Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Macierzyństwo.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:05, 29 Kwi 2018    Temat postu:

Intuicja – tajna broń matek, z której nie skorzystałam…
Marlena Bessman-Paliwoda | 29/04/2018
INTUICJA MATKI
Pexels | CC0
Udostępnij 1 Komentuj 0
Nie można się jej nauczyć, a jedynie się w nią wsłuchać i pozwolić, by mówiła do serca. Nie ma na nią papierka, certyfikatu, szkolenia, pieczątki, nie da się jej ubrać w żadne ramy czy schematy. Na pewno jest za mało doceniana, zbywana emocjonalnością kobiet, jednak jest to nasza matczyna broń do obrony i przewidywania.

O matkach czasami się żartuje, że są mistrzyniami zamartwiania się, albo patrzenia na coś w czarnych kolorach. Irytuje Cie już samo „ale” twojej mamy, kiedy opowiadasz jej o swoim szalonym pomyśle. Może jednak wierzyć mi lub nie, kiedy mamą się zostaje, to… pewne rzeczy się po prostu przeczuwa.



Komu wierzyć? Sercu czy doświadczonym lekarzom?
Zaczęło się tuż po porodzie. Wzięłam swojego synka na ręce i gdzieś we mnie było dziwne uczucie, że coś jest nie tak. Co chwilę przychodził lekarz z różnymi wynikami, parametrami, pytaniami, gratulując maluszka i zapewniając, że jest zdrowy i pewnie będzie bardzo silny. A we mnie coś pulsowało. Mogłam tylko wykrztusić ciche „ale”, nie wiedząc jednak, co konkretnie powiedzieć dalej. Zostawiłam więc temat, zrzucając wszystko na poporodowe zmęczenie. Uczucie to jednak nie mijało. Im więcej miałam powodów do uspokojenia się, tym bardziej we mnie wzbierało to dziwne uczucie.

Czytaj także: Nie diagnozujmy tak łatwo dysfunkcji u dzieci! To im nie pomaga…
Wróciliśmy do domu ze szpitala. Wszystko było dobrze. Potem wizyta patronażowa i pierwsze rozmowy o tym, co mnie niepokoi. „Proszę się nie martwić. Noworodki tak mają”. I wtedy znowu wykrztusiłam to „ale” i w odpowiedzi usłyszałam rzuconą tylko frazę „Aj, ci młodzi rodzice. Spokojnie, spokojnie”. Ponownie wróciliśmy do domu, ale spokoju we mnie nie było. Żyliśmy jednak dalej, a oznak tego, co miało nadejść wielkich szczególnie nie było. Tu jakiś szczegół, a to tam – dla mnie to już był cały materiał dowodowy, ale dla innych dowód na normalność noworodka. Bo skóra jest sucha po porodzie, bo jak dużo śpi, to się ciesz i odpoczywaj. A mnie to nie cieszyło.

„Coś jest nie tak” powtarzałam mężowi. Kolejne wizyty u lekarza i nic. Postanowiłam tylko, że nie będę już jak ci młodzi rodzice. Może faktycznie wszystko jest dobrze.

I było dobrze do czasu, gdy w naszej skrzynce zawitał tajemniczy list, z którego dowiedzieliśmy się o możliwości choroby u naszego maluszka. Dzień przed wigilią powtórzyliśmy badania, a sylwestra spędziliśmy już z postawioną diagnozą.

Czytaj także: Diagnoza w ciąży: nieuleczalna wada dziecka. Co dalej?


Tym razem słowa „miałaś jednak rację” miały szczególnie gorzki smak.
Zdarzają się różne sytuacje. Przebłysk, myśl, przeczucie. Zaskakujące, jaką mamy mają w sobie tajną broń, by chronić i wspierać swoje dzieci. Intuicja – nie można się jej nauczyć, a jedynie się w nią wsłuchać i pozwolić, by mówiła do serca. Nie ma na nią papierka, certyfikatu, szkolenia, pieczątki, nie da się jej ubrać w żadne ramy czy schematy. Jednak naprawdę warto jej zaufać. Nie bój się, mamo. Intuicja ma Ci tylko pomagać.

...

Nie traktujmy lekarzy jak bogow. Jednakze jesli sie staraja a nie moga ni wykryc to tez w tym jest jakis zamysl Boga...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:10, 04 Maj 2018    Temat postu:

Jakie trudne uczucia mogą towarzyszyć ci w czasie ciąży?
Ilona Przeciszewska | 04/05/2018
DEPRESJA W CIĄŻY
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Chociaż zwykło się mówić, że ciąża to czas radosnego oczekiwania, dla wielu kobiet jest to również czas trudnych emocji: leku, frustracji, niepewności...

Niezależnie od tego jak bardzo planowałaś i spodziewałaś się poczęcia dziecka, wiadomość o byciu w ciąży często bywa bardzo zaskakująca. Początkowo możesz nie dowierzać, pytając samą siebie – czy to naprawdę się dzieje? Z niecierpliwością czekasz na pierwsze badania, aby potwierdzić twój błogosławiony stan.

Szczególnie dotyczy to kobiet, które po raz pierwszy w swoim życiu spotykają się z tą wiadomością. Poza zaskoczeniem możesz w tym czasie przeżywać wiele różnych innych emocji – zarówno tych przyjemnych np. radość czy wręcz ekscytację, jak i mniej przyjemnych np. lęk przed tym co nieznane, nowe.

Czytaj także: Oto ja, kobieta: Odzyskaj ciążę
Błogosławiony stan – ambiwalentny stan
Podobnie jest przez cały okres ciąży – ambiwalencja uczuć jest wpisana w ten szczególny czas. Jest naturalnym stanem, przeżywanym przez każdą kobietę. Odczuwanie nieprzyjemnych emocji bynajmniej nie łączy się z brakiem akceptacji ciąży. Tego typu przekonania mogą utrudnić ci “dopuszczenie” do siebie negatywnych uczuć, a one prędzej czy później i tak dochodzą do głosu. Często ze zwielokrotnioną siłą. Gdy nie potrafimy wyrazić trudnych uczuć słowami mogą ujawnić się one w nieracjonalnym działaniu lub poprzez objawy w naszym ciele, a tych i tak nie brakuje w okresie ciąży. Niewyrażone emocje mogą nasilić wszelkie nieprzyjemne dolegliwości ciążowe.

Kobiety w ciąży są bardzo wrażliwe na działanie czynników stresujących. Może to być związane z uwarunkowaniami wewnętrznymi, takimi jak wzmożona pobudliwość nerwowa, czyli zdolność do reagowania na bodźce. To co wcześniej cię “nie ruszało” teraz możesz przeżywać bardzo intensywnie. Wyostrzają się twoje reakcje na to co dzieje się na zewnątrz i wewnątrz ciebie. Większa podatność na stres jest również związana z wieloma zmianami jakie dokonują się przez cały okres 9 miesięcy. Przede wszystkim twoje ciało przeżywa prawdziwą rewolucję. Niektóre zmiany są widoczne na zewnątrz np. zmienia się twoja sylwetka ciała, a to może wywoływać w tobie poczucie dyskomfortu, złości, smutku czy lęku z powodu utraty fizycznej atrakcyjności.

Czytaj także: Żona i mama: jak pogodzić te role, gdy rodzi się pierwsze dziecko


Niektóre ciążowe zmiany mogą frustrować…
Lęk może budzić również to, że dużo zmian w twoim ciele dokonuje się “poza tobą”. Nie masz na nie wpływu, dzieją się one poza twoją kontrolą. Potrzebujesz zaufać temu, że “natura zrobi swoje”. Trudnym przeżyciem może być też zależność i bliskość z jeszcze nienarodzonym malcem. Rozwijające się dziecko jest stale z matką. To może ogromnie cię cieszyć, ale również przytłaczać, powodować lęk czy złość. Nieprzyjemne emocje mogą budzić także objawy typowe dla okresu ciąży, takie jak mdłości, senność, ogólny brak sił. Ograniczają one twoją dotychczasową sprawność. Ciągły brak energii może obniżać twój nastrój.

Mnóstwo zmian dokonuje się również w twoim dotychczasowym sposobie funkcjonowania. Być może będziesz potrzebowała zrezygnować z wielu aktywności, które do tej pory były nieodłącznym elementem twojej codzienności. Na przykład przez jakiś czas nie będziesz mogła intensywnie biegać czy kosztować określonych produktów. Dla niektórych kobiet nie będzie to żadnym problemem, a wobec tego nie będą odczuwały one nieprzyjemnych uczuć. Dla innych nawet najmniejsze ograniczenie będzie stanowić duże wyzwanie, co może być związane z takimi emocjami jak złość czy niepokój.

Jeśli jesteś aktywna zawodowo to kolejne zmiany będą łączyć się z tym obszarem. Być może przez cały okres ciąży będziesz mogła swobodnie pracować – będzie to zależało od pracy jaką wykonujesz oraz od twojego stanu zdrowia. Może się zdarzyć jednak tak, że kontynuowanie pracy nie będzie możliwe. Dla niektórych kobiet będzie to powodem do dużej radości, natomiast u innych wywoła frustrację, lęk lub smutek.

Czytaj także: Magda Frączek: Moja lista do porodu
Ciąża to czas radosnego oczekiwania. Czy zawsze?
Rodzicielstwo to duże wyzwanie. Zdając sobie sprawę z odpowiedzialności jaka na tobie spoczywa możesz odczuwać lęk. Możesz bać się tego, że nie sprostasz wymaganiom dotyczących bycia dobrą matką. Naturalna jest również obawa o zdrowie twojego dziecka. Kontrolne badania USG z pewnością dostarczą ci dużo radości – będzie mogła zobaczyć swoje dziecko jeszcze przed narodzeniem. Z drugiej strony możesz obawiać się tego, że w trakcie badania “wyjdzie, że coś jest nie tak”.

Czas ciąży to oczekiwanie na narodziny dziecka. Poród to jedno z najpiękniejszych, ale też jedno najbardziej wymagających wydarzeń w twoim życiu. Nic dziwnego w tym, że możesz odczuwać strach, gdy zbliża się ten dzień.

Często bywa tak, że otoczenie w którym funkcjonujemy nie pomaga, a wręcz utrudnia wyrażenie trudnych uczuć. Często spotykamy się z jakąś formą odrzucenia lub oceny. Być może powiedziałaś komuś o nieprzyjemnych emocjach związanych z przeżywaniem ciąży, a reakcją było pytanie “no to co – nie cieszysz się? Przecież tak chciałaś mieć dziecko”. Niektóre osoby mogą bagatelizować to czujesz, twierdząc “to wszystko przez hormony. Jutro Ci przejdzie”.

Niezrozumienie może mieć różne źródła. Najczęściej oceniają i odrzucają te osoby, które same nie pozwalają sobie na przeżycie tego co trudne. Wiele kobiet przeżywało podobne uczucia, ale uznały je za zakazane, więc również tobie nie pozwalają na ich odczuwanie. Niektóre osoby mogą przeżywać bardziej lub mniej uświadomioną zazdrość w stosunku do twojego stanu, która kieruje ich do negatywnych reakcji na to czym chcesz się z nimi podzielić. Silne uczucie zazdrości uniemożliwia empatyczną reakcję.

Brak wsparcia może też wynikać z tego, że wiele osób słucha cię poprzez pryzmat powszechnie obowiązujących schematów np. ciąża to czas radosnego oczekiwania na przyjście dziecka. Powyższe stwierdzenie może być oczywiście prawdziwe, jednak nie w pełni określa rzeczywistość. Ciąża jest okresem pełnym radości, ale również jest czasem związanym z dużym wysiłkiem i wyrzeczeniami, a to powoduje, że kobieta na jakimś etapie może być smutna lub sfrustrowana.

Mamy prawo do trudnych uczuć
To czy zostaniesz przyjęta komunikując dane uczucia zależy od tego czy dana osoba ma w sobie otwartość na to, że może być inaczej niż to co do tej pory myślała o danej rzeczywistości. Na to nie mamy wpływu i niestety jeżeli dana osoba nie jest skłonna zmienić swoich przekonań, jesteśmy narażeni na ocenę i odrzucenie z jej strony. To jak możemy sobie pomóc to zrozumieć z czego wynika taka, a nie inna reakcja danych osób.

Możemy pozbyć się wówczas zbędnego poczucia winy czy wstydu w stosunku do przeżywanych emocji. Jeżeli dana osoba odrzuci czy skrytykuje twoje uczucia, nie oznacza, że masz odbierać sobie prawo do ich przeżywania. Masz prawo czuć to czujesz, niezależnie od reakcji innych osób.

..

Wiecej wiedzy to mniej strachu ze cos idzie nie tak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:44, 08 Maj 2018    Temat postu:

Dzień bez mojego dziecka nauczył mnie czegoś ważnego…
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 08/05/2018
Śpiące dziecko przytulone do maskotki
Lea Csontos / Stocksy
Udostępnij 0 Komentuj 0
Młode kobiety, zwłaszcza mamy, są rozdarte pomiędzy kilkoma frontami. Stoją w rozkroku pomiędzy tym, czego oczekuje od nich świat (praca, kariera), tym, czego one same chcą (pasje, marzenia), a tym, czego oczekują i potrzebują od nich dzieci (czas, uwaga).

Jakiś czas temu zostałam zaproszona do radiowej audycji, której myślą przewodnią była refleksja nad Polkami i ich kondycją. „Są spętane patriarchalnym łańcuchem czy też może coraz bardziej wyzwolone?” – pytała prowadząca.

Moim zdaniem współczesne Polki są przede wszystkim zmęczone. Młode kobiety, zwłaszcza mamy, są rozdarte pomiędzy kilkoma frontami. Stoją w rozkroku pomiędzy tym, czego oczekuje od nich świat (praca, kariera), tym, czego one same chcą (pasje, marzenia), a tym, czego oczekują i potrzebują od nich dzieci (czas, uwaga).



Aktywna mama
Sama jakiś czas temu temu bardzo mocno doświadczyłam tego rozdzierającego serce uczucia.

Jestem mamą bardzo aktywną, lubię, kiedy dużo się dzieje, nie potrafię usiedzieć w domu dłużej niż kwadrans, bo zaczynam usychać. Dlatego mam na głowie sporo spraw, a żebym mogła jakoś to wszystko pogodzić, z moim synkiem na kilka godzin zostaje czasem niania.

Ostatnio musiałam jednak wyjść na dłużej. Niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że kilka ważnych spotkań skumulowało się w jednym dniu. A ważne spotkania mają to do siebie, że się przeciągają.

Koniec końców, nie widziałam mojego syneczka przez cały dzień. A kiedy wreszcie z językiem na wierzchu dotarłam do domu, mój maluszek… już spał. Zobaczyłam go dopiero następnego dnia. To było nasze najdłuższe rozstanie, odkąd malec pojawił się na świecie. I szczerze mówiąc, pierwszy raz nie mogłam się doczekać, kiedy się obudzi!

Czytaj także: To, co dziecko ma w sercu, jest ważniejsze niż dobre maniery


Doświadczyłam emocjonalnego sztormu
Ta trudna lekcja wiele mnie nauczyła. Przede wszystkim tego, że – paradoksalnie – to ja bardziej potrzebuję mojego synka niż on mnie. Oczywiście, to on jest małym, nieporadnym bobasem, którego trzeba karmić, przewijać, ubierać, nosić na rękach. To wszystko może jednak zrobić każdy (z mniejszym lub większym nakładem troski i czułości). Ale żadna relacja nie zastąpi tej pomiędzy mamą i dzieckiem.

W momencie pojawienia się na świecie synka, odkryłam w sobie całą paletę uczuć, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Jasne, wiedziałam, co to tęsknota, np. za mężem czy rodziną. Ale ona nie dorównuje tęsknocie za dzieckiem, ciałem z mojego ciała. Podobnie, jak oczywiste są instynkty, które sprawią, że staniesz w obronie bliskich, ale matka broniąca dziecka zamienia się w prawdziwą lwicę, która nie pozwoli tknąć swoich młodych.



Matka i dziecko – więź inna niż wszystkie
Jednodniowa rozłąka uzmysłowiła mi, jak silna jest więź pomiędzy matką i dzieckiem i jakie zawirowania powoduje każdorazowe wystawianie jej na próbę. Zobaczyłam, jak bardzo połączonymi naczyniami jesteśmy, a także to, że nie tylko on czerpie ze mnie, ale o wiele bardziej ja z niego.

Moja przyjaciółka, której opowiedziałam o tych perypetiach, stwierdziła, że doświadczyłam prawdziwego sztormu emocjonalnego, przez który ciężko było utrzymać równowagę na rodzicielskiej łodzi. Szczęśliwie, ta łódka w końcu dotarła do wysepki. Za jej sterem jestem ja, bogatsza o trudne przeżycia, a zarazem spokojniejsza, bo obrałam właściwy kierunek.

Choć młoda mama może, zwłaszcza na początku, czuć się całkiem „uwiązana” przy maluszku, który najlepiej czuje się w jej towarzystwie, a czasem wprost nie schodzi z jej rąk, nie pozwalając nikomu – prócz niej! – się dotknąć (jakby tata przewijał jakoś po chińsku), to jednak warto poświęcić maluchowi czas i uwagę na tyle, na ile jest to możliwe.

Takie poczucie bezpieczeństwa dane dziecku procentuje. Mama jest najważniejszą stałą, busolą w życiu malca. Jeśli od początku będzie miał pewność, gwarancję, że mama jest zawsze, kiedy on tego potrzebuje, z czasem zacznie pozwalać sobie na coraz większy dystans, spędzając chętniej czas z innymi osobami czy bawiąc się samodzielnie.

Zadbanie o więź z malcem, który – jak nam się może wydawać – jeszcze niewiele rozumie (nic bardziej błędnego!), przekłada się na jego poczucie bezpieczeństwa w przyszłości. Im więcej obecności teraz, tym łatwiej będzie znosić rozłąki później, bo dziecko będzie miało pewność, że mama zawsze wróci. Bo mama zawsze jest.

...

To jest walka oczywiscie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:13, 20 Maj 2018    Temat postu:

Jak rozmawiać z mamą, która nie potrafi słuchać?
Ilona Przeciszewska | 20/05/2018
MATKA, KTÓRA NIE SŁUCHA
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj
Ważne jest to, aby skorzystać z tzw. Komunikatu JA. Nazwij to, czego potrzebujesz, chcesz, pragniesz czy o co prosisz w pierwszej osobie liczby pojedynczej.

Każdy z nas z pewnością wiele razy w swoim życiu doświadczył “niesłuchania” ze strony drugiej osoby i przekonał się jak przykre uczucia może to obudzić. W niewysłuchaniu chodzi de facto o brak zrozumienia, które prowadzi do samotności i pustki. Szczególnie rani nas to wtedy, gdy nie chcą lub nie są w stanie wysłuchać nas najbliższe nam osoby. A co przeżywamy wtedy, gdy nie słuchają nas nasze mamy?



Relacja z mamą jest niezwykle ważna
Niezależnie od wieku, osobowości, płci i innych różnic, nasza relacja z matką jest szczególnie ważna. Zostaliśmy stworzeni w jej ciele i to ona nas urodziła. U większości z nas to ona opiekowała się nami na początku naszego życia, gdy byliśmy od niej absolutnie zależni. Wraz z wiekiem, zyskiwaliśmy coraz więcej niezależności nie tylko fizycznej, ale również emocjonalnej, a tym samym “uwewnętrznialiśmy” macierzyńskie troszczenie się i stawaliśmy się coraz bardziej zdolni do opiekowania się samym sobą i innymi.

Nigdy jednak nie jesteśmy w pełni niezależni emocjonalnie. Czasami nam się tylko tak wydaje, udajemy taką postawę przed sobą i innymi. Nawet w dorosłym życiu, będąc dojrzałymi jednostkami, wciąż potrzebujemy wsparcia i ukojenia ze strony innych osób. Szukamy w społeczeństwie “matki”, która zapewni nam wytchnienie w codziennych trudach. Czasami jest nią koleżanka, niekiedy nauczyciel, a często lampka wina czy tabliczka czekolady. Niekiedy “wracamy” też do realnej matki. Mniej lub bardziej świadomie oczekujemy od niej empatycznego odzwierciedlenia naszych potrzeb, przede wszystkim tych emocjonalnych. Pragniemy być wysłuchani i zrozumiani.

Czytaj także: Gotowa do startu? Młoda mamo, otwórz serce i zwolnij!


Jak więc rozmawiać z matką, która nie potrafi słuchać?
Jeżeli z jakiegoś powodu nasza matka nie wykazuje empatii – jesteśmy sfrustrowani. Jest to związane z poczuciem odrzucenia spowodowanym brakiem zainteresowania tym, co do niej mówimy. Czujemy się nieważni. Oprócz złości przeżywamy też smutek, który jest reakcją na stratę jaką ponosimy w wyniku braku oczekiwanego wsparcia. Nasze uczucia są szczególnie intensywne, gdy w przeszłości spotkaliśmy się z mało opiekuńczą postawą ze strony matki i innych znaczących osób w naszym otoczeniu.

Zacznijmy od zakomunikowania jej naszej potrzeby. Spróbuj powiedzieć wprost “Mamo, potrzebuję, abyś mnie wysłuchała”, “Mamo, chcę powiedzieć ci coś ważnego. Potrzebuję, abyś wysłuchała tego, co mówię”. Możesz ująć to swoimi słowami. Ważne jest to, aby skorzystać z tzw. Komunikatu JA. Nazwij to, czego potrzebujesz, chcesz, pragniesz czy o co prosisz w pierwszej osobie liczby pojedynczej.

Precyzyjnie o własnych potrzebach
Bardzo istotne jest również precyzyjne nazwanie naszej potrzeby. Jeżeli przedstawimy ją w mniej lub bardziej zakrytej formie, zmniejszamy szansę na jej spełnienie. Przykładowo, możemy poprosić o rozmowę – mama może wówczas ochoczo zgodzić się na propozycję i zarzucić nas aktualnie absorbującymi ją tematami – co mówiła sąsiadka lub jakie promocje spotkała w supermarkecie. Czy będziemy czuli się wówczas wysłuchani? Zapewne nie, a więc nasza potrzeba wciąż będzie domagać się spełnienia, potęgując nieprzyjemne emocje. Każdy inaczej rozumie dane pojęcia, więc im bardziej konkretnie ujmiemy to, czego oczekujemy, tym mniejsze pole do odmiennej interpretacji naszego przekazu.

Poza tym, można spróbować “wyedukować” mamę w uważnym słuchaniu. Być może nie wie, na czym ono polega, a tym samym nie wie, czego od niej oczekujemy. Możemy wyjaśnić, że nie potrzebujemy od niej rady, opinii czy komentarzy do tego, co mówimy. Często mamy robią to w dobrej intencji. Powiedzmy jej o tym, że chcemy wyłącznie wysłuchania i “tylko” to ma dla nas ogromne znaczenie.

Czasami zdarza się tak, że w natłoku obowiązków i zaprzątnięcia różnymi myślami, mamy nie są w stanie skupić uwagi na tym, co do nich mówimy. Warto wówczas skorzystać z techniki “zdartej płyty”. Powtarzaj do skutku to, co chcesz powiedzieć. Być może mama w pewnym momencie usłyszy oraz zorientuje się, że to, co do niej mówimy jest ważne. Powtarzanie ułatwi jej wyjście ze swoich myśli i skoncentrowanie się na nas. Nie rezygnujmy za szybko!

Czytaj także: Dlaczego rozważam urlop wychowawczy i wielbię każdą matkę świata?
Kim jest „zastępcza matka”?
Zaproponowane “techniki” mogą nie zadziałać. Mama niekoniecznie może chcieć nas wysłuchać. Mimo wielu przykrych uczuć, które w nas to wywołuje, potrzebujemy zaakceptować taką sytuację. Możemy wpłynąć na naszą mamę, ale nie jesteśmy w stanie jej zmienić. To, co możemy zrobić, to poszukać “zastępczej” matki w naszym otoczeniu. Może nią być każda bliska nam osoba. Ważne, aby zastąpiła ją żywa, realna osoba, a nie martwa rzecz, która zaspokoi nas na krótki moment i nie będzie sprzyjać naszemu zdrowiu fizycznemu i psychicznemu w dłuższej perspektywie czasu. To, co jeszcze możemy zrobić to zakomunikować mamie nasze uczucia związane z jej postawą. Jest to ważne ze względu na nasze poczucie własnej wartości. Nie zmieni to sytuacji, ale zmieni to, kim jesteśmy.

Ponadto, warto przemyśleć, czy oczekiwania w stosunku do naszych mam nie są nadmierne w teraźniejszym momencie naszego życia. Być może bardzo często jesteśmy przez nie wysłuchani, ale nie możemy się tym “napełnić”. Jesteśmy skłonni do oczekiwania ciągłej troski i często wydaje nam się ona niewystarczająca. Może to wynikać z braku otrzymanego wsparcia w przeszłości ze strony naszej mamy lub z jej nadopiekuńczej postawy. Teraz, w dorosłym życiu trudno jest nam poradzić sobie z frustracją spowodowaną nawet małą deprywacją naszej potrzeby. A być może twoja mama potrzebuje obecnie twojego wysłuchania? Czasami warto odwrócić przyjęte role!

...

Jesli ktos ma tylko do powiedzenia swoje i koniec to istotnie rozmowy nie ma.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 7:41, 21 Maj 2018    Temat postu:

Najpiękniejsze w macierzyństwie dla mnie jest…
Magda Frączek | 21/05/2018
MACIERZYŃSTWO
Kyle Nieber/Unsplash | CC0
Udostępnij 0 Komentuj
Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam wtedy w co mam włożyć ręce, więc po prostu zaczęłam przytulać Go do siebie. Nie umiałam prawie nic, ale nikt z nas nie poczuł się tym faktem urażony. Panowała między nami godna podziwu sztama – czasami wbrew zewnętrznym obiekcjom – czuliśmy, że możemy pozwolić sobie na kompletny START

Od jakiegoś czasu bardzo chciałam popełnić tego rodzaju tekst. Piszę go z myślą o tych z nas, które zostaną mamami po raz pierwszy lub bardzo tego pragną, o singielkach i kobietach otwartych na macierzyństwo. Dla tych, które chciałyby na chwilę zajrzeć w miejsca, do których tęsknią lub chciałaby zatęsknić. I poczuć, że idą w najpiękniejsze strony.



Pierwsze spotkanie
To był totalny wyż demograficzny, kilkanaście godzin spędzonych w oczekiwaniu na salę porodową, BOOM w samym środku upalnego czerwca. Leżeliśmy upchnięci w kącik wielkiej sali poporodowej, stworzonej na potrzeby zastałej sytuacji. Ja i mój mały synek. Nie czułam jeszcze wyczerpania porodem, bólu i tych wszystkich rzeczy, które niektóre z nas doświadczają po urodzeniu dziecka. Jedyne, co o mnie stanowiło, to poczucie nieopisanej pełni i wystarczalności miejsca, w którym się znalazłam.

Ja, dziewczyna sceniczna, człowiek-samolot, oklaskiwana, przyzwyczajona do komplementów, przeżywam najszczersze życiowe uniesienie w lnianym szlafroku, nieumalowana, z niemytymi od doby włosami. Czuję się największą szczęściarą.

Szczerze powiedziawszy, nigdy wcześniej ani nigdy później nie bałam się tak mało myśleć o sobie, jak wtedy.

Czytaj także: Mamy, nie straszcie pierworódek macierzyństwem! Potrzebujemy Waszego wsparcia


Dom i zaufanie
Pamiętam powrót ze szpitala do domu. Zapach pościeli. Świeże kwiaty w wazonie. Wchodzące przez firanki słońce. Wylądowaliśmy u siebie, ale jak gdyby na totalnie nowej planecie. Te wszystkie rzeczy, które skrzętnie przygotowywaliśmy przez kilka miesięcy, nagle zaczęły należeć do Niego. Poczułam trwogę. Panikę. Przytłoczenie. Jak będzie wyglądać nasze życie? Co z nami będzie? Czy będę umiała się Nim zająć? Czy dam radę?

Nie wiedziałam wtedy, w co mam włożyć ręce, więc po prostu zaczęłam przytulać Go do siebie. Nie umiałam prawie nic, ale nikt z nas nie poczuł się tym faktem urażony. Panowała między nami godna podziwu sztama – czasami wbrew zewnętrznym obiekcjom – czuliśmy, że możemy pozwolić sobie na kompletny START. Że z wolna się do siebie dopasujemy. Że możemy na sobie polegać. Że miłość nie pozwoli nam zatonąć.

Szczerze powiedziawszy, jeszcze nikt wcześniej nie zaufał mi tak bardzo, jak On.

Czytaj także: Oto ja, kobieta: odzyskaj poród


Macierzyństwo: największa transformacja
Te wieczne początki. To wstawanie o każdej porze dnia i nocy. To ciągłe doświadczanie. To przemienione ciało, które nagle staje się centrum i punktem odniesienia dla Nowej Istoty Ludzkiej. Jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało – otworzyłam siebie. Jak puszkę sardynek albo jak właz do tajnej stacji kosmicznej. Otworzyłam i weszłam do środka. I nadziwić się nie mogę.

Wiem, że ta transformacja nigdy by się nie odbyła, gdyby nie macierzyństwo. Jedną z najpiękniejszych rzeczy, które przynosi to… zatrzymanie. Zwolnienie. Czasem do dwóch kilometrów na godzinę. Uważność. Odnalezienie sensu w rzeczach najbardziej podstawowych. W niebieskich chabrach, które dostałam od męża w dniu urodzenia naszego syna. W ściszeniu siebie do tego stopnia, aby usłyszeć cichutki oddech niemowlęcia i przekonać się, że wszystko jest OK.

W przyjęciu pomocy od ukochanego, kiedy nie miałam sił posmarować kromki chleba. W poczuciu harmonii, gdy widziałam, jak On uspokaja się w moich ramionach. W wolno płynących godzinach. W świcie z podkrążonymi oczami. W bawełnianej piżamie, którą nosiłam dla wygody. W spotkaniu oczu ludzi, którzy dopiero co się poznali, ale wiedzą o sobie wszystko. W miłości, która jest karmieniem, usługiwaniem, obmywaniem, przyjmowaniem.

Czytaj także: Gdy macierzyństwo nie sprawia radości…


Macierzyństwo wyzbyło mnie z lęków…
Odkąd na świat przyszedł mój syn, stałam się bardziej otwarta na siebie. Zaczęłam szczerze chcieć siebie przyjmować i kochać. Pokonałam lęk przed nieznanym, w wielomilionowej postaci – nauczyłam się nowych rzeczy, od montowania fotelików samochodowych w każdej marce samochodu po piorunującą wiedzę na temat pielęgnacji dziecka i zaspokajania jego potrzeb.

Zmierzyłam się z załatwianiem przeróżnych quasiurzędowych formalności z małym człowiekiem u boku i odpowiedzialnością, jaką niesie za sobą samotna opieka nad noworodkiem, kiedy mój mąż był w pracy. Pokonałam lęk przed sięganiem po to, czego pragnę – jeśli chodzi o to, jak chciałabym opiekować się dzieckiem czy o moje osobiste pragnienia. Zadbałam o swoje zdrowie. Zaczęłam otaczać się ludźmi, którzy mnie wspierają. Pozwoliłam sobie potrzebować pomocy. Wzięłam się za realizację moich marzeń. W kilku momentach dotknęłam esencji życia, którą poczytuję w szacunku i miłości do człowieka i jego życia, szczególnie tego, które nie może samo się obronić.

Po kilku miesiącach trochę śmielej oswoiłam się z macierzyństwem, jego różnorodnością, w tym z tym, że dało i daje mi najpiękniejsze. Któregoś dnia powstał w mojej głowie krótki wierszyk. Spadł pierwszy śnieg, a ja nie czułam już dawnych urazów. Szłam spokojnym krokiem po lesie, trzymając w nosidle nasze kilkumiesięczne dziecię. Czułam, że jeszcze wiele przede mną i jednocześnie cieszyłam się, że miłość do mojego dziecka już przemieniła mnie, i to w tym dobrym sensie. I że to jeszcze nie koniec.

Miłość przychodzi tak jak chce

wpada w ramiona przez lęk zamknięte

bez huku armat otwiera je

nie boi się, że mało miejsca.

I rośnie, rośnie prosto w głąb,

rozpręża klatkę od wspomnień ciężką

przywraca żyłom pieśń i krew

i spośród trzech jest tą największą.

...

Nie da sie opisac teoretycznie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:06, 28 Maj 2018    Temat postu:

Mamy przepis na idealną mamę!
Iwona Jabłońska | 27/05/2018
MATKA Z CÓRKĄ
Katie Emslie/Unsplash | CC0
Udostępnij 18 Komentuj
Do tego tekstu zainspirowały mnie wielokrotnie prowadzone rozmowy z moimi przyjaciółkami i koleżankami. Często w nich przewijały się stwierdzenia: "Mam wyrzuty sumienia, bo... Za dużo pracuję, za mało jestem z dziećmi... Krzyknęłam ostatnio na córkę... Zabroniłam czegoś, a tylko chciał zobaczyć... Tak naprawdę w miejsce wielokropek sama możesz wstawić, co tylko chcesz, droga mamo.

Złoty środek
Każda z nas odkrywa go we własnym tempie i we własnej rzeczywistości. Chociaż nasze role są takie same, to nasze światy bardzo się różnią – my jesteśmy różne, pochodzimy z różnych domów, mamy też różne dzieci – każde inne!

Jak więc znaleźć złoty środek, żeby być super mamą a jednocześnie „nie zwariować”?
Ja na przykład doszłam do takiego momentu w swoim macierzyństwie, że dopuszczam i pozwalam sobie na błędy, często też uczę się na nich i myślę, że moje dzieci też… Bardzo rzadko zdarza mi się podnieść głos na dzieci… Ostatnio zdarzyło mi się to częściej niż przez dwa lata bycia mamą.

Amelka wchodzi w tzw. bunt dwulatka i choć uważam, że (póki co!) przechodzi go łagodnie, to i tak momentami cierpliwości brak.

Co wtedy robię? Kiedy zdarzy mi się podnieść głos, bo trzeba np. szybciej wyjść, ubrać się, po prostu rozmawiam z nią później o tym. Mówię, że popełniam błędy, że tracę czasem cierpliwość, że kocham ją całym sercem, ale czasem reaguję nieodpowiednio. Popełniam błędy, więc kiedy Amelka na tym ucierpi przepraszam ją.

Jest słodka, słucha wtedy bardzo uważnie – nawet przy Puciu (swojej ukochanej serii książek) nie jest tak uważna. Zatem to dla niej bardzo istotne, żeby wyjaśnić jej moje zachowanie. Nazwać emocje i przeprosić, okazać jej szacunek.

To działa też w drugą stronę. Skoro ja popełniam błędy, to często kiedy nie podoba mi się zachowanie mojej córki w rozmowie z nią, mówię, że ma prawo popełniać błędy i staram się wskazać na konsekwencje.

Może wydawać się, że dwulatek mało kuma. Nic bardziej mylnego. Rozumie więcej niż nam się wydaje i, co istotne, ma potrzebę mówić o tym, co przeżywa i co się aktualnie dzieje.

Czytaj także: Macierzyństwo niczego nie odbiera
Jesteś najlepszą mamą…
…dla swojego dziecka!

Ostatnio moja koleżanka powiedziała mi, że jej trzyletni synek oznajmił, że właśnie ona zostanie jego żoną! Kiedyś czytałam, że to najlepszy komplement dla rodzica.

Nie ma w tym żadnej patologii! Po prostu maluszek nie do końca jeszcze rozumie zależności rodzinne i myśli sobie, że nie ma przeszkód, żeby mama mogła być jednocześnie jego żoną. Wszyscy znamy pewnie chociaż refren piosenki „Nie ma jak u mamy”.

Zdecydowana większość dzieci myśli właśnie w ten sposób. Są takie okresy w życiu każdego dziecka, w których mama wiedzie prym – tzw. mamozy. Pierwsza z nich pojawia się ok. 8 miesiąca życia, kiedy maluszkowi towarzyszy lęk separacyjny (mój Synek ma 8,5 miesiąca, więc akurat jestem z tym ma bieżąco).
Wymagający, ale jakże piękny to czas! On chce być dużo ze mną, ale jest też bardzo wdzięczny za ten wspólny czas, reagowanie na potrzeby, noszenie, tulenie. Jest bardzo radosny, więc oddaje swoimi uśmiechami i przytulasami.

Przy drugim dziecku już wiem, że to naprawdę mija i staram się tym cieszyć. Chociaż czasem zdarzy mi się pomyśleć, że nie jestem wystarczająco dobrą mamą to zaraz później myślę sobie, że przecież wkładam ogrom serca w moje macierzyństwo. Owszem zdarza mi się gorszy moment i dzieci mogą na tym ucierpieć, ale jednocześnie mogą skorzystać… Nauczyć się przyznawać do błędów, przepraszać… Nie mogę jednak pomijać tego tematu i już np. mojej małej dziewczynce tłumaczyć na jej poziomie.

Czytaj także: Mamy, nie straszcie pierworódek macierzyństwem! Potrzebujemy Waszego wsparcia


Więcej dystansu – więcej radości!
Warto mieć zdrowy dystans do wszystkiego, także do macierzyństwa. Tu nie chodzi o lekceważenie ważnych kwestii w wychowaniu dzieci. Sama jestem na etapie wyszukiwania szkoleń i konferencji dla rodziców o tematyce rodzicielstwa, gdyż chcę być na bieżąco w podążaniu za rozwojem moich dzieci. Aczkolwiek są sytuacje i wydarzenia, do których warto nabrać dystansu.

Najbliższe są mi aktualnie sytuacje związane z dwulatką i 8-miesięcznym maluszkiem, więc posłużę się przykładem z własnego podwórka. Często zdarza się, że podczas wychodzenia z domu – kiedy jesteśmy umówieni na konkretną godzinę – córeczka akurat nie chce się ubierać, ucieka, płacze, stawia granice manifestując wszem i wobec swoje „nie!”.

Można przyjąć dwie postawy – złościć się, krzyczeć i siłą zmusić dziecko do swoich planów. Ewentualnie zdystansować się, uszanować jej granice i starać się myśleć, że to normalny etap rozwoju, który jak wszystko inne przemija i ze spokojem, radośnie zaproponować dziecku rozwiązanie np. w formie zabawy.

Każda mama jest bardzo kreatywna w takich sytuacjach – co do tego nie mam żadnych wątpliwości. To tylko jeden z setek przykładów sytuacji w naszej codzienności. Każdego dnia stajemy przed wyborem, jaką przyjąć postawę wobec naszych dzieci. Warto pamiętać, że one nie robią specjalnie pewnych rzeczy, które mogą nas frustrować – zawsze coś za tym stoi.

Jest jedna rzecz, która pomaga mi radośnie i pięknie przeżywać moje macierzyństwo – świadomość, że nie jestem sama. Kiedy rano zawierzę moje dzieci i obowiązki Bogu, który nieustannie przy nas jest – mam więcej dystansu, mam więcej łagodności i cierpliwości i wreszcie mam więcej radości! Wtedy właśnie – w połączeniu z pomocą „z góry” – mogę myśleć o sobie, że jestem idealną mamą dla moich dzieci!

...

Dazenie do idealu jest dobre ale moze takze przyjac postac maniactwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:30, 30 Maj 2018    Temat postu:

Rysopis młodej matki, czyli czego o niej nie wiemy
Magda Frączek | 29/05/2018
MATKA Z DZIECKIEM
Liana Mikah/Unsplash | CC0
Udostępnij 21 Komentuj
Badania donoszą, że jeszcze do kilku lat po porodzie w ciele kobiety żyją komórki jej dziecka. Kilka lat! Nic więc dziwnego, że gdzieś w głębi serca (lub totalnie na wierzchu) Młoda Mama czuje, że nie ma prawa istnieć sama.

To przedziwne, jak wiele zmienia się, kiedy teoria przemienia się w doświadczenie. Tak było w przypadku, gdy zaręczyłam się i wyszłam za mąż – moje wyobrażenia o związku małżeńskim bez ceregieli dziesięciokrotnie mnie przekroczyły. Gdy zostałam mamą, wydarzyło się to samo.

Patrzyłam na nie i nie rozumiałam. Kobiety z małymi dziećmi. Nie porozmawiasz. W kluczowym momencie twojego wywodu raptownie wstaną i wymamroczą, że muszą biec do syna/córki, synów/córek, ratować od urazu/chłodu/śmierci, ewentualnie ratować przed tym dziecko, które właśnie zostało przez nią/niego/nich zaatakowane. Kiedy zamawiają w kawiarni latte, czują się tak, jakby wygrały milion złotych na loterii. Napawają się tą chwilą. Ukrywają łzy wzruszenia.



Rysopis młodej matki
Wszyscy mamy je w znajomych, choć tak naprawdę niewielu z nas naprawdę chce się z nimi przyjaźnić. Mówię o dziewczynach z potarganymi od niewyspania słowami. Z wątkiem zgubionym gdzieś po drodze. Z oczami dookoła głowy. Z problemami natury podstawowej – jak ułożyć sobie dzień z jednym, dwójką, trójką etc. maluchów i sprawić, aby to działało? Jak wyjść do ludzi? Jak, czyli – „Jaki obiad dla dziecka?”, „Kiedy wydrzeć sobie prysznic?”, „Z makijażem czy bez?”. „Czy wyrobię się z tym wszystkim do południa?”.

Mówię o dziewczynach odczuwających moment, w którym siadają i mogą głęboko odetchnąć. Które jedzą tak szybko, jakby nie robiły tego od tygodnia. Których obecność wymusza pytania typu: „Jak dzieci?”, „Co tam u Was?”, jak gdyby one same już nie istniały lub były przezroczyste. Mówię o tych dziewczynach, które jeszcze niedawno z piskiem opon (lub tramwajowych sprężyn) wyjeżdżały w piątek na miasto, aby poszaleć (jakkolwiek, ale poszaleć), a teraz zapisują te wyjścia w terminarzu z niewidocznym dopiskiem: „Może, jak się uda”.



Czego możesz nie wiedzieć o młodych mamach?
Kiedy przychodzisz do nich w odwiedziny, najchętniej chciałyby usiąść i pozwolić Ci zrobić im kawę. I obiad. I kolację. Na tydzień. Albo nie – na cały miesiąc. Chciałyby poczuć się wysłuchane. Chciałyby, abyś nie sprowadzała ich życia do roli matki. Są kobietami. Nawet, jeśli na ich koszulce widnieje plama po wymiocinach dziecka.

Kiedy przychodzą do Ciebie z dzieckiem na ramieniu, oznacza to, że właśnie dokonały niemożliwego. Mniej lub bardziej, w zależności od humoru malucha, zawartości jego nosa, wyspania bądź nie, i setki innych części składowych. Żeby wyobrazić sobie rozmiar ich wyczynu, pomyślmy o przejściu Izreaelitów przez Morze Czerwone bądź spektakularnym zwycięstwie polskiej Husarii pod Łopusznem. Moment zaparkowania przed Twoim domem równa się z chwilą nieprawdopodobnej chwały, z której niełatwo jest się Młodej Mamie otrząsnąć. Być może pierwsze o czym marzy, gdy wejdzie do Twojego M4 to nie uścisk Twojej dłoni, ale możliwość pójścia do toalety bez uczepionej przy nogach kilkumiesięcznej pociechy.

Kiedy Młode Matki wychodzą z domu same, znaczy to, że nastąpił w nich przełom i rozpoczęły trudny, żmudny i skomplikowany proces socjalizacji ze społeczeństwem. Badania donoszą, że jeszcze do kilku lat po porodzie w ciele kobiety żyją komórki jej dziecka. Kilka lat! Nic więc dziwnego, że gdzieś w głębi serca (lub totalnie na wierzchu) Młoda Mama czuje, że nie ma prawa istnieć sama. Że jej latorośl gdzieś w niej krąży i zajmuje większą część jej mózgu i serca.

Pojawienie się jej w przestrzeni publicznej bez wózka/nosidła/chusty jest więc – dosłownie – wydarzeniem miesiąca, odstępstwem od normy, totalną rewolucją. Młoda Mama potrzebuje więc ośmielenia i afirmacji w chwili, gdy decyduje się dać sobie kilka chwil wolnego. Potrzebuje też pełnych entuzjazmu propozycji wspólnego wyjścia i wiary w to, że są gdzieś jeszcze mile widziane. Że świat za nią tęskni. Że choć trochę się bez nich nie obędzie.



Potrzebujemy własnego życia
Młode Mamy potrzebują propozycji z zewnątrz. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Od koleżanek. Od rodziny. Od męża. Ich przestrzeń mentalno-cielesna przez pierwsze miesiące i lata od urodzenia dziecka bardzo się ujednolica. Czasem można odebrać od nas mylny przekaz. Brzmi on: „Świetnie sobie radzimy”, „Rodzina daje nam wszystko”, „Nie potrzebujemy własnego kawałka życia”. To nieprawda. Potrzebujemy ludzi. Boimy się jednak nieprzyjęcia. Zachowujemy się trochę jak piłkarz, który wrócił z długiej rehabilitacji – czujemy się niepewnie i uważamy się za godne odtrącenia.

Boimy się obarczania nas poczuciem winy za to, że – jeśli wydarzy się taka sytuacja – będziemy musiały wrócić do domu lub dla własnego spokoju zadzwonić i sprawdzić stan sytuacji. Kobiety, które mają małe dzieci, funkcjonują inaczej. Żyją na adrenalinie. Rzadko całkowicie odpuszczają. I przede wszystkim – dają sobie na to o wiele mniej wolności niż mężczyźni. Nie potrafią otworzyć się w miejscach, w których czują, że nie są przyjęte.

Czy wierzę w przyjaźń Młodej Mamy i singielki, bądź Młodej Mamy i dziewczyny, która jeszcze nie ma dziecka? Tak. Wierzę.

Szczerze powiedziawszy, właśnie takie relacje wydarzają się w moim życiu. Pewna Ola zawsze rozumie, że muszę zrobić coś przy synku lub przez kilka chwil pojęczeć na to, jak bardzo jestem zmęczona. Pewna Daga wpada do mnie od czasu do czasu i jeśli trzeba, sama zaparzy sobie kawę. Przekonuję się, że jesteśmy w stanie żyć obok siebie i spotykać się we wspólnych miejscach, niezależnie od życiowego punktu, w którym jesteśmy. Dzięki temu stajemy się bardziej twórcze. Rozwijamy się. Odkłamujemy rzeczywistość.

...

Macierzynstwo to oczywiscie ciezka praca. Nie wiadomo czemu ludzie uznaja za prace tylko przemieszczanie sie do zakladu i tam robote pare godzin za wynagrodzeniem. To tylko jedna forma pracy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:46, 06 Cze 2018    Temat postu:

Od złości do wdzięczności – jak zmieniają się relacje młodej mamy ze swoją matką?
Marta Giedyk | 05/06/2018
MAMA, BABCIA, DZIECKO
Shutterstock
Udostępnij 9
Spędzany czas, dzielenie radości i trosk, a także wybrzmiała złość w nieuniknionych „spięciach” między babcią a matką mogą zbliżać i umacniać więź. Towarzyszące tej zmianie różne uczucia, od złości do wdzięczności, są zupełnie naturalne i pomagają budować między kobietami nową jakość bliskości.

Pierwszy rok bycia mamą niesie ze sobą wiele zmian. W życiu kobiety zmienia się jej rola, obowiązki, ciało. Zmieniają się także relacje z rodzicami. Jest to naturalne, trudne i piękne. Wraz z narodzinami dziecka, rodzi się nowa relacja matki-córki ze swoją matką. Obserwacje relacji innych kobiet ze swoimi matkami i własne doświadczenia podsunęły mi na myśl pewną dynamikę zmian tej więzi.



Lęk, czyli „proszę, powiedz, że dam sobie radę!”
Pierwsze tygodnie po narodzeniu dziecka to czas radości, ale również lęku. Przez głowę młodej matki przetacza się fala myśli o sobie samej, wątpliwości, intuicji, oskarżeń. Każda krytyka boli ze zdwojoną siłą. „Ojej, może nie masz mleka?” wypowiedziane przez babcię z troską w głosie, może być odebrane zupełnie inaczej.

Matka młodej mamy również chce sprawdzić się w nowej roli. Czuje, że teraz ona powinna służyć radą i opieką. W działaniu młodej babci również kryje się lęk, czy będzie wystarczająco dobrym wsparciem dla córki i czy stworzy ze swoim wnukiem wyjątkową więź. Justyna Dąbrowska, psychoterapeutka i pisarka, opisuje swoje myśli z pierwszego okresu po narodzeniu wnuka:

„Czuję wyraźnie, że dawanie wsparcia Młodym w tych początkach ich rodzicielskiej drogi jest stąpaniem po linie (lina i więź, jak wiadomo, mają ze sobą wiele wspólnego). I to nie dlatego, że jest miedzy nami jakiś konflikt (nie, nie przeciągamy między sobą „liny” kompetencji). Chodzi o to, że w tym budowaniu zrębów rodzicielstwa jest coś szalenie intymnego i delikatnego”.

Czytaj także: Po co mi właściwie matka? Bez lukru o relacji matka-córka


Rywalizacja i potrzeba uznania w nowej roli
Młoda matka rozwijając się w swojej roli, czuje się coraz pewniej, poszerza swoje kompetencje i wiedzę, tak aby dokonywać jak najlepszych wyborów dla swojego dziecka. Mimo wzrastającej pewności siebie, towarzyszy jej także potrzeba akceptacji i uznania wysiłku i starań. Kobieta tego uznania potrzebuje od swoich bliskich, tych, którzy są świadkami jej wzrostu w nowej roli. Przede wszystkim od własnej matki.

Dla matki młodej mamy jest to równie trudny etap. Każdy wybór córki konfrontuje ją z oceną siebie, jaką ona była matką dla swojego dziecka. Wracają wspomnienia, wątpliwości i poczucie winy. Młoda babcia również wtedy poszukuje potwierdzenia, że była dobrą matką, mimo że inaczej opiekowała się dzieckiem.



Spokój
Z biegiem czasu zarówno matka jak i córka mają w sobie coraz mniej lęku o to, czy się sprawdzają w nowej roli, bo zazwyczaj sprawdzają się bardzo dobrze, a trudne emocje związane z nową sytuacją nie są już aż tak silne.

Poczucie kompetencji rodzi w każdej z nich spokój i pozwala na dystans wobec zachowania drugiej osoby. Matka pozwala babci opiekować się wnukiem na jej sposób, a babcia matce – na swój.

Czytaj także: Bycie mamą to proces. Pozwól sobie na własne tempo


Wdzięczność
Większa pewność siebie w nowej roli i dokonywaniu własnych wyborów pozwala kobiecie w spokoju obserwować, jak jej matka buduje relację z jej dzieckiem. Córka Justyny Dąbrowskiej dzieli się swoimi doświadczeniami: „(…) wzrusza mnie do łez, gdy widzę, jak mój synek biegnie i rzuca się jej [babci] w ramiona, jak uwielbia spędzać z nią czas, jak zatapia się we wspólnym czytaniu książek. Wiem, że to jedna z ważniejszych relacji w jego życiu”.

Pojawia się wdzięczność wobec swojej matki za pomoc, opiekę i odciążenie w codziennych obowiązkach, ale także za przeżyty wspólnie czas. Narodziny dziecka, to sytuacja, która jest kolejnym doświadczeniem dla obu kobiet i służy rozwojowi ich relacji.

Spędzany czas, dzielenie radości i trosk, a także wybrzmiała złość w nieuniknionych „spięciach” między babcią a matką mogą zbliżać i umacniać więź. Towarzyszące tej zmianie różne uczucia, od złości do wdzięczności, są zupełnie naturalne i pomagają budować między kobietami nową jakość bliskości.

...

Trzeba miec swiadomosc roznic osobowosci a takze wieku i roli spolecznej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 7:47, 19 Lip 2018    Temat postu:

Matka i córka odnalazły się po… 82 latach
Anna Gębalska-Berekets | 06/07/2018
SPOTKANIE MATKI Z CÓRKĄ PO LATACH
YouTube
Udostępnij 71
„To najlepsza rzecz, która mi się przydarzyła. Czuję się, jakby dopiero teraz wszystkie kawałki mojego życia pasowały do siebie” - mówiła Betty.

Lena Pierce urodziła Betty w szpitalu w Nowym Jorku, 11 lutego 1933 roku. Miała wówczas niecałe 14 lat. Nazwała swoją córkę Eva May. Dziecko zabrano jednak matce. Decyzję podjął sąd okręgowy stanu Nowy Jork – uznano wówczas, że Lena jest za młoda, by zostać matką. Sama nie miała łatwego dzieciństwa, jej ojciec zmarł, gdy była niemowlęciem. Córka Pierce została adoptowana przez rodzinę z Long Island i dorastała jako Betty Morrell. Otaczali ją krewni i kuzyni, ale ona zawsze chciała mieć brata lub siostrę. To dzieci sąsiadów po raz pierwszy powiedziały jej, że została adoptowana. Ona jednak, jak sama przyznała po latach, nie wiedziała do końca, co to oznacza. Jej przybrana mama potwierdziła adopcję i powiedziała, że jej biologiczna mama zmarła, gdy Betty była dzieckiem.

Gdy dziewczyna miała 21 lat, zmarła jej przybrana mama, a kilka lat potem również i ojciec. Rodzina adopcyjna sprawiała, że Betty czuła się komfortowo, przez jakiś czas nawet nie myślała, by coś radykalnie zmienić, ale wewnątrz czuła trudną do opowiedzenia więź z biologiczną mamą. Po śmierci rodziców adopcyjnych na jaw zaczęły wychodzić różne informacje.



Lena Pierce i Eva May: Fakty wychodzą na jaw
Ciocia Morrell przyznała, że prawdziwe imię i nazwisko Betty brzmi Eva May. Dopiero od 1966 roku kobieta zaczęła aktywnie poszukiwać swojej biologicznej mamy. W głębi serca wciąż czuła, że gdzieś ma wspaniałą rodzinę. Skontaktowała się z personelem szpitala w Utica, gdzie otrzymała informację, że 11 lutego 1933 roku odebrano porody dwójki dzieci – chłopca oraz dziewczynki o imieniu Eva May. Szczegóły trudne były do zdobycia, ponieważ Betty dowiedziała się, że jej adopcja została zamknięta, a akta zapieczętowane.

Kobieta zatrudniła także wielu prywatnych detektywów, dzwoniła do agencji adopcyjnych, pisała listy do kogokolwiek, kto w jej mniemaniu, mógłby cokolwiek wiedzieć o jej biologicznej mamie. Z czasem zaprzestała dalszych poszukiwań, zajęła się rodziną i przeprowadziła na Florydę.



Wnuczka Betty pomaga w poszukiwaniach prababci
Jedna z jej wnuczek – Kimberley Miccio – odwiedziła babcię w wakacje kilka lat temu. Kimberley poprosiła, by Morrell opowiedziała jej swoją historię o tym, jak poszukiwała swojej mamy. Matka Miccio także została adoptowana. Mając 12 lat, zaczęła na nowo pomagać swojej babci w poszukiwaniach Leny Pierce.

We wrześniu 2015 roku Kimberley skontaktowała się z krewnym Morrell przez stronę ancestry.com. Krewna umieściła Miccio w kontaktach, w których była również Millie Hawk, jedna z córek Leny Pierce. Kimberley była zaskoczona, że jej prababcia żyje. To był przełom. Trudno było we wszystko uwierzyć. Okazało się, że Betty ma 4 siostry i 2 braci.

Gdy Lena Pierce miała rozpoczynać grę w bingo niedaleko swojego miejsca zamieszkania w Hallstead w Pensylwanii, dowiedziała się od Millie Hawk, że właśnie odnaleziono Evę May. 96-letnia wówczas Pierce rozpłakała się. Mama i córka odbyły na początku rozmowę telefoniczną. Lena powiedziała Betty, że przez lata próbowała ją odnaleźć ale „upadała w ślepe zaułki”, nie przestawała jednak o niej myśleć, mówiąc: Moja Eva May”.



Upragnione zjednoczenie
Pierwsze spotkanie, po 82 latach, odbyło się na lotnisku Binghamton, w Nowym Jorku. „To było tak długo, to było tak długo” – powtarzała płacząc Lena. Obydwie czuły się tak, jakby znały się przez całe życie.

Kobiety często rozmawiały ze sobą telefonicznie. Wiele informacji niestety uciekało Lenie ze względu na jej wiek. „To doświadczenie, które niewielu osiąga w moim wieku, ale i wieku mojej matki. To najlepsza rzecz, która mi się przydarzyła. Czuję się, jakby dopiero teraz wszystkie kawałki mojego życia pasowały do siebie” – powiedziała w jednym z wywiadów Betty Morrell. W końcu miała szansę poznać kobietę, która ją urodziła. „Minęły długie lata, ale je dogonimy” – zakomunikowała czule Lena Pierce swojej ukochanej córce. Zmarła w 2016 roku, w wieku 97 lat.

...

Takie dramaty tez sa...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:15, 29 Lip 2018    Temat postu:

Duchowe lektury, które ratują moje macierzyństwo
Marlena Bessman-Paliwoda | 12/07/2018
Udostępnij
Idąc do mam takich jak ja – z małymi dziećmi, gwarem, który jeszcze trwa, pieluchami wysypującymi się z kosza i toną prasowania na „krześle, które jest w każdym domu”, widzę, że kryzys to normalna część macierzyństwa. Tylko jak to dobrze przeżywać, tak z wiarą i sercem otwartym, nie zaś z narzekaniem i słowami, że „po co mi to było”? Do pionu ustawiają mnie moje biblioteczne perełki.
macierzyństwie napisano wiele. Czasami mam wrażenie jednak, że większość zdań o byciu mamą to górnolotne stwierdzenia, które ulgę i pocieszenie przynoszą na chwilę, nie dając sercu i duchowi tego, co mogłyby dać – rozwoju, chęci pójścia dalej i głębiej w macierzyństwo. Bez szukania ucieczek od bycia mamą, wymówek od tego, żeby dać sobie i dziecku komfort bycia po prostu szczęśliwymi po Bożemu. Oto moje perełki, które na mamowe życie pomagają mi spojrzeć inaczej, często po prostu jaśniej.
Dużo dajesz z siebie, a nie potrafisz przyjmować?
Zmierzenie się z tą smutną i nieco trudną na początku prawdą – wszak to pewien symptom wszędzie wpełzającej jak karaluch pychy – przyniosło jednak dobre skutki. Kiedy tylko sobie już to uświadomiłam, po tych prawie trzydziestu latach życia, to zaczęłam pytać: No, dobrze. Ale co teraz? Przyjmować nie nauczę się, radośnie rozkładając ręce. Komuś, kto nie ma problemu z przyjmowaniem, może się wydawać, że tak to po prostu ma wyglądać. Tylko że blokada jest głębiej… Jako że świat wiary jest światem „przypadków” (przypadek – świeckie imię Ducha Świętego ), jakieś dwa dni później do mojego domu na Sezamkowej zawitała książka ks. Jacquesa Philippe „Gdybyś znała dar Boży. Nauka przyjmowania”. Kiedy zobaczyłam tytuł, zastygłam i przy pierwszej wolnej chwili zabrałam się do czytania. Traktuję tę książkę jak „terapię”, bo każde kolejne zdanie to materiał do wcielenia w życie. W moim przypadku nie da się tej książki przeczytać i odłożyć. Po prostu do niej wracam. A dlaczego?
Bóg nie zbawi nas bez naszej współpracy. Boża miłość jest nam dana za darmo, ale może być w pełni przyjęta tylko jako odpowiedź udzielona z całej naszej dobrej woli. Jest więc miejsce na ludzki wysiłek, ale trzeba właściwie go umieścić. Nie praktykować pysznego lub niespokojnego perfekcjonizmu, ale przeżywać dzień po dniu to, o co jesteśmy proszeni, w prostocie, łagodności, pokoju, pokorze i ufności, opierając się na Bogu, nie na nas samych. Nie niepokojąc się ani nie zniechęcając, kiedy dotykamy własnych granic, ale akceptując je pokornie i spokojnie. (Jacques Philippe „Gdybyś znała dar Boży. Nauka przyjmowania”, W drodze, Poznań 2017)
Dotykanie własnych granic w macierzyństwie to jeden z trudniejszych odcinków drogi w życiu – dla mnie na pewno. Mam się jednak nie zniechęcać i nie niepokoić. Do takich zdań potrzebuję wracać.
Czytaj także: Franciszek: Gdy chleb spadnie ze stołu, podnieś i ucałuj. Doceńmy to, co proste!
Słowa „proszę brać przykład z Matki Bożej” cię nie przekonują?
Kocham Matkę Bożą. Jednak czasami trudno mi odpowiedzieć na pytanie „co Maryja zrobiłaby na moim miejscu? Jak by się zachowała?”. Tak szczerze, to pytanie padło w mojej głowie tylko raz. Słowa „proszę brać przykład z Matki Bożej” brzmią dla mnie jak poemat po wietnamsku, bo w maryjności stawiam powolne kroki. Inspirują mnie jednak kobiety czerpiące od Maryi garściami.
Pewien kapłan polecił mi książkę Patti Gallangher Mansfield. „Dla mnie to była… po prostu książka o takim prostym życiu i wierze, ale kobiety ze wspólnoty się nią zachwycają” – powiedział. Zachwyciłam się nią i ja. Lubię wracać do historii z domu, które opowiada Patti, jej potyczek, przemyśleń, historii małżeńskiej sprzeczki z wieszakami w tle. Wszystko bowiem przepojone jest (tu nie ma przesady i słodzenia) wiarą. Ta książka to przede wszystkim świadectwo wiary kobiety, żony i matki, przepojone prostotą i mądrością spostrzeżeń. W jednej z historii przywołuje opowieść swojej przyjaciółki, Marilyn, która po urodzeniu piątego dziecka szukała czasu na modlitwę. Kiedy zaczynała się modlić, dziecko się budziło. Ta jednak próbowała przedłużyć czas modlitwy mimo to. Na modlitwie zrozumiała, że bycie mamą to jej służba. Wstała i poszła utulić dziecko. Puenta Patii brzmi:
Być może nie masz małego dziecka, lecz z pewnością w twoim otoczeniu są inne owce [Pana]. Może to być nadąsany nastolatek, zniechęcony małżonek, niedołężny rodzic, samotny sąsiad, ktoś, kto potrzebuje orzeźwienia, pocieszenia i pożywienia twoją miłością. Sam Jezus czeka na ciebie w takich osobach. (Patti Gallagher Mansfield, „Świętość w zasięgu ręki”, Łódź 2011)
Czytaj także: Moje ulubione babskie poradniki (i dlaczego je czytam)
„Mam dość” kontra Jezusowe lilie
Zastanawiam się, czy istnieją mamy bez kryzysów macierzyńskich. Słuchając dojrzałych mam z dziećmi w moim wieku lub starszymi, czasami odnoszę wrażenie, że tylko ja mam problem ze zmęczeniem czy krzyczącą pustką w głowie, która aż wylewa się uszami… Idąc do mam takich jak ja – z małymi dziećmi, gwarem, który jeszcze trwa, pieluchami wysypującymi się z kosza i toną prasowania na „krześle, które jest w każdym domu”, widzę, że to… normalne. Tylko jak to dobrze przeżywać, tak z wiarą i sercem otwartym, nie zaś z narzekaniem i słowami, że „po co mi to było”?
Do pionu ustawiają mnie o. Dolindo Ruotolo i o. Pio.
W twoim domu to ja mam zbierać lilie, a liliami mają być twoje dzieci. Ty je zasadziłaś i ty masz je pielęgnować. Jeśli się zniechęcasz i nudzisz, to nie pielęgnujesz ich, lecz mimowolnie je zasuszasz i łamiesz. (Ks. Dolindo Ruotolo, „Jezus do serca mam”, Warszawa 2018)
Więcej przeczytaj tutaj: „Ojciec Dolindo do mam: zaniedbania nadrabiaj modlitwą”
Bądź dzielna w każdej sytuacji, w jakiej Jezus zechce cię postawić, tak żeby całe twe serce należało do Niego, bo nie ma nic lepszego dla Ciebie. (365 dni z ojcem Pio, Poznań 2015)
Więcej przeczytaj tutaj: „O. Pio odpowiada na 7 problemów mam”
Nie ma pracy małej i niepotrzebnej…
Czasami trzeba się na książkę obrazić i nią rzucić, by po roku zobaczyć, że to balsam na codzienne potyczki… U mnie tak właśnie było z „Dziejami duszy” św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Mała Tereska dużo zdrabnia, pisze o kwiatkach – co mi to da? – myślałam. Aż postanowiłam po roku wrócić do tego dzieła, słuchając go przy gotowaniu obiadu. Codziennie po kawałku. Oczywiście, potem zastanawiałam się, jakim cudem nie pokochałam Teresy z Lisieux w czasie naszego pierwszego spotkania. Uczy bowiem tego, co św. Faustyna w swoim „Dzienniczku” czyli, że w zakonie nie ma żadnej małej pracy. W domu, dobra mamo, także nie ma żadnej małej pracy. Każda jest dobra i potrzebna. Inne myśli Teresy:
Prawdziwa miłość bliźniego polega na tym, że znosi się wszystkie wady bliźniego, nie dziwi się jego słabością i pokazuje się, że jest się zbudowanym jego najmniejszymi cnotami.
Jakże słodka jest droga miłości. To prawda, że można ciężko upaść, można popełniać niewierności, ale miłość, która potrafi wszystko obrócić na swoją korzyść, w mgnieniu oka zniweczy wszystko, co może nie podobać się Jezusowi, pozostawiając na dnie serca jedynie pokorę i głęboki pokój.
Zrobiłam bowiem następujące spostrzeżenie: kiedy spełnia się swój obowiązek nigdy o tym nie mówiąc, wówczas nikt tego nie zauważy, niedoskonałości przeciwnie, natychmiast się ukazują…
Dla kobiet chętnych pójściem podobnym tropem ponawiam tytuły. Owocnego odkrywania!
1. Jacques Philippe, „Gdybyś znała dar Boży. Nauka przyjmowania”, wyd. W drodze, Poznań 2017
2. Patti Gallagher Mansfield, „Świętość w zasięgu ręki”, Łódź 2011
3. Dolindo Ruotolo, „Jezus do serca mam”, Warszawa 2018
4. „365 dni z ojcem Pio”, wyd. W drodze, Poznań 2015
5. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, „Dzieje duszy”, wyd. Karmelitów Bosych, 2013

..

Lektura tez pomaga oczywiscie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:56, 29 Paź 2018    Temat postu:

Czy młoda mama na pewno potrzebuje rekolekcji?
Marlena Bessman-Paliwoda | 30/08/2018
MODLĄCA SIĘ KOBIETA
Shutterstock
Udostępnij 50
Można kolekcjonować rekolekcje, ale treści w nich zawartych nie smakować, nie trawić i nie wcielać w życie. Ty i ja, jako mamy, zyskujemy od Pana konkretną drogę rozwoju duchowego, która wypełniona jest gwarem, czasami płaczem, niedospaniem, zmęczeniem, ale też miłością.

Bardzo dawno nie byłam na rekolekcjach, takich gdzieś daleko od domu, takich, na których sama nie posługiwałam, takich w spokoju. Kiedy już na nie pojechałam, zrozumiałam, że nie musiałam na nich być. Paradoks? Brak pokory? A może prawda o macierzyństwie?

Wszystko zaczęło się wiosną tego roku. Moje maluchy były już na tyle duże, by na spokojnie zostać bez mamy, mama na tyle gotowa, by je zostawić, tata chętny do męskiego czasu tylko we trójkę. Zapisałam się na rekolekcje. W opisie brzmiały cudownie: o stawaniu się aniołem w ludzkiej skórze. Zaprosiłam sporą grupę ludzi ze wspólnoty na te rekolekcje i wszyscy pojechali… beze mnie.


Czytaj także:
Jak zmienia się duchowość kobiety po urodzeniu dziecka?


Co chcesz mi pokazać, Panie?
To było dla mnie bardzo trudne. Bo niby dlaczego, Panie, akurat teraz? Moi panowie nie chorują, a tu nie jakiś tam katar, nie kaszel, tylko trzy diagnozy: szkarlatyna, zapalenie ucha i zapalenie płuc. Każdy zebrał po jednej chorobie, a ja miałam okazję stawać się aniołem w ludzkiej skórze w domu, opiekując się nimi. Żal jednak w sercu był… Co chcesz mi pokazać, Panie? Tak bardzo chciałam zawalczyć o czas tylko dla Ciebie. Starałam się karmić wtedy słowami i historiami jak to trzeba „zostawić” Jezusa, by zająć się Nim w drugim człowieku. I, no przepraszam bardzo, nic to nie pomagało.

To był czas buntu i goryczy. Przecież chciałam dobrze, prawda? Przyszły wakacje i spontaniczna myśl, że pojadę na rekolekcje. „Tak, tak, jedź koniecznie” – dopingował mnie mój mąż, dopowiadając, że odpocznę, zdystansuję się, naładuję baterie. Pakowałam się na te rekolekcje w ostatniej chwili, sprawdzając, czy nikt nie ma gorączki. Byłam nawet gotowa na to, że w trakcie podróży, w inne miejsce zostanę powołana, serio. Nic takiego się nie stało. Dotarłam.



Mama jednak na rekolekcjach
Pierwsza homilia księdza była jakby opisem moich myśli (to zawsze moment, kiedy śmieję się, mówiąc, że jeśli nie wierzyłabym w Ducha Świętego, to właśnie wtedy bym w Niego uwierzyła). Wow, miałam tu być – myślałam. Treści wprowadzające to utrzymywały, a potem… siedziałam ze zdumieniem i myślą, że oto mogę spakować walizkę i wrócić do domu, bo… ja te treści dobrze znam.

Zrozumiałam jedno. Nie musiałam być na tych rekolekcjach. Długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego ostatecznie na nie trafiłam, dlaczego ta kulminacja, najważniejsze treści, jak nam zapowiedziano, były mi dokładnie znane. Miałam poczucie, że na spokojnie mogłabym punkt po punkcie sama opowiedzieć treść tych rekolekcji. Dlaczego po tak dobrym, według mnie początku i zapowiedzi kolejnych dni, rekolekcje okazały się po prostu… treścią mojego życia? W dodatku: w jaki sposób jest to możliwe?


Czytaj także:
Mamy małych dzieci są skazane na duchową banicję?


Najlepsze rekolekcje… te nasze codzienne
Oczywiście można powiedzieć, że to ewidentny brak pokory. Nie chodzi mi jednak o wypełnianie tych treści czy prezentowaną przeze mnie jakość, ale o to, że najlepsze rekolekcje to po prostu nasze życie. Nauczyciel jest jeden – Jezus.

Można kolekcjonować rekolekcje, ale treści w nich zawartych nie smakować, nie trawić i nie wcielać w życie. Można pójść drogą, którą proponuje Jezus – żyć Ewangelią w codzienności. Brać jedno zdanie z Ewangelii i uczyć się je wypełniać. Nie jest to łatwe, bo to droga usłana naszymi upadkami, jednak to droga pewna.

Czyli mogłam nie jechać na te rekolekcje? Nie, musiałam tam być, by to zobaczyć i zrozumieć. Duży spokój dały mi te rekolekcje. Nie potrzebuję jako mama godzin w samotności, listy rekolekcji, którą muszę odhaczyć. Jako mama nie tracę możliwości na duchowy rozwój. Ty i ja, jako mamy, zyskujemy od Pana konkretną drogę rozwoju duchowego, która wypełniona jest gwarem, czasami płaczem, niedospaniem, zmęczeniem, ale też miłością.

Czy zatem rekolekcje są nam potrzebne? Potrzebne są – jeśli masz możliwość, korzystaj. Widzę dziś jednak wyraźnie, że nie są konieczne. Za długo mój spokój mąciło myślenie, że „tracę”. Nic nie tracę. Jako mama po prostu zyskuję na inny sposób. Pan Bóg ma swoje drogi, by każdego z nas ćwiczyć i uczyć inaczej. Zawsze dotrze do serca słuchającego. Proś o serce słuchające i słuchaj, a On będzie mówił ci najlepsze rekolekcje. Warto się na to zgodzić, dla pokoju serca.

....

Zebranie sie w podobnym do siebie gronie jakos umacnia bo widzimy ze nie jestesmy sami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:54, 27 Lis 2018    Temat postu:

Kiedy dziecko przychodzi za wcześnie. Rodzice wcześniaków mówią, jak jest
Marta Januszewska | 29/08/2018
MALUTKA RĘKA DZIECKA
Shutterstock
Udostępnij 90
Dla każdej przyszłej mamy czas oczekiwania na dziecko jest jedyny w swoim rodzaju, niezwykły. Chyba każda się niecierpliwi: żeby to już, żeby zobaczyć i przytulić swoje maleństwo. To maleństwo czasem rzeczywiście przychodzi do swojej mamy wcześniej. Co dzieje się, kiedy radość z narodzin przeplata się z trwogą o życie? Rodzice wcześniaków opowiedzieli o tym Marcie Spyrczak w książce zatytułowanej „Za wcześnieˮ.

Marta Spyrczak, znana w sieci jako Matka Kazika, sama jest mamą wcześniaków. Nic dziwnego, że doskonale rozumie swoich rozmówców. Widać, że rodzice czują się w jej towarzystwie bezpiecznie, bez ogródek mówią o swoich lękach, przerażeniu, bezradności, trudnych momentach w walce o życie swoich dzieci. „Nie chciałam w książce opowiadać swojej historii, wolałam «schować się» za tymi mamami”, mówi Marta i trzeba przyznać, że wybrała bardzo poruszający sposób opowiadania o wcześniakach.

Z rodzicami wcześniaków jesteśmy na OIOM-ach, salach pooperacyjnych, w karetkach, pośród inkubatorów, respiratorów, rurek, na rehabilitacji, u logopedów, okulistów, ortopedów, kardiologów, neurologów… Czytelnik niemający doświadczenia ze wcześniactwem może na początku nieco gubić się wśród ogromu dość specjalistycznych pojęć. „To dlatego, że ta książka zasadniczo skierowana jest do rodziców wcześniaków – wyjaśnia autorka. – Oni będą wiedzieć, o czym mowa. A ta książka ma być dla nich wsparciem”. Po kilku rozmowach jednak nawet postronny odbiorca oswoi się z obcymi nazwami.


Czytaj także:
Szymcio Paluszek. W dniu narodzin ważył 400 gramów, teraz jest w domu


380 g szczęścia w inkubatorze
W pierwszym tomie (będą dwa) znajdziemy rozmowy i opowieści rodziców dzieci urodzonych między 23. a 29. tygodniem ciąży. To maleństwa, które ważyły np. 460 g (Kalinka, 24 tc) czy 380 g (Zuzia, 24 tc). Spędziły długie tygodnie w szpitalach, czekając na rozwój narządów, na to, by samodzielnie oddychać, jeść… Niektóre są niepełnosprawne (Patryk, 26 tc, czterokończynowe porażenie dziecięce), inne „dogoniły” rozwojowo swoich rówieśników urodzonych o czasie.

Wyznania rodziców są proste, często wyrażone w krótkich zdaniach. Przez to bardziej dojmujące. Co łączy mamy wcześniaków? – pytam Martę Spyrczak. „Na pewno większa cierpliwość. Chyba też większy, inny sposób cieszenia się z osiągnięć dziecka, które dla rodzica dziecka urodzonego o czasie są po prostu normalne. Jest też swoisty brak empatii. Choć to nie najlepsze słowo. Chodzi o to, że inaczej postrzega się sytuację mamy, która mówi, że ma za sobą straszne trzy dni, bo musiała spędzić je z dzieckiem w szpitalu. Rodzice wcześniaków pobyty w szpitalach liczą w miesiącach. Oczywiście, nie chodzi tu o licytację, ale trzeba zrozumieć, że inaczej postrzega się takie «zwykłe» problemy innych”.


Czytaj także:
Jedno z bliźniąt przeżyło aborcję. I ma coś ważnego do powiedzenia


Irracjonalne poczucie winy
Dwie rzeczy niezwykle poruszyły mnie podczas lektury. Po pierwsze, to wątek poczucia winy. „Tak… To jest poważna sprawa. Każda z nas to przerobiła, bądź przerabia. To poczucie, że twoje ciało nie dało rady. Irracjonalne, ale jednak jest” – mówi Marta Spyrczak. „Różnie sobie z nim radzimy. Jedne mamy przechodzą przez to same, inne korzystają z pomocy psychologa. Ale każda, z którą rozmawiałam, w różnym natężeniu i czasie tego doświadcza”. To dobrze, że mamy mówią o tym głośno – dzięki nim inne mogą przejrzeć się i odnaleźć w tym doświadczeniu.

Druga rzecz to podkreślenie mocy wiary. Prawie każda z osób pytanych przez Martę o źródło wsparcia oraz o to, co chciałaby przekazać rodzicom na początku drogi, mówi wprost: modlitwa, Bóg, wiara. Te świadectwa są bardzo szczere i prostolinijne, tym bardziej wyraziste i cenne. Jak to, gdy lekarka mówi ojcu chłopca urodzonego w 25. tygodniu, że stan dziecka jest krytyczny i myśli o zaprzestaniu procedur, bo będą one już uporczywą terapią. „Ale proszę jeszcze porozmawiać z synem, może taty posłucha” – radzi przyjacielsko. I tata złapał maleńką rękę Jaśka i zaczął opowiadać, co będą razem w życiu robić. Po tej rozmowie parametry życiowe zaczęły się stabilizować, pani doktor stwierdziła, że „męska rozmowa” pomogła, a tato Jaśka, że wcześniakom, prócz całej masy medykamentów, potrzeba zwłaszcza dosercowej aplikacji maksymalnej dawki zwykłej miłości od obojga rodziców. Właśnie to stwierdzenie przekonuje mnie, że prócz dużego wsparcia dla rodziców wcześniaków, ta książka to ważna lektura dla wszystkich. „Gdy z duszą jest wszystko okej, ciało również da radę” – lapidarnie podsumowuje tato Jaśka.

...

Rytmy zycia. Naturalne a wiec dobre nawet gdy sa problemy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy