować, by młodzi ludzie próbujący w internecie znaleźć informacje na temat tragedii z 4 czerwca 1989 nie dowiedzieli się niczego.

Co roku, gdy zbliża się rocznica 4 czerwca, rodziny ofiar poddawane są ścisłej kontroli. Aby w tym okresie nie doszło do żadnych uroczystości upamiętniających masakrę, wysyła się je na przymusowe "wakacje" poza Pekin albo na kilka dni zamyka w areszcie domowym. Taki los spotyka na przykład prof. Ding Zilin. Jej 17-letni syn Jiang Jielan został zastrzelony nad ranem 4 czerwca, gdy krzyczał do maszerujących wojsk: "Nie używajcie siły wobec obywateli".

Prof. Ding, kiedyś członkini partii komunistycznej, to dziś symbol walki o pamięć o masakrze i jej ofiarach. Po stracie dziecka najpierw próbowała popełnić samobójstwo. Zaczęła jednak spotykać się z rodzicami innych ofiar masakry. Tak odnalazła sens swojego życia. Ding Zilin i jej mąż przygotowali listę ofiar, aby upamiętnić zmarłych i zaginionych, a także pomóc rodzicom pogodzić się ze stratą. Na wieść o tym, że niektórzy rodzice zostali pozbawieni podstawowych środków do życia tylko za stwierdzenie, że ich dziecko zaginęło na placu Niebiańskiego Spokoju, prof. Ding próbowała zebrać pieniądze wśród Chińczyków mieszkających za granicą. Władze oskarżyły ją o przemyt i trafiła do więzienia.

Matki Tiananmen

Nie poddała się. Założyła stowarzyszenie rodzin ofiar zwane "Matki Tiananmen", które wzywa komunistyczny rząd Chin, aby pozwolił rodzinom upamiętnić zamordowanych. Organizacja ta chce, aby rodziny ofiar mogły otrzymywać pomoc z zagranicy. "Matki Tiananmen" domagają się także zwolnienia tych, którzy uczestniczyli w protestach w 1989 r., a są nadal więzieni, oraz rozpoczęcia dochodzenia w sprawie masakry z 4 czerwca i ukarania osób odpowiedzialnych za zbrodnię.

30 marca 2008 r. grupa pisarzy i naukowców z Pekinu została aresztowana przez służbę bezpieczeństwa po opublikowaniu artykułów na stronie internetowej "Matek Tiananmen". Wyrażali w nich poparcie dla postulatów organizacji. Zatrzymany wtedy chiński pisarz i laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 2010 r. Liu Xiaobo do dziś przebywa w więzieniu za "uprawianie działalności wywrotowej i podżeganie do obalenia ustroju państwowego".

Dziś, 26 lat po masakrze na placu Tiananmen, o jej ofiary upomina się młode pokolenie Chińczyków. Ostatnio grupa 11 chińskich studentów przebywających na uczelniach w USA , Wielkiej Brytanii i Australii wystosowała list to władz w Pekinie, ale przede wszystkim do swoich rówieśników w kraju. Przez moment list dostępny był nawet na stronach wydawanego przez KPCh dziennika "Global Times". Został zdjęty po interwencji cenzury. Autorzy listu wyrażają pragnienie, że "kiedyś w niedalekiej przyszłości" prawda na temat wydarzeń 4 czerwca 1989 roku ujrzy światło dziennie i ukarane zostaną osoby odpowiedzialne za masakrę.

Młodzi Chińczycy piszą że marzą o tym aby żyć "w kraju wolnym od strachu, gdzie historia jest przywrócona i gdzie dokonuje się sprawiedliwość".

Bez przeszłości, nie ma przyszłości

Gu Yi, jeden z twórców listu, zapytany przez dziennikarkę "China Real Time", dodatku gazety "Wall Street Journal" poświęconego Chinom, dlaczego zdecydował się wziąć udział w tej inicjatywie, odpowiedział, że był to jego moralny obowiązek jako obywatela Chin.

- Wielu studentów, którzy po prostu spokojnie maszerowali i protestowali w Pekinie, zostało brutalnie zabitych w 1989 roku, a ta historia została przed nami ukryta. (…) Niektórych z nich uwięziono. Bliskim zabroniono publicznie opłakiwać straconych. Uważam wiec, że my, studenci przebywający za granicą i mający pełny dostęp do zablokowanych w Chinach informacji, dokumentów i sprawozdań, mamy obowiązek ujawnić tę historię naszym rodakom w kraju - powiedział Gu Yi.

Mieszkająca dziś w Stanach Zjednoczonych Chai Ling z pewnością zgodziłaby się ze swoim młodszym rodakiem. Uważa ona, że mimo iż dzisiejsze Chiny są inne, to nie będą w stanie pójść naprzód, jeśli nie stawią czoła temu, co stało się w czerwcu 1989 r. - Komunistyczne władze chińskie dokonały zbrodni, ale szansa na społeczne pojednanie jest, jeśli tylko okażą skruchę - twierdzi Chai.

...

To nie koniec. W Polsce po 56 tez od razu komuna nie padla. Wtedy wywalczyli znaczne zlagodzenie. Rezim teraz a wtedy to nie ma porownania. Beda nastepne wybuchy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:06, 04 Cze 2015    Temat postu:

Chiny: starcia rodzin ofiar katastrofy promu z policją
4 czerwca 2015, 06:35
Na rzece Jangcy trwają poszukiwania osób zaginionych w poniedziałkowej katastrofie chińskiego promu pasażerskiego. Nocą, w pobliżu miejsca zatonięcia wycieczkowca, doszło do starć między rodzinami ofiar a policją.

Członkowie rodzin pasażerów promu nocą zorganizowali marsz w pobliże miejsca, gdzie spoczywa wrak "Gwiazdy Wschodu". Teren ten jest chroniony przez policję. Około 80 osób przerwało policyjny kordon.

Ponad dwie doby od katastrofy, rodziny pasażerów skarżą się na całkowity brak oficjalnych informacji ze strony władz. "Nie chodzi o to co my robimy. Na promie są moi rodzice. Tak wiele osób czeka na informacje o swoich bliskich. Reakcja władz jest apatyczna" - mówi 40-letni Cao Feng, przedsiębiorca z Nankinu.

Zatonięcie promu "Gwiazda wschodu", na pokładzie którego znajdowało się ponad 450 osób, to największa tego typu katastrofa w Chinach od prawie 70 lat. Cenzura ściśle kontroluje informacje dotyczące tragedii w mediach, także społecznościowych. Nocą policja obiecała krewnym pasażerów możliwość odwiedzin miejsca katastrofy za dnia. Z katastrofy uratowało się zaledwie 14 osób, w tym kapitan.

...

Sytuacja w Chinach jest wybuchowa. Rezim dusi ludzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:33, 04 Cze 2015    Temat postu:

Rosja: sąd odroczył rozpatrzenie apelacji zabójców Politkowskiej


Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej odroczył do 24 czerwca rozpatrzenie skargi apelacyjnej skazanych w czerwcu 2014 r. w procesie o zabójstwo dziennikarki niezależnej "Nowej Gaziety" Anny Politkowskiej. Decyzję uzasadnił chorobą jednego z adwokatów.

W czerwcu 2014 r. Moskiewski Sąd Miejski wymierzył karę dożywotniego pozbawienia wolności Łom-Alemu Gajtukajewowi i Rustamowi Machmudowowi, organizatorowi i bezpośredniemu sprawcy zabójstwa Politkowskiej. Innego z organizatorów morderstwa, byłego oficera milicji Siergieja Chadżikurbanowa sąd skazał na 20 lat kolonii karnej, a pomocników zabójcy, braci Rustama Machmudowa - Dżabraila i Ibrahima - na 14 i 12 lat łagru. Żaden z nich nie przyznał się do winy.
REKLAMA


Jeszcze jeden oskarżony w tej sprawie, były oficer milicji Dmitrij Pawluczenkow, który przyznał się do winy i zobowiązał do współpracy podczas śledztwa, zawierając stosowny układ z prokuraturą generalną, w grudniu 2012 r. został już skazany na 11 lat kolonii karnej. Sąd uznał go za współorganizatora zbrodni.

W dalszym ciągu jednak nie wykryto zleceniodawców zabójstwa Politkowskiej.

Anna Politkowska była nie tylko dziennikarką, ale także obrończynią praw człowieka, autorką książek o współczesnej Rosji, w tym o wojnie w Czeczenii i autorytarnej polityce Władimira Putina. Została zastrzelona 7 października 2006 r. na klatce schodowej swojego moskiewskiego domu, gdy czekała na windę.

...

Czy to sa winni?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:43, 05 Cze 2015    Temat postu:

Człowiek przeciw czołgom. Zdjęcie z Tiananmen
Mateusz Zimmerman
Dziennikarz Onetu

PAP/CAF-EPA / PAP

Czołg próbował minąć przechodnia, więc ten zrobił parę kroków w bok i znów stanął na jego drodze. Kim był samotny buntownik i czy przeżył, nie wiadomo do dziś. Dla świata był symbolem – komunistyczne Chiny wymazały go z pamięci.

Gdy rankiem nad placem Tiananmen podniosła się mgła, z okien Bejing Hotel było widać już tylko resztki miasteczka, które budowali demonstranci przez ostatnie parę tygodni. Minionej nocy chińska armia rozniosła je na gąsienicach. Rano na placu i w okolicach było widać dziesiątki czołgów oraz setki żołnierzy.
REKLAMA


Parę razy przy wejściu na plac próbowali się gromadzić ludzie, a wśród nich: zapewne wielu rodziców studentów, którzy uczestniczyli w krwawo stłumionym proteście. Dowódca oddziałów dawał im parę sekund na rozejście się. Potem wojsko oddawało salwę w tłum – również w plecy uciekających. Na pustej alei Changan (Wiecznego Spokoju) zostały w końcu tylko porzucone rowery i resztki wypalonych barykad. Ciała już pozbierano.

Zachodni dziennikarze z okien hotelu zobaczyli kolumnę czołgów, która – wyjechawszy z Tiananmen – sunęła aleją. Jeff Widener pomyślał, że to może być mocne zdjęcie – symbol "pokazu siły" Komunistycznej Partii Chin, która dopiero co odzyskała kontrolę nad pogrążonym w strachu Pekinem.

Widener wyszedł na balkon, podniósł aparat do oka i dopiero wtedy zobaczył TEGO człowieka. "W pierwszej chwili pomyślałem: cholera, facet psuje mi ujęcie" – opowiadał potem Widener. Olśniło go dopiero po paru sekundach, kiedy czołgi zaczęły zwalniać.

Była pewna, że czołg za moment go zmiażdży

Kim był nieznany przechodzień, nie wiemy do dzisiaj. Ciemne spodnie, biała koszula. W rękach dwie siatki – pewnie z porannymi zakupami. Tyle można zobaczyć na zdjęciach i materiale wideo.

Pierwszy czołg zatrzymuje się może parę metrów przed przechodniem. Wtedy człowiek zaczyna wymachiwać siatkami. Coś krzyczy. Po paru sekundach czołg próbuje go wyminąć – ale nieznany przechodzień robi kilka kroków w lewo i znów zastępuje mu drogę. I tak kilka razy.

Potem wdrapuje się na czołg. Zaczyna coś wrzeszczeć przez włazy do załogi pancernego kolosa. Ktoś wychyla się z wieżyczki – z daleka widać wymianę zdań. Cywil zeskakuje z pancerza, odchodzi na bok. Wydaje się, że pojazdy mają wolną drogę. Pierwszy czołg rusza.
Wyszedł na balkon, podniósł aparat do oka i dopiero wtedy zobaczył TEGO człowieka. "W pierwszej chwili pomyślałem: cholera, facet psuje mi ujęcie" – opowiadał potem Widener. Olśniło go dopiero po paru sekundach, kiedy czołgi zaczęły zwalniać. Kim był nieznany przechodzień, nie wiemy do dzisiaj. Ciemne spodnie, biała koszula. W rękach dwie siatki – pewnie z porannymi zakupami. Tyle można zobaczyć na zdjęciach i materiale wideo

Człowiek w białej koszuli znów podbiega i staje przed nim. Podskakuje, macha rękami, jakby chciał pokazać: nie przejedziecie!

"Zaczęłam płakać. W ciągu minionych godzin słyszałam tyle strzałów i widziałam tyle trupów, że byłem pewna, że i jego ten czołg za moment zmiażdży. Łzy zalewały mi oczy, ale je wycierałam. Pomyślałam: muszę na to patrzeć" – opowiadała kanadyjska dziennikarka chińskiego pochodzenia Jan Wong, która poprzedniej nocy była naocznym świadkiem masakry na placu Tiananmen. Teraz patrzyła na jej nieoczekiwany epilog.

Demokratyczny karnawał posunął się za daleko

Protesty na pekińskim Tiananmen – największym na świecie miejskim placu - zaczęły się siedem tygodni wcześniej. Dojrzewały przez całą wcześniejszą dekadę.

Spuścizną epoki Mao Zedonga były dla Chin chaos i bieda, a także społeczeństwo sterroryzowane przez rewolucję kulturalną. Komunistyczna Partia Chin z oporem zgodziła się na reformy – z inicjatywy nowego przywódcy Deng Xiaopinga kraj otworzył się na prywatną własność w gospodarce, ograniczył biurokrację i zachęcał zagraniczny kapitał do inwestycji. Sukces przyszedł bardzo szybko, ale na nowych przedsiębiorstwach i owocach tego sukcesu uwłaszczała się przede wszystkim skorumpowana partyjna elita. Po paru latach skokowego wzrostu Chiny stanęły w obliczu hiperinflacji i zastoju.

Młodzi ludzie zaczęli się domagać reform już nie gospodarczych, ale politycznych – co dla KPCh było nie do przyjęcia. Studenckie protesty w 1986 r. partia zdołała stłumić groźbą, ale jedynie odłożyła je w czasie. Deng Xiaoping lawirował między frakcjami reformatorów i twardogłowych, a w końcu pod naciskiem partyjnego betonu usunął sekretarza generalnego partii Hu Yaobanga, uważanego za orędownika zmian. Niebawem Hu umarł – na zawał serca podczas posiedzenia partii.

To był cios dla zwolenników reform. Choć partia zabroniła zorganizowanej żałoby, ludzie wyszli na ulice chińskich miast i wiosną 1989 roku kraj zawrzał. Największy protest rozpoczął się w połowie kwietnia na Tiananmen. Szybko do Pekinu zaczęli zjeżdżać ludzie z całego kraju, domagając się m.in. zniesienia cenzury i poszanowania praw obywatelskich.

Protest na Tiananmen nie był dla władz groźny tylko dlatego, że rozpoczęli go studenci – w pewnym momencie demokratyczny karnawał na ulicach stolicy ogarnął wszystkich: starych i młodych, dorosłych i dzieci, robotników, dziennikarzy i inteligencję. Nawet mundurowych. Amerykańscy dziennikarze obecni na miejscu wspominali, że "wyglądało to tak, jakby zmian chciał cały kraj – poza partią i armią".


Dla Denga jedność władzy i partii była święta. Po pięciu tygodniach protestów ogłosił stan wojenny i wysłał na Tiananmen twardogłowego premiera Li Penga. Ten był zszokowany, że studenci próbują z nim rozmawiać tak, jakby rzeczywiście byli dla komunistycznej władzy partnerami. "Posunęliście się za daleko!" – syknął im na odchodne.

Krew na ulicach i chrzęst gąsienic w ciemnościach

Do Pekinu ściągnięto wojsko. Za pierwszym razem ciężarówki utknęły w tłumie na ulicach stolicy i nieoczekiwanie demonstranci zyskali szansę, aby zbratać się z żołnierzami. Dla władz to był policzek.

Oddziały wycofano, jednocześnie ściągając inne – tym razem z całych Chin: czołgi, transportery, opancerzone, tysiące żołnierzy z bronią automatyczną i ostrą "koziołkującą" amunicją w magazynkach. Wkraczali do miasta pełnego cywilów i mieli strzelać tak, aby zabić.

Zaczęło się od masakry w pobliżu mostu Muxidi. Żołnierze strzelali w różnych kierunkach – we własnych oknach i na balkonach ginęli ludzie, którzy nie brali udziału w protestach. Celem pacyfikacji był oczywiście plac Tiananmen, ale czołgi i transportery przebijały się do niego powoli, bo na skrzyżowaniach ludność zdążyła ustawić barykady ze wszystkiego, co było pod ręką.

4 czerwca na samym placu długo było spokojnie. Po parotygodniowym, beznadziejnym proteście szeregi demonstrantów nieco się przerzedziły, ale i tak na placu koczowało 20-30 tysięcy ludzi. Nocą wojsko najpierw zaczęło strzelać amunicją smugową w powietrze. Dowódcy protestu zdołali wycofać z Tiananmen wielu demonstrantów, ale tysiące najwytrwalszych pozostało na placu – zamkniętym wkrótce z każdej strony przez żołnierzy i czołgi. Nad miastem unosił się płynący z megafonów głos spikera, który ostrzegał, że zamieszki przekształciły się w "kontrrewolucyjną rebelię".

Nad ranem zgaszono światła i wojsko wkroczyło na plac. W ciemnościach widać było tylko płomienie, a słychać – jedynie strzały i przerażający chrzęst gąsienic. Ostatnią grupę protestujących rozstrzelano w chaotycznej egzekucji. Nad placem zapadła w końcu cisza, za to walki toczyły się jeszcze przez parę godzin w innych częściach miasta. Rzecznik rządu odtrąbił po stłumieniu protestów: "Na Tiananmen nikt nie zginął".

Nie wiadomo do dziś, ile było ofiar masakry. Zastrzelonych chowano w pośpiechu w płytkich grobach, nic nie mówiąc ich rodzinom. Wojsko zabijało lekarzy, którzy w przepełnionych szpitalach próbowali liczyć rannych i zastrzelonych. Chińskie władze przyznały się do 241 zabitych (w tym żołnierzy, których spalono żywcem w transporterach) i paru tysięcy rannych. Zachodni dziennikarze szacowali liczbę ofiar śmiertelnych na 3-4 tysiące.

Ostatni mieszkaniec Pekinu

W pewnym momencie rankiem 5 czerwca w centrum stolicy było widać już niemal tylko wojsko. Gdy Tank Man (tak ochrzciły go potem zachodnie media) zatrzymał kolumnę czołgów na alei Changan, wyglądał jak ostatni mieszkaniec Pekinu, który jest gotów stawić opór.

Fotoreporter Charlie Cole z "Newsweeka": "Wiedziałem, że on zginie lada moment. A jeśli zginie, to ja muszę to uchwycić. Bo to było coś, za co on był gotów oddać życie".

Cole za swoje zdjęcie dostał potem nagrodę World Press Photo, zaś wspomniany Widener – Pulitzera. Ich zdjęcia ocalały cudem.

Gdy tylko Cole odłożył aparat, natychmiast zdał sobie sprawę, że jego i innych dziennikarzy cały czas obserwuje wszechobecna chińska bezpieka. Była w holu hotelowym, na dachach, patrzyła z okien budynków. Już nocą, gdy Cole wracał do hotelu z krwawej pacyfikacji, agenci brutalnie go przeszukiwali. Wspominał, że został obezwładniony przy pomocy elektrycznego poganiacza bydła. Chińczycy zdarli z niego kamizelkę fotoreportera, szturchali i kopali. Udało mu się ocalić trzy rolki filmu, ukryte w którejś z wewnętrznych kieszeni.

To dzięki nim mógł rano zrobić zdjęcia nieznanego przechodnia.

Zdjęcie-symbol ukryte w spłuczce

Potem szybko uciekł z balkonu do swojego pokoju, wyjął film z aparatu i schował go do szczelnego pojemnika. Zatopił go w zbiorniku spłuczki w toalecie.

Nie minęło 10 minut, gdy do pokoju weszli, razem z drzwiami, chińscy tajniacy. Odebrali mu pozostałe rolki, sądząc, że to już wszystko, i kazali się wynosić. Dwa dni później Cole’owi udało się zakraść do pokoju hotelowego i wydobyć ze spłuczki film. Na szczęście w międzyczasie nikt nie próbował spuścić wody. Innych fotoreporterów traktowano nie mniej brutalnie – przeszukiwano, wyrywano filmy z aparatów, konfiskowano paszporty.

Jeff Widener dostał się na balkon Bejing Hotel, ukrywając aparat dzięki pomocy amerykańskiego studenta (Kirka? Kurta? Widener nie zapamiętał imienia), który tam mieszkał. Już na górze reporter zorientował się, że nie ma filmu i posłał swojego nowo poznanego towarzysza po jedną rolkę. Niemal natychmiast, gdy ten wrócił, Widener zobaczył kolumnę czołgów wyjeżdżającą z placu.

Kiedy ujrzał samotnego przechodnia, od razu rzucił się po teleobiektyw. Ujęcie prawie mu "uciekło", zdołał zrobić ledwie trzy zdjęcia. Rolkę z filmem wyniósł z hotelu, chowając ją w majtkach. To w taki sposób jedno z tych trzech zdjęć mogło się ukazać następnego dnia na czołówkach gazet na całym świecie.

Stało się ikoną i inspiracją dla ludzi na całym świecie. Magazyn "Time" miał umieścić Tank Mana na liście "100 najważniejszych osób XX wieku", jeśli idzie o oddziaływanie na masową świadomość.

Nieznany los Tank Mana

Na zdjęciach Cole’a, Widenera i innych fotoreporterów nie widać już, jak do nieznanego przechodnia podjeżdża jakiś człowiek na rowerze. Krótka rozmowa. Dwóch innych podbiega, łapie Tank Mana pod ramiona i ściąga z ulicy. Czołgi ruszają dalej. Ślad po człowieku ginie.
W 1990 r. amerykańska dziennikarka Barbara Walters zapytała o los nieznanego przechodnia Jiang Zemina – przyszłego przywódcę KPCh. Ten był w stanie powiedzieć tylko tyle, że go nie zabito. Reszta jest spekulacją

Kilka tygodni po masakrze na Tiananmen jedna z brytyjskich gazet podaje, że mężczyzna miał 19 lat, był synem robotnika i nazywał się Wang Weilin. Autor twierdzi, że ustalił to w trzech niezależnych źródłach – ale inni dziennikarze pozostawali sceptyczni, bo mimo setek kontaktów w Pekinie nie byli w stanie w żaden sposób tego potwierdzić. Inny brytyjski dziennikarz podawał później, że 19-latek parę tygodni po incydencie już nie żył – ta informacja miała pochodzić ze "źródeł w amerykańskim wywiadzie". Również tej informacji nie można było zweryfikować.

W 1990 r. amerykańska dziennikarka Barbara Walters zapytała o los nieznanego przechodnia Jiang Zemina – przyszłego przywódcę KPCh. Ten był w stanie powiedzieć tylko tyle, że go nie zabito. Reszta jest spekulacją.

Charlie Cole do dziś jest przekonany, że Tank Mana "zdjęli" z ulicy agenci służby bezpieczeństwa. Fotoreporter wnioskował, że tego człowieka zapewne niedługo rozstrzelano. Cole po Tiananmen widział w chińskiej telewizji liczne procesy "kontrrewolucjonistów", "dywersantów" i "imperialistycznych szpiegów" i pamiętał, że posyłano ich przed pluton egzekucyjny za dużo mniejsze przewiny.

Jan Wong była skłonna przypuszczać, że nieznanego bohatera ocalili inni przechodnie. Nie jest to nieprawdopodobne – w trakcie dławienia protestów na ulicach Pekinu cywile byli dla siebie nawzajem największą pomocą. M.in. nosili rannych i zabitych, gdy władze zabroniły wysyłać do nich karetki.

Usunięty ze strumienia historii

Zdjęcie przechodnia, który zatrzymał czołgi, stało się ikoną. Ale nie dla Chińczyków.

Po Tiananmen opozycji złamano kręgosłup. Obywatelom władza zaoferowała, mówiąc ogólnie, "udział w zyskach" z reform gospodarczych w zamian za niewtrącanie się do polityki. Wydarzenia na Tiananmen do dziś są w komunistycznych Chinach tematem tabu.

Gdy dziennikarze telewizji CBS kręcili już w XXI wieku film dokumentalny o tych wydarzeniach, pokazali czwórce studentów Uniwersytetu Pekińskiego zdjęcie Tank Mana. Padło pytanie: co jest na fotografii? Po dłuższej chwili kłopotliwego milczenia jeden ze studentów wykrztusił tylko cicho: "1989". Jego koleżanka dodała: "Może to parada wojskowa? Nie wiem, zgaduję".


Niedawno ten eksperyment powtórzyła Louisa Lim – wieloletnia korespondentka BBC i stacji radiowej NPR w Chinach. Napisała ona o "Chinach po Tiananmen" książkę pod wymownym tytułem: "Ludowa Republika Amnezji". Pytała na czterech chińskich uczelniach. Ktoś odpowiedział: fotomontaż. Jakiś doktorant przypuszczał, że fotografię wykonano w Korei Południowej. Ledwie kilkanaście osób wiedziało, o czym mowa.

Anonimowość Tank Mana i jego niewyjaśnione losy na Zachodzie mają symboliczne znaczenie. "Czy to ważne, jak się nazywał? Mógł być każdym i każdy mógł być nim" – wyjaśniał amerykański dziennikarz.

Za to władzom nowych Chin eksperyment na umysłach własnych obywateli jak najbardziej się udał. Z historii kraju "wymazano" zbrodnie Wielkiego Skoku i rewolucji kulturalnej Mao Zedonga, które kosztowały życie kilkudziesięciu milionów Chińczyków. Nic dziwnego, że udało się również "ewaporować" jednego anonimowego człowieka, który odważył się stanąć naprzeciw czołgów. Przechodzień w białej koszuli, zgodnie z orwellowskim scenariuszem, został "usunięty ze strumienia historii i uleciał w stratosferę jako para".

...

Czekamy na kolejny wybuch tym razem przynoszacy wolnosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:52, 12 Cze 2015    Temat postu:

Kolejna odsłona walki o demokrację w Hongkongu - Rewolucja Parasoli ciąg dalszy
Hanna Shen
12 czerwca 2015, 13:28
Na tegorocznym wiecu w parku Wiktorii w Hongkongu zorganizowanym dla upamiętnienia 26. rocznicy masakry na Placu Tiananmen nie mogło zabraknąć żółtych parasoli. W czuwaniu 4 czerwca wzięło udział wielu uczestników zeszłorocznego protestu, Rewolucji Parasoli, a jego symbol miał podkreślić, że dziś to Hongkończycy walczą o swoją wolności. Minęło pół roku od tamtego masowego zrywu i sytuacja w dawnej kolonii brytyjskiej jest znów napięta. Zbliża się głosowanie nad popieranym przez Pekin planem reform ustrojowych - pisze dla Wirtualnej Polski Hanna Shen, korespondentka z Azji.

Hongkong co roku upamiętnia tragedię, która wydarzyła się w nocy z 3 na 4 czerwca 1989 r. na Placu Tiananamen w Pekinie. Tym razem w akcji wzięła udział rekordowa liczba osób, ponad 135 tys. Hongkończyków. W ostatnich pięciu latach w podobnych uroczystościach brało udział ok. 100 tys. obywateli. W tym roku nie tylko wspominano ofiary masakry sprzed 26 lat, ale mówiono też o zakończonej w grudniu zeszłego roku Rewolucji Parasoli. Jeden z organizatorów czuwania Lee Cheuk-yan przyznał, że połączenie tych dwóch wydarzeń było celowe. Miało uzmysłowić uczestnikom, że bitwa o demokrację w Hongkongu i bitwa o nią w Chinach Ludowych to "części tej samej walki". Lee nawet nazwał rozpoczętą we wrześniu ubiegłego roku Rewolucję Parasoli "małym 4 czerwca" dla Hongkongu.

Niezadowolenie z rządów komunistów

Atmosfera w Hongkong, który od 1997 r. jest specjalnym regionem administracyjnym Chińskiej Republiki Ludowej, jest niespokojna nie od dziś. W ostatnich latach jego mieszkańcy często pokazywali na ulicach swoje niezadowolenie z rządów komunistów. Te przyniosły korupcję na najwyższych szczeblach władzy, powiększające się koszty utrzymania, rosnącą (a niechcianą) emigrację do Hongkongu z Chin i ograniczenia swobód obywatelskich. Mieszkańcy Hongkongu domagają się powszechnych i wolnych wyborów szefa administracji regionu. Do tej pory był on wskazywany przez Komitet Elekcyjny, około 1200 osób związanych z takimi sferami jak biznes, przemysł, związki zawodowe, organizacje pozarządowe czy przedstawicieli organizacji religijnych. W rzeczywistości najsilniejsi w tej grupie byli magnaci biznesowi. Wskazany lider miał chronić ich interesy, ale przede wszystkim musiał być zaakceptowany przez Pekin. Władze Chin sugerowały, że powszechne i wolne wybory przywódcy Hongkongu mogłyby nastąpić w 2017 roku. Gdy więc we wrześniu ub. r. Pekin ogłosił, że wybory będą, ale tylko spośród kandydatów zaakceptowanych przez komunistyczne władze ChRL, młodzi Hongkończycy rozpoczęli Rewolucję Parasoli - trwający ponad 80 dni zryw obywatelskiego nieposłuszeństwa

Większość komentatorów i uczestników tamtych wydarzeń podkreśla, że mimo usunięcia przez policję protestujących w grudniu ub. r., trudno mówić o zwycięstwie strony rządowej. Protest obudził świadomość polityczną wśród młodego pokolenia Hongkończyków i to jemu, i jego żądaniom demokratyzacji regionu, musi stawiać czoła Pekin. - Obywatele Hongkongu nauczyli się, jak należy się mobilizować, aby wywierać nacisk na rządzących - twierdzi bloger Edward Kursk, członek Stowarzyszenia Niezależnych Komentatorów w Hongkongu.

Hongkończycy, którzy wzięli udział w czuwaniu 4 czerwca tego roku w parku Wiktorii podkreślali w wypowiedziach dla "Epoch Times", chińskiej gazety wydawanej m.in. w USA i na Tajwanie, że Rewolucja Parasoli była przełomowym momentem dla byłej brytyjskiej kolonii. Wang Dan, lider studenckiego protestu w 1989 r. w Pekinie uważa, że hongkoński zryw pokazał, jak silne jest społeczeństwo obywatelskie w tym regionie będącym pod kontrolą Chin Ludowych. Według jednego z przywódców ubiegłorocznego masowego protestu Alexa Chow zakończenie okupacji ulic Hongkongu nie oznacza zakończenia innych działań protestacyjnych.

Udział w wiecu zorganizowanym w rocznicę masakry na Placu Tiananmen to jedno z takich działań. Ale przed Hongkongiem nowe wyzwanie.

Zbliżające się głosowanie

17 czerwca w Radzie Legislacyjnej Hongkongu odbędzie się dyskusja, a następnie głosowanie nad pakietem reform ustrojowych przygotowanych pod auspicjami komunistycznych władz w Pekinie. Główny punkt tych reform - sposób wybierania szefa administracji - doprowadził już do wybuchu Rewolucji Parasoli. Pekin nie chce tu iść na ustępstwa. Zgadza się tylko na wybór spośród 2 lub 3 kandydatów zaakceptowanych przez komunistyczne władze Chin.

Demokratyczna opozycji nazywa takie wybory "kpiną z obietnicy przyznania Hongkongowi pełnej demokracji" i zapowiada, że będzie głosować przeciwko projektowi. Szanse na wprowadzenie nowego prawa na warunkach Pekinu są niewielkie. Aby weszło ono w życie musiałyby za nim zagłosować dwie trzecie z 70 parlamentarzystów. By tak się stało, władze Chin i rząd Hongkongu powinny przekonać do poparcia projektu co najmniej czterech z prodemokratycznych deputowanych. Emily Lau Wai-hing, kierująca Demokratyczną Partią Hongkongu, uważa, że prodemokratyczni politycy nie dadzą się złamać, ale wielu z młodych uczestników zeszłorocznej rewolucji wyraża obawy. Twierdzą, że władze z pewnością będą wywierać presję na parlamentarzystów.

Obecny szef administracji Cy Leung ostrzega, że jeśli projekt tym razem nie zostanie przegłosowany, "to może upłynąć dużo czasu zanim powróci na agendę". Na spotkaniu z deputowanymi z Hongkongu, które odbyło się 31 maja w Shenzhen (miasto w Chinach bezpośrednio graniczące z Hongkongiem), jeden z chińskich urzędników uprzedził prodemokratycznych parlamentarzystów, że "jeśli zawetują reformy, to spotka ich kara".

Dużo miejsca zbliżającemu się głosowaniu poświęcają media w Chinach Ludowych. Komentarz, jaki ukazał się 3 czerwca na stronie agencji prasowej Xinhua, stwierdza, że akceptacja zaproponowanego przez Pekin sposobu wyboru nowego szefa administracji Hongkongu to nie tylko “demokratyczny postęp" w stosunku do obecnej metody wyłaniania lidera, ale to także "zakończenie politycznej przepychanki w Hongkongu". Nadzieje na wprowadzenie w pełni powszechnych i wolnych wyborów w Hongkongu agencja określa jako "niemające szansy się spełnić".

Do głosowania jeszcze kilka dni. Są nikłe szanse, by prodemokratyczni deputowani zaakceptowali plan Pekinu, licząc na to, że po wyborach w 2017 r. będzie można podjąć z władzami ChRL negocjacje na temat wprowadzenia w pełni wolnych wyborów w roku 2022 (takie rozwiązanie sugerowała min. Carrie Lam, sekretarz rządu i druga w randze osobistość w Hongkongu). Nic nie wskazuje również na to, by Pekin był gotowy na ustępstwa przed 17 czerwca. Policja zaś obawia się nowych demonstracji tuż przed lub w trakcie głosowania i już zapowiedziała przygotowanie większej ilości oddziałów, a nawet powołanie do służby w tych dniach emerytowanych funkcjonariuszy. Łącznie w pogotowiu będzie 8 tys. policjantów, czyli o 2 tys. więcej niż w okresie Rewolucji Parasoli. Jednostki już rozpoczęły ćwiczenia, jak rozpędzać demonstrujących z użyciem gazów pieprzowych i paraliżujących.

Studenci w przyszłym tygodniu chcą rozpocząć wieczorne czuwania pod budynkiem Rady Legislacyjnej. Jak twierdzą, będzie to forma wywarcia presji na parlamentarzystów, by zawetowali projekt reform, jaki dla Hongkongu przygotował Pekin.

...

Chiny w koncu beda wolne Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:10, 18 Cze 2015    Temat postu:

Duda może wybrać Pekin zamiast Moskwy
Krzysztof Rak
ekspert Ośrodka Analiz Strategicznych

Prezydent Duda nie musi czekać na zaproszenie Putina, fot. andrzejduda.pl

W najlepiej pojętym polskim interesie jest, aby w perspektywie kilku dekad naszym głównym partnerem na Wschodzie byli Chińczycy, a nie Rosjanie.

Zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy do Pekinu na uroczystości zakończenia II wojny światowej we wrześniu to najważniejszy efekt wizyty ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny w Państwie Środka.
REKLAMA


Relacje z Chinami są niedoceniane przez nadwiślańską klasę polityczną. W ostatnich latach to Pekinowi bardziej zależało na współpracy z Warszawą. Chińczycy uznali, że nasz kraj jako największy w Europie Środkowo-Wschodniej będzie odgrywał rolę nieformalnego lidera regionu. Niestety polscy politycy nie pojęli znaczenia tej propozycji. W grudniu 2014 r. w Belgradzie odbył się szczyt 16 przywódców środkowoeuropejskich z premierem Chin Li Keqiangiem, ale zabrakło w nim najważniejszego z punktu widzenia Pekinu partnera – polskiej premier. Znawca Chin, Radosław Pyffel, nieobecność tę nazwał „zdumiewającym” i „poważnym dysonansem”.

Nie rozumiemy, że Chiny nie są odległym, egzotycznym i tajemniczym dalekowschodnim krajem. Dziś to jeden z najważniejszych graczy w Europie Wschodniej, który kosztem Rosji coraz silniej rozpycha się nie tylko w tym regionie, ale w całym obszarze postsowieckim.

Służy temu kluczowy projekt geopolityczny Pekinu, tzw. Jedwabny Szlak 2.0. Został on przedstawiony we wrześniu 2013 r. przez przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej Xi Jinpinga. Najogólniej rzecz ujmując, ma on na celu stworzenie ogromnego korytarza infrastrukturalnego, łączących Chiny z najważniejszym partnerem handlowym, czyli Europą. Chodzi tu o drogi, linie kolejowe (w tym dla szybkiej kolei), porty, rurociągi itd. Jedna z najważniejszych tras tego Szlaku przebiegać będzie przez Polskę.

Sami Chińczycy używają analogii do powojennego amerykańskiego Planu Marshalla, który służył odbudowie Europy i dał silny impuls do integracji naszego kontynentu. Tak jak i on Jedwabny Szlak ma być przykładem inicjatywy, z której zyski czerpać będą wszystkie kraje leżące pomiędzy Chinami a Unią Europejską, a Pekin stanie się gospodarczym liderem tego regionu.

Jedwabny Szlak zrewolucjonizuje w przyszłości geopolityczne stosunki za naszą wschodnią granicą. Pekin, rozszerzając swoje wpływy w kierunku zachodnim, zmarginalizuje Rosję. Już dziś skutecznie wypycha Moskwę z Azji Centralnej i rozbudowuje swoje przyczółki w krajach postsowieckich, na Ukrainie i Białorusi. Jest wielce prawdopodobne, że w ciągu kilku dekad, a w takim horyzoncie czasowym uprawiają politykę Chińczycy, stanie się głównym rozgrywającym w Europie Wschodniej.

To ogromna szansa dla naszej dyplomacji. Dziś w zasadzie nie istnieje polska polityka wschodnia. A to dlatego, że Rosja, największe państwo, leżące za naszą wschodnią granicą, od końca lat 90. XX wieku w praktyce zawiesiła stosunki z Polską. To powoduje, że nasza polityka zagraniczna ma ograniczoną możliwość manewru. Nie może równoważyć relacji z mocarstwami zachodnimi rozbudową stosunków najważniejszym mocarstwem na wschodzie. Ponieważ nie mamy alternatywy, skazani jesteśmy często na dyktat Waszyngtonu lub Berlina.

Zachodnia ekspansja Chin jest zatem jednym z największych geopolitycznych wyzwań w naszej nowożytnej historii. Jest nadzieją, że przestanie nas wreszcie prześladować przekleństwo położenia pomiędzy niemieckim Zachodem, a rosyjskim Wschodem. Dlatego być może Pekin będzie ważniejszym celem prezydenta Andrzeja Dudy, aniżeli Bruksela, Waszyngton, Berlin, czy Moskwa.

...

Tak tylko że nie możemy się z nimi kumać z ich winy. Hongkong Wietnam czy Filipiny to też nasi przyjaciele. A oni na nich napadają. Tak samo Ujgurzy. A Tybet to już druga Polska. Jakby naszych mordowali. To uniemożliwia jakieś związki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:05, 18 Cze 2015    Temat postu:

Chiny: parlament Hongkongu odrzucił popieraną przez Pekin reformę ordynacji

Zwolennik demokracji trzyma żółtą parasolkę przed chińskim Radą Legislacyjną w Hong Kongu - JEROME FAVRE / PAP

Parlament Hongkongu odrzucił dzisiaj popierany przez rząd Chin projekt zmiany ordynacji wyborczej w tym specjalnym regionie autonomicznym. Pekin wyraża ubolewanie. W zeszłym roku te propozycje wywołały w Hongkongu ogromne prodemokratyczne protesty uliczne.

Projekt zakładał wprowadzenie od 2017 roku bezpośrednich wyborów szefa władz Hongkongu, ale - zgodnie z żądaniem Pekinu - kandydaci mieliby być weryfikowani przez specjalne, propekińskie gremium. Przywódcy prodemokratycznych protestów w Hongkongu nazwali takie rozwiązanie "fałszywą demokracją".
REKLAMA


Agencja Reutera zwraca uwagę, że wynik dzisiejszego głosowania oznacza pozostanie przy dotychczasowym systemie, w którym szefa władz Hongkongu wybiera licząca 1200 osób komisja, zdominowana przez stronników władz centralnych.

Przeciwko popieranemu przez Pekin projektowi zagłosowało wszystkich 28 prodemokratycznych deputowanych. Głosów za było osiem, wstrzymał się jeden deputowany. Większość propekińskich deputowanych wyszła z sali obrad przed głosowaniem; tłumaczyli potem, że zaszło nieporozumienie - czekali podobno na powrót kolegi, który poczuł się źle, a z sali wyszli, mimo że ich wniosek o 15 minut przerwy został odrzucony.

Aby projekt przeszedł potrzeba było co najmniej 47 z 70 głosów. Reuters pisze, że dzisiejsze głosowanie jest ciosem dla komunistycznych przywódców w Pekinie. Przeciwnicy proponowanego przez nich projektu domagają się prawdziwie demokratycznych wyborów, zgodnych z obietnicą powszechnych praw wyborczych, złożoną przez Pekin, gdy w 1997 roku Hongkong - do tego czasu kolonia brytyjska - powracał do Chin.

Prodemokratyczni deputowani zapowiedzieli kontynuowanie walki o prawdziwą demokrację. "Nie nastąpił dzisiaj koniec ruchu demokratycznego - powiedział deputowany Alan Leong. - Przeciwnie, to początek kolejnej fali ruchu demokratycznego". Dodał, że "weto pomogło mieszkańcom Hongkongu wystosować jasne przesłanie do Pekinu (...) - chcemy rzeczywistego wyboru".

Przed gmachem hongkońskiego parlamentu demonstrowali zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy popieranych przez Pekin propozycji. Nie doszło do starć.

Rzecznik chińskiego MSZ Lu Kang powiedział dziennikarzom, że Pekin nie jest zadowolony z wyniku głosowania w Hongkongu. Podkreślił, że rząd Chin nadal popiera projekt, zakładający bezpośrednie wybory szefa władz Hongkongu od 2017 roku, ale tylko spośród kandydatów zaaprobowanych przez Pekin. Lu dodał, że ponieważ Hongkong jest częścią Chin, jest to sprawa wewnętrzna i żadnemu innemu krajowi nie wolno w nią ingerować.

...

To zniewolenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:04, 20 Cze 2015    Temat postu:

Hongkońscy demokraci będą dalej walczyć o powszechne wybory w regionie


Po porażce rządowego projektu reformy ordynacji wyborczej w Hongkongu opozycja demokratyczna będzie kontynuować walkę o powszechne wybory. Będzie to jednym z postulatów na demonstracjach 1 lipca – powiedział PAP hongkoński przywódca demokratyczny Martin Lee.

- Nadchodzi 1 lipca, a w tym dniu co roku odbywa się demonstracja. Myślę, że będzie to jednym z żądań manifestantów. Spodziewam się dużej demonstracji. To sprawa Pekinu, czy posłucha, czy nie - powiedział Lee, weteran walki o demokrację w regionie i założyciel Partii Demokratycznej Hongkongu.
REKLAMA


Opozycja demokratyczna "będzie naciskać na rząd, by się nie poddawał, by wrócił z lepszą propozycją, zamiast siedzieć bezczynnie, bo to byłoby bardzo złym rozwiązaniem" - ocenił były parlamentarzysta.

W czwartek hongkoński parlament odrzucił wspierany przez Pekin kontrowersyjny projekt zmiany ordynacji. Dawał on wprawdzie hongkończykom możliwość wyboru szefa administracji regionu w powszechnych wyborach w 2017 roku, ale wybierać mogliby oni tylko spośród dwóch lub trzech kandydatów wyłonionych przez lojalny wobec Pekinu komitet elekcyjny. Opozycjoniści ocenili tę formułę jako fałszywą demokrację.

Na tle reformy od 20 miesięcy dochodziło w Hongkongu do niepokojów społecznych. Jesienią ubiegłego roku tysiące demonstrantów na 79 dni zablokowały główne ulice finansowego centrum miasta, domagając się pełnej demokracji. Symbolem protestu stały się żółte parasole, którymi uczestnicy osłaniali się przed deszczem i przed sprayem pieprzowym używanym przez policję.

- Niestety ludzie rządzący Hongkongiem od 18 lat nie ufają mieszkańcom Hongkongu i nie chcieli im dać prawdziwej demokracji - uważa Lee. - Doprowadziło to do demonstracji, do ruchu parasolowego, na które Pekin odpowiedział dalszym zacieśnianiem kontroli".

Jeżeli nie pojawi się ze strony rządu nowa propozycja zmian ordynacji, szef administracji Hongkongu będzie w 2017 roku wybierany jak dotąd, przez 1200-osobowy komitet złożony z przedstawicieli elit biznesowych w większości sympatyzujących z rządem centralnym.

- Oczywiście czasu jest niewiele, ale wciąż jest go wystarczająco dużo. To może zostać zrobione - powiedział Lee i zapewnił, że demokraci są skłonni przystać na rozwiązanie, w którym do wyborów nominują osobę niezwiązaną z żadną z partii demokratycznych, ale jednocześnie "niezależną, której zależy na Hongkongu i nie będzie zawsze wykonywała rozkazów Pekinu".

Hongkoński politolog Joseph Cheng podkreślił w rozmowie z PAP, że obóz propekiński nie próbował znaleźć kompromisu ani nie zaproponował żadnych ustępstw, by przekonać do reformy choćby część posłów demokratycznych. - Wygląda na to, że chińskie władze chciały dać lekcję mieszkańcom Hongkongu. By zmusić ich do zrozumienia i zaakceptowania ich własnej interpretacji zasady "jeden kraj, dwa systemy" - powiedział, nawiązując do sformułowanej przez byłego przywódcę Chin Denga Xiaopinga zasady postępowania rządu centralnego względem Hongkongu, która zakłada szeroką autonomię tego regionu w ramach ChRL.

- Chińskie władze zdają się akceptować cenę, jaką za to zapłaci Hongkong. Społeczeństwo będzie coraz bardziej spolaryzowane, a młodzi ludzie coraz bardziej niezadowoleni - ocenił Cheng. - Wielu mieszkańców Hongkongu zdaje sobie teraz sprawę, że nie jest to tylko walka o demokrację. Że nasze naczelne zasady są zagrożone przez coraz większą kontrolę chińskich władz. Zwłaszcza młodzi ludzie wyraźnie zdają sobie sprawę z niesprawiedliwości społecznej i czują, że jest ona związana z brakiem demokracji.

Odrzucona w czwartek ustawa była najważniejszą rozpatrywaną w hongkońskim parlamencie od 1997 roku, kiedy była brytyjska kolonia została przyłączona do ChRL jako specjalny region administracyjny. Był to również pierwszy przypadek, kiedy hongkoński parlament opowiedział się tak wyraźnie przeciwko Pekinowi. Za odrzuceniem reformy głosowało 28 posłów, a za jej przyjęciem – zaledwie ośmiu.

Obserwatorzy spodziewali się odrzucenia projektu reformy. Do jego przyjęcia potrzebne były dwie trzecie głosów, a koalicja propekińska dysponuje tylko 43 mandatami w 70-osobowej izbie. Zaskoczeniem jest natomiast miażdżący wynik głosowania, do którego doszło za sprawą błędu posłów koalicji propekińskiej. Większość z nich opuściła salę, usiłując zerwać obrady i przełożyć głosowanie na przyszły tydzień. Część pozostała jednak na sali, co umożliwiło przewodniczącemu parlamentu Jasperowi Tsangowi na zarządzenie głosowania.

...

Nie możemy pozwolić na zagładę Hongkongu. Kultura polityczna to ich tożsamość! NIEPORÓWNANIE WAŻNIEJSZA NIŻ SPRAWY MATERIALNE!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:14, 24 Cze 2015    Temat postu:

Rosyjska organizacja nazwała Krym "terytorium okupowanym". Ostra reakcja Putina
23 czerwca 2015, 16:46
Kłopoty ma rosyjska organizacja zajmująca się prawami konsumentów, która głośno przypomniała, że Krym i Sewastopol są terytoriami okupowanymi. Grupa obrońców interesów konsumentów ostrzegła Rosjan przed wyjazdami na półwysep twierdząc, że mogą oni nie dostać w przyszłości wiz schengeńskich. Ostro na te słowa zareagował prezydent Władimir Putin, który określił je mianem "usługiwania innym państwom".

Jak tłumaczyli przedstawiciele Organizacji Ochrony Praw Konsumentów (ros. OZPL), w myśl prawa międzynarodowego Krym jest terytorium okupowanym i bez zgody Ukrainy nie powinno się tam jechać.

Te słowa wywołały burzę wśród rosyjskich polityków i dziennikarzy. Agencja Nadzoru Telekomunikacyjnego zablokowała stronę internetową organizacji. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał wystąpienie jej przedstawiciela "bzdurą", a jeden z deputowanych Dumy Państwowej zażądał, aby zbadano czy tego typu wypowiedzi nie są wymierzone w interesy Rosji.

Również prezydent Władimir Putin zareagował dość ostro. - Czy to jest dbałość o obywateli Rosji? Nie, to jest usługiwanie interesom innych państw - cytuje gospodarza Kremla agencja Interfax.

Putin dodał, że właśnie po to, żeby przeciwdziałać tego typu działalności, wprowadzono ustawę o tak zwanych "zagranicznych agentach". - By obce państwa nie wykorzystywały takich narzędzi do ingerowania w nasze sprawy wewnętrzne" - dodał.

Ustawa została uchwalona w 2012 roku przez parlament Rosji z inicjatywy Kremla. W 2014 roku Putin podpisał poprawkę do ustawy, dającą resortowi sprawiedliwości prawo do samodzielnego wpisywania organizacji otrzymujących środki finansowe z zagranicy do rejestru "zagranicznych agentów", bez wcześniejszego orzeczenia sądu. Organizacjom pozarządowym przyznano jedynie prawo odwołania się do sądu.

Zgodnie z tym aktem prawnym organizacje otrzymujące status "pełniących funkcje zagranicznych agentów" zostają objęte restrykcyjną kontrolą ze strony państwa. Za niepodporządkowanie się ustawie grożą im wysokie grzywny lub likwidacja, a ich szefom nawet więzienie.

W marcu podczas dorocznego rozszerzonego kolegium FSB Putin zarzucił zachodnim służbom specjalnym wykorzystywanie rosyjskich organizacji pozarządowych do dyskredytowania władz i destabilizowania sytuacji w kraju. Według niego zachodnie służby specjalne planują już akcje na okres zbliżających się kampanii wyborczych 2016-2018. W 2016 roku w Rosji powinny się odbyć wybory parlamentarne, a w 2018 - prezydenckie. Putin zapowiedział, że władze będą nadal kontrolować organizacje pozarządowe pod kątem zagranicznego finansowania, a także weryfikować ich cele statutowe z praktyczną działalnością.

...

W Rosji panuje nazistowski terror. Media mówiące to samo to wynik strachu nie poglądów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:44, 14 Lip 2015    Temat postu:

Nasilają się prześladowania chrześcijan w Chinach
Hanna Shen
14 lipca 2015, 09:35
Według organizacji China Aid, zajmującej się promowaniem wolności religijnej w Chinach, w ostatnich latach drastycznie wzrosło prześladowanie chrześcijan w tym państwie. Jak pisze z Azji dla Wirtualnej Polski Hanna Shen, burzone są kościoły, usuwane krzyże, aresztowani są wierni, wielu z kapłanów nadal przebywa w więzieniach i obozach pracy, a niektórzy umierają w niejasnych okolicznościach.

Mimo ogromnej opresji ze strony Komunistycznej Partii Chin (KPCh) chrześcijaństwo w Państwie Środka rozwija się. Uczeni szacują, że do roku 2030, Chiny będą miały ok. 250 mln chrześcijan, czyli staną się krajem o największej liczbie wyznawców Chrystusa na świecie.

Znikające kościoły i krzyże

Tylko w ciągu jednego dnia, 2 lipa 2015 roku, w prowincji Zhejiang na wschodnim wybrzeżu ChRL, z pięciu kościołów katolickich usunięto krzyże.

Zgromadzeni wokół budynków wierni zostali ostrzeżeni przez lokalne władze, że jeśli będę protestować i próbować wstrzymać akcję usuwania krzyży to świątynie zostaną całkowicie zburzone.

To wszystko odbywało się w ramach ogłoszonej przez prezydenta Xi Jinpinga kampanii "sinizacji religii". "Tego terminu po raz pierwszy chiński przywódca użył w przemówieniu wygłoszonym w maju tego roku na spotkania z przedstawicielami Departamentu Zjednoczonego Frontu Pracy, jednej z agencji Komitetu Centralnego KPCh. Ma on oznaczać, że kościoły m.in. za pomocą symboli muszą dostosować się do "kultury i społeczeństwa chińskiego, będącego pod władzą komunistyczną".

W ubiegłym miesiącu, w wyniku tzw. rządowego programu rozbiórek, zburzony został nowo postawiony budynek kościoła protestanckiego w miejscowości Wenling w prowincji Zhejiang. Lokalni urzędnicy twierdzili, że w miejsce świątyni ma powstać nowa droga, a na wszystko zgodziły się władze kościoła w zamian za rekompensatę.

Jednak po dokładnym zbadaniu sprawy organizacja China Aid ustaliła, że stojący na czele miejscowej społeczności protestantów zostali po prostu zmuszeni do zgody na destrukcję budynku.

Według opublikowanego w kwietniu tego roku przez China Aid raportu, w 2014 roku drastycznie zwiększyły się przypadki religijnego prześladowania i łamania praw człowieka przez chiński rząd.

Pastor Bob Fu założyciel China Aid, uważa że sytuacja chrześcijan jest najgorsza od czasów rewolucji kulturalnej. Tak jak wtedy, nie tylko niszczone są kościoły i usuwane krzyże, ale i giną wierni.

Areszty i niewyjaśnione zgony

Na początku maja tego roku zaginął protestant Zhao Lizhong. Został aresztowany za to, że bronił krzyża na kościele w miejscowości Pingyuan w prowincji Zhejiang. Od momentu, gdy sprzed budynku świątyni zabrała go policja, rodzina straciła jakikolwiek kontakt z Zhao.

Pod koniec maja w ciągu dwóch tygodni w mieście Guiying w prowincji Guizhou w południowych Chinach dwukrotnie miał miejsce nalot na kościoły domowe. Podczas jednego z nich zatrzymano jedenastu chrześcijan. Gdy niektórzy z wiernych chcieli pomóc zatrzymanym i próbowali zasięgnąć porady u prawnika, również zostali aresztowani i pobici. Po kilku dniach zostali wypuszczeni. Można powiedzieć, że mieli szczęście bo przypadki pobicia chrześcijan mają i tragiczny koniec.

Na początku tego roku zmarł katolicki biskup Cosma Shi Enxiang, który spędził w więzieniu łącznie 54 lata. Rodzina bpa Shi twierdzi, że duchowny mógł umrzeć w więzieniu wyniku zagłodzenia albo tortur. Władze odmówiły wydania zwłok, ponieważ obawiały się, że jego pogrzeb może przekształcić się w wielką manifestację.

Nielegalne więzienie, tortury i w końcu śmierć - to los, jaki spotyka wielu katolickich księży w Chinach Ludowych. W 2005 roku zmarł przetrzymywany w areszcie policyjnym przez pięć lat ks. bp John Gao Kexian z diecezji Yantai w prowincji Shandong na wschodnim wybrzeżu ChRL. Chcąc poznać przyczynę śmierci duchownego, rodzina domagała się przeprowadzenia autopsji. Władze nie wyraziły na to zgody i szybko poddały zwłoki kremacji.

Wolności nie doczekał się również przetrzymywany bez procesu od 2005 roku ks. bp John Han Dingxian z diecezji Yongnian w północnej prowincji Hebei. Biskup zmarł w niejasnych okolicznościach w 2007 roku i znów jego najbliższym odmówiono prawa do katolickiego pogrzebu. Doprowadzono do szybkiej kremacji, a następnie tajnego pochówku na publicznym cmentarzu.

A jednak chrześcijańskie Chiny

Oficjalnie Chiny są krajem ateistycznym, a jego państwową doktryną pozostaje komunizm. Konstytucja Chińskiej Republiki Ludowej gwarantuje wolność wyznania, jednak rząd aktywnie prześladuje grupy religijne, które uznaje za wrogie komunistycznemu państwu.

Tym wrogiem nr 1 jest rosnące w siłę chrześcijaństwo. Mimo że władze nasiliły opresje, i jak mówi pastor Bob Fu "uwięziły Chrystusa", to liczba chrześcijan w Państwie Środka rośnie.

Obecnie wynosi ona już ponad 100 mln. Szacuje się, że w 2030 r. będzie to 247 mln wiernych, a więc znacznie więcej niż w Brazylii, USA czy Meksyku. - Chiny staną się krajem o największej liczbie chrześcijan na świecie - twierdzi socjolog Fenggang Yang, który stoi na czele Centrum Religii i Społeczeństwa Chińskiego na amerykańskim Uniwersytecie Purdue.

Tymczasem chińska Partia Komunistyczna (KPCh) sama traci członków. Dlatego też rozpoczęła kampanię przeciwko kulturowym wpływom Zachodu - czyli m.in. przeciwko chrześcijaństwu.

Dziś Partia liczy 85 mln członków, a według wydawanej w USA i na Tajwanie chińskojęzycznej gazety "Epoch Times" w ciągu ostatnich 10 lat wystąpiło z niej ponad 170 mln Chińczyków.

Sami chrześcijanie w Chinach widzą swoją religię, jako czynnik, który może odbudować zniszczoną tkankę narodu chińskiego. W rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Daily Telegraph" jeden z chińskich misjonarzy podkreśla, że wiara daje ludziom to, czego nie jest w stanie dać im rząd. Może być odpowiedzią na moralny kryzys trapiący ChRL od chwili rewolucji kulturalnej.

Podobnie wypowiada się urodzony w Chinach, a mieszkający w USA, doktor Wang Ming. Losy Wanga były inspiracją dla amerykańskiego filmu "Bóg nie umarł", który odniósł komercyjny sukces, zarabiając ponad 60 mln dol. przy zaledwie dwumilionowym budżecie.

- Dzisiejsze Chiny to bardzo dziwny kraj - z jednej strony mamy do czynienia ze znaczącym wzrostem ekonomicznym, ale i z silnymi materialistycznymi pokusami, a z drugiej, jako państwo, jest ono bardzo niedojrzałe. Brak tam struktur prawnych, które regulowałyby niektóre zachowania. Mamy więc ogromną korupcję, nieuczciwość i brak odpowiedzialności - mówi Wang.

Chińczycy bogacą się, ale ich poziom etyczny się nie podnosi. Wang Ming uważa, że rozwiązanie tego problemu przyniesie dopiero prawdziwa wolność religijna w Chinach i "chrześcijaństwo, które wnosi przecież ogromne poczucie odpowiedzialności przed Bogiem".

>>>

To kraj satanistyczny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:45, 14 Lip 2015    Temat postu:

Nasilają się prześladowania chrześcijan w Chinach
Hanna Shen
14 lipca 2015, 09:35
Według organizacji China Aid, zajmującej się promowaniem wolności religijnej w Chinach, w ostatnich latach drastycznie wzrosło prześladowanie chrześcijan w tym państwie. Jak pisze z Azji dla Wirtualnej Polski Hanna Shen, burzone są kościoły, usuwane krzyże, aresztowani są wierni, wielu z kapłanów nadal przebywa w więzieniach i obozach pracy, a niektórzy umierają w niejasnych okolicznościach.

Mimo ogromnej opresji ze strony Komunistycznej Partii Chin (KPCh) chrześcijaństwo w Państwie Środka rozwija się. Uczeni szacują, że do roku 2030, Chiny będą miały ok. 250 mln chrześcijan, czyli staną się krajem o największej liczbie wyznawców Chrystusa na świecie.

Znikające kościoły i krzyże

Tylko w ciągu jednego dnia, 2 lipa 2015 roku, w prowincji Zhejiang na wschodnim wybrzeżu ChRL, z pięciu kościołów katolickich usunięto krzyże.

Zgromadzeni wokół budynków wierni zostali ostrzeżeni przez lokalne władze, że jeśli będę protestować i próbować wstrzymać akcję usuwania krzyży to świątynie zostaną całkowicie zburzone.

To wszystko odbywało się w ramach ogłoszonej przez prezydenta Xi Jinpinga kampanii "sinizacji religii". "Tego terminu po raz pierwszy chiński przywódca użył w przemówieniu wygłoszonym w maju tego roku na spotkania z przedstawicielami Departamentu Zjednoczonego Frontu Pracy, jednej z agencji Komitetu Centralnego KPCh. Ma on oznaczać, że kościoły m.in. za pomocą symboli muszą dostosować się do "kultury i społeczeństwa chińskiego, będącego pod władzą komunistyczną".

W ubiegłym miesiącu, w wyniku tzw. rządowego programu rozbiórek, zburzony został nowo postawiony budynek kościoła protestanckiego w miejscowości Wenling w prowincji Zhejiang. Lokalni urzędnicy twierdzili, że w miejsce świątyni ma powstać nowa droga, a na wszystko zgodziły się władze kościoła w zamian za rekompensatę.

Jednak po dokładnym zbadaniu sprawy organizacja China Aid ustaliła, że stojący na czele miejscowej społeczności protestantów zostali po prostu zmuszeni do zgody na destrukcję budynku.

Według opublikowanego w kwietniu tego roku przez China Aid raportu, w 2014 roku drastycznie zwiększyły się przypadki religijnego prześladowania i łamania praw człowieka przez chiński rząd.

Pastor Bob Fu założyciel China Aid, uważa że sytuacja chrześcijan jest najgorsza od czasów rewolucji kulturalnej. Tak jak wtedy, nie tylko niszczone są kościoły i usuwane krzyże, ale i giną wierni.

Areszty i niewyjaśnione zgony

Na początku maja tego roku zaginął protestant Zhao Lizhong. Został aresztowany za to, że bronił krzyża na kościele w miejscowości Pingyuan w prowincji Zhejiang. Od momentu, gdy sprzed budynku świątyni zabrała go policja, rodzina straciła jakikolwiek kontakt z Zhao.

Pod koniec maja w ciągu dwóch tygodni w mieście Guiying w prowincji Guizhou w południowych Chinach dwukrotnie miał miejsce nalot na kościoły domowe. Podczas jednego z nich zatrzymano jedenastu chrześcijan. Gdy niektórzy z wiernych chcieli pomóc zatrzymanym i próbowali zasięgnąć porady u prawnika, również zostali aresztowani i pobici. Po kilku dniach zostali wypuszczeni. Można powiedzieć, że mieli szczęście bo przypadki pobicia chrześcijan mają i tragiczny koniec.

Na początku tego roku zmarł katolicki biskup Cosma Shi Enxiang, który spędził w więzieniu łącznie 54 lata. Rodzina bpa Shi twierdzi, że duchowny mógł umrzeć w więzieniu wyniku zagłodzenia albo tortur. Władze odmówiły wydania zwłok, ponieważ obawiały się, że jego pogrzeb może przekształcić się w wielką manifestację.

Nielegalne więzienie, tortury i w końcu śmierć - to los, jaki spotyka wielu katolickich księży w Chinach Ludowych. W 2005 roku zmarł przetrzymywany w areszcie policyjnym przez pięć lat ks. bp John Gao Kexian z diecezji Yantai w prowincji Shandong na wschodnim wybrzeżu ChRL. Chcąc poznać przyczynę śmierci duchownego, rodzina domagała się przeprowadzenia autopsji. Władze nie wyraziły na to zgody i szybko poddały zwłoki kremacji.

Wolności nie doczekał się również przetrzymywany bez procesu od 2005 roku ks. bp John Han Dingxian z diecezji Yongnian w północnej prowincji Hebei. Biskup zmarł w niejasnych okolicznościach w 2007 roku i znów jego najbliższym odmówiono prawa do katolickiego pogrzebu. Doprowadzono do szybkiej kremacji, a następnie tajnego pochówku na publicznym cmentarzu.

A jednak chrześcijańskie Chiny

Oficjalnie Chiny są krajem ateistycznym, a jego państwową doktryną pozostaje komunizm. Konstytucja Chińskiej Republiki Ludowej gwarantuje wolność wyznania, jednak rząd aktywnie prześladuje grupy religijne, które uznaje za wrogie komunistycznemu państwu.

Tym wrogiem nr 1 jest rosnące w siłę chrześcijaństwo. Mimo że władze nasiliły opresje, i jak mówi pastor Bob Fu "uwięziły Chrystusa", to liczba chrześcijan w Państwie Środka rośnie.

Obecnie wynosi ona już ponad 100 mln. Szacuje się, że w 2030 r. będzie to 247 mln wiernych, a więc znacznie więcej niż w Brazylii, USA czy Meksyku. - Chiny staną się krajem o największej liczbie chrześcijan na świecie - twierdzi socjolog Fenggang Yang, który stoi na czele Centrum Religii i Społeczeństwa Chińskiego na amerykańskim Uniwersytecie Purdue.

Tymczasem chińska Partia Komunistyczna (KPCh) sama traci członków. Dlatego też rozpoczęła kampanię przeciwko kulturowym wpływom Zachodu - czyli m.in. przeciwko chrześcijaństwu.

Dziś Partia liczy 85 mln członków, a według wydawanej w USA i na Tajwanie chińskojęzycznej gazety "Epoch Times" w ciągu ostatnich 10 lat wystąpiło z niej ponad 170 mln Chińczyków.

Sami chrześcijanie w Chinach widzą swoją religię, jako czynnik, który może odbudować zniszczoną tkankę narodu chińskiego. W rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Daily Telegraph" jeden z chińskich misjonarzy podkreśla, że wiara daje ludziom to, czego nie jest w stanie dać im rząd. Może być odpowiedzią na moralny kryzys trapiący ChRL od chwili rewolucji kulturalnej.

Podobnie wypowiada się urodzony w Chinach, a mieszkający w USA, doktor Wang Ming. Losy Wanga były inspiracją dla amerykańskiego filmu "Bóg nie umarł", który odniósł komercyjny sukces, zarabiając ponad 60 mln dol. przy zaledwie dwumilionowym budżecie.

- Dzisiejsze Chiny to bardzo dziwny kraj - z jednej strony mamy do czynienia ze znaczącym wzrostem ekonomicznym, ale i z silnymi materialistycznymi pokusami, a z drugiej, jako państwo, jest ono bardzo niedojrzałe. Brak tam struktur prawnych, które regulowałyby niektóre zachowania. Mamy więc ogromną korupcję, nieuczciwość i brak odpowiedzialności - mówi Wang.

Chińczycy bogacą się, ale ich poziom etyczny się nie podnosi. Wang Ming uważa, że rozwiązanie tego problemu przyniesie dopiero prawdziwa wolność religijna w Chinach i "chrześcijaństwo, które wnosi przecież ogromne poczucie odpowiedzialności przed Bogiem".

>>>

To kraj satanistyczny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:51, 14 Lip 2015    Temat postu:

Chińskie media: zatrzymanych obrońcach praw człowieka to "podżegacze"

Chińskie media: zatrzymanych obrońcach praw człowieka to "podżegacze" - Shutterstock

Chińskie media państwowe nazwały "podżegaczami" grupę prawników od praw człowieka i aktywistów tego ruchu, którzy zostali zatrzymani lub zaginęli od ubiegłego czwartku, a których władze oskarżyły o nielegalną działalność.

Obrońcy praw człowieka z Amnesty International twierdzą, że od rozpoczętej w miniony czwartek akcji władz zostało zatrzymanych lub zaginęło 25 osób, a wielu innym zakazano wypowiadać się lub działać w imieniu zatrzymanym.
REKLAMA


Władze chińskie, jak pisze agencja Associated Press, wzięły na celownik chińskich prawników, którzy połączyli siły z obrońcami praw człowieka w ujawnianiu bezprawnych działań policji i sądów, w kwestionowaniu oficjalnych doniesień nt. kontrowersyjnych zdarzeń i w apelach do władz o przestrzeganie litery prawa.

Organizacje obrońców praw człowieka i zagraniczne rządy są coraz bardziej zaniepokojone działaniami chińskich władz - pisze agencja Associated Press.

Zatrzymania obrońców praw człowieka potępił wcześniej w tym tygodniu amerykański Departament Stanu; zaapelował o uwolnienie zatrzymanych, którzy, jak podkreślono, "próbują chronić prawa chińskich obywateli".

Tymczasem chińskie media nazwały amerykańską krytykę "męczącą, lecz nieistotną" porównując ją do "przeżutej gumy, która przywarła do podeszwy". Podkreśliły, że to chińskie sądy mają zadecydować, czy prawnicy działali zgodnie, czy niezgodnie z prawem.

W materiałach mediów państwowych prawnicy od praw człowieka są przedstawieni jako grupa samopromujących się osób, dążących do rozpowszechniania półprawd i aranżowania nielegalnych protestów przed siedzibami sądu. Oficjalna agencja Xinhua oświadczyła, że prawnicy winni przestrzegać prawa, a nie angażować się w podburzanie tłumu.

...

O I TO JEST MOWA NIENAWIŚCI! AKURAT KOMUNISTYCZNA! ALE NAZIZM TO SAMO!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:57, 30 Lip 2015    Temat postu:

W. Brytania przyznała wizę artyście Ai Weiweiowi tylko na 20 dni

W. Brytania przyznała wizę artyście Ai Weiweiowi tylko na 20 dni - Shutterstock

Brytyjski rząd przyznał chińskiemu artyście i dysydentowi Ai Weiweiowi wizę na 20 dni, a nie sześć miesięcy, swoją decyzję uzasadniając tym, że Chińczyk we wniosku wizowym podał nieprawdziwe informacje.

Ai opublikował na Instagramie pismo z wydziału wizowego brytyjskiej ambasady w Pekinie. Czas pobytu w Wielkiej Brytanii skrócono artyście do 20 dni, ponieważ "w formularzu nie zawarł informacji, że był wcześniej skazany" - wynika z dokumentu.
REKLAMA


20-dniowa wiza umożliwi mu udział w otwarciu jego wystawy w Royal Academy of Arts w Londynie. Oznacza to jednak, że nie będzie mógł nadzorować jej instalacji.

W liście z ambasady zawarto informację, że wizy udziela się jedynie na 20 dni, ponieważ Ai "nie spełnił wymagań stawianych klientom biznesowym". W dokumencie można też przeczytać, że "informacje o wyroku skazującym są powszechnie dostępne, a Ai nie zawarł ich w formularzu wizowym". Urzędnicy podkreślili, że przyznanie wizy 20-dniowej to "wyjątek i ukłon w stronę artysty", ale "w przyszłości Ai musi zadbać o jak największą dokładność danych w formularzu". Jeśli artysta nie zastosuje się do zaleceń, grozi mu 10-letni zakaz wjazdu do Wielkiej Brytanii.

Na Instagramie Ai napisał, że nigdy nie był skazany, nie postawiono mu też zarzutów oraz że bezskutecznie próbował wyjaśnić tę sprawę telefonicznie z wydziałem wizowym brytyjskiej ambasady w Pekinie. Urzędnicy powoływali się jednak na wiarygodność swoich źródeł i "nie przyznali się do nieprawidłowości".

Brytyjski urząd odpowiedzialny za imigrację w oświadczeniu poinformował, że "wnioski o wydanie wizy rozpatrywane są indywidualnie i zgodnie z obowiązującymi przepisami". Zaznaczył, że Ai dostał wizę na okres wystawy.

BBC przypomina, że artysta w 2011 r. był przetrzymywany w chińskim areszcie przez 81 dni, nigdy jednak nie postawiono mu zarzutów, nie został też skazany.

Ai Weiwei został ukarany przez władze Chin grzywną w wysokości 2,4 mln dol. za niepłacenie podatków w sprawie cywilnej w 2012 r. Artysta odwołał się od decyzji sądu, ale sprawę przegrał. Utrzymuje, że karę nałożono w odwecie za krytykowanie przez niego chińskiego rządu.

...

Legendarna brytyjska hojnosc. Cale 20 dni. Szalona rozrzutnosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:33, 01 Sie 2015    Temat postu:

W. Brytania: MSW przeprasza Ai Weiweia i przyznaje mu wizę na pół roku

W. Brytania: MSW przeprasza Ai Weiweia i przyznaje mu wizę na pół roku - Shutterstock

Brytyjskie MSW przeprosiło chińskiego artystę i dysydenta Ai Weiweia i przyznało mu wizę na sześć miesięcy, odwołując poprzednią decyzję o przyznaniu wizy tylko na 20 dni. W sprawie Weiweia interweniowała szefowa MSZ Theresa May.

- Napisaliśmy do pana Ai i przeprosiliśmy za trudności - głosi komunikat ministerstwa. Wyjaśniono w nim, że decyzji w sprawie krótkoterminowej wizy dla chińskiego artysty nie konsultowano z minister May. Po ponownej analizie wniosku minister zaleciła przyznaniu mu wizy na sześć miesięcy.
REKLAMA


Wczoraj Ai opublikował na Instagramie pismo z wydziału wizowego brytyjskiej ambasady w Pekinie, który przyznał mu wizę 20-dniową, choć artysta wnioskował o półroczną. Ambasada argumentowała, iż "nie zawarł w formularzu informacji, że był wcześniej skazany w sprawie karnej".

Ai podkreślił na Instagramie, że nigdy nie był skazany, nie postawiono mu też zarzutów oraz że bezskutecznie próbował wyjaśnić tę sprawę telefonicznie z wydziałem wizowym. Urzędnicy powoływali się jednak na wiarygodność swoich źródeł i "nie przyznali się do nieprawidłowości". Według nich informacje o wyroku skazującym dysydenta "są powszechnie dostępne".

BBC przypomina, że Ai, najbardziej znany na świecie chiński artysta, w 2011 r. był przetrzymywany w areszcie przez 81 dni, nigdy jednak nie postawiono mu zarzutów, nie został też skazany. Został ukarany grzywną w wysokości 2,4 mln dol. za niepłacenie podatków w sprawie cywilnej w 2012 r. Artysta twierdzi, że karę nałożono w odwecie za krytykowanie przez niego chińskiego rządu. Jego adwokat podkreśla, że nie była to sprawa karna

Wczoraj Ai przybył do Niemiec, kraju, który przyznał mu wielokrotną wizę na cztery lata. Jest to jego pierwsza podróż zagraniczna od czasu, gdy został przez władze pozbawiony paszportu na cztery lata. W Niemczech Ai odwiedza mieszkającego w Monachium syna.

Do Wielkiej Brytanii ma pojechać w związku z wielką wystawą jego prac w Royal Academy of Arts w Londynie. Trzytygodniowa wiza umożliwiłaby mu tylko udział w otwarciu wystawy, ale nie nadzór nad jej instalacją.

...

Typowo Brytyjskie. Oni nie znaja pojecia honor. Miec honor to np. byc mianowanym lordem. Ale nie byc szlachetnym, dotrzymywac slowa itp.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:31, 04 Sie 2015    Temat postu:

Chiny: Biskup wyświęcony za zgodą Watykanu. Pierwszy raz od trzech lat

CHINA-RELIGION-CATHOLIC-POLITICS - AFP

Pierwszy od trzech lat biskup katolicki został wyświęcony za zgodą Watykanu w Chinach. Ks. Joseph Zhang Yilin był wybrany przez komunistyczne władze, ale sakrę zaaprobowała Stolica Apostolska. Uroczystość odbyła się w obecności sił bezpieczeństwa.

44-letni ks. Yilin został konsekrowany na biskupa diecezji Anyang w prowincji Henan w środkowej części Chin. Kościół pw. Najświętszego Serca Jezusa został szczelnie odgrodzony policyjnym kordonem; wstęp był zarezerwowany tylko dla osób dysponujących przepustką uzyskaną z wielotygodniowym wyprzedzeniem.
REKLAMA


Ostatnie święcenia biskupie w Chinach odbyły się w Szanghaju w 2012 roku. Mianowany na wniosek Watykanu biskup Taddheus Ma Daqin, ogłosił niemal natychmiast, że występuje ze współpracującego z władzami Chin tzw. Kościoła Patriotycznego, co zakończyło się dla niego aresztem domowym w seminarium w podszanghajskim Sheshan.

Według katolickiej agencji prasowej UCA News ksiądz Joseph Zhang Yilin znajdował się na liście potencjalnych biskupów cieszących się aprobatą Watykanu, jeszcze przed mianowaniem go w kwietniu przez Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich.

Dzisiejszej uroczystości przewodniczyli trzej chińscy biskupi uznawani przez Watykan - John Wang Renlei, Joseph Bin Shen i Yongqiang Yang. Może być to uznawane za sygnał łagodzenia stanowiska Chin wobec Stolicy Apostolskiej - komentuje AFP, tłumacząc, że obecność biskupa nieuznawanego przez Watykan mogłaby być odebrana jako prowokacja ze strony Pekinu.

Podległe Komunistycznej Partii Chin Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich regularnie wyświęca biskupów bez zgody papieża. Szacuje się, że w Chinach mieszka od 8 do 12 mln katolików. Są podzieleni na oficjalny Kościół Patriotyczny i Kościół w podziemiu, pozostający w łączności z Watykanem, prześladowany przez władze. Chiny nie utrzymują oficjalnych stosunków ze Stolicą Apostolską od 1951 roku.

...

To jest chore i satanistyczne. Komunisci z Pekinu maja takie pojecie o Kosciele jak zielone ludki z Marsa a chca mianowac biskupow. Smieszne. Czy operacje medyczne tez partia bedzie robic? A TU TRZEBA DUZO WIEKSZYCH KOMPETENCJI BO DUCHOWYCH!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:35, 17 Sie 2015    Temat postu:

Papież Franciszek w telewizji chińskiej
16 sierpnia 2015, 22:09
Po raz pierwszy w historii telewizja chińska przekazała słowa papieża do Chińczyków. Telewizja chińska podała dziś, że wczoraj po modlitwie Anioł Pański papież Franciszek przekazał wyrazy współczucia i solidarności mieszkańcom portowego miasta Tiencin, gdzie kilka dni temu doszło do potężnej eksplozji w składzie materiałów chemicznych.

Poinformowano, że papież zapewnił o swej modlitwie za wszystkie ofiary tragedii. Obserwatorzy twierdzą, że jest to wydarzenie bezprecedensowe.

W Tiencinie trwa usuwanie skutków serii eksplozji, które miały miejsce w magazynie z chemikaliami. Władze potwierdziły, że składowano tam m.in. silnie trujący cyjanek potasu. Według najnowszych informacji w serii eksplozji w portowym mieście zginęło 112 osób, a 95 uznaje się za zaginione. Większość z nich to młodzi mężczyźni zatrudnieni na czasowych kontraktach. Chińskie władze utrzymują, że pomimo odnalezienia silnie trujących związków chemicznych, nie ma zagrożenia dla mieszkańców Tiencinu znajdujących się poza dwukilometrową strefą zamkniętą wokół epicentrum katastrofy.

Według niezależnych badań Greenpeace w próbkach wody pobranych w pobliżu miejsca pożaru nie stwierdzono cyjanku. Woda skażona została jednak innymi zagrażającymi zdrowiu chemikaliami. Greenpeace zaapelowało też do władz o rozszerzenie strefy zamkniętej do 5 kilometrów. Do tej pory z terenów wokół portu w Tiencinie ewakuowano ponad 6000 osób.

...

W komunie jest osiagnieciem to co jest niezauwazalne w normalnych krajach. Gdzie w normalnym kraju osiagnieciem bylo by ze przytoczyli slowa Franciszka? Potworny system.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:03, 19 Sie 2015    Temat postu:

Chiny spowolnione. Będzie głęboki zwrot polityczny?
Bogdan Góralczyk
19 sierpnia 2015, 09:01
Czy niedawna spektakularna katastrofa przemysłowo-ekologiczna w portowym mieście Tianji jest kolejną zapowiedzią głębokich zmian na chińskiej scenie? Tym bardziej, że poprzedził ją wielki krach na giełdzie, z której w krótkim czasie wyparowały biliony dolarów.

W długowiecznej historii Chin ukuło się przekonanie, że każdy głęboki zwrot polityczny czy zmianę dynastii poprzedzają gwałtowne zjawiska - trzęsienia ziemi, powodzie, susze itd. Po raz ostatni tak było latem 1976 r. gdy potężne trzęsienie zmiotło w powierzchni miasto Tangshan, pociągając za sobą kilkaset tysięcy ofiar śmiertelnych (dokładnych danych nigdy nie podano). W dwa miesiące po nim odszedł Mao Zedong, który całkowicie przewrócił chińską rzeczywistość w okresie gdy panował - to dobre określenie, choć dotyczyło komunizmu - w latach 1949-76. A po jego odejściu Chiny znów zmieniły się nie do poznania, bowiem w miejsce komunizmu koszarowego weszła zimna i wyrachowana gospodarka rynkowa.


Czy niedawna spektakularna katastrofa przemysłowo-ekologiczna (bo chyba jednak nie o zamach tam chodziło) w portowym mieście Tianjin, położonym zresztą niedaleko Tangshan, jest kolejną zapowiedzią głębokich zmian na chińskiej scenie?

Tym razem było tylko kilkaset ofiar - śmiertelnych i rannych - więc poniekąd tę katastrofę można byłoby zbagatelizować jako "katastrofę przemysłową", jak robią to chińskie władze i tamtejsza propaganda.

Giełdowa katastrofa

Problem w tym, że tragedię w Tianjinie poprzedziła prawdziwa katastrofa, jaką był krach na giełdzie na przełomie czerwca i lipca, gdy w ciągu parunastu dni stracono ponad 2 bln dolarów (a niektóre źródła mówią nawet o 3 bln), a więc majątek rzędu trzech polskich rocznych PKB.


Od tamtej pory sytuację na giełdzie nieco uspokojono, ale strat nie odrobiono i nic nie wskazuje na to, że szybko zostaną odrobione. Tymczasem tysiące, a raczej miliony, bo Chiny to kraj wielkich liczb, obywateli straciło na giełdzie cały dorobek swego życia. Wcześniej zawierzyli bowiem władzom, zachęcającym do giełdowej gry. Znanym z żyłki do hazardu Chińczykom nie trzeba było wiele: wszyscy, z taksówkarzami i młodzieżą akademicką włącznie, ruszyli na giełdę, a niektórzy w tym pędzie, który w ciągu ponad roku podniósł indeks obu chińskich giełd, w Szanghaju i Shenzhenie, o ponad 100 proc., zastawili w tej grze cały swój majątek: domy, mieszkania, nieruchomości. Jak się teraz zachowają?

To pytanie zasadne, bo stawką w Chinach jest teraz społeczny spokój, gdyż nastroje są mocno rozhuśtane. Obywatele zdali sobie bowiem sprawę z tego, że władze wcale nie są nieomylne - namawiały do gry na giełdzie, a nastąpił krach. Natomiast forsowana przez nie ścieżka szybkiego rozwoju zniszczyła środowisko naturalne, czego świadomość jest już powszechna, a nierzadko prowadzi do katastrof takich jak w Tianjinie.

Gospodarka i bezpieczeństwo

Władze mają tego świadomość, dlatego - jak donosi z przecieków hongkońska prasa - na dorocznych zamkniętych partyjnych konwentyklach w nadmorskim kurorcie Beidaihe właśnie teraz zajęły się dwoma kluczowymi zagadnieniami: bezpieczeństwem wewnętrznym oraz dalszym rozwojem gospodarczym kraju.

Rozmawiaj płynnie po 14 dniach
Nowatorska metoda nauki języków obcych! Bądź przed innymi!





W przypadku pierwszego rosną sygnały, że środki przeznaczone na ten cel będą jeszcze wyższe, chociaż już od lat i tak były wyższe od tych przeznaczonych na zbrojenia, o czym głośniej w świecie. Sygnałów "przykręcania śruby" wobec dysydentów, osób niepokornych i niezadowolonych, a nawet broniących ich prawników - o czym jeden z nich pisał niedawno obszernie na łamach "The New York Times" - jest coraz więcej. Jedni wiążą to z bezprecedensową co do skali i zasięgu kampanią antykorupcyjną, która w sposób oczywisty narusza interesy wielu notabli i powiązanych z nimi kręgów. Inni jednak, nie bez uzasadnienia, zaczynają domniemywać, że niemal powszechna dotychczas wiara w nieomylność władz z zamkniętej dzielnicy Zhongnanhai w Pekinie została ostatnio mocno podważona lub nadwyrężona.

Dlatego tak wiele zależy od drugiej kwestii poruszanej na zamkniętych naradach w Beidaihe: co dalej z gospodarką? Czy spowolni bardziej, niż zapowiadają to władze, a więc poniżej 7 proc. wzrostu PKB? Czy Chinom grozi "pułapka średniego wzrostu", jak spekulują zachodni eksperci? Co będzie dalej z giełdą, którą jak dotąd uspokojono niekonwencjonalnymi metodami, tzn. interwencją państwa i ręcznym sterowaniem? No i co będzie z nowym modelem rozwojowym, tak silnie forsowanym przez obecny tandem rządzący, prezydenta i szefa partii Xi Jinpinga oraz technokratycznego premiera Li Keqianga?

To oni doszli bowiem do słusznego skądinąd wniosku, że poprzedniego, ekspansywnego modelu rozwojowego nie da się już z wielu względów utrzymać. Towarzyszyło mu bowiem zbyt wysokie rozwarstwienie społeczne (tzw. współczynnik Giniego, bodaj najlepszy jego miernik, jest w ChRL wyższy niż w USA), uwłaszczenie nomenklatury spod znaku rządzącej Komunistycznej Partii Chin (KPCh) oraz niebotyczna korupcja, której Xi Jinping w obawie o swój - i KPCh - dalszy los wydał wojnę. Towarzyszyło mu też wiele innych zjawisk, przez chińskich ekspertów zwanych "skutkami ubocznymi reform", takich jak chociażby wspomniane zniszczenie środowiska naturalnego czy niska jakość produkcji oraz jej wysoka energochłonność.

Ostry zakręt

To w ramach tego modelu postanowiono też zmienić główny mechanizm napędowy chińskiej gospodarki. Dotychczasową główną siłę sprawczą, czyli eksport, ma zastąpić konsumpcja i rynek wewnętrzny. By tak się stało, Chinom potrzebni są nowi konsumenci na wielką skalę, a więc klasa średnia, nazwana tam jak zwykle po swojemu "społeczeństwem umiarkowanego dobrobytu" (xiaokang shehui). A chcąc ją szybko zbudować, pozwolono zwykłym obywatelom wejść na giełdę. Dalsze losy już znamy. Koło się zamknęło. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by oceniać, jak Chiny wyjdą z tego ostrego zakrętu, w którym się znalazły. Czy dojdzie tylko do kolejnej korekty czy zasadniczej zmiany, a jeśli tak, to jak głębokiej?

Na takie pytania odpowie oczywiście dopiero historia, ale już dzisiaj jedno jest pewne: w Chinach po raz kolejny wola polityczna wyprzedziła procesy i mechanizmy ekonomiczne, przed czym przestrzegał, mocno doświadczony przez los, wizjoner rynkowych reform Deng Xiaoping. Xi Jinping zbyt szybko i w zbyt krótkim czasie narysował przed sobą i państwem wiele strategicznych projektów, z dwoma nowymi Jedwabnymi Szlakami, lądowym i morskim, włącznie. Zbyt szybko chciał spełnić swój własny, tak mocno propagowany "chiński sen". Miast tego ma wielki krach i szereg katastrof. Jak sobie z tym poradzi?

Gdy poprzednio wola polityczna wodza zepchnęła na bok realia i wymogi gospodarcze, czyli wtedy gdy Mao Zedong ogłosił "wielki skok", to jego rezultatem był równie wielki głód (z liczbą ofiar przekraczającą nawet 40 mln osób). Co stanie się teraz?

Druga gospodarka świata, pretendująca do miana pierwszej, znalazła się na wirażu. Dzień dzisiejszy jest znacznie odmienny od tego w końcu lat 50. minionego stulecia, gdy Mao ogłaszał swój "skok". Mamy gospodarkę zglobalizowaną. Jeśli w Chinach tąpnie, odczujemy to i my. Dlatego warto uważniej śledzić tamtejsze procesy.

...

W Chinach tez. Widzicie ze na calym swiecie zajdzie wielka zmiana przed 2017 czyli stuleciem Fatimy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:29, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Chiny: dwóch działaczy przed sądem za próbę założenia niezależnej partii


Żony dwóch chińskich aktywistów zaangażowanych w próby utworzenia niezależnej partii politycznej poinformowały, że stanęli oni we wtorek przed sądem pod zarzutem "obalania władzy państwowej".

Sprawa przeciwko Lu Gengsong i Chen Shuqing toczy się przed sądem w mieście Hangzhou (Hangczou) na wschodzie Chin. Jeśli zostaną skazani, grozi im dożywocie.
REKLAMA


Kobiety oświadczyły, że ich małżonkowie nie przyznają się do winy.

Jak dodały, mężczyźni, którzy sądzeni są osobno, argumentują, iż korzystali z prawa wolności wypowiedzi i zakładania organizacji, co gwarantuje chińska konstytucja.

..

Ohydne represje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:06, 29 Paź 2015    Temat postu:

Chiny odchodzą od polityki jednego dziecka

- PAP

Na zakończonym w czwartek plenum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin podjęto oficjalną decyzję o odejściu od polityki jednego dziecka, zezwalając wszystkim parom na posiadanie dwójki dzieci - podała agencja Xinhua.

AFP określa tę decyzję jako historyczną i precyzuje, że od dwóch lat obowiązywało już prawo zezwalające na posiadanie dwójki dzieci, jeśli przynajmniej jedno z rodziców było jedynakiem lub jedynaczką.
REKLAMA


Decyzję podjęto, by przeciwdziałać nierównowadze płci i starzeniu się chińskiego społeczeństwa.

...

Za pozno rozum wrocil.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:46, 03 Lis 2015    Temat postu:

Koniec polityki jednego dziecka w Chinach. Państwo Środka budzi się ze snu
Bogdan Góralczyk
2 listopada 2015, 12:43
To był ostatni dzwonek. Gdyby Chiny nie zniosły polityki jednego dziecka, w 2030 roku okoły 1/3 społeczeństwa liczyłaby ponad 65 lat. Kraj, który wciąż się modernizuje, dopadłaby przedwczesna starość. Właśnie dlatego Komunistyczna Parti Chin (KPCh) postanowiła działać. Jak pisze dla Wirtualnej Polski z Chin prof. Bogdan Góralczyk, to nie koniec zmian, bowiem na ostatnim partyjnym plenum więcej uwagi niż dwojgu dzieciom w rodzinie poświęcono trzem kluczowym pojęciom: "rozwój", "innowacyjność" i "zielona gospodarka", ponieważ Chiny w swoich dotychczasowych reformach okrutnie obchodziły się nie tylko z rodzinami, ale także ze środowiskiem naturalnym.

Gdy przed trzema laty, w listopadzie 2012 r., Xi Jinping został szefem KPCh, w pierwszym symbolicznym geście zebrał wszystkich siedmiu członków nowego ścisłego kierownictwa, czyli Stałego Komitetu Biura Politycznego Komitetu Centralnego KPCh, i udał się z nimi na historyczną wystawę do Muzeum Historii Rewolucji Chińskiej poświęconą najnowszej historii państwa, a szczególnie "stuleciu narodowego poniżenia", jak się je oficjalnie nazywa. Chodzi o okres po "wojnach opiumowych", czyli po 1829 r., gdy Chiny były słabe i krojone przez obce mocarstwa niczym kawałki melona, jak to obrazowo ujmował "ojciec Chin republikańskich" Sun Yat-sen.

Sny, marzenia i wielkie projekty

Xi dał tym samym jednoznacznie do zrozumienia, że pod jego kierownictwem, a miał przed sobą, jak wynika z logiki systemu, dwie pięcioletnie kadencje, Chiny nie tylko nie będą ponownie słabe i nie pozwolą na to, by inni im cokolwiek dyktowali, ale nawiązał do tytułu głośnej już wtedy, wydanej w styczniu 2010 r. książki pułkownika Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej Liu Mingfu i zapowiedział, że rozpoczyna się epoka "chińskiego snu" czy marzenia. Tłumacząc ten chiński termin - Zhongguo meng - na angielski jako Chinese Dream symbolika była dość jednoznaczna: kończy się epoka słynnego American Dream, a dotychczasową amerykańską dominację może zastąpić chińska.

Takie przesłanie skierowano do chińskiej opinii publicznej, ale też świata zewnętrznego. Później, przez połowę pierwszej kadencji, do czerwca tego roku wydawało się, że ta strategia jest konsekwentnie wprowadzana w życie. Xi, teraz już osoba pełniąca także funkcje głowy państwa i głównodowodzącego armią, bo tak nakazuje jedna z reguł nowej chińskiej merytokracji (czyli nawiązującej jeszcze do Konfucjusza formuły rządów oświeconych elit), ogłaszał jeden za drugim nowe zatykające dech w piersiach projekty.

We wrześniu 2013 r. w kazachskiej Astanie nawiązał do starożytności i zapowiedział nie tylko powrót do tradycji Jedwabnego Szlaku, łączącego niegdyś Państwo Środka z Zachodem, ale budowę aż dwóch Jedwabnych Szlaków, lądowego, jak dawniej, oraz morskiego "na XXI stulecie". Ten drugi dlatego połączono z obecnym stuleciem, bo Chiny poza krótkim interwałem ekspansji w wydaniu admirała Zheng He pod koniec dynastii Ming, nigdy mocarstwem morskim nie były. Teraz, przeznaczając corocznie po 10 i więcej proc. PKB na zbrojenia, chcą nim być, bo przecież od pierwszej dekady tego stulecia mają już drugi największy budżet wojskowy na globie, po Amerykanach. Jeszcze pod koniec ubiegłego wieku wydawali na te cele 1/10 tego, co Amerykanie, a dzisiaj już 1/3. Pod tym względem również szybko zbliżają się do jedynego dotychczas supermocarstwa.

Realizując swe marzenia, nie ograniczyli się bynajmniej do mocno dziś propagowanego hasła Yi dai, yi lu, jednego lądowego Jedwabnego Pasa inwestycji oraz drugiego Morskiego Szlaku, lecz poszli znacznie głębiej i szerzej. Przed rokiem, 29 listopada 2014 r., Xi Jinping wyszedł z zupełnie nową strategią polityki zagranicznej państwa i wizją jego dalszego rozwoju. W istocie odrzucił - głośną kiedyś i tak skuteczną w praktyce - formułę wizjonera obecnych chińskich reform, Deng Xiaopinga, który w swym politycznym testamencie, zawartym symbolicznie w 28 chińskich znakach i starych formułach-przysłowiach, zwanych cheng yu, nakazywał swoim następcom, by nie wysuwali się przed szereg, nie próbowali odgrywać roli lidera (na globie), by - jako państwo rozwijające się i na dorobku - rozglądali się uważnie wokół i kumulowali siły. Ta ostatnia formuła, taoguang yanghui, odbiła się bodaj największym echem i obowiązywała przywódców państwa jako strategiczny nakaz i azymut.

Wielki renesans?

Xi Jinping najwyraźniej uznał, że czas na zmiany, że Chiny są już na tyle silne, iż poprzednią strategię skromności i umiaru postanowił zastąpić strategią ekspansji i aktywności. Ogłosił, że teraz Chiny stawiają przed sobą "dwa cele na stulecie". Pierwszy ma wymiar wewnętrzny i mówi o konieczności budowy xiaokang shehui - "społeczeństwa umiarkowanego dobrobytu", czyli mówiąc po naszemu - klasy średniej. Precyzyjniej miałoby to wyglądać tak, że na stulecie KPCh, a więc do 1 lipca 2021 r. (a tym samym na koniec drugiej kadencji Xi u władzy), każdy chiński obywatel miałby dochody dwukrotnie wyższe niż u progu sprawowania rządów przez obecną "piątą generację przywódców" z Xi na czele. Ujmując inaczej, nie będzie Chin silnych i bogatych oraz spełnienia marzeń bez już nie tylko silnego państwa, ale także jego obywateli, przynajmniej jeśli chodzi o ich kiesę.

Drugi "cel na stulecie" jest nie mniej ambitny, a jeszcze bardziej symboliczny, choć niedoprecyzowany. Xi wreszcie napełnił treścią "chiński sen", początkowo dość niejasny (poza oczywistym ostrzem antyamerykańskim). Stwierdził, że ma być nim "wielki renesans chińskiej nacji", a więc wszystkich Chińczyków, w tym także przedstawicieli mniejszości narodowych, gdziekolwiek są. Sformułowano więc cel i zadanie nie tylko dla obywateli ChRL, ale także mieszkańców Hongkongu, Makau, rozległej chińskiej diaspory, a przede wszystkim Tajwańczyków, by poczuwali się do ścisłych więzi z jednym narodem, który kwitnie i wszedł w kolejną "erę renesansu", po dynastiach Han czy Tang. Tym samym, między wierszami, ale jednoznacznie, zawarto w tym przesłaniu koncepcję pokojowego zjednoczenia z Tajwanem, tyle że tym razem data jest mniej pewna: czy ma do tego dojść na stulecie KPCh, czy może dopiero na stulecie ChRL, a więc do 1 października 2049?

Tanie Chiny się skończyły

Jedno od początku było jasne: "chiński sen" spełni się tylko wtedy, gdy uruchomione zostaną rezerwy i potencjał, tkwiące w ogromnym liczebnie społeczeństwie. Tym samym, warunkiem sine qua non realizacji wszystkich planów i snów jest budowa "społeczeństwa umiarkowanego dobrobytu". Tym bardziej, że poprzedni ekspansywny model rozwojowy, oparty na inwestycjach i eksporcie najwyraźniej wyczerpuje swój potencjał. Tanie Chiny się skończyły, a świat został zarzucony chińskim towarem. Słusznie więc założono, że teraz siłą napędową nowego modelu rozwojowego ma być klasa średnia i konsumpcja wewnętrzna. Ale chcąc, by tak było, należało zbudować konsumenta.

Tu, wydaje się, popełniono gruby błąd. Podporządkowane woli władz media latem ubiegłego roku zaczęły zachęcać Chińczyków, by masowo inwestowali na giełdzie. Uznano, że to najlepszy sposób szybkiego zbudowania klasy średniej i dobrobytu społeczeństwa. Mającym żyłkę hazardu we krwi Chińczykom nie trzeba było powtarzać. W ciągu roku dwie giełdy chińskie, w Szanghaju i Shenzhen, ściągnęły do siebie miliony (mówi się o 90) drobnych ciułaczy, którzy szybko napompowali bańkę. Jak wiemy, latem tego roku, ta z hukiem pękła. Indeksy giełdowe straciły ok. 40 proc., co oznacza sumy niebotyczne, rzędu ponad 3 bln dolarów, czyli niemal tyle, ile skrzętne Chiny zebrały dotąd w postaci rezerw walutowych.

Droga na skróty przyniosła katastrofę. Owszem, jak dotąd, udało się przekonać tych inwestorów na giełdzie, którzy wiele stracili, często cały majątek czy dorobek życia. Rządowa propaganda umiejętnie sączy im do głów, a piszę te słowa w Chinach, iż bańka na giełdzie prysła pod wpływem spekulantów z USA czy dzięki machinacjom osób pokroju George’a Sorosa, który - pamiętajmy - kiedyś, w 1997 r. raz już doprowadził do poważnego kryzysu finansowego w Azji. Chińczycy - wydaje się - tę narrację "kupili", ale czy na pewno i do końca?

Czas zakasania rękawów

Tak czy inaczej, władze zrozumiały, że w pogoni za marzeniem poszły za daleko i za szybko. Najwyraźniej wróciły do starej, sprawdzonej formuły Deng Xiaopinga, wspomnianej taoguang yang hui. Trzeba się cofnąć i na nowo zewrzeć szeregi, oczywiście nie rezygnując z pryncypiów i sformułowanej dotychczas strategii.

W takim kontekście należy czytać decyzje ostatniego, piątego plenum KC KPCh z ubiegłego tygodnia. Pozwolono, co odbiło się największym echem, na posiadanie dwojga dzieci, chociaż już wcześniej dokonano wyłomu w tej wprowadzonej u progu reform, latem 1979 r. "polityce jednego dziecka", pozwalając na posiadanie drugiej latorośli tym rodzinom, w których chociaż jedno z rodziców było jedynakiem (a takich jest już coraz więcej).

Ale nie tylko o dzieci tu chodzi. One znowu gdzieś, niestety, giną w tej mocarstwowej logice. Chińska merytokracja pod czerwoną flagą i z komunistycznym sztafażem zrozumiała zagrożenie - że kraj jeszcze się nie zmodernizował, a już się starzeje. Poważne analizy mówią, że bez dokonanej właśnie zmiany już w 2030 r. aż 30 proc. społeczeństwa liczyłoby ponad 65 lat, byłoby w wieku emerytalnym.

Z taką strukturą społeczną trudno sięgać po młodzieńcze sny. Znów czas na zmiany - i to poważne. Na plenum więcej uwagi niż dwojgu dzieciom w rodzinie poświęcono trzem kluczowym pojęciom: "rozwój", "innowacyjność" i "zielona gospodarka". Albowiem, Chiny na dotychczasowej drodze reform okrutnie potraktowały nie tylko rodziny, lecz także przyrodę. Stan środowiska naturalnego jest opłakany. Jest co robić i czym się zająć. To nie czas rojenia snów, to ponownie czas zakasania rękawów - takie przesłanie płynie z najnowszych decyzji chińskich władz, które zarazem wyznaczyły azymuty nowej 5-latki. Zamiast snu będzie ciężka praca, bo potencjał społecznego niezadowolenia jest duży - i to bynajmniej nie tylko wśród giełdowych graczy, którzy niedawno tak dużo stracili.

...

Komuna jak widac wszystko robi zle i potem sie wycofuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:11, 07 Lis 2015    Temat postu:

Historyczne spotkanie przywódców Chin i Tajwanu
akt. 7 listopada 2015, 12:49
Prezydent Tajwanu Ma Jing-cu wyraził nadzieję, że Chiny pokojowo, a nie siłą rozwiążą kwestie sporne we wzajemnych stosunkach. Tajwańczycy najbardziej zaniepokojeni są bezpieczeństwem wyspy - zaznaczył po rozmowach z prezydentem Chin Xi Jinpingiem. Na konferencji prasowej w Singapurze, gdzie odbywało się to pierwsze od 66 lat spotkanie przywódców ChRL i Tajwanu, Ma poinformował, że przekazał swemu odpowiednikowi, aby zwrócił uwagę na rozmieszczenie w Chinach kontynentalnych rakiet wymierzonych w wyspę.

Xi odpowiedział, że rozmieszczenie pocisków rakietowych jest "kwestią niezwiązaną z Tajwanem" - poinformował Ma, cytowany przez agencję Reutera. "Przynajmniej podniosłem tę kwestię i powiedziałem mu, że Tajwańczycy mają obawy co do tego" - dodał.

Tymczasem chiński minister ds. Tajwanu, kierujący Biurem Rady Państwowej ds. Tajwanu, Zhang Zhijun oświadczył w sobotę po rozmowach Xi i Ma, że największym zagrożeniem dla rozwoju pokojowych stosunków w Cieśninie Tajwańskiej są proniepodległościowe siły na Tajwanie. - Rodacy po obu stronach (Cieśniny) powinni zjednoczyć się przeciwko temu i zdecydowanie przeciwstawić - podkreślił Zhang.

Więcej szczegółów dotyczących rozmów na razie nie podano. Mimo że - tak, jak zapowiadano wcześniej - po spotkaniu nie wydano żadnego wspólnego oświadczenia, ani nie zawarto żadnej umowy, to było to spotkanie historyczne - zwracają uwagę komentatorzy. Były to bowiem pierwsze od wojny domowej w 1949 r. rozmowy przywódców ChRL i Tajwanu.

Xi Jinping: jesteśmy jedną rodziną

Przed spotkaniem politycy uścisnęli sobie dłonie i pomachali do zgromadzonych dziennikarzy, następnie udali się na rozmowy.

- Jesteśmy jedną rodziną (...) żadna siła nie może nas rozdzielić - powiedział na początku spotkania prezydent Chin do swego odpowiednika z Tajwanu. - Wykorzystajmy nasze działania, żeby udowodnić światu, że ludzie po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej mają możliwości i mądrość, by rozwiązywać swe własne problemy, a także przyczynić się do pokoju w regionie i na świecie oraz stabilizacji i dobrobytu - mówił Xi.

Wezwał, by obie strony odnosiły się to tzw. konsensusu z 1992 r. i wzmocniły współpracę. Xi nawiązał tu do porozumienia osiągnięto między tajwańską Partią Nacjonalistyczną (Kuomintang) a Komunistyczną Partią Chin (KPCh), mówiącego, iż "istnieją tylko jedne Chiny", ale każda strona może to interpretować na swój sposób.

Ze swej strony prezydent Tajwanu pośrednio - jak wskazuje Reuters - zwrócił się do prezydenta Chin, aby szanował demokrację wyspy. Prezydent Ma wezwał, by "obie strony wzajemnie respektowały swe wartości i sposoby życia". Wyraził determinację w sprawie promowania pokoju w Cieśninie Tajwańskiej. Według niego relacje powinny opierać się na powadze, mądrości i cierpliwości.

Trwające niespełna godzinę spotkanie odbywało się za zamkniętymi drzwiami w sali balowej Hotelu Shangri-La w Singapurze, gdzie prezydent Chin przebywa z oficjalną wizytą państwową.

Wieczorem prezydent Xi i Ma mają zjeść wspólnie kolację.

Ocieplenie stosunków

Relacje między Chinami i Tajwanem znacznie się poprawiły od czasu objęcia władzy na wyspie przez Ma w maju 2008 r.; zwiększył się ruch turystyczny i ożywiły się relacje handlowe i inwestycje po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej.

Jednak pomimo ocieplenia stosunków Chiny wciąż uważają Tajwan, faktycznie niepodległy od 1949 r., za swą zbuntowaną prowincję.

Zwolennicy tajwańskiej opozycji twierdzą, że przyjazna Chinom polityka prezydenta coraz bardziej narusza demokratyczne swobody na Tajwanie i może wręcz prowadzić do utraty niepodległości kraju.

Przed wylotem do Singapuru prezydent Ma podkreślił w rozmowie z dziennikarzami, że jego rząd pracuje nad "utrzymaniem status quo i niepodejmowaniem kwestii dotyczących zjednoczenia z ChRL, czy niepodległości Tajwanu", wszystko w ramach tzw. konsensusu z 1992 r.

Wybory na horyzoncie

Sprawujący od ośmiu lat urząd prezydenta Ma, opowiadając się za rozwojem współpracy gospodarczej przy zachowaniu niezależności politycznej Tajwanu, doprowadził do zawarcia wielu porozumień gospodarczych. Ramowa umowa o swobodnej wymianie handlowej między Tajwanem a Chinami wywołała jednak wiosną 2014 r. falę protestów społecznych, przyczyniając się także do przegranej Kuomintangu w wyborach samorządowych w grudniu 2014 r.

Ma Jing-cu kończy swoją drugą czteroletnią kadencję w przyszłym roku i zgodnie z konstytucją nie będzie mógł kandydować po raz trzeci. Kandydatka na szefa państwa głównej partii opozycyjnej, Demokratycznej Partii Postępowej (DPP), sceptycznie nastawiona do zbliżenia z Pekinem, wychodzi na prowadzenie w sondażach przed wyborami, które mają się odbyć w styczniu.

Komentatorzy podkreślają, że przegrana Kuomintangu w 2014 r. to wiarygodny prognostyk przed wyborami prezydenckimi.

...

Dla nas licza sie czyny nie slowa. Tu patrzymy na Tybet jesli tam sie poprawi to bedzie znaczylo ze zmiany sa prawdziwe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:34, 07 Lis 2015    Temat postu:

Tajwan: liderka opozycji rozczarowana po spotkaniu prezydentów

Przewodnicząca głównej partii opozycyjnej Tajwanu Caj Ing-Wen wyraziła dzisiaj rozczarowanie tym, że prezydent tego kraju Ma Jing-cu nie wspomniał w rozmowach z prezydentem Chin Xi Jinpingiem w Singapurze o zachowaniu demokracji i wolności wyspy.

Caj Ing-Wen, która przewodzi opozycyjnej Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) i jest faworytką zaplanowanych na styczeń wyborów prezydenckich na Tajwanie, powiedziała też dziennikarzom, że wraz z narodem tajwańskim naprawi wszelkie szkody spowodowane spotkaniem dwóch prezydentów.

Zwolennicy tajwańskiej opozycji twierdzą, że przyjazna Chinom polityka prezydenta coraz bardziej narusza demokratyczne swobody na Tajwanie i może wręcz prowadzić do utraty niepodległości kraju.

Chiny i Tajwan rozdzieliły się po wojnie domowej z 1949 roku, jednak władze w Pekinie wciąż roszczą sobie prawa do wyspy.

Za rządów prezydenta Ma Jing-cu (od maja 2008 r.) relacje między obu krajami poprawiły się, co doprowadziło do zwiększenia ruchu turystycznego i ożywienia relacji handlowych i inwestycji po obu stronach szerokiej na 160 km Cieśniny Tajwańskiej.

Pierwsze od 66 lat sobotnie spotkanie w Singapurze przywódców Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) i Tajwanu obwołano historycznym zanim się zaczęło. Niespełna godzinne rozmowy prowadzono przy drzwiach zamkniętych w sali balowej Hotelu Shangri-La w Singapurze, gdzie prezydent Chin przebywa z oficjalną wizytą państwową.

...

Nie mozna pomijac ofiar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:44, 27 Lis 2015    Temat postu:

Chiny: obrońca praw obywatelskich skazany na sześć lat więzienia


Sąd w Kantonie na południu Chin skazał na sześć lat więzienia znanego chińskiego obrońcę praw obywatelskich Guo Feixionga. Jego prawnik określił proces jako niesprawiedliwy; w ostatniej chwili ogłoszono, iż do aktu oskarżenia dodano zarzuty kryminalne.

Sąd uznał Guo (właśc. Yanga Maodonga) winnym zwołania zgromadzenia w celu zakłócania porządku publicznego; skazał go również za - jak to ujęto "sprawianie kłopotów" - poinformował jego prawnik Li Jinxing, zwracając uwagę, że o zarzucie tym poinformowano na kilka minut przez rozpoczęciem rozprawy.
REKLAMA


Czyn "zakłócania porządku publicznego" zagrożony jest w ChRL karą do trzech lat więzienia, a za "sprawianie problemów" może grozić do pięciu lat pozbawienia wolności. Dodanie tego drugiego zarzutu w ostatniej chwili wywołało natychmiastowy protest obrony, który pozostał jednak bez odpowiedzi sądu - poinformował prawnik podsądnego.

Według mecenasa Li sąd naruszył procedury i nie pozwolił obronie się przygotować. Jak dodał prawnik, pisemny werdykt został wydany natychmiast po zakończeniu procesu, co pokazuje, że został przygotowany z wyprzedzeniem. "To nadużycie władzy sądowej w najgorszym wydaniu" - oświadczył Li.

Guo był oskarżony wraz z innym aktywistą Sun Deshengiem.

Według adwokatów obaj zostali oskarżeni w związku z demonstracjami w obronie wolności słowa, do których doszło w Kantonie w styczniu 2013 r. w czasie sporu między dziennikarzami tygodnika "Nanfang Zhoumo" a cenzorami z biura propagandy.

Prokuratura zarzucała im również organizację protestów w kilku miastach w kwietniu 2013 r., czego dowodem mogą być ich zdjęcia z transparentami nawołującymi m.in. do nakazu publikacji zeznań majątkowych urzędników. Zdjęcia takie krążyły przed dwoma laty w chińskim internecie.

Działający na rzecz wolności mediów Guo jest związany z Nowym Ruchem Obywatelskim – luźno zorganizowaną grupą intelektualistów zabiegających o reformy systemu politycznego i budowę społeczeństwa obywatelskiego w Państwie Środka. Od listopada 2012 r., kiedy za sterami rządzącej Komunistycznej Partii Chin (KPCh) stanął obecny prezydent Xi Jinping, zatrzymano już około 20 członków tej grupy.

Według obserwatorów od przejęcia władzy przez Xi partia nasiliła represje wobec opozycyjnych działaczy, zaostrzyła cenzurę internetu i zwalcza wszelkie próby kwestionowania panującego porządku.

Guo Feixiong od lat pomaga mieszkańcom prowincji Guangdong składać apelacje i protestować przeciwko wysiedleniom, wyburzaniu domów i innym przypadkom naruszania ich praw przez władze. To jeden z najbardziej znanych aktywistów utożsamianych z nieformalnym ruchem Weiquan, złożonym z prawników i innych ekspertów walczących o prawa zwykłych obywateli Chin. Prawnicy Weiquan nierzadko angażują się w politycznie delikatne kwestie, takie jak ochrona środowiska, wolność religijna, wolność słowa i prasy.

Guo należy do grupy tzw. bosych prawników, jak określa się w Chinach ludzi pozbawionych formalnego wykształcenia prawniczego, którzy samodzielnie zdobyli wiedzę w tym zakresie. Wykorzystują ją, świadcząc bezpłatne usługi prawne członkom niższych warstw społecznych.

..

~en : Duda tam był i nawet nie protestował??? Po co on tam pojechał, poślizgać się na chińskim murze??

...

Tyle byla warta tam wizyta. To nie jest towarzystwo dla nas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:25, 28 Lis 2015    Temat postu:

Chiny: miss Kanady persona non grata za obronę praw człowieka

Anastasia Lin - Reuters

Miss Kanady Anastasia Lin, która od lat aktywnie działa na rzecz obrony praw człowieka, nie została wpuszczona do Chin, gdzie mają odbyć się wybory najpiękniejszej kobiety świata.

25-letnia Li, która wyemigrowała z Chin do Kanady jako nastolatka, dopiero po wylądowaniu w Hongkongu dowiedziała się z prasy, że nie weźmie udziału w konkursie, odbywającym się na południu Chin, gdyż przez chińskie władze została uznana za "persona non grata".
REKLAMA


Jak podkreśliła Li podczas konferencji prasowej na lotnisku w Hongkongu, decyzja chiński władz to kara za jej publiczną krytykę przywódców i członków Komunistycznej Partii Chin oraz za otwartą obronę praw człowieka i nagłaśnianie przypadków ich łamania.

Miss Kanady podkreśliła, że zaczęła interesować się prawami człowieka, zanim zaczęła brać udział w konkursach piękności.

- Myślę, że ludzie powinni o tym wiedzieć. Moja historia jest tylko wierzchołkiem góry lodowej - powiedziała Miss Kanady. Dodała, że jej ojciec, który nadal mieszka w Chinach, w ostatnich dniach był nękany przez służby bezpieczeństwa, by w ten sposób zniechęcić ją do udziału w konkursie Miss World.

- Mój ojciec boi się rozmawiać ze mną przez telefon, gdyż jest tak przestraszony - zaznaczyła Li.

Chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie komentuje incydentu z udziałem Kanadyjki. Organizatorzy konkursu Miss World podkreślili jedynie, że nie są im znane przyczyny odmowy przyznania wizy Li, której zaproponowali udział w przyszłorocznej edycji konkursu.

...

Kolejne ohydne represje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133640
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:24, 14 Gru 2015    Temat postu:

Chiński obrońca praw człowieka przed sądem
akt. 14 grudnia 2015, 05:48
Przed sądem w Pekinie rozpoczął się w poniedziałek proces adwokata Pu Zhiqianga, jednego z czołowych w Chinach obrońców praw czlowieka. Oskarżony jest o krytykowanie w mediach społecznościowych rządzącej Partii Komunistycznej.

Według obrońców, oskarżenie koncentruje się na siedmiu postach, które Pu Zhiqiang umieścił na swoich blogach, w których krytykował prowadzoną przez władze politykę wobec mniejszości etnicznych Tybetańczyków i Ujgurów w położonym na zachodzie Chin regionie Xinjiang. W swych postach umieszczonych na chińskim odpowiedniku Twittera, serwisie Sina Weibo, Pu Zhiqiang ostro skrytykował też wymienionych z nazwiska kilku przedstawicieli władz.

Pu Zhiqiang spędził przed procesem 19 miesięcy w areszcie; w razie uznania go za winnego grozi mu do 8 lat więzienia.

Jest on znanym w Chinach obrońcą swobody wypowiedzi. Reprezentował m. in. znanego dysydenta Ai Wieweia oskarżonego o oszustwa podatkowe.

Proces, który toczy się w warunkach zaostrzonych środków bezpieczeństwa, został już skrytykowany przez międzynarodowe ugrupowania broniące praw człowieka jako mający charakter prześladowania politycznego.

Policja uniemożliwiła dziennikarzom i zagranicznym dyplomatom wejście na salę sądową.

Reuter podkreśla, że prześladowania osób aktywnych w obronie praw człowieka i swobody wypowiedzi nasiliły się od po objęciu władzy w 2013 r. przez prezydenta Xi Jinpinga.

"Proces Pu jest wyjątkowo ważny, czymś w rodzaju papierka lakmusowego" - powiedziała Maya Wang z organizacji Human Rights Watch. "Jeśli postąpią wobec niego okrutnie, to będzie to świadczyło o dalszej eskalacji wrogości władz wobec aktywistów broniących praw człowieka".

Amnesty International opublikowała oświadczenie oskarżające władze chińskie o wiele "proceduralnych uchybień" w sprawie Pu Zhiqianga, m.in. zbyt długi okres aresztu tymczasowego, brak wystarczającej opieki medycznej oraz odmowę prokuratury zaznajomienia adwokatów oskarżonego z materiałem dowodowym.

...

POTWORY!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 14, 15, 16  Następny
Strona 11 z 16

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy