Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Ks. Jan Kaczkowski

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:46, 11 Lut 2018    Temat postu:

wg ks. Jana Kaczkowskiego
Katarzyna Jabłońska | 11/02/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Śp. ks. Jan Kaczkowski uczy, jak rozpoznać fizyczne, psychiczne oraz duchowe potrzeby chorych i ich bliskich – tak często zatajane. Radzi też, jak znajdować pomoc ukierunkowaną na poprawę jakości życia w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji

Choroba. Szału nie ma
W naszej wspólnej ze śp. ks. Janem Kaczkowskim książce Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby mówił on: „Nie ma co udawać: choroba sprawia, że szału nie ma. Ale życie wciąż trwa! Chodzi więc o to, aby wpłynąć na zmianę świadomości każdego z nas na temat choroby, także tej przewlekłej czy nieuleczalnej. Bo również życie w chorobie może być intensywne! Trzeba jednak do swojej choroby mieć odpowiednią instrukcję obsługi”.

Jan tę instrukcję obsługi choroby wypracowywał przez lata pełnego oddania towarzyszenia ludziom chorym, ich bliskim oraz personelowi medycznemu. Bardzo mu zależało, aby Żyć aż do końca dawało bardzo konkretne wskazówki, co zrobić, żeby łagodzić skutki choroby i podnieść jakość życia chorego.

Myślę, że bardzo ucieszyłyby go słowa prof. Jacka Łuczaka – wielkiego autorytetu w dziedzinie medycyny paliatywnej – który napisał we wstępie do książki: Żyć aż do końca to bezcenny, pierwszy tego rodzaju wszechstronny przewodnik po chorowaniu i umieraniu. Jego wartość praktyczną podnoszą niezbędniki z podstawowymi wskazówkami dla chorych i ich bliskich, personelu medycznego, szpitalnych i hospicyjnych kapelanów oraz wolontariuszy.

Ks. Jan uczy, jak rozpoznać fizyczne, psychiczne oraz duchowe potrzeby chorych i ich bliskich – tak często zatajane. Radzi też, jak znajdować pomoc ukierunkowaną na poprawę jakości życia w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji […]. Ta pasjonująca lektura, chociaż podejmuje bardzo bolesne tematy, pełna jest optymizmu, a nawet charakterystycznego dla ks. Jana humoru.

Czytaj także: Ks. Kaczkowskiego przewodnik po umieraniu


Na moment się rozluźnić
Jan znany był z ogromnego poczucia humoru, w naszej książce mówi: „W chorobie, podobnie jak w innych życiowych trudnościach, ratuje nas poczucie humoru, autoironia i dystans do siebie. One często pomagają choć na moment się rozluźnić”. Uważał również, że jeśli tylko możliwe, należy wspierać chorego człowieka, by korzystał z życiowych przyjemności i codziennych radości.

Na przerażenie kobiety, której chora na nowotwór matka oświadczyła, że umówiła się na randkę ze swoim dopiero co poznanym rówieśnikiem, tak zareagował: „Wspierał będę chorą panią w jej randkowych planach, a córkę zapytałbym, czego się obawia, skoro jej mama dobrze się czuje. Zachęciłbym też córkę chorej, żeby wyluzowała i włączyła się w działanie, doradzając mamie w kwestii ubioru i makijażu. Może zafundować jej wizytę u fryzjera czy manikiurzystki lub zaproponować podwiezienie na spotkanie. Oczywiście, jako odpowiedzialna córka powinna przypomnieć rodzicielce, żeby się dobrze prowadziła (śmiech). Kieliszek, dwa wina nie zaszkodzą, ale już z każdego następnego – można zapowiedzieć mamie – skrupulatnie będę rozliczać”.

A oto jeden ze wspomnianych niezbędników. Ten dedykowany jest osobom chorym, o których prawa i godność ks. Jan Kaczkowski niestrudzenie zabiegał i którym sam był. Choroba, którą sama – rozżalona, że chce zabrać Jana za wcześnie – miałam pokusę nazwać wredną, była jego wierną przyjaciółką, o czym świadczą choćby takie jego słowa: „Mówi się, że choroba wszystko kończy, a w moim wypadku jest wprost przeciwnie: moja choroba dała początek tylu niezwykłym rzeczom!”. Jan przekonywał: „Najważniejsze jest, z kim się choruje. Ja mam szczęście, bo w moim chorowaniu towarzyszą mi rodzice, rodzeństwo i duże grono przyjaciół”. I dodawał: „Ja choruję z Nim”.

Czytaj także: Ks. Kaczkowski: choroba zmusza do gruntownego przemeblowania życia


Niezbędnik dla chorego
Najważniejsze jest, z kim się choruje. Wzbranianie się przed przyjmowaniem pomocy od najbliższych to jak odrzucenie ich miłości.


Zaadaptowanie się do sytuacji, jaką przynosi choroba, wymaga czasu. Zawsze jest to proces, któremu podlega zarówno sam chory, jak i jego bliscy.


Zasięganie opinii u innych specjalistów nie oznacza, że nie ufamy lekarzowi prowadzącemu i podważamy jego diagnozę. Każdy chory ma prawo do konsultacji i warto, żeby zeń korzystał.


Chory i jego bliscy powinni wziąć sprawy w swoje ręce i jak najwięcej dowiadywać się o swojej chorobie oraz możliwościach jej leczenia.


Chemia, radioterapia i inne terapie u wielu wywołują uciążliwe skutki uboczne. Nie muszą one jednak pojawiać się jednocześnie i wielu z nich można zapobiegać.


Umiejętność proszenia o pomoc i przyjmowania jej wiele ułatwi i chorym, i tym, którzy im towarzyszą. Tego można się nauczyć: praktyka czyni mistrza!


Trudności, jakie przynosi choroba i jej leczenie, mogą powodować depresję – to też jest choroba, którą trzeba leczyć. Depresja może potęgować odczuwanie bólu oraz negatywnie wpływać na proces leczenia.


Ciężko chory człowiek nie jest skazany na życie z dusznością czy bólem. Istnieje wiele sposobów, które pozwalają niwelować i kontrolować te objawy. Lekarz ma obowiązek z nimi walczyć.


W chorobie, podobnie jak w innych życiowych trudnościach, ratuje nas poczucie humoru, autoironia i dystans do siebie.


Ciężko chory często musi zawiesić swoją działalność zawodową. Choroba jednak nie zwalnia z bycia człowiekiem, od którego wciąż wiele zależy i który ma drugiemu wiele do dania.

...

Jest to wspolne chorowanie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:40, 29 Mar 2018    Temat postu:

Hardy Johnny, czyli kruchy Jan. Ksiądz, którego pokochała niemal cała Polska
Katarzyna Jabłońska | 28/03/2018
KSIĄDZ JAN KACZKOWSKI
REPORTER
Udostępnij Komentuj
Ks. Jan Kaczkowski zmarł dokładnie dwa lata temu. W homiliach Jan pozwalał sobie na odważne porównania, a nawet żarty, jednak w chwili konsekracji był tak skupiony i pokorny, że klękajcie narody.

Biografia ks. Jana Kaczkowskiego
Podziwiała go i kochała niemal cała Polska. Zanim jednak to nastąpiło, najpierw usłyszał, że będzie… karykaturą księdza. Żeby mógł dostać się do seminarium, jego ojciec – zresztą ateista – musiał użyć protekcji.

Krótkie, zbyt krótkie! – życie księdza Jana Kaczkowskiego było niezwykle intensywne. Nic dziwnego, że jego biografia Życie pod prąd to pokaźny tom. A czyta się tę opowieść z zapartym tchem. Autor, Przemysław Wilczyński, wykonał ogromną pracę, odbył sto kilkadziesiąt rozmów z osobami, które znały Jana.

Z tych opowieści stworzył wielowymiarowy portret wyjątkowego człowieka, ale przecież człowieka właśnie. Bo z Jana nie da się zrobić postaci pomnikowej, zbyt wiele w nim było wewnętrznej niepodległości, aby dał się zamknąć w grzecznych czy pobożnych ramkach.

Czytaj także: Instrukcja obsługi choroby wg ks. Jana Kaczkowskiego


Nigdy nie wolno nikim pogardzać
W naszej pierwszej wspólnej książce Szału nie ma, jest rak przywoływał zdanie, które można uznać za jego życiową dewizę: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). A tak je interpretował:

Według mnie Jezus ma tu na myśli wszystko, co robimy, w każdym wymiarze naszego życia. I tam nie ma gwiazdki ani przypisu: w takiej a takiej sytuacji ta zasada nie obowiązuje. Uważam, że właśnie to jest prawdziwe chrześcijaństwo. […] Nie ma wyjątków. No, kurwa mać, albo się w to wierzy, albo to jest mit! Trzeba wszystko postawić na jedną kartę. A jeśli to zrobimy, to już nigdy nie wolno nam nikogo lekceważyć, nigdy nie wolno nam nikim pogardzać.
Skąd taki on? Silny, przebojowy, odważny, mający poczucie własnej wartości i głęboką wiarę, że wiele jest w stanie osiągnąć?



Wiedział, co znaczy inność i wykluczenie
Urodził się jako wcześniak, bano się, że nie przeżyje. Do tego z bardzo dużą wadą wzroku – która sprawiła, że w seminarium dano mu pseudonim „Skaner” – oraz z niepełnosprawnością lewej części ciała. Jako chłopiec nie grał w piłkę, nie ścigał się z kolegami w zawodach, miał okulary ze szkłami jak denka od butelki i mówił dość niewyraźnie.

To prawda, był bardzo inteligentny, ale wśród rówieśników w podstawówce nie to ma przecież znaczenie. Wiedział więc, co znaczy inność czy wykluczenie, a zarazem nigdy wykluczyć się nie dał.

To z pewnością zasługa jego rodziców, państwa Heleny i Józefa Kaczkowskich, ukochanej babci Wincentyny, starszego rodzeństwa i w ogóle atmosfery rodzinnego domu. To tu zyskał siłę, jaką daje miłość, akceptacja i wiara bliskich, że da sobie radę. Dlatego z uporem maniaka powtarzał, żeby w rodzinie pielęgnować bliskość, bo ona nie tylko jest źródłem szczęścia, ale również źródłem siły, pomaga w życiowych trudnościach.

Czytaj także: Ks. Kaczkowski? Nigdy wcześniej nie poznałam takiego gościa


Wrażliwy na każdego człowieka
O tej bliskości i przytulaniu mówił podczas kazań w swojej pierwszej parafii w Pucku. Dla jego mieszkańców, w większości powściągliwych Kaszubów, brzmiało to – jak pokazuje Wilczyński – dość kosmicznie. Zanim Jan zaaklimatyzuje się w Pucku i zanim tego nieco ekscentrycznego księdza zaakceptują pucczanie, minie trochę czasu.

Dużą jego cześć spędzi Jan w puckim szpitalu i w Domu Opieki Społecznej, gdzie pełni funkcję kapelana. To właśnie tutaj ujawni się jego niezwykły talent do nawiązywania kontaktu z drugim człowiekiem – każdym, bez względu na wiek, wykształcenie czy światopogląd. I zapewne właśnie w tych miejscach dojrzewa jego wrażliwość.

Wszak spotyka się tam z konkretnymi ludzkimi dramatami – z doświadczeniem ciężkiej, często śmiertelnej choroby, samotności, opuszczenia przez najbliższych, przegranego życia. Zwłaszcza pensjonariusze DPS przepadali za nim, bo poświęcał im czas i uwagę. Żartował, ale też potrafił rozmawiać bardzo serio. Także do pogubionych młodych ludzi potrafi dotrzeć, choć nie od razu. Niejednemu z nich pomógł wyprostować życie. „Synkowie” Jana to kolejny pasjonujący rozdział jego życia i książki Wilczyńskiego.



Jak dobrze przeżyć śmierć?
Kiedy z grupą zapaleńców stworzy najpierw hospicjum domowe, a potem stacjonarne – jedno z najlepszych w Polsce – zdobędzie szacunek lokalnej społeczności. W puckim szpitalu i obu hospicjach towarzyszy w chorobie i umieraniu kilkuset osobom oraz ich najbliższym.

Jak to się robi, jak przeżyć dobrze śmierć własną oraz kochanego człowieka, będzie od 2013 roku uczył we wszystkich możliwych mediach, podczas spotkań czy kazań. I będzie słuchany z uwagą, wręcz z entuzjazmem. Zapewne również dlatego, że mówi w swoim własnym imieniu – w imieniu człowieka, który walczy ze śmiertelną chorobą. Staje się „onkocelebrytą” z wyboru.

Umierającym oraz ich bliskim Jan towarzyszy z oddaniem i czułością niemal do końca życia. Dopóki mógł, stawiał się o każdej porze dnia i nocy, by pomóc przejść przez śmierć pacjentom hospicjum i być z ich zazwyczaj zrozpaczonymi bliskimi.

Czytaj także: Ks. Kaczkowskiego przewodnik po umieraniu


Ksiądz jak położna pomagająca w powtórnych narodzinach
Skąd brał siły? Towarzyszenie umierającemu uważał za jedno z najważniejszych swoich zadań. Twierdził, że człowiek w chwili śmierci jest bezbronny jak noworodek. Siebie samego nazywał położną, pomagającą w powtórnych narodzinach. Siłę czerpał również z głębokiej wiary, mówił: „Ja choruję z Chrystusem”.

W niezwykły sposób uwidoczniało się to podczas odprawianych przez Jana mszy świętych, zwłaszcza tych sprawowanych w hospicyjnej kaplicy. Uczestniczyli w nich pacjenci, często na wózkach, a nawet na łóżkach, ale też ludzie z miasta.

W homiliach, mocno zakorzenionych w codzienności, Jan pozwalał sobie na odważne porównania, a nawet żarty, jednak w chwili konsekracji był tak skupiony i pokorny, że klękajcie narody. I ten moment, kiedy usiłował podnieść do góry kielich i hostię, a lewa ręka – nie w pełni sprawna – drżała i odmawiała posłuszeństwa… Jan czasem przepraszał za „tę niemrawość”, dla mnie była ona czymś niemal świętym.



Życie ks. Kaczkowskiego jak powieść przygodowa
Tym, za co pokochaliśmy księdza Jana Kaczkowskiego, były nie tylko jego niezwykłe dokonania, charyzma i odwaga, ale też niewstydzenie się własnych słabości – strużki śliny cieknącej z kącika ust, ta trzęsąca się, niesprawna ręka.

Przyznawał, że wprawdzie kocha życie i modli się o cud, to jednak swojej chorobie wiele zawdzięcza. W Życiu pod prąd znajdziemy niejeden opis kruchości hardego Johnny’ego – jak nazywała go jego przyjaciółka-ateistka Kapsyda Kobro-Okołowicz.

Przemysław Wilczyński w niezwykle barwny sposób opowiada o kolejnych etapach życia Jana, nie pomijając jego słabości i wad. Na samym końcu, w części poświęconej stopniowemu gaśnięciu i umieraniu Jana, opowieść Wilczyńskiego staje się jednak bardziej ascetyczna. Autor szanuje intymność szczególnego doświadczenia, jakim jest śmierć.

Życie ks. Jana Kaczkowskiego to pasjonująca opowieść, która zaczyna się jak powieść przygodowa, by stać się moralitetem. I tak właśnie przedstawił je w Życiu pod prąd Przemysław Wilczyński.

Przemysław Wilczyński, „Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia”, Wydawnictwo WAM 2018.

...

Dal zyciem przyklad. To tez dzielo zycia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:02, 25 Kwi 2023    Temat postu:

Czy istnieje granica wytrzymałości bólu? - ks. Jan Kaczkowski w Łasku

Ks. Jan Kaczkowski, kapelan hospicjum w Pucku, był 19 kwietnia 2015 r. gościem Kolegiaty Łaskiej. Mówił kazania na wszystkich Mszach świętych, a wieczorem wziął udział w spotkaniu z cyklu "Ale Gość". Odpowiedź na pytanie: czy istnieje granica wytrzymałości bólu? Tutaj znajdziesz publikacje ks. Jan

...

Warto przypomnieć po latach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy