Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Kremlowska hucpa na wielką skalę!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:04, 06 Maj 2008    Temat postu: Kremlowska hucpa na wielką skalę!

Kreml urzadza cyrk kolejny pt ,,obchody zwyciestwa''.Rzekome zwyciestwo mialo byc w 1945.Czyje zwyciestwo?Rosji?
Smiechu warte...
To nie bylo nawet zwyciestwo komuny.
Musimy tutaj przypomniec historie.
Kto wywolal II wojne swiatowa?
Oczywiscie wyskoczy ktos ze szkoly i wyklepie ADOLF HITLER...
Coz tak jak w wielu innych sprawach i w tej historii tzw. historycy nie maja pokecia o rzeczy podstawowej czyli o tym KTO WYWOLAL najwieksza wojne w dziwejach swiata!To jest niewiadome!Zwrocil juz na to uwage Moczulski:
http://www.ungern.fora.pl/tajne-historie-mongolow,5/rocznica-hitlerowsko-stalinowskiej-agresji,77.html
Hitler byl narzedziem ale zawsze jest pytanie GDZIE JEST REKA ktora chwyta po to narzedzie?
Jak wiemy z Biblii ojcem zla jest Szatan i z gory mozemy uznac ze skoro najwieksza wojna to i on sie za tym kryje.
Ale jak to przebiegalo chronologicznie.
A wiec najpierw bankierzy z USA(sludzy Szatana) ,,chlodzili'' gospodarke USA tak skutecznie ze okres ten nazywa sie WIELKIM KRYZYSEM najwiekszym w historii.
Najpierw wielki kryzys pozniej wojna tez najwieksza!Nie dziwi to.W straszliwie zniszczonych kryzysem Niemczech pojawil sie wiec Hitler ktory wrzasanal DLACZEGO GLODUJECIE?BO WSZYSTKIEMU SA WINNI BANKIERZY I ZYDZI.BO BANKIERZY TO ZYDZI.I co ciekawe ,,poniekad mial racje''.Bo wielu bylo zydow wsrod bankierow USA ktorzy zrobili ten kryzys.Ale jest to ,,racja'' paranoika.Ale jeden Adolf by nie wywolal wojny.Potrzebny byl drugi humanista tow Stalin.To on podal pomocna dlon Adolfowi.Np. zgadnijcie skad Adolf mial taki drobiazg jak... PIENIADZE.Nie bylo dotacji z budzetu.Od towarzysza Stalina oczywiscie!Tow. Stalin zrobil wszystko aby tow.Hitler objal wladze.
No a co na to zachod?No jak co?Zachod to zbiorowisko degeneratow zboczencow idiotow i pederastow.Widzimy UE.Zachod wymyslil polityke uglaskiwania Hitlera.Ze jak sie bedzie Hitlera glaskac i podrzucac mu ofiary do zjedzenia to bedzie mily.No i Hitler polykal:Nadrenie,Austrie,Sudety,Czechy.I tak by polknal cala Europe gdyby nie POlska.Bo Polska a konkretnie Beck powiedziala NIE!Z tym ze nie tylko powiedziala NIE!Ale Beck jeszcze dokonal rzeczy niemozliwej to znaczy pozawieral sojusze z Francja i Anglia.I to nie jakies tam NATO.Tam byly okreslone DNI I GODZINY w ktorych zachod ma zaczac DZIALAC!A zasada Anglii wtedy teoretycznie najpotezniejszego mocarstwa (przypomne dzisjesze Indie Pakistan Bangladesz TO BYLA BRYTANIA ale nie tylko pol Afryki Kanda Australia jednym slowem IMPERIUM) BYLO NIE WIAZAC SIE ZADNYMI SOJUSZAMI!Dlatego jak widzimy Beck byl geniuszem dyplomacji bo doknywal rzeczy niemozliwych.
I tak Hitler zostal OKRAZONY koalicja zawiazana przez Becka wbrew oporowi zachodu.I wygladalo na to ze z Hitklerkiem koniec!Ale od czeo byl tow Stalin!Kolejny sluga piekiel.Przeciez tow.Stalin nie po to byl aby utrzymywac pokoj!Gdyby nic nie robil to wojna by nie wybuchla.Przeciez Hitler nie migl by napasc na Polske majac z tylu Francje i Anglie a za plecami Polski ,,panstwo radzieckie''.Ale tu tow. Stalin pospieszyl z braterska pomoca!Nie martw sie Adolfie zawrzyjmy sojusz!Ja ci pomoge!I tak tow.Stalin rozpetal wojne.
PO CO?
Jakto po co?Komunizm to system ,,naukowy''.Tytani mysli komunistycznej udowdnili ze kapitalizm prowadzi do czego?DO WOJNY!A tu grozi ze wojna nie wybuchnie.NO TO TRZEBA POMOC!Nauka Marksa LENINA STALINA jest niezawodna.I tak tow.Stalin udowodnil ze kapitalizm prowadzi do pozaru wojny (oczywiscie wtedy gdy ten pozar podleja benzyna komunisci z CCCP ale to szczegol).
Tow. Stalin mial chitry plan!Podlejemy benzyna.Kpitalisci rzuca sie na siebie zniszcza zmarnuja zrujnuja!A wtedy co?WYZWOLIMY EUROPE!Dzielna Armia Czerwona po bratersku od tylu zaltwi sprawe prawie bez walki.Taki strateg.
Mieli ruszyc w 1942.Dlaczego?
Komunizm to system naukowego planowania.A w 1942 konczyla sie 3 naukowa pieciolatka.Pieciolatka to plan pokojowej budowy komunizmu.Pokojowa budowa komunizmu polega na produkcji dzial czolgow samolotow.Jak juz wyprodukuja to zaatakuja.
I CO?
I wyszlo jak zawsze.
Okrazana przez Niemcow Polska (front liczyl 3000 kilometrow) zaatkowana od tylu przez Armie Czerwona (dodatkowy front 1000 kilometrow) nie mogla dluzej walczyc.4000 km frontu to najdluzszy front w historii swiata.Przewaga wroga 6 krotna.Nie da sie walczyc z 6 krotnie przewyzszajacym przeciwnikiem na froncie 4000 kilometrow W OKRAZENIU mimo ze Polska armia byla przygotowana dobrze uzbrojona i miala niezwyklego ducha.To nie mogla uczynic cudu.
A zachod?Zdegenerowany zachod w postaci Francji nie chcial w ogole walczyc.Armia Francuska majaca przewage nad Niemcami potezene umocnienia i wszystko z wyjatkiem glowy czyli dowodztwa.Sie rozleciala.Anglicy uciekli z Dunkierki.A Niemcy zdobyli prawie caly sprzet...
I co wyszlo?
TOW STALIN ZOSTAL SAM NA SAM Z HITLEREM!Nie tylko ze nie wykonczonym ale WZMOCNIONYM!Armia Niemiecka walczyla akurat tyle aby sie wyszkolic ALENIE TYLE ABY PONIESC DUZE STRATY.Przeszla po prostu ostre szkolenie.
I TAK SIE SKONCZYLA TA HITROSC KOMUSZKOW.
Stalin przyspieszyl atak na 1941 z tym ze nie na zmaltretowanych Niemcow a wrecz pobudzonych!
Ale i tak nie zdazyli zaatakowac!
Hitler byl pierwszy!
A ta wojna stala sie pieklem dla panstwa komunistycznego.
Stracili 27 milionow zabitych i zmarlych 7 milionow trwale okaleczonych.Rannych?Pewnie z 36 milionow!
Co to oznacza?W calej I wojnie bylo 9,5 miliona zabitych i 3,5 miliona rannych.Tu jeden ZSRR mial 27 i 7 !!!
Zamiast zniszczonej i zmaltretowanej Europy byl zniszczony i zmaltretowany CCCP.A Europce zachodniej sie upieklo bo nie walczyla to sie nie zniszczyla!
Ot i kazdy moze ocenic jaki to byl sukces Rosji? 15 milionow zabitych i 4 miliony kalek przypadalo na Rosjan.W wojnie wywolanej w interesie komunizmu!
A wiec w Rosji narzucane jest ludziom wielkie klamstwo.Komunistyczna wojna ktora wykonczyla Rosje biologicznie ma byc czczona przez Rosjan jako sukces!Maja czcic wlasna zaglade!Oto satanizm oto pomieszanie czarnego z bialym.Gdzie dobro jest nazywane zlem a zlo dobrem...
Poligon Szatana!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:00, 07 Maj 2008    Temat postu:

Co do strat CCCP w tej wojnie to jest to odrebny horror.
Tow.Stalin zdawal sobie sprawe jakie byly kompromitujace wiec kazal oglosic 7 milionow.Byli to cywile wiec bylo na konto ,,faszystow''...
Oczywiscie calkowite byly tajne...
A mimo to zostaly OGLOSZONE!!!
Ale w jaki sposob!
Na zachod zbiegl pulkownik Kaliczow i on podal te dane!
Wykorzystali je niemieccy generalowie w swoich publikacjach.
A te publikacje zostaly PRZELOZONE NA ROSYJSKI.
Tak wiec lud radziecki poznal dane radzieckie z NIEMIECKIEJ KSIAZKI!
Bo oficjalnie nikt ich nie ujawnil byly tajne.
Chruszczow tylko palnał:
-Ponad 20 milionow.Nie wiadomo czy 20000001 czy29999999?Liczby troche sie rozniace.

No czyz nie jest to kabaret mozliwy tylko w komunie?Dowiadywac sie o stratach wlasnego kraju ktore sa tajne z ksiazki zagranicznej i to pisanej przez wroga!
(Acha ta ksiazka to Itogi Vtoroj Mirovoj Vojny Moskwa 1957 strona chyba 600 gdzies pod koniec)
No ale jakie sa te dane.Tajne przeslane na zachod a wiec sluzby teczki GRU najszczersza prawda.
A SKAD TAM.GRU nie mialo pojecia o prawdzie te dane to:
Polegli
8,5 miliona
Zmarli
2,5 miliona
Zmarli w niewoli
2,6 miliona
razem
13,6 miliona zolnierzy
Cywilow
7 milionow
Razem
20,6 milionow(czyli to chruszczowowskie ponad 20)
Ale to w ogole jest niedorzeczne.
Sprawdzilem.
Obliczalem na podstawie spisu ludnosci.
Byl dopiero w 1959.
I obliczalem nie ilu ludzi brakuje.Tylko jaki jest deficyt mezczyzn.Czyli ilu mezczyzn W STOSUNKU DO KOBIET brakuje w porownaniu z 1939.Oficjalne sowieckie dane w tym sowieckiego demografa Urlanisa.
Zeby bylo ciekawiej dodam ze spis roku 1939 byl SFALSZOWANY :O)))
Ot komunistyczna prawda.
Ale ja nie bralem pod uwage liczby ludnosci tylko jeden wskaznik.Procent kobiet i mezczyzn.
I wyszedl deficyt na rok 1945
20,6 miliona mezczyzn!Przy takim rozchodzie jak widzimy milion w te czy wewte to jest nic...
A tajne dane GRU 13,6
Zgubili 7 milionow!
I nic dziwnego.Katastrofa na poczatku wojny byla tak wielka ze nikt nie mial czasu liczyc i bawic sie papierami.Straty w zabitych zmarlych i zaginionych do konca 1942 czyli przez 18 miesiecy 12 milionow i ktoz by to policzyl a do konca wojny jeszcze 11 milionow.
Zgubic milionow w tej sytuacji to nic.
Tym bardziej ze liczba jencow sowieckich wyniosla 10.5 miliona!Dane niemieckie a tym to juz w ogole nie bylo sie mozna chwalic!Z tego zmarlo gdzies 8,4 miliona. A GRU mialo cyfre 2,6 !!!
>>>>>
Czyli 20,6 miliona zolnierzy i 7 milionow cywilow czyli 27 milionow( nie 27,6 bo to 7 to jest prawdopodobnie 6.7-6,Cool
Oto widzimy coz to znacza teczki GRU.Cos tam raportuja wysylaja wladza kremlowska sie cieszy ze zna prawdziwa prawde.A TO SA BZDURY
GRU nie zna prawdy i wprowadza wladze w blad!A ci na Kremlu mysla ze jako jedyni znaja prawde.
Tutaj tez mamy lekcje na temat co sa warte komunistyczne archiwa.
Do ciekawszych wnioskow mozna dojsc studiujac oficjalne publikacje i znajdujac w nich to czego autorzy nie chcieli powiedziec.Zreszta tak zrobil Suworow.Ze znakomitym skutkiem...
>>>>
A wiec prawda jest straszna.Udzial CCCP w tej wojnie to byla potwornosc przede wszystkim dla tych ktorzy mieli nieszczescie byc ,,obywatelami'' CCCP.
I teraz rozumiemy skad klamstwo.Dlaczego weterani preferuja bajkowe wizje dzielnych czerwonoarmistow golymi rekami rozbijajcych germanskie 100 tonowe czolgi...Bo prawda jest straszna a nikt nie czerpie przyjemnosci z potwornych przezyc.Wyrzuca je.Woli sie upic klamliwymi propagandowymi wizjami jak... wodka...
Otoz to jak wodka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:53, 08 Maj 2008    Temat postu:

Tutaj warto porownac straty sprzetu:
Oczywiscie Niemcy walczyli na wielu frontach Stalin na jednym:
H/S Hitler/Stalin
Dziala
H/S 289/375 tysiecy
czolgi
H/S 68/112 tysiecy
samoloty
H/S 108/119 tysiecy
ludzie zolnierze
H/S 4140/20600 tysiecy !!!!
>>>>
Faktem jest za artyleria sowiecka byl lzejsza czolgi rowniez.Wiec trzeba by liczyc w TONACH bo czolg 5 tonowy to co innego niz 100 tonowy.
Poza tym czolgi i samoloty psuja sie OD SAMEGO LATANIA po tak duzym kraju...
Ale fakt jest ewidentny sowieci stracili duzo wiecej sprzetu...
20-30-40% wiecej na jednym tylko froncie gdy Niemcy na wszystkich.
Ale to co uderza to straty ludzi 5 RAZY WIECEJ NIZ NIEMCY!!!
Oto komunistyczny sposob prowadzenia wojny!Nawet sprzet ma lepszy los...
TYLKO ZOLNIERZY NIKT NIE OSZCZEDZA....
Zaiste czyz nie potwierdza sie teza ze komunizm sluzy zniszczeniu czlowieka!
Gdzie nawet sprzet ma lepsze zycie niz ludzie!
Zaiste poligon Szatana!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:53, 13 Maj 2008    Temat postu:

No i coz jak wiemy parada w Moskwie zakonczyla sie kompromitacja.
No bo pokazuja ten super ekstra giga hiper sprzet....

A tu nagle...

niuch niuch wechu wechu cos zaczyna smierdziec...
Nie to nie grill! ale:

TEN WSPANIALY SPRZET ZACZAL KOPCIC!
Ale zeby tylko kopcic.
Zaczal sie ...

Tak palic!Jak stogi siana latem!
Nie dosc ze poniszczyli bruk to jeszcze taka kompromitacja.
Mialo byc swietnie a wyszlo jak zawsze.
Jak powiedzial Pilsudski ,,Rosja jest to kraj gdzie dokonuje sie olbrzymich wysilkow dla osiagniecia miernych rezultatow''...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Wto 17:55, 13 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:26, 23 Cze 2011    Temat postu:

Jeńcy sowieccy to kolejny nieznany potworny rozdzial II wojny :

Z głodu jedli psy, szczury, ptaki. Potem rozkopywali groby

Oddziały niemieckie pojmały 5,7 mln jeńców, z których blisko 3,3 mln umarła z głodu, chorób i wycieńczenia w obozach. Właściwie nie było po co ich karmić, skoro istniał Hungerplan - koncepcja, według której niemiecka armia będzie się żywić na koszt kraju, a z głodu umrze 30 mln obywateli radzieckich.
Marta Tychmanowicz

70 lat temu hitlerowskie Niemcy zaatakowały Związek Radziecki. W czasie hitlerowskiej okupacji życie cywili było nic nie warte. Z głodu jedzono psy, szczury, gołębie i wrony. W aktach desperacji rozkopywano też groby, aby dobrać się do zwłok. W tym strasznym czasie zginęło 13 milionów obywateli radzieckich.

22 czerwca 1941 roku hitlerowska Rzesza zaatakowała Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich. Hitler zakładał, że "Operacja Barbarossa” doprowadzi do zniszczenia ideologii komunistycznej oraz wyplenienia "rasy podludzi”. Brutalna i krwawa wojna była wstępem do masowego zabijania w obozach koncentracyjnych.

>>>>>

I widzimy ze Hitler komunizm ROZPOWSZECHNIL ! Taki byl skutek wypleniania ze komunizm zaczal sie po 1945 rozrastac ...
Poza tym przypominam ze Hitler byl zagrozony bo gdyby nie jego atak hordy Stalina uderzyly by go od tylu ... W stylu radzieckim...
Hitler sam wprowadzil sie w matnie bo przeszkadzala mu Polska no to zrobil sobie lepszego bo radzieckiego sasiada... Tak koncza debile...

>>>>

Tuż przed operacją "Barbarossa” Hitler napisał do Mussoliniego: "Znowu czuję się duchowo wolny. Partnerstwo ze Związkiem Radzieckim (…) (podpisany w 1939 roku pakt o nieagresji Ribbentrop-Mołotow) stało w sprzeczności z moim wychowaniem, poglądami i dotychczasowymi zobowiązaniami. Jestem teraz szczęśliwy, że uwolniłem się od tych duchowych cierpień”.

>>>> Adolf byl strasznie ,,duchowy'' wrecz duszny... Cieszyl sie jak debil ze zbliza sie jego koniec ...

Hitler nienawidził Związku Radzieckiego i wierzył, że jest on największym zagrożeniem dla Niemiec.

>>>>> Bzdura - to wymysl sowieckiej propagndy... Hitler bal sie bardziej zachodu a wschod uwazal za dzicz z ktora latwo sobie poradzi... Zreszta przegral dzieki potedze przemyslu USA ktore uzbroily Stalina...

Gardził komunizmem oraz Żydami i Słowianami, których uważał za "niższą rasę, mnożącą się jak robactwo". Przywódców Związku Radzieckiego określał mianem "barbarzyńskiej żydowsko-bolszewickiej międzynarodowej zgrai kryminalistów".

>>>> A niby kim byli przywodcy radzieccy ! To najgorsza swolocz jaka mozna sobie wyobrazic... bandyta umie rozpoznac bandyte ... Dlatego z nimi zawarl pakt...

Ponadto, zgodnie z tezami zawartymi w "Mein Kampf” twierdził, że Niemcom potrzeba więcej "przestrzeni życiowej” (Lebensraum), którą można zdobyć w Rosji. "To nie do pomyślenia aby rasa wyższa (tj. Niemcy) prowadziła nędzną egzystencję na zbyt małym skrawku ziemi, kiedy amorficzne masy, które nie wniosły nic w rozwój cywilizacji, zajmowały niezmierzone obszary najżyźniejszej ziemi na świecie”.

Z przyjemnością więc, ale i charakterystycznym dla siebie politycznym pragmatyzmem, pod koniec lipca 1940 roku rozkazał rozpocząć przygotowywania do ataku na ZSRS. Sam nazwał operację "Barbarossa” od przydomku cesarza Fryderyka I, który - gdy kraj będzie w potrzebie - wstanie z martwych i przybędzie z pomocą.

Od samego początku atak na ZSRS miał być "krucjatą przeciwko barbarzyńcom, którzy niosą ze sobą niebezpieczną, wywrotową ideologię komunizmu zakażonego judaizmem” (L. Rees "Hitler i Stalin”).

>>>>> I znowu jak widzimy bandyta znakomicie rzoumial bandytow... Zreszta Hitler sam byl ,,zażydzony'' - jak wiemy byl genetycznie pół-żydem ... A rasa panów tysicletnia Rzesza czystość rasowa to sa teorie wziete z żydowskiego szowinizmu !!! Fascynowalo go to czego nienawidzil... Typowa psychopatia...

Podczas narady, która odbyła się 30 marca 1941 r. - przy braku sprzeciwu wyższych oficerów Wehrmachtu i wbrew normom prawa międzynarodowego - ustalono tzw. "zbrodnicze rozkazy”. Pierwszy dekret zezwalał żołnierzom niemieckim na rozstrzeliwanie każdego podejrzanego o to, że jest partyzantem lub zwolennikiem "ideologii żydobolszewickiej” (a więc w praktyce po prostu każdego). "Rozkaz o komisarzach” oznaczał zabijanie radzieckich oficerów politycznych natychmiast po schwytaniu.

Do przeprowadzania masowych egzekucji powołano cztery Einsatzgruppen wspomagane przez oddziały pomocniczej policji. Tylko w ciągu 6 miesięcy oddziały te zabiły 600 tys. Żydów; ( także w Jedwabnem przypominam bo o tym w Polsce się nie mówi z wiadomych względów ! )
podczas masakry w Babim Jarze niedaleko Kijowa rozstrzelano 33771 osób. Bardzo szybko wszystkie oddziały Wehrmachtu - a nie tylko Einsatzgruppen - mordowały, paliły wioski i gwałciły.

To w ZSRS Niemcy podjęli pierwsze próby duszenia ludzi spalinami z ciężarówek, a we wrześniu 1941 r. w Auschwitz eksperymentowali z cyklonem B. Pierwszymi ofiarami było 600 sowieckich jeńców wojennych.

Oddziały niemieckie pojmały 5,7 mln jeńców, z których blisko 3,3 mln umarła z głodu, chorób i wycieńczenia w obozach (to często nie były obozy, tylko ogromny teren pilnowany przez uzbrojonych żołnierzy). Właściwie nie było po co ich karmić, skoro istniał Hungerplan - koncepcja, według której niemiecka armia będzie się żywić na koszt kraju, a z głodu umrze 30 mln obywateli radzieckich. Życie ludności cywilnej po ataku było kompletnie bez wartości.

W czasie okupacji ZSRS zginęło 13 mln obywateli radzieckich.

????? 27 milionow z tym ze 20 milionow to zolnierze wykonczeni zbrodniczymi rozkazami Stalina i jego bandy ...

"Najpierw zabijali psy i jedli je. Ale psy nie wystarczyły na długo. Zabijali więc szczury, gołębie, wrony. Niektórzy rozkopywali świeże groby, żeby dobrać się do zwłok. Gotowali je i piekli na wszelkie możliwe sposoby. Robili żelatynę z kości i jedli jakieś placki z ludzkim mięsem” - tak sytuację w opanowanym przez Niemców i wygłodniałym Charkowie opisywała nastoletnia Inna (L. Rees).

Podczas procesów norymberskich Wehrmacht nie został uznany - jak gestapo i SS - za organizację zbrodniczą. Dopiero późniejsze relacje i opracowania ujawniły rozmiar zbrodni do jakich posuwała się niemiecka armia w Polsce i w Związku Radzieckim. Mordercze zapędy żołnierzy wywołane decyzjami Hitlera i barbarzyńskie akty ludobójstwa podczas wojny z ZSRS, doprowadziły do uruchomienia pieców krematoryjnych.

Marta Tychmanowicz

>>>>>

Co do jencow sowieckich to liczba 5,7 miliona to sa dane sowieckie... Dane niemieckiem mowia o 10 ,25 MILIONA !!! I to do 44 roku !!! Czyli 10,5 miliona za cala wojne !
Z czego przezylo 2,4 miliona zatem zmarlo 8,1 miliona !!!!

Bilans jest taki:
6,8 miliona cywilow
12,3 zmarlych podczas walk zolnierzy
8,1 miliona zaglodzonych jencow
>>>>>
Razem 27,2 miliona ofiar zbrodni hitlerowsko-stalinowskich ...

To bylo bestialstwo a nie wojna... Dwie bestie rzucily sie sobie do gradla... I taki byl efekt ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:06, 25 Cze 2011    Temat postu:

Kulisy współpracy Hitlera i Stalina, ostra krytyka

Związek Radziecki w znacznej mierze pomógł Adolfowi Hitlerowi

przygotować się do II wojny światowej - tak wynika z filmu

dokumentalnego zaprezentowanego przez rosyjską telewizję TeVe Tri.

Obraz pod tytułem "Druga wojna Stalina" odsłonił kulisy współpracy

Moskwy z Berlinem oraz sugerował, że tragiczne wydarzenia z lat 30.

i 40. XX wieku sprowokował Józef Stalin dla zrealizowania swojej

idei podboju całej Europy.

>>>> No wreszcie sensowny film...

Według ekspertów wypowiadających się w filmie "Druga wojna

Stalina", po dojściu Hitlera do władzy Związek Radziecki udzielił

mu pomocy niemal w każdym aspekcie przygotowań do przyszłych

agresji.

- Szyliśmy mundury dla armii Hitlera, robiliśmy buty, szkoliliśmy

jego żołnierzy i kadrę oficerską - opowiadają w filmie rosyjscy

historycy. Z fragmentów archiwalnych filmów wynika, że rosyjscy

piloci zarówno na lotniskach III Rzeszy, jak i Związku Radzieckiego

szkolili pilotów Luftwaffe, a kadra wojsk pancernych Hitlera

przeszła szkolenia na rosyjskich poligonach i w szkołach

oficerskich.

>>>> W Kazaniu !!! Tutaj moge przytoczyc znakomita ksiazke Moczulskiego - Miecz Nibelungów :

,,Z czasem obok coraz liczniejszych prob i cwiczen w Rzeszy, osrodki doswiadczalne przeniesiono za granice , gdzie mozna bylo jawnie i szczegolowo badac ... problemy ... takich broni jak czolgi , ciezka artyleria a takze lotnictwo . ... Szkolenie pilotow odbywalo sie zarowno w Rzeszy jak i za granica ...

Za jaka granica ???

... W kwietniu 1922 podpisany zostal uklad radziecko-niemiecki w Rapallo... General usilowal wykorzystac w tym porozumieniu moznosc wspolpracy militarnej obu panstw . Widzial w nim poczatkowo akt polityczny... militarego sojuszu Niemcy - ZSRR, wymierzonego przeciwko Francji i Polsce ... Seeckt wyslal do Rosji Radzieckiej misje ... Niedermayera ( znanego szpiega ... ) z zadaniem zabdania mozliwosci wspolpracy. ... GEFU podpisala kontrakty na budowe fabryki samolotow Junkers i kilku innych zakladow w Rosji Radzieckiej ... Niedermayer stanal na czele ... Zentrale Moskau, zajal sie problemami szkolenia obslugi samolotow, pojazdow gasiennicowych itp.

>>>>

Zwazmy za ksiazka jest z 1968 czyli poznego Gomułki !!! A takie teksty Moczulski puscil ! Rok 1968 jest nieprzypadkowy gdyz cenzura co innego miala wtedy do roboty niz zajmowanie sie historia armii prosko-niemieckiej ! I tak pod rzadami komuchow wyszla ksiazka jak to radzieccy budowali armie prusko niemiecka ktora pozniej popelnila mnostwo zbrodni omal nie wykanczajac kraju radzieckiego !
:O))) Teraz juz takich ksiazek nie ma bo jak widzicie cenzura wyostrza inteligencje ... Nieograniczona wolnosc oglupia...
Tak wiec juz z tych ksiazek mozemy poznac postawe Moczulskiego !
A ksiazka jest zreszta analiza w jaki sposob Niemcy powstawali z klesk ! Bo chodzilo o to jak Polska ma powstac z niewoli - aby nauczyc sie z cudzych doswiadczen ... Bo Moczulski wszystko pisze o Polsce ! Nawet jak o Niemcach... I tak Moczulski wszystko przeanalizowal i opracowal . Komunizm upadl zgodnie z planem ...
TYLKO PO 89 DEBILE DOSZLI DO GLOSU I WSZSTKO ZNISZCZYLI !!! Na nic wiedza Moczulskiego... ( oczywiscie posluzyla ona do wzbogacenia wewnetrznego samego Moczulskiego i wspolpracownikow z KPN a takze tych ktorzy studiowali te ksiazki czyli mnie ) . Potwierdzilo sie haslo ze ,,nikla madrosc swiatem rzadzi'' a faktycznie to glupota...

- Stalin chciał, aby Hitler najpierw podbił Europę, by potem samemu

rozpocząć wyzwoleńczy marsz przez cały kontynent - uważa były

rosyjski agent kontrwywiadu, a obecnie znany pisarz Wiktor Suworow.

Jego zdaniem, realizując taki scenariusz Józef Stalin liczył, że

gdy Armia Czerwona wyzwoli podbite przez III Rzeszę państwa to aż

do oceanu rozciągnie się strefa radzieckich wpływów.

>>>> Plan chytry i prostacki ... Rozwalic swiat cudzymi recami i samemu pozniej poderznac mu gardlo i zgarnac łup ...

- Stalin powinien zająć całą Europę, albo Związek Radziecki

upadnie. Stalin miał rację. Związek Radziecki nie zajął całej

Europy i dlatego upadł. Mówimy zwycięstwo. Tak zwycięstwo. Pokażcie

mi jednak to wielkie państwo, które odniosło zwycięstwo. Gdzie są

Niemcy - ano tam gdzie były. Gdzie wielka Brytania - ano jest.

Gdzie Polska - jest. Węgry też są. A gdzie wielki, zwycięski

Związek Radziecki? Jego nie ma! - tłumaczy w filmie "Druga wojna

Stalina" Suworow.

Film został skrytykowany przez niektórych historyków i część

środowisk kombatanckich jako obraz fałszujący historię wielkiego

zwycięstwa Związku Radzieckiego nad faszyzmem.

HEHEHE ,,falszywy'' :O)))
,,Historycy'' - HISTERYCY ! :O)))
Protiw falsifikatorom istorii - to zdanie rozpoczynalo kazda radziecka prace o wojnie .. Tacy prawdomowni...
Tak wiec towatrzysz Stalin kombinowal ze Hitler zmiażdży Europe a on weźmie łup...
Tymczasem Hitler zmiazdzyl radzieckich... Zginelo 27 milionow ludzi w tym 24 miliony MEZCZYZN !!! 65 % wszystkich mezczyzn !!!!
Zachod wolal dawac radzieckim bron niz samemu tracic zolnierzy ...
Totez nastapila zaglada biologiczna glownie Rosji ( bo narody azjatyckie maja olbrzymia rozrodczosc i nadrobily ! Dzis jest ich wiecej !) Do dzis nie odrobili start...
I tak chitry plan uderzyl w chitrusa...
Radziecki machinator zginal od wybuchu machiny ktora sam przygotowal na innych ! Tak jest zawsze !!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:06, 21 Kwi 2012    Temat postu:

Wrocław: I Międzynarodowy Festiwal Historyczny "Wiek XX. Anamneses"

To będzie gratka dla miłośników historii. 12 maja we Wrocławiu rozpocznie się I Międzynarodowy Festiwal Historyczny "Wiek XX. Anamneses". Problematyka I edycji będzie poświęcona "skrwawionym ziemiom", czyli mordom w Europie Wschodniej w latach 1933-1945.

Jak poinformował w czwartek Juliusz Woźny z Ośrodka "Pamięć i Przyszłość", który jest współorganizatorem festiwalu, jest stworzenie przestrzeni do wspólnej debaty historyków, pisarzy, filmowców i artystów, których twórczość nawiązuje do zagadnień związanych z ważnymi momentami 20-wiecznej europejskiej historii. Dlatego też problematyka I edycji festiwalu zogniskowana będzie na tragicznej historii "skrwawionych ziem" - zgodnie z terminologią zaproponowaną przez amerykańskiego historyka Timothy’ego Snydera. Chodzi o obszar Europy Wschodniej, na którym w latach 1933–1945 "ojcowie dwóch wielkich totalitaryzmów XX w.", Hitler i Stalin, dokonali masowego mordu na ok. 14 mln cywilów i jeńców wojennych.

Według Woźnego w swojej książce Snyder - jako pierwszy - rozpatruje obszar zbrodniczej działalności Stalina i Hitlera, jako całości, przezwycięża wiele stereotypów. - Przypomina fakty, które nie funkcjonują w zbiorowej wyobraźni, choćby to, że pierwszymi ofiarami masowych prześladowań i mordów na terenie "skrwawionych ziem" tylko ze względu na przynależność narodową byli Polacy mieszkający w latach 30. w Związku Radzieckim - mówił Woźny.

Stąd też tytułowe odpomnienia (gr. anamnesis) – zdaniem Woźnego - to słowo klucz do idei festiwalu, który ma być miejscem przywracania pamięci o tej mrocznej epoce w dziejach Europy oraz o rzeczywistości ją poprzedzającej.

Na festiwal złożą się liczne wydarzenia: debaty m.in. o „Milczeniu Zachodu? Między obojętnością a solidarnością” oraz „Wiary prześladowanych”, filmy historyczne – „Kogo kręci kino?” i „W cieniu swastyki i czerwonej gwiazdy”, warsztaty, spotkania, koncerty i spektakle. Organizatorzy zapowiadają udział w spotkaniach m.in. Timothy Snydera, Jana Ołdakowskiego, Agnieszki Holland, ks. Jerzego Myszora i Balazsa Vargi. Według drugiego współorganizatora imprezy – Urzędu Miasta we Wrocławiu - idea festiwalu historycznego od lat z powodzeniem sprawdza się w krajach zachodnich. "Stanowiąc połączenie święta nauki z popularnym happeningiem; wydarzenia takie gromadzą tysiące miłośników historii i kultury danego regionu oraz badaczy zajmujących się tą tematyką, dając rzadką możliwość spotkania obu tych grup pasjonatów" - wynika z komunikatu przesłanego PAP przez urząd miasta.

>>>>

Bardzo ciekawe . Tylko nie wiem skad ten mord na 14 milionach jencow ??? Z tego co wiem 14 milionow mialo zginac w tej wojnie zolnierzy spwickich ... Co do jencow to bylo ich 10.5 miliona z tego 2,2 przezylo zatem zginelo 8,3 mln . Innych jenocow hitlerowcy zamordowali znaczaco mniej . Nawet nie 1/10 tej liczby . Co do sowietow to oni nie zdobyli wiecej niz 1 mln. jencow .Chyba ze w 1945 ale wtedy poddawala sie cala armai hitlerowska . I oni nie zgineli tylko w koncu poszli do domu - w koncu to byli glownie cywilie . Tak wiec nie sadze aby Hitler i Stalin zamordowali wiecej niz 9 mln jencow . Natomiast Stalin zamordowal duzo wiecj bezensownymi atakami ...
Przeciwnicy starcili 3,3 miliona ludzi zatem starty sowieckie tez powinny byc kolo tego . Tymczasem zginelo 20.5 mln zolnierzy sowieckich . O 17 mln. za duzo . Tak Stalin prowadzil wojne . Zreszta tak wojne prowadzi komuna ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:01, 04 Sty 2013    Temat postu:

Mateusz Zimmerman | Onet
Własow – zdrajca jak wyrzut sumienia

Władze na Kremlu zrobiły z generała Własowa symbol zdrady. To było łatwiejsze niż wyjaśnienie, dlaczego ponad milion radzieckich obywateli zwrócił się podczas wojny ojczyźnianej przeciw własnej ojczyźnie.

Proces Andrieja Własowa przed sądem wojskowym był formalnością – latem 1946 r. został skazany na śmierć przez powieszenie.

Stracono go w sposób podobny do tego, jak ze zdrajcami rozprawiali się w ostatnich miesiącach wojny hitlerowcy. Własow zawisł na strunie fortepianowej. Aleksander Sołżenicyn twierdził, że również na żelaznym haku, który kat podczas egzekucji wbił skazanemu w podstawę czaszki. Władza sowiecka nie miała litości dla renegatów takich jak on.

Jego nazwisko już podczas wojny było symbolem kolaboracji. "Własowiec" – trudno było o gorszą obelgę. Tak nazywano właściwie wszystkich żołnierzy Armii Czerwonej, którzy po wzięciu do niewoli zwrócili się przeciw władzy radzieckiej. Dużo łatwiej było zarzucać im "zdradziecki charakter" ("Biologia? Mieli to we krwi?" – kpił Sołżenicyn) i "tchórzostwo". Tymczasem ich zdrada miała więcej wspólnego z desperacją, bo nie mogli liczyć ani na poparcie Hitlera, ani na litość Stalina.

Radziecka propaganda uznawała ich za "byłych Rosjan". Z oczywistych względów w ZSRR przez lata nie można było zadać pytania: dlaczego ponad milion obywateli radzieckich chciało walczyć przeciwko własnemu krajowi?

Bohater z drugiego szeregu

Radziecka propaganda wojenna miała nie lada problem: jak pogodzić zdradę Własowa z jego wcześniejszą biografią? Generał był dzieckiem systemu sowieckiego. Nie miał jeszcze 20 lat, kiedy pod czerwonym sztandarem walczył podczas wojny domowej z oddziałami generała Wrangla, a potem uczestniczył w tłumieniu chłopskich buntów.

Przez lata wydawał się przede wszystkim zdolnym oficerem sztabowym, ale na szerokie wody wypłynął pod koniec lat 30. Będąc członkiem specjalnych trybunałów wojskowych w Leningradzie i Kijowie, podpisał kilkaset wyroków śmierci w sfingowanych procesach, które były elementem czystki wśród oficerów Armii Czerwonej. Stalin awansował potem tych, którzy skazywali, w miejsce tych, których skazano. Mógł być pewien lojalności swoich protegowanych – takich jak Własow.

Ten jednak okazał się dowódcą nie tylko politycznie pewnym, ale i zdolnym. 99. Dywizja Strzelców, którą objął, w całej armii była znana z bezhołowia – on zrobił z niej jednostkę z prawdziwego zdarzenia. Niemal w przededniu wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej dywizja dostała order Czerwonej Gwiazdy, a sam Własow: Order Lenina.

W pierwszych miesiącach walk z Niemcami Własowowi powierzono obronę Kijowa, ale było to zadanie beznadziejne. Zamiast jednak karać generała za klęskę, Stalin dał mu nowe zadanie. Hitlerowcy zbliżali się do Moskwy i to m.in. 20. Armia Własowa, wespół z oddziałami Rokossowskiego, miała bronić przedpola stolicy w decydującej bitwie.

Oddziały Własowa walnie przyczyniły się do ocalenia stolicy. Gazety opisywały go jako jednego z bohaterów wojennych, "Prawda" opublikowała jego portret, dostał też kolejny Order Lenina. Stalin ufał mu do tego stopnia, że po paru tygodniach mianowano go dowódcą 2. Armii Uderzeniowej. Miała ona uczestniczyć w przerwaniu oblężenia Leningradu.

Dowódca armii pochowanej na bagnach

2. Armia jako jedyne zgrupowanie przedarła się w kierunku Leningradu przez niemieckie linie, a potem pozostawiono ją bez wsparcia. Zaopatrzenie docierało tylko wąskim korytarzem, ciągle atakowanym przez Niemców – gdy ci go przerwali, armia sama ugrzęzła w "kotle". Ale zgodnie z ówczesną wytyczną Stalina nie wolno jej się było wycofać.

Przez dwa miesiące żołnierzy 2. Armii dziesiątkowały głód, zimno i choroby. Zimową odzież zdzierali ze zmarłych. Jak pisze Sołżenicyn: "Zdechłym, gnijącym już koniom zestrugiwali kopyta, gotowali te rogowe wióry i tym się żywili". Stalin, mianując Własowa dowódcą, postawił mu zadanie nie do zrealizowania – 2. Armia miała przeć do przodu. Nie miała szans nawet się bronić.

Wiosną 1942 r. śnieg i lód zamieniły się w grzęzawiska, a drogi stały się nieprzejezdne. Zgoda na wycofanie 2. Armii przyszła za późno: Niemcy byli już o krok od jej unicestwienia. Grobami dla tysięcy żołnierzy Własowa stały się bagna. Ich dowódca tygodniami błąkał się po lasach, by wreszcie w lipcu trafić do niewoli.

Po paru tygodniach zaproponował władzom III Rzeszy, że utworzy rosyjskie siły zbrojne, które mogłyby stanąć do walki z Armią Czerwoną. To koniec Własowa-bohatera wojennego – w ZSRR będzie już tylko uosobieniem zdrady.

Rzecznik nowej Rosji

Na przełomie 1942 i 1943 r. Własow proklamował walkę o "nową Rosję" – bez Stalina. Ogłosił, że Rosjanie nie chcą władzy bolszewików i są przez nich sterroryzowani. Wzywał do obalenia dyktatora i przywrócenia swobód, wprowadzonych po rewolucji lutowej 1917 roku. Co najważniejsze: Własow zaczął werbunek wśród wziętych do niewoli oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej. Takie były początki Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej (ROA).

Nie będzie jednak przesadą twierdzenie, że zdrada Własowa pozostała praktycznie nieskonsumowana – ROA nie zdążyła się sformować. Własow został dowódcą wojsk marionetkowego Komitetu Wyzwolenia Narodów Rosji dopiero w styczniu 1945 r. – wojna była już wtedy rozstrzygnięta.

Jednak początkowo inicjatywę Własowa przyjmowano przychylnie, zwłaszcza w kręgach wojskowych. Niemcy zawieźli go do Smoleńska, Rygi i Pskowa. Tam przemawiał w teatrach. Jego wystąpienia cieszyły się taką popularnością, że najbliższe otoczenie Hitlera szybko postanowiło ukrócić zapędy generała. Dlaczego wodza III Rzeszy nie interesowała oferta tej współpracy?

Po pierwsze przecież: wyszkoleni żołnierze i oficerowie rosyjscy stanowiliby siłę bojową nie do przecenienia – zapewne bardziej wartościową niż rumuńscy czy węgierscy sprzymierzeńcy Hitlera. Po drugie: byliby narzędziem antystalinowskiej kontrrewolucji na zajętych terenach. Jeśli nawet Niemcy nie mieli zamiaru tego scenariusza spełniać, mogli nim kusić przedstawicieli zniewolonych narodów ZSRR – takich jak Własow. I liczyć, że w ten sposób zwrócą ich przeciw komunistom.

Wytrawny przywódca z pewnością nie rezygnowałby z takiej możliwości. Ale Hitler nim nie był. Słowianami gardził do tego stopnia, że nie zamierzał nawet wygrywać jednych przeciwko drugim. Wprost mówił, że "nie pozwoli Własowowi wsiąść na konia, tak jak kiedyś Ludendorff pomógł Piłsudskiemu".

Zakładnik naiwnej idei

Własowowi sprzyjali po cichu antyhitlerowscy spiskowcy, tacy jak hrabia von Stauffenberg – który później miał przeprowadzić nieudany zamach na Führera – czy pułkownik Reinhard Gehlen (po wojnie współtwórca zachodnioniemieckiego wywiadu). Łatwo to wyjaśnić: skoro chcieli obalić władzę nazistów i doprowadzić do zakończenia wojny z ZSRR, to po drugiej stronie barykady był im potrzebny ktoś taki jak Własow.

Sam generał nie sympatyzował z nazizmem i rasowe obsesje hitlerowców w ogóle go nie obchodziły – zamierzał "tylko" pomóc im obalić sowieckiego tyrana. Ogłaszał: "Celem naszej walki jest nieludzkość Stalina i jego oprawców, niezależnie od narodowości". Twierdził, że nie interesuje go bycie niemieckim najemnikiem, lecz utworzenie zbrojnego ramienia "narodowego rządu rosyjskiego". "Jedynie wielka idea może usprawiedliwić wystąpienie z bronią w ręku przeciwko rządowi własnego kraju…" – pisał.

Był przy tym świadom, że wobec maniakalnej postawy Hitlera i frontowych sukcesów Armii Czerwonej plan ma nikłe szanse powodzenia. Trafił do aresztu domowego, ale stamtąd już w 1944 r. wyciągnął go Himmler – znów zaproponowano Własowowi tworzenie antystalinowskiego rządu i jego armii. A on na tę ofertę przystał. Dlaczego?

Był już pewien, że Niemcy przegrają wojnę. Liczył jednak, że stanąwszy na czele prawdziwej armii, będzie mógł rozmawiać z aliantami zachodnimi o gwarancjach własnego bezpieczeństwa. Przegrał z czasem – zdołał zebrać ledwie trzy dywizje piechoty, z czego tylko jednej hitlerowcy mogli użyć w walkach.

Mógł ponoć uciekać samolotem do Hiszpanii, wolał jednak negocjować z zachodnimi aliantami, którym poddał się w Pradze dwa dni po zakończeniu wojny. Ci nie mieli zamiaru drażnić Stalina. Wracając z rozmów z amerykańskimi oficerami, Własow został otoczony przez radzieckich żołnierzy. Jego amerykańska eskorta po prostu nie interweniowała.

Milion zdradzających, milion zdradzonych

Za "własowców" kremlowska propaganda uznawała praktycznie wszystkich radzieckich kolaborantów Rzeszy, wrzucając ich niejako do jednego worka. Tymczasem obywatele ZSRR, którzy szli na współpracę z hitlerowcami, mieli różne motywacje. Jeśli te w ogóle miały jakiś wspólny mianownik, to była nim najczęściej nienawiść do Stalina.

Obywatele nierosyjskich republik ZSRR dołączali do hitlerowców, licząc na zrzucenie sowieckiego jarzma. To do tego żywiołu odwoływali się Niemcy, tworząc oddziały z Kozaków, Czeczenów, Ukraińców czy mieszkańców państw bałtyckich.

W przypadku jeńców wojennych decydowała po prostu chęć ocalenia życia. Niemcy trzymali sowieckich jeńców w "obozach": pod gołym niebem, przy ujemnej temperaturze, bez żywności. Wielu osadzonych posuwało się do kanibalizmu. Większość tych żołnierzy trafiła do niewoli dlatego, że rozkazy Stalina zabraniały ich jednostkom się wycofać – tak jak np. 2. Armii Własowa.

Aleksander Sołżenicyn dosadnie rozgrzeszał jeńców uznanych potem za zdrajców: "Człowieka, którego doprowadziliśmy do tego, że musi żreć nietoperze – myśmy sami zwolnili z wszelkich zobowiązań, nie tylko wobec ojczyzny, lecz także wobec Ludzkości!" – pisał w "Archipelagu GUŁag".

Dla Niemców pracowało ponadto 200-300 tys. robotników cywilnych – tzw. hiwisów (z niemieckiego: Hilfswillige). To byli lekarze, kucharze, robotnicy, pielęgniarki czy członkowie służb mundurowych. Historyk Rodric Braithwaite podaje, że pod koniec 1943 r. każda niemiecka dywizja mogła mieć w swoich szeregach nawet dwa tysiące takich "ochotników".

Ilu obywateli ZSRR zwróciło się podczas wojny ojczyźnianej przeciw własnej ojczyźnie? Jürgen Thorwald w 1952 r. pisał o blisko 800 tysiącach. Rosyjski polityk i naukowiec Gawrił Popow szacował, że z Niemcami kolaborowało łącznie nawet 1,5 mln ludzi, z czego ok. 900 tys. w Wehrmachcie i SS. Popow konkludował: "To Stalin, władza radziecka, partia bolszewicka i organy bezpieczeństwa doprowadziły [ich] do gotowości współpracy z wrogiem Rosji". I przypominał: kiedy Napoleon na początku XIX wieku maszerował na Moskwę, nie sprzymierzył się z nim żaden Rosjanin.

Oto jest głowa zdrajcy

"Przegrałem, będą mnie nazywać zdrajcą, dopóki w Rosji wolność nie zatriumfuje nad radzieckim patriotyzmem" – miał tuż przed uwięzieniem mówić Własow swoim towarzyszom. Zawiodły go wszystkie rachuby: Stalin nie przyszedł z pomocą jego 2. Armii; hitlerowcy widzieli go w roli co najwyżej propagandowego narzędzia; Amerykanie z nim nie paktowali, tylko wydali sojusznikowi – na pewną śmierć.

Radziecka, a potem rosyjska pamięć o wojnie ojczyźnianej obeszła się z generałem-renegatem bezlitośnie. Na 60. rocznicę bitwy o Moskwę wydano historię starcia – ani o generale, ani o roli jego armii nie ma w tej publikacji ani słowa. Ze zdjęcia w "Prawdzie" z grudnia 1941 r., postać Własowa nierzadko usuwano.

Jego los był symboliczny. W ciągu roku po zakończeniu wojny do ZSRR wróciło ponad 5 mln ludzi: niedawnych jeńców, cywili wywiezionych do pracy przymusowej, uciekinierów; wielu repatriowano wbrew ich woli, prosto w łapy NKWD i Smierszu – takie były ustalenia konferencji jałtańskiej.

2 mln byłych więźniów przeszło przez "weryfikację" radzieckiej bezpieki. Blisko jedna trzecia trafiła – w najlepszym wypadku – do batalionów pracy albo jednostek karnych. Większość jednak skończyła w łagrach i na zsyłce. W ten sposób radziecki "ludojad" karał nie tylko prawdziwych zdrajców, ale i żołnierzy, którzy zdążyli już swoje wycierpieć z rąk hitlerowców.

W 2001 r. pewna niewielka organizacja monarchistyczna zwróciła się do trybunału wojskowego o rewizję wyroku na Własowa. Argumentowano, że przed przejściem na stronę wroga był lojalnym oficerem i bohaterem wojennym. Sąd utrzymał wyrok za zdradę, natomiast anulował skazanie Własowa z niesławnego artykułu "pięćdziesiątego ósmego"– tj. przepisu, na podstawie którego stalinowski reżim represjonował miliony ludzi.

W Rosji jeszcze za wcześnie na rzeczowy dialog o zdradzie Własowa. Choć w szkołach uczy się o nim jak o archetypie zdrajcy, jego historia wymyka się jednoznacznym ocenom. Na obrońców pięknego mitu wojny ojczyźnianej, których w Rosji nie brakuje, w historii generała-renegata czyha pułapka. No bo jeśli Własow podniósł rękę na "swoich" – pyta Gawrił Popow – to co powiedzieć o bezpiece, która na rozkaz Stalina dręczyła miliony "swoich" przez dziesięciolecia?

Wykorzystałem i cytowałem m.in.: "Archipelag GUŁag" (aut. Aleksander Sołżenicyn), "O wojnie ojczyźnianej 1941-1945" (aut. Gawrił Popow) oraz "Moskwę 1941" (aut. Rodric Braithwaite).

....

Przede wszystkim zdrajca byl Stalin . Pamietajmy ze Niemcy wzieli 10,3 z czego zmarlo 6-7 mln jencow !!! W takiej sytuacji kanibalizmu naprawde niczego nie mozna wymagac . Tam pewnie nawet zaden do piekla nie poszedl mimo zbrodni bo Bóg wybaczyl . W takim systemi nic od ludzi wymagac nie mozna .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:26, 01 Lut 2013    Temat postu:

Rosja: Putin wezwał do zwalczania prób wypaczania wydarzeń II wojny

Prezydent Federacji Rosyjskiej, Władimir Putin wezwał Rosjan do stanowczego zwalczania - jak to ujął - prób wypaczania wydarzeń II wojny światowej i przekreślania bohaterstwa radzieckich żołnierzy.

Putin uczynił to podejmując na Kremlu około 300 uczestników bitwy stalingradzkiej z całej Rosji. Wśród zaproszonych do siedziby prezydenta FR byli też weterani z innych frontów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (tak w Rosji określa się tę cześć II wojny światowej, podczas której ZSRR walczył po stronie koalicji antyhitlerowskiej, tj. lata 1941-45 - PAP) uhonorowani tytułem Bohatera Związku Radzieckiego.

- Powinniśmy uczynić wszystko, aby pamięć o bitwie stalingradzkiej, prawda o niej nigdy nie wyblakły. Jesteśmy zobowiązani do stanowczego przeciwstawiania się próbom wypaczania wydarzeń II wojny światowej, wykorzystywania ich do koniunkturalnych celów politycznych, a także bezwstydnego przekreślania bohaterstwa tych, którzy wyzwolili świat - oświadczył prezydent.

- Prawda sprowadza się do tego, że zwycięstwo w tej wielkiej bitwie odnieśli radzieccy dowódcy wojskowi i szeregowi żołnierze. Ich odwagę i wytrwałość podziwiał cały świat - dodał.

W sobotę Putin uda się do Wołgogradu, który na jeden dzień, na mocy decyzji miejskich władz, wróci do swojej wojennej nazwy - Stalingrad. Tam, na Kurhanie Mamaja, nekropolii i miejscu pamięci radzieckich żołnierzy poległych w bitwie stalingradzkiej, uczci ich pamięć.

Oczekuje się, że prezydent spotka się również z wołgogradzkimi weteranami Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, którzy niedawno zwrócili się do niego o zakazanie wydawania wiz wjazdowych do Rosji obywatelom innych państw, mającym związek z burzeniem pomników i profanowaniem mogił radzieckich żołnierzy.

Obchody 70. rocznicy zwycięstwa w bitwie stalingradzkiej, jednej z największych bitew II wojny światowej, w Wołgogradzie trwają od czwartku. Ich kulminacyjnym punktem będzie sobotnia defilada wojskowa. Planowany jest też wielki pokaz sztucznych ogni.

W czwartek wieczorem w wołgogradzkim Teatrze Muzycznym odbył się bal, na który zaproszono 320 uczestników bitwy stalingradzkiej, robotników z lat wojny i członków stowarzyszenia Dzieci Stalingradu.

Wcześniej aktywiści tamtejszych klubów historycznych zorganizowali rekonstrukcję wzięcia do niewoli dowódcy wojsk niemieckich pod Stalingradem, feldmarszałka Friedricha von Paulusa. Epizod ten odtworzono w piwnicach Centralnego Domu Towarowego, gdzie 31 stycznia 1943 roku von Paulus rzeczywiście oddał się w ręce radzieckich żołnierzy. Był on pierwszym niemieckim feldmarszałkiem, który w czasie II wojny światowej skapitulował i dał się wziąć do niewoli.

Natomiast w piątek w Teatrze Eksperymentalnym w Wołgogradzie rozpoczęła się dwudniowa międzynarodowa konferencja "Bitwa stalingradzka w losach narodów", w której biorą udział historycy z 10 krajów, w tym Polski. Jej uczestnicy spotykają się także ze studentami tamtejszych wyższych uczelni.

Wołgograd, milionowe miasto nad Wołgą, nosi obecną nazwę od 1961 roku. W latach 1925-61 nazywano go Stalingradem, a wcześniej - w czasach monarchii i na początku rządów bolszewickich - Carycynem.

Bitwa o Stalingrad toczyła się od 23 sierpnia 1942 do 2 lutego 1943 roku. Celem Niemców było zdobycie miasta, ważnego ze względu na plany zajęcia Kubania i Kaukazu. To z kolei miało odciąć wojska Stalina od kaspijskiej ropy. W niektórych fazach bitwy po obu stronach brało w niej udział ok. 2 mln ludzi, prawie 2 tys. czołgów, ponad 2 tys. samolotów i 28 tys. dział.

Bitwa stalingradzka zakończyła się klęską Niemców i olbrzymimi stratami po obu stronach. Historycy uważają załamanie się niemieckiej ofensywy pod Stalingradem za przełomowe wydarzenie w II wojnie światowej - po tej klęsce wojska Hitlera bezpowrotnie straciły strategiczną inicjatywę.

Rosjanie są podzieleni w ocenie Stalina. Jedni - stanowią oni większość - kojarzą go z represjami i terrorem. Inni podkreślają, że to za Stalina narodził się wielki przemysł, a radziecka armia stała się jedną z najsilniejszych w świecie, dzięki czemu ZSRR odparł agresję Hitlera.

Nie milkną również spory historyków na temat tego, co sprawiło, że Armia Czerwona po wielkich stratach poniesionych w latach 1941-42 zdołała zebrać siły i rozgromić potężnego wroga. Jedni jako główną przyczynę wymieniają ogromną siłę ducha i płomienny patriotyzm obywateli ZSRR. Inni uważają, że było to możliwe dzięki niewyczerpalnym zasobom ludzkim i materialnym.

Natomiast duchowni przypominają, że bitwa stalingradzka rozpoczęła się od modlitwy przed ikoną Matki Boskiej Kazańskiej, która w przeszłości już raz ocaliła Rosję - to właśnie cudownemu wpływowi tego obrazu, przyniesionego z Niżnego Nowogrodu do Moskwy przez oddziały kupca Kuźmy Minina i księcia Dymitra Pożarskiego, przypisuje się wypędzenie w 1612 roku polskich wojsk z Kremla.

>>>>

Akurat Matka Boza nie mogla pomagac sowietom bo Ja wygnali z Rosji podobnie Boga . Akurat jesli chodzi o Boga to II Wojna NAJMNIEJ wskazuje na Jego dzialanie . To bylo branie sie za gardlo dwu szatanow stoad tyle bestialstwa i ofiar . Bog wkraczal dopiero gdy juz byli martwi zolnierze obu stron . Oczywiscie gdy jakis zolnierz byl pobozny i prosil to tak ! Bog nie zwlekal ...
I oczywiscie nalezy zwalaczac sowieckie klamstwo .
Na skutek oblednego uporu Hitlera i bufonady Goeringa hitlerowcy zafundowali sobie propagandowa kleske . Zdazyli by sie wycofac ...
Prawda jest taka ze walki pod Stalingardem byly poboczne ale poniewaz nagle sowieci zwyciezyli propganada je wyolbrzymila . A zachod jeszcze bardziej . Po prostu zachodowi zalezalo na tym aby propagandowo pognebic Hitlera ... i wyolbrzymiali sukcesy sowietow ...

Natomiast prawdziwa bitwa toczona w tym czasie byla bitwa POD RZEWEM !
Tam Zukow przeprowadzil 37 !!!!! NIEUDANYCH OFENSYW . Liczac skromnie ze w kazdym ataku padlo 50 tys. sowietow stracili 1850 tys (sowieci przyznaja sie do 1100tys.) !!! 1,85 MILIONA !!! Bitwe to ujawnil dopiero Suworow do tej pory byla NIEZNANA !!!
[link widoczny dla zalogowanych]
A wiec nastapilo jedno z najwiekszych klamstw II wojny . Olbrzymia bitwe pod RZEWEM zakonczona rzezia sowietow PRZEMILCZANO a wyolbrzymiono znacznie mniejsza pod Stalingradem w dodatku debilnie przez hitlerowcoq rozgrana . Tak wygladaja wojny propagandowe ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:17, 25 Mar 2013    Temat postu:

Procenty w okopach. Historia wódki na froncie radzieckim w czasie II wojny światowej

Frontowe 100 gramów dziennie dla każdego sołdata stało się jedną z legend związanych z wielką wojną ojczyźnianą. Jednak jak rzadko która legenda, ta w pełni odpowiada rzeczywistości. Wódka stała się uniwersalną walutą radzieckiego żołnierza, wymienialną na całą gamę towarów, a sama butelka wysokoprocentowego trunku potrafiła osiągać zawrotne ceny. Z jednej strony alkohol rozgrzewał na zimowym froncie, ale z drugiej, nawet niewielka dawka działała wyjątkowo mocno na niedożywionych żołnierzy, co często przynosiło dramatyczne skutki.

Historia wydawania rosyjskim żołnierzom wódki sięga czasów Piotra I, jednak idea urzędowego zaopatrywania walczących oddziałów w alkohol na dobre powróciła dopiero w czasach sowieckich. Pierwszy raz masowo żołnierze dostali go podczas wojny z Finlandią. Na początku 1940 roku dowództwo Armii Czerwonej podjęło decyzję, aby zamarzającym na blisko 40-stopniowym mrozie żołnierzom dawać po 100 gramów wódki (dla lotników był koniak).

Motywacja do walki

Po otrząśnięciu się z pierwszych klęsk dowództwo Armii Czerwonej zaczęło myśleć o prostym, a zarazem skutecznym środku motywującym żołnierzy. Przydzielanie walczącym jednostkom alkoholu wydawało się idealnym rozwiązaniem. Oficjalnie takie praktyki usankcjonował rozkaz numer 0320 z 25 sierpnia 1941 roku, mówiący o tym, że od 1 września 1941 roku ma się rozpocząć wydawanie żołnierzom służącym na pierwszej linii po 100 gramów wódki na dobę. W rozkazie nie zapomniano też o odpowiednim zorganizowaniu zaopatrzenia oraz, co ważniejsze, skutecznej ochronie i kontroli dystrybucji tego jakże cennego towaru.

Niestety teoria i praktyka nie szły w parze. Pomimo niezwykle ostrych przepisów, szczegółowego sprawdzania stanu magazynów oraz wybierania zaufanych i - co ważniejsze - niepijących wartowników, wódka masowo znikała ze składów. Większości kradzieży dokonywali oficerowie sztabowi i zaopatrzeniowcy, którzy - poprzez umiejętne fałszowanie dokumentacji - przywłaszczali sobie pożądany trunek.

Co ciekawe, z transportu najczęściej ginęły zwykłe butelki. Najłatwiejsze zaś do upilnowania były dębowe beczki lub aluminiowe bidony służące niegdyś do przewożenia mleka. Wódkę często pobierano ze składu przed bitwą, a wydawano ją dopiero po walce, gdy niewielu żołnierzy pozostawało przy życiu.

Liczne nadużycia sprawiły, że z inicjatywy Stalina zreorganizowano cały system dystrybucji alkoholu, tak aby służył on motywowaniu żołnierzy do walki. Naczelne dowództwo 12 maja 1942 roku wydało rozkaz, na którego mocy wstrzymano codzienne wydawanie wódki wszystkim jednostkom frontowym. Przywilej ten pozostawiono jedynie tym pierwszoliniowym, odnoszącym sukcesy w działaniach bojowych. W ramach zachęty do walki zwiększono także normę do 200 gramów na dobę. W przypadku pozostałych jednostek frontowych wprowadzono spis dni świątecznych, w które miano wydawać dotychczasowe 100 gramów.

Rozkaz brzmiał nadzwyczaj surowo: "wszystkim pozostałym żołnierzom służącym na pierwszej linii wydawanie wódki po 100 gramów na osobę przeprowadzać tylko w następujące święta rewolucyjne i ludowe: 7-8 listopada (rocznica rewolucji październikowej), 5 grudnia (rocznica rozpoczęcia kontrnatarcia pod Moskwą), 1 stycznia (Nowy Rok), 23 lutego (Dzień Armii Czerwonej), 1-2 maja (Święto Pracy), 19 lipca (Dzień Sportowca), 16 sierpnia (Dzień Lotnika), 6 września (Międzynarodowy Dzień Młodzieży) oraz w święto pułkowe (dzień sformowania jednostki)". Paradoksalnie dzięki rozkazowi bardzo wielu żołnierzy dowiedziało się, że Międzynarodowy Dzień Młodzieży i Dzień Sportowca są jakimś powodem do świętowania…

Rozkaz o 200 gramach szybko jednak zmodyfikowano i zmniejszono przyznawaną porcję do setki, ale tylko dla jednostek prowadzących natarcie. Tylko dla Frontu Zakaukaskiego, który był odcięty od pozostałych grup wojsk i linii zaopatrzenia, ustanowiono odrębne normy wydawania "napojów motywujących" - deficytową wódkę zastąpiono miejscowym winem: po 200 gramów wina wzmacnianego lub 300 zwykłego.

Zaostrzony rygor

Chociaż w założeniu frontowe 100 gramów miało działać motywująco na żołnierzy, w praktyce wydawanie wódki przysparzało jednak wielu problemów. Nawet niewielka doza alkoholu działała wyjątkowo mocno na niedożywionych żołnierzy, co przynosiło dramatyczne skutki, jeśli trunek był wydawany przed atakiem. Tak wspominał jeden z weteranów: - Po okopie szedł szef kompanii z kubkiem i nalewał każdemu, kto chciał. Najczęściej pili młodzi żołnierze i nowo wcieleni rekruci. Leźli potem prosto pod kule i ginęli. Ci, którzy przeżyli kilka ataków, podchodzili do wódki z wielką ostrożnością.

Ze wspomnień weteranów wynika, że piła głównie piechota. Alkoholu unikali czołgiści i artylerzyści, gdyż nawet niewielka dekoncentracja kierowcy lub celowniczego mogła zaważyć na losie całej załogi.

Wiosną 1943 roku znowu zaostrzono rygory związane z wydawaniem wódki. Dowództwo uznało, że alkohol bardziej jest potrzebny zimą, więc wraz ze wzrostem temperatury zaczęto go oszczędzać. Sytuacja zmieniła się dopiero po bitwie pod Kurskiem, kiedy stopniowo rozluźniano sztywne zasady i rozszerzano kategorie jednostek uprawnionych do otrzymywania frontowych 100 gramów.

Płynna waluta

Na froncie papierowe pieniądze praktycznie nie przedstawiały żadnej wartości. Również na tyłach posiadanie gotówki nie na wiele się zdawało, gdyż w warunkach totalnego deficytu i systemu kartkowego i tak można było liczyć tylko na przydziałowe produkty. W takiej sytuacji wódka stała się jedną z najlepszych walut. Niepijący żołnierze wymieniali swój przydział na jedzenie lub tytoń. Jak wspominał znany sowiecki aktor komediowy Jurij Mikulin, 100 gramów wódki zawsze wymieniał po ustalonym kursie na 50 gramów słoniny.

Co ciekawe, alkohol był jedną z niewielu cennych rzeczy, którą ranni żołnierze mogli przywieźć z frontu na tyły. Według oficjalnych wojennych cen butelka wódki kosztowała 30 rubli, jednakże była ona praktycznie nieosiągalna dla przeciętnego obywatela. Na czarnym rynku ta cena najczęściej kształtowała się w granicach 500 rubli; tyle wynosiła dobra dwumiesięczna pensja robotnika (dla porównania szef sztabu pułku ze wszystkimi dodatkami otrzymywał 1300 rubli miesięcznego wynagrodzenia).

Trofiejny alkohol

Diametralna zmiana nastąpiła po wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny okupowanych państw europejskich. Choć rosyjscy historycy pomijają tę kwestię milczeniem, to jednak sytuacja wymknęła się wówczas spod kontroli. Wprawdzie w pierwszoliniowych atakujących jednostkach oficerom na ogół udawało się utrzymywać kontrolę nad spożyciem trunków, jednak podążające za nimi jednostki tyłowe stanowiły prawdziwą plagę dla miejscowej ludności. O ile "samozaopatrywanie się" wojsk nie było dla dowództwa żadnym problemem, o tyle masowe zatrucia metanolem i skażonym spirytusem technicznym traktowano już bardzo poważnie. Większość ze strat niebojowych z lat 1944-1945 wynikała właśnie z zatrucia metanolem, którego duże ilości celowo pozostawiały wycofujące się wojska niemieckie. Chociaż dzięki obfitości zdobycznego alkoholu znacząco zmniejszyła się rola "narkomowskich" (od narodnowo komisarja - przyp.) 100 gramów, to przydziałowa setka pozostała jednym z podstawowych przywilejów nacierających jednostek aż do samego końca wojny.

Adam Kaczyński, "Polska Zbrojna"

>>>

I tak armia radziecka jechala na wodce .



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pon 20:18, 25 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:58, 28 Sty 2014    Temat postu:

W inscenizacji bitwy pod Leningradem wzięło udział 400 "aktorów"


Ponad 400 wielbicieli inscenizacji historycznych przebrało się za żołnierzy Armii Czerwonej i wojsk hitlerowskich Niemiec, aby odtworzyć bitwę, która zakończyła jedną z największych i najkrwawszych operacji II wojny światowej.

Inscenizacja bitwy pod Leningradem odbyła się w miejscowości Porogki w obwodzie leningradzkim w poniedziałek. Wielkie przedstawienie zorganizowano z okazji obchodów 70. rocznicy przełamania blokady Leningradu, będącej jednym z najtragiczniejszych epizodów czteroletnich zmagań ZSRR z hitlerowskimi Niemcami.

W inscenizacji oprócz "aktorów" w historycznych strojach, pojawiły się również pojazdy wojskowe, ciężarówki, samochody i motocykle z epoki.

27 stycznia 1944 roku pod naporem Armii Czerwonej Niemcy ostatecznie zwinęli trwające blisko 900 dni oblężenie nadnewskiej metropolii. Rozpoczęło się ono 8 września 1941 roku, gdy nacierający Wehrmacht odciął wszystkie lądowe połączenia miasta z resztą terytorium ZSRR. Jedyną drogą zaopatrzenia pozostała aż do początku 1943 roku trasa przez jezioro Ładoga - zimą wiodąca po lodzie. Potem wywalczono tam wzdłuż brzegu niezbyt szeroki korytarz terenowy, który nieco poprawił sytuację oblężonych.

Oblężenie trwało 900 dni i pochłonęło ok. 1 mln ofiar spośród ludności cywilnej, z czego ok. 650 tys. zmarło z głodu. Atak, jak i obrona Leningradu, są typowym przykładem działań (ze względu na nazwę miasta), w których ideologia wzięła górę nad planowaniem wojskowym i zdrowym rozsądkiem.

....

Tak to bylo horrendalne ! CZY WY SOBIE WYOBRAZACIE 200 GRAMOW CHLEBA DZIENNIE ODMIERZCIE SOBIE TYLE I POZYJCIE !!! Nie zgadzam sie ze atakowanie Leningradu bylo ze strony Niemcow glupie . Wrecz przeciwnie . PRZYBLOKOWALI CENTRUM PRZEMYSLU ZBROJENIOWEGO KTORE WYLACZYLI Z GRY ! NADZWYCZAJ KORZYSTNE ! Obled byl po stronie Kremla . Armia Czerwona poniosla w dniach 22 do 24 czerwca najwieksza kleske w historii wojen . Wrzesien 39 to byla w porownaniu z tym chlubna przegrana . I co robia ? 25 CZERWCA NAPADAJA NA FINLANDIE KTORA ROBILA CO MOGLA ABY SIEDZIEC CICHO ! W tej sytuacji Finowie musieli walczyc i zablokowali Leningrad . Niemcy z drugiej strony . OBLED ! JAK MOZNA ROBIC DRUGI FRONT W CHWILI KLESKI NA PIERWSZYM I TO TOTALNEJ ! Wyglada mi na to ze Armia Czerwona mechanicznie odkryla koperty i zaczela wykonywac plany agresji sprzed wojny juz nieaktualne ! I szkodliwe . Ale Stalin stracil glowe i 7 dni siedzial cicho ! Te 7 dni nikt nie dowodzil ! I wykonywali ruchy z kopert przedwojennych rozkazow ! To juz bylo samobojstwo . Cos niebywalego a jednak . Nie jest znany drugi przyklad tak horrendalnej potwornosci . Wszyscy jednak sie bali rozstrzelania a w razie czego mieli papier ze byl rozkaz i prowadzili oddzialy do zaglady . Niebywaly monstrualny system i kleska tez niebywala . Komunistyczna wojna jest rownie potworna jak system .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:16, 29 Sty 2014    Temat postu:

Mateusz Zimmerman | Onet
Leningrad. Zima w mieście głodu

Jedna z mieszkanek Leningradu podczas blokady miasta - PAP

Przed 70 laty Armia Czerwona odparła Niemców spod Leningradu. Mieszkańcy miasta podczas blokady jedli chleb z trocinami i cierpieli 30-stopniowy mróz bez prądu i ogrzewania. Z głodu umarły setki tysięcy.

Przez poprzednie dwa tygodnie słychać było tylko huk dział na południe od miasta. Tego wieczora wszystko się wyjaśniło: na dawnym carskim placu defilad odbył się salut zwycięstwa. 324 działa wystrzeliły 24 salwy, reflektory przeciwlotnicze oświetlały niebo, a nad Newą rozbłysły zielone, czerwone i niebieskie flary. Tak przed 70 laty celebrowano wyzwolenie Leningradu od niemieckiej blokady.

O gehennie, jaką miasto przechodziło przez poprzednie dwa i pół roku, cała reszta kraju wiedziała niewiele. Na łamy gazet przebijały się informacje o cywilnych ofiarach niemieckich nalotów i ostrzałów, ale nie pojawiało się najważniejsze słowo: głód. Używano eufemizmów – takich jak „wycieńczenie”, „awitaminoza” czy najpopularniejszy: „dystrofia”.

Tragedia Leningradu była wypadkową tyleż niemieckiego oblężenia, co bezmyślności i lekceważenia ludzkiego życia po stronie radzieckich władz cywilnych i wojskowych. W blokadzie umarło (w większości z głodu) ok. 750 tys. cywilów – to liczba ofiar ponad trzykrotnie większa niż przypadku ataków nuklearnych na Hiroszimę i Nagasaki łącznie!

Atak na kolebkę rewolucji

Kiedy Niemcy zaatakowali ZSRR, jedno z trzech głównych uderzeń ruszyło w kierunku Leningradu. Trzymilionowe miasto było jednym z najważniejszych ośrodków przemysłu obronnego i kluczowym portem nad Bałtykiem. Niemcy, zajmując je, zdobyliby stocznie, stalownie i fabryki broni. Rozciągnęliby strefę swoich wpływów od państw bałtyckich do Skandynawii.

Hitler był zdeterminowany, by zająć Leningrad jeszcze latem, a dopiero potem ruszać na Moskwę. Mówił: „Moskwa to tylko pojęcie geograficzne, ale Leningrad – to kolebka rewolucji”. Wydawało się, że może liczyć na pomoc Finów, którzy chcieli odzyskać terytoria stracone podczas niedawnej wojny ze Stalinem.

Siły pancerne rzeczywiście postępowały błyskawicznie – forpoczta dotarła na odległość 15 km od słynnego Ermitażu – ale nie nadążała za nimi piechota. Niemcy nie podjęli błyskawicznego szturmu i w efekcie zmarnowali pierwszą i jedyną szansę na zdobycie miasta.

Radzieccy generałowie rzucili do jego obrony dziesiątki tysięcy rekrutów, a także ochotniczy zaciąg z samego Leningradu. Jednych i drugich potraktowano jak mięso armatnie – mało kto umiał założyć wojskowe onuce, nie mówiąc już o posługiwaniu się karabinem czy polową apteczką. Umocnienia budowane przez cywilów też były prymitywne – ale w obu przypadkach zadecydowała liczebna przewaga.

Za cenę krwi zamknięto Niemcom drogę do Leningradu, ale nie zdołano ich spod niego odepchnąć. Hitler kazał swoim generałom się zatrzymać, aby „oszczędzić wojskom niepotrzebnych wysiłków”. Miasto miało być od północy zablokowane przez Finów, a od południa – przez Niemców. Nikt już nie chciał do niego wkraczać – w obawie przed epidemią i wciągnięciem w walki miejskie, które wykrwawiły Wehrmacht m.in. w Kijowie i Smoleńsku. A poza tym Niemcy byli świadomi, że zająwszy Leningrad, musieliby wykarmić jego mieszkańców.

Jedzenia wystarczy na miesiąc

Mieszkańców tydzień po rozpoczęciu wojny wezwano pod karą więzienia lub grzywny do budowy umocnień. Kobiety na równi z mężczyznami kopały transzeje czy rowy przeciwczołgowe i ścinały drzewa na barykady. Niemcy zrzucali ulotki: „Dziewczynki, przestańcie kopać te dziurki w ziemi / I tak nasze czołgi przejdą ponad nimi!”.

Dyrektor Ermitażu zawczasu zgromadził tony wiórów drewnianych, ceraty i wyściółki, aby móc ochronić najcenniejsze zbiory. Konny posąg cara Mikołaja I ukryto pod stertą worków z piaskiem, a słynny „Jeździec Miedziany”, pomnik Piotra Wielkiego, został ukryty za deskowaniem. Ewakuowano ok. 600 tys. ludzi – relatywnie niewiele.

Co o tym decydowało? Organizacyjny bałagan: planowano np. wywieźć 400 tys. dzieci na wieś, ale zamierzano je rozdzielić z rodzinami – nic więc dziwnego, że rodzice uchylali się od udziału w akcji. W ramach patriotycznego wzmożenia mieszkańców wręcz zniechęcano do ewakuacji; pozostanie w mieście było interpretowane jako akt odwagi. Dla władz priorytetem było ocalenie przemysłu i instytucji, a nie tzw. niepracującej ludności.

Kiedy we wrześniu wszystkie drogi lądowe łączące miasto z resztą ZSRR były już odcięte, w mieście i okolicznych wioskach było ok. 2,8 mln cywilów. Do tego dochodziło pół miliona żołnierzy i marynarzy. Władze Leningradu zorientowały się zbyt późno, że jedzenia wystarczy miastu na miesiąc. Już wtedy głodowi nie można było zapobiec, ale można było zmniejszyć jego skalę i tym samym liczbę przyszłych ofiar.

Zawiniła mieszanka niedowierzania, ideologicznego zaślepienia i, jak zwykle w Związku Radzieckim, pogardy dla ludzkiego życia. Andriej Żdanow – stalinowski aparatczyk, który kierował Radą Wojenną Frontu Leningradzkiego – w pierwszych dniach wojny cofnął specjalne pociągi wiozące ziarno do miasta. Uznał, że „Leningrad sobie poradzi”.

W mieście zbyt późno zamknięto restauracje i komercyjne sklepy, nie od razu przerwano też produkcję piwa czy lodów – marnotrawiono podstawowe zasoby. Władze nie dbały nawet o składowanie rezerw żywności tak, aby uchronić je przed nalotami – skutkiem był katastrofalny pożar magazynów we wrześniu. Mieszkańcy dobrze go zapamiętali, bo to był początek kryzysu.

Życie i śmierć na kartki

Wprowadzono kartki na żywność, a system ich wydawania być swoistą selekcją własnej ludności. Władze wzięły sobie do serca słowa towarzysza Lenina: „zmniejszać racje tym, którzy nie są bezwarunkowo potrzebni, na korzyść tych, którzy są rzeczywiście potrzebni”.

System sprowadzał się do tego, że osoby pracujące fizycznie (w zamyśle: ci, którzy przyczyniali się do obrony miasta) miały dostawać dwukrotnie większe racje: chleba, tłuszczu, mięsa, cukru itd. Aby pracujący nie dzielili się swoimi racjami, zabroniono im wynosić jedzenie z zakładów pracy (czasem przeszukiwano robotników przy wyjściu z fabryki).

Cały ten system był naznaczony z jednej strony korupcją urzędników, którzy obsługiwali racjonowanie – a z drugiej: rozpaczliwymi ruchami bezradnych ludzi, którzy dostawali zaniżone racje i np. próbowali ukrywać śmierć bliskich, by przynajmniej do końca miesiąca odbierać żywność na ich kartki.

Zima zawitała do Leningradu w zasadzie już w październiku. Nie było prądu, a rezerwy paliwa zużywały fabryki zbrojeniowe. Próbowano przewozić zapasy drogą wodną, szlakiem przez jezioro Ładoga, ale transporty (jeśli po drodze nie zbombardowali ich Niemcy) zużywano błyskawicznie.

W listopadzie nie pokrywały nawet jednej piątej zapotrzebowania miasta i armii, która go broniła. Nawet robotnicy zaczęli dostawać ledwie po 250 g chleba dziennie. Pracownicy umysłowi, bezrobotni, starcy i dzieci byli skazani na powolną śmierć, ale jeszcze o tym nie wiedzieli.

Pomarańczowy chleb i klej z kopyt

Chleb stał się w Leningradzie pojęciem umownym. Najpierw dodawano do bochenków paszę z wytłoków bawełnianych, którą dotąd palono w piecach okrętowych. Zimą zaczęto dodawać celulozę, którą chemicy pozyskiwali ze strużyn sosnowych. Oczywiście nie miała żadnej wartości odżywczej – zwiększała jedynie wagę i objętość chleba, aby racje się zgadzały. Bochenki musiały być pieczone w blachach – bo się rozpadały. Smakowały jak glina zmieszana z trawą.

Zarzynano zwierzęta domowe, próbowano łapać szczury i gołębie. Z plew lnianych robiono placki. W stołówkach pojawiała się „zupa drożdżowa”, wyrabiana ze sfermentowanych trocin brzozowych. Z paszy lnianej, która była pokarmem dla bydła, próbowano przygotowywać makaron. Owcze jelita z rzeźni i skórę cielęcą z garbarni mielono na cuchnącą masę mięsną.

Ludzie próbowali jeść smary, rozgotowywali pasy i buty, nawet klej stolarski, produkowany z kości i kopyt zwierząt rzeźnych. Z głodu wpadali w apatię lub obłęd. Patrzyli na powolną śmierć głodową – swoją i swoich bliskich. W pewnym momencie po prostu „rozkładali się” (jak mówiono w lokalnym żargonie) – nie wstawali z łóżek nawet po to, by szukać jedzenia.

Matka pewnego nastolatka zapamiętała, że chłopak stopniowo zaczynał się poruszać jak „zepsuty robot”. Jego twarz opuchła, nabrała skamieniałego i dzikiego wyrazu, a skóra lśniła jak lakier. Tak wyglądało powolne konanie z głodu.

Kanibale i trójca leningradzka

NKWD raportowało o przypadkach, jak to biurokratycznie określono, „użycia mięsa ludzkiego do celów spożywczych”: matka udusiła 1,5-roczną córkę, by nakarmić nią resztę rodziny; ktoś zabił młotkiem dwie kobiety, a ciała ukrył w szopie i tam ćwiartował; przy jednym z dworców grasowała banda kanibalek itd.

Radzieckie prawodawstwo rozróżniało przy tym zjadanie mięsa trupów (10 lat więzienia) i zabójstwo w takim celu (kara śmierci). Dlatego spośród ponad 2 tys. osób aresztowanych w Leningradzie za kanibalizm rozstrzelano „tylko” 700.

Ogrzewania i prądu mieszkańcy nie mieli. Wyrabiali więc chałupniczo koptiłki – lampy naftowe, które wydzielały mnóstwo sadzy. Źródłem ciepła w mieszkaniach stały się z kolei burżujki – metalowe piecyki, w których palono porąbanymi meblami, parkietem, a nawet krzyżami z cmentarzy.

Trzecim przedmiotem „leningradzkiej trójcy” niezbędnym do przeżycia były sanie. Tylko na nich dało się zimą przewieźć wodę czy drewno na opał. I trupy.
Trumny na wynajem

Przed wojną w mieście umierało ok. 3,5 tys. osób w miesiącu. Po rozpoczęciu blokady – 10 tys. W styczniu i lutym 1942 r. umierało z głodu już prawie po 100 tysięcy ludzi na miesiąc! Dosłownie przewracali się na ulicach, pod ścianami domów, pod płotami.

Powszechnym widokiem stał się człowiek, który ciągnął na saniach „mumię” lub „kokon” – zwłoki zawinięte najczęściej tylko w prześcieradło. Po mieście jeździły całe ciężarówki wypełnione zamarzniętymi na kamień trupami. Śmierć spowszedniała, więc i załamały się cywilizowane zwyczaje dotyczące traktowania zmarłych.

Kiedy krewny zmarłego, najczęściej sam ledwie żywy, docierał do prowizorycznej kostnicy, musiał własnymi rękami złożyć ciało na górze trupów czekających na pochówek. Na Cmentarzu Piskariowskim – największym skupisku mogił ofiar głodu – powstał w ten sposób stos ciał dwumetrowej wysokości i długi na 200 m.

Trumny oferowano na wynajem. Pojawiło się zjawisko „prywatnego” kopania grobów za kawałek chleba. W sumie w granicach miasta wykopano ponad 600 masowych grobów, nie licząc lejów po bombach, wyrobisk czy rowów umocnieniowych, bo i w takich miejscach chowano ludzi. Większość ofiar blokady – mniej więcej pół miliona – umarła pierwszej zimy.

Krucha Droga Życia

Zimą lód na jeziorze Ładoga stał się dość gruby, by można było zorganizować trasę samochodową – tak powstała tzw. Droga Życia. Na dystansie 30 km zabezpieczali ją żołnierze, wyposażeni w rozmieszczone na lodzie działa i karabiny. Mimo niemieckiego ostrzału samochody, ciągniki i zaprzęgi konne wreszcie wiozły do miasta żywność, żołnierzy z uzupełnień, broń i amunicję.

W drugą stronę – na wschód – zabierano ludzi, bo wreszcie udało się zorganizować masową ewakuację cywilów. Dziesiątki tysięcy nie przetrwały tej podróży, umierając po drodze z wycieńczenia i wychłodzenia. Zresztą za miejsce w pociągu (z Leningradu na brzeg Ładogi) i na pace ciężarówki często trzeba było dać łapówkę.

Wiosną 1942 r. ludzie w mieście umierali już nie tyle z głodu, co z powikłań spowodowanych niedożywieniem. Ale na dnie Ładogi udało się ułożyć rurociąg – można było wreszcie dostarczać do miasta paliwo i energię. Uruchomiono niektóre szkoły, wodociągi, kanalizację i tramwaje. Śmierć na ulicach nie była już codziennością, ale rok po rozpoczęciu oblężenia w mieście zostało tylko 650 tys. ludzi.

Wszy wielkie jak ciężki czołg

Sytuacja zmieniała się dla mieszkańców miasta, ale nie dla żołnierzy Frontów Leningradzkiego i Wołchowskiego (walczących na południe od miasta). Zimą dostawali po 300 g chleba i zupę raz dziennie. Nie mieli schronów, więc musieli spać na śniegu przykryci tylko szynelami.

Cierpieli od odmrożeń, szkorbutu, kurzej ślepoty i oczywiście głodu. Jeden z żołnierzy wspominał: „Nigdy nie pomyślałem, że przyjdzie zjeść całego konia z uprzężą, uzdą i rzemieniami chomąta… Głód przekształca człowieka w zwierzę, pozostaje tylko jedna straszliwa potrzeba – jeść!”.

Blokada Leningradu

Przez pół roku większość nie rozbierała się i nie myła. Błyskawicznie pojawiły się wszy – tak wielkie, że nazywano je „KW” (to nazwa radzieckiego ciężkiego czołgu). Wiosną zaroiło się od pcheł i komarów, żniwo zbierały tyfus i czerwonka.

Przynajmniej pięć razy Armia Czerwona próbowała przerwać blokadę. Za każdym razem radzieccy dowódcy rzucali do chaotycznej walki fale piechurów. Niemieccy oficerowie nazywali to tępotą, sami radzieccy żołnierze – „trzyrzędówką”: „szli po własnych trupach, osłaniali się własnymi trupami i zasypywali nieprzyjaciela własnymi trupami”.

Radzieckie straty wojskowe pod Leningradem były proporcjonalnie wyższe niż pod Stalingradem! – generałowie policzyli, że trzeba poświęcić czterech własnych żołnierzy, by zabić jednego Niemca. I poświęcali.

Syci wyjaśniali głodnym, jak walczyć za Ojczyznę

Dopiero w styczniu 1943 r. jeden z kontrataków uczynił wyłom w blokadzie – w najwęższym miejscu miał ledwie kilka kilometrów i cały czas ostrzeliwali go Niemcy. W błyskawicznym tempie zbudowano jednak linię kolejową na śniegu i lodzie, a pierwszy pociąg do Leningradu przywiózł podobno 800 ton masła i… kocięta – te miały walczyć z plagą szczurów w mieście. Niemców ostatecznie odepchnięto od miasta dopiero rok później.

Jeden z mieszkańców Leningradu pisał w pamiętniku: „Jesteśmy traktowani jak bydło. Jesteśmy pyłem, z którym nikt się nie liczy!”. Władze nie potrafiły zapobiec głodowej śmierci tysięcy ludzi, ale same o siebie potrafiły znakomicie zadbać.

Głodu nie cierpieli nigdy partyjni oficjele, urzędujący w Instytucie Smolnym. Zawsze dostawali przynajmniej trzy posiłki dziennie, nie żałowano m.in. szynki, kawioru i alkoholu – wszystko poza systemem kartkowym. Tragigroteskowo wyglądały w tym czasie partyjne wiece i zebrania: „syci wyjaśniali głodnym, jakie są ich obowiązki wobec partii i ojczyzny”.

Pięć lat po wojnie Grigorij Malenkow, poplecznik Stalina, przechadzał się w Leningradzie po muzeum obrony miasta. Zobaczył na wystawie zrekonstruowany punkt wydawania żywności i dwie cieniutkie kromki „wojennego chleba” – takiego, jaki wydawano mieszkańcom podczas blokady. Malenkow uznał, że te akcenty „minimalizują rolę wielkiego Stalina”. Muzeum zamknięto, a dyrektora skazano na 25 lat łagru.
Wykorzystałem i cytowałem m.in. „Obrona Leningradu. Historia bez retuszu” (aut. Władimir Bieszanow) oraz „Leningrad. Tragedia oblężonego miasta 1941-1944” (aut. Anna Reid)

....

Oczywiscie literatura najlepsza jest po rosyjsku . Amerykanie korzysraja z bogactwa i pisza na wszelkie tematy a pozniej glupcy w Polsce tlumacza i placa tantiemy ...

Tak to byla potwornosc ! Niewyobrazalna . Komunistyczne metody prowadzenia wojen to masakra ludnosci ...
W ogole skandalem jest ze Armia Czerwona nie potrafila odblokowac miasta az do 1944 !!! A MOGLA TO ZROBIC JUZ NA POCZATKU 1942 ! Kilka armii ktore atakowaly w tym okresie Wielkie Łuki moglo spokojnie uderzyc na poludnie od Lenigradu . Byly to 1,3,4 armie uderzeniowe ,,udarionne" . 300 tys. ludzi . Atakowaly z Ostaszkowa na Wielkie Łuki . Gdyby uderzyly z Nowogrodu na Leningrad moglyby nawet okrazyc Niemcow ...Niemcy byli wtedy w kryzysie . Ale stalinowcy mieli ,,wazniejsze" cele . Co jest absurdem bo Leningrad byl wazniejszy niz Wielkie Łuki . Jednak nieudolnosc sowietow bila wszelkie rekordy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:28, 01 Wrz 2014    Temat postu:

Kamil Nadolski | Onet
Czerwonoarmistki

Były jedynymi żołnierkami, które aktywnie walczyły na pierw­szej linii frontu. Po wojnie traktowane były jak zwykłe ulicznice.

309 zabitych żołnierzy wroga, w tym ponad 100 oficerów i 36 snajperów. Takim wynikiem mogła pochwalić się w czasie wojny Ludmiła Pawliczenko, najlepsza kobieta-snajper w Armii Czer­wonej. W czerwcu 1941 roku była w pierwszej grupie ochotni­ków zgłaszających się do walki z najeźdźcą. Dzięki medalom zdo­bytym w zawodach strzeleckich zdołała przekonać komisję rekru­tacyjną, by przydzielono ją do sekcji snajperskiej. Służąc w 25. Dy­wizji Strzeleckiej brała udział m.​in. w obronie Odessy, gdzie uzy­skała 187 trafień. Trzy razy została raniona, mimo to nie chciała zrezygnować. Zamiast tego chętnie szkoliła przyszłych snajpe­rów.

Kiedy w czerwcu 1942 roku trafił ją odłamek pocisku moździerzo­wego, została ewakuowana z Sewastopola do szpitala w Rosji. Nie wróciła już na front. Radziecka propaganda postanowiła zro­bić z niej użytek za granicą. W 1944 roku podróżowała więc z od­czytami po Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie wzywając do zaangażowania się w wojnę. Była żywą reklamę Armii Czerwonej. Franklin Delano Roosevelt przyjął ją oficjalnie w Białym Domu (była pierwszym obywatelem ZSRR przyjętym przez amerykańskiego prezydenta), a Pierwsza Dama nawet się z nią zaprzyjaźniła.

Po powrocie do kraju przypięto jej do piersi order Złotej Gwiazdy Bohatera Związku Radzieckiego i awansowano do stopnia majo­ra. Po wojnie zamieszkała w Moskwie i pracowała na uczelni. Pawliczenko była jedną z 2 tys. kobiet-snajperów w Armii Czer­wonej i jedną z 500, które przeżyły wojnę. Można by rzec, wzoro­wa propagandowa biografia. Takich było jednak niewiele. Zdecy­dowana większość kobiet, które służyły w armii, przez lata się do tego nie przyznawało. Społeczeństwo traktowało je jak prostytut­ki z okopów, bo niby co innego może robić kobieta z tysiącami sa­motnych mężczyzn na froncie. Takie przekonania żywe były wśród ludu jeszcze na długie lata po zakończeniu wojny.

Ramię w ramię z mężczyznami

Sam fakt uczestnictwa kobiet w wojsku nie jest niczym nowym. W czasie walk Trzecia Rzesza wcieliła do wojska 400 tys. kobiet, Wielka Brytania 450 tys., a Stany Zjednoczone – 266 tys. Wszyst­kie łączyło jedno – bez względu na sprawowane funkcje miały ka­tegoryczny zakaz używania broni i uczestnictwa w bezpośred­niej walce. Służyły więc jako łączniczki, sanitariuszki oraz pra­cownice licznych stanowisk urzędniczych i administracyjnych.

Pod tym względem Armia Czerwona była ewenementem. Jako je­dyna w czasie II wojny światowej wysyłała kobiety na linie fron­tu, by walczyły u boku mężczyzn. Kiedy w 1941 roku armia ra­dziecka została zdziesiątkowana, na froncie potrzebni byli wszy­scy. Hurtowo zgłaszały się ochotniczki z Komsomołu (Komuni­stycznego Związku Młodzieży). Wcielano je zarówno do istnieją­cych już jednostek, a czasem tworzono nawet oddziały wyłącznie damskie. Widok kobiety snajperki, pilota, saperki, a nawet ceka­emistki czy fizylierki w oddziałach szturmowych nikogo nie dzi­wił. Łącznie przez Armie Czerwoną przewinęło się prawie milion kobiet (600 tys. w obronie, łączności, szpitalach polowych, tabo­rach, sztabach i ponad 350 tys. na pierwszej linii frontu).

Młode ochotniczki przywiązywały do walki szczególne znacze­nie. "Była to dla nich przestrzeń, na której chciały testować i uka­zywać swoją nową, odmienną od tradycyjnej kobiecość" pisze Anna Krylova, historyczka z Cambridge w książce "Radzieckie ko­biety w walce".

Entuzjazm i zaangażowanie w obronę ojczyzny podsycały dodat­kowo propagandowe artykuły w prasie. Wystarczy przywołać fragment jednego z nich, który ukazał się na łamach "Prawdy", oficjalnego organu prasowego komunistów: "Radziecka kobieta kocha swoją ojczyznę żarliwie. I jeśli wróg ośmieli się zaatako­wać nasz kraj, to zostanie pobity bez litości. Kobieta wystąpi jako bojownik, na równych prawach z mężczyzną". (Swiatoj dołg so­wietskoj patriotki, 29 czerwca 1941).

Kobieca tożsamość wojskowa

Nikt nie miał wątpliwości co do potencjału bojowego kobiet. Wal­czyły równie skutecznie co mężczyźni. Początkowo nie były jed­nak traktowane przez kolegów na równi. W okopach 1941 roku nowo przybyli nie czekali długo na swoją pierwszą walkę, która następowała nawet po kilku godzinach. W sierpniu 1941 roku pod Odessą, cekaemistka Zoja Miedwiediewa przeszła swój chrzest ogniowy dzień po tym, jak dołączyła do plutonu broni ma­szynowej. W swoich pamiętnikach wspominała po latach, że męż­czyźni z oddziału mimo walki próbowali jej bronić. Zamiast trak­tować ją jak żołnierza, wychodzili z założenia, że należy chronić "babę". Dwupłciowość armii była czymś nowym także dla ra­dzieckich żołnierzy.

Zwłaszcza że większość kobiet uważała kobiecość i pewien asor­tyment jej przejawów za integralną część swojej tożsamości woj­skowej. Można było być dobrym strzelcem i jednocześnie nie re­zygnować z kobiecości, pisze Krylova. Jednym z jej przejawów było utrzymanie we wszystkich typach sił zbrojnych długich wło­sów. Jak łatwo się domyślić było to nie lada wyzwaniem, zwłasz­cza w czasie służby w okopach. Nawet kobietom-oficerom, które miały własne ziemianki i mogły w większym stopniu niż reszta żołnierek dbać o prywatność i higienę, długie włosy zajmowały czas i stanowiły dla nich niedogodność. A jednak zdecydowana większość z nich nie decydowała się na obcięcie.

W kwestii dwupłciowości armii, najczęściej dyskutowany jest temat tzw. "frontowego koleżeństwa" i charakteru, jaki ów przyj­mował. Nie można generalizować w tym względzie. Zdarzały się przypadki, kiedy żołnierze śpiewali kobietom piosenki miłosne w okopach, zdarzały się też przypadki gwałtów na koleżankach i nieplanowych ciąż. Pojęcie seksu w armii oficjalnie jednak nie ist­niało. Meldunki o nich były wykluczone, a sprawy tuszowano. Kobiety radziły sobie jak mogły. Jedne walczyły, inne godziły się z rolą, część zaś zostawała tzw. PPŻ – polowymi ruchomymi żona­mi (poliewaja pieriedwizymaja żena), znajdując sobie kochan­ków wśród oficerów, którzy chronili je przed resztą wojska.

Na polu walki nie było jednak taryfy ulgowej. Z czerwonoarmist­kami szczególnie okrutnie obchodzili się Niemcy. Nie brali ich w niewolę, tylko od razu rozstrzeliwali. Kobiety w Armii Czerwonej uważano za szalone, bo zamiast wspierać mężczyzn w tradycyj­ny sposób, pełniły zarezerwowane dla nich funkcje. Jedna z żoł­nierek, z którą rozmawiała Swietłana Akeksijewicz, autorka książki "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" nie kryła przeżytej traumy.

"Po wojnie przez kilka lat nie mogłam uwolnić się od zapachu krwi, prześladował mnie bardzo długo. Ledwie zacznę prać bieli­znę – czuję ten zapach, zacznę gotować obiad – znowu czuję. Ktoś mi podarował czerwoną bluzkę, a wtedy to była taka rzadkość, brakowało materiału, ale nie nosiłam jej, bo była czerwona. Tego koloru już nie mogłam znieść" - opowiadała autorce.

Rehabilitacja po latach

W przeciwieństwie do mężczyzn, którzy także zmagali się prze­cież z traumatycznymi wspomnienia, kobiety musiały znosić jesz­cze jedno: powszechny ostracyzm społeczny. Mężczyźni wracają­cy z frontu witani byli jak bohaterowie, kobiety jak damy do to­warzystwa, o dosyć wątpliwej reputacji.

Maria Fidorowna Frołowa, młodszy sierżant zwiadu: "Kiedy wspominam powrót do domu, do dziś płaczę i policzki mi płoną. Mężczyźni milczeli, spuściwszy wzrok, a kobiety rzucały w twarz: wiemy, czym się takie jak ty na froncie zajmowały. Z na­szymi chłopami...".

Po czterech latach walki kobiety dostały ordery i niezliczoną ilość rozczarowania i okrucieństwa ze strony rodzin i władzy. Swietłana Akeksijewicz opisuje przykład żołnierki, której po po­wrocie do domu matka kazała się wyprowadzić. Miała młodszą córkę i bała się, że zła reputacja czerwonoarmistki, utrudni jej dobre zamążpójście. Takich przykładów było tysiące.

Dopiero dwadzieścia lat po wojnie, wraz z ustanowieniem w 1965 r. Dnia Zwycięstwa (9 maja) zaczęto przypominać rolę ko­biet w szeregach Armii Czerwonej. Musiała jednak minąć jeszcze dekada, zanim traktowano je po bohatersko na równi z mężczy­znami. Powód był bardzo prozaiczny. Kobiety służące na fron­cie, zgłaszające się już jako 17-latki, zaczęły stanowić coraz licz­niejszą grupę weteranów, pośród topniejących szeregów zwykle starszych mężczyzn. Pod tym względem Anna Krylova nie ma wątpliwości, że ostatnim weteranem II wojny światowej, który brał udział w walkach będzie właśnie kobieta.
Pisząc tekst, korzystałem z: Swietłana Aleksijewicz, "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety"; Igor T. Miecik, "Armia Czerwona kocha tylko synów"; Anna Krylova, "Radzieckie kobiety w walce".

...

Kolejna porcja sowieckiego bestialstwa . Kobiety w Rosji są oczywiście równie prymitywne jak mężczyźni . Kobiety z frontu stanowiły konkurencje więc rozopuszczały plotki ze co kobiety mogły robić w wojsku ? ,,Oczywiście" być dziwkami . Kobieta największym wrogiem kobiety... Tymczasem sytuacja była prosta . Stalin i towarzysze wygubili mężczyzn . 23 mln zabitych mężczyzn i 8 mln kalek razem 31 mln . Tymczasem zdolnych do walki było 38 mln i to łącznie z ziemiami zagrabionymi w 39 . Nawet jak powołali starsze dzieci i młodszych staruszków to już było na styk . Gdyby wojna potrwala dłużej walczyły by same kobiety ... Takie były sukcesy uwielbianego tam Stalina . Glupcy ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:28, 28 Sty 2015    Temat postu:

Schetyna jednak miał rację? Oto, co wynika z sowieckich dokumentów

Nie milkną echa słów Grzegorza Schetyny dotyczące wyzwolenia byłego obozu w Auschwitz. Jak wynika z oficjalnych dokumentów sowieckiej armii, których treść przytacza dziennik.pl, szef polskiej dyplomacji miał jednak rację. Największą grupą narodowościową wśród szeregowych 60. armii, która otwierała bramy niemieckiego obozu zagłady, stanowili właśnie Ukraińcy.

Z dokumentu przygotowanego dla ministerstwa obrony ZSRR wynika, że według stanu na 1 stycznia 1945 roku w korpusie szeregowców 60. armii 1. frontu ukraińskiego największą grupą narodowościową stanowili Ukraińcy. Na tym szczeblu było ich 51 proc. Rosjanie stanowili przy tym 40 proc. składu.

...

Nie wierze w przypadek . Na pewno Schetynie przygotowali te dane i nie strzelal w ciemno bynajmniej . To oczywiste ze w tej sprawie sie przygotowali . Rosjanie wygineli we wczesniemszych bitwach . Im blizej 45 tym mniej Rosjan . Stracili 20 mln mezczyzn . Gonili juz resztkami sil . Mieli wiecej karabinow niz ludzi . Stad po wejsciu na Uraine brali wszystkich do wojska na zywiol . Bez szkolenia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:36, 04 Lut 2015    Temat postu:

Rosyjska karykatura z Grzegorzem Schetyną. Pies na amerykańskiej smyczy

Rosyjska agencja Ria Novosti drwi z szefa polskiego MSZ. Na swojej stronie internetowej opublikowała karykaturę Grzegorza Schetyny. Polityk przypomina na niej psa uwiązanego na smyczy w barwach amerykańskiej flagi.

Karykatura stanowi odpowiedź na słowa szefa MSZ o pomyśle Bronisława Komorowskiego, który zaproponował, by obchody 70 rocznicy zakończenia II wojny światowej odbyły się 8 maja na Westerplatte. Schetyna nazwał propozycję "interesującym projektem” i zasugerował, że takie uroczystości równie dobrze mogłyby odbyć się w Londynie czy w Berlinie.

"Dlaczego Dzień Zwycięstwa jest w Moskwie?”

Ilustracja Ria Novosti przedstawia Schetynę, stojącego na książce "Historia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”.

...

Akurat znam prawie na pamiec lepiej od tych kretynow z Moskwy . To ta co podaje sily sowieckie w ... PROCENTACH ! SmileSmileSmile Ze mieli 22 % nowoczesnych samolotow ! TO JUZ WIECIE WSZYSTKO SmileSmileSmile Generalnie jest o tym ze Chruszczow wygral wojne !

Do postaci psa domalowana jest chmurka ze słowami: "Dlaczego Dzień Zwycięstwa jest w Moskwie?".

Mianem "Wielkiej Wojny Ojczyźnianej" Rosjanie nazywają II wojnę światową, która dla nich trwała w latach 1941-1945.

...

Nieprawda ! To tylko do Chruszowa . Juz za Brezniewa jednak byla II Wojna Swiatowa ! Zreszta o tym ze Brezniew wygral wojne Smile Tam zreszta juz podali ile mieli tych nowych samolotow 1540 ! Z czego porownujac obie brednie wychodzi ze mieli 7000 samolotow ... Gdy 22 % to 1540 . Ale tylko w okregach wojskowych . Ogolem to 11500 . Niemcy 3000 . Do dzis zadziwia jak oni potrafili PRZEGRAC ! TO TRZEBA SIE POSTARAC !
Czyli za Brezniewa byla II Wojna a teraz cofneli w rozwoju do Chruszczowa Smile

Druga z ilustracji przedstawia postać z Pomnika Żołnierzy Radzieckich w Berlinie. Zatrzymuje ona mieczem uciekającego psa i odpowiada: "Dlatego, że ja jestem w Berlinie”.

... A PRZYJECHALEM AMERYKANSKA CIEZAROWKA ! BO NA PIESZO BYM NIE DOSZEDL !

Pomnik z żołnierzem niosącym uratowane niemieckie dziecko jest największym, poświęconym II wojnie światowej, monumentem w stolicy Niemiec. Stanowi miejsce pamięci dla weteranów wojennych głównie z krajów byłego Związku Radzieckiego.

...

Typowy sowiecki oblesny dowcipas . Inaczej nie potrafia . Przypomnijmy ohydny obrazajacy Polske sowiecki plakat z 1920 roku . Po prostu kraj szatana to i ,,humor" szatanski nie smieszny a plugawy i lżący . Mowa nienawisci . Tak jak nazistowski ,,humor o żydach" ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:45, 04 Lut 2015    Temat postu:

Rosja zażąda od Niemiec reparacji wojennych?

Rosyjscy deputowani mogą zażądać od Niemiec odszkodowań za straty poniesione w czasie II wojny światowej. W Dumie Państwowej powstała specjalna grupa, która przygotuje raport, dotyczący szkód wyrządzonych w wyniku napaści hitlerowskich wojsk na Związek Radziecki.

Deputowany Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Michaił Diegtiarow wyliczył, że Berlin powinien wypłacić Moskwie około 3 bilionów euro, w ramach reparacji wojennych. "Niemcy nie wypłaciły Związkowi Radzieckiemu żadnych odszkodowań za zniszczenia i bestialstwa okresu II wojny światowej” - cytuje Diegtiarowa dziennik „Izwiestia”.

Polityk przypomina, że z Niemiecką Republiką Demokratyczną było podpisane porozumienie o zrzeczeniu się reparacji, ale z Federalną Republiką Niemiec, a tym bardziej ze zjednoczonymi Niemcami, nikt niczego nie podpisywał.

Deputowany zachęca Białoruś i Ukrainę do podjęcia podobnych działań. Przy okazji rosyjskie media przypomniały, że z takimi pretensjami wystąpili niedawno Grecy, ale usłyszeli że Berlin nikomu, niczego płacić nie zamierza.

...

NIE MACIE PRAWA DO ODSZKODOWAN ! JESTESCIE SOJUSZNIKIEM NAZIZMU ! TO WY MUSICIE PLACIC ! A w 1941 sami planowaliscie uderzenie ! To ze Hitler byl szybszy to korzysc Niemiec ! Mieli czekac ?
NIECH WSZYSCY SOBIE USWIADOMIA ZE ONI BYLI AGRESOREM I NIE PRZYSLUGUJA IM ZADNE ODSZKODOWANIA ! ONI MUSZA PLACIC OFIAROM !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:38, 11 Maj 2015    Temat postu:

Rosja: Stalin i radzieccy generałowie oskarżeni

Stalin i generalicja są współodpowiedzialni za śmierć milionów radzieckich żołnierzy. Tak o ogromnych stratach poniesionych przez ZSRR w okresie II wojny światowej napisała komentatorka rozgłośni "Echo Moskwy" Julia Łatynina. Publicystka zwraca uwagę na „nieludzką” strategię przyjętą przez radzieckie dowództwo w starciach z hitlerowską armią.

Łatynina przypomina, że według różnych źródeł, w czasie wojny zginęło od 20 do 30 milionów obywateli Związku Radzieckiego. Dalej szczegółowo analizuje najważniejsze bitwy tamtego okresu, w tym zdobycie Berlina.

Publicystka "Echa Moskwy" twierdzi, że strategia radzieckich generałów polegała na "rzucaniu żołnierskich mas w wojenną maszynę do mielenia mięsa". Wskazuje przy tym, że żołnierzy puszczano przez pola minowe i kazano im bez przygotowania zdobywać doskonale umocnione pozycje wroga. - Ginęły całe pułki - przekonuje Łatynina. - Przy braniu Berlina ginęło 15 tysięcy osób na dobę. To największe straty w całej wojnie. Jaka była tego przyczyna? Socjalistyczne współzawodnictwo Koniewa z Żukowem, kto z nich pierwszy zdobędzie Berlin - oskarża rosyjska publicystka. Zarzuca również radzieckim dowódcom, że zamiast walczyć ramię w ramię z żołnierzami, trzymali się z daleka od pierwszych linii frontu.

...

Tak ludność kraju w1940, 190 mln w Rosji1945 , 165 mln brak 25 mln. Ale był też przyrost naturalny. Mały ale był. Zatem brak około 27 mln. Z analizy płci wynika że deficyt mężczyzn wynosi 20 mln. Zatem zginęło 23,5 mln mężczyzn i 3,5 mln kobiet. Ilość mężczyzn mówi wszystko. Zginęło trochę kobiet żołnierzy ale i mężczyzn częściej mordują na wojnie. Zatem około 20 mln. żołnierzy jest najbliższe prawdy.
Niemcy na froncie wschodnim stracili 3 mln. i to głównie na przełomie 1944 i 1945 gdy brakowało im broni. Kraje zmuszone do walki straciły 0,5 mln.
Zatem sowieci 20 mln przeciwnik 3,5 mln. JEDEN DO SIEDMIU! TO ZAGŁADA LUDNOŚCI! CCCP przegrał wojnę biologicznie! Tylko debil może mówić o zwycięstwie w tej sytuacji. A pamiętajmy że rok 45 nabił Niemcom ofiar. Do 1944 to było 1 do 15.
Co ciekawe to nie usprawiedliwia była specjalnie wina jednostek tylko SYSTEMU!
PAMIĘTAJMY ŻE PODSTAWOWĄ ZASADĄ EKONOMII KOMUNIZMU JEST BRAK LICZENIA KOSZTÓW! ZAKŁAD KOMUNISTYCZNY NIE DBA O KOSZTY! Bo nie ma wolnego rynku który zmusza do cięcia kosztów. Dokładnie tak samo funkcjonuje wszystko. W tym armia. TU KOSZTEM SĄ LUDZIE!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:39, 19 Lut 2018    Temat postu:

I dalsze opisy!

„Atakujące fale Rosjan wylewają się z zagłębienia terenu. Człowiek przy człowieku. Wszyscy z głośnym okrzykiem: Urrraa! – relacjonował pewien niemiecki oficer Horst Slesina. – Nasze karabiny maszynowe koszą ich jak zboże, a ogień moździerzy wyrywa ogromne dziury w szeregach. Po prostu nie da się chybić! Przewracają się jak kręgle, całymi setkami, dopóki ściana ciał nie formuje się na przedpolu między nami a kolejną falą atakujących. Kolejne rzędy zaczynają czmychać do tyłu. Wtedy gdzieś za nimi zaczynają trzeszczeć karabiny maszynowe i ładują długie serie w plecy tej masy, kosząc własnych ludzi! To jest jakieś dantejskie piekło! Politrucy zasiedli z tyłu razem ze swoimi oddziałami zaporowymi i strzelają jak szaleni do cofających się tłumów. Ostatnia desperacka metoda tych bestii! Śmierć przed nimi i śmierć za nimi – umęczona masa ludzi zawraca na oślep, w szaleńczym biegu gna w naszą stronę. I znowu steki z nich padają”.

...

Tak to wygladalo! Pandemonium! To nie byla wojna! To byl ubój Rosjan i narodow zniewolonych. Tylku urra i do uboju i nastepni i nastepni. Bydlo na uboj! Armia Czerwona to jedna wielka hanba! Najgorsze ze dali sadysfakcje ohydnym nazistom ktorzy wbili sie w pyche ze sa nadludzmi. Podludzie nawet walczyc nie potrafia bo sa nizszej rasy. Bo kto pedzi gestym tlumem na karabiny maszynowe? W takiej sytuacji jest szyk luzny czyli jeden czlowiek na 3m i posuwaja sie skokami przypadajac do ziemi. A jak wiecej kmów to w ogole sie tu nie atakuje. Nikt normalny nie pozwoli przeciwnikowi wykorzystac swojej broni w pelni! Tym bardziej ze front wschodni 3000 km szeroki i nie ma musu akurat tu sie pchac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:05, 17 Kwi 2018    Temat postu:

W ciągu godziny zabili 120 tys. ludzi! Potworna zbrodnia NKWD, o której wszyscy zapomnieli (WIDEO, FOTO)


To najbardziej masowy jednorazowy akt sowieckiego ludobójstwa i… najbardziej zapomniany.


Właśnie minęła 75 rocznica tej strasznej zbrodni, której ofiarami padło, według historyków, nawet 120 tys. niczemu niewinnych cywili. Przez lata propaganda sowiecka starała się przypisać ten czyn niemieckiemu Wehrmachtowi. Dziś putinowska Rosja woli w ogóle o tym milczeć.

Zdarzenie to miało miejsce 18 sierpnia 1941 r. na Zaporożu w czasie ataku Niemiec na Związek Sowiecki. Chcąc powstrzymać nacierającą armię niemiecką Józef Stalin kazał NKWD wysadzić w powietrze olbrzymią tamę hydroelektrowni DnieproGES na Dnieprze długości 760 m.


Wybuch 20 ton trotylu spowodował w niej wyrwę na odcinku 165 metrów, przez którą potężna fala uderzeniowa o wysokości kilkudziesięciu metrów runęła na Zaporoże i wszystkie przyległe wsie i miasta, w tym Nikopol i Marganiec i największą na Dnieprze wyspę Chortyca.

Ludności cywilnej nikt nie uprzedził. Dowództwa Armii Czerwonej też. W ciągu zaledwie godziny zginęło – według różnych historyków – od 80 tys. do 120 tys. osób. Była to w większości ukraińska ludność Zaporoża. Niemcy, którzy w tym czasie przeprawiali się już przez Dniepr, ocenili swoje straty na 1500 żołnierzy.


Ta bezmyślna zbrodnia przyczyniła Stalinowi więcej strat niż korzyści – ocenia rosyjski historyk Boris Sokołow. W falach Dniepru zginęły bowiem także tysiące żołnierzy wycofującej się Armii Czerwonej, a część jednostek, które wcześniej przeprawiły się przez rzekę została zalana i niezdolna do walki musiała poddać się Niemcom. Ofensywa Wehrmachtu nie została zatrzymana.

Chcąc zatuszować tę zbrodnię NKWD zaczęło rozpowszechniać wersję, że tamę wysadzili niemieccy dywersanci, co ze strategicznego punktu widzenia było absurdalne. Niemcy nie mieli bowiem żadnego powodu by niszczyć strategiczną hydroelektrownię o mocy 560 MW, zasilającą w prąd cały region i lokalny przemysł, która za chwilę i tak miała wpaść w ich ręce.

Dziś już wiemy, że operacją wysadzenia DnieproGES kierowali dwaj oficerowie NKWD – Boris Jepow i Aleksiej Pietrowskij na osobisty rozkaz Stalina. Sowiecki kontrwywiad w pierwszej chwili uznał ich za dywersantów i aresztował, ale na rozkaz najwyższego sowieckiego kierownictwa zostali oni wkrótce wypuszczeni na wolność.

Po zajęciu Zaporoża Niemcy niemal natychmiast zaczęli odbudowywać wysadzoną tamę. Kiedy jednak losy wojny się odwróciły i w 1944 r. Wehrmacht zaczął wycofywać się przed Armią Czerwoną sami próbowali wysadzić ją po raz drugi, jednak nie zdążyli. Elektrownia ruszyła ponownie w 1947 r.

Dziś w Rosji świadomość tej masowej zbrodni sowietów w ogóle nie istnieje. Co ciekawe, również na Ukrainie jest ona bardzo znikoma. Tylko nieliczni historycy i organizacje pozarządowe starają się przypomnieć ludziom tę bezsensowną śmierć 120 tys. cywilów organizując marsze pamięci.

Artykuł ten dedykujemy Patriarchatowi Moskiewskiemu rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, którego przedstawiciel Wsiewołod Czaplin oświadczył kilka dni temu, że “Stalin wiele dokonał” i że “dla pouczenia społeczeństw konieczne jest czasem zabicie pewnej części tych, którzy powinni być zabici”.

Na czym polegało w tym przypadku “pouczenie” wynikające z zabicia 120 tys. cywili i dlaczego “powinni oni byli zostać zabici”?

...

Typowe w tej wojnie. Zeby zabic kilku Niemcow tysiace ludzi,, przy okazji". Ginelo. Tymczasem wojsko jest przygotowane na takie rzeczy i zwykla woda trudno cokolwiek zrobic. Pomysl zeby zalac Niemcow potopem fajnie wyglada w Moskwie. W realu to absurd. I tak bylo caly czas w tej wojnie. 27 milionow ofiar nie wzielo sie znikad.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:35, 09 Cze 2018    Temat postu:

Kanibalizm, tyfus i cyklon B. Jak Stalin wydał miliony swoich żołnierzy na pastwę Hitlera
piątek, 8 czerwca 2018 Udostępnij:
ANTONI RYBCZYŃSKI

Trzy miliony żołnierzy Armii Czerwonej, którzy dostali się do niemieckiej niewoli, nigdy z niej wróciły. Związek Sowiecki odmówił współpracy z Czerwonym Krzyżem i rzucił swych żołnierzy na pastwę niemieckich ludobójców. Dla Stalina byli oni zwykłymi zdrajcami.

Superbohaterowie, kapłani, intelektualiści.
Spis treści Tygodnika TVP (nr 29)
Kto może bić po pupie swoje dzieci, a kto bił w tyłek Andrzeja Dobosza. Jak oszukano twórców Supermena. Dlaczego konserwatyści lubili Roberta Brylewskiego. Czy Paweł Pawlikowski jest polakożercą. Czemu bojkotują izraelskich sportowców. O tym i nie tylko w 29. wydaniu Tygodnika TVP.

zobacz więcej
„Panikarz, tchórz i dezerter są gorsi od wroga”. To słowa z podpisanego przez Józefa Stalina postanowienia Państwowego Komitetu Obrony ZSRR o aresztowaniu i oddaniu pod sąd wojenny generała Dmitrija Pawłowa.

Państwowy Komitet Obrony był najwyższym organem państwa, utworzonym po napaści Niemiec.

Generał Pawłow miał zaś to nieszczęście, że w chwili agresji III Rzeszy został mianowany dowódcą Frontu Zachodniego. Wydawał rozkazy straceńczych kontrataków, które kończyły się jeszcze większymi klęskami i stratami Armii Czerwonej. Dowodził frontem jakieś dwa tygodnie. Wyrok śmierci za tchórzostwo i nieudolność dostał niemal dokładnie miesiąc po rozpoczęciu wojny – 22 lipca 1941 roku. Rozstrzelany na poligonie NKWD pod Moskwą, Pawłow był najwyższym stopniem i funkcją dowódcą sowieckim ukaranym śmiercią za klęski początkowego okresu wojny z Niemcami.

Jeszcze gorszy los czekał tych, którzy dali się wziąć do niewoli – a było ich, jak się szacuje, około 4,6 mln. Część została rozstrzelana na miejscu, inni trafili do obozów i na ciężkie roboty. Przeżył mniej więcej co trzeci żołnierz.

Jak szokująco wysoka była śmiertelność sowieckich jeńców wojennych w niewoli niemieckiej pokazuje porównanie z jeńcami z innych krajów więzionymi przez III Rzeszę: ZSRR – 57 proc. , Wielka Brytania – 3,5 proc., USA – 1,19 proc. Czy to tylko wina bestialskiej polityki Niemców wobec wziętych do niewoli krasnoarmiejców? Nie. To państwo sowieckie odwróciło się od swych żołnierzy. To Stalin uznał za zdrajców ludzi idących do boju z jego imieniem na ustach. Wyciągnięte niedawno na światło dzienne dokumenty z archiwów sowieckiego komisariatu spraw zagranicznych obnażają nieludzkie podejście Moskwy do milionów własnych obywateli.

Pięć milionów ludzi w „ruskich obozach”

W przeddzień napaści na Związek Sowiecki minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels w swoim dzienniku pisał: „Jestem naprawdę szczęśliwy. Rosjanie wciąż jeszcze niczego nie podejrzewają. W każdym razie, rozmieszczają swoje wojska dokładnie tak, jakbyśmy chcieli: skoncentrowane, a to oznacza, że będą łatwe zdobycze w postaci jeńców”.

Po ataku Niemiec na ZSRR, w pierwszych miesiącach wojny do niewoli trafiło aż 3,8 mln żołnierzy sowieckich. fot. Wikimedia
Ale nawet on nie zdawał sobie chyba sprawy ze skali tej „zdobyczy”. Niemieckie dowództwo zameldowało oficjalnie o łącznie 5,24 mln wziętych do niewoli sowieckich żołnierzach (ale są też szacunki mówiące o 6 mln). Z czego w pierwszych miesiącach wojny aż 3,8 mln. Latem 1941 roku w tzw. kotle humańskim na południu Ukrainy wzięto do niewoli 103 tysiące Sowietów, w tym obu dowódców armii, czterech dowódców korpusów i 11 dowódców dywizji. W kotle pod Kijowem (wrzesień 1941) do niewoli wpadło – według danych Berlina – 665 tysięcy Sowietów. W październiku 1941 roku, pod Wiaźmą i Briańskiem, Niemcy wzięli w niewolę 662 tysięcy krasnoarmiejców, w tym trzech dowódców armii. Pod Charkowem w maju 1942 roku – 240 tysięcy jeńców.

Na ich przyjęcie III Rzesza szykowała się oczywiście jeszcze przed rozpoczęciem wojny z ZSRR. Już wtedy niemieckie władze planowały wyodrębnić jeńców sowieckich od jeńców z innych państw. Tzw. ruskie obozy przygotowała wiosną 1941 r. specjalna służba Wehrmachtu.

Pierwsze plany przewidywały budowę na terytorium Rzeszy obozów na około milion sowieckich jeńców. Każdy obóz miał mieć pojemność 50 tysięcy ludzi (norma ustalona dla obozów jenieckich w latach 1939-1940 wynosiła 10 tysięcy). Przewidziano pewne standardy jeśli chodzi o pożywienie, dezynfekcję, pomoc medyczną. Ale na jesieni 1941 roku budowa „ruskich obozów” stanęła, a jeńcy musieli żyć w wykopanych przez siebie samych ziemiankach, bo brakowało miejsc w barakach.

Zabrakło nawet kotów

Jesienne chłody 1941 roku i zima 1941/42 zdziesiątkowały więźniów. Głód, choroby, nieludzkie traktowanie przez niemieckie straże. Dr Arnulf Scriba z Lebendiges Museum Online pisał o nierzadkich przypadkach kanibalizmu, któremu Niemcy nawet nie próbowali przeszkodzić. Chodziło wszak o podludzi. Najgorszą sławę zyskały obozy w Wietzendorf, Bergen-Belsen, Lamsdorf, Neuhammer czy Sachsenhausen. Tylko w tym ostatnim, od 1 września do połowy października 1941r., zabito około 18 tysięcy krasnoarmiejców.

Pierwszy taki proces: czy Rosja osądzi stalinowskich zbrodniarzy?
– Mossad jeszcze na początku lat 60. rozprawił się z Adolfem Eichmannem i innymi zwyrodnialcami. Ja to samo chcę zrobić z NKWD-owskimi katami. I dopnę swego – zapowiada młody Rosjanin.

zobacz więcej
We wrześniu 1941 roku zastępca komendanta obozu Auschwitz, hauptstürmführer Karl Fritsch postanowił przeprowadzić eksperyment. Kilkuset jeńców sowieckich i niezdolnych do pracy Polaków zapędzono do piwnic jednego z bloków obozu i zagazowano cyklonem B. Eksperyment okazał się na tyle udany, że później zaczęto go stosować na skalę masową, także wobec Żydów. Zresztą Żydzi w mundurach Armii Czerwonej, tak jak i polityczni komisarze, z góry byli skazani na śmierć.

Jeńców sowieckich wykorzystywano też do ciężkich robót. Z niemiecką precyzją określono racje żywnościowe. Na tydzień na głowę: 16,5 kg rzepy, 2,5 kg chleba, 3 kg ziemniaków, 250 g koniny, 70 gram cukru, 2/3 litra zsiadłego mleka. Nic dziwnego, że przy takich głodowych racjach umierali jak muchy: z blisko 2 mln jeńców wywiezionych na roboty, przeżyła połowa.

Zresztą zastępca Speera, Herbert Bakke od razu ostrzegał, że nie ma czym karmić „Rusków”. Gdy Herman Göring stwierdził, że można kotami i koniną, Bakke – po konsultacji ze swoimi ekspertami – odpowiedział, że w kraju nie ma dostatecznej liczby kotów, a konina już jest dostarczana jako dodatkowy składnik racji żywnościowych dla obywateli Rzeszy.

III Rzesza tłumaczyła swoje postępowanie wobec jeńców sowieckich tym, że ZSRR nie podpisał konwencji genewskiej. Fot. Wikimedia
III Rzesza tłumaczyła swoje postępowanie wobec jeńców sowieckich tym, że ZSRR nie jest członkiem konwencji genewskiej. To był jednak tylko pretekst, bo przecież art. 82 konwencji mówi, że kraj, który podpisał konwencję (a Niemcy to zrobiły) jest zobowiązany przestrzegać praw jeńców niezależnie od tego, czy państwo, z którego pochodzą, podpisało konwencję.

Rozkaz Mołotowa: „Nie odpowiadać!”

Setki tysięcy sowieckich jeńców udałoby się zapewne uratować, gdyby nie polityka ich własnego państwa. ZSRR miał okazję, już po wybuchu wojny z Niemcami, by zapewnić ochronę swym żołnierzom w niewoli podobną do tej, jaką mieli jeńcy np. brytyjscy czy polscy. Z premedytacją tego nie zrobiono – o czym świadczy choćby korespondencja między Czerwonym Krzyżem a sowieckim rządem, do której dotarł rosyjski historyk Konstantin Bogosławskij. Lektura dokumentów jest wstrząsającym świadectwem zdrady wziętych do niewoli żołnierzy Armii Czerwonej przez ich własne państwo.

Już dzień po rozpoczęciu niemieckiej ofensywy na Wschodzie, z genewskiej centrali Międzynarodowego Czerwonego Krzyża (MCK) przyszedł telegram do komisarza spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa z ofertą pomocy humanitarnej. MCK proponował ZSRR i III Rzeszy wymianę not o gotowości przestrzegania międzynarodowych konwencji: haskiej i genewskiej.

Konwencja haska (1907 r.) o zwyczajach i prawach wojny na lądzie nakazywała traktować jeńców wrogiego państwa humanitarnie, zapewniać im żywność, lekarstwa i odzież. Uzupełniała ją i rozszerzała konwencja genewska (1929 r.), m.in. o zakaz wykorzystywania jeńców do „szkodliwej i niebezpiecznej pracy”. Zgodnie z konwencjami, jeńców wojennych nie powinno się wykorzystywać do prac ciężkich, powinni mieć prawo dostawać paczki oraz prowadzić korespondencję z bliskimi, zaś państwo, w którego niewoli się znajdują, zobowiązane było przesyłać listy jeńców do MCK.

Mołotow pozytywnie zareagował na propozycję Czerwonego Krzyża. Podobne stanowisko przyjął Berlin. W lipcu i sierpniu 1941 doszło do wymiany not między ZSRR a Niemcami – obie strony ogłosiły, że będą przestrzegać konwencji (choć Moskwa zgodziła się tylko na haską), ale tylko pod warunkiem ich przestrzegania przez drugą stronę. Wymiana informacji miała być prowadzona w specjalnym punkcie informacyjnym stworzonym przez MCK w neutralnej Turcji.

23 lipca 1941 r. sowiecki ambasador w Turcji Siergiej Winogradow wysłał do Moskwy zapis rozmowy z pełnomocnikiem MCK, który rekomendował ZSRR ratyfikację konwencji genewskiej z 1929 r. o ochronie jeńców wojennych. 9 sierpnia 1941 r. Niemcy wydali zgodę przedstawicielom MCK na odwiedziny obozu dla sowieckich jeńców. Ale okazało się, że Sowieci nie zamierzają odwzajemnić gestu.

6 września 1941 r. ambasador Winogradow wysłał do komisariatu spraw zagranicznych pismo, z którego wynika, że nie rozumie, dlaczego Moskwa nie wysyła list niemieckich jeńców. „Niemcy dali już pierwszy spis naszych krasnoarmiejców wziętych przez nich do niewoli. Kolejne listy będą przekazane dopiero wtedy, gdy Czerwony Krzyż otrzyma takie dane od nas” – podkreślał dyplomata.

Większość jeńców sowieckich pewnie udałoby się uratować, gdyby nie decyzja Kremla. Fot. Wikimedia
Wiadomo, że powstała lista, na której znalazło się 300 nazwisk niemieckich jeńców – na rozkaz majora Piotra Soprunienki, naczelnika zarządu NKWD ds. jeńców wojennych i internowanych. Ale jej nie wysłano. Mimo to, pod koniec listopada 1941 roku dowództwo Wehrmachtu przygotowało listy z nazwiskami pół miliona sowieckich jeńców, które gotowe było przekazać Szwajcarom. W grudniu 1941 zastępca Mołotowa, Andriej Wyszynski doradzał swemu szefowi, by przekazać listę niemieckich jeńców w sowieckiej niewoli, ze względów wizerunkowych. Ale Mołotow odpisał, żeby nie wysyłać żadnych list, bo „Niemcy naruszają prawne i inne normy”.

Od tej pory na wszelkich listach i telegramach z Czerwonego Krzyża pojawia się adnotacja Mołotowa: „nie odpowiadać”. Gdy okazało się, że Moskwa nie zamierza odpowiedzieć tym samym, Hitler polecił zaprzestanie sporządzania list jeńców i zakazał wpuszczania przedstawicieli MCK do obozów, gdzie ich trzymano. Też miał sporo do ukrycia…

Z zimną krwią

Co się takiego stało, że w ciągu kilku miesięcy Moskwa zrezygnowała z jakiejkolwiek współpracy, która choćby częściowo poprawiłaby los krasnoarmiejców w niemieckiej niewoli? To była decyzja podjęta na Kremlu z zimną krwią.

Sobibór oczyma Moskwy.
Czy Rosjanie narzucą światu swoją narrację?
Sowieci dążyli do możliwie ostrej i nieodwracalnej konfrontacji pozostających pod jej kontrolą żydowskich oddziałów partyzanckich ze strukturami Armii Krajowej i polską ludnością cywilną.

zobacz więcej
W pierwszych sześciu miesiącach wojny, gdy Niemcy przemierzyli w szybkim tempie ogromne połacie Związku Sowieckiego, docierając do przemieść Moskwy, w niewolę wpadły ponad 3 mln krasnoarmiejców. Większość z nich została otoczona, bo dowództwo nie pozwalało im się wycofywać – nawet w zupełnie beznadziejnej sytuacji. Stalin usiłował zrobić wszystko, by jego żołnierze walczyli do ostatniej kropli krwi. Każdy sowiecki żołnierz miał być przekonany, że jeśli zostanie wzięty do niewoli, od Czerwonego Krzyża nie dostanie żadnych racji żywnościowych ani nie będzie miał żadnego kontaktu z rodziną. Miał wierzyć, że niewola u Niemców to nieunikniona śmierć. Dlatego Sowieci ignorowali również propozycje Czerwonego Krzyża dotyczące pomocy sowieckim jeńcom, które nie wymagały od Moskwy wzajemności w stosunku do jeńców niemieckich.

Na przykład MCK proponował, że będzie kupował w krajach neutralnych żywność i odzież dla sowieckich jeńców i obiecał, że zajmie się ich rozdziałem. Berlin nie miał nic przeciwko temu. Ale Moskwa nie wykazała zainteresowania.

Gdy w obozach jenieckich, gdzie siedzieli sowieccy żołnierze, wybuchła epidemia tyfusu, przedstawiciele MCK przyszli do ambasady ZSRS w Turcji i zaproponowali, że wyślą jeńcom szczepionkę, jeśli Moskwa pokryje koszty. Odpowiedzi nie było.

Wspomniany wcześniej prof. Bogosławskij przypomniał też w rozmowie z Radiem Swoboda inną znaczącą historię. Chodziło o pomoc żywnościową dla jeńców, za którą Sowieci nie musieliby zapłacić nawet dolara. Szwajcarzy mieli kupić w USA duże ilości cukru, który do Europy przewiozłyby brytyjskie statki.

„Mam zaszczyt donieść, że obecnie ta sprawa nie interesuje rządu sowieckiego” – odpisał w 1943 roku Wiaczesław Mołotow na ofertę Stolicy Apostolskiej. Na zdjęciu szef dyplomacji ZSRR (drugi z lewej) w czasie wizyty w Berlinie w 1940 roku. Fot. Wikimedia
– Podczas pracy w archiwum Czerwonego Krzyża w Genewie wpadł mi w ręce dokument: pismo angielskiego dyplomaty do Departamentu Stanu USA w sprawie pomocy sowieckim jeńcom wojennym – mówił Bogosławskij. – On pisał, że spotkał się z Mołotowem na bankiecie i zapytał, w czym tkwi przyczyna sowieckiego stanowiska. Mołotow odpowiedział, że uważa za politycznie bezcelowe dawać Niemcom szansę na pokazanie się światowej społeczności jako gotowych do humanitarnych działań.

Ale był jeszcze jeden ważki powód. Gdyby Czerwony Krzyż dogadał się z Niemcami w sprawie dostaw cukru dla jeńców sowieckich, to analogiczne działania trzeba by było prowadzić w stosunku do jeńców niemieckich w ZSRR. Rozdziałem żywności i lekarstwa w obozach zajmowali się delegaci MCK, a to oznaczałoby ich wpuszczenie do łagrów, czego sowieckie władze kategorycznie nie chciały. Zresztą w ciągu całej wojny, mimo wielokrotnych wniosków, przedstawiciele Czerwonego Krzyża nigdy nie dostali wiz do ZSRR.

Odrzucone oferty Finlandii, Rumunii, Watykanu

Podczas wojny ZSRR odmawiał współpracy w kwestiach jenieckich również z rządami sojuszników Niemiec. W listopadzie i grudniu 1941 roku MCK wysłał do Moskwy listę nazwisk paru tysięcy krasnoarmiejców, którzy trafili do niewoli rumuńskiej. Swoją listę przekazały też Włochy. Finowie również byli gotowi na wymianę list.

Wszyscy jednak oczekiwali wzajemności. Ale Moskwa nie odpowiadała. Los wziętych do niewoli żołnierzy i dowódców Armii Czerwonej Stalina nie interesował, a dawać komukolwiek informacji o liczbie jeńców państw Osi w sowieckich łagrach nie chciał.

Należy w tym miejscu zaznaczyć, że sojusznicy Berlina traktowali sowieckich jeńców w sposób cywilizowany, nie dążyli do ich eksterminacji, tak jak Niemcy. Podczas gdy w niemieckiej niewoli śmiertelność wśród jeńców sowieckich wynosiła 65 proc., to w fińskich obozach było to około 30 proc., a w Rumunii zaledwie 6 proc. Zresztą nawet w Finlandii straty wynikały nie tyle z powodu brutalnego zachowania strażników, ile trudnych warunków atmosferycznych na jesieni 1941 i zimą 1941/42.

Niemcy zaproponowali wymianę Jakowa Dżugaszwilego na feldmarszałka Friedricha Paulusa (z lewej). Stalin odmówił. Fot. Wikimedia
W marcu 1942 marszałek Gustaw Mannerheim, który był zarazem szefem fińskiego Czerwonego Krzyża, napisał do Genewy, że Finlandia ma problemy z zapewnieniem odpowiednich warunków dużej liczbie jeńców sowieckich. Prosił o pomoc. W maju z Genewy do Finlandii przybył pierwszy transport: 5000 paczek o wadze 5 kg każda (konserwy, olej, czekolada, cukier). Rozdzielono to pomiędzy 10 tysięcy najbardziej osłabionych i schorowanych Sowietów. Potem przychodziły kolejne dostawy pomocy, choć nieregularnie. W Szwajcarii skrzyknęła się grupa biznesmenów i naukowców, którzy zorganizowali fundusz pomocy sowieckim jeńcom w Finlandii.

Sam Związek Sowiecki sprawę konsekwentnie ignorował. Jednak najbardziej szokującym przejawem obojętności Moskwy na los jej obywateli w niewoli był brak reakcji na propozycje ze strony Rumunii. W kwietniu 1942 roku z Bukaresztu przyszło pismo z informacją, że wybrano 632 ludzi spośród sowieckich jeńców, którzy już nie nadawali się do służby wojskowej. Rumuni proponowali wymianę na swoich żołnierzy w niewoli sowieckiej. Mołotow napisał na dokumencie krótko: „Nie odpowiadać”.

Jakiś czas potem Rumuni zaproponowali, że oddadzą 1018 jeńców sowieckich już nawet nie za Rumunów w sowieckiej niewoli, ale za samą informację na temat rumuńskich jeńców w ZSRR. To także Moskwa zignorowała.

Ignorowała propozycje innych państw, Czerwonego Krzyża, ale też Watykanu. W marcu 1943 r. Mołotow napisał do ambasadora USA w Moskwie Williama Standleya, który wcześniej przedstawił ofertę Stolicy Apostolskiej w sprawie ułatwienia wymiany informacji o sowieckich jeńcach przetrzymywanych przez Niemców. „Mam zaszczyt donieść, że obecnie ta sprawa nie interesuje rządu sowieckiego” – napisał szef dyplomacji ZSRR.

„Dezerter, zdrajca Ojczyzny i wróg narodu”

Czy za taką polityką stał sam Stalin? Na dokumentach dotyczących kwestii jeńców i ewentualnej współpracy z MCK nie ma jego podpisów. Tym zajmował się głównie Mołotow. Ale kopia każdego takiego dokumentu trafiała też na biurko Stalina. Trudno więc przypuszczać, by działo się to za jego plecami. Zwłaszcza, że znamy jego podejście do problemu.

W ZSRR nie funkcjonowało pojęcie „jeniec wojenny”. Było: „dezerter, zdrajca Ojczyzny i wróg narodu”. Za takiego Stalin uznał nawet swego syna. Jakow Dżugaszwili walczył na Białorusi, dowodząc baterią haubic. Znalazł się w okrążeniu i 16 lipca 1941 roku trafił do niewoli. Nie dał się wykorzystać Niemcom do celów propagandowych. Przenoszony z oflagu do oflagu, w końcu w 1943 roku trafił do Sachsenhausen. Jego żona Julia od razu została aresztowana przez NKWD i więziona była przez dwa lata. Niemcy zaproponowali wymianę Jakowa Dżugaszwilego na feldmarszałka Friedricha Paulusa. Stalin odmówił. Dżugaszwili zginął w kwietniu 1943 roku – rzucił się na druty pod napięciem.

Byłych jeńców przewożono do punktów, którymi kierowali oficerowie Wydziałów Specjalnych NKWD. Na zdjęciu: Norwegia, maj 1945 roku; uwolnieni jeńcy sowieccy. Fot.Wikimedia
Rozkaz nr 270 z 16 sierpnia 1941 r., podpisany przez Stalina, wymagał od żołnierzy, aby w każdej sytuacji utrzymali pozycję, walczyli do ostatniej kropli krwi i nie oddawali się w niewolę. Tych, którzy by chcieli się poddać – nakazywał rozstrzeliwać. 58. artykuł kodeksu karnego pozwalał pod sąd oddawać rodziny jeńców i zsyłać ich na Syberię. Rodziny wziętych do niewoli żołnierzy traciły dodatki pieniężne i ulgi należne krewnym krasnoarmiejców. 24 czerwca 1942 r. Stalin podpisał postanowienie Państwowego Komitetu Obrony „O członkach rodzin zdrajców Ojczyzny”. Za takowych uznawano ojca, matkę, męża, żonę, synów, córki, braci i siostry – żyjących w jednym gospodarstwie domowym z jeńcem.

Długa droga do rehabilitacji

Wkrótce pojawił się inny problem: co robić z uwolnionymi jeńcami? 27 grudnia 1941 roku Państwowy Komitet Obrony ZSRR wydał postanowienie o sprawdzeniu i filtracji „byłych wojskowych Armii Czerwonej, znajdujących się w niewoli i okrążeniu”. Zastępca narkoma obrony ds. tyłów generał Andriej Chrulow dostał rozkaz zbudowania zbiorczo-przesyłowych punktów dla byłych wojskowych odnalezionych na terenach wyzwolonych. Wszystkich tych ludzi zatrzymywano i przewożono do punktów, którymi kierowali oficerowie Wydziałów Specjalnych NKWD.

29 grudnia 1941 roku narkom obrony wydał rozkaz nr 0521, zgodnie z którym uwolnieni lub zbiegli z niewoli mieli trafiać do obozów NKWD, gdzie mieli zostać sprawdzeni. Traktowano ich jak wrogów. Nie mogli widzieć się z bliskimi, nie było możliwości korespondencji. Zajmował się nimi zarząd NKWD ds. jeńców wojennych i internowanych, ten sam, który zajmował się żołnierzami wrogich armii. Wielu byłych jeńców sądzono jak zdrajców tylko za to, że będąc w niewoli, wykonywali obowiązki lekarzy, sanitariuszy, tłumaczy, kucharzy – czyli pomagali własnym rodakom.
Tygodnik TVPPolub nas

Mitem jednak jest twierdzenie, że wszyscy, którzy wracali z obozów jenieckich zostali zesłani do gułagów. Przez sieć specjalnych obozów NKWD przeszło około 1,5 mln ludzi. Większość z nich odesłano na front, dużą część zesłano na ciężkie roboty. Dopiero w 1956 roku, na wniosek marszałka Gieorgija Żukowa, miano zrehabilitować byłych jeńców. Wycofano wszelkie ograniczenia, usunięto z ankiet osobowych pytanie o to, czy dana osoba była w niewoli, włączono okres niewoli do stażu pracy itd. Żukow wnioskował też o medale dla byłych jeńców. Tyle że szybko stracił stanowisko ministra obrony i proces rehabilitacji byłych jeńców trwał jeszcze bardzo długo.

– Antoni Rybczyński

...

Sowieci stracili absurdalnie duzo ludzi. 27 mln. Zupelnie nie wynikalo to z dzialan Niemcow. Bylo wynikiem bezsensownego marnowania ludzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:04, 23 Sie 2018    Temat postu:

Żukow – najgorszy dowódca II wojny
14 6140
KONTAKT REKLAMA POLITYKA PRYWATNOŚCI REGULAMIN
© ℗ 2012-2018 Orle Pióro Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Alianccy dowódcy w Berlinie, 1945 r. W pierwszym rzędzie drugi od lewej Gieorgij Żukow. / Źródło: Wikimedia Commons
31 9
Słynny sowiecki marszałek był zwykłym bolszewickim bandziorem. Jego specjalnością było uśmiercanie własnych żołnierzy i kradzieże dzieł sztuki
Wiktor Suworow
Dobry dowódca to taki, który dba o życie swoich żołnierzy. Marszałek Związku Sowieckiego Gieorgij Konstantinowicz Żukow, słynny „pogromca Hitlera”, był złym dowódcą. Zacznijmy od początków jego kariery. Otóż walczył on w wojnie domowej po stronie bolszewików, ale dziwnym trafem nie dostał za tę kampanię żadnego odznaczenia. Pierwszy bolszewicki medal –Order Czerwonego Sztandaru – dostał za stłumienie rebelii w guberni tambowskiej.
Był to desperacki zryw chłopów doprowadzonych do ostateczności czerwonym terrorem. Bolszewicy to powstanie dosłownie utopili we krwi. Mordowali zakładników, pacyfikowali całe wsie, używali gazów bojowych. Można by powiedzieć, że Żukow był wówczas komunistycznym gestapowcem czy esesmanem. Problem w tym, że występowała tu pewna „drobna” różnica. Gestapowcy i esesmani mordowali obcokrajowców, a Żukow i jego koledzy w guberni tambowskiej mordowali własnych rodaków.
Pod Chałchin-Goł
Pierwszą poważną walką Żukowa była konfrontacja z japońską Armią Kwantuńską nad rzeką Chałchin-Goł w 1939 r. Otóż Stalin wysłał wówczas do Żukowa szefa sowieckiego związku pisarzy Władimira Stawskiego. Miał on sprawdzić, co się dzieje w sowieckiej armii i ocenić to oczami cywila. Zszokowany Stawski szybko wysłał do Stalina raport – przez 104 dni Żukow osobiście podpisał 600 wyroków śmierci. Czyli blisko sześć dziennie.
I nie były to wyroki na szeregowców czy kaprali (Żukow płotkami się nie zajmował), ale na oficerów Armii Czerwonej. Można więc sobie tylko wyobrazić, ilu żołnierzy rozstrzelały plutony egzekucyjne w jego armii. Samo zwycięstwo nad Japończykami wzbudza również sporo wątpliwości. A konkretnie wątpliwości wzbudza to, czy rzeczywiście zwycięstwo to było jego zasługą.
Otóż Żukow w swoich wspomnieniach przytacza nazwiska nawet najmniej ważnych mongolskich żołnierzy, którzy służyli pod jego komendą. Pisze na przykład, że mongolski porucznik o takim a takim nazwisku, na pokładzie takiego a takiego czołgu, dokonał takiego a takiego bohaterskiego czynu. Jak więc widać, miał fenomenalną pamięć. W swoich pamiętnikach „zapomniał” jednak wspomnieć o... szefie swojego sztabu spod Chałchin-Goł. A więc o autorze zrealizowanego wówczas planu operacyjnego.
Dziwne prawda? Oczywiście to ten człowiek był prawdziwym ojcem zwycięstwa nad Armią Kwantuńską. Żukow był zaś oficerem beznadziejnym. Skąd więc tak zawrotna kariera? Wytłumaczył to kiedyś marszałek Konstanty Rokossowski, który zdradził tajemnicę kariery Żukowa. Otóż był to tak fatalny dowódca – a do tego prywatnie człowiek nie do zniesienia –że każde jego pojawienie się w podległych mu formacjach wywoływało panikę.
Co mu tym razem strzeli do głowy? – zastanawiali się inni oficerowie. Naturalnie więc starali się go natychmiast pozbyć. A pozbyć się go mogli tylko poprzez załatwienie mu awansu. Na wyższym szczeblu cała sprawa się jednak powtarzała i tak Żukow piął się po szczeblach kariery. Aż podczas II wojny światowej de facto stał się zastępcą Stalina, drugim człowiekiem w Sowietach. Stalin siedział na Kremlu i rządził krajem, a Żukow siedział w sztabie i dowodził armią.
Zmiażdżyć rannych!
O tym, co wyrabiał podczas II wojny, można by napisać grube tomy. To on był tym oficerem, który wysyłał całe dywizje sowieckie na rzeź. To on stosował taktykę polegającą na pędzeniu tysięcy ludzi pod ogień nieprzyjaciela, wierząc, że w ten sposób uda się „nakryć Niemców czapkami”. Był to szczyt prymitywizmu. Kości milionów zmarnowanych w ten sposób żołnierzy Armii Czerwonej zalegają do dziś w rosyjskich lasach. Nikt ich nie liczył i nikt nie żałował.
Osobnym tematem są słynne bataliony karne, do których można było dostać się za najmniejsze przewinienia. Oficjalnie służyło w nich 400 tys. żołnierzy. W swojej najnowszej książce, która niedługo wyjdzie w Polsce, udowadniam, że to nieprawda. Według dokumentów oddziały te były znacznie liczniejsze. A ich członków traktowano gorzej niż mięso armatnie. Gorzej niż zwierzęta.
Gdy przed sowieckimi pozycjami znajdowało się pole minowe, po prostu kazano im po nim przebiec. W ten sposób nastąpiło „rozminowanie”... Odmówić wykonania tego rozkazu żołnierze oczywiście nie mogli. Za ich plecami znajdowały się bowiem oddziały zaporowe NKWD. Pytany o to Żukow nie widział w podobnych praktykach niczego złego.
Pewnego razu, przebywając na froncie, Żukow zobaczył, że czołgi stoją przed mostem i czekają, zamiast przez niego przejechać. Przywołał do siebie dowódcę i spytał, dlaczego czołgi stoją. Dowódca odparł, że przez most przenoszeni są właśnie ranni. Żukow wyjął pistolet i zastrzelił go na miejscu. Następnie wezwał jego zastępcę. Ten nie miał już podobnych skrupułów i rozkaz wykonał. Czołgi przejechały przez most, zgniatając rannych na miazgę.
Gieorgij Żukow na okładce magazynu "Life", 1944 r. Fot. Time Inc.; photograph by Gregory Weil / Źródło: Wikimedia Commons
Opowieść o Żukowie nie byłaby pełna, gdyby nie wspomnieć o tym, że był złodziejem. Otóż pod koniec II wojny światowej i po jej zakończeniu wywiózł on z okupowanych Niemiec wręcz bajeczne dobra. Obrazy światowych mistrzów, biżuterię, meble, porcelanowe zastawy, srebrne sztućce, broń myśliwską. I nie są to żadne plotki. Wiemy to ze specjalnego raportu przygotowanego dla Stalina przez NKWD.
Otóż agenci bezpieki przeszukali daczę marszałka i się okazało, że była tam tylko jedna rzecz produkcji sowieckiej –wycieraczka do butów. Reszta pochodziła z Niemiec. Żukow miał nawet olbrzymi księgozbiór pięknych, oprawionych w cielęcą skórę cennych niemieckich książek. Problem w tym, że nie umiał czytać po niemiecku... Jego żona zaś nie rozstawała się z ciężką walizką pełną kosztowności.
Próba atomowa
Po zakończeniu II wojny światowej Żukow był bardzo ważną postacią w sowieckiej strukturze władzy. I nic się nie zmienił. W 1954 r. – a więc już po zabójstwie Stalina – zarządził on wielkie manewry na poligonie Tockoje w pobliżu Buzułuku. Wyglądało to tak: Żukow kazał zrzucić potężną bombę atomową o mocy 40 kiloton nad umocnieniami. Następnie nakazał żołnierzom szturmować skażone pozycje. W sumie napromieniował w ten sposób 45 tys. osób.
Wszyscy ci ludzie musieli podpisać specjalne zobowiązania, że przez 25 lat nikomu nie powiedzą o całym eksperymencie. Jego skutki były zaś dla nich straszliwe. Zaczęli chorować – i to bardzo ciężko – właściwie natychmiast. Umierali całymi setkami, a lekarze byli bezradni, bo żołnierze nie mogli im powiedzieć, jakie są przyczyny schorzeń. Tym, którzy przeżyli te 25 lat i mogli wreszcie mówić, i tak nie uwierzono.
Gdy przychodzili do szpitali i mówili, że w 1954 r. ulegli napromieniowaniu podczas ćwiczeń wojskowych w Tockoje, proszono ich, aby to udowodnili. A oni tego udowodnić nie mogli. Według dokumentacji tego dnia byli bowiem w garnizonie okupacyjnym w Legnicy, na przepustce w Moskwie czy w koszarach na Syberii. To był dla tych ludzi prawdziwy dramat. Żukowa to jednak zupełnie nie obchodziło. Podobnie jak Stalin uważał, że „liudiej u nas mnogo”.
Na tle tych wszystkich faktów to, że Żukow kazał się mianować czterokrotnym bohaterem Związku Sowieckiego, zakrawa na ponury żart. Bohaterem można być bowiem tylko pojedynczym. No, od biedy mógłbym zrozumieć, że podwójnym. Jednak poczwórnym! Zdecydowanie dla tego człowieka nie było granic wstydu i pychy. Ci Rosjanie, którzy do dziś uważają go za „geniusza wojny”, są albo głupcami, albo ludźmi, którzy nie znają historii. Czy też raczej ludźmi, którzy nie chcą jej znać.

..

Rostrzeliwal 6 dziennie. Czyli przez 6 lat wojny okolo 12.000! A nie byli to przeciez zwykli zolnierze ani nawet oficerowie liniowi. Najczesciej ci sztabowi i wyzsi. Ilu ich moglo byc? W Polsce WSZYSTKICH oficerow zawodowych bylo 18.000. Ale glownie podporucznicy porucznicy. Tych wyzszych z 6000. Sowieci mogli ich miec 30.000. Jesli z tego 12.000 rozstrzelal Zukow to wychodzi 40%!
Sowieccy oficerowie jak widzimy nie mieli dlugiego zywota nawet w sztabie.
W tej sytuacji o jalimkolwiek dowodzeniu nie moglo byc mowy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133176
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:04, 08 Cze 2023    Temat postu:

Bitwa o Moskwę - nieudana próba szturmu w czasie II wojny światowej

Historia bitwy o Moskwę - nieudanej operacji wojsk niemieckich, które bez powodzenia szturmowały stolicę Związku Radzieckiego, podchodząc na kilkadziesiąt kilometrów od miasta.

...

Co nie wyszło? Pora zbyt zimna bo listopad grudzień a tam to gorzej niż u nas. Ponadto rozciągnęli linie komunikacyjne. Po prostu dowóz wszystkiego był długi.
I kompletny prymitywizm! Niemcy dobrze sobie radzili na terenie cywilizowanym. Jak wyszli poza tereny dawnej Unii Polski i Litwy nagle poznali dzicz! Brak dróg brak wiosek. Pustki. Jednak co innego nocować nawet w biednej wiosce w chałupie a co innego w ziemiance na stepie... To wszystko razem spowodowało porażkę bo jeszcze nie klęskę. Czego oczywiście nie żałujemy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy