Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Gospodarka schłodzona ! Sukces !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:22, 13 Kwi 2015    Temat postu:

Polacy nie chcą dłużej pracować

Polacy nie chcą dłużej pracować. Tak wynika z sondażu, który dla "Dziennika Gazety Prawnej" przeprowadziła pracownia PBS.

Jak czytamy w gazecie, badanych pytano o pomysły odwrócenia reformy wydłużającej wiek emerytalny, jakie pojawiły się w kampanii wyborczej. Ankieterzy zastrzegali, że wiązałoby się to z koniecznością zwiększenia dopłat z pieniędzy podatników do ZUS na wypłaty emerytur.

Okazało się, że cofnięcie reformy emerytalnej popiera 59 procent badanych. Przeciwnego zdania było 27 procent. Wyrobionego zdania nie miało 14 procent ankietowanych.

...

Nie chcą ale muszą..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:58, 15 Kwi 2015    Temat postu:

Work Service: Jedna piąta Polaków rozważa emigrację zarobkową

Co piąty Polak rozważa emigrację zarobkową, a odsetek zdecydowanie planujących wyjazd z kraju wzrósł do 6,4% w tym roku z 5% w 2014 r., wynika z raportu Work Service "Migracje zarobkowe Polaków". Jednocześnie Polska jest krajem przyjazdu dla pracowników innych narodowości.

Badanie Work Service wskazuje, że 20,7% Polaków jest gotowa rozważyć emigrację, jeśli zajdzie taka potrzeba lub możliwość, a liczba ta utrzymała się na poziomie podobnym do ubiegłorocznego. Natomiast 6,4% zdecydowanie planuje wyjazd, co przekłada się na blisko 1,275 mln osób. Rok temu było to 5%, czyli ok 1,025 mln Polaków.

"Ponieważ tendencja jest trwała, to trzeba to badać, trzeba tym ludziom pomagać i trzeba ją przyjąć jako fakt, który jest. Będą się może zmieniały wolumeny, może się zmieniał powód, dla którego pracownicy będą wyjeżdżać" - powiedział prezes Work Service Tomasz Haczarek podczas konferencji prasowej.

Wśród rozważających emigrację dominują osoby poniżej 35 roku życia (63%). Są wśród nich osoby studiujące lub uczące się (29%) oraz pracujące na etat (25%). Jako główny powód emigracji wskazują wyższe zarobki (78%), ale także np. wyższy standard życia (44%), większe perspektywy rozwoju zawodowego (37%), brak odpowiedniej pracy w Polsce (37%).

Wśród krajów docelowych pierwsze miejsce zajmuje Wielka Brytania (27%), a drugie Niemcy (26%). W tym roku na trzecim miejscu znalazła się Norwegia (11%), której udział wśród preferowanych kierunków wzrósł o 5 pkt proc. Jednocześnie zmniejszyła się liczba osób deklarujących chęć wyjazdu do Holandii - do 9% z 23%.

Polska również jest celem dla migracji zarobkowej, do czego przyczynia się m.in. ewolucja w kierunku rynku pracownika. Obecnie największą grupę imigrantów zarobkowych stanowią Ukraińcy.

"Faktem jest, że w zeszłym roku nastąpił skokowy wzrost przyjazdów w ogóle do Polski, a w szczególności Ukraińców. W Polsce mieszka 175 tys. emigrantów, wydano 43 tys. pozwoleń na pracę w 2014 r. Jest to wzrost o 10 tys., czyli 25%. Ta tendencja też się wydaje raczej trwała" - powiedział pełnomocnik zarządu Work Service Krzysztof Inglot.

Konflikt na Ukrainie, który wpływa na decyzje Ukraińców o przyjeździe do Polski, może mieć w przyszłości także wpływ na decyzje Polaków o migracji zarobkowej, co wskazało w badaniu 32% respondentów.

Badanie "Migracje zarobkowe Polaków" wykonał na zlecenie Work Service Instytut Millward Brown. Przeprowadzono je na próbie reprezentatywnej Polaków, z wykluczeniem emerytów, rencistów i osób zajmujących się domem.

Work Service S.A. jest największą spółką sektora usług personalnych w Polsce i liderem w regionie CEE. Głównym inwestorem finansowym w Work Service jest fundusz private equity PineBridge Investments.

>>>

Taki to raj w k raju nam zrobili.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:48, 14 Maj 2015    Temat postu:

GUS: w kwietniu deflacja wyniosła 1,1 proc. licząc rok do roku (opis)Czwartek, 14 maja 2015, źródło:PAP

Ceny w kwietniu br. spadły o 1,1 proc. w ujęciu rocznym, wobec spadku w wysokości 1,5 proc. w marcu br. - poinformował w czwartek GUS. W stosunku do marca podrożała żywność; więcej płaciliśmy też za odzież i obuwie, droższe bylo utrzymanie mieszkania.

Ekonomiści ankietowani przez PAP szacowali, że ceny towarów i usług spadły w kwietniu o 1,2 proc. rok do roku, zaś w ujęciu miesięcznym wzrosły o 0,3 proc.

Według GUS największy wpływ na ukształtowanie się wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych na poziomie minus 1,1 proc. w ujęciu rocznym miały obniżki opłat związanych z transportem (o 9,1 proc.), niższe ceny żywności i napojów bezalkoholowych (o 2,5 proc.) oraz odzieży i obuwia (o 5,1 proc.). Obniżyły one wskaźnik inflacji odpowiednio o 0,83 pkt proc., 0,61 pkt proc. i 0,28 pkt proc. Natomiast wzrost cen związanych z łącznością (o 4,9 proc.), a także mieszkaniem (o 0,6 proc.) podniosły ten wskaźnik o 0,25 pkt proc. i 0,15 pkt proc.

"Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w kwietniu 2015 r., w stosunku do poprzedniego miesiąca, wzrosły o 0,4 proc. Największy wpływ na wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem miały w tym okresie wyższe ceny odzieży i obuwia (o 3,1 proc.), żywności i napojów bezalkoholowych (o 0,6 proc.) oraz w zakresie transportu (o 0,9 proc.), które podwyższyły wskaźnik odpowiednio o 0,16 pkt proc., 0,14 pkt proc. i 0,08 pkt proc." - podał GUS w komunikacie.

Ceny żywności wzrosły w kwietniu br. w porównaniu z poprzednim miesiącem o 0,6 proc., wobec spadku o 0,1 proc. w marcu br.

Najbardziej podrożały owoce (o 5,8 proc.), warzywa (o 2,2 proc.) oraz cukier (o 1,2 proc). Więcej niż w marcu br. konsumenci płacili za makarony i produkty makaronowe (o 0,3 proc.) oraz mięso (przeciętnie o 0,1 proc., w tym za mięso drobiowe - o 0,6 proc., wieprzowe - o 0,5 proc., przy spadku cen wędlin - o 0,2 proc. oraz wołowiny i cielęciny - o 0,1 proc).

Droższe niż przed miesiącem było pieczywo, ryby i owoce morza, a także mąka pszenna (po 0,1 proc.).

Staniały za to oleje i tłuszcze oraz ryż (po 0,4 proc.). W kwietniu br. niższe były również ceny artykułów w grupie "mleko, sery, jaja" (przeciętnie o 0,3 proc., w tym jaj - o 0,7 proc., serów i twarogów - o 0,4 proc., jogurtów, śmietany, napojów i deserów mlecznych - o 0,1 proc. przy utrzymujących się na poziomie notowanym w marcu br. cenach mleka).

Podrożały napoje bezalkoholowe. W kwietniu płaciliśmy za nie 0,3 proc. więcej niż w marcu. Soki owocowe i warzywne były o 0,5 proc. droższe, kawa, herbata, kakao i czekolada w proszku o 0,4 proc., wody mineralne i źródlane o 0,1 proc.

Zdrożały nieco wyroby tytoniowe; trzeba było za nie zapłacić o 0,2 proc. więcej niż w marcu, za to - choć niewiele, bo o 0,1 proc. mniej - kosztowały napoje alkoholowe.

Więcej płaciliśmy za odzież i obuwie. Jak podaje GUS wprowadzanie na rynek nowej kolekcji wiosenno - letniej spowodowało, iż w kwietniu br. ceny obuwia i odzieży ukształtowały się na poziomie odpowiednio o 4,9 proc. i 2,4 proc. wyższym niż w marcu br.

Podrożało użytkowanie mieszkania lub domu i nośniki energii (o 0,1 proc.). Zanotowano też wzrost opłat za wywóz śmieci (o 1,0 proc), zaopatrywanie w wodę (o 0,3 proc.) i usługi kanalizacyjne (o 0,2 proc.). Nieznacznie podniesiono opłaty za najem mieszkania (o 0,1 proc.).

Ceny nośników energii były niższe niż w marcu br. (przeciętnie o 0,1 proc., w tym opału - o 0,3 proc., gazu - o 0,1 proc, przy utrzymujących się na poziomie obserwowanym w poprzednim miesiącu cenach energii elektrycznej oraz wzroście cen energii cieplnej - o 0,2 proc.).

W kwietniu br. towary i usługi w zakresie wyposażenia mieszkania i prowadzenia gospodarstwa domowego podrożały o 0,1 proc. Więcej należało zapłacić za sprzęt i narzędzia do domu i ogrodu (o 0,4 proc.), meble, artykuły dekoracyjne, sprzęt oświetleniowy, a także urządzenia gospodarstwa domowego oraz usługi związane z prowadzeniem gospodarstwa domowego (po 0,2 proc.). Tańsze niż w marcu br. były natomiast środki czyszczące i konserwujące (o 0,2 proc.).

W kwietniu br. opłaty związane ze zdrowiem utrzymały się przeciętnie na poziomie notowanym w poprzednim miesiącu. Podrożały urządzenia i sprzęt terapeutyczny (o 0,2 proc.). Więcej należało zapłacić za usługi stomatologiczne, lekarskie oraz szpitalne (po 0,1 proc.). Odnotowano spadek cen wyrobów farmaceutycznych (o 0,1 proc.).

Ceny w zakresie transportu były wyższe niż w marcu br. o 0,9 proc. Podrożały usługi transportowe (o 1,6 proc.) oraz paliwa do prywatnych środków transportu (przeciętnie o 1,1 proc., w tym gaz ciekły - o 4,5 proc., benzyna - o 1,5 proc., przy spadku cen oleju napędowego - o 0,7 proc.). Więcej niż przed miesiącem płacono także za samochody osobowe (o 0,9 proc.).

O 0,8 proc. wyższe były opłaty związane z łącznością. Odnotowano wzrost cen usług telekomunikacyjnych (o 0,8 proc.) i sprzętu telekomunikacyjnego (o 0,2 proc.).

W kwietniu br. wzrosły ceny rekreacji i kultury (o 0,1 proc.). Konsumenci więcej niż w poprzednim miesiącu płacili za turystykę zorganizowaną (przeciętnie o 0,3 proc., w tym za granicą - o 0,6 proc., a w kraju - o 0,1 proc.).

Odnotowano wzrost cen usług związanych z rekreacją i kulturą, książek, a także artykułów piśmiennych, malarskich, kreślarskich (po 0,1 proc.). Mniej niż w marcu br. płacono za gazety i czasopisma (o 1,8 proc.), artykuły ogrodnicze dla domu i ogrodu przydomowego (o 0,5 proc.) oraz sprzęt audiowizualny, fotograficzny i informatyczny (o 0,2 proc.).

W kwietniu br. opłaty dotyczące edukacji pozostały na poziomie notowanym w marcu br. Ceny w restauracjach i hotelach były wyższe niż w poprzednim miesiącu o 0,3 proc. Usługi w zakresie zakwaterowania podrożały o 2,7 proc.

Spośród innych towarów i usług, w kwietniu br. mniej niż w poprzednim miesiącu płacono za artykuły do higieny osobistej i kosmetyki (o 0,6 proc.). Wzrosły natomiast ceny w zakresie opieki społecznej (o 0,2 proc.), a także ubezpieczeń oraz usług fryzjerskich, kosmetycznych i pielęgnacyjnych (po 0,1 proc.).

....

I NIKT NIE POSZEDŁ SIEDZIEĆ ZA TĘ ZBRODNIE DEFLACJI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:21, 20 Maj 2015    Temat postu:

Ekonomiści zaskoczeni danymi GUS, ale uspokajają

Ekonomiści są zaskoczeni gorszymi od spodziewanych danymi GUS dotyczącymi produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej. W obu tych kategoriach nastąpił widoczny spadek dynamiki. Eksperci tłumaczą gorsze wyniki m.in. układem dni roboczych i Świętami Wielkanocnymi.

Zdaniem ekonomistów z BZ WBK produkcja przemysłowa w kwietniu mocno rozczarowała spowalniając do 2,3 proc. rdr z 8,8 proc. rdr w marcu. Także sprzedaż detaliczna w cenach stałych była niższa od oczekiwań (spowolniła do 1,5 proc. rdr z 6,6 proc. rdr w marcu).

"Wygląda na to, że w obu przypadkach na wyniku zaważyła żywność, gdyż zarówno jej produkcja jak i sprzedaż zanurkowały po mocnym skoku w marcu. Prawdopodobnie był to efekt Wielkanocy, którego nie doszacowaliśmy w naszej prognozie. Uważamy zatem, że kwietniowe rozczarowanie to nie odwrócenie trendu a jedynie jednorazowe zaburzenie w danych. Wciąż wierzymy, że wzrost gospodarczy w Polsce będzie przyśpieszał w nadchodzących miesiącach w kierunku 4 proc. rdr w IV kw. 2015 r." - zastrzegli.

Ekonomistka z Raiffeisen Polbanku Marta Petka-Zagajewska uważa, że podane przez GUS dane pokazały, iż znacząco wyższe marcowe wyniki były jedynie skutkiem jednorazowych wydarzeń i efektów kalendarzowych – zakupów przedświątecznych, większej liczby dni roboczych oraz powrotu górnictwa do normalnej aktywności po zakończonych strajkach. "W kwietniu takich jednorazowych wspierających elementów zabrakło, co przyniosło znaczące wyhamowanie wzrostów obserwowanych miesiąc wcześniej" - oceniła.

Dodała, że choć efekt przesunięć związanych z Wielkanocą najsilniejszy był w odniesieniu do wyników sprzedaży detalicznej, to swoje piętno odcisnął także na wynikach produkcji przemysłowej. Przykładem może być produkcja wyrobów spożywczych, która w marcu gwałtownie przyspieszyła do ponad 10 proc. rdr , a w kwietniu odnotowała ponad 7 proc. spadku.

Według Petki-Zagajewskiej, bazując na wskazaniach indeksów koniunktury oraz na równie dużym, ale pozytywnym zaskoczeniu odczytami marcowymi miesiąc wcześniej, kwietniowe dane należy traktować, jako swego rodzaju korektę. "Oczekujemy, że najbliższe wyniki za maj pokażą już ponownie co najmniej 5-proc. wzrost produkcji przemysłowej i powrót do wzrostów (w ujęciu nominalnym) po stronie sprzedaży detalicznej" - zaznaczyła.

"Pewnym pocieszeniem w obliczu rozczarowujących wyników sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej są wyniki budownictwa. Sektor ten odnotował wzrost o 8,5 proc. rdr znacząco przyspieszając wobec marca (2,9 proc. rdr) i osiągając najlepszy wynik od czerwca minionego roku. W dalszym ciągu ożywienie w budownictwie generowane jest głównie w obszarze robót infrastrukturalnych, podczas gdy budownictwo mieszkaniowe nadal notuje spadki" - zauważyła ekonomistka.

Biorąc pod uwagę ostatnie dane pokazujące prawie 40-proc. wzrost (r/r) liczby mieszkań, których budowę rozpoczęto, Petka-Zagajewska oczekuje, że także ten segment zacznie wypracowywać wzrosty przyczyniając się do solidnych wyników budownictwa w całym roku.

Także ekonomista z banku Pekao Piotr Piękoś zwrócił uwagę, że dane dotyczące produkcji były wyraźnie niższe od mediany prognoz analityków równej 5,5 proc. rdr. Według niego mniej korzystny układ dni roboczych w kwietniu wobec marca, nie wyjaśnia aż tak mocnej redukcji dynamiki produkcji. Jego zdaniem stanowi ona z pewnością negatywny sygnał w kontekście perspektyw ożywienia krajowej gospodarki.

Sądzimy jednak, że w kolejnych miesiącach powinniśmy powrócić do wyższych poziomów dynamiki produkcji polskiego przemysłu, wspieranego przez ożywienie w gospodarce eurolandu" - uspokaja Piękoś.

Jego zdaniem niższa niż przed miesiącem dynamika sprzedaży detalicznej związana jest częściowo z terminem Świąt Wielkanocnych, które w tym roku przypadły na początek kwietnia. W związku z czym część zakupów wielkanocnych miała miejsce jeszcze w marcu, podczas gdy rok temu całość przypadła na kwiecień. Według ekonomisty także w tym przypadku czynnik ten nie wyjaśnia jednak w pełni tak niskiego odczytu, m.in. dużego spadku dynamiki w kategorii „meble, rtv, agd”. Piękoś ocenił, że który może to sugerować pogorszenie nastrojów konsumenckich, aczkolwiek cały czas poprawiająca się sytuacja na rynku pracy powinna temu przeciwdziałać.

Również ekspert Pracodawców RP Łukasz Kozłowski uważa, że fundamenty polskiej gospodarki ciągle zdają się przemawiać za tym, że w kolejnych miesiącach powinniśmy mieć do czynienia z dalszą poprawą koniunktury w przemyśle oraz rosnącym popytem konsumpcyjnym.

"Roczna dynamika produkcji przemysłowej co prawda spadła, jednak nie oznacza to jeszcze odwrócenia dotychczasowych pozytywnych tendencji. W nieco szerszym ujęciu wciąż zauważalny jest trend poprawy koniunktury w polskim sektorze przemysłowym, z jakim mamy do czynienia od końca ubiegłego roku. Prognozy na przyszłość również pozostają dosyć optymistyczne (...). Poprawa sytuacji na rynku pracy oraz rosnące dochody realne gospodarstw domowych świadczą o tym, że sytuacja na rynku wewnętrznym również powinna pozostawać stabilna. Wskaźniki koniunktury, w tym m.in. PMI, także nie wskazują na to, że w najbliższym czasie miałby nastąpić długotrwały spadek tempa wzrostu produkcji przemysłowej" - wyjaśnił Kozłowski.

Jego zdaniem wyniki sprzedaży detalicznej również rozczarowują. Kozłowski zwrócił uwagę, że podawane przez GUS dane wyrażone są w cenach stałych, tak więc nie można stwierdzić, że rzeczywisty obraz sytuacji jest zaburzany przez deflację.

"Słaba dynamika obrotów handlu detalicznego może wskazywać na to, że na początku 2015 r. inwestycje nadal będą pozostawać głównym motorem wzrostu PKB. Uwzględniając jednak czynniki fundamentalne, takie jak najszybszy od 2008 r. realny wzrost funduszu płac oraz spadek realnych stóp procentowych, wydaje się, że prędzej lub później dynamika spożycia indywidualnego powinna wyraźnie przyspieszyć" - dodał.

GUS podał w środę, że w kwietniu 2015 r. odnotowano wzrost sprzedaży detalicznej w cenach stałych w skali roku o 1,5 proc. (wobec wzrostu o 6,6 proc. przed miesiącem oraz o 8,9 proc. w kwietniu ub. roku). W porównaniu z marcem br. miał miejsce spadek sprzedaży detalicznej o 2,6 proc. (wobec wzrostu przed rokiem o 2,3 proc.).

Zgodnie z danymi GUS w kwietniu produkcja sprzedana przemysłu była wyższa o 2,3 proc. w porównaniu z kwietniem ub. roku, natomiast w produkcji budowlano-montażowej odnotowano wzrost o 8,5 proc. W okresie styczeń-kwiecień br. produkcja sprzedana przemysłu była o 4,4 proc. wyższa w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku, kiedy notowano wzrost o 4,8 proc., natomiast produkcja budowlano-montażowa była o 5,1 proc. wyższa niż przed rokiem, kiedy notowano wzrost o 10,5 proc.

...

Czym zaskoczeni? Tak działa deflacja. Nędza umysłowa na uczelniach. Nie uczą ich realiów tylko jakieś teorie z USA.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:30, 26 Maj 2015    Temat postu:

Rektor UJ komentuje sprawę bezpłatnego urlopu Andrzeja Dudy

Rektor UJ Prof. Wojciech Nowak - Jakub Ociepa / Agencja Gazeta

– Prezydent elekt, Andrzej Duda, jest na urlopie bezpłatnym – tę informację potwierdził dzisiaj rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Wojciech Nowak. To pierwsze osobiste wystąpienie szefa uczelni po tym, jak w mediach rozgorzała sprawa dwóch etatów uczelnianych przyszłego prezydenta Polski.

Dzisiaj w Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego z dziennikarzami spotkał się rektor uczelni prof. Wojciech Nowak. Spotkanie dotyczyło kontrowersyjnej sprawy zatrudnienia Andrzeja Dudy na UJ oraz jednoczesnej pracy w Wyższej Szkole Pedagogiki i Administracji w Poznaniu.
REKLAMA


– Tłumaczyliśmy już tę sprawę w okresie kampanii wyborczej, jednak interpretacja tych słów była polityczna – mówił o korzystaniu przez Andrzeja Dudę z bezpłatnego urlopu na macierzystej uczelni. – Decyzją prezydenta elekta jest to gdzie i jak pracuje – zaznaczył Nowak.

Jak tłumaczył rektor, w 2010 roku Andrzej Duda złożył oświadczenie, że planuje podjąć pracę w poznańskiej szkole wyższej. – W 2011 roku te przepisy się zmieniły i obecnie potrzeba jest zgoda rektora, jednak wtedy Andrzej Duda był już u nas na urlopie bezpłatnym – podkreślał Nowak.

Dziennikarze pytali naukowca o interpretację stosowania przepisów przez prezydenta elekta. – Uniwersytet nie uprawia polityki, tylko polityki uczy - komentował pytania dziennikarzy. Nowak zaznaczał, że przedstawia mediom fakty i nie jego rolą jest interpretowanie poszczególnych niuansów.

Rektor przypominał również, że cała najbliższa rodzina Andrzeja Dudy jest związana z Uniwersytetem Jagiellońskim. – Żona jest absolwentką germanistyki, a córka studiuje na wydziale prawa – mówił dziennikarzom.

Zatrudnienie Andrzeja Dudy tematem kampanii

O podjęcie pracy na prywatnej uczelni przez Andrzeja Dudę w Poznaniu i zatrudnienie na Uniwersytecie Jagiellońskim pytał 20 maja czlonek sztabu wybroczego Bronisława Komorowskiego, Jakub Rutnkicki. Według Rutnickiego Duda, przebywając na urlopie bezpłatnym na swojej macierzystej uczelni państwowej, Uniwersytecie Jagiellońskim, "od 2011 roku, przez trzy lata, wykładał na uczelni prywatnej w Poznaniu, za co uzyskał ponad 200 tysięcy złotych". – A, jak wszyscy wiemy, aby móc wykładać na uczelni prywatnej, musiałby mieć zgodę swojej uczelni macierzystej, swojego rektora – zaznaczał poseł PO. Podtrzymał jednocześnie przedstawiony przez Bronisława Komorowskiego zarzut blokowania etatu na UJ przez Andrzeja Dudę

W oświadczeniu przesłanym przez Beatę Szydło czytamy, że w przypadku urlopów bezpłatnych, na jakich Andrzej Duda przebywał w trakcie pracy na uczelni, "wszystkie formalne kwestie zostały dopełnione i zarzucanie czegokolwiek kandydatowi PiS jest po prostu elementem brudnej kampanii sztabu Bronisława Komorowskiego i desperacką próbą atakowania swojego konkurenta".

Beata Szydło odniosła się też do doniesień, według których Andrzej Duda miał pracować również na Wyższej Szkole Pedagogiki i Administracji w Poznaniu, bez zgody krakowskiej uczelni. "Andrzej Duda występował do rektora UJ o odpowiednie zgody, wtedy kiedy było to wymagane przepisami i wszystkie zarzuty z tym związane są wykreowane tylko na użytek kampanii wyborczej Bronisława Komorowskiego" – czytamy w oświadczeniu.

Rzecznik UJ, Adrian Ochalik, informował, że w teczce osobowej Dudy w krakowskiej uczelni nie ma dokumentu z prośbą o zgodę na zatrudnienie w innym miejscu. Dokument taki powinien być złożony, gdyby Duda był zatrudniony na etacie w poznańskiej uczelni. Zaznaczył jednak, że jeśli Duda jest zatrudniony na uczelni poznańskiej na umowę cywilno-prawną, to nie miał obowiązku informować UJ o tym i pytać o zgodę. Ochalik mówił też, że UJ nie ma wiedzy na temat formy zatrudnienia Dudy poza macierzystą uczelnią, dlatego "nie może się wypowiadać na ten temat".

...

To na ilu etatach jest Duda?
1. Uczelnia.
2. Kancelaria prawna.
3. Posel.

A ludzie nie maja nawet jedenej pracy... Do czego prowadzily min. posuniecia PiS...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:54, 28 Lip 2015    Temat postu:

"Gazeta Wyborcza": praca nie czyni wolnym
Około 40 proc. pracowników w Polsce odczuwa zawodowe wypalenie
Około 40 proc. pracowników w Polsce odczuwa zawodowe wypalenie - istock

Z badań lubelskiej fundacji Slowlajf, na które powołuje się "Gazeta Wyborcza" wynika, że ok. 40 proc. pracowników w Polsce odczuwa zawodowe wypalenie.

Działająca od dwóch lat fundacja, założona przez Katarzynę Skoczek, jako pierwsza w naszym kraju zajęła się tym problemem. – Zjawisko jest bardzo powszechne, ale ludzie boją się o tym rozmawiać, pewnie ze wstydu albo ze strachu, że stracą pracę, mówi szefowa fundacji.

- Naszą rolą jest przełamywanie tego tabu. Dzwoniący do Slowlajfu mogą liczyć na anonimowość - dodaje.

Skalę problemu pokazują wyniki badań, które fundacja wykonała rok temu. W ankiecie wzięło udział 400 reprezentantów firm. 40 proc. badanych osób stwierdziło u siebie wypalenie, kolejne 30 proc. nie było w stanie tego zdiagnozować, ale mieli symptomy.

Fundacja z jednej strony pomaga ludziom, z drugiej – skupia się na rozmowach z firmami. Zaleca im rekrutację opartą nie tylko na kwalifikacjach kandydatów.

Chodzi o to, by w poszukiwaniu pracowników brać pod uwagę to, czy pasują do danej organizacji, czy ich wartości są zbieżne z wartościami, jakimi kieruje się dana firma.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".

>>>

W zniszczonej po 89 gospodarce jest koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:38, 17 Sie 2015    Temat postu:

Na urlopie dopada nas praca

- Shutterstock

Polacy nie odpuszczają i podczas wakacyjnego odpoczynku często odbierają służbowe telefony - wynika z badania przeprowadzonego przez IQS.

Na pytanie "czy zdarza Ci się odbierać służbowe telefony w trakcie urlopu”, aż 44 proc. odpowiedziało twierdząco, w tym bardzo często 9 proc., czasami 16 proc., okazjonalnie 20 proc.
REKLAMA


Większy problem mają przy tym mężczyźni. 29 proc. Panów przyznało, że odbiera służbowe telefony w trakcie urlopu. W przypadku kobiet jest to 21 proc.

Służbowe rozmowy telefoniczne są jednocześnie ściśle skorelowane z wiekiem – w przypadku najmłodszych respondentów w wieku 18-24 jedynie 13 proc. przyznało, że zdarza się często lub czasami odbierać telefony z pracy. Dla grupy wiekowej 35-50 lat jest to już 30 proc.

Pod względem wykształcenia telefony służbowe (bardzo często i czasami) odbierają zazwyczaj osoby z wykształceniem wyższym (41 proc.).

Sondaż przeprowadzono w dniach 29-30 lipca tego roku. W badaniu ogółem wzięło udział 800 Polaków w wieku 18-50 lat.

...

Bestiaski system strachu o prace.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:01, 20 Sie 2015    Temat postu:

Szef przerwał urlop. Jak odzyskać stracone pieniądze?


Z kodeksu pracy wynika zasada nieprzerwanego urlopu pracownika. Niestety jak każda zasada także i ta doznaje pewnych wyjątków. Jednym z nich jest uprawnienie pracodawcy do odwołania pracownika z urlopu. Oczywiście to może nastąpić tylko w wyjątkowych sytuacjach, kiedy obecność naszego pracownika jest niezbędna i konieczna.

- Kiedy pracodawca odwołuje pracownika z urlopu to jest traktowane jako polecenie. Pracownik musi się do niego zastosować nawet jeżeli uważa, że firma bez jego obecności sobie poradzi. Niestawienie się w wyznaczonym terminie w pracy może zostać potraktowane jako naruszenie podstawowych obowiązków, czy też nieuzasadniona nieobecność – mówi newsrm.tv Marcin Piotr Wojciechowski, radca prawny.

...

Takie to sukcesy ekonomii po 89...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:57, 26 Sie 2015    Temat postu:

Uczelnie pytają: gdzie są studenci?
26 sierpnia 2015, 14:37
Niż demograficzny w ostatnich latach wyraźnie odbija się na całym społeczeństwie. Nie oszczędza także szkolnictwa wyższego. Do niedawna słaby wynik z matury oznaczał zamkniętą drogę na studia. Teraz uczelnie czekają na studentów z otwartymi rękami - przedłużają nabór i szukają chętnych na studia. - Konsekwencją jest zdewaluowanie wartości dyplomu wyższej uczelni.Nie gwarantuje on zupełnie niczego - powiedział dr Dominik Antonowicz, socjolog szkolnictwa wyższego.

Wszystko przez niż demograficzny. Statystyki są niepokojące. Z danych GUS wynika, że w ciągu ostatnich 20 lat liczba rodzących się dzieci spadła o połowę. A malejąca liczba urodzeń przekłada się na coraz mniejszą ilość uczniów, maturzystów i studentów.

W 2002 było w Polsce 692825 maturzystów, w 2005 roku już tylko – 612228, co oznacza spadek o 12 procent. Jak podaje GUS, od lat utrzymuje się w kraju tendencja spadku liczby urodzeń, co w konsekwencji odbija się także na szkolnictwie wyższym. Liczba tegorocznych maturzystów zmniejszyła się o 22 tysiące w stosunku do ubiegłego roku.

A ma być jeszcze gorzej. Według raportu „Demograficzne tsunami” Instytutu Sokratesa, w 2020 roku liczba studentów może się zmniejszyć nawet o 800 tysięcy w stosunku do 2012 roku. Oznacza to, że będzie ich aż o 48 proc mniej niż w 2002. Eksperci prognozują, że dalsze spadki są nieuniknione. Nie dostałeś się na studia w ostatnich latach? Poczekaj do rekrutacji na rok 2020, wtedy na studia będzie mógł się dostać praktycznie każdy.

Analitycy z Instytutu Sokratesa przekonują, że sytuacja w sektorze edukacji będzie coraz bardziej niekorzystna w całym kraju. Jednak niektóre regiony, głównie ze względu na sytuację społeczno-gospodarczą, szczególnie ucierpią. Najgorzej będzie w województwach: śląskim, opolskim, dolnośląskim i podlaskim. Tam od 2010 do 2020 roku spadki liczby studentów będą rzędu 40 proc.

Uniwersytety kuszą studentów

Niekorzystny trend demograficzny chwieje posadami uczelni. Zwłaszcza te niepubliczne znajdują się w niezwykle trudnej sytuacji. Kandydatów zachęcają więc w coraz bardziej nietypowy sposób. Jedni oferują bony edukacyjne, czyli darmowe semestry i zniżki na czesne, drudzy – promocje na laptopy, inni kuszą atrakcyjnym planem zajęć – na przykład wolnymi poniedziałkami i piątkami. Standardem jest już darmowe wpisowe. Aby przyciągnąć chętnych, każdy chwyt wydaje się być dozwolony. Na rynku działa ponad trzysta uczelni niepublicznych – konkurencja jest więc spora.

Eksperci przekonują, że w perspektywie pogłębiającego się niżu demograficznego, zamykanie kolejnych uczelni niepublicznych będzie nieuniknione. Instytut Sokratesa przekonuje, że za kilkanaście lat nawet 250 szkół prywatnych zostanie zmuszonych do zakończenia swojej działalności.

Źle jest na uczelniach prywatnych, ale i na publicznych jest nie najlepiej. Wydaje się, że niepamięć odeszły czasy, kiedy studenci musieli kilkakrotnie poprawiać wyniki swoich matur, żeby wywalczyć wymarzony indeks.

Nawet na Uniwersytecie Warszawskim są kierunki, na których jest więcej miejsc niż kandydatów. Oblegane w ciągu ostatnich kilku lat specjalności świecą teraz pustkami. Liczba chętnych na najpopularniejsze kierunki na UW zmniejszyła się średnio o kilkadziesiąt procent. Na przykład na oblegane od lat sinologię, japonistykę i ekonomię było w tym roku o połowę mniej chętnych niż w roku akademickim 2006/2007. Jeszcze kilka lat temu nie było kierunku, na który nie zgłosiło by się co najmniej dwóch chętnych na jedno miejsce, a przeważały takie, na które zgłaszało się kilkunastu. Obecnie standardem jest, że chętnych jest niewiele więcej niż miejsc.

Podobnie jest na wszystkich polskich uczelniach. Kraków, Poznań, Wrocław borykają się z brakiem chętnych na indeksy. Wolnych miejsc jest nie kilka, ale setki, a nawet tysiące. Na uniwersytetach w Bydgoszczy, czy Opolu indeksy czekają nie tylko na humanistów, ale także chociażby na biotechnologów czy inżynierów materiałowych. Na politechnikach jeszcze w połowie sierpnia można było zapisać się na przykład na architekturę. Na wielu wydziałach rekrutację przeprowadzano w dwóch, trzech turach. A listy nadal się nie zapełniły.

Uniwersytet Łódzki na swojej stronie internetowej apeluje do kandydatów o zapisywanie się na studia i zapewnia, że rejestracja będzie otwarta aż do wypełnienia limitu przyjęć. Liczba wydziałów, na których przedłużono zapisy rekrutacyjne jest długa, a na wiele kierunków po prostu nie ma chętnych. Chociażby na archeologię, gdzie na 60 miejsc zostało zapełnionych osiem, czy na biologię, gdzie na 40 miejsc, zapełniły się tylko cztery. Można nadal zapisywać się między innymi na: chemię, ekonomię, socjologię, pedagogikę i gospodarkę przestrzenną. Na studia dzienne, zaoczne, wieczorowe, pierwszego i drugiego stopnia, doktoranckie. W ofertach można przebierać i przebierać.

- Uczelnie w czasie boomu na studia zainwestowały w kadrę dydaktyczną i infrastrukturę, a teraz muszą ją utrzymywać. Dlatego są w stanie przyjąć niemal każdego – mówi dr Dominik Antonowicz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.

Obniżają się progi

Na coraz niższy poziom kandydatów na studia, także te dzienne, wskazują dramatycznie spadające progi punktów potrzebnych, aby na dany kierunek się dostać. Porównanie danych z większych polskich uczelni publicznych wyraźnie wskazuje, że na wszystkich kierunkach próg punktowy obniżył się o kilka-kilkanaście punktów.

Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jeszcze niedawno kandydat musiał zdobyć przynajmniej 51 punktów, aby rozpocząć studia pedagogiczne, dwa lata później – już o dziesięć mniej. O kilka punktów obniżyły się także progi między innymi na prawo, lingwistykę stosowaną i ekonomię. Maturzyści rekrutujący się na większość toruńskich specjalności, w ogóle się zresztą o żadne progi nie muszą martwić. Wszystkich chętnych przyjęto na ponad połowę kierunków oferowanych przez uczelnię, między innymi na europeistykę, politologię, zarządzanie i matematykę.

Uniwersytet Warszawski. Jeszcze kilka lat temu, aby zostać przyjętym na dzienne dziennikarstwo potrzeba było ponad 70 punktów, teraz wystarcza 50. Podobnie jest z innymi specjalnościami i innymi szkołami wyższymi. Na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy odnotowano spadki progów o nawet kilkadziesiąt punktów. Systematycznie obniżają się wymagania dla kandydatów na filologie (na przykład z 80 punktów na 70 na anglistyce), czy na kulturoznawstwo (z 70 na 40). Rekordowe spadki zanotowała także biologia. W 2012 próg wynosił 70 punktów, rok później – tylko 34.

Wraz ze zmniejszającą się liczbą studentów, obniża się także poziom nauczania. Coraz częściej słyszy się opinie wykładowców, że kandydaci na studia są zupełnie nieprzygotowani do nauki na uczelni wyższej oraz, że „spora część z nich powinna zakończyć naukę już w szkole średniej”.

- Niestety, rozdmuchana liczba studentów powoduje, że uczelnie muszą ratować się przyjmowaniem coraz słabszych studentów – mówi przewodniczący Parlamentu Studentów RP, Mateusz Mrozek. - Widać, że w pogoni za studentami, przekracza się pewna granicę – dodaje.

Profesor Henryk Domański zwraca z kolei uwagę na dewaluację znaczenia wyższego wykształcenia na rynku pracy. - W 1988 roku na 100 osób kończących wyższe studia 75-77 osób pracowało w zawodach "inteligenckich", a obecnie jest to tylko 35-40 proc – mówi socjolog.

Jego słowa potwierdza dr Dominik Antonowicz. - Doszło do paradoksalnej sytuacji. Z jednej strony dyplom o niczym nie świadczy, a pracodawcy i tak wymagają wyższego wykształcenia na większość stanowisk. Młodzi Polacy nie chcą się już na starcie wykluczać z rynku pracy, dlatego idą na jakiekolwiek studia – przekonuje socjolog szkolnictwa wyższego z UMK.

Ogólne obniżenie poziomu wiedzy i umiejętności studentów wynika z demografii. Jak podaje w swojej analizie Instytut Sokratesa, studia na uczelniach publicznych były i są dla maturzystów studiami pierwszego wyboru. Obniżenie liczby chętnych powoduje, że osoby, które jeszcze pięć lat temu nie miałyby szans na studia na prestiżowych uniwersytetach i byłyby skazane na studia płatne, teraz, bez większych problemów, rekrutują się na kierunki uczelni publicznych.

- Paradoksalnie część z tych mniej zdolnych, którzy trafią na dobre uczelnie, zostanie dzięki nim wywindowana w górę – komentuje profesor Henryk Domański, socjolog Polskiej Akademii Nauk.

Ekspert PAN w rozmowie z Wirtualną Polską podkreślał także, że obniżenie się poziomu nauczania wpływa na przebudowę całego systemu edukacji. - Niższy poziom zdolności i kompetencji osób, które są przyjmowane na wyższe uczelnie spowodował, że wzrosło znaczenie innych mierników wykształcenia. Pracodawcy zauważyli, że samo ukończenie bardzo dobrej uczelni jest zdewaluowane – komentuje prof. Domański. - Najzdolniejsi będą więc korzystali ze studiów doktoranckich, kursów podyplomowych, a podczas studiów zdobywali certyfikaty i doświadczenie zawodowe – dodaje socjolog PAN.

Lekiem na obniżający się poziom studentów byłoby zmniejszenie liczby przyjmowanych kandydatów. – Wystarczy, żeby uczelnie wspólnie ustaliły, że ograniczają liczbę studentów, na przykład o 50 proc. Wtedy zauważymy potężną zmianę – mówi Mateusz Mrozek. Ale uczelnie nie chcą zmniejszać liczby dostępnych miejsc, ponieważ w takim wypadku wielu nauczycieli akademickich pozostałoby bez pracy.

Eksperci przekonują, że negatywna tendencja demograficzna będzie się nadal utrzymywać i mamy niewielkie szanse na jej odwrócenie. - Zmniejszająca się liczba studentów będzie stanowiła problem dla uczelni, a słabszym z nich nie zostanie nic - wskazuje dr Antonowicz. Wolne indeksy we wrześniu będą standardem. W 2020 roku niemal każdy maturzysta będzie mógł rozpocząć studia. A to spowoduje poważne obniżenie jakości kształcenia.

Mateusz Cieślak, Amanda Siwek, Wirtualna Polska

...

Tak profesory rzundzily krajem szczegolnie ci od ekunumii ze ludzi zabraklo. Na uczelniach glupoty najwiecej. Utytulowanej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:23, 10 Wrz 2015    Temat postu:

Socjolog: Polska rajem inwestorow ale pieklem pracowników


Polska jest rajem inwestorów, ale jest piekłem pracowników; mamy kapitalizm, który w radykalny sposób faworyzuje właścicieli, pracodawców, przedsiębiorców - mówi PAP socjolog Jan Sowa. Jak ocenia, presja pracowników na podwyżki płac jest bardzo mała, ale stopniowo się to zmienia.

Dziś pielęgniarki i położne z całego kraju manifestują w Warszawie. Domagają się 1500 zł podwyżki i poprawy warunków pracy. Resort zdrowia zapowiada, że wynagrodzenia pielęgniarskie wzrosną od września br. średnio o 300 zł brutto.

- W Polsce zbudowano kapitalizm, który w radykalny sposób faworyzuje właścicieli, pracodawców, przedsiębiorców, właścicieli środków produkcji" - podkreśla Sowa. Jak mówi, "Polska jest rajem inwestorów, ale jest piekłem pracowników dlatego, że w bardzo dużym stopniu uprzywilejowaliśmy kapitał, w związku z tym cierpi na tym praca.

- Mamy niski stopień udziału płac w PKB - 37 proc. to naprawdę jest bardzo mało, to nam mówi, ile wypracowanego bogactwa rzeczywiście trafia do naszych kieszeni - ocenia. Zdaniem Sowy w Polsce "jest bardzo mała presja pracowników na podwyżki płac i to musi się przede wszystkim zmienić". - To, co jest potrzebne, by sytuacja się zmieniła, to samoorganizacja i nacisk oddolny pracowników na to, aby te pensje podnosić, co zresztą zaczyna się w Polsce dziać - zaznaczył.

- Po co komuś płacić więcej, jeśli można płacić mniej? Skoro ta osoba się nie buntuje, nie ma żadnych regulacji, firmy państwowe nie ustanawiają żadnego wzorca, do którego można dążyć czy dostosowywać się, to płacimy jak najmniej, bo wtedy więcej zarabiamy. Chodzi o to, by się samoorganizować i walczyć w obronie swoich interesów poprzez różnego rodzaju akcje (...), artykułowanie pewnych żądań - przekonuje socjolog.

- Jeśli państwo nie będzie temu sprzyjać, to oczywiście to będzie o wiele trudniejsze, by wymusić te podwyżki pensji - podkreśla.

...

Tak byly uczone profesory ze kapitalizm to system nieludzkiego wyzysku czlowieka. I jak ich uczyli taki system wprowadzili.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:49, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Głodowe stawki za pracę. W Łodzi za wykładanie towaru jedna z firm oferowała złotówkę za godzinę… brutto
Justyna Sobolak
Współpracownik Onetu

Głodowe stawki za pracę - Shutterstock

Helena pracowała w hipermarkecie za 5,50 zł za godzinę. Katarzyna sprzedaje w sklepie odzieżowym. Zarabia 4 zł na godzinę. To jeszcze nic. W Łodzi za wykładanie towaru jedna z firm oferowała 1 zł za godzinę… brutto.

Płaca minimalna w Polsce wynosi obecnie 1750 zł brutto. Na rękę pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę ze stawką minimalną dostają 1286 zł. Za godzinę pracy wychodzi nieco ponad 10 zł. Te zasady nie obowiązują jednak przy umowach cywilnoprawnych. Na tzw. umowach śmieciowych pracuje się w Polsce za głodowe stawki. Rekord padł w Łodzi. W tamtejszym powiatowym urzędzie pracy pojawiła się oferta, w której za wykładanie towaru oferowano 1 zł za godzinę… brutto! Przy 40-godzinym tygodniu pracy daje to… 120 zł miesięcznie.
REKLAMA


Ciężki kawałek chleba

Katarzyna mieszka w Małopolsce. Pracuje w sklepie odzieżowym na umowę zlecenie. Za godzinę pracy dostaje 4 zł. – Pracuję po 8-9 godzin, od poniedziałku do soboty za 4 zł na godzinę. Może się komuś wydawać, że taka praca nie wymaga w ogóle żadnego większego wysiłku. Jednak to błędne przekonanie. Jestem odpowiedzialna za prace porządkowe w sklepie, tzn.: sprzątanie, mycie podłóg, odkurzanie, układanie towaru, itd. Codziennie muszę dźwigać ciężkie kartony z ubraniami. Czasami jednorazowo przy dostawie otrzymujemy np. 800 szt. bluzek, 200 par butów, 800 rajstop... – mówi. Na lepiej płatną pracę nie ma szans. – Stawki płacowe w mojej okolicy oscylują wokół 6-7 zł za godzinę, jednak nie udało mi się jeszcze dostać takiej pracy. Wcześniej udało mi się popracować trochę przy sprzątaniu na produkcji, jednak tamtejsze wynagrodzenie było jeszcze niższe – 3,50 zł za godzinę. Sklep, w którym pracuję obecnie, funkcjonuje od 11 (!) lat i przez ten czas ani razu stawka godzinowa dla umowy zlecenia nie została podniesiona – mówi.

Brak perspektyw

Na tak niskie wynagrodzenie godzi się z braku lepszych perspektyw. – To nie jest moja pierwsza praca, zazwyczaj po utracie jednej, szukałam kolejnej kilka miesięcy.... Oczywiście bez prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Pracodawcy nie podnoszą stawek, bo skoro są ludzie chętni pracować za tak marne pieniądze, to po co to robić... Tylko ci, którzy się godzą, często nie mają wyjścia. Jeśli ktoś jest w naprawdę ciężkiej sytuacji, to pójdzie pracować nawet i za 4 zł. Trudno jest znaleźć ofertę za godne pieniądze, tym bardziej, jeśli tak jak ja, nie ma się wykształcenia wyższego. Chociaż z rozmów ze znajomymi wiem, że po studiach nie jest wcale lepiej. Moi studiujący koledzy pracują często w upokarzających warunkach, bez umowy, byle tylko zarobić na życie i studia. Chociaż to groszowe wynagrodzenie nieraz i na to nie wystarcza. Ci, którzy ukończyli już studia najczęściej wyjeżdżają za pracą za granicę – mówi.

5,50 na kasie

Za głodowe stawki pracowała również Helena. W hipermarkecie jako kasjerka zarabiała… 5,50 zł na godzinę. – Pracowałam na stanowisku kasjerki na umowę zlecenie przez prawie dwa lata za kwotę 5,50 zł na godzinę. Byłam zatrudniona przez agencję pracy tymczasowej. Oczywiście wszelkie różnice na minusie odciągano z wpłaty. Było ciężko. Praca kasjera to nie tylko kasowanie produktów. To praca odpowiedzialna, stresująca, częściowo fizyczna. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, należy pilnować, czy klient nie podmienił towaru, nie ukradł czegoś, przeprowadzać kontrolę wózka, prawidłowo nabić towar, co przy częstych kombinacjach klientów nie jest wcale łatwe, niejednokrotnie promować produkty sklepu, utrzymywać czystość na stanowisku pracy, być skoncentrowanym, aby nie popełniać pomyłek. Płacenie 5,50 zł za taką pracę jest wyzyskiem – mówi.

To wyzysk!

Helena, tak jak Katarzyna, na takie stawki godziła się z braku lepszych perspektyw. – Moja agencja płaciła i tak wtedy najlepiej ze wszystkich, gdyż mieliśmy 5,50, a w innych było 5 zł lub w jednej nawet 4 zł za godzinę... Bywałam również kilkakrotnie na inwentaryzacjach za takie głodowe stawki. Przy takim wynagrodzeniu trzeba przepracować wiele godzin, aby zarobić na życie. To wyzysk! Płacenie 5 zł na godzinę nie powinno mieć miejsca. Ale ma! I sądzę niestety, że będzie miało nadal, zwłaszcza w mniejszych miastach, bo jak ludzie potrzebuję pieniędzy na życie, to pójdą do takiej pracy, jaką dają. I wielu z nich nie ma możliwości wybrzydzania czy szukania długo lepiej płatnej pracy. A pracodawcy to wykorzystują – mówi Helena.

W ochronie najgorzej

Ewa nie dziwi się tym stawkom. Jeszcze do niedawna pracowała w hotelu, w którym takie kwoty oferowane były kelnerkom i pomocy kuchennej. Gorzej, jak twierdzi, jest w ochronie. Osobiście zna chłopaka, który pracuje w supermarkecie za 2,4 zł za godzinę. – Haruje jak wół na zleceniu za 2,4 zł. Jest to młody chłopak, nie ma jakiś większych zobowiązań, ale uważam, że w ten sposób nie da się normalnie funkcjonować... – twierdzi. Rzeczywiście, ochrona to jeden z najgorzej opłacanych sektorów w naszym kraju. Potwierdzają to urzędy pracy, do których wpływają tego typu oferty od pracodawców. – Do naszego PUP trafiły trzy oferty ze stawkami w granicach od 2-4 zł za godzinę. Pochodziły z jednej firmy i dotyczyły pracy w ochronie jako dozorca mienia. Były to oferty pracy na umowy cywilnoprawne i nie były w świetle prawa ofertami pracy odpowiednimi. Z tego powodu nie były przedstawiane osobom poszukującym pracy jako obowiązkowe. Wiemy również, że w ochronie takie lub podobne stawki są proponowane na przykład emerytom – mówi Danuta Zalewska z Powiatowego Urzędu Pracy w Zabrzu.

Łódzki rekord

Sygnały o głodowych stawkach za pracę docierają każdego roku do Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. – Niestety mamy wiele doniesień o głodowych stawkach za pracę. Rekordowo niska była oferta pracy 1 zł brutto za godzinę, która pojawiła się w Powiatowym Urzędzie Pracy w Łodzi, czyli w publicznych służbach zatrudnienia nadzorowanych przez ministra pracy i polityki społecznej. Doszły do nas informacje o wielu ofertach 2-5 zł za godzinę pracy. Tego typu skandaliczne stawki dotyczą przede wszystkim znacznej części pracowników ochrony, którzy nie tylko są zatrudnieni na śmieciówkach, ale też otrzymują bardzo niskie wynagrodzenia. Podobnie niskie płace zarabiają osoby roznoszące ulotki, jak też część pracowników zatrudnionych w gastronomii. Warto też pamiętać, że duża część młodych ludzi pracuje w ramach darmowych staży, a więc nie otrzymuje żadnych pieniędzy za swoją ciężką pracę. Niestety rząd lekceważy kolejne wnioski Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych o wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej i ograniczenie darmowych staży – informuje Piotr Szumlewicz, ekspert OPZZ.

Praca nie chroni przed ubóstwem

Liczba osób, pracujących za głodowe stawki jest trudna do oszacowania. Z ostatnich danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że osób otrzymujących wynagrodzenie brutto nieprzekraczające minimalnej krajowej jest obecnie 1,3 mln, a blisko 1,4 mln Polaków pracuje w oparciu o umowy śmieciowe. Najgorzej pracowników wynagradzają pracodawcy z sektora handlu, napraw pojazdów, zakwaterowania i gastronomii. – Jeżeli do liczby 1,3 mln osób, podawanej przez GUS, dodamy pracowników zatrudnionych w ramach staży czy wolontariatu, okaże się, że dochody znacznej części polskich pracowników nie wystarczają na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Trudno się w tym kontekście dziwić, że blisko 15 proc. osób pracujących żyje w biedzie. Innymi słowy, praca nie chroni przed ubóstwem. Polska płaca minimalna wynosi 1750 zł brutto, czyli 10,5 zł za godzinę. Osoby zatrudnione w ramach umów zleceń zarabiają często jeszcze niższe stawki. Tymczasem Niemcy niedawno wprowadziły minimalną płacę godzinową na poziomie 35 zł, we Francji czy Irlandii jest ona jeszcze wyższa. Może nadszedł wreszcie czas, aby Polska przestała konkurować śmieciowym zatrudnieniem i głodowymi pensjami – zastanawia się Piotr Szumlewicz, ekspert OPZZ.

...

Jezd praca bezrobocia ni ma...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:02, 14 Paź 2015    Temat postu:

Wysoka kultura pracy w Polsce przyciąga inwestorów


Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych zakończyła w tym roku 38 projektów inwestycyjnych. Ich wartość wynosi ponad pół miliarda euro.

- Dzięki tym projektom stworzonych zostanie blisko siedem i pół tysiąca nowych miejsc pracy - podkreśla Arkadiusz Tarnowski z PAIiIZ. Dodaje, że ciekawym trendem jest zwiększający się kapitał polski. Inwestycje polskie zajmują szóste miejsce wśród inwestycji z 30 państw. 30 procent projektów prowadzonych jest ze Stanami Zjednoczonymi, na kolejnych miejscach są Niemcy, Włochy, Francja, Japonia i Polska - wyjaśnia Arkadiusz Tarnowski.
REKLAMA


Zwraca uwagę, że inwestorów zagranicznych przyciągają już nie niskie koszty pracy ale ludzie - ich kwalifikacje, wysoka motywacja by być dobrym fachowcem i jakość wykształcenia. Chodzi zwłaszcza o doskonałą znajomość języków obcych. Polscy studenci mówią już nie tylko jednym angielskim ale potrafią posługiwać się wieloma językami - zaznaczył Tarnowski.

Z badania HRK - organizacji doradczej w obszarze zarządzania wynika, że kluczem do pozyskania najbardziej utalentowanej kadry jest innowacyjność firmy. Chodzi o otwartość na nowe pomysły i idee - tłumaczy Piotr Mazurkiewicz - partner HRK. Wyjaśnia, że aż 80 procent pracowników identyfikuje się z celami firmy wówczas, gdy jest ona innowacyjna. Pracownicy, którzy chcą coś usprawnić są wysłuchani i mogą to wprowadzić w życie.

Większość badanych widzi otwartość pracodawców na innowacje ale w zbyt małym stopniu. 2/3 deklaruje, że ich pracodawcy wprowadzili w ubiegłym roku przynajmniej jedną innowację. Mimo to respondenci w większości opisują swoje firmy jako tradycjonalistów, unikających gwałtownych zmian, a nie innowatorów.

...

Wysoka kultura pracy i bestialstwo zamiast kultury zatrudnienia. Skutki glupcow kierujacych ekonomia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:15, 27 Paź 2015    Temat postu:

Praca "po znajomości" - coraz częstrze zjawisko

Obecnie coraz rzadziej postrzegamy polecanie do pracy jako zjawisko nieetyczne lub nadużywanie kontaktów. Prawie 1/3 z nas otrzymuje oferty pracy po znajomości lub wykorzystując kontakty osobiste. Takie wnioski płyną z badania zrealizowanego przez portal Praca.pl.

- Polecenia pracownicze stanowią dzisiaj jedną ze skutecznych form pozyskiwania pracowników. Jak wykazało badanie rekomendujemy znajomych do pracy tylko wtedy jeżeli mają oni odpowiednie kwalifikacje do pracy na danym stanowisku. Polecając daną osobę niejako ręczymy za nią swoim imieniem i w związku z tym nie chcemy podejmować ryzyka i polecać osoby, które nie nadają się do danej pracy – mówi newsrm.tv Michał Filipkiewicz, biuro prasowe portalu Praca.pl.

Jak pokazują wyniki sondy, ponad 75% respondentów deklaruje, że poleciłoby znajomych do pracy, ale tylko wtedy, gdy byliby dobrymi kandydatami na dane stanowisko. Praca po znajomości była kiedyś kojarzona przede wszystkim z protekcją i nepotyzmem, a obecnie ponad 36% ankietowanych nie widzi w tym nic złego. Zaledwie 7,9 % ankietowanych uważa, że jest to nieetyczne, a tylko dla 7,5% to nadużywanie kontaktów.

Z ponad 2800 odpowiedzi respondentów biorących udział w badaniu wynika, że 30,8 % osób znalazło ostatnią lub aktualną pracę po znajomości. O tym, iż nasze postrzeganie takiej formy poszukiwania pracy zmieniło się na przestrzeni lat świadczą nie tylko deklaracje ankietowanych, ale również wdrażane w firmach z sukcesem systemy rekomendacji pracowniczych.

- Praca po znajomości dawniej kojarzyła się z układami, natomiast dzisiaj stanowi skuteczny sposób pozyskiwania pracowników. Szczególnie widać to w śród osób młodych, które na pytanie: „z czym kojarzy im się praca po znajomości?” odpowiadały, że jest to skuteczny sposób na poszukiwanie pracy. Dla pracodawców jest to natomiast skuteczny sposób na pozyskiwanie pracowników. Dzięki rekomendacją firmy rekrutują szybciej, taniej. Badania dowodzą też, że są to rekrutacje skuteczniejsze. Pracownicy zatrudnieni z polecenia dłużej pracują w danym miejscu w porównaniu do osób z tradycyjnej rekrutacji – dodaje Michał Filipkiewicz.

Ponad 47% respondentów uważa, że pracę znajduje się głównie po znajomości. Najczęściej pracy w ten sposób poszukują ludzie młodzi w wieku 25 – 34 lat (40,4%) oraz 35 – 44 lat (28,4%). Również osoby starsze chętnie korzystają z rekomendacji – 15,4% to osoby pomiędzy 45 – 54 rokiem życia.

...

Co innego polecic rownego sobie a co innego pchac swojaka po znajomosci i jesze niekompetentnego. Zreszta po 89 to skutek bezrobocia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:16, 27 Paź 2015    Temat postu:

Niepełnosprawni w pracy słabo chronieni

- Shutterstock

Podkreśla, że w wielu zakładach brakuje oznakowania miejsc niebezpiecznych, maszyny nie są wyposażone w urządzenia ochronne, pomieszczenia sanitarne nie są przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Inspektorzy zwracają też uwagę na niesporządzanie oceny ryzyka zawodowego dla danego stanowiska.

Niektórym pracodawcom wydaje się, że skoro mają już status zakładu pracy chronionej, to nie muszą podejmować kolejnych modernizacji - zwraca uwagę Danuta Rutkowska. Dodaje, że spora liczba pracodawców nie zakupuje nowych technologii, nie unowocześnia też maszyn, które już posiada.
REKLAMA


Zdarzają się też, choć już w mniejszej skali nieprawidłowości z zakresu prawnej ochrony pracy. Chodzi zwłaszcza o przepisy o czasie pracy czy wypłaty wynagrodzenia.

...

Bezrobocie powoduje koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:01, 03 Lis 2015    Temat postu:

Zwolnij się, a pożałujesz!
Agnieszka Stefaniak-Zubko

- Shutterstock

Potrafią się obrazić, mścić i oczerniać. Bywają agresywni, posuwają się do manipulacji, a czasem nawet porwań i pobicia. Pracodawcy nie zawsze umieją pogodzić się z odejściem pracownika.

Kilka lat temu sprzedawczyni ze sklepu w podwarszawskiej Jabłonnej postanowiła, że zrezygnuje z pracy. Nie przypuszczała, że ta decyzja wywoła lawinę zdarzeń jak z amerykańskiego filmu. Najpierw okazało się, że pracodawcy oskarżyli ją o kradzież 500 zł kasy. Kobieta nie przyznawała się, więc szefowie uprowadzili ją do lasu. Tam została pobita, skradziono jej biżuterię oraz telefon. Od właścicieli sklepu usłyszała, że jeśli sprawa trafi na policję – zemszczą się. Na tym jednak jej kłopoty się nie skończyły. Przełożeni zaczęli nachodzić ją w domu, żądając spłaty fikcyjnego, ale wciąż rosnącego, długu. Kiedy kobieta wraz z mężem szukała schronienia u znajomych, były szef włamał się do ich domu. Gdy sprawą zajęła się policja, okazało się, że mężczyzna był już notowany za oszustwa i rozboje, a w dodatku jest poszukiwany przez wymiar sprawiedliwości.
REKLAMA


Bicie pracowników to już norma?

Podobne problemy miał Mirosław Lityński z Siemianowic Śląskich. Jako pracownik sosnowieckiej firmy transportowej nie potrafił już dłużej znieść sposobu, w jaki traktuje go Tomasz D., wspólnik szefa. Podjął decyzję o odejściu z firmy. Jej właściciel zagroził wówczas, że zwolni go dyscyplinarnie, więc ostatecznie kierowca zgodził się na jednodniowe wypowiedzenie z pracy. Gdy przełożony ze wspólnikiem zjawili się pod domem pana Mirosława, by wręczyć mu świadectwo pracy i zaległe wynagrodzenie, Tomasz D. do nieprzytomności go pobił. Wszystko rozegrało się na oczach żony pana Mirosława, który potem przez wiele tygodni walczył, by nie stracić oka.

Jak powiedziała nam Katarzyna May, wiceprezes Sądu Rejonowego w Siemianowicach Śląskich, we wrześniu w sprawie pobitego kierowcy zapadł wyrok. Wspólnik szefa został skazany na 2 miesiące pozbawienia wolności i 10 miesięcy prac społecznych. Ma też zakaz zbliżania się do swojej ofiary przez 5 lat. Sąd zobowiązał Tomasza D. do wypłaty 50 tys. zł odszkodowania na rzecz Mirosława Lityńskiego. Wyrok jest jeszcze nieprawomocny, a obrońcy oskarżonego już złożyli apelację.

- Właściciele firm i kierownicy albo zapomnieli, albo wciąż jeszcze nie wiedzą, że pracownicy nie są ich własnością i to dzięki nim budują majątek przedsiębiorstwa i własny. Nikt też nie ma prawa zmuszać do pracy u siebie albo karać za decyzję odejścia – przypomina Józef Kogut ze Śląskiego Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przestępstw. - Tymczasem wygląda to dziś tak, jakby przemoc wobec pracowników stawała się normą. Nawet dziś była u mnie kobieta, którą zwolniono z pracy, bo stanęła w obronie popychanej przez brygadzistkę koleżanki. Nie miało znaczenia, że wcześniej była wzorową, premiowaną pracownicą. Zwolniono ją, bo ośmieliła się wystąpić przeciwko zwierzchnikom źle traktującym podwładnych – mówi Józef Kogut.

Z kolei Adrianna Filiks, konsultantka z zakresu HR, nie ma wątpliwości, że takie zachowanie przełożonych to efekt braku kompetencji. - Wielu menedżerów nie jest przygotowanych na taki „cios” ze strony podwładnych. Traktują to osobiście. Potrafią się obrazić, przestać odzywać, czy poniżać pracownika przed zespołem. Bywa, że niesprawiedliwe opinie celowo trafiają na zewnątrz, aby utrudnić takiej osobie start w nowym miejscu pracy. Pamiętajmy jednak, że sytuację obserwują pozostali podwładni. Z pewnością zastanawiają się, co stanie się, gdy oni zechcą odejść. To burzy autorytet szefa, a dodatkowo utrudnia dobrą współpracę i nie służy budowaniu zaufania – zaznacza ekspertka.

Jak podkreśla Adrianna Filiks, to właśnie w tak zarządzanych firmach pracownicy nie widzą potrzeby lojalności wobec szefa, nie biorą odpowiedzialności za niedokończone projekty czy przyuczenie swojego następcy. - Osoby, którym szef pokazał, jaki los czeka odchodzących, nie będą rozmawiać z nim o swoich planach. W okresie wypowiedzenia pewnie chętniej korzystać będą ze zwolnień lekarskich, nie martwiąc się, w jaki sposób firma poradzi sobie po ich odejściu – zauważa.

Finezyjnie i bez przemocy

Witold Grzybowski z Warszawy pracował w firmie zajmującej się biokomponentami. W pewnym momencie postanowił założyć własną działalność gospodarczą. Było to dwa lata temu, ale jak mówi przedsiębiorca, do dziś płaci za tę decyzję. - Umowa z pracodawcą nie zawierała zapisu o zakazie konkurencji, miałem więc prawo działać w tej samej branży. Mimo to pracodawca próbował mnie zwolnić, uznając, że wykorzystuję tajemnice spółki, w dodatku poinformował o tym firmy, z którymi współpracowałem. Sąd pracy przyznał mi w tej kwestii rację, choć wyrok się jeszcze nie uprawomocnił – zaznacza Grzybowski, dodając: - Po moim odejściu pracodawca nie wyłączył służbowej skrzynki mailowej, którą się posługiwałem. To mała branża, więc kontrahenci, często z automatu wpisywali mój nieaktualny już adres. Dzięki temu byli przełożeni mieli wgląd w moją aktualną działalność. Pomogła dopiero interwencja Generalnego Inspektora Danych Osobowych – opowiada Grabowski.

Przedsiębiorca przeszedł też dwie kontrole skarbowe, które wszczęto na podstawie anonimowych doniesień. - Ktoś musiał się bardzo postarać i znać na rzeczy, bo donos był skrupulatnie przygotowany. Wyszedłem z tych kontroli obronną ręką. W jednym przypadku zapłaciłem 300 zł mandatu, bo w wyliczonej kwocie podatku VAT popełniłem tzw. czeski błąd, omyłkowo przestawiając cyfry – przyznaje biznesmen.

Najdotkliwiej odczuł jednak sprawę bilbordów z własnym zdjęciem, które ktoś porozstawiał na trasie Warszawa-Jachranka akurat w momencie, gdy przejeżdżali nią przedstawiciele branży biokomponentów w drodze na ważną konferencję. - Na bilbordach i przyczepach zobaczyłem swoje zdjęcie z napisem „zdrada”. Ustalenie, do kogo należą nośniki, nie było trudne. To firma powiązana personalnie z moimi byłymi zwierzchnikami. Gorzej, że do dziś nie wiadomo, kto zlecił jej wywieszenie tych plakatów. Przedstawiciele firmy twierdzą, że była to pewna angielska spółka, która... nigdy nie istniała – mówi Grzybowski. Sprawa szkalujących go plakatów wciąż toczy się przed sądem. Przedsiębiorca nie ma wątpliwości, że działania wymierzone w niego można zakwalifikowaćjako stalking, czyli uporczywe nękanie. - Muszę jeszcze przekonać do tego prokuraturę – wzdycha Grzybowski, podkreślając jednocześnie, że przez dwa lata zdołał już emocjonalnie odciąć się od sprawy. - Przy okazji przekonałem się, że bez pieniędzy, czasu i ogromnego zapasu energii zwykły obywatel nie jest w stanie dochodzić sprawiedliwości – twierdzi.

Prędzej czy później skończy się dyscyplinarką

Z doświadczeń Anny Makowskiej z Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego we Wrocławiu wynika, że pracownicy, którzy chcą odejść z pracy, słyszą często: „To my zwolnimy cię pierwsi. W dodatku dyscyplinarnie”. - Szefowie zapominają jednak, że aby wpisać komuś artykuł 52. kodeksu pracy do świadectwa, trzeba mieć podstawy. Jeśli zrobili to złośliwie, nie powinno być problemów, by udowodnić racje pracownika przed sądem. Zresztą ciągle zestresowany, zastraszany pracownik w którymś momencie musi popełnić błąd – uważa prezes stowarzyszenia. - Zatem jeśli pracownik pierwszy nie zdecyduje o rozwiązaniu stosunku pracy, prędzej czy później może skończyć z dyscyplinarnym zwolnieniem. Pamiętajmy, aby na wypowiedzeniu wyszczególnić powody naszego odejścia. Szczególnie, gdy można się spodziewać kłopotów także w momencie rozstania z szefem. Praktykują to u nas pracodawcy, natomiast pracownicy zapominają o tej możliwości – twierdzi Anna Makowska.

Zdaniem działaczki tak przygotowany dokument będzie mocnym argumentem, gdyby mobbingowany pracownik chciał złożyć sprawę w sądzie (ma na to trzy lata). - Na szefa taka praktyka może zadziałać jak zimny prysznic. Jednak najgorsze, co można zrobić w takiej sytuacji, to zgodzić się na rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron. To sygnał dla sądu, że dogadaliśmy się z pracodawcą i rozstaliśmy się w zgodzie – uważa Makowska. - Najwyższy czas, aby przedsiębiorcy zaczęli dojrzewać i w końcu wykształcili odpowiednią kulturę pracy i zarządzania w swoich firmach.

...

Bo zniszczyli gospodarke. Traktuja ludzi jak niewolnikow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:06, 06 Lis 2015    Temat postu:

Tracimy godziny w drodze do pracy

- materiały MZA / Materiały prasowe

Z Diagnozy Społecznej 2015 wynika, że Polacy dojeżdżają do pracy przeciętnie 38 minut. Ale jeśli wykonują zawód inżyniera, architekta, budowlańca czy po prostu pracują w fabryce, dojazd wydłuża się niemal do godziny. Albo i bardziej - pisze "Rzeczpospolita".

Polacy jeżdżą, bo znaleźli wymarzoną pracę, ale nie stać ich na przeprowadzkę.
REKLAMA


Nie da się sprzedać mieszkania w Lublinie i kupić innego o podobnym standardzie w stolicy. W ogólnym rozrachunku korzystniej jest dojeżdżać – mówi prof. Janusz Czapiński, autor Diagnozy.

Według demograf prof. Krystyny Iglickiej konieczność wielogodzinnych dojazdów to efekt braku polityki zrównoważonego rozwoju.

Stawiając na duże ośrodki, traciliśmy szansę rozwoju tych małych. Przez to na prowincji brakuje miejsc pracy. W nadmiarze są tylko zmęczeni dojazdami Polacy – mówi demograf.

...

Po prostu brak pracy. Jest drogo zle i glupio. Tak nas re deformowali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:04, 13 Lis 2015    Temat postu:

GUS: deflacja w październiku - 0,7 proc. w ujęciu rocznym

- Shutterstock

Deflacja w październiku wyniosła 0,7 proc. w ujęciu rocznym, natomiast w porównaniu z wrześniem tego roku ceny wzrosły o 0,1 proc. - poinformował w piątkowym komunikacie Główny Urząd Statystyczny.

We wcześniejszym tzw. szybkim szacunku z początku listopada GUS informował, że w ujęciu rocznym ceny w październiku spadły o 0,8 proc., a licząc miesiąc do miesiąca - wzrosły o 0,1 proc.
REKLAMA


"Spadek cen towarów i usług konsumpcyjnych w październiku br., w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku, wyniósł 0,7 proc. (w tym towarów – o 1,5 proc., przy wzroście cen usług – o 1,2 proc.). Największy wpływ na ukształtowanie się wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych na tym poziomie miały obniżki opłat związanych z transportem (o 10,4 proc.) oraz niższe ceny odzieży i obuwia (o 4,5 proc.), które obniżyły wskaźnik odpowiednio o 0,94 p. proc. i 0,24 p. proc." - napisano w komunikacie GUS.

Urząd wyjaśnił, że wzrosty cen związanych ze zdrowiem (o 2,6 proc.), a także żywności (o 0,5 proc.) podniosły ten wskaźnik odpowiednio o 0,14 p. proc. i 0,11 p. proc.

"Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w październiku 2015 r., w stosunku do poprzedniego miesiąca, wzrosły o 0,1 proc. (w tym towarów – o 0,2 proc., przy spadku cen usług – o 0,1 proc.). W poszczególnych grupach towarów i usług konsumpcyjnych odnotowano zróżnicowaną dynamikę cen. Największy wpływ na wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem miały w tym okresie wyższe ceny odzieży i obuwia (o 3,3 proc.) oraz żywności (o 0,4 proc.), które podwyższyły wskaźnik odpowiednio o 0,17 p. proc. i 0,10 p. proc. Niższe ceny w zakresie transportu (o 1,3 proc.) obniżyły ten wskaźnik o 0,11 p. proc" - podał GUS.

GUS wskazał, że ceny żywności były w październiku br. wyższe niż we wrześniu o 0,4 proc., wobec wzrostu o 0,7 w poprzednim miesiącu. Najbardziej podrożały warzywa (o 5,7 proc.), cukier (o 1,6 proc.) i czekolada (o 1 proc.). Niższe niż przed miesiącem były ceny mięsa (przeciętnie o 0,5 proc., w tym mięsa drobiowego – o 3,2 proc., wołowego – o 0,1 proc., przy utrzymujących się na niezmienionym poziomie cenach wędlin i mięsa cielęcego oraz wzroście cen mięsa wieprzowego – o 0,5 proc.).

Tańsze niż we wrześniu br. były tłuszcze roślinne (o 0,5 proc.), owoce (o 0,3 proc.), a także artykuły w grupie „mleko, sery i jaja”, które potaniały przeciętnie o 0,2 proc.

W październiku br. napoje bezalkoholowe podrożały przeciętnie o 0,3 proc. Więcej niż we wrześniu br. płacono za soki owocowe i warzywne oraz kakao i czekoladę w proszku (wzrost po 0,3 proc.), a także herbatę (o 0,2 proc.) i kawę (o 0,1 proc.). Obniżyły się ceny wód mineralnych lub źródlanych (o 0,3 proc.). Zanotowano nieznaczny wzrost cen wyrobów tytoniowych o 0,1 proc.

Ceny napojów alkoholowych pozostały natomiast na poziomie notowanym w poprzednim miesiącu.

"Wprowadzenie na rynek nowej kolekcji jesienno–zimowej spowodowało, iż w październiku br. nadal rosły ceny obuwia (o 4,8 proc.) oraz odzieży (o 2,7 proc.). Ceny towarów i usług związanych z mieszkaniem utrzymały się na poziomie notowanym we wrześniu br." - poinformował GUS. Na poziomie zbliżonym do obserwowanego przed miesiącem pozostały opłaty za użytkowanie mieszkania lub domu i nośniki energii. Zanotowano wzrost opłat za wywóz śmieci (o 0,4 proc.).

W październiku br. opłaty związane ze zdrowiem utrzymały się przeciętnie na poziomie notowanym w poprzednim miesiącu.

"Ceny w zakresie transportu były niższe niż we wrześniu br. o 1,3 proc., głównie w wyniku obniżek cen paliw do prywatnych środków transportu (przeciętnie o 2,2 proc., w tym benzyny – o 3,4 proc., oleju napędowego – o 0,6 proc., przy wzroście cen gazu ciekłego – o 2,3 proc.). Mniej niż w poprzednim miesiącu płacono też za samochody osobowe (o 0,8 proc.) i usługi transportowe (o 0,4 proc.).

Opłaty związane z łącznością obniżono w październiku br. o 0,3 proc. Sprzęt telekomunikacyjny potaniał o 0,9 proc., a usługi telekomunikacyjne o 0,3 proc.

Zgodnie z komunikatem GUS ceny towarów i usług związanych z rekreacją i kulturą w październiku br. obniżyły się przeciętnie o 0,3 proc. Tańsze niż przed miesiącem były gazety i czasopisma (o 1,6 proc.). Sezonowy spadek popytu na usługi turystyczne wpłynął na dalsze obniżki cen w zakresie turystyki zorganizowanej - o 1,5 proc. Nowe cenniki wprowadzane przez operatorów telewizji kablowych i satelitarnych przełożyły się na spadek cen usług związanych z kulturą (o 0,1 proc.).

GUS wyliczył, ze opłaty dotyczące edukacji wzrosły o 0,3 proc., w tym w zakresie szkolnictwa wyższego – o 0,5 proc. Ceny w restauracjach i hotelach obniżyły się 0,1 proc. Usługi w zakresie zakwaterowania potaniały o 1,2 proc.

"Spośród innych towarów i usług w październiku br. więcej niż w poprzednim miesiącu płacono za ubezpieczenia (o 0,3 proc.), opiekę społeczną (o 0,2 proc.), a także usługi fryzjerskie, kosmetyczne i pielęgnacyjne (o 0,1 proc.). Obniżyły się natomiast ceny artykułów do higieny osobistej i kosmetyków (o 0,2 proc.)" - napisano.

...

Ta zbrodnia jak widze bedzie kontynuowana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:54, 17 Lis 2015    Temat postu:

Przeciętny Polak ma tylko połowę majątku Europejczyka

- Shutterstock

Majątek przeciętnego Kowalskiego to nieco ponad połowy majątku gospodarstwa domowego w strefie euro - obliczył Narodowy Bank Polski. Dokładnie majątek netto przeciętnego gospodarstwa domowego w Polsce (61,7 tys. euro, czyli ok. 260 tys. zł) stanowił 56 proc. mediany majątku netto przeciętnego gospodarstwa domowego w strefie euro (109,2 tys. euro, czyli ok. 460 tys. zł).

Oznacza to, że polskie gospodarstwa domowe należą do umiarkowanie majętnych na tle krajów strefy euro, dysponując przeciętnie majątkiem zbliżonym do obserwowanego dla takich krajów, jak Austria (76,4 tys. euro), Portugalia (75,2 tys. euro), Słowacja (61,2 tys. euro) i Niemcy (51,4 tys. euro).
REKLAMA


Najbogatsze w strefie euro są Luksemburg (397,8 tys. euro), Cypr (266,9 tys. euro) i Malta (215,9 tys. euro).

Jak wyjaśnia NBP głównym składnikiem majątku, decydującym o łącznej majętności gospodarstwa domowego jest nieruchomość. Posiadanie nieruchomości pozwala wyjaśnić usytuowanie biedniejszych krajów w górnej części rozkładu majątku netto.

Kraje o niższym PKB należące do analizowanej grupy, charakteryzują się wyraźnie większym rozpowszechnieniem posiadania zamieszkiwanej nieruchomości (Słowacja – 89,9 proc. gospodarstw domowych, Portugalia – 71,5 proc., Polska – 76,4 proc.) niż kraje zamożniejsze według miary PKB (Austria – 47,7 proc., Niemcy – 44,2 proc.), gdzie z kolei dużo bardziej popularny jest wynajem mieszkań czy też domów.

...

Schlodzili.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:12, 21 Lis 2015    Temat postu:

Morawiecki: chcielibyśmy, aby PKB rósł powyżej 4 proc.

- AFP

Wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki chciałby - jak powiedział w sobotę dziennikarzom - żeby PKB rósł powyżej 4 proc.

"Chcielibyśmy, aby PKB w Polsce sięgał powyżej 4 proc. Wierzymy, że poprzez inwestycje, eksport będziemy w stanie nie tylko doprowadzić do wzrostu PKB przewyższającego dzisiejsze założenia, ale również do zrównoważonego i zdrowego wzrostu" - powiedział dziennikarzom Morawiecki, który uczestniczył w sobotę w spotkaniu organizowanym przez Francusko-Polską Izbę Gospodarczą.
REKLAMA


Podkreślił, że wzrost gospodarczy powinien być zdrowy, to znaczy opierać się na inwestycjach, które tworzą produkty o wartości dodanej, produkty innowacyjne.

"Po drugie promocja polskiego eksportu jest aksjomatem naszej polityki gospodarczej na najbliższych kilka lat, od którego nie odejdziemy. Chcemy przede wszystkim koncentrować się na tym, aby pomagać naszym eksporterom". Dodał, że powinno pomagać się również polskim firmom, które chcą kupować przedsiębiorstwa za granicą, poszukując nowych rynków zbytu.

Pytany przez dziennikarzy, powiedział, że nie podjął jeszcze decyzji co do wyboru wiceministrów w resorcie rozwoju.

Ministerstwo Finansów, opracowując przyszłoroczne dochody budżetu, założyło, że PKB wzrośnie w ujęciu realnym o 3,8 proc.

Według danych GUS, PKB w III kwartale tego roku wzrósł o 3,4 proc. licząc rok do roku.

...

Schladzaniem i deflacja nie da sie. 8 straconych lat za PO zalosnego pelzania a teraz jak slysze ma byc to kontynuowane.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:50, 01 Gru 2015    Temat postu:

Zmiany w PFRON: Zatrudnienie niepełnosprawnych może spaść o jedną trzecią


Mimo dopłat z PFRON tylko nieco ponad jedna czwarta z 3,3 mln osób niepełnosprawnych jest aktywna zawodowo. W przyszłym roku wejdą w życie zmiany, które mogą ten odsetek obniżyć. Taki skutek może mieć obniżenie ulg we wpłatach na PFRON o 30 proc. Sytuację mogłoby poprawić zmniejszenie progu posiadanych przez firmę etatów, powyżej którego ma ona obowiązek zatrudnić taką osobę lub płacić składkę na PFRON.

Łączna liczba osób niepełnosprawnych w Polsce to 3,34 mln osób, z czego jedynie ok. 28 proc. jest aktywnych zawodowo – wynika z danych Capital Work. Choć to najlepszy wynik od ośmiu lat, wciąż jest dużo niższy niż w innych krajach UE, gdzie średnio wskaźnik aktywności zawodowej osób niepełnosprawnych sięga 60 proc. W Niemczech i Szwecji pracuje 70 proc. osób niepełnosprawnych.

– W Polsce zatrudnienie osób na otwartym rynku pracy oraz w zakładach pracy chronionej znajduje ok. 227 tys. osób – mówi Paweł Marianowski prezes Capital Work agencji pracy tymczasowej dla osób niepełnosprawnych. – Ze względu na nowelizację ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej z 1997 roku, która ma wejść w życie w lipcu 2016 roku, przewidywany jest raczej spadek zatrudnienia osób niepełnosprawnych niż wzrost.

...

Pracy nie ma dla sprawnych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:11, 01 Gru 2015    Temat postu:

Ubóstwo na Mazowszu nadal widoczne. "Stolicy ten problem nie dotyczy"
1 grudnia 2015, 00:51
Stolica dynamicznie się rozwija i jakość życia, a także poziom zamożności mieszkańców systematycznie wzrastają. Taki wniosek płynie z badania pn. "Zjawisko ubóstwa w województwie mazowieckim w 2014 r."

To samo można zaobserwować w regionie podwarszawskim, gdzie w coraz większym stopniu rośnie stopa życiowa mieszkańców. Im dalej od Warszawy, tym bardziej zjawisko ubóstwa staje się niestety widoczne. Szczególnie w północnych i południowych rejonach Mazowsza.

Urząd Statystyczny podkreśla, że niski poziom życia oraz zagrożenie biedą występują m.in. w powiatach: szydłowieckim, przysuskim, makowskim, sierpeckim i przasnyskim. Badacze podkreślają, że pomimo upływu lat zjawisko ubóstwa jest stosunkowo trwałe i nie dość, że nie zmalało to w wielu rejonach sytuacja uległa wręcz pogorszeniu.

W ciągu pięciu ostatnich lat realia poprawiły się nieznacznie, w dziewięciu powiatach Mazowsza. Analizę danych przeprowadzono tzw. metodą wzorca rozwoju Hellwiga. Przy określaniu występowania i zagrożenia ubóstwem brano pod uwagę dane dotyczące bezrobocia oraz liczbę osób korzystających ze świadczeń pomocy społecznej z różnych przyczyn w 2014 r. Z całością badania można zapoznać się .

...

Warszawka sie nadyma kosztem kraju nie rozwija. Typowe zjawisko kolonialne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:48, 14 Gru 2015    Temat postu:

Młodzi nie godzą się na UoD
akt. 14 grudnia 2015, 05:26
85 proc. osób na umowach terminowych nie godzi się na swoją formę zatrudnienia, ale zostało do niej przymuszone przez pracodawcę. Mowa przede wszystkim o młodych i gorzej wykształconych - informuje "Gazeta Wyborcza".

Tak wynika z raportu Fundacji Kaleckiego dla NBP.

Według opracowania niemal cały obserwowany po 2001 r. wzrost zatrudnienia w Polsce dotyczył niestandardowych form zatrudnienia. Rośnie liczba przypadków zawierania umów cywilnoprawnych, choć pracodawca powinien zaoferować umowę o pracę. W 2008 r. takich przypadków było 8,8 proc., w ub.r. - już 19 proc.

...

Takie sa skutki ,,ekonomii" gloszonej w mediach Agory. Dlatego trzeb wygasic to zlo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:16, 16 Gru 2015    Temat postu:

"Gazeta Wyborcza": wypalenie zawodowe kosztowne dla gospodarki


W 2014 roku z powodu różnych zaburzeń nastroju na zwolnieniu lekarskim wylądowało ponad 200 tys. pracowników. Koszty poniesione z tego tytułu szacuje się na 2,6 mld zł, przy czym koszt samych tylko zasiłków dla nieobecnych wyniósł 800 mln zł - informuje "Gazeta Wyborcza".

Za 2,6 mld zł można zbudować około 60 kilometrów autostrady albo znaleźć pracę dla ponad 25 tys. bezrobotnych – czytamy w artykule, który przedstawia rezultaty konferencji naukowej "Diagnoza wypalenia zawodowego".
REKLAMA


Dr Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego obliczyła, że w 2014 roku pracownicy z zaburzeniami nastroju czy dotknięci ciężkim stresem przebywali na zwolnieniach łącznie 6,1 mln dni. Przy czym, jak podkreśla, większość z nich, to ludzie aktywni zawodowo (30-59 lat).

Jedną z głównych przyczyn wypalenia zawodowego jest kolizja obowiązków zawodowych i życia rodzinnego. Inne powody to: brak jasno wytyczonych celów w pracy, niespójne polecenia przełożonych lub przemoc w pracy.

Grupami najbardziej narażonymi na wypalenie zawodowe są dziennikarze, pracownicy PR oraz marketingu. Najmniej – lekarze, farmaceuci, księgowi i bankowcy.

...

Wyborcza znowu sie oskarza. To oni promowali nieludzka ekonomie po 89.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:21, 31 Gru 2015    Temat postu:

Przewozy PKP Cargo w Polsce spadły o 2,9% r/r wg masy w listopadzieCzwartek, 31 grudnia 2015, źródło:ISBnews

Warszawa, 31.12.2015 (ISBnews) - Przewozy PKP Cargo spadły o 2,9% r/r według masy i o 2,3% według pracy przewozowej w listopadzie br., podała spółka, powołując się na dane GUS.


W listopadzie Grupa PKP Cargo przewiozła w Polsce 9,5 mln ton towarów, o 5,3% mniej niż rok wcześniej. Narastająco po jedenastu miesiącach wynik ten wynosi 98,7 mln ton (-2,9% r/r). Wykonana praca przewozowa w listopadzie wyniosła 2,5 mld tkm (-0,4% r/r), a narastająco po jedenastu miesiącach 26 mld tkm (-1,4% r/r).



"Narastająco po jedenastu miesiącach udział rynkowy Grupy PKP Cargo w ujęciu masy wyniósł 48% (-0,6 pkt proc. r/r), a w ujęciu pracy przewozowej 55,9% (-1,1 pkt proc. r/r). W samym listopadzie udział Grupy PKP Cargo wyniósł 47,2% pod względem masy (-2,9 pkt proc. r/r) i 55,1% pod względem pracy (-2,3 pkt proc. r/r)" - czytamy w komunikacie.

Po jedenastu miesiącach w Polsce przewieziono koleją 205,8 mln ton towarów, tj. o 3,5 mln ton mniej (-1,7%), niż w analogicznym okresie 2014 roku.

"W porównaniu do poprzedniego roku, za mniejsze przewozy w listopadzie odpowiadają m.in. grupy towarowe kamienia i kruszyw (-468 tys. ton) oraz metali (-172 tys. ton). Przewozy tych pierwszych to efekt zmniejszonego zapotrzebowania na dostawy kruszywa w związku z niskim stopniem zaawansowania realizacji inwestycji drogowych. Za spadek w przewozach metali w dużej mierze odpowiada sytuacja na rynku złomu. Jego niskie ceny powodują wstrzymanie sprzedaży przez krajowych dostawców, zmuszając klientów do poszukiwania innych źródeł dostaw. W ujęciu rocznym o 4% urosły natomiast przewozy węgla kamiennego, a dwucyfrowo zwiększyły się przewozy rud i pirytów (wzrost o 16%) oraz intermodal (wzrost o 19%) " - wyjaśniono.

W ujęciu miesięcznym, w listopadzie przewozy kamienia zmniejszyły się o 475 tys. ton w porównaniu do października. To rezultat zmniejszenia zapotrzebowania na kruszywa w związku z wchodzeniem w okres jesienno-zimowy i kończeniem sezonu budowlanego. Za zmniejszone przewozy metali (-136 tys. ton) odpowiadają niższe zapotrzebowanie klientów (przewozy do portów morskich i Niemiec) oraz zmniejszone przewozy slabów z Ukrainy na Słowację (wysokie stany zapasów), podała też spółka.

Niższe przewozy rudy żelaza z Ukrainy były przyczyną spadku w grupie towarowej rud i pirytów (-127 tys. ton), a regulacja stanu zapasów oraz zmniejszone przewozy w eksporcie do Niemiec przyczyniły się do spadku ogółu przewozów węgla kamiennego (-140 tys. ton). W porównaniu do października rosły natomiast przewozy kontenerów (wzrost o 6%), zboża (wzrost o 68%) oraz innych płodów rolnych (wzrost o 38%), podało również PKP Cargo.

PKP Cargo zadebiutowało w październiku 2013 r. na warszawskiej giełdzie. Spółka działa w segmentach: przewozów towarów, intermodalnych, spedycji, oraz napraw taboru, posiada własne zaplecze modernizacyjne i własne terminale przeładunkowe. Spółka jest przewoźnikiem nr 1 w Polsce (ok. 48% udziału w rynku według masy i ok. 57% według pracy przewozowej w 2014 r.) oraz drugim przewoźnikiem w Unii Europejskiej.

...

Schlodzone.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:55, 04 Sty 2016    Temat postu:

GUS: deflacja w grudniu 2015 r. wyniosła 0,5 proc. rdr (aktl.)Poniedziałek, 4 stycznia 2016, źródło:PAP


04.01. Warszawa (PAP) - Deflacja w grudniu 2015 wyniosła 0,5 proc. w ujęciu rocznym. W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny spadły o 0,2 proc. - podał w poniedziałek GUS w tzw. szybkim szacunku. Deflacja w listopadzie wyniosła 0,6 proc.

...

I TO JEST ZBRODNIA O KTOREJ CICHO! DLATEGO TRZEBA WYCIAC DZIADOW Z MEDIOW!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:36, 01 Lut 2016    Temat postu:

GUS: w 2014 r. 10 proc. dzieci i młodzieży żyło w skrajnym ubóstwie.
Poniedziałek, 1 lutego 2016, źródło:PAP
10 proc. dzieci i młodzieży do lat 18 w 2014 żyło w skrajnym ubóstwie. Bieda dotyka głównie dzieci żyjące w rodzinach wielodzietnych - w niedostatku żyło ok. 57 proc. osób w rodzinach z trójką dzieci i 79 proc. w rodzinach, w których była czwórka dzieci i więcej - wynika z badania GUS.


W latach 2013-2014 stopa ubóstwa skrajnego w Polsce pozostawała na podobnym poziomie jak w latach poprzednich i wyniosła nieco ponad 7 proc. - wynika z badania GUS. Jak wyjaśnia Urząd w roku 2014 za granicę ubóstwa skrajnego uznawana była kwota 540 zł na osobę w gospodarstwie jednoosobowym i 1458 zł dla gospodarstwa 4 osobowego (2 osoby dorosłe i dwoje dzieci do 14 lat).



Najbardziej zagrożone ubóstwem są rodziny wielodzietne. W 2014 r. poniżej minimum egzystencji żyła co dziewiąta osoba w gospodarstwach małżeństw z 3 dzieci oraz co czwarta osoba w gospodarstwach małżeństw z 4 lub większą liczbą dzieci. Osoby tworzące rodziny niepełne były we względnie lepszej sytuacji. Wskaźnik zagrożenia ubóstwem skrajnym dla rodzin niepełnych wyniósł około 6 proc.

Do czynników zwiększających zagrożenie ubóstwem należy także zaliczyć obecność osoby niepełnosprawnej w gospodarstwie domowym. Stopa ubóstwa skrajnego wśród osób w gospodarstwach domowych z co najmniej jedną osobą niepełnosprawną wyniosła ok. 11 proc.

W najtrudniejszej sytuacji znalazły się rodziny, w których obecne było przynajmniej jedno niepełnosprawne dziecko do 16 roku życia. W tej grupie wskaźnik zagrożenia ubóstwem skrajnym wyniósł w 2014 roku ok. 15 proc. Dla porównania, odsetek osób zagrożonych ubóstwem w gospodarstwach domowych bez osób niepełnosprawnych kształtował się na poziomie 6,5 proc.

Choć ubóstwo w Polsce dotyka częściej ludzi młodych, to w bardzo trudnej sytuacji jest część osób starszych. Ze względu na swój wiek i stan zdrowia mają one ograniczone możliwości podejmowania aktywnych działań zmierzających do poprawy swojej sytuacji materialnej. Często są samotne, co pogłębia ich problemy finansowe. Nie zawsze też mogą liczyć na pomoc rodziny. Nawet jeśli mieszkają wspólnie z dziećmi, to w sytuacji bezrobocia często zdarza się, że ich świadczenia emerytalne są jedynym regularnym źródłem dochodów wielopokoleniowej rodziny.

Jak podaje GUS w 2014 r. co dwudziesta piąta osoba w wieku co najmniej 65 lat żyła w gospodarstwach domowych o wydatkach niższych od minimum egzystencji. Osoby powyżej 65 roku życia stanowiły około 8 proc. osób zagrożonych ubóstwem skrajnym (podczas gdy w całej populacji w tym wieku była mniej więcej co siódma osoba), z czego zdecydowana większość (ponad 70 proc.) mieszkała na wsi.

Z badania wynika, że gospodarstwach osób ubogich jest znacznie mniejsza niż w innych powierzchnia użytkowa mieszkania na 1 osobę (19 m kw. wobec 28 m kw. w gospodarstwach nieubogich), a na jeden pokój przypada tam średnio większa liczba osób, niż w gospodarstwach domowych znajdujących się powyżej granicy ubóstwa.

Mieszkania niemal wszystkich gospodarstw domowych znajdujących się powyżej minimum egzystencji wyposażone są w ustęp spłukiwany, łazienkę i ciepłą wodę bieżącą, podczas gdy wśród gospodarstw domowych uznawanych za ubogie tego typu wyposażeniem dysponowało niecałe 9 na 10 gospodarstw.

Gospodarstwa zagrożone ubóstwem skrajnym rzadziej korzystają również z centralnego ogrzewania, natomiast dużo palą w piecach. W przypadku gospodarstw dotkniętych ubóstwem skrajnym 36 proc. korzysta z pieców na węgiel ( w gospodarstwach powyżej granicy ubóstwa jest to 11 proc.) jednoczesny dostęp do wodociągu, spłukiwanego ustępu, bieżącej ciepłej wody ma 58,2 proc. takich gospodarstw ( w przypadku gospodarstw nieubogich jest to 83,6 proc.)

Jednak w 91 proc. takich gospodarstw jest telefon komórkowy (w przypadku gospodarstw powyżej ubóstwa skrajnego jest to 94,2 proc.) komputer - 62,9 (w nieubogich 73,6 proc.) pralka automatyczna - w 81,4 proc. (94,7 proc.), odbiornik telewizyjny inny niż kineskopowy - 55,9 proc. (75,4 proc.) samochód osobowy - 46,6 proc. (w gospodarstwach nieubogich - 62 proc.).

Nieco ponad 2 na 10 gospodarstw ubogich wyraziło opinię, że użytkowane przez nie mieszkanie jest wystarczająco ciepłe w zimie, natomiast ponad 23 proc. z nich uważa, że mieszkanie ma przeciekający dach lub zawilgocone ściany, podłogi czy fundamenty, ewentualnie butwiejące okna lub podłogi. Wśród gospodarstw nieubogich problemy te dotyczyły, odpowiednio: co dziewiątego oraz co dwunastego gospodarstwa domowego.

Podobnie jak w poprzednich latach, zasięg ubóstwa skrajnego na wsi był w 2014 r. ponad dwukrotnie wyższy niż w miastach. Różnica ta jest szczególnie wyraźna, gdy sytuację na wsi porównuje się z sytuacją w największych miastach (500 tys. lub więcej mieszkańców). W skrajnym ubóstwie żyło w 2014 roku prawie 5 proc. mieszkańców miast (od ok. 1 proc. w największych miastach, do prawie 9 proc. w miastach poniżej 20 tys. mieszkańców).

Na wsi odsetek osób żyjących poniżej minimum egzystencji wyniósł prawie 12 proc. Najwyższym odsetkiem ubogich osób na wsi odznaczały się rodziny nie mające własnego gospodarstwa rolnego i utrzymujące się głównie ze świadczeń społecznych innych niż emerytura i renta (ok. 42 proc.). Mieszkańcy wsi stanowili ponad 60 proc. osób żyjących poniżej granicy ubóstwa skrajnego, podczas gdy udział ludności wiejskiej wśród ogółu ludności Polski wynosił mniej niż 40 proc..

Z badania wynika też znaczne terytorialne rozpiętości w ocenach zasięgu ubóstwa skrajnego. Na poziomie regionów stopa ubóstwa skrajnego wahała się w 2014 r. od ok. 5 proc. w regionie centralnym do około 10 proc. w regionach północnym i wschodnim natomiast na poziomie województw - od ok. 5 proc. do ok. 15 proc. Najwyższą stopę ubóstwa skrajnego odnotowano w województwach: warmińsko mazurskim (prawie 15 proc.) oraz świętokrzyskim (ok. 12 proc.).

Zasięg ubóstwa skrajnego jest zróżnicowany nie tylko pomiędzy poszczególnymi województwami, lecz również w obrębie samych województw. Przykładem tego mogą być szacunki dotyczące stopy ubóstwa dla województwa mazowieckiego. O ile wskaźnik ubóstwa skrajnego dla całego województwa mazowieckiego należy do najniższych w kraju - wynosi on około 5 proc., o tyle ten sam wskaźnik - po wyłączeniu z szacunków stolicy - przyjmuje wartość znacznie wyższą (ok. 8 proc.), przekraczając nieznacznie średnią dla Polski. Rozdźwięk ten wskazuje na duże różnice pomiędzy stolicą, a resztą województwa.

...

Schladzanie to nie zabawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:03, 01 Lut 2016    Temat postu:

Deflacja niekorzystnie wpływa na handel w Polsce


Utrzymująca się ujemna dynamika cen przyczyniła się do zmniejszenia dynamiki rozwoju handlu. Koniec deflacji – zgodnie z zapowiedziami NBP – może się nieco przesunąć w czasie, a ewentualna inflacja będzie się raczej utrzymywać do końca roku na niskim poziomie. W ocenie Polskiej Izby Handlu korzystne wskaźniki makroekonomiczne wpłyną na integrację handlu i będzie to priorytetem sklepów małoformatowych. Hipermarkety raczej nie będą rosnąć, a dyskonty będą, ale z mniejszą niż do tej pory dynamiką.

– Deflacja, która towarzyszyła nam przez cały zeszły rok, przyczyniła się do zmniejszenia dynamiki rozwoju handlu. W tym roku też wiele od tego zależy – wskazuje Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu (PIH). – Bardzo trudno prognozować wzrost marż, ponieważ przy deflacji trendy są raczej ujemne. Spodziewamy się, że w najlepszym razie pozostaną na obecnym poziomie, jeżeli nie będą się zmniejszać - dodaje.

Jak podaje GUS, w grudniu 2015 roku deflacja wyniosła 0,5 proc. w ujęciu rocznym i 0,2 proc. wobec listopada. Ze względu na znaczący spadek notowań surowców w końcówce roku pojawienie się dodatniego wskaźnika cen może zostać odsunięte w czasie. Prezes NBP podczas styczniowej konferencji podkreślał, że nawet jeśli inflacja powróci, to będzie się utrzymywać na bardzo niskim poziomie przez większość roku.

– Jeżeli wskaźniki ekonomiczne będą korzystne, to na pewno będziemy mieli do czynienia z rozwojem integracji w handlu. To było, jest i będzie priorytetem firm z tego segmentu – mówi Ptaszyński.

Między innymi przez ekspansję dyskontów co roku spada liczba mniejszych sklepów detalicznych. W 2008 roku sklepy małoformatowe stanowiły 51 proc. wszystkich placówek handlowych, a dziś – zgodnie z szacunkami GfK Polonia – jest to ok. 37 proc.

...

Winnymi z RPP i NBP powinien zajac sie prokurator a takze tymi ktorzy ich mianowali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:18, 02 Lut 2016    Temat postu:

Pracują, a i tak klepią biedę
Maciej Stańczyk
Dziennikarz Onetu

Pracują, a i tak klepią biedę - Shutterstock

- Bywało, że siedziałem w pracy od świtu do nocy, bo trzeba było dopiąć ważny projekt, a pensję dostawałem w ratach, bo klient spóźniał się z przelewem. Wręcz żebrałem u szefa o zaliczki, żeby mieć na jedzenie i rachunki - mówi Artur. Jeden z dwóch milionów Polaków, którzy mimo tego, że pracują to i tak klepią biedę.

Kłopoty Artura (imię zmienione) zaczęły się, kiedy stracił posadę etatowego pracownika jednego z banków. Artur zatrudniony był tam w dziale marketingu, jak sam przyznaje, w pewnym momencie zbyt rozbudowanym. Bank postanowił przeprowadzić cięcia i stanowisko Artura zostało zlikwidowane, a on sam trafił na bezrobocie. To było kilka lat temu.
REKLAMA

- Wtedy pomyślałem, że to dla mnie szansa - wspomina po latach Artur. - W banku się męczyłem. Pensja pewna i wypłacona na czas, ale sztywny gorset obowiązków i tak naprawdę mechaniczne wykonywanie poleceń przełożonych tak naprawdę zabijało sens tej pracy. Chciałem czegoś innego, bardziej kreatywnego.

Przyznaje, że pozytywnie zaskoczyło go, że na portalu rekrutacyjnym, na którym się zalogował znalazł całkiem sporo ogłoszeń odpowiadających jego kryteriom. Później zaskoczenie było nieprzyjemne, bo nikt nie odpowiadał na kolejne oferty, na które aplikował, choć przynajmniej w kilkunastu przypadkach wydawało się, że jest idealnym kandydatem. W końcu po dwóch miesiącach poszukiwań pracy i dobrych kilkudziesięciu ogłoszeniach, na które odpowiedział Arturowi w końcu udało się znaleźć nową posadę. Etat na okres próbny w agencji public relations.

Pensja nie rzucała na kolana, ale po okresie próbnym Arturowi obiecano podwyżkę i premie kwartalne. Po trzech miesiącach mężczyzna został jednak postawiony pod ścianą - albo zgodzi się na pracę za taką samą stawkę i bez premii, albo będzie musiał poszukać nowego zajęcia. Artur przyjął ofertę. Minęło jednak kilka miesięcy, a i tak musiał szukać nowej pracy, bo firma cięła koszty i redukowała zatrudnienie.

- To była moja ostatnia praca na etat - mówi Artur. - Od tego czasu jeszcze kilka razy zmieniałem pracodawcę, ale za każdym razem dostawałem najwyżej umowę zlecenie. Bywało, że siedziałem w pracy od świtu do nocy, bo trzeba było dopiąć ważny projekt, a pensję dostawałem w ratach, bo klient spóźniał się z przelewem. Wręcz żebrałem u szefa o zaliczki, żeby mieć na jedzenie i rachunki - opowiada Artur.

Dziś pracuje w kolejnym już dziale marketingu, kolejnej już, tym razem niedużej firmy. Ma dumnie brzmiące stanowisko, plik wizytówek, sporo obowiązków, śmieciową umowę i brak pewności, że za miesiąc jeszcze będzie miał tę pracę, bo rotacja personelu w jego branży to normalka. Obrazu dopełnia niewielka pensja, która choć wypłacana w terminie i tak zmusza do oszczędności. Artur przyznaje, że gdyby nie pomoc rodziców ciężko byłoby mu utrzymać się w Warszawie.

- Moja pensja nie pokrywa wszystkich potrzeb - mówi mężczyzna. Kiedy pytam go, czy nie myślał o powrocie do rodzinnej miejscowości odpowiada praktycznie bez zastanowienia: - U siebie zarabiałbym jeszcze gorzej, jeśli w ogóle znalazłbym jakąkolwiek pracę zgodną z moimi kwalifikacjami. Nie udał mu się też powrót do pracy banku, wcześniej wręcz znienawidzonej. Inny był szyld banku, zamiast działu marketingu była słuchawka w call center. Po kilku miesiącach usłyszał, że się nie nadaje do tej roboty, z pensji nie udało mu się nic zaoszczędzić.

Kim są biedni pracujący?

Artur ze swoimi problemami zalicza się do grupy tzw. biednych pracujących, czyli osób, które mimo tego, że nierzadko w pracy spędzają więcej niż 40 godzin tygodniowo, to mają problem, żeby spiąć domowy budżet i żyć na godnym poziomie.

Termin „working poor” (biedni pracujący) narodził się w latach 70. XX wieku w Stanach Zjednoczonych. W Europie na poważnie problemem zaczęto zajmować się dwie dekady później. Brakuje dokładnej definicji zjawiska. Ta, przyjęta przez Eurostat, obejmuje osoby, które pomimo bycia zatrudnionym osiągają dochód poniżej granicy ubóstwa określonej jako 60 proc. krajowej mediany ekwiwalentnego dochodu gospodarstw domowych w danym kraju.

„Teorie dotyczące rynku pracy i ubóstwa opierają się na tezie, że główną przyczyną biedy jest bezrobocie. To stwierdzenie nie do końca jest zgodne z rzeczywistością. Na pewno praca zarobkowa zmniejsza liczbę ubogich, lecz pod warunkiem, iż otrzymywane wynagrodzenie pozwala im na zaspokojenie określonych potrzeb życiowych i społecznych. Co jednak, gdy nie pozwala?” - pyta na łamach 401 numeru „Prac Naukowych” Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu (z 2015 roku) Karolina Drela z Uniwersytetu Szczecińskiego (w artykule „Rynek pracy i biedni pracujący”). „Biedni oraz źle wynagradzani pracownicy są nie tylko bardziej sfrustrowani, lecz przede wszystkim mniej wydajni, a także częściej dokonują np. drobnych kradzieży, unikają odpowiedzialności za majątek przedsiębiorstwa, są mniej lojalni w sprawie zachowania np. tajemnicy wewnętrznej firmy itp. Ma to duży wpływ na konkurencyjność przedsiębiorstwa i jego zdolność do przetrwania np. w okresie kryzysu” - pisze dalej Karolina Drela.

Ilu biednych pracujących jest w Polsce?

W 2008 roku CBOS przeprowadził ogólnopolskie badanie na interesujący nas temat, z którego dowiadujemy się, że ok. 2 mln Polaków można nazwać pracującymi biednymi. Najczęściej to robotnicy i rolnicy, ale z badania dowiadujemy się, że 4,3 proc. pracujących biednych zaliczyło się do pracowników umysłowych wyższego i średniego szczebla. Zdecydowana większość osób zatrudniona była w pełnym wymiarze godzin, a niemal co drugi biedny pracujący w przeszłości doświadczył bezrobocia.

Tyle, że to stare badanie, sprzed ośmiu lat. Z nowszych analiz (autorstwa Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego) wynika, że co siódmy pracujący Polak żyje we względnym ubóstwie. Z kolei z najnowszych badań Głównego Urzędu Statystycznego na temat ubóstwa w Polsce (w latach 2013-14) brakuje kategorii tzw. biednych pracujących.

Z raportu GUS dowiadujemy się jednak, że w 2014 roku w skrajnej biedzie (poniżej minimum egzystencji) żyło 7,4 proc. Polaków, a 16,2 proc. Polaków doświadczyło ubóstwa relatywnego (liczonego jako 50 proc. średnich wydatków ogółu gospodarstw domowych). Z kolei zasięg ubóstwa ustawowego to 12,2 proc. Polaków. I to wszystko mimo tego, że w latach, które objęte były badaniem poprawiła się sytuacja ekonomiczna kraju - wzrosło PKB, zmniejszyła się stopa bezrobocia, wzrosły płace oraz świadczenia emerytalne.

Do tego analitycy GUS zauważyli, że „z badania budżetów gospodarstw domowych wynika, że w 2014 roku ok. 43 proc. osób w gospodarstwach domowych żyło poniżej granicy minimum socjalnego, traktowanego jako granica „minimalnie godziwego standardu życia”. Dodali jednak, iż „minimum socjalne nie stanowi granicy ubóstwa, lecz próg poniżej którego następuje deprywacja integracyjnych potrzeb człowieka, związanych m.in. z uczestnictwem w kulturze, edukacji, itp.”.

Warto jeszcze wspomnieć o raporcie przeprowadzonym w 2013 roku w ramach Podlaskiego Obserwatorium Polityki Społecznej, w którym autorzy przyjrzeli się zjawisku zagrożenia ubóstwem wśród osób pracujących na Podlasiu. Z lektury raportu dowiadujemy się, że ubodzy bezrobotni na Podlasiu to przede wszystkim osoby młode i w średnim wieku, które pochodzą z wielodzietnych rodzin, często zresztą ich gospodarstwa domowe mają charakter wielopokoleniowy. Biedni pracujący z Podlasia najczęściej legitymują się wykształceniem zawodowym (51,8 proc. respondentów), są nisko opłacani, mają niewielkie szanse na awans zawodowy i nabycie nowych kwalifikacji zawodowych. 40 proc. z nich ma długi, które trudno im spłacić. W konsekwencji ich ubóstwo utrwala się.

Pętla

Artur, nasz rozmówca, nie do końca pasuje do tego obrazu. Ze swojej rodzinnej miejscowości wyjechał już na studia do Łodzi, potem (po wspominanej utracie pracy w banku) była przeprowadzka do Warszawy. Jego CV też nie było pustą kartką. W czasie studiów praktykował. Zanim trafił do banku pracował jeszcze jako kelner, pracownik call center, telemarketer. Ma dyplom i doświadczenie. To nie typ lenia, który ma przysłowiowe dwie lewe ręce. Co poszło więc nie tak?

Artur widzi to tak: - Tkwię w słabej branży, gdzie niby jest zapotrzebowanie na pracowników, ale jest ich pod dostatkiem i są oni słabo wynagradzani. Agencje reklamowe, marketing, public relations. Trudno utrzymać stałą posadę przez dłuższy czas, dominuje zatrudnienie na śmieciówkach lub do konkretnych projektów. Ciężko coś zmienić. No i utknąłem, zapętliłem się.

W jego przypadku, z przytoczonymi wyżej badaniami zgadzają się tylko długi. - Zdarzyło mi się pożyczyć kilka razy parę stówek od przyjaciół, kiedy już naprawdę nie miałem co do garnka włożyć, a szef spóźniał się z pensją, bądź akurat nie miałem żadnych zleceń - przyznaje Artur. - Tylko z czego później oddać pożyczkę. Wpadasz w pętle, z której naprawdę trudno wyjść, znów musieli ratować mnie rodzice. Upokarzająca sytuacja dla trzydziestoletniego faceta - dodaje Artur.

I przyznaje, że coraz poważniej myśli o emigracji. Choćby robota miałaby być ciężka i poniżej kwalifikacji. Ale pensja wypłacana w euro.

...

To wszystko skutki schladzania. Tak dzialaja wysokie stopy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:46, 05 Lut 2016    Temat postu:

1000 zł wynagrodzenia przy znajomości sześciu języków? Jest stanowisko Uniwersytetu Warszawskiego
Karolina Gawlik
Redaktor Onet Wiadomości

Zamieszanie dotyczyło udziału w projekcie badawczym dla doktorantów - Shutterstock

Wynagrodzenie 1000 zł, wśród wymagań znajomość sześciu języków obcych – takie ogłoszenie opublikował Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, poszukując doktoranta do udziału w projekcie badawczym. Sprawa wywołała falę negatywnych komentarzy na portalach społecznościowych. Uczelnia wyjaśnia jednak, że "cała sytuacja jest wynikiem nieporozumienia".

Ogłoszenie Wydział Prawa i Administracji dotyczy pracy w grancie dla doktoranta w zakresie archeologii lub historii. Wśród wymagań, oprócz oczywiście uczestniczenia w studiach doktoranckich, jest znajomość sześciu języków: greki, łaciny, angielskiego, francuskiego, niemieckiego i włoskiego. Dodatkowy atut to znajomość prawa rzymskiego. W zamian uczestnik projektu, trwającego 36 miesięcy, miał otrzymać 1000 zł.
REKLAMA


Ogłoszenie opublikowane na Facebooku wydziału nie pozostało bez echa. "Na targu w Kiszyniowie możesz poza tym liczyć, że oszukasz kogoś na wydawaniu reszty na ziemniaki" – cytuje jednego z internautów "Dziennik Gazeta Prawna". Przytoczenie innych komentarzy jest już niemożliwe, ponieważ kilkadziesiąt minut po publikacji posta, został on usunięty. Podobnie jak samo ogłoszenie o projekcie.
Obserwuj
Karolina Nowakowska
‏@k_nowakowska_

Ogłoszenie już zniknęło. Czy pojawi się nowe uwzględniające przynajmniej minimalną stawkę godzinową? @anna_korzekwa serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artyk…





Zwróciliśmy się do uczelni o stanowisko w tej sprawie. Jak wyjaśnia Maria Nowak z Katedry Prawa Rzymskiego i Antycznego, "cała sytuacja jest wynikiem nieporozumienia", ponieważ nie chodzi o zatrudnienie na etat.

– Zgadzam się, że zatrudnienie kogoś z pensją 1000 złotych na miesiąc byłoby dziwacznym pomysłem. Jednak my do grantu nie szukamy nikogo do etatowej pracy, a do wykonania pewnych określonych zadań, konkretnie zaś kwerend. Takie zlecenia realizuje się obok studiów doktoranckich, innych grantów, dydaktyki itd. – wyjaśnia w swoim oświadczeniu Maria Nowak, porównując tę sytuację do firmy, która zleca obsługę strony internetowej za 1000 złotych miesięcznie. – Nie znaczy to przecież, że obsługujący stronę informatyk zarabia 1000 złotych na miesiąc – zauważa.
673fd9d1-c243-40eb-8ecf-6b3decb18a92 Zaktualizowane ogłoszenie - [link widoczny dla zalogowanych]
Zaktualizowane ogłoszenie

Uczelnia podkreśla również, że 1000 zł to maksymalna kwota odgórnie wprowadzona w konkursie Sonata przez Narodowe Centrum Nauki, choć przyznaje, że wymagania są wysokie. "Nauką w ogóle zajmują się ludzie dobrze wykształceni. Inskrypcje, które będziemy badać, są po grecku i łacinie. Znajomość bierna czterech języków kongresowych w stopniu umożliwiającym czytanie jest standardem wśród osób zajmujących się historią starożytną" – wyjaśnia Maria Nowak.

Dlaczego więc ogłoszenie zostało zdjęte ze strony wydziału? Jak przekonuje Uniwersytet Warszawski w rozmowie z Onetem, chodziło o uzupełnienie jego treści o informacje dotyczące wymiaru czasu pracy.

...

Oszalamiajace zarobki na Zielonej Wyspie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133445
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:44, 05 Lut 2016    Temat postu:

MR: PKB w czwartym kwartale ub.r. wzrósł o 3,8 proc.
Piątek, 5 lutego 2016, źródło:PAP
PKB w czwartym kwartale ub.r. w Polsce wzrósł o 3,8 proc., po wzroście o 3,5 proc. w trzecim kwartale ub.r. - szacuje Ministerstwo Rozwoju w informacji miesięcznej o wynikach w gospodarce.

Główny Urząd Statystyczny (GUS) podał w styczniu we wstępnym szacunku Produktu Krajowego Brutto, że PKB w 2015 roku wzrósł o 3,6 proc. wobec wzrostu o 3,3 proc. w 2014 r.

GUS ma opublikować 12 lutego br. szybki szacunek PKB w czwartym kwartale 2015 roku.

...

Za Mao. Powinno byc razy 2 jesli mamy nadrabiac historie. Ale nie z takimi ,,ekonomami"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 7 z 9

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy