Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Macierzyństwo.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:22, 10 Gru 2017    Temat postu:

Tych 5 rzeczy pod żadnym pozorem nie mów kobiecie w ciąży!
Jacek Kalinowski | 10/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Życie przez 9 miesięcy z ciężarną kobietą bywa jak odpalanie zapałki w składzie saletry – nigdy nie wiesz, czy tym razem ci się uda, czy może zaraz wszystko wyleci w powietrze, łącznie z tobą.


P
rzeżyłem dwie ciąże, choć łatwo nie było. Wiem, wiem, zaraz zostanę przygnieciony lawiną krytyki. A że to kobieta nosi dziecko, to jej jest ciężko, to ona ma zgagę i w pewnym momencie nie może samodzielnie zawiązać sobie butów. I na koniec ten ból. Jasne, to wszystko prawda.

Kocham swoją żonę i pewnie niedługo opiszę, jak zmienia się podejście do kobiety, która urodziła dwójkę dzieci. Ale dzisiaj nie o tym. Dzisiaj o tym, że życie przez 9 miesięcy z ciężarną kobietą bywa jak odpalanie zapałki w składzie saletry – nigdy nie wiesz, czy tym razem ci się uda, czy może zaraz wszystko wyleci w powietrze, łącznie z tobą.

Bo wiadomo, że są rzeczy, które ciężarnym kobietom należy mówić. Ale co z tekstami, które mężczyzna uważa za niewinne, nieszkodliwe zdania, podczas gdy świat kobiety ogarnia właśnie pożoga? Oto teksty, których lepiej się wystrzegać:
Czytaj także: Przygotujcie się do porodu… psychicznie!
Pijesz kawę w ciąży?

Przede wszystkim – ugryź się w język, w przeciwnym razie zanim żona wyląduje na porodówce, ty trafisz do szpitala szybciej – z poparzeniami trzeciego stopnia. Kawa to jedna z niewielu przyjemności, na jaką mogą sobie pozwolić kobiety w ciąży.

Oczywiście, nie mówimy tu o pitej pięć razy dziennie siekierze, po której żona z rozszerzonymi źrenicami popędzi na porodówkę rowerem. Proponujesz zamienniki? Również igrasz z ogniem. Kawa to kawa. Wszystko w granicach rozsądku jest dla ludzi, a kobieta w ciąży też człowiek.


A te rozstępy znikną?

Jedna z bardziej okrutnych rzeczy, jakie możesz powiedzieć swojej ciężarnej żonie. Pamiętaj – kobiety dziewięć miesięcy noszą w swoich brzuchach naszych potomków, a my? Śmierdzimy, na własne życzenie tyjemy i flaczeją nam cycki. Podobno rozstępy to naturalne tatuaże piorunów i dla własnego dobra trzymaj się tej wersji. W przeciwnym razie umrzesz. Powoli. W cierpieniach.

Dodatkowo, po porodzie również trzymaj język za zębami. Nie wiem, czy słyszeliście, ale ostatnie badania wykazały, że kobiety, którym po ciąży nie udało się zrzucić do końca swojej „ciążowej” wagi, żyją dłużej niż ludzie, którzy ośmielili się im to wypomnieć.
Czytaj także: „Ciąża to nie choroba”. Dlaczego właściwie ustępować miejsca ciężarnym?


Słyszałaś, że kot sąsiadów wpadł pod samochód?

Przyszły młody ojciec może tego nie wiedzieć, ale dość szybko się o tym dowie – w ciąży należy unikać drażliwych, zbyt śmiesznych, zbyt smutnych i mocno emocjonalnych tematów.

Reakcja na jakikolwiek odchył w którąś stronę może Cię mocno zaskoczyć. Trzeba również obserwować rzeczywistość wokół ciężarnej żony. Jeśli oglądacie wiadomości i widzisz, że żona zaczyna pociągać nosem, szybko zmień kanał. Jeśli słyszysz ciche łkanie, wchodzisz do kuchni, a na podłodze leży rozbite jajko, otul żonę kocem, odprowadź na kanapę i sam zrób tę jajecznicę. Jeśli zaczyna padać deszcz, a Twojej żonie zaczyna drgać broda, pozasłaniaj wszystkie okna.


Kup cztery bułki, orzechy brazylijskie, mąkę pszenną typ 750 i dwa jogurty – jeden wiśniowy, drugi ananasowy

Bądźmy szczerzy – takiej listy nie zapamięta większość mężczyzn. Czy możemy wymagać tego od kobiety w ciąży? Baby brain w jej mózgu sieje takie spustoszenie, że powinieneś płakać ze szczęścia codziennie rano, gdy wstajecie, a żona pamięta jeszcze Twoje imię. Im bliżej końca porodu, tym lista powinna być krótsza. Jest już 9. miesiąc i chcesz, żeby żona zrobiła małe zakupy? W porządku, ale niech to będą tylko te cztery bułki. I dodatkowo zapisz to na kartce.
Czytaj także: Poród okiem mężczyzny – emocje, które zapamiętam na zawsze


Pośpiesz się, jesteśmy już spóźnieni!

Kobieta w ciąży (tej zaawansowanej), ma motorykę pingwina, który przy wigilijnym stole objadł się za dużo ryb. Jeśli będziesz ją popędzał, to istnieje ryzyko, że nastąpi kumulacja większości wymienionych tu punktów.

Czyli kobieta może Cię oblać kawą, jeśli akurat ją pije, później się rozpłacze, następnie Cię zabije, a pod koniec zapomni, o co w ogóle poszło. Prosta zasada: nie poganiaj ciężarnej kobiety!

Macie jeszcze jakieś teksty, których lepiej nie wymawiać przy kobiecie w ciąży? Przytoczcie sytuacje z własnego doświadczenia ߙ€

...

Ciaza to wielostronne cierpienie, takze psychiki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:12, 20 Gru 2017    Temat postu:

Połóg zwala z nóg! O tym wciąż mówi się za mało
Katarzyna Wyszyńska | 20/12/2017

Shutterstock
Udostępnij





Komentuj

Drukuj

To, co podczas ciąży zmieniało się dzień po dniu przez 9 miesięcy, próbuje teraz w ekspresowym tempie sześciu tygodni powrócić do normy.

O ciąży mówi się sporo (i dobrze!). Strony parentingowe pełne są porad, jak ją przeżyć (i nie przytyć za dużoWink). Karmienie piersią też jest coraz chętniej promowane (i dobrze!). Mamy karmiące wiedzą już, że mogą jeść truskawki, a nawet w specjalnym kalkulatorze oszacować, ile litrów mleka do tej pory wyprodukowały.

Poród i noworodek to z kolei główne tematy zajęć w szkole rodzenia. Może się więc wydawać, że jadąc do szpitala mamy kompletną wiedzę o tym, co nas czeka. A jednak i ciąża, i poród mogą być zaskoczeniem. A na pewno jest nim połóg, o którym mówi się niewiele lub w ogóle nic. A połóg, proszę Państwa, zwala z nóg.
Czytaj także: Magda Frączek: Moje wyprawkowe podpowiedzi. Część 1


Połóg – jazda bez trzymanki

Magda wybuchła. Roztrzęsionym głosem opowiadała o kłótni z teściową, kolejny raz analizując jej słowa i swoje ostre odpowiedzi. Odgrywa tę scenę w swojej głowie kilka razy dziennie, a wieczorem wyrzuca sobie, że zamiast cieszyć się czasem spędzonym ze swoim słodkim noworodkiem, trawi ją złość i wyrzuty sumienia. Zadręcza się pytaniami: czemu tak się zachowałam? Co ze mną nie tak?

Sama też to przerabiałam. Na czas trzeciego porodu nasze starsze dzieci wyjechały do dziadków. Nie sposób opisać emocji, jakie towarzyszyły ich powrotowi i pierwszemu spotkaniu z malutką siostrzyczką. W kolejnych dniach starałam się dać im maksymalnie dużo uwagi i miłości. Tymczasem huśtając jedną z nich na placu zabaw, usłyszałam: „Ty już mnie, mamusiu, nie kochasz. Ja to wiem”. Serce waliło mi jak młot, myślałam, że zaraz pęknie. Wieczorem przepłakałam ból w ramionach męża, pytając wciąż: gdzie popełniłam błąd? Co ze mną nie tak?

Odpowiedź jest prosta – wszystko jest z nami w porządku. To tylko połóg.
Czytaj także: Czego lepiej nie mówić kobiecie w ciąży!


Połóg, czyli co?

Najprościej mówiąc, pierwsze tygodnie po porodzie. Łącznik między światem przed narodzinami dziecka, a względnym „ogarnięciem się” rodzica. To, co podczas ciąży zmieniało się dzień po dniu przez 9 miesięcy, próbuje teraz w ekspresowym tempie sześciu tygodni powrócić do normy.

Wyobraź sobie, że dokonując pomiaru rozwijasz metalowy metr, a on powoli i spokojnie odmierza kolejne odległości. Gdy jednak wykona swe zadanie, puszczasz go wolno, a on zwija się błyskawicznie z powrotem. Z głośnym protestem i robiąc maksymalnie dużo hałasu o nic.

To właśnie połóg. Rollercoaster sprzecznych ze sobą emocji, rozterek, stanu podwyższonej wrażliwości. Kobieta w tym czasie, jakby nie jest sobą. Jej ogląd sytuacji jest pełen wyrazistych, przejaskrawionych kolorów, z których i tak ostatecznie wybierze tylko dwa – raz biały, raz czarny. Funkcjonuje dobrze lub gorzej, ale towarzyszy jej, przynajmniej przez pewien czas, silne, chwilami obezwładniające, wewnętrzne napięcie.
Czytaj także: Pierwsze dziecko? To (nie) koniec małżeństwa!


Hormony, czyli w tyglu się pieni

Wszystkiemu winne hormony. Na ławie oskarżonych zasiada w pierwszej kolejności progesteron, zaraz za nim laktogen łożyskowy i gonadotropina kosmówkowa.

Łożysko, ich główny ciążowy dostawca, nagle zniknęło, więc pikują wszystkie naraz spod sufitu w dół, jak krzywo złożony papierowy samolocik. Jak w bulgoczącym kociołku, mieszają się zmiany: anatomiczne, hormonalne, morfologiczne, życiowe, a nawet duchowe i tożsamości. Zresztą, sami posłuchajcie. To nie opis tortur, a właśnie tej „fizjologii”, którą przechodzimy w pierwszych tygodniach po porodzie.


This is Sparta

Towarzyszy Ci ciągły ból. Bolą nieprzyzwyczajone do karmienia brodawki sutkowe, bolą całe piersi, gdy wkraczają w nawał lub, co gorsza, zastój. Boli zrastający się po operacji cięcia cesarskiego brzuch lub nacięte/pęknięte krocze, za każdym razem, gdy siadasz.

A jeśli nawet poród nie skończył się szyciem żadnej części ciała, boli obkurczający się mięsień macicy. Do tego dodaj dyskomfort, jaki daje poczucie, że Twoje ciało „przecieka”. Wtedy, gdy słysząc kwilenie noworodka, budzisz się z mokrą od mleka koszulą nocną (w trakcie snu wkładki laktacyjne wyemigrowały pod pachę), gdy bierzesz trzeci prysznic w trakcie dnia, bo pocisz się od uderzeń gorąca lub dlatego, że masz silniejsze krwawienie, które przypomina wprawdzie okres, ale trwa od trzech, do sześciu razy dłużej.

Narasta zmęczenie. Pomimo wyczerpania, jakie przyniósł tytaniczny wysiłek wydania na świat człowieka, Twój sen zostaje z regularną brutalnością przerywany co 2 godziny. Nic dziwnego, że ten stan może skończyć się depresją poporodową, baby bluesem, a w najlepszym wypadku labilnością emocjonalną.


Tylko spokój może nas uratować

Nie jest moim celem wzbudzanie lęku. Chcę tylko uświadomić, że emocje, trudności i napięcia tego wyjątkowego okresu w życiu, to w dużej mierze biologia. Czystą logiką przekonać przygnębionych, że jest nadzieja, bo to minie*!

Mamy prawo mieć wtedy „humory”, a rodzina powinna nad nami roztoczyć parasol ochronny zbudowany ze spokoju, cierpliwości, ogromnej wyrozumiałości i kilku łatwo dostępnych paczek chusteczek.

Są pewnie szczęściary, które bezproblemowo i bez jednej łzy znoszą ten czas, ale większość z nas będzie raczej w stanie rozpłakać się na widok kanapki zrobionej przez kochanego męża. Bo na przykład jest z szynką, a nie z serem lub po prostu jest za duża (autentyk!).

Mi ogromną ulgę przyniosła rozmowa z opanowaną koleżanką, która powiedziała wprost: „Kasia, spokojnie. Patrzysz na to jak na koniec świata, ale daj sobie i dzieciom czas. Przecież od porodu minęły niecałe 2 tygodnie. Zobaczysz, to minie. Spokojnie”. I rzeczywiście, napięcie odeszło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, od samej tej rozmowy. Od uświadomienia sobie, że wszystko jest ze mną w porządku. Z Tobą też.

*Jeśli nie mija, jest to powód, by skonsultować się z lekarzem pod kątem poszerzenia diagnostyki, np. w kierunku depresji poporodowej.

...

To jest walka a zatem cierpienie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:37, 28 Gru 2017    Temat postu:

Mamo, pomyśl o sobie!
Iwona Jabłońska | 28/12/2017
Shutterstock
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Trudno kochać bliźniego swego jak siebie samego (męża, dzieci) i trudno mieć dla nich łagodność, cierpliwość czy siły, kiedy zapominamy o sobie!


D
roga Mamusiu!

Wychodzisz z domu na 2 godziny i z wypiekami na twarzy wracasz czym prędzej, pchana wyrzutami sumienia, że zostawiłaś swoje dzieci „same”. Zaraz, zaraz Kochana (małe sprostowanie) – nie same, tylko z ich Tatusiem albo z Babcią. Znacie to?


On się nie angażuje

Przyjrzyjmy się czasem naszym mechanizmom. Czy nie jest przypadkiem tak, że uważamy, że my lepiej… zmienimy pieluszkę, nakarmimy, ubierzemy, zabawimy, ponosimy…, spychając tym samym naszego męża na dalszy plan obowiązków, związanych z opieką nad naszymi maluchami?

Kropla drąży skałę, ileś takich sytuacji, w których wyręczamy (czasem na własne życzenie) mężów w opiece nad dziećmi, sprawia, że naturalne staje się dla otoczenia, że to mama jest od… wszystkiego!
Czytaj także: Jak pokochać samego siebie? Św. Augustyn to wiedział!


W dobrych rękach

Wyjdź czasem z domu sama i nabierz dystansu! Tatuś kocha swoje dzieci tak bardzo, że zrobi wszystko, żeby pod Twoją nieobecność niczego im nie zabrakło. Co najwyżej zastaniesz mieszkanie w takim nieładzie, że trzeba będzie zrobić szlaki komunikacyjne, żeby się gdziekolwiek dostać, ale to tylko będzie świadczyło o tym, że świetnie się bawili! Nie musisz biec do domu, jak tylko wyjdziesz. Wykorzystaj ten czas jak najlepiej i jak najowocniej, bo…


Szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci

Na pewno słyszałaś to nie raz. Ja też i widzę odbicie mojego zachowania w zachowaniu dzieci. Ja mniej zestresowana, bardziej zadowolona = moje dzieci bardziej spokojne i radośniejsze. Przypadek? Nie sądzę.

Kochana Mamusiu, jeśli lubisz przeczytać dobrą książkę, a w domu nie masz (naturalnie) warunków do skupienia się na niej, to wyjdź do kawiarni, zabierz ją ze sobą i czytaj! Jeśli lubisz kino, wybierz się z koleżanką. Jeśli lubisz coś, co sprawia Ci radość, po prostu zrób to!
Czytaj także: Co daje wewnętrzną siłę? 10 odpowiedzi, które pomogą Ci zrozumieć siebie

Ja na przykład lubię między innymi takie domowe (lub pozadomowe) SPA. Zamykam się czasem w łazience, oznajmiam mężowi, że mnie nie ma. Włączam sobie ulubioną muzykę i staram się odpoczywać. Czasem córeczka zapuka do łazienki, ale tata zazwyczaj potrafi zorganizować wtedy jej czas.

Z łazienki wychodzi już zupełnie „inna” mama (paznokieć zrobiony, maseczka, włosy). Te wszystkie wykonane czynności pozwalają skupić się na chwilę na sobie, bo tak na dobrą sprawę przez większość dnia jestem skupiona na dzieciach.

Oprócz SPA dla ciała, lubię też duchowe SPA. Staram się, kiedy załatwiam coś sama na mieście tak zorganizować czas, żeby choć na chwilę zatrzymać się na Adoracji. Na szczęście niedaleko mam kościół, w którym jest całodzienna Adoracja. Zazwyczaj jestem tam „sama”. Lubię tę ciszę. Oddaję wtedy wszystkie swoje troski Temu, który jest balsamem na moją duszę.


Kochaj jak siebie samego

No właśnie! Trudno kochać bliźniego swego jak siebie samego (męża, dzieci) i trudno mieć dla nich łagodność, cierpliwość czy siły, kiedy zapominamy o sobie!

Ostatnio pod wpływem natchnienia zaproponowałam moim koleżankom cykl spotkań dla mamusiek. Już miałyśmy umówione spotkanie i z 9 dziewczyn zostało 2, bo pozostałe (w tym ja) musiały jednak zrezygnować. Infekcje dzieci, „katarki” czy inne obowiązki sprawiły, że w końcu do spotkania nie doszło.

Trochę się śmiałam, że to pokazało całą rzeczywistość mamusiek, ale to jeszcze bardziej zmobilizowało mnie do tego, żeby powrócić do tematu po świętach i czym prędzej wprowadzić w życie.

Nie wiem jak Ty, ale ja pomimo tego, że uważam mój czas z dziećmi w domu za ogromny dar i błogosławieństwo, którego nie zamieniłabym na nic w świecie, to czasem mam po prostu dość.
Czytaj także: Wymień siebie na lepszy model – czyli o rozwoju osobistym po chrześcijańsku

Wtedy wiem, że przesadziłam, tzn. nie zatroszczyłam się o siebie, przegapiłam ten moment, gdzie powinnam zwolnić. Kochana, zbliża się Nowy Rok. Niech obok wszystkich wylistowanych punktów związanych z dziećmi nie zabraknie w Twoim kalendarzu regularnej rubryki „czas dla siebie”.

Apel do Tatusiów! Pilnujcie tego, bo szczęśliwa mama i żona, to też szczęśliwe dzieci i mąż.

Powodzenia!

...

Zniszczenie siebie dzieciom nie pomoze. Siebie trzeba milowac tez. Co oznacza rozumne planowanie czynnosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:17, 01 Sty 2018    Temat postu:

Miłość po urodzeniu dziecka
Magda Frączek | 01/01/2018
Pexels | CC0
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Irytują mnie badania i dobre rady, na temat tego, jak należy dbać o małżeństwo po urodzeniu dziecka.


T
e wszystkie przelewane do kobiecych mózgów niepokoje, aby nie odsuwać swojego męża od siebie po porodzie. Te zalecenia, aby pójść wtedy i wtedy na randkę, do kina, do lasu, do ludzi! Gadanie o relacjach często jest drętwe, jeśli nie powiedzieć – drewniane.


Narodziny dziecka. Nowe spojrzenie na świat

Jeśli tak jak ja masz silne ciągoty do wypełniania zadań, i to wzorowego, możesz (lub już to zrobiłaś) rozbić się o skały. Nikt nie napisze przecież, że po każdym przełomowym doświadczeniu w życiu potrzeba czujności i otwartości. I że – mimo mnóstwa towarzyszących lęków – nie jest to dobra pora na to, aby się wycofywać. Czasem nowe znaczy po prostu nowe. Nie takie, jak w podręczniku, w tabelce czy w małżeństwie koleżanki.

Czasem ciężko jest nam się w tej nieznanej historii odnaleźć, więc ogarnia nas chaos, a my, nieumiejętni w zachowywaniu spokoju, wyszarpujemy poszczególne chwile, jak kartki z zeszytu, próbując sklecić z nich jakąś historię. Czasem początki bywają spektakularnie-bez-sensu. I nie umiemy ich zszyć.

Dla kobiety urodzenie dziecka oznacza nową psychikę, nową biologię i nowe ciało. Na wieki wieków. Trafnie pisze o tym Justyna Bargielska w pięknie wydanej, wespół z ilustratorką Iwoną Chmielewską, książce (poemacie?) pt. Obie:

Gdy urodziłam ciebie, wzięłaś sobie kawałek mojego serca i teraz z nim łazisz, nawet nie wiem gdzie. To dziwne uczucie, gdy twoje serce jest poza twoim ciałem i nawet nie wiesz gdzie. Może pojechało na rowerze nad rzekę? Może jest u Marysi z pierwszej klatki? Może nie u Marysi, a u Janka? Czy nie jest na to za młode?

U mężczyzn ciężej to zobaczyć. Oni przecież „nie noszą” ciąży, nie mają mdłości i spuchniętych nóg. Mają za to wielkie głowy. Tak właśnie narysowała mojego męża trzyletnia przemądra i prześliczna Matylda. Na obrazku podarowanym nam z rozpromienienia faktem, iż na świecie pojawi się mały Józio widnieje patyczakowaty mężczyzna z owalną głową, ogromną jak arbuz. Cóż za precyzja. Cóż za wyczucie faktów.


Narodziny dziecka. Życiowa rewolucja

Bo jak ona urodzi Wasze dziecko, to jak Ty ich obejmiesz tymi swoimi samotnymi ramionami? Jak Ty zaradzisz, pomożesz, usłużysz Twojej kobiecie w epicentrum słabości i dziecku, którego w ogóle nie znasz? Ona jest w nim, nosiła je przez kilka miesięcy, a Ty gdzie masz się podziać?

Dziecko jest jak Flash z Ligi Sprawiedliwości – kształtuje życie kochających się ludzi z niezwykłą prędkością. Nawet się nie obrócimy, a już łamiemy prawa fizyki – mniej jemy, prawie nie śpimy, przechodzimy skamieliny samych siebie. Nagle musimy się bardziej starać, aby być z sobą. Chwile sam na sam są jak wygrane na loterii losy. Jak miliony monet. Jak wakacje w ciepłych krajach „za dara”.

Nagle jesteśmy dla siebie wszystkim, w sensie dosłownym i przyziemnym zarazem – i dachem, i oknami, i drzwiami, i piwnicą, i odpływem kanalizacyjnym, i kominem, i styropianem ocieplającym nieumeblowany świat rodzinnego życia. Jesteśmy systemem alarmowym i dziurami w suficie przez które przecieka woda, poduszką, noktowizorem, kluczem, ocieplaną podłogą, puchatą kołdrą, kocem, pełną lodówką, uspokajającym biciem serca. Nieznajomymi. Braćmi broni. Przyjaciółmi. Dziecko obnaża naszą miłość. Aż do przestraszenia, do urealnienia, do odpuszczenia oczekiwań, do bliskości bez „jeśli”.

Jaka jest więc miłość po urodzeniu dziecka? Nowa. Bardziej ludzka. Bardziej rozciągliwa. Zmęczona. Bardziej skupiona. Czasem heroiczna. Czasem – taka po prostu.

...

Mezczyzni musza rozumiec ze dziecko staje sie dla kobiety najwazniejsze. Chyba oczywiste ze i dla ojca tak byc powinno. W koncu trzeba sie dzieckiem opiekowac. Ale z czasem coraz mniej zatem stopniowo wzrasta wiez miedzy malzonkami na wyzszym poziomie. Az dziecko jest samodzielne calkowicie. Wtedy czas na silne ponowne zwrocenie na siebie uwagi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:55, 09 Sty 2018    Temat postu:

Matka to nie ofiara, a macierzyństwo to nie cierpiętnictwo
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 09/01/2018
Treasures&Travels/Stocksy United
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Nie zamierzam prowadzić matek na barykady wolności. Chcę jedynie pokazać, że miarą zaangażowania, a tym samym miłości do dziecka nie jest liczba niedogodności czy wyrzeczeń.


P
rzeglądam blogi parentingowe, czytam rozmaite artykuły o macierzyństwie, a wśród znajomych mam sporo matek w różnym wieku. Chociaż w większości potrafią o byciu mamą mówić i pisać pięknie, to… bywa, że ich narracja sprowadza się do narzekania.


Matka w cierniowej koronie

A może nie tyle narzekania, co wprost kreowania się na ofiarę. Z tych relacji o niedoli wyłania się smutny obraz matki w powyciąganych, workowatych swetrach, z nieświeżymi włosami, szarą cerą i odrapanymi paznokciami. Matki zaniedbanej, bo w końcu całkiem oddanej dbaniu o dziatwę. Ale kiedy po raz kolejny czytam o tym, jak to matka nawet kawy ciepłej nie może wypić, bo tak jest zajęta wiecznym doglądaniem dzieci, a kiedy one śpią albo są zajęte sobą, ona i tak wypija zimną, cienką lurę (już z przyzwyczajenia), to coś się we mnie buntuje.

Owszem, bywa różnie. Raz dziecko utnie sobie długaśną drzemkę, podczas której można nie tylko wypić kawę, ale przejrzeć prasę, odpisać na maile czy spokojnie poczytać książkę. A innym razem brzdąc dokazuje i domaga się zainteresowania. Są też różne dzieci. Ale jestem mamą od dwudziestu trzech miesięcy, a nie pamiętam, żebym kiedykolwiek piła zimną kawę (a pijam ich kilka dziennie, więc prawdopodobieństwo duże). Znam też mamy z dłuższym stażem, niż ja (i większą gromadką), które również nie mają na koncie takiego „cierpiętnictwa”.

Wiem, kawa to tylko metafora. Taki przykład, pierwszy z brzegu. Ale to można przełożyć na wiele innych płaszczyzn, a efekt finalny będzie zawsze ten sam – smutna, umęczona matka. Obserwując różne relacje na temat macierzyństwa, mam wrażenie, że niektóre mamy uznały, że miarą ich zaangażowania, a tym samym miłości do dziecka są właśnie symboliczne zimne kawy (nadprogramowe kilogramy, zerwane kontakty towarzyskie, odłożone na wieczne „później” książki, etc. – tu można wpisać naprawdę dużo). Jakby chciały pokazać światu, że im więcej niedogodności znoszą, tym lepszymi są matkami, bo w końcu nie myślą o sobie, tylko o dziecku.

Mam problem z taką wizją macierzyństwa. I to z kilku powodów.
Czytaj także: Podzielmy się obowiązkami – oboje zyskamy


Perfekcjonistka i wycofany ojciec

Macierzyństwo to dar, zadanie, wyzwanie, przygoda – można wpisać wiele określeń, ale ostatnim, na które bym się zgodziła, jest poświęcenie. Dlaczego? To zła perspektywa. Poświęcenie stawia dziecko w pozycji tego, dla którego poświęca się (zdrowie, karierę, rozwój osobisty, marzenia, pasje – tu też można wiele wpisać), a w konsekwencji stawia je w niezręcznej roli tego, który musi się matce za to poświęcenie odwdzięczyć. Jednym słowem – może wywołać u dziecka poczucie winy („to przeze mnie mama zrezygnowała z… – przeze mnie jest nieszczęśliwa”).

Bycie matką-cierpiętnicą wynika po trosze z bycia perfekcjonistką, która zawsze wie najlepiej, co podać dziecku do jedzenia, w co ubrać, czym się bawić. W efekcie znacznie ogranicza się przestrzeń działania dla ojca, który przecież nie wykąpie tak idealnie, jak mamusia, nie ukoi tak szybko łez po rozbitym kolanku, nie zabawi, nie zajmie się dobrze, etc.

Nie oszukujmy się, niektórym facetom to na rękę. Tylko czy dziecko na tym korzysta? Kiedyś pokutowało przekonanie, że w pierwszych latach życia dziecku potrzebna jest wyłącznie matka, a później – już odchowane, przechodzi pod skrzydła ojca. Ale czy takie dziecko nawiąże relację, głęboką więź z kimś, kto przez pierwsze lata jego życia praktycznie nie istniał? Ojciec staje się w takim układzie jedynie majaczącą na horyzoncie figurą, która wydaje polecenia, godzi się na coś albo karze. Wszystko najlepiej wie/zrobi mama, która ma dla siebie jeszcze mniej i mniej czasu. Błędne koło.

Wreszcie, syndrom matki-cierpiętnicy (jak go nazywam) jest niebezpieczny, bo grozi… szybkim wypaleniem się kobiety. Dąży ona do zaspokojenia wszelkich potrzeb dziecka, rezygnuje dla niego ze wszystkiego, ale jednocześnie ma poczucie uciekającego jej przez palce życia, tego, że ono toczy się gdzieś obok. Z czasem takie cierpiętnicze macierzyństwo może zostać sprowadzone do taśmowego wykonywania rozmaitych czynności wokół dziecka, zaspokajania jego fizjologicznych potrzeb, a sama matka zaczyna się dusić i pragnie jednego – uciec z domu.
Czytaj także: Dobry ojciec… Niech będzie prawdziwie obecny!


Co zatem?

Nie mam prostych recept. A ten tekst nie ma charakteru rewolucyjnego – nie zamierzam prowadzić matek na barykady. Nie nawołuję do porzucenia matczynych uczuć, ciepła, troski. Chodzi raczej o perspektywę, odpowiednie rozłożenie akcentów. Bycie mamą naprawdę nie polega na nie-myśleniu o sobie. Wręcz przeciwnie – mama powinna myśleć o tym, co daje jej szczęście, o swoich pasjach i marzeniach. Także po to, by móc świadomie wybierać i z czegoś rzeczywiście rezygnować (albo odłożyć na później). Oczywiście, nie da się tego wszystkiego zrobić bez mądrych, dojrzałych i zaangażowanych ojców, którzy potrafią przejąć stery w domu, dając tym samym swojej kobiecie nieco przestrzeni. Dla niej samej.

...

Mimo wszystko to jest ofiara.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:50, 20 Sty 2018    Temat postu:

7 rzeczy, których młode mamy potrzebują od przyjaciół
Marlena Bessman-Paliwoda | 20/01/2018

Shutterstock
Udostępnij 9 Komentuj 0
Mamy potrzebują przyjaciół. Może wydawać się, że jest inaczej, zwłaszcza na samym początku. Nic jednak bardziej mylnego!

Często w rozmowach z mamami słyszę, że w momencie, kiedy pojawiają się dzieci, ich przyjaźnie się zmieniają, niektóre nawet się kończą. Nie będę tu rozgrzeszać matek (bo teraz to tylko kaszki-mleko-kupki-dzieci-płacz), ale chcę Ci pokazać drugą stronę. Jak być przyjacielem młodej mamy?

Przyjaciel kojarzy mi się z normalnością i z tym, że jest w moim życiu tak po prostu. Nie wymagam od niego doktoratu z dzieciowego świata. Ważne jest to, że mogę z nim czasem pomilczeć i posiedzieć. Czy przyjaciel młodej mamy ma robić coś szczególnego, innego niż każdy inny? Spytałam kilka mam i oto siedem wskazówek, by przyjaźń z matkami mogła kwitnąć (mimo dziecięcego płaczu w tle).



1. Po prostu: mów i słuchaj
Mów o sobie, o swoich planach i marzeniach. Młoda mama, jak kania dżdżu, pragnie posłuchać o tym, czego nie ma w jej czterech ścianach. Tak samo pragnie się rozwijać, ma marzenia, ale naprawdę często jest dla otoczenia JEDYNIE ekspertem od pieluch, stając się atlasem dziecięcych kupek. Słuchaj o jej dylematach. W jej głowie błąkają się miliony myśli, których nie ma czasu i przestrzeni, by wypowiedzieć. Daj jej swobodę mówienia. Zachęcaj do pozadzieciowych tematów, ale jeśli ma potrzebę mówić o dziecku – wysłuchaj.

Dużo dałyby mi rozmowy o czymś, o kimś innym niż moje dzieci. Słuchanie, co mój przyjaciel robi, jakie ma problemy i wysłuchanie trochę moich (nie o odparzonej pupie, ale o tym, że z jednej strony chcę być mamą na pełen etat, z drugiej chcę się rozwijać), żeby ktoś wysłuchał, ale nie oceniał i nie dawał rad, poklepał po plecach, uśmiechnął się. Przez już prawie trzy lata macierzyństwa nikt mnie nie wysłuchał w ten sposób.

Dzielna i mądra Asia, mama dwóch maluchów rok po roku


2. Inicjuj kontakt
Wiem z doświadczenia, że w czasie bycia mamą na pełen etat dni mijają jak szalone, a jeden jest często podobny do drugiego. Przez to traci się nawet świadomość tego, że z kimś od dłuższego czasu się nie rozmawiało. Widzisz, że przyjaciółka długo nie dzwoni? Zainicjuj kontakt. Twój telefon będzie miłą niespodzianką. Może zdarzyć się tak, że długo nie porozmawiacie (bo dziecko grymasi), ale takie małe sygnały decydują o podtrzymaniu przyjaźni.

Chciałabym, aby moi przyjaciele byli cierpliwi na moje milczenie, czasem zbyt długie. To wcale nie oznacza, że o nich nie myślę czy też ich nie potrzebuję….

Radosna Agnieszka, mama cudnej dziewczynki


3. Pamiętaj, że z dziećmi często żyje się… inaczej 😉
Na przykład dzieci mają swój rytuał chodzenia spać, drzemek w dzień, karmienia… i mama bierze to pod uwagę, kiedy umawia się na spotkanie. Ona też chce spokojnie z Tobą porozmawiać (to marzenie każdej mamy), ale jest to możliwe w określonych porach. Chętnie spotka się wieczorem i będzie starać się nie zasnąć Wink.



4. Wymagaj
Nie zamykaj się na to, aby zwrócić uwagę młodej mamie:

– Hej, dziewczyno! Rób też coś dla siebie!.

-Świat nie kończy się na dzieciach! Posłuchaj też o tym, co u mnie.

-Nie zapominaj o tym, żebyś ty też była szczęśliwa.

-Jest mi przykro, że mamy tak mało czasu dla siebie.
Wypowiedzenie swoich uczuć, spostrzeżeń oczyści Waszą relację i tylko tak pójdziecie dalej. Mów to jednak z miłością i zobacz, czy jest na to dobry czas.

Czytaj także: Od psychotropów do wiary. Jak Bóg może pomóc w depresji?


5. Pomóż
Serio, serio. Słowa warto wprowadzić w czyn i powiedzieć: „Słuchaj, weź na spokojnie prysznic, a ja posiedzę z maluszkiem”. Naprawdę, nawet dwadzieścia minut takiej pomocy, to często dla mamy „niebo na ziemi”, chwila z samą sobą.

Rzecz, za którą mogłabym ozłocić moich przyjaciół – ich chęć i gotowość do tego, żeby popilnować chłopaków, żebyśmy my jako rodzice mogli złapać oddech, pójść na spotkanie wspólnoty, zorganizować małżeński wypad czy pojechać na porodówkę z kolejnym maluszkiem.

Cudna Ania, mama dwóch przystojniaków


6. Nie oceniaj
Daj mamie-przyjaciółce czas na adaptację w jej nowym świecie. Może sobie z wieloma rzeczami nie radzić lub Ty możesz nie rozumieć jej wyborów. Matkom trzeba luzu, muszą mieć kogoś, przy kim nie muszą być „naj”.

Oczekuję nieoceniania i akceptacji i to otrzymuję od przyjaciół. Oczekuję, że podczas spotkań nie gadamy o pieluchach i maminych perypetiach. Rozmawiamy o naszych planach i marzeniach tak jak dotychczas. Nie stoimy po dwóch stronach barykady bezdzietnego i rodzica”.

Ambitna Dorota, mama małej dziewczynki
Czytaj także: Jak skutecznie zniechęcić dziecko do wiary? Błędy wierzących rodziców


7. Bądź
Dobrze wiedzieć, że ma się przyjaciela. Po prostu.

Sama obecność wystarcza. Pamięć. Nawet, kiedy nie ma możliwości fizycznego spotkania, wystarczy choć krótka rozmowa telefoniczna, SMS z dobrym słowem. Zapewnienie, że można na siebie liczyć w trudnych, podbramkowych sytuacjach.

Wspaniała Iwonka, mama czwórki maluchów


„Kto go (przyjaciela) znalazł, skarb znalazł.

Przyjaciel wierny jest bez ceny,

a wartości jego nie sposób określić”. (Syr 6,14-15)



„Wino i sycera rozweselają serce,

ale bardziej niż one – miłość przyjaciół”. (Syr 40,20).



Rozweselaj serce i bądź wierny.

...

Zawsze i wszedzie przyjaciel potrzebny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:02, 23 Sty 2018    Temat postu:

Supermoce każdej mamy
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 23/01/2018

Kate Daigneault/Stocksy United
Udostępnij 0 Komentuj 0
Każdy wie, że matka ma umiejętności, jakich nie ma nikt. Robienie wszystkiego jedną ręką, widzenie przez ściany, uleczanie największego bólu buziakiem… A jakie są Twoje supermoce?

Jeśli jesteś mamą kilkuletniej dziewczynki, z pewnością znasz disneyowską produkcję „Kraina lodu”. Jej bohaterka, blondwłosa księżniczka Elsa, miała magiczną moc tworzenia lodu i śniegu.

A jeśli nie kojarzysz bajki, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że trafiłaś na piosenkę z niej na YouTube. Tylko w nieco innej wersji – zatytułowaną „Kraina Głodu”. Blogerka Małgorzata Ulrich z humorem, ale i do bólu prawdziwie zaśpiewała o… supermocach karmiących matek.



Mama ma moc
Mam tę moc będę karmić całą noc,

Mam tę moc będę karmić całą noc,

Oto ja matka karmiąca,

na co komu sen,

gdy mleko to najlepsze co matka ma
– tak to leciało.





Karmienie bobasa całymi nocami to oczywiście niekwestionowana supermoc.



Co każda mama umieć powinna
Jeszcze wyższym levelem jest umiejętność wyspania się mimo tego karmienia, ale legendy głoszą, że niektórym, bardziej zaprawionym w boju mamom, to się udaje.

Pod względem supermocy jestem w macierzyńskim przedszkolu – moje dziecię ma nieco ponad rok, więc dopiero uczę się, jak to jest jedną ręką parzyć kawę, drugą mieszać owsiankę na śniadanie i jeszcze w jakiś magiczny sposób trzymać na plecach synka.

Dlatego zapytałam matki-Polki z więcej niż jednym dzieckiem i dłuższym niż moje doświadczeniem o ich supermoce. Chcecie wiedzieć, co mi odpowiedziały?

Mamowe supermoce to głównie te wszystkie umiejętności, które można zamknąć w szeroko pojętym multitaskingu, czyli:

– posiadanie oczu dookoła głowy, słyszenie i widzenie przez ściany (szczególnie to słyszenie, kiedy nic nie słychać – cisza w dziecięcym pokoju jest podejrzana!)
– trzymanie dziecka na rękach, zamykanie nogą piekarnika, drugą nogą lodówki w międzyczasie umawianie wizyty lekarskiej przez telefon i uspokajanie drugiego dziecka
– umiejętność niespania dniami, tygodniami, miesiącami…
– wyjmowanie stopą ubranek/pieluszki z komody (bo na rękach oczywiście jest dziecko)
– robienie największej piany w wannie i najszybszych driftów na sankach
– wyplątywanie malucha z najbardziej tajemnych zakamarków domu, zwłaszcza z kłębowiska kabli
– ogarnięcie w jeden (powtarzam: jeden!) wieczór prania, sprzątania, zakupów, obiadu na następny dzień i kilkudziesięciu niecierpiących zwłoki maili.


Mama multizadaniowa
Z tym ostatnim utożsamiam się szczególnie. Odkąd zostałam mamą, zachodzę w głowę, co ja robiłam wcześniej! W sensie – co ja robiłam ze swoim czasem, który – teraz mam takie wrażenie – przeciekał mi przez palce. Dziś potrafię pracować w jakimś przyspieszonym trybie – dziecię zadbane i nakarmione, dom nie zarasta gąszczem kurzu i zabawek, teksty do pracy napisane i jeszcze zostaje wieczór na lekturę książek albo prasy! Niemożliwe? A jednak!

Inne mamowe supermoce znacznie wykraczają poza codziennie, przyziemne obowiązki:

– siła, wytrzymałość i cierpliwość (zwłaszcza, jeśli dziecię domaga się czytania tej samej książeczki po raz 82482 i właśnie wylał na swoją nowiutką błękitną koszulkę sok z buraka)
– niepoddawanie się i walka do końca (tym bardziej, jeśli dziecię po raz 85495654 pluje przygotowanym przez mamę obiadem – w końcu za którymś razem się przekona!)
– znajomość dziecka na wylot, niemal czytanie mu w myślach – wystarczy jeden grymas i wiadomo, co malcowi dolega
– bycie koleżanką, wsparciem, spowiednikiem, powiernikiem tajemnic
– moc uleczania rozbitego kolana jednym całusem
– sprawienie, że tata jest niewidzialny (tylko mama może dać jeść, pić, przewinąć, wykąpać, ubrać)
– umiejętność wyczuwania, kiedy dziecko coś trapi, ma z czymś problem, ale nie bardzo wie, jak o tym powiedzieć.
Te wszystkie skille (a z pewnością to tylko wierzchołek góry lodowej, bo ile mam, tyle supermocy) sprawiają, że kiedy myślę o byciu mamą, widzę kobietę w stroju supermenki – z czerwoną pelerynką, umięśnionym bicepsem (w końcu to noszenie dzieci!) i dumnie wypiętą do przodu piersią. Ale tak naprawdę nie chodzi o jakieś kosmiczne umiejętności.

Samo bycie mamą jest supermocą. Bo dla swojego dziecka jestem po prostu kimś NIEZASTĄPIONYM.
W każdym innym miejscu ktoś – lepiej lub gorzej – mnie zastąpi, w byciu mamą – nie. Właśnie mocno się o tym przekonałam śpiąc z moim chorym synkiem (tak, tak, zimowe epidemie…). Brzdąc postanowił, że nie będzie spał w swoim łóżeczku, moim łóżku, nawet obok mnie, tylko… na mnie (kolejna supermoc: bycie najwygodniejszym na świecie materacem). A kiedy się obudził, radośnie się roześmiał i zaczął bić brawo. Jakby chciał powiedzieć: mamo, jak super, że obudziłem się właśnie obok ciebie!

* Swoimi supermocami podzieliły się ze mną mamy z facebookowego forum Nieperfekcyjne Mamy

...
Kazdy musi miec matke. Pomysl ze okres wychowania jest jakis malo wazny a dopiero doroslosc to ,,prawdziwe" zycie jest obledny. Bo wszak doroslosc w wiezieniu to nie bardzo prawdziwe zycie! A moze tak byc gdy matka byla pijaczka lub z innej patologii! To pokazuje ze okres wychowania jest najwazniejszy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:48, 29 Sty 2018    Temat postu:

Historia tego księdza pokazuje, że Bóg (i modlitwa matki) może wszystko
Katarzyna Matusz-Braniecka | 29/01/2018

Udostępnij 0 Komentuj 0
Wydaje Ci się, że ktoś jest stracony dla wiary i Kościoła? Po przeczytaniu tej prawdziwej historii nie będziesz już tak łatwo oceniał.

Rodzice Anthonego Cipolle od najmłodszych lat przekazywali jemu i jego rodzeństwu wiarę. Ojciec czytał im historie biblijne i uczył modlitw, a mama regularnie prowadzała na mszę świętą. I to miało po latach okazać się drogą, która doprowadziła go do szczęścia.

Czytaj także: Jestem księdzem i jestem z tego dumny. Choć moje kapłaństwo nie jest łatwe


Okres buntu
W miarę jak Anthony dorastał, postanowił nie kontynuować nauki, zaprzestał też praktykować swoją wiarę. Jego dziewczyna zaszła w ciążę, wzięli ślub cywilny i urodził im się syn.

W życiu zawodowym osiągał sukcesy, został sprzedawcą samochodów, potem założył firmę hydrauliczną. Niestety, w jego małżeństwie nie działo się dobrze i wkrótce małżonkowie się rozstali.



Trudy i początek czegoś niezwykłego
Przez trzy lata żył z pieniędzy ze sprzedaży firmy. Jak sam o sobie mówi „żył jak gwiazda rocka”. Gdy pieniądze zaczęły się kończyć, zatrudnił się w warsztacie samochodowym.

Gdyby ktoś myślał, że to koniec tej historii, to bardzo by się pomylił. Na Anthonego czekało tam niezwykłe doświadczenie.



Nieoczekiwana przyjaźń
Do warsztatu przyjeżdżało wielu klientów, a wśród nich jeden, z którym nasz bohater dużo rozmawiał. W tym czasie jego matka prawie codziennie chodziła do kościoła, by modlić się o nawrócenie syna. Wkrótce okazało się, że człowiek, z którym Anthony tak dobrze się dogaduje, jest księdzem katolickim. Mężczyźni zaprzyjaźnili się.

Nasz bohater pomagał księdzu i zaczął pracować jako kościelny. Widział radość, jaką daje księdzu Johnowi Kilmaritnowi służenie innym, udzielanie chrztów, błogosławienie związków małżeńskich. I zapragnął takiej wiary, jaką widział u swego przyjaciela.



Droga do nowego życia
Chciał od Boga przebaczenia, ale jak sam mówi – „nawet nie mogłem spamiętać swoich grzechów”. Zaczął odmawiać modlitwę „Ojcze nasz”, której w dzieciństwie nauczył go ojciec.

I gdy wypowiadał słowa „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, poczuł jak spływa na niego pokój. Ten pokój ogarnął jego całego i przemieniał sposób w jaki żył i działał. Odmienił jego i kontakty z ludźmi, którzy byli wokół niego.

Czytaj także: Franciszek do duchownych: Nie jesteśmy superbohaterami, którzy zniżają się do śmiertelników


Śmierć przyjaciela i kolejne wybory
Wybrał drogę powrotu do Kościoła. Zaczął też nadrabiać braki w edukacji. Zdał maturę, studiował wieczorowo, w tym wszystkim pomagał mu ksiądz Kilmartin. Po jego śmierci zaczął rozważać drogę kapłańską.

Wydawało się, że nie ma na to sposobu, bo opłacenie studiów kosztuje, a jego dobroczyńca właśnie umarł. Jednak dzięki pomocy dobrych ludzi uzyskał stypendium i w ciągu trzech lat zdobył tytuł licencjata z filozofii.

Okazało się też, że w diecezji Portland potrzebny był ksiądz. Anthony został wysłany do seminarium, które specjalizuje się w przygotowaniu do kapłaństwa mężczyzn powyżej 30 roku życia.



Mocna rodzina
Kiedy Anthony został diakonem, ochrzcił dwóch synów Marka, swojego 33-letniego syna. W dniu święceń kapłańskich w katedrze była jego rodzina, 91-letnia matka, brat i syn Mark.

Dziesięć lat wcześniej rozpoczęła się jego droga powrotu do wiary, która zaprowadziła go w to miejsce, w którym miał obiecać wierność Bogu. Zachęcił syna, by jego „święceń nie traktował jako utarty ojca, lecz jako rozszerzenie rodziny na cały Kościół katolicki”. I jak mówi Mark, przyjął te słowa za swoje i uznał, że ma teraz ponad milion braci i sióstr.



Taka jest siła modlitwy
Nadszedł ten dzień, gdy 52-letni mężczyzna został wyświęcony na prezbitera. Jego droga do tego dnia była długa i kręta. Jego historia i modlitwa jego matki są zadziwiająco podobne do tych świętego Augustyna i świętej Moniki. Obie matki wyprosiły u Boga nawrócenie swoich synów.

Czy zatem i w tych czasach nie jest to dla nas świadectwo, że nie należy ustawać w modlitwie, a dla Boga wszystko jest możliwe? Bóg z każdej sytuacji potrafi wyprowadzić dobro i nawet jak nie jesteśmy w stanie zrozumieć sytuacji w danym momencie, to warto pamiętać, że On wie lepiej, co jest nam potrzebne i jak mawiała bliska mi osoba – nie rozumiem Boże, ale jestem Ciebie pewien.

....

To tez zadanie matki nie tylko dac jesc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:37, 31 Sty 2018    Temat postu:

Anna Kalczyńska: obecność to mój sposób na szczęśliwą rodzinę
Anna Salawa | 31/01/2018

Archiwum prywatne
Udostępnij 0 Komentuj 0
Życie chwilami przypomina telewizję śniadaniową – tematy trudne i ważne przeplatają się z prozą życia. O swojej pracy, którą stara się łączyć z karierą mamy, opowiada Anna Kalczyńska, dziennikarka prowadząca „Dzień Dobry TVN”.

Anna Salawa: Jak udaje się Pani łączyć pracę zawodową z wychowywaniem trójki dzieci?

Anna Kalczyńska: Łączenie macierzyństwa z pracą jest dla mnie sprawą naturalną. Taki obraz wyniosłam z domu. Moja mama też ma trójkę dzieci i zawsze była aktywna zawodowo. Choć bywa to trudne. Ostatnio zauważyłam, że im dzieci są starsze, tym ja mam wobec nich coraz więcej obowiązków.

Kiedyś to było przedszkole i tyle, a teraz doszła mi między innymi fucha taksówkarza, bo po szkole rozwożę dzieciaki na różne dodatkowe zajęcia. Dużym plusem jest to, że pracując w telewizji śniadaniowej, zaczynam pracę bardzo wcześnie i od południa mam już wolne. Wstaję skoro świt, by o 6 rano być już w studio.



Wcześniej pracowała pani jako dziennikarka newsowa. Trudno się przestawić na telewizję śniadaniową?

To są dwa bardzo odległe światy. Kiedy zaczęłam pracować w telewizji śniadaniowej mocno mnie zaszokowało, że w naszym programie gnamy przez wiele tematów, że z bardzo poważnych rozmów płynnie przechodzimy do tematów np. o cudownych właściwościach chrzanu.

Ale takie właśnie jest życie. Przeplatają się w nim poważne wątki i codzienność. Chwilami ta skrótowość i powierzchowność bywa męcząca, bo na koniec dnia czuję, że nic we mnie nie zostało. Z drugiej strony, ma to swoje plusy. Ponieważ gdy się pojawiają trudne tematy, nie mam czasu o nich ciągle rozmyślać. Chociaż nadal zdarzają się takie spotkania, które dominują moje myślenie. Później długo trawię takie rozmowy.

Czytaj także: Litza: Bałem się – kolejnego dziecka, przeprowadzek, kolejnego miesiąca [wywiad]


Jak radzi sobie Pani w czasie trudnych spotkań, gdzie zupełnie nie zgadza się Pani z rozmówcami?

Często przeprowadzam trudne rozmowy z ludźmi, którzy mają zupełnie odmienne poglądy od moich. Mimo wszystko zawsze staram się okazywać szacunek moim rozmówcom. Np. jakiś czas temu w studio gościliśmy dziewczynę, która wytatuowała sobie oczy i z tego powodu prawdopodobnie straci wzrok. To, co najbardziej zaszokowało mnie w tej historii, to fakt, że ona wcale nie żałuje swojej decyzji. Bardzo trudno było mi zrozumieć jej postawę, ale jedyne co mogłam zrobić w czasie spotkania, to okazać jej współczucie.



Czy pracując w telewizji trudno mieć konserwatywne spojrzenie na świat? Deklaruje się Pani jako przeciwniczka aborcji, nie miała Pani z takimi poglądami problemów w pracy?

Na szczęście żyjemy w wolnym kraju i w mojej pracy nie zdarzyło mi się nigdy, żeby ktoś narzucał mi swoje poglądy. Co więcej, w mediach pracuje naprawdę bardzo dużo „kościółkowych” ludzi. W samej mojej redakcji mam wiele koleżanek o podobnych poglądach do moich. Z drugiej strony, mam świadomość, że ten program ma różnych odbiorców i zawsze staram się szanować odmienne zdanie osób, które mnie oglądają.

Czytaj także: Grzegorz Wilk: bycie sobą to bardzo trudna rzecz, najtrudniejsza


W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że Pan Bóg bardzo kibicuje naszym talentom. Co to dla Pani znaczy?

Pamiętam, że natknęłam się na to zdanie, kiedy byłam na początku poszukiwania swojej życiowej drogi. I bardzo ono do mnie trafiło. Wierzę, że Panu Bogu bardzo się podoba, kiedy się realizujemy, kiedy dbamy o swój rozwój.

Jestem przekonana, że każdy ma do czegoś dar. Jeden umie dobrze rozmawiać z ludźmi, ktoś inny ma talent komediowy, ktoś bardzo dobrze gotuje, a inni mają rozbudowane instynkty macierzyńskie. I kiedy damy się ponieść naszym talentom, wtedy jesteśmy w życiu szczęśliwi.



Zatem, jakim Pani talentom Pan Bóg kibicuje?

Wydaje mi się, że potrafię łączyć ludzi. I często ten talent wykorzystuję zarówno w mojej pracy, jak i w rodzinie. Nie jestem jakąś duszą towarzystwa, ale jak znajduję się wśród ludzi, to natychmiast ich łączę.

Sądzę również, że potrafię wprawiać innych w dobry nastrój. A o to między innymi chodzi w telewizji śniadaniowej – by od samego rana wywoływać w ludziach pozytywne emocje.



Jest Pani też dość aktywna na portalach społecznościowych. Co Pani te media dają?

Ostatnio bardzo mnie zadziwia, jak zmienił się świat mediów. Zmalała rola telewizji, wzrosło znaczenie portali społecznościowych. Ja głównie komunikuję się za pomocą Instagrama. Dla mnie to przede wszystkim świetne narzędzie PR-owe.

Ludzie, którzy oglądają mnie tylko w telewizji, wiele rzeczy na mój temat sobie dopowiadają. A ja za pomocą Instagrama, zawsze mogę przekazać wszystko tak, jak ja chcę. Kolejna sprawa, dzięki Instagramowi bardziej obserwuję świat, znajduję sporo treści, które mnie inspirują.

Czytaj także: Staszek Karpiel Bułecka: Nie odkładam niczego na jutro


Czy dzieci i rodzina nie buntują się, że pojawiają się w sieci?

Mój mąż jest bardziej powściągliwy niż ja w pokazywaniu dzieci w mediach, więc niedawno mieliśmy pewną korektę. A jeśli chodzi o same dzieci, to bywa różnie. Np. mój syn marzy o tym, żeby zostać blogerem i już ćwiczy wypowiedzi przed kamerą, co mnie bardzo cieszy.

Ale z drugiej strony, nie lubi, jak się go filmuje. Choć zabawne, bo jakiś czas temu Instagram posłużył nam trochę jako narzędzie wychowawcze. Syn nie chciał założyć jakiejś eleganckiej koszuli i dopiero przekonał się do niej, kiedy wrzuciłam na Instagrama jego zdjęcie właśnie w tej koszuli, i fotografia zyskała dużo polubień.

To, co wrzucam na Instagrama, to jest takie moje spojrzenie na świat.



Ma Pani jakiś swój patent na szczęśliwą rodzinę?

Spędzać ze sobą dużo czasu, słuchać i rozmawiać, dbać o siebie i się rozwijać. Nie ma jednego sposobu na szczęście, ale te wskazówki zawsze się sprawdzają. Staram się uczestniczyć w życiu moich dzieci, zapraszać ich przyjaciół do domu, organizować im wspólne zajęcia, o ile to możliwe spędzać wieczory razem i dużo być ze sobą.

Nie można też zapędzić się w przysłowiowy kozi róg. Musimy dbać o swoje zainteresowania i potrzeby, bo dzięki temu będziemy emanować pozytywną energią, której tak bardzo potrzebujemy wszyscy.

...

W sumie praca ktora trudno polaczyc z rodzina to trudnosc zyciowa jakich wiele. Jedni choruja i maja klopot drudzy pracuja i maja klopot jak to polaczyc z zyciem rodzinnym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:32, 01 Lut 2018    Temat postu:

rzytuliła go do siebie…
Aleteia | 01/02/2018

Família Ogg
Udostępnij 360 Komentuj 0
Australijskie bliźnięta Emily oraz Jamie Ogg urodziły się przedwcześnie. Dziewczynka przetrwała skomplikowany poród, ale chłopiec odszedł, po 20 minutach walki o życie. Tak przynajmniej myśleli lekarze.

Jamie Ogg urodził się w 27. tygodniu ciąży i ważył zaledwie 900 gramów. Jego ciałko zostało przekazane mamie Kate oraz tacie Davidowi, by mogli się z nim pożegnać…



Kate i Jamie Ogg. Uścisk silniejszy niż śmierć
Po tym, jak przekazano jej tragiczną informację, mama rozwinęła koc, by owinąć nim maleństwo. Potem przyłożyła je do swojej piersi i zrozpaczona zaczęła do niego mówić, nie przestając go przytulać. Kate nie pozwoliła odebrać sobie synka. Tkwili razem w objęciach nie mniej niż dwie godziny. Dwie godziny uścisku, którego nie chciała nigdy przerwać.

W czasie, gdy mama pieściła swojego „martwego” syna, Jamie zaczął w niewytłumaczalny sposób dawać oznaki życia! Wtedy mama umieściła na palcu odrobinę swojego mleka i przyłożyła do ust chłopczyka. Nastąpiło coś niezwykłego – maluch zapłakał!

Próbowaliśmy go przekonać, aby został. Powiedziałam mu, jakie będzie jego imię, że ma siostrzyczkę-bliźniaczkę. Nagle zaczął dyszeć i otworzył swoje oczka! Oddychał, trzymając palec Dave’a – relacjonowała Kate w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „Daily Mail”.





Mama jak kangur
Dla matki, która nie chciała tak łatwo oddać śmierci swojego syna, kontakt z jego ciałkiem był bardzo ważny. Dla chłopczyka zaś – niezbędny do wywołania tej reakcji. Ta metoda ma nawet swoją nazwę – „metoda kangura”. Matki działają jak „ludzkie inkubatory”, a kontakt z ich skórą utrzymuje dziecko w cieple. Zwykle stosuje się tę metodę u dzieci o niskiej wadze, by uniknąć ryzyka infekcji, do jakiej dochodzi często w tradycyjnych inkubatorach.

Choć jest to metoda sprawdzona, to ten konkretny przypadek Jamiego zupełnie zakwestionował wiedzę i doświadczenia lekarzy – i nadal stoi do nich w kontrze. To maleńkie dziecko naprawdę zostało uznane za zmarłe! Chłopiec pozostawał bezwładny przez dwie długie godziny, aż wreszcie w niewyjaśniony sposób „ożył”! Co takiego się wydarzyło? Co by się stało, gdyby jego mama natychmiast przyjęła orzeczenie lekarzy i nie postanowiła tulić dziecka?

Czego uczy nas ta historia? Jedną z najwyraźniejszych lekcji, jaka z niej płynie, jest przekonanie, że życie bardzo często potrzebuje jeszcze jednej szansy. A ktoś – nawet jeśli jest bardzo kruchy – potrzebuje jeszcze jednego uścisku.

Aha! I jeszcze jedno! Chcecie na pewno wiedzieć, jak Jamie i jego mała siostra Emily wyglądają dzisiaj:




Família Ogg

Família Ogg
Tekst pochodzi z portugalskiej edycji portalu Aleteia

...

Dotyk matki moze uzdrowic!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:51, 01 Lut 2018    Temat postu:

Karmię czy gorszę?
Natalia Białobrzeska | 01/02/2018

Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
Tak - karmiłam w miejscach publicznych, bo ważniejsze było dla mnie głodne dziecko niż zniesmaczeni gapie. I tak - nie było to dla mnie hiperkomfortowe przeżycie.

Nie wiem, dlaczego na mojej ścianie pojawił się wpis Fundacji Rodzić Po Ludzku – z grudnia – ale cieszę się, że tak się stało, bo oprócz tego, że o sprawie słyszałam, to o jej finale już nie.



Komu przeszkadza głodne niemowlę?
Jaka to sprawa? W wielkim skrócie: pani Liwia była gościem restauracji. Przy niej niemowlę. Po czasie – głodne. Naturalnie, mama chciała nakarmić swoje dziecko. Na swoje nieszczęście – również naturalnie, czyli piersią. W efekcie czego została wyproszona z lokalu. Ta daaaam!

Chwilę potem Facebook przypomniał mi, jak dokładnie tego dnia, trzy lata temu gościłam w Dzień Dobry TVN. Przy mnie mała Wiktoria. Po czasie – głodna. Naturalnie, chciałam nakarmić swoje dziecko. Na swoje szczęście – również naturalnie, czyli piersią. Do wejścia na antenę pozostało kilka minut, ja byłam w trakcie czesania i malowania. Przytulenie małej i podanie mleka, to była chwila, ale dla niej potrzebna i relaksująca, co również udzieliło się mnie samej. I mimo że za moimi plecami kręcili się goście programu, prezenterzy, operatorzy, dźwiękowcy i cała reszta zespołu, nikt nie dał mi do zrozumienia, że powinnam się schować, przetrzymać dziecko albo przynajmniej zawstydzić.

Sprawa pani Liwii jest precedensowa. Wygrała sądową batalię o godność Matki Polki Karmiącej i prawo dla naszych dzieci do zaspokajania głodu, w każdym miejscu i czasie.



Naturalnie, czyli piersią
Przyznaję, że emocje we mnie zadrgały. Bo oto już za kilka miesięcy po raz trzeci rozpocznę kilkumiesięczny kurs karmienia piersią. Tak – chociaż jest to najnaturalniejsza rzecz na świecie, dzięki której ludzkość nie wyginęła, dla mnie jest to zawsze wyboista droga, podczas której na nowo uczę się siebie i nowego człowieka.

Nie przychodzi mi to z łatwością, bez bólu, kryzysów i łez. I jestem pewna, że w tym swoim doświadczeniu nie jestem sama. Tak – karmiłam w miejscach publicznych, bo ważniejsze było dla mnie głodne dziecko niż zniesmaczeni gapie. I tak – nie było to dla mnie hiperkomfortowe przeżycie.

Dlaczego? Nie dlatego, że moje dzieci miały problemy z chwyceniem piersi, a ja miałam problemy z przystawieniem.
Nie dlatego, że nie zawsze karmiłam w wygodnej pozycji.
Nie dlatego, że hałas, obce miejsce, zapachy i ludzie, itd. generuje stres u małego ssaka, drażliwość i spięcie, a to z kolei wpływa na karmienie.
Nie dlatego, że z dnia na dzień moje piersi stały się „publiczne” i obcy ludzie zaczęli rościć sobie prawo do ich obserwowania i komentowania.
Nie. To da się znieść. Do tego da się zdystansować. Powyginać jakoś tak, żeby wszystkim było OK, a w ostateczności powyginać jeden z palców u ręki.



Piersi są fajne ale…
Ale dlatego, że z tyłu mojej głowy siedzą historie kobiet – z niemowlakami przy piersi – wypraszanych, kierowanych do toalet, krytykowanych czy to słowem, czy gestem. I te wszystkie dyskusje na poziomie brodzika, w których nie mówi się o KARMIENIU DZIECKA, ale o „wywalanym cycu”. Akcentuje się fragment nagiej piersi, a nie głodne i spragnione dziecko, które nie ma względu na miejsce i czas (jeżeli karmione jest na życzenie).

To licytowanie się o miejsca: w parku na ławce – można (byleby po zmierzchu i za drzewami); w samochodzie – róbta co chceta, tylko zasłoń okno; w kościele – gorszę się!; w restauracji – brzydzę się. To wydzieranie z kobiety jej nowej tożsamości „matki” i redukowanie jej osoby do piersi, które fajne są na plaży w skąpym stroju, fajne są w głębokim dekolcie, fajne są w obcisłej kiecce, fajne są na tandetnym bilbordzie dachówek i na wybiegu i w filmie, ale już feee nieznośne z przyssanym dzieckiem.

To mnie szczerze zasmuca. Bo tego nie da się zmienić wyrokiem sądu.



Mamo karmiąca – miło Cię widzieć!
Dlatego brawo Wy, matki karmiące, które mimo nieidealnych warunków – karmicie swoje dzieci publicznie. Brawo wszystkim właścicielom sklepów, kawiarni, zarządcom banków, przychodni, księgarń i szerzej: miejsc użytku publicznego – za wykwalifikowanych pracowników, którzy mamie karmiącej podadzą krzesło albo wskażą zaciszny kąt.

Brawo księża i siostry, którzy przypominacie z ambony czy też prostym plakatem, że kościół to dom, a w domu można karmić swoje niemowlęta.

Brawo Wy, którzy jesteście w roli przechodniów, za serdeczny uśmiech wysłany karmiącej mamie lub odwrócony wzrok, by nie krępować. Brawo! Właśnie tym ludzkim supportem, okazanym sercem, poparciem, dobrym słowem możemy zmienić rzeczywistość. Po to, żeby już żadna mama nie musiała walczyć o swoje dobre imię w sądzie. Po to, żeby kobieta tuląca do swoich piersi nowego człowieka, czuła że jest częścią życia społecznego, a nie problemem.

Mamo karmiąca – miło Cię widzieć! Dobrze, że jesteśSmile ***

Czytaj także: Karmię piersią, jestem piękna. Patrzcie! Wzruszające zdjęcia gwiazd i ich dzieci
Czytaj także: Piękne czy kontrowersyjne? 13 zdjęć matek karmiących dzieci
Tekst ukazał się na fanpage’u DRUŻYNA B

...

To sie bierze z pirnografii. Naogladali sie nagich kobiet i wszelka nagosc to dla nich porno. Tymaczasem to jest natura! Piersi nie sa do przemyslu porno! Tylko dla dzieci! I nie sa wtedy niczym co nalezy ukrywac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:13, 02 Lut 2018    Temat postu:

Jesteście w ciąży? Podarujcie swojemu dziecku wyjątkowy prezent!
Iwona Jabłońska | 02/02/2018

Wes Hicks/Unsplash | CC0
Udostępnij 13 Komentuj 0
Każda ciąża jest wyjątkowa. Niektóre Panie nie mają żadnych dolegliwości, a inne ich nadmiar, ale jedno nas łączy... To niesamowite i jedyne w swoim rodzaju oczekiwanie!

Wyjątkowe oczekiwanie na dziecko
W dobie smartfonów, aparatów przeróżnej maści i jeszcze innych nowości uwieczniamy niemalże każdą chwilę. Jak rośnie brzuszek, pierwsze kopniaki, zachcianki i wiele innych. Sesje brzuszkowe też zawsze na topie.

Korzystając z tych wszystkich dobrodziejstw możesz podarować swojemu dziecku wyjątkowy prezent, żeby za kilkanaście lat mogło poczuć się znowu tak bezpiecznie i „ciepło” jak w Twoim łonie, wracając wspomnieniami do tego okresu! Oczywiście, to niemożliwe, żeby człowiek pamiętał ten czas, ale dzięki rodzicom może sobie wyobrazić to piękne oczekiwanie.

Czytaj także: Mężczyzno, przeczytaj, zanim urodzi Ci się dziecko


Album specjalnie dla dziecka
Mamy z mężem dwoje dzieci i każde było ukochane zanim pojawiło się na świecie. Już w pierwszej ciąży pomyślałam o tym, robiąc miliony zdjęć i sesję brzuszkową, że chciałabym, aby nasza Córeczka wiedziała kiedyś, jak bardzo ją kochamy już teraz!

To samo myślałam nosząc pod sercem naszego Synka. W całym pędzie tego świata zapominamy, co robiliśmy w zeszłym miesiącu, a co dopiero kilkanaście lat wstecz! Dlatego też zarówno Amelka, jak i Tobiaszek otrzymają kiedyś od nas albumy (foto-książki z komentarzami) zatytułowane: „W oczekiwaniu na Ciebie”.

Albumy są już gotowe. Wiele zdjęć z okresu ciąży, ciekawostek, żartów sytuacyjnych i przede wszystkim opisów naszego oczekiwania na każde z naszych dzieci, które są dla nas ukochane. Chcielibyśmy, żeby czytając je, tak właśnie się czuli.

Czytaj także: Tych 5 rzeczy pod żadnym pozorem nie mów kobiecie w ciąży!


List do nienarodzonego jeszcze dziecka
Zarówno ja, jak i mój Mąż napisaliśmy też dla nich listy w czasie oczekiwania na narodziny. Ja ze swojej perspektywy, Maciej ze swojej. Kiedy je sobie czytaliśmy… nie muszę chyba wspominać jak bardzo nas poruszały, więc trudno mi sobie wyobrazić radość i wzruszenie na twarzach naszych dzieci, kiedy dostaną te prezenty.

Polecam wszystkim rodzicom ten prezent dla swojego Skarba. Sama czasem chętnie wezmę te albumy do ręki i przeglądam z ogromnym sentymentem!

Można pomyśleć, będąc w kolejnej ciąży, że już za późno, bo pierwsze, czy pierwsze i drugie dziecko nie otrzymało tego prezentu… Nic straconego! Można przeszperać zdjęcia z okresu poprzednich ciąż i wspólnie ze współmałżonkiem wrócić wspomnieniami do tamtych chwil, żeby stworzyć prezenty dla dzieci. Zachęcam gorąco!

...

Moze byc dobra aktywnosc na ten trudny okres.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:49, 03 Lut 2018    Temat postu:

Czujesz się Matką Klęską, a nie Matką Polką? Nie przejmuj się. To normalne!
Marta Brzezińska-Waleszczyk | 03/02/2018

Natasa Kukic/Stocksy
Udostępnij 0 Komentuj 0
Biegasz cały dzień jak szalona, a wieczorem i tak masz wrażenie, że nic nie zrobiłaś? Jesteś w domu pełnym dzieci, a czujesz się czasem samotna? Masz wyrzuty sumienia, że jako mama sobie nie radzisz? Ten tekst przekona cię, że jesteś całkiem normalna.

My matki wciąż mamy wyrzuty sumienia albo poczucie, że coś robimy nie tak. Moje dziecko ma osiem miesięcy i jeszcze nie raczkuje? To na pewno moja wina! Nie nauczyłam go! Ma prawie roczek i nie chce jeść samo łyżeczką, a na chodzenie się nie zanosi? Z pewnością mogłam poświęcić więcej uwagi na naukę blw czy ćwiczenia zachęcające do stawiania pierwszych kroków.

Czytaj także: Matka to nie ofiara, a macierzyństwo to nie cierpiętnictwo


Moja matki wina?
Ciągle wydaje nam się, że coś robimy nie tak, że mogłybyśmy więcej, lepiej, aghhhhh…!

W dodatku otoczenie wcale nie ułatwia nam sprawy, wpędzając w jeszcze większe poczucie winy i kompleksy, ilekroć tylko ośmielimy się zrobić coś dla samych siebie. A jeśli odbiegamy od standardowego wyglądu matki (cokolwiek by to nie znaczyło), to tym gorzej dla nas.

„Nie wyglądasz dobrze” – słyszymy czasem.

A jak, do licha, mamy wyglądać, jeśli spałyśmy całe cztery godziny na dobę, a interwały snu przerywało karmienie dziecka. Makijaż robiłyśmy w biegu, jedną ręką szykując latorośli owsiankę i próbując nie stracić równowagi, kiedy drugie dziecię ciągnęło za nogawki naszych spodni. Zamiast misternie ułożonych fryzur często chowamy niezbyt świeże włosy pod czapkami (błogosławiony okres jesień-zima) albo próbujemy zniwelować połysk dziecięcym pudrem do pupy (ponoć działa).

Dlatego kiedy Kristina Kuzmic, amerykańska matka i youtuberka usłyszała ostatnio od znajomego, że nie wygląda dobrze, a właściwie to wygląda jak pijana, odparowała: „Nie jestem pijana! Jestem matką”.





Kristinę pokochałam od pierwszego wejrzenia na YouTube, tym bardziej, że popijała kawę prosto z wielkiego dzbana (która matka bawiłaby się w filiżanki, prawda?). Moje serce całkowicie skradła, kiedy bardzo dosadnie pokazała, czym różni się mózg kobiety przed urodzeniem dzieci od mózgu matki. Ten pierwszy to jajko (takie zwykłe, kurze). Ten drugi to to samo jajko, tyle że potraktowane tłuczkiem do mięsa.

Oburzające? Niewiarygodne? Nie, droga mamo, to całkiem normalne, nie tylko Ty czujesz się czasem, jakbyś w czaszce miała mleczną kaszkę. Kristina ma dla Ciebie wiadomość, która Cię zaszokuje.

Czytaj także: Matko – a odpuść Ty sobie! Czy warto kontrolować konta społecznościowe dzieci?


Jesteś normalna!
Biegasz cały dzień jak szalona, a wieczorem i tak masz wrażenie, że nic nie zrobiłaś? Jesteś normalna!

Nie możesz spać pół nocy, bo zamartwiasz się milionem głupich rzeczy, które na dłuższą metę nie są aż tak ważne? Jesteś normalna!

Jednego dnia wyglądasz jak gwiazda rock’a, jedna z tych wymuskanych blogujacych mamuś, które promiennie się uśmiechają trzymając w ramionach czyściutkie bobasy, a następnego dnia umierasz? Jesteś normalna!

Jesteś w domu pełnym dzieci, śmiechów, zabaw, a czujesz się czasem samotna? Jesteś normalna!

Masz w głowie zakodowane, jaka powinna być idealna matka, ale wiesz, że nigdy nie osiągniesz tego poziomu? Jesteś normalna!

To kilka przykładów podanych przez Kristinę (w moim wolnym tłumaczeniu, uzupełnionym macierzyńskim doświadczeniem).

Czytaj także: Nie chcę, żeby moja córka kłamała


Macierzyńska huśtawka
Ze swoich matko-polkowych obserwacji dorzuciłabym jeszcze kilka absolutnie normalnych odczuć, które częściej lub rzadziej pojawiają się w matkowym sercu. Absolutnie nie myśl, że jesteś jakimś ufoludkiem, zwyrodnialcem albo kosmitką, jeśli:

– od kilku dni marzysz tylko o tym, żeby wyjść z domu, urwać się, uciec (sama!), ale już w momencie przekraczania progu zaczynasz tęsknić i wahasz się, czy może jednak zrezygnować,

– odpuszczasz mega pilny projekt, zebranie, szkolenie, whatever, żeby jak najszybciej wrócić do domu, pobyć z dzieckiem, ale po pierwszym kwadransie i ataku histerii, rozrzuceniu obiadu na podłodze (całego mieszkania) i wymalowaniu ścian spaghetti szczerze żałujesz, że nie zostałaś w firmie (nawet na cały weekend),

– czasem masz ochotę zdzielić swoje dziecko, albo przynajmniej potrząsnąć nim (oczywiście tylko w myślach),

– kilka razy dziennie pytasz samą siebie: po co mi to było? I w głowie roztaczasz wizje tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które mogłabyś zrobić, gdyby nie dzieciorexy,

– wywaliłaś z fejsa singielki albo bezdzietne koleżanki, żeby serce nie pękało Ci od oglądania ich fotek z wypadu na Seszele,

– pół miesiąca kombinujesz, jak wywieźć dzieci na weekend do teściów, a potem już w niedzielę z samego rana do nich jedziesz, bo tak tęsknisz…

Jesteś całkiem normalna! Brawo!

To wszystko, o co się troszczysz, dom, rodzina, zdrowie, wszystkie rodzicielskie decyzje, dowodzą jednego – jesteś wspaniałą mamą.

...

To bardzo dobry objaw! Gorzej jak matka czuje sie mistrzynia wychowania. To pycha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:12, 06 Lut 2018    Temat postu:

e”. Jak Serena Williams
Marta Brzezińska-Waleszczyk i Grace Stark | 06/02/2018

Serena Williams | Instagram | Fair Use
Udostępnij 3 Komentuj 0
Wiem, że mam to piękne dziecko, które czeka na mnie w domu i czuję, że nie muszę grać kolejnego meczu. Nie potrzebuję pieniędzy, tytułów, prestiżu – mówi Serena Williams.

Wszystko mogę, ale nie wszystko przynosi mi korzyść – pisał św. Paweł. To świetnie sprawdza się także w macierzyństwie, które mnie nie ogranicza, które pozwala mi robić wszystko, na co mam ochotę. Ale jednocześnie daje siłę, by odpuścić, zrezygnować – nawet z czegoś bardzo cennego.



Serena Williams nie wystąpi na Australian Open
Macierzyństwo pomaga przewartościować wiele spraw i nieco inaczej ustawić priorytety. Także w kwestii wielkiej kariery, czego dowodzą przykłady takich sportowych gwiazd, jak Serena Williams. Słynna tenisistka trafiła na pierwsze strony gazet – ale nie z powodu spektakularnego sportowego sukcesu, tylko z powodu decyzji, że nie weźmie udziału w najbliższym Australian Open.

Powód? Kilka miesięcy po urodzeniu pierwszego dziecka – córki o imieniu Alexis Olympia – tenisistka nie czuje się na siłach, by stanąć do rywalizacji w prestiżowym turnieju. Oczywiście, szybko znajdą się krytycy, którzy zawyrokują, że oto kolejny przypadek, kiedy „dziecko złamało kobiecie karierę”. Tymczasem Williams miała ciężki poród, zakończony niespodziewanie cesarskim cięciem, podczas którego zagrożone było zarówno życie dziecka, jak i jej samej, więc odpoczynek najzwyczajniej w świecie jej się należy.

Czytaj także: Magda Frączek: Kim jest dziecko?



Just how I look at her
A post shared by Serena Williams (@serenawilliams) on Jan 16, 2018 at 6:39am PST


Dziecko łamie kobiecie karierę?
Ale jest i druga strona medalu. Tu nie chodzi wyłącznie o odpoczynek, regenerację, czas dla siebie i dziecka, co wydaje się oczywiste. To także kwestia zmian, jakie w nas, kobietach, przynosi pojawienie się dziecka.

W jednej chwili z niezależnej kobiety, która w pełnej dowolności decyduje o sobie i zarządza swoim czasem, stajesz się… matką, która gospodarując swoim czasem, energią, wszystkim (!) musi brać pod uwagę zaspokojenie potrzeb dziecka.

Macierzyństwo po prostu zmienia – perspektywę patrzenia, hierarchię wartości, wyczucie tego, co „musisz”, a co „możesz”. To oczywiście zmiana na lepsze, nawet jeśli początkowo bywa związana z trudem, bólem i cierpieniem spowodowanym wyjściem ze swojej strefy komfortu. Zmiany tej doświadczyła także Serena Williams, która przyznała się do tego w jednym z wywiadów.

Czytaj także: „Dziecko jest katalizatorem naszych emocji”. Rozmowa z Anną Jadowską, reżyserką filmu „Dzikie róże”



Olympia Ohanian, at match point, championship point, even without her shoes she's hard to beat. Serving now For her 12th Wimbledon title. 3 more than her mum Serena. @wilsontennis @olympiaohanian
A post shared by Serena Williams (@serenawilliams) on Feb 1, 2018 at 7:51am PST


Serena Williams: Nie muszę grać kolejnego meczu
„Kiedy jestem zbyt niespokojna, przegrywam mecze. Wiele tego niepokoju zniknęło, kiedy zostałam matką. Wiem, że mam to piękne dziecko, które czeka na mnie w domu i czuję, że nie muszę grać kolejnego meczu. Nie potrzebuję pieniędzy, tytułów, prestiżu. Chcę ich, ale nie potrzebuję – to innego rodzaju uczucie”.

Podobnego uczucia doświadczyła inna sportsmenka, Kerri Walsh Jennings, która wyznała, że grała tak intensywnie, aż w końcu zaczęła potrzebować równowagi. Dały ją jej dzieci i rodzina. Jej życiowa pasja weszła na wyższy poziom.

Obie panie to tylko mały przykład tego, jak macierzyństwo czyni kobietę silniejszą – i to dosłownie. Pokazuje, że to noszenie coraz cięższego bobasa, kołysanie, bujanie, tulenie, wprowadzanie po schodach po tysiąc razy dziennie – czyni kobietę silniejszą. Ale co więcej – nie chodzi przecież wyłącznie o zmianę w postaci większej siły fizycznej.

Czytaj także: Co każda mama chciałaby usłyszeć



Meet Alexis Olympia Ohanian Jr. You have to check out link in bio for her amazing journey. Also check out my IG stories 😍😍❤❤
A post shared by Serena Williams (@serenawilliams) on Sep 13, 2017 at 6:39am PDT


Macierzyństwo – cenna lekcja dla… biznesu
Można czasem usłyszeć, że ciąża ogłupia, bo te ciężarne są takie jakieś nieogarnięte, zapominają o tym, co się przed chwilą do nich mówiło, wszystko im leci z rąk, etc. Owszem, może i bywają w gorszej kondycji, ale za to po porodzie wracają do formy, a nawet więcej – jak dowodzą badania, mają większą inteligencję emocjonalną, wrażliwość, umiejętność współodczuwania.

Są także bardziej zaradne – stają się przedsiębiorcami, rozkręcają swoje biznesy. I nie tylko te mniejsze, związane z dziećmi, jak szycie ubranek, doradztwo chustowe, etc., ale także całkiem duże przedsięwzięcia. Katie Hintz-Zambrano, współzałożycielka pisma „Mother” mówi, że bycie matką uczy zaradnego rozwiązywania problemów, a to cenna umiejętność w biznesie. Posiadanie dziecka bywa nazywane wręcz rewolucją dla mózgu, bo wymaga od rodzica zupełnie nowych umiejętności, stawia wobec kompletnie nowych wyzwań.

A jedną z tych nowych umiejętności, dla mnie jedną z najcenniejszych, jest umiejętność powiedzenia „nie”, zrezygnowania – bez wyrzutów sumienia, ale i bez żalu – z czegoś, co oczywiście jest dobre i cenne, ale… W końcu „wszystko mogę, ale nie wszystko przynosi mi korzyść” 😉

...

Kobieta nie wie jak to byc matka dopoki nie zostanie. Czlowiek jest istota uczaca sie. Nie wie z gory.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:10, 13 Lut 2018    Temat postu:

gotowa na dziecko?
Fanny Leroux | 13/02/2018

Heidy Sequera | Unsplash
Udostępnij 7 Komentuj 0
Narodziny dziecka są często skutkiem świadomej decyzji, a niekiedy niespodzianką. Wiążą się jednak z kilkoma pytaniami, a podstawowe z nich brzmi: „Czy jestem gotowa?”.

Jeśli jest taki moment w życiu, kiedy wszystko zmienia się nieodwracalnie, to właśnie pojawienie się dziecka! Nowa organizacja życia, nowe obowiązki, nowy rytm, nowe priorytety… To rodzi wątpliwości, obawy, pytania.

Czy jesteśmy gotowi na te zmiany? Czy są jakieś znaki, które mogłyby pomóc nam zdefiniować pragnienie posiadania dziecka? To uzasadnione pytania przed podjęciem ważnej decyzji. Oto kilka przemyśleń rodziców i specjalistów, które mogą pomóc w rozeznaniu sytuacji.



Oboje tego chcecie
Niektórzy twierdzą, że pomysł poczęcia dziecka rodzi się w tej samej chwili, co pragnienie. Kiedy zaczynamy o tym myśleć, oznacza to, że przygotowujemy się na tę możliwość i że pojawiła się chęć poczęcia. Jednak Jean-Mary Jackono, osteopatka, która studiowała również hipnozę medyczną i seksuologię w Paryżu, mówi, że dobrze jest zadać sobie pytanie, dlaczego pragniemy dziecka.

To rzeczywiście ważne, by nie podejmować decyzji pod wpływem „norm” społecznych, pod presją zegara biologicznego, ale głębokiego pragnienia. Lucie Schaffner, opiekunka w żłobku, podkreśla, że lepiej jest, gdy „małżonek także pragnie dziecka”. To plan, który zaczyna się od dwóch osób, później trzech, czterech… Ale zawsze rodzi się między dwojgiem ludzi, za obopólną zgodą.

Czytaj także: Sztuka kochania dziecka


Czy mogę dać dziecku, to czego będzie potrzebowało?
Czy myśl o dziecku sprawia, że jesteś szczęśliwa? Świetny znak! Jeśli uśmiechasz się na samą myśl o tym, cieszysz się i pilno Ci do tego, to znaczy, że już czas.

Pomimo trudności i przeszkód, które mogą się pojawić – finansowych, logistycznych i medycznych – jeśli myśl o dziecku wprawia Cię w dobry nastrój, oznacza to, że jesteś mentalnie gotowa na jego przyjęcie, nawet jeśli będziesz musiała na to trochę poczekać.

Musisz jednak odróżniać marzenia od planów. Marzenia są niekonkretne, czasami wręcz niemożliwe, a w trakcie realizacji planu bierzesz pod uwagę różne aspekty sprawy, oceniasz ryzyko, konsekwencje i korzyści. Kiedy czujesz się pewnie i wiesz, że będziesz mogła dać dziecku to, czego potrzebuje, jeśli wiesz, że masz odpowiedniego mężczyznę u swojego boku, spełniłaś już kilka najważniejszych warunków!

Czytaj także: Masz dziecko? To zaprzyjaźnij się z tym uczuciem


Czy dam radę?
Jednak sama myśl o dziecku może cię przerażać. Masz wątpliwości, pytania, obawy: czy dam radę? A jeśli nie jestem na to gotowa?

Wiele pytań z pewnością przytłacza Ciebie i Twojego narzeczonego. To zupełnie normalne! Świadczy o Waszej dobrej wierze. Już sama wątpliwość, czy jesteśmy gotowi, pokazuje, że nas to przeraża: spróbuj rozpoznać te obawy, wymyślić rozwiązania, a jeśli na razie ich nie widzisz, zaczekaj i podążaj za swoim instynktem.

Właściwie nigdy nie ma dobrego momentu, ale są chwile mniej i bardziej odpowiednie. Aby począć i przyjąć dziecko, musisz być na to gotowa także psychicznie. Lęk przez zmianami, które przynosi życie, jest całkowicie racjonalny i uzasadniony, zwłaszcza gdy pielęgnujesz tę myśl od jakiegoś czasu!

Czytaj także: Magda Frączek: 3 lekcje o tym, czego uczy mnie dziecko


Chcesz dawać miłość
Nie zapominajmy, że dziecko jest błogosławieństwem Bożym: „Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą” (Psalm 126,3). Kiedy głęboko w sercu czujesz, że będziesz w stanie pielęgnować i kochać dziecko, utwierdzi Cię to w gotowości do tej przygody. Ponadto, jeśli otoczenie postrzega Cię jako osobę kochającą, która może zostać dobrym rodzicem, zaufaj opinii bliskich. Dziecko potrzebuje przede wszystkim miłości, jeśli czujesz się gotowa, by mu ją dać, to doskonale!

Mam już dziecko/dzieci, czy jestem gotowa na kolejne?
Specjaliści jednogłośnie twierdzą, że myślimy tak samo, niezależnie od tego, czy mamy już dzieci, czy nie. Maria, mama trójki, dodaje, że największą zmianę w życiu przynosi pierwsze dziecko. Pytania bardzo często dotyczą także organizacji życia, spraw finansowych. Jednak przy kolejnym dziecku mniej jest obaw niż przy pierwszym – rodzice wiedzą już, czego się spodziewać. Jak to się mówi: „Jeśli jest miejsce dla dwojga, znajdzie się i dla trzeciego!” – oczywiście w zależności od indywidualnej sytuacji.

...

Wyzwanie na miare zycia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:27, 08 Mar 2018    Temat postu:

Firma dla karmiących piersią
Anna Salawa | 07/03/2018

Shutterstock
Udostępnij 43 Komentuj 0
Co zrobić, by kobiety chciały dłużej karmić piersią? Ładnie je ubrać – przekonuje Karolina Kurzela, założycielka firmy Milk&love – produkującej sukienki, które ułatwiają karmienie piersią.

Anna Salawa: Jak powstała Twoja firma?

Karolina Kurzela: Milk&love to odpowiedź na moją prywatną potrzebę. Poszukiwałam dla siebie wygodnych sukienek do karmienia piersią. Niestety, nigdzie nie mogłam takich znaleźć. Albo były strasznie drogie, albo kiepskiej jakości. Wymyśliłam więc proste rozwiązanie – czyli kieszonki na suwak na wysokości piersi i poszłam z tym pomysłem do mojej krawcowej. Ona uszyła trzy pierwsze prototypy, które nosiłam non stop na zmianę – były tak wygodne. W sukienkach pojawiałam się wszędzie. Przyciągnęły one uwagę innych karmiących kobiet. Pytały mnie skąd je mam i mówiły, że w ich szafach też brakuje takich sukienek – o uniwersalnym kroju, które można nosić na różne okazje.

To był również czas, kiedy szukałam nowego pomysłu na siebie. Nie chciałam wracać do pracy na etat, wolałam być bliżej dzieci. I wtedy zrodziła się myśl, aby spróbować szyć takie sukienki. Zależało mi, żeby były to produkty najwyższej jakości, bo wiedziałam, że ubranie karmiącej mamy przechodzi prawdziwą szkołę przetrwania. Szwalni poszukałam w Polsce, aby mieć kontrolę nad procesem produkcyjnym i być pewna, że pracownicy są godziwie wynagradzani.



Czy Twoje sukienki przekonały kobiety do dłuższego karmienia piersią?

Kiedy rodził się pomysł własnej marki odzieżowej, marzyło mi się, żeby kobiety czuły się w moich ubraniach tak dobrze, że będą chciały karmić dłużej. Sama jestem biotechnologiem i wiem, jak cenny dla mamy i dziecka jest każdy miesiąc karmienia piersią.

Dlatego zależało mi na produkcie, z którym będzie się ciężko rozstać i przez to karmić dłużej. Bardzo się ucieszyłam, kiedy pierwsza klientka napisała, że dzięki sukienkom tak dobrze poczuła się jako mama, że nie chce odstawiać swojego dziecka od piersi.

Czytaj także: Fakty czy mity – obalamy 10 popularnych stwierdzeń na temat karmienia piersią


Czyli nie tylko udało Ci się stworzyć własną firmę, ale również pomagać ludziom…

Nie potrafię robić biznesu tylko dla pieniędzy, bardzo ważne jest dla mnie społeczne zaangażowanie firmy. Dlatego od razu nawiązałam współpracę z organizacjami promującymi karmienie. Wspólnie z Fundacją Promocji Karmienia Piersią udało się mi zorganizować wielką kampanię edukacyjną w warszawskim metrze.

Choć Milk&love to przede wszystkim moje ogromne hobby i mam cichą nadzieję, że tak pozostanie na zawsze. Tyle radości mi to daje!



Nie ukrywasz również, że w działanie swojej firmy mocno angażujesz też Pana Boga…

Przed pracą modlę się do Ducha Świętego. Oddaję to Bogu i przyjmuję to, co się dzieje w mojej firmie z ufnością, że On to prowadzi… Jestem cholerykiem i trudno mi się godzić, kiedy coś nie dzieje się po mojej myśli. A ufanie, że Pan Bóg najlepiej to prowadzi, uwalnia mnie od stresu.



Jak uważasz, dlaczego tak wiele kobiet bardzo szybko rezygnuje z karmienia piersią?

Myślę, że przede wszystkim wynika to z braku właściwej edukacji. Według zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i wszystkich naczelnych instytucji pediatrycznych dziecko powinno być karmione wyłącznie piersią do skończenia szóstego miesiąca życia, później należy kontynuować karmienie piersią przy jednoczesnym wprowadzaniu produktów uzupełniających do drugiego roku życia dziecka i dłużej. Niestety, często sami lekarze czy położne przekazują swoim pacjentkom sprzeczne informacje.

Kolejnym powodem jest niezwykle agresywny marketing mleka modyfikowanego i pierwszych posiłków w słoiczkach. Nie dość, że sztuczne mieszanki w reklamach są przyrównywane do mleka kobiecego, to w dodatku są przedstawiane jako obowiązkowa część jadłospisu dziecka. A tak nie musi być. Dziecku po 1. roku życia można zacząć wprowadzać normalne mleko, niepoddane chemicznej obróbce.



Czy karmienie mieszankami nie stało się też po prostu modne?

Tak, zaobserwowałam taki trend. Mleko modyfikowane to drogi produkt, nie dla wszystkich dostępny. Kobiety karmiące mieszanką są aktywne zawodowo i bardziej atrakcyjne. A karmienie piersią jest dla tych zwykłych, szarych kobiet. Kojarzy się bardziej z kurą domową, która zaniedbana siedzi w domu. Niestety, to stereotypy, utrwalone gdzieś z tyłu głowy, z którymi trzeba walczyć. I tu widzę też swoje zadanie.

Poprzez to co robię, staram się zachęcić mamy karmiące do wychodzenia z domu. Kiedy masz na sobie ładne ubranie, które wcale nie wygląda jak strój do zadań specjalnych, a kiedy trzeba możesz w nim wygodnie i dyskretnie nakarmić, podnosi się poczucie własnej wartości. A to najlepsza reklama karmienia piersią.

...

Kazde dobro jest potrzebne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:11, 08 Mar 2018    Temat postu:

płaczącą mamę w ciąży i jej synka
Cynthia Dermody | 07/03/2018

Shutterstock
Udostępnij 316 Komentuj 0
Kobiety na lotnisku utworzyły wokół nich krąg. I wtedy wydarzył się cud.

Zostawmy na boku opowieści o płaczących dzieciach i zirytowanych pasażerach samolotów, które na pewno znamy z Facebooka, i przeczytajmy tę historię. Pointa tych relacji nie musi być negatywna. To, co zdarzyło się ostatnio na zatłoczonym lotnisku, jest niezwykłą historią o czułości.

Czytaj także: Jak rozbroić histerię dziecka za pomocą jednego pytania?


Zdesperowana mama na lotnisku
Na początku lutego Beth Bornstein Dunnington, pisarka, redaktorka i aktorka, czekając na lotnisku w Los Angeles na samolot do Portland, była świadkiem zdarzenia, które być może wielu spośród nas zna z autopsji: zdesperowana ciężarna matka próbowała okiełznać rozszalałego przedszkolaka. Dziecko było w spazmach – leżało na podłodze i wrzeszczało, odmawiając wejścia do samolotu, mama nie umiała sobie z nim poradzić do tego stopnia, że sama leżała obok niego i płakała.

I wtedy zdarzyło się coś cudownego (płaczę, gdy to piszę)… kobiety obecne na lotnisku, było nas chyba sześć albo siedem, nie znałyśmy się wcześniej – podeszłyśmy i otoczyłyśmy ich, klękając wokół. Zaśpiewałam chłopcu piosenkę „The Itsy Bitsy Spider”… jedna z kobiet miała pomarańczę, którą obrała dla niego, inna wyjęła z torebki zabawkę, kolejna dała matce butelkę wody. Któraś jeszcze pomogła jej wyjąć z torebki kubeczek dla małego i dała mu się napić.


Niech żyje czułość
Post na Facebooku polubiło ponad 18 tysięcy ludzi – ale to nic w porównaniu do tego, co się wydarzyło, gdy sprawę podjęły „macierzyńskie” blogi, a po nich media głównego nurtu, jak „USA Today”. Opowieść, niczym pożar lasu, zatacza coraz szersze kręgi – i świadczy o tym, jak bardzo dziś „pragniemy czułości”, napisała później Bornstein Dunnington.

Kobiety, i prosty akt czułości wobec innej kobiety i jej dziecka, które potrzebowało pomocy – to chyba trafiło w czuły punkt, bo wszyscy dziś tego tak bardzo potrzebujemy. To nie było żadne bohaterstwo, choć wiele dla mnie wtedy znaczyło… sprawić, żeby mama i jej dziecko znaleźli się w samolocie.
Bornstein Dunnington powiedziała, że najwspanialsze komentarze, jakie otrzymała, były od ludzi, którzy pisali, że zawsze wypatrują tego rodzaju sytuacji w miejscach publicznych, by pośpieszyć z pomocą. Jeśli nie jest to najlepsza wiadomość dnia, nie wiem, co miałoby nią być! Jak bardzo chciałabym, by Bornstein Dunnington i tamte kobiety mogły być przy mnie w podobnych chwilach w sklepie spożywczym, w poczekalni u lekarza, w kolejce na lotnisku… I mam nadzieję, że będę taka jak one, gdziekolwiek pójdę.

Oto cały wpis Beth Bornstein Dunnington:





Niezwykła rzecz dzisiaj na LAX [lotnisko w Los Angeles]… (piszę to w samolocie). Byłam przy bramce, czekając na samolot do Portland. Odprawa do dwóch różnych miast odbywała się po obu stronach odprawy do Portland. Maluch, który wyglądał na około półtora roku, miał totalny kryzys, biegał między siedzeniami, wierzgał i krzyczał, a potem położył się na ziemi, odmawiając wejścia na pokład samolotu (który nie leciał do Portland). Jego mama w zaawansowanej ciąży, podróżowała sama z synem, była tym całkowicie przytłoczona… nie mogła go podnieść, uciekał od niej, a potem kładł się na ziemi, wierzgając i wrzeszcząc. Matka usiadła na podłodze i trzymała się rękami za głowę, dziecko dalej szalało, a ona zaczęła płakać. I wtedy wydarzyła się ta wspaniała rzecz (płaczę, gdy to piszę)… kobiety obecne na lotnisku, było nas chyba sześć albo siedem, nie znałyśmy się wcześniej – podeszłyśmy i otoczyłyśmy ich, klękając wokół. Zaśpiewałam chłopcu piosenkę „The Itsy Bitsy Spider”… jedna z kobiet miała pomarańczę, którą obrała dla niego, inna wyjęła z torebki zabawkę, kolejna dała matce butelkę wody. Któraś jeszcze pomogła jej wyjąć z torebki kubeczek dla małego i dała mu się napić. To było wspaniałe, nie umawiałyśmy się i nie znałyśmy się wcześniej, ale udało nam się ich oboje uspokoić i wsiedli do samolotu. Podeszły tylko kobiety. Kiedy przeszli przez bramkę, wróciłyśmy na swoje miejsca i nie rozmawiałyśmy o tym… obce kobiety, które zebrały się, żeby rozwiązać jakiś problem. Pomyślałam, że krąg kobiet z misją może ocalić świat. Nigdy nie zapomnę tej chwili.


...

Brawo! Pieknie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:45, 10 Mar 2018    Temat postu:

Oto ja, kobieta: Odzyskaj ciążę
Natalia Białobrzeska | 09/03/2018
NATALIA BIAŁOBRZESKA
@natalia.bialobrzeska/Instagram
Udostępnij 0 Komentuj 0
Nieważne, czy jest to pierwsza, druga czy kolejna. Czy do porodu zostało Ci siedem czy dwa miesiące. Zatroszcz się o swojego ducha, o swoje emocje, o to by nie zgubić w tym wszystkim siebie.

Dawno temu w jednej z burzliwych rozmów na temat kobiet i ich ogromnego wkładu w kręcenie się Ziemi, jednym z moich argumentów, który wydawał mi się być tym niepodważalnym, była „ciąża”.

Rozumiana przeze mnie jako gwałtowny, 9-miesięczny proces przemian i w ciele, i w duchu. To, co jednak wydawało się mnie, nie wydawało się mojej znajomej. Pamiętam jej osłupienie i parsknięcie śmiechem: no coś ty, przecież jak już kobieta zaciąży, czy ma lat dziewiętnaście i myśli o niebieskich migdałach, czy dojrzałe czterdzieści, to m u s i przez ciążę przejść i nie ma w tym jej wielkiego wkładu.

Czytaj także: Czego kobieta robić nie może?


Poza mną
Rzeczywiście ciąża „dzieje się”, w jakimś sensie poza nami. Znane są w medycynie wcale nie odosobnione przypadki kobiet, które zaczęły rodzić a nie miały bladego pojęcia, że przez minione kilka miesięcy nosiły pod sercem człowieka. Ale po co miałabym doszukiwać się jakichś ekstremalnych przykładów, skoro mogę Wam powiedzieć o sobie.

Przez pierwszą ciążę przebiegłam sprintem, bez zadyszki. Pracowałam do dziewiątego miesiąca. Brałam życie garściami i popijałam myślą „po porodzie wszystko się zmieni, wykorzystaj ten czas!”. Nie wiem dlaczego miałam w sobie przekonanie, że jak nie wykorzystam to stracę. Ale wiem, że tego się obawiałam.

Przeczytałam sporo książek w tematyce pielęgnacji, opieki, wychowania, ciąży i samego porodu. Jeździłam na spotkania warsztatowe dla oczekujących mam, żeby dowiedzieć się czegoś jeszcze.

Obejrzałam chyba wszystkie możliwe dokumenty okołoporodowe. Wykupiłam pakiet ćwiczeń dla aktywnych mam. Byłam całkiem niezła w nowinkach z półki „artykuły dla mamy i dziecka”, bez których nie wyobrażałam sobie wejścia w macierzyństwo. I znowu, nie wiem skąd we mnie przekonanie, że skoro „mam wiedzę i rozumiem”, to znaczy, że „jestem w tym, co dzieje się”.

Czytaj także: Twoje ciało po ciąży… Jest dowodem na istnienie cudu!


Ciąża slow
W biegu przed czymś albo za czymś niezwykle łatwo minąć się z samą sobą. Skupić na wszystkim co wokół i uznać potrzeby świata za własne. Ciąża tylko fizycznie może dziać się „poza nami”. Natomiast duchowo nie zadzieje się bez nas.

Ten czas jest po to, by przygotować siebie do ponownych narodzin, by z sali porodowej wyjść w zgodzie z nową tożsamością. Ja wpadłam w ten proces, w hormonalnym i bolesnym popłochu wraz z odejściem wód płodowych.

Bo posiadana przeze mnie wiedza i zrozumienie pewnych mechanizmów, nie była tożsama z „doświadczaniem” tego, co we mnie następowało od momentu pojawienia się dwóch kresek na teście. Dlatego, gdybym dziś mogła stanąć przed sobą z tamtych lat, przyszłabym do samej siebie z kubkiem ciepłej kawy, dobrą znajomą, biletem na weekendowy wypad nad morze i powiedziałabym sobie: wdech – wydech, zwolnij, przeżyj, bądź, poczuj.

Czytaj także: 9 pomysłów, jak powiedzieć o ciąży ojcu dziecka


Torba szpitalna a bagaż życia
Do szpitala jedziemy nie tylko z planem porodu i jedną walizeczką. Jedziemy z bagażem swojego życia. I właśnie podczas porodu, wszystko to, co przez lata usilnie zabezpieczałyśmy sznurkami przewiązanymi na dziesięć supłów, chowałyśmy w torebkach próżniowych odsysając wszelkie emocje, albo gdzieś na dnie, żeby już nie wracać, zapomnieć – wszystko to wyleci.

Poród to niezwykłe przeżycie. Mieszanka ekscytacji i rezygnacji. Siły i bezsiły. Pewności siebie i poczucia bezbronności. Zdania się tylko na siebie i na kogoś obok. To wiara w swoją sprawczość i strach. To wspólnota osób i samotność. To wydarzenie, z którego możemy wyjść wzmocnione albo osłabione. Dlatego tak szalenie ważne jest te 9 miesięcy, podczas których masz czas i możliwość otworzyć swój bagaż, przyjrzeć się temu, co stare a nadal jakoś ciąży. Właśnie po to, by nie blokowało. By wypakować i zostawić za sobą. By ten bagaż wypełnić dobrem dla siebie.

Odzyskaj ciąże. Nieważne czy jest to pierwsza, druga czy kolejna. Czy do porodu zostało Ci siedem czy dwa miesiące. Zatroszcz się o swojego ducha, o swoje emocje, o to by nie zgubić w tym wszystkim siebie. Wdech – wydech, zwolnij, przeżyj, bądź, poczuj.

...

Istotnie obledne jest stwierdzenie ze kobiety odgrywaly drugoplanowa rold w historii skoro wszyscy po Adamie i Ewie, nawet Jezus czyli Bóg zostali urodzeni przez kobiety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:41, 14 Mar 2018    Temat postu:

Perfekcyjna mama domu
Natalia Białobrzeska | 13/03/2018
Młoda mama z małym dzieckiem
Nick Dolding / Getty Images
Udostępnij 24 Komentuj 0
Nie można mieć czasu na wszystko. Nie chcę być mamą pochyloną nad garnkami i praniem kosztem czasu, który mogę podarować swoim dzieciom. Chcę być mamą pochyloną nad nimi.

Moja mama to na swój sposób silna babka. Pamiętam jej niestrudzone, wczesnoporanne wyjścia do pracy, potem dźwiganie ciężkich zakupów, gotowanie obiadu codziennie, przez 365 dni w roku i tak kilkanaście długich lat, sprzątanie i wieczorne prasowanie.



Mama – mrówka
Byłam dzieckiem i obserwowałam uważnie moją mamę-mrówkę. Kiedy dojrzałam, przegadałyśmy szmat naszej wspólnej przeszłości. I nie zapomnę tego, co powiedziała:

Gdybym tylko wtedy mogła, byłabym z wami częściej i bardziej.
Dziś ja jestem mamą dwóch maluchów. Wiem, że i mnie obserwują każdego dnia. Wiem, że niebawem będą świadomie oceniać moje wybory. A za kilkanaście lat pewnie pogadamy o błędach, za które przyjdzie mi przeprosić.

Czytaj także: Mamo, po pierwsze nie porównuj!


Jestem z innej planety
Jakiś czas temu trafiłam na obrazek z krótkim dialogiem. Mąż do swojej żony:

– Jest 22:00, dzieci śpią. To co, jakiś film, pizza czy seks?

W odpowiedzi słyszy:

– Pranie i prasowanie.
Pod grafiką posypało się kilkaset komentarzy mam, które wymieniały wszystkie obowiązki do odhaczenia przed 24:00, potwierdzając z żalem, że tak wygląda ich doba i nie pamiętają, co to relaks.

Pomyślałam, że jestem z innej planety.

Kiedy przygotowywaliśmy listę życzeń prezentowych z okazji ślubu, napisaliśmy wyraźnie, żeby sklepy RTV i AGD omijać szerokim łukiem.

Po wprowadzeniu się do mieszkania wyrzuciliśmy żelazko. Nie gotuję obiadów, tylko zamawiam. Wiem, że mamy mopa, ale ciężko mi go zlokalizować, kiedy już wypadałoby go użyć. Jednym słowem: bez wahania wybieram pizzę, film i męża, a najlepiej w pakiecie 3w1.

Jednak tłum mam, które decydują inaczej, zainspirował mnie do jednodniowego eksperymentu.

Czytaj także: Synu, spadaj na drzewo! Czyli dlaczego warto zabrać dziecko do lasu


Dzieci czy sprzątanie
Obudziłam się rano i postawiłam sobie cel: utrzymanie porządku oraz ugotowanie obiadu. Przy żywiołowej dwulatce i kilkumiesięcznym niemowlaku to była wspinaczka na stromą ścianę. Posiadanie planu pomogło mi sprawnie się ogarnąć. Może Was zaskoczę, ale przyjemnie było sprzątać, zmywać, prać, układać zabawki, ubranka i gotować.

Może zaskoczę Was jeszcze bardziej, ale wiem skąd we mnie to uczucie. Bo wszystko, co zrobiłam przyniosło szybkie, namacalne rezultaty. To swego rodzaju nagroda. A kto nie lubi nagród? Zupełnie inaczej jest z wychowywaniem małego człowieka na człowieka. Tu rezultaty zobaczymy za kilkanaście lat. Trzeba mieć w sobie sporo determinacji, by po drodze nie odpuścić.

Mimo to po kilku godzinach spędzonych w całkiem niezłym samopoczuciu, eksperyment przerwałam ze łzami w oczach. Dlaczego?

Zrozumiałam, że podczas tej stromej wspinaczki zostawiłam gdzieś w tyle swoje dzieci.

Czytaj także: Natalia Białobrzeska: Mam tę moc, by odpuścić


„Zaraz”, „momencik”, „nie teraz”, „później”…
„Potem”, „zaraz”, „momencik”, „jeszcze chwilę”, „nie teraz”, „sekundę”, „później” – tyle i więcej synonimów wyrażenia „nie mam dla ciebie czasu” usłyszała ode mnie moja córka.

Bo wstawianie prania, bo rozwieszanie prania, bo chowanie ubrań do komód, bo wkładanie rzeczy do zmywarki, bo wyciąganie rzeczy ze zmywarki, bo krojenie warzyw, bo pieczenie, bo zmywanie podłogi, bo, bo, bo.

Aż w końcu z tego mojego transu wybił mnie widok stojącej przede mną córki, trzymającej w rękach książkę pod tytułem „Miłość”. Usiadłam na podłodze z mokrymi oczami, przytuliłam ją mocno i powiedziałam to, co zawsze, ilekroć wyjmuję tę książkę z półki: „A teraz mama powie Ci, jak bardzo Cię kocha”.

Czytaj także: Dlaczego moje dzieci nie muszą mieć dobrych ocen


Nie można mieć czasu na wszystko
Szybko zrozumiałam, że podczas tej stromej wspinaczki zostawiłam gdzieś w tyle swoje dzieci. Że nie można mieć czasu na wszystko. Że nie chcę być mamą pochyloną nad garnkami, wiaderkiem z wodą, suszarką na pranie kosztem czasu, który mogę podarować swoim dzieciom. Że chcę być mamą pochyloną nad nimi. Że nie chcę korony perfekcyjnej mamy domu. Że to, w co nie muszę angażować całej siebie, co mogę zlecić komuś innemu, co mogę sobie odpuścić, takie właśnie będzie, nieidealne, ale wystarczające.

Wiem też, że ten stan jest przejściowy, że dzieci rosną, że jeszcze trochę i przestaną przychodzić do mnie z prośbą: – Poczytaj mi, mamo, że jeszcze trochę i będą bawiły się same, a ja będę miała czas na prasowanie skarpetek. Choć znając siebie, wtedy też zapewne wybiorę film, pizzę i męża.

...

Perfekcja jest w Niebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:47, 14 Mar 2018    Temat postu:

Oto ja, kobieta: odzyskaj poród
Natalia Białobrzeska | 14/03/2018
KOBIETA, PORÓD
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Weź poród w swoje ręce i odzyskaj go! Bo to naprawdę może być niezwykłe i wzmacniające przeżycie dla Ciebie i dla Twojego związku.

Próg szpitala przekroczyłam z planem porodu, w którym między wierszami chowały się moje marzenia, wyobrażenia i oczekiwania, rzeźbione przez kilka długich miesięcy ciąży. Były tam też historie porodowe kobiet, których tak bardzo częścią chciałam być. To były historie wypełnione mocą, sprawczością, spokojem, ciszą, intymnością. Spodziewałam się wszystkiego, co dobre.



O wspólnym pragnieniu rodzących
Kobiety na całym świecie rodzą w najróżniejszych warunkach, począwszy od wysoko wyspecjalizowanych klinik w USA, przez własne domy, a skończywszy na kocu i plecionym dachu nad głową, gdzieś w odległej Afryce. Bez względu na możliwości, każda z nas pragnie jednego: poczucia bezpieczeństwa.



Bezpieczeństwo – gdzie go szukać?
Przed pierwszym porodem ulokowałam je w sali porodowej: kwiecistych tapetach, łóżku niczym z katalogu, dostępności różnych udogodnień i idei miejsca.

Jednak podczas mojej porodowej podróży zadziało się mnóstwo sytuacji, nie pasujących do żadnego rozdziału z życia tych silnych kobiet, który miałam zamiar przekopiować do własnych wspomnień. Szpitalne struktury, wielość obowiązków położnych, system i schemat medycznych działań sprawiły, że poczułam się zdana na samą siebie.

To doświadczenie zwróciło mnie ku miejscu, w którym na nowo znalazłam siebie, ku mojemu sercu. W stronę ludzi, którzy mają czas i umiejętność wsłuchiwania się w nie podczas porodu. Dlatego kolejny poród był tym odzyskanym. A myśl o trzecim, przywołuje tylko (s)pokój. Zanim to jednak nastąpiło, zmieniłam optykę.

Czytaj także: Oto ja, kobieta: Odzyskaj ciążę


Walczyć czy zatroszczyć się?
Standardy Opieki Okołoporodowej były, obecnie są zmieniane, ale co ważniejsze trudne do monitorowania i egzekwowania. W zbyt wielu placówkach dotyczą wyposażenia sal porodowych, a nie mentalności personelu.

Stąd w sieci tak wiele traumatycznych historii porodowych, których nie byłoby, gdyby nie czynnik ludzki, często określany przez kobiety jako: nieuprzejmość, złośliwość, brak poszanowania intymności czy swobodnego dostępu do informacji. Chciałabym, abyś wyrzuciła z głowy obawę, że to góra lodowa, której nie da się ominąć. I żebyś wyrzuciła z siebie wewnętrzny przymus walki z systemem. To, co możesz dla siebie i dla swojego nienarodzonego dziecka zrobić, to zatroszczyć się o siebie, budując bezpieczne miejsce porodowe.



Bezpieczne miejsce na poród – jak je zbudować?
Po pierwsze, potrzebujesz swojego serca, w którym pomieścisz i zaakceptujesz całą siebie i swoją historię. Być może źle czujesz się ze swoim nagim ciałem, z którym przyjdzie Ci się spotkać w sali porodowej. Być może masz trudności z okazywaniem emocji w obecności osób trzecich, z którymi przyjdzie Ci się spotkać w sali porodowej. Być może w relacji z partnerem jest coś, co blokuje Cię przed zaufaniem, a tego będziesz potrzebowała w sali porodowej. Wszystko to, co nosisz w sobie: uwolni Cię albo zahamuje. Na wszystko to: masz wpływ. Zadbaj o swoje serce.

Po drugie, bez względu na to, czy będziesz rodziła w szpitalu prywatnym, państwowym, w wielkim mieście czy na wsi, zaopatrz się w ludzi, którzy zatroszczą się o Ciebie. Masz prawo do jednej osoby bliskiej, która będzie przy Tobie cały czas (nawet w tak zwanym trakcie porodowym). Przed porodem dziel się z tą osobą swoimi pragnieniami i obawami. Sytuacja, w której się znajdziecie będzie dynamiczna i zupełnie nowa (nawet jeśli rodzisz kolejny raz), przegadajcie swoje oczekiwania i potrzeby odpowiednio wcześnie, zapiszcie je w tzw. planie porodu. Rozdzielcie między siebie odpowiedzialność, np. Ty rodzisz człowieka (prawda, że tyle wystarczy?Wink), a bliska Ci osoba czuwa nad muzyką, zdjęciami, chłodnymi okładami, papierami, kontaktem z personelem i dbaniem o Twoje prawa.

Po trzecie, przemyśl skorzystanie z fachowej opieki indywidualnej, albo w postaci położnej na tzw. wyłączność (coraz więcej szpitali świadczy takie usługi), albo z douli. Masz co najmniej kilka miesięcy ciąży, by odłożyć pieniądze. A warto! Położna da Ci poczucie bezpieczeństwa pod kątem medycznym. A doula zapewni bezpieczeństwo emocjonalne.

Dobrym rozwiązaniem jest również spotkanie z położną środowiskową lub doulą przed porodem, na indywidualny warsztat, na którym razem z mężem np. przećwiczycie techniki łagodzenia bólu, czy po prostu zapytacie o wszystko, co siedzi w Waszych głowach.

Weź poród w swoje ręce i odzyskaj go! Bo to naprawdę może być niezwykłe i wzmacniające przeżycie dla Ciebie i dla Twojego związku.

..

To powinno byc pamietne przezycie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:48, 26 Mar 2018    Temat postu:

FELIETONY
Jesteś w ciąży? Podaruj sobie najlepsze miejsce siedzące
Magda Frączek | 26/03/2018
CIĄŻA
Pexels | CC0
Udostępnij 16 Komentuj 0
Może nie uwierzycie, ale gdy byłam w ciąży, tylko dwa razy ktoś – w miejscu publicznym – od tzw. „samości” ustąpił mi miejsca. W sklepie i w banku. W każdym innym wypadku musiałam o to poprosić. Najgorzej, kiedy nie miałam odwagi, gdy nie potrafiłam się przełamać, bo uległam jednemu z moich najbardziej żenujących głosów wewnętrznych, tzn. „Bądź miła, nie odzywaj się, nie upominaj się o swoje”.

Złote Tarasy, czyli konfrontacje z ciuchami w tle
Tak. Bardziej w centrum Warszawy nie można. Robię zakupy w Zarze, dwa oversizowe T-shirty do karmienia. Miałam je na swojej liście. Jestem już w zaawansowanej ciąży. Biorę, nie mierząc (typowe zakupy ciężarnej!) i idę do kasy.

Kto był, ten wie – kilka stanowisk, podchodzi się na zasadzie klasycznej, według kolejki. Idę na sam przód, korzystam ze swojego prawa do pierwszorzędnej obsługi i czekam aż pakujący ubrania w miliony siat mężczyzna dokończy zakup i będę mogła podejść. W tym samym czasie, kątem oka widzę spieszącą w moją stroną Ją. Kobieta ok. 40-tki, zadbana blondynka. Ustawia się za mężczyzną, tym samym odcinając mi drogę do kasy.

– Przepraszam, nie przepuści mnie pani w kolejce? – pytam z niedowierzaniem.

Kobieta patrzy na mnie i ze złością odpowiada:

– Dlaczego miałabym to zrobić?!

Zastygam, ale nie poddaję się i postanawiam wytłumaczyć oczywistość:

– Ponieważ jestem w ciąży.

Kobieta wzrusza ramionami i dalej odcina mnie od możliwości dokonania zakupu. Czuję, że tej góry lodowej się nie poruszy. Sprzedawczyni nie reaguje. Jedna, druga, trzecia. Całe szczęście, jest ten mężczyzna z milionem siat.

– Jak to?! Co pani?! – pieni się mój rycerz z ubraniowymi łupami w rękach. – Kobiecie w ciąży nie ustąpi pani miejsca?!… JA USTĄPIĘ! PROSZĘ, NIECH PANI PODEJDZIE! RANY BOSKIE! CO Z WAMI, LUDZIE?!

Tak się przejął, że zapomniał o zakupach i trzeba było go gonić. Gdyby nie on, jeszcze bardziej musiałabym się szarpać o swoje. Niepotrzebne emocje, kolejne minuty czekania, stres. Klasyczny pakiet ciążowy przy okazji zakupów, wizyt w aptece czy jazdy autobusem.

Czytaj także: „Ciąża to nie choroba”. Dlaczego właściwie ustępować miejsca ciężarnym?


Tramwaj numer 7 i moja pasywność
To było jakoś przy początkach. Ciąża jeszcze słabo widoczna, więc mowa ciała nic nie sugeruje. Wchodzę do tramwaju jadącego z Pragi do Śródmieścia i jako jedyna przegrywam w walce o miejsce siedzące. Tramwaj – niepierwszej świeżości – szarpnął i zaczął przyspieszać.

Stoję i „badam teren”. Dresiarz, starsza pani, dziewczyna, kilku facetów wyglądających na styranych życiem. Szybko uświadamiam sobie, że boję się zapytać, czy ktoś ustąpi mi miejsce. Wszyscy gapią się w okna albo w telefony, więc nie mam szans złapać wzrokowe porozumienie. W głowie piszą mi się różne scenariusze. W jednym z nich mówię na głos: „Jestem w czwartym miesiącu ciąży, czy ktoś mógłby ustąpić mi miejsca?”, ale od razu w siebie wątpię. Postanawiam łudzić się nadzieją, że może za jeden czy dwa przystanki ktoś wysiądzie, a ja załapię się na szybką podmiankę.

Ten kurs przestałam od początku do końca. Ja i moje dziecko.



Wsparcie w tikeju i ostateczny przełom
Odwiedzam TK-Maxx w poszukiwaniu kilku ubranek dla syna. Jest środek dnia, kolejki nie są długie, powiedziałabym nawet, że znośnie, raptem dwie, trzy osoby. Taką można wytrzymać, to tylko kilka minut stania, z nadzieją na szybką i miłą obsługę. Wszystko we mnie krzyczy: „Nie będę robić wokół siebie aż takiej zamieci”, jak gdybym była jakimś niepotrzebnym balastem, społeczną przeszkodą, bo mój stan sprawia, że jestem w bardziej uprzywilejowanym położeniu. Spokojnie poczekam, tym bardziej, że mężczyzna stojący przede mną nie zareagował, widząc mój – bez wątpienia – ciążowy brzuch.

Z tych pełnych lęku myśli wyrywa mnie kobieta z dzieckiem, młoda, świetnie ubrana. Stanęła tuż za mną. No i się zaczyna.

– Chyba nie będzie pani czekać na swoją kolej? – zagaduje mnie ze zdziwieniem.

– … W sumie to tylko dwie osoby…

– No proszę pani! Pani jest w ciąży! Pani ma prawo być obsłużona w pierwszej kolejności! Niech pani idzie!

Zawstydzona i zmotywowana – zarazem – jej żywą reakcją, konfrontuję się z posiadaczem Iphona nr najnowszy, stojącym przede mną. Ustępuje, ale niechętnie. Tymczasem gość przy kasie już zaprasza mnie do siebie.

– U nas kobiety w ciąży mają pierwszeństwo. Następnym razem proszę po prostu podejść. Obsłużymy panią.

Kiwam głową, na znak, że rozumiem, bo nie jestem przecież ani tak głupia, ani tak zakompleksiona, żeby stać bez celu w kolejce, podczas gdy należy mi się VIP-owskie traktowanie.

– Czy ktoś pomoże pani z tymi siatkami? – pyta kasjer.

– Słucham?…

Nie wierzę, o co on zapytał?

– Chyba nie zamierza pani teraz wsiąść z nimi do metra?

– Ach nie, nie zamierzam… W zasadzie to… Czekam na męża… – szyję na poczekaniu.

Po chwili wykręcam telefon do Małżonka.

– Możesz po mnie podjechać? Zrobiłam zakupy, a chłopak z TK-Maxxa uświadomił mi, że nie mogę się z nimi tarabanić przez połowę Warszawy!

Chyba wtedy nastąpił we mnie przełom. W końcu do mnie dotarło, że mój stan jest wyjątkowy i już do końca ciąży szturmem brałam wszystkie sklepy, Biedronki, Lidle, autobusy, kościoły, banki i poczekalnie.

Wiedziałam, że to nie tylko moja sprawa, ale że swoim zachowaniem toruję drogę innym ciężarnym dziewczynom. Zamiast posyłać znaki dymne, stałam się jasnym i czytelnym wykrzyknikiem. Nieraz kosztowało mnie to kupę nerwów, a czasem tylko jedno zdanie, wypowiedziane spokojnie i głośno.

Czytaj także: Pokolenie millenialsów a kodeks rycerski


Prawda o tym, jak traktujemy siebie
Życie w społeczeństwie, w którym empatia i życzliwość wobec kobiet w ciąży dopiero kiełkuje, sprawia, że tak naprawdę nie liczymy na zbyt wiele. Ba! Nie tylko nie liczymy, ale i z drżeniem sięgamy po to, co tak naprawdę się należy nam i naszym dzieciom.

Wiele razy spotkałam ciążową wersję siebie z tramwaju nr 7. Grzeczne dziewczyny, stale oczekujące na interwencję kogoś z zewnątrz. Grzeczne dziewczyny dostosowujące się bez słowa do zastanych warunków. Grzeczne dziewczyny zażenowane faktem, że ktoś wyłowił je w sklepowej kolejce i chce ustąpić im miejsca: „Nie, dziękuję, ja postoję” – powiedziała młoda kobieta w ciąży, gdy jakiś mężczyzna chciał przepuścić ją w kolejce przy dziale mięsnym.

Po 9 miesiącach moich różnych ciążowych doświadczeń, jeden wniosek wysuwa się na prowadzenie – nigdy nie wiesz, na kogo trafisz, kto to jest ten czy ta, których chcesz poprosić o pomoc. Ludzkie reakcje są różne, dlatego musimy się uczyć zawężać koło tych, o których chcemy zadbać. Potrzebujemy tego pierwszeństwa. Przyznajmy więc je sobie, z całą radością i złożonością naszego stanu. Teraz wybieram siebie i moje dziecko. Z przyczyn nie tylko kulturowych.

Jak przekonuje Nicole Sochacki-Wójcicki, ginekolożka i blogerka znana pod pseudonimem Mama Ginekolog:

„(…) układ krążenia ciężarnej jest obciążony aż w 60 procentach. Ma wówczas miejsce tzw. przepełnienie żylne – kobieta ma znacznie więcej krwi na obwodzie, niż osoby, które nie są w ciąży. Z tej przyczyny ciężarne częściej mają obrzęki, szybciej mogą stracić przytomność. Warto podkreślić, że w trakcie ruchu mięśnie kobiety w ciąży pompują krew z powrotem do serca. Jednak gdy stoi ona w miejscu, jej serce jest bardzo obciążone, ponieważ musi wykonywać całą tę pracę, którą w trakcie ruchu wykonywały razem wszystkie mięśnie”.

Być może właśnie tak powinna brzmieć nasza największa ciążowa zachcianka: „Najlepsze, najwygodniejsze i najbezpieczniejsze miejsca przeznaczone są dla mnie. Sięgam po nie. Bez wstydu. Bez lęku. Bez myśli, że to coś niestosownego”.

Wierzę w to, że poprzez kształtowanie swoich zachowań realnie wpływamy na rzeczywistość. Wspierajmy siebie. Bądźmy dla siebie dobre.

..

Chamstwo trzyma sie mocno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:51, 27 Mar 2018    Temat postu:

Oto ja, kobieta: odzyskaj połóg
Natalia Białobrzeska | 27/03/2018
MATKA W POŁOGU
Shutterstock
Udostępnij Komentuj 0
Ciążowy brzuszek wzbudza uśmiechy i wzruszenie, nawet u nieznajomych. Czas porodu to kibicowanie najbliższych i setki gratulacji. A potem, po powrocie do domu, w magiczny sposób kobieta… znika. Dlaczego?

Połóg, temat którego nie ma
Trwa umowne sześć tygodni. Staje się medialny tylko wtedy, kiedy kolejna gwiazda pobija rekord wskoczenia na ściankę lub bieżnię, w stylu „właśnie wróciłam ze SPA”, a nie „chwilę temu urodziłam człowieka”.

Niewiele się o nim mówi. Bo albo jakoś tak głupio pytać o intymne sprawy. Albo preferujemy relacje w stylu angielskim „jak się masz? – dobrze”, więc kiedy wyczuwamy, że odpowiedź mogłaby nas zaskoczyć, dajemy strusiowego nura w pomijanie niezręczności. Albo tak zwyczajnie, po ludzku, nie mamy bladego pojęcia, o co chodzi, przecież urodziła „jak miliony kobiet”, chodzi, śmieje się, wrzuca zdjęcia na insta, więc nad czym tu się rozdrabniać?



Połóg – kilka faktów, które mogą Cię zaskoczyć
To tak zwana czwarta faza porodu. Trwa umowne 6 tygodni, dlatego, że organizm każdej kobiety regeneruje się w innym tempie. Macica, która podczas ciąży powiększyła się 10-krotnie i pod koniec ważyła około jednego kilograma, oczyszcza się i zwija, by po kilku tygodniach wrócić do stanu sprzed ciąży i ważyć około 100 gramów.

Temu procesowi towarzyszy krwawienie z dróg rodnych oraz nierzadko ból. Również ten związany z ranami w kroczu. Wiele z nas nie może usiąść bez specjalistycznej poduszki, bo szwy, bo opuchlizna. Połóg to rozpoczęcie laktacji. Niby sprawa naturalna, a tak bardzo nieoczywista. Maść i nakładki na poranione brodawki, laktator na pobudzenie laktacji, nawały mleczne, bolesne zastoje czy zapalenia piersi to ciemne strony karmienia, z którymi mierzy się wiele kobiet na początku swojej mlecznej drogi.

A skoro mówię o początku, to warto wiedzieć, że połóg to również gwałtowne zmiany hormonalne, a więc psychologiczne i emocjonalne. Baby blues, czyli tzw. smutek poporodowy, jest naturalnym stanem u 80% kobiet, mimo leżącego obok cudownego, różowego bobaska. Sześć tygodni. Krócej albo i dłużej. Nie w uzdrowisku, z pakietem masaży i rehabilitacji, po wyczerpującej organizm ciąży i porodzie. Ale w domu, z myślą, że teraz najważniejsze jest dziecko. Czy na pewno?

Czytaj także: Oto ja, kobieta: odzyskaj poród


Matka też człowiek. Odzyskaj połóg!
„Codziennie myślę o tym, że wyskoczę z balkonu. Ale albo nie mam czasu, albo nie mam sił, żeby do niego dojść – czytam komentarz pod zdjęciem młodej mamy, która przyznała, że sorry, ale ja w pojedynkę wysiadam, pisząc o swoim macierzyństwie. I dalej – ja żałuję, że nie mam sąsiadek, którym mogłabym nosić kubki rosołu, a one mnie kanapki, podczas gdy noworody wiszą bez końca na cycku. Poprzysięgłam sobie, że jak jakaś bliska znajoma urodzi dziecko, będę jej przynajmniej raz w tygodniu przywozić obiad i ogarniać mieszkanie. Mnie bardzo brakuje takiej wspólnoty”.

Mogłabym tak cytować jeszcze długo. Wyjąć bez trudu z własnych wspomnień podobne myśli i uczucia. Przekonanie na linii startu: „Ja i moje potrzeby później. Poczekam. Jestem silna. Dam radę. Przecież moja matka, babka miały mniej wygód i przeżyły”. I już podczas drogi: osamotnienie.

Marshall Rosenberg, twórca idei Porozumienia Bez Przemocy (NVC), po wielu latach badań, analiz, terapii doszedł do wniosku, że wszystkie potrzeby, każdego z nas, są tak samo ważne. Umniejszanie bądź wyolbrzymianie swoich potrzeb względem drugiego człowieka, zawsze prowadzi do zachwiania równowagi. Bo albo stajemy się męczennikami z wyboru i w konsekwencji tracimy zasoby (cierpliwości, wyrozumiałości, empatii, oddania, radości), albo egoistycznie odcinamy więzi, w imię „własnego szczęścia i samorealizacji”.

Matko Polko. Wrócisz ze szpitala zmordowana porodem, pełna niepewności i na haju hormonalnym, z najbardziej szczytnymi pragnieniami. Gotowa na wiele. Obiadki, sprzątanie, pranie, prasowanie, spacery, karmienie dniami i nocami, noszenie kilku kilogramów, kilka godzin na dobę i jeszcze wyglądać wypadałoby jako tako – bo trzeba wrócić do rzeczywistości.

Pomyśl, czy naprawdę tego wszystkiego potrzebujesz, właśnie w połogu? To nie egzamin, żaden wyścig. To Wasz czas. Innego nie będzie. Potrzeby niemowlaka znasz. Kochasz, więc jesteś. Ale czy również dla siebie? Spróbuj codziennie zadać sobie pytanie: czego mi potrzeba oraz w jaki sposób i kiedy mogę na te potrzeby odpowiedzieć? To klucz do szczęśliwego macierzyństwa.

Czytaj także: Oto ja, kobieta: Odzyskaj ciążę


Jak towarzyszyć kobiecie w połogu? Kilka praktycznych rad
Kiedyś nie było pieluszek wielorazowych, pralek, zmywarek, słoiczków i wielu innych dóbr. Jednak było coś, czego nie zastąpi żadna technologia: była społeczność. Ludzie ciężko pracowali, ale mogli na siebie liczyć. Rodziny wielopokoleniowe po prostu były. Sąsiedzi znali się po imieniu. Był czas na pielęgnowanie znajomości, bo żyło się wolniej.

Dzisiaj zbyt wiele młodych mam uczy się życia z dala od bliskich. W poczuciu odosobnienia, bo miejska dżungla nie sprzyja relacjom. Pomocą jest niania albo żłobek. Można siąść i rozłożyć bezradnie ręce. Ale można też zmienić swoje podejście do mamy w połogu.

W pierwszych odwiedzinach po porodzie zaproponować sprzątnięcie mieszkania albo spacer z maluchem. Raz w tygodniu zadzwonić z zapytaniem: jak się czujesz? Tak po prostu. W niedzielę zapukać do drzwi z zapasem zup w słoikach. Po prostu być kimś więcej niż gościem do obsłużenia. Być realnym wsparciem.

...

Trzeba wricic do tradycj w koncu narodzin nie wymyslono w XXI wieku. I ta tradycja po cos była.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:35, 10 Kwi 2018    Temat postu:

Teściowa? Wolałabym „przyszywana mama”
Antonia Van Der Meer i Gosia Paculanka | 10/04/2018
Panna młoda trzyma za ręce starszą od siebie kobietę
Daniel Nevsky / Stocksy
Udostępnij Komentuj
Nigdy nie chciałam być teściową. Mimo to od dwóch lat nią jestem. Jak sprostać nowej, trudnej roli?

Nigdy nie chciałam być „teściową”
Nie przeszkadzało mi, że mój syn się zakocha lub ożeni. Nie przeszkadzało mi, że „stracę syna” lub że moje miejsce w jego życiu zajmie jakaś „ona”. A już na pewno nie przeszkadzała mi moja synowa, którą szczerze uwielbiam!

Nie podoba mi się jednak samo słowo „teściowa”. Chyba w żadnym języku nie jest miłe. W angielskim brzmi jak „legalna matka” (ang. mother-in-law), prawie tak jak ktoś, kto wlepia nam mandat za przekroczenie prędkości na drodze. W polskim „teściowa” to prawie synonim osoby, której się, delikatnie mówiąc, nie znosi. Wyrażenie „kochana teściowa” wypowiadane jest z ironią lub traktowane jak najgorszy epitet. Synowe uśmiechają się do teściowej, słuchają, są uprzejme, może nawet udają, że ją lubią, ale w głębi serca marzą, by już wyszła. Czy ja naprawdę muszę się zaliczać do tej grupy?

Może udałoby się to słowo zastąpić? Mogłabym na przykład być „mamą przyszywaną” lub „matką PRZYłożoną”. To drugie brzmi trochę sakralnie, jakbym była duchowym pomocnikiem, ale „Bardzo Mama Wyjątkowa” (BMW)? Nie miałabym nic przeciwko. Można by też unowocześnić je i umilić, np. „mamsiółka”. Jak przyjaciółka. Z taką osobą można wyjść na kawę lub wcinać razem popcorn w kinie.

No cóż, na razie alternatywy nie ma, więc chwilowo zaakceptuję, że jestem „teściową”. Na pewno jestem daleka od ideału, ale staram się najlepiej jak umiem i mam nadzieję, że synowa wybaczy mi, jeśli się czasem zapomnę. Poniżej parę pomysłów, jak ułożyć sobie dobre relacje z synową.

Czytaj także: Synowa vs. teściowa. Gra o tron?


Ślub – i wszystko się zaczyna
Stosowny strój. Powinnaś być piękna, wyróżniać się w tłumie gości, ale jednocześnie nie przyćmiewać panny młodej. Odpadają sukienki białe, mocno wydekoltowane, za krótkie i za obcisłe. Kiedy znalazłam osiem sukienek, które wydawały mi się najodpowiedniejsze, zrobiłam sobie selfie w każdej z nich i wysłałam synowej. Doradziła mi, którą wybrać i wyglądałam fantastycznie!

(Nie)doradzanie młodym. Niesamowicie trudno powstrzymać się od oceniania i doradzania w sprawach związanych ze ślubem. Szczególnie nam, kobietom, bo my zawsze wiemy najlepiej. Wysłuchaj i powiedz: świetny pomysł. Nie przejdzie ci to przez gardło? To skiń głową. Nadal chcesz coś radzić? Przeproś na chwilę i wyjdź, zostawiając młodych z mężem. Na pewno w ogóle nie słuchał i zgodzi się na każdy pomysł.



Podejście – spróbuj widzieć pozytywy
Pokochaj synową od pierwszego wejrzenia. Pamiętasz, jak pokochałaś syna, zaraz po porodzie? I nadal go kochasz, choć nie zawsze jest to bułka z masłem. On kocha swoją wybrankę, więc i ty ją pokochaj, po prostu! Ktoś kochany, dla którego staramy się być dobrzy, często się odwzajemnia.

Módl się za nią. Ks. Roman Chyliński, michalita, w szczególnie trudnych sytuacjach poleca Koronkę do Bożego Miłosierdzia, bolesną część Różańca i litanię do Krwi Chrystusa. Jeśli czeka cię trudna rozmowa, poproś Ducha Świętego o światło. Przebaczaj w sercu – po tym często ustępują negatywne emocje.



Cnoty teściowej
Szacunek dla wolności. Pozwól synowi i jego żonie nacieszyć się sobą. Daj im trochę prywatności. Chcesz ich zobaczyć? Zatelefonuj. Są zmęczeni? Okej, może innym razem.

Elastyczność. Dostosuj się do nich. Nie mogą przyjść na Wigilię? Zaproś ich na dzień następny. Masz umówioną fryzjerkę w sobotę, a oni proszą, byś zajęła się wnukami? Odwołaj fryzjerkę. Ciesz się z każdej spędzonej wspólnie chwili.

Cierpliwa otwartość. Niezastąpiona cecha w konfliktach i nieporozumieniach. Synowa prosi, byś coś zmieniła w swoim zachowaniu? Zapytaj o powody, nie żeby się kłócić, ale by ją lepiej zrozumieć. Powoli buduj jak najlepsze relacje.



Deska ratunkowa – kiedy potrzeba inspiracji
Jeśli chcesz wznieść swoją „teściowość”na świętszy wymiar, poznaj życiorys błogosławionej teściowej. To nie żart! Teściowe mają swoją patronkę.

Jest nią bł. Marianna Biernacka. Podczas II wojny światowej do jej domu przyszli hitlerowcy, by w odwecie za zabicie niemieckiego policjanta przez partyzantów aresztować syna i synową. Marianna błagała ich, by oszczędzili ciężarną synową: „Panowie, ona jest w ciąży, zlitujcie się, lepiej weźcie mnie”. Niemcy się zgodzili i po dwóch tygodniach rozstrzelali Mariannę Biernacką zamiast synowej. Było to 13 lipca 1943. Uratowana synowa zawsze nazywała ją mamą.

...

Ani wujkiem ani dziadkiem tez nie fajnie bo to znamionuje starosc. Ale przeciez dazymy do Nieba tam nie ma okreslonego czasu! Moj ojciec spotka sie ze mna w wieku rówieśnika! Nie moge sie doczekac bo paruzja tuz!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:56, 12 Kwi 2018    Temat postu:

We use cookies to improve our website and your experience when using it. By continuing to navigate this site, you agree to the cookie policy. To find out more about the cookies we use and how to delete them, see our cookie policy.
Aleteia.pl - pozytywna strona Internetu w Twojej skrzynce e-mail


Chciał(a)bym otrzymywać informacje od partnerów Aletei

Edycja Polska Modlitwa Redakcja poleca Newsletter Zaloguj się Szukaj

AKTUALNOŚCI
O. Pio odpowiada na 7 problemów mam!
Marlena Bessman-Paliwoda | 12/04/2018
RADY OJCA PIO DLA MATEK
Domena publiczna | Pexels | CC0
Udostępnij Komentuj
Droga Mamo, szukaj odtrutek na to, co chce zatruć Twoje serce, by odebrać Ci radość z bycia mamą. Głowa do góry!

Matki to ciekawe osoby – pełne sprzeczności, piękna, heroizmu, empatii. Wątpliwości jednak przepychają się w naszych głowach razem z lękiem, zatroskaniem, zmęczeniem, niepokojem, niecierpliwością, czasami beznadzieją.

Pytania o to, czy ja w ogólne kocham swoje dziecko, czy mogłam coś zrobić lepiej, nie są wcale takie rzadkie. Tym razem odtrutką na to wszystko niech będzie pokrzepienie z listów o. Pio do córek duchowych. Oto częste matczyne problemy i recepty o. Pio.

Czytaj także: To, co dziecko ma w sercu, jest ważniejsze niż dobre maniery


Upadki, wyrzuty sumienia, poczucie winy
Podchodzi do Ciebie dziecko, a Ty często nie wiedząc dlaczego, odpowiadasz pokrzywowym tonem. Potem chodzisz z wyrzutami sumienia i myślą: Jestem złą matką.

„Nie trać zatem odwagi z powodu Twoich upadków; podnoś się do życia z mocniejszym jeszcze zaufaniem i w głębszej pokorze. Utrata odwagi i cierpliwości po upadku to arcydzieło Nieprzyjaciela, oddanie mu broni i uznanie się za pokonanego. Nigdy się więc nie zniechęcaj, ponieważ łaska Pana zawsze czuwa nad Tobą i pospieszy Ci z pomocą”. (2 stycznia)


Brak cierpliwości
I znowu! Kłótnia dzieci wyprowadziła mnie z równowagi. Powiedziałam za dużo, zbyt głośno, innym głosem – masz tak czasem, że brak Ci cierpliwości?

„Nie dziw się wybuchom niecierpliwości, jakie Ci się przydarzają, bo ponosisz za nie winę wtedy tylko, gdy są świadome i dobrowolne, czyli gdy były umyślne i nie zmuszałaś się do zachowania spokoju”. (1 czerwca)


Łakomstwo kontra dieta, czyli „jak ja wyglądam?”
Patrzysz w lustro i… myślisz, że stanowczo nie chcesz tak wyglądać. Problem może tkwi w łakomstwie (o nim pisze o. Pio), a może w tym, że po prostu nie masz czasu (miłości) dla siebie, by jeść?

„Gdy wstajesz od stołu, najpierw zawsze podziękuj Panu jak należy. Tak postępując, nie potrzebujemy się niczego obawiać ze strony przeklętego łakomstwa. Przy jedzeniu nie rozglądaj się za wyszukanymi potrawami, wiedząc, że dla zaspokojenia głodu niewiele potrzeba. Nie jedz więcej niż trzeba i we wszystkim staraj się zachować umiar; jedz raczej mało niż wiele. Nie chcę przez to powiedzieć, że masz wstawać od stołu głodna – nie, nie taka jest moja intencja. We wszystkim należy zachować roztropność, która stanowi regułę wszelkich ludzkich czynów”. (16 stycznia)
Czytaj także: Jestem złą mamą. I to jest spoko!


Perfekcjonizm: „Mogłam zrobić to lepiej”
Czy nie zatrzymuje Cię czasami myślenie o tym, że coś mogłaś zrobić lepiej, a w głowie snujesz scenariusze, jak to mogło wypaść lepiej?

„Jeśli niepokoimy się z tego powodu, że zajęcia nie wykonaliśmy tak dobrze, jak chcieliśmy na początku, nie jest to wyrazem pokory; jest to oczywisty znak, że doskonałości swego czynu dusza nie uzależniła od pomocy Bożej, lecz zbytnio ufała we własne siły”. (14 stycznia)

„Starajcie się, moje Córki, jak najlepiej i bez nadmiernego niepokoju czynić to, co macie obowiązek i chcecie czynić; wykonujcie to dokładnie. Kiedy jednak skończycie, już o tym nie myślcie; myślcie raczej o tym, co macie obowiązek i chcecie czynić albo co już teraz czynicie. W prostocie serca chodźcie drogami Pana i nie frasujcie się w duchu. Musicie nienawidzić swoich wad, jednak nienawiść ta ma być nie dokuczliwa i nerwowa, lecz pełna spokoju”. (4 listopada)


Troski dnia codziennego
A czy za 123 lata będę miała co jeść? – oczywiście przerysowuję, ale czasami nasze zatroskanie naprawdę okazuje się kuriozalne.

„Odwagi, moja dobra Córeczko, nie trap się bez powodu; Twój Mistrz cały czas Ci towarzyszy, nigdy nie jesteś od Niego odłączona. To jest prawda, prawda jedyna. Czego się obawiasz? Nad czym biadasz? Odwagi!”. (24 kwietnia)


Bezsens, „Mam dość tego, co robię”
Znowu pieluchy. Setne pranie w tym miesiącu, a dopiero jest 12 dzień z 30. I znowu pobrudził się przy śniadaniu, czyli przebiorę go trzeci raz tego dnia…

„We wszystkich swych zajęciach pamiętaj o obecności Bożej. Przed rozpoczęciem każdej pracy, przed przystąpieniem do każdego działania, wznieś najpierw swe myśli ku Bogu i w świętej intencji Jemu ofiaruj stojące przed Tobą zadania”. (13 stycznia)


Czy ja w ogóle kocham moje dziecko???
Niby irracjonalne pytanie, a każda mama przynajmniej raz je zadaje. W wyobrażeniu jej miłość wygląda inaczej, a w działaniu często odbiega od tego obrazu. O. Pio pisze w odniesieniu do Boga, ale podobnie sprawa wygląda z tulonym do piersi dzieckiem:

„Pociesz się, powtarzam, pociesz się, że dopóki się boisz, że nie kochasz Boga, znaczy to, że już Go kochasz i w żaden sposób Go nie obrażasz”. (7 października)
Na koniec: „Bądź dzielna w każdej sytuacji, w jakiej Jezus zechce Cię postawić”. Droga Mamo, szukaj odtrutek na to, co chce zatruć Twoje serce, by odebrać Ci radość z bycia mamą. Głowa do góry!

Korzystałam z: „365 dni z ojcem Pio”, Wyd. W drodze, Poznań 2015. Daty przy fragmentach oznaczają datę z jaką są przytaczane we wspomnianej książce.

...

Oczywiscie znakomite porady.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:06, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Chciałabym nie być zazdrosna o ciążę mojej przyjaciółki…
Megan Zander | 16/04/2018
Grupa dziewcząt z koleżanką w ciąży
Dimitrije Tanaskovic / Stocksy
Udostępnij Komentuj
Za każdym razem, kiedy ktoś dzieli się ze mną nowiną o ciąży, staram się cieszyć się cudzym szczęściem. Chociaż świadomość, że sama nie mogę mieć więcej dzieci jest dla mnie bardzo bolesna.

Ciąża przyjaciółki – radość i smutek…
Odwraca się do mnie, jej oczy błyszczą z podekscytowania, jej skóra promienieje od sekretu, którego nie jest w stanie dłużej utrzymać. – Jestem w ciąży – piszczy. Moje ramiona automatycznie zaciskają się wokół niej. To moja najlepsza przyjaciółka. Od ponad dekady jest dla mnie jak rodzona siostra. Jednak kiedy płaczę ze szczęścia, jakaś część mnie roni także łzy smutku.

Cieszę się cudzym szczęściem za każdym razem, kiedy ktoś dzieli się ze mną nowiną o ciąży. Jednocześnie muszę sobie radzić z bólem, bo sama nie będę miała już więcej dzieci.



Różne drogi do rodzicielstwa
Z moją najlepszą przyjaciółką razem przeżywałyśmy pierwsze ciąże, nasi synowie przyszli na świat w odstępie zaledwie kilku miesięcy, z tym, że ja urodziłam bliźniaki. Jednak drogi prowadzące nas do rodzicielstwa były bardzo różne. Ona ledwie pomyślała o zakładaniu rodziny, a już spodziewała się dziecka.

Dla mnie nie tylko zajście w ciążę było problemem. Także jej utrzymanie. W 27 tygodniu zaczęłam przedwcześnie rodzić. Lekarzom udało się przekonać moje dzieci, żeby nie spieszyły się tak bardzo na świat ale do czasu porodu musiałam leżeć – nie mogłam się prawie ruszać. Urodziłam w 33. tygodniu, a zanim wróciłam z synkami do domu, spędziliśmy sporo czasu na oddziale intensywnej terapii noworodków. Na szczęście teraz są zdrowymi trzylatkami, ale z uwagi na te wszystkie problemy, mój lekarz zdecydowanie odradził mi staranie się o kolejne dziecko.

Tymczasem wszyscy wokół mnie, przyjaciele i zaprzyjaźnieni rodzice, mają kolejne dzieci. Jestem jedną z niewielu mam, która nie nosi w ramionach noworodka ani nie chwali się zaokrąglonym brzuszkiem, więc pytanie o to, kiedy planuję dziecko pojawia się bardzo często. Rozumiem to, mam w końcu tylko 32 lata, jestem zdrowa i kocham dzieci. Z uwagi na to, że mam dwóch synów, ludzie często pytają, czy teraz chciałabym urodzić dziewczynkę.

Czytaj także: Bezdzietna katoliczka? Jak to wygląda?!
Nie jestem w pełni kobietą?
To przypomina mi, że coś jest ze mną nie tak, że nie jestem w pełni kobietą. Nie chcę rozklejać się i płakać, gdy odwożę do przedszkola moich chłopców, nie mam też ochoty dzielić się intymnymi szczegółami mojej historii medycznej z ludźmi, których ledwo znam. Więc kiedy pada takie pytania, staram się unikać dyskusji, zbywając moich rozmówców odpowiedziami w stylu „może” czy „myślimy o tym”.

Jednak przez resztę dnia czuję się nieswojo wyobrażając sobie, jak by to było, gdybym mogła znowu zajść w ciążę. Jak by to było znowu czuć w brzuchu kopniaki malutkich stópek. Staram się być wdzięczna, że dane mi było tego doświadczyć i nie koncentrować się na myśli, że nie mam już na to szans.



Jestem zazdrosna o ciążę przyjaciółki
Czasem czuje się pogodzona z decyzją mojego lekarza. Tak naprawdę mam problem z tym, że decyzja właściwie nie należy do mnie. Jestem szczęśliwa, że powiększa się rodzina mojej najlepszej przyjaciółki, że znowu może cieszyć się cudem życia. Jednocześnie jakaś cząstka mnie jest trochę zazdrosna.

W przypadku obcych ludzi, z którymi stykam się tylko w szkole czy w kościele, nie stanowi dla mnie problemu zachowanie zdrowego dystansu. Mogę cieszyć się ich szczęściem, a jednocześnie chronić swoje emocje. Tym razem jednak to nie przypadkowa kobieta w ciąży, której mogę zazdrościć z daleka. To moja najlepsza przyjaciółka.

Byłyśmy na swoich ślubach, znamy swoje najskrytsze sekrety. Wiem, że powie mi prawdę, kiedy zapytam jak prezentuje się w nowych jeansach. Kocham ją i dziecko, które nosi pod sercem. Będę przeżywać tę ciążę osobiście i z bliska, a to wymaga ode mnie pracy na swoimi uczuciami. W końcu co mogę zrobić? Żółknąć z zazdrości z powodu czegoś, czego nie mogę mieć?



Będę ją wspierać!
Mam szczęście, urodziłam dwóch zdrowych chłopców, którzy mówią do mnie „mamo” i każdego dnia myślę o tym, że są pary, które na próżno walczą z bezpłodnością. Zdaję sobie też sprawę, że rodzina to nie tylko więzy biologiczne. Widuje się tak często z moją przyjaciółką, że jej syn jest jakby moim trzecim dzieckiem. Bycie ciocią Meg dla jej kolejnego syna lub córki będzie dla mnie wielkim darem.

Będę ją wspierać przez całe dziewięć miesięcy i upiekę tyle dyniowych ciast, na które ma taką ochotę, ile tylko zapragnie. Kiedy nie będzie mogła się już schylić, będę malować jej paznokcie u nóg i upierać się, że wygląda kwitnąco, nawet jeśli nie będzie to prawda.

Chciałabym, żeby jej ciąża była absolutnie bezproblemowa. I kiedy zobaczę, że nosi moje ciążowe sukienki, spróbuję poczuć się wdzięczna, że jest z nich dobry użytek zamiast rozmyślać nad tym, że to nie mój brzuszek je wypełnia.

..

Pragnienie bycia takim jak ten drugi zawsze jest destrukcyjne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:12, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Dlaczego wszyscy mówią Ci, jak masz zająć się dzieckiem?
Magda Frączek | 16/04/2018
RODZICE Z DZIECKIEM
Priscilla Du Preez/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj
Nie starczy internetów, aby przytoczyć wszystkie historie z nadopiekuńczymi staruszkami (sąsiadka, pani w sklepie, matka koleżanki, własna matka, teściowa, ciocia nr 1, ciocia nr 2, ciocia nr 3, przypadkowa staruszka) w roli adwokatów czapeczki, kurteczki, lokalnego spokoju etc.

Matce można powiedzieć wszystko. Że za cienko ubrała dziecko. Że za grubo ubrała dziecko. Że ma głośne dziecko. Że ma grzeczne dziecko. Że wychowuje dobrze. Że wychowuje źle. Że dziecko za mało je. Że dziecko za dużo je. Że powinna karmić piersią. Że dobrze, że już nie karmi piersią. Że udaje jej się dziecko przypilnować. Że nie udaje jej się przypilnować dziecka. Że dobrze, że siedzi w domu. Że źle, że siedzi w domu. Że za wcześnie poszła do pracy. Że za późno wróciła do pracy.

Matka – instytucja publiczna. Do skarg. Do zażaleń. Do egzekwowania „na forum”.

Czytaj także: Matka Polka do góry nogami. Zaufaj swojemu dziecku


Dlaczego matki (i ojcowie!) mają przerypane
Nie starczy internetów, aby przytoczyć wszystkie historie z nadopiekuńczymi staruszkami (sąsiadka, pani w sklepie, matka koleżanki, własna matka, teściowa, ciocia nr 1, ciocia nr 2, ciocia nr 3, przypadkowa staruszka) w roli adwokatów czapeczki, kurteczki, lokalnego spokoju etc. Nie mamy aż tyle czasu, aby opowiedzieć o tych doradczych, wspaniałych przyjaciółkach, próbujących oświecić radą pokroju: „A może zrobiłaś coś źle?”.

No po prostu, czasem na usta ciśnie się tylko jedno zdanie: Jako matki mamy przerypane.

Ojców obowiązuje taryfa ulgowa, ponieważ obserwacja ich zakłada zupełnie inne ubarwienie emocjonalne. Mało kto wyrzuci im niedopięty sweterek czy brak szalika, i całkiem prawdopodobne, że zamiast razów zbiorą laury. Przecież wyszli z dzieckiem na dwór, znaleźli czas, stanęli na wysokości zadania! Ojcowie mają łatwiej, choć oczywiście i oni wychodzą ranni z pola bitwy.

Czytaj także: Czujesz się Matką Klęską, a nie Matką Polką? Nie przejmuj się. To normalne!
Jeśli nam, kobietom, dostają się siermiężno-mosiężne uwagi, zawsze arcypoważne i niewybaczalne, mężczyznom wciąż jeszcze nie przysługuje traktowanie na serio. Co rusz przypisuje się im mniejsze kompetencje w kontakcie z dzieckiem, brak intuicji, oporność i ogólną chropowatość. Macha się ręką na ich odejścia, brak czasu, pracoholizm i rodzinny letarg. Wciąż jeszcze uwikłani jesteśmy w schematy myślowe, w których dobry ojciec to skarb z efektem WOW, a dobra matka… No cóż, dobra matka to nic szczególnego. Taki jej los.



O wsparciu, którego nie dostajemy
Wytykanie matkom – wiele i bez krępacji – stało się już pewną dyscypliną społeczną, od rodzinnych obiadów do przypadkowych zaczepek na przystanku autobusowym. Myślę, że są dwa główne powody tego, dlaczego otoczenie pozwala sobie wobec nas na tak wiele. Oba mają swoje źródło w kulturze.

Zauważyłam, że mało kto czuje się niezobligowany w kwestii wypowiadania się (często bardzo kategorycznego) na temat mojej opieki nad dzieckiem. Zamiast pełnej wsparcia obecności, serwuje się matkom całą paletę wątpliwości i rad, niekoniecznie potrzebnych, a już na pewno wypowiedzianych w sposób, który uniemożliwia dalszy dialog.

Opinie z góry podsumowujące nasze działania, nie mające nic wspólnego z empatyczną, opartą na trosce o dziecko i matkę próbą odpowiedzenia na nasze potrzeby, bywa niestety najczęstszym rodzajem nawiązania kontaktu. Gdy próbujemy ochronić nasze granice, dostajemy strzał w brzuch – zarzuca się nam brak pokory i ogólne przewrażliwienie. Nie od dziś właśnie w ten sposób tłumi się kobiecą siłę.

Czytaj także: Już nie chcę być matką idealną. Mogę być wystarczająco dobra


Możemy kształtować kulturę!
Zbyt często, gdy ktoś zaczyna opiniować nam pod nosem, nabieramy wody w usta. Jesteśmy grzeczne, miłe i uległe. Tymczasem, bardzo wierzę w to, że wielkie przemiany zaczynają się od małych gestów i krótkich „nie” lub „tak” na to, co mówi nam świat. Myślę, że przemieniając swoje podejście do nas samych, zapoczątkowujemy nową tendencję obyczajową, w której każdy człowiek ma prawo do szacunku i miłości.

Gdybyśmy wyglądały jak lwice, prawdopodobnie nikt nie spróbowałby cisnąć w naszą stronę ani jednej „życzliwej” uwagi. Mimo to, choć nie mamy kłów ani pazurów, nie pozostajemy bezbronne. Możemy świadomie kształtować naszą kulturę. Kulturę mówienia do młodych mam z szacunkiem i empatią. Kulturę poszanowania intymności i odważnego stania przy swoim. Kulturę, w której dziecko i matka traktowane są z równą troską.

Jesteśmy matkami, ale nie do nas należy spełnianie oczekiwań innych ludzi. Nie jesteśmy własnością społeczną. Nie jesteśmy dobrem narodowym. Nasza codzienna praca to towarzyszenie małym ludziom w odkrywaniu człowieczeństwa. Macierzyństwo to droga, która powołuje mnie i Ciebie do bycia kimś więcej niż ideałem według tej czy innej rodziny. Macierzyństwo to przede wszystkim – tak ja to przeżywam – proces ku wolności. W relacjach z sobą i z dziećmi. Na razie nas obserwują i chłoną, ale kiedyś nas opuszczą. Pójdą w świat z tym, co teraz od nas biorą. Jaki obraz matki zabiorą w tę podróż? Czy będzie to wolna kobieta? Czy przekażą nową normę dalej?


...

Ludzie chca pokazac mundrosc a nie pomoc...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:29, 17 Kwi 2018    Temat postu:

Nieszczęśliwa w pracy? Oto 5 porad, jak to zmienić
Caryn Rivadeneira | 17/04/2018
KOBIETA W PRACY
Bonninstudio/Stocksy United
Udostępnij 0 Komentuj 0
Znalezienie równowagi między pracą a życiem osobistym to nie tylko kwestia elastycznego czasu pracy i warunków w firmie. To znacznie więcej, przekonaj się!

Równowaga między pracą a rodziną
Większość pracujących matek robi wszystko, aby utrzymać równowagę między życiem prywatnym a zawodowym. Przemieszczają się między pracą a rodziną i im się to udaje (prawie wszystkim). I mimo że to wieczne balansowanie nie jest łatwe, to jednak nadal to robią. Nie mają wyjścia albo muszą czerpać z tego satysfakcję.

Portal Working Mother przeprowadził badanie wśród pracujących matek. Zadał kilkuset kobietom pytanie o to, który zawód/branża pozwala na czerpanie większej satysfakcji. Autorzy badania poprosili pracujące matki, aby określiły poziom zadowolenia m.in. z wysokości zarobków, podwyżek, rozwoju zawodowego, elastycznego czasu pracy, równowagi między życiem rodzinnym a zawodowym i urlopu macierzyńskiego. I tak, jak niektóre odpowiedzi można było przewidzieć (niski poziom zadowolenia przy równowadze, wysoki przy zarobkach), tak inne okazały się zaskakujące (przemysł płaci najwyższe stawki urlopu macierzyńskiego).

Badanie wykazało ponadto, że istnieje wiele stanowisk pracy, gdzie panują dobre lub bardzo dobre warunki dla aktywnych zawodowo matek. Dzięki temu mogą one odczuwać satysfakcję zarówno z życia zawodowego, jak i rodzinnego. Te kobiety wychodzą z pracy z poczuciem satysfakcji z dobrze wypełnionych obowiązków zawodowych i z drugiej strony są szczęśliwe, że wracają do domu, gdzie czeka na nie rodzina. Pracodawcy, dzięki którym matki odczuwają takie pozytywne emocje powinni być wychwalani pod niebiosa!



Lubisz swoją pracę?
Znacie jakieś pracujące matki, które lubią swoją pracę? Jeśli zapytacie je, jaki jest ich sekret, to na pewno odpowiedzą, że:

Czytaj także: Własna firma vs rodzina – da się to pogodzić?


Czują się szanowane
Elastyczny czas pracy, polityka urlopowa, zakładowe przedszkole i tym podobne udogodnienia to najlepsze rozwiązania dla pracujących matek. Każde z nich ułatwia kobietom godzenie dwóch światów – zawodowego i rodzinnego, ale są również wyrazem szacunku ze strony firmy, przedsiębiorstwa czy szefa. Miejsca, gdzie funkcjonują takie udogodnienia, niejako afirmują kobiety i macierzyństwo. Świadczą o tym, że one jako pracownicy oraz jako matki są ważne.

Jednym z najlepszych sposobów do zdobycia szacunku, jest jego okazanie. Poza nawoływaniem w firmie do tworzenia dobrych warunków pracy dla matek, pokaż innym kobietom, że szanujesz ich ciężką pracę i rozumiesz, z jakim trudem przychodzi im realizowanie określonych celów.



Czują się docenione
Choć oczywiście dla wielu z nas marzeniem jest, aby robić zawodowo to, co kochamy i choć wiele z nas pracuje poza domem niezależnie od finansów, prawda jest taka, że odpowiednio wysokie wynagrodzenie za pracę podnosi nasze poczucie wartości. To nie tylko kwestia tego, że możemy zaspokoić potrzeby rodziny, ale również tego, że wtedy mamy świadomość, że nasza praca jest cenna. Oczywiście, za najtrudniejszą „pracę” z racji bycia matką nie otrzymujemy pieniędzy. Tym bardziej, jeśli za część zawodową na nasze konto wpływa regularnie satysfakcjonująca suma, czujemy się znacznie lepiej.

Proś o podwyżkę lub awans, jeśli tylko poczujesz, że na to czas.



Rozwijają się w pracy
Badanie portalu Working Mother pokazało, że kobiety bardzo często są sfrustrowane brakiem czasu dla siebie. Dzielą dzień między pracę a dom, a między nimi nie mają ani chwili wolnego. Czasami praca umożliwia kobietom pełne wykorzystanie potencjału, nie tylko do bieżących spraw zawodowych, ale również przyszłościowo – poprzez różne szkolenia, podnoszenie kwalifikacji itp. Albo inaczej – bywa, że w pracy mamy czasem trochę luzu, który warto kreatywnie wykorzystać.

Przeznacz kilka godzin w tygodniu na naukę czegoś nowego. To może być dalsza edukacja, którą wykorzystasz w pracy, słuchanie wykładów o przywództwie z iPoda albo szlifowanie francuskiego podczas przerw w pracy, aby kiedyś zaimponować klientom z Francji.



Kochają!
Nawet w najtrudniejszych momentach, kiedy odchodzimy od zmysłów, jesteśmy przepracowane, wyczerpane i niedocenione, kochamy być matkami, bo kochamy nasze dzieci. I to się przenosi na pracę. Kiedy kochamy, to robimy i lubimy ludzi, z którymi współpracujemy, wszystko się zmienia. Mamy przełożonych i kolegów, którzy dbają o nas, tak jak my dbamy o nich. To dla wielu może wydawać się mrzonką, ale tak bywa w rzeczywistości. I to jest bezcenne – i dla pracowników, i dla pracodawców. Badania pokazują, że dobre przyjaźnie w pracy zwiększają produktywność pracowników i poziom zadowolenia w firmie.

Zaproś koleżankę z biurka obok na lunch, ale nie rozmawiajcie o pracy! Zapytaj ją o dzieci, psa, dom, gdzie dorastała. Zapytaj też, co ją uszczęśliwia – zobacz, czy możesz mieć na to wpływ w waszej pracy.



Odpuszczają perfekcjonizm
Chcesz być we wszystkim dobra – jako idealny pracownik i cudowna matka? Niektórym kobietom się to udaje, ale najczęściej kosztem samych siebie. A gdyby tak odpuścić chęć bycia perfekcyjną w obu tych sferach? Zaakceptować, że nie można być w stu procentach idealnym pracownikiem i jednocześnie wspaniałą matką? Psychiatra i psychoterapeuta Richard Winter przestrzega, że perfekcjonizm może stać się pułapką, ponieważ perfekcjonista uzależnia poczucie własnej wartości od osiąganych celów i sukcesów, i fatalnie znosi porażki oraz sytuacje, których nie jest w stanie przewidzieć. Ponadto perfekcjonistów cechuje mała elastyczność we wprowadzaniu zmian oraz zbyt duży krytycyzm w stosunku do pracy innych osób.

Akceptacja, że możemy być niedoskonałe nie oznacza zezwolenia na bylejakość. To dawanie z siebie nie 100 a 90 proc., czyli jakość jest porównywalna z najlepszą, a kobieta ma czas na złapanie oddechu. Być może receptą na złapanie indywidualnej równowagi między życiem zawodowym a rodzinnym jest paradoksalnie – akceptacja nierówności między tymi dwoma światami?

Spróbuj w pracy odpuścić wyścig o laury najlepszego pracownika kwartału, daj szansę innym. Jeśli nie musisz iść na spotkanie służbowe po pracy, oddeleguj któregoś z pracowników. Zaufaj innym.

...

To tez sztuka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 7:57, 18 Kwi 2018    Temat postu:

Mamy, nie straszcie pierworódek macierzyństwem! Potrzebujemy Waszego wsparcia
Magdalena Rączka | 18/04/2018
MATKA Z DZIECKIEM
Tanja Heffner/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj 0
Zobaczysz, jak to będzie, gdy pojawi się dziecko! Korzystaj, póki możesz. Połóg w porównaniu do porodu to pikuś! Wyśpij się na zapas, bo potem się skończy. I tak będziesz gruba. Zdążyłaś to usłyszeć, będąc w ciąży? Bój się Boga!

Najpierw słyszysz, że „jak dorośniesz, to się przekonasz, jak wygląda prawdziwe życie”. Potem, jak będziesz mieć chłopaka, wyjdziesz za mąż, będziesz mieć dzieci, itd. Wtedy się przekonasz! Ta litania ostrzeżeń i strachu chyba nigdy się nie skończy. Jakby świat groził mi palcem i tylko czekał, żeby mnie pożreć w całości.

Mam poczucie, że teraz, będąc w mojej pierwszej ciąży, muszę nieustannie łapać równowagę między słowami wsparcia a „dobrymi radami” od doświadczonych matek. Czasem moje niezdarne stąpanie w tym temacie kończy się chwilową paniką. Bo przecież ja jeszcze nic nie wiem o byciu mamą! I o ile w większości te kochane mamy chcą mi towarzyszyć, uspokajają i wspierają na duchu w chwilach zwątpienia, to zdarzają się też te, które ostrzegają przed „urokami’ macierzyństwa…



Nie wiesz, jak to jest mieć dzieci
Kiedy nie masz dzieci to myślisz, że wiesz, jak to jest je mieć.

Nie mam w głowie wizji instagramowego, różowego macierzyństwa – kubek kawy ze Starbucksa w jednej ręce, dizajnerski wózek, z gracją popychany po równych miejskich chodnikach w drugiej, a na twarzy uśmiech nr 5. Po porodzie nie chcę zapychać mojej głowy myślami, jak szybko pozbyć się nadprogramowych kilogramów i jak zostać fit matką.

Wiem, że mogę chodzić niewyspana, w powyciąganych dresach i nosić w sobie tęsknotę za czasem, kiedy byliśmy z mężem tylko we dwójkę. Mogę płakać, gdy okaże się, że karmienie piersią sprawia więcej bólu niż radości. Może będę musiała znaleźć resztki sił, by walczyć z depresją poporodową. Może.

Ale może też przyjdą dni, kiedy założę sukienkę w kwiaty, pomaluję usta różową szminką, napiję się kawy (bez znaczenia, czy zimną, czy ciepłą), spojrzę na moje płaczące dziecko i pomyślę, że bez niego nic już nie będzie takie samo, i nie chcę, żeby było inaczej. Bo nie ma jednej recepty na macierzyństwo. Nie ma dwóch takich samych niemowlaków, które zechcą dostosować się do nierealnych oczekiwań rodziców. Jest rollercoaster i albo się z tym godzisz, albo ciągle będziesz rozczarowana, bo przecież miało być inaczej.

Czytaj także: Połóg zwala z nóg! O tym wciąż mówi się za mało


Dziecko za karę?
Życie z dzieckiem na pewno jest inne, ale nie musi być gorsze. Nie musi być końcem (choć i takie wizje miałam w pierwszych tygodniach ciąży i to też jest ok!), ale początkiem czegoś, co nie mieści się do końca w mojej głowie. Niby banał, ale lubię takie banały. I choć początki bywają ekscytujące, zawsze nosimy w sobie mniejszy lub większy lęk przed nieznanym.

Dla mnie oswajanie lęku to nieustanne patrzenie w swoje wnętrze, przyjmowanie swoich słabości i szukanie odpowiedzi u tych, dla których bycie mamą to najpiękniejsza codzienność. To weryfikowanie, czy oczekiwania jakie mam wobec siebie jako mamy są moje, czy może to jednak oczekiwania innych? Nie chcę mieć poczucia, że będę musiała „urywać się ze smyczy”, żeby z powrotem zobaczyć, jak wygląda „normalne”, bezdzieciowe życie.

Nie mam dziecka za karę albo żeby spełnić swój małżeński obowiązek. Dlatego proszę, nie strasz mnie macierzyństwem. Nie chcę żyć w lęku. Chcę żyć w otwartości i gotowości na to, co może się wydarzyć. Chcę przeżyć macierzyństwo po swojemu.



Wsparcie i bezpieczeństwo
Dlatego, jeśli jesteś młodą mamą, tak jak ja, i dopiero spodziewasz się dziecka, otaczaj się ludźmi, którzy dają ci wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Tyle zmienia się teraz w twoim życiu! Masz już wystarczająco dużo trosk i wyzwań przed sobą.

Co możesz zrobić, gdy ktoś zacznie cię w dobrej wierze „straszyć”? Grzecznie podziękuj i powiedz, że… zobaczymy! Sama w końcu się przekonasz, jak będzie naprawdę. Jeśli natomiast jesteś już mamą, znasz blaski i cienie macierzyństwa, a wokół siebie masz jakąś pierworódkę, bądź dla niej oparciem.

Ból porodu i trudy związane z wychowywaniem dziecka to nie musi być pierwsza rzecz, o której jej opowiesz. To jest czas, w którym jak nigdy jest nam potrzebna wiara w siebie i poczucie, że damy sobie radę. Bo przecież damy, prawda?

...

Przygotowanie na trudnosci a doprowadzenie do depresji to nie to samo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:55, 21 Kwi 2018    Temat postu:

Kobiecy stres o dom, dzieci, starszych rodziców… Czy jest rozwiązanie?
Leigh Anderson | 21/04/2018
Matka z córką śpią leżąc razem
Sarahwolfephotography / Getty Images
Udostępnij 1 Komentuj 0
Kobiety z tzw. „pokolenia sandwich” są pomiędzy, jak nadzienie w kanapce. Z jednej strony obarczone wychowaniem małych dzieci, a z drugiej troską o starzejących się rodziców.

Dręczy mnie powracający koszmar. Im dłużej trwa, tym bardziej jest interesujący. To wizja mnie samej ucinającej sobie poranną drzemkę z dwojgiem moich małych dzieci. Nie wyglądam jednak tak, jak teraz – całkiem młoda i w dobrej formie. Jestem wiedźmą w podeszłym wieku. We śnie niby mam 40 lat, ale jestem wątła i sama potrzebuję opieki. Mimo to staram się. W samochodzie zapinam pasy moim hałaśliwym dzieciom, uwijam się, by zdążyć na ich poranne śpiewanie i zdrowe przekąski w przedszkolu.

Budzę się i mówię sobie: „To tylko sen”. Potem jednak przychodzi refleksja: przecież wciąż się czymś niepokoję. Czy oszczędzamy wystarczająco dużo pieniędzy na studia? Czy będziemy w dobrej formie na emeryturze? Czy moje dzieci aby na pewno zdobywają wykształcenie, które przygotuje je do życia bez względu na to, jak gospodarka będzie się rozwijała za 20 lat? Czy moi rodzice, którzy są słabego zdrowia, nie potrzebują już teraz domowej opieki? Jak damy sobie z tym radę?

Noc ciągnie się. Czasami rezygnuję ze snu, wstaję i próbuję nazwać moje wątpliwości, tworząc kolejną listę „rzeczy do zrobienia”.



Między małymi dziećmi a starszymi rodzicami
Ewidentnie, mam problem ze stresem. Ale sądząc po postach, które pojawiają się w mediach społecznościowych, dotyczy to wielu kobiet. W internecie można znaleźć masę porad, jak się zrelaksować, w rodzaju: „Jak radzić sobie ze stresem”, „8 sposobów na stres”.

Należę do „kanapkowego pokolenia” kobiet, które wychowują małe dzieci, ale i troszczą się o swoich starzejących się rodziców. I myślę, że jesteśmy naprawdę zestresowane. I to wręcz historycznie zestresowane. Wyżej wymienione artykuły nawołują, byśmy „miały czas dla siebie” lub „po prostu poprosiły o pomoc”. Nie odnoszą się jednak do głównych przyczyn tego stanu rzeczy.

Coraz więcej z nas musi pracować ciężej, by związać koniec z końcem. I jeszcze pogodzić to z domowymi obowiązkami. A jeszcze zmiany demograficzne… Kiedy się urodziłam, moi dziadkowie mieli 52 lata. Mogli pomagać moim rodzicom w wychowywaniu mnie. W okres starości wkroczyli dopiero, kiedy miałam prawie trzydziestkę. Dzisiaj rodzice nie mogą liczyć na tak wielką pomoc dziadków w opiece nad dziećmi. Mało tego, muszą znaleźć czas i środki, by jeszcze zapewnić wsparcie rodzicom. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju „deficytu dziadków”, dlatego też należy o nich porządnie dbać.

To ogromne, wręcz narodowe problemy. Martwimy się, skąd weźmiemy pieniądze na wychowanie i wykształcenie dzieci, martwimy się o zabezpieczenie własnej przyszłości. A co, jeśli wydarzy się jakiś nagły losowy wypadek, choroba? Te „stresory” nie omijają także i mężczyzn, ale kobiety wydają się być w trudniejszej sytuacji. One – tradycyjnie opiekunki, „wyznaczone do tego, by się zamartwiać” – mają o wiele więcej na głowie.

Nazywam to testem „baletowych rajstopek”. Jeśli Twoja córka ma zajęcia z baletu w środę, kiedy najpóźniej rajstopy powinny być uprane i powieszone do wyschnięcia? Dokładnie tak, we wtorek w nocy. I to właśnie mama jest tą, która zazwyczaj pomyka przez całą listę rzeczy do zrobienia i układa tę układankę, kombinuje z zadaniami tak, jak to się robi w grze Jenga. Kobiety mierzą się z tym dniami i nocami.



Duże zmiany, więcej stresu
Ale nie chodzi mi o to, by robić zawody: mężczyźni kontra kobiety. Tu chodzi o dobro rodziny i wręcz całych społeczności. Mężowie wcale nie chcą, by ich żony były przeciążone. Sami też wcale nie chcą być przepracowani. Musimy zastanowić się, jak przynieść ulgę w stresie całej populacji.

Jak możemy dbać o naszych seniorów – jako społeczność? Jak możemy wychowywać i edukować dzieci – jako społeczność? Jak możemy zapewnić każdemu opiekę zdrowotną, taką jakiej potrzebuje? Musimy mniej walczyć, osądzać, obwiniać, a bardziej współczuć.

Oto dobry przykład na zilustrowanie zagwozdki, z którą radzić sobie muszą dzisiaj kobiety. Moja przyjaciółka kilka razy bez wyraźnej przyczyny straciła przytomność. W tym czasie żyła w biegu, wyprawiała dzieci na biwak i organizowała nianię, która mogłaby je odebrać z powrotem. Jednocześnie cały czas pracowała. Po tym, gdy kolejny raz zemdlała, trafiła do lekarza, który stwierdził, że jest zestresowana i „przepisał” jej dwie sesje ćwiczeń rozciągających tygodniowo.

Ależ nas to rozbawiło. Śmiałyśmy się i śmiały. „Żeby poradzić sobie z nadmiarem spraw do załatwienia, on dał ci jeszcze więcej do zrobienia” – ironizowałam. Ostatecznie zdołała wypracować kilka pomysłów, które pomogły. Ma elastycznego pracodawcę, więc udało jej się zmienić godziny pracy tak, by spędzać więcej czasu z rodziną. Od niedawna zakupy robi w sieci, co znacznie ułatwia prowadzenie domu. Właśnie tyle mogą zrobić jednostki, tymczasem w stresie żyje większość społeczeństwa. I jeśli chcemy cokolwiek naprawić, zmienić się musi dużo więcej niż tylko nasze zakupowe zwyczaje.

Żyję wielką nadzieją, że wraz z upływem czasu, gdy moi chłopcy dorosną, a ja w końcu naprawdę stanę się tą pomarszczoną wiedźmą, nasze kulturowe priorytety także się pozmieniają. Chciałabym, żeby moi synowie mogli wychowywać swoje dzieci spokojnie. I żeby to „kanapkowe pokolenie”, do którego należę, było ostatnim, które przeżywa tak stresujące koszmary.

...

Co jak zachoruje? A jak ten drugi umrze... A jak strace reke... Strach o przetrwanie nam towarzyszy. Jest on po to aby ufac Bogu. W Raju go nie bylo i co wyszlo? Teraz jest. To rodzaj cierpienia. Trzeba ufac Bogu. Nie ma innego wyjscia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133589
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:00, 24 Kwi 2018    Temat postu:

Poród naturalny po dwóch cesarkach. Czy to rozsądne?
Aleksandra Wilk-Przybysz | 23/04/2018
KOBIETA W CIĄŻY
Ryan Franco/Unsplash | CC0
Udostępnij Komentuj 0
„I po co Ci to?”, „Chcesz komuś coś udowodnić?”, „Po co ryzykujesz? Nie łatwiej po prostu zapisać się na cesarkę?”, to tylko niektóre komentarze, jakie padają zarówno od znajomych, rodziny, jak i niektórych lekarzy na wieść, że kobieta rozważa poród siłami natury po poprzednim cięciu. A po dwóch? Komentarze te atakują ze zdwojoną siłą.

Poród naturalny po cesarce
Doświadczenie porodu naturalnego po dwóch uprzednich cięciach było czymś co trudno opisać: euforią, dumą, magią. Jednak to nie sam poród, a droga do niego okazała się najważniejszym darem.

Wydawać by się mogło, że poród jest naturalną konsekwencją ciąży, że jest on w nas, i jeśli tylko nie będziemy naturze przeszkadzać, tylko iść za nią, to wszystko będzie dobrze. Tymczasem nasze ciała i naszą naturę podaje się w wątpliwość zanim jeszcze mamy szansę spróbować urodzić.

Sugeruje się kobiecie, że nie da rady urodzić naturalnie, „bo dziecko jest duże, a ona drobna”, „bo jest dziś dzień terminu, a jeszcze nie widać, aby dziecko pchało się na świat, po co czekać?”, „bo kiedyś miała pani już cięcie, więc tak będzie prościej-przecież ma pani wybór”, „bo po co będzie się pani męczyć, skoro cięcie trwa tylko chwilę, niech nie robi pani z siebie męczennicy”.

Czytaj także: Oto ja, kobieta: odzyskaj poród


Cesarka to poważna operacja
Cesarskie cięcie traktuje się jak prosty zabieg, który można wcisnąć gdzieś w grafiki lekarza i matki, a nie jak poważną operację, która niesie za sobą poważne konsekwencje zdrowotne i emocjonalne zarówno dla dziecka, jak i dla kobiety.

Brakuje wsparcia na poziomie merytorycznym i emocjonalnym. O porodach VBAC mówi się coraz więcej, ale wciąż za mało, dla mnie samej jeszcze kilka lat temu VBAC (Vaginal birth after cesarean) był pojęciem zupełnie abstrakcyjnym. Teraz, słysząc o tych porodach uśmiecham się sama do siebie, bo dane mi było doświadczyć jego wyjątkowości.

Przy pierwszym porodzie wpadłam w wir niepotrzebnych interwencji medycznych (przyspieszanie porodu oksytocyną, brak możliwości aktywnego porodu etc.), które zakończyły się cięciem cesarskim. A potem kolejnym cięciem przy kolejnej ciąży. Decydując się na trzecie dziecko obiecałam sama sobie, że nie pozwolę tym razem na operację, jeśli nie będzie do niej żadnych rzeczywistych wskazań. Postanowiłam zaufać swojemu ciału, pozwolić sobie przeżyć ten poród dobrze i szczęśliwie. Pozwolić dziecku, aby samo – bez ingerencji innych – wybrało moment, kiedy będzie gotowe się narodzić.

Czytaj także: Cała prawda o cesarskim cięciu. To nie jest „łatwiejszy” poród


Chciałam dobrego porodu dla mnie i dziecka
Skupiłam się tylko na tym, co dobre: otoczyłam się jedynie osobami, które szczerze mnie wspierały, zamknęłam się na tych, którzy próbowali siać we mnie wątpliwość. Zgłębiałam fizjologię porodu, aby dokładnie rozumieć to, co będzie się ze mną dziać, aby czuć spokój. Poznałam swoje prawa i pracowałam nad asertywnością.

A co najważniejsze – z pomocą mądrej położnej przeanalizowałam dwa poprzednie porody, aby w pełni zrozumieć to, co i dlaczego się stało, i by wiedzieć, jak tego uniknąć w przyszłości. Pozbyłam się żalu do personelu medycznego i samej siebie, jaki został mi z poprzednich lat. Dzięki tym wszystkim krokom doszłam do miejsca, w którym nie tylko nie bałam się porodu, ale wręcz oczekiwałam go z niecierpliwością i wielką akceptacją dla jego naturalnego rytmu.

Czego nauczyła mnie ta droga? Może zabrzmi to błaho, ale niezależnie od tego, jaką drogą odbędzie się poród, dobrze jest szykować się do niego świadomie. Warto wierzyć w siebie i swoją intuicję – przydaje się to nie tylko podczas samego porodu. Gdy rodzi się mały człowiek, każdorazowo rodzimy się też my – rodzice. Ja odrodziłam się jeszcze silniejsza i gotowa na codzienne rodzicielskie wyzwania.

..

Zawsze raczej to co naturalne niesie jakieś dobro. Zatem nie nalezy tego unikac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy