Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Ks. Jan Kaczkowski

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:08, 16 Lut 2016    Temat postu: Ks. Jan Kaczkowski

Ks. Jan Kaczkowski w stanie ciężkim. Wierni: jesteś tu potrzebny
Katarzyna Kołodziejska
Dziennikarka Onetu
Ks. Jan Kaczkowski jest w stanie ciężkim. Wierni: jesteś tu potrzebny - Katarzyna Kołodziejska / Onet

Od lat daje wsparcie i nadzieję innym, dziś sam tego potrzebuje. Ks. Jan Kaczkowski, założyciel hospicjum w Pucku, zmaga się z nowotworem. Zapytany w piątek o samopoczucie, powiedział: Powiem szczerze, że ostatnio nie najlepiej, ale nie tracę nadziei – przyznał w wywiadzie telewizyjnym. Następnego dnia trafił do szpitala. Jego stan określany jest jako ciężki. Tysiące osób przesyłają mu życzenia zdrowia i proszą o modlitwę.

Niespełna 40-letni ks. Jan Kaczkowski pochodzi z Sopotu. Studiował w Gdańskim Seminarium Duchownym. W 2004 był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego. W latach 2007–2009 koordynował prace budowy Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, a w 2009 został jego dyrektorem i prezesem zarządu. Jest autorem kilku książek m.in.: "Szału nie ma, jest rak, "Życie na pełnej petardzie" i "Grunt pod nogami". Promocję tej ostatniej rozpoczął w ubiegły piątek w Gdyni. Jak zwykle bywa na jego spotkaniach, brakowało miejsc dla wszystkich chętnych. Jan Kaczkowski mówił głównie o Bogu, chorobie, miłości i nadziei. Jednym z najbardziej wzruszających momentów był ten, w którym jedna z uczestniczek zapytała, czy może się do księdza przytulić. Oczywiście się zgodził. – Ksiądz Jan jest przede wszystkim dla mnie inspiracją. Niezmiennie pokazuje, jak silny może być człowiek. I nawet w najgorszych chwilach nie traci nadziei. Mało tego ma na tyle siły, żeby przekazać ją innym – powiedziała nam po spotkaniu Magda.
REKLAMA


W sobotę ks. Jan miał spotkać z czytelniami w Pruszczu Gdańskim. Niestety nie dojechał. Na czekających na niego na miejscu, dotarła wiadomość o złym stanie zdrowia. Większość osób została i modliła się za niego. O to samo poprosił dziś portal religijny deon.pl, z którym ksiądz współpracuje. "Jego stan zdrowia jest bardzo ciężki. Prosimy o modlitwę. Ksiądz Jan Kaczkowski bardzo źle się czuje. Lekarz zabronił mu wziąć udział w zaplanowanym spotkaniu. Duchowny znowu bierze chemię, ma nawrót choroby".

Słowa wsparcia przesyła też mnóstwo osób na jego profilu na facebooku. "Niby to nawet nie znajomość. Kilka wymienionych maili, dwa razy kilka słów wymienionych przy podpisywaniu książki. A mimo to, to jeden z najważniejszych ludzi w moim życiu. Dzięki niemu oswoiłam śmierć, która wiązała się u mnie z ogromną traumą z dzieciństwa. To, co pisze, co mówi, pomogło mi w kwietniu zupełnie inaczej przeżyć śmierć mojego brata. Księże Janie, jesteś tu jeszcze potrzebny. Modlę się tak, jak umiem" – napisała Ania.

...

klimat : Prosimy Cię Panie Boże, zachowaj ks.Jana wśród nas, tak wielu ludzi modli się dzisiaj o jego zdrowie, zawsze pomagał, teraz sam potrzebuje nas wszystkich. Nie zostawiajmy go bez opieki. Jeśli kogoś stać proszę o wysłanie do Stanów czy Londynu, tam lekarze mogą go uratować, on musi żyć, sam z pewnością o nic dla siebie nie poprosi. W Hospicjum nikt go nie zastapi, tak wielu ludzi na niego tam czeka. Szkoda, że nie wszyscy go poznali, czy chociaż słyszeli, to nie prawdopodobnie mądry i szlachetny kapłan. Bezsilność jest potworna. Dziękuję.

~Janusz Krasuski : On jest potrzebny ludziom chorym i opuszczonym. To człek Boży i z powołania, który bagatelizując własne problemy ma czas, aby pochylić się nad innymi. Zdrowia Księże Janie i tak trzymaj. Przytoczę słowa pewnej znajomej żydówki ocalałej z holokaustu a mieszkającej w Haifie - Sary Zilbersztejn (bohaterki pięknego, nagrodzonego reportażu i katoliczki),która zapytana (ma ponad 90 lat) skąd ma siły do dawania świadectwa, powiedziała (może nie dosłownie) "Pan Bóg ma żydowską głowę, jak chce abym dawała świadectwo, to niech mnie jeszcze potrzyma na tej ziemi" Księże Janie ufam, że tak się stanie. Szczęść Boże i dużo zdrowia.

maziarz(2) : Ks. Jan po śmierci będzie świętym, więc perspektywy przed nim wielkie. Tym niemniej proszę Boga by jeszcze pozostał z nami jak najdłużej na Ziemi. I mała prośba, z osobami plującymi jadem nie ma co wchodzić w agresywne polemiki. Za nich trzeba się modlić i zwyczajnie współczuć. Osoby plujące jadem w niczym nie ujmują ks. Kaczkowskiemu, bo prawda broni się sama. Osoby te wystawiają tylko świadectwo o swojej osobie, czasami jest to tylko wyraz niedojrzałości innym razem kompleksów, a zawsze za tym wszystkim stoi nieszczęście tych osób. Bo zło zawsze unieszczęśliwia osobę która nienawidzi, nawet jeżeli się do tego nie przyznaje.

Bożena : Nasz drogi księżulku Janie...Błagam i modlę się do Boga aby ksiądz wydobrzał.Jest nam ksiądz potrzebny.Nie znamy się osobiście ale czytając księdza książki i oglądając wywiady czuję niesamowitą więź i troskę księdza o każdą istotę ludzką,księdza mądrość i dobroć jest ukojeniem dla niejednej ludzkiej duszy.Błagam Cię Boże czuwaj nad księdzem Janem...

....

Ludzie widza ze swiety...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:50, 28 Mar 2016    Temat postu:

Nie żyje ksiądz Jan Kaczkowski, założyciel hospicjum w Pucku
Ksiądz Jan Kaczkowski - Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

Zmarł ksiądz Jan Kaczkowski. Założyciel hospicjum w Pucku zmagał się z nowotworem. Informację o śmierci duchownego potwierdziło Hospicjum św. Ojca Pio. Wielu wspominać będzie ks. Kaczkowskiego jako tego, który latami wspierał poważnie chorych, dając im nadzieję. - Był kapłanem, który wszystkim, co robił, dawał świadectwo. Niezwykła postać - powiedział na antenie TVN 24 ks. Kazimierz Sowa, wspominając zmarłego. - W pewnym sensie był bohaterem naszej epoki - oświadczył arcybiskup Tadeusz Gocłowski.

Duchowny chorował na nowotwór mózgu. Zawsze jednak w rozmowach z mediami podkreślał swoją wiarę oraz optymistyczne podejście do życia i wielką miłość do świata. Z zamiłowania ks. Kaczkowski był podróżnikiem.

Ksiądz Jan Kaczkowski urodził się w 19 lipca 1977 roku w Gdyni. W 2002 roku ukończył studia w Gdańskim Seminarium Duchownym. W tym samym roku przyjął też święcenia kapłańskie. Pięć lat później, na warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, obronił pracę doktorską. Jej temat brzmiał: "Godność człowieka umierającego a pomoc osobom w stanie terminalnym – studium teologiczno-moralne".
Obserwuj
Słowo na dziś
‏@Abp_Gadecki

Dziękuję ks. Janu Kaczkowskiemu, za ukazywanie nam miłosiernego oblicza Pana Boga, który się wzrusza i spieszy z pomocą potrzebującym. RIP

- Mówił, że choroby nie należy traktować jak wyroku. Podkreślał, że można z nią funkcjonować. Tylko ktoś tak pewny tego, co robi, może z takim przekonaniem trafiać do innych chorych - podkreślał, wspominając zmarłego ks. Sowa. - Jego szczerość przekonywała wielu ludzi. Był słuchany przez wierzących i tych, którzy nie wierzą - dodał.

- Miał umiejętność autentycznego odczytywania, był otwarty na ludzi. Nie dzielił ich na tych, którzy są wierzący i tych, którzy nie są. Rozmawiając ze studentami medycyny, podkreślał wymiar etyczny ich pracy - wspominał na antenie TVN 24 arcybiskup Tadeusz Gocłowski.

Za swoją misję ksiądz Jan Kaczkowski otrzymał w 2012 roku Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W ten sposób prezydent Polski odznaczył go za "wybitne zasługi w działalności na rzecz osób potrzebujących pomocy". Potem spłynęły na niego kolejne wyróżnienia – nagroda "Pontifici", medal "Curate Infirmos", nagroda "Ślad" im. Biskupa Jana Chrapka (2014 r.), Nagroda "Newsweeka" im. Teresy Torańskiej za działalność publiczną (2014 r.), medal św. Jerzego przyznawany przez "Tygodnik Powszechny" (2015 r.). W tym samym roku otrzymał także "Różę Gali" za swoją działalność charytatywną. Ksiądz Jan Kaczkowski był także honorowym obywatelem Pucka.

....

Tak nadszedl czas na te wielkie swieta. Lepszy byc nie mogl. 38 lat czyli urodzony w 78 w 89 mial 11 lat. PRL to dla niego dobranocka. Zatem to juz nowe pokolenie uksztaltowane po 89 roku. I metody juz typowe dla zasad rynkowych. A jednak swiety CZASOW OBECNYCH!
Widzimy ze Bóg traktuje czlowieka powaznie. To nie bylo tak ze pisal doktoraty o hospicjach a zmarl ze starosci w 110 roku zycia... ODSZEDL TAK JAK DZIALAL! W taki sposob jak osoby w hospicjach. Odszedl do Boga oczywiscie! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:38, 28 Mar 2016    Temat postu:

Ks. Jan Kaczkowski: żyję na pełnej petardzie
Ewelina Potocka
Współpracownik Onetu
Ks. Jan Kaczkowski - Damian Kramski / Agencja Gazeta

- Postanowiłem, że bez względu na wszystko tę końcówkę życia, która mi została, będę żył na pełnej petardzie. Będę pracował więcej niż muszę - mówił w 2014 w rozmowie z Onetem ks. Jan Kaczkowski. Duchowny zmarł dziś po długiej i ciężkiej chorobie. Miał zaledwie 39 lat.

Przypominamy rozmowę z ks. Janem Kaczkowskim przeprowadzoną w czerwcu 2014 roku

Dzień przed umówionym wywiadem był jeszcze z kazaniem w Zurychu, a dzień po rozmowie wyjeżdżał do Krakowa, by odebrać Nagrodę Dziennikarską "Ślad" im. Biskupa Jana Chrapka. Otrzymał ją za książkę "Szału nie ma, jest rak", a także za vloga, którego prowadzi w Boska.tv.

To człowiek-orkiestra, który ostatnie lata poświęcił budowie i prowadzeniu Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Mimo śmiertelnej choroby (w 2012 roku wykryto u niego glejaka) ksiądz Kaczkowski zachowuje pogodę ducha i nie poddaje się.

Ewelina Potocka (Onet): W jednym z filmów na vlogu "Smak Życia" rzucił ksiądz wyzwanie pastafarianom i zaprosił ich na intelektualny pojedynek. Jak wyszła konfrontacja?

Ks. Jan Kaczkowski*: - Pastafarianie odpowiedzieli na moje wyzwanie dość szybko i to bardzo miłe. Okazało się, że mój kolega z liceum jest zaangażowany w ten ruch. Na spotkanie przyjechał nawet sam rzecznik polskiego Kościoła Latającego Potwora Spaghetti, co pokazuje, że choć dystansują się od wszystkich instytucji religijnych, sami nieco kostnieją. Także mają pewną hierarchię, która reprezentuje ich na zewnątrz.

- Zaprosił ich ksiądz na spaghetti. Oni w zmian mieli zaoferować rzeczową dyskusję. Taki był warunek.

- Na początku musieliśmy uzgodnić to, o czym chcemy rozmawiać. Z tym był pewien kłopot, bo jak wiadomo potwór spaghetti nie lubi, kiedy jego wyznawcy są trzeźwi. Po przyjęciu przez moich rozmówców pewnej dawki "płynnego spaghetti" dyskusja stała się zdecydowanie trudniejsza.

Chciałem wyjść od antropologii. Na moje pytanie o personalizm doktorant historii nie był w stanie wyjaśnić mi, jak go definiuje. Tu nasza dyskusja trochę utknęła, bo musiałem wytłumaczyć, czym jest personalizm z naukowego punktu widzenia. Wolałbym dyskutować z ludźmi lepiej przygotowanymi merytorycznie, chociaż spotkanie było przyjemne. Rozstaliśmy się w pokoju, a po spotkaniu dostałem od dawnego kolegi bardzo sympatycznego SMS-a , który brzmiał: "dalej jesteś tym gościem w okularach z ostrym intelektem, nic Cię nie stępiło. Zajefajna rozmowa". Ale, drogi Borysie, chyba nie do końca w życiu chodzi o to, by wszystko było fajne i żeby cały czas był fun. Zwłaszcza, jeśli próbujemy mówić o poważnych problemach antropologicznych, a także tych związanych z cierpieniem i śmiercią.


- Pastafarianie wkraczają w przestrzeń publiczną z bardzo, nazwijmy to, oryginalnymi poglądami. Na ile właściwie jest to poważne?

- To już nie jest pytanie do mnie. Z jednej strony pastafarianie mówią, że chcą być traktowani bardzo poważnie. Wtedy, gdy próbuje się ich traktować bardzo poważnie, mówią, że mają ogromny dystans do siebie i łącznie ze swoim potworem spaghetti uciekają w absurd. Wiem, że to jest pewien wytrych, próba ucieczki przed najpoważniejszymi pytaniami.

- Mówi się, że to religia-parodia.

- Oni raczej chcą pokazać absurdalność każdej religii. Na pytanie "skąd to wiecie" mówią, że powiedział im to potwór. Taka rozmowa prowadzi donikąd. Jeżeli tak się chcemy bawić, to ja tej zabawy mam dosyć. Wolę rozmawiać poważnie o kwestii cierpienia, odpowiedzialności za drugiego człowieka. Dlatego bliżsi są mi uczciwi ateiści, z którymi mogę znaleźć wspólną płaszczyznę poprzez humanizm wypływający z personalizmu, a nie pastafarianie, którzy kpią nawet z ateistów, nazywając ich "bezbożnymi głupkami".

- "Taki młody, a wybrał sobie taką dziedzinę - obcowanie ze śmiercią" - to o księdzu.

- Nie do końca wybrałem. Wybrali to moi przełożeni, gdy skierowali mnie do domu pomocy społecznej i do szpitala jako kapelana. Spotykałem się z tragediami, ze śmiercią, z dużą liczbą osób umierających na nowotwory. Z drugiej strony już w seminarium byliśmy konfrontowani z wieloma osobami niepełnosprawnymi. Po trzecie sam jakoś, w niedużym procencie będąc nie w pełni sprawnym przez mój wzrok, mogłem wykazywać większą wrażliwość na nieszczęście innych. Pewnie moi przełożeni to zauważyli. Potem potoczyło się lawinowo. Likwidacja części oddziału wewnętrznego w powiatowym szpitalu w Pucku, konieczność założenia hospicjum domowego i objęcia opieką paliatywną na terenie powiatu puckiego i wejherowskiego wszystkich leżących w domach. Później szybka decyzja o budowie hospicjum stacjonarnego.

- Chociaż budowa hospicjum to szlachetna inicjatywa, kosztowała księdza sporo nerwów.

- Poza typowymi problemami związanymi z budową był tak moment, że mój kościół na mnie nastawał. Nie były to jakieś ciężkie prześladowania, ale dałem się zastraszyć, zacząłem się bać. Musiałem nabrać dystansu. Modliłem się do Jerzego Popiełuszki. On także miał kryzysową sytuację, gdy działał publicznie. Władze świeckie chciały go uciszyć, więc zmuszały władze kościelne, żeby wysłały go do Rzymu na studia. Nie chciał, bo uważał, że powinien zostać z robotnikami. W pewnej wypowiedzi poskarżył się i powiedział, że czuł się bardziej prześladowany przez swoich, czyli wysłanników kurii, niż przez UB.

- W tym trudnym momencie identyfikował się ksiądz z tymi słowami?

- Absolutnie nie chcę porównywać sytuacji księdza Popiełuszki do mojej. Mówiąc bardzo ogólnie, słowa te stały się mi jakoś bliskie. Władza świecka też miała tutaj swój udział, ale jak się coś tworzy, to nie ma się samych przyjaciół. Trzeba być czujnym na wielu frontach. Przeczytałem wtedy bardzo ważną myśl Jerzego Popiełuszki: najbardziej moralnie paraliżujący jest lęk. W lęku sumienie jest zdolne do każdego świństwa. Właśnie takiego mojego sumienia zdolnego do wszystkiego zacząłem się bać. Nie sytuacji zewnętrznej.

- Jak to jest: zło generuje strach czy strach produkuje zło?

- Najpierw wyjaśnię, że lęk jest nieuzasadniony, a w psychologii jest pojęciem bardzo uogólnionym. Lękamy się nie wiadomo czego. Z kolei strach jest bardzo konkretny i można go racjonalnie oswoić.

Tak więc zło może powodować lęk. Zło może wprowadzić nas w rezonans moralny, zacznie kolebać łódką naszego sumienia. Będziemy niepewni i zaczniemy się zastanawiać, czy postąpić w sposób prawy, czy haniebny.

Najniebezpieczniejszy jest strach, który może zdeprawować nasze sumienie. Człowiek poddany ogromnej presji, zwłaszcza złej, jest w stanie popełnić najgorsze zbrodnie. I tego tak naprawdę powinniśmy się obawiać.

- Ksiądz przeżywał w tamtym okresie bardzo poważny kryzys.

- To był bardzo trudny czas dla mnie. W pewnej części moje lęki były nieuzasadnione, a w pewnej zostały wygenerowane przez konkretnych ludzi, którzy znam z imienia i nazwiska. Mówiłem: Jerzy, wyzwól mnie z tego panicznego strachu. Wyzwól moje sumienie.

No i przyszła diagnoza. Nagle wszystkie problemy przestały mieć znaczenie. Mówię: Jerzy, no nie z takiej grubej rury! Teraz mnie z tego wyciągaj!

- Pamięta ksiądz ten dzień, 1 czerwca 2012? Dzień diagnozy.

- Pamiętam doskonale, jak film. Klatka po klatce. Te wszystkie niewerbalne sposoby przekazywania wiadomości. Te wszystkie miny przed i po. Ten nieprofesjonalizm. "Wyniczek, kopertka, rachuneczek". Badania robiłem w prywatnej klinice, a wynik odebrałem na korytarzu, bez obecności lekarza. W taki sposób dać opisany wynik z podejrzeniem śmiertelnej choroby, jednym z najgorzej rokujących nowotworów, to jest po prostu haniebne.

- Czy ksiądz zwrócił na to uwagę dyrekcji kliniki?

- Owszem, ale nie wiem, na ile się poprawili. Jestem tam diagnozowany non stop, ale jakiejś zmiany jakościowej pod tym względem nie widzę.

- W polskiej służbie zdrowia relacje lekarz - pacjent są fatalne. A właściwie w większości przypadków nie ma ich wcale. Kilka lat temu prof. Teresa Rzepa z SWPS w Poznaniu przeprowadziła eksperyment - razem z kolegą lekarzem w celach badawczych spreparowali wyniki. Z diagnozą tętniaka aorty prof. Rzepa udała na konsultację do państwowej przychodni. Lekarz potraktował ją w taki sposób, że mimo, iż wiedziała, że jest zdrowa, z gabinetu wyszła roztrzęsiona. Czego polscy lekarze muszą się nauczyć?

- Nie wiem do końca, czy da się nauczyć kultury. Nie trzeba mistrzostwa świata, by potraktować drugiego człowieka jak... człowieka. Pamiętają państwo sytuację sprzed lat, gdy lekarze próbowali nas przekonywać, a zarabiali wtedy naprawdę mało, "jak będziemy więcej zarabiać, to będzie czas i przestrzeń na etykę". Obecnie wydaje się, że zarabiają naprawdę przyzwoicie, ale nie widzę bezpośredniego przełożenia na etyczne traktowanie pacjenta. Pewnie jest tak, że ci, którzy byli przyzwoitymi ludźmi i zarabiali mało, są nimi nadal, a ci, którzy byli opryskliwi i nieprzyjemni takimi pozostali pomimo zmiany finansowej.

Kolejna kwestia - empatia to nie jest sympatia. Anglicy powiedzieliby, że empatia to umiejętność wejścia w czyjeś buty, postawienia się w jego sytuacji. Nie sądzę, by polscy lekarze byli zepsuci, jako środowisko, do szpiku kości. Brak im może praktycznych umiejętności.

Spotkałem bardzo wielu młodych lekarzy, którzy potraktowali mnie jak śmiecia. Niezależnie, czy miałem koloratkę, czy nie.

Z moim poważnym rozpoznaniem poszedłem np.: do lekarza rodzinnego po to, by wypisał mi skierowanie do opieki w hospicjum. Ledwo się do tej pani doktor dostałem. Była młoda, świeżo po studiach. Nie dość, że - mówiąc delikatnie - mnie obsztorcowała, że jestem na końcu kolejki (tak mnie pani rejestratorka zarejestrowała), to nie podniosła na mnie wzroku, nie powiedziała mi dzień dobry, nie podała mi ręki. Ja jestem na to niezwykle uczulony. Siedziała za biurkiem, nie poleciła, by usiąść. Najpierw zebrała ode mnie suche dane typu pesel itp. Potem zapytała, o co mi chodzi. Podałem jej kod mojej choroby. Powiedziałem, że proszę ją tylko o skierowanie i oznajmiłem, że więcej nie będę pani doktor zawracał głowy.

Rozpłakała się. Ja na to: nie ma co płakać, tylko na przyszłość trzeba założyć, że ten ostatni pacjent w kolejce może być osobą niezwykle potrzebującą. Ja to przeżyłem, ale kogoś innego mogłoby to zniszczyć. Jestem pewien, że zapamiętała tę lekcję.
Każdy człowiek, szczególnie lekarz, a zwłaszcza katolik, w swojej pracy powinien kierować się i być wierny dobrze ukształtowanemu, prawemu sumieniu. Wszyscy lekarze zachowują niezbywalne prawo do sprzeciwu sumienia, co zostało zapisane w ustawie o zawodzie lekarza i dentysty.
Samo bycie katolikiem jest już wystarczającą deklaracją wiary. W sprawach budzących wątpliwości należy odwołać się do bardzo ścisłych i precyzyjnych dokumentów Stolicy Apostolskiej. Ze swojej istoty lekarz powinien działać w najlepszym interesie pacjenta. Nie musi podpisywać dodatkowych dokumentów. Jak powiedziałem, wystarczy, że jest katolikiem

- Takie przypadki zdarzają się na co dzień w całej Polsce. Teraz mamy jeszcze kwestię deklaracji wiary. Co ksiądz o tym myśli?

- Każdy człowiek, szczególnie lekarz, a zwłaszcza katolik, w swojej pracy powinien kierować się i być wierny dobrze ukształtowanemu, prawemu sumieniu. Wszyscy lekarze zachowują niezbywalne prawo do sprzeciwu sumienia, co zostało zapisane w ustawie o zawodzie lekarza i dentysty.

Samo bycie katolikiem jest już wystarczającą deklaracją wiary. W sprawach budzących wątpliwości należy odwołać się do bardzo ścisłych i precyzyjnych dokumentów Stolicy Apostolskiej. Ze swojej istoty lekarz powinien działać w najlepszym interesie pacjenta. Nie musi podpisywać dodatkowych dokumentów. Jak powiedziałem, wystarczy, że jest katolikiem.

- Czyli jest to niepotrzebne?

- Tego nie powiedziałem. Nie jest to obowiązkowe, ale może być pewną pomocną wskazówką. Nie bądźmy jednak bardziej papiescy niż sam papież. Kościół naprawdę od lat wystarczająco mocno i jasno wypowiada i wypowiadał się w kwestiach bioetycznych i etyki medycznej.

- Ksiądz sobie czasami płacze?

- Tak, zrobiłem się bardzo miękki. Płakanie jest bardzo męskie, ale ja nie płaczę nad sobą. Wzruszam się bardzo. Jak widzę małe dzieci, jak sobie śpiewam moje ulubione pieśni pobożne - mam takich kilka, jak spotykam bardzo dobrych ludzi. Nie rozpaczam. Jest to raczej płacz szczęścia i takiego też dziękczynienia Panu Bogu, że mnie jeszcze na tym świecie nosi. I mam tylko jedną prośbę do niego. Żebym maksymalnie długo mógł być świadomy. Bo tego się najbardziej boję. Żebym mógł do końca przyjmować komunię świętą. Żebym mógł odprawiać mszę. Żebym był przydatny, żebym chociaż ostatnim jednym palcem udzielał rozgrzeszenia. Boję się tego, że będę nielogiczny. Jeżeli mi tego oszczędzi, to będę mu bardzo wdzięczny.

- Życie z wyrokiem, ironia losu. Tak z księdzem rozmawiam i nie wydaje mi się, by takie stwierdzenia do księdza pasowały.

- Nie ma czegoś takiego jak los, ironia losu. To takie najprostsze skojarzenie. Całe życie zajmował się chorymi, służył im, a teraz sam cierpi. To zawsze mnie strasznie wściekało, jak ludzie przychodzili i mówili: proszę księdza, ksiądz tyle dobrego zrobił. Dlaczego księdza to spotkało? A dlaczego, do jasnej cholery, nie?

- Ale mówi się, że złego licho nie bierze, tylko ten dobry będzie cierpiał.

- To jest dość proste przełożenie. Ja mam taki apel. To, że jesteśmy przyzwoici, to tylko wychodzenie na zero. W dzisiejszych czasach to bardzo dużo, ale czy to wystarczy? Czy od katolików nie wymaga się czegoś więcej niż przyzwoitość? Czy nie znacie przyzwoitych ludzi niewierzących? Ja znam, mnóstwo, nawet w moim domu. Często są o wiele bardziej przyzwoici niż my katolicy, którzy bywamy obłudni. My powinniśmy być przyzwoici z wektorem ku górze. Co ja mogę z siebie dać więcej? Jak ma się dzieci, to że się je kocha i nie katuje, to nie jest żadna zasługa albo że nie zdradza się męża. Wykonywanie obowiązków nie jest żadną zasługą. Każdy z nas powinien się zastanowić, co może dać z siebie ponad przeciętność w ramach wielkoduszności.

- Ma ksiądz w związku z tym jakieś postanowienia?

- Jestem w pewnym procesie. Nie jest tak, że od razu to wszystko poukładałem. Postanowiłem, że bez względu na wszystko tę końcówkę życia, która mi została, będę żył na pełnej petardzie. Będę pracował więcej niż muszę. Oczywiście mam pełną świadomość, że ta nadaktywność może skrócić moje życie. I to jest mój świadomy dar. Tylko tyle mogę dać.

Przede mną jeszcze jedna próba, próba zaufania. To znaczy zaakceptować to, że kiedyś mogę być zupełnie bezradny, bezbronny. Czy będę wtedy potrzebny? Co taki nieprzytomny i nielogiczny ksiądz może dać innym?

Co może dać innym osoba nieprzytomna, mogąca być odrażająca? Skoro każdy człowiek wezwany jest do dawania, może bezbronność, w której powierzę się innym, ufając, że takiego mnie nie odrzucą? Może ta bezbronność otworzy ich na dobro? Ale to dla mnie jeszcze za wcześnie. Na razie mogę obiecać, że będę starał się być lepszym człowiekiem i księdzem niż do tej pory.
TVP Player

Ks. dr Jan Kaczkowski urodził się w 1977 roku, mieszkał w Sopocie i w Pucku. Był doktorem teologii moralnej i bioetykiem, założycielem i prezesem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, współzałożycielem zespołu szkół im. Macieja Płażyńskiego w Pucku. Wykładał na uniwersytecie, uczył także w szkole. Prowadził zajęcia dotyczące relacji lekarz - pacjent ze studentami medycyny. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu "Polonia Restituta", watykańskim orderem "Curate Infirmos" i Orderem za Zacność.

...

Widzimy ze nawet sposob mowienia jest wspolczesny charakterystyczny dla mediow rozrywkowych. Taki jak wiekszosci ludzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:31, 28 Mar 2016    Temat postu:

Ksiądz Jan Kaczkowski. Żył na pełnej petardzie. Do samego końca
Rafał Zychal
Dziennikarz Onetu
Ksiądz Jan Kaczkowski - Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

Nie żyje ksiądz Jan Kaczkowski. Współtwórca i dyrektor Puckiego Hospicjum pod wezwaniem św. Ojca Pio miał zaledwie 38 lat. Choć ks. Kaczkowski od 2012 roku zmagał się ze śmiertelną chorobą, to nie poddawał się i walczył. Od chwili, gdy usłyszał diagnozę, jak sam mówił, żył "na pełnej petardzie". Swoją pasją, chęcią do życia zarażał innych. Stał się wzorem dla wielu cierpiących. Do ostatnich dni nie tracił nadziei, że i tym razem uda mu się pokonać chorobę. Niestety, nie udało się.

Ksiądz Jan Kaczkowski urodził się w 19 lipca 1977 roku w Gdyni. W 2002 roku ukończył studia w Gdańskim Seminarium Duchownym. W tym samym roku przyjął też święcenia kapłańskie. Pięć lat później, na warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, obronił pracę doktorską. Jej temat brzmiał: "Godność człowieka umierającego a pomoc osobom w stanie terminalnym – studium teologiczno-moralne".

Od początku swojej posługi duchownej był związany z Pomorzem. Najpierw jako wikariusz w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Pucku, a potem – kapelan domu pomocy społecznej i szpitala w Pucku. Jednak najwięcej poświęcił pomocy osobom ciężko chorym i umierającym w hospicjach. Najdłużej związany był z Puckim Hospicjum pod wezwaniem św. Ojca Pio, którego był współtwórcą, a od 2009 roku – także dyrektorem. Oprócz pomocy najciężej chorym, ks. Kaczkowski był również wykładowcą akademickim oraz szkolnym katechetą.

Jan Kaczkowski od urodzenia zmagał się z chorobą i cierpieniem. Od dziecka był dotknięty lewostronnym niedowładem oraz wadą wzroku. To nie przeszkadzało mu pomagać innym. Wręcz przeciwnie. Potem jednak spadły na niego kolejne ciosy. Najpierw nowotwór nerki, który udało mu się pokonać. Choroba jednak nie chciała odpuścić. W czerwcu 2012 roku lekarze zdiagnozowali u niego glejaka mózgu.

"Nie ma czegoś takiego jak los, ironia losu. To takie najprostsze skojarzenie. Całe życie zajmował się chorymi, służył im, a teraz sam cierpi. To zawsze mnie strasznie wściekało, jak ludzie przychodzili i mówili: proszę księdza, ksiądz tyle dobrego zrobił. Dlaczego księdza to spotkało? A dlaczego, do jasnej cholery, nie?" – mówił o swojej diagnozie w rozmowie z Onetem w 2014 roku.
"Postanowiłem, że będę żył na pełnej petardzie"

Nie ukrywał też, że nie zawsze w Kościele spotykał się z samymi pochwałami. Podczas jednego ze spotkań w Gdańsku przyznał, że choroba trafiła na wyjątkowo trudny okres w jego życiu. I właśnie wtedy, jak sam mówił, "gdański Kościół, który kochał, jeździł po nim jak walec". Pokonał jednak towarzyszący mu strach. Wtedy, właśnie w takim momencie znów spadła na niego choroba.

"Jestem w pewnym procesie. Nie jest tak, że od razu to wszystko poukładałem. Postanowiłem, że bez względu na wszystko tę końcówkę życia, która mi została, będę żył na pełnej petardzie. Będę pracował więcej niż muszę. Oczywiście mam pełną świadomość, że ta nadaktywność może skrócić moje życie. I to jest mój świadomy dar. Tylko tyle mogę dać" – przekonywał ksiądz Kaczkowski w rozmowie z Eweliną Potocką.

I tak właśnie żył. Na pełnej petardzie. A swoim niezwykłym podejściem, poczuciem humoru i wolą walki oraz optymizmem zarażał innych. Mimo walki ze śmiertelną chorobą, nie porzucił swojej dotychczasowej działalności duszpasterskiej. Zaczął robić nawet więcej – stał się osobą jeszcze bardziej aktywną. "Jestem głodny życia, jestem sybarytą. Jak patrzę na te czekoladki, to bym je od razu chapsnął… Ten nowotwór w sensie ludzkim jest porażką systemu. Ale skoro on już powstał, to niech on będzie narzędziem do robienia czegoś dobrego" – tłumaczył swoją niezwykłą misję.

Napisał więc książki "Życie na pełnej petardzie" oraz "Szału nie ma, jest rak". Był też aktywny w internecie, prowadził bloga, wielokrotnie występował w mediach. W 2015 roku pojawił się nawet na Przystanku Woodstock. Otwarcie wspierał też Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Wszędzie ze swoim pozytywnym przekazem. Na spotkaniach z nim gromadziły się tłumy. Zyskał olbrzymią popularność. Sam nazywał się, z właściwym mu poczuciem humoru, "onkocelebrytą" – czyli, jak tłumaczył, osobą znaną z tego, że ma raka. Tak zdobytą popularność wykorzystał do tego, by przekaz, z którym wychodził do ludzi, trafiał do jak najszerszego grona odbiorców. I tak się działo.

Za swoją misję ksiądz Jan Kaczkowski otrzymał w 2012 roku Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W ten sposób prezydent Bronisław Komorowski odznaczył go za "wybitne zasługi w działalności na rzecz osób potrzebujących pomocy". Potem spłynęły na niego kolejne wyróżnienia – nagroda "Pontifici", medal "Curate Infirmos", nagroda "Ślad" im. Biskupa Jana Chrapka (2014 r.), Nagroda "Newsweeka" im. Teresy Torańskiej za działalność publiczną (2014 r.), medal św. Jerzego przyznawany przez "Tygodnik Powszechny" (2015 r.). W tym samym roku otrzymał także "Różę Gali" za swoją działalność charytatywną. Ksiądz Jan Kaczkowski był także honorowym obywatelem Pucka.
"To, że jesteśmy przyzwoici, to tylko wychodzenie na zero"

Duchowny pozostał aktywny do końca swoich dni. Pomagał chorym, spotykał się z wiernymi. Promował też swoje książki. Na początku lutego w ciężkim stanie trafił do szpitala. Choroba wróciła. Do końca wierzył, że uda mu się ją pokonać. Nie tracił nadziei. Walczył. Tysiące osób życzyło mu zdrowia w mediach społecznościowych. Nawet ci, których wiara i poglądy były biegunowo odmienne.

"Teraz robię wszystko na przekór. Powiedzieli mi, że nie będę jeździł na nartach, albo że nie będę prowadził samochodu. Tymczasem prowadzę auto, byłem w górach. Życie staje się coraz ciekawsze. Miał być koniec, a tu jest zakręt. Za zakrętem ma być ściana, a tu wychodzi, że kolejny zakręt, a tam górka, inna perspektywa. Ciekawe" – opowiadał dwa lata temu w rozmowie z Onetem.

Ksiądz Jan Kaczkowski miał zaledwie 38 lat.

"Mam taki apel. To, że jesteśmy przyzwoici, to tylko wychodzenie na zero. W dzisiejszych czasach to bardzo dużo, ale czy to wystarczy? Czy od katolików nie wymaga się czegoś więcej niż przyzwoitość?" – pytał w wywiadzie udzielonym Ewelinie Potockiej.

"Czy nie znacie przyzwoitych ludzi niewierzących? Ja znam, mnóstwo, nawet w moim domu. Często są o wiele bardziej przyzwoici niż my katolicy, którzy bywamy obłudni. My powinniśmy być przyzwoici z wektorem ku górze. Co ja mogę z siebie dać więcej? Jak ma się dzieci, to że się je kocha i nie katuje, to nie jest żadna zasługa albo że nie zdradza się męża. Wykonywanie obowiązków nie jest żadną zasługą. Każdy z nas powinien się zastanowić, co może dać z siebie ponad przeciętność w ramach wielkoduszności" – mówił dalej ksiądz Kaczkowski.

...

Swiety obecnego pokolenia pokoju. POKOJ TO WALKA! I to bynajmniej nie w sensie orwellowskim. To jest wielka prawda ze zycie to walka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:11, 29 Mar 2016    Temat postu:

Ksiądz Jan Kaczkowski nie żyje. Ojciec Paweł Gużyński: nie miał w sobie odpychającego moralizatorstwa
Ojciec Paweł Gużyński o ks. Kaczkowskim: jego życie to potężne świadectwo zmagania się z chorobą - Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

- Nie miał w sobie odpychającego moralizatorstwa. Pokazał najlepsze elementy człowieczeństwa. Nie miał złudzeń, zajmował się w życiu rzeczami ważnymi i głębokimi. Nie marnował czasu - powiedział, wspominając zmarłego ojciec Paweł Gużyński.

- Presja choroby i pamięć o swojej śmierci sprawiły, że był w pewnym sensie wolny. Było widać po nim, że był też bardzo zorganizowaną osobą, nastawiona na realizację celów m.in. zbieranie funduszy dla chorych. Pamiętam, że on miał ogromne wsparcie w swoim ojcu, który jest osobą niewierzącą, ale mam wrażenie, że ks. Kaczkowski wierzył za dwoje - podkreślił ojciec Paweł Gużyński, wspominając zmarłego w TVN24. - Jego życie to potężne świadectwo zmagania się z chorobą, tu nie trzeba więcej słów. Liczy się świadectwo - dodał.

Zmarł ks. Jak Kaczkowski

Dzisiaj zmarł ksiądz Jan Kaczkowski, był założycielem Hospicjum św. Ojca w Pucku. Wielu wspominać będzie ks. Kaczkowskiego jako tego, który latami wspierał poważnie chorych, dając im nadzieję. - Był kapłanem, który wszystkim, co robił, dawał świadectwo. Niezwykła postać - powiedział na antenie TVN 24 ks. Kazimierz Sowa, wspominając zmarłego. - W pewnym sensie był bohaterem naszej epoki - oświadczył arcybiskup Tadeusz Gocłowski.

Ks. Jan Kaczkowski był charyzmatycznym duszpasterzem. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory pokazywał jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu. Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio.
Obserwuj
Słowo na dziś
‏@Abp_Gadecki

Dziękuję ks. Janu Kaczkowskiemu, za ukazywanie nam miłosiernego oblicza Pana Boga, który się wzrusza i spieszy z pomocą potrzebującym. RIP





W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog "Smak Życia". Ks. Kaczkowski został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, otrzymał tytuł honorowego obywatela Pucka. Wyróżniono go medalem "Curate Infirmos" przyznanym przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. W 2014 r. został laureatem (razem z Piotrem Żyłką) Nagrody Ślad im. Biskupa Jana Chrapka oraz nagrodę Pontifici, przyznawanej przez warszawski Klub Inteligencji Katolickiej.

Jego inicjatywa zaangażowanie w wolontariat hospicyjny tzw. trudnej młodzieży i osób skazanych została uznana za najbardziej innowacyjny projekt resocjalizacyjny w Europie i nagrodzona przez Radę Europy Kryształową Wagą Wymiaru Sprawiedliwości.

Ks. Jan Kaczkowski otrzymał nagrodę "Ślad" za "unikalny, lekki i przejmujący styl w jakim dotyka spraw najważniejszych; sensu choroby, śmierci, życia". Był doktorem teologii moralnej i bioetykiem, prezesem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Dużą popularność przyniosła mu wydana w 2012 r. książka "Szału niema, jest rak" – zapis rozmowy jaką przeprowadziła z księdzem Katarzyna Jabłońska oraz "Życie na pełnej petardzie, czyli wiara, polędwica i miłość" - rozmowa z Piotrem Żyłką.

...

Nowe czasy nowi święci!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:46, 29 Mar 2016    Temat postu:

IAR

Wspomnienia o księdzu Janie Kaczkowskim
GS-150730_102 - Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta

Nie żyje ksiądz Jan Kaczkowski, znany bioetyk i działacz społeczny. Miał 38 lat. W rozmowach z Polskim Radiem w ciepłych słowach wspominali go jego współpracownicy i znajomi. "Jak go poznałem to stwierdziłem, że jest on, w cudzysłowie, doskonałym materiałem na świętego, bo był to człowiek, który musiał mierzyć się z ograniczeniami swojego organizmu - kulejący, niedowidzący, lekko sepleniący" - mówi Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny kwartalnika "Więź".

- Był intelektualistą i człowiekiem wielkiej wiary, który realizował swoje przekonania. Tak zmarłego dziś księdza Jana Kaczkowskiego wspominał na antenie TVP Info aktor Antoni Pawlicki, którego rozmowa z duchownym stanowiła oś poświęconego mu filmu dokumentalnego "Śmiertelne życie".

Antoni Pawlicki wspominał, że ksiądz Kaczkowski był bardzo aktywny. Jedną z jego inicjatyw był Areopag Etyczny - projekt, który miał pomóc w komunikacji pomiędzy lekarzami i pacjentami, także śmiertelnie chorymi. Jak mówił Pawlicki, był to złożony projekt, ale zamykał się on właściwie w jednym stwierdzeniu, że "trzeba być człowiekiem". I tak też - według aktora - ksiądz Jan Kaczkowski podchodził do każdego pacjenta, który trafił do jego hospicjum

"To człowiek, który zapisze się w pamięci i sercach wielu ludzi. Zawsze działał z wielką, autentyczną pasją i przekonaniem" - tak o zmarłym bioetyku i działaczu społecznym, księdzu Janie Kaczkowskim, mówi prezes Fundacji Hospicyjnej Alicja Stolarczyk. Jak powiedziała, ksiądz Jan Kaczkowski mimo choroby był człowiekiem aktywnym i potrafił zarażać innych entuzjazmem do działania. Dodała, że nie był on tylko biernym obserwatorem, ale starał się aktywnie "zmieniać świat" i czynić dobro.

Dwuletnią współpracę i realizację wspólnych projektów z księdzem ciepło wspomina Kapsyda Kobro-Okołowicz z Fundacji Rak'n'Roll. Na antenie TVP Info podkreślała, że duchowny w swojej działalności zawsze kierował się odwagą i prawdą. Czasami podejmował działania kontrowersyjne, ale wiedział, że mogą one przynieść oczekiwany skutek. "Wszystkie akcje hospicyjne, jego podejście do chorych to najwspanialsze wspomnienie, nie do powtórzenia" - mówiła.

"Potrafił trafiać ze swoim przesłaniem do ludzi różnych wyznań, światopoglądów i przekonań politycznych" - tak na antenie Polskiego Radia 24 zmarłego duchownego i działacza społecznego wspominał Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny kwartalnika "Więź".

"Jak go poznałem to stwierdziłem, że jest on, w cudzysłowie, doskonałym materiałem na świętego, bo był to człowiek, który musiał mierzyć się z ograniczeniami swojego organizmu - kulejący, niedowidzący, lekko sepleniący" - mówił.

Przy tym ksiądz Jan Kaczkowski -według Zbigniewa Nosowskiego - zawsze miał coś istotnego do powiedzenia, a jego przekaz trafiał do różnych osób. Redaktor naczelny "Więzi" dodał, że ksiądz Kaczkowski ma ogromne zasługi dla społecznego odbioru hospicjów - dzięki jego świadectwu poziom świadomości o tym, czym są hospicja znacznie wzrósł.

Informacja o odejściu duchownego poruszyła Janinę Ochojską. W rozmowie z IAR szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej przyznała, że ksiądz Kaczkowski był dla niej autorytetem. Przez trzy lata znajomości starała się czerpać od niego pozytywne nastawienie do życia. Jak mówiła, ksiądz Kaczkowski był dla niej -osoby niepełnosprawnej- był przekładem heroicznej walki z chorobą. "Pokazał nam, że człowiek jest mocniejszy od choroby, która go niszczy. Choroby, która niszczy ciało, ale nie jest w stanie zniszczyć ducha" - podkreśliła.
TVP Player

Janina Ochojska współpracowała z księdzem Janem Kaczkowskim między innymi w ramach fundacji Pozytywne Inicjatywy. Zaznaczyła, że w dalszej działalności na rzecz potrzebujących będzie inspirować się jego zaangażowaniem.

...

Wzor na dzis...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:00, 30 Mar 2016    Temat postu:

"Był pięknym człowiekiem". W piątek pożegnanie ks. Kaczkowskiego
Katarzyna Kołodziejska
Dziennikarka Onetu
W piątek pożegnanie ks. Kaczkowskiego - Adam Warżawa / PAP

W piątek w Sopocie odbędzie się pogrzeb ks. Jana Kaczkowskiego. Tu się urodził. Tu też mieszkają jego rodzice. Pożegnanie duchownego rozpocznie się o godz. 11 w kościele św. Jerzego. Pogrzeb na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie – o 14.30.

Ks. Jan Kaczkowski zmarł wczoraj, w domu rodzinnym. Jego odejście poruszyło mnóstwo osób. - Umarł w czasie, gdy śmierć starła się z życiem, jakby chciał powiedzieć jeszcze raz, że są sprawy ważniejsze niż te, które tak mocno zajmują nasze głowy. Jest Zmartwychwstanie, nie tylko śmierć. To było bardzo w jego stylu – napisał na Facebooku Mateusz Gasiński.
REKLAMA
REKLAMA


- Ksiądz Jan Kaczkowski to kolejny człowiek w moim życiu, który mi pokazał, że da się szukać Boga i Jego chwały również w chorobie. I co ważne, da się to robić, czyniąc dobro dla innych ludzi – dodał ks. Grzegorz Kramer. - Księże, Bogu dziękuję, że miałam okazję Cię poznać, współpracować z Tobą i wiele dowiedzieć się o sobie od Ciebie. Dziękuję Ci za wszystko! Zawsze będę pamiętać o Twoich słowach "Chciałbym wam powiedzieć jeszcze jedno: walczcie o siebie, nie dajcie się wdeptać kryzysom beznadziejności, chwilowej ciemności, walczcie o czyste sumienie i nigdy nie myślcie, że Bóg jest przeciwko wam" – napisała Anna.

Na Facebooku pojawiąją się wpisy przyjaciół, znajomych, ale też osób, które czytały jego książki lub bywały na mszach. W rozmowach powtarza się przede wszystkim to, jak ważne świadectwo i naukę życia pozostawił. - Poznałam księdza Jana kilka lat temu. Jechaliśmy razem do Zakopanego. Nigdy nie byłam zbyt blisko Kościoła, więc potraktowałam go z dystansem. Dość szybko okazało się jednak, że w niczym nie przypomina "zwykłego" księdza. Na luzie, uśmiechnięty, wyjątkowo inteligentny. Później mijaliśmy się jeszcze kilka razy. Stał się drogowskazem. Mam wrażenie, że każde wypowiedziane przez niego zdanie niosło coś za sobą. Był pięknym człowiekiem – wspomina Kasia.

Jeszcze miesiąc temu ks. Jan Kaczkowski miał spotkać się ze swoimi czytelnikami i fanami w Urzędzie Miasta w Sopocie. Na kilka dni przed zdecydowano o odwołaniu spotkania. W krótkiej wypowiedzi dla Telewizji Polskiej ks. Kaczkowski podziękował za bliskość i wsparcie, które otrzymuje od wiernych. – Za tę bliskość dziękuję, ona jest dla mnie ważna. Uważam, że to Bóg powinien mieć fanów, ja jestem tylko skromnym pracownikiem winnicy Pańskiej. Jeżeli państwo są zainteresowani moim życiem, a widzę, że są, to chętnie państwa zaproszę do Niego, po raz kolejny – powiedział ks. Jan. Jednocześnie zdementował informację o tym, że przebywa w szpitalu. - Staram się żyć prawie normalnie – dodał.

Założyciel puckiego hospicjum otrzymał na początku marca Honorowe Wyróżnienie "Za Zasługi dla Województwa Pomorskiego". W jego imieniu odebrała je rodzina księdza.

Pożegnanie Jana Kaczkowskiego o godzinie 11.30 odbędzie się pożegnalny koncert. O 12 zostanie odprawiona msza. Pogrzeb na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie będzie o 14:30. Rodzina prosi by, zamiast kwiatów złożyć datki na rzecz puckiego hospicjum.


Jan Kaczkowski ukończył studia filozoficzno-teologiczne w Gdańskim Seminarium Duchownym. W 2004 roku był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego. W latach 2007 – 2009 koordynował prace budowy Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, a w 2009 został jego dyrektorem i prezesem zarządu. Jest organizatorem warsztatów z komunikacji i etyki w medycynie dla studentów medycyny i prawa pod nazwą Areopag Etyczny. Jego inicjatywa zaangażowania w wolontariat hospicyjny tzw. trudnej młodzieży i osób skazanych została uznana za najbardziej innowacyjny projekt resocjalizacyjny w Europie i nagrodzona przez Radę Europy Kryształową Wagą Wymiaru Sprawiedliwości. We wrześniu 2012 roku ks. dr Jan Kaczkowski został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta. Ks. Jan otrzymał tytuł Honorowego Mieszkańca Pucka.

W roku 2015 Kapituła trzynastej edycji Róży Gali 2015 przyznała wyróżnienie księdzu Janowi Kaczkowskiemu. Nagroda została przyznana za całokształt działalności społecznej, m.in. za czynne działanie i wielkie zaangażowanie akcji, np. Pola Nadziei czy też Światełko dla hospicjum. Ksiądz Kaczkowski sam o sobie mówił, że jest onkocelebrytą, czyli człowiekiem znanym głównie z tego, że ma raka. Jest autorem kilku książek, m.in.: "Szału nie ma, jest rak, "Życie na pełnej petardzie" i "Grunt pod nogami".

...

Caly czas widac u niego metody cywilizacji konsumpcyjnej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:47, 30 Mar 2016    Temat postu:

1 kwietnia pogrzeb ks. Jana Kaczkowskiego
30 marca 2016, 08:55
• Pogrzeb ks. Jana Kaczkowskiego odbędzie się 1 kwietnia na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie
• Wcześniej ciało duchownego będzie wystawione w kościele św. Jerzego

W piątek 1 kwietnia odbędzie się pogrzeb ks. Jana Kaczkowskiego, znanego duszpasterza, twórcy Hospicjum im. św. o. Pio w Pucku - poinformował portal deon.pl.


Wystawienie ciała ks. Kaczkowskiego będzie miało miejsce 1 kwietnia od godz. 11.00 w kościele św. Jerzego w Sopocie. O 11.30 odbędzie się pożegnalny koncert. O 12.00 rozpocznie się msza św.

Pogrzeb odbędzie się na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie o godzinie 14.00.

Rodzina ks. Kaczkowskiego prosi, by zamiast kwiatów składać datki na rzecz puckiego hospicjum.

...

Czekamy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:56, 31 Mar 2016    Temat postu:

Ksiądz Jan Kaczkowski. Żył na pełnej petardzie. Do samego końca
Rafał Zychal
Dziennikarz Onetu
Ksiądz Jan Kaczkowski - Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

Ksiądz Jan Kaczkowski zmarł 28.03.2016 w wieku 38 lat. Współtwórca i dyrektor Puckiego Hospicjum od kilku lat zmagał się z chorobą nowotworową. Pogrzeb księdza Kaczkowskiego odbędzie się w piątek 1 kwietnia w Sopocie, msza pogrzebowa rozpocznie się o godzinie 12.00.

Ksiądz Jan Kaczkowski urodził się w 19 lipca 1977 roku w Gdyni. W 2002 roku ukończył studia w Gdańskim Seminarium Duchownym. W tym samym roku przyjął też święcenia kapłańskie. Pięć lat później, na warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, obronił pracę doktorską. Jej temat brzmiał: "Godność człowieka umierającego a pomoc osobom w stanie terminalnym – studium teologiczno-moralne".

Od początku swojej posługi duchownej był związany z Pomorzem. Najpierw jako wikariusz w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Pucku, a potem – kapelan domu pomocy społecznej i szpitala w Pucku. Jednak najwięcej poświęcił pomocy osobom ciężko chorym i umierającym w hospicjach. Najdłużej związany był z Puckim Hospicjum pod wezwaniem św. Ojca Pio, którego był współtwórcą, a od 2009 roku – także dyrektorem. Oprócz pomocy najciężej chorym, ks. Kaczkowski był również wykładowcą akademickim oraz szkolnym katechetą.

Jan Kaczkowski od urodzenia zmagał się z chorobą i cierpieniem. Od dziecka był dotknięty lewostronnym niedowładem oraz wadą wzroku. To nie przeszkadzało mu pomagać innym. Wręcz przeciwnie. Potem jednak spadły na niego kolejne ciosy. Najpierw nowotwór nerki, który udało mu się pokonać. Choroba jednak nie chciała odpuścić. W czerwcu 2012 roku lekarze zdiagnozowali u niego glejaka mózgu.

"Nie ma czegoś takiego jak los, ironia losu. To takie najprostsze skojarzenie. Całe życie zajmował się chorymi, służył im, a teraz sam cierpi. To zawsze mnie strasznie wściekało, jak ludzie przychodzili i mówili: proszę księdza, ksiądz tyle dobrego zrobił. Dlaczego księdza to spotkało? A dlaczego, do jasnej cholery, nie?" – mówił o swojej diagnozie w rozmowie z Onetem w 2014 roku.
"Postanowiłem, że będę żył na pełnej petardzie"

Nie ukrywał też, że nie zawsze w Kościele spotykał się z samymi pochwałami. Podczas jednego ze spotkań w Gdańsku przyznał, że choroba trafiła na wyjątkowo trudny okres w jego życiu. I właśnie wtedy, jak sam mówił, "gdański Kościół, który kochał, jeździł po nim jak walec". Pokonał jednak towarzyszący mu strach. Wtedy, właśnie w takim momencie znów spadła na niego choroba.

"Jestem w pewnym procesie. Nie jest tak, że od razu to wszystko poukładałem. Postanowiłem, że bez względu na wszystko tę końcówkę życia, która mi została, będę żył na pełnej petardzie. Będę pracował więcej niż muszę. Oczywiście mam pełną świadomość, że ta nadaktywność może skrócić moje życie. I to jest mój świadomy dar. Tylko tyle mogę dać" – przekonywał ksiądz Kaczkowski w rozmowie z Eweliną Potocką.

I tak właśnie żył. Na pełnej petardzie. A swoim niezwykłym podejściem, poczuciem humoru i wolą walki oraz optymizmem zarażał innych. Mimo walki ze śmiertelną chorobą, nie porzucił swojej dotychczasowej działalności duszpasterskiej. Zaczął robić nawet więcej – stał się osobą jeszcze bardziej aktywną. "Jestem głodny życia, jestem sybarytą. Jak patrzę na te czekoladki, to bym je od razu chapsnął… Ten nowotwór w sensie ludzkim jest porażką systemu. Ale skoro on już powstał, to niech on będzie narzędziem do robienia czegoś dobrego" – tłumaczył swoją niezwykłą misję.

Napisał więc książki "Życie na pełnej petardzie" oraz "Szału nie ma, jest rak". Był też aktywny w internecie, prowadził bloga, wielokrotnie występował w mediach. W 2015 roku pojawił się nawet na Przystanku Woodstock. Otwarcie wspierał też Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Wszędzie ze swoim pozytywnym przekazem. Na spotkaniach z nim gromadziły się tłumy. Zyskał olbrzymią popularność. Sam nazywał się, z właściwym mu poczuciem humoru, "onkocelebrytą" – czyli, jak tłumaczył, osobą znaną z tego, że ma raka. Tak zdobytą popularność wykorzystał do tego, by przekaz, z którym wychodził do ludzi, trafiał do jak najszerszego grona odbiorców. I tak się działo.

Za swoją misję ksiądz Jan Kaczkowski otrzymał w 2012 roku Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W ten sposób prezydent Bronisław Komorowski odznaczył go za "wybitne zasługi w działalności na rzecz osób potrzebujących pomocy". Potem spłynęły na niego kolejne wyróżnienia – nagroda "Pontifici", medal "Curate Infirmos", nagroda "Ślad" im. Biskupa Jana Chrapka (2014 r.), Nagroda "Newsweeka" im. Teresy Torańskiej za działalność publiczną (2014 r.), medal św. Jerzego przyznawany przez "Tygodnik Powszechny" (2015 r.). W tym samym roku otrzymał także "Różę Gali" za swoją działalność charytatywną. Ksiądz Jan Kaczkowski był także honorowym obywatelem Pucka.
"To, że jesteśmy przyzwoici, to tylko wychodzenie na zero"

Duchowny pozostał aktywny do końca swoich dni. Pomagał chorym, spotykał się z wiernymi. Promował też swoje książki. Na początku lutego w ciężkim stanie trafił do szpitala. Choroba wróciła. Do końca wierzył, że uda mu się ją pokonać. Nie tracił nadziei. Walczył. Tysiące osób życzyło mu zdrowia w mediach społecznościowych. Nawet ci, których wiara i poglądy były biegunowo odmienne.

"Teraz robię wszystko na przekór. Powiedzieli mi, że nie będę jeździł na nartach, albo że nie będę prowadził samochodu. Tymczasem prowadzę auto, byłem w górach. Życie staje się coraz ciekawsze. Miał być koniec, a tu jest zakręt. Za zakrętem ma być ściana, a tu wychodzi, że kolejny zakręt, a tam górka, inna perspektywa. Ciekawe" – opowiadał dwa lata temu w rozmowie z Onetem.

Ksiądz Jan Kaczkowski miał zaledwie 38 lat.

"Mam taki apel. To, że jesteśmy przyzwoici, to tylko wychodzenie na zero. W dzisiejszych czasach to bardzo dużo, ale czy to wystarczy? Czy od katolików nie wymaga się czegoś więcej niż przyzwoitość?" – pytał w wywiadzie udzielonym Ewelinie Potockiej.

"Czy nie znacie przyzwoitych ludzi niewierzących? Ja znam, mnóstwo, nawet w moim domu. Często są o wiele bardziej przyzwoici niż my katolicy, którzy bywamy obłudni. My powinniśmy być przyzwoici z wektorem ku górze. Co ja mogę z siebie dać więcej? Jak ma się dzieci, to że się je kocha i nie katuje, to nie jest żadna zasługa albo że nie zdradza się męża. Wykonywanie obowiązków nie jest żadną zasługą. Każdy z nas powinien się zastanowić, co może dać z siebie ponad przeciętność w ramach wielkoduszności" – mówił dalej ksiądz Kaczkowski.

...

Zycie z taka choroba to dodatkowy bodziec... I tak to nalezy rozumiec...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:23, 01 Kwi 2016    Temat postu:

Sopot: ostatnia droga ks. Jana Kaczkowskiego
Katarzyna Kołodziejska
Dziennikarka Onetu
Ks. Jan Kaczkowski - East News

Uroczystości pogrzebowe ks. Jana Kaczkowskiego rozpoczęły się dziś o 11.30 w Sopocie. W kościele św. Jerzego odbędzie się koncert, a później msza. Ks. Jan Kaczkowski zostanie pochowany na Cmentarzu Komunalnym. Pogrzeb odbędzie się o 14.30. Rodzina prosi o nieprzynoszenie kwiatów, a o wsparcie puckiego hospicjum.

Ks. Jan Kaczkowski zmarł w wielkanocny poniedziałek. Na facebook'u duchownego wciąż pojawią nowe wpisy od osób, które dziękują mu za mądrość, inspirację i wsparcie. - Jan to kolejny człowiek w moim życiu, który mi pokazał, że da się szukać Boga i jego chwały również w chorobie. I co ważne, da się to robić czyniąc dobro dla innych ludzi – dodał ks. Grzegorz Kramer. - Księże, Bogu dziękuję, że miałam okazję cię poznać i wiele dowiedzieć się o sobie od ciebie. Dziękuję ci za wszystko! Zawsze bedę pamiętać o twoich słowach "Chciałbym wam powiedzieć jeszcze jedno: walczcie o siebie, nie dajcie się wdeptać kryzysom beznadziejności, chwilowej ciemności, walczcie o czyste sumienie i nigdy nie myślcie, że Bóg jest przeciwko wam" – napisała Anna. - Janek, mój ulubiony onkocelebryto i motywatorze, bez ciebie to już nie to samo... Nikt jak ty nie siał każdego dnia tyle uśmiechu – dodała Jowita.

W lutym ksiądz Jan Kaczkowski planował spotkać się z czytelnikami i fanami. Wydał właśnie najnowszą książkę. Z zaplanowanych kilku – pojawił się tylko na jednym. Na więcej nie pozwolił mu stan zdrowia. W tym czasie, w krótkiej wypowiedzi dla Telewizji Polskiej, ks. Jan Kaczkowski podziękował za bliskość i wsparcie, które otrzymuje od wiernych. – Za tę bliskość dziękuję, ona jest dla mnie ważna. Uważam, że to Bóg powinien mieć fanów, ja jestem tylko skromnym pracownikiem winnicy pańskiej. Jeżeli państwo są zainteresowani moim życiem, a widzę, że są to chętnie państwa zaproszę do niego, po raz kolejny – powiedział ks. Jan Kaczkowski. Jednocześnie zdementował informację o tym, że przebywa w szpitalu. - Staram się żyć prawie normalnie – dodał.

Założyciel puckiego hospicjum otrzymał na początku marca Honorowe Wyróżnienie "Za Zasługi dla Województwa Pomorskiego". W jego imieniu odebrała je rodzina księdza.

Pogrzeb Jana Kaczkowskiego odbędzie się w jego rodzinnym Sopocie. Władze miasta spodziewają się, że tłumy wiernych zechcą pożegnać duchownego. W związku z tym zaplanowano zmiany w organizacji ruchu.

W obrębie kościoła św. Jerzego i cmentarza w Sopocie:

- w godzinach 10.30 – ok. 14.00 zamknięta zostanie ul. Kościuszki na odcinku od ul. Chopina do al. Niepodległości. Zalecany objazd: ul. 3 Maja;

- w godzinach 13.00 – ok. 16.00 zamknięta zostanie ul. Malczewskiego na odcinku od al. Niepodległości do ul. Kolberga. Zalecany objazd ulicami Wejherowską, Obodrzyców i Kolberga. Dla osób chcących uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych sugerowany dojazd do cmentarza od strony ul. 23. Marca i Kraszewskiego. W związku z uroczystościami pogrzebowymi wprowadzone zostaną zmiany tras autobusów linii 144, 181, 185 i 187.

...

Tak to dzis...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:36, 01 Kwi 2016    Temat postu:

IAR

Uroczytości pogrzebowe ks. Jana Kaczkowskiego

Setki mieszkańców Pucka i Pomorza przybyły do Fary pw. św. Piotra i Pawła, aby pożegnać twórcę puckiego hospicjum - ks. Jana Kaczkowskiego. Kapłan, bioetyk, człowiek który uczył lekarzy z całej Polski jak rozmawiać o śmierci, zmarł w Poniedziałek Wielkanocny w wieku 38 lat. Przedstawiamy zdjęcia z uroczystości pogrzebowych.

12Zobacz zdjęcia




- Dla niego życiowym powołaniem była troska o człowieka umierającego - szukał jego podmiotowości - w ten sposób podczas pożegnalnej mszy świętej w puckiej farze mówił o ks. Janie Kaczkowskim, jego przyjaciel ks. Stanisław Majkowski.

Kapłan w kazaniu wielokrotnie wracał do utworzenie dzięki ks. Kaczkowskiemu, hospicjum domowego i stacjonarnego w Pucku, ale mówił też o ich relacjach jeszcze sprzed święceń ks. Jana. - Zostawił po sobie dużo takiego dobrego ducha. Zawsze go z serdecznością wspominaliśmy - mówił ksiądz Stanisław Majkowski.


Ciało ks. Kaczkowskiego spocznie na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie. Życzeniem rodziny zmarłego jest, aby zamiast kwiatów złożyć datki na rzecz Puckiego Hospicjum.

...

Owocne zycie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:56, 01 Kwi 2016    Temat postu:

Pożegnanie ks. Jana Kaczkowskiego
akt. 1 kwietnia 2016, 08:20
• Ks. Jan Kaczkowski pochowany na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie
• Jan Kaczkowski był jednym z założycieli, a potem dyrektorem puckiego hospicjum
• Duchowny przez wiele lat zmagał się z chorobą nowotworową
• Ks. Kaczkowski został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta




Uroczystości pogrzebowe ks. Jana Kaczkowskiego rozpoczną się w piątek rano w Pucku. Na godz. 8 zaplanowano wprowadzenie trumny do kościoła pw. św. Ap. Piotra i Pawła, a pół godziny później rozpocznie się uroczysta msza pożegnalna, po której trumna z ciałem duchownego zostanie przewieziona do Sopotu.

W południe w Parafii Garnizonowej pw. św. Jerzego w Sopocie rozpocznie się kolejna część ceremonii pogrzebowej. Jak poinformowała PAP Magdalena Jachim z sopockiego magistratu, uroczystość w kościele będzie miała charakter rodzinny i nie będzie dostępna dla mediów (jedynie na placu przed świątynią zostanie wydzielone miejsce dla przedstawicieli mediów).Podobny - rodzinny, charakter ma mieć także pogrzeb, który rozpocznie się o godz. 14 na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie. "Rodzina prosi o uszanowanie prywatności" - poinformowała Jachim dodając, że życzeniem rodziny jest także, by zamiast kwiatów złożyć datki na rzecz puckiego hospicjum.

Ks. Jan Kaczkowski zmarł w poniedziałek w wieku 38 lat. Cierpiał na glejaka (nowotwór ośrodka układu nerwowego), którego wykryto u niego w czerwcu 2012 roku. - Dano mi najpierw sześć miesięcy życia, potem czternaście. Nie chcę być jak brazylijski wyciskacz łez... Może powiem tylko, że gdy się o tym dowiedziałem, byłem wściekły - tak mówił o swojej chorobie ks. Kaczkowski.

Duchowny był autorem trzech cieszących się popularnością książek: "Nie ma szału, jest rak" (2013), "Życie na pełnej petardzie" (2015) oraz "Grunt pod nogami" (2016), w których dawał świadectwo swojej walki z nieuleczalną chorobą.


Jedno z jego przesłań życiowych, którymi dzielił się z innymi, brzmiało: "Zamiast ciągle na coś czekać - zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż Ci się wydaje".

W lutym br. duchownego odznaczono honorowym wyróżnieniem "Za zasługi dla Województwa Pomorskiego". W poprzednich latach laureatami tej nagrody byli m.in.: Lech Wałęsa, abp Tadeusz Gocłowski, Bogdan Borusewicz i Stefan Chwin.

Ze względu na złe samopoczucie odznaczenia nie odebrał osobiście ks. Kaczkowski, zrobił to jego ojciec - Józef. Podczas tej uroczystości marszałek pomorski Mieczysław Struk podkreślił, że ks. Kaczkowski jest ceniony za swój "autentyzm, otwartość i szczerość". - Za swoją postawę podziwiany jest zarówno przez katolików, jak i niewierzących - mówił.

Ksiądz Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni - jego rodzina pochodzi z Sopotu. Ukończył studia filozoficzno-teologiczne w Gdańskim Seminarium Duchownym i w 2002 r. otrzymał święcenia.


W 2007 r. uzyskał doktorat nauk teologicznych na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie na podstawie pracy "Godność człowieka umierającego a pomoc osobom w stanie terminalnym - studium teologiczno - moralne". W 2008 r. ukończył studia podyplomowe z bioetyki na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie.

W 2004 r. był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego. Między 2007 a 2009 rokiem koordynował budowę Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, po czym został jego dyrektorem i prezesem zarządu.

Ks. Kaczkowski był też twórcą programu szkoleniowego w zakresie bioetyki chrześcijańskiej i organizatorem warsztatów pod nazwą Areopag Etyczny z komunikacji i etyki w medycynie dla studentów medycyny i prawa.

We wrześniu 2012 r. ks. Kaczkowski został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta. Duchowny był też m.in. laureatem medalu "Curate Infirmos" przyznanego przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia oraz Medalu św. Jerzego "za walkę ze smokiem nieczułości" - honorową nagrodą "Tygodnika Powszechnego".
PAP,
TVP

...

Przypomnijmy sylwetke...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:54, 01 Kwi 2016    Temat postu:

Pogrzeb ks. Jana Kaczkowskiego. "Dziękujemy za Jana"
Katarzyna Kołodziejska
Dziennikarka Onetu
Pogrzeb ks. Kaczkowskiego. "Dziękujemy za Jana" - Adam Warżawa / PAP

W Sopocie odbył się pogrzeb duchownego i założyciela puckiego hospicjum ks. Jana Kaczkowskiego. W kościele i cmentarzu żegnały go tłumy. Oprócz rodziny i najbliższych, były też osoby, które nigdy nie poznały księdza osobiście. - Będziemy korzystać z jego mądrości – usłyszała nasza reporterka.

Rano odbyła się msza pożegnalna w Kościele pw. św. Ap. Piotra i Pawła w Pucku. Jan Kaczkowski w tym mieście założył hospicjum. Tu też spędzał najwięcej czasu, wspierając chorych i umierających. Po mszy trumna z ciałem księdza została przewieziona do Sopotu.

Msza pogrzebowa rozpoczęła się w południe, w kościele św. Jerzego w Sopocie. Ks. Jan Kaczkowski odprawił tu swoją pierwszą mszę, 14 lat temu. W świątyni duchownego żegnała rodzina, przyjaciele, współpracownicy, a na zewnątrz tłumy osób, które przyjechały z całej Polski. Na początku mszy ksiądz odczytał list od arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia, który nie mógł przybyć, ze względu na stan zdrowia - podobnie jak św. pamięci ks. Jan Kaczkowski choruje na raka. - Wiem, co przechodził Jan – napisał metropolita gdański.

Odprawiający mszę ks. Piotr wspominał ostatnie dni księdza Jana Kaczkowskiego. - Ostatnie słowo, jakie wypowiedział to "miłosierdzie". W wielki czwartek przyjął sakrament chorych, który okazał się jego ostatnim namaszczeniem. Ksiądz Jan Kaczkowski gasł powoli – mówił ks. Piotr łamiącym się głosem. Przypomniał też ich jedno z ostatnich spotkań. -Dwa tygodnie przed śmiercią, kiedy ks. Jan Kaczkowski był już bardzo słaby, zapytał mnie "Czy mogę coś dla ciebie zrobić?" - wspominał. - Panie Boże dziękujemy ci za ostatnie dni księdza Jana, tak samo jak za całe jego życie. Bo całe jego życie było darem od Boga – dodał.

Na koniec mszy odczytany został list od ks. Jana Kaczkowskiego, w którym przeprosił tych, których w życiu zawiódł. Poprosił o modlitwę o to, żeby nie zapominać o puckim hospicjum. "Proszę o wsparcie, nie o recepty na zdrowie, ale o modlitwę. Jestem najzwyklejszym błądzącym księdzem i chrześcijaninem. Waszym bratem Janem, który często w życiu się gubił. Proszę także mocno, żebyście nie zapominali o hospicjum w Pucku. Na koniec proszę, żebyście o mnie pamiętali. Nie stawiając pomników, ale módlcie się. Proszę o wybaczenie wszystkich, którzy kiedyś zostali przeze mnie nie właściwie ocenieni. Przepraszam, że nie stanąłem na wysokości zadania" – napisał w ostatnich słowach ks. Jan Kaczkowski.

O 14 spoczął na Cmentarzu Komunalnym w Sopocie. W całym mieście wywieszone zostały biało-czerwone flagi z kirem.

Ks. Jan Kaczkowski zmarł w wielkanocny poniedziałek w otoczeniu najbliższych. Wiele lat chorował na glejaka mózgu. Miał 39 lat.

...

Dziekujemy Bogu oczywiscie bo inaczej to zawolanie nie ma sensu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:03, 29 Mar 2017    Temat postu:

Jeśli masz doła, to...

Jan Hlebowicz
dodane 28.03.2017 11:00

Ks. Jan Kaczkowski, jeden z najbardziej znanych i szanowanych w Polsce duchownych, twórca puckiego hospicjum, bioetyk, autor książek
Tomasz Gołąb /Foto Gość

Ks. Jan Kaczkowski we wspomnieniach najbliższych w pierwszą rocznicę śmierci.

Jeden z najbardziej znanych i szanowanych w Polsce duchownych, twórca puckiego hospicjum, bioetyk, autor książek i - jak sam o sobie mówił - "onkocelebryta" zmarł 28 marca 2016 r., w drugi dzień świąt Wielkiej Nocy. Miał 38 lat. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Miłosierdzie, miłosierdzie, miłosierdzie"...

Dla wielu Polaków ks. Jan był i nadal jest bardzo ważną osobą. Potrafił w prosty sposób mówić o trudnych sprawach. Dzisiaj, w pierwszą rocznicę jego śmierci, dzielimy się wspomnieniami jego najbliższych.

Ks. prof. Jan Perszon, teolog, pierwszy proboszcz ks. Jana: - Głośne, rozlegające się w całej puckiej farze stukanie "na odchodne", czyli po rozgrzeszeniu, oznajmiało wszystkim, że "Jan spowiada". Wszystko wedle starego liturgicznego rytu: pobożnie, dokładnie, pięknie, ze czcią. W konfesjonale Jan, a właściwie Chrystus przez niego dokonywał cudów. Powyciągał z różnych uzależnień - narkotyków, alkoholu - całe grono młodych ludzi. Jego podopieczni wywodzili się z dysfunkcyjnych, bardzo często rozbitych rodzin. Dawał im swój numer telefonu i mówił: "Jeśli masz doła, to zadzwoń do mnie". Z komórką właściwie się nie rozstawał. Stał się dla młodych ludzi kierownikiem duchowym, a później zaangażował wielu z nich do pracy na rzecz hospicjum. Szli za nim jak w dym i w większości przypadków nie był to zapał, który kończył się po pierwszej charytatywnej akcji. Jego umiejętność gromadzenia ludzi wokół szlachetnej spawy była wielkim darem od Pana Boga.

Józef Kaczkowski, tata ks. Jana: - W pierwszym okresie, zaraz po diagnozie glejaka mózgu, widziałem u Jana rodzaj żalu, pretensji, ogromnego smutku. On jednak bardzo szybko się pozbierał i uporządkował własne myśli. Zaczął przygotowywać się do śmierci, żyjąc jednocześnie na - jak sam mówił - pełnej petardzie. Wykłady, "żebracze kazania" na rzecz hospicjum, udzielanie wywiadów, pisanie książek. Starałem się go wyhamować, ale bezskutecznie. Jednak w tym natłoku zajęć najważniejsi pozostali jego podopieczni, pacjenci. Potrafił odłożyć wszystko, żeby znaleźć się przy łóżku chorego.

Jarosław Szydłak, manager zajmujący kierownicze stanowisko w jednym z banków, z wykształcenia filozof, członek Domowego Kościoła (z Janem poznali się w seminarium): - Ja nazywałem go "Kaczką", a on mnie "Kikołkiem". Kiedy przyszedłem na pierwszy rok, Jasiu zaczynał piąty. Kiedy ja żegnałem się z seminarium po paru miesiącach trzeciego, on był już wyświęcony. Były dwie rzeczy, które szczególnie ciągnęły mnie do Jasia. To, że miał (podobnie jak ja) pozytywnego bzika na punkcie liturgii. Po drugie - Jasiu był już wtedy uważany za postać kontrowersyjną. Przychodząc na pierwszy rok, wiedziałem, kim jest "ten Kaczkowski". Krążyły o nim rozmaite legendy. Jedne nieco prześmiewcze, wynikające z wady wzroku i problemów z poruszaniem się, inne związane z jego wybitną inteligencją i nieznającym strachu krytycyzmem. Pamiętam, jak na jedną z konferencji rekolekcyjnych demonstracyjnie wszedł spóźniony z... poduszką pod pachą. Nasze kontakty nasiliły się, kiedy na pół roku przejąłem funkcję seminaryjnego "kserowego". Janek przychodził do mnie, rzucał stos materiałów i mówił: "Kikołku, weź mi to na A3 zrób". Musiał mieć w takim rozmiarze, bo mniejszych nie był w stanie rozczytać. Podczas kserowania dużo gadaliśmy. O wszystkim: o życiu, rodzinie, Kościele, teologii, kapłaństwie i filozofii. Chyba wtedy się zaprzyjaźniliśmy.

Marta Jacukiewicz, dziennikarka, znajoma ks. Kaczkowskiego: - Taka scena: po jednym z naszych wywiadów w puckim hospicjum pijemy kawę, luźno rozmawiamy, dopowiadamy pewne kwestie. Nagle do gabinetu wchodzi pielęgniarka: "Proszę księdza, pan Staszek umarł". Wtedy ks. Jan naprawdę się wściekł. Pierwszy raz go takim widziałam. "Nie może tak być, że ktoś z moich domowników umiera, a ja w tym czasie ucinam sobie pogawędkę, nawet z najmilszą dziennikarką. Dlaczego pani nie przyszła i nie powiadomiła mnie o sytuacji?!". "Nie chciałam przeszkadzać, bo ksiądz udzielał wywiadu". "Wywiad to bzdura w obliczu śmierci drugiego człowieka. Moim powołaniem jako księdza jest być przy umierającym, a nie rozmawiać z dziennikarzami. Niech pani to zapamięta i zawsze wchodzi, puka, krzyczy, woła, gdy którykolwiek z pacjentów będzie potrzebował pomocy".

...

Przypominamy postac bo warto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:43, 11 Gru 2017    Temat postu:

Ks. Kaczkowski i mistrzostwo świata, którego nie chcesz osiągnąć
Jola Szymańska | 11/12/2017
Matthew Henry / Unsplash
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Internet mówi, że jesteś zwycięzcą. Tego nie gwarantuję. Ale najprawdopodobniej jesteś mistrzem świata – w oszukiwaniu własnego sumienia.


S
zkolimy się w wielu dziedzinach. Kończymy szkoły, kursy, uniwersytety. Robimy studia podyplomowe i bronimy doktoraty. A często umyka nam dużo ważniejsza, życiowa kompetencja – szczerość z samym sobą. Łatwo wpaść w wir naukowych i zawodowych osiągnięć. Wir pracy nad sobą to zabawa dla koneserów.
Czytaj także: Ks. Kaczkowski: choroba zmusza do gruntownego przemeblowania życia



Wszystko utrudnia to, że jesteśmy mistrzami świata w oszukiwaniu własnego sumienia – ks. Jan Kaczkowski

Ksiądz Jan Kaczkowski jest dowodem na to, że biegłość intelektualna nie wyklucza się z prostą szczerością. Co więcej, intelekt bez szczerości jest własną karykaturą. A z drugiej strony sam „akt wiary nigdy nie zwalnia nas z myślenia”. Może więc w życiu duchowym chodzi o balans? Aby mądrze żyć, musimy myśleć, ale warto, aby to myślenie było zakorzenione w Bogu. Bez modlitwy i ufności może być z tym ciężko.


Wbij sobie do głowy

Problem w tym, że czasem boimy się sami przed sobą przyznać do wątpliwości i trudnych pytań. Muszę ufać, muszę ufać – wbijamy sobie do głowy. Czy to dobry pomysł na zakorzenienie swojej świadomości w Dobrym Ojcu? Pewnie nie do końca.

Mądrzej byłoby nam czasem wbić sobie inną prawdę: Nie jestem zwycięzcą, ale… i tak będzie dobrze. To chyba najbardziej uwalniające zadanie na świecie.

Za co Wy najbardziej cenicie ks. Kaczkowskiego?

...

Warto go przypomniec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:46, 11 Lut 2018    Temat postu:

wg ks. Jana Kaczkowskiego
Katarzyna Jabłońska | 11/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Śp. ks. Jan Kaczkowski uczy, jak rozpoznać fizyczne, psychiczne oraz duchowe potrzeby chorych i ich bliskich – tak często zatajane. Radzi też, jak znajdować pomoc ukierunkowaną na poprawę jakości życia w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji

Choroba. Szału nie ma
W naszej wspólnej ze śp. ks. Janem Kaczkowskim książce Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby mówił on: „Nie ma co udawać: choroba sprawia, że szału nie ma. Ale życie wciąż trwa! Chodzi więc o to, aby wpłynąć na zmianę świadomości każdego z nas na temat choroby, także tej przewlekłej czy nieuleczalnej. Bo również życie w chorobie może być intensywne! Trzeba jednak do swojej choroby mieć odpowiednią instrukcję obsługi”.

Jan tę instrukcję obsługi choroby wypracowywał przez lata pełnego oddania towarzyszenia ludziom chorym, ich bliskim oraz personelowi medycznemu. Bardzo mu zależało, aby Żyć aż do końca dawało bardzo konkretne wskazówki, co zrobić, żeby łagodzić skutki choroby i podnieść jakość życia chorego.

Myślę, że bardzo ucieszyłyby go słowa prof. Jacka Łuczaka – wielkiego autorytetu w dziedzinie medycyny paliatywnej – który napisał we wstępie do książki: Żyć aż do końca to bezcenny, pierwszy tego rodzaju wszechstronny przewodnik po chorowaniu i umieraniu. Jego wartość praktyczną podnoszą niezbędniki z podstawowymi wskazówkami dla chorych i ich bliskich, personelu medycznego, szpitalnych i hospicyjnych kapelanów oraz wolontariuszy.

Ks. Jan uczy, jak rozpoznać fizyczne, psychiczne oraz duchowe potrzeby chorych i ich bliskich – tak często zatajane. Radzi też, jak znajdować pomoc ukierunkowaną na poprawę jakości życia w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji […]. Ta pasjonująca lektura, chociaż podejmuje bardzo bolesne tematy, pełna jest optymizmu, a nawet charakterystycznego dla ks. Jana humoru.

Czytaj także: Ks. Kaczkowskiego przewodnik po umieraniu


Na moment się rozluźnić
Jan znany był z ogromnego poczucia humoru, w naszej książce mówi: „W chorobie, podobnie jak w innych życiowych trudnościach, ratuje nas poczucie humoru, autoironia i dystans do siebie. One często pomagają choć na moment się rozluźnić”. Uważał również, że jeśli tylko możliwe, należy wspierać chorego człowieka, by korzystał z życiowych przyjemności i codziennych radości.

Na przerażenie kobiety, której chora na nowotwór matka oświadczyła, że umówiła się na randkę ze swoim dopiero co poznanym rówieśnikiem, tak zareagował: „Wspierał będę chorą panią w jej randkowych planach, a córkę zapytałbym, czego się obawia, skoro jej mama dobrze się czuje. Zachęciłbym też córkę chorej, żeby wyluzowała i włączyła się w działanie, doradzając mamie w kwestii ubioru i makijażu. Może zafundować jej wizytę u fryzjera czy manikiurzystki lub zaproponować podwiezienie na spotkanie. Oczywiście, jako odpowiedzialna córka powinna przypomnieć rodzicielce, żeby się dobrze prowadziła (śmiech). Kieliszek, dwa wina nie zaszkodzą, ale już z każdego następnego – można zapowiedzieć mamie – skrupulatnie będę rozliczać”.

A oto jeden ze wspomnianych niezbędników. Ten dedykowany jest osobom chorym, o których prawa i godność ks. Jan Kaczkowski niestrudzenie zabiegał i którym sam był. Choroba, którą sama – rozżalona, że chce zabrać Jana za wcześnie – miałam pokusę nazwać wredną, była jego wierną przyjaciółką, o czym świadczą choćby takie jego słowa: „Mówi się, że choroba wszystko kończy, a w moim wypadku jest wprost przeciwnie: moja choroba dała początek tylu niezwykłym rzeczom!”. Jan przekonywał: „Najważniejsze jest, z kim się choruje. Ja mam szczęście, bo w moim chorowaniu towarzyszą mi rodzice, rodzeństwo i duże grono przyjaciół”. I dodawał: „Ja choruję z Nim”.

Czytaj także: Ks. Kaczkowski: choroba zmusza do gruntownego przemeblowania życia


Niezbędnik dla chorego
Najważniejsze jest, z kim się choruje. Wzbranianie się przed przyjmowaniem pomocy od najbliższych to jak odrzucenie ich miłości.


Zaadaptowanie się do sytuacji, jaką przynosi choroba, wymaga czasu. Zawsze jest to proces, któremu podlega zarówno sam chory, jak i jego bliscy.


Zasięganie opinii u innych specjalistów nie oznacza, że nie ufamy lekarzowi prowadzącemu i podważamy jego diagnozę. Każdy chory ma prawo do konsultacji i warto, żeby zeń korzystał.


Chory i jego bliscy powinni wziąć sprawy w swoje ręce i jak najwięcej dowiadywać się o swojej chorobie oraz możliwościach jej leczenia.


Chemia, radioterapia i inne terapie u wielu wywołują uciążliwe skutki uboczne. Nie muszą one jednak pojawiać się jednocześnie i wielu z nich można zapobiegać.


Umiejętność proszenia o pomoc i przyjmowania jej wiele ułatwi i chorym, i tym, którzy im towarzyszą. Tego można się nauczyć: praktyka czyni mistrza!


Trudności, jakie przynosi choroba i jej leczenie, mogą powodować depresję – to też jest choroba, którą trzeba leczyć. Depresja może potęgować odczuwanie bólu oraz negatywnie wpływać na proces leczenia.


Ciężko chory człowiek nie jest skazany na życie z dusznością czy bólem. Istnieje wiele sposobów, które pozwalają niwelować i kontrolować te objawy. Lekarz ma obowiązek z nimi walczyć.


W chorobie, podobnie jak w innych życiowych trudnościach, ratuje nas poczucie humoru, autoironia i dystans do siebie.


Ciężko chory często musi zawiesić swoją działalność zawodową. Choroba jednak nie zwalnia z bycia człowiekiem, od którego wciąż wiele zależy i który ma drugiemu wiele do dania.

...

Jest to wspolne chorowanie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:40, 29 Mar 2018    Temat postu:

Hardy Johnny, czyli kruchy Jan. Ksiądz, którego pokochała niemal cała Polska
Katarzyna Jabłońska | 28/03/2018
KSIĄDZ JAN KACZKOWSKI
REPORTER
Udostępnij Komentuj
Ks. Jan Kaczkowski zmarł dokładnie dwa lata temu. W homiliach Jan pozwalał sobie na odważne porównania, a nawet żarty, jednak w chwili konsekracji był tak skupiony i pokorny, że klękajcie narody.

Biografia ks. Jana Kaczkowskiego
Podziwiała go i kochała niemal cała Polska. Zanim jednak to nastąpiło, najpierw usłyszał, że będzie… karykaturą księdza. Żeby mógł dostać się do seminarium, jego ojciec – zresztą ateista – musiał użyć protekcji.

Krótkie, zbyt krótkie! – życie księdza Jana Kaczkowskiego było niezwykle intensywne. Nic dziwnego, że jego biografia Życie pod prąd to pokaźny tom. A czyta się tę opowieść z zapartym tchem. Autor, Przemysław Wilczyński, wykonał ogromną pracę, odbył sto kilkadziesiąt rozmów z osobami, które znały Jana.

Z tych opowieści stworzył wielowymiarowy portret wyjątkowego człowieka, ale przecież człowieka właśnie. Bo z Jana nie da się zrobić postaci pomnikowej, zbyt wiele w nim było wewnętrznej niepodległości, aby dał się zamknąć w grzecznych czy pobożnych ramkach.

Czytaj także: Instrukcja obsługi choroby wg ks. Jana Kaczkowskiego


Nigdy nie wolno nikim pogardzać
W naszej pierwszej wspólnej książce Szału nie ma, jest rak przywoływał zdanie, które można uznać za jego życiową dewizę: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). A tak je interpretował:

Według mnie Jezus ma tu na myśli wszystko, co robimy, w każdym wymiarze naszego życia. I tam nie ma gwiazdki ani przypisu: w takiej a takiej sytuacji ta zasada nie obowiązuje. Uważam, że właśnie to jest prawdziwe chrześcijaństwo. […] Nie ma wyjątków. No, kurwa mać, albo się w to wierzy, albo to jest mit! Trzeba wszystko postawić na jedną kartę. A jeśli to zrobimy, to już nigdy nie wolno nam nikogo lekceważyć, nigdy nie wolno nam nikim pogardzać.
Skąd taki on? Silny, przebojowy, odważny, mający poczucie własnej wartości i głęboką wiarę, że wiele jest w stanie osiągnąć?



Wiedział, co znaczy inność i wykluczenie
Urodził się jako wcześniak, bano się, że nie przeżyje. Do tego z bardzo dużą wadą wzroku – która sprawiła, że w seminarium dano mu pseudonim „Skaner” – oraz z niepełnosprawnością lewej części ciała. Jako chłopiec nie grał w piłkę, nie ścigał się z kolegami w zawodach, miał okulary ze szkłami jak denka od butelki i mówił dość niewyraźnie.

To prawda, był bardzo inteligentny, ale wśród rówieśników w podstawówce nie to ma przecież znaczenie. Wiedział więc, co znaczy inność czy wykluczenie, a zarazem nigdy wykluczyć się nie dał.

To z pewnością zasługa jego rodziców, państwa Heleny i Józefa Kaczkowskich, ukochanej babci Wincentyny, starszego rodzeństwa i w ogóle atmosfery rodzinnego domu. To tu zyskał siłę, jaką daje miłość, akceptacja i wiara bliskich, że da sobie radę. Dlatego z uporem maniaka powtarzał, żeby w rodzinie pielęgnować bliskość, bo ona nie tylko jest źródłem szczęścia, ale również źródłem siły, pomaga w życiowych trudnościach.

Czytaj także: Ks. Kaczkowski? Nigdy wcześniej nie poznałam takiego gościa


Wrażliwy na każdego człowieka
O tej bliskości i przytulaniu mówił podczas kazań w swojej pierwszej parafii w Pucku. Dla jego mieszkańców, w większości powściągliwych Kaszubów, brzmiało to – jak pokazuje Wilczyński – dość kosmicznie. Zanim Jan zaaklimatyzuje się w Pucku i zanim tego nieco ekscentrycznego księdza zaakceptują pucczanie, minie trochę czasu.

Dużą jego cześć spędzi Jan w puckim szpitalu i w Domu Opieki Społecznej, gdzie pełni funkcję kapelana. To właśnie tutaj ujawni się jego niezwykły talent do nawiązywania kontaktu z drugim człowiekiem – każdym, bez względu na wiek, wykształcenie czy światopogląd. I zapewne właśnie w tych miejscach dojrzewa jego wrażliwość.

Wszak spotyka się tam z konkretnymi ludzkimi dramatami – z doświadczeniem ciężkiej, często śmiertelnej choroby, samotności, opuszczenia przez najbliższych, przegranego życia. Zwłaszcza pensjonariusze DPS przepadali za nim, bo poświęcał im czas i uwagę. Żartował, ale też potrafił rozmawiać bardzo serio. Także do pogubionych młodych ludzi potrafi dotrzeć, choć nie od razu. Niejednemu z nich pomógł wyprostować życie. „Synkowie” Jana to kolejny pasjonujący rozdział jego życia i książki Wilczyńskiego.



Jak dobrze przeżyć śmierć?
Kiedy z grupą zapaleńców stworzy najpierw hospicjum domowe, a potem stacjonarne – jedno z najlepszych w Polsce – zdobędzie szacunek lokalnej społeczności. W puckim szpitalu i obu hospicjach towarzyszy w chorobie i umieraniu kilkuset osobom oraz ich najbliższym.

Jak to się robi, jak przeżyć dobrze śmierć własną oraz kochanego człowieka, będzie od 2013 roku uczył we wszystkich możliwych mediach, podczas spotkań czy kazań. I będzie słuchany z uwagą, wręcz z entuzjazmem. Zapewne również dlatego, że mówi w swoim własnym imieniu – w imieniu człowieka, który walczy ze śmiertelną chorobą. Staje się „onkocelebrytą” z wyboru.

Umierającym oraz ich bliskim Jan towarzyszy z oddaniem i czułością niemal do końca życia. Dopóki mógł, stawiał się o każdej porze dnia i nocy, by pomóc przejść przez śmierć pacjentom hospicjum i być z ich zazwyczaj zrozpaczonymi bliskimi.

Czytaj także: Ks. Kaczkowskiego przewodnik po umieraniu


Ksiądz jak położna pomagająca w powtórnych narodzinach
Skąd brał siły? Towarzyszenie umierającemu uważał za jedno z najważniejszych swoich zadań. Twierdził, że człowiek w chwili śmierci jest bezbronny jak noworodek. Siebie samego nazywał położną, pomagającą w powtórnych narodzinach. Siłę czerpał również z głębokiej wiary, mówił: „Ja choruję z Chrystusem”.

W niezwykły sposób uwidoczniało się to podczas odprawianych przez Jana mszy świętych, zwłaszcza tych sprawowanych w hospicyjnej kaplicy. Uczestniczyli w nich pacjenci, często na wózkach, a nawet na łóżkach, ale też ludzie z miasta.

W homiliach, mocno zakorzenionych w codzienności, Jan pozwalał sobie na odważne porównania, a nawet żarty, jednak w chwili konsekracji był tak skupiony i pokorny, że klękajcie narody. I ten moment, kiedy usiłował podnieść do góry kielich i hostię, a lewa ręka – nie w pełni sprawna – drżała i odmawiała posłuszeństwa… Jan czasem przepraszał za „tę niemrawość”, dla mnie była ona czymś niemal świętym.



Życie ks. Kaczkowskiego jak powieść przygodowa
Tym, za co pokochaliśmy księdza Jana Kaczkowskiego, były nie tylko jego niezwykłe dokonania, charyzma i odwaga, ale też niewstydzenie się własnych słabości – strużki śliny cieknącej z kącika ust, ta trzęsąca się, niesprawna ręka.

Przyznawał, że wprawdzie kocha życie i modli się o cud, to jednak swojej chorobie wiele zawdzięcza. W Życiu pod prąd znajdziemy niejeden opis kruchości hardego Johnny’ego – jak nazywała go jego przyjaciółka-ateistka Kapsyda Kobro-Okołowicz.

Przemysław Wilczyński w niezwykle barwny sposób opowiada o kolejnych etapach życia Jana, nie pomijając jego słabości i wad. Na samym końcu, w części poświęconej stopniowemu gaśnięciu i umieraniu Jana, opowieść Wilczyńskiego staje się jednak bardziej ascetyczna. Autor szanuje intymność szczególnego doświadczenia, jakim jest śmierć.

Życie ks. Jana Kaczkowskiego to pasjonująca opowieść, która zaczyna się jak powieść przygodowa, by stać się moralitetem. I tak właśnie przedstawił je w Życiu pod prąd Przemysław Wilczyński.

Przemysław Wilczyński, „Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia”, Wydawnictwo WAM 2018.

...

Dal zyciem przyklad. To tez dzielo zycia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:02, 25 Kwi 2023    Temat postu:

Czy istnieje granica wytrzymałości bólu? - ks. Jan Kaczkowski w Łasku

Ks. Jan Kaczkowski, kapelan hospicjum w Pucku, był 19 kwietnia 2015 r. gościem Kolegiaty Łaskiej. Mówił kazania na wszystkich Mszach świętych, a wieczorem wziął udział w spotkaniu z cyklu "Ale Gość". Odpowiedź na pytanie: czy istnieje granica wytrzymałości bólu? Tutaj znajdziesz publikacje ks. Jan

...

Warto przypomnieć po latach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy