Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Ludzie przyzwoici ...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 30, 31, 32  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:15, 04 Sie 2012    Temat postu:

"Babcia ma broń". Staruszka przegoniła bandytów

To jedno z najbardziej niesamowitych nagrań z kamer monitoringu, jakie w ostatnich dniach do nas dotarło. Dokumentuje ono próbę napadu na sklep jubilerski w Kalifornii. Próbę na całe szczęście nie udaną, gdyż bandytów wypłoszyła kobieta stojąca za sklepową ladą. Przestępcy uciekali w takim popłochu, że mieli problemy z otwarciem drzwi sklepu. Co więcej, niektórzy z nich nawet nie zdążyli wsiąść do samochodu, którym mieli uciec. Cała szajka wkrótce po próbie napadu wpadła w ręce policji.

>>>

Brawo za odwage !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:40, 14 Sie 2012    Temat postu:

Irlandia: Polacy uratowali dziecko spod ruchomego piasku.

Historia, która zdarzyła się na wydmach irlandzkiego hrabstwa Wicklow, mogła mieć tragiczny finał. Jednak dzięki pomocy czterech Polaków wszystko zakończyło się szczęśliwie.

W miniony piątek grupa dzieci bawiła się na wydmach przy plaży Brittas Bay, znajdującej się na wschodnim wybrzeżu Irlandii. Wśród nich był 10-letni Calum Fenton. Kilka sekund wystarczyło, aby chłopiec został zasypany przez ruchomy piasek i uwięziony na głębokości ośmiu stóp - ok 20 cm.

10-latek nie miałby szans na przeżycie, gdyby nie natychmiastowa reakcja czterech Polaków, którym niemal natychmiast udało się zlokalizować chłopca i wydostać go na powierzchnię.

Calum, który pod ziemią spędził ok. 12 minut, został przewieziony do szpitala w Crumlin, gdzie spędził noc na obserwacji. Dzisiaj czuje się bardzo dobrze i - jak zapewnia jego ojciec - praktycznie zapomniał o całym zdarzeniu.

- To jest cud. Gdyby nie Polacy, mój syn by tego nie przeżył - wyznał wzruszony ojciec 10-latka. Mężczyzna chciał osobiście podziękować wybawcom swojego syna, jednak ci nie zostawili swoich danych, ani numerów telefonów. Dopiero dzięki komunikatowi nadanemu w rozgłośni radiowej, udało się skontaktować z dwoma bohaterami.

>>>>

Brawo !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:13, 17 Sie 2012    Temat postu:

Książę William uratował nastolatkę.

Książę William pomógł uratować dwie nastolatki, które surfowały u wybrzeży Anglesey. Książę pilotował helikopter Sea King, który brał udział w akcji ratunkowej - informują brytyjskie media.

Do zdarzenia doszło w czwartek. Dwie nastoletnie siostry: 13 i 16 - latka surfowały u wybrzeży Anglesey. Nagle młodsza dziewczynka zaczęła tonąć. 16 - latka rzuciła się jej na ratunek i sama znalazła się w niebezpieczeństwie.

Książę William i załoga jego helikoptera byli właśnie na dyżurze, gdy otrzymali zgłoszenie o topiących się dziewczynkach. Ratownicy najpierw wyłowili z wody 16 - latkę, później zaczęli poszukiwania młodszej dziewczynki. Okazało się jednak, że 13 - latka jest już bezpieczna na brzegu. Dziewczynki zostały przewiezione do szpitala.

Książę jest kapitanem grupy poszukiwawczo - ratowniczej RAF od maja tego roku. Jego jednostka stacjonuje w Anglesey.

>>>>

Tak jest ! Barwo oto wzor ! Tym bardziej ze jako ksiaze moglby nic nie robic zabawiac sie . A tu nie ! Sluzba ludziom !!! Niewatpliwie unosi si nad nim Duch Święty ! Ma sklonnosc do poswiecanaia sie czyli do świętości !!! I brawo ! Anglai potrzebuje swietych ! Musi wytwac w dobru !!!
Bardzo to piekne bo wiemy ze na ogol ,,wladze'' to zbiorowisko latrow i bandytow a tu taki wyjatek . TYM CENNIEJSZY !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:01, 05 Wrz 2012    Temat postu:

Żołnierz z Garnizonu Warszawa udaremnił napad na bukmachera

Polska Zbrojna

Napastnik wtargnął do jednego ze stołecznych zakładów bukmacherskich i sterroryzował pracującą tam kobietę. Jak dowiedział się portal polska-zbrojna.pl, złodzieja obezwładnił kapral Andrzej Zaręba z Garnizonu Warszawa, który był obecny na miejscu zdarzenia.

- Po służbie, tuż przed zamknięciem punktu bukmacherskiego przyszedłem po swoją dziewczynę, która tam pracuje - opowiada kpr. Andrzej Zaręba. Po chwili do zakładu przy al. Jana Pawła II wszedł młody mężczyzna, około 30-ki. - Wyjął pistolet i przyłożył go dziewczynie do głowy, każąc jej kłaść się na ziemię - opowiada żołnierz.

To samo polecenie rzucił w stronę żołnierza. Ten jednak, korzystając z chwili nieuwagi napastnika, wytrącił mu broń z ręki. - Wtedy zaatakował mnie nunchaku, dwiema pałkami połączonymi łańcuchem - relacjonuje Zaręba.

Podoficer bronił się, zadając mężczyźnie kilka ciosów rękami. - Trenuję sztuki walki, a poza tym jestem żołnierzem i wiem, jak się bronić - mówi Zaręba. Ostatecznie napastnik wycofał się i uciekł. - Gdyby przechodnie, którzy oglądali wszystko z ulicy, zareagowali, udałoby się go od razu zatrzymać. Niestety udawali, że nic nie widzieli - mówi kpr. Zaręba.

Złodziej w zakładzie bukmacherskim porzucił swój plecak, w którym były dokumenty i telefon. Dzięki temu niedługo potem zatrzymali go stołeczni policjanci. Napastnik był już notowany za kilka innych przestępstw, m.in. napad na stację benzynową. Broń, której użył, okazała się atrapą.

Podoficer z obrażeniami głowy i ręki trafił na obserwację do szpitala. Urazy okazały się niegroźne.

>>>>

Brawo ! To wspaniale ! Na pewno nalezy sie awans !

(fot. polska-zbroja.pl / Włodzimierz Dembiński)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:26, 09 Wrz 2012    Temat postu:

Rusza druga edycja akcji Zwykły Bohater!

Rusza druga edycja konkursu Zwykły Bohater. Celem akcji jest znalezienie tzw. zwykłych osób, które w codziennym życiu zachowują się uczciwie, wykazują się odwagą i spontaniczną chęcią niesienia pomocy innym. Podczas zeszłorocznej akcji wybraliśmy trzech Zwykłych Bohaterów. Wierzymy, że niezwykłych historii zwykłych bohaterów jest więcej. Chcemy, aby poznała je cała Polska!

Konkurs promuje takie wartości jak zaufanie, uczciwość, odpowiedzialność społeczna i traktowanie fair.

Od 16 września do 28 października na stronie [link widoczny dla zalogowanych] będzie można dokonać zgłoszeń.

Zgłoszenie powinno być przyporządkowane do jednej z trzech kategorii: bohaterska, uczciwość lub inicjatywa.

Specjalnie powołane jury wybierze dziewięć historii, spośród których za pomocą głosowania sms wyłonieni zostaną trzej zwycięzcy: Zwykli Bohaterowie. Głosowanie rozpocznie się 12 listopada i potrwa do 2 grudnia.

Akcja kończy się wielką galą, która odbędzie się 2 grudnia w Teatrze Narodowym w Warszawie.

Zwycięzcy otrzymają nagrody w wysokości 200 tysięcy złotych.

Organizatorami konkursu są Onet, Bank BPH i Telewizja TVN S.A.

>>>>>

Oczywiscie - reklama rozglos sponsorzy to zawsze sie robil szol a wiec kloci sie z bezinteresownym bohaterstwem . Ale swiatu daleko od doskonalosci a takie akcje stoja bez porownania wyzej moralnie nizbigbradery . Wiec sobrze ze sa ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:29, 09 Wrz 2012    Temat postu:

Bohaterski wyczyn, "wypadkiem" uratował dzieci

Do niezwykłego wypadku doszło dwa dni temu w kanadyjskim Edmonton. 46-letni kierowca Hummera doprowadził do poważnej kolizji, aby uratować dzieci, którym groziło niebezpieczeństwo - czytamy na "Huffington Post".

Do zdarzenia doszło niedaleko centrum handlowego Bonnie Doon w Edmonton. 46-letni Darrel Krushelnicki opuszczał właśnie centrum swoim wielkim Hummerem, gdy zobaczył, że główną drogą pędzi Pontiac G5 wprost na grupę dzieci, która akurat weszła na przejście dla pieszych.

Kierowca Hummera stwierdził, że Pontiac nie wyhamuje i dzieci będą w wielkim niebezpieczeństwie. Niewiele myśląc ruszył ostro swoim wielkim samochodem wprost na nadjeżdżający sportowy wóz. Doszło do potężnego zderzenia, ale Pontiac został zatrzymany.

Jak później ustaliła policja sportowy samochód jechał z prędkością około 80 km/h. Przody obu samochodów zostały kompletnie zniszczone, na szczęście obu kierowcom nic się nie stało. Według świadków, kierowca Pontiaca w czasie jazdy rozmawiał przez telefon, co w stanie Alberta jest zakazane.

Tymczasem Krushelnicki stał się lokalnym bohaterem. Trafił na okładkę "Edmonton Sun" oraz doczekał się swojego fanpage'a na Facebooku "Hummer Hero". Sam kierowca podkreśla jednak, że nie czuje się bohaterem, bo jak stwierdził, każdy na jego miejscu postąpiłby podobnie.

>>>>

Znakomity wyczyn !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:47, 14 Wrz 2012    Temat postu:

Złodziej dzwoni na policję: "Ratunku, Polak mnie goni!".

Pewnego wieczoru policjanci w Bergen odebrali niezwykły telefon. Wystraszony złodziej poprosił o ochronę przed właścicielem skradzionego auta. Jego plan nie wypalił, bo na drodze do wzbogacenia się stanął mu krzepki Polak.

Portal informacyjny "Bergens Tidende" podał wiadomość, która rozśmieszyła czytelników i zaraz trafiła na czołówki innych portali w Norwegii - historię zadziornego Polaka opublikowały między innymi "Adresseavisen" oraz "VG". Trzydziestojednoletni Arkadiusz Rotta rzucił się w pogoń za złodziejem samochodu i odzyskał auto. Trafił na pierwsze miejsca w portalach informacyjnych, bo zaimponował Norwegom determinacją i odwagą.

- Sam bym się go wystraszył. Widać, że z nim zadzierać nie można - napisał Inge z Trondheim w komentarzu do artykuły w "adressa.no". Z kolei inny internauta postulował, bo bergeńska policja nagrodziła Polaka.

Nieudana ucieczka

Do próby kradzieży czerwonego samochodu dostawczego doszło przy ulicy Damsgaardsveien w Bergen. Świadkiem zdarzenia był Polak, Arkadiusz Rotta. Z opisu "Bergens Tidende" wynika, iż samochód, który zainteresował złodzieja, był używanym przez pana Arkadiusza autem firmowym. Polak pożyczył samochód kolegi i od razu ruszył w pogoń za złodziejem. Tamten musiał przestraszyć się "ogona", bo po kilkuset metrach w panice utknął na pobliskim placu budowy. Nie mogąc wyjechać i mając za plecami "wściekłego Polaka", zaczął uciekać na piechotę. Jak opisuje gazeta z Bergen, Arek Rotta nie zaprzestał pogoni. Złodziej ukrył się w pobliskim domu.

- Łapcie go, ukradł mi samochód! - krzyczał Polak do znajdujących się w budynku ludzi.

Złodziej próbował znaleźć drugie wyjście, bez skutku. Arkadiusz Rotta złapał go i powalił na ziemię. To właśnie wtedy przerażony rabuś wykonał telefon na policję, którego na komendzie w Bergen nikt nie zapomni.

Wyznania wystraszonego złodzieja

- Zadzwonił do nas mężczyzna i, co bardzo niezwykłe, wyznał, że ukradł samochód. Zeznał, że został złapany przez okradzionego. W czasie późniejszego przesłuchania przyznał się do kradzieży dwóch aut - powiedział "Bergens Tidende" Preben Wallestad reprezentujący dystrykt policyjny Hordaland.

Złodziej trafił na posterunek, gdzie został przesłuchany. To mężczyzna zbliżający się do trzydziestki. Zbadano mu krew na obecność alkoholu, ponieważ istniało podejrzenie, że prowadził skradzione auto pod wpływem niedozwolonych substancji. Jeśli teza się potwierdzi, konsekwencje prawne mogą być dla niego bardziej przykre niż kara za próbę kradzieży.

Czerwony samochód, od którego zaczęła się cała niecodzienna historia, wymaga naprawy po stłuczce. - Na szczęście to stare auto - powiedział dziennikarzom szef firmy, w której pracuje Arkadiusz Rotta. A Polak znalazł się na ustach wielu Norwegów.

Z Trondheim
Sylwia Skorstad

>>>>

Brawo :O)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:27, 17 Wrz 2012    Temat postu:

"Zwykły Bohater" - mamy już pierwsze zgłoszenia!

Ru­szy­ła druga edy­cja kon­kur­su Zwy­kły Bo­ha­ter or­ga­ni­zo­wa­ne­go przez Bank BPH, Onet oraz TVN. Pierw­si kan­dy­da­ci do ty­tu­łu już zo­sta­li zgło­sze­ni! Celem akcji jest zna­le­zie­nie osób, które w co­dzien­nym życiu za­cho­wu­ją się uczci­wie, wy­ka­zu­ją się od­wa­gą i spon­ta­nicz­ną chę­cią nie­sie­nia po­mo­cy innym. Pod­czas ze­szło­rocz­nej akcji wy­bra­li­śmy trzech Zwy­kłych Bo­ha­te­rów. Wie­rzy­my, że nie­zwy­kłych hi­sto­rii zwy­kłych bo­ha­te­rów jest wię­cej. Chce­my, aby po­zna­ła je cała Pol­ska!

"Zwy­kły Bo­ha­ter"

Kon­kurs pro­mu­je takie war­to­ści jak za­ufa­nie, uczci­wość, od­po­wie­dzial­ność spo­łecz­na i trak­to­wa­nie fair.

W nie­dzie­lę ru­szy­ła moż­li­wość zgła­sza­nia kan­dy­da­tur. Można to zro­bić do 28 paź­dzier­ni­ka na stro­nie [link widoczny dla zalogowanych]

Zgło­sze­nie musi być przy­po­rząd­ko­wa­ne do jed­nej z trzech ka­te­go­rii: bo­ha­ter­stwo, uczci­wość lub ini­cja­ty­wa.

Spe­cjal­nie po­wo­ła­ne jury wy­bie­rze dzie­więć hi­sto­rii, spo­śród któ­rych za po­mo­cą gło­so­wa­nia sms wy­ło­nie­ni zo­sta­ną trzej zwy­cięz­cy: Zwy­kli Bo­ha­te­ro­wie. Gło­so­wa­nie roz­pocz­nie się 12 li­sto­pa­da i po­trwa do 2 grud­nia.

Akcja koń­czy się wiel­ką galą, która od­bę­dzie się 2 grud­nia w Te­atrze Na­ro­do­wym w War­sza­wie.

Zwy­cięz­cy otrzy­ma­ją na­gro­dy w wy­so­ko­ści 200 ty­się­cy zło­tych.

Or­ga­ni­za­to­ra­mi kon­kur­su są Onet, Bank BPH i Te­le­wi­zja TVN S.A.

>>>>

No to zobaczymy !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:39, 21 Wrz 2012    Temat postu:

Oto najbiedniejszy prezydent na świecie

Pre­zy­dent Uru­gwa­ju Jose Mu­ji­ca zy­skał tytuł naj­bied­niej­sze­go pre­zy­den­ta na świe­cie. Więk­szość swo­jej pen­sji od­da­je po­trze­bu­ją­cym. - Po pro­stu mało po­trze­bu­ję do szczę­ścia. Są lu­dzie, któ­rym żyje się go­rzej niż mnie - tłu­ma­czy.

77-let­ni Mu­ji­ca, na­zy­wa­ny przez ro­da­ków Pepe, za­ra­bia mie­sięcz­nie rów­no­war­tość 9300 euro. 90 proc. pen­sji od­da­je or­ga­ni­za­cji zaj­mu­ją­cej się po­mo­cą miesz­ka­nio­wą dla bied­nych. "Na życie" zo­sta­je mu więc około 900 euro.

Pre­zy­dent miesz­ka z żoną, se­na­tor­ką Lucią To­po­lan­sky, na małej far­mie pod Mon­te­vi­deo, sto­li­cą Uru­gwa­ju. Nie mają dzie­ci. Farma na­le­ży do żony, a je­dy­nym ma­jąt­kiem pre­zy­den­ta jest volks­wa­gen be­etle wart nie­speł­na 2 tys. do­la­rów. Mu­ji­ca nie ma nawet ani konta w banku, ani żad­nych dłu­gów.

>>>>

Jak widzicie mozna byc dobrym i na urzedzie . Aczkolwiek tu glownie chodzi o dobre rzady . TO PRZEDE WSZYSTKIM !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:18, 24 Wrz 2012    Temat postu:

Ten rzemieślnik nie podniósł cen od 20 lat!

Fakt

To sensacyjne odkrycie na skalę całego kraju. Jest w Polsce miejsce, gdzie ceny zatrzymały się 20 lat temu. Jan Nabrzewski (62 l.), szklarz z Trzebiatowa (woj. zachodniopomorskie), od 1992 r. nie podniósł cen za swoje usługi.

Jan Nabrzewski prowadzi swój zakład szklarski w Trzebiatowie od 1980 r. Ceny u niego powalają na kolana: np. za szkło o wymiarach 40 x 50 cm zapłacimy jedyne 9 zł 60 gr. Sprawdzaliśmy, ile zapłacilibyśmy za to samą usługę u szklarza w Szczecinie. Takie szkło kosztuje tam aż 45 zł. To aż pięciokrotnie drożej niż w Trzebiatowie.

– Dla mnie najważniejszy jest klient. Nie chcę zdzierać z niego pieniędzy i oferuję jak najkorzystniejszą cenę. Zarabiam w miarę dobrze i wystarcza mi na utrzymanie – mówi Jan Nabrzewski.

A najważniejsze, że klienci są zadowoleni. – Za cztery szkła matowe do kuchni zapłaciłem 62 zł, to bardzo atrakcyjna cena. Gdzie indziej zapłaciłbym za takie cztery szkła około 100 zł – mówi Dariusz Koperski (42 l.).

Inni szklarze też są pełni podziwu dla cen w zakładzie Nabrzewskiego. Jak mówi Stanisław Sobczyk (58 l.), prowadzący rodzinny zakład w Szczecinie, na ceny Nabrzewskiego wpływa fakt, że mieszka w mniejszym mieście, gdzie koszty utrzymania zakładu są niższe.

>>>>

Bardzo milo to slyszec !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:19, 04 Paź 2012    Temat postu:

Szymon Hołownia przewodniczącym jury konkursu Zwykły Bohater. Kto jeszcze oceni niezwykłe historie?

Po­wo­ła­ne zo­sta­ło spe­cjal­nie jury kon­kur­su Zwy­kły Bo­ha­ter. Jego człon­ko­wie spo­śród wszyst­kich na­de­sła­nych zgło­szeń wy­bio­rą 9 hi­sto­rii, które przej­dą do fi­na­łu wy­jąt­ko­wej akcji.

Prze­wod­ni­czą­cym jury zo­stał dzien­ni­karz i pu­bli­cy­sta Szy­mon Ho­łow­nia.

Wraz z nim kon­kur­so­we hi­sto­rie oce­nią Ewa Drzy­zga - dzien­ni­kar­ka znana ze swo­je­go po­ru­sza­ją­ce­go talk show "Roz­mo­wy w toku", Hen­ry­ka Krzy­wo­nos - pol­ska dzia­łacz­ka opo­zy­cji w okre­sie PRL i sy­gna­ta­riusz­ka po­ro­zu­mień sierp­nio­wych, Lidia Mać­kow­ska, która wy­cho­wa­ła 12 dzie­ci i przez wiele lat pro­wa­dzi­ła ro­dzin­ny dom dziec­ka oraz znana dzien­ni­kar­ka i pre­zen­ter­ka te­le­wi­zyj­na, a także za­ło­ży­ciel­ka fun­da­cji TVN "Nie je­steś sam" Bo­że­na Wal­ter.

Celem akcji, jest zna­le­zie­nie tzw. zwy­kłych osób, które w co­dzien­nym życiu za­cho­wu­ją się uczci­wie, wy­ka­zu­ją się od­wa­gą i spon­ta­nicz­ną chę­cią nie­sie­nia po­mo­cy innym.

Wie­rzy­my, że nie­zwy­kłych hi­sto­rii zwy­kłych bo­ha­te­rów jest wię­cej. Chce­my, aby po­zna­ła je cała Pol­ska!

Kon­kurs pro­mu­je takie war­to­ści jak za­ufa­nie, uczci­wość, od­po­wie­dzial­ność spo­łecz­na i trak­to­wa­nie fair.

Do 28 paź­dzier­ni­ka na stro­nie [link widoczny dla zalogowanych] można do­ko­nać zgło­szeń.

Zgło­sze­nie po­win­no być przy­po­rząd­ko­wa­ne do jed­nej z trzech ka­te­go­rii: bo­ha­ter­ska, uczci­wość lub ini­cja­ty­wa.

Jury bie­rze dzie­więć hi­sto­rii, spo­śród któ­rych za po­mo­cą gło­so­wa­nia sms wy­ło­nie­ni zo­sta­ną trzej zwy­cięz­cy: Zwy­kli Bo­ha­te­ro­wie. Gło­so­wa­nie roz­pocz­nie się 12 li­sto­pa­da i po­trwa do 2 grud­nia.

>>>>

Zyczymy powodzenia . Oczywiscie osad ma charakter czysto symboliczny bo wszak nie wartosciujemy dobra . Dobro to dobro i kazdy dobry czyn cieszy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:08, 15 Paź 2012    Temat postu:

We Włoszech imigrant uratował życie trzech osób i uciekł.

We Włoszech trwają poszukiwania młodego mężczyzny, prawdopodobnie Marokańczyka, który uratował życie trzech osób wyciągając je z tonącego w kanale samochodu. Uciekł jednak ponieważ - jak się przypuszcza - jest nielegalnym imigrantem i obawiał się deportacji.

Na drodze w Abruzji, w rejonie miasteczka Avezzano, auto którym jechali rodzice z dzieckiem wpadło do kanału i zaczęło tonąć.

Młody imigrant, który był świadkiem wypadku, bez chwili wahania zerwał z siebie ubranie i wskoczył do wody. Zdołał wyciągnąć z samochodu troje rannych ratując ich przed utonięciem. Kiedy przybyła karetka autor heroicznego gestu uciekł z miejsca zdarzenia. Ranni trafili do szpitala.

Mężczyzna, którym zawdzięczają uratowanie życia, przepadł bez śladu. Nikt nie zdążył mu podziękować ani wyrazić uznania dla jego odwagi.

Przypuszcza się, że był to jeden z imigrantów z Maroka, pracujących w tym rejonie Abruzji. Najwyraźniej obawiał się kontaktu z przybyłą również na miejsce policją gdyż przebywa we Włoszech nielegalnie. Bał się otrzymania nakazu opuszczenia kraju.

Historia ta poruszyła opinię publiczną. Przewodniczący władz prowincji L'Aquila Antonio Del Corvo zaapelował do bohatera by zgłosił się w jego urzędzie. Chce on wynagrodzić mu jego czyn legalizując natychmiast jego pobyt. - Ten chłopak zasługuje na wszystko - powiedział Del Corvo.

Apele nie przyniosły na razie rezultatu. Być może pomocny okaże się portret pamięciowy bohatera, który zostanie sporządzony na podstawie opisu kilku świadków wypadku i uratowanych rodziców z dzieckiem.

>>>>

Dobry czlowiek ! Imigranci NIE SA ZLI jak widac ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:09, 17 Paź 2012    Temat postu:

82-letnia kobieta udaremniła obrabowanie banku w Austrii

82-letnia mieszkanka niewielkiej miejscowości St. Egyden am Steinfeld na wschodzie Austrii udaremniła obrabowanie lokalnego banku, zrywając sprawcy maskującą kominiarkę i odbierając mu łup - poinformował bulwarowy austriacki dziennik "Oesterreich".

Incydent ten wydarzył się w poniedziałek przed południem. Gdy 62-letni napastnik Gerhard P. wyciągnął pistolet, stojąca przy okienku kasowym Hertha Wallecker zerwała mu z głowy kominiarkę. - Coś ci nie pasuje? - zwrócił się do niej obcesowo bandyta, nakładając kominiarkę z powrotem. Jednocześnie skierował broń w stronę kasjerki i zażądał od niej pieniędzy.

Wallecker nie straciła jednak zimnej krwi. Ponownie zerwała kominiarkę, rzucając ją za pulpit kasowy. W tym samym czasie kasjerka podała rabusiowi plastikową torbę, pełną banknotów po sto i pięćset euro.

Widząc to Wallecker wykrzyknęła "pieniądze należą do banku" i wyrwała bandycie zdobycz. Torba pękła i banknoty wysypały się na podłogę. Wtedy napastnik rzucił się do ucieczki, porzucając również atrapę bomby, wykonaną z budzika i sztucznych ogni.

Gerhard P. zbiegł z miejsca zdarzenia samochodem, prowadzonym przez jego o 14 lat młodszą przyjaciółkę. W 10 godzin później zostali oboje aresztowani w swym miejscu zamieszkania.

Dopiero we wtorek pani Hertha dowiedziała się, że uzbrojenie napastnika stanowił pistolet gazowy. Zapytana przez "Oesterreich", czy była jedynym świadkiem wydarzenia, odpowiedziała: - Nie, wokół stali także mężczyźni. Ale żaden z nich nie kiwnął nawet palcem.

>>>>

Wielkie brawa ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:07, 18 Paź 2012    Temat postu:

Nietypowa akcja na oceanie. Uratowali go pasażerowie

Do nie­zwy­kłej akcji ra­tun­ko­wej do­szło na Pa­cy­fi­ku w oko­li­cach Nowej Po­łu­dnio­wej Walii. To tam do­szło do wy­pad­ku, w któ­rej cał­ko­wi­cie uszko­dzo­ny zo­stał jacht au­stra­lij­skie­go po­dróż­ni­ka. Męż­czy­znę ura­to­wa­li pa­sa­że­ro­wie ka­na­dyj­skie­go Bo­ein­ga 777, któ­rzy wy­pa­try­wa­li go z okien sa­mo­lo­tu. Ma­szy­na zmie­ni­ła na chwi­lę swój cha­rak­ter i tylko dzię­ki nie­ty­po­wej akcji udało się ura­to­wać roz­bit­ka.

>>>>

Brawo ! Pieknie sie to czyta !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:48, 31 Paź 2012    Temat postu:

Nowy Jork: policjant Artur Kasprzak zginął ratując rodzinę od utonięcia

Artur Kasprzak uratował siedem osób z kipieli, zanim sam stracił życie. 28-letni policjant z Nowego Jorku jest jedną z 22 ofiar huraganu Sandy w stanie Nowy Jork. Amerykańskie media nazwały go "nowojorskim bohaterem".

Sandy nie ma litości

Kasprzak pracował na jednym z komisariatów na Dolnym Manhattanie od 6 lat. Był po służbie, kiedy huragan Sandy uderzył w Nowy Jork. Policjantowi udało się uratować z zalanego domu na Staten Island 7 członków swojej rodziny - w tym ojca, narzeczoną i ich 15-miesięcznego syna - informuje cbsnews.com. Kasprzak postanowił jeszcze raz zejść do piwnicy, by sprawdzić stan fundamentów budynku. To był ostatni raz, kiedy widziano go żywego.

Po przejściu huraganu i wypompowaniu wody z piwnicy, ratownicy znaleźli ciało policjanta. Prawdopodobnie utonął. Jednak ostateczna przyczynę śmierci, będzie można określić po sekcji zwłok - podało CBS.

Na Facebooku powstała specjalna strona, na której można składać kondolencje bliskim Artura Kasprzaka.

Dom policjanta stał w "strefie bezpiecznej", która nie była objęta ewakuacją. Niestety, wzburzona woda, niesiona przez huragan, dotarła także do niego. Zdaniem strażaków Kasprzakowi udało się ocalić od śmierci krewnych dosłownie w ostatniej chwili ...

......

Wspanialy bohater !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:06, 13 Lis 2012    Temat postu:

Listonosz z Wojkowic zgubił 10 tys. złotych na emerytury

TVN24/x-news

Listonosz z Wojkowic (woj. śląskie) zgubił 10 tysięcy złotych przeznaczonych na wypłatę emerytur. Na szczęście pieniądze odnalazły się. Policji przekazał je przypadkowy przechodzień. - To było takim moim naturalnym odruchem. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli ktoś zgubił te pieniądze, to będzie musiał je spłacać - powiedział Paweł Nowaczyk, uczciwy znalazca.

....

Zycie wsrod swietych jak widzicie byloby wspaniale .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:50, 16 Lis 2012    Temat postu:

Kami Turecki
Szymon Hołownia: warto pójść pod prąd

- Do­brze by było, gdy­by­śmy choć część ener­gii, którą po­świę­ca­my na nie­ustan­ne szy­ko­wa­nie się do na­ro­do­wych zry­wów i wiel­kich kam­pa­nii, po­świę­ci­li na co­dzien­ne, mo­zol­ne bu­do­wa­nie fun­da­men­tu dobra w mi­kro­ska­li, w naj­bliż­szym oto­cze­niu - prze­ko­nu­je w roz­mo­wie z One­tem Szy­mon Ho­łow­nia.

Jury wy­bra­ło fi­na­li­stów akcji. Za­gło­suj na swo­je­go "Zwy­kłe­go Bo­ha­te­ra"!

W spe­cjal­nym wy­wia­dzie dla Onetu, dzien­ni­karz opo­wia­da o ku­li­sach akcji "Zwy­kły Bo­ha­ter", wzru­sza­ją­cych hi­sto­riach ludzi zgło­szo­nych do kon­kur­su i o tym, dla­cze­go warto po­ma­gać dru­gie­mu.

Z Szy­mo­nem Ho­łow­nią* roz­ma­wia Kamil Tu­rec­ki.

Kamil Tu­rec­ki: Czuł się Pan kie­dyś bo­ha­te­rem, takim z praw­dzi­we­go zda­rze­nia?

Szy­mon Ho­łow­nia: Nigdy.

A za­zdro­ści Pan może cze­goś na­szym bo­ha­te­rom?

Za­zdrosz­czę im tego, że są do­bry­mi ludź­mi.

W ze­szłym roku było 4 tys. zgło­szeń. Która z tych sy­tu­acji była Panu oso­bi­ście naj­bliż­sza?

Sy­tu­acji, które mnie po­ru­szy­ły było na­praw­dę wiele. Ko­bie­ta, która żyje z trój­ką dzie­ci w mi­kro­sko­pij­nym miesz­kan­ku i de­cy­du­je się przy­jąć pod swój dach młodą mamę z nie­peł­no­spraw­nym dziec­kiem. Ta młoda matka póź­niej prze­pa­da bez wie­ści, nasza bo­ha­ter­ka zo­sta­je więc z czwór­ką dzie­ci wy­ma­ga­ją­cych po­waż­nej opie­ki. Mimo kom­plet­ne­go nie­zro­zu­mie­nia oto­cze­nia, stara się stwo­rzyć wszyst­kim swoim po­cie­chom cu­dow­ny dom. Młoda bi­znew­swo­man, która spo­ty­ka­jąc na Dwor­cu Cen­tral­nym bez­dom­ne­go nie ogra­ni­cza się do dania mu kilku zło­tych, ale przez wiele lat stara się po­wo­li roz­wią­zy­wać jego ko­lej­ne kło­po­ty, wcią­gać go z po­wro­tem w bieg nor­mal­ne­go życia. Za­wsze po­ru­sza­ją mnie też hi­sto­rie, które lu­dzie czę­sto uzna­ją za zbyt błahe, by w ogóle o nich mówić. Ktoś za­ry­so­wał na par­kin­gu czyjś sa­mo­chód i za­miast znik­nąć, zo­sta­wia kart­kę z ad­re­sem. Ktoś po­my­lił się po­da­jąc cenę ja­kie­goś przed­mio­tu na in­ter­ne­to­wej au­kcji, a nasz bo­ha­ter za­miast z tego skwa­pli­wie sko­rzy­stać i za­osz­czę­dzić pie­nią­dze, zwra­ca uwagę na błąd.

A Pan miał w swoim życiu taką sy­tu­ację, kiedy mu­siał się wy­ka­zać taką od­wa­gą?

Czy ja sam znaj­do­wa­łem się w sy­tu­acjach te­stu­ją­cych moją otwar­tość na po­trze­by in­nych, a cza­sem zwy­kłą przy­zwo­itość? Oczy­wi­ście, że tak. Mia­łem w życiu epi­zod zaj­mo­wa­nia się pierw­szą po­mo­cą, uczy­łem się tego, sam uczy­łem in­nych, nie mam więc opo­rów przed re­ago­wa­niem w sy­tu­acjach, w któ­rych za­gro­żo­ne jest czy­jeś zdro­wie lub życie. Wiem jed­nak, że cza­sem w po­śpie­chu i na­wa­le spraw trze­ba uwa­żać na drob­ne z po­zo­ru sy­tu­acje, w któ­rych kusi, żeby przejść nad czymś do po­rząd­ku dzien­ne­go, a przy­zwo­itość wy­ma­ga tego, by jed­nak się nad nimi za­trzy­mać.

Czę­sto mówi się, że naj­waż­niej­sza w życiu jest wła­śnie "zwy­kła ludz­ka przy­zwo­itość". Dla­cze­go nam to tak trud­no przy­cho­dzi? Co dziś ozna­cza przy­zwo­itość?

Przy­zwo­itość to do­strze­że­nie, że w każ­dej mię­dzy­ludz­kiej sy­tu­acji w jaką wcho­dzi­my, jest ktoś poza nami, to do­strze­że­nie jego po­trzeb i praw. To po­stą­pie­nie we­dług tzw. "zło­tej za­sa­dy" - za­cho­wuj się tak, jak chciał­byś by za­cho­wy­wa­no się wobec cie­bie. Dziś przy­cho­dzi nam ona trud­niej, bo je­ste­śmy kra­jem na do­rob­ku, całe ota­cza­ją­ce nas śro­do­wi­sko tłu­ma­czy nam, że życie to wy­ścig, że trze­ba wy­grać z in­ny­mi, wy­rwać życiu naszą część tortu, któ­re­go nie wy­star­czy dla wszyst­kich. To są czasy, które wielu ludzi wpę­dza­ją w sa­mot­ność, w któ­rej czują się nie­pew­ni, za­gro­że­ni, wal­czą o byt.

Czego boi się Szy­mon Ho­łow­nia?

Ni­cze­go się nie boję. Chrze­ści­ja­nin nie ma po­wo­dów, żeby być czło­wie­kiem lę­kli­wym.

A jest coś, co mu­siał­by Pan w sobie prze­zwy­cię­żyć, by pomóc dru­giej oso­bie?

Nie mam opo­rów przed po­ma­ga­niem innym, jeśli tylko rze­czy­wi­ście je­stem w sta­nie coś zro­bić.

Skąd wziął się po­mysł na kon­kurs "Zwy­kły Bo­ha­ter"? Z czego wy­ni­ka ogrom­na po­pu­lar­ność akcji? Lu­dzie tę­sk­nią za daw­ny­mi war­to­ścia­mi?

Ży­je­my w cza­sach, w któ­rych wszy­scy zdają się cze­kać na wiel­kie oka­zje do wiel­kich czy­nów, my w Pol­sce przy­zwy­cza­ili­śmy się do pracy na wiel­kich licz­bach i wiel­kich po­ję­ciach. Do­brze by było, gdy­by­śmy choć część ener­gii, którą po­świę­ca­my na nie­ustan­ne szy­ko­wa­nie się do na­ro­do­wych zry­wów i wiel­kich kam­pa­nii po­świę­ci­li na co­dzien­ne, mo­zol­ne bu­do­wa­nie fun­da­men­tu dobra w mi­kro­ska­li, w naj­bliż­szym oto­cze­niu. De­ko­ro­wa­nie fa­sa­dy pa­ła­cu ma sens tylko wtedy, gdy za­dba­my o fun­da­men­ty.

Na­rze­ka­my też chęt­nie na media, oskar­ża­my o to, że prze­bi­ja się w nich tylko zło i prze­moc, że dobro to dziś żaden news, ale prze­cież też my sami w co­dzien­nych roz­mo­wach sku­pia­my się wy­łącz­nie na na­rze­ka­niu, na oszu­stwach, na dra­ma­tach, na ota­cza­ją­cym nas złu. Zaś dobra wokół nas wcale nie jest mniej. Po­sta­no­wi­li­śmy więc po­ka­zać wszyst­kim tych, któ­rzy trzy­ma­ją ten świat przy życiu, dzię­ki któ­rym mamy prawo wciąż na­zy­wać się ludź­mi. Chcie­li­by­śmy, żeby dzię­ki tej akcji po­sta­wa zwy­kłej ludz­kiej przy­zwo­ito­ści stała się czymś nor­mal­nym, prze­cież jeśli tak się sta­nie, życie każ­de­go z nas bę­dzie dużo ła­twiej­sze.

Brzmi to pięk­nie, ale znam ta­kich, któ­rzy twier­dzą, że na­gra­dza­nie za oby­wa­tel­ską po­sta­wę to jak ro­dzic, który płaci dziec­ku za dobre stop­nie...

To nie­traf­ne po­rów­na­nie. Po­ka­za­nie świa­tu do­brych wzor­ców to nie pła­ce­nie za dobre stop­nie, a wy­rów­na­nie nie­rów­no­wa­gi, która dziś ist­nie­je i nas przy­tła­cza. Wy­miar fi­nan­so­wy na­gro­dy po­zwa­la zwró­cić na nią więk­szą uwagę, poza tym jest na­krę­ca­niem spi­ra­li dobra, je­stem pe­wien, że na­gro­dze­ni Bo­ha­te­ro­wie wy­ko­rzy­sta­ją te środ­ki nie tylko dla sie­bie, ale wspo­mo­gą też in­nych.

Za nami pierw­sza edy­cja akcji. Przy­znam, że ogrom­ne wra­że­nie zro­bi­ła na mnie po­sta­wa Pana Do­mi­ni­ka Szyn­ka, który za­dzwo­nił do wła­ści­cie­la miesz­ka­nia wy­sta­wio­ne­go na jed­nym z por­ta­li au­kcyj­nych, że za­miast 599 tys. zł, podał przez po­mył­kę kwotę 599 zł. Pan Do­mi­nik nie wy­ko­rzy­stał jed­nak nie­uwa­gi sprze­da­ją­ce­go i gło­sa­mi In­ter­nau­tów wy­grał w ka­te­go­rii "Uczci­wość".

Przy­kład, o któ­rym pan mówi jest zna­mien­ny. Prze­cież ten czło­wiek mógł po­my­śleć - sko­rzy­stam z oka­zji, los mi ją ze­słał, prze­cież to nie moja wina, prze­cież ja z pew­no­ścią wy­ko­rzy­stam tę oka­zję le­piej niż inni, część za­osz­czę­dzo­nej kwoty prze­zna­czę na dobre cele. Za­uwa­żył jed­nak to, że nie jest sam. Nie wiem jak było u niego, ale cza­sem zda­rza się, że trze­ba wy­ko­nać w sobie jakąś pracę, żeby za­cho­wać się przy­zwo­icie, pójść pod prąd, wbrew pierw­szym od­ru­chom, nie żyć "au­to­ma­tycz­nie".

Kogo teraz jury szu­ka­ło? Kogo Pan szu­kał? Ma Pan już swo­je­go fa­wo­ry­ta?

Przej­rza­łem do­tych­cza­so­we zgło­sze­nia, są hi­sto­rie, które robią na mnie wiel­kie wra­że­nie. Ośmio­la­tek, który zde­cy­do­wał się nie przyj­mo­wać pre­zen­tów z oka­zji pierw­szej ko­mu­nii, po­pro­sił o pie­nią­dze, a otrzy­ma­ną kwotę prze­ka­zał szpi­ta­lo­wi dzie­cię­ce­mu. Młody in­ży­nier, który wziął kre­dyt, by skon­stru­ować ro­bo­ta po­ma­ga­ją­ce­go nie­peł­no­spraw­ne­mu zna­jo­me­mu. Straż­nik miej­ski, który za­miast ogra­ni­czyć się do prze­wie­zie­nia bez­dom­ne­go do noc­le­gow­ni, za­opie­ko­wał się nim, od dłuż­sze­go czasu po­ma­ga mu wró­cić do głów­ne­go nurtu życia. Z wy­bo­ra­mi mu­sia­łem jed­nak cze­kać na spo­tka­nie jury. Z do­świad­cze­nia wiem już, że roz­ma­wia­jąc o ludz­kich hi­sto­riach w tym gro­nie, czę­sto znaj­du­je­my w nich ja­kieś aspek­ty, które do tej pory po­mi­ja­li­śmy.

*Szy­mon Ho­łow­nia - dzien­ni­karz i pu­bli­cy­sta. Na co dzień Dy­rek­tor Pro­gra­mo­wy sta­cji Religia.​tv. Od 2008 roku wraz z Mar­ci­nem Pro­ko­pem współ­pro­wa­dzi w te­le­wi­zji TVN pro­gram "Mam Ta­lent". Dwu­krot­ny lau­re­at na­gro­dy Grand Press. Autor wielu ksią­żek o re­li­gii, Ko­ście­le i chrze­ści­jań­stwie.

>>>>

Jak widzicie NIE WYWYZSZA SIE ! To podstawa .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:03, 19 Lis 2012    Temat postu:

Była policjantka ratuje życie maltretowanym dzieciom

Oliwia trafiła na oddział neurochirurgii w stanie niemalże agonalnym. Matka w jakimś pijackim amoku zaniosła ją do przychodni, gdzie powiadomiono prokuraturę. Dziewczynka była reanimowana przez 15 minut, zanim zabrało ją pogotowie i zawiozło do szpitala, gdzie trafiła na neurochirurgię. Leżała tam miesiąc w śpiączce farmakologicznej, w czasie której była stabilizowana przez lekarzy. Po miesiącu została wybudzona - nie widziała i nie słyszała. Dziecko, które urodziło się zdrowe - z 10 punktami Apgar, zostało przez rodziców doprowadzone do prawie agonalnego stanu - opowiada Katarzyna Kowalska, była policjantka, która poruszona losem maltretowanych i niechcianych dzieci, postanowiła odejść z policji i założyć Pogotowie Opiekuńcze.

Katarzyna Kowalska pracowała w policji w wydziale do spraw nieletnich, gdzie interweniowała w bardzo dramatycznych przypadkach związanych z dziećmi. - Gdy zostaliśmy wzywani na interwencję, to już naprawdę musiało być źle. Nie jechało się tam, by pogrozić mamie lub tacie palcem czy rozgonić pijane towarzystwo, ale najczęściej po to, by zabrać dziecko, którego życie było zagrożone - opowiada Kasia.

"Dziecko strasznie płakało przez dwa dni, a potem nagle zamilkło"

Któregoś dnia zadzwonili sąsiedzi kobiety, która kilka dni wcześniej wróciła ze szpitala do domu po urodzeniu dziecka. I zaczęło się: pijackie imprezy, popijawy, hałas na okrągło. Przecież trzeba było pępkowe wyprawić, postawić wódkę wszystkim znajomym, opić nowe dziecko w rodzinie. Sąsiedzi byli przyzwyczajeni już do tych wiecznych libacji. Dziecko strasznie płakało przez dwa dni, a potem nagle zamilkło. Wtedy postanowili zawiadomić policję.

- Gdy przyjechaliśmy na miejsce wszyscy prawie spali, porozwalani w łóżkach i fotelach. Ktoś czołgał się do łazienki. Naszym oczom ukazała się leżąca w łóżeczku drobinka - może tygodniowa dziewczyneczka. Myślałam wtedy, że nie żyje. Miała takie półprzymknięte powieki, półotwartą buźkę. Była bladosina - wspomina ze łzami w oczach Katarzyna. Na szczęście, policjanci wyczuli słabe tętno u dziecko i wezwali pogotowie, które natychmiast zabrało ją do szpitala. Malutka przeżyła.

W domu, w którym odbywała się pijacka impreza, było bardzo zimno. - Zobaczyliśmy schowanego w kącie chłopczyka, który tulił się do psa, by się trochę rozgrzać. Mały bardzo się bał, że zabierzemy jego malutką siostrzyczkę, a jego tam zostawimy. Na migi pokazywał nam, gdzie ma siniaki i ślady po przypalaniu papierosami. Na głowie i plecach miał blizny - stare i świeże. Coś mnie wtedy w sercu ścisnęło - wspomina była policjantka.

Trzy czwarte takich interwencji lub nawet więcej to alkohol w rodzinie. To on powoduje biedę i patologiczne zachowania, włącznie ze znęcaniem się nad dziećmi. Człowiek wchodził do domów, a tam bród, syf, karaluchy, alkohol i zastraszone dzieci. Oprócz wódki i taniego wina ciężko było coś znaleźć. - Mówi się, że zabiera się dzieci z biedy. Bieda wynika z tego, że rodzice piją - twierdzi Katarzyna. Najczęściej ojciec przychodzi do domu pijany, robi awanturę, a matka nie jest w stanie sama wyrwać się z tego toksycznego związku.

- Wcześniej pracowałam w wydziale dochodzeniowym, gdzie prowadziłam sprawy znęcania się nad rodziną i spotykałam wiele takich kobiet. Jako kobieta często zastanawiałam się, dlaczego taka matka nie zabierze po prostu tych dzieci i nie zostawi tego chłopa. Ale to już chyba taki charakter kobiety. Bywa, że kobieta nie ma gdzie iść z dziećmi lub nie wie, że są miejsca, gdzie mogłaby się schronić. Albo taki facet przychodzi i przeprasza, a ona mu 748 raz wierzy, że to było "ostatni raz" - mówi była policjantka.

"To był taki mały dorosły"

Czasami przedszkole lub żłobek powiadamia, że dziecko jest posiniaczone czy zaniedbane. Tak też było w sytuacji, gdy córkę ze żłobka chciała odebrać pijana matka, którą przyciągnął jakiś facet, bo sama nie była w stanie zrobić dwóch kroków. - Mama była zasikana, w okropnym stanie - wychowawczynie wezwały policję, bo nie można przecież takiej matce dać dziecka. Została odwieziona na izbę wytrzeźwień, a dziewczynka do nas - na komisariat. Okazało się, że w domu jest jeszcze 7-letni chłopiec, brat dziewczynki. Sam - bo ojciec dziecka przebywał wtedy w więzieniu za molestowanie tego chłopca. Pojechaliśmy więc do domu, żeby malucha zabezpieczyć (nie miał babci, dziadka itd.), nie mogliśmy go tak zostawić bez opieki. Dzieciak był już chyba zorientowany mocno w sytuacji. Zapytał, czy siostra jest na komisariacie. Powiedziałam, że tak. Zapytał, czy wróci. Gdy odpowiedziałam, że nie wiem, pozamykał okna, pozakręcał krany, zaprowadził psa do sąsiadki, zamknął kluczem drzwi i klucz sobie powiesił na szyi. Jeszcze zabrał chrupki dla siostry i jej ulubionego pluszaka - opowiada Katarzyna.

Dzieci trzeba było rozdzielić. Po drodze, gdy policja odwoziła ich do placówek (dom małego dziecka przyjmuje dzieci do 3 roku życia) chłopiec poprosił, żeby najpierw odwieźć jego siostrzyczkę, on ją tam położy do łóżeczka, da jej pluszaka i powie, że niedługo wróci, wtedy ona nie będzie płakać. - To był taki mały dorosły, bardziej odpowiedzialny niż jego rodzice razem wzięci - mówi ze łzami w oczach Kasia.

Często zdarzało się, że Katarzyna musiała rozdzielać rodzeństwo. - Była taka - brzydko powiem - segregacja - dzieci do trzeciego roku życia odwoziliśmy do Domu Małego Dziecka na Nowogrodzką. Natomiast starsze dzieci do Pogotowia Opiekuńczego nr 2. na Bonifacego.

- Gdy dziecko było zabierane z domu, przed odwiezieniem go do placówki, przebywało z nami dłuższą chwilę na komisariacie. Mieliśmy tam taki pokój przyjazny dzieciom, gdzie było miejsce do zabawy i zabawki. Gdy zajmowałam się tam tymi dzieciakami, bawiłam z nimi, to one bardzo szybko się do mnie przywiązywały i potem, gdy odwoziłam takiego dzieciaka do placówki, to tak się czułam, jakbym go zdradzała. Przeżywałam to bardzo. Przychodziłam do domu, opowiadałam swoim dorosłym dzieciom, a one płakały: "Ojej, trzeba było wziąć do domu" - opowiada była policjantka.

I tak się powoli zaczął rodzić pomysł. Katarzyna zaczęła dużo czytać o rodzicielstwie zastępczym, o rodzinnych domach dziecka. W końcu, wspólnie z mężem (który też jest policjantem) postanowili założyć pogotowie opiekuńcze. W ten sposób chciała pomóc dzieciom w tych pierwszych, bardzo trudnych chwilach, gdy zostają oderwane od domu. - Wbrew pozorom, te wszystkie dzieciaki, nawet bite i zaniedbane, kochają swoich rodziców. To jest jednak mama i to jest tata. I na pewno dla nich to jest ogromny szok, bo to są najbliższe osoby. To tak, jak pies, którego się bije, a który jednak do tego właściciela zawsze przyjdzie - tłumaczy Kowalska.

"Miała ponad 2 miesiące, a ważyła niewiele ponad 2 kg"

Okres przygotowań trwał rok. Najpierw były to rozmowy z psychologami (oddzielnie Kasia i jej mąż) i testy określające ich osobowość i predyspozycje. Potem, gdy ukończyli pozytywnie te wszystkie rozmowy i testy, co trwało 3-4 miesiące, przeszli do szkolenia PRIDE, które trwało 9 miesięcy. Raz w tygodniu - w poniedziałki - przez cztery godziny spotykali się z innymi rodzicami, którzy albo starali się być rodziną adopcyjną albo właśnie rodziną zastępczą. Dopiero po przejściu całej procedury, zgromadzeniu zaświadczeń o niekaralności, o majątku, warunkach domowych, zaświadczeń z poradni zdrowia psychicznego oraz od lekarza pierwszego kontaktu, dostali kwalifikacje do prowadzenia pogotowia opiekuńczego. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Państwo Kowalscy jeszcze nie mieli podpisanej umowy, a już czekało na nich dziecko w szpitalu. - Umowę podpisywaliśmy "w biegu". Właściwie już następnego dnia była u nas malutka Marlenka.To był dla nas szok! Myślałam, że będziemy wieli więcej czasu na przygotowania. Trzeba było szybko kupić łóżeczko, pieluchy itd. - wspomina Kasia. Marlenka teraz ma ponad 2,5 roku. Trafiła do Kowalskich zaraz po urodzeniu.

Mama była w ciąży z bliźniakami. Chłopczyk zmarł, tzn. jeden płód obumarł. Marlenka przez 11 tygodni przebywała u mamy w brzuchu z martwym braciszkiem. Gdy się urodziła, ważyła 85 dag. Natychmiast została przetransportowana do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie leżała miesiąc jako maciupieńki wcześniak. Potem, przez następny miesiąc, leżała jeszcze w innym szpitalu. Mama Marlenki była czynną narkomanką, miała wirusowe zapalenie wątroby typu C, kiłę i gruźlicę. Po urodzeniu dziecka wyszła ze szpitala nic nikomu nie mówiąc. - Trochę szkoda, bo gdyby w szpitalu zrzekła się od razu praw do dziecka, to miałoby otwartą drogę do adopcji - wtrąca Kowalska. No i sprawa się ciągnęła. Najpierw szukanie mamy (w końcu znaleziono ją w areszcie śledczym), potem odbieranie matce przez sąd władzy rodzicielskiej. Mała trafiła w końcu do adopcji do bardzo fajnych ludzi. Dziecko jest zdrowe, mimo kiły u matki podczas ciąży i wszystkich chorób współistniejących.

Gdy Marlenka trafiła do Kowalskich była maleńka, miała ponad dwa miesiące, a ważyła niewiele ponad dwa kg. - Zgłosiłam małą z sugestią ze szpitala do Ośrodka Wczesnej Interwencji dla Osób z Upośledzeniem Umysłowym na Pilickiej, gdzie jest szereg lekarzy specjalistów, począwszy od psychologa, przez logopedę, neurologa, pediatrę po lekarza rehabilitacji ruchowej. Jeździliśmy do tych wszystkich lekarzy, mimo że Marlenka prawidłowo się rozwijała, nie trzeba jej było jakoś szczególnie rehabilitować. Miała troszkę wzmożone napięcie mięśniowe, być może wynikające z takiej stresującej, zaniedbanej ciąży - opowiada Katarzyna.

"Skuliła się ze strachu, jak mały ślimaczek"

- Któregoś dnia zadzwoniła do mnie koordynatorka z Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie. Powiedziała, że w szpitalu jest 4-miesięczna dziewczynka, ale nie ma sumienia nam jej przydzielać, bo jest w bardzo złym stanie. Najlepiej, gdybym pojechała do Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. J. Bogdanowicza na ul. Niekłańskiej, porozmawiała z lekarzem i zdecydowała, czy chcę ją zabrać. Dziewczynka w tamtej chwili czekała na miejsce w domu pomocy społecznej - wspomina Kasia.

Oliwia trafiła na oddział neurochirurgii w stanie niemalże agonalnym. Matka w jakiś pijackim amoku zaniosła ją do przychodni, gdzie powiadomiono prokuraturę. Była reanimowana przez 15 minut, zanim zabrało ją pogotowie i zawiozło do szpitala. Dziewczynka trafiła na neurochirurgię, leżała tam miesiąc w śpiączce farmakologicznej, w czasie której była stabilizowana przez lekarzy. Po miesiącu została wybudzona - nie widziała, nie słyszała. Dziecko, które urodziło się zdrowe, z 10 punktami Apgar, zostało przez rodziców doprowadzone do prawie agonalnego stanu.

- Pojechałam do tego szpitala, leżała malutka, na sali ciemno. Nie widziała, więc po co palić światło. Nawet się nie bardzo ruszała. Wzięłam ją na ręce, skuliła się tak jakby ze strachu, jak taki mały ślimaczek. Zadzwoniłam do męża i mówię: słuchaj bierzemy małą, bo ja już nie mogę jej zostawić - opowiada była policjantka.

Zaczęła się ogromna praca nad dzieckiem. - Gdy odbierali malutką ze szpitala na Niekłańskiej pani ordynator powiedziała: "Nie wiem co mam państwu powiedzieć, żeby nie powiedzieć źle. Wiem jedno, mózg dziecka może czynić cuda, to niezbadany obszar". - Jeździliśmy z małą do na Pilicką, tam na początku wszyscy nad nią płakali. Chodziliśmy tez prywatnie po lekarzach, żeby było szybciej. Okazało się w końcu, że dziewczynka jednak słyszy. Nerw wzrokowy także nie był uszkodzony, Oliwka miała po prostu krwiaki w oczach, które przesłaniały jej pole widzenia. W końcu zaczęła reagować na światło. Do tego rehabilitacja ruchowa, jakieś tam pobudzanie, bo jak nie widziała, to nie miała potrzeby główki podnosić. Dużo nas to kosztowało - mówi Kasia.

- Każdy sukces, a to że źrenica reaguje na światło, a to że Oliwka głowę zaczęła podnosić, to było dla nas jak cud. Zaczęliśmy się z mężem modlić, żeby była chociaż w miarę samodzielna, żeby nie leżała jak roślina w kącie. Mała w końcu zaczęła siadać. Potem gdzieś zaczęła raczkować i naprawdę, trochę dzięki sobie (mężnie walczyła o siebie) i trochę dzięki też nam, trafiła do adopcji do wspaniałych ludzi - tłumaczy Katarzyna. Dziewczynka była u Kowalskich 10 miesięcy i gdy zabierali ją nowi rodzice nie mówiło się już o jej upośledzeniu, a tylko o opóźnieniu. A przecież na początku nikt jej nie dawał szans na normalne życie.

W sumie u Kowalskich było do tej pory 10 dzieci. 3-letniego Adasia przywiozła na miejsce mama, bo takie było postanowienie sądu. Chłopca ściągała z dachu straż pożarna. Matka piła, a on sobie urządzał wędrówki po Mokotowie. Co jaki czas do domu przyprowadzała go policja. W końcu sąd odebrał dziecko matce. Adaś miał taki odruch, że jak widział policje to uciekał. - Któregoś dnia mąż wybrał się z chłopcem i małą Marlenką na spacer. Wtedy Adaś pierwszy raz uciekł. Po prostu zobaczył policję i zwiał. Chłopiec był u nas krótko, więc mój mąż był w szoku, nie wiedział co robić. Policja przeszła, a on wrócił - wspomina z uśmiechem na twarzy Kasia.

Karolinka natomiast trafiła do Kowalskich tuż po wypadku. Pijana mama upuściła ją na ulicy. Dziewczynka wylądowała w szpitalu z pękniętą kością ciemieniową. - Rodzina małej jest dosyć słaba, tata ma wnuki starsze od Karolinki. Mama jest po rozwodzie z jej winy, ze względu na picie. Starsze dziecko zostało jej już wcześniej zabrane - informuje Kasia.

Ciąża, z której urodziła się Karolinka, była bliźniacza. Bliźniaczka dziewczynki zmarła jednak przed porodem. Karolinka wróciła do domu na te trzy miesiące, ale opieka nie była dobrze sprawowana. Mama odetchnęła z ulgą, gdy sąd odebrał jej córeczkę. Po jakimś czasie rodzice się trochę ogarnęli i chcieli spotykać się z małą. Po czym znowu zerwali kontakt. - Gdyby się zrzekli praw, dziecko miałoby szansę na nową rodzinę. A tak co jakiś czas wykazują chęć, że zaraz będą gotowi, by dziecko do nich wróciło, ale jeszcze nie teraz. U nas nie może być dłużej niż pół roku, potem może trafić do domu dziecka. To jest najgorsza sytuacja - ograniczenie rodzicom władzy, takim którzy sobie raz na pół roku przypomną, że mają dziecko i mówią, że je tam kiedyś zabiorą. Dziecko ma prawie 1,5 roku, właściwie już powinna być od nas zabrana, tylko my uprosiliśmy by mogła zostać. Ja sobie nie wyobrażam, że pakuję małą, zabieram jej łosia, zabawki i odwożę na Nowogrodzką do domu dziecka - tam jak dorosły wchodzi, to ma dreszcze - tłumaczy Katarzyna.

W końcu przychodzi jednak dzień rozstania. Gdy dziecko już jest wolne prawnie, czyli rodzice już są pozbawieni praw rodzicielskich, może iść do adopcji. Wtedy pojawiają się u Kowalskich kandydaci na nowych rodziców. Przyglądają się, czy im pasuje dziecko, czy też nie. Rodzice, którzy chcą adoptować maluszka określają, w jakim wieku ma być, czy chłopiec czy dziewczynka, mają jakieś tam swoje podstawowe preferencje, a ośrodek adopcyjny według tych kryteriów wybiera im dziecko.

- Ewentualni rodzice przychodzą i poznają dziecko, ale na pierwszym spotkaniu nie mówimy jeszcze dzieciom, że to są kandydaci na nową mamę i nowego tatę. Dopiero wtedy, gdy rodzice zdecydują się, że jednak będą chcieli to dziecko, to następuje taki najgorszy dla nas moment - rodzice tu przyjeżdżają i zaprzyjaźniają się z dzieckiem - mówi Katarzyna i dodaje, że zależy jej na tym, żeby zawiązała się między nimi jakaś więź, żeby ten dzieciaczek polubił tych rodziców, żeby nie bał się z nimi wyjść.

- Jak dzieciak odchodzi, to brakuje członka rodziny - tłumaczy była policjantka. Jednocześnie Kasia wie, że nie może zostawić dziecka u siebie. - To już jest taki rozsądek. Ja już jestem sporo po czterdziestce, gdzie ja bym miała czas, żeby takiego dzieciaka wychować. Różnica wieku między rodzicem a dzieckiem nie może być większa niż 40 lat - tłumaczy Kowalska.

Szczęśliwie się składało, że prawie wszystkie dzieciaki, które trafiły do Kasi, poszły do rodziców, którzy robili na niej dobre wrażenie. Jeden chłopiec tylko wrócił do mamy. Był bardzo związany z mamą, a ona rzeczywiście stawała na głowie, żeby do niej wrócił. - Mieliśmy chłopczyka, który poszedł do adopcji do fajnych ludzi i ta jego biologiczna mama, która go zostawiła w szpitalu, jeszcze chciała się z nim pożegnać. To była akurat taka świadoma mama. Po prostu nie miała warunków do tego, żeby go wychować. Przyszła do nas i dwie godziny płakała. I dla mnie to jest wyraz ogromnej miłości, nie do siebie, a do dziecka - mówi Kasia.

Ewa Koszowska

>>>>

Brawo ! Oto wzor postawy !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:18, 21 Lis 2012    Temat postu:

Właścicielka baru we Włoszech nagrodzona za wyłączenie automatów do gry

Właścicielka baru w mieście Cremona w północnych Włoszech otrzymała nagrodę, przyznaną przez jego władze za to, że wyłączyła w swoim lokalu automaty do gry. Podjęła tę decyzję widząc, jak jej klienci przegrywają ogromne sumy.

- Wyłączyłam automaty, bo nie mogłam znieść widoku ludzi, którzy rujnowali się w ten sposób - powiedziała Monica Pavesi, cytowana przez lokalną prasę z Lombardii. Podkreśla się, że właścicielka lokalu zrobiła to, mimo że dwa działające tam i niemal zawsze zajęte przez klientów automaty do gry przynosiły jej znaczne dochody. Miesięcznie otrzymywała z nich sześć procent obrotów, czyli około trzech tysięcy euro.

Władze Cremony, które od dłuższego czasu prowadzą walkę z hazardem, postanowiły docenić postawę właścicielki baru przyznając jej specjalną nagrodę. - Wykazała się odważnym gestem, który może być wzorem dla innych - stwierdził burmistrz Carlo Malvezzi.

Hazard stał się prawdziwą plagą we Włoszech, a w walkę z nim zaangażowało się między innymi ministerstwo zdrowia. Według statystyk dotyczących ubiegłego roku każdy mieszkaniec Włoch przeznaczył średnio na gry ponad 1000 euro.

W 2011 roku wpływy z hazardu osiągnęły w tym kraju rekordową sumę blisko 80 miliardów euro, czyli o jedną czwartą więcej niż w roku poprzednim.

- Uzależnienie od gier to choroba, którą należy traktować poważnie - mówił na wiosnę minister zdrowia Renato Balduzzi. Jego zdaniem w obliczu zjawiska prężnie rozwijającego się przemysłu hazardowego można mówić o "epidemii", o czym świadczy to, że w uzależnienie popadło już pół miliona ludzi, w większości młodych. Dalsze dwa miliony są nim zagrożone. Jako priorytet ministerstwo wskazało obronę nieletnich.

Inaugurując kampanię na rzecz walki z tym uzależnieniem szef resortu apelował o to, by do działań przystąpili przedstawiciele wszystkich władz, włącznie z burmistrzami poszczególnych miast.

...

Brawo ! Oto wzor . Dobro czlowieka ponad zysk !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:18, 26 Lis 2012    Temat postu:

Ojciec katował syna. Sąsiedzi zapobiegli tragedii?

Sceny przemocy nagrali sąsiedzi

O włos od rodzinnej tragedii pod Toruniem. Ojciec bił i wyzywał syna, podczas gdy reszta rodzeństwa stała i się temu przyglądała. Sąsiedzi twierdzą, że przemoc i agresja to w tej rodzinie norma, dlatego zdecydowali się nagrać zdarzenie. Film trafił do redakcji TVN24.

Wiadomo, że rodzina znajdowała się pod opieką gminnego ośrodka pomocy społecznej. Monitorował on jej sytuację i - jak przekonują władze ośrodka - alarmował sąd rodzinny o tym, że w rodzinie dzieje się coś niepokojącego.

....

Brawo sasiedzi . Za zainteresowanie krzywda .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:22, 29 Lis 2012    Temat postu:

Policjant Lawrence DePrimo z Nowego Jorku dał bezdomnemu buty

Gest nowojorskiego policjanta poruszył internautów. Lawrence DePrimo kupił bezdomnemu, bosemu mężczyźnie buty - informuje "New York Times".

Do zdarzenia doszło 14 listopada. Gest policjanta z pewnością nie zostałby zauważony, gdyby nie Jennifer Forester, która zrobiła zdjęcie i zamieściła je na oficjalnym profilu nowojorskiej policji na Facebooku.

"Podszedł do niego jeden z policjantów i powiedział: "Mam buty w rozmiarze 12 dla ciebie, są dobre na każdą pogodę. Załóżmy je". Policjant przykucnął obok bezdomnego i zaczął zakładać mu skarpetki i buty. Nie chciał nic w zamian i nie zauważył, że go obserwuję" - napisała Jennifer Foster.

25-letni DePrimo wstąpił do policji w 2010 r. i mieszka z rodzicami na Long Island. - Było bardzo zimno, widziałem pęcherze na stopach tego mężczyzny. Miałem dwie pary skarpetek, ale i tak było mi zimno - opowiadał później. Spytał bezdomnego, jaki ma rozmiar butów nosi i poszedł do sklepu.

DePrimo chciał kupić buty za 100 dolarów, ale sprzedawca - słysząc, że ma je otrzymać bezdomny - zaoferował mu zniżkę i sprzedał obuwie za 75 dolarów.

Policjant zaoferował bezdomnemu także kawę, ale ten nie skorzystał z zaproszenia.

Fotografia przedstawiająca DePrimo i bezdomnego zrobiła furorę w internecie. Na oficjalnym profilu nowojorskiej policji na Facebooku "polubiło" je prawie 350 tys. ludzi.

....

Jak pieknie . Nie tylko policjant czynil dobro ale i sprzedawca . Dobro rosnie jak kula sniegowa :0))))



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:01, 04 Gru 2012    Temat postu:

Bezdomny z Nowego Jorku znów nie ma butów
2012-12-04 (07:5Cool
NYT/Sydney Morning Herald/WP.PL



(fot. Facebook.com)

Poruszająca historia nowojorskiego policjanta, który kupił śpiącemu na ulicy mężczyźnie buty ma swój ciąg dalszy. Okazuje się, że bezdomny ma rodzinę. Jego krewni zapewniają, że nie wiedzieli, iż żyje w skrajnej nędzy. W dodatku, jak informuje Sydney Morning Herald, bezdomny znów jest na ulicy bez butów.

Kirk Hillman dopiero w zeszłym tygodniu dowiedział się, jak żyje jego brat Jeffrey, gdy przeczytał o nim w gazecie. - Chyba ostatni raz widzieliśmy go rok temu, w Nowy Rok - mówi Tish Hillman, żona Kirka Hillmana z Allentown w Pensylwanii. Oglądając historię bezdomnego w telewizji początkowo w ogóle nie rozpoznała w nim swojego szwagra. - Dzwoni do nas raz na rok, żeby się odmeldować i powiedzieć, że wszystko u niego w porządku - tłumaczyła.

Krewni bezdomnego zapowiadają, że chętnie mu pomogą. Jego brat, a także szwagier, którzy na brak pieniędzy raczej nie narzekają przyznali jednak, że ich bliski przynajmniej od lat 80. nie ma pracy. Dlatego wielu Amerykanów nie szczędzi słów krytyki pod adresem rodziny, wychwalając przy tym policjanta.

Jak poinformował "New York Times", nowojorski policjant Lawrence DePrimo kupił bezdomnemu, bosemu mężczyźnie buty.

Do zdarzenia doszło 14 listopada. Gest policjanta z pewnością nie zostałby zauważony, gdyby nie Jennifer Forester, która zrobiła zdjęcie i zamieściła je na oficjalnym profilu nowojorskiej policji na Facebooku.

Znów bez butów

Bezdomny stał się sławny. Przez kilka dni prasa próbowała znów go odnaleźć. Udało się. Okazało się, że Jeffrey Hillman znów chodzi po ulicach bez butów.

Hillman przyznał, że buty schował, bo są drogie i mógłby stracić przez nie życie. - Dziękuję wszystkim z całego serca. To wiele dla mnie znaczy. A najbardziej jestem wdzięczny temu policjantowi. Chciałbym, aby więcej takich ludzi było na świecie - powiedział.

Jednocześnie był zirytowany, że jego zdjęcie obiegło świat, a jego nikt nie spytał o zdanie. - Nie chcę być źle zrozumiany, ale co ja z tego mam? - pytał dziennikarza "New York Timesa".

Powiedział, że w 1978 roku wstąpił do wojska i służył jako "ekspert żywieniowy" w Stanach Zjednoczonych i Niemczech. Na dowód tego, pokazał kartę weterana. PO pięciu latach został z wojska zwolniony. Około 10 lat temu przyjechał do Nowego Jorku.

Ma dwoje dzieci - Nikita ma 22, a Jeffrey 24 lata - ale od trzech lat nie ma z nimi kontaktu.

Nie chciał rozmawiać o tym, jak znalazł się na ulicy. Po długiej przerwie, pokręcił głową i powiedział: "Nie wiem."

....

O takie buty mogli by go zabic . Takie sa realia . I znow byly zolnierz ! Jak w USA ich traktuja !!!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:22, 04 Gru 2012    Temat postu:

Listonosz uratował życie 80-latce w Olsztynie

Listonosz z Olsztyna uratował życie 80-letniej kobiecie - informuje "Gazeta Olsztyńska" na swojej stronie internetowej.

Do zdarzenia doszło w poniedziałek ok. 16.00. Listonosz przyniósł starszej kobiecie rentę, ale 80-latka nie otworzyła mu drzwi. Zaniepokoiło go to, bo wiedział, że kobieta ciężko choruje i nigdzie nie wychodzi.

Listonosz zadzwonił na policję. Funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce, usłyszeli dziwne odgłosy za drzwiami i wezwali strażaków, którzy dostali się do mieszkania. 80-latka leżała na podłodze, skrajnie wyczerpana i odwodniona. Trafiła do szpitala.

....

Brawo :0)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:08, 06 Gru 2012    Temat postu:

Austriacki emeryt zgubił w autobusie 390 tys. euro

Emeryt z Wiednia zgubił w autobusie miejskim 390 tys. euro i odzyskał pieniądze dzięki uczciwemu kierowcy, który odniósł je na policję - poinformowała w środę wieczorem rzeczniczka austriackich służb ochrony porządku publicznego, Adina Mircioane.

Do zdarzenia, jak napisał popularny dziennik "Kronen Zeitung", doszło 25 listopada. Kierowca znalazł kopertę z pieniędzmi na jednym z autobusowych siedzeń, gdy sprawdzał pojazd podczas postoju na pętli.

Policji udało się odnaleźć roztargnionego emeryta i zwrócić zgubę. 390 tys. euro stanowiło oszczędności jego całego życia.

>>>>

Bardzo pieknie :O)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:10, 24 Gru 2012    Temat postu:

Polka w Betlejem znajduje noclegi dla pielgrzymów

Beata Andonio, Polka mieszkająca w Betlejem, ratuje bezdomnych pielgrzymów w Betlejem, wyszukując im nocleg u palestyńskich rodzin. Robi to bezinteresownie, odkąd okazało się, że sporo ludzi nie rezerwowało sobie noclegu w przepełnionych o tej porze hotelach.

Gdy przez plac Żłóbka w Betlejem przechodzi uroczysta procesja palestyńskich harcerzy zapowiadająca przybycie łacińskiego patriarchy Jerozolimy Fuada Tuala, Beata próbuje zamknąć Centrum Informacyjne dla Turystów, w którym pracuje od dwóch lat. Śpieszy się na wigilijny obiad w domu rodziny jej męża, Palestyńczyka z Betlejem, Johny'ego. - Teściowa specjalnie dla niej zrobiła rybę i wszyscy już na nas czekają - tłumaczy Johny, który przyszedł odebrać żonę z pracy.

Ale ciągle przychodzą kolejni turyści, którym Beata znalazła nocleg. - Aaa, Daniel! Super, martwiłam się, że nie zdążysz przed zamknięciem! - mówi Beata i dzwoni do palestyńskiej rodziny, żeby wyszli po niego.

- Niektórzy jeszcze załapią się na wigilijny obiad - dodaje zadowolona, że udało jej się pomóc i turystom, i lokalnym palestyńskim rodzinom.

- W zeszłym roku zdałam sobie sprawę, że jest taka potrzeba, i w tym roku trochę na własną rękę spróbowałam zorganizować więcej noclegów. Powiedzmy, że to eksperymentalny projekt - tłumaczy Beata w rozmowie z PAP.

Dla palestyńskich rodzin to na pewno duża pomoc, bo w tym roku liczba pielgrzymów w porównaniu z zeszłym rokiem według izraelskiego ministerstwa turystyki ma spaść prawie o połowę - do 75 tysięcy osób w okresie świątecznym, zwłaszcza, że wiele osób wystraszyło się w listopadzie wojny w Strefie Gazy.

Mieszkańcy Betlejem w dużym stopniu utrzymują się z turystów, przede wszystkim tych grudniowych, bo wtedy pielgrzymi zostają w mieście dłużej i wydają więcej pieniędzy. Przez resztę roku wpadają do Betlejem tylko na chwilę, zobaczyć bazylikę Narodzenia Pańskiego, a potem szybciutko wracają do Izraela - narzekają lokalni Palestyńscy.

Tuż obok Centrum Informacyjnego dla Turystów, przy samym placu Żłóbka, znajduje się restauracja U świętego Grzegorza. Mimo że okolicę odwiedzą tysiące ludzi, w środku jest pustawo. - Zazwyczaj na święta nie znajdziesz tu wolnego miejsca, pierwszy raz takie pustki! - narzeka kelner pracujący w restauracji.

Gdy państwu Andonio w końcu udaje się zamknąć drzwi do Centrum Informacyjnego, plac powoli pustoszeje, patriarcha Jerozolimy już dawno zaczął odprawiać popołudniowe nabożeństwo w bazylice Narodzenia Pańskiego. Większość palestyńskich chrześcijan wróciła do domu na wigilijny obiad, do którego Palestyńczycy zasiadają, nie czekając na pierwszą gwiazdkę.

Wieczorem, gdy na scenie rozstawionej przez bazyliką Narodzenia Pańskiego rozpoczną się koncerty i kolędowanie, plac Żłóbka znowu wypełni się ludźmi. Palestyńczycy będą kupować prażone orzechy i sezamowe ciasteczka z karmelem, tradycyjne na Boże Narodzenie.

- Ale naprawdę wspaniały obiad czeka nas jutro - mówi Beata Andonio. W pierwszy dzień świąt palestyńskie rodziny, a właściwie rody - liczące często kilkaset, a nawet kilka tysięcy osób, zbierają się na wspólny świąteczny posiłek.

....

Wspaniale brawo jak pieknie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:49, 14 Sty 2013    Temat postu:

Papieski medal dla Jadwigi Pulikowskiej

Jedno z najwyższych odznaczeń, jakie papież może przyznać osobom konsekrowanym i świeckim, zostało przyznane Jadwidze Pulikowskiej. Zaangażowana w tworzenie Duszpasterstwa Rodzin otrzymała od Benedykta XVI medal Pro Ecclesia et Pontifice - Dla Kościoła i Papieża.

Wręczenia dokonał arcybiskup Stanisłąw Gądecki, metropolita poznański. Medal został przyznany za wieloletnią i owocną pracę. Jak poinformował ks. Maciej Szczepaniak, rzecznik prasowy poznańskiej kurii metropolitalnej, Jadwiga Pulikowska współtworzyła Podyplomowe Studium Rodziny przy Papieskim Wydziale Teologicznym, a później przy Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

- Od ponad trzydziestu lat zaangażowana jest w tworzenie struktur i kształtowanie działań Duszpasterstwa Rodzin Archidiecezji Poznańskiej. Jej osobista gorliwość i zdecydowanie stoją u podstaw wypracowanych w archidiecezji form pracy z narzeczonymi, małżeństwami i rodzinami - powiedział ks. Szczepaniak.

Od 1983 r. Pulikowska współpracuje również z Krajowym Ośrodkiem Duszpasterstwa Rodzin. Jej działalność polega na przygotowywaniu par narzeczonych do zawarcia sakramentu małżeństwa, szkoleniu doradców życia rodzinnego i pełnieniu dyżuru telefonicznego dla osób szukających pomocy w problemach małżeńskich.

Medal Pro Ecclesia et Pontifice ustanowił w 1888 r. papież Leon XIII. Jest on przyznawany przez papieży na wniosek biskupów diecezjalnych osobom duchownym lub świeckim szczególnie zasłużonym dla Kościoła lub bliźnich.

...

Tak . Trzeba nagradzac dobro :0)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:01, 17 Sty 2013    Temat postu:

Branża cukiernicza: w Polsce cukier jest za drogi

W Polsce cukier jest za drogi - uwa­żają przedstawciele branży cukier­niczej i proponują zniesienie kwoto­wania produkcji cukru w Europie. Komisja Europejska rozważa obec­nie utrzymanie kwot produkcyj­nych do 2020 r., wcześniej propono­wała ich zniesienie w 2015 r.

W opinii Andrzeja Gantnera z Pol­skiej Federacji Producentów Żywno­ści oraz Marka Przeździaka ze Sto­warzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukier­niczych POLBISCO, konsumenci i przetwórcy w całej Unii przepłacili za cukier ok. 5 mld euro, a w Polsce ok. 500 mln euro, czyli ponad 2 mld złotych.

Użytkownicy cukru zawiązali w roku 2012 koalicję, której celem jest doprowadzenie do zapewnienia sta­bilnego zaopatrzenia w cukier za­równo konsumentów jak i prze­twórców po cenach wynikających z wolnego rynku. W jej skład wcho­dzą organizacje reprezentujących branże przemysłu żywnościowego oraz konsumentów: Rada Krajowa Federacji Konsumentów, Polska Fe­deracja Producentów Żywności, PO­LBISCO Stowarzyszenie Polskich Producentów Wyrobów Czekolado­wych i Cukierniczych, Stowarzysze­nie Krajowa Unia Producentów Soków, Krajowa Izba Gospodarcza "Przemysł Rozlewniczy".

W ubiegłym roku notowania cukru na światowych giełdach spadały. Wv Nowym Jorku surowiec ten w ciągu roku potaniał o 17 proc., a w Londynie o 15 proc. W UE nato­miast, a w szczególności w Polsce, ceny cukru nadal są bardzo wyso­kie i to pomimo dużej produkcji w kampanii 2011/2012 oraz bardzo dobrych prognoz na rok gospodar­czy 2012/2013.

"Uważamy za niezbędne z punktu widzenia interesów polskich konsu­mentów i konkurencyjności pol­skiej gospodarki uwolnienie rynku cukru poprzez zniesienie sztucz­nych ograniczeń produkcji od 2015 r., bo tylko takie rozwiązanie, pro­ponowane również przez Komisję Europejską, może doprowadzić do poprawy i równowagi na rynku tego surowca" - poinformowali w środę w komunikacie przedstawi­ciele koalicji.

Ich zdaniem, utrzymywanie obecne­go systemu jest wysoce szkodliwe zarówno dla użytkowników jak i polskiego cukrownictwa, którego potencjał produkcyjny jest znaczą­co wyższy od wyznaczonych urzę­dowo kwot.

Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Go­spodarki Żywnościowej ocenia, że produkcja cukru w bieżącym roku gospodarczym w naszym kraju wy­niesie 1850-1900 tys. ton. Kwota produkcyjna dla Polski wynosi zaś 1 mln 400 tys. ton, czyli o 200 tys. ton za mało w stosunku do zapo­trzebowania i aż o 500 tys. ton za mało w stosunku do możliwości produkcyjnych przemysłu cukrow­niczego i polskiego rolnictwa - oceni­li przedstawiciele branży cukierni­czej.

"Sytuację, w której w sposób świa­domy popiera się ograniczanie pro­dukcji cukru celem uzyskania wyso­kich cen, uważamy za niedopusz­czalną" - powiedział Gantner.

Polski rząd opowiada się za utrzy­maniem kwot produkcji cukru do 2020 r.

....

Pierwszy raz slysze aby branza uznawala ze jej produkty sa za drogie i chciala wolnego rynku aby je obnizyc !!! Szok !!! Brawo ! Precz z brukselskimi potworami .
A nawiasem mowiac co mowil LPR w 2003 przed wepchnieciem do UE ? Ze cukier bedzie strasznie drogi !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:14, 23 Sty 2013    Temat postu:

Informacja od internauty z Australii zapobiegła samobójstwu 19-latka

Dzięki informacji przekazanej przez internautę z Australii i tamtejsze biuro Interpolu policjanci uratowali w Łodzi niedoszłego samobójcę. 19-latka znaleziono w jednym z domów niemal w ostatniej chwili; trafił do szpitala.

Jak poinformowała rzeczniczka łódzkiej policji podinsp. Joanna Kącka, z biura Interpolu w Australii dotarła do polskiej policji informacja o niepokojącej rozmowie prowadzonej przez skype z 19-letnim Polakiem. Chłopak miał zwierzyć się internetowemu znajomemu z Australii, że popełni samobójstwo; miał połknąć leki.

Informacja trafiła do policjantów z komisariatu w Łodzi, który obejmuje rejon zamieszkania 19-latka. Na miejscu patrol kilkakrotnie dzwonił przy bramie domu, lecz nikt nie reagował; okazało się, że dom jest otwarty.

- Policjanci, sprawdzając wszystkie pomieszczenia, dotarli do pokoju na piętrze, w którym zastali siedzącego przed komputerem młodego mężczyznę. Obok leżało kilka noży kuchennych oraz opakowania po tabletkach - powiedziała rzeczniczka policji. Dodała, że rozmowa z nastolatkiem była utrudniona.

Policjanci przekazali niedoszłego samobójcę załodze karetki pogotowia, która przewiozła go do szpitala. Według policji powiadomieni o zdarzeniu rodzice licealisty byli zaskoczeni sytuacją; nie podejrzewali, że syn może targnąć się na swoje życie.

...

Brawo ! Oto wzor !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:19, 21 Lut 2013    Temat postu:

Oto człowiek, który ocalił świat przed wojną atomową

Stanisław Pietrow dokonał rzeczy niezwykłej - ocalił świat przed atomowym piekłem. Po latach został uhonorowany niemiecką nagrodą pokojową.

W nocy z 25 na 26 września 1983 roku Pietrow pełnił służbę jako dowódca radzieckiej obrony powietrznej w centrum dowodzenia pod Moskwą. Do jego zadań operacyjnych należało m.in. uruchomienie procedury wystrzelenia rakiet atomowych w razie ataku na ZSRR.

Wspomnianej nocy radzieckie komputery zasygnalizowały, że USA wystrzeliły na ZSRR pięć rakiet atomowych. Pietrow nie miał pewności, czy chodzi o rzeczywisty atak, czy błąd komputera. Nie zdecydował się jednak na kontratak i zameldował przełożonym fałszywy alarm.

Jak się później okazało, do radzieckiego systemu komputerowego wkradł się błąd a Pietrow łamiąc procedurę miał rację. - Nie chciałem być winny rozpętania trzeciej wojny światowej - wspomina swoją decyzję. Dodaje, że wykonywał tylko swoją pracę.

Za swój niezwykły czyn Pietrow uhonorowany został m.in. Światową Nagrodą Obywateli ("World Citizens Award") a także w ubiegły weekend Drezdeńską Nagrodą Pokojową. Jej kapituła stwierdziła w uzasadnieniu, że czyn Pietrowa "przejdzie do historii jako jeden z najbardziej znaczących aktów obrony pokoju ostatnich dziesięcioleci".

Do podobnej sytuacji doszło także pod koniec lat 70. w dowództwie obrony powietrznej USA. Osobą, która zapobiegła wtedy kontruderzeniu na ZSRR i tym samym wojnie atomowej był ówczesny doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego prof. Zbigniew Brzeziński.

AFP / Bartosz Dudek

red. odp.: Iwona D. Metzner

...

No prosze !!! Oczywiscie mozna sie domyslic ze 5 rakiet to blad . Nikt by nie atakowal 5 bo to by bylo zaproszenie do kleski tylko od razu z 500 by wystrzelil .
Ale niech kazdy pomysli jak to bylo by tam byc w takiej chwili !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133800
Przeczytał: 51 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:06, 03 Mar 2013    Temat postu:

Ocalił jej życie. Pani Aneta szuka go już od roku

Ocalił jej życie, teraz chce mu za to podziękować. Pani Aneta Dziedzina, jedna z najciężej rannych osób w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami, poszukuje współpasażera, który uratował jej życie.

Wracali w tym samym przedziale w pierwszym wagonie pociągu "Inter Regio" z Warszawy do Krakowa. Po zderzeniu oboje byli przygnieceni przez elementy wagonu. Pani Aneta miała między innymi pękniętą przeponę. Uwięziona pod dwoma metrami blachy nie mogła wołać o pomoc.

- Udało mi się wyszeptać temu mężczyźnie do ucha, że jestem, żyję i nie mogę oddychać. On kierował całą akcja ratunkową, oczywiście będąc uwięzionym obok mnie. Zabronił wyszarpywać mnie z wagonu, bo leżałam na ziemi i chciano mnie wyciągać na zewnątrz. Całe szczęście, że mnie w ten sposób nie wydostano, bo przy urazach kręgosłupa mogłoby się to źle skończyć - mówi Informacyjnej Agencji Radiowej pani Aneta Dziedzina.

Gdy przyjechały zastępy strażaków, mężczyzna wskazał miejsce, gdzie leżała poszkodowana. Rozcinając poszczególne elementy wagonu kobietę udało się wyciągnąć na specjalnych pasach.

Choć Pani Aneta Dziedzina ma możliwość wglądu w akta sprawy, to nie czuje się na siłach, aby czytać zeznania wszystkich mężczyzn, którzy brali udział w katastrofie i akcji ratunkowej. - Wracał z Warszawy z tygodniowego szkolenia, bo tyle w czasie jazdy zdążyłam się dowiedzieć. Jeszcze wiem, że miał na imię Maciek, albo Mikołaj i prawdopodobnie jest trenerem albo coachem. Miał czerwoną koszulę i siedział przodem do kierunku jazdy. Tyle udało mi się zapamiętać - dodaje pani Aneta.

Kobieta oprócz pękniętej przepony miała złamania kręgosłupa, miednicy, kości podudzia oraz uszkodzony staw biodrowy. Po długim pobycie w szpitalu i rehabilitacji udało się jej wrócić do sprawności i pracy jednej z krakowskich firm.

Rok temu pociągi TLK "Brzechwa" i Inter Regio "Matejko" zderzyły się czołowo w okolicach Szczekocin na łączniku Centralnej Magistrali Kolejowej. W wypadku zginęło 16 osób, a rannych zostało ponad 90. Według raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych, bezpośrednią przyczyną katastrofy pod Szczekocinami były błędy dyżurnych ruchu w miejscowościach Starzyny i Sprowa, a także maszynistów prowadzących oba pociągi.

...

Bardzo pieknie ! :0)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 30, 31, 32  Następny
Strona 4 z 32

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy