Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Lichwy nie ma, są tylko kosmiczne odsetki
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:16, 21 Sty 2010    Temat postu: Lichwy nie ma, są tylko kosmiczne odsetki

Agora nieustannie opiewa wielkie sukcesy okraglostolowcow z Baalem ,Kornasiewicz Lewandowskim itp na czele ktorzy z takim sukcesem ,,sprywatyzowali'' banki:
Mimo ustawy antylichwiarskiej oprocentowanie kredytów ratalnych i gotówkowych sięga u nas prawie 70 procent - alarmuje "Metro".


Urzędnicy, którzy mogliby to zmienić, odpowiadają, że byłaby to zbyt duża ingerencja w działalność banków. Problem jest poważny, bo wartość towarów kupionych na raty wynosi obecnie prawie 15 miliardów złotych. Równie drogie jak kredyty ratalne są pożyczki gotówkowe. Z danych Expandera wynika, że w większości polskich banków rzeczywiste oprocentowanie rocznego kredytu na 3 tys. zł przekracza 30 proc., np. w BOŚ, Banku Pocztowym i BPH wynosi 40 proc., w Eurobanku czy BNP Paribas Fortis - nawet 57 proc., a w Getin Banku przekracza 60 proc.

"Metro" zapytało więc Komisję Nadzoru Finansowego, która nadzoruje funkcjonowanie banków w Polsce, o to, jak wysoko mogą być oprocentowane kredyty.

- W Polsce istnieje zakaz lichwy, który określa maksymalne nominalne oprocentowanie kredytów. Nie może ono przekraczać czterokrotności stopy lombardowej ustalanej przez NBP, czyli aktualnie 20 proc. - tłumaczy Marta Chmielewska-Racławska z KNF.

I przyznaje, że banki stosują się do tego wymogu, ale na dodatkowe opłaty, prowizje czy ubezpieczenia, które często kilkakrotnie zwiększają rzeczywisty koszt kredytów, KNF nie ma wpływu. A to oznacza, że wprowadzona kilka lat temu ustawa antylichwiarska jest martwa - konstatuje gazeta.

>>>>

Caly kraj jest martwy...
Zeby okreslony element mogl byc przy zlobie trzeba bylo kraj zamordowac zwyczajem bolszewickim bo zwywy i zdrowy kraj by odrzucil chorobe:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:30, 24 Sie 2012    Temat postu:

Banki nie przesyłają informacji o spłaconych kredytach

Banki nie przesyłają na czas informacji o spłaconych kredytach do BIK - Biura Informacji Kredytowej. Do Generalnego Inspektora Ochrony danych Osobowych napływa coraz więcej skarg od klientów, którzy nie mogą wziąć kolejnej pożyczki lub dokonać zakupu na raty, bo figurują w BIK jako dłużnicy.

Generalny Inspektor Ochrony danych Osobowych Wojciech Rafał Wiewiórowski powiedział, że prawo dobrze reguluje te kwestie, ale nie jest przestrzegane.

Jak zaznacza GIODO - problem dotyczy nie tylko dużych banków, ale także niewielkich instytucji finansowych. Wojciech Rafał Wiewiórowski powiedział, ze Biuro Informacji Kredytowej w ostatnim czasie dołożyło ogromnych starań, aby poprawić jakość wpisów i znacznie udoskonaliło sposób przechowywania w przetwarzania danych dotyczących klientów.

Natomiast zastrzeżenia dotyczą przede wszystkim działań sektora bankowego w tej kwestii.

>>>>

Banksterzy . Typowy przyklad !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:56, 07 Paź 2012    Temat postu:

Legalna lichwa

Ustawa o kredycie konsumenckim sprawiła, ze lichwa stała się w Polsce całkowicie legalna. Jeżeli tylko firma się do tego przyzna, państwo pozwoli jej działać.

Efektem globalnego kryzysu finansowego jest m.in. to, że sektor bankowy objęto w wielu krajach ściślejszą kontrolą. Ale jak widzimy np. po polskim podwórku, nie jest ona do końca skuteczna. Kryzys finansowy oraz tzw. Rekomendacja T wydatnie utrudniły dostęp do bankowej pożyczki. Sprawia to, że wiele osób nie ma większego wyboru i musi korzystać z usług instytucji parabankowych, w których dużo łatwiej o pieniądze. To, że taka usługa jest na ogół droższa niż pożyczka z banku, nie ma w przypadku nagłej potrzeby większego znaczenia. Podobnie jest z depozytami – wciąż wiele osób woli zaryzykować (przykład Amber Gold) niż zarobić mniej na pewniejszej lokacie w banku. Tymczasem tylko w drugim kwartale br. oszczędności Polaków wzrosły o 10 miliardów złotych i przekroczyły barierę 1 biliona złotych. Jeśli odejmiemy od tego środki otwartych funduszy emerytalnych (które trafią do nas dopiero po przejściu na emeryturę), odłożone mamy 761 miliardów złotych. Największą pulę stanowią depozyty bankowe (ok. 497 mld zł). Jest zatem o co kruszyć kopie. Przykładów tego, jak rożni „cudotwórcy” chcą dobrać się nam do portfela, nie brakuje.

Finroyal jak Amber Gold

Po głośnym upadku Amber Gold depozytariusze powinni być dużo ostrożniejsi. I większość zapewne dwa razy się zastanowi, komu powierzy swoje pieniądze. Ale wciąż jeszcze nie wszyscy. Bo na lep ogłoszeń o odsetkach znacznie wyższych niż w banku (czasem nawet wypłacanych z gory) i ucieczce przed podatkiem Belki wciąż łapie się wielu – na przykład klienci firmy Finroyal, ktora (wszystko na to wskazuje) jest kolejną piramidą finansową.

Szef Finroyal i właściciel FRL Capital Limited Andrzej K. oskarżony jest w dwóch procesach: w Poznaniu i Szczecinie – czyli klasyczna powtórka z Marcina P. Andrzej K. miał dopuścić się oszustw w firmach Finance Group Polska (ponad tysiąc poszkodowanych klientów na kwotę ok. 500 tys. złotych) i Karls & Swenson. Z Finroyal jest jeszcze gorzej – klienci zaczynają mieć problemy z wypłaceniem swoich pieniędzy (chodzi o 1,5 miliarda zł od kilkunastu tysięcy osób – stan na początek września br.). I najprawdopodobniej ich już nie zobaczą. Idźmy dalej.

Flexworld i afrykańskie złoto

Flexworld pojawił się w Polsce w 2008 roku (niby jako partner potężnej instytucji o kapitale zakładowym 300 milionów dolarów). Firmą od pewnego czasu interesuje się polska i niemiecka policja, bo Flexworld zdążył oszukać kilka tysięcy osób w Polsce i Niemczech na przynajmniej kilkanaście milionów euro. Spółka oferowała pośrednictwo w uzyskaniu atrakcyjnych pożyczek bez żadnych zaświadczeń i nabyciu imiennych akcji Flexworld Inc., inwestującego w bezpieczne fundusze oraz projekty w postaci kopalni złota i diamentów w Afryce czy kurortów turystycznych na Karaibach (na Dominikanie). Dzięki dźwigni finansowej spółka kusiła 60-procentową dywidendą. Dla uwiarygodnienia swoich intencji podawano, że nad wszelkimi transakcjami czuwa kancelaria prawna i notariusz – przypomina skarbiec.pl. Tylko w Polsce w ten sposób oszukano ok. 2 tys. naiwnych, którzy wpłacali od dwóch do kilkuset tysięcy euro. Szefem tego biznesu jest niejaki Gordon Bartosik- -Schmidt (obywatel Niemiec mający polską żonę).

Pożyczkowa lichwa

Powszechnie znany Provident należy do notowanej na londyńskiej giełdzie międzynarodowej grupy finansowej International Personal Finance i działa na pięciu rynkach Europy: w Polsce, Czechach, Słowacji, Rumunii i na Węgrzech. Był pierwszą firmą oferującą pożyczki udzielane w domu klienta w tym rejonie Europy. Na swoich stronach internetowych spółka napisała, że jej celem jest dostarczanie prostych, rzetelnych i dostępnych produktów finansowych. Ale czy rzeczywiście tak było i jest? Niezupełnie. Provident bazuje na braku zdolności kredytowej osób potrzebujących pożyczki i udziela jej na bardzo wysoki procent. Jeśli uznamy za parabanki również firmy pożyczkowe, to Provident byłby największą z nich (działa od 15 lat na polskim rynku, miał ok. 3,5 miliona klientów). Pieniądze pożycza w ponad 80 oddziałach w kraju – bez udokumentowanego dochodu można pożyczyć od 300 do 5 tysięcy zł.


Alicja Kopeć, dyrektor działu prawnego Providenta, uważa, że istotne jest wprowadzenie czytelnego podziału między parabankami a firmami pożyczkowymi, które działają legalnie, nie gromadząc depozytów i zawierając zgodne z prawem umowy ze swoimi klientami. (...) Przedstawicielka Providenta ma rację. Od strony prawnej wszystko jest jak najbardziej legalnie. Niestety wygląda na to, że polskie prawo zalegalizowało lichwę.

Popularna Encyklopedia Powszechna

wydana w Warszawie w 2002 roku podaje: „lichwa – przestępstwo uregulowane według kodeksu karnego, polegające na wyzyskiwaniu przymusowego położenia innej osoby przez zawarcie umowy nakładającej na tę osobę obowiązek świadczenia rażąco niewspółmiernego w porównaniu ze świadczeniem wzajemnym”. O ile w Polsce od momentu wprowadzenia ustawy o kredycie konsumenckim nie jest to przestępstwo, o tyle reszta definicji zgadza się. Provident wyzyskuje to, że wielu Polaków nie może wziąć kredytu w banku, bo nie spłacają już zaciągniętych zobowiązań. Nakłada też na nich świadczenia rażąco odbiegające od standardu rynkowego. Jako przykład niech posłuży pożyczka 5 tys. zł na 19 miesięcy. Osoba decydująca się na kredyt w Providencie zapłaci co tydzień 120 zł, co daje miesięcznie 480 zł. Po 90 tygodniach odda Providentowi 10 tys. 800 zł. Do porównania wybrałem Bank Pocztowy. W porownywarce kredytowej nie miał najkorzystniejszej oferty, ale podobnie jak Provident proponuje klientom bardzo łatwy dostęp do swoich punktów. Miesięczna rata wynosi 300 zł, więc po 19 miesiącach (90 tygodniach) oddamy bankowi 5 tys. 700 zł. Jak z tego wynika, w banku można wziąć kredyt oprocentowany w skali 19 miesięcy na poziomie 14 proc., podczas gdy Provident pobiera za ten sam okres 116 proc. Jest więc to oferta spełniająca słownikową definicję lichwy – dla osoby w przymusowym położeniu i „nakładająca na tę osobę obowiązek świadczenia rażąco niewspółmiernego w porównaniu ze świadczeniem wzajemnym”. W Polsce obowiązuje wprawdzie ustawa antylichwiarska określająca maksymalną wysokość oprocentowania kredytu, ale tylko oprocentowania, a to nie jedyny koszt, jakim firmy pożyczkowe obciążają pożyczającego. Provident każe sobie płacić dodatkowo za przygotowanie oferty, zabezpieczenie i obsługę domową. Dzięki temu oferta Providenta jest zgodna z prawem. Oprocentowanie jest zgodne z ustawą antylichwiarską, ubezpieczenie i marża są zgodnie z ustawą o kredycie konsumenckim wliczane w RRSO i dodatkowo jest wyszczególniona opłata domowa. Ukazuje się tu cała istota polskiego prawodawstwa w zakresie kredytów. Brzmi ono mniej więcej tak...

Róbcie, co chcecie, byle byście wszystko opisali

Rząd i UOKiK zachowują się jak strażnicy status quo nie wnikający, czy działania lichwiarskie są społecznie dobre czy złe, a jedynie czy są zgodne z prawem. Tak właśnie można odczytać odpowiedź na interpelację posła Dariusza Seligi w sprawie Providenta, którą przygotował Mirosław Sekuła, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów. Pisze on po prostu, że wszystko jest zgodne z prawem, chociaż korzystanie z takich ofert powoduje popadanie w spiralę zadłużenia (pełna odpowiedź na stronie [link widoczny dla zalogowanych] xsp?key=59DE4E15).

W podobnym duchu odpowiedział na pytania „Gazety Bankowej” UOKiK: „W ciągu ostatnich dwóch lat wpłynęło do nas kilka skarg dot. Provident. Dotyczyły kosztów pożyczki – pisze Agnieszka Majchrzak, starszy specjalista w Biurze Prasowym Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Klienci skarżyli się na opłaty około kredytowe - opłatę za pobieranie pożyczki w domu, ubezpieczenie, które zdaniem pożyczkobiorców są za wysokie. Obowiązująca ustawa o kredycie konsumenckim nie określa max kosztu kredytu – jej przepisy pozwalają jedynie określić całkowity koszt kredytu (wzór rrso). Rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) to oficjalne, wymagane przepisami, wyliczenie służące konsumentowi do porównania kosztów kredytów oferowanych przez rożne instytucje finansowe. Do RRSO nie mają zastosowania żadne ograniczenia, dlatego może znacznie przekraczać odsetki nominalne (np. RRSO może wynieść 1000 proc.). Uwzględnia się w nim nie tylko oprocentowanie pożyczanych pieniędzy, lecz także część pozostałych kosztów kredytu (w tym prowizje). Nierzadko bowiem zdarza się tak, że mimo niższego nominalnego oprocentowania rzeczywiste koszty kredytu są wyższe niż w ofercie konkurencyjnej instytucji finansowej.

Oprocentowanie (4-krotność wysokości stopy kredytu lombardowego NBP) jest więc jedynie elementem RRSO (…). Stara ustawa przewidywała ograniczenie wysokości pobieranych opłat i prowizji. Zgodnie z art. 7a starej ustawy łączna kwota wszystkich opłat, prowizji oraz innych kosztów związanych z zawarciem umowy (np. opłaty przygotowawczej) nie mogła przekraczać 5 proc. kwoty udzielonego kredytu. Górny limit opłat nie odnosił się jednak do niektórych znaczących wydatków związanych z kredytem konsumenckim – chodziło m.in. o koszty ubezpieczenia kredytu oraz koszty stanowienia zabezpieczeń jego spłaty. Kosztów tych nie uwzględniało się przy obliczaniu pięcioprocentowego górnego limitu opłat i prowizji, dlatego w praktyce poziom 5 proc. był omijany – stąd zmiana w nowej ustawie dot. zniesienia tego poziomu i wprowadzenie formularza informacyjnego”. Z tej odpowiedzi wynika, że ponieważ poprzednia ustawa była niedoskonała i firmy pożyczkowe wyłączały część kosztów z oprocentowania, ustawodawca postanowił w ogóle zwolnić się z obowiązku zapobiegania lichwie. Ogłosił, że koszty można wymyślać dowolnie, byleby informować o nich. W ten sposób mamy w Polsce legalną lichwę.

Leszek Sadkowski, Maciej Goniszewski

<<<<

Tak lichwy u nas niet . Jak u radzieckich ... Oczywiscie najlepszym sposobem na lichwe nie sa przepisy tylko duza ilosc bankow zwalaszcza spoldzielczych czy lokalnych ... Tam sa najnizsze odsetki ... Ale oczywiscie nie ma idealow . Zawsze znajada sie ludzie nieodpowiedzialni ktorzy chca zyc na kredyt nawet gdy trzeba pozyczac od mafii na 100 % miesiecznie . Widocznie muisza czuc adrenaline . Czlowiek madry stosuje po prostu zasady Ewangelii . DO SZCZESCIA NIE TRZEBA WIELE . Tu wzorem jest Maryja - najszczesliwasza ze wszystkich a w jakich warunkach On mieszkala ? kazdy moze obejrzec ,,domek'' swietej rodziny jaki jest malutki w Italii . I BYLA SZCZESLIWA ! Zadnych palacow zadnych kredytow ... OTO WZOR !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:38, 11 Sty 2013    Temat postu:

98-latka skompromitowała bank, wysłała niesamowity list

98-let­nia ko­bie­ta z Wiel­kiej Bry­ta­nii na­pi­sa­ła do swo­je­go banku list, w któ­rym w iro­nicz­ny spo­sób wy­ra­zi­ła opi­nię na temat jego dzia­łal­no­ści. Za­war­ła w nim wiele opi­nii, które po­dzie­la­ją chyba wszy­scy ko­rzy­sta­ją­cy z ban­ko­wych usług.

Dy­rek­tor pla­ców­ki, nie mogąc uwie­rzyć w treść wia­do­mo­ści, opu­bli­ko­wał ją w "The Times". A list sta­rusz­ki na­tych­miast stał się hitem in­ter­ne­tu, zy­sku­jąc ogrom­ną po­pu­lar­ność i wy­wo­łu­jąc dys­ku­sję na temat dzia­łal­no­ści ban­ków. 98-lat­ka na­pi­sa­ła bo­wiem tak:

Sza­now­ni Pań­stwo,

Piszę aby po­dzię­ko­wać za nie­zre­ali­zo­wa­nie mo­je­go czeku, któ­rym za­mie­rza­łam za­pła­cić mo­je­mu hy­drau­li­ko­wi w ze­szłym mie­sią­cu.

Z moich kal­ku­la­cji wy­ni­ka, że 3 na­no­se­kun­dy mu­sia­ły dzie­lić mo­ment otrzy­ma­nia przez was mo­je­go czeku do mo­men­tu wpły­nię­cia pie­nię­dzy na moje konto, które miały go po­kryć. Od­wo­łu­ję się tutaj do zle­ce­nia au­to­ma­tycz­ne­go prze­le­wu, który otrzy­mu­ję - przy­znam szcze­rze - od 38 lat.

Je­stem pełna uzna­nia dla was, za stwo­rze­nie de­be­tu na moim kon­cie w wy­so­ko­ści 30 fun­tów jako kary za kło­po­ty spo­wo­do­wa­ne przez wasz bank.

Moja wdzięcz­ność spra­wi­ła, że jesz­cze raz prze­my­śla­łam sobie spo­sób za­rzą­dza­nia moimi fi­nan­sa­mi. Za­uwa­ży­łam, że muszę oso­bi­ście od­bie­rać wszyst­kie listy i te­le­fo­ny od was, ale ile­kroć ja pró­bu­ję się skon­tak­to­wać z wami, czeka mnie żmud­na kon­fron­ta­cja z bez­oso­bo­wą, au­to­ma­tycz­ną, po­zba­wio­ną emo­cji jed­nost­ką, którą stał się wasz bank. Od teraz to ja, po­dob­nie jak wy, chcę współ­pra­co­wać wy­łącz­nie z oso­ba­mi z krwi i kości. Raty za moją hi­po­te­kę i po­życz­ki nie będą już dłu­żej pła­co­ne z au­to­ma­tycz­ne­go prze­le­wu - będę przy­no­sić je do wa­sze­go banku w for­mie czeku, za­adre­so­wa­ne imien­nie z za­cho­wa­niem po­uf­no­ści do pra­cow­ni­ka banku, któ­re­go wy wy­bie­rze­cie. Mu­si­cie to zro­bić, gdyż zgod­nie z pra­wem pocz­to­wym otwo­rze­nie ko­per­ty przez osobę nie­au­to­ry­zo­wa­ną jest prze­stęp­stwem.

Do ni­niej­szej wia­do­mo­ści za­łą­czam apli­ka­cję do kon­tak­tu ze mną, którą musi wy­peł­nić wasz pra­cow­nik chcą­cy do mnie za­dzwo­nić. Przy­kro mi, że za­wie­ra ona aż 8 stron, ale muszę wie­dzieć o nim przy­naj­mniej tyle, ile bank wie o mnie.

Ko­niecz­nie zwróć­cie uwagę, że wszyst­kie kopie jego hi­sto­rii me­dycz­nej muszą być pod­pi­sa­ne przez ad­wo­ka­ta. Tak samo in­for­ma­cje o jego sy­tu­acji fi­nan­so­wej muszą być (przy­cho­dy, wy­dat­ki, ak­ty­wa, pa­sy­wa) od­po­wied­nio udo­ku­men­to­wa­ne. Wasz pra­cow­nik bę­dzie zo­bli­go­wa­ny do po­sia­da­nia nu­me­ru PIN, który bę­dzie mu­siał po­da­wać pod­czas roz­mów ze mną. Na­praw­dę ża­łu­ję, że nie może mieć mniej niż 28 cyfr, ale, po­now­nie, wzo­ru­ję się tutaj na licz­bie na­ci­śnięć przy­ci­sków wy­ma­ga­nej do do­stę­pu do moich usług ban­ko­wych przez te­le­fon. Jak mówią, na­śla­dow­nic­two jest naj­szczer­szą formą po­chleb­stwa.

Po­zwól­cie mi jed­nak wy­rów­nać szan­se jesz­cze bar­dziej. Kiedy bę­dzie­cie do mnie dzwo­nić, mu­si­cie wy­brać od­po­wied­ni numer:

1. Umó­wie­nie się na spo­tka­nie

2. Za­le­głe płat­no­ści

3. Prze­kie­ro­wa­nie po­łą­cze­nia do mo­je­go sa­lo­nu, je­że­li aku­rat tam będę

4. Prze­kie­ro­wa­nie po­łą­cze­nia do mojej sy­pial­ni, je­że­li aku­rat będę spała

5. Prze­kie­ro­wa­nie po­łą­cze­nia do WC, gdy­bym aku­rat od­da­wa­ła się na­tu­rze

6. Prze­kie­ro­wa­nie po­łą­cze­nia na mój te­le­fon ko­mór­ko­wy, gdyby nie było mnie w domu

7. Po­zo­sta­wie­nie wia­do­mo­ści na moim kom­pu­te­rze (wy­ma­ga hasła do­stę­pu, które prze­ka­żę pod­czas au­to­ry­za­cji kon­tak­tu)

8. Po­wrót do menu głów­ne­go i po­now­ne od­słu­cha­nie opcji 1-8

9. Ogól­ne skar­gi i py­ta­nia, które zo­sta­ną na­gra­ne na pocz­tę gło­so­wą.

Przy oka­zji mo­że­cie sobie po­słu­chać re­lak­su­ją­cej mu­zy­ki, która bę­dzie grała pod­czas trwa­nia po­łą­cze­nia.

Nie­ste­ty, ale - po­now­nie was na­śla­du­jąc - muszę po­bie­rać od was opła­ty, zwią­za­ne z po­kry­ciem nowej funk­cjo­nal­no­ści zin­te­gro­wa­nej w moim te­le­fo­nie.

Życzę Szczę­śli­we­go, nawet je­że­li z mniej­szy­mi zy­ska­mi, No­we­go Roku.

Wasz Klient.

Po­ja­wia­ją się głosy, że list może nie być praw­dzi­wy i jest to je­dy­nie próba skom­pro­mi­to­wa­nia pla­ców­ki. Nie zmie­nia to jed­nak faktu, że ktoś, kto zdo­był się na tego typu żart, w bar­dzo przej­rzy­sty spo­sób przed­sta­wił wszel­kie za­rzu­ty, jakie na co dzień mają do swo­ich ban­ków ich klien­ci.

>>>

No tak banksterzy ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:39, 20 Lut 2013    Temat postu:

Bankowca upadek z wysoka


Przyzwyczaili się do kosmicznych zarobków, eleganckich strojów, drogich domów, restauracji i luksusowych podróży. Aż nagle słyszą, że już nie są potrzebni. Jak radzą sobie na bezrobociu niegdyś odnoszący sukcesy finansiści?

Transakcje za miliardy zawierają, jakby w grę wchodziły dziesięciofuntowe banknoty. Jeżdżą taksówkami, nie metrem i nie wybierają restauracji pod kątem przystępności cen. Jeśli coś im się spodoba, po prostu to kupują. Jeśli mają problem, płacą komuś, by go rozwiązał. A jakie to uczucie, stracić to wszystko w jednej chwili? Kiedy firmowa przepustka przestaje nagle działać i ochrona odprowadza cię do działu kadr, gdzie jesteś proszony o opuszczenie budynku bez uporządkowania biurka?

Od recesji z 2008 roku taki los spotkał 132 tysiące pracowników sektora finansowego. I spotyka dalej. W zeszłym roku Barclays ogłosił likwidację 3700 miejsc pracy. W ostatnim kwartale zeszłego roku w City ubyło ok. 25 tys. posad, a w tym kwartale spodziewanych jest 18 tys. zwolnień. Niektórzy mówią o rzezi w branży. A co z jej ofiarami?

- Nie było żadnego ostrzeżenia, żadnej złej opinii, żadnych oznak rozczarowania moimi wynikami, żadnego poczucia kryzysu w firmie - mówi Luke Morley, Amerykanin, który przeprowadził się do Londynu w 2011 roku, by pomóc zakładać fundusz hedgingowy. Zwolniono go we wrześniu. - Było krótkie: “Proszę opuścić biuro" i tyle. Żadnej odprawy, żadnych rekomendacji. Nie wolno mi było nawet zabrać rzeczy z biurka. Byłem w szoku.

Teraz żyje z oszczędności, ale te nie starczą mu na długo. Próbuje znaleźć inną pracę w finansach, jak dotąd bez skutku. - Siedzę w nowym kraju, w nowym mieście, bez pracy, bez rekomendacji i bez pieniędzy. Nie miałem pojęcia, jak drogi jest Londyn. To nie jest łatwe miasto. Ludzie są chłodniejsi niż się spodziewałem. (…)

Jamiego Troughtona, innego pracownika funduszu hedgingowego, zwolniono w 2011 roku. Jest po pięćdziesiątce i akceptuje, że dla mężczyzny w jego wieku nie ma pracy. Ale po 30 latach w finansach nie wie, co robić dalej. Dostał roczną odprawę i ma spore oszczędności. - Ale przez jakiś czas nie obniżałem standardu życia, ponieważ trochę straciłem kontrolę i poczucie celu. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że oszczędności topnieją. Większość wydatków jest stała, jak czesne za szkołę i ubezpieczenie. Przestałem jeździć taksówkami i przykręciłem ogrzewanie.

Lekarz Jamiego niedawno zdiagnozował u niego depresję. W dniu, w którym rozmawiamy, cały ranek spędził w łóżku, na Twitterze. Nie jest w stanie otwierać poczty, więc raz w tygodniu przychodzi pomóc mu siostra. - Jak zmienię żarówkę, to czuję, że tego dnia coś osiągnąłem - mówi. A co z wizytami u headhunterów i szukaniem posady przez znajomych? - Nie mam nadziei - mówi. Niechętnie myśli o antydepresantach, ze względu na wpływ, jakie mogą mieć na jego życie seksualne. - Ale siostra mówi, że moja dziewczyna będzie musiała się zdecydować: czy woli mnie w depresji, czy jako impotenta.

Charlotte Saunders dwa razy w ciągu 10 lat obserwowała, jak jej mąż przechodzi podobny cykl. Najpierw zwolniono go w 2002 roku, potem w 2012. - To przerażające. Wydaje się, że jest w tym pewien wzór. Najpierw okres załamania i szoku, kiedy nic się nie robi, trzeba dojść do siebie fizycznie i psychicznie. Człowiek czuje się, jakby stał przed plutonem egzekucyjnym. Potem trzeba się pozbierać.

Poprzednim razem wszystkie ich dzieci zostały dopiero co przyjęte do szkoły z internatem i mieli olbrzymi kredyt hipoteczny, czyli zobowiązania finansowe o przytłaczającym rozmiarze. Charlotte, po raz pierwszy odkąd została matką, znalazła sobie pełnoetatową pracę. Mimo to tylko miesiąc dzielił ich od zajęcia domu przez bank, a oszczędności praktycznie się wyczerpały, kiedy Robert zdołał znaleźć inną posadę w City.

Kiedy więc w zeszłym roku stracił pracę, wszystkie tamte koszmary wróciły. - Człowiek czuje się tak, jakby dostał w splot słoneczny. Budzi się co rano, jakby nie żył - mówi żona. Charlotte nauczyła się już oszczędzać na zakupach spożywczych. Rodzina zrezygnowała z wakacji, wyjść do restauracji i teatru, wszystkich dodatkowych wydatków. - Byłam zaskoczona, do jakiego stopnia najważniejsze w życiu są zdrowie, rodzina i przyjaciele. Wszystko inne nie czyni aż tak wielkiej różnicy - mówi kobieta.

Dodaje, że oba okresy bezrobocia męża były prawdziwymi lekcjami życia dla ich dzieci, dziś prawie już dorosłych. - Mówiłam im: nie bierzcie wielkich kredytów hipotecznych, nie miejcie wielu dzieci i nie wysyłajcie ich do drogich szkół. Nie powinniście myśleć za dużo o luksusowych wakacjach i szybkich samochodach, bo przerażenie, że nie macie czym za nie zapłacić jest znacznie większe niż radość z ich posiadania.

Ostatnio, po ośmiu miesiącach bezrobocia Robert znowu znalazł zatrudnienie w City i Charlotte czuje, że może odetchnąć. Lecz takie lęki bardzo źle odbijają się na małżeństwie. - To prawdziwy test dla związku. Gdybyśmy nie byli ze sobą naprawdę szczęśliwi, znaleźlibyśmy się na krawędzi - zauważa.

James Stevenson jest psychoterapeutą, który zna wszystkie blaski i cienie pracy - i braku pracy - w City. Ma wielu pacjentów, którzy nie stracili zatrudnienia, ale zamartwiają się przy każdym niepowodzeniu takim jak niższa premia albo gorsza ocena okresowa. - Zwłaszcza mężczyźni wiążą swoje poczucie własnej wartości z pieniędzmi i władzą. Często rodzice wpajają im przekonanie, że muszą być najlepsi, stają się więc perfekcjonistami. Na ogół daje im to wczesny awans, ale z wiekiem ich pozycja staje się nie do utrzymania. To często osoby zależne do opinii innych. Chcą być postrzegane jako potężne, bogate czy mądre. Muszą zaakceptować, że istnieje poczucie “ja" niezwiązane z zewnętrzną nagrodą w formie premii czy pochwały zarządu.

Kobietom, jak sądzi, łatwiej zdywersyfikować źródła poczucia własnej wartości. Nie skupiają się wyłącznie na karierze, ale czerpią satysfakcję również z bycia w udanym związku czy z bycia dobrą matką. Mężczyźni z kolei, jeśli szukają gdzie indziej, to na ogół wyznacznikiem stają się dla nich sukcesy sportowe albo aktywność seksualna - a obie te sfery z wiekiem bledną. Wtedy, jeśli stracą pracę, ich perfekcjonizm się wali, a spod spodu wyłania się jego przeciwieństwo - poczucie całkowitego braku wartości. I nadchodzi załamanie - tłumaczy terapeuta.

Nie wszyscy w City są tak psychicznie nieodporni i niektórym udaje się ponownie znaleźć pracę w finansach. Wielu zgłasza się do biura Amandy Smithson z firmy headhunterskiej Blackwood Group. - Zawsze istnieje wątpliwość: dlaczego zwolniono akurat tę osobę - mówi. - Dlaczego nie kogoś innego? Ale jeśli zwolnieni pracownicy są częścią całego zespołu, który zredukowano, na ogół udaje się coś dla nich znaleźć.

Niektórzy jednak dochodzą do wniosku, że wcale tego “czegoś" nie chcą i zaczynają całkiem nowe życie. Tak zdecydował 50-letni dziś Oliver Preston, który stracił pracę w Lehman Brothers w 1995 roku. Tak naprawdę nigdy nie chciał pracować w City - nauczyciele sugerowali mu szkołę artystyczną - ale ojciec nalegał na studia i karierę w bankowości. Tym więc zajmował się przez 10 lat, aż wezwano go do działu kadr. - Wtedy byłem zaszokowany. Dwa tygodnie wcześniej zawarłem transakcję na miliard funtów i cały parkiet zgotował mi owację na stojąco. A potem usłyszałem: chcemy być zrezygnował.

Czekało na niego kilka ofert z innych banków, ale najpierw miał spotkanie z człowiekiem z firmy specjalizującej się w aktywizacji zawodowej, wynajętej przez Lehman Brothers, by pomóc mu poradzić sobie ze zmianą. Oliver od zawsze był z zamiłowania rysownikiem-amatorem i na drugie spotkanie przyniósł swoje portfolio. - Czy zdaje sobie pan sprawę, że za każdym razem kiedy mówimy o City, patrzy pan w podłogę, a kiedy rozmawiamy o rysowaniu - w górę? - zapytał go rozmówca. - Proszę się poważnie zastanowić, co chce pan robić dalej.

Posłuchał tej rady. Postawił sobie cel: przez rok wydrukować swoje karykatury w “Timesie", “Spectatorze" i “Punchu". Do­piął swego. Zrobił też to, o czym wcześniej tylko marzył: wyprowadził się z Londynu, kupił psa, przesiadywał w kawiarniach wy­myślając śmieszne rysunki i jadał nie­spieszne lunche z ojcem.

Nie było łatwo. Szacuje, że osiągnięcie sta­bilizacji finansowej zajęło mu siedem lat i czasami zastanawiał się nad powrotem do City. Teraz jednak ma firmę wydawni­czą produkującą pocztówki, został preze­sem muzeum karykatury i stać go, by wraz z rodziną od stycznia do marca mieszkać w Szwajcarii. - Jestem milion razy szczęśliwszy - deklaruje. - W Lehman czułem się, jakbym był w pociągu, z które­go nie mogłem wysiąść, poza moją kontro­lą. Płacą ci pieniądze, potem więcej pie­niędzy, kupujesz mieszkanie, potem dom i za każdym razem mocniej się zadłużasz. Gdy wysiadłem z tego pociągu, pomyśla­łem: Dzięki Bogu!

Z tego pociągu wysiadła też Laura Brown. Dziś 28-latka uczy ekonomii w Cardinal Pole Catholic School na East Endzie. W po­przednich pracach, dla dwóch kolejnych banków, “tylko robiłam bogatych ludzi bo­gatszymi, robiłam pieniądze z pieniędzy". - Zdałam sobie sprawę, że chcę zamiast tego wzbogacać ludzi biednych - tłuma­czy. Przez rok, oprócz posady w City, pra­cowała też w barze, by zaoszczędzić na kursy dla nauczycieli. Przyznaje, że przy 80-godzinnym tygodniu pracy to nie był łatwy czas.

Teraz zarabia połowę tego, co w City, za­mieniła mieszkanie na tańsze, w mniej prestiżowej dzielnicy. Ale to, co straciła fi­nansowo, odbiła sobie zwiększoną satys­fakcją z życia. - Jestem dużo szczęśliwsza sama ze sobą - mówi. - Zyskałam zupeł­nie nową perspektywę. Kiedy dziś spoty­kam ludzi motywowanych przez pienią­dze, nie mam z nimi wiele wspólnego. Wcześniej było inaczej, ale teraz zwyczaj­nie mnie nudzą. Nie uważam, że wszyst­ko muszę od razu kupić. I uwielbiam to!

Mary Ann Sieghart

....

Widzicie jak prozna jest pogon za bogactwem . Miliarder wydaje miliony jak zwykly czlowiek dziesiatki ! Nie ma z tego zadnej wiekszej przyjemnosci ! To tylko cyfry ! Stad pogon za zerami jest glupota .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:06, 21 Mar 2013    Temat postu:

Kod:
 Drobna czcionka statystycznym przybliżeniem kredytowej rzeczywistości
 
Banki oczekują, że przeciętny klient przyjdzie w najbliższym czasie po kredyt gotówkowy na 14,7 tys. zł spłacany przez cztery kolejne lata - wynika z analizy przykładów reprezentatywnych publikowanych przez instytucje finansowe.

Nowelizacja ustawy o kredycie konsumenckim, która weszła w życie pod koniec 2011 r. wymusiła na bankach konieczność umieszczania w reklamach kredytów gotówkowych tzw. przykładów reprezentatywnych, po to aby potencjalni klienci mieli możliwość zapoznania się z warunkami pożyczek znacznie bardziej zbliżonymi do rzeczywistości. Zmiana ta miała wyeliminować reklamy prezentujące warunki dostępne wyłącznie dla niewielkiego grona konsumentów o ponadprzeciętnych dochodach oraz wysokiej zdolności i wiarygodności kredytowej. Przykład reprezentatywny, który miał zastąpić reklamy z gatunku "oprocentowanie od 5,9 proc." ma przedstawiać warunki, na jakich bank spodziewa się zawrzeć co najmniej dwie trzecie umów kredytowych.

Przedstawiany przez instytucje finansowe przykład reprezentatywny jest więc wyłącznie szacunkiem, sporządzonym chociażby na podstawie danych historycznych. Niemniej, przybliża on warunki na jakich klienci różnych banków zaciągają zobowiązania finansowe. I tak na przykład kwota kredytu waha się od 4,1 tys. zł do 30 tys. zł, okres kredytowania wynosi od roku do przeszło blisko siedmiu lat, a rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) sięga od 12 do nawet 36,4 proc.

Przeciętny kredytobiorca - szacując na podstawie przykładów reprezentatywnych - zaciągnie w najbliższym czasie 14,7 tys. zł zobowiązania, które będzie spłacał przez cztery kolejne lata. Rzeczywiste oprocentowanie wyniesie 23,09 proc. przy oprocentowaniu nominalnym na poziomie 14,27 proc. RRSO według szacunków banków będzie więc o 0,87 pkt proc. wyższe niż wynosiło średnie oprocentowanie nowych umów kredytowych zawieranych w styczniu br. według danych Narodowego Banku Polskiego.

Dla porządku warto jednak dodać, że mediana przykładów reprezentatywnych wskazuje wartość kredytu zbliżoną (13,6 tys. zł) do średniej, ale znacznie dłuższy okres jego spłaty (57 rat). Analiza szacunkowych parametrów umów sporządzonych przez banki prowadzi także do wniosku, że dwie trzecie kredytów zostanie udzielone z ubezpieczeniem.

Przykłady reprezentatywne kredytów gotówkowych bank   kwota kredytu   liczba rat   oproc. nominalne   prowizja   ubezpieczenie   RRSO   miesięczna rata
Alior Bank   28 500 zł   59   12,70%   0%   5045 zł   24,19%   652 zł
Alior Sync   28 000 zł   58   15,50%   0%   4872 zł   27,89%   689 zł
Bank BPH   10 616 zł   65   16,96%   0%   0 zł   18,63%   252 zł
Bank Pocztowy   17 520 zł   80   11,49%   3%   0 zł   13,28%   314 zł
BGŻ   17 642 zł   60   15%   0%   2642 zł   25,13%   420 zł
BNP Paribas   30 000 zł   60   8,90%   3,99%   0 zł   12,01%   662 zł
BZ WBK   14 031 zł   43   17,99%   4,2%   1531 zł   32,92%   447 zł
Credit Agricole   4100 zł   24   18,33%   5%   334 zł   36,42%   232 zł
Eurobank   13 800 zł   49   16%   0%   2502 zł   31,17%   385 zł
Getin Bank   13 400 zł   56   17,90%   0%   0 zł   19,50%   355 zł
ING Bank Śląski   5312 zł   32   14%   0%   459 zł   21,37%   200 zł
Invest Bank   10 002 zł   24   14,50%   0%   0 zł   19,88%   482 zł
mBank   8550 zł   36   12,63%   8%   507 zł   24,74%   328 zł
Meritum Bank   23 948 zł   57   19,90%   5%   0 zł   26,60%   bd.
Millennium   12 006 zł   60   15,20%   5%   0 zł   18,90%   287 zł
Pekao   8000 zł   30   17,89%   0%   0 zł   19,39%   333 zł
PKO BP   15 000 zł   60   11,99%   2%   2604 zł   24,34%   334 zł
Raiffeisen Polbank   5000 zł   12   0%   9%   0 zł   19,23%   417 zł


Źródło: Open Finance, stan na 21 marca 2013 r.

Wprowadzenie konieczności publikowania przez banki przykładów reprezentatywnych w reklamach miało wyeliminować pojawianie się złudnych ofert. Zadanie to zostało jednak zrealizowane wyłącznie częściowo. Reprezentatywny przykład w większości przypadków znalazł się zapisany malutką czcionką dopiero na samym dole promowanej oferty. Mimo to, lektura treści opisu narzuconego ustawą na banki może przynieść konsumentom wiele nowych informacji. Przykładowo Bank Pocztowy informuje, że warunkiem otrzymania kredytu z oprocentowaniem na poziomie 11,49 proc. i 3-proc. prowizją wymaga przystąpienia do dobrowolnego ubezpieczenia (płatnego 19 zł miesięcznie) lub poręczenia dwóch innych osób fizycznych. Z opisu reprezentatywnej oferty w Invest Banku można się dowiedzieć natomiast, że koszt prowadzenia rachunku w okresie kredytowania wyniesie 15 zł miesięcznie. Meritum Bank małą czcionką informuje z kolei, że kredyt z oprocentowaniem "od 5,9 proc." według reprezentatywnego przykładu oprocentowany będzie jednak na 19,9 proc. w skali roku, a do tego bank pobierze 10 zł miesięcznie opłaty operacyjnej za obsługę zadłużenia. Nie mniej ciekawym przypadkiem jest Alior Sync - bank promuje swoją ofertę hasłem "rata tylko 17 zł za każdy 1000 zł pożyczki". Tymczasem z reprezentatywnego przykładu (28 tys. zł na 58 miesięcy) wynika, że na każdy tysiąc złotych pożyczki przypada nie 17 zł raty, a znacznie więcej, bo 24,61 zł.


I znowu mala czcionka . Banksterzy nie odpuszczaja .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 22:16, 21 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:59, 17 Kwi 2013    Temat postu:

Zaskakująca przyczyna kryzysu. "Zażywają kokę"

Na­uczy­ciel aka­de­mic­ki twier­dzi, że ban­kie­rzy są uza­leż­nie­ni od ko­ka­iny i to stało się bez­po­śred­nim po­wo­dem kry­zy­su go­spo­dar­cze­go - po­da­je ser­wis independent.​co.​uk. - Za­ży­wa­ją kokę i wcią­ga­ją nas w sam śro­dek nie­złe­go ba­ła­ga­nu - po­wie­dział prof. David Nutt.

Prof. Nutt, znany z wy­po­wia­da­nia kon­tro­wer­syj­nych po­glą­dów, dodał, że uza­leż­nie­nie czyni ich "za­du­fa­ny­mi" i po­zwa­la na po­dej­mo­wa­nie więk­sze­go ry­zy­ka.

Neu­rop­sy­cho­far­ma­ko­log z lon­dyń­skie­go Im­pe­rial Col­le­ge uważa, że ko­ka­ina to ide­al­ny śro­dek odu­rza­ją­cy dla "kul­tu­ry eks­cy­ta­cji i wiecz­ne­go »wię­cej i wię­cej«".

W 2005 roku pro­fe­sor zo­stał zwol­nio­ny ze sta­no­wi­ska do­rad­cy rzą­do­we­go ds. nar­ko­ty­ków po tym, jak stwier­dził, że za­ży­wa­nie ec­sta­sy jest tak bez­piecz­ne jak jazda konna oraz że ec­sta­sy i LSD są mniej szko­dli­we, niż al­ko­hol.

!!!!

Wreszcie ktos sie odwazyl ! WYDALO SIE !
Jesli dodamy do tego cudzolozenie oraz uprawianie zboczen to macie komplet przyczyn !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:06, 19 Kwi 2013    Temat postu:

Gdy zaginie przelew

Expander

Przelewy stały się dla nas codziennością. Możemy dokonywać ich praktycznie z każdego miejsca na świecie przy pomocy komputera lub nawet telefonu. Ich zaletą jest oszczędność czasu, wygoda i bezpieczeństwo. Zdarza się jednak, że w wirtualnej przestrzeni wysłane pieniądze nie docierają do odbiorców. Nie oznacza to jednak, że przepadną. Expander podpowiada co zrobić, gdy przelew nie trafi pod właściwy adres i uspokaja, że transakcje nie giną w systemach bankowych.

Obecnie coraz więcej banków oferuje przelewy natychmiastowe, dzięki którym pieniądze trafiają na rachunek adresata w kilka sekund, nawet jeśli jest to weekend. Gdy pieniądze wysyłamy w ramach jednego banku, dzieje się podobnie i właściwie błyskawicznie pojawiają się one na wskazanym przez nas koncie. Gdy operacja dotyczy kont w różnych bankach, zwykle przelew dociera najpóźniej następnego dnia roboczego. Nic więc dziwnego, że tak bardzo polubiliśmy tę wygodną formę płatności. Sporadycznie zdarza się jednak, że przelewy nie trafiają na odpowiednie konto. Dlaczego tak się dzieje?

Gdy wyślemy przelew na zamknięte konto

Przyczyną jest zwykle błąd osoby, która zleca przelew. Nie polega on na wpisaniu niewłaściwego numeru konta, ponieważ systemy bankowe są tak zabezpieczone, że nie dopuszczają do tego. W numerach rachunków znajdują się bowiem cyfry kontrolne i w razie pomyłki system natychmiast wyświetla komunikat o błędzie. Nie jest to jednak system doskonały - Przykładowo pozwala on wysłać przelew na rachunek, który kiedyś funkcjonował i został zamknięty. Zdarza się to wtedy, gdy nie wiemy o tym, że odbiorca zmienił konto bankowe - mówi Jarosław Sadowski, Główny Analityk firmy Expander.

Taka sytuacja może być bardzo stresująca, zwłaszcza jeśli dotyczy dużej kwoty. Okazuje się jednak, że nie trzeba obawiać się o swoje pieniądze - Banki nie przyznają starych numerów rachunków nowym klientom. Nie ma więc obawy, że pieniądze wysłane na stare konto trafią do nieznanej nam osoby. W takiej sytuacji bank, który otrzymał przelew kierowany na zamknięte konto, po prostu odsyła pieniądze zleceniodawcy. Maksymalnie w ciągu 4 dni powinny one wrócić na nasz rachunek -tłumaczy Jarosław Sadowski z firmy Expander.


Co zrobić, by odzyskać pieniądze?

Sytuacja komplikuje się wtedy, gdy pieniądze nie wracają w ciągu kilku dni. Przyczyną może być nadal aktywne konto w systemie bankowym, które teoretycznie zostało zamknięte. Może się tak stać zarówno z powodu błędu pracownika banku jak i niedopełnienia wymaganych formalności przez klienta.

Co mnożna zrobić jeśli wysłaliśmy przelew, odbiorca twierdzi, że to konto zamknął, a pieniądze nie wróciły na nasze konto? - Przede wszystkim warto poprosić go, aby skontaktował się z bankiem i aby sprawdził, czy jego konto rzeczywiście zostało zamknięte. Być może pieniądze czekają na niego na jego starym rachunku, który z jakiegoś powodu nadal istnieje - mówi Jarosław Sadowski, Expander.

Ostatecznie zawsze możemy złożyć reklamację w banku, z którego wysłaliśmy przelew. Wyjaśnienie sprawy będzie wtedy leżało, bo jego stronie. Pieniądze na szczęście nie znikają bez śladu i ostatecznie udaje się ustalić co się z nimi stało. Jedyny problem polega na tym, że może minąć trochę czasu zanim uda się je odzyskać, dlatego przed wysłaniem przelewu na dużą kwotę zawsze warto upewnić się czy odbiorca nie zmienił konta bankowego.

>>>

Warto wiedziec !



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:16, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Michał Sadrak | Open Finance

Stopy spadają, a gotówki jak były drogie, tak dalej są

Po­ży­cza­jąc we wła­snym banku 5 tys. zł po roku przyj­dzie oddać śred­nio o 582,2 zł wię­cej. Po­mi­mo re­kor­do­wo ni­skich stóp pro­cen­to­wych, to o 2,4 proc. wię­cej niż rok wcze­śniej.

Ob­niż­ka stopy re­fe­ren­cyj­nej do po­zio­mu 3,25 proc. z per­spek­ty­wą ko­lej­nych cięć wska­zy­wa­ła­by, że obok kre­dy­tów miesz­ka­nio­wych po­win­ny ta­nieć także kre­dy­ty go­tów­ko­we. Wpraw­dzie część ban­ków ob­ni­ży­ła ich opro­cen­to­wa­nie no­mi­nal­ne, ale nie ozna­cza to jesz­cze fak­tycz­ne­go spad­ku kosz­tu szyb­kich po­ży­czek. Wszak nie od dziś spo­so­bem in­sty­tu­cji fi­nan­so­wych na zwięk­sze­nie przy­cho­dów jest do­da­wa­nie do kre­dy­tów pro­wi­zji i ubez­pie­czeń, któ­rych wy­so­kość w żaden spo­sób nie za­le­ży od po­zio­mu stóp pro­cen­to­wych.

Trzy­oso­bo­wa ro­dzi­na o łącz­nych do­cho­dach 5 tys. zł netto, która zde­cy­du­je się na 5 tys. zł kre­dy­tu spła­ca­ne­go w for­mie dwu­na­stu sta­łych mie­sięcz­nych rat za­pła­ci za po­życz­kę we wła­snym banku od 306 do 911 zł. Prze­cięt­ny koszt rocz­ne­go kre­dy­tu wy­no­si 582,2 zł. Dla po­rów­na­nia, rok wcze­śniej znaj­do­wał się on na po­zio­mie 568,8 zł, zaś w po­ło­wie 2012 r., kiedy stopa re­fe­ren­cyj­na wy­no­si­ła 4,75 proc., przy­kła­do­wa po­życz­ka kosz­to­wa­ła śred­nio 556,8 zł.

W zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści ban­ków opro­cen­to­wa­nie kre­dy­tów go­tów­ko­wych jest stałe, co zna­czy, że spa­dek stóp pro­cen­to­wych nie zmniej­szył kosz­tu za­dłu­że­nia także w przy­pad­ku umów już za­war­tych. Banki do­ko­na­ły ko­niecz­nych ob­ni­żek tylko dla po­ży­czek w przy­pad­ku któ­rych opro­cen­to­wa­nie no­mi­nal­ne prze­kra­cza­ło usta­wo­wy limit (czte­ro­krot­ność stopy lom­bar­do­wej NBP) znaj­du­ją­cy się ak­tu­al­nie na po­zio­mie 19 proc.

Naj­tań­szy rocz­ny kre­dyt na 5 tys. zł w przy­go­to­wa­nym przez Open Fi­nan­ce ran­kin­gu ofe­ru­je Eu­ro­bank, któ­re­mu po roku klien­ci będą mu­sie­li oddać 306 zł wię­cej ponad to co po­ży­czy­li. Na dru­gim miej­scu znaj­du­je się o 40 zł droż­sza ofer­ta Getin Banku. Trze­ci zaś jest Me­ri­tum Bank, w któ­rym cał­ko­wi­ty koszt kre­dy­tu pod­li­czo­no na 362 zł. W gru­pie in­sty­tu­cji, które każą sobie pła­cić nie wię­cej niż 400 zł zna­lazł się także Bank Mil­len­nium.

Naj­wię­cej za kre­dyt przyj­dzie za­pła­cić klien­tom mBan­ku, gdzie cał­ko­wi­ty koszt rocz­nej po­życz­ki na 5 tys. zł wy­no­si 911 zł. Bank po­bie­ra aż 8 proc. pro­wi­zji, co stało się moż­li­we w wy­ni­ku zmian w usta­wie o kre­dy­cie kon­su­menc­kim. Wcze­śniej bo­wiem obo­wią­zy­wał 5-proc. limit. Rów­nie wy­so­ką pro­wi­zją (9 proc.) ob­cią­ża klien­tów Ra­if­fe­isen Po­lbank. Lecz jed­no­cze­śnie nie po­bie­ra on od­se­tek, więc cał­ko­wi­ty koszt no­wa­tor­skiej ofer­ty znaj­du­je się po­ni­żej śred­niej.

Warto zwró­cić uwagę, że każdy z pię­ciu ban­ków, który zde­cy­do­wał się za­pre­zen­to­wać ofer­tę z ubez­pie­cze­niem znaj­du­je się w dru­giej po­ło­wie staw­ki. Jest więc to naj­lep­szy obraz wpły­wu do­dat­ko­wej po­li­sy na cenę kre­dy­tu.

Da­nych do ran­kin­gu nie prze­sła­ły Bank BPH, Citi Han­dlo­wy, In­vest Bank oraz To­yo­ta Bank. Z kolei Alior Bank nie po­da­je ofer­ty ze wzglę­du na pro­mo­cję "Gwa­ran­cja naj­niż­szej raty", w któ­rej za­pew­nia, że prze­bi­je pro­po­zy­cję in­nych ban­ków (do­ty­czy wy­łącz­nie kre­dy­tów z ubez­pie­cze­niem).

Kod:
Ofer­ta rocz­nych kre­dy­tów go­tów­ko­wych na 5 tys. zł dla klien­tów we­wnętrz­nych
bank    opro­cen­to­wa­nie no­mi­nal­ne    pro­wi­zja    ubez­pie­cze­nie    mie­sięcz­na rata    RRSO    cał­ko­wi­ty koszt kre­dy­tu
Eu­ro­bank    11,1%    0%    -    441,1 zł    11,7%    305,7 zł
Getin Bank    8,7%    1,99%    -    445,4 zł    13,3%    345,2 zł
Me­ri­tum Bank    9,9%    0%    -    446,8 zł    15,7%    362,0 zł
Mil­len­nium    7,9%    3%    -    447,8 zł    14,4%    373,1 zł
ING Bank Ślą­ski    16%    0%    -    453,7 zł    17,2%    444,9 zł
BPS    16,9%    0%    -    455,8 zł    18,3%    469,4 zł
VW Bank di­rect    11,95%    3%    -    457,5 zł    19,0%    489,4 zł
Ra­if­fe­isen Po­lbank    0%    9%    -    458,3 zł    21,4%    495,0 zł
Pekao    18,45%    0%    -    459,5 zł    20,0%    513,7 zł
Alior Sync    18,50%    0%    -    459,8 zł    20,2%    518,1 zł
BGŻ    15%    0%    154,6 zł    465,2 zł    23,0%    583,0 zł
BOŚ    17,49%    3%    -    471,3 zł    26,1%    656,0 zł
BNP Pa­ri­bas    12,99%    3,99%    111,2 zł    475,3 zł    26,4%    703,7 zł
Nor­dea Bank    15,99%    5%    -    476,3 zł    29,2%    728,3 zł
Mul­ti­Bank    13,13%    4%    112,3 zł    474,8 zł    27,9%    733,2 zł
BZ WBK    17,99%    5%    -    485,1 zł    32,3%    793,5 zł
PKO BP    15,99%    1%    272,7 zł    483,0 zł    32,1%    796,0 zł
Cre­dit Agri­co­le    13,09%    5%    196,1 zł    486,7 zł    34,1%    839,9 zł
mBank    15,63%    8%    -    489,0 zł    35,3%    911,0 zł


Za­ło­że­nie: ro­dzi­na 2+1 o łącz­nych do­cho­dach 5 tys. zł netto (brak in­nych zo­bo­wią­zań kre­dy­to­wych).

Źró­dło: banki

Okres roz­li­czeń po­dat­ko­wych spra­wia, że jesz­cze przez naj­bliż­szy mie­siąc-dwa banki przyj­mo­wać będą for­mu­la­rze PIT, jako po­twier­dze­nie do­cho­dów po­ten­cjal­ne­go kre­dy­to­bior­cy. I tak na przy­kład BNP Pa­ri­bas oraz BZ WBK ho­no­ru­je de­kla­ra­cje po­dat­ko­we wy­łącz­nie do końca kwiet­nia. Na­wia­sem mó­wiąc, w pierw­szym z nich po week­en­dzie ma­jo­wym ofer­ta po­ży­czek ule­gnie zmia­nie. Do 31 maja for­mu­larz PIT uła­twi za­cią­gnię­cie kre­dy­tu w Banku BGŻ i PKO BP, a do końca czerw­ca w Getin Banku i Ra­if­fe­isen Po­lban­ku.

>>>>

Wysokie stopy to wynik bandyckiej prywatyzacji . Po prostu struktura wlasnosciowa jest koszmarna . Kolonialna . Bank musi zarobic na oszczedzajacych na siebie i na zagranicznego wlasciciela i na ,,normy UE".
Nie ma to akurat nic wspolnego z RPP .
Poziom stop bankowych a poziom stop RPP to inna dziedzina ! Powiazana ALE NIE TAK JAK WAM SIE ZDAJE . Ze jak RPP 3 to banki tez 3 . Tak nie ma . W Polsce mamy wielokrotnie zlozona patologie . Stopy RPP to JEDNA patologia . Banki KOLEJNA ! I nie trzeba tego mylic .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 18:24, 26 Kwi 2013, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:44, 07 Maj 2013    Temat postu:

Ubezpieczyciele uciekają od szkód


Firmy ubezpieczeniowe, desperacko broniąc zysków, odmawiają uznania roszczeń za śmierć bliskich w wypadkach - czytamy w "Pulsie Biznesu".

Gazeta wyjaśnia, że przyznanie prawa do otrzymania zadośćuczynienia zależy od tego, na który z dwóch przepisów powołają się osoby poszkodowane. Jeśli wybiorą niewłaściwy, to ubezpieczyciel, w którym sprawca wypadku miał wykupioną polisę OC komunikacyjnego, nie uzna roszczenia. I to mimo korzystnego dla poszkodowanych wyroku Sądu Najwyższego. Według kancelarii odszkodowawczych - czytamy w "Pulsie Biznesu" - zjawisko to ma masowy charakter.

Ubezpieczyciele z automatu odmawiają uznania roszczenia, jeśli poszkodowani starają się dochodzić go na podstawie artykułu 448 kodeksu karnego, który mówi, że "chodzi o naruszenie dobra osobistego jakim jest życie w pełnej rodzinie". W jego wypadku prawo działa wstecz i dotyczy wszystkich nieprzedawnionych spraw. Dla ubezpieczycieli to olbrzymi problem finansowy, bo nie mają rezerw, z których mogliby pokrywać te szkody. Często sprawy dotyczą polis, które zostały już rozliczone. Dlatego każdy taki przypadek uderza w ich wynik finansowy, obniżając i tak kiepską rentowność segmentu OC komunikacyjnego.

Więcej na ten temat - w "Pulsie Biznesu".

...

Mamy nowa profesje . Oprocz banksterow UB ezpiekow .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:19, 10 Maj 2013    Temat postu:

Dlaczego bank przypomina urząd?

Banki sto­su­ją me­to­dę mi­mi­kry wobec klien­tów, bo to zwy­czaj­nie im się opła­ca.

Jak wia­do­mo, firmy pań­stwo­we i wiel­kie kor­po­ra­cje łączy bar­dzo wiele: brak za­an­ga­żo­wa­nych wła­ści­cie­li, po­li­ty­ka nad fa­cho­wo­ścią, roz­ra­sta­ją­ca się biu­ro­kra­cja. To, co je od­róż­nia, to po­dej­ście do klien­ta na po­zio­mie ko­mu­ni­ka­cji. Przy­naj­mniej wer­bal­nie klient w fir­mie pry­wat­nej ma się czuć naj­waż­niej­szą osobą, nawet jeśli uzy­sku­je mar­nej ja­ko­ści usłu­gi za wy­so­ką cenę.

Tym­cza­sem od tej ge­ne­ral­nej za­sa­dy wy­jąt­kiem wy­da­ją się banki. Ich po­li­ty­ka ko­mu­ni­ka­cji z klien­ta­mi przy­po­mi­na bar­dziej po­dej­ście pro­ku­ra­tu­ry niż firmy świad­czą­cej usłu­gi. Oto kilka zwro­tów z pisma, jakie otrzy­mał jeden z klien­tów banku: "wy­po­wie­dze­nie umowy", "prze­ka­za­nie do BIG Pana da­nych oso­bo­wych oraz in­for­ma­cji o zo­bo­wią­za­niu", "wsz­czę­cie po­stę­po­wa­nia eg­ze­ku­cyj­ne­go w sto­sun­ku do Pana", "czyn­no­ści mogą za­blo­ko­wać Pana sta­ra­nia o pro­duk­ty kre­dy­to­we w in­nych in­sty­tu­cjach fi­nan­so­wych".

Cóż mogło wy­wo­łać tak gwał­tow­ną i ostrą re­ak­cję banku? Wy­łu­dze­nie? Za­le­gło­ści w spła­tach kre­dy­tu? Otóż nie. Klient nie­roz­waż­nym dzia­ła­niem do­pro­wa­dził do po­wsta­nia nie­do­zwo­lo­ne­go za­dłu­że­nia na łącz­ną kwotę 16,60 zł, za co bank do­dat­ko­wo do­li­czył 40 zło­tych kary.

Czy tak wiel­kie dzia­ła­nia są po­trzeb­ne? Czy nie można by na przy­kład tak: "z przy­kro­ścią in­for­mu­je­my, że za­uwa­ży­li­śmy wy­stą­pie­nie nie­do­zwo­lo­ne­go salda. Nie­ste­ty zgod­nie z umową zmu­sze­ni je­ste­śmy na­li­czyć karę umow­ną…". Niby to samo, a jed­nak.

Warto też za­zna­czyć, co było owym nie­roz­waż­nym dzia­ła­niem klien­ta. Otóż klient nie do­pil­no­wał, by bank za­mknął jego konto, co skut­ko­wa­ło na­li­cze­niem opła­ty za jego pro­wa­dze­nie. Jak się póź­niej oka­za­ło, opła­ty te wy­ni­ka­ły z błę­dów w sys­te­mie ban­ko­wym i za­rząd Alior Banku zde­cy­do­wał o au­to­ma­tycz­nym anu­lo­wa­niu kar i opłat. Samo wy­da­rze­nie już zo­sta­ło okrzyk­nię­te jedną z naj­więk­szych wpa­dek PR roku, co musi być do­tkli­we dla jed­ne­go z naj­młod­szych pol­skich ban­ków, który po­zy­cjo­nu­je się jako ten, który pre­zen­tu­je "wyż­szą kul­tu­rę ban­ko­wo­ści". Wiel­kie obu­rze­nie u klien­tów zo­sta­ło wy­wo­ła­ne w nie­ma­łej czę­ści przez praw­ni­czy ton wy­po­wie­dzi banku, zu­peł­nie zresz­tą nie­po­trzeb­ny. To nie jest od­osob­nio­ny przy­kład. Inne banki w po­dob­nych sy­tu­acjach nie szczę­dzą praw­ni­czej no­wo­mo­wy i rów­nie chęt­nie apli­ku­ją klien­tom wy­gó­ro­wa­ne kary umow­ne.

Inny przy­kład to mBank, który kilka razy w mie­sią­cu zmie­nia swoje re­gu­la­mi­ny, a wpro­wa­dza­ne nowe prze­pi­sy są nie­przej­rzy­ste i za­wi­łe. Mimo próśb klien­tów na blogu banku nie po­ja­wia­ją się wy­ja­śnie­nia i in­ter­pre­ta­cje wpro­wa­dza­nych zmian, co skut­ku­je tym, że w ko­men­ta­rzach klien­ci nie szczę­dzą kry­tycz­nych uwag. Wy­da­wać by się mogło, że ban­ko­wi do nie­daw­no po­strze­ga­ne­go jako jeden z naj­no­wo­cze­śniej­szych ban­ków w Pol­sce, po­win­no za­le­żeć na wi­ze­run­ku or­ga­ni­za­cji przy­ja­znej klien­to­wi. Tym­cza­sem słaba ja­kość i duża licz­ba zmian w prze­pi­sach do złu­dze­nia przy­po­mi­na sys­tem le­gi­sla­cyj­ny w Pol­sce.

Po­ja­wia się zatem uza­sad­nio­ne py­ta­nie: dla­cze­go banki za­cho­wu­ją się w ten spo­sób? Jedną z od­po­wie­dzi jest taka, że ob­słu­ga i wgląd w fi­nan­se czło­wie­ka daje bar­dzo wy­mier­ną nad nim wła­dzę. Co cie­ka­we, sek­tor ban­ko­wy da­le­ki jest od mo­no­po­li­za­cji, bo­wiem co jakiś czas na rynek wcho­dzi nowy bank z no­wy­mi, nie­zwy­kle atrak­cyj­ny­mi ofer­ta­mi. Gdyby zatem bank wraz z pro­duk­ta­mi i usłu­ga­mi za­ofe­ro­wał ludz­kie po­dej­ście do klien­ta, to mo­gło­by to za­owo­co­wać istot­ną prze­wa­gą kon­ku­ren­cyj­ną, zwłasz­cza że wpad­ki ko­mu­ni­ka­cyj­ne nie po­zo­sta­ją nie­zau­wa­żo­ne. Grupy spo­łecz­no­ścio­we, or­ga­ni­za­cje kon­su­menc­kie czy choć­by nie­stru­dzo­na dzia­łal­ność Ma­cie­ja Sam­ci­ka po­wo­du­ją, że banki muszą ze wsty­dem pu­blicz­nie tłu­ma­czyć się i wy­co­fy­wać ze swo­ich wcze­śniej­szych po­czy­nań. Czy zatem banki dzia­ła­ją nie­ra­cjo­nal­nie, wie­dząc, że ich dzia­ła­nia nie po­zo­sta­ną nie­zau­wa­żo­ne?

Być może jed­nak ist­nie­je uza­sad­nie­nie dla ta­kiej stra­te­gii. W jaki spo­sób ban­ko­wi może opła­cać się złe trak­to­wa­nie klien­tów, bio­rąc pod uwagę po­ten­cjal­ne kon­se­kwen­cje? Od­po­wie­dzi na­le­ży szu­kać w teo­rii ewo­lu­cji, a kon­kret­nie - w czę­sto sto­so­wa­nej przez or­ga­ni­zmy żywe me­to­dzie mi­mi­kry. Po­le­ga ona na tym, że wiele ga­tun­ków upo­dab­nia się do in­nych or­ga­ni­zmów, które są znacz­nie bar­dziej nie­bez­piecz­ne. Wzbu­dza­ny w ten spo­sób re­spekt przy­no­si zna­czą­ce im ko­rzy­ści.

Zatem do czego banki sta­ra­ją się upodob­nić? Od­po­wiedź jest pro­sta - do urzę­dów i in­nych ele­men­tów apa­ra­tu pań­stwo­we­go. De­ka­dy do­mi­na­cji pań­stwa i biu­ro­kra­cji do­pro­wa­dzi­ły do po­wszech­ne­go prze­ko­na­nia o nie­mo­cy oby­wa­te­la wobec ma­chi­ny urzęd­ni­czej. Takie same po­dej­ście klien­ta do banku da­wa­ło­by tym ostat­nim zna­czą­cy kom­fort. Klient go­dzą­cy się na wszel­kie zmia­ny wa­run­ków, po­pę­dza­ny mo­ni­ta­mi bę­dzie z fa­ta­li­zmem ak­cep­to­wał nowe opła­ty i inne me­to­dy wy­cią­ga­nia przez banki pie­nię­dzy. W ten spo­sób bank po­przez upodob­nie­nie się do znacz­nie groź­niej­sze­go dra­pież­ni­ka za­pew­nia sobie po­wol­ność i bez­rad­ność klien­tów. Czy taka jest praw­da - nie spo­sób stwier­dzić. Jed­nak jeśli tak jest, to je­dy­ną bro­nią nas jako klien­tów jest ak­tyw­ny brak zgody na takie trak­to­wa­nie i zmia­na banku, gdy zo­sta­nie­my nie­wła­ści­wie po­trak­to­wa­ni. Tylko kon­ku­ren­cja i groź­ba utra­ty klien­ta może zmie­nić po­dej­ście kor­po­ra­cji ban­ko­wych do nas - klien­tów.

To­masz Ka­spro­wicz

>>>

Po prostu widac kto ma wieksza wladze ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:13, 24 Maj 2013    Temat postu:

Nie przepłacaj za pobranie gotówki z bankomatu

Przed wa­ka­cyj­nym wy­jaz­dem warto spraw­dzić, z któ­rych ban­ko­ma­tów mo­że­my ko­rzy­stać bez uisz­cza­nia do­dat­ko­wej opła­ty. Z in­for­ma­cji ze­bra­nych przez Expan­de­ra wy­ni­ka bo­wiem, że za po­bra­nie 500zł z ma­szy­ny in­ne­go banku, mo­że­my za­pła­cić nawet 20zł. W czę­ści ban­ków jed­nak, nawet z naj­tań­szym kon­tem, bę­dzie­my mogli bez­płat­nie po­brać pie­nią­dze we wszyst­kich ban­ko­ma­tach w Pol­sce i na świe­cie.

Wa­ka­cyj­ne wy­jaz­dy mają uwol­nić nas od co­dzien­nych kło­po­tów. Nie­rzad­ko jed­nak, w cza­sie urlo­pu na­tra­fia­my na licz­ne po­wo­dy do zde­ner­wo­wa­nia: wy­so­kie ceny w po­pu­lar­nych ku­ror­tach czy trud­no­ści z do­stę­pem do pie­nię­dzy. - Pro­ble­mem stają się nawet tak pro­za­icz­ne czyn­no­ści jak np. zna­le­zie­nie ban­ko­ma­tu. Na­to­miast jeśli już uda nam się do niego do­trzeć, to czę­sto jest to ma­szy­na na­le­żą­ca do in­ne­go banku. Sko­rzy­sta­nie z niego oczy­wi­ście wiąże się z do­dat­ko­wy­mi kosz­ta­mi - twier­dzi Ja­ro­sław Sa­dow­ski, Głów­ny Ana­li­tyk firmy Expan­der.

Nawet 20 zł za wy­pła­tę z ban­ko­ma­tu

Naj­wię­cej może nas kosz­to­wać wy­pła­ta z ob­ce­go ban­ko­ma­tu, jeśli pro­wi­zja jest na­li­cza­na jako pro­cent wy­pła­ca­nej kwoty. - Po­sia­da­cze Eu­ro­kon­ta Net w Banku Pekao za ko­rzy­sta­nie z ban­ko­ma­tów nie na­le­żą­cych do banku lub Eu­ro­ne­tu muszą za­pła­cić 4% wy­pła­ca­nej kwoty, jed­nak nie mniej niż 6 zł. Jeśli wy­pła­cą więc 500 zł to pro­wi­zja wy­nie­sie aż 20 zł. - mówi Ja­ro­sław Sa­dow­ski, Expan­der.

Nie wszy­scy po­sia­da­cze ta­nich kont muszą jed­nak oba­wiać się pro­wi­zji za ko­rzy­sta­nie z ob­cych ban­ko­ma­tów. W nie­któ­rych, klien­ci mogą bo­wiem za darmo ko­rzy­stać ze wszyst­kich ban­ko­ma­tów w Pol­sce (np. ING BŚ) lub nawet na całym świe­cie (np. Alior Banku, Deut­sche Banku). Może się też zda­rzyć, że za darmo mo­że­my ko­rzy­stać ze wszyst­kich ban­ko­ma­tów w kraju, ale ich licz­ba jest ogra­ni­czo­na. Dla przy­kła­du po­sia­da­cze konta Com­fort Di­rect w Ra­if­fe­isen Po­lbank nie płacą za wy­ko­na­nie pierw­szych sze­ściu wy­płat w mie­sią­cu. W To­yo­ta Banku dar­mo­we są za to pierw­sze 3 wy­pła­ty

w mie­sią­cu.

Jak wy­pła­cać bez­pro­wi­zyj­nie

Jeśli bank nie daje nam moż­li­wo­ści ko­rzy­sta­nia ze wszyst­kich ban­ko­ma­tów to pro­wi­zja nie jest na­li­cza­na je­dy­nie w wy­bra­nych ma­szy­nach. Co cie­ka­we nie za­wsze muszą to być wy­łącz­nie ban­ko­ma­ty na­le­żą­ce do banku, któ­re­go je­ste­śmy klien­tem. - Klien­ci mBan­ku, Mul­ti­ban­ku, In­te­li­go, Cre­dit Agri­co­le i PKO BP mogą bez­płat­nie ko­rzy­stać m. in. z ban­ko­ma­tów BZ WBK. Przed wy­jaz­dem na wa­ka­cje warto więc do­kład­nie spraw­dzić, które ban­ko­ma­ty są, a które nie są dla nas bez­płat­ne - radzi Ja­ro­sław Sa­dow­ski, Expan­der.

Aby móc ko­rzy­stać ze wszyst­kich ban­ko­ma­tów, w czę­ści ban­ków za­zwy­czaj na­le­ży za­mie­nić konto na droż­sze. Jed­nak nie za­wsze jest to ko­niecz­ne. - W BGŻ, mBan­ku i In­te­li­go można do konta do­ku­pić usłu­gę po­zwa­la­ją­cą na bez­pro­wi­zyj­ne wy­pła­ty ze wszyst­kich ban­ko­ma­tów. Po­le­ga ona na tym, że co mie­siąc pła­ci­my jedną pro­wi­zję wy­no­szą­cą 4 - 5 zł. W za­mian mo­że­my jed­nak do­wol­ną ilość razy do­ko­ny­wać wy­płat ze wszyst­kich ban­ko­ma­tów w Pol­sce. Taką usłu­gę mo­że­my ak­ty­wo­wać np. na okres wa­ka­cji, a póź­niej z niej zre­zy­gno­wać - twier­dzi Sa­dow­ski, Expan­der.

>>>>

Znowu skubia ! Trzeba uwazac !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:21, 29 Lip 2013    Temat postu:

Lichwa w majestacie prawa

Niektóre firmy pożyczają pieniądze nawet na kilkanaście tysięcy procent w skali roku. Ustawa antylichwiarska jest powszechnie omijana, alarmuje "Dziennik Polski".

- W Polsce lichwa jest na porządku dziennym, a zafundowali ją nam posłowie nowelizując w roku 2011 prawo o kredycie konsumenckim, twierdzi Krzysztof Oppenheim, finansista i komentator wydarzeń gospodarczych. Przypomina, że dwa lata temu usunięto z ustawy zapis mówiący o tym, iż łączna kwota wszystkich opłat, prowizji oraz innych kosztów nie może przekraczać 5 proc. udzielanego kredytu.

Wprawdzie w kodeksie cywilnym pozostał zapis ograniczający wysokość odsetek do czterokrotności tzw. stopy lombardowej NBP (obecnie stopa ta wynosi 4 proc.), ale zniesiono ograniczenia w ustalaniu dodatkowych kosztów kredytu lub pożyczki. Od razu skorzystały z tego niebankowe firmy pożyczkowe. Rozwinęły rynek "chwilówek" i innych bardzo drogich produktów finansowych. Kto korzysta z ich usług? - Osoby, które nie mogą liczyć na kredyt w normalnym banku.

Uchwalenie prawa drobiazgowo regulującego działanie firm pożyczkowych nie jest więc wykluczone. Do uzgodnień międzyresortowych ma trafić projekt ustawy wprowadzający maksymalny limit tzw. rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO). Uniemożliwi to pobieranie zawyżonych opłat i prowizji, twierdzi wiceminister finansów Wojciech Kowalczyk.

....

Koszmar . Uwazajcie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:42, 16 Sie 2013    Temat postu:

Instytucje finansowe żądają zwrotu prowizji od współpracowników, jeśli klienci zrezygnują z umowy. Każą im oddawać pieniądze, nawet gdy już ich nie zatrudniają - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".

Gazeta pisze, że firmy działające w branży finansowej i ubezpieczeniowej znalazły sposób na nielojalnych współpracowników, którzy po zdobyciu klienta przestają się nim interesować. By płacić agentom tylko za przyciągnięcie stałych klientów, stosują klauzule przewidujące obowiązek zwrotu prowizji w razie rozwiązania umowy przez nabywcę ich produktów.

"Dziennik Gazeta Prawna" zapytał prawników, co sądzą o takich praktykach.

"Wiele zależy od szczegółowej treści umów agencyjnych, ale także tych zawartych z klientami, jednak przepisy wprost przewidują obowiązek zwrotu tylko wtedy, gdy już na początku wiadomo, że klient nie wywiąże się z umowy, a zleceniodawcy nie można przypisać odpowiedzialności za jego odejście" - zaznacza adwokat Karolina Schiffter z Kancelarii Raczkowski i Wspólnicy.

W jej ocenie wątpliwości budzi żądanie zwrotu całości prowizji, gdy umowa z klientem obowiązuje już przez pewien czas i bank osiągnął z tego tytułu korzyści.

...

Kolejne osiagi banksterow .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:57, 07 Lis 2013    Temat postu:

„Kluby Bandytów” i „Kartele” manipulują rynkiem walutowym?

W czerwcu agencja informacyjna Bloomberg donosiła, że niektórzy bankowi traderzy tuż przed codziennym fixingiem manipulują kursami walutowymi i tym samym uzyskują dodatkowe przychody. W kolejnych miesiąca sprawa nabrała przyśpieszenia, gdyż włączyły się w nią nadzory finansowe z wielu krajów, a na nagłówki gazet trafiły nazwy największych instytucji finansowych.

Przypominając całą sprawę (opisywaną również przeze mnie w czerwcu) zacytuję dwa akapity z poprzedniego artykułu, które pozwolą na zrozumienie całego procesu hipotetycznej manipulacji.

Kursy na rynku walutowym są notowane w sposób ciągły (24h na dobę) jednak do wyceny niektórych instrumentów (kontraktów terminowych, funduszy inwestycyjnych itp.) używane są tak zwane fixingi czyli stałe kursy publikowane, w zależności od waluty, raz na pół godziny czy też na godzinę przez WM/Reuters (joint venture pomiędzy WM Company and Thomson Reuters).

Bloomberg w artykule „Traders Said to Rig Currency Rates to Profit Off Clients” dokładnie tłumaczy jak manipulacja może wyglądać. Kurs fixing ustalany jest na podstawie notowań obejmujących okres 60 sekund (30 sekund przed i 30 sekund po wyznaczeniu kursu). „Gdy jeden z traderów otrzymuje zlecenie o godzinie 15.30 (na pół godziny przed najważniejszym fixingiem dnia ) by sprzedać 1 miliard euro w zamian za franki szwajcarskie i kurs ma być rozliczony na podstawie fixingu z godziny 16.00 to ma on dwa cele: sprzedać swoje euro po najwyższej cenie do czasu ustalenia fixingu oraz spowodować by kurs EUR/CHF był na fixingu jak najniżej by wtedy odkupić tę samą ilość euro już od swojego klienta po kursie z fixingu. Jeżeli różnica pomiędzy kursem referencyjnym (czyli fixingiem) a tym po którym trader sprzedał walutą ze swojego portfela będzie wynosić jedynie dwa punkty bazowe, również nazywane pipsami (np. 1.2345 i 1.2343; przeliczając to na kurs franka do złotówki byłaby to różnica pomiędzy kursem 3.4545 i 3.4552 – czyli 0.07 grosza – przyp. aut.) to trader na takiej transakcji zarobi aż 200 tys franków.

Według kolejnych doniesień Bloomberga (szeroka analiza w artykule z 28 sierpnia „Currency Spikes at 4 P.M in London Provide Rigging Clues) powyższa sytuacja jest możliwa gdyż np. fundusze akcyjne lokują aktywa klientów zagranicą (inwestor z USA powierza w zarządzanie dolary, ale środki są inwestowane na rynku europejskim w euro). Fundusze by wycenić wartość jednostki muszą zabezpieczać pewne pozycje na rynku walutowym i robią to najczęściej ostatniego dnia miesiąca, a kurs jest rozliczany o 16.00 czasu londyńskiego.

Nieuczciwy trader może wykorzystać tę sytuację w następujący sposób – np kupuje daną walutę na własny rachunek (a raczej na rachunek banku, który powierza mu pewną sumę w zarządzenie) lub kontaktuje się z innymi traderami (mającymi podobne pozycje) i wspólnie, wymieniając ze sobą poufne informacje starając się by „fixing” był dla nich jak najbardziej korzystny (a przez dla klienta startny).

Z kolei The Wall Street Journal w artykule „Curency Probe Widnes as Major Banks Suspend Traders” twierdzi, że niektórzy pracownicy banków mogli nawet tworzyć specjalne „chat roomy” (wbudowane między innymi w terminale finansowe – przyp. aut), gdzie wymieniali miedzy sobą niejawne informacje i żartowali na temat ich wpływu na kursy walutowe. „WSJ” pisze, że regulatorzy zainteresowali się „chat room'ami” o ciekawie brzmiących nazwach - „The Bandits' Club” oraz „The Cartel”.

Ostatnie tygodnie to wyraźne przyśpieszenie działalności organów nadzorczych. Według Financial Times („Timeline of the growing currency probe”) na początku października szwajcarski nadzór finansowy włączył się zbadanie transakcji przeprowadzanych na rynku walutowym. Po kliku dniach Royal Bank of Scotland zdecydował się przekazać kopie wiadomości które przekazywali między sobą traderzy. W połowie października w dochodzenie włączył się nadzór z Hong Kongu, natomiast pod koniec zeszłego miesiąca swoje śledztwo rozpoczął amerykański departament sprawiedliwości. Za to początek listopada przynosi zawieszenia kliku traderów z banku Barclays (włączając w to szefa traderów w Londynie), a Citigroup, JPMorgan oraz HSBC potwierdzają, ze współpracują z regulatorami.

Mimo szerokiego dochodzenia na razie nie zostały postawione nikomu żadne zarzuty. Należy jednak zauważyć, że sprawa dotycząca manipulacji LIBORem trwałą klika lat, a kary które zostały nałożone na banki przekraczały 3 miliardy dolarów. Trudno stwierdzić czy w tym wypadku konsekwencje dla branży finansowej będą tak dotkliwe, jednak kolejny raz, za sprawą ograniczonej liczby osób, zaufanie (i tak już bardzo wątłe) do banków zostało nadszarpnięte.

Marcin Lipka
Analityk Cinkciarz.pl

...

To jest zlodziestwo . I nie zdziwcie sie jak w niebie ujrzycie zlodzei ktorym Bóg przebaczyl a nie bedzie tam ,,renomowanych" bankierow .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:03, 13 Lis 2013    Temat postu:

KNF ostrzega: przestępcy wyłudzają dane osobowe, a potem kredyty

Dane oso­bo­we prze­ka­za­ne np. oso­bom pro­wa­dzą­cym przez in­ter­net rze­ko­mą re­kru­ta­cję do pracy w domu mogą po­słu­żyć do prze­stępstw, m.​in. zwią­za­nych z wy­łu­dza­niem kre­dy­tów ban­ko­wych - ostrze­ga Urząd Ko­mi­sji Nad­zo­ru Fi­nan­so­we­go w środę w ko­mu­ni­ka­cie.

W związ­ku z tym urząd za­le­ca bez­względ­ne chro­nie­nie swo­ich da­nych oso­bo­wych.

UKNF wska­zał, że od pew­ne­go czasu na­pły­wa­ją do tej in­sty­tu­cji sy­gna­ły wska­zu­ją­ce na znacz­ne ry­zy­ko zwią­za­ne z za­kła­da­niem ra­chun­ków ban­ko­wych, bądź uzy­ski­wa­niem kre­dy­tów ban­ko­wych z wy­ko­rzy­sta­niem in­for­ma­cji wy­łu­dzo­nych od oby­wa­te­li, głów­nie przez in­ter­net. Cho­dzi o tzw. phi­shing, który po­le­ga m.​in. na wy­sy­ła­niu do użyt­kow­ni­ków ban­ko­wo­ści in­ter­ne­to­wej fał­szy­wych maili z proś­bą o po­da­nie da­nych au­to­ry­za­cyj­nych lub umiesz­cza­niu w ma­ilach linku z prze­kie­ro­wa­niem do fał­szy­wej stro­ny in­ter­ne­to­wej banku.

Jed­nym z me­cha­ni­zmów zgła­sza­nych przez po­szko­do­wa­nych tym pro­ce­de­rem jest gro­ma­dze­nie pod­sta­wo­wych da­nych oso­bo­wych, ad­re­sów, nu­me­rów do­wo­dów toż­sa­mo­ści w ra­mach pro­ce­su rze­ko­mej re­kru­ta­cji do pracy "w domu". Po­ten­cjal­nie fał­szy­wi pra­co­daw­cy wy­ma­ga­ją po­da­nia tych in­for­ma­cji i do­ko­na­nia prze­le­wu drob­nej kwoty (np. 1 zł) na wska­za­ny przez nich ra­chu­nek ban­ko­wy.

"Tym spo­so­bem na pod­sta­wie wy­łu­dzo­nych da­nych oso­bo­wych pró­bu­ją za­ło­żyć ra­chun­ki ban­ko­we bądź po­zy­skać kre­dy­ty, a w nie­któ­rych przy­pad­kach, jako me­cha­nizm we­ry­fi­ka­cji toż­sa­mo­ści wy­ko­rzy­sty­wa­ne są przez banki wła­śnie prze­le­wy po­cho­dzą­ce z in­ne­go ra­chun­ku ban­ko­we­go danej osoby" - na­pi­sa­no w ko­mu­ni­ka­cie.

UKNF wy­ja­śnił, że tym samym po­krzyw­dzo­ny staje się dłuż­ni­kiem banku z ty­tu­łu uzy­ska­ne­go kre­dy­tu. Poza tym w przy­pad­ku za­ło­że­nia ra­chun­ku ban­ko­we­go z wy­ko­rzy­sta­niem jego da­nych oso­bo­wych, przez ra­chu­nek ten mogą być trans­fe­ro­wa­ne pie­nią­dze po­cho­dzą­ce z prze­stępstw.

"W związ­ku z po­wyż­szym, nie­zmier­nie istot­ne jest zwró­ce­nie uwagi na ko­niecz­ność nie­ujaw­nia­nia w sy­tu­acjach wzbu­dza­ją­cych ja­kie­kol­wiek wąt­pli­wo­ści swo­ich da­nych, w szcze­gól­no­ści tych za­pi­sa­nych w do­wo­dzie oso­bi­stym" - pod­kre­śla UKNF.

Urząd wska­zał, że bar­dzo nie­bez­piecz­ne może być też prze­pro­wa­dza­nie na zle­ce­nie nie­zna­nych osób ope­ra­cji prze­le­wu środ­ków z wy­ko­rzy­sta­niem wła­sne­go ra­chun­ku ban­ko­we­go (czę­sto w za­mian za wy­na­gro­dze­nie). Osoba, która do­ko­nu­je ta­kiej trans­ak­cji, nie wie bo­wiem, czy środ­ki nie po­cho­dzą z prze­stęp­stwa, ani tym bar­dziej, w jakim celu są one prze­ka­zy­wa­ne.

Szcze­gól­nie nie­bez­piecz­ne jest do­ko­na­nie wy­pła­ty otrzy­ma­nej kwoty prze­le­wu i na­stęp­nie prze­ka­za­nie jej za po­śred­nic­twem banku lub in­sty­tu­cji płat­ni­czej. "W przy­pad­ku, gdyby rze­czy­wi­ście prze­ka­zy­wa­ne środ­ki po­cho­dzi­ły z prze­stęp­stwa, ja­ka­kol­wiek stycz­ność z nimi, a w szcze­gól­no­ści przy­ję­cie ich na wła­sny ra­chu­nek ban­ko­wy, może zo­stać uzna­ne za sa­mo­ist­ne prze­stęp­stwo bądź współ­udział w prze­stęp­stwie" - ostrze­ga urząd.

Urząd za­le­ca, by przy ko­rzy­sta­niu z ban­ko­wo­ści in­ter­ne­to­wej za­cho­wy­wać od­po­wied­nie stan­dar­dy bez­pie­czeń­stwa. Brak sto­so­wa­nia się do tych zasad stwa­rza znacz­ne za­gro­że­nia, np. do­stę­pu do ra­chun­ku osób nie­upraw­nio­nych. Zda­rza się, że użyt­kow­ni­cy ban­ko­wo­ści in­ter­ne­to­wej nie­świa­do­mie wcho­dzą na fał­szy­we stro­ny ban­ko­we lub re­agu­ją na proś­by o po­da­nie ma­ilem da­nych oso­bo­wych i da­nych do lo­go­wa­nia. "Za­sto­so­wa­nie się do ta­kich po­le­ceń może spo­wo­do­wać nawet cał­ko­wi­tą utra­tę zgro­ma­dzo­nych na ra­chun­ku środ­ków" - ostrze­ga UKNF.

"W razie za­ist­nie­nia symp­to­mów opi­sa­nych po­wy­żej ko­niecz­ne jest prze­ka­za­nie szcze­gó­ło­wych in­for­ma­cji do banku bądź in­sty­tu­cji płat­ni­czej pro­wa­dzą­cej ra­chu­nek, które są zo­bo­wią­za­ne w za­kre­sie swo­jej dzia­łal­no­ści do po­wia­da­mia­nia o prze­stęp­stwie od­po­wied­nich or­ga­nów pań­stwa" - su­ge­ru­je UKNF.

....

Zaraz cos tu smierdzi ! To banksterzy pozyczaja na ,,dane" nie na DOKUMENT ?! Toz jest to jawny wspoludzial w oszustwie ! Przychodzi koles bez dokumentow i pozycza ? Toz kretyn by sie zorientowal ! KTO POZYCZA BEZ DOKUMENTOW SAM JEST WINIEN I TRACI !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:18, 31 Gru 2013    Temat postu:

"Fakt.pl": Spowiedź bankowca: tak oszukiwałem klientów

Liczyły się tylko pieniądze. Robiłem wszystko, żeby zdobyć ich jak najwięcej - w rozmowie z Faktem przyznaje ze skruchą 37-letni mężczyzna, który przez długie lata był pracownikiem największych polskich banków. Teraz jak najszybciej chce o tym wszystkim zapomnieć. - Żyłem z oszukiwania ludzi. W końcu powiedziałem sobie: dość.

Oszuści czają się na nas na każdym kroku. Aż trudno w to uwierzyć, ale ich ofiarą możemy paść nawet... w banku. Jakby nie było bank to instytucja zaufania publicznego. Tyle, że jak mówi nam skruszony sprzedawca, dla pracowników banków klient jest łakomym kąskiem. I wielu bankowców jest w stanie zrobić naprawdę wiele, by wyciągnąć od niego jak najwięcej pieniędzy. Bo jakby nie było, ich zarobki zależą od tego, jak dużo produktów bankowych, często drogich i niepotrzebnych, uda się wcisnąć nic nieświadomemu klientowi.

- W banku można naprawdę dobrze zarobić - zdradza były bankowiec. - Trzeba działać bez skrupułów, a pieniądze będą się mnożyć błyskawicznie. A wszystko dzięki prostym sztuczkom i naiwności klientów, którzy bezgranicznie ufają pracownikom banków.

- Najwięcej można zarobić na kartach kredytowych, jednak nie jest łatwo namówić na nie ludzi. Klienci często boją się, że szybko wpadną w gigantyczne długi. Jest na to bardzo prosty sposób. Kłamałem, że karta kredytowa jest obowiązkowa przy założeniu konta w banku. Jeśli ktoś już na pierwszy rzut oka wydawał mi się naiwny, pozwalałem sobie na więcej. Wciskałem ludziom karty kredytowe i mówiłem, że to zwykła karta płatnicza.

Prawdziwą żyłą złota dla bankowców są jednak kredyty. - Mało który klient wczytuje się w umowę kredytową, ludzie rezygnują już po kilku pierwszych stronach, dlatego mogłem wmówić im dosłownie wszystko. Normą było ubezpieczenie - zdradza były bankowiec.

- Tłumaczyłem, że jest po prostu konieczne. Zdarzało mi się też wcisnąć emerytowi ubezpieczenie od utraty pracy. Aż trudno uwierzyć, jak ludzie potrafią być naiwni. Lista pułapek, jakie bankowcy zakładają na klientów polskich banków jest długa: zatajanie wysokich opłat i prowizji, podsuwanie do podpisu dokumentów in blanco, sprzedawanie ryzykownego funduszu inwestycyjnego, jako lokaty. Pracownicy banków głównie czają się na emerytów, którzy nieraz powierzają im oszczędności całego życia. Ale potrafią - jak widać - oszukać każdego.

..

Nawrocenie zawsze niezwykle cieszy ! Surprised)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:25, 29 Sty 2014    Temat postu:

Julia Wizowska | Onet
Kochanie, kredyt zostawiam tobie

Onet

O tym, że żaden urząd stanu cywilnego nie wiąże tak mocno jak bank, przekonali się Marek i Kasia. Byli już małżonkowie, którzy po rozwodzie chcieli podzielić mieszkanie kupione na kredyt.

Specjaliści alarmują: liczba rozwodów w Polsce wciąż się zwiększa. W 2013 r. rozwiodło się ponad 64 tys. par. Z nich 15,6 tys. par z najkrótszym stażem małżeńskim (to o połowę więcej niż w 1990 r.) oraz 17 tys. ze stażem ponad 20 lat (trzykrotnie więcej niż 20 lat wcześniej). Tyle że w obecnych czasach, gdy większość z rodzin ma zaciągnięty kredyt hipoteczny, nie wystarczy rozwieść się, by zamknąć rozdział wspólnych zobowiązań finansowych. Trzeba jeszcze załatwić sprawę z bankiem. A to jest czasem trudniejsze niż sam rozwód. Zwłaszcza, gdy frank szwajcarski drożeje.

Nie zwalnia z kredytu

- Umowa o kredyt hipoteczny zawarta z bankiem w czasie trwania małżeństwa nie przestaje obowiązywać w przypadku rozwodu czy podziału majątku - wyjaśnia Marcin Zadrożny, aplikant adwokacki. Oznacza to, że mimo orzeczonego rozwodu byli małżonkowie w dalszym ciągu wspólnie odpowiadają przed bankiem. Bo dla instytucji finansowej nie ma znaczenia, czy para jest wciąż razem. Ważne jest, że razem się zadłużała.

Nie wiedział o tym były mąż Kasi. Albo nie chciał wiedzieć. A może wiedział, ale się tym nie przejmował. Fakty są jednak takie, że po niemal pięciu latach małżeństwa oświadczył, że odchodzi do innej. Pakuje się do walizki, a całą resztę majątku zostawia - niech już jej będzie - byłej żonie. Tyle że razem z dobytkiem zostawił Kasi długi.

- Sprawa była o tyle dla mnie trudna, że on po rozwodzie po prostu zniknął. Zmienił numer telefonu, wyprowadził się. Zupełnie nie obchodziło go to, że zostały nam do załatwienia sprawy, których nie rozstrzygnął sąd - mówi Kasia.

Sąd nie nakazuje

Wśród tych spraw była właśnie ta dotycząca nieruchomości. Mieszkanie pary kupione zostało na kredyt. Przez trzy lata małżeństwo sumiennie spłacało raty. Ale dla jednej osoby mieszkanie było za duże, rata zaś zbyt wysoka. Kasia chciała przeprowadzić podział wspólnego, z byłym mężem majątku, po czym wynająć dla siebie mniejszy lokum. Ale były małżonek nawet nie myślał o tym, by godzić się na przejęcie długu. Kasia liczyła więc na to, że sąd rozstrzygnie sprawę. Ale tak się nie stało.

Jak tłumaczy Marcin Zadrożny, sąd z urzędu nie dokonuje podziału majątku rozwodzącej się pary. Może to jednak zrobić na wniosek jednego z małżonków. Jednak z zastrzeżeniem: drugi małżonek musi wyrazić zgodę na zaproponowany podział. W przeciwnym razie sąd nie dokona podziału majątku w wyroku orzekającym rozwód.

Niezależnie jednak od wyroku sądu dług ciąży na obojgu także po rozwodzie. Jeśli nawet sąd wskaże, który z małżonków ma spłacić dług (albo w jakiej wysokości odpowiada za niego każde z byłych małżonków), to bank wcale nie musi kierować się wskazówką sądu. Jeśli jeden z małżonków nie wywiąże się z zobowiązań, bank może domagać się spłaty od drugiego.

Nie spłaca rat

Z taką sytuacją spotkała się Ilona. Kobieta złożyła pozew rozwodowy z orzeczeniem o winie męża. Jak twierdzi, małżonek niejednokrotnie ją zdradzał. Ale gdy jeszcze związek małżeński tryskał szczęściem, para zaciągnęła kredyt na dom. Oboje zarabiali nieźle: on z 7 tys. zł miesięcznie, ona 5 tys. zł. Po kilku latach stało się tak jak się stało i kobieta wniosła sprawę o rozwód.

- Sąd wskazał byłego męża jako osobę, która ma spłacać kredyt, bo on ma większą zdolność kredytową. Ja się wyprowadziłam, mi to było na rękę. Umówiliśmy się, że dom przypada byłemu mężowi, a ja otrzymuję zwrot wydatków - opowiada Ilona. Po jakimś czasie kobieta dostała z banku pismo informujące o tym, że raty kredytu hipotecznego nie są spłacane, a ona jest współkredytobiorcą, więc podjąć się spłacania musi ona. - Mój były miał kłopoty finansowe w firmie, więc ostatnie o czym pamiętał, była spłata kredytu. Tym bardziej, że kredyt był zaciągnięty we frankach szwajcarskich. Przez to wysokość rat koszmarnie urosła! - żali się Ilona.

Kłopoty z frankami

Kredyty w szwajcarskiej walucie wywołały ostatnio nie lada zamieszanie. Kilka lat temu klienci masowo wybierali hipotekę we frankach. W rzeczywistości kredyty udzielane były w złotych, ale spłacano je w przeliczeniu do aktualnego kursu obcej waluty. A ten był bardzo korzystny - frank kosztował niewiele ponad 2 zł.

Obecnie za szwajcarską walutę trzeba zapłacić nawet półtora raza więcej. Skutkiem tego wysokość zadłużenia hipotecznego wielu osób przekracza wartość kupionego mieszkania. Kredytobiorcy są oburzeni. Kredyty w obcej walucie ma dziś ponad 700 tys. Polaków. Z nich kilka procent - a niedługo może być więcej - nie spłaca zadłużenia. Część zamierza złożyć przeciwko bankom pozew, jak zrobił to pan Tomasz Sadlik.

Sadlik oskarża Raiffeisen Bank o to, że w trakcie udzielania kredytu placówka nie poinformowała go rzetelnie o ryzyku związanym z zadłużeniem w obcej walucie. W rezultacie, po sześciu latach spłacania rat, mężczyzna ma dług dwukrotnie wyższy, niż w momencie podpisywania umowy z bankiem. Dlatego domaga się anulowania umowy kredytowej albo przewalutowania jej na złote. Sąd rozpatruje sprawę.

Nie da się przenieść

Kredyt w obcej walucie przysparza także niemałych kłopotów osobom rozwodzącym się. Gdyby Kasia odnalazła kontakt z byłym mężem, a on zechciałby przedyskutować kwestię zadłużonej nieruchomości, mieliby przed sobą teoretycznie dwie opcje: przepisać dług i mieszkanie na jednego z małżonków albo sprzedać nieruchomość i z uzyskanych pieniędzy spłacić kredyt.

Jeżeli jedno z byłych małżonków chce przepisać dług na siebie, to może to zrobić w myśl przepisów kodeksu cywilnego. Zgodzić się na to musi drugi małżonek i bank. - W praktyce wygląda to tak, że byli małżonkowie prowadzą negocjacje z bankiem co do przejęcia długu przez jednego z nich, w rezultacie czego dochodzi do zawarcia aneksu do umowy kredytowej - wyjaśnia Marcin Zadrożny.

Jednak bank nie zawsze się zgadza. Przyczyną odmowy może być mała zdolność kredytowa drugiego małżonka albo... wysoka kwota kredytu zaciąganego w obcej walucie.

Może wynająć?

- Po trzech latach spłacania mam oddać bankowi ponad 400 tys. zł - mówi Kasia. Kobieta chciała mieszkanie sprzedać, konsultowała się w tej sprawie z bankiem. - To jest jednak niemożliwe, bo, po pierwsze, potrzebuję zgody byłego męża, Marka, a po drugie, specjaliści ocenili wartość mieszkania na 250 tys. zł. Nawet po sprzedaniu go nie starczy pieniędzy na spłacenie całości kredytu - wyjaśnia klientka. Bank nie wyraził więc zgody na sprzedaż nieruchomości. Zwłaszcza, że zdolność kredytową Kasia ma. Ale jeśli frank szwajcarski będzie drożał, zdolność kredytowa kobiety będzie malała.

Z kolei, kiedy Iwona otrzymała z banku powiadomienie o zaległych ratach, wpadła na pomysł, by wynająć zadłużony dom. Marcin Zadrożny zaznacza, że w takim wypadku należy mieć zgodę wszystkich właścicieli nieruchomości. A mąż Iwony się zgodził. Jest tylko jeden problem. - W tym momencie rata wynosi 8,5 tys. zł. A wynajmiemy cały dom maksymalnie za 4 tys. zł. Musielibyśmy też ponieść koszty wynajęcia dwóch mieszkań, do których się przeprowadzimy. Nie opłaca się - mówi Iwona. Pewnie będzie musiała wynająć dom "na części", choć zrobi to niechętnie. - Dostaliśmy propozycję wynajęcia garażu na warsztat samochodowy. I od robotników, co pracują w okolicy, na zamieszkanie w dwóch pokojach. Ale wynajmowanie kawałków domu, który był budowany dla rodziny, to takie poniżające! - mówi kobieta. Płacenie rat, dwukrotnie wyższych od zakładanych na początku, jest jednak niemożliwe.

Dlatego kobieta również rozważa wniesienie sprawy z bankiem do sądu. Jeżeli Tomasz Sadlik wygra, będzie miała otwarte drzwi. Ona i wielu innych zadłużonych w obcej walucie.

...

Banksterzy was zwiaza nierorezwalnym wezlem ... kredytowym . A nawet szubienicznym ... Widzicie tu potwornosci zachodu . Wezel malzenski sluzy im do ... wyduszania kasy ... Dlatego jak zachod cos mowi typu prawa autorskie ocieplenie gender seksedukacja ... TO ZAPAMIETAJCIE ZE ZAWSZE CHODZI O KASE ! POD SZCZYTNYMI HASLAMI BRUDNE INTERESY


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:01, 27 Lut 2014    Temat postu:

Ewelina Potocka | Onet
Nieuczciwe kantory. Zaniżają ceny, bo… mogą

Jeśli nie doszło do wprowadzenia w błąd klienta, transakcja w kantorze jest wiążąca

Co zrobić, gdy nieuczciwi właściciele kantorów celowo zaniżają ceny walut? Najlepiej wymienić pieniądze w innym kantorze. Jednak nie zawsze jest to możliwe. Przekonał się o tym nasz Czytelnik.

Pan Jakub z Gdańska zajmuje się obsługą grup międzynarodowych. Często zdarza mu się spacerować z zagranicznymi gośćmi po centrum miasta. Niedawno jego uwagę zwrócił fakt, że niektóre kantory na ul. Długiej drastycznie zaniżają ceny walut.

"Jako że było już po godzinie 18:30, na ul. Długiej otwarte były tylko dwa kantory. Jeden po prawej stronie od Złotej Bramy, zaraz za restauracją Green Way. Drugi kawałek dalej, po lewej stronie koło lodów Soprano. Zanim zdążyłem zareagować, kilka osób zdążyło wymienić (na szczęście drobne sumy) pieniądze. Kurs kupna euro we wspomnianym kantorze wynosił 3,15 zł! Próbowałem zainterweniować już po wymianie i poprosić o zwrot wymienionych pieniędzy. Niestety bez skutku. Następnego dnia nie dałem za wygraną i spróbowałem dowiedzieć się, o co chodzi. Jednak na próby dociekania, dlaczego w kantorze kurs jest o ponad 1 zł niższy niż średni kurs tego dnia w innych miejscach, kasjer odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem: "Bo taki mamy kurs", pisze w liście do redakcji nasz Czytelnik.

Negatywny wizerunek

Rzeczywiście, wybrane kantory zaniżają kursy walut według własnego widzimisię. Dzieje się tak jednak w każdym dużym mieście w Polsce, szczególnie w miejscach, gdzie pojawia się wielu zagranicznych turystów.

"Niestety, takie oszukańcze praktyki powodują niechęć wśród zagranicznych turystów odwiedzających Gdańsk. Stereotyp Polaka - złodzieja wraca do świadomości odwiedzających nas gości, co niestety może odbyć się niekorzystnie nie tylko na wizerunku miasta, Polski, ale również na mniejszej ilości gości z zagranicy w przyszłości" - dodaje pan Jakub.

- Nie mamy na to wpływu. Takie są prawa wolnego rynku. Niewiele więcej mogę w tej sprawie powiedzieć - rozkłada ręce Antoni Pawlak, rzecznik prasowy Prezydenta Gdańska.

- A czy takie praktyki wpływają na wizerunek Gdańska? - dopytujemy.

- Nie sądzę - odpowiada krótko Antoni Pawlak.

Zaniżanie jest legalne

O komentarz poprosiliśmy eksperta z Federacji Konsumentów.

- Kantory mogą swobodnie kształtować kursy wymiany walut. Wynika to ze swobody zawierania umów - nikt drugiej strony nie przymusza do zawarcia transakcji w danym kantorze - tłumaczy Piotr Czepulonis, prawnik z Federacji Konsumentów.

I dodaje: - Naruszeniem może być za to przedstawianie oferty mogącej wprowadzać w błąd, np. nieodpowiadające rzeczywistości wartości na tablicy wymiany walut. Osoba wprowadzona w błąd może się uchylić od skutków zawartej transakcji, a zatem żądać zwrotu przekazanej w kantorze waluty.

Problem jednak w tym, że na tzw. koziołkach wystawionych na deptaku kantory te podają średni kurs walut danego dnia. Dopiero po wejściu do lokalu z elektronicznej tablicy odczytujemy, że waluta skupowana jest o wiele taniej niż w innych kantorach. Informacja jest więc podana, a ci, którzy jej nie doczytają, tracą na wymianie.

- O ile nie doszło do wprowadzenia w błąd klienta, transakcja jest wiążąca i nie można się z niej wycofać - uzupełnia Piotr Czepulonis.

....

Handel pieniadzem zawsze prowadzil do chciwosci ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 1:34, 05 Mar 2014    Temat postu:

Gazeta Bankowa

Kredyt do śmierci i jeszcze dłużej

Polski nadzór finansowy wspiera banki i tym samym umywa ręce od pomocy kredytobiorcom.

Procesy sądowe frankowiczów zwróciły uwagę na problem ochrony systemowej konsumentów usług finansowych w Polsce, a także na problem upadłości konsumenckiej. Jak podała Krajowa Rada Komornicza, w roku 2013 z powodu niespłacanych długów wystawiono na licytację ponad 8 tysięcy mieszkań i 3 tysiące domów. To ponad dwukrotnie więcej niż w roku 2012. Niektórzy zdesperowani bankruci szukają sprawiedliwości w sądach, inni w pomocy społecznej. Najmniej jest takich, którzy korzystają z instytucji, jaką jest upadłość konsumencka, ale nie tylko dlatego, że bywa mylnie kojarzona z windykacją. Dodatkową przeszkodą jest silne zawężenie prawa pod względem podmiotowym - osób, wobec których można ogłosić taka upadłość, jak i pod względem przedmiotowym (w grę wchodzi wyłącznie upadłość likwidacyjna). Kryterium upadłości w Prawie upadłościowym i naprawczym jest nieostre - mieszczą się w nim okoliczności "wyjątkowe" i "niezależne od dłużnika".

- Wobec iluzoryczności instytucji prawnej "upadłości konsumenckiej" dług będzie ciążył na kredytobiorcy aż do jego śmierci. W polskim systemie prawnym po śmierci kredytobiorcy jego dług może obciążyć dzieci i rodzinę. Przykro to powiedzieć, ale stosunki prawne w tym zakresie prowadzą często do zjawiska "przemocy finansowej". Część sektora finansowego generuje zyski, wykorzystując ludzkie nieszczęścia i wyzyskując przymusową sytuację. Wątpliwe jest istnienie w Polsce: równowagi sił pomiędzy wierzycielem i dłużnikiem, sprawiedliwej odpowiedzialności za problem braku możliwości spłacania długu. Państwo wspiera prawnie stronę silniejszą. Ciężar i koszty sądowego dochodzenia sprawiedliwości są przerzucone na słabszego - mówi Stanisław Adamczyk, makler, niezależny badacz rynku finansowego, autor analizy "Społeczna odpowiedzialność sektora bankowego z perspektywy kredytów w CHF udzielanych w latach 2004-2008". Uważa on, że część banków może być współodpowiedzialna za problemy ze spłatą kredytów we frankach szwajcarskich osób, które zawierały umowy w okresie największej popularności tego produktu.

- Jeśli dojdzie do zdarzeń losowych uniemożliwiających spłatę kredytu, a bank komorniczo przejmie nieruchomość, to różnica pomiędzy wartością zobowiązania frankowego a kwotą uzyskaną ze sprzedaży nieruchomości i dotychczasowymi spłatami, na mocy BTE będzie egzekwowana z innego majątku kredytobiorcy - dodaje.

Bankowy tytuł egzekucyjny został ustanowiony po to, aby chronić interesy wierzycieli (banków) i przyspieszyć windykację na wypadek niespłacania długu. Jest to jaskrawy przykład asymetrii sił. A co z konsumentami?

Rząd planuje znowelizować dotychczasowe Prawo upadłościowe i naprawcze i przyjąć nową regulację - Prawo restrukturyzacyjne. Projekt założeń projektu ustawy Ministerstwo Sprawiedliwości przekazało do konsultacji społecznych. Zakłada on "udrożnienie" postępowania upadłościowego i poszerzenie kręgu podmiotów, które będą mogły skorzystać z nowych przepisów. Może to zmniejszyć skalę "wypychania na margines" życia społecznego osób, które w przeszłości podjęły błędne decyzje finansowe. W projekcie zapisano, że "w postępowaniu obejmującym likwidację majątku dłużnika przy likwidacji mieszkania upadłemu zostanie na jego wniosek wydzielona kwota odpowiadająca przeciętnemu czynszowi najmu lokalu mieszkalnego za okres od 12 do 24 miesięcy".

Jak wynika z dokumentu, zmiany mają "zmierzać do uregulowania sytuacji ekonomicznej konsumenta w sposób, który umożliwi mu powrót do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie (tzw. nowy start)". Wygląda więc na to, że zdesperowani dłużnicy otrzymaliby "deskę ratunku" od państwa. Ustawodawca proponuje też wprowadzenie możliwości tymczasowego pokrywania kosztów postępowania przez Skarb Państwa w przypadku, gdy majątek dłużnika ani jego bieżące wynagrodzenie nie wystarczają na pokrycie tych kosztów. Takie są założenia projektu, który po konsultacjach społecznych w styczniu został skierowany pod obrady Rady Ministrów. Do Sejmu ma trafić jesienią.

Nie wszyscy wierzą w dobre intencje autorów zmian. Niektórzy z ubolewaniem zauważają, że "dopiero jak problemu nie udało się ukryć, rząd zaczął wykonywać jakieś pozorowane ruchy". Jak to się stało, że po całych latach ignorowania problemu frankowych kredytobiorców teraz dopiero pojawiają się próby zmiany prawa czy wypełniania obowiązków przez nadzór finansowy? Niektórzy obserwatorzy przypominają o zbliżających się wyborach. Projekt ma wyciszyć niesprzyjające nastroje społeczne, markując działania podjęte na rzecz pomocy kredytobiorcom. Jednak zdaniem ekspertów czytając ten akt, nie można oprzeć się wrażeniu, że jest on tworzony tak naprawdę do ochrony nie tyle dłużnika, ile banku, który tego kredytu udzielał.

Zapytany przez "Gazetę Bankową" Związek Banków Polskich niestety nie udzielił odpowiedzi na pytanie o swoje zaangażowanie w konsultacje prawne przy tworzeniu projektu, Komisja Nadzoru Finansowego również. O ile postawa ZBP może być zrozumiała, pytanie o to, kogo chroni polski nadzór finansowy, wciąż powraca. Co robiła KNF podczas boomu na kredyty frankowe, ostrzegany dwukrotnie o wysokim ryzyku przez Szwajcarski Bank Narodowy? Tak i teraz, już po czasie, KNF dogląda raczej interesu banków i ich akcjonariuszy niż kredytobiorców. W Polsce brakuje silnego, niezależnego politycznie, niedziałającego z pozycji konfliktu interesów organu chroniącego wyłącznie interesy konsumentów usług finansowych.

Należy tu podkreślić, że na rynkach rozwiniętych istnieją wyspecjalizowane agendy rządowe, których wyłącznym celem jest ochrona konsumenta przed siłą gigantycznych korporacji wykorzystujących stosunki finansowe do generowania nadprzeciętnych zysków. Najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, gdzie po kryzysie "sub-prime" wywołanym w 2008 r. m.in. właśnie przez agresywne "sprzedawanie" kredytów hipotecznych osobom gorzej sytuowanym i nieposiadających wystarczającej wiedzy finansowej powołano Biuro ds. Ochrony Finansowej Konsumenta (Bureau of Consumer Financial Protection).

Na ten dość specyficzny sposób rozwiązania problemów dłużnika w postaci dofinansowania do wynajmu zwrócili uwagę obserwatorzy dość tajemniczo wprowadzanego Funduszu Mieszkań na Wynajem Banku Gospodarstwa Krajowego. Pytany przez "Gazetę Bankową" kilka miesięcy temu Piotr Kuszewski z BGK dość mgliście tłumaczył, skąd posiada pewność popytu i sukcesu tego przedsięwzięcia. Oczywiście jest to wynik tajemnych badań rynkowych. Powstaje pytanie, czy wyniki tych badań były jedynym gwarantem, czy też czasem nie był to plan, według którego zapotrzebowanie 20 tysięcy wyeksmitowanych dłużników spotka się z możliwością wykorzystania pustych 20 tysięcy mieszkań pod skrzydłami BGK (za pieniądze Skarbu Państwa), przynajmniej na najbliższe 24 miesiące planowane w ustawie - aż do wyborów.

Co po tych dwóch latach? W projekcie mowa jest o tym, że "interes wierzyciela nie będzie naruszony, ponieważ osoby fizyczne zachowują zdolność do dalszej pracy zarobkowej oraz do spłaty swoich zobowiązań na dalszych etapach życia". Powstaje tu kluczowe pytanie: dlaczego profesjonalny przedsiębiorca może zbankrutować i uciec w ten sposób przed długami, a nieprofesjonalna osoba fizyczna takiej szansy nie ma? Dlaczego odmawia się prawa "drugiej szansy" osobom, które znalazły się w tarapatach finansowych przez czynniki leżące poza ich kontrolą? Być może w Polsce warto się zastanowić nad instytucją "bankructwa strategicznego", która sprawnie funkcjonuje w części stanów USA.

W Polsce działa już kilka stowarzyszeń łączących klientów banków, którzy czują się pokrzywdzeni po tym, jak wzięli kredyt we frankach szwajcarskich i nie mogą ich spłacić. W swoich procesach przeciwko bankom frankowicze podnoszą przede wszystkim, że banki nie informowały ich o ryzyku, jakie towarzyszyło kredytowi, do którego wzięcia byli zachęcani (bądź robiły to niedostatecznie). Dziś, z pewnym opóźnieniem wkraczać zaczyna w ten temat nadzór. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ukarał niedawno dwa banki: PKO BP i Getin Noble Bank za niewłaściwą politykę informacyjną wobec klientów, z którymi zawierały umowy na ryzykowne produkty. Kary nie dotyczą tylko kredytów w obcej walucie, ale też produktów ubezpieczeniowo-oszczędnościowych (polisolokaty). Niewykluczone, że może właśnie wybucha bunt klientów wobec banków, które dopuściły się nieuczciwych praktyk rynkowych. Wydaje się, że klienci właśnie "obudzili się" i nabierają odwagi do walki z większymi od siebie - bankami. Po aferach finansowych WGI (toczy się od 7 lat) i Amber Gold przyszła kolej na baczne przyglądanie się bankom.

Mimo tego nadal słychać opinie, że katastrofa części frankowiczów jest "medialną propagandą". Nie jest to prawdą. Niektórzy z nich nie tylko spłacali raty kredytu w kwotach, których się nie spodziewali, a nawet stracili swój dom i wciąż muszą spłacać kredyt na jego zakup. W szczytowym zaś okresie powodzenia frankowych kredytów w Polsce faktycznie mieliśmy do czynienia z propagowaniem tych kredytów przez banki i zachęcaniem przez bankowych specjalistów sprzedaży do zawierania umów na produkt, który okazał się ryzykowny dla klienta. Jednocześnie zadziwiająco mało skutecznie informowano o związanych z nimi niebezpieczeństwach.

UOKiK tłumaczy, że każdy klient ma prawo do poznania istotnych cech produktu. Kluczową sprawą w przypadku oburzonych frankowiczów jest to, czy klienci byli świadomi ryzyka, jakie brali na siebie przy okazji zawierania umowy na frankowy kredyt.

- Jeśli konsument nie inwestował znaczących kwot na rynku finansowym i nie ma choć niewielkiego doświadczenia, może nie objąć swoim umysłem ryzyka takiego produktu. Czasami nawet tego ryzyka nie rozumie, gdy mu to ryzyko krótko wytłumaczymy - mówił Stanisław Adamczyk na seminarium naukowym w jednej z warszawskich szkół wyższych, gdzie prezentował swoją analizę. - Finansistom wydaje się, że wszyscy tak jak oni powinni być świadomi ryzyka walutowego - mówił wtedy.

Niespłacanie długów w bankach jest oczywiście także problemem dla samych wierzycieli. Na egzekucji komorniczej majątku w kredycie komornik zarabia nawet do 15 proc. jego wartości. Jest to stratą zarówno dla dłużnika, jak i banku.

Komisja Nadzoru Finansowego pod koniec ubiegłego roku opublikowała raport, w którym uznała za nieuzasadnioną ewentualną możliwość przewalutowania kredytów denominowanych we franku szwajcarskim na złotówki według kursu z dnia udzielenia kredytu. W raporcie tym napisano, że "łączna strata sektora bankowego z tytułu przewalutowania (różnica pomiędzy wynikiem zrealizowanym na koniec czerwca br. a wynikiem, jaki powstałby po przewalutowaniu) wyniosłaby 44,4 mld zł, przy czym poszczególne banki poniosłyby straty w wysokości od 0,1 mld zł do blisko 7,0 mld zł".

W raporcie Komisja stanęła wyraźnie po stronie banków, broniąc gigantycznych zysków ich zagranicznych akcjonariuszy. Jednym z argumentów KNF przeciwko przewalutowaniu kredytów jest "nierówne traktowanie klientów posiadających kredyt walutowy i złotowy" i straty dla polskiego państwa z tytułu konieczności dofinansowania "stratnych banków". Jest to błędne rozumowanie. Dlaczego państwo polskie ma gwarantować zyski i ceny akcji właścicieli banków? W gospodarce rynkowej przedsiębiorcy powinni płacić za swoje błędy. Szczególnie powinni za błędy zapłacić właściciele banków udzielających kredytów we franku, a nieinformujących o ryzyku kursowym zgodnie z najwyższym poziomem staranności zawodowej. W publikacji nie rozważano, co można zrobić z problemami klientów frankowych.

Do tej pory nadzór finansowy nie zauważał nierówności w pozycjach klient - bank przy zawieraniu umów na kredyty we franku szwajcarskim, a teraz reaguje na katastrofę finansową co najmniej nieadekwatnie. W mediach natomiast dyskutuje się na temat tego, czy państwo powinno pomagać frankowiczom. Sugeruje się również, że taka pomoc odbywałaby się kosztem podatników, którzy musieliby ponosić skutki ryzyka "kilku tysięcy frankensteinów".

Jest to typowy zabieg socjotechniczny. Za przewalutowanie kredytów we franku szwajcarskim nie zapłaciliby podatnicy, tylko akcjonariusze banków. Ich zapłata (czyli strata) nastąpiłaby wskutek spadku notowań ceny akcji na GPW lub innych giełdach, na których są notowane. Konieczność tworzenia dodatkowych rezerw na straty - z tytułu unieważnienia klauzul walutowych doprowadziłaby do "wyparowania części kapitału własnego" i wówczas - wobec spadku wskaźników wypłacalności - banki musiałyby zostać dokapitalizowane. Na pewien okres musiałby zmienić się kierunek przepływu strumieni pieniężnych, a w związku z tym banki i akcjonariusze zapomnieliby o sowitych dywidendach i trzeba byłoby przeprowadzić emisję akcji, aby podwyższyć kapitał. Wówczas Skarb Państwa mógłby nabyć znaczący pakiet ich akcji po korzystnej cenie. Ziściłoby to w pewnym stopniu postulaty części ekonomistów dotyczące "repolonizacji banków".

Ewa Tylus, Anna Raciniewska

...

Ochrona jest glownie bidnych bankow ... zagranicznych ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:41, 05 Mar 2014    Temat postu:

Restrukturyzacja a`la Chuck Norris. Czyli: jak bank może zniszczyć Ci życie.

Czy banki działające w Polsce powinny przestrzegać przepisów prawa? Choć pytanie wydaje się niedorzeczne dla osób spoza branży finansowej, bankowcom wydaje się, że są poza prawem.

No bo przecież taki na przykład Kodeks Cywilny, a więc najważniejszy akt prawny regulujący stosunki społeczno-ekonomiczne powstał w 1964 roku. Czyli prawie trzydzieści lat zanim na dobre pojawiły się w Polsce banki (w obecnej formie). Skoro tak – wydumali sobie niektórzy bankowcy – to nas on nie dotyczy… Czy to oznacza, że wobec niekompetencji, czy też nieodpowiedzialności banków jesteśmy bezbronni? Czy banki w swojej działalności mogą nie stosować się do prawa, które stanowią zapisy Kodeksu Cywilnego? Z pewnością tak być nie powinno. Ale w praktyce – spotykam się z tym co dzień.

Poniższe zarzuty wobec banków to efekt moich obserwacji branży, w której działam już ponad 20 lat. Dla lepszego zobrazowania problemu, w niniejszej publikacji odniosę się do porównania zawodu bankowca z innym zawodem publicznego zaufania: z lekarzem. W tym celu wykorzystam m.in. opracowanie znalezione w Internecie pt. „Odpowiedzialność karna, cywilna i zawodowa lekarza”, autorstwa doktora nauk medycznych magistra prawa Tomasza Jurka.

Lekarz słono płaci za błędy zawodowe. A co z błędami bankowców?

Nikt nie ma wątpliwości, jakie znaczenie ma dla życia i zdrowia pacjenta ma fachowa opieka medyczna. Za błędy medyczne lekarzowi grozi nawet odpowiedzialność karna. W cytowanym opracowaniu znalazłem m.in. tradycyjną definicję błędu (autorstwa Bolesława Popielskiego), którą można zastosować do każdej dziedziny:

„Błędem jest postępowanie (działanie bądź zaniechanie) wbrew podstawowym, powszechnie uznawanym zasadom współczesnej (aktualnej) wiedzy w danej dziedzinie.”

Spróbujmy przenieść powyższe na grunt bankowy. Jakie szkody może swojemu klientowi wyrządzić bank, poprzez nieprofesjonalne działanie; w tym: za ewidentny błąd zawodowy? Takim błędem z pewnością będzie wpakowanie klienta na minę w postaci toksycznego kredytu własnej produkcji (patrz: opcje walutowe, kredyt we frankach przy bardzo niskim kursie tej waluty wobec złotówki). Ale także wykazanie się pełną ignorancją przy ewentualnej restrukturyzacji zadłużenia. W ten sposób tysiące porządnych Polaków stało się bankrutami, a wielu przedsiębiorców musiało ogłosić upadłość (co było ze szkodą także dla ich pracowników i kontrahentów). Upadłości firm powodują również istotne straty dla gospodarki, a co za tym idzie - dla Skarbu Państwa. Pragnę zauważyć, że Kodeks Cywilny przewidział pewne działania szkodliwe społecznie, które z całą pewnością można przypisać bankom. Jednak, w praktyce, zdecydowana większość sporów sądowych klientów z bankami rozstrzygana jest na korzyść instytucji finansowych.

Trefne produkty banków

W jednej ze swoich publikacji pt. „Bank: przyjaciel, czy śmiertelny wróg przedsiębiorcy” (była też publikowana na WP.pl) wymieniam trzy najbardziej toksyczne produkty kredytowe banków. Są nimi wymienione wcześniej opcje walutowe i kredyty we frankach oraz kredyty w rachunku bieżącym udzielane podmiotom gospodarczym na 12 miesięcy. Intuicja podpowiada, że jeśli kredytobiorca, biorąc jeden z tych produktów, poniósł znaczące straty (być może nawet zbankrutował) pomimo przykładnego wywiązywania się z umowy kredytowej, to winą za powyższe należy obciążyć bank. Obecnie jednak całe piwo musi wypić klient, a nie bank – co przeczy podstawowej zasadzie bezpieczeństwa konsumenta. Czy coś na ten temat znajdziemy w Kodeksie Cywilnym? Oczywiście, że tak! Cytuję poniżej stosowne, obowiązujące obecnie zapisy K.c.:

„ Odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny Art.449`1 1. Kto wytwarza w zakresie swojej działalności gospodarczej (producent) produkt niebezpieczny, odpowiada za szkodę wyrządzoną komukolwiek przez ten produkt. (…) 3. Niebezpieczny jest produkt nie zapewniający bezpieczeństwa, jakiego można oczekiwać, uwzględniając normalne użycie produktu. (…)”

Nie znalazłem nigdzie dopisku „nie dotyczy banków”… Trzymając się wprost cytowanych powyżej zapisów: jeśli spłacamy kredyt zgodnie z umową i po pewnym czasie – wskutek wadliwości tego kredytu - wpadamy w ogromne problemy finansowe, z których nie da się wyjść i których nie mogliśmy przewidzieć – wina leży po stronie „producenta”, czyli banku. Dlaczego ten oczywisty fakt nie jest brany w Polsce pod uwagę? Bankowość to bodajże jedyna dziedzina gospodarki, gdzie winą za wady fabryczne towaru obciąża się wyłącznie klienta. Jak więc banki odżegnują się od winy się w opisanej sytuacji? Zawsze w ten sam sposób:

przecież widziały gały, co brały…

W ten sposób może się jednak wyłgać każdy producent trefnego towaru – klient przecież zakupu dokonał z własnej, nieprzymuszonej woli. Każdy produkt może mieć wady ukryte, ale zawsze odpowiada za nie producent, a nie konsument. Poza sytuacją, kiedy „producentem” jest bank.

Przejdźmy do kolejnego tematu, w którym bankom można dużo zarzucić. Mam na myśli restrukturyzację. Bankowcy uganiają się za klientami, którym można wcisnąć jakiś produkt kredytowy. Atakują z każdej pozycji, na dodatek udając wielką sympatię wobec upatrzonej ofiary. Stosunek pracowników tego banku, do klienta, który ma potem problem ze spłatą zobowiązania – a może się to zdarzyć niemal każdemu – ulega gwałtownemu ochłodzeniu. Bo kredyt trzeba spłacać i basta; bardzo rzadko pracownik banku „pochyla się” nad sytuacją klienta, aby mu pomóc znaleźć rozwiązanie. A tym rozwiązaniem jest fachowo przeprowadzona restrukturyzacja zadłużenia.

Procedury – wielka miłość i tarcza banków

Jak więc powinna wyglądać restrukturyzacja? Najprościej opisane jest tego typu działanie na stronie internetowej jednego z banków (nazwijmy go „Bankiem X”).

Cytuję: „Co zrobić jeśli masz problem ze spłatą kredytu? Bank – w wyniku ustaleń prowadzonych z kredytobiorcą – może proponować różne rozwiązania warunków spłaty kredytu, mające na celu jak najlepsze ich dopasowanie do możliwości klienta”.

Pięknie brzmi, nieprawdaż? Problem jest w tym, że ten sam bank ma w nosie problemy klienta i jeśli ten zgłasza się z prośbą o „dopasowanie spłaty kredytu do bieżących możliwości”, Bank X mówi – NIE, zasłaniając się „obowiązującym procedurami” lub „aktualną polityką”. Tylko, czy ukochane przez banki „procedury” mogą być sprzeczne z prawem polskim? Chodź odpowiedź jest oczywista to jak na razie, na to pozwalamy.

Jak faktycznie wyglądają „ustalenia prowadzone z kredytobiorcą”, mającym problem ze spłatą kredytu w banku, o którym mowa powyżej? Jest to

restrukturyzacja a`la Chuck Norris

Znacie ten kawał? Pan Bóg postanowił stworzyć świat w siedem dni. Chuck Norris dał mu trzy… Podobnie wygląda procedura bezwzględnej, „przyspieszonej” restrukturyzacji w Banku X. Nawet przy znaczących kwotach kredytu w rachunku bieżącym (może to być kredyt nawet na kilkaset tysięcy złotych), udzielonego przez ten bank przedsiębiorcy, Bank X daje kredytobiorcy na spłatę zobowiązania maksimum 24 miesiące. Nie bacząc na to, że może to doprowadzić do upadłości firmę, którą prowadzi kredytobiorca. Na dodatek bank ten w okresie restrukturyzacji znacząco podnosi marżę kredytu, nawet o 50%.

Jak się z tego typu działania tłumaczą pracownicy banku?

Sorry, takie mamy procedury…

Tu muszę nadmienić, że podobne sposoby „restrukturyzacji” można też znaleźć w paru innych bankach, Bank X nie jest tu niechlubnym wyjątkiem… Przeanalizujmy opisane działanie pod kątem zgodności z prawem polskim.

Zarzut numer 1. Opisane działanie banku jest niezgodne z Ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Cytuję:

„Art. 16. 1. Czynem nieuczciwej konkurencji w zakresie reklamy jest w szczególności: (…) 2) reklama wprowadzająca klienta w błąd i mogąca przez to wpłynąć na jego decyzję co do nabycia towaru lub usługi;”

Przecież potencjalny kredytobiorca, mając pełną wiedzę, w jaki sposób przeprowadzana będzie restrukturyzacja przez kredytodawcę, mógłby wybrać inny bank. Na przykład PKO BP, który niemal zawsze idzie klientom na rękę, współpracując z nimi aktywnie przy ustalaniu zasad restrukturyzacji dopasowanej do możliwości kredytobiorcy. Podobnie, bardzo przyjaźnie do swoich klientów nastawione są niedoceniane w Polsce banki spółdzielcze.

Zarzut numer 2. Opisane działanie banku jest niezgodne z zasadami współżycia społecznego. Jest to czyn niezgodny z prawem, o czym mówi Kodeks Cywilny. Cytuję:

„Art. 5. Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony.”

Jak to rozumieć? Przytoczę tu komentarz znaleziony w Internecie. Autora nie znam, ale trudno się nie zgodzić z jego opinią:

„Jest rzeczą oczywistą, iż od odpowiedzialności za szkodę nie może być zwolniony jej sprawca, tylko dlatego, że będzie powoływał się na przysługujące mu prawo podmiotowe i na działanie w ramach tego prawa, jeżeli działanie to było sprzeczne ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem prawa lub z zasadami współżycia społecznego.”

Niefachowo przeprowadzona restrukturyzacja może zakończyć się dla danej firmy katastrofą: upadłością firmy, utratą źródła dochodu przez przedsiębiorcę oraz jego pracowników, a nawet - bankructwem rodziny osoby (osób) prowadzących tę firmę. Nastąpi to w sytuacji, kiedy przedsiębiorca utraci płynność finansową z powodu zbyt wysokich obciążeń, związanych z obsługą kredytu po restrukturyzacji.

Zarzut numer 3. Opisane działanie banku jest ewidentnym błędem zawodowym, działaniem niezgodnym z wiedzą bankową.

Co na temat technik restrukturyzacji mówi aktualna wiedza bankowa? Tu pozwolę sobie oddać głos dr Krzysztofowi Czerkasowi, który jest niewątpliwie jednym z najwybitniejszych praktyków i zarazem teoretyków polskiej bankowości. W opracowaniu „Finansowanie inwestycji komercyjnych w Polsce”, autorstwa Krzysztofa Czerkasa, czytamy: „Restrukturyzacja przez bank kredytu może przybrać wiele form zależnych od specyfiki konkretnego projektu i formy prawnej przedsiębiorstwa. W ramach restrukturyzacji kredytu bank może zaproponować nowe warunki spłaty zadłużenia. Nowe warunki spłaty zadłużenia wobec banku mogą przewidywać: • Odroczenie terminu spłaty całości lub części należności bez jej redukcji; • Zmianę sposobu spłaty kredytu; • Obniżenie oprocentowania; • Zawieszenie naliczania odsetek od dnia podpisania porozumienia o restrukturyzacji zadłużenia i deklarację umorzenia, pod warunkiem spłaty przez kredytobiorcę bankowi pozostałej części zadłużenia; • Redukcję części lub całości odsetek; • Rezygnację z naliczania i dochodzenia odsetek za okres postępowania egzekucyjnego.”

Czy w tej sytuacji tego typu działanie banku – na dodatek wykonywane z pełną świadomością - nie powinno być tak samo karane, jak ma to miejsce przy błędach lekarskich?

To jeszcze nie koniec zarzutów wobec sposobu „restrukturyzacji” przeprowadzanych przez niektóre banki. Jak się okazuje, nie dość, że bank narzuca kredytobiorcy wyłącznie „przyspieszoną restrukturyzację”, której klient może nie przetrzymać, to na dodatek chce na nieszczęśniku więcej zarobić. Jak? Podnosząc znacząco oprocentowanie w stosunku do ustaleń zawartych w umowie kredytowej. Możemy w tej sytuacji postawić kolejny, bardzo poważny zarzut kredytodawcy: bank osiąga dodatkowy dochód w sposób nieuprawniony, tj. wykorzystując sytuację przymusową kredytobiorcy. A jest to także czyn niezgodny z prawem.

Zarzut numer 4. Opisane działanie banku ma znamiona wyzysku, zwanego potocznie „lichwą”.

Cytuję kolejny artykuł z Kodeksu Cywilnego:

„Art. 388. Przesłanki wyzysku § 1. Jeżeli jedna ze stron, wyzyskując przymusowe położenie, niedołęstwo lub niedoświadczenie drugiej strony, w zamian za swoje świadczenie przyjmuje albo zastrzega dla siebie lub dla osoby trzeciej świadczenie, którego wartość w chwili zawarcia umowy przewyższa w rażącym stopniu wartość jej własnego świadczenia, druga strona może żądać zmniejszenia swego świadczenia lub zwiększenia należnego jej świadczenia, a w wypadku gdy jedno i drugie byłoby nadmiernie utrudnione, może ona żądać unieważnienia umowy.”

Podaję jeszcze definicję „przymusowego położenia” w odniesieniu do kredytobiorców. „Przymusowe położenie „Przymusowe położenie jest sytuacją, w której kredytobiorca nie ma możliwości zawarcia umowy na dogodnych, równych warunkach. Przymusowa sytuacja może być wywołana poprzez naglący termin lub jakąś ważną okoliczność osobistą.” Opisane powyżej techniki z zakresie restrukturyzacji, wynikające ze stosowanych przez niektóre banki „procedur” to podawanie tonącemu brzytwy miast koła ratunkowego. Na dodatek – jest to czyn dokonywany z pełną świadomością. Być może tak sobie bankowcy kombinują: gość pewnie nie przetrzyma długo, to przynajmniej trochę jeszcze na nim zarobimy, dopóki nie padnie…

Jak długo będziemy na to pozwalać?

Czy maksyma znana z medycyny: „Primum non nocere”, nie powinna mieć zastosowania we wszystkich branżach, w tym przede wszystkim w przypadku wykonywania zawodu publicznego zaufania?

Krzysztof Oppenheim
Nieruchomości Boża Krówka

...

Tak . Szokujace jest to ze cwaniacy z bankow oszukuja zwyklych ludzi i ... wszystko w porzo !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:15, 01 Kwi 2014    Temat postu:

Wrobieni w kredyt

Każ­de­go roku w całej Pol­sce setki osób do­sta­ją we­zwa­nia do spła­ty po­ży­czek, któ­rych nigdy nie za­cią­ga­li. Nie­ste­ty wro­bić kogoś w kre­dyt nadal jest u nas dzie­cin­nie łatwo.

Je­le­nia Góra. Pan Woj­ciech i Pani Ste­fa­nia o tym, że mają do spła­ce­nia ja­kieś kre­dy­ty do­wie­dzie­li się od ko­mor­ni­ka, który sta­nął u ich drzwi. Jak się oka­za­ło bez ich wie­dzy ktoś za­cią­gnął na ich na­zwi­ska czte­ry po­życz­ki. Jedną na 12 tys. zł na pana Woj­cie­cha, po­zo­sta­łe trzy opie­wa­ją­ce na 23 tys. zł na jego part­ner­kę. Po­życz­ki za­cią­gnię­te były w Bie­la­wie, Ka­to­wi­cach, Gdań­sku i My­sło­wi­cach, choć w czę­ści tych miejsc je­le­nio­gó­rza­nie nigdy nawet nie byli. I choć po­cząt­ko­wo wy­glą­da­ło to jak głupi żart, sy­tu­acja wcale za­baw­na nie jest. Spra­wa tra­fi­ła do sądu. - Wal­czy­my, ale udo­wad­nia­nie, że nie je­ste­śmy wiel­błą­da­mi jest trud­ne i ab­sur­dal­ne - skar­ży się pan Woj­ciech.

Opole. O nie­za­pła­co­nym kre­dy­cie na kwotę bli­sko 10 tys. zł pan Ma­riusz także do­wie­dział się od ko­mor­ni­ka. Oka­za­ło się, że na jed­nym z po­pu­lar­nych ser­wi­sów au­kcyj­nych ktoś za­ku­pił elek­tro­ni­kę na raty, po­da­jąc w for­mu­la­rzy jego imię, na­zwi­sko, PESEL i numer do­wo­du oso­bi­ste­go. Tylko adres się nie zga­dzał, ale tym mało kto się prze­jął. Na pod­sta­wio­ny adres przy­cho­dzi­ły prze­sył­ki, a z cza­sem mo­ni­ty z banku i we­zwa­nia do za­pła­ty, które oszu­ści wy­rzu­ca­li do kosza. Gdy do­szło do wsz­czę­cia po­stę­po­wa­nia eg­ze­ku­cyj­ne­go o za­cią­gnię­tym kre­dy­cie do­wie­dział się praw­dzi­wy wła­ści­ciel na­zwi­ska.

Lu­blin. W po­dob­nej sy­tu­acji zna­lazł się pan Eliasz, re­zy­dent jed­ne­go z lu­bel­skich domów opie­ki spo­łecz­nej, choć w jego przy­pad­ku win­dy­ka­tor zdą­żył już zająć konto ban­ko­we. Po­ru­sza­ją­cy się na wózku eme­ryt za­pew­nia, że w życiu żad­nej po­życz­ki nie za­cią­gał, a mimo to de­cy­zją e-są­du zo­stał we­zwa­ny do za­pła­ty 1300 zł. Męż­czy­zna i jego bli­scy są zbul­wer­so­wa­ni całą spra­wą.

To tylko trzy hi­sto­rie, które w ciągu ostat­nich kil­ku­na­stu mie­się­cy zo­sta­ły na­gło­śnio­ne przez media. Wszy­scy bo­ha­te­ro­wie padli ofia­rą na­cią­ga­czy. Nie­ste­ty jak się oka­zu­je wzię­cie po­życz­ki na czy­jeś na­zwi­sko jest dzie­cin­nie pro­ste. Wy­star­czy imię, na­zwi­sko, PESEL i numer do­wo­du. W jesz­cze gor­szej sy­tu­acji znaj­dzie­my się, gdy zgu­bi­my dowód toż­sa­mo­ści, a ten wpad­nie w nie­od­po­wied­nie ręce. Każ­de­go roku w całej Pol­sce setki osób do­sta­je we­zwa­nia do spła­ty po­ży­czek, któ­rych nigdy nie za­cią­ga­li.

Od stro­ny praw­nej...

Co w sy­tu­acji gdy zo­sta­nie­my już po­sta­wie­ni przed fak­tem do­ko­na­nym, a do na­szych drzwi za­pu­ka ko­mor­nik? Czy kiedy np. zgu­bi­li­śmy dowód oso­bi­sty, a nie zgło­si­li­śmy tego faktu po­li­cji czy ban­ko­wi, je­ste­śmy na stra­co­nej po­zy­cji? Czy szan­se na obro­nę mamy tylko wtedy gdy do­peł­ni­li­śmy wszel­kich for­mal­no­ści? Nie­ko­niecz­nie. - Z punk­tu wi­dze­nia po­dej­mo­wa­nia czyn­no­ści for­mal­nych w celu obro­ny na­szych praw nie ma to istot­ne­go zna­cze­nia - uspo­ka­ja me­ce­nas Ma­ciej Kra­ko­wiń­ski z Kan­ce­la­rii Ad­wo­kac­kiej. - Wcze­śniej­sze za­wia­do­mie­nie po­li­cji uła­twi nam udo­wod­nie­nie, że to nie my za­cią­gnę­li­śmy kre­dyt - tłu­ma­czy i szcze­gó­ło­wo wy­ja­śnia, co na­le­ży w ta­kiej sy­tu­acji zro­bić.

- W oby­dwu przy­pad­kach naj­pierw trze­ba usta­lić u ko­mor­ni­ka, jaki tytuł wy­ko­naw­czy jest pod­sta­wą eg­ze­ku­cji ko­mor­ni­czej. Cho­dzi o ban­ko­wy tytuł eg­ze­ku­cyj­ny nada­ny przez sąd na pod­sta­wie ksiąg ban­ko­wych, który umoż­li­wia eg­ze­kwo­wa­nie rosz­czeń przez ko­mor­ni­ka. Obro­nę można pod­jąć przez zło­że­nie do sądu pozwu o po­zba­wie­nie ty­tu­łu wy­ko­naw­cze­go wy­ko­nal­no­ści, w któ­rym bę­dzie­my kwe­stio­no­wać za­war­cie przez nas umowy kre­dy­tu, a co za tym idzie obo­wiąz­ku za­pła­ty okre­ślo­nej sumy pie­nię­dzy. W po­zwie na­le­ży rów­nież sfor­mu­ło­wać wnio­sek o wstrzy­ma­nie eg­ze­ku­cji, ewen­tu­al­nie wnieść o za­wie­sze­nie po­stę­po­wa­nia eg­ze­ku­cyj­ne­go. Na nasz wnio­sek sąd po­wo­ła bie­głe­go gra­fo­lo­ga, który zwe­ry­fi­ku­je au­ten­tycz­ność pod­pi­sów - ob­ja­śnia me­ce­nas.

Czytaj dalej na stronie 2: złodzieje tożsamości...

- Można rów­nież zło­żyć za­ża­le­nie na po­sta­no­wie­nie o nada­niu klau­zu­li wy­ko­nal­no­ści. Tutaj ter­min wy­no­si sie­dem dni od mo­men­tu, w któ­rym do­wie­dzie­li­śmy się o fak­cie jej nada­nia. Dru­gim kro­kiem może być za­wia­do­mie­nie pro­ku­ra­tu­ry o po­dej­rze­niu po­peł­nie­nia prze­stęp­stwa. Wsz­czę­cie po­stę­po­wa­nia bę­dzie istot­nym sy­gna­łem dla sądu i ko­mor­ni­ka, świad­czą­cym o braku za­cią­gnię­cia przez nas kre­dy­tu - tłu­ma­czy Kra­ko­wiń­ski.

Sta­ty­sty­ki mówią same za sie­bie. W ubie­głym roku uda­rem­nio­no 6 286 prób wy­łu­dzeń kre­dy­tów na łącz­ną kwotę 308,1 mln zł. Tylko w czwar­tym kwar­ta­le ub.r. ta­kich prób było 1 860 (80,1 mln zł) - czy­ta­my w ra­por­cie In­fo­DOK Związ­ku Ban­ków Pol­skich. Re­kor­dzi­sta chciał wy­łu­dzić w woj. łódz­kim 5,1 mln zł. W sumie od 2008 r. udało się uda­rem­nić prze­stęp­stwa o war­to­ści 2 mld zł, któ­rych pró­bo­wa­no do­ko­nać przy po­mo­cy fał­szy­wych do­ku­men­tów.

Zło­dzie­je toż­sa­mo­ści

- Dzię­ki coraz po­wszech­niej­szej prak­ty­ce szyb­kie­go za­strze­ga­nia utra­co­nych do­ku­men­tów w ban­kach, wy­ko­rzy­sty­wa­nie cu­dzej toż­sa­mo­ści do wy­łu­dze­nia kre­dy­tu jest zde­cy­do­wa­nie trud­niej­sze. Pa­mię­taj­my, że licz­ba oszustw poza sys­te­mem ban­ko­wym jest nadal wie­lo­krot­nie wyż­sza niż tych, które do­ty­czą sa­mych ban­ków - po­wie­dział Krzysz­tof Pie­trasz­kie­wicz, pre­zes Związ­ku Ban­ków Pol­skich na kon­fe­ren­cji po­świę­co­nej wy­łu­dze­niom.

Powód jest jeden: po­ziom za­bez­pie­czeń. Choć w ban­kach jest on znacz­nie wyż­szy i trze­ba się na­mę­czyć, by wy­łu­dzić kre­dyt na czy­jeś na­zwi­sko (czę­sto ten pro­ce­der wy­ma­ga za­an­ga­żo­wa­nia osób trze­cich, peł­nią­cych rolę tzw. słu­pów), nie ozna­cza to, że jest to nie­wy­ko­nal­ne. Za prze­stro­gę niech po­słu­ży przy­pa­dek 41-lat­ka z Gdyni, któ­re­go po­li­cja za­trzy­ma­ła w maju ze­szłe­go roku.

Jak się oka­za­ło oszust kradł dane po­dob­nych do sie­bie męż­czyzn, a potem pod­szy­wa­jąc się pod nich, wy­ra­biał sobie do­wo­dy oso­bi­ste w urzę­dach na te­re­nie całej Pol­ski. Na ich pod­sta­wie za­cią­gał po­życz­ki, wy­łu­dza­jąc w ten spo­sób ponad 500 tys. zł. Pra­cow­ni­kom, któ­rzy ich udzie­la­li trud­no było się do­szu­kać pod­stę­pu w le­gal­nie wy­da­nym i nie wzbu­dza­ją­cym wąt­pli­wo­ści do­ku­men­cie toż­sa­mo­ści. Wpadł, kiedy wy­ra­biał ko­lej­ny dowód w Kiel­cach. Był na tyle za­sko­czo­ny, że nie po­tra­fił od­po­wie­dzieć na py­ta­nie o na­zwi­sko. Oka­za­ło się, że do swo­je­go pro­ce­de­ru wy­ko­rzy­sty­wał kil­ka­dzie­siąt toż­sa­mo­ści męż­czyzn z ca­łe­go kraju. Po­li­cjan­ci zna­leź­li u niego 115 do­wo­dów oso­bi­stych wy­sta­wio­nych na 47 na­zwisk.

W jaki spo­sób po­zy­ski­wał dane? Tu wy­ka­zy­wał się per­fi­dią. Dawał w lo­kal­nej pra­sie ogło­sze­nia o pracę, szu­ka­jąc męż­czyzn fi­zycz­nie po­dob­nych do sie­bie. Na­stęp­nie w trak­cie roz­mo­wy kwa­li­fi­ka­cyj­nej uda­wał, że pod­pi­su­je z nimi umowę wstęp­ną, spi­su­jąc wszyst­kie dane z do­wo­dów oso­bi­stych. W dal­szej ko­lej­no­ści upo­dab­niał się do ludzi z do­wo­dów i wy­ra­biał sobie na ich dane do­ku­men­ty toż­sa­mo­ści.

To jeden ze spo­so­bów. Jesz­cze ła­twiej jest wziąć kre­dyt z pa­ra­ban­ku, zwłasz­cza na sto­sun­ko­wo małe kwoty, gdzie pra­cow­ni­cy nie­zbyt szcze­gó­ło­wo spraw­dza­ją klien­tów. Ko­lej­ny "numer" to do­ko­ny­wa­nie za­ku­pów przez in­ter­net, jak miało to miej­sce w przy­pad­ku po­szko­do­wa­ne­go z Opola. Jak więc mo­że­my się za­bez­pie­czyć? Jest kilka spo­so­bów.

Nie daj się oszu­stom

W przy­pad­ku zgu­bio­ne­go do­ku­men­tu toż­sa­mo­ści w pierw­szej ko­lej­no­ści po­win­ni­śmy ten fakt zgło­sić. W tym celu po­wia­da­mia­my urząd gminy, pro­sząc jed­no­cze­śnie o wy­ro­bie­nie no­we­go do­ku­men­tu. Jeśli mamy po­dej­rze­nie, że zo­stał on skra­dzio­ny, zgła­sza­my ten fakt po­li­cji. Aby zwięk­szyć bez­pie­czeń­stwo klien­tów, Zwią­zek Ban­ków Pol­skich uru­cho­mił ogól­no­pol­ską bazę da­nych, z któ­rej ko­rzy­sta­ją banki oraz wiele in­nych firm, które pod­łą­czy­ły się do sys­te­mu, np. ope­ra­to­rzy te­le­ko­mu­ni­ka­cyj­ni, wy­po­ży­czal­nie sa­mo­cho­dów czy ho­te­le. W sys­te­mie Do­ku­men­ty Za­strze­żo­ne za­re­je­stro­wa­ło się już ponad 1,3 mln użyt­kow­ni­ków.

Do­ku­men­ty można za­strzec w każ­dej pla­ców­ce swo­je­go banku, a ten prze­ka­zu­je in­for­ma­cję wszyst­kim in­sty­tu­cjom zrze­szo­nym w sys­te­mie. Od 1 stycz­nia 2014 r. dzia­ła rów­nież jeden, wspól­ny numer do za­strze­ga­nia kart kre­dy­to­wych. Klien­ci ban­ków, któ­rzy utra­cą swoją kartę mogą ją za­blo­ko­wać dzwo­niąc pod 828 828 828. Numer dzia­ła przez całą dobę, za­rów­no w Pol­sce jak i poza gra­ni­ca­mi kraju.

Jeśli nie zgu­bi­li­śmy do­ku­men­tu toż­sa­mo­ści, a chce­my spraw­dzić czy przy­pad­kiem nikt na nasze na­zwi­sko nie za­cią­gnął kre­dy­tu w banku lub SKOK-u, mamy prawo raz na pół roku za­mó­wić bez­płat­ny ra­port na swój temat w Biu­rze In­for­ma­cji Kre­dy­to­wej. Na­le­ży jed­nak pa­mię­tać, że nie do­ty­czy on in­sty­tu­cji pa­ra­ban­ko­wych.

Na­le­ży przede wszyst­kim zwra­cać uwagę na to gdzie i komu po­wie­rza­my nasze dane. Nie­ste­ty nadal czę­stą prak­ty­ką jest zo­sta­wia­nie do­wo­dów pod za­staw w ośrod­kach np. spor­to­wych czy wy­po­ży­czal­niach. Jeśli tra­fi­my na nie­uczci­wą osobę mo­że­my mieć kło­po­ty. - Dane oso­bo­we są obec­nie cen­nym to­wa­rem - prze­strze­ga Woj­ciech Wie­wió­row­ski, ge­ne­ral­ny in­spek­tor ochro­ny da­nych oso­bo­wych.

>>>

Z drugiej strony SPRAWDZIC TOZSAMOSC OSOBY BIORACEJ KREDYT TEZ LATWO ! Dlaczego banksterzy nie wnikaja ? Bo nie zalezy im na tym !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:41, 06 Kwi 2014    Temat postu:

Kontrowersyjny bankowiec z Holandii znaleziony martwy

Schmittmann był krytykowany za swoją pracę w ABN Amro -

Były topowy bankowiec z Holandii został znaleziony martwy w swojej posiadłości w miejscowości Laren. W domu policja odkryła także zwłoki jego żony oraz córki. Z ustaleń funkcjonariuszy wynika, że doszło tam do "rodzinnej tragedii".

Jan Peter Schmittmann jest w Holandii postacią kontrowersyjną. 57-letni biznesmen był krytykowany za wzięcie wysokiej odprawy po upadku, a następnie nacjonalizacji banku Abn Amro.

Mężczyzna wraz z rodziną zostali odnalezieni martwi w swoim domu przez starszą córkę. Ta powiadomiła o dramacie policję. Z przekazanych przez funkcjonariuszy informacji wynika, że prowadzone są już czynności w celu ustalenia co tak naprawdę zdarzyło się w mieszkaniu holenderskiego biznesmena. Policja wykluczyła, że na śmierć rodziny mogły wpłynąć pieniądze, które kilka lat temu otrzymał Schmittmann.

...

I tyle mu przyszlo z tej kasy . Dlatego nigdy nie zazdrosccie im kasy . To sa biedni ludzie w niewoli chciwosci . Co z jego dusza teraz ??? Modlitwa post jalmuzna w jego intencji .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:11, 22 Maj 2014    Temat postu:

dr Maciej Krzak | Biznes.pl

Ryzykowne instytucje udające banki, czyli bankowość cienia

Reuters

Rola banków w gospodarce stopniowo słabnie od lat, gdyż wiel­kie przedsiębiorstwa już od dawna zastępują pożyczki bankowe poprzez emisje obligacji na rynku finansowym. Taka forma ze­wnętrznego finansowania jest tańsza od bankowego.

Jednak także małe i średnie firmy zaczynają omijać banki, a nawet zdarza się to konsumentom. Pomaga im w tym bankowość w cieniu: oprócz niższych kosztów obsługi pożyczek mogą liczyć na większą przychylność instytucji parabankowych.

Proces wydaje się przyśpieszać po globalnym kryzysie finanso­wym lat 2007-09, a przyczyną jest splot dwóch czynników. Pierw­szym są nowe regulacje w sektorze bankowym, których celem jest zapewnienie jego większego bezpieczeństwa, ale podwyższa­ją one koszty operacji, więc pogarszają jego pozycję konkurencyj­ną. Drugi to bezpośrednia konkurencja ze strony finansowych in­stytucji niebankowych. Te procesy zachodzą w trzech obszarach, z których dwa stanowią kanon klasycznej bankowości: udziela­nie kredytów i dokonywanie płatności. Trzecim jest handel in­strumentami finansowymi. Skoncentrujmy na się na pierwszym elemencie.

Nie istnieje jednoznaczna definicja bankowości w cieniu i ła­twiej jest określić, czym nie jest niż czym jest. Termin ukuto pier­wotnie, aby opisać działalność różnych struktur stworzonych przez wielkie banki, aby obejść regulacje bankowe i móc obracać mało zrozumiałymi i skomplikowanymi instrumentami, wykre­owanymi w procesie sekurytyzacji, czyli przekształcania zwy­kłych pożyczek w instrumenty o standardowej wielkości, którymi można handlować. Financial Stability Board (FSB - Rada Stabilno­ści Finansowej) [i] zalicza do bankowości w cieniu dowolny ro­dzaj pośrednictwa finansowego, który ma miejsce poza systemem bankowym, jest zatem bardzo pojemna.

Wydawałoby się, że bankowość w cieniu, od której zaczął się glo­balny kryzys finansowy w 2007 r. powinna stracić na znaczeniu po jego zażegnaniu. To wszak przez takie operacje w tarapatach znalazły się tak szacowne instytucje, jak Citigroup, Royal Bank of Scotland, Fortis czy Commerzbank. Nic jednak bardziej mylnego; rozwija się świetnie. W dużej mierze zawdzięcza to nowym regu­lacjom narzuconym na banki komercyjne, które mają sprawić, że będą bezpieczniejsze niż dotąd.

Na przykład, nowe zasady księgowania mają utrudnić przerzuca­nie ryzykownych aktywów do struktur nie włączonych do bilan­sów banków, takich jak SIV albo SPV [ii], a ściągały one środki z rynku finansowego poprzez emisje krótkoterminowych bonów komercyjnych po czym kupowały instrumenty pochodne oparte na różnego rodzaju kredytach w tym przede wszystkim hipotecz­nych. Teoretycznie były one oddzielnymi bytami od banków, ale w trakcie kryzysu bardzo szybko okazało się, że mogą przetrwać jedynie dzięki zastrzykom funduszy z macierzystych banków, które ostatecznie zostały zmuszone do ich przejęcia, aby swoim imieniem zagwarantować wypłacalność środków i powstrzymać nawałnicę wyprzedaży ich zobowiązań. Skala tych ratunków była tak ogromna, że same banki popadły w problemy z wypłacal­nością, a świadomi tego klienci pozbywali się obligacji i akcji tych banków. Co ważniejsze, banki muszą teraz utrzymywać znacznie więcej kapitału w relacji do aktywów - notabene, proces dokapita­lizowania nie zakończył się jeszcze w Europie (o czym pisałem ty­dzień temu). To oznacza, że mogą pożyczać mniej środków. W związku z nowymi regulacjami pojawiły się także silne bodźce do ograniczania długoterminowych kredytów, gdyż nowe regula­cje wymagają ich przynajmniej częściowego finansowania długo­terminowymi depozytami, a od nich trzeba płacić wyższą stopę procentową niż od depozytów krótkoterminowych, nie mówiąc już o nieoprocentowanych rachunkach bieżących.

Życie nie znosi próżni. Na opuszczony przez banki teren wkroczy­ły instytucje parabankowe, np. zarządzania aktywami, należące do dużych towarzystw ubezpieczeniowych, które bez pośrednic­twa banków udzielają kredytów przedsiębiorstwom. Towarzy­stwa ubezpieczeniowe, a szczególnie fundusze emerytalne, mają długoterminowe zobowiązania, bo odkłada się w nich na starość. Nie są regulowane jak banki, bo nie ubiegają się o licencje banko­we. Posunęły się one dalej i pośredniczą między inwestorami z wolnymi funduszami a firmami, które potrzebują kredytów a za usługi pobierają prowizję. Do tej grupy należą coraz popularniej­sze pożyczki zwane P2P, tzn. między podobnymi firmami. Ryzy­ko ponosi wtedy kredytodawca. Bezpośrednie udzielanie sobie kredytów rozwija się szybko, choć startuje z niskiej bazy; pojawi­ły się strony internetowe, gdzie dopasowuje się kredytodawców i kredytobiorców. Największa z nich, Lending Club, zdołała w 2013 udzielić pożyczek na kwotę 4 mld USD, dwukrotnie więcej niż w 2012.

FSB szacuje, że wszystkie formy pożyczania pieniędzy przez ban­kowość w cieniu stanowią około jednej czwartej wszystkich akty­wów finansowych, podczas gdy w bankach jest ich połowa cało­ści. Te dane nie obejmują firm ubezpieczeniowych i funduszy emerytalnych, a wtedy wolumen pożyczek w bankowości w cie­niu zbliży się do wolumenu w bankach.

Paradoksalnie, instytucjom regulacyjnym pasują bezpośrednie pożyczki pod pewnymi względami, obie strony bowiem zawiera­ją kontrakt między sobą, zatem inwestorzy będą musieli wziąć stratę na siebie w wypadku niewypłacalności dłużnika. System fi­nansowy nie byłby nią obciążony. Pośrednik jedynie administru­je portfelem kredytów imieniu inwestorów za co pobiera opłatę, ale nie ponosi ryzyka kredytowego w odróżnieniu od banku, który przecież zawiera oddzielne umowy z oszczędzającymi (de­pozyt) i pożyczkobiorcami (kredyt), kiedy pośredniczy między nimi. Statystyki wskazują również, ze formy bankowości w cie­niu, które najbardziej martwią regulatorów czyli kredytowanie przy pomocy różnych pozabilansowych wehikułów, powoli zani­kają. Sugeruje to, że system finansowy jest regulowany we właści­wym kierunku pod względem okiełznania ryzyka, ale czy tak jest istotnie okaże się dopiero z czasem.

[i] FSB powołano do życia w kwietniu 2009 jako następcę Finan­cial Stability Forum, które zostało założone przez ministrów fi­nansów i prezesów banków centralnych G7, zrzeszającej najwięk­sze rozwinięte gospodarki świata.

[ii] SIV - Special Investment Vehicle, SPV - Special Purpose Vehic­le. Tak na ogół określano twory, przy których pomocy banki po­zbywały się kredytów hipotecznych w procesie ich sekurytyzacji.

...

FSB SmileSmileSmile Nazwa mowi sama za siebie . Granica miedzy powazna bankowoscia a piramidami finansowymi juz dawno sie zatarla .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:35, 05 Cze 2014    Temat postu:

Raport: praca w banku to stres .

Praca w banku jest źródłem stresu, który wywołują: wielozadaniowość, złe relacje z przełożonymi, rotacja na stanowiskach - uważają pracownicy banków przebadani na zlecenie m.in. Solidarności. Niemal co trzeci ankietowany korzystał z pomocy psychologa.

Wyniki badań pracowników banków przedstawiono w czwartek na konferencji zorganizowanej w siedzibie śląsko-dąbrowskiej Solidarności.

Raport powstał m.in. na zlecenie Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność. Badania były prowadzone od października ubiegłego roku do maja tego roku, na terenie całego kraju. Na pytania odpowiadało ok. 1,1 tys. osób zatrudnionych w bankach, w których znajdują się zakładowe i międzyzakładowe organizacje związkowe, głównie "S".

- Ponad 90 proc. badanych pracowników banków odpowiedziało, że praca jest dla nich dużym źródłem stresu - powiedział autor raportu dr Mateusz Warchał z firmy specjalizującej się w psychologii pracy i doradztwie. Dodał, że wśród czynników stresogennych wymieniali m.in. wielozadaniowość, pogorszenie relacji przełożony-podwładny, fluktuację zatrudnienia, brak identyfikacji z firmą oraz duże naciski na efekty finansowe.

Badani wskazywali, że w związku ze stresem w pracy 80 proc. z nich odczuwało dolegliwości psychosomatyczne a ok. 30 proc. skorzystało z porad psychologów i lekarzy psychiatrów. Wśród innych oznak trudnej sytuacji w pracy wymieniano zmęczenie, brak satysfakcji i motywacji do pracy. Tylko 2 proc. - jak poinformował autor raportu - oceniło atmosferę w pracy jako "dobrą" (pozostali ocenili ją jako "poprawną" lub "złą").

Jak mówił Warchał, celem raportu jest zwrócenie uwagi pracodawców na ten problem. - Sektor usług i banków kładzie szczególny nacisk na wyniki finansowe, stąd inwestor czy pracodawca też są zestresowani i tego stresu nie unikniemy. W tym wypadku tracą jednak obie strony, ponieważ przedłużający się stres, jeśli jest zbyt silny i długo się utrzymuje, może prowadzić do wyniszczenia organizmu i chorób oraz zmniejszenia efektywności w pracy - powiedział.

Według uczestników konferencji sytuacja pracowników branży bankowej zaczęła się zmieniać wraz z nadejściem kryzysu ekonomicznego. - Od momentu kiedy mamy do czynienia z kryzysem światowym, sytuacja pracowników bankowości pogorszyła się znacznie. Wcześniej takich skarg na standardy pracy nie było aż tyle - powiedział PAP przewodniczący Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność Alfred Bujara.

Zdaniem dyrektora zespołu prasowego Związku Banków Polskich dr. Przemysława Barbricha, pracownicy sektora bankowego lubią swoją pracę a banki dbają o pracowników. - Oczywiście, jak przy każdego rodzaju pracy jaką wykonujemy, jest ona związana z określonym stresem i na pewno ten kryzys panujący w USA czy w Europie - bo nie w Polsce, w której nie mamy do czynienia z kryzysem - może wpływać na jakąś niepewność wśród pracowników. Nie przesadzałbym jednak, że w porównaniu z innymi branżami ten stres w bankowości jest większy - powiedział.

Barbrich dodał, że w środowisku bankowym od bardzo długiego czasu utrzymywany jest stały poziom zatrudnienia a praca w sektorze bankowym należy do jednej z "najbardziej stabilnych na rynku". - Jeśli nawet zdarzają się fluktuacje, to one wynikają raczej z konsolidacji na rynku bankowym (łączenia się banków), wtedy część pracowników, która w danym momencie traci pracę najczęściej znajduje ją w innych instytucjach - bankowych, gospodarczych, czy samorządowych - dodał Barbrich.

W raporcie pracownicy bankowości wskazali też dobre strony pracy w tej branży, są to m.in.: podnoszenie kwalifikacji zawodowych, liczne szkolenia.

Organizatorami konferencji, podczas której zaprezentowano raport "Stres w bankach", są: region śląsko-dąbrowskiej Solidarności, Krajowy Sekretariat Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność, Centrum Badawcze Społecznego Dialogu Pracy Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

...

Jak widzicie banki to nie biznes dla pracownikow . Tylko dla zarzadow i wlascicieli .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:37, 07 Paź 2014    Temat postu:

W. Brytania: pierwszy bankier przyznał się do manipulacji stopą Libor

Wysoki rangą pracownik jednego z bry­tyjskich banków przyznał się do uczestnictwa w manipulacjach mających na celu zaniżanie lub zawyżanie międzybankowej stopy procentowej LIBOR - poinformowała telewizja BBC. To pierwszy taki przypadek w Wielkiej Brytanii.

LIBOR (London Interbank Offered Rate) to stopa procentowa ofe­rowanych depozytów i kredytów na rynku międzybankowym w Londynie. Jest wyznaczany dla różnych walut np. dolara, fran­ka, jena i w wielu przypadkach stanowi podstawę do ustalania oprocentowania kredytów. Dlatego też pełni istotną rolę w świa­towym systemie finansowym.

Źródła informacji nie zdradzają tożsamości bankiera ani nazwy banku, w którym był on zatrudniony.

Ujawniony przypadek przyznania się jednego z bankierów do manipulowania wskaźnikiem jest pierwszym w Wielkiej Bryta­nii. Wcześniej do udziału w manipulacjach przyznało się dwóch bankierów w USA.

W raporcie z września 2012 roku brytyjski rząd oszacował, że wartość transakcji zawartych w powiązaniu ze stopą LIBOR mogła wynieść 800 bln funtów.

Według niektórych źródeł, manipulacje stopą LIBOR mogły mieć miejsce nawet od początku lat 90. XX wieku. Afera ujrzała światło dzienne w 2012 roku, a pierwszą ofiarą stał się Bank Barclays, który musiał zapłacić łącznie ponad 400 mln dolarów kar nałożo­nych przez brytyjskie i amerykańskie władze.

W kolejnych miesiącach śledztwo w sprawie manipulacji zaowo­cowało karami nałożonymi na szereg innych banków i instytucji finansowych, m.​in. UBS, RBS, Deutsche Bank, JP Morgan czy Lloyds.

...

I to sa wlasnie banksterzy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:45, 24 Paź 2014    Temat postu:

Reporter Polski

Lichwa

Pan Jan, 78-letni mężczyzna, 13 lat temu podżyrował sąsiadce pożyczkę - 700 złotych. Trzy miesiące później dostał wezwanie do zapłaty. Sąsiadka terminowo wpłaciła bowiem tylko pierwszą ratę. Kolejne dwie wpłacone zostały po terminie. Okazało się, że pożyczkodawca naliczał 7 proc. odsetek dziennie za każdy dzień zwłoki w spłacie pożyczki, a kwota, która wpłynęła od sąsiadki pana Jana została zaksięgowana jako odsetki, a nie spłata kapitału. W konsekwencji – komornik zajmował z emerytury pana Jana i jego sąsiadki po ok. 300 zł miesięcznie. Mimo to – dług nie malał, lecz powiększał się. Po kilku latach spłaty przedstawiono p. Janowi, że jego dług wobec firmy – pożyczkodawcy wynosi blisko 100 tys. złotych. Wierzyciel zażądał licytacji mieszkania i eksmisji starszego pana.

...

Tak jak przed wiekami . Co ja mowie gorzej .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:13, 04 Lis 2014    Temat postu:

Pobicie wiceszefa KNF związane ze sprawą SKOK Wołomin?

Dwóch spośród trzech mężczyzn podejrzanych o ciężkie pobicie wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego Wojciecha Kwaśniaka zostało aresztowanych - dowiedziała się PAP w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Mokotów. Według nieoficjalnych informacji Radia ZET pobicie miało związek z decyzjami prezesa KNF względem SKOKU Wołomin.

- Trzem mężczyznom postawiono zarzuty związane z pobiciem zastępcy przewodniczącego KNF. Dwaj z nich zostali tymczasowo aresztowani. Bliższych informacji na ten moment nie mogę udzielić - powiedział szef mokotowskiej prokuratury Paweł Wierzchołowski.

Śledztwo w tej sprawie trwa od kwietnia 2014 roku. Trzej mężczyźni pod koniec października usłyszeli zarzuty czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego oraz naruszenia ciała. Grozi za to od roku do lat 10 pozbawienia wolności.

Śledczy nie ujawniają innych szczegółów sprawy. Według nieoficjalnych informacji Radia ZET pobicie Kwaśniaka w maju tego roku miało związek z decyzjami prezesa KNF względem SKOKU Wołomin - w trakcie audytu przeprowadzonego przez Komisję wyszło na jaw, że SKOK Wołomin miał udzielać kredytów pod zastaw działek o znacznie niższej wartości niż kwota pożyczki. Później te kredyty nie były spłacane.

- Śledztwo jest kontynuowane, w tym tygodniu wykonywane będą kolejne czynności dowodowe. Mając na uwadze dobro niniejszego śledztwa oraz konieczność zapewnienia prawidłowego toku postępowania na obecnym etapie żadne dodatkowe informacje dotyczące tej sprawy nie będą udzielane" - powiedział PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak.

Pod koniec października sąd aresztował prezesa SKOK Wołomin Mariusza G. i wiceprezesa Mateusza G. Mężczyźni zostali zatrzymani na polecenie Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wlkp. W ramach śledztwa w sprawie działania na szkodę kierowanej przez nich firmy. Usłyszeli zarzuty działania na szkodę SKOK Wołomin oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej w latach 2009-14, której celem było uzyskiwanie pożyczek i kredytów z tej kasy przez podstawione osoby. Grozi im do ośmiu lat więzienia.

Według śledczych za wiedzą podejrzanych podstawione osoby przedkładały podrobione zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości zarobków oraz akty notarialne stanowiące zabezpieczenie pożyczek i kredytów na nieruchomościach o znacznie zawyżonej wartości. To pozwalało uzyskiwać wysokie kredyty i pożyczki. Według prokuratury w ten sposób podejrzani są współodpowiedzialni za zaciągnięcie ponad 200 pożyczek na łączną kwotę ponad 300 mln zł, czym działali na szkodę SKOK Wołomin.

Podejrzani nie przyznali się do winy i zaprzeczyli, aby brali udział w tym procederze. Sprawą tzw. słupów, czyli osób, na które wyłudzano pożyczki ze SKOK Wołomin zajmuje się Prokuratura Warszawa–Praga.

Członkowie zarządu SKOK Wołomin zatrzymani

47-letni Mariusz G. i 35-letni Mateusz G. są kolejnymi podejrzanymi w śledztwie dot. działalności zarządu tej kasy. Postępowanie prowadzi od kilku miesięcy Prokuratura Okręgowa w Gorzowie. W kwietniu gorzowski sąd aresztował wiceprezes SKOK Wołomin Joannę P. i mężczyznę związanego z tą instytucją. Oboje nadal przebywają w areszcie.

Joanna P. usłyszała wówczas zarzut działania na szkodę firmy, natomiast druga z osób – Piotr P. ma zarzut udziału w wyłudzaniu kredytów. Obojgu zarzucono też udział w zorganizowanej grupie przestępczej, Piotr P. dodatkowo jest podejrzany o kierowanie grupą. Aktualnie zarzuty w tej sprawie usłyszało 41 osób.

Śledztwo zostało wszczęte w maju 2013 roku, po tym jak podczas innego postępowania dot. wyłudzenia kredytów z gorzowskiego oddziału PKO ustalono, że wielomilionowe kredyty wyłudzano także ze SKOK Wołomin. Dotychczas w tym śledztwie prokuratura ustaliła, że kredyty SKOK Wołomin wypłacał na podstawie nierzetelnej dokumentacji, przez co osoby zarządzające firmą działały na jej szkodę.

...

Co to za banksterzy ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:17, 04 Lis 2014    Temat postu:

Banatrix - mBank i Związek Banków Polskich ostrzegają przed wirusem, który podmienia numer konta bankowego

Cyberprzestępczość - Reuters

Banatrix to nowa odmiana złośliwego oprogramowania, którego działania wymierzone są w klientów banków korzystających z bankowości internetowej. Jego zadaniem jest podmiana numerów kont bankowych, jakie pojawią się w przeglądarce internetowej uruchomionej na zainfekowanym komputerze - w ten sposób może dojść do przelania środków na rachunek podstawiony przez przestępców.

Nowe zagrożenie dokładnie opisał na początku września CERT Polska, opisując je jako ewolucję oprogramowania VBKlip i nadając roboczą nazwę Banatrix. Praca VBKlip polegała na podmianie numeru konta bankowego skopiowanego do schowka np. za pomocą komendy ctrl+c - w ten sposób internauta chcący wykonać przelew, kopiował dane z faktury i do danych przelewu wklejał już podstawiony przez hakerów numer.

Banatrix nie opiera się już na schowku systemowym Windows, a zamiast tego przeczesuje zawartość aktualnie wyświetlanej w przeglądarce internetowej strony [link widoczny dla zalogowanych] (zagrożenie dotyczy wszystkich przeglądarek działających w systemie Windows). Jeśli trojan znajdzie ciąg cyfr odpowiadających numerowi konta bankowego, podmienia je na podstawione.

Banatrix - czy jestem zagrożony?

Realność zagrożenia potwierdził komunikat Związku Banków Polskich z dnia 7 października, a wczoraj swoich klientów ostrzegał przed nim mBank. Na szczęście od czasu zweryfikowania zagrożenia 41 z 55 antywirusów już jest w stanie je wykryć. Ze strony użytkownika wskazane jest uważne sprawdzanie danych przy zatwierdzaniu operacji kodem zabezpieczającym. Jeśli na tym etapie zauważymy, że numer konta został podmieniony, mBank zachęca do skorzystania ze swojej infolinii (0801300800 lub 0426300800), a CERT do zgłaszania zdarzenia wraz z podaniem podstawionego numeru konta bankowego - prawdopodobnie założonego przez przestępców na podstawioną osobę - informacja o tym i zablokowanie go pozwoli na uchronienie mniej ostrożnych internautów.

...

Uwazajcie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:07, 18 Lis 2014    Temat postu:

Gazeta Bankowa

Bankructwo cywilizowane

Państwo wbrew stanowisku banków ułatwia konsumentom totalnie zadłużonym ogłoszenie kontrolowanej upadłości.

Pani Katarzyna z Podkarpacia samotnie wychowująca niepełnosprawnego nastoletniego syna, w 2008 r. zaciągnęła kredyt w wysokości 80 tys. złotych na mieszkanie, denominowany we frankach szwajcarskich. Dziś jej zadłużenie przekroczyło 140 tys. zł, a ona nie jest już w stanie go spłacić, bo straciła pracę w jedynym większym zakładzie w swojej okolicy. Na pomoc banku kobieta nie ma co liczyć, bo to tam namówiono ją na franka, ale liczy na nowe przepisy o upadłości konsumenckiej, które pozwoliłyby jej wyrwać się z pętli długów i zacząć życie od nowa.

- Gdyby ta pani żyła w Stanach Zjednoczonych albo w Wielkiej Brytanii, prawdopodobnie bank zabrałby jej mieszkanie, za to ona zostałaby bez długu. Ale żyje w Polsce, więc może stracić mieszkanie, a gdy będzie ono mniej warte niż dług, kredyt i tak będzie musiała spłacić. Takie jest prawo, które lepiej zabezpiecza interesy banku niż klienta - mówi Paweł Dobrowolski, ekonomista biorący udział w pracach nad nowelizacją ustawy o upadłości konsumenckiej. - Nowe prawo upadłościowe było konieczne. Bo mamy w miarę nowoczesny system kredytowy, pozwalający konsumentowi zadłużać się. Jednak do tej pory, gdy ten konsument stawał się niewypłacalny, zderzał się z XIX-wiecznymi w swej istocie przepisami o upadłości konsumenckiej, których celem było karać dłużników i likwidować ich majątek, by jak najpełniej zaspokoić wierzycieli. To absurd, który de facto szkodził państwu - dodaje ekonomista.

Ciasna furtka do upadłości

Otwarta pięć lat temu furtka dla Polaków do formalnego ogłoszenia upadłości konsumenckiej okazała się bardzo ciasna i niewielu zdołało przez nią przejść. Na kilka tysięcy złożonych w sądach wniosków formalnie "zbankrutowało" ledwie 60 osób. Bo szansę na przychylny wyrok sędziego miał tylko ten, kto po pierwsze dysponował własnym majątkiem nieobciążonym hipoteką, i po drugie - komu garb długów wyrósł z powodów od niego niezależnych, czyli np. ciężkiej choroby albo oszustwa, którego padł ofiarą. W drodze inicjatywy poselskiej zaproponowano zmianę przepisów, które w praktyce kompletnie się nie sprawdzały.

- W porównaniu do starej ustawy to rewolucja - mówi mec. Adam Sójka z poznańskiej kancelarii upadłośćkonsumencka.pl. - Ponad 90 proc. osób zgłaszających się do naszej kancelarii w celu przeprowadzenia procesu upadłościowego według starych przepisów, nie spełniało jej warunków. Głównie chodziło o wymóg posiadania majątku. Innymi słowy dłużnik, aby móc ogłosić upadłość, musiał posiadać własny majątek na pokrycie niemałych opłat związanych z postępowaniem upadłościowym oraz z tzw. ubóstwem masy. Gdy dłużnik nie miał takiego majątku, albo miał np. nieruchomość, ale z hipoteką, sąd z automatu oddalał wniosek bankruta - dodaje mec. Sójka. - To był grzech główny starej ustawy, który czynił z niej fasadę. Nieżyciowych było jeszcze kilka innych warunków, w tym długi okres planu spłaty i nieuchronność utraty dachu nad głową. Przez to wielu dłużników spychanych było na margines życia społecznego, do szarej strefy, a w najlepszym wypadku na emigrację. Nie korzystał na tym nikt, ani państwo, ani obywatel, no może jedynie wierzyciele - dodaje prawnik.

Ustawodawca usunął więc zaplątanym w długi obywatelom największe kłody spod nóg na drodze do odzyskania wypłacalności. Do tego uproszczone zostały procedury, kilkukrotnie obniżono opłatę sądową, a w wyjątkowych sytuacjach będzie można ją umorzyć. - Ta zmiana prawa oznacza duży postęp, ale nie naprawia wszystkiego - uważa Dobrowolski. - Banki wciąż mają znaczną przewagę nad polskim klientem, przede wszystkim w kwestii ryzyka. To klient ponosi ryzyko wzrostu oprocentowania kredytu, spadku wartości mieszkania. Klient staje się swoistym bankowym niewolnikiem. Przykład? Zadłużona w banku para rozwodzi się i mimo deklaracji, że jedno z małżonków przejmuje dług, bank może nie zwolnić z długu współmałżonka. Ba, sędzia da rozwód, nawet kościół, ale nie bankier. Ten woli mieć obie osoby na haczyku - dodaje ekonomista.

To duży problem i też wymaga zmian. Ale na to potrzeba czasu, bo opór bankowej materii wciąż jest duży i na kompleksowe zmiany, adekwatne do dzisiejszych czasów, nie ma jeszcze zgody. Dzięki dawkowaniu zmian w prawie upadłościowym, projekt gładko przeszedł przez parlament. Ustawa trafiła na stół Prezydenta RP, który podpisał ją na początku września, co oznacza, że po trzech miesiącach, czyli jeszcze w tym roku, zacznie ona obowiązywać. A więc jeszcze przed Bożym Narodzeniem szansę na upadłość konsumencką uzyska każdy niewypłacalny dłużnik, o ile "nie zadłużył się ponad swe możliwości z rażącej niedbałości bądź z premedytacją".

Bankom nie w smak

Zmiana przepisów o konsumenckiej upadłości bulwersuje środowisko bankowe. Związek Banków Polskich skrytykował wiele zapisów. Za nieuzasadnione uznał skrócenie maksymalnego okresu wykonywania planu spłaty wierzycieli przez dłużnika z pięciu do trzech lat. To swoisty okres próby - przekonywali parlamentarzystów przedstawiciele ZBP. - Zadłużony konsument wywiązując się w tym czasie z zobowiązań ma przekonać o swojej solidności. Dopiero rezultatem tego ma być umorzenie niewykonanych zobowiązań - grzmieli obrońcy starych przepisów. Ale trudno w tym nie dostrzec prostej kalkulacji ekonomicznej wierzycieli. Wszak przez pięć lat można "wycisnąć" z dłużnika większą kwotę niż w ciągu trzech. Finansistom nie spodobało się też dwukrotne wydłużenie (do 24 miesięcy) okresu pokrywania z funduszu masy upadłości czynszu na wynajem mieszkania dla dłużnika, w przypadku gdyby jego dotychczasowe mieszkanie zostało sprzedane na spłatę długów, co pod rządami nowej ustawy wcale nie będzie takie oczywiste. Banki i firmy pożyczkowe obawiają się, że doprowadzi to do zbyt dużego "uszczuplenia masy upadłości" i powiększenia ich straty.

Ale to nie wszystko. Ułatwienie konsumentom procesu bankrutowania oznacza dla banków więcej pracy i być może spadek zysków. Teraz bankowcy wnikliwiej będą musieli prześwietlać klientów, którzy przyjdą pożyczyć pieniądze. To oznacza wzrost kosztów i prawdopodobny spadek liczby udzielonych kredytów. Zresztą nowe prawo upadłościowe odbije się na puli już udzielonych kredytów. Eksperci zapowiadają, że w najbliższym roku wzrośnie liczba niespłacanych kredytów hipotecznych, więc banki pod presją liberalizacji prawa upadłościowego, zechcą się ich pozbywać, żeby ograniczyć straty. A ponieważ wiele kredytowanych mieszkań już dziś jest mniej warta niż kredyt, za jaki kupili je kredytobiorcy, masowa wyprzedaż upadłościowa może te spadki jeszcze pogłębić.

Przedstawiciele banków i firm pożyczkowych zaproponowali, aby umożliwić zadłużonemu konsumentowi zawarcie układu z wierzycielami już na samym początku postępowania. Zdaniem bankierów pozwoliłoby to zmniejszyć wydatki ponoszone w toku upadłości i uniknąć uszczuplenia funduszów masy upadłości. Ale taka propozycja nie przekonuje zwolenników liberalizacji. Zawieranie układu na wczesnym etapie postępowania upadłościowego może nie być korzystne dla dłużników, bo takie układy bez ingerencji sądów mogą skończyć się zawarciem "porozumienia" pod dyktando największego wierzyciela, którym jest zazwyczaj bank. Jak to w praktyce może działać, przekonała się Magdalena Hodak. Jej bank dążył do podpisania "ugody", która de facto podwyższała jej zobowiązanie, pod presją licytacji jej domu za trzy czwarte wartości - o 15 proc. kosztów komorniczych.

W sukurs bankom i firmom pożyczkowym idzie prof. dr hab. Feliks Zedler, kierownik Katedry Prawa Prywatnego SWSP, twórca starej ustawy o upadłości konsumenckiej. W wywiadach prasowych podkreśla niebezpieczeństwa związane z liberalizowaniem konsumenckiego prawa upadłościowego, twierdząc, że umarzanie kosztów postępowania będzie dużym obciążeniem dla budżetu państwa, a tym samym dla kieszeni podatników. Poza tym, zdaniem prof. Zedlera, nowe prawo upadłościowe stwarza okazję do nadużyć i zamieni postępowanie upadłościowe wobec osób fizycznych w "umarzalnię zobowiązań". - Może też sprzyjać kształtowaniu się w części społeczeństwa nieodpowiedzialnych postaw w sprawach finansowych - ostrzega prof. Feliks Zedler.

Obaw tych nie podziela pani Katarzyna z Podkarpacia. - Po pierwsze, oddłużenie nie jest dostępne dla lekkomyślnego dłużnika, po drugie, nie wszystkie długi są zawinione przez dłużnika i nie można dodatkowo go za nie karać. Szczególnie dzieci, które w tym kraju długi dostają w spadku - przekonuje pani Katarzyna.

Jest jeszcze jeden argument. Wątpliwy przykład, jaki daje państwo, kiedy samo bezkarnie zadłuża się ponad miarę, a obywatelowi nie pozwala…

Longina Grzegórska-Szpyt

...

Tracicie dom A ODSETKI I TAK TRZEBA PLACIC !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy