Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Święta polska męczennica z Boliwii! Helena Kmieć.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:03, 18 Lut 2017    Temat postu:

Ona taka była. Dobra

mk
dodane 18.02.2017 13:05

Wśród licznych pasji Heleny była także muzyka - śpiewu uczyła się w szkole muzycznej w Gliwicach, a swój talent wykorzystywała między innymi na pielgrzymkach
arch. parafii św. Barbary w Libiążu
zobacz galerię

Helenę Kmieć, młodą wolontariuszkę, która zginęła podczas wyjazdu misyjnego, wspominają przyjaciele i znajomi.

- Helenka była wyjątkową, niezwykłą i boską kobietą - zapewnia Ewa Kamińska, która Helenę poznała na Salwatoriańskim Forum Młodych w Dobroszycach. Jak wspomina, ważny był dla niej drugi człowiek - nie tylko potrafiła z każdym porozmawiać, ale też "podejmując codzienne działania zastanawiała się, co może dać drugiemu".

Być może dlatego "Helenkę lubili wszyscy", jak stwierdza Justyna Paciorek. - Na samym Facebook'u miałyśmy 55 wspólnych znajomych. I od żadnej z tych 55 osób nie usłyszałam, złego słowa na jej temat - że kogoś zdenerwowała, uraziła czy że ktoś jej nie lubi! To nie jest tak, że mówię to, bo jej nie ma. Ona taka była. Dobra - podkreśla.

- Wielka pokora, uśmiech na twarzy, młodzieńczy entuzjazm, chęć pomocy w najdrobniejszych sprawach - to wszystko promieniowało z Helenki z wielką mocą! - tak opisuje swoje spotkanie z młodą misjonarką Dobrochna Martenka, która poznała ją kilka lat temu, kiedy wraz z grupą młodzieży Helena przyjechała do Poznania. - Miała wtedy zaledwie 19 lat, a tak pięknie świadczyła o Miłości - mówi D. Martenka.

Ci, którzy poznali Helenę, często wspominają jej liczne talenty, którymi wyróżniała się już w przedszkolu. - Kiedy my dopiero uczyliśmy się pisać i czytać, Helenka jako jedyna z nas już to potrafiła. Do dziś wspominam jak nasza grupa przedszkolaków prosiła Helenkę, by po obiedzie poczytała nam bajkę. Nigdy nie odmawiała, a my z radością siadaliśmy w kołku, by w skupieniu i z wielkim podziwem wsłuchać się w to, co nam czytała - opowiada Katarzyna Ślusarczyk, która wspólnie z Heleną chodziła do libiąskiego przedszkola nr 4.

Później spotykały się m.in. na pieszych pielgrzymkach. - Swoją postawą dawała nam wszystkim niezwykłe świadectwo głębokiej wiary i miłości do Boga. Zawstydzała niejednego z nas znajomością Pisma Świetego i oddaniem w modlitwie - mówi K. Ślusarczyk. - Teraz w zwykłej codzienności, w chwilach słabości i zwątpienia, przywołuję takie wspomnienia, by tak jak Helenka potrafić znaleźć zawsze czas dla Pana Boga.

By tak jak Helenka odważnie iść przez życie i głosić Słowo Boże. Głęboko wierzę, że teraz Helenka czuwa nad nami tam, u Pana, w Królestwie Niebieskim i kiedyś wszyscy ponownie się spotkamy - dodaje.

Wśród licznych pasji Heleny była także muzyka - śpiewu uczyła się w szkole muzycznej w Gliwicach, a swój talent wykorzystywała między innymi na pielgrzymkach. Tam poznała ją Magdalena Kania. Kilka lat później spotkały się ponownie - w prowadzonym przez księży salwatorianów Wolontariacie Misyjnym Salvator.

- Uwielbiałam z nią śpiewać. Najbardziej w naszej kaplicy wolontariatu w Trzebini. Często dostawałam od niej sms: "Cześć Madzia! Co robisz? Może wpadniesz do Trzebini? Pośpiewamy...Smile". I przyjeżdżałam. To były piękne chwile. Tylko my dwie i On - wspomina dzisiaj M. Kania. Dodaje, że „z Helenką to nigdy nie był zwykły śpiew. To była prawdziwa modlitwa!”.

- Miałyśmy jeszcze nagrać płytę misyjną. Miała też zaśpiewać Ave Maria na moim ślubie, chociaż nie zdążyłam jej o to poprosić. Ufam, że teraz będzie w tym wszystkim obecna jeszcze bardziej i wyprosi nam wiele łask. Bo jestem pewna, że Helenka jest w niebie! - zapewnia Madgalena.

...

To oczywisty wzor. Kazdy rozumie ze Swiat zlozony z takich ludzi bylby rajem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:18, 19 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
W Libiążu trwają uroczystości pogrzebowe zamordowanej w Boliwii Heleny Kmieć
W Libiążu trwają uroczystości pogrzebowe zamordowanej w Boliwii Heleny Kmieć

31 minut temu

​W kościele św. Barbary w Libiążu trwają uroczystości pogrzebowe Heleny Kmieć, polskiej wolontariuszki zamordowanej w Boliwii. W sobotę w jej intencji odprawiono mszę świętą w w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Trzebini.
Pogrzeb Heleny Kmieć, polskiej wolontariuszki zamordowanej w Boliwii.
/Stanisław Rozpędzik /PAP


Przy białej trumnie ustawiono czarno-białe zdjęcie Heleny. Żegnają ją rodzina, przyjaciele, wolontariusze z Wolontariatu Misyjnego "Salvator" oraz mieszkańcy Libiąża.

Pogrzeb Heleny Kmieć ma charakter państwowy. Premier Beatę Szydło reprezentuje szefowa kancelarii premiera Beata Kempa. W uroczystości uczestniczy także podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski.

Prezydent Andrzej Duda odznaczył pośmiertnie Helenę Kmieć - polską wolontariuszkę, która zginęła w Boliwii - Złotym Krzyżem Zasługi za działalność charytatywną i społeczną oraz za zaangażowanie w pomoc potrzebującym. Odznaczenie to przekazał rodzinie Wojciech Kolarski.

Helena Kmieć została zamordowana w nocy z 24 na 25 stycznia w Boliwii. Zginęła w miejscowości Cochabamba podczas napadu na ochronkę dla dzieci. Została ugodzona nożem. Dwóch mężczyzn podejrzanych o zabójstwo zostało zatrzymanych.

Śledztwo w sprawie śmierci Polki wszczęła 25 stycznia Prokuratura Okręgowa w Krakowie.

Jechała na misję w Boliwii z entuzjazmem, mimo że jej odradzano, straszono, że jest tam niebezpiecznie. Ona chciała służyć Chrystusowi - tak o zamordowanej wolontariuszce mówił metropolita krakowski, arcybiskup Marek Jędraszewski.

(ag/łł)
RMF FM/PAP

..

Od razu wiadomo ze wielka swieta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:44, 19 Lut 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → Premier napisała list o Helenie Kmieć
Premier napisała list o Helenie Kmieć
PAP
dodane 19.02.2017 15:40

Agnieszka Otłowska /Foto Gość


Jej śmierć przyniosła nam ból i cierpienie, jej życie dla wielu z nas pozostanie inspiracją - napisała premier Beata Szydło w liście o Helenie Kmieć, Polce zamordowanej w Boliwii. List powstał jeszcze podczas pobytu premier w szpitalu, odczytała go podczas pogrzebu szefowa kancelarii premiera Beata Kempa.

"Żegnając dzisiaj Helenę Kmieć, żegnamy symbol dobra, bezinteresownej pomocy i szczerej miłości bliźniego. Choć bardzo młoda udowodniła, jak wielkie ma serce. Jej śmierć przyniosła nam ból i cierpienie, jej życie dla wielu z nas pozostanie inspiracją i wzorem" - podkreśliła premier.

Przypomniała, że Helena Kmieć była aktywna w duszpasterstwie akademickim, podczas Światowych Dni Młodzieży (ŚDM) była koordynatorką w parafii w Libiążu. "Wyjątkowa, utalentowana i energiczna. Zdecydowała się poświęcić dotychczasowe bezpieczne życie i opuścić na wiele miesięcy rodzinę oraz bliskich, by nieść pomoc dzieciom w dalekiej Boliwii. Ten akt miłosierdzia wymagał niezwykłej determinacji, gotowości do wyrzeczeń i przede wszystkim nadziei. Nadziei na podarowanie lepszego życia potrzebującym" - zaznaczyła w liście Beata Szydło.

Premier przekazała rodzinie, bliskim i przyjaciołom Heleny wyrazy współczucia. "Jej radosny uśmiech pozostanie w naszych sercach na wieki. Część jej pamięci" - napisała.

..

Odnotowuje fakt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:54, 19 Lut 2017    Temat postu:

Święci żyją tak blisko nas...

mk
dodane 19.02.2017 15:45

Uroczystościom pogrzebowym Heleny Kmieć przewodniczy kard. Stanisław Dziwisz
Miłosz Kluba /Foto Gość
zobacz galerię

- Tajemnica i wartość męczeńskiej śmierci Helenki są znane w pełni tylko Bogu, ale my, patrząc oczami wiary, mamy pewność, że warto pięknie żyć - mówił w drugim dniu pogrzebu Heleny Kmieć ks. Franciszek Ślusarczyk.

Uroczystość rozpoczęła się przed godz. 15 w Libiążu, w rodzinnej parafii zamordowanej w Boliwii wolontariuszki. Przed Mszą św. Wojciech Kolarski z Kancelarii Prezydenta RP przekazał rodzinie Heleny Złoty Krzyż Zasługi, którym za poświęcenie w działalności charytatywnej i społecznej oraz za zaangażowanie w pomoc potrzebującym odznaczył tragicznie zmarłą Andrzej Duda.

- Droga Helenko, twoją śmierć przeżywają nie tylko twoja rodzina i parafia św. Barbary w Libiążu, ale również archidiecezja krakowska, która zapamiętała cię jako wyjątkową wolontariuszkę w czasie Światowych Dni Młodzieży - mówił na początku Eucharystii kard. Stanisław Dziwisz. - Twoja śmierć nie jest przegraną! Poprzez twoją śmierć stałaś się dla wielu młodych na całym świecie powierniczką ich spraw przed Jezusem Chrystusem - dodał.

Wraz z nim Mszę św. koncelebrowali m.in. bp Jan Zając, brat dziadka Heleny, pracujący w Boliwii bp Antoni Reimanno oraz ks. Ślusarczyk, rektor sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, który wygłosił kazanie.

Przypominając świadectwa przyjaciół Heleny, które po jej śmierci pojawiły się w mediach, podkreślał, że mają one wspólny mianownik: - Ich streszczeniem jest miłość, wdzięczna miłość względem Boga oraz młodzieńcza, piękna miłość wobec bliźnich - mówił ks. Ślusarczyk.

- Tajemnica i wartość tej męczeńskiej śmierci Helenki jest znana w pełni tylko Bogu, ale my, patrząc oczami wiary, mamy pewność, że warto pięknie żyć, aby w chwili nawet tak niespodziewanej śmierci mieć pełne przekonanie, że "dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka" - jak mówi Księga Mądrości, a "ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali" na całą wieczność - tłumaczył rektor sanktuarium Bożego Miłosierdzia.

Podkreślał, że to spotkanie przy ołtarzu jest dziękczynieniem za to, że "święci ludzie żyją tak blisko nas". - Często znamy ich z imienia, doświadczamy na co dzień ich dobroci, mądrości, Bożego entuzjazmu, bezinteresowności, czystości serca; razem z nimi podejmujemy twórcze inicjatywy, ale w całej pełni uświadamiamy sobie oraz dostrzegamy ich duchowe piękno wówczas, kiedy od nas odchodzą - podkreślał.

Przytoczył też odpowiedzi, jakich Helena udzieliła, będąc stewardessą, w pracowniczej ankiecie: "Plany na najbliższy rok: duszpasterstwo lotnicze, uporządkowanie, nauczyć się hiszpańskiego; Na następne 5 lat: rodzina, praca dająca satysfakcję, być bardziej dla innych; Plan długoterminowy: świętość".

- Dla niej to było takie całkiem normalne: lotnisko, rodzina, świętość - mówił ks. Ślusarczyk. - Oby i dla nas "lotnisko" zadań i obowiązków, troska o stworzenie dobrej rodziny oraz perspektywa świętości były czymś najbardziej normalnym - apelował.

Przytoczył także wiersz, który Helena napisała w Jerozolimie, w bazylice Grobu Pańskiego: "Tu w kaplicy - katolicy /W tamtej nawie - prawosławie, /Zaraz za Grobem stoją koptowie, /Przy tamtej ścianie znowu - ormianie… /Bóg w swoim domu ociera oczy: /Dlaczego dzielą, zamiast jednoczyć...?". - Może warto te słowa Helenki odczytać przy jej trumnie jako cenny testament? - zachęcał.

W Mszy św. w kościele św. Barbary w Libiążu uczestniczyło kilka tysięcy osób, ok. 120 księży i przedstawiciele władz - szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Beata Kempa oraz Wojciech Kolarski, podsekretarz stanu w kancelarii Prezydenta.

B. Kempa odczytała list premier Beaty Szydło, w którym podkreślała ona m.in., że Helena Kmieć była "symbolem dobra, bezinteresownej pomocy i szczerej miłości bliźniego".

...

Na szczescie swieci sa blisko nas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:40, 20 Lut 2017    Temat postu:

Dziękujemy Bogu, że tak ją cudownie stworzył

Monika Łącka
dodane 19.02.2017 18:37

Helenę wspominała m.in. s. Savia Bezak, służebniczka dębicka, która opowiedziała, jak wyglądał ostatni wieczór przed śmiercią wolontariuszki
Miłosz Kluba /Foto Gość
zobacz galerię

"Miłość Heleny będzie towarzyszyła nam zawsze, miłości bowiem pogrzebać nie sposób" - napisali biskupi Boliwii w specjalnym liście, który został odczytany na zakończenie pogrzebowej Mszy św. Heleny Kmieć.

Wolontariuszkę wspominali też s. Savia Bezak ze Zgromadzenia Służebniczek Dębickich, dyrekcja Zespołu Szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu, ks. Piotr Filas SDS, prowincjał zgromadzenia salwatorianów, i bp Jan Zając, brat dziadka Helenki.

Siostra służebniczka dębicka przypomniała m.in. okoliczności, w jakich poznała Helenę i opowiedziała, jak wyglądał ostatni wieczór przed śmiercią wolontariuszki. Po Mszy św. rozmawiała wtedy z Heleną i Anitą Szuwald o tym, co dziewczynom udało się zrobić w przygotowywanej do otwarcia ochronce dla boliwijskich dzieci. Później odprowadziła wolontariuszki do ich mieszkania, nie przeczuwając, jaki dramat rozegra się kilka godzin później.

- Dziś przywożę tu słowo "przepraszamy" - za tę niewinną śmierć, za ten niezrozumiały dla wszystkich akt zagubionego, uwikłanego w zło młodego człowieka, rówieśnika Helenki. Przede wszystkim pragnę jednak powiedzieć "dziękuję". Dziękuję wam, drodzy rodzice, za waszą wspaniałą córkę, za waszą ogromną wiarę i zaufanie Bogu oraz za modlitwę i za waszą postawę, że mimo ogromnego bólu troszczyliście się o nas, jak my radzimy sobie w Boliwii - mówiła s. Bezak.

Z kolei bp Antoni Reimann, wikariusz apostolski w Boliwii, odczytał list, jaki do Kościoła w Polsce z okazji uroczystości pogrzebowych Heleny napisali boliwijscy biskupi.

"Bolejemy nad tym, co się wydarzyło w Cochabambie i prosimy Pana Jezusa, który za nas umarł i zmartwychwstał, abyśmy nie przestawali miłować nawet tych, którzy nas prześladują. Wierzymy mocno, że Ten, któremu śp. Helena z taką radością służyła w braciach i siostrach opuszczonych, przyjmie ją do swojego królestwa niebieskiego" - zapewnili, dodając, że chociaż fizycznie Helena nie jest już z nami, to jednak jej miłość będzie nam zawsze towarzyszyć.

"Miłości bowiem pogrzebać nie sposób. Ta miłość pozostanie w sercu i w pamięci, nie tylko tutaj, w jej ojczyźnie, w Polsce, ale także tam, gdzie służyła z wiarą i radością, a szczególnie w Boliwii, przez tak krótki, ale owocny czas. Dla ludu Bożego w całym Kościele, a szczególnie dla młodzieży, pozostanie żywym przykładem budowania cywilizacji miłości" - podkreślili biskupi.

Ks. Piotr Filas podziękował natomiast wszystkim za modlitwę w intencji śp. Heleny oraz w intencji salwatorianów, którzy z bólem przyjęli to, co stało się w Boliwii. Szczególne podziękowania skierował do bp. Zająca, który - po ojcowsku - bardzo pomógł zgromadzeniu przejść przez ten trudny czas. Pomógł, choć sam - będąc krewnym dziewczyny - bardzo przeżywał tragedię.

Ks. Filas na uroczystość przyniósł też cztery misyjne krzyże Heleny, z którymi pojechała ona do Boliwii. Pierwszy złożył na jej trumnie, drugi przekazał rodzicom - Barbarze i Janowi, trzeci - bp. Zającowi, by zawiesił go w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach jako znak modlitwy o nawrócenie tych, którzy wyrządzili zło i miłosierdzie dla nich. Czwarty krzyżyk otrzymał ks. Mirosław Stanek SDS, dyrektor Wolontariatu Misyjnego Salvator. Zawiesi go w siedzibie WMS pod zdjęciem Heleny, aby dla młodych ludzi był przypomnieniem o jej dobrym życiu i impulsem do stawania się lepszymi.

Na koniec, w imieniu rodziny Heleny, głos zabrał bp Zając.

- Pragnę podziękować Bogu za to, że ją tak cudownie stworzył i pozwolił pomnożyć talenty umysłu, woli, serca, by mogła się nimi dzielić z innymi - mówił, dodając, że dziękczynienie za Helenę jest wymownym znakiem, iż ŚDM trwają nadal, zataczając coraz szersze kręgi i przynosząc błogosławione owoce poprzez czytelne świadectwo życia i męczeńskiej śmierci Helenki.

Nawiązując do napisu umieszczonego nad wejściem do świątyni: "Idźcie i głoście", zauważył z kolei, że są to słowa, które od najmłodszych lat realizowała swoim życiem Helenka. Co więcej, miała ona świadomość, Komu zawdzięcza swoje życie i talenty, czemu dała wyraz, pisząc na płycie będącej zapisem jej recitalu dyplomowego: "Bogu, który mnie tak cudownie stworzył".

Po Mszy św. trumna z ciałem Helenki została w procesji przeniesiona na cmentarz komunalny nieopodal kościoła św. Barbary w Libiążu.

Zgodnie z wolą rodziny, uroczystości pogrzebowe na cmentarzu odbyły się bez udziału mediów.

...

Tobie holdy niesc pospiesza meczennikow orszak bialy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:41, 12 Mar 2017    Temat postu:

I święta, i bardzo normalna

Mira Fiutak
dodane 12.03.2017 10:51 Zachowaj na później

Schola DA „Albertinum” jeszcze razem z Heleną (druga z prawej w pierwszym rzędzie) na festiwalu w Toruniu
Archiwum Scholi DA „Albertinum”

Znajomi z gliwickiego DA opowiadają o Helenie Kmieć. Czyli o Helence lub Helen, jak mówią o niej.

Od tamtego dnia minęły już prawie dwa miesiące. Od pogrzebu – trochę ponad tydzień. Zdecydowali się opowiedzieć o Helenie. Długo nie byli w stanie, ciągle nie jest to łatwe. Przyjaciele z gliwickiego Duszpasterstwa Akademickiego znali ją przez ostatnie, dorosłe lata jej życia. Od września 2009 roku, kiedy jako młoda dziewczyna przyjechała na studia na Politechnice Śląskiej. I już została w Gliwicach.

O Helenie Kmieć, wolontariuszce zamordowanej w Boliwii, od 24 stycznia powiedziano i napisano sporo. Czasem bolało ich to, co czytali. Czasem widzieli, że to nie do końca Helenka, którą znali. Wychodziło jakoś pomnikowo. A ona była i święta na co dzień, i bardzo normalna. Ciągle uśmiechają się na wspomnienie Heleny wpadającej prosto z lotniska w ostatniej chwili na Mszę akademicką o 20.00. W płaszczu w amarantowym kolorze linii Wizz Air.

– To, że pracowała jako stewardessa po studiach chemicznych, to właśnie jest Helena. Ona miała takie nieszablonowe myślenie, absolutnie nas to nie zdziwiło – mówi Szymon Szymik, dyrygent scholi DA „Albertinum”, którą zapoczątkowała Helenka.

Kiedy po przyjeździe do Gliwic przyszła do duszpasterstwa, właśnie była zmiana pokoleniowa. Jedni odeszli, inni jeszcze nie przyszli. Ks. Wojciech Michalczuk, duszpasterz akademicki, wspomina, jak powiedział kiedyś Helenie, że na Mszach o 20.00 sam wszystkim się zajmuje. – A ona na to bez zastanowienia: „A ja mogę przyjść z gitarą?”. I muszę powiedzieć, że zaimponowała mi, kiedy zjawiła się w kościele z 12-strunową gitarą. Pierwsza moja radość to to, że gitara była dobrze nastrojona, druga – że grała tak rytmicznie, jak nikt do tej pory – wspomina, a wie, o czym mówi, bo sam gra na takiej gitarze.

Kiedy Szymon zaczynał studia, Helena była na II roku. Studiowała makrokierunek – to taka synteza kilku kierunków, w dodatku po angielsku. – Od razu zaprzyjaźniliśmy się. Też studiowałem na Wydziale Chemicznym. Kiedyś rozmawialiśmy na tematy chemiczne, a Helena do mnie: „O czym ty mówisz?”. Zdziwiłem się, bo to były podstawy. A ona: „Jak to jest po angielsku?” i wszystko było jasne – opowiada. Oprócz angielskiego, uczyła się niemieckiego, hiszpańskiego, ostatnio włoskiego.

Łączyła ich też gliwicka Państwowa Szkoła Muzyczna II st., gdzie Helena uczyła się śpiewu klasycznego w klasie Joanny Wojnowskiej. – Najpierw grała sama na „dwudziestkach”, a potem zaczęliśmy rozkręcać coś większego. Ja przejąłem rolę lidera, ale Helen była bardzo mocno wspierająca – mówi Szymon. Nazywali ją „Helen”, bo pasowało to do nietuzinkowej dziewczyny. – Ona i Grzegorz Steć byli dużą podporą w budowaniu tego zespołu – dodaje.

Dzisiaj to już zupełnie inny zespół, jesienią ubiegłego roku schola nagrała płytę, którą nazwali „Przywróć mi życie”... W każdym utworze rozpoznają głos Heleny. – Ja na początku nie czytałam nut – wtrąca Monika Kostka. – Wtedy Helenka stawała obok mnie i pokazywała mi wszystko palcem. Ona zawsze wierzyła w człowieka – dodaje. Przez pół roku razem mieszkały na stancji. Wciągnęła ją także do Wolontariatu Misyjnego „Salvator”. Helena angażowała się i inicjowała wiele wydarzeń. Wymieniają zabawy andrzejkowe i bale karnawałowe, wspólne śniadania, seanse filmowe, Drogę Krzyżową uliczkami miasteczka akademickiego... Nie oczekiwała, żeby ją ktoś dostrzegł, żeby zaistnieć.

– Tak było, że gdzie się pojawiała, tam wokół niej wszystko zaczynało się kręcić, gromadzili się ludzie – mówi ks. Michalczuk. – Jako kapłan widziałem jej nieustanny rozwój duchowy i intelektualny. Do Pana Boga była zawsze przywiązana, z tym już przyszła, ale zawsze chciała lepiej i więcej – wspomina. Kiedy ją doceniał, często słyszał: „Mogło być lepiej, mogłam się bardziej postarać”. – Stale miała niedosyt w stosunku do siebie, ale nigdy tak nie mówiła o innych. Bardziej, że kogoś nie dopilnowała, zapomniała coś powiedzieć – dodaje. Ciągle trudno mu mówić o niej w czasie przeszłym.

Więcej w najnowszym, 10. numerze "Gliwickiego Gościa" na 12 marca.

...

Swieci to wzor normalnosci. To nikczemnicy traca rozum i postepuja jak oblakani.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:01, 23 Mar 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → Zabójca Heleny Kmieć się nawrócił!
Zabójca Heleny Kmieć się nawrócił!
KAI
dodane 23.03.2017 11:41 Zachowaj na później

Helena Kmieć pochodziła z Libiąża. Pracowała jako stewardessa
arch. Wolontariatu Misyjnego Salvator

Wiara przemienia ludzką niecierpliwość i wątpliwości w pełną nadzieję, a człowiek ufający Bogu porzuca formy lęku i strachu - mówił bp Jan Zając podczas Mszy św. w sanktuarium Krzyża Świętego w opactwie cystersów w Krakowie – Mogile, odprawionej w ramach wielkopostnych nabożeństw stacyjnych.

W trakcie homilii bp Jan Zając powiedział, że kto wypełnia przykazania i uczy je wypełniać będzie wielki w Królestwie Niebieskim. -Wszyscy jesteśmy zaproszeni do osiągnięcia tej wielkości. Nie zapominajmy jednak, że największym, ale i najtrudniejszym zarazem przykazaniem jest przykazanie miłości Boga i bliźniego – podkreślił.

Zdaniem hierarchy wiara przemienia ludzką niecierpliwość i wątpliwości w pełną nadzieję, a człowiek ufający Bogu porzuca formy lęku i strachu.

Podczas homilii bp Zając nawiązał także do śmierci Helenki Kmieć, wolontariuszki, która została zamordowana w Boliwii. Biskup opowiedział, że człowiek, który ją zabił nie przyznawał się w trakcie śledztwa do tego przestępstwa.

Dodał, że w trakcie wizji lokalnej w ochronce, w której dokonał tej zbrodni, po długich godzinach śledztwa, siostry podały mu picie oraz koc, ponieważ było zimno. – Ten gest sprawił, że coś drgnęło w sercu tego młodego człowieka, nieszczęśliwego i porzuconego przez rodziców. I wtedy on postawił pytanie: czy siostry i rodzice mi przebaczą? Nie trzeba było czekać na odpowiedź, ponieważ ten gest życzliwości i serdeczności, troski o tego człowieka, był odpowiedzią, że tak – powiedział bp Zając. – Wtedy ten człowiek rzucił się na kolana i zaczął mówić i prosić, aby mu przebaczyć. Przyznał się do wszystkiego i chciał przyjąć każdą karę, nawet największą, aby mógł w jakiś sposób spłacić ten dług, jaki zaciągnął przez swoje złe postępowanie – mówił bp Zając.

– Krew wylana przez Helenkę wołała o przebaczenie, o darowanie, do Ojca bogatego w miłosierdzie. Życie oddane w ofierze przynosi takie efekty miłosierdzia Bożego – wyjaśniał hierarcha. – Miłość miłosierna to miłość bez granic, która leczy ludzkie serca, obala mury odgradzające nas od Boga i siebie nawzajem – podkreślił bp Zając.

Sanktuarium Krzyża Świętego w Krakowie-Mogile jest najstarszym i najsłynniejszym w Polsce ośrodkiem kultu Pana Jezusa Ukrzyżowanego. Cysterskie opactwo powstało w XIII wieku. W nim znajdują się autentyczne relikwie Krzyża Świętego, które wierni czczą przez ucałowanie, głównie w czasie nabożeństw wielkopostnych, pierwszopiątkowych czuwań oraz odpustu.

Sanktuarium w Mogile było częstym miejscem modlitwy bp. Karola Wojtyły. Z kolei jako papież w czasie swojej pierwszej podróży do Ojczyzny, właśnie w Mogile w 1979 r. w wygłoszonej homilii po raz pierwszy w nauczaniu papieskim użył wyrażenia „nowa ewangelizacja”.

...

To bylo oczywiste. Dziecko ulicy... Winni zawsze dorosli... Nie macie pojecia co to dziecinstwo bez milosci. Stalin, Putin itd. To nie sa normalni ludzie...
Czyli dobry łotr... SmileSmileSmileSmile
Ale szybko idzie! Ali Agca 30 lat tutaj 30 dni. Zaiste czasy ostatnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:42, 03 Sie 2017    Temat postu:

W Helence była harmonia – poruszająca rozmowa z Teresą Kmieć
Karolina Krawczyk i Katolicka Agencja Informacyjna | Sier 03, 2017
EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„W tę ostatnią noc Helenka poprosiła Anitę, żeby pożyczyła jej słownik do hiszpańskiego, bo przed snem chciała jeszcze przeczytać Pismo Święte - mówi Teresa Kmieć, siostra Heleny, wolontariuszki zamordowanej w Boliwii w styczniu 2017 roku.


K
arolina Krawczyk (KAI): Minęło pół roku od zabójstwa Twojej Siostry. Trudno Ci o tym wszystkim mówić?

Teresa Kmieć: Dla mnie to jest wciąż świeże. Żyłyśmy z sobą prawie 26 lat. To niezliczona ilość wspólnych wydarzeń, chwil, wspomnień… Ciężko to objąć słowami, bo to tak, jakby ktoś wyrwał mi pół serca. Płakałam w samotności, nocami. Przypominałam sobie te wszystkie wspólne chwile, przeróżne piosenki, które mi się z nią kojarzyły…

Jaka Ona była?

Wydaje mi się, że to jest idealna święta na nasze czasy. Nie boję się tego słowa. Helenka była bardzo normalna. Nie chodziła trzy metry nad ziemią i nie mówiła cały czas o pobożnych sprawach. Miała relacje, przyjaciół, chodziła po górach, wspinała się, grała na gitarze, śpiewała, podróżowała. Miała wiele pasji. Robiła mnóstwo rzeczy, które robią inni młodzi ludzie na całym świecie. Takich ludzi jak ona jest wbrew pozorom bardzo dużo. I dlatego jest ważne, żeby mówić o Helence.

Dlaczego?

Bo ważne jest, żeby jak najwięcej ludzi zrozumiało, że można być człowiekiem, który żyje pełnią życia, a jednocześnie jest zanurzony w Panu Bogu, jest całkowicie w Niego zapatrzony. Myśmy z Helenką nie rozmawiały o wierze jakoś szczególnie często. To, co się działo między nami, w naszym domu – te wszystkie pielgrzymki, działalność w Ruchu Światło-Życie, później w Wolontariacie Misyjnym Salvator… Nie musiałyśmy się nawzajem jakoś „umoralniać”. Po prostu Pan Bóg był i jest cały czas blisko – to w naszym domu całkiem naturalne. W życiu Helenki był czas na modlitwę, rodzinę, przyjaźń, na planszówki, sport, muzykę, na relacje… Była w niej harmonia.

Kiedy jeszcze żyła, czułaś, że jest kimś wyjątkowym?

Bardzo się kochałyśmy, ale na pewno nie oceniałam jej jako idealnej. I teraz też nie mówię, że była ideałem, bo każdy ma jakieś wady. Ale widzę, ile osób zachwyca się jej postawą, jej życiem. Dzięki temu ja też patrzę inaczej, szerzej. Widzę, że miałam ogromne szczęście, że mogłyśmy się razem wychowywać. Byłam jej starszą siostrą, której ona ufała. Wiem, że miałam ważne miejsce w jej sercu. To zaszczyt. Teraz doceniam to jeszcze bardziej. Czuję dumę z tego, że ona potrafiła pojechać na misje i zostać tam aż do końca.

Skąd się to u Niej brało? Ta radość życia, wiara, siły?

To zasługa rodziców. Oni nas wychowali w wierze. Wiadomo, że w życiu każdego człowieka przychodzą różne momenty, kiedy on sam musi podjąć decyzję, czy idzie za Chrystusem i nikt go nie może w tym wyręczyć, ale dzięki rodzicom my od zawsze wiedziałyśmy, że Bóg jest. Od zawsze rodzice nam powtarzali, że Bóg nas kocha, że jest naszym Panem i Zbawicielem, że musi być najważniejszy, że warto Mu ufać, bo zna nas najlepiej i chce naszego dobra. To Bóg się o nas najlepiej troszczy.

Świętość wyniesiona z domu rodzinnego?

Nie chcę, żeby to brzmiało jako coś wyjątkowego. Bo świętość powinna być takim normalnym, codziennym stanem. A dziś lansuje się model życia z dala od Kościoła – „wizyta” tylko na ślub i chrzest, a osobę, która chodzi regularnie na mszę czy się modli, pokazuje się jako kogoś, kto ma nierówno pod sufitem. A to nie jest prawda.

Najprostsza świętość to stan łaski uświęcającej. Jeśli ktoś w niej nie jest, to igra z ogniem piekielnym. Bo gdy umrze, to jego losy mogą być różne. A jeśli ktoś jest w stanie łaski uświęcającej, to co złego się może Mu stać?

Może zginąć od ciosów nożem…

No właśnie. Ale jeśli wierzymy w życie wieczne, to nawet taka okrutna śmierć nie jest końcem świata. Wiem, że to strasznie brzmi, ale taka jest moja, nasza wiara. Widzę to po moich rodzicach. Choć śmierci dziecka nie da się opisać, nie da się jej wyobrazić, to jednak w świetle wiary mamy pokój, bo wiemy, że Helenka zginęła, służąc Bogu. Żyła i umarła, będąc maksymalnie blisko Niego.
Czytaj także: Helena Kmieć i Anita Szuwald. Bóg dotknął je świętością: jedną powołał do siebie, drugą powołał na świadka

Czego możemy uczyć się od Twojej Siostry?

Że życie trzeba wykorzystać maksymalnie, wycisnąć jak cytrynę, że trzeba robić dobre rzeczy i też ich doświadczać. Trzeba jak najwięcej tutaj robić, ale z perspektywą, że to dopiero namiastka prawdziwego życia, które czeka nas w niebie. Bo gdyby to życie było jedynym, gdyby po śmierci był koniec, to naprawdę byłaby to beznadzieja.

Jak Wasi Rodzice teraz się czują?

Dla nich jest chyba za wcześnie, żeby o tym wszystkim publicznie mówić i wracać do tego. Po ludzku to, co się stało, jest bardzo trudne. Przeżywamy ogromny ból i tęsknotę. Ja inaczej, oni inaczej i to całkiem normalne. Bo tak naprawdę to wszystko ciężko opowiedzieć. Na pewno taki ból straty dziecka zrozumie tylko ktoś, kto to przeżył. Bo żadne słowa nie opiszą tej dziury, jaka została w sercu.

Rodzice są konsekwentni w swojej wierze. Wiemy, że z Helenką się kiedyś spotkamy. Będzie zmartwychwstanie i po prostu się zobaczymy. Gdyby nie wiara, to życie człowieka byłoby bez sensu. Bo po ludzku Helenka mogła jeszcze tyle przeżyć, tyle zobaczyć, doświadczyć… Po ludzku ta śmierć wydaje się bez sensu. Ale u Pana Boga jest inna perspektywa.

Co wiesz na temat zabójcy Twojej Siostry?

Wiem, że była wizja lokalna z jego udziałem. Zapytał siostry, czy mu wybaczą i czy moi rodzice mu wybaczą. Siostry powiedziały, że tak.

A Ty wybaczyłaś?

Tak.

Miałaś żal do Pana Boga, że zabrał Ci siostrę?

Nie. To nie Pan Bóg posłał tego zabójcę. Dlaczego mam zwalać winę na Niego? To szatan jest przyczyną zła w świecie. Jedyne, nad czym się zastanawiałam i o co Boga pytałam, to o to, dlaczego temu nie zapobiegł. Później pytałam też o to, dlaczego nie wskrzesił Helenki. Przecież mógł. Ale ostatecznie myślę, że Helence jest po prostu z Nim lepiej.
Czytaj także: Przyjaciółka zamordowanej misjonarki: Helenka kochała ludzi

To brzmi jak wyznanie wiary.

Bo wierzę, że tak rzeczywiście jest. Niedługo po śmierci Helenki czytałam fragment z Ewangelii Jana [9,2n – przyp. red.], w którym uczniowie zapytali Jezusa o to, kto zgrzeszył – rodzice czy mężczyzna, który urodził się niewidomy. A Jezus odpowiedział: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże”.

My też możemy się nawzajem obwiniać i doszukiwać śmierci Helenki. Czyja to wina? Rodziców, bo ją puścili? Salwatorianów? Sióstr z ochronki? Przecież od noża można zginąć także w Polsce i w każdym innym zakątku świata. Nie trzeba jechać do Boliwii. Wiadomo, że przed przyjazdem kolejnych wolontariuszy trzeba sprawdzić wszystkie normy bezpieczeństwa, winnego ukarać itd. Ale Słowo Boże mówi, że niektóre rzeczy dzieją się dlatego, żeby się objawiła większa chwała Boga.

Twoim zdaniem – objawia się?

Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, to widzę, ile dobra się dzieje po jej śmierci. Kiedy Helenka żyła tutaj, to mieliśmy ją dla siebie. Znało ją kilkadziesiąt, może kilkaset osób. A po jej śmierci poznały ją tysiące. Kiedyś znajomy ksiądz mi powiedział, że święci mogą dużo więcej zrobić z nieba niż za życia ziemskiego. Myślenie w perspektywie ziemskiej jest płytkie. Ziemia to nie wszystko.

Wielu ludzi mówi o tym, że Helenka zostanie świętą. Co Ty o tym myślisz?

Dla mnie ona już jest święta. Wierzę w to, że ona jest już w niebie. Kiedy była w Boliwii, to razem z Anitą modliły się, chodziły na mszę świętą. W tę ostatnią noc Helenka poprosiła Anitę, żeby pożyczyła jej słownik do hiszpańskiego, bo chciała przed snem przeczytać jeszcze Pismo Święte. Wierzę, że była wtedy w stanie łaski uświęcającej. Zginęła, bo pojechała do Boliwii pomagać ludziom. Pojechała tam nie dlatego, że chciała przeżyć przygodę, ale ze względu na Pana Jezusa.

Hasłem salwatorianów i wolontariatu misyjnego są słowa założyciela, o. Franciszka Jordana: „Dopóki żyje na świecie choćby jeden tylko człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa Zbawiciela Świata, nie wolno ci spocząć”. Ona właśnie dlatego tam pojechała. Taka była – jeśli mogła zrobić coś dobrego, to to robiła.

Prosisz Ją o pomoc, o wstawiennictwo?

Tak, pewnie. Wiem, że inni też ją proszą o wstawiennictwo i bardzo mnie to cieszy, bo ja nie chcę Helenki „zawłaszczyć” tylko dla siebie. Proszę ją o pomoc w wielu sytuacjach. Kto mnie zrozumie lepiej niż siostra? I kto mi pomoże, jak nie ona?

To nie jest tak, że miałam siostrę, która zginęła i po jej śmierci zaczęłam jakiś nowy etap w życiu, bez niej. Ona nadal jest ze mną, ale w inny sposób. Znała moje problemy, moje życie i wierzę, że nadal jest ze mną. Wierzę, że pomimo tej rozłąki nasza więź ciągle będzie tak silna, jak za jej ziemskiego życia. Tego, co stało się w Boliwii, nie da się zapomnieć. Ale tak samo nie chcę zapomnieć tych wspólnych prawie 26 lat.

...

Swieta dnia dzisiejszego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:36, 05 Sie 2017    Temat postu:

Zabójca Heleny Kmieć: Czy siostry i rodzice mi przebaczą?
Katolicka Agencja Informacyjna | Mar 23, 2017

EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Młody człowiek na początku nie przyznawał się do winy. Jego postawę odmienił prosty gest sióstr, które podały mu picie i ciepło koc. W jego sercu coś drgnęło.

O zdarzeniu opowiedział bp Jan Zając podczas Mszy w sanktuarium Krzyża Świętego w opactwie cystersów w Krakowie – Mogile. Hierarcha mówił o wierze, która przemienia ludzką niecierpliwość i wątpliwości w pełną nadzieję. „Człowiek ufający Bogu porzuca formy lęku i strachu” – przekonywał.

Bp Zając przypomniał, że kto wypełnia przykazania i uczy je wypełniać, będzie wielki w Królestwie Niebieskim. „Wszyscy jesteśmy zaproszeni do osiągnięcia tej wielkości. Nie zapominajmy jednak, że największym, ale i najtrudniejszym zarazem przykazaniem jest przykazanie miłości Boga i bliźniego” – podkreślił.

Podczas homilii hierarcha nawiązał do śmierci Heleny Kmieć, zamordowanej w Boliwii wolontariuszki. Człowiek, który ją zabił nie, przyznawał się w trakcie śledztwa do przestępstwa. W trakcie wizji lokalnej w ochronce, w której dokonał zbrodni, po długich godzinach śledztwa, siostry podały mu picie oraz koc, ponieważ było zimno.

„Ten gest sprawił, że coś drgnęło w sercu tego młodego człowieka, nieszczęśliwego i porzuconego przez rodziców. I wtedy on postawił pytanie: czy siostry i rodzice mi przebaczą? Nie trzeba było czekać na odpowiedź, ponieważ ten gest życzliwości i serdeczności, troski o tego człowieka, był odpowiedzią, że tak” – powiedział bp Zając.

„Wtedy ten człowiek rzucił się na kolana i zaczął mówić i prosić, aby mu przebaczyć. Przyznał się do wszystkiego i chciał przyjąć każdą karę, nawet największą, aby mógł w jakiś sposób spłacić ten dług jaki zaciągnął przez swoje złe postępowanie” – kontynuował duchowny.

„Krew wylana przez Helenkę wołała o przebaczenie, o darowanie, do Ojca bogatego w miłosierdzie. Życie oddane w ofierze przynosi takie efekty miłosierdzia Bożego. Miłość miłosierna to miłość bez granic, która leczy ludzkie serca, obala mury odgradzające nas od Boga i siebie nawzajem” – podkreślił bp Zając.

mb/KAI

...

Bardzo wymowne ,,zło dobrem zwyciężaj".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:29, 07 Sie 2017    Temat postu:

Zejść z kanapy? Edmund Bojanowski nawet na niej nie siadał. Przechodził obok
Małgorzata Bilska | Sier 07, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Są świeccy tacy jak Helenka Kmieć. W mediach ich nie widać. Dziś wszyscy łatwo oceniają jeden drugiego. Są świeccy, którzy nie mają czasu oceniać. Po prostu kochają i działają. W filmie „Pewność” pokazujemy współczesnych Bojanowskich. Żyją podobnie, choć nigdy o Edmundzie nie słyszeli.


Z
Maciejem Syką z Grassroots Films – producentem m. in. filmów „The Human Experience” i „Outcasts – Szare Anioły”, a także pracownikiem Centrum Dzieł Społecznych Edmunda Bojanowskiego w Warszawie oraz reżyserem filmu „Pewność” – rozmawia Małgorzata Bilska.

Małgorzata Bilska: W jaki sposób „poznałeś” bł. Edmunda Bojanowskiego?

Maciej Syka: Słyszałem o nim już w szkole, w rodzinnej Bydgoszczy. W parafii Matki Bożej Kościoła na Błoniu znajduje się jego mała kapliczka. Potem zapadł mi w pamięć obraz relikwii, które widziałem w pokoju o. Jana Góry OP na Jamnej. Ojciec mówił, że Edmund jest z Wielkopolski, a akcenty z nim związane pojawiły się na jednym ze Spotkań Lednickich.

3 lata później, po tułaczce życiowej – dużo jeździłem po świecie, pomieszkiwałem w Australii i Stanach Zjednoczonych – trafiłem do parafii pw. Edmunda Bojanowskiego w Warszawie. Nie przypuszczałem wtedy, że będę pracował w Centrum Dzieł Społecznych jego imienia.

Czym zajmuje się Centrum? Wiele osób kojarzy Cię z wytwórnią Grassroots Films, organizowaniem pokazów filmów, ale nie z Bojanowskim.

W nazwie Centrum nie ma słowa „błogosławiony” – celowo, żeby od razu nie odsłaniać jego świętości. Był zwyczajnym świeckim, jak my. W 2012 roku przyleciałem ze Stanów Zjednoczonych z dwójką amerykańskich kolegów z wytwórni Grassroots Films na pokaz filmu „The Human Experience”. W Szkole Wyższej Przymierza Rodzin na Ursynowie zjawiło się mnóstwo ludzi, sala była pełna. Ta szkoła znajduje się… na terenie parafii pw. Bojanowskiego.
Czytaj także: Reżyser „Szarych Aniołów” o filmie, ludziach ulicy i Polaku uratowanym w Nowym Jorku

Po pokazie podszedł do mnie jakiś człowiek i zaczął opowiadać, że tworzy systemy informatyczne i zabezpiecza budynki powstające na miejscu wież World Trade Center w Nowym Jorku, zniszczonych w czasie ataku terrorystycznego. Film bardzo go poruszył. I dodał, że gdybyśmy chcieli coś ciekawego robić w Polsce, to w tej parafii jest dobre miejsce do działania dla świeckich.

Przeżywałem akurat dylemat, czy wyjechać na stałe do Stanów, czy zostać. Różne znaki i przypadki, jak ten, pomogły mi w podjęciu decyzji. Dwa lata później dołączyłem do grona pracowników Centrum. Popularyzujemy Bojanowskiego głównie wśród młodzieży, w szkołach.

W 2014 roku (ogłoszonym przez KEP Rokiem Edmunda Bojanowskiego) zrobiliśmy na Malcie k. Poznania widowisko muzyczne o nim. Zagrał go Jerzy Zelnik. Robert Janson napisał muzykę, śpiewali Kuba Badach, Marek Kaliszczuk, Viola Brzezińska i Agnieszka Gertner-Polak. Przyszło 7 tysięcy ludzi! Całość poprowadził Szymon Hołownia.

Bojanowski, świecki mężczyzna, założył żeński zakon – Zgromadzenie Sióstr Służebniczek NMP. Nie znam drugiego takiego przypadku…

Był społecznikiem, pomagał dzieciom. Siostry służebniczki pracują na całym świecie. Żył w XIX wieku, kiedy nie było państwa polskiego. Panowała tu wielka bieda i głód. Dostarczał dzieciom pożywienie, edukował, wychowywał. Tworzył ochronki dla sierot.

Beatyfikował go Jan Paweł II w 1999 roku. Szerzymy jego kult i liczymy na to, że wkrótce będziemy mieć świeckiego świętego.

Sobór Watykański II pokazał nowe drogi dla osób świeckich i docenił powołania „pośród świata”. Bojanowski był więc prekursorem zmian soborowych?

Tak. Celem Centrum jest promowanie postaci Bojanowskiego, ale i pokazywanie wzorców aktywnej świętości dla świeckich. Naszym najnowszym projektem jest film o nim. Zadaliśmy sobie pytanie, co mogą robić świeccy dzisiaj? Czy są gdzieś jeszcze Edmundowie, skromni, pokorni, pomagającym innym?

Byliśmy z kamerą u sióstr służebniczek na Jamajce, w Stanach Zjednoczonych, w Afryce. Spotkaliśmy świeckich, którzy „znają” Edmunda. Czytają jego dzienniki, modlą się do niego, pomagają biednym.
Czytaj także: Kenia. Historia uratowanej dziewczynki, ofiary handlu ludźmi

Jednym z bohaterów filmu jest Radek Malinowski. Mieszka w Kenii, ma żonę i 5 dzieci. Pomaga ofiarom handlu ludźmi. 15-to i 16-to letnie dziewczynki są tam sprzedawane do burdeli, jak coca cola w sklepie. Jak bydło. Handel ludźmi w Afryce kwitnie. To, co Radek robi w Afryce, tego nie przerobi 100 księży w Polsce…

Postawa Bojanowskiego nadal inspiruje? Problemy społeczne są inne niż za jego czasów, ale znaleźliście chyba jego wymiar uniwersalny.

Był ziemianinem, szlachcicem. Pochodził z dobrej rodziny. Koledzy, rówieśnicy, balowali i chodzili na imprezy. A on? Zajął się „pracą u podstaw”. Gdyby żył dzisiaj, najprawdopodobniej byłby równie dobrze wykształcony i pomagałby tam, gdzie potrzeba.

W Polsce nie ma już takiego głodu, są za to inne problemy. Alkoholizm, pornografia, z którą wielu młodych nie daje sobie rady. A może wsiadłby w samolot i poleciał pomagać komuś na drugi koniec świata?

Byłeś na sześciu Światowych Dniach Młodzieży, z Toronto i Sydney włącznie. Papież Franciszek namawiał na ŚDM w Krakowie do zejścia z kanapy. Bojanowski dał przykład, jak to zrobić?

200 lat temu nie było telewizji czy internetu. Natomiast hulanki i swawole – tak. Bojanowski nawet na kanapie nie siadał! Przechodził obok niej.

Kręcąc film, cały czas dostajemy znaki – co nas umacnia. Podam przykład. Kilka miesięcy temu, wracając ze zdjęć, wylądowaliśmy na lotnisku Okęcie w Warszawie. O 8.15 rano odpaliliśmy w samochodzie radio, żeby się dowiedzieć, co słuchać w kraju. I dziennikarz mówi: „A teraz doniesienia z Boliwii. Młoda Polka, wolontariuszka Helena Kmieć, została zamordowana w szkole im. Bojanowskiego…
Czytaj także: Helena Kmieć i Anita Szuwald. Bóg dotknął je świętością: jedną powołał do siebie, drugą powołał na świadka

Mieliśmy łzy w oczach. Od 14 miesięcy jeździliśmy po świecie i jedynym miejscem, gdzie nie dojechaliśmy do sióstr służebniczek, była Boliwia.

Pojechaliście tam później?

Jeszcze nie. Ale Boliwię poczuliśmy wtedy całym sercem. Są świeccy tacy jak Helenka Kmieć. W mediach ich nie widać. Dziś wszyscy łatwo oceniają jeden drugiego. Są świeccy, którzy nie mają czasu oceniać. Po prostu kochają i działają. W filmie „Pewność” pokazujemy współczesnych Bojanowskich. Żyją podobnie, choć nigdy o Edmundzie nie słyszeli.

Główną rolę w filmie „Pewność” gra twój brat Tadek, znany widzom TVP, bo prowadził katolicki program dla młodzieży „Raj”.

Brat miał bardzo dobrą pracę w dyplomacji wojskowej. Ale brakowało mu pokoju serca. Zostawił ją i wyruszył z nami w podróż – w poszukiwaniu podobnych do Edmunda świeckich. Większość materiałów mamy nakręconych, zwiastun filmu jest na kanale Youtube.

Film „Pewność” jest o ludziach świeckich, którzy mają pewność, że to co robią – codziennie rano mówiąc „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen” – ma sens. Nie tylko o Polakach. Będzie gotowy na początku 2018 roku.

...

Jest wielu w Polsce jej podobnych jak niegdzie na Swiecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:04, 15 Lis 2017    Temat postu:

Najwyższa ofiara Heleny Kmieć. Mocne świadectwo pokazane w nowym filmie dokumentalnym
Katarzyna Matusz-Braniecka | 14/11/2017

Kadr z filmu Misja
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Jak ona się pojawiała, to widać było, że ludzie są napełnieni jakąś dobrą energią, że im jest po prostu dobrze. Nie było widać jej, a było widać rozmodlonych ludzi, szczęśliwych ludzi”.

„Ta jej ofiara najwyższa, którą poniosła, jest tak mocnym świadectwem, nie tylko dla nas, którzy ja znaliśmy, kochaliśmy, nie tylko dla wolontariatu misyjnego, dla katolików, ale chyba dla wszystkich, którym jest drogie piękne życie, dobre życie, życie dla innych ludzi” – mówi Magdalena Kaczor, misjonarka Wolontariatu Misyjnego Salvator i przyjaciółka Heleny.
Czytaj także: W Helence była harmonia – poruszająca rozmowa z Teresą Kmieć

Helena Kmieć: pokorna i utalentowana

Helena, opowiada Magdalena Kaczor, była „bardzo zdolna, bardzo utalentowana muzycznie, studiowała inżynierię chemiczną w języku angielskim. Była taką dziewczyną, której można było dużo pozazdrościć, ale była tak niesamowicie pokorna, że to jest niebywałe. I zawsze jej się chciało. I zawsze miała cierpliwość. Szukała takiej magii w codzienności i to się udzielało ludziom”.

I dodaje – „Jak ona się pojawiała, to widać było, że ludzie są napełnieni jakąś dobrą energią, że im jest po prostu dobrze. Kiedy prowadziła śpiewy, modlitwę, robiła to bardzo często, nie było widać jej, a było widać rozmodlonych ludzi, szczęśliwych ludzi”.

Nie tylko Helena. Święci obok nas

Ksiądz Marek Gadomski SDS, duszpasterz Wolontariatu Misyjnego Salvator w Trzebinii, tak mówi o Helenie: „Po to potrzebni są nam tacy ludzie, aby ukazywać, że świat jest piękny, że jest pełno dobrych ludzi, w zwykłym świecie, pośród nas. Nie święci, których mamy na obrazkach, ale dobrzy ludzie, którzy są na wyciągnięcie naszych dłoni, są obok nas. Byśmy ich dostrzegli, ale również byśmy chcieli za tymi osobami iść”.

Wolontariat to służba

Co jest ważne w życiu? Według ks. Kamila Leszczyńskiego SDS, doktoranta na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, znajomego Heleny, ważne jest „żeby przede wszystkim mieć serce otwarte na pomaganie. Jeżeli ja będę potrafił dostrzec potrzebującego człowieka obok mnie, to dzisiaj będę widział tego człowieka obok mnie, a za tydzień, za miesiąc zobaczę może potrzebującego człowieka na krańcu świata”.
Czytaj także: Zabójca Heleny Kmieć: Czy siostry i rodzice mi przebaczą?
Jak wygląda ewangelizacja

Zastanawiasz się, na czym właściwie polega praca misyjna? Odpowiada Ks. Mirosław Stanek SDS, dyrektor Wolontariatu Misyjnego Salvator: „Zawsze misje, wszelka ewangelizacja polega na wychodzeniu do drugiego człowieka z takim pytaniem – jeśli chcesz, to ja pokażę tobie swoim życiem, w co wierzę, jeżeli to chcesz przyjąć za swoje. My nie chcemy nikogo do niczego w żaden sposób zmuszać. Nie chcemy brutalnie wchodzić w czyjeś życie, w czyjąś kulturę, tak powinna wyglądać ewangelizacja, tak ona wygląda w naszym wydaniu, jest to propozycja”.

Morderca padł na kolana i prosił o przebaczenie

W czasie trwania wizji lokalnej na miejscu morderstwa zdarzyła się rzecz niesłychana – relacjonuje ks. Marek Gadomski SDS: „Przywieziono osobę, która zamordowała Helenkę, do tego miejsca. I kiedy było zimno, siostra zrobiła coś zwykłego, naturalnego, podała koc, by się przykrył, bo było mu zimno. I podała mu kubek zwykłej wody. I w tym człowieku dokonało się pęknięcie. Padł na kolana i prosił o przebaczenie tego, co się stało”.

Czyń dobro, unikaj zła

„Pan Bóg domaga się od nas czynienia dobra. Dlatego nie wystarczy, że ja na przykład nie zrobię nic złego, ale pytanie – co robisz dobrego?” – dodaje ks. Kamil Leszczyński SDS.

I z tym pytaniem Cię zostawiam. Chcesz dowiedzieć się więcej o Helenie, zobacz reportaż Inki Boguckiej, z którego pochodzą powyższe cytaty.

...

Zdecydowanie serce rosnie gdy poznajemy takie osoby.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:22, 19 Lis 2017    Temat postu:

Spacer po ulicy Heleny Kmieć już możliwy. Libiąż uhonorował misjonarkę
Redakcja | 19/11/2017
EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


W Libiążu można już spacerować ulicą Heleny Kmieć – misjonarki zamordowanej w miejscowości Cochabamba w Boliwii.


L
ibiąż to rodzinne miasto Heleny Kmieć. O tym, że jedna z ulic będzie nosiła jej imię zdecydowano jednogłośnie w sierpniu podczas Rady Miejskiej. Wniosek złożyli proboszczowie dwóch libiąskich parafii św. Barbary oraz Przemienienia Pańskiego. W swoim wniosku argumentują to następująco:



Misjonarze są nie tylko głosicielami i świadkami wiary wśród ludzi, którzy nie znają Boga, ale także ambasadorami polskości. Poza tym Helena Kmieć jest powszechnie utożsamiana z naszym miastem, o czym świadczą napływające do parafii listy, maile i różnego rodzaju wiadomości z całego świata – trafiają one do Libiąża, do jej rodzinnego miasta, z którym była bardzo związana.


Ulica Heleny Kmieć

Ulica nosząca imię Heleny Kmieć to dotychczasowa ulica Kościelna. Znajduje się w pobliżu szkoły Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców, której absolwentką była m.in. także misjonarka. Do tego faktu również nawiązują księża w swoim wniosku:



Przykład życia Heleny Kmieć będzie przypominał uczniom szkoły KSW oraz wszystkim mieszkańcom Libiąża o uniwersalnych wartościach zrealizowanych w postawie solidarności, otwartości oraz gotowości niesienia pomocy innym, nawet gdy jest to związane z niebezpieczeństwem utraty własnego życia.



Z ulicą Heleny Kmieć sąsiaduje z nią także z ul. Ks Flasińskiego – duchownego, który został zamordowany przez komunistów na libiąskiej plebanii.
Czytaj także: Helena Kmieć dołącza do grupy Polaków, cichych świadków wiary, którzy swoją krwią posolili boliwijską ziemię
Honorowa Obywatelka Libiąża

Podczas tej samej sesji przegłosowano także inną inicjatywę, która dotyczyła Heleny Kmieć – nadania jej Honorowego Obywatelstwa Miasta Libiąża.



Obydwie inicjatywy zostały przegłosowane jednogłośnie, a na koniec zerwały się burzliwe oklaski wszystkich radnych – mówiła Bogumiła Latko, przewodnicząca Rady Miejskiej w Libiążu.

Helena Kmieć urodziła się 9 lutego 1991 r. w Krakowie. Była absolwentką Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu. Na ostatnie dwa lata liceum zdobyła stypendium do prestiżowej Leweston School w Sherborne w Wielkiej Brytanii, gdzie zdała maturę. Studiowała inżynierię chemiczną w języku angielskim na Politechnice Śląskiej. Dyplom magistra inżyniera obroniła w 2014 roku. Równolegle ukończyła Państwową Szkołę Muzyczną II stopnia w Gliwicach, a następnie rozpoczęła pracę jako stewardessa w liniach lotniczych.

Do Wolontariatu Misyjnego Salvator w Trzebini wstąpiła w 2012 roku. Od początku mocno angażowała się w działalność Wspólnoty. Zawsze gotowa do podjęcia odpowiedzialności za inicjatywy misyjne, chętnie służyła talentem muzycznym.

Posługiwała na placówkach misyjnych w Rumunii, na Węgrzech i w Zambii. Działała również w Duszpasterstwie Akademickim w Gliwicach, śpiewała w Chórze Akademickim Politechniki Śląskiej. Angażowała się w pomoc dzieciom w nauce w świetlicy Caritas i działalność Katolickiego Związku Akademickiego w Gliwicach.

W lipcu 2016 roku pełniła funkcję koordynatorki Światowych Dni Młodzieży w rodzinnej parafii.

8 stycznia 2017 roku rozpoczęła posługę jako wolontariuszka misyjna w Boliwii, z zamiarem półrocznej pomocy Siostrom Służebniczkom Dębickim w prowadzonej przez nie ochronce dla dzieci w Cochabamba, gdzie została zamordowana 24 stycznia 2017 roku.

Została pochowana w rodzinnym Libiążu. Jej pogrzeb zgromadził kilka tysięcy młodych ludzi z całej Polski, oficjalne delegacje rządu RP, biskupów z Polski i Boliwii oraz wielu misjonarzy, mieszkańców miasta, przyjaciół i bliskich.
Czytaj także: Najwyższa ofiara Heleny Kmieć. Mocne świadectwo pokazane w nowym filmie dokumentalnym

Źródło: KAI, przelom.pl, sds.pl

...

Oczywiste ze ulice powinny nosic nazwy od tych ktorzy sa wzorem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:31, 04 Sty 2018    Temat postu:

Padre Mario: z Mazur w Andy. Chcieli, by dał dziewczynie ślub z nieboszczykiem
Redakcja | 04/01/2018
fot. Archiwum diecezji Oruro
Msza na wysokości ponad 4 tys. m dla Indian andyjskich
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Zaraz po jego śmierci rada boliwijskiego miasta, w którym pracował, ogłosiła go „Aniołem Challapata”. Była to świecka kanonizacja ks. Mariusza. Publikujemy jeden z niezwykłych listów polskiego misjonarza.


K
s. Mariusz Graszk (1977-2013) – kapłan diecezji ełckiej, zaledwie dwa lata pracował na misjach w boliwijskich Andach. W parafii Challapata w ciągu krótkiego czasu zdobył szacunek i sympatię całej społeczności: nawet nieufnych Indian żyjących na wysokości ponad 4 tys. metrów nad poziomem morza, do których dotarł jako pierwszy ksiądz, a także przemytników samochodów…

Był dla wszystkich nie gringo – obcy, ale padre Mario. Zmarł w wyniku potrącenia przez autobus, kiedy niósł pomoc siostrom zakonnym. Zaraz po jego śmierci rada miasta, w którym pracował, ogłosiła go „Aniołem Challapata”. Była to świecka kanonizacja ks. Mariusza, bowiem dla tamtejszych ludzi tytuł oznacza więcej niż patron.
Czytaj także: Czego jako ksiądz nauczyłem się na misjach w Boliwii?
Książka ze świadectwami i listami

Parafia bł. Edmunda Bojanowskiego oraz Centrum Dzieł Społecznych Edmunda Bojanowskiego na warszawskim Ursynowie, gdzie młody ksiądz pomagał przez dwa lata w pracy duszpasterskiej, wydały książkę Grzegorza Polaka i ks. Adama Zelgi pt. „Anioł Challapata. Ks. Mariusz Graszk – z Mazur w Andy”.

Oprócz kilkudziesięciu wspomnień jego znajomych i przyjaciół, które są świadectwami świętości ks. Mariusza, szczególnie interesującą lekturą są jego listy do ks. proboszcza Zelgi. Poniżej publikujemy fragment jednego z nich.



Ślub z nieboszczykiem

„Żyję w parafii znanej w całej Boliwii jako miejsce bezprawia. Miasteczko Challapata leży w odległości 150 km od górzystej granicy z bogatym Chile. Na granicy, nocą i za dnia, na górskich przesmykach, przemykają przemytnicy, w większości… moi parafianie.

W ogromnych ilościach przerzucają przez góry samochody z Chile. Część to te bez opłat celnych z portu w Arice, a część to ukradzione w Chile. W Challapata można kupić najtaniej samochód w całym kraju. Połowa mieszkańców jeździ więc autami bez tablic rejestracyjnych, często o niebo lepszymi niż moja starawa terenówka.

Urząd Miasta ma od nich samochód, wojska specjalne też otrzymały… Jak na ironię po ulicach zasuwa policyjny wóz z Chile – ukradziony… Ja natomiast nie kupię od nich auta – chcę być wolny i niezależny.

Nieraz na mych drogach spotykałem przemytników. Jak ich poznać? Jadą zawsze w większej ilości, często kolumną, 10-15 aut, bez tablic. Wszystkie brudne, gdyż przebijali się przez góry, a później przez wielkie jezioro solne. Są przeważnie bardzo młodzi (widziałem dzieci jako kierowców), pewni siebie i karni jak wojsko, czasem jadą z nimi młode kobiety. Niektórzy z nich mogą zabić, mają swoje porachunki na granicach, a ksiądz ich później chowa…

Czeka mnie koszmarny pogrzeb dwudziestoośmioletniego przemytnika, z przestrzeloną głową. Dlaczego koszmarny? Miał mieć ślub i rodzina wymusza, aby na pogrzebie dziewczyna poślubiła nieboszczyka. Trudno to sobie wyobrazić – trzymasz rękę trupa dziesięć dni po śmierci… Tłumaczą, że nie chcą, by dusza się błąkała. Rozszyfrowaliśmy jednak, że chodzi o brudne sprawy dziedziczenia i nie damy się nabrać przez wyrachowaną rodzinę.

Wiele wiem, gdyż ksiądz ma tu szacunek, nawet wśród tych ludzi, ale lepiej dużo nie pytać… Rok temu zamordowano trzech policjantów, którzy za dużo znaleźli. Tortury trwały tydzień, ostatniego zamęczono godzinę przed szturmem policji. Sprawcy pozostali bezkarni.

Jest takie miejsce w górach o ponurej sławie. Mieszka tam 2 tysiące ludzi. Przy wjeździe stoi posterunek. Ksiądz i towarzyszący mu mogą tu wjechać, ale tylko kilka razy w roku. Mężczyźni noszą kapelusze jak w Meksyku, mówią w języku Ajmara. To dumni i okrutni ludzie. Piętnaście lat temu, w czasie walk o granice prowincji, dopuścili się kanibalizmu. Ich szef z wściekłości zjadł serce młodego chłopaka – wroga. Jest tu fabryka narkotyków, wszyscy o tym wiedzą, ale policja i wojsko boją się. Produkcji narkotyków nauczyli się zewnątrz, dawniej tego nie było. Niedaleko jest taki szczyt, Sanaki (5106 m), a przy nim wysoko (pięć godzin marszu), małe jeziorko, niby romantyczne, ale to tu zabija się malutkie dzieci diabłu na ofiarę…

A jak z pracą? Jest jej tak dużo i to duchowej. Mnóstwo Mszy św., dziś aż sześć, wizyty w domach chorych, pogrzeby, długie trudne rozmowy z ludźmi… Msze św. w campo, w górach, czasem trzeba jechać dwie godziny w jedną stronę, są jakieś przepaście, są rzeki. W sobotę przekraczaliśmy taką rzekę – bałem się, że silnik zaleje… W górach czekali na nas ludzie, którym chorują zwierzęta, chorują dzieci, ukazują się duchy… Więc Msza św., święcenie wodą i solą egzorcyzmowaną. Później powrót tajną drogą przemytników. Przewodnikiem był młody chłopak, były przemytnik, dobry, wartościowy i odważny człowiek.

fot. Archiwum diecezji Oruro
Padre Mario udziela Komunii swoim najmłodszym parafianom

Każdego dnia karmię czterdzieści królików, w wolnym czasie sadzę drzewka i róże…

Pozdrowienia serdeczne!
Mariusz (tu funkcjonuję jako Mario)
31.01.2012”.

Książkę można zamawiać na [link widoczny dla zalogowanych]

...

Widzimy silną obecnosc Polski w Boliwii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:31, 24 Sty 2018    Temat postu:

czuć się bliżej Boga. Rusza program stypendialny im. Heleny Kmieć
Przemysław Radzyński | 24/01/2018

EAST NEWS
Udostępnij 0 Komentuj 0
Śmierć z jednej strony jest końcem życia. Ale właśnie przez ten program stypendialny chcemy pokazać, że misja Helenki trwa nadal. Jej śmierć nic nie zamyka. Fundacja chce nadal przekazywać dobro, które było jej udziałem.

O idei i celach Fundacji im. Heleny Kmieć, salwatoriańskiej wolontariuszki misyjnej zamordowanej przed rokiem w Boliwii, opowiada Marta Trawińska*.



Przemysław Radzyński: We wrześniu 2017 roku Polska Prowincja Salwatorianów powołała do życia Fundację im. Heleny Kmieć.

Marta Trawińska: Formalnie fundację założyła Polska Prowincja Towarzystwa Boskiego Zbawiciela (salwatorianie), ale idea wyszła od bardzo wielu osób. Po śmierci Helenki na konto Wolontariatu Misyjnego Salvator wpływało wiele przelewów z tytułami: „kwiatek dla Helenki” albo „pomoc misjom w Boliwii”. Ludzie te tragiczne wydarzenia chcieli przekuć w jakieś konkretne dobro. Wtedy zrodziła się idea fundacji, ale formalnie jej rejestracja musiała trochę potrwać.

Czytaj także: Najwyższa ofiara Heleny Kmieć. Mocne świadectwo pokazane w nowym filmie dokumentalnym


Jednym z głównych celów fundacji jest promowanie osoby i charyzmatu Helenki Kmieć.

Wszystkie nasze działania będą do tego zmierzały. Na pewno fundacja będzie organizowała różne spotkania, na których wolontariusze WMS-u i inni przyjaciele Heleny będą dawali świadectwo na temat jej życia. Przy tej okazji będziemy zbierali fundusze na program stypendialny, który wesprze dzieci i młodzież w placówkach misyjnych.

Sama miałam okazję już kilka razy mówić o tym, jak wygląda praca wolontariusza misyjnego. Wtedy też nawiązuję do Helenki. Spotkam się z pozytywnym odbiorem. Ludzie chcą o niej słuchać od osób, które były z nią blisko.



Program stypendialny ma za zadanie kontynuowanie tego, co Helenka rozpoczęła poprzez pracę na misjach, czyli pomoc najbardziej potrzebującym dzieciom i młodzieży na placówkach misyjnych. Na których konkretnie?

Na początek wybraliśmy trzy kraje. W Cochabambie w Boliwii, gdzie posługiwała Helenka, siostry slużebniczki dębickie przedstawiły nam jedną z uczennic, która ma bardzo trudną sytuację materialną, a która niedługo udaje się na studia. Będzie pierwszą stypendystką fundacji.



Helenka była także na misji w Zambii, ale tam fundacja będzie wspierać akurat inną placówkę – utworzoną przed rokiem pierwszą salwatoriańską parafię.

Pracuje tam ks. Paweł Fiącek SDS, były dyrektor Wolontariatu Misyjnego Salvator, który przyjmował Helenkę do WMS-u. Ks. Paweł posługuje m.in. na wyspie na rzece, gdzie jest około setka dzieci, która nigdy nie chodziła do szkoły. 90 proc. z nich jest niepiśmienna. Powstała inicjatywa, żeby otworzyć dla nich szkołę. Dlatego w tej sytuacji nie będziemy skupiali się na stypendiach dla poszczególnych uczniów, ale będziemy wspierać całą szkołę.



Trzecia misja?

Placówka na Filipinach, gdzie uczęszczają dzieci ze slumsów. Helena też pracowała w slumsach – wprawdzie nie na Filipinach, a w Zambii, ale realia są podobne. Dzieciaki nie mają możliwości chodzenia do szkoły, bo ich na to nie stać. Nie mają za co kupić mundurków i innych przyborów potrzebnych do nauki.



Program stypendialny rusza 24 stycznia. W rocznicę śmierci Helenki.

Śmierć z jednej strony jest końcem życia. Ale właśnie przez ten program stypendialny chcemy pokazać, że misja Helenki trwa nadal. Jej śmierć nic nie zamyka. Fundacja chce nadal przekazywać dobro, które było jej udziałem.



Jak można wesprzeć fundację?

W pierwszej kolejności przez modlitwę. Poza tym działania fundacji można wspierać poprzez wpłaty na konto. Program stypendialny zostanie zainaugurowany w rocznicę śmierci Helenki, w środę 24 stycznia, w Warszawie. W kościele akademickim św. Anny zostanie m.in. wystawiona skarbona stypendialna, do której będzie można wrzucać datki.

Czytaj także: Helena Kmieć – Idealna święta na nasze czasy. Rozmowa z siostrą zamordowanej misjonarki


Możliwe jest też bardzo konkretne wsparcie rzeczowe.

Chodzi o jakiś specjalistyczny sprzęt. Kontaktując się z placówkami misyjnymi raczej pytamy co jest, niż o to, czego nie ma… Sama uczyłam w szkole w buszu, w której nie było ani jednego komputera. Ale szczegóły tego rodzaju pomocy należy ustalić z fundacją, żeby koszty transportu nie przekroczyły wartości pomocy.



Kiedy zobaczymy pierwsze owoce?

Po wakacjach darczyńcy dostaną informacje (w postaci listów od stypendystów), jak ich wsparcie jest wykorzystywane na misjach. W czasie tegorocznych wakacji wolontariusze WMS-u odwiedzą część z placówek, które wspierał będzie program stypendialny.



Strona [link widoczny dla zalogowanych] nie jest stroną fundacji, ale jest w pierwszej kolejności stroną poświęconą Helence.

Na razie robimy to w małej skali, ale chcemy, żeby ludzie, którzy znali Helenkę publikowali na niej swoje wspomnienia z nią związane, jej zdjęcia czy nagrania piosenek, które udało się zarejestrować. Na stronie jest też „mapa modlitwy”, gdzie umieszczono informacje o różnych inicjatywach modlitewnych, czuwaniach, adoracjach związanych z osobą Heleny. Każdy może się włączyć w tworzenie tej bazy po przez dzielenie się informacjami czy materiałami.



Marta, Ty osobiście znałaś Helenkę.

Poznałam Helenkę na jej pierwszym ogólnopolskim spotkaniu Wolontariatu Misyjnego Salvator. Ja byłam w WMS-ie trochę wcześniej. Tamto spotkanie poprzedzał rajd rowerowy, w którym wzięła udział Helenka, ja niestety nie mogłam. Kiedy zadzwoniłam do ks. Pawła Fiącka, żeby zapytać, jak im idzie, to zaczął opowiadać: „jest tu taka Helenka, która tak pięknie śpiewa – zarówno przy ognisku, jak i na mszy św.”. Ksiądz mówił, że to piękny operowy głos.

Kiedy przyjechali na miejsce, okazało się, że nie znam tylko jednej dziewczyny. „To musi być ta Helena, o której mówił ks. Paweł. Ale operowy głos? Przecież ona jest taka drobna” – pomyślałam. Gdy usłyszałam ją w czasie psalmu na mszy świętej, nie miałam wątpliwości. Helena, gdy śpiewała, dawała całą siebie. Słuchając jej, można było zapomnieć o wszystkim innym – o trudach dnia, o zmęczeniu. Dzięki niej można było poczuć się bliżej Pana Boga.



Na tym spotkaniu dowiedziałaś się, że razem pojedziecie na pierwszą Waszą placówkę misyjną na Węgrzech.

Pewnie powtórzę, co już wiele osób mówiło o Helenie, ale ona pozornie wydawała się taką bardzo cichą osobą. Ale kiedy bliżej się ją poznało, to okazywało się, że jest bardzo utalentowana i towarzyska. Po tym wyjeździe nie miałyśmy już bardzo intensywnego kontaktu, ale zawsze znalazła okazję, żeby napisać choćby SMS-a: „dziś będzie dobry dzień”, „albo Pan Bóg Cię kocha”.



Co zostało Ci w pamięci do dziś?

Pamiętam, że Helenka miała koszulkę z napisem „free hugs”, którą bardzo często nosiła – myślę, że umyślnie. Uwielbiała się przytulać do ludzi, ale i inni lubili przytulać się do niej. Wszyscy ją bardzo kochali za to, że była dla każdego.

W październiku 2016 roku spotkałyśmy się po raz ostatni na ogólnopolskim spotkaniu WMS-u w Trzebinii. Za dwa dni miałam wyjeżdżać do Zambii. Helenka wpadła do nas prosto z pracy, żeby chociaż przez chwilę być z nami, mimo że następnego dnia musiała wyjechać o 4 czy 5 rano na kolejny lot. To mnie urzekało – to wymagało przecież wiele wysiłku, ale ona chciała być z ludźmi i dla ludzi.

* Marta Trawińska – odpowiedzialna za Fundację im Heleny Kmieć, wolontariuszka misyjna wielokrotnie posłana do pracy na misjach m.in. w Zambii, Kenii, na Filipinach. Wraz z Heleną posługiwała w 2012 roku na placówce na Węgrzech.

...

Z nieba dziala ku wiekszemu dobru! Swięci dopiero tam zaczynaja prawdziwa dzialalnosc! Oczywiscie nie wyreczaja was bo to by bylo zabieranie waszych zaslug. Ale podpowiadaja co mozna zrobic i gdzie znalezc narzedzia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:51, 09 Lut 2018    Temat postu:

„Santa subito”. Czy mamy do czynienia z oddolnym kultem Heleny Kmieć?
Eryk Łażewski | 07/02/2018

Kadr z filmu Misja
Udostępnij 0 Komentuj 0
Jej rodzinna parafia rozpowszechnia obrazki ze zdjęciem wolontariuszki i słowami: „Niech się raduje z Tobą w niebie, niech wstawia się za nami”. A na Orszaku Świętych pojawił się baner z napisem „Santa subito”.

24 stycznia 2017 r. w Boliwii zginęła wolontariuszka misyjna Helena Kmieć. W ciągu roku, który minął od jej śmierci, nie tylko nie zapomniano o zmarłej, ale wręcz przeciwnie: staje się ona coraz bardziej znana.

Czytaj także: Najwyższa ofiara Heleny Kmieć. Mocne świadectwo pokazane w nowym filmie dokumentalnym


Polska pamięta o Helenie Kmieć
Dowodem są choćby inicjatywy podjęte w Libiążu (rodzinnym mieście Heleny): nadanie tytułu Honorowego Obywatela Miasta Libiąża; nazwanie jej imieniem i nazwiskiem ulicy przy Zespole Szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców (w skrócie: KSW), gdzie uczęszczała; przyznawanie dorocznej nagrody im. Heleny Kmieć dla wyróżniającego się ucznia szkół KSW; nadanie imienia Heleny Kmieć Konkursowi Recytatorskiemu Poezji i Prozy Religijnej, organizowanemu we wspomnianych szkołach; w końcu odsłonięcie w budynku tychże szkół (6 lutego 2018) tablicy upamiętniającej zabitą wolontariuszkę.

Wspomnijmy też o pośmiertnym odznaczeniu Heleny Złotym Krzyżem Zasługi „za zasługi w działalności charytatywnej i społecznej oraz zaangażowanie na rzecz osób potrzebujących pomocy”.



„Santa subito”
Można by powiedzieć, że to tylko przejawy swoistej „świeckiej” popularności. Jednak – jak stwierdził wicedyrektor Zespołu Szkół KSW Antoni Buchała – wspominanie zmarłej uświadomiło znającym ją, że mieli do czynienia z osobą będącą wzorem świętości.

Przekonanie o jej prawdopodobnej świętości widać również w odbywającej się w parafii Heleny adoracji Najświętszego Sakramentu, prowadzonej przez scholę dzieci i młodzieży. Intencją owej adoracji jest bowiem to, aby objawiła się wola Boża wobec zabitej. A więc (w domyśle): czy ma być ona czczona na ołtarzach, czy nie.

Czytaj także: Dzięki niej można było poczuć się bliżej Boga. Rusza program stypendialny im. Heleny Kmieć
W tej samej intencji zresztą była odprawiana msza święta w pierwszą rocznicę jej śmierci. Wyrazem pragnienia świętości dla zmarłej wolontariuszki wydają się być również wydane przez parafię obrazki ze zdjęciem dziewczyny i słowami: „Niech się raduje z Tobą w niebie, niech wstawia się za nami”.

Dla Heleny znalazło się również miejsce w organizowanym przez parafię libiąskim Orszaku Świętych. Jej wizerunek – jako potencjalnej świętej – umieszczono bowiem na plakacie zachęcającym do udziału w tymże Orszaku. Zatrzymał się on zresztą przy grobie zmarłej, której zdjęcie z hasłem „Santa subito” znalazło się na banerze wykonanym spontanicznie przez młodych ludzi i niesionym przez nich podczas Orszaku.



Galeria zdjęć


Świadectwa o łaskach
Kolejnym symptomem przekonania o świętości wolontariuszki są liczne wpisy grup i osób indywidualnych pozostawione w parafialnej księdze pamiątkowej. Dodajmy, że wspomniane grupy i osoby przyjeżdżają pomodlić się przy grobie Heleny, co samo w sobie też jest znakiem rozszerzającej się opinii o świętości.

Podobnie jak świadectwa o łaskach otrzymanych za pośrednictwem zmarłej, nadsyłane do jej parafii.

O skutecznych modlitwach za wstawiennictwem Heleny Kmieć mówią również ludzie przybywający do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Rektor tego sanktuarium – który od dawna znał zamordowaną misjonarkę – również zaangażował się w upowszechnianie wiedzy na jej temat. Między innymi, wydając książeczkę „Warto pięknie żyć. Świadectwo wiary Helenki Kmieć”.

Publikacja ta, rozdawana w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, bez wątpienia stanowi wyraz przekonania o świętości zmarłej. W końcu to właśnie święci pięknie żyli, dzięki swej więzi z Bogiem.

Opinia o świętości
Całkiem wprost powyższe przekonanie wyraża książka „Helenka poszła do nieba”. Tytuł stanowią słowa bp. Jana Zająca – brata dziadka naszej bohaterki. Świadectwa spotkań z nią, wypełniające wspomnianą książkę, uzasadniają zasadność jej tytułu.

Postać Heleny Kmieć coraz mocniej pojawia się w przestrzeni publicznej – zarówno świeckiej, jak i kościelnej. Skłania to do zadania następującego pytania: czy obserwujemy oddolne upowszechnianie się opinii o świętości Heleny?

Odpowiedź poznamy zapewne za kilka lat. Po 5 latach od jej śmierci może zacząć się proces beatyfikacyjny. Można domniemywać, że obserwowany oddolny kult skutecznie do niego doprowadzi.

...

Tak jest! Wedle najlepszych wzorcow. Spontaniczny kult. Tak ma byc.!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:30, 11 Lut 2018    Temat postu:

Elizabeth Scalia
Chcesz mieć spokojny sen? Odmów tę wieczorną modlitwę

Joanna Operacz
A może klasyka? 10 męskich imion, które nigdy nie wyjdą z mody

Dominika Cicha
Dlaczego obchodzimy święto Matki Bożej Gromnicznej?

Tomasz Reczko
[Nowe zgromadzenia!] Do jakiego zakonu najbardziej pasujesz? Sprawdź!

Dominika Cicha
Zobaczyli zdjęcie córki na plakacie proaborcyjnym. Twitter przeprasza

Katarzyna Szkarpetowska
Panie Boże, pamiętaj, że w piątek jest sprawdzian z historii! Dzieci piszą listy do Boga

Redakcja
Mackiewicz: Jestem tu bliżej Boga. I śpiewa Abba Ojcze [wideo]

Magda Jakubiak
7 najciekawszych współczesnych kościołów w Polsce

Aleksandra Gałka
Żona Mackiewicza dziękuje za pomoc. „Proszę nie mówić o Nim źle… był, jest Pięknym i Dobrym Człowiekiem”

Piotr Bogdanowicz
Po czym poznać leniwego człowieka? Oto cztery jego cechy według Biblii

Elizabeth Scalia
Chcesz mieć spokojny sen? Odmów tę wieczorną modlitwę

Joanna Operacz
A może klasyka? 10 męskich imion, które nigdy nie wyjdą z mody

Dominika Cicha
Dlaczego obchodzimy święto Matki Bożej Gromnicznej?

Tomasz Reczko
[Nowe zgromadzenia!] Do jakiego zakonu najbardziej pasujesz? Sprawdź!

Dominika Cicha
Zobaczyli zdjęcie córki na plakacie proaborcyjnym. Twitter przeprasza

Katarzyna Szkarpetowska
Panie Boże, pamiętaj, że w piątek jest sprawdzian z historii! Dzieci piszą listy do Boga



DUCHOWOŚĆ
Helena Kmieć. To miał być jej ostatni wyjazd. Potem chciała założyć rodzinę
Przemysław Radzyński i Ewelina Gładysz | 09/02/2018

EAST NEWS
Udostępnij Komentuj 0
„Po śmierci Heleny weszłam do jednego z kościołów w Boliwii. Zobaczyłam duży obraz Jezusa Miłosiernego z napisem: Jezu, ufam Tobie. W języku polskim…” – mówi Anita Szuwald, wolontariuszka, która wyjechała na misję do boliwijskiej Cochabamby razem z Heleną Kmieć.

9 lutego 2018 roku Helena Kmieć obchodziłaby swoje 27 urodziny.



Ewelina Gładysz i Przemysław Radzyński: Spędziłaś z Heleną dużo czasu. Byłyście razem 24 godziny na dobę.

Anita Szuwald: Cieszyłam się, że w końcu ją bliżej poznam. To był człowiek czynu. Jak trzeba było coś zrobić, to ona się nie wahała. Było ciągłe działanie. Mimo zmęczenia można było na nią liczyć. W Boliwii udało mi się z nią porozmawiać na ważne dla mnie tematy. Aż się wzruszyłam, że mi zaufała. Jej łzy i moje łzy. Doświadczyłam tego.

Czytaj także: „Santa subito”. Czy mamy do czynienia z oddolnym kultem Heleny Kmieć?


Po jej śmierci pojawiło się sporo informacji o jej świętości, o niezwykłości jej zwyczajnego życia. Czy Ty możesz coś o tym powiedzieć?

Helena była wyjątkową osobą. Ale gdy ja słyszę słowo „święty”, to dla mnie znaczy „normalny” – w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pewnie większości osoba święta kojarzy się z kimś odległym, dla mnie Helena była bliskim człowiekiem – kobietą, przyjaciółką – taką, która była dla ludzi, ale miała też swoje uczucia, emocje, przeżycia, jak każdy z nas. Była normalnym człowiekiem, który dla drugiego człowieka dawał z siebie tyle, ile potrafił.



Czy było w niej coś wyjątkowego, co zahaczałoby o świętość?

O to właśnie chodzi w świętości, że ona powinna wyrażać się w normalności. Człowiek święty to człowiek niekoniecznie głośny, ale taki, który jest wśród ludzi – pomaga im, wspiera. Nie patrzy tylko na siebie. Mimo natłoku wielu różnych spraw Helena zawsze znajdowała czas dla drugiego człowieka.



A było w Helenie coś, czego w pozytywnym sensie byś jej zazdrościła? Czy coś Cię w niej inspirowało?

Myślę, że jej talenty – śpiew, którym potrafiła się dzielić z innymi i który doskonaliła w szkole muzycznej. A przy tym była bardzo skromna i cicha, ale w takim pozytywnym sensie – jak coś trzeba było powiedzieć, to powiedziała i zawsze robiła to z uśmiechem i z żartem.



Czy coś w jej zachowaniu Cię kiedyś zaskoczyło?

Helena szybko podejmowała decyzje. Pamiętam, że gdy siostry w Boliwii proponowały nowe zajęcia, to ja nie zdążyłam pomyśleć, przeanalizować propozycji, a Helena już się zgadzała. To było tak: „Okej, zróbmy to”. Przychodziły jej do głowy pomysły, na które sama bym nie wpadła.



Ona robiła tam jakieś żarty? Prowokowała jakieś śmieszne sytuacje?

Przebywałyśmy na ogół z siostrami, więc żarty były raczej sytuacyjne, które dziś opowiedziane nie będą zrozumiałe i śmieszne.



Czy Helena była tam szczęśliwa?

Mówiła, że jest fajnie. Było też po niej widać, że jest bardzo zadowolona.



Nie tęskniła za Michałem?

Tęskniła, ale… misja w Boliwii była pragnieniem jej serca. To miał być jej ostatni wyjazd. Potem chciała wrócić i zakładać rodzinę z Michałem. To miał być koniec. Obie stwierdziłyśmy, że ciągle gdzieś jeździmy, więc trzeba się w końcu uspokoić, usiąść na miejscu. Mówiłyśmy, że jak wrócimy do domu, skupiamy się na życiu rodzinnym, na pracy.

Ten czas był bardzo dobry. Przez dwa tygodnie o nic się nie pokłóciłyśmy, a przebywałyśmy ze sobą 24 godziny na dobę. Początkowo chciałyśmy nawet spać w jednym pokoju, już miałyśmy przenosić łóżka. Ale siostry zasugerowały, że będziemy spędzać razem całe dnie, więc jest prawdopodobne, że będziemy mieć siebie dosyć. Może chociaż na noc warto mieć swój pokój? Tak wyszło, naturalnie. Jedna z nas poszła do jednego, druga do drugiego pokoju. Żadna z nas nie podejmowała tego tematu.

Cały wyjazd, aż do „tego” momentu, kojarzy mi się jako jedna wielka radość, od rana do wieczora śmiech. Mimo zmęczenia nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu.

Czytaj także: Dzięki niej można było poczuć się bliżej Boga. Rusza program stypendialny im. Heleny Kmieć


Anito, czy Ty doszukujesz się sensu w historii, która była i Twoim udziałem?

Czy szukam sensu? Zostawiłam to w Boliwii. Po śmierci Heleny weszłam do kaplicy u sióstr, usiadłam, otworzyłam Pismo Święte. Dostałam Słowo z Księgi Mądrości: „Ocena przedwczesnej śmierci sprawiedliwego”: A sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek (Mdr 4,7-1Cool.(…) Taką dostałam odpowiedź od Pana Boga.

Zadawałam Mu wiele pytań. Już wam mówiłam, że po śmierci Heleny weszłam do jednego z kościołów w Boliwii. Zobaczyłam duży obraz Jezusa Miłosiernego z napisem „Jezu, ufam Tobie”, w języku polskim.



Jak to odebrałaś?

To było dla mnie bardzo mocne. To była dla mnie kolejna odpowiedź. „Wbij sobie to do głowy. Zaufaj Mi!”. Przestałam pytać.

Któregoś dnia sprawowano mszę świętą za Helenę pod przewodnictwem biskupa. Byli polscy księża. Kościół pełen ludzi, gdzie na ogół jest ich garstka. Potem poszłyśmy na kolację z siostrami. Pierwszy raz mogłyśmy na spokojnie porozmawiać. Doświadczyłam wtedy pokoju w sercu, mimo tego wszystkiego co się tam działo. To był taki pokój, że wiedziałam, że on jest od Boga. Wszystkie siostry tego doświadczyły i ja też. Może dla kogoś to jest dziwne… Po ludzku to jest trudne do opowiedzenia, są emocje, ból, smutek, ale tak głęboko w sercu czułam pokój.

Po śmierci Heleny wydarzyło się też wiele małych cudów. Na przykład ten, że akurat ja żyję. Na początku trudno było mi to zaakceptować. Ale widzę w tym wszystkim cud. Inaczej patrzę też na życie. Tak bardziej… Nie wiem…



…świadomie?

Świadomie. Ale te wydarzenia zbliżyły mnie też z moją rodziną. Oni mocno przeżyli ten czas. Moja bratanica ma sześć lat. Gdy przyjechałam do Polski, złapała mnie i powiedziała, że już mnie nie wypuści. Więcej rozmawiam teraz z rodzicami i bardziej doceniam czas spędzany z nimi.



Kiedy mówiłaś o wyjeździe do Boliwii, używałaś słowa „powołanie”. Teraz odczytujesz je na nowo?

Często się nad tym zastanawiam. Co ja mam teraz z tym zrobić? Jaka jest moja droga? Co teraz zrobić z pragnieniem, które miałam? Czułyśmy się tam bezpieczniej niż tutaj. To przecież w Europie co chwilę są zamachy. Powrót z Boliwii był dla mnie trudny. Zastanawiałam się, co dalej. Mam wrócić do pracy? Mam jakby nigdy nic pracować? Nadal nie do końca to wszystko rozumiem. Muszę w sobie wiele poukładać. Ciągle przeżywam tamte wydarzenia, ale wiem też, że Bóg jest i że ma dla mnie najlepszy plan. Chcę Mu ufać.

Czytaj także: Helena Kmieć i Anita Szuwald. Bóg dotknął je świętością: jedną powołał do siebie, drugą powołał na świadka


Rozmowa jest fragmentem wywiadu pochodzącego z książki „Helena. Misja możliwa” (Wydawnictwo Salwator). Książka zawiera 24 rozmowy z bliskimi Heleny Kmieć, wolontariuszki zamordowanej w zakonnej ochronce w Boliwii 24 stycznia 2017 roku, które przeprowadzili Ewelina Gładysz i Przemysław Radzyński.

...

Kult rozkwita pieknie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:12, 22 Mar 2018    Temat postu:

Morderca Heleny Kmieć usłyszał wyrok
Aleksandra Gałka | 21/03/2018
HELENA KMIEĆ
Kadr z filmu Misja
Udostępnij 157 Komentuj 0
Romualdo Mamio Dos Santos przyznał się do zamordowania polskiej wolontariuszki Heleny Kmieć. Jak podaje boliwijski portal Opinión, sąd skazał go na 30 lat więzienia bez możliwości przedterminowego zwolnienia.

Romualdo Mamio Dos poprosił o skrócony proces. Decyzją sędziów najbliższe 30 lat życia spędzi w więzieniu El Abra w Cochabambie.

Pod wpływem środków odurzających
Helena Kmieć miała 26 lat. Rozpoczęła 9 stycznia 2017 roku posługę jako wolontariuszka misyjna w Boliwii, z zamiarem półrocznej pomocy Siostrom Służebniczkom Dębickim w prowadzeniu ochronki dla dzieci.

Ona i jej towarzyszka Anita Szuwald (także wolontariuszka) spały w niej. 24 stycznia 2017 roku, o drugiej nad ranem, Helena obudziła się, by napić się wody. W tym samym czasie Romualdo Mamio Dos Santos wtargnął do budynku, chcąc ją obrabować.

Santos zeznał, że 24 stycznia 2017 roku, kiedy wszedł do ochronki w Cochabambie, był odurzony.

Jak zeznał oskarżony, był pod wpływem środków odurzających i wpadł w złość, gdy tylko zobaczył Helenę. Kilkakrotnie dźgnął ją nożem, by uniemożliwić wezwanie pomocy. Wkrótce potem był widziany przez świadków, gdy opuszczał ochronkę.

Drugi z podejrzanych Sergio Óscar F.R. Flores został zwolniony i nie postawiono mu żadnych zarzutów. Prokurator uznał, że nie ma związku z popełnionym morderstwem.
...

Jego zadaniem jes teraz pokutowac! Zeby tam czasem mu nie wymierzali kary po swojemu! 30 lat pokuty! On ma sie nawrocic! Tego chce ONA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:25, 26 Sie 2018    Temat postu:

Teresa Kmieć wspomina Helenkę: Mówię do niej i wiem, że ona mnie słyszy Obraz Katolicka Agencja Informacyjna | 23/08/2018
Udostępnij
„To mnie trzyma przy życiu” – świadectwo siostry Heleny Kmieć.
dniach 21-26 sierpnia w Kostowie (diecezja kaliska) odbywa się II Forum Młodych, a towarzyszy mu zagłębianie się w postać św. Augustyna. Oprócz modlitwy, konferencji, warsztatów młodzi mają okazję spotkać się z osobami, które dzielą się swoimi doświadczeniami życiowymi. Jedną z nich była Teresa Kmieć, która opowiedziała o swojej młodszej siostrze Helenie zamordowanej na misjach w Boliwii.
Czytaj także: Helena Kmieć. To miał być jej ostatni wyjazd. Potem chciała założyć rodzinę
To nie jest rozstanie na zawsze
Spotkanie z siostrą Heleny Kmieć odbyło się w formie wywiadu prowadzonego przez ks. Dariusza Brylaka. Teresa Kmieć podkreśliła, że obie wychowały się w domu, gdzie najważniejszy był Bóg i starały się żyć wartościami, które wpoili im rodzice.
Przypomniała, że Helenka w ramach Wolontariatu Misyjnego Salvator pojechała na pół roku na misje do Boliwii, ale po dwóch tygodniach została zamordowana w swoim pokoju. Dodała, że wcześniej była już na misjach na Węgrzech, w Zambii i Rumunii.
Zaznaczyła, że wyjazdy na misje utwierdzały Helenkę w przekonaniu, że jest to droga do Boga i świętości. Zapytana przez duchownego, jak przeżywała śmierć siostry odpowiedziała, że tylko dzięki wierze udało jej się przetrwać ciężkie dni. „Dotarło do mnie, że to nie jest rozstanie na zawsze, tylko
kiedyś spotkamy się i ja w to bardzo wierzę, to mnie trzyma przy życiu. Mówię do niej i wiem, że ona mnie słyszy. Wierzę w obcowanie świętych poprzez Helenkę” – powiedziała.
Forum Młodych
Na Forum Młodych do Kostowa zjechało ok. stu osób z różnych stron Polski. „To drugie tego typu spotkanie młodzieży w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami, które odbywa się właśnie w tym miejscu. Myślimy przede wszystkim o zapewnieniu młodej osobie kontaktu z drugim człowiekiem. A jednocześnie chcemy dostarczyć jak najwięcej pozytywnych bodźców, dzięki którym przeżyją i odkryją nowe rzeczy w swym życiu i sercu. Te dwa priorytety, którymi się kierujemy, idealnie ze sobą współgrają” – mówi w rozmowie z KAI ks. Dariusz Brylak, pomysłodawca i organizator forum.
Czytaj także: „Santa subito”. Czy mamy do czynienia z oddolnym kultem Heleny Kmieć?
Młodzi mają okazję uczestniczyć w różnego rodzaju warsztatach, np. tanecznych, dziennikarskich, teatralnych, języka migowego, dykcji, samoobrony. „Przygotowaliśmy różnego rodzaju warsztaty, które mają na celu wspomóc relacje młodego człowieka z drugą osobą. Dodatkowo postać św. Augustyna z Hippony, który przez te dni nam towarzyszy, swoją postawą życiową pomoże odkrywać właśnie te wartości i ich znaczenie w życiu. Jest on genialnym źródłem mądrości życiowej. Św. Jan Paweł II powiedział o św. Augustynie, że jest on patronem na współczesne czasy” – wskazuje duchowny.
Jednocześnie z Forum Młodych prowadzone są rekolekcje parafialne, które rozpoczynają się mszą św. o godz. 19.00, potem jest świadectwo zaproszonego gościa zakończone Apelem Jasnogórskim. „Poprzez świadectwa zaproszonych gości również chcemy pokazać, jak piękne jest życie Ewangelią, że obecni są wśród nas ludzie z pasją” – podkreśla proboszcz parafii św. Augustyna w Kostowie.
Karawana „Siedem Aniołów”
Oprócz Teresy Kmieć świadectwa wygłoszą Jacek Pikuła – bezdomny działający na rzecz innych bezdomnych, Piotr Paterek – harcerz, Aleksandra Siwiak – nauczycielka, świecka misjonarka.
Spotkaniom towarzyszą relikwie św. Jose Sánchez del Río – młodego męczennika z Meksyku , który za wiarę poniósł bolesną śmierć. „Św. José zginął za wiarę w Chrystusa. Niespełna piętnastoletni chłopiec umierał, wołając: «Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Maryja z Guadalupe!». Dziś również trwają prześladowania za wiarę w Chrystusa, choć w Polsce może nie do końca sobie to uświadamiamy. Chcę, aby młodzi ludzie docenili to, co mają, aby umieli zdecydowanie bronić postaw zgodnych z Dekalogiem” – zaznaczył ks. Dariusz Brylak.
W sobotę, 25 sierpnia, do Kostowa dotrze Karawana „Siedem Aniołów”, która w tym roku przemierza diecezję kaliską. Właśnie tutaj odbędzie się ślub Magdy i Seweryna zakończony wspólnym weselem i teatrem ognia. W niedzielę, 26 sierpnia, goście będą uczestniczyć w odpuście parafialnym i festynie.
Inicjatorem projektu „Siedem Aniołów” jest franciszkanin o. Kordian Szwarc, a całość realizowana jest dzięki pracy wolontariuszy i wsparciu finansowemu ludzi dobrej woli.

...

Dobro dzieje sie za jej przyczyna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:25, 02 Lis 2018    Temat postu:

Boliwia. Zginął polski misjonarz ks. Piotr Lewandowski
Ks. Piotr Lewandowski wyjechał na misje dwa lata temu. Zginął w wypadku drogowym 1 listopada około godz. 2.30 w nocy czasu polskiego.


O tragicznej śmierci polskiego misjonarza poinformował w czwartek "Gość Niedzielny". Kapłan zostanie pochowany w Polsce, ale termin pogrzebu nie jest jeszcze znany.

Ks. Piotr Lewandowski święcenia kapłańskie przyjął w 2010 r., a potem był wikariuszem w dwóch parafiach. We wrześniu 2016 r. z rodzinnych Gliwic wyjechał do wikariatu Ñuflo de Chávez w Boliwii. Do tego zadania przygotowywał się w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie.

Przed wyjazdem na misje udzielił wywiadu "Gościowi Niedzielnemu". Zwierzył się, że będąc księdzem przeżył poważny wypadek samochodowy, z którego wyszedł cało. Wtedy pomyślał o tym, aby wyjechać na misję.

- Popatrzyłem w niebo i powiedziałem: "Dobra, wygrałeś!". Zrozumiałem, że Pan Bóg daje mi kolejną szansę. W głowie zaczęło mi kołatać zdanie, które kiedyś usłyszałem, że będę albo świętym, albo nikim - powiedział ks. Lewandowski tygodnikowi katolickiemu.

W Boliwii zginęła prawie dwa lata temu młoda misjonarka Helena Kmieć, która pomagała siostrom służebniczkom dębickim w prowadzonej przez nie ochronce dla dzieci w Cochabambie. Zginęła w nocy z 24 na 25 stycznia 2017 r. od ugodzenia nożem w czasie napadu na ochronkę.

...

Prosze! Wyrazne znaki od Boga! Zatem wszystko zgodnie z planem! Spelnil swoja powinnosc zatem!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy