Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Najnowocześniejsza medycyna !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 19, 20, 21  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:54, 28 Cze 2013    Temat postu:

"Szyte na miarę" endoprotezy wszczepiono w Żorach

"Szyte na miarę" en­do­pro­te­zy stawu ko­la­no­we­go wsz­cze­pio­no w pią­tek w Żo­rach (Ślą­skie) dwóm 60-lat­kom, cier­pią­cym na za­awan­so­wa­ną go­nar­tro­zę - cho­ro­bą zwy­rod­nie­nio­wą, unie­moż­li­wia­ją­cą pra­wi­dło­we cho­dze­nie. Przy­go­to­wa­no je spe­cjal­nie dla tych cho­rych.

- Za­bieg wy­ko­rzy­stu­ją­cy in­no­wa­cyj­ną tech­no­lo­gię Vi­sio­na­ire po­zwa­la wsz­cze­pić en­do­pro­te­zy ide­al­nie do­pa­so­wa­ne do kości pa­cjen­tów oraz wy­ko­nać sam za­bieg w nie­ca­łe 2 go­dzi­ny - po­wie­dział dr Ju­lisz Dec ze Sport Kli­ni­ki, który prze­pro­wa­dzał jedną z ope­ra­cji.

Pod­sta­wą tech­no­lo­gii Vi­sio­na­ire jest bar­dzo pre­cy­zyj­na dia­gno­sty­ka ob­ra­zo­wa, dzię­ki któ­rej moż­li­we było stwo­rze­nie pro­tez do­pa­so­wa­nych ana­to­micz­nie do kości obu pa­cjen­tów. - U obu męż­czyzn naj­pierw wy­ko­na­li­śmy dia­gno­sty­kę RTG, otrzy­mu­jąc obraz koń­czyn dol­nych, a na­stęp­nie re­zo­nans ma­gne­tycz­ny, dzię­ki któ­re­mu mo­gli­śmy co do mi­li­me­tra oce­nić wy­gląd sta­wów i nie­wiel­kie nawet zmia­ny - po­wie­dział dr Dec.

- W ten spo­sób uzy­ska­ny pełny obraz stanu kości obu męż­czyzn zo­stał wy­sła­ny do Mem­phis w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, gdzie in­ży­nie­ro­wie za­pro­jek­to­wa­li ste­ryl­ne sza­blo­ny en­do­pro­te­zy, ide­al­nie do­pa­so­wa­ne do kości pa­cjen­tów. Wsz­cze­pie­nie en­do­pro­te­zy było ostat­nim eta­pem trwa­ją­ce­go 3 ty­go­dnie pla­no­wa­nia za­bie­gu - dodał.

Jak pod­kre­ślił Dec, głów­ną za­le­tą tej me­to­dy jest opty­mal­ny dobór i osa­dze­nie pro­te­zy, a w efek­cie jej dłuż­sza ży­wot­ność, się­ga­ją­ca nawet kil­ku­dzie­się­ciu lat. - Pro­te­za nie­wła­ści­wie osa­dzo­na znacz­nie szyb­ciej się zu­ży­wa. Ta me­to­da po­zwa­la zre­du­ko­wać błędy osa­dze­nia z 20-30 proc. w przy­pad­ku kla­sycz­nych pro­tez do 5 proc. - to dane z li­te­ra­tu­ry - mówił dr Dec.

Piąt­ko­we ope­ra­cje prze­pro­wa­dzo­no w ra­mach kon­trak­tu z Na­ro­do­wym Fun­du­szem Zdro­wia, jak jed­nak przy­zna­je dr Dec, za­bie­gi te na dłuż­szą metę muszą być fi­nan­so­wa­ne przez sa­mych pa­cjen­tów, bo ich re­ali­za­cja w ra­mach kon­trak­tu gro­zi­ła­by pla­ców­ce de­fi­cy­tem. - Choć po­je­dyn­czy za­bieg jest droż­szy od prze­pro­wa­dzo­ne­go tra­dy­cyj­ną me­to­dą, to pa­trząc glo­bal­nie, w per­spek­ty­wie wielu lat, wcale tak nie jest, bo re­wi­zja źle do­pa­so­wa­nej pro­te­zy po kilku la­tach jest trzy razy droż­sza od ope­ra­cji pier­wot­nej. Trze­ba też brać pod uwagę więk­sze w takim wy­pad­ku kosz­ty spo­łecz­ne - pod­kre­ślił Ju­liusz Dec.

Piąt­ko­we ope­ra­cje były też mało in­wa­zyj­ne, a ich czas był skró­co­ny do ab­so­lut­ne­go mi­ni­mum, co wią­za­ło się z kolei z mniej­szą utra­tą krwi i więk­szym kom­for­tem oraz bez­pie­czeń­stwem obu pa­cjen­tów. W prak­ty­ce to wszyst­ko ozna­cza dla obu męż­czyzn szyb­szy po­wrót do zdro­wia. Już w dniu ope­ra­cji mogą wstać z łóżka i zro­bić pierw­sze kroki.

Pa­cjen­tów w wieku 60 i 64 lata ope­ro­wa­li w pią­tek jed­no­cze­śnie na dwóch sa­lach dr Ju­liusz Dec i lek. med Ma­riusz Smo­lik, na­to­miast mo­de­ra­to­rem za­bie­gu był nie­miec­ki chi­rurg prof. Car­ten O. Ti­be­sku, pio­nier tego typu za­bie­gów na świe­cie z ośrod­ka Spor­tho­pa­edi­cum w Strau­bing. Ope­ra­cje od­by­ły się w ra­mach kon­fe­ren­cji na­uko­wej "No­wo­cze­sna en­do­pro­te­zo­pla­sty­ka stawu ko­la­no­we­go w opar­ciu o ob­ra­zo­we pla­no­wa­nie przed­ope­ra­cyj­ne".

>>>>

Brawo !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:10, 04 Lip 2013    Temat postu:

Japończycy po raz pierwszy wyhodowali fragment wątroby

Japońscy naukowcy po raz pierwszy wyhodowali w laboratorium trójwymiarowy fragment ludzkiej wątroby - informuje "Nature". Pismo twierdzi, że w przyszłości podobnie będzie można hodować również inne narządy człowieka.

Specjaliści uniwersytetu w Jokohamie twierdzą, że uzyskali trójwymiarową strukturę komórek wątroby o średnicy około 5 mm. Wyhodowali je z tzw. indukowanych pluripotencjalnych komórek macierzystych. Są to komórki powstające z komórek dojrzałych, np. skóry, które można cofnąć w rozwoju do początkowego etapu, czyli komórek macierzystych, a potem przekształcić je w inne komórki organizmu.

Japończycy pozyskali w ten sposób trzy rodzaje ludzkich komórek, z których formuje się wątroba na etapie rozwoju zarodkowego. Są to hepatocyty, komórki wątroby będące podstawowym elementem miąższu wątroby i tworzące 80 proc. masy tego narządu, a także komórki śródbłonka i komórki mezenchymalne.

Kierującymi eksperymentem prof. Takanori Takebe powiedział, że komórki te zmieszano w laboratorium, by sprawdzić, czy będą się dalej rozwijać. Ku zaskoczeniu badaczy okazało się, że podobnie jak w embrionie zaczęły się łączyć i tworzyć trójwymiarową strukturę. Tak uzyskaną grudkę wątroby wszczepiono myszom, a wtedy jej naczynia krwionośne połączyły się z krwiobiegiem gryzonia.

Wykorzystanie w transplantologii w pełni wyhodowanej w laboratorium wątroby prawdopodobnie będzie możliwe dopiero za 10 lat.

Prof. Takebe twierdzi jednak, że jest nadzieja na to, że wcześniej będzie można wykorzystać wyhodowane w laboratorium hepatocyty do regenerowania zniszczonej wątroby. Byłyby one wstrzykiwane do krwiobiegu chorego i przenikałyby do uszkodzonego narządu.

Uczony zapowiedział, że wkrótce zamierza sprawdzić, czy tą samą metodą - zmieszania kilku rodzajów komórek - można wyhodować także fragmenty innych narządów - trzustki oraz płuc.

W kwietniu 2013 r. Amerykanie poinformowali, że uzyskali w laboratorium nerkę szczura funkcjonująca podobnie jak naturalna. Wykorzystali jednak inną technikę niż Japończycy. Polega ona na wyhodowaniu narządu na odpowiednio uformowanym rusztowaniu, które ulega biodegradacji wraz namnażaniem na pożywce odpowiednich komórek.

W maju 2012 r. Brytyjczycy przekształcili komórki skóry w komórki mięśnia sercowego, które w przyszłości będzie można wykorzystać do regenerowania tego narządu u chorych z niewydolnością serca. Zastosowali oni tę samą metodę, co prof. Takebe: cofnęli w rozwoju fibroblasty, uzyskali z nich komórki macierzyste, a potem przekształcili je w komórki serca.

....

Jak widzicie nie trzeba mordowac plodow aby miec komorki macierzyste ! Invitryjni mordercy klamia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:22, 05 Lip 2013    Temat postu:

Polska terapia dla chorych na SM uznana za "inteligentną broń"

Stworzona przez polskich naukowców z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi i Uniwersytetu Jagiellońskiego eksperymentalna terapia w plasterkach dla chorych na stwardnienie rozsiane (SM) została określona w prestiżowym piśmie "JAMA Neurology", jako "inteligentna broń".

- Redaktor naczelny "JAMA Neurology" uznał, iż ze względu na istotność uzyskanych przez nas wyników nasz artykuł powinien ukazać się w towarzystwie wprowadzającego artykułu redakcyjnego, który napisał prof. Larry Steinman z Uniwersytetu Stanforda w USA - poinformował kierujący badaniami prof. Krzysztof Selmaj, kierownik Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

To właśnie prof. Steinman nazywa terapię stworzoną przez Polaków "superprecyzyjną interwencję immunologiczną" i "inteligentną bronią", gdyż w przeciwieństwie do dotychczasowych leków na SM, określanych jako "ciężka artyleria", jest ona zupełnie bezpieczna.

Jak wyjaśnił prof. Selmaj, w najnowszym artykule opisane zostały wyniki badania klinicznego przeprowadzonego wśród 30 pacjentów z rzutowo-remisyjną postacią SM. Jest to najczęstsza postać tego schorzenia, w której zaostrzenia choroby przedzielone są okresami bez objawów (remisjami).

Grupie 20 pacjentów przez rok aplikowano na skórę ramienia plasterki zawierające mieszaninę trzech peptydów mieliny (substancji w mózgu, która ulega zniszczeniu w czasie rozwoju SM) - w przypadku 16 chorych zawierały one 1 mg peptydów, a w przypadku pozostałych czterech - 10 mg. W grupie kontrolnej, złożonej z 10 pacjentów, zastosowano plasterki z solą fizjologiczną.

W ciągu pierwszych czterech tygodni plasterki zmieniano raz na tydzień, a przez kolejne 11 miesięcy - raz na miesiąc. Ani chorzy, ani lekarze nie wiedzieli, kto stosuje plastry z placebo, a kto z peptydami.

- Mechanizm działania naszej terapii polega na wytworzeniu tolerancji immunologicznej, czyli odczuleniu pacjentów na działanie peptydów mieliny - wyjaśnił prof. Selmaj.

Mielina tworzy osłonkę na włóknach nerwowych, będącą odpowiednikiem izolatora na kablach. Dzięki niej sygnały nerwowe są przesyłane znacznie szybciej do różnych części mózgu. Według przyjętej obecnie teorii stwardnienie rozsiane jest schorzeniem autoagresywnym i rozwija się w wyniku ataku układu odporności na składniki mieliny.

Gdy osłonka mielinowa zostanie zniszczona na pewnej liczbie włókien nerwowych, dochodzi do zakłóceń w przesyłaniu sygnałów nerwowych (spowolnienia, zniekształcenia lub całkowitego ich zablokowania). Efekty są analogiczne do tych, jakie powstają, gdy dojdzie do zniszczenia izolatora kabli w układzie elektrycznym. Ponadto komórki nerwowe w mózgach chorych na SM również zaczynają ulegać degradacji.

W rezultacie dochodzi do wystąpienia objawów choroby, takich jak zaburzenia widzenia, mowy, niedowłady, drętwienie ręki, zaburzenia równowagi i koordynacji ruchów, zmiany w odbiorze bodźców czuciowych, ciągłe zmęczenie. Choroba może doprowadzić do niepełnosprawności fizycznej i pogorszyć sprawność poznawczą.

Obecnie w jej terapii stosuje się leki immunomodulujące, tj. regulujące czynność układu odporności. Nie wpływają one na rozwój tolerancji immunologicznej wobec mieliny. Ponadto leki nie działają u wszystkich pacjentów, a poza tym mogą wywoływać poważne objawy niepożądane.

- Uzyskane przez nas wyniki są bardzo korzystne: aktywność rzutowa choroby (tj. liczba rzutów choroby w roku - PAP) u pacjentów leczonych plasterkami z peptydami zmniejszyła się o 70 proc. i w podobnym zakresie zmniejszyła się liczba ognisk zapalnych w mózgu ocenianych w badaniu rezonansem magnetycznym (MRI) - poinformował prof. Selmaj. Terapia hamowała też postęp niepełnosprawności.

Zdaniem prof. Selmaja niezmiernie istotne jest, że terapia przezskórna (transdermalna) jest absolutnie bezpieczna - w przeciwieństwie do innych nowych leków na SM.

- Wynika to z mechanizmu działania terapii plastrowej, w wyniku której zmniejszamy aktywność układu odpornościowego tylko w stosunku do składników mieliny, zachowując pozostałe jego funkcje. Natomiast wszystkie inne leki w terapii SM hamują w mniejszym lub większym stopniu funkcje całego układu odpornościowego i zmniejszają jego zdolność do ochrony organizmu przed wieloma czynnikami infekcyjnymi - wyjaśnił.

W komentarzu do artykułu prof. Steinman ocenił, że podobne podejście terapeutyczne może dać dobre efekty również w leczeniu innych chorób neuroimmunologicznych, w których autoagresywna reakcja układu odporności skierowana jest przeciw znanemu antygenowi. Chodzi przede wszystkim o zespół Devica (zapalenie rdzenia i nerwów wzrokowych) oraz miastenię (przewlekłą chorobę mięśni szkieletowych).

>>>>

Brawo !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:18, 17 Lip 2013    Temat postu:

100-latek operowany. Sukces krakowskich lekarzy

Suk­ces kra­kow­skich le­ka­rzy! Chi­rur­dzy zo­pe­ro­wa­li serce 100-lat­ko­wi po za­wa­le. Sta­ru­szek prze­szedł trudy ope­ra­cji ni­czym lek­kie prze­zię­bie­nie. - Mam cał­kiem nowe serce! - nie kryje za­do­wo­le­nia sta­ru­szek.

W tak po­de­szłym wieku rzad­ko wy­ko­nu­je się ope­ra­cje, tym bar­dziej na serce. Tym­cza­sem do kra­kow­skie­go szpi­ta­la tra­fił pa­cjent po za­wa­le.

100-la­tek był o dziwo w bar­dzo do­brym sta­nie. Ope­ra­cja wsta­wie­nia za­staw­ki rów­nież prze­bie­gła spraw­nie. Wszyst­ko dzię­ki uży­ciu ul­tra­no­wo­cze­sne­go sprzę­tu. Le­ka­rze oglą­da­li swoją ope­ra­cję na spe­cjal­nym ekra­nie i to w za­pi­sie 3D! Pan Edward Olek­sy w szpi­ta­lu spę­dził za­le­d­wie czte­ry dni. Taki czas na le­cze­nie po­trze­bu­ją 40-lat­ko­wie w do­brym sta­nie zdro­wia! - U pa­cjen­tów w sę­dzi­wym wieku ła­twiej o po­wi­kła­nia, jak np. nie­wy­dol­ność nerek. Z panem Edwar­dem nie było więk­szych pro­ble­mów - tłu­ma­czy le­karz pro­wa­dzą­cy, dr. An­drzej Kmita. Rze­czy­wi­ście 100-la­tek na­le­ży do cho­rych naj­więk­sze­go ry­zy­ka. Jed­nak szyb­ka re­ak­cja le­ka­rzy i za­sto­so­wa­nie no­wo­cze­snych metod po­zwo­li­ły uzy­skać za­ska­ku­ją­cy efekt.

Sam sym­pa­tycz­ny dzia­dziuś jest uśmiech­nię­ty i po­zy­tyw­nie na­sta­wio­ny do życia. Do­cze­kał się już spo­rej gro­mad­ki wnu­ków i pra­wnu­ków. Jak sam nie­śmia­ło przy­zna­je, nie jest już w sta­nie ich wszyst­kich po­li­czyć. Teraz wszy­scy życzą panu Edwar­do­wi nie 100, a 200 lat życia. 100-la­tek z pew­no­ścią ta­kie­go wieku do­ży­je, gdyż ma swoją nie­za­wod­ną re­cep­tę na dłu­go­wiecz­ność. Jego se­kre­tem jest po­zy­tyw­ne my­śle­nie !

O uda­nej ope­ra­cji pana Edwar­da uważ­nie czy­tać po­win­na mi­ni­ster Jo­an­na Mucha (35 l.). To wła­snie ona prze­ko­ny­wa­ła Po­la­ków, że za­bie­gi i ope­ra­cje ludzi po 85 roku życia nie mają już sensu, a se­nio­rzy cho­dzą do le­ka­rzy z ....​nudów! Szo­ku­ją­ce i zwy­czaj­nie głu­pie wy­zna­nie po­słan­ki spro­wa­dzi­ło na jej głowę całe gromy. I słusz­nie! Pan Edward Olek­sy, który skoń­czył 100 lat czuje się po skom­pli­ko­wa­nej ope­ra­cji do­sko­na­le!

>>>>

Brawo ! To cieszy !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:18, 18 Lip 2013    Temat postu:

Inteligentny nóż chirurgiczny rozpoznaje chore tkanki

Naukowcy wynaleźli eksperymentalny inteligentny nóż chirurgiczny, który jest w stanie wykryć objętą nowotworem tkankę. Dzięki wynalazkowi chirurdzy będą mieć pewność, że usunęli cały nowotwór - poinformował naukowy magazyn "Science Translational Medicine".

Chirurdzy z Imperial College London zmodyfikowali tradycyjny wykorzystywany na całym świecie nóż chirurgiczny, który przy przecinaniu tkanek wykorzystuje wysoką temperaturę. Zmiana polega na tym, że specjalny "elektroniczny nos" noża będzie analizował wydobywający się dym. Czujnik wykrywa subtelną różnicę między dymem wydobywającym się z chorej i zdrowej tkanki, a chirurdzy poznają wyniki analizy w ciągu kilku sekund i nie muszą czekać na rezultaty badania laboratoryjnego.

- Wyniki są dostępne niemal natychmiast, co pozwala chirurgom na przeprowadzanie procedur z poziomem precyzji, który do tej pory nie był możliwy - powiedział dr Zoltan Takats, który wynalazł system.

Obecnie jedna na pięć pacjentek po usunięciu guza piersi potrzebuje drugiej operacji, aby całkowicie usunąć chorą tkankę - pisze BBC. W przypadku raka płuc jest to jeden do 10.

Trwa faza testów klinicznych wynalazku, nazwanego iKnife. Pierwsze badania wykazały, że w przypadku analizy tkanek pochodzących od 91 pacjentów nóż wykazał się 100-procentową dokładnością.

....

Super ! Tylko pamietajmy ze to urzadzenie ! Nie zastapi rozumu !



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:29, 30 Lip 2013    Temat postu:

Pacjent po przeszczepie twarzy opuszcza szpital w Gliwicach

33-letni pacjent, któremu 15 maja przeszczepiono twarz w Centrum Onkologii w Gliwicach opuszcza szpital - poinformowała TVN24. Czeka go dalsza rehabilitacja.

Był to pierwszy w Polsce przeszczep twarzy i pierwszy na świecie ze wskazań życiowych.

Podczas konferencji prasowej pacjent zaprezentował się mediom. Po krótkim czasie jednak opuścił salę. Prof. Adam Maciejewski z Centrum Onkologii w Gliwicach wyjaśnił, że było to konieczne ze względów bezpieczeństwa. Ocenił, że pacjent po przeszczepie doszedł do siebie szybciej niż zakładali lekarze. Pacjent nie może kontaktować się na razie z osobami postronnymi. Musi unikać niebezpieczeństwa zakażenia.


REKLAMA Czytaj dalej


- Pan Grzegorz wychodzi ze szpitala, przed nim okres rehabilitacji i ciężkiej pracy, ale z tego miejsca chcę mu podziękować za odwagę wytrwałość i charakter. Dziękuję też rodzinie, która go wspierała - powiedział podczas konferencji prasowej prof. Adam Maciejewski.

Wyraźnie wzruszony pacjent dziękował lekarzom i całemu zespołowi. Choć nie mówi w pełni wyraźnie, lekarze zapewniają, że funkcja mowy w najbliższych miesiącach wróci. - To kwestia regeneracji struktur nerwowych, która przebiega prawidłowo i w tempie, w jakim byśmy chcieli - powiedział prof. Maciejewski.

Siostra pacjenta podziękowała wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że jej brat miał szansę na nowe życie. Podziękowała także matce dawcy "za jej wielkie serce". - Dzięki niej nasz brat mógł żyć i funkcjonować dalej - mówiła. - Trudno wyrazić, jak się cieszymy, że brat może wrócić do domu, do swojego pokoju. Co będzie dalej - zobaczymy, ale jesteśmy z nim i będziemy - powiedziała.

Mówiąc o obecnym stanie brata, jego siostra opisywała, że "czuje już smaki, zaczyna też mieć węch". Dodała, że wszyscy są zdumieni tym rezultatem. - Na razie największym marzeniem Grzegorza jest wrócić do domu - powiedziała siostra pacjenta.

W wypadku stracił twarz

Pan Grzegorz przeszedł poważny wypadek w pracy - 23 kwietnia maszyna do cięcia kamieni amputowała mu większą część twarzy. Obrażenia były tak rozległe, że w dłuższej perspektywie nie miał szans na przeżycie. Próba replantacji jego twarzy, którą przewieziono do szpitala kilka godzin po wypadku, zakończyła się jednak niepowodzeniem. Lekarzom z Wrocławia udało się uratować jej dolną część oraz wzrok - odpowiednio zabezpieczyli jego gałki oczne.

>>>>

Wspaniale !



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:34, 31 Lip 2013    Temat postu:

Pierwszy wywiad mężczyzny z przeszczepioną twarzą: modliłem się za dawcę

Modliłem się za swojego dawcę, modliłem się za jego łaskę. Jestem naprawdę wdzięczny, Wdzięczność jest wielka - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 pan Grzegorz, pacjent, który jako pierwszy w Polsce przeszedł operację przeszczepu twarzy.

Pan Grzegorz, który zakończył leczenie pooperacyjne po udanym przeszczepie twarzy i opuścił szpital w Gliwicach. Deklaruje, że jest gotów spotkać się bliskimi dawcy swojej nowej twarzy. - Bardzo chętnie się spotkam - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24.

Mężczyzna zapewnia, że jest pełen uznania dla rodziny dawcy. - Bardzo mi przykro z powodu utraty syna. Na pewno jest to straszna tragedia dla nich. Jest mi trochę głupio, bo w końcu dostałem jego organ. Ale naprawdę szanuję tę rodzinę i jestem wdzięczny za wszystko. Trudno jest rozmawiać o takich rzeczach - mówił pan Grzegorz.

W rozmowie z Kamilem Durczokiem mężczyzna zapewnił, że czuje się "rewelacyjnie jak na ten stan zdrowia". - Fizycznie się dobrze czuję. No wiadomo, że stan mój nie jest taki rewelacyjny, ale samopoczucie ogólnie rewelacyjne, mogę śmiało powiedzieć. Rodzina oczywiście cały pobyt w szpitalu była przy mnie - powiedział.

Pan Grzegorz zapewnił, że pamięta moment wypadku. - Przyszedłem do pracy, byłem dodatkowym operatorem maszyny, pomocnikiem operatora. Miałem godziny do wyrobienia. Przyszła kolej na sprzątanie. Maszyna była wyłączona. Zacząłem sprzątać. Jakiś czujnik zadziałał czy coś. Kolega zdążył odskoczyć. Ja niestety się potknąłem o śmieci, które tam były. Po prostu upadłem pod tę maszynę. Ona zadziałała, huknęła i tak się skończyło. Ja oczywiście pamiętam całe zajście. Nie straciłem przytomności - mówił.

Dodał, że przytomność stracił w helikopterze. - Jak się obudziłem, poruszył mnie profesor z Wrocławia, ten, co mi składał szczękę - dodaje. Zaznaczył, że zostało mu podane tyle środków znieczulających, że czuł się normalnie. - Ja w ogóle nie czułem, że straciłem twarz - podkreśla.

Pan Grzegorz zaznaczył też, że pamięta doskonale moment, gdy zobaczył swoją nową twarz. Zastrzega, że nie rozumie dlaczego wszyscy obawiali się jego złej reakcji. - Dla mnie to była rewelacyjna sprawa. Nie miałem żadnych zastrzeżeń do tej twarzy - powiedział.

- Ja wiedziałem, że mam twarz inną. Byłem tego świadom od początku. Podpisywałem zgodę na ten zabieg. Również byłem świadom, że twarz moja nie będzie taka sama. To znaczy uświadomiono mi to przed zabiegiem. Musiano mi uświadomić - powiedział mężczyzna.

A zanim zobaczył nową twarz? - To była ciekawość. Widząc tę twarz po wypadku naprawdę byłem zdumiony, że tę twarz tak mi odnowili - dodał.

Pan Grzegorz wspomina, że codziennie obserwował jak jego nowa twarz się zmienia. - Na przykład lekarze, profesorowie, którzy co dwa tygodnie u mnie byli przychodzili i widzieli efekty od razu. Dla mnie to nie była taka zmiana. Ja widziałem się codziennie w lustrze - mówił mężczyzna.

Zapewnia, że chciałby wrócić do normalnego życia, do pracy. - Muszę wrócić do pełni sił i zdrowia. Chciałbym wrócić do pracy - mówił.

Pan Grzegorz dziękował też ekipie lekarzy pod wodzą prof. Adama Maciejewskiego. - Usiłowałem to powiedzieć na konferencji, na auli nie wyszło mi niestety, bo emocje wzięły górę, ale jestem naprawdę wdzięczny prof. Maciejewskiemu, wszystkim profesorom, lekarzom, chirurgom, całemu personelowi. To, czego dokonali jest super - uratowali mi życie. Dali mi drugą szansę, jestem pełen uznania. To są naprawdę najlepsi fachowcy i specjaliści. Zrobili kawał dobrej roboty - ocenił mężczyzna.

Pionierska operacja, którą przeprowadził 15 maja zespół pod kierownictwem prof. Adama Maciejewskiego, była też pierwszym na świecie przeszczepem twarzy ze wskazań życiowych. 23 kwietnia pan Grzegorz miał wypadek w pracy - maszyna do cięcia kamieni amputowała mu większą część twarzy. Gdyby nie ten przeszczep, w dłuższej perspektywie nie miałby szans na przeżycie.

...

Jak to zbliza do Boga ! Dobro rodzi dobro !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:41, 02 Sie 2013    Temat postu:

Zamiast przeszczepu - własne zregenerowane serce

Inżynier z Jeleniej Góry, który czekał na przeszczep i przez blisko dwa lata żył w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu, podłączony do polskiej pompy wspomagającej krążenie, opuścił właśnie szpital. Jego serce zregenerowało się dzięki temu wspomaganiu.

- To sukces, bo uniknęliśmy przeszczepu i uratowaliśmy jego kiedyś skrajnie niewydolne serce - komentują zabrzańscy lekarze. Jak jednak podkreśla dyrektor szpitala, kardiochirurg i transplantolog prof. Marian Zembala, przyszłością są wszczepialne pompy, które nie wiążą pacjenta ze szpitalem, ale pozwalają czekać na przeszczep w domu i żyć normalnie, choć z ograniczeniami.

Na świecie taką terapię zastosowano już u ok. 20 tys. osób. W Polsce amerykańskie pompy także wszczepiono już dziewięciu pacjentom w Zabrzu oraz dwóm w Warszawie. Serce jednego z takich zabrzańskich pacjentów również zregenerowało się dzięki takiej pompie i to po 3 latach wspomagania. On także uniknął przeszczepu, a jednocześnie większą część tego czasu spędził w domu, wśród bliskich.


REKLAMA Czytaj dalej


- Regeneracje nie są jednak częste. Po rozległych zawałach serca najczęściej jest to trwałe i nieodwracalne uszkodzenie serca, wymagające transplantacji lub wspomagania serca przez nawet wiele lat. W kardiomiopatiach pozaniedokrwiennych, głównie pozapalnych, regeneracja jest możliwa i zawsze ją uwzględniamy w systematycznej ocenie chorego. W naszym ośrodku mieliśmy dotąd 13 takich pacjentów. To radość i duma, a jednocześnie pokora i determinacja do badań wobec niezbadanych wciąż możliwości organizmu człowieka - powiedział Zembala.

3,5 tys. km na rowerze w szpitalu z "Azorkiem"

Szczęściarzem, którego serce odzyskało sprawność, jest Rafał Jaracz z Jeleniej Góry. Zachorował 6 lat temu, powód to powikłania po infekcji. Jeszcze pracował, ale co chwila lądował w szpitalu. W końcu jego stan był tak poważny, że przewieziono go do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu - jednego z czołowych w Polsce ośrodków o tym profilu.

- Na początku nie chciałem słyszeć o pompie, choć mówiono mi, że to jedyne wyjście. Ale wysiadły też nerki, wątroba, czułem, że to już agonia. Byłem półprzytomny, ale sam poprosiłem, żeby mnie uratowano. Zabieg wszczepienia pompy miałem 25 września 2011 r. Obudziłem się na oddziale pooperacyjnym, z pracującą komorą - wspominał pan Rafał.

Początkowo czuł się nieswojo z tym, że to maszyna podtrzymuje jego życie. - Kiedy personel coś przy niej robił, bałem się, żeby przez przypadek mnie nie odłączył. Z czasem oswoiliśmy się nawzajem. Nazywałem ją lodówką albo Azorkiem. W ostatnich tygodniach okazało się, że moje własne serce się zregenerowało. 16 lipca odłączono mnie od aparatury. Nie brakuje mi jej - dodał.

Wcześniej miał jednak chwile zwątpienia. - Czułem się gorzej niż więzień. Bo on odlicza każdy dzień do wyjścia i ma coraz krótszy wyrok. Mnie brakowało tej perspektywy. Czekałem na przeszczep, ale z każdym dniem byłem tu dłużej. Zastanawiałem się, czemu nie ja, pytałem o moje szanse prof. Zembalę. To dzięki niemu schudłem. Bo wcześniej przytyłem - kiedy dzięki pompie doszedłem już do siebie, wrócił mi apetyt i waga przekroczyła 100 kg. Podczas wizyt pytałem profesora o dawców. Powiedział mi, że przez rok nie było zgłoszenia dawcy w wadze powyżej 95 kg, a gabaryty dawcy i biorcy muszą być zbliżone, bo inaczej nowe serce sobie nie poradzi. Tak mi to weszło do głowy, że w ok. pół roku schudłem ponad 10 kg.

Choć przywiązany do "Azora", Jaracz uprawiał w szpitalu sport - w ramach rehabilitacji chodził po bieżni, a na rowerze stacjonarnym pokonał - jak skrupulatnie wyliczył - 3 470 km. - Włączałem muzykę albo sport i kręciłem kilometry i to z obciążeniem - takim, jakby pod lekką górkę. W sumie miałem trochę pod górkę - żartuje. Wie, że pompa uratowała mu życie, ale żałuje, że dawców jest mało. - Niektórzy koledzy na przeszczep nie doczekali - mówił. Za mało dawców

- Aktywność transplantacyjna mimo naszych wysiłków ciągle nie jest taka, jak byśmy chcieli - przyznał doc. Michał Zakliczyński ze Śląskiego Centrum Chorób Serca. - Nie mówię już nawet, że nie jest tak wysoka jak w Hiszpanii, ale nawet jeśli chodzi o warunki polskie, to mieliśmy lepsze lata. Teraz możemy się tylko oglądać wstecz do czasów, kiedy liczba przeszczepów w skali kraju dochodziła do 150. Teraz nie robimy nawet 100 - zaznaczył.

To o wiele za mało w stosunku do potrzeb. Co roku w Polsce niewydolność serca diagnozuje się u dziesiątków tysięcy pacjentów; wielu z nich umiera z tego powodu. - Transplantacja to szansa może dla 10 proc. Przy tym poziomie aktywności transplantacyjnej nawet nie jesteśmy w stanie oszacować, jak długi będzie okres oczekiwania. A i pozostałym chorym musimy przecież coś zaproponować. Jeśli więc trzeba ratować życie umierającemu pacjentowi, w stanie niekwalifikującym się nawet do przeszczepu, to nie ma wątpliwości, że najlepszym sposobem leczenia jest wszczepienie pompy implantowalnej, generującej przepływ ciągły - podkreśla Zakliczyński.

W Polsce najczęściej stosowanym systemem mechanicznego wspomagania serca były pompy, opracowane w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii, założonej przez prof. Zbigniewa Religę i nazwane jego nazwiskiem. Z powodzeniem zastosowano je u ok. 250 chorych - w tym u Rafała Jaracza. Do 2011 r. takie zewnętrzne komory były - poza transplantacją - jedynym sposobem ratowania chorych z niewydolnym sercem. Wymagają jednak stałego pobytu w szpitalu i wymiany sztucznych komór średnio co 6 tygodni - 2 miesiące.

- W tym roku od stycznia praktycznie do czerwca z powodu zaprzestania produkcji zastawek używanych do komór Religa przez amerykańską firmę Medtronic, zakończono też produkcję tych urządzeń w naszym kraju w dotychczasowej wersji. Zaczęto produkować dwie nowe, ze zmienioną komorą i polskimi zastawkami prof. Jacka Mola. Dotąd zastosowano je u jednego chorego przez dwa tygodnie w Instytucie Kardiologii w Warszawie oraz z zastawkami typu Sorin u trzech chorych w Zabrzu, leczonych już wcześniej komorami typu Religa - poinformował Zembala.

- Ja wręcz kocham te polskie komory, to w naszym ośrodku osiągnęliśmy na nich optymalne wyniki. Ale uczciwość każe powiedzieć, że ich rola nie będzie dominująca. Są nadal w Polsce potrzebne. Będą jednak uzupełnieniem oraz cenną możliwością w niektórych wskazaniach wobec nowych technologii i możliwości pomp implantowalnych, które dają choremu zdecydowanie lepszą jakość życia i możliwość przebywania poza szpitalem, w domu, wśród bliskich - dodał kardiochirurg.

Jak mówił, dzisiaj na świecie ponad 90 proc. chorych wymagających mechanicznego wspomagania sztucznymi komorami ma wszczepiane nowe generacje całkowicie implantowalnych sztucznych komór. - Dzięki nim chory może po 2-3 tygodniach opuścić szpital, pozostając pod okresową opieką ośrodka. Nie wymagają comiesięcznej wymiany elementów. Globalny - roczny koszt leczenia tymi komorami wraz z zakupem samego urządzenia, jest porównywalny lub 10 proc. tańszy od pomp zewnętrznych. To są bardzo ważne medyczno-ekonomiczne argumenty - przekonywał Zembala.

Torba na ramię zamiast "lodówki"

Polscy lekarze z sukcesem wszczepiają implantowalne amerykańskie komory chorym, jak np. 9 dni temu w Zabrzu, panu Mirosławowi z Łodzi. Jest w tym ośrodku już 9. takim pacjentem. Zamiast ciężkiego, dużego sterownika - "lodówki" ma na ramieniu niewielką, elegancką czarną torbę.

Na przeszczep czeka szósty rok, zaczęło się od grypy, potem był zawał. - Mam nadzieję, że teraz z dnia na dzień będzie lepiej. Że pojadę do domu, będę żył normalnie, będę mógł wychodzić z domu, bo dotąd nie wychodziłem. Tylko muszę bardzo dbać o tę "linię życia", bo to wrota zakażeń - wskazuje na cienki elastyczny przewód, łączący zewnętrzną część urządzenia z elementami wszczepionymi do serca.


REKLAMA Czytaj dalej


Inny zabrzański chory Ryszard Bandura z Kielc ma wszczepioną komorę zewnętrzną typu Religa. - To się lubi, co się ma. Wszyscy nie mogą liczyć na to, że dostaną tę małą pompę. Mamy swoją, wymyśloną przez polskich inżynierów. Jaka ona jest - duża czy nieduża, to nie jest takie ważne. Może jestem trochę w dyskomforcie, bo cały czas muszę być w szpitalu, ale uratowało mi to życie - podkreśla.

Rafał Jaracz również się cieszy z tego, co miał. - Od początku byłem po prostu wdzięczny, że mi życie uratowano. Gdyby nie ta komora, mnie by nie było. Wiadomo, że prof. Religa miał ideę, żeby to utrzymywało pacjenta przy życiu do momentu pozyskania narządu, ale pewnie myślał o miesiącu czy dwóch. Myślę, że teraz tam dobre cygaro pali, jak widzi, że ktoś prawie 2 lata mógł z tą maszyną żyć - śmieje się Jaracz.

Żałuje tylko czasu z dala od rodziny. Kiedy trafił do szpitala, syn miał 13 lat, teraz ma 15. - Jest już wyższy ode mnie. Mnie to najbardziej bolało, bardzo lubiliśmy odrabiać razem lekcje, a tu pierwsza klasa gimnazjum, 1 września, a ojciec w szpitalu leży. I tak dwie klasy beze mnie. Ale miałem ogromne wsparcie w rodzinie, przyjaciołach i szefie. Tydzień temu był u mnie i powiedział, że moje biurko czeka. Na razie jednak moje największe marzenie to przyjechać do domu, położyć się we własnym łóżku i popatrzeć w sufit. Chciałbym jeszcze wsiąść na rower górski, pojeździć po moich góreczkach, a może kiedyś potruchtać z chłopakami, kopnąć piłkę - wylicza.

Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii w maju uruchomiła niewielki zakład produkcji zewnętrznych protez serca, z trochę lżejszymi sterownikami. W planach ma też opracowanie całkowicie wszczepialnego "sztucznego serca". Jak zapowiadano, prototyp ma być gotowy do badań klinicznych za 3 lata.

- To nie tylko jest kwestia ambicji, ale i realnych potrzeb dla chorych w naszym kraju. Póki ich nie ma, trzeba korzystać z importowanych. Nie wolno nam nie wprowadzać w Polsce nowych, lepszych technologii - zaznaczył Zembala, który był przed trzema laty inicjatorem uruchomienia badań nad polskimi całkowicie implantowalnymi sztucznymi komorami i jest zaangażowany w prace nad tym projektem.

- Dobrze, że pompy krajowe stają się bardziej dostępne, my tylko je rozwijajmy. Wsparcie tych projektów jest ważne dla polskiej medycyny i polskiej bioinżynierii. Chorzy muszą mieć jednak także dostęp do pomp nowej generacji. Dla mnie współczesny patriotyzm polega na tym, żeby to najlepsze leczenie zapewnić polskim chorym. Przy okazji uczymy się od najlepszych na świecie nowych rozwiązań i idziemy do przodu - podsumował Zembala.

>>>>

Piekne osiagniecia .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:37, 27 Sie 2013    Temat postu:

Nowe leki na raka pomogli opracować polscy specjaliści

Polscy specjaliści przyczynili się do opracowania nowych leków na raka, które weszły już w fazę badania klinicznych. Jeden z nich będzie wkrótce testowany w USA – poinformowano na konferencji prasowej.

Badania prowadzone są w ramach polsko-kanadyjskiej spółki biofarmaceutycznej Helix Polska z siedzibą w Toronto i oddziałem w Warszawie. Dotyczą leków przydatnych w leczeniu zmian przednowotworowych w obrębie szyjki macicy oraz najczęściej występującego niedrobnokomórkowego raka płuca.

Najbardziej zaawansowane są prace nad preparatem o nazwie TIFN (Topical Interferon alpha-2b). Odpowiednio wczesne jego podanie może zapobiec powstaniu raka szyjki macicy wywołanego przez zakażenie wirusem HPV (brodawczaka ludzkiego).

Kierownik katedry i kliniki dermatologii i wenerologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Sławomir Majewski, współtwórca nowego leku, powiedział, że dzięki regularnie wykonywanym badaniom cytologicznym coraz częściej wykrywane są wczesne postacie przednowotworowe w szyjce macicy stopnia 1 lub 2 (CIN1 i CIN2).

W takiej sytuacji zwykle zleca się kobietom kolejne badania cytologiczne po upływie pół roku. Wiele kobiet obawia się jednak, że do tego czasu zmiany przednowotworowe będą już bardziej zaawansowane i trudniejsze do leczenia. - Tym pacjentkom będzie można podawać lek TIFN o silnym działaniu immunomodulującym i przeciwwirusowym – zapewniał prof. Majewski.

Preparat przeszedł już dwie fazy badań i przygotowywany jest do decydującego trzeciego etapu. Z przedstawionych na konferencji danych wynika, że powoduje on ustąpienie zmian przednowotworowych (CIN) u 71 proc. pacjentek.

Jest zatem nadzieja, że w przyszłości u wielu pacjentem będzie on stosowany zamiast operacji. Zabieg pozwala całkowicie usunąć zmiany przednowotworowe, ale grozi powikłaniami może utrudniać zajście w ciążę i utrzymanie ciąży.

Lek TIFN jest wygodny w użyciu, gdyż dostępny jest w postaci kremu przeznaczony do samodzielnego stosowania miejscowo (w specjalnym aplikatorze).

Według prof. Majewskiego, stało się to możliwe dzięki zastosowaniu nowej, unikatowej technologii, która sprawia, że zawarty w preparacie interferon wnika bezpośrednio przez nabłonek i błony śluzowe. Dotychczas interferon trzeba było wstrzykiwać.

- Mamy nadzieję, że nową metodę będzie można wykorzystać do podobnego, czyli miejscowego stosowania również innych substancji przeciwnowotworowych, jak i przeciwzapalnych oraz przeciwbólowych – dodał specjalista.

Drugi testowany lek to L-DOS47 przeznaczony do leczenia niedrobnokomórkowego raka płuca. Jego działanie polega na tym, że przyłącza się do powierzchni komórek nowotworowych o określonej mutacji genetycznej (zawiera odpowiednie przeciwciało monoklonalne). Wtedy uwalania enzym ureazę, który rozkłada mocznik na amoniak i dwutlenek węgla.

Prof. Kazimierz Roszkowski-Śliż z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie powiedział, że uwolnienie amoniaku zmienia środowisko w jakim rozwija się guz z kwaśnego na zasadowe.

Utrudnia to dalszą jego ekspansję, ponieważ komórkowym nowotworowym najbardziej odpowiada środowisko kwaśne. Jednocześnie poprawia to skuteczność leków przeciwnowotworowych, ponieważ lepiej działają one w środowisku zasadowym.

Preparat L-DOS47 przeszedł pierwsza fazę badań klinicznych, które przeprowadzono w Polsce. Teraz przygotowywana jest druga faza testów, która poza naszym krajem planowana jest również w USA.

- Mamy już zgodę na rozpoczęcie takich badań amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) – powiedział w rozmowie z dziennikarzem PAP prof. Roszkowski-Śliż.

Specjalista dodał, że w podobny sposób będzie można leczyć również inne nowotwory. Wystarczy zastosować w nich przeciwciało związane z mutacją występującą w innych guzach litych, np. raka piersi, trzustki i jelita grubego. Leki te będzie można stosować również w skojarzeniu z tradycyjnymi chemioterapeutykami.

- Liczymy na wprowadzenie do użycie nowych leków, ponieważ operacyjnie można leczyć zaledwie 15 proc. przypadków niedrobnokomórkowego raka płuca. Chemioterapia jest natomiast mało skuteczna. Pozwala wydłużyć życie chorych z tym nowotworem średnio jedynie o trzy miesiące – podkreślił prof. Roszkowski-Śliż.

Przewodniczący Rady Nadzorczej Helix Polska Marek Orłowski powiedział, że polscy naukowcy wnieśli istotny wkład w opracowaniu nowych zastosowań przełomowych technologii Helixa oraz w przygotowaniu protokołu badań klinicznych i ich realizacji.

>>>>

Swietna widomosc !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:10, 27 Wrz 2013    Temat postu:

Polscy badacze przekształcili złośliwy guz mózgu w łagodny

Wyjątkowo złośliwe guzy mózgu można oszukać i zamienić w łagodne, dzięki czemu przestają być śmiertelne - wykazały badania polskich naukowców opublikowane przez "Journal of Pathology".

Grupa badawcza prof. Bożeny Kamińskiej z Instytutu Biologii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk im. M. Nenckiego w Warszawie wykazała to na przykładzie komórek myszy - poinformował Instytut w komunikacie. Gdyby podobne przekształcenie udało się uzyskać u ludzi, jeden z najbardziej śmiertelnych nowotworów mózgu, jakim jest glejak, mógłby stać się chorobą przewlekłą.

Mózg - oprócz neuronów i komórek gleju - tworzą tzw. komórki mikrogleju. Wspomagają one komórki nerwowe, ale pełnią też ważne funkcje ochronne, patrolują swoimi wypustkami otoczenie, usuwając uszkodzone lub niepotrzebne komórki. Zwalczają również obce bakterie, wirusy i komórki nowotworowe.

Zdarza się jednak, że komórki glejowe przekształcają się w nowotworowe. Powstają wtedy glejaki, guzy mózgu znacznie różniące się stopniem złośliwości. W odmianach łagodnych rokowania dla pacjentów są dość dobre, ale w przypadku glejaków złośliwych szanse przeżycia roku ma niewielu pacjentów.

Grupa prof. Kamińskiej w 2007 r. wykazała, że złośliwa odmiana glejaków potrafi "przeprogramować" znajdujące się w mózgu komórki odpornościowe mikrogleju, by zamiast zwalczać nowotwór - wspomagały jego rozwój. Podobnie nowotwór zmienia nawet napływające do mózgu komórki obronne - tzw. makrofagi obwodowe.

Nie było jednak wiadomo, w jaki sposób nowotwór oszukuje układ obronny gospodarza i zmusza komórki mikrogleju, by działały na jego rzecz i wspierały jego rozrost. Udało się to odkryć dopiero po kilku latach.

Inni badacze wykazali, że w przypadku raka piersi czynnikiem odpowiedzialnym za zmianę zachowania makrofagów jest białko CSF1, sterujące dojrzewaniem makrofagów. Naukowcy z Instytutu Nenckiego postawili sprawdzić, czy podobnej substancji nie wydzielają komórki złośliwych odmian glejaka.

Badania zespołu prof. Kamińskiej wykazały, że glejaki nie produkują białka CSF1 i nie ma ono znaczącego wpływu na rozwój guza. Udało się jednak zaobserwować produkcję innego białka z tej samej rodziny, o nazwie CSF2. W guzach łagodnych występowało ono w niewielkich ilościach, za to bardzo dużych w złośliwych odmianach glejaka.

Polscy badacze postanowili sprawdzić, czy białko to rzeczywiście wpływa na inwazyjność nowotworu. Za pomocą opracowanych przez siebie narzędzi wyłączyli w komórkach glejaka gen odpowiedzialny za wytwarzanie białka CSF2.

- Stwierdziliśmy, że po wyłączeniu genu produkującego białko CSF2 komórki guza już nie przyciągają mikrogleju i nie są w stanie przekształcać jego komórek, by wspierały nowotwór. W tej sytuacji układ odpornościowy zaczyna pracować zgodnie z oczekiwaniami i złośliwy guz przekształca się w postać łagodną. Nie znika, ale przestaje rosnąć - mówi doktorantka Małgorzata Sielska z Instytutu Nenckiego.

Białko odpowiedzialne za "przeprogramowanie" odpowiedzi przeciwnowotworowej i wysoką inwazyjność glejaków występuje tylko w komórkach nowotworowych. Naukowcy z Instytutu Nenckiego przypuszczają, że nawet jeśli wytwarzający je gen zostanie wyłączony w całym mózgu, skutki tego odczuje tylko guz.

Prace badawcze nad przekształceniem złośliwych nowotworów mózgu w łagodne przeprowadzono na komórkach mysiego glejaka. Grupa prof. Kamińskiej sprawdziła teraz skuteczność tej metody na komórkach glejaków złośliwych występujących u ludzi. Z wstępnych badań wynika, że wyciszenie jednego genu w komórkach ludzkich glejaków rozwijających się w mózgu myszy również wstrzymuje wzrost nowotworu. W przyszłości będzie zatem możliwe opracowanie i zastosowanie terapii genowej u ludzi.

- Do opracowania leków i terapii ograniczających inwazyjność glejaków u ludzi jeszcze bardzo daleka droga - podkreśla prof. Kamińska.
....

Super genialny pomysl !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:28, 09 Paź 2013    Temat postu:

Pokazano system umożliwiający niewidomym samodzielne zwiedzanie muzeum

Sys­tem "Pod­szep­ty", który umoż­li­wia sa­mo­dziel­ne zwie­dza­nie obiek­tu oso­bom sła­bo­wi­dzą­cym i nie­wi­do­mym za­pre­zen­to­wa­no w środę w Mu­zeum Pałac Herb­sta w Łodzi. We­dług łódz­kich mu­ze­al­ni­ków to pierw­szy taki sys­tem w Pol­sce.

Sa­mo­dziel­ne zwie­dza­nie moż­li­we jest dzię­ki na­daj­ni­kom, które pra­cow­ni­cy mu­zeum mo­cu­ją do lasek nie­wi­do­mych lub sła­bo­wi­dzą­cych. Każda z tych osób otrzy­mu­je też słu­chaw­ki i au­dio­prze­wod­nik. Przy dzie­łach sztu­ki za­in­sta­lo­wa­ne są spe­cjal­ne urzą­dze­nia, które prze­ka­zu­ją do słu­cha­wek sy­gnał ra­dio­wy, a ten uru­cha­mia au­dio­de­skryp­cję, czyli opis dzie­ła. Zwie­dza­ją­cy usły­szą też prak­tycz­ne in­for­ma­cje o wy­sta­wie, gdzie są scho­dy czy to­a­le­ta.

Jak za­pew­nia­ją pra­cow­ni­cy mu­zeum sys­tem "Pod­szep­ty" po­zwa­la oso­bom z dys­funk­cją wzro­ku na swo­bod­ne i bez­piecz­ne po­ru­sza­nie się nie tylko po Pa­ła­cu, ale także po daw­nej po­wo­zow­ni, gdzie znaj­du­je się obec­nie Ga­le­ria Sztu­ki Daw­nej oraz ogro­dzie. Pro­jekt udo­stęp­nio­ny ma być zwie­dza­ją­cym od so­bo­ty 12 paź­dzier­ni­ka.

Pałac Herb­sta zo­stał zbu­do­wa­ny w 1875 roku dla łódz­kie­go prze­my­słow­ca Edwar­da Herb­sta i jego żony Ma­tyl­dy, córki łódz­kie­go króla ba­weł­ny - Ka­ro­la Sche­ible­ra. Re­zy­den­cja to jed­no­pię­tro­wa, neo­re­ne­san­so­wa willa pro­jek­tu Hi­la­re­go Ma­jew­skie­go, z salą ba­lo­wą i bu­dyn­ka­mi go­spo­dar­czy­mi. Po­tom­ko­wie Herb­stów miesz­ka­li w niej do 1942 r., kiedy to wy­je­cha­li do Wied­nia. Po 1945 r. re­zy­den­cja peł­ni­ła funk­cje m.​in. ośrod­ka szko­le­nia pra­cow­ni­ków po­mo­cy spo­łecz­nej, domu dzien­ne­go po­by­tu dla ner­wo­wo cho­rych, była sie­dzi­bą za­kła­du bio­lo­gii PAN czy Ochot­ni­czej Re­zer­wy Mi­li­cji Oby­wa­tel­skiej.

W 1976 roku obiekt prze­ję­ło Mu­zeum Sztu­ki, by po kilku la­tach stwo­rzyć tam swój od­dział, w któ­rym pre­zen­tu­je fa­bry­kanc­kie wnę­trza oraz sztu­kę dawną. We wrze­śniu tego roku - po ponad dwu­let­nim re­mon­cie - Mu­zeum Pałac Herb­sta zo­sta­ło udo­stęp­nio­ne zwie­dza­ją­cym. Re­no­wa­cja za­byt­ku obej­mo­wa­ła nie tylko wnę­trze i ele­wa­cje sa­me­go Pa­ła­cu, ale też po­wo­zow­ni, w któ­rej po­wsta­ła Ga­le­ria Sztu­ki Daw­nej oraz teren ogro­du.

!!!!

Super !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:24, 25 Paź 2013    Temat postu:

Białko z ludzkich włosów pomoże w leczeniu czerniaka

Odpowiednio przetworzone białka z ludzkich włosów, mogą chronić przed tworzeniem komórek nowotworowych czerniaka. Polscy naukowcy opracowali preparat, który już wkrótce będzie można znaleźć w kremach, maściach, a później w lekach.

Włosy są zbudowane z mieszaniny różnych białek, m.in. keratyny, które nadają włosom giętkość, a jednocześnie zapewniają odporność na działanie czynników chemicznych i fizycznych. Dla człowieka nie ma to takiego znaczenia, ale np. psu w zimie sierść zapewnia ciepło, a latem chroni go przed upałami.

- My doszliśmy do wniosku, że włosy mogą zapewniać nam też ochronę biologiczną. Założyliśmy, że peptydy, czyli uwalniane z włosów fragmenty białkowe, mogą chronić np. przed tworzeniem komórek nowotworowych - powiedział prof. Andrzej Lipkowski z Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej im. M. Mossakowskiego PAN w Warszawie.

Jego zespół, aby zweryfikować przyjętą hipotezę, nawiązał współpracę z onkologami i sprawdził ją na liniach komórkowych. - Chodziło nam o to, aby odtworzyć sytuację, która w naturze dzieje się na skórze. Choć tego nie widać, to wydziela ona cały szereg enzymów. Żyją też na niej bakterie, które pomagają skórze funkcjonować degradując białka obce, jednak czasem - przy okazji - niszczą też białka własne - opisał rozmówca PAP.

Ponieważ dla człowieka największym zagrożeniem ze strony skóry są nowotwory czerniaka, to naukowcy chcieli sprawdzić, czy odpowiednio przetworzone peptydy (rodzaj białek) hamują rozwój tego nowotworu. - Okazało się, że wszystkie testowane linie komórkowe czerniaka hamowane były przez opracowaną przez nas mieszaninę peptydów. Działa ona nie tylko spowalniająco na rozwój typowych komórek nowotworowych, ale też na komórki wyjątkowo złośliwe - wyjaśnił prof. Lipkowski.

By włos stanowił ochronę dla naszej skóry, trzeba go odpowiednio przetworzyć. - My taki proces opracowaliśmy. Chodzi o to, żeby bez dramatycznych modyfikacji chemicznych można było wydzielić z włosów fragmenty białkowe. (...) My opracowaliśmy kombinację delikatnych metod aktywacji i biochemicznego przetwarzania symulujących naturalne procesy na skórze - opisał uczony.

Wytworzony przez naukowców preparat, to "rozpuszczalna mieszanina peptydów po strawieniu enzymatycznym fragmentów włosów". - Wymyśliliśmy, że najlepszym układem enzymatycznym będzie zwykła pepsyna - enzym, który w naszym żołądku trawi białko pokarmowe - powiedział prof. Lipkowski.

Początkowo naukowcy sądzili, że do hamowania ludzkich komórek nowotworowych można wykorzystać dowolne włosy, np. owcze. Jednak nowotwory są charakterystyczne dla danego gatunku. Okazało się, że pomimo podobieństwa składu chemicznego włosów ludzkich i owczej wełny, peptydy z włosów mają bardzo specyficzne działanie. Dlatego, choć nie przeprowadzono jeszcze badań klinicznych na ludziach, na nowotwory człowieka najlepiej działają peptydy z włosów ludzkich.

Teraz naukowcy w opracowanej mieszaninie różnego rodzaju peptydów, będą poszukiwali substancji najbardziej aktywnych. Będą one kluczem do poszukiwania nowych leków przeciwnowotworowych. To najważniejszy i długoterminowy cel ich projektu. - Jednocześnie myślimy o innych zastosowaniach. Tego rodzaju peptydy można wykorzystywać w maściach i kremach do ochrony skóry i profilaktyki - powiedział prof. Lipkowski.

Prof. Lipkowski ma nadzieję, że pierwsze kosmetyki, a później maści, które będą zawierały substancje do zewnętrznego stosowania, pojawią się na rynku w ciągu najbliższego roku. Naukowcy metodę przetwarzania białek włosów już opatentowali. Na swoje badania, warte blisko 7 mln złotych, otrzymali grant w ramach Mazowieckiego Klastra Peptydowego. Działają w nim Instytut Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej im. M. Mossakowskiego PAN, Uniwersytet Warszawski i przedsiębiorstwa zainteresowanie przekształceniem pomysłu w produkt handlowy.

...

Super wiadomosc !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:27, 27 Paź 2013    Temat postu:

"Szpital domowy" dla osób po przeszczepach szpiku

Mieszkanie przystosowane do potrzeb osób po przeszczepach szpiku, tzw. szpital domowy, zostanie we wtorek otwarte w Katowicach przy Klinice Hematologii. To bezpieczny krok w ich drodze ku normalnemu życiu, bowiem po leczeniu mają bardzo osłabioną odporność.

- Można ją porównać do odporności wcześniaka w inkubatorze. Powrót do domu, gdzie są np. małe, często chorujące dzieci lub nie ma po prostu odpowiednich warunków, może być dla takiego rekonwalescenta niebezpieczny. To mieszkanie, odpowiednik istniejących w innych krajach szpitali domowych, stanowi więc dla nich pomost między pobytem w szpitalu i w domu – powiedziała kierownik Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku w Katowicach prof. Sławomira Kyrcz-Krzemień.

Jak przypomniała hematolog, osoby po przeszczepie wymagają starannego nadzoru działającej przy klinice Poradni Transplantologii nawet kilka razy w tygodniu. Tymczasem ponad dwie trzecie z nich przyjeżdża do Katowic z innych, nieraz bardzo odległych województw.

Ośrodek powstał z inicjatywy Fundacji Śląskie Centrum Hematologii i Transplantacji Szpiku. Liczące 178 m kwadratowych mieszkanie jest położone na pierwszym piętrze kamienicy w bezpośrednim sąsiedztwie kliniki. Składa się z 8 dwuosobowych pokoi, gdzie osoby po przeszczepie mogą mieszkać z kimś bliskim, 3 węzłów sanitarnych i aneksu kuchennego. Zainstalowano tam m.in. nowoczesny system umożliwiający monitoring pacjentów.

Szacowany czas pobytu w "szpitalu domowym" to ok. 2-3 tygodnie. Prof. Kyrcz-Krzemień ma nadzieję, że Narodowy Fundusz Zdrowia uzna zasadność kontraktowania takiej usługi.Uroczyste otwarcie mieszkania odbędzie się podczas zaplanowanej na wtorek konferencji naukowo-szkoleniowej w katowickiej Klinice Hematologii.

Kierowany przez prof. Kyrcz-Krzemień oddział hematologii i transplantacji szpiku w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym im. Andrzeja Mielęckiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach jest liderem w kraju i jedną z czołowych placówek o tym profilu w Europie. Rocznie wykonuje się tu ok. 200 przeszczepów szpiku, w tym ok. 70-80 najtrudniejszych - od dawców niespokrewnionych, w tym z niepełną zgodnością. Łącznie w Katowicach przeprowadzono dotąd blisko 2900 przeszczepień.

W katowickiej klinice w 1997 r. przeprowadzono pierwszą w Polsce transplantację szpiku od dawcy niespokrewnionego, a dwa lata później pierwsze przeszczepienie szpiku od polskiego dawcy niespokrewnionego dla polskiego pacjenta. W 2012 r. po raz pierwszy w Polsce przeprowadzono z powodzeniem przeszczepienie komórek mezenchymalnych u osoby dorosłej. Jako jedyny w Polsce ośrodek placówka wykonuje też przeszczepienia komórek krwiotwórczych u chorych na stwardnienie rozsiane. W tym roku pracownicy kliniki pomyślnie przeprowadzili po raz pierwszy w Polsce i jako jeden z nielicznych zespołów na świecie przeszczepienie autologicznych komórek krwiotwórczych u 81-letniego pacjenta.

....

Tak okres przejsciowy miedzy trudnym zabiegiem medycznym a normalnym zyciem tez wymaga organizacji .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:43, 31 Paź 2013    Temat postu:

, Katarzyna Nylec | Onet
Katowiccy okuliści usunęli zaćmę u 101-letniej pacjentki

101-latka po operacji usunięcia zaćmy - Archiwum SPSK Nr 5 w Katowicach / Onet

- Podobno byłam cierpliwa bardzo, grzeczna nawet! - to pierwsze słowa wypowiedziane przez 101-letnią pacjentkę Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 5 w Katowicach tuż po udanej operacji zaćmy. Operacja odbyła się w znieczuleniu miejscowym i trwała około 30 minut.

- Widać już poprawę i wierzymy, że teraz pani Helenie będzie łatwiej wykonywać codzienne czynności - podkreśla dr hab. Dorota Wyględowska-Promieńska, okulistka.

Pani Helena, pytana o receptę na długowieczność odpowiadała, że jest nią ... uczciwe życie. - Zawsze starałam się mówić prawdę, szczerze. Dokładnie tak, jak uważam. Unikałam alkoholu, nie piłam go nawet na własnym weselu. Teraz chcę się cieszyć wnukami, prawnukami i praprawnukami! No i dużo czytać! - snuje plany 101-letnia pacjentka.

Pobyt w Szpitalu Klinicznym przy Ceglanej w Katowicach to jej trzecie w życiu spotkanie ze służbą zdrowia. - Niewiele chorowałam, raz tylko miałam wypadek i dlatego znalazłam się w szpitalu. Poza tym czuję wciąż energię do życia! - opowiada kobieta.

Tylko w 2012 roku pomoc na oddziale okulistyki dorosłych Szpitala Klinicznego nr 5 w Katowicach uzyskało ponad 1700 osób powyżej 80 roku życia.

...

Przypuszczam ze byl to popis umiejetnosci . Specjalnie wybrali ekstremalny wiek pacjentki . Brawo ! Jestesmy zachwyceni ! Oczywiscie najcenniejsza jest szara ukryta praca lekarzy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:23, 16 Lis 2013    Temat postu:

Lekarze rekonstruują ubytki po nowotworach w obrębie głowy

Ponad 20 operacji usunięcia zmian nowotworowych w obrębie głowy i rekonstrukcji tych miejsc wykonali lekarze z Kliniki Chirurgii Szczękowo-Twarzowej i Plastycznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, którzy od roku - jako pierwsi w północno-wschodniej Polsce - wykonują takie zabiegi.

Kierownik kliniki prof. Stanisława Zyta Grabowska mówiła na wczorajszej konferencji prasowej podsumowującej pierwszy rok wykonywania takich operacji w Białymstoku, że konieczność ich wykonywania przyniosło życie, bo jest coraz więcej młodych osób, które cierpią na różne nowotwory w obrębie jamy ustnej, twarzy czy szyi i rekonstrukcja ubytków, np. żuchwy to konieczność, by mogli normalnie żyć i funkcjonować. Jeszcze kilka lat temu po takich operacjach pacjenci wychodzili ze szpitala najczęściej okaleczeni albo odsyłano ich do innych placówek, które wykonywały rekonstrukcje.

Pierwszej rekonstrukcji z wykorzystaniem mikrochirurgii białostoccy lekarze dokonali przed rokiem. Była to operacja rekonstrukcji żuchwy. Pobrano elementy kości strzałki z nogi pacjenta, uformowano je w kształt żuchwy i wszczepiono pacjentowi. Dr Dorota Dziemiańczyk-Pakieła z zespołu lekarzy kliniki tłumaczyła dziennikarzom, że nie chcieli dotychczas nagłaśniać swoich osiągnięć, bo nie byli pewni efektów leczenia. Dziś lekarze potwierdzają, że wszystkie operacje, które przeprowadzili zakończyły się sukcesem. Wszystkie przeszczepy się przyjęły.

Operacje w Białymstoku stały się możliwe dzięki wcześniejszemu przygotowaniu zespołu lekarzy oraz zakupowi potrzebnego sprzętu - głównie specjalistycznego, wysokiej klasy mikroskopu. Zakup sprzętu był możliwy dzięki pieniądzom szpitala i ministerstwa zdrowia - mówiła prof. Grabowska. Od nowego roku w szpitalu będzie też na stałe automatyczny system do zespalania naczyń, dzięki któremu czas tego zespalania znacznie się skraca. Zespolenie żyły może się odbyć - jak mówiła dr Dziemiańczyk-Pakieła "w pięć minut zamiast trwać godzinę". W trakcie operacji mikrochirurgicznych zespala się naczynia o wielkości 1-3-4 milimetrów.

Ostatnia operacja miała miejsce w piątek. Z powodu schorzenia onkologicznego lekarze usunęli pacjentowi połowę języka i zrekonstruowali go płatem pobranym z przedramienia. Chory przejdzie jeszcze radioterapię, potem rehabilitację. Wszystko po to, by mógł potem jeść, mówić. Ma także czuć ból, zmiany temperatury oraz - choć nie w pełni - smak.

Operacje rekonstrukcyjne są bardzo długie. Trwają 10-12 godzin. Później pacjent pozostaje pod ścisłą kontrolą lekarzy, którzy monitorują co się dzieje z przeszczepionymi tkankami.

W Klinice Chirurgii Szczękowo-Twarzowej i Plastycznej w Białymstoku oprócz pacjentów onkologicznych operowani są również osoby po różnych urazach twarzy oraz z wadami twarzoczaszki.

Operację przeszedł latem w białostockiej klinice Andrzej Nowak z Siemiatycz. Miał miejscowego guza. Lekarze musieli mu usunąć żuchwę i zrekonstruowali ją płatem pobranym z kości strzałki. Pacjent mówił dziennikarzom, że dzięki temu może normalnie żyć, wrócił do pracy.

Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku jest najbardziej specjalistycznym szpitalem w regionie. Rocznie leczy około 32 tys. pacjentów w klinikach i około 130 tys. w przyszpitalnych poradniach.

...

Wspaniale to slyszec ! Coraz lepsze wiesci !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:52, 14 Gru 2013    Temat postu:

Małopolski naukowiec wynalazł unikatowe urządzenie do nauki chodu

Jan Żuchowicz jest absolwentem Politechniki Krakowskiej -

Parestand – tak nazywa się unikatowe urządzenie do nauki chodu, które skonstruował absolwent Politechniki Krakowskiej Jan Żuchowicz. Jeszcze w tym roku wynalazek pojedzie do ośrodka rehabilitacji w Salzburgu.

Wcześniej zamówiło go inne zagraniczne centrum terapii – w Niemczech. Coraz częściej Parestand, który jest właśnie patentowany, wykorzystują ośrodki rehabilitacyjne w Polsce.

Urządzenie – jak wyjaśnił pochodzący z Nowego Sącza naukowiec - jest przeznaczone do "bezpiecznej nauki chodu osób, które utraciły tę zdolność w wyniku np. udaru mózgu, stwardnienia rozsianego, dziecięcego porażenia mózgowego, wypadków komunikacyjnych i innych schorzeń".

Parestand, w przeciwieństwie do innych urządzeń służących do nauki chodzenia, umożliwia pacjentowi samodzielne poruszanie się – w pozycji pionowej.

- Podczas ćwiczeń wystarczy jeden rehabilitant, a nie kilku - jak to ma miejsce w czasie rehabilitacji przy wykorzystaniu normalnego chodzika. Tak naprawdę rola rehabilitanta ogranicza się do instruktażu i czuwania nad prawidłowością wykonywanych ćwiczeń. Konstrukcja urządzenia umożliwia spionizowanie pacjenta bez wysiłku ze strony rehabilitującego i to jest coś niespotykanego - powiedział rehabilitant na co dzień używający Parestandu Paweł Żychowski z Centrum Rehabilitacji w Łabowej (woj. małopolskie).

Urządzenie jest skonstruowane z głównej szyny nośnej, w której podwieszony jest wózek jezdny z wciągarką i systemem odciążania pacjenta. Pacjent zapięty w uprząż przy pomocy wciągarki jest spionizowany. W wózku jezdnym jest umieszczony system odciążania pacjenta, który pozwala ćwiczyć pacjentowi pod takim ciężarem swojego ciała, jaki na danym etapie rehabilitacji mogą dźwigać mięśnie jego nóg. I tak np. pacjent liczący 100 kg może trenować chodzenie tak jakby miał 50 kg, bo od pozostałych 50 kg został odciążony.

- W trakcie ćwiczeń osoba poddana rehabilitacji zmuszona jest do aktywnego brania udziału w terapii, przy czym cały czas jest w pełni zabezpieczona i spionizowana. Wózek jezdny podąża za pacjentem, zabezpieczając pozycję pionową - wyjaśnił Żuchowicz.

Wniosek o opatentowanie wynalazku trafił do urzędu patentowego ok. rok temu. Naukowiec powiedział, że otrzymał już informację urzędu patentowego, że wynalazek rzeczywiście jest nowością i pod względem technicznym nie ma drugiego takiego na świecie. Obecnie naukowcy Uniwersytetu Jagiellońskiego prowadzą badania kliniczne, które – jak na razie – wykazują pozytywne efekty terapeutyczne u pacjentów poddanych rehabilitacji przy pomocy urządzenia.

Żuchowicz wyznał również, że na pomysł skonstruowania Parestandu wpadł w 2011 r., gdy przeszedł udar mózgu i był zmuszony do poruszania się na wózku inwalidzkim.

"Choroba i obserwacje z wózka inwalidzkiego, z jakim trudem i wysiłkiem muszą zmierzyć się pacjenci, którzy utracili zdolności chodzenia i ich rehabilitanci, zmusiła mnie do myślenia. Bezsenne noce przeplatane ćwiczeniami w łóżku przyniosły pierwsze rezultaty w postaci projektu urządzenia, które w opinii mojej i wielu autorytetów może zrewolucjonizować dotychczasowy proces reedukacji chodu" - opisał.

.....

Znakomite ! To jes to ! Zmiana obciazenia w miare rehabilitacji .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:05, 16 Gru 2013    Temat postu:

Tadeusz Żytkiewicz napisał do Zbigniewa Religi: "Mam chore serce. Proszę o pomoc"

Nie było dla mnie ratunku. Pozostał mi tylko przeszczep. Pojawiła się jednak bariera wieku. Miałem wtedy 61 lat. Napisałem do profesora Religi, którego wtedy nie znałem, ale wiedziałem, że przeprowadza przeszczepy serca: "Jestem nauczycielem. Mam chore serce. Proszę o pomoc" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Tadeusz Żytkiewicz, najdłużej żyjący pacjent z nowym sercem, prezes warszawskiego Koła Stowarzyszenia Transplantacji Serca. Dziś mija 75. rocznica urodzin kardiochirurga Zbigniewa Religi.

Ewa Koszowska: Długo pan czekał na nowe serce?

Tadeusz Żytkiewicz: Po podjęciu decyzji czekałem pół roku. W domu, nie w szpitalu. O tyle dobrze. Ale ktoś zawsze musiał być pod telefonem, oczekiwać na sygnał, który przyszedł pół roku później z Pracowni Sztucznego Serca Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu. Pojechałem w 1987 roku i wszczepiono mi serce od dawcy.

Jak to się stało, że pan potrzebował nowego serca.

- Choroba wieńcowa. Byłem po trzech zawałach. Pierwszy był w 1970 roku. Potem miałem 10 lat spokoju. W 1980 roku miałem następny, w 1982 roku trzeci. Nie było dla mnie już ratunku. Jedynym sposobem leczenia był przeszczep. Z kolei pojawiła się inna bariera - wiek. Ja miałem wtedy 61 lat. Dyrektor szpitala, w którym robiłem koronarografię powiedział, że to jest nie do przeskoczenia. Inaczej myślał Zbigniew Religa, który uważał, że "nie ma bariery wieku". Zawdzięczam Relidze taką odważną decyzję, bo w tamtym okresie w zasadzie nie robiło się operacji pacjentom w tym wieku, w jakim ja byłem.

Jak pan poznał profesora?

- Dotarłem do niego, bo nie miałem innego wyjścia. Lekarz pierwszego kontaktu powiedział mi, że "jest pięć po dwunastej i nie ma rady". Z kolei inny lekarz podpowiedział, że jedynym ratunkiem jest Religa. Więc napisałem do profesora - którego wtedy nie znałem, ale wiedziałem, że przeprowadza przeszczepy - trzy zdania: "Jestem nauczycielem. Mam chore serce, proszę o pomoc". Zaprosił mnie na konsultację i tak zaczęła się przygoda z kardiochirurgiem.

Wierzył pan, że serce, które dostanie, tak długo będzie służyło?

- Wiedziałem, że będę zdrowy. Miałem takie przekonanie, bo w okresie, kiedy byłem na badaniach w Zabrzu, miałem kontakt z ludźmi, którzy byli po przeszczepie. Wiedziałem, że to jest metoda, która może uratować mi życie i byłem przekonany, że to się musi udać. Wiadomo, że przy takiej operacji jest pewne ryzyko. Ja go oczywiście nie lekceważyłem, ale bardziej bałem się inwalidztwa, niż śmierci.

Długo się pan zastanawiał przed podjęciem decyzji o operacji?

- W ogóle się nie zastanawiałem. Czekałem z utęsknieniem na wiadomość, że jest organ.

Zna pan rodzinę dawcy?

- Zasada jest taka, że się nie mówi pacjentowi, kto jest dawcą, żeby uniknąć jakichkolwiek roszczeń. Dawca, którym był taksówkarz z Krakowa, jak tylko zaczęło być głośno o przeszczepach kardiochirurga z Zabrza, miał powiedzieć swojej żonie: "Gdyby mi się coś stało, daj moje serce Relidze". I ona sama zgłosiła dawcę. W szpitalu poprosiła także o kontakt do mnie. Moja żona po zabiegu zadzwoniła do niej, porozmawiały. Potem moja żona i dzieci odwiedziły ją w Krakowie. Byli także na grobie dawcy. Ja miałem z nią kontakt tylko telefoniczny, bo jednak nie odważyła się na rozmowę w cztery oczy. Bądź co bądź, ja mam cząstkę jej męża - jego serce.

Po przeszczepie zmieniło się pana życie?

- Wróciłem do pracy. Byłem nauczycielem, w szkole przyjęto mnie normalnie, jakbym wrócił po urlopie wypoczynkowym. Pracowałem tam jeszcze 11 lat. Potem wysiadła mi nerka, byłem dializowany, musiałem przerwać pracę i już do szkoły nie wróciłem. W 2000 roku wszczepiono mi trzecią nerkę. Mam ją w brzuchu po prawej stronie. Z kolei profesor Andrzej Chmura z Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie dał mi szansę na normalne życie. Dializowanie to wielkie obciążenie.

Utrzymywał pan kontakt z profesorem Religą?

- Tak. Dwa lata później wspólnie z innymi pacjentami oraz akceptacją docenta Zbigniewa Religi powołaliśmy Stowarzyszenie Transplantacji Serca - pierwszą organizację zrzeszającą ludzi po transplantacji narządu. Powstała w 1989 roku. Potem byłem jej członkiem-założycielem. W 1994 roku powołałem warszawskie Koło Stowarzyszenia Transplantacji Serca. Do dzisiejszego dnia jestem tam prezesem. Każdego roku mamy spotkanie integracyjne. Zbieramy się z ludźmi po przeszczepach, spotykamy się z lekarzami. Rozmawiamy o naszych problemach. Profesor Religa, dopóki żył, na każdym takim spotkaniu był. Nie mogła to być ani sobota, ani niedziela, bo on wtedy jeździł na ryby. Przyjeżdżał do nas w piątek.

Jak pan wspomina profesora?

- To człowiek, którego trudno przecenić. Cudowny lekarz, fachowiec, nauczyciel. Miał fantastycznych uczniów, którzy dzisiaj podtrzymują polską kardiochirurgię. A przy tym człowiek bliski ludziom, który chciał pomagać. Trochę nas zaniedbał, kiedy był ministrem. Miał mniej czasu. Ale kontakt zawsze mieliśmy. Teraz po jego śmierci, co roku w marcu, kiedy wypadają imieniny Zbigniewa, spotykamy się na jego grobie.

Pierwsze słowa, kiedy się pan wybudził po operacji.

- Gdy się obudziłem, wyrywałem się, chciałem wstawać i jechać do domu. W końcu mogłem odetchnąć pełną piersią. Psycholog mnie wcześniej przygotował. Powiedział, że jak się obudzę i zobaczę białe ściany, to znaczy, że jestem na Ziemi, a nie w Niebie.

Jest pan prezesem Koła Stowarzyszenia Transplantacji Serca. Z jakimi problemami borykają się dzisiaj ludzie czekający na przeszczep?

- Nic się nie zmieniło. Państwo, służba zdrowia są przygotowane do przeszczepu. Jeśli jest problem, to tylko z organami. Dlatego chodzimy do młodzieży, rozmawiamy z nimi na temat przeszczepów, rozdajemy im oświadczenia woli. Na serce czeka się bardzo długo. W tej chwili jest ponad 300 osób na liście oczekujących na zabieg. Trzeba jednak pamiętać, że żyjemy po transplantacji serca coraz dłużej. Znam osobiście sześć osób, które są już po przeszczepie od 20 do 26 lat.


Przyzwyczaił się pan do nowego serca?

- Czuje się że serce jest, że bije i pracuje. To jest moje serce. W dalszym ciągu biorę leki immunosupresyjne, ale w znacznie mniejszych dawkach, niż brałem kiedyś.

Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska

Tadeusz Żytkiewicz - prezes warszawskiego Koła Stowarzyszenia Transplantacji Serca. Ma 87 lat. Napisał do Zbigniewa Religi z prośbą o pomoc. Ten zdecydował się przeprowadzić operację. Nowe serce bije w jego piersi od 26 lat.

...

Tak to jego chwala te przeszczepy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:22, 22 Gru 2013    Temat postu:

We Francji pierwsze na świecie wszczepienie stałego sztucznego serca

W Paryżu po raz pierwszy na świecie wszczepiono pacjentowi sztuczne serce, które może działać nawet pięć lat – poinformowały w sobotę francuskie media. Według konstruktora aparatu - firmy Carmat - podobne operacje będą mogły odbywać się wkrótce także w Polsce.

Jak ogłosili przedstawiciele firmy Carmat, udana operacja wszczepienia sztucznego serca odbyła się w minioną środę w szpitalu Georges Pompidou w Paryżu. W trzy dni po operacji pacjent - 75-letni mężczyzna - z nowym sztucznym sercem “czuje się bardzo dobrze” – poinformował w sobotę francuskie radio Europe1 profesor Jean-Noël Fabiani z paryskiego szpitala, w którym przeprowadzono operację.

Lekarze mają nadzieję, że pacjent ze wszczepionym sztucznym sercem Carmat przeżyje co najmniej pięć lat.

W ciągu ostatniej dekady wszczepiono na świecie sztuczne protezy serca, ale były one tymczasowym rozwiązaniem – pozwalały przetrwać pacjentowi czekającemu na przeszczep naturalnego serca od dawcy. Jak powiedział prof. Fabiani, urządzenie firmy Carmat ma umożliwić „normalne życie ze sztucznym sercem”.

„Właściwie to nie jest całkowicie normalne życie, ponieważ istnieją pewne ograniczenia, np. związane z zasilaniem elektrycznym aparatu" - sprecyzował prof. Fabiani.

Według współzałożyciela Carmat, doktora Philippe’a Pouletty, jest prawdopodobne, że w najbliższych tygodniach kolejne podobne operacje zostaną przeprowadzone w innych szpitalach Paryża i Nantes.

“Możliwe także, że (serca Carmat-PAP) będą wszczepiane w Polsce” – dodał dr Pouletty.

Polska jest na razie jednym z czterech krajów poza Francją, które wytypowano do tych pionierskich transplantacji. Poza Centrum Chorób Serca w Zabrzu mają być one przeprowadzone w Belgii, Słowenii i Arabii Saudyjskiej.

To sztuczne serce, które naśladuje całkowicie sposobem działania ludzki organ, przeznaczone jest przede wszystkim dla pacjentów z ciężkimi schorzeniami kardiologicznymi i w podeszłym wieku. Producent szacuje liczbę potencjalnych odbiorców protezy serca w Europie i USA na 100 tys. osób.

Jednak nie wszyscy potrzebujący będą mogli korzystać z nowego sztucznego serca. Urządzanie to waży 900 g – jest cięższe od ludzkiego serca (300 g) - może być zatem wszczepione tylko pacjentom z nadwagą; z powodu rozmiarów protezy częściej jej beneficjentami będą mężczyźni niż kobiety.

Barierą w korzystaniu z nowego sztucznego serca jest jego cena - kosztuje ono około 160 tys. euro.

Głównym konstruktorem nowego sztucznego serca jest prof. Alain Carpentier, francuski kardiochirurg, laureat nagrody Laskera, uznawanej za największe osiągnięcie w medycynie zaraz po Noblu.

....

Kolejny przelom .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:41, 27 Gru 2013    Temat postu:

Sukces chirurgów z Krakowa. Przyszyli pacjentowi rękę

Sukcesem zakończyła się operacja przyszycia ręki przeprowadzona przez chirurgów ze Szpitala Specjalistycznego im. Ludwika Rydygiera w Krakowie - podaje RMF FM. Stolarz z Zakopanego stracił rękę w Wigilię. "To cud. Ruszam palcami" - mówi po operacji wzruszony pan Józef.

Lekarzowi pogotowia, który przyjechał na miejsce zdarzenia, udało się zamrozić rękę w śniegu. Następnie pacjent został przetransportowany śmigłowcem z Zakopanego do Krakowa.

Mężczyzna był operowany przez ponad 11 godzin. Chirurdzy musieli przyszyć mięśnie, ścięgna, żyły, tętnice i nerwy.

Lekarze podkreślają, że Pan Józef robi błyskawiczne postępy i wkrótce wyjdzie ze szpitala

....

Faktycznie wstrzasajace .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:00, 04 Sty 2014    Temat postu:

Chirurdzy odtworzyli krtań z uda pacjentki

Poznańscy i austriaccy chirurdzy pod kierunkiem prof. Witolda Szyftera przeprowadzili operację wycięcia nowotworu krtani, a następnie zrekonstruowali ją przy użyciu okostnej pobranej z uda pacjentki wraz fragmentem kości.

Jest to druga tego typu operacja przeprowadzona w klinice otolaryngologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Jak zaznaczył Szyfter, który jest szefem katedry i kliniki otolaryngologii, była to druga tego typu operacja nie tylko w Polsce, ale również w Europie.

W sierpniu 2013 roku zespół Szyftera wykonał pierwszą taką operację. Jak powiedział profesor, tamten zabieg się udał, a pacjent czuje się dobrze.

- Po tej udanej operacji – pacjent wrócił do normalnego, aktywnego życia zawodowego - stwierdziliśmy, że można przeprowadzić kolejne odtworzenie – powiedział Szyfter.

Operowana była kobieta cierpiąca na nowotwór chrzęstniaka krtani. Kobiecie usunięto guza i z okostnej uda odtworzono brakującą część krtani. Specjalistom poznańskim pomagali dr Alexander Gaggl i dr Heinz Buerger z Kliniki Chirurgii Szczękowo-Twarzowej w Salzburgu.

Rekonstrukcja krtani zakończyła się sukcesem, a pacjentka do niedzieli będzie utrzymywana w stanie snu farmakologicznego.

- Chcemy, żeby ona spała. Przede wszystkim jest po dziewięciogodzinnej narkozie i nie powinna zostać wybudzona, ale też nie chcemy, żeby mówiła i wykonywała ruchy zrekonstruowaną krtanią - powiedział Szyfter.

Poznańska klinika otolaryngologii specjalizuje się w rekonstrukcjach krtani połączonych z autoprzeszczepem.

Laryngolodzy twierdzą, że okostna znakomicie nadaje się do odtworzenia krtani, gdyż jest włóknistą błoną ochraniająca kość od zewnątrz, silnie unerwioną i unaczynioną, bo odżywia kość. Znajdują się w niej komórki kościotwórcze, z których odrasta złamana kość. Odtworzona przy użyciu okostnej krtań jest w pełni funkcjonalna.

...

Brawo ! To jest leczenie nie invitro !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:27, 12 Sty 2014    Temat postu:

Cyber-oko z Politechniki Gdańskiej pomoże pacjentom w śpiączce

Naukowcy z Politechniki Gdańskiej opracowali Cyber-oko -

Naukowcy z Politechniki Gdańskiej, stworzyli Cyber-oko, urządzenie, które pomoże w komunikacji osób niepełnosprawnych z otoczeniem. Wkrótce trafi ono do sprzedaży.

Cyber-Oko to system, który służy do zbadania czy pacjent posługuje się wzrokiem ze zrozumieniem. Specjalny sprzęt pomoże nie tylko zdiagnozować pacjenta, ale także nawiązać z nim kontakt.

Jak działa Cyber-oko?

Urządzenie posiada kask z wbudowanym EEG, dzięki, któremu możliwe jest zbadanie możliwości poruszania kończynami. Znajduje się tu również drukarka zapachów pozwalająca na prowadzenie aromaterapii.

Cyber-Oko składa się też z kamery na podczerwień i specjalnego programu odczytującego ruchy gałki ocznej. Pozwala to na śledzenie wzroku pacjenta, który obserwuje obrazek wyświetlający się na ekranie komputera.

Dzięki temu można stwierdzić na ile takie osoby są świadome. Po za tym system zawiera takie programy jak trening multimedialny, test do badania pisania i czytania, piktogramy i wirtualną klawiaturę. Ten ostatni element umożliwia pisanie tekstu za pomocą wzroku. Pacjenci mają indywidualnie dopasowane aplikacje.

Terapeuci pomogli naukowcom

Pomysłodawcą Cyber-oka jest prof. Andrzej Czyżewski. Przy realizacji projektu współpracowano z terapeutami zatrudnionymi w specjalnym ośrodku opiekuńczo-leczniczym "Światło" w Toruniu. Znajdują się tam pacjenci bardzo trudni do zdiagnozowania, są to osoby w stanach wegetatywnych i w stanach minimalnej świadomości, często z tzw. syndromem zamknięcia.

To terapeuci tu zatrudnieni testowali sprzęt i podsuwali naukowcom swoje rozwiązania. Jak zapewniają specjaliści w toruńskiego ośrodka, badania prowadzone przy pomocy Cyber-oka są bardzo miarodajne.

Teraz naukowcy pertraktują z firmami, chcącymi wdrożyć urządzenie do produkcji. Prawdopodobnie stanie się to jeszcze w tym roku, jednak na razie Cyber-oko działa w pięciu ośrodkach zajmujących się osobami w stanie śpiączki.

- Ogromną zaletą jest, to, że urządzenie nie jest drogie w produkcji. Cena nie będzie więc zbyt duża i będzie mogło być zakupione nawet na użytek domowy - mówi Ewa Kuczkowska z Politechniki Gdańskiej.

Projekt został dofinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach programu Innowacyjna Gospodarka. Wartość dofinansowania to 7 mln złotych. Pieniądze zostaną przeznaczone również na inne przedsięwzięcia.

Zespół z Politechniki Gdańskiej pracuje teraz nad cyberłóżkiem, które umożliwi m.in sterowanie światłem

czy surfowanie po internecie. Cyber-oko otrzymało nagrodę w konkursie "Polski Wynalazek 2013".

...

TAK UTRATA WZROKU NIE JEST JUZ NIEODWRACALNA SmileSmileSmile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:17, 17 Sty 2014    Temat postu:

Soczewka może pomóc cukrzykom !

Inteligentna soczewka kontaktowa może pomóc cukrzykom w mierzeniu poziomu glukozy. Prototyp urządzenia skonstruowali inżynierowie firmy Google.

Dla wielu diabetyków pomiar poziomu cukru to męczarnia. Trzeba nakłuwać palec i wpuszczać kroplę krwi do specjalnego urządzenia, nawet kilka razy dziennie. Soczewka kontaktowa Google’a może to zmienić: wystarczy włożyć ją do oka, a mikroskopijny komputer zmierzy poziom cukru we łzach.

- Ten obwód scalony wygląda jak brokat umieszczony między dwiema warstwami soczewki kontaktowej - mówi BBC wynalazca Brian Otis. Przyznaje, że to na razie prototyp, który nie jest gotowy do ogólnej sprzedaży. Podobne urządzenia dla diabetyków, które nie wymagają krwi, zaprezentowały też inne firmy, na przykład izraelska Cnoga czy amerykańska Infratec.

....

To chyba nie ta firma przegladarkowa ktora bojkotuje za rozpowszechnianie ohydnych zboczen seksualnych ?
Wynalazek swietny !



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:03, 19 Sty 2014    Temat postu:

Eksperci: pierwszy od wielu lat przełom w leczeniu raka trzustki

Rak trzustki jest jednym z najbardziej śmiertelnych nowotworów
Na konferencji w San Francisco (USA) onkolodzy ogłosili kolejny przełom w leczeniu nowotworów, tym razem dotyczy on zaawansowanego raka trzustki, jednego z najbardziej śmiertelnych nowotworów.

Chodzi o zastosowanie skojarzenia dwóch leków, gemcytabiny oraz nab-paklitakselu, w leczeniu raka trzustki z przerzutami. Badania wykazały, że taka terapia zwiększa okres wolny od progresji choroby i wydłuża życie chorych średnio o prawie dwa miesiące, co w przypadku tego nowotworu, wyjątkowo trudnego do leczenia, jest długim okresem – podkreślali uczestnicy sympozjum gastrologów i onkologów (Gastrointestinal Cancers Symposium 2014).

Prof. Philip Agop Philip z Wayne State University w Detroit (USA) powiedział, że pięcioletnie przeżycia uzyskiwano dotąd jedynie u 5 proc. chorych z rakiem trzustki, czyli mniej nawet niż w przypadku raka płuca (10-15 proc. pięcioletnich wyleczeń). To choroba od początku diagnozy z wyrokiem śmierci. Pacjenci, u których zostanie wykryty guz trzustki z przerzutami, najczęściej żyją jedynie od trzech do sześciu miesięcy.

Dalekie od oczekiwań efekty leczenia uzyskuje się zarówno w USA, jak i Europie. Według European Cancer Observatory, w Unii Europejskiej w 2012 r. wykryto 78 654 przypadki raka trzustki, spośród których jeszcze tego samego roku zmarło aż 77 940 chorych! Ponad 90 proc. z nich chorowało na gruczolakoraka trzustki, najczęściej wykrywaną postać tego nowotworu.

Podczas sympozjum w San Francisco podkreślono, że sytuacja chorych jest często dramatyczna, bo choroba szybko postępuje i nie ma czym jej skutecznie leczyć.

- Zaledwie 20 proc. pacjentów z rakiem trzustki można operować, ale nawet u nich nie zawsze możliwa jest radykalna operacja, czyli taka, która pozwala usunąć całego guza wraz z otaczającymi go tkankami, w których mogą jeszcze się znajdować komórki nowotworowe – powiedział uczestniczący w obradach dr hab. Dariusz Zadrożny z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Dodał, że choroba jest wyjątkowo agresywna, już w chwili operacji u większości chorych występują ukryte przerzuty, które wkrótce się ujawniają się, zwykle w wątrobie, węzłach chłonnych oraz w płucach.

Do niedawna bardzo mały był wybór leków przydatnych w leczeniu raka trzustki. - Złotym standardem stała się gemcytabina stosowana w Polsce od połowy lat 90. XX w., ale potem długo nie pojawiały się żadne nowe terapie lekowe – wyjaśnił dr Wojciech Rogowski z klinicznego oddziału chemioterapii szpitala MSW w Olsztynie.

Dodał, że dopiero dwa lata temu wykazano skuteczność terapii wielolekowej (z użyciem czterech preparatów) przydatnej w leczeniu raka trzustki. Po jej wprowadzeniu więcej chorych zaczęło w ogóle reagować na leczenia, poprawił się czas ich przeżycia, choć terapia ta powoduje wiele skutków ubocznych.

Kolejnym postępem jest skojarzenie gemcytabiny oraz nab-paklitakselu w leczeniu rozsianego gruczolakoraka trzustki. Czas przeżycia chorych wydłużył się o prawie dwa miesiące, ale co bardzo ważne – podkreśla dr Rogowski – obydwa leki nie zwiększają znacząco toksyczności leczenia. U niektórych chorych czas przeżycia jest znacznie dłuższy, 2-3 proc. pacjentów z tym nowotworem żyje nawet dwa, trzy lata, a czasami jeszcze dłużej – dodaje specjalista.

Terapię obydwoma lekami jako leczenie pierwszego rzutu we wrześniu 2013 r. zatwierdziła amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA). Na początku stycznia 2014 r. zaaprobowała ją również Komisja Europejska, co oznacza, że wkrótce zostanie ona zatwierdzono do użycia również w Europie.

..

To wspaniale tylko ceny leku musza byc realne !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:50, 20 Sty 2014    Temat postu:

Marta Gawina | Kurier Poranny

Lek na raka. Białostoccy naukowcy opatentowali nową formułę

Białostoccy naukowcy opatentowali nową formułę leku na raka

Białostockim naukowcom udało się znaleźć nowe związki chemiczne, które można wykorzystać w produkcji leków przeciwrakowych. Ich wynalazek został właśnie opatentowany. – Mamy satysfakcję naukową – przyznają prof. Anna i Krzysztof Bielawscy.

To małżeństwo profesorów, które pracuje na wydziale farmaceutycznym Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Od wielu lat zajmują się tematyką nowotworową i badaniami nad lekami przeciwrakowymi.

Ich praca przyniosła efekty.

– Przy współpracy z zespołem prof. Zbigniewa Kałuży z Polskiej Akademii Nauk w Warszawie udało nam się znaleźć grupę nowych związków chemicznych, które mogą być wykorzystane w produkcji leków przeciwnowotworowych. Wstępne badania zrobiliśmy na komórkach nowotworowych raka piersi. Nasze związki działają na nie o wiele bardziej skutecznie niż etopozyd znany lek przeciwnowotworowy, który teraz stosowany jest w chemioterapii – wyjaśnia prof. Anna Bielawska.

Odkryta substancja została właśnie opatentowana. Oznacza to, że firmyfarmaceutyczne, które będą chciały ją wykorzystać do produkcji leków, muszą odkupić patent od Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. To koszt nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.

– Na razie mamy satysfakcję naukową – podkreśla profesorskie małżeństwo. Samo uzyskanie patentu trwa 5 lat. Trzeba bowiem dokładnie sprawdzić, czy takiej samej substancji już ktoś, gdzieś nie wynalazł.

Warto też pamiętać, że droga od patentu do wyprodukowania konkretnego leku jest długa.

– Może trwać nawet 10 lat. Potrzebne są dodatkowe, bardziej szczegółowe badania – przypomina prof. Krzysztof Bielawski.

Obecny sukces naukowców UMB nie jest jedynym. Wydział farmaceutyczny uzyskał wcześniej dwa patenty na inne swoje prace. Uczelnia ma też 23 zgłoszenia do przyznania tego rodzaju praw autorskich. Na UMB działa też Biuro ds. Ochrony Własności Intelektualnej i Transferu Technologii, które ma pomagać współpracować uczelni z biznesem.

– Nauka nie jest już tylko dla nauki. Teraz ważne jest także jej praktyczne zastosowanie – mówi prof. Lech Chyczewski, rzecznik białostockiej uczelni medycznej.

– Chcielibyśmy trochę odwrócić bieguny współpracy i

odpowiadać na konkretne potrzeby czy problemy z jakimi boryka się dane przedsiębiorstwo – wyjaśnia Julita Niepłoch-Sitnicka pracownik BOWITT.

Uczelnia może zaoferować przemysłowi gotowe innowacyjne rozwiązania, pomóc rozwiązać problemy technologiczne jak i pomoc w opracowaniu nowoczesnych technologii.

...

Brawo ! Wspaniale wiesci .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:09, 01 Lut 2014    Temat postu:

Sukces operacji wszczepienia podskórnego implantu słuchu

Implant zbliżony jest wielkością do karty SIM telefonu komórkowego

W szpitalu w Koszalinie przeprowadzono w piątek pierwszą na Zachodnim Pomorzu operację wszczepienia nowoczesnego podskórnego implantu słuchu - poinformował rzecznik placówki Cezary Sołowij. Pacjentem był 50-letni mężczyzna, zabieg trwał 1,5 godziny.

Rzecznik wyjaśnił, że implant zbliżony wielkością do karty SIM telefonu komórkowego, został po wykonaniu niewielkiego nacięcia na skórze głowy przymocowany do kości czaszki za uchem mężczyzny, który cierpi na niedosłuch lewego ucha.

Jak dodała ordynator oddziału laryngologii koszalińskiego szpitala dr Grażyna Horbacz-Jary, całkowite ukrycie implantu pod skórą ma znaczący wpływ na zmniejszenie ryzyka ewentualnych powikłań oraz istotny dla wielu pacjentów walor estetyczny.

Po zagojeniu się pooperacyjnej rany, pacjent otrzyma niewielki zewnętrzny procesor dźwięku, który zostanie połączony z implantem za pomocą specjalnego magnesu. Proces zostanie następnie dostrojony przez inżyniera klinicznego, tak by optymalnie dla pacjenta rejestrował fale dźwiękowe. Cała procedura, według rzecznika szpitala trwa ok. 2 miesięcy.

Jak poinformował inżynier kliniczny Marcin Talar z firmy Medicus Aparatura i Instrumenty Medyczne, która dostarczyła implant, działanie urządzenia opiera się na przewodnictwie kostnym.

- Zewnętrzny procesor dźwięku przekazuje fale dźwiękowe przez skórę do implantu. Dalej przez kości czaszki dźwięk dociera bezpośrednio do ślimaka, czyli części ucha wewnętrznego. Ślimak odpowiada za zmienianie fali dźwiękowej na impuls elektryczny, który nerwami jest przenoszony do kory słuchowej w mózgu – wyjaśnił Talar.

Jak dodał "działa to na takiej samej zasadzie, jakbyśmy zatkali sobie uszy i mówili. Mimo zamkniętych przewodów słuchowych usłyszymy głos przenoszony za pośrednictwem drgań przez kości".

Szpital w Koszalinie jest czwartą w kraju placówką medyczną, w której wszczepiono pacjentowi tego typu podskórny implant słuchu. Dotychczas zabiegi takie wykonywano w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach k. Warszawy, Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym 4 w Lublinie oraz w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku.

...

Takie rzeczy juz robia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:06, 05 Lut 2014    Temat postu:

Stosowanie diet wysokobialkowych grozi chorobami nerek

Stosowanie diet wysokobiałkowych, w tym popularnej diety Dukana, zwiększa ryzyko wystąpienia kamieni nerkowych i innych chorób nerek - wykazały doświadczenia naukowców z Uniwersytetu w Granadzie (Hiszpania). Ich pracę opublikowano na łamach pisma "Nutricion Hospitalaria".

Jak wyjaśnia kierująca badaniem dr Virginia A. Aparicio, diety bogate w białko, takie jak popularna na całym świecie dieta dr. Dukana, przyczyniają się do powstawania poważnych patologii nefrologicznych, np. kamicy nerkowej. Jest to spowodowane tym, że w organizmie osoby odchudzającej się w ten sposób znacząco spada poziom cytrynianów w moczu (naturalnego inhibitora krystalizacji soli wapnia) i obniża się pH moczu, natomiast wzrasta stężenie soli wapnia (pojawiających się w odpowiedzi na zakwaszenie wywołane nadmiarem białka).

Zespół dr Aparicio przeprowadził eksperyment z udziałem 20 szczurów laboratoryjnych rasy Wistar. Zwierzęta podzielono na dwie grupy, każda po 10 sztuk. Pierwszą grupę karmiono dietą wysokobiałkową, opartą na komercyjnych suplementach o zawartości białka na poziomie 45 proc. W drugiej grupie zastosowano dietę normalną, ze zwykłą ilością białka. Doświadczenie prowadzono przez okres 12 tygodni, co - jak tłumaczą naukowcy - jest odpowiednikiem dziewięć ludzkich lat.

Okazało się, że szczury na diecie bogatej w białko w czasie eksperymentu straciły do 10 proc. swojej początkowej wagi. Jednakże ich profil lipidowy nie poprawił się, natomiast znacząco (aż o 88 proc.) spadło stężenie cytrynianów w moczu zwierząt, a jego pH obniżyło się o 15 proc. U karmionych w ten sposób zwierząt zwiększyła się także masa nerek (o 22 proc.), obszar kłębuszków nerkowych wzrósł o 13 proc., a mezangium (element anatomiczny nerek otoczony przez sieć naczyń włosowatych) powiększyło się o 32 proc.

Jak tłumaczą autorzy pracy, uzyskane wyniki bardzo dobitnie podkreślają konieczność dokładniejszego przyjrzenia się dietom odchudzającym opartym na wysokim spożyciu białka, gdyż mogą być one poważnym zagrożeniem dla zdrowia. Osoby odżywiające się w ten sposób powinny w szczególny sposób monitorować swój organizm i regularnie się badać.

Dr Aparicio podkreśla jednocześnie, że to, jak bardzo negatywny wpływ dieta Dukana (oraz inne tego typu) będzie mieć na nerki, zależy również od obecności innych składników pokarmowych w codziennym jadłospisie.

- Na przykład spożywanie dużych ilości owoców i warzyw zmniejsza ryzyko powstawania kamieni nerkowych, prawdopodobnie z uwagi na dużą zawartość potasu i magnezu w tych pokarmach. Potas i magnez są bowiem znane z tego, że doskonale przywracają zaburzoną przez dietę wysokobiałkową równowagę kwasowo-zasadową organizmu - dodaje.

....

Warto wiedziec .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:40, 07 Lut 2014    Temat postu:

Bioniczne ręce doskonałe jak nigdy dotąd!

To może być przełom dla osób, które ucierpiały na skutek amputacji ręki. Bioniczne kończyny od włoskich naukowców pozwolą pacjentowi ponownie czuć dotykane przedmioty. Elektrody połączone z układem nerwowym są w stanie nawiązać kontakt z maleńkimi pęczkami nerwów.

Dzięki nowemu wynalazkowi możliwe będzie poczuć różnicę w dotyku np. pomarańczy i piłki tenisowej. Oprócz tego osoba, która będzie korzystać z takiej protezy, będzie mogła wykonywać wszelkie prace już w warunkach codziennego życia.

...

Bardzo pieknie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:33, 19 Lut 2014    Temat postu:

Kardiolodzy z Wrocławia zastosowali nowatorską metodę leczenia bezdechu

Kar­dio­lo­dzy z 4.​Wojsko­we­go Szpi­ta­la Kli­nicz­ne­go we Wro­cła­wiu za­sto­so­wa­li no­wa­tor­ską me­to­dę le­cze­nia bez­de­chu sen­ne­go. Wsz­cze­pio­ny przez nich sty­mu­la­tor cał­ko­wi­cie eli­mi­nu­je to za­bu­rze­nie. Do­tych­czas wy­ko­na­li 15 ta­kich za­bie­gów.

Jak po­wie­dział pod­czas dzi­siej­szej kon­fe­ren­cji pra­so­wej kie­row­nik kli­ni­ki kar­dio­lo­gii Ośrod­ka Cho­rób Serca w tym szpi­ta­lu prof. Piotr Po­ni­kow­ski, do końca 2014 r. pla­no­wa­nych jest jesz­cze ko­lej­nych 15 ta­kich za­bie­gów.

- Wśród pa­cjen­tów z nie­wy­dol­no­ścią serca na bez­dech senny cier­pi aż 40-50 pro­cent. Wy­ni­ka to z roz­stro­je­nia ca­łe­go or­ga­ni­zmu po za­wa­le serca. To po­waż­ny pro­blem, po­nie­waż bez­dech zwięk­sza za­bu­rze­nia rytmu serca i ob­ni­ża ja­kość życia. Im­plan­ta­cja roz­rusz­ni­ka cał­ko­wi­cie eli­mi­nu­je za­bu­rze­nie bez­de­chu sen­ne­go - dodał Po­ni­kow­ski.

Po­ni­kow­ski za­zna­czył, że do­pusz­czal­na ilość bez­de­chów sen­nych to kilka na go­dzi­nę. Jeśli jest ich ponad pięt­na­ście, to pa­cjen­ci już kwa­li­fi­ku­ją się do le­cze­nia. - Re­kor­dzi­ści mają nawet po­wy­żej 50 bez­de­chów. Cza­sem jeden trwa kil­ka­dzie­siąt se­kund, a nawet mi­nu­tę. To bar­dzo nie­bez­piecz­ne zja­wi­sko, które po­wo­du­je nie­do­tle­nie­nie or­ga­ni­zmu - dodał kar­dio­log.

Dr Da­riusz Ja­giel­ski pod­kre­ślił, że nowa me­to­da le­cze­nia nie ma cha­rak­te­ru ope­ra­cji kar­dio­chi­rur­gicz­nej, ale to za­bieg kar­dio­lo­gicz­ny, od­by­wa­ją­cy się w znie­czu­le­niu miej­sco­wym.

- Wpro­wa­dza­my do żyły prze­po­no­wej elek­tro­dę, która sty­mu­lu­je nerw prze­po­no­wy uru­cha­mia­ją­cy prze­po­nę, gdy do­cho­dzi do bez­de­chu sen­ne­go. (...) Druga elek­tro­da wpro­wa­dzo­na przez żyłę czczą in­for­mu­je sty­mu­la­tor, że na­stą­pił bez­dech - po­wie­dział Ja­giel­ski, który wy­ko­nał wszyst­kie 15 za­bie­gów we wro­cław­skiej kli­ni­ce.

Taki pro­gram le­cze­nia bez­de­chu sen­ne­go jest re­ali­zo­wa­ny w Pol­sce tylko w 4. Woj­sko­wym Szpi­ta­lu Kli­nicz­nym we Wro­cła­wiu. Wro­cław­scy kar­dio­lo­dzy współ­pra­cu­ją przy nim z ame­ry­kań­skim uni­wer­sy­te­tem w Ohio. Od kilku lat po­dob­ne za­bie­gi wy­ko­ny­wa­ne są rów­nież w Niem­czech.

>>>

Pieknie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:11, 26 Lut 2014    Temat postu:

Model 3D serca uratował życie 14-miesięcznemu dziecku

Lekarze odkryli, że 14-miesięczny dziś Roland ma poważne problemy z sercem jeszcze przed jego narodzeniem. Maluch miał cztery rodzaje wrodzonych wad serca i tylko specjalne leki pozwoliły utrzymać go przy życiu.

Lekarze stwierdzili, że niezbędna jest operacja, i w dodatku skomplikowana. Jednak dzięki inżynierom z Uniwersytetu na Florydzie, stworzono trójwymiarową replikę serca chłopca, która pokazuje wszelkie deformacje.

Plastikowe serce zostało przy tym dwukrotnie powiększone, dzięki czemu chirurg Erle Austin, który przeprowadzał operację, dokładnie wiedział, w którym miejscu przebiega każde z naczyń krwionośnych. Model umożliwił przygotowanie planu operacji uwzględniającego najmniejszą liczbą nacięć.

To pierwszy taki przypadek, w którym drukarka 3D przyczyniła się do uratowania komuś życia w Kentucky. Być może dzięki tej technologii uda się uratować tysiące istnień ludzkich.

...

Wspaniale SmileSmileSmile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133625
Przeczytał: 65 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:40, 05 Mar 2014    Temat postu:

Polka opracowała nową metodę prognozowania grypy

Polska badaczka dr Marta Łuksza, pracująca na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, opracowała nowy, bardziej precyzyjny model prognozowania wirusów grypy w kolejnym sezonie. Informuje o tym prestiżowy tygodnik "Nature".

Odkrycie to pozwoli przygotowywać jeszcze bardziej skuteczne szczepionki przeciwko grypie sezonowej. Co roku muszą być one opracowywane na nowo, ponieważ wirusy grypy ulegają ciągłej mutacji. Czasami zdarza się jednak, że mimo stosowanych od wielu lat prognoz zaplanowane preparaty są mniej skuteczne, gdyż nie w pełni udało się je dopasować do zmieniających się patogenów grypy.

Nowy model matematyczny prognozowania, opracowany przez Łukszy wspólnie z dr. Michaelem Laessigiem, fizykiem z uniwersytetu w Kolonii (Niemcy), powstał w oparciu o badania szczepu wirusa grypy sezonowej H3N2, jednego z najgroźniejszych, jakie wywołują grypę. Mutuje on od 1968 r. i jak twierdzi amerykański tygodnik "Time", co roku wywołuje około pół miliona zgonów na świecie.

Badacze sprawdzili, jak z roku na rok w okresie minionych kilku dziesięcioleci zmienia się wirus H3N2 i w zależności od tego, jak dużą ma zdolność zarażania ludzi. Interesowało ich zarówno to, jak zmienia się otoczka białkowa wirusa, dzięki czemu potrafi oszukać układ odpornościowy człowieka, jak i to, jak daleko te zmiany mogą postępować, żeby nie zagrażały jego podstawowym funkcjom życiowym, bez których nie byłby w stanie przetrwać.

Aby to ocenić, konieczne było sięgnięcie po metody obliczeniowe z informatyki oraz fizyki, stąd współpraca polskiej badaczki, która jest bioinformatykiem z niemieckim fizykiem. Opracowany przez nich model okazał w 93 proc. skuteczny w prognozowaniu wirusa H3N2.

Nie wiadomo jeszcze, kiedy nową metodę będzie można wykorzystać do prognozowania wirusów grypy sezonowej. Łuksza twierdzi, że opracowany model matematyczny trzeba jeszcze przetestować w kolejnych badaniach na innych szczepach patogenów grypy.

Artykuł na ten temat w "Nature" ukazał się pt. "A predictive fitness model for influenza".

...

Znakomita wiadomosc .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 19, 20, 21  Następny
Strona 2 z 21

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy