Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
"Przekleństwo Adama. Świat bez mężczyzn"
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:56, 26 Lis 2007    Temat postu: "Przekleństwo Adama. Świat bez mężczyzn"

Kobiety wygrają wojnę płci - twierdzi w swej najnowszej książce "Przekleństwo Adama. Świat bez mężczyzn" znany brytyjski genetyk prof. Bryan Sykes.
!!!!
Bryan Sykes sugeruje, że istotą wojny płci jest walka o dominację pomiędzy mitochondrialnym DNA a przekazywanym z ojca na syna DNA chromosomu Y.
Jak konkluduje z pewnym smutkiem prof. Sykes wojna płci jest przez chromosom Y przegrana. Nie tylko zagrażają mu mutacje, ale również stres oraz dziesiątki różnego rodzaju chemikaliów zanieczyszczających środowisko.W rezultacie za 125 tys. lat chromosom Y zostanie tylko wspomnieniem
?????
No strach sie bac!
A jak pomylil sie w obliczeniach i to nastapi szybciej?
A ja moge dodac ze badania nad partenogeneza (czyli tzw. dzieworodztwem) ostatnio przynosza same sukcesy!!!
Confused
I CO BEDZIE?
>>>>
No oczywiscie ja to juz dawno wieszczylem.Musze chyba przypomniec to co pisalem.
Jedno jest pewne moze i mezczyzni wygina ALE JA SIE NIE DAM.
Tu trzeba jakas scenerie przygotowac.
>>>>
Rok 2027 mezczyzn juz nie ma.No moze z jednym wyjatkiem.Zostal tylko ON wojownik szos MaD Baron!!!

No i (bylbym zapomnial) pies Saba...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 18:43, 22 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:41, 22 Sty 2010    Temat postu:

Naukowcy: mężczyźni nie znikną z powierzchni Ziemi
;o(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((
Optymistyczną dla męskiej ludności świata ogłosili naukowcy ze słynnego Instytutu Technologicznego Massachusetts (ITM): przewidywanego przez naukę światową "wymierania" mężczyzn w następstwie zmniejszenie chromosomu Y nie będzie.
Jak poinformował londyński dziennik "Times", wniosek taki wyciągnięto na podstawie najnowszych badań porównawczych chromosomu Y człowieka i najbardziej podobnego do niego pod względem budowy genetycznej zwierzęcia - szympansa.

Dokonane przez grupę naukowców pod kierunkiem prof. Davida Page'a odkrycie całkowicie zmienia wyobrażenie o tym chromosomie, który określa płeć przy powstawaniu żywego organizmu i występuje tylko u mężczyzn.

Kilkadziesiąt lat temu podano, że chromosom Y w miarę ewolucji szybko zmniejsza swoje rozmiary. W kołach naukowych zaczęto nawet mówić o ewolucyjnym biologicznym "wygasaniu" i upadku męskiej części ludzkości.

Jednocześnie przeprowadzono obliczenia, które wstrząsnęły całym naukowym światem. Według nich, chromosom Y który pojawił się 300 milionów lat temu, przy utrzymującej się dynamice jego "usychania", powinien "zejść do zera" za 125 tysięcy lat. Po upływie tego okresu nauka przewidziała zniknięcie z powierzchni Ziemi ostatniego mężczyzny.

Jednakże najnowsze badania ITM ustaliły, że chromosom Y nie jest szczątkowym materiałem, a na odwrót - określa i ukierunkowuje genetyczny rozwój ludzkości.

Specjaliści amerykańscy wykryli, że między chromosami Y współczesnego człowieka i szympansa występuje 30 proc. różnic, chociaż wszystkie inne części DNA różnią się u tych dwóch gatunków biologicznych tylko w 2 procentach. Naukowcy wyciągnęli przy tym wniosek, że właśnie dzięki mężczyźnie, a dokładniej dzięki znajdującemu się w jego organizmie chromosomowi Y, ludzkość okazała się zdolna do szybkiej ewolucji biologicznej, przystosowując się do zmian otaczającego środowiska i warunków społecznych.

W rezultacie naukowcy wyciągnęli wniosek, że chromosom Y nie jest szczątkowym i wymierającym elementem, genomu człowieka, ale strukturą genetyczną, zapewniającą jego przetrwanie jako gatunku biologicznego.
>>>>
No masz chromosom Y nie tylko nie jest wadliwy i zanikajaacy a wrecz ELASTYCZNY I ROZWOJOWY!
POJAWIA SIĘ I ZNIKA I MA NA TYM PUNKCIE BZIKA!
Naukowcy powinni sie zastanowic zanim wyskakuja z ,,sensacjami'' tego typu...Wszak zwykly clopek roztropek rozumie ze skoro tysiace lat byla rownowaga to juz tak jest w naturze...I rewelacje odwrotne slabo sie trzymaja rozumu...Ile takich ,,prawd'' jest jeszcze w ,,nauce'' ????


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:52, 17 Mar 2012    Temat postu:

Naukowcy: mężczyźni nie muszą wyginąć

Wbrew dotychczas głoszonym teoriom męski chromosom Y nie musi być skazany na zagładę - informuje magazyn "Nature".

Jak wynikało z wcześniejszych badań profesor Jennifer Graves z Australian National University, męski chromosom Y ulega powolnemu genetycznemu rozkładowi i może przestać istnieć w ciągu pięciu milionów lat. Profesor Brian Sykes był jeszcze bardziej pesymistyczny, dając mężczyznom najwyżej 100 000 lat. To właśnie w chromosomie Y znajduje się gen odpowiedzialny za rozwój jąder i wytwarzanie męskiego hormonu płciowego - testosteronu.

Ponure prognozy opierały się na porównywaniu męskiego chromosomu Y z żeńskim X. Uważano, że kiedyś zawierały identyczna liczbę genów - tymczasem Y ma tylko 78 genów, podczas gdy X - około 800.

Teraz Jennifer Hughes z Whitehead Institute w Cambridge (stan Massachusetts, USA) porównując ludzki chromosom męski z chromosomami samców szympansów i rezusów doszła do wniosku, że chromosom Y już dawno przestał tracić geny - w ciągu ostatnich 25 milionów lat ubył tylko jeden i - sądząc po badaniu szympansów - nie stało się to w ciągu ostatnich sześciu milionów lat.

Wniosek? Może i genetycznie mężczyzna niewiele różni się od małpy, ale to dobrze rokuje na przyszłość.

>>>>

No tak argumentum małporum jest decydujace jesli chodzi o mezczyzn ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:06, 17 Lip 2012    Temat postu:

, Jonathan Leake / The Sunday Times
Kobiety są mądrzejsze – to już fakt!

Wy­glą­da na to, że wy­gra­ły­śmy wła­śnie de­cy­du­ją­cą bitwę w woj­nie płci. Psy­cho­lo­go­wie usta­li­li, że po raz pierw­szy dam­skie IQ prze­wyż­szy­ło wskaź­nik IQ u męż­czyzn.

Odkąd sto lat temu za­czę­to prze­pro­wa­dzać testy na in­te­li­gen­cję, ko­bie­ty po­zo­sta­wa­ły w tyle nawet o pięć punk­tów za ró­wie­śni­ka­mi, przez co nie­któ­rzy na­ukow­cy su­ge­ro­wa­li ist­nie­nie wro­dzo­nych róż­nić ge­ne­tycz­nych. W ostat­nich la­tach jed­nak luka sys­te­ma­tycz­nie ma­la­ła, a w tym roku panie wy­sfo­ro­wa­ły się na pro­wa­dze­nie.

Usta­lił to ze­spół Ja­me­sa Flyn­na, świa­to­we­go au­to­ry­te­tu w dzie­dzi­nie te­stów IQ. – W ostat­nim stu­le­ciu wy­ni­ki za­rów­no ko­biet jak i męż­czyzn rosły, ale u ko­biet – szyb­ciej – za­uwa­ża Flynn. – To kon­se­kwen­cja współ­cze­sno­ści. Zło­żo­ność współ­cze­sne­go świa­ta spra­wia, że nasze mózgi przy­sto­so­wu­ją się do niej, a IQ ro­śnie.

Jedno z wy­ja­śnień tego zja­wi­ska brzmi na­stę­pu­ją­co: obec­nie życie ko­biet stało się bar­dziej wy­ma­ga­ją­ce, po­nie­waż muszą łą­czyć role ro­dzin­ne i za­wo­do­we. Inna teza brzmi, że ko­bie­ty dys­po­nu­ją nieco więk­szym po­ten­cja­łem in­te­lek­tu­al­nym niż męż­czyź­ni, ale do­pie­ro teraz za­czy­na­ją zda­wać sobie z tego spra­wę. Flynn, który za­mie­rza omó­wić uzy­ska­ne wy­ni­ki w nowej książ­ce uważa, że dla wy­ja­śnie­nia obec­ne­go tren­du po­trze­ba wię­cej da­nych. – Pełen wpływ współ­cze­sno­ści na ko­bie­ty do­pie­ro za­czy­na nam się ob­ja­wiać – prze­ko­nu­je.

Hi­sto­ria te­stów na in­te­li­gen­cję wzbu­dza kon­tro­wer­sje, po­nie­waż nie­ustan­nie wy­ka­zy­wa­ły one róż­ni­ce po­mię­dzy płcia­mi i ra­sa­mi. Klu­czo­wy po­stęp na­stą­pił w la­tach 80., gdy od­kry­to tzw. “efekt Flyn­na” po­ka­zu­ją­cy, że w kra­jach za­chod­nich wskaź­nik IQ ro­śnie śred­nio o trzy punk­ty na de­ka­dę. Ozna­cza to, że współ­cze­śni miesz­kań­cy Za­cho­du rasy bia­łej osią­ga­ją w te­stach wy­ni­ki śred­nio o 30 punk­tów lep­sze niż lu­dzie ży­ją­cy 100 lat temu. In­ny­mi słowy, in­te­li­gen­cja nie jest wro­dzo­na i można ją ulep­szać.

Flynn spraw­dził te za­ło­że­nia ze­sta­wia­jąc testy na in­te­li­gen­cję z kra­jów Eu­ro­py Za­chod­niej, Ame­ry­ki, Ka­na­dy, Nowej Ze­lan­dii, Ar­gen­ty­ny i Es­to­nii. Wy­ka­za­ły one, że w kra­jach cy­wi­li­za­cji za­chod­niej róż­ni­ce po­mię­dzy ko­bie­ta­mi i męż­czy­zna­mi stały się mało zna­czą­ce. Dane dla do­kład­nych po­rów­nań mię­dzy kra­ja­mi były skąpe i dla­te­go można je było prze­pro­wa­dzić dla garst­ki państw. Przy­kła­do­wo, oka­za­ło się, że w Au­stra­lii dam­skie i mę­skie IQ jest nie­mal iden­tycz­ne. W Nowej Ze­lan­dii, Es­to­nii i Ar­gen­ty­nie ko­bie­ty osią­gnę­ły wy­ni­ki nie­znacz­nie lep­sze od panów.

– Do­strze­ga­my wpływ współ­cze­sno­ści – mówi Flynn. – Wraz z ro­sną­cym skom­pli­ko­wa­niem na­sze­go świa­ta i ży­ciem wy­ma­ga­ją­cym od nas my­śle­nia abs­trak­cyj­ne­go lu­dzie ad­ap­tu­ją się do no­wych wa­run­ków. Po­dej­rze­wam, że takie same tren­dy za­cho­dzą we wszyst­kich kra­jach Za­cho­du, ale dane są zbyt skąpe by być tego pew­nym. Mózgi ludzi współ­cze­snych roz­wi­ja­ją się ina­czej i wy­ka­zu­ją zwięk­szo­ną zło­żo­ność po­znaw­czą, która w te­stach prze­kła­da się na wzrost IQ. Po­stęp ten jest wy­raź­niej­szy wśród ko­biet niż wśród męż­czyzn, po­nie­waż w prze­szło­ści to one znaj­do­wa­ły się w nie­ko­rzyst­nej sy­tu­acji.

Emma Gor­don (lat 23), która ukoń­czy­ła z wy­róż­nie­niem hi­sto­rię na Uni­wer­sy­te­cie w Bri­sto­lu pra­cu­je jako kie­row­nik mar­ke­tin­gu w Fi­nan­cial Times Group. Miesz­ka z chło­pa­kiem, fo­to­gra­fem Chri­sem (lat 22). – W dzi­siej­szych cza­sach nie sta­no­wi pro­ble­mu, jeśli w związ­ku ko­bie­ta jest stro­ną prze­wa­ża­ją­cą umy­sło­wo, a męż­czy­zna jest tym kre­atyw­nym czy uczu­cio­wym – tak długo, jak uzu­peł­nia­cie się na­wza­jem – mówi.

Wiele ko­biet od­wró­ci­ło dawne ste­reo­ty­py. He­le­na Ja­mie­son (lat 33) stu­dio­wa­ła li­te­ra­tu­rę w Cam­brid­ge, zaś jej mąż Luke (lat 37), dziś peł­no­eta­to­wy oj­ciec, skoń­czył geo­gra­fię na Kent Uni­ver­si­ty. – Od­wró­ci­li­śmy role – mówi He­le­na. – Z na­szej dwój­ki zde­cy­do­wa­nie to ja je­stem więk­szą in­te­lek­tu­alist­ką i pra­cu­ję na pełny etat wspi­na­jąc się po szcze­blach ka­rie­ry, pod­czas gdy Luke wy­cho­wu­je naszą córkę. W prze­szło­ści męż­czyź­ni by mnie lek­ce­wa­ży­li. Sądzę, że ko­bie­ty od za­wsze w głębi duszy wie­dzia­ły, że są in­te­li­gent­niej­sze, lecz jako ła­god­niej­sza płeć nie mó­wi­ły o tym gło­śno i po­zwa­la­ły męż­czy­znom wie­rzyć, że to oni rzą­dzą świa­tem.

>>>>

No tak . Tylko co bada IQ ? Tego nikt nie wie ? Kobiety sa lepsze w badaniach IQ czyli w czym ? Nie wiadomo . W tym co bada IQ . Przypuszczam ze po prostu to wynika ze zjawiska zajmowania przez kobiety coraz wiekszej ilosci stanowisk dawniej meskich i uzyskiwania odpowiednich zawodow . Stad i testy badajace wykazuja wyzszy poziom .
A skoro i u mezczyzn rosnie to wynika z tego ze wskaznik jest tak skonstruowny ze wraz ze wzrostem poziomu technologii i on rosnie .
Poza tym nie wiem jak usredniano te wyniki ? Jest faktem ze mezczyzni sa bardzo zroznicowani i najslabsi ludzie to mezczyni a zarazem najwieksi silacze to tez mezczyzni . Sa mezczyzni o zenskim typie osobowosci i tacy ktorzy nie maja z niego i nic i nie sa w stanie pojac kobiet . U kobiet nie ma az takich roznic . U mezczyzn wystepuje gigantyczne zroznicowanie ineligencji . Najwieksi geniusze to mezczyzni i najmniej pojetni to tez mezczyzni stad tylu chlopcow powtarza klasy badz uczeszcza na zajecia wyrownawcze . To prawda znana od dawna . Zawsze srednio dziewczynki lepiej ucza sie od chlopcow nawet matematyki nie mowiac juz o innych przedmiotach ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:40, 12 Wrz 2012    Temat postu:

Antarktyczne mięczaki zmieniają płeć

Znane od dawna, żyjące w zimnych wodach Antarktyki małże okazały się mięczakami o zmiennej płci - informuje pismo "Polar Biology".

Gatunek Lissarca miliaris został po raz pierwszy opisany w roku 1845, a badania nad jego rozmnażaniem prowadzono w latach 70. XX wieku. Okazało się wówczas, że samice opiekują się jajami i młodymi małżykami do 18 miesięcy. Potrafią skrywać ich nawet 70 wewnątrz własnej muszli. Dzięki temu młode mają większe szanse przeżycia.

Jednak dopiero teraz naukowcy z National Oceanography Centre w Southampton odkryli, że płeć małży wraz z wiekiem zmienia się z męskiej na żeńską. Okazało się, że małż rozpoczyna życie jako samiec, a samicą staje się dopiero wówczas, gdy osiągnie dostatecznie duże rozmiary, aby móc zająć się dużą liczbą jaj. Naukowcy sugerują, że zmiana płci ułatwia rozmnażanie w bardzo zimnej wodzie oceanu.

>>>>>

Strach sie bac . Naturalizacja niedlugo moze stac sie faktem .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:54, 10 Kwi 2013    Temat postu:

Nastolatek zbudował w domu maszynę do badania DNA


17-latek z Yorkshire skonstruował w domu maszynę do badania DNA, która potwierdziła pokrewieństwo między nim, a jego bratem - podaje "Daily Mail". Za swój wynalazek otrzymał tytuł Młodego Wynalazcy Roku oraz stypendium na Oxfordzie.

Fred i Gus Turnerowie to rodzeństwo, które pochodzi z Yorkshire w Wielkiej Brytanii. 17-letni Fred ma ciemne, proste włosy, natomiast jego 14-letni brat Gus jest posiadaczem kręconej czupryny w kolorze rudym. To właśnie ta drobna różnica stała się obiektem kpin w szkole, do której uczęszczają chłopcy. Koledzy twierdzili, że mają oni różnych ojców.

Fred, który interesuje się naukami ścisłymi postanowił udowodnić kolegom, że rudy kolor włosów pojawiał się u brata w wyniku mutacji genów. Ze znalezionych w domu sprzętów oraz części dostępnych w sklepie zbudował maszynę do badania DNA.

Skonstruowane przez niego urządzenie to termocykler, który służy w badaniach naukowych do przeprowadza PCR, czyli reakcji łańcuchowej polimerazy. Maszyna dzięki szybkiemu podgrzaniu oraz schładzaniu na przemian próbki materiału genetycznego powiela łańcuchy DNA, które poddawane są badaniom.

Młodemu Brytyjczykowi udało się utrzeć nosa kolegiom i udowodnić pokrewieństwo. Chłopiec odnalazł u brata mutację genu MC1R. Teraz zamierza stworzyć zestaw do konstruowania urządzenia w domowych warunkach. W porównaniu do maszyn sprzedawanych przez wielkie koncerny, ma być ono dostępne w niskiej cenie.

Osiągnięciem naukowym chłopca zainteresowali się wykładowcy z uniwersytetu w Oxfordzie. 17-latek dostał stypendium na wydziale biochemii oraz otrzymał tytuł Młodego Wynalazcy Roku przyznawany przez brytyjski Instytut Inżynierii i Technologii.

PCR stosuje się w diagnostyce chorób dziedzicznych, ustalaniu ojcostwa, w kryminalistyce przy sprawdzaniu pochodzenia śladów krwi, do powielania DNA ze szczątków organizmów wymarłych oraz wykrywania wirusów we krwi, np. wirusa HIV.

...

No prosze ! Taki mlody i zawstydza starych a glupich ;0)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:05, 07 Lis 2013    Temat postu:

Ludzie skarłowacieją?! Oto wniosek amerykańskich naukowców

Wymiary ssaków występujących na Ziemi dynamicznie zmieniają się w zależności od panujących warunków klimatycznych. Choć ów fakt został właśnie udowodniony naukowo, trudno wciąż znaleźć jego przekrojowe wytłumaczenie, a dobór naturalny nie jest już wystarczającym argumentem. Wszystko to dzieje się bardzo szybko, co widać na przykładzie ssaków, które wyraźnie malały podczas ostatnich znanych historii klimatu dużych ociepleń.

Wygląda jednak na to, że sytuacja w najbliższym czasie może ulec odwróceniu, a ssakom, w tym ludzkości, grozi zmniejszenie się do rozmiarów... krasnoludków. Choć może to brzmieć z pozoru absurdalnie, wcale nie mamy do czynienia z żartem.

Grupa naukowców wykazała ostatnio, że podczas dwóch ostatnich dużych faz ocieplenia klimatu, oczywiście w zamierzchłej przeszłości, wymiary ciała ssaków w istotny sposób się zmniejszyły. Jest zatem bardzo prawdopodobne, że obecny okres globalnego ocieplenia, tym razem spowodowany działalnością człowieka, wywoła analogiczny skutek.

Odpowiedzialnym za wspomniane badania jest Philip Gingerich z Uniwersytetu w Michigan. Zbudował on szeroką grupę badawczą złożoną z naukowców reprezentujących cztery różne uczelnie - wspólnie użyli oni zaawansowanych metod paleontologicznych, które doprowadziły ich do wniosków publikowanych dokładnie 1 listopada.

Historia klimatu Ziemi wyróżnia dwa istotne ocieplenia, które wystąpiły w przeciągu 2-3 milionów lat. Pierwsze z nich miało miejsce około 56 milionów lat temu, a nauka nazywa je paleoceńsko-eoceńskim maksimum termicznym. Wówczas średnia temperatura powietrza na kuli ziemskiej wzrosła o mniej więcej 6 stopni Celsjusza, a samo ocieplenie było bardzo długotrwałe, trwało około 160 tysięcy lat.

Drugie globalne ocieplenie (znane jako eoceńskie maksimum termiczne 2) analizowane przez Gingericha i jego zespół było krótsze, trwało bowiem "zaledwie" około 80-100 tysięcy lat i miało miejsce w przybliżeniu 53 miliony lat temu. Wówczas średnia temperatura na Ziemi wzrosła o około 2-3 stopnie. Pora na najważniejsze fakty: w czasie pierwszego ocieplenia wymiary ssaków zmniejszyły się średnio o 30 procent, a w czasie drugiego o 19 procent. To bardzo dużo.

Najbardziej znaczący jest jednak fakt, że w czasie obu "maksimów" na Ziemi żyły zwierzęta będące protoplastami dzisiejszych koni, które osiągały wymiary dzisiejszych niewielkich psów. - Co ciekawe, widać wyraźnie, że wykryliśmy korelację pomiędzy siłą ocieplenia klimatu, a karłowaceniem ssaków - informuje Abigail D'Ambrosia, doktorantka z uniwersytetu w New Hampshire, która brała udział w badaniu.

Naukowcy podkreślają, że istnieje wyraźne podobieństwo pomiędzy ówczesnymi, a dzisiejszym ociepleniem klimatu, choć różne są powody tych wydarzeń. - Zrozumienie związku pomiędzy wymiarami ciała ssaków oraz ciepłem klimatu, może nam pomóc przewidzieć to, co stanie się z fauną kuli ziemskiej w niedalekiej przyszłości - twierdzi inny uczestnik badania, Will Clyde, kolega wspomnianej D"Ambrosii z uniwersytetu w New Hampshire.

Czy ludzkość skarłowacieje? Z jednej strony mówimy o procesach, które trwają setki tysięcy, a nawet miliony lat. Z drugiej jednak - zmiany klimatu, których świadkami i uczestnikami jesteśmy my, są szybsze niż kiedykolwiek miało to miejsce, czemu winny jest człowiek. Warto dodać, że w ciągu ostatnich stu lat wzrost średniego mieszkańca Europy zwiększył się o około 10 centymetrów, w tym wypadku jednak odpowiada za to raczej zmiana sposobu odżywiania się ludzi w krajach rozwiniętych. Czy w tych okolicznościach można cokolwiek uważać za niemożliwe?

Gdybyśmy zmaleli o 30 procent, tak jak miało to miejsce podczas pierwszego eoceńskiego maksimum termicznego, średni Polak mierzyłby 124 centymetry, a Polka 114 cm. Oczywiście tak szybko do podobnie poważnych zmian z pewnością nie dojdzie. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że kolejne pokolenia będą stopniowo coraz niższe, a nasza generacja posiada maksymalne rozmiary, jakie kiedykolwiek osiągnie ludzkość.[

....

Ajajaj znowu sie boimy ! Chociaz ja wiem ? Skoro beda krasnoludy to moze i elfy ... A jak orki ? strach sie bac ... Znowu !

img]http://j.wpimg.pl/r,id,d14zMjA7dV5odHRwOi8vaS53cC5wbC9hL2YvanBlZy8zMjI5Ni9rcmFzbm9sdWdraV82MDA0MDBfMi5qcGVnO3ReanBnO3Ned2lhZG9tb3NjaTtmdF4x.jpg[/img]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 23:08, 07 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 7:45, 01 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Nauka
Kolejna męska wada przez… testosteron
Kolejna męska wada przez… testosteron

Wczoraj, 30 kwietnia (21:57)

Testosteron nie ma dobrej opinii. Oskarżany był już o to, że to za jego sprawą mężczyźni są brutalni i wiarołomni, a także o to, że przyczynia się do utraty włosów. Teraz naukowcy z laboratoriów w USA i Kanadzie odkryli kolejny mechanizm, który sprawia, że z mężczyznami trudno wytrzymać. Ich zdaniem, nadmiar testosteronu powoduje, że mężczyźni są porywczy i bezrefleksyjni. Pisze o tym w najnowszym numerze czasopismo "Psychological Science".
Zdaniem naukowców z laboratoriów w USA i Kanadzie, nadmiar testosteronu sprawia, że mężczyźni są porywczy i bezrefleksyjni (zdjęcie ilustracyjne)
/National Geographic Image Collection/Alamy/www.alamy.com /PAP


W gorącej wodzie kąpani, impulsywni, tacy, co to najpierw strzelają, a dopiero później zadają pytania - to stereotyp mężczyzn, obowiązujący przez dziesięciolecia w popkulturze, choćby w westernach czy filmach policyjnych. Badacze z California Institute of Technology, Wharton School, Western University i ZRT Laboratory postanowili sprawdzić, na ile ten stereotyp może być odbiciem rzeczywistości i na ile może wiązać się z działaniem męskiego hormonu: testosteronu.

Naukowcy przeprowadzili eksperymenty zmierzające do ustalenia, czy faktycznie podwyższony poziom testosteronu daje mężczyznom większą pewność siebie, każe bardziej ufać intuicji, pierwszym wrażeniom i impulsom. Próbowali odpowiedzieć na pytanie, czy to za jego sprawą jesteśmy, drodzy Panowie, mniej skłonni do refleksji nad tym, co nam się na pierwszy rzut oka wydaje, i jak w związku z tym postępujemy. Okazało się, że tak.

Do udziału w eksperymencie zaproszono 243 mężczyzn, którym podawano żel zawierający testosteron lub placebo. Poddano ich szeregowi testów, w których mieli szybko rozwiązywać proste, lecz podchwytliwe zagadki. Poddano ich również testom określającym poziom motywacji i podstawowe zdolności matematyczne.

Zadawane im zagadki przypominały tę, w której pytano o ceny kija do baseballa i piłki, jeśli razem kosztowały 1,10 dolara, a kij był o dolara droższy od piłki. W pierwszej chwili na myśl przychodzi nam tu niepoprawna odpowiedź: że kij kosztował dolara, a piłka 10 centów - dopiero po chwili uświadamiamy sobie, że rozwiązanie jest inne. Warunki zagadki spełnia kij za 1,05 dolara i piłka za 5 centów.

O ile wykazany w testach poziom motywacji i zdolności matematycznych obu grup był porównywalny, o tyle mężczyźni pod wpływem dodatkowej porcji testosteronu znacząco gorzej radzili sobie w podchwytliwych testach. Choć nie musieli odpowiadać szybko, aż o 20 procent częściej niż w grupie kontrolnej udzielali pospiesznej, nieprawidłowej odpowiedzi. Znacznie trudniej przychodziło im powstrzymanie się od zawierzenia pierwszemu impulsowi i odczekanie chwili, by odpowiedź lepiej przemyśleć.

Przekonaliśmy się, że w przypadku zagadek, które podsuwają nam w pierwszej chwili mylne rozwiązania, grupa z podwyższonym poziomem testosteronu szybciej podawała nieprzemyślane odpowiedzi - mówi prof. Colin Camerer z CALTECH-u. Testosteron albo utrudnia proces sprawdzania własnych wniosków, albo zwiększa intuicyjne przekonanie, że mamy rację. Wydaje nam się, że efekt dodawania pewności siebie jest tu bardziej prawdopodobny: kiedy czujesz się pewny, nie musisz niczego sprawdzać - wyjaśnia.

Jak się od dawna uważa, testosteron zwiększa u mężczyzn konkurencję i pragnienie podniesienia swojego statusu. Pewność siebie ma przy tym istotne znaczenie.

Autorzy pracy twierdzą, że ich odkrycie może pomóc nie tylko wyjaśnić pewne nasze męskie przywary, ale także zwrócić uwagę na możliwe ryzyko towarzyszące próbom modyfikowania poziomu męskiego hormonu.

Prof. Camerer wskazuje na próby wprowadzenia terapii hormonalnych, które miałyby pomóc mężczyznom w średnim wieku zachować wyższy poziom libido. Jeśli mężczyźni domagają się dodatkowego testosteronu, by zachować potencję, czy możemy spodziewać się jakichś efektów ubocznych? - pyta naukowiec i kontynuuje: Czy nie staną się w ten sposób jeszcze bardziej bezkrytyczni w myśleniu i przekonani, że zjedli wszystkie rozumy?

Przyznajmy szczerze: nie jest to pytanie nieuzasadnione...
Grzegorz Jasiński

...

Dosc logiczne ze substancja ,,agresji" odpowiada tez za porywczosc i raczej hamuje myslenie... Przypuszczalnie dziala tez zasada ,,co za duzo to niezdrowo". Za duzo i za malo nie jest dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:03, 21 Maj 2017    Temat postu:

Kuchenne przemyślenia. Niebo pomiędzy garnkami
Michael Rennier | Maj 21, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Zmywam około 20 tysięcy naczyń dziennie. Lekko licząc. Nasza piątka dzieci produkuje prawdziwy Mount Everest sztućców, talerzy i kubków.


Zazwyczaj wszystkie platery są brudne. Gdy zapalam światło w kuchni, przenika mnie dreszcz na widok zastawionych blatów. Nie, nie cały czas spędzam na zmywaniu brudnych naczyń – czasami także odkładam na miejsce czyste. Zachęca mnie do tego córeczka. Z wypiekami na buzi i piskiem podniecenia wyjmuje z szafki wszystkie garnki po kolei i rzuca na podłogę.

Chciałbym, by dzieci pomagały w zmywaniu, ale mam obsesję na punkcie czystości (stąd dreszcze), więc nawet kiedy się bardzo starają, nie są w stanie spełnić moich wyśrubowanych standardów. Jeśli należycie do ludzi po kryjomu przekładających naczynia w zmywarce po tym, jak ktoś inny ją załadował, wiecie o czym mówię. A skoro mowa o zmywarkach – naprawdę chciałbym taką mieć. Kiedy wprowadziliśmy się do naszego domu, żona przekonała mnie, że nie musimy wydawać pieniędzy na to urządzenie. Gorzko żałuję dnia, w którym się z nią zgodziłem.

Nie chodzi o to, że żona mnie wykorzystuje. Ma w domu znacznie więcej pracy niż ja. Składa około miliona zaplamionych trawą i usmarowanych jedzeniem ubranek dziennie. Zmienia pieluchy, jeździ po zakupy, odkurza, karmi maleństwo i gotuje. Ktoś jeszcze się dziwi, że do kościoła zdążamy w połowie kazania? Albo że nie mamy czasu na codzienną modlitwę ani duchową refleksję?
Czytaj także: Zabierać dziecko na mszę? A może lepiej zostawić je w domu?

Często czuję się, jakbym zawiódł Boga. Czasem cały dzień mija mi bez jednej myśli o Nim. Jestem pewien, że wszyscy znamy te historie o braku czasu i poczuciu przytłoczenia. Żeby dać radę, nie dosypiamy i przedawkowujemy kofeinę.

Żyjemy w przekonaniu, że brak czasu jest współczesnym wynalazkiem, ale to nieprawda.

Św. Teresa z Avila zauważyła to pięć wieków temu, mówiąc – w moim przypadku bardzo adekwatnie – „Boga odnajdziesz między garnkami w kuchni”. Zakonnica, która teoretycznie miała na modlitwę całe dnie, a jednak również czuła, że nie starcza jej czasu na samotne spotkanie z Bogiem. Może i ona musiała zmywać wszystkie naczynia w klasztorze.

Jeśli jest dla nas, zabieganych, jakaś pociecha, może nią być francuskie małżeństwo Louisa i Zelie Martinów. Louis i Zelie mieli pięcioro dzieci (tak jak ja). Byli zwykłymi ludźmi, on – zegarmistrzem, a ona – koronczarką. Ciężko pracowali, żeby połączyć koniec z końcem. Louis ostrzegał Zelie: „Za dużo pracujesz, zamęczysz się”.

W październiku ubiegłego roku oboje kanonizowano. Nie zginęli bohaterską śmiercią za wiarę. Nie mieli telewizyjnego programu kaznodziejskiego, nie prowadzili bloga o duchowości ani nawet nie pracowali w kościele (choć sądzę, że oboje dużo zmywali). Ich córka, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, jest dobrze znana, ale co najmniej jedną z pozostałych sióstr uważano za dziecko trudne. Pewien jestem, że nawet przyszli święci mogą być utrapieniem jako pełne życia dzieci.
Czytaj także: 10 zwyczajów, które pozwolą Ci oszczędzić czas

Więc jak Louis i Zelie tego dokonali? Jak wychowali dużą rodzinę, pracując zawodowo, i jeszcze znaleźli czas, żeby nauczyć dzieci modlitwy i chodzenia do kościoła? Trzeba wiedzieć, że świętość to małe rzeczy robione z dużą wiarą. Wieczorna modlitwa z dziećmi może wydawać się taką błahostką. Wszyscy są zmęczeni, dzieci kręcą się na łóżku i nie chcą mówić pacierza, i zapewne właśnie odbyła się dyskusja o myciu zębów, ale my z żoną już dawno zdecydowaliśmy, że codziennie wieczorem będziemy się modlić z dziećmi. Choć to drobiazg i banał, myślę, że Bóg lubi ten nasz mały gest.

Dotrzymanie terminu wieczornego pacierza jest dla nas ważne, choćby nie wiem co. Modlimy się z dziećmi także przy innych okazjach, na przykład przed kolacją. Przyznaję, że przed śniadaniem i lunchem zwykle panuje chaos, tak że zaniedbujemy modlitwę, ale przed kolacją robimy to zawsze.

To krótka prosta modlitwa, zabiera kilka sekund. Żadna czynność nie jest zbyt błaha, by zaprosić do niej Boga. On wie, jak bardzo jesteśmy zajęci. Przecież Jezus miał na ziemi dom, tak jak my. Pracował z ojcem w warsztacie stolarskim. Pewnie też zmywał naczynia. Nasze myśli o Jezusie zwykle nie koncentrują się wokół jego obowiązków domowych, ale te codzienne czynności były przecież w jego życiu ważne. Bóg nie zszedłby na ziemię w ludzkiej postaci, gdyby nie chciał żyć tak jak my. Nie przyszedłby na świat w rodzinie, gdyby nie uważał rodziny, nawet zapracowanej, za dobre tło dla osobistej świętości.

Każda czynność w życiu może być modlitwą. Jeśli nie mamy czasu na nic więcej poza sprawunkami, pracą i codziennymi obowiązkami, Bóg spotka nas wszędzie tam, gdzie będziemy. Byłoby wspaniale mieć chociaż pół godziny spokoju dziennie na spotkanie z Nim, ale przecież On nas nie opuszcza, kiedy życie upomina się o swoje.

Bóg wynagradza nie tylko tych, którzy oddają mu cześć w jakiś szczególny sposób albo modlą się wystarczająco długo, by zwrócić Jego uwagę. Jest w naszych sercach w każdej chwili. Widzi nasze serca, nasze pragnienie miłości i przychodzi do nas, gdziekolwiek jesteśmy.

Może kiedyś zostanę patronem zmywających. Tymczasem jednak myślę, że powinniśmy czerpać pociechę z Louisów i Zelii tego świata, bo to oni pokazują nam, że niebo wcale nie jest tak daleko. Jest ono właśnie na dnie brudnej patelni w mojej kuchni.

...

Ciekawe zjawisko. Mezczyzna a maniak czystosci! To zazwyczaj cecha kobiet a wrecz nie mezczyzn. Jednak jak widac nieliczne wyjatki sa i nawet przescigaja kobiety...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:16, 21 Cze 2017    Temat postu:

O co chodzi w prawdziwej męskości?
Stefan Czerniecki | Czer 21, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ten temat dotyczy wątku, o którym myśli 90% z nas. Mało tego. Prawdopodobnie poświęca temu znaczną część swojego czasu. I nie czarujmy się, panowie, że jest inaczej. Wiadomo. Kobiety.



Napisz prawdę. Tak jak było. Gdybyś tylko mógł mnie opisywać jako Tomasza Krzysztofa… Byłoby mi bardzo miło – zakończył rozmowę, podczas której pytałem go, czy mogę opisać jego historię dla Aletei.

A więc Tomasz Krzysztof. Mój przyjaciel od lat. To jego historii chciałem poświęcić dzisiejszy odcinek naszego męskiego cyklu. Dotyczy bowiem wątku, o którym myśli 90% z nas. Mało tego. Prawdopodobnie poświęca temu znaczną część swojego czasu. I nie czarujmy się, panowie, że jest inaczej. O jaki temat chodzi? Wiadomo. Kobiety.

Tomasz Krzysztof ma dziś trzydzieści pięć lat. Całkiem niedawno podjął decyzję. Chce odnaleźć zbawienie w życiu małżeńskim. Pragnie znaleźć żonę. Pragnie założyć rodzinę. Jest więc dokładnie taki, jak znaczna większość z nas.
Czytaj także: Jak zostać „dobrym materiałem” na męża i ojca?



– Tomasz, a Ty modliłeś się kiedyś o żonę? – zapytałem podczas jednego z naszym spotkań.

– To już zapomniałeś? – uśmiechnął się. – Sam się za mnie modliłeś w tej intencji. I jezuici się modlili. Ale przez cały czas analizowałem jednak „wolę Bożą”. Po latach „rozkminy” uznałem, że pójdę tam, gdzie będę szczęśliwy. A rozeznałem, że szczęśliwy będę w małżeństwie oraz w rodzinie. I wiesz co… Szczerze się ucieszyłem. Bo Bóg powierzył mi tą odpowiedzialność za moją przyszłość. Zobaczyłem, że On nie ma nic przeciwko.

Tomasz Krzysztof traktuje Boga na serio. Niejednokrotnie podczas naszej rozmowy nazywa go „Tatą”, „potężnym Ojcem”. Czasem potrzebuję aż dopytać, o jakim „tacie” teraz mowa. Tomasz Krzysztof wie, że jak prosi, to jego Ojciec go słyszy.

– Ty urosłeś… – zagadnąłem go innego razu, gdy staliśmy przed sobą twarzą w twarz. Do tej pory ewidentnie niższy, teraz był dokładnie mojego wzrostu. A ja przecież stałem na grubej podeszwie butów trekkingowych.

– To możliwe… – wyszeptał zupełnie naturalnie. Dokładnie z taką miną, jak rozmawia się o wczorajszych zakupach w sklepie spożywczym.

– Ale jak to? Przecież widzieliśmy się kilka dni temu! Wtedy wcale nie byłeś tak wysoki! Co się stało?! – ewidentnie nic z tego nie rozumiałem.

– Poprosiłem Tatę o kilka centymetrów…

Dopiero wtedy zrozumiałem. Połączyłem w głowie fakty. Przypomniałem sobie, jak Tomek kilka tygodni temu mówił mi o pewnej dziewczynie. Że mu się podoba. Że jest cudowna. Że chciałby zagadać, ale ma problem. Bo dziewczyna jest bardzo wysoka. Nie tylko wysoka jak na dziewczynę. Ale również wyższa od niego samego.

Czy ktoś z nas, panowie, znajdując się w takiej sytuacji, poprosiłby Boga, aby ten dał mu wzrost? Takie proste, zupełnie naturalne pytanie człowieka w stu procentach wierzącego. Jest potrzeba. I wydaje się, że raczej dobra potrzeba. Potrzeba okazania miłości, otoczenia opieką, wreszcie zaś: zdobycia pięknej kobiety, w przyszłości może i żony. Odpowiedzmy sobie sami przez sobą. Tak szczerze. Czy my byśmy prosili Boga o wzrost? Tomasz Krzysztof poprosił.

I otrzymał. Dość szybko. Po kilku tygodniach.

Tomasz Krzysztof wierzył. Miał ku temu podstawy. Opisane na kartach Pisma Świętego. Długo szukać inspirujących przykładów? Raczej nie.

„Chce nam się pić” – skarży się Mojżesz do Boga Jahwe na kartach 20 rozdziału Księgi Liczb. „Weź laskę i zbierz całe zgromadzenie, ty wespół z bratem twoim Aaronem. Następnie przemów w ich obecności do skały, a ona wyda z siebie wodę” – odpowiedź Boga jest niezwykle męska i bardzo konkretna. Co, gdzie i kiedy. Tu nie ma wątpliwości. Bóg pomoże.

Inny przykład? Tym razem u św. Marka w rozdziale 10. „Co chcesz, abym ci uczynił?” – pyta Jezus wołającego niewidomego. „Rabbuni, żebym przejrzał”. Także i tu odpowiedź Boga nie pozostawia wątpliwości: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”.

A jak skończyła się historia z Tomasza Krzysztofa z tą dziewczyną? Ktoś powie: „bez happy endu”. I faktycznie. Na swój sposób tak. Dziewczyna nie zechciała się z nim umówić. Jednak spróbował. Po wszystkim mógł spojrzeć sobie w lustro. A co się stało z jego nadprzyrodzonym przyrostem wzrostu? Nie był mu już potrzebny. Po kilku dniach, gdy go zobaczyłem, był znów niższy. Bóg dotrzymał obietnicy.

...

To raczej wysokie kobiety sie martwia... Dla mnie moze byc wysoka, ja tam nie mam kompleksow Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:06, 30 Cze 2017    Temat postu:

W poszukiwaniu utraconej męskości
Marcin Styczeń | Czer 30, 2017

Udostępnij
Komentuj
Drukuj
W realnym świecie widzą często wygórowane żądania kobiet i nie mogących im sprostać, nieobecnych albo zniewieściałych mężczyzn. Odpuszczają.

Ładnych parę lat temu wybrałem się na nietypową pielgrzymkę. Brały w niej udział osoby niepełnosprawne (około 200 osób na wózkach), ale także spora grupka więźniów w roli wolontariuszy. Wyróżniali się w tłumie. Umięśnieni, wytatuowani, o dzikich spojrzeniach. Można się było przestraszyć, ale… to właśnie te dzikie spojrzenia przyciągały jak magnes młode katolickie wolontariuszki. Coś iskrzyło, choć nie wszyscy się do tego przyznawali albo przyznać nie chcieli.

Dzisiaj, z perspektywy czasu, myślę sobie, że to natura upominała się o swoje. Że tęsknota kobiet za silnym fizycznie mężczyzną jest siłą pierwotną. A nieoczekiwane spotkanie światów: religijnego i przestępczego, tylko to potwierdziło.

Bo generalnie twardzi mężczyźni nie chodzą na pielgrzymki ani do kościoła. Co mieliby tam robić ze swoją dzikością? Siedzieć i słuchać? To nie dla nich. Kto więc pozostaje? Księża i grzeczni mężczyźni, którym kobiety podsuwają do czytania książkę Johna Eldredge’a „Dzikie serce – tęsknota męskiej duszy”. Jakby chciały im powiedzieć: stańcie się dzicy, bo czegoś wam brakuje. Czy jednak od samego czytania i to z kobiecej inspiracji można stać się dzikim mężczyzną? Raczej nie. Męska inicjacja zawsze dokonuje się przez innych, najczęściej starszych mężczyzn.
Czytaj także: Jak zostać „dobrym materiałem” na męża i ojca?

Mnie, odkąd pamiętam, zawsze ciągnęło do starszych kolegów. To, że zostawałem przez nich przyjęty, traktowałem niemalże jak pasowanie na rycerza.

Problem w tym, że bardzo często takie przyjęcie do grupy wiąże się z okrucieństwem, czego przykładem jest np. fala w wojsku czy szkole. Brakuje bowiem mądrych mężczyzn, którzy wiedzą, że wejście w świat męski może być bolesne, ale nie powinno być upokorzeniem.

Dzisiaj o takich mężczyzn trudno. Dlatego musimy się nauczyć czegoś od negatywnych bohaterów. Więźniowie to mężczyźni, którzy złamali prawo, wyłamali się z systemu. I wydaje się, że bez takiej antysystemowej postawy niemożliwe jest dotarcie do męskości.

Oczywiście, nie chodzi mi teraz o namawianie kogokolwiek do łamania prawa. Ale warto się przyjrzeć np. postawie Jezusa. On cały czas łamał zasady uważane przez ortodoksyjnych Żydów za święte: gościł w domu ludzi nieczystych, dotykał chorych, w tym trędowatych, uzdrawiał w szabat. Wreszcie poszedł się ochrzcić na pustynię, do Jana Chrzciciela.
Czytaj także: Chcesz być lepszym mężczyzną niż Twój ojciec? Przeczytaj, od czego powinieneś zacząć

Ewangelista Marek pisał, że „Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą”. Jezus nie poszedł do uczonych w piśmie, do kapłanów, do tych, „co miękkie szaty noszą”, ale do mężczyzny dzikiego. To on, jak pisze Anselm Grun w książce „Kochaj i walcz”, „uwalnia nas od ról i masek, za pomocą których zniekształcamy swoje własne «Ja». Burzy fasady, które wznieśliśmy po to, żeby dobrze wypaść na zewnątrz. Niszczy wszystko co zewnętrzne, żebyśmy mogli znaleźć drogę do naszego wnętrza, do naszej niezafałszowanej istoty, do naszego «ja», do Chrystusa w nas”.

Archetyp dzikiego mężczyzny nie jest istotą męskości, ale na pewno bardzo ważną jej częścią. Bez niego mężczyzna nigdy nie wyrwie się spod wpływu rodziców, nie będzie potrafił ufać swojemu wewnętrznemu głosowi, stawić czoła niebezpieczeństwom.

Bez dzikości i miłość, i duchowość będzie letnia. Może dlatego chłopcy dzisiaj uciekają w świat wirtualny, w świat przemocy i adrenaliny, bo tylko tam mogą zrealizować swoje głębokie potrzeby.

W realnym świecie widzą często wygórowane żądania kobiet i nie mogących im sprostać, nieobecnych albo zniewieściałych mężczyzn. Tam są herosami, wygrywają wojny, tworzą cywilizacje, stają się mistrzami świata w wyścigach samochodowych. Tu są zagubionymi, często sfrustrowanymi chłopcami i mężczyznami. Odpuszczają, bo to nie ich świat. Odpuszczają, bo nie mają męskiego wsparcia. Odpuszczają, bo nikt im nie pokazał jak. Jak się zgubić, aby się odnaleźć. Jak dopuścić do głosu, to co krnąbrne, by mieć siłę do walki. Jak przejść przez dzikość, by stać się mądrym.

...

Gdy mezczyzni sa jak kobiety i na odwrot to o to chodzi szatanowi. Bo to patologia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:57, 03 Lip 2017    Temat postu:

Odważni.pl – męska droga na wakacje
Jarosław Kumor | Lip 03, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


W czasie wakacji lubimy duchowo zjechać w ciemną dolinę. Pojawia się rozluźnienie i poczucie, że należy nam się nagroda w postaci urlopu czy nieco zmniejszonych obrotów, jeśli chodzi o obowiązki. Z takim poczuciem łatwo wziąć niechcący urlop również od Pana Boga.


J
ako wspólnota dla mężczyzn Przymierze Wojowników postanowiliśmy dać odpowiedź na taką tendencję i z początkiem czerwca uruchomiliśmy Drogę Odważnych. Pierwsze tygodnie praktycznie bez promocji pokazały, że projekt ma sens – zarejestrowało się 600 mężczyzn. Dlatego uznaliśmy, że warto zaproponować Drogę Odważnych mężczyznom właśnie na wakacje, które są dla nas facetów niełatwym duchowo czasem.

Odwazni.pl – bo taki jest adres projektu – to męskie miejsce w sieci. Mam wrażenie, że jest to pierwsza tego typu katolicka propozycja dla mężczyzn. Nie tylko pod względem treści, ale też formy. Nie można nazwać tej strony portalem, bo nie wchodzimy na nią, by przejrzeć nagłówki, coś ciekawego przeczytać i wyjść.
Czytaj także: Wstąp do GROM! Róża różańcowa dla komandosów

Treści produkujemy niewiele. Dokładnie jeden materiał dziennie. Zapraszamy facetów do pracy z tym jednym dziennie materiałem. Chodzi dosłownie o piętnaście minut zatrzymania się, przeczytania wywiadu, artykułu, obejrzenia świadectwa czy odsłuchania rozmowy audio i podjęcia osobistej refleksji nad tą treścią – raz poważniejszą, raz luźniejszą, ale taką, która pozwoli mi się nie zgubić na wakacyjnym szlaku i w konkretny sposób zmieniać swoje życie. Pomoże utrzymać kierunek wędrówki w stronę Pana Boga.

Materiały są pogrupowane w poszczególne tematy tygodnia. Mówiliśmy do tej pory o tym, jak jako mężczyźni możemy żyć w mocy Ducha Świętego, odpowiadaliśmy sobie na pytania o czystość i nieczystość oraz o to jak wychodzić z nieczystości i żyć dzięki temu na 100%. Przed nami tematy m.in. o właściwym wykorzystywaniu czasu czy o odpowiednim podejściu do pieniędzy.

Do tej pory w realizowaniu treści wzięli udział m.in. ks. Piotr Pawlukiewicz, Marcin Kwaśny, o. Jacek Salij OP, grupa teatralna Mumio czy Jacek Pulikowski.

Dostęp do treści otrzymujemy po rejestracji i przejściu “szkolenia”, które pokazuje nam charakter Drogi Odważnych oraz zasady jakie na niej panują. Na samą Drogę Odważnych wchodzimy zawsze w niedzielę – wtedy startuje nowy temat tygodnia i wtedy uczestniczymy w ODPRAWIE – krótkim wprowadzeniu w temat w formie artykułu.
Czytaj także: Jan Chrzciciel, czyli pokora, asceza i prawda prosto w oczy

W poniedziałek zawsze dostajemy EKWIPUNEK – pewien bagaż, narzędzia, które będą nam pomocne w drodze z danym tematem (zawsze jest to wywiad lub dłuższy artykuł). We wtorki naprzeciw uczestnikom Drogi wychodzi tzw. WĘDROWIEC – osoba mająca już pewne doświadczenie z danym tematem i dzieląca się w materiale video swoim świadectwem.

W środy uczestnicy spotykają UCZNIA – postać biblijną, świętego lub jakiś autorytet mając szansę zainspirować się jego historią. Czwartek jest zawsze dniem spotkania z MISTRZEM – Jezusem Chrystusem. Bierzemy wtedy do rąk Jego Słowo opatrzone krótkim komentarzem, które koresponduje z aktualnym tematem tygodnia.

W piątki dostajemy PRZEWODNIK – w formie wideokonferencji odpowiedzialni za Drogę Odważnych dzielą się swoim świadectwem i doświadczeniem, a każdy temat kończymy w sobotę ROZMOWĄ W DRODZE, czyli wywiadem radiowym jeden na jeden z zaproszonym gościem. Ta część Drogi Odważnych realizowana jest we współpracy z Radiem eM Kielce.

Sama Droga Odważnych, rozumiana jako codzienne materiały do pracy, nie jest jedynym elementem strony Odwazni.pl. W miarę postępów na Drodze – zdobywania tzw. “kroków” – uczestnicy otrzymują cotygodniowe wyzwania oraz dostęp do kolejnych funkcjonalności witryny, czyli m.in. mapy męskich wspólnot z całej Polski i mapy wydarzeń dla mężczyzn czy do tzw. obozowiska, w ramach którego działa m.in. forum i platforma networkingowa.
Czytaj także: Mężczyźni! Chodźmy do kościoła, jesteśmy tam potrzebni!

Inicjatywa oczywiście nie jest zaplanowana tylko na wakacje. Jest to propozycja permanentnej drogi, na której jesteśmy na co dzień. Z odbiorcami chcemy wchodzić nie tylko w wirtualną relację, ale też spotykać się “w realu”, dlatego jeśli w jakimś mieście uzbiera się odpowiednia liczba chętnych, zorganizujemy dla nich spotkania tzw. Grup Odważnych. W planach są także ogólnopolskie Kongresy Odważnych.

***

My faceci lubimy wielkie wyzwania. Lubimy marzyć na wielką skalę, ale zapominamy często, że droga do realizacji wielkich wyzwań prowadzi przez małe kroki. Droga Odważnych jest propozycją robienia codziennych małych kroków w duchu Słowa Bożego z Rz 12, 2, które jest mottem Przymierza Wojowników: “Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe”.

To jest dla nas prawdziwa odwaga – mieć azymut cały czas ustawiony na Pana Boga, mimo że świat podpowiada coś zupełnie odwrotnego i dążyć do Jego królestwa małymi, codziennymi krokami.

...

Tak mezczyzni musza miec inaczej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:30, 05 Lip 2017    Temat postu:

Czy chłopaki faktycznie nie płaczą?
Stefan Czerniecki | Lip 05, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Stracił jedyną córkę. Jest człowiekiem. Ale teraz, w tej konkretnej sytuacji, przed jaką stawia go Bóg, jest przede wszystkim mężem. I nie może pozwolić, aby oboje się rozsypali.


H
ania jest moją chrzestną mamą. Dobra z niej kobieta. Nic dodać, nic ująć. Uczciwa, pracowita, gorliwa. I bardzo pomocna. Hania całe życie uczyła w jednym z warszawskich liceów. Podobno uczniowie się jej bali. W sumie trudno mi się dziwić. Sam przez lata się bałem. W domu moich rodziców powstał z czasem nawet taki sposób straszenia: „Jak nie zjesz obiadu do końca, przyjdzie ciocia Hania i się skończy”.

Wydawało się, że życie Hani to pasmo sukcesów. Zaradny, mądry, dobrze zarabiający mąż-informatyk. Trójka dzieci. Ładne mieszkanie. Rodzinne wakacje to w Polsce, to poza krajem. Zimowe szusowanie na nartach.

Wiadomo: na pewno mieli kryzysy. Bo to jest wpisane w naszą grzeszną naturę. Na pewno mieli problemy. Ale nie były to problemy z kategorii tych, które dobijają w sposób taki, że nie sposób tego ukryć na zewnątrz. Przynajmniej jako młody chłopak nic takiego nie dostrzegałem. Aż nadszedł ten dzień.
Czytaj także: W poszukiwaniu utraconej męskości



Ile byśmy dali, żeby nigdy się nie wydarzył… Ale niestety. To niemożliwe. Stało się. Hania wraz z mężem stracili jedyną córkę. Zginęła. Tragicznie. Zostali sami. Synkowie, mąż i ona. We czworo. Bez Madzi… Dopiero wtenczas poznałem, za kogo wyszła ciocia Hania.

Tego faceta podziwiałem już wcześniej. Owszem, muszę to przyznać: wkurzała mnie jego mądralińskość (którego mężczyzny nie wkurza, gdy drugi wie lepiej?). Denerwowało to, że zawsze wie najlepiej. Ale lubiłem go. Naprawdę. Ceniłem. Nawet po części podziwiałem.

Ciocia Hania zawsze była ładna. Zawsze była szczupła. Nigdy jej o to nie spytałem, ale wnioskuję, że miała w kim wybierać, gdy przyszło jej szukać męża. Wybrała tego jednego.

Gdy nadszedł ten dzień – dzień próby (tak dla nich, jak i dla ich dzieci, przyjaciół) – Hania nie wytrzymała. Trzymała ten ból od pewnego czasu. Wreszcie wybuchła w rozmowie przez telefon:

– Bo widzisz. Ten mój facet to nic…

– Ale co „nic”?

– Nic nie współczuje…

– Nie rozumiem…

– Bo gdy ja płaczę po naszej Madzi… Gdy już nie wytrzymuję… Gdy jestem bezsilna, on mnie tylko w milczeniu przytula.

– A to źle??!!

– Bo ja bym chciała… – łamał się głos Hani. – bo ja bym chciała, aby on także ze mną popłakał.

Domyślam się, że niejeden dobry psycholog przyznałby Hani rację. Że dobrze jest, gdy towarzyszymy w bólu i niewysłowionym cierpieniu w ten sam sposób, co zainteresowana osoba, którą pocieszamy. Że czasem dobrze jest popłakać wraz z nią.

I może znów wyjdzie, że „się nie znam”. Ale po tym, gdy to usłyszałem, mój podziw wobec wujka wzrósł. I to przynajmniej pięciokrotnie.

I nie chodzi mi o to, że facetowi nie wolno płakać (rety, ile sam już łez wylałem na tym ziemskim padole?). Ani o to, że ma być niewzruszony, gdy obok ktoś nie daje sobie z czymś rady. Nie-nie-nie!
Czytaj także: Walcz do końca! Nawet, gdy to bez sensu…



Ale o to, że mamy być – Panowie! – SKAŁĄ! Właśnie w takich dniach, jak ten dzień próby. Na każdego z nas taki dzień kiedyś przyjdzie. Tak mi się przynajmniej wydaje. Śmierć kogoś bliskiego, porzucenie, inna tragedia. I co wówczas? Położymy się i pójdziemy spać? A po pobudce udamy, że nie ma tematu? A może będziemy użalać się nad sobą do końca swoich dni? I mniejsza, gdyby chodziło tylko o nas. To jeszcze najmniejszy problem.

Ale gdy Bóg postawi obok nas Kobietę, za którą będziemy odpowiedzialni, co wtedy? Gdy powie nam, że od tej pory „ty jesteś głową tej rodziny”? Co wówczas? Też się położymy? Też będziemy razem płakać? W poczuciu bezradności i lęku?

Nie wiem. Może to zbyt idealistyczna wersja męskości. Może ten dzień próby rzeczywiście obnaży w nas to, co najgorsze. Bezradność, emocjonalny nieład, brak pomysłu, co dalej. Ale wolę wierzyć, że jednak nie. Że nieprzypadkowo nie nosimy sukienek. Że uda się nam wziąć w garść.

I tak jak mąż mojej cioci, przytulić ją i nie uronić nawet jednej łezki. Na tę przyjdzie pora, gdy zrozpaczona żona nie będzie widziała. To przecież jasne. Stracił jedyną córkę. Jest człowiekiem. Ale teraz, w tej konkretnej sytuacji, przed jaką stawia go Bóg, jest przede wszystkim mężem. I nie może pozwolić, aby oboje się rozsypali. Emocjonalnie, w uczuciowej beznadziei. Trzeba ogarnąć przecież tyle spraw. Pogrzeb, goście, kondolencje, kościół, ciało córki. Potrzebna jest chłodna głowa. Głowa rodziny. Ktoś ci dał rozkaz. Pora go wykonać. Na płacz będzie czas kiedy indziej.

Jak ja kocham takich facetów.

...

Oczywiscie tzw. ,,łzy wzruszenia" czeste u mezczyzn nie sa placzem. Placz jest wyrazem smutku i zawodu. Wzruszenie to inna kategoria. To ze i tu i tu jest wilgoc i oczy to nie znaczy tego samego. Istotnie placza szybciej i czesciej kobiety ale to znow biologia i co ciekawe kobiety szybko dzieki temu sie uspakajaja a mezczyzni nie tak łatwo! Zatem to tylko pewna regulacja organizmu. A oczywiscie czym innym jest sytuacja. Moze to byc dramat ludzki a moze byc zawiedziona chora ambicja. Roznie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:43, 12 Lip 2017    Temat postu:

Najważniejszy wybór mężczyzny
Stefan Czerniecki | Lip 12, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Policjanci bez komendanta nie mają pojęcia, co robić. To jest normalne. Kwestia posłuszeństwa i oddania za dowódcę jest czymś, co stanowi o esencji i czystości męstwa.


K
obiety tak tego nie potrzebują. I w sumie trudno się dziwić. Im się nie przyda. Na wojnę raczej nie pójdą. A jeśli już, to raczej w innej roli. W zbrojnych szkoleniach też mało która weźmie udział. A jeśli już kilka kobiet zbierze się razem, aby coś zrobić, grupa ta zwykle nie będzie miała jakiejś wyraźnej hierarchii. One bowiem nie potrzebują jednego wyraźnego przywódcy. Herszta. Kogoś, kto wytyczy kierunek. Tam jest (ależ nie lubię tego słowa, ale trudno – użyję): partnerstwo. Pokojowe, idące na kompromisy, szukające wspólnego rozwiązania. Przy udziale wszystkich zainteresowanych.

Tak, wydaje się, że kobiety wcale nie potrzebują wyraźnego przywództwa w swoich damskim gronie. Dla nas zaś istota przewodzenia jest kluczowa. Niezbędna. Fakt przystępu do kogoś, kto nami pokieruje, krzyknie, poprowadzi traktujemy niemal jak konieczność.

Męski dowódca dla mężczyzny to jak zaczerpnięcie świeżego powietrza. Apostołowie potrzebowali Jezusa. Bez Mojżesza Żydzi prawdopodobnie nie wyściubiliby nawet nosa z Egiptu. Księża potrzebują swojego biskupa. Żołnierze, gdy na polu walki ginie dowódca, zwykle uciekają (nawet, jeśli jest ich więcej niż sił wroga). Policjanci bez komendanta nie mają pojęcia, co robić. To jest normalne. Kwestia posłuszeństwa i oddania za dowódcę jest czymś, co stanowi o esencji i czystości męstwa. U kobiet odbywa się to zupełnie inaczej. To jakby opisywać wodę i ogień. Zostawmy to zatem.
Czytaj także: W poszukiwaniu utraconej męskości

Dziś więc kilka słów o przywództwie. Męskim przewodzeniu. Gdy myślałem o inspirujących chrześcijańskich przykładach, wzorcach męskiego przewodzenia innym, przychodziły do głowy różne postaci. Nie trzeba się specjalnie trudzić. Przykładów przywództwa znajdziemy na kartach Biblii bez liku. Od Mojżesza przez króla Dawida, króla Salomona, proroków na Jezusie Chrystusie skończywszy. O św. Piotrze i św. Pawle nawet nie wspominając.

Przyszedł mi jednak dziś do głowy zupełnie inny obraz. I właśnie nim zechcę się dziś z Wami podzielić. Chodzi mi o pewnego herszta. Herszta więziennej bandy. Tej samej bandy, która powitała trójkę fatimskich pastuszków zamkniętych na jedną noc w celi w Vila Nova de Ourem. Jak pewnie wiecie, w sierpniu 1917 roku burmistrz gminy Ourem, mason Arturo de Oliveira zamknął trójkę widzących w prywatnym areszcie, a następnie za karę, że nie chcą mu wyjawić tajemnicy przekazanej przez Matkę Bożą, w pobliskim więzieniu. I tam właśnie dokonał się cud. Cud nawrócenia.

Herszt bandy przywitał dzieci w sposób dość cyniczny i prześmiewczy. Możemy sobie to dziś wyobrazić. Do więziennej celi wchodzi trójka dzieci. Odpowiednio w wieku siedmiu, dziewięciu i dziesięciu lat. Są przestraszeni. Mówią coś o wizjach Matki Bożej. Wokoło nich spoceni, śmierdzący zmęczeniem i męskim odorem mężczyźni. A wśród nich nieformalny dowódca. Sam się przedstawia jako ten, który „tu rządzi”. Wypytuje dzieci, dlaczego tu trafiły, a następnie podśmiewuje się z ich odpowiedzi. Co wywołuje tylko głośną salwę śmiechu jego towarzyszy. Wszystko zmienia dopiero pewne wydarzenie, pewna scena.
Czytaj także: Mężczyźni! Chodźmy do kościoła, jesteśmy tam potrzebni!

Wieczorem najstarsza z dzieci Łucja przypomina sobie, że dziś jeszcze nie odmawiali różańca. Nie pomna przykrych żartów z siebie i ciotecznego rodzeństwa prosi więc herszta bandy o to, by ten zawiesił jej medalik na wbitym w więzienne mury haku. Zwykle bowiem dzieci modliły się klęcząc przed wizerunkiem Najświętszej Matki. Herszt zdębiał. Nie miał jednak w sobie mocy, aby odmówić. Na oczach zszokowanych towarzyszy odebrał z rąk dziesięciolatki medalik i z pietyzmem zawiesił go na ścianie.

Dzieci uklękły i zaczęły głośno odmawiać kolejne tajemnice różańca. Wtem ukląkł także on. Potężny, muskularny, groźny mężczyzna. Na kolanach. Powtarzający za dziećmi coraz głośniej i głośniej. Za nim klękali coraz to kolejni.

Być może to tylko moja intuicja – ale jestem niemal pewien, że gdyby nie świadectwo tego więźnia, reszta jego współtowarzyszy nawet by nie drgnęła. Być może dalej by drwili z dzieci. Być może nie pozwolili by im dokończyć tej modlitwy. Być może…

Stało się jednak inaczej. Wszyscy poszli za tym jednym. Wszyscy bez wyjątku. Tak to właśnie u nas działa. U nas, mężczyzn. Tak zostaliśmy skonstruowani. To zespół naczyń połączonych. To kapitalna wajcha do robienia rzeczy wielkich. Pozostaje jedynie problem odpowiedniego wyboru tej wajchy. Odpowiedniego dowództwa. Wyboru mądrego wodza. Mądrego króla. Dla nas, mężczyzn, niezwykle ważny wybór. Być może najważniejszy.

...

U kobiet tez sa hierachie tylko nieformalne. Istotnie formalizm to meskosc Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:54, 12 Lip 2017    Temat postu:

Konrad Kruczkowski: Dlaczego mężczyźni nie lubią, kiedy kobiety dużo zarabiają?
Konrad Kruczkowski | Lip 12, 2017

Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Zadano mi pytanie: „Dlaczego mężczyźni nie lubią, kiedy kobiety zarabiają dużo?”. Nie wiem, ale w głowie mam lampkę z napisem „niepokój”.

1.

Paulina M. co miesiąc pisze do byłego męża. W sierpniu: „Musimy zrobić zakupy na wrzesień. Kiedy mogę spodziewać się przelewu? Termin minął dwa tygodnie temu”.

Odpowiedź: „Zrobię przelew, jeśli zgodzisz się na zmianę – w sobotę dzieci zostaną z Tobą.
PS Odejmę koszty. Ostatnio za ich obiad zapłaciłem 50 zł”.

W weekend, kiedy dzieci są z tatą, słyszą: „Chciałem Wam kupić lody, ale nie mam za co. Wasza matka zabiera na kosmetyki i torebki”.

2.

Agnieszka D. pracuje w domu. W trakcie autoryzacji zapyta: „A więc można powiedzieć, że to praca?”. Wątpi, bo od męża słyszy, że jest „darmozjadem i nierobem”. Ich wspólne konto istnieje teoretycznie – ona nie ma do niego dostępu. Związek sprawił, że Agnieszka jest „mindful”. Wie, kiedy powiedzieć: „Potrzebuję nowych spodni”.

Na początku mąż prosił, żeby informowała o większych zakupach („Musimy dbać o nasz budżet domowy”). Później robili je wspólnie. Wtedy żartował: „Za moją krwawicę” i „Poznaj łaskę pana”. Dzisiaj sprawdza stan licznika i jeśli limit zostaje przekroczony, wrzeszczy: „Mycia nie będzie”.

– Ale nigdy tego nie zrobił. Zawsze pozwala mi na kąpiel.
Czytaj także: Czy mężczyzna musi zarabiać więcej od kobiety?



3.

Na stypendium Prezesa Rady Ministrów zasługuje „uczeń, który otrzymał promocję z wyróżnieniem, uzyskując przy tym najwyższą w danej szkole średnią ocen lub wykazuje szczególne uzdolnienia w co najmniej jednej dziedzinie wiedzy, uzyskując w niej najwyższe wyniki, a w pozostałych dziedzinach wyniki co najmniej dobre”.

Justyna R. spełnia oba kryteria: przy średniej 5,3 wybitnie posługuje się językiem niemieckim. Stypendium przekazuje rodzicom. Nie chciała, ale uległa presji i szantażom.

„Oddamy, kiedy pójdziesz na studia”.

Po maturze musi wyprowadzić się z domu („Jesteś dorosła. Nie możemy cię utrzymywać”). Germanistyce przyjdzie poczekać dwa lata.

4.

– Nie kupuję nowych ubrań. Na koniec życia? Oni młodzi są, bardziej potrzebują. Nie jest tak, że wszystko zabierają. A jak przyjeżdżają po pieniądze, to możemy porozmawiać. Wiem, co u nich.

5.

W 2015 r. Instytut Spraw Publicznych przygotował raport „Przemoc ekonomiczna w związkach”. W raporcie Polacy okazują wyrozumiałość:

Co trzeci z nas uważa, że jeśli partner nie pracuje, można usprawiedliwić wydzielanie pieniędzy i kontrolę. 18% znajduje usprawiedliwienie dla mężczyzn, którzy utrudniają partnerce posiadanie własnych środków. 17% rozumie, że alimentów można nie płacić.
Czytaj także: Konrad Kruczkowski: Dlaczego mężczyźni nie okazują uczuć?



6.

Zadano mi pytanie: „Dlaczego mężczyźni nie lubią, kiedy kobiety zarabiają dużo?”. Nie wiem, ale w głowie mam lampkę z napisem „niepokój”. Ofiarami przemocy ekonomicznej najczęściej są kobiety. Przemoc domowa narasta w czasie, tworzy iluzję, że „nie jest tak źle”. W efekcie – trwa dłużej. Jest formą sprawowania kontroli. Pieniądze, czy ktoś je zupełnie odbiera, czy tylko ogranicza, czy w końcu używa ich, żeby drugiemu napsuć krwi, są tylko środkiem. Mają okraść z godności.

7.

Kościół katolicki na krótkiej liście „grzechów wołających o pomstę do nieba” umieścił m.in. uciskanie ubogich, wdów i sierot; obok – wstrzymanie zapłaty. „Zabija bliźniego, kto mu zabiera środki do życia, i krew wylewa, kto pozbawia zapłaty robotnika” (Syr 34,22).

...

Jest to wbrew naturze. Gdy kobieta poluje i przynosi wiecej jest zaburzenie i to ogromne. Tylko ze czlowiekiem ma kierowac rozum nie biologia. I oczywiscie samo zarabianie pieniedzy dzis nie oznacza ze kobieta jest babochlopem a mezczyzna mieczakiem. Teoretyczne malzenstwo modelki z robotnikiem budowlanym oznacza ze on zarobi mniej jesli ona ma juz dobra pozycje nie mowie zaraz ze zarabia miliony ale np 2x tyle. Czy to znaczy ze on jest zniewiescialy? Na budowie? A ona babochlopem gdy reklamuje kosmetyki np. dla kobiet? Absurd. Kwota nic sama z siebie nie mowi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:38, 13 Lip 2017    Temat postu:

Szarmanccy mężczyźni. Przepadli na zawsze?
Alina Petrowa-Wasilewicz | Lip 13, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Utracone piękno bardzo boli. Ale nadziei tracić nie wolno. Bo zdarzają się zaskakujące spotkania, które dają nadzieję, że świat galantów i eleganckich dam nie zginął, tylko ukrył się po jakichś zakamarkach i wróci.


S
ą słowa, które pojawiają się, krążą, są w obiegu, a potem znikają, kończąc na wysypisku wyrazów wraz ze światem, w których żyły i coś oznaczały. Kto dziś powie o kimś, że jest „galanty”? Nawet najstarsi rodacy zapomnieli, co to za pojęcie a młodzi będą musieli zajrzeć do słownika języka polskiego i przeczytać, że to archaizm, przestarzałe słowo.

A chodzi o mężczyznę o wyszukanych, wykwintnych manierach, zwłaszcza wobec dam, o jakich możemy co najwyżej poczytać sobie w pamiętnikach ziemian, ale też mieszczaństwa, w tym ludzi z obrzeży, czyli gminu.


Całuję rączki

Bo kimże był ów Felek z piosenki z przedmieść, co „przyniósł pączki” dla panny Andzi, służącej, „mającej dziś wychodne”, który mówi „padam do nóżek, całuję rączki”. Galantem był Felek, aspirował, bo tak jak niemal wszyscy z jego świata był przekonany, że istnieje jakiś wzorzec, ideał i że trzeba się starać i wysilać, aby go urzeczywistnić.
Czytaj także: Pokolenie millenialsów a kodeks rycerski

Nie tylko zdobywając serce panny Andzi, ale że w ogóle trzeba być comme il faut, czyli takim, jak należy. To taki daleki odgłos poglądu średniowiecznych teologów, który dotarł na przedmieścia, że wolność jest dana człowiekowi po to, żeby stawał się coraz lepszy, żeby się uświęcał i na koniec trafił do nieba. Dzięki takiemu myśleniu powstawały dzieła, opisujące ideały oraz wzorcowe żywoty, których autorzy kreślili obrazy doskonałego rycerza, kupca, gospodarza… Należało przeczytać i podjąć wysiłek, żeby sprostać, żeby choć trochę zbliżyć się do ideału.

Tak więc pan Felek też się starał, bo naśladował elity, a elity świeciły przykładem i realizowały wzorce, w tym mężczyzny szarmanckiego, eleganckiego, rycerskiego i opiekuńczego.

Mieszkaniec z przedmieść, tak samo jak ten ze szczytu drabiny społecznej, był przekonany, że trzeba o kobietę, o damę zabiegać i słusznie, że wyraz ten znaczeniowo spokrewniony jest z bieganiem, wysiłkiem, zawodami. Trzeba było nie tylko „mieć ogładę”, czyli po ociosaniu potrafić się znaleźć, pięknie jeść, prowadzić konwersację, opiekować się słabszymi, pomagać sąsiadom. Jednym z ważnych składników owej ogłady był stosunek do dam.


Panie przodem

Wystarczy poczytać XIX-wieczne listy, pamiętniki, wspomnienia, by zorientować się, jak niegdysiejsi nasi rodacy odnosili się do matek, narzeczonych, żon i córek. Komplementy, zachwyty, wysławianie cnót, ale do tego dochodziła codzienność, owe wyszydzane później przepuszczanie w drzwiach, odsuwanie krzeseł, podawanie ramienia, całowanie w dłoń, unoszenie w tany, obdarowywanie, wśród którego bukiety kwiatów były ulubioną formą wyrażenia szacunku i uczuć.

Już w dobie staropolskiej utrwalił się zwyczaj szczególnego traktowania białogłów, nie do pomyślenia było odezwanie się przy nich grubym słowem, niedozwolone było, aby stały się świadkami jakichkolwiek aktów przemocy. Kobiety były chronione i cenione, otoczone biegającymi wokół nich mężczyznami. Rzecz jasna, były odstępstwa od normy, upadki i bunty, ale świat porządkowały wymagania i nikt ich nie kwestionował.
Czytaj także: Walcz do końca! Nawet, gdy to bez sensu…

Ten świat wraz z galantami i padaniem do nóżek, całowaniem rączek, jak wiemy zatonął niczym Atlantyda wraz z wojną i demokracją ludową, która po niej nastąpiła, wypierając i piętnując „szlacheckie zwyczaje”.

Bardzo wpływowy w PRL tygodnik zainicjował walkę z tak zwanym „cmok nonsensem”, czyli całowaniem kobiet w dłoń i była to próba wprowadzenia tak zwanego demokratycznego savoir vivre’u, bo tak nazwano rubrykę, tępiącą wsteczną galanterię.


Nonsens dobrego wychowania

Nie wiadomo, czy inicjatorzy walki z nonsensem dobrego wychowania byli zadowoleni z efektów swej pracy, może mieli jakiś niedosyt, bo po zlikwidowaniu manier zostało puste pole. Tak więc świat szarmanckich mężczyzn i eleganckich dam został najpierw zamordowany wraz z elitami, później dobity w koszmarnie siermiężnych i niegustownych czasach komunizmu, a duch galanta ujawnia się do dziś w odruchach sędziwego profesora, starego bibliotekarza, prawiącego wielopiętrowe komplementy przy wręczaniu kolejnych zamówionych książek lub szatniarza, podającego płaszcz i wspominającego, jak trzeba paniom się przypodobać i jacy to u ich boku byli kiedyś szarmanccy panowie.

W jakichś zaułkach, sprawiających wrażenie, że czas się zatrzymał, można było spotkać bardzo starych dżentelmenów, strzelających obcasami, przychodzących z kwiatami i bombonierką, idealnie punktualnie dzwoniących do drzwi. Galantów.

Ubolewałam nad tym utraconym światem, ponieważ trudno pogodzić się z brzydotą, bylejakością, słuchając przekleństw dziesięcioletnich dziewczynek i pokazujących „fucka” chłopców.

Obserwowałam kilka lat temu publiczność, wychodzącą po spektaklu „Don Carlosa” z Opery Wiedeńskiej w ciepłą czerwcową noc, damy w długich sukniach i dżentelmenów we frakach. Zastanawiałam się, gdzie podziały się owe suknie i fraki naszych przodków i zazdrościłam, że są narody, które nie utraciły swej ciągłości, nikt ich nie demokratyzował, nawet te, które się przyczyniły do koszmaru wojennego.

Niedługo później obejrzałam film dokumentalny o zabawach i świętowaniu absolwentów Oxfordu. Obserwowałam, jak przyszłe angielskie elity wychodzą nad ranem nietrzeźwe, w rozchełstanych koszulach, wymiotują i zrozumiałam, że ta Atlantyda została stracona przez wszystkich, nie tylko Polaków i narody zdewastowane przez komunizm.
Czytaj także: W poszukiwaniu utraconej męskości

Że panowie we frakach i Felek w swoim najlepszym żakiecie przepadli na zawsze, bo zmieniło się wszystko – spojrzenie na człowieka, wychowanie, o celu wolności i życia nie wspominając.


Gdzie Ci mężczyźni?

Mamy bezstresowe wychowanie i dowolne korzystanie z wolności, opresja etykiety przepadła, ale czy jest to wymiana na lepsze? Bo straciliśmy wraz z wysiłkiem i dyscypliną wewnętrzną wielką wartość – szacunek, urodę i piękno życia. Nie po raz pierwszy staje się jasne, że postęp nie musi iść w dobrą stronę, nieraz ląduje na manowcach, niszcząc kulturę.

Utracone piękno bardzo boli. Ale nadziei tracić nie wolno. Bo zdarzają się zaskakujące spotkania, które dają nadzieję, że świat galantów i eleganckich dam nie zginą, tylko ukrył się po jakichś zakamarkach i wróci. Gdy hipster z miasteczka młodych, którym się udało, podaje dłoń starszej pani, gramolącej się na schodki i cierpliwie tłumaczy, jaka jest najkrótsza droga do przystanku autobusowego.

Bo wciąż wydaje mi się, że nie sposób utracić DNA swojej kultury, że uśpieni galanci, jak rycerz na Giewoncie nie tylko obronią, ale też pokażą młodym adeptom, jak pięknie być prawdziwym mężczyzną.

...

Teraz mamy wrecz amerykanizacje czyli programowe zrownanie wszystkiego w dół! Tam w ogole nie znaja pojecia szlachty a wiec i szlachetnosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:52, 30 Sie 2017    Temat postu:

Po co kobiecie mężczyzna?
Stefan Czerniecki | Sier 30, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Wtedy zrozumiałem, po co tu jestem. Jaką mam misję do wykonania. Ta kobieta, którą kocham, potrzebuje natychmiast mojej pomocy. Mojego wsparcia.


R
obert jest super facetem. Szczupła, wysportowana sylwetka. Inteligente oczy. Niski głos. Przyjazna aparycja. Opiekuńczy i troskliwy. Współczujący i dobrze radzący drugiemu. Mądry człowiek żyjący blisko Boga. Karmiący się codziennie Jego Słowem. A przy tym niezwykle zaradny. Pracujący w dobrej firmie, mający swoje mieszkanie. Słowem: mężczyzna, o jakim prawdopodobnie marzy większość kobiet.

Gdy spotkasz takiego na ulicy, od razu stajesz przed pokusą wejścia w kompleks. Rozdrapywania wątpliwości. Tych z kategorii bliskich poczucia niższości. To przecież takie ludzkie. Porównywanie się, zestawianie cech, dążenie do wzoru osiągniętego przez innych. Robert przecież na oko nie ma problemów. Nie, on nie ma prawa ich posiadać. Czyżby?

Ta rozmowa otworzyła mi oczy. Siedzieliśmy w pizzerii. Robert mówił jak zwykle. Wolno i wyraźnie. Widać, że przemyśliwuje każde słowo. Ale także to, że nie mówi mu się łatwo. Nadal to przeżywał. Historię, co by nie mówić, być może swojego życia. Odzyskania sensu.
Czytaj także: Czy chłopaki faktycznie nie płaczą?


Duchowe rozterki

Od kilku tygodni zmagał się z poważnym duchowym cierpieniem. Nie spał, miewał nudności. Wpadał w dziwne stany fizycznych napięć. Po ludzku nie wiedział, co robić. Był na skraju wyczerpania. Wycieńczony rozstał się z dziewczyną. Którą zresztą szczerze kochał. I kocha nadal.

To była mądra kobieta. Wiedziała, że nie może zostawić swojego mężczyzny w potrzebie. Nawet, jeśli ten nie jest pewny sensowności dalszego spotykania się z nią.

– Przyjadę do ciebie, Robert. Czekaj na mnie i nigdzie nie wychodź – usłyszał któregoś wieczoru w słuchawce.

To był właśnie ten dzień. Na pozór zwykły i niczym nie różniący się od innych. Dziś jednak Robert już wie, że jeden z najważniejszych w jego historii. Historii jego życia. Gdy wreszcie usłyszał Ten Głos. I wiedział, co robić.

– Zobaczyłem Maję. I wiesz… – przełknął ślinę Robert. – Gdy szła klatką w kierunku drzwi mojego mieszkania, zobaczyłem… Zobaczyłem, jak ona cierpi. To był cień Mai, którą poznałem. Wesołej, rezolutnej, pełnej życia dziewczyny. Wtedy zrozumiałem. Wreszcie pojąłem! Po co tu jestem. Jaką mam misję do wykonania. Nie za rok, nie za lat piętnaście. Ale tu i teraz. Ta kobieta, którą kocham, potrzebuje NATYCHMAIST mojej pomocy. Mojego wsparcia.

Robert prostuje się przez chwilę na krześle. Rozgląda się dyskretnie po restauracji. Sprawdza, czy czasem nie mówi za głośno. Nie chce przeszkadzać innym. Wreszcie nachyla się nad stolikiem i zniżając głos kontynuuje opowieść.
Czytaj także: Jak zobaczyłem pełnię męstwa na… Polach Grunwaldzkich


Ona Ciebie potrzebuje!

– Powiedziałem sobie jasno i stanowczo w myślach:

Raz, dwa, trzy! Ogarniasz się, chłopie! Rozumiesz?! Żadnego mazgajenia się, rozczulania. żadnego leżenia na łopatkach. nie ma tego! Widzisz tę kobietę? Ona ciebie potrzebuje! Jesteś tu dla niej! Zapomnij o sobie! Jesteś tu dla niej! Masz jej pomóc!

Zrozumiałem. Tak szybko. Tak prosto. Językiem wojskowym. Nie znoszącym sprzeciwu. Jakiegokolwiek. Tego mi było potrzeba.

Nie muszę dopytywać o więcej. W oczach Roberta widzę kolejne etapy historii. Wpierw były przyćmione i smutne. Potem, gdy mówił o stanie, w jakim zastał swoją dziewczynę, agresywne i pełne srogiego gniewu. Wreszcie zaś pełne żaru i potężnej mocy. Jaśniejące nadzieją.


Wsparcie dla ukochanej

– Zrozumiałem, po co my faceci zostaliśmy dani naszym kobietom! – konkluduje już głośniejszym tonem. Część z siedzących wokół nas na moment przerywa rozmowy. – Ile razy już to słyszałem. W kościele, na kazaniach, mądrych konferencjach… Że „mamy być wsparciem”, „mamy im pomagać, podnosić…”. I nawet to przyjmowałem, potakiwałem głową. Jakiż ja byłem daleki od prawdziwego zrozumienia tej prostej prawdy.

Milczę i słucham w podziwie. Myślę sobie, że gdyby nagrać w tej chwili Roberta, mielibyśmy hitową konferencję dla pogrążonych w letargu i depresji mężczyzn. Tu nie potrzeba już nic więcej mówić.

– Stefan, zrozumiałem. To wszystko jest takie proste. Żadnego biadolenia. Żadnego użalania się nad sobą. Żadnej dezintegrującej mnie „rozkminy”. Mamy być dla nich. A wiesz, co było w tym wszystkim najpiękniejsze?

– No? Co takiego?

– Gdy usłyszałem ten Głos. Miałem przeświadczenie, że nie pochodzi On ode mnie. Że to Bóg zwraca się bezpośrednio do mnie. Osobiście.

– I co powiedział?

– Że uszanował już dawno moją decyzję wyboru Mai. Że skoro ją kocham, to mam się nią teraz zająć. W tej chwili. Powstać z błota marazmu i apatii. I działać.

Dziś nie będę pisał odautorskiego zakończenia. Ono już chyba wybrzmiało powyżej. Taki kopniak z Nieba to prawdziwe błogosławieństwo.

...

To bardziej sprawy ponad fizyczne. Nie trzeba od razu pobić zgrai bandytow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:44, 13 Wrz 2017    Temat postu:

Facet, podejmij wreszcie tę decyzję!
Stefan Czerniecki | Wrz 13, 2017

Cristian Lozan/Unsplash | CC0
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Niejednokrotnie łapałem się wżyciu na bardzo wygodnej interpretacji Pisma, że Bóg za mnie wszystko zrobi. Że „On ogarnie temat”. Podejmie decyzję. Za mnie.

„Powierzam Cię Bożej dobroci i modlę się, by Ci błogosławił w realizacji zamierzonych przez Ciebie planów”. Ładne zdanie, nie? Przemyślane. Napisałabym nawet, że takie „przemyślane”.

Wiecie kto to napisał? Wcale nie żaden katolicki świecki mówca zajmujący się motywacyjnymi konferencjami dla dobrze zarabiających mężczyzn. Ani żaden trener celujący w psychologiczne gadki dla panów pogrążonych w decyzyjnej apatii. Żaden z tych. Słowa te zapisał któregoś dnia pewien święty zakonnik. Prawdopodobnie przebywając w swojej celi. Jak ufam, będąc pod natchnieniem Ducha Świętego. Nazywał się Pio. Święty Ojciec Pio. Żaden inny. Ten z Pietrelciny.
Czytaj także: Nieznany stygmat, który sprawiał o. Pio największy ból. Wiedział o nim tylko Jan Paweł II


Nauka, jaka płynie z listów ojca Pio

Przyznam się, że nie mam absolutnie żadnych podstaw, aby twierdzić, do kogo ten list był adresowany. Ojciec Pio miał przecież wiele duchowych dzieci. Wśród nich byli i młodsi, i starsi. Były kobiety i byli mężczyźni. Jednak czytając dziś rano ten fragment poczułem inspirację, aby potraktować te słowa jako dedykowane jasno i wyraźnie właśnie mężczyznom.

Słowa dotykające tak drażliwej kwestii planowania. Tego naszego, tego ludzkiego. Wedle mojego rozeznania, owo planowanie, owo snucie projektów przyszłości wpisuje się nierozłącznie w męską tożsamość. Nie chciałbym być tutaj źle zrozumiany. To nie tak, że kobiety nie planują, bądź im nie wolno planować. Nie, nie w tym rzecz.

Chodzi mi tutaj o to, że w chrześcijańskim modelu budowania rodziny oraz stosunków społecznych, to na mężczyźnie spoczywa decyzyjność. Za losy rodziny, kupna mieszkania, utrzymania żony, dzieci i siebie. To jego decyzje stają się decyzjami wiążącymi. To św. Józef zadecydował o wyjściu z Egiptu. To Mojżesz podjął decyzję o wyruszeniu na pustynię. To Noe zarządził budowanie arki.

Wróćmy może do słów świętego Ojca Pio. „(…) modlę się, by Ci błogosławił w realizacji zamierzonych przez Ciebie planów”. Mocne, nie? „Zamierzonych przez Ciebie” – jak na mój gust, tam to wybrzmiewa bardzo wyraźnie. Bóg w swojej niczym nieograniczonej wolności i pokorze pozwala mężczyźnie decydować. Jakby mówił: „Ty masz planować, Ty masz się określić, gdzie będziecie iść”.
Czytaj także: Męskie rozmowy w szpitalu. „Kiedyś facet musiał się postarać”


Moja odpowiedzialność

Niejednokrotnie łapałem się wżyciu na bardzo wygodnej interpretacji Pisma, że Bóg za mnie wszystko zrobi. Że „On ogarnie temat”. Wszystko sprowadzało się do jednego: „to Bóg podejmie decyzję”. Za mnie.

I wcale nie wykluczone, że tak też było. Naprawdę. W końcu przecież On może wszystko. Może tak pokierować wydarzeniami, podesłać nam takie inspiracje, postawić nam na drodze takie a nie inne osoby, że będzie nam tę decyzję podjąć łatwiej… Albo jeszcze inaczej: może zrobić tak, że dany problem, nad którym główkujemy, rozwiąże się sam. Pewnie, że może!

Jednak po tym dzisiaj cytowanym słowie świętego zakonnika mam takie nieodparte wrażenie, że Bóg chciałby, abyśmy to jednak my te decyzje podejmowali. Jakakolwiek by one nie byłe. Bóg w tej decyzji będzie z nami. Bo jest wierny.
Czytaj także: Kumple św. Filipa. Faceci wzrastają u boku innych facetów


Podejmij decyzję

Pamiętam scenę z własnego życia. Pewna dziewczyna zastanawiała się, czy dalej się ze mną spotykać. Modliła się o światło od Boga. Czuła się zupełnie rozłożona. Nie wiedziała. Po namowach z mojej strony, podjęła decyzję. Spróbuje. Zrobi wszystko, by zostać, by się przekonać, czy to jest to.

Z perspektywy czasu wiem, że właśnie to było w tym wszystkim najważniejsze. Podjęła decyzję. Pamiętam jej jaśniejąco promieniujące oblicze na twarzy, gdy po tygodniu siedzieliśmy na nowo razem w jej mieszkaniu.

– Wiesz co, Stefan… – zaczęła nieśmiało. Było widać, że dłużej nie wytrzyma i musi się tym ze mną podzielić.

– Pamiętasz tę naszą rozmowę przed tygodniem? Bałam się tej decyzji. Najgorsze, że nie miałam pewności, jak na nią zareaguje dobry Bóg. Ale dziś jestem tak spokojna. Widzę wszystko zupełnie inaczej…

– To znaczy?… – nie ustępowałem.

– To znaczy, że poczułam, jak wraz z jej podjęciem, On ze mną wszedł w całą tę sytuację. Usłyszał moją decyzję. I poszedł ze mną. Mało tego: wspiera mnie w niej. Dziś jest zupełnie inaczej. Wątpliwości zniknęły!To może prosta scenka. Prosta historia. Prosty przykład. Sam lubię do niego wracać, aby przypomnieć sobie, o wolności, która mi daje dobry Bóg. Czekając tylko aż to ja podejmę decyzję. Na tym przecież polega życie. I na modlitwie, aby „On błogosławił w realizacji zamierzonych przez Ciebie planów”.

...

To tez zalezy od charateru. Bezmyslne parcie do przodu nie jest specjalnie godne podziwu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 6:14, 21 Wrz 2017    Temat postu:

Kryzys męskości wg Świętego Mateusza
Marcin Gomułka | Wrz 21, 2017
@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jak pokonać kryzys męskości, wyjść z osobistej komory celnej i stać się najlepszą wersją siebie? Uczmy się od św. Mateusza.
Kryzys męskości

Psychologowie, socjologowie, seksuolodzy, bijąc na alarm, mówią jednym głosem: kryzys męskości to fakt, a ci, których dotyka są leniwymi, mało przedsiębiorczymi, zakompleksionymi i niepewni siebie „chłopcami”. Zamiast Króla Artura – Król Julian, zamiast połowy królestwa – zamki na piasku, zamiast rycerza na białym koniu – co najwyżej białe uzębienie schowane za przyciemnioną szybą podrasowanej „laluni”.

Z diagnoz ekspertów wynika jednocześnie, że współcześni mężczyźni nie radzą sobie z oczekiwaniami, jakie mają wobec nich kobiety i społeczeństwo. W dobie kryzysu, bezrobocia i trudności materialnych wielu z nich nie jest w stanie zapewnić kobiecie poczucia bezpieczeństwa (czyt. nie tylko finansowego). Dlaczego tak się dzieje?
Czytaj także: Czy mężczyźni są w kryzysie?


Piotruś Pan

Chłopcy rosną, dojrzewają, wreszcie stają się mężczyznami i zakładają rodziny, będąc odpowiedzialnymi i opiekuńczymi. Naturalna kolej rzeczy. Jak się jednak okazuje, nie dla każdego. Dla wielu ta droga gwałtownie urywa się w pewnym momencie i chłopiec nigdy nie staje się mężczyzną.

To nic, że wiele świadczy o jego „męskości” i dojrzałości: wyższe wykształcenie, dobrze płatna praca, może nawet żona i dzieci, w każdym razie z łatką człowieka sukcesu. Wewnętrznie to jednocześnie mały, rozkapryszony chłopiec, który nie wie, kim jest i dokąd zmierza, a w momencie zagrożenia dezerteruje. Nie mówiąc o tym, że w głębi duszy permanentnie ma się źle.
Czytaj także: Jak być prawdziwym mężczyzną i księdzem? Bp Ryś odpowiada


Komora celna

Każdy mężczyzna ma swoją własną „komorę celną”. Przestrzeń życia, w której czuje się pewnie. Strefę komfortu, której opuszczenie grozi życiową wichurą, albo co najmniej zmianą (bo po co zmieniać coś co „działa dobrze”), która jest „zbędna”, „bezsensowna”, „zagrażająca wolności”.

Dla jednego będzie to sukces finansowy, dla innego pozycja społeczna, dla jeszcze innego kanapa z widokiem na telewizor. Muszę przyznać, że moją osobistą komorą celną jest myślenie w stylu: „przecież inni mają gorzej”. Często łapię się na tym, że moje życie sprowadzam do maksymy „miernie, ale wiernie”, przez co na gałęziach mojego „drzewka bezpieczeństwa” nie wyrastają żadne owoce.
Czytaj także: Mężczyzna z odciętą pępowiną


Pójdź za mną

Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną!”. On wstał i poszedł za Nim. (Mt 9,9)

Przed swoim powołaniem Mateusz był klasycznym małym chłopcem i prawdopodobnie przeżywał kryzys męskości. Mimo że wykształcony, oczytany i piśmienny (w końcu czytamy spisaną przez niego ewangelię) wybrał pracę na usługach obcego państwa, polegającą na grabieniu swoich rodaków. Co więcej, wychodziło mu to bardzo dobrze, bo zdaniem wielu badaczy Pisma Świętego mógł być nawet naczelnikiem celników w Galilei.

Choć dzisiejsza perykopa została napisana przez człowieka, który jest jej główną postacią, to nie powinna dziwić nas jej lakoniczność. Scena na rogatkach Kafarnaum pokazuje bowiem bardzo dosadnie potęgę miłości Boga do grzesznika, czyli do mnie, do Ciebie, do każdego. Miłość, która jest tak silna, czysta i pociągająca, że gdy „źle się mamy” wszystko inne traci sens. Człowiek bez zastanowienia wstaje, idzie i… nie da się tego opisać, trzeba przeżyć.

Życie Mateusza to również lekcja, która mówi nam, że nieważne jak poważny kryzys męskości przeżywamy i jak głęboko chowamy się w swoich komorach celnych, Jezus nie zawaha się tam po nas wejść. By następnie wyciągnąć (i codziennie wyciągać nas!) z bagna słabości, okazując moc uzdrowienia całego życia. Uzdrowienia, które jest pochodną wyboru pójścia za Nim. Pójścia już nie jako chłopiec, ale mężczyzna – uczeń Mistrza.

...

Trzeba znac zagrozenia takze typowe dla plci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:07, 28 Wrz 2017    Temat postu:

Jak być męskim? Wystarczą buty, szabla i ziarnko piasku
Marcin Gomułka | Wrz 28, 2017
@poczatekwiecznosci.pl/Instagram
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Wierność, odpowiedzialność i pokora to składniki, bez których niemożliwe jest sporządzenie recepty na to, jak być męskim. Bez nich nie zbierzemy plonu, stale będziemy nienasyceni, a mieszek miłości będzie wciąż pusty.
Wygodne buty

Kiedyś pewien, skądinąd nasz ulubiony komediant aktor-piosenkarz, siedząc na kanapie u jednego z naczelnych przepytujących w naszym kraju, z rozbrajającą szczerością wyznał: „Bo dla mnie wierność jest najważniejszym atrybutem męskości i naprawdę tego chciałbym się trzymać. Bo co mnie określa bardziej jako mężczyznę niż wierność przysiędze, jaką się złożyło?”.

Nie można prawdziwie przeżyć życia, spędzając go na kanapie z pilotem w ręku. Pilotem, który markuje podejmowanie decyzji, wciągając coraz głębiej w iluzję rzeczywistości. Żeby żyć, trzeba wstać z kanapy i iść. Żeby kroczyć, trzeba ubrać buty. Wygodne. Takie, które nie tylko zaprowadzą nas tam, gdzie (nie) chcemy, ale pozwolą towarzyszyć tym, którzy swoje buty już dawno podarli, a może nawet nigdy nie było im dane jakichkolwiek założyć.
Czytaj także: Kryzys męskości wg Świętego Mateusza

Wierny jest ten, kto idzie. To prawda, którą coraz częściej dostrzegam w codzienności małżeńskich wertepów. Zdarza się chadzać pod górkę, z ciężkim plecakiem doświadczeń, bez życiodajnej wody i glukozy małych gestów, zostawiwszy mapę pod stertą ulotek otrzymanych od sprzedawców marzeń. Ważne, że razem, że w butach, że krok po kroczku bliżej… siebie.


Schowaj szabelkę

Może i zabieramy głos rzadziej niż kobiety, jednak w przeciwieństwie do nich, w naszym posługiwaniu się szablą słowa przypominamy często pijanego szlachcica. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że słowami mogę podnieść spotkanego człowieka na duchu, ale moje słowa mogą też głęboko zranić, nie mówiąc o tym, że bywają również śmiercionośne.

Mimo tej świadomości, ciągle zdarza się, że zamiast przecinać więzy nienawiści, obłudy, kłamstwa, chciwości, wymachując moją „szabelką”, tnę gdzie popadnie, nie zważając na ludzi i konsekwencje.

Z obfitości serca mówią usta – to prawda, która wielokrotnie hamowała moje zapędy krasomówcze, wychwytując wersy nie zorientowane na dobro drugiego. Na myśl przychodzi jeden z moich ulubionych tekstów Tischnera: „Może i masz rację, ale jakie z tego dobro?”.
Czytaj także: Walerian Łukasiński – prawdziwy żołnierz, prawdziwy mężczyzna!

Ale nie zawsze tak jest, ba, ciągle nie zadaję sobie kluczowych pytań. Czy to, co mówię jako mężczyzna, mąż, ojciec podnosi na duchu moją żonę? Czy moje słowa wypływają z serca rozpalonego miłością do Boga i mojej rodziny? Czy moja permanentna chęć zabrania głosu w każdej sprawie buduje, czy niszczy relacje, w których jestem?

Skoro nie potrafię wziąć odpowiedzialności za moje słowa, kto powierzy mi swoje życie, zdrowie, sprawy? W gruncie rzeczy, kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli i nasze oczekiwania wystawione są na próbę miłości nieprzyjaciół (za każdym razem, kiedy nie chcę umierać za żonę, jawi mi się ona jako mój wróg), bardzo łatwo dobyć miecza. O wiele trudniej go schować.


Perła z ziarnka piasku

W odkrywaniu własnego męstwa napotykamy na przeszkody, które – gdy się dokładnie zastanowić – bywają klasycznymi wymówkami. „Jestem za słaby”, „nie nadaję się”, „okoliczności są niesprzyjające” zatruwają od wczesnego dzieciństwa nasz wewnętrzny strumień pragnień, by przejść po tym łez padole najpiękniej, jak tylko się da.

Muszę przyznać, że przez większość mojego życia nie miałem pojęcia, jak powstają perły. Gdybym dowiedział się wcześniej, być może nie zmarnowałbym tylu okazji do ich zrodzenia. Otóż, żeby powstało piękno nieporównywalne z niczym innym, do naszego wnętrza (małży) musi dostać się odrobina trudu (ziarenko piasku), który w pierwszym odruchu blokuje, ogranicza, przeszkadza. To najpiękniejsze znane mi zobrazowanie pokory.

Kimże jest człowiek, jeśli nie ziarenkiem piasku, które z miłości zostało zanurzone w perłowej masie? Nawet najpiękniejsze perły mają bowiem swoją historię, która skrywa trudności, słabości i grzechy. To z kolei prawda o męskości, która bez pokory nigdy nie zostanie odkryta.

...

Rycerskosc tez dobry wzor.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:56, 01 Paź 2017    Temat postu:

Chłopie, po co Ci wspólnota? Dziesięcina, spowiedź, spotkania. A gdzie w tym żona?
Jarosław Kumor | Wrz 30, 2017
Pexels | CC0
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Chciałem pogłębiać swoją relację z Bogiem i potrzebowałem doświadczenia innych facetów. Wspólne pasje nie zbudują prawdziwej męskiej przyjaźni. Wspólna formacja – owszem.

Ze Zbigniewem Załuską – mężem, ojcem, inżynierem, jednym z liderów Przymierza Wojowników – rozmawia Jarosław Kumor.



Jarosław Kumor: Spełniasz się jako mąż, ojciec, inżynier. Praca pochłania sporo Twojego czasu. Nie chcesz odpuszczać rodziny. Gdzie tu miejsce dla wspólnoty? Co Cię skłoniło do poszukiwań?

Zbigniew Załuska: Zaraz po ślubie pojawiła się we mnie taka tęsknota. Nigdy wcześniej nie byłem w żadnej wspólnocie, zacząłem szukać i od razu nastawiłem się na wspólnotę męską. Zacząłem przychodzić na msze święte z konferencjami dla mężczyzn, które w parafii Zesłania Ducha Świętego na warszawskich Bielanach odbywały się z inicjatywy Przymierza Wojowników.
Czytaj także: Odważni.pl – męska droga na wakacje

Usłyszałem o wielu inspirujących postaciach jak Dawid, Gedeon, św. Piotr czy św. Maksymilian. Zobaczyłem, że ci mężczyźni naprawdę się na nich wzorują i postanowiłem dołączyć do tej wspólnoty.

Pytasz, po co mi to było, skoro i tak jestem dość zajęty. Chciałem oczywiście pogłębiać swoją relację z Panem Bogiem. Jako młody mąż potrzebowałem też doświadczenia innych facetów. Początek małżeństwa to newralgiczny moment. Mój tata już wtedy nie żył. Wspólnota złożona z samych facetów była więc idealnym wyjściem.

Wiesz, są też tematy, które jako mężczyzna wolałem poruszać tylko w męskim gronie: nieczystość, trudności w relacjach, kasa… W mieszanej wspólnocie byłoby mi pod tym względem ciężko. Mogę o tym rozmawiać z żoną, ale wyznanie jakichś męskich rozterek innym kobietom w ramach wspólnoty mogłoby być przez nie same nie najlepiej odebrane czy niezrozumiane.



Nie było żadnych blokad przed takim dzieleniem się sobą?

Oczywiście, że były. Jest to naturalne. Mężczyźnie trudno jest stawać w prawdzie, ale kiedy to się udało i kiedy usłyszałem też świadectwa braci, pojawiła się otwartość i duchowy wzrost.

Kiedy ja się w jakimś stopniu otworzę i ktoś obok też się otworzy, to jest to samonakręcająca się spirala. Chcemy otwierać się coraz bardziej, bo to przynosi ulgę i uzdrowienie.

Wspólnie rozeznajemy różne kwestie w naszym życiu czy dzielimy się tym, że potrzebujemy wsparcia, bo nie radzimy sobie na przykład z nieczystością. Przełamanie nieśmiałości już jest pierwszym krokiem w walce z tym grzechem. Choćbyśmy mówili o najbardziej bolesnych sprawach, tym otwieraniem wspólnota się spaja. Nie ma tu miejsca na gadanie o pierdołach.



No właśnie – grupa mężczyzn kojarzy się raczej z wyjściem na mecz, wspólnym uprawianiem jakiegoś sportu…

I nie są to obce nam tematy. Lubimy pielęgnować wspólnie swoje pasje, ale to nie zbuduje prawdziwej męskiej przyjaźni. A wspólna formacja – owszem.



Czy wspólnota która mocno Cię zaangażowała nie miała negatywnego wpływu na twoje małżeństwo?

Jeśli ktoś spojrzy na Przymierze i zobaczy nasze codzienne spotkanie ze Słowem Bożym, comiesięczną wspólnotową Eucharystię, regularną spowiedź przynajmniej co miesiąc, spotkania co dwa tygodnie, dziesięcinę, którą każdy z nas oddaje i inicjatywy podejmowane przez wspólnotę na zewnątrz, to powie, że to jest zdecydowanie za dużo.
Czytaj także: Małżonkowie do końca wierni przysiędze. Jak działa Wspólnota Sychar?

Z drugiej strony, czy to nie są rzeczy charakterystyczne dla prawdziwie chrześcijańskiego życia? W każdym razie, rzeczywiście początki były trudne. Wspólnota stawała się ważniejsza niż rodzina. Z pomocą przyszedł nasz „przymierzowy” fundament – hierarchia wartości, w której Bóg jest pierwszy, potem żona, dzieci i dopiero po nich wspólnota.

Co ważne – zrozumiałem, że to nie jest tak, że jeżeli Bóg jest dla mnie najważniejszy, to muszę poświęcać najwięcej czasu na modlitwę. Zacząłem uczyć się tego, że ilość czasu jest zdecydowanie mniej ważna niż jego jakość. Kiedy moja żona w pewnym momencie zobaczyła, że stuprocentowo, ciałem i duchem, jestem obecny w domu, jestem tylko dla niej i tylko dla dzieci, wspólnota z wroga stała się przyjacielem.

Wydaje się, że spotkania co dwa tygodnie to często, ale moja żona wie, że Bóg dał mi to miejsce i tych ludzi bym „na maksa” był dla niej. Mało tego, moja żona też jest we wspólnocie i ona z kolei ma spotkania co tydzień. Wcale nie odczuwamy, że jest to coś ponad nasze siły, jeśli zachowujemy wobec siebie postawę służby. Służby, której wspólnota nas uczy.



Żeby pojawiły się nowe nawyki, trzeba wyciąć stare. Czy było tak, że musieliście z wielu rzeczy zrezygnować?

Tak. Pamiętam, że kiedy zaczynałem swoją przygodę z projektowaniem kolejowych sieci trakcyjnych, czyli moim zawodowym „chlebem powszednim”, stałem się pracoholikiem. Chciałem jak najszybciej, jak najwięcej i jak najlepiej.

Pomocą było stanięcie w prawdzie przed żoną, rozmowa z nią i wsparcie wspólnoty. Bardzo możliwe, że teraz pracowałbym nie do 16:00 ale do 19:00, kosztem rodziny i kosztem wspólnoty.



Do wspólnoty można też uciekać przed problemami…

Można i ciekawe dla mnie jest to, że uciekając do wspólnoty przed problemami małżeńskimi, spędza się w niej dokładnie tyle samo czasu co wtedy, gdy żona cię do wspólnoty wypycha. Spotkania trwają tyle samo w obu przypadkach.

To pokazuje, że naprawdę nie liczy się ilość czasu, ale jego jakość. To dlatego żona czy dzieci są wyżej w hierarchii niż wspólnota, bo ważniejsze od tego, że jesteś na spotkaniu jest to, czy przekładasz to, czego doświadczasz we wspólnocie na życie małżeńskie, rodzicielskie, zawodowe.

Ale z kolei, żeby przekładać, to na tym spotkaniu trzeba być. Nie są to zatem kategorie w stylu: „żona ważniejsza więc nie idę do wspólnoty”.



W Przymierzu Wojowników uczysz się też bycia przywódcą. Co to oznacza?

Poza kontekstem wspólnoty pojęcie przywództwa zawsze mi się kojarzyło z jakimś królowaniem, byciem władcą. Ale Boże przywództwo, które jest wydźwiękiem formacji Przymierza Wojowników to branie odpowiedzialności za rodzinę nie w duchu władczym, ale w duchu służby.

Najpierw jednak muszę być przywódcą sam dla siebie – decydować o sobie zgodnie z wolą Boga. Tego się uczę we wspólnocie.

...

Mamy rozne meskie wspolnoty np. kibice, samochodziarze, wedkarze itd. to na ogol 100% mezczyzn. Ale sa tez i religijne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:16, 28 Paź 2017    Temat postu:

Uczmy naszych synów utraconej sztuki męskości
Cerith Gardiner | 28/10/2017
Kelly Knox | Stocksy United
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Rodzice, nauczmy chłopców tej podstawowej umiejętności życiowej, dla dobra nas wszystkich.
Podziw dla męskości

Pamiętam, kiedy kilka miesięcy temu przeczytałam, jak książę Harry uczył małego chłopca podstawowych manier – oczywiście, w bardzo zabawny sposób. Podczas wizyty na polu pamięci przy Opactwie Westminster dla uczczenia weteranów wojennych, księciu przedstawiono 6-letniego Harrisona Degiorgio-Lewisa, którego stryj zginął podczas walk w Afganistanie. Ten młody chłopak, ubrany w beret i odznaczenia wojskowe stryja, natychmiast zwrócił uwagę księcia Harry’ego.

Książę podszedł prosto do niego, by się przywitać i uścisnąć dłoń. Wyciągnął rękę, a słodki malec odpowiedział krótkim i nieśmiałym uściskiem dłoni. Harry’emu to nie wystarczyło i ponownie wyciągnął rękę, tym razem dłużej trzymając w uścisku dłoń malucha. Oglądając filmik pod artykułem uśmiechnęłam się, ale pomyślałam też: dzieci, a zwłaszcza młodzi mężczyźni, zatracają sztukę porządnego uściśnięcia dłoni.

Dorastając, byłam zawsze otoczona przez chłopców: dwóch starszych braci, jednego młodszego, milion wujów (tak, jestem spokrewniona z całą Irlandią), mojego sąsiada Daniela, który był moją pierwszą miłością, dopóki moja rodzina nie przeprowadziła się, kiedy miałam osiem lat, i wreszcie tego, którego podziwiam najbardziej w całej galaktyce: mojego niesamowitego tatę.
Czytaj także: Najważniejsze zadanie ojca? Odpowiada tata 10 dzieci

Ten podziw nie wynika tylko z faktu, że on kocha mnie bezwarunkowo, jest pełen życzliwości i współczucia, ma błysk w oczach i świetnie posługuje się młotkiem. Nie, to dlatego, że jest mężczyzną, który wyznaje pewne wartości, ma nienaganne maniery i poświęcił czas, aby przekazać to wszystko swoim ośmiorgu dzieciom.


Świat tylko dla mężczyzn

Uścisk dłoni stanowił część jego „szkoły dobrych manier”. Pamiętam, jak ojciec mówił moim braciom, że istotą prawdziwego mężczyzny jest umiejętność spojrzenia komuś prosto w oczy, wyciągnięcia ręki i uściśnięcia dłoni. Mocno. Właściwie, bardzo mocno. Nawet nie umiem powiedzieć, ile razy moje delikatne dłonie zostały zmiażdżone w jego uścisku jak w imadle, jak widać, byłam chętnym królikiem doświadczalnym wykorzystywanym do demonstracji.

Nigdy nie pytałam, dlaczego nie udzielił tej samej lekcji swoim pięciu córkom. Jednak patrzę wstecz i zdaję sobie sprawę, że dał moim braciom podstawę etykiety towarzyskiej: należy szanować tych, których spotykamy, patrząc na nich i pokazując w ten sposób, że są warci naszego zachodu. To nie znaczy, że dziewczyna nie powinna tego robić, ale, że może my witamy się z ludźmi w inny sposób. Możemy przytulić, pocałować, a nawet posłać całusa, rezerwując uścisk dłoni dla naszych kontaktów zawodowych.

Myślę, że mój ojciec, będąc mężczyzną starej daty, czuł, że na nim spoczywa obowiązek przywitania się z damą. Zresztą, jeśli kiedykolwiek oglądaliście Downton Abbey, powinniście wiedzieć, że kobieta pierwsza podaje dłoń, ale to mężczyzna powinien tę dłoń uścisnąć lub delikatnie pocałować – trochę to wiktoriańskie, ale przyznaję, że to uwielbiam. Tym, którzy krzyczą o antyfeminizmie, mówię: phi! Nie czuję się słabsza ani podporządkowana, czuję się jak dama.
Czytaj także: Chcesz być lepszym mężczyzną niż Twój ojciec? Przeczytaj, od czego powinieneś zacząć
Mężczyzna adoruje swoją żonę

Miałam szczęście dorastać w rodzinie, w której ojciec otwarcie adorował (i nadal adoruje) swoją żonę. Ona jest dla niego zawsze na pierwszym miejscu, otwiera przed nią drzwi samochodu, nosi wszystkie zakupy. Przez te okazywane jej względy mówi jej, jak jest ważna dla niego, a ona, przyjmując je, pokazuje ufność, jaką w nim pokłada. Nasze gesty odzwierciedlają kim jesteśmy i jakie mamy odczucia wobec innych. Więc kiedy spotykamy nieznajomych, powinniśmy okazać im nieco uprzejmości. I nic nie wyraża jej lepiej niż silny uścisk dłoni.

Ta sztuka wydaje się zanikać w naszym nowoczesnym świecie. Młodzi chłopcy w dzisiejszych czasach mają na stałe przyczepione do swoich dłoni elektroniczne gadżety. Poświęcenie czasu, aby się z kimś przywitać faktycznie wymaga wysiłku, a co, jeśli przegapią wtedy Pokemona? Jedyny sposób, w jaki mogę uwolnić moich trzech synów od ich ekranów to schować im ładowarki.

Nie ma mowy, abym jako rodzic pozwoliła moim synom wyrosnąć na ludzi społecznie niedostosowanych. Zatem ich tata i obaj dziadkowie zapisali ich do naszej tradycyjnej „szkoły dobrych manier”. Nauczą się podstaw tego, co znaczy być mężczyzną. A moja rola jako matki polega na tym, aby nauczyć ich dokładnie tego, czego od nich oczekuję. Jeśli ktoś wchodzi do pokoju, podnieś głowę, porzuć ekran, podejdź i uściśnij dłoń. Lub, jeśli to ktoś z najbliższych, pocałuj go mocno w policzek i niech poczuje, że jest kochany.
Czytaj także: Masz syna. Czy modlisz się o jego powołanie do kapłaństwa?


Klub dżentelmenów

Na szczęście, nie jestem sama w moich przemyśleniach. Pewien nauczyciel szkoły podstawowej postanowił założyć „Klub dżentelmenów” dla swoich uczniów, którzy nie mają ojców. Dając chłopcom marynarki i krawaty, uczy ich nie tylko jak się ubierać, ale jak mają się zachowywać jak prawdziwi dżentelmeni. Ta świetna inicjatywa jest tak potrzebna w społeczeństwie, w którym niestety, nie każde dziecko ma tatę, który nauczyłby je tych cech. Jest to także przypomnienie, że są tacy, którzy nadal troszczą się o młode pokolenie i chcą mu pokazać, że bycie dżentelmenem wymaga szacunku dla samego siebie i dla innych.

W świecie Facebooka, Twittera, Instagramu, szybkich SMS-ów i innych bezosobowych form komunikacji nie możemy zapomnieć o znaczeniu tradycyjnego, łatwego (bez aplikacji!) uścisku dłoni między ludźmi. Te wszystkie „piątki”, „żółwiki”, szybkie skinienia głową, burknięcia czy zupełne niezwracanie uwagi nie wystarczą. Naszym obowiązkiem jako rodziców jest dopilnować, żeby nasze dzieci zdawały sobie z tego sprawę.

Zmarły ks. Henri Nouwen powiedział: „Nasze człowieczeństwo najpełniej rozkwita w dawaniu. Stajemy się pięknymi ludźmi, gdy dajemy to, co dać możemy: uśmiech, uścisk dłoni, pocałunek, przytulenie, słowo miłości, prezent, część naszego życia…, całe życie”.

Naprawdę nie trzeba wiele, aby dać trochę.
Czytaj także: Modlitwa matki za syna, który dorasta i „idzie w świat”



Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Swiat bardzo znienormalnial. Trzeba uczyc rzeczy oczywistych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:59, 02 Lis 2017    Temat postu:

Panowie, co robić, gdy ktoś znów zajeżdża nam drogę?
Stefan Czerniecki | 02/11/2017

Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Podobno za kierownicą większość mężczyzn zmienia się w agresywne zwierzęta. Nie podobno, tylko na pewno. Sam to wiem. Sam to przeżyłem, przeżywam i prawdopodobnie będę przeżywał. Co wtedy robić? Odpowiedź dał mi pewien święty rycerz.
Furia za kierownicą

Lubię jeździć samochodem. Prowadzić. Trzymać kierownicę. Wyprostować się w wygodnym fotelu. Mieć świadomość, że to ja kontroluję pojazd. Że to ode mnie zależy, jaką trasą pasażerowie pojadą. A przy tym wszystkim – choć to już pewnie dobra ściema mojego organizmu i męskie usprawiedliwienie (w ich wymyślaniu jesteśmy przecież najlepsi) – wydaje mi się, że podczas jazdy nawet wypoczywam. Do czasu jednak.

Wystarczy jedno wepchnięcie się. Niepodziękowanie za wpuszczenie do kolumny stojących w korku aut. Albo zwyczajne zatarasowanie środka skrzyżowania, bo komuś nie chciało się zaczekać na pomarańczowym. Wystarczy, że ktoś mi zatrąbi za przepuszczenie pieszego. Wystarczy…

Wtedy o odpoczynku i resecie nie ma mowy. Kończy się. Kończy się przyjemna jazda. Męskie ego nie rozkoszuje się już przyjemną myślą o byciu władcą i panem szosy. Zaczyna się gorączkowa szamotanina. Zaczynają się krzyki. Agresywne gesty. Czasem wręcz ochota do wyjścia z samochodu w celu wyjaśnienia delikwentowi, na czym polegał jego błąd. To niezwykłe, jak łatwo budzi się w nas, panowie, furia za kierownicą. I to tylko dlatego, że ktoś opóźni mój dojazd do celu o te piętnaście bądź dwadzieścia sekund.
Czytaj także: Zniechęcenie – ulubiony „gadżet” szatana


Co Loyola ma wspólnego z kierowcami? Dużo!

Poszukałem inspiracji i odpowiedzi na moje wątpliwości w życiu świętych. Niestety, większość z nich żyła, kiedy jeszcze na ulicach nie stały kilometrowe korki. Kiedy do pracy chodziło się na piechotę, dosiadało konia, a w najlepszym wypadku dojeżdżało się bryczką. Ale z czasem znalazłem coś interesującego. Coś, co może nam pomóc. Posłuchajcie…

40 kilometrów na północny-zachód od Barcelony, w katalońskich górach leży benedyktyńskie opactwo Montserrat. To samo, w którego bibliotekach znajduje się oryginał reguły napisanej przez samego św. Benedykta. O położonym wśród skalistych gór klasztorze, przechowującym figurę Czarnej Madonny, wiedział również Ignacy Loyola. Niedługo po swoim nawróceniu w 1522 roku, postanowił odbyć tu osobistą pielgrzymkę.

I wtedy wydarzyło się coś, co daje mi nadzieję, że jeszcze tak źle ze mną nie jest. Otóż, będąc blisko opactwa, przyszły święty, słynący do tej pory z dość gwałtownego, porywczego i impulsywnego charakteru spotkał pewnego Maura. Szybko wdał się z nim w teologiczną dysputę. Arab usiłował przekonać świeżo nawróconego na chrześcijaństwo rycerza, że Matka Boża po narodzinach Syna przestała być dziewicą. Zdenerwowany Loyola pozwolił mu odejść i wrócił na swoją mulicę, na której pielgrzymował. Po kilku chwilach wahania, w swoim rycerskim sercu stwierdził jednak, że Maur właśnie obraził Najświętszą Panienkę i należy mu się kara – stare żołnierskie przyzwyczajenie nakazywało przebijać takich szpadą.
Czytaj także: Potrzebujesz (s)pokoju? Pustelnia Charbela to kraina ciszy

I tu dochodzimy do clou całej sytuacji. Całego problemu. Również nam współczesnego. Pomny niedawnego nawrócenia, Loyola spróbował bowiem ostudzić rozszalałe emocje i pozwolić działać Bogu. Puścił więc cugle mulicy, zawierzając, że jeśli ta pójdzie za Maurem, wówczas dopełni zemsty. Zwierzę wybrało drogę do opactwa. Tak dokonało się w przyszłym świętym duchowe oczyszczenie. Zrozumiał już, czego chce od niego Pan.


Wrzuć na luz

Jakież to pocieszające! Czyli Ignacy Loyola też tak miał! Też wpieniony ze złości ruszał z lancą na spotkanego na drodze „wroga”. Człowieka, który w czymś tam mu zawadził. Czymś podpadł. To troszkę jak z tymi moim „wściekłościami” za kierownicą. Co wtedy robić?

Odpowiedź znajduje się w historii powyżej. Oddech. Luz na skrzyni biegów. I przy następnych światłach zamiast wyskakiwać z auta i pędzić z pięściami do „wroga”, zapytać Boga: „Co robić?”. Dopełniać zemsty? Wyklinać dalej? Podjechać mu pod sam zderzak? Oślepić reflektorami?

Myślę, że odpowiedź przyjdzie bardzo szybko. U mnie już nadeszła. Trwało to kilka sekund. Teraz muszę tylko pogrzebać chwilkę w kieszeni. Tam go zwykle chowam. Różaniec. Przynajmniej dziesiątkę. W czyjej intencji? Już będziesz wiedział, w czyjej.

...

Te hormony rozregulowane grzechem pierworodnym dzialaja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:01, 06 Lis 2017    Temat postu:

Czy prawdziwy facet może chodzić do psychologa?
Krzysztof Gędłek | 06/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Niemożliwe! Przecież terapia to sprawa dla wariatów – z taką reakcją spotkać się można wielokrotnie, gdy w towarzyskim gronie dyskutuje się żarliwie o sposobach na radzenie sobie z rosnącymi stresem i presją. A cóż dopiero, gdy dyskusja toczy się w gronie „najtwardszych” facetów!
Przegrać nie wypada

To zaskakujące, zwłaszcza, gdy spojrzeć na to, w jaki sposób z nieustanną presją radzą sobie ci, od których wymaga się ciągłej gotowości do walki, pozostawania w trybie stand by i zachwycania milionów fanów. Mowa oczywiście o piłkarzach.

Kilkadziesiąt meczy w sezonie, wszystkie zagrane co najmniej po 90 minut, a w dodatku we wszystkich obowiązkowa jest mentalność zwycięzcy i walczaka. Napastnik kompromitująco przestrzelił chwilę po tym, gdy podręcznikowo „położył” bramkarza a gol „wisiał w powietrzu”? Powinien się natychmiast zregenerować psychicznie, by za kilka minut, w podobnej sytuacji, trafić do siatki. Kiksujący obrońca? Podobnie – za chwilę musi grać niczym legenda i wzór każdego defensora – legendarny Franz Beckenbauer. Bramkarz? No cóż… chyba nie ma wątpliwości.

Skąd my to znamy? Od każdego z nas, niemal na co dzień, oczekuje się działania na pełnych obrotach. Presja to nieustanny towarzysz życia zawodowego, a wyzwania torpedują nawet w strefie prywatnego rzekomo komfortu. Bo największym przekleństwem i darem faceta zarazem jest to, że każda, choćby najdrobniejsza rzecz stanowi dla niego wyzwanie, któremu musi sprostać. A kiedy jest wyzwanie – jest nie tylko zabawa, ale też presja. No, bo nie wypada nam przegrać, prawda?
Czytaj także: Czy wiara i psychologia się kłócą? „Na jedno i drugie jest miejsce”


Bądź jak piłkarz. Idź na terapię

W jaki sposób z presją radzą sobie piłkarze, regularnie oglądani na wszystkie strony przez fanów i komentatorów sportowych, z którego to oglądactwa wnioski – jak to zwykle bywa – na pstrym koniu jeżdżą? Ano korzystają z pomocy psychologa. Bohaterowie naszej wyobraźni ostatnich lat, czyli piłkarze reprezentacji Polski, niemal regularnie odbywają psychologiczne sesje. Uznany terapeuta Kamil Wódka pomaga najlepszemu polskiemu – ale i kapitalnemu w niemieckiej Bundeslidze – prawemu obrońcy Łukaszowi Piszczkowi. To właśnie z wydatną pomocą Wódki „Piszczu” opanował tajniki mentalnego przygotowania przed meczem, w tym wyciszającej metody oddechowej.

Praca z psychologiem pozwala polskim piłkarzom właściwie dopasować metody odpowiedniej koncentracji przed meczem. I tak na przykład – znacznie mniej spokojny od Piszczka – Kamil Grosicki przed każdą boiskową batalią długo rozmawia ze swoim psychologiem, a także ogląda motywujące filmy, pokazujące – by opisać rzecz w wielkim skrócie – drogę na szczyt ich bohaterów. Z kolei Kuba Błaszczykowski uwielbia przed meczem zatopić się w muzyce, stąd często można zobaczyć go na murawie w gustownych, białych słuchawkach na uszach. Z rad psychologów korzystają także Arkadiusz Milik oraz Piotr Zieliński, a nawet boiskowy terminator, Robert Lewandowski, choć ten niespecjalnie lubi o tym mówić.


Praca nad sobą to nie wstyd

Sam fakt, że sesje z psychologiem zainteresowały „Lewego” to najlepszy dowód na to, iż sportowiec współcześnie wymaga nie tylko świetnego przygotowania fizycznego, ale także odpowiedniego nastawienia mentalnego. Napastnik Bayernu jest bowiem stuprocentowym profesjonalistą, jednym z największych we współczesnym futbolu. W mig chwyta wszelkie nowinki, pozwalające na wypracowanie optymalnej postawy sportowej.

Naturalnie, są piłkarze deklarujący buńczucznie, iż żaden psycholog nie jest im potrzebny do szczęścia, jak Grzegorz Krychowiak lub Kamil Glik. Jednak każdy z nich ma z kolei określone rytuały, wzmacniające go psychicznie przed wyjściem na boisko, by przypomnieć kilkukrotne obwiązanie taśmą kostek przez Messiego przed każdym meczem. Niewielki napastnik Barcelony czyni to z wielką pieczołowitością. Zaklęcie? Niekoniecznie. Po prostu zwyczajny zestaw gestów do wykonania, zapewniających gwiazdorowi dobre samopoczucie psychiczne przed meczem.
Czytaj także: Ksiądz z depresją? Nie wstydzę się tego

Rzeczywistość prowokuje nas wszystkich do bardziej intensywnej pracy nad sobą, nawet jeśli ze sportem mamy niewiele wspólnego. I nie chodzi jedynie o rozwijanie zainteresowań, rzetelne wykonywanie zawodowych obowiązków czy zawzięte kształtowanie własnej osobowości. Istotnym elementem jest również nasza mentalność, nastawienie.

Czy potrafimy radzić sobie z codziennym stresem? Czy problemy nas nie przerastają? A może nie jesteśmy nawet świadomi tego, w jaki sposób ciężar każdego dnia może nas psychicznie zdołować? Techniki mierzenia się z samym sobą mogą być rozmaite, a korzystanie z pomocy psychologa niekoniecznie musi świadczyć o emocjonalnym rozchwianiu. To po prostu zwyczajny trening, jak ten, który wielu wykonuje na siłowni czy podczas jazdy rowerem. Bo przecież każdy wschód słońca przynosi nam wyzwania, nawet jeśli tego dnia nie wybiegamy akurat na wypełniony po brzegi stadion.

...

Faktycznie jest z tym problem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:25, 13 Lis 2017    Temat postu:

Felietony
Magda Frączek: Mężczyźni mojego życia
Magda Frączek | 13/11/2017

Komentuj


Udostępnij 0    

Komentuj


Spotkałam w swoim życiu różnych mężczyzn. Byli dla mnie podporą lub siermiężnym zawodem. Przez jednych czułam się przyjęta, przy innych mogłam być każdą osobą na Ziemi, tylko nie sobą.


N
ie pamiętam, ile razy musiałam się umniejszać, ulegać, bądź z nimi walczyć (bo o innym rodzaju relacji nie mogłam nawet pomarzyć). Niektórzy potrafili wypowiedzieć to, co czują, inni uciekali w milczenie, emocjonalną ślepotę i oskarżanie innych.

Mężczyźni mojego życia, mężczyźni Twojego życia – zostawiają w nas ślady, pozwalają nam kształtować w sobie to, co najlepsze lub odkształcają nasze serca.


Syndrom Adama

Jesteście trochę schowani. Trochę już od Raju. To takie dziwne i zabawne zarazem. Wielcy faceci, skuleni w pozie Adama, ukrywający się za bezpiecznymi rozwiązaniami, hasłami, ideałami, filarami lub plecami swoich kobiet.

Nie, żebym Was tak bezlitośnie krytykowała, Ewa wcale nie była lepsza – toż to najgłodniejsza miłości istota świata, która podjada zwykle najgorszą opcję w celu napełnienia sercowego żołądka. Dziś chodzi mi jednak o Was. Zdaję sobie sprawę, że wypowiadam tęsknotę wielu kobiet: musicie stawać na wezwanie, gdy w grę wchodzi konfrontacja z egoizmem, przemocą, nienawiścią, kłamstwem, zazdrością, Waszą i cudzą. Chciałabym Was natchnąć.

Widziałam już tylu zlęknionych mężczyzn z mieczem pilota od telewizora w ręku, sparaliżowanych, gdy w grę wchodzi obrona ich rodziny lub krzywdzonych ludzi, z obojętnością wobec swoich żon, którym niegdyś przysięgali płomienną miłość.

Facetów, którzy za długo rozgrywają bitwy w swoich głowach. Jakoś mnie ta sprawa dogłębnie przejmuje, tzn. chciałabym, abyście się mniej bali stawać w szranki, abyście podejmowali trud wyjścia z szeregu, abyście robili to mimo widma porażek. To właśnie chciałabym przekazać mojemu synowi: Dopiero tam, gdzie przekroczysz siebie, zaczyna się Miłość.
Czytaj także: Jak wspierać własnego męża?


Zaśnij tak jak Józef

Na myśl przychodzi mi mężczyzna, któremu udało się przejść samego siebie. Podejrzewam, że pragnął standardowych rozwiązań, tymczasem, w udziale przypadło mu kosmiczne zadanie.

Myślę o Józefie, świętym Józefie, znanym pod kryptonimem: Patron od dobrej śmierci. W sumie, podoba mi się to określenie, zważywszy, że właśnie to było jego największą siłą – on stale umierał. Dla siebie. Podczas gdy kultura dewocyjna wynosi go pod sklepienia, kreując na miłego, starszego pana lub aseksualnego gościa w roli hebrajskiego bodygarda, ja jestem przekonana, że Józef był mężczyzną konfrontacji, do głębi oddanym żonie i dziecku, mężczyzną z krwi i kości, z sercem gotowym do rozdania.

Najbardziej ujmuje mnie w nim to, że jako jedyny w Biblii rozbroił mechanizm, który każdy mężczyzna w sobie nosi, tzn. mechanizm dyplomatycznego przeżywania relacji. To właśnie rozumiem pod próbą oddalenia Maryi, na wieść, iż nosi pod sercem dziecko. Nie jego dziecko. Nie wiadomo czyje. Sytuacja niezwykle stresująca, niewygodna, patowa. Józef spekuluje, obmyśla plan, jakby tu nikogo nie zranić i jeszcze wyjść z tego wszystkiego żywym, próbuje obejść przepisy, staje na głowie. W końcu wymyśla. Czy czegoś Ci to nie przypomina?

Mimo błyskotliwej dedukcji, jego zamiary nie znajdują podparcia w Bożej logice. Bóg zaskakuje go w trybie online. We śnie. Tam, gdzie mężczyzna przestaje mnożyć argumenty „za” i „przeciw”, miłość może się urzeczywistnić.

Głęboko w to wierzę: najpiękniejsze rzeczy mogą Ci się wydarzyć właśnie wtedy, kiedy przestajesz je kontrolować. Z żebra Adama wychodzi kobieta. Podczas snu, Józef opowiada się za miłością swojego życia. Prostolinijnie. Uczciwie. Całym sobą. Bo podczas snu zapominasz o strachu. Przestajesz kierować się wątpliwościami, lękiem i samotnością, która towarzyszy stawaniu na czele. Możesz spojrzeć na świat oczami słabszego, możesz zrzec się własnych dóbr na rzecz potrzebującego, możesz w ciemno kochać i przebaczać. We śnie wszystko staje się możliwe.
Czytaj także: Kobieta – pomoc dla mężczyzny?


Ojcowie! Bracia! Mężowie!

Niedawno umieściłam na swoim fanpage’u wpis, w którym opowiadam o tym, jakie myśli towarzyszyły mi podczas pisania utworu pt. Ojcowie! Bracia! Mężowie!. Piosenka ta jest czymś w rodzaju odezwy, prośby, natchnienia. Kieruję ją bezpośrednio do mężczyzn. Mimo iż skomponowałam ją dobrych kilka lat temu, zdecydowałam, że zasługuje na swoje miejsce na mojej „właśnie powstającej” nowej płycie. Właśnie nią i facebookowym wpisem chciałabym dziś zakończyć.

Napisałam ją (piosenkę), bo nie chciałam uwierzyć w męskie ucieczki. Przed oczami nie płonął mi ideał, ale mężczyzna – obolały, ale walczący. Słaby, a jednocześnie wrażliwy. Utrudzony sobą i dostrzegający świat poza sobą samym, zarazem.

Wstrząsa mną, że wciąż muszę Was szukać. Nakrywam Adama, na tym, że od kilku tysięcy lat chowa się w zaroślach. Tymczasem – jesteście potrzebni. Niezastąpieni. Sprawczy. Mam gdzieś, jak bardzo patriarchalnie to zabrzmi – MUSICIE każdego dnia wstawać po to, aby stanąć na czele. Po co? Po to, aby służyć.

Teraz mam gdzieś Wasze potrzeby, aspiracje, pragnienia o nie wiadomo czym – jeśli światem, o który walczysz nie jest Twoja rodzina, jakkolwiek by nie wyglądała, drugi człowiek, to nie masz pojęcia o tym, czym jest walka.

Musicie stworzyć przeciwwagę dla tych wszystkich z Was, którzy kradną, zabijają i niszczą. Stanąć w szranki. Musicie nauczyć się walczyć. Pokazać, do czego służy siła.

Musicie poznać świat poza granicami Waszych zahamowań. Gruby. Głupi. Wystraszony. Zajęty. Niski. Chudy. Zapracowany. Zmęczony. Zawiedziony. Oszukany przez życie. Zakompleksiony. Nie martw się, nie musisz być Iron Manem, żeby postawić granicę między dobrem a złem.

Jestem zmęczona, robiąc to za Was.

Graj, nawet jeśli reguł nie znasz. Graj! Patrz w oczy. Jesteś rodem z Nieba.

Na razie to LIVE sprzed lat. Poczekajcie, aż pierdyknę Wam do ucha na nowej płycie.

Ojcowie! Bracia! Mężowie! Brońcie nas i strzeżcie nas. Amen.

...

Mezczyzni sa szorstcy ale oczywiscie tego kobiety szukaja natomiast na skutek grzechu sa plugawi i chamscy a to juz nie jest do tolerowania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:51, 20 Lis 2017    Temat postu:

Czy da się zrozumieć faceta? Sprawdziłam
Magdalena Galek | 20/11/2017
Pexels | CC0
Komentuj


Udostępnij    

Komentuj

 




Oni wcale nie są z Marsa. I choć czasem tak trudno ich zrozumieć, nie znaczy, że to niemożliwe.


R
ozmawiałam ostatnio z uczestnikami warsztatów dla „wkurzonych swoją samotnością”. Niestety, a może na szczęście, oprócz opowieści o tych spotkaniach usłyszałam wiele więcej. Na szczęście – bo może znalazłam klucz do pewnej zagadki, niestety – bo utraciłam mój błogi spokój. Ale po kolei.


Stereotypy o mężczyznach

Błogi spokój – jest stanem, w którym wiesz, jakie są kobiety, a jacy mężczyźni. I kto z nich jest mądrzejszy oraz z kim nie można się dogadać. Wiadomo. Pielęgnujesz w głowie te stereotypy wyniesione ze szkoły, podwórka, pracy, może z rodziny, przekazywane już od kilku pokoleń. Tym „magicznym” sposobem wiesz wszystko i odgradzasz się od mężczyzn betonowym murem.


Wielka Teoria Spiskowa

To teraz czas na zagadkę – im jestem starsza, tym bardziej przekonuję się o istnieniu Wielkiej Teorii Spiskowej. Serio, to musi być jakiś spisek – powiedzcie jak to możliwe, że kobiety i mężczyźni od zarania dziejów, choć pragną być razem, to tak trudno im się dogadać? Że im bardziej im na sobie zależy, im bardziej ich do siebie przyciąga, tym większe piętrzą się problemy? Że, jak pisał ksiądz Twardowski w wierszu „Bliscy i oddaleni”: „rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty, / by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało”… Zagadką jest: jak zrozumieć się nawzajem?
Czytaj także: 3 pytania, które chce usłyszeć każda kobieta


Faktycznie mówimy innymi językami?

Kiedyś wpadłam na pewien trop. Pochodził z fragmentu książki Katarzyny Lengren „Keks albo seks”. Mówił o tym, że „kobiet tak naprawdę nikt nie rozumie, że same siebie też nie rozumieją i posługują się innym językiem – migowo-zmysłowym albo ultradźwiękami o wysokiej częstotliwości”… Mam nadzieję drodzy czytelnicy, że łapiecie poziom żartu autorki (oparty zresztą na stereotypach), bo dalej jest jeszcze ciekawiej, np. o tym, że mężczyzn nie ma i to nie w przenośni „jak prawdziwych Cyganów”. Ale ja dziś nie o tym.

No więc, skoro kobiety posługują się innym językiem, a mężczyźni innym, zaczęłam snuć marzenia o translatorze języków: kobiecego i męskiego.

Tęsknisz za facetem i nie wiesz jak mu to powiedzieć? Wpisujesz hasło: „tęsknię za tobą” i klikasz TŁUMACZ. Wyświetla się hasło: „spotkajmy się” albo „przytul mnie” i już wiesz, co masz mu powiedzieć! Masz pewność, że Cię zrozumie, że pozna Twoją potrzebę. Brzmi, jak genialny pomysł na start-up, prawda? O rany, tyle nieszczęść ludzkich zostałoby oszczędzonych, a ja zostałabym milionerką!
Czytaj także: Smutek nieodbytych rozmów


Escape room, czyli współpraca

Niestety, marzenie pozostanie marzeniem. Ale – wydaje się – nie wszystko utracone. I oto być może klucz do zagadki – aby się zrozumieć, potrzeba się porozumieć. Czyli, no cóż, niezbyt spektakularnie mówiąc – pogadać. Ale nie o pogodzie, ostatniej wycieczce czy fajnym koncercie. O potrzebach.

Że nie da się z facetem pogadać o potrzebach? To jest właśnie stereotyp, ten płot wokół Twojego błogiego spokoju. Możesz go przeskoczyć, wystarczy mężczyznę zapytać. Jeśli nie odpowie, może to oznaczać, że jeszcze siebie nie poznał, nie wie czego chce. Wtedy lepiej dopij kawę i odejdź od stolika z uprzejmym pożegnaniem.

A jeśli zacznie mówić, to zamień się w słuch. Jeśli mówi, to może właśnie pokazuje Ci, że jedną z jego potrzeb jest bycie wysłuchanym. Najpierw więc wysłuchaj bez oceniania, myślenia o sobie. I dopiero, gdy postawi kropkę na końcu ostatniego zdania zastanów się, czy w krajobrazie, który Ci opowiedział znajdujesz wspólne dla Was ścieżki. Może nawet pokusisz się, by ułatwić mu zrozumienie Ciebie i szczerze powiesz, czego pragniesz w tej relacji.

A jeśli nie wiesz, nie bądź dłużej dla siebie zagadką, niczym Allie z filmu „Pamiętnik”. Kto znajdzie te odpowiedzi lepiej niż ty, Panno Holmes? Co prawda Ryan Gosling raczej nie będzie Cię o nie pytał, ale zapyta może ktoś inny i tym razem Wielka Teoria Spiskowa o niemożliwości porozumienia pomiędzy kobietą i mężczyzną pozostanie, choć na chwilę – tylko teorią.

...

Grzech pierworodny przerwal zrozumienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:23, 10 Sty 2018    Temat postu:

Zapal fajkę z Napoleonem. Podziękujesz, gdy będzie pora
Stefan Czerniecki | 10/01/2018
Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj

Udostępnij




Komentuj

Dopadli go francuscy sztabowcy nakazując, by chociaż podziękował cesarzowi za możliwość skorzystania z ognia. Wtedy polski żołnierz spokojnie się zatrzymał i odrzekł, wskazując na przełęcz, gdzie jutro miała odbyć się decydująca bitwa: „Tam mu podziękuję”.


K
iedyś obiecywałem, że teksty do męskiego działu będą krótkie. Bez zbędnego wodolejstwa. Z konkretnym przesłaniem. Z konkretną historią. Nie wiem, czy udaje się to zachować co tydzień, ale dziś spróbuję raz jeszcze. Bo w tej historii nie trzeba od siebie dodawać nic.

Gdy ktoś mnie czasem pyta, skąd czerpię inspiracje do kolejnych tekstów, to odpowiadam zupełnie szczerze i zgodnie z prawdą: z życia. Najczęściej bowiem nie trzeba specjalnie długo szukać. Na tym polega piękno męskiego świata, że w nawet najbardziej prozaicznej sytuacji my, panowie, możemy znaleźć źródło inspiracji.

Przykłady można by mnożyć. Opisywane w tym dziale historie spotkanych ludzi w autostopie, przypadkowa – zdawałoby się – rozmowa w autobusie czy scenka zaobserwowana pod sklepem – wszystko to brane jest ze zwykłego życia. Tego toczącego się tuż obok nas. Także i tym razem nie będzie inaczej.
Czytaj także: Mężczyzno, przeczytaj, zanim urodzi Ci się dziecko


Anegdota spod Somosierry

To była zwykła codzienna msza święta. O szóstej trzydzieści rano. W piątek. W okęckiej parafii w Warszawie. Część wiernych jeszcze przecierała oczy ze snu. Część nadal jakby na wpół pogrążona w nocnym letargu. I ten ksiądz. Młody, oczytany, z genialnym wyczuciem teologicznym. Lubię go słuchać. Dziś na nowo wrył mnie w ziemię. I chyba wszystkich obecnych w kościele mężczyzn również. Opowiedzianą pod koniec mszy historią. Posłuchajcie…

„W Hiszpanii jest taka przełęcz. Nazywa się Somosierra. Pewnie część z was ją kojarzy – zaczął powoli. – To tam nasze polskie oddziały szwoleżerów popisały się w 1808 roku niezwykłą szarżą wygrywając Napoleonowi niezwykle ważną bitwę. Ciekawa jest jednak historia, która wydarzyła się w noc przed decydującym starciem…”.

Tym stwierdzeniem ksiądz Paweł kupił uwagę wszystkich zgromadzonych. Co się teraz wydarzy? O co mu chodzi? Czemu nie kończy jeszcze mszy?

„Otóż, podczas gdy Napoleon wygrzewał się przy swoim ognisku, podszedł doń jeden z polskich szwoleżerów, aby zapalić fajkę. Pochylił się nad ogniskiem, zapalił i w milczeniu odszedł. Wtem dopadli go francuscy sztabowcy nakazując, by chociaż podziękował cesarzowi za możliwość skorzystania z ognia. Wtedy polski żołnierz spokojnie się zatrzymał i odrzekł, wskazując na przełęcz, gdzie jutro miała odbyć się decydująca bitwa: «Tam mu podziękuję»”.
Czytaj także: Góry – tam widzę, jakim jestem mężczyzną


Podziękuj, kiedy przyjdzie pora

Anegdota mało kościelna, przyznacie. Ale po chwili wszystko stało się jasne. Ksiądz Paweł tylko lekko się uśmiechnął:

„Przyjęliście właśnie Słowo Boga, a następnie Jego Ciało. To zadatek. Jak ten ogień do fajeczki z ogniska generała. Wkrótce przyjdzie pora Mu podziękować. Za chwilkę wyjdziecie poza mury tej świątyni. Do swoich zajęć. Na miasto. Róbcie dziś wszystko, aby kiedy przyjdzie na to pora i będziecie stać przed Bogiem, móc mu podziękować”.

Dla mnie wystarczająco prosty rozkaz. Pora pójść go wypełnić. Jak ten żołnierz spod Somosierry.

...

Weterani uczestniczac w kolejnych wojnach zblizaja sie do Boga. Przeciez to jest na codzien ze smiercia! Coz moze bardziej hartowac?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:56, 12 Sty 2018    Temat postu:

Pocałunek w rękę. Czy dzisiaj jeszcze coś znaczy?
Błażej Kmieciak | 12/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Pocałunek dłoni przenosi nas w jakiś inny wymiar. Ktoś powie, że się uniżamy. A może właśnie wtedy stajemy się wielcy.

Pocałunek w rękę i kampania
Pamiętam pewne filmowe nagranie. Dotyczyło ono polityka znanego z bardzo dynamicznego sposobu całowania kobiet w rękę. Jego gest nie był szarmancki i delikatny. W trakcie pewnego spotkania przestał patrzeć kogo po rękach całuje. Nagle kamera uchwyciła, gdy pan ten przez przypadek pocałował prawie w rękę swojego kolegę.

Snując się po tych wspomnieniach politycznych, trafiam na inny przykład. Dotyczył pewnego kandydata na prezydenta. W jednym z filmów z kampanii zamieszczono moment, w którym do tego polityka podchodzi mała dziewczynka, może pięcioletnia. Wręcza mu kwiaty. On klęka na jedno kolano i całuje ją w rączkę. Wszystko to oczywiście element marketingu politycznego. Ja jednak przy okazji urodzin jednej z moich córek zrobiłem dokładnie to samo. Zadziałało na nią i na mnie chyba też.

Czytaj także: Całowanie chleba, „czapkowanie”, o zmarłych tylko dobrze – te gesty mają głęboki sens


Ale po co całować po rękach?
Faktycznie, gest ten powszechnie zanika. A szkoda. Kto bowiem nie słyszał choć raz słów utworu Eugeniusza Bodo, Mieczysława Fogga oraz Aleksandra Żabczyńskiego, „Całuję Twoją dłoń, madame”?

„Całuję Twoją dłoń, madame

śniąc, że to usta Twe,

przed Tobą chylę skroń, madame,

bo dobry ton tak chce,

lecz serce moje śni, madame

że gdy poznamy się

nim przejdzie kilka dni, madame

pozwolisz sama mi, madame

miast twą całować dłoń

całować usta twe.

Jest to ten poziom klasy, o który dzisiaj coraz trudniej. Kto temu winien? Panowie, bo kobietę często chcą mieć, a nie zdobywać. Kobiety też nie są tu bez winy. Zapominają, że mają prawo od mężczyzny wymagać czegoś więcej. Tak przecież pojawił się w historii gest całowania kobiety w rękę. Niewiasty na dłoniach nosiły rękawiczki. Gdy dama zdjęła jedną z nich oddawała wówczas rękę swojemu wybrankowi.

Czytaj także: Uczmy naszych synów utraconej sztuki męskości


Nieco inny pocałunek
Być może ktoś dostrzegł specyficzne zachowania aktorów grających w filmach bollywoodzkich. W takich hitach, jak „Czasem słońce, czasem deszcz”, czy „Gdyby jutra nie było” dostrzec można, że młodzi mężczyźni spotykając pierwszy raz starszą kobietę wykonują gest, jakby całowali jej stopy.

W polskich starszych już filmach są podobne sceny, w których narzeczeni proszą o błogosławieństwo swoich rodziców. W jednym i drugim przypadku widać totalny szacunek dla czegoś szczególnego, dla „rodzicielskiego stanu”.

W kościele widać to w momencie, w którym całuje się w dłonie biskupa. Na marginesie pocałunek ten winien być skierowany w stronę pierścienia, jaki nosi pasterz. Gest ten dzisiaj nie cieszy się szczególną sympatią. Każdy, kto oglądał filmowe wersje biografii takich postaci, jak św. Jan Bosko, czy św. Filip Nerii doskonale wie, czemu klękanie przed biskupem wzbudzać może pewien bunt.

Niestety, niegdyś część biskupów wyciągniętą dłonią do pocałunku pokazywała swoją wyższość. Co jednak ciekawe, rzadko dzisiaj w parafiach zdarzają się sytuacje, by biskup takiego zachowania od wiernych oczekiwał. Warto jednak pamiętać, że są nadal wierni, dla których ten gest jest ważny. Jest on dla nich wyrazem ich szczerej wiary.

Czytaj także: 9 sposobów, by pokazać mężowi, że go kochasz


Pocałunek duszy
Zdarzyły mi się ostatnio dwie sytuacje, które na całowanie dłoni kazały mi spojrzeć inaczej. Przed wakacjami uczestniczyłem we mszy, którą sprawowało siedmiu neoprezbiterow. Na koniec Eucharystii każdy z nas mógł poprosić o szczególne błogosławieństwo nowego kapłana. Każdy z nas, gdy je otrzymał, całował następnie dłonie tych młodych mężczyzn, dłonie, które otulać mają Jezusa. Ktoś powie, że byli oni pewnie dumni jak pawie. Wręcz przeciwnie. Nie wiem, jak namalować pokorę. Wiem jednak, jak malowała się na ich twarzach.

Pokora pojawiła się także w innej chwili. Pewien kapłan poprosił mnie o przeczytanie pierwszego czytania w trakcie ważnej dla niego Eucharystii. Wiedział, że musiałem nieco zmienić plany, by w niej uczestniczyć. Podszedł do mnie przed jej rozpoczęciem, bardzo dziękując. Uściskał moją dłoń i ucałował mnie w rękę powtarzając „dziękuję” . Co o tym napisać? Do dziś nie wiem. Może to i dobrze?

...

Kultywujmy nasza kulture.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:35, 27 Sty 2018    Temat postu:

Oglądam czasem romanse. Czy to oznacza, że jestem mniej męski?
Błażej Kmieciak | 27/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Siedziałem ostatnio na spotkaniu w pubie z kolegami. W pewnym momencie stwierdziłem: Wiecie co, oglądałem ostatnio ciekawy film, „Zakochana bez pamięci”. Moje wyznanie nieco zmroziło dwóch towarzyszy męskiego spotkania. Już sam tytuł wskazuje, że reżyserami tej produkcji nie są ani Vega, ani Pasikowski.

Lekcja z romansu – zdobywanie kobiety
Nasza przyjacielska rozmowa dotyczyła jednak relacji kobiet i mężczyzn. Mój przykład dotyczył pewnej cechy, pokazanej we wspomnianym przeze mnie filmie, cechy, która powinna nam – mężczyznom, nieustannie towarzyszyć. Myślę tutaj o chęci zdobywania kobiety. O poznawaniu jej na nowo.

W romansie, który opowiedziałem moim znajomym, pewna kobieta nagle traci pamięć. Jak się jednak okazuje, zapomina ona w zasadzie tylko o jednym dość istotnym fakcie: była bowiem zaręczona z pewnym mężczyzną, którego od wypadku przestała rozpoznawać. To oczywiście jedynie scenariusz filmu, ale co byśmy zrobili w takiej sytuacji?

Czytaj także: Michał Górecki: Jestem romantykiem. Nie umiem żyć bez żony i dzieci


Romans – tylko nieidealny obraz?
Filmy romantyczne w zasadzie możemy podzielić na dwie grupy: komedie oraz dramaty. W pierwszej grupie znajdziemy „Bezsenność w Seattle” czy np. „Masz wiadomość”. To już w zasadzie klasyka. Czy jednak produkcje te straciły na swej aktualności? Nawet w drugiej części „Listów do M” syn jednego z głównych bohaterów tłumaczy swojemu ojcu, że w miłości musi być odrobina szaleństwa, ukazana w pierwszym ze wspomnianych przeze mnie tutaj filmów, w duecie Meg Ryan – Tom Hanks.

Czy można zakochać się w czyimś głosie słyszanym w radiu? Nota bene zmaga się z tym Borys Szyc, grający w ostatniej części „Listów do M”. To oczywiście tylko ciepłe, przeidealizowane obrazy, które u wielu panów wzbudzać mogą wyłącznie nudności.

Ale powiedzcie szczerze, nie tęsknicie czasem za chwilami, gdy każdym spojrzeniem szukaliście tej jedynej, tej, którą wybraliście? Nie tęsknicie za chwilą, kiedy wielu podejrzewało Was o stratę rozumu, bo tak zafascynowani byliście swoja wybranką?

Czytaj także: Szukasz pomysłu na randkę? To prostsze niż myślisz


Facet z klasą
Ktoś teraz powie, że w tym właśnie tkwi dramat, że podobne stany to wyłącznie chwila, która zgodnie z licznymi wynikami badań kończy się średnio po dwóch latach. Tutaj z pomocą przychodzi nam Richard Gere. Nie tylko ten, który w prostytutce z filmu „Pretty woman” widzi kogoś niewinnego, ale może przede wszystkim ten, który w jednej z ostatnich scen filmu „Zatańcz ze mną” doskonale pokazuje, że wierność jest dużo bardziej sexy niż roztańczona i kusząca Jennifer Lopez.

Ale, jak wspomniałem, romanse to także dramaty. Poprzedza je jednak totalna fascynacja drugą osobą, zatopienie w tej jedynej, w tym wybranym. I znów, można rzec, że to nie jest męskie, że oglądanie, jak tych dwoje się w sobie zakochuje, nie jest w żadnym wypadku ciekawe czy fascynujące.

Pytanie jednak: „Co byś zrobił, gdyby nagle twoja żona zmarła”? Albo gdyby niespodziewanie zachorowała na schorzenie, którego nie da się wyleczyć? Film pt. „Świąteczna historia” pokazuje podobną optykę. Nagle młoda żona i mama dowiaduje się, że prawdopodobnie niebawem umrze. Jak spędzić z nią ostatnie chwile? Co jej dać „na koniec”?

Mówi się, że mężczyźni dojrzewają później. Nadchodząca śmierć kogoś bliskiego potrafi jednak bardzo przyspieszyć ten proces, o czym opowiada z kolei historia opisana w dość starym już filmie „Szkoła uczuć”, a więc opowieści o totalnie różnych licealistach, którzy jednak mają coś z idealnych platońskich połówek.

Czytaj także: Romantyczna historia żony marynarza. „Na takiego mężczyznę można czekać”


Mężczyzna delikatny i mocny
Co się dzieje? Facet pisze o romansach, sypie nimi jak z rękawa. Czy to nie jest dramat? Może kolejna odsłona męskiego kryzysu? A może jest właśnie odwrotnie?

Może przyzwyczailiśmy się do tego, że w momencie, w którym zdobywamy kobietę, dajemy sobie rozgrzeszenie, pozwalające nam, by się od niej oddalić. Wpierw potrafimy zawalić tysiąc spotkań z kumplami, by choć chwilę w jej oczy spojrzeć. A potem nie potrafimy patrzeć w oczy żonie, bo o pięć godzin spóźniliśmy się na kolację, zapominając zadzwonić i powiedzieć „dzięki” przy kolejnym kieliszeczku.

Romanse dla faceta to trudna sprawa. Najczęściej niedostępna. Duma się włącza. Jak tu się przyznać? Gdy ja wspomniałem o „Zakochanej bez pamięci”, mój kolega siedzący obok stwierdził, „a znam, oglądałem, dobry przykład”.

...

Bez zartow! Romanse zawsze pisali mezczyzni! Przeciez mezczyzna to kultura! A kobieta natura! Romans to kultura! Romansom zarzuca sie raczej ze sa sztuczne ze w zyciu tak nie ma! Czyli sa nienaturalne! Sa wytworem sztucznym czyli kukturalnym! Koncza sie z reguly np. slubem! I co dalej? To dalej raczej interesuje kobiety! Kobiety raczej ogladaja seriale obyczajowe! O zwyklym zyciu czyli natura! Nie wiem skad pomysl ze romanse to dzial dla kobiet! To typowo meski pomysl!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:09, 05 Lut 2018    Temat postu:

Cnota umiarkowania.Cecha, która sprawia, że staję się naprawdę dojrzałym facetem
Jarosław Kumor | 05/02/2018

Dineslav Roydev/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj 0
Łatwo mi wpaść w pułapkę myślenia, że jeżeli coś nie jest grzechem, znaczy to, że mogę tego używać do woli. Św. Augustyn powiedział, że „jeśli kto nieumiarkowanie pożąda rzeczy dozwolonych, obraża Tego, który dozwolił”.

Ktoś mnie częstuje ciastkiem. Grzecznie biorę jedno. Czasami, ponaglony przez częstującego, drugie. Wzrokiem zjadłbym całą paczkę, ale przecież nie chcę wyjść na łasucha. Gdyby jednak ta sama paczka leżała w mojej kuchni, nie miałbym skrupułów i spokojnie wyszedłbym na łasucha przed sobą, no i bądź co bądź przed Bogiem. Nie przeszkadzałoby mi to. A szkoda.

Czytaj także: Pięciu zwykłych facetów i ich pięciu świętych kolegów. Pomagają wziąć się w garść


„Wszystko mogę, ale…”
Święty Augustyn powiedział, że „jeśli kto nieumiarkowanie pożąda rzeczy dozwolonych, obraża Tego, który dozwolił”. Uwielbiam tę zwięzłość, a jednocześnie pełnię treści w cytatach z Ojców Kościoła.

Może się wydawać, że ich przesłanie jest odległe, ale ono w tym konkretnym przypadku mówi wprost do mojego życia: jeśli pozwolisz sobie na dogadzanie własnemu ciału, będziesz „zadżumiony” egoizmem. I nie chodzi przecież o to, że nie mogę jeść, oglądać seriali, żartować, słuchać ulubionej muzyki. Bóg mi na to wszystko pozwolił i dał wolność.

Mogę z tego korzystać jak dziecko – bez refleksji i oddania się pod prowadzenie, a mogę jak mężczyzna – mając świadomość, ile mi wystarczy i umiejąc tę świadomość przekuć w czyn: zjeść tyle, by po prostu zaspokoić głód, posłuchać muzyki tyle, by nie zabierać czasu bliskim, pożartować tyle, by starczyło jednak czasu na powagę.

I wydaje się, że kluczem jest tu wdzięczność Bogu, że w ogóle pozwala mi na to wszystko, bo przecież wcale nie jest tak, że robienie tego, co lubię należy mi się jak chłopu ziemia. Bóg jest łaskawy i mam te różne możliwości tylko dzięki Niemu. Nie ma w tym żadnej mojej zasługi. Mogę tylko podziękować.



Umiarkowany facet = dojrzały facet
Nie mam wątpliwości, że znajdowanie umiaru w przyjemnościach, które serwuje nam Bóg (pomijam oczywiście przyjemności niepochodzące od Niego, które w każdej, nawet najmniejszej ilości są grzechem i odbijają się zawsze czkawką – tu sprawa jest oczywista) jest objawem dojrzałości i umiejętności panowania nad sobą.

Czytaj także: Facet na kolanach. Czy to ujmuje męskości?
To jest piękne, kiedy mąż i ojciec potrafi uporządkować swoją codzienność w taki sposób, by znaleźć czas na wszystko, co ważne. Nie ma tendencji, by przesiadywać długimi godzinami w internecie i przynosić pracę do domu, ale angażuje się całym sobą w swoje zwyczajne codzienne obowiązki stanu: wysłucha żony z pełną uwagą, pobawi się i porozmawia z dziećmi, będąc naprawdę zaangażowanym w ich rozterki, zadba o to, by w domu wszystko było naprawione, działało, a w samochodzie nie było żadnych stuków i usterek.



„Siła wyższa”
To dość proste rzeczy, a u podłoża ich wypełniania leży porządek i umiar. Bo jako mężczyźni uwielbiamy deklarować, że zrobimy to czy tamto, a później jakaś siła wyższa sprawia, że nie mamy czasu. Często tą siłą wyższą jest nasz zwyczajny brak umiaru, jeśli chodzi o czas poświęcany np. na pracę, na hobby czy na zwyczajne ślęczenie przed telewizorem.

Umiar to piękne słowo. Ono wprowadza ład w moje postrzeganie tych augustynowskich „rzeczy dozwolonych”. Łatwo mi wpaść w pułapkę myślenia, że jeżeli coś nie jest grzechem, znaczy to, że mogę tego używać do woli. Łatwo wtedy zapomnieć, że np. scrollowanie Facebooka w wolnym czasie naturalnie nie jest grzechem, ale scrollowanie go trzecią godzinę w poczuciu, że to nadal mój wolny czas, podczas gdy rodzina jest zostawiona sama sobie, zdecydowanie tym grzechem się już staje.



Czujność w przyjemnościach
Ten przytoczony wyżej cytat ze św. Augustyna pokazuje mi po pierwsze, że nie wystarczy unikać ewidentnych grzechów, ale też trzeba być czujnym w przyjemnościach, które są dla mnie darem, bo przedawkowane stają się takim samym ewidentnym grzechem.

Po drugie św. Augustyn uświadamia mi, że nie jest w porządku, gdy w towarzystwie jestem np. umiarkowany w jedzeniu i nie zjadam tej paczki ciastek z początku tekstu, a w domu robię to bez oporów, bo nikt nie patrzy. Pożądanie wystarczy, by obrazić Boga. Augustyn zresztą coś o tym wiedział.

...

Nieumiarkowanje dotyczy rzeczy dobrych. Pnieciez nie zlych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy