Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Świadectwa
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 7:22, 12 Kwi 2018    Temat postu:

Claude Rich. Popularny francuski aktor nie ukrywa swojej wiary i tego, że w każdą niedzielę chodzi do kościoła. „Nie zgłębiałem specjalnie wiary, ale wierzę w Bożą miłość. Tak jak nie zawsze wiemy, dlaczego kogoś kochamy, tak ja kocham Boga”. Ale zaznacza, by nie ograniczać go klasyfikując tylko jako aktora katolickiego. „Chcę być aktorem, który może równie dobrze zagrać świętego, co wyrzutka”.

...

Jean Piat. Wspaniały aktor, zwłaszcza teatralny. „Naprawdę wierzę, że gdyby kazano mi napluć na krzyż, nie zrobię tego, nawet z pistoletem przy skroni. Niech strzelają, ale nie zrobię tego. Modlę się dużo do Matki Bożej, to moja modlitwa wieczorna, jeśli nie poranna i w ciągu dnia…

...

Mathew MacConaughey. Jeden z najprzystojniejszych amerykańskich aktorów, bohater „Interstellara” jest głęboko wierzący. „Im jestem starszy, tym bardziej wierzę w Boga” – powiedział w jednym z wywiadów. „Wierzyłem, zanim zostałem gwiazdą. Moja wiara wyraża się w tym, jakim jestem człowiekiem, dyktuje moje wybory, pomaga mi pozbyć się słabości”. Podczas uroczystości rozdania Oscarów w 2014 roku publicznie podziękował Bogu.

...

Widzimy tez dojrzewanie w wierze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 6:35, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Paweł Golec: Bez Boga nie byłbym tu, gdzie jestem [wywiad]
Katarzyna Matusz-Braniecka | 15/04/2018
BRACIA GOLEC
RACZEK TOMASZ/KAPiF.pl/EAST NEWS
Udostępnij Komentuj
Paweł Golec i Łukasz Golec, czyli filary Golec uOrkiestry, Aletei opowiadają o 20 latach na scenie, spełnionych marzeniach i Bogu, bez którego to wszystko nie byłoby możliwe.

Golec uOrkiestrę pokochały miliony Polaków. Najsłynniejsi bracia grają już 20 lat. I nadal chcą zarażać optymizmem, poruszać i inspirować, przekazywać pozytywne wibracje. Takie jak te, które w piosence „Pędzą konie” wybudziły ze śpiączki fankę Agnieszkę Syroczyńską.



Katarzyna Matusz-Braniecka: Macie szczęśliwe rodziny, żyjecie w trwałych związkach, jaki jest przepis na sukces?

Paweł Golec: Nie ma gotowej recepty. Z pewnością trzeba być czujnym i zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli o coś się nie dba, można to łatwo stracić. Tak jak z kwiatami. Jeżeli się je podlewa i o nie dba, wtedy kwitną. To samo z żoną, miłością, uczuciami, relacjami. Jeżeli się je pielęgnuje, to później są tego efekty.

Łukasz Golec: Myślę, że wiele zawdzięczamy rodzinie, z jakiej pochodzimy i przekazanym wartościom. Życie w taki sposób nas ukształtowało, że staliśmy się odporni na wiele czynników, które potrafią człowieka zgubić, zwłaszcza w show-biznesie.

Czytaj także: Podsiadło i Depeche Mode na folkowo? TULIA podbija internet


Łukasz Golec: Modlitwa, post, wyrzeczenia – to działa!
Czy kariera nie przeszkadza w życiu rodzinnym?

Paweł Golec: Intensywne życie zawodowe, wyjazdy, nieobecność, to stały element naszej pracy, do którego najbliżsi zdążyli się już przyzwyczaić. Owszem, praca jest dla nas czymś bardzo ważnym, ale to rodzina jest fundamentem człowieczeństwa. Jeżeli tu jestem mocny, to mogę góry przenosić.

Czy doświadczaliście opieki Boga, sytuacji, w których ewidentnie On działał?

Łukasz Golec: Pewne historie w naszym życiu są wymodlone przez sztab ludzi, na czele z naszą mamą, Ireną Golec, która jest „mistrzynią” w tej materii. Wiele było i jest sytuacji teoretycznie niemożliwych do rozwiązania, a jednak, za sprawą modlitwy, stały się one realne. Nic nie zmienia się samo, ale za przyczyną jakiejś dobrej rzeczy, której dokonamy, modlitwy, postu czy wyrzeczenia pewne mechanizmy nie wiadomo jak działają, ale działają skutecznie.

Paweł Golec: Bez Boga nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem teraz. Zawsze żyliśmy blisko Kościoła. Nasz dziadek był kościelnym w Milówce, byliśmy ministrantami, lektorami, a rodzice poznali się w chórze kościelnym. Boża opieka objawiała się w różnych momentach mojego życia. Zwłaszcza w tych trudniejszych, jak śmierć taty. Mieliśmy zaledwie 14 lat i trudno to było unieść. Wszystko trwało miesiąc, od momentu, w którym ojciec dowiedział się, że jest chory na raka. Cieszę się, że mimo tamtej bezradności, nie zwątpiłem w Bożą moc.

...

Zycie z Bogiem uderza swoja naturalnoscia i normalnoscia. Bo cud u Boga to naturalne zjawisko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:14, 30 Kwi 2018    Temat postu:

Dąbrowska-Riddersholm: Bałabym się, gdyby w moim życiu nie było Boga [wywiad]
Małgorzata Bilska | 29/04/2018
AGNIESZKA DĄBROWSKA RIDDERSHOLM
Agnieszka Dąbrowska-Riddersholm/Facebook
Udostępnij Komentuj
Bóg nie zostawił mnie samej. W świecie filmu dużo ludzi Go potrzebuje. Szuka i chce przyjąć. To są wrażliwe dusze. Takie zawsze szukają Boga – mówi Agnieszka Dąbrowska-Riddersholm, filmowiec.

Musiałam przejść długą drogę, spróbować wielu rzeczy, żeby moje ziarenko wyrosło – mówi Agnieszka Dąbrowska-Riddersholm. W świecie filmu zaczynała od zera, a dziś współpracuje przy takich tytułach jak „Strażacy” czy „Ojciec Mateusz”. Nam opowiada o umowie, jaką zawarła z Bogiem.



Małgorzata Bilska: Czujesz się kobietą spełnioną?

Agnieszka Dąbrowska-Riddersholm: Tak (śmiech).

Na czym to polega?

Pierwsza odpowiedź, jaka mi się nasuwa, to: nie czuję już lęku.



Dąbrowska-Riddersholm: Przeszłam długą drogę
Czego się bałaś? Lęk jest dość nieokreślony, strach dotyczy konkretnych rzeczy.

Celowo użyłam słowa lęk. To był lęk o wszystko. O przyszłość. O moją tożsamość. W zasadzie nie wiem, o co. Ciągle żyłam w lęku, byłam nim oblepiona. To było bardzo nieprzyjemne.

Jak sobie z nim radziłaś? Uczyłaś się przecież, potem pracowałaś, robiłaś rzeczy dla siebie ważne.

Kiedy byłam w liceum, oglądałam mnóstwo horrorów. Im gorsze, tym lepsze. Zastanawiałam się, po co się tak nimi katuję. Do czego potrzebne mi są krwawe obrazy? Pewien psycholog powiedział mi, że osoby, które mają wysoki poziom lęku w sobie, paradoksalnie, oglądają horrory, by ten lęk zniwelować. To był sposób radzenia sobie z nim w moim życiu. Jedni uciekają, chowają się w sobie, a ja radziłam sobie przez konfrontację. Ona gdzieś tam pchała mnie do przodu, ale była trudną drogą.

Do filmu trafiłaś późno. Ta branża wymaga odwagi. Trzeba się wykazać indywidualnością, siłą przebicia.

Wszystko zależy od tego, jak lęk na ciebie działa. Dla mnie był potężną siłą motywującą. Nie był obezwładniający. Co do tego „późno”, to nie było do końca tak. Jako mała dziewczynka miałam takie marzenia. W wieku kilku lat marzyłam, żeby robić filmy, uczestniczyć w filmowych historiach. Marzenia gdzieś zagrzebałam. Uważałam, że nie dam rady, nie mam predyspozycji, nie jestem z rodziny filmowej. Świat filmu wydawał mi się zamknięty i niedostępny. Często tak jest, że rodzimy się z jakimś ziarenkiem w nas, które wcześnie kiełkuje. Teraz nigdy nie śmieję się z dzieci kilkuletnich, które mówią „zostanę nauczycielką”, „a ja strażakiem”. To my, dorośli, zbijamy dzieci z tropu: „100 razy jeszcze ci się zmieni”, „to dziecięce fantazje”. Musiałam przejść długą drogę, spróbować wielu rzeczy, żeby moje ziarenko wyrosło.

Czytaj także: Kos-Krauze: Cierpienie jest po nic, nie uszlachetnia


„Zaczynałam od zera. To nauczyło mnie pokory”
Co było bezpośrednim motorem zmiany?

Miałam 33 lata i wracałam z Korei Południowej. Po 3 cudownych latach nie czekała na mnie w Polsce żadna praca. Ani propozycja zawodowa! Musiałam znaleźć mieszkanie, na nowo urządzić życie w Warszawie. Pomyślałam „Jak nie teraz, to kiedy?” W zamkniętej puszce samolotu miałam 15 godzin, bo tyle mniej więcej trwa podróż z Seulu do Warszawy, żeby wymyślić plan. Wtedy zawarłam umowę sama ze sobą. Podjęłam postanowienie, że będę dążyć za wszelką cenę do pracy w filmie. Nie dam się skusić żadnej innej propozycji. Przeczuwałam – i słusznie, że to będzie dużo kosztowało. Bolało. Będzie trudne finansowo. Obiecałam sobie, że choćbym miała jeść tynk ze ściany, to już się nie poddam. I tak zrobiłam.

Determinacja.

Coś więcej, zawsze byłam osobą, która chciała mieć plan B i C – gdyby coś. To był plan A. Superambitny. Jaki jest plan B? Więc plan B był na zasadzie: patrz Plan A.

Ktoś Ci pomógł? Nie można tak po prostu iść i zacząć pracować przy filmie!

No nie można. Nikt nie daje ogłoszeń w gazecie, że poszukuje ludzi do filmu. Jedna osoba wyciągnęła pomocną rękę. Był to Jarek Żamojda, mój przyjaciel od lat, reżyser i operator filmowy. Nie załatwił nic od razu, ale zaczął ze mną rozmawiać. Zapytał, czy piszę. Podesłałam mu parę rzeczy. Powiedział, że podoba mu się moje spojrzenie, wrażliwość. Zaczynał kręcić serial i zaproponował mi funkcję asystenta reżysera. Ona sprowadzała się do tego, co w amerykańskim systemie filmowym nazywa się runner– do biegania. W USA to jest osoba, która przyprowadza aktorów z garderoby na plan – i odprowadza.

Zaczęłaś od zera.

Tak. Oglądając mnóstwo filmów, będąc wielką fanką filmu i posiadając dużą wiedzę na temat literatury oraz podwójne studia magisterskie, z otwartymi ramionami przyjęłam tę pracę. Uważam, że aby coś osiągnąć, trzeba przejść wszystkie schodki, od tych najmniejszych. Nauczyło mnie to pokory wobec zawodu.

Czytaj także: Budnik: Każdy film zmienił coś w moim życiu [wywiad]


Dąbrowska-Riddersholm: Bałabym się, gdyby w moim życiu nie było Boga
Pokora jest ważna w relacji z Bogiem. Bałaś się Go wtedy?

Nie mogłam się bać czegoś, czego nie znałam. Niespecjalnie mnie interesował.

A dziś?

Dziś bym się bała, gdyby Go w moim życiu nie było.

Jak do tego doszło?

Nigdy nie byłam ateistką. Bóg gdzieś tam był, ale nie szukałam Jego obecności. Jestem pewna, że spotkanie nie byłoby możliwe bez Jego łaski. I ja ją dostałam.

Była taka sytuacja… kiedy już zaczęłam pracować w filmie. W moim życiu zaczęło się walić. Nie, nie stało się nic tragicznego, spektakularnie złego. Ale wszystkie rzeczy przestały się układać. Czułam się nie za dobrze ze swoim życiem. Sprawy prywatne się nie układały. Lęk zaczął narastać. Poczułam w sobie ogromną dziurę, już nie do zapełnienia niczym. To było nie do zniesienia. Ogarnęła mnie rozpacz. Nie potrafiłam znaleźć lekarstwa na mój ból.

Robiliśmy wtedy w Radomiu film z Jankiem Kidawą-Błońskim „W ukryciu”. Po jednej scenie kręconej na ładnej, brukowanej uliczce w starej części miasta, w czasie przerwy szłam sobie nią mijając budynek jakby ze szkła. Widziałam swoje odbicie po prawej stronie. Nie wiem co się stało. Patrząc na siebie z boku zobaczyłam osobę pomiędzy – niby zrealizowaną, szczęśliwą, ale pustą. W środku nic nie ma. Pomyślałam: „Panie Jezu, nie chcę tego. Boję się, nie ufam Ci na tyle, żeby Ci to powiedzieć. Ale dobrze, Panie Jezu, kapituluję. Teraz wszystko oddaję w Twoje ręce. Oddaję Ci swoje życie. Zrób tak, jak Ty byś chciał, żeby ono wyglądało”. Przeczuwając, że pójdę w stronę, w którą niespecjalnie chciałam… Miałam do podjęcia bardzo ważną decyzję, milową, jedną z kilku takich w życiu. Bałam się konsekwencji i nie chciałam jej podjąć. To była moja umowa z Bogiem, brutto. Skąd mi te słowa przyszły do głowy? Nie wiem. To uważam za łaskę. Od następnego dnia wszystko zaczęło się układać jak puzzle. Powoli, nie było cudów. Myślę, że swoją deklaracją dałam Panu Bogu zielone światło. Ponieważ to było szczere i pokorne. Pan Bóg nigdy nie pozostaje głuchy na takie wołania. Słyszy.

Czytaj także: Bajka o księdzu i dobrych policjantach. Dlaczego Polacy pokochali „Ojca Mateusza”?


„Pan Bóg naprawdę szanuje naszą wolność”
Jesteś szczęśliwą żoną, mamą dwójki dzieci. Byłoby to możliwe bez tamtej chwili zaufania?

To by się nigdy nie wydarzyło, bo świadomie bardzo trudno było mi podjąć decyzję o założeniu rodziny. To część puzzli, które ktoś poukładał za mnie na górze. Oczywiście, ja się na to zgodziłam. Pan Bóg naprawdę szanuje naszą wolność.

Co na Twoją przemianę środowisko artystyczne?

Na początku bałam się śmieszności. Z perspektywy życia w komunii z Bogiem przez 10 lat widzę, że reakcje mnie zaskoczyły. Jeśli spotykają mnie nieprzyjemne sytuacje, to ich jest mało. Tego, z czego uwolniła mnie wiara, nigdy bym nie oddała. Spotykam się z bardzo dobrym przyjęciem. Najpierw ze zdumieniem – o matko, co ona wymyśliła? Zgłupiała? Ale za tym idzie ciekawość. Potem słuchanie, a czasem nawracanie.

Bóg nie zostawił mnie samej. W świecie filmu dużo ludzi Go potrzebuje. Szuka i chce przyjąć. To są wrażliwe dusze. Takie zawsze szukają Boga.

...

Cenne. Bez Boga zycie nie ma sensu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 7:54, 05 Maj 2018    Temat postu:

Eric Clapton i jego piosenka, którą napisał specjalnie dla Maryi
Zoe Romanowsky

Udostępnij 137 Komentuj 0
Słowa autorstwa Claptona nawiązują do nawrócenia, jakiego artysta doświadczył lata temu w ośrodku odwykowym.

Podczas koncertu zorganizowanego w 1996 roku na rzecz Bośni, Eric Clapton wykonał piosenkę, którą napisał dla Matki Boskiej. Zaśpiewał ją w duecie ze znanym włoskim śpiewakiem operowym Luciano Pavarottim oraz niesamowitym chórem gospelowym. Słowa utworu są dla Claptona niczym prawdziwa modlitwa.

W swoich wspomnieniach „Clapton: The Autobiography” muzyk pisze o skrajnych chwilach, jakie przeżywał w 1987 roku w ośrodku odwykowym:

Byłem w absolutnej rozpaczy – pisał Clapton. – W zaciszu mojego pokoju błagałem o pomoc. Nie miałem pojęcia, do kogo mówię, po prostu wiedziałem, że jestem u kresu wytrzymałości… i upadłem na kolana, poddałem się. W ciągu kilku dni zdałem sobie z tego sprawę… Znalazłem miejsce, do którego mogłem się skierować, miejsce, które zawsze znałem, ale nigdy tak naprawdę go nie chciałem, ani nie potrzebowałem. Od tego dnia do dziś, nigdy nie opuściłem porannej modlitwy, którą odmawiam na kolanach, prosząc o pomoc, a nocą wyrażając wdzięczność za moje życie, a przede wszystkim moją trzeźwość.

...

Ona pomaga zawsze. Jest Niezawodna!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 7:59, 05 Maj 2018    Temat postu: Koronka kamedulska ku czci Pana Jezusa.

Koronka kamedulska ku czci Pana Jezusa. Głębsze zjednoczenie ze Zbawicielem
Adam Poleski | 04/05/2018
KORONKA KAMEDULSKA
Pexels | CC0
Udostępnij 57 Komentuj 0
Bł. Michał z Florencji prowadził głębokie życie mistyczne i bardzo lubił odmawiać koronki do Najświętszej Maryi Panny. Pewnego dnia usłyszał głos: „Michale, pamiętaj też i o Mnie!”.

Czym jest koronka kamedulska
Koronka kamedulska składa się z 33 Ojcze nasz, które odmawiamy na cześć trzydziestu trzech lat ziemskiego życia Jezusa, a poprzez pięć Zdrowaś Mario możemy uczcić pięć ran Jezusa. Ta koronka została ułożona w Camaldoli przez kamedułę bł. Michała z Florencji.

Bł. Michał prowadził bardzo głębokie życie mistyczne i ostatnie dwadzieścia lat życia spędził w pustelni, gdzie modlił się nieustannie. Bardzo lubił odmawiać koronki do Najświętszej Maryi Panny. Pewnego dnia usłyszał głos: „Michale, pamiętaj też i o Mnie!”. Odczytał w tym doświadczeniu, że Jezus wzywał go, aby także dla Niego ułożył koronkę, która potem cieszyła się odpustami Stolicy Apostolskiej.

Czytaj także: „Koronka za konających” – piękne dzieło duchowych córek św. Faustyny
Na koronkę składają się cztery części. Podczas pierwszych trzech odmawia się dziesięć Ojcze nasz i jedno Zdrowaś Mario. Na końcu każdej dodaje się Chwała Ojcu lub Wieczne odpoczywanie. Każde Ojcze nasz można poświęcić na uczczenie jednej tajemnicy z życia Jezusa, jednak pozostawia się tutaj dowolność.

Można też odmawiać wyłącznie same Ojcze nasz i Zdrowaś Mario, a na początku modlitwy uczynić intencję ofiarowania koronki dla uczczenia życia Jezusa na ziemi. Przed rozpoczęciem koronki należy stanąć w obecności Boga i uczynić żal za grzechy.



Głębiej zjednoczyć się z życiem Jezusa
Św. Franciszek swoim naśladowcom polecił odmawiać oficjum dwunastu Ojcze nasz. Brat Albert polecił braciom, aby gdy nie mogą uczestniczyć w nieszporach, odmówili zamiast brewiarza właśnie dwanaście Ojcze nasz. Franciszkowe oficjum dwunastu Ojcze nasz może bardzo dobrze współgrać z Koronką kamedulską.

Gdy odmówimy jedną część koronki i dodamy jedno Ojcze nasz rano i jedno wieczorem (w porze jutrzni i nieszporów), wówczas będziemy mogli głębiej zjednoczyć się z życiem Jezusa, które odsłania przed nami życie Jego i naszego Ojca, a przez to w Duchu Świętym – życie Trójcy.

Czytaj także: Litania do Chrystusa, Kapłana i Ofiary. Wspaniała modlitwa za naszych księży [nowe tłumaczenie]


Modlitwa przed rozpoczęciem koronki
O mój najsłodszy Panie, Jezu Chryste, gdy rozważam o tym, że będąc Bogiem, z litości nad moją nędzą zstąpiłeś na ziemię, a stawszy się człowiekiem dla mojego odkupienia, podjąłeś tyle trudów i w końcu poniosłeś haniebną śmierć na krzyżu, czuję, że serce moje rozpływa się, przejęte nieogarnionym uczuciem miłości i wdzięczności ku Tobie. Doznaję żalu największego i boleści nieskończonej, żem Cię po tylekroć grzechami moimi obraził i zasmucił. Kocham Cię, mój Jezu, z całego serca i z całej duszy, pragnę przez całą wieczność Ciebie kochać najbardziej. Z miłości ku Tobie przebaczam wszystkim, którzy mnie w jakikolwiek sposób obrazili, i postanawiam odtąd wszystkich ludzi bez wyjątku kochać i wszystkim wszystko przebaczać. Żałuję bardzo za wszystkie moje grzechy i pragnę przez całe życie za nie żałować. O Boże mój i Panie, w Twoim miłosierdziu mam nadzieję, że mnie zbawisz i w tym celu oświecisz mnie, i wzbudzisz we mnie święte uczucia do pobożnego odmówienia tej koronki, która niech będzie wstępem i początkiem mojego nawrócenia. O Jezu, bądź mi miłościw! O Maryjo, przyczyń się za mną. Amen.



Część pierwsza: Życie ukryte Pana Jezusa przez lat trzydzieści
Archanioł Gabriel zwiastuje Maryi Pannie wcielenie Słowa Bożego w błogosławionym i najczystszym łonie. Zdrowaś Maryjo…

Syn Boży, stawszy się człowiekiem, rodzi się z Najświętszej Maryi Panny w stajence betlejemskiej. Ojcze nasz…
Aniołowie radują się i wyśpiewują: „Chwała Bogu na wysokości”. Ojcze nasz…
Pasterze, otrzymawszy od aniołów objawienie, oddają cześć Panu Jezusowi. Ojcze nasz…
Ósmego dnia obrzezany i Jezusem nazwany. Ojcze nasz…
Królowie oddają pokłon Panu Jezusowi i składają dary: złoto, kadzidło i mirrę. Ojcze nasz…
Pan Jezus ofiarowany w świątyni i proroczo ogłoszony przez Symeona Zbawicielem świata. Ojcze nasz…
Uchodząc przed prześladowaniem Heroda, Jezus zaniesiony do Egiptu. Ojcze nasz…
Herod, nie znalazłszy Jezusa, morduje niewinne dzieci. Ojcze nasz…
Pan Jezus powraca do Nazaretu wraz ze swoją Matką i świętym Józefem. Ojcze nasz…
Dwunastoletni Jezus naucza w świątyni. Ojcze nasz…


Chwała Ojcu… (lub Wieczne odpoczywanie…)



Część druga: Życie czynne Pana Jezusa przez trzy lata.
Pan Jezus okazuje posłuszeństwo Najświętszej Matce i świętemu Józefowi. Zdrowaś Maryjo…

Pan Jezus przyjmuje w Jordanie chrzest od świętego Jana. Ojcze nasz…
Pan Jezus przez czterdzieści dni pości na pustyni i zwycięża diabła. Ojcze nasz…
Pan Jezus wypełnia i ogłasza swoje święte prawo życia wiecznego. Ojcze nasz…
Pan Jezus powołuje uczniów, którzy wszystko opuszczają i idą za Nim. Ojcze nasz…
Pan Jezus dokonuje pierwszego cudu w Kanie Galilejskiej, przemieniając wodę w wino. Ojcze nasz…
Pan Jezus uzdrawia chorych, uwalnia od niemocy kaleki, przywraca słuch głuchym, wzrok ślepym i wskrzesza umarłych. Ojcze nasz…
Pan Jezus nawraca grzeszników i odpuszcza grzechy. Ojcze nasz…
Pan Jezus dobrocią nawraca swoich prześladowców. Ojcze nasz…
Pan Jezus na górze Tabor przemienia się wobec Piotra, Jakuba i Jana. Ojcze nasz…
Pan Jezus z tryumfem wjeżdża na osiołku do Jerozolimy i wyrzuca przekupniów ze świątyni. Ojcze nasz…
Chwała Ojcu (lub Wieczne odpoczywanie… )



Część trzecia: Męka Pańska
Pan Jezus, idąc na śmierć, żegna się z Matką Najświętszą, daje Jej i otrzymuje od Niej błogosławieństwo. Zdrowaś Maryjo…

Pan Jezus umywa nogi apostołom i spożywa wraz z nimi ostatnią wieczerzę. Ojcze nasz…
Pan Jezus ustanawia Najświętszy Sakrament. Ojcze nasz…
Pan Jezus, oblany krwawym potem, modli się w Ogrójcu: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” Ojcze nasz…
Pan Jezus zdradzony przez Judasza pocałunkiem i uwięziony przez najemników. Ojcze nasz…
Pan Jezus fałszywie oskarżony, policzkowany i znieważony. Ojcze nasz…
Pan Jezus spogląda litościwie na Piotra i przebacza mu. Ojcze nasz…
Pan Jezus ubiczowany z największym okrucieństwem. Ojcze nasz…
Pan Jezus ukoronowany cierniową koroną i pokazany ludowi, który woła: „Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!”. Ojcze nasz…
Pan Jezus skazany na śmierć, dźwigając krzyż, idzie na Kalwarię. Ojcze nasz…
Pan Jezus ukrzyżowany umiera, zostaje przebity włócznią i złożony do grobu. Ojcze nasz…


Chwała Ojcu… (lub Wieczne odpoczywanie… )



Część czwarta: Uwielbienie Pańskie od Zmartwychwstania do Wniebowstąpienia
Pan Jezus trzeciego dnia zmartwychwstaje i ukazuje się swojej Najświętszej Matce. Zdrowaś Maryjo…

Pan Jezus ukazuje się trzem Mariom i poleca im udać się do apostołów. Ojcze nasz…
Pan Jezus ukazuje się uczniom, pokazuje im rany i nawraca Tomasza Apostoła. Ojcze nasz…
Pan Jezus wstępuje do nieba, błogosławiąc Najświętszą Matkę i uczniów. Ojcze nasz…


Chwała Ojcu… (lub Wieczne odpoczywanie…)



Prosząc Najświętszą Matkę Bożą o wyjednanie nam błogosławieństwa teraz i w godzinę śmierci. Zdrowaś Maryjo…

Na cześć świętych Apostołów, prosząc ich o wstawiennictwo za nami. Wierzę w Boga…



Zakończenie: Modlitwa do Najświętszej Maryi Panny
O Przebłogosławiona, Najświętsza Matko Boża i Matko nasza, ucieczko grzeszników i jedyna nadziejo nasza, składam u stóp Twoich tę koronkę i błagam Cię pokornie, abyś raczyła ją przyjąć i przedstawić Panu Jezusowi oraz wyjednać mi Jego błogosławieństwo. Amen.

..

Znakomite! Ci ktorzy poszukuja wiecej tajemnic do Różańca tu maja mnostwo,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:45, 22 Maj 2018    Temat postu:

Jeremy Irons: Kościół ma rację, że uznaje aborcję jako grzech
John Burger | 21/05/2018
JEREMY IRONS
Oxford Union/REX/Shutterstock/EAST NEWS
Udostępnij Komentuj
Podczas rozmowy z „Guardianem” zdobywca Oscara skupił się w sposób szczególny na kobietach.

Brytyjski aktor Jeremy Irons podkreślił, że postrzega aborcję jako grzech.

Irons znany jest ze swych ról w „Powrocie do Brideshead” czy z najnowszych produkcji serii o Batmanie. Występował także na deskach teatru, odtwarzając szekspirowskie dramaty.



Aborcja to grzech
W wywiadzie dla brytyjskiego dziennika przyznał, że jest wdzięczny Kościołowi katolickiemu za opowiadanie się przeciwko praktykom takim jak aborcja.

Wierzę w to, że kobiety powinny mieć możliwość podejmowania decyzji, jednak sądzę również, że Kościół ma rację, mówiąc, że to [aborcja] jest grzechem – mówił „Guardianowi”. – Ponieważ grzech to czyny, które nas niszczą. Kłamstwo nas niszczy. Aborcja niszczy kobietę – to potężna krzywda psychiczna, a czasami i fizyczna. A my wydajemy się być w tym uwikłani.
Dodał także:

W pewnym sensie Bogu dzięki, że Kościół katolicki mówi, że nie powinniśmy na to pozwalać. Ponieważ w przeciwnym razie nikt inny nie przyznałby, że to grzech.
Aktor bronił również innych tradycyjnych wartości.

Choć możliwe jest posiadanie dzieci, kiedy nie ma się ślubu, Irons przyznaje, że małżeństwo „daje nam siłę, ponieważ jest dość trudno się z niego wycofać, stąd też walczymy o to, by być razem”.

Jeśli rozstanie staje się dziecinnie łatwe – to w pewnym sensie – nie mamy żadnego zabezpieczenia, a przecież związki z reguły są trudne dla każdego.
Czytaj także: Nieoczekiwana gwiazda królewskiego ślubu. Bp Curry i 4 najciekawsze fragmenty jego kazania


Referendum aborcyjne w Irlandii
Komentarze Ironsa na temat aborcji cytowane są w okresie, kiedy to Irlandia przygotowuje się do referendum. 25 maja obywatele tego kraju mają wyrazić swoją opinię na temat zmian w przepisach dotyczących dopuszczalności przerywania ciąży.

Co prawda Jeremi Irons jest Brytyjczykiem, ale posiada zamek w hrabstwie Cork, a jego żona, aktorka Sinéad Cusack, jest Irlandką. Mają dwóch synów – Sama oraz Maxa, którzy również są aktorami. Jak podaje Catholic Herald, młodzi Ironsowie wychowywani byli w wierze katolickiej.

W 1990 roku Irons zdobył Oscara w kategorii „najlepszy aktor” za swoją rolę w filmie A Reversal of Fortune (w Polsce produkcja wyświetlana była pod tytułami „Apelacja” oraz „Odmiana losu”). Wcielił się tam w byłego felietonistę „Catholic Herald” – Clausa von Bülowa.

Jeremy Irons ma na swoim koncie także kilkanaście Złotych Globów.

W kwietniu 2013 roku skrytykował także ruchy zmierzające do legalizacji małżeństw tej samej płci. Argumentował wówczas, że prawna redefinicja może „osłabić” oraz zmienić to, czym małżeństwo jest dzisiaj.

...

Bardzo rozsadny aktor. Serce rosnie!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:22, 28 Maj 2018    Temat postu:

Real Madryt dziękuje Matce Bożej z Almudeny za wygraną w Lidze Mistrzów
Anna Salawa | 28/05/2018
REAL MADRYT
@archimadrid/Twitter
Udostępnij Komentuj
Zwycięzcy Ligi Mistrzów po powrocie do kraju swoje wielkie świętowanie rozpoczęli wizytą w madryckiej katedrze. Dziękowali patronce miasta Matce Bożej z Almudeny za triumf nad Liverpoolem.

Ekipa Realu Madryt na czele z szefem klubu Florentino Pérezem i trenerem Zinedine Zidanem świętowanie zwycięstwa w Lidze Mistrzów rozpoczęła od wizyty w madryckiej katedrze. Przyjął ich miejscowy biskup Jesús Vidal.



Puchar u stóp Maryi
Na początku krótkiej uroczystości Florentino Pérez podziękował swoim piłkarzom za ciężką pracę: „Pokazaliście, że dzięki zespołowej pracy można osiągnąć to, co wielu uważało za niemożliwe: czyli puchar Ligi Mistrzów trzeci raz z rzędu”.

Następnie głos zabrał biskup Jesús Vidal, który bardzo docenił gest klubu, który swoje zwycięstwo postanowił dedykować Matce Bożej z Almudeny. Zwrócił się do piłkarzy: „Dla wielu młodych chłopaków jesteście autorytetem. Przykładem, że opłaca się ciężko pracować. Młodzieży bardzo potrzeba takich przykładów. Wspólnie możemy tworzyć bardziej solidarny świat”.

Na koniec obrońca Jesús Vallejo odczytał modlitwę wiernych, a następnie cała drużyna udała się do figury Matki Bożej, gdzie złożyli puchar.

...

Prawidlowa postawa oddania wszystkiego Matce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 6:54, 30 Maj 2018    Temat postu:

Andrea Bocelli w Fatimie: Maryja jest niezastąpioną przewodniczką na drodze do Ojca
Paola Belletti | 29/05/2018
BOCELLI FATIMA
Facebook I Andrea Bocelli
Udostępnij Komentuj
Słynny tenor wzruszająco opowiada o swojej relacji z Maryją.

Andrea Bocelli u Maryi w Fatimie
Andrea Bocelli przybył do Fatimy nie tylko po to, by zaśpiewać. Był tam z jednej strony jako gość honorowy uroczystości z okazji stulecia objawień w Cova da Iria, a z drugiej jako pobożny pielgrzym czy też zwyczajnie jako syn.

BOCELLI FATIMA
Facebook I Andrea Bocelli
Czytaj także: Andrea Bocelli zaśpiewa w Fatimie. Ten niezwykły koncert będzie bezpłatny!
Na profilu Sanktuarium w Fatimie widnieje post, na którym Andrea Bocelii w modlitewnym skupieniu przemierza na klęczkach Kaplicę Objawień.

Podpis pod zdjęciem z Facebooka brzmi następująco (tłumaczony z portugalskiego): Andrea Bocelli właśnie opublikował na swojej oficjalnej stronie na Instagramie fotografię, na której modli się w Kaplicy Objawień w Fatimie, dokąd zawitał w niedzielę, 13 maja w ramach Koncertu Dziękczynienia z okazji Stulecia Objawień. Przed występem w Bazylice Świętej Trójcy, tenor wraz z żoną udał się na modlitwę do Kaplicy Objawień, którą zakończył, okrążając na kolanach figurę Matki Bożej.

Byłoby wspaniale, gdyby ciekawość fanów dotycząca tego, co celebryci robią, gdzie przebywają i z kim się spotykają, w przypadku Andrei Bocellego skoncentrowała się raczej na powodach, jakimi ten popularny i utalentowany piosenkarz kieruje się, manifestując tak otwarcie swoją wiarę.



Andrea Bocelli mówi o Maryi
Andrea Bocelli mówi o Matce Bożej w bardzo podniosłym, wręcz majestatycznym tonie, nietypowym dla mediów społecznościowych. Zdecydowanie wyraża swoją maryjną pobożność i za Kościołem przywołuje niezwykłe atrybuty Bożej Rodzicielki. Jego wizyta w Fatimie wypadła w drugą niedzielę maja, kiedy to we Włoszech obchodzony jest Dzień Matki. W poście na swoim profilu podkreśla łączność pomiędzy Maryją i każdą matką ziemską.






Ten post napisany po angielsku brzmi: „Maryja jest obowiązkową ścieżką prowadzącą do naszego Ojca, to Ona jest naszą Niebieską Matką, Pośredniczką i Pocieszycielką. Każda matka Ją symbolizuje, każde łono, które daje życie Ją ucieleśnia i wprowadza Ją pośród nas. Są takie miejsca jak Sanktuarium Matki Boskiej Różańcowej w Fatimie, gdzie powietrze jest przepełnione Jej obecnością, do tego stopnia, że każdy oddech zmienia się w modlitwę”.

Swoją aktywnością w sieci artysta zwrócił uwagę na wyjątkowe przesłanie: wstawiennictwo Maryi dotyczy każdego z nas. Jesteśmy kochani. W każdym skrawku naszego istnienia, w każdej komórce, chroni, wspiera i podtrzymuje nas Odwieczna Miłość.

Włoski piosenkarz, znany i kochany na całym świecie, nie waha się mówić o swojej wierze. Czuje na sobie ciężar odpowiedzialności i tak, jak niegdyś śmiało opowiadał o swoich błędach, wadach i momentach kryzysowych, tak teraz odważnie przyznaje się do wiary.

Przepełnia go radość i wdzięczność za to, co posiada, za talent, jakim został obdarzony. W sposobie, w jaki mówi o Maryi i o Jej niezwykłym pierwszeństwie wobec Boga przed innymi ludźmi, pobrzmiewa nuta męskiej dumy.

Czytaj także: O tej piosence mówią Twoi znajomi! Andrea Bocelli i Ed Sheeran – perfekcyjny duet [wideo]


Matka Boża: najlepsza pośredniczka
To cudowne, że są ludzie spełnieni, bogaci i sławni, którzy noszą przy sobie różaniec, przekonani o mocy tej modlitwy i którzy nie zastanawiają się, czy to jest cool, czy nie. Przypominają te dorosłe już dzieci, które w obecności innych nie wstydzą się okazywanej przez matkę czułości. Przeciwnie, mówią o matczynej miłości przyjaciołom, nieznajomym i wszystkim dookoła.

W perspektywie wieczności, która bez Boga jawi się niczym gigantyczny absurd, o jaki wszyscy się rozbijemy, bycie bardziej lub mniej bogatym, bardziej lub mniej sławnym, nie ma żadnego znaczenia. Liczy się zbawienie. W tej kwestii Bocelli wydaje się nie mieć najmniejszych wątpliwości, szczególnie wtedy, kiedy pełen ufności klęka i zwraca się do najlepszej z Pośredniczek.

...

Bez Niej nic nie mozemy. Bóg dziala przez Nią od chwili Zwiastowania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:45, 31 Maj 2018    Temat postu:

Malwina z Bakusiowo.pl szczerze o Bogu i roli wiary w jej życiu
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 30/05/2018
BAKUSIOWO
@bakusiowo.pl/Instagram
Udostępnij 20 Komentuj
Każdy z nas ma w sercu pustkę na kształt Boga. I to jest taka pustka, której nie jesteś w stanie wypełnić niczym innym – pisze Malwina Bakalarz, popularna blogerka parentingowa z Bakusiowo.pl.

Na początek będę szczera do bólu. Kiedy bloger, któremu udało się zyskać niemałe audytorium w sieci, wydaje książkę, włącza mi się czerwona lampka. Raz – że to odcinanie kuponów od tego, co mu się udało w sieci, dwa – że to „przepisywanie” internetu (bo co tam będzie więcej niż na jego blogu?). Trzeci powód nawiązuje do tego, o czym pisała Katarzyna Nosowska w „A ja żem jej powiedziała…” – niektóre superznane osoby w jakiś tajemniczy, cudowny sposób nabywają wiedzę na temat wszystkiego w momencie… zostania sławnym (a następnie czują się w obowiązku dzielenia się nią w śniadaniówkach).

Dlatego mam spory dystans do blogerów, piszących książki blogerów i blogerów dzielących się niezawodnymi sposobami, jak zmienili swoje życie na lepsze. I dlatego też sam tytuł książki Malwiny Bakalarz „Jak zmieniłam życie w rok?” nastawiał mnie niezbyt pozytywnie do tego przedsięwzięcia. Jej bloga parentingowego Bakusiowo.pl nie czytuję regularnie, więc autorkę kojarzę mniej więcej z rad, jakie prezenty wybrać na Dzień Dziecka czy Dzień Matki, porad rodzicielskich czy zamiłowania do fotografii. Ale postanowiłam powiedzieć „sprawdzam” – i jakże duże było moje zaskoczenie!

Ale o tym, co mnie tak zadziwiło, za chwilę.



Malwina z Bakusiowo.pl o sprzątaniu: ciała, ducha, otoczenia
Czytając książkę Malwiny można poczuć, jakby siedziało się przy kawie z dobrą znajomą. Nawet jeśli nie czytasz jej bloga regularnie (jak ja), nie masz zielonego pojęcia o jej życiu, poglądach – to czujesz się, jakbyś usiadła z dawno nie widzianą kumpelą ze szkolnej ławki i wymieniała aktualizacje z życia. Malwina pisze bezpośrednio, z humorem, zadając retoryczne pytania i dając wiele przykładów ze swojej puli doświadczeń.

Po drugie, książka jest absolutnie świetnie uporządkowana (widać, że pisała ją – jak Malwina sama mówi o sobie – perfekcjonistka). Jasny, klarowny podział na trzy sfery życia (ciało, duch, otoczenie), w których autorka zrobiła gruntowny porządek, w każdej metody, porady, jak osiągnąć sukces. Nie ukrywam, rozdział o ciele sprawił, że wciągnęłam się w lekturę na całego, bo temat, jak wyeliminować z diety to, co szkodliwe, naturalne budowanie odporności, zdrowe żywienie (siebie i dzieci), aktywność fizyczna (tak, tak, w przypadku matek to nie musi być oksymoron) jest mi ostatnio szczególnie bliski.

Malwina opowiada, jak wywaliła ze swojej diety cukier (i ja o tym pisałam TUTAJ), w które z produktów z kategorii superfood warto zainwestować i jak zmobilizować się po ciężkim dniu pracy (czy to zawodowej, czy matkowo-domowej) do zrobienia czegoś ponad zaleganie na kanapie z Netflixem i wiadrem lodów (tudzież popcornu).

Czytaj także: Mamo, czy masz „milion czasu”?


Malwina Bakalarz: Bóg opiekuje się mną
W części „duchowej” Malwina opowiada o tym, jak wyleczyła się z kompleksów i polubiła samą siebie. Nie, nie dlatego, że schudła ileś tam kilogramów i mogła wbić się w rozmiar 38. Po prostu. Po co jej w takim układzie dalsza dieta i ćwiczenia? A no właśnie po to, że lubi siebie, a wyrazem tego jest troska także o swoje ciało. I to podejście jest mi także szczególnie bliskie. Dziwią mnie pytania ludzi dotyczące mojej zdrowej diety i sugestie, że to wyłącznie po to, żeby zmieścić się w sukienkę sprzed ciąży, bo nie potrafię pogodzić się z tym, że ciało kobiety-matki się zmienia (albo starzeję się, mówiąc wprost). Nie, ja to robię przede wszystkim dla mojego zdrowia (i dlatego, że chciałabym jeszcze w jako takim stanie pożyć, by np. zobaczyć, jak dorasta mój syn). I także dlatego, że właśnie – lubię siebie, a wyrazem tego jest zatroszczenie się o siebie.

I to właśnie w tej części Malwina mnie zaskoczyła, bo – jak wspomniałam, skoro jej nie znałam, nie miałam pojęcia, że wiara w Boga jest ważnym elementem jej życia. Malwina otwarcie wyznaje, że swoją życiową drogę opiera o wiarę, że jest Ktoś, do kogo może zwrócić się o pomoc, Ktoś, kto czuwa nad każdym jej krokiem.

Jest mądrzejszy ode mnie i lepiej wie, co jest mi potrzebne do szczęścia. I tak, jak ja opiekuję się małą Malwinką w środku, tak On opiekuje się mną. Jeśli tylko mu na to pozwolę.
Autorka Bakusiowo.pl szczerze wyznaje:

Kiedyś próbowałam układać swoje życie po swojemu i niby było fajnie, niby wszystko super, ale ciągle miałam jakąś taką dziwną pustkę w sercu… (…). Każdy z nas ma w sercu pustkę na kształt Boga. I to jest taka pustka, której nie jesteś w stanie wypełnić niczym innym. Taki brakujący puzzel, który psuje nam radość z całej układanki.
Czytaj także: „Tully” – film dla każdej mamy! Dziecko nie jest jedynym sensem twojego życia…


Malwina Bakalarz: Życie dla samego życia nie ma sensu
Malwina dodaje też, że regularnie się modli. I nie ma żadnego problemu z tym, że to przyznanie do wiary może narazić ją na jakieś komentarze albo spadek czytelnictwa bloga. Pisze, że żyjemy w takim dziwnym świecie, w którym medytowanie jest spoko, ale jeśli dodasz, że na różańcu, szybko zyskasz etykietkę mohera. Wszystko jest lepsze niż stare, europejskie chrześcijaństwo – komentuje.

Miałam też wrażenie, że takie życie dla samego życia jest bezsensowne, że muszę mieć wytłumaczenie tego wszystkiego. Musi być na to wszystko jakaś odpowiedź. I właśnie tę odpowiedź daje mi Bóg – podsumowuje Malwina.
Ale jednocześnie pokazuje dużą tolerancję, delikatność. Nikogo nie namawia. Pisze, że czytelnik niewierzący może całkiem pominąć ten rozdział. Natomiast ona nie mogła napisać o swoim szczęśliwym życiu, pomijając jedną ważną składową – właśnie wiarę w Boga. Jezusa wskazuje jako najlepszego psychoterapeutę wszech czasów, a Biblię – którą zresztą cytuje w książce – wymienia jako jedną z ważniejszych dla niej lektur.



Włącz tryb fast, by mieć czas na slow
Ostatni rozdział dotyczy porządków w otoczeniu – czyli pozbycia się nadmiaru zgromadzonych rzeczy (ale i nawyku kupowania nowych). Tak, jak warto odgruzować dom, by czuć się w nim bezpiecznie i spokojnie, tak warto też „posprzątać” wśród znajomych, by nie otaczać się ludźmi, którzy wsączają w nas złe emocje, są toksyczni i pozbawiają nas całej energii.

Dla mnie szczególnie ciekawe wydały się rozwiązania dotyczące czasu. Niby z każdym dniem potrafię zarządzać nim coraz lepiej, wykorzystywać produktywnie (nie, nie, nie to, że sama jestem taka mądra – nauczyło mnie tego… zostanie mamą!), ale – zawsze można to robić jeszcze lepiej. A powód jest prosty – warto włączyć tryb fast i sprawnie ogarnąć obowiązki, by… móc sobie pozwolić na tryb slow tam, gdzie to ważne – czyli z rodziną, dziećmi czy… dla samej siebie.

Cała książka utrzymana jest w tonie delikatnych porad, wskazówek od dobrej kumpeli. Malwina nie pisze rozkazującym tonem, jak masz coś zrobić, by żyć szczęśliwie, mówi jedynie o tym, co się u niej sprawdziło. Zupełnie nienachalnie, jest to raczej dzielenie się doświadczeniem. A do tego w otoczeniu pięknej, kobiecej grafiki. Warto zajrzeć.

...

Serce rosnie gdy widac dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:20, 02 Cze 2018    Temat postu:

Fisheclectic: Bóg daje każdemu inne dary [wywiad]
Łukasz Kobeszko | 01/06/2018
FISHECLECTIC, JESZCZE NIE ZNIKAJ
Udostępnij 59
To właśnie dzięki temu, że jesteśmy małżeństwem, nasze teksty i muzyka mogą poruszać temat intymności i miłości, wobec Boga, ale także wobec siebie nawzajem – mówią muzycy z Fisheclectic.

Z chrześcijańskim zespołem Fisheclectic, tworzonym przez małżeństwo Joanny i Łukasza Kupczyńskich, o tym, jak to jest tworzyć muzykę w małżeństwie, o nowej płycie i wystąpieniach na religijnych koncertach rozmawia Łukasz Kobeszko.



Łukasz Kobeszko: Kilka razy na naszym portalu zachęcaliśmy do zapoznania się z twórczością Fisheclectic. Tym razem poznajmy się bliżej. Kiedy powstaliście i w jakim składzie występujecie?

Joanna Kupczyńska: Trzonem zespołu jest nasze małżeństwo z Łukaszem. Dlatego trudno powiedzieć, kiedy założyliśmy nasz „zespół”, ponieważ pisaliśmy piosenki i występowaliśmy razem od samego początku, ale głównie dla naszych przyjaciół, znajomych i dla naszego Kościoła. Wszystko rozwijało się stopniowo. W pewnym momencie Łukaszowi wpadła do głowy nazwa „Fisheclectic”, kilka lat później pojawił się pomysł, żeby nagrać płytę tematycznie związaną z „Pieśnią nad Pieśniami”. Wydaliśmy ją w 2012 roku pod tytułem „Wejdź” i można powiedzieć, że wtedy zadebiutowaliśmy publicznie. Ale dopiero rok później zaczęliśmy grać koncerty. Do współpracy zaprosiliśmy młodego gitarzystę, Michała Dziubę i od 2013 roku występujemy na żywo jako trio.



Fisheclectic: Nie chcieliśmy ograniczać się do środowiska kościelnego
Skąd wzięła się Wasza fascynacja muzyką i graniem? Czy macie wykształcenie muzyczne?

Łukasz Kupczyński: Przeszliśmy przez szkoły muzyczne, ale z wykształcenia jesteśmy filologami języka angielskiego. W moim przypadku muzyka była zawsze częścią życia. Mój tata jest muzykiem i pedagogiem.

Joanna: Łukasz był muzykiem w wielu zespołach, grał na elektrycznych skrzypcach i mandolinie. Przez wiele lat grał z TGD, Mate.O, grupą Traktor (jako wokalista i skrzypek). Sam też jako nastolatek prowadził zespół rockowy. Ja natomiast głównie rozwijałam się muzycznie w zespołach uwielbienia w kościele. Przez wiele lat byłam liderem zespołu, pisałam piosenki, nagraliśmy je na dwóch płytach jako zespół MU 24/7 – nazwa oznacza modlitwę i uwielbienie 24 godziny na dobę (śmiech). Zawsze jednak chciałam, abyśmy zrobili coś razem jako małżeństwo.

Jak wygląda Wasza dotychczasowa dyskografia?

Łukasz: Jako Mu 24/7 nagraliśmy dwie płyty głównie z piosenkami Asi: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił” oraz „W noc i w dzień”. Jako duet Fisheclectic nagraliśmy w 2012 roku płytę „Wejdź”, inspirowaną „Pieśnią nad Pieśniami”. W roku 2015 pojawił się kolejny album – „Biorę Ciebie”, na którym znalazły się m. in. utwory: „Chcę widzieć Cię” i „Ucisz się”. W tym roku wydajemy naszą trzecią płytę „Jeszcze nie znikaj”. Premiera była 11 maja.

Gdzie można zobaczyć Was na koncertach? Gracie tylko w kościołach i na imprezach stricte chrześcijańskich czy występujecie też dla szerszej publiczności? Niedawno wystąpiliście również w prestiżowym programie „Markomania” prowadzonym przez Marka Niedźwiedzkiego w radiowej „Trójce”…

Łukasz: Staramy się tworzyć muzykę i słowa, które docierają do każdego człowieka, niezależnie od poglądów i gramy wszędzie tam, gdzie chcą nas słuchać. Nigdy nie było naszym zamiarem ograniczanie się do środowiska kościelnego. Owszem, jesteśmy często zapraszani na imprezy o charakterze chrześcijańskim, ale nie tylko. Gramy w klubach, w domach kultury, występujemy na koncertach organizowanych przez miasta itp.

Joanna: Aktualnie przygotowujemy trasę związana z naszą nową płytą. W maju zagramy w Szczecinie i w Gorzowie Wlkp., w czerwcu – m.in. we Wrocławiu i w Tychach. O naszych koncertach informujemy wcześniej na naszym kanale na Facebooku.



Jeśli nie widzisz wideo kliknij TUTAJ



Fisheclectic: Robimy muzykę, jakiej sami lubimy słuchać
Jaką rolę odgrywa YouTube w Waszej działalności? Wasz kanał ma bardzo dużo odsłon i jest to chyba główne narzędzie promocji zespołu. Kto realizuje teledyski Fisheclectic?

Joanna: Na pewno na początku internet, głównie YouTube był dla nas największym i najważniejszym nośnikiem. Jesteśmy zespołem niezależnym, niszowym, nigdy nie stała za nami żadna wytwórnia. Wszystko tworzyliśmy i nagrywaliśmy sami, a na co dzień zajmowaliśmy się rodziną, normalną pracą (jesteśmy tłumaczami i nauczycielami języka angielskiego w szkole średniej) i służbą w Kościele. Nie mieliśmy czasu na promocję i nie było nas w żadnych mediach. Gdyby nie internet i wiralowy przekaz poprzez YouTube’a i Facebooka, prawdopodobnie usłyszałoby o nas bardzo wąskie środowisko. Trzy nasze teledyski nagraliśmy i zmontowaliśmy sami („Chcę wiedzieć Cię”, „Jak ogień w nocy”, „Podróżnik”), natomiast dwa teledyski zostały zrealizowane przez profesjonalistów – teledysk do piosenki „Blisko” przez reżysera Michała Bernardyna, a „Eli” (z najnowszej płyty) przez filmowca i reżysera Krzysztofa Leśniewskiego.

W polskiej muzyce chrześcijańskiej dominują gospel lub cięższe brzmienia. Wasza stylistyka to połączenie łagodnego indie, songwritingu, akustyki i elektronicznego dream popu. To muzyka, w której czujecie się najlepiej? A może w przyszłości planujecie nowe brzmienia?

Joanna: Tworzymy taką muzykę, jakiej sami lubimy słuchać, zawsze podobały nam się dźwięki nieoczywiste, poruszające wyobraźnię, tajemnicze. Poza tym poszukujemy w muzyce wrażeń i emocji, które wyrażą to, o czym piszemy w tekstach. Kiedy ja komponuję piosenkę na pianinie, staram się tworzyć melodie i teksty, które mnie poruszają, a kiedy przekazuję je Łukaszowi (w postaci nagranego wokalu z pianinem), on wykonuje swoją ogromną część. Tworzy aranżację, wgrywa instrumenty, a ja nigdy nie wiem, jaki będzie końcowy efekt, jakiej użyje stylistyki, klimatu, to jest zawsze niespodzianka – nie zawsze wesoła (śmiech), czasem się sprzeczamy… Myślę, że nadal będziemy poszukiwać i raczej nie da się przewidzieć, w którą stronę pójdziemy muzycznie, chociaż raczej nie będzie to heavy metal, ani hip hop – brakuje nam tego rodzaju talentu (śmiech). W tym momencie właśnie pomyślałam, że może lepiej nie wypowiadać głośno takich stanowczych stwierdzeń, Bóg ma poczucie humoru i może się okazać, że któraś z naszych utalentowanych córek będzie chciała nagrać z nami jakiś hip-hop (śmiech).



Jeśli nie widzisz wideo kliknij TUTAJ



„Jako małżeństwu łatwiej nam poruszać w muzyce temat intymności i miłości”
Od muzyki przeszliśmy płynnie do życia rodzinnego. Jak długo jesteście razem i czy łatwo jest tworzyć zespół z własnym mężem/żoną?

Łukasz: Jesteśmy razem od klasy maturalnej. Małżeństwem jesteśmy od 23 lat. To, że tworzymy wspólnie muzykę jest naszym ogromnym szczęściem. To właśnie dzięki temu, że jesteśmy małżeństwem, nasze teksty i muzyka mogą poruszać temat intymności i miłości, wobec Boga, ale także wobec siebie nawzajem. Gdybyśmy nie byli małżeństwem, nie byłoby naszej muzyki i przekazu w takiej formie, jaka jest teraz. Dzięki temu, że tworzymy muzykę razem, cała nasza rodzina jest częścią naszych twórczych działań. Wszystko odbywa się w naszym domu, gdzie znajduje się nasze studio. Mamy cztery niezwykłe córki, które śledzą cały proces powstawania piosenek i biorą w nim udział jako nasi prywatni doradcy. Ich głos jest dla nas bardzo ważny.

Fisheclectic słuchają wierni różnych Kościołów chrześcijańskich. Należycie do jakiegoś konkretnego Kościoła? Czy widzielibyście swoją muzykę jako pomost dla podzielonych chrześcijan, zachętę do wspólnego uwielbienia Chrystusa, skoncentrowania się na Nim, a nie na tym, co dzieli?

Joanna: Grając w różnych kościołach – katolickich i protestanckich, zaczęliśmy tego doświadczać, jak nigdy dotąd zobaczyliśmy, jak wiele mamy sobie do dania jako wierzący z różnych wspólnot. Bóg każdemu z nas dał inne dary, właśnie po to, żebyśmy się nimi dzielili, a nie zamykali na siebie i uważali swoją część Kościoła za tę najlepszą wersję. Myślę, że jesteśmy tak naprawdę częścią jednego ciała i potrzebujemy siebie nawzajem jako cały Kościół.

Łukasz: Pragnieniem naszego Pana, Jezusa Chrystusa było to, abyśmy „wszyscy byli jedno” i to powinno być również naszym pragnieniem. Nazwy i łatki, które sobie przypinamy, nie mają dla nas znaczenia. Jako ewangelicznie wierzący chrześcijanie, uważamy się za część całego Kościoła, a lokalnie należymy do wspólnoty „Górna Izba” Kościoła Bożego w Chrystusie w naszym mieście – Gorzowie Wielkopolskim.

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów na scenie!

...

Swiadcza muzyką.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:28, 22 Cze 2018    Temat postu:

Chris Pratt i odważne wyznanie na gali MTV: Bóg istnieje, Bóg cię kocha!
Philip Kosloski | 20/06/2018
CHRIS PRATT MTV
YouTube
Udostępnij
Chris Pratt, popularny aktor znany m.in. z „Jurassic World” czy „Strażników Galaktyki”, wezwał młodych: „Naucz się modlić! Jest to tak łatwe i tak dobre dla twojej duszy”.

Chris Pratt jest jednym z najpopularniejszych aktorów w Hollywood. Fani znają go z takich produkcji, jak „Strażnicy Galaktyki”, „Pasażerowie”, „Jurassic Word” czy „Siedmiu wspaniałych”. Pratt odważnie deklaruje, że jest osobą wierzącą i nie wstydzi się dzielić chrześcijańską wiarą publicznie.



Pratt na gali MTV: Bóg istnieje
Pratt został wyróżniony „Generation Award”. Ceremonię rozdania nagród MTV Movie & TV Awards aktor wykorzystał jako okazję do przekazania swojej mądrości, ale i poczucia humoru młodemu pokoleniu. Powiedział o „dziewięciu zasadach”, którymi kieruje się w życiu, miksując głębokie, teologiczne prawdy z kilkoma żartami (niekiedy ostrymi, to fakt).

„Masz duszę. Bądź ostrożny” – to była jedna z zasad. Następna do niej nawiązywała. „Nie ma znaczenia, co to. Praca czy dobry uczynek? Wyjdź do kogoś, komu jest ciężko. Bądź pomocny. Wyczuj, co jest dobre dla ciebie i twojej duszy”.

Szósta zasada wręcz oszołomiła publiczność:

Bóg istnieje naprawdę. Kocha cię. I chce dla ciebie najlepiej. Uwierz w to. Ja wierzę!


Chris Pratt zachęca młodych do modlitwy
Ale to nie był koniec. Następne zalecenie Pratta brzmiało: „Naucz się modlić. To jest tak łatwe i dobre dla twojej duszy”.

Aktor odniósł się także do ofiary Jezusa Chrystusa na krzyżu:

Ludzie powiedzą wam, że jesteście doskonali tacy, jacy jesteście. Nie jesteśmy doskonali. Zawsze będziemy, ale istnieje potężna siła nad nami i jeśli to zaakceptujemy, możemy otrzymać łaskę. A łaska jest darem, podobnie, jak wolność, która przynosi nam radość. Ale ta łaska została opłacona czyjąś krwią. Nie zapominajcie o tym.
Pratt nie był od początku osobą wierzącą. W pewnym momencie życia przeżył nawrócenie. Zadeklarował wtedy, że zamierza zmienić życie, by podążać za Jezusem. Jest on nadal znany ze specyficznego poczucia humoru (a czasami naprawdę ostrych żartów), ale kiedy tylko ma możliwość, wiernie głosi Bożą miłość.

...

Prosze! Znakomite porady. To jest po prostu madre. Skorzystajcie z tych rad!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:06, 16 Wrz 2018    Temat postu:

Pomógł mi egzorcysta
piątek, 14 września 2018 Udostępnij:
Monika Chrobak

– Zobaczyłem brata idącego do komunii świętej. Był to dla mnie dość dziwny widok: brat był ogolony na łyso, miał kolczyk w uchu, luźne spodnie, a wokół niego byli sami starsi ludzie. Wtedy mnie to zaczęło zastanawiać, skąd on czerpie tę swoją radość i siłę – mówi raper i freestalowiec Arkadio, a właściwie Arkadiusz Zbozień.

Pochodzi z Nowego Sącza. Autor siedmiu płyt, były ambasador Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, pomysłodawca ogólnopolskiej akcji „Rób to, co kochasz”. Występuje z koncertami, w kraju i dla Polonii, oraz autorskimi programami zachęcającymi do zmian w życiu i terapii uzależnień. Jest związany z programem TVP „Ocaleni”, opowiadającym o ludziach, którzy zerwali z nałogami. Sam był bohaterem jednego z odcinków, teraz o każdym uczestniku rozmowy pisze kolejny utwór.
TYGODNIK.TVP.PL: Po pierwszego papierosa sięgnął pan jako dziewięciolatek, a mając 12 lat zaczął palić marihuanę. Potem doszły do tego ucieczki ze szkoły i drobne kradzieże. Skąd tyle buntu w tak młodym człowieku?

ARKADIO: Gdy miałem cztery lata tata rozwiódł się z mamą. Po rozstaniu rodziców miałem pustkę emocjonalną. Nie było przy mnie kogoś, z kim mógłbym przeżyć jakąś fajną przygodę.

Mieszkałem z mamą i starszym o siedem lat bratem. Kontakt z tatą był sporadyczny, z dystansu. Kojarzyłem go z niesłownych obietnic: najpierw się umawiał, a później albo się spóźniał, albo w ogóle nie pojawiał się na spotkaniu. Nie było go na tyle często w moim życiu, aby ta relacja miała jakiś głębszy sens.

Nie miałem z kim o tym porozmawiać. Przez to byłem coraz podatniejszy na to, co inni mi proponowali. Pojawiły się pierwsze używki, wagary. Kiedy zaczęły się poważne problemy w szkole, mój tata w końcu chciał to naprawiać. Chodził do szkoły, był tam nawet częściej niż ja. Jednak nie chciałem już jego pomocy.

Miał pan wielki żal do ojca?

Gdy dorastałem, to wydawało mi się, że nie odczuwam tego braku, jednak dziś widzę, że ten żal tkwił w środku. Mój tata próbował to wszystko później naprawić, ale było za późno. Jak dzwonił, to nie odbierałem telefonu. Podczas naszych spotkań były zdawkowe rozmowy, a w tym czasie potrafiłem mu na przykład podkraść ze schowka samochodu jakieś pieniądze. I tak staczałem się coraz bardziej.

Od 12 roku życia przez kolejne pięć lat codziennie paliłem marihuanę. Był alkohol i pierwsze kradzieże. Podczas rozmowy z koleżanką z liceum potrafiłem wyciągnąć jej telefon z kieszeni, aby go później sprzedać na kolejne dawki marihuany bądź spłatę długu. Wtedy też zacząłem handlować „trawą”.
Tak nisko upadłem, że potrafiłem oszukać własnego brata, który chciał mi pomóc wyjść z nałogu



Nie przeszedłem pierwszej klasy licealnej. Było coraz gorzej. Tata straszył mnie ośrodkiem poprawczym. Jeszcze kilka kroków dalej w złą stronę i mogło nie być już odwrotu.

Ani przez chwilę nie pomyślał pan, że jednak nie tędy droga?

Były chwile refleksji. Szczególnie, gdy obserwowałem mojego brata Kamila. Kiedy miałem 15 lat, wrócił z pracy ze Stanów Zjednoczonych, zupełnie odmieniony, szczęśliwy, pełen życia, energii. Byliśmy jak dwa bieguny. Ja wracałem do domu chwiejnym krokiem, on był szanowany przez sąsiadów.

Gdyby Jezus miał Facebooka….
No może nie Jezus... ale św. Piotr, choć on prawdopodobnie był analfabetą, więc prowadzenie konta byłoby trudne. Co innego vlog na You Tube.

zobacz więcej
Pierwszy raz otworzyły mi się oczy, że coś tu nie gra, gdy miałem spotkanie w kościele przed moim bierzmowaniem. Nie byłem tym faktem w ogóle zainteresowany. W pewnym momencie zobaczyłem brata idącego do komunii świętej. To był dość dziwny widok: brat był ogolony na łyso, miał kolczyk w uchu, luźne spodnie, a wokół niego byli sami starsi ludzie. Wtedy mnie to zaczęło zastanawiać, skąd on czerpie tę radość i siłę. Ale wciąż tego nie rozumiałem.

Kiedyś Kamil znalazł w moim piórniku woreczki z marihuaną. Zaprowadził mnie do ubikacji i kazał mi to wyrzucić mówiąc, że moje życie może być inne, że mogę się zmienić. Wtedy się rozpłakałem. Dał mi kasę na spłacenie długu, podałem mu jednak większą wartość tego towaru. Poszedłem i robiłem to samo.

To było dla mnie symboliczne. Tak nisko upadłem, że potrafiłem oszukać własnego brata, który chciał mi pomóc wyjść z nałogu.

Mimo to brat nigdy się nie odwrócił, cały czas walczył o pana.

Uciekałem od poważnych rozmów z nim. Bałem się, że powiem mu za dużo, łatwo się wzruszałem. No ale nie dało się tego uniknąć.

Gdy byliśmy tylko dwaj w domu, powiedział do mnie takie znamienite zdanie: „Brachu, nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham”. To we mnie zostało. Tak, jakby mi spadły klapki z oczu. Dałem bratu słowo honoru, że się zmienię i chciałem go dotrzymać. Zgodziłem się na modlitwę wstawienniczą i spowiedź. Miałem wtedy 17 lat.
Na kartce wypisałem swoje grzechy. Było ich mnóstwo. Spowiednik, ksiądz Fabian Błaszkiewicz stwierdził, że dawno czegoś takiego nie słyszał i widzi w tym łaskę działania Ducha Świętego. A ja myślałem, że on mnie zjedzie jak psa! Powiedział do mnie: „Czuj się tu jak w domu”


– Podczas modlitwy wstawienniczej miałem poczucie, że zdejmuje mi się z barków jakiś ogromny ciężar – wspomina muzyk. Fot. Dorota Czoch.
Podczas modlitwy wstawienniczej czułem, że zdejmuje mi się z barków jakiś ogromny ciężar. Pierwszy raz słyszałem, jak ktoś modli się za mnie prostymi słowami, aby moje marzenia się spełniły. To było takie szczere, otwierające serce.

Następnie trafiłem na mszę świętą do kościoła, który w Nowym Sączu nazywają kolejowym. To był piątek. Zobaczyłem mnóstwo młodych ludzi, którzy chcieli tam być. Dziwne to było dla mnie. Zacząłem więc wnikliwie słuchać.

Krzysztof Ziemiec:
Polsce zagraża ekstremalnie liberalny radykalizm
Kim są ludzie, którzy odmawianie różańca uważają za szkodliwe dla naszego kraju?

zobacz więcej
Mówiono mi tam o Bogu, który wierzy we mnie, który dał mi talenty. Tłumaczono, że wiara to też rozwój. Wtedy się tym zachłysnąłem. Zacząłem regularnie chodzić do kościoła, w piątki i w niedziele, bardzo się karmiłem tymi treściami. Potem zdecydowałem się na spowiedź z całego życia.

W domu na kartce wypisałem swoje grzechy. Było ich mnóstwo. Podczas spowiedzi po prostu je przeczytałem. Po moim wyznaniu grzechów spowiednik, ksiądz Fabian Błaszkiewicz powiedział, że dawno czegoś takiego nie słyszał i ewidentnie widzi w tym łaskę działania Ducha Świętego. A ja myślałem, że on mnie zjedzie jak psa! Powiedział do mnie: „Czuj się tu jak w domu, wpadaj do nas, są tu ludzie, którzy mają podobne problemy, zawsze możesz na mnie liczyć”. Otwierał się nowy rozdział mojego życia.

To nie jedyny kapłan, który miał szczególny wpływ na pana życie. Był wśród nich między innymi były egzorcysta ksiądz Michał Olszewski i przez jakiś czas asystował pan nawet przy egzorcyzmach.

To bardzo delikatna materia. Nie chcę zbyt dużo o tym mówić. Nasze drogi się skrzyżowały, kiedy pomyślałem o napisaniu utworu dla boksera Tomasza Adamka. Na początku było to tylko moje marzenie, nie sądziłem, że uda się je zrealizować. A nagle okazało się, że ksiądz Olszewski zna Adamka! Utwór się ostatecznie bokserowi spodobał i plan się powiódł.
Tygodnik TVPPolub nas



Dzięki tej sprawie często kontaktowałem się z księdzem Michałem. Podobało mi się, że żył maksymalnie i z żarliwością mówił o Bogu. Na początku jeździłem z nim na rekolekcje, dawałem swoje świadectwo. Później chciałem pomóc pewnemu chłopakowi z Krakowa, który miał duże problemy i skierowałem go do księdza na egzorcyzmy. To przy tej okazji zacząłem pomagać przy egzorcyzmach, fizycznie i modlitewnie.

Powstała we mnie wtedy taka pewność, że już nie muszę zadawać sobie wielu pytań. To co doświadczyłem jeszcze bardziej upewniło mnie w wierze. Ona stała się pewnikiem. Mam świadomość istnienia dobra i zła – to nie jest do opisania, wiem, że to prostu jest.

Zwrócenie się do Boga pozwoliło też panu rozwinąć swoją hiphopową pasję. Do tej pory powstało już siedem płyt. Poprzez muzykę dzieli się pan swoją wiarą.

Zacząłem się interesować muzyką dość wcześnie, już kiedy miałem 12 lat. To wtedy napisałem pierwsze teksty. Komponowało się do szuflady, czasem wrzucało do internetu.

Raz z grupą kolegów odmówiliśmy sobie po 20 złotych na palenie, żeby kupić bardziej profesjonalny mikrofon. To było dla nas coś mega ważnego. Potrafiliśmy zrezygnować z używki dla pasji! Nagraliśmy prawie sto utworów, bez żadnego planu i marzyliśmy o płycie, ale wtedy zdawało się to nie do osiągnięcia. Byłem niedowartościowany, nie wierzyłem, że mogę z tym zrobić coś więcej.
Inspirowały mnie historie ludzi, którzy w pewnym momencie przewartościowali swoje życie


– Pomyślałem o napisaniu utworu dla Tomasza Adamka. Utwór się bokserowi spodobał – mówi Arkadio. Fot. archiwum prywatne Arkadiusza Zbozienia.
Kiedy zbliżyłem się do Boga to uświadomiłem sobie, że dostałem od Niego talenty po to, by je wykorzystać w dobrym celu. Miałem wewnętrzne przekonanie, że Bóg tak chce i jest to moje powołanie. Postanowiłem więc połączyć swoją pasję z wiarą.

Gdy miałem 18 lat zrobiłem u kumpla swoje pierwsze nagranie płytowe. Wyszło 50 sztuk. Mówiłem na nim o Bogu w moim życiu, to była główna treść. Później powstały kolejne płyty.

Zrealizowałem między innymi projekt „NaCZYNIE”, zainspirowany Światowymi Dniami Młodzieży. Zrobiłem to z Michałem Ziomkiem, a zaprosiliśmy do przedsięwzięcia Grzegorza Turnaua, Roberta Friedricha, Natalię Niemen, Łukasza Golca, Darka Malejonka i innych. Każdy utwór odnosi się do jednego uczynku miłosierdzia względem duszy. Na przykład, żeby pocieszać wątpiących.

To był ogromny zaszczyt wziąć udział w Światowych Dniach Młodzieży. Papież Franciszek to prorok dzisiejszych czasów. Z jednej strony jest niezwykle prosty, z drugiej bardzo głęboki. Mówi o fundamentalnych sprawach, aby na przykład poświęcać czas na bycie z Bogiem, na czytanie Pisma Świętego. Papież zwraca też uwagę na konsumpcjonizm, największe zagrożenie dzisiejszego świata. To mnie bardzo uderza. Zaczniesz za czymś biegać i to staje się Twoim bożkiem. Przenika mnie ta nauka.



W 2012 roku powstał projekt „Rób to, co kochasz”. To cykl spotkań profilaktyczno-rekolekcyjnych z młodymi ludźmi w szkołach, ośrodkach kultury i kościołach w całej Polsce. Mają ich inspirować do działania i realizacji swoich pasji.

Wszystko zaczęło się od płyty „Rób to, co kochasz”. Z płyty zrodziła się książka i później projekt. Inspirowały mnie historie ludzi, którzy w pewnym momencie przewartościowali swoje życie. Wiedziałem, że osobista droga jest bogactwem, ale musiało za tym iść coś więcej. Zaprosiliśmy do projektu Kamila Bednarka oraz Cezika. Zrobiliśmy teledysk. I tak zaczęły się spotkania z młodymi ludźmi.

Jesteśmy dziećmi Wszechświata. Zgłębianie Kosmosu to poszerzanie wiedzy o Stwórcy
Każdy pierwiastek chemiczny naszego ciała musiał być kiedyś wyprodukowany we wnętrzu gwiazdy – mówi dr Bogdan Wszołek, który zbudował prywatne Obserwatorium Astronomiczne.

zobacz więcej
Poprzez swój przykład chciałem pokazać, że można w życiu robić to, co się kocha. Że warto pójść za swoim talentem i pasją. Tu nie chodzi o prawie nieosiągalne perspektywy, że na przykład chcę grać jak Robert Lewandowski. Wszystko sprowadza się do tego, czy nasza pasja to jest nasz pomysł na życie, czy też robimy to, co dyktuje nam świat, środowisko lub media. To poszukiwanie jest najważniejsze.

Chodzi też o to, żeby próbować odkryć, co Pan Bóg chciałby, żebyśmy robili. Ważne jest, aby spełnić się nie tylko dla samego siebie, lecz poprzez własne spełnienie móc pomagać również innym. Im wcześniej to odkryjemy, tym szybciej zaczniemy realizować to, do czego jesteśmy stworzeni.

Podczas spotkań mówię o Bogu i wierze, ale tylko wtedy, kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora. Bo są różni słuchacze. Również zbuntowani, jak to było w moim przypadku. Jestem przekonany, że Bóg wierzy w nasz marzenia, że nas dopinguje.

Mam wiele listów od ludzi, którzy mi dziękowali, że im pomogłem to zrozumieć.

Bierze pan udział w programie TVP „Ocaleni”. Pokazuje on prawdziwe historie ludzi, którym udało się wyjść z poważnych uzależnień i dzielą się tym swoim doświadczeniem. A pan pisze utwór o każdym z bohaterów programu. To duże przeżycie, patrzeć na nich przez pryzmat własnych doświadczeń?

Moim celem było pisanie utworów o ludziach. Każda historia ludzka jest inna, inspirująca. Wsłuchuję się w nią i staram się z niej wyciągnąć dla siebie jak najwięcej.
Nie wszystko trzeba robić w życiu, nie we wszystko trzeba się zaangażować, bo największą wartością powinna być rodzina. Najbardziej pomagasz innym, kiedy w swoim otoczeniu masz poukładane


21.06.2018
Dzielenie się swoim doświadczeniem jest ważne. Wciąż pamiętam, jak bardzo potrzebowałem kiedyś wiedzieć, że nie jestem sam ze swoimi problemami. I ten program jest po to, by człowiek sobie uświadomił, że zawsze jest nadzieja. Żeby każdy mógł zobaczyć, że też ma szansę na zmianę swojego życia. W każdym momencie.

Czy po wielu latach odbył pan męską rozmowę ze swoim ojcem? Przebaczył mu, że nie poświęcił synowi tyle czasu, ile młody chłopak potrzebował?

Jesteście patriotami? To zaciśnijcie zęby i pracujcie dla Polski
Roman Kluska: – Gdyby Polacy mieli takie regulacje prawne jak Anglicy, to nikt w Europie nie miałby z nami szans. Polacy są innowacyjni i pracowici, jestem o nich spokojny.

zobacz więcej
Wielokrotnie modliłem się o to, abym przebaczenie zamieszkało w moim sercu. Mam nadzieję, że nie mam teraz żalu, że są to tylko odczucia. Dopinguję tatę, żeby był szczęśliwy w swej codzienności. Widzę, że bagaż błędów z przeszłości mu to bardzo utrudnia. Natomiast wierzę, że to jest możliwe.

Kiedy zmieniłem swoje życie, inaczej też patrzyłem na innych ludzi, w tym również na mojego tatę. Tak, popełnił błędy, ale zrobił wiele, żeby to odkupić. Stworzyła się przestrzeń do rozmawiania. Cały czas prowadzimy męskie rozmowy, bo wciąż mamy sprawy do powyjaśniania. Ale mamy dobry kontakt.

Sam jest pan ojcem, wychowanie dzieci to duża odpowiedzialność…

Moje dzieci są jeszcze bardzo małe. Filip ma 4,5 roku, Laura 2,5 roku, a Eryk urodzi się we wrześniu. Staram się być wyczulonym na to, żeby nie powielać błędów swoich rodziców. Wiem, że nawet jeden wyskok może wywołać lawinę kłopotów.
Bycie ojcem oznacza dla mnie bycie na co dzień z dziećmi. Staram się poświęcać im czas, uwagę, chcę pozwolić im być sobą. To jest niezwykłe wyzwanie: wychowanie od całkowitej zależności do całkowitej niezależności



Moim codziennym celem jest szukanie złotego środka między pracą, pasją, wiarą a rodziną. Nie wszystko trzeba robić w życiu, nie we wszystko trzeba się zaangażować, bo największą wartością powinna być rodzina. Najbardziej pomagasz innym, kiedy w swoim otoczeniu masz poukładane. Zdarzają się oczywiście błędy. Czasem biorę sobie za dużo na głowę. Chodzi jednak o to, aby z tym walczyć.

Bycie ojcem oznacza dla mnie bycie na co dzień z dziećmi. Staram się poświęcać im czas, uwagę, pozwalać im rozwijać się w taki sposób, w jaki chcą. Jeśli ich decyzje będą moralnie dobre, chcę pozwolić im być sobą. To jest niezwykłe wyzwanie. Wychowanie od całkowitej zależności do całkowitej niezależności.

– rozmawiała Monika Chrobak, dziennikarka Polskiego Radia

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Wierzę w Jezusa Chrystusa
Zdjęcie główne: – Mówiono mi o Bogu, który wierzy we mnie, który dał mi talenty. Tłumaczono, że wiara to też rozwój. Wtedy się tym zachłysnąłem – mówi Arkadio. Koncert Jarocin. Fot. Marcin Byra/archiwum prywatne Arkadiusza Zbozienia.

...

Najwspanialsze historie! Pokazuja one ze najlepszym lekarstwem na wszystko jest szczera spowiedz! Po prostu! Po to ona jest zeby leczyc! Nie szukajcie sensacji cudow itp. Normalnosc to cud! Bóg chce w niej przychodzic! Jakze normalny jest chleb! Najnormalniejszy z normalnych! I Bóg w chlebie przychodzi!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:21, 07 Paź 2018    Temat postu:

Henryk Krzosek: Spałem w śmietniku, gdy Bóg ogarnął mnie wielką miłością
Anna Malec | 06/10/2018
HENRYK KRZOSEK
Okładka książki "Bóg znalazł mnie na ulicy i co z tego wynikło. Historia bezdomnego alkoholika"
Udostępnij 353
"Ja, który chciałem budować szczęście rodzinne, niszczyłem je. Pewnego dnia usłyszałem od sąsiadki – Henryk ty jesteś wykapany ojciec. Wiedziałem, że nie znam innej drogi”.

„Krzosek, z ciebie nic nigdy nie będzie”
Jego historia jest nieprawdopodobna, a jednak wydarzyła się naprawdę. „Krzosek, z ciebie nic nigdy nie będzie” – usłyszał, kiedy po raz trzeci powtarzał piątą klasę podstawówki. Słowa nauczyciela matematyki tak głęboko wryły się w jego pamięć, że nie pozwoliły wierzyć już w nic innego. Czuł się do niczego, a jego życie wiodło ścieżkami od porażki do porażki.

„Nie potrafiłem nic, myślałem, że może mam coś z głową, trafiłem do szpitala psychiatrycznego, nie potrafiłem się uczyć, koledzy zawsze byli lepsi ode mnie” – mówił Henryk Krzosek podczas spotkania na „Stadionie Młodych”.

Po latach, dorosły już Henryk nadal wierzył tylko w to, że nic z niego nie będzie. Dziś mówi: „Każdy z nas ma w sobie coś takiego, co się nazywa tęsknotą za czymś, czego nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Dziś noszę w sobie tę tęsknotę nadal, choć już w zupełnie innym wymiarze”.

Tęsknił za tym, by być dla kogoś ważnym, by czuć się potrzebnym i kochanym. W domu nie było kolorowo, tata pił, a mama zajmowała się całym domem, pracowała, nie miała czasu dla dzieci.

„W młodości wmówiłem sobie, że muszę wypełnić tę swoją tęsknotę. Myślałem, że jak pokażę kolegom z ulicy, jaki jestem fajny, to moja tęsknota będzie zaspokojona” – wspomina.

Mając 18 lat trafił do więzienia na 7 lat. Tam też był zbuntowany. „Krętactwa, oszustwa, to była moja codzienność. Chciałem zagłuszyć tę pustkę. Nie mogłem powiedzieć, że potrzebuję poczuć, że jestem kochany, byliśmy przecież twardzielami. Byłem na zewnątrz zbuntowanym więźniem, a w środku moje serce płakało – zacząłem marzyć o rodzinie. Myślałem: jak wyjdę z więzienia zakocham się, będę miał dzieli, dla których nie będę taki, jak mój ojciec”.



Zawiedziona nadzieja
Chciał się do tego przygotować. Skończył w więzieniu podstawówkę i szkołę zawodową. A po wyjściu było tak, jak sobie wymarzył: zakochał się, założył rodzinę. Wszystko miało być już pięknie. Do czasu pojawienia się na świecie pierwszego dziecka.

„Zobaczyłem, że nie umiem być ani ojcem, ani mężem, w moim życiu jest pustka, moi rodzice mi tego nie przekazali, koledzy z ulicy mówili co innego. Te problemy mnie przytłoczyły. To był początek lat 80., wszystko w sklepach było na kartki, żona ode mnie wymagała, dzieci potrzebują pomocy, a ja nie wiedziałem, jak to zrobić”.

Odskocznią od codziennych problemów stała się dla niego praca. A tam receptą na problemy stał się alkohol. Tak znany Henrykowi z rodzinnego domu. „Wypiłem pierwszą setkę i zobaczyłem, że jest lepiej. Coraz częściej przychodziłem do domu podpity – ja, który chciałem budować szczęście rodzinne, niszczyłem je. Pewnego dnia usłyszałem od sąsiadki – Henryk ty jesteś wykapany ojciec. Wiedziałem, że nie znam innej drogi”.

Stał się alkoholikiem. Ratunkiem miał być wyjazd z rodziną do Niemiec. „Zostawiłem w Polsce biedę, ale zabrałem potrzebę picia” – mówi. Żona kazała mu się wyprowadzić. Henryk: „Wszystko zepsułem. Straciłem mieszkanie, bo musiałem pić, wylądowałem na ulicy, rozpocząłem życie bezdomnego, nie miałem pieniędzy więc kradłem alkohol. Policja w Hamburgu dobrze mnie znała, ale co mogli zrobić z takim bezdomnym? Cały czas szukałem miłości”.

Spał w śmietniku, zdarzało się, że wyjadał resztki jedzenia z kosza na śmieci. W jego głowie wciąż żywe były słowa sprzed lat – nigdy nic z ciebie nie będzie.

W sklepie żeglarskim znalazł linę. Chciał zakończyć swoje życie.



„Tylko Bóg może Ci pomóc”
„Odwiedziłem jeszcze stołówkę dla bezdomnych, usiadłem przy stoliku, kobieta z obsługi przyniosła mi zupę, a ja zacząłem myśleć… Dotarło do mnie, że nie chcę umierać, ale nie potrafię żyć. Na ścianie wisiał plakat ze słowami Pisma Świętego, w języku polskim – „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne”.

„Czy to ma jakiś sens dla mojego życia? Boże, jeśli jesteś, gdzie Cię znaleźć?” – zaczął się modlić. A w uszach brzmiały mu słowa „aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął”. „Ja przecież po wyjściu z tej stołówki miałem zginąć” – wspomina.

I wtedy usłyszał słowa, który zmiotły te sprzed lat: „Henryk, tylko Bóg może Ci pomóc”. Uwierzył. Potraktował to bardzo poważnie. „Bóg znalazł mnie w największym kryzysie” – mówi.

Słowa kobiety, która przyniosła mu do stolika zupę, stały się dla niego ostatnią deską ratunku. „Jeśli jesteś, zmień moje życie – powiedziałem. Po modlitwie poszedłem spać do śmietnika, a rano obudziłem się innym człowiekiem, czułem, że nie muszę pić, nie muszę palić. To było 29 lat temu, od tamtej pory jestem trzeźwy”.

Nie złamał się, choć dostał pracę w sklepie z alkoholem. Dziś mówi: „Bóg ogarnął mnie tak wielką miłością, że to moje pragnienie zostało w jednej chwili zaspokojone. Dzisiaj jestem szczęśliwym człowiekiem. Mam w sobie już inną tęsknotę – by spotkać w wieczności Jezusa, który mnie uwolnił. I wiem, że Bóg dzisiaj chce każdego z nas dotknąć swoją miłością. Tęsknota, którą masz w sobie, może być dzisiaj zaspokojona”.

Henryk Krzosek od wielu już lat dzieli się swoją historią. Przestrzega, ale przede wszystkim kieruje wzrok w stronę Boga, który – jak mówi – może uratować każde życie. Napisał autobiograficzną książkę pt. „Bóg znalazł mnie na ulicy i co z tego wynikło. Historia bezdomnego alkoholika” (wyd. Znak).

Swoją historią podzielił się także z uczestnikami „Stadionu Młodych”.

...

Nawrocenie podnosi na duchu. Takze tych co tylko sluchaja.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Nie 21:24, 07 Paź 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:08, 17 Paź 2018    Temat postu:

MICHAŁ JÓŹWIAK 2018-01-01 FacebookTwitterGoogle+ Wydrukuj ten tekst
Wszystko zawdzięczam Panu Bogu – rozmowa z Lechem Dyblikiem
6 MIN. ZAJMIE CI PRZECZYTANIE TEGO ARTYKUŁU.
O szczęściu, rodzinie i o tym jak bunt może być drogą do Pana Boga z aktorem Lechem Dyblikiem rozmawia Michał Jóźwiak.

Mówi się, że człowiek jest szczęśliwy, kiedy lubi to, co robi. Pan jest szczęśliwy dzięki swojej pracy?

To duże uproszczenie. Bycie szczęśliwym kojarzy się z odkryciem sensu swojego życia i byciem na właściwiej drodze. Zadowolenie z tego, co się robi jest tylko jednym z elementów szczęścia. Ze swoich doświadczeń widzę, że przez całe życie miałem problem z odnalezieniem siebie i ze zrozumieniem, po co jestem na tym świecie. Na początku wydawało mi się, że powinienem walczyć przede wszystkim o udane życie zawodowe. Aktorstwo to taki zawód, że albo jest się kimś wielkim, albo nikim. Każdy chce być wielki (śmiech). Tu jest pewna pułapka. Kariera to tylko jakiś wycinek z życia, nie można wszystkiego stawiać na jedną kartę. To nie jest najważniejsze.

Co oprócz aktorstwa jest tym sensem życia?

To dość banalne i proste. Bardzo odnalazłem się w roli męża i ojca. Wiąże się to z przyjemnościami, ale również z obowiązkami.

Ale w życiu rodzinnym chyba nie od razu było tak jak powinno?

Oj nie! Cała zabawa polega na tym, że przez wiele lat w ogóle nie brałem pod uwagę tego, że można czuć się dobrze jako mąż swojej żony i ojciec swoich dzieci. Wydawało mi się to bardzo odległym ideałem. Na początku oczywiście wszystko jest pięknie. Ale później rodzą się dzieci, w domu jest zamęt i kojarzyło mi się to wyłącznie z pasmem udręki. Teraz widzę w tym ogromny sens. W pewnym momencie życia się w tym wreszcie odnalazłem i poczułem się człowiekiem na swoim miejscu.

Jak to się stało?

(westchnięcie) Wszystko zawdzięczam Panu Bogu i swojemu nawróceniu. Pochodzę z katolickiego domu, byłem ministrantem, ale będąc nastolatkiem, podważyłem absolutnie wszystko. Byłem zbuntowany – jak wielu młodych ludzi. Wówczas bardzo mnie urzekała wizja stworzenia nowego świata – to, co oferował komunizm. Komunizm jest niezwykle atrakcyjny dla młodych ludzi, bo tam jest obietnica szczęścia dla wszystkich. Młody człowiek zazwyczaj stoi w opozycji do swoich rodziców, do wzorców, które są mu narzucane. Chłopak zawsze ma przekonanie, że będzie lepszy niż jego ojciec. Byłem jednym z takich młodych ludzi, którzy chcieli życie zorganizować po nowemu.



Iskrzyło na linii ojciec – syn?

Nasza historia była bardzo trudna. Ojciec przesadzał z piciem. Teraz wiem, że był tak samo chorym człowiekiem jakim ja jestem. Chciałem to wszystko wyprostować. Mówiłem sobie: u mnie będzie inaczej. W efekcie wyszło to samo.

Chichot losu…

Mimo że człowiek chce inaczej, mimowolnie kopiuje zachowania rodziców. To niesamowicie ważne, co dzieci obserwują w domu. Rodzicom się zazwyczaj wydaje, że wychowywać to znaczy zmieniać, a to nieprawda. Kiedyś jeden z mądrych księży powiedział: „nie zmieniajcie swoich dzieci, bo one i tak będą takie, jakimi wy jesteście. Sami się zmieniajcie”. To jest sedno.

Skoro i tak będą kopiowały zachowania rodziców, to niech kopiują dobre.

Naiwna wiara, że przy pomocy nakazów cokolwiek się osiągnie, jest próżna. Kiedy byłem młodym człowiekiem, nienawidziłem, kiedy ktoś mi coś kazał. Byłem absolutnie zbuntowany. Zresztą zostało mi to do dzisiaj (śmiech). Jestem podejrzliwy, kiedy wszyscy się ze wszystkim zgadzają. Wtedy wiem, że muszę się zbuntować. Tak na wszelki wypadek. A powód się później znajdzie. Jednomyślność widzę jako zagrożenie.

Niektórzy właśnie dlatego „boją się” Kościoła, bo kojarzy im się z jednomyślnością, z przestrzenią, w której nie ma przecież miejsca na bunt.

Jest jedna rzecz w Kościele niezwykle trudna: posłuszeństwo. Jednak mimo swojej buntowniczej natury widzę w nim ogromny sens, bo posłuszeństwo jest lekcją rozpoznawania własnej pychy. Kiedy chcę wszystko robić po swojemu, to jest niedobry sygnał, że chcę robić coś lepiej od Pana Boga. Akurat teraz przychodzą mi do głowy słowa Maryi: „Niech mi się stanie według Twego słowa”. To niezwykle trudne, ale też interesujące i pociągające. Chcąc rozpoznawać wolę Boga, wkraczamy w bardzo ciekawy świat. Mnie to kręci (śmiech).

Bo jest nieprzewidywalność.

Już dawno porzuciłem myśl, że coś jest wbrew logice. Logika Pana Boga jest inna niż moja, ale to nie oznacza, że nie ma w niej sensu. Wręcz przeciwnie. Opowiem pewną anegdotę. Latem sporo grywam na ulicach. W tym roku w Ciechocinku opowiadałem ludziom o swoich występach w więzieniu. W pewnym momencie mężczyzna około trzydziestki, bez zębów, pewnie lekko pod wpływem, przerwał mi krzycząc: „Co ty możesz wiedzieć o więzieniu, dwanaście lat spędziłem za kratkami. Życie mi zmarnowali”. Chciał skorzystać z mikrofonu. Nigdy się na takie coś nie godzę, bo wiadomo, że będzie siara, a wokół stoi przecież grupa ludzi zainteresowanych rosyjską piosenką w moim wykonaniu. Ale się zgodziłem. Wykrzyczał wszystko, co mu leżało na sercu przez mikrofon. To była żenująca sytuacja. Zapytałem go, jak ma na imię, i powiedziałem: „Marcin, wiem, co powinieneś w tej sytuacji zrobić, bo mnie to kiedyś pomogło. Tobie pewnie też pomoże”. Wszyscy patrzą z zaciekawieniem. „Marcin, powinieneś się porządnie wyspowiadać” – powiedziałem. W tłumie ludzi, którzy przyglądali się tej sytuacji, podniosła się ręka i głos: „ja się tym zajmę. Jestem księdzem”. Marcin odszedł z księdzem na bok i po prostu się wyspowiadał. To niewiarygodne. Cud na naszych oczach. To wszystko było nielogiczne. Marcin zasługiwał na kopa w tyłek, a nie na dopuszczenie go do mikrofonu. Ale miało to sens. Wielki sens.

Czyli bunt może być drogą do Pana Boga.

Tak! Ja w tym widzę ewidentne działanie Pana Boga.



To chyba pokazuje, że Kościół ma do odegrania wielką rolę także wśród tych zbuntowanych, wykluczonych, ubogich, uzależnionych, pogubionych…

Pan Bóg i Kościół porządkują życie. Ponadto w Ewangelii według św. Mateusza jest napisane, że „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich”. To podkreślenie roli wspólnoty. We wspólnocie człowiek może duchowo wzrastać. Alkoholicy nie leczą się indywidualnie, tylko we wspólnotach.

Wigilie dla ubogich na placach i rynkach polskich miast i właśnie we wspólnotach pokazują, jak wielka siła może płynąć ze wspólnoty. Spotkanie nie tylko dodaje otuchy, ale także – jak Pan mówi – sprzyja rozwojowi duchowemu.

Mam znajomych księży, którzy pełnią nie tylko posługę stricte duszpasterską, ale są też terapeutami, pomagają wychodzić ludziom z nałogów czy wspierają ubogich. To przydaje wartości Kościołowi. Za słowem idzie coś więcej. To jest konkret. Kościół to nie teatr, w którym ksiądz się ładnie ubiera podczas Mszy św., albo w którym ktoś ładnie zaśpiewa. Chociaż to też jest ważne.

Niektórych do Kościoła może przyciągnąć estetyka.

Otóż to. Ale ten najgłębszy sens działalności Kościoła widzę w tym bardzo namacalnym wkraczaniu w ludzkie dramaty. Tam, gdzie się pojawia Pan Bóg, tam już nie ma miejsca na rozpacz.

Czyli najważniejszą rolą Kościoła jest…

… służba. Nawet nie samo pomaganie. Bo pomaganie może być pożywką dla własnej pychy. A służba zawsze stawia drugiego człowieka wyżej ode mnie. Robisz swoje i znikasz. W Kościele jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niesłychanie pociąga: dyskrecja. Dzieje się wiele dobrego, choć niekoniecznie się o tym głośno mówi. To bardzo potrzebne.

Zaczęliśmy naszą rozmowę od tego, że na sens i szczęście składa się kilka elementów. Czy biorąc pod uwagę relacje z Bogiem, życie rodzinne i pracę zawodową czuje się Pan spełniony?

Czuję przede wszystkim ogromną wdzięczność za to, co mam. Życie rodzinne jest tutaj bardzo ważne. Mieszkamy w domu, który lubimy, w którym jest wesoło. Możemy jeść długo obiad i cieszymy się, że jesteśmy razem. Czujemy się ze sobą dobrze i bezpiecznie.

Czyli miłość jest najważniejsza?

Tak. Pan Bóg i Kościół pomógł mi to zrozumieć i uporządkować chaos, który był wcześniej. Jest mnóstwo poradników, jak żyć i jak być szczęśliwym, ale Pismo Święte jest najlepsze.

...

Prosze bardzo! Cenne swiadectwo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:34, 29 Paź 2018    Temat postu:

Przejrzałem maile sprzed 10 lat. Boże działanie w moim życiu widać jak na dłoni!
Jarosław Kumor | 23/10/2018
SPRAWDZIŁEM MAILE SPRZED 10 LAT
Unsplash | CC0
Udostępnij 15
Gdyby ktoś opowiedział mi wtedy, w momencie, w którym pisałem najstarszego maila z mojej skrzynki, o tym, co dziś robię w życiu, potraktowałbym to jak baśń z 1001 nocy…

Pisałem ostatnio maila do osoby, z którą (okazuje się) już raz, dawno temu korespondowałem. Wpisując w wyszukiwarkę w mojej prywatnej skrzynce jej imię i nazwisko zobaczyłem maila, którego wysłałem pod ten adres ponad 10 lat temu. Pomyślałem: to ta skrzynka jest już tak stara? I się zaczęło…

„Przeklikałem” całą górę stron z mailami i dotarłem do tych pierwszych – z 2007 roku. Wydawałoby się – niedawno, ale tamte maile uświadomiły mi, że to prawdziwy szmat czasu. Z tego osobliwego doświadczenia wysnułem trzy wnioski, z którymi chciałbym pozostać:



1. Bóg jest wielki!
To był przełom liceum i studiów. Zobaczyłem w tych mailach chłopaka pełnego pasji i marzeń, który da się lubić, ale jednocześnie jest bardzo niedojrzały, łatwo wydaje osądy i skupia się na sobie.

Marzyłem o rodzinie, o pięknej żonie, kochanych dzieciach, ale wydawało się to dość odległe. Śniłem też o karierze dziennikarskiej. Dzielę się w tych pierwszych mailach m.in. debiutem w pracy dla lokalnego portalu internetowego, dla którego realizowałem fotorelacje i sprawozdania z meczów gminnej ligi piłkarskiej. Byłem też w małej wspólnocie w mojej rodzinnej wiejskiej parafii i powoli otwierałem się na formację w Szkole Nowej Ewangelizacji.

Bóg jest w tym wszystkim niesamowity, bo gdy spojrzę na tamte moje wizje oraz na dzień dzisiejszy, to po pierwsze, widzę moją piękną żonę i kochane dzieci i nie są to już tylko marzenia. Po drugie, widzę połączenie wspólnoty i pasji dziennikarsko-publicystycznej w Drodze Odważnych, która dziś jest moim miejscem wzrostu i służby, i jest to projekt zdecydowanie realizowany w duchu nowej ewangelizacji, która wtedy tak bardzo mnie zafascynowała.

Bóg jest wielki, bo On te moje marzenia i wizje udoskonalił, urealnił i uczynił finalnie o wiele bardziej dojrzałymi, a jednocześnie de facto wszystkie wprowadził w życie!


Czytaj także:
Przychodzi ministrant do Top Model: Entuzjazm biorę z mojej wiary


2. Bóg uwielbia procesy
Arkadio w jednym ze swoich kawałków rapuje:

Oddany służbie, codziennością zajęty,
Nie chcę nim być, lecz chcę żyć jak święty.
Do wielkich celów dochodzi się przez trud. W tej perspektywie droga jest ważniejsza niż cel. Z pewnością, gdyby ktoś opowiedział mi, w momencie, w którym pisałem najstarszego maila z mojej skrzynki, o tym, co dziś robię w życiu, potraktowałbym to jak baśń z 1001 nocy.

Stare maile odwołały mnie od razu do pewnych etapów mojej drogi przez ostatnie 10 lat. Zobaczyłem swoje wychodzenie z rodzinnych stron, studia, duszpasterstwo akademickie, nawiązanie tam relacji z moją żoną, nasze pierwsze spotkania, rozmowy, trudne tematy, nasze zaręczyny i ślub…

Zobaczyłem, że przecież niedługo wcześniej Bóg postawił mnie we wspólnocie mężczyzn, w której jestem do dziś, dając konkretne narzędzie wzrostu jako narzeczony, mąż, potem ojciec. Zobaczyłem swoją walkę ze starymi grzechami, wsparcie narzeczonej, a potem żony, wsparcie facetów, którzy pojawili się nagle, okazali się braćmi i są nimi do dziś. I szereg wielu innych spraw, o których długo można pisać.

Tego wszystkiego nie widać z dnia na dzień, ale taki rzut oka na siebie sprzed 10 lat nagle uruchamia szczegółową pamięć i pozwala dostrzec, że Bóg naprawdę realizuje wobec mnie pewien plan i wciąż zarządza procesem mojego rozwoju.



3. Jedno niebezpieczeństwo!
Nostalgia za dawnymi czasami może pochłonąć. Nie chodzi już nawet o to, że lektura starych maili może zabrać dużo czasu. Zauważyłem, że zgubne może być myślenie o dawnych relacjach i próby układania ich w swojej głowie na nowo. Może się pojawić jakiś żal, że tego czy tamtego nie rozwiązałem inaczej. Cóż… zawsze po czasie wiemy coś lepiej.

Trzeba tu być ostrożnym. Jeśli damy się wciągnąć w wir wspomnień i pewną tęsknotę za dawnymi miejscami i ludźmi, nagle stracimy gorliwość w służbie tu i teraz, a wtedy gra nie jest warta świeczki.

10 lat to w sumie niewiele, ale widząc, jak ogromnie moje życie się zmieniło i poszło do przodu, już dziś uwielbiam Boga za to, co (mam nadzieję) przygotował na kolejne 10, 20, może 50 lat. On jest tu w centrum i działa w sposób niesamowity.

.,

Spojrzenie na cale zycie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:52, 08 Maj 2023    Temat postu:

Chylińska żałuje decyzji z młodości

Agnieszka Chylińska przed laty poświęciła wszystko dla kariery. Szybko porzuciła edukację szkolną, by w pełni skupić się na muzyce. Jej rodzice jednak nie spoglądali na podejmowane przez nią decyzje łaskawym okiem. "Jestem łajdakiem, który przychodzi do Pana Jezusa" - mówi po latach artystka.

...

Tak! Brak posluszenstwa rodzicom oczywiście w młodości!
Człowiek powinien słuchać rodziców do pełnoletniości potem w zakresie domowym dopóki z nimi mieszka ale osobistym już nie. A rad powinien słuchać uważnie aż do 40tki i nie lekcewazyc. Natomiast po czterdziestce to oczywiście już jest własne doświadczenie życia.
Nieposłuszeństwo rodzicom łączy się z wagarowaniem potem brakiem wiedzy itd. Tu chyba była inspiracja zachodnimi rokowcami? To oczywiście jest muzyka nizin społecznych wręcz patologii. Najgorsze dzielnice! Tam dzieciaki huliganily uciekały ze szkoły itd. Stąd sex drugs and rocknroll.
To nie jest wzór dla nikogo! Przecież klasa średnia zabrzmiała dzieciom rocka bo to patologia!
No ale to są protestanci?! My mamy czyste źródło wiary! Jak ktoś chce śpiewać ma parafie! Z otwartymi rękami witają tam muzyków i śpiewaków! A parafialne występy macie w internecie! Niektórzy to naprawdę mają talent! Można się formować i muzycznie i duchowo! Bez syfu i samo piękno a księża nie przeszkadzają śpiewać swoich utworów! Raczej mają niedobór tego typu! A okazji do występów moc! Odpusty koncerty itd. I jeśli jest supertalent to szkoła muzyczna a jak taki sobie no to fajnie pośpiewać w towarzystwie a potem robić co się w życiu robi!
Muzyka zachodnią też wywodzi się z Kościoła przecież! Na potrzeby Kościoła rozwinięto potężna teorie muzyki. Tak jak i malarstwo czy rzeźbę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy