Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Święci Italii
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:52, 23 Maj 2012
PRZENIESIONY
Sob 15:28, 25 Maj 2013    Temat postu:

Włochy: Oddano hołd sędziemu Falcone w 20. rocznicę śmierci w zamachu

W Pa­ler­mo z udzia­łem pre­zy­den­ta Włoch Gior­gio Na­po­li­ta­no, pre­mie­ra Mario Mon­tie­go i mło­dzie­ży z ca­łe­go kraju od­by­ły się uro­czy­sto­ści w 20. rocz­ni­cę za­ma­chu, w któ­rym zgi­nął wal­czą­cy z mafią sę­dzia Gio­van­ni Fal­co­ne, jego żona i trzech po­li­cjan­tów.

Fal­co­ne zo­stał za­bi­ty przez sy­cy­lij­ską mafię 23 maja 1992 roku w za­ma­chu bom­bo­wym na au­to­stra­dzie, pro­wa­dzą­cej z lot­ni­ska pod Pa­ler­mo do mia­sta.

Pierw­sza część rocz­ni­co­wych ob­cho­dów od­by­ła się w Ogro­dzie Pa­mię­ci Ofiar Mafii. Pre­mier Monti po­wie­dział tam: - Trze­ba wzno­wić zde­cy­do­wa­ną walkę ze wszyst­ki­mi ma­fia­mi i nie my­śleć, że są one nie­zwy­cię­żo­ne.

- Dzi­siaj mu­si­my po­wie­dzieć sta­now­czo, że nie można się łu­dzić. Cosa no­stry nie po­ko­nu­je się tylko w Pa­ler­mo, 'ndran­ghe­ty tylko w Reg­gio Ca­la­bria, a ka­mor­ry je­dy­nie w Ne­apo­lu. Cały nasz kraj musi za­an­ga­żo­wać się w walkę z ma­fia­mi - oświad­czył szef rządu.

- Ko­niecz­ne jest coraz więk­sze za­an­ga­żo­wa­nie w se­lek­cję kan­dy­da­tów, wy­bie­ra­nych w wy­bo­rach. In­sty­tu­cje pań­stwa muszą być za­wsze jak naj­dal­sze od wszel­kich po­dej­rzeń co do związ­ków z or­ga­ni­za­cja­mi ma­fij­ny­mi - dodał.

Monti wy­ra­ził prze­ko­na­nie, że nigdy nie można ustać w dą­że­niu do praw­dy na temat wszyst­kich zbrod­ni, po­peł­nio­nych przez gangi prze­stęp­czo­ści zor­ga­ni­zo­wa­nej. - Na­le­ży się to ofia­rom mafii, ich ro­dzi­nom, wszyst­kim lu­dziom uczci­wym, oby­wa­te­lom po to, by dać na­dzie­ję na­szym dzie­ciom - mówił.

W Ogro­dzie Pa­mię­ci pre­mier od­sło­nił mar­mu­ro­wą ta­bli­cę z na­zwi­ska­mi ponad 200 ofiar mafii. Sze­fo­wi wło­skie­go rządu to­wa­rzy­szy­li mi­ni­ster spraw we­wnętrz­nych Anna Maria Can­cel­lie­ri, ko­men­dant głów­ny po­li­cji An­to­nio Man­ga­nel­li, kra­jo­wy pro­ku­ra­tor do walki z mafią Piero Gras­so.

Druga część ofi­cjal­nych uro­czy­sto­ści od­by­ła się w su­ge­styw­nym miej­scu, w są­do­wej au­li-bun­krze wię­zie­nia Uc­ciar­do­ne, gdzie są­dzo­no naj­groź­niej­szych ma­fio­sów cosa no­stry, wśród nich spraw­ców za­ma­chu na sę­dzie­go Fal­co­ne.

W wy­gło­szo­nym tam prze­mó­wie­niu pre­zy­dent Na­po­li­ta­no na­zwał bo­ha­te­ra­mi sę­dziów Fal­co­ne oraz Paolo Bor­se­li­no, który zo­stał za­mor­do­wa­ny w za­ma­chu w Pa­ler­mo nie­ca­łe dwa mie­sią­ce póź­niej. - Obaj słu­ży­li pań­stwu - pod­kre­ślił Na­po­li­ta­no.

W są­do­wym bun­krze była także wło­ska mło­dzież, która przy­pły­nę­ła do Pa­ler­mo na po­kła­dzie dwóch stat­ków. Szef pań­stwa ape­lo­wał do mło­dych ludzi, aby za­an­ga­żo­wa­li się w dzia­łal­ność pu­blicz­ną i gło­si­li hasła pra­wo­rząd­no­ści. - Przy­stąp­cie jak naj­szyb­ciej do dzia­ła­nia, by od­no­wić spo­łe­czeń­stwo i po­li­ty­kę - po­wie­dział pre­zy­dent.

Hołd sę­dzie­mu Fal­co­ne od­da­ła także am­ba­sa­da USA w Rzy­mie. W wy­da­nym oświad­cze­niu przy­po­mnia­ła jego za­an­ga­żo­wa­nie w walkę z wło­ską mafią w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, pro­wa­dzo­ną pod słyn­nym kryp­to­ni­mem "Pizza con­nec­tion".

53-let­ni Gio­van­ni Fal­co­ne zgi­nął wraz z żoną Fran­ce­scą Mo­rvil­lo i trze­ma po­li­cjan­ta­mi ze swo­jej ochro­ny w re­jo­nie miej­sco­wo­ści Ca­pa­ci, gdy na au­to­stra­dzie, którą je­cha­li sa­mo­cho­da­mi z lot­ni­ska w Pa­ler­mo eks­plo­do­wał ła­du­nek wy­bu­cho­wej o ogrom­nej mocy. W miej­scu wy­bu­chu po­zo­stał kra­ter o głę­bo­ko­ści trzech i dłu­go­ści 13 me­trów. Eks­plo­zja była tak silna, że za­re­je­stro­wa­ły ją miej­sco­we sej­smo­gra­fy.

Przed wy­mia­rem spra­wie­dli­wo­ści sta­nę­ło kilku mo­co­daw­ców i spraw­ców za­ma­chu, wśród nich ów­cze­sny boss bos­sów cosa no­stry Sa­lva­to­re Toto Riina, od­by­wa­ją­cy obec­nie kilka wy­ro­ków do­ży­wo­cia. Do tej pory jed­nak nie wy­ja­śnio­no wszyst­kich oko­licz­no­ści zbrod­ni. Jedną z nich są sta­wia­ne hi­po­te­zy o tym, że część wło­skich po­li­ty­ków za­an­ga­żo­wa­na była wów­czas w tajne ne­go­cja­cje z mafią i że za­mach ten był jedną z ich kon­se­kwen­cji.

Dla­te­go pod­czas ob­cho­dów rocz­ni­cy ma­sa­kry w Ca­pa­ci, jak na­zy­wa­ny jest za­mach, przed­sta­wi­cie­le władz mó­wi­li o ko­niecz­no­ści ujaw­nie­nia całej praw­dy na temat tego, co się stało.

>>>>

Tak to bohater narodowy !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:54, 23 Maj 2013
PRZENIESIONY
Sob 15:30, 25 Maj 2013    Temat postu:

W Palermo odbyły się obchody rocznicy śmierci sędziego Falcone

W Palermo odbyły się w czwartek obchody upamiętniające 21. rocznicę śmierci sędziego Giovanniego Falcone, zamordowanego przez sycylijską mafię w zamachu bombowym. W uroczystościach uczestniczyła młodzież z całych Włoch.

3 tysiące uczniów włoskich szkół przypłynęło na Sycylię dwoma "statkami praworządności", noszącymi imiona Giovanniego Falcone oraz sędziego Paolo Borsellino, zabitego także w Palermo przez cosa nostrę w lipcu 1992 roku, a więc dwa miesiące później.

Podczas rejsu młodzież zapoznała się z historią walki z mafiami. Wśród uczestników podróży była duża grupa licealistów z Neapolu i okolic - matecznika kamorry.

Na nabrzeżu młodych Włochów przywitał wraz z uczniami sycylijskich szkół przewodniczący Senatu Pietro Grasso, do niedawna krajowy prokurator do walki z mafią. Z młodzieżą spotkała się również siostra sędziego Falcone, Maria.

Prezydent Włoch Giorgio Napolitano w depeszy wystosowanej do Marii Falcone napisał, że obrazy z miejsca zamachu na wysadzonym w powietrze odcinku autostrady koło Palermo pozostają niezatarte w pamięci Włochów.

Szef państwa zwrócił uwagę na to, że pamięć o ofiarach mafii wymaga "mobilizacji sumień i energii" oraz szerzenia idei praworządności wśród najmłodszych pokoleń.

23 maja 1992 roku w zamachu bombowym na autostradzie w rejonie miejscowości Capaci zginął jadący samochodem z lotniska sędzia Falcone, jego żona Francesca Morvillo oraz trzech policjantów z ochrony. Najbliższy współpracownik słynącego z bezkompromisowości Falcone, sędzia Paolo Borsellino został zamordowany 19 lipca 1992 roku w zamachu bombowym przed domem swojej matki w Palermo. Razem z nim zginęło pięciu policjantów z jego eskorty.

Inicjatorzy obu zamachów, bossowie cosa nostry, otrzymali wyroki dożywocia.

W rocznicę śmierci Giovanniego Falcone minister spraw wewnętrznych Włoch Angelino Alfano przypomniał, że to sędzia z Palermo głosił tezę, że skuteczna walka z mafią musi polegać na konfiskacie jej majątku. Dzięki jego wielkiej intuicji - podkreślił Alfano - uchwalone potem ustawy w tej sprawie przyniosły nadzwyczajne rezulaty.

...

Tak ! To wielki swiety i bohater ! Ktoz z nas by sie odwazyl byc tak twardym wobec mafii ! Oto wzor !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:30, 25 Maj 2013    Temat postu:

Zamordowany przez mafię ksiądz Puglisi został beatyfikowany

Zamordowany przez sycylijską mafię w 1993 roku ksiądz Giuseppe Puglisi został ogłoszony błogosławionym męczennikiem. We mszy beatyfikacyjnej w Palermo udział wzięło 80 tysięcy osób.

Ksiądz Puglisi został zastrzelony przez płatnych zabójców cosa nostra w dniu swych 56. urodzin, 15 września 1993 roku przed swoim domem w Palermo. Był proboszczem w dzielnicy miasta Brancaccio, kontrolowanej przez mafijną rodzinę Graviano i to ona, jak wykazało śledztwo, nakazała zabić księdza. Pięciu zabójców z komanda śmierci cosa nostra otrzymało wyroki dożywocia.

Jako duszpasterz otwarcie sprzeciwiał się mafii i koncentrował się na wychowaniu młodzieży w duchu praworządności, chcąc uchronić ją przed wpływami przestępczości zorganizowanej. Uważany za bohatera narodowego duchowny wskazywany jest jako wzór oporu wobec mafii i odwagi. Przypomina się, że ksiądz Puglisi prowadził swą działalność, wiedząc o grożącym mu niebezpieczeństwie.

Mszy beatyfikacyjnej przewodniczył arcybiskup Palermo kardynał Paolo Romeo, który mówił w kazaniu o tym, że ksiądz Puglisi nie dał się zastraszyć mimo, że otrzymywał pogróżki.

- Mafiosi, którzy często mówią o sobie, że są wierzący i w taki sposób siebie przedstawiają, wprawiają w ruch mechanizmy nadużyć i niesprawiedliwości, niechęci, nienawiści, przemocy i śmierci - powiedział kardynał Romeo.

- Zbrodnicza działalność mafiosów ukazuje jej prawdziwą istotę. Oni odrzucają Boga życia i miłości - dodał.

- Błogosławiony Puglisi służył i kochał jak ojciec. W Brancaccio spotykał dzieci i młodzież codziennie narażoną na kontakt z fałszywym, nędznym ojcostwem mafii z dzielnicy, która kradła godność i dawała śmierć w zamian z ochronę i wsparcie - podkreślił kardynał Romeo wśród owacji wiernych.

Przypomniał, że ksiądz Puglisi głosił wzór Boga Ojca na znak sprzeciwu wobec władzy "ojca chrzestnego" cosa nostra.

W beatyfikacji księdza Puglisi uczestniczyli między innymi przewodniczący Senatu Włoch Pietro Grasso, do niedawna krajowy prokurator do walki z mafią, ministrowie: spraw wewnętrznych Angelino Alfano i sprawiedliwości Anna Maria Cancellieri. Było także wielu policjantów i przedstawicieli sądownictwa z Sycylii.

....

Brawo ! Wspanialy swiety Italii . Na czasy dzisiejsze i na wiecznosc !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:29, 15 Cze 2013    Temat postu:

Włochy: beatyfikacja dziennikarza, który ratował Żydów

W mieście Carpi w regionie Emilia-Romania we Włoszech odbyła się beatyfikacja katolickiego dziennikarza i działacza społecznego Odoarda Focheriniego, który w czasie drugiej wojny światowej uratował około stu Żydów. Zginął w obozie koncentracyjnym.

Focherini, uznany za męczennika przez poprzedniego papieża Benedykta XVI, który zgodził się na jego beatyfikację, otrzymał ponad 40 lat temu pośmiertnie tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.

Urodzony w 1907 roku w Carpi Odoardo Focherini, dziennikarz i szef pisma "L’Avvenire d’Italia", ojciec siedmiorga dzieci, organizował w czasie wojny ucieczkę Żydów do Szwajcarii. W wieku 37 lat został aresztowany i wysłany do obozu koncentracyjnego w Hersbruck w Niemczech, gdzie zginął w grudniu 1944 roku.

W sobotniej mszy beatyfikacyjnej, odprawionej przez prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kardynała Angelo Amato na placu Męczenników w Carpi, udział wzięło 5 tysięcy osób, wśród nich wielu krewnych Odoardo Focheriniego. Był też Włoch Giorgio Lampronti, uratowany jako dziecko przez nowego błogosławionego.

W specjalnym oświadczeniu wydanym z okazji beatyfikacji Amerykański Kongres Żydów przypomniał, że wśród uratowanych przez Focheriniego osób byli też polscy Żydzi. Kongres wyraził przekonanie, że ogłoszenie włoskiego bohatera błogosławionym umocni więzi chrześcijańsko-żydowskie.

....

Czyli naszych zydow tez ratowal ! Wspanialy czlowiek ! Wzor !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:20, 22 Cze 2013    Temat postu:

L'Osservatore Romano" broni pamięci "włoskiego Schindlera"

Watykański dziennik "L’Osservatore Romano" broni pamięci kandydata na ołtarze Giovanniego Palatucciego, nazywanego "włoskim Schindlerem" i uznanego za Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. Nowojorski ośrodek ogłosił ostatnio, że był on kolaborantem nazistów.

Publicystka watykańskiej gazety, historyczka i działaczka żydowska Anna Foa napisała, że wyróżniony po śmierci za pomaganie Żydom włoski policjant, który zmarł w obozie w Dachau w 1945 roku, jest obecnie oskarżany o kolaborację z powodów ideologicznych. Poza tym - dodała na łamach "L’Osservatore Romano" - prawdziwym celem tego ataku jest Kościół papieża Piusa XII, krytykowanego przez część środowisk za milczenie w obliczu Holokaustu.

Giovanni Palatucci, którego proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 2005 roku, ze Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata zamienił się w "prześladowcę Żydów" - stwierdziła Anna Foa w artykule zamieszczonym w sobotnio-niedzielnym wydaniu watykańskiego dziennika. Podkreśliła, że stało się tak dlatego, że "ideologia zastępuje historię".

"Wrażenie można odnieść takie, że w rzeczywistości chodzi o coś innego, o Kościół Piusa XII i że poprzez Palatucciego chce się przede wszystkim zaatakować postać katolika zaangażowanego w ratowanie Żydów, którego proces beatyfikacyjny trwa i którego przykład dowodzi poświęcenia Kościoła w ich obronie" - napisała autorka komentarza. Przyznała, że w przypadku tej postaci przeprowadzono niewiele badań historycznych i nie brakowało "hagiograficznych interpretacji" jego postawy. Jako historyk Anna Foa nie wykluczyła, że w trakcie trwających obecnie badań niektóre fakty oraz liczby, dotyczące skali niesionej przez niego pomocy prześladowanym Żydom mogą ulec zmianie.

"Ale w chwili obecnej, w obliczu bezpodstawnych definitywnych wyroków skazujących, najważniejsze jest to, by odpowiedzieć na podstawie dokumentacji na te oto proste pytania: czy Palatucci ratował Żydów, czy nie? Czy Palatucci denuncjował Żydów, czy nie? Oczekujemy, że odpowiedzi na te pytania udzielą nam tylko dokumenty" - napisała Foa. "Cała reszta to komentarz" - skonstatowała publicystka watykańskiej gazety.

Niedawno badacze nowojorskiego ośrodka imienia Primo Leviego, pisarza i więźnia Auschwitz, ogłosili, że Palatucci, dotychczas uważany za bohatera w Izraelu, USA i we Włoszech za uratowanie w czasie wojny około 5 tysięcy Żydów, był w rzeczywistości nazistowskim kolaborantem, który uczestniczył w deportacji Żydów do obozów zagłady i był "gorliwym wykonawcą ustaw rasowych", przyjętych przez faszystowski reżim Benito Mussoliniego.

W reakcji na przekazane przez ośrodek informacje Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie usunęło informację o Palatuccim ze swej ekspozycji.

Badacze nowojorskiego ośrodka w liście do muzeum napisali, że nie ma dowodów na to, że Palatucci pomagał Żydom w czasie wojny. Twierdzą zaś, że w ostatnich latach znaleźli dokumenty wskazujące, że Włoch pomagał Niemcom w identyfikacji Żydów, których następnie zatrzymywano.

Dotychczas uważano, że wsławił się tym, iż jako szef Urzędu do Spraw Cudzoziemców w mieście Fiume (obecnie Rijeka w Chorwacji) fałszował dokumenty i wizy dla żydowskich uchodźców.

Aresztowany w 1944 roku został następnie skazany na karę śmierci i wysłany do obozu w Dachau.

Jego rozpoczęty 8 lat temu proces beatyfikacyjny ma na celu to, by został ogłoszony błogosławionym jako męczennik.

...

Patrzcie ich ! 70 lat go czcili a tu papiez oglasza beatyfikacje i BUM ! Wrzask wykreslanie . Nie przybyly zadne fakty .
Widzimy ze to proba dyskredytacji papieza . Szatan szaleje znak ze trafny wybor ! Przypomne ze bycie policjantem wloskim w okresie faszyzmu (tak sie ten system nazywal ) nie oznacza popierania nazizmu tylko pelnienie takiego zawodu . W tym czasie byla policja byly sady czy urzedy i one pracowaly . Nie wynika z tego ze byli nazistami . Taka mieli prace .
Jesli ktos popelnial zbrodnie to na wlasny rachunek a nie wszystkich .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:48, 25 Sty 2014    Temat postu:

Królowa Maria Krystyna Sabaudzka została ogłoszona błogosławioną

W Neapolu odbyła się w sobotę beatyfikacja Marii Krystyny Sabaudzkiej, królowej Obojga Sycylii. Zmarła ona w 1836 roku, w wieku 23 lat, tuż po urodzeniu syna. Jej proces beatyfikacyjny trwał od połowy XIX wieku.

Na mszy w neapolitańskiej bazylice świętej Klary, gdzie monarchini jest pochowana, zgromadzili się potomkowie królewskich rodów Sabaudzkiego i Burbonów z Włoch, Hiszpanii i Portugalii. Beatyfikacji dokonał prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kardynał Angelo Amato.

Przybyli włoscy monarchiści.

Maria Krystyna Sabaudzka urodziła się w 1812 roku w Cagliari jako najmłodsza córka księcia Sabaudii, Piemontu, Aosty i króla Sardynii Wiktora Emanuela I. Od wczesnej młodości prowadziła żarliwe życie religijne i rozważała możliwość wstąpienia do klasztoru. Jednak zwyciężyły interesy publiczne w burzliwych czasach historii Italii. W 1832 roku wyszła za mąż za króla Neapolu Ferdynanda II z dynastii Burbonów. Jako królowa pomagała biednym. Neapolitański lud nazywał ją „Świętą Królową”.

Po jej śmierci w 1836 roku odnotowano cuda przypisywane jej wstawiennictwu. Rozpoczęty w 1859 roku proces beatyfikacyjny królowej został w następnych latach wstrzymany. Cud za jej wstawiennictwem uznał w maju zeszłego roku papież Franciszek.

W przeddzień beatyfikacji w Neapolu odbyła się uroczysta kolacja dla jej uczestników, reprezentujących królewskie rody. Przedstawiciele Burbonów i dynastii Sabaudzkiej siedzieli przy osobnych, daleko od siebie ustawionych stołach. Inaczej, odnotowano, zachowywali się w sobotę w bazylice, gdzie bez żadnych podziałów zgromadzili się na mszy.

...

Kolejnaswieta tym razem z wysokich kregow . Zatem wielka rzadkosc z uwagi na grozbe pychy . A tu mimo wszystko SmileSmileSmile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:20, 17 Wrz 2014    Temat postu:

Współpracownik włoskiego wymiaru sprawiedliwości zburzył willę bossa mafii

Współ­pra­cu­ją­cy z wło­skim wy­mia­rem spra­wie­dli­wo­ści przed­się­bior­ca bu­dow­la­ny zbu­rzył po­sta­wio­ną nie­le­gal­nie willę bossa mafii z Ka­la­brii. Przez 11 lat żadna firma nie chcia­ła ze stra­chu pod­jąć się tego za­da­nia - re­la­cjo­nu­je śro­do­wa prasa wło­ska.

Po­sia­dłość, zbu­do­wa­na w la­tach 80. XX wieku bez po­zwo­le­nia na te­re­nie ar­che­olo­gicz­nym w miej­sco­wo­ści Ro­sar­no, na­le­ża­ła do po­tęż­ne­go klanu ka­la­bryj­skiej mafii, 'ndran­ghe­ty. To tam od­by­wa­ły się na­ra­dy gangu Pesce, w trak­cie któ­rych opra­co­wy­wa­no jego stra­te­gię i pla­no­wa­no za­bój­stwa.

Willa zo­sta­ła skon­fi­sko­wa­na przez sąd i prze­zna­czo­na do roz­biór­ki, sta­jąc się jed­nym z sym­bo­li walki z mafią. Jed­nak przez 11 lat szu­ka­no bez skut­ku firmy, która zgo­dzi­ła­by się zbu­rzyć re­zy­den­cję. Nikt nie był za­in­te­re­so­wa­ny ko­lej­ny­mi roz­pi­sy­wa­ny­mi prze­tar­ga­mi - pod­kre­śla dzien­nik "Cor­rie­re della Sera".

Dla­te­go lo­kal­ne wła­dze wy­stą­pi­ły z proś­bą o pomoc do miej­sco­we­go przed­się­bior­cy bu­dow­la­ne­go Ga­eta­no Saf­fio­tie­go, który żyje pod stałą po­li­cyj­ną ochro­ną, odkąd przed 18 laty do­pro­wa­dził dzię­ki swym ze­zna­niom do aresz­to­wa­nia i ska­za­nia kil­ku­set osób z kilku ma­fij­nych ro­dzin. Do­pie­ro jego bul­do­że­ry zbu­rzy­ły willę bossa.

>>>

Tak dziala stado socjologicznie i psychologicznie . Wszyscy sie boja ...
Ale sa ludzie ktorzy przezwyciezaja bydlaecosc i staja sie ludzmi . Nie dziaja wedlug praw socjologii . I to sa swieci . Jak ten przedsiebiorca ! Meczennik za zycia ! :O)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 0:04, 24 Maj 2016    Temat postu:

Włosi pamiętają o sędzi Falcone. Uroczystości w rocznicę zamachu
wyślij
drukuj
bz, k | publikacja: 23.05.2016 | aktualizacja: 19:02 wyślij
drukuj
Pomnik przy autostradzie w rejonie miejscowości Capaci, gdzie zginął Giovanni Falcone i portret sędziego.(fot. Wikimedia Commons)
Tysiące osób, wśród nich uczniowie z całych Włoch, uczciły w poniedziałek w Palermo pamięć sędziego śledczego Giovanniego Falcone w 24. rocznicę zamachu, w którym zginął z żoną i trzema członkami ochrony. Ataku bombowego dokonała sycylijska mafia.

Mafia szykowała zamach na szefa włoskiego MSW. „Dostanie w łeb”
Jak co roku, w Palermo odbyły się dwie manifestacje, które wyruszyły z dwóch punktów miasta w kierunku drzewa poświęconego pamięci sędziego Falcone niedaleko jego domu.

„Palermo wzywa Włochy”

Uczczono też pamięć jego przyjaciela i współpracownika sędziego Paolo Borsellino, który zginął w zamachu cosa nostry niecałe dwa miesiące później, 19 lipca 1992 roku.



Wiece odbyły się pod hasłem „Palermo wzywa Włochy”. Ulicami miasta przeszli uczniowie i studenci oraz działacze stowarzyszeń z całego kraju działających na rzecz krzewienia praworządności i obywatelskiego sprzeciwu wobec mafii.

Na zakończenie manifestacji zorganizowano koncert młodych gwiazd włoskiej piosenki. Przerwała go minuta ciszy o godzinie 17.58, gdy 24 lata temu na autostradzie między Palermo a lotniskiem, w rejonie miejscowości Capaci, wybuchła bomba pod samochodem, którym jechał sędzia Falcone z żoną i ochroną. W miejscu zamachu wieniec złożył minister spraw wewnętrznych Włoch Angelino Alfano.
#wieszwiecej | Polub nas

Śladami sycylijskich mafiosów. Ekipa „Wiadomości” TVP1 w Corleone
Muzeum w sądzie w Palermo

W gmachu sądu w Palermo, gdzie 30 lat temu odbył się pierwszy wielki proces sycylijskiej mafii z oskarżenia sędziów Falcone i Borsellino, w rocznicę zamachu w Capaci otwarto małe muzeum z ich osobistymi pamiątkami. Zgromadził je ich były współpracownik Giovanni Paparcuri.


Prezydent Włoch Sergio Mattarella, którego brat – polityk z Sycylii – został zamordowany w 1980 roku przez cosa nostrę, wyraził w poniedziałek uznanie dla wszystkich obywateli sprzeciwiających się mafii. Przytoczył słowa Giovanniego Falcone: mafia nie jest niepokonana.
PAP

...

Prawdziwy swiety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:08, 16 Mar 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → Młodzi na ołtarze
Młodzi na ołtarze
KAI
dodane 16.03.2017 11:55


Za miesiąc, dokładnie 24 kwietnia, w katedrze w Brindisi na południu Włoch, zakończona zostanie diecezjalna faza procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Matteo Fariny, zmarłego osiem lat temu na raka mózgu w wieku dziewiętnastu lat.

W czasie sześć lat trwającej nieuleczalnej choroby, młody Włoch poświęcił się misji nawracania swoich rówieśników. „Mam nadzieję – pisał – że uda mi się zrealizować moją misję «wtyczki» wśród młodzieży, mówiąc o Bogu; obserwują moje otoczenie, by wejść do niego tak cicho jak wirus i zarazić wszystkich nieuleczalną chorobą, jaka jest Miłość!”.

Drogę tę wskazał mu św. Ojciec Pio z Pietrelciny, który przyśnił się chłopcu, gdy miał on zaledwie dziesięć lat. „Jeżeli udało ci się zrozumieć, że kto jest bez grzechu, jest szczęśliwy, musisz sprawić, by zrozumieli także inni, tak abyśmy mogli wszyscy razem szczęśliwi pójść do Królestwa Niebieskiego”, zapisał w swoim dzienniczku mały Matteo.

Sława świętości, jaka otaczała go za życia, sprawiła, że po jego śmierci powstały stowarzyszenie i grupy modlitwy jego imienia, a także specjalne strony na portalach społecznościowych poświęcone jego postaci.

Cytowana przez dzisiejsze wydanie „Corriere della Sera” postulatorka procesu beatyfikacyjnego Matteo Fariny, Francesca Consolini przypomina jego słowa: „Masz ochotę wykrzyczeć przed całym światem, że gotów jesteś zrobić wszystko dla twego Zbawiciela, że gotów jesteś cierpieć dla zbawienia dusz umrzeć za Niego”. Siostrze swojej kandydat na ołtarze, gdy był już bardzo chory, powtarzał: „Uśmiechnij się, Eryko, módlmy się z radością, chrześcijanie uśmiechają się zawsze, uśmiechnij się!”.

W listopadzie ubiegłego roku w Mediolanie zakończył się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego Carlo Acutisa, zmarłego na białaczkę w wieku 15 lat. Komputerowej pasji nastolatka, który pomagał m.in. w tworzeniu strony internetowej Watykanu, towarzyszyła żarliwa religijność i potrzeba niesienia pomocy innym. Chłopiec zafascynowany był postacią św. Jana Pawła II, o którym opowiadała mu jego urodzona w Polsce babcia. Nie wyklucza się, że uznany za błogosławionego chłopiec mógłby zostać ogłoszony patronem Internetu.

...

Piekny swiety,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:54, 20 Cze 2017    Temat postu:

Od młodzieńczego ateizmu do świętości. Itala Mela: nowa błogosławiona
Katolicka Agencja Informacyjna | Czer 20, 2017
Wikipedia
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Łaska dotknęła ją niespodziewanie, po spowiedzi, którą odbyła, aby sprawić przyjemność zakonnicom, u których mieszkała w czasie studiów.


K
ościół we Włoszech ma nową błogosławioną: Italę Melę, mistyczkę, związaną z benedyktyńskim opactwem przy Bazylice św. Pawła za Murami w Rzymie. Żyła w pierwszej połowie XX w. Beatyfikacja odbyła się w północnowłoskim mieście La Spezia w Ligurii (10 czerwca 2017).

„Po okresie silnego młodzieńczego ateizmu, bezwarunkowego i konsekwentnego odrzucenia Boga, Itala zmierzyła się ze świętością, przezwyciężając przeszkody natury psychologicznej, fizycznej i duchowej” – tak o nowej błogosławionej mówił prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, który w imieniu papieża wyniósł ją do chwały ołtarzy.

Kard. Amato przypomniał, że Itala Mela w młodości podchodziła do wiary obojętnie, a sprawy kościelne traktowała lekceważąco. Łaska dotknęła ją niespodziewanie, po spowiedzi, którą odbyła, aby sprawić przyjemność zakonnicom, u których mieszkała w czasie studiów. Od tej chwili swoje życie poświęciła całkowicie Bogu, a bliźnich traktowała z wielką delikatnością, oddaniem i poświęceniem. Wspierała ich materialnie, a także pomagała w rozwiązywaniu problemów życia codziennego.
Czytaj także: Jak zostać świętym? 10 praktycznych wskazówek od amerykańskiego błogosławionego

Kardynał zwrócił uwagę, że postać bł. Itali Meli stanowi swoisty apel. Powszechne powołanie do świętości jest skierowane nie tylko do kapłanów i osób konsekrowanych, ale także do wiernych świeckich, którzy autentycznie żyją sakramentem chrztu i mogą się stać krzewicielami nowej ewangelizacji. Społeczeństwo potrzebuje świeckiej świętości w każdym obszarze: na polu edukacyjnym, w rodzinach, w środkach społecznego przekazu, w gospodarce, sporcie, pracy, polityce.

W osobie bł. Itali Meli Kościół daje sygnał, świadczący o zaufaniu w możliwości osób świeckich nie tylko do życia w pełni chrześcijańską świętością, ale także do bycia twórcami i przewodnikami w odnowie kulturowej i duchowej społeczeństwa. „Świat potrzebuje świętych świeckich, którzy zapłodnią ludzkość owocami świadectwa, dobroci i miłości” – powiedział prefekt Kongregacji ds. Kanonizacyjnych.

Itala Mela urodziła się 28 sierpnia 1904 roku w La Spezia w rodzinie nauczycielskiej. Jej rodzice, Luigia i Pasquino byli uczciwymi, cieszącymi się szacunkiem sąsiadów ludźmi, ale raczej obojętnymi w sprawach wiary. Ona sama również była daleka od Kościoła, a gdy w 1920 zmarł jej 9-letni brat Enrico, uznała, że istnienia Boga nie da się pogodzić z bólem niewinnego dziecka, po śmierci niczego już nie ma i ogłosiła publicznie, że jest ateistką.

Zasadnicza zmiana w jej życiu nastąpiła w okresie studiów w zakresie literatury klasycznej, które w 1922 rozpoczęła na uniwersytecie w Genui. Zetknęła się tam z mądrymi i otwartymi księżmi oraz z Federacją Włoskich Studentów Katolickich (FUCI). Byli wśród nich m.in. późniejsi błogosławieni: ks. Giovanni Battista Montini – przyszły Paweł VI i kard. Alfred Ildefons Schuster.

Pod ich wpływem, a zwłaszcza ks. P. B. Marchisio, który stał się jej kierownikiem duchowym, 8 grudnia 1923 przyjęła po wieloletniej przerwie komunię świętą. Coraz bardziej angażowała się przy tym w działalność FUCI, dochodząc tam do stanowiska przewodniczącej krajowej.

Gdy latem 1924, podczas pobytu w domu, wspomniała o powołaniu zakonnym, rodzice, chcąc zniechęcić ją do tego zamiaru, wysłali ją w podróż po północnych Włoszech z dłuższym pobytem w Wenecji, ale to tylko umocniło w niej postanowienie zostania zakonnicą.
Czytaj także: Marzyła o rodzinie – Bóg wysyłał ją do zakonu. Jak 30-letnia Ewa zareagowała?

W 1925 roku przystąpiła do pisania pracy dyplomowej z zakresu literatury starochrześcijańskiej, co pozwoliło jej poznać lepiej teksty biblijne i patrystyczne i tym samym pogłębić wiarę. Pomagały jej w tym również rekolekcje i ćwiczenia duchowe, jakie odbywała w środowisku FUCI, dzięki którym nie tylko rozszerzała swą wiedzę religijną i życie duchowe, ale także poznała wielu wybitnych kapłanów, którzy też przyczynili się do umacniania jej w wierze.

Rok 1928, w którym otrzymała dyplom, przyniósł wiele innych ważnych wydarzeń w jej życiu. Na wiosnę po rozmowie z opatem benedyktyńskim A. Schusterem (późniejszym arcybiskupem Mediolanu i kardynałem) na temat odrodzenia we Włoszech żeńskiego życia monastycznego powstała wspólnota Civitella. Skupiała ona siostry według reguły benedyktyńskiej.

Ona sama w uroczystość Zesłania Ducha Świętego złożyła się symbolicznie w ofierze całopalnej na ołtarzu „miłości miłosiernej”. Była to dość rozpowszechniona wówczas praktyka, zwłaszcza wśród sióstr zakonnych, składania się w ofierze z samej siebie sprawiedliwości Bożej na wzór Chrystusa, w jedności i wraz z Nim jako pokuty za grzeszników, którzy jej nie czynili. W następną niedzielę – w uroczystość Trójcy Świętej – przyjęła imię zakonne Marii od Trójcy.

3 sierpnia przeżyła głębokie doświadczenie religijne, które wpłynęło na jej dalsze losy. We wrześniu za radą swego kierownika duchowego ks. Adriano Bernareggiego postanowiła wstąpić do klasztoru benedyktynek w Népion w Belgii, o czym powiadomiła swych rodziców. Zanim to jednak nastąpiło, odbyła rekolekcje w FUCI i w tym samym czasie ciężko zachorowała, była nawet bliska śmierci. Pokrzyżowało to jej plany, zmuszając do powrotu w strony ojczyste.

Chociaż wyszła z tej choroby, to jednak 2 marca 1929 r. stwierdzono u niej zapalenie opłucnej i wsierdzia, co oznaczało ostateczne pożegnanie się z planami zakonnymi. Stała się oblatką, a więc świecką członkinią instytutu zakonnego. 20 czerwca 1930 r. odnowiła w Mediolanie przed ks. Bernareggim śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa i – zgodnie z regułą benedyktyńską – także „conversatio morum”, czyli gruntownej zmiany obyczajów (życia).

4 stycznia 1933 r. zakończyła nowicjat jako oblatka opactwa benedyktyńskiego św. Pawła za Murami w Rzymie. 9 czerwca tegoż roku złożyła dodatkowy, piąty ślub – poświęcenia się Przenajświętszej Trójcy. Odtąd centrum jej życia i posłannictwa w Kościele będzie zgłębianie tajemnicy „Inhabitatio Trinitatis” – zamieszkiwania Trójcy Świętej w chrześcijaninie.

27 lipca 1933 r. wróciła ostatecznie do swego miasta rodzinnego, pozostając w nim już do końca życia.

Tam też w 1936 r. zaczęła miewać widzenia Trójcy, ale też prześladowały ją demony. Pierwsza wizja – w dniach 17-18 stycznia – zaprowadziła ją poza granice ludzkiego istnienia, do „klasztoru niebieskiego”, w którym żyje Trójca Święta. Jak opowiadała sama wizjonerka, Trójca nie tylko ukazała jej swą obecność w jej sercu, ale sama wprowadziła ją do swego „serca”, co jeszcze bardziej umocniło w niej nabożeństwo do Trzech Osób Boskich.
Czytaj także: Święty lekarz, który rozmawiał z Jezusem w Najświętszym Sakramencie

Za szczególne swoje zadanie uznała pogłębianie zrozumienia Ich obecności w życiu ochrzczonych, a zwłaszcza księży i osób konsekrowanych, aby przywrócić znaczenie wiary w Trójcę Świętą. Niemal wszystkie jej modlitwy i działania do końca jej dni poświęcone były temu celowi.

21 kwietnia 1941 r. ks. Bernareggi przedstawił Piusowi XII Memoriał Marii od Trójcy Świętej, w którym przedstawiała swe powołanie duchowe. Papież zatwierdził ten dokument, będący swego rodzaju jej testamentem życiowym. W dniach 5-15 października 1946 r. Itala odbyła w Genui rekolekcje, które zaowocowały koncepcją utworzenia rodziny kapłańskiej, która by propagowała cześć do Trójcy Świętej.

Zmarła 29 kwietnia 1952 roku w swym mieście rodzinnym w opinii świętości. Jej proces beatyfikacyjny rozpoczął się 21 listopada 1976 r., a 14 grudnia 2015 r. Franciszek zatwierdził dekret o uznaniu cudu za jej wstawiennictwem.
Komentuj

 ...

Wspaniali ludzie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:41, 26 Cze 2017    Temat postu:

Ona umierała, a on stał pod krzyżem. Jego żona będzie błogosławioną
Silvia Lucchetti/Aleteia Italia | Czer 26, 2017
Costanza Miriano
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Straciła dwoje dzieci, a gdy z trzecim była w ciąży, wykryto u niej nowotwór. Proces beatyfikacyjny Chiary Corbelli Petrillo ruszył 13 czerwca tego roku. Publikujemy pełną bólu i jednocześnie światła wiary rozmowę z jej mężem, Enrico, który wiernie był z żoną do końca.


C
hiara Corbella Petrillo narodziła się dla nieba w 2012 roku, w wieku 28 lat. To był nowotwór języka. Po raz pierwszy usłyszałam o niej od znajomego z Mediolanu, Tommaso. „Jeśli możesz, idź na pogrzeb tej dziewczyny, także w moim imieniu” – napisał pewnego popołudnia. I dołączył do wiadomości krótki film ze świadectwem Chiary i Enrico złożonym w jednej z rzymskich parafii. Tak poznałam ich historię.

Revista Mision



Po ślubie w 2008 roku Chiara od razu zaszła w ciążę, ale już pierwsze badanie USG wykazało u dziecka bezmózgowie. Małżonkowie z radością przyjęli Marię Grazię Letizię (grazia to po włosku „łaska”, a letizia – radość) i towarzyszyli jej – zaledwie pół godziny później – w narodzinach dla nieba.

Kilka miesięcy później Pan obdarzył Chiarę i Enrico kolejnym dzieckiem. Okazało się jednak, że Davide Giovanni nie ma nóg i cierpi na poważne uszkodzenia uniemożliwiające przeżycie. Także i tym razem młodzi małżonkowie z miłością przyjęli dziecko i towarzyszyli mu w jego narodzinach dla nieba.
Czytaj także: Jak w lawinie nieszczęść znaleźć szczęście? Historia Chiary Corbelli Petrillo

Trzecia ciąża rozwijała się bez problemów, dziecko było zdrowe. Niestety w piątym miesiącu ciąży u Chiary wykryto nowotwór języka. Małżonkowie postanowili wówczas bronić życia małego Francesco, choć dla Chiary oznaczało to rozpoczęcie leczenia dopiero po porodzie.

Przebiegam myślą tę historię, kiedy w telefonie słyszę głos Enrico, któremu pragnę w tym miejscu bardzo podziękować. Nie było go łatwo złapać, ale udało się – mam nadzieję, że nie dałam się mu zbytnio we znaki – i teraz, kiedy mały Francesco śpi, możemy wreszcie chwilę porozmawiać.

Silvia Lucchetti: Enrico, moje najważniejsze pytanie dotyczy wiary. Czy Chiara przeżyła jakieś głębokie nawrócenie?

Enrico Petrillo: Nie, Chiara nigdy nie miała takiego doświadczenia. Zawsze była wierząca. Ale myślę, że w życiu każdego przychodzi taki moment, kiedy trzeba podjąć decyzję, w którą stronę chce się iść. Wtedy wiara dojrzewa. I u niej tak właśnie było. Chiara już jako mała dziewczynka chodziła z mamą na spotkania Odnowy w Duchu Świętym.

Wiara była dla niej jak powietrze, ukształtowała ją. Zresztą ja też byłem w Odnowie, ale w innej wspólnocie. Piękne i głębokie doświadczenie Odnowy nauczyło ją prostej i bezpośredniej relacji z Bogiem. Jej wiara rozwijała się także dzięki braciom z Asyżu, którzy bardzo nam pomogli w przełomowym momencie narzeczeństwa, a także dzięki spotkaniu z ks. Fabio Rosinim.

Czy był jakiś konkretny moment, kiedy przyjęliście krzyż?

Chiara i ja dużo razem płakaliśmy, ale szczerze powiedziawszy, nigdy nie przeżyliśmy odrzucenia krzyża. Pan dał nam łaskę widzenia prostej drogi od samego początku. Nie musieliśmy podejmować żadnych decyzji, wystarczyło przyjąć Jego wolę. To było trudne, bolesne, ale wiedzieliśmy, że On jest z nami.

Chrześcijaninem nie zostaje się ot tak. Wiara jest drogą, jak życie. Żeby umrzeć z poczuciem szczęścia, tak jak Chiara, trzeba wyruszyć w drogę. W tej drodze Bóg daje Ci różne doświadczenia, bo wie, że może cię prosić o przyjęcie ich. On chce Twojego dobra. Nie daje ci krzyża po to, żebyś upadł pod jego ciężarem, ale po to, żebyś się otworzył na coś więcej, na coś niepojętego. Co do tego nigdy nie mieliśmy wątpliwości.
Czytaj także: 5 minut codziennej walki o małżeństwo – dołączysz?

Byliśmy w relacji z Bogiem, więc wiedzieliśmy, że to, czego On od nas oczekuje, jest dla nas dobre, ponieważ zawsze tak było. Wszystkie trudności służyły temu, byśmy znowu się z Nim spotkali.

Niedawno przeżywaliśmy uroczystość Zesłania Ducha Świętego. W hymnie do Ducha Świętego prosimy o świętą śmierć i wieczną radość. Czy Chiara modliła się o taką śmierć?

Oczywiście. Modliliśmy się o tę łaskę, bardzo lubiliśmy ten hymn do Ducha Świętego. Święta śmierć to moment prawdy. W obliczu śmierci, kiedy człowiek przygotowuje się do tego ostatecznego kroku, widać, co ma w sercu. Po tym, jak się umiera, widać, czyim jest się dzieckiem.

Rzymski setnik musiał przecież być świadkiem wielu śmierci na krzyżu, ale patrząc na Jezusa, powiedział: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Chiara bała się wielu rzeczy, nie raz to widziałem. Ale śmierci się nie bała. Wiedziała, że po drugiej stronie czeka na nią Pan i była szczęśliwa.

Revista Mision



Na podstawie filmów, zdjęć i świadectw wyobrażałam sobie Chiarę jako silną, odważną kobietę. A jak Ty ją postrzegałeś? Jak była Chiara?

Przede wszystkim przepiękna. Zwracała uwagę niezwykłą elegancją. Była jak księżniczka. Pamiętam, jak kiedyś przedstawiłem ją mamie mojego przyjaciela. „Gdzieś ty znalazł taką księżniczkę?” – zapytała. I nie była w tym odosobniona.

Poza tym była sympatyczna, towarzyska, wesoła, lubiła ludzi i wszyscy dobrze się z nią czuli. I wcale nie była odważna. Kiedy chodziła do szkoły, nigdy nie zgłaszała się na ochotnika. Taka drobnostka, ale o czymś świadczy. Zresztą sama często to powtarzała.

To nie była przebojowa kobieta, która bierze się za bary ze światem. Nie, ona miała wiarę. Wiara i odwaga to dwie różne rzeczy. Przeciwieństwem strachu nie jest odwaga, lecz wiara. W wierze siłę daje ci Ktoś Inny. Odwaga oznacza, że próbujesz sobie radzić sam. Ona była silna siłą Kogoś Innego.

Jak udało się wam być razem w cierpieniu?

Szliśmy razem, ale każdy w swojej roli. Chiara przygotowywała się do śmierci i Bóg dawał jej łaskę, żeby była w stanie to zrobić, a mnie dawał łaskę stania pod krzyżem. Płakaliśmy, rozpaczaliśmy, modliliśmy się razem i zawsze znajdowaliśmy ukojenie w Panu. On był naszą siłą! Zawsze czuliśmy się jednością dzięki łasce sakramentu małżeństwa.
Czytaj także: Ratować żonę czy dziecko? Dziecko! Współczesna Joanna Beretta Molla?

W czasach narzeczeńskich było inaczej, ale dzięki małżeństwu otrzymaliśmy od Boga łaskę. Zawsze wiedzieliśmy, że śmierć nie ma ostatniego słowa. W centrum naszej wiary jest Jezus, który zmartwychwstaje, więc i my także zmartwychwstaniemy. Zawsze o tym pamiętaliśmy.

A jak przeżywasz to wszystko dzisiaj?

Dzisiaj kocham Chiarę inaczej, ponieważ ciałem jej tu nie ma. Wiem, że kiedy będę w niebie – mam nadzieję, że tam trafię – rozpoznamy się. Ale ludzie często mają bardzo romantyczne wyobrażenie o wdowieństwie. Kiedy Chiara umarła, powtarzali mi: „Nie martw się, ona będzie z tobą, nie będzie ci jej brakowało”. A prawda jest taka, że nigdy nie przestało mi jej brakować.

Ale Pan mnie pociesza. Modlę do Chiary i ciągle o niej myślę. Nasz synek Francesco jest do niej bardzo podobny. Ale nie myślę o niej z nostalgią. Czas leczy rany. Poza tym, jeśli naprawdę kochasz, starasz się pozwolić odejść, więc cieszę się, że Chiara coraz bardziej należy do innych, a mniej do mnie.

Revista Mision

Tekst opublikowany we włoskiej edycji portalu Aleteia

...

Po prostu wspaniałe...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:02, 04 Lip 2017    Temat postu:

Bł. Pier Giorgio Frassati. Pełen harmonii pomiędzy tym, co mówił i jak żył
Anna Wojtas | Lip 16, 2016

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Dla mnie jest patronem ludzi świeckich, dyskretnym patronem poszukiwania sensu w życiu i życiowych wyborów.


W
spółczesny, młody, nie stroniący od życia – wprost idealny, nowy patron młodzieży. Fajkę wprawdzie mu wyretuszowano z obrazu beatyfikacyjnego, ale Pier Giorgio Frassati, ogłoszony w 1990 r. błogosławionym przez Jana Pawła II, został wtedy przyjęty w Polsce z entuzjazmem.
Czytaj także: Być jak Frassati! Wywiad z Wandą Gawrońską, siostrzenicą bł. Pier Giorgio

Zainteresowanie jego postacią w środowiskach młodzieżowych było na tyle duże, że pamiętam to do dziś. Z wypiekami na twarzy czytaliśmy wydaną w 1989 r. książkę s. Kingi Strzeleckiej OSU „Frassati” – podstawowe i w zasadzie jedyne ówczesne źródło wiedzy o tym, kim był i jak żył. Jego pasja życia wiarą udzielała się nam. Podziwialiśmy jego aktywność, „odrobinę szaleństwa” i radość życia, ale też wrażliwość na ludzką biedę. Wiara w jego wydaniu przekładała się na codzienne zaangażowanie, dyskretną pomoc potrzebującym i przyjaźń. To inspirowało.
Codziennie konkretny

Po latach przerwy w tej znajomości, mieliśmy okazję znowu się spotkać. Błogosławiony Pier Giorgio Frassati przed Światowymi Dniami Młodzieży po raz pierwszy odwiedził Polskę. A ściślej – były u nas jego integralne relikwie. Podobno, gdy w trakcie procesu beatyfikacyjnego otwarto trumnę – nie dość, że jego ciało mimo upływu czasu zachowało się w całości – to Pier Giorgio uśmiechał się.

Uświadamiam sobie, że nadal jest mi bliski. Dla mnie to dyskretny patron poszukiwania sensu w życiu i życiowych wyborów. Podziwiam jego konsekwencję w podążaniu za priorytetami. Aby ratować rozpadające się małżeństwo rodziców – rezygnuje z miłości do kobiety, którą pokochał. Modli się, bo inaczej by tego nie przeżył. Rozmawia z przyjacielem. Jest do bólu człowiekiem z krwi i kości.

Dla mnie bł. Pier Giorgio jest patronem ludzi świeckich. Bycie świeckim wydaje się oczywistą oczywistością, ale – jak w przypadku tego błogosławionego – może to być rozeznane powołanie i wybór. „Chcę tak pomagać ludziom, a jako człowiekowi świeckiemu będzie mi łatwiej” – pisał do przyjaciela. Chciał pracować wśród górników, być jednym z nich, a przy okazji dzielić się wiarą. Był świadomy tego, że „prawdziwe dobro czyni się niepostrzeżenie, powoli codziennie, w zwykłych sprawach”. On to potrafił.
Czytaj także: Pier Giorgio Frassati w podróży

Frassati był człowiekiem spójnym, pełnym harmonii pomiędzy tym, co mówił i jak żył. Jan Paweł II nazwał go człowiekiem ośmiu błogosławieństw. Franciszek w orędziu na tegoroczne Światowe Dni Młodzieży wskazał na jego przykład: był konkretny. Różnym biedakom ofiarowywał o wiele więcej niż dary materialne, „dawał samego siebie, poświęcał czas, słowa, zdolność słuchania”.
Czy zostanie ogłoszony świętym?

Wielu wierzy, że tak będzie ale do kanonizacji potrzeba cudu i potwierdzenia jego autentyczności przez komisje, kongregację i papieża. Frassatiemu przypisywane jest uzdrowienie studenta z Pensylwanii, który spadł z dachu, z wysokości 4 m. Mężczyzna przeżył tylko dzięki szybkiej interwencji neurochirurgów, ale z powodu licznych obrażeń zapadł w śpiączkę. Nie było nadziei na powrót do zdrowia.

Ktoś z jego bliskich zainicjował w szpitalu modlitwę za wstawiennictwem bł. Pier Giorgia i już następnego dnia pacjent wybudził się ze śpiączki. Po 3 tygodniach został wypisany ze szpitala. Kilka miesięcy później przeprowadzono badania. Lekarze byli zdumieni, bo wykazały one całkowite, choć niewytłumaczalne medycznie, cofnięcie skutków wypadku. Mężczyzna wrócił do normalnego życia, ukończył studia i cieszy się zdrowiem.

Co ciekawe, po wybudzeniu się ze śpiączki mówił, że przez cały czas był przy nim młody mężczyzna, który zapewniał go, iż wkrótce odzyska siły. Kiedy zapytał go o imię, usłyszał w odpowiedzi: „Giorgio”. Gdy matka pokazała mu obrazek Frassatiego, mężczyzna potwierdził: „to on!”.

...

Takich co mowia dobrze a czynia zle jest na peczki. Swięci sa szczerzy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:29, 10 Lip 2017    Temat postu:

Weronika Giuliani. Święta, która naprawdę cierpiała wraz z Chrystusem
Eryk Łażewski | Lip 10, 2017
Wikipedia
Komentuj

0

Udostępnij 30    

Komentuj

0

Odczuwała ostry ból powodowany przez ciernie, a na jej czole wystąpiły krwawe wybroczyny. 3 lata później otrzymała stygmaty. Miała niezwykłe mistyczne przeżycie, w którym zamyka bramy piekła, mówiąc: „Dopóki ja będę stała u tych wrót, nikt tędy nie przejdzie”.

9 lipca minęła 290. rocznica śmierci św. Weroniki Giuliani. Na polecenie spowiednika zostawiła nam ona swój potężny dziennik. Na 22 tysiącach stron autorka zapisała swoje wizje i doświadczenia mistyczne.

Zaczęły się one wcześnie. Już jako bardzo małe dziecko Urszula (imię z chrztu) widziała świętych z obrazów jak żywych, a Dzieciątko Jezus machało do niej ręką. Gdy była już nieco starsza, podczas zrywania kwiatków, znowu zobaczyła Dzieciątko Jezus, które powiedziało: „Ja jestem prawdziwym kwiatem”. Wywarło to wielkie wrażenie na dziewczynce, która już wiedziała, że Bóg jest ważniejszy niż wszystko, co stworzone.
Reklama


Kilka lat później, podczas Wielkiego Tygodnia, Pan Jezus oznajmił jej z kolei, że będzie musiała walczyć za wiarę. Dziewczyna zrozumiała to dosłownie i zaczęła ćwiczyć się w szermierce oraz w jeździe konnej.
Czytaj także: Gabriela Bossis. Kobieta sukcesu, singielka, mistyczka

Walki Urszuli nie miały być jednak toczone z bronią w ręku. Pierwszą z nich był spór z ojcem, który chciał atrakcyjną córkę wydać za mąż. Siedemnastolatka miała jednak inne plany: chciała zostać zakonnicą. Gdy tata w końcu wyraził na to zgodę, opór nagle stawiła przełożona franciszkanek. Według ksieni przyzwyczajona do wygód dziewczyna z dobrego domu po prostu nie nadawała się do życia w znanym z surowości klasztorze w Citta di Castello.

Nasza bohaterka wygrywa jednak i tę walkę. W zakonie przyjmuje imię Weronika. Jak mówił Benedykt XVI, imię to oznacza „prawdziwy obraz”. I rzeczywiście – dodaje papież – „nasza święta stanie się prawdziwym obrazem ukrzyżowanego Chrystusa. Rok później składa uroczystą profesję zakonną [śluby zakonne] i zaczyna się dla niej upodobnienie do Chrystusa przez liczne pokuty, wielkie cierpienia i mistyczne doświadczenia związane z męką Jezusa: ukoronowanie cierniem, rana w sercu i stygmaty”.

Po ślubach zakonnych, w wieku 18 lat, Weronika miała wizję Chrystusa niosącego krzyż. Od tego czasu cierpi na ból serca. 15 lat później zobaczyła kielich goryczy, symbolizujący mękę Syna Bożego i zapowiadający, że i ona jej doświadczy. Zaczyna się to w następnym roku, gdy Zbawiciel wkłada na jej głowę koronę cierniową. Weronika odczuwała odtąd ostry ból powodowany przez ciernie, a na jej czole wystąpiły krwawe wybroczyny. 3 lata później otrzymała stygmaty. Tak o tym pisze:

„Zobaczyłam jak z jego Najświętszych ran wydobyło się pięć białych promieni i wszystkie skierowały się w moją stronę. Widziałam, jak te promienie stawały się małymi płomieniami. W czterech były gwoździe, w jednym włócznia, jakby ze złota, cała rozżarzona: ona przeszyła mi serce na wylot (…), a gwoździe przebiły ręce i nogi. Poczułam wielki ból; ale w tym bólu widziałam, czułam, że jestem całkowicie przemieniona w Bogu”.
Czytaj także: Św. Rita – jedyna święta na świecie, która miała stygmat na czole

Na jej prośbę trzy lata później stygmaty znikły, ale cierpienie pozostało. Kulminacją przeżywania męki Pańskiej było wydarzenie z 1714 r., kiedy to przy licznych świadkach uniosła się nad ziemię, wyciągnęła ręce jak na krzyżu i całym swoim wyglądem wyrażała konanie Jezusa. Trwało to około pół godziny.

Oprócz nadprzyrodzonych cierpień Weronika – za zgodą swoich przełożonych – na swój sposób czyniła pokutę. Na przykład odprawiała drogę krzyżową z ciężkim krzyżem. Czyniła to po to, aby pokutować za ciężkie grzechy współczesnych jej ludzi i ratować ich przed piekłem.

Miała też niezwykłe mistyczne przeżycie, w którym zamyka bramy piekła, mówiąc: „Dopóki ja będę stała u tych wrót, nikt tędy nie przejdzie”.

Mimo nadzwyczajnych doznań i pokut Weronika pełniła normalne posługi w klasztorze: od kucharki do mistrzyni nowicjuszek i przełożonej. Jako mistrzyni nowicjuszek zabraniała im zresztą czytania zarówno rozpraw mistycznych, jak i opowieści o nadzwyczajnych wizjach, które przecież sama miała.

Gdy zaś wreszcie wybrano ją na przełożoną, zatroszczyła się np. o założenie w klasztorze systemu wodociągowego. I właśnie jako ksieni zmarła 9 lipca 1727 r. Ogłoszono ją świętą w 1839 r. Jej ciało zachowało się w nienaruszonej postaci.

...

Piekna historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:08, 11 Lip 2017    Temat postu:

Licia i Settimio Manelli. Święci małżonkowie oraz ich piękna droga do Boga
Anna Gębalska-Berekets | Lip 11, 2017
Domena publiczna
Komentuj

0

Udostępnij    

Komentuj

0

Ojciec Pio nazywał ich swoją rodziną. Dali życie 21 dzieciom. Ale ich świętość nie polega na tym, że mieli tak dużo dzieci, tylko na sposobie, w jaki przyjmowali każde życie.


L
icia Gualandris urodziła się w 1907 roku w Nembro, w regionie Lombardia, natomiast Settimio Manelii w 1886 roku w regionie Abruzzo. Pobrali się 15 lipca 1926 roku w sanktuarium maryjnym w Nembro.
Spotkania z o. Pio

Wszystko zaczyna się od jednego spotkania. Settimio był człowiekiem, który mimo, że był katolikiem i wierzył w Boga, przechodził pewien kryzys wiary. Mając 38 lat udał się do San Giovanni Rotondo. Po przekroczeniu progu klasztoru spotyka ojca Pio. Z pierwszego spotkania wychodzi nieco zdenerwowany, bowiem nie uzyskał od zakonnika oczekiwanej odpowiedzi na swoją wątpliwości. Od tego jednak spotkania zaczęła się kształtować ich bliska relacja, która trwać będzie przez lata.
Reklama


Kiedy Licia i Settimio kolejny raz przybywają do ojca Pio, on wita ich słowami: „I będę opiekować się waszymi 21 dziećmi”. Małżonkowie przeprowadzają się do Foggi (w regionie Apuli, na Nizinie Tavoliere). To właśnie on chrzcił ich dzieci, udzielał im komunii, sakramentów małżeństwa. Pod wpływem sugestii zakonnika zostali franciszkańskimi tercjarzami. Z jego też rad małżonkowie często korzystali. Licia przez narodzinami kolejnych dzieci konsultowała z nim imiona swoich dzieci. Z 21 urodzonych potomków przeżyło 13.
Czytaj także: Modlitwa małżeńska, czyli najlepsza terapia bolącym kolanem

Rodzina Manellich odznaczała się dużą pobożnością. W ich domu zawsze była wspólna modlitwa. Pan Settimio zawsze przed pójściem do pracy uczestniczył we mszy świętej, powierzając Bogu losy i codzienne sprawy swojej rodziny. Ojciec Pio często wskazywał na Licię i Settimio jako wzór chrześcijańskich małżonków żyjących zgodnie z zasadami Ewangelii, w wierności Jezusowi i nauce Kościoła.
Każde dziecko przyjmowali jako dar

Jak wspomina jedna z ich wnuczek, s. Stefania Manelli dziadek poznał babcię w pracowni krawieckiej. Miał wówczas powiedzieć: „Jesteś tak piękna. Chciałbym wyrzeźbić cię w dwudziestu dzieciach z brązu!”. Jego słowa okazały się prorocze. Licia nosiła 21 ciąż. Niestety czwórkę dzieci poroniła, kolejna czwórka zmarła tuż po narodzinach.

Podstawowe pytanie, jakie zadawano Licii dotyczyło tego, jak radzi sobie z opieką nad taką gromadką dzieci. Licia z uśmiechem i szczerością odpowiadała: „Gdy miałam jedno dziecko, zajmowało mój cały czas. A cóż więcej może mi zabrać trzynastka?”. Tak właśnie wspomina swoją mamę o. Stefano Manelli ze zgromadzenia Franciszkanów Niepokalanej.

Licia doskonale radziła sobie z prowadzeniem domu, opieką na dziećmi, codziennymi obowiązkami. Wstawała wcześnie rano, by wszystko przygotować. Zawsze była cierpliwa, spokojna, z uwagą słuchała. Małżonkowie odnosili się do siebie z szacunkiem i miłością.
Czytaj także: Modlitwa o to, byśmy byli szczęśliwym małżeństwem

W ich domu codziennie była czytana Ewangelia, rodzina modliła się przed wspólnymi posiłkami i wieczorem przed pójściem spać. Dzień dzieci kończył się różańcem i pocałunkiem od mamy i taty oraz znakiem krzyża.

Settimo, by zapewnić rodzinie godny byt, pracował najpierw w wojsku, potem jako nauczyciel – wykładał literaturę, jako dyrektor szkoły, a następnie jako dziennikarz – wydając religijne periodyki.
Rodzina oddana Bogu

Jeden z ich synów założył wspólnotę zakonną – Franciszkanów Niepokalanej, której członkowie obok ślubów czystości, ubóstwa i posłuszeństwa składają czwarty ślub, maryjny, zobowiązując się do życia na wzór Maryi. Bracia noszą habit i kaptur tego samego kroju, co franciszkanie konwentualni, ale w kolorze szaro-niebieskim.

Zamiast tradycyjnego franciszkańskiego pozdrowienia Pokój i dobro, używają słów: Ave Maria. Czerpią w dużej mierze z nauczania św. Maksymiliana Kolbego. Do tego zakonu należą nie tylko najbliżsi z rodziny Manellich, ale także dalsi kuzyni i kuzynki.
Małżeństwo na ołtarze

Czytając listy, jakie pisali do siebie w okresie narzeczeństwa Licia i Settimo, można wyczuć głęboką miłość. Obydwoje poważnie traktowali małżeństwo. Małżonkowie będą trzecim – po Quattroocchich i Martinach – wyniesionym do chwały ołtarzy małżeństwem.
Czytaj także: Anna Schäffer. Święta, która powiedziała Jezusowi: „Czyń ze mną, co chcesz”

„Ich świętość nie polega na tym, że mieli tak dużo dzieci, tylko na sposobie, w jaki przyjmowali każde życie i jak mimo niezwykle trudnych warunków żyli” – mówił o. Massimiliano Maffei, postulator w procesie beatyfikacyjnym. Na szczeblu diecezjalnym został on zakończony w 2014 roku.

...

Wspanialy wzor!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:49, 12 Lip 2017    Temat postu:

Alessandro Nottegar. Lekarz, który przytulał trędowatych. Będzie błogosławionym
Joanna Bątkiewicz-Brożek | Lip 12, 2017
Vimeo
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Każdego ranka, przed wyjściem do pracy, przynosił mi do łóżka pachnącą kawę. Nie pozwalał mi myć podłóg, bo uważał, że to męska robota. I robił to za każdym razem z uśmiechem i z pokorą – dumny, że może także i w ten sposób służyć innym” – opowiada żona przyszłego błogosławionego.


L
ekarz z Werony dołączy do grupy świeckich w białym kitlu, którzy w XX wieku dali Kościołowi świadectwo świętości. Pierwszym, który zasiadł w tym awangardowym gronie był profesor fizjologii, lekarz chorób wewnętrznych św. Józef Moscati, zwany lekarzem ubogich – w czasie erupcji Wezuwiusza heroicznie uratował chorych z rozpadającego się w gruzy szpitala psychiatrycznego w Neapolu. Był kanonizowany przez Jana Pawła II w 1987 r.

Polski papież ogłosił świętą także Joannę Berettę Mollę, pediatrę i chirurg z Magenty k. Mediolanu. Kanonizacja tej matki, która oddała życie za dziecko odbyła się 16 maja 2004 r. (tzw. ostatnia święta Jana Pawła II).
Czytaj także: Święta Joasia – nieformalna patronka singielek po trzydziestce

I wreszcie trzeci świecki lekarz to sługa Boży prof. Jérôme Lejeune, także pediatra oraz wybitny francuski genetyk, który m.in. dokonał odkrycia etiologii Zespołu Downa. Trwa jego proces beatyfikacyjny. Wszystkich łączyła w równym stopniu pasja do zawodu i miłość do Chrystusa. Wszyscy w swoich pacjentach widzieli Jego umęczoną twarz.
Heroiczność cnót

„Wiadomość o tym, że mój mąż będzie beatyfikowany zastała mnie w Brazylii, gdzie odwiedzałam trzy misje założonej przez nas z Alessandro wspólnoty Comunità Regina Pacis” – mówiła we włoskich mediach Luisa Scipionato, żona sługi Bożego, tuż po tym jak Franciszek promulgował dekret o heroiczności cnót Alessandra Nottegara (5 maja 2017).

Luisa i Alessandro pobrali się w 1971 r. Alessandro zmarł nagle na zawał 15 lat po ślubie. „Każdego ranka, przed wyjściem do pracy, przynosił mi do łóżka pachnącą kawę. Nie pozwalał mi myć podłóg, bo uważał, że to męska robota. I robił to za każdym razem z uśmiechem i z pokorą – dumny, że może także i w ten sposób służyć innym, wyrazić swoją miłość do Chrystusa i do rodziny” – opowiada Luisa.

„Kiedy tata wracał z pracy, zamykał się na pół godziny w pokoju. Modlił się i czytał Biblię” – wspomina z kolei najstarsza z córek lekarza, Chiara. Wraz z Francescą i Miriam były jeszcze małe, kiedy tata nagle umarł. Ale i tak zapamiętają do końca życia duchowy testament ojca: „Dzieci moje, nie zostawiam wam w spadku ani ziemi, ani nieruchomości czy pełnych kont w banku, a wybór Ewangelii, w pełni i do końca”.
Czytaj także: Święty lekarz, który rozmawiał z Jezusem w Najświętszym Sakramencie
Radykalny wybór Ewangelii

Nottegar Ewangelię przenosił na życie w sposób radykalny i jak mówił „nie wyrywając z niej ani jednej nawet strony, bo przeciwnie trzeba by ją odrzucić całą”.

„To od Chrystusa czerpał siłę, by trwać przy chorych – powtarza żona Sługi Bożego. – To mnie w nim fascynowało. Dlatego przez siedem pierwszych lat naszego małżeństwa tylko ja pracowałam, by utrzymać rodzinę, tak by Alessandro mógł ukończyć studia z medycyny i zdać specjalizację”.

Jako lekarz Nottegar jest jak Moscati. Tych, którzy nie mają pieniędzy leczy za darmo, a nawet kupuje im leki z własnych pieniędzy. Pracujące z nim pielęgniarki opowiadają dziś, że kiedy był gardłowy problem w szpitalu, biegało się tylko po dr. Nottegara. Bo za każdym razem był gotów, mimo zmęczenia, wrócić do szpitala, nawet po godzinach pracy.
Pacjent jak Chrystus

Nottegar niedługo po studiach może objąć intratne stanowisko z dobrą pensją lekarza rodzinnego. Wybiera jednak wyjazd na misje do Brazylii. To ich wspólna z Luisą decyzja. Żyją skromnie. Są szczęśliwi.

„Anaurilandia w Brazylii to miejsce zapomniane przez świat. Dr Nottegar był pierwszym lekarzem, który zgodził się tu przyjechać” – opowiada jeden z kapłanów na misjach w Brazylii. Wśród świadectw na poczet procesu beatyfikacyjnego powtarza się to samo zdanie: „Podchodził do każdego pacjenta jak do Chrystusa”. W gestach, w tym co i jak mówił.
Czytaj także: Św. Antoni Zaccaria: Pierwszy kanonizowany lekarz i jego recepta na świętość

W Brazylii przenosi się w miejsca, gdzie brakuje lekarzy. Pracuje w leprozoriach. Nie miał oporów w przytulaniu trędowatych. Dzieci jednak tęsknią za Włochami, za dziadkami. Kiedy w czasie pobytu w gąszczu Amazonii Chiara zapadnie na malarię, Alessandro i Luisa stają przed pytaniem, czy mieli prawo narzucić dzieciom taki los. Szybko decydują się na powrót do Europy.
Wspólnota dla potrzebujących

Tu dojrzewa w nich intuicja, by założyć wspólnotę. Kilka miesięcy potem, 19 września 1986 roku, w drodze z pracy do domu Alessandro wywraca się na rowerze. Odchodzi mając zaledwie 42 lata.

Założona z żoną Comunità Regina Pacis działa do dzisiaj. Rodziny, kapłani i siostry zakonne oddają w niej życie dla ubogich i potrzebujących. W istniejące już trzy misje Regina Pacis w Brazylii angażują się córki Nottegara z rodzinami. Wspólnota działa też wśród osób starszych w Budapeszcie i chorych w Medjugorie.

...

Zawsze trąd poraza poswiecenien bo ci co dotykaja ryzykuja...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:24, 16 Sie 2017    Temat postu:

Włoski sędzia zamordowany przez mafię. Zostanie błogosławionym?
Gelsomino del Guercio | Sier 16, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Od kilku lat Włosi modlą się za wstawiennictwem Rosario Livatino zwanego „sędzią młodzieniaszkiem”. Mają nadzieję, że wkrótce zostanie beatyfikowany.


D
obiegł końca diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego sędziego Rosario Livatino. Czyli, jak nazywają go Włosi, „giudice ragazzino” –„sędziego młodzieniaszka” lub „sędziego chłopczyka”. W siedzibie Kurii Metropolitalnej w Agrigento, na biurku kardynała Francesco Montenegro, złożono opasłe dossier procesu beatyfikacyjnego rozpoczętego w roku 2011. Jak donosi cieszący się dużą poczytnością dziennik La Sicilia, wszystko wskazuje na to, że młody sycylijski sędzia może w niedalekiej przyszłości zostać wyniesiony do godności błogosławionego.

25 lipca br. Sąd Kościelny w Mediolanie dokonał przesłuchania ostatniego już świadka wezwanego do złożenia zeznań. To osoba, która miała szczęście osobiście poznać Rosario Livatino, zanim został bestialsko zamordowany przez członków sycylijskiej mafii.


Nie chciał policyjnej eskorty

Po odbyciu studiów prawniczych zakończonych uzyskaniem dyplomu w wieku zaledwie 22 lat, Rosario Livatino wygrał konkurs na stanowisko wicedyrektora Biura Rejestracji Nieruchomości w Agrigento. Funkcję tę pełnił jednak stosunkowo krótko, tj. od grudnia 1977 r. do czerwca 1978 r., ponieważ w międzyczasie wygrał konkurs na stanowisko sędziego praktykanta przy sądzie w Caltanissetta. Z uwagi na swój młody wiek zyskał przydomek „sędziego młodzieniaszka”.
Czytaj także: Maksymilian Kolbe i Rudolf Höss. Jak zostać świętym, a jak zbrodniarzem?

Sędzia Livatino zginął służąc ojczyźnie i sprawiedliwości. Został zabity w drodze do pracy, w mafijnej zasadzce zorganizowanej rankiem 21 września 1990 r. Jego amarantowy ford fiesta, jadący bez eskorty drogą krajową na odcinku od Agrigento do Caltanissetta, został najpierw potrącony przez samochód zamachowców, a następnie ostrzelany z broni maszynowej.


Afera korupcyjna po sycylijsku

Dzięki zeznaniom naocznego świadka zamachu Pietra Ivano Navy’ego, włoska policja zidentyfikowała zamachowców oraz zleceniodawców zabójstwa. Wszyscy zostali skazani w trzech różnych procesach, toczących się przed sądami różnych instancji, na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Ich wspólnicy biorący czynny udział w przygotowaniach do zamachu otrzymali łagodniejsze kary. Przyczyną zabójstwa sędziego było jego głębokie zaangażowanie w walkę z przestępczością zorganizowaną, a w szczególności badanie megaafery korupcyjnej określanej mianem Tangentopoli siciliana. Młody sędzia o nieskazitelnym sumieniu przyczynił się do znacznego osłabienia lokalnej mafii, wydając w stosunku do jej członków liczne postanowienia o konfiskacie majątku pochodzącego z przestępstwa (La Sicilia, 21 września 2016 r.).


Dwudziestu świadków

Jak ustalili dziennikarze La Sicilia, w najbliższych tygodniach kardynał Montenegro przekaże całość dokumentacji na ręce członków komisji wyższej instancji, której obrady będą toczyły się już w Watykanie. Proces beatyfikacyjny na etapie diecezjalnym został więc zakończony.
Czytaj także: Był uzależniony od opium, nie przyjmował sakramentów. A i tak został świętym

Wszystkie dokumenty i zeznania świadków zgromadzone przez Metropolitalny Sąd Duchowny działający w archidiecezji Agrigento pod przewodnictwem księdza Lillo Argento, zostaną poddane wnikliwej analizie. Wśród nich znajdują się m.in. zeznania kobiety, która – jak się domniemywa – doznała cudownego uzdrowienia właśnie dzięki wstawiennictwu Sługi Bożego Rosario Livatino, a także świadectwa kilku adwokatów, którzy w przeszłości mieli okazję współpracować z sędzią Livatino.


Niezwykłe uzdrowienie

Wśród domniemanych cudów przypisywanych wstawiennictwu sędziego Rosario Livatino jest m.in. historia 50-letniej mieszkanki Apulii, która – zdaniem lekarzy – była nieuleczalnie chora na białaczkę, lecz mimo to pokonała chorobę i wróciła do pełni zdrowia. Kobieta jest przekonana, że stało się tak dzięki temu, że doznała cudownego objawienia osoby sędziego Livatino.
Czytaj także: Pięć filmów o świętych, które nie są wybitne. Ale poprawią Twój nastrój

Powyższa historia nie jest jedynym przypadkiem wyzdrowienia zawdzięczanego wstawiennictwu „giudice ragazzino” w sytuacji uznawanej przez lekarzy za beznadziejną. Podobna historia przydarzyła się w roku 1993 innej kobiecie. Elena Valdetara Canale, bo o niej tu mowa, również cierpiała na białaczkę, która w przeciągu 3 lat uczyniła ją niepełnosprawną. Od tego momentu lekarze dawali jej jeszcze maksimum półtora roku życia. Tymczasem pewnego dnia Elena ujrzała w gazecie zdjęcie młodziutkiego sędziego Livatino i od tej chwili jej stan zaczął ulegać powolnej, ale systematycznej poprawie, aż do momentu, kiedy – ku kompletnemu zaskoczeniu i niedowierzaniu opiekujących się nią lekarzy – wróciła jak gdyby nigdy nic do pełni sił (Live Sicilia, wrzesień 2013).

Co ciekawe, postulatorem procesu jest kuzyn „sędziego młodzieniaszka”, ksiądz Giuseppe Livatino.

Tekst ukazał się we włoskiej edycji portalu Aleteia

...

Wspanialy czlowiek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:21, 29 Sie 2017    Temat postu:

Święta Franciszka Rzymianka – romans na miarę jesieni średniowiecza
Elżbieta Wiater | Sier 29, 2017
Walters Art Museum/Wikipedia
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Francesca (Franciszka Rzymianka) miała zaledwie dwanaście lat, kiedy rodzice zapowiedzieli jej, że wyjdzie wkrótce za mąż. Wiadomość ta bynajmniej jej nie uszczęśliwiła, ale nie ze względu na jej młodość, co pragnienie życia zakonnego.


W
ychowana w rodzinie, która była arystokratyczna nie tylko z racji urodzenia, ale także duchowo, Francesca całym sercem przyjęła panujące w niej ideały. Tymczasem ojciec uznał, że drogą dla niej jest związek ze świetnie urodzonym Lorenzo de Ponziani, a nie śluby rad ewangelicznych.

Rozdarta między wiernością IV przykazaniu a pragnieniem pójścia radykalnie za Jezusem, młoda kobieta szukała pomocy u spowiednika. Ten zadał jej tylko jedno pytanie:

Płaczesz dlatego, że chcesz pełnić wolę Boga, czy żeby Bóg spełnił twoją?

Kiedy w prawdzie popatrzyła na swoje motywacje, zrezygnowała z marzeń i zawarła małżeństwo.


Wizyta św. Aleksego

Ojciec Franceski starannie wybrał zięcia. Lorenzo (Wawrzyniec) był wojskowym, człowiekiem majętnym i coraz bardziej znaczącym w Rzymie. Swoją młodziutką żonę sprowadził do rodzinnego domu i tu wkrótce zrodził się konflikt.

Franciszka nadal chciała żyć ubogo i w prostocie, tymczasem jej teściowa, Cecylia, miała skrajnie odmienną wizję życia rzymskiej patrycjuszki. Uwielbiała się bawić, stroić i wydawać pieniądze na luksusy. Nie potrafiła zaakceptować odmienności postępowania swojej synowej. Franciszka uciekła w chorobę i podczas niej po raz kolejny Bóg, tym razem przez św. Aleksego, zadał jej pytanie, czyją wolę chce pełnić: Jego czy własną? I nastolatka, z bólem serca, wybrała znów pierwszą opcję. Wróciła do zdrowia, by żyć na Bożą chwałę.
Czytaj także: Czy ślub może być narzędziem ewangelizacji?


Domowe przepychanki

Mąż w konfliktach żony z jego matką zawsze stawał po stronie tej pierwszej. Nie rozumiał jej postawy, ale budziła jego szacunek. Zresztą kochał Franciszkę, co w tym przypadku oznaczało przyjmowanie jej z całym dobrodziejstwem charakteru i sposobu życia. Kiedy później matka domagała się, żeby wpłynął na żonę i ograniczył jej „rozbuchaną” (według Cecylii i jej znajomych) dobroczynność, odmawiał.

Wkrótce urodził się ich pierwszy syn, potem kolejne dzieci. Teściowa zmarła i Franciszka została gospodynią domu. Lorenzo zostawił jej swobodę w decydowaniu o zarządzaniu ich ruchomym majątkiem, więc kiedy na początku XV wieku do Rzymu przyszła zaraza i głód, hojnie rozdawała żywność, pozostawiając tylko konieczne dla przetrwania jej rodziny minimum. Kiedy teść próbował ją powstrzymać, wymodliła cud rozmnożenia ziarna, którym przy okazji całkowicie nawróciła męża i teścia.


Czas tracenia

Nie był to koniec problemów. Wkrótce wybuchła wojna, jej mąż jako dowódca opuścił miasto z wojskiem. Rzym został zdobyty przez przeciwników Lorenza, co sprawiło, że najpierw odebrano jej cały majątek, zniszczono dom a następnie wzięto jako zakładnika ich najstarszego syna. Potem przyszła zaraza i odebrała jej kolejne dzieci.

Na szczęście wojna nie trwa wiecznie. Po zawarciu pokoju wydawało się, że wszystko wróci do normy: odbudują dom, ożenią syna, który na szczęście ocalał, będą cieszyć się wnukami. Jednak Lorenzo wrócił do domu okaleczony, także psychicznie. Ostatnie lata ich małżeństwa to gorliwe starania Franciszki, by mąż wyszedł z ciemności, w jaką wrzuciły go doświadczenia wojenne. Bóg i w tym jej pobłogosławił.
Czytaj także: 5 zaskakujących ról kobiet w początkach chrześcijaństwa


Życie jak sen

Zanim Pan wezwał go do siebie, Lorenzo pomógł jeszcze żonie w ufundowaniu klasztoru oblatek benedyktyńskich. O tym, jak piękna łączyła ich relacja, świadczy to, co tuż przed śmiercią powiedział do żony:

Mam poczucie, że całe moje życie było jak sen pełen najczystszego szczęścia – Bóg tak dużo mi dał, dając twoją miłość!

Franciszka Rzymianka zmarła w wymarzonym zakonie cztery lata później, w 1440 roku, a kanonizowano ją w 1609 roku. Jej życie jest wspaniałym przykładem godzenia obowiązków domowych z duchową głębią, w którego tle pozostaje opowieść o wielkiej, choć na początku niechcianej miłości.

...

Ciekawe bo glownie problemy codzienne! Telenowela raczej niz jakas tragedia typu meczenstwo z rak bestii... Jednak i smierc tu jest obecna. Takie problemy ma wiekszosc i to jest zycie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:40, 06 Wrz 2017    Temat postu:

Franciszku, prosimy: ogłoś Pier Giorgia Frassatiego świętym!
Arthur Herlin | Wrz 06, 2017
Frassati USA | Facebook
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Pojawiła się śmiała inicjatywa, by bł. Pier Giorgio został kanonizowany podczas synodu dotyczącego młodzieży, zaplanowanego na październik 2018 roku.


A
gdyby tak bł. Pier Giorgio Frassati został kanonizowany na najbliższym Synodzie Biskupów poświęconym młodzieży, wierze i powołaniom, zaplanowanym na październik 2018? Na Światowych Dniach Młodzieży w Panamie w 2019 mógłby już być czczony jako święty!
Czytaj także: Bł. Pier Giorgio Frassati. Pełen harmonii pomiędzy tym, co mówił i jak żył

Grupa młodych katolików wpadła na odważny pomysł, by zwrócić się z taką propozycją do papieża Franciszka. „Prosimy pokornie Waszą Świątobliwość, by przy okazji zbliżającego się synodu dał nam jasny sygnał, że świętość Pier Giorgia jest możliwa – za naszych czasów, dla nas, młodych” – możemy przeczytać na stronie piergiorgioletter.org, którą w tym celu stworzyli.

Zamieszczoną tam niedawno petycję podpisało ponad 2 tysiące młodych z 60 krajów. Z każdym podpisem wiąże się konkretna historia osoby, która w swoim życiu coś zawdzięcza wstawiennictwu Frassatiego.
Nie zadowalajcie się przeciętnym życiem

Na przykład pewien Francuz, Grégoire pisze, że Pier Giorgio jest dziś „największym wzorem” świętości dla młodych ludzi. „On przedstawia naprawdę to, co powtarza papież Franciszek, zwracając się do młodzieży: nie zadowalajcie się przeciętnym życiem, idźcie zdecydowanie w stronę świętości”.

Pier Giorgio Frassati, Włoch z Turynu „pokazuje mi, że być młodym i nieść pokój Chrystusa, być pokornym, przeżywać swoją wiarę w przyjaźni, być wypełnionym tą doskonałą radością Bożą i wspinać się na góry wiary – to jest dziś możliwe!” – mówi z kolei Luiza.
Czytaj także: Bł. Pier Giorgio Frassati – 5 inspirujących myśli

Młoda Amerykanka, Mélanie opowiada o sobie, jak wróciła do Kościoła dzięki temu, że zachwyciła ją osobowość błogosławionego Pier Giorgia Frassatiego. „Zabawny, lubił piwo, robił ludziom dowcipy, ale też wspinał się po górach i był zakochany w pięknej dziewczynie”!

Jufre, młody Filipińczyk opowiada, jak Pier Giorgio skłonił go, by wstąpić do franciszkanów: „Pier jest jednym z tych, którzy pomogli mi zrozumieć, do jakiego życia Bóg mnie powołał”.

Petycja i te żywe, barwne świadectwa zostaną przekazane papieżowi Franciszkowi przed synodem poświęconym młodzieży, wierze i powołaniom, który odbędzie się w październiku 2018 roku.
Błogosławiony od 1990 roku

Student, alpinista i tercjarz dominikański urodził się w 1901 roku w bogatej, znanej rodzinie. Choć w zasięgu ręki miał luksus i światowe życie, wybrał służbę ubogim na przedmieściach Turynu. Mimo niezrozumienia ze strony bliskich dawał dowody silnej woli, rozbrajającej pokory, radości i niewyczerpanej energii.

Zmarł nagle w dniu swoich urodzin – na polio. Miał 24 lata. Został ogłoszony błogosławionym w 1990 roku przez polskiego papieża Jana Pawła II i stał się wzorem świętości dla młodych oraz patronem Światowych Dni Młodzieży. Wydaje się, że jego gwiazda świeci młodym coraz mocnej.
Czytaj także: Był jednym z Ciemnych Typów – został błogosławionym

Tekst opublikowany we francuskiej edycji portalu Aleteia

..

Na to jest zawsze dobra pora Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:10, 15 Wrz 2017    Temat postu:

Nadprzyrodzone sny ks. Jana Bosko. Najgorsza jest wizja piekła
Anna Gębalska-Berekets | Wrz 14, 2017
Wikipedia | Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Mało kto wie, że święty znany ze wspaniałego programu wychowawczego miewał także wizje oraz prorocze sny. Pierwszy z nich przeżył w wieku 9 lat.


J
an Bosko znany jest głównie ze swojego programu wychowawczego. Myśl katechizacji młodzieży i ich duchowego rozwoju przenikała wszystkie jego działania. Święty miewał także wizje oraz prorocze sny. Pierwszy z nich przeżył w wieku 9 lat. Wtedy też Pan Bóg przedstawił mu jego misję, która miała polegać na zjednywaniu ludzi i propagowaniu cnót.
Dar patrzenia w sumienie

Miłość do młodzieży towarzyszyła mu praktycznie od zawsze. Jako kapłan opiekował się tzw. dziećmi ulicy, organizował oratorium jako przestrzeń modlitwy, zabawy i wypoczynku. System wychowawczy, który stworzył był prewencyjny i oparty na triadzie: miłość, rozum i religia.
Czytaj także: Jak zdyscyplinować dziecko – siedem świętobliwych wskazówek ks. Bosko

Święty miał dar przenikania ludzkich sumień. Wystarczyło, że spojrzał na kogoś i był w stanie przewidzieć rzeczy przyszłe dotyczące tej osoby, ale i jej stanu wewnętrznego. Jeden z wychowanków w prześmiewczym tonie zapytał ks. Bosko, czy jest w stanie w danym momencie wymienić grzechy, których się dopuścił. Bosko na ucho wymienił chłopcu wszystkie jego przewinienia. Podobnie jak św. ojciec Pio miał dar bilokacji.
Nie zawsze rozumiano jego nadprzyrodzoność

W swoim otoczeniu ks. Bosko nie zawsze był rozumiany. Próbowano nawet zaaranżować sytuację umożliwiającą zamknięcie go w szpitalu psychiatrycznym. Chodziło wówczas o to, że podczas snu miał wizję powstania oratorium i jego rozwoju.

Rzeczywistość była jednak sprzeczna ze snem. W niedługim czasie udało się jednak znaleźć szopę Pinardiego, doprowadzić ją do porządku i tam stworzyć miejsce dla młodych chłopców.
Wizja przyszłości Kościoła

Słynna jest wizja ks. Bosko dotycząca przyszłych dziejów Kościoła. Dwie floty stają naprzeciw siebie. Na czele okrętu flagowego staje papież i przejmuje jego stery. Walka z wrogą flotą to walka z nieprzyjacielem oraz prześladowania, jakie będzie musiał znieść Kościół.
Czytaj także: Relikwie św. Jana Bosko odnalezione

W śnie pojawiają się dwie kolumny okryte światłem. Na jednej z nich widniała Hostia i napis: Sanctus Credentium (ratunek dla wierzących); na drugiej, mniejszej: Auxilium Christianorum (wspomożenie dla chrześcijan). Św. Jan Bosko wyjaśniał, że ratunkiem dla ludzi będzie Eucharystia oraz Najświętsza Maryja Panna.
Prekursor orędzia fatimskiego

Mówi się o nim jako o prekursorze orędzia z Fatimy. Jego prorocze wizje mają wiele wspólnego z tymi przekazanymi przez siostrę Łucję. Jego wizje zapowiadają ostateczne zwycięstwo Matki Bożej i opiekę nad Kościołem i światem.
Niezwykłe sny i ich symbolika

Jeden ze snów – o chustkach, dotyczył czystości. Każdy z wychowanków miał w ręku chustkę z napisem – Regina virtum (Królowa cnót). W pewnym momencie zerwała się wichura, porwała część chustek. Niektórzy, widząc co się dzieje, schowali chustki do kieszeni, inni obrócili je na lewo, inni na prawo. Przewodniczka wyjaśniła, że ci którzy schowali chustki zachowali swoją czystość w momentach pokusy.

W innym śnie spotkał nieżyjącego od pewnego czasu biskupa. Zadawał mu wiele pytań. Biskup zwrócił uwagę ks. Bosko na to, co jest zagrożeniem w świecie – wskazując na jego pozorność. Mgła, jaka pojawiła się w tym śnie tłumaczona jest przez wielu jako ograniczająca widoczność i uniemożliwiająca właściwe rozeznanie.
Czytaj także: Cud eucharystyczny w Lanciano. Panie, zaradź memu niedowiarstwu!
Cuda ks. Bosko

Ks. Bosko dokonywał cudów. Znane jest rozmnożenie komunikantów podczas sprawowania Eucharystii, uzdrowienie chłopców dotkniętych ospą – po błogosławieństwie chłopcy stali się zdrowi i mogli się bawić, ale nie został uzdrowiony jeden chłopiec, który zwątpił w taką możliwość.
Przerażająca wizja piekła

Wizja piekła ma charakter nadprzyrodzony. Jako osoba oprowadzająca pojawia się Człowiek w czapce. Ksiądz kroczy drogą wygodną, niewybrukowaną, która gwałtownie spada w dół. Bosko widzi, jak niektórzy chłopcy nią podążają. Prowadzi ona wprost do ziejącego ogniem pieca. Wielu wpadło w zastawione sidła, które ich owinęły. Na każdym z nich były napisy: pycha, nieposłuszeństwo, zazdrość, nieczystość, obżarstwo, lenistwo, złość.

Pojawiają się także dwa miecze: Najświętszy Sakrament i Matka Boża oraz młotek – symbolizujący spowiedź. Na odrzwiach z brązu widoczny był napis: „Miejsce, gdzie nie ma zbawienia”. Dusze trapiło robactwo, wgryzało się w ich serca. Ks. Bosko zapytał o ratunek. Przewodnik odpowiedział wyraźnie: Avertere – Zmień życie!
Czytaj także: 12 stopni pychy według św. Bernarda

Więcej w książce: Ks. J. Barganowski, „Sny – wizje św. Jana Bosko, Apostoła Młodzieży”, Warszawa 1990.

...

Swieci zyja juz teraz na tamtym swiecie! Stad ich ,,innosc".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:03, 11 Paź 2017    Temat postu:

Św. Gemma Galgani. 5 rzeczy, których nauczył się od niej ojciec Pio
Krzysztof Gędłek | 11/10/2017
Domena publiczna
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ojciec Pio codziennie modlił się o wstawiennictwo niezwykłej świętej Gemmy Galgani. Jej życie głęboko go poruszało, a na wielu etapach swojej drogi duchowej odkrywał w jej biografii bezcenną naukę.


W
łoska święta, Gemma Galgani, jest jedną z najbardziej niezwykłych postaci Kościoła. Obrazki z jej wizerunkiem miało na biurkach wielu herosów duchowych, jak ojciec Pio czy Dolindo Ruotolo. O jej wstawiennictwo modlił się także Maksymilian M. Kolbe. Jednak największą czcią otaczał ją właśnie święty z Pietrelciny. Czego się od niej uczył?
1. Pokora

Gemma nigdy nie była zmuszana do życia w pokorze. Wręcz przeciwnie – jej ojciec, Enrico, był stosunkowo zamożnym człowiekiem i nie w pełni akceptował fascynacje duchowe ukochanej córki. Nie podobało mu się, że Gemma każdego dnia udaje się do kościoła, wiele godzin poświęcając na modlitwę. Uważał, że powinna korzystać z życia. I choć sam był wierzącym człowiekiem, autentycznie martwił się o córkę. Dziewczyna tymczasem sama wybrała drogę absolutnego poświęcenia Bogu. Złożyła śluby czystości i starała się wstąpić na drogę zakonną.
Czytaj także: Piękna Gemma Galgani. Poznajcie świętą, która „kłóciła się” z Jezusem

Ojciec Pio niewątpliwie nauczył się od Gemmy odrzucania licznych pokus materialnych. Gemma marzyła o życiu zakonnym i podporządkowała mu bardzo wiele. Z kolei święty z Pietrelciny został zakonnikiem, jednak przez lata wystawiany był na ciężką próbę. Badany przez Święte Oficjum, wielokrotnie był karany. Musiał wówczas bardzo cierpieć, jednak pokora wobec decyzji Kościoła okazała się ostatecznie nie do przełamania.
2. Walka o zbawienie człowieka.

Święta Gemma, mimo kruchego zdrowia i młodego wieku, była prawdziwą wojowniczką. Liczne cierpienia przyjmowała w pokorze, ofiarowując je za zbawienie dusz i nawrócenie trwających w grzechu.

Słynęła przy tym z niezwykle zawziętego temperamentu. Niejednokrotnie wręcz targowała się z Panem Jezusem! Pewnego razu postanowiła ofiarować wyjątkowo bolesne cierpienie fizyczne w intencji nawrócenia jednej ze znanych jej osób. Żarliwie modliła się, błagając Boga o cud. Doświadczyła wówczas lokucji wewnętrznej, podczas której Jezus wyznał ze smutkiem, iż niemal nie dostrzega nadziei dla tego człowieka. Ten bowiem lekceważył dotąd wiele znaków oraz napomnień.

Usłyszawszy te słowa od samego Jezusa, Gemma jeszcze mocniej się zawzięła. Zaczęła żarliwiej modlić się o wstawiennictwo Matki Bożej, wiedząc, iż Jezus nie odmówi prośbom swojej Matki. W pewnej chwili do drzwi jej izby zapukał ów grzesznik. Otworzyła mu, zaś on ze łzami w oczach zawołał: „Muszę się wyspowiadać. Pomóż mi”.

Święty Ojciec Pio toczył równie zawzięte boje o każdego grzesznika. Nie tylko tego zatwardziałego, ale o każdą duszę, która zdawała się być daleko od Boga. Słynne są historie o świętym z Pietrelciny ciskającym gromy na penitentów w konfesjonale, napominającym, by nie zatajali grzechów.

Uchodził na niezwykle surowego spowiednika, ale nie zmieniało to faktu, że do jego konfesjonału zawsze ustawiały się tłumy ludzi. On zaś spędzał w nim długie godziny. Zapytany kiedyś przez jednego ze współbraci, dlaczego jest taki surowy dla spowiadających się, odparł z rozbrajającą szczerością: „Wiem, że lepiej być zganionym przez człowieka, tu, na ziemi, niż przez Pana Boga po śmierci”.
3. Modlitwa

Włoska święta od dziecka uchodziła za bardzo pobożną dziewczynę. Pragnęła zgłębiać teologię, Pismo Święte, niezwykle rezolutnie potrafiła odpowiadać na wiele trudnych pytań dotyczących wiary. Uwielbiała się modlić. Każdego dnia odczuwała głęboki głód Boga. Głód – dodajmy – fizyczny.

Dlatego przystępowała regularnie do Komunii Świętej. Odmawiała często różaniec. Jej relacja z Panem Jezusem była głęboka do tego stopnia, że wielokrotnie prowadziła dialogi z Panem Jezusem, Matką Bożą czy Aniołem Stróżem.
Czytaj także: Koniec świata już blisko? Oto, co na ten temat powiedział Jezus do Ojca Pio

Święty ojciec Pio również uchodził za niezwykle rozmodlonego kapłana. Po Mszy Świętej potrafił przez wiele godzin leżeć krzyżem i modlić się. Jeden z nowych współbraci świętego zakonnika zobaczywszy tę scenę, pobiegł do przełożonego ile sił w nogach, wołając o pomoc dla Pio, który – jego zdaniem – zasłabł, ponieważ leżał nieruchomo przed ołtarzem. Starszy zakonnik wysłuchał młodego ze stoickim spokojem, po czym wyciągnął pęk kluczy i wręczając mu je powiedział: „Bracie, zostaw klucze w zakrystii. Gdy Ojciec Pio skończy się modlić, zamknie kościół”.
4. Sens cierpienia

To chyba najtrudniejsze zagadnienie, które dręczy wielu, w tym wierzących. Gemma przez większość swojego niedługiego życia zgłębiała sens cierpienia. Rozważała pasję Chrystusa, przeżywając ją niezwykle intensywnie. Gdy po raz pierwszy, jako dziecko, usłyszała o cierpieniu Jezusa, zobaczyła tamte wydarzenia na własne oczy, po czym zemdlała.

Modliła się przed Ukrzyżowanym Chrystusem, by Ten dopuścił ją do udziału w Jego cierpieniu jako zadośćuczynienie za grzechy świata. Nosiła stygmaty, głęboko przeżywała – także fizycznie – Triduum Paschalne. Umierając wyznała, że wszystko, co miała oddała Bogu. Całe życie Gemmy stanowiło usilną próbę zrozumienia istoty cierpienia człowieka.

Ojciec Pio również cierpiał – zarówno fizycznie, jak i duchowo. Bolała go zatwardziałość penitentów, którzy zatajali grzechy, doświadczał także bólu związanego z krwawiącymi stygmatami. Obrazek Gemmy przypominał mu o oddaniu się Bogu tej pięknej i młodej dziewczyny, pragnącej mieć swój udział w Chrystusowej pasji.
5. Gra Miłości

Jest to jedna z największych tajemnic relacji człowieka z Bogiem. Poczucie opuszczenia przez Boga. Nie chodzi o tzw. ciemną noc, gdy wierzącym targają wątpliwości, obawa przed duchową pustką. To znacznie bardziej zaawansowane duchowo doświadczenie, gdy w bliskiej relacji z Jezusem człowiek odczuwa w pewnym momencie brak Boga.

W Ewangelii Chrystus doświadczył tego na krzyżu, gdy toczyła się ostateczna rozgrywka między dobrem a złem. Gemma, która przeszła z Chrystusem w fizycznym cierpieniu niemal całą drogę krzyżową, poczucie braku obecności Boga określiła, jako najstraszniejsze cierpienie.
Czytaj także: Kryzys wiary? A może wchodzisz w pierwszy etap nocy ciemnej?

A trzeba pamiętać, że przez wiele miesięcy była unieruchomiona przez chorobę, operowana bez znieczulenia, przeżyła także śmierć wyjątkowo bliskiej jej matki. Gdy ponownie odczuła obecność Boga – nie posiadała się ze szczęścia.

Ojciec Pio stan uczucia braku Boga nazywał właśnie „grą Miłości”. Niewątpliwie doświadczenie Gemmy wzmacniało go w takich sytuacjach. Zdawał sobie sprawę, iż jest to rodzaj duchowego treningu, mającego pomóc człowiekowi silniej związać się z Bogiem. „Usuwam się po to jedynie, aby następnie silniej cię objąć” – mówił Jezus do Gemmy w trakcie wewnętrznych lokucji, gdy po długich chwilach pustki poczuła jego obecność.

...

Swieci ucza sie od swietych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:03, 02 Lis 2017    Temat postu:

Ona umierała, a on stał pod krzyżem. Jego żona będzie błogosławioną
Silvia Lucchetti | 26/06/2017
Costanza Miriano
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Straciła dwoje dzieci, a gdy z trzecim była w ciąży, wykryto u niej nowotwór. Proces beatyfikacyjny Chiary Corbelli Petrillo ruszył 13 czerwca tego roku. Publikujemy pełną bólu i jednocześnie światła wiary rozmowę z jej mężem, Enrico, który wiernie był z żoną do końca.


C
hiara Corbella Petrillo narodziła się dla nieba w 2012 roku, w wieku 28 lat. To był nowotwór języka. Po raz pierwszy usłyszałam o niej od znajomego z Mediolanu, Tommaso. „Jeśli możesz, idź na pogrzeb tej dziewczyny, także w moim imieniu” – napisał pewnego popołudnia. I dołączył do wiadomości krótki film ze świadectwem Chiary i Enrico złożonym w jednej z rzymskich parafii. Tak poznałam ich historię.

Revista Mision



Po ślubie w 2008 roku Chiara od razu zaszła w ciążę, ale już pierwsze badanie USG wykazało u dziecka bezmózgowie. Małżonkowie z radością przyjęli Marię Grazię Letizię (grazia to po włosku „łaska”, a letizia – radość) i towarzyszyli jej – zaledwie pół godziny później – w narodzinach dla nieba.

Kilka miesięcy później Pan obdarzył Chiarę i Enrico kolejnym dzieckiem. Okazało się jednak, że Davide Giovanni nie ma nóg i cierpi na poważne uszkodzenia uniemożliwiające przeżycie. Także i tym razem młodzi małżonkowie z miłością przyjęli dziecko i towarzyszyli mu w jego narodzinach dla nieba.
Czytaj także: Jak w lawinie nieszczęść znaleźć szczęście? Historia Chiary Corbelli Petrillo

Trzecia ciąża rozwijała się bez problemów, dziecko było zdrowe. Niestety, w piątym miesiącu ciąży u Chiary wykryto nowotwór języka. Małżonkowie postanowili wówczas bronić życia małego Francesco, choć dla Chiary oznaczało to rozpoczęcie leczenia dopiero po porodzie.

Przebiegam myślą tę historię, kiedy w telefonie słyszę głos Enrico, któremu pragnę w tym miejscu bardzo podziękować. Nie było go łatwo złapać, ale udało się – mam nadzieję, że nie dałam się mu zbytnio we znaki – i teraz, kiedy mały Francesco śpi, możemy wreszcie chwilę porozmawiać.

Silvia Lucchetti: Enrico, moje najważniejsze pytanie dotyczy wiary. Czy Chiara przeżyła jakieś głębokie nawrócenie?

Enrico Petrillo: Nie, Chiara nigdy nie miała takiego doświadczenia. Zawsze była wierząca. Ale myślę, że w życiu każdego przychodzi taki moment, kiedy trzeba podjąć decyzję, w którą stronę chce się iść. Wtedy wiara dojrzewa. I u niej tak właśnie było. Chiara już jako mała dziewczynka chodziła z mamą na spotkania Odnowy w Duchu Świętym.

Wiara była dla niej jak powietrze, ukształtowała ją. Zresztą ja też byłem w Odnowie, ale w innej wspólnocie. Piękne i głębokie doświadczenie Odnowy nauczyło ją prostej i bezpośredniej relacji z Bogiem. Jej wiara rozwijała się także dzięki braciom z Asyżu, którzy bardzo nam pomogli w przełomowym momencie narzeczeństwa, a także dzięki spotkaniu z ks. Fabio Rosinim.

Czy był jakiś konkretny moment, kiedy przyjęliście krzyż?

Chiara i ja dużo razem płakaliśmy, ale szczerze powiedziawszy, nigdy nie przeżyliśmy odrzucenia krzyża. Pan dał nam łaskę widzenia prostej drogi od samego początku. Nie musieliśmy podejmować żadnych decyzji, wystarczyło przyjąć Jego wolę. To było trudne, bolesne, ale wiedzieliśmy, że On jest z nami.

Chrześcijaninem nie zostaje się ot, tak. Wiara jest drogą, jak życie. Żeby umrzeć z poczuciem szczęścia, tak jak Chiara, trzeba wyruszyć w drogę. W tej drodze Bóg daje Ci różne doświadczenia, bo wie, że może cię prosić o przyjęcie ich. On chce Twojego dobra. Nie daje ci krzyża po to, żebyś upadł pod jego ciężarem, ale po to, żebyś się otworzył na coś więcej, na coś niepojętego. Co do tego nigdy nie mieliśmy wątpliwości.
Czytaj także: „Idę do nieba, będę wam stamtąd pomagać”

Byliśmy w relacji z Bogiem, więc wiedzieliśmy, że to, czego On od nas oczekuje, jest dla nas dobre, ponieważ zawsze tak było. Wszystkie trudności służyły temu, byśmy znowu się z Nim spotkali.

Niedawno przeżywaliśmy uroczystość Zesłania Ducha Świętego. W hymnie do Ducha Świętego prosimy o świętą śmierć i wieczną radość. Czy Chiara modliła się o taką śmierć?

Oczywiście. Modliliśmy się o tę łaskę, bardzo lubiliśmy ten hymn do Ducha Świętego. Święta śmierć to moment prawdy. W obliczu śmierci, kiedy człowiek przygotowuje się do tego ostatecznego kroku, widać, co ma w sercu. Po tym, jak się umiera, widać, czyim jest się dzieckiem.

Rzymski setnik musiał przecież być świadkiem wielu śmierci na krzyżu, ale patrząc na Jezusa, powiedział: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Chiara bała się wielu rzeczy, nie raz to widziałem. Ale śmierci się nie bała. Wiedziała, że po drugiej stronie czeka na nią Pan i była szczęśliwa.

Revista Mision



Na podstawie filmów, zdjęć i świadectw wyobrażałam sobie Chiarę jako silną, odważną kobietę. A jak Ty ją postrzegałeś? Jaka była Chiara?

Przede wszystkim przepiękna. Zwracała uwagę niezwykłą elegancją. Była jak księżniczka. Pamiętam, jak kiedyś przedstawiłem ją mamie mojego przyjaciela. „Gdzieś ty znalazł taką księżniczkę?” – zapytała. I nie była w tym odosobniona.

Poza tym była sympatyczna, towarzyska, wesoła, lubiła ludzi i wszyscy dobrze się z nią czuli. I wcale nie była odważna. Kiedy chodziła do szkoły, nigdy nie zgłaszała się na ochotnika. Taka drobnostka, ale o czymś świadczy. Zresztą sama często to powtarzała.

To nie była przebojowa kobieta, która bierze się za bary ze światem. Nie, ona miała wiarę. Wiara i odwaga to dwie różne rzeczy. Przeciwieństwem strachu nie jest odwaga, lecz wiara. W wierze siłę daje ci Ktoś Inny. Odwaga oznacza, że próbujesz sobie radzić sam. Ona była silna siłą Kogoś Innego.

Jak udało się wam być razem w cierpieniu?

Szliśmy razem, ale każdy w swojej roli. Chiara przygotowywała się do śmierci i Bóg dawał jej łaskę, żeby była w stanie to zrobić, a mnie dawał łaskę stania pod krzyżem. Płakaliśmy, rozpaczaliśmy, modliliśmy się razem i zawsze znajdowaliśmy ukojenie w Panu. On był naszą siłą! Zawsze czuliśmy się jednością dzięki łasce sakramentu małżeństwa.
Czytaj także: Ratować żonę czy dziecko? Dziecko! Współczesna Joanna Beretta Molla?

W czasach narzeczeńskich było inaczej, ale dzięki małżeństwu otrzymaliśmy od Boga łaskę. Zawsze wiedzieliśmy, że śmierć nie ma ostatniego słowa. W centrum naszej wiary jest Jezus, który zmartwychwstaje, więc i my także zmartwychwstaniemy. Zawsze o tym pamiętaliśmy.

A jak przeżywasz to wszystko dzisiaj?

Dzisiaj kocham Chiarę inaczej, ponieważ ciałem jej tu nie ma. Wiem, że kiedy będę w niebie – mam nadzieję, że tam trafię – rozpoznamy się. Ale ludzie często mają bardzo romantyczne wyobrażenie o wdowieństwie. Kiedy Chiara umarła, powtarzali mi: „Nie martw się, ona będzie z tobą, nie będzie ci jej brakowało”. A prawda jest taka, że nigdy nie przestało mi jej brakować.

Ale Pan mnie pociesza. Modlę się do Chiary i ciągle o niej myślę. Nasz synek Francesco jest do niej bardzo podobny. Ale nie myślę o niej z nostalgią. Czas leczy rany. Poza tym, jeśli naprawdę kochasz, starasz się pozwolić odejść, więc cieszę się, że Chiara coraz bardziej należy do innych, a mniej do mnie.

Revista Mision



Tekst opublikowany we włoskiej edycji portalu Aleteia

...

Rosnie ilosc swietych!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:37, 08 Lis 2017    Temat postu:

Pamiętniki św. Gemmy Galgani. Mistyczka opisuje spotkania z Jezusem, Maryją i „nieprzyjacielem”
Anna Gębalska-Berekets | 08/11/2017
EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Zapiski włoskiej stygmatyczki zawarte w „Autobiografii” i „Dzienniku” to pasjonująca lektura duchowa. Święta opisuje tam na przykład, jak przeżywała tzw. „mistyczne porwanie serca”.


„A
utobiografia” i „Dziennik” św. Gemmy Galgani to opisy jej życia i zachęta do przeżywania codzienności w komunii z Bogiem. Działanie zgodne z nauką Jezusa jest trudne i wymaga wyrzeczeń. Nie jest jednak niemożliwe. Jak czytamy w przedmowie do jej dzieła: „Tylko przez krzyż można dojść do światła”.
Czytaj także: Św. Gemma Galgani. 5 rzeczy, których nauczył się od niej ojciec Pio
Spisane świadectwo św. Gemmy Galgani

Św. Gemma Galgani budzi współcześnie coraz większe zainteresowanie. Wiele napisano już o jej życiu. Świętą poznajemy z szerszej perspektywy jej zapisków. Pokazują one, jak silna więź łączyła ją z Jezusem i w jak piękny sposób ją wyrażała.

Książkę rozpoczyna „Autobiografia”. Spisana jest w formie listu, spowiedzi generalnej. Zainspirowała ją do tego rozmowa z jej kierownikiem duchowym – ojcem Germano Ruopollo z Rzymu. „Autobiografia” powstała później niż „Dziennik” (inicjatywa bp. Volpiego, biskupa pomocniczego Lukki, u którego Gemma odbyła pierwszą spowiedź).

Dzięki tym tekstom możemy ją bliżej poznać i zobaczyć jej postawę wobec Jezusa, Maryi, ale i drugiego człowieka. Widać w nich niezwykłą pokorę i ufność. Gemma wspomina m.in. swoją mamę, przyjęcie Pierwszej Komunii Świętej, sakramentu bierzmowania, poszukiwanie swojego powołania i rozpoczęcie nowego życia, które powierzyła Jezusowi i Jego świętej woli.

W oryginale pewne części zapisków miały być podobno okopcone i nadpalone przez demona.
Łaska stygmatów

Z woli Jezusa Ukrzyżowanego Gemma Galgani 8 czerwca 1899 roku otrzymała stygmaty. Każde cierpienie przyjmowała z wdzięcznością i dziękowała za nie: ból nogi, operacje itp. Trzymała wówczas w ręku krzyż.

Gdy w czerwcu 1899 roku uczestniczyła w misjach odbywających się w katedrze lukkijskiej, ukazywał się jej sługa Boży Gabriel od Matki Bożej Bolesnej. Był odziany w strój zakonny: czarny habit, skórzany pas, na którym wisiał różaniec oraz symbol pasjonistów – serce, z którego wychodzi krzyż, a w sercu napis: Jesu Christi Passio (Męka Jezusa Chrystusa).
Czytaj także: Piękna Gemma Galgani. Poznajcie świętą, która „kłóciła się” z Jezusem
Spotkania z Jezusem i cierpienie Gemmy

Święta miała dar widzenia Jezusa Ukrzyżowanego, mogła ujrzeć Jego oblicze pokryte krwią. Wówczas pragnęła więcej cierpieć, by zadośćuczynić męce Zbawiciela.

Jezus był dla niej powiernikiem, mistrzem. Utwierdzał ją w jej postawie: „Naucz się najpierw cierpieć. Cierpienie uczy kochać” – uspokajał ją.

Cierpienia jej nie opuszczały: śmierć mamy, śmierć ojca, choroby, utrata dóbr materialnych. W 1901 roku otrzymała kolejne stygmaty: korony cierniowej i biczowania. Na jej ciele widać było pręgi identyczne jak u Jezusa. Świadkowie potwierdzali, że nie były to złudzenia.

Cierpienia nasilały się w piątek, wówczas czuła w głowie ciernie. Pisze: „Ciernie wbijają się w mózg, a kropelki krwi spływają na czoło”. Na każdy czwartek, gdy rozpoczynały się stygmaty męki, Gemma starannie się przygotowywała. Były to spotkania z Oblubieńcem. W „Dzienniku”, liczącym 104 strony, często pojawia się graficzny znak krzyża, zazwyczaj na początku zapisków lub na ich końcu.
Ataki szatana

Podczas modlitwy wielokrotnie nawiedzał ją „nieprzyjaciel”. W taki sposób określany jest diabeł. Przyjmował postaci karła, potwora, czarnego psa, a nawet anioła stróża. Św. Gemma opisuje, że zadawał jej dotkliwe ciosy w plecy i bił.

Wtedy też Gemma wzywała pomocy swojego anioła stróża. Diabeł powalał ją na ziemię: „Bardzo mnie poturbował. Tak mocno wykręcił mi ramię, że runęłam na ziemię z wielkiego bólu, wyrwał mi wtedy kość ze stawu, ale zaraz wróciła na swoje miejsce, bo Jezus dotknął jej i wszystko naprawił” („Dziennik”, 22.07.1900 r.).

Szatan próbował ją wpędzić w stan rozpaczy i opuszczenia przez Boga.
Spotkania z Maryją i duszami czyścowymi

Soboty to był czas na spotkania z Matką Bożą Bolesną. Gemma nazywa ją ciepło i serdecznie „mamą”. Święta znosiła także cierpienia za dusze w czyśćcu. Namawiał ją do tego także jej anioł stróż: „Każde, nawet najmniejsze cierpienie jest dla nich pociechą”.

Opisuje, że przeżywała także tzw. „mistyczne porwanie serca”. Jezus je wyjmował z piersi, po czym po spowiedzi powracało na swoje miejsce.

Papież Benedykt XIV określił tę wymianę serca największą próbą miłości. I taką, pełną miłości młodą kobietą była św. Gemma Galgani. Rozważając Mękę Jezusa, robiła to z radością w sercu. Czułość i Boża obecność w jej życiu są namacalne, szczególnie zaś widać to po lekturze „Autobiografii” i „Dziennika”.
Czytaj także: 10 mistyczek i mistyków, którzy otrzymali stygmaty

Św. Gemma Galgani, „Autobiografia. Dziennik”. Warszawa 2017.

...

Literatura o swietych nie ma sobie rownych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:54, 16 Lis 2017    Temat postu:

Natuzza Evolo: stygmatyczka, która grała z Jezusem w piłkę
Joanna Bątkiewicz-Brożek | 16/11/2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Dostała stygmaty, kiedy miała 36 lat. Od 20 lat była już wtedy mężatką i miała piątkę dzieci. Całe życie rozmawiała z Matką Bożą, aniołami, świętymi oraz duszami czyśćcowymi. Co od nich usłyszała?


W
łosi nazywają ją pół żartem, pół serio „Ojcem Pio w spódnicy”. Stygmatyk z San Giovanni Rotondo spotkał się z „mammą Natuzzą” – jak mówi się o mistyczce z Paravati – i miał jej powiedzieć: Tobie błogosławi sam Jezus! Jej niesamowita historia, podobnie jak innych stygmatyków, budzi naszą uśpioną często wiarę.
Czytaj także: Św. Rita – jedyna święta na świecie, która miała stygmat na czole
Natuzza Evolo spotyka Jezusa i Maryję

Jest 1930 rok. Kalabria, na południu Półwyspu Apenińskiego. Natuzza ma wtedy sześć lat i z młodszym rodzeństwem wygrzebuje ze śmietników resztki jedzenia. Na noc dzieci chowają się pod mostami, w cichych zaułkach małej Paravati. Mama dzieci odsiaduje wtedy karę za kradzież kury, a ojciec jest w Argentynie, skąd nigdy nie wróci.

Pewnego dnia do gromadki dzieciaków dołącza chłopczyk. Jest w wieku Natuzzy, ma piękne niebieskie oczy. Natuzza chętnie gra z nim w piłkę i kule. Przy nim zapomina o swoim dramacie. Chłopak pojawia się w najtrudniejszych chwilach. Kim jest?

„Wybrałem cię w łonie twej matki, zanim się urodziłaś. Zakochałem się w tobie, a ty we Mnie. (…) Kiedy byłaś dziewczynką, bawiłem się z tobą, jak robiłby to ziemski ojciec. Wychowywałem cię” – wyjaśni Jezus Natuzzie w czasie jednego z widzeń, już po latach.

Wtedy też Natuzza dowie się, że „uśmiechniętą piękną nastolatką o ciemnej karnacji, oświetloną mocnym światłem”, która dla sierot znalazła mieszkanie była sama Matka Boża.
Co mówią dusze czyśćcowe?

Rok 1932. Natuzza ma 13 lat i przystępuje do pierwszej Komunii Świętej. Z jej ust nagle zaczyna wypływać krew. „Nie wystraszyłam się – wspomina w rozmowie w Rai Uno – czułam wielką Miłość”.

To zapowiedź późniejszych wydarzeń. Dziewczynka widzi już wtedy anioły. Każdy z nas ma anioła po lewej stronie – twierdzi – a kapłani i osoby konsekrowane po prawej. Do nastolatki przychodzą też dusze czyśćcowe.

Wielu przestrzega: nie spowiadaliśmy się, nie żałowaliśmy, pomiataliśmy ludźmi, odrzucaliśmy miłość i miłosierdzie Boga, teraz niemal nie ma dla nas ratunku. Błagają więc o modlitwy i „wiele” mszy świętych.
Czytaj także: Jaka jest najcięższa kara w czyśćcu? Podpowiada św. Katarzyna z Genui
Natuzza w niebie i… w szpitalu psychiatrycznym

26 lipca 1938 r. Jezus bierze Natuzzę do nieba. Przez kilka godzin jej ciało, choć jest na ziemi, wydaje się bez życia. Jej dusza stoi przed obliczem Chrystusa. Wtedy wyznacza jej zadanie: „Prowadzić ludzkie dusze do Niego, Kochać i współodczuwać. Kochać i współcierpieć z Nim”.

Natuzza wspomina ten moment jako „najszczęśliwszy w jej życiu”. Dwa lata potem, w czasie przyjmowania sakramentu bierzmowania, dziewczyna dostaje dreszczy. Na jej plecach pojawia się krwawiący krzyż.

Sprawą szybko interesuje się o. Agostino Gemelli, od lat wtedy zatwardziały przeciwnik m.in. Ojca Pio. To Gemelli doprowadza do zamknięcia Natuzzy w szpitalu psychiatrycznym. Lekarze jednak stwierdzają pełną jasność i zdrowie psychiczne Natuzzy.

Po wyjściu ze szpitala Natuzza wychodzi za mąż. Rodzi piątkę dzieci. Nadnaturalne zjawiska wokół niej jednak nie ustają (także jej dzieci widzą aniołów i świętych). Regularnie spotyka się z Jezusem, Matką Bożą. W czasie bilokacji rozmawia z o. Pio.

Od 1960 r. w czasie Wielkiego Tygodnia zaczyna też przeżywać Mękę Chrystusa: jest wtedy w ekstazie, obficie krwawi, mówi w obcych językach, na jej ubraniach pojawiają się cytaty z Pisma Świętego po łacinie i w grece.
Pukajcie do wszystkich drzwi

„Madonna jest tak piękna, że nie da się jej opisać. Zrobiłam to, jak mogłam i tak powstała jej statua. Ale to nie to” – opowiada na trzy lata przed śmiercią Natuzza Evolo w wywiadzie dla Pino Nano, w regionalnej Telewizji RAI Calabria. „Madonna pokazała mi już gotowy kościół i 19 domów dla chorych” – wspomina historię sprzed kilku dekad.

Jest rok 1944. Natuzza mieszka wtedy z mężem Pasquale Nicolace w niemal lepiance. Pewnego dnia na progu staje przed nią Matka Boża. „Najświętsza Dziewico, jak mam cię zaprosić do tak obskurnego domu?” – pyta. W odpowiedzi słyszy: „Nie martw się, będzie tu nowy i wielki kościół pod wezwaniem Niepokalanego Serca Maryi, Schronienia Dusz oraz dom dla młodych, starszych i potrzebujących”.

Natuzza chce wiedzieć, kiedy i jak powstanie. „Jeszcze nie nadeszła godzina, by o tym mówić” – słyszy w odpowiedzi. Dopiero w 1986 r. Maryja powie do Natuzzy: „Nadszedł czas”.

Dziś wszystko jest już prawie gotowe, na przedsięwzięcie potrzeba było ludzkich rąk i kilkunastu milionów euro. Natuzza, pytana przez Nano, jak zebrano takie kwoty, odpowiedziała: „Madonna powiedziała, żeby pukać do wszystkich drzwi. Za jednymi będą serca zatwardziałe, a inne otworzą serca szczodre”.
Po śmierci narobię rumoru

W testamencie Natuzza pisze m.in: „(…) Panu najbardziej miła jest pokora i miłość miłosierna, miłość i serdeczne przyjmowanie innych, cierpliwość, radosne oddanie się Bogu i coś, o co zawsze mnie prosił, na Swoją Miłość oraz dla dusz – posłuszeństwo Kościołowi”. W tym ostatnim Natuzza jest perfekcjonistką. Przez długi czas badana, a nawet odgradzana na polecenie biskupów od ludzi, mawia z uśmiechem: „Po śmierci dopiero narobię rumoru”.

Na jej pogrzebie w 2009 r. jest ponad trzydzieści tysięcy osób. „Natuzza jest już świętą w niebie” – mówi wtedy bp Luigi Renzo, metropolita Mileto. 1 listopada 2014 r. rusza proces beatyfikacyjny Natuzzy.
Czytaj także: Mistyczka ze Szczecina i jej rozmowy z Jezusem



Źródła: [link widoczny dla zalogowanych] TV Rai oraz Roberto Italo Zanini, Natuzza Evolo. Mistyczka naszych czasów, Edycja Św. Pawła

,..

To jest piekne zycie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:51, 19 Gru 2017    Temat postu:

Ettore Boschini: Boży szaleniec, uparciuch Maryi, gigant miłości i kapłan kloszardów
Dominika Szymańska | 19/12/2017
ignoto/Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Dzięki uporowi brata Ettore – stał pod drzwiami dyrekcji kolei przez trzy dni i trzy noce – udaje się uzyskać dwie sale, w których zorganizowana zostaje noclegownia dla wszelkiej maści ludzi ulicy. A to dopiero początek dzieła, które rozprzestrzenia się na całą Italię. 19 grudnia 2017 roku rozpoczyna się diecezjalny etap jego procesu beatyfikacyjnego.


M
ieszkańcy Mediolanu znali doskonale tę charakterystyczną postać w czarnym habicie z dużym krzyżem na piersi, która przemierzała ulice miasta w poszukiwaniu potrzebujących, najuboższych spośród ubogich. Znali jego zmierzwione, bielutkie włosy i to spojrzenie – przenikliwe, a jednocześnie pełne dobroci.

W społeczeństwie włoskim znany był jako kapłan kloszardów, jako prawdziwy Boży szaleniec, a jego życie obfitowało w zwroty akcji. Często porównywany do Matki Teresy, miał niezwykłą zdolność przyciągania uwagi i sympatii. Trudno było mu odmówić.
Czytaj także: [WAŻNE] Papież ogłosił heroiczność cnót kard. Stefana Wyszyńskiego!
Praca, wojna i złe towarzystwo

Ettore Boschini urodził się 25 marca 1928 roku w Roverbella, w okolicy Mantui, w rodzinie rolników. Jego dzieciństwo, pełne radości i miłości w domu rodzinnym, naznaczone było również ubóstwem. Z powodu klęski głodu już jako dziesięciolatek został odesłany do krewnych, gdzie podjął pracę jako stajenny.

Podczas wojny, chwytając się najróżniejszych zajęć, wpadł w nieciekawe towarzystwo. Był to czas, gdy zamiast niedzielnej Eucharystii wolał wałęsać się z kolegami po okolicy. Przysparzał tym samym niemało zmartwień swoim rodzicom. Na pytanie, o czym było kazanie, Ettore wymyślał własną wersję wydarzeń.

Nadszedł jednak koniec wojny i w jego parafii zorganizowano pielgrzymkę do Sanktuarium Madonna della Corona w podzięce za ocalenie w czasie wojny.
Ettore Boschini i spotkanie z Madonną

Ettore wybrał się na pielgrzymkę z czystej ciekawości. Godziny podróży w podskakującej na wertepach ciężarówce wypełnione były śpiewem i modlitwami, a ukryte wśród skał sanktuarium stało się miejscem jego spotkania z Maryją.

Gdy dotarłem przed figurę Maryi, uderzyło mnie coś w tym miejscu. To było dziwne uczucie, którego nie potrafię opisać (…) Pod wieczór, gdy wszystkie modlitwy dobiegły końca, chciałem spotkać się z Maryją sam na sam.

Modlił się wtedy: Kochana Mamo, sama wiesz, jak nieuporządkowane jest moje życie. Chcę się zmienić, ale jeśli mi w tym nie pomożesz, jestem pewien, że jutro wszystko będzie po staremu.

Maryja stanęła jednak na wysokości zadania i od tego dnia wszystko się zmieniło.
Czytaj także: Bezdomni posprzątają groby ubogich i tych, o których nikt nie pamięta
Kamilianie i odnalezienie drugiego powołania

Dwa lata po nawróceniu Ettore podejmuje decyzję, aby wstąpić do zgromadzenia ojców kamilianów. Przez dwadzieścia pięć lat realizuje swoje powołanie opiekując się chorymi zarówno fizycznie, jak i umysłowo.

Kolejnym życiowym zakrętem w życiu ojca Ettore staje się Wigilia 1977 roku, gdy odwiedza publiczne schronisko dla bezdomnych. Tamtego wieczoru jednemu z mężczyzn z odmrożonymi stopami oddaje własne buty, a sam wraca do domu w rozlatujących się butach kloszarda. Tym franciszkańskim gestem rozpoczyna się jego nowa misja, która wykracza poza ramy podjętego powołania.
Przywracanie godności ubogim

Początkowo na dworcu kolejowym w Mediolanie, w pobliżu klasztoru kamilianów, otrzymują ciepły posiłek wszyscy ci, którzy wyłączeni poza nawias społeczeństwa, nie mają dokąd pójść. Nakarmieni, na noc wracają jednak na ulice nie znajdując schronienia.

Dzięki uporowi brata Ettore – stał pod drzwiami dyrekcji kolei przez trzy dni i trzy noce – udaje się uzyskać dwie sale, w których zorganizowana zostaje noclegownia dla wszelkiej maści ludzi ulicy. A to dopiero początek dzieła, które rozprzestrzenia się na całą Italię.

Zajmował się wszystkimi: wykolejeńcami, ludźmi ulicy, narkomanami, pacjentami po szpitalach psychiatrycznych, prostytutkami, uchodźcami, alkoholikami. „Brat Ettore nie przyjmował ich, nie czekał aż sami do niego przyjdą, ale sam wychodził ich szukać. Nie dawał jałmużny, ale zabierał do domu. Nie ograniczał się do tego, aby zaspokoić głód, ale […] mył ich i przyodziewał”. Przywracał godność.
Czytaj także: Papież Franciszek: Zaproście ubogich do waszych kościołów
Uparciuch Maryi

Brat Ettore nie ruszał się nigdzie bez Maryi – także dosłownie. Pod pachą dzierżył często jej potężnych rozmiarów figurę. O Maryi mówił zawsze i wszędzie, wręczając jej obrazki, różańce, zachęcając do krótkiej nawet modlitwy. Wielu ujmowała jego rozbrajająca prostota.

Gdy w czasie transmisji na żywo w popularnym show telewizyjnym nie pozwolono mu wnieść statuetki Maryi, stwierdził: „To moja mama. Wasza też. […] Jeśli jej nie wpuścicie, ja też nie wchodzę”. Innym razem, gdy odmówiono mu pozwolenia na rozbudowę schroniska, przez dwa dni krążył po miasteczku samochodem z figurą Maryi umieszczoną na dachu, dopóki nie przyniesiono mu potrzebnych zezwoleń.
Beatyfikacja brata Ettore

Brat Ettore Boschini zmarł 20 sierpnia 2004 roku. W dniu pogrzebu kard. Carlo Maria Martini nazwał go gigantem miłości, a już rok po śmierci rozpoczęto prace, by w przyszłości uznano go za świętego. 19 grudnia 2017 roku rozpoczyna się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego.

Źródła: P. Anziliero, Ettore Boschini Il folle di Dio, R. Allegri, Vieni con me, fratelettore.it, it.aleteia.org

...

To jest piekne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:55, 22 Gru 2017    Temat postu:

Św. Rita i kwitnące róże. Lekarka opowiada o uzdrowieniu za jej przyczyną
Małgorzata Bilska | 22/12/2017

EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Dziwnie wygląda kwitnący w grudniu krzak róży. Pąsowy kwiat właśnie pojawił się przed wejściem do krakowskiego kościoła pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej. I to akurat pod szyldem informującym o nabożeństwach do św. Rity…

Św. Rita jest skuteczna w „interwencjach kryzysowych”. I bardzo popularna! We Włoszech, skąd pochodziła (1380-1457), sytuuje się w pierwszej czwórce rankingu ulubionych świętych – obok o. Pio z Petrelciny, Franciszka z Asyżu i Antoniego z Padwy.
Czytaj także: Św. Rita – jedyna święta na świecie, która miała stygmat na czole
Rita: święta od róż

W Polsce zaczęła być szerzej znana od lat dziewięćdziesiątych XX w. Opóźnienie ma związek z dwukrotną kasatą zgromadzenia augustianów. Była augustianką, choć zanim wstąpiła do klasztoru w Cascii żyła jak my… Jej mąż został zabity w ramach vendetty, dwaj nastoletni synowie zmarli rok później. Czy dlatego Margherita Lotti Mancini rozumie codzienne problemy?

Słynie z tytułu „patronka spraw trudnych i beznadziejnych”, ale mówi się też o niej: święta od róż. Podczas nabożeństw za jej wstawiennictwem, które odprawiane są 22-ego dnia każdego miesiąca, ma miejsce obrzęd poświęcenia róż. Na pamiątkę cudu, jakim było zakwitnięcie czerwonej róży w ogrodzie jej dzieciństwa w Roccaporenie – w styczniu, w górach, na mrozie i śniegu.

Kilka miesięcy przed śmiercią otrzymała od Boga taki znak nadziei. Dowód pamięci i łaski, po którym poczuła się chyba jak wybrana córka i oblubienica Pana. Po śmierci to ona daje nadzieję potrzebującym, a Bóg podobno nie umie jej odmawiać…
Kwiat róży w Krakowie

Tegoroczna zima nie szafuje u nas śniegiem. Mimo tego dziwnie wygląda kwitnący w grudniu krzak róży. Pąsowy kwiat właśnie pojawił się przed wejściem do krakowskiego kościoła pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej, kolebki polskich augustianów. I to akurat pod szyldem informującym o nabożeństwach do świętej!

Czy płatki dotrwają do Bożego Narodzenia? Może to dobry czas na specjalną przedświąteczną modlitwę? O zdrowie, pokój i moc Ducha Świętego do pokonywania przeciwności, opanowania stresu. O miłość wzajemną. Bo to wielki dar.
Czytaj także: Modlitwa do św. Rity w beznadziejnych przypadkach [tekst]
Zaprzyjaźnić się ze św. Ritą

Z pytaniem, czy warto modlić się regularnie za wstawiennictwem św. Rity udałam się do pani Antoniny Loster, zwanej Jadwigą, która „przyjaźni się” z Włoszką od ponad 20 lat. Najpierw chodziła do wspomnianego kościoła augustianów na krakowskim Kazimierzu. Jej rodzina po uzdrowieniu kogoś z nieuleczalnej choroby ufundowała dziękczynną kapliczkę niedaleko domu we Włosani, w gm. Mogilany (17 km od Krakowa). Pani Jadwiga, lekarz ginekolog, zna możliwości medycyny. Wiedza nie przeszkadza jej ufać we wstawiennictwo.

Św. Rita jest bardzo ważną osobą w moim życiu – zaczyna pani Jadwiga. – Jestem przekonana o tym, że warto mieć ją za opiekunkę. To nie jest tak, jak sobie czasem wyobrażamy, że przekręcimy kontakt, zaświeci się światło i św. Rita nam pomoże. Trzeba być cierpliwym i wierzyć. Prosić ją o pomoc, zgodnie z wolą Bożą.
Czasem na to, o co prosimy, musimy czekać trochę dłużej. Ale zaprzyjaźnienie się z nią, modlitwa, w naszych czasach jest konieczna. Ludzie załamani, bez jakiejś pajęczyny nadziei, idąc do tej świętej, uzyskują wiarę w to, że może się odmienić ich los. Ich bliskich, dzieci. Osób, które kochają.
Świadectwo pani doktor

Może pani potwierdzić, że wytrwała modlitwa do św. Rity przynosi konkretne owoce? – pytam. „Ależ oczywiście! – mówi bez wahania. – Ja się z nią nie rozstaję na co dzień. Wszystkie rzeczy, które wydawały mi się bardzo trudne i beznadziejne, po jakimś czasie zostały wyjaśnione, rozświetlone i zawsze z korzyścią dla mnie – o co ją prosiłam”. Proszę ją więc o konkretny przykład. Lekarka opowiada:

22 września 2009 roku znajdowałam się w stanie krytycznym. Miałam kamień w pęcherzyku żółciowym. Byłam przygotowywana do laparoskopii. Kamień zaczopował ujście pęcherzyka żółciowego, zrobił się wodniak. Wymagałam natychmiastowej interwencji chirurgicznej. Żeby wykluczyć, że nie mam kamieni w przewodach żółciowych, trzeba było przeprowadzić wcześniej diagnostykę przy pomocy zgłębnika dodwunastniczego.
Podczas zabiegu miałam krwotok. Kiedy przyszłam do szpitala, miałam poziom hemoglobiny 15,3 g/dl, w nocy spadło mi do 8,3 g/dl, a nad ranem do 6,3 g/dl. [norma dla kobiet wynosi 12-16 g/dl – MB] Po przetoczeniu krwi było wiadomo, że mój organizm nie nadaje się do laparoskopii. Wypisano mnie do domu i kazano przyjść na zabieg za 2 tygodnie. Zapytałam ultrasonografistę, czy ten kamień może się cofnąć – a on ma duże doświadczenie. Powiedział: Nie, pani doktor, nie ma takiej możliwości. Nigdy się nie cofnie, trzeba usunąć pęcherzyk.
Przyszłam do domu, klęknęłam przed obrazkiem i powiedziałam: Święta Rito, ty mnie dobrze znasz, ja już tam nie pójdę. Błagam cię, zrób coś ze mną. Po wyznaczonym czasie miałam USG. Badanie wykazało, że centymetrowy kamień sam się cofnął, a wodniak pęcherzyka sam się usunął. Przestałam mieć dolegliwości. W zeszłym roku przy okazji innych badań znów zrobiono mi USG pęcherzyka żółciowego. Kamienia nie ma… Czy trzeba czegoś jeszcze?

Pani Jadwiga uwielbia róże. Jej dom – i kaplica św. Rity – stoją przy ulicy św. Rity. Ta nazwa to jej zasługa, podobnie jak lokalny kult świętej. Apostołem czasem zostaje się z wdzięczności.

....

Cuda sa wrecz ,,normalne"... u swietych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:24, 08 Sty 2018    Temat postu:

Mamma Rosa i jej rodzinny przepis na świętość
Joanna Operacz | 08/01/2018
Giuseppe Antonio Lomuscio/Wikipedia | FAL
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Bł. Eurozja Barban urodziła dziewięcioro dzieci. W ciężkich, biednych czasach (wielu Włochów zdecydowało się wtedy na emigrację do Stanów Zjednoczonych) namówiła męża na przygarnięcie jeszcze czworga sierot. 8 stycznia wypada jej liturgiczne wspomnienie.


W
ychowywać trzynaścioro rodzonych i adoptowanych dzieci, kochać męża i ciężko pracować – czy to dobry pomysł na karierę i samorealizację? Na pewno była to dobra droga do świętości dla bł. Eurozji Barban.

Ludzie mówili na nią: Mama Róża (wł. Mamma Rosa). Eurozja Barban (1866-1932) jak mało kto zasłużyła sobie na tę „mammę”. Kiedy miała 19 lat, zmarła jej sąsiadka, która osierociła córeczki – czteromiesięczną i półtoraroczną. Eurozja z dobrego serca zaopiekowała się maluchami. Wkrótce ich ojciec, Carlo, poprosił dziewczynę o rękę. Zgodziła się po pewnym wahaniu i długiej modlitwie.
Czytaj także: Katolicki ksiądz, który dostał medal za wychowanie wielodzietnej rodziny
Tłok w domu Mammy Rosy

Związek nie zaczął się specjalnie romantycznie i nie zawsze był łatwy. Eurozja wiedziała, że czeka ją ciężka praca. Miała na starcie nie tylko dwie malutkie pasierbice, ale też nieletniego brata męża oraz teścia, który wymagał opieki. Gospodarstwo było duże i dochodowe, ale zadłużone.

Eurozja urodziła dziewięcioro dzieci. W ciężkich, biednych czasach (wielu Włochów zdecydowało się wtedy na emigrację do Stanów Zjednoczonych) namówiła męża na przygarnięcie jeszcze czworga sierot.

Kiedy się wzbraniał, powiedziała: „Odwagi Carlo! Pomyślmy, że Pan nas widzi i kocha”. Przeżyła śmierć kilkorga dzieci, między innymi dwojga pierwszych, które urodziła. Pięcioro dzieci Barbanów wybrało kapłaństwo i życie konsekrowane.
Matka duchowa i mamka

Chociaż Eurozja skończyła tylko dwie klasy szkoły podstawowej (później nie miała czasu na naukę, bo musiała pracować w polu), jej wielką pasją było czytanie. Jeszcze jako panna udzielała się w parafii, m.in., ucząc dzieci katechizmu, a później prowadziła w swoim domu lekcje kroju i szycia. Te zajęcia były też okazją do rozmów o Bogu i o tym, jak budować dobrą, piękną rodzinę.

Kiedy Eurozja karmiła piersią, nieraz karmiła również cudze dzieci, których matki zmarły albo chorowały. Czasami zajmowała się jednocześnie trojgiem niemowląt! Kiedy ktoś był w potrzebie, pierwsza zjawiała się z pomocą. Nie dlatego, że miała lepszą sytuację finansową albo więcej czasu.

Przez lata zmagała się z bólem głowy i bólem zębów. W dzień pracowała w domu i w polu, a wieczorami szyła, żeby dorobić do domowego budżetu. O domu Barbanów mówiono, że jest „biedny, ale godny”. Dzieci – także te, które obrały drogę małżeństwa – zapamiętały, że najważniejsze w życiu jest pełnienie woli Bożej.
Czytaj także: Wielodzietni. Kilka rzeczy, których możecie o nich nie wiedzieć
Nie byłabym tak szczęśliwa

Eurozja co rano chodziła na mszę do sąsiedniej wsi. Od dziecka codziennie przyjmowała komunię świętą, co było w jej czasach rzadkością. Została tercjarką franciszkańską. Właśnie w duchu franciszkańskim pojmowało ubóstwo – jako okazję do zaufania Jezusowi i naśladowania Go. Jej córka powiedziała kiedyś: „Wydaje mi się, że gdybym była bogata, nie byłbym tak szczęśliwa jak teraz”.

Mąż Eurozji na początku niespecjalnie wyróżniał się pobożnością. Miał też niełatwy charakter – był szorstki w obyciu i skłonny do konfliktów. Prawdopodobnie odstawał od żony intelektualnie i duchowo. Jednak z czasem bardzo się zmienił pod wpływem jej łagodności, cierpliwości i serdeczności.

Świadectwem ich miłości może być nie tylko gromadka dzieci, ale też to, że kiedy Carlo zmarł, jego żona powiedziała synowi, że ukazał się jej Pan Jezus i na pocieszenie powiedział jej, że pożyje jeszcze tylko 19 miesięcy. Jednak kiedy umierała, miała na ustach imię swojej największej miłości: „Mój Boże, kocham cię ponad wszystko!”.
Mamma Rosa „działa” w Polsce

Od sześciu lat w Polsce istnieje Stowarzyszenie Rodzin im. Bł. Mamy Róży. Maciej Tryburcy, który je założył, przyznaje, że Eurozja jest raczej „niszową” świętą, mało znaną w Polsce i niespecjalnie popularną we Włoszech. „Kiedy szukaliśmy patronki, zależało nam na tym, żeby znaleźć osobę, która miała dużą rodzinę i żyła heroicznie jako żona i matka” – tłumaczy.

Stowarzyszenie zostało pomyślane jako inkubator dobrych pomysłów na różne inicjatywy prorodzinne. Do tej pory powstały m.in. Akademia Mamy Róży, świetlice dla mam i spotkania dla ojców, grupa skautowska i wolontariat dla nastolatków.

...

Piekna postac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:06, 14 Lut 2018    Temat postu:

Dlaczego warto modlić się do św. Walentego?
Krystyna Romanowska | 14/02/2018

AKG Berlin I East News
Udostępnij 3 Komentuj 0
Mało kto wie, że zanim dotarł do nas zwyczaj świętowania Walentynek w wersji popkulturowej, w Polsce od dawna żarliwie modlono się do św. Walentego. Był on bowiem uznawany za patrona archidiecezji przemyskiej, a jego relikwie znajdują się m.in. na Jasnej Górze.

Św. Walenty: przeciwko cesarzowi
Żaden święty nie zebrał tylu żarliwych i gorących modlitw o miłość. Trudno się temu dziwić. W końcu jego uczucie, którym obdarzył swoją ukochaną, przywróciło jej wzrok.

Ale zacznijmy od początku. Urodził się w umbryjskim mieście Terni, 120 km od Rzymu, w III wieku za panowania Klaudiusza II Gockiego. Walenty był lekarzem, ale jego powołaniem okazał się stan duchowny. Dla chrześcijan były to bardzo trudne czasy prześladowań.

Czytaj także: Różne twarze świętego Walentego
Walenty zapisał się w pamięci współczesnych niezwykle ryzykownym posunięciem: udzielał ślubów młodym żołnierzom – legionistom, co było zakazane przez panującego. Uważał on bowiem, że najlepszymi żołnierzami są mężczyźni bez rodziny. Walenty złamał ten zakaz i udzielał ślubów chrześcijańskich – został za to wtrącony do więzienia.



Siła miłości
I tu następuje moment przełomowy w jego życiu. Zakochuje się w niewidomej adoptowanej córce swojego strażnika Asteriusa (który także się nawrócił na wiarę chrześcijańską). Dziewczyna, jak głosi legenda, pod wpływem siły tej miłości, odzyskuje wzrok.

Niestety, historia ich miłości jest krótka. Cesarz Klaudiusz wydaje wyrok śmierci na Walentego. Ten – w przeddzień egzekucji – pisze list do ukochanej, podpisując go znaną dzisiaj frazą: „Od Twojego Walentego”.



Męczeńska śmierć św. Walentego
W „Martyrologium Rzymskim” Walenty pojawia się dwukrotnie: jako duchowny, kapłan i jako biskup Terni. Być może jest to dwóch świętych, ale możliwe, że jest to ta sama osoba – mówi Konrad Kuczara, religioznawca.
– Fakt, że się duchowny zakochał w kobiecie nie był wtedy niczym dziwnym, księża zakładali rodziny. Natomiast Walenty raczej nie uprawiał seksu, ponieważ mocno przestrzegano zakazu seksu przed ślubem.
Walenty ginie śmiercią męczeńską: najpierw jest biczowany. Następnie wywieziony poza miasto, by uniknąć buntu ze strony wierzących, okładany maczugami, umęczony. Umiera 14 lutego 273 roku.

Jego ciało legioniści grzebią na otwartym cmentarzu w odległości 2 mil od via Flaminia w Rzymie. Po pewnym czasie trzej wierni uczniowie Walentego odnajdują miejsce pochówku swojego mistrza, wydobywają ciało i przewożą je do pobliskiej Interamny, gdzie wystawiają nagrobek.

Czytaj także: Historia o tym, jak relikwie św. Walentego trafiły do Irlandii


Śluby udzielane 14 lutego
W kalendarzu rzymskim w tym dniu obchodzono święto urodzaju oraz przyrzeczeń małżeńskich. Rzymianie rozpoczynali w tym czasie święto bogini dziewcząt Februaty Junony. 14 lutego, ozdabiali jej ołtarze i wizerunki oraz obdarowywali kwiatami kobiety w swoich rodzinach. Stawiano wróżby miłosne: dziewczęta i chłopcy wyciągali kartki z imionami swych ukochanych.

Już w V wieku ten dzień był poświęcony specjalnej pamięci św. Walentego. Ale z tą datą w czasach Antyku związanych było wiele zwyczajów dotyczących płodności i małżeństwa. Były to luperkalia – wielodniowe święto nadejścia wiosny, obchodzone ku czci bogów Lupercusa i Faunusa.

Luperkalia były na tyle popularne, że utrzymały się aż do końca V w. Zniósł je dopiero w 496 r. papież Gelazy I, zastępując w kalendarzu liturgicznym świętem męczennika Walentego. Legenda mówi, że św. Walenty miał zwyczaj ofiarowywać kwiat ze swego ogrodu w Terni młodym ludziom, którzy go odwiedzali. Przynosiło to ponoć szczęście w małżeństwie. Chcąc wyjść naprzeciw licznym prośbom o udzielenie ślubu, biskup wyznaczył jeden dzień w roku, w którym zbiorowo błogosławił małżeństwa – także 14 lutego.



Ile prawdy, ile legendy
Ile w legendzie o świętym Walentym jest prawdy, nigdy się nie dowiemy. Natomiast każdego roku dokładnie 14 lutego we włoskim miasteczku Terni ludzie nie idą do pracy, mają wolne. Przyjeżdżają tu pary narzeczonych z całego świata i przy grobie Świętego Walentego przysięgają sobie, że do końca tego roku wezmą ślub.

Największe pielgrzymki są tam jednak w wigilię Walentynek. Przy grobie świętego zostawia się listy miłosne. Sporo par przyjeżdża się też tam zaręczyć – mówi Konrad Kuczara.
Czytaj także: Walentynki wypadają w Środę Popielcową. Jak świętować i post zachować?


Za co kochamy św. Walentego?
Za to, że w przeciwieństwie do wielu posągowych świętych jest on bardzo ludzki, bardzo nam bliski przez to swoje uczucie. Nie był ascetą czy pustelnikiem oderwanym od rzeczywistości. Był tu i teraz, związany blisko z ludźmi.

Legendy o jego zakochaniu, o tym, że pomagał młodym ludziom zakładać rodziny, spowodowały, że jego kult bardzo szybko się rozszerzył. Pamiętajmy, że św. Walenty był też patronem ludzi ciężko chorych, zwłaszcza chorych umysłowo, epileptyków. Kult świętego Walentego bardzo mocno rozwijał się na zachodzie Europy.

W 1997 roku papież Jan Paweł II napisał list do narzeczonych i zostawił go przy grobie świętego. Później fragment tego listu wyryto przy grobie.



Kult starszy niż popkultura
Mało kto wie, że zanim do Polski dotarł zwyczaj świętowania Walentynek w amerykańskiej wersji popkulturowej (około 1996) w południowo-wschodniej Polsce żarliwie się do niego modlono. Święty Walenty jest bowiem patronem archidiecezji przemyskiej obrządku łacińskiego. Na Podkarpaciu jest także sporo parafii pod wezwaniem Świętego Walentego. W Polsce jego relikwie znajdują się m.in. na Jasnej Górze.

Co ciekawe, w Rzymie jego relikwie znajdują się w kościele Santa Maria in Cosmedin, jest to Kościół katolicki obrządku bizantyńskiego. Modlą się tam melchici – czyli Arabowie, którzy są grekokatolikami. Relikwie Świętego przechowywane są także w grekokatolickiej cerkwi w Samborze na Ukrainie. Jest to dowód na to, że kult Walentego nie jest rozpowszechniony tylko w Kościele zachodnim, ale także wschodnim – podkreśla Konrad Kuczara.
– Ba, Walentynki rozwinęły się w krajach protestanckich, gdzie przecież kult świętych nie istnieje.
I dlatego warto się modlić do Świętego Walentego.

...
Jest to oczywiscie pelnowymiarowy swiety. Wykorzystanie jego imienia to zupelnie inna historia. Jak ktos nie lubi komerclipy to nie przenoscie tego na swietego!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:48, 10 Mar 2018    Temat postu:

Św. Dominik Savio: Łatwo jest zostać świętym. Zacznij od rzeczy zwyczajnych [Wszyscy Świetni]
Elżbieta Wiater | 09/03/2018
DOMINIK SAVIO
Wikipedia | Domena publiczna
Udostępnij Komentuj 0
Młody Dominik zapragnął zostać świętym. Opracował cały plan postu i umartwień. Po kilku dniach był wycieńczony, przybity i przekonany, że jest skazany na klęskę…

To była czwarta ciąża mamy Dominika Savio. Któregoś dnia kobieta poczuła się źle i z czasem jej stan coraz bardziej się pogarszał. Doszła do etapu, kiedy marzyła już tylko o tym, żeby móc jeszcze przed śmiercią uściskać swojego syna, który przebywał w oratorium ks. Bosko, a więc ok. czterdziestu kilometrów od domu.

Ku jej zdziwieniu któregoś dnia drzwi domu się otworzyły i stanął w nich Dominik. Podbiegł szybko do niej i mocno uściskał, obejmując za szyję, po czym ucałował i wyszedł. Całe wydarzenie wydawałoby się snem, gdyby nie wstążka na szyi matki, na której zawieszony był obszyty starannie kawałek płótna. I to, że mama Dominika od razu wyzdrowiała.

Czytaj także: Mary MacKillop. „Nawiedzona baba”, ekskomunikowana, a dziś święta [Wszyscy Świetni]
Skąd chłopiec wiedział o sytuacji w domu? A przede wszystkim, skąd była w nim ta pewność, że Maryja chce uzdrowić jego matkę i to za pośrednictwem właśnie takiego sakramentalium? Wychowawca Dominika, także święty, Jan Bosko był pewien, że to owoc głębokiego życia religijnego jego podopiecznego. Zresztą właśnie tą myślą kierowany pozwolił chłopcu pojechać do rodzinnego domu.



Łatwo jest zostać świętym
Wszystko zaczęło się od kazania ks. Jana, w którym mówił o tym, że łatwo zostać świętym. Chłopiec na te słowa się rozmarzył i umknęła mu część, że tak powiem, metodologiczna kazania, więc wymyślił sobie swój własny sposób. Opracował cały plan postu i umartwień, ale ominął ważny punkt: nie skonsultował tego ze spowiednikiem. Po kilku dniach był wycieńczony, przybity i przekonany, że jest skazany na klęskę.

Zauważył to ks. Jan i zapytał Dominika, co się dzieje. Wysłuchał jego opowieści o pragnieniu, jakie rozpalił w sercu podopiecznego i próbach jego realizacji. Pierwsze pochwalił, drugie polecił zmodyfikować – droga do świętości jest zwyczajna, zaczyna się od starannego wypełniania codziennych zadań i robienia tego z miłością i wrażliwością na drugiego człowieka.

Chłopiec ma być chłopcem, a nie młodocianym mistrzem przesadnej ascezy. W jego życiu ma być miejsce na radość, zabawę, naukę, a jedyne, o co trzeba się troszczyć, to aby pamiętać o modlitwie i ofiarowywaniu Bogu wszystkiego, co się nam w życiu przydarza.



Wielki efekt niewielkim kosztem
Dominik Savio przyjął rady wychowawcy całym sercem i z wielką prostotą. Codziennie starannie i ze skupieniem służył do mszy, opiekował się młodszymi i słabszymi chłopcami w oratorium, pomagał w nauce tym, którzy tego potrzebowali. Kiedy przychodził czas postu, pościł, a kiedy czas zabawy – bawił się.

Czytaj także: Święty Kazimierz – książę Niepokalanej [Wszyscy Świetni]
Równolegle bardzo szybko dojrzewał duchowo. Wkrótce stał się mistykiem. I choć jego przeżycia duchowe pozostały w dużej mierze tajemnicą, część z nich miała swoje odbicie w jego zachowaniach, jak choćby historia ze szkaplerzem dla matki. Zachowała się też inna podobna opowieść.

Otóż pewnego dnia przyszedł do ks. Jana i zaczął nalegać, żeby ten wziął stułę i wszystko, co potrzebne do udzielenia sakramentu chorych oraz wiatyku i poszedł z chłopcem. Dominik zaprowadził księdza, idąc z całkowitą pewnością, do jednego z domów w miasteczku i tam zastukał do drzwi. Okazało się, że mieszka za nimi umierający protestant, który na łożu śmierci zapragnął się nawrócić, ale nie miał jak prosić o przyprowadzenie kapłana.



Żyjąc krótko, przeżyć czasów wiele
Dominik zmarł, mając 15 lat, w wyniku ciężkiej choroby. Zdawał sobie sprawę z tego, że umiera – już żegnając się przed wyjazdem do domu z wychowawcą i chłopcami w oratorium, powiedział, że już tam nie wróci.

Rzeczywiście zmarł na wiosnę 1857 r. Umierając, powiedział do swego taty, że widzi piękne rzeczy. Zostawił po sobie świadectwo, że rzeczywiście łatwo zostać świętym oraz szkaplerz, któremu wiele kobiet na świecie zawdzięcza poczęcie i zdrowy przebieg ciąży. Jasny ślad szybującej szybko ku niebu gwiazdy.

...

Liczy sie jakosc zycia anie dlugosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 5:59, 14 Kwi 2018    Temat postu:

Urodziła się zdeformowana, żyła w zamurowanej pustelni. Małgorzata z Citta di Castello [Wszyscy Świetni]
Elżbieta Wiater | 13/04/2018
ŚWIĘTA MAŁGORZATA Z CITTA DI CASTELLO
Nheyob/Wikipedia | CC BY-SA 4.0
Udostępnij 445 Komentuj 1
Obecnie jest czczona jako patronka dzieci niechcianych i abortowanych. Nowenna za jej wstawiennictwem jest modlitwą odmawianą w intencji wynagrodzenia za grzech aborcji.

Była pierworodnym dzieckiem, zapewne więc oczekiwanym z niecierpliwością. Miała dużą główkę, zatem poród musiał być długi i bolesny, a na koniec okazało się, że urodziła się zdeformowana.

Najbardziej w oczy rzucały się, oprócz główki, jej nóżki o różnej długości, których dysproporcja spowoduje później skrzywienie kręgosłupa i garb. Szlachetnie urodzeni rodzice Małgorzaty postanowili ukryć ją przed ludzkim wzrokiem, a nawet przed swoim własnym, by nie przypominała im o wstydzie, jaki na jej widok odczuwali.

Czytaj także: Maria Egipcjanka: Matka Pustyni od erosa [Wszyscy Świetni]


Pierwsze odrzucenie
Dziewczynkę ochrzczono w największej tajemnicy i oddano na wychowanie służbie. Wkrótce okazało się, że do tego wszystkiego Małgorzata jest niewidoma. Jednak za tymi wszystkimi fizycznymi niedomaganiami kryło się miłosierne serce, olbrzymia duchowa wrażliwość i wyjątkowo bystry intelekt. Mało kto jednak dał dziewczynce szanse ujawnienia tych zalet.

Na pewno dostrzegał je wychowujący ją sługa oraz kapelan zamkowej kaplicy. Obaj dbali o jej rozwój, troszcząc się też o to, by poruszając się po zamku, nie natykała się na ojca i matkę.

Niestety, kiedy miała siedem lat, ktoś z gości wypatrzył ją w zamkowej kaplicy, gdzie lubiła przesiadywać. Jej nietypowy wygląd wywołał pytania, więc rodzice Małgorzaty zdecydowali, że trzeba uniknąć takich wydarzeń w przyszłości.



Pustelnia
W należących do nich lasach wokół zamku był mały kościółek. Przy jego prezbiterium wybudowano celę i tam zamknięto Małgorzatę. Przez jedno okienko mogła uczestniczyć we mszy świętej, drugie miało funkcje gospodarcze – przyjmowała przez nie dostarczaną jej żywność i potrzebne rzeczy.

Kilkuletnie dziecko zostało rekluzą, czyli pustelnicą zamurowaną żywcem. Świat dziewczynki ograniczył się do kilkunastu metrów kwadratowych jej celi i była całkowicie zdana na zaopatrzenie i opiekę ludzi z zamku. Czasem, choć bardzo rzadko, odwiedzała ją jej matka.

Regularnym gościem w kościółku był za to kapelan. Musiał to być dobrze uformowany i szczerze wierzący kapłan, gdyż to dzięki jego prowadzeniu duchowemu i, przede wszystkim, Duchowi Świętemu, Małgorzata szybko doskonaliła się wewnętrznie. Wkrótce to, co wypracowała duchowo, miało być jej bardzo przydatne.

Czytaj także: Katarzyna Szwedzka: święta, którą za życia uznano za „żywe relikwie” [Wszyscy Świetni]


Porzucona po raz drugi
Kiedy miała szesnaście lat, na tamtych terenach wybuchła wojna. Aby zapewnić Małgorzacie bezpieczeństwo, przeniesiono ją do zamku. Wkrótce dotarła tam wiadomość, że w Citta di Castello zmarł w opinii świętości franciszkanin, br. Giacomo, i przy jego grobie dokonują się uzdrowienia. Rodzice nastolatki postanowili podjąć próbę wyproszenia jej zdrowia. Zawieźli ją do sanktuarium, podprowadzili do grobu brata, po czym z bezpiecznej odległości patrzyli, co się dzieje.

Cudu nie było. Po południu cicho zebrali się z kościoła i uciekli, zostawiając swoją niewidomą i niepełnosprawną fizycznie córkę na pastwę losu.

Ta najpierw ich szukała, nawet dotarła do gospody, gdzie nocowali, ale rodzice już odjechali. Została sama, w obcym miejscu, bez doświadczenia w radzeniu sobie w nieznanym otoczeniu i bez grosza przy duszy.



Wewnętrzne bogactwo
Przygarnęli ją żebracy – jej widoczna niepełnosprawność w ich fachu była olbrzymim kapitałem. Z czasem też ludzie zaczęli dostrzegać dobroć jej serca, talent do opieki nad chorymi i dziećmi, a przede wszystkim wielką cierpliwość. Nigdy nie powiedziała złego słowa o swoich rodzicach, wręcz przeciwnie – potrafiła być im wdzięczna za to, co otrzymała.

Po nieudanej próbie przyłączenia się do jednej ze wspólnot zakonnych została dominikańską tercjarką. Przez jej ręce zaczęły się dziać cuda, więc wszystkie pobożne domy w Citta di Castello stały przed nią otworem. Zmarła w opinii świętości i już na pogrzebie przy jej ciele miały miejsce pierwsze uzdrowienia.

Wszystkie te znaki były potwierdzeniem słów proroka Izajasza, że choćby matka zapomniała o swoim dziecku, to Bóg będzie o nim pamiętał. Małgorzata zaufała i nie została zawiedziona. Obecnie jest czczona, szczególnie w USA, jako patronka dzieci niechcianych i abortowanych. Nowenna za jej wstawiennictwem jest modlitwą odmawianą w intencji wynagrodzenia za grzech aborcji.

...

Zdecydowanie na nasz czas mordowania chorych dzieci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:06, 19 Kwi 2018    Temat postu:

Dziewczyna, która niebawem może zostać pierwszą świętą narzeczoną
Anna Gębalska-Berekets | 19/04/2018
SANDRA SABATTINI
[link widoczny dla zalogowanych]
Udostępnij Komentuj 0
Są święci małżonkowie, są święci rodzice, ale czy nie byłoby pięknie mieć świętą narzeczoną?

Tak mówił ks. Oreste Benzi, założyciel Wspólnoty Jana XXIII, do której należała Sandra Sabattini. Tak niebawem się stanie, a dziewczyna będzie pierwszą narzeczoną wyniesioną na ołtarze. Papież podpisał dekret o heroiczności jej cnót.



Sandra Sabattini: być dla innych
Sandra Sabattini urodziła się 19 sierpnia 1961 roku w Riccione. Mieszkała w Misano Adriatico ze swoimi rodzicami i bratem Raffaelem. Gdy miała 4 lata, rodzina przeprowadziła się na plebanię kościoła św. Hieronima w Rimini, gdzie jej wujek Giuseppe Bonini (brat mamy) był proboszczem.

Czytaj także: „Kłopotliwa” siostra św. Tereski: patronka trudnych dzieci
Mając zaledwie 10 lat, Sandra zaczęła prowadzić pamiętnik „Życie bez Boga to tylko sposób na przemijanie, nudne czy zabawne, ale wypełnione w oczekiwaniu na śmierć”. Jej zapiski odkryto dopiero po jej śmierci.

W wieku 12 lat poznała niezwykle charyzmatycznego kapłana. Ksiądz Oreste Benzi był założycielem Wspólnoty Papieża Jana XXIII. Spotkania były organizowane na plebanii jej wujka. Wspólnota zajmowała się pomocą osobom niepełnosprawnym, potrzebującym i uzależnionym od narkotyków.

W wakacje 1974 roku Sandra pracowała w domu Madonny delle Vette w Canazei, pomagając wielu niepełnosprawnym ludziom. Poświęcenie się dla drugiego człowieka było dla niej źródłem radości. W pamiętniku zanotowała, że nie chce opuścić tych ludzi, prosiła Boga, by dał jej siłę do pokonania własnej pychy, ograniczeń i słabości. Zdała maturę i rozpoczęła studia medyczne na uniwersytecie w Bolonii.



Nie traciła czasu w służbie potrzebującym
Mimo wielu obowiązków nie zaniedbywała nauki i była bardzo dobrą studentką. Jej marzeniem było to, by zostać misjonarzem medycznym w Afryce. Pomagała ludziom biedniejszym od siebie, niosła im sens życia i prowadziła do Jezusa.

Często wcześnie rano wstawała, by udać się do kościoła i adorować Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, w ciszy i skupieniu. Siedziała wtedy na podłodze na znak pokory i uniżenia. Pisała w pamiętniku:

Prawdziwym cudem jest to, że Bóg powołuje takie biedne i nędzne istoty. Miłość jest syntezą kontemplacji i działania, punktem, gdzie niebo łączy się z ziemią, gdzie ludzie łączą się z Bogiem.
Poprzez wytrwałą pomoc drugiemu człowiekowi, pokorną służbę, pokazywała drogę do Jezusa, wypełnioną miłością do Niego, ale i do bliźnich.

Czytaj także: Narzeczeństwo to piękny czas w życiu. Ale w sumie dlaczego?


Wypadek przerwał marzenia i plany
Z przyszłym narzeczonym, Giudo Rossim, poznała się we Wspólnocie Papieża Jana XXIII. W sierpniu 1979 roku para zaręczyła się. Planowali wspólną przyszłość, wyjazd na misje. Marzenia przerwał wypadek dziewczyny.

Sandra i Giudo jechali na spotkanie wspólnoty do Igea Marina, niedaleko Rimini. Wysiadając z samochodu, Sandra została potrącona przez rozpędzony samochód jadący z przeciwnej strony. Natychmiast została wezwana karetka pogotowia. Obrażenia głowy były jednak poważne.

Zmarła 2 maja 1984 roku, nie odzyskawszy przytomności. W jednym z wywiadów jej ówczesny narzeczony wspominał po latach, że Sandra pokazała mu niezwykłą odwagę, dojrzałość wiary mimo tak młodego wieku. Umarła przecież w wieku zaledwie 23 lat. Mówił, że to właśnie ona była w jego życiu prezentem i darem od Boga, ale i darem dla Kościoła. Nigdy nie unikała zobowiązań poczynionych wobec innych.



Dekret o heroiczności cnót
Ksiądz Oreste Benzi tuż po jej śmierci zaczął się starać o otwarcie jej procesu beatyfikacyjnego. Odnotowano do tej pory około 60 świadectw ludzi, którzy zostali uzdrowieni czy pokonali przeciwności dzięki jej wstawiennictwu.

Już wkrótce zostanie pierwszą beatyfikowaną narzeczoną. Wśród dekretów o heroiczności cnót, które podpisał papież Franciszek 6 marca 2018 roku na audiencji udzielonej prefektowi Kongregacji ds. Kanonizacji znajduje się również i ten dotyczący Sandry Sabattini.

...

Znakomicie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy