Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Walka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:36, 28 Cze 2017    Temat postu: Walka

Walcz do końca! Nawet, gdy to bez sensu…
Stefan Czerniecki | Czer 28, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Bycie upartym. Twardość obstawania przy swoim. Nie znoszące sprzeciwu dążenie do wymyślonego przez siebie celu. To chyba jedna z pierwszych cech, którą próbujemy wyplenić z dojrzewających dzieci.


„A
teraz zrobimy małe ćwiczenie – prowadząca warsztaty z posługi proroczej uśmiecha się życzliwie do zgromadzonych na sali. – Spróbujcie zapisać na karteczkach, które zaraz Wam rozdamy, Wasze oczekiwania. Wszystkie motywacje, z którymi przybywacie na te warsztaty”.

Dziewczyna daje grupie parę chwil na zastanowienie, by po chwili przejść się przez salę i zebrać zapisane skrawki papieru.

„Napisałem prawdę. Jak zresztą zawsze – śmieje się w duchu Tomasz Krzysztof, do tej pory chyba mój ulubiony bohater naszych krótkich historii traktujących o męstwie. Historię jego cudownego wzrostu poznaliście tydzień temu. – Myślałem, że to takie fajne ćwiczenie. Aby uświadomić przede wszystkim sobie, po co tu jestem. Poza tym pomyślałem, że takie odwiedzi uczestników kursu mogą okazać się przydatne w przyszłości dla jego prowadzących. Na kiedyś tam. Do takiej ich prywatnej analizy”.

„No! To teraz zobaczymy, co Was tu przyprowadziło… – na te słowa Tomkowi nieco mocniej zabiło serce. Tego się nie spodziewał. Ułożywszy przed sobą na kopczyku zebrane ulotki, dziewczyna zaczęła czytać. – „Chciałbym pogłębić modlitwę”. „Przyjechałam tu lepiej poznać Boga”. „Poszukuję głębi w modlitwie. Pragnąłbym pójść jeszcze dalej”…
Czytaj także: Mężczyźni! Chodźmy do kościoła, jesteśmy tam potrzebni!

Kopczyk kartek robił się coraz cieńszy i cieńszy. Tomasz Krzysztof tylko przymknął oczy. Jego karteczki jeszcze nie wyczytano. Prowadzącej do końca zostały jeszcze dwie, może trzy karteczki. Wśród nich musi być i jego. To było już tylko kwestią sekund.

– „Żeby poznać przyszłą żonę”.

Na sali słychać rozbawienie. Śmieją się wszyscy. Atmosfera rozluźnienia. Przeczytana przed chwilą motywacja znajdowała się na samym czubku czyjejś listy. Tomasz Krzysztof również się uśmiechnął.

Bycie upartym. Twardość obstawania przy swoim. Nie znoszące sprzeciwu dążenie do wymyślonego przez siebie celu. Nawet utopijnego. Chyba jedna z pierwszych cech, którą tuż po jej ujawnieniu się próbujemy wyplenić z rosnących i dojrzewających dzieci.

„Nie bądź jak osioł!”, „Naucz się chodzić na kompromisy”, „Nie zawsze musi być tak, jakbyś chciał”. Żeby było jasne. Nie jestem ani rodzicem, ani dziecięcym psychologiem. Ani tym bardziej mądrym duchownym. Ale gdy na chłopski rozum, poprzez męską łopatologię analizuję dziś historię Tomasza Krzysztofa, wychodzi mi jasno, że jemu tej „przywary” po prostu nie zdążono wyplenić. Na jego szczęście. Bo – znając finał opisanych we wstępie warsztatów – wiem, że lepszej „przywary” nie mógł w sobie zachować.

Jechać na warsztaty z posługi proroczej z nastawieniem znalezienia tam żony. Czyż to nie brzmi irracjonalnie pięknie? Panie podpowiedzcie, ale czy czasem nie jest to najbardziej romantyczna kwintesencja męskiej upartości? Podążania za pragnieniem? Że może tam?

Tomasz Krzysztof jest dziś szczęśliwie zakochanym facetem. Swoją Piękną znalazł podczas warsztatów z posługi proroczej. Pewnie, że nie było prosto. Pewnie, że z początku nie zwróciła na niego najmniejszej nawet uwagi (to może wydawać się dziwne, ale w odróżnieniu od „upartych mężczyzn” ta Dziewczyna pojechała na warsztaty z posługi proroczej, aby uczyć się posługi proroczej). Pewnie, że znalazł się moment, w którym pojawiła się niepewność, nawet apatyczna pokusa poddania się. Że „znowu się nie udało”. Ale nie-nie! Nie! Nie tym razem.
Czytaj także: List do przyszłej żony mojego syna

Z początku ujął Ją swą wiedzą na temat kuchni św. Hildegardy (to brzmi dość fantasmagoryjnie, ale te kilkanaście lat temu Bóg naprawdę wiedział, po co daje mu tę pasję). Ujął dobrym sercem (który z panów jedzie do domu w przerwie spotkania, aby upiec i przywieźć Ukochanej zdrowe ciasto marchewkowe?).

Wreszcie prawdopodobnie ujął Ją męstwem. Bo facet, który wierzy, otrzymuje szeroki dostęp do Łaski. A ta z kolei pozwala mu żyć w prawdziwej czystości. W wolności. Kurczę, zupełnie się na tym nie znam, ale podskórnie coś mi mówi, że kobiety chyba to wyczuwają. Tę czystość, tę męską czystość. Pochodzącą z Góry. O to jednak musiałbym zapytać Pięknej Wybranki Tomasza Krzysztofa. Gdyż ich historia na dobre się jeszcze nie rozpędziła. To raczej dopiero początek.

Takiego początku męskiej drogi do szczęścia pozostaje życzyć, Panowie, każdemu z nas. W bezczelnym uparciu i konsekwencji działania. Przeciwnik będzie rzucał kłody. To pewne jak w banku. Kłody odrzucenia, załamania. Bezradności, że „znów się nie udało”. Wreszcie zaś kłodę z gigantycznym napisem „MĘSKI KOMPLEKS”. A wokół będą się śmiać. Że my dalej jesteśmy uparci.

I wiecie co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? Że wcale nikt nam nie zagwarantuje, że przez nasz upór i „sfokusowanie” na pewno nam się uda. Pogodzenie się z tą prawdą także będzie męstwem. Ale świadomość realności takiego scenariusza wcale nie zwalania nas z dalszej walki. I to jest chyba w tym wszystkim najlepsze.

...

Oczywiscie walcz do konca O DOBRO! Sama walka nie jest jeszcze celem. Walczyc aby walczyc... Celem jest dobro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:00, 14 Lip 2017    Temat postu:

7 skutecznych strategii, dzięki którym osiągniesz to, co ważne!
Mikołaj Foks | Lip 14, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Dokładnie przeczytał całą literaturę sukcesu, jaka ukazała się w Stanach Zjednoczonych od 1776 roku. Miał w małym palcu kwintesencję tego, co wolny i demokratyczny świat uważa za klucze do osiągania powodzenia w życiu. Dzięki temu odkrył, że w okresie międzywojennym zmarginalizowano podstawy autentycznej życiowej efektywności.


S
tephen R. Covey – autor światowego bestselleru „7 Nawyków skutecznego działania” – zauważył, że przez wieki drogą do sukcesu były ponadczasowe wartości, takie jak: pokora, wierność, umiar, odwaga, sprawiedliwość, cierpliwość, pracowitość, prostota czy skromność. Natomiast w latach 20. minionego wieku zaczęto na tej drodze akcentować różne techniki – np. autoprezentacji, budowania relacji, sprzedaży.

Covey widząc, że autentyczny i trwały sukces można odnieść opierając się na wartościach ponadczasowych sformułował 7 opartych o nie strategii (nawyków). Dla milionów ludzi na świecie te strategie stały się drogowskazami do tego, co w życiu najważniejsze.
Reklama



1. Proaktywność

Jak wiele decyzji w życiu podejmuje się samemu? Ty decydujesz o swoim nastroju, czy robią to za Ciebie nastroje innych ludzi lub pogoda? Ile czasu spędzasz analizując sprawy, na które nie masz wpływu? Być proaktywnym to przejmować inicjatywę w codziennych sprawach, zajmować się tym, na co mam realny wpływ i stawać się kowalem swojego losu.
Czytaj także: Szukasz motywacji i energii do dobrego życia? Precyzyjnie nakreśl swój „krąg wpływu”

Twoje najważniejsze wartości i życiowe cele powinny być fundamentem Twojego działania. Bycie proaktywnym to umiejętność zatrzymania się i podjęcia decyzji zgodnie z tymi zasadami. To Ty decydujesz, czy deszczowe lato popsuje Ci wakacje, czy nie. Możesz godzinami perorować o polityce lub uczynić niewielkie, ale konkretne dobro, na które masz realny wpływ. Ludzie proaktywni mają moc zmiany swojego życia i zmiany otaczającego ich świata.


2. Wizja końca

Czy wiesz, kim chcesz być za 10 lat? Co chcesz wspominać na stare lata? Jak zapamiętają Cię wnuki? Każdy, kto buduje dom wie, jak ma wyglądać po zakończeniu prac. Ludzie, którzy mają wizję końca spraw, w które się angażują, a także wizję końca swojego życia są szczęśliwsi. Mają więcej życiowej satysfakcji, bo wiedzą dokąd zdążają.

Spotkaj się sam na sam ze sobą i ustal, co jest Twoją życiową misją. Dzięki temu z łatwością ocenisz, czy angażować się w coś nowego, co stanie na Twojej drodze. A angażując się, łatwiej określisz, co chcesz w ten sposób osiągnąć.


3. Najpierw najważniejsze

Sprawy pilne wypierają z Twojego życia sprawy ważne? Zdarzyło Ci się zapomnieć o bliskiej osobie, bo trzeba było zostać dłużej w pracy? Często robisz milion rzeczy, które właściwie nic nie wnoszą? Robić w pierwszej kolejności to, co najważniejsze jest sztuką. Ale tylko w ten sposób można dojść do tego, co najważniejsze.
Czytaj także: 5 prostych sposobów na piękne, twórcze życie

Planuj każdy tydzień tak, żeby w pierwszej kolejności robić rzeczy najważniejsze – nawet jeśli są trudne, a nawet odstręczające. Nie bój się odrzucić tego, co nieważne. Łatwiej podejmiesz decyzję, jeśli w zgodzie ze sobą zobaczysz, że sprawy błahe uniemożliwiają zajęcie się sprawami ważnymi.


4. Wygrana – wygrana

Uważasz, że jeśli czegoś nie masz, to dlatego, że ktoś inny to ma? Często myślisz, że wygrasz tylko wtedy, gdy druga osoba przegra? Szczerze szukasz takiego rozwiązania sporu, żeby wszystkie strony były usatysfakcjonowane? Myślenie w kategorii wygrana-wygrana, to przekonanie, że prawdziwe zwycięstwo można odnieść tylko razem.

W pracy i w domu staraj się, żeby swoich wygranych nie osiągać kosztem drugiej strony. Bo jeśli ktoś robiąc to, czego oczekujesz znienawidzi Cię, to czy istotnie wygrałeś? Równocześnie zadbaj też o swoje potrzeby. Jeśli czujesz, że ktoś ciągle żyje Twoim kosztem, to wkrótce nawet nie będziesz mieć siły, by stanąć do zawodów. Żyj tak, żeby odnosić sukces, który będzie również sukcesem otaczających Cię osób.


5. Zrozumieć

Starasz się dokładnie wyjaśnić drugiej stronie, o co Ci chodzi? Ludzie nie potrafią zrozumieć spraw, które im tłumaczysz? Spotykasz się z odpornością nawet na najprostsze argumenty? Każdy z nas chce być zrozumiany przez drugą osobę i dlatego… przeważnie się nie dogadujemy. Sprawa się zmieni, jeśli spróbujemy najpierw zrozumieć, a potem być zrozumianym.
Czytaj także: 10 sposobów odkrywania swojego sumienia

Słowa, które słyszymy od innych często znaczą coś zupełnie innego niż nam się wydaje. Z pozoru logiczne argumenty to przeważnie następstwa naszych emocji lub doświadczeń, o których nie potrafimy mówić wprost. To dlatego, żeby zrozumieć drugą stronę, należy okazać jej bezwzględny szacunek i ciągle stawiać sobie pytanie: co ona tak naprawdę chce mi przez to powiedzieć?


6. Synergia

Dziwi Cię, że niektórzy ludzie postępują inaczej niż Ty? Nie możesz zrozumieć, jak można pewnych rzeczy nie potrafić? A może irytują Cię poglądy Twoich znajomych? Świat składa się z różnorodności, a każdy człowiek to osobne indywiduum. Możemy to negować lub uznać to za coś pozytywnego.

Różnicom, jakie są między nami zawdzięczamy rozwój. To dzięki nim powstają nowe pomysły, świat nie przestaje zaciekawiać, a Ty i ja mamy możliwość przełamać swoje ograniczenia. Zamiast się oburzać, doceń różnice i spróbuj je zrozumieć. To dzięki różnicom między dwiema stronami, może pojawić się trzecie rozwiązanie.


7. Ostrzenie piły

Czujesz czasem takie zmęczenie, że nie masz siły nic jeść? A może jazda samochodem tak Cię pochłania, że nie masz kiedy zatankować? Znasz historię drwala, który był tak pochłonięty swoją pracą, że nie miał czasu, by naostrzyć piłę? Pracował coraz wolniej, aż nie skończywszy pracy padł martwy ze zmęczenia.
Czytaj także: Sposób na depresję? Trzeba o siebie zadbać!

Nie da się efektywnie osiągać tego, co ważne, jeśli nie ma się do tego siły. Regenerację sił też trzeba zaplanować. Dotyczy to: ciała (sił witalnych), ducha (sfery duchowej), umysłu (czyli intelektu) i serca (relacji z innymi). Naostrzenie piły w tych obszarach, to punkt wyjścia do działania we wszystkich innych.
Teraz

Jeśli udało Ci się doczytać do końca, to wróć do punktu pierwszego i już teraz określ jedną rzecz, którą zrobisz, by lepiej dążyć do tego, co naprawdę dla Ciebie ważne. Zrób pierwszy krok do zwycięstwa. Powodzenia!

...

Dobre! To tez zasady walki. O dobro! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:11, 21 Lip 2017    Temat postu:

Czy wiesz, że Biblia też pisze o dżihadzie?
Łukasz Kobeszko | Lip 21, 2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

„Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne” – czytamy w 1 Liście do Tymoteusza. Pewnie się nie spodziewacie, ale to zdanie mówi o… dżihadzie.

Współczesnemu człowiekowi termin „dżihad” kojarzy się jednoznacznie. To „święta wojna” prowadzona przez islamskich fundamentalistów wobec tych, którzy nie podzielają ich wizji świata, w tym – przeciwko całej cywilizacji zachodniej i innym religiom. Czy jednak wiecie, że pojęcie to ma swoje korzenie we wspólnym pniu języków semickich i używane było w Nowym Testamencie w zupełnie odmiennym znaczeniu?

Już te słowa wstępu mogą szokować niektórych czytelników. Pozornie przecież trudno o bardziej sprzeczną z chrześcijańską zasadą miłowania nieprzyjaciół ideą niż „dżihad”, głoszący nieustanną i bezkompromisową walkę z „niewiernymi”. Aby zaskoczenie było jeszcze większe, należy zwrócić uwagę, że słowo „dżihad” (w uniwersalnej i rozpowszechnionej na całym świecie pisowni angielskiej „jihad”, w języku arabskim – جهاد ) występuje w dosłownym brzmieniu w… Piśmie Świętym.
Czytaj także: Co Biblia tak naprawdę mówi o seksie?

Aby napięcie trochę opadło, uspokójmy – w takim brzmieniu tylko w Biblii tłumaczonej na język arabski. Niemniej, sam problem znaczenia tego terminu dotyczy nie tylko islamu, ale również chrześcijaństwa. Przyjrzyjmy się nieco bliżej temu ciekawemu zagadnieniu.

W 1 Liście Świętego Piotra Apostoła (4, 1Cool znajdziemy wers: „A jeżeli sprawiedliwy z trudem dojdzie do zbawienia, gdzie znajdzie się bezbożny i grzesznik?”, stanowiący bliską oryginałowi parafrazę fragmentu Księgi Przysłów (11, 31): „Jeżeli prawego zapłata w podziemiu, tym więcej grzesznika i niegodziwego”.

Apostoł przedstawił w tym miejscu osiągnięcie zbawienia w świetle wiary w zmartwychwstanie, a nie starotestamentowego przekonania o przejściu dusz ludzi sprawiedliwych po ich śmierci do otchłani. W obydwu przypadkach wersy te zwracają jednak uwagę, że osiągnięcie zbawienia przez człowieka związane jest z pewnym trudem i wysiłkiem. Każdy zaś podejmowany przez nas wysiłek to również rodzaj walki. Z samym sobą, własnym lenistwem, słabością fizyczną i psychiczną, przeciwnościami losu i niepomyślnymi okolicznościami zewnętrznymi.

W Biblii Tysiąclecia tłumacze używają słowa „trud”, w staropolskim przekładzie o. Jakuba Wujka spotykamy się z frazą „sprawiedliwy ledwo się zbawi”. W Septuagincie (greckim przekładzie Pisma Świętego) używane jest zaś słowo „ἀγών” (czyt. „agon”), oznaczające bardzo radykalny wysiłek i trud, związany nawet ze szczególnego rodzaju „umieraniem” (agonią) dla innych, mniej istotnych spraw i skoncentrowaniem się na osiągnięciu jednego, konkretnego celu.

Apostołowie Słowian Cyryl i Metody, którzy dokonali przekładu Biblii na język starocerkiewnosłowiański posłużyli się zaś terminem „подвиг” (czyt. „podwig”), oznaczającym dosłownie wznoszenie się i wchodzenie w górę, a szerzej rozumianym również jako podejmowanie dużego wysiłku.

Wszystkie te tłumaczenia odnoszą się do jednego, hebrajskiego słowa „shed-ar” oznaczającego walkę lub zmaganie się z przeciwnościami wewnętrznymi (np. słabym charakterem, złymi przyzwyczajeniami). W dialektach ludów zamieszkujących dzisiejszą Palestynę oraz pustynię Synaj, które dały początek dzisiejszemu językowi arabskiemu hebrajskie „shed-ar” tłumaczono jako „dżahada”, które dało początek dzisiejszemu terminowi „dżihad”.
Czytaj także: Zaskakujący związek pomiędzy Matką Bożą z Fatimy i islamem

W innym miejscu, w arabskim tłumaczeniu Biblii słowo „dżihad” występuje w bardzo podobnym kontekście przy okazji wersu z 1 Listu do Tymoteusza (6, 12): „Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany i [o nim] złożyłeś dobre wyznanie wobec wielu świadków”.

„Dżihad” oznacza więc tutaj nie tylko wysiłek podejmowany w celu osiągnięcia zbawienia, ale również wiąże się z osobistym świadectwem chrześcijanina wobec współbraci w wierze i całego otaczającego go społeczeństwa.

Wielu lingwistów zajmujących się językami biblijnymi oraz semickimi zwraca uwagę, że oryginalne terminy „shed-ar”, „dżahada” i „dżihad” są rzeczywiście dość wieloznaczne, choć ich etymologia i powszechnie używane konteksty wskazują, że dotyczą one bardziej rzeczywistości wewnętrznej i same w sobie nie muszą odnosić się do stosowania przemocy fizycznej.

Jako pewną analogię można tutaj przyjąć pojęcie „krucjata”. Dzisiaj jednoznacznie kojarzy się ono zarówno z wyprawami krzyżowymi, jak i próbami szerzenia chrześcijaństwa ogniem i mieczem. Oryginalnie jednak, gdy w 1095 roku sobór w Piacenzie, cesarz Bizancjum Aleksy I Kommen zwrócili się do papieża Urbana II z prośbą o oswobodzenie Ziemi Świętej z rąk Seldżuków, nikt nie używał terminu „krucjata”. Łacińskie słowo „cruciatae” dotyczyło życia duchowego, brania na swoje barki i współuczestniczenie w Krzyżu Chrystusa niż jakiekolwiek działania militarne.

Na przestrzeni wieków znaczenie słowa „dżihad” powstałego przecież na długo przed narodzinami islamu zaczęto odnosić również do walki prowadzonej przez ludy arabskie i muzułmańskie z otaczającymi ich sąsiadami, a dzisiaj ochoczo używają go grupy fundamentalistyczne. Warto jednak pamiętać o jego oryginalnym znaczeniu, które nie jest obce również chrześcijaństwu i ma swoje głębokie znaczenie teologiczne.
Czytaj także: Dlaczego w Kościele katolickim w Polsce obchodzimy Dzień Islamu?

Korzystałem z: huffingtonpost.com i wsahingtonpost.com

...

Juz dawno odkryto ze slowa sa wieloznaczne. Tlumacze doskonale wiedza ze nie da sie tlumaczyc. Na polski daje sie jeszcze przelozyc jakis slowianski jezyk np. rosyjski i nawet oddac klimat. Ale przy np. angielskim tlumacz musi napisac praktycznie swoj tekst na bazie sensu jaki zrozumial z oryginalu. Taki ,,Szekspir" w polskim tlumaczeniu to jest dzielo tlumacza nie Szekspira. Z Szekspira mamy konstrukcje dramatu zas jezyk stworzyl tlumacz. Z czego wynika z zreszta ze polskie tlumaczenia jesli robili je mistrzowie przewyzszaja oryginal niebywale. W angielskim te utwory nie sa tak piekne bo to prosty sztywny jezyk nie oddajacy tylu odmian co polski.

Jesli tlumacze maja taki problem to co dopiero filozofowie! W skrocie moge dodac do tej wiedzy sprawe najwazniejsza bo moralna. Slowo tyle znaczy JAKI JEST POZIOM MORALNY OSOBY MIWIACEJ! Przyklad? Prosty. Aktualny. Dobra Zmiana. Co innego to znaczy gdy belkocze prezio a co innego gdy mowie ja. Nie musze juz dalej tlumaczyc. Slowa te same znaczenie odwrotne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:27, 10 Sie 2017    Temat postu:

Tylko żyjący pójdą do nieba
Marcin Gomułka | Sier 10, 2017
@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Czy jestem żywy? Co to znaczy żyć w pełni? I co ma z tym wspólnego śmierć?
Podlewanie wyschniętych kości

Kolejny dzień wakacji. 24 godziny wyjęte ze schematu szkoła/praca. Niczego nie trzeba, wszystko wolno. Rutynowe działania pozbawione konsekwencji. „Nie muszę? Raj na ziemi!”.

Co dziś zrobisz? Co Cię zmotywuje do działania? Czy w ogóle chcesz wstać z łóżka? Co zjesz? Z kim się spotkasz? Rzeczywistość bywa okrutna. Spędzanie całych dni w piżamie, snując się w swoistym trójkącie bermudzkim, pomiędzy łóżkiem, kuchnią, a toaletą, od czasu do czasu spoglądając na zegarek i bezmyślnie przewijając kolejne „ściany” kanałów społecznościowych, to wcale nie musi być rzadkość.

Znasz to? Ja doskonale. Wielokrotnie tego doświadczyłem. Moje wyschnięte, pozbawione życia kości. Na domiar złego, nie pozwalałem ich nikomu ożywić. Tak było mi wygodniej. Mogłem wegetować. Jak roślina, której wystarczy odrobina ciepła i, od czasu do czasu, łyk wody. Jak syn marnotrawny jedzący strąki.
Czytaj także: Moje dobre chęci kontra rzeczywistość
Nie zawsze tak było

Przypomnijcie sobie czasy Waszego dzieciństwa. Pierwotna, niczym nieskrępowana chęć życia na pełnej petardzie. Zresztą, patrząc na rocznego syna, nie mogę się nie zachwycić jego bijącą po oczach wolą, nie tyle istnienia, co ciągłego ruchu, odkrywania, pasji, życia w pełni. Jeśli nie staniemy się jak dzieci…

Na co dzień zewsząd grozi nam utracenie dziecka w sobie. Tkwiąc w grzechu, wrzuceni w „systemowe” tryby często zapominamy o tym, co stanowi o smaku życia. Gubimy zaszczepiony w naszych sercach zew, który nie pozwala żyć na 50%, ani nawet na 99%. Tylko od czasu do czasu, walcząc o ostatecznie uwalniające 100%.

Po kilku latach małżeństwa doświadczam tego jeszcze bardziej, zawsze wtedy kiedy proza codzienności przygniata moje, wyrywające się do kochania rodziny, serce. Choć wiem, że powinienem w tym momencie podjąć trud umierania, zbyt często uciekam. Pozornie chroniąc „moje życie”, tracę je.
Czytaj także: Czy chłopaki faktycznie nie płaczą?


Umrzeć za życia

Umieranie to rezygnacja. Umieranie to ból. Dlatego tak trudno jest nam powtarzać codziennie: „umrę dla Ciebie”. Umrę dla Ciebie i posprzątam. Umrę dla Ciebie i pozmywam. Umrę dla Ciebie, a Ty odpocznij, Żono.

Zostawianie własnego egoizmu, wszystkich wyobrażeń o sobie i ambicji na bocznicy życia wiąże się z cierpieniem. Nikt nie chce cierpieć, a tym bardziej umierać! Zapominamy jednak, że bez śmierci nie będziemy żyli w pełni. Życie bez umierania staje się wegetacją.

Jako mąż zbyt często zapominam, że sensem mojego powołania do bycia małżonkiem jest śmierć za życia, po to, by moja żona była szczęśliwa. Brzmi dość masochistycznie. Ale nie znam lepszej recepty na własne szczęście.

Jezus mówi dzisiaj: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24). Wydać plon znaczy dla mnie być szczęśliwym, spełnionym, odczytać drogę własnego powołania i wypełnić ją.

Ks. Krzysztof Grzywocz napisał kiedyś: „Oby śmierć, kiedy przyjdzie, zastała nas żywymi”. Gdy zapytać katolika, co jest celem jego ziemskiej egzystencji, zapewne odpowie: niebo. Problem w tym, że tylko żyjący pójdą do nieba. Może zatem, w tym kontekście, czas zadać sobie pytanie: „Żyję, czy wegetuję?”. I zacząć żyć!

...

Zycie to walka DZIEN W DZIEN! Trudniej niz na wojnie bo tam adrenalina rosnie automatycznie. A tu nie... Raczej spada ze zniechecenia... Nie ma lekko...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:37, 08 Wrz 2017    Temat postu:

Dlaczego mi się nie udaje?
Marcin Gomułka | Wrz 07, 2017
@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ileż to razy zarzekałem się: “od jutra wstaję wcześniej”, “już będę Cię (Żono) słuchał”, “zaczynam robić listy spraw do załatwienia”, nie mówiąc o zdrowym trybie życia i częstszej modlitwie...


W
szystkie te moje postanowienia i idące w krok za nimi codzienne porażki mógłbym przeplatać dźwięcznym refrenem: dlaczego mi się nie udaje? Chcieć to móc?

Oczywiście, zdarzyło się, że w 3 miesiące zrzuciłem kilkanaście kilogramów. Sukces okupiony wyrzeczeniami. Chyba, że ktoś lubi wodę. Minimum 5 litrów dziennie i brak ziemniaków do posiłku. Udało się. Zdjęcia z dnia ślubu i podróży poślubnej wynagrodziły wszystko. Mogę je teraz oglądać , by powspominać wspaniałe, beztłuszczowe czasy. “Chcieć to móc” to jednak tekst, który – odkąd sięgam pamięcią – bardzo mnie boli. Zbyt wiele rzeczy w moim życiu “nie wyszło”, żebym mógł na nim polegać. Czy to powód, żeby się załamać i przestać wierzyć?
Czytaj także: Jola Szymańska: Zamiast śmiać się z postanowień, pomyśl jak bardzo zmienią twoje życie [wideo]


Nie oczekiwać

Dla tych, których Bóg podźwignął z bagna grzechu, zwrócił ku sobie, przywrócił dziecięctwo, czymś oczywistym jest, że bez Niego nie byłoby to możliwe. Dopóki trwałem w przekonaniu, że moje życie przeżyję na swoją modłę, dopóty nie dopuszczałem do siebie łaski. Od kiedy jednak powiedziałem: “zapraszam, wejdź i działaj” wszystko w moim życiu postrzegam jako dar. Jasne, nie chodzi o to, by nie oczekiwać od siebie samego, czy niczego nie robić, bo manna tak czy inaczej będzie lecieć z nieba. Sądzę, że w tej postawie chodzi po prostu o wdzięczność.

Nie oczekuję, że moja Żona wreszcie będzie taka, jak moje wyobrażenia o Niej, tylko stale dziękuję za to, że z tym co ma – nie zawsze dla mnie przyjemnym – jest moją najlepszą pomocą w nauce kochania. Nie oczekuję, że od jutra będę cudownie wstawał o wiele wcześniej, by omadlać dzień i jego sprawy (choć jest to moje ogromne pragnienie), ale dziękuję, że to moje bycie śpiochem być może ratuje mnie od codzienności o zapachu pychy z mojej “doskonałości”. Nie oczekuję również, że nagle wrócę do zdrowego, wypełnionego po brzegi aktywnością sportową, trybu życia, i rzeźby z okładki kolorowego magazynu, ale dziękuję dobremu Bogu za Nicka Vujcica czy Jaśka Melę i tych wszystkich, którzy pokazują mi swoim życiem, że naprędce wymyślane przeze mnie wymówki są tylko… wymówkami. Nie rozpamiętywać przeszłości

Tak jak oczekiwania wybiegają w stale niepewną przyszłość i potrafią ugasić płomień wiary, tak uporczywe powroty do tego, co się wydarzyło, na co nie mamy wpływu, są zwykle materiałem betonującym nasz rozwój. Doświadczenie pokazuje, że życie przeszłością jest jedną z największych kłód, jaką mogą napotkać nogi kroczące ku zasadniczej przemianie. Konsekwencje trudnych dla człowieka zdarzeń potrzebują czasu i niejednokrotnie pomocy z zewnątrz właśnie po to, by na płaszczyźnie emocjonalnej raz na zawsze się z nimi rozprawić. I znowuż, nie chodzi o to, by deprecjonować uczucia, ale by w nie wejść, poczuć siebie i… żyć. Gdybyśmy jako ludzie nie byli do tego zdolni prawdopodobnie nadal, choć minęło 20 lat, przepłakiwałbym kolejne noce z powodu pierwszego w życiu zawodu miłosnego.
Czytaj także: Jedno wiem na pewno: po drodze kogoś zawiodę


Nie porównywać się z innymi

Nie jest to zbyt odkrywcze, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto lepiej wygląda, ma ładniejszy dom, nowszy samochód, stać go na wakacje za oceanem. Nie mówiąc o tych wszystkich, którzy “w przeciwieństwie do nas” mają miłość życia u swojego boku, zdrowie, piękne dzieci. I tak dalej… Porównywanie się z innymi to choroba, która zatruwa nas swoistymi toksynami niskiej samooceny, braku akceptacji oraz odrzucenia nawet najmniejszych przejawów osobistego rozwoju. Doświadczyłem tego. Z perspektywy czasu patrzę na te, w moim ówczesnym mniemaniu, “oskarowe role” jak na paradokumentalną papkę serwowaną nam codziennie przez telewizje w porze obiadowej. Dzisiaj wiem, że mogę, a skoro mogę, to bardzo chcę być być najlepszą wersją siebie samego. Innej recepty na szczęśliwe życie nie poznałem.
Czytaj także: Od problemów finansowych do codziennej radości. 3 proste drogi do szczęścia


Dlaczego mi się nie udaje?

Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać (Łk 5, 4-6).

Być może nie masz pracy, na koncie debet, ktoś Cię zdradził, zostawił, od dawna nikt nie odwiedził, nie powiedział dobrego słowa. Nie masz przyjaciół, nie lubisz swoich domowników, cierpisz, masz depresję, nie masz sił, kompletnie nie ogarniasz swojego życia. Jezus chce Ci dzisiaj powiedzieć: Wypłyń na głębię. Dla mnie nie ma nic niemożliwego.

Ileż to razy zarzekałem się: “od jutra wstaję wcześniej”, “już będę Cię (Żono) słuchał”, “zaczynam robić listy spraw do załatwienia”, nie mówiąc o zdrowym trybie życia i częstszej modlitwie. Wszystkie te moje postanowienia i idące w krok za nimi codzienne porażki mógłbym przeplatać dźwięcznym refrenem: dlaczego mi się nie udaje? Nie robię tego jednak, odkąd wiem, że w łodzi mojego życia płynie Ten, który ma moc. Który działa, głęboko w to wierzę, podczas mojej niemocy. Który czeka na moje codzienne: “zapraszam, wejdź i działaj”.

...

Juz apostol mowil. Chce dobrze a czynie zle. To jest walka. Wewnetrzna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:20, 20 Wrz 2017    Temat postu:

Męstwo po kobiecemu
Stefan Czerniecki | Wrz 20, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Męstwo kojarzy się nam najcześciej z silnym, poważnym, oddanym sprawie mężczyzną. A gdyby tak sprawę nieco odwrócić i spojrzeć na męstwo z zupełnie innej strony?


Z
wykle, gdy mówimy o męstwie, przed oczami staje nam zwykle umięśniony facet, najlepiej z brodą, przenikliwym spojrzeniu i poważnej aparycji. Wysoki, przystojny, wiedzący, czego chce od życia. W wersji katolickiej dodajemy zwykle jeszcze: pokorny, wierny i oddany misji. Uczciwy i skłonny do dalece idących poświęceń. Łącznie z oddaniem życia za drugiego. I pięknie – nie widzę nic zdrożnego w tak pojmowanej apoteozie męstwa. Spersonifikowanego w tak postrzeganej postaci. Jak dla mnie super.

Skoro jednak w tym dziale przyglądamy się w idei męstwa, a nie osobie mężczyzn (a to przecież zasadnicza różnica), to chciałbym dziś nieco odwrócić sprawę. I poświęcić chwilę tej pięknej idei, która realizowana jest również przez… kobiety. Podejrzewam, że nie będzie wśród nas, panów, nikogo, kto będzie miał odwagę sprzeciwić się tezie, że coraz częściej męstwo staje się ich domeną, a nie naszą…
Czytaj także: „Marsz nadziei”. Męstwo tych kobiet sprowadzi pokój na świat


W służbie

Beata jest już po trzydziestce. Ale nadal z twarzą nastolatki. Uśmiechniętej od ucha do ucha. Wiecznie życzliwa, wiecznie uważna na krzywdę drugiego, z zaraźliwym do bólu śmiechem. Taka już jest. Na ulicy nie wyróżnia się specjalnie od innych dziewcząt i kobiet. Najczęściej w spódnicy, z przepaską pod szyją, torbą na ramię. Czasem plecakiem. Podąża. Zwykle gdzieś, gdzie ma misję.

Jest siostrą zakonną. Tyle że bezhabitową. Zatem, gdyby nie to światło bijące z jej twarzy, prawdopodobnie byśmy jej nie zdekonspirowali. Ale jednak… Tej radości świecącej z jej pełnych pasji oczu nie da się inaczej wytłumaczyć. Czasem mam wrażenie, że Beata już stąpając tutaj po ziemi, chodzi jakby po sferze niebieskiej. Jest tak zanurzona, tak wtopiona w niebiańską radość, że nie sposób tego opisywać słowami.

– Stefanku, drogi mój braciszku, wyjeżdżam… – powiedziała mi któregoś dnia przy herbacie w jednej z misjonarskich herbaciarni w Warszawie.

– Co? Ale, ale?… Gdzie tym razem? – przyznam, że udawałem nieco zdziwienie. Zdążyłem się już przyzwyczaić do ciągłej zmiany miejsca przez Beatę. A to Trójmiasto, a to Podhale, a to znowu Mazowsze. Służyła tam. Gdzie ją posłano.

– Wiesz, tym razem pojadę gdzieś dalej… – widać, że Beatka ma pewien lęk w głosie. – No i pewnie na dłużej niż to miało miejsce do tej pory…

– Możesz jaśniej?

– Wyjeżdżam na misję. Pomagać moim kochanym siostrom. Do Republiki Środkowoafrykańskiej.

– Czy ciebie już totalnie zaćmiło?! – uniosłem się w zdenerwowaniu. – Wiesz, co tam się teraz wyprawia?!
Czytaj także: Magda Frączek: Twarde kobiety


Tam gdzie posyła Bóg

Nie trzeba być znawcą geopolityki, aby nie usłyszeć kolejnych depesz agencji prasowych o coraz to brutalniejszych atakach na chrześcijan w tym ogarniętym wojną domową państwie. Wierni są ostrzeliwani w kościołach, wyrzucani z domów, następuje czystka etniczna. ONZ-owska agencja ds. uchodźców opisała tamtejszą sytuację jako „katastrofę humanitarną na niewyobrażalną skalę”.

– To nie jest chyba najlepsze miejsce dla niewinnej, kruchej i niewieściej istoty? – próbuję ratować sytuację i odżegnać Beatę od jej nowego planu.

– Ale Stefanku… Bóg mnie tam posyła. Byłam tam przez kilka miesięcy na próbie. Aby rozeznać. Dziś już wiem. Serce mi się wyrywa do tych dzieci tam. To będzie teraz mój dom.

Twarz Beaty nie zmieniła sią ani o jotę. Nadal jest uśmiechnięta i pełna czystej radości. To dla mnie jasny znak. Ona już wie. I nie ma co jej przekonywać. Momentalnie robi się również wstyd. Nie, nie dlatego, że przed chwilą próbowałem ją od tego pomysłu odciągnąć. Raczej dlatego, że właśnie zobaczyłem w kobiecie prawdziwie męską postawę, do której mnie dzieli prawdopodobnie jeszcze przynajmniej kilka lat świetlnych.

Takich przykładów znalazłoby się prawdopodobnie znacznie więcej. Kto wie? Może kiedyś będzie okazja napisać o kolejnych? Na dziś chyba jednak starczy. W tym dziale miało być przecież krótko i konkretnie. Tak sobie obiecywałem. Zresztą, muszę na nowo ułożyć swoją zachwianą przez chwilę męską dumę i jakoś sobie to wszystko potłumaczyć. W tym bowiem akurat bowiem, my mężczyźni, jesteśmy zazwyczaj bardzo skuteczni.

..

Męstwo kobiet raczej brzmi dziwnie. Odwaga bardziej. W ogole jest cos takiego jak ODWAGA CYWILNA! Nic o tym sie nie mowi.
A KTO SIE ODWAZY BRONIC NIEWINNEGO PRZED OSKARZENIAMI DUZEJ GRUPY CZY SZEFA? To takie proste? Nie! Ile jest takich sytuacji? Mnostwo. Co dzien.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:18, 27 Wrz 2017    Temat postu:

Co daje wewnętrzną siłę? 10 odpowiedzi, które pomogą Ci zrozumieć siebie
Zyta Rudzka | Wrz 27, 2017

Christopher Campbell/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Wewnętrzna siła ma więcej wspólnego z tym, jak przeżywamy porażki, niż z buchalterią sukcesów.

Jestem piękna. Jestem mądra. Jestem silna. Szukam dobra.

Tak śpiewała Małgorzata Hutek ze swoim zespołem na pierwszej rocznicy Aletei. I była moc! Brawo dla artystki!

Jako psycholożka często jestem zagadywana: Chciałabym być silna, jak mam się wzmocnić?

Odpowiadam – Już jesteś silna, bo chcesz o siebie zadbać.

Wewnętrzna siła ma więcej wspólnego z tym, jak przeżywamy porażki, niż z buchalterią sukcesów.


Jestem silna, bo chcę się zrozumieć

Jeżeli cierpię, to w pewnym momencie pojawia się myśl: Co się ze mną dzieje? Albo: Co się nie dzieje? Dlaczego? Czy to jest związane z jakąś konkretną relacją czy sytuacją i mogę się tym zająć? Ale może ten ból nie da się tak do końca ukoić. To jednak nie znaczy, że mam być wobec niego bezsilna. Mogę się nauczyć z tym żyć. Nie będę zaprzeczała cierpieniu ani też bezmyślnie się w nim pogrążała.
Czytaj także: 3 pytania, które chce usłyszeć każda kobieta


Jestem silna, bo nie muszę się na siłę uszczęśliwiać

Mogę być postrzegana jako kobieta sukcesu i w środku czuć zasysającą bezradność, lęki, niepewność. I odwrotnie. Czuję się mocna wewnętrznie, stabilna i odważna, chociaż cały czas mam poczucie, że „Nie tak miało być”. I o to chodzi.

Nie chcę być silna na pokaz. Chce być mocna dla samej siebie i swoich bliskich. Bez względu na to, co mi się przydarza, chcę przeżyć świadomie, mądrze i jak najlepiej swoje życie.


Jestem silna, bo mówię: Sprawdzam!

Nie mijam samej siebie. Od czasu do czasu, zatrzymuję się i mówię do siebie: Widzę Cię – Widzę się! Chyba ostatnio dużo schudłam. Albo szybko utyłam. Już się tak nie śmieję. Przestałam wymykać się do kina. Wolę sobie w ciszy, jak już wszyscy wreszcie pójdą spać, wypić w kuchni lampkę czerwonego wina. Nie oszukuję się: – Ale przecież jest fajnie. Mogło być gorzej. Inni to dopiero mają… Nie jest źle. Czyżby? Siła to szczerość. Najpierw – wobec samej siebie.
Czytaj także: Ewa Błaszczyk: Z histerii nic nie wynika [wywiad]


Jestem silna, bo nie jestem siłaczką

Potrafię przyznać, że zabrnęłam w ślepą uliczkę. Nie wyciszam na siłę złych emocji. Czyli: nie dostarczam sobie autostresu – nadmiarowych negatywnych komunikatów w stylu: Nie radzę sobie. Jestem do niczego.

Nie maskuję bezradności. Nie robię dobrej miny do złej gry. Nie tłumię nieprzyjemnych emocji. Nie zagłuszam się zakupami, perfekcyjnym sprzątaniem, słodkim jedzeniem. Nie biegam w maratonach, żeby uciec od problemów w małżeństwie. Tylko siadam i rozmawiam. A potem biegam. Bo chcę. Bo lubię. Biegnę do siebie, a nie od siebie.


Jestem silna, bo mówię JA

Siłaczka nie zaciska zębów, bo musi na siłę wszystko przetrzymać. To kobieta, która właśnie otwiera usta, by jasno i zdecydowanie mówić, czego chce, a na co nie może się zgodzić.

Nie opuszczam się w potrzebie. Nie brnę w relacje, które mi nie służą. Kiedy jest mi trudno, nie załamuję się. Opiekuję się sobą. Jestem dla siebie oparciem.
Czytaj także: Magda Frączek: Twarde kobiety


Jestem silna, bo nie funduję sobie nadmiarowego poczucia winy

Teraz mam małe dzieci. Jestem cała dla nich i to daje mi szczęście, również matczyną siłę, ale nie zapominam o mojej kobiecej potrzebie niezależności. Nie marnuję swoich talentów. Dziecko płacze i nie chce mnie puścić, ale ja wymykam się i biegnę – na przykład pośpiewać w kościelnym chórze. Śpiew mnie raduje, wzmacnia. To moja modlitwa. Sposób na kontemplację. Na układanie sobie w głowie zewnętrznego świata.


Jestem silna, bo chcę być taką

Nie unikam trudnych sytuacji, nie wycofuję się. Hartuję się, wychodzę poza strefę komfortu, bo paradoksalnie tylko tak mogę zbudować dla siebie większe poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeżeli jest źle, to nadal jest dobrze, bo można coś z tym zrobić. Wiem to.

Siła to moc przechodzenia od niemocy do kolejnej bezsilności, ale bez utraty pewności, że następnym razem dam sobie radę.
Czytaj także: Kobiety, których życie zawodowe nabrało rozpędu po urodzeniu dziecka


Jestem silna, bo pielęgnuję w sobie to, co słabe

To, co delikatne i tylko moje. Obejmuję się w swojej kruchości. Nie muszę być taka jak inne. Źle się odnajduję w rywalizacji. Lubię stać trochę z boku. Może mogłabym być bardziej skuteczna i mocniej walczyć o swoje, ale czuję się dobrze w tym moim małym świecie. I to jest duża siła – mieć w sobie zgodę na bycie inną.


Jestem silna, bo potrafię dać siłę

Jestem silna na przykład dla kuzynki, bo ją wspieram w jej trudnym małżeństwie. I jestem jej małą opoką. Może do mnie zawsze zadzwonić, wysłucham – to też siła.

Ale często nie zdajemy sobie sprawy. Uświadomienie sobie, że pomagamy innym, nawet w drobnych gestach, pomaga poczuć się odważniejszą wobec własnych problemów.
Czytaj także: 7 myśli Edyty Stein, które powinna poznać każda kobieta


Jestem silna, bo nie chcę być Supermenką

Moje życie się zmienia. Teraz jestem matką, mam małe dzieci. Ciągle jestem w biegu, czymś się zamartwiam. Kiedyś żyłam bardziej na luzie i tego mi najbardziej brakuje. Ale nie żałuję bez końca.

Potrafię przyjrzeć się co taki naprawdę sobie odjęłam z tamtego beztroskiego życia. I nagle znajduję mały detal. Kiedyś lubiłam niespiesznie wypić kawę w rozbabranym łóżku, a teraz budzik i wyskakuję jak rakieta. Kawa! Ale na szybko, na zimno, bo wcześniej dzieci, tosty, kanapki, szukanie czapki. Czy ktoś był już z psem?! A czego ty, dziecko, znowu mi tu płaczesz?

I nagle już tak nie mogę.

Budzę się wcześniej. Odbieram sobie trochę snu, ale zyskuję czas dla siebie. Kawa solo. Coś, co daje mi siłę na cały dzień. Przecież duża siła bierze się z małej siły – nie inaczej.

...

Wojsko poznaje sie po tym jak znosi porazki. DO ATAKU! To potrafi niewyszkolony tlum.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:59, 30 Lip 2018    Temat postu:

Sierżant SAS zabił 3 Talibów młotkiem z powodu awarii pistoletu [po angielsku]

The solider, 29, from the Midlands, volunteered to go looking for the terrorists in caves after they escaped from a destroyed Taliban base in the north of Afghanistan in Januar.

...

To jest walka w stanie czystym ale kazda nawet duchowa tak wyglada. Popsul sie karabin? To mlotkiem! Urodzony wojownik.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:45, 05 Paź 2018    Temat postu:

Walka o czystość cielesną i duchową. Oto moja mapa i strategia działania
Jarosław Kumor | 03/10/2018
WALKA O CZYSTOŚĆ
Cody Doherty/Unsplash | CC0
Udostępnij 60
Wygrana z nieczystością nie przyjdzie sama. Oto pięć kamieni milowych mojego nawrócenia w tej przestrzeni.

Łaska zawstydzenia
Oto stoję na przystanku i widzę ładną dziewczynę. Moja wyobraźnia zaczyna wymykać mi się spod kontroli i w tym momencie przychodzi pewien klin w moich myślach: „Właśnie zaczynasz zuchwale wchodzić w intymność i najgłębszą prywatność drugiej osoby”. Nastąpiło zawstydzenie i absolutny reset – nie było mnie już stać na jakiekolwiek pożądliwe spojrzenie w tej sytuacji. Pomyślałem: genialne, chcę tak zawsze.


Czytaj także:
Jak striptizerka została zakonnicą? Wywiad z s. Anną Nobili
Taka myśl przyszła chyba pierwszy raz w moim życiu. Wcześniej starałem się odwracać wzrok, „mechanicznie” unikać pewnych widoków, a tu nagle „łaska zawstydzenia”. Skąd się wzięła?

Po głębszej analizie wychodzi mi pięć punktów, które praktykuję od dłuższego czasu, a które są również udziałem moich braci we wspólnocie i pewnym owocem pracy formacyjnej w jej ramach. Nie jest to poradnik, jak krok po kroku wyjść z nieczystości. Są to raczej wskazówki, jakie warunki mojego życia stworzyć, by nieczystość nie miała w nich racji bytu.



Czujność
Tutaj możemy zawrzeć pewną dyscyplinę modlitwy i życia sakramentalnego. Są to oczywistości, ale nie można o nich nie wspomnieć. Niech moja modlitwa będzie kosztem czegoś (meczu, gry komputerowej).

Znamy pewnie to odczucie „wyostrzenia” duchowego, gdy odejdziemy od konfesjonału. Im częściej będziemy się spowiadać, tym częściej będziemy w takim stanie – stanie łaski! To jest droga do identyfikowania pokus.

Moim problemem było to, że nie potrafiłem znaleźć ich źródła. To, że pojawiło mi się w głowie jakieś wspomnienie czy skojarzenie, które mogło mieć choć pierwiastek nieczystości, nie oznaczało dla mnie żadnego alarmu. Dziś natychmiast jest „przykrywane” jakimś aktem strzelistym.

W taki sposób neutralizuję źródło, by nie skazywać się na z góry przegraną walkę ze skutkiem.



Wychodzenie z tajemnicy
Do pewnego księdza przyszła na rozmowę duchową dziewczyna w spódniczce mini. Jego pierwsze słowa były szczerym i prostym wyznaniem, bez żadnej pretensji: „Słuchaj, nie mogę się skupić”.

Zaczerwieniła się. Ksiądz na to: „Słusznie się czerwienisz, ale ja nadal nie mogę się skupić”. Poszedł do łazienki i przyniósł ręcznik. Położył jej na kolanach i oznajmił: „No, teraz mogę się skupić”. Oboje skwitowali całą sytuację śmiechem, a ksiądz doskonale rozwiązał problem, bo wiedział jak demaskować pokusę.

Pokusa NIE DZIAŁA, gdy zostanie wyciągnięta na światło dzienne. Świetnym wyjściem jest tutaj drugi facet, zaufany powiernik, przyjaciel. Bez postawy otwartości nie da się walczyć.



Umiarkowanie
Zobaczysz, jak twoje życie zacznie się zmieniać w przestrzeni nieczystości, gdy zaczniesz mniej jeść, mniej grać w PS-a, oglądać mniej seriali, krótko mówiąc: mniej czasu tracić na głupoty.

Umiarkowanie jest piękną cnotą, która wbrew pozorom niczego nam nie odbiera. Ona daje umiejętność odmawiania sobie, uczy dyscypliny i w duchu umiarkowania na tym zakończę ten punkt 🙂


Czytaj także:
O. Józef Augustyn SJ: 12 rad dla Kościoła, by mądrze wyjść z kryzysu skandali seksualnych


Dyscyplina
Jest to w zasadzie kompletna odwrotność nieczystości. Zakłada ona porządek, pewien zwarty plan dnia (który warto zacząć wczesnym wstaniem, a skoro wczesne wstanie, to i wczesne położenie się spać!) i wyrzeczenie, które na pozór wydaje się trudne, a na pewno współcześnie jest niemodne.

Tymczasem z wyrzeczeniami u dorosłego jest jak ze stawianiem granic dzieciom. Gdy odmówisz dziecku kolejnego cukierka, na początku będzie krzyczeć, ale krzyk minie, a zastąpi go poczucie bezpieczeństwa. Stawianie sobie granic pozwoliło mi dostrzec, że nie ograniczam w ten sposób swojej wolności.

Paradoksalnie ją poszerzam, bo uczę się panowania nad sobą. A nieczystość jest absolutnym brakiem panowania nad sobą, absolutnym brakiem dyscypliny i jakichkolwiek granic.



Post
Ostatni i chyba najbardziej zaawansowany element. To taki wyższy poziom dyscypliny w przestrzeni jedzenia, bo nie tylko ograniczam się, ale też dokładam do tego modlitwę. W zasadzie samo ograniczanie traktuję jak modlitwę, którą ofiaruję w jakiejś konkretnej intencji.

Starożytny mnich Ewagriusz z Pontu w swojej nauce o ośmiu złych myślach wymienia obok siebie obżarstwo i nieczystość, ukazując to pierwsze jako przyczynę drugiego. Dlatego podcięciem korzenia nieczystości jest według niego zwalczenie łakomstwa.



Pozytywne spojrzenie na seks
Nad wszystkim tym, co wymieniłem krąży ciągle potrzeba wytrwałości i brak gorszenia się sobą, gdy zdarzy się zaniedbać którykolwiek z tych punktów. Nie są to praktyki dla perfekcjonistów, którzy zniechęcają się, gdy coś im nie wyjdzie. Jest to pewna mapa rozwoju.

Nic nie zadziała z dnia na dzień. Bóg uwielbia procesy, dlatego te punkty były i są dla mnie ciągłym procesem pracy nad sobą, a nie jakimiś „check-pointami”. Im lepiej mam je opanowane, tym bardziej nieczystość traci w moim życiu punkty zaczepienia i nie ma gdzie kiełkować i rozwijać się.

A dzięki temu może kiełkować i rozwijać się właściwe, czyli pozytywne spojrzenie na seks.

...

To jest walka! Tylko kto to rozumie?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy