Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Bohaterowie walki zbrojnej o Polskę po II wojnie.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:34, 26 Lut 2017    Temat postu:

Pobiegli Tropem Wilczym

Jakub Jałowiczor
dodane 26.02.2017 13:50

Zwycięzca biegu na 1963 m
Jakub Jałowiczor /FotoGość
zobacz galerię

Z okazji Dnia Żołnierzy Wyklętych w parku Skaryszewskim odbył się Bieg Tropem Wilczym. Dystans jednego z wyścigów - 1963 m - upamiętniał datę śmierci ostatniego partyzanta, Józefa Franczaka.

– To znakomity bieg, bo pokazuje zaangażowanie całej rodziny – mówił do zebranych w parku Skaryszewskim Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej. Przypomniał, że w zeszłym roku w biegu brało udział ponad 40 tys. osób, w tym roku jest to blisko 60 tys. „na wszystkich kontynentach”.

Z okazji zbliżającego się Dnia Żołnierzy Wyklętych w praskim parku odbyło się kilka wyścigów: na 5 km, 10 km, a także na 1963 m. Ta ostatnia liczba ma upamiętniać datę śmierci ostatniego żołnierza wyklętego, Józefa Franczaka „Lalka”. Mimo nieprzyjemnej chwilami pogody biegi przyciągnęły tłum warszawiaków. Wiele osób przyszło z dziećmi. Pojawili się także członkowie grup rekonstrukcji historycznej. Wszyscy uczestnicy dostali koszulki z wizerunkami wyklętych, a po biegu także medale.

– Biegną z nami także żołnierze amerykańscy, którzy stacjonują po raz pierwszy od wielu, wielu dziesiątków lat na polskiej ziemi i chcą się przyłączyć do tego wielkiego biegu pamięci o niezłomnych. Chcą się przyłączyć tak, jak przyłączyli się do polskiego wojska, by ramię w ramię bronić naszej niepodległości – mówił szef resortu obrony. Później wziął udział w nagraniu programu „Teleranek”, podczas którego opowiadał najmłodszym o żołnierzach wyklętych.

Organizatorem Biegu Tropem Wilczym jest Fundacja Wolność i Demokracja. Celem wydarzenia jest krzewienie wiedzy i umacnianie pamięci o partyzantach antykomunistycznego powojennego podziemia. Tegoroczny bieg odbywa się w 240 miejscowościach w Polsce oraz poza granicami kraju. Nazwę wydarzenia zainspirował wiersz Zbigniewa Herberta „Wilki” poświęcony członkom powojennego podziemia antykomunistycznego.

Bieg jest jednym z wydarzeń towarzyszących przypadającemu 1 marca Narodowemu Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Święto jest obchodzone od 2011 r.

..

Wreszcie normalnosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:00, 27 Mar 2017    Temat postu:

Kapelan AK, żołnierz niezłomny

Jan Hlebowicz
dodane 27.03.2017 16:40


Modlitwie w intencji ks. Józefa Zator-Przytockiego przewodniczył abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański
Jan Hlebowicz /Foto Gość
zobacz galerię

Doczesne szczątki ks. płk. Józefa Zator-Przytockiego zostały przeniesione do Krypty Kapłanów Gdańskich w bazylice Mariackiej - miejsca spoczynku zasłużonych duchownych archidiecezji gdańskiej. Modlitwie przewodniczył abp Sławoj Leszek Głódź.

W bazylice Mariackiej w Gdańsku 27 marca odbyło się nabożeństwo żałobne, w czasie którego nastąpiło przeniesienie doczesnych szczątków ks. Józefa Zator-Przytockiego do Krypty Kapłanów Gdańskich. Modlitwie przewodniczył abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański. W uroczystości wzięli udział także bp Zbigniew Zieliński oraz bp Wiesław Szlachetka, biskupi pomocniczy.

- Choć ks. Józef Zator-Przytocki ps. "Czeremosz" odszedł od nas dawno, bo w 1978 r., dzisiaj pragniemy przypomnieć i podkreślić jego zasługi jako żołnierza wyklętego, kapelana AK. Za swoją niezłomną postawę, za wiarę, za oddanie ojczyźnie był męczony w stalinowskich więzieniach. To człowiek, który w pełni zasługuje na godne upamiętnienie - mówił abp Głódź.

J. Zator-Przytocki urodził się 21 stycznia 1912 r. w Wicyniu. 29 czerwca 1935 r. otrzymał w katedrze lwowskiej święcenia kapłańskie. Na krótko przed wybuchem wojny na własną prośbę został kapelanem wojsko­wym. Po agresji ZSRR na Polskę i okupacji Małopolski Wschodniej przez Armię Czerwoną pomagał w przerzutach oficerów polskich na Węgry i do Rumunii.

Zagrożony aresztowaniem przez NKWD ukrył się w seminarium duchownym we Lwowie i w 1940 r. przez zieloną granicę dostał się do niemieckiej strefy okupacyjnej. Zaangażował się w działalność konspiracyjną. Uczył także w tajnych gimnazjach i liceach. W 1942 r. został oddelegowany przez kard. Sapiehę do pracy duszpasterskiej Polski Walczącej, gdzie pełnił funkcję zastępcy księdza generała Piotra Niezgody i dziekana korpusu Armii Krajowej Okręgu Kraków. Został odznaczony Orderem Virtuti Militari.

W 1945 r. przeniesiono go do Gdańska i mianowano administratorem parafii Najświętszego Serca Jezusowego we Wrzeszczu. Do 1948 r. odbudowywał zrujnowany kościół i zorganizował życie parafii. W maju tego samego roku obronił doktorat na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika Toruniu, a następnie został aresztowany przez UB za działalność w AK i przewieziony do Warszawy. Osadzono go w Areszcie Śledczym Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie na Mokotowie, gdzie przeszedł brutalne śledztwo. W 1949 r. został skazany na 15 lat więzienia. W więzieniu we Wronkach spędził 6 lat.

Wyszedł na wolność po amnestii w 1955 r. W 1958 r. objął posługę proboszcza kościoła Mariackiego w Gdańsku. Poświęcił się odbudowie świątyni ze zniszczeń wojennych. Zmarł nagle 26 listopada 1978 r. w czasie odprawiania Mszy św.

Parafiankę Lidię Dziubę ks. Zator-Przytocki przygotowywał do Pierwszej Komunii św. - Pamiętam, że wchodził do salki katechetycznej, trzymając ręce w kieszeniach swetra. Przed nim biegł jego pies Kajtek. Za każdym razem rozdawał nam cukierki - wspomina.



Ks. Józef przygotowywał panią Lidię do Pierwszej Komunii Świętej
Jan Hlebowicz /Foto Gość
- W latach późniejszych był także moim spowiednikiem i kierownikiem duchowym. To był niezwykły człowiek, który - mimo stalinowskiego piekła, jakie przeszedł - pozostał niezłomny. Wielki Polak, patriota i wspaniały kapłan. Niestety, nie mogłam uczestniczyć w jego pochówku 39 lat temu. Tym bardziej dzisiejsza uroczystość jest dla mnie szczególna i ważna. Uważam, że był to ksiądz, który w pełni zasługuje na honorowe miejsce w Krypcie Kapłanów Gdańskich - dodaje.

W uroczystości uczestniczył także Jerzy Grzywacz, harcerz Szarych Szeregów, uczestnik powstania warszawskiego. - Zasługi ks. Zator-Przytockiego z okresu okupacji są wielkie. Warto jednak dodać, że po opuszczeniu stalinowskiego więzienia przez wiele lat stanowił on podporę duchową i moralną dla mnie i całego naszego pokolenia. Reprezentował dla nas trzon narodu, który się nie załamał pod wpływem ideologii komunistycznej i nadal dąży do niepodległości Polski - mówi. - Do dziś pamiętam jego wspaniałe homilie, na które ludzie przyjeżdżali z całego Gdańska. Do końca był za nie szykanowany przez komunistyczne władze. Kościół zawsze obstawiony był tajniakami SB.

...

Oczywiscie jedna ze sluzb wojennych pelnia kapelani.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:57, 28 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
71 lat temu wykonano wyrok śmierci na Danucie Siedzikównie "Ince"
71 lat temu wykonano wyrok śmierci na Danucie Siedzikównie "Ince"

34 minuty temu

71 lat temu, 28 sierpnia 1946 r. o godz. 6.15, strzałem w głowę dowódca plutonu egzekucyjnego z KBW wykonał wyrok śmierci na Danucie Siedzikównie ps. Inka, sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady AK. Według relacji obecnego w czasie egzekucji księdza Mariana Prusaka "Inka" krzyknęła przed śmiercią: "Niech żyje Polska".
Portret "Inki" wystawiony podczas mszy żałobnej
/Adam Warżawa /PAP


Danuta Siedzikówna urodziła się 3 września 1928 r. w Guszczewinie koło Narewki, na skraju Puszczy Białowieskiej. Wychowała się w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Ojciec Wacław Siedzik, jako student Politechniki w Petersburgu, w 1913 r. został zesłany na Sybir za uczestnictwo w polskiej organizacji niepodległościowej. Kilkadziesiąt lat później w lutym 1940 r. został aresztowany przez NKWD i zesłany do katorżniczej pracy w kopalni złota w rejonie Nowosybirska. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski pomimo wycieńczenia przedostał się do armii tworzonej przez gen. Władysława Andersa. Zmarł w 1943 r. Pochowany został na cmentarzu polskim w Teheranie. Matka "Inki" Eugenia współpracowała z Armią Krajową. W listopadzie 1942 r. aresztowało ją Gestapo. We wrześniu 1943 r., po ciężkim śledztwie, w czasie którego była torturowana, Niemcy zamordowali ją w lesie pod Białymstokiem.

Po śmierci matki, mając zaledwie 15 lat, Danuta razem z siostrą Wiesławą złożyła w grudniu 1943 r. przysięgę i wstąpiła do AK. Następnie odbyła szkolenie sanitarne. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1944 r. podjęła pracę kancelistki w nadleśnictwie Hajnówka.
Aresztowana za współpracę z antykomunistycznym podziemiem

W czerwcu 1945 r. wraz z innymi pracownikami nadleśnictwa została aresztowana przez grupę NKWD-UB za współpracę z antykomunistycznym podziemiem. Z konwoju uwolnił ją patrol wileńskiej AK Stanisława Wołoncieja, "Konusa", podkomendnego mjr. Zygmunta Szendzielarza, "Łupaszki". W oddziale "Konusa", a potem w szwadronach por. Jana Mazura, "Piasta", i por. Mariana Plucińskiego, "Mścisława", pełniła funkcję sanitariuszki. Przez krótki czas jej przełożonym był por. Leon Beynar, "Nowina", zastępca mjr. "Łupaszki", znany później jako historyk i publicysta Paweł Jasienica.

Na przełomie 1945 i 1946 r., zaopatrzona w dokumenty na nazwisko Danuta Obuchowicz, podjęła pracę w nadleśnictwie Miłomłyn w pow. Ostróda. Wczesną wiosną 1946 r. nawiązała kontakt z ppor. Zdzisławem Badochą, "Żelaznym", dowódcą jednego ze szwadronów "Łupaszki". Do lipca 1946 r. służyła w tym szwadronie jako łączniczka i sanitariuszka, uczestnicząc w akcjach przeciwko NKWD i UB. W czerwcu 1946 r. została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne dla szwadronu. 20 lipca 1946 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy UB i osadzona w więzieniu w Gdańsku.

Po ciężkim śledztwie 3 sierpnia 1946 r. skazana została na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku.
"Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba"

W akcie oskarżenia znalazły się zarzuty udziału w związku zbrojnym, mającym na celu obalenie siłą władzy ludowej oraz mordowania milicjantów i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zarzucono jej m.in. nakłanianie do rozstrzelania dwóch funkcjonariuszy UB podczas akcji szwadronu "Żelaznego" w Tulicach pod Sztumem.

Zdaniem dr. hab. Piotra Niwińskiego z Uniwersytetu Gdańskiego, autora życiorysu "Inki" w słowniku biograficznym "Konspiracja i opór społeczny w Polsce": "Siedzikówna była cichą, trzymającą się z tyłu dziewczyną, sanitariuszką. Jak można było oskarżyć ją o wydawanie poleceń zabijania żołnierzy? Zachowały się relacje funkcjonariuszy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) i milicjantów, których ona opatrywała po potyczkach z partyzantami AK".

W grypsie przesłanym z więzienia Siedzikówna napisała: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Zdanie to - według historyków - nie tylko odnosi się do przebiegu śledztwa, lecz także do odmowy podpisania przez "Inkę" prośby o ułaskawienie. Prośbę taką do prezydenta Bolesława Bieruta skierował za nią jej obrońca. Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

Danutę Siedzikównę zabił 28 sierpnia 1946 r. o godz. 6.15 strzałem w głowę dowódca plutonu egzekucyjnego z KBW. Wcześniejsza egzekucja z udziałem żołnierzy nie udała się. Żaden nie chciał zabić "Inki", choć strzelali z odległości trzech kroków. Według relacji obecnego w czasie egzekucji księdza Mariana Prusaka "Inka" krzyknęła przed śmiercią: "Niech żyje Polska".

Wraz z "Inką" śmierć poniósł ppor. Feliks Selmanowicz, "Zagończyk", zastępca dowódcy plutonu 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. "Łupaszki". Miejsce pochowania Danuty Siedzikówny przez kilkadziesiąt lat pozostawało nieznane.

...

Symbol tego czasu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:05, 01 Mar 2018    Temat postu:

Ks. Gurgacz, jednen z Niezłomnych: „Na śmierć pójdę chętnie”
Krzysztof Stępkowski | 01/03/2017

Spot z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych/TVP
Udostępnij 35 Komentuj 0
„Moje czyny były zgodne z tym, o czym myślą miliony Polaków, tych Polaków, o których obecnym losie zadecydowały bagnety NKWD. Na śmierć pójdę chętnie. Cóż to jest zresztą śmierć?”.

„Wierzę, że każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę” – tak w ostatnim słowie ks. Władysław Gurgacz zwrócił się do sędziów Wojewódzkiego Sądu Rejonowego w Krakowie, którzy 14 sierpnia 1949 roku skazali go na śmierć.



Ks. Władysław Gurgacz w PPAN
Ksiądz Gurgacz był postacią wyjątkową. Młody jezuita, przesiąknięty duchowością ignacjańską i radykalizmem św. Andrzeja Boboli. Dzięki nierozpoznanej chorobie, objawiającej się silnymi bólami żołądka, został na kilka miesięcy przed wybuchem Powstania Warszawskiego odesłany do Gorlic, gdzie w miejscowym szpitalu (był tam i pacjentem, i kapelanem) poznał „chłopców z lasu”, dziś wspominanych jako Żołnierze Niezłomni.

Do wstąpienia do konspiracyjnego oddziału zmusiła w pewnym sensie ks. Gurgacza… milicja. W Krynicy, gdzie pełnił posługę od 1947 r., zasłynął z płomiennych, patriotycznych kazań. Wieść o tym dotarła do organów bezpieczeństwa, które dwukrotnie podjęły próbę zamordowania kapłana.

Ks. Gurgacz, w obawie przed utratą życia, postanowił dołączyć do konspiracyjnej organizacji Polska Podziemna Amia Niepodległościowa – jednej z dziesiątek organizacji, które nie zgadzały się na zaprowadzenie komunistycznych rządów w Polsce i poprzez walkę starały się doprowadzić do odzyskania przez kraj niepodległości.

Czytaj także: Mirosław Baka w roli ks. Kotlarza w filmie „Klecha”


Ks. Gurgacz, pseudonim „Ojciec” lub „Sem”
Początkowo organizacja koncentrowała się na kształceniu młodzieży i była w założeniu organizacją cywilną, jednak w miarę działania w jej szeregach powstał również pion zbrojny, tzw. „Żandarmeria”, który ochraniał jej przywódców oraz poprzez akcje konfiskacyjne zdobywał fundusze na działalność konspiracyjną.

Kierujący oddziałem Stanisław Pióro „Emir” przywiązywał ogromna wagę do edukacji i etycznego prowadzenia działalności konspiracyjnej. Ksiądz Gurgacz nadawał się więc doskonale do posługi wśród członków tej tajnej grupy. „Chłopcy”, jak o nich mówił, odmawiali różaniec, uczestniczyli we mszach św., słuchali wykładów z historii starożytnej, filozofii i teologii. Jezuita miał pseudonim „Ojciec” i „Sem”. Ten drugi przydomek najprawdopodobniej pochodził od słów „Servus Mariae” – sługa Maryi.

Polska Podziemna Amia Niepodległościowa prowadziła działalność w iście robinhoodowskim stylu. Żołnierze podziemia unikali starć zbrojnych, nie przeprowadzali akcji, które byłyby uciążliwe dla miejscowej ludności, a rekwizycji dokonywali głównie wobec instytucji państwowych.

Już po aresztowaniu ks. Gurgacz tak opisywał tamten czas:

Do tego zagadnienia podchodziłem analogicznie jak za czasów okupacji niemieckiej, kiedy to partyzanci utrzymywali się na skutek dokonywanych napadów na mienie znajdujące się we władaniu okupanta. Ponieważ nasza organizacja PPAN, do której ja należałem, działała nie z pobudek osobistych i nie z chęci zysku, lecz na skutek impulsu natury i przekonania, że obecny rząd polski nie jest wyrazem opinii większości społeczeństwa polskiego i nie stara się o interesy wszystkich obywateli, dlatego też uważałem, że zabierając mienie państwowe czy spółdzielcze, nie popełniamy przestępstwa.


Ks. Gurgacz usunięty z zakonu
Posługa kapelana oddziału stała jednak w sprzeczności z posłuszeństwem wobec władz zakonnych, które bezskutecznie starały się nakłonić ks. Gurgacza do powrotu. Kapłan pisał: „Znalazłem się, może po raz pierwszy w życiu, w bardzo trudnej sytuacji, gdyż z jednej strony winieniem to, co ślubowałem, a więc bezwzględne posłuszeństwo swoim przełożonym, z drugiej strony dręczyła mnie obawa, że skoro pozostawię bez opieki moralnej i bez właściwego nadzoru tę grupę partyzantów, do której werbowano mnie na kapelana, to ludzie znajdujący się w tej grupie mogą zejść na manowce”.

28 czerwca 1948 roku ks. Gurgacz został „z zakonu usunięty dla niesubordynacji”. Władze zakonne nie dopełniły jednak formalnych warunków zwolnienia (m.in. nie było śladów doręczenia pisma informującego o dymisji). Prowincja zakonu musiała brać jednak pod uwagę, że działalność jezuity może dać władzom świeckim pretekst do uderzenia w zgromadzenie. W późniejszym śledztwie ks. Gurgacz przyznawał, że opuścił zakon bez zgody przełożonych, jednak nie był zbiegiem w znaczeniu prawa kościelnego.

Znacznie uszczuplony akcjami Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego oddział ks. Gurgacza 2 lipca 1949 dokonał próby rekwizycji pieniędzy bankowych, które miały umożliwić członkom grupy rozpoczęcie nowego życia na Ziemiach Zachodnich. Akcja nie powiodła się jednak i członkowie organizacji zostali schwytani. Nie było wśród nich ks. Gurgacza. Mógł uciec z Krakowa, ale oddał się w ręce władz. Tłumaczył później, że nie chciał pozostawić członków swej organizacji i tak samo jak oni chciał ponieść odpowiedzialność.

Czytaj także: „Powiedz babci, że zachowałam się jak trzeba” – historia „Inki”


Proces bandy ks. Gurgacza
Ujęcie ks. Gurgacza wykorzystano propagandowo. Jego obecność w oddziale wykorzystywano, aby pokazać szkodliwą działalność Kościoła. Fabrykowano kompromitujące materiały, oskarżano go o wpajanie członkom „Żandarmerii” nienawiści do ustroju i próbę obalenia go.

Jego proces przeszedł do historii jako „proces bandy ks. Gurgacza”. Był szeroko i kłamliwie relacjonowany przez ówczesną prasę i radio. Ksiądz Gurgacz bronił się sam i musiał czynić to bardzo zręcznie, skoro protokoły z rozpraw były fałszowane. 14 sierpnia 1949 roku został skazany na karę śmierci. Wraz z nim taki sam wyrok otrzymali też Stefan Balicki „Bylina” i Stanisław Szajna „Orzeł”.

Skazanych osadzono w bloku śmierci Centralnego Więzienia przy Montelupich w Krakowie. Wyrok został wykonany 14 września 1949 r., czyli w Święto Podwyższenia Krzyża, na podwórku więzienia. Podobno odprowadzanych na miejsce egzekucji żegnał śpiew więźniów „Pod Twoją obronę…”. Zapytany o ostatnią wolę, ks. Gurgacz poprosił, aby mógł wysłuchać pieśni do końca. Gdy pieśń umilkła, padł strzał.

...

Meczennik tych czasow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:13, 02 Mar 2018    Temat postu:

Anastazja, niezłomna żona „Pilota”: Matka Boska mnie uratowała
Katarzyna Matusz-Braniecka | 01/03/2018

Prawdziwe Historie/Facebook
Z lewej pani Anastazja na portrecie więziennym. Z prawej pani Anastazja z jednym z pierwszych egzemplarzy książki.
Udostępnij 407 Komentuj 0
„Zabiją cię, jeśli się dowiedzą. Celowo pobiją mnie tak, żebym ciebie poroniła. Lepiej nic nie mówić, może przetrwamy” – szeptała Anastazja swemu nienarodzonemu dziecku w katowni UB.

Na kartach książki „Żona Wyklęta” Anna Śnieżko kreśli historię Anastazji, babci swojego męża, która – uwikłana w dramatyczną historię, dokonuje wyboru na zawsze odmieniającego jej życie. To jednocześnie historia starszego sierżanta Władysława Grudzińskiego „Pilota”, żołnierza z oddziału „Roja”, która nie wyszła na światło dzienne przez 70 lat. Opowieść jego ukochanej pozwala spojrzeć na losy wyklętych inaczej. Oczami młodej kobiety, Anastazji.

Katarzyna Matusz-Braniecka: Kim jest nasza bohaterka?

Anna Śnieżko: Przedstawiam Anastazję jako dziewiętnastoletnią dziewczynę, która spotyka żołnierza wyklętego. Wtedy byśmy powiedzieli partyzanta, który przychodzi razem ze swoim dowódcą prosić o kwaterę. Zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia i w ten sposób zostanie wciągnięta w jego świat.



Czy można zakochać się w żołnierzu wyklętym?
Jak wyglądało życie partyzanta i mieszkańców mazowieckiej wsi?

Władysław Grudziński „Pilot” opisuje w pamiętniku, że przychodzili do domu gospodarzy zawsze w nocy, coś zjedli, odpoczęli i na dzień wychodzili do zagajnika. Często spali w stodole, w słomie, która była tam składowana, drążyli tunele, ukrywali się w nich, a gospodarze je zamykali. Przynosili jedzenie, czasami dostarczali cywilne ubrania, żeby mogli się pokazać na zewnątrz i dostarczali informacji. Na tym polegała podstawowa pomoc. Groziły za nią poważne kary – od pięciu lat więzienia nawet do kary śmierci.

Ludzie się bali, ale pomagali.

„Pilot” opisuje, jak pewnej nocy schowali się w skrytce u gospodarzy, noc była wyjątkowo jasna, gwiaździsta. Żona gospodarza wpadła w histerię z tego powodu. Zdawała sobie sprawę, że za taki czyn grozi spalenie gospodarstwa z inwentarzem. I oczywiście aresztowanie całej rodziny. Znaleźli się w pułapce. „Pilot” rozumiał sytuację tych ludzi, ale też nie mieli co ze sobą zrobić, gdzie pójść. Tę noc przesiedział w tunelu w słomie, a na drugą poszedł na inną kwaterę, żeby nie narażać tych ludzi.

Kim był człowiek, dla którego Anastazja stała się niezłomna?

Nietypowy, troszeczkę z innego świata. Anastazja nigdy tego tak nie określiła, ale ja tak to odbieram. Ona na co dzień widziała wiejskich chłopaków. A „Pilot” lubił czytać, pisać, miał maturę, co nie było popularne wtedy na wsi. Był ujmująco delikatny i wrażliwy, uśmiechnięty, miał osobisty czar. To nie jest reklama. Przypadek genetyczny sprawił, że jest w rodzinie osoba, która jest identyczna jak „Pilot”, to jego prawnuk. I jak ten człowiek się uśmiecha, to jakby się świat uśmiechał. Taki ma urok ten chłopak. Mogę sobie wyobrazić jaki urokliwy był „Pilot”. Z jego pamiętnika wyziera duża zdolność obserwacji otoczenia i wyciągania wniosków. I duża wrażliwość dla otoczenia.

Czytaj także: „Powiedz babci, że zachowałam się jak trzeba” – historia „Inki”


Niech mnie zabiją!… Ale przecież jest dziecko…
Czego dowiódł, kiedy z towarzyszami znalazł się w sytuacji bez wyjścia.

Kiedy są w gospodarstwie i przychodzi zawiadomienie, że wioska jest otoczona i mają uciekać, on wchodzi na gruszę. Widzi, że się nie wyrwą, mówi do towarzyszy: chłopaki, zginęliśmy. W tym momencie wychodzi z gospodarstwa. Były przypadki, że partyzanci bronili się w gospodarstwie do upadłego. Natomiast „Pilot” zabiera ludzi i wychodzi po to, żeby gospodarzy nie narazić. On już wie, że zginie i nie chce pociągać za sobą innych.

Partyzanci byli osaczeni, a Anastazji kazali patrzeć na śmierć „Pilota” z pokładu samolotu?

Początkowo w wydawnictwie nikt mi w to nie uwierzył. Mówiono, że kukuruźniki były dwuosobowe. Babcia mówiła, że tam było dwa tysiące wojska, czterech partyzantów, wozy opancerzone, samoloty. Zaczęłam szukać w IPN i w raportach UB takie informacje znalazłam. Okazało się, że były kukuruźniki służące do transportu broni, prowiantu, sanitarne, cztero-pięcio osobowe. Taki, jak właśnie babcia opisała! Zaczęłam szanować jej wspomnienia.

Ta młoda dziewczyna po dwóch latach życia w niepewności i lęku o „Pilota” nagle traci ukochanego. Jej życie zamienia się w pasmo tragicznych wydarzeń.

Ona na początku mówiła – „niech mnie zabiją i będzie po wszystkim”. Ale była też myśl – „ale jest dziecko, które trzeba bronić i które trzeba chronić”. I to ten decydujący element, który wpłynął na jej dojrzewanie.

Czytaj także: Mój tata i jego niezwykła podróż po Europie, której dziś już nie ma


Kiedy ją bili osłaniała brzuch. Ocaliła dziecko
Anastazja jest więziona i torturowana, ale doczekała rozwiązania.

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, że kobieta w ciąży jest zamknięta w wiezieniu, głodzona, bita, maltretowana, straszona i nie roni. Anastazja miała silny organizm, charakter, psychikę… – być może dlatego utrzymała ciążę. W IPN-ie są akta przesłuchań, nie pisali, że ją torturowali, ale ona to opisała szczegółowo. Kiedy uświadomiłam sobie, że przechodziła przez to młoda kobieta w ciąży, to trudno mi w to uwierzyć, że ocaliła dziecko. Kiedy ją bili osłaniała brzuch, do dnia dzisiejszego ma silną wadę słuchu, nosi aparat słuchowy. Normalnie człowiek osłania głowę, ona osłaniała brzuch.

Co łączy tamtą dziewczynę z osiemdziesięciodziewięcioletnią babcią?

Ogromne poczucie humoru i skłonność do śmiechu. Podejrzewam, że „Pilot” się w niej zakochał, bo była bardzo wesoła, bez przerwy się śmiała. I o dziwo, pomimo tych wszystkich przejść, pozostała taka do dnia dzisiejszego. Dla mnie to jest rzecz niewiarygodna, że człowiek po tym wszystkim jest w stanie być wesoły, serdeczny, bez cienia żalu, zgorzknienia. Zawsze była charakterna, uparta, zdecydowana i do dnia dzisiejszego taka pozostała.

Czytaj także: Kwaśny dla Aletei: Aktor to człowiek do wynajęcia


Matka Boska mnie uratowała
Co pozwoliło przetrwać Anastazji?

Kiedy pani ją zapyta, jak to się stało, że ocalała, bez wahania powie: „Bo Matka Boska mnie uratowała”. Ona miała taką siłę wiary. Koniec dyskusji. Siła jej wiary spowodowała, że przetrwała. To człowiek bardzo głęboko wierzący, a na skutek przejść wiara jeszcze się u niej rozwinęła. Z wiary dziecięcej, prostej wiejskiej dziewczyny, rozwinęła się w świadomą. Anastazja nie ma wątpliwości, że Matka Boska jej to przyrzekła i spełniła obietnicę. „Matka Boska mnie ocaliła” – mówi też jej córka.

Co chce Pani przekazać książką?

Oddać hołd tej kobiecie – to pierwszy i podstawowy cel. Drugi to upamiętnienie partyzanta, który oddał życie za Polskę. Pierwsze zdanie, które babcia powiedziała o Władku, to: „Zginął za Polskę”. Według mnie, łatwiej jest zginąć brawurowo, jak mężczyzna, niż przeżyć i przetrzymać to, co to kobieta przetrzymała. Wywarła na mnie wielki wpływ, darzę ją wielkim szacunkiem. Ponadto uważam, że życie Anastazji pozwala jak przez wizjer spojrzeć na żołnierzy wyklętych, którzy nie byli ani świętymi, ani bandytami. Byli ludźmi w ogromnie trudnej sytuacji życiowej i historycznej, którzy musieli dokonywać dramatycznych wyborów i którzy starają się za wszelką ceną pozostać wierni sobie, swoim przekonaniom.

Więcej o historii Anastazji w książce „Żona Wyklęta” Anny Śnieżko

...

To byli meczennicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:51, 03 Mar 2018    Temat postu:

Kapitan Bury. Historia prawdziwa
Strona główna > Opinie
Kapitan Bury. Historia prawdziwa
#ŻOŁNIERZE WYKLĘCI #KOMUNIZM #GAZETA WYBORCZA #PODLASIE #BIAŁORUŚ #INKA #BURY #ROMUALD RAJS #LUDNOŚĆ BIAŁORUSKA
Wydarzenia na Podlasiu w 1946 roku były niezwykle skomplikowane. Próba tworzenia prostej narracji opartej o schemat: „źli Żołnierze Wyklęci zadający krzywdę” oraz „biedni i bezbronni Białorusini” jest oderwana od rzeczywistości. Nikt nie neguje historyczności fatalnych wydarzeń z udziałem ludzi kapitana Romualda Rajsa ps. Bury. Trzeba patrzeć jednak na nie w szerokim kontekście tamtych skomplikowanych i trudnych dni. Tekst pt. „Wyklęci-Przeklęci” z „Gazety Wyborczej” tworzy własną historię - mówi w rozmowie z PCh24.pl Bogusław Łabędzki, prezes Stowarzyszenia Historycznego im. Danuty Siedzikówny „Inki”, organizator Podlaskiego Rajdu Śladami Żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK.

Temat aktywności żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego na Podlasiu w pierwszych powojennych miesiącach jest ostatnio bardzo głośny. Na wstępie chciałbym zapytać o sytuację polityczną, społeczną i wojskową w północno-wschodniej Polsce po 1944 roku. Czy Białorusini angażowali się w ruch komunistyczny? Czy byli zapleczem dla nowej władzy?
Byłoby zbyt dużym uproszczeniem stwierdzać, że Białorusini zaangażowali się w działalność komunistyczną po 1944 roku, że to ten okres zdecydował o ich skłonnościach ideologicznych. Ludność prawosławna i białoruska na Białostocczyźnie była zapleczem dla komunizmu już od samego początku istnienia niepodległej Rzeczpospolitej w 1918 roku. Na Podlasiu mieszkańcy małych miejscowości, między innymi Zaleszan, funkcjonowali w ramach jaczejek komunistycznych, Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi czy Hromady, działali w zbrojnych oddziałach dywersyjnych. Mamy udokumentowanych wiele przejawów takiej aktywności Białorusinów.

To nie jest więc tak, że w roku 1944 zaplecze komunistyczne wzięło się znikąd. Ale problem z oddziałami komunistycznymi mniejszości białoruskiej istniał także w czasie okupacji niemieckiej. Funkcjonowały one doraźnie. Partyzanci zazwyczaj na co dzień pracowali w gospodarstwach i mieszkali na wsi, a na czas akcji zbrojnej spotykali się z bronią w ręku. Najczęściej ruch ten skierowany był przeciwko ludności cywilnej oraz przeciw polskim leśniczówkom na terenie Puszczy Białowieskiej, które zawsze były łatwym łupem napaści dla zdobycia broni oraz pieniędzy.

Istniały oddziały, które dokonywały pacyfikacji polskich wsi. Najsłynniejszą akcją jest pacyfikacja wsi Sobótka koło Bielska Podlaskiego przez oddział dowodzony przez Aleksandra Jurczuka, późniejszego kata więzienia w Białymstoku, który wykonywał wyroki śmierci na żołnierzach podziemia niepodległościowego.

Oddziały białoruskiej partyzantki wsławiły się złym odnoszeniem do ludności polskiej, a później właśnie z takich formacji stworzono kadry Urzędów Bezpieczeństwa czy więzienia w Białymstoku. Tak formowano również aparat komunistyczny. Rok 1944 i 1945 to rozkwit tego procederu w nowych warunkach. Miejscowym oparciem dla organizacji partyjnej, UB i aparatu represji byli Białorusini, a dopiero w dalszej kolejności Polacy, Żydzi i w mniejszym stopniu Ukraińcy.

Atak na Żołnierzy Wyklętych poprzez postać kapitała Rajsa ps. Bury, jaki ma obecnie miejsce w „Gazecie Wyborczej”, nie uwzględnia takiego szerokiego kontekstu. Czy można powiedzieć, że działania Burego były swego rodzaju odwetem?
Nie chodziło o stworzenie rachunku krzywd. Rozkaz, który otrzymał kapitan Rajs jako dowódca Pogotowia Akcji Specjalnej mówił wyraźnie o celowości podjęcia takiego działania, do czego to ma zmierzać, że to ma być manifestacja siły. To bardzo ważne. Zapominamy o tym, że druga połowa roku 1945 to przetaczające się ciągle przez południowe Podlasie pacyfikacje organizowane przez NKWD, KBW i Ludowe Wojsko Polskie. Te fakty wydają się kluczem do poszukiwania prawdy historycznej.

Akcja Burego miała być działaniem odwetowym z jednej strony, ale nastawionym bardziej na efekt militarny - my pokażemy swoją siłę, żebyście zauważyli, że my też możemy w taki sposób prowadzić walkę.

Czyli komunistyczne pacyfikacje na Podlasiu dotykały ludności cywilnej?
Oczywiście, tak. Komuniści przeważnie przegrywali walkę zbrojną z 5. Wileńską Brygadą AK Łupaszki, która była świetnie wyszkolona. W odwecie za te porażki pacyfikowali więc ludność cywilną. To były masakry, jedną wioskę zbombardowano z kukuruźnika, zrzucano miny moździerzowe, a w innej wsi użyto tankietki. To kwestia niezwykle ważna dla poznania kontekstu działań Burego.

Ale nie ma wątpliwości co do samego faktu ataku oddziału Romualda Rajsa ps. Bury na cywilną ludność białoruską?
Generalnie pierwszym, celowym założeniem akcji było wyłuskanie konkretnych osób z pewnych miejscowości. W miejscowościach, w których Bury operował osobiście, oprócz Zaleszan w których bieg wydarzeń wymknął się spod kontroli, nie padła żadna ofiara cywilna. Nie było ofiar wśród kobiet i dzieci. To znamienne.

Polskie oddziały wiedziały z różnych źródeł o współpracownikach NKWD. O tym się zapomina, ale istniał materiał dowodowy przeciwko obywatelom Rzeczpospolitej kolaborującym z Sowietami.

Akcje były nastawione na to, że oddział wchodzi do wioski, wyłuskuje konkretne osoby i w ramach represji stosuje karę śmierci za współpracę z wrogiem, co w czasie wojny jest naturalne. Jako że nie można było skonfiskować mienia, to je palono. Pamiętajmy, że mówimy o warunkach wojennych.

Niestety w miejscowościach, o których mowa, sytuacja czasami wymykała się spod kontroli ze względu na to, że oprócz wskazanych osób również inni poczuwali się do winy i albo uciekali albo sabotowali działania żołnierzy albo, tak jak w Zaniach, strzelali do oddziału.

Czyli strona białoruska nie zawsze była bezsilna?
Oczywiście. Nawet dokumenty komunistyczne tworzone zaraz po wydarzeniach pokazują, że w miejscowościach znajdowano broń.

Zachowała się także negatywna opinia oficera LWP, który przybył do jednej z wiosek w grupie pościgowej. Jego opinia o mieszkańcach nawet w obliczu tragedii była bardzo negatywna. Skąd się wzięła? Z obserwacji zachowania tej ludności. Zresztą sprawa miała epilog w sądzie wojskowym.

Często pomija się fakt, że te wioski były zorganizowane militarnie. Miały oddziały straży wiejskiej, samoobrony. Wymykały się spod kontroli nawet komunistom. Dopiero kiedy organizowano ORMO, wprowadzono pewne elementy porządku prawnego. Wcześniej zdarzało się bowiem, że te uzbrojone grupki mieszkańców atakowały nawet „ludowe” wojsko.

Mamy także wiele przypadków ataków na szwadrony 5. Wileńskiej w 1945 roku. Klasycznym przykładem jest miejscowość Wiluki, w której ostrzelano patrol z oddziału Zygmunta. Trudno więc mówić, że to były bezbronne miejscowości. Zresztą raporty podziemia dostarczają bardzo wiele dowodów.

Sytuacja na Podlasiu była więc niezwykle skomplikowana. Wobec tego to, co dzisiaj robią lewicowe media, nie sposób nazwać inaczej niż manipulacją. Próbuje się stworzyć obraz czystych, biednych i bezbronnych Białorusinów oraz złych polskich nacjonalistów zadających krzywdy. Taki obraz płynie z tekstu „Gazety Wyborczej” pod skandalicznym tytułem „Wyklęci Przeklęci”.
Tak. Jego autor jest specjalistą do tworzenia swojej własnej historii. Jemu można coś powtarzać 10 razy a on i tak napisze swój własny tekst w zupełnie inny sposób.

A finansowana z pieniędzy polskich podatników telewizja Biełsat produkuje film pokazujący wydarzenia z 1946 roku. Czyni to wyłącznie z białoruskiej perspektywy i w takiej uproszczonej narracji?
Ja przez bohatera tego filmu, pana Sergiusza Niczypuruka, zostałem określony jako wróg polityczny, więc moją opinię na temat filmu odłóżmy na bok. Ale mamy opinie osób bezstronnych, które jasno określają ten film. Został on wyprodukowany za nasze pieniądze, a służy propagandzie na użytek wąskiej grupy politycznej. Szkoda, że dyrektor TV Biełsat pani Agnieszka Romaszewska dostosowała ją do takich potrzeb. Realizuje założenia tej grupy, a szkoda, bo za te pieniądze można było zrobić film o polskości tego regionu i jego bogatych tradycjach. Mamy niestety problem, by przebić się z polskim dziedzictwem na obszarze Puszczy Białowieskiej.

Kilkanaście lat temu starostwo powiatowe w Hajnówce wydało pod nowym tytułem książkę, która wychodziła w cyklu publikacji na temat ruchu rewolucyjnego w PRL, kiedyś to była „Czerwona Hajnówka”, a dziś nosi tytuł „Z dziejów Hajnówki i jej okolic”. Samorządowcy na takie rzeczy przeznaczają pieniądze publiczne, a nie znajdziemy żadnej książki o powstaniu listopadowym czy styczniowym na tym terenie. A to niezwykle pasjonujące historie!

Głównym animatorem działań przeciwko kultywowaniu polskiej tradycji Podlasia jest Tomasz Sulima, radny Bielska Podlaskiego i Przewodniczący Związku Dziennikarzy Białoruskich w Polsce. Toczy się przeciwko niemu postępowanie prokuratorskie o znieważenie narodu polskiego przez odebranie dobrego imienia Danucie Siedzikównie „Ince”. To środowisko nie tylko posługuje się kazusem Burego, ale przekłada to na innych Wyklętych.

Gdy 6 lat temu chcieliśmy odsłonić tablicę poświęconą Łupaszce w Hajnówce, to po miejscowości rozkolportowano ulotki o treści „Kościół katolicki czci mordercę prawosławnych”. I nikt nie zadawał sobie trudu by wzbudzić jakąś głębszą refleksję historyczną na ten temat.

My nie używamy kłamstw. My nigdy nie mówimy, że wydarzenia związane z akcjami oddziałów Burego, nie miały miejsca. Miały miejsce, trzeba jednak patrzeć na nie przez szerszy pryzmat.

Warto tu przytoczyć wyrok sądu wojskowego z 1995 roku:

„Czyny te mogły zapobiec lub zapobiegły represjom wobec bliżej nieokreślonej liczby osób prowadzącej działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego, zaś ich skutkiem były w wielu przypadkach śmierć, długoletnie więzienie lub deportacja w głąb byłego ZSRR” - mówi o czynach ze stycznia i lutego 1946 wyrok sądu wojskowego rehabilitujący kapitana Rajsa, który przywraca mu godność oficera Wojska Polskiego. Wyrok ten jest prawomocny, a dziś próbuje się go odrzucać. Jak wobec tego wychowywać młode pokolenie w szacunku do prawa?

Sąd pisał wtedy dalej: „Ponadto kwestii tej nie można rozpatrywać w oderwaniu od ówczesnej sytuacji politycznej” i „Można więc określić sytuację, w jakiej znalazły się osoby wyżej wymienione (kapitan Rajs i podwładni) (...) jako stan wyższej konieczności zmuszający do podejmowania działań nie zawsze jednoznacznych etycznie”.

Ciężko się z tym nie zgodzić, gdy giną dzieci. Ale warto zwrócić uwagę, że ich śmierć była też z winy rodziców, bo ukrywali dzieci przed wojskiem w domach, a wojsko podpalające zabudowania nie wiedziało, że w środku ktoś się znajduje. To była niewiedza, nie celowe działanie. W Zaleszanach nie zginął nikt, kto wyszedł na rozkaz żołnierzy z własnego domu. Warto podkreślić, że śmierć kobiet i dzieci była przypadkowa.

Czyli próba rysowania sytuacji jako czarno-białej jest oderwana od rzeczywistości.
Tak. Sprawa Burego trafiła do IPN po zaklasyfikowaniu jej do kategorii „ludobójstwa”, ale powód tego był proceduralny. Bez takiej klasyfikacji Instytut nie mógłby badać wydarzeń z 1946 roku. W śledztwie prowadzonym przez IPN nie byłoby żelaznych dowodów, które mogłyby posłużyć za akt oskarżenia o zbrodnię ludobójstwa, dlatego Instytut nie skierował sprawy do sądu. Postępowanie umorzono, natomiast do umorzenia wydano uzasadnienie, tak zwane wnioski końcowe, w których stwierdzono, że działania 3 Brygady NZW z tego okresu noszą znamiona ludobójstwa (nie są ludobójstwem). W sądzie trzeba by udowodnić, co to są za znamiona. Wiemy z prawa międzynarodowego, że udowodnienie ludobójstwa jest bardzo trudne, nie ma takiego statusu rzeź wołyńska. We wnioskach końcowych zapisano coś i nie ma jak tego obalić. To nie wyrok, więc nie można się odwołać. A te wnioski są niezwykle obszerne jak na tego typu materiały IPN. Ich twórca wiedział, że wątpliwości będą ogromne, a jakiemuś środowisku będzie to potrzebne.

Natomiast nie ma dziś żadnego wyroku sądowego, który mówi, że możemy wobec Romualda Rajsa używać określenia „ludobójca”. Obowiązuje prawomocny wyrok sądu wojskowego, który go rehabilituje i kładzie nacisk na zawiłość i wielowątkowość tamtych wydarzeń oraz konieczność decyzji podjętych przez Burego, które są trudne do oceny moralnej.

Wiele osób zachowuje się, jakby tego wyroku nie było, a nawet jakby istniał jakiś zupełnie inny.


Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Michał Wałach

------------------------------------------------------------------------

Romuald Adam Rajs ps. „Bury” - żołnierz ZWZ-AK, dowódca 1 Kompanii Szturmowej 3 Wileńskiej Brygady AK (1944), II szwadronu 5 Wileńskiej Brygady AK (1945) i wreszcie dowódca 3 Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.

Dowodzony przez niego oddział został uznany za odpowiedzialny za zbrodnię w Zaleszanach. W tej wsi w jednym z domów – pod pretekstem spotkania z żołnierzami ­ zgromadzono mężczyzn, a następnie oświadczono im, że zostaną zabici, a ich wieś spalona. Budynek podpalono, ale zamknięci w nim ludzie uciekli przez okna – żołnierze „Burego” strzelali w ich kierunku, ale nad głowami, dzięki czemu wszyscy zgromadzeni w budynku przeżyli. Członkowie oddziału „Burego” podpalili jednak także inne budynki, w których zginęło łącznie szesnaście osób, w tym dzieci (również niemowlęta).

Oddział „Burego” dopuścił się również zabójstwa w Puchałach Starych (gdzie zamordowano 30 białoruskich chłopów) oraz atak na miejscowości Zanie, Szpaki i Końcowizna. Wymienione wsie zostały częściowo spalone, a w Zaniach i Szpakach łącznie zamordowano 31 cywilów.

Sam Rajs został 17 listopada 1948 został aresztowany przez MBP. Rok później został skazany przez sąd na karę śmierci za zbrodnie popełnione na ludności cywilnej. Została ona niedługo później wykonana w więzieniu. W 1995 roku wyrok został unieważniony przez Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na podstawie przepisów „Ustawy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego”.

W III RP wszczęto także nowe śledztwo w sprawie zamordowania ponad 70 Białorusinów, które miało dawać gwarancje uczciwości. Jednak w 2005 r. zostało ono umorzone z powodu śmierci sprawców. W komunikacie końcowym podkreślono jednak, że Bury był „sprawcą kierowniczym zbrodni noszącej znamiona ludobójstwa”.


PCh24.pl

...

Widzicie podlosc zydostwa. Wyborcza powinna byc bita po ryju dzien w dzien.
Jakie to bylo moralizowanie jak ustawa o karaniu klamstwa o polskich obozach naruszyla dzien holokaustu i zydowska wrazliwosc na ten dzien. Nie wiadomo w jaki niby sposob prawda narusza wrazliwosc. Chyba ze klamstwo tak bardzo ich raduje.
Tymczasem nadchodzi Dzien Wykletych i zydzi z Wyborczej wala- wielka plachte Wykleci to mordercy. W ramach szanowania wrazliwosci. Bic po ryju i nie przestawac.

Byl problem zlych zbrodniczych wiosek jak widac. Kara sie nalezala. Mozna dyskutowac czy dobrze ja wymierzono. Polacy nie sa wszystkimi swietymi i nie dzialaja idealnie. To nie jest jednak powod oglaszania ofiar komuny zbrodniarzami.

Jest to dokladnie klamstwo typu polskie obozy. Wyciaganie jakiegos watpliwego incydentu i zrownywanie go z ludobojstwem. Gdzie miliony niewinnych byly zgladzone za pochodzenie!

Nie wierzcie ze polskie podziemie mordowalo niewinne wioski! Dla partyzantow bylby to koniec. Wszyscy okoliczni chlopi natychmiast by ich wydali w strachu o zycie! Partyzanci musza miec poparcie ludnosci!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:15, 03 Mar 2018    Temat postu:

70 lat temu Stanisław Kasznica, ostatni dowódca NSZ, usłyszał wyrok śmierci

2 marca 1948 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał na śmierć ppłk. Stanisława Kasznicę, ostatniego komendanta Narodowych Sił Zbrojnych.

...

Kolejna zbrodnia ale i chwala...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:48, 05 Mar 2018    Temat postu:

Zmarł Żołnierz Wyklęty - Wiktor Sumiński, ps. "Kropidło"

Zmarł ppor. Wiktor Sumiński, ps. "Kropidło", Żołnierz Wyklęty działający w Ruchu Oporu Armii Krajowej w latach 1945-1947. Miał 96 lat. Pogrzeb Sumińskiego ma się odbyć w czwartek w Resku.

...

Odszedl kolejny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:03, 03 Kwi 2018    Temat postu:

„Czas gdy na Białostocczyźnie płonęły białoruskie wioski”

29 stycznia 2016


zanie

W Bielsku Podlaskim uczczono pamięć ofiar pacyfikacji pięciu okolicznych wsi, która miała miejsce zimą 1946 roku, oraz pamięć grupy furmanów, rozstrzelanych przez oddział niepodległościowego podziemia kpt. Romualda Rajsa „Burego”. Śmierć poniosło wówczas 79 osób wyznania prawosławnego narodowości białoruskiej – informuje na swojej stronie internetowej rada miasta.

W czasie pacyfikacji spalono wsie: Zanie, Zaleszany, Końcowizna, Szpaki i Wólka Wygonowska, zamieszkane przez ludność białoruską wyznającą prawosławie. W minioną niedzielę odbyła się uroczystość we wsi Zaleszany upamiętniająca ofiary, podobna do obchodów w Bielsku Podlaskim.



Według szacunków społecznego komitetu rodzin ofiar zginęły 82 osoby, w tym 30 furmanów, z usług których oddział korzystał, aby się przemieszczać po okolicy. IPN, który prowadził śledztwo dotyczące pacyfikacji przyjmuje, że ofiar było 79.

Historycy nie są zgodni co do motywów działania podziemia. Według jednych były to działania mające znamiona zbrodni ludobójstwa i były powodowane uprzedzeniami etnicznymi czy religijnymi. Inni uważają, że czynnikiem determinującym zachowanie podziemia do mniejszości białoruskiej był stosunek tej mniejszości do komunizmu, i nie można mówić o „czystkach etnicznych”.



IPN prowadził przez dłuższy czas żmudne śledztwo dot. pacyfikacji wsi koło Bielska Podlaskiego. Przyjął kwalifikację prawną zbrodni ludobójstwa. W 2005 roku umorzył je m.in. dlatego, że po wojnie prawomocnie zakończyło się postępowanie w tej sprawie wobec części sprawców, inni już nie żyli, a pozostałych nie udało się ustalić.

Sam „Bury” został po wojnie skazany na śmierć przez rozstrzelanie (w latach 90. ubiegłego wieku zrehabilitowano go, przeciw czemu protestują rodziny zamordowanych podczas pacyfikacji – PAP).

oddział "Burego" na Wileńszczyźnie. Kwiecień 1944
oddział „Burego” na Wileńszczyźnie. Kwiecień 1944
Gdy Instytut umarzał śledztwo ws. pacyfikacji, informowano, iż w materiałach archiwalnych nie znaleziono potwierdzenia, iż zastrzeleni furmani byli agentami UB lub że zabici mieszkańcy pacyfikowanych wsi byli działaczami komunistycznymi. Nie było też żadnych zweryfikowanych danych, że oddział „Burego” został ostrzelany w którejś z tych wsi, co mogłoby być pretekstem do odwetu.

Sprawa wciąż budzi bolesne wspomnienia rodzin zamordowanych. Rodziny te przed laty powołały społeczny komitet. Jego członkom udało się w latach 90. odnaleźć miejsce pochówku rozstrzelanych furmanów, a potem postawić zabitym pomnik w Bielsku Podlaskim.

Tuż po oddaniu hołdu pamięci, Przewodniczący Rady Miasta Igor Łukaszuk, z trudem utrzymując emocje, odczytał następujące oświadczenie:

„Po zakończeniu II wojny światowej i rozwiązaniu Armii Krajowej na terenie naszego kraju nadal działały organizacje o charakterze wojskowym, sprzeciwiające się nowej, komunistycznej władzy. Ich walka to przykład niezwykłej odwagi i oddania polskich żołnierzy, którzy niezłomnie walczyli z totalitarnymi ideologiami – faszyzmem i komunizmem, niejednokrotnie od początku wojny. Niestety, zdarzały się również czyny godne potępienia, kładące się cieniem na działalność antykomunistycznego podziemia i wypaczające jego idee.

70 lat temu na terenie powiatu bielskiego oraz hajnowskiego, na przełomie stycznia i lutego 1946 roku oddział Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – Pogotowia Akcji Specjalnej pod dowództwem kpt. Romualda Rajsa „Burego” dokonał pacyfikacji wsi Zaleszany, Wólka Wygonowska, Zanie, Szpaki i Końcowizna oraz zabójstwa 30 furmanów w okolicy Puchały Stare. W wyniku tych działań śmierć poniosło 79 osób wyznania prawosławnego narodowości białoruskiej, w tym kobiety i dzieci.

W 70. rocznicę tamtych tragicznych wydarzeń Rada Miasta Bielsk Podlaski z zadumą pochyla się nad losem ofiar oddając im hołd oraz pokładając nadzieję, że podobne tragedie nigdy więcej się nie powtórzą. Różnorodność kulturowa, etniczna i religijna Bielska Podlaskiego, Ziemi Bielskiej i całego regionu jest naszym wspólnym bogactwem i dziedzictwem, a wzajemne poszanowanie wspólną wartością. Będąc wierni tej postawie z całą stanowczością piętnujemy wszelkie działania, te z przeszłości, jak i mające miejsce współcześnie, godzące w harmonijne funkcjonowanie naszej społeczności.

Bielsk Podlaski jest miastem wyjątkowej tolerancji oraz stanowi znakomity przykład zgodnego współżycia jego mieszkańców. Jesteśmy z tego dumni”

Przed przygotowaniem oświadczenia jeden z radnych prosił o opinię na temat jego treści białostocki oddział IPN. IPN w odpowiedzi napisał m.in., że działania oddziału „Burego” między 29 stycznia a 2 lutego 1946 roku „są jedną z najtragiczniejszych kart historii podziemia niepodległościowego”. – Ten krótki, ale niezwykle brzemienny w skutki epizod działalności 3 Wileńskiej Brygady NZW skutkował śmiercią 79 cywilnych osób narodowości białoruskiej, zamieszkujących wschodnią Białostocczyznę – napisano.

Instytut przywołał też wyrok Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego z 1995 roku, który unieważnił wyroki śmierci wobec Romualda Rajsa i Kazimierza Chmielowskiego (jego zastępcy), wydane wcześniej przez sąd wojskowy. Jak przypomniał IPN, obaj skazani zostali zrehabilitowani. Jednocześnie Instytut zwrócił uwagę, że odmienną opinię wyraził prokurator IPN prowadzący śledztwo w sprawie wydarzeń k. Bielska Podlaskiego, który – na podstawie zeznań świadków – przyjął, że zabójstwa furmanów i pacyfikacji wsi „nie można utożsamić z walką o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa”.

IPN w swej opinii pisze też, że według historyków (nie podaje, o kogo chodzi) pacyfikacja wsi białoruskich przez oddział „Burego” miała charakter polityczny, a nie narodowościowy czy religijny. Zdaniem IPN działania te – jak napisano – niewątpliwie położyły się cieniem na postaci kpt. „Burego” i jego żołnierzach, którzy mają niepodważalne zasługi w walce z komunistycznym zniewoleniem”.

„Posłużyły one komunistycznej propagandzie do dyskredytacji całego podziemia, a nade wszystko wyrządziły wielką szkodę powojennym stosunkom polsko-białoruskim na Białostocczyźnie” – dodał w swej opinii Instytut.

ibielsk.pl/ipn.gov.pl/dzieje.pl/Kresy24.pl

...

Trzeba mowic prawde a nie ze patrioci wywiesili białoruskie flagi to w przyszedl Bury i spalil im dzieci. Wspópraca wioski z NKWD czy Gestapo to nie zarty. To sie wiazalo z donoszeniem i bestialskim mordowaniem ofiar. Porownywanie kar na takie wioski z UPA nazizmem czy obozami sowieckimi jest niedopuszczalne. Mozna powiedziec ze taka kara jes niedopuszczalna choc ja sie powstrzymuje z ocena z perspektywy wygodnego zycia w XXI wieku. Porownalbym to z zemsta. Kobiecie kobieta zabila dziecko ta sie odwzajemnila. Czyn zly. Ale czy mozna ja potepic? Nie robcie tak. A juz porownanie jej do Hitlera jest podloscia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:34, 10 Kwi 2018    Temat postu:

Mieszkańcy gminy Czarne zdecydowali - nie stanie u nich pomnik żołnierzy niezłomnych
W małym referendum ponad 82 procent głosujących było przeciwnych.


fot. Wojciech Piepiorka

Tylko 178 osób za i aż 812 przeciw - takie są wyniki konsultacji społecznych w sprawie pomnika żołnierzy niezłomnych w Czarnem. Głosowanie odbyło się wczoraj (8.04) w 11tu lokalach wyborczych. Frekwencja wyniosła ponad 13 procent.

W studiu jest ze mną reporter Weekend FM Wojciech Piepiorka, który śledził przebieg wczorajszego (8.04.) głosowania.

Witaj Wojtku, powiedz, jak wyniki zostały odebrane w Czarnem?

Przeciwnicy powstania pomnika mieli większość

Przeciwnicy budowy pomnika żołnierzy niezłomnych w Czarnem byli w zdecydowanej większości podczas wczorajszych (8.04) konsultacji społecznych w tej sprawie. Aż 82 procent głosujących odpowiedziało "nie" na stawiane na karcie do głosowania pytanie.

Mówi Weekend FM przewodniczący Rady Miejskiej w Czarnem Adam Breska.

"Nie spodziewałem się, że różnice głosów będą aż tak duże" - mówi jeden z przeciwników pomnika, emerytowany major Służby Więziennej i były nauczyciel historii Stanisław Błaszkiewicz z Sierpowa:

- Samo głosowanie świadczy o tym, że nasi mieszkańcy naprawdę interesują się naszą przeszłością i tym, że pomnik, który miałby powstać, mógłby nas głęboko podzielić. Samo głosowanie świadczy o tym, że ludzie nie chcą tych podziałów.

Zwolennicy budowy pomnika żołnierzy niezłomnych w Czarnem komentują wyniki referendum

"Wobec tak dużej różnicy głosów temat pomnika jest dla mnie zamknięty" - tak wyniki małego referendum w sprawie pomnika żołnierzy niezłomnych w Czarnem komentują inicjatorzy jego budowy. Przypomnijmy, że podczas wczorajszych (8.04) konsultacji społecznych oddano 990 ważnych głosów, w tym aż 812 przeciwko postawieniu monumentu.

"Trzeba znaleźć przyczynę takiego wyniku głosowania" - mówi jeden z inicjatorów budowy pomnika prezes Stowarzyszenia "Brygada Inki" Mariusz Birosz:

- Jesteśmy bardzo, ale to bardzo zaskoczeni takim werdyktem, ale go jak najbardziej szanujemy. Mamy nadzieję, że to ziarno, które zasialiśmy, ono na pewno w przyszłości przyniesie jakiś plon. Prawda prędzej czy później zwycięży.
Mariusz Birosz
00:0000:00
W całej gminie przeciwnych pomnikowi było 82 procent głosujących, a w samym Czarnem aż 90 procent. Zwolennicy monumentu byli w większości tylko w trzech sołectwach: Krzemieniewie, Domisławiu i Biernatce.

...

SZOK! Kompletny!
I widzicie tam mieszkaja źli ludzie. A taki byl atak na zolnierzy. A oni mieli dramat z takimi wioskami. Co robić z dziadostwem. Jak widac bajki o,, wymordowaniu" sa absurdem. Te wioski przetrwaly i potomkowie tych ludzi pokazali,, klimat i dziedzictwo" ojcow. Nie miejmy zludzslen to nie pomylka. Ci ludzie maja nieczyste sumienia i stad wynik. Klatwa za zbrodnie spada do 7 pokolenia. Zostawmny ich. Bóg im wyznaczy pokute. Na pewno bedzie bolalo. Nie chcialbym tam mieszkac...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:01, 25 Kwi 2018    Temat postu:

„Wyklęty Ojciec” – człowiek, który walczył o dobro. Do przelania krwi
Stefan Czerniecki | 25/04/2018
GURGACZ
YouTube
Kadr z filmu "Gurgacz. Kapelan Wyklętych".
Udostępnij Komentuj 0
Wybitnych postaci nigdy za wiele. Ludzi, od których możemy czerpać. Od których możemy się uczyć. Którzy inspirują i – co tu wiele ukrywać – dodają otuchy. Bo skoro oni mogli wtedy, to czemu my nie moglibyśmy dziś? Zwłaszcza, że ich dylematy od naszych problemów dzieli prawdziwa przepaść. I dziś o jednym z takich właśnie ludzi.

Na czarno-białej fotografii widać jego wielkie oczy. Nie, wcale nie przerażone. Raczej przejęte. Oczy człowieka, który jest pewien. W którym jest pełnia determinacji, który się nie cofnie. Który najwidoczniej już podjął decyzję. I raczej będzie jej wierny.

To niesamowite, jak wiele można wyczytać z samej tylko fotografii. Z oczu, mimiki ust, zmarszczek na czole. Które skrywały taką a nie inną historię. Za których powstaniem kryją się konkretne doświadczenia. Konkretne przeżycia. A te w przypadku dziś opisywanego człowieka są doprawdy niezwykle heroiczne.

Niesamowite, że zaczynamy od zwykłej fotografii, a następnie, gdy zabieramy się za poznawanie biografii przedstawionej nań postaci, okazuje się, że to wszystko pięknie się zgrywa. Pasuje. Dopełnia.

Czytaj także: Ks. Gurgacz, jednen z Niezłomnych: „Na śmierć pójdę chętnie”


Ojciec, który służy
Żołnierze Wyklęci nazywali go „Ojcem”. On sam wolał jednak tytułować siebie „Sem”. Kto poznał go bliżej, dobrze wiedział, skąd ten pseudonim. Pochodził od łacińskiego „Servus Mariae” i oznaczał „Sługa Maryi”.

Zagadka z oczami rozwiązana. Już wszystko jasne. Te oczy poznały prawdę. Zapaliły się. I płonęły już do końca życia. Płonęły, gdy mówił o Bożej misji swoim kompanom – „żołnierzom lasu”, których ścigali komuniści. Dokonywał ostatnich aktów namaszczenia przed przejściem z tego świata na drugi. Nieporównywalnie lepszy. Gdzie już nie będą musieli walczyć o wolność ojczyzny. Wysłuchiwał spowiedzi. Pocieszał kompanów, którzy tęsknili za zostawioną w domu żoną i dziećmi. Sam przecież pośrednio zostawił i swoje życie. Dla ojczyzny. Aby służyć tym wszystkim, którzy walczyli o jej odzyskanie.

Nazywał się Władysław Gurgacz. Kapelan Żołnierzy Wyklętych.



Apelacja u Pana Boga
Komuniści go nienawidzili. Uosabiał dla nich cały polski Kościół. Kościół walczący. A ten trzeba przecież było zniszczyć. Los księdza Władysława miał dać przykład innym. I dał. Tylko, że chyba nie taki, o jaki chodziło ówczesnej władzy.

Schwytany w sierpniu 1949 roku. przez przebranych w polskie mundury komunistów zostaje skazany na śmierć. Krakowski Wojskowy Sąd Rejonowy wydaje wyrok śmierci poprzez strzał w tył głowy. Wykonano go niezwykle szybko – już po miesiącu, 14 września. Na sposób katyński. Na podwórku ubeckiej katowni przy ulicy Montelupich.

Przed wywołaniem z celi ksiądz Władysław miał powiedzieć do współwięźniów: „Tak jest, zwalczałem dwie okupacje oddany Polsce i służbie Bożej. Pewnie uwzględni Bóg apelację, którą Mu bezpośrednio złożę”. I poszedł.

Czytaj także: Ojciec Joachim Badeni. Mistrz życia, mistrz śmierci


Nie sposób zapomnieć
Znów widzę te oczy patrzące z czarno-białej fotografii. Do rąk trafia mi wiersz, który poświęcił księdzu Władysławowi jeden ze współwięźniów znoszących z nim wyrok:

„A kiedy wpadło oprawców czterech

I ręce wiązali mu liną,

On wciąż powtarzał: «Wybacz im, Panie,

Przecież nie wiedzą, co czynią»”.

Nie dałoby się tego zrobić bez tych oczu. Pełnych pasji i poświęcenia. Poświęcenia dla dobra. Bo ten ksiądz przez całe życie de facto walczył właśnie o nie. Więcej nie potrzebował.

Dziś, gdy moim podstawowym problemem jest, czy będę miał na czynsz, czy znajdę pracę, czy będę miał się w co ubrać, dobrze jest postawić sobie przed oczy takiego człowieka. Wyklętego „Ojca”. A właściwie „Sługę Maryi”. Który się nie bał. Który patrzył na rzeczywistość takimi oczami, których nie sposób zapomnieć.

...

Towarzyszli im oczywiscie kaplani.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:05, 13 Maj 2018    Temat postu:

70 lat temu władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na Stanisławie Kasznicy

70 lat temu, 12 maja 1948 r., w więzieniu mokotowskim w Warszawie władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na ppłk. Stanisławie Kasznicy, ostatnim komendancie głównym NSZ.

...

Bestialstwo udawalo praworzadnosc.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:12, 31 Maj 2018    Temat postu:

Kapitan Ignacy Olczyk nie żyje. „Nigdy nie bał się walczyć za ojczyznę”
bk, to 31.05.2018, 14:01 |aktualizacja: 17:03 Udostępnij:

Ignacy Olczyk przeniknął do UB, by pomagać więźniom i przekazywać informacje o aresztowaniach (fot. Paweł Becela)

„Dziś odszedł od nas Wielki Człowiek - kapitan Ignacy Olczyk - zasłużony m.in. jako podporucznik »Zawisza« z kontrwywiadu Okręgu Białostockiego AK, członek Zrzeszenia »Wolność i Niezawisłość« (WiN)” – poinformował historyk Paweł Becela.

Kapitan Ignacy Olczyk urodził się 19 stycznia 1923 r. w Starosielcach. W czasie Powstania Warszawskiego organizował pomoc we wsi Kowalewszczyzna, wykradając z niemieckich magazynów lekarstwa i opatrunki, w czym pomagał mu jego brat, Edmund Olczyk.

Jego historię opisał Paweł Becela w „Wiadomościach Żmigrodzkich”.

„Przed wybuchem II wojny światowej należał do ZHP. W czasie niemieckiej okupacji pracował w kolejowych zakładach naprawczych w Łapach. Natomiast II wojnę światową zakończył już jako podporucznik »Zawisza« z kontrwywiadu Okręgu Białostockiego AK. Później został również członkiem Zrzeszenia »Wolność i Niezawisłość« (WiN). Działalność niepodległościową kontynuował dalej po zakończeniu wojny” – pisze historyk.
#wieszwiecejPolub nas

Ignacy Olczyk jako żołnierz AK przeniknął do UB, by pomagać więźniom i przekazywać informacje o aresztowaniach. „Ponadto kilku UB-eków zwerbował nawet do AK (jako informatorów) i przez to rozwiązali miejscowe UB” – zauważa Becela.

Po zakończeniu wojny Ignacy Olczyk osiedlił się w Żmigrodzie. Zmienił imię i nazwisko na Ignacy Kamiński. Ukrywał się do 23 lutego 1951 roku, kiedy to został aresztowany, oskarżony i skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku. W celi śmierci spędził 3 lata i 6 miesięcy.

Pogrzeb kpt. Ignacego Olczyka odbędzie się w poniedziałek, 4 czerwca 2018 r. o godz. 15.30 na cmentarzu parafialnym w Żmigrodzie.
źródło: RADIO RODZINA, FB/PAWEŁ BECELA, „WIADOMOŚCI ŻMIGRODZKIE”

..

Wspaniala historia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:57, 14 Cze 2018    Temat postu:

Oczyszczony z zarzutów po 60 latach. Nie wiadomo, czy jeszcze żyje
bas/2018-06-14, 07:36
Ludwik Jerzy Kamiński, ps. Wyrwa, przez ponad 60 lat był uważany za zbrodniarza, który pomagał Niemcom mordować członków AL. Były dowódca AK przypłaciłby to życiem, ale uciekł za granicę. Do niedawna był wciąż ścigany listem gończym. Dopiero teraz prokuratura oczyściła go z zarzutów i umorzyła sprawę.
Polsat News
17-11-2017 15:07 Waluś nie wyjdzie na warunkowe zwolnienie. Pozostanie w więzieniu w RPA
ŚWIAT
Waluś nie wyjdzie na warunkowe zwolnienie....
Poszukiwania "Wyrwy" prowadził Wydział Kryminalny Komendy Wojewódzkiej Policji z siedzibą w Radomiu. "W listopadzie ubiegłego roku naczelnik tego wydziału zwrócił się do naszej prokuratury o zajęcie stanowiska w przedmiocie zasadności dalszych poszukiwań Ludwika K., w związku z listem gończym wydanym w 1956 r. przez Prokuraturę Wojewódzką w Warszawie"- mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Śledczy, który dostał tę sprawę, odtworzył akta "Wyrwy".

Przyjaciele straceni w 1951 r.

Ludwik Kamiński urodził się 14 sierpnia 1917 roku Uniewie jako syn Zenona i Matyldy. W czasie wojny był szefem kontrwywiadu Armii Krajowej na okręg płocko-sierpecki, a później dowódcą warszawskiego okręgu nr 23 Narodowego Związku Wojskowego.

Po wojnie wielu członków Narodowego Związku Wojskowego zostało osądzonych za walkę z przedstawicielami nowej władzy w "przestępczych konspiracyjnych resztkach AK" i NZW, współpracę z gestapo, gnębienie ruchu lewicowych partyzantów z Gwardii Ludowej, Armii Ludowej i członków Polskiej Partii Robotniczej. W takim procesie zostali skazani żołnierze najbliżsi "Wyrwie". Jan Przybyłowski, ps."Onufry", i Stefan Bronarski, ps."Roman", zostali straceni w styczniu 1951 roku w areszcie przy Rakowieckiej. Ich ciała pochowano w zbiorowym grobie w Kwaterze na Łączce na Powązkach. Sąd uznał, że działali "jako przestępcy zawodowi działający z nienawiści do ustroju oraz z chęci zysku i łatwych zarobków, nie rokują nadziei poprawy i dlatego uznał za stosowne zupełne wyeliminowanie ich ze zdrowego społeczeństwa".

"Wyrwa" się ukrywał. W lutym 1956 roku oficer śledczy Urzędu Bezpieczeństwa Stanisław Lamparski wydał nakaz aresztowania i rewizji u Kamińskiego. Jego ostatni znany adres wskazywał Gdańsk, gdzie podobno studiował medycynę. Były oficer miał odpowiedzieć za przestępstwa z art. 1 pkt 1 i 2 Dekretu z dnia 31.08.1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz zdrajców Narodu Polskiego.

"Nie wiedzieli do kogo strzelają"

Według UB "Wyrwa", służąc w AK, miał współpracować z Gestapo i podawać mu nazwiska osób z lewicowych ugrupowań. W 1944 roku w powiecie płockim miał też, "działając na rękę państwa hitlerowskiego", brać udział "wespół z innymi w zabójstwie 3 członków Armii Ludowej o nieustalonych nazwiskach" - napisał Lamparski, opierając się na zeznaniach kilku osób.

Zabójstwo miało miejsce pod koniec lata 1944 roku. "Wyrwa" i inni członkowie podziemia wybudowali bunkier we wsi Maliszewko i tam urzędował ich sztab. Któregoś wieczoru do budynku wpadł "Witek" i zawołał, że ktoś morduje sołtysa Chomentowskiego, członka AK. "Ci, którzy nie mieli krótkiej broni, chwycili za karabiny" - opisywał jeden z uczestników akcji. Jak wynika z protokołu, w domu zastali trzech pijanych mężczyzn, którzy bili żonę sołtysa, próbując wydusić z niej informacje o mężu. "Nikt nie wspominał nawet, że to są Alowcy. Niczym nie można się było tego domyśleć" - zapewniał przesłuchiwany. Wybuchła strzelanina, w której trójka napastników zginęła. Zostali pochowani na polu.

W 1950 roku zeznająca przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie Zofia Chomentowska, żona sołtysa, nie pamiętała szczegółów. "Wpadło jakichś trzech, dwóch z gumowymi batami, jeden z bronią i pytali o męża" - zeznała. Strzelali w sufit, grozili, że ją zabiją, jeśli nie wyda męża. Polała się krew, kobieta zemdlała.

Nie zrezygnowano z poszukiwań

Udział "Wyrwy" w tym zdarzeniu był niejasny. Śledztwo zawieszono miesiąc po wszczęciu, ale nie zrezygnowano z poszukiwań. Kamiński widniał najpierw w milicyjnych, a później w policyjnych kartotekach jako zbrodniarz wojenny, który powinien zostać osądzony.

Sytuacja zmieniła się dopiero teraz. - Po ponownej analizie zebranego w sprawie materiału dowodowego, prokurator uznał, że Ludwik K. nie popełnił zarzucanych mu czynów i nie był na miejscu zdarzenia. Ustalenia śledztwa wskazują także na inne okoliczności samego zdarzenia, w wyniku którego śmierć ponieśli członkowie Armii Ludowej. Członkowie AK mieli się jedynie bronić przez napastnikami - mówi prok. Łapczyński. Prokuratura wykluczyła także, by "Wyrwa" kolaborował z Niemcami, żeby gnębić członków ugrupowań lewicowych, mniejszości narodowościowe, wyznaniowe czy rasowe. Ewentualna współpraca z Gestapo miała na celu uwolnienie z katowni członków i działaczy Armii Krajowej.

Prokuratura Okręgowa odwołała po latach poszukiwania "Wyrwy", a w kwietniu umorzyła śledztwo. Nie wiadomo, czy Ludwik Kamiński jeszcze żyje. Z ustaleń policji wynika, że skończył medycynę i najprawdopodobniej wyjechał do Chicago, pracował w szpitalu. Tej informacji nie udało się jednak potwierdzić.

PAP

...

Widzicie a pozniej Wyborcza i inne scierwo rzyga ze bandyci z AK mordowali...,, niewinnych chlopow"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:27, 21 Cze 2018    Temat postu:

Niezwykłe odkrycie we wsi Wrzesina: Dokumenty, listy, ubrania.

Sukces stowarzyszenia historyczno-eksploracyjnego Medalion z Olsztyna. We wsi Wrzesina w powiecie olsztyńskim detektoryści wykopali osiemnaście kan z depozytem pochodzącym prawdopodobnie z 1947 roku

...

Zwykle po tych zolnierzach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:03, 22 Lip 2018    Temat postu:

Wilno: setki Polaków wzięły udział w uroczystościach upamiętniających Danutę Siedzikównę „Inkę”.

W kościele w Butrymańcach, miejscowości leżącej na trasie XXVIII Międzynarodowej Pielgrzymki Suwałki-Wilno, poświęcono tablicę upamiętniającą Danutę Siedzikównę „Inkę”. Jest to pierwsze zagraniczne upamiętnienie bohaterskiej sanitariuszki 5. Wileńskiej Brygady AK.

W sobotniej uroczystości poświęcenia tablicy udział wzięli pielgrzymi, mieszkańcy Wileńszczyzny, a także krewni Danuty Siedzikówny.

Kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła wybrano nieprzypadkowo. – Butrymańce leżą na szlaku naszej corocznej pielgrzymki do Ostrej Bramy, ale są też ważnym miejscem na mapie wileńskiego patriotyzmu. Na terenie tej parafii jest wiele grobów żołnierzy AK, wiele miejsc walk AK-owców – powiedział ks. Jarosław Wąsowicz, inicjator akcji „Serce dla Inki”.

Akcja „Serce dla Inki” narodziła się, gdy trzy lata temu na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odnaleziono szczątki Siedzikówny. Zbierano od darczyńców uszkodzoną srebrną biżuterię, aby później przetopić ją na srebrne serca. Są one umieszczane w różnych kościołach wraz z tablicami upamiętniającymi bohaterską sanitariuszkę.

Źródło: dzieje.pl, brygadainki.pl

...

Nie trzeba przedstawiac...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:53, 28 Sie 2018    Temat postu:

Feliks Selmanowicz "Zagończyk" - życie partyzanta
POLSKIE RADIO
"Odchodzę w zaświaty. To, co pozostawiam na tym świecie najdroższego, to Polskę i Ciebie" – napisał przed śmiercią do syna Feliks Selmanowicz. Zamordował go strzałem w tył głowy dowódca plutonu egzekucyjnego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Feliks Selmanowicz "Zagończyk". Fotografia wykonana w Urzędzie Bezpieczeństwa w Gdańsku Foto: Wikimedia Commons/dp
28 sierpnia 1946 komunistyczni oprawcy rozstrzelali Feliksa Selmanowicza "Zagończyka".
Jego młodość przypadła na burzliwy okres I wojny światowej i walki o niepodległość. W 1918 roku wstąpił do Samoobrony Wileńskiej, polskiej ochotniczej formacji wojskowej. Mimo młodego wieku, miał wykazać się wówczas odwagą podczas walk.
Od 1919 roku służył w szeregach Wojska Polskiego jako ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej. Po demobilizacji w 1921 roku wstąpił do Milicji Ludowej Pasa Neutralnego – obszaru, który po zakończeniu walk między Litwinami i Polakami znajdował się pod kontrolą międzynarodową.
Wojna
W połowie lat dwudziestych ożenił się z Apolonią Skorczyk, z którą prowadził gospodarstwo w Sokolnikach. Rok po ślubie przyszedł na świat syn Selmanowicza, również Feliks. Pół roku później małżonkowie rozstali się. Od tej chwili małżeństwo było w separacji. Prawdopodobnie w dwudziestoleciu międzywojennym współpracował z polskim i francuskim wywiadem wojskowym.
Posłuchaj audycji "Losy żołnierzy podziemia antykomunistycznego"
W chwili wybuchu II wojny światowej służył w Korpusie Ochrony Pogranicza. W pierwszych dniach września został internowany przez Litwinów i osadzony w obozie, z którego jednak szybko uciekł. Przedostał się do Wilna, gdzie wdał się w konspirację. Po wkroczeniu do Wilna Armii Czerwonej został aresztowany przez NKWD i skazany na karę śmierci. Życie uratował mu chaos towarzyszący wycofywaniu się Sowietów z Wilna. Selmanowiczowi udało się uciec z transportu.
Wśród "Wyklętych"
W 1944 roku wstąpił w szeregi 5. Brygady Wileńskiej dowodzonej przez Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę". Po kilku tygodniach Selmanowicz przeszedł pod komendę Longina Wojciechowskiego "Ronina" i wraz z jego oddziałami walczył z wycofującymi się z Wilna Niemcami. 18 lipca 1944 jego oddział został rozbrojony przez Sowietów, a on sam trafił do obozu w Kałudze. Udało mu się stamtąd uciec w kwietniu 1945 roku. Powrócił do Wilna, skąd w październiku 1945 roku wraz z przesiedleńcami przedostał się do Polski. Zamieszkał w Suszu, gdzie zaczął pracę w elektrowni.
W Boże Narodzenie 1945 roku skontaktował się z nim "Łupaszka". Od stycznia 1946 roku "Zagończyk", jako dowódca jednego z oddziałów podległych mjr Szendzielarzowi, prowadził akcje propagandowe i dywersyjne na Pomorzu. Dzięki napadom na państwowe przedsiębiorstwa zdobył 235 tys. złotych na cele organizacji.
Donos, areszt, śmierć
Zgubę na "Zagończyka" sprowadził donos Reginy Zylińskiej. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa aresztowali Selmanowicza 8 lipca 1946. Wkrótce w więzieniu znaleźli się jego podkomendni. Żołnierz "Łupaszki" został przewieziony do Aresztu Śledczego w Gdańsku, gdzie czekało go brutalne śledztwo. 17 sierpnia 1946 Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku skazał "Zagończyka" na śmierć. W ostatniej drodze Feliksowi Selmanowiczowi towarzyszyła Danuta Siedzikówna "Inka". Oboje zostali zgładzeni przez pluton egzekucyjny 28 sierpnia 1946.

....

Wspanialy czlowiek jakich wtedy bylo wielu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:57, 02 Wrz 2018    Temat postu:

Kpt Józef Batory: złapany przez UB… skazany na dwukrotną karę śmierci i rozstrzelany strzałem katyńskim…

Kpt. Józef Batory (1914-1951), ps. Argus, Wojtek, Orkan, August”. Żołnierz Wojska Polskiego, walczył w kampanii wrześniowej, jako oficer łączności Obwodu AK Kolbuszowa, następnie został adiutantem Komendy Obwodu. Po wkroczeniu armii sowieckiej pozostał w konspiracji, służył w strukturach organizacji, jako szef łączności zewnętrznej ZG. Od jesieni 1945 do 1947 był łącznikiem WiN-u z prymasem Hlondem.
2 grudnia 1947 został aresztowany. Przez trzy lata, pod bezpośrednim nadzorem NKWD trwało brutalne śledztwo. Dowody fabrykowano. Skazany 14 październiku 1950 przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na dwukrotną karę śmierci i rozstrzelany strzałem katyńskim 1 marca ’51 w mokotowskim więzieniu. Rodzinę o wykonaniu wyroku zawiadomiono ale osobistych rzeczy nie wydano, nie wskazano również miejsca pochówku.

...

Bohater nieznany. Bylo ich wtedy wielu...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:18, 03 Wrz 2018    Temat postu:

...Brygady AK. Wychowała się w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Ojciec Wacław Siedzik, jako student Politechniki w Petersburgu, w 1913 r. został zesłany na Sybir za uczestnictwo w polskiej organizacji niepodległościowej. (...) Matka "Inki" Eugenia współpracowała z AK (...) zabiło ją Gestapo.

90 lat temu urodziła się Danuta 90 lat temu urodziła się Danuta Siedzikówna ps. Inka, sanitariuszka 5 Wileńskiej

...

Symbol po prostu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:20, 03 Wrz 2018    Temat postu:

Z asystą wojskową i salwą honorową. Tak w Dąbrowie pożegnano mjr Bronisława Karwowskiego ps. "Grom" (zdjęcia)
Autor: mj
2018-09-03, Aktualizacja: dzisiaj 18:30
Uczniowie wrócili do szkoły. Początek roku szkolnego w sokólskiej jedynce (zdjęcia)
Gmina znów dołożyła do powiatu. W sumie już ponad 11 mln zł (zdjęcia)
Vikingowie na Szlaku Tatarskim. Na sztandze wyciskają aż 300 kg (zdjęcia)
Wójt Nowego Dworu podpisał umowę transgraniczną. Będzie kasa na budowę drogi i maszyny do jej utrzymania (zdjęcia)
Noworodki w Sokółce. Zobacz, kto ostatnio przyszedł na świat w naszym szpitalu (zdjęcia)
Letnia Akademia Wiedzy o Tatarach. Takiej imprezy w centrum Sokółki dawno nie było (zdjęcia)
Więcej na temat: dąbrowa białostocka mjr bronisław karwowski pogrzeb
ZOBACZ OFERTĘ
dostarczone przez plista
Mjr Bronisław Karwowski ps. "Grom" był wieloletnim członkiem Rady Naczelnej Związku Żołnierzy NSZ, brał udział w powstaniu warszawskim. Zmarł 1 września. Miał 94 lata
Pogrzeb majora odbył się w poniedziałek 3 września w kościele w Dąbrowie Białostockiej. W ostatniej drodze towarzyszyła mu nie tylko rodzina, ale także przedstawiciele władz, żołnierze i liczne poczty sztandarowe. Po uroczystości w kościele, major został pochowany na parafialnym cmentarzu.
Mjr Bronisław Karwowski był wieloletnim członkiem Rady Naczelnej Związku Żołnierzy NSZ, żołnierzem wyklętym, oficerem II konspiracji NSZ-NZW. W podziemiu od 1942 r. został aresztowany przez Niemców, cudem uciekł spod siedziby Gestapo w Łomży. Ujawnił się w 1947r. Rok później został ponownie aresztowany i dostał wyrok 10 lat więzienia , siedział do 1952 r. Był stale inwigilowany. W 1989 r. rozbijał młotem pomnik władzy ludowej w Dąbrowie Białostockiej.
Na krótko przed śmiercią mimo, że był już ciężko chory uczestniczył w ślubie swojej wnuczki Joanny, podczas którego osobiście odprowadził pannę młodą do ołtarza.
Za swoje zasługi został odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem Narodowego Czynu Zbrojnego i wieloma innymi.

...

Wspaniale!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:07, 25 Wrz 2018    Temat postu:

100 lat temu urodził się H. Dekutowski „Zapora” – legendarny dowódca oddziałów partyzanckich AK i WiN
Hieronim Dekutowski "Zapora" 1946 r. Źródło: Wikimedia Commons
Hieronim Dekutowski "Zapora" 1946 r. Źródło: Wikimedia Commons
100 lat temu, 24 września 1918 r., w Dzikowie pod Tarnobrzegiem urodził się Hieronim Dekutowski, „Zapora”, żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemny, legendarny dowódca oddziałów partyzanckich AK i WiN. Skazany przez władze komunistyczne na karę śmierci, został stracony 7 marca 1949 r. w więzieniu MBP na warszawskim Mokotowie.

Hieronim od dziecka wychowywany był w atmosferze patriotyzmu. Jeden z jego starszych braci walczył w wojnie polsko-sowieckiej. W 1930 r. ukończył szkołę powszechną w Tarnobrzegu. Od 1930 r. do 1938 r. był uczniem tarnobrzeskiego Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Hetmana Jana Tarnowskiego. W 1934 r. wstąpił do harcerstwa. Od 1938 r. był przybocznym hufcowego. Należał do Sodalicji Mariańskiej oraz szkolnego hufca Przysposobienia Wojskowego.

W 1939 r. uzyskał świadectwo dojrzałości. Jesienią zamierzał podjąć studia we Lwowie.

Po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. wyjechał do Lwowa. Jako ochotnik przyłączył się do jednostek WP i walczył z Niemcami w Galicji Wschodniej. 17 września 1939 r. przekroczył granicę polsko-węgierską. Na Węgrzech został internowany.

Po kapitulacji Francji został ewakuowany razem ze swoją jednostką do Wielkiej Brytanii. W styczniu 1941 r. otrzymał przydział do I Brygady Strzelców.

W marcu 1941 r. ukończył z wyróżnieniem Szkołę Podchorążych Piechoty. Następnie przydzielono go do plutonu czołgów w 3 batalionie I Brygady Strzelców.

W 1942 r. jako ochotnik zgłosił się do służby w specjalnej formacji cichociemnych, która miała prowadzić działania dywersyjne na terenie okupowanej Polski. Po zdaniu egzaminów w marcu 1943 r. został zaprzysiężony, przyjmując pseudonimy „Zapora” i „Odra”. Awansowany do stopnia kpr. pchor. rozpoczął służbę w Sekcji Szkolnej Ośrodka Radiowego Sztabu Naczelnego Wodza.

Do Polski zrzucony został w okolicach Wyszkowa w nocy z 16 na 17 września 1943 r. Po przedostaniu się do Warszawy przydzielono go do Kedywu Okręgu AK Lublin. W październiku 1943 r. uzyskał awans na stopień podporucznika.

Początkowo był członkiem oddziału Tadeusza Kuncewicza „Podkowy”, działającego na Zamojszczyźnie. Później został dowódcą 4 komp. 9. pp. w Inspektoracie Rejonowym AK Zamość. Wraz ze swoim oddziałem uczestniczył w działaniach mających na celu obronę wysiedlanej przez Niemców ludności Zamojszczyzny.

W styczniu 1944 r. mianowano go szefem Kedywu w Inspektoracie Rejonowym AK Lublin-Puławy. Jednocześnie stał na czelne oddziału dyspozycyjnego Kedywu.

Jak podaje Adam F. Baran w biogramie H. Dekutowskiego zamieszczonym w publikacji „Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956. Słownik biograficzny” od stycznia do lipca 1944 r. jego oddział partyzancki (OP Cool samodzielnie oraz wspólnie z oddziałem ppor. Mariana Sikory przeprowadził 83 akcje bojowe i dywersyjne.

Podczas akcji „Burza” w Okręgu AK Lublin jego grupa ochraniała sztab Komendy Okręgu, który pozostał w konspiracji po wkroczeniu na Lubelszczyznę wojsk sowieckich.

Pod koniec lipca 1944 r., zgodnie z rozkazami otrzymanymi od dowództwa, rozwiązał swoją kompanię. Ukrywał się w Puławach, Lublinie i Tarnobrzegu. W sierpniu 1944 r. ponownie zebrał swoich żołnierzy i na ich czele podjął nieudaną próbę przedostania się na pomoc walczącym w stolicy powstańcom. Oddział ponownie rozformowano.

Dr Maciej Korkuć w artykule poświęconym H. Dekutowskiemu tak przedstawiał ówczesne położenie oddziału: „Okres terroru NKWD i formacji podległych PKWN żołnierze +Zapory+ przetrwali w konspiracji. Olbrzymia skala represji, zwielokrotnionych jesienią 1944 r., przynosiła coraz większe straty – ludzi aresztowano, wywożono i mordowano. Coraz więcej było ludzi +spalonych+, niemających możliwości powrotu do domów. Ponieważ siły komunistyczne kontynuowały akcje pacyfikacyjne, pojawiła się konieczność dokonywania akcji odwetowych i likwidacji szczególnie gorliwych funkcjonariuszy nowej władzy”. („Siedem wyroków śmierci dla +Zapory+” - Biuletyn IPN nr 1-2, styczeń-luty 2008).

W styczniu 1945 r. „Zapora” nawiązał kontakt z Komendą Okręgu AK Lublin i stanął na czele grupy dywersyjnej prowadzącej akcje odwetowe przeciwko NKWD, UB i MO. Na początku lutego 1945 r. uciekając przed obławą zorganizowaną przez grupę operacyjną NKWD i UB we wsi Wały pow. Kraśnik został poważnie ranny w nogę. Wraz ze swoim oddziałem wycofał się za San. Wiosną 1945 r. nadal prowadził akcje wymierzone przeciwko aparatowi władzy komunistycznej.

W kwietniu 1945 r. wspólnie z oddziałami ppor. Tadeusza Kuncewicza „Podkowy” i Tadeusza Borkowskiego „Mata” opanował Janów Lubelski, uwalniając z miejscowego więzienia UB kilkunastu więźniów. W maju tego roku zajął posterunek MO w Bełżycach oraz w Urzędowie.

W czerwcu 1945 r. rozkazem Delegatury Sił Zbrojnych uzyskał stopień majora i stanął na czele oddziałów walczących w Inspektoracie Lublin DSZ.

Na przełomie sierpnia i września 1945 r. na rozkaz dowództwa rozwiązał podległe mu oddziały. Następnie ukrywał się w swoich rodzinnych stronach. W październiku 1945 r. wraz z grupą swoich podkomendnych podjął nieudaną próbę przedostania się na Zachód. Nielegalnie przekroczył granicę z Czechosłowacją i dotarł do Pragi. Tam jednak w związku z aresztowaniem większości członków grupy i odmową udzielenia pomocy ze strony ambasady amerykańskiej podjął decyzję o powrocie do kraju.

Jesienią 1945 r. objął funkcję dowódcy dywersji i komendanta oddziałów partyzanckich przy Inspektoracie WiN Lublin.

Na przełomie 1945 i 1946 r. organizował akcje dywersji i samoobrony na obszarze woj. lubelskiego, rzeszowskiego oraz kieleckiego. Jak pisał wspomniany już Adam F. Baran: „Do listopada 1946 r. oddziały z jego zgrupowania podejmowały walkę z grupami pościgowymi UB i KBW; przeprowadzały także akcje przeciwko wsiom, w których komuniści mieli znaczne wpływy. Po wyborach parlamentarnych i ogłoszeniu amnestii z lutego 1947 r. ujawnił oddziały +Jadzinka+ (Tadeusza Skraińskiego), +Samotnego+ (Stanisława Jasińskiego) i +Rysia+ (Stanisława Łukasika); z czasem zaprzestał tej akcji, ponieważ wielu żołnierzy – mimo gwarancji amnestii – aresztowano. Od tego czasu, razem ze swoim zwierzchnikiem, Władysławem Siłą-Nowickim, prowadził na szczeblu Inspektoratu WiN pertraktacje z wysokimi funkcjonariuszami MBP i KBW na temat warunków ujawnienia się pozostałych w konspiracji oddziałów (jednym z nich było uwolnienie aresztowanych żołnierzy AK-WiN)”.

W czerwcu 1947 r. zaprzestał akcji zbrojnych i ujawnił się, a we wrześniu 1947 r. wydał swój ostatni rozkaz i przekazał dowództwo kpt. Zdzisławowi Brońskiemu ps. Uskok.

Zagrożony aresztowaniem wspólnie z grupą swoich podkomendnych oraz Inspektorem Inspektoratu Lubelskiego WiN Władysławem Siłą-Nowickim podjął kolejną próbę ucieczki na Zachód. Zorganizowany wyjazd i przerzut za granicę był najprawdopodobniej prowokacją UB. Wszyscy jego uczestnicy zostali aresztowani pomiędzy 15 a 17 września 1947 r. w okolicach Nysy.

Mjr Dekutowski po przewiezieniu go do więzienia MBP na warszawskim Mokotowie poddany został brutalnemu śledztwu, które trwało od września 1947 r. do czerwca 1948 r.

3 listopada 1948 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie rozpoczęła się niejawna rozprawa - na ławie oskarżonych obok mjr Dekutowskiego i jego sześciu podkomendnych zasiadł Władysław Siła-Nowicki. Składowi sędziowskiemu przewodniczył mjr Józef Badecki, będący wcześniej m.in. członkiem zespołu sędziowskiego WSR, który skazał na śmierć rotmistrza Witolda Pileckiego.

15 listopada 1948 r. zapadły wyroki. Wobec mjr Dekutowskiego sąd orzekł siedmiokrotną karę śmierci. Pozostałych oskarżonych również skazano na śmierć.

W uzasadnieniu wyroku stwierdzono m.in.: „Upadające i przeżyte klasy społeczne nie rezygnują dobrowolnie ze swego przodującego stanowiska. Opierają się, walczą, wykorzystując wszystkie dostępne sobie środki bez względu na ich ocenę prawną i moralną. Raz jeszcze słuszność tej zasady potwierdziły wyniki przewodu sądowego w sprawie Władysława Nowickiego i dalszych współoskarżonych, członków reprezentantów wstecznych sił z pod znaku nielegalnych sił z pod znaku nielegalnych związków +AK+ i +WiN+. Zbankrutowana reakcja polska przegrawszy w okresie międzywojennym i w okresie drugiej wojny światowej ostatecznie wszystkie swe atuty w walce ze zwycięskim naporem postępu społecznego, reprezentowanego w dobie dzisiejszej przez Polskę Demokracji Ludowej, nie wahała się nadać w swej polityce formy wyjątkowo brutalne, pragnąc przez masowe mordy, terror, dywersje i grabież, opanować znaczniejsze tereny kraju i uzyskać atut do dalszej gry politycznej na płaszczyźnie międzynarodowej”.

Prośby o ułaskawienie napisane przez niego i jego matkę zostały odrzucone przez Bolesława Bieruta.

Na przełomie stycznia i lutego 1949 r. osadzony w celi śmierci wraz z innymi więźniami przygotowywał ucieczkę. O jej planie powiadomił władze więzienia jeden z więźniów kryminalnych.
Mjr Dekutowski został skatowany (połamano mu kończyny i wybito wszystkie zęby), a następnie osadzony w karcerze, gdzie przebywał do egzekucji.

7 marca 1949 r. w więzieniu MBP na warszawskim Mokotowie władze komunistyczne wykonały na nim karę śmierci. Tego samego dnia straceni zostali również jego podkomendni: kpt. Stanisław Łukasik „Ryś”, ppor. Roman Groński „Żbik”, ppor. Jerzy Miatkowski „Zawada”, ppor. Edmund Tudruj „Mundek”, Tadeusz Pelak „Junak” i Arkadiusz Wasilewski „Biały”. Jako jedyny ze skazanych przeżył Władysław Siła-Nowicki, któremu karę śmierci zamieniono na dożywocie (więzienie opuścił w grudniu 1956 r.).

Wyrok wydany na niego przez władze komunistyczne został unieważniony w maju 1994 r. decyzją Sądu Wojewódzkiego w Warszawie.

Dekutowski odznaczony był m.in. Krzyżem Walecznych (1945) oraz pośmiertnie na obczyźnie Krzyżem Orderu Virtuti Militari (1964).

Szczątki Hieronima Dekutowskiego udało się zidentyfikować po ekshumacjach na warszawskich Powązkach dopiero w 2013 r.

W 2017 r. mjr Hieronim Dekutowski został patronem 2 Brygady Obrony Terytorialnej w Lublinie. (PAP)

...

Wspaniala postac.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:22, 07 Sty 2019    Temat postu:

7 stycznia 1949 roku został zamęczony w śledztwie por. Jan Rodowicz ps. „Anoda”

Był on pierwszym z 32 żołnierzy batalionu „Zośka”, którzy po wojnie zostali aresztowani, osądzeni i uwięzieni w ramach tzw. sprawy „Zośki”. Dla komunistów ich chwalebna przeszłość stała się powodem do represji.

KOMENTARZE (2) : najstarszenajnowszenajlepsze

slx2000 7 godz. temu +6
Za jego aresztowanie i śmierć odpowiada ppłk. Wiktor Herer, naczelnik Wydziału IV w Departamencie V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Zgadnijcie, jakiego ta kanalia była pochodzenia? Chętnie bym wam powiedział, ale to byłby antysemityzm.
udostępnij

matka19002 6 godz. temu via Android +1
@slx2000 żydokomuna Sad

...

Wspaniala postac.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:11, 01 Mar 2019    Temat postu:

Gdzie walczyli Żołnierze Wyklęci? [Mapy]

Żołnierze Wyklęci, czyli członkowie powojennego podziemia antykomunistycznego, budzą w ostatnich latach spore zainteresowanie. Jak liczna była partyzantka stawiająca opór sowietyzacji Polski? Gdzie podziemie było liczne, a gdzie pojawiało się sporadycznie?

...

Niestety Polska Wschodnia i Poludniowa! Zachod slabo! Obawiam sie ze skutki zaboru pruskiego byly tragiczne i brutalne. Nastapila mocna zmiana mentalnosci w kierunku pruskim. Co nie dziwi. Tresura pruska byla brutalna. Posluszenstwo wladzy numerem 1. Do dzis widac w wyborach ze antysystemowcy to dokladnie poludnie i wschod. Czyli nadal to trwa.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:32, 07 Mar 2019    Temat postu:

7 marca 2019 - 70 rocznica zamordowania przez funkcjonariuszy MBP mjr. "Zapory".

"Amnestia jest dla bandytów, a my jesteśmy Wojsko Polskie!" 7 marca 1949 r., w więzieniu MBP na warszawskim Mokotowie, oprawcy z UB zamordowali mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”. Żaden z oprawców nie zostął do tej pory skazany, a jeden z nich - Jerzy Kędziora, nadal pobiera wysoką emeryturę.

...

Meczennik narodowy.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:20, 18 Sty 2020    Temat postu:

Pomóż opowiedzieć światu o Żołnierzach Wyklętych

Opis zrzutki

Świat wie o Japońskich żołnierzach którzy się nie poddali się i zostali w dżungli z karabinami w rękach, niektórzy aż po lata ‘70.

Dlaczego więc, poza Polska, historia Żołnierzy Wyklętych / Niezłomnych, jest kompletnie nieznana?

Odpowiedź jest prosta: bo nikt tej historii nie opowiedział poza Polska.

Jestesmy dwoma z najbardziej rozpoznawalncyh angielskojęzycznych tworcow w Polsce - naszego materiały, filmiki, spoty czy dokumenty łącznie obejrzało w internecie prawie 100 milionów osób. Po latach samotnej działalności, postanowiliśmy połączyć siły, i po raz pierwszy stworzyć wspólnie pełnometrażowy film dokumentalny.

h334001e77812c3c.jpeg

Chcemy stworzyć materiał który przetrwa próbę czasu.

W ramach tego projektu,

-przeprowadzimy wywiady z ostatnimi uczestnikami tych wydarzeń, świadkami tamtych lat oraz ich krewnymi.
-przeprowadzimy wywiady z historykami, zarazem polskimi, jak i zagranicznymi
-odwiedzimy miejsca kaźni i terroru komunistycznego

Żeby to zrealizować, potrzebujemy jednak Waszej pomocy.

Upamiętnianie polskiej historii, nie leży wyłącznie w rękach naszych instytucji publicznych: jest to nasza wspólna odpowiedzialność.

Umiescimy Was w napisach!

...

Ciekawa akcja!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:10, 15 Sty 2021    Temat postu:

ANATOL RADZIWONIK – ŻOŁNIERZ WYKLĘTY Z KRESÓW
Nazywali ich bandytami. Ale czy bandytyzmem jest walka o własny, niepodległy kraj? Przez długi czas musieli toczyć nierówny bój, najpierw z okupantem niemieckim, a potem sowieckim. Żyli prawem wilka, ale my już przestajemy o nich milczeć. Wielu z nich pozostało na Kresach, aby walczyć w obronie ludności polskiej. Zapłacili za to najwyższą cenę. Jednym z nich był Anatol Radziwonik, pseudonim ?Olech?.

Anatol Radziwonik, ps. ?Olech?, ?Mruk?, ?Stary?, ?Ojciec?, urodził się 20 lutego 1916 roku w Briańsku koło Wołkowyska. Rodzice pokładali w nim duże nadzieje, dlatego wysłali go do Państwowego Męskiego Seminarium Nauczycielskiego w Słonimiu. Po ukończeniu seminarium, podjął pracę nauczyciela w szkole wiejskiej w Iszczołnianach (woj. nowogródzkie). Z zapałem wypełniał obowiązki pedagoga. Starał się aktywizować młodzież na wiele różnych sposobów, m.in. zaszczepił w nich miłość do harcerstwa. W 1938 roku został wezwany do Wojska Polskiego. Służbę odbył w szkole podchorążych w Jarosławiu.

Nie za bardzo wiemy kiedy ?Olech? przystąpił do konspiracji. Wiemy na pewno, że w 1943 roku dowodził jedną z kilku placówek konspiracyjnych Obwodu AK Szczuczyn. Za swoje zaangażowanie otrzymał awans na stopień podporucznika. Na początku 1944 roku, zamienił działalność konspiracyjną na partyzantkę. Objął dowodzenie plutonem w 2. kompanii w VII batalionie 77. pp. AK, pod komendą słynnego porucznika Jana Piwnika ?Ponurego?.

Razem ze swoim oddziałem, brał udział w wielu operacjach bojowych przeciwko Niemcom. Na przykład, w zwycięskiej akcji zlikwidowania niemieckiego garnizonu w Jewłaszach, w dniu 16 czerwca 1944 roku (niestety ?Ponury? zginął od kul nieprzyjaciela).

Na początku lipca, jego batalion wyruszył w stronę Wilna, aby wziąć udział w operacji pod kryptonimem ?Ostra Brama? (plan zakładał zdobycie Wilna, bronionego przez garnizon niemiecki, zanim wkroczą do niego Sowieci). Niestety operacja została przyśpieszona i jego oddział nie zdążył na czas. Uratowało to go od rozbrojenia przez Rosjan.

Okupacja niemiecka została zamieniona na sowiecką. Ale ?Olech? nie zamierzał składać broni. Razem ze swoimi ludźmi postanowił dalej walcząc na Kresach, zaświadczając o polskości tych ziem. Czekał na konferencję pokojową, która jak przypuszczał rozwiąże sprawę Kresów na korzyść Polski. Niestety, zachodni alianci sprawę wschodniej granicy Polski ustalili już na konferencji w Teheranie w 1943 roku. Nie poinformowali o tym swego najwierniejszego sojusznika, czyli Polski.

"Olech"

?Olech? w 1945 objął funkcję komendanta obwodów Szczuczyn-Lida. Dowodził również silnym oddziałem partyzanckim (w 1945 podlegało mu ok. 800 osób). Kiedy było już wiadomo, że wschodnia granica Polski oprze się na linii Curzona, jego oddziały zaczęły stopniowo się wykruszać. Radziwonik dał wolną rękę swoim podkomendnym. Część postanowiła wyruszyć do Polski i tam walczyć, wielu zrezygnowało, sporo również zginęło w obławach NKWD. Przeprowadzali wiele akcji, poniżej niektóre z nich:

sierpień 1945 ? opanowanie osady Toboła, gdzie mieścił się sowiecki posterunek,
wrzesień 1945 ? zlikwidowanie trzech oficerów NKWD pod Lidą,
listopad 1945 ? przebicie się po wspaniałym kontrataku przez obławę 34. pułku NKWD w okolicach Lidy.
W 1948 roku, dowodzone przez Radziwonika oddziały zaczęły walkę z kolektywizacją. Zdołano zniszczyć kilkanaście powstających kołchozów. Likwidowano również nadgorliwych sowieckich urzędników oraz donosicieli. Tych drugich wykrywano w taki sposób, że jeden z partyzantów przebierał się w mundur oficera NKWD i odwiedzał delikwenta. Po kilku pytaniach było już wiadomo, czy jest agentem. Aktywiści komunistyczni bali się ?Olecha? jak ognia. Jeden z nich, kierownik fabryki cegieł w Iszczołnianach, tak opisywał tamtą sytuację:

„Z naszych pracowników major Pogulajew zorganizował odział wsparcia – istriebitielnyj otriad . Teraz o tym dowiedziała się cała wieś i ci chłopcy boją się w domu nocować, bo się dowiedziała o tym i banda, która w każdej chwili może przyjść i wszystkich rozwalić. Ci chłopcy chcą teraz wyjechać. Proszę nam pomóc, bo inaczej wszyscy, cały naród poucieka. Wszyscy się boją. Jak dzień, to jeszcze nic. A w nocy, gdy słońce zachodzi, to wszyscy siedzą, jakby byli w osaczonej twierdzy – drzwi zamknięte i patrzą, czy jest jakiś ruch na ulicy. Jak coś podejrzanego się dzieje, to od razu wszyscy uciekają, gdzie kto może”.

Pod koniec 1948 roku, ?Olechowi? podlegało jeszcze ok. 100 żołnierzy. Najwięcej było katolików i prawosławnych. Przy boku Radziwonika walczył również Ukrainiec, były lejtnant Armii Czerwonej o pseudonimie ?Zielony?, który wsławił się ogromną determinacją w zwalczaniu Sowietów.

Zmasowane ataki na partyzantów ?Olecha?, którzy byli oczywiście rozproszeni na kilka mniejszych oddziałów, rozpoczęły się z początkiem 1949 roku. Wielu żołnierzy zginęło, m.in. ppor. Witold Maleńczyk ?Cygan?, który był zastępcą komendanta. Pętla wokół szyi Radziwonika zaciskała się coraz bardziej. 12 maja, razem z kilkunastoma towarzyszami został otoczony przez kilka pierścieni wojsk NKWD w okolicach Raczkowszczyzny. Przeżyły tylko trzy osoby: Zygmunt Olechnowicz ?Zygma?, łączniczka oddziału Genowefa Wróblewska oraz jej brat Witold Wróblewski ?Dzięcioł? (zostali skazani na 25 lat łagrów). Ten ostatni tak opisał tamte chwile:

„Zostaliśmy wydani przez miejscowego chłopa. Oddział został otoczony trzema pasami wojsk NKWD. Próbowaliśmy się przebić. Jednak nikomu się to nie udało. Przeżyłem ja, moja siostra Genowefa, która była łączniczką oddziału, oraz Zygmunt Olechnowicz, który był adiutantem Olecha. Była wielka uwaga do naszego procesu. Jeden raz przywieźli mnie do budynku grodzieńskiego MGB do gabinetu naczelnika. – Chcą z tobą porozmawiać – tłumaczyli. Otwierają się drzwi i wchodzi kilku wyższej rangi oficerów. Wśród nich niewysoki Gruzin. Potem dowiedziałem się, że to był naczelnik MGB Białorusi Canawa. No i ten Canawa spojrzał na mnie i pyta: Jak byś mnie w lesie spotkał, to co byś zrobił? A ja mu odpowiadam: Jestem żołnierzem – kazaliby powiesić, powiesiłbym, kazali rozstrzelać – rozstrzelałbym. On się wściekł. I wychodząc, rzucił do mnie: siedem dni karceru”

Razem ze śmiercią ?Olecha? nastał kres zorganizowanego oporu na Grodzieńszczyźnie. Jednakże, wielu partyzantów walczyło do połowy lat 50. Na odwrocie jednego ze zdjęć, przedstawiających partyzantów Radziwonika, widnieje napis:

?Nic dla siebie, wszystko dla Ojczyzny?

Było to motto kresowych oddziałów, które komendant wpajał swoim wiernym żołnierzom.

Artykuł ukazał się również na stronie Zapisane w Kronikach (www.zapisanewkronikach.pl).

Bibliografia:

[link widoczny dla zalogowanych]

Żołnierze wyklęci, antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku, praca zbiorowa, Warszawa 2013

...

Ostroznie z tym zapominaniem. Bohaterow II wojny bylo tylu ze nie sposob poznac! Calymi dniami trzeba by tylko tym zyc. Raj dla historykow.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:25, 22 Paź 2023    Temat postu:

60 lat temu zginął Józef Franczak. Lublinianie oddali hołd żołnierzowi podziemia

21 października 1963 roku został schwytany i zamordowany ostatni poległy w walce Żołnierz Niezłomny - Józef Franczak, ps. "Laluś".

...

Żołnierz symbol!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy