Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Święto Wszystkich Świętych!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:49, 01 Lis 2007    Temat postu: Święto Wszystkich Świętych!

Dzis radosny dzien WSZYSTKICH SWIETYCH.
Przypominam bo poganskie media wciskaja jakies zalobne nuty smetne sentymentalne itd.To nonsens opierajacy sie na zalozeniu ze smierc na tej ziemi to jakas kleska ostateczna.Tak ze trzeba byc smutnym bo ci ludzie jakby ,,przegrali''...
BREDNIA!
Dzien Wszystkich Swietych to swieto zwyciestwa!Swieci wygrali!Oni zwyciezyli.Nie tylko osiagneli cel ale zrobili to z duzym wyprzedzeniem!
Jest to Kosciol Triumfujacy.Jak w Kaplicy Sykstynskiej gdzie sa Swieci a zwlaszcza Meczennicy ktorzy triumfalnie pokazuja narzedzia mordu jakimi ich zgladzono!

Kosciol Triumfujacy.A triumf ze starozytnego Rzymu nalezal sie zwyciezcy!
Dzien Wszystkich Swietych jest odpowiednikiem Dnia Zwyciestwa a wlasciwie zwyciezcow.A ktoz by sie smucil zwyciestwem?
Zreszta swiata Z ZASADY sa radosne i w Kosciele nie ma ,,smutnych'' swiat.Ktos powie a ,,Droga Krzyzowa''...Ale mu nie swietujemy Drogi Krzyzowej a ZMARTWYCHWSTANIE.To tez jest swieto radosne.
To co dopiero Wszystkich Swietych.
W ogole widzimy ile poganizmu nam sie zakradlo bez sensu i niepotrzebnie.Poganstwo tylko dodaje smutku,ktory pochodzi z grzechu czyli od szatana.Bo to jest cywilizacja smierci chylaca sie ku zagladzie...
Tymczasem my idziemy ku zyciu WIECZNEMU I SZCZESLIWEMU.Swieci JUZ GO DOZNAJA.My mamy dolaczyc.I to swieto nam przypomniec i ukazac droge do SZCZESCIA I RADOSCI WIECZNEJ!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Wto 9:08, 08 Gru 2015, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:06, 29 Paź 2014    Temat postu:

Ks. prof. Chmielewski: świętość to też wartość społeczna

Promowanie świętości to także promowanie wartości społecznych, a wrażliwość na świętość to "ekologia ducha" – uważa ks. prof. Marek Chmielewski z KUL. Podkreśla, że dzień Wszystkich Świętych ma być radosny, a gdy zapominamy o radości świętych, to i modlitwa za zmarłych traci sens.

Jak przypomina ks. Chmielewski, świętość powinna być celem wszystkich działań duszpasterskich Kościoła, ale też każdy chrześcijanin jest zobowiązany do dążenia do świętości. Wzorem takich postaw są święci, których Kościół wspomina i czci podczas uroczystości Wszystkich Świętych. Święci są nam potrzebni także jako nasi orędownicy, bracia, którzy nas wspierają swoją modlitwą i troską.

- Świętość nie jest tylko kwestią religijności, ale to też wartość społeczna, którą należy szanować i rozwijać dla dobra społeczeństwa. Kiedy śledzimy biografie ludzi świętych, to widzimy, że to są najbardziej zaangażowani i twórczy obywatele, zatroskani o bliźnich i kochający swoje ojczyzny – powiedział ks. prof. Chmielewski z Katedry Teologii Duchowości Systematycznej i Praktycznej KUL.

- Jeśli się promuje świętość, to się promuje wartości społeczne – dodał.

Najtrafniejszą definicję świętości, zdaniem ks. Chmielewskiego, sformułował Jan Paweł II w liście apostolskim "Novo millennio ineunte".

- Papież pisze, że świętość to jest wysoka miara zwyczajnego życia chrześcijańskiego. Nie można więc powiedzieć, że świętość jest tylko dla pięknoduchów, czy "artystów sumienia". Świętość jest dla wszystkich, dotyczy zwyczajności, ale w wysokich kategoriach – powiedział ks. prof. Chmielewski.

Wrażliwość człowieka na świętość to - zdaniem ks. Chmielewskiego - "ekologia ducha", o którą trzeba dbać.

- Bombardowanie człowieka tym, co złe, przemocą, gwałtem, relatywizacją wartości moralnych, ośmieszanie świętości jest wielką krzywdą wyrządzaną człowiekowi. Jeśli tak wiele się inwestuje w ekologię, to dlaczego zupełnie się pomija mikroekologię, ekologię ducha, wewnętrzne środowisko człowieka, którego nie wolno zatruwać, bo to będzie miało fatalne, dalekosiężne skutki w życiu społecznym – powiedział.

Kościół odpowiednio do epoki, różnych stylów życia, daje przykłady świętych odpowiednich na dane czasy i przez to bliższych nam emocjonalnie i kulturowo – zaznaczył ks. profesor.

Podkreślił, że ogromny wkład w przybliżanie świętości ludziom ma Jan Paweł II, który w czasie swojego pontyfikatu ogłosił 482 osoby świętymi (w tym 9 Polaków) i 1338 błogosławionymi (w tym 154 Polaków).

Są wśród nich osoby, które żyły w czasach współczesnych i żywa jest pamięć o nich jak np. bł. Matka Teresa z Kalkuty. Wielu świętych ogłoszonych przez Jana Pawła II to osoby świeckie. - Jan Paweł II, po raz pierwszy w Kościele, beatyfikował razem małżonków Quattrocchi. Ich dzieci uczestniczyły w beatyfikacji. To pokazuje, jak ta świętość jest nieodległa - dodał ks. Chmielewski.

Uroczystość Wszystkich Świętych, czyli tych, którzy już osiągnęli cel chrześcijańskiego życia, to święto radosne – przypomina ks. Chmielewski.

- Przynajmniej do godzin popołudniowych powinniśmy przeżywać ten dzień w radości. Tak jest też w liturgii, m.in. msze święte w uroczystość Wszystkich Świętych są odprawiane w szatach liturgicznych w kolorze białym, który wyraża radość. Dopiero po południu czy wieczorem na cmentarzach celebruje się wspominanie zmarłych, co siłą rzeczy ma charakter bardziej nostalgiczny, ale też nie pozbawiony nadziei – powiedział.

Jego zdaniem w pracy duszpasterskiej w Kościele trzeba dążyć do lepszego rozróżnienia radosnych obchodów Wszystkich Świętych od bardziej żałobnych i refleksyjnych celebracji Dnia Zadusznego, który poświęcony jest modlitwie za dusze wszystkich zmarłych „oczekujących w czyśćcu na powołanie do świętości w niebie”.

- W naszych parafiach, zwłaszcza wiejskich - z różnych względów, najczęściej czysto praktycznych – te różnice się zacierają, co niestety często gubi nam istotę święta – uważa ks. Chmielewski.

- Jeśli zapomnimy o radości świętych, to stracimy sens modlitwy za zmarłych. Przecież modlimy się, aby oni osiągnęli właśnie tę świętość - podkreślił.

- Na bramie jednego z cmentarzy widziałem taki napis: "byłem kim jesteś, jestem kim będziesz, módlmy się za siebie nawzajem". Modląc się nad grobami zmarłych, powinniśmy się modlić nie tylko o ich wieczne szczęście, ale także za siebie, abyśmy razem z nimi w tym szczęściu uczestniczyli - powiedział ks. prof. Chmielewski.

Jego zdaniem należy też przypominać, że wyrazem naszego szacunku dla zmarłych jest nie tylko ich wspomnienie, kwiaty na grobach i zapalone świece, ale też "jakość naszego życia", "to, czy dobrze wykorzystujemy dany nam czas dla pomnażania dobra, dla dążenia do własnej świętości".

..

Tak zbliza sie swieto ! Nie smutek !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:20, 27 Paź 2016    Temat postu:

Zmarli nie znikają

ks. Wojciech Parfianowicz
dodane 27.10.2016 18:16 Zachowaj na później

Młodzież porządkuje groby na cmentarzu w Czarnem.
ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość
zobacz galerię

Chociaż czasami pod zwałami liści znikają ich mogiły, a wraz z upływem czasu - ludzka pamięć. W przypadku żołnierzy, znikają też państwa i systemy, którym służyli. Młodzież z liceum w Czarnem przeżyła ważną lekcję na cmentarzu.

Akcja porządkowania grobów, przeprowadzona 27 października, odbyła się już po raz trzeci. Tym razem młodzież z liceum w Czarnem zajęła się grobami małych dzieci, mieszkańców DPS, a także miejscem spoczynku jeńców wojennych na terenie byłego obozu Stalag II B.

- Przez tę akcję chcemy uwrażliwić młodych ludzi na to, co w naszej kulturze jest bardzo ważne, czyli na szacunek do zmarłych. Chodzi o to, aby uzmysłowić im, że pamięć o nich potrzebna jest nie tylko 1 i 2 listopada, ale przez cały rok. O groby trzeba ciągle dbać, dlatego zwracamy uwagę także na mogiły zaniedbane - mówi ks. Paweł Byczkowski, jeden z organizatorów nietypowej lekcji.

- Poza tym, sprzątanie grobów przypomina, że o człowieka trzeba troszczyć się cały czas, nawet nie tylko od poczęcia do naturalnej śmierci, ale także i po śmierci - mówi kapłan.

Dzięki pracy na cmentarzu, młodzi ludzie uzmysławiają sobie, że człowiek po śmierci nie znika, choć jego ciało złożone jest w grobie. - On nadal istnieje i potrzebuje naszej troski - choćby w postaci dbania o grób, ale nade wszystko poprzez modlitwę - podkreśla ks. Paweł.

Lekcja na cmentarzu była też okazją do zwrócenia uwagi młodych ludzi na problem śmierci w ogóle. Jest czymś naturalnym, że w pewnym wieku myśl o śmierci jest raczej rzadkością. - Nie myślę o niej. Jej konieczność mnie przeraża - przyznaje 16-letnia Paulina. - Nie wiem, czy jestem gotowa na śmierć. Nie wyobrażam sobie tego - mówi jej koleżanka Asia.


Uczniowie liceum w Czarnem przy pomniku na terenie obozu Stalag II B.
ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość
Bogumiła Zatorska, jedna z nauczycielek, która wzięła udział w akcji, zwróciła uwagę młodzieży na grób młodego człowieka, ucznia ich szkoły, który zmarł nagle kilka lat temu, z powodu niewykrytej wcześniej choroby. - Zatrzymaliśmy się przy tym grobie, ponieważ chciałam, żeby uczniowie zrozumieli, że nasze życie jest bardzo kruche, więc warto dobrze je wykorzystać. Warto zastanowić się, jakie wartości są dla mnie ważne i po co w ogóle żyję.

- Nie zawsze mamy wpływ na to, kiedy i jak przyjdzie śmierć, na przykład w przypadku choroby. Oczywiście można umrzeć z własnej winy. Ludzie czasami bywają bezmyślni - przyznaje Asia, jedna z uczennic, komentując wizytę przy grobie swojego rówieśnika.

Emilia Marcinowska i Anita Foryszewska, nauczycielki z liceum w Czarnem przyprowadziły młodzież pod pomnik, który upamiętnia jeńców zmarłych w obozie Stalag II B.

W miejscu tym zginęło ponad 100 tys. osób. Do Hammerstein (Czarne) trafiali jeńcy już podczas I wojny światowej. Potem Hitler wysyłał tam więźniów politycznych z własnego kraju. Na początku II wojny światowej dostali się tam Polacy z kampanii wrześniowej. Z czasem dołączyli do nich jeńcy z Belgii, Francji, Jugosławii oraz spora grupa czerwonoarmistów. Szczególne wrażenie robią w tym miejscu rozsiane po lesie mogiły żołnierzy radzieckich. Są w kształcie gwiazdy z sierpem i młotem, dlatego kojarzą się ze zbrodniczą ideologią komunizmu.

- Przez porządkowanie tego miejsca chcemy nauczyć młodzież właściwych ludzkich odruchów, szacunku do zmarłych i do historii - mówi Anita Foryszewska. Dzięki wizycie na terenie byłego obozu, młodzi ludzie poznają historię, a także uczą się szacunku do zmarłych, niezależnie od ich pochodzenia, czy życiowych zasług. - Każdy zmarły potrzebuje modlitwy - przypomina ks. Paweł Byczkowski.

...

Od dziecka trzeba kierowac ku dobru aby potem nie bylo za pozno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:43, 29 Paź 2016    Temat postu:

Śmierć Basi

Beata Malec-Suwara
dodane 29.10.2016 09:20

Małżeństwa w Bochni rozmawiały o sensie smutku w miłości spowodowanym stratą najbliższych
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
zobacz galerię

Jaki sens można odnaleźć w odejściu bliskich? - nad tym pytaniem zastanawiali się małżonkowie w Bochni.

"Film o Basi" w reż. Macieja Bodasińskiego i Leszka Dokowicza stał się punktem wyjścia do dyskusji podczas piątkowego spotkania Akademii Małżeńskiej w Bochni o sensie smutku w miłości.

Film opowiada historię młodego małżeństwa, które bardzo pragnie mieć dziecko. Czekają kilka lat, udają się nawet z tą intencją na pielgrzymkę do Rzymu. Niedługo po tym, jak Basia zachodzi w ciążę, dowiaduje się także o swojej chorobie. Diagnoza: nowotwór złośliwy. Lekarze doradzają usunięcie dziecka, by zapewnić skuteczność leczenia. Jednak takiej możliwości Basia nawet do siebie nie dopuszcza.

Zdając sobie jednak sprawę z nieuchronnych konsekwencji choroby, pisze do swojego synka listy. To m.in. z nich oraz świadectw jej najbliższych dowiadujemy się, jak niezwykłą była osobą - kobietą świętą. Zmarła w wieku 31 lat, jej syn Mateusz dopiero co skończył dwa lata.

Mimo że chorowała prawie trzy lata i wszyscy mogli przygotować się na najgorsze, nikt nie wierzył, że Bóg ją zabierze. Przecież dopiero co dał życie upragnionemu i wyczekiwanemu tyle lat dziecku. Wszyscy poczuli się zawiedzeni i oszukani. No bo co Bogu zależało? Przecież tylu ludzi się za nią modliło, a i ona sama tak Mu ufała. Mógł dla niej zrobić cud. Nawet ksiądz, który towarzyszył jej w chwili śmierci, czuł złość na Pana Boga. Nikt nie potrafił myśleć, że śmierć Baśki miała sens, choć ona sama mówiła, że jest.

Ten sens miały za zadanie odnaleźć małżeństwa, które przyszły na piątkowe spotkanie do auli św. Mikołaja w Bochni. Najpierw w rozmowie między sobą, w parach dyskutowali na temat filmu, a potem, kto chciał, mówił już przy wspólnym stole, co sądzi o historii Basi.


Spotkania Akademii Małżeńskiej prowadzi ks. Antoni Mulka z parafii św. Mikołaja w Bochni
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
- Nigdy nie wiemy, co nas czeka w życiu. Każdy z nas prędzej czy później zetknie się ze śmiercią bliskich - mówił ks. Antoni Mulka, prowadząc spotkanie. - W kontekście Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego warto porozmawiać, jak po chrześcijańsku przeżywać umieranie kogoś bliskiego w domu. Ten materiał filmowy pokazuje nie tylko sens śmierci, ale towarzyszenie i bycie obok osoby, która umiera - dodał.

Wiele z małżeństw dzieliło się swoimi doświadczeniami zetknięcia się ze stratą bliskich - dziecka, rodziców, teściów. - Trudno odnaleźć sens w chwili, kiedy przeżywa się tragedię - mówili, ale ci, którzy ją przeżyli, mówili także o łasce i niezwykłym darze. Zwłaszcza kiedy patrzymy na cierpienie rodziców spowodowane wieloletnią chorobą. Jednak nawet w stracie dziecka można odnaleźć dobro.

- Pierwszy jest ogromny żal i rozpacz. Matka po stracie dziecka czuje ogromną pustkę. W pierwszym momencie człowiek mógłby bardzo łatwo poddać się jej, ale kiedy sobie uświadomimy, że Pan Bóg chce tę pustkę wypełnić sobą, to nagle czuć przypływ ogromnej miłości - dzieliła się swoim świadectwem jedna z par. - A potem przychodzi świadomość, że rodzina ma swojego człowieka w niebie, taki rodzaj wsparcia z góry, bo jesteśmy przekonani o tym, że nasze dziecko tam jest.

Kolejnym problemem okazał się nasz strach przed umieraniem. Odsuwamy temat śmierci od siebie, nie chcemy o nim rozmawiać, łudzimy się, że nas nie dotyczy. Bóg, który jest Panem życia i śmierci, powołuje nas do sobie, daje też siłę, by w śmierci dostrzec sens i tylko chwilowe rozstanie. - Wierzymy przecież w świętych obcowanie, w to, że z nami są. To daje siłę, by śmierć bliskich przeżyć - przypomina kapłan.

A Wy co sądzicie na ten temat? Jaki sens można odnaleźć w odejściu najbliższych? Zachęcamy do obejrzenia filmu o Basi:


Film o Basi - reż. Maciej Bodasiński, zdj. Leszek Dokowicz
Mariusz Krzemien


Spotkania Akademii Małżeńskiej w Bochni odbywają się w jeden piątek miesiąca. Każde ze spotkań ma inną formułę. Na poprzednich "warsztatach" małżeństwa oglądały film "Pamiętnik", a po seansie miały napisać do siebie listy. Liczba małżeństw biorących udział w spotkaniach nie jest stała, nie jest to także zamknięta grupa. Może w nich wziąć udział każda para.

...

Generalnie smutek z powodu odejscia bliskich do Boga nie jest zbyt chrzescijanski. To poganskosc myslenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:29, 29 Paź 2016    Temat postu:

Psycholog radzi: bądźmy jak dzieci wobec śmierci, przemijania oraz życia

Dorota Dolecka-Semeniuk*
dodane 29.10.2016 12:04

Dorota Dolecka-Semeniuk
ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Już za chwilę rozpocznie się listopad, czas, w którym religijnie i kulturowo łączymy się z tajemnicą śmierci i przemijania. A może tym razem, odwiedzając cmentarze, spróbujmy spojrzeć na te kwestie z innej strony.

Śmierć - niby oczywisty finał życia, rzeczywistość, która dotknie każdego z nas, a jednak taki trudny to problem, pomijany czy wręcz zapominany w codziennym życiu współczesnych ludzi.

Skoro to takie jasne, wiadome i przewidywalne, to co takiego się dzieje, że łatwiej i chętniej pamiętamy o tym, co ma związek z życiem, a wypieramy i pomijamy śmierć, koniec. Przecież wszystko płynie, przemija, kończy się, aby mogło się zacząć coś innego. Łatwo przyzwyczajamy się do tego, co mamy, przywiązujemy się do rzeczy, ludzi, miejsc. Tak trudno nam przyjąć tę naturalną kolej rzeczy, czasami wręcz na przekór wszystkiemu i wszystkim bronimy się przed przemijaniem i utratą.

Może to znak czasów, w których żyjemy, gdzie dużą wartość przypisuje się wieczności i dążeniu do niej – tzn. wiecznej młodości i wiecznego szczęścia. Otaczają nas przekazy, mówiące, że wszystko jest możliwe, co tylko chcemy jest w zasięgu naszej ręki, a „realizujemy się” jedynie w pogoni za tym co nowe, lepsze, błyszczące.

Współczesny człowiek wierzy, że to on decyduje i układa według siebie świat, jest jego panem i kreatorem. A jednak myśląc o śmierci i przemijaniu, możemy przekonać się, jak bardzo jesteśmy w błędzie.

Czy chcemy, czy nie, czy godzimy się z tym, czy nie – zmieniają się pory roku, płynie czas. Tak samo jak my, tak i wszystko wokół przemija i ma swój kres.

Może w tym względzie warto czegoś nauczyć się od dzieci, zanim całkiem je odizolujemy od prawdy o śmierci i przemijaniu? To właśnie dzieci są świetnymi nauczycielami rozumienia naturalnego upływu czasu. Dla malucha śmierć jest tak samo naturalna jak narodziny. Budzi jakże odmienne uczucia, ale jest zwyczajną częścią życia i jego konsekwencją.

Już za chwilę rozpocznie się listopad, czas, w którym religijnie i kulturowo łączymy się z tajemnicą śmierci i tajemnicą przemijania. A może tym razem, odwiedzając cmentarze, spróbujmy spojrzeć na te kwestie z innej strony. Pomyślmy, że nie odwiedzamy tam tych, których straciliśmy, ale tych, których mieliśmy możliwość „mieć”. Doceńmy te wspólne chwile razem, zamyślmy się, jak nam było, uśmiechnijmy się do tych miłych wspomnień. I pozwólmy bliskim zostać tam, gdzie są, a nam być tu, gdzie my jesteśmy.

Jak dzieci zatrzymajmy się na chwilę nad tym, co ciekawe, warte uwagi i pójdźmy dalej, bo tam też czeka nas życie - nasze życie, bliscy i sprawy, które są z nami tu i teraz. Bo szkoda stać w miejscu, szkoda nie doceniać tych wszystkich codziennych i pięknych chwil, które nas dotyczą, a które jak wszystko inne również przeminą, aby zrobić miejsce dla nowych. Więc pozwólmy sobie żyć zgodnie z tym, co dzieje się wokół nas. Cieszmy się, smućmy się, płaczmy, kochajmy - po prostu żyjmy. Bo walka z czasem jest męcząca i zdana na porażkę.

* Dorota Dolecka-Semeniuk, psycholog, pedagog, psychoterapeuta, na co dzień współpracuje z OPOPP w Lublinie działającym w ramach Katolickiego Stowarzyszenia Agape i Ośrodkiem SESJA, którego jest założycielką.

...

Dokladnie. Byc jak dziecko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:45, 01 Lis 2017    Temat postu:

Niebo nie jest elitarnym klubem. Bądź tym, kim jesteś i bądź nim dobrze. Komentarz do Ewangelii
Ks. Łukasz Kachnowicz | 01/11/2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Św. Paweł miał śmiałość w swoich listach zwracać się do żywych per „święci”. Bardzo prawdopodobne, że nas nie kanonizują, ani nie beatyfikują. Nie muszą. Już zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, a ja właśnie piszę do wszystkich świętych, którzy czytają Aleteię.


M
uszę się przyznać do tego, że w uroczystość Wszystkich Świętych nie myślę o tych, którzy przed imieniem mają literki „św.” albo „bł.” Nie myślę ani o ojcu Pio, ani o Janie Pawle II. Oni mają swoje wspomnienia. Tego dnia myślę o tych wszystkich świętych, których spotkałem w swoim życiu. Nie, nie widziałem się z żadnym beatyfikowanym czy kanonizowanym. Spotkałem za to ludzi, co do których mam przekonanie, że jednak biorą udział w dzisiejszym święcie.

Ktoś powie, że to zbyt śmiałe. A może brakuje nam odwagi, żeby spojrzeć na ludzi dokoła nas i dostrzec w nich świętych. Pewnie łatwiej jest pomyśleć sobie o tych, których się nie znało osobiście, których znamy z opowieści o świętych. Kiedy się zna kogoś osobiście, to jakoś tak trudniej pomyśleć o nim: święty.
Czytaj także: Bł. Chiara Luce Badano. Umierała w wieku 19 lat i mówiła z uśmiechem: „Mam wszystko”

Może dlatego, że widzimy go takiego „nieświętego”: zwyczajnego, po prostu człowieka, także z jego wadami i słabościami, ale przecież ci ogłoszeni święci też byli zwyczajni, mieli swoje wady i słabości. Oni sami mieli tego świadomość. Poczytajcie listy Matki Teresy czy Dzieje Duszy św. Teresy. Święci naprawdę wiedzieli, że nie są w żaden sposób lepsi od innych. Jeśli coś ich wyróżnia, to jest to dziełem łaski Bożej i tylko dlatego, że tak chciał Bóg, a nie, że oni na to zasługują. Oni sami czuli się (i słusznie) zwykłymi, słabymi ludźmi.

A może by tak zdjąć tę świętość z wysoko zawieszonych obrazów. Zawsze mnie to zastanawiało, że św. Paweł miał śmiałość w swoich listach zwracać się do żywych per „święci”. Np. w Liście do Filipian swoje pozdrowienie kieruje „do wszystkich świętych, którzy są w Filippi”. Kościół nie wyniósł żadnego z nich „na ołtarze”, bo nikt z nich nie został zauważony jako kandydat na ołtarze. Czy Paweł mówił na wyrost?

A może świętość jest bardziej normlana niż się nam wydaje. Może klucz jest w tym, co mówi dzisiaj Paweł: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy”. Myślimy często, że świętość to jest coś najwyższego, co możemy osiągnąć. Nie. Największe, co może nas spotkać, to być ukochanym dzieckiem Boga, nie ma nic większego nad to. Paweł mówi: to już jest naszym udziałem! Twoim, twojego współmałżonka, waszych dzieci, rodziców, kolegów, sąsiadów…

Jezus wypowiada dziś litanię błogosławionych: ubodzy duchem, cisi, smutni, miłosierni, czystego serca, którzy cierpią prześladowania, pragną sprawiedliwości, wprowadzają pokój. To wyliczenie pokazuje różnorodność ludzi, którzy zostali nazwani błogosławionymi. Błogosławieństwa nie są jednak wykluczające, tzn. jeśli nie jesteś smutny, to nie jesteś błogosławiony. U jednego błogosławieństwo przychodzi w cichości, u drugiego w jego czystym sercu, u innego w postawie miłosierdzia, a u ciebie może jeszcze w czymś innym. Bo masz swoją indywidualną drogę.

Nie jesteś ojcem Pio, ani Faustyną, ani Janem Pawłem II. Jesteś sobą i jak mówił św. Franciszek Salezy: „Bądź tym, kim jesteś i bądź nim dobrze”. Podobnie jak w Litanii do Wszystkich Świętych, nie ma wymienionych wszystkich świętych, tak w litanii błogosławionych nie są wymienieni wszyscy. Jedna i druga pokazuje wiele możliwości i staje się zaproszeniem: tu jest miejsce dla każdego, także dla ciebie i dla mnie.

Właśnie dlatego w Apokalipsie jest wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, bo świętość nie jest czymś ekskluzywnym, a niebo nie jest elitarnym klubem. Może chodzi tylko i aż o to, żeby odkryć, że jesteśmy dziećmi Bożymi i ta prawda poprowadzi nas do Nieba.
Czytaj także: Bez zwykłej, codziennej miłości do ludzi nie da się zbliżyć do Boga. Komentarz do Ewangelii

Bardzo prawdopodobne, że nas nie kanonizują, ani nie beatyfikują. Nie muszą. Już zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, a ja właśnie piszę do wszystkich świętych, którzy czytają Aleteię.

Paweł dodaje: „Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego”. Nie widzę w drugim człowieku świętego, nie dlatego, że on nim nie jest, ale dlatego, że nie poznałem Boga, który jest kochającym Ojcem. Paweł, który poznał Go zaczął widzieć ludzi jako świętych, bo widzi w nich dzieci Boże. Świętość nie jest czymś do czego się dochodzi, ale jest czymś, co jest już w nas.

I czytanie: Ap 7, 2-4. 9-14
II czytanie: 1 J 3, 1-3
Ewangelia: Mt 5, 1-12a

...

Nie dostrzegamy ze zycie codzienne to jest swietosc. Swiety to musi zginac meczensko co najmniej. W czym jest zreszta duzo racji. Bo zycie codzienne to umieranie. Ale nieod razu z rak oprawcow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:04, 02 Lis 2017    Temat postu:

„To nie jest tak, że oni umarli, a my żyjemy. To oni żyją, a my umieramy”. 3 modlitwy za zmarłych
Redakcja | 02/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Modlić się za żywych i umarłych” to jeden z siedmiu uczynków miłosierdzia względem duszy. Proponujemy Wam trzy mniej znane modlitwy za zmarłych.

„To nie jest tak, że oni umarli, a my żyjemy. To oni żyją, a my umieramy” – mówił ks. Piotr Pawlukiewicz w dniu 6. rocznicy katastrofy smoleńskiej. Te słowa warto zapamiętać. Skoro nasi drodzy zmarli żyją, to możliwe, że nadal potrzebują naszej pomocy.


Modlitwa o wyzwolenie duszy zmarłego od grzechów i kar

Panie, Boże Wszechmogący,
ufając Twemu wielkiemu Miłosierdziu,
zanoszę do Ciebie moją pokorną modlitwę:
wyzwól duszę Twego sługi / Twojej służebnicy (tu podajemy imię)
od wszystkich grzechów i kar za nie.

Niech święci aniołowie jak najprędzej zaprowadzą ją
z ciemności do wiekuistego światła,
z karania do wiecznych radości.
Przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen.


Modlitwa o miłosierdzie dla zmarłego

Panie, nakłoń Twego ucha ku naszym prośbom,
gdy w pokorze błagamy Twego miłosierdzia.
Przyjmij duszę sługi Twego / sługi Twojej (tu podajemy imię),
której kazałeś opuścić tę ziemię,
do krainy światła i pokoju
i przyłącz ją do grona Twych wybranych.
Przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen.


Modlitwa do Maryi za dusze w czyśćcu

Najświętsza Panno Nieustającej Pomocy, Matko litościwa,
racz spojrzeć na biedne dusze,
które sprawiedliwość Boża zatrzymuje w płomieniach czyśćcowych.
Są one drogie dla Twego Boskiego Syna,
gdyż zawsze Go kochały i teraz gorąco pragną być blisko Niego,
lecz nie mogą zerwać swych więzów,
które je trzymają w palącym ogniu czyśćca.
Niech się wzruszy Twe serce, Matko litościwa.
Pośpiesz z pociechą dla tych dusz,
które Cię zawsze kochały i teraz ślą do Ciebie swe westchnienia.
Wszak są to Twoje dzieci, bądź więc im pomocą,
nawiedzaj je, osładzaj ich męki, skróć ich cierpienia
i nie zwlekaj z ich wybawieniem.
Amen.

...

Bo dzis dzien ZA DUSZNY!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:22, 02 Lis 2017    Temat postu:

#Zaduszki obchodzone też… w internecie
Redakcja | 02/11/2017

EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Pamięć o tych, którzy odeszli można przedłużyć przez inicjatywę internautów: #Zaduszki także w mediach społecznościowych. Polega ona na dzieleniu się zdjęciami z rozświetlonych w tych dniach nekropolii czy pomników bliskich zmarłych z hasztagiem #Zaduszki.

Jest to nowa forma przypomnienia naszym znajomym z mediów społecznościowych o potrzebie modlitwy za dusze zmarłych, stąd nazwa akcji #Zaduszki – mówi rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Paweł Rytel-Andrianik.
Zdjęcie na Facebooku jak modlitwa?

Zaduszki to skrócona nazwa – obchodzonego 2 listopada – Dnia Zadusznego, czyli wspomnienia wszystkich wiernych zmarłych.

W najbliższych dniach będziemy udawali się na rodzinne groby, ale także nawiedzimy słynne polskie nekropolie. Zdjęcia zrobione np. smartfonem i zamieszczone na Twitterze czy Facebooku z hasztagiem #Zaduszki, mogą być jednym z wyrazów modlitewnej pamięci – powiedział rzecznik Episkopatu.

Dodał, że tworząc w mediach społecznościowych galerie ze zdjęciami nekropolii z całej Polski, dajemy także szansę duchowej łączności osobom, które z różnych przyczyn nie mogą udać się na groby swoich bliskich.

Zaduszki – czyli szczególna modlitwa za dusze w dniu 2 listopada, nie jest w Kościele czasem smutku, ale refleksji nad życiem i chrześcijańskiej nadziei, którą przynosi choćby 1 listopada – Uroczystość Wszystkich Świętych. Zdjęcia publikowane z hasztagiem #Zaduszki, to także prośba do znajomych o modlitwę za naszych bliskich zmarłych – podkreślił ks. Rytel-Andrianik.


Warunki odpustu zupełnego

Zaznaczył jednocześnie, że właśnie w dniach od 1 do 8 listopada, gdy nawiedzimy cmentarz, możemy uzyskać odpust zupełny za siebie lub za zmarłą osobę. Trzeba spełnić trzy zwykłe warunki: stan łaski uświęcającej i wyrzeczenie się grzechu, przyjęcie Komunii Świętej i dowolna modlitwa w intencjach Ojca Świętego.

Ks. Paweł Rytel-Andrianik podkreślił, że Kościół dostrzega możliwość docierania do milionów osób za pomocą mediów społecznościowych.

To narzędzie dające możliwość ewangelizacji i tworzenia pewnej formy wspólnoty także w Internecie. Swój profil na Twitterze ma papież Franciszek, miał go także papież senior Benedykt XVI. Takie profile posiada wielu polskich biskupów. To realizacja wezwania skierowanego przed laty przez św. Jana Pawła II, by wypłynąć na głębię cyberprzestrzeni – przypomniał rzecznik Episkopatu.

KAI/og

...

Jest to przypomnienie i utrwalenie tego dnia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:46, 03 Lis 2017    Temat postu:

„Córeczko, ja umieram”. Kolejne święta bez Mamy. Niosę ją w sobie, opowiadam, uobecniam
Hanna Sawicka | 02/11/2016

Pexels | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Dopiero po odejściu Mamy zdałam sobie sprawę, jak blisko są ci, których nie ma już z nami na tym świecie. Przecinamy codziennie zostawione przez nich ślady.

Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny. Kolejne w moim życiu. Uczyłam się ich od dziecka. Co roku była to rodzinna wyprawa na groby bliskich, rozsiane po kilku warszawskich cmentarzach. Jako dziecko byłam zafascynowana tym, że Mama ma w głowie trasy dojścia do większości grobów: cyferki, literki. Tylko czasami wyciągała mały kieszonkowy kalendarzyk, a w nim pod literą C – były cmentarze, ze wszystkimi danymi potrzebnymi, by się odnaleźć. Wtedy ruszała dalej pewnie przed siebie.
Czytaj także: Zawsze będę Cię kochać… Umierająca mama zostawiła córce niezwykły prezent

Często był pośpiech i para z ust. Były opowiadane przez nią ciągle na nowo rodzinne koligacje, byśmy z siostrą wiedziały, kim dla nas była ta osoba, której nazwisko widzimy na grobie. „Musicie to wiedzieć, bo kiedyś mnie zabraknie” – tak mówiła do nas, dziewczynek kilkuletnich, potem nastoletnich. W jakim byśmy nie były wieku, brzmiało to jakoś tak nierealnie. Słuchałyśmy niby uważnie, ale teraz wiem, jak wiele opowieści uleciało…


Córeczko, ja umieram…

W tym roku w sierpniu minęło pięć lat od momentu, w którym usłyszałam z ust mojej kochanej Mamy te słowa: „Córeczko, ja umieram. Ja to wiem, czuję. Nie mam już siły”. Siedziałyśmy wtedy przy kuchennym stole, piłyśmy herbatę. A ona zwiesiła głowę i tak cicho to wyszeptała. Gdy na mnie spojrzała, miała w oczach wielkie, gorące łzy. Milczenie. Ciszę przerywało tylko jednostajne, miarowe cykanie zegara odliczającego czas naszego jeszcze wspólnego życia.
Czytaj także: 5 krótkich westchnień do Matki Boskiej

Razem z Tatą byliśmy przy jej odchodzeniu do samego końca. Tuż obok. Leżeliśmy razem na dużym łóżku: Tata z lewej, ja z prawej, zaś Mama z rurkami aparatu tlenowego między nami, w środku, by czuła się bezpieczna. A ona w ciemnościach nocy – po ponad ośmiu latach walki – przeszła cicho na drugą stronę. Sama.

Nigdy nie zapomnę jej cudownie i niewytłumaczalnie świetlistej twarzy, pozbawionej rysującego się na niej wcześniej cierpienia. I policzka, który gładziłam powoli, gdy stawał się coraz chłodniejszy. Właśnie ta jasność, którą widziałam, utwierdza mnie w tym, że odchodzimy w światłość i coś pięknego. Nie może być inaczej. Tam się spotkamy.


Dzień Zaduszny. Czas na odwiedziny

Te ostatnie dni z Mamą, w których brałam udział, były jednym z najważniejszych doświadczeń w moim życiu. Czas bardzo trudny, ale zarazem niezwykły, który bez wahania traktuję jako cenny dar. Doświadczyłam i doświadczam tego, że łącząca mnie z Mamą więź wcale nie została zerwana w momencie jej śmierci. Dalej się plecie, tylko w inny sposób. Czuję na co dzień jej obecność. Przypominam sobie jej słowa, wypowiedziane w jednej z naszych ostatnich rozmów przez łzy: „Myszeczko, ja też będę za Wami bardzo tęskniła”. Tęskni. Jest.
Czytaj także: Córeczko, kiedy mnie już nie będzie…

To już szóste listopadowe święta bez Mamy. Daję się przez chwilę porwać wlewającej się przez cmentarną bramę rzece ludzi. W dłoniach niezliczone siatki z kulami barwnych chryzantem, brzdękające znicze, wieńce z iglastych gałązek. Ogromne bogactwo ozdób, wstążek, kwiatów, kolorów.

To czas na odwiedziny. Jeszcze tylko odnalezienie dobrego adresu – numeru wiecznego mieszkania: alei, rzędu albo nieco tajemniczego „XIV, 4”, „A3 tuje” lub „284a Wprost”. Czy gdyby ktoś wszystkowidzący spojrzał na nas z góry, dostrzegałby w tej cmentarnej przestrzeni niezwykłe przenikanie żywych i zmarłych? Przemieszani. Współobecni.


Na cmentarzu naśladuję kroki Mamy

Dopiero po odejściu Mamy zdałam sobie sprawę, jak blisko są ci, których nie ma już z nami na tym świecie. Przecinamy codziennie zostawione przez nich ślady, powtarzamy gesty, które oni robią razem z nami – już niewidzialni.

Na cmentarzu naśladuję nieświadomie kroki Mamy. Tyle razy szłyśmy tymi alejkami. Łapię się na tym, że teraz tak, jak ona układam gałązki świerku na grobie pradziadków, wybieram podobne naturalne wianuszki i małe chryzantemy, które by jej się spodobały. Uczyła mnie tego. Teraz jestem jej rękami. Robimy to razem.
Czytaj także: Poradnik dobrego umierania

Tak jest też na co dzień. Zabrałam z rodzinnego domu duży, granatowy brulion, który był dla Mamy skarbnicą sprawdzonych przepisów. Równe, okrągłe, staranne literki pisane jej ręką. Gdy wyrabiam kruche ciasto z jednej z zapisanych receptur, prawie czuję, że dotykamy swoich dłoni zanurzonych w mąkę, a potem razem wyklejamy ciasto w prostokątnych foremkach. „Ma być cienko, jak najcieniej” – za każdym razem w głowie słyszę głos Mamy – a moje dłonie automatycznie powtarzają jej gesty. Śledzę je w pamięci.

Wystarczy jeden impuls, skojarzenie, a rozwiązuje się worek ze wspomnieniami. Kiedyś moja siostra pogładziła mnie po włosach i powiedziała mimochodem: „Zupełnie jak Mamy”. Ruszyły obrazy. Byłam w łazience i suszyłam Mamie włosy. Zawsze prosiła mnie o pomoc, gdy nadarzała się taka okazja.

A potem kolejny obraz: widziałam jej śmiejące się oczy, gdy dostrzegła, jak po chemii odrastają jej – mającej zawsze włosy proste, choć podatne na kręcenie – istne baranki, gęste loczki przetykane nitkami siwizny. Ależ się z tego cieszyła!


Gdzieś pod powiekami widzę uśmiech Mamy

Biały kwadratowy obrus, z malowanymi ręcznie kilkoma czerwonymi i niebieskimi kwiatami. Odkąd pamiętam, leżał na dnie szafy. Mama czekała nieustannie z jego użyciem na jakąś bardzo specjalną okazję. Był to jeden z jej „posagowych” zakupów – troskliwie przez lata chronionych. Jutowy sznureczek, do którego przyczepiona była metka Cepelii, odcięłam pięć lat temu, gdy obrus trafił do mnie w czasie porządków w maminych szafach. Wyłowiony z ciemności tak bardzo cieszy oczy. Gdy teraz siedzę przy naszym stole i dotykam dłonią jego gładkiej faktury, od razu gdzieś obok obecna jest ona. „Mamo – i co, nie jest piękny?”. Gdzieś pod powiekami widzę wtedy jej uśmiech.

Kilka tygodni temu czytałam siostrzenicom bajkę na dobranoc. Moja siostra przyniosła blok rysunkowy, podała mi go do ręki i szepnęła: „Zobacz i przeczytaj im to”. Otworzyłam okładkę. A tam odręcznie, kredkami narysowana strona tytułowa: „Gumka, pędzel i ołówek, czyli dalszy ciąg wędrówek”. Przewracałam kartki, a każda z nich była wierną kopią kolejnych stron tej książeczki, którą Mama tak lubiła nam czytać, gdy my byłyśmy małe. Równe literki pisane ręką Mamy, rysunki kolorowane przez nią kredkami…
Czytaj także: Jest jeszcze coś, co dziś możesz zrobić dla swoich bliskich zmarłych

Zupełnie zapomniałam o tej historii. Pewnego dnia Mama odkryła, że zapakowane przez nią wiele lat temu do kartonu i wyniesione do piwnicy dziecięce książeczki nie przetrwały próby czasu. A plan był piękny – przydadzą się wnukom. Wtedy właśnie przystąpiła to tej pracy. Jej bezcenny efekt trzymałam teraz w dłoniach. To tak, jakby siedziała w tym dziecięcym pokoju ze swoimi wnuczkami, z których dane jej było poznać przez krótką chwilę tylko jedną. Mama była tak bardzo obecna w tym, co miałam przed oczami. Czytała książeczkę swoim wnuczkom – ja byłam jej głosem.

Namacalnie jej nie ma, ale często czuję, choć nie umiem tego wytłumaczyć, że jest we mnie. Gdy zerkam w lustro, widzę jej oczy i spojrzenie. Niektóre moje gesty są jej gestami. Mamy to samo imię. Towarzyszy mi. Niosę ją w sobie. Wspominam. Opowiadam. Uobecniam.

...

U mnie sasiadke poprowadzil zmarly maz do piwnicy bo on zawsze chodzil. Nie wiedziala ktory klucz nawet! A tu wziela klucz otworzyla i przyniosla co trzeba. I mowi ze maz prowadzil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:02, 04 Lis 2017    Temat postu:

Wypominki. To nie jest kościelna lista nieobecnych
Ks. Michał Lubowicki | 02/11/2016

PAP
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Żalimy się, jednocześnie wierząc, że ostatecznie ma On moc uśmierzyć nasz ból i rozprawić się z grobowym kamieniem. Ich i naszym.

Zwyczaj zapalania lampek na grobach naszych bliższych i dalszych zmarłych ma genezę i symbolikę dość oczywistą – „Światłość wiekuista niech im świeci”. Ale w składaniu kolorowych kwiatów, na szarych grobowych płytach jest już coś prowokacyjnie kontrastowego. To, co ostentacyjnie żywe, zostaje zestawione z tym, co definitywnie martwe.
Czytaj także: Jest jeszcze coś, co dziś możesz zrobić dla swoich bliskich zmarłych
Śmierć: zawsze nie w porę

Kościół w swojej liturgii dokonuje podobnej prowokacji: gdy na białą albę oznaczającą zaproszenie do wiecznej radości kapłan zakłada czarny (dziś częściej fioletowy) ornat jednoznacznie kojarzący się ze śmiercią i żałobą. Jak więc tak naprawdę reagujemy na śmierć? Przysłowiową już refleksją i zadumą, czy może raczej prowokacyjnym buntem?

„Człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie” – mówi jeden z bohaterów Michaiła Bułhakowa. Słyszeliście o kimś, kto umarł w dobrym momencie? Bo ja chyba nie. Ludzie nagminnie umierają nie w porę. Nawet najbardziej spodziewana śmierć zawsze jest bolesnym zaskoczeniem.

Nosimy w sobie naturalny bunt wobec śmierci.
Wypominki: modlitwa nietajonej pretensji

Nasza wiara i nasza modlitwa też noszą w sobie ślad tego bolesnego zaskoczenia i niezgody na śmierć. Kryje je w sobie nawet z pozoru niewinna ludowa nazwa imiennej modlitwy za zmarłych. Wypominki. Nie zastanawiała was ona nigdy? Nie przypominki. To nie jest kościelna lista nieobecnych. Wypominki. Od wypominania.

Wypominamy Panu Bogu naszych zmarłych. Każdą jedną śmierć. Każdego jednego drogiego człowieka, który odszedł, którego nam zabrakło. Zawsze za wcześnie. Wypominki. Modlitwa nietajonej pretensji.

Kiedy to sobie uświadomimy, budzi się w nas od razu religijny instynkt bronienia Pana Boga. No bo jak to tak? Wypominać coś Panu Bogu? Nieładnie. Nie wolno. Tylko czy Pana Boga trzeba bronić? Czy On potrzebuje naszej obrony?
Czytaj także: „To nie jest tak, że oni umarli, a my żyjemy. To oni żyją, a my umieramy”. 3 modlitwy za zmarłych
Śmierć, która boli

Dziecko, które potknęło się o kamień i rozbiło kolano, głośno płacze. Przez ten głośny płacz natarczywie domaga się uwagi matki lub ojca. Jest rozżalone. Ma pretensje. Do rodzica? Nie. Do świata, do życia, do kamienia. Jeśli jest bardziej refleksyjne, to może i trochę do samego siebie.

Wypominki to taki płacz. Natarczywie żalimy się Panu Bogu, że ten i ten, i tamta, i jeszcze tamten drogi nam człowiek umarł.

Śmierć to kamień, o który się potykamy. Nie mamy pretensji do Pana Boga. Ale nie podoba nam się, że świat i życie są tak urządzone, że trzeba się potykać. Rozbite o śmierć kolano boli. Nieraz bardzo boli. Więc płaczemy głośno i natarczywie, i zgłaszamy Ojcu swoją pretensję.
Wypominanie Bogu

Nie dlatego, że uważamy Go za winnego. „Śmierci Bóg nie uczynił” (Księga Mądrości 1,13) – to wiemy. Ale dlatego, że jak dziecko z rozbitym kolanem, mniej lub bardziej świadomie spodziewamy się, że Ojciec może jakoś temu naszemu nieszczęściu zaradzić.

Wypominamy Panu Bogu w wypominkach naszych zmarłych nie dlatego, że uważamy Go za winnego tego, co ich spotkało. Żalimy się, jednocześnie wierząc, że ostatecznie ma On moc uśmierzyć nasz ból i rozprawić się z grobowym kamieniem. Ich i naszym.

I to jest istotą tej modlitwy. Jak zasmarkany z płaczu malec pokazujemy Ojcu palcem: Zobacz! Tam! Ten konkretny grób tego konkretnie kochanego człowieka. Boli! Ja nie dźwignę tego grobowego kamienia, ale Ty: tak. Dźwignij i odrzuć go daleko, żeby już nikt nigdy się o niego nie potknął!
Czytaj także: Dlaczego Polacy tak licznie chodzą na cmentarze? Co to o nas mówi?
Wypominki – zalecki

Na Śląsku nie ma wypominek. Na Śląsku są zalecki. Zmarłych zaleca się Panu Bogu, czyli zachwala. I w tym też jest wielka ludowa mądrość teologiczna. Chwali się za coś, za co jest się wdzięcznym. A wdzięczność to jest najskuteczniejszy sposób, by odprowadzić kogoś na sam próg Nieba. Dlatego za zmarłych sprawujemy Eucharystię, czyli dziękczynienie.

Zalecki przypominają nam jeszcze, że ci, których zalecamy, być może wcale już tego nie potrzebują. Część naszych wypominek to już prawdopodobnie swoista Litania do Wszystkich Świętych, którzy wstawiają się za nami i za przywykającymi do Bożej Jasności w czyśćcu.

Kościół w drodze, Kościół oczyszczany i Kościół w Domu – to jeden Kościół. O tym również przypomina nam początek listopada.

...

Wypominki to nie wspominki. To jest realna pomoc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:15, 04 Lis 2017    Temat postu:

Polskie cmentarze są ewenementem na skalę światową
Kamil Szumotalski | 04/11/2017
PAP
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Łuny światła bijące od cmentarzy zachwycają ludzi na całym świecie.


T
rwając nadal w oktawie uroczystości Wszystkich Świętych, warto wybrać się na spacer na cmentarz. Pierwszym powodem oczywiście powinny być odpusty, które możemy ofiarować za naszych zmarłych.

Kolejne jednak mogą być już zdecydowanie bardziej przyziemne. Jak powiedziała mi ostatnio moja Żona: „lubię cmentarz po Wszystkich Świętych, taki ciepły, jasny”. Fenomen łuny światła bijącego od cmentarzy po zaduszkach zdaje się być dostrzegany na nowo, tym razem przy użyciu nowych technologii.

Wiele miast chwali się zdjęciami lokalnych cmentarzy zrobionymi z powietrza. Po zmroku, kiedy niemal na każdej płycie, na każdym grobie stoi kilka zniczy dających ciepłe światło ognia, cmentarz rzeczywiście staje się „żyjącą” metropolią.

To obraz, który zachwyca nie tylko Polaków, ale także zagranicznych użytkowników Internetu. Nasze cmentarze rzeczywiście wyglądają pięknie. Poniżej prezentujemy kilka zdjęć, które pokazują ten malowniczy obraz, ale oczywiście najlepiej jest móc doświadczyć go podczas spaceru.

...

Tak lubie nasze cmentarze. Moglbym tam mieszkac Smile Widocznie dusze z tamtej strony na mnie oddzialuja Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:04, 07 Lis 2017    Temat postu:

Montserrat. Ofiarowała 3 msze za zmarłego ojca. Miała wizję, że uniknął czyśćca
Sebastian Duda | 07/11/2017
Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Ojcze, proszę odpraw trzy msze w jego intencji. Tylko wtedy będzie mógł uwolnić się z płomieni czyśćcowych” – powiedziała z wielką pewnością córka.


P
ewnego dnia w 1657 r. w benedyktyńskim klasztorze Najświętszej Maryi Panny w Montserracie w Katalonii doszło do niezwykłego wydarzenia. W tym słynnym na całym Półwyspie Iberyjskim sanktuarium, gdzie od wieków czczono rzeźbę Czarnej Madonny z Dzieciątkiem, opat Don Millán de Mirando głosił właśnie rekolekcje. Po jednej z wygłoszonych przez niego konferencji dwie kobiety – matka i córka – poprosiły o rozmowę.

Starsza z nich powiedziała zakonnikowi, że niedawno zmarł jej mąż. Obie były przekonane, że po śmierci trafił do czyśćca i cierpiał tam straszliwie. „Cóż mogę dla niego uczynić?” – zapytał Don Millán. Na te słowa młodsza z kobiet z wielkim szlochem padła benedyktynowi do stóp. „Ojcze, proszę odpraw trzy msze w jego intencji. Tylko wtedy będzie mógł uwolnić się z płomieni czyśćcowych” – powiedziała z wielką pewnością. Wzruszony wiarą dziewczyny opat obiecał spełnić jej prośbę.
Czytaj także: Jaka jest najcięższa kara w czyśćcu? Podpowiada św. Katarzyna z Genui


Pierwsza msza: płonący w czyśćcu ojciec

Następnego dnia odprawił pierwszą z trzech zamówionych mszy w kaplicy Czarnej Madonny. Matka z córką uklękły nieopodal świętej figury. W chwili, gdy Don Millán wypowiadał słowa konsekracji chleba i wina, młodsza z kobiet zaniosła się płaczem. Zapytana przez matkę, co się stało, odpowiedziała, że ujrzała ojca klęczącego u stopni ołtarza. Był cały w płomieniach.

Nikt jednak poza dziewczyną tego nie widział. Stojący obok i przyglądający się całej sytuacji Don Bernardo de Ontevieros, główny wówczas przełożony hiszpańskich benedyktynów, podał młodej kobiecie kawałek materiału. Gdy zbliżyła tkaninę do pierwszego z ołtarzowych stopni, sukno natychmiast się zapaliło.


Uwolniony z czyśćcowego ognia

Podczas drugiej mszy dziewczyna zobaczyła ojca w pobliżu posługującego przy ołtarzu diakona. Wedle jej relacji zmarły ubrany był w kolorową szatę.

Zdziwieni benedyktyni niecierpliwie czekali na to, co zdarzy się podczas trzeciej z zamówionych eucharystii. Dziewczyna ponownie doświadczyła widzenia. Tym razem zmarły ukazał się jej w całkowicie białym, lśniącym od światła stroju.

Pod koniec mszy kobieta krzyknęła głośno: „Teraz mój ojciec właśnie stąd odchodzi i wznosi się ku niebiosom!”. Powiedziała też, że rodzic polecił jej podziękować benedyktynom, że pomogli mu uwolnić się z czyśćcowego ognia.


Ignacy Loyola jedzie do opactwa Montserrat

Wkrótce wieść o cudzie rozniosła się po całej Katalonii. Opowiadano o nim i w innych prowincjach Królestwa Hiszpanii. Przy okazji wspominano także inne niezwykłe wypadki, jakie miały miejsce w Montserracie na przestrzeni kilkuset wcześniejszych lat. Bohaterem najsłynniejszego wydarzenia był św. Ignacy Loyola, założyciel Towarzystwa Jezusowego, czyli zakonu jezuitów.

Ten wielki mistrz duchowości Kościoła katolickiego przyszedł na świat w 1491 r. na zamku Loyola (stąd rodowe nazwisko) w baskijskim Królestwie Nawarry. Na chrzcie nadano mu imię Iñigo – na cześć XI-wiecznego benedyktyńskiego świętego – Iñigo de Oña (dopiero jako człowiek już dojrzały założyciel jezuitów przyjął imię Ignacy).

Młodość upłynęła temu porywczemu Baskowi na pojedynkach, grach hazardowych i rozpuście. Marzył o dworskiej karierze i rycerskiej sławie. Wiosną 1521 r. wziął udział w wojnie z Francuzami. Bronił zaparcie twierdzy Pampeluna. Tam – 20 maja – kula armatnia przeleciała mu między kolanami. Jedną nogę tylko drasnęła, w drugiej – zmiażdżyła kolano.

Przetransportowano go domu rodzinnego, gdzie z wielkim trudem powracał do zdrowia. Bywało, że Iñigo bliski był już śmierci. Coraz bardziej pogrążał się w sobie. Doświadczał mistycznych wizji. Postanowił kompletnie porzucić rycerski stan. I udać się z pielgrzymką do opactwa w Montserracie, bo wiedział, że słynie ono z cudów nawrócenia.
Czytaj także: Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Starcie z 4 żywiołami


Figura Czarnej Madonny

W XVI w. na Półwyspie Iberyjskim powszechna była wiara, że rzeźbę montserrackiej Czarnej Madonny wykonał sam św. Łukasz Ewangelista, który ofiarował ją w podarunku św. Piotrowi. Po kilku wiekach statua trafić miała do Egiptu. Stamtąd przewieziono ją statkiem do Barcelony. Podczas najazdu muzułmanów w 712 r. chrześcijanie ukryli cenny posąg w górskiej grocie, którą w skale, jak opowiadano, wyżłobili wysłani w tym celu przez Chrystusa z nieba aniołowie.

O figurze Matki Bożej ludzie przypomnieli sobie dopiero pod koniec IX w. Pasterze wypasający owce na pobliskich polach usłyszeli muzykę, której dźwięki wychodziły ze skały. Natrafili na grotę, ale nie znaleźli tam śpiewaków, lecz posąg Madonny. Postanowili go przenieść do pobliskiego opactwa benedyktynów.

Gdy jednak z jaskini wyruszyła uroczysta procesja, konie ciągnące wóz ze statuą Maryi stanęły w miejscu i nie chciały ruszyć dalej. Uznano, że Matka Boża chce być czczona właśnie w pobliżu groty, w której ukryto przed Maurami jej wyrzeźbiony wizerunek. Tak w Montserracie powstało nowe benedyktyńskie opactwo.


Przemiana św. Ignacego

Iñigo Loyola znał doskonale owe opowieści. Wiedział także, że w 1203 r. przybył do Montserratu po okrutnych bojach z albigensami św. Piotr Nolasco, który postanowił w sanktuarium porzucić wojaczkę i zająć się wykupem chrześcijańskich więźniów od muzułmanów.

Wkrótce po pielgrzymce do Czarnej Madonny Nolasco założył zakon Matki Bożej od wykupu niewolników, który stał się jednym z najbardziej szanowanych zgromadzeń na Półwyspie Iberyjskim.

Iñigo Loyola bardzo pragnął odkupienia dla siebie z niewoli grzechu. 25 marca 1522 r. przybył do Montserratu. Oddał swoją drogą szatę przypadkowo napotkanemu żebrakowi, a sam udał się w zgrzebnej sukni przed oblicze Czarnej Madonny. Spędził tam całą noc na modlitwie, prosząc o uwolnienie od „pokus cielesnych”.

Przed ołtarzem złożył też zbroję i miecz. Symbolicznie pożegnał swoje dawne życie. Następnego dnia skierował swoje kroki do Manresy, gdzie zamieszkał w szpitalu. Zajmował się chorymi, dużo się modlił i często oddawał ascetycznym praktykom. Spisywał tam też notatki, które stały się później podstawą słynnych Ćwiczeń duchowych.


Katalońska Częstochowa

O cudach w Montserracie nie tylko katalońscy, baskijscy i hiszpańscy wierni pamiętają po dziś dzień. Historycy sztuki ustalili co prawda, że rzeźba Czarnej Madonny powstała w XII w. (choć przyznają też, że wielki ośrodek chrześcijańskiego kultu istniał wokół montserrackiej groty na pewno już w wieku IX).

Jednak mimo tej naukowej weryfikacji pobożnej legendy, montserrackie sanktuarium (porównywane często do Jasnej Góry w Częstochowie) pozostaje wciąż dla wielu Katalończyków najświętszym miejscem ich ojczyzny. Mówią o nim, że jest „sanktuarium prawdziwej wolności”.

...

Tak wlasnie wyglada pomoc duszom w czysccu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:20, 01 Lis 2018    Temat postu:

Kolejne juz jak co roku ,,święto świętych". Czyli dzien radosny. Co nie znaczy dzien wyglupow w prymitywenym stylu. Dzien madrej radosci zgodnie z nasza tradycja.
Oczywiscie jak wszystko rozmywana i degradowana do roli ekonomicznej. Pokaz strój grobu i swój...
A tu trzeba i modlitwy i kontaktu duchowego.
Co jest trudne dzis bo chodza gadaja PALĄ PAPIEROSY! DOKLADNIE! Patologia voraz wyrazniejsza.
Stad czekam na kolejne dni jak to sie przewali. Nastroj bedzie lepszy. Mamy 8 dni az zadusznych co mozna przedluzyc do 11 listopada bo wiadomo. Polegli za Ojczyzne.
A juz niedlugo paruzja i zmarli POWRÓCĄ! Będą normalnie widzialni! Task mowi Pismo!
I Bóg przede wszystkim. Raj!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:29, 01 Lis 2023    Temat postu:

Kolejny już raz obchodzimy to święto które ukazuje nam cel ostateczny. Nic innego w życiu człowiek nie ma do roboty. Nic innego nie ma sensu jeśli nie skoczy się Niebem. Dzis co szokuje garstka o tym myśli! Reszta żyje w jakimś amoku. Ich egzystencja nie ma sensu. Mechanicznie wykonują jakieś czynności nie wiadomo po co?! Życie czysto biologiczne.

Jednak to nie większość ma rację. Prawda leży tam gdzie leży. Życie w absurdzie nie powoduje że absurd staje się sensem. To prowadzi tylko i wyłącznie do zguby osobnika negujacego rzeczywistość. Tak jak zamknięcie oczu nie uchroni przed zderzeniem. Prawda jest taka jak uczy Kościół i innej nigdy nie będzie. To inne jest po prostu fałszem. I tyle. Owszem w czasach rzeczywistości wirtualnej łatwo uwierzyć że świat jest taki jak sobie wykreuje. Jednak życie to nie strona internetowa i prędzej czy później dojdzie do konfrontacji z rzeczywistością. Oby nie dopiero po śmierci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:18, 02 Lis 2023    Temat postu:

Święto Wszystkich Świętych. Czy pozwolimy umierać historii? | Defence24
W miarę upływu czasu coraz bardziej zacierają się ślady naszej historii i to nie tylko gdy umierają jej świadkowie. Niestety często sami się do tego przyczyniamy, nie zastanawiając się nad tym, co jest ważne i jak łatwo może ulec zapomnieniu.

...

Ludzie zapominają Bóg nigdy! Dlatego nic nie zginie! Zapomnienie jest tylko czasowe tu na ziemi. Tam Bóg wszystko przypomni i nawet przywróci!
A dziś dzień zaduszny czyli pomagamy tym co są w czyśćcu. Czyli dokładnie Dziady Mickiewicza. Czego ci duszo potrzeba aby się dostać do nieba?! Oczywiście nie mleka nie chleba. Potrzebują naszego poświęcenia które jest darem miłości dla nich bo nie używają oczywiście żadnych dóbr doczesnych.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy