Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Wychowanie.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:59, 12 Kwi 2018    Temat postu:

A Ty, rodzicu, ile (nie) śpisz w nocy?
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 12/04/2018
ŚPIĄCA RODZINA
Shutterstock
Udostępnij 32 Komentuj 1
„Rodzicielstwo nie kończy się, kiedy zachodzi słońce” – napisała Melanie Darnell, fitmomma4three. Film o jej nocnych przygodach z dwójką pociech obejrzało ponad milion osób!

Melanie Darnell, znana w sieci jako fitmomma4three, zrobiła eksperyment. Ustawiła kamerę z noktowizorem nad łóżkiem i zarejestrowała to, co dzieje się w nocy. Nagranie obejrzało ponad milion widzów. Co w nim takiego zabawnego? Otóż Melanie położyła się spać o 10, ale już półtorej godziny później obok niej pojawił się mały brzdąc. Najpierw nieco się pokręcił, zmienił pozycję „x” razy, kilka razy skorzystał z mlecznego baru, a następnie… do wesołej dwójki dołączyło starsze dziecko. A „chwilę” później zrobiło się jasno.


Rodzice-zombie i ich nieśpiące dzieci
Ok, postawmy sprawę jasno – rodzice nie śpią wiele. Zwykło się mawiać, że tylko na początku, bo przecież noworodki bywają najbardziej problematyczne i chcą ssać pierś po kilkanaście razy w ciągu nocy. Ale, ale… później wcale nie jest lepiej.

Jako doświadczona (o tak, bardzo!) matka nie wierzyłam w te wszystkie historie o rodzicach-zombie i nieśpiących całymi nocami dzieciach. Mój synek w miarę sprawnie załapał rytm dnia i nocy, i to, że kiedy jest ciemno normalni ludzie śpią. Przeważnie. I już, już, byłam bliska popadnięcia w euforię, że trafił mi się całkiem ludzki egzemplarz dziecia, kiedy mój syn wszedł w jakże problematyczny wiek… dwóch lat.

Nagle, z dnia na dzień, zaczął się budzić po kilkanaście razy w ciągu nocy. A to pić, a to przytulać, a to jeszcze coś… Ale dość szybko okazało się, że najlepszym lekarstwem na nocne przebudzenia jest… łóżko rodziców. I lokalizacja w jego centralnym punkcie, dokładnie pomiędzy rodzicem „A” a rodzicem „B”.

Czytaj także: Olejki eteryczne na dobry sen. Jakie wybrać?


Brak snu = katastrofa!
Tak więc już blisko od pół roku nie przespałam właściwie ani jednej nocy, jak Pan Bóg przykazał, od początku do końca bez żadnego „brejku”. I nie, nie chodzi o to, że jakoś specjalnie walczę z nocnymi preferencjami dziecka. Ja po prostu mam bardzo płytki sen.

A sen jest szalenie ważny, wpływa na nasze codzienne funkcjonowanie, kondycję zdrowia, a nawet relacje z innymi:

Nowotwory, wszelkie infekcje, choroby psychiczne, otyłość, cukrzyca, alzheimer. Droga do choroby zaczyna się od bezsenności. I jest zatrważająco krótka. Tylko po jednej zarwanej nocy liczba naturalnych komórek układu odpornościowego walczących m.in. z komórkami rakowymi, które codziennie pojawiają się w naszym ciele, spada o 70 proc. Krótki sen wpływa na nasze zdrowie na tyle źle, że Światowa Organizacja Zdrowia uznała każdy rodzaj pracy na nocną zmianę za prawdopodobnie kancerogenny. Po zaledwie czterech godzinach snu prawdopodobieństwo, że spowodujemy wypadek samochodowy, wzrasta 11-krotnie. Przede wszystkim jednak w wymiarze codziennym niewystarczająca ilość snu to po prostu zmora skutkująca podłym samopoczuciem.

[Michał Zaczyński, Wysokie Obcasy, 7 kwietnia 2018]
Dlatego postanowiłam się podzielić z Wami moimi skromnymi sposobami na przetrwanie.

Czytaj także: Nie chcę być rodzicem „zaraz, tylko…”


Nie walcz z tym, że Twoje dziecko nie śpi w swoim łóżeczku
W końcu nie będzie spało z rodzicami do 18. roku życia. Prędzej czy później, wróci do swojego łóżka (tak sądzę!), a to, że teraz w środku nocy człapie do Was, to po prostu etap przejściowy. Pomyślenie o tym w ten sposób zmienia nieco optykę spojrzenia na problem. I pozwala dostrzec światełko w tunelu 😉



Zainwestuj w duuuuże łóżko
Jeśli Twoje małżeńskie łóżko nie jest zbyt szerokie, a dziecko nagle pokochało spanie z rodzicami, co więcej – myślisz o kolejny potomku! – zainwestuj w szerokie łóżko. Ale takie naprawdę BIG SIZE. I przygotuj się na to, że i tak będzie za małe. Mam łóżko o szerokości ok. 2 metrów, a najczęściej ja śpię na jednym brzegu, mój Małż na drugim, a na całej szerokości – oczywiście w poprzek, wiadomo – nasz z metra cięty panicz. Taki los.



Odsypiaj, kiedy tylko się da!
Kiedy mój synek był malutki, w ciągu dnia spał kilka razy. Ja w tym krótkim czasie osiągałam szczyty możliwości wytwórczych. Pranie, sprzątanie, gotowanie, pisanie tekstów, słowem – wszystko, co trzeba ogarniać na bieżąco, a co byłoby trudne z bąblem na ręku. Nigdy nie słuchałam rad bardziej doświadczonych, by korzystać z drzemek dziecka inaczej. Dziś, kiedy mój 2-latek z trudem daje się namówić na choć jedną drzemkę, a laptop łypie na mnie spode łba, zaś zaległości zdają się wołać „Martaaaaaa….!”, to kiedy mam na koncie mniej niż 5 godzin spania w nocy… bez skrupułów kładę się obok młodego i chrapię razem z nim. Przynajmniej zregeneruję nieco sił.



Dziel się sprawiedliwie
Nie piszę, że po równo, bo nie mam złudzeń 😉 Poza tym, nigdy nie da się odmierzyć od linijki. I wiadomo, że jeśli mama zostaje z dziecięciem w ciągu dnia, a tata z rana biegnie do pracy, to jakoś tak odruchowo wychodzi, że w nocy wstaje mama. A co, kiedy oboje idą do pracy? Poza tym, żeby w ciągu dnia sensownie funkcjonować – nawet w domu – dobrze byłoby się nieco wyspać (ha, ha, ha, dobre!). Dlatego umówiliśmy się z Małżem, że to on wstaje w nocy do młodego. I albo go usypia w jego pokoiku (kiedy jeszcze się dało), albo przynosi go do naszego łóżka.



Podejdź z humorem, nawet czarnym!
Tak, tak, wiem, łatwo się pisze, ale są takie etapy (i doświadczenia) w życiu rodzica, przy których nie pozostaje nic innego, jak… wyśmiać to. Obśmiać samego siebie i sytuację. Bo co innego Ci zostaje, jeśli zupa z buraków albo sok z marchwii ląduje na Twojej nowej (kremowej!) sukience?Albo kiedy wyszłaś do łazienki tylko „na siku” (2 minuty z zegarkiem w ręku), a Twój malec zdążył udekorować połowę Waszego mieszkania farbami czy plasteliną. Albo kiedy nie pamiętasz już, kiedy ostatni raz przespałaś ciągiem dłużej niż 7 godzin.

Tak więc – dobrego humoru!

...

To jest ofiara...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:32, 15 Kwi 2018    Temat postu:

Dziecko w kościele. Przewodnik dla zestresowanych rodziców
Gosia Paculanka i Paige Kellerman | 15/04/2018
DZIECKO PRZY SAMOCHODZIE
Jessica Byrum/Stocksy United
Udostępnij 0 Komentuj 0
Maluch krzyczy na cały kościół? Dziecko wpełza pod ołtarz? Nie martw się. Trochę planowania i zmiana podejścia pomogą Wam przetrwać niedzielną mszę.

Z dzieckiem do kościoła
Zestresowana i zawstydzona matka goni za swoim przedszkolakiem, który nagle postanowił pobawić się w berka. Jak już go złapie, zdyszana wychodzi przed kościół, gdzie stoi grupka podobnych rodziców, którzy bezskutecznie próbowali uciszyć rozwrzeszczane dzieci, a teraz zrezygnowani przeczekują w nadziei, że za kilka lat los się odmieni. Głowa do góry, może być lepiej!

Nie oszukujmy się – wyjście z dziećmi do kościoła to wyprawa, do której trzeba się porządnie przygotować.

Poszukaj mszy dla dzieci. Podczas nich dzieci królują i nie trzeba się przejmować, że komuś może to przeszkadzać. W Polsce są już niemal w każdej parafii, problemem może być tylko ich jakość. Jak zwracają uwagę krytycy tego rozwiązania, nazywający je mszami świętymi infantylnymi, niebezpieczne jest to, że msze dla dzieci mogą się zamienić w show dla małych idoli wyrywających się do mikrofonu i nie każdy ksiądz umie sobie z tym poradzić.

Dlatego rodzice w wielu polskich miastach chodzą z dziećmi od kościoła do kościoła, poszukując godnych następców ks. Józefa Tischnera, na którego msze dla dzieci do niewielkiego kościoła św. Marka przychodził cały rodzicielski Kraków.



A może niedzielne miniprzedszkola?
Na Zachodzie popularne są przykościelne, działające w niedzielę miniprzedszkola.

W Kanadzie w polskiej parafii katolickiej p.w. św. Maksymiliana Kolbe w Mississaudze z tyłu kościoła jest specjalny pokój dla matek z dziećmi. Mogą one słuchać mszy przez głośniki i jednocześnie mieć oko na bawiące się ze sobą maluchy bez obaw, że będą przeszkadzać innym wiernym.

W Holandii w niedzielę przeważnie jest tylko jedna msza św., więc takie miniprzedszkole jest otwarte około półtorej godziny, uwzględniając czas na przyniesienie i odebranie najmłodszych dzieci. Rodzice przychodzą z dziećmi na plebanię, zostawiają dzieci pod opieką wolontariuszy i odbierają je po mszy. Starsze dzieci, 5 lub 6-letnie, idą z rodzicami, ale przed kazaniem wychodzą razem z katechetką do innego pokoju na plebanii i tam rysują, robią lampiony lub palmy, wracają przed komunią i chwalą się przy ołtarzu tym, co zrobiły i czego się nauczyły.



Kilka „przykazań” rodzica
Bez względu na to, czy uda Ci się znaleźć w pobliżu dobrze prowadzoną mszę dla dzieci, czy wolisz – albo nie masz wyboru – chodzić z całą rodziną na mszę dla wszystkich w swojej parafii, warto pamiętać o najprostszych „przykazaniach”:

Sprawdź, gdzie jest toaleta. Maluchy mają prawo do potrzeb fizjologicznych w najmniej dogodnej dla nas chwili. Lepiej jednak przewidywać niż gorączkowo szukać toalety. Przed wyjściem obowiązkowo posadź malucha na nocniku, nawet jeśli deklaruje, że nie potrzebuje. Jeśli nie jest w pełni samodzielny, możesz założyć dziecku pampersa. Sprawdź zawczasu w zakrystii, czy można gdzieś przewinąć malucha lub skorzystać z toalety.

Napój i nakarm. Głodne dziecko = marudzące dziecko. Przed wyjściem zjedzcie posiłek. Warto też zabrać małe przekąski, takie „na raz”: przygotowane zawczasu i schowane w hermetycznym pojemniku małe cząstki jabłek na patyczku od lodów lub drobne herbatniki. Jeśli dziecko będzie gryźć kilka razy, może nakruszyć, więc jeśli ciastka są za duże, przed wyjściem pokrój je lub połam. Z napojów najlepsza jest woda w butelce lub kubku z przykrywką – nawet jeśli się wyleje, nic nie szkodzi, bo to woda, a nie klejący sok.

Zajmij małe rączki. Weź ze sobą 3 lub 4 zabawki i książeczki. Gdy znudzi się jedną, zaproponujesz drugą. Oczywiście lepiej, żeby nie było to auto na resorach czy pozytywka lub zabawkowe instrumenty muzyczne. Niektóre mamy zabierają kredki i kartki – tylko gdzie znaleźć stolik do rysowania? Mojemu dziecku zawsze dobrze robiło zabranie do kościoła jakiegoś drobiazgu, maskotki, którą dostało od bliskiej, lubianej osoby, nawet jeśli był to mały, plastikowy robal – ale przypominał ukochaną ciocię.

Zabierz „zestaw podręczny”: chusteczki higieniczne oraz wilgotne chusteczki do wytarcia twarzy, rączek i pupy.



Wytrzymaj albo daj na luz
W zależności od tego jak podchodzisz do mszy św., masz dwa wyjścia. Maluch krzyczy na cały kościół? Dziecko wpełza pod ołtarz? Nie martw się. Trochę planowania i zmiana podejścia pomogą Wam przetrwać niedzielną mszę. Może teraz jest ciężko, ale za kilka lat wychowasz spokojne i pobożne dziecko. Jeśli msza św. jest dla Ciebie żywym spotkaniem z Jezusem, to włącz na luz. Poniżej parę przemyśleń, które mogą Ci w tym pomóc.

Jezus uwielbia dzieci takie, jakimi są – wesołe, płaczące, siedzące cicho w wózeczku lub biegające przy ołtarzu. Jezus kocha nas takimi, jakimi jesteśmy. Chcesz prawdziwie naśladować Jezusa? Ciesz się, kiedy maluszek wspina się pod ołtarz. Pozwól mu święcić imię Jego tak, jak potrafi najlepiej – całym sobą.

Inni ludzie też są tutaj, by wielbić Jezusa – głęboko rozmodleni, będą się cieszyć razem z Tobą, Twoim dzieckiem i Jezusem. Ksiądz patrzy na Ciebie krzywo, kiedy Twój maluch szarpie jego sutannę? Może nie jest tak źle. Być może kapłan jest tak rozmodlony, że nie zauważa takich rzeczy. A może nawet, jak Jan Paweł II, pozwoli mu na to?

Kobieta z boku zwraca Ci uwagę? Przyciszonym głosem nabożnie jej przypomnij, że Jezus sam upominał apostołów, by zawsze pozwalali dzieciom być blisko niego.



Wolność
Kiedyś wyjechałam na chrzest córki kuzyna do nieznanej parafii. Ponieważ byłam przemęczona i nie miałam siły, pozwoliłam małej biegać pod ołtarzem i kręcić się między rodzicami podającymi dzieci do chrztu. Nikogo oprócz rodziny nie znałam, więc z niespotykanym dotąd spokojem pozwoliłam dwulatce na swawolenie, oczywiście nie spuszczając jej z oka z miejsca, w którym stałam.

Choć niewiele się tego dnia namodliłam, jednak wiele się nacieszyłam. Po raz pierwszy z przyjemnością obserwowałam, jak mała radośnie odkrywa świat i ceremonie kościelne, jak uśmiecha się do księdza i wywołuje uśmiech na twarzach wiernych. Trochę czułam się skrępowana, zastanawiając się czy wypada, ale radość i miłość przepełniały mi serce i zdawałam sobie też sprawę, że o to tak naprawdę chodzi w ceremonii chrztu. Po obiedzie żona kuzyna powiedziała, że zachwyciła ją wolność, z jaką moja dwulatka buszowała po kościele.

Jakie Wy macie strategie na wyprawy z dziećmi do kościoła? A może nie macie dzieci i wolicie trzymać się od nich na mszy z daleka? Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach.

..

To tez walka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:02, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Miejcie dzieci! – najlepsza rada jaką mogłabym usłyszeć
Bruna Estrela | 16/04/2018
BABY,TUMMY TIME
CC0
Udostępnij Komentuj 0
To czego je nauczysz, to za mało. Miej dzieci po prostu dlatego, że sama możesz się tyle nauczyć. Miej dzieci, ponieważ świat potrzebuje, byśmy byli lepsi.

„Gdybym mogła dać moim przyjaciółkom tylko jedną radę, dałabym właśnie taką: miejcie dzieci. Co najmniej jedno. Ale jeśli to możliwe, miejcie dwoje, troje, czworo… Bracia są pomostem, który łączy nas z przeszłością i bezpieczną przystanią na przyszłość. Ale miejcie dzieci.

Dzieci czynią nas lepszymi ludźmi.

Tego co da Ci dziecko nie da się porównać z żadnym innym doświadczeniem. Podróże po świecie przemieniają Cię, udana kariera daje satysfakcję, niezależność jest cudowna. Jednak nic nie zmieni Cię tak trwale jak dziecko.



Dzieci sprawiają, że pokonujemy wszelkie granice
To nieprawda, że „mając dzieci zostaniesz bez grosza”. Dzieci sprawiają, że rozsądnie gospodarujesz pieniędzmi i pomagają Ci zastanowić się, jak je wydajesz: zaczynasz kupować ubrania u Rennera, a nie u Calvina Kleina, bo w końcu to tylko ubrania. A zeszłoroczne tenisówki, które wciąż są niezużyte i wygodne, mogą wytrzymać kolejne 5 lat … W końcu masz przecież inne priorytety i tylko dwie stopy.

Chodzisz do pracy z większą determinacją i oddaniem; istnieje niewielka istota całkowicie zależna od Ciebie, a to sprawia, że jesteś profesjonalistką z motywacją, której nie miałabyś w innej sytuacji. Dzieci sprawiają, że pokonujemy wszelkie granice.

Zaczyna Ci zależeć na zrobieniu czegoś dla świata. Zaczynasz segregować śmieci, robić coś na rzecz lokalnej społeczności, używać produktów o mniejszej zawartości plastiku… Jesteś wzorem dla swojego dziecka i to jest najwspanialsze.

Czytaj także: 109 powodów, dla których warto mieć dzieci


Twoje dziecko uczy Cię wiary i wdzięczności
To co jesz ma znaczenie. Nie jesz już czekolady i nie pijesz coca-coli. Teraz wybierasz banany i wodę. Bardziej dbasz o swoje zdrowie: zjadasz resztę owoców z talerza swojego dziecka, zakładasz ogród warzywny, aby mieć świeże przyprawy, nie pijasz w tygodniu napojów gazowanych. Dziecko daje Ci dodatkowe 25 lat życia.

Zaczynasz wierzyć w Boga i uczysz się modlitwy. Przy pierwszej chorobie Twojego syna prawie instynktownie zginasz kolana i prosisz Boga, aby na Ciebie wejrzał. A zatem Twoje dziecko uczy Cię wiary i wdzięczności, jakiej nigdy nie nauczyłby Cię żaden kapłan, pastor czy przywódca religijny.

Konfrontujesz się ze swoją ciemną stroną. Twoje dziecko postanawia pokazać swoją najgorszą stronę, robiąc scenę w supermarkecie, bo chce tamte ciasteczka. Masz ochotę krzyczeć. Myślisz, że jesteś agresywna, niecierpliwa i autorytarna. Odkrywasz więc, że możesz uczyć się czegoś tylko z miłości i z miłością. Uczysz się brać głęboki oddech, przykucnąć, wyciągnąć rękę do swojego dziecka i zobaczyć tę sytuację jego małymi oczkami.

Czytaj także: Myślisz, że „dzieci kosztują”? Jest na to niezawodny sposób


Miej dzieci, aby zobaczyć, że uśmiechają się tak samo jak Ty…
Syn sprawia, że stajesz się bardziej roztropna. Nigdy nie będziesz jeździć bez zapiętych pasów, bo teraz wiesz, że nie powinnaś umrzeć zbyt wcześnie… Kto by się zaopiekował Twoimi dziećmi i kochał je tak jak Ty, gdyby Ciebie zabrakło?! Dziecko sprawia, że chcesz żyć.

Ale jeśli nadal nie uważasz, by te powody były tego warte, pomyśl o tym tajemniczym czymś co mają dzieci.

Miej dzieci, by poczuć ich pachnące włosy, aby poczuć przyjemność małych ramion oplatających Twoją szyję, aby usłyszeć „mama” (albo „tata”) śpiewane tym cienkim głosikiem.

Miej dzieci, aby móc doświadczyć tego wszystkiego i jeszcze mocnego uścisku, gdy wracasz do domu, i poczuć, że jesteś dla tej małej istoty najważniejszą osobą na całym świecie. Miej dzieci, aby zobaczyć jak uśmiechają się tak samo jak Ty i chodzą tak samo jak Twój ojciec, i zrozumieć piękno tego, że po świecie krąży cząstka Ciebie. Miej dzieci, aby na nowo poznać radość kąpieli z pianą, miski z wodą w upale, zabawy z psem i jedzenia mango bez obawy, by nie zabrudzić przy tym rąk (i ubrania).

Czytaj także: Kto ma lepiej, dorosły czy dziecko? Podsłuchałam rozmowę moich dzieci…
Miej dzieci.

To czego je nauczysz, to za mało. Miej dzieci po prostu dlatego, że sama możesz się tyle nauczyć. Miej dzieci, ponieważ świat potrzebuje, byśmy byli lepsi.

Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Bez doswiadczenia tego nie da sie przezyc ani zrozumiec czym to jest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:26, 17 Kwi 2018    Temat postu:

Dlaczego warto, by nasze dzieci doświadczały dyskomfortu?
Cynthia Dermody | 17/04/2018
BOY HUGGING MOTHER
Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
Rozwijanie u dziecka umiejętności samodzielnego radzenia sobie z trudnościami to jeden z najlepszych sposobów, by utrzymać je z daleka od narkotyków, alkoholu i innych ryzykownych zachowań.

Podczas pewnego wykładu o profilaktyce uzależnień nastolatków od narkotyków mówca pokazał slajd z listą wszystkich środków, które rodzice powinni podjąć, aby zmniejszyć ryzyko wejścia swoich dzieci w świat narkotyków i alkoholu. Obok bardziej intuicyjnych punktów, takich jak dobry kontakt z dzieckiem i stawianie im wymagań, był jeden nieoczekiwany: niech wasze dzieci doświadczają jak najwięcej dyskomfortu.

Większości rodzicom na sali zapaliło się światełko. Cóż to za dziwaczne zalecenie? A przecież w tym konkretnym kontekście miało sens.



Rodzic do usług
Rodzice pokolenia Z (lub pokolenia internetowego, jak się je czasami nazywa) – w tym i ja – należą wszyscy do (błędnej) szkoły rodzicielskiej, która starała się ułatwić życie naszym dzieciom, od karmienia ich, gdy były głodne, kupowania tenisówek na rzepy, by nie musiały uczyć się trudnej sztuki wiązania sznurowadeł, rozładowywania potencjalnych konfliktów na placu zabaw w momencie, gdy jedno z dzieci podniosło głos, do planowania zadań domowych, nadzoru i realizacji naszej drugiej (czy trzeciej, czy czwartej) pracy. Nigdy w życiu nie pozwolilibyśmy, by nasze dzieci dostały trójkę za pisemną pracę domową, którą powinniśmy byli mieć pod kontrolą.

„Nie pozwalamy naszym dzieciom poczuć się niekomfortowo” – powiedział do grupy doradca ds. nadużywania szkodliwych substancji. „Nasz naturalny instynkt opiekuńczy ma sprawić, by nasze dzieci były szczęśliwe, więc robimy dla nich wszystko. Ale robiąc to, pozbawiamy je możliwości budowania umiejętności potrzebnych do przetrwania trudnych sytuacji życiowych, również tych, gdy narażone są na kontakt z narkotykami”.

Czytaj także: Nie ma idealnego modelu wychowania. Nie prześcigajmy się!
Przemyślcie to. Nasze dzieci są tak bardzo przyzwyczajone do „natychmiastowych” rozwiązań w każdej dziedzinie, bez względu na to, czy rodzice wkraczają, by rozwiązać ich problemy lub po to, by poczuły się lepiej, czy też same uciekają w media społecznościowe, gdy tylko zaczynają się nudzić. To tylko krok od spróbowania jakiejś substancji, tylko dlatego, że czują presję ze strony kolegów lub potrzebują szybkiego „odreagowania”. Podsumowując, nasze dzieci nie mają wielu okazji, by poćwiczyć, jak to jest czuć się źle lub odczuwać cierpienie, a my robimy im w ten sposób krzywdę.



Pouczający dyskomfort
Dzieci muszą się nauczyć, że doświadczany na co dzień dyskomfort emocjonalny i fizyczny jest stanem przejściowym – on także minie, a twoi koledzy nie będą ciągle wściekli na ciebie (a jeśli tak, to czas poszukać nowych kolegów). Możecie je wspierać i doradzić im, by się pomodliły lub porozmawiały z Bogiem w tych stresujących chwilach, ale nie rozwiązujcie za nich wszystkich problemów. Mechanizmy radzenia sobie, które zastosują i zbudują w momentach stresu, będą dla nich kluczowe w radzeniu sobie z poważniejszymi problemami, z jakimi spotkają się w życiu.

„Jakże często my, jako rodzice, sami komplikujemy sobie życie i dezorientujemy nasze dzieci, ponieważ nie pozwalamy, aby nastąpiły naturalne konsekwencje (kiedy skutki są stosunkowo łagodne, ale pouczające) zanim owe naturalne konsekwencje (np. branie narkotyków) staną się naprawdę poważne” – dodaje Jim Schroeder, psycholog dziecięcy i ojciec siedmiorga dzieci. „Zasadniczo ciągle przeszkadzamy dzieciom w naturalnym zrozumieniu przyczyn i skutków, a później zastanawiamy się, dlaczego nasze dzieci są zdezorientowane w radzeniu sobie z sytuacjami, które mają miejsce każdego dnia”.

Czytaj także: Do czego prowadzi wolnościowe wychowanie?
Oczywiście, jeśli chodzi o narkotyki i alkohol oraz inne ryzykowne zachowania, takie jak seks, dużą role odgrywa rozwój mózgu. W przeciwieństwie do tego, w co wszyscy wierzyliśmy, kiedy dorastaliśmy, kora przedczołowa dziecka nie jest w pełni rozwinięta aż do mniej więcej 25. roku życia. Jest to część mózgu, która pozwala nam, jako dorosłym, powiedzieć „nie” temu trzeciemu kieliszkowi wina, o którym wiemy, że wywoła ból głowy i sprawi, że następnego dnia staniemy się całkowicie nieproduktywni. Dzieci po prostu nie posiadają zdolności myślenia o długofalowych konsekwencjach – są tu i teraz, i zajmują się tylko uruchamianiem bezpośredniego centrum przyjemności swoich mózgów.



Pozwól dziecku zawalić sprawdzian
Więc kiedy któryś z ich kolegów zaproponuje im super e-papierosa, aby poczuli się dobrze w chwili stresu, albo łyk piwa, ponieważ wszyscy pozostali w pokoju właśnie piją, jaka jest nadzieja, że nasze dzieci podejmą dobre decyzje? I tu jest rola dla poczucia dyskomfortu.

Rodzicom trudno jest rozwiązać ten problem, zwłaszcza jeśli dziecko jest starsze, a wasze role jako rodziców i jego oczekiwania są już pozornie ustalone – ale nigdy nie jest za późno, aby zacząć wprowadzać lekki dyskomfort, nawet w prosty sposób:

Pozwólcie mu zawalić sprawdzian.

Pozwólcie jej posmucić się z powodu rozstania z chłopakiem.

Nie odbierajcie jej tylko dlatego, że tęskni za domem.

Pozwólcie mu iść do szkoły w szortach i bez płaszcza, gdy za oknem jest minus 5 stopni.

Nie zawoźcie dziecku do szkoły drugiego śniadania, którego zapomniało wziąć.

Oczywiście, będzie głodne, ale przeżyje. Nauczy się, że może przetrwać cały dzień nawet o pustym żołądku, i być może będzie pamiętać, by następnym razem zabrać drugie śniadanie z blatu (a może nawet będzie to dla niego lekcja empatii dla innych, którzy codziennie obchodzą się bez jedzenia, co też by nie zaszkodziło).

Czytaj także: 4 rodzicielskie postawy, których uczy nas Maryja
Zatem niech się rozpocznie Operacja Dyskomfort. Pamiętajcie też, że im dłużej zdołacie powstrzymać wasze nastoletnie dziecko od eksperymentowania z używkami, tym radykalniej spada ryzyko, że się od nich uzależni. Innymi słowy, jeśli w jakiś sposób uda wam się doprowadzić je do magicznego wieku 21 lat względnie bez szwanku, możecie uznać, że jako rodzice odnieśliście sukces.

(Oczywiście, ta rada NIE ma zastosowania, jeśli podejrzewacie głębszy problem ze zdrowiem psychicznym lub nadużywaniem używek – w takim przypadku „dyskomfort” dziecka jest czymś znacznie większym i poważniejszym, i musicie natychmiast szukać pomocy).

Tekst pochodzi z angielskiej wersji portalu Aleteia

...

To tez jest wychowanie! Przz trudy. Bóg przeciez je daje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:43, 19 Kwi 2018    Temat postu:

Jedno pytanie, które powinieneś zadać swojemu dziecku, by polepszyć Waszą relację
Katarzyna Wyszyńska | 19/04/2018
MATKA Z SYNEM
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Rozmawiałyśmy o tym, jak można okazać komuś miłość. I wiecie, jaki między innymi przykład dały moje córki? „Jeśli ktoś zwróci Ci uwagę, a Ty to zmienisz, to pokażesz mu tym, że go bardzo kochasz”.

Pamiętacie jeszcze Wielkanoc? Mazurki, pisanki… A Wielki Post? To dziś go sobie nieco przypomnimy. Właśnie teraz jest dobry czas, by rozliczyć się z wielkopostnych postanowień! Czy zmieniły coś na stałe, czy były tylko corocznym zrywem? Wybaczcie więc, że wybiję Was na chwilę z wiosennego nastroju i powrócę do… środy popielcowej w naszym domu.



Nocne rozmowy z dzieckiem
Zaczęło się od niewinnej „nocnej” rozmowy. Nie zamierzałam dawać dzieciom postanowień, bo uważałam, że są na to za małe. Porozmawialiśmy więc o tym, czym jest Wielki Post, co to znaczy „nawracać się”, jaki jest sens wyrzeczeń. Nie był to wcale teologiczny wykład, ale ciekawa dyskusja, której kontynuacja naprawdę mnie zaskoczyła!

Otóż, po omówieniu teoretycznych założeń, te małe, rozpalone gorliwością serca, przekuły teorię na konkrety. Bardzo chciały mieć swoje postanowienia i tak się właśnie stało. Każdy dostał swoje zadanie na Wielki Post – co ważne, inspirowane przez współdomowników.

Każdy miał prawo głosu, mógł powiedzieć, co sprawia mu przykrość, drażni, przeszkadza, i poprosić, by inna osoba nad tym popracowała. Ustaliliśmy też, że za każde takie zwrócenie uwagi trzeba dodać co najmniej trzy pochwały, słowa wdzięczności lub coś, co w tej osobie lubimy.

Czytaj także: Kiedy założyć dziecku konto na Facebooku?


Zadanie dla mamy
Zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Jedna, że dzieci były wdzięczne za samą taką możliwość. Wypowiedzenia na głos swoich przykrości, pochylenia się nad ich problemami codzienności. Po drugie – zadanie, jakie wyznaczyły mi. „Byś na nas nie krzyczała, mamusiu”. „Ja?” – odpowiedziałam zaskoczona.

„Przecież ja w ogóle na was nie krzyczę”. Ale dobrze, niech tak będzie. Następnego dnia spisałyśmy postanowienia i przyczepiłyśmy je w widocznym dla nas miejscu. Zaczęliśmy je wprowadzać w czyn.



Ja – zapałka
I wiecie, piorunującym doświadczeniem było dla mnie to, że ja rzeczywiście często podnoszę głos. Gdy się zdenerwuję, zaraz wskakuję na wyższe tony. Może nie jest to jeszcze krzyk, ale jeden krok dalej i stracę panowanie. W emocjach trudno mi panować nad swoimi słowami.

Niewątpliwie mogę nieco usprawiedliwić się stwierdzeniem „taka już jestem”, bo temperament mam choleryka i działam jak zapałka. Szybko i efektownie płonę gniewem, równie szybko gasnę i jeśli nie spowoduję przy okazji pożaru, już jest po sprawie.

Nie chcę też i nie dam rady udawać, że nie przeżywam złości, zdenerwowania, że tych emocji nie ma. Jednak widać moim dzieciom przeszkadza mój ton, więc chcę coś zmienić. Ustaliłyśmy hasło, którym dziewczyny mogą doprowadzić mnie do pionu – hasło, które uświadamia mi, że podnoszę głos, gdy sama nawet nie zdaję sobie z tego sprawy.



Spróbuj i Ty
Nie jest to wcale dla mnie łatwe, ani przyjemne. Po Wielkim Poście wiem też, że przepracowanie tego tematu potrwa dużo dłużej niż 40 dni. Sposoby, jakimi się wspomagam, to temat na oddzielny artykuł. Dziś chcę przede wszystkim bardzo gorąco zachęcić Was, rodziców, do tego samego – do zapytania swoich dzieci, czy chciałyby coś w Waszym zachowaniu zmienić, czy coś sprawia im przykrość?

To wymaga odwagi, bo trzeba będzie skonfrontować się z odpowiedzią. Mimo to warto, to naprawdę ważne, bo… Rozmawiałyśmy po Wielkanocy o tym, jak można okazać komuś miłość. I wiecie, jaki między innymi dały przykład? „Jeśli ktoś zwróci Ci uwagę, a Ty to zmienisz, to pokażesz mu tym, że go bardzo kochasz”.

...

Jesli to nie jest zmiana na złe! Tak to jest okazanie milisci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:58, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Nastolatki – zestresowane, pod presją. Jak możesz im pomóc?
Elisabeth Pardi | 22/04/2018
SAD TEENAGER
Shutterstock
Udostępnij 3 Komentuj 0
W tym codziennym pędzie jest najwyraźniej za mało czasu dla młodych ludzi na zwyczajne bycie młodymi. Oni potrzebują naszego przyzwolenia, by mogli zwolnić tempo i być niedoskonali.

Młodzi dorośli
Kilka tygodni temu brałam udział w długiej wymianie esemesów z moją przyjaciółką, która działa w duszpasterstwie młodzieży. Pisała o tym, z czym zmaga się regularnie ze swoimi nastolatkami i byłam zaskoczona, kiedy powiedziała: „Nie jest im dane być dziećmi. Wychowuje się ich na małych dorosłych… a oni nie są szczęśliwi i już teraz się wypalają”.

Słyszałam, jak inne osoby mówią to samo. W tym codziennym pędzie jest najwyraźniej za mało czasu dla młodych ludzi na zwyczajne bycie młodymi.

Postanowiłam, że skoro znam jeszcze dwie wyjątkowe kobiety z duszpasterstw młodzieży, zbiorę informacje od nich trzech w ramach próby zdefiniowania, z czym nastolatki – zwłaszcza dziewczyny – borykają się na co dzień i jak rodzice, czyli dorośli mający największy wpływ na ich życie, mogą im pomóc.

W oparciu o to, czego się dowiedziałam, usłyszałam dwie najważniejsze wiadomości, które nastoletnie dziewczynki potrzebują usłyszeć od swoich rodziców.

Czytaj także: Szalony taniec w pustym domu, czyli nastolatki też chcą być kochane


Zgoda na bycie niedoskonałym
Nastolatkowie potrzebują naszego przyzwolenia, by mogli zwolnić tempo i być niedoskonali.

Dwie na trzy z moich znajomych stanowczo twierdziły, że ich dziewczynki doświadczają ogromnego stresu o wiele częściej, niż „powinny”.

„One wszystkie mają zbyt wypełnione grafiki” – twierdzi Mary Nelson z kościoła metodystów w Ohio. „Jest na nich ogromna presja ze strony trenerów, rodziców, nauczycieli, że muszą być najlepsze, dawać z siebie wszystko i nie pozwalać sobie na nic innego, niż robienie wszystkiego najlepiej jak potrafią”.

W kulturze, gdzie każda pomoc, jakiej dziecko mogłoby tylko potrzebować, by osiągnąć sukces, oddalona jest zaledwie o kliknięcie, presja, aby radzić sobie nienagannie we wszystkich dziedzinach spoczywa na nich nieustannie.

„Jeden obraz szczególnie nasuwa mi się na myśl” – wyjaśnia Gina Cecutti z kościoła katolickiego Niepokalanego Poczęcia w Ohio. Opisuje dzielenie się w małych 10-osobowych grupkach dziewcząt w wieku 14-17 lat.

Były bardzo rozmowne, dopóki nie musiały sięgnąć nieco głębiej. Wtedy wszystkie siedziały w napięciu, wstrzymując oddech. W końcu najstarsza opowiedziała o paraliżującym stresie, jakiego doświadczała, próbując żonglować wszystkim, co miała do zrobienia. Jej odwaga przełamała lody, rozpłakała się, a niemal cała grupa przyłączyła się, dzieląc się doświadczeniami ataków paniki podczas przymierzania ciuchów, problemów z trawieniem spowodowanych przez szkolny stres, i wiele innych. Ciężar tego stresu był namacalny, tak jak i bezsilności, która mu towarzyszyła.

Ja osobiście byłam zaskoczona szerzącym się napięciem wśród współczesnych nastolatków. Wydawało mi się, że większym i częstszym problemem wśród nich jest apatia.

Czytaj także: Dlaczego nastolatki nie ufają rodzicom? Co można z tym zrobić?


Jak dorośli mogą pomóc?
Cecutti wspomina, że jedna z dziewczynek powiedziała grupie o swojej nauczycielce, która wyczuła napięcie klasy i zapewniła uczniów, że „nie muszą być idealni i dawać 100% z siebie we wszystkim… ponieważ ich fizyczne, psychiczne i emocjonalne dobre samopoczucie jest ważniejsze, i czasem warto dostać gorszą ocenę na poczet snu i zdrowia psychicznego”.

„I nagle zmienił się klimat w tej grupce – kontynuuje Cecutti – a ja zdałam sobie sprawę, że oni potrzebują tylko potwierdzenia i przyzwolenia na bycie człowiekiem, bo nie dostają tego nigdzie, co powoduje narastanie lęków i niepokojów”.

Wynika z tego, że ci zestresowani nastolatkowie mają potrzebę usłyszeć zapewnienie, że niedawanie z siebie 110% nie jest równe porażce. „Dajcie im czas na bycie dziećmi i zdejmijcie z nich przymus ogarniania wszystkiego” – podkreśla Nelson.

Mózg nastolatków nie działa jeszcze tak, jak mózg dorosłych. Nastolatki potrzebują znacznie więcej cierpliwości, wzmocnienia i zachęcania w procesie poznawania świata i znajdowania sobie w nim miejsca. Od nas potrzebują najbardziej wsparcia, a nie nacisków, zwłaszcza w obszarach, w których nie są wybitni.

Jak radzi Nelson, „dajcie im czas na zmaganie się w kochającym, troskliwym środowisku i nie oczekujcie od nich, żeby byli ideałami”.



Trzeba im pokazać, jak żyć wiarą
Wszystkie trzy liderki z duszpasterstw młodzieży jasno stwierdziły, że wiara zaczyna się w domu i „żaden program nie zastąpi wpływu rodzica na dziecko”, jak ujęła to Teresa Whiteside z kościoła katolickiego św. Andrzeja w Ohio. „Upewnij się, że jesteś autentyczny w swojej wierze – podkreśla. – Dzieci wszystko widzą”.

Jeśli chcemy, aby nasze córki miały oparcie w Jezusie, muszą najpierw widzieć nas polegających na Nim. Na tym powstaje fundament ich własnej osobistej relacji z Chrystusem. „Chcemy, aby nasza wiara stała się ich wiarą” – wyjaśnia Whiteside, nadal podkreślając, jak ważne jest traktowanie poważnie myśli, opinii i pytań nastolatków związanych z wiarą.

„Prawdopodobnie będą mieli pytania, a nawet wątpliwości dotyczące Chrystusa i Kościoła – przestrzega. – To normalne w procesie stawania się sobą… Nie gaśmy ich więc, ani nie reagujmy strachem. Słuchajmy ich. Dowiedzmy się, co stoi za danym pytaniem”.

Czytaj także: Życie online – polskie nastolatki w sieci
Nawet jeśli nasi nastolatkowie stawiają nam pytania, które wprawiają nas w osłupienie, są one okazją do wspólnego szukania odpowiedzi. „Zachęcajcie ich do zadawania pytań!” – nawołuje Cecutti. – „Bądźcie pokorni i szczerzy, jeśli nie znacie odpowiedzi”.

Podobnie Nelson zachęca do empatii i otwartości. „Zapewnijmy ich, że nawet jeśli tego nie czują, nie ma w tym nic złego – wszyscy przez to przechodzimy”. Innymi słowy, nie powinniśmy nigdy pozwolić im poczuć, że to coś złego, jeśli nie płonie w nich pasja do wiary.

Wszyscy przechodzimy przez okresy suszy w naszym życiu duchowym, kiedy to modlitwa i kościół wydają nam się pustą gadaniną. Nasze dzieci też muszą być na to gotowe i poznać na naszym przykładzie, że trzeba żyć wiarą również w tym czasie pustyni, ze świadomością, że on nie będzie trwał wiecznie.

Co najważniejsze, wszystkie trzy opiekunki duszpasterstw podkreślają wagę pomagania dziewczynkom w przyjęciu Bożej miłości dzięki naszej bezwarunkowej miłości, i to jest moja ulubiona porada.

„Dajcie im odczuć, jak mocno i bezwarunkowo je kochacie – radzi Whiteside. – Wasza miłość do nich pozwoli im zrozumieć, jak mocno i bezwarunkowo kocha je Bóg”.

Tłumaczenie z języka angielskiego

...

Zdecydowanie dzieci maja ciezko w tym nienaturalnym swiecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:05, 24 Kwi 2018    Temat postu:

„Moje dziecko nie chce się uczyć!”. Kilka praktycznych rad, jak mu pomóc
Joanna Operacz | 23/04/2018
DZIECKO Z TABLETEM
Hal Gatewood/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
Problemy szkolne - z tym chyba najczęściej zgłaszają się rodzice do psychologów i terapeutów dziecięcych. Czasem przyczyny mogą być zaskakujące.

Małe dziecko ma w sobie naturalną potrzebę poznawania świata, a rodzice i nauczyciele są jeszcze dla niego autorytetem, więc stosunkowo łatwo je zachęcić do nauki. No chyba, że jest jakiś problem. Na przykład maluch może być ponadprzeciętnie ruchliwy i energiczny. Wtedy konieczność wysiedzenia przez 45 minut w ławce może być dla niego torturą. Albo – przeciwnie – może być wyjątkowo delikatny i z trudem znosić szkolny hałas, tłok i zamieszanie. Przyczyną wielkich kłopotów może być na przykład taki „drobiazg” jak nadwrażliwość słuchowa. Jeśli każdy głośniejszy dźwięk wywołuje dyskomfort, szkolny dzwonek to za każdym razem wyrzut adrenaliny i przerażenie. Bylibyście wtedy zainteresowani rysowaniem szlaczków?



Zapytaj terapeutę
We wszystkich takich sytuacjach warto sprawdzić, czy maluch nie ma zaburzeń integracji sensorycznej albo niewygaszonych odruchów noworodkowych. Wtedy można pomóc dziecku specjalnie dobranymi ćwiczeniami, które wprawdzie bywają czasochłonne i kosztowne, ale są skuteczne. Z moich obserwacji wynika, że niedoceniane i często mylnie diagnozowane (np. uznawane za dysleksję) są problemy ortoptyczne, związane z nieprawidłową pracą mięśni, które poruszają gałkami ocznymi. A przecież kiedy oczy źle pracują, trudno nauczyć się czytać i w ogóle trudno się uczyć.

Przyczyny niepowodzeń szkolnych mogą być także poważniejsze, związane z uszkodzeniami jakichś obszarów w mózgu. Do tego dochodzą wszystkie problemy na „dys-” : dysleksja, dysgrafia, dyskalkulia. Jeśli podejrzewamy takie kłopoty albo jeśli dziecko pomimo intensywnej pracy ma kłopoty z nauką, trzeba jak najszybciej udać się do specjalisty.

Czytaj także: Twoje dziecko ma problemy z czytaniem? Zobacz, jak możesz mu pomóc


Nuda i przemoc
Warto pamiętać, że kiedy maluch się skarży, że w szkole jest nudno, często chodzi mu o to, że jest mu trudno. Dziecko nie zmyśla ani się próbuje wypaść przed rodzicami na bystrzejszego, niż jest, tylko tak właśnie odbiera swoje szkolne boje – nie rozumie, więc szybko zaczyna się nudzić.

Czasem jednak nasze dziecko ma rację – w szkole jest nudno, bo lekcje są źle prowadzone. Zdarza się też niestety, że nauczyciel nie nadaje się do tej pracy. Warto też sprawdzić, czy maluch nie jest w szkole ofiarą przemocy fizycznej albo werbalnej ze strony kolegów lub nauczycieli. Niektóre dzieci, także te otoczone miłością i troską, nie potrafią o tym powiedzieć rodzicom. Warto przyjrzeć się metodom pracy „pani” i klimatowi w klasie, a potem porozmawiać na ten temat z nauczycielką i dyrekcją. A jeśli to nie pomoże, rozważyć zmianę szkoły. Taka rewolucja to stres dla dziecka, ale katowanie go szkołą, w której cierpi, jest chyba jeszcze gorsze.



Mało snu, dużo słodyczy
Wreszcie przyczyna problemów szkolnych może być najbardziej banalna z banalnych – dziecko nie może podołać nauce, bo jest przemęczone. Ma zbyt wiele zajęć dodatkowych, godzinami odrabia pracę domową, za mało śpi.

Warto też przyjrzeć się jego diecie. My, rodzice, chyba nigdy nie uważamy, że nasze dzieci jedzą za dużo słodyczy i przetworzonej żywności, a znam kilkoro dzieciaków, które ewidentnie są nadpobudliwe dlatego, że żywią się głównie czekoladowymi kulkami i rozmrożoną pizzą.

Czytaj także: Jak wyrzuciłam z domu cukier? I co wyszło z tego eksperymentu…


Nie chce mi się
Dziecku, tak jak każdemu człowiekowi, może się czasem nie chcieć. Warto wykorzystywać takie sytuacje jako szanse wychowawcze i tłumaczyć mu, że wszyscy czasami pracujemy nie dlatego, że mamy na to wielką ochotę, tylko dlatego, że uważamy to za swój obowiązek. Masz już dosyć takich tłumaczeń? A może spróbujesz to powiedzieć inaczej, np. spokojniej, z poczuciem humoru albo wykorzystując nowe argumenty? Kiedy twoje dziecko miało dwa lata, tłumaczyłaś mu dwieście razy, że trzeba zamykać drzwi i myć ręce, prawda? Teraz przyszła pora na inne tematy.

Warto też angażować dziecko od małego w domowe obowiązki, takie jak sprzątanie, pranie i gotowanie. Jako rodzice mamy tendencję, żeby zwalniać dzieci z zajęć domowych, „bo się uczą”. To błąd. Czasem trzeba im odpuścić, np. przed ważnym egzaminem, ale takie obowiązki to bezcenny sposób na naukę pracowitości i zaradności. Paradoksalnie, zajęcia domowe pomagają więc dzieciom podołać obowiązkom szkolnym.



Nie, bo nie!
Nastolatki – zwłaszcza chłopcy – czasem przestają się uczyć w odruchu buntu przeciwko rodzicom. To trudny moment, ale normalny i potrzebny, stanowiący część procesu usamodzielniania się. Trzeba być gotowym na ten etap i nie wpadać w panikę. Młody człowiek musi przecież odkryć własne powody, dla których będzie się starał.

To oczywiście nie znaczy, że mamy go skreślić. Jeszcze zanim nastąpi faza burzy i naporu, warto zadbać o środowisko, które będzie mu pokazywało dobre wzorce, np. klub sportowy, harcerstwo, dobrą szkołę, katolicką wspólnotę. W wieku dojrzewania kluczowa jest – i dla chłopców, i dla dziewczyn! – relacja z ojcem. Poza tym nastolatkom pomaga to samo co młodszym dzieciom: emocjonalna bliskość z rodzicami, niespieszne rozmowy, wspólne zainteresowania, wspólne wyjazdy, dobre książki. Jeśli mamy wrażenie, że kompletnie nie możemy się dogadać ze swoim dzieckiem, warto zapytać o radę mądrego i doświadczonego psychologa. Najlepiej takiego, który ma już za sobą dojrzewanie własnych dzieci.

Czytaj także: 5 myśli twórcy harcerstwa, które powinieneś poznać


Internet
A propos dojrzewania… Rodzice często nie doceniają tego, jak fatalny wpływ może mieć na ich dzieci pornografia i nadużywanie internetu. Jeśli 15-latek spędza całe dnie w swoim pokoju, przeglądając strony internetowe, to nie ma możliwości, żeby nie zetknął się ze zdjęciami i filmami erotycznymi. Jeśli zacznie się onanizować, to dla jego młodej psychiki przyjemność towarzysząca tym doznaniom może skutecznie przyćmić wszystko inne, także ambicje, poczucie obowiązku i poczucie przyzwoitości. A i tak to będzie, niestety, nie największy z jego problemów! Nawet jeśli jakimś cudem nie trafi na pornografię, zwyczajnie zmarnuje mnóstwo czasu, który mógłby poświęcić na naukę.

Kiedy nastolatek nie chce się uczyć, warto dać mu okazję, żeby poznał ciężką pracę fizyczną, na przykład w wakacje. Przecież rezygnując z wykształcenia decyduje się na utrzymywanie się w przyszłości z pracy własnych rąk, więc powinien się upewnić, czy faktycznie tego chce.

...

Kazde dziecko jest inne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:46, 25 Kwi 2018    Temat postu:

Mam uparte dziecko – jestem szczęściarzem
Michael Rennier | 24/04/2018
UPARTE DZIECKO
Courtney Rust/Stocksy United
Udostępnij Komentuj
Niektóre cechy charakteru, które uznajemy za wady, mogą pomagać w osiąganiu wielkich rzeczy.

Nasza roczna córeczka Edie jest uparta jak osioł i w tym uporze tak cierpliwa, że mogłaby tresować koty. Jest najmłodsza z pięciorga naszych dzieci i zdecydowanie najmniejsza, ale w jakiś niewiarygodny sposób skupia na sobie uwagę i energię całej rodziny. Wszyscy – rodzice, bracia i siostry – koniec końców jej ulegają i robią to, czego sobie życzy, nawet jeśli żąda pięciu kąpieli dziennie. Uginamy się, spełniamy jej zachcianki, bo nie jesteśmy w stanie oprzeć się niezwykle groźnej mieszance, jaką stosuje – słodkości i nigdy niesłabnącego uporu.



Zrobiła naburmuszoną minkę, zacisnęła piąstki i…
Jeśli chce, żeby jej przeczytać książkę o kaczce, to na pewno przeczytasz jej książkę o kaczce. A na dodatek jeszcze się będziesz z tego cieszyć. Co więcej, z entuzjazmem będziesz naśladować kacze kwakanie. Spójrzmy prawdzie w oczy. Zdarzało się, że nie mieliśmy ani siły, ani ochoty na czytanie szkrabowi. Ale Edie miała to w nosie. Dopominała się do skutku, aż w końcu ktoś otwierał książkę i zaczynał czytać. Żeby się jej pozbyć, próbowałem wszystkiego. Udawałem na przykład, że nie wiem, o co chodzi, mając nadzieję, że zajmie się czymś innym. Mówiłem, że poczytam jej za chwilę, mając nadzieję, że zapomni. Czytałem, opuszczając niektóre strony albo nawet proponowałem, żebyśmy poczytali inną książkę, bo przecież tę o kaczce czytalismy ze sto razy z rzędu.

Najgorszą pomyłką, jaką kiedykolwiek zrobiłem, było powiedzenie jej: „Nie”. Byłem zmęczony, miałem dość i nie zamierzałem czytać jej książki, bez względu na to, ile razy tego zażąda i jakie sztuczki zastosuje. I wtedy ona… zrobiła naburmuszoną minkę, zacisnęła piąstki i rzuciła mi śmiercionośne spojrzenie. I… była to najsłodsza rzecz na świecie. A ja… zupełnie rozbrojony, natychmiast ustąpiłem i przeczytałem jej tę książkę o kaczce.

Czytaj także: Jak rozbroić histerię dziecka za pomocą jednego pytania?


Czy upór to cecha charakteru, z którą należy walczyć?
Czy należy próbować wyplenić upór, żeby pokazać, kto tu rządzi?

Dorastając, Edie zaczęła wykazywać zadziwiający upór w wielu rzeczach. Jestem pewny, że wszyscy rodzice mają swoje opowieści o upartych dzieciach (Bóg powinien mieć ich w opiece, jeśli mają więcej niż jedno!), które zapierają się przy swoim zdaniu z taką siłą i determinacją, że nawet muł by się poddał i ustąpił. Może to dotyczyć nawet tak drobnych i mało istotnych spraw jak to, w którym kierunku iść na spacer czy jaką koszulkę rano założyć. Ale jeśli wydaje ci się, że to bzdury, to z punktu widzenia małego uparciuszka – są to sprawy najwyższej wagi.

Pomimo tego, że Edi owinęła nas sobie wokół małego palca, ciągle są takie sprawy, w których nie wszystko idzie po jej myśli. 99 z jej 100 najlepszych pomysłów obejmuje: wspinanie się po czymś niestabilnym na niewiarygodną, a przede wszystkim niebezpieczną wysokość, uderzanie osób, którym nie podoba się, że są bite, jedzenie czegoś, co na pewno nie nadaje się do jedzenia i malowanie po wszystkim, z wyjątkiem papieru. Dla własnego bezpieczeństwa nie powinna tego robić, ale robi. Edie wcale nie uważa, że jest uparta – ona po prostu wie, że zawsze ma rację. Ona jest wszystkowiedząca.

Czytaj także: Jak kolejność przychodzenia na świat wpływa na charakter?


Co mają robić rodzice tak upartego dziecka?
Dobrym sposobem na upór może być dostrzeżenie w nim pozytywnych stron i pielęgnowanie właśnie ich.

Upór, z tej najgorszej strony, może być cechą negatywną. Może być znakiem ciasnego umysłu i egotyzmu. To zdecydowanie coś, na co trzeba zwracać uwagę, co trzeba obserwować. Ale nie chciałbym pozbawiać ani Edie, ani żadnego z naszych dzieci całego ich uporu. Oczywiście, mógłbym to zrobić, sprawić żeby stały się miłymi, perfekcyjnymi, potulnymi stworzeniami, które wykonują polecenia, choćby ze strachu przed karą. Tyle że ja nie chcę na siłę zmieniać ich charakterów, łamać ich osobowości.

Lepszym rozwiązaniem jest zobaczenie w uporze pozytywnych cech i rozwijanie właśnie ich. Każda wada, jak każdy medal, ma dwie strony. W przypadku uporu wadę możemy przekuć w zaletę, czyli siłę. Upór, użyty odpowiednio, w konkretnych sytuacjach, może być uznany za determinację i pewność siebie.

Są takie momenty, kiedy jest cechą pozytywną. Pozwala wytrwać w trudnej przyjaźni, walczyć z ciężką chorobą, pozostać wiernym swoim przekonaniom, nawet jeśli nie są popularne, żyć w zgodzie ze swoim sumieniem, być dobrym przywódcą, przełożonym, kierownikiem trwającym przy swoich racjach i niepoddającym się naciskom większości. Sprawia, że walczy się do końca i nigdy nie rezygnuje z marzeń.

Czytaj także: Do czego prowadzi wolnościowe wychowanie?
Właśnie teraz moja córeczka koncentruje cały swój upór na braniu możliwie największej liczby kąpieli, jaką może znieść istota ludzka w ciągu dnia i przeobrażaniu się w kaczkę. A my obserwujemy to z troską i delikatnością, mając nadzieję, że w przyszłości jej upór z wady zmieni się w siłę charakteru, dzięki której pozostawi ślad na ziemi. Wszyscy możemy się tego uczyć.

Tłumaczenie z języka angielskiego

...

Rozne sa charaktery i na pewno zawsze stoi za tym dobro nawet jak wydaja sie zle. Trzeba je odkryc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:33, 25 Kwi 2018    Temat postu:

Zajęcia dodatkowe czy obecność rodziców? Jak znaleźć złoty środek
Aneta Czerska | 25/04/2018
CHŁOPIEC W PRACY
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Czas spędzany przez dziecko poza domem, w przedszkolu czy szkole, powinniśmy traktować jako jego pracę. Często więc przedszkolaki pracują dłużej niż ich rodzice.

Dla dzieci znaleźć możemy coraz więcej zajęć dodatkowych. W trosce o rozwój dziecka wydajemy coraz więcej pieniędzy. Aby je zarobić, pracujemy coraz dłużej i coraz mniej czasu spędzamy z rodziną. Coraz bardziej potrzebujemy innych, aby zajęli się tym, co dla nas najważniejsze – dzieckiem. Jak zatrzymać to błędne koło? Gdzie się podział balans między rozwojem a budowaniem relacji w rodzinie?



Wybór przedszkola
Prywatne przedszkola i kluby dla dzieci oferują naukę języka angielskiego i hiszpańskiego, warsztaty naukowe, matematyczne, przyrodnicze, naukę gry na instrumencie, klub szachowy, warsztaty psychologiczne, teatralne, ceramiczne, plastyczne, budowanie z klocków, robotykę, programowanie, wschodnie sztuki walki, zumbę, taniec towarzyski, balet, rytmikę, zajęcia z logopedą. Wszystkie te zajęcia znajdują się w ofercie jednej placówki. Dodatkowo dzieci zabierane są na koncerty, przedstawienia teatralne, wycieczki, basen, a nawet na jazdy konne i lekcje tenisa. Taka oferta jest odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku.

Własne przedszkole pamiętamy jako instytucję produkującą uspołecznione i wyrównane dzieci – grzeczne, spokojne, znające i respektujące zasady współżycia społecznego, wykonujące zalecone im czynności i działania. Kojarzymy je z nudą i przymusem bycia grzecznym. Wyboru przedszkola dla dziecka dokonujemy niezwykle starannie. Nie chcemy, aby było przechowalnią, w której dziecko jest pozostawione samo sobie. Chcemy, aby oczekiwano od niego kreatywności i samodzielności w myśleniu.

Czytaj także: Balet, języki, gra na skrzypcach. Witajcie w koszmarnym świecie korpo-dzieciństwa


Harmonogram dnia dziecka
Przedszkola i szkoły prywatne oferują coraz szerszą gamę zajęć, a dzieci zostają w przedszkolach do późnego popołudnia. Tymczasem czas spędzany przez dziecko poza domem, w przedszkolu czy szkole, powinniśmy traktować jako jego pracę. Często więc przedszkolaki pracują dłużej niż ich rodzice.

W wyniku zmęczenia dziecko może nie chcieć iść z rodzicem do domu, co jest dla rodzica dowodem, że dziecko chce zostać dłużej w przedszkolu, dzięki czemu rodzic ma więcej czasu po pracy na zakupy. W efekcie coraz mniej czasu spędzają razem w domu, nie mając czasu na umacnianie więzi rodzinnych i poznawanie siebie.

Większość rodziców, którzy są uczestnikami moich szkoleń, przyznaje, że ich małe dzieci chodzą spać między godziną 21 a 23, przy czym prawie wszyscy ci rodzice jako dzieci chodzili spać tuż po dobranocce, która była o godzinie 19. Propozycja, aby ich dzieci kładły się o takiej porze, często wydaje się im niedorzeczna lub niemożliwa. Niektórzy rodzice o tej porze wracają dopiero do domu.



Zajęcia dodatkowe a rozwój dziecka
Wielu rodziców, którzy dbają o edukację swojego małego dziecka, nie wie, co jest ważne dla jego rozwoju. Oferują oni dziecku poznanie świata i wielu umiejętności, które człowiek mógłby poznać również w późniejszym wieku. Jedne aktywności kształtują dziecko neurologicznie i mają znaczenie dla dalszego rozwoju i nauki kolejnych umiejętności, a inne jednak takiego znaczenia nie mają.

W nauce gry w tenisa lub pisaniu na klawiaturze korzysta się z wcześniej opanowanych umiejętności i z zakończonych cyklów rozwoju. Z tego powodu ich rola dla ogólnego rozwoju jest bardzo nikła. Tymczasem nauka czytania, matematyki lub kaligrafowania daje początek niezwykle złożonym cyklom rozwojowym. Zapoczątkowane procesy pociągają zmiany w umysłowości dziecka, podobnie jak opanowanie mowy we wczesnym dzieciństwie przenosi dziecko na nowy poziom intelektualny.

Mówiąc o wczesnym rozwoju dziecka należałoby skupić uwagę na rozwoju mózgu, na jego funkcjach i prawidłowym ich kształtowaniu. Nie inwestujmy w rozwijanie umiejętności, których człowiek może uczyć się w późniejszym wieku, wykorzystując przy tym sprawności, które nabył we wczesnym dzieciństwie.

Czytaj także: Macie dzieci i oboje jesteście aktywni zawodowo? Oto kilka porad dla Waszej rodziny!


Kluczowa rola rodzica w rozwoju dziecka
Wczesna edukacja jest zjawiskiem, które w wielkich miastach przybiera na sile od kilku lat. Dzieje się to często kosztem budowania relacji w rodzinie. Niestety wzrostowa tendencja liczby uczniów ze specyficznymi trudnościami w nauce pokazuje, że starania rodziców nie przynoszą oczekiwanych efektów. Kiedy więc wybieramy zajęcia dla dziecka, warto zastanowić się, jakich efektów oczekujemy i czy na pewno jest to najlepsza droga do ich osiągnięcia.

Wiemy, że ruch jest niezwykle ważny w rozwoju dziecka. Właściwie dobrane ćwiczenia mogą uzupełnić zaniedbane obszary rozwoju i zapobiec problemom szkolnym. Niestety większość zajęć dla przedszkolaków, choć zapewnia dziecku ruch, to nie ma istotnego znaczenia dla rozwoju neurologicznego. Nawet przedszkolak, który uczy się tańca, sztuk walki, tenisa i jazdy konnej nadal potrzebować będzie specjalnie ukierunkowanych ćwiczeń pod kątem jego potrzeb rozwojowych.

Wczesna nauka matematyki lub czytania może zapewnić dziecku lepszy rozwój intelektualny niż gra w szachy. Stanie się tak szczególnie wtedy, jeśli pozwolimy dziecku samodzielnie obserwować i wyciągać wnioski, zamiast dostarczać mu instrukcji i odpytywać z ich zastosowania. Taka wczesna edukacja zajmuje tylko pół minuty dziennie. Rodzic dostarcza dziecku informacji – ciekawych i ciągle nowych – stając się najważniejszą osobą w jego życiu.

Czytaj także: Dobry ojciec… Niech będzie prawdziwie obecny!
Dziecko najbardziej potrzebuje do rozwoju intelektualnego jednej osoby dorosłej. Najlepiej, aby był to rodzic, którzy otoczy dziecko ciepłem i akceptacją. Zamiast więc skupiać całą uwagę na wyborze przedszkola, zastanówmy się, jakie mamy cele i jak je najefektywniej osiągnąć, wspólnie spędzając przy tym czas i budując relację z dzieckiem.

...

Zbyt duzo rodzice mysla tylko o materii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:54, 26 Kwi 2018    Temat postu:

Moje dziecko chce najnowszy telefon! Co powinniśmy zrobić?
Michelle DeRusha | 26/04/2018
Uśmiechnięty chłopiec siedzi na ławce i bawi się telefonem komórkowym
Philip Lee Harvey / Getty Images
Udostępnij Komentuj
Czy moje dzieci chciałyby dostać najnowszy model telefonu? Tak. Czy go dostaną? Nie.

Wybrałam już miejsce, w którym mogłabym umrzeć. Jest to dom handlowy Verizon.

W sobotni poranek wraz z moim 11-letnim synem wybraliśmy się, by kupić mu jego pierwszą komórkę. To taki mały rytuał w naszym domu: kiedy idziesz do czwartej klasy podstawówki, przysługuje ci własny telefon komórkowy. Jest tylko jeden haczyk. Zaczynasz od najprostszego modelu z klapką. Starszy brat Rowana także zaczął od takiego samego telefonu i wraz z pójściem do gimnazjum, „awansował” do smartfona. Młodszego syna czekało to samo.

Rowan rozumiał sytuację i akceptował ją, a nawet cieszył się na samą myśl, że będzie miał własny telefon.

Podważanie samej siebie
Wszystko jednak zmieniło się, gdy weszliśmy do sklepu. Przed nami wystawiona była cała masa najróżniejszych telefonów i tabletów wraz z ich błyszczącymi obudowami, kolorowymi słuchawkami i przenośnymi głośnikami. Rowan się złamał. Przez całe 45 minut kłócił się i błagał, żebym mu kupiła inny telefon. W końcu jednak wyszliśmy ze sklepu z tradycyjną komórką z klapką. Widziałam jednak, że mój syn walczył ze sobą, żeby nie płakać.

Przyznam się, że sama się zawahałam. I mnie zaskoczył ogromny wybór sprzętu. Zauważyłam także innych rodziców ze swoimi dziećmi wybierającymi modele. Wiem, że i Rowan ich widział. Nikt z nich natomiast nie zwracał uwagi na telefony z klapką. Zaczęłam podważać swoją decyzję. Zastanawiałam się, czy czasem nie pozbawiam swojego dziecka czegoś ważnego. Zmartwiłam się, czy też przestarzały telefon nie stanie się powodem do przezywania i wyśmiewania się z mojego syna.

Koniec końców, zostałam przy swoim.

Przez całą drogę powrotną Rowan nie odezwał się ani słowem. Gdy dojechaliśmy, poszedł bezpośrednio do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Położyłam się na kanapie i zamknęłam oczy. Nie wygrałam bitwy, ale zmęczyła mnie sama walka.

Czytaj także: Spędzasz z nim 3 godziny dziennie. Twój kochany smartfon…


Więcej, większe, lepsze
Mam wrażenie, że nasze życie sprowadza się tylko do jednego: wszystkiego musi być więcej i musi to być większe i lepsze.

Zaledwie po roku czy dwóch latach wymieniamy nasze laptopy, tablety, telefony i konsole na nowsze modele. Po co komu iPhone 5, kiedy można mieć iPhone’a 6? Nawet to nie wystarczy, kiedy możemy kupić iPhone’a 6 Plus! Nie ma sensu cieszyć się z Xboxa 360, kiedy Xbox One jest nowszy, lepszy, szybszy i silniejszy.

Odnawiamy nasze łazienki tylko po to, żeby potem dostrzec nowe modele mebli kuchennych w katalogach marek wnętrzarskich. Kupujemy dom naszych marzeń, a potem i tak pragniemy dwa razy większej willi, która znajduje się na tej samej ulicy. Gdy oglądamy najnowszy serial na naszym 50-calowym telewizorze, zaczynamy zazdrościć sąsiadom ich 65-calowego ekranu, który znajduje się w całkowicie odremontowanej piwnicy.

Nasze dzieci także chcą nowszych, lepszych i większych rzeczy. Wystarczy przejść się pod dowolne gimnazjum (lub nawet podstawówkę), żeby zauważyć, że większość dzieci opuszcza szkołę z telefonami w rękach. Niemal we wszystkich krajach Europy Zachodniej i w USA ponad połowa dzieci i nastolatków w wieku od 8 do 18 lat ma swój telefon. Według badań opublikowanych przez Daily Mail w Polsce aż 83%. W Wielkiej Brytanii ok. 73%. W Stanach Zjednoczonych własną komórką może pochwalić się 56% dzieci w wieku od 8 do 12 lat.

Potrzeba coraz większych i lepszych rzeczy nie ogranicza się do technologii. Nastoletni syn mojej przyjaciółki ma 10 par oryginalnych butów Nike. Na dziewięć z nich wydał własne zarobione pieniądze. Córka innej znajomej codziennie nosi torebkę ekskluzywnej marki Kate Spade.



Nie poddawajmy się presji
Presja, aby mieć więcej lepszych i większych rzeczy wzrasta z każdym dniem. Dzieci i nastolatki średnio oglądają około 40 tys. reklam telewizyjnych rocznie. Koszt tych wszystkich reklam kierowanych do dzieci to około 21 milionów dolarów. Wiadomość „więcej, większe, lepsze” otacza ich ze wszystkich stron. Obecna jest w mediach tradycyjnych, w internecie, na ekspozycjach sklepów oraz przekazywana jest przez ich rówieśników.

Dlatego właśnie teraz ważne jest, aby rodzice trzymali się zasady „mniej i mniejsze”. Dzieciom i nastolatkom potrzebny jest głos rozsądku. Potrzebują przypomnienia, że lepszy telefon lub kolejna para markowych butów nie sprawią, że będą szczęśliwi i usatysfakcjonowani. Tylko że będą chcieli mieć coraz więcej nowych rzeczy.

Tego dnia, po naszym powrocie ze sklepu, Rowan w końcu wyszedł ze swojego pokoju z komórką w ręce. Zdążył wybrać dzwonek, zmienić tapetę i wysłać SMS-a do dziadka w Massachusetts.

„Przyzwyczajam się do niego i chyba go polubię” – powiedział o swoim telefonie. Następnie wyciągnął rękę i zrobił nam selfie.

Czytaj także: Niedzielny obiad w rodzinnym gronie? Smartfonom wstęp wzbroniony!


5 zasad, jak zostać przy swoim
Stawianie czoła trendowi „więcej, większe, lepsze” nie jest proste. Szczególnie, że pojawia się tyle sprzecznych informacji i porad. Poniżej kilka wskazówek, które powinny naprowadzić Cię na dobrą drogę.

Wyjaśnij, dlaczego mniejsze może być cenniejsze. Twoja decyzja, aby nie kupować kolejnej większej i lepszej rzeczy na pewno nie jest przypadkowa. Jednak Twoje dziecko może odnieść wrażenie, że robisz to jedynie tylko po to, być upartym i kontrolującym. Warto wytłumaczyć swoje rozumowanie. W moim przypadku wytłumaczyłam synowi, że kupowanie kolejnego telefonu i abonamentu jest dużym wydatkiem. Dlatego też tak ważne jest, aby udowodnił, że jest odpowiedzialny, zanim „awansuje” do smartfona. Powiedziałam mu, że bezpośredni dostęp do internetu i mediów społecznościowych może być uzależniający, więc lepiej przyzwyczajać się do tego stopniowo.

Pracuj zespołowo. Upewnij się, że stoicie z mężem po tej samej stronie, żeby móc się wzajemnie wspierać. Kiedy z synem wróciliśmy ze sklepu (ja sfrustrowana, a on zawiedziony) mój mąż przypomniał mu o naszym „telefonicznym” rytuale, gdzie zaczynamy od najprostszego modelu. Poparł tym samym moją decyzję. O wiele łatwiej stawiać na swoim, gdy wiemy, że ktoś nas popiera.

Oprzyj się pokusie porównywania swojego dziecka do jego rówieśników. Ustal zasady i wyjaśnij je dziecku bez sugerowania, że „mogłeś mieć gorzej”. Muszę się przyznać, że sama złamałam tę regułę. Chcąc przekonać Rowana, wspomniałam mu o tym, że jeden z jego przyjaciół nie mógł mieć telefonu, dopóki nie poszedł do liceum. Jednak Rowana nie przekonał argument, że „ktoś ma gorzej niż ty”. Co więcej, nie było to sprawiedliwe w stosunku do innych rodziców, którzy też walczyli z „większym i lepszym”.

Zrozum zawód dziecka. Może to wydawać się mało znaczące, ale nieważne, co Twoje dziecko „musiało” w tym momencie mieć, prawdopodobnie było to dla niego wtedy ważne. Zamiast po prostu ignorować jego zawód, okaż trochę współczucia. Sama przyznałam Rowanowi, że rozumiem, jak to jest być tą osobą, która nie ma „tego czegoś”. Zapewniłam go także, że nie ma nic złego w czuciu się zawiedzionym i smutnym przez chwilę i że na pewno w końcu doceni swój nowy telefon. Byłam w tym bardzo przekonująca.

Trzymaj się swojego, ale zachowaj spokój. Stawianie na swoim, kiedy twoim przeciwnikiem jest dziecko, jest niezmiernie trudne i wyczerpujące (potem odleżałam swoje na kanapie…). Staraj się jednak powstrzymać gniew i poczekaj z tłumaczeniami i argumentami, aż znajdziecie się na jakimś neutralnym gruncie (w samochodzie lub w domu). Jeżeli musisz, po prostu powiedz, że porozmawiacie o tym później i spokojnie dokończ swoje obowiązki. Jak już znajdziecie się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, możecie wrócić do rozmowy.


...

Wyrzeczen trzeba uczyc od malego bo wyrosnie kretyn co sie zalamuje bo nie ma najnowszej komorki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 7:06, 03 Maj 2018    Temat postu:

Dzieci są jak przelotne ptaki, ale puste gniazdo nie musi być… puste
Deidra Riggs | 02/05/2018
DOJRZAŁE MAŁŻEŃSTWO
Johnny Greig/Getty Images
Udostępnij 8 Komentuj 1
Dzieciom trzeba dać siłę, ale nie mogą zabrać tego, co najważniejsze. Tego, co jest między wami. Tobą i twoim mężem. Dlatego tak ważne jest, żebyście się kochali, szanowali i opiekowali sobą.

Gdy mój mąż zmieniał pracę, my zmienialiśmy mieszkanie – przeprowadzaliśmy się z miasta do miasta. Wybierając nowy dom sprawdzaliśmy różne rzeczy, ale jedną z najważniejszych (o ile nie najważniejszą) było to, czy łazienka ma zamek w drzwiach. Niby mała rzecz, prawda? Dla mnie i mojego męża to zawsze był dodatkowy bonus – kiedy znajdowaliśmy dom, w którym zarówno drzwi do łazienki jak i do sypialni były zamykane na klucz. Każdy, kto kiedykolwiek dzielił mieszkanie z innymi zna wartość drzwi z działającym zamkiem i przyjemność bycia choćby chwilkę na osobności w ciągu przytłaczającego, wypełnionego harmidrem dnia.

Kiedy nasze dzieci były małe, pamiętam jak marzyłam o chwili, gdy będę mogła spokojnie się wykąpać, bez przerywania i przeszkadzania. I jak z mężem niecierpliwie wyglądaliśmy dnia, kiedy będziemy mogli spędzić razem nieco czasu w sypialni, nie nasłuchując odgłosu małych stópek. Wbrew prośbom i przypominaniom dzieci ciągle zapomniały „żeby zawsze najpierw zapukać”. Mimo wszystko nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by pomyśleć, że moglibyśmy mieszkać bez dzieci. Prędzej – że mogłyby być z nami na zawsze.



Nieuchronność zmian
To mojemu mężowi zawdzięczam, że pewnego dnia zaczęłam myśleć o chwili, kiedy nasze gniazdko opustoszeje. To był zwykły dzień – jak zawsze trzeba było wysłać dzieci do szkoły. Najpierw upewnić się, że wstały z łóżka i poszły do kuchni. Potem, że wszystko do szkoły jest przygotowane, spakowane, śniadanie podane. Jak zwykle wpadaliśmy na siebie, jedno z dzieci skakało na jednej nodze w jednym bucie, usiłując drugą wbić w kolejny. Inne biegło ze szczoteczką do zębów w ręce przez kuchnię, starając się uniknąć zderzenia z psem, który właśnie wyczuł okazję do czmychnięcia przez tylne drzwi na podwórko.

Jak zawsze skończyło się tym, że w ostatniej chwili zdążyliśmy wypchnąć je z domu. Kiedy stałam w progu, patrząc jak idą do szkoły, mój mąż pojawił się za mną i powiedział: „Wiesz, przyjdzie taki czas, kiedy już nie będą chciały z nami mieszkać”.

„Tak” – odpowiedziałam, nawet nie próbując sobie tego wyobrazić. No cóż, powinnam mieć świadomość tego, o czym mówią wszyscy – że czas płynie niewiarygodnie szybko. „To dobrze” – odpowiedział mąż, stojąc za mną we frontowych drzwiach.W ten sposób uświadomił mi, co powinno być ważne w nadchodzących zmianach. Miał rację.

Czytaj także: Syndrom pustego gniazda, czyli o konsekwencjach przecinania pępowiny


Ważne elementy – cegiełki, dzięki którym dom stoi i trwa
Czasami podczas różnych spotkań opowiadam, jak bardzo kocham nasze puste gniazdo. Młodzi rodzice często wtedy mówią, że nie wierzą i nie mogą sobie tego wyobrazić. Bo jak wyobrazić sobie, że opuszcza nas dziecko, które teraz wtula swój mały, cieplutki nosek w zagłębienie pomiędzy naszym ramieniem a szyją?Ale puste gniazdo nie oznacza pułapki. Nie sprawia, że rodzice są bezradni i bezbronni.

Ponieważ ten dzień nadejdzie dla wszystkich rodziców, co jest pewne tak samo jak to, że musimy oddychać, trzeba się do niego przygotować. Tak, by puste gniazdo było tak samo szczęśliwym miejscem jak dom, który jest wypełniony ludźmi.

Módl się! Modlimy się o dobrą przyszłość naszych dzieci, dlaczego nie pomodlić się za naszą. Wyobraź sobie, jak najpiękniej mogłoby wyglądać Twoje życie z mężem – już bez dzieci – i poproś o nie Boga.

Postaw męża na pierwszym miejscu! Łatwo wierzyć, że dzieci powinny być na pierwszym miejscu w rodzinie, ale wszystkie dzieci w końcu zaczynają własne życie – osobno. Z drugiej strony, to męża poślubiam – dopóki śmierć nas nie rozłączy. Mąż zasługuje na moją uwagę, energię, współczucie, czas i miłość. Czasem to oznacza, że nasze dzieci muszą poczekać – i ta lekcja dobrze im zrobi.

Randkujcie! Uczyń z tego priorytet – umawiaj się ze swoim mężem na randki. Wpisz je w kalendarz i staraj się, aby doszły do skutku. Przyglądaj mu się. Postaraj się odkryć na nowo osobę, o której mówisz, że jest twoją bratnią duszą, przyjacielem, kochankiem.

Marzcie! Wspólnie snujcie plany na temat tego, co będziecie robić, gdy wasze gniazdo opustoszeje. Wyobraź sobie co będzie, kiedy nie będziesz już musiała podwozić swoich i zaprzyjaźnionych dzieci do szkoły, kiedy nie będziesz już musiała sprawdzać, czy drzwi na pewno są zamknięte na klucz i prawić bez końca o zasadach. Spiszcie marzenia i porozmawiajcie o nich.

Czytaj także: Małżeństwo z 30-letnim stażem zdradza sekret szczęśliwej relacji


Rytuał przejścia
Tuż przed tym, jak nasze najmłodsze dziecko wyjechało na studia, dokonaliśmy ostatniego zakupu. Obsługa sklepu z wyposażeniem domu pomogła nam znaleźć w zagraconej alejce tubę z PCW. Wtedy jeszcze nie mieliśmy pojęcia o tym, że studenci używają takich właśnie rurek do podnoszenia swoich łóżek. Sprzedawca odciął cztery równe kawałki i włożył w niecierpliwie wyciągnięte ręce naszej córki.

Mały gest, zwykła plastikowa rurka – a sygnalizowały ważne zmiany w naszym życiu. Kiedy wyszliśmy ze sklepu, pojechaliśmy do miasteczka studenckiego i zrobiliśmy to, co robiliśmy codziennie przed wyjściem dzieci do szkoły. Stanęliśmy w kółku, trzymając się za ręce i pomodliliśmy się.

Powiedzieliśmy ostatnie amen i przytuliliśmy się do siebie. Potem mąż wziął mnie za rękę i wyszliśmy, zostawiając za sobą pudła, ubrania, książki wypełniające mały pokój naszej córki w akademiku. Wsiedliśmy do auta i wróciliśmy do naszego opustoszałego domu.



Wyprowadzka dziecka to nie koniec świata
Od czasu, kiedy nasze najmłodsze dziecko poszło na studia, a my wróciliśmy do domu i rozpoczęliśmy życie bez nich, wiele razy dziękowałam mężowi za tę chwilę, kiedy stanął za mną w drzwiach naszego domu, i powiedział zdanie, które przygotowało mnie na zmiany. Nawet teraz, po wspólnie spędzonych latach uważam, że ta krótka rozmowa była niezwykle ważnym momentem w naszym życiu.

Jeśli jesteś rodzicem z małym dzieckiem, to o ile mogę coś doradzić – dobrze jest, nie zapominając o teraźniejszości spróbować sobie wyobrazić, jak to będzie, kiedy wasza pociecha lub pociechy opuszczą dom i jak może być wtedy pięknie. Bo wyprowadzka dzieci wcale nie oznacza, że świat się kończy, że kończą się wasze najlepsze dni. Można na tym skorzystać podwójnie – zachować wspomnienia pięknych chwil w domu wypełnionym dziećmi i wszystkiego, co się z nimi wiąże, ale jednocześnie cieszyć się tym, że teraz razem z ukochanym możecie w dowolnej chwili zamykać drzwi do sypialni na klucz albo nie.

To prawda, że wypuszczenie dzieci w świat porusza najczulsze struny. Płakałam, kiedy zaczynały naukę na uczelni, podobnie jak płakałam w pierwszym dniu szkoły. Ale jeśli troszczymy się o nasze dzieci i kochamy męża – z wyobraźnią – to wśród tych łez odnajdziemy radość.

Czytaj także: Jak zniszczyć mężczyznę swojego życia


Pobieracie się, żeby spędzić ze sobą życie
Kiedy byłam studentką, pojechałam na ślub koleżanki z roku, do miasteczka na drugim końcu kraju. Było Boże Narodzenie, nieduży kościółek wyglądał pięknie. Podczas uroczystości młody ksiądz zwrócił się do nowożeńców: „Zapamiętajcie ten dzień. Zapamiętajcie, jak bardzo jesteście szczęśliwi i jak bardzo się kochacie. Pielęgnujcie to uczucie codziennie. Bądźcie dla siebie najważniejsi – dzieci, jeśli się pojawią – są jak przelotne ptaki. Zagoszczą w waszym domu na chwilę… i odlecą, by rozpocząć samodzielne życie. Trzeba o nie zadbać, dać im siłę, ale nie mogą zabrać tego co najważniejsze, tego co jest między wami. Dlatego, tak ważne jest, żebyście się kochali, szanowali i opiekowali sobą – bo pobieracie się, żeby ze sobą spędzić życie”.

Moi znajomi chyba zapamiętali słowa młodego księdza. Są już 27 lat razem, ich dzieci są dorosłe, już się wyprowadziły. A oni snują marzenia o wspólnych podróżach, spacerach i rozmowach. To działa.

...

Wychowywanie dziecka jest czasowe i trzeba zawsze o tym pamietac. Natomiast milosc nie ma konca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:22, 03 Maj 2018    Temat postu:

Jak uczyć dziecko cierpliwości, wytrwałości i odwagi?
Marlena Bessman-Paliwoda | 02/05/2018
MATKA Z CÓRKĄ
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Cnoty to mało popularne obecnie słowo. Niektórym kojarzy się nawet negatywnie, bo oznacza dla nich sztuczne ćwiczenie, często wbrew swoim pragnieniom z podeptaniem wewnętrznej radości. Małe stopnie cnót dają jednak dziecku wielką satysfakcję, bo to przecież dobre pragnienie ich serca.

„Daleko jeszcze?”, „Nie dam rady!”, „Boję się” – jak ćwiczyć cnoty u dziecka?

Cnota to mało popularne obecnie słowo. Niektórym kojarzy się nawet negatywnie, bo oznacza dla nich sztuczne ćwiczenie, często wbrew swoim pragnieniom z podeptaniem wewnętrznej radości. Czy tak naprawdę jest? Myślę, że nie. Można je ćwiczyć w codziennych, zwykłych sytuacjach – schodzenia po schodach, zakładania butów czy jazdy samochodem.



„Daleko jeszcze?”
Wtedy można wyciągnąć telefon i puścić dziecku bajkę, prawda? I jest to dość częste. Sama bardzo długo w tym czasie starałam się zająć swoje dziecko czymkolwiek, gdy tylko zaczynało pokazywać, że dalsza podróż nie jest dla niego przyjemnością. Zajmowanie a to książeczką, a to pokazywaniem różnych rzeczy, jakie miałam. Wszystko to jednak w klimacie napięcia, bo przecież czas nagli, zaraz może być krzyk. Mnie samą to jednak męczyło. Czy to jest moja rola jako mamy? Czego w tym czasie uczę swoje dziecko?

Zaczęłam więc mówić bardzo konkretnie, ile drogi jest za nami, a ile nam zostało. Opowiadam na spokojnie o podróżach, jakie już są za nami i jak chłopcy dali sobie radę. Zmiana jest widoczna – chłopcy są spokojniejsi i wyczekują tego, że „przecież dadzą radę”. W pierwszej sytuacji pielęgnowałam niezadowolenie, w drugiej świadomość, że nawet jako mały człowiek można być i cierpliwym, i wytrwałym.

Czytaj także: Cierpliwość jest towarzyszem mądrości.


„Boooooję się”
Mam dwóch chłopców, nie dzieli ich wielka różnica wieku, a jednak cały czas zaskakuje mnie, jak maluchy z jednego domu od jednych rodziców mogą być różne. Jest to dobre, a dla mnie jako mamy to wyzwanie. Już zdołam znaleźć rozwiązanie do określonej sytuacji, a tu przede mną coś nowego, bo u młodszego chłopca to totalnie nie występuje. I tak oto jeden chłopczyk nie zwraca uwagi na wysokości, drugi – co jakiś czas ich nie akceptuje.

Wchodzimy po schodach, w nowym, nieznanym miejscu.

– Mamo, ja się boję.

– Zobacz, to są schody. Te nawet są niższe niż te, po których wchodziłeś u cioci. Jesteś dzielnym rycerzem, pamiętasz? Jestem blisko.

– No tak, jestem dzielny. Na chwilę zapomniałem.

Zszedł po schodach i z wielkim uśmiechem powiedział: „Znowu dałem radę. Jestem dzielny!”

Sama doskonale widzę po sobie, że można zapomnieć, że jest się odważnym.

Dopiero to światło w czasie schodzenia po schodach z chóru pokazało mi, jak się zachowywać w takich sytuacjach. Pokazanie, że już wcześniej pokonywał inne podobne przeszkody dodaje odwagi. Samo mówienie, że jest dzielny nie zawsze pomagało.

Czytaj także: Nie wolno nam się bać strachu.


„Nie dam rady”
Uczyć dziecko samodzielności i tego, że nie ma rzeczy niemożliwych było dla mnie ważne od początku także dlatego, że jest to element naszej wiary – bez Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli nie nauczę synów, że proste rzeczy nie stanowią dla nich przeszkody, jak wpoję im wiarę, że mogą z Jezusem góry przenosić? Jeszcze teraz rozbijam się o to.

– Spokojnie, dasz radę skarbie. Zobacz, jak robi to mama.

– Nie dam rady, jestem za mały! Łeeeee!

Małymi krokami – opowiadamy, jak my się czegoś uczyliśmy. Czy zawsze nam wychodzi? Zależy o czym mówimy. Każda sytuacja coś wnosi. Nie zawsze wynik musi być pomyślny, więc czasami mówimy, że następnym razem spróbujemy znowu.

Nie przekonuje mnie mówienie na siłę dziecku, że jest „naj” i na pewno da sobie radę. Czy ja radzę sobie ze wszystkim za pierwszym, drugim czy piętnastym razem? Nie. Chcę nauczyć dziecko, by próbowało. Nie poddawało się. Nie uczy się czegoś „teraz”, ale uczy się „w czasie”. To proces.

Czytaj także: Jak rozbroić histerię dziecka za pomocą jednego pytania?


Dziecko może poczekać, wytrwać, pokonać kolejny stopień
Zdaję sobie sprawę, że powinnam wspierać dziecko, ale nie za wszelką cenę. Napełnianie go nowymi rozrywkami w samochodzie, obiecankami, słowami wynoszącymi ponad innych nie wiem, jakie na dłuższą metę przyniesie efekty. U nas w krótkim czasie pojawiało się większe rozdrażnienie, rozleniwienie i niechęć do współpracy. Dziecko może poczekać, wytrwać, pokonać kolejny stopień. Często wolniej, nieco głośniej, ale widzę, że może. Z czasem samo zauważa, że może więcej.

...

Przywrocmy pojecie zdobywania cnót.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:36, 04 Maj 2018    Temat postu:

Dlaczego niemożliwe jest być jednocześnie matką i przyjaciółką własnych dzieci?
Luz Ivonne Ream | 04/05/2018
MOTHER AND DAUGHTER
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
“Rodzice nie mogą być kolegami swoich dzieci, gdyż [koledzy] nie są w stanie zagwarantować dwóch podstawowych reguł: ustanowienia granic i mówienia ‘nie’”.

Rozważania te dotyczą również ojców: nasze dzieci już mają wielu kolegów, jednak posiadają tylko jednego ojca i jedną matkę.

„Rodzice mogą zdecydować się na to, by zostać kolegami/przyjaciółmi swoich dzieci, jednak muszą być świadomi, że w ten sposób je osierocają” – Francisco Kovacs.

Rodzic bardziej cool
Wśród niektórych matek i ojców zapanowała moda na przekonanie, iż będą „bardziej cool”, gdy przyjmą na siebie rolę kolegów własnych dzieci.

Czasami można zobaczyć, iż rzeczeni rodzice ubierają się i zachowują jak ich własne dzieci. Robią tak po to, aby ani ich pociechy, ani tym bardziej koledzy ich pociech, nie uważali ich za „nudziarzy”.

Myślą, że w ten sposób odnajdują swoje miejsce w życiu dzieci i zdobywają ich zaufanie. Jednak jest to bardzo niebezpieczna postawa!

Psycholog Alicia Banderas wypowiada się na ten temat w sposób bardzo stanowczy: “Rodzice nie mogą być kolegami swoich dzieci, gdyż [koledzy] nie są w stanie zagwarantować dwóch podstawowych reguł: ustanowienia granic i mówienia ‘nie’”.

Takie zachowanie – postawa równego wobec równych – nie jest odpowiednie.

Czytaj także: Nie chcę być rodzicem „zaraz, tylko…”


Rodzic autorytetem
Nasze dzieci potrzebują w życiu kogoś, kto im zapewni bezpieczeństwo i nauczy je reguł. Pożegnaj się z waszą intymną zażyłością. Jasne granice są niezbędne, aby zapewnić właściwe funkcjonowanie relacji rodzic-dziecko.

Rodzice powinni z miłością i cierpliwością korygować błędy swoich dzieci. Musimy być przy nich, aby je prowadzić, wychowywać i wspierać; a nie po to, by być ich przyjaciółmi. Mamy być dla nich punktem odniesienia i granicą.

Zaufanie to nie to samo co przyjaźń czy koleżeństwo.

Oczywiście, że winniśmy zbudować z naszymi dziećmi mądrą relację pełną miłości, w której ofiarujemy im wszystko, co w nas najlepsze, aby one mogły osiągnąć wyżyny własnego potencjału. Musimy zapewnić otwartość w naszych wspólnych kontaktach, aby dzieci z nami rozmawiały, dzieliły się swymi problemami, obawami i wszystkim, co przepełnia ich serca.

Musimy być zdolni do słuchania, aby dzieci mogły nam zawierzyć swoje najintymniejsze sekrety i aby mogły z nami podzielić, wszystko to, co je niepokoi, niezależnie od ewentualnych konsekwencji, dobrych lub złych, których są świadome.

My, rodzice – mądrze, z miłością i cierpliwością – musimy sprawić, aby dzieci nas podziwiały do tego stopnia, by mogły nam w pełni zaufać. To w ten sposób staniemy się kimś, z kim one będą mogły i chciały dzielić swoje doświadczenia. Jednak nie znaczy to, że winniśmy stać się ich przyjaciółmi. Granica szacunku i autorytetu nie powinna zostać przekroczona.

Postawa ojca czy matki nie może się równać z rolą przyjaciela. Rodzice są czymś więcej, niż tylko przyjacielem/kolegą, i to my mamy za zadanie regularnie tę specyficzną relację modelować i kształtować tak, aby dzieci mogły w nas odnaleźć poczucie bezpieczeństwa.

Dzieci potrzebują punktu odniesienia, jakim jest ojciec i autorytetu, jaki dostarcza matka. Potrzebują tego, by móc ufać rodzicom, którzy zapewniają im spokój i pewność, którzy pozwalają im czuć, iż nawet gdyby popełniły jakiś bardzo poważny błąd, ich rodzice będą przy nich trwać bezwarunkowo, będą je prowadzić, ochraniać, podtrzymywać i pomagać im naprawić to, co wymaga jakiejkolwiek korekty.

Czytaj także: Czym się inspirujesz i gdzie szukasz autorytetów?


Rodzic i dziecko nie są na tym samym poziomie
Jeśli zamienimy relację ojca/matki na postawę jedynie przyjaciela/kolegi, pozostawimy nasze dzieci bez tego punktu odniesienia do autorytetu, który jest dla nich tak bardzo potrzebny, aby mogły wzrastać w sposób niezależny, zdrowy, pewny i szczęśliwy.

Relacja z przyjacielem jest przygodna i intymna, jednak relacja z rodzicami powinna mieć inny charakter. Nie znaczy to, że nie powinna być, jak już wcześniej zostało wspomniane, czuła, bliska, pełna miłości, otwarta, elastyczna, życzliwa, przyjemna, szczera i komunikatywna.

My, rodzice, musimy odkryć na nowo naszą wartość, wartość osób zapewniających swym dzieciom bezpieczeństwo i wytyczających, z troską i miłością, granice. Przypomnijmy sobie, że jesteśmy dla nich punktem odniesienia, że w pewnym sensie zawsze będziemy ponad nimi, a nigdy na tym samym poziomie!

Bądźmy więc bardziej rodzicami, niż przyjaciółmi naszych dzieci!

...

Takie zrownanie jest zdecydowanie destrukcyjne. Gwalci logike rzeczy. Nawet Jezus podlegal Rodzicom a nie byl na równi z Nimi! Nie ma lepszego wzorca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 8:24, 05 Maj 2018    Temat postu:

NIEbanalne zależności rodzicielskie
Iwona Jabłońska | 05/05/2018
RODZINA NAD MORZEM
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
W życiu jest wiele banalnych zależności, które ze względu na swoją oczywistość często nie zmuszają nas do głębszej refleksji, a warto o nich pamiętać!

Już w okresie narzeczeństwa dobrze jest zainteresować się tematem rodzicielstwa, poruszyć ze swoim ukochanym/ze swoją ukochaną kilka ważnych aspektów dotyczących tego obszaru Waszego przyszłego życia.

Odkąd jestem mamą, dużo myślę o tym, jak moja postawa i moja relacja z innymi wpływa na kształtowanie naszych dzieci. Kiedy obserwuję moją Córeczkę – uwielbiam to! – często otwieram oczy szeroko, że Ona pomimo swojego indywiduum ciągle naśladuje nasze (moje i mojego męża) zachowania.
Wszyscy psychologowie wszem i wobec trąbią o tym, jak ważne są relacje małżeńskie w procesie (nazwijmy to tak) wychowywania dzieci. To oczywista oczywistość, ale bardzo często zapominana w natłoku codziennych obowiązków.

Czytaj także: 10 sposobów na bliską relację z córką
Jeśli chcesz, żeby Twoja córka była szczęśliwa w małżeństwie…
…kochaj jej mamę!
My kobiety często śledzimy wszystkie nowinki z dziedziny psychologii, skrupulatnie analizując co i jak. Panowie trochę mniej… 😉 dlatego małe przypomnienie.
Kobieta często poszukuje w swoim dorosłym życiu mężczyzny podobnego do swojego ojca. To nie jest żadna patologia. Po prostu mając pewien wzorzec mężczyzny w domu „przyzwyczaja się” do niego na tyle, że nawet jeśli jest on nie do końca poprawny to ona poszukuje kogoś „podobnego”. Dlatego tak ważne jest, aby twoja córka widziała, jak troszczysz się o swoją żonę i z jakim szacunkiem ją traktujesz.

…mów i pokazuj swojej córeczce, jak bardzo jest wartościowa!
Proste? Z mówieniem trochę prostsze, ale z pokazywaniem już trochę trudniej, bo miłość to czas, a tego czasu ciągle za mało. Chociaż słowa mają ogromną moc, to niepoparte czynami tracą tę wspaniałą właściwość. Żadne, nawet najpiękniejsze słowa nie dadzą tyle co wspólnie spędzony czas. Dla dziecka to sygnał, że jest kimś ważnym, że rodzic się nim interesuje, że nie musi ciągle próbować zwracać na siebie uwagi… Wzrastając w przekonaniu, że jest kimś ważnym i kochanym przez swoich rodziców wchodzi w dorosłość z poczuciem własnej wartości. To nie odnosi się tylko do córek, ale również do synów.

Czytaj także: 14 rzeczy, które każdy tato powinien robić dla swojej małej córeczki


Jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko traktowało cię z szacunkiem…
…traktuj z szacunkiem swoich rodziców!
W końcu to ty dajesz im świadectwo, bądź antyświadectwo (your choice!) tego, jak należy traktować rodziców. To właśnie ciebie obserwują i od ciebie uczą się, w jaki sposób komunikować się i jaką przyjąć postawę w relacji z własnymi rodzicami.

…traktuj z szacunkiem swojego współmałżonka
Nie tylko z obserwacji rodzice – dziadkowie, ale także i chyba przede wszystkim dzieci uczą się szacunku i miłości właśnie od ciebie i twojego współmałżonka. Patrzą, w jaki sposób zwracacie się do siebie, jak reagujecie na potrzeby ukochanej osoby, jak okazujecie miłość. Kiedy wy jesteście sobie bliscy, potraficie odnosić się do siebie z szacunkiem i pomimo trudniejszych dni pokazujecie swoim dzieciom, że następuje pojednanie, to w ich oczach zyskujecie szacunek.


Jeśli chcesz, żeby twoje dziecko było traktowane z szacunkiem…
…sam traktuj je poważnie…
Wiadomo, że komunikacja z dziećmi odbywa się na Ich poziomie, ale to, co właśnie komunikują – tobie może wydawać się błahe, ale dla twojego dziecka to aktualnie coś bardzo ważnego.

Ostatnio, kiedy szłam z moją dwulatką na spacer, jakaś Pani wylewała wodę przez okno i myśląc, że już przeszłyśmy kontynuowała czynność. Jednak Amelka i tak bardzo się przestraszyła. Oczywiście, dałam Jej wsparcie w tym momencie i po chwili poszłyśmy na plac zabaw. Po powrocie do domu i fajnie spędzonym czasie rozmawiałam z Nią, pytając między innymi o to, co Jej się najbardziej podobało na dzisiejszym spacerze. Opowiadała o różnych rzeczach. Po chwili mówi zatroskana: „Pani kap kap”.

Ta i wiele innych sytuacji pokazują mi, w jaki sposób moje dziecko przeżywa rzeczywistość na poziomie swojego wieku i jaką ma potrzebę, żeby o tym powiedzieć. Pamięta to, komunikuje i oczekuje wsparcia, wyjaśnienia sytuacji, przytulenia.

Czytaj także: Wielkie emocje małego człowieka. Jak radzić sobie z napadami złości u dziecka?
Jako rodzic nie mogę podejść do sprawy na swoim poziomie. Mówiąc mojej córeczce w tej sytuacji np. „Daj spokój, nic takiego się nie stało, ta Pani tylko wylała trochę wody przez okno” – daję Jej komunikat, że to, co Ona przeżywa jest mało ważne. A to jest bardzo ważne i bardzo poważne w procesie budowania poczucia bezpieczeństwa i poczucia własnej wartości mojego dziecka.

To tylko trzy z wielu zależności, jakie dostrzegam w rodzicielstwie, o których warto pamiętać. Mając dwójkę małych dzieci prawie codziennie uczę się nowych, poznaję Ich potrzeby, osobowości i ten mały, wielki i interesujący świat.

...

Trzeba dziecko traktowac powaznie co nie znaczy dretwo i oficjalnie. Np. Bareja traktuje widza powaznie liczac na jego inteligencje. Czy jego filmy sa zatem dretwe i oficjalne? O to chodzi. Powazne traktowanie oznacza szacunek dla osoby a nie dretwote.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:30, 09 Maj 2018    Temat postu:

Jak zaprzyjaźnić nasze dzieci z Pismem Świętym? Porady biblisty, który sam jest ojcem
Piotr Kosiak | 09/05/2018
CZYTANIE PISMA ŚWIĘTEGO
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Coś, co może uatrakcyjnić naszą historię biblijną to „dźwięki”. A morał powinien być spersonalizowany do naszych dzieci.

Biblia jest pełna bardzo ciekawych i barwnych opowieści, które stają się ulubionymi i pamiętanymi opowieściami przez całe życie. Jak zaprzyjaźnić nasze dzieci z Pismem Świętym? Co zrobić, żeby dzieci chciały chętnie słuchać biblijnych historii?



Opowiadaj dzieciom biblijne historie
Pierwszą podpowiedzią jest zachęta do stworzenia rodzinnego zwyczaju opowiadania Biblii. Może to być stała godzina, np. pora przed zasypianiem, stałe specjalne miejsce, np. wspólnie zbudowany z koców i innych domowych przedmiotów „Namiot Spotkania” lub „Danielowa Jaskinia”.

Czytaj także: Biblia i dziecko – od czego zacząć?
Opowieści biblijne powinny dotyczyć opisów biblijnych wydarzeń, w których spotykamy znane postacie ze Starego i Nowego Testamentu, takie jak: Adam i Ewa, Noe, król Dawid i Salomon, Abraham, Jakub, Jezus, Maryja i apostołowie.

Istotnym elementem jest nastrój i realizm opowieści. Wtedy historia biblijna wprowadza młodych słuchaczy w świat wiary i chrześcijańskich wartości, a także sprzyja wyciszeniu i wpisuje się w atmosferę pory zasypiania. Każda z opowiadanych przez nas historii powinna zakończyć się krótką modlitwą na dobranoc.



Tak samo robił Jezus
Opowieści od samego początku istnienia świata były ulubioną formą wspólnie spędzanego czasu. Całe rodziny siadały wieczorami przy ogniskach, aby wysłuchać różnych historii, opowiadań, legend czy mitów, które miały różny charakter. Czasami dotyczyły rzeczy istotnych jak np. nauka lub przedstawiały sylwetki słynnych bohaterów. Innym razem dotyczyły spraw metafizycznych, religijnych, a czasami miały charakter rozrywkowy.

W taki sposób formowała się także Biblia. Tradycja Ustna Pisma Świętego trwała wiele wieków. Ludzie opowiadali sobie wielkie rzeczy, które uczynił Pan Bóg narodowi wybranemu.

Także Jezus korzystał z tej formy, nauczając swoich uczniów i wszystkich ludzi w przypowieściach. Fascynacja opowieścią trwa nieprzerwanie od pokoleń. Kochają ją dzieci, ale także i dorośli sięgają po nią chętnie, by znowu odnaleźć się w tej cudownej krainie radości i optymizmu.

Czytaj także: Warto czytać Pismo Święte na chybił trafił? Czy od deski do deski? Rozmowa z biblistką


Pomocne dodatki do opowieści biblijnej
Ważne jest, aby opowiadać dzieciom właśnie „opowieści biblijne” – czyli wybrane fragmenty ze Starego i Nowego Testamentu, będące integralną całością. Każda opowieść powinna zacząć się od wstępu, gdzie możemy przedstawić dzieciom: warunki przyrodnicze, wygląd postaci i inne potrzebne informacje.

Istotną sprawą jest to, aby wstęp był barwny i ciekawy, od niego zależy, czy dziecko zainteresuje się opowiadaną historią biblijną. Po wstępie przychodzi czas na zasadniczą część opowieści – to miejsce, w którym powinnyśmy przedstawić historię biblijną jak najwierniej z Pismem Świętym, ale należy pamiętać, że ma być ona atrakcyjna dla dzieci. Dlatego powinno się dostosować treść i język do wieku słuchających dzieci.

Coś, co może uatrakcyjnić historię biblijną to „dźwięki”. Przykładowo, gdy opowiadamy historię o Abrahamie i Izaaku, mówiąc o śnie, możemy zachrapać albo gdy wspominamy o śmiechu, to warto w tym miejscu się zaśmiać. Opowiadając o wyglądzie bohaterów biblijnych możemy wspomnieć np, że „Sara miała piękne czarne oczy tak jak Ty…” – to ważne, bo wtedy dziecko zaczyna się utożsamiać z opowiadaną historią i bohaterami.



To słowo Boże, które ma moc zmieniać
Każda historia powinna zakończyć się prostym i zrozumiałym morałem. Ma on mieć charakter pouczenia i wyciągnięcia wniosków z opowieści dla siebie. Morał powinien być spersonalizowany do naszych dzieci: np. jeśli mamy problem z kłamaniem przez nasze dzieci, opowiedzmy historię o Jakubie i Ezawie. Jeśli nasze dziecko jest nieśmiałe, opowiedzmy o wyborze Dawida na króla Izraela itp. Opowieść biblijna to słowo Boże, które ma moc zmieniać nas i nasze dzieci.

Najnowsze badania pedagogiczne stwierdzają, że rzeczywistość kreowana w opowieściach biblijnych jest zgodna z myśleniem dziecka, dzięki czemu pomaga mu zrozumieć świat i siebie, wprowadza porządek i ład, pokazując jakie reguły rządzą światem. Daje ona uporządkowany, przewidywalny obraz świata, a tym samym buduje w dzieciach poczucie bezpieczeństwa.

Postacie są jednowymiarowe – albo dobre, albo złe, piękne lub brzydkie; ich cele realizują się w działaniu.

Pomocą w opowiadaniu Biblii mogą być zilustrowane wersje Biblii dla dzieci, ale także audiobooki biblijne. Rynek wydawniczy ma przygotowaną bardzo ciekawą i obszerną ofertę biblijną dla dzieci.

Czytajmy, opowiadajmy lub słuchajmy Biblii wspólnie z naszymi dziećmi.
...

Biblia wciaga sama z siebie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:32, 10 Maj 2018    Temat postu:

Wychowanie przez krytykę – motywuje czy podcina skrzydła?
Anna Gębalska-Berekets | 10/05/2018
KRYTYKA W WYCHOWANU
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
W opinii psychologa ciągła krytyka nie jest motywująca. Zniechęca i uczy postawy, że cokolwiek nie zrobię i tak nie zadowolę nikogo. Z czasem pojawia się frustracja, złość, smutek i poczucie utraty sensu w robieniu czegokolwiek.

Każdy rodzic chciałby, by jego dziecko było mądre, lubiane i szczęśliwe. Życzenia można by mnożyć bez końca. Z tym wiążą się konkretne plany i marzenia. Gdy dziecko nie jest takie, jakiego oczekujemy, ma swój sposób na życie, pojawia się negatywna ocena jego wyborów. Owszem, umiejętne zwrócenie uwagi może motywować, co innego w przypadku nadmiernej krytyki, która nie zawsze powoduje zmianę postawy.



Krytykuj zachowanie, a nie osobę!
Udzielanie wskazówek, negacja pewnych zachowań są nieodłącznym elementem procesu wychowawczego. Krytyki nie jesteśmy w stanie całkowicie wyeliminować. Jednak, gdy to już nastąpi, należy pamiętać, by potępić zachowanie, które nam się nie spodobało, a nie osobę. To wspomaganie dobrych stron, nie skupianie się na słabościach. Tak ukierunkowane działanie daje poczucie bezpieczeństwa i wzmaga wiarę w siebie.

Długofalowe krytykowanie, bez miłości i zainteresowania, może przynieść opłakane skutki: wycofanie, brak wiary we własne siły czy zaburzenia lękowe. Niekoniecznie prowadzi do zmiany zachowania wedle powziętych wobec dziecka oczekiwań. Zanim cokolwiek powiemy, to warto byłoby zastanowić się nad tym, czy to naprawdę konieczne i co w rzeczywistości chcemy osiągnąć. Słowa potrafią zranić bardziej niż miecz. „Bardzo ważną rolą rodziców jest wytworzenie w dziecku tak zwanej motywacji wewnętrznej, czyli chęci robienia czegoś dla siebie i swoich potrzeb, a nie dla rodziców, byle tylko zasłużyć na nagrodę i dobre słowo” – mówi „Aletei” Tatiana Ostaszewska-Mosak, psycholog.

Czytaj także: Jak zdyscyplinować dziecko – siedem świątobliwych wskazówek ks. Bosko


Chwalić jak najczęściej
Pochwały są dla dziecka motywacją, o ile są wypowiadane z zainteresowaniem, jasnym, pozytywnym komunikatem i dotyczą konkretnej sytuacji. I jak zwraca uwagę psycholog, pochwała to także poświęcenie czasu, potraktowanie dziecka na poważnie i docenienie tego, czego dokonało, co zrobiło lub też co zamierza zrobić. Chwalenie jest budujące i miłe i każdy z nas, niezależnie od wieku, lubi docenienie i skupienie uwagi na tym, czego dokonaliśmy i z czego jesteśmy dumni.

Uogólnianie nie jest dobre. Warto też uwrażliwiać na konsekwencje działań. Każdemu z nas zdarzają się błędy. W sytuacjach niejasnych, niedopowiedzianych warto wyrazić swoje zdanie i zająć stanowcze stanowisko oraz powiedzieć, czego się oczekuje. „Mówmy dziecku, jakie zachowania są według nas w danej sytuacji pożądane” – dodaje Tatiana Ostaszewska-Mosak.

Doprecyzowane komunikaty, współpraca i wsparcie w dążeniu do realizacji zamierzeń to elementy motywujące. Czym innym jest zatem mówienie o zasadach i zachowaniach, których rodzice oczekują, a czym innym używanie sformułowań krytykujących i oceniających, z negatywnym wydźwiękiem. To na pewno nie wywoła chęci do zmiany. Czy komunikaty typu: jesteś bałaganiarzem, brudasem, fajtłapą mogą motywować do jakiejkolwiek zmiany?

Czytaj także: 2 pytania, które pomogą Wam stać się lepszymi rodzicami


Negatywne skutki krytyki
Krytyka nie polepsza relacji. Natomiast pocieszenie, szukanie rozwiązania i wsparcie działa odwrotnie. Dlatego jeśli mamy jako rodzice pewne oczekiwania, to powiedzmy dziecku o nich. W opinii psychologa ciągła krytyka nie jest motywująca. Zniechęca i uczy postawy, że cokolwiek nie zrobię i tak nie zadowolę nikogo. Z czasem pojawia się frustracja, złość, smutek i poczucie utraty sensu w robieniu czegokolwiek.

Wykształca się poczucie niższej wartości, „chory” perfekcjonizm, a nawet stany depresyjne. „Dziecko przyjmuje pewną etykietę, godzi się z nią i nie czuje żadnej chęci i motywacji do zmiany” – wyjaśnia Tatiana Ostaszewska-Mosak. Dziecko chętnie współpracuje z rodzicami, o ile komunikaty, które do niego docierają są jasne i konkretne, budowane w sposób zależny od wieku. Dziecko nie musi przejawiać podobnych do naszych zainteresowań. Dlatego chociażby przy wyborze szkoły niech samo zdecyduje, jaki profil czy kierunek odpowiada jemu/jej najbardziej.



Jak zapanować nad krytykowaniem?
Czy jest jakaś sprawdzona recepta na pokusę wyrażenia krytycznej opinii i niezadowolenia? „Sto razy zastanówmy się, czy faktycznie musimy ciągle coś mówić i komentować, i zwracać uwagę. Jak pokazuje nauka i życie, powtarzanie pewnych zdań niekoniecznie wpływa na poprawę zachowań” – radzi psycholog.

...

Trzeba z tym ostroznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 7:52, 11 Maj 2018    Temat postu:

Czy mamy robić z dziecka człowieka sukcesu?
Maciej Gnyszka | 11/05/2018
DZIECKO, SUKCES
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Powinniśmy zmuszać dziecko do zabawek rozwijających je czy dać mu swobodę wyboru? Powinniśmy postawić na rozwój intelektualny dziecka przez zabawki „analogowe” czy tablet z milionem aplikacji? Jak sprawić, by nasza pociecha w przyszłości realizowała Boże wezwanie do pomnażania talentów i czynienia sobie ziemi poddaną?

Przyszłość naszego dziecka
Niejednokrotnie okazywało się, że hobby rozwijane na boku stawało się później sposobem na życie – i to nie tylko dostatnie, ale i twórcze, satysfakcjonujące życie!

Niestety, większość ludzi na rynku nie szuka pracy, przez którą mogliby realizować Boże wezwanie do pomnażania talentów i czynienia sobie ziemi poddaną. Czego szuka większość ludzi? Tak, większość ludzi szuka po prostu etatu, który zapewni przeżycie.

A dzieje się tak dlatego, że nie znają siebie, swoich talentów, mocnych – ale i słabych – stron. Nikt nigdy nie podsunął im testu osobowości MBTI czy innego Harrisona. Co więcej, sprawy zwykle zaszły już tak daleko, że sami twierdzą, iż nie mają żadnych talentów…

Takie jest życie – myślisz sobie? Niewątpliwie masz rację. Jednak jeśli przypomnimy sobie, jak niezwykłą istotą był taki człowiek za młodu – dzieckiem pełnym energii, żyłki odkrywcy, ciekawym świata – wszystko nabiera innych kolorów, prawda?

Przedsiębiorcy mają wiele problemów z ludźmi, którzy przyszli na etat. Na etat, ale nie do pracy. Na etat, czyli po ubezpieczenie społeczne i po to, by biernie siedzieć w biurze/magazynie/placu te ustawowe 8 godzin i mieć w miarę spokój. Problemów z ludźmi, którzy wykonują zadania, których nienawidzą, pracę traktują jako konieczne w dobie złego kapitalizmu zło, dzięki któremu można przeżyć. Problemów z ludźmi, którzy nie są twórczy w pracy, tylko dopiero w przydomowym warsztaciku albo w komputerze. Problemów z ludźmi, którzy na pytania:

A co Cię interesuje? W czym byś się najlepiej sprawdził? Jaka praca dawałaby Ci największą satysfakcję? Co chciałbyś razem ze mną osiągnąć na naszym rynku?

odpowiadają sakramentalną i pustą zarazem niczym garnek po obiedzie frazą:

Nie wiem.

Czy naprawdę życzymy takiej przyszłości naszemu dziecku? Tak, wiem, że w życiu nie wszystko toczy się po naszej myśli. Ktoś trafnie zauważył, że – żeby poznać przyszłość – trzeba ją przeżyć. Jednak historia opowiedziana przez Pawła Malinowskiego (pisałem o tym w tekście „Czy powinniśmy modlić się o pieniądze?” pokazuje coś bardzo ważnego. Nie wiemy, kim dziecko zostanie w przyszłości, ale możemy stworzyć mu takie warunki, w których będzie mogło rosnąć i wzrastać.

Czytaj także: Czy powinniśmy modlić się o pieniądze?


Co dziecko lubi?
Pytanie brzmi: czy należy zmuszać dziecko do tego, co je rozwija czy dać swobodę wyboru? To bardzo ważne pytanie, arcyważne wręcz. I musimy poczynić jedno założenie. Załóżmy, że dziecko jest małe i jeszcze nie zdążyło się od niczego uzależnić. Od czego może być uzależniony maluch? Trunki i środki wziewne to jeszcze nie ten etap, ale telewizja albo świat interaktywny to duże atraktory w tym wieku. Zróbmy to założenie na początek.

Jeśli dziecko jest jeszcze wolne, zwykle z całej puli zwykłych zabawek – od lalek/postaci, przez samochodziki, klocki i puzzle albo nawet i bardziej skomplikowane urządzenia rozwijające zdolności manualne – wybiera dość swobodnie. Jak łatwo zauważyć, to ma charakter fazowy z bardzo jasnymi granicami.

Moi Synowie potrafili katować jakąś zabawkę codziennie po parę razy dłuższymi interwałami, aż pewnego dnia nadszedł moment, że zabawka nie budziła już żadnego, najmniejszego, nawet tyciego, tyciutkiego zainteresowania. Patrząc na rozwój chłopaków, postawiłbym zdecydowanie na swobodę wyboru, wyłączając z niej mało angażujące i uzależniające formy rozrywki (zbyt wcześnie mutlimedia i telewizja).

Czytaj także: Mam uparte dziecko – jestem szczęściarzem


Zabawki rozwijające czy nierozwijające?
Czym się różni zabawka rozwijająca od nierozwijającej? Trudno powiedzieć. Pewnie kryterium leży gdzieś w okolicach odpowiedzi na pytanie: Czy zabawka angażuje w interakcję, czy może robi z dziecka biernego odbiorcę? Jednak to powierzchowne rozumowanie. Na pierwszy rzut oka gra komputerowa wciąga bardziej niż książka czytana przez rodzica, prawda? Ale czy jest lepsza? A nawet jeśli, to na pewno nie na każdym etapie rozwoju.

I tu chyba dochodzimy do kluczowej kwestii. Ważne jest dostosowanie zabawek do wieku, czy ściślej – etapu rozwoju, na którym jest dziecko (każdy rodzic wie, że bywa różnie). Czego innego potrzebuje apatyczny 3-latek, a czego innego nadpobudliwy 9-latek.

No, ale wróćmy jeszcze do definicji. Co to są te zabawki rozwijające? Moim zdaniem to jednak te, które angażują. Człowieka angażują – a więc różne jego sfery: od cielesnej, przez intelektualną, aż po ducha, jeśli można mówić o zabawkach w tym trzecim obszarze.

Tu jednak dodatkowa uwaga. Dziś każdy chce wychować geniusza (czy raczej pracownika idealnego korporacji) – stąd nagle okazuje się, że można nabyć specjalne, turbointeligentne klocki dla dzieci, zamiast takich zwyczajnych. Jest popyt – pojawi się i podaż, a czasem nawet na odwrót!

Uważam, że już wtedy, gdy nasze pociechy mają te swoje 1,5 roku i więcej, naszym – rodziców – zadaniem jest baczna obserwacja i zachęcanie do pogłębiania tego, co przynosi dziecku radość i satysfakcję. Nawet gdyby to było coś głupiego, niezrozumiałego według naszego rodzicielskiego, stetryczałego rozumu. Bo jeśli jest tylko moralnie godziwe, zasługuje na rozwój, jeśli tylko są po temu możliwości materialne. I warto tu pamiętać, że to, że dziecko powinno się rozwijać, nie znaczy, że rodzice powinni zbankrutować. Moja Mama lalki robiła sobie z kolb kukurydzy. Można? Można.



A co z tymi tabletami z milionem aplikacji?
Zdaje się, że z każdym kolejnym rokiem to pytanie będzie nabierało wagi. Jakie jest moje zdanie? Uważam, że z tabletami z milionem aplikacji jest tak samo, jak ze wszystkim – wszystko w swoim czasie (i tak, by nie uzależniało).

Warto puścić od czasu do czasu bajeczkę albo piosenkę i poprosić dziecko, by samo obsłużyło smartfona. To przecież wystarczy – klikanie palcem w ikonki i przewijanie ekranu to nie jest żadna rocket science.

Moim zdaniem warto najpierw pomóc dziecku rozwinąć wyobraźnię, poprzez zabawki, które wymagają jej użycia, a nie same ją zastępują. Gdy już widzimy, że dziecko jest w stanie tworzyć własne opowieści, wymyślać nowe zabawy – słowem, gotować zupę na gwoździu, coś z niczego – można podrzucić nowe narzędzia.

Na podstawie własnych doświadczeń mogę śmiało stwierdzić, że dzieci mogą rozwijać się bez telewizji, komputera, tabletu, a smartfony znając jako źródło filmików z angielskojęzycznymi piosenkami, pieśniami patriotycznymi i chorałem gregoriańskim (sic!).

Zastanawiasz się, czy to aby nie jest robienie krzywdy dziecku, które powinno od razu poznawać nowe technologie? No właśnie, czy aby na pewno powinno? Jak to samo w sobie pomoże mu (i nam) odkryć talent, który będzie mogło w przyszłości pomnażać?

Pamiętajmy o tym, że koniec końców to „tylko” narzędzia. Nie są celem samym w sobie, ale środkiem. Mają czemuś służyć. A im wcześniej będą służyć, tym lepiej, bo przecież czym skorupka na młodu nasiąknie, tym…

...

Dziecko powinno byc czlowiekiem sukcesu DUCHOWEGO!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:02, 14 Maj 2018    Temat postu:

Jak ciocie i wujkowie zmieniają życie dzieci na lepsze
Calah Alexander | 14/05/2018
AUNT,CHILD,CAR
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Ciocie są jak terapeutki. Zawsze wiedzą, kiedy ich siostrzeńcy czy bratanice są smutne, zdenerwowane lub źle się czują. Ciocia słucha i proponuje ramię, na którym mogą się wypłakać, aż poczują się lepiej.”

Po wielu latach mieszkania daleko od naszej rodziny, moje dzieci na nowo odkrywają skarb, jakim jest ich ciocia – a ja wraz z nimi.



Ciocie niezwykły skarb
Moja siostra jest ich jedyną ciocią z mojej strony dołączyła do klubu „cioci roku” od pierwszego dnia po przeprowadzce. Od wożenia dzieci na gimnastykę i na zajęcia wojowników ninja, po granie w softball w ogródku przed domem – zawsze jest gotowa rzucić to, co w danej chwili robi i biec na pomoc swoim siostrzeńcom. Ale nie chodzi tylko o to co robi, a raczej w jaki sposób to robi, że jest taką wyjątkową ciocią, o czym przypomniało mi się, kiedy czytałam ten post na You are Mom:

„Ciocie są cudownymi powierniczkami. Kiedy dzieci są starsze, czasem obawiają się rozmawiać o pewnych rzeczach z rodzicami. Zwracają się wtedy do cioci, a ta zawsze ma do zaoferowania jakąś dobrą radę.

Ciocie są jak terapeutki. Zawsze wiedzą, kiedy ich siostrzeńcy czy bratanice są smutne, zdenerwowane lub źle się czują. Ciocia słucha i proponuje ramię, na którym mogą się wypłakać, aż poczują się lepiej.”
Czytaj także: Rodzina na etacie: mama, tata, praca i dzieci
To takie prawdziwe… Wydawało mi się, że mam całkiem dobry kontakt z dziećmi, ale siostra ma dostęp do obszaru, którego nawet nie byłam świadoma. Przyjdzie powiedzieć mi, kiedy któreś czuje się zranione, zagubione lub złe i często całkowicie mnie tym zaskakuje. Jest super-empatyczna, potrafi dostrzec emocjonalne wskazówki, które mnie umykają, i potrafi rozmawiać z moimi dziećmi w inny sposób. Inaczej też więc otwierają się na nią i jest w stanie dać im prowadzenie i rady, o których ja nawet bym nie pomyślała.

Jest również absolutną czarodziejką w tych drobiazgach, które ja zawsze chcę robić dla moich dzieci, ale nigdy nie mam na nie czasu – jak podrzucanie motywujących karteczek do ich pudełek z drugim śniadaniem albo 20-minutowe rozgrywki piłki nożnej przed obiadem. Stała się nieocenioną pomocą dla nas wszystkich – moje dzieci wiedzą, że mają jeszcze jednego dorosłego, na którego mogą liczyć, że będzie miał czas na wszystkie te małe ważne rzeczy, które ich rodzice przegapiają w chaosie codzienności, a ja wiem, że mogę na nią liczyć w kwestii zaopatrzenia dzieci w dodatkową zabawę i dodatkowe doświadczenie.

Czytaj także: Dziadkowie zbyt hojni? Co zrobić, by nie zasypywali dzieci prezentami


Dbaj o kontakt swoich dzieci z ciociami i wujkami!
Jestem bardzo wdzięczna, że moje dzieci mają przy sobie taką ciocię, ale żałuję, że nie zrobiłam więcej, żeby pielęgnować ich relacje z ciociami i wujkami zanim przeprowadziliśmy się z powrotem do Teksasu. Jeśli masz siostrę lub brata, który nie ma bliskiej relacji z twoimi dziećmi, bardzo cię zachęcam, abyś pomógł/pomogła tym relacjom się nawiązać. Będziecie zaskoczeni, jak wielką różnicę zrobią one w życiu wszystkich, również w waszych!

Do cioć i wujków czytających ten tekst: nie bójcie się szukać waszych własnych sposobów na kontakt z siostrzenicami i bratankami. To może być coś równie prostego jak zabranie ich na lody i zapytanie, jak minął im dzień albo niespodziewany telefon z wideo-rozmową, jeśli mieszkacie daleko od siebie. Dzieci uwielbiają dostawać sporo uwagi i twój czas poświęcony wyłącznie im ma dla nich wielkie znaczenie. Mogą nawet otworzyć się i opowiedzieć o rzeczach, które ich trapią, o czymś, czego nie powiedzieliby rodzicom. Wasi siostrzeńcy i bratankowie potrzebują was w swoim życiu, i chociaż może jeszcze o tym nie wiecie, wy potrzebujecie ich także.

...

Trzeba znalezc wlasciwe proporcje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 7:35, 21 Maj 2018    Temat postu:

Dzieci potrzebują mądrych granic! Nie odbierajmy im ich…
Aneta Czerska | 21/05/2018
DZIEWCZYNKA
Joseph Gonzalez/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj
O ile wielu rodziców wprowadza reguły i zakazy, to niewielu jest konsekwentnych w ich egzekwowaniu. Tymczasem Dania znana jest z wolnościowego podejścia do wychowania, ale pedagodzy ubolewają, że rodzice nie wyznaczają dzieciom granic.

Skutki braku konsekwencji w egzekwowaniu granic
Każde dziecko testuje granice i negocjuje. Jeśli raz uda mu się je przekroczyć, to spróbuje ponownie. Nie wie jednak, kiedy spodziewać się kary, co wprowadza nerwowość. Nie jest też pewne, kiedy skończyć wymuszanie. Jednym razem udaje się płaczem coś wymusić już po minucie, a innym razem kilkuminutowy płacz nie pomaga. Zawsze pozostaje jednak wątpliwość, czy należało płakać o minutę dłużej, aby postawić na swoim.

W duńskim społeczeństwie, znanym z wolnościowego wychowania, łatwo zauważyć poczucie bezpieczeństwa i spokój, który wynika z przestrzegania prawa, na przykład drogowego. Ze względu na wysokość mandatów, nikt nie przekracza dozwolonej prędkości. Dlatego na ulicach i autostradach nie ma nerwowości czy wyprzedzania. Wszyscy jeżdżą wolno, leniwie, spokojnie, zupełnie bez emocji.

Duński pedagog wie, jak ważne są granice w wychowaniu dziecka. Nie tylko dają poczucie bezpieczeństwa, ale sprawiają, że dzieci są grzeczne, spokojne, chętnie współpracują i wykonują polecenia. Zastanawia mnie, jak w społeczeństwie, które dobrze zna teorię, nie sposób zobaczyć jej w praktyce.

Choć pedagog widzi problemy i zna sposoby ich rozwiązania, to nie wolno mu rodzica pouczać, ani zwracać mu uwagi. Większość rodziców nawet by nie słuchała, a tylko nieliczni przychodzą po radę. Sytuacja jest umacniana przez zagraniczne poradniki dla rodziców, które kreują wolnościowe wychowanie.

Warto sobie uświadomić, że brak egzekwowania reguł doprowadza do sytuacji znacznie gorszych, niż gdyby reguł nie było wcale.

Czytaj także: Do czego prowadzi wolnościowe wychowanie?


Poradniki o wychowaniu to nie wszystko
Książki te wynikają z zapotrzebowania europejskiego i amerykańskiego rynku. W zachodniej cywilizacji rodzice pracują na tyle długo i intensywnie, że nie spędzają z dzieckiem czasu i nie budują z nim relacji. Wtedy próby egzekwowania reguł doprowadzają do frustracji i kłótni. Tymczasem rodzic chciałby usłyszeć, że wszystko co robi jest dobre i nie musi nic zmieniać. Stąd wprowadza się nowe terminy takie jak bunt dwulatka, trzylatka itd. Autorzy poradników twierdzą, że wszyscy rodzice przeżywają podobne trudności i jest to zupełnie normalne.

Każdy lubi być chwalony, podczas gdy z krytyką mamy trudności, dlatego popularnością cieszą się takie artykuły i książki. Znajdziemy tam wyjaśnienie, że bunt dwu- czy trzylatka jest potrzebny dla rozwoju. To uspakaja rodzica i zwalnia z jakichkolwiek prób naprawy sytuacji, które i tak zakończyłyby się fiaskiem. Skoro brak konsekwencji w egzekwowaniu reguł jest gorszy niż zupełny brak reguł, to nie powinno dziwić, dlaczego wolnościowe wychowanie jest takie popularne.

Wolnościowe podejście do wychowania staje się na tyle popularne, że rozprzestrzenia się samoistnie. Wydaje się być jedyną poprawną koncepcją wychowawczą. Kolejni rodzice postępują zgodnie z jej zasadami, bo nie wypada inaczej.

Tymczasem rodzice, którzy nie rzucili się w pogoń za pieniądzem, a ich dziecko nie siedzi do godziny 18 w przedszkolu lub szkole, miewają nawet wyrzuty sumienia. Wydaje im się, że dziecko traci coś ważnego: nie uczestniczy w dodatkowych zajęciach edukacyjnych, nie ma buntu dwu-, trzy- ani czterolatka, który w opinii autorów poradników jest etapem rozwoju.

Wchodzimy w erę, w której bliskie relacje w rodzinie, pełne ciepła, wyrozumiałości i cierpliwości, połączone z patrzeniem sobie w oczy, są rzadkością. To, co było normalne, staje się na tyle rzadkie, że będzie wkrótce nienormalne.

Czytaj także: 11 sposobów na okazanie miłości dziecku


Wolnościowe wychowanie a stawianie granic
W każdym społeczeństwie obowiązują prawa i normy zachowań. Skoro dzieciństwo ma być okresem przygotowawczym do dorosłego życia, to powinniśmy uczyć poszanowania praw i norm. Przy rodzicu, który cierpliwie egzekwuje reguły, dziecko czuje się bezpieczne, bo wie, że istnieje osoba, która nad wszystkim czuwa.

Taka świadomość, daje duże poczucie komfortu. To dlatego tak często powtarzamy sobie „Jezu, ufam Tobie” lub „Jezu, Ty się tym zajmij”. Jeśli już uda nam się zaufać i powierzyć sprawy Bogu, czujemy spokój, bezpieczeństwo, odprężenie.

Tak jak Bóg dla nas dorosłych, tak rodzic dla dziecka powinien być ostoją – dawać poczucie komfortu. Niestety, rodzice nie mają przekonania do reguł, głównie dlatego, że nie wiedzą, jak humanitarnie i z miłością je egzekwować.

...

Brak regul anarchia to najszybsza droga do produkcji dziecka nieszczesliwego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:56, 22 Maj 2018    Temat postu:

Jak nie radzić sobie z emocjami dziecka?
Mira Jakubowska | 22/05/2018
PŁACZĄCE DZIECKO
Brytny.com/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
Przeżyj bliskość ze swoim być może smutnym, rozzłoszczonym, wystraszonym dzieckiem, które w takich chwilach najbardziej potrzebuje właśnie Ciebie.

Świat emocji dziecka – jak się w nim odnaleźć?
Jak nie radzić sobie z emocjami dziecka? Jak się im poddać? Tak, pytania na pewno są dobrze zadane i w nich zawarta jest część odpowiedzi, perspektywa, którą chcę Ci zaproponować. Można znaleźć wiele tekstów typu: pięć sposobów na to…, trzy rzeczy, które na pewno sprawią, że… dziewięć wskazówek, które pomogą… itd. Często ludzie sięgają po takie dobre rady, bo to jakiś konkret, liczba określonych działań, po których spodziewają się zamierzonego efektu. Czasem to się sprawdza, czasem nie.

Podobnie jest z emocjami dzieci, z reagowaniem na ich nie-zwyczajne zachowania – nie ma tutaj jednej gotowej recepty, jednej odpowiedzi, która będzie „instrukcją obsługi” każdego małego człowieka. Można oczywiście odnosić się do różnych teorii z psychologii rozwoju, dotyczących m.in. konfliktów i potrzeb właściwych dla danego wieku, jednak są to ogólne „klucze”, które nie zawsze pasują do drzwi wyjątkowego dziecięcego świata, który rozwija się z unikalnych wpływów genetycznych, wychowawczych i środowiskowych.

Jak więc pomóc w tym, aby dobrze, to znaczy z uważnością na siebie i na dziecko, przeżyć jego różne stany emocjonalne? Poddaj się! Tak, przyjmij dziecko z jego emocjonalnym poruszeniem, zachowując przy tym perspektywę dorosłego. Pamiętaj, że uczucia miną, co dla dziecka nie jest wcale oczywiste. Gdy ono coś przeżywa, to przeżywa całym sobą i wtedy całe jest smutkiem, radością, złością czy strachem. Twoja rola polega na tym, aby pomóc dziecku przeżyć to, co do niego przychodzi i nie zostawiać go samego, np. aż zrozumie albo sobie wszystko przemyśli.

Czytaj także: Jaka jest różnica między dzieckiem dobrym a grzecznym? Odpowiedź Janusza Korczaka da Ci do myślenia


Zaspokajaj
Zauważ podstawowe potrzeby Twojego dziecka. To pierwszy krok, zanim zaczniesz doszukiwać się popełnionych błędów wychowawczych, dziecięcych zaburzeń zachowania i innych poważnych historii. Skoncentruj się wiec na zaspokojeniu potrzeb fizjologicznych (w przypadku maluchów – chodzi m.in. o suchą pieluchę), potrzeby jedzenia, picia, odpoczynku, uwagi i akceptacji, poczucia pewnej stabilności i bezpieczeństwa (i tu sprawdza się wytyczanie granic, zachowywanie rytmu dnia, codziennych rytuałów związanych np. z posiłkami, toaletą, wspólnie spędzanym czasem).

Jeśli wspomniane potrzeby są niezaspokojone, trudno spodziewać się błogostanu. Wówczas może pojawić się złość, smutek, frustracja oraz inne nieprzyjemne reakcje, które są sygnałem wysyłanym przez dziecko.



Oswajaj
Zobacz, na ile świat zewnętrzny i jego bogactwo, różne bodźce takie jak kolory, zapachy, odgłosy czy nowe miejsca są korzystne dla Twojego dziecka, zauważ, co je ciekawi, co denerwuje, czego nie zna i się boi. Zarówno wielka cisza, jak też nadmierna stymulacja nie są wskazane.

Przypomina mi się sytuacja, gdy kilkumiesięczny synek moich gości reagował płaczem na widok mojej… firanki! W jego domu były akurat rolety. Bał się więc nieznanego. Po kilku dniach oswoił się i z ciekawością wyciągał rękę w stronę mojego okna. To intuicja rodzicielska podpowie, za którą potrzebą dziecka masz pójść – za ciekawością („ooo, moje dziecko ma okazję zapoznać się z firanką!”) czy poczuciem bezpieczeństwa („u nas tego nie ma, on tego nie zna i się boi, to nie podchodźmy do okna”).



Daj uważną obecność
Czasem maluch jednego dnia uwielbia marchewkę, a następnego nie może na nią patrzeć, raz nosi czapkę cały dzień i chce w niej zasypiać, a innym razem nie da nic sobie wcisnąć na głowę… Więc podążaj za dzieckiem, sprawdzaj, co mu naprawdę pomaga w jego dobrostanie. Przecież dziecko nie odpowie, dlaczego przeżywa złość, strach i smutek. Masz więc okazję, żeby wykazać się twórczym poszukiwaniem przyczyn takiego stanu rzeczy.

Czasem może tak być, że nie znajdziesz odpowiedzi na pytanie: „o co chodzi tym razem?”. Nie bierz na siebie poczucia winy, ale zaufaj rodzicielskiej intuicji (w końcu to Twoje dziecko, macie więc wspólne geny!) i jak nie zadziałają już wszystkie mądre wskazówki, rady, pomysły, sposoby… to po prostu bądź.

Poddaj się, nie radź sobie z emocjami i przeżyj bliskość ze swoim być może smutnym, rozzłoszczonym, wystraszonym dzieckiem, które w takich chwilach najbardziej potrzebuje właśnie Ciebie.

...

Kazde dziecko jest inne wiec trzeba dostosowac indywidualnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:35, 28 Maj 2018    Temat postu:

Jak zorganizować dziecku (pierwsze) urodziny i nie zwariować?
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 28/05/2018
PIERWSZE URODZINY DZIECKA
Ruth Black/Stocksy United
Udostępnij 0 Komentuj
Nie należę do tych mam, które pierwsze urodziny swojego dziecka zaplanowały będąc jeszcze w ciąży. Szczerze mówiąc, w ogóle nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać!

Pierwsze urodziny dziecka to dzień wyjątkowy – tu chyba wszyscy się ze mną zgodzą. Dlatego chcemy przygotować na tę okazję coś specjalnego. Maluch raczej tego nie zapamięta, ale przecież zrobimy wtedy całą masę zdjęć, które mu później pokażemy. I wypada zaprosić babcie, dziadków, ciocie, wujków, chrzestnych… Uff, zbiera się dość pokaźna gromadka.

Przed mamą roczniaka stoi nie lada wyzwanie. Zorganizować przyjęcie w domu czy może wynająć lokal? Kogo zaprosić? Co kupić maluszkowi? I wreszcie, jaki tort przygotować – bardziej dla dziecka czy bardziej dla gości (zaraz wyjaśnię Ci, dlaczego jedno nie musi pokrywać się z drugim)?

Wydawać by się mogło, że urodzinowe przyjęcie to dość prosta, a z pewnością przyjemna sprawa. Tymczasem, kiedy zrywałam z kalendarza kolejne kartki przybliżające mnie do „godziny zero”, moje napięcie rosło, a przeglądane strony internetowe i fora jedynie je pogłębiały. W końcu nie należę do tych mam, które ten wyjątkowy dzień zaplanowały będąc jeszcze w ciąży (uwierz mi, znalazłam takie!).

Dlatego mając już za sobą pierwsze urodziny synka, postanowiłam spisać kilka sposobów, które mogą ułatwić Ci zadanie. Są raczej uniwersalne, więc mogą posłużyć także przy kolejnych urodzinowych przyjęciach.

Czytaj także: 3. urodziny Charlotte – jakie bajki mała księżniczka najbardziej lubi oglądać?


W domu czy w lokalu?
Chcąc ugościć wszystkie ciocie, babcie, wujków, dziadków, krewnych, którzy pielgrzymkami przybywają do małego jubilata, możemy zapomnieć o jednym – komforcie malucha. Część rodziny preferuje typowe domówki, inni spotykają się wyłącznie w lokalach. Jedni wolą spotkania w weekend w ciągu dnia, inni – wyłącznie wieczorami. Twoim priorytetem nie jest pogodzenie ich wszystkich preferencji, ale stworzenie najbardziej komfortowych warunków dla Twojego dziecka – to w końcu jego święto.

Roczny maluch najlepiej czuje się w domu, zna jego zakamarki, tu ma swoje zabawki, łóżeczko, krzesełko. Tu czuje się bezpiecznie i pewnie. Zamiast organizowania przyjęcia w obcym miejscu, co może być nieco stresujące dla dziecka, radziłabym urodziny w domu. Nawet jeśli masz niewielkie mieszkanie, możesz ugościć sporą liczbę osób – organizując kilka mniejszych spotkań. Będzie to znacznie lepsze rozwiązanie dla maluszka, dla którego nalot kilkunastu czy kilkudziesięciu obcych dla niego osób to dodatkowy stres.



Goście, goście
Gorączkowo przeszukując internet w poszukiwaniu podpowiedzi, jak zorganizować pierwsze urodziny dziecka natknęłam się na zasadę, by liczba gości, zwłaszcza dzieci, była dostosowana do wieku jubilata. Traktując ją restrykcyjnie, należałoby zaprosić na pierwsze urodziny… maksymalnie jedną osobę dorosłą i jedno dziecko, co oczywiście jest mało realne.

Dlatego uznałam, że to raczej nie reguła, ale wskazanie kierunku. I urodzinowe przyjęcie „rozbiłam” na kilka mniejszych spotkań. Ma to dodatkowe plusy – świętowanie trwa dłużej! A w mniejszym gronie zawsze można spokojniej porozmawiać z dawno niewidzianymi krewnymi czy znajomymi. Oczywiście, kiedy dziecko rośnie, można śmiało zwiększać liczbę biesiadników.

Czytaj także: Dlaczego nie chcę, żeby moje dziecko było grzeczne?


Prezenty
To chyba najprzyjemniejszy, choć jednocześnie najdelikatniejszy aspekt urodzinowych spotkań. Dlaczego? Bez jego omówienia maluszek może zostać obdarowany pięcioma drewnianymi kolejkami, podczas gdy Ty wiesz, że przydałby mu się pchacz, zestaw zabawek do kąpieli (bo uwielbia wodę) albo kilka nowych książeczek.

Kwestia podarunków jest delikatna, bo w końcu każdy chce dać maluszkowi coś z serca, ma na to swoją koncepcję (czasem rozbieżną od pomysłów rodziców), a do tego dochodzą jeszcze finanse. Dlatego dobrym pomysłem jest po prostu napisanie listy z propozycjami prezentów i „puszczenie” jej w obieg rodzinie/znajomym. Każdy będzie mógł wybrać z niej coś, na co pozwolą mu zasoby portfela (albo kupić prezent z kimś wspólnie). Lista pozwoli uniknąć też mało przyjemnej sytuacji, kiedy malec dostaje w prezencie np. chodzik, a Ty jesteś całkowitą, bezkompromisową przeciwniczką tego rodzaju zabawki.



Urodzinowy tort!
Wiadomo – bez niego nie ma urodzin. Ale jaki tort przygotować dla roczniaka? Przecież takie małe dziecko ma dość specyficzne preferencje smakowe, a w dodatku – nie jada cukru. Z kolei zaproszonym gościom może średnio przypaść do gustu wypiek z cyklu „BEZ” (bez cukru, bez mąki pszennej, bez jajek, bez tłuszczu zwierzęcego, etc.). Oczywiście, jeśli nie boisz się cukierniczych wyzwań, znajdziesz wyjście z tej sytuacji! Ja zrobiłam ciasto marchewkowe przełożone kokosowym kremem, które absolutnie mógł zjeść roczny maluch, a które smakowało obłędnie.

Jeśli jednak Twoi krewni są bardziej tradycjonalistyczni w kwestii tortów, możesz zrobić dwa ciasta – jedno dla dziecka, drugie dla dorosłych. Ważne jednak, żeby wypiek numer jeden był możliwy do zjedzenia dla malucha, czyli np. zwykłe ciasto (jeśli nie przeszkadza Ci, że malec dostanie trochę cukru), ale bez alkoholu. W końcu to święto maluszka i średnio wyobrażam sobie sytuację, że dziecko patrzy, jak wszyscy zajadają się tortem, w który ono nie może włożyć swoich pulchnych paluszków i wymazać się nim od stóp do głów.



Dziecko ma fun
To takie last, but not least. Właściwie najważniejsza zasada, ale zamieszczam ją na końcu, by była absolutnym priorytetem w przygotowaniu urodzinowej zabawy. To maluszek ma w tym wyjątkowym dniu bawić się świetnie, a nie jego goście (choć jedno nie wyklucza drugiego). Warto, jeśli oczywiście jest taka możliwość, by tego dnia rodzice wzięli wolne w pracy i przeznaczyli go całkowicie dla dziecka (to tym bardziej ważne, jeśli oboje pracują). Można nawet przełożyć spotkania z krewnymi na inny termin po to właśnie, żeby maksymalnie wykorzystać czas z jubilatem.

Wycieczka do zoo? Wyprawa na basen? Wspólny spacer z mamą i tatą? Niespieszne śniadanie, kiedy maluch może wymazać się owsianką? Turlanie się na dywanie? Długaśna kąpiel z puszczaniem baniek mydlanych? Możliwości jest wiele, a ograniczeniem jest wyłącznie Twoja wyobraźnia.

Jestem ciekawa Twoich pomysłów!

...

Widze ze teraz jesli cos ma byc wyjatkowe to od razu robi sie z tego wesele. Bo przeciez w domu ciezko trzeba by zatrudnic obsluge to juz taniej wynajc lokal a potem na godzine to za malo. Pare godzin. I mamy prawie wesele. Zalezy co kto lubi. Jesli rodzina lubi spedzac czas w lokalu za stolem czy nawet z muzyka i tancami to nie ma przeszkod. Ale oczywiscie nie zawsze tak jest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:20, 28 Maj 2018    Temat postu:

6 typów odchodzenia dorosłych dzieci od rodziców i budowania nowej więzi
Sabina Zalewska | 28/05/2018
RODZICE Z DZIEĆMI
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Przedstawiamy sześć typów odchodzenia dzieci od rodziców i budowania nowej więzi i nowej tożsamości rodzicielskiej oraz małżeńskiej. Odnajdujesz się w którymś z nich?

W języku codziennym, jeżeli mówimy o procesach zostawiania rodziców przez dzieci, to mamy przede wszystkim na myśli ludzi młodych, którzy wyprowadzają się z domu rodzinnego i podejmują samodzielne życie.

W tym procesie rozwiązania więzi w wieku młodzieńczym chodzi raczej o „odcinanie” się dzieci od rodziców. Rodzice natomiast uczą się w tym czasie poszukiwania „nowych siebie”. Są to podstawowe działania, nieodłączne w każdej ludzkiej relacji.

Wyodrębniono sześć typów relacji między rodzicami a dorosłymi już dziećmi. Można również powiedzieć, że jest to sześć etapów odchodzenia dzieci od rodziców i budowania nowej więzi i nowej tożsamości rodzicielskiej oraz małżeńskiej.



Nieprzerwana pępowina
Pierwszy typ daje się określić stwierdzeniem „nieprzerwana pępowina”. Ten termin charakteryzuje relacje, w których rodzice nie chcą pogodzić się z dorosłością dzieci. Nie przyjmują do wiadomości ich odejścia czy odchodzenia. Traktują to jako etap przejściowy. Żyją minionym czasem, gdy dzieci były w domu.

Wydaje im się, że ten etap wróci. Krytykują dzieci za ich decyzje. Mają pretensje do zięciów i synowych. Nie potrafią wycofać się z dawnych ról rodzicielskich. Taką postawę widać zwłaszcza u kobiet. Towarzyszy temu strach przed opuszczeniem, pustka, brak oparcia ze strony dzieci i małżonka.



Uzależniająca pomoc
Inny typ relacji charakteryzuje rodziny, w których rodzice pomagają dzieciom finansowo lub zajmują się opieką i wychowaniem wnuków. Takie związki umożliwiają rodzicom bliski kontakt z dziećmi, oparty na miłości i pomocy. A jednak jest ona często źródłem niezadowolenia rodziców i dzieci. Pomoc ta jest oparta na starych typach relacji.

Rodzice nie dostrzegają zmiany, jaka zachodzi w ich relacjach z dziećmi i ich obecnym życiu. Usiłują się ciągle posługiwać dawnym autorytetem, nie rewidując tych związków i relacji. Pomoc finansowa jest wyrazem ich miłości rodzicielskiej, ale i ubezwłasnowolnienia dzieci.

Czytaj także: Nie wychowuj swojego sobowtóra. Daj dzieciom ich życie


Zawiedzione rodzicielstwo
W tej grupie znajdują się małżeństwa, których dzieci rozwiodły się, żyją bez ślubu lub w inny sposób nie realizują oczekiwań rodziców. Małżonkowie odpowiedzialność za nieudane życie swoich dzieci przenoszą na siebie. Traktują to jako swoją porażkę wychowawczą i rodzicielską.

Starają się nadal pomagać swoim dzieciom, interesują się ich życiem prywatnym. Odczuwają jednak cierpienie z powodu porażek życiowych i błędów, które popełniły w ich mniemaniu dzieci i wstydzą się tego.



W poszukiwaniu nowej aktywności
Czwarty typ relacji jest charakterystyczny dla małżeństw, które na nowo usiłują zbudować własną tożsamość, opartą na różnych formach aktywności (praca w spółdzielni, na działce, w kuchni, wyjazdy i wycieczki, praca malarska, uczestnictwo w Uniwersytetach Trzeciego Wieku).



Małżeńska pustka po odejściu dzieci
Jednym z aspektów pustki po odejściu dzieci z domu jest brak akceptacji rzeczywistości. Człowiek broni się, by uwierzyć, że dziecko rzeczywiście odeszło z domu, jest w szoku i stara się w taki sposób ratować przed uczuciem straty, wmawia sobie, że wszystko to tylko zły sen, z którego się obudzi.

Inny aspekt to pojawiające się chaotyczne emocje. Pojawia się w momencie, w którym rodzic wie, że nie może już odsunąć straty. Nazywa się te emocje chaotycznymi, ponieważ są wtedy przeżywane różne, również sprzeczne, mocne uczucia: troski, strachu, złości, winy, miłości, wdzięczności czy nawet radości.

Podczas tej fazy występują często zaburzenia snu i brak apetytu, może również wystąpić podwyższona podatność na infekcje. Cierpiącego ogarnia uczucie całkowitej straty. Należy do tego nieodwracalne wrażenie oddzielenia od ludzi i świata.

Czytaj także: Jesteśmy rodzicami na medal. Dlaczego więc dzieci nas nie słuchają?


Zwrot ku sobie
Każdy proces odchodzenia, każde rozstanie, każda strata zmusza człowieka do zastanowienia się nad sobą, nad swoją tożsamością w zależności od sytuacji życiowej. Dzięki tej refleksji i pracy nad sobą małżonkowie stają się coraz bardziej niezależni, autentyczni i przez to też bardziej zdolni do nawiązywania relacji. Pojawia się także w tym procesie aspekt poszukiwań, pokoju i dystansu.

Wzmacniają się wtedy relacje małżeńskie. Małżonkowie, którzy nie poddali się refleksji i nie przepracowali tego etapu cierpią, tracą zwykłą pewność siebie, pewność swojego losu. Czują, że w ich życiu nastąpiła poważna zmiana, której nie szukali. Zajmują się zatem sobą, by odnaleźć się w nowej sytuacji. Nawet wtedy, gdy stale myślą o dziecku, myślą również o sobie i relacjach, jakie powstały między nimi a dziećmi.

...

Fizyczne rodzicielstwo jest tylko czasowe. Przeciez nie bedzie prowadzenia do szkoly 40 latka. Jednakze rodzicielstwo duchowe bedzie na zawsze!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:31, 20 Cze 2018    Temat postu:

Warto ostrzec. Są różne książki Michael i Debi Pearl, twórców książki "Jak trenować dziecko. Trening czyni mistrza".

...

Juz sam tytul szokuje! Nie chodzi bynajmniej o sport! Tylko o tresurę! Metody tam podane są niebywale prostackie. Kary cielesne NIE SĄ METODĄ WYCHOWANIA! Chodzi o karcenie za przestepstwo! Gdyby dzieciak wybil szyby lub co gorsza uszkodzil w ataku rodzenstwo! Ale nie bicie przy kazdym problemie z nim! Tak sie nawet psow nie traktuje!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:16, 04 Lip 2018    Temat postu:

Jak wychowują nas nasze dzieci
Marcin Gomułka | 24/06/2018
POCZĄTEK WIECZNOŚCI
@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Udostępnij 315
Dzieci nie są dodatkiem do życia małżeńskiego. Nie są opcją, ale najcenniejszym darem, wpisanym w samą naturę związku małżeńskiego.

Jak wychowywać dzieci?
Czy wychowuję dzieci we właściwy sposób? Czy dzięki temu, jak postępuję, moje dziecko stanie się wolne i będzie postępować mądrze? Czy wreszcie będzie mieć szczęśliwe życie? Te i podobne pytania zadajemy sobie co dnia, starając się ukształtować dzieci. Łapię się jednak na tym, że paradoksalnie to moim dzieciom zdarza się bardzo często wychowywać mnie do bycia ojcem.



Tata? Obecny!
Nowe technologie, inne tempo i zasady życia, to wszystko może sprawić, że bycie tatą (mamą oczywiście też!) jest zadaniem niezwykle trudnym. Dość powiedzieć, że – biję się w pierś – zdarzają się momenty, w których przebywając z dzieckiem, tak naprawdę nie ma mnie z nim. Pół biedy, kiedy praca, pasja czy ogarnianie ogólnożyciowych spraw utrudnia nam budowanie relacji na linii rodzic-dziecko. Niestety, otwarcie musimy przyznać, że jak dla naszym ojców wrogiem numer jeden była telewizja, tak dla współczesnego ojca przeciwnikami w walce o dobro rodziny stały się: telefon, komputer, czy po prostu internet.

Choć u początków mojego ojcostwa bywało z tym różnie, a czasem nadal bywa źle, to po niespełna dwóch latach, teraz już z dwójką dzieci, wiem na pewno, że tata obecny to tata, który razem z dziećmi bawi się, wygłupia, dużo im czyta, często śpiewa, inicjuje gry, opowiada historie, modli się, angażuje.

Korzystając z nomenklatury współczesnych „trenerów”, obecny tata jest w stosunku do dzieci „proaktywny”. Przebywanie w jednym pomieszczeniu nigdy nie zastąpi obecności emocjonalnej, bliskości, aktywnego słuchania czy – w późniejszym okresie – wspólnych rozmów na każdy temat.


Czytaj także:
Jak skutecznie zniechęcić dziecko do wiary? Błędy wierzących rodziców


Jak w obrazek
Ciągle uczę się, empirycznie, a jakże, że jeśli chcę stać się wzorem do naśladowania dla swoich pociech, powinienem wyćwiczyć w sobie umiejętność przyznawania się do błędów i przepraszania za nie. Najpierw w sumieniu, przed sobą samym, następnie przed żoną, w wyniku czego przed dziećmi. Inaczej istnieje ryzyko, że wpatrzone w tatusia jak w obrazek zobaczą i zaczną naśladować, dla ich zguby, jedynie karykaturę prawdziwego ojca.

Do dzieci można mówić. Dzieciom można nawet wydawać polecenia. Ale na dłuższą metę dzieci nie będą robić tego, co usłyszą, ale tylko to zobaczą. Na nic wykłady, pogadanki i kazania, nawet bardzo rzeczowa, nienaszpikowana emocjami rozmowa, jeśli w ślad za tym nie pójdzie przykład rodzica.

Dzieci widzą o wiele więcej niż nam się wydaje i na nic zda się, przykład pierwszy z brzegu, przekonywanie o wyższości wody nad sokiem, kiedy rodzic na oczach dziecka będzie pił słodziutki, kolorowy napój. Jednak nawet potencjalna nadwaga czy próchnica jest niczym w porównaniu z wykrzywionym obrazem relacji międzyludzkich.



Dar i zadanie
Dziecko, obserwując relacje, jakie zachodzą między mamą i tatą, będzie realizowało je w życiu. Jeśli są zakorzenione w miłości, syn będzie kochał swoją dziewczynę (później żonę), córka z kolei nie będzie akceptować niedojrzałych zachowań kolegów i będzie chciała relacji z mężczyzną, który potrafi kochać.

Jak naucza Kościół, dzieci nie są dodatkiem do życia małżeńskiego. Nie są opcją, ale najcenniejszym darem, wpisanym w samą naturę związku małżeńskiego. To zarazem wielkie zadanie na całe życie. Bardzo podoba mi się metafora ojcostwa ukuta przez Kena Canfielda, doktora psychologii i autora książek o ojcostwie. Porównuje on ojcostwo do biegu maratońskiego. I podobnie jak w przypadku maratonu, ojcostwo to bieg bez przerw i odpoczynków.

Tak jak jednym z najgorszych pomysłów w trakcie długodystansowego biegu jest podjęcie decyzji o zatrzymaniu się, podobnie ma się rzecz z byciem tatą. Przyjęcie tego daru to praca 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Trudne zadanie pracy nad sobą. Pracy nad relacjami. Dlatego tak często od tego daru i zadania uciekamy.



Gdzie skarb Twój, tam serce Twoje
Odnoszę wrażenie, że w dzisiejszym świecie lęk przed ojcostwem sprowadzany jest często do technikaliów: nocnego wstawania, przewijania, zapewnienia bezpieczeństwa rodzinie. Tymczasem walka toczy się zupełnie gdzie indziej. Jak we wszystkich sferach życia, również w ojcostwie, czy szerzej – w byciu rodzicem – sądzę, że chodzi o budowanie więzi, wartościowej relacji na całe życie, chodzi o bezwarunkową, acz wymagającą miłość.

W powołaniu do ojcostwa (rodzicielstwa) otrzymujemy ogromny dar – diament, który możemy oddać światu i Bogu jako brylant. Jak to zrobić? W Ewangelii Jezus mówi (Mt 6, 19, 20): „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi (…), gromadźcie sobie skarby w niebie”.

Tymi słowami zachęca nas, abyśmy zwrócili uwagę naszych serc na prawdziwe skarby. Bo do nieba możemy zabrać tylko miłość. Chciejmy wzrastać w tej miłości – najpierw do Boga i współmałżonka, a w konsekwencji do tych, których wychowujemy i tych, którzy wychowują nas – powierzonych nam dzieci.

...

Dziecko uczy sie przykladu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:11, 07 Lip 2018    Temat postu:

Kiedy złość krzywdzi dzieci
Małgorzata Rybak | 26/06/2018
RODZIC KRZYCZY NA DZIECKO
Shutterstock
Udostępnij 97
Dziecko, którego rodzic jest na niego ciągle zły, zapamiętuje, że samo jest złe. Uczy się albo chodzić na palcach, by nie wzbudzić gniewu, albo dorównuje swoim zachowaniem do etykiety „złego dziecka”. Niepohamowana złość rodzica może je złamać albo pozbawić empatii czy przemienić w wiecznego buntownika. Dlaczego rodzice złoszczą się na dzieci?

Dzieci nie są złośliwe
Często przypisują im złe intencje, posądzając je o działanie złośliwe i podjęte z premedytacją. Zapominają, że dzieci są tylko dziećmi i nie mają ani wyobraźni, ani doświadczenia osób dorosłych. Dlatego piłka może trafić w okno, szklanka spada na podłogę, a wieczór – gdy ogłaszamy, że czas spać – okazuje się najlepszym czasem na wygłupy. Dziecko nie planuje uprzykrzania rodzicom życia, kłopotów i strat.

Zdarza się też, że trudne zachowanie dzieci jest efektem braku wysiłku rodzica tam, gdzie powinien był zaistnieć: przy ustalaniu jasnych zasad, tłumaczeniu, co wolno, a czego nie i dlaczego tak się dzieje. Wczoraj i przedwczoraj dziecko mogło drzeć swoje książeczki na kawałki, bo nie mieliśmy siły interweniować, dziś – wybuchamy, bo maluch podarł nasze ulubione czasopismo i czara się przelała. Dziś syn może grać na komputerze do oporu, ale trzy lata będziemy oczekiwali, że sam posprząta swój pokój, pozmywa albo wyniesie śmieci, bo już jest taki duży.


Czytaj także:
Trudne dzieciństwo może być źródłem siły. Jak zmienić swoje myślenie o traumie?


Własne frustracje
Pobłażanie daje chwilowy „święty spokój” obu stronom. Gorzej, gdy potem obarczamy dziecko winą za to, że mu ustępowaliśmy. „Ja dla ciebie zrobiłem wszystko, a ty tak mi odpłacasz!”. Wychowanie to jednak nie handel. Składa się z budowania więzi (dzięki akceptacji, czułości, byciu razem), a jednocześnie z towarzyszenia w rozwoju, do którego potrzebne są zasady i granice. Pomiędzy wychowaniem autorytarnym, opartym na karaniu i krzyku, a brakiem wychowania w ogóle (czyli pobłażliwością), znajduje się wychowanie oparte na szacunku i odpowiedzialności.

Złość na dzieci bywa jednak też nierozpakowanym pakunkiem własnych frustracji i przykrych przeżyć. Na zasadzie „podaj dalej” dorosły może odreagowywać na dzieciach upokorzenia doznane w relacjach z innymi dorosłymi osobami. To domino ma wiele odsłon. Szef upomina publicznie pracownika, a ten po powrocie do domu krzyczy na dziecko o tzw. byle co. Mąż robi przykrą uwagę żonie, a żona wścieka się na dzieci. One zresztą również gdzieś próbują odreagować przykrości – starszy brat bije młodszego albo rozdaje kuksańce dzieciom w przedszkolu czy szarpie za ogon psa.


Czytaj także:
Czy DDA mogą mieć normalne życie?


Weź odpowiedzialność za swoją złość
Często złość dorosłego sięga czasów, gdy sam był dzieckiem i doświadczał krzywdy czy wychowania przemocowego. Jako rodzic powiela te sytuacje, zamieniając się z dziećmi rolami: teraz to one zobaczą, jak to jest być poniżanym, szarpanym, obrzucanym wyzwiskami czy bitym. I tak w ramach przedziwnej dramy z udziałem żywych ludzi uobecniają się nieprzepracowane traumy i upokorzenia. Nawet słowa i gesty są te same, co kilka dekad wcześniej.

Przed podawaniem złości dalej naszym najbliższym chroni nas dotarcie do jej źródeł. Dlaczego aż tak się gniewam? Odtwarzam jakiś dawny dramat czy za mało śpię albo nie dbam o siebie kompletnie? Chroni nas także stawianie granic tam, gdzie powinny być postawione: szefowi, koleżance z pracy czy nawet mężowi lub żonie, by złości i wstydu z powodu własnych upokorzeń nie wyładowywać na najmłodszych. Jeśli ktoś narusza nasze granice czy zachowuje się w sposób niewłaściwy, to tam właśnie powinniśmy skierować energię złości – by rozwiązać problem. Dzięki niej możemy odezwać się lub zachować asertywnie.

W serialu Patrick Melrose, recenzowanym ostatnio na Aletei, ojciec głównego bohatera mówi o nim, że to „nieznośny chłopiec”. Widz jednak zdaje sobie sprawę, że z dzieckiem jest wszystko w porządku, a to w ojcu wydarza się jakiś nieznośny świat agresji i odwetu.

By być dobrym rodzicem, trzeba wziąć odpowiedzialność za swoją złość. Umieć powiedzieć „jestem na ciebie zły” zamiast „ty jesteś zły”. Wiedzieć jednak także, kiedy nasze emocje są tylko echem innych, niezwiązanych z naszymi dziećmi wydarzeń, a my sami chcemy dokonać jakiejś emocjonalnej zemsty, za które to one zapłacą cenę upokorzenia i bólu.

...

Nie przelewac na dziecko wlasnych niepowodzen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:35, 07 Lip 2018    Temat postu:

Jak nauczyć dzieci, że mniej znaczy więcej. 1
Cerith Gardiner i Mathilde Dugueyt | 28/06/2018
LITTLE GIRL PLAYING GARDEN
By FamVeld | Shutterstock
Udostępnij
Poprzez powrót do podstaw dzieci uczą się, jak nadawać ważność temu, jak żyjemy, a nie co posiadamy.

Niedawny raport Dollar Street przyjrzał się ulubionym zabawkom dzieci z rodzin o różnym poziomie dochodów na całym świecie. Wyniki badań zostały udokumentowane w postaci zdjęć dzieci trzymających swoje najukochańsze drobiazgi. Podczas gdy obserwujemy bardzo widoczną nierówność wśród dzieci, dostrzegamy też, że mnóstwo radości mogą dać najprostsze przedmioty: plastikowa butelka, stara opona, nawet ręcznie zrobiona piłka. Dzieci, które mają mniej, są chętne i zmotywowane, aby stać się kreatywne i użyć swoich wynalazczych umiejętności. A wychodzi to nawet lepiej, jeśli cała rodzina dołącza do tego działania – tylko pomyśl o tych dniach, kiedy dzieci spędzały mnóstwo czasu, budując dom z kartonu, korzystając z pomocnej dłoni dorosłego.

..

Trzeba od dziecka uczyc ze w zyciu nie chodzi o ilosc materii dla siebie. Wyrzeczenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:25, 07 Lip 2018    Temat postu:

Dzieci toną po cichu… Jak zapobiegać nieszczęściom nad wodą
Redakcja | 30/06/2018
TONĄCE DZIECI
Shutterstock
Udostępnij
Utonięcia są drugą najczęstszą przyczyną śmierci, dotyczącą wypadków z udziałem dzieci poniżej 15. roku życia.

Sezon wakacyjny się zaczął, a wraz z nim fala smutnych informacji o tragediach nad wodą. Po każdym takim zdarzeniu padają retoryczne pytania: ale jak do tego doszło? Tyle osób na plaży i nikt nie zauważył, że on się topi?

Niestety, okazuje się, że osoba tonąca wygląda bardzo niepozornie.


Czytaj także:
5 niebezpieczeństw, przed którymi nie warto bronić małych dzieci!


Po czym poznać osobę tonącą?
Jeszcze z dawnych czasów pamiętam odcinki kultowego serialu „Słoneczny patrol”. Tam każda morska tragedia była bardzo spektakularna i przyciągająca gapiów. Niestety, w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej. Osoba tonąca przede wszystkim nie krzyczy! Kiedy nasz układ oddechowy traci drożność (czyli w skrócie jest zalewany wodą), nie ma możliwości wydobywania z siebie odgłosów. Często panicznie macha rękoma, co niestety dla osób z boku nie zawsze wygląda jednoznacznie. Osoba tonąca oczy ma zamknięte albo patrzy pustym wzrokiem. Nogi są sztywne, oddech płytki i łapczywy.



Jak pomóc osobie tonącej
…by samemu nie utonąć? Przede wszystkim trzeba zadzwonić po pomoc, poprosić innych plażowiczów o asystowanie, poszukać ratownika. Osobie tonącej trzeba podać jakiś przedmiot: kijek, wiosło, gałąź czy nawet pustą zakręconą butelkę. Podanie własnej ręki może nas tylko zaprowadzić na dno. Ktoś kto walczy o życie, ma bardzo silny chwyt i ciągnie nieświadomie za sobą wszystko, co napotka na drodze.

A na koniec filmik ku przestrodze. Dwa lata temu na basenie w Finlandii 5-letni chłopczyk nagle stracił grunt pod nogami. Wśród tłumu dorosłych prawie nikt nie był świadom, że obok nich maluch walczy o życie. Na szczęście, w porę ktoś pośpieszył z ratunkiem i chłopca udało się uratować. A wszystko wyglądało tak niepozornie…

...

Tez trzeba tego dopilnowac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:58, 08 Lip 2018    Temat postu:

Jak skutecznie wymagać od dziecka? Porady od prowadzących szkolenia dla małżeństw
Jola Szymańska | 02/07/2018
DZIEWCZYNKA SIĘ UCZY
Shutterstock
Udostępnij 39
„Podstawą jest budowanie więzi z dzieckiem. Jakiekolwiek wymagania pozbawione więzi mijają się z celem” - z Magdaleną i Wiesławem Grabowskimi, autorami szkoleń i wykładów dla małżeństw i narzeczonych, rozmawia Jola Szymańska.

Jola Szymańska: Jakiego rodzicielstwa uczy Biblia?

Magdalena Grabowska*: Takiego, które uwzględnia specyfikę ludzkiej natury. Dlatego w naszych spotkaniach z rodzicami staramy się zacząć od tego, kim jest i skąd pochodzi człowiek. Wierzymy, że stworzył nas Bóg i że On najlepiej zna zasady działania ludzkiej natury. Od Niego więc chcemy dowiadywać się, jak postępować z dzieckiem.

Dlatego pytamy o Ojcostwo Boga. Boga bardzo bliskiego, który daje się poznać, chce być poznany, kocha swoje dzieci wielką miłością agape. Ale który jest też Bogiem konsekwentnym i wymagającym.

Wiesław Grabowski*: Nie jesteśmy zwolennikami tylko tej twardej strony, ale dziś niemal całkowicie się ją neguje. Biblia mówi, że człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga, jest obdarzony Jego chwałą, ale też został zepsuty przez grzech pierworodny. Pytanie, jak to naprawić.

Taka perspektywa wydaje się dobra, ale uchyla drzwi nadużyciom. Wielu rodziców w imię dyscypliny zabija poczucie wartości i inność swoich dzieci.

MG: Kładziemy wielki nacisk na bliskość, ogrom miłości. Twardsza strona wychowania choć powinna istnieć, nie może nigdy oznaczać wrogości wobec dziecka.

Pismo Święte mówi, że rodzice nie mogą być przykrymi dla swoich dzieci, żeby nie łamać ich ducha [Ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci, aby nie traciły ducha – Kol 3,21, przyp.red.]. Wszystko musi odbywać się w postawie szacunku, poszanowania godności dziecka.


Czytaj także:
Synu, spadaj na drzewo! Czyli dlaczego warto zabrać dziecko do lasu


Trzy kategorie zachowań
Jak wymagać, szanując dziecko i jego godność?

MG: Wiele zależy od temperamentu konkretnego dziecka. Kiedy mówimy o naturze ludzkiej, mamy bowiem do czynienia z trzema kategoriami. Pierwsza z nich, to cechy wynikające z niedojrzałości. Na przykład, kiedy dziecko pyta głośno: „Dlaczego ta pani jest taka gruba?” albo „Babciu kiedy umrzesz, bo już jesteś taka stara?”. Taką nieopanowaną szczerość czy naiwność trzeba doprowadzać do dojrzałości.

Druga kategoria to cechy wynikające z ludzkiej natury. Zmaga się z nimi każdy z nas, niezależnie od wieku. To zachowania egoistyczne, hedonistyczne, uleganie zachciankom, którym stawiamy czoła przez całe życie.

A trzecia?

MG: To cechy wynikające z niepowtarzalności danego człowieka – z jego temperamentu, konstrukcji psychicznej, z uzdolnień. To zachowania związane z jego osobowością.

WG: Dlatego przydatne jest rozpoznanie temperamentu i typu osobowości dziecka. Dzięki temu wiem, czy mam do czynienia z niedojrzałością, naturą ludzką czy niepowtarzalnością. Wiem też, jak motywować dziecko, jak je zachęcać, a w jaki sposób powstrzymywać. Jak wymagać, a jak okazać szacunek i miłość.

Żeby je rozpoznać, obie strony – rodzice i dzieci – muszą stać się w jakiś sposób partnerami?

MG: Muszą budować więź. Pracując z dziećmi nie możemy być ich partnerami. Jesteśmy przewodnikami, autorytetami, nadajemy kierunek i dopiero, kiedy dziecko staje się dorosłym człowiekiem, stajemy się jego partnerem. Pokazujemy rodzicom sześcioletnie etapy, przez które przechodzimy razem z dziećmi w ich rozwoju i każda z tych faz ma swoje wyzwania. W zależności od etapu jesteśmy w innej relacji z dzieckiem.

WG: Oczywiście, każde dziecko wymaga szacunku. Ale partnerstwo to cel, nie początek.

MG: Św. Jan w swoim pierwszym Liście pokazuje, że w relacji z Bogiem także jest się dzieckiem, potem młodzieńcem, a w końcu człowiekiem dojrzałym. Bóg ma cele, do których nas prowadzi i metody, które stosuje. Metody troski, opiekuńczości, czułości. Dba o nas, ale też wymaga, karci, dyscyplinuje.

Znowu!

WG: (uśmiech) Kiedy Izraelici weszli do Ziemi Obiecanej po przejściu przez Jordan, stanęli między dwoma górami Gerazim i Ebal. Z jednej strony wygłaszali zachęty, z drugiej „zniechęty”. Czyli to, co spotka ich, jeśli nie będą Bogu posłuszni. A my chcielibyśmy wychowywać ludzi, stosując tylko zachęty, rzeczy miłe i grzeczne…

MG: To ważne, żeby uczyć dzieci zasady przyczyny i skutku. Jako ludzie dorośli nieustannie funkcjonujemy w taki sposób. Jeżeli nie zapłacisz rachunków, zapłacisz procenty albo wyłączą ci prąd, jeśli zaparkujesz w niewłaściwym miejscu, zapłacisz mandat – to trudne konsekwencje, które warto uświadamiać dzieciom. Tylko wtedy będą odpowiedzialne i przygotowane do dorosłego życia.


Czytaj także:
Jak skutecznie zniechęcić dziecko do wiary? Błędy wierzących rodziców


Autorytet kontra autorytaryzm
Czym w takim razie różni się dobre i mądre budowanie autorytetu od egoistycznego autorytaryzmu, kontroli nad jego zachowaniem, oczekiwaniami?

WG: Podstawą jest budowanie więzi z dzieckiem. Jakiekolwiek wymagania pozbawione więzi mijają się z celem. Ciągle trzeba mieć ją na uwadze.

Czyli musimy mieć czas.

MG: Uczymy rodziców, że są dwa rodzaje czasu. Jest czas poświęcony dziecku, ale też czas „towarzyszenia” – taki, w którym dziecko nam towarzyszy podczas pracy w kuchni, ogrodzie czy na zakupach. Mówi się, że jakość czasu w weekend zastąpi brak czasu w tygodniu. To niezupełnie nieprawda. Dziecko cały czas musi mieć kontakt z rodzicami. To dziś niełatwe, ale konieczne.

Zbudowanie więzi nie jest więc możliwe bez wspólnego czasu, ale też bez zaufania, otwartości, szczerości, nieustannej komunikacji, okazywania miłości różnymi jej językami. To atmosfera, w jakiej wychowuje się dziecko jest kluczem. Bez niej nawet najlepsza teoria wychowania nie spełni swojej roli.

Atmosfera miłości?

MG: Tak, miłości między małżonkami i miłości do dziecka. Dziecko, które wzrasta w miłości między tatą i mamą, nasiąka nią. Nie potrzeba wtedy wielkich teorii. Dlatego tak ważne jest stworzenie rodziny, w której będzie się czuło bezpiecznie. W której będzie chciało być.


Czytaj także:
List otwarty do Rodziców pełnoletnich dzieci


Mama i tata – zadania rodziców
Jakie jeszcze zadania daje rodzicom Biblia?

WG: Mówimy, że celem wychowania jest przeprowadzenie dziecka od dziecięctwa do dorosłości tak, żeby stało się człowiekiem odpowiedzialnym. Odkrycie jego naturalnych talentów, możliwości, pomoc w rozwinięciu ich i nauczeniu się życia tak, żeby były miłe ludziom i Bogu.

MG: W tym procesie matka to lider emocjonalny. Wprowadza dziecko w świat uczuć, relacji. Ojciec jest przewodnikiem po świecie. Są komplementarni, nie są zamienni.

Czy to nie sztywny podział? W każdej rodzinie role wyglądają inaczej.

MG: I tak, i nie. Oczywiście, wiele zależy od osobowości każdego z rodziców. Właśnie dlatego potrzebują siebie, uzupełniają siebie. Czasem mama jest twardsza, tata bardziej uczuciowy. Ale zasadnicza linia jest ta sama. Lubię mówić, że matka jest jak powietrze – jest niezbędna do życia, ale zwykle niezauważalna. Ona po prostu jest. Natomiast ojciec, nawet jeśli prezentuje tę miękką stronę, jest kimś szczególnym. To zupełnie co innego, kiedy matka idzie na wywiadówkę, a kiedy idzie ojciec. Kiedy na jasełka czy na mecz idzie matka, a kiedy ojciec.

Ojciec jest tym, na którego dzieci będą patrzyły, żeby uzyskać poczucie wartości, przynależności, kierunku życiowego.


Czytaj także:
6 typów odchodzenia dorosłych dzieci od rodziców i budowania nowej więzi


Jak przekazać dziecku wiarę?
Wychowanie „po katolicku” to kolejny cel?

WG: Celem wychowania jest to, żeby dziecko mogło żyć w przyjaźni z Bogiem. Oczywiście, pobożni rodzice są w tym pomocni, ale nie są gwarancją wiary dziecka. Każde dziecko, każdy człowiek musi sam zdecydować, czy tego chce.

MG: Jako rodzice możemy doprowadzić dziecko do momentu, w którym samo będzie mogło wybrać Jezusa. To jeden z największych przywilejów rodzica. Dlatego tak ważne jest nasze życie z Bogiem, żywa relacja, którą widzi dziecko, czytanie Pisma Świętego, zaangażowanie we wspólnotę. Możemy też założyć dziecku zeszyt, w którym zapiszemy jego prośby do Boga.

W którym momencie zacząć takie rozmowy?

MG: Z naszej praktyki wynika, że dzieci wcale nie trzeba informować o istnieniu Boga. One mają świadomość Jego istnienia. Możemy pomagać dziecku poznawać Go i kształtować Jego obraz. Czasem niestety go deformujemy. Dlatego warto czytać dzieciom Biblię. Nie tylko przed snem. Przy tej okazji wywiązuje się wiele ciekawych pytań i odpowiedzi.

To, że Jezus za nas umarł, że możemy świadomie przyjąć go jako Pana i Zbawiciela, że jest drogą, prawdą i życiem – możemy powiedzieć bardzo wcześnie. Dzieci to rozumieją. Nie musimy stosować dziecięcego języka.

WG: Nie używamy słowa „Bozia”! (uśmiech)

MG: Mamy wychować człowieka dojrzałego. Jeżeli cokolwiek infantylizujemy, w końcu będziemy musieli wyprowadzić dziecko z infantylizmu. A po co? Infantylizm w żadnej dziedzinie nie pomaga wzrastać. To niepotrzebne.



*Magdalena i Wiesław Grabowscy – twórcy inicjatywy Służba Rodzinie (sluzbarodzinie.pl), realizującej konferencje małżeńskie, wczasy z Biblią oraz dyskusyjne grupy dla chrześcijańskich małżeństw. Absolwenci Studium Życia Rodzinnego, doradcy małżeńscy, autorzy książek i podręczników. Małżonkowie od 1979 roku. Rodzice trzech dorosłych synów. Mieszkają w Warszawie.

...

Wszystko ma zmierzac ku dobru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:39, 29 Lip 2018    Temat postu:

5 sposobów, jak włączyć dziecko w domowe obowiązki (i 3 zalety)
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 20/07/2018
Udostępnij
Dziecko od małego angażowane w domowe obowiązki nie wyrośnie na trzydziestoparolatka, który nie umie wstawić prania, a na obiad jada jedynie to, co da się ugrzać w mikrofali.
a początek mała rodzinna anegdotka. Moja babcia, patrząc (z nieskrywanym politowaniem) na moją małżeńską nieporadność (objawiającą się np. sporadycznym gotowaniem), powiedziała kiedyś, że w jej blisko 55-letnim (sic!) małżeństwie chyba nie było dnia, kiedy nie ugotowała dziadkowi obiadu.
Bravo, bravissimo , ale… efekty są takie, że dziadek – jak już go lajf zmusi (bo babcia jedzie na przykład na badania), potrafi sobie na obiad „ugotować” kanapkę (ewentualnie jajecznicę).
Postanowiłam, że w moim domu będzie inaczej
Nie tylko ze względu na przekorę czy feministyczne-genderowe ciągoty Przede wszystkim dlatego, że wychodzę z założenia, że DOM to nasza WSPÓLNA sprawa – moja i mojego małżonka, a teraz także naszego synka. A skoro wspólna, to znaczy, że o nią razem dbamy. Nie, nie od linijki („ja ostatnio prałam, teraz twoja kolej”), ale z otwartością i wyrozumiałością dla naszych możliwości w danej chwili. I oczywiście nie chcę, żeby kiedyś mój mąż został z dwiema lewymi rękoma, które potrafią jedynie zrobić kanapkę
Ale co ma do tego dziecko? Czy w ogóle angażowanie dzieci w domowe obowiązki ma sens?
3 korzyści z angażowania dzieci w domowe obowiązki
1. Samodzielność . To oczywiste. Każda z nas chce mieć zaradne, samodzielne dziecko, ale tego nie da się uzyskać bez dawania dziecku możliwości, by zrobiło coś SAMO. Jasne, to nie jest łatwe! Sama po stokroć walczę ze sobą, by nie rwać się do pomocy, kiedy mój synek łapie się za mopa (wylewając jego zawartość na dywan), chce zmywać (urządzając w kuchni potop) albo wywieszać pranie (które często po chwili nadaje się do ponownego wrzucenia w pralkę). Sprawniej, szybciej i w ogóle łatwiej, bez efektów ubocznych byłoby, gdybym to wszystko ogarnęła sama. Tylko wtedy mój chłopiec nie miałby szansy nauczenia się tego wszystkiego.
2. Życiowa zaradność. Brzmi górnolotnie, a to takie drobiazgi. Niby oczywiste, ale… ja naprawdę nadal spotykam gości (dodajmy – z ’30 na karku), którzy nie potrafią zrobić prania, a na obiady jeżdżą do mamusi. I robi mi się słabo. I smutno. Ale mam nadzieję, że mojemu synowi już nieco ułatwiłam zadanie. Dowody są niezbite – on, odkąd tylko sprawnie chodzi, pomaga mi w domowych, drobnych obowiązkach – wstawiamy i rozwieszamy pranie, rozładowujemy zmywarkę, odkurzamy, myjemy podłogi…
3. Relax. Hygge . Wolne. Jakkolwiek to nazywasz. Obowiązki domowe ogarnięte, a to znaczy, że wysypujące się ze zlewu brudne naczynia was nie rozpraszają i macie czas na to, by po prostu ze sobą być i robić to, na co tylko macie ochotę. Ale to oczywista oczywistość, więc zostawiłam na koniec
Oczywistym za to nie jest, jak dojść do tego znakomitego punktu. Dlatego podzielę się z wami moimi kilkoma, bardzo prostymi rozwiązaniami, które w moim domu się sprawdziły.
5 sposobów na zaangażowanie dzieci w domowe obowiązki
1. Sprzątanie razem. Absolutna podstawa, bez której nie pójdziecie dalej. Włączanie dziecka w domowe prace na miarę jego możliwości (i z wiekiem poszerzanie ich zakresu). Ważne przy tym jest pokazywanie, że to nie smutny obowiązek, nieprzyjemność czy kara za jakieś złe zachowanie, ale po prostu – wspólnie dbamy o miejsce, w którym żyjemy.
2. Ten straszny gender Piszę z przymrużeniem oka, ale niektórym nadal trzeba powtarzać, że pranie, prasowanie czy zmywanie to nie jest coś, do czego natura w specjalny sposób predysponowała kobiety (a i tak niektórzy robią wielkie oczy ze zdziwienia). U nas maluch sprząta raz z mamą, raz z tatą, wtedy, kiedy ktoś może, ma czas albo zwyczajnie potrzebny mu reset od kompa przy mopie (polecam!).
3. Zestaw małego sprzątacza. Wiadomo, że dzieciaki lubią gadżety, a te akurat są całkiem pomocne. Małe wiadereczko, mop dla człowieka o wysokości poniżej 1 metra, minizmiotka. To wszystko znajdziesz w sklepie albo w necie. Ale wystarczą też kolorowe szmatki, ściereczki, gąbki… – gwarantuję, zabawa przednia!
4. Drobiazgi, ale razem. Od tego się zaczyna – po śniadaniu odnosimy naczynia do kuchni, rozpakowujemy zmywarkę, składamy pranie, nastawiamy kolejne… Niczego nie nakazuję, nie narzucam. Robimy to wspólnie. I tu nie chodzi tylko o to, że robimy porządek w chacie, ale że jesteśmy wtedy RAZEM. Bo przecież w tle można posłuchać muzyki, porozmawiać z dzieckiem czy nawet… potańczyć między jednym a drugim machnięciem mopem
5. MasterChef junior . Dzieciaki uwielbiają zabawy w gotowanie. Dlaczego zatem nie dać im plastikowego noża, obieraczki, łyżek i… nieco PRAWDZIWYCH produktów? Mój synek ma wielką radochę, kiedy może coś pomieszać albo podziabać. Oczywiście, często kończy się to dekoracją z buraków na ścianie, ale… czyż nie jest to stosunkowo niewielka cena za tyle radości (w dodatku z pożytkiem!)?
A wy, jakie macie sposoby na angażowanie dzieciaków w domowe obowiązki? Dajcie znać w komentarzach, chętnie wypróbuję nowe rozwiązania!

...

Niech np. sprzatanie bedzie zabawa. Trzeba tez ukazac dziecku sens tego ze jest lepiej po niz przed.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:50, 15 Sie 2018    Temat postu:

List do rodziców, którzy zabierają na mszę swoje niesforne dzieci. W każdą niedzielę
Obraz Anna O'Neil | 26/07/2018
Udostępnij
Chrystus miał do powiedzenia coś bardzo ważnego o ludziach takich jak my.
rodzy wyczerpani, zniechęceni rodzice,
a więc wasze dzieci są nieznośne podczas mszy świętej. Chaotyczne, nieposłuszne i przeszkadzające, tydzień w tydzień. To tak, jakby przez cały czas oświetlał was ogromny, stary reflektor. Was i wasze rodzicielstwo.
Czytaj także: Zaskakująca instrukcja dla rodziców przychodzących z dziećmi do kościoła
Jestem w tym z wami. Zaczęłam bać się niedziel. To znaczy, próbowałam już wszystkiego. Chodzenia na poranną mszę, chodzenia na wieczorną mszę, książek na temat mszy, tłumaczenia szeptem, grożenia szeptem, siedzenia z przodu, siedzenia z tyłu, maszerowania prosto do pokoju płaczu… i może niektóre z tych sztuczek pomogły, ale rezultat jest taki, że nigdy nie wychodzimy z budynku bez krzyku, wściekłego rzucania się w kierunku ołtarza czy Bóg raczy wiedzieć czego jeszcze.
Ale bez względu na to wszystko, co tydzień ja i moja głośna, bezładna rodzina będziemy tam (z tyłu!), kręcąc się i każdego rozpraszając, poddając się osądowi wielu ludzi, którzy mogą nie rozumieć, jak trudno nauczyć malucha siedzenia w spokoju przez 45 minut. To wygląda na szaleństwo. Ale mimo to zakładamy nasze pogniecione niedzielne ubrania i idziemy pod ten dach, tak jak Matka Kościoła nas prosi .
Chciałabym, żebyś wiedział, że jeśli tak również wygląda twoja rzeczywistość, to w porządku. A nawet bardziej niż w porządku. Chrystus miał do powiedzenia coś bardzo ważnego o ludziach takich jak my:
[Jezus] Podniósłszy oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak pewna uboga wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki, i rzekł: «Prawdziwie, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę Bogu z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie». (Łk 21, 1-4)
Czyż to nie jest dokładnie to, co my robimy? Dajemy dosłownie wszystko co mamy, przestrzegając prośby Kościoła, by uczestniczyć w niedzielnej mszy. (Czysty wstyd nie jest, niestety, dostatecznie dobrym powodem, by zostać w domu ). Świat zewnętrzny widzi to w ten sposób, że ledwo daliśmy z siebie minimum. Dotarliśmy do budynku, jasne, ale czy się koncentrujemy? Czy doświadczamy duchowego przeżycia? Czy dociera do nas choć słowo z pieśni Gospel, na litość boską? Nie wygląda na to. Tylko my wiemy, ile w rzeczywistości ofiarowujemy. Ale Chrystus również wie.
Tak jak dwa małe pieniążki kobiety wrzucone do skarbonki wyglądały jak nic, w porównaniu z ogromnymi torbami złota bogaczy, nasz wkład wydaje się tak mały, że ktoś mógłby się zastanowić po co w ogóle zawracamy sobie głowę. Czemu w ogóle przychodzić na mszę, jeśli cały ten czas spędzisz na kontrolowaniu swojego malucha, by nie wyrządził szkody sobie i innym? Ale Chrystus jest tam, aby przypomnieć nam, że on nie widzi tego, co widzi cały świat.
Bardzo często wychodzę z mszy z uczuciem, że było to kompletne fiasko . Nie byłam nawet w stanie za nią podążać, a wyszłam tak szybko, że zapomniałam przyklęknąć. Jaka ze mnie katoliczka? Jeśli czujesz się tak samo, nie zapominaj – małe dzieci lub dzieci wymagające szczególnej opieki, czy jakakolwiek sytuacja, w której się znajdujesz i która uniemożliwia ci uklęknięcie w spokoju i uważne słuchanie, to
wyjątkowy rodzaj ubóstwa . I my, w naszym ubóstwie, naprawdę dajemy wszystko co mamy, po prostu robiąc co w naszej mocy. Nawet jeśli w naszej mocy jest tylko pojawienie się w Kościele.
Więc nie przestawaj. I proszę, nie przejmuj się nadto, jak twoja rodzina wygląda z boku. Nawet jeśli to nigdy nie stanie się łatwiejsze, rób dalej to co robisz i nawet, jeśli świat tego nie dostrzega, to Bóg widzi, jak wartościowe jest twoje poświęcenie.

...

Jak najszybciej uczyc dziecko waznosci modlitwy i kosciola. Jesli odkladamy bo 2 latek to za wczesnie totez i on uznaje ze to ,,czas stracony". Chodzmy do domu bedzie w tej sytuacji pierwszym slowem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy