Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Bieda, nędza i bezdomność ...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 73, 74, 75 ... 89, 90, 91  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:31, 08 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Tona wełnianych czapek od "Włóczkersów" trafi do afgańskich dzieci
Tona wełnianych czapek od "Włóczkersów" trafi do afgańskich dzieci

Wczoraj, 7 września (23:53)

Tona czapek, a także mniejsze ilości rękawiczek, skarpetek, a nawet koców - taki transport wysyła z Poznania do Afganistanu fundacja Redemptoris Missio. Do Wrocławia transportuje je bezpłatnie XXIV Wojskowy Oddział Gospodarczy z Poznania, Ze stolicy Dolnego Śląska, po ocleniu, dary wyruszą do bazy wojskowej w Bagram w Afganistanie. Ubrania zdążą tam trafić przed zimą, która w Afganistanie jest niezwykle sroga.
Wełniane czapki
/Adam Górczewski /RMF FM


To już czternasty transport pomocy humanitarnej przygotowany przez Redemptoris Missio. Fundacja zebrała 10 tysięcy czapek wydzierganych przez kluby "Włóczkersów" z całej Polski. Dodatkowo do Afganistanu lecą przybory szkolne. Na wszystko trzeba było aż 240 pudeł o łącznej wadze ładunku dwóch ton. W pakowaniu transportu pomagała m.in. siostra Cecylia Śmiech - 80-letnia urszulanka, która od 6 lat robi na drutach czapeczki dla małych Afgańczyków.

To s. Cecylia dała przykład innym - za jej przykładem poszli ludzie, którzy zaczęli tworzyć kluby "Włóczkersow". Dziś istnieją w całej Polsce. W Fundacji znajduje się bank wełny - włóczka jest dostarczana do Poznania przez tych, którzy mają jej nadmiar, albo po prostu chcą się podzielić. "Włóczkersi" biorą druty w ręce i zamieniają kłębki wełny w m.in. czapeczki. Z tegorocznym transportem do Afganistanu w ramach tej akcji trafiło już 55 tys. czapek!

Czapeczki od "Włóczkersów" trafiają nie tylko do Afganistanu, ale również do krajów afrykańskich, gdzie służą niemowlętom urodzonym w misyjnych szpitalach. Od niedawna na misji w Kamerunie pracuje wolontariuszka fundacji, położna Sara Suchowiak. Oprócz leków, zabrała ze sobą wydziergane przez "Włóczkersów" czapeczki i kocyki. Już po tygodniu przysłała zdjęcie wcześniaka zawiniętego w taki kocyk. Misyjny szpital, w którym pracuje, nie dysponuje inkubatorem i dziecko dogrzewane jest plastikowymi butelkami z ciepłą wodą i... wełnianymi przesyłkami od "Włóczkersów".

(mn)
Adam Górczewski

...

Brawo! Pomagajmy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:32, 08 Wrz 2017    Temat postu:

Jola Szymańska: Czego ojciec Szustak uczy nas, przejmując YouTube
Jola Szymańska | Wrz 07, 2017
fot. Marek Straszewski
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Czy warto opanować cały YouTube i zrobić w nim jedną wielką masakrę? Otóż tak. Ale pod jednym warunkiem.


3
5 100 złotych miesięcznie. Macie pomysł na wykorzystanie takich pieniędzy? Szalona podróż, nowe meble, remont mieszkania. Kto wie. A gdyby ktoś zapłacił Wam tyle w zamian za regularne publikowanie filmów na YouTube? Bajka, co?


Zalanie YouTube’a Słowem

W niedzielę (3 września) ojciec Adam Szustak zaprosił widzów swojego kanału do zbiórki. Zresztą, nie po raz pierwszy. W kwietniu zeszłego roku zebrał na rzecz łódzkiego Domu Dziecka dla Dzieci Chorych prawie 400 tysięcy złotych. W zaledwie dwa tygodnie.

Tym razem jednak nie chodziło o akcję charytatywną. Zakonnik zaprosił swoich widzów do wsparcia planu „zalania YouTube’a Słowem Bożym”.






Należę do osób, które ojcu Adamowi zawdzięczają bardzo dużo. Gdyby nie jego konferencje, pewnie nie ośmieliłabym się na ryzyko. Nie szukałabym prawdy. Możliwe, że nie zaczęłabym czytać Pisma Świętego, a wiarę kojarzyłabym dalej z religijną tradycją i zagrożeniami duchowymi.

Oczywiście, Bóg mógł do mnie dotrzeć innymi kanałami, dotarł jednak przez internet. Ba, przez złego i strasznego YouTube’a. I tak, „tracąc” swoje życie na oglądanie filmików, zachowałam je. Podobnie jak 235 234 pozostałych subskrybentów Langusty.

Bo w Languście nie chodzi o ojca Adama. I on sam niemal w każdym filmie to powtarza. Chodzi o Boga. O to, żeby wreszcie zacząć do Niego gadać.


Głęboko czy płytko?

Ewangelizowanie w internecie stało się w ciągu ostatnich kilku lat niemal modne, a duchowość klikalna. Katolickich twórców – sama wpisuję się w tą kameralną grupę – ogłasza się „misjonarzami” internetu. Przeciwstawia się nas „płytkiemu” mainstreamowi. Ale, choć chętnie krytykujemy fotoszop na twarzach celebrytów, często fotoszopujemy sami siebie. Tyle, że od środka.

Pokazać, że jestem idealny? Jaki to bezpieczny pomysł! Za jednym zamachem zyskujemy podziw, uznanie, oklaski i inne kluczowe dla rozwoju duchowego gadżety.

Zresztą, dzieje się tak nie tylko w internecie.
Czytaj także: Kto jest najpopularniejszym katolikiem w Internecie? Zobaczcie ranking



Tymczasem ojciec Adam, zamiast zachłystywać się własną wspaniałością i nieomylnością, rozdaje narzędzia kolejnym braciom. Dzięki zbiórce powstaną dwa kolejne kanały na YouTube, które obok Szustaka poprowadzi czwórka dominikanów – o. Tomasz Nowak, o. Tomasz Zamorski, o. Jacek Szymczak i o. Wojciech Jędrzejewski.


Wspólnymi siłami

To, że zakonnik przegonił w swojej zbiórce i Gonciarza, i Grupę Filmową Darwin, nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. To, że na moment publikacji tego felietonu 2110 osób zadeklarowało się wesprzeć go łączną kwotą 35 100 złotych miesięcznie, też nie.

Poruszyło mnie jego oddanie i skupienie na jedynym istotnym celu. Na głoszeniu Ewangelii drugiemu człowiekowi. Niekoniecznie dosłownie i literalnie. Niekoniecznie na poważnie. Nie na przekór bliźniemu, ale wspierając go. Nie w imię walki i uzasadnień, a z ludzkiej troski i miłości.

Nie na własną chwałę, ale wspólnymi siłami i na chwałę Boga.


Trzy umiejętności

Nie znam dobrze ojca Adama i nie mam potrzeby doszukiwania się czegokolwiek niejasnego w tym, co mówi i robi. A to dlatego, że on wcale nie udaje, że jest mistrzem świata wagi ciężkiej w wierze (choć, między nami mówiąc, dla mnie jest). Potrafi za to podziękować, przeprosić i poprosić. Stanąć bezradnie i przyznać, że zrobi wszystko, co się da, ale potrzebuje wsparcia.

I właśnie w ten sposób uczy nas, czym jest „dawanie świadectwa”.

...

Po prostu kazde dobro warto czynic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:23, 08 Wrz 2017    Temat postu:

Sierpniową edycję konkursu „Lampa” wygrali studenci z Argentyny. Kolejny miesiąc to kolejna szansa!
Redakcja | Wrz 08, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Duszpasterstwo akademickie lansuje otwarty projekt skierowany zarówno do wierzących jak i niewierzących, którego celem ma być niesienie pomocy najbardziej potrzebującym mieszkańcom argentyńskiego miasta Rosario. Obecnie w inicjatywie bierze udział 400 młodych wolontariuszy reprezentujących najrozmaitsze kierunki studiów.


„D
o dzieła!” ( z hiszpańskiego „Manos a la Obra”) to tytuł zwycięskiej pracy w sierpniowej edycji organizowanego przez Aleteię konkursu fotograficznego „Lampa”.

Inicjatywa jest realizowana w mieście Rosario (Argentyna) i polega na świadczeniu przez studencką młodzież pomocy na rzecz najbardziej potrzebujących. Dzięki takiej pracy młodzi akademicy z różnych dziedzin wykorzystują swą specyficzną wiedzę i umiejętności w konkrecie trudnych sytuacji życiowych.


Studencki projekt z Argentyny

W projekcie „Do dzieła!” uczestniczy obecnie 400 młodych ludzi, studentów Architektury, Inżynierii, Psychologii, Pedagogiki, Sztuki, Prawa, Medycyny itp. Tworzą oni dwie grupy, które w ciągu pięciu styczniowych dni skonkretyzują tytułowe zawołanie projektu, pracując w dzielnicach, w których ludziom potrzebna jest ich pomoc.

Wcześniej ci sami młodzi ludzie dokonują rozpoznania terenu, realizując przynajmniej jedną wizytę przygotowawczą w celu zdiagnozowania rzeczywistych potrzeb i problemów środowiska, tak, aby w najbardziej efektywny sposób wykorzystać w terenie swoje wykształcenie i formację zawodową. Najbliższa edycja projektu „Do dzieła!” jest zaplanowana na 24-28 stycznia 2018 roku.

OTO ZWYCIĘSKA FOTOGRAFIA

Alejo audissio, Organización: Manos a la obra

Alejo Audissio, Organizacja: „Do dzieła!”
Czytaj także: KonkursFotograficznyLampa


Nie tylko dla wierzących

Projekt zrodził się w łonie Duszpasterstwa Akademickiego z Rosario, jednak mogą w nim uczestniczyć również niewierzący młodzi ludzie. W projekcie tym przeplatają się wątki społeczne z duchowymi; ważnym elementem są także działania o charakterze religijno-formacyjnym, w których uczestnictwo jest kwestią dobrowolnej decyzji każdego wolontariusza z osobna.

Codziennie odprawiana jest msza święta, a dzień pracy kończy adoracja Najświętszego Sakramentu – kto chce, może w ten sposób ofiarować wykonane przez siebie zadania Bogu. Projektowi towarzyszą wikary z archidiecezji w Rosario, Pablo Lasarte; świecki pomocnik oraz po dwóch koordynatorów dla każdej ze stref objętych pomocą studentów; wsparcia udziela także dwóch koordynatorów z ekip do spraw Promocji, Duchowości i Formacji, Środków, Składek i Infrastruktury (ten ostatni termin obejmuje także przygotowanie posiłków dla tak licznej grupy pracowników).

Alejo Audissio, członek „Do dzieła!” i autor nagrodzonej fotografii wyjaśnia, że ta inicjatywa wykracza daleko poza samą materialną pracę. „Dla nas oznacza to coś więcej, niż tylko pomagać” – twierdzi. Podczas kursu każda ekipa planuje i przygotowuje swoje dni pracy, wypracowując projekty, które ściśle korespondują ze studiowaną przez każdego z członków ekipy dziedziną akademicką. „Tutaj każdy z siebie coś daje; niektórzy w tym okresie biorą urlop, aby móc uczestniczyć w projekcie”.

Fotografia, która wygrała sierpniową edycję konkursu „Lampa” jest odkrywcza i sugestywna: ręka kogoś, kto pracuje w projekcie trzyma rękę dziecka. Istnieje przecież coś ponad samą pomocą materialną – to powstająca między ludźmi bliskość. „Życie uczestników projektu dzieli się na okres przed i po nim” – komentuje Alejo Audissio.

„Do dzieła!” jest finansowane wyłącznie ze składek uczestników inicjatywy oraz z uzyskanych darowizn, dzięki którym można obniżyć niezbędne koszty. Każdy projekt musi być samowystarczalny, a to wymaga wielkiej odpowiedzialności ze strony wolontariuszy – tylko tak ich marzenia mogą się spełniać! Ten stan rzeczy, wyjaśnia Audissio, „jest dla nas także powodem do dumy, gdyż dowodzi wysiłku i zaangażowania uczestników”.

Aby śledzić kolejne poczynania uczestników akcji „Do dzieła!” warto odwiedzić jej aktualizowane konta na profilach społecznościowych, jak również obejrzeć film z projektu z 2017 roku.

Facebook: [link widoczny dla zalogowanych]

Instagram: [link widoczny dla zalogowanych]

Film: https://www.youtube.com/watch?v=FbYN06IiqEw
Czytaj także: KonkursFotograficznyLampa zobacz ZOBACZ I GŁOSUJ NA WPISY


Weź udział w konkursie„Lampa”

Jeśli nie orientujesz się na czym polega konkurs fotograficzny Aletei „Lampa”, oto najważniejsze informacje:
Konkurs „Lampa” zrodził się z inspiracji Ewangelią Św. Mateusza 5,15 („Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu”).
Celem konkursu jest wydobycie na światło dzienne organizacji o charakterze dobroczynnym lub filantropijnym, aby w ten sposób dodać im odwagi do działania i nagrodzić za wykonywaną pracę.
Jest to konkurs o charakterze ogólnym, tak więc czytelnicy siedmiu wersji językowych Aletei są zaproszeni do wzięcia w nim udziału poprzez prezentację zdjęć, które najpełniej zilustrują ducha ich misji.
Tutaj można zgłaszać swoją kandydaturę
Zwycięzcy są wybierani przez czytelników klikających „Lubię to!” przy ulubionej fotografii. Zwycięża to zdjęcie, które zgromadzi najwięcej lajków.
Zachęcamy, aby organizacje, które nie zdobędą nagrody, przystępowały do kolejnych edycji konkursu w następnych miesiącach.

Konkurs „Lampa” będzie otwarty do końca 2017 roku. Co miesiąc pojawia się na nowo szansa wygrania przez Twoją ulubioną organizację dobroczynną 515 dolarów amerykańskich. Również Ty możesz zaprezentować swoją jadłodajnię dla ubogich, organizację charytatywną z Twojej parafii, pomocową grupę wspólnotową, itp. Wesprzyj Twoją organizację dobroczynną poprzez zamieszczenie fotografii ilustrującej jej pracę. Możesz bardzo łatwo zrobić to tutaj.

Pozdrawiamy i zachęcamy do powtórnego uczestnictwa tych, którzy w naszym konkursie już brali udział – umieśćcie kolejne zdjęcie! Nie ma nic do stracenia, a dobry przykład nakłania innych do działania!
Czytaj także: „Szafa Przyjaciół” – nowy ciucholand dla bezdomnych

Artykuł pojawił się w hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

Bardzo dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:50, 11 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Dzierga, by pomóc. Jej czapki trafią do uchodźców w Grecji
Dzierga, by pomóc. Jej czapki trafią do uchodźców w Grecji

46 minut temu

Ponad 100 wełnianych czapek od wiosny wydziergała na drutach pani Anna, emerytka z Gdańska. W ten sposób seniorka chce pomóc przebywającym w obozach dla uchodźców. Jej dary trafią do Grecji przez gdańskie Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek. Jak mówi w rozmowie z RMF FM, nie ma pieniędzy, by pomóc inaczej. Dlatego pomaga, jak potrafi.
Czapki, które trafią do obozów dla uchodźców
/Kuba Kaługa /RMF FM


To nie pierwszy raz, gdy pani Anna własnoręcznie produkuje czapki dla innych. Razem z koleżankami z klubu seniora pomagała już m.in. dzieciom. Wydziergane na drutach czapki trafiły do potrzebujących dzieci poprzez jedną z przykościelnych świetlic w Gdańsku-Wrzeszczu. Od sióstr zakonnych słyszała, że dzieci były bardzo zadowolone.
Pani Anna
/Kuba Kaługa /RMF FM

Pani Anna lubi i chce pomagać. Wpadła na pomysł dziergania czapek dla uchodźców, bo - jak mówi - nie stać jej na inną formę pomocy. Słyszała natomiast, że tym ludziom w obozach potrzeba dosłownie wszystkiego, że żyją tam w fatalnych warunkach, że niewiele mają.

Pani Anna sama ma natomiast problemy ze zdrowiem, jest niepełnosprawna. Ma kilkaset złotych emerytury. Cały czas chciałabym jakoś pomóc, w miarę możliwości. Pieniędzy nie mam. Mogę jednak coś dla innych zrobić. Akurat skarpetek nie potrafię robić, więc zaczęłam robić czapki. Już wiosną zaczęłam robić te czapeczki - mówi pani Anna. Dziergane są one głównie z myślą o dzieciach, ale w różnych rozmiarach. Dla małych dzieci, dla dużych dzieci. Także dla dorosłych. Przecież te dzieci mają też matki. Myślałam też o zbieraniu odzieży, ale ja sama nie mam do tego warunków, nie miałabym gdzie tego trzymać - dodaje w rozmowie z RMF FM.
Czapek jest już ponad sto

Zgromadzenie dzierganych na drutach rękodzieł w jednym miejscu zajęło kilka minut. Jak mówi ich autorka, czapek jest już ponad sto. Zaczęła, bo dostała włóczkę od koleżanki. Zresztą - jak twierdzi - także koleżanki wciągnęła w tę inicjatywę. Sama dzierga przeważnie jedną czapkę dziennie. Oczywiście mam normalne życie, nie pracuję, jestem emerytką. Chodzę na zajęcia do klubu seniora, robię zakupy, robię obiady, chodzę po lekarzach, bo zdrowie niestety nie dopisuje. Nie jestem w stanie sprzątać, bo pewnych ruchów nie mogę już wykonywać, ale mogę siedzieć i dziergać. Oczywiście ja ich nie robię ciągiem, że zaczynam i muszę skończyć. Trochę zrobię rano, potem w wolnych chwilach w ciągu dnia - przyznaje pani Anna.

Seniorka nie uważa też, że pomoc osobom w obozach, można postrzegać jako coś złego. Przyznaje, że nie zgadza się z takimi opiniami. Przecież można pomóc. Jeżeli są ludzie, którzy są tak zaparci, że uważają, że takie dziecko 10-cioletnie, czy młodsze czy starsze, jest złe z natury, to... Owszem! Ja też się boję terroryzmu. Tak jak każdy - mówi Pani Anna.
"Czy pomogę znajomemu, czy nieznajomemu, on się odpłaci tym samym"

Dodaje jednak, że pomoc z jej strony przeznaczona jest przede wszystkim dla ludzi, którzy utknęli w obozach w południowej Europie. Zamknięto granice i ci ludzie nie mogą się cofnąć, są jakby w pół drogi, a niewiele rzeczy zabrali w tę podróż. Płynąc pontonem przecież nie mieli warunków. Nie wsiadają w samolot, że bagaż mogą nadać. To są uciekinierzy, płacą tym, który wykorzystują ich. Nie będę ich krytykować. Każdy ma prawo żyć. Przecież jakby ktoś ich zapytał o Polskę, to nawet nie będą w stanie powiedzieć, gdzie taki kraj leży. Na pewno będą pamiętać, że z tego kraju dostali coś dobrego, jakąś pomoc. Dlaczego nie zrobić czegoś dla kogoś innego, kto potrzebuje? To są przecież ludzie. Jeśli ma się czas... nie mówię tylko o uchodźcach. Czy pomogę znajomemu, czy nieznajomemu, on się odpłaci tym samym - mówi pani Ann.

Nie liczyła, ile kłębów włóczki zużyła już na czapki. Część dostała od osób, które usłyszały o jej formie pomocy, choćby z pobliskiego sklepu z odzieżą. Partia jej czapek ma wkrótce trafić do Grecji. Raczej nie będzie to ostatni raz. Będę robić, dopóki mam włóczkę. I siłę - mówi pani Anna.

(ł)
Kuba Kaługa

...

Brawo! Pieknie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:21, 12 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Toruń: Ktoś podpalił bezdomnego? Mężczyzna jest w bardzo ciężkim stanie
Toruń: Ktoś podpalił bezdomnego? Mężczyzna jest w bardzo ciężkim stanie

Dzisiaj, 12 września (07:29)

W bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala bezdomny 56-latek z Torunia. Przed utratą przytomności ujawnił, że ktoś oblał go łatwopalną cieczą.
Zdj. ilustracyjne
/md /Archiwum RMF FM


Płonący mężczyzna przed godz. 3 w nocy wybiegł z zarośniętego krzewami pasa zieleni przy ulicy Uniwersyteckiej w Toruniu.

Policja wylegitymowała cztery nietrzeźwe osoby, które próbowały ugasić ogień. Na razie nie wiadomo, jaki jest ich związek z tą sprawą.

...

Potwornosci wracaja...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:04, 13 Wrz 2017    Temat postu:

Owocem wysiłku jest lepsze życie. Rozmowa z Wielkim Szpitalnikiem Zakonu Maltańskiego
Konrad Sawicki | Wrz 13, 2017
Archiwum prywatne
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


"Starajcie się dawać coś od siebie. Jeśli uda wam się uzyskać balans na polu dawania i brania, wejdziecie na znacznie wyższy życiowy poziom" - mówi Dominique Książę de La Rochefoucauld-Montbel.

Kim jest Wielki Szpitalnik* Zakonu Maltańskiego?

Historycznie rzecz ujmując w Zakonie Szpitalników Świętego Jana od samego początku istniało stanowisko dla człowieka, który był odpowiedzialny za szpital, przytułek lub miejsce przyjmowania pielgrzymów. Zajmował się przyjmowaniem, udzielaniem gościny pielgrzymom oraz chorym.

Funkcja ta zbieżna jest zresztą z głównym powołaniem Zakonu Maltańskiego, czyli przyjmowaniem, goszczeniem i towarzyszeniem ludziom w potrzebie.

I tak jest do dziś. Każda lokalna struktura zakonu na całym świecie ma swojego szpitalnika, czyli osobę odpowiedzialną za działalność społeczną i medyczną. Natomiast wśród władz całego zakonu jest miejsce dla Wielkiego Szpitalnika, czyli można by językiem współczesnym powiedzieć: ministra zdrowia i spraw społecznych.



Powiedzmy więc może kilka zdań o tym, czym dziś zajmuje się Zakon Maltański.

Trudno jest to streścić w kilku zdaniach. Ale jeśli trzeba, to należałoby powiedzieć, że zakon prowadzi obecnie około 2 tysięcy różnych dzieł w 120 krajach na całym świecie. Pracuje dla nas około 100 tysięcy wolontariuszy oraz ponad 25 tysięcy osób zatrudnionych na stałe. To tylko cyfry, ale pokazują skalę naszej działalności.

Mówimy tu o takich aktywnościach jak przykładowo prowadzenie szpitali, domów dla osób starszych i niepełnosprawnych. Także o dziełach socjalnych dla osób bezdomnych, czy też uchodźców oraz edukacyjnych, jak prowadzenie szkół. Na kontynencie afrykańskim na przykład zakon bierze udział w wielkich kampaniach zwalczających AIDS, gruźlicę, malarię czy trąd.



A w Polsce?

Tu w Polsce również mamy swoje pole działalności, swoje domy i projekty, choćby te związane ze służbą zdrowia i ratownictwem medycznym. Przykładowo, gdy w sąsiedniej Ukrainie trwał tzw. majdan, około wiele osób poszkodowanych sprowadziliśmy tutaj na leczenie.



Pamiętam tę akcję, mówiono o niej w polskich mediach. Przypomina mi to również o innej znaczącej działalności zakonu w Polsce. Podczas II wojny światowe tu w Warszawie funkcjonował Szpital Maltański, który odegrał ważną rolę szczególnie podczas Powstania Warszawskiego.

Tak, to prawda. Jakiś czas temu byłem w regionie włoskiego Trento, gdzie przez całą wojnę funkcjonował nasz szpital na dwieście łóżek. Tak właśnie służymy.

Gdy poprzednim razem byłem w Polsce, miałem przyjemność uczestniczenia w uroczystości przekazania ratownikom medycznym ufundowanego przez zakon nowego ambulansu. Został wtedy pobłogosławiony przez duszpasterza i służy tu dziś. Oto misja naszego zakonu.



Jak zatem dziś można zostać rycerzem Zakonu Maltańskiego?

Odpowiedziałby tak: najpierw jest służba, służba i jeszcze raz służba. Jeśli faktycznie chcesz służyć, to masz szansę stać się członkiem tej bardzo specyficznej organizacji. Organizacji, która prowadzi szpitale w Afryce i jednocześnie uczestniczy w sesjach Organizacji Narodów Zjednoczonych. Co sam miałem okazję uczynić, mówiąc na forum o problemie migracji.

Zatem gdy służysz, jesteś na przykład wolontariuszem naszego zakonu, krok po kroku stajesz się częścią rodziny. A kiedy wchodzisz do tej rodziny, znów pragniesz więcej. Wszystko zatem zaczyna się od służby, pracy wolontariusza. Później pewnego dnia – choć nie jest to droga dla każdego – zdajesz sobie sprawę, że chciałbyś związać się takim powołaniem mocniej. Także na poziomie życia osobistego, rodzinnego i zawodowego. Ważny tu jest także czynnik wiary: jej rozwoju i przeżywania swojej wiary w służbie drugiemu człowiekowi.

Widzimy chorych, cierpiących czy też uchodźców tak jakbyśmy widzieli Chrystusa. Tak jak w Ewangelii: byłem głody, a daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście mi pić itp. To jest istota Zakonu Maltańskiego.

Jeśli tak chcesz żyć, możesz wejść na ścieżkę formacji, zostać członkiem zakonu. Ta ścieżka oznacza działanie na rzecz Kościoła oraz praktykowanie służby wobec chorych i ubogich. A to wszystko otoczone codzienną modlitwą.



Kawaler maltański bierze na siebie jakieś konkretne duchowe zobowiązania?

To trochę tak jak z pociągami: masz pierwszą klasę, drugą, czasami trzecią, co oznacza poziom komfortu. Tylko że w zakonie jest odwrotnie – im bliżej pierwszej klasy, tym mniej wygody, a więcej służby.

Bycie w Zakonie Maltańskim oznacza wejście do organizacji katolickiej. To oznacza, że oczekuje się od ciebie życia wiarą katolicką najlepiej jak potrafisz. Przykładowo pierwszy stopień formacji trwa półtora roku i związany jest ze specjalnym ślubem posłuszeństwa. Potem dochodzą kolejne obowiązki duchowe, na przykład związane z modlitwą brewiarzową i inne.

Ale zawsze najważniejsza będzie tu służba. To nie jest tylko czyste pomaganie ludziom potrzebującym. Gdy widzisz w nich cierpiącego Chrystusa, twoja działalność wchodzi w inny wymiar, duchowy wymiar. W ten sposób przyjmujesz drugiego człowieka całościowo, integralnie.



Jeśli dobrze rozumiem, to jest droga dla osób świeckich, żyjących w rodzinach.

Tak, ale w Zakonie Maltańskim istnieje również ścieżka dla powołania zakonnego, zakończona ślubami zakonnymi: posłuszeństwa, ubóstwa i czystości. Tak było od samego początku, od XI wieku. Ale w XIII wieku dodany został czwarty ślub zakonny, który nie istnieje nigdzie indziej: ślubowanie służby chorym i ubogim.

To pokazuje również, czego oczekuje się od członka zakonu. Pójście tą drogą powołania oznacza, że musisz być świadkiem, musisz świadczyć konkretną służbą. Tego nie przysięga się w żadnym innym zakonie. Zobowiązujesz się służyć chorym i ubogim aż do śmierci.



Widzę, że członkowie zakonu noszą specjalne znaczki przypięte do marynarki.

Tak, a rodzaj tej odznaki zależy od klasy, którą jedziesz – by powrócić do naszego kolejowego porównania. Im wyższa tu klasa, tym mniej masz na swoim znaczku. Na przykład przechodząc do drugiej klasy, tracisz koronę z odznaki. To również coś mówi o naszej ścieżce powołania. Hierarchia ziemskiego bogactwa jest tu odwrócona.



Czy związki Zakonu Maltańskiego z Kościołem jako instytucją zawsze były tak ścisłe?

Od 900 lat jesteśmy instytucją Kościoła. Zatwierdzoną przez Stolicę Apostolską w 1113 roku. Na przestrzeni kolejnych stuleci zakon otrzymał rangę państwa, czy też quasi państwa. Dziś powiemy, że jesteśmy instytucją, podmiotem prawa międzynarodowego. Posiadamy więc niektóre przymioty państwa. Mało kto wie, że Zakon Maltański jest uznawany i utrzymuje oficjalne relacje ze 106 państwami na świecie. Z własnymi ambasadorami, z miejscem w organizacjach międzynarodowych takich jak ONZ, WHO, Czerwony Krzyż, FAO itp.

A jednocześnie pozostajemy instytucją religijną wewnątrz Kościoła. Stąd przywódca zakonu jest głową tej instytucji zarówno pod względem państwowym, jaki i religijnym. Posiada funkcję przełożonego religijnego, jak opat klasztoru czy generał zakonu. Jest tu podobieństwo do Watykanu i papieża, który jest zarówno szefem państwa, jak i przełożonym religijnym.



Gdy mówimy o głównym przełożonym Zakonu Maltańskiego, trudno nie wspomnieć o problemach, których doświadczyliście w ostatnim czasie. Były wielki mistrz z woli papieża musiał ustąpić, choć przełożeni zakonu wybierani są dożywotnio.

Tak, a w 900-letniej historii zakonu to dopiero trzeci taki przypadek. To był bardzo poważny kryzys. Miałem okazję w tym czasie dwukrotnie osobiście rozmawiać z papieżem Franciszkiem.

Teraz mamy tymczasowego przełożonego generalnego, na rok, a w tym czasie bardzo intensywnie pracujemy nad odbudowaniem zaufania oraz reformą zakonu.

Setki członków zakonu jest dziś zaangażowanych w proces gruntownej reformy, który można trochę porównać do reformy soborowej Vaticanum Secundum. I jednocześnie przygotowujemy się do wyboru nowego przełożonego generalnego.



Jakie byłoby przesłanie Wielkiego Szpitalnika dla czytelników polskiej edycji Aletei, szczególnie dla ludzi młodych.

To nie jest łatwa sprawa. Zwróciłby może uwagę na to, że w życiu człowieka bardzo ważny jest wysiłek, wymaganie od siebie. Chwilowo może być trudno, ale owocem wysiłku jest życie lepszej jakości. Radość z życia jest wtedy o wiele większa.

Młodych ludzi chciałbym więc zachęcić do tego, by unikali bycia egoistami, starali się zrozumieć innych. Ważna jest zdolność do słuchania drugiego człowieka i dostrzegania potrzebujących. Nie musisz od razu codziennie dawać im pieniędzy na ulicy, ale nie odwracaj od nich głowy. Jeśli cię ktoś biedny zaczepi, nie odwracaj głowy, tylko przywitaj się i może zapytaj o imię. Jeśli chcesz być godnym uwagi, sam musisz zwracać uwagę na tych, którzy tego potrzebują.

I na koniec: nie poprzestawiajcie na nieustannym proszeniu o coś, oczekiwaniu, że coś otrzymacie. Starajcie się dawać coś od siebie. Jeśli uda wam się uzyskać balans na polu dawania i brania, wejdziecie na znacznie wyższy życiowy poziom.

*Wielki Szpitalnik Zakonu Maltańskiego, Jego Eminencja Dominique Książę de La Rochefoucauld-Montbel, Baliw Wielkiego Krzyża Honoru i Dewocji w Posłuszeństwie.

...

Szpitale jak widzicie sa owocem oczywiscie Kościoła i dawniej byly polaczeniem opieki spolecznej i sluzby zdrowia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:13, 14 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Szlachetna Paczka
6 mitów o wolontariacie, w które uwierzyłeś
6 mitów o wolontariacie, w które uwierzyłeś

Dzisiaj, 14 września (10:10)

Myślisz, że wolontariat to parzenie kawy i bezinteresowna praca za darmo? Dobrze zorganizowany daje ogromne możliwości rozwoju i wartościowe kontakty. Sprawdź najczęściej powtarzane mity na temat wolontariatu. A jeśli już się przekonasz, że warto pomagać innym - zostań wolontariuszem Szlachetnej Paczki. Potrzeba jeszcze 10 tysięcy osób, które wezmą udział w tegorocznej edycji projektu pomagającego najbiedniejszym polskim rodzinom.
Trwa rekrutacja wolontariuszy do Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości
/Szlachetna Paczka/Facebook /
1: Wolontariat to strata czasu

Na rozmowy rekrutacyjne przychodzą do mnie bardzo ciekawi młodzi ludzie, ale ich hobby, czyli to, co robią po pracy, polega generalnie na inwestowaniu w siebie: jazda na koniu, gra w tenisa, pływanie... A tutaj młody człowiek napisał w CV, że swój wolny czas poświęca na aktywności społeczne. To jest coś niecodziennego - mówi Piotr Rak, prezes firmy Polargos. To nie była standardowa rozmowa kwalifikacyjna. Zamiast rozmawiać o wykształceniu i doświadczeniu zawodowym, Bartek przez 2 godziny opowiadał mi o swoich doświadczeniach w Szlachetnej Paczce. Robił to z taką pasją i zaangażowaniem, że zrozumiałem, że to właśnie takich ludzi potrzebuję - dodał prezes Rak. W wieku 27 lat Bartosz Płaszczyński został najmłodszym w historii firmy Polargos dyrektorem, obejmując kierownictwo w dziale logistyki.
2: Wolontariat jest bezinteresowny

Ania marzyła o tym, żeby zostać nauczycielką. Przed początkiem kolejnego roku akademickiego natrafiła na ogłoszenie o nowym wolontariacie: całoroczna praca z dzieckiem nad poprawą jego wyników w nauce i rozwojem osobistym. Moje podejście było wtedy bardzo praktycznie: nie chciałam pomagać, potrzebowałam po prostu wpisu w CV - mówi Anna Tatarewicz, obecnie menedżer ds. komunikacji w Fundacji "Teraz Polska". Jak to się stało, że nie została nauczycielką? Akademia Przyszłości to nie jest zwykły wolontariat. Oprócz świata dziecka, otwiera się na nas także świat dorosłych - nie tylko pracujemy z dzieckiem, ale współtworzymy naprawdę duży, ogólnopolski projekt. Tutaj buduje się sieć kontaktów z ludźmi z całej Polski, odkrywa się talenty, o których wcześniej nie miało się pojęcia. Niech wystarczy mój przykład: zostałam wolontariuszką, bo marzyłam o pracy nauczycielki. Po 5 miesiącach w Akademii wywróciłam swoje plany na życie do góry nogami i w ogóle tego nie żałuję! - mówi Ania.
3: Wolontariat jest dla młodych

Nigdy nie jest się tak bogatym, żeby nie przyjąć uśmiechu od innych i nigdy nie jest się tak biednym, żeby tego uśmiechu komuś nie dać - to motto Małgorzaty Kopaczewskiej, wolontariuszki Szlachetnej Paczki z Włodzimirowa, maleńkiej wsi w Wielkopolsce. Małgosia jest spełnioną żoną, matką i babcią, ma dwie wspaniałe wnuczki: Wiktorię i Sandrę. Jest sołtyską w swojej wsi, a także radną gminy Zagórów. Energiczna i bezkompromisowa, zwłaszcza jeśli chodzi o pomoc drugiemu człowiekowi. Do Paczki trafiła z powodu swojego uporu - zawracała głowę kierownikowi gminnego ośrodka pomocy społecznej sprawą Emilii, która jako niepełnosprawna 42-latka mieszkała z rodzicami w domu bez łazienki. Kierownik nie tylko zainteresował się losem Emilii, ale wykonał też telefon do Lidera rejonu Paczki w Zagórowie: Mam tu dla ciebie kandydatkę na wolontariuszkę. Pani Małgosia sprawdzi się idealnie! - powiedział.
4: Wolontariat jest dla cierpiętników

Podjąłem decyzję, że chcę coś zrobić dla świata. I oto - uwaga - idę! Ja, 35-letni właściciel firmy, idę poświęcać się niczym Prometeusz - mówi Radosław Tomaszewski, wolontariusz z Krakowa. Moje wyobrażanie na temat wolontariatu prysło już podczas pierwszego szkolenia. Tam usłyszałem, że nie chodzi o poświęcanie się, bo ja nie tylko coś daję z siebie, ale też zyskuję. Ja, Radek, 35-letni przedsiębiorca coś na wolontariacie zyskam! Po dwóch latach spędzonych w Paczce mogę z całą stanowczością stwierdzić, że to był mój najintensywniejszy okres rozwoju w życiu - dodaje Tomaszewski.
5: Wolontariat nic nie kosztuje

W powszechnej opinii wolontariat rozumiany jako darmowa praca, pozwala organizacji zredukować koszty do zera i nastawić się na same profity. Tyle, że taka sytuacja to po prostu wyzysk. Dobrze zorganizowany wolontariat daje wolontariuszom możliwość rozwoju osobistego. Inwestujemy bardzo dużo w system szkoleń i wdrożeń dla wolontariuszy. Powstają e-learningi, organizujemy zjazdy, podczas których wolontariusze mogą wziąć udział w specjalistycznych szkoleniach z zakresu zarządzania, marketingu, czy logistyki. Chcemy, aby nasi wolontariusze mieli poczucie, że rozwijają się pod naszymi skrzydłami - mówi Joanna Sadzik, Dyrektor Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości.
6: Wolontariat jest dla tych, co mają dużo wolnego czasu

Im więcej się robi, tym bardziej czas się rozszerza - mówi Łukasz, wolontariusz Paczki. Łukasz wie, co mówi, bo poza pracą w korporacyjnym biurze rozwija swoją pasję jazdy na rowerze, który zastępuje mu komunikację miejską i samochód. Jest aktywny i nie marnuje cennego czasu. Często wyjeżdża. Przez kilka miesięcy przebywał w Tanzanii na misjach. Kiedy byłem w Afryce zrozumiałem, jak ważne jest, aby wykorzystać odpowiednio to, co mamy. Porównując ekonomię czy życie rodzinne, doszedłem do wniosku, że naprawdę żyjemy w uprzywilejowanej części świata. Dla nas chyba jedną z najcenniejszych rzeczy jest czas. A czas ogranicza jedynie umiejętność jego wykorzystania - mówi Łukasz.

6 dowodów na to, że wolontariat daje pracę



Trwa rekrutacja wolontariuszy do Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości.

Dla 70 proc. wolontariuszy udział w tych projektach jest jednym z najważniejszych doświadczeń w ich życiu.

Sprawdź na sobie wartość dobrze zorganizowanego wolontariatu.

Wejdź na [link widoczny dla zalogowanych] i rozpocznij największą życiową przygodę!

...

To jest praca! Nie ma na lekko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:19, 19 Wrz 2017    Temat postu:

Anna Dymna, s. Chmielewska, s. Pawlak i Szymon Hołownia podają swoje recepty na dobroczynność
Przemysław Radzyński | Wrz 18, 2017

EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Dlaczego s. Małgorzata Chmielewska nie lubi słowa „dobroczynność”? Dlaczego według Anny Dymnej najgorsza jest samotność? Zajrzyjcie do naszej relacji z Targów Dobroczynności.

W Krakowie odbyły się Targi Dobroczynności. Ich gości, którzy na co dzień zajmują się działalnością charytatywną i świadczeniem miłosierdzia zapytaliśmy o to, czym jest dobroczynność i czy Polacy są dobroczynni.

EAST NEWS
s. Teresa Pawlak
S. Teresa Pawlak: Polacy chętnie pomagają, ale czy są dobroczynni?

Dobroczynność dla mnie jako albertynki łączy się z dawaniem siebie. Bycie dobrym, to bycie jak chleb, czyli łamanie i dawanie części siebie innym.

W dobroczynności chodzi o to, żeby najpierw spotkać się z głodem człowieka, któremu pomagamy – to nie ma być spełnianie jego oczekiwań. Musimy dotrzeć do prawdziwej potrzeby człowieka, który staje przed nami, żeby nasze czyn, akcja, działanie były skuteczne, by były prawdziwą odpowiedzią na jego rzeczywisty głód. Stąd dobroczynność naturalnie związana jest ze spotkaniem z drugim człowiekiem i poznaniem jego historii.
Czytaj także: Arcybiskup, który oddał mieszkanie potrzebującym

My, Polacy, lubimy pomagać, co pokazują różne akcje i eventy. Ale nie wiem, czy to jest dobroczynność w tym sensie, w jakim ja ją rozumiem – spotkania z drugim człowiekiem i zaspokajaniem jego głodu. Nasza dobroczynność to często pomaganie samym sobie. Jesteśmy dobrzy, bo np. chcemy uspokoić swoje sumienie albo poczuć się lepszymi.

Żeby to zmienić, trzeba postawić sobie pytanie o własne motywacje. Trzeba stanąć w prawdzie. Oczywiście, nie jest tak, że w pomaganiu nie może być żadnych egoistycznych pobudek, ale dobrze jest być w tym prawdziwym; wiedzieć, że ja sam mam jakiś konkretny głód, który staram się zaspokoić pomagając komuś. Wtedy to pomaganie będzie mądrym, skierowanym bardziej na tego, któremu chcę pomóc, a nie na mnie.

EAST NEWS
s. Małgorzata Chmielewska
S. Małgorzata Chmielewska: nie lubię słowa „dobroczynność”

Nie lubię słowa „dobroczynność”. Jego źródłosłów „czynić dobrze” jest bardzo piękny. Ale dobroczynność kojarzy nam się z oddawaniem starego futra, od którego odpruwamy jeszcze guziki, i rzucaniem go człowiekowi ubogiemu.

W rzeczywistości powołaniem chrześcijanina jest budować świat jedności; tworzyć przestrzeń, w której każdy będzie miał prawo do życia i to życia godnego. I to już nie jest dobroczynność, ale wspólnota, która żyje solidarnie i wzajemnie się wspiera. Dlatego nie lubię tego słowa, bo „dobroczynność” zamyka słabszych w gettach. Natomiast wspólnota to jest bycie razem, chociaż nie zawsze pod jednym dachem, ale to jest zasadnicza różnica.

Wydaje mi się, że w stosunku do innych krajów jesteśmy daleko w tyle, jeśli chodzi o solidarność, ale i poczucie współodpowiedzialności nie tylko za innych współobywateli, ale także tych, którzy cierpią gdzieś daleko. Tu mamy wiele do nadrobienia. Sprawa uchodźców pokazała, jak bardzo jesteśmy zamknięci w sobie i jak niechętnie dzielimy się tym, co mamy, chociażby przestrzenią życiową.
Czytaj także: Dorota myje nogi bezdomnym. Bierze miskę z wodą, mydło i idzie

Jak to należy zmienić? Jeśli jesteśmy chrześcijanami, chodzimy do Kościoła, to powinniśmy zadać sobie pytanie, z czym to się wiąże. Wyznawanie Chrystusa wiąże się z traktowaniem drugiego człowieka jak brata czy siostry. Jeśli mój brat cierpi, to nie powinno mi to być obojętne. Jako Kościół w Polsce jesteśmy Kościołem kultu, a nie jesteśmy Kościołem wspólnoty. I to jest nasz podstawowy problem.

EAST NEWS
Anna Dymna
Anna Dymna: nie trzeba być bogatym, żeby pomagać

Dobroczynność to robić coś dobrego po to, żeby to robić. Nie pytać, dlaczego. Nie oceniać tego, któremu się pomaga. Po prostu robić coś dobrego, żeby świat był lepszy, żeby nam wspólnie lepiej się w nim żyło. A gdy to się robi, to człowiek dostaje takiej radości i siły, że znowu chce to robić.

Znam wielu ludzie tak chorych, tak cierpiących i samotnych, że przydałoby się, żeby ktoś do nich tylko zapukał i powiedział: „Dzień dobry, czy napije się pani ze mną herbatki?”. Najgorsza jest samotność. Niektórym się wydaje, że trzeba mieć kupę szmalu, żeby pomagać. Nieprawda. Czasami wystarczy jedno dobre słowo, życzliwość, uśmiech, drobny gest – to czasem ratuje ludziom życie. Od tego się zaczyna.

Jeśli chodzi o pomaganie, to Polacy są fantastyczni. Chociaż mamy w sobie coś takiego, że lubimy eventy i bicie rekordów. Owsiak to świetnie wyczaił. Robi jeden dzień, w którym zbiera się pieniądze. Oczywiście, to też jest ciężka praca.

Dużo gorzej jest jednak z tym, żeby pomagać na co dzień. Regularne, nawet małe wpłaty, o wiele bardziej pomogłyby funkcjonować fundacjom. Ale powtarzam: Polacy są świetni, bo pomagają i będę to mówić cały czas, bo nawet jeśli to do końca nie jest prawda, to za chwilę będzie. Bo jak się coś mówi głośno, to zaraz stanie się prawdą.
Szymon Hołownia: pomaganie to nie zwalczanie biedy, ale pomoc Jankowi

Nie jestem dobry w definicjach. Wydaje mi się, że to trzeba rozumieć praktycznie, czyli jako robienie rzeczy dobrych i zaniechanie robienia rzeczy złych. Ale to coś więcej niż robienie rzeczy dobrych, bo to także wychodzenie ze swojej neutralności i obojętności; próba konkretnej zmiany – malutkiego choćby – obszaru jeszcze dziś na lepszy niż był rano.

Czy przybierze to formę zorganizowanej działalności czy jednorazowej akcji, czy założy się fundację albo będzie się wrzucało 5 zł do puszki, to jest sprawa drugorzędna.
Czytaj także: „Szafa Przyjaciół” – nowy ciucholand dla bezdomnych

Myślę, że wielu z nas jest dobroczynnych i widzi, że ten świat domaga się zmiany, dlatego próbują zmieniać go na lepsze. Wielu jest też obojętnych, którzy zasklepili się w swoim komforcie i dobrobycie. Granica między dobrem a złem przebiega przez serce każdego człowieka.

Jak zachęcić tych obojętnych do pomagania? Każdy ma swój pomysł, żeby porwać ludzi z kanapy – używając określenia papieża Franciszka. Moim zdaniem jedną z najbardziej skutecznych metod jest zmiana w myśleniu, żebyśmy nie rozmawiali o tym, jak zwalczyć biedę albo bezrobocie, albo poradzić sobie z takim czy innym problem, ale jak zmienić życie Johna, Mary, Ivana czy Janka – jak zmienić życie bardzo konkretnej osoby.

Personalizacja tych zjawisk, sprowadzanie ich do konkretnych ludzkich historii, może być jedną z recept, która mogłaby choć jedną, dwie, pięć, dziesięć osób pobudzić do działania.

...

Dobro i tylko dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:54, 19 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Szlachetna Paczka
Wolontariat jest tylko dla studentów? To nieprawda!
Wolontariat jest tylko dla studentów? To nieprawda!

Dzisiaj, 19 września (15:04)

Kto ma czas na angażowanie się w wolontariat? Studenci i uczniowie. A co z osobami czynnymi zawodowo, bardzo często łączącymi pracę z wychowywaniem dzieci? Szlachetna Paczka i Akademia Przyszłości udowadniają, że rozwój poprzez wolontariat i czerpanie z niego rozmaitych korzyści to nie tylko domena studentów, ale też rodziców i osób pracujących. Przedstawiamy Wam listę korzyści płynących z bycia wolontariuszem.
Cieszysz się efektami

W pracy zawodowej często miesiącami, a nawet latami pracujemy na efekty naszych działań. Owoce obecnych starań są odsunięte w czasie. Wolontariat daje możliwość efektywności, której często brakuje nam w biznesie lub jest ona trudna do osiągnięcia.

Finał Paczki i zakończenie roku szkolnego w Akademii to nie tylko przeżycie emocjonalne i ukoronowanie wysiłków, ale też podsumowanie efektów pracy wolontariuszy. Masz szansę szybko przekonać się, że to naprawdę działa.
Odkrywasz swoją rodzinę na nowo, a ona odkrywa Ciebie

Pomagając rodzinom w Paczce czy wspierając dziecko w Akademii masz niepowtarzalną możliwość spojrzeć na swoją własną rodzinę z zupełnie innej perspektywy. Odkrywasz, jak cenne jest to, co macie. Możesz zaangażować całą rodzinę w wolontariat i już od najmłodszych lat uczyć swoje dzieci mądrego i skutecznego pomagania.
Testujesz swoje kompetencje zawodowe w innym środowisku

Wolontariat nie jest Ci potrzebny do zdobycia doświadczenia, bo od lat jesteś specjalistą w swojej branży? Sprawdź się! Dzięki wolontariatowi możesz przetestować swoje kompetencje w zupełnie nowym środowisku. Masz możliwość zweryfikować swoją wiedzę i doświadczenie, poznać działanie dużej organizacji czy system szkoleń. Pozwoli Ci to jeszcze lepiej wykonywać Twoją pracę zawodową. Często zdarza się, że po finale akcji wolontariusze patrzą z innej perspektywy na swoją sytuację na rynku pracy, osiągając większe sukcesy lub wyznaczając nowy kierunek kariery.
Pomagasz dzięki swoim kompetencjom. Mądrze i skutecznie

Doświadczenie w Twoim zawodzie jest pomocne nie tylko w pracy! Wiedza i umiejętności wypracowywane przez lata mogą wesprzeć działanie ogólnopolskiego i uznanego programu pomocowego. Twoje kompetencje w zarządzaniu ludźmi czy projektami przyczynią się do wspólnego sukcesu tysięcy wolontariuszy w całym kraju.
Uczysz młode pokolenie, kształtując przyszłość kraju

Możesz mieć realny wpływ na innych, młodszych wolontariuszy w Twoim mieście. Uczyć ich, przekazywać im swoje doświadczenie i wiedzę, pomagać. Uczniowie i studenci, z którymi zetkniesz się w pracy wolontariusza za kilka lat wykorzystają to, czego nauczyli się od Ciebie.
Rozwijasz sieć kontaktów biznesowych

Dzięki pracy wolontariusza masz okazję poznawać ludzi z pasją, również w biznesie. Liderów, trenerów, przedsiębiorców, pracowników rozmaitych branż i studentów różnych kierunków. Możesz znaleźć wśród nich swoich klientów, współpracowników czy inspirację i motywację do działania. A może Ty sam zaangażujesz się w ciekawy projekt, dzięki osobom przypadkowo poznanym w wolontariacie?
Masz więcej czasu

Jako mama, tata, pracownik dużej lub mniejszej firmy czy przedsiębiorca znasz doskonale to pragnienie, aby doba miała więcej niż 24 godziny, prawda? Angażując się w wolontariat paradoksalnie możesz zyskać więcej czasu, ucząc się lepszej organizacji, delegowania obowiązków członkom rodziny i harmonijnego łączenia kilku sfer swojego życia.
Dostajesz impuls do zmian i dalszego rozwoju

Nigdy nie jest tak, że nasza sytuacja jest idealna. W pracy, w życiu, w rodzinie. Wolontariat daje inspirację i impuls do zmian w każdej sferze. Pozwala spojrzeć na znane kwestie z innych perspektyw, poznawać fantastycznych ludzi o odmiennych poglądach i doświadczeniach, uczyć się od innych i poznawać siebie na nowo. Odkrywać w sobie niewyczerpany potencjał, nowe umiejętności i pomysły. Wolontariusze Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości powtarzają, że wolontariat zmienił ich życie, a dla 70 proc. z nich był najważniejszym z doświadczeń życiowych.
Zostań wolontariuszem Szlachetnej Paczki lub Akademii Przyszłości. Wejdź na [link widoczny dla zalogowanych] zanim lista wolontariuszy zostanie zamknięta. Liczba miejsc jest ograniczona.

(adap

...

Piekna sprawa!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 5:01, 22 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
​Watykan: Żandarmeria usunęła bezdomnych z rejonu placu Świętego Piotra
​Watykan: Żandarmeria usunęła bezdomnych z rejonu placu Świętego Piotra

Wczoraj, 21 września (17:32)

Po raz pierwszy watykańska żandarmeria usunęła bezdomnych z rejonu placu Świętego Piotra - podała w czwartek Ansa. Powodem tego kroku, o którym poinformowany został papież Franciszek, była troska o godny i przyzwoity wygląd okolic Watykanu - wyjaśniono.
Zdjęcie ilustracyjne
/Grzegorz Jasiński /RMF FM

W ostatnim czasie w pobliżu placu zaczęło przebywać coraz więcej bezdomnych z wielu krajów, wśród nich grupa Polaków. Ludzie ci śpią i koczują pod arkadami kamienic, między innymi watykańskiego biura prasowego i kolumnady Berniniego.

Miejsca te są coraz bardziej zaniedbane i zanieczyszczone. Na barierach ochronnych suszą oni swoją bieliznę i ubrania, niektórzy żebrzą. Niekiedy, jak przyznali policjanci z pobliskiego posterunku, dochodzi tam do awantur i bójek między kloszardami.

O tym, co się tam dzieje, informuje często rzymska prasa, apelując o powstrzymanie "degradacji" okolic Watykanu, którą obserwują tysiące turystów z całego świata. Wielu z nich, jak się zauważa, oburzonych jest panującą tam sytuacją.

Interwencja żandarmerii w tych dniach była konieczna - podkreśla się. Funkcjonariusze usuwając bezdomnych umożliwili ekipom sprzątającym z Watykanu wykonanie prac porządkowych wokół placu Świętego Piotra.

Bezdomnym pozwolono nadal spać pod arkadami wokół placu w nocy. Muszą opuszczać te miejsca rano, by można było je posprzątać.

Media podkreślają, że pojawiła się nadzieja na to, że po tej interwencji w ciągu dnia rejon bazyliki watykańskiej będzie utrzymywany w porządku i nie będzie tam dochodzić do gorszących scen, jakie mają tam miejsce.

Wcześniej na polecenie papieża przy placu Świętego Piotra ustawiono łazienki i kabiny prysznicowe dla bezdomnych.

Włoscy policjanci odkryli, że niektórzy bezdomni zaczęli pobierać haracz za wstęp pod prysznic od innych osób.

...

Bezdomni to grzeszni ludzie. Tez naduzywaja dobroci. Nie potrzeby religijne kieruja do Watykanu a łagodnosc ktorej nie ma gdzie indziej. Nic nie usprawiedliwia bruzenia wszedzie skoro sa miejsca wyznaczone na odpady. Takze smierdzenia skoro sa kabiny a nie chce sie umyc... To sa trudy opieki nad potrzebujacymi. To nie raj. To realia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 7:09, 22 Wrz 2017    Temat postu:

Rzucił swoją firmę i został stolarzem. 37-letni Radek dzięki Szlachetnej Paczce spełnia marzenia

Wczoraj, 21 września (18:1Cool

Chwycił do ręki telefon i wykręcił numer do pierwszego zakładu stolarskiego. Przedstawił się jako Radek, 37-letni właściciel firmy szkoleniowej, menadżer i coach, który chce zatrudnić się jako pomocnik stolarski. Dlaczego? Przeczytajcie reportaż o mężczyźnie, który praktycznie z dnia na dzień postanowił zmienić swoje życie. A w tym wszystkim pomogła mu... Szlachetna Paczka.
Radek - bohater reportażu Szlachetnej Paczki
/


Wydawałoby się, że Radek Tomaszewski nie różni się niczym od rówieśników żyjących w wielkich miastach. Ułożone życie trzydziestoparolatka: skończone studia i kursy menedżerskie, własna firma szkoleniowa, szczęśliwe małżeństwo i własne mieszkanie. I nagle taki facet, siedząc wygodnie na swojej kanapie stwierdza, że coś mu nie pasuje. Nagle poczułem, że moje życie jest już skończone, już nie mam na co w nim czekać.
Pora zostać "dorosłym facetem"

Dwudziestoparoletni Radek od zawsze był niespokojnym duchem. Studiował filozofię, którą traktował bardzo praktycznie - całymi nocami dyskutował z przyjaciółmi nad sensem istnienia świata. Wyróżniła go ciekawość, robił tysiąc rzeczy naraz: praca w organizacjach studenckich, politycznych i wszelkiej maści wolontariaty.

A potem uwierzyłem w coś, co słyszałem dookoła: że przychodzi taki moment, w którym trzeba zostać "dorosłym facetem". Po studiach zająłem się więc zarabianiem pieniędzy: założyłem jedną firmę, drugą firmę i tak wylądowałem w końcu na tej oto mojej własnej, wygodnej kanapie, z której już cholernie ciężko było się podnieść - opowiada Radek.
Stolarnia z YouTube'a

Kiedy Radek kupił z żoną mieszkanie, postanowił je samodzielnie wyremontować. Prowadzenie własnej firmy szkoleniowej wydawało się świetnym zajęciem, ale bardzo chciał poczuć jakiś namacalny efekt swojej pracy. Pojechał więc do sklepu z materiałami budowlanymi, a potem obładowany deskami, listwami, śrubami i gwoździami wrócił do domu, i... odpalił YouTube’a. Tak zrobił swój pierwszy w życiu mebel. To było niesamowite, kiedy postawiłem ten stół w salonie. Patrzyłem na efekt pracy swoich rąk i czułem się niesamowicie - opowiada Radek.

Od razu zabrał się znów do pracy. Tak powstało pierwsze krzesło. Po nim miała być komoda. Okazało się jednak, że to jest już bardzo skomplikowane zadanie: Przy robieniu komody popełniłem chyba wszystkie możliwe błędy. Ta nieoczekiwana przeszkoda doprowadzała mnie do takiej frustracji, że nie mogłem dać za wygraną. Chwyciłem do ręki telefon i wykręciłem numer do pierwszego zakładu stolarskiego. Przedstawiłem się, powiedziałem, że mam na imię Radek, mam 37 lat, jestem coachem, menadżerem i właścicielem firmy szkoleniowej i że chce się zatrudnić jako pomocnik stolarski, żeby nauczyć się fachu. Przy pierwszym telefonie facet się rozłączył, bo myślał, ze to żart. Dopiero za trzecim numerem dodzwoniłem się do Grześka, z którym teraz pracuję przez 10 godzin dziennie robiąc meble.
Jak trafić z korporacji do stolarni?

Co musi się wydarzyć, żeby 37-letni mężczyzna, właściciel dobrze prosperującej firmy, postanowił zostać pomocnikiem stolarskim? Nie byłoby mnie tutaj, w tej stolarni, gdyby nie Szlachetna Paczka. To właśnie Paczka zdjęła mi z pleców presję sukcesu i statusu społecznego. To tam nauczyłem się, że mogę po prostu robić to, co sprawia mi radość.

Radek do Paczki trafił w 2015 roku. Na wspólny obiad z przyjaciółmi przyszła przyjaciółka jego żony i zaczęła opowiadać o tym, że została wolontariuszką Szlachetnej Paczki. Ona nawet mnie nie zapytała, czy może ja bym chciał dołączyć. Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu opowiadała jak tam jest i jaką jej to sprawia radość. A ja w tamtym momencie siedziałem na tej mojej kanapie i nie wiedziałem, co z tym życiem dalej zrobić, czym się zająć. Pomyślałem, że mam dużo doświadczenia z wolontariatu z czasów studenckich, a do tego jestem przecież coachem, więc może pomogę tym studenciakom zmieniać świat naprawdę - opowiada Radek.
Myślałem, że rozwiną przede mną czerwony dywan

Jak sam przyznaje, okazał się najgorszym możliwym typem wolontariusza. To było takie: "Uwaga, idę! Ja idę! Radek, 37-letni właściciel firmy!". Myślałem, że na dzień dobry rozwiną przede mną czerwony dywan, bo ja postanowiłem wstać z kanapy i poświęcić swój cenny czas na wolontariat. Wyobrażałem sobie, że jestem jakimś Prometeuszem, który właśnie przychodzi się poświęcać i za "miliony cierpieć katusze". To wszystko prysło jak bańka mydlana już na pierwszym szkoleniu.

Każdy wolontariusz Szlachetnej Paczki przechodzi system wdrożeń i szkoleń, które mają go przygotować nie tylko do pracy z rodzinami, ale też wzbogacić go o nowe umiejętności przydatne w życiu zawodowym i prywatnym. Na pierwszym szkoleniu powiedziano mi, że w tym wolontariacie nie chodzi o to, żeby się poświęcać, ale żeby zyskać coś dla siebie. Na początku byłem oburzony - bo jak to zyskam coś dla siebie, kiedy ja przychodzę tu dla innych? Ale po tych 2 latach spędzonych w Paczce mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że to był mój najintensywniejszy okres rozwoju w życiu.
W Paczce nie tracę czasu, tylko go zyskuję

Moment zmiany w swoim życiu Radek porównuje do opadnięcia kurtyny w teatrze: To było tak, jakbym poszedł do teatru na sztukę o życiu. Na scenie dzieje się życie. I nagle opada kurtyna, ale nie na scenie, a na widowni, jakby każdy z widzów do tej pory siedział w osobnym boksie. I nagle zaczynam się rozglądać i dostrzegam obok siebie innych ludzi - wspólnie klaszczemy, przeżywamy spektakl, idziemy na przerwę. Zobaczyłem, że takich Radków, jak ja jest więcej. Dzięki nim zrozumiałem, że życie dzieje się dopiero w relacji z drugim człowiekiem.

Radek szczególnie wspomina swój pierwszy finał jako wolontariusz, kiedy z ojcem paczkowej rodziny patrzył jak przeszczęśliwi domownicy rozpakowują paczki. Mieliśmy taką chwilę dla siebie, dla dwóch facetów. Po prostu spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy płakać - mówi. Szlachetna Paczka nauczyła mnie, że ludzie są po prostu dobrzy. Ja jestem dobry i ludzie są dobrzy, a to, co robimy to odnowienie pierwotnych, prostych więzi społecznych, odbudowywanie społeczeństwa. W Paczce zobaczyłem lokalną społeczność dokładnie tak, jak sam bym chciał ją widzieć - że ludzie po godzinach pracy zawodowej spotykają się i razem coś tworzą. I jeśli ktoś mi powie, że nie ma na to czasu to odpowiem mu tak: będąc w Szlachetnej Paczce ja nie tracę czasu, tylko go zyskuję.
Trwa rekrutacja wolontariuszy do Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości.

Dla 70 procent wolontariuszy udział w tych projektach jest jednym z najważniejszych doświadczeń w życiu. Sprawdź na sobie wartość dobrze zorganizowanego wolontariatu.

Wejdź na [link widoczny dla zalogowanych] i rozpocznij największą życiową przygodę!

(adap)
Materiały prasowe

rmffm
...

Wyzwalanie ze szponow corpo to tez pomoc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:10, 27 Wrz 2017    Temat postu:

W haniebny sposób wyłudzali zasiłki. Żerowali na tragedii ofiar kataklizmu

1 godz. 42 minuty temu

​120 mieszkańców Rzymu zmieniło adres zameldowania na zniszczone w trzęsieniu ziemi Amatrice i inne miasteczka, by pobierać pomoc od państwa w wysokości do 900 euro miesięcznie. Za oszustwo odpowiedzą przed sądem - informuje dziennik "Il Messaggero".
Rzymianie zmieniali meldunek, by otrzymać pomoc dla ofiar trzęsienia ziemi. Zdjęcie ilustracyjne
/Aneta Łuczkowska /RMF FM

Oszustwo popełnili przede wszystkim ci, którzy mieszkają na stałe w Rzymie i mieli lub nadal mają letnie domy w środkowych Włoszech, na terenach zniszczonych w serii trzęsień ziemi począwszy od sierpnia zeszłego roku.

Osoby zameldowane w Wiecznym Mieście po zmianie stałego adresu miały prawo do skorzystania z pomocy przyznawanej przez Obronę Cywilną tym, którzy stracili tam domy lub nie mogli do nich wrócić w oczekiwaniu na remont.

Zasiłek w wysokości od 200 do 900 euro, w zależności od liczby członków rodziny pozbawionej dachu nad głową, jest przeznaczony na pokrycie kosztów mieszkania zastępczego.
W Amatrice odsłonięto pomnik psa ratownika. "Stanowiła to, co najlepsze we Włoszech"

Gdy w urzędach odkryto budzące podejrzenia masowe zjawisko zmiany meldunku, lokalne władze rozpoczęły natychmiast kontrole. Ponieważ wykazały nieprawidłowości, prokuratura w mieście Rieti wszczęła śledztwo.

Okazało, że niektórzy rzymianie zmienili adres zameldowania po katastrofalnych wstrząsach, by w urzędach figurować jako mieszkańcy Amatrice, Accumoli i innych zburzonych miejscowości.

Odnotowano też, że liczba wniosków o pomoc była znacznie wyższa od liczby domów i mieszkających rodzin w miasteczkach i osadach, w których często - jak się podkreśla - znają się wszyscy.

W innych przypadkach osoby mające faktycznie tam meldunek mieszkały od dawna w Wiecznym Mieście, co zataiły we wnioskach o zasiłek na lokal zastępczy.

Rzymska gazeta podkreśla, że część osób objętych śledztwem już zwróciło nielegalnie pobrane pieniądze w nadziei na poprawę swojej sytuacji procesowej. Ale dla wymiaru sprawiedliwości oszustwo już zostało popełnione - przypomina dziennik.

(ph)

....

Niestety sa tez oszusci czatujacy na pomoc dla ofiar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:34, 27 Wrz 2017    Temat postu:

"Drugiej szansy może już nigdy nie być". Mała Julia walczy z glejakiem i... z czasem

1 godz. 1 minuta temu

To nasza ostatnia i jedyna szansa na ratunek dla naszego dziecka, dlatego prosimy o pomoc - apelują rodzice sześcioletniej Julci. Dziewczynka toczy nierówną walkę z najbardziej zabójczą odmianą glejaka wielopostaciowego. W Polsce możliwości się wyczerpały. Niczego nie można zrobić, a czas ucieka - piszą na stronie fundacji Się Pomaga. Do niedzieli bliscy Julci muszą zebrać milion złotych!
Julka ma 6 lat, a już przyszło się jej zmierzyć z najbardziej zabójczą odmianą glejaka wielopostaciowego
/Archiwum domowe /

Jeśli nie zdążymy zdobyć środków i przystąpić do leczenia, drugiej szansy może już nigdy nie być. Prosimy o Waszą pomoc w walce o życie naszego dziecka - apelują za pośrednictwem strony [link widoczny dla zalogowanych]

Choroba Julci zaczęła się bardzo zwyczajnie - od bólu głowy, który szybko mijał, ale pojawiał się coraz częściej. Chcieliśmy sprawdzić, co się dzieje, czy wszystko jest w porządku. Skierowano Julię do okulisty i laryngologa, a gdy ból przestał ustępować, neurolog wysłał nas na tomograf i rezonans. Wtedy pierwszy raz usłyszeliśmy, że nasze dziecko ma guza mózgu! - opisują rodzice dziewczynki.

Pierwszą operację usunięcia guza Julcia przeszła 31 marca w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Wówczas wydawało się, że jest szansa, że z rakiem da się wygrać, że guz może mieć łagodną postać...
19 marca u Julii zdiagnozowano guza mózgu
/Archiwum prywatne

Niestety, tydzień później okazało się, że to guz pnia mózgu DMG, glejak w swojej najcięższej formie. Rokowania w takiej sytuacji są fatalne.

Guz naszej córeczki ma jedną z najgorszych możliwych mutacji, która sprawia, że przebieg choroby jest wyjątkowo agresywny - opowiadają rodzice.

Julka rozpoczęła chemioterapię, ale po trzech cyklach okazało się, że nie działa. Guz zaczął odrastać. Potem była radioterapia i kolejna chemioterapia. Guz się trochę zmniejszył.

Na to czekaliśmy, bo tylko regresja pozwalała nam szukać nowych możliwości ratunku - opowiadają bliscy Julci. Zaczęli wyścig z czasem w poszukiwaniu właściwego leczenia w Niemczech, Szwajcarii, USA. Odezwano się do nich z kilkunastu ośrodków, ale wszędzie dostali odmowy.

Zaczęliśmy szukać leczenia tej konkretnej mutacji nowotworu. Tak trafiliśmy do kliniki w San Francisco i Nowego Jorku, a stamtąd z powrotem do Europy. W Harley Street Clinic w Londynie, tylko w tej klinice w Europie stosuje się metodę CED w leczeniu nowotworu - tłumaczą za pośrednictwem strony w internecie.

Badania dowodzą, że taka terapia zatrzyma postęp choroby i pozwoli kupić nam czas dla naszego dziecka. Ten czas to obecnie wszystko, co mamy, bo daje nam nadzieję - podkreślają.

Operacja Julci jest możliwa do przeprowadzenia już w niedzielę - 1 października. Jednak wcześniej trzeba opłacić operację i pierwszą kurację lekami. To nasza ostatnia i jedyna szansa, na ratunek dla naszego dziecka, dlatego prosimy o pomoc.

Informacje, jak pomóc małej Julci w walce z glejkiem - ZNAJDZIECIE TUTAJ>>>
[link widoczny dla zalogowanych]

Czasu jest naprawę niewiele.
Guz Julci ma jedną z najgorszych możliwych mutacji, która sprawia, że przebieg choroby jest wyjątkowo agresywny.
/Archiwum prywatne

...

Niestety dramat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:40, 28 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Blogerka kłamała, że ma raka. Sąd ukarał ją grzywną
POLECANE
Uprowadził i napastował dziewczynkę. Pedofil...
Fakty z Twojego Miasta: Znamy tajemnicę...

Obraz ostry jak brzytwa? Zobacz sam!
Samolot rozbił się w pobliżu drogi w Seattle.
dostarczone przez plista
Blogerka kłamała, że ma raka. Sąd ukarał ją grzywną

Dzisiaj, 28 września (13:59)

Sąd ukarał australijską blogerkę Belle Gibson, która twierdziła, że wyleczyła się z zaawansowanego raka mózgu dzięki diecie i medycynie niekonwencjonalnej. Kobieta musi zapłacić grzywnę w wysokości 410 tys. australijskich dolarów (275 tys. euro).

Sąd federalny w Melbourne orzekł, że Gibson oszukała opinię publiczną, publikując w 2013 roku elektroniczną książkę kucharską i wprowadzając na rynek opracowaną przez siebie aplikację.

25-letnia blogerka twierdziła, że w wieku 20 lat zdiagnozowano u niej raka mózgu, a lekarze dawali jej cztery miesiące życia. Stała się sławna dzięki swej opowieści o udanej walce z nowotworem, którego miała pokonać nie dzięki konwencjonalnej medycynie, lecz naturalnym metodom - medycynie ajurwedyjskiej, tlenoterapii oraz diecie wolnej od oczyszczonego cukru i glutenu.

Jednak w 2015 roku Gibson przyznała w rozmowie z australijskim czasopismem, że był to jedynie wytwór jej wyobraźni i że nigdy nie chorowała na raka. Okazało się też, że nie przekazała swych zysków organizacjom charytatywnym, co wcześniej obiecała.

Jeśli można mówić o jakimś wzorze, który wyłania się z jej zachowania, to jest to nieustająca obsesja na własnym punkcie i na punkcie tego, co najbardziej służy jej interesom - oświadczyła sędzia Debra Mortimer.

Grzywna, na jaką skazano blogerkę, jest nieco niższa od zysków z książki i aktywności w mediach społecznościowych, które sięgały 420 tys. australijskich dolarów i których sporą część miała przekazać organizacjom charytatywnym. Sędzia podkreśliła, że wiele osób płaciło za aplikację, wierząc że finansują szlachetny cel.

Gibson zapewniała np., że przekaże swe tygodniowe zyski rodzinie dziecka, cierpiącego na guza mózgu. Zrobiła to, by zachęcić ludzi do płacenia za jej aplikację, aby generować zyski dla siebie samej i swej firmy. Celowo postanowiła wykorzystać śmiertelną chorobę małego chłopca - dodała sędzia.

W procesie Gibson ogłoszono wymiar kary. W marcu, kiedy uznano ją za winną, sędzia nie wykluczyła, że młoda kobieta "mogła paść ofiarą własnych urojeń na temat swego stanu zdrowia", gdyż nie można w pełni udowodnić, że Gibson nie myślała, iż ma nowotwór.

(m)

...

Albo chora albo oszustka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:13, 28 Wrz 2017    Temat postu:

Dziękujemy Wam za wsparcie. Udało się zebrać pieniądze na operację małej Julci
Dzisiaj, 28 września (16:47)

"24 godziny wystarczyły, by zmobilizować wszystkie wspaniałe serca! Zdążyliśmy i dzięki temu rodzice mogą oddać Julię w najlepsze ręce. Lekarze w Londynie zrobią wszystko, by Julia żyła" - napisała na swojej stronie Fundacja siępomaga, która pośredniczyła w zbiórce pieniędzy na operację sześcioletniej Julci. Dziewczynka toczy nierówną walkę z najbardziej zabójczą odmianą glejaka wielopostaciowego.
6-letnia Julka
/Archiwum domowe /

Guz naszej córeczki ma jedną z najgorszych możliwych mutacji, która sprawia, że przebieg choroby jest wyjątkowo agresywny - opowiadają rodzice.

Julka z chorobą zmaga się od wielu miesięcy. Pierwszą operację usunięcia guza przeszła 31 marca w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Potem była chemioterapia i radioterapia. Guz się trochę zmniejszył.

Tylko regresja pozwalała nam szukać nowych możliwości ratunku - opowiadają bliscy Julci. Wówczas to rodzice zaczęli wyścig z czasem w poszukiwaniu właściwego leczenia w Niemczech, Szwajcarii, USA.
6-letnia Julka
/Archiwum domowe /

Zaczęliśmy szukać leczenia tej konkretnej mutacji nowotworu. Tak trafiliśmy do kliniki w San Francisco i Nowego Jorku, a stamtąd z powrotem do Europy. W Harley Street Clinic w Londynie, tylko w tej klinice w Europie stosuje się metodę CED w leczeniu nowotworu - tłumaczą za pośrednictwem strony w internecie.

Podczas zabiegu lekarze umieszczą w główce Julii 4 cewniki, które skierują leki prosto do guza i w jego okolice. Lekarze dodatkowo zastosują inhibitory HDAC, które zablokują agresywną mutację genu i osłabią siłę, z jaką postępuje choroba. W terapii zaplanowana jest operacja, a następnie w odstępach 4-6 tygodniowych 8 cykli podawania leków bezpośrednio do guza.

Telefon z kliniki, że Julka może zostać poddana operacji, rodzice dziewczynki dostali we wtorek. Do niedzieli musieli zebrać prawie milion złotych. Udało się! Wszystko wskazuje więc na to, że Julka przejdzie zabieg zgodnie z planem - 1 października.
Ściskamy kciuki ze wszystkich sił! Walcz, Skarbie!!! Razem Wielką mamy Moc! Dziękujemy

I my podpisujemy się pod słowami Fundacji.

...

Znakomicie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:35, 29 Wrz 2017    Temat postu:

Ta wskazówka sprawi, że Twoja pomoc już zawsze będzie trafiona
Karolina Sarniewicz | Wrz 28, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

Dom dziecka na Pomorzu potrzebuje nowego pieca CO, dzieciakom z Łodzi przydałyby się gry na PlayStation3, a trzynastolatka z Podlasia czeka na rower. Tego wszystkiego dowiesz się z jednej strony internetowej.

Między pożytecznym pomaganiem a robieniem komuś niedźwiedziej przysługi leży cienka granica, podpisana zazwyczaj „cudze, nieznane potrzeby”.

Idealnie byłoby, gdyby wszystkie osoby, które mijamy na co dzień, miały wypisane na czołach, czego właśnie im brakuje. I żebyśmy my, chcąc być pomocni, po prostu wciskali guzik, który automatycznie przenosiłby nas do trybu spełniania tej potrzeby. W tym marzeniu nie chodzi bynajmniej o to, żeby się nie namęczyć lub ograniczyć komunikację z potrzebującym do minimum. Cel jest inny: żeby chcąc robić dobrze, nie strzelać gafy za gafą, dodatkowo poważnie obciążając obdarowanego.
Czytaj także: Z domu dziecka na plan filmowy

I o ile w realnym życiu jest to kompletnie niemożliwe, czym byłby internet, gdyby nam takiej sposobności nie załatwił?

Jeśli zatem chcesz komuś pomóc, a nie wiesz, jak to zrobić, wejdź na stronę domydziecka.org i kliknij w jeden z poniższych przycisków.

1) Chcę pomóc

2) Potrzebuję pomocy

Pod pierwszym znajdziesz formularz, w którym będziesz mógł wpisać swoje dane i jaką pomoc oferujesz. To może być deklaracja, że w określonym miejscu i czasie podejmiesz się jakiejś usługi na rzecz potrzebującej placówki. Z tej rubryki możesz również skorzystać, kiedy masz coś do oddania, a nie wiesz komu Twoje przedmioty mogłyby się przydać. Po wypełnieniu strona automatycznie publikuje Twoją ofertę, a Ty czekasz na kontakt ze strony placówki, której wpadniesz w oko.
Czytaj także: Pełna chata po krakowsku, czyli o co chodzi w rodzinnym domu dziecka

Jeśli jednak zamiast czekać wolisz działać, odwiedź zakładkę numer 2, pod którą kryje się lista domów dziecka, aktualnie czegoś potrzebujących. Każda prośba opatrzona jest znacznikiem, czy chodzi o wsparcie finansowe czy rzeczowe, wraz ze szczegółowym opisem potrzeby. Z najnowszych ogłoszeń dowiesz się na przykład, że dom dziecka na Pomorzu potrzebuje nowego pieca CO, dzieciakom z Łodzi przydałyby się gry na PlayStation3, a trzynastolatka z Podlasia czeka na rower.

Ktoś powiedział kiedyś, że na świecie jest wszystko – problem w tym, że jest źle rozdane. Mam zatem nadzieję, że Państwa częste wizyty na stronie domydziecka.org zaradzą choć trochę tej rażącej dysproporcji.

...

Trzeba rozeznawac potrzeby.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:21, 03 Paź 2017    Temat postu:

Ich relacja wisiała na włosku. Zobacz, co zrobili, by o siebie zawalczyć

Dzisiaj, 3 października (15:46)

"Przyjdź w piątek na salę. Może któraś wpadnie ci w oko" - usłyszał Michał w słuchawce, po czym połączenie się urwało. Miał dać sobie już z tym spokój. Robił to od wczesnej podstawówki, ale był już zmęczony. „Ostatni raz daję mu się namówić” - pomyślał, kiedy w piątek zatrzymał samochód przed tak dobrze znanymi sobie drzwiami. To dzięki udziałowi w projekcie Szlachetna Paczka Michał nauczył się współpracy i budowania relacji. "Bez drugiego człowieka nie ma ani tańca towarzyskiego ani Szlachetnej Paczki" - mówi przekonując innych, aby zostali wolontariuszami tegorocznej edycji projektu, który pomaga najbiedniejszym polskim rodzinom.
Michał i Anka
/Szlachetna Paczka /


Ogromna sala wygląda jakby jeszcze pamiętała czasy towarzysza Gierka. Na jednej ze ścian ciemna boazeria, na drugiej rząd luster. W kącie pianino i niewielkie podwyższenie imitujące scenę. Na salę wchodzi się w obuwiu do tańca albo w samych skarpetkach, żeby nie niszczyć parkietu, na którym uwija się już kilkunastu tancerzy.

Usiądź sobie, popatrz, a nuż któraś ci się spodoba - powiedział trener i posadził Michała w kącie sali. Jego wzrok ślizgał się po obcisłych czarnych sukienkach odkrywających smukłe nogi. To one interesowały go najbardziej. Promenada, volta, whisk... nie wystarczy, żeby było rytmicznie. Musi być to coś. W końcu... jest! Tak spojrzałem na Ankę, patrzę i myślę: "no fajnie tańczy dziewczyna... biere dziołche!" - wspomina Michał.
Trochę taki hardkor

Czar prysł już po pierwszych treningach. Może i dziołcha fajnie tańczyła, ale para Anka-Michał kompletnie nie mogła się ze sobą dogadać. Kiedy na parkiecie spotykają się dwa wulkany, przepis na wybuch gotowy: że krok miał być do przodu, a Michał zrobił bardziej na ukos, że Anka miała się obrócić w tempie jedna trzecia, a zrobiła to za wolno. Robiliśmy po tysiąc razy tę samą figurę i za każdym razem ktoś nagle pomylił nogę, puścił mięśnie albo źle okręcił rękę i to tylko po to, żeby wkurzyć drugą stronę - mówi Michał. W końcu przestali się do siebie w ogóle odzywać. Potem z kolei nastał czas bardziej ekspresyjnego budowania relacji. Zaczęliśmy się po prostu zdrowo na siebie wydzierać. Potrząsaliśmy sobą, latały różne przedmioty. Jak tak sobie o tym teraz pomyślę to był to trochę taki hardkor co robiliśmy... no, ale tak się wszystko zaczęło - uśmiecha się Michał.



Nauczyć się drugiego człowieka

Anka i Michał zaczęli jeździć na turnieje tańca towarzyskiego, ale za każdym razem plasowali się w tyle stawki. Frustracja narastała, bo brak wyników i kłótnie na treningach nie sprawiały, że chciało się pracować jeszcze ciężej. W końcu ktoś z boku nam powiedział, że musimy coś z tym zrobić, bo co z tego, że jeździmy na turnieje, skoro tam widać, że nam w tańcu razem po prostu nie wychodzi. Bo to nie może wyglądać ładnie, jak my tak cały czas drzemy ze sobą koty. Jak się ze sobą nie dogadamy to i z tańca nic nie będzie - mówi Michał. Na próbach zaczęło się żmudne uczenie się siebie nawzajem. Musieliśmy się nauczyć swoich uczuć, emocji, tego, co druga osoba myśli i w jaki sposób reaguje na to, co ja robię. I Anka mnie właśnie tego nauczyła, że po to jest ta druga osoba w parze. Że jak ci nie wychodzi, to ona ci pomoże, przytuli jeśli tego potrzebujesz. A czasem kopnie cię w tyłek albo powie coś mega niemiłego, żeby cię postawić do pionu i zmotywować do pracy - tłumaczy Michał.
Paczka jak taniec towarzyski

Dla Michała współpraca partnerów w tańcu jest bardzo podobna do budowania relacji z rodziną w Szlachetnej Paczce. Wolontariusze wspierają rodziny dobrym słowem, radą, ciepłym gestem, ale czasem stają się dla niej takim trenerem, który daje przysłowiowego kopniaka w tyłek i motywuje do pracy. Świetne jest to, że teraz mamy tych 5 spotkań z rodziną: jesteśmy u niej 3 razy na etapie włączania do projektu i przekazywania paczki, a potem jeszcze 2 razy po finale. Ja sobie nie wyobrażam, żebym mógł spotkać się z Anką dwa razy na treningu i stwierdzić - ok, jedziemy razem na turniej i super zatańczymy, bo nie zatańczymy, tak się po prostu nie da. I tak samo jest z rodziną - jeśli chcemy mieć pewność, że ta paczka przyniosła trwałą zmianę w jej życiu to musimy po prostu jej w tej zmianie towarzyszyć - tłumaczy Michał.
Nie cierpię nijakości

Szlachetna Paczka reklamuje swój wolontariat trzema hasłami: Rozwój-Wpływ-Ludzie. Dla Michała aspekt "ludzki" jest szczególnie ważny, bo - jak sam o sobie mówi - jest "mega społeczniakiem". Ja bez kontaktu z drugim człowiekiem nie mogę żyć. Tylko, że ja strasznie nie lubię nijakości. A na takich ludzi, co są nijacy, mówię: "lamy" - śmieje się tancerz. A kim są lamy? To są takie osoby, które nie chcą osiągnąć niczego fajnego w życiu, tylko najlepiej siedziałyby cały dzień w domu na kanapie i oglądałyby telewizję. To jest taki człowiek bez energii. To tak, jak widzisz lamę w zoo: ona jest taka po prostu nudna. Rusza się wolno, tak chodzi sobie w prawo, w lewo i się zastanawia czy cię opluć, czy sobie odpuścić. I możesz sobie popatrzeć chwileczkę na tę lamę, zobaczysz jak one sobie tam żyją, ale za chwilę pójdziesz poszukać zebry, bo zebry są po prostu fajniejsze. I ludzie-lamy są właśnie tacy: poznajesz ich, pogadasz sobie z nimi, powiedzą ci coś, czego się po nich spodziewasz i co kompletnie nic nie wniesie do twojego życia. No i właśnie chodzi o to, że w Szlachetnej Paczce nie ma lam, ale są same zebry! - śmieje się Michał.
Nie być lamą

Michał jest wolontariuszem Paczki już szóstą edycję i - jak zapewnia - to ludzie sprawiają, że jeszcze mu się chce. Do Paczki przychodzą ludzie ciekawi, którzy mają coś do powiedzenia i robią w życiu super fajne rzeczy. U mnie w drużynie jest na przykład Natalia, która jest fotografem i śpiewa w chórze, Iza tańczy pole dance, a Marek kapitalnie gra na gitarze. Zawsze jak jesteśmy na ognisku to on mi gra Beatę Kozidrak, ja śpiewam i się śmiejemy, że Beata wpadła do nas na imprezę. Za to Robert jest super, bo on godo po śląsku! Ale tak fest godo! I jeszcze jest takim tak mega konkretnym człowiekiem, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem. I to jest właśnie najfajniejsze, że my do tej Paczki przychodzimy z różnych światów nie po to, żeby się poświęcać pomagając ludziom, ale żeby wspólnie coś przeżyć. I jak tak patrzę na moją paczkową drużynę to sobie myślę, że ja naprawdę Lubię ludzi, bo ludzie są ekstra! - mówi Michał.

Rzucił swoją firmę i został stolarzem. 37-letni Radek dzięki Szlachetnej Paczce spełnia marzenia



Czujesz, że jesteś zebrą? Chcesz poznać niezwykłych ludzi i przeżyć z nimi wyjątkowe chwile?

Wejdź na [link widoczny dla zalogowanych] i zostań wolontariuszem Szlachetnej Paczki lub Akademii Przyszłości.

Na zgłoszenia czekamy do końca września!

...

Bardzo dobrze!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:19, 04 Paź 2017    Temat postu:

Rodzice niepełnosprawnych dzieci apelują: Pozwólcie nam pracować
Dzisiaj, 4 października (09:56)

Rodzice dzieci z niepełnosprawnościami zbierają podpisy pod petycją do Ministerstwa Rodziny i Pracy o zniesienie zakazu pracy dla osób pobierających świadczenie pielęgnacyjne. "Chcemy całego życia" - pod takim hasłem podpisało się już prawie dziesięć tysięcy osób. "Za 1,4 tys. zł zamienia się nas w niewolników" - przekonują rodzice.
Zdj. ilustracyjne
/ Frank May /PAP/DPA

Reporter RMF FM rozmawiał z Kingą i Dominkiem Choncherami, rodzicami ośmioletniej Michaliny z mózgowym porażeniem dziecięcym. Opiekun zajmujący się niepełnosprawnym dzieckiem wypada zupełnie z rynku pracy, w dodatku czeka go bardzo niska emerytura, bo Skarb Państwa opłaca tylko najniższe składki - przekonują.

Kinga Chonchera marzy o tym, by móc wspomóc domowy budżet dochodami ze swojego hobby - robienia biżuterii. Moim marzeniem jest, żeby to była też moja praca. Mogłabym założyć jakąś niewielką działalność gospodarczą jednoosobową, ale nie mogę, bo nie mogę pracować - skarży się.

Pani Kinga może liczyć na wsparcie męża Dominika. Chciałbym bardzo, żeby żona zaczęła pracować, założyła firmę. Wspierałbym ją - przekonuje.

Ta dodatkowa praca to miałoby być tylko kilka godzin tygodniowo, bo opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem nie pozwala na większe zaangażowanie w pracę. Takie legalne zajęcie zarobkowe pozwoliłoby opłacić dodatkowe zabiegi dla dziecka - podkreślają rodzice.

Zapytaliśmy minister pracy, co sądzi o pomyśle części środowiska rodziców dzieci niepełnosprawnych. Elżbieta Rafalska odpowiada "zdecydowanie nie" pomysłom rodziców, którzy chcieliby móc dorobić. Świadczenie przysługuje tylko za całkowitą rezygnację z pracy - ucina Elżbieta Rafalska. Przysługuje tylko tym osobom, które nie mogą wykonywać pracy zarobkowej, bo muszą sprawować opiekę nad dziećmi niepełnosprawnymi - dodaje.

Przeciwko zmianie przepisów jest też część rodziców, którzy trzy lata temu okupowali Sejm, by wywalczyć podniesienie wysokości pomocy otrzymywanej od państwa. Jesteśmy przeciwni, świadczenie jest przeznaczone dla rodziców, którzy nie są w stanie wykonywać innych obowiązków - piszą w swoim oświadczeniu.

Petycja do Ministerstwa Rodziny znajduje się >>>TUTAJ<<<

>>>TUTAJ<<< znajdziecie stanowisko RON przeciwko zniesieniu zakazu pracy.

(mpw)
Grzegorz Kwolek

...

Jest problem z drugiej strony ktos pracuje i po 12 godzin nie ma go w domu to z tym opiekowaniem sie robi sie kpina. Moze pol etatu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:56, 05 Paź 2017    Temat postu:

Wesele? Dzięki tej akcji Fundacji Kasisi uszczęśliwisz nie tylko gości
Karolina Sarniewicz | Paźdź 05, 2017
Mateusz Gasiński/ Fundacja Kasisi
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jeśli planujesz ślub, nie zapomnij na liście gości uwzględnić Fundacji Kasisi. Ja sama, na myśl o takich weselnych gościach, mam wielką ochotę natychmiast się komuś oświadczyć.


P
rezenty ślubne to nierzadko powód do zmartwień, o czym kilkakrotnie pisaliśmy już na Aletei. Dla nowożeńców to dylemat, czy prosić o pieniądze, czy jednak narazić się na lawinę żelazek od krewnych i znajomych królika. Dla gości – wydatek i stres, czy tych kilka skromnych stówek nie odbije się wśród wydających przyjęcie jakimś niezbyt sympatycznym echem. Nie każdy lubi też ścinane kwiaty, więc coraz częściej w zaproszeniach tkwią sugestie bardziej znośnej alternatywy: dajcie nam wino, słodycze lub książki.

A gdyby tak wyjść jeszcze dalej poza schemat i skorzystać z tego, co na okoliczność hucznego ślubu i weseliska proponuje nam Fundacja Kasisi?


Zakochani w Kasisi

Fundacja Szymona Hołowni, znana od paru lat z nieustannej pomocy dzieciom z sierocińca w Kasisi w Zambii, inauguruje właśnie nowy projekt „Zakochani w Kasisi”. Jego celem jest namówienie gości, żeby zamiast wycinać z okazji ślubu cały ogródek sąsiada, wsparli finansowo podopiecznych fundacji.

Gryplan jest niesamowicie prosty. Zgłaszacie fundacji termin Waszego ślubu, na co ona odpowiada Wam specjalną przesyłką. Zawartość przesyłki jest Wasza i możecie dzielić się z nią z gośćmi. Kiedy tylko odeśpicie wesele, przelewacie zebraną kwotę na konto fundacji. Nasze dzieci cieszą się, że dzięki Waszemu szczęściu, one mają co jeść, gdzie się leczyć i czym bawić. Wy na koniec dostajecie spersonalizowany filmik z podziękowaniami.





Co znajdziecie w ślubnej paczce od Fundacji Kasisi?

1. Kasiskie bileciki w kształcie serduszek (ze zdjęciami zambijskich dzieciaków i mojej ulubionej siostry Marioli), które będziecie mogli dodać do zaproszeń lub na przykład rozdawać w zamian za datki. Jeśli będą zaprojektowane tak ślicznie jak strona Fundacji Kasisi – a mówiąc między nami… wiem, że będą – Wasi goście mają spore szanse oniemieć z zachwytu.

2. Pamiątkowe zdjęcie – Wasze i podopiecznych – z imiennymi życzeniami dla Was.

3. Filmik o dzieciach z Kasisi, dzięki któremu poznacie twarze małych ludków, którym będziecie pomagać.

4. Malowaną rękami podopiecznych fundacji kartkę, w której życzenia wpisze Szymon Hołownia.

5. Balony z logiem Kasisi.

6. Skarbonkę projektowaną specjalnie na ślubne okoliczności (która zostanie już z Wami na zawsze – nie musicie jej oddawać fundacji razem z datkami).

Więcej szczegółów i formularz zgłoszeniowy znajdziecie TUTAJ.
[link widoczny dla zalogowanych]
W poniższej galerii możecie obejrzeć wszystkie prezenty od Fundacji:
Galeria zdjęć


Czytaj także: Co i jak załatwić przed ślubem kościelnym?
Kasisi – dom dla niemal 300 dzieci

Trudno zliczyć, jak wiele korzyści daje udział w takim przedsięwzięciu. Ważne jednak, żeby nie zapomnieć o tej jednej: radości naprawdę wyjątkowych dzieci.

Kasisi to wioska misyjna, znajdująca się nieopodal stolicy Zambii – Lusaki, gdzie prawie trzystoma osieroconymi dziećmi zajmują się polskie i zambijskie siostry Służebniczki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej.

Z sierocińcem często kontaktują się szpitale, hospicja, w których rodzice umierają na oczach swych pociech. O pomoc do sióstr zwraca się również policja i opieka społeczna z prośbą o przygarnięcie dzieci porzuconych, zaniedbanych i maltretowanych w patologicznych rodzinach. I choć ze względu na to zapotrzebowanie na instytucje opiekuńcze w Zambii jest duże, Kasisi wciąż nie dostaje żadnego wsparcia od państwa i utrzymuje się jedynie z ofiar darczyńców.
Czytaj także: Ślub unplugged? To coraz popularniejsze!

Odkąd pojawiła się tam sterowana przez moich polskich znajomych Fundacja, udało się zrobić mnóstwo rzeczy. Na początek Kasisi dostało ambulans, którym w sytuacjach wysokiej konieczności siostry zawożą podopiecznych do szpitala; potem powstała pralnia, zaplecze energetyczne sierocińca, czy spiżarnia, za pomocą której stale przekazywane są środki na jedzenie dla dzieci.

Jest też fundusz do spełniania ich marzeń – dzięki niemu wychowanek domu James wyjechał na studia medyczne do Gdańska, a kilkoro innych podopiecznych po raz pierwszy w życiu zwiedziło atrakcje turystyczne własnego kraju.

To zaledwie ułamek tego, co udało się już zrobić. Projekt weselny to jednak odpowiedź na kolejne potrzeby, które – jak to w każdej rodzinie – rosną razem z dziećmi.

Jeśli zatem planujesz niebawem stanąć przed ołtarzem, nie zapomnij na liście gości uwzględnić Fundacji Kasisi. Ja sama, na myśl o takich weselnych gościach, mam wielką ochotę natychmiast się komuś oświadczyć.

...

Kolejny pomysl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:54, 07 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Z powodu ulew zostali bez środków do życia. Proszą o pomoc władze Szczecina
Z powodu ulew zostali bez środków do życia. Proszą o pomoc władze Szczecina

Dzisiaj, 7 października (12:01)

Przez ulewne deszcze w lecie stracili wszystko. Rolnicy, które swoje pola mają na Wyspie Puckiej w Szczecinie, zostali bez środków do życia. Do zapłacenia mają zaległe czynsze dzierżawy. Proszą o pomoc władze miasta.
Zalane pola pani Elżbiety
/Elżbieta Flis /Gorąca Linia RMF FM


Na Wyspie Puckiej, położonej w rozlewisku Odry, rolnicy dzierżawią 30 hektarów miejskich terenów. To urodzajne ziemie, sam czarnoziem. Teren położony jest w depresji, przed zalaniem chroni go wał przeciwpowodziowy, system kanałów i dwie pompy. Do tej pory wszystko działało, pola na wyspie przetrwały nawet powódź stulecia w 1997 roku. W tym roku rolnicy przegrali z deszczowym latem. Intensywnie padało w czerwcu, lipcu i na początku sierpnia. Taka duża ilość deszczu, która spadła, do tego zła praca pomp i zarośnięte rowy melioracyjne doprowadziły do tego, że woda stała na polach ponad 3 dni. Co nie zgniło, zostało wypalone potem przez słońce - opowiada Elżbieta Flis.

Elżbieta Flis została bez środków do życia. Kobieta na polu uprawiała ekologiczną marchew. Zaopatrywały się u niej szpitale, marchewki trafiały do sklepów w Szczecinie. Pierwsza ulewa zniszczyła 70 proc. upraw, kolejne deszcze zdewastowały pozostałe uprawy. Komisja szacująca straty w rolnictwie wyliczyła, że ulewne lato kosztowało kobietę ponad 50 tysięcy złotych. To cały jej dochód. Zadajemy sobie pytanie, codziennie to samo: co dalej? Za co żyć? Za co kupić opał? Jak przeżyć zimę? A jak przyjdzie wiosna, trzeba odtworzyć naszą gospodarkę - mówi pani Elżbieta.
Woda stała na polach pani Elżbiety przez trzy dni
/Elżbieta Flis /Gorąca Linia RMF FM

O pomoc rolnicy zwrócili się do prezydenta miasta. Napisali do niego już w lipcu z prośbą, by umorzył im czynsze dzierżawy. W zależności od powierzchni pola, rolnicy mają do zapłacenia od kilkuset złotych do nawet dwóch tysięcy. Większość tych pieniędzy nie ma. Prezydent odesłał im wniosek o rozłożenie czynszu na raty, jaki wypełniają lokatorzy mieszkań komunalnych. Już we wrześniu, gdy weszło w życie rządowe rozporządzenie o pomocy poszkodowanym przez klęski żywiołowe, okazało się, że jednak muszą złożyć inne papiery. Jakie? Do tej pory nie wiedzą. Termin płacenia czynszu minął w piątek. Na rolników padł blady strach, boją się windykacji. Zabolało nas, gdy prezydent i rada miasta przeznaczyła 600 tysięcy złotych na pomoc dla Pomorza, a o tych kilku rolnikach z Wyspy Puckiej nikt nie myśli. Panie prezydencie, niech pan na nas komorników nie nasyła - prosi pani Elżbieta.

O windykacji nie ma mowy - uspokaja Tomasz Klek z Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych w Szczecinie. Deklaruje pomoc w doprowadzeniu sprawy umorzenia czynszów do końca. Dopóki sprawa poszkodowanych rolników nie zostanie zapłacona, zalegle czynsze nie będą ściągane. Rolnicy, którzy złożyli wnioski o pomoc, zaraz otrzymają odpowiedź, co muszą zrobić, aby sprawę doprowadzić do końca. Czyli, m.in. poinformować nas jaką uprawę i jakie plony w związku z ulewami potracili - mówi Klek.

Zgodnie z procedurami umorzony może być dopiero przyszłoroczny czynsz.

(mpw)
Aneta Łuczkowska

...

Potrzebujacy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:57, 08 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Otworzyli dom dla dorosłych z niepełnosprawnościami intelektualnymi. I potrzebują pomocy
Otworzyli dom dla dorosłych z niepełnosprawnościami intelektualnymi. I potrzebują pomocy

Dzisiaj, 8 października (13:34)
Aktualizacja: 16 minut temu

Spełnienie marzeń i zmartwienie. W Radości pod Warszawą właśnie otworzono dom dla dorosłych z niepełnosprawnościami intelektualnymi. To owoc kilkunastu lat wysiłków fundacji L'Arche (po franc. arka), która tworzy rodzinne wspólnoty dla takich osób. "Musimy prosić o wsparcie, żeby dom mógł funkcjonować" - mówi RMF FM Katarzyna Leśniakiewicz z fundacji.

Fundacja potrzebuje 33 tysięcy zł na utrzymanie domu do końca roku. Od stycznia L’Arche powinna dostać dofinansowanie ze środków publicznych. Formalności przeciągają się, a w domu są już pierwsi podopieczni - tłumaczy Katarzyna Leśniakiewicz. Nareszcie warszawska Arka otwiera dom. To bardzo ważne. Ruszamy powoli - dodaje.

W Radości mieszka już 42-letnia Asia z autyzmem. To spełnienie marzeń - cieszy się jej mama Bogusia Klonowska. Wymodliłam przed Matką Bożą na Służewcu. (...) Kiedy się ma dziecko upośledzone i już dorosłe, a mama ma już sporo lat, to marzeniem jest żeby dziecku zabezpieczyć miejsce, w którym czułoby się dobrze, jak w domu - dodała.

Wspólnota Arki w Warszawie właśnie zaczyna zbiórkę pieniędzy. Fundację można wspomóc jednorazową wpłatą, albo zobowiązać się do comiesięcznej pomocy. Bardzo potrzebni są także wolontariusze.

>>> TU MOŻECIE DOWIEDZIEĆ SIĘ, JAK MOŻNA POMÓC

Ambasadorem akcji pomocy dla domu w Radości właśnie został Robert Friedrich z Arki Noego.

(az)
Grzegorz Kwolek

..

Samego dobra tylko zyczyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:53, 09 Paź 2017    Temat postu:

Dom Nazaretu laureatem konkursu Lampa. Już po raz drugi!
Dolors Massot | Paźdź 09, 2017

Ignacio María Doñoro de los Ríos
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Dom Nazaretu z Peru, który przyjmuje opuszczone dzieci oraz ofiary przemocy we wrześniu otrzymał najwięcej głosów i po raz drugi zgarnia nagrodę w konkursie Lampa organizowanym przez Aleteię.

Nagroda Lampa przyznawana przez Aleteię staje się coraz bardziej popularna i zaczyna być przedmiotem uwagi wielu ludzi na świecie. Zwłaszcza tych, którzy poświęcają się opiece nad innymi. Wrześniowa wygrana wędruje ponownie do Domu Nazaretu (z hiszp. „El Hogar de Nazaret”), przedstawionego tym razem za pomocą zdjęcia, które zwraca uwagę na tych najmłodszych, którzy doświadczyli sporo cierpienia. To już drugie wyróżnienie dla peruwiańskiej organizacji, która już w maju została pierwszym nagrodzonym laureatem Lampy!



Dom powołany i prowadzony jest przez hiszpańskiego księdza Ignacio Maríę Doñoro, byłego kapelana hiszpańskiej Gwardii Cywilnej. Trzy lata temu postanowił zostawić wszystko i wyruszyć do Puerto Maldonado w Peru, by pomagać innym.
Czytaj także: Aleteia wesprze organizacje charytatywne, które z pasją realizują swoją misję



W domu, ks. Doñoro poświęca się przyjmowaniu i opiece nad dziećmi, które padły ofiarami porzucenia lub przemocy seksualnej. To praca z „ukrzyżowanymi dziećmi”, jak nazywa je kapłan, polega na uzdrawianiu ich ogromnych ran oraz ofiarowaniu im nowego życia i rodziny.



Nagrodą Lampa (Światło Świata) Aleteia chce uhonorować w tym przypadku nie tylko przesłanie, jakie pojawia się na zdjęciu, ale także pewną stałość, z którą zwolennicy Domu Nazaretu starają się dodawać głosy w sieci. Owocem tej konsekwencji jest nagroda pieniężna w wysokości 515 dolarów, dzięki czemu projekt ma szansę rozwijać się finansowo.
Czytaj także: Sierpniową edycję konkursu „Lampa” wygrali studenci z Argentyny. Kolejny miesiąc to kolejna szansa!

lampa



Wzięcie udziału w konkursie fotograficznym Lampa jest niesamowicie łatwe:
Konkurs „Światło Świata” jest inspirowany Ewangelią według św. Mateusza (5,15): Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.
Jego celem jest rzucenie światła na organizacje charytatywne i filantropijne, a jednocześnie nagradzanie ich oraz zachęcanie do wsparcia.
Ma zasięg globalny, więc czytelnicy wszystkich siedmiu wersji językowych Aletei są zaproszeni do przedstawiania fotografii, które najlepiej odzwierciedlają ducha misji.
Zdjęcia można zamieszczać TUTAJ.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zwycięzcy wybierani są przez czytelników poprzez ich „lajki”, którymi obdarowują swoje ulubione zdjęcie. Fotografia z największą liczbą polubień wygrywa.
Zachęcamy organizacje, które jeszcze nie wygrały, aby się nie poddawały i dalej proponowały kolejne fotografie w następnych miesiącach.

W konkursie Lampa można jeszcze wziąć udział do końca 2017 roku. Co miesiąc masz możliwość zgarnięcia 515 dolarów amerykańskich dla Twojej organizacji charytatywnej. Przedstaw jadalnię dobroczynną, organizację filantropijną przy parafii, grupę Saint Vincente da Paula, itd. Możesz pomóc przesyłając tylko jedno zdjęcie!

Zapraszamy dotychczasowych uczestników do powtórnego wzięcia udziału i przesyłania kolejnych zdjęć: nie tracisz niczego, a przykład innych świadczy o tym, że może się udać!

Artykuł pojawił się w hiszpańskiej edycji portalu Aleteia.

...

Warto pomagac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:19, 10 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Wyroki dla ochroniarzy, którzy wywieźli ze szpitala bezdomnego. Mężczyzna zmarł
Wyroki dla ochroniarzy, którzy wywieźli ze szpitala bezdomnego. Mężczyzna zmarł

Dzisiaj, 10 października (15:22)

Na kary roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz kary grzywny skazał sąd w Radomiu dwóch pracowników ochrony, którzy wywieźli na wózku inwalidzkim ze szpitala bezdomnego i pozostawili go na zewnątrz. Mężczyzna zmarł. Wyrok nie jest prawomocny.
Szpital w Radomiu, gdzie doszło do tragedii
/Michał Dukaczewski /RMF FM


Jak poinformowała rzeczniczka Sądu Okręgowego w Radomiu Joanna Kaczmarek-Kęsik, wyrok zapadł na posiedzeniu niejawnym. Sąd uznał mężczyzn za winnych i skazał ich na karę roku pozbawienia wolności; sąd zawiesił wykonanie kary na okres próby wynoszący 3 lata - powiedziała.

Oskarżeni skazani zostali także na grzywny po 2,5 tys. zł. Sąd orzekł również wobec nich środek karny w postaci zakazu wykonywania zawodu pracownika ochrony na okres 5 lat.
Ochroniarze wywieźli bezdomnego ze szpitala, 64-latek zmarł. Jest porozumienie z prokuraturą

Obydwaj mają też zapłacić po 500 zł na rzecz Fundacji Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej oraz ponieść koszty postępowania sądowego. Wyrok nie jest prawomocny.

Dwaj pracownicy firmy ochroniarskiej, świadczącej usługi na rzecz szpitala w Radomiu, zostali oskarżeni o to, że we wrześniu ubiegłego roku wywieźli na wózku inwalidzkim z poczekalni izby przyjęć pacjenta oczekującego na wykonanie badań diagnostycznych, a następnie pozostawili go bez opieki medycznej niedaleko szpitala.

Według śledczych, z uwagi na wychłodzenie i osłabienie organizmu oraz niską temperaturę powietrza, ochroniarze narazili chorego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnie spowodowali zgon mężczyzny.

64-letni mężczyzna został przewieziony do Radomskiego Szpitala Specjalistycznego karetką pogotowia. Jak wynika z ustaleń prokuratury, pacjent został zbadany przez lekarza ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Po opuszczeniu gabinetu miał poczekać na korytarzu na dalsze badania diagnostyczne. Pracownicy firmy ochroniarskiej wywieźli go na wózku inwalidzkim poza teren szpitala i tam pozostawili. Oskarżeni tłumaczyli się, że zrobili to na prośbę pacjenta i nie podejrzewali, że może się to zakończyć tragicznie.

Sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił w związku przewlekłymi schorzeniami, na które od lat cierpiał 64-latek. Zdaniem biegłych nie doszło natomiast do wychłodzenia organizmu.

Prokuratura badała też, czy wszystkie działania podejmowane przez lekarza w stosunku do bezdomnego mężczyzny były prawidłowe. Biegli nie dopatrzyli się jakichkolwiek nieprawidłowości ze strony opieki medycznej.

Oskarżeni pracownicy ochrony sami złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze.

(adap)

...

Koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:52, 12 Paź 2017    Temat postu:

Policjant, który pomaga dzieciom: „Mam syna w wieku chorego Wiktorka”
Marlena Bessman-Paliwoda | 12/10/2017
fot. KPP Pisz
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Kiedy dowiedzieliśmy się z żoną, że jego rodzice potrzebują wsparcia, myśleliśmy jak pomóc. Jednorazowe wsparcie nie wchodziło w grę”. Dziś nakrętki dla Wiktorka i Oli zbiera cała gmina. To jednak nie wszystko.


O
d roku mł. asp. Adam Trzonkowski zbiera nakrętki na rehabilitację Oli i Wiktora, chorego rodzeństwa z Pisza. Na początku angażowały się poszczególne szkoły z terenu gminy, a dziś mieszkańcy sami – słysząc o akcji z mediów lub z opowieści innych – przynoszą nakrętki na komisariat policji w Białej Piskiej.

„Mam syna w tym samym wieku, co chory Wiktorek. Mało tego, dzieci leżały na jednej sali po swoich narodzinach, więc poznaliśmy się z rodzicami chłopca. Potem dowiedzieliśmy się z żoną, że potrzebują wsparcia” – mówi A. Trzonkowski. Jak zaznacza, danie tym rodzicom dwustu czy trzystu złotych nic by nie zmieniło. „Jednorazowa pomoc nie wchodziła w grę. Myśleliśmy, co zrobić, jak pomóc”.
Czytaj także: Tajski policjant w starciu z nożownikiem. Jego reakcja szokuje świat


Biała Piska zbiera nakrętki

Dziś nakrętki dla Wiktorka i Oli zbiera cała gmina. Policjant, razem z żoną Magdą, podjął się organizowania koncertu i kiermaszu na rzecz dzieci. W sumie zebrano już ok. dwie i pół tony nakrętek. Razem ze środkami z koncertu sfinansowany został bardzo kosztowny turnus rehabilitacyjny dla Wiktorka.

„Z opiniami o tym, co robię, było różnie. Słyszałem takie głosy, że policja nie jest zbierania nakrętek. Nie słuchałem tego, bo chciałem pomóc” – dodaje policjant.

Rodzice Wiktorka i Oli mówią, że małżeństwo państwa Trzonkowskich otacza ich dobrem i ciepłem już podczas zwykłej rozmowy. „Pomysły wcielają w życie i chcą pomóc, ile tylko się da. Ich pomoc jest dla nas nieoceniona”.
Czytaj także: Policjant z doktoratem i wielkim sercem. Nagrał płytę, by pomóc chorej na raka koleżance!

fot. KPP Pisz


Bohaterski policjant

Rodzice Wiktora i Oli mierzą się codziennie z tym, co stoi za nazwami chorób ich pociech. Chłopiec choruje na rzadką wadę mózgu Zespół Dandy –Walkera, mózgowe porażenie dziecięce, obustronny niedosłuch III stopnia i padaczkę lekooporną. Jego siostra zaś na padaczkowy zespół Westa, zeza, obustronny niedosłuch III stopnia, zespół piramidowy i pozapiramidowy oraz opóźnioną mielinizację mózgu.

Policjant Adam Trzonkowski zaznacza: „Chcemy ich wspierać, jak możemy. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ta rodzina ma potrzeby jak każda inna plus ponosi ogromne koszty dojazdu do specjalistycznych placówek, rehabilitacji, leków”.

Ty też możesz pomóc Oli i Wiktorowi, razem z policjantem z Białej Piskiej!
[link widoczny dla zalogowanych] (dopisek: dla Wiktora Wróblewskiego)
[link widoczny dla zalogowanych] (dopisek: 30844 Aleksandra Wróblewska – darowizna na pomoc i ochronę życia)

...

Brawo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:23, 12 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Co trzeci Polak przyznaje, że wyrzuca jedzenie
Co trzeci Polak przyznaje, że wyrzuca jedzenie

1 godz. 46 minut temu

Co trzeci Polak przyznaje się do marnowania żywności; najczęściej wyrzucane są pieczywo, wędliny i owoce - wynika z raportu "Nie marnuj jedzenia 2017". Z okazji Światowego Dnia Żywności w całej Polsce będą organizowane warsztaty edukacyjne.
Zdj. ilustracyjne
/Archiwum RMF FM

Z raportu przygotowanego przez instytutu Kantar Millward Brown na zlecenie Federacji Polskich Banków Żywności wynika, że 34 proc. Polaków przyznaje, że zdarzyło się im wyrzucić żywność. W badaniu zauważono, że liczba osób, które przyznają się do marnowania jedzenia, od lat utrzymuje się na pewnym, stałym poziomie.

Według raportu najczęściej wyrzucanymi produktami są: pieczywo (przyznało się 51 proc. pytanych), wędliny (49 proc.), warzywa (33 proc.), owoce (32 proc.) oraz jogurty (16 proc.).

Wśród najczęściej wymienianych powodów wyrzucania jedzenia znalazły się przegapienie terminu przydatności do spożycia (34 proc.) oraz robienie zbyt dużych zakupów (15 proc.).

Zjawisko marnowania żywności dotyczy nie tylko dorosłych. Najwyższa Izba Kontroli w raporcie poświęconym wdrażaniu zasad zdrowego żywienia w szkołach publicznych zwraca uwagę na zbyt krótkie przerwy obiadowe. Wbrew zaleceniom Głównego Inspektora Sanitarnego, w ponad połowie kontrolowanych szkołach nie zapewniono 20-minutowej przerwy przeznaczonej na spokojne spożycie posiłku przez uczniów.

Przerwy obiadowe są również organizowane za wcześnie. W skrajnym przypadku, w jednej z kontrolowanych szkół obiady wydawane były już od godziny 9.20, a w kolejnej od 10.10. Jak czytamy w raporcie, tak wczesne podawanie obiadu uczniom negatywnie wpływa na wyrobienie nawyku spożywania posiłków o odpowiedniej porze i zaburza prawidłowe przerwy pomiędzy poszczególnymi posiłkami.

Eksperci, którzy w czwartek wzięli udział w spotkaniu prasowym na temat marnowania żywności, byli zgodni, że w tej kwestii konieczne są działania edukacyjne skierowane zarówno do dzieci oraz rodziców, jak i nauczycieli.

Zdaniem prezesa Federacji Polskich Banków Żywności Marka Borowskiego, edukacja w szkołach może być wprowadzana systemowo w postaci różnych zajęć dodatkowych.

Jako Banki Żywności prowadzimy rozmowy z Ministerstwem Edukacji Narodowej mówiąc o przerwach, mówiąc o prawidłowych posiłkach, mówiąc o edukacji żywieniowej, że ta edukacja żywieniowa powinna być nieodzownym elementem minimum edukacyjnego. Czyli tej podstawy treści edukacyjnej, która jest realizowana przez szkoły - powiedział Borowski. Wyraził też nadzieję, że edukacja żywieniowa stanie się rozwiązaniem systemowym.

Borowski zaznaczył, że w przypadku osób dorosłych jest to kwestia motywacji. W tym momencie - jak podkreślił - bardzo ważną rolę mają do odegrania dzieci.

Jeśli dzieci będą przychodziły do domów ze szkoły i będą zwracały rodzicom uwagę, że jednak to jest inaczej, bo pani powiedziała tak, bo podczas lekcji było tak, a podczas jakiegoś zadania było tak, to rodzice chcąc utrzymać swój autorytet będą bardziej się pilnowali i dostosowywali do zasad prawidłowego żywienia - powiedział Borowski. Dodał, że prowadzenie tego typu edukacji w szkołach pokazałoby, że szkoły są "trendy" w obszarze niemarnowania żywności oraz prawidłowego żywienia.

Borowski poinformował także, że z okazji Światowego Dnia Żywności, który w tym roku wypada 16 października, 19 Banków Żywności w całej Polsce zorganizuje do końca października ponad 30 wydarzeń edukacyjnych - tj. happeningów, warsztatów kulinarnych i konferencji. Celem jest zmiana nawyków i zachęcanie do ograniczania marnowania żywności oraz prawidłowego odżywiania.

Najbliższe wydarzenie odbędzie się w dniach 15-16 października w Muzeum dla Dzieci im. Janusza Korczaka w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie pod hasłem "Co się dzieje z żywnością, której nie zjemy?".

...

Wstyd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:13, 19 Paź 2017    Temat postu:

Metodą "na ministra obrony" próbowano wyłudzić miliony dolarów od Richarda Bransona

Wczoraj, 18 października (23:13)

Brytyjki miliarder i filantrop Richard Branson ujawnił kulisy spisku, który miał na celu wyłudzenie od niego kilku milionów dolarów. Oszuści wykorzystali do tego metodę "na ministra obrony".
Brytyjki miliarder i filantrop Richard Branson
/Jörg Carstensen /PAP/EPA


Jak ujawnił Branson, oszuści najpierw wysłali do niego podrobione pismo z brytyjskiego resortu obrony, zapowiadające rozmowę telefoniczną z ministrem Michaelem Fallonem. Sprawa była poufna, a jej treść miała zostać przekazana w bezpośrednim kontakcie.

Kilka dni później, do brytyjskiego miliardera zadzwonił ktoś, kto brzmiał dokładnie jak minister Fallon. Starał się namówić Bransona na przesłanie 5 milionów dolarów na wskazane konto. Suma ta miała rzekomo zapewnić uwolnienie brytyjskiego dyplomaty, który został porwany.

Branson miał być jednym z wielu biznesmenów, których rząd prosił o pomoc, zapewniając, że zwróci pożyczkę. Interwencję tłumaczono faktem, że oficjalnie brytyjskie władze nie płacą okupów.

Rozmówca Bransona proponował nawet, że dla zweryfikowania wiarygodności prośby, gotów jest wysłać do niego wysokiego urzędnika państwowego z zakodowaną informacją.

Zaniepokojony niejasnością sytuacji Branson zadzwonił do biura ministra, gdzie natychmiast poinformowano go, że z nim nie rozmawiał i żaden brytyjski dyplomata nie został porwany.

Przy okazji miliarder ujawnił, że jego bliski znajomy w podobny sposób został oszukany na sumę 2 milionów dolarów. Tym razem oszust podał się za niego - Richarda Bransona, który po zniszczeniach wywołanych przez huragan Irma na Wyspach Dziewiczych, szukał natychmiastowej pomocy finansowej. Oszust dzwonił z telefonu satelitarnego - brzekomo odcięty od świata i brzmiał bardzo wiarygodnie. Motywowany dobrymi intencjami przyjaciel Bransona przekazał pieniądze na wskazany numer konta, po czym zniknęły one bezpowrotnie.


(ł)
Bogdan Frymorgen

...

Tam gdzie pomoc sa tez ludzkie kanalie. Kradziez pomocy dla potrzebujacych to wyjatkowa ohyda i bedzie bolalo gdy staniecie przed Bogiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:53, 20 Paź 2017    Temat postu:

Bezdomni posprzątają groby ubogich i tych, o których nikt nie pamięta
Katarzyna Matusz-Braniecka | 20/10/2017
Fot. Edyta Foryś/Fundacja Kapucyńska im. bł. Aniceta Koplińskiego
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Na co dzień bezdomni skupieni są na walce o przetrwanie. W przypadku tej akcji, to oni się kimś opiekują i coś z siebie dają. To daje im nadzieję, że jak przyjdzie ten ostatni moment, to i nimi się ktoś zaopiekuje. Dostają komunikat - nie jesteś sam na tym świecie


W
sobotę, 21 października bezdomni posprzątają groby nieznanych zmarłych, znajdujące się na Cmentarzu Południowym w Warszawie. Akcję, podczas której sprzątanych jest około 200 grobów, poprowadzi po raz piąty Fundacja Kapucyńska im. bł. Aniceta Koplińskiego.
Sprzątanie grobów: jak to się zaczęło?

Sześć lat temu na Cmentarzu Południowym pochowany został jeden z podopiecznych Fundacji – Krzysztof. Na jego pogrzebie było sporo osób zaangażowanych w działalność fundacji, braci kapucynów i sióstr misjonarek.

„To oni zaobserwowali, że nie ma osób, które dbałyby o groby osób bezdomnych, ubogich i tych których imiona i nazwiska nie są znane. Wtedy pojawił się pomysł, żeby zaopiekować się tymi mogiłami” – mówi Edyta Foryś z Fundacji Kapucyńskiej.
Rozpoznany dzięki nieśmiertelnikowi

Krzysztofa, bezdomnego związanego z warszawskimi kapucynami policja zidentyfikowała tylko dlatego, że miał na szyi nieśmiertelnik. Jest na nim napis: „Jezu zbaw mnie”, kontakt do klasztoru na Miodowej 13 w Warszawie oraz wyznanie: katolik.

„To chroni bezdomnych przed tym, żeby nie leżeli w mogiłach z tabliczkami NN. Wtedy rozdaliśmy ich prawie tysiąc. Nieśmiertelniki świadczą o tym, że dusza jest nieśmiertelna i że może tutaj na ziemi nie znajdą domu, ale tam na górze mają dom. Są też symbolem przynależności do naszej wspólnoty na Miodowej” – dodaje Foryś.
Na grobach jako rodzina zastępcza

„Pożegnaliśmy ostatnio naszego podopiecznego – Janka. Sporo osób zaangażowanych w działania fundacji pojechało na pogrzeb, nie było natomiast nikogo z rodziny. To my tworzyliśmy taką rodzinę zastępczą. Nasi bezdomni mogli zobaczyć, że ten człowiek pochowany został z godnością, w ostatniej drodze towarzyszyło mu sporo osób” – opowiada Edyta Foryś.

Na grobie stanął krzyż z imieniem i nazwiskiem, zapalono znicze i położono wieńce. Wcześniej wszyscy zebrani uczestniczyli w mszy pogrzebowej. To daje bezdomnym nadzieję, że nie będą zapomniani po śmierci. O samej akcji bezdomni mówią, że to bardzo dobra inicjatywa i częściej można by tak pomagać. Mają poczucie, że robią dobry uczynek, uczynek miłosierdzia.
Galeria zdjęć


Jak to będzie wyglądało?

Rozpoczną mszą świętą o godz. 8:00 w kościele przy Miodowej. Na cmentarzu odmówią koronkę do miłosierdzia Bożego. Bezdomni i wolontariusze pod okiem br. Michała Gawrońskiego zaczną pracę od wymiany krzyży. W pierwszej kolejności zajmą się tymi zniszczonymi, które wymienione zostaną na nowe.

W zeszłym roku podczas akcji wymienili ponad 120 krzyży, w tym roku zabierają ze sobą blisko 90, większość z nich wykonali sami bezdomni w zaprzyjaźnionej stolarni. Jeśli gdzieś odpadła tabliczka, to ją umyją i przykręcą do krzyża. Zagrabią teren, posadzą kwiaty i zapalą znicze.

Cała sobotnia akcja na Cmentarzu Południowym jest zaplanowana od wpół do jedenastej do wpół do szóstej, w tym czasie planują posprzątać 200 grobów, a może uda się więcej? Nie zamierzają się oszczędzać.
Co to dla nich znaczy?

„Na co dzień bezdomni zwykle skupieni są na walce o przetrwanie. Muszą znaleźć jedzenie, ubranie, cały czas wszystko się kręci wokół ich potrzeb. W przypadku tej akcji, to oni się kimś opiekują i coś z siebie dają. Takie działanie mocno związuje, buduje społeczność, daje też poczucie satysfakcji. Oni często nie mają rodzin. To wspólne dbanie o czyjeś groby daje im nadzieję, że jak przyjdzie ten ostatni moment, to i nimi się ktoś zaopiekuje. Dostają komunikat – nie jesteś sam na tym świecie” – dodaje Foryś.

...

Wspaniałe bo przeciez od nich nikt nie oczekuje ze sa w stanie pomagac!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:05, 20 Paź 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
​Szlachetna Paczka, Ekstraklasa i Zrzuta Narodowa! Wisła i Legia to nie jedyne kluby, które pomagają
​Szlachetna Paczka, Ekstraklasa i Zrzuta Narodowa! Wisła i Legia to nie jedyne kluby, które pomagają

Dzisiaj, 20 października (14:25)

Carlitos, Jakub Kosecki, Gerard Badia, Michał Kucharczyk oraz inni piłkarze klubów Ekstraklasy zagrali w spocie "Lubię ludzi", który w piątek, 13 października zainaugurował tegoroczną współpracę Szlachetnej Paczki i Ekstraklasy. Klip emitowano na wszystkich stadionach, a także w telewizjach Canal+ Sport i Eurosport. W najbliższą niedzielę, 22 października na meczu Wisły Kraków z Legią Warszawa wielkie podsumowanie Zrzuty Narodowej.
​Szlachetna Paczka, Ekstraklasa i Zrzuta Narodowa! Wisła i Legia to nie jedyne kluby, które pomagają
/Materiały prasowe

W szlagierowym meczu 13. kolejki emocje sięgną zenitu - nie tylko ze względu na sportową rywalizację obu klubów. Na murawie stadionu Wisły tuż przed piłkarzami pojawią się wolontariusze Szlachetnej Paczki z flagą "Lubię ludzi".

Przed meczem rozpocznie się Zrzuta Narodowa - zbiórka pieniędzy na SZLACHETNĄ PACZKĘ. Będzie prowadzona na wszystkich stadionach w tej kolejce, a także online, na stronie internetowej [link widoczny dla zalogowanych] To kolejna odsłona kampanii Szlachetnej Paczki "Lubię ludzi". Wsparli ją już m.in. Wojciech Szczęsny, Maja Włoszczowska, Tomek Majewski, Karol Kłos, Michał Pol, Krzysztof Stanowski i wielu innych ludzi ze świata sportu.

Szlachetna Paczka zmienia Polskę na lepsze. Naszym celem nie jest jednak to, by pomagać coraz większej liczbie osób. My chcemy, by ludzie radzili sobie sami. By zarabiali więcej. By biedy w Polsce było coraz mniej. I tak się dzieje. Szlachetna Paczka dokonuje rewolucji w mentalności Polaków, jest impulsem do zmiany. By wciąż zmieniać Polskę i docierać do ludzi z mądrą pomocą, potrzebuję Twojej pomocy. Właśnie po to robimy Narodową Zrzutę! - mówi ks. Jacek Stryczek, prezes Stowarzyszenia WIOSNA.

W 12. kolejce Ekstraklasy Zrzuta Narodowa na stadionach cieszyła się dużym powodzeniem - kibice chętnie podchodzili do wolontariuszy Szlachetnej Paczki i wrzucali pieniądze do puszek. W 13. kolejce Zrzuta będzie trwała nadal na stadionach i w internecie. Oprócz tego do sprzedaży trafią limitowane szaliki piłkarskie, które Ekstraklasa wyprodukowała specjalnie dla Szlachetnej Paczki. Aukcja charytatywna wystartuje dzień przed meczem Wisły z Legią, w sobotę 21 października w serwisie Allegro. Liczba szalików jest ograniczona, a motyw przewodni to kolorystyka charakterystyczna dla Szlachetnej Paczki i Ekstraklasy oraz hasło "Lubię ludzi".

Ekstraklasa włącza się w zbiórkę Szlachetnej Paczki trzeci rok z rzędu, ale po raz pierwszy na tak dużą skalę - mówi p.o. prezesa zarządu Ekstraklasy S.A. Marcin Animucki. - Każda pomoc dla potrzebujących, jaką może zaoferować Ekstraklasa, dowodzi, jak wielkie serce ma środowisko piłkarskie. W tym roku wspólnie ze Stowarzyszeniem WIOSNA przeprowadzamy zbiórkę na stadionach, ale mocno angażujemy się również na innych polach - wspieramy zrzutę we wszystkich naszych kanałach komunikacji oraz podczas transmisji z meczów 12. i 13. kolejki w Canal+ i w Eurosporcie.

Wspólnie ze sportowcami, wspólnie z piłkarzami Ekstraklasy, pokażmy, że lubimy ludzi, że jesteśmy jedną drużyną, że potrafimy się zjednoczyć we wspólnym celu poprzez finansowe wsparcie Szlachetnej Paczki - dodaje ks. Jacek Stryczek.

...

Cenne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:38, 28 Paź 2017    Temat postu:

Genialni kucharze, designerskie wnętrze i… resztki jedzenia. Historia pewnej jadłodajni
Ks. Łukasz Kachnowicz | 28/10/2017

Refettorio Ambrosiano/Facebook
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Wyobrażacie sobie darmową jadłodajnię dla biednych, w której je się jak w najlepszych światowych restauracjach?

Nie wiem, jakie macie wyobrażenia o jadłodajniach dla ubogich. Nie wiem, jak wyobrażacie sobie jedzenie serwowane za darmo w takim miejscu. A co, jeśli usłyszycie, że to, co się tam podaje, jest zrobione z resztek? Podejrzewam, że pomyślicie o niskiej jakości potrawach, które mają po prostu zaspokoić głód, jedzonych w jakiejś zwykłej sali.

Wyobrażacie sobie jadłodajnię, w której je się jak w najlepszych światowych restauracjach?


Problem żywienia na świecie

Kiedy w 2015 roku w Mediolanie odbywała się światowa wystawa Expo pod hasłem: „Żywienie planety, energia dla życia”, jeden z najlepszych szefów kuchni we Włoszech i na świecie, Massimo Bottura, wpadł na pomysł otwarcia jadłodajni dla ubogich i bezdomnych, w której posiłki będą przygotowywane z resztek żywieniowych, pochodzących właśnie z Expo. Zgłosił się do jednego z kuratorów wystawy, a następnie poprosił o pomoc kardynała Angelo Scolę, arcybiskupa Mediolanu, który przyjął ideę entuzjastycznie. Wybrano dzielnicę Greco, zaniedbaną, robotniczą część miasta. Lokalny proboszcz zasugerował, żeby zagospodarować stary, opuszczony teatr.
Czytaj także: Zjedz Bulgurki Julki i pomóż dzieciom zapomnieć o wojnie!


Nowoczesny refektarz dla biednych

W miejscu dawnej sceny zorganizowano kuchnię, a tam, gdzie była publiczność, powstał refektarz z miejscem dla 96 gości. W tworzenie refektarza zaangażowało się wielu czołowych, współczesnych włoskich artystów i designerów, którzy stworzyli przestrzeń ze specjalnie zaprojektowanymi dziełami sztuki i elementami wystroju wnętrz. Tak powstało Refettorio Ambrosiano – nowoczesny refektarz nawiązujący do wielowiekowej tradycji miejsc wspólnych posiłków, w którym goście siedzą przy długich, specjalnie zaprojektowanych stołach, aby czuć się jak w rodzinie.






Na frontonie Refettorio umieszczono neonowy napis: „No more excuses” – „Koniec wymówek”. Massimo tak tłumaczy jego znaczenie:

Przekaz jest taki – kucharze na całym świecie pomagają połączyć etykę i estetykę. Kuchnia przyszłości nie może tylko służyć elicie, która ma środki. Tak będzie zawsze, ale nam chodzi o coś innego. Nie możemy używać naszych zdolności tylko do zaspokajania naszego ego, do tworzenia pięknych potraw, ale musimy stworzyć posiłki o etycznym znaczeniu.
Czytaj także: Grzegorz Łapanowski dla Aletei: Tylko Bóg zapewnia szczęście


Najlepsi kucharze gotują dla biednych

Do swojego projektu Massimo zaprosił czołowych szefów kuchni z różnych części świata: z Francji, Kanady, Peru, Hiszpanii, Japonii, Słowenii, Włoch, Brazylii, Danii. Ludzie, których nazwiska znaczą wiele w świecie kulinarnym, których restauracje znajdują się w prestiżowych przewodnikach, przyjechali, żeby stworzyć coś dla ubogich, za darmo. Za darmo nie oznaczało jednak byle co i byle jak.






Z kuchni wychodziły dania, które można by śmiało serwować w najlepszych restauracjach świata, podawane według wszystkich kanonów nowoczesnej sztuki kulinarnej. Kulinarne dzieła sztuki, które powstawały z resztek jedzenia. Alain Ducasse, francuski szef kuchni, mający na koncie trzy gwiazdki Przewodnika Michelin, który także gotował w Refettorio, tak mówi o tej idei: „Nie udajemy, że odmienimy ich życie. Nie. Damy im dwie godziny. Krótką chwilę radości. To tyle. Taki mamy plan. – A następnie dodaje – Problemem jest, że miliard ludzi się przejada, a drugi miliard nie ma dostępu do jedzenia. Chodzi o równowagę”. Projekt Massimo ma także na celu zwrócenie uwagi na poważne zjawisko marnowania żywności na wielką skalę i brak szacunku do jedzenia.
Czytaj także: Pierwszy w Polsce zdobył gwiazdkę Michelin. Ale na co dzień prowadzi go inna Gwiazda

Mario Batali, szef kuchni z Nowego Jorku, który gotował w Refettorio, mówi o tym problemie tak:

Marnowanie jedzenia to nasz największy problem. W Stanach co piąte dziecko chodzi spać głodne. W najbogatszym kraju, w najbogatszych czasach. To, że używamy i potem wyrzucamy, to najohydniejsza zbrodnia, bo za sto lat wrócimy do tego dnia i pomyślimy: Wtedy mieliśmy wszystko. A teraz nam brakuje.

Refettorio działa do dziś, służąc biednym. Stało się także kulturalnym centrum mediolańskiej dzielnicy Greco. Jedzenie wciąż jest przygotowywane z resztek sprowadzanych z supermarketów czy lokalnej szkoły. Massimo założył fundację „Food for soul”, która ma promować ideę podobnych miejsc w różnych częściach świata.

...

Ciekawy pomysl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:46, 17 Sty 2013
PRZENIESIONY
Pon 19:25, 30 Paź 2017    Temat postu:

"Dziennik Polski": wcześniej czy później zapłacimy za trzeźwość

Od północy nie obowiązuje przepis, na podstawie którego można pobierać opłaty za pobyt w izbie wytrzeźwień. Nowelizacji ustawy nie podpisał jeszcze prezydent - informuje "Dziennik Polski.

W tej sytuacji każdy szef izby wytrzeźwień musi zdecydować, jak rozwiązać problem braku podstawy prawnej do pobierania opłat. Jak powiedział gazecie Mieczysław Fido, prezes Stowarzyszenia Dyrektorów Izb Wytrzeźwień i dyrektor izby w Chorzowie, będzie on brał pieniądze od klientów, bo - jak zaznacza - woli być pozwany w trybie cywilnym za pobranie nienależnych opłat, niż być oskarżonym o niegospodarność.

Natomiast krakowska izba wytrzeźwień zrezygnuje z opłat, ale tylko na razie i po wejściu w życie nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości wszystkim przyjętym w tym okresie wystawione zostaną rachunki.

Zamieszanie wokół opłat za pobyt w izbach wytrzeźwień wynika z wyroku Trybunału Konstytucyjnego uchylającego dotychczasowe przepisy i zbyt późnego uchwalenia nowych przez Sejm. TK uznał, że maksymalnej stawki tej opłaty nie można wyznaczać ministerialnym rozporządzeniem. Dał posłom rok na naprawienie błędu.

Ci niedawno uchwalili, że górna stawka to 300 zł (o 50 zł więcej niż dotąd), ale ustawa utknęła u prezydenta.

....

Jeszcze w zimie takie prawo ! Co teraz robic z pijakami spiacymi w sniegu ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 73, 74, 75 ... 89, 90, 91  Następny
Strona 74 z 91

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy