Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Kolejna kompromitacja sądowa!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 33, 34, 35  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:36, 06 Kwi 2017    Temat postu:

To on zmasakrował 23 osoby w Sopocie! Właśnie go puścili
40 minut temu Kraj

Tylko cud sprawił, że ten człowiek nikogo nie zabił. A teraz jest wolny! Michał L. w lipcu 2014 r. przejechał czerwoną hondą przez Monciak - główny deptak Sopotu. Była noc. Kurort był wypełniony imprezowiczami. Ludzie odbijali się od auta jak piłki! 23 osoby trafiły wtedy do szpitala. Kierowca nie trafił jednak za kraty, bo biegli stwierdzili, że jest niepoczytalny.



Wobec Michała L. zastosowano tzw. środki wolnościowe. W tym wypadku jest to dalsza terapia, elektroniczna kontrola miejsca pobytu, czyli tzw. „obroża" oraz dalszy zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów.



Decyzja sądu weszła już w życie, a Michał L. opuścił już zakład psychiatryczny w Starogardzie Gdańskim!



Jego rodzina i znajomi czekają na niego z otwartymi ramionami i zapewnią mu godziwy byt. Mężczyzna podobno bardzo żałuje tego co zrobił, choć nie był wtedy świadomy. Zadeklarował też, że nigdy nie wsiądzie za kierownicę samochodu.



Co ciekawe przed wydarzeniami z 2014 r. leczył się już psychiatrycznie, ale przestał brać leki. Skutek tej nieodpowiedzialności mógł skończyć się straszliwą tragedią.



Zdaniem biegłych i sądu, takie ryzyko już nie istnieje. Oby mieli rację, bo jeśli Michał L. znów straci nad sobą kontrolę, będą mieli krew na rękach. Możliwe, że prokuratura złoży zażalenie na decyzję sądu.

Następne newsy »
Dodał(a): fastcake

...

Albo swir albo zwyrodnialec. Albo osrodek zamkniety albo gilotyna. NIE MA INNEJ OPCJI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:18, 04 Maj 2017    Temat postu:

olestowanie
+2
oprac. Marek Grabski
,1h temu
60-letni sprzedawca molestował 11-latkę
Policja zatrzymała 60-letniego mężczyznę podejrzanego o molestowanie 11-latki. Do zdarzenia doszło w osiedlowym sklepie spożywczym w Gdańsku.

+1
Głosuj

+1
Głosuj

Podziel się
Opinie


(Policja)

60-latek pracował jako sprzedawca, a całe zdarzenie zarejestrował sklepowy monitoring. Dziewczynka wyrwała się mężczyźnie i pobiegła do domu. Rodzice natychmiast zawiadomili policję.

Sprzedawca usłyszał zarzut dopuszczenia się innej czynności seksualnej wobec małoletniej. Został tymczasowo aresztowany.

Według ustaleń RMF FM, mężczyzna ten był już wcześniej podejrzany o podobne przestępstwa. Chodziło o czyny z 2009 roku. Został jednak uniewinniony przez sąd i nie trafił do więzienia.

Policja w domu mężczyzny zabezpieczyła także cyfrowe nośniki pamięci. Będzie sprawdzać, czy zawierają one treści pedofilskie.

60-latkowi grozi nawet do 12 lat więzienia.

Źródło: WP, RMF FM, Policja
...

Uniewinniony...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:11, 10 Maj 2017    Temat postu:

+2
Patryk Skrzat
,1h temu
Domagał się wyższego odszkodowania za potrącenie na chodniku. Dla sądu jest za stary
84-latek chciał 70 tys. zł zadośćuczynienia, dostał jedynie 20 tys. zł. Na więcej nie może liczyć ze względu na wiek.

+1
Głosuj

+1
Głosuj

Podziel się
Opinie


(PAP)

O sprawie 84-letniego pana Ryszarda informuje tvn24.pl. Mężczyzna kilka lat temu został potrącony przez samochód, gdy szedł chodnikiem. Doznał m.in. skomplikowanego złamania, przez które jego noga jest teraz o 1,5 cm krótsza od drugiej. Przed wypadkiem prowadził aktywne życie. Teraz musi liczyć na pomoc innych.

Za uszczerbek na zdrowiu domagał się 70 tys. zł zadośćuczynienia. Sąd rejonowy w Sosnowcu przyznał mu 10 tys. zł. - Intensywność cierpień z powodu kalectwa jest większa u człowieka młodego, skazanego na rezygnację z radości życia, jaką daje zdrowie, możliwość pracy i osobistego rozwoju - cytuje uzasadnienie sądu tvn24.pl.

Sąd apelacyjny w Katowicach kwotę podniósł, ale jedynie o kolejne 10 tys. zł. - Ma pan prawo cieszyć się taką sprawnością, jaką miał przed wypadkiem. Miał pan swoje pasje i to zostało panu odebrane - uzasadniła sędzia.

Mężczyzna jest rozczarowany kolejnym wyrokiem. Nazywa go "potwierdzeniem kpiny". - Po co staremu pieniądze? - pyta retorycznie.

...

Aha czyli starego mozna przejechac tanim kosztem. Gratuluje...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:06, 12 Maj 2017    Temat postu:

d
+4
oprac. Michał Kurek
,3h temu
Przez pomyłkę nie może odziedziczyć domu po zmarłej mamie
Oczywista pomyłka podczas wpisywania numeru PESEL do księgi wieczystej sprawiła, że córka nie może odziedziczyć nieruchomości po zmarłej matce. Sąd błędu sprostować nie chce, bo "uczestnikiem postępowania nie może być osoba zmarła" - czytamy w portalu Gazeta.pl.

+1
Głosuj

+1
Głosuj

Podziel się
Opinie


(East News)

Mama Jadwigi Tkaczyk zmarła w czerwcu ubiegłego roku. – Byłam jedynaczką, a więc również jedyną spadkobierczynią – opowiada. Od lat mieszka w Anglii, wychowała się w Brzegu na Opolszczyźnie.

O ile z odziedziczeniem mieszkania w Brzegu na Opolszczyźnie Jadwiga Tkaczyk nie miała problemów, o tyle pojawiły się one w przypadku nieruchomości w Skarżysku-Kamiennej. Halina Tkaczyk, mama naszej rozmówczyni, pochodziła bowiem z tego świętokrzyskiego miasta i była współwłaścicielką jednej czwartej zbudowanego tu domu.

– Kilka lat temu mamę wpisano do księgi wieczystej tej nieruchomości. Chorowała już wtedy na jaskrę – opowiada pani Jadwiga.

Wspomina o chorobie, bo przypuszcza, że to mogło być powodem problemów. W księdze wieczystej położonej w Skarżysku-Kamiennej nieruchomości PESEL pani Haliny rozpoczyna się od cyfr 2810, prawdziwy zaś – od 2801.

– Teraz trudno ocenić, z czyjej to było winy. Okazuje się natomiast, że konsekwencje tego musimy ponosić teraz – podkreśla Michał Bartoszko, pełnomocnik pani Jadwigi.

Gdy kobieta zorientowała się, że numer PESEL jej zmarłej mamy jest błędny, wystąpiła do skarżyskiego sądu o sprostowanie. – Chciałam wyprostować ten błąd i odziedziczyć po mamie część domu. Okazało się, że nie jest to wcale takie proste – podkreśla nasza rozmówczyni.

– Sąd odmówił, bo... nie zgadza się numer PESEL matki pani Jadwigi. Chociaż jest to samo imię i nazwisko, ten sam rok urodzenia. Sytuacja jest kuriozalna. Przez błędnie wpisany do księgi wieczystej PESEL pani Jadwiga, mimo iż jest jedyną spadkobierczynią, nie może dochodzić swoich praw. Oddalono jej wniosek o sprostowanie – wyjaśnia mecenas Bartoszko.

Jak sąd argumentował swoją decyzję? W dokumencie czytamy, że „nieprzedłożone zostały dokumenty, które uzasadniałyby dokonanie żądanego wpisu”.

I dalej sąd argumentuje: „Należałoby zatem złożyć dokumenty, z których wynikałaby zmiana numeru PESEL, który jest wpisany w księdze wieczystej, ewentualnie wykazanie się dokumentem, że Halinie R. wpisanej w księdze wieczystej nadano inny numer PESEL i numer ten posiadała już w chwili założenia księgi wieczystej” – uzasadnia sąd.

Zauważa też, że kserokopia dowodu osobistego i zaświadczenie o zameldowaniu pani Haliny w Brzegu nie uprawniają do sprostowania w księdze wieczystej.

Pod koniec pisma sąd zauważa, że nawet dołączenie kompletu dokumentów pokazujących, że w księdze wieczystej wpisano zły numer, nie uzasadniałoby sprostowania go. „Uczestnikiem postępowania wieczystoksięgowego nie może być bowiem osoba zmarła, nieposiadająca przecież zdolności sądowej”.

Pani Jadwiga i jej pełnomocnik już zaskarżyli decyzję skarżyskiego

...

W sadach siedza tępaki. A sa dwie takie same osoby tylko pesel o numerek inny? MYSLEC MATOLY! PRAWO TO NIE KUCIE PARAGRAFOW NA PAMIEC! TO NIE USA! TU JEST CYWILIZACJA ŁACINSKA! MYSLED TRZEBA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:30, 12 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Skatował syna konkubiny. 10 lat więzienia za pobicie dwulatka na śmierć
Skatował syna konkubiny. 10 lat więzienia za pobicie dwulatka na śmierć

1 godz. 33 minuty temu

21-letni Patryk K. został skazany na 10 lat więzienia za pobicie na śmierć dwuletniego Marcela - syna swoje konkubiny. Mężczyzna został uznany również winnym wielomiesięcznego znęcania się nad chłopcem, który zmarł w marcu 2015 roku.
Patryk K. (C) na sali rozpraw
/Tytus Żmijewski /PAP

O karze zdecydował Sąd Okręgowy we Włocławku.

Skazany miał pobić dwulatka do nieprzytomności m.in. uderzając trzykrotnie w tył głowy, łapiąc za policzki i ściskając je. Po silnym uderzeniu Marcel upadł i uderzył o podłogę. Do szpitala trafił 16 lutego 2015 r. i tam zmarł miesiąc później.

Sędziowie uznali, że mężczyzna nie działał z zamiarem ewentualnym zabicia dziecka - za co groziło mu dożywotnie więzienie. Ich zdaniem fakt, że sprawca zadzwonił na pogotowie ratunkowe przesądza o tym, że nie godził się na śmierć Marcela. 21-latek w czasie śledztwa zmieniał wyjaśnienia, m.in. próbując obarczyć odpowiedzialnością za czyn matkę chłopca Magdalenę W.

Prokuratura zarzucała Patrykowi K. zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Sąd nie podzielił naszej argumentacji, z czym się nie zgadzamy podtrzymując swoje stanowisko. Po analizie uzasadnienia wyroku podejmiemy decyzję odnośnie dalszych kroków - powiedział prokurator Arkadiusz Arkuszewski z Prokuratury Rejonowej we Włocławku.

Wyrok nie jest prawomocny.

Przestępstwo wstrząsnęło opinią publiczną i lokalną społecznością. Po tragicznym pobiciu Marcela zorganizowano we Włocławku marsz protestacyjny przeciwko przemocy wobec dzieci, w którym wzięło udział kilkaset osób.

(mal)
RMF FM/PAP

...

Tylko 10 lat?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:13, 01 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Afera Amber Gold
"Zaginione" dyski z danymi ws. Amber Gold odnalazły się w… kasie pancernej sądu
"Zaginione" dyski z danymi ws. Amber Gold odnalazły się w… kasie pancernej sądu

1 godz. 42 minuty temu

Odnalazły się – uznawane za zaginione - dyski z danymi w sprawie Amber Gold. Znaleziono je w kasie pancernej kierownika sekretariatu jednego z wydziałów karnych - poinformował rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski. Kilka godzin temu prezes gdańskiego sądu złożyła w prokuraturze zawiadomienie dotyczące zaginięcia 7 nośników danych stanowiących część materiału dowodowego w sprawie Amber Gold.
Rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski
/Adam Warżawa /PAP


Na zarządzenie sędziego referenta w sprawie Amber Gold przeprowadzono ponowne sprawdzenie kasy pancernej znajdującej się w dyspozycji kierownika sekretariatu IV Wydziału Karnego. W wyniku tej czynności ujawniono dyski twarde, które były przedmiotem ustaleń - oświadczył rzecznik gdańskiego sądu Tomasz Adamski.

Dodał, że - na zarządzenie władz Sądu Okręgowego w Gdańsku, wszczęto procedurę zmierzającą do ustalenia osób odpowiedzialnych za powyższe zaniedbania.

Prezes gdańskiego sądu złożyła w czwartek w prokuraturze zawiadomienie dot. zaginięcia 7 nośników danych. Znajdują się na nich kopie wszystkich danych z laptopów oraz urządzenia mp3, które należały do osób oskarżonych, a także cztery dyski zawierające kopie danych "tożsame z innymi, które znajdują się w aktach sprawy", sporządzone na potrzeby jednego z biegłych.

Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.

Proces Marcina P. i Katarzyny P., właścicieli Amber Gold, trwa od marca 2016 r. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.

(j.)

RMF FM/PAP

...

Sedzioli trzeba zaorac...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:39, 05 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Psycholog o Pękalskim: Nie powinien wyjść na wolność. Jest zagrożeniem, może wybuchnąć
Psycholog o Pękalskim: Nie powinien wyjść na wolność. Jest zagrożeniem, może wybuchnąć

Dzisiaj, 5 czerwca (14:39)

Nekrofil, który za wszelką cenę zabiegał o relacje z kobietami, postać samotnika, osoba o niskiej samoocenie z upośledzeniem intelektualnym, która nie umiała przewidzieć, że atak może zakończyć się śmiercią… Tak Leszka Pękalskiego ocenia psycholog kryminalny z Uniwersytetu SWPS Bogdan Lach. „Wampir z Bytowa” na wolność, po 25 latach spędzonych w więzieniu, wyjdzie w grudniu. Decyzję wymiaru sprawiedliwości mogą powstrzymać biegli, którzy od marca badają go w zamkniętym ośrodku w Gostyninie. Ich opinie poznamy we wtorek – 6 czerwca. Wtedy też dowiemy się, czy Pękalski resztę życia spędzi na wolności czy pod stałą opieką psychiatryczną. „Osoba, która ma ograniczone zdolności intelektualne, która posiada także skłonność do nadużywania alkoholu, która posiada taki wysoki popęd seksualny, nie powinna wrócić do społeczeństwa. Ona powinna przebywać w ośrodku, bo dla mnie tego typu osoby są jak tykające bomby, które chodzą, które w nagłych sytuacjach mogą wybuchnąć w dogodnych warunkach” – powiedział w rozmowie z RMF FM Bogdan Lach. Z psychologiem kryminalnym rozmawiała Ada Pałka.
Leszek Pękalski - zdjęcie z zakończenia procesu. 1996 rok
/Stefan Kraszewski /PAP

Ada Pałka, RMF FM: Czy Leszek Pękalski to dla psychologa kryminalnego skomplikowana postać?

Bogdan Lach, psycholog kryminalny: Może nie skomplikowana, ale zagadkowa choćby ze względu na kwestie dotyczące pozostawianych przez niego śladów, używania narzędzi. Niewątpliwie w myśl psychologii kryminalnej, jest to seryjny sprawca zabójstw. Natomiast patrząc na kwestie prawne, jest to pojedynczy zabójca, ponieważ udowodniono mu tylko jedno morderstwo.

Początkowo Leszek Pękalski przyznał się do 90 zbrodni, potem liczba ta została zredukowana do 60, a w końcu, tak jak pan mówi, został skazany tylko za zabójstwo 17-letniej wówczas Sylwii R.

Aktem oskarżenia zostało objętych 27 zabójstw. Te, które zostały poddane analizom, wskazywały na brak logiki. Wiązało się to między innymi z tym, że Leszek Pękalski musiałby mieć zdolność do bilokacji, czyli do pobytu w dwóch miejscach w jednym czasie, co jest oczywiście totalnym nieporozumieniem.

Z czego mogło wynikać to, że Pękalski przyznawał się nawet do tych zabójstw, których nie był w stanie popełnić?

Po pierwsze, musimy zwrócić uwagę na jego położenie życiowe.
Był to człowiek, który właściwie nie miał osób bliskich. Można powiedzieć taka postać samotnika, który zabiegał o relacje z kobietami i nigdy te relacje mu nie wychodziły.

Gdy proponował im jakikolwiek bliższy związek, był przez nie wyśmiewany. To rodziło u niego uraz.

Z drugiej strony, musimy też wiedzieć o kwestiach związanych z tym, że ten człowiek miał bardzo niską samoocenę i w jakiś sposób próbował też zaistnieć w tym procesie, więc to był jeden z czynników, który przyświecał temu, że on przyznawał się do różnych zbrodni, chcąc uzyskać przez to pewnego rodzaju gratyfikacje. Najpierw to były gratyfikacje takie bardzo przyziemne, związane z możliwością otrzymania obiadu dwudaniowego. Później to były też gratyfikacje związane z tym, że on był traktowany bardzo poważnie przez osoby prowadzące śledztwa, zwłaszcza że mając dużą podatność na sugestie, dopasowywał się do przedstawianych dowodów. A kwestie związane z wiedzą psychologiczną na temat sposobu przesłuchań osób upośledzonych umysłowo, zwłaszcza podejrzanych, na tamten czas były bardzo ograniczone, nikłe. I te czynniki zebrawszy wspólnie, poszukując takiego mianownika, sprzyjały temu, że on się przyznał aż do tylu zabójstw.
Niezaspokojona bestia z Bytowa. Czy „tykająca bomba” wyjdzie na wolność?

Wpływ na to miały także czynniki bytowe takie, jak: położenie życiowe, później jego kontakty ze środowiskiem przestępczym. Jak trafił do celi, poznał się ze sprawnymi kryminalistami, współwięźniowie zaczęli mu mówić, że jeśli już ma się przyznawać, to musi mieć z tego pewnego rodzaju gratyfikacje. Więc on na początku upewniał się, czy w związku z tymi zdarzeniami nie obejmie go największa z ówczesnych kar, czyli kara śmierci. Jak uznał, że taka kara mu nie grozi, wtedy był jeszcze bardziej pewny, że może o pewnych zdarzeniach opowiadać, nawet o takich, w których nie uczestniczył.

Można powiedzieć, że on się trochę bawił ze służbami?

To nie była zabawa. On działał w dobrej intencji. Ona wynikała z tego, że organy ścigania zaspokajały jego potrzeby, które na tamten czas były dla niego bardzo ważne, nie tylko te psychologiczne, ale i te bytowe.

Pękalski też bardzo chętnie współpracował ze służbami. Podczas wizji lokalnych ze szczegółami opowiadał, co zrobił ofierze.

Jeśli przyjrzymy się zapisom z eksperymentów procesowych, to tam w tych eksperymentach pojawiało się mnóstwo alternatywnych możliwości. Więc Pękalski tylko dopasował się do tych alternatywnych możliwości, patrzył na reakcje osób prowadzących te czynności. Jeśli były one zbieżne z tym, co mówił - kontynuował, jeśli były niezbieżne - zwykle zaczynał wskazywać na to, że nie pamięta, nie wie dokładnie, co się stało. Te wypowiedzi były adekwatne do jego poziomu funkcjonowania intelektualnego.

Czy to, że Pękalski przyznał się do 90 zbrodni, a w efekcie skazany został tylko za jedna, to porażka służb?

Na pewno jest to porażka ogólnie wymiaru sprawiedliwości związana z tym, że w tamtym czasie, jeśli chodzi o ślady kryminalistyczne i sposób ich zabezpieczania, sposób prowadzenia oględzin miejsca zdarzenia, pozostawał wiele do życzenia. Dlatego też źle zabezpieczony wtedy materiał wpływał na kolejne etapy prowadzonego śledztwa. I w rezultacie doprowadził do tego, że nie można było mu przypisać winy w innych czynach, do których się przyznał, a z którymi był związany emocjonalnie.
"Wampir z Bytowa" trafił na dodatkową obserwację w Gostyninie

Pękalski w rozmowie z Edwardem Miszczakiem przyznał, że jeśli Sylwia R. dałaby mu się zaspokoić, zabójstwa by nie było. Wiemy też, że bardzo zależało mu na tym, aby mieć partnerkę, żonę. Można uogólnić i powiedzieć, że morderstwa popełniał przez kobiety?

Nie, absolutnie. Nie można mówić o jakimkolwiek kryterium winy związanym z funkcjonowaniem kobiet. Patrząc na jego badania psychiatryczne, które w tamtym czasie były wykonane, u niego zdiagnozowano nekrofilię.
I de facto sposób zaspokajania popędu seksualnego następował u niego w takich sytuacjach, gdy ofiara była bierna i poddawała się wszystkim jego zabiegom.

Z ciałem osoby, która zmarła, można robić wszystko: można je układać w różnych pozycjach, zaspokajać nim różne potrzeby i ta osoba nie będzie protestować. Także mylnym byłoby takie założenie, że te kobiety miały jakikolwiek wpływ na genezę przestępstwa.

Pękalski potrafiłby poprzestać na gwałcie? Czy biorąc pod uwagę jego upośledzenie i przeszłość, to dążyłby do morderstwa?

W tym przypadku skłonny jestem postawić hipotezę, że jakiekolwiek zachowanie ofiary w tej sytuacji, powodowałoby u niego atak, który zakończyłby się śmiercią.
Jest to osoba, która ma też problem z przewidywaniem następstw, czyli tego, co się wydarzy.

On nie masakrował zwłok, nie bezcześcił ich na miejscu zdarzenia. Zadawał im kilka obrażeń, bądź było to jedno obrażenie, które skutkowało natychmiastowym zgonem. Wobec tego brakowało mu umiejętności przewidywania następstw na skutek tego działania. Można tu domniemywać, że jeśli on by znalazł osobę, która by go zaakceptowała, która by go obdarzyła swoimi uczuciami, która by była skłonna zaspokajać te jego potrzeby, to być może do takich zabójstw by nie doszło. Ale z drugiej strony, trudno sobie taką osobę wyobrazić.

Są przykłady takich morderców, jak chociażby Andriej Czikatiło "Rzeźnik z Rostowa", którzy mieli rodziny, mieli żony, dzieci...

Chociażby Albert DeSalvo ("Dusiciel z Bostonu") , który przestał atakować, jak jego purytańska żona stała się, jak to powiedział w wywiadzie, bardziej milsza. Ma na koncie wiele ofiar, które dusił przy pomocy elementów, które znajdowały się w jego otoczeniu. Najczęściej były to rajstopy, bo on atakował ofiary w swoich domach. I do tego celu, do pozbawienia ich życia, wykorzystywał rajstopy. I też można by powiedzieć: irracjonalny typ sprawcy, bo jego ofiary mieściły się w przedziale od 18. do 69. roku życia. Żadne jakieś prawidłowości.

Czyli jeśli życie Pękalskiego inaczej by się potoczyło, tych zbrodni można by było uniknąć...

Hipotetycznie, bo patrząc na te założenia, gdyby one wystąpiły, gdyby tak się działo, jak on sobie to założył, to taka sytuacja mogłaby mieć miejsce. Z drugiej strony trudno mi wyobrazić sobie osobę, która skłonna byłaby zachowywać się tak, jak on sobie życzy.

Czyli być podległą...

I podległą, i musiałaby go darzyć uczuciem, musiałaby mu prawić pewnego rodzaju komplementy związane z jego zachowaniami, tolerować jego wszelkiego rodzaju wahania nastroju, akceptować też skłonność do nadużywania alkoholu.

Fakt, że Leszek Pękalski trafił do zwykłego więzienia, a nie do takiego, gdzie miałby specjalistyczną opiekę psychologiczną, mógł mieć wpływ na jego późniejsze zachowanie? Przyznawanie się, potem odwoływanie tych zeznań.

Owszem. Mogło mieć. Mógł to być jeden z czynników. Natomiast trzeba powiedzieć sobie, że rok, w którym rozpoczęły się tego typu działania, był czasem, gdzie takich więzień, gdzie zatrudnieni byli psychologowie penitencjarni, było bardzo niewiele. Natomiast Pękalski powinien trafić do takiej placówki, zwłaszcza z perspektywy sytuacji, kiedy zaczął przyznawać się do kolejnych zabójstw.
Pobyt w takim normalnym areszcie śledczym osoby, która przyznaje się do tylu morderstw, wiąże się z zagrożeniami.

Jak powinno wyglądać postępowanie z taką osobą, jaką jest Leszek Pękalski?

Z reguły taka osoba powinna mieć dobrze dobraną grupę ludzi, z którymi może przebywać, z którymi może być tymczasowo aresztowana, a później skazana. Jego upośledzenie, jego sposób bycia, który odzwierciedla się w dokonywanych czynach, jak i w zachowaniach ujawnianych w czasie procesu, ewidentnie wskazuje, że jest to osoba podatna mocno na sugestie i wpływy innych ludzi. Dlatego też ta cała otoczka związana z osadzeniem go we właściwych warunkach, powinna być bardzo mocno brana pod uwagę.
„Wampir z Bytowa” wkrótce może wyjść na wolność. Sąd: Zostanie zbadany przez biegłych

Kwestia też zaspokajania jego potrzeb bytowych: on miał różne potrzeby, między innymi wskazywał także na swoje potrzeby seksualne. Wskazywał, że chciałby, aby do celi dostarczono mu lalkę dmuchaną, z którą mógłby odbywać relacje seksualne i chętnie by tej lalki użyczał także innym więźniom.

Czy psychologia kryminalna zna inne, podobne do Leszka Pękalskiego przypadki?

Jego sposób działania wcale nie był wyszukany. Ci sprawcy, których ja teraz mam w głowie, to oni charakteryzowali się dużo wyższym poziomem intelektualnym i dużo lepiej te zbrodnie organizowali i przygotowywali. To przygotowanie w przypadku Pękalskiego ograniczało się do minimum. On robił to albo przy pomocy narzędzi, które nosił ze sobą albo też wykorzystywał elementy otoczenia. Atakował nagle, pod wpływem impulsu wywołanego między innymi popędem seksualnym i nieumiejętnością regulowania tego popędu w sposób akceptowalny społecznie.

Po tym wszystkim, co wiemy o Pękalskim: wyjdzie na wolność w grudniu czy trafi do zamkniętego ośrodka specjalistycznego?

Wszystko zależy od tego, jaką metodę oceny ryzyka przyjmą biegli. Natomiast ja patrząc na wszystkie okoliczności, na wiedzę, jaką dysponuję, według mojej oceny osoba, która ma ograniczone zdolności intelektualne, która posiada także skłonność do nadużywania alkoholu, bo on z tym alkoholem też eksperymentował w swoim życiu, która posiada taki wysoki popęd seksualny, ona nie powinna wrócić do społeczeństwa. Ona powinna przebywać w tym ośrodku, bo dla mnie tego typu osoby są jak tykające bomby, które chodzą, które w nagłych sytuacjach mogą wybuchnąć w dogodnych warunkach.
Trudno, żeby go monitorować przez całe jego dalsze życie.
Ada Pałka

...

Trzeba by sie zastanowic nad zwyrodniem umyslowym uczelni skoro jest opcja wypuscic go. Tak doradzaja ,,specjalisci"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:32, 20 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Kobieta urodziła martwe dziecko na podłodze. Sąd: Zwolnienie ordynatora niesłuszne
Kobieta urodziła martwe dziecko na podłodze. Sąd: Zwolnienie ordynatora niesłuszne

1 godz. 9 minut temu

Zwolnienie bez wypowiedzenia ordynatora oddziału ginekologii szpitala w Starachowicach, po tym gdy pozostawiona bez opieki w placówce kobieta rodziła martwe dziecko na podłodze, nastąpiło z naruszeniem przepisów – uznał we wtorek sąd, zasądzając odszkodowanie na rzecz lekarza. Wyrok jest nieprawomocny. Przypomnijmy, na początku listopada do szpitala w Starachowicach zgłosiła się kobieta w ósmym miesiącu ciąży, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka. Zdiagnozowano, że nie żyje. Według relacji pacjentki i jej męża, na które powołują się media i co potwierdzają wstępne ustalenia prokuratury, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy. Pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal.
Szpital w Starachowicach, w którym doszło do tragedii
/Piotr Polak /PAP


W związku ze sprawą dyrektor szpitala Grzegorz Fitas zdecydował o rozwiązaniu umowy z ośmioma osobami, które dyżurowały, gdy kobieta rodziła. To ordynator, lekarka rezydentka i sześć położnych - w tym oddziałowa - pracujące tego dnia na oddziale.

Byli pracownicy złożyli pozwy do sądu pracy. Położne uznające, że kierownictwo placówki niesłusznie zastosowało wobec nich odpowiedzialność zbiorową, domagały się przywrócenia do pracy i zasądzenia wynagrodzenia za czas przebywania bez pracy. Lekarze wnieśli o odszkodowania w wysokości miesięcznego wynagrodzenia za zwolnienie z pracy bez wypowiedzenia.
Sprawa byłych pracowników szpitala rozpatrywana jest od lutego

Od lutego starachowicki sąd rozpatruje sprawy byłych pracowników lecznicy. We wtorek ogłosił wyrok dotyczący byłego ordynatora oddziału. Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego Sąd Rejonowy w Starachowicach ustalił, iż rozwiązanie z powodem umowy o pracę bez wypowiedzenia nastąpiło z naruszeniem przepisów o rozwiązywaniu umów w tym trybie - poinformowała rzecznik prasowa Sądu Okręgowego w Kielcach, Monika Gądek-Tamborska.
Szokujący poród w szpitalu w Starachowicach. "Urodziłam na podłodze, między łóżkami"

Na mocy wyroku, szpital ma wypłacić byłemu ordynatorowi 11,5 tys. zł odszkodowania wraz z ustawowymi odsetkami i kosztami procesu. Sąd nadał wyrokowi rygor natychmiastowej wykonalności.

Lekarz kierował odziałem ginekologii w starachowickiej lecznicy od 2014 r. Po tym gdy go zwolniono, w pozwie do sądu pracy wskazał, że przyczyny na jakie powoływał się pracodawca w oświadczeniu o rozwiązaniu z nim umowy, są "nieprawdziwe, pozorne i ogólne".

Podkreślił, że sytuacja z listopada miała miejsce dwie godziny po zakończeniu przez niego pracy w dniu, kiedy kobieta rodziła. Zaznaczył też, że kontrola, jaką po zdarzeniu na polecenie ministra zdrowia w szpitalu przeprowadził konsultant wojewódzki ds. położnictwa i ginekologii, nie wykazała błędów medycznych. Były ordynator wskazał też, że dyrekcję lecznicy od 2009 r. regularnie informowano o konieczności zatrudnienia położnych na oddziale, w celu zapewnienia należytej opieki pacjentom.

Skandaliczny poród w szpitalu w Starachowicach: Tylko jeden z ośmiu pracowników stracił pracę


Szpital, który wznosił o oddalenie powództwa wskazał, że lekarz, jako kierownik oddziału ponosił odpowiedzialność za poziom leczenia chorych w jednostce, która mu podlegała i za jej sprawne funkcjonowanie. Zdaniem pracodawcy, błędem powoda był w szczególności taki dobór kadry medycznej i takie ustalenie dyżurów, że jedynym dyżurującym 2 listopada lekarzem na oddziale, był rezydent.

Przed sądem pracy nadal toczą się postępowania dotyczące trzech innych zwolnionych pracowników lecznicy: lekarki rezydentki oraz dwóch położnych - byłej oddziałowej i szefowej związku zawodowego pielęgniarek i położnych w starachowickim szpitalu. Rozprawy zaplanowano na koniec sierpnia.
Trzy położne porozumiały się z pracodawcą

W kwietniu i w maju trzy inne zwolnione ze szpitala położne doszły do porozumienia z pracodawcą - miały wrócić do pracy w lecznicy na dotychczasowych stanowiskach. Z kolei na początku czerwca sąd ogłosił wyrok w sprawie czwartej położnej, dyżurującej bezpośrednio przy rodzącej pacjentce - uznał, że jej zwolnienie było zasadne i oddalił powództwo o przywrócenia do pracy.
W szpitalu w Starachowicach trwa kontrola. To tu doszło do szokującego porodu

Zdaniem byłych pracownic, popieranych przez związek zawodowy, dyrekcja zastosowała wobec nich odpowiedzialność zbiorową - oddział położniczo-ginekologiczny zajmował dwie kondygnacje szpitala, a położne, przypisane do konkretnych odcinków pracy na oddziale, nie mogły ich opuszczać. Nie wszystkie pracownice wiedziały, co się działo w części oddziału zajmującej się patologią ciąży.

Na początku roku lokalne media podawały, że lekarze zwolnieni ze starachowickiego szpitala znaleźli zatrudnieni w lecznicy w innym powiecie woj. świętokrzyskiego.
Prokuratura prowadzi postępowanie w związku z narażeniem zdrowia i życia kobiety

Prokuratura Rejonowa w Starachowicach prowadzi postępowanie w związku z narażeniem pokrzywdzonej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak wynika z protokołu sekcji zwłok dziecka, nikt nie przyczynił się do jego śmierci - śmierć płodu nastąpiła, zanim kobieta zgłosiła się do szpitala.

Starachowicki szpital kontrolował Świętokrzyski Oddział Wojewódzki Narodowego Funduszu Zdrowia. Wykazano, że liczba lekarzy i położnych na oddziale w czasie, gdy pozostawiona bez opieki kobieta rodziła na podłodze martwe dziecko, była zgodna z przepisami. Postępowanie wyjaśniające w sprawie porodu podjął Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej.

Kontrolę w szpitalu przeprowadził też - na polecenie ministra zdrowia - wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa. Jak mówił w połowie listopada minister Konstanty Radziwiłł, wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach nie popełniono istotnego błędu medycznego, a "zawiodły przede wszystkim sprawy dotyczące relacji" - zabrakło empatii i komunikacji między ludźmi.

APA

...

Wszyscy niewinni. Wychodzi ze odtad taki bedzie standard porodowy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:13, 27 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Tych rzeczy nie przywoź z wakacji! Grozi za to nawet więzienie
Tych rzeczy nie przywoź z wakacji! Grozi za to nawet więzienie

Dzisiaj, 27 czerwca (18:13)

To się może skończyć grzywną, a nawet więzieniem. Celnicy przypominają, że nie każdą pamiątkę z egzotycznych podróży możemy przywieźć do kraju i radzą, aby nie kupować tego, co do czego mamy wątpliwości.
Celnicy przypominają, że nie każdą pamiątkę z egzotycznych podróży możemy przywieźć do kraju
/Aneta Łuczkowska /RMF FM
Tych rzeczy nie przywoź z wakacji! Grozi za to nawet więzienie (8 zdjęć)





+ 4

Lista zakazanych produktów jest bardzo długa. Znajdują się na niej przede wszystkim zwierzęta i rośliny z listy gatunków zagrożonych. Jest ich ponad 20 tysięcy. Oznacza to, że nie wolno do Polski przywozić np. żywych papug, ale też skór zwierząt, kości słoniowych, ale też azjatyckich alkoholi z wężem czy skorpionem. Także wiele wyrobów tradycyjnej azjatyckiej medycyny może nam zaszkodzić. Celnicy ze Szczecina wśród zarekwirowanych pamiątek mają rzekomo lecznicze plastry zawierające sproszkowane kości tygrysa.

Niektóre pamiątki nie wydają się nielegalne. To na przykład figurki z muszli, jak się okazuje chronionych mięczaków. Często kupujemy galanterię, buty, portfele, torebki. To mogą być przedmioty ze skóry naturalnej, pozyskanej całkowicie w legalny sposób, ale mogą mieć jakieś detale ze skóry węża, krokodyla czy z kości słoniowej. To są elementy, które zakazują wwiezienia takiego produktu do naszego kraju - mówi Małgorzata Brzoza z Izby Administracji Skarbowej w Szczecinie.

Dlatego celnicy apelują, aby nie przywozić z zagranicy niczego, czego nie jesteśmy w stu procentach pewni. Wiele gatunków jest trudno rozróżnić laikom, ale funkcjonariusz na lotnisku wypatrzy je bez problemu. Lepiej zrezygnować też z przywożenia kaktusów czy storczyków. Wiele ich gatunków jest na liście roślin chronionych.

Konsekwencje za próbę wwiezienia do kraju mogą być surowe: to grzywna, a nawet do 5 lat więzienia.
Tych rzeczy nie przywoź z wakacji! Grozi za to nawet więzienie
/RMF FM

(mal)
Aneta Łuczkowska

....

Kupie kfiatka i 5 lat wiezienia... Jednak sad powinen tez ustalic czy jestem emigrantem czy nieswiadomym. Osobnik z jednym chronionym kwiatkiem to raczej ignorant niz rekin kontrabandy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:53, 29 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Afera Amber Gold
Afera Amber Gold. Adwokat: Katarzyna P. odmówi składania zeznań
Afera Amber Gold. Adwokat: Katarzyna P. odmówi składania zeznań

Wczoraj, 28 czerwca (22:40)
Aktualizacja: Dzisiaj, 29 czerwca (07:55)

"Katarzyna P. odmówi składania zeznań. Korzysta ze swojego prawa" - zapowiada mec. Anna Żurawska. Dziś o godzinie 10 sejmowa komisja śledcza do spraw Amber Gold ma przesłuchać żonę zeznającego wczoraj Marcina P. Małżeństwo wspólnie siedzi na ławie oskarżonych w procesie karnym trwającym przed gdańskim sądem. Wczorajsze przesłuchanie trwało wczoraj ponad 5 godzin. Dziś posłowie najpewniej niczego nowego się nie dowiedzą, bo Katarzyna P. ma jedynie odczytać oświadczenie, które już wcześniej wysłała im na piśmie.
REKLAMA

Katarzyna P. na zdj. z 2016 roku
/PAP/Adam Warżaw /PAP

Według prokuratury Katarzyna i Marcin P. działali w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i uczynili sobie z tej działalności stałe źródło dochodu. W sumie Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Grożą im kary do 15 lat więzienia. Od marca 2016 r. przed gdańskim sądem okręgowym trwa proces małżeństwa P.

Katarzyna P. była m.in. wiceprezesem Amber Gold sp. z o.o., prezesem spółki Amber Gold Invest (poprzednio Salony Finansowe Ex - która posiadała udziały w spółce Amber Gold sp. z o.o.), prezesem Funduszu Poręczeniowego AG mającego ręczyć za lokaty Amber Gold. Została też prezesem spółki PST SA, którą do rejestru przedsiębiorców wpisano 1 sierpnia 2012 - na dwa tygodnie przed upadkiem spółki Amber Gold.
Zapewniała, że kłopoty są przejściowe

Zdaniem śledczych Katarzyna P. uczestniczyła w podejmowaniu decyzji dotyczących funkcjonowania Amber Gold. Realizowała zadania związane z funkcjonowaniem spółki. Jak ustalono, najpierw zajmowała się zatrudnieniem i szkoleniem w firmie. Za pośrednictwem swoich pracowników zapewniała klientów, że za lokaty kupowane jest srebro, złoto bądź platyna. Tymczasem - według prokuratury - tylko 1,5 proc. sumy osiągniętej z lokat wydatkowano na zakup kruszcu. Katarzyna P. zapewniała też, że kłopoty firmy są przejściowe, a ona ma kontrolę nad złotem.

Katarzyna P. od połowy kwietnia 2013 r. przebywa w areszcie. W marcu 2016 r. na pierwszej rozprawie przed gdańskim sądem Katarzyna P. przyznała, że ma 7-miesięczne dziecko.

Początkowo przesłuchanie małżeństwa P. przez sejmową komisję śledczą planowane było na 28 i 29 marca. Nie doszło jednak do niego, gdyż obrońcy Marcina P. i Katarzyny P. oświadczyli wtedy, że ich klienci nie będą zeznawać. Obrońca Marcina P. zaproponował wtedy inny termin przesłuchania. Z kolei pełnomocniczka Katarzyny P. informowała wówczas PAP, że jej klientka skorzysta z prawa do odmowy składania zeznań.'
Spółka Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. Głośno o sytuacji spółki zrobiło się w lipcu 2012 r., kiedy należące do tej niej linie lotnicze OLT Express zaczęły mieć kłopoty finansowe. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. W połowie sierpnia 2012 r. upadłość ogłosiła spółka Amber Gold.

Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.

....

Co tam sie z nia dzialo w wiezieniu! Gdzie ja zyje! Jak u Ruskich. Rozumiem ze to pokuta i kara ALE TAKIE RZECZY W WIEZIENIU! NIEDOPUSZCZALNE!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:39, 05 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Afera Amber Gold
Prok. Barbara Kijanko przed komisją ds. Amber Gold. "Sprawa mnie przerosła"
Prok. Barbara Kijanko przed komisją ds. Amber Gold. "Sprawa mnie przerosła"

Wczoraj, 4 lipca (08:45)

Pierwsza prokurator zajmująca się spółką Amber Gold - Barbara Kijanko - składa zeznania przed sejmową komisją śledczą. Kijanko była prokuratorem referentem prowadzącym sprawę Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz w pierwszej fazie postępowania, po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego pod koniec 2009 roku. Sprawa Amber Gold przerosła zarówno moje możliwości, jak i możliwości prokuratury rejonowej - przyznała przed komisją prok Kijanko. Jednocześnie świadek zaprzeczyła, aby w tej sprawie były wobec niej stosowane jakieś naciski ze strony przełożonych lub wysuwano wobec niej sugestie dotyczące kierunku postępowania odnoszącego się do Amber Gold.

...

Kijanko... Kolejna chluba miejscowego wymiaru ości... Przylebska bis. Tyle ze o ile Przylebskiej nie chcialo sie do roboty to ta wolala sie nie narazac nikomu... Jesli sie boi to po co tam siedzi? Czy kobiety powinny zajmowac takie stanowiska? Wiem ze jest moze 1% kobiet przewyzszajacych odwaga mezczyzn np. Joanna D'Arc ale reszta nie jest powolana do takich rzeczy. A te 1% wyplynie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:14, 10 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Skazany za spalenie kukły Żyda trafi do więzienia
Skazany za spalenie kukły Żyda trafi do więzienia

Dzisiaj, 10 lipca (12:49)

​Skazana na trzy miesiące więzienia za spalenie kukły Żyda Piotr Rybak trafi do więzienia. Wrocławski sąd odrzucił wniosek o możliwość odbywania przez niego kary w systemie dozoru elektronicznego.
Płonąca "anonimowa" kukła przed siedzibą Sądu Okręgowego na placu Dąbrowskiego w Łodzi, w ramach happeningu "Solidarni z Piotrem Rybakiem"
/Grzegorz Michałowski /PAP


Jak powiedział dziennikarzom obrońca Rybaka mecenas Rafał Bałkowski, sąd nie uwzględnił wniosku o zezwolenie na dozór elektroniczny. Po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem będę się od tej decyzji odwoływać - mówił mec. Bałkowski.

Rybak po decyzji sądu powiedział, że jest ona "wymierzona przeciwko patriocie, przeciwko narodowcowi, który walczy o Polskę".

Wcześniej sąd wstrzymał wykonanie kary trzech miesięcy więzienia dla Piotra Rybaka do czasu rozpatrzenia wniosku o odbycie kary w systemie dozoru elektronicznego. Wstrzymanie kary nastąpiło 10 czerwca, a skazany miał się stawić do zakładu karnego 16 czerwca. Wniosek o dozór elektroniczny złożył Rybak.

Prawomocnie, na trzy miesiące bezwzględnego więzienia za nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, Piotr Rybak został skazany w kwietniu tego roku. Sąd obniżył ten wyrok; w I instancji w listopadzie 2016 r. było to 10 miesięcy więzienia.

Do zdarzeń opisanych w akcie oskarżenia doszło 18 listopada 2015 roku, podczas manifestacji przeciw imigrantom, którą na wrocławskim Rynku zorganizował m.in. Obóz Narodowo-Radykalny.

Po manifestacji, na której Rybak spalił kukłę Żyda, doniesienie do prokuratury złożył m.in. prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Wrocławski magistrat przekazał policji nagranie z miejskiego monitoringu, który zarejestrował przebieg manifestacji. Wrocławski incydent odbił się szerokim echem w mediach krajowych i zagranicznych.

...

To jest rezim. Narod Panow. Lzenie Polski to ,,sztuka" za kukle zyda do wiezienia. To jest rasizm.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:15, 25 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Sąd nie ukarał rodziców, którzy nie zaszczepili córki. "Usprawiedliwiona troska o dobro dziecka"
Sąd nie ukarał rodziców, którzy nie zaszczepili córki. "Usprawiedliwiona troska o dobro dziecka"

Wczoraj, 24 sierpnia (19:41)

Sąd Rejonowy w Inowrocławiu nie stwierdził przesłanek do ograniczenia władzy rodzicielskiej małżeństwu, które nie zgodziło się na obowiązkowe szczepienia córki zaraz po porodzie. W ocenie sądu w tym przypadku odmowa wynikała z "usprawiedliwionej troski o dobro dziecka".
W ocenie sądu odmowa szczepienia wynikała z "usprawiedliwionej troski o dobro dziecka"
/Archiwum RMF FM

Sąd rozpatrywał sprawę z urzędu, po informacji lekarza z przychodni, że małżonkowie Iwona H.K. i Artur K. nie zaczepili córki Wandy, urodzonej 1 lutego.

W ustnym uzasadnieniu sędzia Wiesława Mikołajczak podkreśliła, że ta sprawa nie dotyczyła tego, czy w ogóle szczepić dzieci, bo taki obowiązek wynika z Ustawy o obowiązkowych szczepieniach. Dotyczyła jednak tego, czy odmowa stanowiła zagrożenie dla zdrowia dziecka, czy też wynikała z usprawiedliwionej troski o jego dobro.

W tej konkretnej sprawie sąd został przekonany, również zaświadczeniami lekarskimi, wyjaśnieniami uczestników postępowania, że rodzice odmówili wykonania szczepień z uwagi na usprawiedliwione obawy wynikające ze stanu zdrowia dziecka, a dziecko od początku po urodzeniu chorowało. Zostało przedłożone zaświadczenie od lekarza neurologa o odroczeniu wykonania szczepień dziecka, co oznacza, że rzeczywiście te obawy były usprawiedliwione - powiedziała sędzia.

Jak wyjaśniła, oznacza to też, że rodzice, odmawiając szczepienia, dbali o dobro dziecka.

W związku z tym sąd na ten moment nie widzi potrzeby ingerencji w jakikolwiek sposób w sprawowanie władzy rodzicielskiej, uznając, że ta władza jest sprawowana w sposób należyty. Nie oznacza to, że każdy rodzic, który będzie odmawiał szczepienia bez uzasadnienia, nie musi się obawiać sprawdzania tego przez sąd - zaznaczyła sędzia.

W uzasadnieniu sąd ocenił, że szczepienia są dobrodziejstwem i sukcesem XX w., a dzięki nim w Polsce i Europie od wielu lat nie ma śmiertelnych chorób zakaźnych. Podkreślono też, że dzięki powszechnym szczepieniom mogą uchronić się też osoby, które z różnych powodów nie mogą zostać zaszczepione.

To nie jest tak, że szczepienia są złe i nie powinniśmy szczepić, bo jest więcej negatywnych efektów niż pożądanych działań, wręcz przeciwnie. Oczywiście, zdarzają się niepożądane odczyny poszczepienne (NOP) i rodzice mają prawo o tym wiedzieć. Im większa i lepsza będzie świadomość rodziców, tym łatwiej będzie lekarzom stwierdzać, że te NOP-y wystąpiły - mówiła sędzia.

Pełnomocnik małżonków Arkadiusz Tetela po zakończeniu sprawy powiedział dziennikarzom, że cieszy się, że sąd nie stwierdził podstaw do ingerowania we władzę rodzicielską.

Każdy rodzic, który odmawia szczepienia noworodka w szpitalu, postępuje w sposób odpowiedzialny i roztropny" - ocenił, dodając, że tylko w Polsce i Bułgarii pierwsze szczepienia noworodków są wykonywane w pierwszej dobie, a w innych krajach - dopiero po trzech miesiącach. "Pierwsze szczepienia, które są wykonywane noworodkom, są to szczepienia, które wśród przeciwwskazań przewidują wystąpienie nabytej lub wrodzonej odporności. W polskich szpitalach nie ma procedury badania odporności. Z tego wniosek jest prosty, że każde podanie szczepienia w szpitalu w pierwszej dobie oznacza ryzyko wystąpienia poważnych powikłań, w tym gruźlicy poszczepiennej - powiedział Tetela.

W Polsce od 1996 r. istnieje obowiązek szczepienia dziecka w pierwszej dobie po porodzie przeciwko gruźlicy (BCG) i wirusowemu zapaleniu wątroby typu B (WZW-B).

Postępowanie toczyło się z wyłączeniem jawności; w roli męża zaufania wstąpił m.in. poseł Paweł Skutecki (Kukiz’15).

W czasie rozprawy przed sądem obyła się pikieta Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach "Stop - NOP". Według danych policji wzięło w niej udział ok. 400 osób.

Przed procesem Iwona H.K. mówiła w mediach, że nie zgodziła się zaraz po porodzie w szpitalu na zaszczepienie córki, gdyż sama była przeziębiona, a jej starsza córka po szczepieniu miała 40 stopni gorączki i problemy z oddychaniem. Podkreślała, że gdy w szpitalu chciała się dowiedzieć o działaniu szczepionki, dostała tylko zwykłą ulotkę. Informowała, że o niezaszczepieniu przez nią dziecka sąd zawiadomił dyrektor przychodni w Gniewkowie, gdzie została przekazana dokumentacja ze szpitala. Dyrektor miał też ją zawiadomić za pośrednictwem położnej, że w związku z tym nie zgadza się na leczenie dziecka w tej przychodni.

W Polsce odsetek wyszczepialności nadal jest wysoki, ale w ostatnich latach coraz więcej osób nie zgadza się na szczepienia swoich dzieci. W ciągu ostatnich czterech lat liczba oficjalnie odnotowanych odmów szczepień wzrosła blisko pięciokrotnie - od ponad 5 tys. w 2012 r. do ponad 23 tys. w 2016 r.

Przed ryzykiem związanym z unikaniem szczepień od lat przestrzegają m.in. Naczelna Izba Lekarska, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - Państwowy Zakład Higieny oraz Polska Akademia Nauk. Zdaniem ekspertów unikanie szczepień może skutkować powrotem wielu groźnych chorób. "Należy z całą mocą stwierdzić, że szczepionki są najlepiej sprawdzonymi preparatami farmaceutycznymi w Europie, a rygorystyczne badania naukowe ich jakości stanowią gwarancję bezpieczeństwa przyjmowania i skuteczności działania szczepionek" - oceniła PAN w wydanym przed rokiem stanowisku.

W ostatnich latach eksperci informowali o wzroście zachorowań na choroby zakaźne w niektórych regionach Europy, wskazywano m.in. na epidemię odry w Rumunii i we Włoszech, na przypadki błonicy na południu Europy oraz wzrost zachorowań na krztusiec. W połowie maja włoski rząd przyjął dekret wprowadzający obowiązkowe szczepienia jako warunek przyjęcia dzieci do żłobka, przedszkola i szkoły - mają nim być objęte dzieci do 6 lat.

(mal)

...

To moze byc niekiedy grozne wiec nie tak hop siup szczepimy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:14, 22 Wrz 2017    Temat postu:

26-letni pedofil, "bohater" billboardu kampanii "Sprawiedliwe sądy" ma wrócić do więzienia

Dzisiaj, 22 września (10:02)

Bohater jednego z bilbordów kampanii "Sprawiedliwe sądy" ma wrócić do więzienia. Mowa o Tomaszu Ł., ze Świdnicy na Dolnym Śląsku, którego sąd w 2012 roku skazał na ponad sześć lat więzienia za gwałt na 14- latku. Trzy lata później mężczyzna ze względu na ciężką chorobę otrzymał zgodę na przerwę w odbywaniu kary. Dzień po opuszczeniu zakładu miał dopuścić się kolejnych przestępstw. Usłyszał w tej sprawie zarzuty. Dziś decyzją sądu we Wrocławiu 26- latek ma wrócić za kratki. Opieką nad mężczyzną zajmie się szpital przy areszcie śledczym w Gdańsku.
26-letni pedofil, "bohater" billboardu kampanii "Sprawiedliwe Sądy" ma wrócić do więzienia. Zdjęcie ilustracyjne
/Kuba Kaługa /RMF FM

W 2012 roku Tomasz Ł. został skazany przez sąd w Świdnicy na ponad sześć lat więzienia za gwałt na 14- latku.

Mężczyzna choruje na stwardnienie rozsiane. Po dwóch latach odbywania kary, zakład, w którym przebywał, zwrócił się najpierw o przedterminowe, warunkowe zwolnienia, a później o przerwę w odbywaniu kary ze względu na pogarszający się stan zdrowia osadzonego. Rok później sąd we Wrocławiu wydał zgodę na przerwę. Decyzje w tej sprawie wydawane były co pół roku.

W 2016 roku w czasie szeroko zakrojonej akcji policji przeciwko pedofilii ustalono, że mężczyzna mógł utrzymywać kontakty intymne z 5-latkiem. Tomasz Ł. usłyszał zarzuty w tej sprawie. W maju przed sądem w Świdnicy ruszył proces.

Spór o kampanię "Sprawiedliwe sądy". Sprawie przyjrzy się PKW
Kilka tygodni temu sąd we Wrocławiu zwrócił się do dwóch zakładów karnych i jednego aresztu, przy których działają szpitale, z pytaniem czy 26- latek chory na stwardnienie rozsiane może odbywać karę. Chodzi o ośrodki w Gdańsku, Łodzi i Czarnem. W opinii biegłego mężczyzny nie można osadzić w szpitalu w Czarnem, ponieważ nie ma tam specjalistycznego oddziału. Podobna sytuacja dotyczy Łodzi, gdzie 26- latek może przechodzić jedynie rehabilitację.


Możliwości przyjęcia skazanego wskazał szpital przy areszcie śledczym w Gdańsku. Placówka potwierdziła, że może leczyć mężczyznę w oparciu o swój oddział, a w razie pogorszenia jego stanu, albo potrzeby konsultacji, jest w stanie skontaktować się ze szpitalami działającymi w regionie. Ostatecznie sąd podjął decyzję o odwołaniu przerwy w odbywaniu kary i skierowaniu 26- latka do szpitala przy areszcie w Gdańsku. Wcześniej takiej możliwości nie widziano.

Problem istniał w tym, czy może być człowiek skazany - leczony - jeśli ma takie szczególne schorzenie. Jeśli biegły mówi, że transport np. do zakładu karnego może spowodować u niego jakieś emocje, które dają rozwój choroby... to przepraszam bardzo. Dzień po zwolnieniu chyba emocje miał duże, bo trzy razy czynność seksualna z dzieckiem, pięcioletnim dzieckiem, więc coś tu się kłóci. Rażąco naruszył prawo - mówi prokurator Tomasz Fedyk.

26- latek ze Świdnicy jest jeszcze na wolności. Za kratki ma wrócić w ciągu 48 godzin od otrzymania pisemnego uzasadnienia decyzji. Ma być ona wydana w drugiej połowie października.
O jego uwolnieniu informował jednego z billboardów kampanii "Sprawiedliwe sądy

TU ZNAJDZIESZ CAŁĄ ROZMOWĘ

O o uwolnieniu pedofila wyrokiem świdnickiego sądu" informowano w kampanii "Sprawiedliwe sądy". Jak informowaliśmy w połowie września, na kampanię zareagował wtedy prezes sądu w Świdnicy, który napisał, że na plakatach pojawiła się nieprawdziwa informacja, jakoby sąd w Świdnicy wypuścił na wolność mężczyznę, który po wyjściu na wolność skrzywdził kolejne dziecko. W prasie potem pojawiły się wyjaśnienia, że chodzi nie o sąd w Świdnicy, ale o sąd we Wrocławiu.

To nie tylko chodzi o to, że sąd wypuścił, bo ja słyszałem już - będziemy to ustalać oczywiście - że to właśnie sąd chciał przyjęcia, tylko kwestia zakładów karnych, które, że tak powiem, nie wykonały należycie swojego obowiązku. Ja muszę to sprawdzić, bo my teraz mamy takie zadanie, żeby każdy ten opisany przypadek - część już zidentyfikowaliśmy - odkłamywać - skomentował w niedawnej rozmowie w RMF FM rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa sędzia Waldemar Żurek.

(ug)
Bartek Paulus

...

Kaczyzm nieidolnie wykorzystuje patologie sadow do swoich brudnych celow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:05, 27 Wrz 2017    Temat postu:

Krzysztof Rutkowski skazany

1 godz. 54 minuty temu

Rok więzienia w zawieszeniu i 20 tys. zł grzywny to wyrok stołecznego sądu wobec Krzysztofa Rutkowskiego za bezprawne prowadzenie działalności detektywistycznej w latach 2004-2006 i kierowanie bezprawnym pozbawieniem wolności. Część zarzutów umorzono. Wyrok jest nieprawomocny.
Wyrok ws. Krzysztofa Rutkowskiego jest nieprawomocny
/Kuba Kaługa /RMF FM

Katowicka prokuratura zarzuciła Rutkowskiemu sześć przestępstw, w tym bezprawne prowadzenie działalności detektywistycznej w latach 2004-2006 oraz kierowanie bezprawnym pozbawieniem wolności innej osoby i stosowaniem przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania. Za bezprawne pozbawienie wolności grozi kara do pięciu lat więzienia. Prowadzenie usług detektywistycznych bez zezwolenia jest zagrożone karą do dwóch lat.

Proces w tej sprawie ruszył we wrześniu 2012 r. Rutkowski nie przyznawał się do zarzutów. W czasie, którego dotyczy sprawa, miałem licencję. To jest przede wszystkim złośliwość prokuratury - odpierał oskarżenie Rutkowski. Akt oskarżenia tłumaczył m.in. konfliktem z byłym wiceszefem śląskiej policji i niektórymi spośród tamtejszych prokuratorów.

W akcie oskarżenia katowicka prokuratura okręgowa zarzuciła mu, że od stycznia 2004 r. do kwietnia 2006 r. "wykonywał regulowaną działalność gospodarczą w zakresie usług detektywistycznych bez uzyskania wpisu do rejestru działalności detektywistycznej poprzez zawieranie za pośrednictwem Biura Doradczego Rutkowski umów o świadczenie usług detektywistycznych".

W akcie oskarżenia wymieniono ponad 200 umów "na konsultacje i doradztwo", zawartych za pośrednictwem Biura Doradczego i mających dotyczyć usług detektywistycznych. Umowy odnosiły się m.in. do sprawdzania wiarygodności osób, poszukiwań zaginionych, ochrony osób i obiektów, a także poszukiwania sprawców przestępstw.

Oskarżono go też o to, że w 2005 r. w Bytomiu wydał swoim pracownikom polecenie zatrzymania trzech osób. Pracownicy Rutkowskiego zatrzymali wtedy dwóch przestępców i - omyłkowo - towarzyszącą jednemu z nich osobę, wciągnęli ich do samochodu i zawieźli na policję. Śledczy uznali tę akcję za bezprawną.

Według Rutkowskiego jego firma - działając na zlecenie właścicieli hurtowni - zapobiegła wymuszeniu rozbójniczemu. Argumentował, że dokonał zatrzymania obywatelskiego na gorącym uczynku, a jego Biuro Doradcze nie prowadziło żadnych czynności detektywistycznych. Podkreślał, że poza Biurem Doradczym miał także Biuro Detektywistyczne - z licencją i wszelkimi uprawnieniami detektywistycznymi. Działania bytomskie były prowadzone, podobnie jak wiele innych takich działań w kraju, przy stałej koordynacji i współpracy z policją - mówił.

Inne zarzuty dotyczyły akcji przeprowadzonej w 2005 r. w Książenicach koło Rybnika. Pracownicy firmy Rutkowskiego - działając na zlecenie matki 7-latka - weszli wówczas do szkoły, w której uczył się mieszkający z ojcem chłopiec i pomogli jej wyprowadzić z lekcji dziecko, nad którym miała przyznane prawo opieki. Pojawienie się ludzi w czarnych kamizelkach wywołało w klasie panikę. Rutkowski twierdził, że jego pracownicy pomogli jedynie w wykonaniu postanowienia sądu, a jego nie było na miejscu i nie kierował tą akcją.

Sąd umorzył zarzuty wobec Rutkowskiego dotyczące tej akcji.

Poza Rutkowskim aktem oskarżenia objęto także jego pracowników, oskarżonych o bezprawne pozbawienie wolności trzech osób w Bytomiu. Radosława D., Krzysztofa P. i Tomasza B. skazano na kary po pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz po 5 tys. zł grzywny.

Akt oskarżenia katowicka prokuratura sformułowała w maju 2010 r. Pierwotnie był on przesłany do bytomskiego sądu, ostatecznie trafił do sądu w Warszawie.

W 2013 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach w sprawie tzw. śląskiej mafii paliwowej prawomocnie skazał Rutkowskiego na 1,5 roku więzienia, m.in. za pranie brudnych pieniędzy. W sądzie I instancji dostał 2,5 roku więzienia. Po wyroku SA Rutkowski nie krył zadowolenia. Dla mnie ten wyrok jest w tym momencie satysfakcjonujący, bo nie muszę trafić do więzienia (w związku z zarzutami był aresztowany prawie 10 miesięcy - PAP) - mówił dziennikarzom. Zdaniem Rutkowskiego padł on ofiarą pomówień.

(mpw)

...

Karac kogos za zatrzymanie bandytow? To jest wzmaganie bezprawia. Nigdy nie mozna karac za dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:28, 06 Paź 2017    Temat postu:

"Hoss": Jestem niewinny, zrobiono ze mnie ofiarę medialną

Dzisiaj, 6 października (14:03)

Jestem niewinny, zrobiono ze mnie ofiarę medialną - powiedział w sądzie Arkadiusz Ł. ps. "Hoss", który, według prokuratury, jest pomysłodawcą oszustw metodą "na wnuczka". W piątek poznański sąd okręgowy kontynuował jego proces. Druga rozprawa trwa niecałe 20 minut.
Arkadiusz Ł. ps. "Hoss"
/Jakub Kaczmarczyk /PAP


Śledczy zarzucają Arkadiuszowi Ł. udział w grupie przestępczej i wyłudzenie lub próbę wyłudzenia w Niemczech, Szwajcarii i Luksemburgu w latach 2012-14 w sumie kilku mln zł w różnych walutach, oraz kosztowności: biżuterii, złota i złotych monet. Mężczyzna miał wprowadzać obywateli innych państw w błąd co do tożsamości, poprzez pozorowanie bliskiego stosunku pokrewieństwa lub innej znajomości. W swoich działaniach miał też podawać się m.in. za funkcjonariusza policji.

W piątek w sądzie, "Hoss" poirytowany obecnością dziennikarzy na sali rozpraw, powiedział, że jest niewinny, i że to prokuratura zrobiła z niego "ofiarę medialną". W sądzie nie było drugiego z oskarżonych - brata "Hossa", Adama P. który odpowiada z wolnej stopy.

Na piątkowej rozprawie sąd miał przesłuchać żonę Adama P. - Żanetę B., oraz konkubinę "Hossa" - Sylwię K. Obie kobiety skorzystały jednak z przysługującego im prawa odmowy składania zeznań. Dwóch pozostałych świadków, którzy mieli zostać przesłuchani, nie stawiło się na rozprawie.

Sędzia Karolina Siwierska poinformowała w piątek, że odrzuca wnioski obrońcy Adama P. o zwrócenie się do niemieckiej prokuratury z prośbą, by ta nadesłała zgody właściwych sądów na prowadzone w Niemczech podsłuchy kilkudziesięciu rozmów telefonicznych, które służą obecnie za dowód przeciwko "Hossowi". Obrona chciała też wnioskować do niemieckiej prokuratury o informację, czy w tej sprawie została wdrożona procedura zawarta w Konwencji o pomocy prawnej w sprawach karnych pomiędzy państwami członkowskimi UE.
Austriacka policja: "Hoss" jest podejrzany o wyłudzenie ponad miliarda euro

Jak tłumaczyła sędzia, "dowodu nie można uznać za niedopuszczalny wyłącznie na tej podstawie że został uzyskany z naruszaniem przepisów postępowania". "Wobec czego do rozstrzygnięcia przedmiotowej sprawy nie ma znaczenia to, czy materiały operacyjny w postaci zapisów utrwalanych rozmów telefonicznych zostały zgromadzone z ewentualnym naruszeniem porządku prawnego obowiązującego w Republice Federalnej Niemiec, gdyż nie można uznać ich za dowody objęte bezwzględnym zakazem dowodowym" - podkreśliła sędzia Siwierska.

Obrońca Adama P. mec. Paweł Sołtysiak powiedział mediom po rozprawie, że zupełnie nie zgadza się z argumentacją odrzucającą wnioski obrony. Jak mówił, "w procesie karnym nie jest możliwe wykorzystywanie nagrań zgromadzonych nielegalnie".

Nagrania rozmów miały miejsce w 2012, 2013 i do połowy 2014 roku. Wtedy nie obowiązywał przepis na który powołał się dzisiaj sąd. Ten przepis obowiązuje od 1 stycznia 2015 roku i dodatkowo był jeszcze w międzyczasie zmieniany. To, czy nagrania były legalne czy nielegalne należy ocenić według przepisów obowiązujących w dniu kontroli operacyjnej, w dniu nagrywania - podkreślił.

Jak dodał, "nawet w Niemczech tych nagrań pana Arkadiusz Ł. i Adama P. nie można wykorzystać. Niemcy w swoim postępowaniu uważają te podsłuchy za nielegalne" - mówił obrońca.

Teraz jest taka paradoksalna sytuacja, że sądy i prokuratura niemiecka mówią tak: my niestety nie możemy nic z tym robić, bo przepisy nasze są naruszone, bo nie wydaliśmy zgód na kontrolę operacyjną, nie zapytaliśmy państwa polskiego (...), ale proszę, wysyłamy to do was Polacy, wy macie inne przepisy, wy sobie to wykorzystajcie. Jest to nonsens! Skoro według prawa niemieckiego jest to nielegalne, to musi to też być nielegalne według prawa polskiego. Nigdy te nagrania nie powinny trafić do Polski - dodał Sołtysiak.

Obrońca podważył także wiarygodność tłumaczeń tych nagrań. Jak mówił, zostały one sporządzone przez osoby nieposiadające odpowiednich uprawnień.
Istotne tłumaczenia

Prokurator Marcin Szpond z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, powiedział w piątek dziennikarzom, że "od tego jest postępowanie dowodowe prowadzone przed sądem, żebyśmy wykazali zawinienie, więc poczekajmy do końca" - zaznaczył.

Odnosząc się do decyzji sądu, oddalającej wnioski obrońcy oskarżonego, prokurator podkreślił, że "zdecydowanie mamy zupełnie inny ogląd tej sprawy, inną ocenę, którą zaprezentowaliśmy. Zupełnie nie podzielam tego stanowiska (obrony - PAP)".

Pytany, czy zgody na podsłuchy były rzeczywiście wydane tłumaczył - "oczywiście, że zgody były wydawane. Były też realizowane wnioski o pomoc międzynarodową, realizowane przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie i następnie te nagrania były przekazywane stronie niemieckiej. My nie mamy najmniejszych wątpliwości co do tego, że nagrania uzyskane w ten sposób są legalne" - powiedział.

Są dwa porządki prawne: niemiecki i polski. Te porządki są różne, natomiast mamy przepisy, które pozwalają dostosować te wymogi dowodowe, uwzględnić różnice, więc jeżeli nie są one sprzeczne z porządkiem prawnym Rzeczpospolitej, nie ma powodów, dla których nie można ich wykorzystać, także są w pełni dopuszczalne - dodał.

Prokurator nie chciał komentować treści nagrań, powiedział jedynie, że są to "nagrania m.in. rozmów między oskarżonymi, które dotyczą zarzuconych im przestępstw".

Odnosząc się z kolei do tłumaczeń tych nagrań, zaznaczył, że były one przekładane przez tłumaczy niemieckich. Były one tłumaczone przez osoby, które znają język romski i w świetle procedury niemieckiej zostały dopuszczone do tłumaczenia - mówił. W rozmowie z dziennikarzami potwierdził także, że w trakcie wcześniejszych przesłuchań oskarżeni rozpoznali na nagraniach swój głos, przyznali się do winy i wówczas nawet negocjowali z prokuraturą wymiar kary.

Prokurator zaznaczył również, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy jest "mocny i jednoznacznie potwierdza zawinienie oskarżonych".

Proces "Hossa" kilkukrotnie nie mógł się rozpocząć m.in. ze względu na niestawiennictwo oskarżonego oraz stan jego zdrowia. W maju, po otwarciu rozprawy, Arkadiusz Ł. także źle się poczuł i poprosił o wezwanie pogotowia. Oskarżonemu udzielono pomocy medycznej i odprowadzono do aresztu śledczego. Proces ostatecznie ruszył pod koniec czerwca, ale obrona wskazywała, że oskarżony jest schorowanym człowiekiem i biegli powinni zdecydować, czy uczestnictwo w procesie nie pogorszy jego stanu zdrowia.

W trakcie piątkowej rozprawy sędzia Siwierska poinformowała strony, że do sądu wpłynęła już opinia biegłych w tej sprawie. Jak mówiła sędzia, według specjalistów z Instytutu Kardiologii w Warszawie, "aktualny stan zdrowia Arkadiusza Ł. jest dobry, i nie stanowi przeciwwskazania do jego udziału w postępowaniu karnym w charakterze oskarżonego".

Kolejna rozprawa ma się odbyć w listopadzie.

...

Bzdura. Gangster nie moze wyjsc bo urzedasi podpisali tylko 522 pozwolenia a nie 523. Jedno zaplmnieli. Aby dowod byl niewazny musi byc naprawde uzyskany nikczemnie np. zlamanie tajemnicy spowiedzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:22, 18 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Poznań przegrał w sądzie z klubami go-go
Poznań przegrał w sądzie z klubami go-go

1 godz. 22 minuty temu

Poznański sąd odrzucił pozew Miasta Poznań przeciwko klubom go-go. Zdaniem prezydenta miasta natarczywe nagabywanie do korzystania z oferty tych klubów na Starym Rynku wprawia w zakłopotanie mieszkańców i turystów oraz psuje wizerunek miasta.
Klub go-go na poznańskim Starym Rynku
/Paweł Jaskółka /PAP


Proces przeciwko pięciu firmom prowadzącym w stolicy Wielkopolski takie lokale ruszył w czerwcu. Pozew, złożony przez miejskich prawników, dotyczył ochrony dóbr osobistych. Miasto domagało się w nim przede wszystkim zaprzestania prowadzenia tego typu działalności na starówce, która - jak wskazywali - jest wizytówką Poznania. Władze miasta chciały także zaprzestania natrętnego nagabywania przechodniów, sprzedaży alkoholu bez zezwoleń oraz po zawyżonych cenach.

Kiedy prawnicy składali pozew do sądu, prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak w wydanym wówczas oświadczeniu podkreślał, że "natarczywe namawianie, nagabywanie przechodniów na wizyty w klubach go-go to częsta praktyka obserwowana w okolicach Starego Rynku". Zaopatrzone w kolorowe parasolki pracownice tych klubów zaczepiają przechodzących mężczyzn, intensywnie zachwalając czekającą na nich ofertę. Wprawiają w zakłopotanie poznaniaków oraz odwiedzających nasze miasto turystów i gości z zagranicy. Dostaję na ten temat wiele skarg - napisał.

Dziś Sąd Okręgowy w Poznaniu odrzucił pozew. Sędzia Agnieszka Wieczorek zaznaczyła, że władze miasta nie zdołały udowodnić podnoszonych w pozwie zarzutów.

Pełnomocnik jednej z pozwanych firm Łukasz Mieloch powiedział mediom, że cieszy go decyzja sądu, bo o odrzucenie pozwu zabiegali od samego początku procesu.

Pełnomocnik miasta nie chciał komentować sprawy.

...

Znowu sendziole dali popis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:13, 30 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Dożywocie za gwałt i morderstwo 58-latki. Sprawca po zbrodni poszedł się napić
Dożywocie za gwałt i morderstwo 58-latki. Sprawca po zbrodni poszedł się napić

Dzisiaj, 30 października (13:50)

Karę dożywocia wymierzył Sąd Okręgowy w Częstochowie Rafałowi Z., oskarżonemu o zabójstwo i zgwałcenie 58-letniej kobiety w podczęstochowskiej Blachowni. Do zbrodni doszło ponad rok temu. 33-latek był już wcześniej wielokrotnie karany. Rafał Z. ma także zapłacić córce pokrzywdzonej 10 tys. zł tytułem częściowego zadośćuczynienia za doznaną krzywdę - poinformował ​rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek.
zdjęcie ilustracyjne
/Kuba Kaługa /RMF FM


Wyrok jest zgodny z wnioskiem prokuratora, który w mowie końcowej wnosił o wymierzenie Rafałowi Z. kary dożywotniego pozbawienia wolności - wskazał prok. Ozimek.

1 października ubiegłego roku przypadkowy przechodzień zauważył zwłoki kobiety, znajdujące się za budynkiem Urzędu Stanu Cywilnego w Blachowni. W pobliżu ciała biegał mały pies, który nie dopuszczał nikogo do zwłok. Okazało się, że ofiarą jest 58-letnia Barbara A., która mieszkała na pobliskim osiedlu. Świadkowie widzieli ją poprzedniego wieczoru, jak spaceruje z psem.
Dolnośląskie: Zabójstwo 59-latki. Syn kobiety usłyszał zarzut

Szybko udało się też ustalić, że w pobliżu był również Rafał Z. - w przeszłości wielokrotnie karany za kradzieże, rozboje i przestępstwa narkotykowe. Przed północą był widziany w jednym z lokali gastronomicznych w okolicy - był pod wpływem alkoholu, bardzo pobudzony i miał na sobie rozdartą koszulkę. Świadkowie widzieli też, jak Z. wrzuca do kosza różaniec.

Mężczyzna został zatrzymany jeszcze w dniu odnalezienie zwłok. Nie przyznał się do zbrodni. Zarządzona przez prokuratora sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu Barbary A. było gwałtowne uduszenie. W trakcie sekcji ujawniono obrażenia świadczące o stosowaniu wobec pokrzywdzonej przemocy seksualnej.

Badania DNA wykazały, że na odzieży i bieliźnie Rafała Z. znajdują się ślady biologiczne pochodzące od Barbary A. Ślady takie ujawniono również na zabezpieczonym w śledztwie różańcu. W wydanej opinii biegli lekarze psychiatrzy stwierdzili, że w chwili dokonania zarzucanego mu czynu Rafał Z. był poczytalny.

Przestępstwo zabójstwa, popełnione w związku z gwałtem, jest zagrożone karą pozbawienia wolności od 12 do 15 lat, karą 25 lat pozbawienia wolności albo karą dożywotniego pozbawiania wolności.

Wyrok nie jest prawomocny.

(adap)

...

Ohyda!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:06, 08 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Śmierć 38-latki w areszcie. Jaki: Cierpiała na rzadką chorobę
Śmierć 38-latki w areszcie. Jaki: Cierpiała na rzadką chorobę

1 godz. 45 minut temu

Po śmierci Agnieszki Pysz resort sprawiedliwości polecił zdymisjonować dyrektora Aresztu Śledczego Warszawa Grochów, w którym przebywała kobieta. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki poinformował, że Pysz cierpiała na rzadką i trudną do wykrycia chorobę. Przed śmiercią była badana 21 razy.
Zdjęcie ilustracyjne
/Tomasz Waszczuk /PAP


Sprawą śmierci 38-letniej Agnieszki Pysz zajęła się - na wniosek posłów PO i Nowoczesnej - sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka. Kobieta zmarła 7 czerwca w Areszcie Śledczym Warszawa Grochów. Wcześniej - jak informował m.in. portal Onet, Rzecznik Praw Obywatelskich i posłowie opozycji - wielokrotnie prosiła o pomoc lekarską.

Uzasadniając wniosek o zwołanie posiedzenia komisji, poseł PO Michał Szczerba przypomniał list, który do matki Agnieszki Pysz po jej śmierci wystosowały jej współosadzone. To dzięki niemu cała sprawa ujrzała światło dzienne. Jesteśmy pewne, że gdyby Agnieszce udzielono pomocy, kiedy zaczęła o nią prosić, nie doszłoby do tej tragedii - cytował jego fragment.
"... jesteś zdrowa, udajesz..."


Szczerba, powołując się na relacje współosadzonych z aresztu na Grochowie, powiedział że Pysz w przeddzień śmierci skarżyła się na problemy z oddychaniem, poruszaniem się; była blada, opuchnięta. Agnieszka na oddział została doprowadzona przez służbę więzienną w dniu 6 czerwca (...) w bardzo złym stanie. Nie była zdolna samodzielnie iść. Z oddziału pierwszego została przywieziona na wózku inwalidzkim, po czym wyciągnięta po schodach przez służbę więzienną na oddział siódmy. Trzymając się kraty, krzyczała, że nie ma siły iść i prosiła o pomoc. Całą tą sytuację na korytarzu obserwował lekarz i pielęgniarka, mimo to nikt nie reagował. Z ust służby zdrowia padły słowa "jesteś zdrowa", udajesz - mówił poseł PO, cytując treść oświadczenia, które przekazały mu osadzone.

Kobiety podkreśliły w nim, że wielokrotnie prosiły personel zakładu, by udzielił chorej pomocy. Służba więzienna miała też - według nich - odmówić wezwania pogotowia, kiedy stan Pysz był już krytyczny. Karetka przyjechała dopiero kiedy 38-latka straciła przytomność.

Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki podkreślił, że jest mu przykro z powodu śmierci kobiety. Obecnej podczas obrad komisji matce Hannie Pysz - najpierw publicznie, później w rozmowie osobistej przekazał wyrazy współczucia.
W czasie choroby była badana przez lekarzy 21 razy


Przekonywał, że Agnieszka Pysz była w czasie swej choroby badana przez lekarzy 21 razy. Mamy udokumentowane każde takie badanie - zapewnił. Dodał, że kobiecie proponowano hospitalizację, jednak odmówiła. Na to już służba więzienna nie ma żadnego wpływu - zaznaczył Jaki. Poinformował, że Pysz cierpiała na jedną z najcięższych, najtrudniejszych do wykrycia chorób. Los osób, które zachorują na tę chorobę, również będąc na wolności, bardzo często kończy się zgonem - wskazywał. Nie chciał jednak - ze względu na obowiązujące prawo - zdradzić o jakie schorzenie chodzi.

Dyrektor Biura Służby Zdrowia w Centralnym Zarządzie Służby Więziennej, płk Alicja Kozłowska mówiła, że objawy, które wystąpiły u Pysz były bardzo mało charakterystyczne, typowe także dla innych chorób. Według niej pacjentka była konsultowana m.in. przez czterech lekarzy różnych dziedzin. Nie udało się jednak za życia postawić rozpoznania; choroba została rozpoznana na podstawie badania sekcyjnego - powiedziała płk Kozłowska.

Według przekazanych przez nią informacji Agnieszka Pysz trafiła do Aresztu Śledczego Warszawa Grochów 23 stycznia. Miesiąc później - 28 lutego kobieta po raz pierwszy zgłosiła się z objawami niezwiązanymi jednak - jak mówiła dr Kozłowska - z chorobą, na którą zmarła. 21 marca przetransportowano ją do aresztu śledczego we Wrocławiu. 26 marca występują pierwsze objawy choroby, które (Pysz) zgłasza i przyjeżdża wówczas zespół ratownictwa medycznego. Pacjentka zostaje zaopatrzona w leki, jednakże wtedy odmawia transportu do szpitala zewnętrznego - powiedziała dyr. biura służby zdrowia SW.
"Cały błąd polega na tym, że doktor nie rozpoznaje tej choroby..."

Relacjonowała, że Pysz była później badana jeszcze kilkakrotnie w dniach od 27 marca do 14 kwietnia. W kolejnym tygodniu 38-latkę konsultowali jeszcze lekarze-specjaliści. Dalsze badania wykonywano 28 kwietnia, a później - 22 maja, a pacjentka otrzymała leki. 26 maja znowu trafiła do specjalisty, który zlecił jej badania dodatkowe. 29 maja kobieta została ponownie przewieziona do aresztu na Grochowie. 31 maja jest badana przez lekarza, który przepisuje wszystkie niezrealizowane badania i konsultacje. Ponieważ pacjentka 3 czerwca źle się poczuła, wezwano do niej zespół ratownictwa medycznego. Jednakże w ocenie przeprowadzającego to badanie, stan ogólny pacjentki był dobry - powiedziała płk Kozłowska.

5 i 6 czerwca - dwa dni przed śmiercią - Agnieszkę Pysz badał kierownik ambulatorium aresztu na Grochowie. Cały błąd polega na tym, że doktor nie rozpoznaje tej choroby; objawy, z którymi ma do czynienia, traktuje jako objawy zupełnie innego stanu - podkreśliła przedstawicielka służby więziennej.

Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który również zajmował się sprawą śmierci Pysz, również powiedział, że o ile areszt we Wrocławiu postępował właściwie, to do nieprawidłowości doszło właśnie w jednostce na Grochowie. W meldunku transportowym, który następuje 29 maja, kiedy pani Agnieszka jest transportowana z Wrocławia do aresztu śledczego na Grochowie, pojawia się informacja o tym, żeby w dalszej czynności poszukiwać ognisk zapalnych, czyli ta wiedza medyczna, która została zgromadzona, jednoznacznie wskazywała na to, że to nie jest sprawa niewyjaśniona, tylko że to jest sprawa, która powinna podlegać dalej szerszym konsultacjom - zaznaczył Bodnar. Dodał, że z kontroli RPO, wynika, że grochowski areszt "nie podjął czynności zaleconych w meldunku transportowym".

Dyrektor Generalny Służby Więziennej, gen. Jacek Kitliński zapewnił, że SW od chwili śmierci Pysz robiła wszystko, by wyjaśnić sprawę. 7 czerwca powiadomiono o niej prokuraturę i policję; dwa dni później - Rzecznika Praw Obywatelskich. Stołeczny areszt wszczął własne postępowanie wyjaśniające okoliczności zgonu. Gen. Kietliński przyznał, że w jego trakcie popełniono błąd, ponieważ szefem zespołu wyjaśniającego sprawę został lekarz badający Pysz. To błąd, który został wychwycony 5 lipca przez dyrektora okręgowego Służby Więziennej - powiedział.

Kilka dni później Okręgowy Inspektorat SW przejął - od stołecznego aresztu - czynności wyjaśniające dotyczące śmierci Agnieszki Pysz. Postępowanie skończyło się 10 sierpnia, a dzień później inspektorat zgłosił do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy i pracowników Aresztu Śledczego Warszawa Grochów. Ta sprawa trwa do dnia dzisiejszego i nie wykluczamy odpowiedzialności dyscyplinarnej i karnej osób, w których sprawie to śledztwo jest prowadzone. Nie mamy nic do ukrycia - zapewnił gen. Kitliński.

27 października dyrektor okręgowy Służby Więziennej wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec dyrektora stołecznego aresztu za brak zabezpieczenia monitoringu z placówki oraz za to, że wyznaczył szefem zespołu wyjaśniającego śmierć Agnieszki Pysz lekarza, który ją badał. Są też inne postępowania dyscyplinarne - dodał szef Służby Więziennej.

Pod koniec posiedzenia komisji Patryk Jaki poinformował, że polecił odwołać dyrektora Aresztu Śledczego Warszawa Grochów. Ponadto wydałem polecenie, aby już systemowo nigdy nie doszło do takiej sytuacji, że ta sama jednostka, czyli osoba zainteresowana bada swoją sprawę - teraz każdorazowo podobne sprawy będą badane poziom wyżej - dodał. Potwierdził też, że rozwiązano umowę z lekarzem, który diagnozował Pysz.

Zarówno Hanna Pysz, jak i jej pełnomocniczka pro bono, mec. Marita Dybowska-Dubois nie miały okazji zabrać głosu - szef komisji Stanisław Piotrowicz (PiS) przed godz. 10, zakończył obrady z uwagi na zaplanowane na tę godzinę rozpoczęcie posiedzenia Sejmu.

...

Ruski swiat...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:00, 09 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Podpalił dom, zabił żonę i dzieci. Syn broni podpalacza z Jastrzębia
Podpalił dom, zabił żonę i dzieci. Syn broni podpalacza z Jastrzębia

Dzisiaj, 9 listopada (15:36)
Aktualizacja: 1 godz. 4 minuty temu

Syn broni podpalacza z Jastrzębia. Chodzi o mężczyznę, którego sąd I instancji skazał na dożywocie za podpalenie domu i zabicie żony i czwórki dzieci. Sąd dostał specjalne oświadczenie w tej sprawie. Syn oskarżonego pisze w nim, że według niego ojciec jest niewinny. Młody mężczyzna jest jedyną osobą, która ocalała z pożaru sprzed 4 lat. Oskarżony od początku odpierał zarzuty. Biegli uznali, że to osobowość psychopatyczna. Sąd Apelacyjny w Katowicach ogłosi wyrok w procesie Dariusza P. 21 listopada.
Dariusz P. na sali rozpraw
/Andrzej Grygiel /PAP


Przed Sądem Apelacyjnym w Katowicach odbyła się rozprawa odwoławcza w procesie Dariusza P., którego prokuratura oskarżyła o podpalenie domu w Jastrzębiu-Zdroju i zabicie w ten sposób żony i czworga dzieci. W I instancji mężczyzna został skazany na dożywocie.

Do pożaru domu jednorodzinnego w Jastrzębiu doszło w maju 2013 roku. Dariusz P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 roku. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który ocalał z pożaru.

Nieprawomocny wyrok zapadł w grudniu ubiegłego roku przed rybnickim wydziałem Sądu Okręgowego w Gliwicach. Sąd nie miał wątpliwości, że Dariusz P. zabił swoich najbliższych, chcąc uzyskać pieniądze z ubezpieczenia i uwolnić się od rodziny. Zgodnie z tamtym orzeczeniem, o warunkowe przedterminowe zwolnienie P. mógłby się ubiegać najwcześniej po 35 latach.

Od wyroku odwołała się zarówno obrona - która w całości kwestionuje ustalenia prokuratury i sądu I instancji - jak i oskarżyciel publiczny. Obrona domaga się uniewinnienia P. lub ponownego procesu. Apelacja prokuratury nie dotyczy wymiaru kary ani ustaleń poczynionych przez sąd. Chodzi o dwa zarzuty dotyczące mniej istotnych kwestii - sprawy proceduralnej i niezasądzenia zadośćuczynienia na rzecz syna P.

Zdaniem obrony, ustalenia, które według prokuratury i sądu układają się w nierozerwalny łańcuch poszlak, wcale nie są takie pewne. W trakcie procesu obrona kwestionowała m.in. opinie biegłych, według których w domu P. doszło do podpalenia, i analizy logowania telefonu komórkowego oskarżonego, a także sam motyw zbrodni. Oskarżony konsekwentnie nie przyznawał się do zabójstwa. Twierdził, że w jego domu doszło do przypadkowego pożaru, a on sam w tym czasie był w innym miejscu, w oddalonym o ok. 10 km zakładzie w Pawłowicach, w którym montował meble.

Obrońca P. mec. Eugeniusz Krajcer, który w mowie końcowej przed sądem I instancji wniósł o uniewinnienie swojego klienta, apelację zapowiedział tuż po ogłoszeniu wyroku. Zdaniem obrony, ustalenia, które według prokuratury i sądu układają się w nierozerwalny łańcuch poszlak, wcale nie są takie pewne. W trakcie procesu obrona kwestionowała m.in. opinie biegłych, według których w domu P. doszło do podpalenia, i analizy logowania telefonu komórkowego oskarżonego, a także sam motyw zbrodni.

Adwokat przekonywał, że w sprawie powinien się wypowiedzieć inny biegły z zakresu pożarnictwa, a opinia dotycząca miejsc logowania telefonu jego klienta nie jest jednoznacznym dowodem. Apelował, by sąd wziął pod uwagę wszystkie wątpliwości - zgodnie z zasadą, że jeżeli nie da się ich usunąć, należy rozstrzygać je na korzyść oskarżonego. Sam oskarżony przekonywał z kolei w "ostatnim słowie", że rodzina była, jest i zawsze będzie dla niego najważniejsza.

Sąd I instancji nie miał żadnych wątpliwości, że to oskarżony jest sprawcą zbrodni. W ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Grażyna Suchecka podkreśliła, że P. zaplanował, przygotował, a potem precyzyjnie zrealizował swój plan. Według prokuratury i sądu, P. podłożył ogień w kilku miejscach. Aby ogień mógł się łatwo rozprzestrzeniać, ułożył rząd poduszek z mebli ogrodowych. Aby zasugerować przypadkowy pożar, przeciął kabel zasilający, a obok przewodu ułożył truchło myszy.

Oskarżony konsekwentnie nie przyznawał się do zabójstwa, choć potwierdził, że próbował skierować śledztwo na fałszywe tory. Twierdził, że w jego domu doszło do przypadkowego pożaru, a on sam w tym czasie był w innym miejscu, w oddalonym o ok. 10 km zakładzie w Pawłowicach, w którym montował meble.

Biegli rozpoznali u P. osobowość psychopatyczną, wskazali m.in. na płytkość uczuć i wymuszony płacz, łatwość wysławiania się, powierzchowny urok, egocentryzm i brak wyrzutów sumienia. U P. znaleziono książkę pt. "Psychiatria kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne", która prawdopodobnie pomagała mu symulować chorobę i uniknąć kary w dwóch wcześniejszych sprawach karnych - biegli uznali go wtedy za niepoczytalnego.

(j.)

RMF FM/PAP

....

Portret psychiczny tej osoby zupelnie sie rozjezdza! Czy ta sama osoba moze sie az tak roznic zaleznie od tego kto ja opisuje?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:01, 13 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Nietypowy wyrok sądu. Muszą pozbyć się psa z powodu... szczekania
Nietypowy wyrok sądu. Muszą pozbyć się psa z powodu... szczekania

Dzisiaj, 13 listopada (07:34)

Sądowy wyrok ws. szczekającego psa. Mieszkańcy Granowa w woj. zachodniopomorskim muszą pozbyć się swojego czworonoga. Według jednego z sąsiadów zwierzę jest za głośne. Wyrok jest prawomocny.
REKLAMA

Szczekanie tego psa przeszkadza sąsiadowi /TVN24/x-news


Właściciele twierdzą, że pies jest dobrze ułożony i nikomu nie przeszkadza. Prawie, bo okazuje się, że szczekanie to nie jedyny problem w okolicy. Ten sam sąsiad wysyła pisma także na innych mieszkańców.

Tutaj po prostu są dantejskie sceny. Ja jestem terroryzowany - mówi Dariusz Markowski.

Inni mieszkańcy wsi przekonują jednak, że winnym całego zamieszania jest sam zgłaszający.
Wideo
Sąd kazał pozbyć się psa, bo szczekanie przeszkadza sąsiadowi TVN24/x-news

..

Jak dom przy domu to istotnie moze byc koszmar. W duzym miescie to ci niesprzatajacy po psach wlasciciele sa koszmarem. Pies dba o higiene zagrzebuje ziemia a wlasciciel odciaga chodz! Pies ma rozum i wie ze tak nie moze zostac a temu nie przeszkadza. Psy jednak sa kulturalne. Gdyby mialy rece bylo by czysciutko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:35, 13 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Protest cywilnych pracowników prokuratur i sądów. Od 8 lat nie dostają podwyżek
Protest cywilnych pracowników prokuratur i sądów. Od 8 lat nie dostają podwyżek

Dzisiaj, 13 listopada (10:04)
Aktualizacja: 1 godz. 23 minuty temu

Chcą między innymi odmrożenia płac i 10-procentowych podwyżek - cywilni pracownicy prokuratur w południe rozpoczęli protest przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Razem z nim protestują także pracownicy sądów. W proteście uczestniczy kilkaset osób.



Manifestacja cywilnych pracowników prokurator i sądów w Warszawie
/Michał Dobrołowicz /RMF FM


Czujemy się dyskryminowani - takie hasło można usłyszeć przed kancelarią premiera w Warszawie.

Protestujący chcą trzysta złotych podwyżki już od stycznia. Jak tłumaczą pracownicy sądowych sekretariatów i biur podawczych, teraz zarabiają tylko trochę więcej, niż wynosi pensja minimalna.

Do Warszawy przyjechali pracownicy sądów i prokuratur między innymi z Tarnowa, Kielc i Biłgoraju. Będą protestować do godz. 14.
Protest w Warszawie
/Michał Dukaczewski, RMF FM

Jak usłyszał od przedstawicieli związkowców reporter RMF FM, już ósmy rok z rzędu ich płace pozostają zamrożone. 80 proc. z nich na rękę co miesiąc dostaje mniej niż 2 tysiące złotych - dlatego duża jest rotacja na cywilnych stanowiskach. Często szkolić trzeba nowych ludzi, a to spowolnią prace całej instytucji.
Protest cywilnych pracowników sądów i prokuratur (13 zdjęć)



(mpw)
Kuba Kaługa
, Michał Dobrołowicz

...

Oczywiscie jak sie porownaja z adwokatami to tyle nie maja. Ale to jest sluzba. Adwokaci nie maja zaslugi bo to ich biznes. Sedziwie i prokuratorzy to sluzba publiczna. Tylko adwokaci z urzedu moga byc sluzba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:10, 13 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Poszukiwany listem gończym sędzia stawił się w areszcie
Poszukiwany listem gończym sędzia stawił się w areszcie

Dzisiaj, 13 listopada (10:56)

Sędzia Janusz K. z Kościerzyny, skazany na cztery lata więzienia za korupcję, stawił się wczoraj sam w Areszcie Śledczym w Starogardzie Gdańskim. Sędzia miał rozpocząć odbywanie kary we wrześniu. Nie zjawił się wówczas w areszcie. Sąd wydał za nim list gończy.
W kwietniu koszaliński sąd skazał Janusza K. na cztery lata bezwzględnego więzienia (zdj. ilustracyjne)
/Piotr Bułakowski /RMF FM


Janusz K. miał rozpocząć odbywanie kary w Areszcie Śledczym w Starogardzie Gdańskim 8 września. Skazany nie stawił się jednak, więc sąd wysłał policji nakaz doprowadzenia. Kościerscy funkcjonariusze kilkakrotnie sprawdzali zarówno ostatnie miejsce zamieszkania mężczyzny, jak i inne miejsca, gdzie mógł przebywać, ale nie zastali tam sędziego.

9 października Sąd Rejonowy w Koszalinie zdecydował o wydaniu listu gończego za sędzią.

W kwietniu koszaliński sąd skazał Janusza K. na cztery lata bezwzględnego więzienia. Wyrok jest prawomocny. Wobec skorumpowanego sędziego orzeczono także grzywnę w wysokości 60 tys. zł oraz zwrot ok. 70 tys. zł łapówek, które przyjął. Zarówno obrońca Janusza K., jak i prokuratura, wnieśli wnioski o kasację od wyroku do Sądu Najwyższego.

Pierwsze orzeczenie sądu ws. Janusza K. zapadło w 2014 r. - został wtedy skazany na pięć lat więzienia. Oskarżony odwołał się od wyroku i został on uchylony. Sąd nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. Zakończyła się ona wyrokiem skazującym na pięć lat więzienia, ale K. odwołał się także od tego wyroku. Janusz K. konsekwentnie nie przyznawał się do popełnienia zarzuconych mu czynów.

K. przyjmował łapówki m.in. za wydawanie korzystnych orzeczeń. Prokuratura zarzucała mu m.in. przyjęcie za to korzyści w wysokości 100 tys. zł. Pomagał także pisać apelacje. W zamian za jedną z nich sędzia dostał wartą 300 zł, rybę w galarecie i używał, przez co najmniej pięć dni, użyczonego mu samochodu osobowego.

Pod koniec lipca sąd dyscyplinarny przy Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku postanowił wydalić z zawodu sędziowskiego Janusza K. Sędzia odwołał się od tego orzeczenia do sądu dyscyplinarnego przy Sądzie Najwyższym.

...

To sie stawil w koncu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:31, 15 Lis 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Podejrzany o zabójstwo księdza niepoczytalny. "Może w przyszłości popełnić podobny czyn"
Podejrzany o zabójstwo księdza niepoczytalny. "Może w przyszłości popełnić podobny czyn"

Dzisiaj, 15 listopada (14:20)

26-letni mężczyzna, podejrzany o zabójstwo proboszcza parafii w Tarnawie (Świętokrzyskie) w chwili popełnienia czynu był całkowicie niepoczytalny. Powinien być leczony w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym - wynika z opinii biegłych w tej sprawie.
Zdjęcie ilustracyjne
/Kuba Kaługa /RMF FM


Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach Daniel Prokopowicz, z opinii biegłych po obserwacji psychiatrycznej Michała B., jaka wpłynęła do śledczych wynika, że mężczyzna w czasie popełnienia zarzucanego mu czynu miał "zniesioną zdolność do rozpoznania jego znaczenia i pokierowanie swoim postępowaniem".

Biegli uznali też, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż może on w przyszłości popełnić podobny czyn - przeciwko życiu lub zdrowiu ludzkiemu - jak ten zarzucany mu w sprawie. Dlatego zachodzi konieczność stosowania leczenia mężczyzny w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym - dodał prokurator.
W ciągu 2 tygodni pojawi się jeszcze jedna opinia biegłych

Prokuratura oczekuje na jeszcze jedną opinię biegłych, związaną z badaniem DNA. Powinna wpłynąć w ciągu dwóch tygodni. Wtedy zamkniemy śledztwo i skierujemy do Sądu Okręgowego w Kielcach wniosek o umorzenie postępowania i zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci zamknięcia mężczyzny w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym - zaznaczył Prokopowicz.

Do zabójstwa doszło 26 czerwca, w Tarnawie w gminie Sędziszów. Ciało 70-letniego księdza znalazła rano w jego mieszkaniu na plebani siostra zakonna. Zaniepokoiła się, gdy proboszcz nie pojawiał się na porannej mszy św. w kościele parafialnym pw. św. Marcina - kobieta poszła sprawdzić, co się stało. Tego samego dnia zatrzymano 26-letniego Michała B., który mógł mieć związek ze sprawą.

Wstępne wyniki sekcja zwłok wykazały, że przyczyną śmierci duchownego były rany kłuto-cięte.

Prokuratura przedstawiła zatrzymanemu zarzut zabójstwa. Śledczy nie informują o treści wyjaśnień, jakie złożył podejrzany i o okolicznościach sprawy. Mężczyzna został aresztowany przez sąd.

...

Pewnie opetany.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:21, 23 Lis 2017    Temat postu:

Sędzia przeklejała w markecie metki z ceną. Uchylono jej immunitet

1 godz. 49 minut temu

Prokuratura Krajowa może już postawić sędzi Wiesławie B.-M. zarzut za przeklejenie przez nią cen w markecie na przewodnikach sprzedawanych w promocji. Sąd Najwyższy prawomocnie zgodził się na uchylenie jej sędziowskiego immunitetu.
Prokuratura nie wyklucza konieczności zbadania sędzi przez biegłych psychiatrów
/Archiwum RMF FM

SN utrzymał decyzję Sądu Apelacyjnego w Łodzi, który w sierpniu uwzględnił wniosek wydziału spraw wewnętrznych Prokuratury Krajowej o zgodę na pociągniecie do odpowiedzialności karnej sędzi Wiesławy B.-M. z Sądu Okręgowego w Szczecinie. Bez takiej zgody prokuratura nie może sędziemu ogłosić zarzutu.

Prokuratura nie wyklucza konieczności zbadania sędzi przez biegłych psychiatrów, wobec jej "nieracjonalnego zachowania".
Przekleiła ceny na trzy przewodniki

W czerwcu tego roku w lokalnym markecie sędzia przekleiła ceny na trzy przewodniki - z 14,99, obniżonych już w promocji z 24,99 zł, na 4,99 zł. Z trzema egzemplarzami z niższymi cenami poszła do kasy. Została zatrzymana przez ochronę sklepu, która wezwała policję. Okazała policjantom legitymację sędziowską i - jak głosi wniosek PK - przyznała się do oszustwa.

Ta sędzia wydziału cywilnego-odwoławczego z 25 letnim stażem jeszcze tego samego dnia została zawieszona w czynnościach. Prokuratura Krajowa chce jej postawić zarzut doprowadzenia marketu do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie 30 złotych.

Art. 286 par. 1 Kodeksu karnego stanowi: "Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". Paragraf 3. artykułu przewiduje, że "w wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Prokuratura: Zachowanie miało cechy "dużej zuchwałości"

Według PK, nie ma podstaw do uznania tego czynu za "wypadek mniejszej wagi". Argumentowano, że wprawdzie wartość mienia jest mała, ale zachowanie miało cechy "dużej zuchwałości i znacznego nasilenia złej woli". Dodano, że od sędziego można oczekiwać nienagannego zachowania.

W I instancji SA uchylił immunitet, wskazując m.in. na "ostentacyjność" jej zachowania, świadczącą o zamiarze wprowadzenia w błąd kasjera. W zażaleniu obrony do SN podnoszono m.in. ograniczenie sędzi prawa do obrony w SA. Powoływano się też na wątpliwości co do jej poczytalności.

SN oddalił zażalenie, podkreślając, że niestawiennictwo sędzi w SA - gdzie przedstawiła zaświadczenie od psychiatry - nie stało na przeszkodzie uchyleniu jej immunitetu i nie było naruszeniem prawa do obrony. "Kwestia zaświadczenia od psychiatry będzie musiała być przedmiotem wyjaśnień w dalszym postępowaniu" - mówił sędzia SN Zbigniew Kwaśniewski.

Prok. Małgorzata Stajniak-Wójcicka mówiła przed SN, że sędzia będzie mogła złożyć wyjaśnienia, gdy usłyszy prokuratorskie zarzuty, a jej "gwarancje będą przestrzegane".

Dodała, że ten etap postępowania nie przewiduje badań psychiatrycznych sędzi, co byłoby możliwe na późniejszym etapie śledztwa. Dostrzegając "pewną nieracjonalność" w zachowaniu sędzi, prokurator nie wykluczyła, że mogłaby ona nie odpowiadać karnie - gdyby biegli stwierdzili jej niepoczytalność.

Niezależnie od działań prokuratury, postępowanie wyjaśniające prowadzi sędziowski rzecznik dyscyplinarny Piotr Brodniak. Jak powiedział PAP, na razie nie mógł on przesłuchać sędzi z powodu jej zdrowia. On też widzi "nieracjonalność" jej działania.

Sama sędzia nie stawiła się w SN - nikt jej też nie reprezentował.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił latem, że ta sprawa to "jeszcze jeden dowód" na to, jak potrzebna jest reforma sądownictwa, której jednym z elementów jest powołanie w SN Izby Dyscyplinarnej do spraw dyscyplinarnych sędziów.

..

To jedna ze spraw wykorzystywanych przez kaczyzm do mamienia ciemnego ludu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:13, 14 Gru 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Nie mogła karmić dziecka przy stole w restauracji. Sąd: To dyskryminacja
Nie mogła karmić dziecka przy stole w restauracji. Sąd: To dyskryminacja

1 godz. 52 minuty temu

​Sąd Apelacyjny w Gdańsku zmienił wyrok w głośnej sprawie karmienia piersią w restauracji w Sopocie. Właścicielowi lokalu nakazał przeproszenie klientki, której zwrócono uwagę, by nie karmiła dziecka przy stole. To była dyskryminacja - przyznał dziś Sąd Apelacyjny.
To była dyskryminacja - przyznał dziś Sąd Apelacyjny
/Kuba Kaługa /

Sąd pierwszej instancji błędnie ustalił stan faktyczny. Klientka restauracji w Sopocie doświadczyła dyskryminacji ze względu na płeć - miedzy innymi tak sąd uzasadniał swoją decyzję w głośnej sprawie. Jak tłumaczył sąd, karmienie piersią jest nierozerwalnie związane z macierzyństwem. Do tego pani Liwia - nie mogąc karmić przy stole, a zamiast tego robiąc to na krześle w pobliżu toalety - dostała gorszą usługę niż inni klienci.

Jak mówiła dziś w sądzie pani Liwia, z nakazu przeprosin w lokalnym portalu jest zadowolona. Spełniło się moje marzenie. Wreszcie mogę otwarcie powiedzieć wszystkim kobietom, że mogą karmić swoje dzieci piersią i nie muszą się niczego obawiać. Prawo jest po ich stronie - mówiła dziś pani Liwia Małkowska.

Według dra Krzysztofa Śmiszka z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, to precedensowa sprawa. Świadczy o tym także fakt, że włączył się w nią również Rzecznik Praw Obywatelskich. Kobiety w Polsce dostały od państwa bardzo jasny sygnał, że karmienie piersią w miejscu publicznym to jest podstawowa funkcja, którą państwo powinno chronić. To jest sytuacja, do której nie ma nikt inny dostępu niż tylko matka i jej dziecko. Wszelkie utrudnianie karmienia w miejscu publicznym powinno być traktowane z całą stanowczością i powinno być uważane za dyskryminację ze względu na płeć - mówił Śmiszek, który od początku wspierał w tej sprawie panią Liwię.

Sąd przyznał jej także 2 tysiące złotych zadośćuczynienia. Właściciela sopockiej restauracji nie było dziś w sądzie.


(ł)
Kuba Kaługa

...

To nie byla zadna dyskryminacja tylko brak kultury. Nie wiedzieli co zrobic w takiej sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:03, 30 Gru 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Sąd uniewinnił Belgów oskarżonych o kradzież z muzeum Auschwitz
Sąd uniewinnił Belgów oskarżonych o kradzież z muzeum Auschwitz

Wczoraj, 29 grudnia (22:47)

​Krakowski Sąd Okręgowy uniewinnił w piątek dwóch obywateli Belgii od zarzutu kradzieży trzech izolatorów porcelanowych z ogrodzenia byłego niemieckiego obozu Auschwitz II-Birkenau, stanowiących dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury. Sąd uznał, że oskarżeni nie wyczerpali znamion czynu zabronionego, ponieważ leżące poza ogrodzeniem muzeum fragmenty izolatorów nie są zabytkiem o szczególnym znaczeniu dla dóbr kultury.
Fragment ogrodzenia obozowego.
/Paweł Sawicki/www.auschwitz.org /

Sąd podzielił opinię jednego z biegłych, że izolatory stanowią zabytek archeologiczny, wynikający z kontekstu w jakim się znalazły, natomiast nie stanowią dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury, ponieważ nie są zindywidualizowane i nie mają unikatowego charakteru.

Wskazał także na brak ustaleń, aby celem działania oskarżonych było celowe zniszczenie bądź uszkodzenie zabytku. Z tego powodu uniewinnił oskarżonych. Wyrok jest nieprawomocny.

Zdaniem Sądu Okręgowego uznanie, iż zabrane izolatory posiadają istotne walory historyczne czy zabytkowe nie musi jednocześnie oznaczać traktowania ich jako dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury - stwierdził m.in. sąd w ustnym uzasadnieniu wyroku. Nie zgodził się także "z twierdzeniami, aby wszystkie elementy o masowym charakterze uznać za dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury tylko dlatego, że samo muzeum znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO".
Belgowie zostali zatrzymani w lipcu ubiegłego roku

Dwaj Belgowie 51-letni Yann P.B. i 48-letni William H. zostali zatrzymani 26 lipca ubiegłego roku przez straż leśną w lesie przy ogrodzeniu obozu kobiecego w Auschwitz-Birkenau. Mieli przy sobie trzy porcelanowe izolatory, niektóre z kawałkami drutu kolczastego. Były one elementem obozowego ogrodzenia, które podczas niemieckiej okupacji znajdowało się pod napięciem.

Jak zeznali w prokuraturze, ich zamiarem nie była kradzież. Chcieli sfotografować obóz od zewnątrz i idąc wzdłuż ogrodzenia, natrafili na leżące izolatory, niektóre częściowo zakopane w ziemi. Jak tłumaczyli, wzięli je odruchowo i bez zastanowienia, "popełniając głupotę". Przyznali, że mają świadomość znaczenia muzeum, ale nie wiedzieli, że popełniają przestępstwo.
Ich proces rozpoczął się przed krakowskim sądem pod koniec lutego

Oskarżeni nie stawili się do sądu. Jeszcze w prokuraturze chcieli dobrowolnie poddać się karze, przed sądem za pośrednictwem obrońcy uzupełnili wnioski o zgodę na publikację wyroku w mediach. Sąd uznał jednak, że sprawa musi zostać zbadana w ramach przewodu sądowego, ponieważ wątpliwości budzą okoliczności popełnienia przestępstwa, zwłaszcza odnośnie prawnej kwalifikacji czynu.

Kwestię, czy skradzione elementy izolatorów, leżące za ogrodzeniem muzeum, stanowiły dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury - co miało znaczenie dla kwalifikacji prawnej zarzutu i wymiaru kary - wyjaśniał sąd w toku procesu. W tym celu wystąpił o opinię do Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów, przesłuchał jednego z opiniujących i powołał kolejnego biegłego.

Zdaniem Instytutu i jednego z opiniujących elementy izolatorów stanowiły dobro o szczególnym znaczeniu dla dóbr kultury. Przesądzał o tym fakt, iż stanowiły integralną i niepodzielną część zabytku wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Biegły stwierdził, iż izolatory stanowią zabytek archeologiczny

Z kolei biegły powołany przez sąd stwierdził, iż izolatory stanowią zabytek archeologiczny, wynikający z kontekstu w jakim się znalazły, natomiast nie stanowią dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury, ponieważ nie są zindywidualizowane i nie mają unikatowego charakteru. Biegły wyraził też opinię, że "takie miejsca powinny zostać przebadane archeologicznie, albo wyłączone z ruchu turystycznego, w przeciwnym razie będzie dochodzić do przywłaszczeń". Podobne stanowisko zajął sąd w ustnym uzasadnieniu wyroku.

Sąd wskazał także, że obowiązujący obecnie stan prawny fragmentarycznie zapewnia ochronę karno-prawną dóbr kultury, ponieważ wśród przestępstw przeciwko mieniu brak jest artykułu przewidującego karalność za przywłaszczenie zwykłych, nie mających szczególnego znaczenia, dóbr kultury.

Jak podnosiła w trakcie procesu pełnomocniczka muzeum, cały teren miejsca pamięci ma szczególne znaczenie dla historii i światowego dziedzictwa kulturowego, dlatego zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a wszystkie elementy wyposażenia i instalacji byłego obozu, które znajdują się na jego terenie, stanowią dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury.

...

Trzeba to jakos okreslic. Elementow obozu nie mozna wynosic i tyle. Aswoja droga nie wyobrazam sobie takich pamiatek w domu nawet gdyby rozdawali. Drut kolczasty z Ausvhwitz... I co na szafce polozyc? Na scianie zawiesic? To sie nadaje tylko do kosciolow jako relikwie meczennikow. Bo to bylo meczenstwo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:13, 30 Gru 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Chłopak zostawił ją dla innej, zniszczyła mu auto
Chłopak zostawił ją dla innej, zniszczyła mu auto

Dzisiaj, 30 grudnia (16:04)

Była tak zła na byłego chłopaka, że… porysowała mu auto. Policjanci z Kętrzyna w Warmińsko-Mazurskiem, poszukiwali wandala, który zniszczył Audi A3. Okazało się, że samochód uszkodziła 22-latka.
REKLAMA

Zniszczone auto
/Policja

Do zdarzenia doszło w nocy z 9 na 10 grudnia. Nieznany wówczas sprawca porysował lakier Audi A3. Właściciel wycenił wartość strat na kwotę 1300 złotych. Stwierdził, że zniszczone zostały przednie lewe drzwi, lewy przedni błotnik oraz pokrywa silnika.

Policjanci ustalili, że auto zniszczyła 22-latka - była dziewczyna pokrzywdzonego. Kobieta usłyszała zarzut umyślnego zniszczenia mienia poprzez zarysowanie powłoki lakierniczej.

22-latka była tak zła na swojego byłego chłopaka, że porysowała karoserię w jego aucie
/Policja

Sprawczyni przyznała się do przedstawionego jej zarzutu. Powiedziała, że była bardzo zła i zdenerwowana na swojego byłego chłopaka, gdyż ten zaczął spotykać się z inną dziewczyną. Jak poinformowała, auto byłego partnera porysowała kluczykiem od swojego pojazdu.

Teraz porzuconej 22-latce grozi do 5 lat więzienia.

...

Jest tu oczywiscie czesciowe dzialanie w afekcie. Nie widze innego wyroku niz oplacenie naprawy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:03, 11 Sty 2018    Temat postu:

Pedofil wyszedł z więzienia i zgwałcił nastolatka


Dzisiaj, 11 stycznia (12:50)
Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze aresztował na dwa miesiące Grzegorza Ł. podejrzanego o zgwałcenie nastoletniego chłopca. Mężczyzna był już raz karany za gwałty na nieletnich. W 2012 r. został prawomocnie skazany na sześć lat za to przestępstwo.

Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze aresztował na dwa miesiące Grzegorza Ł. podejrzanego o zgwałcenie nastoletniego chłopca. Mężczyzna był już raz karany za gwałty na nieletnich. W 2012 r. został prawomocnie skazany na sześć lat za to przestępstwo.Mężczyzna został zatrzymany 4 stycznia (zdj. ilustracyjne)/Piotr Bułakowski /RMF FM
REKLAMA
Grzegorzowi Ł. postawiono zarzuty dwóch gwałtów na nieletnim. Do ich popełnienia doszło w lutym 2016 r. oraz w listopadzie 2017 r. w Jeleniej Górze. Ponadto, podejrzanemu postawiono dwa zarzuty dotyczące odpłatnego i nieodpłatnego udzielania innym osobom - w tym nieletnim, substancji psychotropowych i środków odurzających - mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze prok. Tomasz Czułowski.
Mężczyzna został zatrzymany 4 stycznia. Jak podała prokuratura, miał przy sobie amfetaminę. Postawiono mu również zarzut posiadania substancji psychoaktywnych.
Mężczyzna był już raz karany za gwałt na nieletnich. W 2012 r. został prawomocnie skazany na sześć lat za wykorzystywanie seksualne i gwałty na dwóch uczniach jednego z wrocławskich liceów. Grzegorz Ł. był wówczas pracownikiem basenu położonego przy szkole. Mężczyzna wyszedł z więzienia w 2016 roku.


...

Horror


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:47, 24 Sty 2018    Temat postu:

Prezydent Sopotu Jacek Karnowski ostatecznie uniewinniony od zarzutów korupcji. Jest wyrok SN


46 minut temu
Prezydent Sopotu Jacek Karnowski jest już ostatecznie uniewinniony od zarzutów korupcji. Sąd Najwyższy oddalił kasację prokuratury w sprawie dotyczącej rzekomego przyjęcia przez Karnowskiego łapówek od lokalnych biznesmenów.

Prezydent Sopotu Jacek Karnowski (po prawej) i diler samochodowy Włodzimierz Groblewski na sali rozpraw Sądu Najwyższego w Warszawie /Rafał Guz /PAP
Prezydent Sopotu Jacek Karnowski (po prawej) i diler samochodowy Włodzimierz Groblewski na sali rozpraw Sądu Najwyższego w Warszawie/Rafał Guz /PAP
Kasację w lutym zeszłego roku wniosła do SN Prokuratura Regionalna w Gdańsku, która chciała uchylenia orzeczenia uniewinniającego Karnowskiego i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania sądowi okręgowemu. Obrona wniosła o oddalenie kasacji.
Nie jesteśmy trzecią instancją, nie badamy merytorycznie trzeci raz tej sprawy. Jesteśmy organem, który ma zweryfikować, czy w postępowaniu odwoławczym doszło do rażących naruszeń prawa - przypomniał w uzasadnieniu środowego postanowienia sędzia SN Dariusz Kala. Dodał, że w tej sprawie sądy nie poczyniły wadliwych ustaleń faktycznych i nie dopuściły się naruszeń przepisów prawa karnego.
Przypomnijmy, w październiku 2016 roku gdański sąd okręgowy podtrzymał wyrok Sądu Rejonowego w Sopocie i uniewinnił Karnowskiego od dwóch zarzutów przyjęcia łapówek w formie napraw aut i prac budowlanych. Uniewinniono również dwóch biznesmenów, którzy - według prokuratury - mieli wykonać wspomniane usługi na rzecz prezydenta Sopotu. Sąd uznał m.in., że świadczenia te nie miały charakteru łapówek, ale zwykłych usług. W ocenie sądu prokuratura m.in. nie wskazała korzyści, jakie mieliby odnieść biznesmeni w zamian za wskazane przez śledczych usługi wykonane na rzecz Karnowskiego.
Prokuratura stoi na stanowisku, że udzielenie i przyjęcie korzyści przez osobę pełniącą funkcję publiczną może mieć charakter przestępczy nie tylko wówczas, gdy korzyść została udzielona w zamian za określone działanie lub zaniechanie, ale również wówczas, gdy korzyść taka udzielona została w celu zapewnienia sobie przychylności urzędnika - argumentowała w kasacji gdańska prokuratura.
W ocenie obrony prokuratura kwestionowała fakty ustalone przez sądy obu instancji, co w ramach kasacji jest niedopuszczalne.
Sąd Najwyższy oddalił również kasację prokuratury w zakresie uniewinnień obu biznesmenów współoskarżonych w tej sprawie z Karnowskim.

...

Trzeba odnotowac! Nie mozna tak jak medfiole hucznie trajkotac o oskarzeniach a jak uniewinnie to cisza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 33, 34, 35  Następny
Strona 15 z 35

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy