Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Nawrócenie !
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:17, 28 Cze 2017    Temat postu:

Anders Arborelius. Był protestantem – został katolickim kardynałem
Konrad Sawicki | Czer 28, 2017
Frankie Fouganthin/Wikipedia
Komentuj


Udostępnij 1    

Komentuj


Franciszek wyniósł do godności kardynalskiej pięciu biskupów z różnych stron świata. Wśród nich jest szwedzki karmelita, który do Kościoła rzymsko-katolickiego przeszedł, gdy był już dorosłym mężczyzną.


Z
dniem 28 czerwca 2017 Kościół ma 5 nowych kardynałów. Są nimi: abp Jean Zerbo, Malijczyk, arcybiskup Bamako; abp Juan José Omella, Hiszpan, arcybiskup Barcelony; bp Louis-Marie Ling Mangkhanekhoun, Laotańczyk, wikariusz apostolski Paksé; bp Gregorio Rosa Chávez, Salwadorczyk, biskup pomocniczy archidiecezji San Salvador oraz bp Anders Arborelius OCD, Szwed, biskup Sztokholmu.
Czytaj także: Przepis na kardynała: pasterz „pachnący owcami”, wrażliwy duszpastersko i spoza „wojen kulturowych”

Anders Arborelius urodził się 24 września 1949 w Sorengo (diecezja Lugano w Szwajcarii) w szwedzkiej rodzinie protestanckiej, która następnie wróciła do Szwecji i zamieszkała w Lundzie na południu kraju. Gdy miał 15 lat, zaczął się interesować sprawami wiary, co doprowadziło go 5 lat później do przejścia w na katolicyzm i do wstąpienia do Zakonu Karmelitów Bosych (OCD).

Studiował w Brugii i w Rzymie i 8 września 1979 przyjął święcenia kapłańskie. 17 listopada 1998 św. Jan Paweł II mianował go biskupem Sztokholmu jako pierwszego Szweda i drugiego Skandynawa na tym urzędzie od czasów Reformacji. Sakry udzielił mu jego poprzednik na tym stanowisku Niemiec bp Hubert Brandenburg 29 grudnia tegoż roku.

Od 2005 do 2015 był przewodniczącym Konferencji Episkopatu Skandynawii. Od tego roku jest jej wiceprzewodniczącym. Ordynariusz diecezji stołecznej, obejmującej całą Szwecję, jest także cenionym pisarzem duchowym. Ma na swoim koncie ok. 20 książek, głównie o tematyce karmelitańskiej, z których jedna – „Świętowanie chwały” ukazała się kilka lat temu po polsku.
Czytaj także: Wszystko, co musisz wiedzieć, żeby zrozumieć udział papieża w obchodach 500-lecia reformacji

Tuż po ogłoszeniu nominacji bp Arborelius mówił Radiu Watykańskiemu, że przypuszcza, iż decyzja Franciszka jest konsekwencją jego ubiegłorocznej wizyty w Szwecji. Choć trwała ona zaledwie dwa dni, papież mógł się przekonać, że tamtejszy Kościół zdobył wyjątkowe doświadczenie. Rozwija się bowiem w niesprzyjających warunkach zsekularyzowanego społeczeństwa. Szczególne są też doświadczenia szwedzkich katolików na polu ekumenizmu.

Ordynariusz Sztokholmu przyznał też, że nikt go nie uprzedził o nominacji. Kiedy mu o niej powiedział jeden z księży, nie chciał wierzyć, bo Szwecja nie miała dotąd kardynałów.

„To naprawdę pierwszy taki przypadek w historii całej Europy Północnej. Nawet w średniowieczu, kiedy byliśmy na wskroś katoliccy, nie było u nas kardynałów. Widać, że Franciszek ma zamiłowanie do peryferii. W ten sposób chce pokazać, że również nasza wspólnota, choć mała, jest ważna w oczach Boga. I ważne jest nasze doświadczenie, wyniesione z tego środowiska bardzo zsekularyzowanego, w którym Kościół nie tylko istnieje, ale się rozwija. Liczba katolików wzrasta. To doświadczenie może być interesujące dla innych krajów o tradycji katolickiej” – powiedział kardynał nominat.
Czytaj także: Biskup pomocniczy zostanie kardynałem. To przyjaciel bł. Oscara Romero

KAI/ Radio Watykańskie

...

To dopiero nawrocenie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:26, 20 Wrz 2017    Temat postu:

Lady Gaga z różańcem w dłoniach: tak wygląda moja walka o zdrowie
dk. Greg Kandra | Wrz 19, 2017

Reprodução: Instagram/Lady Gaga
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Amerykańska piosenkarka odwołała najbliższe koncerty. Co jej dolega i gdzie szuka uzdrowienia?

Lady Gaga opublikowała zdjęcie, na którym modli się na różańcu. Tuż pod nim wyjaśniła, z czym zmaga się w ostatnim czasie.

Zawsze byłam szczera w kwestii mojej walki o zdrowie psychiczne i fizyczne. Przez lata próbowałam dojść do ich sedna. To skomplikowane i trudne do wyjaśnienia, ale staramy się to rozwiązać. Kiedy stanę się silniejsza i poczuję się gotowa, opowiem moją historię szczegółowo. Planuję wziąć za to odpowiedzialność, żeby nie tylko podnosić świadomość, ale rozwinąć badania dla tych, którzy cierpią tak, jak ja. Chciałabym pomóc coś zmienić. Nie używam słowa „cierpieć” dla litości czy uwagi. Byłam rozczarowana, kiedy widziałam, jak internauci sugerują, że dramatyzuję, zmyślam albo gram ofiarę, żeby wycofać się z trasy koncertowej. Jeśli byś mnie znał, wiedziałbyś, że to nie może być dalsze od prawdy. Jestem wojownikiem. Używam słowa „cierpieć” nie tylko ze względu na to, że trauma i chroniczny ból zmieniły moje życie, ale dlatego, że one trzymają mnie z dala od normalności. Trzymają mnie także z dala od tego, co kocham najbardziej na świecie: występowania dla moich fanów. Z niecierpliwością czekam, żeby wkrótce znów wyruszyć w trasę, ale na razie muszę zostać z lekarzami, żebym mogła być silna i występować dla was wszystkich przez kolejne 60 lat albo więcej. Kocham was bardzo.

Jak podaje „Variety”, kilka dni po odwołaniu koncertu na festiwalu Rock w Rio Lady Gaga przełożyła europejski odcinek trasy „Joanne”. Jako powód podała „ciężki ból fizyczny”, który lekarze uznają za objaw fibromialgii. Koncerty, które miały potrwać od 21 września do 28 października, odbędą się w 2018 roku.
Czytaj także: Lady Gaga dziękuje Williamowi. Za co?

Piosenkarka jest zdruzgotana tym faktem, ale wie, że przez następne siedem tygodni będzie czynnie pracowała z lekarzami, aby uwolnić się od traum, które wpływają na jej codzienne życie i powodują fizyczny ból.



I have always been honest about my physical and mental health struggles. Searching for years to get to the bottom of them. It is complicated and difficult to explain, and we are trying to figure it out. As I get stronger and when I feel ready, I will tell my story in more depth, and plan to take this on strongly so I can not only raise awareness, but expand research for others who suffer as I do, so I can help make a difference. I use the word "suffer" not for pity, or attention, and have been disappointed to see people online suggest that I'm being dramatic, making this up, or playing the victim to get out of touring. If you knew me, you would know this couldn't be further from the truth. I'm a fighter. I use the word suffer not only because trauma and chronic pain have changed my life, but because they are keeping me from living a normal life. They are also keeping me from what I love the most in the world: performing for my fans. I am looking forward to touring again soon, but I have to be with my doctors right now so I can be strong and perform for you all for the next 60 years or more. I love you so much.

A post shared by xoxo, Gaga (@ladygaga) on Sep 18, 2017 at 12:01am PDT



Lady Gaga nie ukrywa swojego katolicyzmu. Wiara odgrywa ostatnio w jej życiu ważną rolę. W zeszłym roku opublikowała post o tym, jak uczęszcza na msze ze swoją rodziną. Napisała: „Dziękuję ci, ojcze Duffellu, za piękną jak zawsze homilię i wspólny lunch. Byłam bardzo poruszona, kiedy powiedziałeś, że Eucharystia nie jest nagrodą dla doskonałych, ale pokarmem, który daje nam Bóg”.
Czytaj także: Lekarstwo, nie nagroda. Kiedy (nie) rezygnować z Komunii?

Witaj, Królowo, Matko miłosierdzia, życia, słodyczy i nadziejo nasza, witaj! Do Ciebie wołamy wygnańcy, synowie Ewy; do Ciebie wzdychamy jęcząc i płacząc na tym łez padole. Przeto, Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, a Jezusa, błogosławiony owoc żywota Twojego, po tym wygnaniu nam okaż. O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo! Módl się za nami, Święta Boża Rodzicielko, abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych. Amen.
Czytaj także: Gdy coś w życiu tracisz… To może być błogosławieństwo

Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Co do szolbiznesu USA jestem bardzo ostrozny. Dzis mowia o nawroceniu jutro nakreca bluznierczy klip z motywami ,,religijnymi". Zobaczymy co z tego wyniknie. Z uwagi na powazny stan jestem gotow wierzyc ze to szczere.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 5:59, 23 Wrz 2017    Temat postu:

Prawdziwa Lady Gaga. Premiera dokumentu o najbardziej ekscentrycznej artystce wszech czasów
Aleksandra Gałka | Wrz 22, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


W filmie dokumentalnym „Gaga: Five Feet Two”, który miał swoją premierę w piątek 22 września na platformie Netflix, Lady Gaga pokazuje światu prawdę o chorobie, lękach, przemianie artystycznej, ale też o rodzinie, duchowości. W sieci równocześnie pojawiają się informacje o tajemniczych scenach, w których piosenkarka wyznaje, że za jej chorobą oraz sukcesem muzycznym stoją Illuminaci.


P
remiera „Gaga: Five Feet Two” zbiegła się niemal z puszczoną w obieg informacją o gorszym stanie zdrowia wokalistki. Jej wieloletnie, przewlekłe przypadłości zostały przez lekarzy zdiagnozowane jako fibromialgia. Choroba jest nieuleczalna, więc obecnie artystka znajduje się pod opieką specjalistów, którzy robią wszystko, by złagodzić występowanie bolesnych objawów, takich jak: silny ból mięśni i stawów, bezsenność oraz chroniczne zmęczenie.

2 hrs 50 min roughly till #GagaFiveFootTwo goes live on @netflix Pacific Standard Time. ❤️A toast to the little monster family. I love u so.

— xoxo, Gaga (@ladygaga) September 22, 2017



Utwór jak modlitwa

Twórcy filmu scena po scenie odtwarzają ostatni rok z życia Lady Gagi. Zabierają nas do jej rodzinnego domu, na próby, do studia nagraniowego, towarzyszą publicznym występom, pozwalają przysłuchiwać jej prywatnym rozmowom telefonicznym, wizytom u lekarza. Często widzimy ją w bardzo intymnych sytuacjach – choćby wtedy, gdy ogarniają ją napady lęku czy bólu albo załamania nerwowego, które połączone są z morzem łez.

Widzimy, jak powstaje jedna z piosenek promujących najnowszy album „Joanne” – utwór „A Million Reasons”, który wspiął się na szczyty list przebojów w Stanach Zjednoczonych. Jego fragmenty brzmią wręcz jak modlitwa:



Chylę się do modlitwy
Staram się, by najgorsze lepszym się stało.
Panie, wskaż mi drogę
By wyjść z tych znoszonych skór.
Czytaj także: Ja też choruję na fibromialgię, tak jak Lady Gaga. To życie w piekle bólu


Odmieniona Lady Gaga

W filmie Lady Gaga, a właściwie Stefani Germanotta, opowiada również o swojej przemianie. Bardzo szczerze wyznaje, że z chwilą, gdy stała się sławna w wieku 22 lat, nie miała szans na spokojne dojrzewanie, dorastanie. Tymczasem chciałaby mieć kogoś bliskiego, stać się kobietą, mieć rodzinę.



Chcę tworzyć muzykę, sprawiać ludziom radość, jechać w trasę i mieć rodzinę. Nigdy mi się to nie udaje. Cały czas jestem na świeczniku, a moje życie uczuciowe szlag trafia.



Nie chce, absolutnie, rezygnować ze swojej artystycznej drogi. Jak przyznaje, ekscytuje ją starość, a w przyszłości chce być „babcią rocka”.

W rozmowie ze swoimi stylistkami zdradza z kolei, że znudziły jej się już skandaliczne występy, ekscentryczne stroje. Dziś lepiej czuje się w „mundurku” – czarnej, zwykłej koszulce i szortach.


Rodzina najważniejsza

Wiele scen świadczy o tym, jak ważna jest dla niej rodzina. Artystka najnowszy album zadedykowała swojej zmarłej przed laty cioci – Joanne. Reżyser dokumentu podąża z kamerami za Gagą i odwiedza jej babcię, uczestniczy w Chrzcie Świętym dziewczynki, której artystka jest matką chrzestną.

Zdradza również, że bardzo często czuje się opuszczona, a po intensywnych dniach nadchodzą samotne noce.

Przez cały dzień wszyscy mnie dotykają i rozmawiają ze mną, a potem cisza.

Wszyscy ci ludzie odejdą i zostanę sama.

Choć w dokumencie piosenkarka jawi się bardzo często jako normalna dziewczyna, krucha blondynka, która potrzebuje opieki, to nie przestaje szokować, wcale nie wyzbywa się swoich frywolnych zachowań.




Szczery list Lady Gagi

Lady Gaga w dniu premiery filmu napisała list, w którym wyznaje, że dzięki filmowi „Gaga: Five Foot Two” spojrzała na siebie w zupełnie inny sposób.

Czułam się dumna, czułam smutek, czułam się silna, czułam się bezbronna… Ale to, co mnie najbardziej uderzyło, to autentyczność, z jaką Chris, reżyser, zdecydował pokazać moje najgłębsze dołki, moje największe uniesienia, bliską relację z moją rodziną, do której przylgnęłam mocno podczas pracy nad albumem „Joanne”.



W dalszej części listu podejmuje również wątek swojej sławy.



[Sława] jest samotna, izoluje, to psychologicznie trudne, ponieważ sława zmienia sposób postrzegania przez ludzi. Dla mnie, to bardzo nienaturalne, ale też skomplikowane, ponieważ wiem, że moim przeznaczeniem jest bycie performerką.

(…)

Jestem po prostu dziewczyną, która próbuje być kobietą, która kocha robić muzykę, śpiewać, grać na pianinie, gitarze, tańczyć, występować i grać. Dziewczyną, która kocha swoich fanów i chce, by dorastali z nią, bo wzmacniamy się wzajemnie, by być odważniejsi i lepsi.



A message from me about GAGA: FIVE FOOT TWO. The documentary is available worldwide at 12:01am PT tonight on @Netflix pic.twitter.com/R7nNnmfb1Q

— xoxo, Gaga (@ladygaga) September 21, 2017

Czytaj także: Lady Gaga z różańcem w dłoniach: tak wygląda moja walka o zdrowie


Wycięte sceny?

Ks. Richard Heilman na stronie RomanCatholicMan.com powołuje się na informacje od członków ekipy filmowej, którzy opowiadają o scenach, które nie zostały zawarte w dokumencie.

Lady Gaga miała zdradzić w nich, że wierzy w to, że jej choroba jest fizyczną manifestacją ciemnych sił. Mówi, że przejęły one kontrolę nad jej ciałem i duszą po tym, jak na początku swojej kariery dołączyła do grupy Illuminati.



It's Lady Gaga in her new documentary "Gaga: Five Foot Two” streaming on @Netflix Sept, 22. We've got the trailer & exclusive clip here. ❤️ pic.twitter.com/o8kIYmDS5G

— iHeartRadio (@iHeartRadio) September 20, 2017


W wyciętych scenach artystka miała również wyjawić, że radziła się katolickiego księdza na temat przeprowadzenia egzorcyzmu, który pozwoliłby jej uwolnić się od „ciemnej duchowości”.

W artykule przeczytać możemy szczegółowy opis sytuacji, w której Gaga nawiązała współpracę z Illuminati. Odbyło się to na zewnątrz klubu w Nowym Jorku, w którym występowała podczas burleski w 2006 roku. Zaznaczyła, że to doświadczenie było „bardzo realne, trzeźwe, w żadnym razie nie metaforyczne”.

Dopiero co byłam na scenie, to było dobre przedstawienie. Byłam uniesiona miłością i aplauzem tłumu.

Wyszła na zewnątrz, by zapalić papierosa. Chciała załatwić trochę kokainy. Bardzo potrzebowała czegoś.

Po prostu chciałam poczuć się dobrze. Czuć cokolwiek. Wtedy ten człowiek, w dziwny sposób wiecznie młody mężczyzna w garniturze, zagadał do mnie. Opierał się o ścianę, palił papierosa i powiedział do mnie: „Myślę, że masz to, czego potrzeba. Chcesz tego?”. Zapytałam czym jest owe „to”. Myślałam, że nabija się ze mnie. Ale uśmiechnął się i powiedział „Wszystko. Sukces. Sława. Bogactwo. Moc. Chcesz tego wszystkiego?”.


Wyznała, że spojrzała na niego z ciekawością.

Nie mogłam go rozpracować. Wtedy stanął i zaśpiewał jedną z moich wcześniejszych piosenek. To było nieziemskie. Patrzyłam na niego tak, jakby był ciemnym klejnotem, który wydobywał się z najgłębszego oceanu. Padłam na kolana i zapytałam go, kogo mam chwalić. Spojrzałam prosto w jego oczy i powiedziałam, że chcę tego wszystkiego. Powiedziałam, że zrobię cokolwiek.

Krytycy wielokrotnie podkreślali, że w jej twórczości pojawiają się nawiązania do działalności Illuminatów.

Lady Gaga i Illuminaci?

Artystka miała powiedzieć również, że jego „obietnice spełniły się bardzo szybko”.

Na początku myślałam, że stanowimy dobry zespół. Ale krótko po tym, zaczęłam cierpieć.

Jej zdaniem fibromialgia, nieustający ból, którego doświadcza, jest związany z jej walką o wydostanie się z przemysłu muzycznego Illuminati.

Gaga miała powiedzieć:

Mogą dać ci specjalne moce, zewnętrzne piękno, talent, majątek na chwilę… ale to nie trwa długo. Właśnie dlatego wielu ludzi, którzy taplają się w ciemnościach jest tak nieszczęśliwych. Lśnią jasno, jak gwiazda poranna, a potem zaczynają popełniać samobójstwa albo niszczą siebie nadużywając różnych substancji.

Lady Gaga przełożyła europejską część trasy koncertowej Joanne World Tour z powodu bólu, który ma wpływ na jej występy. Na swoim Instagramie artystka zamieściła swoje zdjęcie z różańcem. W opisie do niego opowiada, z jakimi problemami się zmaga. Pisaliśmy o tym TUTAJ. (nizej)


Źródło: Aleteia, Romancatholicman.com

...

Aha czyli weszla do grupy satanistycznej. Pojawil sie antychryst w pieknej postaci niby. Tak naprawde to jest pusty w srodku. Jak mnie sie pojawia we snie ZAWSZE JAKO JEZUS! Zaden tam blyszczacy w garniturze. Wie ze mnie zainteresuje tylko Jezus. To zawsze jest zamęt po tym. I to od razu widac. Bo po samym wygladzie to trudno. Obraz i tyle. Mnie sie boi wiec tylko nęka.

I zaczal jej obiecywac korzysci WYLACZNIE DOCZESNE! Tak jest zawsze. I opetal ja. Co bylo widac. Ja np. nie moglem nawet ogladac takie to bylo obrzydliwe. Stala sie symbolem ohydy.

Az tu pare dni temu sie dowiaduje takich rzeczy! Dlatego nie bylem ufny...
Urwała sie z niewoli to uderzyl choroba! Za kare zeby spowrotem wrocila. To jest szatan. Egzorcyzm potrzebny...

Takie wydarzenia sa czeste w srodowiskach artystycznych dawniej a dzis szlobiznesu bo przeciez Mickiewicza ktory napisal o oddaniu przez Twardowskiego duszy diablu poemat nic nie laczy z obecnymi spiewajłami z USA! Nie ten poziom. A jednak w okresie romantyzmu mamy ten motyw np. Goethe bardzo dobrze zreszta sie konczy. To byl opis doswiadczen nie wymysly.

I szlobiznes USA ma to samo. Nie tylko ona. Wiekszosc poszla na lep antychrysta i umieraja z przedawkowania w wannie czy obok. Pisalem o tym czesto.

Tutaj co wstrzasa to ze sie wyrwala. Niebywale i oczywiscie cieszy! Smile A SKANDAL BO Z FILMU WYCIELI NAJWAZNIEJSZE! FILM ZATEM JEST FALSZYWY! OSTRZEGAM! Ile osob zna calosc?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:05, 25 Paź 2017    Temat postu:

Męska bójka z Bogiem
Stefan Czerniecki | 25/10/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Mężczyzno! Biłeś się kiedyś z Panem Bogiem? Czy to w ogóle możliwe? O co się z Nim bić? Jakie mamy szanse w tym starciu? Wszystko jest na kartach Biblii.
Ostra modlitwa

Walka miała trwać całą noc. Toczyła się nad potokiem Jabbok. Z góry do przewidzenia wynikiem. Bo przecież i siły były niewspółmierne, i sama natura walki niespotykana nigdy dotąd w historii. Ale jednak w ostatecznym rozrachunku to mający przegrać walkę z Bogiem Jakub dopina swego.

O tej historii słyszała już chyba cała Polska. Jest 2003 rok. 23 stycznia. Czwartek. Radosław Pazura ciężko ranny w wypadku samochodowym walczy o życie w szpitalu w Ostródzie. Jego kolega już odszedł na drugą stronę. Aktor ma nadal szansę. Ale lekarze nie mają najmniejszych podstaw, aby klęczącej przy szpitalnym łóżku żonie dawać nawet iskierkę nadziei. „To prawdopodobnie ostatnie godziny pani męża” – mówią zgodnie.

I wtedy dzieje się coś, o czym po dziś dzień Radosław Pazura mówi na większości konferencji poświęconych jego nawróceniu. Jego żona prosi jedną z sióstr o klucz do niewielkiego szpitalnego pokoju. Chce pobyć sama. Po szoku, wołaniu do leżącego na łóżku nieprzytomnego męża, po rozpaczy, litrach łez nadchodzi… Po tym wszystkim pora na stoczenie jakubowej walki.
Czytaj także: Mężczyzna z odciętą pępowiną

Pani Dorota Chotecka zamyka się w pokoju i rozpoczyna modlitwę. Będzie w niej chyba wszystko. Rozliczenie z przeszłością, z grzechami, z poczuciem beznadziei, monstrualnej rozpaczy. Sam Radosław Pazura powie później, że była to prawdopodobnie najbardziej szczera modlitwa, jaka tylko mogła wyjść w tej chwili z ust jego żony. Że jego wypadek, cała ta sytuacja sprawiły, że znów przypomniała sobie o tym, że jest katoliczką. Że jest córką Boga. I że z tego tytułu posiada niezwykły arsenał środków walki o ukochanego męża. Wśród nich ten najważniejszy: modlitwę.


Rozmowa szczera do bólu

Dorota Chotecka spędzi na modlitwie dobre trzy godziny. Będą w niej również obietnice, swego rodzaju kłótnia z Bogiem. Szczera do bólu rozmowa. Otwarta i na serio. Troszkę jak ta przywołana we wstępie z udziałem Jakuba.

On również się bił. W Biblii czytamy o bitwie z Aniołem. „Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: Puść mnie, bo już wschodzi zorza! Jakub odpowiedział: Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! Wtedy [tamten] go zapytał: Jakie masz imię? On zaś rzekł: Jakub. Powiedział: Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś”. (Rdz 32, 25-29).

Dorota Chotecka także walczyła. Także całą noc. Także prosiła o błogosławieństwo. I otrzymała. Warto stanąć na rozmowie z Bogiem twarzą w twarz. Bez maski. Bez chowania się za wyuczonymi frazesami znanych modlitw. Z całą naszą sytuacją. Taką, jaka jest. Bez koloryzowania. Z pójściem na całość. Bo przed kim, jak nie przez Nim? Przed kim?

Dorotę Chotecką zmusiła do tego tragiczna sytuacja. My nie musimy na nią czekać. Możemy to zrobić nawet teraz. Zaraz po skończeniu czytania tego tekstu. Mocno wierzę, że dobry Bóg tylko na to czeka. Aż wreszcie się przed Nim otworzymy. Prawdziwie. Jak Jakub nad potokiem Jabbok. Gdy nie odpuścił do końca. I został wysłuchany.

Panowie, to jest szansa dla nas. Przecież i Jakub był facetem.

...

Bardzo znane nawrocenie bo dotyczy swiata filmowego czyli na widoku ludzkim.

A co ciekawe oboje podkladali glosy do Heroes III i to glownych postaci. Zwlaszcza krolowej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:56, 09 Lis 2017    Temat postu:

Mark Wahlberg żałuje roli w „Boogie Nights” i prosi Boga o wybaczenie
Zelda Caldwell | 09/11/2017
Warner Brothers
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Mark Wahlberg wcielił się w rolę aktora porno. Dziś żałuje, że się na to zdecydował. I ma nadzieję, że Bóg jest skłonny do przebaczania.


W
1997 roku Mark Wahlberg był nominowany do Oscara za film „Boogie Nights – Przyjemność bez ograniczeń”, w którym zagrał aktora porno z lat 70-tych. Dzisiaj aktor nie kryje, że jest mu z tego powodu przykro. Na spotkaniu z młodymi katolikami poprosił ich o wybaczenie za tamte decyzje.


Mark Wahlberg: Ufam, że Bóg jest skłonny wybaczyć

Mam nadzieję, że Bóg jest skłonny do przebaczania, ponieważ w przeszłości dokonałem złych wyborów.

W rozmowie z kard. Blasem Cupichem w Chicago aktor przyznał, że na liście błędnych życiowych decyzji na pierwszym miejscu wpisuje występ w filmie „Boogie Nights”. Wahlberg, który jest praktykującym katolikiem, nie wahał się mówić o swojej przeszłości. Określił ją jako „wyboistą”. Komentował m.in. także swój pobyt w więzieniu, do którego trafił za napaść na wietnamskiego imigranta.

Nigdy nie wstydziłem się dzielić swoją przeszłością, błędnymi decyzjami, które podjąłem (…). Z tego względu, mam nadzieję, że możecie się ze mną utożsamiać. I dlatego też staram się teraz robić wszystko, co możliwe, by pomagać młodym ludziom.
Czytaj także: Mark Wahlberg: Chcę, żeby moje dzieci miały dobrych księży
„Boogie Nights” to był błąd

Poprzez swoje świadectwo aktor chciał uświadomić młodzieży, że zmiana życia jest możliwa.

Chcę Wam powiedzieć, że jest ktoś, kto przeszedł przez te same rzeczy, przez które Wy przechodzicie. Ktoś, kto potrafił zmienić swoje życie, przemienić je w coś pozytywnego. Potrafię się uczyć na moich błędach. Gdybym mógł wrócić i zmienić wiele rzeczy, które zrobiłem, zmieniłbym je.

To nie pierwszy raz, kiedy aktor dzieli się świadectwem wiary. Ostatnio w wywiadzie dla Aletei Mark Wahlberg opowiadał o swoim obecnym życiu oraz o tym, jak stara się dobierać role, by przekazywać za ich pomocą ogromne wartości.

Także na swoim profilu na Facebooku Mark nie ukrywa religijności. W jednym z postów pisze:

W moich codziennych modlitwach proszę o opiekę i siłę do odkrywania mojego powołania jako ojciec. Chcę, żebyście wiedzieli, że macie moje wsparcie w pracy na rzecz powołania do kapłaństwa, ponieważ chcę, by moje dzieci oraz przyszłe pokolenia miały dobrych księży w swoim życiu, tak jak ja ich miałem – mówił podczas Krajowej Konferencji Diecezjalnych Dyrektorów Powołaniowych w Bostonie.

Tekst pochodzi z angielskiej edycji Aletei

...

Szatan mu od razu nominacje do oskara skombinowal za zło. Nie mozna eksponowac przykladow zlego zycia. Kino o gangsterach, tfurcach porno itd. promuje zle zycie. Wzorem Biblia. Tam nie ma roztrzasania zycia Judasza. Pare zdan. A o dobrych za to jest duzo np. Abraham.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:32, 27 Gru 2017    Temat postu:

Stracił majątek i wolność. Ale nie tego żałuje w życiu najbardziej
Przemysław Sałek | 27/12/2017

@RyanDLeaf/Twitter | JOHN RUTHROFF / AFP
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Co chciałby zmienić w swojej przeszłości niespełniony sportowiec, któremu fortuna uciekła sprzed nosa, a do tego odsiadywał wyrok w więzieniu? Nie są to ani utracone pieniądze, ani dni spędzone za kratami.

„Trzy lata temu wyszedłem z więzienia, nie mając pojęcia, co będzie dalej. Ale miałem nadzieję! (…) Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w zmianie mojego życia. Teraz czuję się błogosławiony”. Te słowa napisał Ryan Leaf nad zdjęciem, na którym widać, jak trzyma swojego nowo narodzonego synka.



3 years ago today I walked out of a prison cell with no idea what was going to happen, I HAD HOPE!! That hope has propelled me into the #lifeofmydreams thank you to everyone who has had a hand in supporting this complete lifestyle change. I am a #blessed man. @banannazon pic.twitter.com/KUzLqkg28T

— Ryan D Leaf (@RyanDLeaf) December 3, 2017




Dawno nic mnie bardziej nie ucieszyło niż ta informacja zamieszczona na Twitterze. Dlaczego? Otóż historię tego byłego amerykańskiego sportowca najlepiej można opisać słowami z przypowieści o synu marnotrawnym: „był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”.

Losy Ryana Leafa znam od lat. Funkcjonował w opinii publicznej jako wybitnie utalentowany sportowiec, który „przegrał swoje życie” i rozczarował wielu – jako sportowiec oraz człowiek. Najdobitniej zostało to pokazane w filmie „Ostatni gwizdek” (ang. Draft Day), gdy jedna z bohaterek filmu, postać grana przez Jennifer Garner, użyła jego imienia i nazwiska, aby opisać największe rozczarowanie w historii futbolu amerykańskiego.
Czytaj także: Jerzy Górski. Przeżył narkotykowe piekło, został mistrzem świata


Ryan Leaf. List do młodego siebie

26 kwietnia br. Ryan Leaf opublikował na stronie internetowej list do siebie sprzed 19 lat. Zaczął go następująco: „Drogi 21-letni Ryanie. Mam żart dla Ciebie. Wybacz, jeśli go już słyszałeś. Jaka jest różnica między tobą a Bogiem? Otóż Bóg nie myśli, że jest Ryanem Leafem”.

I pisze dalej: „Wiem, że teraz czujesz się jak Bóg. 18 kwietnia 1998 roku zostałeś wybrany przez San Diego Chargers jako drugi numer w drafcie NFL (red. zawodowa liga futbolu amerykańskiego). Gratuluję, już oficjalnie masz wszystko: pieniądze, pozycję i prestiż. Wszystko, co ważne w życiu, prawda?”.

Młody Ryan Leaf tak właśnie wtedy myślał – że już posiadł wszystko, co ważne w życiu. W 1998 r. został uznany za jednego z dwóch najbardziej utalentowanych młodych zawodników. Drugim był Peyton Manning.


Koniec sportowej kariery

„Obaj mają potencjał, aby być gwiazdami swoich drużyn”, prognozowali eksperci. I spierali się, który z nich powinien być wybrany z pierwszym numerem draftu (poszczególne drużyny wybierają kolejno najbardziej utalentowanych zawodników). Choć Ryan Leaf był uznawany za bardziej utalentowanego sportowo i posiadającego lepsze warunki fizyczne, to z pierwszym numerem draftu został wybrany jego największy konkurent – Peyton Manning. I to był świetny wybór, ponieważ Manning grał w NFL przez 18 sezonów i dwa razy wygrał prestiżowy SuperBowl, najważniejsze trofeum w futbolu amerykańskim.

Z kolei Ryan Leaf spędził w tej lidze tylko niepełne cztery sezony, w których dominowały rozczarowania: słabe występy na boisku, częste zmiany klubów, głośne konflikty m.in. z dziennikarzami sportowymi. W 2002 r. zawodnik zakończył niechlubną karierę sportową.

Jednak jego prawdziwe kłopoty miały dopiero nadejść.

Po utracie kontraktów w zawodowym sporcie, nie wiedziałem kim jestem. Od zawsze identyfikowałem siebie jako zawodnika futbolu amerykańskiego. Po powrocie do domu w Montanie zacząłem się zastanawiać – kim właściwie jestem? Jedyne co mi przyszło do głowy to – jestem sportowcem, który przegrał – wspominał po latach w jednym z programów TV.

Później problemy zaczęły się nawarstwiać: uzależnienie od leków, problemy z prawem, myśli samobójcze… Aż w końcu Ryan Leaf trafił do więzienia.
Czytaj także: Zgubił się w zaśnieżonych górach. Pomoc dotarła ponad tydzień później


Leaf w więzieniu

W więzieniu Ryan Leaf postanowił jeszcze raz zawalczyć o siebie. Podjął próbę zmiany i odkrył, że prawdziwą satysfakcję w życiu odczuwa pomagając innym. Po wyjściu z więzienia, założył fundację, która m.in. pomaga osobom chcącym zmienić swoje życie i odnaleźć pasję. Dodatkowo Ryan Leaf ma wiele spotkań z młodymi zawodnikami, którzy mają szansę podpisać kontrakt w NFL. Odpowiada na ich pytania, dzieli się swoją historią i przestrzega przed czyhającymi pułapkami – tj. pychą.

„Zawsze myślałem, że fakt bycia lepszym sportowcem od innych sprawia, że jestem również lepszym człowiekiem” – ostrzega.

W swoim „liście do 21-letniego siebie” dodał także, że w swoim życiu naprawdę żałuje tylko jednej rzeczy, którą chciałby zmienić w przeszłości. Nie tego, że nie zarobił więcej pieniędzy. Także nie tego, że nigdy nie wygrał SuperBowl. Nie żałuje także swojego życiowego upadku i pobytu w więzieniu. Jedyna rzecz, którą chciałby zmienić z przeszłości to sposób w jaki przez lata traktował innych ludzi. Chciałby być dla nich lepszy.

Bardzo kibicuję temu ex-sportowcowi w dalszej zmianie. Jego przykład pokazuje, że:
nigdy nie jest za późno, aby zmienić swoje życie i być lepszym człowiekiem;
zawsze warto pamiętać, że choć nawet jesteśmy w czymś wybitnie dobrzy – w sporcie, czy np. dziedzinie prawa, finansów, medycyny, informatyki – to ten fakt nie czyni nas lepszymi ludźmi od innych;
nigdy nie zapominajmy o traktowaniu innych osób z odpowiednim szacunkiem.

...

Pokazuje to tez jak bardzo niebezpieczne jest ,,powodzenie" w zyciu doczesnym. Dlatego jak wam sie ,,nie uklada" wasz plan zostania supergwiazda to DZIEKUJCIE BOGU! W rzeczywistosci wam sie zycie bardzo dobrze uklada!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:22, 31 Gru 2017    Temat postu:

Clayton Fountain – morderca, który został mnichem
Ewa Rejman | 30/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



System więziennictwa w Stanach Zjednoczonych nie mógł poradzić sobie z Claytonem Fountainem. Został skazany za morderstwo, a za kratami popełnił cztery kolejne. Dopiero spotkanie z Jezusem zmieniło jego życie.


C
layton Fountain przyznawał się do pięciu popełnionych z premedytacją morderstw bez śladu żalu. Czterech z nich dokonał przebywając w najlepiej strzeżonym więzieniu w USA. Prokurator, Frederick Hess, powiedział o nim: „Nigdy, w całej mojej osiemnastoletniej praktyce prawniczej, nie spotkałem tak niewzruszonego mordercy, który bardziej niż on zasługiwałby na karę śmierci”.

W skrzydle przeznaczonym dla chorych umysłowo przestępców zbudowano dla niego specjalną celę uniemożliwiającą jakikolwiek kontakt ze środowiskiem zewnętrznym. Miał w niej przebywać już do końca życia.
Czytaj także: Jestem Czechem, który przyjechał do Polski i spotkał tu Jezusa
Dzieciństwo naznaczone przemocą

Ojciec Claytona, podobnie jak jego wujowie, był żołnierzem i żądał od syna, aby ten poszedł w jego ślady. W domu panowała wojskowa dyscyplina, a za nieposłuszeństwo czy „dziecinność” karano go biciem.

Szczególnie utkwił mu w pamięci pewien incydent, który wydarzył się, gdy Clayton miał zaledwie cztery lata. Ojciec uczył go posługiwać się nożem i poderżnął gardło królikowi, a następnie rozsmarował krew na twarzy syna. Kiedy chłopiec krzyczał i płakał, został kilkakrotnie uderzony. „Nauczę cię, jak być mężczyzną” – powiedział mu ojciec.

Przemoc stosował również w stosunku do pozostałej piątki rodzeństwa i żony, która wreszcie – w obawie o życie swoje i dzieci – postanowiła go opuścić. Ponownie wyszła za mąż, ale zanim Clayton skończył trzynaście lat była już po drugim rozwodzie. Ojciec chłopca również nieustannie zmieniał partnerki. Nastolatek stał się bardzo agresywny, często wybuchał niekontrolowanym gniewem. Zaczął coraz bardziej przypominać swojego ojca.
Umiał być tylko wojownikiem

Clayton dorósł i został żołnierzem piechoty morskiej. Z tej okazji ojciec wysłał do matki pełen triumfu list. „Możesz być dumna. Wychowałaś mężczyznę i wojownika!” – pisał. Clayton wraz ze swoją kompanią stacjonował na Okinawie i często brał udział w weekendowych wyprawach na Filipiny, w czasie których chętnie chodził po barach i domach publicznych.

Kiedy wracał do swojej jednostki musiał zmagać się z niechęcią, jaką okazywał mu Wrin – jeden z sierżantów. Niechęć ta szybko zmieniła się w fizyczne prześladowanie. Oficjalne drogi interwencji okazały się nieskuteczne. Kiedy sierżant nazwał Sally – partnerkę Claytona – dziwką i zagroził, że zabije ją i ich maleńkiego synka, miara się przebrała. Clayton zabił Wrina strzałem w serce. Został skazany na dożywotnie więzienie.
Czytaj także: Była Aniołem Victoria’s Secret. Dlaczego porzuciła karierę modelki?
Kolejne morderstwa

Po czternastu miesiącach uznano, że jest „nie do opanowania”. Pewnego razu przyłożył strażnikowi nóż do gardła i wykorzystując go jako zakładnika, uzyskał dostęp do magazynu, w którym przechowywano broń. Przewieziono go do kolejnego więzienia o zaostrzonym rygorze. Został tam oskarżony o uduszenie jednego współwięźnia, śmiertelne pchnięcie nożem dwóch kolejnych i zasztyletowanie strażnika.

Bezradne władze uznały, że jedynym sposobem ujarzmienia Claytona będzie wybudowanie dla niego za 40 tys. dolarów specjalnej celi, z której już nigdy nie będzie mógł się wydostać. Z chwilą umieszczenia go tam, jego życie już do końca miało być takie samo.
Nawrócenie

17 grudnia 1989 roku w dzienniku „News-Leader” ukazał się obszerny artykuł o Claytonie zatytułowany „Najniebezpieczniejszy człowiek”, w którym prokurator twierdził, że nie widzi żadnej wartości w pozostawieniu go przy życiu. Tekst ten trafił w ręce Beth, kobiety, która niedawno przeżyła swoje nawrócenie i postanowiła napisać do Claytona list, w którym zapewniała go, że on także ma szansę na otrzymanie Bożego przebaczenia.

Zaczęli regularnie ze sobą korespondować, a Clayton zgodził się na rozmowę z księdzem i otrzymał od niego Biblię, którą wytrwale studiował. Nikt dokładnie nie wie, co działo się w tym czasie w jego duszy. Pewnej lutowej nocy 1990 roku wyspowiadał się, wyraził żal za grzechy i przyjął Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Na swojego patrona przy bierzmowaniu wybrał św. Pawła z Tarsu.
Czytaj także: Ćpałem, piłem, byłem na dnie. Bóg wyciągnął mnie z bagna [świadectwo]
Pragnienie zostania mnichem

Zaczął korespondencyjne studia humanistyczne, za przedmiot kierunkowy wybierając religioznawstwo. W swoich esejach pisał o „Ewangelii św. Jana i ewangeliach synoptycznych”, „Sakramencie Eucharystii przez przeistoczenie”, „Dowodach na istnienie Boga”.

Po kilku latach w jego sercu obudziło się ciche, ale zdecydowane pragnienie: chciał zostać mnichem. Miał nadzieję, że po wielu latach uda mu się uzyskać zwolnienie warunkowe. Odmówiono mu i wiedział już, że resztę swoich dni na pewno spędzi w więzieniu. Wiara Claytona w Boga i Jego plan nie załamała się po usłyszeniu tej wiadomości. W swoich notatkach zapisał: „Modlę się, aby On dał mi łaskę wypełniać Jego wolę, a nie moją. To jest prawdziwa wolność”.
Brat Clayton

Opat klasztoru benedyktynów zgodził się natomiast na coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca – przyjął Claytona na brata rodziny Opactwa. Pozwolił mu nosić habit, żyć zgodnie z regułą zakonną i otrzymywać kopię niedzielnych rozważań opata. Ojciec Paul, jego kierownik duchowy, pisał o Claytonie jako o spełnieniu słów „nic nas nie może odłączyć od miłości Chrystusowej”.

Krótko później Clayton zmarł na atak serca. Miał dwa groby – jeden prawdziwy, u stóp grobu swojego ojca, bo wyraził kiedyś życzenie, żeby w ten sposób w jakiś sposób się z nim pojednać; i drugi – symboliczny, na cmentarzu klasztornym. Był już przecież bratem zakonnym.
Czytaj także: Matka ucałowała dłonie mordercy córki. „Uśmiechnięta siostra” umierała z imieniem Jezusa na ustach

Korzystałam z książki autorstwa W. Paula Jonesa „Cela. Historia mordercy, który stał się mnichem”, wyd. eSPe, Kraków 2012

...

Bo tez i byla wina ojca ktory z niego robil ,,mezczyzne" czyli ,,morderce". Patologiczne pojmowanie meskosci jako skrajnej agresji. Co jest absurdem. Meskosc czy mestwo to stan duszy oczywisciea nie wypaczona psychika. W sumie dziecko bylo ofiara. Ale zakonczenie wspaniałe!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:39, 03 Lut 2018    Temat postu:

Lady Gaga odwołuje europejskie występy. Powodem stan zdrowia


Dzisiaj, 3 lutego (11:42)
Amerykańska piosenkarka Lady Gaga anulowała 10 ostatnich koncertów w ramach tournee po Europie. Powodem jest "ostry ból".

Amerykańska piosenkarka Lady Gaga anulowała 10 ostatnich koncertów w ramach tournee po Europie. Powodem jest "ostry ból". Lady Gaga/PAP/Newscom
W oświadczeniu opublikowanym na Facebooku gwiazda muzyki pop przeprosiła fanów i napisała, że musi myśleć o stanie swego zdrowia.
W oświadczeniu napisano, że "trudna decyzja" została podjęta wczoraj wieczorem z "silnym poparciem ze strony zespołu medycznego".


Lady Gaga przyznała się do choroby. Czy to schorzenie jej zagraża?
Lady Gaga przyznała się do choroby. Czy to schorzenie jej zagraża?
Nagrodzona nagrodą Grammy piosenkarka cierpi na fibromialgię. To reumatyczna choroba charakteryzująca się przewlekłym bólem mięśni i stawów. Kiedy objawy się nasilają, pojawiają się też na ciele miejsca o nadmiernej wrażliwości na ucisk.

Lady Gaga nie wystąpi w Paryżu, Londynie, Berlinie, Sztokholmie, Zurichu, Kopenhadze, Kolonii i Manchesterze.

Wokalistka Wylansowała takie przeboje jak "Poker Face" i "Bad Romance". Nagrodę Grammy zdobyła za album "Cheek to Cheek" nagrany z weteranem estrad, piosenkarzem i wokalistą jazzowym Tonym Bennettem.
(mpw)
RMF FM/PAP

....

To jest jakies cierpienie o charaskterze odkupienczym bo grzeszyla ale sie nawrocila.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:21, 21 Lut 2018    Temat postu:

się o Niebo
Stefan Czerniecki | 21/02/2018

YouTube
Udostępnij Komentuj 0
Poznałem go po czapce. Takiej charakterystycznej dla raperów. Z daszkiem. Siedział przy stoliku w kawiarni, gdzie mieliśmy się spotkać. Wyglądał mnie otwartymi oczyma. Chciałem go spotkać. Chciałem go posłuchać. Chciałem go zrozumieć.

Krzyk do Boga
Facet, który dla wielu był postrachem. Który od małego dobrze się bił. Który uczestniczył w kibolskich ustawkach. Któremu imponował starszy kolega, który w czasie jednej ze stadionowych zadym zarobił cegłówką w głowę. Wszyscy myśleli, że już po nim. Ale nie, przeżył. Mojemu rozmówcy to imponowało. Że się nie bał. Od tej pory i on stwierdził, że przestanie się bać.

Tłukł się na meczach. Tłukł się na ulicach. Tłukł się w szkole. Miał nawet jednego „wybrańca”, którego, gdy tylko go spotykał, zaciągał do szkolnej toalety i uderzał głową o sedes. Każąc się mu przy tym śmiać. Jeśli tamten się nie śmiał, bił dalej.

Upokarzał dziewczyny. Też się go bały. Palił trawę. Brał narkotyki. Aż wreszcie zobaczył siebie. W prawdzie. Tego dnia, gdy wszedł do łazienki i ujrzał swoją twarz w lustrze i zobaczył kościotrupa. I usłyszał głos szepczący mu trucicielskim tonem: „Skacz. To koniec”.

Mieszkał na dziesiątym piętrze. W mieszkaniu z balkonem. Skok z tej wysokości musiałby się równać z jednym. Wziął głębszy oddech. I – dziwiąc się samemu sobie – zawołał na głos: „Boże, jeśli jesteś, pomóż!!!”.

Czytaj także: Cud życia. Zobacz wzruszający teledysk rapera Poisona


Jakby był w niebie
I stało się. Bóg przyszedł i pomógł. Wpierw w nieogarnionym pokoju, który na kilka sekund opanował jego ciało i umysł. Jakby był w Niebie. Potem w całym procesie nawracania. W prośbie o przebaczenie wszystkim tym, których gnębił. W procesie przebaczania samemu sobie. W poszukiwaniu Prawdy. A następnie w jej głoszeniu. Również kolegom z podwórka, którzy zaczęli mieć go za wariata.

Ale nawet tam, jeden z nich zapytał wprost: „Ty… Przecież nie miałbyś powodu, aby mnie wrabiać. Jeśli to jest prawda, to ja też tak chcę”. Poszli więc do jego domu i zaczęli się modlić. Dziś i ten drugi odmienił swoje życie. Zaczął od wyrzucenia plantacji marihuany ze swojego domu. Potem było już tylko lepiej.

A nasz bohater? A nasz bohater szedł dalej. Zaczął głosić Dobrą Nowinę. W piosenkach. W rapie. W hip-hopie. W swoim środowisku.

Powoli kończy się nasza rozmowa. Mój rozmówca ociera pot z czoła. Chyba skończył. W jego oczach widzę szkło. Łzy. Ale i czystą radość. Jest sobą. Wreszcie.

Czytaj także: Najpopularniejszy nad Wisłą kapłan, który rapuje Słowo Boże


Ufność
Dziś jego utwory mają na You Tubie ponad sto tysięcy wyświetleń. Śpiewa o starym życiu i o nowym. Wie, o czym mówi. Jak mało kto. I nie chce się już nigdy cofać.

– Wiesz… – zawiesza głos na koniec. – Ja już jestem Jego. On jest dla mnie najważniejszy. Żyję dla Niego. Nie wiem, gdzie mnie pośle. Wiem jedno: będzie dobrze.

Nazywa się Piotr. Ksywa „Poison”.

Czytaj także: Nawrócony szaman – przekonał do wiary setki Indian. Będzie błogosławionym

...

Widzicie jak zly przyklad moze wykoleic. Ale i widzicie ze nie mozna skreslac wykolejonego!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:25, 18 Mar 2018    Temat postu:

„Kaznodzieja z karabinem”: Chciałbym choć raz nakarmić je wszystkie [wywiad]
Ewa Rejman | 18/03/2018
SAM CHILDERS
EAST NEWS
Udostępnij Komentuj 0
Sam Childers w przeszłości był członkiem gangu motocyklowego, w wieku 15 lat brał już kokainę. Potem zaczął handlować narkotykami, w czasie transakcji groził bronią swoim klientom, wdawał się w bójki. Teraz nosi przy sobie karabin po to, żeby chronić dzieci, które wyrwał z rąk rebeliantów we wschodniej Afryce.

Gdy był jeszcze częścią świata przestępczego, podczas kolejnej awantury w barze zginęło kilku jego znajomych. Wiedział, że to on mógł być na ich miejscu i nie chciał skończyć w ten sposób. W tym czasie żona Sama Childersa przeżyła nawrócenie, a on coraz bardziej zaczął interesować się tak ważnym dla niej Jezusem.

Krótko później całkowicie zmienił swoje życie. Kiedy usłyszał o możliwości pięciotygodniowego wyjazdu misyjnego do Sudanu, postanowił spróbować. Pierwszym, co zobaczył w strefie wojny, było rozerwane przez minę ciałko dziecka. Nie wiedział nawet, czy był to chłopiec czy dziewczynka. Czuł, że po tym z czym się zetknął, nie może już zostawić tamtych ludzi samych.

Mija właśnie dwudziesty rok jego pracy we wschodniej Afryce. Buduje ósmy sierociniec, codziennie karmi dwanaście tysięcy dzieci. Część z tych, którymi się opiekuje to byli dzieci-żołnierze, siłą wcieleni do owianej grozą „Armii bożego oporu”. Historia Sama stała się inspiracją dla filmu „Kaznodzieja z karabinem”. Nam opowiada o tym, jak obecnie wygląda sytuacja w rejonie jego pracy, co okazuje się najtrudniejsze i jakie jest jego największe marzenie.

Czytaj także: Położna w Afryce: mam misję, by każda kobieta mogła godnie rodzić


Sam Childers: Dzieci w sierocińcu nazywają mnie tatusiem
Ewa Rejman: Powiedz mi proszę, jak Cię przedstawić. Jako misjonarza, kaznodzieję, kogoś, kto ratuje dzieci? Jak one same się do Ciebie zwracają?

Sam Childers: Rzeczywiście, niektórzy nazywają mnie misjonarzem, inni kaznodzieją albo jeszcze inaczej. To bez znaczenia. Niech ludzie nazywają mnie tak, jak o mnie myślą. Jedni mnie lubią, inni nie, jedni uważają za bohatera, inni za zagrożenie. Dzieci w naszych sierocińcach często nazywają mnie tatusiem.

Co teraz dzieje się w Ugandzie, Etiopii i Sudanie Południowym, czyli tam, gdzie działacie jako „Anioły Afryki Wschodniej”?

W tej chwili w Ugandzie jest bezpiecznie, nazywam ten kraj „mlekiem i miodem płynącym”, nie trwa tam żadna wojna. Można tam pojechać, rozkręcić biznes, cokolwiek. Etiopia oczywiście zmaga się z wieloma problemami, ale wydaje się raczej bezpieczna. Niestety, w Sudanie Południowym sytuacja jest bardzo niestabilna, wciąż trwa tam wojna domowa. Jednego dnia wydaje się, że nastąpiła poprawa, ale kolejnego znowu się cofamy. Musimy być tam bardzo ostrożni.

Co ze słynną, powstałą w północnej Ugandzie, „Armią Bożego Oporu”, która zabiła przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy osób, a w jej szeregach walczy wiele dzieci-żołnierzy? Czy nadal jest zagrożeniem?

I tak, i nie. W Ugandzie nie mogą już nic zrobić, ale nadal nękają ludzi na granicy z Sudanem Południowym. Najgorszą sytuację mamy w Kongo, bo tam się przenieśli. Nadal są więc wielkim problemem.

Czytaj także: Dzieci uchodźców – stres po traumie, inna kultura i wielkie nadzieje


Anioły Afryki Wschodniej
Czego dzieci w Twoich sierocińcach potrzebują najbardziej?

Wiesz, sądzę, że musimy wyjść poza naszą zachodnią perspektywę patrzenia. Wydaje nam się, że tamte dzieci potrzebują tego wszystkiego, co nasze. Tyle, że to nie wyszłoby im na dobre. Nie wiem, jak dokładnie wygląda sytuacja w Polsce, ale kiedy spojrzysz na nasze dzieci w Ameryce zauważasz, że pomimo tego wszystkiego, co mają, nie są wdzięczne, są nieszczęśliwe. W Afryce dzieci potrzebują prostych rzeczy – ubrań, dostępu do edukacji, bezpiecznego domu, w którym mogłyby żyć. To właśnie staramy się im dać.

Większość czasu i uwagi poświęcasz Afryce. Nie tęsknisz tak po ludzku za swoją rodziną w USA?

Moja córka ma już dwadzieścia osiem lat, ja jestem dziadkiem wspaniałych wnucząt. Jasne, przyznaję, takie rozstanie dla każdego z nas jest bardzo trudne. Mój brat prowadzi w USA nasz sklep motocyklowy, ale coraz częściej przyjeżdża do mnie do Afryki, więc wiele czasu spędzamy razem.

Winiłeś kiedyś Boga za zło, które dzieje się na Twoich oczach?

Nigdy. Przedstawiono to w ten sposób w filmie „Kaznodzieja z karabinem”, ale nie jest to prawdą. Nigdy w Niego nie zwątpiłem i nigdy nie straciłem wiary w mojego Zbawiciela Jezusa Chrystusa.

Co więc mówisz dziecku, które umiera, bo pociski rozerwały jego ciało?

Musimy pamiętać, że w Piśmie Świętym Bóg nigdy nie daje nam obietnicy, że zabierze z tego świata cierpienie. Tu, na ziemi, zawsze to będzie. On da nam wszystko dopiero, kiedy opuścimy to miejsce. Nigdy więcej łez, nigdy więcej smutku, nigdy więcej bólu.

Czytaj także: Cyrkowcy bez granic. Przywracają dzieciństwo tysiącom maluchów


Kaznodzieja z karabinem: Nigdy nie zwątpiłem w Boga
W Afryce rebelianci Cię nienawidzą, zabijają ludzi, których znasz, chcą zabić także Ciebie…

Jeśli naprawdę wierzysz w to, co Bóg mówi w swoim Słowie, wiesz, że czas Boga jest właściwym czasem. Mogę umrzeć w przyszłym tygodniu, w przyszłym roku, w wieku siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu lat. Mogę umrzeć z powodu choroby, mogę umrzeć z powodu postrzału. Nie robi mi to specjalnej różnicy. Bardziej martwię się życiem niż umieraniem.

Myślałeś sobie kiedyś „ok, już wystarczy. Wyrobiłem swoją normę, teraz niech ktoś inny jedzie do Afryki się z tym wszystkim męczyć, wracam do Stanów, chcę mieć spokojne życie”?

Czasem jestem zniechęcony i myślę sobie, że może nadszedł już czas, żeby to wszystko zostawić. Ale tak naprawdę wiem, że nigdy tego nie zrobię. Tak długo, jak będę mógł chodzić, mówić, oddychać będę kontynuował to, co robię.

Jakie jest Twoje największe marzenie?

Widzisz, kiedy mówię, że każdego dnia wydajemy dwanaście tysięcy posiłków, ludzie bardzo się tym ekscytują. Ale nie widzą twarzy tych, których codziennie musimy odsyłać. Staram się cały czas zbierać środki finansowe, zbierać więcej i więcej. Gdybym choć raz mógł nakarmić ich wszystkich…

...

Wspaniale nawrocenie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:16, 28 Mar 2018    Temat postu:

Zaryzykuj, a naprawdę wejdziesz w Tajemnicę
Aleteia | 27/03/2018
JEZUS NA KRZYŻU
Kamil Szumotalski/ALETEIA
Udostępnij 118 Komentuj 0
Na ostatniej prostej Wielkiego Postu zmierzamy do Zmartwychwstania – jednak podążamy wspólnie trudną drogą, obejmując wraz z Chrystusem krzyż.

Taylor Marshall, były kapłan Kościoła episkopalnego, w 2006 roku nawrócił się na katolicyzm, a w 2013 założył New Saint Thomas Institute, którego celem jest świadczenie kursów on-line w zakresie teologii i filozofii. Tematy z zakresu teologii i filozofii, a także inne zagadnienia dotyczące duchowości katolickiej, stanowią podstawę treści nie tylko jego kursów i książek, lecz również prowadzonego przez Marshalla w języku angielskim bloga. Taylor Marshall jest żonaty, wraz z żoną Joy mają 8 dzieci.

...

Piekna historia nawrocenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:00, 26 Kwi 2018    Temat postu:

Świadectwo Byłego Gangstera Jacka Jakielaszka
Posted onKwiecień 26, 2018 AuthorRedakcja Comment(0)
Prezentujemy nadesłane do naszej redakcji świadectwo Jacka Jakielaszka. Jego przykład pokazuje, że Jezus może zmienić dosłownie każdego człowieka.

Nazywam się Jacek Jakielaszek. Urodziłem się w październiku 1970 roku. Wydawało by się, że moja mama i tato to normalne małżeństwo, jakich wiele na świecie. Gdy miałem cztery lata, na świat przyszła moja siostra. Jej narodziny sprawiły, że życie moich rodziców diametralnie się zmieniło.

DZIECIŃSTWO W DOMU BEZ BOGA

To wtedy zaczęły się pomiędzy nimi kłótnie i bójki. Gdy tato był w pracy lub w delegacji, mama sięgała po alkohol. Wtedy budził się we mnie strach (siostra była jeszcze mała), bo wiedziałem, co będzie gdy wróci tato i zobaczy w jakim stanie jest mama. Wiedziałem, że znowu zaczną się wyzwiska i bójki.

W dzieciństwie często słyszałem jak nasza mama mówiła, że żałuje naszych narodzin i tego, że nie poddała się aborcji. Miałem jakieś 5 – 6 lat i nie rozumiałem tego, jak bardzo te słowa zaważą na moim przyszłym życiu.

O Bogu w naszym domu nie rozmawiało się w ogóle. Do kościoła chodziliśmy tylko podczas większych świąt. Nie mogę sobie jednak przypomnieć, abyśmy kiedykolwiek byli w kościele razem jako rodzina. Natomiast bardzo dobrze pamiętam, że „Bóg” był dla mnie tylko słowem. Nie czułem Jego obecności. Nie widziałem Go też w życiu i zachowaniu ludzi, którzy chodzili do kościoła.

Bardzo szybko wyrobiłem sobie opinię, że Bóg to fikcyjna postać, wymyślona przez ludzi w sutannach, aby dzięki temu mogli czerpać zyski i zaszczyty.

Kiedy moi rodzice się rozwiedli, to tak naprawdę mojej mamie puściły wszelkie hamulce. Piła coraz częściej i coraz więcej. Często gęsto w naszym domu odbywały się libacje. Przez nasze mieszkanie przewijało się bardzo dużo różnych ludzi z rozmaitych kręgów. Najczęściej był to półświatek : cinkciarze, złodzieje, sutenerzy, kieszonkowcy itp. Wiele razy z siostrą widzieliśmy mamę w łóżku z jednym lub dwoma facetami. Byłem dzieckiem i nie rozumiałem tych sytuacji. Uważałem, że to normalne, że tak właśnie należy postępować. Z drugiej strony coś mi mówiło, że to co widzę jest ohydne, odrażające i ja tak nie chcę żyć.

Problemy ze mną zaczęły się, kiedy poszedłem do szkoły. U mojej mamy nasilała się złość i nienawiść. Wiele razy chodziłem do szkoły w brudnym ubraniu czy w mundurku szkolnym z kołnierzykiem przepalonym żelazkiem.

Kiedy moja mama była na ostrym kacu, stawała się agresywna. Zdarzało się, że broniąc siostrę, zasłaniałem ją swoim ciałem. Wtedy obrywałem ja. Kilka razy na mojej głowie rozprysł się wazon, innym razem potężny budzik. Pamiątką po tych wydarzeniach są blizny na mojej głowie. One, gdy patrzę w lustro, przypominają mi o tych czasach. Te sytuacje jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że Bóg to fikcja, a nawet jeżeli gdzieś tam jest, to nie interesuje się kimś takim jak ja. W szkole poznałem chłopaków w moim wieku, u których w domach też nie było kolorowo.

Naturalną rzeczą jest, że człowiek, który nie znajduje akceptacji domu rodzinnym, szuka jej poza domem. Przez to jest bardziej podatny na wszelkie poklepywania po plecach i objawy zrozumienia ze strony ludzi w podobnej sytuacji.

Takich chłopaków jak ja było kilku. Skrzyknęliśmy się i zaczęliśmy wspólnie przesiadywać na podwórku oraz prześladować rówieśników z naszej szkoły. Im dłużej to trwało, tym bardziej nam się to podobało. Dzieciaki dawały nam różne fanty (a czasem nawet pieniądze), żebyśmy tylko ich nie zaczepiali i im nie dokuczali. Często płacili nam w różnej formie za tak zwaną ochronę w szkole. Doszło do tego, że zaczęli się nas bać uczniowie ze starszych klas. Wiadomo, że w miarę jedzenia rośnie apetyt, więc z czasem przestało nam to wystarczać.

Zaczęły się wspólne kradzieże, a było nas czterech gotowych na wszystko… Przysięgliśmy sobie, że nikt z nas nie pozwoli, by któremuś działa się krzywda. Naśladując Indian z westernów, nożem przecięliśmy sobie palce, by mieszając naszą krew stać się braćmi. Dziś śmieję się z tego i wiem, że było to głupie. Wtedy głęboko w to wierzyliśmy. Złożyliśmy przysięgę, że nigdy nawet w zagrożeniu życia żaden z nas nie wyda drugiego.

Nienawidziliśmy ludzi szczęśliwych i uśmiechniętych, bo uważaliśmy, że nasze nieszczęście jest ich winą. Każdego dorosłego, który próbował się do nas zbliżyć, uważaliśmy za intruza. Sądziliśmy, że chce nam coś zabrać, wykorzystać, rozbić nasze braterstwo. Z rówieśnikami sobie radziliśmy, ale dorosłych się baliśmy.

DOM DZIECKA, POPRAWCZAK I… ZIELONOŚWIĄTKOWCY

Z powodu sytuacji rodzinnej, trafiliśmy z siostrą do Pogotowia Opiekuńczego, a później do Domu Dziecka w Lubnowie. Tam nas rozdzielono – mnie zabrała Babcia, a moją siostrę ojciec.

Ponieważ nie byłem łatwym dzieckiem, Babcia nie była w stanie dać sobie ze mną rady. W szkole podstawowej nie uzyskałem promocji do VI klasy i powtarzałem rok. Szybko odnalazłem moich kumpli z dzieciństwa. Zaczęliśmy razem wąchać klej butapren (wtedy wśród młodzieży to było popularne). Pewnego dnia zatrzymała nas milicja. Zostaliśmy zawiezieni do ośrodka dla takich, co wąchają klej. Lekarze stwierdzili, że mój mózg jest 4 lata „do tyłu” w rozwoju w stosunku do mojego wieku. Wtedy to po mnie spływało.

Ponownie trafiłem do Domu Dziecka, tym razem w Oławie. Ówczesny dyrektor tej placówki chcąc zmusić nas prawdomówności, bił nas plecionką z wężyków do kroplówek. Wtedy przysiągłem sobie, że nigdy nikomu nie powiem prawdy. Po ucieczce z tego „bidula”, trafiłem do Zakładu Poprawczego w Świdnicy.

Byłem już, że tak powiem, ugruntowany w świecie przestępczym, więc poprawczak nie zrobił na mnie jakiegoś większego wrażenia. Wręcz przeciwnie, byłem dumny z tego, że tam mnie przeniesiono. Wiedziałem jak wiele zyskam w oczach moich kolegów i znajomych. Byłem już na tyle zepsuty, że karmiłem się czyjąś krzywdą jak chlebem. Kiedy wokół mnie było za spokojnie, za miło, to robiłem wszystko, by ktoś cierpiał. To dawało mi przysłowiowego kopa.

Kiedy widziałem płaczących, to w środku mnie krzyczał jakiś głos „ZOBACZ JAKI MIĘCZAK – DOBRZE MU TAK, SKORO NIE POTRAFI BYĆ TWARDZIELEM !!!’’. Bezdomnych uważałem, za niegodnych miana człowieka i niezasługujących na szacunek.

Po licznych ucieczkach i samookaleczeniach, po zjedzeniu trutki na szczury (w celu ucieczki) i zainicjowaniu kilku tak zwanych buntów, znowu zostałem przeniesiony. Trafiłem, ale na krótko, do poprawczaka w Chojnicach. Tam namówiłem ponad 20 chłopaków do tak zwanego połyku, po którym wylądowaliśmy w szpitalu na stole operacyjnym. Po niespełna miesiącu z Chojnic zostałem przewieziony do Zakładu Poprawczego w Trzemesznie.

Był to (i chyba nadal jest) jeden z najcięższych poprawczaków w Polsce. Tam skończyły się przelewki. Już nie pilnowali nas zwykli cywile, a pracownicy służby więziennej. Klawisze posiadali broń i mogli w przypadku próby ucieczki strzelać do każdego.

Wyobraźcie sobie, większość z nas nie miała 18 lat, a oni mieli prawo do nas strzelać. Tam już nie było kolorowo. Spaliśmy w celach, a nie tak jak w poprzednich poprawczakach, w sypialniach. Na każdorazowe przejście obok wychowawcy lub klawisza musieliśmy się meldować, np. „OBYWATELU WYCHOWAWCO, WYCHOWANEK JACEK JAKIELASZEK PROSI O POZWOLENIE PRZEJŚCIA’’. Podobnie musieliśmy postąpić, kiedy chcieliśmy pójść to toalety za potrzebą. Wychowawca nie zawsze się zgadzał i wtedy robiliśmy pod siebie, a oni mieli satysfakcje, szydząc z nas i nas poniżając.

Przyszedł rok 1990, a wraz z nim przemiany w naszym kraju. Pewnego dnia spędzono nas do cel. Tydzień później wkroczyła do poprawczaka prokuratura i oskarżyła nas o rzekomy bunt. Szybko się okazało, że była to prowokacja ze strony dyrekcji. To wtedy do naszego poprawczaka przyszedł przedstawiciel kościoła zielonoświątkowego – Aleksander Bałczyński.

Dla nas to była abstrakcja, bo nikt z nas nigdy nie słyszał o takim kościele. O Świadkach Jehowy – tak, ale zielonoświątkowcy? Zadawaliśmy sobie pytanie, co to za sekta? Bardziej z ciekawości, poszliśmy na to spotkanie na świetlice. Byłem człowiekiem mającym duże poważanie wśród chłopaków i nie jako wiodłem funkcję bossa. Zawsze siadałem z przodu sali.

Szybko złapałem wzrok tego człowieka i zdominowałem go. Widziałem strach w jego oczach i czułem go niczym zapach najdroższych perfum. Karmiłem się każdą kropla jego potu, która dla mnie było oznaką strachu. Pamiętam słowa jakie wtedy powiedział ( a było to 27 lat temu ) – ‚‚JESTEM TU ABY WAM POWIEDZIEĆ, ŻE JEZUS CHRYSTUS UMARŁ ZA WASZE GRZECHY, ABY ZERWAĆ Z WASZYCH RĄK KAJDANY I OTWORZYĆ DRZWI WASZYCH WIĘZIEŃ…’’

To wywołało we mnie tak wielką wściekłość i nienawiść, że zerwałem się z miejsca i wykrzyczałem temu człowiekowi w twarz: „DAWAJ TEGO JEZUSA!!! NIECH OTWIERA TE BRAMY, BO MY CHCEMY IŚĆ NA WOLNOŚĆ !!!’’ Strażnicy szybko nas spacyfikowali, a tego człowieka wyprowadzili ze świetlicy.

Byłem pewien, że już nigdy go nie zobaczymy. Byłem w błędzie. Wrócił 2 tygodnie później. Nie potrafiłem zrozumieć, że pomimo namacalnego wręcz przerażenia, ten człowiek znowu się pojawił. Kiedy zaczął mówić nam o Jezusie, to widziałem i czułem w nim wiarę w to, co mówi. Mało tego czułem, że on tym żyje.

Na jednym z następnych spotkań puścił nam ekranizację książki Davida Wilkersona „KRZYŻ I SZTYLET”. Sam film nie wywarł na mnie dużego wrażenia, bo byłem przekonany, że to fikcja. Następny film „JEZUS Z NAZARETU” wywołał we mnie złość i łzy. Nie były to takie zwykłe łzy. Płakałem jakby wewnątrz siebie, bo nikt nie mógł tego zobaczyć (łzy były w mniemaniu dzieciaków z poprawczaka oznaką słabości). Płakałem, bo czułem, że zabito Jezusa choć był niewinny, że to ja powinienem ponieść karę, a nie On. Pamiętam, że wtedy za tak zwaną wypiskę mogliśmy kupić duży pakiet papierosów (10 paczek). Ja za swoją kupiłem od tego człowieka pierwszą Biblię. Próbowałem ją czytać w wolnym czasie przed kolacją, gdy mieliśmy odrabiać lekcje.

Gdy trafiałem na wersety o końcu świata, wykreślałem je ze strachu długopisem. Bałem się, czy zdążę stać się dobrym człowiekiem, zanim ten koniec nastąpi. Wtedy sobie przysiągłem, że będę takim człowiekiem jak ci zielonoświątkowcy. Chciałem to osiągnąć własnymi siłami i uporem. Efekt był żałosny.

W lipcu 1990 roku zostałem zwolniony z zakładu poprawczego, choć powinienem być tam jeszcze rok. Gdy wychodziłem, poprosiłem Aleksandra Bałczyńskiego o adres kościoła we Wrocławiu oraz aby napisał list i poinformował kogoś, że się tam pojawię.

Kiedy dyrektor zapytał mnie, czy wiem dlaczego wychodzę wcześniej, odpowiedziałem, że na to sobie zapracowałem. Byłem przekonany, że mnie wypuszczają, ponieważ skończyłem szkołę i zdobyłem zawód. On odpowiedział mi tak: „JAKIELASZEK, WYCHODZISZ PONIEWAŻ STWIERDZILIŚMY, ŻE TEN ROK DŁUŻEJ JUŻ NIC NIE ZMIENI W TWOIM ŻYCIU. MOŻE JEDYNIE POGORSZYĆ. ALE DAJĘ SOBIE RĘKĘ UCIĄĆ, ŻE NAJDALEJ ZA ROK PRZECZYTAM W GAZECIE, ŻE SĄD WYDAŁ NA CIEBIE WYROK ŚMIERCI” (wtedy jeszcze kara śmierci obowiązywała, ale jej wykonywanie było zawieszone). Zaśmiałem mu się w twarz…

NIEMIŁA WIZYTA NA MIŁEJ

W lipcu 1990 roku, tydzień po moim zwolnieniu, poszedłem do Kościoła Zielonoświątkowego przy ulicy Miłej we Wrocławiu. Byłem cały pokryty tatuażami. Wytatuowane miałem nie tylko ręce, tułów i nogi, ale również twarz. I nie były to tatuaże, jakie dziś spotkamy na ulicach. Moje przedstawiały trupie czaszki, a na plecach do dziś mam duży napis „OMEN – syn diabła”.

Kiedy wszedłem do Kościoła na Miłej, szybko wyczułem jak ludzie na mój widok zaczęli się bać. To przywołało we mnie smak, którym karmiłem się całe moje dotychczasowe życie. Wiedziałem, że mogę ich zdominować, ale jakiś głos w środku mnie mówił „NIE REAGUJ I NIE PRZEJMUJ SIĘ”.

Pomyślałem sobie: „przecież list zapewne przyszedł do pastora tego kościoła więc ci ludzie nie wiedzą o moim przyjściu”.

Jeszcze przed nabożeństwem zająłem miejsce w jakiejś ławce. Wtedy ludzie siedzący w niej dotychczas nagle zaczęli się przesiadać. Kiedy zaczęło się nabożeństwo w ławce siedziałem sam. Po raz kolejny w swoim życiu poczułem się odrzucony. Zapragnąłem wyjść z kościoła, ale wtedy znowu usłyszałem TEN głos, który we mnie powiedział: „UWAŻASZ SIĘ ZA TWARDZIELA, A Z POWODU TAKIEJ BŁAHOSTKI CHCESZ SIĘ PODDAĆ?”

To było jak strzał w policzek. Postanowiłem wytrwać do końca, a po nabożeństwie pójść do pastora. Tak też zrobiłem. Pastor poprosił, abym na niego poczekał, a gdy wyszedł ze swojego biura minął mnie i… wyszedł z kościoła. Wezbrała we mnie złość. Przed oczami stanęły mi twarze ludzi na nabożeństwie, ich strach i sposób w jaki mnie potraktowali. Bóg to kłamstwo to fikcja – pomyślałem. Miłość nie istnieje, miłość do bliźniego to obłuda!

POWRÓT ZA KRATY MOIM ZBAWIENIEM

Miesiąc później trafiłem do aresztu śledczego, a następnie do więzienia w Bydgoszczy. Szybko odbudowałem swoja wcześniejszą pozycję i zostałem jednym z prowodyrów buntu. W związku z tym przewieziono mnie do zakładu karnego w Strzelinie.

Byłem osobą grypsującą (to taka kasta w więzieniu, która uważa się za nadludzi). Osoby, które z różnych przyczyn nie mogły należeć do grypsujących, były przez nas prześladowane, uważane za niegodne miana człowieka. Grypsowanie bardzo mnie pociągało, bo jedną z zasad było: „JEDEN ZA WSZYSTKICH WSZYSCY ZA JEDNEGO”. Kiedy któremuś z grypsujących działa się krzywda, wystarczyło krzyczeć – LUDZIE POMOCY!!! Wtedy każdy grypsujący miał w obowiązku udzielić pomocy bez względu na konsekwencje, jakie za to groziły.

Jak można się domyślać, moja osoba była wysoko ugruntowana w tej strukturze. Byłem najmłodszą spośród trzech osób w Polsce, które nosiły symbol G I T (grypsujący i twardy). Tatuaż z takimi literami robiło się w miejscu, które było łatwe do obronienia i osłonienia.

Zapytacie, dlaczego o tym piszę? Ponieważ chcę wam naświetlić, jak bardzo byłem zdominowany przez diabła, jak bardzo byłem mu podległy i jak bardzo mnie to kręciło, choć nie byłem tego świadomy. Osoba posiadająca symbol GIT była ponad wszystkimi i tylko inna osoba z takim symbolem mogła cokolwiek zakazać lub zabronić.

Któregoś dnia w więziennym radiowęźle usłyszałem, że chętne osoby mogą spotkać z przedstawicielem kościoła zielonoświątkowego. Zainteresowani mieli się zgłosić do swoich oddziałowych. Pomyślałem sobie, że pójdę. Ot tak, dla urozmaicenia i zabicia czasu. Jeżeli się okaże, że ci zielonoświątkowcy będą z Wrocławia (a ja któregoś rozpoznam) to kopnę go w tyłek – stwierdziłem.

Gdy weszliśmy na salę, na której było spotkanie, podszedłem do mężczyzny prowadzącego spotkanie i zapytałem skąd jest? Odparł, że z Dzierżoniowa. Na jego twarzy nie zauważyłem strachu. Pierwszy raz spotkałem osobę, która się mnie nie bała. Mało tego, ten człowiek uśmiechał się do mnie w pełni szczerze i w miłości. To całkowicie zbiło mnie z nóg. Nie wiedziałem, co mam zrobić…

Wiedziałem, że inni więźniowie patrzą na mnie. Czułem, jak w ich oczach tracę na wartości. Jednak nie dbałem wtedy o to, bo nie mogłem dosłownie nic zrobić.

Nawet nie wiem, o czym mówił ten człowiek w trakcie spotkania, ale wyłapałem jedno zdanie: „JEŻELI CHCESZ, BYM POMODLIŁ SIĘ O CIEBIE, TO WSTAŃ”. Poczułem jak wstaję, choć wcale tego nie chciałem. Podniosłem się z krzesła, chociaż nie zmusiłem żadnego swojego mięśnia do wykonania takiej czynności.

Razem ze mną wstało kilku innych więźniów. Czy zrobili to zmuszeni jakąś wewnętrzną siłą czy z własnej woli – tego nie wiem.

Człowiek prowadzący spotkanie podszedł do mnie, położył na mojej głowie swoją dłoń i zaczął się modlić. Nie modlił się jednak tak, jak pamiętałem. On tak jakby rozmawiał z Bogiem. W pewnym momencie zacząłem płakać i spanikowałem, bo przestraszyłem się, co powiedzą inni. Nie mogłem powstrzymać łez, nie panowałem nad sobą, choć bardzo chciałem.

W pewnym momencie przestałem o tym myśleć, a z moich oczu leciały takie łzy jakich nigdy nie widziałem. Nawet nie pamiętałem, kiedy ostatni raz płakałem. Tymczasem wyłem jak zarzynane zwierzę. Z mojego nosa leciało wszystko, co w nim było, a ja nic nie mogłem zrobić. Ta bezradność była dla mnie niezrozumiała, ale jednocześnie czułem wielką ulgę. Jakby ktoś zabrał z moich pleców betonowe płyty… Nagle zacząłem słyszeć jak jakieś dziwne, dla mnie niezrozumiałe, słowa. Najdziwniejsze było to, że one zaczęły wypływać z moich ust. Zląkłem się panicznie, bo pomyślałem jak to możliwe? Ja nie znam żadnego obcego języka, a i polski był ubogi w moich ustach. Ten człowiek mówił do mnie „NIE PRZEJMUJ SIĘ, NIE POWSTRZYMUJ SŁÓW. MÓW, BÓG CIĘ ROZUMIE”. Z moich ust płynęły jakieś słowa, a w głowie kotłowały się myśli: co się ze mną dzieje? Co pomyślą inni? Bardzo szybko przestało mnie to jednak interesować. Czułem się cudownie i pragnąłem, by się to nie skończyło.

Kiedy po spotkaniu wróciliśmy do swych cel, cały czas myślałem o tym, co się wydarzyło. Zapragnąłem przestać być grypsującym. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mocno czułem, że to jest złe. Następnego dnia w trakcie spaceru okazało się, że nie mogę już być grypsującym. Ktoś „ważny” tak powiedział i klamka zapadła. Wystraszyłem się, bo wiedziałem, z czym to się wiąże. Czekało mnie odebranie przez innych tak zwanej godności grypsującego. Odbywało się to w taki sposób, że wszyscy na spacerniaku mieli w obowiązku skopać danego więźnia i robili to do momentu, aż klawisze nie odciągną napastników. Wiedziałem jak się to odbywa, bo wielokrotnie sam brałem udział w takim ekscesie. Ofiary często traciły większość zębów, miały połamane szczęki, ręce i inne kości. Agresorzy byli niczym sfora wygłodniałych wilków atakujących i obdzierających ze skóry bezbronne zwierzę.

Bałem się, bardzo się bałem. Schowałem głowę w ramiona i modliłem się „Boże, błagam, aby nie połamali mi tylko szczęki”… Kiedy zwinięty w kłębek czekałem na pierwsze kopnięcie, okazało się, że skończył się czas spaceru, a mnie nikt nie dotkną nawet palcem. Musiałem opuścić cele dla grypsujących i przenieść się do celi dla nie grypsujących. Wtedy pomyślałem: „Boże jak grypsujący mnie nie połamali, to niegrypsujący mnie zabiją”. Wielu z nich marzyło, by dopaść Jakielaszka, a ja o tym wiedziałem. Wielu z nich bardzo prześladowałem, poniżałem i opluwałem.

Kiedy zamknęły się za mną drzwi celi, czekałem z której strony pójdzie pierwszy cios. Pomyślałem sobie, że skoro maja mnie zabić, to zabiorę ze sobą kilku z nich. I tu szok, bo żaden z nich nie próbował mnie uderzyć czy nawet mi ubliżyć.

Zacząłem chodzić na spotkania modlitewne. Człowiekiem, który do nas przychodził i wtedy się o mnie modlił, był pastor zboru zielonoświątkowego w Dzierżoniowie – Daniel Oświeciński. Jakiś czas później, gdy dostałem przepustkę, zaprosił mnie do siebie, abym odwiedził jego dom i do zbór.

Ostatecznie wyszedłem z Zakładu karnego w maju 1995 roku.

MOJE ŻONY, DZIECI I UPADKI

W sierpniu poznałem kobietę, która została matką moich dzieci. Dochowaliśmy się trójki: Patryka (ur. 1996), Kamila (ur. 1999) i Oliwii (ur. 2004). Niestety świat był dla mnie zbyt atrakcyjny. Zacząłem znikać z domu na kilka dni. W tym czasie brałem udział w libacjach alkoholowych i narkotykowych. Zdradzałem matkę moich dzieci z różnymi kobietami… Półświatek mnie pociągał.

Od poniedziałku do soboty przepijałem pieniądze, a w niedzielę szedłem do kościoła. Jak można się domyślać, długo tak nie dało się żyć. Bóg szybko obnażył moje drugie „JA”. Zostałem zawieszony w prawach członka zboru, a moja żona złożyła wniosek o rozwód. Poznałem inną kobietę. Razem chodziliśmy na imprezy, razem piliśmy, razem ćpaliśmy. Otworzyłem agencję towarzyską i wystawiałem kobiety na autostradzie. Byłem ich „opiekunem”, a one zarabiały na mnie prostytucją.

W roku 2009 zwolniłem się z MPK i postanowiłem wszystko rzucić. Zatrudniłem się jako kierowca na trasach międzynarodowych i przez 6 lat jeździłem po całej Europie. W weekendy chlaliśmy i ćpaliśmy z innymi kierowcami. W międzyczasie ta druga kobieta też postanowiła mnie zostawić. Było mi to jednak obojętne…

NIBY SAM, ALE Z KIMŚ…

Wszystko zmieniło się pewnego wieczoru w 2015 we Francji. Było lato i termometry wskazywały ok. 40st C. Czekałem w ciężarówce do nocy, aby spokojnie położyć się spać. Kiedy już to zrobiłem, poczułem, że ktoś siedzi na moim łóżku, w moim aucie. Wystraszyłem się, bo wiedziałem, że jestem sam. Kiedy otworzyłem oczy, nikogo nie zobaczyłem, ale czułem w głębi mnie, że ktoś siedzi w moich nogach i nagle usłyszałem głos: „DLACZEGO SIĘ MNIE ZAPARŁEŚ?” No dosłownie zdębiałem! Już wiedziałem, że ten ktoś to Jezus Chrystus.

Wykrzyczałem w złości: „ODEJDŹ! ZOSTAW MNIE! DAJ MI SPOKÓJ!, DLACZEGO TAK CI ZALEŻY NA KIMŚ TAKIM JAK JA? ZNISZCZYŁEM SWOJĄ RODZINĘ, SKRZYWDZIŁEM DRUGĄ ŻONĘ! SKORO JESTEŚ TAKIM WIELKIM BOGIEM, TO CZY NIE WIDZISZ, ŻE JA SIĘ NIE NADAJĘ?! ZOSTAW MNIE! JEST TYSIĄCE INNYCH, KTÓRZY MODLĄ SIĘ CO DZIEŃ, BYŚ WYPOSAŻYŁ ICH DO SŁUŻBY.”

Wtedy przeleciało mi przed oczami całe moje dzieciństwo. Zobaczyłem każdy jego szczegół oraz resztę życia minuta po minucie. Znowu usłyszałem TEN głos: „ZOBACZ TO WSZYSTKO, CO SIĘ WYDARZYŁO W TWOIM ŻYCIU. TO SIĘ STAŁO SIĘ ZA MOIM PRZYZWOLENIEM, BO DZIĘKI TEMU DZIŚ JESTEŚ TYM, KIM JESTEŚ. TWÓJ CHARAKTER ZOSTAŁ PRZEZE MNIE UGRUNTOWANY DO SŁUŻBY JAKĄ MAM DLA CIEBIE. CHCĘ BYŚ MOTYWOWAŁ LUDZI DO GŁĘBSZEJ WIARY. TO KIM DZIŚ JESTEŚ I CO OSIĄGNĄŁEŚ JEST MOJĄ ZASŁUGĄ”… Pełny pychy odparłem, że to wszystko jest moją zasługą i że to moim uporem do tego doszedłem.



Wtedy Jezus powiedział: „POKAŻ MI JEDNĄ RZECZ, KTÓRĄ SAM OSIĄGNĄŁEŚ, A OBIECUJĘ, ŻE CIĘ ZOSTAWIĘ I JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE BĘDĘ CIĘ NIEPOKOIŁ…” Rozpłakałem się tak jak wtedy w więzieniu, bo nie byłem w stanie wymienić takiej rzeczy. Przez łzy zapytałem, co mam zrobić. „WRÓĆ DO KRAJU, A RESZTĘ ZOSTAW MNIE”. Zapadła cisza. Poczułem, że jestem sam w aucie.

Wyszedłem z auta i stwierdziłem, że jest już nowy dzień. I chociaż nie spałem ponad 30 godzin byłem wypoczęty, jakbym dopiero co wstał. Zadzwoniłem do swojego szefa i powiedziałem, by szukał sobie nowego pracownika. Poinformowałem go, że zostaję miesiąc w trasie, a potem wracam do kraju. Tak też zrobiłem. W lipcu wróciłem do Polski. Kiedy rozliczyłem się z szefem, stanąłem na ulicy i w myślach zapytałem: I co teraz? Co mam robić? Gdzie pójść?

Nie miałem mieszkania ani stałego meldunku. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. IDŹ DO MATKI MOICH DZIECI – usłyszałem. Roześmiałem się, bo wiedziałem, co ona do mnie czuje. Byłem pewny, że pała do mnie taką nienawiścią jak nikt inny. Dałbym sobie rękę uciąć, że jak tylko mnie zobaczy przy drzwiach, zadzwoni po policję. Mimo to, byłem posłuszny i poszedłem do jej mieszkania. Wcześniej jednak zadzwoniłem do niej i poprosiłem o rozmowę. Stwierdziliśmy, że łączą nas jedynie… dzieci. Pozwoliła mi zamieszkać u siebie do czasu aż czegoś sobie nie znajdę.

Poszedłem do MPK i zapytałem, jakie mam szanse na powrót do pracy. Po długich rozmowach i prośbach z mojej strony, zgodzili się. Po kilku miesiącach wyprowadziłem się od żony i wynająłem sobie pokój.

KULKI, BÓG I WŁAŚCIWI LUDZIE

Mój starszy syn był wielkim pasjonatem ASG (Air Soft Gun ). To takie repliki karabinów i pistoletów, do złudzenia przypominające prawdziwą broń. Zapytałem Patryka, czy któregoś dnia mógłbym z nim pójść na strzelankę. Zgodził się i powiedział, że wśród miłośników ASG są ludzie w różnym wieku.

Na jednym z takich spotkań poznałem pastora Bartka Tomczyńskiego. Jakiś czas temu został on pastorem zboru zielonoświątkowego przy ul. Miłej we Wrocławiu. Pastor Bartek zachęcał mnie, abym przyszedł kiedyś na nabożeństwo. Poszedłem.

Któregoś dnia Pastor Bartek zaprosił mnie do KFC. W trakcie rozmowy, opowiedziałem mu o swoich perypetiach, o swoich żonach i wszystkim, co się wydarzyło w moim życiu. Po tej rozmowie zacząłem odczuwać jakby namowę Boga do tego, by nawiązać kontakt z moją drugą żoną. Któregoś dnia zadzwoniłem, spotkaliśmy się i podjęliśmy decyzję, że spróbujemy odbudować nasz związek.

Kasia, moja druga żona, nie była osobą wierzącą. kiedy w niedzielę ja szedłem do kościoła, ona zostawała w domu. Pewnego dnia, gdy wróciłem z nabożeństwa, stwierdziła stanowczo, że tak być nie może. Zadeklarowała, że nie będzie siedzieć pół dnia sama w domu i że też by chciała ze mną pójść do kościoła. Zabrałem ją na wyjątkowe nabożeństwo. Odbywał się wtedy chrzest osób, które postanowiły swoje życie powierzyć Bogu.

Od tamtej pory Kasia nie opuszcza nabożeństw. Nawiązała wiele przyjaźni i znajomości z ludźmi w naszym kościele, a 04.06.2017r. wraz z innymi przyjęła chrzest. Dwa tygodnie wcześniej (20.05.2017) odnowiliśmy nasze przymierze małżeńskie. Ślubu udzielił nam Pastor Bartłomiej Tomczyński.

Razem z Kasią jeździmy do domów dziecka i mówimy młodym ludziom, że przyszłość jest dla nich na wyciągnięcie ręki. Pragniemy stworzyć miejsca pobytu dla młodzieży, która wchodziła w konflikt z prawem lub która jest pod nadzorem kuratora.Zachęcamy ludzi w kościołach do głębszej wiary w Boga i pełnego zaufaniu do Niego we wszystkich sprawach.

Kasia jest dla mnie wsparciem w służbie, do której powołał mnie Bóg. W tej służbie staram się pokazać ludziom, że Bóg to nie mrzonka i fikcyjna osoba z kart Biblii. Mówię, że Bóg to realny prawdziwy Ojciec, który w swej wielkiej miłości do nas, nie oszczędził własnego syna Jezusa Chrystusa i wydał go na śmierć za nasze grzechy.

„BÓG BOWIEM TAK BARDZO UKOCHAŁ ŚWIAT, ŻE DAŁ SWEGO JEDYNEGO SYNA, ABY KAŻDY, KTO W NIEGO WIERZY, NIE ZGINĄŁ, ALE MIAŁ ŻYCIE WIECZNE.

BÓG NIE POSŁAŁ SWEGO SYNA NA ŚWIAT, ABY WYDAŁ ON NA ŚWIAT WYROK, LECZ ABY ŚWIAT ZOSTAŁ PRZEZ NIEGO ZBAWIONY…”

( Ew. Jana 3:16-17 –przekład biblijny Ewangelicznego Instytutu Biblijnego w Poznaniu )

P.S.

Mój sposób na życie prowadził mnie przez mrok, bagno i śmieci tego świata. Sprawił, że stałem się nieczułym i wyrafinowanym bandytą.

Boży sposób na życie sprawił, że stałem człowiekiem pełnym miłości, zrozumienia i radości nawet kiedy jest szaro i mroczno.

Boża miłość wylała się w mym sercu jak drogocenny olejek, który daje ukojenie i radość.

Boży sposób na moje życie sprawił, że uzyskałem nowe życie.

Odbudował moje małżeństwo i rodzinę.

Wypowiedz się:


Tagged gangster, grypsujący, Jacek Jakielaszek, Nawrócenie, poprawczak, Więzienie

Redakcja
[link widoczny dla zalogowanych]

...

Te historie zawsze sa wspaniale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:45, 27 Kwi 2018    Temat postu:

Jak zatwardziały ateista został gorliwym chrześcijaninem
Isabelle Cousturié | 27/04/2018
Jeff Gardner
YouTube I EWNT
Udostępnij Komentuj 0
Jeff Gardner przez lata pozostawał zdeklarowanym i wojującym ateistą. Było tak do momentu, aż we „śnie” ujrzał św. Franciszka z Asyżu.

Jeff Gardner, amerykański dziennikarz i fotograf, jest bohaterem przepięknej historii nawrócenia. Niegdyś zagorzały ateista, obecnie ten 50-letni mężczyzna jest żarliwym katolikiem zaangażowanym w różne projekty ewangelizacyjne.

Jego radykalne nawrócenie miało miejsce na skutek pewnego „snu”, który go całkowicie odmienił. W tym „śnie” spotkał bowiem Biedaczynę z Asyżu żebrzącego w paryskim metrze i otrzymał od niego swego rodzaju napomnienie. Wtedy jeszcze nie wiedział, że wielu znajomych na długo przed tym wydarzeniem podjęło modlitwę o przemianę jego serca.

Czytaj także: Ks. Marek Muzyka: Jestem z odzysku. Pan Bóg kocha nawet chuliganów


Z Salt Lake City do Paryża
Jeff Gardner urodził się w Salt Lake City (USA). Jego matka była mormonką, a ojciec ateistą. Kiedy rodzice Jeffa się rozwiedli, on, idąc w ślady ojca, również stracił wiarę. Swoją ateistyczną postawę manifestował wobec każdej religii w sposób niezwykle agresywny. Pozostawał zamknięty na jakiekolwiek argumenty i niestrudzenie propagował swój światopogląd.

Nie ograniczał się do słów: „nie wierzę”, ale przystąpił do wojujących współczesnych ateistów, którzy uparcie postulują, że „dla przekonań religijnych nie ma miejsca na wyższych uczelniach, w szkołach ani w mediach” – wyznaje Gardner włoskiemu katolickiemu dziennikowi Avvenire.

Nic tak naprawdę nie zapowiadało zmiany w jego sposobie myślenia, aż do chwili, kiedy opuścił rodzinny stan Utah w związku z prowadzonymi badaniami w dziedzinie historii średniowiecznej i udał się do Francji, aby zbierać materiały na temat dżumy z 1347 roku.

Tam w Awinionie, zgłębiając źródła historyczne, ku swemu zaskoczeniu Jeff odkrył, że w czasach zarazy jedynymi, którzy nie poukrywali się w domach ze strachu przed chorobą byli franciszkanie. Mnisi zamiast stronić od chorych pomagali im i zapewniali pochówek zmarłym.

„Kiedy o tym przeczytałem, pojawiło się w mojej głowie pytanie: «Któż może kochać do takiego stopnia, aby oddać swoje życie za obcych ludzi?»” – wspomina. Oczywiście później przyzna, że „odpowiedź na to pytanie powinna brzmieć: Jezus Chrystus, to jasne. Wśród mormonów jednak nie mówi się zbyt dużo o osobie Chrystusa, a mnie jako ateistę dzieliły od tej perspektywy całe lata świetlne”.

Czytaj także: Andrzej Sowa: Złamałem wszystkie przykazania, ale Bóg uczynił dla mnie cud [wywiad]


„Widzenie” Jeffa
Badania naukowe wymagały, aby Jeff podróżował do Paryża, Florencji i Asyżu. Zaczął przy tej okazji nawiązywać różne znajomości z chrześcijanami, a nawet zaprzyjaźnił się z pewnym wykładowcą historii katolickiej, którego syn został księdzem. Od jego pierwszej wizyty w Awinionie upłynęło 10 lat.

Pewnego dnia w Paryżu, kiedy czekał na swojego studenta, ogarnęła go senność. Zamknął na chwilę oczy. Widzenie – jak Jeff nazywa swój „sen” – trwało kilka minut i było wstrząsające: „Wolę używać słowa widzenie ponieważ obraz był bardzo wyraźny i nie opuszczał mnie przez lata” – wyznaje.

Scena, jaką ujrzał rozgrywała się w miejscu, w którym Jeff już wcześniej był w rzeczywistości. Potrafi przywołać towarzyszący jej zapach, dźwięk własnych kroków w podziemnym tunelu…

Jestem w paryskim metrze (…) i w pewnej chwili widzę jakiegoś stojącego boso żebraka (…). Jego stopy są kompletnie czarne, wyglądają na stopy włóczęgi. Przewraca się na ziemię, ale ja idę dalej, ponieważ śpieszę się do biblioteki. Nagle ukazała się twarz św. Franciszka. Nie przypominał postaci z fresków w Asyżu. Był brudny, zakrwawiony, podobnie jak Chrystus na krzyżu. Nie odezwał się słowem, a jednak bardzo dobitnie do mnie przemówił, choć trudno mi wytłumaczyć ten rodzaj komunikacji: „Pamiętaj, że Bóg stworzył świat po to, by otoczyć opieką maluczkich, a zawstydzić pysznych”.

W tamtym momencie zrozumiałem, która część tego zdania odnosi się do mnie, a która do tego nieprzytomnego żebraka. Ogarnęło mnie przemożne poczucie wstydu, z powodu tego, że nie przystanąłem, aby mu pomóc. (…). Przed oczami przewinęły mi się sceny z ostatnich kilku lat życia: Awinion, franciszkanie, moi przyjaciele, Ewangelie… i po tym, jak się ocknąłem, powiedziałem sobie: „Dobrze, przyjmę chrzest, jestem gotowy”.


Punkt zwrotny
Niedługo później Jeff Gardner trafił na pewnego kapłana należącego do Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra, który przyjął go pod swoje skrzydła i zapewnił mu formację katechetyczną oraz przygotował do sakramentów. Religijny zapał Jeffa udzielił się również jego żonie, która wróciła do Kościoła katolickiego po długim okresie obojętności. Od tamtej chwili Jeff nieustannie postępuje na drodze nawrócenia.

Wraz z żoną odkrył nauczanie Kościoła o rodzinie zawarte w encyklice Humane vitae: „Kiedy ją przeczytałem, spadłem z krzesła – przyznaje Jeff – wszyscy bez wyjątku powinniśmy ją przeczytać, wierzący i niewierzący”. Po ośmiu latach unikania potomstwa para porzuciła wszelkie metody antykoncepcyjne i obecnie ma czworo dzieci.

Jeff zrezygnował z nauczania, by zająć się dziennikarstwem i zaangażować się w różne inicjatywy ewangelizacyjne i projekty pomocy chrześcijanom. W 2007 założył Catholic Radio International, rozgłośnię, której zasoby wykorzystują inne stacje amerykańskie. Od 2013 roku prowadzi internetową witrynę The Picture Christians Project, poświęconą sytuacji prześladowanych chrześcijan w różnych częściach świata.

Jest autorem filmów dokumentalnych o życiu wspólnot chrześcijańskich w Afryce, na Środkowym Wschodzie i wszędzie tam, gdzie wyznawcy naszej religii są w trudnym położeniu. Przy okazji kręcenia właśnie tego typu materiałów odkrył, że pierwsi znajomi chrześcijanie, jakich poznał we Francji, nigdy nie przestali modlić się o jego nawrócenie.

...

Naprawde wspaniala historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:10, 26 Maj 2018    Temat postu:

„Przez całe życie poszukiwałem”. Jak 95-latek przyjął chrzest, bierzmowanie i I Komunię Świętą
Redakcja | 26/05/2018
KOMUNIA STANA
Udostępnij 1 Komentuj
„Muszę się jeszcze sporo nauczyć o Kościele - mówi 95-letni Stanley Everett. - Ale przecież kiedy przestajesz się uczyć, przestajesz oddychać”.

Stanley Everett, który w lipcu skończy 96 lat, próbował szukać Chrystusa w jednym z najtrudniejszych okresów swojego życia – podczas II wojny światowej. Już jako nastolatek dołączył do armii i został wysłany do Afryki Północnej na szkolenie w zakresie rozbrajania i detonacji min lądowych. Łącznie służył w 17 krajach, w armii brytyjskiej i australijskiej.

Do dziś ma w pamięci początek tamtego koszmaru: „Moja siostra wychodziła za mąż w Anglii w dniu wybuchu wojny, czyli 3 września 1939 roku. Wracałem z miejsca zwanego Moreton, które znajduje się w Surrey, w Anglii, z bukietami ślubnymi. A ona właśnie schodziła do ołtarza, kiedy to się stało” – wspomina.

Wojna nie sprzyjała jego poszukiwaniom wiary. W kolejnych dekadach też nie miał po drodze z Kościołem. Ścieżkę do Boga odnalazł dopiero całkiem niedawno.

Czytaj także: Dziadek student. Jak 80-letni notariusz i jego żona pojechali na Erasmusa


Chrzest w wieku 95 lat
Przez ostatnie 3 lata Stanley Everett uczęszczał na msze św. w kaplicy w ośrodku dla osób starszych Villa Maria Centre (który nazywa swoim domem). „Chciałem móc przyjąć Komunię, ale nie wolno mi było, ponieważ nie zostałem ochrzczony – wspomina. – Powiedziałem więc sobie: cóż, jeśli tego potrzeba, to zrobię to”.

17 maja 2018 r. przystąpił do trzech sakramentów. Jak mówi, tamtego dnia przeszedł całkowitą zmianę. „Całe życie poszukiwałem – stwierdza. – Szczerze mówiąc, nie wiem, kto ma rację, a kto się myli, ale wszyscy wierzą w Jezusa, wszystkie denominacje wierzą, że On jest naszym Zbawicielem”.

Przez resztę życia weteran zamierza zgłębiać wiarę. Nie ukrywa, że bardzo cieszy się, że może już w pełni uczestniczyć w Eucharystii. „To właśnie Komunia przybliża cię do Chrystusa. Przyjmujesz Komunię – i to prowadzi cię do Niego” – zapewnia.

Zapytany o to, co tak naprawdę ma w życiu znaczenie, odpowiada: „Wierzę, że Bóg jest wszechmocny, że Jezus jest Jego Synem i że był posłuszny Ojcu, kiedy przyszedł na tę ziemię. I to nie po to, żeby żyć, ale umrzeć. To jest różnica między Nim a nami”.

Ten na górze wie o wszystkim, co czuję i o czym myślę. Wie o mnie więcej niż ja sam – uśmiecha się. – To On doprowadził mnie do tego miejsca. Jeśli spojrzysz wstecz na rzeczy, które zrobiłeś w swoim życiu, znajdziesz pustą stronę. A jeśli poszukasz tego, co Bóg zrobił dla Ciebie – nie znajdziesz na tej stronie pustego miejsca – będzie pełna.


Źródło: catholicleader.com

...

To dopiero nawrocenie! Bóg potrafi czekac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:25, 09 Lip 2018    Temat postu:

Dziś czytają psalmy i ewangelizują innych. Do niedawna żyli z dala od Boga
Choć część artystów i celebrytów nie kryje się z tym, że są osobami wierzącymi, największą sensację wzbudzają ci, którzy niespodziewanie robią religijny coming out i zawierzają siebie Bogu. Poznajcie niezwykłe historie polskich gwiazd, którym wiara uratowała życie.

Michał Koterski porzucił hulaszczy tryb życia
Michał Koterski porzucił hulaszczy tryb życia (Facebook.com)
WP
REKLAMA

Wiara jest kwestią indywidualną każdego człowieka. Nikt nikomu nie powinien zaglądać przez ramię i rozliczać go z przekonań. Zupełnie inaczej sprawa wygląda w środowisku artystycznym, w którym mówienie o Bogu nie jest zbyt dobrze postrzegane. Jedną z najgłośniejszych przemian w polskim show-biznesie była duchowa metamorfoza Michała Koterskiego, który ze złego chłopca stał się gorliwym katolikiem. Ostatnio w sieci pojawił się filmik, na którym opowiada, z jakim psalmem utożsamia się najbardziej. Dawniej był spisany na straty, dziś zaczyna zupełnie nowe życie.

WP
Misiek, co stał się Michałem

Michał Koterski w dzieciństwie uchodził za spokojne i ułożone dziecko. Wszystko zmieniło się, kiedy wystąpił w "Dniu Świra". Dzięki kultowemu dialogowi z Markiem Kondratem zyskał miano aktora charakterystycznego. Szybko trafił do show-biznesu i wpadł w wir beztroskiej zabawy. Koterski czerpał z życia pełnymi garściami. W dodatku był uzależniony od alkoholu i narkotyków. W 2006 r. rodzicie postanowili wysłać go na odwyk, o czym w wywiadach mówiła m.in. Iwona Ciesielska - mama gwiazdora.


ONS.pl
Podziel się
WP
REKLAMA
- Pytałam nieraz Miśka dlaczego tak się stało. Mówił, że większość młodych ludzi próbuje narkotyków (...). W liceum zaczął od marihuany i eksperymentował ze wszystkim – mówiła w rozmowie z "Wysokimi Obcasami".

Wydawało się, że uda się mu uporać z nałogami. Szybko okazało się, że abstynencja aktora była chwilowa. Koterski wrócił do hulaszczego trybu życia ze zdwojoną siłą. Wszystko zmieniło się, kiedy zakochał się w Marcelinie Leszczak, znanej z programu "Top Model". To dzięki niej zrezygnował z imprez i został gorliwym katolikiem.

Zobacz też: Natchniony Maślak: "Pomagam ludziom, którzy nie wierzą w siebie"

WP
REKLAMA
- W każdą niedzielę można spotkać go na mszy w akademickim kościele św. Anny w Warszawie. Jest głęboko wierzący i nie wyobraża sobie, by teraz jego życie mogło wyglądać tak jak kiedyś – mówiła jakiś czas temu w rozmowie z "Faktem" znajoma Koterskiego.

Nawrócony aktor ma też wpływ na swoją ukochaną. Dzięki Michałowi Marcelina zmieniła swój stosunek do wiary.

WP
REKLAMA
- Marcela również zaczęła regularnie chodzić do Kościoła. Świetnie się dobrali – dodał rozmówca gazety.


Instagram.com
Podziel się
Głęboka wiara ma też ogromny wpływ na jego relacje z przyjaciółmi. Koterski zerwał wszelkie kontakty ze starymi znajomymi. Zmienił się i nie przypomina już zwariowanego Miśka sprzed lat. Wykasował z telefonu numery dawnych kolegów. Obecnie jego najlepszymi przyjaciółmi są duchowni, a zamiast głośnych pubów woli występować w aulach i kościołach, dając świadectwo swojej wiary.

WP
REKLAMA
Rockandrollowy pazur, anielskie skrzydła?

Dorota Rabczewska - artystka niepokorna, wulgarna, bezpośrednia i nie kryjąca się ze swoją laickością. Ten obraz to już przeszłość. Doda po wielu nieudanych próbach wróciła niedawno na łono Kościoła katolickiego. Jednak przez dłuższy czas Kościół traktował ją z dystansem.

Doda
Materiały prasowe
Podziel się
- Pochodzę z wierzącej rodziny i tak zostałam wychowana. Kiedy miałam przebłyski, żeby spróbować znowu się otworzyć i na przykład zaśpiewać kolędę w moim kościele, to nie pozwolono mi. Odsunięto mnie od wiary na wiele lat – mówiła w jednym z wywiadów.

Dorota Rabczewska swoją przemianę zawdzięcza swojemu obecnemu mężowi – Emilowi Stępniowi. To on, jeszcze jako partner biznesowy i przyjaciel, zabierał wokalistkę co jakiś czas do kościoła. Teraz stało się to jej nawykiem.

- Trochę to trwało, ale znów czuję w sobie pokój ducha. To nic złego przyznać się, że życie nam go zabrało, bo sztuką jest go na nowo odzyskać. Mam dzięki temu ogromną pogodę ducha, spokój i bezpieczeństwo. I chęć tworzenia, dlatego płyta w tym roku – wspominała w rozmowie z "Super Expressem".

Doda sprawiła sporo radości osobom duchownym, dla których jej nawrócenie było czymś niezwykłym.

- Jestem niezwykle dumny i wzruszony. Modliłem się za nią. Nawrócenie to zmiana myślenia i postępowania - teraz jeżeli takie ma podejście, to to się nazywa nawrócenie. Coś pięknego! Ona jest fantastyczną kobietą, piękną, zdolną. Podziękuję panu Bogu, że zbłąkana owieczka nawróciła się – powiedział w rozmowie z tabloidem spowiednik gwiazd, ks. Janusz Koplewski.

Kucharz Pana Boga

Również najbardziej znany polski Szef kuchni - Wojciech Modest Amaro - przeszedł jakiś czas temu duchową przemianę. Amaro jest dumny ze swojej wiary i stale podkreśla, że dzięki nawróceniu i Bogu zyskał radość życia. Jak wspominał w "Dzień Dobry TVN", Jezus przyszedł do niego niespodziewanie i skierował go na właściwą drogę.


ONS.pl
Podziel się
- Ostatnio usłyszałem, że to nawet nie było nawrócenie, tylko opamiętanie. Opamiętaliśmy się, gdzie jak ta hierarchia powinna być poukładana. Mówiąc najkrócej: Pan Jezus przyszedł do mnie, jak do rybaków, i powiedział: Dobra, przestań się tym zajmować. Pójdziesz za mną. To był najpiękniejszy głos i najpiękniejsze powołanie, które przydarzyło mi się w życiu – mówił właściciel pierwszej polskiej restauracji, która otrzymała prestiżową gwiazdkę Michelin.

Jednak nawrócenie to nie wszystko. Pod koniec ubiegłego roku pojawiła się informacja, że restaurator ma wykorzystać swoją wiedzę, umiejętności i doświadczenie, by pomóc w otwarciu chrześcijańskiej restauracji. Zadaniem Amaro będzie wybranie profesjonalnego sprzętu i znalezienie dobrego kucharza. Restaurację otwierają, jak informował "Dziennik Łódzki", młode osoby związane z kościołem jezuitów i fundacją charytatywną. To ona ma prowadzić kawiarnię-pizzerię non-profit, która będzie się mieściła przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi.

Znalazły Boga na rozstaju dróg

Anna Świątczak, obecnie Żeńca, była trzecią żoną Michała Wiśniewskiego. Choć para doczekała się dwóch córeczek - Ettiennette Anny i Vivienne Vienny, ich małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Muzycy rozwiedli się w 2011 r. Jednak w ostatnich latach Ania zasłynęła przede wszystkim za sprawą głośnego nawrócenia, o którym opowiedziała w 2015 r. w internetowym programie "Jestem Drugi". Świątczak przyznała wówczas, że zawsze była zbuntowana i w pewnym momencie zaczęła się zatracać. Nieobce były jej narkotyki i alkohol. Myślała również o tym, by odebrać sobie życie.


Youtube.com
Podziel się
- Po przyjeździe do Warszawy tak bardzo nie chciałam być sobą. Wiecznie słyszałam, że jestem niewystarczająca. Nigdy nie słyszałam, że jest ok. Stanęłam na balkonie mojego wynajmowanego mieszkania i chciałam się zabić. Po prostu. Z tej bezsilności, że nie jestem w stanie tego zrobić, leżałam na podłodze i krzyczałam - mówiła ze łzami w oczach.

Wokalistka nie kryła się z tym, że porzuciła Boga dla Michała Wiśniewskiego i życia w luksusie. Jednak z czasem zaczęła odczuwać coraz większą pustkę i bezsilność, które ostatecznie ją pokonały.

- Miałam bogatego męża, wielki dom. Ta dziura gdzieś pozostała nadal, chyba jednak nieco głębiej schowana. I ta świadomość, że Bóg patrzy na mnie, jak go ranię, jak nie szanuję swojego męża. Po 6 latach moje małżeństwo się rozpadło i to znowu była moja decyzja. (…) Znowu zostałam sama, tyle że z córkami bagażem potwornych doświadczeń duchowych - opowiadała.

Świątczak przyznała również, że jej życie odmieniła przypadkowo poznana osoba, która namówiła ją na "spotkanie chrześcijańskie". To właśnie w Chrześcijańskim Kościele Reformacyjnym doznała nawrócenia.

- Byłam zmiażdżona akceptacją Boga. Uleczył coś, co wydawało mi się, że już nigdy nie zostanie uleczone. Bóg pomimo tego, że zaprzeczyłam temu, że jest dobry, akceptuje mnie. Użyje wszelkich możliwych środków, aby dotrzeć do mnie. Bóg jest pierwszy – dodała.


ONS.pl
Podziel się
Podobny scenariusz napisało życie Mai Frykowskiej. Celebrytka z aspiracjami była kojarzona głównie z erotycznych scen w basenie w programie "Big Brother". Niespodziewanie w 2011 zmieniła swój wizerunek, zrezygnowała z pseudonimu "Frytka" i postanowiła zostać aktorką – z marnym skutkiem. Po jakimś czasie okazało się, że za zmianą wizerunku stało rzekome nawrócenie. Podobnie jak Świątczak związała się z Chrześcijańskim Kościołem Reformacyjnym.

- Przyjęłam Jezusa Chrystusa do swojego serca i od tego momentu moje stare życie umarło. Zaczęło się nowe. Wszystko, co stare - przeminęło. W moim życiu zapanował kompletny spokój. Powiem, że życie z Jezusem Chrystusem jest niesamowite. W moim życiu nie było żadnej stabilizacji, dlatego postanowiłam znaleźć coś realnego, stabilnego, prawdziwego - żywego Boga. I znalazłam go, on przyszedł do mojego serca i został w nim, jest w nim i będzie - mówiła Frykowska.

Kilka lat później również wzięła udział w programie "Jestem Drugi", w którym powiedziała, że po przyjęciu Jezusa, jej życie w jednej sekundzie uległo zmianie. Zerwała przeszłością i destrukcyjnymi nawykami.

- (…) Czułam po prostu, że coś się we mnie dzieje, że coś się we mnie przemienia. Nagle po prostu ludzie się ode mnie odsuwają, którzy byli wcześniej, że te sytuacje narkotyki, zabawy, melanże, przestały mnie nagle interesować i nagle odcięłam się od tego świata, ludzi, imprez, gdzie do tej pory byłam duszą towarzystwa i zawsze miałam coś wesołego do powiedzenia i zawsze coś się wydarzało. (…) Wiem, że jest jeszcze dużo rzeczy, które będę musiała w sobie zmienić, ale wiem jedno - ja chcę iść za Bogiem - dodała.


East News
Podziel się
Co ciekawe, w przemianę duchową Frykowskiej nie wierzył Szymon Hołownia, który w felietonie dla "Newsweeka" napisał wprost, że nie wierzy w jej nawrócenie.

"Kiedy obejrzałem dostępny w internecie film, w którym dama znana jako Frytka wyznała, że przyjęła do serca Jezusa i odtąd chce żyć zupełnie inaczej, dobre kilka minut zastanawiałem się, którą z dróg myślenia obrać. Pierwszą znaczyła naiwna radość - ktoś znany dotychczas z mówienia rzeczy jeszcze głupszych od tych, które robił, próbuje przestawić się na inną egzystencjalną "gęstość", wyjść z cyrku i dotknąć Sensu, zostawić interesy i doświadczyć zaufania. (...) Uśmiech w duszy szybko zastępuje jednak chłodna podejrzliwość. To pewnie kolejna PR-owska gra stęsknionej fleszy gwiazdki."

Cud modlitwy

Przed laty Patryk Vega pił na potęgę, nie stronił od narkotyków i prowadził rozrywkowy tryb życia. Wypadek samochodowy, który cudem przeżył, zmienił wszystko.


ONS.pl
Podziel się
- Pędząc terenowym mercedesem, uderzyłem czołowo w pędzące z naprzeciwka infiniti. Gdybym jechał osobowym samochodem, to prawdopodobnie byśmy tutaj nie siedzieli - opowiadał w portalu deon.pl. To właśnie wtedy nawrócił się, uwierzył w Boga i stał się członkiem Kościoła. Wiara zaś pomogła mu stać się lepszym człowiekiem.

- Nagle skutecznie odstawiłem alkohol, rzuciłem papierosy (paląc trzy paczki dziennie), kokainę, marihuanę, wszystkie używki i zrzuciłem 45 kilogramów - mówił. - Nie widzę w tym żadnej swojej zasługi. Oczywiście, sporo o tym myślałem, ale nie jest tak, że ja wykonałem jakąś heroiczną pracę, która pozwoliła mi to wszystko zwalczyć.

Również Michał Lorenc odnalazł spokój w modlitwie i Bogu. Choć jako kompozytor muzyki filmowej zdobył ogromne uznanie zarówno w kraju, jak i za granicą, nie potrafił czerpać prawdziwej satysfakcji ze swoich osiągnięć. Nie radził sobie z sukcesami oraz presją. Wpadł w alkoholizm, miał też powiązania z mafią, od której kupował narkotyki. Czasami przez kilka nocy nie wracał do domu, miał coraz poważniejsze problemy emocjonalne, a jego małżeństwo wisiało na włosku. Po śmierci swojego dziecka wpadł w jeszcze większą depresję, myślał nawet o samobójstwie. Pomogło mu dopiero spotkanie z Marcinem Pospieszalskim, który zaczął się nad nim modlić.


Forum
Podziel się
- Uznałem to za upokarzające, ale pomyślałem: skoro on robi z siebie takiego idiotę i błazna, to może ja te narkotyki wyrzucę, żeby też zrobić jakiś ruch. Wyrzuciłem je do ubikacji i spuściłem wodę. Po latach zrozumiałem, że wtedy już działała modlitwa Marcina - dodawał.

Zaczął odbudowywać relację z żoną i dziećmi, a także dołączył do Kościoła, co, jak wyznaje, jest dla niego doświadczeniem ważniejszym niż wszystkie międzynarodowe sukcesy.

...

Serce rosnie. Oczywiscie to ich nawrocenie jest bardzo rozne. Taki zbior ogolny nie istnieje. Nie wszyscy stali sie swietymi nie wszyscy zrobili to wlasciwie. Jednak porownujac to ze smiercia z przedawkowania typowa dla celebrytow z USA zrozumiemy jak wielka to różnica.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:43, 25 Maj 2019    Temat postu:

Amerykańska piosenkarka Lady Gaga będzie się modliła do lucyfera za kobiety ktore nie moga mordować dzieci.

Gaga stwierdziła, że będzie się modliła za wszystkie kobiety, które ze względu na regulację chroniącą życie, nie będą mogły zabić swojego poczętego dziecka.
„To hańba i modlę się za wszystkie kobiety i dziewczynki, które ucierpią z rąk tego systemu” – napisała na Twitterze.

...

Beda cierpialy ze nie zostaly morderczyniami... Jak widzicie mialem racje ze bylem ostrozny z tym jej ,,nawroceniem". Jest gorzej opetana niz byla dawniej. Jak oni modla sie do ,boga' to nie oznacza Boga! Nie bedziesz mial ,bogow cudzych' przede mna! mowi przykazanie! Z czego jasno wynika ze istnieja byty nazwyane ,bogami' ktore czcza ludzie i jest to kult zła.
Bóg W Trójcy Jedyny! To jest Bóg!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:17, 08 Lis 2019    Temat postu:

Aleteia

Kiedyś był gangsterem, teraz w więzieniach mówią o nim „biskup” (wywiad)
PAWEŁ CWYNAR
@pawelcwynar/Instagram
Ewa Rejman | 08/11/2019
Na wolności miał status „gangstera z górnej półki”, a w zakładzie karnym – niebezpiecznego więźnia. Wszystko zmieniło się, kiedy zaczął czytać Biblię i próbował zrozumieć pewien sen. Postanowił zagrać o najwyższą stawkę. Teraz Paweł Cwynar mówi o sobie, że jest „zapalnikiem Pana Boga”.

Ewa Rejman: Jak to się stało, że chłopak z dobrego domu znalazł się najpierw w poprawczaku, a potem w więzieniu?
Paweł Cwynar*: To był proces. W szkole zawodowej nauczyciel nie interesował się moimi wcześniejszymi osiągnięciami sportowymi, z których byłem bardzo dumny. Nagle poczułem, że nikomu nie jestem potrzebny, ale nie chciałem dzielić się moimi odczuciami. Zamiast tego zacząłem szukać adrenaliny na własną rękę, wychodziłem wieczorami z domu i stopniowo poznawałem ludzi z szeroko pojętego marginesu. Zaimponowali mi szczególnie ogoleni na łyso chłopacy z poprawczaka, którzy stamtąd wynieśli swoiste „zasady”. Szukałem wtedy przynależności do jakiejś grupy, chciałem uczestniczyć w jakichś zawodach, jakiekolwiek by one nie były.



Złe zawody
Ale to nie były dobre zawody.

Chodziło o dokonywanie różnych przestępstw, bycie zwykłym chuliganem. Nie bałem się wtedy, że mnie złapią, nie myślałam w ogóle o tym. Byliśmy nieuchwytni, niezniszczalni, świat stał przed nami otworem. Im więcej niebezpiecznych sytuacji się zdarzało, tym mocniej czułem adrenalinę.

A jednak pana złapali.

Początkowo łapała mnie milicja i oni stosowali metody dobrze znane za komuny, czyli „prewencyjne bicie”. Te doświadczenia sprawiły, że nieco okrzepłem. Kiedy w wieku 16 lat zatrzymano mnie i trafiłem na izbę dziecka, próbowałem pobić funkcjonariusza i uciekać. Stamtąd trafiłem do poprawczaka, w którym zderzyłem się ze światem jednak do pewnego stopnia wcześniej mi nieznanym. Przemoc była wszechobecna, panował terror strachu. Szybko wpisałem się tę strukturę.

Kiedy pan stamtąd wyszedł?

Po roku. A miesiąc później trafiłem już do więzienia. Z bardzo poważnymi zarzutami. Miałem 17 lat, ale już przyznano mi status więźnia – recydywisty.

Później czekały pana kolejne stopnie „kariery”?

Moja kariera więzienna toczyła się „dobrze”. W końcu przewieziono mnie do zakładu karnego w Wołowie i tam zostałem zaakceptowany przez ludzi, którzy rządzili tym więzieniem. Uznali, że jestem znakomitym materiałem na zawodowego gangstera. Kiedy stamtąd wyszedłem, poznałem ludzi z Pruszkowa i zaangażowałem się w różne interesy. Bardzo dużo zarabiałem, wiedziałem, że wiele mogę. Czułem, że w tym towarzystwie muszę odpowiednio wyglądać, więc zmieniłem dresy na garnitur, kupiłem mercedesa. Miałem darmowe wejścia do wielu klubów, kłaniali mi się w tym świecie.



Pan Bóg rozdaje karty
Poza niebezpieczeństwem bycia złapanym, to chyba dość wygodny tryb życia. A jednak pan się zmienił. Co się stało?

Wierzę, że moje nawrócenie zainicjowała modlitwa wstawiennicza mojej siostry i mamy. W 2005 roku dopadło mnie CBŚ, zostałem umieszczony w więzieniu we Wrocławiu w bardzo ściśle strzeżonej celi. Pewnego razu po powrocie ze spaceru znalazłem tam kilka kartek z Nowego Testamentu. Wcześniej ich tam nie było i być nie powinno, bo moja specjalna cela znajdowała się pod nieustanną kontrolą.

Zawsze czytałem wiele książek filozoficznych, więc teraz zacząłem studiować te kartki i zastanawiać się nad ich znaczeniem. Poprosiłem o dostarczenie mi Biblii, ale nie dostałem na to zgody. Zagroziłem, że się powieszę, jeśli jej nie otrzymam i w końcu się zgodzili.

Co było potem?

To co czytałem, postrzegałem od strony wiedzy, a nie przesłania duchowego. Pewnego razu miałem jednak bardzo dziwny sen. Śniło mi się, że wchodzę do ogromnej auli, pośrodku której stoi mały odrapany stoliczek, taki jakie były w więzieniu. Siedziały przy nim dwie osoby – jedna w elegancko skrojonym garniturze, a druga promieniująca blaskiem, nie mogłem dojrzeć jej twarzy. Zrozumiałem, że symbolizują one Diabła i Boga. Grali w pokera. Wiem, że Pan Bóg w karty nie gra, ale ja potrzebowałem właśnie takiego obrazu, bo świetnie znałem tę grę. Diabeł na środku stolika położył bogactwa świata, Bóg coś czego nie widziałem, ale podświadomie czułem, że to coś absolutnie najcenniejszego. Czym to mogło być? Potem się obudziłem.

Ten sen coś zmienił?

Bardzo chciałem zrozumieć, co mogło być tak cenne. Położyłem się w mojej celi krzyżem na betonie. Choć nie za bardzo wiedziałem, dlaczego tak postępuję, to robiłam tak w kolejnym miesiącu każdego dnia przez godzinę. W końcu zrozumiałem, że tą najcenniejszą rzeczą, którą Bóg położył na stole było życie wieczne. Bardzo mocno mnie to poruszyło, wiedziałem, że to najwyższa stawka, jaka istnieje. A przecież od najmłodszych lat zawsze chciałem wygrywać to co najcenniejsze, piąć się na samą górę. Stało przede mną najważniejsze wyzwanie.



Najwyższa stawka
Tylko że to wyzwanie wymagało od pana porzucenia wszystkiego, co było dotychczas.

Tak. Zastanawiałem się, co teraz zrobię, jak to powiem kolegom. Zawsze w życiu potrafiłem jednak zapanować nad strachem i chciałem, żeby tak samo było w tym przypadku. Powiedziałem Panu Bogu: „od teraz chcę być w Twojej drużynie”. Czytałem Biblię, żywoty świętych, wyspowiadałem się z całego życia. Wyszedłem sześć lat później.

Jako zupełnie inny człowiek.

Od razu odbyłem pielgrzymkę na Jasną Górę. To co jeszcze mi zostało, oddałem bezdomnym. Wcześniej byłem „kimś”, teraz poszedłem pracować na budowach. Niestety moja dotychczasowa reputacja podążała za mną i dlatego co chwilę ktoś mnie zwalniał.

W tym czasie poczułem, że Pan Bóg przypomina mi o mojej pasji do pisania. Zacząłem publikować teksty w internecie i otrzymałem wiele słów zachęty. Zdecydowałem, że napiszę książkę opartą na faktach, zatytułowałem ją „Wysłuchaj mnie, proszę”. Okazała się bestsellerem. Wierzę, że to jest prawdopodobnie odpowiedź na pytanie o to, co powinienem w życiu robić.

Robi pan nie tylko to. Pana przezwisko „Biskup” nie wzięło się znikąd.

Kiedy wchodzę do więzień czy poprawczaków, to ludzie, z którymi się spotykam widzą, że mówię ich językiem, z niektórymi z nich się znamy. Widzą, że nie wróciłem do poprzedniego życia, że nie udaję. Zrozumiałem, że swoim świadectwem mam pełnić rolę „zapalnika”. Efekty zostawiam Panu Bogu.

*Paweł Cwynar – niegdyś niebezpieczny przestępca, który spędził w więzieniu 15 lat. Obecnie ewangelizator i pisarz, autor książki ”Wysłuchaj mnie proszę”.

...

To sa wspoaniale historie ktore pozwola wam zrozumiec dlaczego wieksza jest rafisc z 1 nawroconego niz z 99 sprawiedliwych.

Rysy szemranego typka jeszcze mu zostaly bo to jak slady blizm ale oczywiscie to juz inny czlowiek!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 18:18, 08 Lis 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 3:07, 03 Lut 2022    Temat postu:

Rzezimieszek84 2 godz. temu
@ WysokiKomisarz: Mądrze piszesz. Sam wróciłem do Boga po 20 latach. Nie mogłem zrozumieć dlaczego zesłał na mnie to wszystko. Po czasie jednak do mnie dotarło. Tylko Pan podtrzymywał min głowę nad powierzchnią wody abym nie utonął. Teraz już wiem dlaczego tak prowadził moje ścieżki. Myślałem ze mnie nienawidzi i ze mnie drwi jednak był jakiś zamysł w tym wszystkim. "Bo w ogniu próbuje się złoto, a ludzi miłych Bogu – w piecu poniżenia" Te słowa pozwoliły mi zrozumieć że Pan chce ze mnie zrobić coś więcej. Przełom nastąpił gdy miałem 33 lata. Dziś mam 37 w te 4 lata jako samouk doszedłem do stanowiska głównego konstruktora w przemyśle ciężkimi. Zabrał mi wszystko i dla mi wszystko. To moje świadectwo. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
0
WysokiKomisarz 1 godz. temu
@ Rzezimieszek84: Na wieki wieków. Dziękuję Ci bardzo. Żeby było śmieszniej, ja też mam podobne doświadczenia (nie upadłem ale byłem w pewnej pustce, matni,
bezsensie). Jak mogę doradzić, rozejrzyj się i posłuchaj czy On o coś Ciebie nie prosi... Skoro Cię zahartował, pewnie potrzebuje Cię jako narzędzia. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Z Bogiem.
P. S. Polecam różaniec - czasami zamiast prosić, spróbuj posłuchać. Od pewnego czasu (nie liczę tego ale trochę więcej niż pół roku) odmawiam codziennie (nie klepie tylko staram się odmawiać z zaangażowaniem i wiarą) i całkiem niedawno odebrałem taką radę od osoby wierzącej bardzo - i posłuchałem. Sam spróbuj to zobaczysz. Chcesz to wyślę Ci różaniec na mój koszt, z 500 które miałem zostało mi jeszcze 41. Jeszcze raz z Bogiem.

...

Ciekawe swiadectwa z wykopu. Bóg chce byc zawsze z nami i nie trzeba wielkich nawrocen bo nie trzeba odchodzic. Ale jesli Bóg widzi ze czlowiek sie oddala to czesto woli zeby ktos dotarl do dna zeby sie odbil. Swiat duchowy dziala na tych samych zasadach co fizyka ktora jest jego obrazem choc nie jest fizyczny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy