Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Słuszba sdrofia nam roskfita!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 54, 55, 56  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:29, 18 Lut 2013    Temat postu:

Salowa czyli nikt?

- Jaka praca? Nie ma co gadać. A to by pani musiała przyjść i sama zobaczyć, jak ich tu przywożą... Brudni, zawszeni. Tak jak dzisiaj. Jaka praca? A, fajna praca za 1000 złotych miesięcznie! - mówi salowa w jednym ze śląskich szpitali.

Są bardzo różne - bywa, że mówią nienaganną polszczyzną i bywa, że skończyły studia. Zazwyczaj pracowały wcześniej w wielu miejscach. Przyszedł czas, kiedy sytuacja w kraju zmusiła je do wybrania jednego z najcięższych zajęć dostępnych dla kobiet. Kim jest salowa? Dla wielu po prostu sprzątaczką w szpitalu. Są lekarze, pielęgniarki, położne, ale też ktoś, kto musi wynieść basen, zmyć krew z noszy. O tym kimś zwykle się nie mówi. Salowe to zazwyczaj kobiety w średnim wieku. Często mają za sobą dramatyczne historie życiowe - bywa, że z dnia na dzień straciły pracę, komplikowało im się życie rodzinne. Coś trzeba było ze sobą zrobić.

- Zlikwidowali zakład, zostałam bez środków do życia. Musiałam znaleźć cokolwiek. Tak trafiłam do szpitala. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się, uodporniłam i pracuję już tyle lat... To bywa piekło. Trzeba być bardzo opanowanym, bo patrzy się na różne rzeczy - mówi jedna z moich rozmówczyń.

Nocą w prosektorium

Miały takie momenty, kiedy czuły, że dłużej tego nie wytrzymają.

- Była kiedyś tutaj taka bardzo fajna starsza pani. Tu ją karmiłam, rozmawiałam z nią, a za chwilę ktoś woła: "Leć szybko po pomoc, bo zgon!". Chwila i po człowieku. Uciekłam do toalety, nie mogłam oddychać. Pielęgniarka mnie wtedy wzięła na taki sposób serdeczny - powiedziała parę rzeczy, przytuliła. Z czasem się oswoiłam, ale ciągle strasznie mi tych ludzi żal - tak o początkach swojej pracy opowiada jedna z nich.

Niemal każda wspomina o pierwszym zgonie. Do pacjentów potrafią się bardzo przywiązać. Przywożą im jedzenie, chwilę rozmawiają. Jest uśmiech, ciepło, nić porozumienia, a potem człowiek umiera i trzeba go odprowadzić na drugą stronę:

- Jak zaczynałam pracę u nas to myślałam, że nie będę w stanie długo tak pociągnąć. Właśnie przez to wywożenie ludzi do pro morte. To taka sala, do której się przenosi ciała po śmierci na dwie godziny. To się robi z pielęgniarką. Trzeba ich rozebrać, wywieźć... U nas przynajmniej wszystko jest na jednej kondygnacji. Wie pani, w poprzednim szpitalu, w którym pracowałam, trzeba było windą zjeżdżać na dół. Noce było najgorsze. Później, po dwóch godzinach, gdy przyjeżdżali po zwłoki, trzeba było jeszcze to wszystko posprzątać. A czasami to różnie się działo, bo to i woda i te wszystkie pośmiertne zanieczyszczenia...- mówi sympatyczna kobieta w średnim wieku spotkana na korytarzu - Człowiek się hartuje, proszę mi wierzyć. Ja pani opowiem na własnym przykładzie. Niejedna osoba by się załamała. Mąż mi zmarł nagle - przeżyłam. Kiedyś byłam taka wrażliwa, wydawało mi się, że łatwo mnie złamać. Po latach zrobiłam się naprawdę twarda i ma to swoje plusy. Z drugiej strony patrzy się na choroby, śmierć i jakoś uczy współczucia. Dawniej nie miałam o tym pojęcia, nie myślałam...

Bywają sytuacje, kiedy trzeba przełamać wszelkie wewnętrzne opory - wstręt, strach, nawet chęć ucieczki.

- Pracowałam na izbie przyjęć. Przechodzili przez moje ręce nawet bezdomni - ludzie, których trzeba umyć, odwszawiać... Pamiętam moje pierwsze wejście w tym szpitalu. Przywieźli bezdomnego. Był strasznie brudny. Zmarł mi na stole. To była 11 w nocy, ale takiego brudnego przecież nie można do prosektorium zwieźć - trzeba go było umyć - krew, wszystko... Cała ta procedura. I powiem pani, że z zimną krwią to zrobiłam. Po prostu strasznie się uodporniłam. Z perspektywy czasu myślę, że gdybym się miała cofnąć o parę lat, to bym nie dała rady zrobić tego jeszcze raz. A jak mnie pani widzi - jestem, pracuję.

Niektóre z nich mają predyspozycje - wrodzony dystans:

- Mi się lajtowo pracuje tutaj. Dla mnie nie ma w tym żadnego stresu. Wie pani, pracowałam pięć lat w zakładzie pogrzebowym. Mam po prostu taki charakter. Robię swoje.

Miłość, cierpienie, rozstania, alkohol...

Paniom zdarza się poznawać życie i ludzi z bardzo różnych stron, nie zawsze pozytywnych. Bywa tragicznie, bywa i romantycznie.

- Był taki student. Wyskoczył z trzeciego piętra w akademiku, z miłości do dziewczyny. I myśmy go tutaj składali. Jego koleżanki przychodziły, całe łóżko miał w serduszkach, misiach, balonikach. No i wylizał się. Jak wychodził to wszystkim dziękował - opowiada kolejna.

Studenci miewają też inne rozrywki:

- Miłości, ćpanie, rozstania, alkohol. Całą noc nieraz ich z wymiocin obcieramy. Muszę powiedzieć, że miałam o studentach lepsze zdanie. A tu? Proszę pani, co ja się napatrzyłam! Studentka pijana w cztery tyłki, chciała pigułkę "72 po". Był tutaj wtedy taki młody lekarz. Jak on z nią rozmawiał... "Ja muszę najpierw dowiedzieć się o Pani wszystkiego!". Myśmy się śmiały, ale w końcu zaczęłyśmy go poszturchiwać, żeby ginekologa wreszcie wezwał. Wulgarna była strasznie. Co raz więcej takich. Raz jak do pracy z rana szłam, trzy zobaczyłam jak się wyrozbierane w fontannie kąpały. Kobiety!

Nie dla kruchych kobietek

Wszystkie moje rozmówczynie podkreślają, że praca potwornie obciąża fizycznie - pomaga się dźwigać pacjentów, przenosić ciężkie przedmioty. Cały dzień w ruchu i pośpiechu - krew, flegma, brud, czasem rozkład. Trzeba patrzeć na rzeczy, o których istnieniu ludzie nie myślą. Przychodzi się jako krucha kobietka, ale potem się człowiek hartuje. Wyrabia się odporność psychiczna i siła ramion. Na pensje się to jednak nie przekłada.

- Oni nas zrównali finansowo z osobami, które sprzątają biura i sekretariaty po kilka godzin dziennie. My tu jesteśmy wszystkie około pięćdziesiątki. Zaczynamy od najniższej krajowej. Od stycznia mamy jakieś 1600 złotych brutto - mówi jedna z pań.

Inna dodaje:

- Która młoda dziewczyna pani tu przyjdzie, żeby zarobić 1000 złotych? Nie jestem w stanie znaleźć pracy w swoim zawodzie. Już nie.

Salowe, w przeciwieństwie do pielęgniarek, nie mają reprezentacji - związku zawodowego, który broniłby ich praw do normalnego wynagrodzenia, dodatków za pracę w nocy czy w święta:

- Jeśli o nas chodzi, nie ma zupełnie nic, bo wychodzą z założenia, że nie jesteśmy białym personelem. Związek pielęgniarek i pielęgniarzy nas nie chroni. Ktoś powinien się tym zająć, ale jak na razie nie ma nikogo, kto działałby w naszym imieniu - mówi kolejna.

Wypowiada się piękną, literacką polszczyzną. O swojej sytuacji mówi z nieoczekiwanym spokojem:

- Momentów załamania nie mam. Może to dlatego, że kiedyś wybierałam się na medycynę. Niestety w czasach mojej młodości trzeba było na to wydać talon na malucha. Teraz dzieci się śmieją, że na stare lata przynajmniej połowicznie spełniłam swoje marzenia. Chciałam być kardiochirurgiem albo anatomopatologiem. Krew na mnie nie robi wrażenia. Jakieś obciążenie pozostaje, nie wszystko się rozumem da objąć, sercem też człowiek patrzy.

Podkreślają, że wolą etat w szpitalu, niż umowę z firmą. Polskie szpitale coraz częściej decydują się na współpracę z firmą zewnętrzną, która podnajmuje pracowników. Ma to zapewnić wyższe kwalifikacje personelu, ścisłe trzymanie się procedur związanych z higieną oraz obniżać koszty. Panie patrzą na to nieco inaczej. Mówią, że w firmach często dostaje się tylko umowę zlecenie:

- Ale ja się jeszcze pocieszam, że w szpitalu pracuję, a nie pod firmą sprzątającą. Tam płacą jeszcze mniej, a pracować trzeba więcej. Tu jest ubezpieczenie zdrowotne, normalny etat, umowa o pracę.

Dlaczego przy takim obciążeniu fizycznym nie można by zatrudnić mężczyzny do wykonywania najcięższych prac?

- Mężczyźni by byli, gdyby nie bariera pieniężna. Tutaj by się przydał przynajmniej jeden do cięższych obowiązków. Ale który facet przyjdzie za takie pieniądze do takiej roboty? Ciągle płaci się nam inaczej, bo jesteśmy kobietami.

O relacjach z resztą personelu wypowiadają się różnie - są oddziały na których jest rodzinnie, koleżeńsko. Na innych zdarza się, że ktoś wspomni o poczuciu niesprawiedliwości, niedocenienia:

- Zawsze, odkąd pamiętam, doceniani byli lekarze i pielęgniarki no bo wiadomo - leczą. Nigdy nie był doceniany ten najniższy personel. Spychano nas zawsze za bardzo na margines - mówi któraś.

- Zawsze byłyśmy niżej. Są grupy - lekarze trzymają się osobno, pielęgniarki osobno. Nigdy nie jesteśmy na równi z nimi. Taka jest prawda.

Pacjenci bywają marudni, ale panie próbują to zrozumieć. To przecież ludzie w ciężkim stanie. Niektóre mówią, że tak naprawdę z pacjentami nie ma problemu - pretensje ma zazwyczaj wyłącznie rodzina, a chory jest po prostu wdzięczny, że ktoś o niego dba. Zdarzają się tacy z pretensjami: "Mam ubezpieczenie, to wymagam!".

Życie. Po prostu

Można powiedzieć, że mają okazję oglądać życie we wszystkich odsłonach. Ktoś starzeje się w samotności, ktoś się rodzi, ktoś przeżywa dramat. Oglądają to od strony cierpienia i fizjologii. Jedna z pań podsumowuje.

- Najbardziej mnie przeraża, kiedy rodzą się martwe dzieci. Ale tu jest oddział położniczy. I raczej ludzie przychodzą niż odchodzą. Potem się te dziewczyny spotyka z dziećmi na ulicy i to jest bardzo fajne. Czasem ktoś mnie rozpoznaje po latach, przywita się, uśmiechnie.

Wszystkie zgodnie podkreślają, że to już rutyna. Liczą się z tym, że to ostatnia praca, jaką będą wykonywać do emerytury - człowiek się w końcu wdraża, przyzwyczaja...

...

Rozkosze pracy pielegniarek .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:33, 27 Lut 2013    Temat postu:

Arłukowicz: program in vitro będzie przyjęty w najbliższych dniach

- Program, w ramach którego będzie finansowane in vitro jest gotowy i zostanie przyjęty przez kierownictwo resortu w najbliższych dniach - poinformował minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Dodał, że program ma ruszyć od 1 lipca.

"Dziennik Gazeta Prawna" podał, że w środowisku medycznym mówi się o przesunięciu startu programu na 1 października. Według dziennika, w projekcie programu wyceniono jeden cykl zapłodnienia na ok. 7,5 tys. zł; prywatne kliniki twierdzą, że to za mało.

- Program jest przygotowany i gotowy do przyjęcia przez kierownictwo (resortu - red.) co stanie się w najbliższych dniach. Potem rozpocznie się proces kwalifikacji świadczeniodawców, czyli klinik, które będą przeprowadzały tą procedurę. Program ruszy od 1 lipca - powiedział Arłukowicz, który uczestniczył w Warszawie w posiedzeniu Komisji Trójstronnej poświęconemu służbie zdrowia.

Arłukowicz poinformował, że we wtorek odbyło się spotkanie, podczas którego program in vitro, po raz ostatni, analizowali eksperci. - Odesłali nam swoje opinie z akceptacjami. Najważniejsze jest, aby ten program był bezpieczny dla pacjentów - powiedział minister.

Rzecznik prasowy resortu zdrowia Krzysztof Bąk w rozmowie z PAP także zapewniał, że wbrew niektórym doniesieniom medialnym program - zgodnie z zapowiedzią Prezesa Rady Ministrów - zostanie uruchomiony w lipcu bieżącego roku. - Nie ma podstaw do tego, by sądzić, że będą jakiekolwiek opóźnienia w uruchomieniu tego programu - dodał.

Jak poinformował, trwają prace nad ostateczną akceptacją dokumentu i uruchomieniem procedury konkursowej.

W ostatnich dniach projekt był nadal konsultowany m.in. z przedstawicielami klinik wykonujących in vitro. Przedstawiciel jednej z takich klinik w Warszawie powiedział, że kilka dni temu Agencja Oceny Technologii Medycznych zwróciła się z prośbą o przedstawienie kosztów związanych z procedurami in vitro, aby porównać koszty w różnych klinikach.

Program przewidziany jest na trzy lata; ma objąć 15 tys. par. Będą mogły być zakwalifikowane do niego kobiety do 40. roku życia. Refundacja ma być dostępna dla par (nie tylko małżeństw), które udokumentują, że od roku bezskutecznie leczą niepłodność. Finansowane mają być trzy próby zapłodnienia metodą in vitro. Program będzie finansowany ze środków MZ na programy zdrowotne. Ośrodki wykonujące in vitro w ramach programu zostaną wyłonione w konkursie.

....

Diabel sie spieszy bo czas mu sie konczy chce zgarnac do piekla ze soba ilu sie da ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:34, 01 Mar 2013    Temat postu:

Anestezjolodzy ze Szpitala Dziecięcego w Dziekanowie Leśnym zapowiadają odejście

Ane­ste­zjo­lo­dzy ze Szpi­ta­la Dzie­cię­ce­go w Dzie­ka­no­wie Le­śnym koło War­sza­wy od paź­dzier­ni­ka nie do­sta­ją pen­sji. Na jutro za­po­wie­dzie­li swoje odej­ście z pracy. Dy­rek­cja szpi­ta­la po tej in­for­ma­cji po­sta­no­wi­ła prze­nieść dwóch pa­cjen­tów do in­nych pla­có­wek - do­no­si rmf24.​pl.

Odej­ście z pracy za­po­wie­dzia­ło dzie­wię­ciu le­ka­rzy. Wciąż trwa­ją in­dy­wi­du­al­ne ne­go­cja­cje z ane­ste­zjo­lo­ga­mi. Póki co ze wzglę­du na bez­pie­czeń­stwo pa­cjen­tów po­sta­no­wio­no prze­nieść dwóch z nich do in­nych szpi­ta­li.

Szpi­tal nie wy­pła­ca pen­sji z po­wo­du dłu­gów, które po­sia­da. Więk­szość fun­du­szy po­chła­nia obec­nie ob­słu­ga kosz­tów za­dłu­że­nia.

>>>>

Sytuacja jest trudna bo politykierzy zawsze szantazuja lekarzy . Wy nie mozecie odejsc od horych znaczy musicie miec pensji tyle ile damy ...
Tak tez nie moze byc . Bo w tym sensie sluzba zdrowia jest mala sila bo co moze ? Oflagowac placowke a zont ma gdzies te flagi ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:54, 04 Mar 2013    Temat postu:

Rzeczpospolita": Lekarze fałszują, czy to NFZ się uwziął?

W 2012 r. prawie dwukrotnie wzro­sła liczba fałszerstw w placówkach medycznych - wynika z danych poli­cji. Lekarze apelują, by ostrożnie podchodzić do tych statystyk - dono­si "Rzeczpospolita".

Chodzi głównie o fałszerstwa re­cept i dokumentacji medycznej związanej z wyłudzeniem środków z Narodowego Funduszu Zdrowia. W 2012 r. do policji trafiło aż 2032 takich zgłoszeń, a rok wcześniej - 1212.

- Wyłudzone leki wracają na rynek: za wyższą cenę są sprzedawane w internecie, czasem trafiają za grani­cę - mówi stołeczny policjant. Jak ocenia, liczba ujawnionych przy­padków rośnie dzięki większej ak­tywności policji.

Ale do sukcesu przyznaje się też NFZ, który wskazuje, że pracowni­cy Funduszu częściej wyłapują nie­prawidłowości. Według ustaleń "Rzeczpospolitej", w zeszłym roku do prokuratury trafiło ok. 100 za­wiadomień, które teraz są spraw­dzane przez policjantów i śled­czych.

Jednak w ocenie prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej Macieja Hamankie­wicza to, że NFZ zgłasza coraz wię­cej zawiadomień, świadczy przede wszystkim o nasileniu kontroli i próbie zakwalifikowania nawet drobnych nieprawidłowości jako naruszenia prawa.

Więcej na ten temat w "Rzeczpospo­litej".

...

Akurat normalka .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:13, 04 Mar 2013    Temat postu:

Rozwiązano zagadkę brakujących czarnych dziur. Sukces Polaków


Astronomowie od lat głowili się, dlaczego w wyniku ewolucji gwiazd nie powstają obiekty - gwiazdy neutronowe czy czarne dziury - o masie od 2 do 5 mas Słońca. Zespół polskich i amerykańskich naukowców rozwiązał tę zagadkę i lepiej poznał mechanizm wybuchu supernowych.

Naukowcy z Obserwatorium Astronomicznego Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego we współpracy z astrofizykami amerykańskimi z Narodowego Laboratorium Los Alamos, Uniwersytetu w Chicago oraz Uniwersytetu Northwestern wyjaśnili przyczynę luki w obserwowanych masach obiektów pozostających po gwiazdach oraz oszacowali skalę czasową rozwoju wybuchu supernowej.

Wyniki prac zespołu zostały opublikowane w czasopiśmie "The Astrophysical Journal". Poinformowali o tym przedstawiciele Wydziału Fizyki UW (FUW).

"W naszej Galaktyce jest około 100 miliardów gwiazd. Większość z nich, podobnie jak Słońce, znajduje się w spokojnych fazach ewolucji, a ich życie jest podtrzymywane fuzją lżejszych pierwiastków w cięższe - zaznaczono w komunikacie FUW. - Jednakże dla wielu masywnych gwiazd, dla których fuzja przebiegała bardzo szybko, ewolucja już się zakończyła. Kres życia masywnej gwiazdy spowodowany jest zapadnięciem się jej środka, co prowadzi do utworzenia obiektu zwartego - gwiazdy neutronowej albo czarnej dziury. Zewnętrzne warstwy atmosfery gwiazdowej mogą (ale nie muszą) być odrzucone w gwałtownym wybuchu tzw. supernowej".

Wiadomo było, że masy gwiazd pokrywają równomiernie zakres od 0,1 do 100 mas Słońca. Oczekiwano, że masy obiektów zwartych, powstających w wyniku ewolucji gwiazd, będą należały również do całego zakresu mas. Tymczasem w obserwacjach pojawiła się zaskakująca przerwa - na granicy pomiędzy gwiazdami neutronowymi i czarnymi dziurami.

Zebrane dane wskazują, że najcięższe gwiazdy neutronowe osiągają maksymalnie 2 masy Słońca, a najlżejsze czarne dziury mają przynajmniej 5 mas Słońca. Naukowcy od dekady próbowali zrozumieć, dlaczego nie obserwuje się obiektów o masie pomiędzy tymi masami.

Przedstawiciele FUW wyjaśniają, jak wybucha supernowa: w pierwszym kroku, po zakończeniu reakcji fuzji podtrzymujących gwiazdę, zapada się jądro gwiazdy i tworzy się tzw. gwiazda protoneutronowa, ważąca około 1 masy Słońca. Wokół niej tworzy się ultragorący obszar, który podtrzymuje resztę gwiazdy przed całkowitym zapadnięciem się.

Potem rozpoczyna się konwekcja: silnie podgrzana materia zaczyna chaotyczny ruch. Procesowi konwekcji towarzyszy szybkie powiększanie się masy gwiazdy protoneutronowej, spowodowane akrecją (opadaniem) materii z leżących ponad nią warstw gwiazdy. Przy sprzyjających warunkach, konwekcja jest w stanie pokonać ciężar zewnętrznych warstw gwiazdy i odrzucić je w gwałtownym wybuchu supernowej. Przypomina to gotującą się w garnku wodę, która kipiąc zrzuca pokrywkę.

Zespół dr. hab. Krzysztofa Belczyńskiego z OA FUW wykazał, że jeżeli konwekcja zostanie zainicjowana prawie natychmiast po utworzeniu się gwiazdy protoneutronowej (w ciągu 10-20 ms), wtedy, w przypadku mniej masywnych gwiazd, wybuch następuje bardzo szybko (po około 100-200 ms) i tworzą się małomasywne obiekty zwarte: gwiazdy neutronowe o masach 1-2 masy Słońca.

Dla masywniejszych gwiazd zewnętrzne części gwiazdy są na tyle gęste, że konwekcja nie jest w stanie ich odrzucić. W tym przypadku tworzy się czarna dziura o masie 5 mas Słońca lub więcej.

"Model, w którym proces ewolucji gwiazdy przebiega jedną z opisanych wyżej dwóch ścieżek (..) w sposób naturalny tłumaczy istnienie przerwy w rozkładzie mas" - skomentowano w komunikacie.

....

Bardzo ciekawe i sukces Polakòw !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:24, 04 Mar 2013    Temat postu:

Julia Wizowska | Onet
Zjeść w szpitalu i przeżyć

- Pytanie, czy to jest frisbee, ringo, czy może obiad? - pyta autor umieszczonego w sieci filmiku, uderzając o talerz czymś, co wygląda jak smażony placek. Talerz brzęczy i podskakuje. - Tak, to obiad, który otrzymują pacjenci szpitala.

O polskich szpitalach, podobnie jak o całej służbie zdrowia, pisze się zazwyczaj na dwa sposoby: źle albo wcale. Krytyce poddawane są braki w skarbcu, długie kolejki do lekarzy i zabiegów, wysokie ceny leków i dodatkowych usług. Ostatnio w internecie zrobił się szum wokół żywienia pacjentów w szpitalach. To za sprawą czekającego na przeszczep serca mężczyzny, który uwiecznił na filmie obiad podany w jednej z polskich placówek służby zdrowia.

Pacjent głodny to pacjent zły

Na talerzu leżą trzy placki. Podsmażane, jeden nawet trochę się spalił. Zdarza się. Gdy jednak pacjent bierze je do ręki, widać, że placki są też czerstwe. Parę mocnych uderzeń plackiem o talerz - i ma się wrażenie, że naczynie zaraz pęknie. - Co za wspaniale danie! - ironizuje pacjent. -+ Pytanie, co by zrobili więźniowie zakładu karnego? Pytanie, czy zakład karny by jeszcze stał?

Reakcje na film były natychmiastowe. W komentarzach pod publikacją internauci dzielili się swoimi wspomnieniami z pobytu w szpitalach. Kryjący się za pseudonimem "osochozi": - Na obiad dostałem czerwony płyn w talerzu, smakujący jak zmęczona ściera z podłogi - nigdy takowej nie próbowałem, ale tak właśnie wyobrażam sobie jej smak, i jakieś kluchy, z których może jeden cudem prześlizgnął mi się przez gardło.

Inny internauta, "drnalog", umieścił własne zdjęcie obiadu szpitalnego: porcja tłuczonych ziemniaków z kotletem mielonym o nieregularnym kształcie i zieloną papką - prawdopodobnie startym szpinakiem. - W smaku nie do ruszenia, tym bardziej, że wszystko było zimne i to codziennie prawie to samo. Generalnie wydaje mi się, że dużo zależy od samego szpitala, z tego co sam zauważyłem i co wiem od znajomych - dodaje komentarz internauta.

Decyduje szpital

Faktycznie, kwestia zawartości menu i jakości jedzenia zależy przede wszystkim od szpitala. Potwierdzają to pracownicy placówek. - Szpital, w którym pracuję obecnie, ma podpisaną umowę z firmą cateringową. Pacjenci na jedzenie nie narzekają. A to dzięki temu, że ośrodek nie ma zadłużenia i może sobie pozwolić na wydawanie większej ilości pieniędzy na żywienie pacjentów - mówi Anna, pielęgniarka jednej ze stołecznych placówek służby zdrowia. Inne doświadczenie ma Monika, pielęgniarka z Podkarpacia (prosi by nie podawać szczegółów): - Nie zazdroszczę ordynatorowi, który musi kombinować pieniądze w czasach ich braku. Wtedy się nie myśli o stołówce, tylko o tym, żeby kupić strzykawki i gumowe rękawice. Koszmarne pożywienie to nie jest winą szpitala, tylko systemu odpowiedzialnego za zadłużenie i ustawodawców.

Czy istnieją jakieś odgórne regulacje odnośnie żywienia, którym muszą podlegać polskie szpitale? Rzecznik Ministerstwa Zdrowia informuje nas, że są - te regulacje mówią, że pacjent ma być w szpitali karmiony. Czym - to już zależy od możliwości szpitali i dobrej woli dyrektorów placówek.

Z czym to się je zagranicą

Konrad chwali się, że gdy w Norwegii z kontuzją nogi trafił do szpitala, na jakość jedzenia nie miał co narzekać. Pierwszego dnia przyszła do niego pielęgniarka i wspólnie ułożyli menu na najbliższych kilka dni. Co prawda, dopłacał kilkanaście euro dziennie za serwis, ale zapewnia, że było warto. - Na śniadanie dostawałem nie parówkę z kromką chleba, a jogurt, owoce i płatki z mlekiem. Obiady były dwudaniowe i jak nie stosowało się specjalnej diety, to wybór był naprawdę ogromny. Ja np. często brałem łososia w różnych postaciach.

Aby się dowiedzieć, co w szpitalach za polską granicą podaje się na obiad, wystarczy wpisać do wyszukiwarki hasło: "hospital food". Wśród dań, serwowanych zagranicznym pacjentom, przeważa schab, podawany z ryżem i warzywami: groszkiem, fasolką szparagową lub marchewką. W jadłospisie mają również owoce i nabiał: kefiry, jogurty i serki. Gdy Camemberu, blogerka pisząca o życiu w Singapurze, opuszczała szpital, strasznie narzekała na blogu na jakość jedzenia. Czym ją podejmowano w placówce? Na śniadanie kasza, jajko i ciepłe mleko, na obiad rosół, drugie danie z duszonym w sosie kurczakiem lub wołowiną, a na deser owoce z mlecznym puddingiem. Wszystko estetycznie podane.

Diabeł nie wszędzie straszny

W Polsce również są placówki, które o jakość żywności pacjenta dbają. - Dziś na obiad mamy zupę neapolitańską, smażony filet rybny z ziemniakami i surówką - mówi Joanna Kozłowiec, rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Białej Podlaskiej. Placówka ta zwyciężyła w zeszłorocznym rankingu "Bezpieczny Szpital 2012". - Żywienie jest u nas dostosowane do pacjenta. Jeżeli nie ma medycznych przeciwwskazań, bierze się pod uwagę indywidualne preferencje - dodaje rzeczniczka placówki. Specjalistyczne menu, oprócz propozycji dla cukrzyków i osób wymagających posiłki lekkostrawne, obejmuje także pozycje dla wegetarian. To nowość wśród polskich szpitali.

Prawdziwą klasą w zakresie żywienia pacjentów pokazało Bydgoskie Centrum Onkologii. Zamiast tradycyjnego dostarczania posiłków do sali, otworzono w szpitalu stołówkę - restaurację. Posiłki wydawane są tutaj na zasadzie szwedzkiego stołu - każdy może wybrać, co ma ochotę zjeść tego dnia. Pomagają się zdecydować tabliczki z polecanym menu - inne dla cukrzyków, inne dla mających problemy z trawieniem. Zdaniem dyrektora Centrum Onkologii, poprawa stanu odżywiania pacjentów, poprawi skuteczność leczenia. I nazwę restauracja ma finezyjną, nieszpitalną - Fantazja.

....

Tak . Przezycie na szpitalnym jedzeniu to wyczyn !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:36, 06 Mar 2013    Temat postu:

Chory płaci dwa razy

Pa­cjen­ci czę­sto od­kry­wa­ją nie­pra­wi­dło­wo­ści w od­dzia­łach Na­ro­do­we­go Fun­du­szu Zdro­wia. Cho­dzi o przy­pad­ki, gdy chory sam płaci za le­cze­nie, a potem pla­ców­ka otrzy­mu­je za tę samą usłu­gę pie­nią­dze z NFZ, czyli z na­szych skła­dek - in­for­mu­je "Rzecz­po­spo­li­ta".

Ga­ze­ta po­da­je kon­kret­ne przy­kła­dy ta­kich zda­rzeń. Szcze­gól­nie łatwo wy­łu­dzić pie­nią­dze od pa­cjen­ta w ga­bi­ne­tach sto­ma­to­lo­gicz­nych, gdzie część usług jest re­fun­do­wa­na, a część nie i łatwo wpro­wa­dzić pa­cjen­ta w błąd.

Sam NFZ ujaw­nił, że w 2011 r. udało mu się wy­kryć nie­pra­wi­dło­wo­ści i od­zy­skać nie­mal 75 mln zł.

W tym roku pa­cjen­ci do­sta­ną do­stęp on­li­ne do bazy NFZ czyli do Zdro­wot­ne­go In­for­ma­to­ra Pa­cjen­ta (ZIP). Wtedy każdy bę­dzie mógł spraw­dzić, z ja­kich usług w pu­blicz­nej służ­bie zdro­wia ko­rzy­stał i ile to kosz­to­wa­ło.

>>>

To super !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:39, 07 Mar 2013    Temat postu:

Lekarz pogotowia obnaża klęskę służby zdrowia
Fakt

Rozmowa z lekarzem pracującym w pogotowiu od 33 lat. - Kiedyś lekarze pracowali lepiej - mówi.

Czy śmierć Dominiki to dowód na kompletną klapę systemu ratowniczego?! A ściślej, czy zastąpienie starego systemu PCPR (Powiatowe Centrum Powiadamiania Ratunkowego), nowoczesnym CPR (Centrum Powiadamiania Ratunkowego) zdaje egzamin w praktyce?

Lekarz pogotowia: Powiem od razu: nowy system to klapa! Wygrała "moda" na kopiowanie wzorców z zachodu, tyle że skopiowaliśmy zachodni, świetnie działający system po łepkach i teraz są same problemy. Moim zdaniem zrobiliśmy krok w tył. Efekty możemy obserwować na cmentarzach...

Użył pan ciężkiego sformułowania...

- Już tłumaczę. Kiedyś (w systemie PCPR – dopisek red.) dyspozytor przyjmował zgłoszenie, wpisywał je do komputera i powiadamiał zespół wyjazdowy. Ten ostatni dostawał informację na tablicy świetlnej w pogotowiu i na swoje pagery. Gdy zespół ratunkowy jechał do chorego, przy wyjściu z pogotowia stała drukarka, która drukowała kartę wyjazdu z rozpoznaniem i miejscem, gdzie mamy się udać. Wsiadając do karetki wiedziałem wszystko, tzn. czy jest to wypadek, zawał, nieprzytomne dziecko czy pijak leżący pod ławką. Do tego w powiatach były nawet po dwie lub trzy dyspozytornie. Teraz np. w warmińsko-mazurskim jest jedna dyspozytornia na całe województwo!

Ale wróćmy do samego momentu wyjazdu... W nowym systemie dostaję polecenie wyjazdu z centralnej dyspozytorni na pager i dopiero w karetce drukuje mi się karta wyjazdu z informacją, gdzie jadę i po co. Nie mogę się wcześniej odpowiednio przygotować. Nie wiem, do jakiego przypadku jadę. Dlatego twierdzę, że kiedyś pogotowie działało lepiej!

Może jednak wystarczy centralna dyspozytornia, przecież została wprowadzona nowoczesna technika do karetek; łączność, GPS-y, lokalizatory?

- (śmiech) Pracowałem na zachodzie i widziałem, jak tam to działa. Na elektronicznej mapie w dyspozytorniach było widać, gdzie fizycznie są karetki i skąd dzwoni potrzebujący pomocy. U nas tak nie ma. Dyspozytor szuka miejscowości na zwykłej mapie. Robi się problem, gdy są dwie miejscowości o takich samych nazwach... Dyspozytor wówczas musi dopytywać, dociekać, sam ustalać, o jaką chodzi... Pracuję w nowym systemie od roku i mimo zgłaszanych uwag, nie zostaje on modyfikowany, tylko jest coraz gorzej. Powiem tylko, że nawet mapy w GPS-ach w karetkach są niedokładne. Do tego szwankuje też łączność radiowa.

Może twórcom nowego systemu chodziło o oszczędności. Utrzymanie każdej dyspozytorni kosztuje, a tak jedna centralna obsługuje wszystkie powiaty?

- Tu raczej chodziło o wyciągnięcie pieniędzy od szpitali. Żeby mieć kontrakt z NFZ, trzeba było przystąpić do CPR (Centrum Powiadamiania Ratunkowego). Każda karetka musiała wyposażyć się w odpowiedni sprzęt umożliwiający łączność z tym centrum. Koszt to około 10 tys. złotych od jednego ambulansu za GPS, drukarkę i pager... A to wszystko nagminnie się psuje. Do tego dochodzi abonament - my mówimy haracz - 200 złotych dziennie od jednej karetki. Efekt? Szpitale zmniejszają ilość karetek, bo nie stać ich na abonament.

....

Kazda ,,reforma" poglebia horror a juz kopiowanie zachodu przybiera formy zbrodni . Nigdy nie zmienia sie dzialajacefo systemu na nawet najlepszy ale zupelnie inny bo to jest destrukcja .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:05, 11 Mar 2013    Temat postu:

"Fakt": W Ministerstwie Zdrowia były nagrody. Po 3 tys. zł na głowę

Hojny szef z tego mi­ni­stra. Bar­tosz Ar­łu­ko­wicz, który stoi na czele re­sor­tu zdro­wia, roz­dał w ze­szłym roku swoim pra­cow­ni­kom 1,6 mln zł w na­gro­dach. Śred­nio wy­szło więc po 3 tys. zł na głowę. Za co? Za to, że zwy­kły Polak na wi­zy­tę u oku­li­sty czeka trzy mie­sią­ce, a na ope­ra­cję zaćmy czte­ry lata.

Z roku na rok jest le­piej, ale tylko dla biu­ro­kra­tów z Mi­ni­ster­stwa Zdro­wia. Jesz­cze w 2008 roku śred­nia pen­sja w tym re­sor­cie, wów­czas pod wodzą dzi­siej­szej mar­sza­łek Sejmu Ewy Ko­pacz, wy­no­si­ła 4 tys. zł. Czte­ry lata póź­niej pen­sja urzęd­ni­ka wzro­sła do 4,6 tys. zł. Ale oprócz co­mie­sięcz­nej pen­sji na urzęd­ni­ków cze­ka­ją też bo­nu­sy - choć­by te na­gro­dy, które w ze­szłym roku sze­ro­kim ge­stem roz­dał im Ar­łu­ko­wicz - aż 3 tys. śred­nio na głowę!

Czy więk­sze pie­nią­dze dla ludzi za­trud­nio­nych w rzą­dzie prze­ło­ży­ły się na po­pra­wę sy­tu­acji w ochro­nie zdro­wia? Nie prze­ło­ży­ły się! Ko­lej­ki do spe­cja­li­stów wciąż cią­gną się dłu­gi­mi mie­sią­ca­mi, a do ope­ra­cji można nawet nie dożyć, skoro ter­min po­tra­fi być wy­zna­czo­ny nawet za kilka lat - tak jak w przy­pad­ku zaćmy czy en­do­pro­te­zy stawu. Nawet leki, mimo obiet­nic sa­me­go mi­ni­stra, nie sta­nia­ły. Już co czwar­ty pa­cjent wy­cho­dzi z ap­te­ki, nie wy­ku­pu­jąc nie­zbęd­nych le­karstw, bo są dla niego za dro­gie. Ale te do­dat­ko­we 3 tys. na życie do­sta­ją lu­dzie z rządu, a nie zwy­kli Po­la­cy.

>>>>

Sie nalezy za nieustanne sukcesy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:24, 11 Mar 2013    Temat postu:

Reforma ratownictwa medycznego doprowadziła do karetkowego horroru

Zmiana w ratownictwie medycznym to ryzykowana operacja na żywym organizmie. O "karetkowym horrorze" pisze "Wprost".

Tygodnik zauważa, że reforma ratownictwa medycznego, która zlikwidowała powiatowe dyspozytornie przy pogotowiach, z założenia była słuszna. W ich miejsce w każdym województwie ma działać jedno, najwyżej dwa Centra Powiadomienia Ratunkowego. Ale centralizacja zbiera śmiertelne żniwo - pisze "Wprost.

Tygodnik opisuje historię 83-letniej kobiety z Skrzypnego Górnego na Podhalu, do której wezwano pogotowie. Kobieta umierała, a ratownicy, którzy jechali karetką nie mogli znaleźć drogi do domu kobiety. "Wprost" relacjonuje, że ratownicy nigdy wcześniej nie jeździli w tych okolicach, bo nie był to ich rejon. Również dyspozytorka z Krakowa, nie potrafiła dokładnie określić położenia miejscowości. Gdy karetka w końcu dojechała, kobieta nie żyła. Nie pomogła reanimacja. "Wprost" przytacza więcej takich historii.

Problemem jest również system elektronicznej komunikacji, który zdaniem tygodnika, jest wadliwy. Dzięki systemowi dyspozytor może m.in. śledzić na monitorze, czy ratownicy już jadą do miejsca zdarzenia. Ale tablety, które mają załogi są zawodne: nagrzewają się, pękają monitory, wgrane do nich automapy nie są dokładne. To wszystko powoduje, że karetki często przyjeżdżają do pacjentów za późno.

"Wprost" przypomina, że nowy system alarmowy miał lokalizować również osoby dzwoniące po pomoc, bo nie każdy potrafi podać swoje położenie. Ale i on jest zawodny.

>>>>

Ale premie sa i o to chodzi .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:24, 12 Mar 2013    Temat postu:

Gazeta Współczesna
Jesteś chory, mieszkasz na wsi? Leki kupisz tylko w mieście

– Nie można ludzi pozbawiać dostępu do punktów aptecznych – mówi Jadwiga Niewińska, prowadząca taką placówkę od lat w Złotorii, fot. Andrzej Zgiet/Gazeta Współczesna

Kolejny raz punktami aptecznymi zbierają się czarne chmury. Naczelna Rada Aptekarska uważa, że jedynym podmiotem, który spełnia wymagania niezbędne do prowadzenia obrotu detalicznego produktami leczniczymi, zgodnego z funkcjonującymi w Unii Europejskiej normami, jest apteka ogólnodostępna. Dlatego stoi na stanowisku, że trzeba zakończyć możliwość tworzenia nowych punktów aptecznych, a te, które już działają, przekształcić w apteki ogólnodostępne. To jednak mało prawdopodobne. Dlatego mieszkańcom małych miejscowości grozi brak dostępu do leków.

Punkty apteczne działają głównie na wsiach i w małych miejscowościach, zaopatrując mieszkańców przede wszystkim w podstawowe leki. W województwie podlaskim jest ich około 70. Mają mniejszy asortyment niż apteki (nie mogą sprzedawać np. leków psychotropowych), do ich prowadzenia potrzebne są też mniejsze wymagania. Punkt może np. prowadzić technik farmacji, nie musi to być - jak w aptece - magister farmacji. Placówki te już kilka lat temu przeżyły kryzys, gdy znacznie ograniczono zakres leków, jakie mogły sprzedawać.

Teraz znowu będą musiały walczyć o przetrwanie. Chodzi nie tylko o ochronę ich interesów, ale przede wszystkim mieszkańców niewielkich miejscowości i ich dostęp do leków.

- Moi pacjenci to głównie osoby starsze, z przewlekłymi chorobami, którym nawet z końca wsi do mnie ciężko dojść, a co dopiero dojechać do apteki w mieście - mówi Jadwiga Niewińska, która prowadzi Punkt Apteczny w Złotorii.

- Dla tych osób punkt apteczny to być albo nie być. Ale jak te zasady wejdą w życie, to punkt zamknę. Nie ma szans, abym przekształciła go w aptekę. Mam za mały lokal, tylko ponad 40 metrów kwadratowych, a apteka musi mieć 120 metrów kwadratowych. Kosztuje też koncesja - zaznacza.

Apteka musiałaby również zatrudnić magistra farmacji, być czynna dłużej niż punkt. A to kolejne koszty. Dlatego pomysł NRA nie podoba się większości właścicieli punktów aptecznych. - Takie miejsca jak nasze muszą być - powiedziano w punkcie w Kozińcach. - Nie ma szans, abyśmy przekształcili się w apteki.

Na stanowisko NRA zareagowała też Izba Gospodarcza Właścicieli Punktów Aptecznych i Aptek. W swoim oświadczeniu zaznacza, że nieprawdziwa jest informacja, jakoby według prawa unijnego jedynie apteki mogły sprzedawać leki na receptę i że leki w innych krajach Europy może sprzedawać tylko farmaceuta.

- Dobrem pacjenta jest dostęp do leków, jest on równie ważny jak dostęp do lekarza, bo po co komu recepta jak nie ma gdzie jej wykupić - zauważa izba.

....

W trosce o pacjenta zlikwidujem punkty apteczne . Jak zwykle .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:42, 12 Mar 2013    Temat postu:

Chora kobieta 13 godzin spędziła na szpitalnym korytarzu

Chora kobieta spędziła 13 godzin na korytarzu, czekając na przyjęcie w warszawskim szpitalu na Woli - podaje portal tvnwarszawa.pl. - Lekarz poinformował mnie, że nie ma miejsc i muszę czekać. Miałam z jednej strony kawałek muru, oparłam się i czekałam - opowiadała rozgoryczona pacjenta.

Kobieta trafiła do szpitala w poniedziałek o godz. 9 rano. Lekarz poinformował ją jednak, że nie ma miejsc na oddziale i musi czekać na przyjęcie na korytarzu.

Według relacji pacjentki lekarz uprzedził ją, że czas oczekiwania może przedłużyć się nawet do trzech dni. - Spojrzałam na lekarza, myślałam, że żartuje, ale nie żartował. Miałam z jednej strony kawałek muru, oparłam się - opowiada chora kobieta.

Dramat kobiety trwał 13 godzin. Chora nie mogła opuścić szpitalnego korytarza i wrócić do domu po koc lub coś do jedzenia. Personel poinformował ją, że opuszczenie szpitala będzie oznaczało rezygnację z usług medycznych. Dopiero o północy, po 13 godzinach pielęgniarka z nocnej zmiany powiedziała kobiecie, że może położyć się na łóżku. Nad ranem chorej zaproponowano miejsce w innym szpitalu.

Pytana o tę sytuację zastępca dyrektora szpitala, Jolanta Borowiecka-Tenus, tłumaczyła, że od 1 marca szpital dysponuje mniejszą liczbą łóżek. Podkreśliła, że na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym może jednorazowo przebywać ok 40-50 pacjentów. Przyznała jednak, że "przypadek chorej kobiety jest bardzo szczególny i na pewno zostanie szczegółowo zbadany".

....

Kolejne fajne przygody .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:05, 13 Mar 2013    Temat postu:

Dyrektor Szpitala Wolskiego: dramatycznie brakuje łóżek internistycznych


Dramatycznie brakuje łóżek internistycznych dla mieszkańców Woli i Bemowa - ostrzegł dyrektor Szpitala Wolskiego Marek Balicki. Jak podkreślił, z tego powodu pacjenci z SOR-u czekają nawet dobę na przyjęcie na właściwy oddział.

Balicki w rozmowie z dziennikarzami odniósł się do informacji, które ostatnio pojawiały się w mediach, że pacjenci, którzy zgłaszają się na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Szpitalu Wolskim, czekają po kilkanaście godzin na krześle na korytarzu na miejsce w szpitalnej sali lub w innej placówce.

Jak zaznaczył, "ostatnio sytuacja jest szczególnie trudna ze względu na sezonowy wzrost zachorowań na infekcje oddechowe". Powiedział, że jeszcze pod koniec ubiegłego roku wystąpił do wojewody mazowieckiego o udzielenie zgody na okresowe zawieszenie działalności oddziału psychiatrycznego i wykorzystanie znajdujących się tam 30 łóżek jako internistyczne do końca maja 2013 r.

Dodał, że zgodę taką otrzymał, jednak na krótszy niż wnioskowany okres, czyli tylko do 28 lutego. Odrzucono także wniosek o wydłużenie tego okresu chociaż do końca marca. Wyjaśnił, że w związku z tym od 1 marca przywrócono pracę oddziału psychiatrycznego, a tym samym znowu zmniejszono liczbę łóżek internistycznych. Dodał, że obłożenie łóżek psychiatrycznych w Warszawie nie jest duże i inne placówki mogłyby przejąć pacjentów ze Szpitala Wolskiego leczonych w tym zakresie, o czym rozmawiał m.in. z konsultantem wojewódzkim ds. psychiatrii.

Balicki podkreślił, że w 2012 r. przeciętne wykorzystanie łóżek internistycznych w Szpitalu Wolskim wynosiło 110 proc., co oznacza, że każdego dnia co najmniej kilkunastu pacjentów leżało na dostawce na korytarzu, w tym na łóżkach polowych. Jak powiedział, niewystarczająca liczba łóżek internistycznych wpływa też na wydłużenie czasu oczekiwania pacjentów na SOR na zwolnienie łóżka na oddziałach chorób wewnętrznych.

- W 2012 r. na 7874 pacjentów internistycznych w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, 1008 osób przebywało w SOR ponad dobę - zaznaczył Balicki. Dodał, że szpital stara się zapewnić części pacjentów hospitalizację internistyczną w innych szpitalach warszawskich i np. w ubiegłym roku ok. 1,4 tys. pacjentów trafiło z SOR-u w Szpitalu Wolskim na właściwe oddziały w innych placówkach.

Jak poinformował, w rejonie Woli i Bemowa jest ok. 266 tys. mieszkańców, a Szpital Wolski jest za mały by obsługiwać ten rejon ponieważ ma 299 łóżek, w tym 105 internistycznych. Jak wyjaśnił, przeciętne zalecane obłożenie łóżek wynosi 85 proc. i według tych wskaźników brakuje w placówce ok. 56 łóżek internistycznych.

W ocenie Balickiego, brak miejsc internistycznych jest skutkiem złego funkcjonowania całego systemu ochrony zdrowia i m.in. braku sieci szpitali, co pozwoliłoby na planowanie liczby łóżek w placówkach. Krytykował także system ratownictwa medycznego, w którym według niego brakuje koordynacji, aby przewozić pacjentów do szpitali, gdzie są wolne miejsca na oddziałach.

Jak wyjaśniła rzeczniczka prasowa wojewody mazowieckiego Ivetta Biały, wniosek Balickiego o przedłużenie okresu zawieszenia działalności oddziału psychiatrycznego i wykorzystanie znajdujących się tam łóżek jako internistyczne nie mógł zostać uwzględniony, bo nie zgodził się na to ani mazowiecki NFZ, ani wojewódzki konsultant ds. psychiatrii.

- Powstałoby ryzyko dla pacjentów psychiatrycznych - obłożenie na oddziałach wynosiło do 125 proc. - wskazany na zastępstwo we wniosku Szpital Bielański miał przepełniony oddział psychiatryczny, a szpital w Tworkach nie miał kontraktu. Pomagając Szpitalowi Wolskiemu, wojewoda nie może tworzyć problemu w innym miejscu. Warto pamiętać, że wojewoda nie prowadzi żadnego szpitala a Szpital Wolski jest placówką m.st. Warszawy - podkreśliła.

Biały zwróciła też uwagę, że w przypadku, gdy nie wystarcza doraźna pomoc ambulatoryjna, pacjent wymaga hospitalizacji, a w placówce nie ma dla niego łóżka, szpital powinien ustalić wolne miejsca w innej placówce i przewieźć pacjenta transportem szpitalnym (o ile wymaga pilnej hospitalizacji i jego stan pozwala na transport).

- Szczególnie w sezonie jesienno-zimowym obłożenie oddziałów internistycznych jest maksymalne, niemniej zwykle w szpitalach prawobrzeżnej części Warszawy są pojedyncze wolne łóżka - podkreśliła.

Balicki przekonywał w środę, że najlepszym rozwiązaniem byłaby budowa nowego szpitala z miejscami internistycznymi, jednak bardziej realna i optymalna jest budowa nowego pawilonu przy Szpitalu Wolskim na ok. 55 miejsc internistycznych.

Dodał, że taki projekt ujęty jest w planie inwestycyjnym Warszawy. - Czekamy na ostateczną decyzję w sprawie pawilonu, ponieważ w planach finansowych zagwarantowano 20 mln zł, ale brakuje jeszcze ok. 5 mln zł - mówił. Zapewnił, że szpital sam pozyska środki finansowe na wyposażenie nowego pawilonu. Podkreślił, że inwestycja ta powinna ruszyć jak najszybciej, aby zapewnić dodatkowe miejsca dla pacjentów.

Magdalena Łań z wydziału prasowego stołecznego ratusza potwierdziła, że na budowę pawilonu w Szpitalu Wolskim, w którym znajdzie się 55 dodatkowych łóżek, w budżecie miasta przewidziano 20 mln zł. Zaznaczyła jednak, że dyrektor szpitala planuje budowę w systemie modułowym, a koszt takiej inwestycji jest droższy o 5 mln zł. - W budżecie miasta nie ma dodatkowych pieniędzy na ten cel, szpital musi szukać innego źródła dofinansowania inwestycji - zaznaczyła Łań. - Miejmy nadzieję, że inwestycja ruszy w tym roku - dodała.

...

Jesli tak jest w Warszawce to co dopiero w Skierniewicach czy Bialej Podlaskiej ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:07, 13 Mar 2013    Temat postu:

Przedstawiciele handlowi na oddziałach szpitalnych

Pacjenci skarżą się do podkarpackiego oddziału NFZ, że w szpitalach i poradniach nagabują ich przedstawiciele firm medycznych - informuje "Radio Rzeszów".

Na przykład namawiają do kupna sprzętu rehabilitacyjnego sprawiając wrażenie, że jest to oferta zalecana przez szpital. Bywa, że zachwalany sprzęt jest dużo droższy niż alternatywne modele. Tymczasem oddział Funduszu w Rzeszowie zwraca uwagę aby pacjenci nie ulegali naciskom i porównywali ofertę z inną dostępną na rynku. Oddział ma podpisane umowy z około 200 sklepami ze sprzętem medycznym.

Zgodnie z prawem firmy medyczne mają zakaz prowadzenia na terenie szpitali i przychodni - działalności handlowej, a lekarze nie mogą wskazywać pacjentom sprzętu konkretnych firm. Ci - takie przypadki - zgłaszają, ale anonimowo co utrudnia kontrolę placówek przez NFZ.

....

Teraz wszystko to biznes .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:09, 13 Mar 2013    Temat postu:

Śledztwo ws. śmierci pacjentki w szpitalu w Skierniewicach


Prokuratura w Skierniewicach wszczęła dzisiaj śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci 89-letniej kobiety w miejscowym szpitalu - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

Jak mówił, dzisiaj śledczy przesłuchali syna ofiary. Po zakończeniu przesłuchania mężczyzna złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez szpital.

- Niezależnie od problemów związanych z przetransportowaniem karetką kobiety na inny oddział, mężczyzna kwestionuje sposób sprawowania opieki nad matką po przeprowadzonej operacji - powiedział Kopania. Dodał, iż według mężczyzny, z informacji dotyczących zdrowia jego matki, wynika, że kobieta powinna trafić na OIOM zaraz po operacji.

W ub. tygodniu 89-letnia kobieta przeszła w skierniewickim szpitalu operację. Po zabiegu i powrocie na ogólną salę pacjentka zaczęła skarżyć się m.in. na bóle w klatce piersiowej. Pacjentkę należało przewieźć do oddalonego o ok. 200 m Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej. Karetka transportowa, która jest na miejscu i jest do dyspozycji szpitala musiała w tym czasie przewieźć innego pacjenta do szpitala w Grodzisku.

Podjęto decyzję o wezwaniu karetki transportowej z odległej o 70 km Łodzi. Sytuacja zakończyła się tragicznie. Karetka z Łodzi przewiozła pacjentkę na OIOM, ale kobieta zmarła.

Po tym wydarzeniu dyrektorka szpitala w Skierniewicach oraz dyrektor Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi stracili pracę. Taką decyzję podjął wczoraj Zarząd Województwa Łódzkiego.

....

Super po prostu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:24, 15 Mar 2013    Temat postu:

Szpital w Brodnicy bez kontraktu na opiekę nocną

Na­ro­do­wy Fun­dusz Zdro­wia wy­po­wie­dział kon­trakt szpi­ta­lo­wi w Brod­ni­cy (woj. ku­jaw­sko-po­mor­skie) w za­kre­sie noc­nej i świą­tecz­nej opie­ki me­dycz­nej. De­cy­zja za­pa­dła po nie­za­po­wie­dzia­nej wi­zy­cie kon­tro­le­rów NFZ w lecz­ni­cy.

Jak po­in­for­mo­wał w pią­tek Jan Ra­sze­ja, rzecz­nik pra­so­wy od­dzia­łu NFZ w Byd­gosz­czy, kon­tro­le­rzy po­ja­wi­li się w szpi­ta­lu bez za­po­wie­dzi 4 marca wie­czo­rem. Celem ich wi­zy­ty było spraw­dze­nie, jak w lecz­ni­cy funk­cjo­nu­je punkt noc­nej opie­ki me­dycz­nej, który szpi­tal pro­wa­dził na pod­sta­wie kon­trak­tu za­war­te­go z NFZ.

"W efek­cie kon­tro­li stwier­dzo­no sze­reg istot­nych nie­pra­wi­dło­wo­ści w funk­cjo­no­wa­niu tej pla­ców­ki i zła­ma­nie prze­pi­sów okre­śla­ją­cych za­sa­dy jej dzia­ła­nia, a tym samym na­ru­sze­nie za­pi­sów umowy mię­dzy NFZ a szpi­ta­lem w Gru­dzią­dzu, do któ­re­go na­le­ży punkt noc­nej i świą­tecz­nej opie­ki w Brod­ni­cy" - pod­kre­ślił Ra­sze­ja.

Kon­tro­le­rzy usta­li­li, że w cza­sie ich po­by­tu w szpi­ta­lu nie było prze­wi­dzia­nych kon­trak­tem dwóch ze­spo­łów dy­żur­nych (le­karz i pie­lę­gniar­ka). Ze­spo­ły po­win­ny zaj­mo­wać się wy­łącz­nie opie­ką nocną i świą­tecz­ną nad zgła­sza­ją­cy­mi się do punk­tu w szpi­ta­lu pa­cjen­ta­mi.

Dy­żur­ny le­karz, od­na­le­zio­ny - jak za­zna­czył rzecz­nik - po go­dzin­nych po­szu­ki­wa­niach, łą­czył swoje obo­wiąz­ki z rów­no­le­głym dy­żu­rem w po­go­to­wiu. Jak usta­lo­no, drugi dy­żur­ny le­karz dy­żu­ro­wał jed­no­cze­śnie na szpi­tal­nym od­dzia­le chi­rur­gii.

"Taki stan rze­czy jest ab­so­lut­nie nie­do­pusz­czal­ny" - oce­nił Ra­sze­ja. Po­in­for­mo­wał jed­no­cze­śnie, że kon­trakt na pro­wa­dze­nie punk­tu opie­ki w brod­nic­kim szpi­ta­lu wy­ga­śnie w so­bo­tę o godz. 8 rano. W pią­tek pod­pi­sa­no tym­cza­so­wą umowę - ob­wo­ią­zu­ją­cą do 30 kwiet­nia - na tego ro­dza­ju usłu­gi me­dycz­ne z nie­pu­blicz­ną przy­chod­nią No­va­Med, a wkrót­ce zo­sta­nie ogło­szo­ny kon­kurs na za­pew­nie­nie noc­nej i świą­tecz­nej opie­ki le­kar­skiej w po­wie­cie brod­nic­kim.

Dy­rek­tor szpi­ta­la w Gru­dzią­dzu, któ­re­mu pod­le­ga pla­ców­ka szpi­tal­na w Brod­ni­cy, nie chciał w pią­tek ko­men­to­wać za­rzu­tów NFZ. "Nie do­sta­łem jesz­cze for­mal­nej de­cy­zji Fun­du­szu i jej uza­sad­nie­nia, więc od­nio­sę się do za­rzu­tów, gdy tylko do­ku­men­ty do mnie dotrą" - po­wie­dział w pią­tek PAP Marek Nowak, dy­rek­tor Re­gio­nal­ne­go Szpi­ta­la Spe­cja­li­stycz­ne­go im. dr. Wła­dy­sła­wa Bie­gań­skie­go w Gru­dzią­dzu.

>>>>

Kolejne sukcesy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:41, 15 Mar 2013    Temat postu:

Posłanka Radziszewska: pacjenci w szpitalach cwaniaczą

Elż­bie­ta Ra­dzi­szew­ska z Plat­for­my Oby­wa­tel­skiej o ko­lej­ki do le­ka­rzy i tłok na szpi­tal­nych ko­ry­ta­rzach nie ob­wi­nia sie­bie, in­nych po­li­ty­ków czy rządu, ale pa­cjen­tów. Jak stwier­dzi­ła, lu­dzie w szpi­ta­lach "cwa­nia­czą".

Po­słan­ka naj­pierw pod­czas po­sie­dze­nia sej­mo­wej ko­mi­sji zdro­wia za­pro­po­no­wa­ła wpro­wa­dze­nie opłat za nie­uza­sad­nio­ne we­zwa­nie ka­ret­ki i wi­zy­ty na szpi­tal­nych od­dzia­łach ra­tun­ko­wych. A teraz za­ję­ła się pro­ble­mem tłoku na od­dzia­łach. We­dług Ra­dzi­szew­skiej ko­lej­kom i prze­peł­nie­niu na ra­tun­ko­wych od­dzia­łach winni są sami pa­cjen­ci.

- Tam na szpi­tal­nych od­dzia­łach ra­tun­ko­wych czeka kil­ka­dzie­siąt osób, naj­czę­ściej lu­dzie nie wie­dzą, że mają tę nocną pomoc i świą­tecz­ną w ra­mach "pe­oze­tu" (pod­sta­wo­wej opie­ki zdro­wot­nej - przyp. red.). Coś trze­ba zmie­nić. Część osób z wy­go­dy, zwy­kłe­go cwa­nia­cze­nia, udaje się tam - stwier­dzi­ła po­słan­ka w roz­mo­wie z TVP.

Jed­nak­że wi­zy­ta w szpi­ta­lu jest dla pa­cjen­tów naj­czę­ściej je­dy­ną drogą otrzy­ma­nia ja­kiej­kol­wiek po­mo­cy! Na szpi­tal­ne od­dzia­ły ra­tun­ko­we zgła­sza­ją się też po pomoc ci, któ­rzy nie do­cze­ka­li się wi­zy­ty w przy­chod­ni czy u spe­cja­li­sty.

Czy­taj wię­cej na Fakt.​pl:​ pa­cjen­ci w szpi­ta­lach cwa­nia­czą

>>>>

A Tuski i Vincenty sum sprytne i sie nie daja . Cwaniacy wyjezdzaja w trumnach a tak chcieli wycwaniaczyc i sie wyleczyc ! Chitry jest rzunt !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:04, 15 Mar 2013    Temat postu:

VAT dobije szpitale?

Ko­mi­sja Eu­ro­pej­ska do­ma­ga się od Pol­ski pod­wyż­ki VAT-u na pro­duk­ty me­dycz­ne z 8 do 23 proc. Zdro­że­je apa­ra­tu­ra i każdy jed­no­ra­zo­wy dro­biazg. W efek­cie szpi­ta­le przyj­mą mniej cho­rych - do­no­si "Ga­ze­ta Wy­bor­cza".

Ka­ta­stro­fa - mówią dy­rek­to­rzy szpi­ta­li py­ta­ni o pod­wyż­kę. Prze­wi­du­ją, że w związ­ku z nią NFZ nie pod­nie­sie wszyst­kim kon­trak­tów. Do­sta­nie­my tyle samo co teraz, ale bę­dzie­my le­czyć mniej pa­cjen­tów - oce­nia­ją.

Re­sort fi­nan­sów po­da­je, że trwa ana­li­za ar­gu­men­tów KE. Obro­ny 8-proc. staw­ki chce za to Mi­ni­ster­stwo Zdro­wia. Na­le­ży ją utrzy­mać tak długo, jak to moż­li­we i dla moż­li­wie sze­ro­kiej grupy wy­ro­bów - mówi rzecz­nik MZ Krzysz­tof Bąk.

>>>>

Tak wygladaja korzysci z popieranej przez Wyborcza UE !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:11, 18 Mar 2013    Temat postu:

Prowokacja dziennikarzy "Faktu": Minister? To lekarz bez kolejki!


Ciężko chore dzieci nie mogą się doczekać przyjazdu pogotowia. Ludzie, których życie jest zagrożone czekają godzinami w szpitalach na ratunek. Kto na pomoc nie czeka? Ważni ludzie z rządu! Minister ma lekarza od ręki, choć zwykli pacjenci musieliby odstać w kolejce parę miesięcy. Udowodniła to prowokacja "Faktu".

Mężczyzna z zawałem umiera w szpitalu, ponieważ nie wyszedł do niego lekarz. Po chorą kobietę, którą trzeba przewieźć 200 metrów z oddziału na oddział tego samego szpitala, jedzie karetka z innej miejscowości, odległej o 70 km. Pacjentka umiera. Do chorego dziecka, 2,5-letniej Dominiki ze Skierniewic, w ogóle nie dojeżdża ambulans. Dziewczynka umiera. To nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, wypadki, czy przerażająca reguła? Wszystko wskazuje, że reguła. I niestety, prowokacja "Faktu" udowodniła, że dotyczy ona tylko zwykłych pacjentów.

Dziennikarze zadzwonili do szpitala MSW w Białymstoku, podając się za asystenta jednego z wiceministrów. Poprosili o szybkie umówienie wizyty dla ojca wiceministra u kardiologa. Nie chodziło o pilną wizytę związaną z zagrożeniem życia, ale o standardowe badania. W szpitalu przyjmuje dwóch kardiologów, terminy zapisów są w tej chwili dopiero na... październik. Kiedy rejestratorka usłyszała, że chodzi o ministra od razu zmieniła ton i okazało się, że nie ma żadnego problemu z przyjęciem w ciągu kilku dni. - Mogę gdzieś dopisać pacjenta (...) Piątek po południu, 22 marca - padła propozycja terminu dla ojca wiceministra.

Zwykły pacjent może tylko pomarzyć o wizycie u kardiologa wyznaczanej już na przyszły tydzień. Standardem w Polsce jest oczekiwanie na wizytę u takiego specjalisty kilka miesięcy. Najwyraźniej Polska to kraj równych i równiejszych.

Tak wyglądała rozmowa:

Stanisław Grzywa z Ministerstwa, asystent wiceministra: Proszę mi powiedzieć, jak wygląda w tej chwili sytuacją z kolejką do kardiologa?

Rejestratorka: Generalnie kolejki mamy dosyć spore.

SG: Czy są jakieś wolne terminy u was czy mam dzwonić dalej?

R: Nie bardzo wiem, jak mam podejść do tej sprawy. Mogę gdzieś dopisać pacjenta.

SG: A na kiedy można by było dopisać ewentualnie?

R: Muszę gdzieś poszukać wcześniej, bo generalnie kolejki są na październik.

SG: Jakby pani mogła spojrzeć w takim razie, jeszcze w tym miesiącu.

R: Momencik jeszcze chwileczkę, ja pójdę po zeszyt.

SG: Czekam.

R: Zaraz podam jakiś termin. Piątek po południu - 22 marca.

SG: Która godzina?

R: Między 12 a 17, niestety my na godziny nie zapisujemy, pacjenci sami sobie kolejeczkę zajmują pod gabinetem.

SG: O której warto przyjść w takim razie?

R: Do godziny 14.

....

No tak ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:05, 18 Mar 2013    Temat postu:

Szpital wezwał pogotowie do umierającej pacjentki. Karetka jechała 70 km

Szpital w Skierniewicach wezwał karetkę pogotowia z oddalonej o 70 km Łodzi, aby przewieźć pacjentkę z oddziału na inny oddział oddalony ok. 200 metrów. Kobieta zmarła - ustaliła telewizja Superstacja.

Do zdarzenia doszło wieczorem w czwartek 7 marca. Gwałtownie pogorszył się stan pacjentki, która przeszła wcześniej operację ortopedyczną. Lekarze z oddziału ortopedii postanowili przenieść pacjentkę z podejrzeniem zawału serca na oddział intensywnej terapii, który mieści się w innym budynku (oddalonym około 200 metrów) tego samego szpitala.

Na miejscu brakowało karetki, bo jedna z dwóch szpitalnych karetek wyjechała akurat do pacjenta, a druga pracuje tylko do godz. 16.00. Lekarze zadzwonili więc po pogotowie ratunkowe. Dodzwonili się do dyspozytora w Łodzi. Zgłoszenie dyspozytor przyjął o godz. 22.38. Karetka jechała około 70 kilometrów z Łodzi do Skierniewic, aby przewieźć umierającą pacjentkę między oddalonymi około 200 metrów budynkami skierniewickiego szpitala. Karetka dotarła do szpitala w Skierniewicach o godz. 23.30.

Pacjentka zmarła.

Jak powiedział wicedyrektor skierniewickiego szpitala Dariusz Diks, niewykluczone, że po sekcji zwłok zmarłej pacjentki i po szczegółowym zbadaniu dokumentacji medycznej szpital poinformuje prokuraturę.

....

Super ! Sa kolejne oszczednosci .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:08, 19 Mar 2013    Temat postu:

Rodzice czekali z dziećmi w szpitalu trzy godziny. W końcu zrezygnowali

"Dziennik Wschodni": - Czekaliśmy trzy godziny na pomoc medyczną - alarmuje ojciec dwojga małych dzieci, który pojechał z nimi na oddział ratunkowy Dziecięcego Szpitala Klinicznego. DSK odpowiada, że dzieci nie wymagały natychmiastowej pomocy. Za to inni pacjenci, owszem.

Mężczyzna tłumaczy, że 12 marca dwoje jego młodszych dzieci źle się czuło. Trzymiesięczne niemowlę przez cały dzień wymiotowało. Starszy, niespełna dwuletni chłopiec, nie mógł spać i mocno kaszlał, a miesiąc wcześniej chorował na zapalenie pług i anginę.

- Po powrocie z pracy zabrałem żonę wraz z dziećmi do szpitala dziecięcego, bojąc się, że niemowlę może się odwodnić, a to może skutkować nie tylko pogorszeniem jego stanu zdrowia, ale nawet i śmiercią - tłumaczy ojciec.

Na Szpitalny Oddział Ratunkowy dotarli po godz. 19. Mężczyzna twierdzi, że już od pracownicy rejestracji usłyszał, że powinien się zgłosić do lekarza rodzinnego, a nie do szpitala. Kazano mu potem czekać na holu. Z jego relacji wynika, że razem z dziećmi spędził tam dwie i pół godziny. W końcu najpierw jego żona, a potem on sam, zajrzał do gabinetu lekarza. Oboje mieli ponownie usłyszeć, że powinni byli zgłosić się z dziećmi do przychodni.

- Czekaliśmy jeszcze 20 minut i wobec dalszego braku zainteresowania moimi dziećmi opuściliśmy SOR po prawie trzech godzinach oczekiwania na pomoc medyczną, której nie otrzymaliśmy - podsumowuje mężczyzna. Następnego dnia rodzice poszli z dziećmi do przychodni.

Szpital odpiera te zarzuty. Wyjaśnia, że personel wstępnie ocenił stan dzieci, nie wymagały pilnej pomocy, więc rodzice zostali uprzedzeni, że będzie trzeba czekać. W pierwszej kolejności przyjmowane były dzieci w cięższym stanie. Szpital wyjaśnia też, że rodzina spędziła na SOR maksymalnie godzinę i czterdzieści pięć minut. Dzieci zostały wyczytane i wezwane do gabinetu o 21.30, ale już ich nie było.

DSK szacuje, że 70 proc. pacjentów, którzy trafiają na tutejszy SOR, powinno się zgłaszać do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Muszą więc czekać w kolejce, ale za to nie są odsyłani z kwitkiem.

"Kolejka oczekujących przed gabinetem lekarskim może być często złudna - krótka kolejka nie świadczy o tym, że w SOR nie ma pacjentów. Pacjenci przyjęci przez lekarza dyżurującego znajdują się po niewidocznej już stronie oczekujących w SOR tj. obszarze obserwacyjnym, wewnętrznym korytarzu oczekując na wyniki badań, w sali wybudzeń, sali resuscytacyjnej, sali zabiegowej czy w izolatce. Tymi pacjentami też musi zająć się lekarz dyżurujący" - czytamy w wyjaśnieniu przesłanym przez DSK.

(Izabela Izdebska/dziennikwschodni.pl)

....

I brawo i o to chodzi ! Budzet coraz wiecej oszczedza !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:22, 20 Mar 2013    Temat postu:

"DGP": polskie szpitale pozostałością mrocznych czasów zaborów

Na le­cze­nie szpi­tal­ne wy­da­je­my 43 pro­cent środ­ków prze­zna­czo­nych na ochro­nę zdro­wia. To naj­wię­cej w Eu­ro­pie. Mamy także pra­wie naj­więk­szą licz­bę łóżek szpi­tal­nych przy­pa­da­ją­cych na 100 ty­się­cy miesz­kań­ców. Na jedno łóżko śred­nio jest to 150 osób. W Szwe­cji jest to 361 osób. Sy­tu­acji w szpi­ta­lach przyj­rzał się "Dzien­nik Ga­ze­ta Praw­na".

Jak wy­ni­ka z da­nych Pań­stwo­we­go Za­kła­du Hi­gie­ny, roz­bu­do­wa szpi­ta­li do­ko­na­ła się kosz­tem opie­ki am­bu­la­to­ryj­nej - czy­ta­my w ga­ze­cie.

Zda­niem eks­per­ta Pra­co­daw­ców RP Ro­ber­ta Moł­da­cha, to jesz­cze po­zo­sta­łość za­bo­rów. Ar­gu­men­tu­je, że za Bi­smarc­ka szpi­ta­le były bu­do­wa­ne w od­le­gło­ści jed­ne­go dnia mar­szu woj­ska. W Pol­sce cho­rym ła­twiej kie­ro­wać się do szpi­ta­la niż do le­ka­rza ro­dzin­ne­go.

Szpi­tal wy­bie­ra­my rów­nież z po­wo­du ogra­ni­czo­nej do­stęp­no­ści do spe­cja­li­stów. Szcze­gól­nie widać to w przy­pad­ku dzie­ci. Te do 5 roku życia są dużo czę­ściej ho­spi­ta­li­zo­wa­ne niż ich eu­ro­pej­scy ró­wie­śni­cy.

Wię­cej w "Dzien­ni­ku Ga­ze­cie Praw­nej".

>>>

Ciekawe . Z tym ze od czasow militarysty Bismarcka to uplynelo czasu ze ho ho !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:18, 20 Mar 2013    Temat postu:

Bartosz Arłukowicz: 1 od lipca dostępna refundacja in vitro

Rządowy program finansowania in vitro ma przełamać finansową barierę w dostępności do tej procedury - podkreślał minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, prezentując szczegóły przyjętego już programu. Ma z niego skorzystać w ciągu trzech lat ok. 15 tys. par.

- Analizy wskazują, że w Polsce spośród 1,5 mln par ok. 15 tys. oczekuje na procedurę in vitro - powiedział Arłukowicz. Podkreślił, że do tej pory dla wielu z nich podstawową barierą w dostępie do zapłodnienia pozaustrojowego była wysoka cena. - Mieliśmy do czynienia z bardzo nierównym dostępem do tej metody leczenia, która jest metodą nowoczesną, uznaną, przeprowadzaną w Polsce od 25 lat - powiedział minister.

Poinformował, że w programie nie przewidziano finansowania leków stosowanych przy procedurze in vitro, jednak resort prowadzi już rozmowy z firmami farmaceutycznymi, aby takie medykamenty znalazły się na liście leków refundowanych.

Refundacja in vitro nie tylko dla małżeństw

W "Programie - Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013-2016" jeden cykl zapłodnienia został wyceniony przez resort zdrowia na maksymalnie 7,5 tys. zł. - Wycena została tak zaprojektowana, aby zmieściły się w niej nowoczesne ośrodki gwarantujące bezpieczne przeprowadzenie procedur - zapewnił minister.

Koszty programu, który ma być realizowany od 1 lipca 2013 r. do 30 czerwca 2016 r., to w sumie blisko 250 mln zł (w 2013 r.- 33 mln zł, 2014 r. - 82,6 mln zł, 2015 r. i do 31.06.2016 r. - 131,4 mln zł). Według przewidywań resortu zdrowia w pierwszym roku leczenie rozpocznie 2 tys. par, w drugim - ok. 5,5 tys., a w trzecim - 7,5 tys. par.

By wziąć udział w programie nie trzeba być małżeństwem, nie określono bowiem statusu prawnego "pary", która może wziąć w nim udział.

Do programu kwalifikowane będą kobiety do 40. roku życia. Z programu będą mogły skorzystać pary, u których stwierdzono bezwzględną przyczynę niepłodności lub udokumentowano nieskuteczne leczenie niepłodności w ciągu ostatniego roku przed zgłoszeniem się do programu. Resort wycofał się z wcześniej proponowanego zapisu, że z leczenia nie będą mogły skorzystać osoby, które przeszły wcześniej trzy nieudane próby in vitro. Jak wyjaśnił jeden z ekspertów resortu zdrowia prof. Rafał Kurzawa, takie kryterium byłoby trudne do weryfikacji, ponieważ nie ma w Polsce rejestrów wykonanych procedur in vitro.

Wykluczone będą natomiast z programu kobiety, które miały problemy z donoszeniem wcześniejszych ciąż. Nie przewidziano także dawstwa komórek jajowych lub plemników od innych osób.

Refundowane będą maksymalnie 3 próby

Finansowane będą maksymalnie trzy próby zapłodnienia in vitro dla jednej pary. Program dopuszcza jednorazowe zapłodnienie maksymalnie sześciu komórek jajowych oraz przeniesienie do macicy jednego zarodka. Prof. Kurzawa wyjaśnił, że przy zapłodnieniu 6 komórek otrzymuje się przeciętnie 1 lub 2 zarodki, z których może rozwinąć się ciąża. - Sporadycznie będziemy więc zmuszeni do przechowywania zarodków, które będą mogły być wykorzystane przy kolejnej procedurze - wyjaśnił prof. Kuczyński.

Dodał, że pozwoli to ponadto uniknąć głównych powikłań in vitro, np. zespołu nadmiernej stymulacji jajników oraz ciąż wielopłodowych.

Według programu "zarodki o prawidłowym rozwoju, które nie zostały przeniesione do macicy, przechowuje się do czasu ich wykorzystania", a "kolejny cykl pobrania i zapłodnienia komórki jajowej nie może być wykonany bez wykorzystania wszystkich wcześniej uzyskanych i przechowywanych zarodków".

Komisja wyłoni kliniki, które wezmą udział w programie ministerstwa

W programie określono także wymogi dotyczące m.in. kwalifikacji i liczby personelu oraz wyposażenia ośrodków, które chcą być realizatorami programu, np. 3 lata doświadczenia w in vitro oraz dostęp pacjentów 7 dni w tygodniu. Jednym z wymogów jest też "zobowiązanie do przechowywania zarodków pozostałych w ramach programu do czasu ich przeniesienia do macicy kobiety w ramach programu lub po zakończeniu Programu". Prof. Kurzawa wyjaśnił, że to ośrodki będą przechowywały niewykorzystane zarodki i ponosiły koszt.

Arłukowicz podkreślił, że kliniki biorące udział w programie wyłoni ministerialna komisja konkursowa, premiowane będą te ośrodki, które "zagwarantują bezpieczeństwo zarodków". Ośrodki mają być wybrane tak, aby zapewnić równomierny dostęp w całym kraju. - Pacjent będzie miał prawo wyboru ośrodka (...), nie będzie rejonizacji w tym zakresie - wyjaśnił Arłukowicz.

Nad realizacją programu będzie czuwała powołana przez ministra zdrowia co najmniej pięcioosobowa Rada Programowa, która co roku przygotuje raport. Stworzony zostanie także rejestr par oraz wykonanych w programie procedur, a także uzyskanych, wykorzystanych i przechowywanych zarodków.

...

Umieraja bo nie ma na karetki ale invitro refunduja ! Bo to nie jest problem zdrowia . Ci goscie uprawiaja kult demonow . Na leczenie nie ma na mordowanie jest . W ten sposob rosnie ilosc zla na swiecie . Tacy jak Arlukowicz to marionetki Szatana .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:23, 20 Mar 2013    Temat postu:

Skandal w szpitalu - operowali zdrowych i wyłudzali pieniądze od NFZ

Lekarze jednej z podwarszawskich klinik przeprowadzali zabiegi bez wskazań medycznych. Pieniądze brali zarówno od pacjenta, jak i z Narodowego Funduszu Zdrowia. Skandal ujawnił Superwizjer TVN, a dyrektor Mazowieckiego Funduszu poinformował prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez właścicieli szpitala.


Proceder wyłudzania pieniędzy z NFZ przez szpitale i kliniki staje się w Polsce coraz powszechniejszy. Wg ostrożnych szacunków samego funduszu, rocznie są kwoty rzędu dziesiątków mln złotych.

Z dziennikarskiego śledztwa Superwizjera TVN wynika, że Fundusz był oszukiwany przez znaną prywatną klinikę ortopedyczną spod Warszawy.

Szpital specjalizuje się w zabiegach rekonstrukcji więzadeł krzyżowych w kolanie. Dziennikarze odkryli, że pacjentom kliniki, którzy zdecydowali się tam na operację, proponowano „specjalną cenę". Wg cennika, prywatny zabieg kosztował 14 tys. zł. Jeśli pacjent był ubezpieczony, mógł zapłacić "jedynie" 9 tys. Operację przeprowadzano przy użyciu tzw. allograftu, czyli ścięgna pobranego od osoby zmarłej. Rzecz w tym, że taka operacja nie jest refundowana przez NFZ, o czym pacjenta już nie informowano. Płacił on za operację, ale szpital wykazywał go jako operowanego metoda klasyczną, przy użyciu ścięgna pobranego od pacjenta. W ten sposób szpital brał pieniądze z dwóch źródeł. A to już jest bezprawne.

Wielotygodniowe śledztwo reportera Superwizjera TVN ujawnia kolejne szczegóły tego procederu. Dr J., właściciel placówki, namawiał na przeprowadzanie operacji zupełnie zdrowych pacjentów. Udowodniły to prowokacje dziennikarskie, zrobione przy pomocy ukrytych kamer. Superwizjer zdobył także dowody na to, że w klinice łamano procedury związane z przeszczepianiem tkanek pobieranych od zmarłych dawców.

Co dzieje się ze zdrowymi pacjentami, którzy zostali poddanie niepotrzebnym zabiegom? Na co szły ich pieniądze? Czy szpital spłacał w ten sposób gigantyczny kredyt, jaki zaciągnął na wybudowanie nowej kliniki pod Warszawą?

....

Znowu super !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:46, 21 Mar 2013    Temat postu:

18-latka zmarła bo nie przyjął jej żaden szpital

Trwa śledz­two w spra­wie śmier­ci 18-let­niej Darii cier­pią­cej na ze­spół Downa. Dziew­czy­na wy­ma­ga­ją­ca opie­ki me­dycz­nej nie zna­la­zła miej­sca w żad­nym szpi­ta­lu w Byd­gosz­czy - po­da­je gazeta.​pl.

Pod­opiecz­na domu Po­mo­cy Spo­łecz­nej "Sło­necz­ko" 8. marca z wy­so­ką go­rącz­ką tra­fi­ła do Cen­trum Pul­mo­no­lo­gii przy ul. Se­mi­na­ryj­nej. Oka­za­ło się, że nie ma tam wol­nych miejsc, tak jak w każ­dym ko­lej­nym szpi­ta­lu do któ­re­go tra­fi­ła Daria. Dziew­czy­nę w cięż­kim sta­nie prze­trans­por­to­wa­no do szpi­ta­la w Cheł­mie. Było już jed­nak z późno, Daria zmar­ła.

Spra­wa tra­fi­ła do byd­go­skiej pro­ku­ra­tu­ry. Żąda ona od Na­ro­do­we­go Fun­du­szu Zdro­wia spra­woz­da­nia z kon­tro­li w byd­go­skich lecz­ni­cach. NFZ zwró­cił się z proś­bą o wy­ja­śnie­nia do wo­je­wódz­kie­go kon­sul­tan­ta do spraw in­ten­syw­nej opie­ki me­dycz­nej.

>>>>

Grunt ze kasa jest na invitro .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:37, 27 Mar 2013    Temat postu:

NFZ: problemy techniczne w dostępie do systemu eWUŚ


W związku z problemami technicznymi w dostępie do systemu eWUŚ weryfikacja uprawnień pacjentów powinna odbywać się na podstawie dokumentów potwierdzających prawo do świadczeń opieki zdrowotnej lub przez złożenie oświadczenia - poinformował w środę NFZ.

Nie wiadomo jak długo potrwają utrudnienia - napisano na stronie internetowej Narodowego Funduszu Zdrowia.

"W związku z problemami technicznymi w dostępie do sytemu eWUŚ przypominamy, że zgodnie z ustawą z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, weryfikacja uprawnień pacjentów powinna odbywać się na podstawie dokumentów potwierdzających prawo do świadczeń opieki zdrowotnej lub przez złożenie oświadczenia. Za utrudnienia przepraszamy" - poinformował Fundusz.

Od 1 stycznia pacjenci przychodzący do placówek ochrony zdrowia nie muszą okazywać dokumentów potwierdzających ubezpieczenie. Pracownicy rejestracji mogą sprawdzać ich uprawnienia online na podstawie numeru PESEL, należy jednak mieć ze sobą dokument tożsamości.

W sytuacji, gdy system wykaże brak uprawnień, pacjent może złożyć pisemne oświadczenie, że je posiada i na tej podstawie otrzyma świadczenie.

...

Wreszcie im Ewusia padla to moze czas na Hanusie !?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:39, 27 Mar 2013    Temat postu:

Karetka poza miastem będzie 10 minut później


Ministerstwo zdrowia chce wydłużyć dopuszczalny czas przyjazdu karetek. Według planów resortu, do celu zlokalizowanego poza miastem pogotowie będzie mogło przyjechać 10 minut później niż obecnie. Do założeń projektu kompleksowej nowelizacji o ratownictwie medycznym dotarł "Dziennik Gazeta Prawna".

Zdaniem ekspertów, w efekcie tych zmian spadną wydatki państwa, ale nie poprawi się działanie systemu - czytamy w gazecie. Lech Kubera z Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy twierdzi, że wydłużenie czasu dojazdu zespołów oznacza, że może ich być mniej.

Resort zdrowia chce także wprowadzenia ustawowego obowiązku udzielania przez świadków zdarzenia pierwszej pomocy osobom w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego. Po za tym mają zostać uregulowane zasady doskonalenia zawodowego ratowników medycznych. Ministerstwo chce też, aby wojewodowie mieli większy nadzór nad systemem i podmiotami kształcącymi ratowników. Ponadto, uregulowane mają zostać kwalifikacje dyspozytora medycznego i doskonalenia zawodowego dyspozytorów.
Więcej - w "Dzienniku Gazecie Prawnej"

....

Sluszny trend . Te 10 minut przy dotychczasowych 10 godzinach czekania to nic a jakie oszczednosci !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:17, 02 Kwi 2013    Temat postu:

"Przekrój": fatalne warunki w polskich szpitalach psychiatrycznych


- Ja prędzej bym tam zwariował, niż wyzdrowiał - relacjonuje brat kobiety, która była leczona w jednym z polskich szpitali psychiatrycznych. Mężczyzna opisuje fatalne warunki panujące na oddziale. O sytuacji w tego typu placówkach czytamy w dzisiejszym wydaniu "Przekroju".

Pacjenci i ich rodziny narzekają głównie na nienowoczesne i odrapane wnętrza, brak prywatności ora stały kontakt z innymi chorymi, którzy mogą zachowywać się "nieprzyzwoicie lub napastliwie".

Problemem jest również praktycznie zerowy kontakt pacjenta z lekarzem prowadzącym, który poświęca ok. pięciu minut dziennie na rozmowę, co może znacznie utrudnić trafne i szybkie rozpoznanie choroby.

Osoby chore skarżą się również na brak informacji dotyczącej ich podstawowych praw, o których nierzadko dowiadują się od innych pacjentów.

Sytuacja jest naprawdę zła. Marek Balicki, lekarz psychiatra oraz były minister zdrowia stwierdza w wywiadzie dla "Przekroju", że "ze względu na panujące w niektórych placówkach warunki wymagałyby one natychmiastowego zamknięcia".

Jednocześnie z najnowszych badań EZOP wynika, że co czwarty dorosły Polak doświadczył zaburzeń o podłożu psychicznym. Z tego największego i najbardziej wiarygodnego badania przeprowadzonego na terenie naszego kraju wynika, że 2,5 mln Polaków cierpiało dotąd na zburzenia nerwicowe, w tym fobie specyficzne, a prawie milion na zaburzenia afektywne (depresję, manię lub trwające ponad dwa lata depresyjne zaburzenia nastroju - tzw. dystemię).

Badanie EZOP pokazało również nienajlepszy stosunek Polaków do osób psychicznie chorych. Pacjenci, którzy opuszczają oddziały psychiatryczne, spotykają się z masową społeczną stygmatyzacją. Określa sie ich mianem "wariatów", podejrzewa o większą skłonność do agresji i popełniania przestępstw, spycha na margines zawodowy.

Tymczasem w Polsce na 100 tys. osób przypada około pięciu psychiatrów. Dla porównania, w większości krajów europejskich ich liczba wynosi ok. dziesięciu. Stąd m.in. słaby kontakt lekarzy z pacjentami oraz ich rodzinami. Do tego dochodzą trudności z otrzymaniem skierowania do specjalisty i brak pieniędzy na nowoczesną diagnostykę czy na tzw. centra zdrowia psychicznego, szczególnie w mniejszych miejscowościach.

Rozwiązaniem problemu miał być uchwalony w 2010 r. Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego na lata 2011 -2015 r., jednak z dwudziestu zadań przewidzianych w statucie, do tej pory resort zdrowia zrealizował tylko jedno. Zgodnie z ustaleniami planowano również zwiększęnie nakładów finansowych na leczenie do 4,1 proc., ale prognozy na 2013 r. oscylują w przedziale 3,1-3,5 proc.

Jednocześnie "Przekrój" zaznacza, że zła opinia pacjentów i ich rodzin skupia się na lekarzach i pielęgniarkach, którzy pracują na co dzień z osobami chorymi, choć to nie oni odpowiadają za to, jak działa system i ile pieniędzy trafia do szpitali.

Prof. Jarek Jarema, krajowy konsultant w dziedzinie psychiatrii, uważa, że za zły stan polskich szpitali obywatele powinni winić polityków, którzy tworzyli system opieki zdrowotnej.

Więcej w dzisiejszym wydaniu "Przekroju".

....

Swietne warunki aby zwariowac .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:24, 02 Kwi 2013    Temat postu:

Wrocław: 500 złotych za śmierć pacjenta

- Gdy mąż zmarł, mój świat legł w gruzach. Miał dopiero 58 lat, tyle jeszcze było przed nami. Po tragedii zaczęłam szukać winnych - mówi przez łzy Maria Świrk z Wrocła­wia. Zrozpaczona kobieta złożyła wniosek do komisji lekarskiej. Ta orzekła, że lekarze nie dopełnili pro­cedur. - Pomyślałam, że jest jakaś sprawiedliwość, ale wtedy dosta­łam pismo ze szpitala. Proponowali zadośćuczynienie za śmierć męża. Pięćset złotych. To tak, jakby dali mi w twarz - zaznacza kobieta.

Do tragedii doszło rok temu w ma­jówkę. Po powrocie z działki pan Stanisław poszedł spać, a pani Maria pojechała do pracy na nocny dyżur.

- Nagle dostałam telefon. Mąż dzwo­nił, że potwornie bolą go plecy. Krę­ciło mu się w głowie. Natychmiast wezwałam karetkę - wspomina ko­bieta. Pogotowie zabrało chorego do Akademickiego Szpitala Klinicz­nego. Lekarka podejrzewała udar, ale ten po badaniach tomografem wykluczono.

- Nad ranem przyjechałam do szpi­tala z rzeczami dla Stasia. Okazało się jednak, że męża tam nie ma. Przewieziono go na drugi koniec miasta - żali się wdowa.

Stanisław Świrk trafił do szpitala re­jonowego na obserwację. - Rano ustała mu akcja serca. Na szczęście lekarze ją przywrócili. Powiedzieli, że trzeba zrobić USG, ale pani, która się tym zajmowała pojechała na urlop. Zbadali męża dopiero po pięciu dniach! - mówi Maria Świrk.

Wtedy okazało się, że to tętniak na aorcie serca. Pacjent miał od razu jechać na koronografię do innego szpitala.

- Tam jednak zepsuł się sprzęt. Ba­danie zrobiono dopiero następnego dnia. Kardiolog powiedział, że guz jest olbrzymi. Miał się podjąć opera­cji. Mąż chciał się zobaczyć ze mną przed zabiegiem. Pamiętam jak sta­nął w sali i powiedział: Mario idę do domu... Po tych słowach upadł na ziemię. Zmarł na moich rękach - mówi kobieta.

Maria Świrk oddala sprawę do Wo­jewódzkiej Komisji do Spraw Orze­kania o Zdarzeniach Medycznych. Ta stwierdziła, że lekarze z ASK nie dopełnili procedur: "Nieprawidło­wo przeprowadzona diagnostyka pacjenta Stanisława Świrka (...) nie pozwoliła na wczesne rozpoznanie u chorego tętniaka rozwarstwiają­cego się aorty, poddanie go pilnej operacji i być może uratowanie mu życia".

Po tym piśmie Maria Świrk zażąda­ła 250 tys. zł odszkodowania za śmierć męża. W odpowiedzi szpital zaproponował jej... 500 zł. - Na tyle wycenili życie Stasia - mówi z żalem zrozpaczona wdowa.

Więcej na ten temat na Fakt.​pl:​ le­karze nie dopełnili procedur, śmierć pacjenta wyceniono na 500 złotych

....

A sa te procedury ?
Trzeba opracowac PPPM (Pakiet Podstawowych Procedur Medycznych) ktory lekarze musza wykonac majac nieprzytomnego pacjenta od ktorego nie jedzie alkoholem . Jesli ich nie wykonaja postepowanie dyscyplinarne . Jesli je zrobili sa w porzadku . To dla nas wszystkich najlepsze . Nauczyciele maja Minimum Programowe czy to tak trudno zrobic Minimum Medyczne ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133868
Przeczytał: 40 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:35, 03 Kwi 2013    Temat postu:

MZ do Pawłowicz: homoseksualność nie jest chorobą

Ho­mo­sek­su­al­ność nie jest za­bu­rze­niem ani cho­ro­bą, a osoby z orien­ta­cją ho­mo­sek­su­al­ną nie po­win­ny być w związ­ku z tym kie­ro­wa­ne na le­cze­nie wią­żą­ce się ze zmia­ną orien­ta­cji - prze­ko­nu­je re­sort zdro­wia w od­po­wie­dzi na in­ter­pe­la­cję po­słan­ki Kry­sty­ny Paw­ło­wicz (PiS).

Paw­ło­wicz w marcu zwró­ci­ła się do mi­ni­stra zdro­wia z py­ta­niem, "czy nie uważa, że dzia­ła­nia rządu, a zwłasz­cza pre­mie­ra, za­miast usil­ne­go po­pie­ra­nia pro­jek­tów ustaw prze­wi­du­ją­cych różne udo­god­nie­nia dla osób ho­mo­sek­su­al­nych, utrwa­la­ją­cych w isto­cie cier­pie­nia, zwłasz­cza tych, któ­rzy chcie­li­by po­wro­tu do nor­mal­ne­go życia, winny pójść w kie­run­ku wspie­ra­nia dzia­łań umoż­li­wia­ją­cych oso­bom z pro­ble­mem ho­mo­sek­su­ali­zmu pod­ję­cie wła­ści­wej te­ra­pii?"

Po­nad­to Paw­ło­wicz py­ta­ła, czy pań­stwo­we jed­nost­ki służ­by zdro­wia pro­wa­dzą ja­kieś kon­kret­ne formy po­mo­cy i te­ra­pii dla osób ho­mo­sek­su­al­nych, czy zaj­mu­ją się pro­ble­ma­mi tych osób i w jaki spo­sób.

- Idąc to­kiem ro­zu­mo­wa­nia pani poseł, rów­nie do­brze mo­gli­by­śmy ho­mo­fo­bię uznać za cho­ro­bę. Ale nikt z nas nie wpadł­by na po­mysł, aby ją le­czyć, zwłasz­cza, że w przy­pad­ku pani Paw­ło­wicz mo­gło­by to być nie­sku­tecz­ne - pod­kre­ślił mi­ni­ster zdro­wia Bar­tosz Ar­łu­ko­wicz.

W od­po­wie­dzi na in­ter­pe­la­cję prze­sła­ną w środę do Sejmu re­sort zdro­wia pod­kre­ślił, że "w opar­ciu o wie­dzę na­uko­wą ho­mo­sek­su­al­ność nie jest za­bu­rze­niem ani cho­ro­bą", a "ho­mo­sek­su­alizm to jedna z orien­ta­cji sek­su­al­nych i okre­śla­na jest jako trwa­łe za­an­ga­żo­wa­nie sek­su­al­ne i psy­cho­emo­cjo­nal­ne".

Re­sort przy­po­mniał, że w 1973 r. Ame­ry­kań­skie To­wa­rzy­stwo Psy­chia­trycz­ne wy­kre­śli­ło ho­mo­sek­su­alizm z listy za­bu­rzeń psy­chicz­nych, a roz­po­zna­nie homo- i bi­sek­su­ali­zmu zo­sta­ło usu­nię­te także z kla­sy­fi­ka­cji Świa­to­wej Or­ga­ni­za­cji Zdro­wia (WHO).

"Po­nad­to zgod­nie z ak­tu­al­ną wie­dzą me­dycz­ną, osoby z orien­ta­cją ho­mo­sek­su­al­ną nie po­win­ny być trak­to­wa­ne jako za­bu­rzo­ne lub chore z po­wo­du orien­ta­cji i nie po­win­ny być kie­ro­wa­ne z tego po­wo­du na le­cze­nie wią­żą­ce się ze zmia­ną orien­ta­cji" - czy­ta­my w od­po­wie­dzi.

Mi­ni­ster­stwo zwró­ci­ło uwagę, że w 1993 r. ame­ry­kań­ski Ko­mi­tet Nad­użyć w Psy­chia­trii (Com­mit­tee on Abuse and Mi­su­se of Psy­chia­try in the Uni­ted Sta­tes) stwier­dził, że "te­ra­pia re­pa­ra­tyw­na (tzn. zmie­nia­ją­ca orien­ta­cję) jest nie­etycz­nym nad­uży­ciem psy­chia­trii, któ­re­mu na­le­żą się sank­cje ze stro­ny śro­do­wi­ska pro­fe­sjo­na­li­stów". MZ po­in­for­mo­wa­ło, że także "prof. Ro­bert Spit­zer (Uni­wer­sy­tet Co­lum­bia w Nowym Jorku), jeden z głów­nych kre­ato­rów kla­sy­fi­ka­cji za­bu­rzeń psy­chicz­nych po wielu la­tach sto­so­wa­nia tego typu »le­cze­nia« w 2012 r. uznał je za nie­rze­tel­ne i nie­traf­ne".

Jed­no­cze­śnie re­sort za­pew­nił, że osoby z orien­ta­cją ho­mo­sek­su­al­ną, ma­ją­ce pro­ble­my z bra­kiem jej ak­cep­ta­cji przez oto­cze­nie, nie ak­cep­tu­ją­ce u sie­bie tej orien­ta­cji, z róż­nych przy­czyn, mają moż­li­wość otrzy­ma­nia pro­fe­sjo­nal­nej po­mo­cy w for­mie po­rad­nic­twa lub psy­cho­te­ra­pii np. sek­su­olo­gów, psy­chia­trów, psy­cho­te­ra­peu­tów w pod­mio­tach lecz­ni­czych.

"Udzie­la­na im pomoc ma na celu afir­ma­cję wła­snej orien­ta­cji czy neu­tra­li­za­cję lęków. Osoby z orien­ta­cją ho­mo­sek­su­al­ną, które jej nie ak­cep­tu­ją, z mo­ty­wów świa­to­po­glą­do­wych, rów­nież mają moż­li­wość uzy­ska­nia po­mo­cy w roz­wią­za­niu pro­ble­mów np. w do­sto­so­wa­niu się do wy­bo­ru życia bez ho­mo­sek­su­al­nej ak­tyw­no­ści. Nie pro­po­nu­je się im jed­nak te­ra­pii re­pa­ra­tyw­nej z wyżej wy­mie­nio­nych przy­czyn" - czy­ta­my w od­po­wie­dzi na in­ter­pe­la­cję.

Re­sort wska­zał po­nad­to, że Kon­sul­tant Kra­jo­wy w dzie­dzi­nie sek­su­olo­gii or­ga­ni­zu­je szko­le­nia te­ra­peu­tów i pro­mu­je pro­gra­my proz­dro­wot­ne zgod­nie z za­le­ce­nia­mi WHO oraz świa­to­wych to­wa­rzystw sek­su­olo­gicz­nych.

Pod­czas stycz­nio­wej de­ba­ty w Sej­mie nad pro­jek­ta­mi w spra­wie związ­ków part­ner­skich Paw­ło­wicz mó­wi­ła m.​in., że "w re­la­cjach homo nie ma żad­ne­go po­ży­cia, jest naj­wy­żej ja­ło­we uży­cie dru­gie­go czło­wie­ka, trak­to­wa­ne­go jak przed­miot". Pod­kre­śla­ła, że pro­po­no­wa­ne związ­ki mają cel "czy­sto he­do­ni­stycz­ny, au­to­de­struk­cyj­ny dla czło­wie­ka, part­ne­ra, człon­ków jego ro­dzi­ny".

>>>>

Uczyl Marcin Marcina ... A alkoholizm nie jest choroba ani zaburzeniem tylko orientacja plynalną ...
A ,,postep wspolczesnej wiedzy'' polegal na tym ze Amerykanskie Towarzystwo psychopatyczne zebralo sie i przeglosowalo ze homo jest w porzo . To co szkodzi aby sie zebrali i przeglosowali ze dragi sa w porzo ? Pod naciskiem dilerow ...
Z takimi tlumokami w MZ to bedzie coraz gorsza sluzba zdrowia . Zasluzyli na taka ,,opozycje" jak Pawlowicz ,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 54, 55, 56  Następny
Strona 5 z 56

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy