Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Dlaczego w Afryce jest nędza i głód ?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:18, 08 Maj 2015    Temat postu:

Dramat zgwałconych kobiet w Somalii

Dramat zgwałconych kobiet w Somalii - Przemoc seksualna jest w Somalii zjawiskiem powszechnym, lecz rzadko ściganym. Często dochodzi do sytuacji, że ukarany zostaje nie napastnik, ale ofiara. Przykładem jest historia 14-letniej dziewczynki, zgwałconej przez kierowcę autorikszy. Oboje zostali zatrzymani. Mężczyznę szybko wypuszczono, a nastolatka została oskarżona o uprawianie prostytucji. Trafiła do aresztu, gdzie została wielokrotnie zgwałcona. - AFP
>>>

Niestety w calej Afryce tam gdzie wojna to jest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:22, 15 Maj 2015    Temat postu:

Dlaczego Afryka jest tak podatna na zamachy stanu?

Próba zamachu stanu w Burundi jest ostatnim takim wydarzeniem w długiej historii przewrotów wojskowych w Afryce. Center for Systemic odnotował 386 domniemanych, planowanych, usiłowanych i zakończonych sukcesem zamachów stanu w Afryce w latach 1960-2013. Skąd bierze się popularność takiego sposobu na zdobywanie władzy właśnie w Afryce?

Kontynent Afryki jest niewspółmiernie podatny na przewroty. Licząc od lat 60. miało tam miejsce 53 procent wszystkich prób i zamachów na świecie. Najwięcej zamachów zakończonych sukcesem wydarzyło się w okresie tuż po uzyskaniu niepodległości. Ich liczba spadała, kiedy coraz więcej rządów wybierało demokrację w zachodnim stylu.

Pomimo wyraźnych różnic pomiędzy poszczególnymi zamachami, można wskazać pewne sprzyjające dla ich zajścia czynniki: niskie dochody i brak wzrostu gospodarczego.

Inną z teorii tłumaczących taki stan rzeczy w Afryce jest tzw. coup contagion, czyli "zarażanie się" zamachami. Zamach stanu w jednym kraju zwiększa prawdopodobieństwo przewrotu w kraju sąsiedzkim. Przywódcy afrykańscy wyrazili już swoje zaniepokojenie, że etniczne zamieszki pomiędzy Hutu i Tutsi w Burundi mogą się przenieść do sąsiedniej Rwandy, której historia jest pełna przemocy i krwawych walk.

...

Gdyż Afryka jest na poziomie wczesnego średniowiecza.A wtedy w Europie tak samo było. Kto miał silniejsza bandę ten rządził.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:21, 24 Maj 2015    Temat postu:

Afrykańscy prezydenci chcą rządzić dłużej


Afrykańscy przywódcy coraz oporniej znoszą naciski Zachodu, by za jego przykładem ograniczać prezydenckie kadencje. Afrykanie wolą wzorować się raczej na Azji i przekładać dyscyplinę nad demokracją i obywatelskimi swobodami.

W mijającym tygodniu zebrani na naradzie w ghanijskiej Akrze prezydenci z zachodniej Afryki odrzucili pomysł, by w tej części Afryki wprowadzić przymusowe ograniczenie prezydenckich kadencji do dwóch. Sprzeciwiły się temu maleńkie Gambia i Togo, jedyne w regionie kraje, gdzie nie praktykuje się kadencyjnych limitów. W Gambii od 1994 r. rządzi prezydent, który władzę przejął w wyniku wojskowego puczu. W Togo od 1967 r. panuje polityczna dynastia Gnassingbe. Jej założyciel, Gnassingbe Eyadema dokonał zamachu i rządził do śmierci w 2005 r. Po nim stery państwa przejął jego syn, Faure, który niedawno wygrał trzecią prezydencką elekcję.
REKLAMA


Zaskoczeniem narady w Akrze nie był opór przywódców z Togo i Gambii, lecz łatwość, z jaką ulegli im prezydenci Ghany, Senegalu, Beninu, Nigerii, Mali czy Burkina Faso, uchodzący nie tylko na zachodzie Afryki, ale na całym Czarnym Lądzie, za przykłady państw, w których przywieziona z Europy wielopartyjna demokracja przyjęła się najlepiej.

To w Beninie, w 1991 r., po raz pierwszy prezydent stracił władzę – i oddał ją bez oporu - w wyniku wolnych wyborów. Potem powtórzyło się to w Senegalu i Ghanie, a w marcu w Nigerii, gdzie tamtejsze wybory prezydenckie ogłoszono triumfem demokracji. Kiedy w 2010 r. na Wybrzeżu Kości Słoniowej pokonany w wyborach prezydent nie chciał oddać władzy, w kraju wybuchła wojna domowa, która zmusiła go do ustąpienia. W zeszłym roku uliczna rewolucja w Burkina Faso zmiotła panującego trzecią dekadę prezydenta Blaise’a Compaore, kiedy ten chciał wykreślić z konstytucji zapis, ograniczający liczbę prezydenckich kadencji. Przykład z Burkina Faso wzięli Kongijczycy, którzy wzniecając uliczne rozruchy w Kinszasie udaremnili swojemu prezydentowi Josephowi Kabili zmiany w konstytucji, tak by mógł rządzić dłużej niż dwie kadencje (ostatnia kończy się w 2016 r).

O ile w zeszłym roku zwolennicy zniesienia limitu prezydenckich kadencji zdawali się być w odwrocie, to w tym roku wydają się brać górę. W Sudanie urzędujący od 1989 r. prezydent Omar al-Baszir wygrał wiosną kolejne wybory, a Kabila w Kinszasie przekonuje rodaków, by przed nową elekcją zwołać kongijski okrągły stół. Kabila wie, że logistyczne kłopoty i kłótliwość kongijskich polityków skuteczniej przedłuży jego panowanie niż zniesienie kadencyjnych limitów.

W sąsiadującym z Kongiem Burundi, wojsko i policja posłuszne prezydentowi Pierre’owi Nkurunzizie drugi miesiąc tłumią uliczne zamieszki, wzniecane przez jego przeciwników, niezgadzających się, by w czerwcu ubiegał się o trzecią kadencję. Nkurunziza ani myśli ustępować, choć jego upór niemal wywołał już wojnę domową, gdy zbuntowani wojskowi podjęli nieudaną próbę zamachu. Potępiać i pouczać sąsiada niezręcznie jest uchodzącym za ulubieńców Zachodu prezydentom Rwandy Paulowi Kagamemu i Ugandy Yoweriemu Museveniemu. Kagame, faktycznie rządzi od 1994 r., ale jako prezydent panuje drugą 7-letnią kadencję i choć zakazuje mu tego konstytucja, za dwa lata chciałby ubiegać się o trzeci mandat. Museveni rządzi już lat 30. Długo sprzeciwiał się ograniczaniu liczby prezydenckich kadencji, a kiedy ugiął się pod naciskami Zachodu, kazał swoim urzędnikom wprowadzać poprawki do konstytucji, by potem przekonywać – tak rodaków, jak i Zachód - że po ich wprowadzeniu prezydenckie kadencje liczą się od nowa. Obecna konstytucja zakazuje mu udziału w wyborach, zaplanowanych na 2016 r.

Etiopia, trzeci obok Ugandy i Rwandy najważniejszy sojusznik USA w Afryce nawet nie udaje sympatii dla zachodnioeuropejskiej demokracji. Etiopscy przywódcy, niedawni komendanci komunistycznej partyzantki, odkąd w 1991 r. przejęli rządy w Addis Abebie, zapomnieli o rewolucji, za to bez reszty oddali się władzy.
!!!! ANTYKOMUNISTYCZNEJ!!!

Pełniąc ją wzorują się jednak nie na Waszyngtonie, Brukseli, ani Paryżu lecz na Pekinie, a zwłaszcza Singapurze. Singapur i inne azjatyckie "tygrysy", w których dokonał się "gospodarczy cud" są zresztą wzorem dla większości afrykańskich państw, które uważają azjatyckie eksperymenty i doświadczenia za właściwsze dla siebie niż rozwiązania systemowe przywiezione z Europy.

Zachodnioeuropejska demokracja, wielopartyjne wybory i kodeksy swobód obywatelskich, a także wolny rynek i liberalizm w gospodarce zapanowały w Afryce wraz ze zwycięstwem Zachodu w zimnej wojnie z komunistycznym Wschodem. Nakłaniane przez Zachód państwa afrykańskie - jedne szczerze pragnąc wzorować się na Zachodzie, inne tylko po to, by spełnić warunki uzyskania kredytów z Banku Światowego czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego – przyjmowały liberalne konstytucje, legalizowały opozycyjne partie, przeprowadzały wielopartyjne wybory.

Gospodarcze kłopoty Zachodu i jego osłabienie, wynikłe z uwikłania w wojnach z państwami muzułmańskimi sprawiły, że zawsze nieufna wobec zachodnich wzorów Afryka, zaczęła odważniej brać przykład z Azji. Niedawna śmierć przywódcy i twórcy potęgi Singapuru Lee Kuan Yew wywołała żałobę wśród afrykańskich przywódców, z których ogromna większość podziela jego polityczne wyznanie wiary o wyższości dyscypliny nad demokratycznymi swobodami.

O ile jednak Kagame czy Etiopczycy zaliczają się do pilnych uczniów byłego przywódcy z Singapuru i jego wzorem rozwijają swoje gospodarki w kilkunastoprocentowym tempie, to dla Nkurunzizy czy Kabili nauki Lee Kuan Yew są jedynie wymówką, by w nieskończoność przedłużać swoje panowanie, z którego ich rodacy nie mają żadnego pożytku.

...

Te ponure malpy kanibale co niszcza Afryke w stylu Mugabe zasluguja na kare juz samym powolaniem sie na Lee. ON RZADZIL BO MIAL NIEBYWALE SUKCESY! A NIE DLATEGO ZE MORDOWAL WOKOL WSZYSTKICH! A poza tym poza ekonomia wazniejsza jest moralnosc a tu wzorem jest Polska. Jej wiara swieci i bohaterowie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:04, 15 Paź 2015    Temat postu:

Praktyka prasowania piersi w Kamerunie


Na terenie krajów Afryki praktykowany jest niezwykle okrutny zwyczaj. Chodzi o starą afrykańską tradycję "prasowania piersi", która ma ochraniać dziewczynki przed niechcianą uwagą ze strony mężczyzn, a co za tym idzie – ciążą i gwałtem. Zabieg ten jest potwornie bolesny.

9Zobacz zdjęcia




"Prasowanie piersi" polega na układaniu gorących, ciężkich przedmiotów na klatkach piersiowych dziewczynek jeszcze przed okresem pokwitania. Zabieg stosuje się czasem latami. W efekcie piersi rosną zdeformowane i wiotkie, a czasem znikają całkowicie.

Okaleczanie ma opóźnić oznaki, że dziewczynka staje się kobietą i ochronić ją przed pożądliwymi spojrzeniami i seksualnymi napaściami ze strony mężczyzn. W Kamerunie zabieg stosuje się na ok. 24 proc. dziewczynek w wieku 9-14 lat. Zazwyczaj "prasowaniem piersi" zajmują się ich matki lub siostry. Dokładne liczby trudno jednak podać, ponieważ odbywa się on w zaciszu domowym, co czyni go trudnym do namierzenia.

..

Okaleczanie mialo tez zniechecac do porywania w niewole. ,,Wybrakowany towar"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:39, 05 Lis 2015    Temat postu:

Ekspert: będą kolejne epidemie eboli w Afryce

Na tym się nie skończy, jestem przekonany, że będą kolejne epidemie gorączki krwotocznej wywołane przez wirusa ebola – powiedział autor książki "W piekle eboli", pisarz i podróżnik Tadeusz Biedzki.

Biedzki, który wraz z żoną Wandą przebywał w Afryce Zachodniej na początku 2015 r., twierdzi, że ostania epidemia wywołana przez ebolę była w Afryce siódmą z kolei i jak dotąd największą, ale na pewno nie ostatnią. Pierwsza wybuchła w 1976 r. i co jakiś czas pojawiają się kolejne. - Jestem jednak przekonany, że ebola nie zagraża Europie. Taka epidemia nie mogłaby tu wybuchnąć, nawet gdyby została do nas zawleczona – przekonuje autor książki. Jego zdaniem, nie pozwolą na to poziom życia i nasze zwyczaje, przede wszystkie znacznie większa higiena aniżeli w Afryce.

- Wirus ebola jest zmywalny, dobrze chroni przed nim mydło i częste mycie rąk oraz ciała. Stosowałem te podstawowe środki ostrożności i się nie zaraziłem – opowiada Biedzki. - W hotelach afrykańskich często nie ma wody, ale zabraliśmy ze sobą środki czystości, które wraz z żoną regularnie stosowaliśmy.

Biedzki twierdzi, że podczas pobytu w Afryce stale zażywał również chlorek magnezu w postaci tabletek, bo niektórzy miejscowi lekarze twierdzili, że pomaga on leczyć chorych z ebolą. Organizacja Lekarze bez Granic tego jednak nie potwierdzała.

Dodaje, że warunki w szpitalach afrykańskich są fatalne. W obojętnie jakim szpitalu w Polsce są one nieporównywalnie lepsze aniżeli w Gwinei, Liberii czy Sierra Leone. - Byłem w szpitalu, w którym można było zarazić się niemal wszystkim. Były tam zarówno resztki krwi, jaki również odpadki ludzkiego ciała, które zjadały psy – wspomina Biedzki.

Autor książki "W piekle eboli" twierdzi, że najbliżej chorego na gorączkę krwotoczną był nie w szpitalu, lecz na drodze. - Ten człowiek był umierający, zbliżyłem się do niego na odległość zaledwie 50 cm. Leżał bez żadnej nadziej na pomoc - opowiada.

Spotkał również sanitariusza, który jednocześnie pełnił rolę grabarza i zajmował się pochówkiem zmarłych z powodu zakażenia ebolą. - Zjedliśmy kolację, przebywaliśmy razem jakieś dwie godziny, szczęśliwie uniknąłem jednak zakażenia - wspomina.

Według Biedzkiego, ostatnia epidemia wywołana przez ebolę wybuchła w Gwinei. - Najpierw zaraził się tam chłopiec, który bawił się w jednym z drzew z wydrążonym pniem, które dla dzieci afrykańskich są ulubionym miejscem zabaw. Na tym drzewie często przebywały nietoperze, do których inni chłopcy strzelali z procy, bo w Afryce są one przysmakiem, podobnie jak u nas kurczaki - opowiada.

Chłopiec z Gwinei prawdopodobnie zaraził się od nietoperza, który prawdopodobnie przenosi ebolę. Od chłopca zaraziła się jego matka, która była w ósmym miesiącu ciąży, oraz czteroletnie siostra. Wszyscy zmarli na gorączkę krwotoczną. Od nich zarażali się kolejni członkowie rodziny.

- Do zakażenia kolejnych osób mogło dojść również podczas pogrzebu, ponieważ ebolą można się najbardziej zarazić na dwa przed śmiercią chorego, jak i dwa dni po jego zgodnie. Tymczasem bliscy często żegnają zmarłych całując ich. W ten sposób wirus rozprzestrzenił się na całą wieś, a potem na kolejne wioski znajdujące się zarówno w Gwinei, jak i po drugiej stronie granicy - twierdzi Biedzki.

Epidemia wiosna 2014 r. wybuchła w całej Afryce Zachodniej i coraz trudniej było nad nią zapanować. - Ludzie bali się zawozić chorych do szpitala, bo kto tam szedł ten umierał. Woleli pozostawać w domu. Słyszałem nawet o takim przypadku, że rodzina wiozła zmarłego przez całą Liberię na siedzeniu w samochodzie. Założyli mu okulary przeciwsłoneczne, żeby ukryć, że nie żyje - opowiada autor książki "W piekle eboli".

Biedzki uważa, że kolejna epidemia wybuchnie w Afryce prędzej czy później, nie wiadomo tylko, jaka będzie jej skala.

>>>

Oby nie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:43, 05 Lis 2015    Temat postu:

Jak wyglądają "pokoje cięć"? Kulisy praktyki obrzezania kobiet

Tradycja obrzezania kobiet w Kenii jest przekazywana w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Zabiegi tego typu wykonują kobiety. Uważają, że praktyka ta służy podtrzymaniu swoistego kodeksu moralnego. Zobacz rozmowę z dwiema z nich - matką i córką. Zgodziły się na rozmowę tylko pod warunkiem ukrycia ich tożsamości.

- Przeprowadzamy zabiegi obrzezania, bo (...) młode dziewczyny, które nie przeszły zabiegu, bardzo wcześnie zaczynają się interesować chłopcami, a my nie chcemy do tego dopuścić - tłumaczą.

Chociaż w Kenii obrzezanie kobiet jest nielegalne, to nadal jest przeprowadzane - tyle że w sekrecie. Praktyka ta przeniosła się do "pokoi cięć" - przyciemnionych, drewnianych pomieszczeń. Szczegóły praktyki są przerażające. Zabieg przeprowadza się na plastikowej ceracie położonej na klepisko. Dziewczynka ma związane ręce, a do cięć używa się żyletek.

- Prosimy, by się usiadła. Ktoś zakłada jej opaskę na oczy i kładzie na ziemi. Następnie rozpoczynamy obrzezanie. Wykonujemy trzy cięcia - opowiadają kobiety odpowiedzialne za wdrażanie wielosetletniej tradycji - dodają. - Nie mogą krzyczeć, bo inaczej ich koleżanki będą się z nich wyśmiewać - mówią.

Co więcej, obrzezane bywają również małoletnie obywatelki Wielkiej Brytanii, mające kenijskie pochodzenie. W tym celu przywożone są do Kenii w czasie letnich wakacji. W samej UK obrzezanie jest nielegalne.

>>>

Dzicz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:30, 04 Gru 2015    Temat postu:

Afryka: skorumpowani bogacze

- Shutterstock

Korupcja nękająca Afrykę od dziesięcioleci przybiera na sile, a poza policją najbardziej skorumpowani są najbogatsi przedsiębiorcy – wynika z opublikowanego w tym tygodniu dorocznego raportu organizacji Transparency International.

Z badań, przeprowadzonych w 28 krajach subsaharyjskiej Afryki przez zajmującą się korupcją Transparency International wynika, że plaga ta nie tylko wciąż dotyka Afrykę, ale narasta, a najbardziej na nią podatni są najbogatsi. Co dziesiąty Afrykanin w zeszłym roku płacił łapówki, a zamożni przedsiębiorcy po raz pierwszy zostali uznani przez Afrykanów za najbardziej skorumpowanych. Przegrali tylko z policjantami, od lat uchodzącymi za synonim złodziejskiej zarazy.
REKLAMA


Po policjantach i biznesmenach za najbardziej skorumpowanych Afrykanie uznają urzędników i poborców podatkowych, sędziów oraz posłów. Za najbardziej odpornych, aczkolwiek także podatnych na pokusę nielegalnego zarobku mieszkańcy Czarnego Lądu uznali w zeszłym roku duchownych i starszyznę plemienną.

Prawie dwie trzecie Afrykanów uważa, że korupcja w zeszłym roku nasiliła się, a ich rządy nie radzą sobie z tą plagą, albo – co gorsza – nie widzą w niej problemu. Najbardziej na korupcję narzekają mieszkańcy najbogatszych krajów Afryki – RPA, Nigerii (od lat uchodzącej za jeden z najbardziej złodziejskich krajów świata) i Ghany, cieszącej się opinią prymuski pod względem przedsiębiorczości i gospodarczego rozwoju, nieopartego na surowcach energetycznych.

Na narastającą plagę korupcji narzekają też obywatele Liberii i Sierra Leone, Kenii i Ugandy. Panujący od 2009 r. prezydent Południowej Afryki Jacob Zuma, oskarżany od lat o praktykowanie korupcyjnych przedsięwzięć (zanim został prezydentem obalając w 2008 r. w pałacowym przewrocie prezydenta Thabo Mbekiego sam został pozbawiony stanowiska wiceprezydenta pod zarzutem korupcji) przyznał w październiku, że jego partia, szczycąca się walką z apartheidem i przywództwem Nelsona Mandeli, z powodu oskarżeń o korupcję i kumoterstwo może w przyszłym roku po raz pierwszy przegrać wybory samorządowe.

Za najmniej dotknięte zarazą korupcji Afrykanie uznali Botswanę, Mauritius i Republikę Wysp Zielonego Przylądka. Dwa pierwsze kraje jako jedyne z Afryki od lat znajdują się na liście pięćdziesięciu najuczciwszych państw świata. Na mniejszą niż zazwyczaj korupcję narzekali w zeszłym roku także mieszkańcy Burkina Faso, Wybrzeża Kości Słoniowej, Mali oraz królestwa Lesotho.

Za najbardziej pokrzywdzonych przez korupcję raport Transparency International uznał tradycyjnie najuboższych Afrykanów, którym przychodzi płacić łapówki za dostęp do podstawowych dóbr i praw. Tylko co dziesiąty z płacących daniny urzędnikom czy policjantom ośmielił się zgłosić swoją krzywdę. Reszta zrezygnowała z tego w obawie przed represjami, albo uznała, że dochodzenie sprawiedliwości nie przyniesie żadnego skutku.

Raport Transparency International został opublikowany niedługo po podróży do Afryki papieża Franciszka, który wytykał korupcję jako trudną do odparcia pokusę. „Jest jak cukierek, słodka, lubimy to, łatwo z nią żyć” – mówił w Nairobi papież.

Według Banku Światowego w wyniku korupcji Afryka, uważana od lat za najbardziej skorumpowany kontynent świata okradana jest co roku z co najmniej 150 mld dolarów. „Kto jest bardziej winny korupcji?” - zapytał mnie w 1999 r. jeden z nigeryjskich ministrów, mówiąc o zachodnich koncernach, wydobywających ropę naftową w delcie rzeki Niger. – Czy ten kto przyjmuje łapówki czy też może ten, kto je proponuje?".

..

Z tego jest bieda i glod.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:26, 30 Gru 2015    Temat postu:

Polak w piekle eboli: kupuje się dzieci, by je następnie uśmiercić i robić z ich główek "lekarstwa"
Piotr Gruszka
Redaktor Onet Wiadomości

Podobnie do gambijskiej Serekundy wygląda tysiące afrykańskich miast - Archiwum prywatne T. Biedzkiego / Materiały prasowe

- Słyszałem historie, że zmarłych ludzi się proszkuje i robi z nich "lekarstwa". Nie wiedziałem natomiast o tym, że kupuje się dzieci, by je następnie uśmiercić i robić z ich główek "lekarstwa". Początkowo nie za bardzo wierzyłem w to. Potem jednak sprawdziłem i to jest prawda - mówił w rozmowie z Piotrem Gruszką autor książki "W piekle Eboli" Tadeusz Biedzki.

Piotr Gruszka: Podczas dwóch wypraw Pan i Pana żona Wanda odwiedziliście Gambię, Senegal, Gwineę Bissau, Gwineę, Sierra Leone i Liberię. Miało to miejsce w czasie, gdy w Afryce szalał wirus eboli. Czy miał Pan obawy przed wyjazdem?
REKLAMA


Tadeusz Biedzki: Naturalnie, że tak. Zdecydowałem się jednak, gdyż miałem poczucie lojalności wobec Afryki, z którą czuję się mocno związany. Jeżdżę tam już od 25 lat. Kiedy uświadomiłem sobie, że podczas epidemii eboli Afrykanie zostali sami, poza nielicznymi wolontariuszami, lekarzami i sanitariuszami, kiedy zauważyłem, że nie ma tam ani jednego polskiego reportera i niewielu reporterów z Europy i USA, a amerykańskie telewizje przyjechały tam na trzy dni tylko i wyłącznie po to, by zostawić kamery lokalnym dziennikarzom, a potem brały tylko od nich materiały - to powiedziałem sobie, że moim moralnym obowiązkiem jest pojechać tam i opisać jak jest naprawdę. Absolutnie nie sądziłem wtedy, że będzie to pierwsza na świecie książka na ten temat.

Jak się Pan do tych wyjazdów przygotowywał?

Wszystko, co było możliwe na temat eboli przeczytałem. Także na temat lekarstw – tych oficjalnych i nieoficjalnych. Stosowaliśmy i te, i te. Nie wiem, które okazały się skuteczne, ale najwyraźniej pomogły, skoro wróciliśmy cali. A może pomogło tylko częste mycie?
3b6c2a67-1303-499a-838a-4331d65b353e W gwinejskich wioskach żyje się bardzo biedne - Archiwum prywatne T. Biedzkiego / Materiały prasowe
W gwinejskich wioskach żyje się bardzo biedne

Najnowsza epidemia eboli rozpoczęła się w grudniu 2013 r. od śmierci dwuletniego chłopczyka o imieniu Emile ze wsi Meliandou na pograniczu Gwinei, Sierra Leone i Liberii. Celem podróży Pana i Pana żony była ta wioska. Jakie były pierwsze wrażenia? Jak Państwa tam "przywitano"?

Odczucia miejscowych były takie, iż przyjechały osoby odpowiedzialne za ich choroby. Może nie obwiniali bezpośrednio nas, ale winili białych. Wcześniej odbywały się tam szczepienia na odrę i wkrótce potem wybuchła ebola. Mieszkańcy tej wsi są ludźmi niewykształconymi, którzy wyciągają proste wnioski. Uznali więc, że biali zarazili ich chorobą. Dlatego przyjęli nas wrogo, niechętnie. Zastosowałem więc swoją starą zasadę: uśmiech, współczucie i przede wszystkim pytanie o ich codzienne sprawy. Gdy opuszczaliśmy wioskę atmosfera była cieplejsza. Nie traktowano już nas z wrogością, ale jako osoby, które okazały im odrobinę serca.

Jak długi czas spędzili Państwo w wiosce?

Około dwóch godzin. Wiedzieliśmy, że nie można przez cały dzień czy dwa opierać się tylko i wyłącznie na współczuciu. Byliśmy także bardzo zmęczeni podróżą. Trwała ona wówczas już miesiąc. Miesiąc w Afryce w takich warunkach, w nieustannym strachu przed ebolą, jest wyczerpujący nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.

Wracając do tematu, byliśmy w Meliandou, by porozmawiać z miejscowymi, poznać ich odczucia, a także zebrać niezbędne informacje do książki. Poznaliśmy nie tylko historię mieszkańców, ale także sposób, w jaki epidemia odcisnęła się na tej wsi. A spowodowała nie tylko katastrofę zdrowotną, ale i gospodarczą, bo nikt nie chciał od nich kupować warzyw, owoców itp. Nastąpiła izolacja mieszkańców wioski od sąsiednich miejscowości. W Afryce nie do pomyślenia jest na przykład, by ktoś z rodziny, przyjaciół lub sąsiadów nie przyjechał na pogrzeb. To się po prostu nie zdarza. W tej wiosce nie ma już eboli, a jednak ludzie nie pojawiają się na pogrzebach. Miejscowi czują się odrzuceni społecznie i psychicznie. Moja żona, gdy stamtąd wyjeżdżaliśmy, powiedziała, że ma wrażenie, jakbyśmy opuszczali wieś trędowatych. Katastrofę eboli, którą wcześniej podczas podróży zobaczyłem w skali globalnej, w tej wiosce ujrzałem w mikroskali. Wyglądała dokładnie tak samo.

Są różne tezy na temat początku epidemii eboli. Mówi się, że rozpoczęła się w wiosce Meliandou od kontaktu chłopców z zarażonym nietoperzem. Czy wiadomo coś więcej o genezie wybuchu epidemii?

Prawdopodobnie zaczęło się od tego, że chłopcy podczas zabawy zestrzelili z procy nietoperza. Nietoperze w tej części Afryki traktuje się jak u nas kurczaki i zjada pieczone na ogniu. Jest to wielki przysmak i ważne źródło pokarmu, bo w Afryce nie jada się za wiele mięsa. Prawdopodobnie było tak, że mały Emile dotknął zakrwawionego nietoperza, krew zwierzęcia dostała się do jakiejś jego rany lub zlizał ją i w ten sposób zaraził się ebolą. Potem choroba rozniosła się na rodzinę chłopca. Stało się tak m.in. dlatego, że po śmierci chłopca wszyscy dotykali go, kąpali trzykrotnie w tej samej wodzie – nie tylko matka, ale też inni krewni, sąsiedzi. Zmarli niemal wszyscy.

Jak rozprzestrzeniała się ebola? Jak to się stało, że wirus opuścił granice małej wioski Meliandou?

Wieś znajduje się na styku trzech granic, bardzo blisko Liberii i Sierra Leone. Proszę pamiętać, że w Afryce granice były wyznaczane przez kolonialnych wojskowych bez uwzględniania lokalnych społeczności, tak "od linijki". Na pogrzeby przyjeżdżali mieszkańcy różnych wiosek z sąsiednich krajów, z reguły były to rodziny mieszkające po różnych stronach granicy. Z tego powodu wirus bardzo szybko przeniósł się do tych państw.

Dodatkowym czynnikiem wpływającym na rozprzestrzenianie się eboli jest nieufność miejscowych do lekarzy, nie tylko białych, ale i czarnych.

To prawda. Lekarze byli nawet bici przez mieszkańców. Przyczyny były różne. Niektórzy sądzili, że to właśnie biali lekarze rozprzestrzeniają chorobę. Inni uważali, że zabierają chorych, by przeprowadzać na nich eksperymenty medyczne. Byli nawet tacy, którzy przypuszczali, że biali lekarze zabierają chorych po to, by ich uśmiercić, a następnie zjeść i w ten sposób uzyskać odporność na ebolę.

Jednak i czarni lekarze oraz sanitariusze nie uniknęli agresji. W Monrowii, stolicy Liberii, sytuacja w pewnym momencie była krytyczna. Ludzie umierali masowo, trupy leżały nawet po dwa, trzy dni na ulicy, bo sanitariusze nie nadążali. Gdy przyjeżdżali, by je zabrać, byli bici przez przerażonych mieszkańców, którzy obawiali się, że mogli się zarazić od zmarłych leżących na ulicy. Sanitariuszom zarzucano też, że współpracują z białymi lekarzami. Ludzie twierdzili, że wszyscy chorzy zabierani do szpitali umierają tam, nie otrzymując pomocy. Dlatego wśród mieszkańców, zwłaszcza na wsiach, rozniosła się fama, że należy chronić bliskich przed pójściem do szpitala, gdyż jest to równoznaczne z wyrokiem śmierci. Nawet zmarłych nie chcieli oddawać. Jedna z rodzin wiozła samochodem przez pół Gwinei trupa w okularach przeciwsłonecznych, tak, aby wszyscy myśleli, że żyje.

W tych warunkach praca sanitariuszy była bardzo trudna…

Tak, często brakowało lekarstw i środków czystości, byli też słabo opłacani. Głośne było wydarzenie w szpitalu w Kenemie w Sierra Leone, gdzie sanitariusze, którzy nie otrzymali wypłaty od kilku tygodni, wyrzucili trupy na ulicę przed szpital i pod drzwi gabinetu dyrektora. Zależało im, by sprawa nabrała rozgłosu i by ktoś o tym napisał. Potem do Kenemy dotarły lekarstwa i wreszcie lekarze mieli czym leczyć.
3b6c2a67-1303-499a-838a-4331d65b353e W szpitalu w gwinejskiej Boffie panowały straszne warunki - Archiwum prywatne T. Biedzkiego / Materiały prasowe
W szpitalu w gwinejskiej Boffie panowały straszne warunki

W Afryce funkcjonuje właściwie namiastka tego, co my nazywamy służbą zdrowia. Jakie były warunki leczenia eboli?

Szpitale wyglądały tragiczne. Nie było lekarstw ani strzykawek jednorazowych, a przy takiej chorobie wielokrotne używanie tych samych strzykawek to najprostsza droga do zarażenia. Nie było tak potrzebnej przy leczeniu eboli witaminy C. Ebola wypłukuje z organizmu całe zapasy tej witaminy. Gdy jej brakuje, pęka skóra, mięśnie, narządy wewnętrzne. Z tego powodu chorzy na ebolę umierają w kałużach krwi. Często brakowało nawet wody i mydła, które są największymi wrogami eboli. Chorzy również ich nie posiadali. A ten wirus bardzo dobrze się zmywa. Dlatego podstawą profilaktyki są częste kąpiele. My myliśmy się, gdy tylko było to możliwe. Często jednak, nawet w hotelach, nie było wody. Wtedy używaliśmy środków odkażających, które zajmowały pokaźną część naszych plecaków.

Czy sanitariusze bali się zarażenia ebolą?

Oczywiście. Mieli świadomość, jakie zagrożenie niesie ze sobą ta praca. Część miała odpowiednie przeszkolenie medyczne, bo pracowali już wcześniej w szpitalach. Inni, jak Thomas, którego poznaliśmy w Monrovii, chwytali się tej pracy, jako ostatniej deski ratunku. Wszyscy jednak bali się i chcieli zarabiać duże pieniądze. Obiecano im je, aby zachęcić do pracy, w okresie, gdy służba zdrowia nie nadążała. Potem nie dostawali zapłaty, więc protestowali.

W książce opisuje pan wizytę na targu w Gwinei w miasteczku Boffa. Na tym targu 17-letnia dziewczyna oferuje Państwu lekarstwo „na wszystko” w tym na ebolę i AIDS. Robi się je z… główek dzieci.

W Afryce jest dużo targów, gdzie można kupić różnorakie "lekarstwa". Na jednym chciano mi za 100 dolarów sprzedać części ciała albinosa. Przekonywano, że potem będę szczęśliwy do końca życia. Słyszałem historie, że zmarłych ludzi się proszkuje i robi z nich "lekarstwa". Nie wiedziałem natomiast o tym, że kupuje się dzieci, by je następnie uśmiercić i robić z ich główek "lekarstwa". Początkowo nie za bardzo wierzyłem w to. Potem jednak sprawdziłem i to jest prawda.

Opowiem Panu inną historię. Spotkałem kiedyś świetnych muzyków w mieście Bobo-Dioulasso w Burkina Faso. Jeden z nich opowiedział mi, że jego wujek, któremu nie wiodło się w życiu, miał sen, w którym usłyszał, że jeśli chce mieć lepsze życie musi zabić jedno swoje dziecko. Wtedy, jak mi opowiadał ten muzyk, wujek zabił najbrzydszą córkę. Od tego czasu wszystko mu się w życiu odmieniło. Nawet, jeśli to jest nieprawdą, to oni tacy są i w ten sposób myślą.

Dla Europejczyków szokujące mogą być także praktyki afrykańskich animistów. Wierzą oni, ze krwawa ofiara zapewni ochronę przed zagrożeniami…

W Sierra Leone w wiosce zamieszkanej przez animistów, zaproszono mnie na uroczystość złożenia krwawej ofiary. Składała się ona z dwóch części: modlitwy, a następnie zabicia zwierzęcia w intencji ochrony przed ebolą. Na początku kapłan podczas nabożeństwa wznosił modły. Po ich zakończeniu podcięto gardło barankowi. Tryskającą krew animiści pili bezpośrednio z sączącej się rany i zbierali ją też do miseczki. Kapłan bardzo mnie namawiał, bym wypił tą krew. Mówił mi: "Wypijesz, będziesz zdrowy. Nie będziesz chorował".

Afryka jest zlepkiem zróżnicowanych społeczności. Jedni wierzą, podobnie jak Europejczycy, że ebola to wirus, którym można się zarazić. Inni w ogóle nie wierzą, że to choroba spowodowana przez czynniki biologiczne, ale, że wywołują ją duchy np. została wymodlona przez wrogów. Jeszcze inni uważają, że to przekleństwo bogów. Kolejni, co mnie najbardziej zaskoczyło, wierzą, że tej choroby nie ma dopóty, dopóki nie wypowie się jej nazwy.

W Afryce śmierć jest wszechobecna. Wydaje się, że towarzyszy jej pewna znieczulica…

To jest przedziwne, bo oni z jednej strony bardzo przeżywają śmierć, ale z drugiej łatwo się z nią godzą. Zresztą Afrykanie łatwo godzą się z każdym nieszczęściem czy niepowodzeniem. W Afryce żyje się wspólnie, w dużych społecznościach, więc ludzie często oglądają śmierć. I choć ją bardzo emocjonalnie przeżywają, są z nią oswojeni.

W ostatnich tygodniach docierają do nas informacje, że kolejne kraje afrykańskie poradziły sobie z ebolą. Władze tych państw informują, że nie dochodzi już do zachorowań. Sądzi Pan, że w Afryce nie dojdzie do wybuchów kolejnych epidemii eboli?

Ebola będzie tam pewnie zawsze. A raz na jakiś czas wystąpi w formie epidemii. Ta była już siódmą. Jest kilka odmian wirusa ebola, jedne są bardziej złośliwe, inne mniej. Przy różnych niesprzyjających okolicznościach wirus może spowodować epidemię. Jestem przekonany, że w przyszłości o epidemii eboli znów usłyszymy. Wie pan, dziwne rzeczy się dzieją w Afryce. Dla mnie zaskakujące było to, że władze Sierra Leone wyrzuciły z kraju amerykańskie laboratorium. Nikt na świecie nie wyrzuca Amerykanów tak po prostu, bo to jest bardzo poważna polityczna decyzja. Musieli być bardzo zdeterminowani, skoro to uczynili.

Czy Europa ma się bać eboli?

W Europie mogą się zdarzyć zachorowania, ale mało prawdopodobna jest epidemia eboli. Po pierwsze inny jest poziom higieny, więc rozprzestrzenienie się wirusa byłoby znacznie trudniejsze. Po drugie Europejczycy przestrzegaliby zaleceń władz. W Afryce ludzie ignorowali nakazy władz dotyczących walki z chorobą. Na przykład masowo wyrzucano rozdawane bezpłatnie mydła w obawie, że ich użycie spowoduje zakażenie ebolą.

...

Niestety dzikosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:57, 18 Sty 2016    Temat postu:

ONZ: na południu Afryki milionom ludzi grozi głód
18 stycznia 2016, 13:35
• Światowy Program Żywnościowy ONZ alarmuje - 14 mln ludzi grozi głód
• To efekt suszy na południu Afryki
• Suszę potęguje El Nino
• Najbardziej dotknięte kraje to Malawi i Madagaskar

Na południu Afryki około 14 milionom ludzi grozi głód z powodu suszy, spotęgowanej przez El Nino, ciepły prąd morski we wschodniej części strefy równikowej Pacyfiku - ostrzegł w poniedziałek oenzetowski Światowy Program Żywnościowy (WFP).

Najbardziej dotknięte jest Malawi, gdzie głodem zagrożone jest 2,8 miliona ludzi, czyli 16 proc. ludności. Szczególnie trudna jest też sytuacja na Madagaskarze, gdzie głód może dotknąć prawie 1,9 mln ludzi.

- Perspektywy są alarmujące - ostrzega WFP wskazując, że w wielu regionach opady są bardzo niewielkie, a w niektórych krajach pora siania zbóż kończy się lub już minęła.

Pojawiający się co kilka lat El Nino jest obecnie szczególnie intensywny. Może m.in. powodować susze w Australii, różnych regionach Afryki, Azji Południowo-Wschodniej i Indii, a jednocześnie sprowadzać deszcze na inne obszary ziemskiego globu.

...

Niestety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:39, 20 Sty 2016    Temat postu:

Burzliwe czasy przed niestabilną Afryką Centralną. Planowane wybory mogą na nowo rozpalić przygasłe konflikty
Michał Staniul
20 stycznia 2016, 11:53
• Nieposkromiony apetyt na władzę jest jednym z największych zagrożeń dla Afryki
• Do najbardziej nieprzewidywalnych zdarzeń może dojść w sercu kontynentu
• Wybory w DR Konga i Ugandzie mogą znów rozpalić przygasłe konflikty
• Tylko w Kongo w ciągu ostatnich dwóch dekad w wojnach zginęło 6 mln ludzi
• Ponurym prognostykiem dla regionu jest kryzys i krwawe zajścia w Burundi

Afrykańscy prezydenci nie raz ignorowali już prawo i przedłużali swe rządy - a to pięć lat, a to o dekadę, a to w nieskończoność. Z reguły reakcja była taka sama: lud pohukiwał, sprzeciwiał się, wychodził na ulicę. A potem godził się z losem i zapominał. Ale nie zawsze.

W maju zeszłego roku Pierre Nkurunziza oznajmił, że chce po raz trzeci zostać prezydentem Burundi. Konstytucja mówiła tymczasem wyraźnie: głowa państwa może rządzić maksymalnie dwie kadencje. Tylko to mogło uchronić delikatną równowagę w kraju, który dopiero dekadę wcześniej wynurzył się z odmętów długiej i krwawej wojny domowej. Obywatele postanowili bronić konstytucyjnych zapisów za wszelką cenę. Burundi zatrzęsło się w posadach.

Chociaż wojsko szybko stłumiło pierwszą falę protestów, a w lipcu Nkurunziza wygrał zbojkotowane przez większość opozycji wybory, sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli. Rząd zakneblował media, pokojowe manifestacje zamieniały się w brutalne starcia z siłami bezpieczeństwa, a najgłośniejsi dysydenci zaczęli znikać w niewyjaśnionych okolicznościach. W końcu stało się nieuniknione: część buntowników chwyciła za broń.

Tylko w grudniu w walkach między rebeliantami i armią zginęło ponad sto osób; na przełomie roku łączna liczba ofiar konfliktu przekroczyła pół tysiąca. Bojąc się powtórki ludobójczych rzezi z przeszłości, ponad 200 tysięcy cywilów uciekło za granicę. - W całym kraju wyczuwa się atmosferę realnego strachu i bezkarności - opisywała po niedawnych badaniach terenowych Rachel Nicholson z Amnesty International. Jedna decyzja Nkurunzizy wystarczyła, by Burundi ponownie stanęło na krawędzi. Ale tamtejszy kryzys może być zaledwie przestrogą dla całego regionu.

W 2016 roku w aż 17 afrykańskich państwach odbędą się wybory prezydenckie lub parlamentarne. Do urn pójdą zarówno mieszkańcy malutkich Komorów, jak i wielkiego Czadu.

W niektórych krajach - choćby Ghanie i Zambii - elekcje nie powinny wywołać żadnych większych wstrząsów. W innych, na przykład Republice Środkowej Afryki i Somalii, wywołają je na pewno.

Do najbardziej nieprzewidywalnych zdarzeń może dojść jednak w państwach Afryki Centralnej, które podobnie jak Burundi leżą w malowniczej i wiecznie niestabilnej krainie Wielkich Jezior Afrykańskich.

Wieczny prezydent

Aż 80 proc. Ugandyjczyków ma mniej niż 30 lat. Oznacza to, że znakomita większość populacji nie pamięta innego prezydenta niż Yoweri Museveni - ugandyjski przywódca doszedł do władzy w 1986 roku. Chociaż na powrót do demokracji zezwolił już po dekadzie rządów, nigdy nawet nie udawał, że byłby gotów wypuścić ster z rąk. Gdy w 2005 roku jego druga i - w świetle prawa - ostatnia kadencja dobiegała końca, Museveni zmienił konstytucję i usunął wszelkie limity w tym zakresie.

Mimo 71 lat na karku, 18 lutego będzie ubiegał się o piątą już kadencję.

Dotychczas wszystkie wybory wygrywał w pierwszej turze, zawsze z kilkudziesięcioprocentową przewagą. Miejsce drugie przypadało wiecznemu opozycjoniście Kizzie Besigyemu, który za każdym razem skarżył się na oszustwa i zastraszenie. - Od poprzednich elekcji aresztowano mnie 43 razy - żalił się w listopadowym wywiadzie dla dziennika “Daily Monitor”. W przeszłości bywało jeszcze gorzej: w 2006 roku, akurat w trakcie kampanii wyborczej, służby bezpieczeństwa zatrzymały go z zarzutami zdrady stanu i gwałtu. Sąd określił wniosek oskarżenia jako "ordynarny i amatorski" - lecz dopiero po głosowaniu.

Wybory w lutym będą jednak inne. Museveniemu przyjdzie zmierzyć się z kimś, kto może być znacznie mocniejszy od Besigye.

Amama Mbabazi był do tej pory m.in. szefem wywiadu, ministrem obrony i premierem. Kiedy w 2014 roku wyraził prezydenckie ambicje, otoczenie prezydenta prędko zaczęło odsuwać go od władzy - najpierw odebrano mu tekę szefa rządu, a potem pozbawiono pozycji sekretarza rządzącej partii. Niezrażony Mbabazi postanowił wystartować jako kandydat niezależny. Choć nie cieszy się wielką popularnością, majątek i dawne wpływy pozwalają mu na obecność w prywatnych mediach i chronią przed represjami. - Przyłączając się do wyścigu, Mbabazi zakłócił dotychczasową logikę wyborów - analizuje Anna Reuss, politolog z Uniwersytetu w Antwerpii. - Besigye może i potrafi przyciągać tłumy, ale jest znanym zagrożeniem. Mbabazi wzbudza za to obawy reżimu dzięki reputacji doskonałego stratega - dodaje.

Nadchodzące wybory wzbudzają zauważalną nerwowość władz. W listopadzie służby bezpieczeństwa regularnie rozbijały rzekomo nielegalne wiece opozycji, a od grudnia co najmniej kilkudziesięciu antyrządowych działaczy tkwi w aresztach. Analitycy z niepokojem przyglądają się szczególnie działaniom tzw. zapobiegaczy zbrodni (crime preventers) - nieformalnych młodzieżowych bojówek, które policja zaczęła szkolić tuż przed startem kampanii. “Wszystko dobre, co widzicie dookoła, jest zasługą rządów Narodowego Ruchu Oporu (partii Museveniego - red.)” - indoktrynuje podręcznik rozdawany członkom milicji. Według ugandyjskiego tygodnika “The East African” obecność takich jednostek sprawia teraz, że “widmo przemocy nie znika nawet na moment”.

Cienka linia

Wybory prezydenckie w Demokratycznej Republice Konga - jednym z największych i najbardziej niestabilnych państw Afryki - powinny odbyć się w listopadzie. Sęk w tym, że to optymistyczny scenariusz.

Według kongijskiej konstytucji, prezydent ma prawo rządzić tylko przez dwie pięcioletnie kadencje. W teorii oznacza to, że obecny lider - władający od 15 lat Joseph Kabila - powinien już powoli pakować walizki. Ale wszystko wskazuje, że wcale nie ma zamiaru tego robić.

We wrześniu 2014 roku Kabila i jego sojusznicy próbowali usunąć z konstytucji niewygodne ograniczenia. Wniosek rozbił się jednak o opór parlamentu. Po czterech miesiącach prezydent spróbował innego podejścia - ogłosił, że przed wyborami należy przeprowadzić powszechny spis ludności.

Pomysł sam w sobie nie był zły - trudno wszak o wiarygodne elekcje, jeśli do końca nie wiadomo, ilu obywateli może głosować. Ostatni państwowy cenzus sporządzono w Kongo (wtedy - Zairze) na początku lat 80., a szacunki zagranicznych organizacji różnią się niekiedy o kilkanaście milionów.

Problem tkwił w tym, że policzenie mieszkańców niemal całkowicie pozbawionego normalnych dróg państwa o rozmiarze niewiele mniejszym od całej Europy Zachodniej miałoby zabrać od dwóch do czterech lat.

Dla Kongijczyków przesłanie było jasne: Kabila po prostu chce “kupić” więcej czasu. Zamieszki, które wkrótce potem wybuchły, pochłonęły co najmniej 70 ofiar.

Uginając się pod presją, rząd odłożył ideę cenzusu na bok. Lecz wcale się z niej nie wycofał. - Powiedzmy prawdę. W obecnej sytuacji nie ma możliwości zorganizowania wyborów. Musicie dać nam jeszcze dwa do czterech lat - powiedział reporterom w czasie niedawnej konferencji rzecznik władzy.

Choć sam Kabila unika komentarzy, jego akcje zdradzają sporą determinację. Gdy w marcu siedmiu wpływowych koalicjantów wezwało go w otwartym liście do wyjawienia swoich planów i poszanowania konstytucji, wszyscy w ciągu paru tygodni zostali usunięci z rządu. Obywatelskie protesty, choć znacznie mniejsze od tych sprzed roku, niezmienne rozbijane są tymczasem policyjnymi pałami. Gros manifestacji ma całkowicie spontaniczny charakter. - Wielu Kongijczyków dostaje alergii na samą myśl o dalszych rządach obecnej ekipy, ale podobne odczucia mają też względem ich rywali. Dla nich wszyscy politycy są typowymi paniskami, którym zależy tylko na wzbogaceniu - zauważa Kris Berwouts, niezależny analityk ds. Afryki Centralnej.

W kraju, który w ciągu ostatnich dwóch dekad stracił w wewnętrznych wojnach ponad sześć milionów obywateli, takie napięcie jest bardzo złą wróżbą.

Inny od wszystkich

Eksperci od dawna przewidywali, że jednym z największych zagrożeń dla stabilności Afryki w XXI wieku będzie nieposkromiony apetyt na władzę. Pierwsza generacja afrykańskich dyktatorów - z Mobutu Sese Seko, Bokassą i innymi tyranami na czele - wyraźnie pokazała, jak bardzo korumpować potrafi zbyt długie trwanie na tronie. Broniąc swoich konstytucji, Afrykanie dowodzą, że mają dość ludzi, którzy nie potrafią zejść ze sceny. Ale nie dotyczy to każdego kraju.

W referendum 18 grudnia Rwandyjczycy niemal jednogłośnie poparli zmiany, które pozwolą Paulowi Kagamemu ubiegać się o trzecią kadencję - a później dwie kolejne, nieco krótsze. Teoretycznie daje mu to szansę pozostania prezydentem aż do 2034 roku. Mimo że Zachód regularnie krytykuje go dziś za łamanie praw człowieka, rodacy - czy to z powodu skutecznej propagandy, czy też realnych zasług - ciągle widzą w nim tego, który zatrzymał ludobójstwo na Tutsich i zapewnił państwu względny pokój.

Mimo że wybory odbędą się dopiero na początku przyszłego roku, Rwandyjczycy już teraz dali wskazówkę co do ich wyniku: jeśli alternatywą miałoby być zbudzenie starych demonów, Kagame może rządzić i do końca świata. Pragmatyzm - lub instynkt przetrwania - bywa mocniejszy od marzeń o wzorowej demokracji.

...

To jest koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:20, 09 Lut 2016    Temat postu:

Pokłosie epidemii eboli w Afryce Zachodniej: gwałty, prostytucja i ciąże nastolatek
8 lutego 2016, 16:43
• Ebola nie była jedyną plagą, jaką przeżywała ostatnio Afryka Zachodnia
• "Foreign Policy": przez epidemię wzrosła liczba ciężarnych nastolatek
• Dziewczynki były narażone na gwałty lub sprzedawały się za żywność
• Skutki ciąż nieletnich będą długo odczuwane dla krajów regionu

Gwinea, Liberia i Sierra Leone - to właśnie te państwa najbardziej ucierpiały przez epidemię eboli w Afryce Zachodniej. Wirus zaatakował tam pod koniec 2013 r. i szybko rozprzestrzeniała się na kolejne kraje regionu i jeszcze dalej. W czerwcu 2014 r. Lekarze bez Granic alarmowali, że epidemia "całkowicie wymknęła się spod kontroli". Wirusem zaraziło się ok 30 tys. ludzi, z czego jedna trzecia zmarła. W końcu jednak udało się zatrzymać ebolę.

Okazuje się jednak, że przez ten cały czas region zmagał się nie z jedną, a dwoma plagami. O tej drugiej, jak opisuje amerykański magazyn "Foreign Policy", nie mówiono jednak tak głośno. Chodzi o duży wzrost liczby ciężarnych nastolatek - efekt przemocy wobec dziewczynek w czasie epidemii, ale także trudnych wyborów, które musiały wówczas podejmować.

Jak podaje raport Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) dotyczący Sierra Leone, w niektórych dotkniętych przez krwawą gorączkę społecznościach liczba nastoletnich ciężarnych wzrosła o 65 proc. Choć nie ma dokładnych danych z innych państwach regionu, według "FP" także i tam pokłosiem epidemii stały się ciąże nieletnich.

Śmierć, bieda i zamknięte szkoły

- Epidemie są podobne do sytuacji podczas konfliktu. Zmniejszają się wpływy władz, pojawia się chaos i niestabilność, a wszystko to sprawia, że kobiety są narażone na przemoc - tłumaczyła magazynowi "FP" Monica Onyango z Uniwestytetu Bostońskiego, która specjalizuje się m.in. w zagadnieniach zdrowia publicznego i kryzysów humanitarnych.

UNDP opisuje w swoim raporcie, że przed wybuchem epidemii kobiety chodziły na targ, pracowały na roli, odwiedzały przyjaciół, podczas gdy mężczyźni wolny czas spędzali w barach, kinach czy na meczach piłkarskich. Ebola wszystko zmieniła, życie społeczne nagle przestało istnieć. Pojawił się za to strach.

Z powodu krwawej gorączki niektóre obszary były pod kwarantanną, na długie miesiące zamknięto też szkoły. Rodzice wielu dzieci zmarli przez wirus albo stracili pracę i możliwość zapewnienia bytu swoim bliskim. Bieda, w tych i tak niebogatych państwach, zaczęła coraz bardziej zaglądać ich mieszkańcom w oczy.

- Przed epidemią eboli koncentrowałam się na szkole, ale teraz mężczyźni nękają mnie, bo ciągle jestem w domu - wyznała w ankiecie dla UNDP nastolatka z Sierra Leone. Z powodu rozprzestrzeniającego się wirusa wiele dzieci przestało chodzić do szkół, stając się łatwym celem przemocy. Co gorsza, w czasie epidemii służby bezpieczeństwa były bardziej skupione na walce z ebolą niż innymi przestępstwami.

Jedna z osób, która brała udział w ankietach UNDP dotyczących sytuacji w czasie epidemii, opowiedziała, jak gwałciciel jej 13-letniej siostrzenicy wywinął się sprawiedliwości przez brak dowodów. - Przez ebolę centrum medyczne, które wydawało raporty dla ofiar napaści seksualnych, było zamknięte - wyjaśniała bliska dziewczynce osoba, dodając, że bez tego dokumentu sąd oddalił oskarżenie.

Inne nastolatki z uczniów musiały się zamienić w głowy rodziny i szukać pracy, gdy ich bliscy chorowali. A jeśli nie mogły znaleźć innego źródła zarobku, niektóre dziewczynki godziły się na prostytucję.

"Wiele nastoletnich dziewcząt zostało samych, stały się wyrzutkami, ich rodziny zmarły przez wirus, społeczności je odrzuciły, więc godziły się na seks za pieniądze, jedzenie albo schronienie" - ostrzegał już w listopadzie 2014 r. Plan International, organizacja pomagająca dzieciom. W tym samym czasie PI przybliżało na stronie Fundacji Thomson Reuters historię 15-letniej ciężarnej Mabel. Przez ebolę dziewczynka przestała chodzić do szkoły, znalazła za to chłopaka, który zmusił ją do seksu w zamian za pieniądze na żywność. "Mabel nie jest wyjątkiem" - opisywał artykuł.

Kolejnym pokłosiem przedłużającej się epidemii były wczesne małżeństwa. Nieletni rozmówcy organizacji Save The Children z Sierra Leone przyznali, że dziewczynki były wydawane szybciej za mąż, gdy ich rodzice nie mogli je utrzymać. – Jeśli szkoły będą dalej zamknięte, niektóre z nas będą postrzegane jako wystarczająco dojrzałe i zostaną poproszone o małżeństwo - powiedziała Save The Children ankietowana dziewczynka, której wiek oznaczono między 7 a 10 lat.

Długotrwałe konsekwencje

Skutki przemocy wobec kobiet, wzrostu ciąż wśród nastolatek czy przedwczesnych małżeństw będą jeszcze bardzo długo widoczne. Magazyn "Foreign Policy" zwraca przede wszystkim uwagę, że dla dziewczynek w Sierra Leone i Liberii ciąża zamyka drogę edukacji. Zgodnie z politykami tych państw ciężarne nie mogą chodzić do szkoły na zajęcia dzienne lub w ogóle. Brak edukacje tylko więc będzie potęgował ich, a także ich dzieci, przyszłą marginalizację społeczną.

Jeśli dodać do tego fizyczne zagrożenia dla młodych dziewczynek, które czeka poród, wyłania się obraz długotrwałych szkód, jakie spowodowała epidemia. I nie bardzo pomaga tutaj fakt, że Międzynarodowa Organizacja Zdrowia ogłosiła miesiąc temu, że Afryka Zachodnia jest już wolna od epidemii eboli.

...

Znowu stare koszmary.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:32, 16 Lut 2016    Temat postu:

Klęska suszy w Afryce Wschodniej – Polska Akcja Humanitarna apeluje o pomoc!


W Afryce Wschodniej ponad 18 milionów ludzi potrzebuje natychmiastowej pomocy w związku z dramatycznymi następstwami klęsk żywiołowych spowodowanych przez zjawisko atmosferyczne El Niño. Miliony mieszkańców Sudanu Południowego, Sudanu, Somalii i Etiopii do przeżycia potrzebują dwóch niezbędnych dóbr: wody i żywności.

Polska Akcja Humanitarna wraz z innymi międzynarodowymi organizacjami apeluje o pomoc dla ofiar katastrofalnych susz. Natychmiastowe działania są konieczne, aby zapobiec przekształceniu się kryzysu w klęskę głodu.
REKLAMA


W wielu miejscach regionu znacząco obniżył się poziom wód gruntowych, powodując wysychanie studni. Organizacje humanitarne szacują, że pomocy w uzyskaniu dostępu do wody potrzebuje 9 milionów

...

Niestety


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:53, 18 Lut 2016    Temat postu:

Głód zagraża milionom dzieci w Afryce. Katastrofalne skutki El Niño
W Malawi ponad 15 proc. populacji jest zagrożonych głodem - Reuters

Niemal milion dzieci we wschodniej i południowej Afryce wymaga natychmiastowego leczenia z powodu niedożywienia. Dwa lata nieregularnych opadów deszczu oraz susza w połączeniu z El Niño - jednym z najsilniejszych od 50. lat zjawisk - spowodowały spustoszenie w życiu najmłodszych.

El Niño związane jest z ociepleniem Pacyfiku i występuje średnio co 2 – 7 lat. Naukowcy wierzą, że zjawisko to występuje od zawsze, ale to ostanie może być najgroźniejsze w skutkach ze wszystkich dotychczasowych.

W całym regionie miliony dzieci są narażone na głód, brak wody i choroby. Sytuację pogarszają rosnące ceny żywności, które zmuszają rodziny do podjęcia drastycznych kroków, m.in.: ograniczania liczby posiłków i wyprzedaży majątku.

- Zjawisko El Niño będzie słabnąć, ale jego katastrofalne skutki będą odczuwalne dla dzieci w nadchodzących latach - powiedziała Leila Gharagozloo-Pakkala, Dyrektor Regionalny UNICEF ds. Afryki Wschodniej i Południowej. - Rządy państw starają się zaradzić tej sytuacji wykorzystując dostępne środki, jednak sytuacja jest bezprecedensowa. To, czy dzieci przeżyją, zależy od działań podjętych już dziś - dodała.

W obliczu rosnących niedoborów zasobów Lesotho, Zimbabwe i większość prowincji w Republice Południowej Afryki ogłosiły stan klęski żywiołowej. Szacuje się, że pod koniec 2016 r. w Etiopii liczba osób wymagających pomocy żywnościowej wzrośnie z ponad 10 mln do 18 mln.

Skutki El Niño są szczególnie dotkliwe dla dzieci w regionie:
W Etiopii dwie pory deszczowe, podczas których opady były bardzo niewielkie, sprawiły, że obecnie niemal sześć mln dzieci wymaga pomocy żywnościowej. Wiele z nich jest zmuszonych do pokonywania dużych odległości w poszukiwaniu wody, co wpływa na rosnącą nieobecność dzieci w szkołach;
W Somalii ponad 2/3 osób wymagających natychmiastowej pomocy to przesiedleńcy;
W Kenii ulewne deszcze i powodzie powiązane z El Niño potęgują wzrost liczby zachorowań na cholerę;
W Lesotho skutki El Niño dotykają co czwartego mieszkańca. To pogarsza i tak złą sytuację mieszkańców kraju, w którym 34 proc. dzieci to sieroty, 57 proc. ludzi żyje poniżej granicy ubóstwa, a niemal 1/4 osób dorosłych jest zakażona wirusem HIV;
Szacuje się, że w Zimbabwe 2,8 mln ludzi jest dotkniętych brakiem bezpieczeństwa żywnościowego spowodowanego suszą;
W Malawi kryzys żywnościowy jest najgorszy od dziewięciu lat, a 2,8 mln ludzi (czyli ponad 15 proc. populacji) jest zagrożonych głodem; liczba przypadków niedożywienia wzrosła o 100 proc. w ciągu zaledwie dwóch miesięcy (od grudnia 2015 r. do stycznia 2016 r.);
W Angoli 1,4 mln ludzi jest poszkodowanych na skutek ekstremalnych zjawisk pogodowych, a 800 tys. osób stoi w obliczu braku bezpieczeństwa żywnościowego, szczególnie w południowych, półpustynnych regionach kraju.

Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) szacuje, że usuwanie skutków El Niño zajmie poszkodowanym społecznościom około dwóch lat. Ale będzie to możliwe tylko wówczas, jeśli w drugiej połowie roku poprawią się warunki upraw.

UNICEF posiada obecnie mniej niż 15 proc. funduszy na prowadzenie działań w państwach dotkniętych skutkami El Niño.

UNICEF to organizacja humanitarna i rozwojowa działająca na rzecz dzieci. Od ratujących życie szczepień, przez budowę szkół, po natychmiastową pomoc w sytuacji klęski humanitarnej - UNICEF robi wszystko, aby dzieciom żyło się lepiej. Pracuje w małych wioskach i z rządami państw, bo uważa, że każde dziecko, niezależnie od miejsca urodzenia, koloru skóry czy religii, ma prawo do zdrowego i bezpiecznego dzieciństwa.

...

Niestety znowu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:24, 19 Lut 2016    Temat postu:

El Niño sieje głód wśród dzieci w Afryce Południowej
19 lutego 2016, 12:21
• Prawie milion dzieci w Afryce Południowej i Wschodniej cierpi z powodu ostrego niedożywienia spowodowanego suszą
• Lesotho, Zimbabwe i kilka prowincji RPA ogłosiły stan klęski żywiołowej
• Bezpośrednią przyczyną suszy jest El Niño, ciepły prąd równikowy Pacyfiku

UNICEF alarmuje o pogarszającej się sytuacji w Afryce Południowej i Wschodniej. Według najnowszych szacunków prawie milion dzieci na tych terenach może cierpieć głód ze względu na panującą w tej części kontynentu suszę

. Za fatalne warunki atmosferyczne odpowiada El Niño, ciepły prąd równikowy Pacyfiku, który pojawia się średnio co 5-7 lat. Ilość opadów w tych obszarach Afryki w przeciągu ostatnich 2 lat jest poniżej średniej. W konsekwencji plony są bardzo skromne, a ceny podstawowych surowców rosną. Lesotho, Zimbabwe i kilka prowincji RPA ogłosiły stan klęski żywiołowej. Według szacunków ONZ około 14 milionów ludzi może cierpieć głód w 2016 r. w Afryce Południowej. W samym Malawi zagrożonych jest aż 2,8 mln ludzi. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w Etopii, gdzie 18 mln ludzi czeka na pomoc (potrzebne jest około 87 mln USD dotacji).

Leila Pakkala – Gharagozloo, dyrektor UNICEF w tym regionie twierdzi, że prąd równikowy powoli zdaje się odpuszczać, jednak jego wpływ (szczególnie na dzieci) będzie odczuwalny przez wiele lat. Ostre niedożywienie i bardzo znaczna utrata masy ciała to obecnie najważniejsze przyczyny zgonów wśród dzieci poniżej 5 roku życia. Biuro NZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) twierdzi, że naprawa szkód wywołanych przez El Niño może potrwać 2 lata.

...

Wszedzie zagrozne dzieci...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:42, 24 Mar 2016    Temat postu:

Martín Caparrós: Głód jest wyjątkowo rozwiązywalnym problemem. Musimy tylko chcieć go rozwiązać
Emilia Padoł
Dziennikarka Onetu
Martin Caparros - Calejandra Lopez

- Po raz pierwszy w historii znaleźliśmy się w punkcie, w którym mamy wystarczającą ilość pożywienia, żeby wykarmić wszystkich. Widać więc dokładnie, że problem nie tkwi w produkcji, a w dystrybucji. System gospodarczy i ekonomiczny jest tak skonstruowany, żeby zaspokoić bogatszą część świata: zamożniejsze kraje i ludzi. To właśnie jest przyczyną głodu i to należy zmienić. Pytanie brzmi: jak? – mówi w rozmowie z Emilią Padoł Martín Caparrós.

"Głód", monumentalny reportaż Martína Caparrósa – podejmujący temat tak trudny, spychany na margines, traktowany jak coś niezbywalnego, na co "przecież nie mamy wpływu" – to kubeł zimnej wody, który możemy wylać na swoje głowy. Lektura nie przyniesie moralizatorskich banałów, nie będzie też epatować cierpieniem, choć przecież to o nim jest ta opowieść. Caparrós pokazuje ludzi i ich historie, jest dociekliwy, przedstawia problem głodu w całej jego złożoności. Budzi emocje i skłania do stawiania pytań – samym sobie. A bez nich, i głośnej rozmowy o głodzie, jak przekonuje autor, nie sposób zmienić świata, w którym co dziewiąty człowiek nie ma nic do jedzenia.
REKLAMA


Emilia Padoł/Onet: Co niespełna cztery sekundy jedna osoba na świecie umiera na skutek głodu – co, jak Pan pisze, daje półtora Holocaustu rocznie. Porażające zestawienie.

Martín Caparrós*: Ban Ki-moon, sekretarz generalny ONZ, już kilka lat temu powiedział, że z przyczyn związanych z głodem na świecie umiera rocznie 9 milionów ludzi. W książce napisałem, że to daje półtora Holocaustu rocznie – jeżeli chodzi o liczbę ofiar. Chciałem pokazać, że istnieją osoby i śmierci pierwszej klasy i drugiej kategorii. O jednych wiemy, widzimy je, o tych drugich nie myślimy, zapominamy.

Jak wygląda fizjologia głodu, prawdziwego głodu?

Osoba, która nie je przez długi okres czasu, zaczyna zjadać samą siebie, pochłania swoje rezerwy. Ostatecznie prowadzi to do śmierci – kiedy zapasy są już wyczerpane. Ale śmierci bezpośrednio spowodowane kilku-, kilkunastodniowym głodem, zdarzają się względnie, podkreślam – względnie, rzadko. Ludzie najczęściej umierają z głodu długotrwałego, czyli długookresowego niedożywienia. Ich system immunologiczny przestaje prawidłowo działać, zaczynają chorować. Dla mieszkańców Zachodu te choroby nie okazałyby się śmiertelne, ale głodujących one po prostu wykańczają.

Co czują ci ludzie?

Pytałem o to swoich rozmówców, a ich odpowiedzi były przeróżne. Niektóre osoby popadają w depresję, są smutne, apatyczne, inne reagują irytacją, podenerwowaniem, często na granicy wytrzymałości.

Niger, Indie, Bangladesz, Stany Zjednoczone, Argentyna, Sudan Południowy, Madagaskar – to miejsca, w których rozmawia Pan z dziesiątkami osób. Wszędzie tłem jest głód, ale w każdym z tych krajów jest on inaczej powiązany z wyzyskiem społeczeństwa. Dlaczego akurat te miejsca?

Kiedy zastanawiałem się, w jaki sposób powinienem pisać o głodzie, postanowiłem przeanalizować rzeczywistą sytuację, czyli to, że głód ma różne postaci, decydują o nim różne mechanizmy, jego przyczyny i skutki nie są jednolite. Chciałem pokazać to zróżnicowanie.

Niger często podaje się jako przykład państwa, w którym teoretycznie głód jest strukturalny – czyli nie do rozwiązania, nic z nim nie można zrobić. Indie są obecnie największą demokracją świata, krajem, który gospodarczo rozwija się bardzo szybko. Mamy więc sprzeczność – głodnych w tym kraju powinno być mniej. Bangladesz wybrałem dlatego, że głód jest tam wykorzystywany jako narzędzie do podtrzymywania panującego systemu gospodarczego. Chciałem opowiedzieć o sytuacji kobiet wyzyskiwanych przez przemysł tekstylny.

Stany Zjednoczone zainteresowały mnie z dwóch względów. Po pierwsze, chciałem się przyjrzeć systemowi finansowemu i jego związkom ze wzrostem cen żywności, który prowadzi do tego, że wiele osób na świecie cierpi głód. Z drugiej strony – w USA ogromnym problemem jest otyłość, czyli tak naprawdę niedożywienie. I to również przykuło moją uwagę.

Argentyna to doskonały przykład niesprawiedliwej dystrybucji żywności. Ten kraj mógłby wykarmić swoich wszystkich obywateli i jeszcze wielu innych ludzi. Mimo to w Argentynie kilka milionów osób cierpi na niedożywienie. Również funkcjonujący w tym kraju system pomocy społecznej jest nie do końca udany.

Konflikty zbrojne i polityczne prowadzą do głodu – to chciałem pokazać na przykładzie Sudanu Południowego. Ostatnie miejsce, Madagaskar, to biedny kraj, w którym rządy i korporacje zawłaszczają ziemię, zasoby nie są tam właściwie wykorzystywane, co prowadzi do pogłębienia głodu wśród mieszkańców.

Czytając książkę, trudno oprzeć się wrażeniu, że głód szczególnie dotkliwie staje się sprawą kobiet. One każdego dnia muszą martwić się o to, czym nakarmią swoje potomstwo, to one zachodzą w ciąże i wielokrotnie rodzą, mając świadomość, że przeżyją nieliczne z ich dzieci. Ich głód nazywany jest genderowym, ma też bardzo seksistowskie podłoże.

Zgadza się – w walce z głodem to kobiety są na pierwszej linii frontu, a głównymi ofiarami tego głodu są ich dzieci. Z aspektem głodu genderowego spotkałem się dopiero pracując nad książką. To zjawisko jest obecne przede wszystkim w Azji, Chinach, Indiach – gdzie żyje połowa ludności świata. Tam też przyjmuje się, że w obliczu głodu pierwszymi osobami, które przestają jeść, są kobiety. Dla tych społeczności to zupełnie naturalne.

10 lat temu, jeszcze przed napisaniem "Głodu", rozmawiałem z pewnym młodym Chińczykiem. Pochodził z prowincji i opowiadał, że kiedy zaczął się głód, jego siostry przestały jeść, żeby on nie został bez pożywienia. Zapytałem go: "twoje siostry muszą cię chyba nienawidzić?" Odpowiedział: "Dlaczego? Przecież to normalne, że to ja dostaję jedzenie".

Niezwykle mnie to zaskoczyło, zacząłem zgłębiać ten temat i rzeczywiście, taki zwyczaj jest utrwalony m.in. w chińskiej tradycji. Oficjalnie argumentuje się, że to mężczyzna musi mieć siłę, żeby iść w pole, pracować, przynieść jedzenie i przerwać to błędne koło głodu. Ale to jest kłamstwo, zupełna nieprawda, bo w rzeczywistości kobiety też zapewniają pożywienie.

Nie ucieka Pan od problemu religii, wobec których zachowuje Pan daleko idący sceptycyzm. Ale zdaje się, że większość osób cierpiących głód, z którymi Pan rozmawiał, to ludzie wierzący.

Wydaje mi się, że gdy człowiek znajduje się w sytuacji, nad którą stracił kontrolę, której nie może zmienić, to odwołuje się do istnienia jakiegoś porządku, przez który tłumaczy sobie, że to wszystko działa tak, a nie inaczej. I tym porządkiem bardzo często jest Bóg. Dla mnie to bardzo smutne. Jeśli wierzymy, że Bóg zmieni naszą sytuację, to sami przestajemy działać.

Bardzo jasno pokazuje Pan, że problem głodu nie wynika z tego, że jedzenia jest na świecie za mało. Produkujemy pożywienie, którym możemy wykarmić ponad 7 miliardów ludzi zamieszkujących Ziemię, zostaje jeszcze zapas dla 4-5 miliardów, ale równocześnie 30-50 proc. tej żywności jest całkowicie marnotrawione.

Po raz pierwszy w historii znaleźliśmy się w punkcie, w którym mamy wystarczającą ilość pożywienia, żeby wykarmić wszystkich. Widać więc dokładnie, że problem nie tkwi w produkcji, a w dystrybucji. System gospodarczy i ekonomiczny jest tak skonstruowany, żeby zaspokoić bogatszą część świata: zamożniejsze kraje i ludzi. To właśnie jest przyczyną głodu i to należy zmienić. Pytanie brzmi: jak?

Pan ma swoje przemyślenia, recepty na to, jak można przebudować ten system?

Nie, żadnych recept (gorzki śmiech). Jestem przeciwnikiem tych, którzy mają recepty, gotowe rozwiązania. Często mówię, że gdybym je miał, to nie mówiłbym o nich na głos – bo bardzo nie lubię ludzi, którzy to robią. Natomiast mocno wierzę w to, że rozwiązanie będzie można znaleźć, jeżeli najpierw uwierzymy, że głód nie jest problemem innych, tylko naszym.

Temat głodu musi się pojawić w debacie publicznej, należy wywierać presję na osoby, czy instytucje, które coś mogą w tej sprawie zrobić. Trzeba o tym rozmawiać i wspólnie szukać rozwiązań. 30-40 lat temu jeszcze nikt nie mówił o zmianie klimatu. W tym momencie to temat numer jeden, żaden polityk nie można stanąć do jakichkolwiek wyborów, jeżeli nie ma w swoim programie wyborczym punktu związanego z ochroną klimatu. Dlaczego? Bo ludzie zaczęli o tym myśleć i postrzegać jako problem, który dotyczy właśnie ich. Wierzymy, że to nasz prawdziwy problem.

Głód jest wyjątkowo rozwiązywalnym problemem. Musimy tylko chcieć go rozwiązać.

Podkreśla Pan, że główną przyczyną głodu jest bogactwo. Jak potrzeba luksusu w jednej części świata wpływa na to, że w innej pogłębiają się bieda i głód?

To skomplikowane i wiąże się z globalnym systemem finansowym, ale streszczając – zasoby są ograniczone. Mogą być albo skoncentrowane, albo dobrze rozdystrybuowane. Przytaczam często pewien bardzo prosty przykład dotyczący tego, jak produkowane jest mięso. Potrzebujemy 10 kg zboża, żeby uzyskać jeden kilogram mięsa. Mamy wybór: 10 kg zboża zostanie rozdzielone pomiędzy 10 osób, każda z nich dostanie kilo zboża, albo te 10 kilo zje jakaś świnia czy krowa, z czego otrzymamy jeden kilogram mięsa, który dostanie jedna bogata osoba. Właśnie na tym polega koncentracja.

Czy zmieniając swoje codzienne wybory żywieniowe, konsumpcyjne możemy pomóc zwalczyć głód?

To nie takie proste, ale na pewne rzeczy możemy mieć wpływ. Ostatnio bardzo dużo mówi się o tym, żeby nie wyrzucać jedzenia. W zeszłym roku we Francji wprowadzono ustawę zakazującą supermarketom pozbywania się niesprzedanej żywności. Mają ją przekazywać organizacjom dobroczynnym. Oczywiście to jedzenie zostanie rozdystrybuowane tutaj, na naszych rynkach i będzie to działanie krótko- czy średnioterminowe. Ale kto wie – może przyniesie także długoterminowy efekt? I może jeżeli będziemy wyrzucać mniej jedzenia, rynek zorientuje się, że nasze zapotrzebowanie nie jest tak duże i być może żywność zostanie rozdystrybuowana do innych części świata? Oczywiście to tylko hipoteza.

A co z ubraniami? Pisze Pan o ich produkcji w Bangladeszu, rozmawia Pan z ofiarami tego przemysłu. Z jednej strony my wiemy, że noszone przez nas koszulki są naprawdę okupione krwią, informacje o tym pojawiają się w mediach, są nagłaśniane. Ale równocześnie mają niewielkie przełożenie na nasze życie – dalej kupujemy odzież głównie w sieciówkach.

To kolejny bardzo złożony problem. Mówi się o tym, żeby np. bojkotować te produkty. Sam w domu mam na ten temat ciągłą dyskusję, bo moja żona twierdzi, że nie powinniśmy ich kupować. Ale z drugiej strony – całkowity bojkot mógłby okazać się niebezpieczny, bo w jego następstwie tysiące, jeżeli nie więcej, mieszkańców Azji mogłoby stracić pracę. Czyli osiągnęlibyśmy odwrotny skutek. Przypuszczam, że właśnie dlatego nie są organizowane żadne bardziej intensywne akcje bojkotujące ten przemysł.

Być może jakimś pomysłem byłoby społeczne potępienie firm, które wykorzystują ludzi i równocześnie przyznają się do tego, jak Zara i cały Inditex. Trudno byłoby przestać kupować te ubrania, ale może jakimś rozwiązaniem okazałoby się organizowanie pikiet przed drzwiami sklepów? Może to przyniosłoby jakiś efekt…
a0af5a28-a39e-4ac6-a01f-8faee7759e71 Okładka książki "Głód" - Materiały prasowe
Okładka książki "Głód"

Niemało pisze Pan też o organizacjach humanitarnych i tak naprawdę przedstawia je Pan chyba jako trybiki w machinie systemu, który podtrzymuje głód.

Pracowałem z Lekarzami bez Granic (ang. Doctors without Borders – przyp. Onet), którzy bardzo mi pomogli, zapewnili dostęp do ludzi, z którymi chciałem się spotkać i porozmawiać. Oni są niezwykle uczciwi, ale mają też świadomość, że pracują na poziomie efektów, przyczyn. Wiedzą, że nie rozwiążą problemu, ale gdyby ich tam nie było, to ci ludzie, których udaje im się ratować, umarliby.

Inną grupą są organizacje, których najlepszym przykładem jest Światowy Program Żywnościowy (ang. World Food Programme – przyp. Onet). Oni dostarczają pomoc żywnościową, zamiast zapewnić narzędzia, dzięki którym ludzie sami mogliby wyprodukować pożywienie. Wysyłają tę żywność, bo to oczywiście męczące i nieestetyczne, że mamy głód na świecie, ale też dlatego, że, jak sami otwarcie mówią, jeśli nie wysłaliby worków z jedzeniem, to osoby z krajów pogrążonych w głodzie mogłyby stać się terrorystami, albo – co gorsza – mogłyby zbuntować się i podjąć próbę zajęcia naszego miejsca w świecie. Czyli płacimy okup.

Dziesięć dni temu byłem w Norwegii i uczestniczyłem w programie telewizyjnym – wraz z dyrektorką Światowego Programu Żywnościowego. To, co mówiła, wydało mi się jakimś kiepskim żartem – przekonywała wszystkich, że problem głodu tkwi w lokalizacji, że tutaj mamy jedzenie i musimy wysyłać je tam, gdzie go nie ma. Jakby nie wiedziała, że są ludzie, którzy mają przed nosem pożywienie, tylko nie mają pieniędzy, żeby je kupić.

Myślenie w kategoriach państw, narodów – pisze Pan, że to zawsze prowadzi do budowania źle pojmowanej przynależności, pewnego rodzaju egoizmu. Kiedy myślimy tylko o swoim kraju, to trudno nam identyfikować się z tym, co dzieje się poza nim?

Tak, to nieprawdopodobne, że myślimy w ten sposób: interesuje mnie to, co się dzieje w moim kraju. Ograniczamy się linią narysowaną na mapie, a to, co ma miejsce 10 kilometrów dalej, już nas nie obchodzi, bo nas nie dotyczy. Ale to działa jeszcze w inną stronę. Za naszą granicą są pewne zasoby, np. jedzenie, a nam wydaje się, że nie mamy do nich prawa. Jeżeli spojrzymy na to z dystansu, zobaczymy, jakie to nielogiczne.

Fascynujące, że przyjmujemy to jako pewnik, świętość, w ten sposób funkcjonujemy i myślimy. Podchodzimy do naszych granic jak do czegoś, co się nie zmienia, a one są w ciągłym procesie zmiany. I Polska jest chyba tego najlepszym przykładem – przecież tyle razy przesuwała się w jedną czy w drugą stronę.

Zgadza się, ale Polska mierzy się dzisiaj ze wzrostem nastrojów narodowych, a w związku z potrzebą przyjęcia uchodźców z Bliskiego Wschodu przez nasz kraj przetoczyło się wiele dyskusji. Wnioski z nich są mało optymistyczne i pokazują pewien szerszy problem – nie potrafimy solidaryzować się z "innymi".

(Martín Caparrós kiwa potakująco głową i zamyśla się przez chwilę)

Nacjonalizm to egoizm ubrany w piękne słowa: ojczyzna, tradycja itd., a tak naprawdę kryje się pod nimi chciwość – to, co ja tutaj mam, jest moje.

Pisze Pan, że Pana książka jest porażką, bo właściwie każda książka jest porażką. Ale mimo wszystko to szalenie otwierająca oczy porażka.

Nie wiem, dziękuję (uśmiech). Wydaje mi się, że każda książka jest porażką, bo gdy zaczynamy nowy projekt, to mamy bardzo dużo pomysłów, idei, kierunków, w które chcielibyśmy ten projekt pociągnąć. Nie wszystkie możemy zrealizować. W tym sensie efekt końcowy nas rozczarowuje i dlatego jest to porażka. Ale też książkę otwieram cytatem z Becketta: "Spróbować jeszcze raz. Chybić jeszcze raz. Chybić lepiej".

* Martín Caparrós – argentyński dziennikarz i pisarz. Pracował w radiu, telewizji i prasie. Od lat nieustannie podróżuje. Napisał ponad dwadzieścia reportaży, które zostały przetłumaczone na wiele języków. Tłumacz dzieł Woltera, Szekspira i Quevada. W Paryżu studiował historię, mieszkał też w Madrycie i Nowym Jorku. "Głód" ukazuje się nakładem Wydawnictwa Literackiego w tłumaczeniu Marty Szafrańskiej-Brandt. Wywiad został przeprowadzony 29 lutego 2016 r. przy asyście Dominiki Kur-Santos, tłumaczki języka hiszpańskiego.

...

Technicznie owszem. Ale to ze jest glod to nie przypadek. To komus jest na reke np. w tych krajach...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:10, 11 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
ONZ: Stoimy w obliczu największej katastrofy humanitarnej od 1945 roku
ONZ: Stoimy w obliczu największej katastrofy humanitarnej od 1945 roku

Dzisiaj, 11 marca (06:43)

Około 20 milionom ludzi w Jemenie, Sudanie Południowym, Nigerii i Somalii grozi śmierć głodowa - oświadczył w piątek w Nowym Jorku koordynator ONZ ds. humanitarnych Stephen O'Brien.
Niedożywione dziecko otrzymuje pomoc w Somalii / Zdj. ilustracyjne
/UNICEF/ BORIS HEGER /PAP/EPA


Zaapelował on do Rady Bezpieczeństwa ONZ o natychmiastową pomoc dla mieszkańców tych krajów. Jeśli społeczność międzynarodowa nie pospieszy z pomocą, to miliony ludzi po prostu umrą tam z głodu - stwierdził koordynator ONZ ds. humanitarnych.

ONZ definiuje głód, kiedy ponad 30 proc. dzieci poniżej 5 roku życia cierpi z powodu niedożywienia, a codziennie z tego powodu umierają dwie osoby na społeczność 10 tysięcy ludzi. W tym momencie ponad 20 milionów ludzi z czterech krajów może umrzeć z powodu głodu - powiedział O’Brien.

Świat stoi w obliczu największej katastrofy humanitarnej od czasu powstania ONZ w 1945 roku. To krytyczny moment w historii Narodów Zjednoczonych - podkreślił.

Stephen O'Brien, który ostatnio odwiedził Jemen, Somalię, Sudan Południowy i Nigerię, powiedział, że "wszystkie te kraje łączy jedno: ogarnięte są chaosem i konfliktami zbrojnymi".

Powiedział także, że ONZ ma plan działań humanitarnych w tych krajach, ale jego realizacja w ciągu najbliższych 5 miesięcy będzie kosztowała 4,4 mld dolarów. Dodał, że pomoc jest utrudniona przez toczące się walki i zaapelował do członków RB ONZ, by dotarli do stron konfliktu i przekonali ich do zaprzestania starć.

Największy kryzys jest w Jemenie, gdzie pomocy humanitarnej potrzebuje 2/3 populacji, czyli aż 18,8 milionów. W tym momencie jest tam 7 milionów głodujących, którzy nie wiedzą, kiedy zjedzą kolejny posiłek. To 3 miliony więcej niż w styczniu - dodał.

Z kolei w Sudanie Południowym pomocy potrzebuje 7,5 milionów ludzi. Problemem tam jest nie tylko wojna domowa i głód, ale także epidemia cholery, która trwa od czerwca 2016 roku.

W Somalii natomiast 6,2 milionów osób czeka na pomoc z zewnątrz. Według ONZ blisko milion dzieci poniżej piątego roku życia jest poważnie niedożywionych. To co zobaczyłem w Somalii było naprawdę niepokojące. Kobiety i dzieci tygodniami poszukiwały jedzenia i wody. Stracili swoje domostwa, źródła wody wyschły i nie mają niczego, co pomoże im przeżyć - powiedział O’Brien.

Natomiast w Nigerii z powodu przedłużających się walk z islamskimi ekstremistami z Boko Haram, ponad 2,6 milionów ludzi musiało uciekać z domów. W zeszłym miesiącu głód w północno-wschodniej części kraju był tak poważny, że ludzie nie mają siły chodzić. Niektóre społeczności utraciły tam wszystkie swoje dzieci.

(az)
RMF FM/PAP

....

Niestety katastrofa humanitarna o zasiegu globalnym w drodze...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:37, 18 Mar 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → 20 milionom ludzi grozi śmierć głodowa
20 milionom ludzi grozi śmierć głodowa
RADIO WATYKAŃSKIE
dodane 18.03.2017 17:22 Zachowaj na później

AfghanistanMatters / CC 2.0


„Trzeba większej świadomości całego świata, aby zdać sobie sprawę, że ludzkość jest zagrożona. Należy reagować jak najszybciej i dać jedzenie potrzebującym, aby nie było za późno, ale także zająć się przyczynami konfliktów” – powiedział sekretarz generalny Caritas Internationalis, Michel Roy, komentując alarmujące dane Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Mówią one o 20 milionach ludzi na świecie, którzy cierpią na brak żywności. Potrzeba do końca lipca b.r. prawie 4,4 mld dolarów, aby nie umarli z głodu. Wśród najbardziej zagrożonych wymienia się mieszkańców Sudanu Południowego, Somalii, Jemenu i Nigerii. Według ONZ świat przeżywa największy kryzys humanitarny od 1945 r.

W wywiadzie dla włoskiej agencji katolickiej SIR sekretarz generalny Caritas Internationalis stwierdził także, że głównymi przyczynami biedy są konflikty zbrojne i zmiany klimatyczne, a za obie odpowiada człowiek. Mówiąc o trudnościach w udzielaniu pomocy, wskazał przede wszystkim brak bezpieczeństwa, a w niektórych państwach, jak w Jemenie, nieobecność wspólnoty kościelnej. Odniósł się również do bardzo trudnej sytuacji w Sudanie Południowym, gdzie były wielkie nadzieje na zmiany, ale niestety obecnie jest tam ogromny chaos. Dodał, że bardzo ważna byłaby ewentualna wizyta Papieża w tym kraju.

Michel Roy zwrócił także uwagę na przyczyny, które jego zdaniem sprawiają, że problem głodu na świecie jest do dziś nierozwiązany. „Uważam – powiedział – że sumienie jednostek i całego społeczeństwa jest chore. Przejmujemy się sprawami, które nie mają szczególnej wagi, jak na przykład telefonami komórkowymi. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, co jest naprawdę ważne. Papież Franciszek mówi o globalnej obojętności i to jest jedno z wyzwań tego szczególnego czasu”.

Minęło już 6 lat od początku wojny w Syrii. „Kto tak naprawdę zajął się szukaniem rozwiązania tego konfliktu? – pytał sekretarz generalny Caritas Internationalis. – Rządzący i żołnierze nie mają problemu z żywnością, lekarstwami. Czy ludzie mają co jeść, czy też nie, zbytnio ich nie przejmuje” – dodał Michel Roy.

...

Koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:34, 28 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Niepokojący raport. Chodzi o 30 mln osób z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej
Niepokojący raport. Chodzi o 30 mln osób z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej

Dzisiaj, 28 marca (11:59)

​Liczba niedożywionych z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej stale rośnie i osiągnęła już 30 mln - wynika z raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO).
Zdjęcie ilustracyjne
/DAI KUROKAWA /PAP/EPA


Poziom niedożywienia "w ciągu ostatnich pięciu lat znacznie się pogorszył, podważając postęp osiągnięty przed 2010 rokiem" - głosi raport.

Według FAO przyczyną tego stanu jest intensywność konfliktów i przewlekłe kryzysy w regionie.

W latach 2014-2015 na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej niedożywienie objęło 9,5 proc. dorosłych, czyli około 30 mln ludzi.

W opublikowanym raporcie podkreślono, że na pogarszającą się sytuację znaczący wpływ ma wojna w Syrii i Iraku oraz konflikt w Jemenie.

FAO szacuje, że oprócz konfliktów i wojen na niedożywienie ludności w regionie wpływają zmiany klimatyczne i niedobór wody.

FAO podkreśla "konieczność opracowania i wdrożenia strategii na rzecz zrównoważonego zarządzania zasobami wodnymi i adaptacji do skutków wpływu zmian klimatycznych na wodę i rolnictwo".

W dokumencie "zaapelowano o szerszą współpracę regionalną, aby zmierzyć się z ogromnym wyzwaniami, jakimi są niedobór wody i zmiany klimatu". Według FAO "właściwe decyzje" należy podjąć już teraz.

..

Niestety koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:20, 14 Kwi 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
WHO alarmuje: Liczba chorych na cholerę w Somalii do lata może się podwoić
WHO alarmuje: Liczba chorych na cholerę w Somalii do lata może się podwoić

Wczoraj, 13 kwietnia (20:44)

​Z powodu epidemii cholery, która rozprzestrzenia się w Somalii, w tym roku zmarły 524 osoby. Ponad 25 tys. osób w tym zagrożonym klęską głodu kraju cierpi na cholerę lub ostrą biegunkę. Jak alarmuje WHO, do lata ta liczba może się podwoić.
Zdjęcie ilustracyjne
/Piotr Bułakowski /RMF FM


Współczynnik śmiertelności w wyniku choroby w Somalii już wynosi 2,1 proc. chorych i jest dwukrotnie wyższy niż poziom określony progiem ostrzegawczym - informuje w oświadczeniu rzecznik Światowej Organizacji Zdrowia Tarik Jaszarević.

Cholera to ostra bakteryjna choroba przewodu pokarmowego, przenoszona przez skażoną wodę i jedzenie, objawiająca się m.in. silną biegunką. W ciągu zaledwie kilku godzin może doprowadzić do śmierci z odwodnienia. Szczególnie narażone są niedożywione dzieci poniżej 5. roku życia.

Dotkniętych chorobą jest 13 spośród 18 regionów Somalii, a z jej powodu w kraju tym od listopada pół miliona ludzi opuściło miejsce zamieszkania, głównie w poszukiwaniu czystej wody pitnej. Ponadto 3 mln hodowców zwierząt z powodu suszy, która nęka Róg Afryki, straciło ok. 70 proc. swojego inwentarza.

Według danych ONZ, spośród ok. 11 mln mieszkańców Somalii, ok. 6,2 mln osób pilnie potrzebuje pomocy humanitarnej. W 2011 roku klęska głodu zabiła w Somalii co najmniej 260 tys. ludzi.

...

Niestety znow dramat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:59, 03 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Nowy obszar w rywalizacji NATO i Rosji. Ekspert ostrzega przed zamiarami Moskwy
POLECANE

Poważny wypadek w Słowackim Raju. 7-latek spadł z...

Wrócił z urlopu w Chorwacji. Przywiózł jadowitego...

Oto smartfon z systemem dźwięku surround

Awaryjne lądowanie samolotu na plaży. Zginęły...
dostarczone przez plista
Nowy obszar w rywalizacji NATO i Rosji. Ekspert ostrzega przed zamiarami Moskwy

1 godz. 42 minuty temu

​Brytyjski dziennik "Telegraph" zwrócił uwagę na rosyjską ekspansję w Arktyce, ostrzegając przed trwającymi wysiłkami Moskwy na rzecz militaryzacji tego regionu i przejęcia kontroli nad jego zasobami naturalnymi, w tym ropą i gazem.
Rosyjska platforma wiertnicza w rejonie Arktyki
/AA/ABACA /PAP/EPA


Autor komentarza, dyrektor działu ds. Rosji w konserwatywnym think tanku Henry Jackson Society, Andrew Foxall, podkreślił, że w obliczu rosyjskiej decyzji o otwarciu nowej bazy wojskowej w Arktyce wyrasta ona na "jeden z najgorętszych punktów zapalnych", obok Syrii, Korei Północnej, Libii i Ukrainy.

Komentator zaznaczył, że spór o Arktykę sięga początków rządów rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, kiedy Rosja złożyła do Organizacji Narodów Zjednoczonych wniosek o uzyskanie kontroli nad znaczną częścią Oceanu Arktycznego, włącznie z biegunem północnym.

"Początkowo wniosek został odrzucony, ale dwa lata temu złożono go ponownie. Jeśli okaże się skuteczny, granice Rosji powiększą się o 463 tys. mil kwadratowych (ok. 1,2 mln km kwadratowych)" - zaznaczył Foxall.

Jak jednak dodał, spór w niewielkim stopniu dotyczy samego terytorium, a w większym - znajdujących się tam zasobów naturalnych. Jak wykazało w 2008 r. amerykańskie badanie geologiczne, aż 13 proc. światowych rezerw ropy i 30 proc. rezerw gazu znajduje się w Arktyce.

"Rosja chce z nich skorzystać: przyjęta w 2008 roku oficjalna polityka arktyczna jasno mówi o ambicjach Moskwy, żeby zamienić Arktykę w 'strategiczną bazę zasobów naturalnych'" - napisał ekspert.

Foxall podkreślił, że "w tym celu Rosja spędziła ostatnią dekadę, militaryzując region, prześcigając wysiłki Zachodu" przez prowadzenie m.in. patroli powietrznych i wodnych, a także ustanawiając oddzielne dowództwo wojskowe obejmujące Arktykę i ponownie otwierając byłe sowieckie bazy w tym regionie.

"Zachód jest narażony na ryzyko. Stany Zjednoczone mają zaledwie jedną jednostkę przystosowaną do operowania na wodach Arktyki, (...) a Rosja ma ich czterdzieści i przygotowuje kolejnych jedenaście w celu uzyskania kontroli nad szlakiem Morza Północnego i wykorzystania go do przewozu towarów" - dodał.

Ekspert Henry Jackson Society zaznaczył jednak, że dla Londynu kluczowe powinno być tzw. przejście GIUK, czyli obszar między Grenlandią, Islandią i Wielką Brytanią, który "w trakcie zimnej wojny (...) była prawdopodobnie najdokładniej obserwowanym fragmentem oceanu na całej planecie, w czym brytyjska marynarka wojenna odgrywała główną rolę". Przejście GIUK stwarza możliwość wpłynięcia na Atlantyk od strony Morza Północnego z pominięciem kanału La Manche.

"Znaczenie tego obszaru zmalało po upadku Związku Radzieckiego, ale teraz, kiedy Rosja staje się coraz bardziej asertywna, Wielka Brytania wraz z sojusznikami gorączkowo odbudowuje swoją zdolność wojskową w tym rejonie" - napisał, podkreślając, że w ubiegłym roku brytyjskie ministerstwo obrony ogłosiło, iż wyda 3 mld funtów na dziewięć samolotów P-8 Poseidon, które będą monitorowały aktywność nad północnym Atlantykiem.

"NATO długo ignorowało Arktykę, ale to musi się zmienić. (...) Rosyjski specjalny wysłannik na Arktykę Artur Czilingarow powiedział w środę, że spodziewa się, iż ONZ zaakceptuje rozszerzenie rosyjskich granic o Arktykę. Wyobraźmy sobie jednak, że tak się nie stanie, a Rosja użyje siły, żeby zabezpieczyć swoje interesy, tak jak zrobiła na Ukrainie i w Syrii. Jak wówczas zareagowałoby NATO?" - zapytał Foxall.

(ph)

...

Ruscy chca rozpetac mordy i glod w Afryce, ZNOWU JAK DAWNIEJ! Afryka musi byc madra i sie nie dac. ZERO TOLERANCJI DLA RUSKICH! ZAMORDOWALI JUZ MILIONY AFRYKANCZYKOW!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:18, 07 Lut 2018    Temat postu:

Bayer rozprzestrzeniał na całym świecie HIV
We wczesnych latach 80-tych, kiedy wirus HIV nie został jeszcze zidentyfikowany nazwany był „chorobą czterech H”, ponieważ był powszechny wśród homoseksualistów, uzależnionych od heroiny, u Haitańczyków i chorych na hemofilię. Ale jeśli rozprzestrzenienie się choroby w pierwszych trzech „H” można wytłumaczyć zakaźną naturą zespołu, jego rozpowszechnienie wśród pacjentów z hemofilią, którzy nie kontaktowali się ze sobą, nie pasowało do tej koncepcji.



Później wyjaśniło się, że infekcję zawiera preparat koncernu Bayer, który podaje się chorym na hemofilię w celu normalizacji krzepliwości krwi. Preparat „Factor VIII” otrzymuje się z osocza krwi dawcy. Ponieważ pobierana krew była za pieniądze, większość darczyńców miała niski status społeczny, wchodzili w ten skład więźniowie i narkomani. W 1983 roku po odkryciu wirusowej natury AIDS, wykryto w tych preparatach HIV. Aby go zneutralizować Bayer zaczął stosować termiczną obróbkę osocza dawcy. Jednak preparaty z obróbką termiczną dostarczano tylko na rynek USA, na eksport produkowano preparaty bez obróbki.

Duże ilości zakażonych leków dostały się do Malezji, Singapuru, Indonezji, Argentyny, Włoch, Niemiec, Holandii, Wielkiej Brytanii, Japonii itd. Według firmy prawniczej Kenneth B. Moll & Associates, Ltd. na całym świecie zostało zarażonych wirusem ponad 10 000 pacjentów z hemofilią. Bayer zapłacił ofiarom 600 milionów dolarów w ciągu 15 lat.

Jest to najbardziej znany przypadek rozprzestrzeniania się zakażenia wirusem HIV. Jednak możliwe jest, że inne leki i szczepionki produkowane na bazie materiałów biologicznych od dawców i zwierząt również mogły zawierać HIV i przyczynić się do rozprzestrzeniania infekcji we wczesnych latach epidemii. Pośrednio za tym przemawia fakt, że najsilniejszą epidemię zaobserwowano w krajach afrykańskich, gdzie firmy farmaceutyczne prowadziły i nadal prowadzą badania kliniczne swoich leków pod auspicjami działań humanitarnych i charytatywnych. W niektórych krajach w Afryce około jedna czwarta populacji zarażona jest wirusem HIV:



Istnieje wersja, że przeniknięcie wirusa HIV do ludzi było z krwi zwierząt, od których wyprodukowano preparaty. Dzisiaj leki te są obowiązkowo testowane pod kątem obecności znanych wirusów. Nie ma jednak 100% gwarancji, że leki te są sterylne i nie zawierają jeszcze nam nieznanych wirusów, z których niektóre mogą powodować rozwój nowych lub już znanych chorób.

źródło
..

Koncerny robia eksperymenty na Afryce! Nie nowosc!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:31, 24 Kwi 2018    Temat postu:

Plastikowy ryż i jajka z żelatyny: sfałszowane jedzenie zagraża ludziom

Mleko bez białka, plastikowy ryż i makaron, sztuczne jajka. Prawdopodobnie w samej Tanzanii 50 procent importowanych do tego kraju spożywczych towarów jest fałszywych. Dlaczego prawdopodobnie? Bo w Afryce dokładnie ustalić tego nie sposób.

...

Szok! Pilnujcie tego! Afryka nie jest az tak biedna zeby musiala jesc wszystko np. plastik. W ogole nigdy nie mozna jesc plastiku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:25, 25 Maj 2018    Temat postu:

Żołnierze w Nigerii gwałcili kobiety uwalniane z rąk islamistów

Dla wielu kobiet wolność okazała się gorsza od niewoli u islamistów. Żołnierze w Nigerii gwałcili kobiety i dziewczyny, których mieli bronić. Myśleli, że mogą wszystko, bo walczą z Państwem Islamskim. Zachód odwracał wzrok.

...

Niestety Murzyni maja olbrzymia sklonnosc do zła stad ich ciezki los. Pokuta. Afryka ma ciezko bo grzeszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:55, 20 Cze 2018    Temat postu:

Palili kurę, a popiół wcierali sobie w ciało. Rzucali czary. Wciskali fetysze w murawę...

Rywale byli pewni, że ta siła bramkarza nie wzięła się znikąd. Podobno przed jednym ze spotkań widziano Sylvę, jak trenuje z jednym z szamanów. Ten miał czymś wysmarować jego bramkę, przez co była ona „zaczarowana”.

Awantura przez talizman

W zremisowanym bezbramkowo starciu u siebie, w trakcie spotkania obsypał czymś bramkę i zakopał talizman w polu karnym. Doszło do potężnej awantury, goście odmówili dalszej gry, a mecz wznowiono dopiero, gdy asystent arbitra odkopał tajemniczy przedmiot.

Do kontrowersji doszło też w rewanżu, wygranym sensacyjnie przez gości 1:0. Tu bramkarz również dziwnie się zachowywał, zaś rywale oskarżyli go o... praktyki satanistyczne i rzucanie czarów. Rwanda awansowała mimo to na turniej, jednak nie wyszła z grupy. Często sami piłkarze próbują pomóc swojemu szczęściu i odprawiają różne obrzędy. Potrafią wysmarować się „magicznym” proszkiem, przynieść na stadion zęby słonia, czy używać grzebienia ze szczeciny jeżozwierza.

Popiół z kury

– Czary to afrykańska tradycja i element kultury – mówił przed laty w wywiadach Henryk Kasperczak, jeden z najbardziej cenionych trenerów w Afryce. – Nie każdy w nie wierzy, ale te przeróżne obrzędy dodają motywacji wszystkim. Mnie, jako trenerowi, czarownicy nigdy nie przeszkadzali – dodał.

Jak mówił, i jego zawodnicy starali się sobie pomóc w magiczny sposób. Bywało, że spalali kurę, a popiół wcierali sobie w ciało.

Magia voodoo w Senegalu naprawdę istnieje ?
@a-lexis
Dzisiaj w tagu mecz wrzucony został filmik o możliwej magi voodoo. Początkowo brechałem śmiechem i mówię co za szalony pacjent. Teeee całe zmiany na ziemi, no wariat nooo wariat Very Happy Jednak mówię - - - a zobaczymy patrze na YT a tu takie kwiatki. chodzi o te filmiki widziałeś np jak kopnął to czarne coś? i jak się tamci zaczęli zachowywać ? stawiają jakiś monety koło bramek itd. pierwszy raz taki coś widzę

....

Bo nie znacie Afryki! A to jest realne!
Nasz jezyk wskazuje jednak ze przed tysiacami lat nasi przodkowie wiedzieli o tym dobrze!
Murzyni to czarni. A po polsku co mamy?
Czary czarownik czarnoksieznik czarowac! Czart! Czyli diabel. Wszystko od czarnego!
Czarne ludy byly znane z czarow. Wystepowalo to u nich w rozmiarach patologicznych. Dlatego zreszta tak nisko upadli w rozwoju. Afryka stala sie cywilizacyjna katastrofa. Glod choroby. To skutek czczenia diabla.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:25, 10 Lip 2018    Temat postu:

Nigeryjski znachor zmarł w trakcie testów naszyjników ochronnych

Chinaka Adoezuwe demonstrował na sobie skuteczność naszyjników ochronnych jednemu ze swoich klientów. Niestety okazały się nieskuteczne. W styczniu tego roku inny szaman poniósł śmierć, gdy nie zadziała mikstura kuloodporności.

...

Czary to glupota i doprowadzily Murzynow do tragedii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:09, 20 Lip 2018    Temat postu:

Szaman zginął testując amulet przeciwko broni palnej

W Nigerii zabito szamana, który zdecydował się przetestować amulet, który miał rzekomo oddalać wystrzelone pociski. Niestety próba zakończyła się dla niego tragicznie. 26-letni czarownik Chinaka Adoezuwe umieścić na swojej szyi amulet, który sam wykonał. Amulet nie zadziałał, a szaman został zabity.

...

Zawsze pamietajcje ze jesli wy w cos nie wierzycie to inni tez nie. W Afryce mimo ze Bóg caly czas ukazuje im zło czarów nadal uparcie to robią i cierpią...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:46, 26 Lip 2018    Temat postu:

Czary w Afryce to problem wciąż aktualny. „Sieją lęk i podejrzliwość, dzielą rodziny i wspólnoty”
Katolicka Agencja Informacyjna | 24/07/2018
Udostępnij
Biskupi Republiki Środkowoafrykańskiej (RŚA) potępiają polowania na tych, którzy są oskarżani o rzucanie czarów. Z drugiej strony przypominają, że korzystanie z usług szarlatanów jest sprzeczne z chrześcijańską wiarą. Podkreślają, że Bóg jest silniejszy od demonów.
Czary to zjawisko, które nadal się szerzy w naszym kraju, na całym jego terytorium, we wszystkich warstwach społecznych, siejąc lęk i podejrzliwość, dzieląc rodziny i wspólnoty – piszą biskupi Republiki Środkowoafrykańskiej w specjalnym liście pasterskim poświęconym tej tematyce.
Zakopywani żywcem
Podkreślają oni, że zjawisko to budzi problemy różnej natury.
Z jednej strony trwa polowanie na tych, którzy rzucają czary. Oskarża się o to najsłabszych: wdowy, sieroty, starców i osoby obce. Są oni poniżani, torturowani, linczowani, a niekiedy zakopywani żywcem. Karę wymierzają z reguły ludzie młodzi, sądząc, że w ten sposób służą swej społeczności. Biskupi z całą mocą podkreślają, że takie postępowanie jest sprzeczne z dekalogiem. Przypominają, że choroby i różnego rodzaju nieszczęścia mogą też mieć przyczynę naturalną.
Z drugiej strony biskupi przyznają, że wielu ludzi korzysta z czarów i szuka pomocy u szarlatanów. Podkreślają przy tym, że chrześcijanie, którzy uciekają się do takich praktyk, sprzeniewierzają się swej wierze. Episkopat Republiki Środkowoafrykańskiej kończy list o czarach jasnym wyznaniem wiary. Za Pismem Świętym podkreśla, że Bóg jest silniejszy od demonów, a człowieka może ocalić jedynie wiara w Jezusa Chrystusa, który pokonał zło, ciemności i śmierć.

...

To jest horror.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:41, 24 Sie 2018    Temat postu:

Ranny Afrykanin na ulicy Świętego Wincentego
23 sierpnia 2018 Redakcja 6 komentarzy bródno , imigracja ,
imigrant, nóż, pogotowie , ranny, ranny Afrykanin , szpital , targówek,
zabieg
Dzisiaj jeden z mieszkańców Targówka napotkał na niecodzienny widok na ulicy Świętego Wincentego. W godzinach porannych zauważył roznegliżowanego afrykanina, który dokonywał bardzo dziwnych rzeczy.
Po chwilowym szoku okazało się, że czarnoskóry mężczyzna robi sobie „zabieg” nożem kuchennym na swojej rannej nodze. Wzbudzało to powszechne zdziwienie. Czemu nie zadzwonił na pogotowie lub sam się tam nie udał?
Dokonywanie takich zabiegów samodzielnie, nożem kuchennym, na poboczu ruchliwej ulicy jest niezwykle dziwne.
(post usunięty przez twittera)
Jako redakcja mieliśmy przez chwilę wątpliwości dotyczących autentyczności zdjęcia. Jednak na Twitterze pojawiły się kolejne fotografie. Tym razem ranny mężczyzna znajduję się w galerii handlowej przy Dworcu Wileńskim.
𝑲𝒐𝒏𝒓𝒂𐂅 𝑺𝒎𝒖𝒏𝒊𝒆𝒘𝒔𝒌
@SmunioPst
W odpowiedzi do @BastionWarszawa @TrelaZuzanna
Wszystkim tym, co mówią że fejk. Zdjęcie sprzed 5 min z Galerii Wieleńskiej.
14:20 - 23 sie 2018
9 Zobacz pozostałe Tweety użytkownika 𝑲𝒐𝒏𝒓𝒂𝒅 𝑺𝒎𝒖𝒏𝒊𝒆𝒘𝒔𝒌𝒊
Faktycznie na drugim zdjęciu widać jakiś ostry, metaliczny przedmiot trzymany przez mężczyznę w ręce. Wygląda na nóż. To bardzo niefortunny przedmiot do przechadzania się po galerii handlowej. Ludzie mogli się czuć zagrożeni, w końcu kto normalny chodzi z wielkim nożem na wierzchu w miejscu publicznym.
Jedna z mieszkanek Targówka napisała do nas:
„On dziś dzwonił do mnie domofonem mieszkam na parterze pod jedynką jak go zobaczyłam to się wystraszyłam od szybko zamknęłam drzwi”
W przypadku napotkania tego mężczyzny apelujemy o wskazanie mu najbliższej placówki medycznej. Dokonywanie takich zabiegów samodzielnie może prowadzić do groźnych infekcji. W razie, gdyby mężczyzna miał przy sobie ostry przedmiot, zalecamy szczególną ostrożność i wezwanie odpowiednich służb.
Redakcja
Zobacz także
Podziel się:
6 thoughts on “Ranny Afrykanin na ulicy Świętego Wincentego”
Ostro to wygląda
Co to zaczyana się dziać na dzielni?!
Mógł się ktoś zatrzymac i zabrać go do szpitala! Straszna znieczulica…
Hardcore… robi nam się taka mała Afryka z Targówka. W sumie stan dróg mamy już afrykański…
Z kosą na wierzchu po mieście chodzić. Chyba to nie jest w pełni obliczalny człowiek
Dziwna sytuacja… z jednej strony ranny i o kulach, chce się człowiekowi pomóc. Z drugiej z nożem w ręku i dzwinie się zachowuje. Bądź tu mądry.
Albo możesz zostać nieczułym na krzydę ludzką potworem albo martwym (rannym) bezmyślnym debilem. Ciężki wybór…..

...

W Afryce musza sobie radzic sami. A co myslicie. A u nas pewnie nieubezpieczony. To szpital albo odmowi albo wysle ,,rachunek".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:50, 30 Sie 2018    Temat postu:

Zambia stoi w obliczu trudnego wyboru. Z jednej strony rośnie zadłużenie wobec głównego inwestora i partnera politycznego, jakim są Chiny, a z drugiej strony zambijski rząd zabiega o pomoc ze strony MFW. Współpraca z funduszem jest bowiem konieczna w świetle restrukturyzacji zadłużenia wobec Chin.

Gospodarka Zambii: Między Gospodarka Zambii: Między Chinami a MFW

...

Wiele panstw Afryki wpadlo w niewole pekinczykow przez malpowatych przywodcow. A pekinczyki nie beda sie z nimi cackac. To nie Europa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:40, 10 Lis 2018    Temat postu:

Tanzania: bycie albinosem jest śmiertelnie niebezpieczne

Czy chciałbyś, żeby kość twojego dziecka była uważana za amulet? Tak dzieje się w Tanzanii z albinosami – dziećmi, które mając czarnych rodziców, rodzą bez pigmentu w skórze. Ta niezawiniona mutacja genetyczna rzutuje na ich całe życie. Na szczęście znalazł się człowiek, który chce im pomóc. Mądrze.

...

Brawo! Skonczcie z tym satanizmem! Czary sa od diabla! Zniszczyly one Murzynow sprowadzajac ich do poziomu polzwierzat! Musicie stac sie ponownie ludzmi!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14, 15, 16  Następny
Strona 13 z 16

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy