Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Ostateczny rozkład wojska w Polsce.
Idź do strony 1, 2, 3 ... 15, 16, 17  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:37, 01 Wrz 2010    Temat postu: Ostateczny rozkład wojska w Polsce.

"Rzeczpospolita": Generał Wiesław Michnowicz, odpowiedzialny za przygotowanie wojskowych do walki, odchodzi do cywila. Informację potwierdził ppłk Tomasz Mazurek z Wydziału Prasowego Sztabu Generalnego. Oficjalnym powodem decyzji są "sprawy osobiste". Nieoficjalnie oficerowie twierdzą, że generał zdecydował się odejść z wojska, ponieważ brakuje pieniędzy na szkolenie żołnierzy. Dymisję złożył dwa lata przed końcem kadencji.
Nie dziwię się, że gen. Michnowicz zrezygnował ze stanowiska, poowiedział "Rz" jeden z generałów. - W wojsku nie ma pieniędzy na szkolenie, a za to odpowiada szef Zarządu Szkolenia P-7 Sztabu Generalnego. I jeśli ich nie będzie, to szef tego zarządu nie zrealizuje zadań, a jeżeli nie zrealizuje zadań, to zostanie za to obciążony. Mechanizm jest prosty.
>>>>
Tak ,,mechanizm'' jest prosty.Jak sukces to odnosi go gora.Jak porazka to winien jestes TY!Jest to ,,mechanizm'' w stylu radzieckim.Naczalstwo Łuczszo Znajet.A Tobie w Mordu.
To dlatego armia radziecka jest taka swietna.
>>>>
To już kolejna ważna dymisja w ostatnim czasie w polskiej armii, przypomina "Rz". Rok temu z wojskiem pożegnał się gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. Wiosną z wojska odeszli zastępca szefa Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Stachowiak i gen. Krzysztof Załęski, p.o. szefa Sił Powietrznych. W ciągu ostatnich miesięcy dymisję złożyło też wielu niższych rangą oficerów w różnych rodzajach wojsk. Wśród nich płk Dariusz Zawadka, dowódca elitarnej polskiej jednostki GROM.
>>>>
Tak oczywiscie z glupote rzadzacych nie moze odpowiadac ktos kto jest podwladnym.Dymisja w sytuacji uniemozliwienia normalnego funkcjonowania jest jak najbardziej na miejscu.
Tutaj widzimy czym jest patriotyzm i jak on pomaga.Gdy ktos jest patriota sluzy dla kraju i juz niewazne jest kto rzadzi i jak bardzo zniszczy kraj.A jak mnie obciaza wina to sie nie przejmuje bo robie to nie dla siebie tylko dla kraju.A w ogole najlepiej to robic wszystko DLA BOGA!Wtedy juz nie masz ZADNYCH zmartwien!To naprawde POMAGA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:30, 15 Sie 2011    Temat postu:

Mamy dzis Święto Wojska Polskiego ...
Zatem czas podsumowan w wojsku ...
Aby podsumowac trzeba miec dane ...
Jest niby wikipedia ...
Niestety dane tam zamieszczone po ktore wszyscy siegaja dezinformuja ...
Podaja 100 tysieczna armia ale !!!
Brak tam najwiekszej pozycji ! Jakiej ? Po kolei !
Tak wiec zacznijmy od poczatku ...
W wojsku powinien byc kto ? Zolnierze !
Zatem najwieksza liczbe w obecnym Wojsku Polskim stanowia jak sama nazwa wskazuje ...
Oczywiscie urzednicy !

47.000 urzędników !

Oczywiscie urzednicy cywilni ! Tak tak spokojnie ! To sa tylko urzednicy BEZ MUNDUROW ! Urzednicy w mundurach to inna para kaloszy ...
Co oni robia tam wlasciwie ? Nie wiadomo ... Dawniej bylo tlumaczenie ze jest pobor i obsluguja pobor . Ale teraz juz nie ma poboru ? To co oni obsluguja ? Samych siebie ...

Dalej mamy 120 generalow !... Przed wojna mialo byc 1,5 miliona zmobilizowanych dzis 110 tys z rezerwa i 120 ... Przyrost niewiarygodny... Tam jeden na 15 .000 tutaj 1 na 1000 zolnierzy !
Niestety nie jest to wyraz sily armii ...

Jest 21555 oficerów
Przed wojna 18.000 czyli 1 na 83 zolnierzy teraz 1 na ponizej 5 zolnierzy !
Czyli kazda grupka moze miec oficera na czele ! Coz za bogactwo !
Ale to nie koniec ! Jest jeszcze :

Podoficerowie - 39 276

Tylko kim maja dowozic skoro oficerow juz starczy ...

Kandydatow na zolnierzy jest :

2343

Cos malo ???

I na koncu nieliczna grupa Sól armii :

36604 szeregowych

Czyli kadry 60831
podwladnych 38947

?????

Wiecej do rozkazywania niz do wykonywania rozkazow ...

Powiedzenie 2 ulany 4 oficery coraz bardziej zbliza sie do rzeczywistosci ...
A moze to jakas poprawa ? Polepszenie od 88 roku ???

W tym roku bylo :

116100 urzednikow ( ale nie oni zajmowali 1 miejsce )
234300 szeregowych ( 1 miejsce)
112700 kadry 9 (3 miejsce )

Wtedy szeregowi stanowili 50,6 % wojska obecnie 26,5 % !!! Tona oni w morzu urzednikow !!!
Ale co to za porownanie armia jaruzelska i w niej szeregowym ledwo udawalo byc sie wiekszoscia !

Wezmy Wojsko Polskie prawdziwe !
Rok 1922 i plan pokojowej organizacji wojska z kosztami rocznymi ;
213800 szer po 1000 zl = 213800 tys
37200 podofi po 3000 zl = 114600 tys
18230 oficer po 6000 zl = 109320 tys
oraz :

8155 urzednikow po 4000 zl = 40775 tys

( slownie OSIEM TYSIECY STU PIECDZIESIECIU PIECIU URZEDNIKOW )

Jak oni to robili ? 2 miliony mezczyzn poborowych zarejestrowanych w katalogach szufladkowo kartkowych i 8155 urzednikow dalo rade a tu komputery skanery bajery i dziesiatki tysiecy nie daja rady !!!

Szeregowi stanowili 77.1 % !!!!

W armii jaruzelskiej urzedasi stanowili wedlug norm przedwojennych 34,4 % i to byl upadek DNO !!!
Teraz stanowia 65,6 a zolnierze 34,4 !!! 22 lata ,,transformacji''
odwrocily proporcje !
Armia komorowska osiganela szczyt ! Absurdu !!!
Realnie wojska jest 50.000 placimy za trzy razy tyle !
Mamy 47.000 urzednikow bez mundurow i blisko 50.000 w mundurach ...

Takie skutki rzadow niekompetetnych . Osobnikow ktorzy sie pchaja a nie potrafia . W sumie wojsko jest odbiciem sytuacji w kraju... I inaczej byc nie moze...

Przed wojna wszedzie obowiazywala fachowosc zatem i wojsku ... Obecnie wiadomo ...

Oczywiscie ja nie zcahecam aby porzucac prace w wojsku byc sfrustrowanym i zgorzknialym ... W koncu ja tez zyje wsrod tych ludzi i nie mam zamiaru emigrowac czy cos ... Czym innym jest dostrzegnaie rzeczywistosci a czym innym popadanie w depresje ! kazdy uczciwy czlowiek pracujae uczciwie a to ze ci na gorze zepsuja to juz nie jego wina... On zrobil swoje ! I tego nalezy sie trzymac ... Nie nalezy tylko pchac sie na stanowiska wokol takich osobnikow co psuja bo wtedy odpowiedzialnosc spada na tego co sie na sile pcha ... A jak robi to co do niego nalezy to odpowiada tylko za to !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:17, 16 Wrz 2011    Temat postu:

Żołnierz kompletny

"Mró­wie" nie mogło pomóc wspar­cie ofi­ce­rów, któ­rzy go znali i ce­ni­li. Zwol­nio­no go ze służ­by na mocy usta­wy.

Z Rad­kiem Mro­wic­kim, pod­po­rucz­ni­kiem, któ­re­go znam od dawna z licz­nych opo­wie­ści wspól­nych zna­jo­mych, spo­tka­li­śmy się po raz pierw­szy tego lata na po­li­go­nie draw­skim nad je­zio­rem Po­źrza­dło. Pro­wa­dził za­ję­cia z żoł­nie­rza­mi czwar­tej kom­pa­nii de­san­to­wa­nie na brzeg i do wody z łodzi mo­to­ro­wych. Od razu za­uwa­żal­ne były jego fa­cho­wość i per­fek­cja – naj­pierw roz­grzew­ka, potem me­to­dy­ka i szko­le­nie na sucho, czyli de­sant z łodzi, któ­rych obrys wy­zna­czo­no li­na­mi na tra­wie... Wresz­cie sa­pe­rzy zwo­do­wa­li sko­ru­py, do­cze­pi­li do nich sil­ni­ki, od­pa­li­li i za­czę­ła się ostra jazda bez trzy­man­ki. De­san­to­wa­nie z pę­dzą­cej mo­to­rów­ki do wody oka­za­ło się trud­niej­sze niż na lą­dzie. Kar­ko­łom­ne wy­czy­ny, koń­czą­ce się wyj­ściem de­san­tu na brzeg w szyku bo­jo­wym, do­da­wa­ły za­ję­ciom smaku. "Mrówa" po raz ko­lej­ny nie za­wiódł, przy­go­to­wał szko­le­nie na wy­so­kim po­zio­mie, da­ją­ce jego uczest­ni­kom sporą dawkę adrenaliny.​Podporucz­nik Mro­wic­ki zo­stał zwol­nio­ny z za­wo­do­wej służ­by woj­sko­wej roz­ka­zem per­so­nal­nym dy­rek­to­ra De­par­ta­men­tu Kadr MON numer 239 z 16 lu­te­go 2009 roku. Po­wo­dem było nie­zło­że­nie w ter­mi­nie oświad­cze­nia o sta­nie ma­jąt­ko­wym mimo jed­no­ra­zo­we­go upo­mnie­nia.

SPÓŹ­NIO­NE ŻALE

Po­chło­nię­ty szko­le­nia­mi i kur­sa­mi za­po­mniał, jak ważne są spra­wy for­mal­ne. Wpraw­dzie star­tu­ją­cy w do­ro­słe woj­sko­we życie do­wód­ca plu­to­nu ma­jąt­ku do ukry­cia nie miał, ale spra­wę za­wa­lił i prze­kro­czył o trzy dni usta­wo­wy ter­min zło­że­nia do­ku­men­tu. Nie chce jed­nak opo­wia­dać o niu­an­sach spra­wy, która słono go kosz­to­wa­ła.

Ma za sobą cięż­kie pół­to­ra roku. I wspa­nia­łe do­świad­cze­nia, bo gdy zna­lazł się w opa­łach, nie zo­stał sam. W ope­ra­cję "«Mró­wie» na ra­tu­nek!" za­an­ga­żo­wa­li się ci, któ­rzy do­brze go znali, ce­ni­li jako żoł­nie­rza i wie­dzie­li do­sko­na­le, że woj­sko jest dla niego całym ży­ciem. Wiele osób wy­sła­ło wów­czas po­rę­cze­nia w jego spra­wie do naj­wyż­szych or­ga­nów woj­sko­wych, w tym także do mi­ni­stra obro­ny. Ko­le­dzy ofi­ce­ro­wie na­pi­sa­li w opi­nii do mi­ni­stra, że "jest żoł­nie­rzem o nie­prze­cięt­nych, znacz­nie wyż­szych niż wy­ma­ga­ne kwa­li­fi­ka­cjach".

Mąż za­ufa­nia do­wódz­twa jed­nej z eli­tar­nych bry­gad na­pi­sał: "Mając na uwa­dze dobro służ­by woj­sko­wej oraz roz­wój sił zbroj­nych, ja, ofi­cer Woj­ska Pol­skie­go, jako osoba godna za­ufa­nia, zwra­cam się do pana mi­ni­stra w spra­wie po­rę­cze­nia spo­łecz­ne­go, któ­re­go udzie­lam oso­bie pod­po­rucz­ni­ka Mro­wic­kie­go Ra­do­sła­wa, bę­dą­ce­go ofi­ce­rem o nie­po­szla­ko­wa­nej opi­nii [...]. Mój ko­le­ga jest żoł­nie­rzem, dla któ­re­go służ­ba jest przede wszyst­kim po­wo­ła­niem. Wszyst­ko, co robi, wy­ko­nu­je z ogrom­ną pasją i cał­ko­wi­tym po­świę­ce­niem. Pod­po­rucz­nik nie pra­cu­je, on służy i z tej służ­by jest bar­dzo dumny".

W woj­sku śmie­ją się z ludzi na­wie­dzo­nych, roz­po­czy­na­ją­cych opo­wieść o swoim życiu od zda­nia: "Od dzie­ciń­stwa chcia­łem być żoł­nie­rzem!". "Mrówa" swą hi­sto­rię za­czy­na ina­czej: "W pod­sta­wów­ce już wie­dzia­łem, że chcę iść na Zmech. Do wro­cław­skiej szko­ły ofi­cer­skiej sze­dłem przy­go­to­wa­ny".

KURS ZA KUR­SEM

Wcze­śniej, w cy­wi­lu, pró­bo­wał wszyst­kie­go, do czego miał do­stęp – piłki noż­nej, ręcz­nej, ko­szy­ków­ki, lek­ko­atle­ty­ki, ko­lar­stwa. Już w szko­le pod­sta­wo­wej ze­tknął się z fa­cho­wym tre­nin­giem spor­to­wym. W łódz­kim har­cer­stwie współ­pra­co­wał z Sylw­kiem Wi­niar­skim i Jac­kiem Dzie­dzie­lą, zna­ny­mi en­tu­zja­sta­mi szko­lą­cy­mi kan­dy­da­tów do woj­ska. W pod­cho­rą­żów­ce bar­dzo szyb­ko wpadł w po­dob­ne śro­do­wi­sko. To był czas, gdy grupa pa­sjo­na­tów, z ma­jo­rem An­drze­jem Dem­ko­wi­czem i ka­pi­ta­nem Grze­go­rzem Mi­kłu­sia­kiem na czele, wcią­ga­ła stu­den­tów w świat przy­go­dy, gór, ra­tow­nic­twa, sys­te­mów walki. Dziś Radek mówi o nich: "Wspa­nia­li ofi­ce­ro­wie. Za­ra­ża­li pod­cho­rą­żych spor­tem, chę­cią po­szu­ki­wa­nia no­wych dróg". Czuł się na fali, star­to­wał w za­wo­dach uży­tecz­no-bo­jo­wych, a w 2007 roku ukoń­czył kurs tak­tycz­no-wy­trzy­ma­ło­ścio­wy Pa­trol. Po­ko­nał także mor­der­cze­go Har­pa­ga­na, stu­ki­lo­me­tro­wy bieg na orien­ta­cję.

Cur­ri­cu­lum vitae pod­po­rucz­ni­ka zaj­mu­je dwie stro­ny drob­ne­go druku. Ze wzglę­du za­rów­no na jego ob­szer­ność, jak i młody wiek bo­ha­te­ra jest to lek­tu­ra nie­zwy­kle zaj­mu­ją­ca, szcze­gól­nie w czę­ści po­świę­co­nej kur­som i szko­le­niom. "Mrówa" zdo­był bo­wiem pod­sta­wo­we kwa­li­fi­ka­cje, a na­stęp­nie stop­nie in­struk­tor­skie bądź upraw­nie­nia ra­tow­ni­cze we wszyst­kich moż­li­wych dzie­dzi­nach. Jest ra­tow­ni­kiem wod­nym WOPR, in­struk­to­rem strze­lec­twa, walki wręcz i wspi­nacz­ki skał­ko­wej, a także płe­two­nur­kiem i skocz­kiem spa­do­chro­no­wym.

Mimo że jest zwia­dow­cą, który po­wi­nien mocno stą­pać po ziemi, ko­lej­nym eta­pem zwięk­sza­nia jego kwa­li­fi­ka­cji spa­do­chro­niar­skich było ukoń­cze­nie kursu AFF, na­zy­wa­ne­go przy­spie­szo­ną nauką pła­skie­go spa­da­nia. Od­da­nie serii sko­ków z czte­rech ty­się­cy me­trów w to­wa­rzy­stwie in­struk­to­rów, z ana­li­zą zda­rzeń na ziemi, po­zwa­la wejść w tę dzie­dzi­nę głę­biej, po­czuć "smak po­wie­trza". "Mrówa" ma dziś wpraw­dzie na kon­cie nie­wie­le ponad setkę sko­ków, za to więk­szość "wy­so­kich", z kil­ku­dzie­się­cio­se­kun­do­wym lotem ku ziemi.

Radek ukoń­czył rów­nież szko­le­nie z pro­ce­dur CSAR i ME­DE­VAC z uży­ciem śmi­głow­ców, wcze­śniej­szy kurs ra­tow­nic­twa kla­sycz­ne­go i z po­wie­trza, uzu­peł­nio­ny świa­dec­twem kwa­li­fi­ka­cji człon­ka per­so­ne­lu lot­ni­cze­go – skocz­ka spa­do­chro­no­we­go. Po zdo­by­ciu pań­stwo­wych upraw­nień in­struk­to­ra sa­mo­obro­ny za­li­czył kilka kur­sów i odbył parę staży, mię­dzy in­ny­mi or­ga­ni­zo­wa­nych przez In­sty­tut Krav Maga Pol­ska. Uczest­ni­czył też w szko­le­niu spe­cjal­nym w sys­te­mie Com­bat 56, z ele­men­ta­mi psy­cho­lo­gii i za­gad­nień stre­su bo­jo­we­go. A jak już za­in­te­re­so­wał się walką wręcz, to oczy­wi­ście potem strze­lec­two, ukoń­cze­nie kursu in­struk­tor­skie­go z tej dys­cy­pli­ny, a na­stęp­nie po­głę­bie­nie umie­jęt­no­ści o zdo­by­cie upraw­nień in­struk­tor­skich z za­kre­su strze­lec­twa bo­jo­we­go i prak­tycz­ne­go w Na­ro­do­wej Fe­de­ra­cji Strze­lec­kiej.

NIE­KON­WEN­CJO­NAL­NE PO­DEJ­ŚCIE

Po szko­le ofi­cer­skiej nie ka­pry­sił. Był do­brze na­sta­wio­ny do służ­by w każ­dej jed­no­st­ce. Tra­fił do ba­ta­lio­nu zme­cha­ni­zo­wa­ne­go w zie­lo­nym gar­ni­zo­nie. Nie miał tam kom­plek­sów "zme­cho­la", bo szko­le­nie w bry­ga­dzie było cie­ka­we i in­ten­syw­ne. Szyb­ko do­stał pro­po­zy­cję ob­ję­cia sta­no­wi­ska do­wód­cy plu­to­nu roz­po­znaw­cze­go w ba­ta­lio­nie zmo­to­ry­zo­wa­nym. Po­nie­waż dano mu wolną rękę w do­bo­rze ludzi, przy­go­to­wał małą we­wnętrz­ną se­lek­cję. Żoł­nie­rze za­li­cza­li ją, brnąc po ko­la­na w śnie­gu. Nad­mia­ru chęt­nych więc nie było, bo kan­dy­da­ci wie­dzie­li, że w zwia­dzie czeka ich cięż­ki ka­wa­łek chle­ba, a pie­nią­dze wcale nie będą więk­sze. Mimo to udało mu się zgro­ma dzić grupę pa­sjo­na­tów. Nie było im u "Mrówy" lekko. Mieli świa­do­mość, że są ob­ser­wo­wa­ni i oce­nia­ni pod wzglę­dem przy­dat­no­ści do służ­by. Na szko­le­nia wy­cho­dzi­li na cały dzień, a czę­sto prze­cią­ga­ły się one do nocy. Za­ję­ciom to­wa­rzy­szy­ły tre­nin­gi wy­trzy­ma­ło­ścio­wo-si­ło­we po­zwa­la­ją­ce na zwe­ry­fi­ko­wa­nie po­zio­mu przy­swo­je­nia no­wych umie­jęt­no­ści. Po po­wro­cie mu­sie­li wy­ko­nać pod­cią­gnię­cia na drąż­ku w peł­nym opo­rzą­dze­niu.

W roz­po­zna­niu pod­po­rucz­nik Mro­wic­ki za­wsze czuł się do­brze, bo zwia­dow­ca to jest w jakiś spo­sób takie trzy czwar­te ko­man­do­sa – wy­ko­nu­je za­da­nia w małym ze­spo­le, w naj­prze­róż­niej­szym te­re­nie, a da­nych o prze­ciw­ni­ku ma nie­wie­le. Prze­cież po to idzie, żeby je po­zbie­rać dla sił głów­nych. W sumie dzia­ła nie­kon­wen­cjo­nal­nie.

Przy­kła­dem tej nie­kon­wen­cjo­nal­no­ści jest po­dej­ście do strze­la­nia. Dla zwia­dow­cy kon­takt ognio­wy jest w za­sa­dzie za­po­wie­dzią po­raż­ki. Jeśli już do niego doj­dzie, to spra­wę musi roz­wią­zać kil­ku­se­kun­do­we ude­rze­nie całą mocą, do­słow­nie pa­ra­liż ognio­wy. I zanim prze­ciw­nik ochło­nie, już nie ma zwia­dow­ców. Tak więc naj­pierw jest ostry wy­si­łek, na­stęp­nie chwi­la na za­po­zna­nie się z sy­tu­acją, roz­dział amu­ni­cji, przy­dział celów, sy­gnał do ude­rze­nia.

DOBRY ZE­SPÓŁ

W sierp­niu 2010 roku zo­stał po­in­for­mo­wa­ny o moż­li­wo­ści po­wo­ła­nia go do za­wo­do­wej służ­by w 18 Pułku Roz­po­znaw­czym w Bia­łym­sto­ku. Udał się więc do WKU, zro­bił ba­da­nia i sta­wił się w wy­zna­czo­nym ter­mi­nie w jed­no­st­ce, by pod­pi­sać kon­trakt. Za­warł go na 18 mie­się­cy. Usta­wa prze­wi­du­je, że może peł­nić za­rów­no służ­bę kon­trak­to­wą, jak i stałą. Od 15 li­sto­pa­da jest w 18 Bia­ło­stoc­kim Pułku Roz­po­znaw­czym w służ­bie kon­trak­to­wej, w zdo­by­wa­ją­cej pierw­sze cer­ty­fi­ka­ty czwar­tej kom­pa­nii. Do­wo­dzi nią ka­pi­tan Łu­kasz Za­błot­ny, zwia­dow­ca z krwi i kości, który przy­szedł z ba­ta­lio­nu roz­po­znaw­cze­go z Gi­życ­ka. Po­tra­fił skon­so­li­do­wać kom­pa­nię i stwo­rzyć przy­ja­zny kli­mat do roz­wo­ju nie­kon­wen­cjo­nal­nych po­my­słów. Po­nad­to, zda­niem pod­puł­kow­ni­ka Ma­riu­sza Woź­nia­ka, za­stęp­cy do­wód­cy pułku, ma tu dobry ze­spół, mię­dzy in­ny­mi Mro­wic­kie­go i dwóch mło­dych pod­po­rucz­ni­ków, Bar­to­sza So­ko­łow­skie­go i To­ma­sza Ko­wal­skie­go.

Pod­puł­kow­nik do­strze­ga i do­ce­nia in­wen­cję "Mrówy". Uważa, że jego dzia­ła­nia są po­ży­tecz­ne: "Pod­od­dział prze­cho­dzi etap szko­le­nia in­dy­wi­du­al­ne­go, prze­ra­bia żoł­nier­skie abe­ca­dło. Po­wta­rza­nie pod­sta­wo­wych umie­jęt­no­ści wpro­wa­dza po pew­nym cza­sie znu­dze­nie. Trze­ba za­pro­po­no­wać coś, co prze­rwie mo­no­to­nię, ale jed­no­cze­śnie jest po­ży­tecz­ne dla tego szko­le­nia". Na przy­kład skoki spa­do­chro­no­we! Prze­cież w Hru­bie­szo­wie zwia­dow­cy ska­czą. Zda­niem "Mrówy", żoł­nierz ni­g­dzie tak sa­me­go sie­bie nie spraw­dza, nie na­bie­ra mocy, jak pod­czas sko­ków: "Cała kom­pa­nia po­win­na przejść choć kurs pod­sta­wo­wy, bo to są wów­czas zu­peł­nie inni lu­dzie. I jaki to ma­gnes w wer­bo­wa­niu naj­lep­szych, nie mó­wiąc o przy­go­to­wa­niu do dzia­łań z po­wie­trza, bo prze­cież zwia­dow­ca nigdy nie wie, co go czeka".Z jed­nej stro­ny trze­ba bę­dzie po­pró­bo­wać for­mal­nie, ofi­cjal­nie, ale w od­wo­dzie czeka Ae­ro­klub Bia­ło­stoc­ki. Za­stęp­ca do­wód­cy pułku wie, że Mro­wic­ki już to za­szcze­pił kom­pa­nii: "Żoł­nie­rze za­pi­sa­li się do ae­ro­klu­bu. W pułku trak­tu­je­my skoki je­dy­nie jako ich pasję".

>>>>

Usuwanie przeszkolonych kadr czy tez tych ktorzy brali udzial w wojnie z terrorem to juz mania w tej instytucji... Tak jakby kompetentni byli zagrozeniem dla kolesi ktorzy ,,walcza'' siedzac na urzedach...
Ale pamietajmy - koszenie najlepszych przez kliki najgorszych to cecha OGOLNOLUDZKA wystepujaca wszedzie .... To skutek grzechu pierworodnego ... Po prostu wszyscy usunieci powinni miec tego swiadomosc... Wszak np. ja nie zajmuje wybitnego stanowiska w kraju i nie placze z tego powodu . Wszak jakie to stanowiska pelnil Jezus ? A Nasza Matka ? A Oni sa wzorem najwyzszym !

Piotr Bernabiuk / Polska Zbrojna



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Pią 13:17, 16 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:23, 20 Paź 2011    Temat postu:

"Generalskie" zarobki polskich oficerów

"Rzecz­po­spo­li­ta": Ge­ne­ral­skie lam­pa­sy nosi w pol­skim woj­sku 122 ofi­ce­rów, ale ge­ne­ral­skie pen­sje po­bie­ra ok. 150.

W jed­nost­kach li­nio­wych ob­ni­ża się sto­pień woj­sko­wy wy­ma­ga­ny przy zaj­mo­wa­niu po­szcze­gól­nych sta­no­wisk, a w woj­sko­wych urzę­dach cen­tral­nych pod­wyż­sza. W efek­cie po­wsta­ją tzw. etaty ge­ne­ral­skie, które ob­sa­dza­ją puł­kow­ni­cy i po­bie­ra­ją wyż­sze pen­sje – o ok. 2 tys. zł. Ofi­cjal­nie nie wia­do­mo ile jest ta­kich eta­tów, gdyż woj­sko od­mó­wi­ło po­da­nia do­kład­nych da­nych. Nie­ofi­cjal­nie ga­ze­cie udało się usta­lić, że etaty ge­ne­ral­skie ob­sa­dzo­ne przez ofi­ce­rów niż­sze­go stop­nia są m.​in. w woj­sko­wych służ­bach, żan­dar­me­rii, w Szta­bie Ge­ne­ral­nym, w In­spek­to­ra­cie Uzbro­je­nia i woj­sko­wej służ­bie zdro­wia.

Mamy też za dużo ge­ne­ra­łów. Przy nie­speł­na 100-ty­sięcz­nej armii jest ich 122 – jeden przy­pa­da na ok. 800 żoł­nie­rzy. A np. we wło­skiej li­czą­cej 260 tys. żoł­nie­rzy – jeden na 5200 żoł­nie­rzy (ofi­ce­rów w ran­dze ge­ne­ra­ła jest tam 50).

>>>>

No tak stara sprawa to tak ,,trwa'' od 89 roku i bedzie trwac !
A ilu jest pół-kownikow i tak dalej itp.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:14, 05 Lis 2011    Temat postu:

W MON cięcia – będzie mniej urzędników

Szef MON Tomasz Siemoniak odchudza resort. Ma być mniejszy i sprawniej zarządzany, a zaoszczędzone na biurokracji pieniądze pójdą na potrzeby armii. Już likwidowane są niektóre biura i departamenty – informuje "Rzeczpospolita".

MON liczy 17 departamentów i 4 biura; w każdym pracuje kilkadziesiąt osób. Do tego dochodzą struktury Sztabu Generalnego i różnych inspektoratów. Wiele tych instytucji się dubluje. "Wszystko, co zbędne, należy likwidować" – zapowiedział w "Rzeczpospolitej" Siemoniak. "Najważniejszy dla mnie będzie żołnierz, który jest na pierwszej linii działania. Zbyt skomplikowana i rozbudowana struktura nad nim pochłania pieniądze i żyje sama dla siebie" - stwierdził.

Resort nie wie jeszcze, ile zaoszczędzi na zmianach, ale jak mówi rzecznik MON Jacek Sońta, wygospodarowane środki będą przeznaczone na modernizację armii. "Chodzi o to, by wojska w wojsku było więcej, a mniej rozbudowanej biurokracji" – podkreśla.

Według informacji gazety, już zapadły decyzje o likwidacji Biura ds. Wdrażania Samolotu Wielozadaniowego F-16 i Biura ds. Wdrożenia Kołowego Transportera Opancerzonego Rosomak. Ich zadania przejmą m.in. dowódcy Wojsk Lądowych i Sił Powietrznych. Może też zniknąć Biuro ds. Obrony Przeciwrakietowej, powstałe w 2007 r., gdy ważyły się losy budowy tarczy antyrakietowej. Sprawa upadła, ale biuro zostało.

Pod nóż pójdzie też Departament Transformacji; rozważana jest też likwidacja Departamentu Infrastruktury. Z kolei Departament Kadr może zostać połączony z Departamentem Nauki i Szkolnictwa Wojskowego.

"To są oczywiste zmiany i wynikają z potrzeby usprawnienia pracy resortu obrony" – mówi doradca szefa MON gen. Bogusław Pacek, który pracuje nad reformą. Nie wyklucza, że zlikwidowanych zostanie więcej urzędów w MON.

Cięcia czekają też inne wojskowe instytucje, m.in. Sztab Generalny. Mówi się np. o likwidacji zespołów asystentów zajmujących się Wojskami Lądowymi i Marynarką Wojenną. Już są protesty. "Trudno się dziwić, bo to wysoko płatne stanowiska obsadzone przez pułkowników" – mówi jeden z oficerów

>>>>>

No prosz ! Zwracam uawge na jakze malownicze :
Biura ds. Wdrażania Samolotu Wielozadaniowego F-16 i Biura ds. Wdrożenia Kołowego Transportera Opancerzonego Rosomak .

Co tam kupili to od tego bylo biuro ! Jak F 16 to biuro jak Rosomak to biuro . Jak karabin to biuro ! Jak kask to tez biuro ! Jak kalesony typu f- 17 to biuro wdarzanai kaleson (czy now ??? ) f 17 ... A jak a co ! I sztaby pulkownikow przesuwaja papiery na pulkach i leca rapory o wytrzymalosci kaleson (ow) na rozciaganie ...
Oczywiscie aby nie bylo . Mundur to PODSTAWA ! Nie moze byc tak ze ubrani sa byle jak ! Chodzi mi tylko o pokazanie jak blyskawicznie rozrasat sie biurokrcja jak szybko sobie ,,znajduja zadania'' ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:44, 01 Gru 2011    Temat postu:

Polscy weterani rzadziej cierpią na stres pourazowy niż amerykańscy

We­te­ra­ni Pol­skich Kon­tyn­gen­tów Woj­sko­wych dwu­krot­nie rza­dziej cier­pią z po­wo­du tzw. ze­spo­łu stre­su po­ura­zo­we­go (PTSD) niż uczest­ni­czą­cy w mi­sjach żoł­nie­rze ame­ry­kań­scy – po­wie­dzie­li eks­per­ci na kon­fe­ren­cji w Woj­sko­wym In­sty­tu­cie Me­dycz­nym w War­sza­wie .

Prof. Sta­ni­sław Il­nic­ki z kli­ni­ki psy­chia­trii i stre­su bo­jo­we­go WIM przy­znał, że nie ma wpraw­dzie rze­tel­nych pol­skich da­nych, ale z wy­cin­ko­wych son­da­żo­wy wy­ni­ka, że ob­ja­wy nie­peł­ne­go lub roz­wi­nię­te­go PTSD wy­stę­pu­ją u 5-10 proc. na­szych we­te­ra­nów. Dodał, że w armii ame­ry­kań­skiej zda­rza się on u 15-20 proc. żoł­nie­rzy, któ­rzy uczest­ni­czy­li w dzia­ła­niach wo­jen­nych. - Ta róż­ni­ca wy­ni­ka głów­nie z tego, że Ame­ry­ka­nie znacz­nie czę­ściej uczest­ni­czą w ak­cjach ofen­syw­nych, pod­czas gdy dzia­ła­nia Po­la­ków bar­dziej na­sta­wio­ne są na sta­bi­li­za­cję sy­tu­acji w danym re­jo­nie – po­wie­dział prof. Il­nic­ki.

Znacz­nie czę­ściej żoł­nie­rze po­wra­ca­ją­cy z misji wy­ka­zu­ją inne za­bu­rze­nia zwią­za­ne ze stre­sem bo­jo­wym. Z da­nych przed­sta­wio­nych pod­czas kon­fe­ren­cji wy­ni­ka, że 24,8 proc. z nich ma tzw. wspo­mnie­nia in­tru­zyj­ne, 38,5 proc. na­rze­ka na kosz­ma­ry senne, 39 proc. czę­ściej sięga po al­ko­hol, od 4,8 do 27 proc. we­te­ra­nów zda­rza­ją się wy­bu­chy gnie­wu i agre­sji fi­zycz­nej.

Od 7,8 do 23 proc. z nich wy­ka­zu­je ob­ni­żo­ną zdol­ność prze­ży­wa­nia emo­cji. 10 proc. zdra­dza ob­ja­wy utra­ty kon­tro­li nad swoim za­cho­wa­niem, 8 proc. traci kon­tro­lę nad pi­ciem al­ko­ho­lu, a 2,5 proc. ma de­pre­sję.

Eks­per­ci za­prze­cza­li, że na­si­le­nie i wy­stę­po­wa­nie stre­sów po­ura­zo­wych wśród we­te­ra­nów jest wy­ol­brzy­mia­ne. - To nie są bajki o złym wilku, lecz wy­ma­ga­ją­ce le­cze­nia po­waż­ne za­bu­rze­nia psy­chicz­ne – pod­kre­ślił gen. bryg. dr Grze­gorz Gie­le­rak, dyr. WIM.

We­dług prof. Il­nic­kie­go, po­ja­wia­ją się opi­nie, na szczę­ście rzad­ko, że nie­któ­rzy żoł­nie­rze sy­mu­lu­ją ob­ja­wy ze­spo­łu stre­su po­ura­zo­we­go, by uzy­skać ja­kieś rosz­cze­nia. Przy­znał, że to się zda­rza, ale są to je­dy­nie spo­ra­dycz­ne przy­pad­ki. Jego zda­niem, znacz­nie czę­ściej za­bu­rze­nia psy­chicz­ne są ukry­wa­ne, po­nie­waż po­ku­tu­je prze­ko­na­nie, że męż­czy­zna, a szcze­gól­nie żoł­nierz, nie oka­zu­je sła­bo­ści.

Tym­cza­sem pra­wie wszy­scy żoł­nie­rze od­czu­wa­ją ja­kieś skut­ki psy­chicz­ne po­by­tu na misji, ale tylko nie­któ­rzy z nich wy­ma­ga­ją le­cze­nia, np. ci, któ­rzy otar­li się o śmierć – pod­kre­śla­li eks­per­ci pod­czas spo­tka­nia z dzien­ni­ka­rza­mi.

- Nie wiemy ilu jest żoł­nie­rzy wy­ma­ga­ją­cych po­mo­cy psy­cho­lo­gicz­nej, któ­rzy z niej nie ko­rzy­sta­ją. Nie­któ­rzy z nich za­miast zgło­sić się do kli­ni­ki psy­chia­trycz­nej mogą to robić nie­ofi­cjal­nie, na wła­sną rękę. Inni pró­bu­ją sto­so­wać sa­mo­le­cze­nie, na ogół przy uży­ciu al­ko­ho­lu, ale to po­ma­ga je­dy­nie na krót­ki okres, jeśli w ogóle daje ja­kieś po­zy­tyw­ne efek­ty - dodał.

Płk dr Ra­do­sław Two­rus, kie­row­nik kli­ni­ki psy­chia­trii i stre­su bo­jo­we­go WIM prze­ko­ny­wał, że le­piej jak naj­wcze­śniej pod­dać się le­cze­niu, gdy od­czu­wa­ne są ja­kie­kol­wiek pro­ble­my psy­chicz­ne zwią­za­ne ze stre­sem po­ura­zo­wym. Do­ty­czy to za­rów­no żoł­nie­rzy, jak i osób cy­wil­nych, które prze­ży­ły ka­ta­stro­fę. - mO­so­by ko­rzy­sta­ją­ce z po­mo­cy psy­cho­lo­gicz­nej szyb­ciej po­wra­ca­ją do zdro­wia i są zwy­kle lep­szej kon­dy­cji psy­chicz­nej - dodał.

Nie­ste­ty, za­le­d­wie 2,5 proc. we­te­ra­nów de­kla­ru­je po­trze­bę po­mo­cy psy­cho­lo­gicz­nej – wy­ni­ka z przed­sta­wio­nych na kon­fe­ren­cji son­da­ży. Po­la­cy nie są wy­jąt­kiem. Rów­nież w armii ame­ry­kań­skiej tylko nie­licz­ni żoł­nie­rze sami zgła­sza­ją się po pomoc psy­cho­lo­gicz­ną – po­wie­dzie­li eks­per­ci.

- Po­mo­cy wy­ma­ga­ją też nie­któ­rzy człon­ko­wie ro­dzin we­te­ra­nów wo­jen­nych, szcze­gól­nie ich żony. Jed­nym ze skut­ków PTSD po po­wro­cie z misji są pro­ble­my mał­żeń­skie – pod­kre­ślił prof. Il­nic­ki. Są też żoł­nie­rze, któ­rzy z po­wo­du pod­wyż­szo­nej w or­ga­ni­zmie ad­re­na­li­ny po po­wro­cie do kraju wy­ka­zu­ją więk­szą agre­sję i na sku­tek bójek po­pa­da­ją w kon­flikt z pra­wem.

W la­tach 1953-2010 pol­scy żoł­nie­rze i pra­cow­ni­cy cy­wil­ni woj­ska uczest­ni­czy­li w 84 mi­sjach i ope­ra­cjach woj­sko­wych poza gra­ni­ca­mi pań­stwa – wy­ni­ka z da­nych przed­sta­wio­nych na kon­fe­ren­cji. Wzię­ło w nich udział łącz­nie ponad 109 tys. żoł­nie­rzy za­wo­do­wych, żoł­nie­rzy za­sad­ni­czej i nad­ter­mi­no­wej służ­by woj­sko­wej oraz pra­cow­ni­ków cy­wil­nych woj­ska.

W mi­sjach tych stra­ci­ło życie łącz­nie 107 żoł­nie­rzy, w tym 9 po­peł­ni­ło sa­mo­bój­stwo. Wszyst­kie wy­pad­ki sa­mo­bójstw miały miej­sce pod­czas misji poza Ira­kiem i Afga­ni­sta­nem. W spra­wie wy­ja­śnie­nia oko­licz­no­ści jed­ne­go przy­pad­ku na­głej śmier­ci żoł­nie­rza w 2010 r. w Afga­ni­sta­nie trwa po­stę­po­wa­nie pro­ku­ra­tor­skie. Z po­wo­du za­bu­rzeń stre­so­wych ewa­ku­owa­na jest z misji jedna osoba na 2 tys. żoł­nie­rzy, ale ta­kich przy­pad­ków może być wię­cej, gdyż nie­kie­dy po­wrót do kraju od­by­wa się na "wła­sną proś­bę" żoł­nie­rza.

>>>>

W koncu mamy tradycje ! A jak ktos cierpi na stres niech poczyta o okupacji o Powstaniu Warszawskim . Nowele typu ,,Proszę państwa do gazu'' - wtedy stwierdzi ze jego problemy to nic ! My naprawde w Polsce mamy metody na wszystko !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:37, 02 Gru 2011    Temat postu:

Piotr Bernabiuk / Polska Zbrojna Podoficerskie Termopile

Na wrześniowych egzaminach eksternistycznych do korpusu podoficerskiego, przez żołnierzy nazwanych Termopilami, „poległo” trzystu kandydatów na kaprali.

W heroicznym boju pod Termopilami chwalebną śmierć poniosło trzystu Spartan, walczących pod wodzą króla Leonidasa przeciwko tysiącom Persów. W Poznaniu w eksternistycznej batalii o awans na pierwszy stopień podoficerski poległo trzystu szeregowych. Poza liczbą ofiar oddalone od siebie o 2491 lat zdarzenia mają również inne wspólne wątki. W obu przypadkach poświęcenie nie okazało się daremne: Grecy, dzięki termopilskiej ofierze, odnieśli wkrótce zwycięstwo pod Salaminą, które położyło kres perskiej ekspansji. Do podoficerskiej Salaminy wprawdzie jeszcze daleko, jednak dzięki wrześniowej porażce uwidoczniły się niedoskonałości w szkolnictwie podoficerskim. W burzliwej i twórczej atmosferze dyskutowali nad nimi w Toruniu pomocnicy dowódców do spraw podoficerów z jednostek Wojsk Lądowych.

GŁOSY PROTESTU

Na podoficerskim forum internetowym wylano sporo goryczy. Starszy chorąży sztabowy Szczepan Pietraszek z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich był zdania, że winnych nie należy szukać poza korpusem: „Oficerowie nie ingerowali w to, co podoficerowie zrobili przyszłym podoficerom. Przegrana jest szkoła, i przegrani jesteśmy my”.

Trudno się dziwić emocjom podhalańczyka, skoro z jego brygady wyjechało na egzaminy do Poznania 127 szeregowych, przeważnie z sześcio-, siedmioletnim stażem. Po powrocie czekałoby na nich sto wolnych stanowisk podoficerskich – dowódców wozów bojowych i sekcji strzelców wyborowych. Wprawdzie nie zakładano stuprocentowego sukcesu i, podobnie jak w innych jednostkach, spodziewano się nawet znacznej selekcji kandydatów, ale nie pogromu.

Na spotkaniu dostało się również „drugiej stronie medalu”. Stamtąd bowiem, gdzie zabrakło działonowych-operatorów, a część z szeregowych na tych stanowiskach nie spełniała kryteriów awansu (brak średniego wykształcenia), wysłano do Poznania żołnierzy innych specjalności. Ale czy ktoś pomyślał, czym jest wysyłanie spawacza lub kucharza na egzaminy dla dowódców sekcji strzelców wyborowych czy działonowych-operatorów? Przecież profesjonalizacja polega na tym, by stanowiska obejmowali fachowcy, przygotowani i odpowiedzialni ludzie. Dobrze się stało, że nie dopuściliśmy do ich awansu.

Brak wykształcenia średniego u części żołnierzy służących na stanowiskach działonowych-operatorów autorzy pomysłu egzaminu eksternistycznego przegapili w wyniku zupełnie zbędnego pośpiechu organizacyjnego. Gdy omawiano tę sprawę, na sali zawrzało: „Najlepiej byłoby tych z brakami w wykształceniu wysłać do szkoły średniej”.

„A co w tym czasie zrobić ze stanowiskiem? Obsadzić kimkolwiek, byle z cenzusem? Po raz kolejny zmarnować ludzki potencjał w imię sztywnych przepisów kadrowych?”.

„Znacznie korzystniej byłoby wyznaczyć okres przejściowy, nawet dwuletni, niż wymieniać dobrego żołnierza, fachowca z przetarciem bojowym na «faceta sztukę» z dyplomem technikum czy liceum”.

SPÓR O TREŚCI

Przedstawicielom Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych uczestnicy spotkania zarzucili umieszczenie w testach absurdalnych pytań. Według nich długość łuski pocisku karabinowego obchodzić powinna jedynie producenta, sprawy konserwacji dwupłaszczowego kotła kuchni polowej zaś ekspertów z logistyki. Podoficer, jeśli się już zaplącze między gary i weźmie na siebie odpowiedzialność za przekazywanie ich do konserwacji, powinien jedynie wiedzieć, w jakiej instrukcji znajdzie informacje na ten temat.

Starszy chorąży Sebastian Giedziun, kierownik sekcji szkolenia, przyjął nie wszystkich przekonującą, ale formalnie trudną do podważenia linię obrony. Na jej poparcie wskazał obowiązujący program szkolenia. Gdy się przejrzy ten dokument, można dojść do wniosku, że tworzenie zbiorowego dzieła polegało na dopisywaniu przez poszczególne służby własnego, często niespójnego z całością fragmentu.

Racje obu stron starał się wyważyć starszy chorąży sztabowy Andrzej Wojtusik, pomocnik do spraw podoficerów dowódcy Wojsk Lądowych: „Spośród 300 żołnierzy, którzy przyjechali na egzaminy, jedynie jedna trzecia spełniała warunki pozwalające im do nich przystąpić. Zdało sześciu. Przeanalizowałem wszystkie 170 pytań. Czterdzieści z nich, moim zdaniem, nie pasowało do poziomu egzaminu. Teraz nie chodzi o dzielenie włosa na czworo, tylko o wyciągnięcie wniosków”. Pozytywnym efektem egzaminacyjnej klęski powinno być zmodernizowanie programu szkoły podoficerskiej, niemającego żadnego przełożenia na wojskową rzeczywistość. „Przy okazji wyszło również coś pozytywnego”, przyznał Wojtusik. „Nie wolno nam tej wiedzy zmarnować”.

NIE NA SKRÓTY

W szkole podoficerskiej należy zmienić program szkolenia, ale czy również skrócić czas nauki? Obecnie, gdy rośnie zapotrzebowanie na kaprali, możliwość pójścia na skróty jest kusząca. Starszy chorąży sztabowy Paweł Urbański, zastępca komendanta SPWL w Poznaniu, przygotował nawet symulację ewentualnych „elementów oszczędnościowych”. Zastrzegł jednak: „W żadnym wypadku nie mogą one obniżyć poziomu kształcenia”.

Oszczędności można uzyskać dzięki skróceniu choćby czasu szkolenia specjalistycznego. Czego bowiem ma się dowiedzieć w centrum operator-działonowy, żołnierz z pięcioletnim stażem, który po awansie wróci do tego samego wozu bojowego? Według podoficerów z jednostek bojowych – to raczej od niego, szczególnie gdy ma za sobą kilka misji, instruktorzy w centrum dużo mogą się nauczyć. Wiele godzin da się również zaoszczędzić na szkoleniu ogólnym, jeśli pominie się zbędne, niczemu niesłużące tematy, inne zaś przeniesie do programu zagadnień wymagających samokształcenia. Takich możliwości jest sporo, a w szkole nikt nie ukrywa, że zmiany treści są konieczne. Nie oznacza to jednak, że czas nauki zostanie skrócony. Należy go jedynie lepiej wykorzystać.

STANDARDY

Według uczestników spotkania nie czas nauki i nie moce przerobowe szkoły podoficerskiej powinny być punktem wyjścia do zmian w programach i czasie kształcenia: „Jeśli chcemy dokonywać modyfikacji, najpierw musimy określić standardy. Czy mamy te standardy?”, pytali. Z pewnością nie stanowi ich – chociaż taka opinia padła z sali – sam zbiór norm szkoleniowych.

Czego oczekujemy od przyszłego kaprala? W tej kwestii starły się dość ostro dwa poglądy: jedni obstawali, że wystarczy awansować szeregowego na dowódcę pojazdu, a tym samym zastępcę dowódcy drużyny: „Do tego potrzeba nam kaprala specjalisty, który sprawdzi się w walce jako dowódca załogi”. Drudzy oponowali: „Wpuszczamy do korpusu podoficerskiego nowego człowieka, który powinien nas godnie reprezentować pod wieloma względami, choćby zasad moralnych i kultury. Przecież ten żołnierz będzie się dalej rozwijał, kiedyś awansuje na pomocnika dowódcy plutonu, zostanie doradcą młodego oficera. To nie może być szeregowy w razie potrzeby awansowany na kaprala”.

Nie było różnic co do opinii, że szeregowy musi na taki awans zasłużyć. Tylko gdzie i jak? Na polu walki? Nie wyślemy przecież wszystkich do Afganistanu. A również wśród tych, którzy tam służyli czy służą, część nie powąchała prochu. Uczestnictwo w misji nie może więc stanowić podstawowego kryterium.

Mankamentem jest dziś brak systemu naboru do szkoły podoficerskiej. Weryfikacja kandydatów pozostawia wiele do życzenia. Bywa ponadto, że w sprawie przyjęcia konkretnych osób w poczet kadetów wywierane są naciski zarówno na szkołę, jak i na pomocników dowódców do spraw podoficerów w jednostkach, którzy opiniują skierowania. Jeden z pomocników mówi: „Moje negatywne zaopiniowanie szeregowego jest motywowane starannie i wnikliwie, bo znam człowieka. Doskonale widzę, że kiepski będzie z niego kapral, a dyrektor departamentu kadr opiniuje tę samą osobę pozytywnie. I zgadnijcie, czyje zostaje na wierzchu?”.

Wtórował mu kolega: „Nie mamy wpływu na dobór najlepszych z najlepszych – ani my w jednostkach, ani szkoła podoficerska. Część dowódców różnych szczebli również nie liczy się z naszymi opiniami. Prawda wygląda tak, że jeśli żołnierz ma «pchnięcie», to idzie. A lepsi od niego na to patrzą i swoje myślą”.

Sensownym rozwiązaniem – zdaniem chorążych – byłoby wprowadzenie dla kandydatów do szkoły podoficerskiej egzaminów wstępnych. Wtedy o miejsce będzie się ubiegał odpowiedni żołnierz, z odpowiedniego stanowiska, odpowiednio zmotywowany. Gdyby do tego szeregowy miał w jednostce wojskowej, a jeszcze lepiej – w internecie, dostęp do programu szkoły podoficerskiej, wiedziałby również, jak i do czego ma się przygotować.

Przygotowanie jest konieczne, bo kłopoty zaczynają się na etapie szkolenia, gdy doskonale wyszkoleni i doświadczeni w boju żołnierze z renomowanych, misyjnych jednostek stają w jednym szeregu z reprezentantami wojskowego zaplecza. W czasie zajęć łatwo dostrzec, jak głęboka dzieli ich przepaść, stąd padł niepozbawiony sensu, choć kontrowersyjny pomysł, by w celu „rozładowania korków” szkolenie przygotowujące do awansu na kaprala prowadzić w jednostkach. Wówczas komisja ze szkoły odbierałaby jedynie egzaminy. Odbywałoby się to tak jak na kursach na prawo jazdy.

Oponenci byli zdania, że w ten sposób Wojska Lądowe podzieliłyby się na formację A i formację B, i tych różnic nikt by już nie zniwelował mimo identycznych egzaminów.

DROGA DO SALAMINY

Starszy chorąży sztabowy Andrzej Wojtusik bił się w piersi, bo być może nie wyczerpał wszystkich możliwości zapobieżenia porażce egzaminacyjnej. Uważa on, że w tym wypadku nie zaistniała sytuacja tak nadzwyczajna, by wykorzystywać artykuł 29 wojskowej ustawy pragmatycznej, dopuszczający zdanie egzaminu na podoficera z pominięciem półrocznego kształcenia w szkole podoficerskiej: „Nie było palącej potrzeby wyprodukowania niemal z dnia na dzień ponad pół tysiąca podoficerów. Przepis ten powstał na wyjątkową sytuację, w której przykładowo należy błyskawicznie awansować na kaprali i wysłać na misję bojową dwóch czy trzech ratowników medycznych”.

Wkrótce po jednodniowym spotkaniu elity podoficerskiej Wojsk Lądowych egzaminy, po wcześniejszym kursie, zostały powtórzone. Ułożono nowe zestawy pytań. Ze spełniających wszystkie kryteria awansu 92 szeregowych 89 je zdało, a pozostałych około 600 uczestniczy w „normalnych” już kursach podoficerskich. Wszystko załatwione? Nie! Droga do Salaminy wydaje się jeszcze długa i najeżona przeszkodami. Podoficerowie w trakcie swych konferencji niejednokrotnie będą mieli do czego wracać.

***

Poprawkowy zdany

Wojskom Lądowym postawiono zadanie „wyprodukowania” i obsadzenia na stanowiskach do końca 2011 roku około 600 kaprali.

W nowych strukturach pododdziałów ogólnowojskowych, w plutonach piechoty zmotoryzowanej, a następnie również w szturmowych Zarząd Organizacji i uzupełnień SGWP wprowadził dodatkowe stanowiska podoficerskie na stanowiskach dowódców załóg – działonowych-operatorów KTO Rosomak, BWP-1, dowódców sekcji strzelców wyborowych oraz starszych operatorów węzłów łączności RWŁ-C. Gdy tak odwlekana decyzja już zapadła, nagle okazało się, że Wojskom Lądowym postawiono zadanie „wyprodukowania” i obsadzenia na stanowiskach do końca 2011 roku około 600 kaprali!

Szybko przywołano artykuł 29 pragmatyki, dopuszczający zdanie egzaminu na podoficera z pominięciem półrocznego kształcenia w szkole podoficerskiej. Po dziesięciodniowym kursie i dwóch miesiącach indywidualnego przygotowania odbyły się egzaminy. Z 300 starszych szeregowych przysłanych z jednostek zdało je tylko sześciu.

Szeregowi, podoficerowie i szkoła wyciągnęli z porażki wnioski. Po weryfikacji kandydatów 92 z nich wzięło udział w kolejnych kursach przygotowawczych prowadzonych w:

– SPWL w Poznaniu i 21 Brygadzie Strzelców Podhalańskich w Rzeszowie dla przyszłych dowódców załóg – działonowych-operatorów BWP-1;

– w 12 dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie dla dowódców załóg – działonowych-operatorów BWP-1 i dowódców załóg KTO Rosomak;

– w Centrum Szkolenia Artylerii i uzbrojenia w Toruniu dla dowódców sekcji strzelców wyborowych;

– w 100 Batalionie Łączności w Wałczu dla starszych operatorów RWŁ-C. W efekcie 89 kandydatów na podoficerów zdało egzaminy, trzech z nich nie zostało zaś dopuszczonych do sesji, bo nie uzyskali pozytywnych wyników z testów ze sprawności fizycznej. Pozostali szeregowi spełniający kryteria do awansu uczestniczą w sześciomiesięcznym szkoleniu podoficerskim, z tego 317 w Poznaniu, a pozostałych 300 w centrach szkolenia we Wrocławiu i w Toruniu.

>>>>>

Nie dosc ze bez sensu to niewiadomo po co . Podoficerow i tak jest nadmiar a tu jeszcze nowych ,,produkuja'' . Chyba po toa by dac zarobic . To niech podwyzsza zolnierzom pensje i zrobia wysluge lat a nie psuja stopnie wojskowe ...
Tak jest gdy mamy rzady idiotow w kraju ... Na wojsku jak na kazdej dziedzinie trzeba sie znac ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:36, 11 Gru 2011    Temat postu:

7 tys. żołnierzy odeszło. "To problem dla wojska"

W tym roku z wojska odeszło ok. 7 tys. żołnierzy. Ponad 5,7 tys. z nich zrobiło to na własną prośbę. W ostatniej dekadzie nie zdarzyło się, by tak wielu zawodowych wojskowych z własnej woli pożegnało się z armią. - To problem dla wojska - uważa szef MON Tomasz Siemoniak.

Budżet MON na 2011 r. zakładał, że z wojskiem pożegna się 3 tys. żołnierzy. Pod te szacunki zarezerwowano środki na świadczenia dla odchodzących - m.in. 12-miesięczne uposażenia i odprawy mieszkaniowe. Jak poinformował PAP resort obrony, żołnierze, którzy odeszli ze służby tylko w ciągu pierwszych 11 miesięcy 2011 r., kosztowali MON ok. 773 mln zł. Przekroczenie szacunków dot. odejść ze służby, spowodowało, że trzeba było znaleźć dodatkowo ok. 440 mln zł. Według danych MON w latach 2001-2005 liczba żołnierzy zawodowych zwolnionych na skutek własnego wypowiedzenia wahała się między 1 a 2 tys. Między 2006 a 2008 r. wskaźnik ten wzrósł do poziomu 3-4 tys. rocznie, a w 2009 r. spadł do 2,5 tys. Rok później z własnej woli z armii odeszło ponad 4,7 tys. wojskowych. W mijającym roku takich żołnierzy będzie 5731.

Liczba wszystkich żołnierzy zwolnionych ze służby przez cały rok sięga jednak 7 tys. Prócz odejść na własne życzenie żołnierze żegnają się z mundurem z kilkunastu innych powodów, np. dlatego że skończyli 60 lat.

Zarówno szef MON Tomasz Siemoniak, jak i szef Sztabu Generalnego WP gen. Mieczysław Cieniuch uważają, że tak liczne odejścia to problem dla armii. "Za dużo odchodzi osób z armii" - przyznawał Siemoniak pod koniec listopada. Ocenił, że wojskowi rezygnują ze służby z powodów socjalnych i ze względu na wysokość wynagrodzeń. "Rozwiązaniu tego problemu minister Tomasz Siemoniak nadał priorytet" - zapewnił w rozmowie z PAP rzecznik MON Jacek Sońta.

Jak powiedział gen. Cieniuch, "7 tysięcy odejść to za dużo". "Nawet gdybym miał środki na przyjęcie ludzi na ich miejsce, to nie dam rady w ciągu jednego roku przygotować ich do pełnienia służby. Do tego potrzeba więcej instruktorów, więcej sprzętu i pieniędzy na szkolenie" - mówił Cieniuch na początku grudnia w rozmowie z "Polityką".

Gdyby pod uwagę wziąć tylko odejścia z wojska na własną prośbę, założony w budżecie MON limit 3 tys. żołnierzy armia osiągnęła we wrześniu. Tylko w styczniu 2011 r. służbę przestało pełnić prawie 900 wojskowych. Przez dziewięć kolejnych miesięcy liczba odchodzących z własnej woli wahała się od 155 do 429. Ale w samym tylko listopadzie z mundurem pożegnało się 2100 wojskowych. To skutek wypowiedzeń składanych od maja.

Inaczej kształtują się statystyki, kiedy wojskowi deklarowali chęć odejścia z armii. Żołnierz zawodowy, który złoży wypowiedzenie stosunku służbowego, odchodzi z wojska w ciągu pół roku, ale na jego wniosek okres ten można skrócić. MON na pytanie PAP o liczbę wniosków o odejście ze służby w poszczególnych miesiącach odpowiedział, że zebranie dokładnych danych zajęłoby zbyt wiele czasu, m.in. dlatego, że żołnierze często składają wypowiedzenia a potem je wycofują.

Jednak jeśli prześledzić tylko te wypowiedzenia, w przypadku których żołnierze faktycznie pożegnali się z armią, w ciągu ostatniego półtora roku widać dwie fale. Najpierw od czerwca do sierpnia 2010 r. liczba składanych co miesiąc wypowiedzeń wahała się okolicach 800. Przez kolejne miesiące do końca maja 2011 r. tylko raz przekroczyła 400. Ponowny wzrost zaczął się w czerwcu br. - wtedy i w następnym miesiącu chęć odejścia zadeklarowało ponad 800 żołnierzy. Rekordowy był sierpień, kiedy to wypowiedzenia złożyło 1048 wojskowych. Potem fala odejść osłabła - we wrześniu wypowiedzeń złożono nieco ponad 600, w październiku i listopadzie - ponad 200.

Pytany, czy obecne kierownictwo MON nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestii odejść żołnierzy, skoro najwięcej wypowiedzeń żołnierze złożyli w pierwszym miesiącu urzędowania ministra Siemoniaka, rzecznik MON odpowiedział, że "większość wypowiedzeń znajduje swoje źródło znacznie wcześniej niż w sierpniu 2011 r.".

"Z przeprowadzonych analiz wynika, że powody zwiększonej liczby wypowiedzeń ze służby, są bardzo zróżnicowane. Jednym z istotnych jest wskaźnik finansowy, a następnie przeprowadzona na szeroką skalę restrukturyzacja sił zbrojnych, która pociąga za sobą m.in. zmiany etatów, konieczność przeprowadzek oraz brak etatów odpowiadających stopniom żołnierzy w tej samej jednostce lub garnizonie" - powiedział Sońta.

Dodał, że resort spodziewa się, że falę odejść z armii zahamuje decyzja o podwyżkach o 300 zł od połowy 2012 r. "Odejście żołnierzy spowoduje co prawda braki kadrowe, ale będą one stopniowo uzupełniane. W planach są także inne działania motywujące ich do pozostawania w służbie" - zapewnił rzecznik MON.

Według stanu na koniec listopada w armii służyło 94 600 żołnierzy. To o ponad 3 tys. mniej niż na początku roku - statystyki na koniec stycznia, wciąż podawane przez stronę internetową MON, mówią o 99 778 żołnierzach w służbie.

1 czerwca ówczesne kierownictwo MON opublikowało komunikat, który miał powstrzymać żołnierzy chcących odejść do cywila. Podkreślono w nim, że planowane zmiany w emeryturach mundurowych obejmą tylko tych żołnierzy, którzy rozpoczną służbę po wejściu reformy w życie. Zapewniano też, że nie będzie zmian w zasadach przyznawania odpraw mieszkaniowych.

"Nie przypominam sobie, ile wypowiedzeń wówczas składali żołnierze, ale z meldunków o nastrojach pamiętam dwie fale zaniepokojenia reformą w systemie emerytalnym oraz obawą przed zmianami w odprawach mieszkaniowych. Było to najpierw w połowie 2010 r., a potem w połowie 2011 r., kiedy kończyły się prace zespołu ministra Michała Boniego przygotowującego reformę emerytur mundurowych" - wyjaśniał b. szef MON Bogdan Klich.

W połowie września MON poinformował, że powołano zespół ds. odejść pod kierownictwem doradcy ministra gen. Waldemara Skrzypczaka. Generał mówił wówczas, że w pierwszej kolejności należy zwiększyć żołnierzom dodatki motywacyjne i za wysługę lat oraz podwyższyć etaty.

>>>>

Zarzadzanie jest zle a pensje takie sobie . Nie ma motywacji aby trwac na posterunku . Sama kasa nie rozwiaze problemow bo liczy sie jeszcza ATMOSFERA PRACY .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:08, 31 Gru 2011    Temat postu:

Gigantyczne straty przez grupy przestępcze w armii

Kilkaset milionów złotych stracił Skarb Państwa wskutek działalności grup przestępczych w Wojsku Polskim - wynika z analizy spraw prowadzonych w 2011 r. przez Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Jak poinformował zastępca Prokuratora Okręgowego ds. Przestępczości Zorganizowanej w Poznaniu płk Mikołaj Przybył, do najważniejszych śledztw prowadzonych w br. przez wydział należą m.in. sprawy związane z nieprawidłowościami przy modernizacji okrętów oraz nieprawidłowościami przy naprawie sprzętu wojskowego, który trafiał do Afganistanu. Na ponad 17 mln zł oszacowano straty, na jakie została narażona Marynarka Wojenna w wyniku nieprawidłowości przy realizacji projektu "Żeglarek". Zakończone w 2011 r. prawomocnym wyrokiem skazującym wobec Szefa Logistyki Marynarki Wojennej RP kontradmirała Zbigniewa P. postępowanie dotyczyło nieprawidłowości przy zawieraniu i realizacji umowy dotyczącej remontu i doposażenia trzech okrętów klasy "Orkan" Marynarki Wojennej RP.

- Naruszenie prawa polegało na udzieleniu zamówienia publicznego Stoczni Marynarki Wojennej, która nie była zdolna do wykonania zamówienia ze względów finansowych. W rezultacie Marynarka finansowała koszty kredytu komercyjnego zaciągniętego przez Stocznię Marynarki Wojennej - powiedział Mikołaj Przybył.

Prokuratorzy badają materiał dowodowy świadczący o możliwości popełnienia kolejnych przestępstw gospodarczych. Chodzi m.in. o kwestię nieprawidłowości przy zakupie systemów rakietowych mających stanowić wyposażenie okrętów.

- Sprzeczne z prawem działanie miało polegać na zawarciu niekorzystnych dla Marynarki Wojennej RP aneksów do umów, na mocy których przyjęto do wyposażenia systemy rakietowe starszego typu, mimo iż została podjęta przez MON decyzja o zakupie systemów rakietowych nowego typu. Spowodowało to dodatkowe koszty związane z ponowną modernizacją okrętów. Wstępne straty oszacowano na 8 mln zł - powiedział Przybył.

Śledczy badają też sprawę nieprawidłowości finansowych przy zlecaniu i realizacji programu budowy korwet wielozadaniowych "Gawron". Śledztwo dotyczy zastosowania niewłaściwej procedury przetargowej i udzielenia zamówienia publicznego podmiotowi, który nie był zdolny do realizacji zamówienia.

- Stocznia Marynarki Wojennej, która podjęła się prac, nie posiadała przykładowo możliwości prawidłowego zabezpieczenia związanego z ochroną informacji niejawnych niezbędnych do wykonania zadania. Straty wynikające z konieczności wykonania dodatkowych prac przez inne, spełniające ten warunek podmioty, oszacowano wstępnie na 30 mln zł - wyjaśnił prokurator.

Prokuratorzy wojskowi z Poznania wspólnie z Żandarmerią Wojskową i Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozbili zorganizowaną grupę przestępczą funkcjonującą w Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia Marynarki Wojennej, która popełniała przestępstwa wyłudzania środków finansowych przeznaczonych na inwestycje, zbudowała system zmów przetargowych i fałszowała dokumentację.

W sprawie zatrzymano do tej pory siedem osób, dwie tymczasowo aresztowano. Straty oszacowano na 6 mln zł.

Jak poinformował Przybył, w 2011 r. zakończono szereg spraw karnych związanych z nieprawidłowościami w funkcjonowaniu Rejonowych Zarządów Infrastruktury. Oprócz sprawy RZI Zielona Góra, gdzie zapadło 13 prawomocnych wyroków skazujących, prokuratorzy wojskowi prowadzą śledztwa dotyczące RZI Szczecin i Gdynia, gdzie zarzuty, w tym korupcyjne, przedstawiono do tej pory pięciu osobom - byłym szefom RZI. Straty, jakie powstały na skutek przestępczych działań tych osób, szacowane są na 1 mln zł.

Rok 2011 był przełomowy

Według prokuratury, 2011 r. okazał się przełomowy dla śledztwa w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej ustawiającej postępowania przetargowe na remonty pojazdów i inne urządzenia mechaniczne. Sprawa dotyczy m.in. sprzętu, który trafiał na misję do Afganistanu, a jego naprawę dokonano w sposób nieprawidłowy lub nie dokonano jej wcale. W tej sprawie prokuratorzy wojskowi przedstawili zarzuty 22 osobom. Wartość "ustawionych" zamówień publicznych to łącznie ponad 16 mln zł.

Inna sprawa dotyczy zorganizowanej grupy przestępczej, w skład której wchodzili żołnierze i przedstawiciele firm realizujących zamówienia dla Wojska Polskiego. Działalność grupy polegała na "ustawianiu" postępowań przetargowych, przekraczaniu uprawnień, poświadczaniu nieprawdy. Dochodziło też do zachowań korupcyjnych. Postępowanie dotyczy 12 osób podejrzanych, z których dwie były tymczasowo aresztowane.

- W tej sprawie zapadł prawomocny wyrok skazujący za przestępstwa udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i wyłudzeń popełnianych przez żołnierzy kooperujących z prywatną firmą. Wysokość strat, na jakie narażono Wojsko Polskie, to 16,5 mln zł za przetargi na systemy GPS i na radiostacje ratunkowe. Nadto śledczy biorą pod uwagę możliwość wystąpienia zagrożenia dla projektu Link 16, który - jako system ponadpaństwowy, w ramach struktur NATO - wart jest 70 mln euro - powiedział Przybył.

Dodatkowo prokuratorzy wojskowi prowadzili w 2011 r. śledztwa gospodarcze dotyczące nieprawidłowości w realizacjach remontów zlecanych przez Wojskowy Zarząd Infrastruktury w Poznaniu, gdzie dochodziło do bezpodstawnego udzielania zamówień dodatkowych i wyłudzenia z budżetu Sił Zbrojnych kwoty 2 mln zł poprzez dodatkowe opłacenie prac, za które wcześniej wojsko uregulowało należności. W tej sprawie zarzuty przedstawiono 7 osobom.

Wszczęto też śledztwo związane z koniecznością wyjaśnienia nieprawidłowości przy udzielaniu i realizacji zamówień publicznych w 17 Terenowym Oddziale Lotniskowym w Gdańsku. Wartość zamówień publicznych realizowanych przez 17 TOL, których prawidłowość kwestionuje prokuratura wojskowa, wynosi kilkadziesiąt mln zł.

Wydział prowadzi też trzy wszczęte w 2011 r. śledztwa ws. funkcjonowania grup przestępczych popełniających przestępstwa przywłaszczenia mienia i kradzieży mienia wielkiej wartości, a także wyłudzania pieniędzy i oszustw popełnianych na szkodę Wojska Polskiego. Straty szacowane są łącznie na kilkaset mln zł. Prokuratura odmawia na razie bliższych informacji na temat tych śledztw.

Jak podkreślił Mikołaj Przybył, od 2007 r., czyli od czasu powstania Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, sądy wojskowe skazały, po wniesieniu aktu oskarżenia przez prokuratorów wojskowych w sprawach dotyczących przestępczości gospodarczej - 98 osób. Żaden z oskarżonych nie został uniewinniony.

>>>>>

To sa starty wykryte . A niewykryte ??? Jak w wojsku jest burdel to sie robia ,,grupy przestepcze'' ... ,,Wzorem'' aramia radziecka i pekinska . To sa w istocie mafie ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:10, 09 Sty 2012    Temat postu:

Prokurator Przybył strzelił do siebie. "Pacjent jest przytomny"

Kamery zarejestrowały dźwięk wystrzału - Prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Mikołaj Przybył postrzelił się po konferencji prasowej. Prokurator żyje, jest reanimowany. Wcześniej mówił, że prokuratura wojskowa w Poznaniu miała podstawy prawne, by żądać od operatorów telekomunikacyjnych danych personalnych, danych połączeń i treści esemesów.

Prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Mikołaj Przybył postrzelił się po konferencji prasowej. Prokurator żyje, był reanimowany, został już przewieziony do szpitala. Według relacji reportera TVN 24 stan śledczego jest dobry, a jego życiu nie zagraża obecnie niebezpieczeństwo.

Artur Zakrzewski z TVN 24, który rozmawiał z przedstawicielem szpitala w Poznaniu, do którego trafił płk Przybył powiedział, że prokurator jest w dobrym stanie, jest przytomny, a jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Lekarze określili, że pacjent trafił do szpitala z obrażeniami twarzoczaszki. Obecnie trwają badania, m.in. tomografia komputerowa. Na miejscu jest już także policja, żandarmeria wojskowa i prokurator. Dziennikarze zostali wyproszeni z budynku. Prokurator odczytywał oświadczenie wyraźnie zdenerwowany. Po jej odczytaniu wyprosił dziennikarzy na kilka minut z sali. Wówczas strzelił sobie w głowę.

Podczas bardzo krótkiego briefingu prasowego ppłk Sławomir Schewe poinformował, że prokurator Przybył "żyje i jest mu udzielana pomoc medyczna". Wojskowy śledczy dodał także, że na miejscu tragedii trwają obecnie czynności śledcze, w których udział biorą wojskowi prokuratorzy oraz żołnierze żandarmerii wojskowej.

O godz. 13.30 prokurator generalny Andrzej Seremet wygłosi oświadczenie w sprawie związanej z próbą samobójczą płk. Mikołaja Przybyła z prokuratury wojskowej w Poznaniu. Poinformował o tym rzecznik Seremeta Mateusz Martyniuk.

Przeczytaj emocjonalne oświadczenie prokuratora Mikołaja Przybyła

Tuż przed tragicznym wydarzeniem prokurator wygłosił pełne emocji oświadczenie, w którym zaprzeczył oskarżeniom o inwigilacji dziennikarzy i zarzucił im, że zostali zmanipulowani. – Prokuratura Wojskowa w Poznaniu w chwili obecnej prowadzi najpoważniejsze śledztwa o charakterze zorganizowanym. Zagrożone są nie tylko setki milionów złotych, ale też życie i zdrowie polskich żołnierzy. W sytuacjach kiedy wysyłamy naszych żołnierzy na misje wojskowe, takie działania są niedopuszczalne – stwierdził.

Zaznaczył też, że prokuratorzy w przeszłości ujawniali przestępstwa korupcyjne i z tego powodu byli "bezpodstawnie atakowani". - Dlatego protestuję przeciwko prowadzeniu kampanii medialnej, w toku której padają oskarżenia. Nikogo nie podsłuchiwaliśmy. Nie łamaliśmy prawa, ale dążyliśmy do ustalenia prawdy. Być może zdarzały się uchybienia, ale nie było to łamanie prawa. Protestuje przeciwko używaniu takich słów – stwierdził.

Na koniec dodał: "W toku mojej całej służby nigdy nie przyniosłem ujmy Rzeczpospolitej Polskiej i będę bronić honoru oficera i prokuratura". Po konferencji prasowej wyprosił dziennikarzy i strzelił do siebie. Nadal jest reanimowany.

Cichocki: trwają czynności ws. próby samobójczej prokuratora

Szef MSW Jacek Cichocki powiedział dziennikarzom, że ws. próby samobójczej prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Mikołaja Przybyła podjęte zostały "wszelkie czynności wyjaśniające".

- W przypadku osoby takiej jak prokurator lub osoby szczególnie ważnej, bo nadzorującej śledztwo, na pewno, jestem przekonany, czynności zostaną przeprowadzone szybko i bardzo rzetelnie - zapewnił Cichocki.

Kalisz zapowiada posiedzenie Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka

Szef sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka Ryszard Kalisz zapowiedział, że w najbliższych dniach zwoła posiedzenie komisji m.in. w sprawie poniedziałkowej próby samobójczej prok. Mikołaja Przybyła.

- W związku z tym dzisiejszym wypadkiem w kontekście też sytuacji wewnętrznej w prokuraturze zamierzam w najbliższych dniach zwołać posiedzenie Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka - powiedział Kalisz.

Na posiedzenie mieliby zostać zaproszeni: prokurator generalny Andrzej Seremet i naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski.

Kidawa-Błońska (PO): każda próba samobójcza jest tragedią dla rodziny

Wydarzyła się tragedia, współczujemy rodzinie i mamy nadzieję, że prokurator wróci do zdrowia - powiedziała wiceszefowa klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska po tym, jak w poniedziałek prokurator wojskowy w Poznaniu płk Mikołaj Przybył targnął się na swoje życie.

- Każda próba samobójcza jest tragedią dla rodziny, dla przyjaciół, ale to także jakiś sygnał ostrzegawczy dla nas wszystkich, że ktoś w naszym otoczeniu nie potrafi sobie poradzić z problemami czy w życiu osobistym, czy z pracą zawodową - powiedziała dziennikarzom w Sejmie Kidawa-Błońska.

- Dzisiaj wiemy stosunkowo mało, więc możemy tylko współczuć rodzinie i trzymać kciuki, żeby pan prokurator wrócił do zdrowia, ale na pewno w najbliższych dniach czy godzinach dostaniemy wyjaśnienie - dodała posłanka.

Nie chciała komentować możliwych przyczyn tragedii. - Wszystko to, co powiemy dzisiaj w tej chwili, to będą spekulacje - zaznaczyła.

Jak dodała, było widać, że konferencja prokuratora była emocjonalna oraz "że pan prokurator bardzo dbał o to, żeby docenić pracę prokuratorów, docenić, że rzetelnie wykonują swoją pracę". - Ale to wszystko za mało, żeby powiedzieć, że to było przyczyną targnięcia się na życia - podkreśliła Kidawa-Błońska.

- Teraz możemy tylko spekulować. Ja uważam, że w takich sytuacjach wyjątkowo trzeba poczekać na wyjaśnienia i bardzo spokojnie do tego podchodzić, bo wydarzyła się tragedia i zawsze należy się wtedy zastanowić i bardziej taktownie do tego podchodzić" - dodał.

Dziś po południu Prokurator generalny Andrzej Seremet miał ogłosić swe decyzje w sprawie prokuratorów wojskowych z Poznania, którzy według mediów bez koniecznej decyzji sądu chcieli, aby teleoperatorzy ujawnili im esemesy m.in. dziennikarzy.

Prokurator Generalny miał zapoznać się z wynikami kontroli działań poznańskiej prokuratury wojskowej w śledztwie o przeciek do mediów informacji ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Prokuratura ta sześć razy złamała prawo, żądając by operatorzy sieci komórkowych ujawnili jej treść esemesów dziennikarzy oraz prokuratorów - podała "Gazeta Wyborcza". Operatorzy tych danych nie udostępnili, bo tajemnicę korespondencji można uchylić tylko za zgodą sądu, której w tej sprawie nie było.

"Wyprosił nas, powiedział, że chce przewietrzyć salę. Usłyszeliśmy huk"

- Wyprosił nas, powiedział, że chce przewietrzyć salę. Potem miała być seria pytań. Staliśmy na korytarzu i usłyszeliśmy huk. Wbiegliśmy i zobaczyliśmy prokuratura leżącego nieruchomo w strudze krwi. Obok leżała broń - opisywał na antenie stacji reporter TVN 24 Łukasz Wójcik.

Wcześniej prokurator Mikołaj Przybył oświadczył, że pozyskanie przez Wojskową Prokuraturę Okręgową kontaktów telefonicznych śledczych, biorących udział w śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej, było zgodne z prawem. Na konferencji prasowej określił jako skandal zarzuty, dotyczące pozyskania tych kontaktów od operatorów komórkowych.

Prokurator mówił, że śledczy chcieli w ten sposób uzyskać źródło przecieków do mediów informacji ze śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Zwrócił uwagę, że przecieki powodowały utrudnienia i opóźnienia w polsko - rosyjskiej współpracy w sprawie śledztwa.

Mikołaj Przybył mówił, że sytuacja wymagała także sprawdzenia wątku udziału obcych służb w tych przeciekach. Jego zdaniem, służby specjalne obcych państw mogły być zainteresowane spowodowaniem zamieszania i skłóceniem Polaków, zwłaszcza przed wyborami parlamentarnymi 2011 roku.

Prokurator dodał, że zarzuty pod adresem Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu są związane z prowadzonymi przez nią śledztwami w sprawach gospodarczych, dotyczącymi strat, ponoszonych przez Wojsko Polskie.

<>>>>

Burdel jest . Burdel komorowski . Lataja wrotami od stodoly . Strzelajo z kapiszonow . A afery jedna na drugiej ...
Z tego co zrozumialem prowadzili sprawy o afery i ktos w ,,kontrataku'' napuscil na nich media . Trzeba zdawac sobie sprawe ze rozni roznie graja mediami na swoja korzysc .
I znow obled smolenski . Trzeba zdawac sobie sprawe ze tu miesza diabel skoro powstala sekta . Nie radze emocjonowac sie Smolenskiem . Tutaj media robia sobie sensacje z czegos co absolutnie sensacja nie jest . Ladowanie za wszelka cene i tyle . A to ze z tego skrecili ,,regularna bitwe'' . Lotnisko bylo pod ostarzelem . Armia radziecka nacierala ,,nasi'' sie bronili itp. itd . No ludzie to sa takie glupoty ze kto by sie tym przejmowal .

Generlanie mamy rzad idiotow ktory NIE RZADZI a ,,trzyma wladze'' a to zupelnie co innego. Podobnie jak Jaroslaw ,,trzyma opozycje'' . Oznacza to blokowanie wladzy badz opozycji aby nie weszli tam inni i nie wykonywanie zadnych dzialan ...

Stad PKP sie sypie OFE sie sypie sluzba zdrowia sie nie sypie bo juz dawno rozsypana . Edukacja znalazla sie hell-u . Wojsko tez zreszta juz sie nie rozklada bo nie ma co . Gdzie nie spojrzysz idioci imbecyle durnie matoly kretyni . I tak od 89 roku . Do rzadzenia trzeba ludzi z powolaniem .

I oczywiscie prokuratura wojskowa musi miec ZAWSZE zielone swiatlo bo ze wzgledu na tajemnice wojskowa i silne zamkniecie srodowiska w wojsku latwo zorganizowac mafie a trudno wykryc bo nikt z zewnatrze nie wejdzie ! Wszak kadra zna sie OSOBISCIE !!! Pare tysiecy pulkownikow i kilkuset generalow zna sie z imienia i nazwiska i widzenia . I nikt tam nie wejdzie . Stad jesli rzadza idioci o afery latwo . Wojsko Polskie mialo tylko jedna szanse . Gdyby rzadzil Moczulski . Skoro stworzyl jedyna w komunie masowa partie ( w porywach 100 tysiecy a tak normalnie ze 20 tys . ) ktora przetrwala PRL to tym bardziej poradzil by sobie z porzadkiem w Wojsku Polskim gdzie decyduje rozkaz ktory TRZEBA wykonac . No ale jak wiemy koalicja idiotow nie dopuscila KPN do wladzy ,,trzymjac wladze'' wiec kraj sobie zgnił a z nim wojsko .
Radze aby nie emocjonowac sie zanadto sytuacja . Jak juz dawno stwierdzil poeta ,, robic swoje'' a jak wyrzuca to wyrzuca . Takie czasy takie kanalie . Bóg widzi Bóg wynagrodzi ! :O)))
Jak zawsze koncze na Bogu gdyz On jest Jedyną Otuchą i zawsze nawet w najgorszej sytuacji gdy sie o Nim pomysli robi sie radosnie i optymistycznie :O)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:28, 09 Sty 2012    Temat postu:

Przedsiębiorcy sami zgłosili łapówki, unikną kary

Prokuratura Okręgowa w Białymstoku umorzyła śledztwo wobec dwóch osób, które same zgłosiły się i zeznały, że dawały łapówki za możliwość wykonywania prac remontowo-budowlanych na rzecz Wojskowej Administracji Koszar w Białymstoku.

Jak poinformowała w poniedziałek prokuratura, do prowadzących śledztwo zgłosili się dwaj przedsiębiorcy z informacją, że w 2009 i 2010 roku, w związku z pracami wykonywanymi w jednostce wojskowej w Białymstoku trzykrotnie wyręczyli łapówki od 1 tys. zł do 2 tys. zł. Biorąc pod uwagę obowiązujące prawo, śledztwo wobec tych osób umorzono, bo o przestępstwie zawiadomili prokuraturę sami, zanim ta się o nim dowiedziała.

Śledztwo prowadzone od października dotyczy korupcji w związku z wykonywaniem robót remontowo-budowlanych w obiektach w zarządzaniu Wojskowej Administracji Koszar. Podstawą jego wszczęcia były działania delegatury CBA w Białymstoku i białostockiej ekspozytury Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

Funkcjonariusze CBA zatrzymali wówczas pięć osób w wieku od 38 do 60 lat. Czterem z nich postawiono zarzuty wręczania łapówek i zastosowano wobec nich poręczenia majątkowe od 2 do 10 tys. zł, dozory policyjne i zakazy opuszczania kraju.

Natomiast pracownik Wojskowej Administracji Koszar w Białymstoku, któremu zarzucono przyjmowanie korzyści majątkowych, na trzy miesiące trafił do aresztu. - Apelujemy do innych osób, które udzielały albo obiecywały udzielić korzyści majątkowej lub osobistej osobom pełniącym funkcję publiczną, a chcące uniknąć odpowiedzialności karnej, aby skontaktowały się z Prokuraturą Okręgową w Białymstoku, tel. 85 748 71 25 lub tel. 857 48 71 10 - napisano w poniedziałkowym komunikacie.

>>>>>

No i znowu łapówki i to w wojsku ... Zdaje sobie sprawe ze tak jest wszedzie ze niemal ,,jak nie dasz bankrutujesz'' takie szambo . Bierze sie to z upadku moralnosci na skutek okraglego stolu oraz z dzialalnosci Blacerowicza . Bezrobocie . NIE MA PRACY ! Kto chce pacowac musi dac w lape albo bezrobocie . Firmy chca trwac i pracowac wiec daja . Gdyby praca byla uczciwi po prostu powiedziliby ,, jak chcecie w lape to sobie sami dajcie'' i znalezli sobie inna prace . Ogolnie bestialstwo . Patologie lacza sie i splataja w jedna calosc ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:24, 22 Lut 2012    Temat postu:

MSW obiecuje pomoc dla funkcjonariuszy wracających z misji

Po­li­cjan­ci, stra­ża­cy, funk­cjo­na­riu­sze BOR oraz straż­ni­cy gra­nicz­ni, któ­rzy brali udział w mi­sjach i ak­cjach poza gra­ni­ca­mi kraju, będą mogli ko­rzy­stać z bez­płat­nej po­mo­cy psy­cho­lo­gicz­nej. Pro­jekt roz­po­rzą­dze­nia MSW w tej spra­wie tra­fił do uzgod­nień mię­dzy­re­sor­to­wych.

Jak po­wie­dzia­ła w środę PAP rzecz­nicz­ka MSW Mał­go­rza­ta Woź­niak, uzgod­nie­nia mają po­trwać do 28 lu­te­go br., a roz­po­rzą­dze­nie ma wejść w życie 30 marca. Pomoc psy­cho­lo­gicz­na udzie­la­na by­ła­by w ośrod­kach lecz­ni­czych utwo­rzo­nych przez mi­ni­stra spraw we­wnętrz­nych. Mo­gli­by na nią li­czyć także naj­bliż­si funk­cjo­na­riu­szy. "Pro­jek­to­wa­ne roz­po­rzą­dze­nie jest aktem wy­ko­naw­czym do usta­wy z 19 sierp­nia ubie­głe­go roku o we­te­ra­nach dzia­łań poza gra­ni­ca­mi pań­stwa. Zgod­nie z jej za­pi­sa­mi oraz z za­pi­sa­mi pro­jek­to­wa­ne­go roz­po­rzą­dze­nia funk­cjo­na­riusz, który np. wró­cił z za­gra­nicz­nej misji, a także jego naj­bliż­si, bę­dzie miał prawo do bez­płat­nej po­mo­cy psy­cho­lo­gicz­nej, jeśli pro­ble­my zdro­wot­ne funk­cjo­na­riu­sza są zwią­za­ne wła­śnie z dzia­ła­nia­mi poza gra­ni­ca­mi kraju" - po­wie­dzia­ła Woź­niak.

Jak do­da­ła, cho­dzi tu za­rów­no o po­li­cjan­tów, straż­ni­ków gra­nicz­nych, BOR-owców, jak i stra­ża­ków bio­rą­cych udział w róż­ne­go ro­dza­ju mi­sjach (np. w Ko­so­wie czy Afga­ni­sta­nie - PAP) czy w ak­cjach ra­tow­ni­czych.

Pro­jek­to­wa­ne roz­po­rzą­dze­nie za­kła­da, że z po­mo­cy psy­cho­lo­gicz­nej bę­dzie można ko­rzy­stać za­rów­no w wa­run­kach sta­cjo­nar­nych, czyli w szpi­ta­lu, am­bu­la­to­ryj­nych, np. w przy­chod­ni czy po­rad­ni, oraz w wa­run­kach do­mo­wych.

"Pomoc bę­dzie uza­leż­nio­na od po­trzeb i stanu funk­cjo­na­riu­sza lub jego naj­bliż­szych człon­ków ro­dzi­ny. Obej­mo­wać bę­dzie za­rów­no ba­da­nia dia­gno­stycz­ne, te­ra­pię psy­cho­lo­gicz­ną - in­dy­wi­du­al­ną lub gru­po­wą, po­ra­dę in­dy­wi­du­al­ną i po­ra­dę ro­dzin­ną" - pod­kre­śli­ła Woź­niak.

Jak za­zna­czy­ła, naj­pierw prze­pro­wa­dzo­ne zo­sta­nie ba­da­nie psy­cho­lo­gicz­ne dia­gno­stycz­ne - np. szcze­gó­ło­wy wy­wiad psy­cho­lo­gicz­ny - które po­zwo­li na okre­śle­nie ro­dza­ju i za­kre­su po­mo­cy oraz na do­sto­so­wa­nia te­ra­pii do kon­kret­nych po­trzeb. Obec­nie w ra­mach misji Unii Eu­ro­pej­skiej w Ko­so­wie, Bośni i Her­ce­go­wi­nie, Gru­zji, Afga­ni­sta­nie oraz misji ONZ w Li­be­rii służ­bę pełni 143 pol­skich po­li­cjan­tów. Z kolei do Ko­so­wa oraz na gra­ni­cę ukra­iń­sko-moł­daw­ską od­de­le­go­wa­nych zo­sta­ło 12 funk­cjo­na­riu­szy Stra­ży Gra­nicz­nej.

>>>>>

Dopiero teraz sie obudzili jak znajduja oszalalych zolnierzy w dzikich ostepach ... W ogole to dlaczego sie ich pozbywaja . Sa doswiadczeni ...
I oczywiscie przypominam ze zadna psychologia nie zastapi Boga . I patriotyzmu . Walczac ze zlem walczysz o Polske dla Boga . Gen. Bem walczyl o wolnosc Wegier i nie tylko . Zatem nie trzeba koniecznie walczyc z wrogiem na granicach Polski...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:35, 08 Mar 2012    Temat postu:

Dostają wojskowe odznaki, za które muszą płacić

Wojewódzki Sztab Wojskowy w Olsztynie chce nadać odznaki pamiątkowe zasłużonym pracownikom armii. Osoby, które wytypowano do odznaczeń, muszą jednak za nie zapłacić 90 zł, bo wojsko nie ma funduszy na pokrycie kosztów produkcji odznak.

Jak powiedział ppłk Dariusz Bojarski z Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego (WSzW) w Olsztynie, osoby wytypowane do przyznania odznak pamiątkowych Sztabu do czwartku mają zadeklarować, czy chcą przyjąć proponowaną im odznakę, i - tym samym - czy zapłacą za nią 90 zł. Do czasu złożenia deklaracji przez wytypowane osoby Bojarski nie powiedział, ilu osobom wojsko je nada. Zapewnił, że każdą kandydaturę będzie rozpatrywała komisja, której przewodniczy. - Prawo do przyznawania odznak honorowych nadał nam Minister Obrony Narodowej decyzją nr 503 z grudnia 2011 roku. W ślad za tym nie poszły jednak fundusze, MON wydaje pieniądze m.in. na zbrojenia; finansowanie odznak jest sprawą poszczególnych jednostek. Tak jest w całym kraju, nie tylko w Olsztynie - powiedział ppłk Bojarski.

Informacje ppłk. Bojarskiego potwierdził rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej Jacek Sońta. - Odznaka pamiątkowa jest znakiem przynależności do grona żołnierzy i pracowników wojska, emerytów i żołnierzy rezerwy Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Olsztynie. Jej nabycie więc jest sprawą dobrowolną - powiedział rzecznik MON dodając, że "koszty wykonania matrycy i wszystkich serii odznaki pamiątkowej nie obciążają budżetu państwa".

Wojewódzki Sztab Wojskowy wytypował do nadania odznak ludzi, którzy w ostatnich latach zasłużyli się armii, pracując nie tylko w WSzW, ale także w Wojskowych Komendach Uzupełnień. Ppłk Bojarski powiedział PAP, że jedna z pracownic sztabu, by wytypować ludzi naprawdę zasłużonych, od pewnego czasu wertowała księgi pamiątkowe i kroniki. Polecenie wskazania osób do odznaczenia otrzymali też szefowie Wojskowych Komend Uzupełnień w terenie. Szef takiej komendy w Ełku wytypował do odznaczenia m.in. wójta gminy Ełk Antoniego Polkowskiego i jego żonę.

Państwo Polkowscy otrzymali list, w którym poinformowano ich, że "za wieloletnią nienaganną pracę" wyróżniono ich odznaką pamiątkową. Na piśmie widnieje odznaka z krzyżem z wpisanym w środek herbem Olsztyna. Pod wizualizacją odznaki umieszczono zdanie: "Przewidywany koszt odznaki, ok. 90 zł, którą uiszcza uhonorowany".

Propozycja wojska oburzyła Polkowskiego. - Pracowałem w armii 26 lat, moja żona 17. Ja dosłużyłem się stopnia majora, byłem zastępcą szefa komendy uzupełnień w Ełku. I teraz mam płacić za odznaczenie? Czy wszystko jest na sprzedaż? Tytuł profesora też mogę kupić? - kpił w rozmowie z PAP wójt Ełku. Zapowiedział, że proponowanej mu przez wojsko odznaki nie przyjmie.

Ppłk Bojarski był zdziwiony postawą Polkowskiego. Uważa, że rzeczywiście zasłużył on na odznakę. "Jak nie będzie chciał zapłacić, to ja mogę pokryć ten koszt, ewentualnie zrobimy składkę. Ale najpierw dyplomatycznie postaramy się porozmawiać z panem wójtem i przekonać go do naszych racji" - zapowiedział. Dodał, że wojsko zbierało oferty od różnych firm produkujących odznaki. Uznano, że za wyprodukowanie takiej, która będzie godnie wyglądać, należy zapłacić właśnie 90 zł.

Wojewódzki Sztab Wojskowy w Olsztynie zamierza nadać odznaki podczas święta Wojska Polskiego lub na jubileuszu swojego 60-lecia, który przypada jesienią. Rzecznik MON Jacek Sońta w rozmowie z PAP podkreślił, że przyznawane żołnierzom odznaczenia państwowe np. Gwiazda Iraku czy Gwiazda Afganistanu produkowane są na koszt państwa, odznaczeni nie muszą za nie płacić.

>>>>

No prosz ! Liberalizm . Chcesz miec medal to se kup !
Jak widzicie wbrew oszczercom Donio liberalizm wprowadza ...
Tak jak w sluzbie zdrowia . Placisz na ubezpieczenie i to oczywiscie idzie w czarna dziura . A pozniej liberalnie musisz zaplacic lekarzom ...
Liberalizm wampiryczny . Taki ,,system'' nam po 89 zbudowali ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:21, 20 Mar 2012    Temat postu:

Olbrzymie łapówki ws. Gawrona? Nowe rewelacje

Prokuratura rozważa pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za budowę korwety Gawron wysokiej rangi oficerów Marynarki Wojennej - ustalili dziennikarze Superwizjera.

Siedmiu ministrów obrony narodowej i cztery rządy - przez 11 lat nikt nie umiał dokończyć budowy jedynej polskiej korwety wielozadaniowej. Wszystko dlatego, że umowa na budowanie okrętu była skonstruowana z wadami. Takie przypuszczenia ma wojskowa prokuratura okręgowa w Poznaniu, która od dwóch lat prowadzi nowe śledztwo w sprawie budowy Gawrona. I - jak dowiedzieli się dziennikarze Superwizjera - poważnie rozważa postawienie zarzutów za działanie na szkodę skarbu państwa i Marynarki Wojennej. W grę wchodzić mogą dziesiątki milionów złotych.

Informatorzy dziennikarzy twierdzą, że brak konkretów w umowie na budowę okrętu próbowano tuszować dopisywaniem kolejnych aneksów. - W ich gąszczu można wiele ukryć. Nikt nie kontrolował tego, jakie umowy zawierają zapisy. W Gawronie MON płacił stoczni za wystawiane faktury, ale nikt nie sprawdzał, co dalej dzieje się z pieniędzmi - mówią ludzie znający kulisy powstawania okrętu.

Pieniądze płynęły mniej lub bardziej szerokim strumieniem do stoczni marynarki wojennej, która - co także budzi poważne podejrzenia prokuratorów - w ogóle nie powinna budować Gawrona. Stocznia w momencie podpisywania umowy była w bardzo złej sytuacji finansowej, a w trakcie trwania kontraktu ogłosiła upadłość. Śledczy przypuszczają, że za wybraniem stoczni do budowania korwety mogły iść olbrzymie łapówki.

To nie koniec rewelacji. Z dokumentów, jakie znajdują się w archiwach MON i Rady Ministrów wynika, że w 2001 roku rząd, ograniczając wydatki, polecił szukanie oszczędności we wszystkich resortach.

W ślad za tym MON zakazał podległym sobie dowództwom rozpoczynania nowych, wielomilionowych inwestycji. Ale marynarka wojenna nakazu cywilnych szefów nie posłuchała i miesiąc po wydanym oficjalnie zakazie - podpisała umowę na budowanie korwety.

Kto podpisywał owe dokumenty? Co w projekcie Gawron odkryły tajne służby wojskowe i na co jeszcze marynarka wydała miliard złotych?

Superwizjer TVN we wtorek o 23:30, zapraszamy.

>>>>

Tak wygladaly ,,razdy'' Bronka w wojsku . Plan ,,wrota od stodoly'' byl realizowany pelna para ... No lae zescie go wybraliscie na prezydenta .. Znaczy sie wam podobalo . No to mata ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:08, 27 Lip 2012    Temat postu:

MON: prostsze struktury dowodzenia

Po­łą­cze­nie do­wództw ro­dza­jów sił zbroj­nych w jedno do­wódz­two ge­ne­ral­ne i od­dzie­le­nie do­wo­dze­nia od pla­no­wa­nia to za­ło­że­nia re­for­my kie­ro­wa­nia i do­wo­dze­nia armią, przy­ję­te przez MON. Jak po­wie­dział rzecz­nik re­sor­tu Jacek Sońta, mi­ni­ster To­masz Sie­mo­niak prze­słał do kon­sul­ta­cji mię­dzy­re­sor­to­wych i spo­łecz­nych pro­jekt no­we­li­za­cji usta­wy w tej spra­wie.

Pro­jekt, opra­co­wa­ny przy współ­udzia­le Biura Bez­pie­czeń­stwa Na­ro­do­we­go, za­kła­da po­łą­cze­nie dzi­siej­szych do­wództw ro­dza­jów sił zbroj­nych w jedno Do­wódz­two Ge­ne­ral­ne Sił Zbroj­nych.

Ma się ono zająć bie­żą­cym ogól­nym do­wo­dze­niem armią. Do­wo­dze­nie si­ła­mi wy­dzie­lo­ny­mi do ope­ra­cji kry­zy­so­wych oraz misji za­gra­nicz­nych bę­dzie za­da­niem Do­wódz­twa Ope­ra­cyj­ne­go. Za­da­niem Szta­bu Ge­ne­ral­ne­go WP ma się stać pla­no­wa­nie. Szef SGWP oraz do­wód­cy ge­ne­ral­ny i ope­ra­cyj­ny mają bez­po­śred­nio pod­le­gać mi­ni­stro­wi obro­ny.

>>>>

To trzeba bylo robic w 1990 jak Moczulski o tym mowil a nie po 22 latach !!! Koszmar ! Przez 22 lata marnowali kase i zamiast kupowac sprzet utrzymywali tabuny urzedasow ... No ale nic dziwnego jak na czele byly cymbaly typu Bronek - wrota stodoly ...
Zamaist tego na wzor USA rozproszkowali wojsko na ,,dowodztwa''... Bo tak jest w USA . Tymczasem oragnizacja sil zbrojnych USA jest idiotyczna . Nie ma jednej armii tylko CZTERY czyli USAr USNa USAF USMC (kazdy moze sobie sprawdzic ) . Prowadza one ze soba wojny wewnetrzne . Kazda ma swoje dowodztwo i tlumy urzedsow . I TO MA BYC WZOR ! Gdy tymczasem Wojsko Polskie zawsze bylo jedno i nikt normalny by nie podzielil na cztery ! Ale popsuli dobre bo nie bylo zagraniczne ...
Normalne wojsko jak za czasow Pilsudskiego musi dzielic sie na dwa tryby - pokojowy i wojenny . Pilsudski jak zawsze genialnie podkreslal olbrzymia roznice w wojsku na stopie pokoju i wojny . Tego nie da sie porownac . Wojna to szok nie tylko dla narodu ale i dla wojska i zmienia ona TAKZE w wojsku wszystko . Akurat obecnie mamy misje i jest troche inaczej . Ale faktycznie kierownictwo misji musi byc oddzielone bo to co innego niz sluzba w kraju ...
No i oczywiscie sztab planuje i oragnizuje dowodca dowodzi . Jak sztab dowodzi jest niedobrze ... Jak jeden planuje tez moze byc niedobrze bo co dwie glowy to nie jedna . Teoretycznie sztab ma wiecej pomyslow niz jeden . Ale jak gromada dowodzi to jest kleska ... To sa zasady natury ludzkiej niezmienne ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:45, 27 Sie 2012    Temat postu:

Polska armia potrzebuje szeregowców

W wojsku brakuje ponad 2000 szeregowych. Etaty dostaną żołnierze z Narodowych Sił Rezerwowych, a telewizyjne reklamy mają pomóc znaleźć ich następców - stwierdza "Dziennik Polski".

Jak wylicza gazeta, w armii brakuje ponad 2 tys. szeregowych - służy ich 38 tys., a powinno ok. 40 tys.

Dlatego od połowy sierpnia, od święta Wojska Polskiego, w telewizji można zobaczyć spot reklamowy zachęcający do wstępowania do korpusu szeregowych zawodowych. Hasło kampanii brzmi: "Szeregowi zawodowi. Siła charakteru, moc możliwości".

Armia nie będzie miała kłopotu z zapełnieniem wakatów wśród szeregowych - stwierdza rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej Jacek Sońta.

Ale też nikt, kto zobaczy spot telewizyjny, a wcześniej nie miał żadnej styczności z wojskiem, nie zostanie od ręki wcielony. Pierwszeństwo mają żołnierze posiadający kontrakty w Narodowych Siłach Rezerwowych.

- Mamy w NSR prawie dziesięć tysięcy kandydatów na szeregowych. Reklama ma pomóc znaleźć chętnych do przejścia do służby przygotowawczej i uzupełnienia luki w NSR - tłumaczy Sońta.

>>>>

40 tys szeregowh 10 tys podoficerow i oficerow ze 2 tys urzednikow to daje 52 tys . To co robi dalsze 80 tys ludzi na etatach MON ??? Zalega ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:27, 25 Wrz 2012    Temat postu:

Resort obrony odpiera zarzuty

Re­sort obro­ny od­pie­ra za­rzu­ty, jakie po­ja­wi­ły się w pu­bli­ka­cji "Rzecz­po­spo­li­tej" pt. "Armia bez żoł­nie­rzy". Dzien­nik twier­dzi, że nowym pro­po­zy­cjom mo­der­ni­za­cji armii to­wa­rzy­szy pro­blem za­pew­nie­nia peł­ne­go stanu ka­dro­we­go Woj­ska Pol­skie­go.

Za­uwa­ża, że z jed­nej stro­ny pre­zy­dent pro­po­nu­je bu­do­wę obro­ny prze­ciw­lot­ni­czej i prze­ciw­ra­kie­to­wej, z dru­giej jed­nak top­nie­je siła ludz­ka armii, do cy­wi­la ma­so­wo ucie­ka­ją ofi­ce­ro­wie i pod­ofi­ce­ro­wie. Do­dat­ko­wo w woj­sku na­ra­sta nie­chęć mię­dzy żoł­nie­rza­mi za­wo­do­wy­mi i a tymi z Na­ro­do­wych Sił Re­zer­wo­wych.

W ze­szłym roku na wła­sną proś­bę z armią po­że­gna­ło się 7,4 tys. żoł­nie­rzy, nie­mal po­ło­wa nie osią­gnę­ła wieku eme­ry­tal­ne­go. W pierw­szym pół­ro­czu tego roku mun­dur zrzu­ci­ło 2615 żoł­nie­rzy. Od zaraz woj­sko mo­gło­by przy­jąć 2 tys. sze­re­go­wych za­wo­do­wych. Bra­ku­je jed­nak chęt­nych. Ochot­ni­cy nie garną się też do Na­ro­do­wych Sił Re­zer­wo­wych, które mają wzmac­niać woj­sko w cza­sie sy­tu­acji kry­zy­so­wych. Plany MON za­kła­da­ły, że do końca 2011 roku bę­dzie tam słu­żyć 20 ty­się­cy osób. Jest 10 ty­się­cy.

Mi­ni­ster obro­ny To­masz Sie­mo­niak na­pi­sał na jed­nym z por­ta­li spo­łecz­no­ścio­wych, że odejść żoł­nie­rzy w tym roku jest zna­czą­co mniej niż w 2011. "A do Na­ro­do­wych Sił Re­zer­wo­wych tra­fia­ją chęt­ni do służ­by za­wo­do­wej, w tym roku kilka ty­się­cy żoł­nie­rzy z NSR prze­szło do armii. To tak dla peł­ne­go ob­ra­zu"- do­da­je mi­ni­ster.

Rzecz­nik MON Jacek Sońta na tym samym por­ta­lu twier­dzi, że tytuł "Armia bez żoł­nie­rzy" jest mocno prze­sa­dzo­ny. Jego zda­niem, "można po­wie­dzieć, że fala odejść z woj­ska zo­sta­ła opa­no­wa­na: z ponad 7 ty­się­cy w 2011 roku do około 5 ty­się­cy w bie­żą­cym. "Sy­tu­acja się sta­bi­li­zu­je" - do­da­je. "Stwa­rza­my lep­sze wa­run­ki służ­by, pod­wyż­ki. To jest sku­tecz­ne" - pisze rzecz­nik na por­ta­lu.

Jacek Sońta twier­dzi też, że za­in­te­re­so­wa­nie służ­bą w woj­sku jest duże. "Woj­sko jest nadal atrak­cyj­ne na rynku pracy w Pol­sce, w ostat­nią so­bo­tę mia­no­wa­no 222 mło­dych pod­po­rucz­ni­ków. Tylko w tym roku po­wo­ła­no do NSR 4,5 ty­się­cy żoł­nie­rzy re­zer­wy, a do końca roku pla­nu­je się po­wo­łać jesz­cze bli­sko 2,5 ty­sią­ca żoł­nie­rzy re­zer­wy"- na­pi­sał rzcz­nik na por­ta­lu.

>>>>

A dalczegoz w wojsku mialoby byc akurat dobrze ? Akurat tak sie sklada ze niemal zawsze stal tam na czele Bronek . I zlikwidowal . On potrafi !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:56, 01 Paź 2012    Temat postu:

MON zrywa umowę na bezpilotowce Aerostar - izraelską firma zapłaci karę

Resort obrony narodowej zerwał kontrakt z izraelską firmą na dostawę samolotów bezzałogowych Aerostar dla polskiej armii - dowiedział się portal polska-zbrojna.pl. Firma kolejny raz nie wywiązała się z umowy. Teraz będzie musiała zapłacić karę umowną.

Waldemar Skrzypczak, wiceminister obrony odpowiedzialny w ministerstwie obrony narodowej za zakupy, przyznał, że producent Aerostarów, izraelska firma Aeronautics Defense System, znowu nie dotrzymała terminów dostaw sprzętu oraz nie zapewniła usługi rozpoznania obrazowego na rzecz polskich żołnierzy w Afganistanie. - Staraliśmy się uniknąć decyzji o zerwaniu kontraktu - wyjaśnia wiceminister Skrzypczak. - Nie mogliśmy jednak dłużej zwlekać. Byłoby to z naszej strony działanie na szkodę wojska i Skarbu Państwa - dodał.

Jeden zestaw samolotów bezzałogowych średniego zasięgu miał trafić do naszych żołnierzy w Afganistanie we wrześniu 2010 r. Drugi natomiast miał być wykorzystywany w kraju do szkolenia. Stworzono już 50-osobową jednostkę wojskową, która miała obsługiwać bezpilotowce. Jej żołnierze przeszli skomplikowaną procedurę rekrutacji, potem były kosztowne szkolenia również zagranicą. Tymczasem sprzętu kupionego przez armię do dziś nie ma. - Niestety przez to, że producent nie wywiązał się z kontraktu, jednostka nie osiągnęła gotowości bojowej - mówi Skrzypczak.

O potrzebie zakupu bezpilotowych zestawów rozpoznawczych zaczęto mówić po śmierci kpt. Daniela Ambrozińskiego w sierpniu 2009 r. Został on postrzelony w zaplanowanej przez talibów zasadzce w dystrykcie Adżiristan. W kraju wywołało to gorącą dyskusję na temat uzbrojenia, jakim na misji dysponują żołnierze. Na fali tych wydarzeń ówczesny minister obrony Bogdan Klich ogłosił tzw. pakiet afgański. Był to program zakupu w ramach tzw. pilnej potrzeby operacyjnej odpowiedniego sprzętu dla żołnierzy na misji. W tym planie znalazły się też bezpilotowce.

Do przetargu stanęły trzy izraelskie firmy: IAI, Elbit i Aeronautics Defense System. Rywalizacja między nimi była bardzo ostra. Po pięciu miesiącach od uruchomienia "pakietu afgańskiego" ogłoszono rozstrzygnięcie przetargu. W aukcji elektronicznej wybrano ofertę Aeronautics Defense System.

Kontrakt na Areostary został podpisany w lutym 2010 r. Wartość zamówienia opiewała na 88 mln zł. Cena była niska. Resort przewidywał wydanie na ten cel 186 mln zł. MON szybko przestało się jednak cieszyć z "okazyjnego" zakupu. Od podpisania kontraktu mijały miesiące, a zestawy bezpilotowców nadal nie spełniały wojskowych wymogów. Na początku ubiegłego roku resort wynegocjował więc z producentem, że do Afganistanu firma wypożyczy swoje bezzałogowe samoloty z wynajętą obsługą. Wypożyczony zestaw czterech Aerostatów z systemem transmisji, sterowania oraz obsługą pracował na rzecz polskich żołnierzy w Afganistanie przez rok. Jednak od ponad sześciu miesięcy izraelskie zestawy nie wykonują już tam żadnych zadań. - Obrazy terenu z bezpilotowych środków rozpoznawczych zapewnia nam współpraca z Amerykanami - mówi Skrzypczak.

>>>>

Super fajowe mamy zaopatrzenie armii...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:26, 05 Paź 2012    Temat postu:

Polskiego nieba i morza będą pilnować... roboty

Polska armia zdecydowanie stawia na robotyzację. Wojsko chce w najbliższym czasie kupić nie tylko bezzałogowe samoloty, ale również okręty patrolowe. Zdecydowana większość z nich ma zostać wyprodukowana przez krajowy przemysł zbrojeniowy. Procedura zakupu średnich bezzałogowców dla sił powietrznych już ruszyła - informuje portal polska-zbrojna.pl.

Inspektorat Uzbrojenia, zajmujący się zakupami dla polskiej armii, ogłosił właśnie, że zaprasza do składania ofert firmy, które chcą uczestniczyć w przetargu na bezzałogowe samoloty klasy MALE (Medium Altitude Long Endurance). Chodzi o takie maszyny, które są w stanie odbywać długie loty na średnich wysokościach. Są one przydatne podczas pokoju, wojny lub w sytuacjach kryzysowych. Mogą bardzo długo prowadzić obserwację danego terenu, a zebrane informacje przekazują w czasie zbliżonym do rzeczywistego. Co ważne, można je uzbroić w kierowane bomby lub pociski.

Do końca sierpnia swoje oferty w Inspektoracie Uzbrojenia mieli złożyć producenci tych pierwszych, a do połowy października muszą to zrobić firmy oferujące większe konstrukcje.

Mimo zerwania umowy z izraelską firmą Aeronautics Defense Systems, która przez dwa lata nie potrafiła dostarczyć polskiej armii zamówionych przez nią bezzałogowych samolotów (UAV), nasze siły zbrojne nie zamierzają rezygnować z planu robotyzacji armii. Co więcej, chcą go jeszcze bardziej przyspieszyć.

Odpowiedzialny za zakupy nowego sprzętu i uzbrojenia wiceminister obrony narodowej Waldemar Skrzypczak zapowiedział, że wojsko kupi nie tylko małe i średnie drony, ale również bezzałogowe okręty patrolowe. - Wpisaliśmy do planu okręty patrolowe, które służyłyby do kontrolowania stref przybrzeżnych, kotwicowisk, red portów, portów, akwenów w bezpośredniej bliskości - wyjaśniał gen. Skrzypczak.

Choć jeszcze nie wiadomo, kiedy zostanie ogłoszony przetarg na zakup bezzałogowych patrolowców, jego zapowiedź wpisuje się w program modernizacji marynarki wojennej. Zgodnie bowiem z zapowiedziami ministerstwa obrony, spora część z bezzałogowych samolotów, które w najbliższych latach planuje kupić polska armia, ma trafić do marynarzy. Mają to być zarówno statki rozpoznawcze, jak i bojowe.

Podczas konferencji zorganizowanej przez MON w ramach Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach gen. dyw. Leszek Cwojdziński, dyrektor Departamentu Polityki Zbrojeniowej, zapowiedział, że mając na uwadze dobro zarówno polskiej armii, jak i polskiego przemysłu obronnego, resort chce ulokować aż 80 proc. zakupów bezzałogowców w krajowym przemyśle zbrojeniowym. Co bardzo istotne, mają to być nie tylko nieduże i proste w budowie samoloty rozpoznawcze, ale również średniej wielkości maszyny bojowe. Te ostatnie łączyłyby w sobie kilka funkcji. Wypełnione ładunkiem wybuchowym obserwowałyby teren, a w razie potrzeby zamieniałyby się w torpedę lub sterowany pocisk i niszczyły wrogi cel.

Polskie siły zbrojne używają bezzałogowych samolotów od siedmiu lat. Jako pierwsza została w nie wyposażona elitarna jednostka GROM. Komandosi wybrali izraelski bezzałogowiec Orbiter, gdyż jego producent zagwarantował błyskawiczny, bo kilkutygodniowy, czas dostawy pierwszych aparatów.

Po tym, jak samoloty sprawdziły się w działaniach specjalnych, sięgnęły po nie wojska lądowe, które potrzebowały bezzałogowców w Afganistanie. Choć na misji Orbitery potwierdziły swoje walory, szybko okazało się, że potrzebujemy większych maszyn, które mogłyby latać dłużej i dalej. Niestety, mimo iż kontrakt na ich dostawę wygrał sprawdzony - jakby się wydawało - producent Orbiterów, do dziś takich samolotów nie mamy.

>>>

Nie jest to ani dobre ani madre . Wobec postepujacego bezrobocia REKRUT W POLSCE JEST TANI JAK WODA . Oplaca sie bardziej niz technika . Takie sa zasady ekonomii ... Jak osiagniemy poziom Singapuru ( co nam nie grozi dzieki waszym glosowaniom ) to wtedy roboty . NIE WCZESNIEJ ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:57, 25 Lis 2012    Temat postu:

Były wiceszef ABW: w organizacji służb specjalnych panuje pewien chaos

- O takich rzeczach jak struktura ABW nie powinno decydować żadne polityczne wydarzenie. Uważam, że w organizacji służb specjalnych panuje pewnego rodzaju chaos. Do zmian w służbach powinno się podejść w sposób naukowy - przekonuje w rozmowie z "Wprost" były wiceszef ABW Mieczysław Tarnowski.

Jego zdaniem kompetencje i zakres działalności służb powinno się przeanalizować tak, by były one efektywne i nie dublowały się nawzajem i były zorganizowane jak najtaniej. - Moim zdaniem, Agencja powinna zajmować się tym, czym zakładano na początku, gdy powstawał UOP. Czyli ochroną kontrwywiadowczą - dodał.

Rozmówca Sylwestra Latkowskiego podkreślił również, że sprawą drugorzędną jest to czy ABW stanie się elementem MSW czy będzie jednostką samodzielną. Według niego, o tym powinna zadecydować ekonomia, a nie ambicje poszczególnych szefów.

Tarnowski jest zdania, że ABW powinna skupić się na wspomnianych zadaniach kontrwywiadowczych i nie powinna np. dublować zdań CBŚ i zajmować się narkotykami. - Służba ma tendencje do szukania sobie takich pozycji, które przynoszą szybki sukces. Praca śledcza jest czymś bardzo wymiernym. Praca informacyjna jest znacznie trudniejszym zagadnieniem - dodał.

.....

Slusznie . Ze sluzbami jak z wojskiem . Becwaly ktore tam grzebaly wszystko rozpieprzyly .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:38, 18 Gru 2012    Temat postu:

Piotr Bernabiuk Paulina Glińska | Polska Zbrojna
Mistrzowie drugiego życia. Czy armia powinna się martwić losem odchodzących z niej żołnierzy?

Nikt nie troszczy się o wyeksploatowanych pracowników korporacji czy zwolnionych z posady sklepowych. Czy wobec tego armia powinna się opiekować opuszczającymi jej szeregi żołnierzami? Wszyscy obywatele dostosowują się do koniunktury na rynku pracy, zmieniają nie tylko pracodawcę, lecz także niejednokrotnie specjalizację czy nawet profesję. W przypadku służby wojskowej sprawa wygląda jednak nieco inaczej.

Po pierwsze, żołnierze służą, a nie pracują i stawia się przed nimi bardzo wysokie wymagania. Trudno wyobrazić sobie, by żołnierz z jednostki bojowej – zmechanizowanej, pancernej, aeromobilnej, nie mówiąc o specjalsach – służył na pełnych obrotach do sześćdziesiątki.

Po drugie, różne są powody wcześniejszych odejść ze służby: od klinczów etatowych i wypalenia zawodowego po obrażanie się na armię. Szczególnym przypadkiem są szeregowi, którzy często oddają wojsku najlepsze lata swojego życia, a potem zderzają się z bezkompromisową cywilną rzeczywistością. Od kilku lat trwa też exodus podoficerski. Szeregi opuszczają także oficerowie różnych specjalności. Jedni i drudzy często są doskonale wykształconymi wybitnej klasy specjalistami.

Z punktu widzenia wojska niektóre odejścia są korzystne, ponieważ wiążą się na przykład z reformami. Często jednak armia ponosi straty. Wyszkolenie pilota myśliwca czy operatora jednostki specjalnej sporo kosztuje. Nie można również lekceważyć nakładów na innych żołnierzy, którzy są wysyłani na szkolenia zagraniczne czy kursy prowadzone w kraju.

Uniwersalne uprawnienia

Generał dywizji Mirosław Różański po trzydziestu latach pracy dowódczej uważa, że służba wojskowa powinna być dla młodych ludzi inwestycją w przyszłość. Obowiązek przygotowania żołnierza do życia w cywilu powinien spoczywać na armii i to od momentu, kiedy do niej wstępuje, a nie przybierać formę pomocy rekonwersyjnej w ostatnim etapie służby. Wystarczyłoby do tego, zdaniem generała, uruchomić prosty system: „Żołnierz jednostki zmechanizowanej w ramach szkolenia oraz udziału w operacjach zagranicznych bierze udział w kontrolowaniu, patrolowaniu, ochronie i wielu innych czynnościach będących znakomitą praktyką do pracy w wysoko wykwalifikowanych służbach ochrony. Wystarczy tylko, żeby poznał obowiązujące przepisy”.

"Armia powinna myśleć nie tylko o swoich sprawach, lecz także dbać o to, żeby efektywnie wykorzystywać pieniądze podatników. W wielu wypadkach wystarczyłyby do tego odpowiednie porozumienia między resortami. Dochodzi bowiem do paradoksów. Wysoko wykwalifikowany żołnierz, a przy tym dowódca i szkoleniowiec, musi na przykład robić cywilne uprawnienia instruktora strzelectwa" - zauważa generał Różański. "Na sprawę można by spojrzeć również przez pryzmat młodego człowieka, który zostaje szeregowym, czy nawet podoficerem, na kilkanaście, maksymalnie dwadzieścia parę lat, bo nie musi się w mundurze koniecznie zestarzeć. Wojsko w ramach dodatkowej gratyfikacji mogłoby wyposażyć go na przyszłość w jedną czy dwie przydatne w cywilu profesje, pozwalające zaprogramować dalsze życie".

Teoretycznie nie wydaje się to trudne. Żołnierze po latach szkolenia stają się mistrzami w strzelaniu, walce wręcz, nurkowaniu, skokach spadochronowych czy wspinaczce. Takie umiejętności warto byłoby wykorzystać w cywilu i ci fachowcy mogliby być znakomitymi pracownikami, a nawet nauczycielami. Tym bardziej że pomysł, by wojskowe uprawnienia były uznawane również w cywilu, wydaje się prosty do zrealizowania. W niektórych dziedzinach co prawda udało się to już osiągnąć, ale w większości wypadków brakuje systemowych rozwiązań.

Kwestia dobrej woli

Często nie wymaga to skomplikowanych działań. Wystarczy tylko dobra wola. Świetnym przykładem jest Wojskowe Centrum Kształcenia Medycznego w Łodzi, gdzie od stycznia 2012 roku wojskowi ratownicy dostają certyfikaty honorowane również poza bramą koszar. Wystarczyło zatrudnić lekarza specjalistę mającego odpowiednie uprawnienia. Bywa też odwrotnie. Pewien podoficer łącznościowiec, zamierzający wkrótce opuścić wojsko, zwraca uwagę na zmiany, jakie zaszły w jego branży: „Ze starej szkoły chorążych wyszedłem z dyplomem technika telekomunikacji. Dziś, dzięki tym papierom, mam dodatkowy atut na rynku pracy. Obecnie absolwent szkoły podoficerskiej, specjalista łącznościowiec, nie zyskuje żadnych uprawnień, które przydałyby mu się w cywilu”.

Potwierdza to kapitan Krzysztof Baran, oficer prasowy zegrzyńskiego centrum: „Kursy i szkolenia prowadzone przez Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu nie są uznawane w środowisku cywilnym. Przydają się jedynie umiejętności, jakie nabywają żołnierze. Szkolimy kadry łączności na potrzeby Sił Zbrojnych RP”.

Inaczej jest we wrocławskim Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych, które nadaje żołnierzom uprawnienia przydatne później w budownictwie czy drogownictwie. Oficer prasowy ośrodka, kapitan Ewa Nowicka-Szlufik, potwierdza te informacje: „Centrum ma upoważnienie do prowadzenia szkoleń, dzięki którym można zdobyć uprawnienia operatorów maszyn roboczych, nadane przez Centrum Koordynacji Szkolenia Operatorów Maszyn Instytutu Mechanizacji Budownictwa i Górnictwa Skalnego”. Wylicza też, w jakich specjalnościach, spośród pół setki prowadzonych szkoleń i kursów, absolwenci, po egzaminie państwowym, otrzymują dokumenty ważne na cywilnym rynku pracy: obsługa koparek jednonaczyniowych, ładowarek jednonaczyniowych, koparkoładowarek, spycharek, równiarek, elektrowni polowych, sprężarek przewoźnych, narzędzi udarowych ręcznych. Ponadto w cywilu przydają się uprawnienia zdobyte na kursie specjalistów wojskowego ratownictwa chemicznego.

Świadectwo kwalifikacji

Młodych ludzi marzących o przygodach do wojska przyciągają nurkowanie, skoki spadochronowe czy wspinaczka w górach i na obiektach zurbanizowanych. W tym wypadku jednak kwestia uniwersalnych uprawnień nie została rozwiązana.

Podpułkownik Andrzej Demkowicz z wrocławskiej Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych, który przez lata wyszkolił około 200 podchorążych z uprawnieniami instruktorów wspinaczki skałkowej, potwierdza, że osoby chcące umiejętności zdobyte w wojsku wykorzystać cywilu muszą mieć wysokie kwalifikacje i dużą wysługę lat. Na rynku pracy jest spora konkurencja i przebijają się najlepsi. Muszą też zrobić uprawnienia instruktora sportu lub rekreacji ruchowej różnych specjalności, które sporo kosztują – od jednego do trzech tysięcy złotych. Do kilkunastu tysięcy trzeba też wydać na sprzęt.

Żadnych uprawnień nie zdobędzie żołnierz spadochroniarz wykonujący zaledwie kilka skoków rocznie. Bez odpowiednich certyfikatów instruktorzy uczący desantowania również nie będą mogli prowadzić zajęć ze skoków sportowych czy rekreacyjnych. Z tego powodu wielu z nich nie ogranicza się do szkolenia służbowego, lecz uprawia spadochroniarstwo w aeroklubach lub strefach zrzutów.

Od lat cenionymi instruktorami w cywilu byli żołnierze z Jednostki Wojskowej GROM, tacy jak dzisiejsi już oficerowie rezerwy porucznik Grzegorz Jankiewicz „Janki” oraz podpułkownik Jarosław Garstka „Siwy”. Ten drugi wyjaśnia, jak działają mechanizmy zdobywania kwalifikacji: „Żołnierz, który ma tylko doświadczenie wojskowe na poziomie desantowym, aby skakać rekreacyjnie, niezależnie od liczby skoków, które ma na swoim koncie, będzie potrzebował opieki instruktora cywilnego aż do momentu zdania egzaminu na świadectwo kwalifikacji. Bardziej doświadczeni skoczkowie, w tym także instruktorzy, również muszą zacząć od zdobycia świadectwa”.

Do cywilnych uprawnień instruktorskich droga z wojska jest więc daleka. Żeby zdobyć każdą specjalizację, trzeba zaliczyć kurs, zdać egzamin i odbyć trwającą do dwóch lat praktykę. Jeżeli więc żołnierz nie rozpocznie starań o uzyskanie cywilnych uprawnień jeszcze w czasie służby, to na pracę w tym fachu może czekać od dwóch do trzech lat.

Długo i mozolnie

Jeśli chodzi o nurkowanie, należy oddzielić kwestie zawodowe od rekreacji i sportu. Nurek wojskowy od kilku lat bez trudności i wielkich formalnych zabiegów może wykorzystać swe uprawnienia zawodowe w cywilu. Żaden zawodowiec nie może jednak szkolić amatorów w ramach sportu czy rekreacji, gdyż tą dziedziną zajmuje się kilka międzynarodowych federacji. W Polsce, przykładowo, po kilku latach rywalizacji ze starym systemem CMAS dominować na rynku zaczęło nowoczesne PADI.

Chorąży rezerwy Dariusz Drozdek w wojsku był dowódcą grupy specjalnej. Żeby korzystać w cywilu z uprawnień do nurkowania, przeszedł trudną i mozolną drogę: „Stopień instruktora zdobyłem jeszcze w wojsku i dopiero wtedy postanowiłem odejść. Dzięki rekonwersji mogłem osiągać kolejne kwalifikacje w systemie PADI”.

Dziś prowadzi szkołę nurkowania DARCO. Działa w rejonie Żagania, Żar i Świętoszowa, gdzie szkoli również wojskowych, często z całymi rodzinami, oraz chętnych do wstąpienia do armii. Prowadzi też szkolenia w egzotycznych akwenach. Ponadto przejął biuro podróży Wilson Travel. Jest też agentem czołowych biur turystycznych. Odniósł sukces, więc może udzielać rad kolegom z wojska: „Przede wszystkim już wcześniej należy obmyślić plan na pracę po wojsku. Warto też utrzymywać kontakty z kolegami, którzy odeszli do cywila i wzajemnie sobie pomagać”.

Koledzy z wojska

Doświadczenie zdobyte podczas służby wojskowej z powodzeniem wykorzystał Jarosław Andrzejczak, dziś właściciel firmy inżynieryjno-saperskiej Rad-Min. Wcześniej przez 17 lat dowodził wojskowym patrolem oczyszczania terenu z przedmiotów wybuchowych. Pracował również przez ponad osiem lat jako instruktor nurkowania w Ośrodku Szkolenia Nurków i Płetwonurków WP w Gdyni. Ma mistrzowską klasę specjalisty wojskowego w dwóch specjalnościach: nurek i saper. Odszedł, ponieważ chciał się sprawdzić na rynku cywilnym.

„Bardzo przydały mi się kwalifikacje uzyskane w wojsku i na początku były wystarczające”, twierdzi Jarosław Andrzejczak. „Później, po zmianie przepisów, zdobyłem cywilne uprawnienia pozwalające na sprawdzanie i oczyszczanie terenu z przedmiotów wybuchowych, sprawowanie nadzoru saperskiego i prowadzenie saperskich prac podwodnych. Dziś zatrudniam w większości byłych żołnierzy mających doświadczenie związane z rozminowaniem terenów wojennych, między innymi w Bośni, Chorwacji, Syrii, Libanie, Kambodży, Afganistanie, Iraku i Kongu”.

Jak to robi GROM?

Powszechnie sądzi się, że na rynku pracy szczególnie poszukiwanymi pracownikami są żołnierze jednostek specjalnych. Major Renata Zych, oficer prasowy jednostki GROM, potwierdza taką opinię:

„Po kilkunastu latach służby są wszechstronnie wyszkoleni, doświadczeni, dojrzali emocjonalnie, ale także otwarci, elastyczni, łatwo przystosowują się do nowych zadań. A to w cywilu niezwykle ważne cechy, doceniane przez pracodawców. Byli gromowcy zwykle nie mają więc problemu ze znalezieniem pracy. Kiedy decydują się na odejście ze służby, najczęściej realizują swoje plany. Pracę znajdują nie tylko w sektorze bezpieczeństwa, lecz także w biznesie, edukacji, działalności konsultingowej, działają też w stowarzyszeniach i fundacjach. Kiedy zakładają własne firmy, często ze sobą współpracują. Specyficzna więź wytworzona w czasie służby przenosi się na grunt prywatny i cywilne życie zawodowe”.

Podpułkownik rezerwy Andrzej Kruczyński, szef Centrum Szkoleń AT, nie do końca zgadza się z tak optymistyczną opinią. Z własnych doświadczeń wie, że nawet gromowcom na rynku pracy nie jest łatwo:

„Brakuje systemowych rozwiązań. Nie bardzo wiadomo, co z byłymi specjalsami zrobić. Nikt się o nich nie zabija. Jeśli już ktoś dostaje ofertę pracy, to proponowane wynagrodzenie nie zawsze jest do przyjęcia. Niektórym udaje się znaleźć coś ciekawego, zazwyczaj związanego z tym, czym zajmowali się w jednostce. Zakładają własne firmy, z lepszym lub gorszym skutkiem zajmują się szkoleniem związanym z zapewnieniem bezpieczeństwa instytucjom lub osobom prywatnym”.

Kruczyński kilka lat walczył o swoje miejsce na rynku: „Początki były trudne. Po latach ciężkiej pracy, współdziałania z wojskiem przy takich przedsięwzięciach, jak kursy Patrol czy SERE, znaleźliśmy się w czołówce. Mamy ukształtowaną pozycję w armii. Prowadzimy też szkolenia antynapadowe dla placówek bankowych, dla świata biznesu. Stworzyliśmy program OKB [obiektowy koordynator bezpieczeństwa] dla placówek oświatowych. Oferujemy coś, czego nie proponują inne firmy”.

Również Jarosław Garstka uważa, że żołnierze sił specjalnych wcale nie mają łatwo. „Na przeszkodzie do cywilnej kariery stoją wąska specjalizacja oraz brak świadomości własnych umiejętności. W efekcie na odnalezienie się w nowej rzeczywistości potrzebują dużo czasu, a gdy już to im się uda, zawsze znajdują uznanie. Od kilku lat specjalsi już wcześniej zaczynają przygotowania do odejścia, mają pomysły na własną działalność lub miejsce zatrudnienia. Na tegorocznych targach MSPO w Kielcach na stoiskach firm wystawiających można było spotkać ponad dwudziestu byłych żołnierzy GROM-u, wysokiej klasy specjalistów”.

Podniebna ruletka

A jak to wygląda w lotnictwie? Teoretycznie pilot wojskowy nie powinien mieć problemów ze znalezieniem pracy po zdjęciu munduru. Musi jednak zadbać o swoją przyszłość i uzyskać uprawnienia pilota zawodowego. Wojsko może jedynie zrefundować kurs teoretyczny, resztę należy zrobić indywidualnie, za własne pieniądze. Koszty są wysokie, drogie jest także utrzymanie licencji, w tym okresowe ćwiczenia na symulatorze, na które trzeba wydawać dwa, trzy tysiące euro co pół roku.

Przyszłość tej grupy zawodowej rysuje się jednak optymistycznie. Już bowiem od 2009 roku trwają prace nad ujednoliceniem przepisów, standardów i procedur lotniczych wojskowych i cywilnych. Planowane rozwiązania mają umożliwić między innymi łatwiejsze i mniej kosztowne przejścia pilotów wojskowych do lotnictwa cywilnego.

Zdaniem podpułkownika Artura Goławskiego, rzecznika prasowego Dowództwa Sił Powietrznych, wymagania i przepisy lotnicze należy integrować, ale z uwzględnieniem specyfiki wojskowego latania: „Ze względów bezpieczeństwa, ponieważ korzystamy z jednej, wspólnej przestrzeni powietrznej. W wojsku musimy latać tak samo jak cywile, tylko na dodatek taktycznie i w warunkach, w których oni już z założenia nie będą tego robić. Dotyczy to zwłaszcza lotnictwa transportowego, które nam się gigantycznie rozrosło. Teraz już absolwenci Wyższej Szkoły Oficerskiej SP będą zdobywali uprawnienia cywilne. Trzeba będzie je jedynie podtrzymywać”.

Wielu byłych wojskowych lata w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym, pracuje w Locie i SprintAirze. W firmie Aeroteka, działającej od 2004 roku na rzecz promocji lotnictwa ultralekkiego, pracuje kilku byłych pilotów wojskowych. Wiesław Antolak „Baca”, były oblatywacz samolotów naddźwiękowych, odpowiada tam za szkolenie, karierę wojskową mają za sobą również Wiesław Rusinowicz i Zbigniew Mrozek.

W oferującej usługi lotnicze firmie SprintAir Aviation School szefem profesjonalnego Ośrodka FTO (Flight Training Organisation) jest Władysław Kopeć – były pilot wojskowy klasy mistrzowskiej. Doświadczenie wojskowe wykorzystuje w cywilu także Dariusz Szulc, który w firmie kieruje pracą pilotów. Jako żołnierz zdobywał doświadczenie w lotnictwie transportowym oraz jako instruktor na samolotach An-2 i An-26. Podczas służby osiągnął nalot 3,2 tysiąca godzin.

Po zdjęciu mundurów odnajdują się także mechanicy lotniczy, którzy nadal pracują w swoich jednostkach lub w spółkach cywilnych.

Myśleć zawczasu

Skoro nawet specjalsi mają trudności ze znalezieniem pracy po odejściu z wojska, to jak radzą sobie inni żołnierze? Według chorążego Mariusza N. należy obalić mit, że wojskowy jest na rynku poszukiwanym pracownikiem. On po dwudziestu latach służby odchodzi z armii, ponieważ czuje się niespełniony, ale wcześniej przygotował sobie zaplecze: „Wiedziałem, że nie można odchodzić w ciemno, ponieważ łatwo wówczas o frustrację. Znam liczne przypadki, kiedy żołnierz działał pod wpływem impulsu, bez rozeznania rynku pracy w swoim rejonie”.

Jeśli ktoś, jego zdaniem, decyduje się na służbę, ale nie zamierza się w wojsku zestarzeć, powinien zawczasu zainwestować w zdobycie atrakcyjnego zawodu, w naukę, w kursy specjalistyczne mające wartość nie tylko w armii: „Dziwię się, że wielu kolegów, którzy kończą studia, wybiera łatwe, ale niezbyt atrakcyjne zawodowo kierunki. Nie myślą o tym, co im licencjat czy magisterka dadzą w przyszłości”.

Sierżant Piotr P. za najgorszą rzecz uważa wiarę w mity: „Panuje taki stereotyp, że wojskowi będą dobrymi pracownikami, ponieważ są zdyscyplinowani. Uważa się, że potrafią kierować ludźmi nawet w krytycznych sytuacjach. Pamiętam, jak w czasie szkolenia na amerykańskim poligonie w niemieckim Hohenfels na początku nie mogliśmy dogadać się z natowskimi partnerami. Byliśmy gotowi na wykonanie każdego zadania i czekaliśmy na instrukcje, a tam oczekiwano od nas kreatywności, przeprowadzenia analizy stawianych zadań i wyciągania z nich wniosków. Nie uważam zatem, żeby żołnierz, nawet ze średniego stanowiska dowódczego, był atrakcyjny na rynku pracy i sprawdził się w nowoczesnej firmie jako menedżer”.

Jego kolega dopowiada: „W ostatnim czasie odeszło od nas sporo podoficerów. Jedni utrzymują z nami koleżeńskie czy sąsiedzkie kontakty, inni przepadli jak kamień w wodę. Formalnie nikogo ich losy nie obchodzą. W końcu są to dorośli ludzie. W naszej okolicy nie ma dobrej pracy ani dla byłych żołnierzy, ani dla ich żon czy dla dorastających dzieci. Jedynym przyciągającym pracodawcą jest bowiem wojsko, a potem to już niestety tylko Biedronka albo pilnowanie płotu jednostki. Parę osób wkręciło się do miejscowej administracji lub znalazło miejsce w zarządzaniu kryzysowym... A reszta?”.

Żołnierze rozsądnie planujący swoją karierę również o pracy w cywilu muszą myśleć z wyprzedzeniem. Powinni inwestować w naukę i różnego rodzaju szkolenia, które im się przydadzą w przyszłości. Armia natomiast powinna im w tym pomagać systemowo, wspierając pęd do nauki i podnoszenia kwalifikacji. Należałoby też rozwiązać problem z uwzględnianiem uprawnień wojskowych w cywilu. Koło ratunkowe, jakim jest rekonwersja, to zdecydowanie za mało.

Poza tym, na co zwraca uwagę major Renata Zych, korzystne, również dla wojska, byłoby systemowe wykorzystanie potencjału emerytów: „Warto, na wzór zachodnich armii, rozważyć powstanie systemu zatrudnienia byłych żołnierzy, zwłaszcza jednostek specjalnych, jako instruktorów kontraktowych. Dzieląc się swoim bogatym doświadczeniem i dorobkiem zawodowym, mogliby wiele wnieść do szkolenia sił zbrojnych”.

W 2011 roku wojsko opuściło blisko 7,5 tysiąca żołnierzy. Minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak powołał zespół z generałem broni w rezerwie Waldemarem Skrzypczakiem na czele. Doradca ministra miał przygotować diagnozę sytuacji i zaproponować rozwiązania hamujące falę odejść. Pierwszym krokiem była lipcowa podwyżka uposażeń. Wszyscy żołnierze otrzymali po 300 złotych.

Kierownictwo resortu przygotowało też inne propozycje, które mają poprawić atrakcyjność służby. Jedną z ważniejszych zmian ma być zaszeregowanie stanowisk oficerów młodszych i szeregowych do dwóch stopni wojskowych, a podoficerów do trzech stopni. W efekcie ma to zlikwidować tożsamość posiadanego stopnia wojskowego z zaszeregowaniem stanowiska i umożliwić awans na stanowisku przypisanym do danej grupy, bez konieczności jego zmiany.

Z myślą o specjalistach wojskowych – podoficerach ma być zniesiona kadencyjność na stanowiskach. Oficerowie zyskają szanse wielokrotnego powtarzania kadencji.

Kolejna propozycja resortu zakłada, by w razie likwidacji lub etatowej reorganizacji jednostki, lub likwidacji stanowiska żołnierza przy jednoczesnym braku nowego, dopuszczalne było wyznaczenie go, za jego zgodą, na niższe stanowisko.

Przewidziane jest też zniesienie dwóch obligatoryjnych przyczyn zwolnienia żołnierza ze służby zawodowej. Gdy nie zda w dwóch kolejnych latach egzaminu ze sprawności fizycznej lub do niego nie przystąpi, nie będzie zwalniany ze służby. Skutkiem „słabej kondycji” żołnierza będzie jednak obniżenie ogólnej oceny z opiniowania do oceny dostatecznej. Nie będą zwalniani również ci, którzy w terminie nie złożą oświadczenia majątkowego.

Projekt ustawy przewiduje także: zmiany w opiniowaniu służbowym, uzależnienie podpisania kolejnego kontraktu oraz przejścia do służby stałej od posiadania co najmniej dobrej oceny w ostatniej opinii służbowej, objęcie żołnierzy zawodowych urlopem ojcowskim oraz rozszerzenie katalogu osób uprawnionych do korzystania z urlopu szkoleniowego. Warunkami otrzymania dodatku motywacyjnego dla podoficerów i szeregowych zawodowych będą ocena co najmniej dobra w opinii służbowej ogólnej oraz posiadanie odpowiedniej klasy kwalifikacyjnej.

.....

Przypuszczam ze szokujace zwolnienia weteranow misji sa wynikiem pizbywania sie ich poniewaz maja lepsze papiery od tych co w misjach nie byli i sa zagrozeniem awansowym . Ich trzeba by bylo akurat zatrzymac . Wojsko to faktycznie jak zakon i ciezko wystapic . Zolnierzem jest sie cale zycie . Nie widze zreszta potrzeby zwolnien skoro nie ma nawet 100 tys zolnierzy a szeregowych brakuje dramatycznie . Raczej trzeba przyjmowac .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:24, 21 Mar 2013    Temat postu:

Wojskowa stocznia na celowniku

Przejęciem Stoczni Marynarki Wojennej (SMW) w Gdyni jest zainteresowana holenderska Damen Shipyards Group - donosi "Puls Biznesu".

SMW jest w stanie upadłości likwidacyjnej, jednak holenderska spółka zadeklarowała chęć współpracy z MON w ramach programu modernizacji Marynarki Wojennej. Chodzi między innymi o dostawy okrętów typu patrolowiec i korweta.u

Stocznia Marynarki wojennej może liczyć na intratne zlecenia z armii, jak na przykład opiewający na 1,5 miliarda złotych kontrakt na dostawę trzech niszczycieli Kormoran.

"Puls Biznesu" ustalił, że 9 listopada zeszłego roku szef Damen Shipyards Group skierował list w sprawie kupna stoczni. Pismo trafiło do ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego, wiceministra obrony narodowej generała Waldemara Skrzypczaka, a także do Agencji Rozwoju Przemysłu.

Według nieoficjalnych informacji gazety, ofertę Holendrów pozytywnie przyjęło MON. Nastroje tonuje jednak syndyk SMW Magdalena Smółka, mówiąc, że na razie stocznia nie została wystawiona na sprzedaż.

...

Wojsko jest w stanie takim jak caly kraj .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:19, 10 Kwi 2013    Temat postu:

MON rozważa przywrócenie przedwojennych stopni wojskowych

Armia konsultuje powrót do przedwojennych stopni wojskowych - dowiedziała się "Rzeczpospolita".

Możliwość przywrócenia stopni wojskowych z II Rzeczypospolitej rozważa Ministerstwo Obrony Narodowej. Konsultacje odbywały się już m.in. w Sztabie Generalnym, dowództwach rodzajów sił zbrojnych i w żandarmerii.

Wachmistrz w kawalerii, ogniomistrz w artylerii, a majster w wojskach pancernych - takie stopnie nosili żołnierze przed wojną. Dzisiaj wojskowi o tej randze to sierżanci. Rotmistrz w kawalerii to przedwojenny odpowiednik dzisiejszego kapitana. Z kolei kanonier, bombardier czy ogniomistrz to zapomniane stopnie używane w artylerii.

Dzisiejsze stopnie wojskowe zostały wprowadzone do armii w latach 40.

Sprawa przywrócenia przedwojennych stopni będzie przedmiotem obrad Komisji Historycznej do spraw Symboliki Wojskowej MON - powiedział gazecie Jacek Sońta, rzecznik ministra obrony.

....

Wreszcie . Oczywiscie nie nalezy sie niewolniczo trzymac przedwojennych . Wazne aby bylo logiczne .
Czyli szer . st szer. kpr . st kpr . plut. st plut. sier. st sier . chor . st chor .
Czyli bez PRLowskich sierzantow sztabowych . Za to logiczna struktura . Stopien podstawowy i wyzszy . Prostota i latwosc zapamietania . Trzeba zycie ulatwiac . Dalej tradycyjnie tylko bez generala armii . Nie ma potrzeby tylu stopni generala .
W marynarce pilna jest potrzeba zmiany chorazego marynarki . W marynarce nie ma choragwi ! Sa albo flagi albo bandery. Mimo ze przed wojna to wpadka .
Poza tym stopien bosmanmat jest dziwaczny tu by trzeba znalzec cos innego . W tradycji lub gdzie indziej . Ale tak ogolnie polski system jest nadzwyczaj jasny i przejrzysty .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:12, 30 Cze 2013    Temat postu:

"Urząd Wojska Polskiego"

Większość naszej armii to urzędnicy, którzy zapomnieli, jak wygląda poligon. Choć ich zadania nie różnią się od pracy cywilów, korzystają z wojskowych przywilejów.

W Wojsku Polskim prawdziwych żołnierzy jest co najwyżej 20 procent

W armii nikogo nie dziwi, że oficerowie chętnie zamieniają się w sekretarki czy kurierów. To dobra pensja, niewiele odpowiedzialności, jeszcze mniej strachu. Problem w tym, że urzędników w mundurach (choć ubranych po cywilnemu) jest znacznie więcej niż żołnierzy, którzy brali udział w zagranicznych misjach, czy tych, którzy ćwiczą na poligonach albo potrafią zaliczyć egzamin sprawnościowy.

Ilu jest biurowych żołnierzy? To nawet 70-80 proc. całej armii, liczącej ok. 100 tys. osób. Nasze wojsko, które trzy lata temu stało się zawodowe, zamiast w sprawną armię zmieniło się w "Urząd Wojska Polskiego".

Gdy w 2010 r. zawieszono powszechny pobór, uruchomiono wielką kampanię reklamową zachęcającą do wstępowania do armii. Obawiano się, że nie będzie tylu chętnych do służby zawodowej. Pesymistyczne przepowiednie się nie sprawdziły, ale wielu z tych żołnierzy, którzy podpisali kontrakty, szybko pochowało się za urzędnicze biurka. I żadnemu ministrowi obrony nie udało się ich stamtąd wyprowadzić z powrotem na poligon.

Tej patologicznej sytuacji miał zaradzić plan ucywilnienia stanowisk urzędniczych, który wprowadzał zasadę, że na miejsce żołnierza odchodzącego ze stanowiska dyrektorskiego zostanie rozpisany konkurs, wyłącznie dla cywilów. Ale ta zasada pozostała na papierze. - Wszystko zależy od politycznego zapotrzebowania. Jeśli na cywilne stanowisko chce wskoczyć żołnierz, dokonuje się odpowiednich zmian strukturalnych - mówi nam cywilny zastępca dyrektora jednego z departamentów resortu obrony narodowej (na wszelki wypadek prosi o anonimowość, bo jego etat mógłby zostać zmieniony na wojskowy).

Unikają munduru

Proces ucywilnienia armii przebiega wyjątkowo ślamazarnie. W 2009 r. w Sztabie Generalnym WP zaledwie 17,7 proc. kadry było urzędnikami cywilnymi, pozostałe stanowiska zajmowali żołnierze. Obiecywano wówczas, że w ciągu najdalej dwóch lat liczba ta wzrośnie do co najmniej 20 proc. Ale w sztabie żołnierze w dalszym ciągu kurczowo trzymają się biurek, choć mamy już przecież połowę roku 2013 - pracuje tam 489 wojskowych i zaledwie 123 cywilów. Nieco lepiej jest w urzędzie ministra obrony narodowej - 732 osoby zajmują stanowiska cywilne, 452 stanowiska urzędnicze są zarezerwowane dla żołnierzy.
6 sposobów na to, jak po studiach znaleźć pracę w sferze budżetowej

Mimo ograniczania zatrudnienia w urzędach i placówkach publicznych co roku pojawia się tam kilkanaście tysięcy ofert etatów. Nie ma przeszkód, aby skorzystał z nich nawet absolwent szkoły wyższej bez doświadczenia. czytaj więcej

W otoczeniu mundurowych dobrze czuli się i czują kolejni ministrowie obrony (z mocy ustawy będący cywilami). Obecny szef resortu Tomasz Siemoniak ma kilku współpracowników w randze oficerów, którzy m.in. organizują mu spotkania oraz przygotowują dokumenty. Wprawdzie już w czerwcu 2006 r. ówczesny minister obrony Radosław Sikorski wydał decyzję w sprawie zasad tworzenia komórek organizacyjnych Ministerstwa Obrony Narodowej - według obowiązującego dokumentu liczba stanowisk członków korpusu służby cywilnej nie może być mniejsza niż 50 proc. - to jednak do tej pory nie zaostrzono przepisów. W efekcie u ministra co drugi żołnierz może pracować za biurkiem. Ten liberalizm powoduje, że wszyscy garną się do ciepłych posadek z dala od zapachu prochu i od poligonów.

Oczywiście, sami mundurowi uważają się za niezbędnych. "Należy podkreślić, że wiele stanowisk, zwłaszcza w Sztabie Generalnym, wymaga specjalistycznej wiedzy z zakresu obronności, wojskowości, jak również wojskowego doświadczenia, dlatego służą tam głównie żołnierze. Wszędzie tam, gdzie jest to możliwe (ze względu na wykształcenie, doświadczenie etc.) stanowiska są obsadzane przez osoby cywilne" - czytamy w przysłanej odpowiedzi.

To nie do końca jest prawda, bo na stanowiskach kierowniczych pojawia się coraz więcej wojskowych - np. dyrektor departamentu prawnego jeszcze w 2006 r. był cywilem, dziś to mundurowy, podobnie jak dyrektor departamentu prasowo-informacyjnego. Ale wchodząc do wojskowego urzędu, nie domyślimy się, że pracują w nim żołnierze, bo po prostu nie noszą mundurów.

Sam rzecznik ministra obrony narodowej nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, kiedy ostatni raz chodził w uniformie. - Nie przypominam sobie. Rzeczywiście chodzę w garniturze, ale identyfikuję się ze służbą. Nigdy nie pracowałem i nie chciałbym pracować w cywilu - przekonuje ppłk Jacek Sońta. Przyznaje, że po ponad 20 latach służby pierwsza linia i poligon pozostają epizodami z początku kariery. - Dzisiaj jest specyficzna sytuacja, bo muszę odebrać przed godz. 16 dziecko z przedszkola (rozmawialiśmy w ubiegły czwartek po godz. 15 - przyp. aut.) i dlatego nie ma mnie już w pracy, ale generalnie nie wychodzę z niej jak pozostali urzędnicy - tłumaczy ppłk Sońta.

Niechęć do munduru wśród żołnierzy urzędników jest powszechna: nie decydują się na ich założenie nawet na specjalne gale. - Minister obrony Aleksander Szczygło wydał zarządzenie, że wszyscy wojskowi, także ci pracujący w wojskowej biurokracji w resorcie, muszą nosić mundury, a jeden dzień w tygodniu uniform polowy. Mieliśmy z tego powodu dużo radości, bo albo ich nie mieli i na gwałt szukali, albo się w nie nie mieścili - wspomina cywilny urzędnik resortu obrony narodowej. I dodaje, że szybko przekonano kolejnego szefa resortu do odwołania "uciążliwej" decyzji poprzednika.

- Trudno mi uwierzyć, że mogą być żołnierze, którzy wstydzą się munduru - mówi emerytowany rezerwista z Legnicy. - Przecież brak umundurowania zabija morale - kwituje.

Flaszka za ćwiczenia

W pracy żołnierza urzędnika i cywila urzędnika trudno doszukać się różnic. Ale w ich pensjach - jak najbardziej. Ci drudzy często zarabiają nawet dwukrotnie mniej (oficer na stanowisku głównego specjalisty zarabia około 6 tys. zł, a główny specjalista cywil niewiele ponad 3 tys. zł). Co więcej, wojskowi mają ciepłe posadki urzędnicze, a zachowują prawo do uposażenia wojskowego, wszystkich dodatków przeznaczonych dla żołnierzy, w tym do ekwiwalentu za mundur i rocznych nagród.

Armia wciąż oblegana przez kandydatów do służby

Do jednostek zgłaszają się nie tylko osoby po studiach, lecz także z innych służb, w tym z policji. Wojsko na starcie oferuje mieszkanie służbowe i średnio o tysiąc złotych wyższe uposażenie niż w innych formacjach mundurowych.

Mundurowi odpowiadają, że przecież zawsze mogą być wezwani do urzędu w weekendy, oraz że muszą raz w roku zaliczyć ćwiczenia, strzelanie lub nawet wyjechać na poligon. Dodatkowo oburzają się, jeśli ktoś im mówi, że pracują. Oni służą.

- To wszystko bzdury. Pracuję kilka lat w urzędzie i żaden podległy mi żołnierz nigdy nie pojechał na poligon i nie był wzywany w weekend do pracy. A strzelanie to kolejna fikcja. Otrzymuję tylko pisma, abym doprowadził do obniżenia stanów magazynowych naboi, bo jest ich za dużo - mówi zastępca dyrektora MON.

- Ja bym zakazał ćwiczeń strzeleckich dla urzędników wojskowych, bo to tylko wielkie koszty. Aby 5-6 żołnierzy zza biurek mogło raz na kwartał strzelać na strzelnicy, trzeba zorganizować samochód, paliwo, delegacje i zabezpieczenie medyczne - wtóruje major z woj. mazowieckiego. - Bardzo często przymyka się więc oko na obowiązek utrzymania w dobrej formie strzeleckich umiejętności.

Prawdziwa panika wśród żołnierzy urzędników wybucha, gdy muszą udowodnić, że pozostało w nich coś z żołnierzy. Są zobligowani do zaliczenia raz w roku testu sprawności fizycznej. Ale i na to jest sposób. - Gdy dowodziłem batalionem w Niepołomicach, ogłoszono w moim okręgu, że będzie sprawdzian z WF. Przyjechałem i okazało się, że jestem sam. Później się dowiedziałem, że wszyscy jeżdżą z butelkami wódki do sztabu po zaliczenie - opowiada były dowódca GROM gen. Roman Polko. Bez ogródek przyznaje, że choć sprawdzian nie jest zbyt wymagający, to jednak dla mundurowych zza biurka może być poważnym wyzwaniem.

Żołnierze z kategorią Z, czyli w pełni zdolni do zawodowej służby, muszą m.in. zaliczyć marszobieg na 3 km (limit to 20 minut) albo pływanie ciągle przez 12 minut, podciąganie się na drążku (często wystarczy jeden raz), bieg wahadłowy 10 x 10 m, skłony tułowia w przód przez 2 minuty. W przypadku żołnierek z kategorią Z to m.in. jeden kilometr marszobiegu lub pływanie przez 12 minut, bieg zygzakiem (tzw. koperta), skłony tułowia w przód przez 2 min.

To nie wszystko - przepis stanowi, że jeśli żołnierz nie zda testu dwa razy z rzędu, jest z nim zrywany kontrakt. Ale urzędnicy znaleźli lukę prawną. W jednym roku nie zaliczają testu, w drugim biorą zwolnienie lekarskie, a w kolejnym mogą do niego nawet w ogóle nie podchodzić. W efekcie nie ma dwóch ocen niedostatecznych z rzędu i można spokojnie pracować. Obecny minister obrony narodowej dał się przekonać, że takie osoby mogą pozostać w armii. Nieugięty pod tym względem był Radosław Sikorski, który sam zaliczał test sprawności, choć nie musiał tego robić.

- Nasza armia przypomina "Urząd Wojska Polskiego", choć się mówi, że jest profesjonalna. Absurdem jest, że żołnierz musi podpisać zgodę na wyjazd na misję. Albo jesteś mundurowym i wykonujesz rozkazy, albo urzędnikiem i wtedy można cię o różne sprawy prosić. Przez takie rozwiązanie prawdziwych żołnierzy kochających pole walki mamy co najwyżej 20 proc. - mówi Roman Polko.

Z danych resortu obrony wynika, że od 2010 r. w zagranicznych misjach udział wzięło ok. 18 tys. żołnierzy. To zaś by oznaczało, że dochowaliśmy się już sporej grupy doświadczonych wojskowych. Jednak MON nie chce ujawniać, ilu z nich wielokrotnie wyjeżdżało w rejony konfliktów.

Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych odpowiedziało, że nie prowadzi takiej ewidencji. Z nieoficjalnych informacji wynika, że większość żołnierzy wyjeżdża na misje więcej niż raz. Kuszeni są przede wszystkim uposażeniem - za granicą mogą zarobić nawet do 20 tys. zł miesięcznie. Wpływają na to specjalne dodatki, w tym wojenny. Ponadto okres wysługi do emerytury jest korzystniej liczony dla osób przebywających na misjach.

- Mój zięć był już 6 razy i zastanawia się nad kolejnym. Ale gdy ja dowodziłem żołnierzami, nie brakowało takich, którzy przychodzili do mnie i prosili, żebym im pozwolił pozostać za biurkiem, bo mają rodziny. Sami też donosili, kto jest kawalerem i kogo można namówić na misje - mówi emerytowany gen. Adam Rębacz, prezes Związku Żołnierzy WP.

Reformatorskie próby

Szef resortu obrony narodowej dostrzega problem dekowników. Oficjalnie informuje, że chciałby większość żołnierzy widzieć na poligonach, a nie w roli dobrze opłacanych urzędników.

- Sejm uchwalił reformę o urzędzie ministra obrony narodowej. A to oznacza, że zmiany strukturalne będą kolejną okazją do wprowadzania zwiększonej liczby stanowisk dla cywilów - przekonuje ppłk Jacek Sońta. Tłumaczy, że starsi szarżą oficerowie dostaną propozycje przejścia do jednostek, a jeśli z niej nie skorzystają, będą musieli się pożegnać z armią. - Urząd powinien być dla urzędników, a mundurowi powinni się zająć sprawami w jednostkach - dodaje Sońta.

Ile zarabiają żołnierze?

Zgodnie z danymi udostępnionymi przez Ministerstwo Obrony Narodowej, 31 stycznia 2011 roku w Siłach Zbrojnych RP było 99 778 żołnierzy. Wśród nich 120 to najwyżsi rangą generałowie. czytaj więcej

Ale lobby żołnierzy zza biurek jest bardzo silne. - To nie do końca będzie tak działało. Zainteresowani dopilnowali, aby w ustawie znalazł się przepis, by w przypadku otrzymania takiej propozycji nie do odrzucenia mogli przechodzić do cywila i pozostawać na dotychczasowym stanowisku - mówi zastępca dyrektora departamentu MON. Wtedy jednocześnie będą mogli pobierać po wysłudze minimum 15 lat wojskową emeryturę i dodatkowo urzędniczą pensję.

- Szkoda, że wyszkolony żołnierz zawodowy woli zajmować się przekładaniem papierów - ubolewa gen. Adam Rębacz. Według niego, na stanowiska urzędnicze powinny trafiać osoby powracające z misji, które z powodu uszczerbku na zdrowiu nie mogą już służyć jako żołnierze na polu walki. - Zmiany muszą być radykalne, bo inaczej nigdy nie pozbędziemy się dekowników. O ile w armii liczącej 400 tys. osób można było pozwalać im na zaszywanie się w różnego rodzaju urzędach lub jednostkach, przy 100 tys. żołnierzy zawodowych nie możemy sobie pozwalać na marnotrawienie kadr - dodaje.

Podobnego zdania się organizacje prywatnych pracodawców. - Dziwię się Ministerstwu Obrony Narodowej, które ma duże potrzeby finansowe, że wciąż toleruje taką sytuację. Przez tę patologię płacimy dwukrotnie, bo - po pierwsze - przepłacamy wojskowych pracowników, ponieważ w ich miejsce można zatrudnić tańszy personel cywilny, a po drugie - wypłacamy z pieniędzy resortu emerytury - wylicza Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji PP Lewiatan.

Wskazuje on na jeszcze jedną patologię, która już daje się zauważyć, a która może się pogłębiać przy wdrażaniu reformy MON: to sytuacje, w których wojskowy urzędnik przechodzi na emeryturę, a jednocześnie decyduje się na pozostanie na stanowisku cywilnym i co miesiąc otrzymuje pensję.

- To kosztuje nas rocznie setki milionów złotych. Minister musi podjąć stanowcze działania, bo społeczeństwo nie będzie szanowało dekowników, którzy pobierają wysokie emerytury mundurowe i dodatkowo jeszcze dorabiają - apeluje Mordasewicz. - Ale cóż, wszystko wskazuje na to, że cały czas kruk krukowi oka nie wykole - dodaje zrezygnowany.

Artur Radwan

....

Tak to wyglada . Komuna a po niej rzady kretynow zrobily z wojska kabaret .
A wy zescie za te sukcesy Bronka nagrodzili prezydentura . To macie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:13, 30 Cze 2013    Temat postu:

"Urząd Wojska Polskiego"

Większość naszej armii to urzędnicy, którzy zapomnieli, jak wygląda poligon. Choć ich zadania nie różnią się od pracy cywilów, korzystają z wojskowych przywilejów.

W Wojsku Polskim prawdziwych żołnierzy jest co najwyżej 20 procent

W armii nikogo nie dziwi, że oficerowie chętnie zamieniają się w sekretarki czy kurierów. To dobra pensja, niewiele odpowiedzialności, jeszcze mniej strachu. Problem w tym, że urzędników w mundurach (choć ubranych po cywilnemu) jest znacznie więcej niż żołnierzy, którzy brali udział w zagranicznych misjach, czy tych, którzy ćwiczą na poligonach albo potrafią zaliczyć egzamin sprawnościowy.

Ilu jest biurowych żołnierzy? To nawet 70-80 proc. całej armii, liczącej ok. 100 tys. osób. Nasze wojsko, które trzy lata temu stało się zawodowe, zamiast w sprawną armię zmieniło się w "Urząd Wojska Polskiego".

Gdy w 2010 r. zawieszono powszechny pobór, uruchomiono wielką kampanię reklamową zachęcającą do wstępowania do armii. Obawiano się, że nie będzie tylu chętnych do służby zawodowej. Pesymistyczne przepowiednie się nie sprawdziły, ale wielu z tych żołnierzy, którzy podpisali kontrakty, szybko pochowało się za urzędnicze biurka. I żadnemu ministrowi obrony nie udało się ich stamtąd wyprowadzić z powrotem na poligon.

Tej patologicznej sytuacji miał zaradzić plan ucywilnienia stanowisk urzędniczych, który wprowadzał zasadę, że na miejsce żołnierza odchodzącego ze stanowiska dyrektorskiego zostanie rozpisany konkurs, wyłącznie dla cywilów. Ale ta zasada pozostała na papierze. - Wszystko zależy od politycznego zapotrzebowania. Jeśli na cywilne stanowisko chce wskoczyć żołnierz, dokonuje się odpowiednich zmian strukturalnych - mówi nam cywilny zastępca dyrektora jednego z departamentów resortu obrony narodowej (na wszelki wypadek prosi o anonimowość, bo jego etat mógłby zostać zmieniony na wojskowy).

Unikają munduru

Proces ucywilnienia armii przebiega wyjątkowo ślamazarnie. W 2009 r. w Sztabie Generalnym WP zaledwie 17,7 proc. kadry było urzędnikami cywilnymi, pozostałe stanowiska zajmowali żołnierze. Obiecywano wówczas, że w ciągu najdalej dwóch lat liczba ta wzrośnie do co najmniej 20 proc. Ale w sztabie żołnierze w dalszym ciągu kurczowo trzymają się biurek, choć mamy już przecież połowę roku 2013 - pracuje tam 489 wojskowych i zaledwie 123 cywilów. Nieco lepiej jest w urzędzie ministra obrony narodowej - 732 osoby zajmują stanowiska cywilne, 452 stanowiska urzędnicze są zarezerwowane dla żołnierzy.
6 sposobów na to, jak po studiach znaleźć pracę w sferze budżetowej

Mimo ograniczania zatrudnienia w urzędach i placówkach publicznych co roku pojawia się tam kilkanaście tysięcy ofert etatów. Nie ma przeszkód, aby skorzystał z nich nawet absolwent szkoły wyższej bez doświadczenia. czytaj więcej

W otoczeniu mundurowych dobrze czuli się i czują kolejni ministrowie obrony (z mocy ustawy będący cywilami). Obecny szef resortu Tomasz Siemoniak ma kilku współpracowników w randze oficerów, którzy m.in. organizują mu spotkania oraz przygotowują dokumenty. Wprawdzie już w czerwcu 2006 r. ówczesny minister obrony Radosław Sikorski wydał decyzję w sprawie zasad tworzenia komórek organizacyjnych Ministerstwa Obrony Narodowej - według obowiązującego dokumentu liczba stanowisk członków korpusu służby cywilnej nie może być mniejsza niż 50 proc. - to jednak do tej pory nie zaostrzono przepisów. W efekcie u ministra co drugi żołnierz może pracować za biurkiem. Ten liberalizm powoduje, że wszyscy garną się do ciepłych posadek z dala od zapachu prochu i od poligonów.

Oczywiście, sami mundurowi uważają się za niezbędnych. "Należy podkreślić, że wiele stanowisk, zwłaszcza w Sztabie Generalnym, wymaga specjalistycznej wiedzy z zakresu obronności, wojskowości, jak również wojskowego doświadczenia, dlatego służą tam głównie żołnierze. Wszędzie tam, gdzie jest to możliwe (ze względu na wykształcenie, doświadczenie etc.) stanowiska są obsadzane przez osoby cywilne" - czytamy w przysłanej odpowiedzi.

To nie do końca jest prawda, bo na stanowiskach kierowniczych pojawia się coraz więcej wojskowych - np. dyrektor departamentu prawnego jeszcze w 2006 r. był cywilem, dziś to mundurowy, podobnie jak dyrektor departamentu prasowo-informacyjnego. Ale wchodząc do wojskowego urzędu, nie domyślimy się, że pracują w nim żołnierze, bo po prostu nie noszą mundurów.

Sam rzecznik ministra obrony narodowej nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, kiedy ostatni raz chodził w uniformie. - Nie przypominam sobie. Rzeczywiście chodzę w garniturze, ale identyfikuję się ze służbą. Nigdy nie pracowałem i nie chciałbym pracować w cywilu - przekonuje ppłk Jacek Sońta. Przyznaje, że po ponad 20 latach służby pierwsza linia i poligon pozostają epizodami z początku kariery. - Dzisiaj jest specyficzna sytuacja, bo muszę odebrać przed godz. 16 dziecko z przedszkola (rozmawialiśmy w ubiegły czwartek po godz. 15 - przyp. aut.) i dlatego nie ma mnie już w pracy, ale generalnie nie wychodzę z niej jak pozostali urzędnicy - tłumaczy ppłk Sońta.

Niechęć do munduru wśród żołnierzy urzędników jest powszechna: nie decydują się na ich założenie nawet na specjalne gale. - Minister obrony Aleksander Szczygło wydał zarządzenie, że wszyscy wojskowi, także ci pracujący w wojskowej biurokracji w resorcie, muszą nosić mundury, a jeden dzień w tygodniu uniform polowy. Mieliśmy z tego powodu dużo radości, bo albo ich nie mieli i na gwałt szukali, albo się w nie nie mieścili - wspomina cywilny urzędnik resortu obrony narodowej. I dodaje, że szybko przekonano kolejnego szefa resortu do odwołania "uciążliwej" decyzji poprzednika.

- Trudno mi uwierzyć, że mogą być żołnierze, którzy wstydzą się munduru - mówi emerytowany rezerwista z Legnicy. - Przecież brak umundurowania zabija morale - kwituje.

Flaszka za ćwiczenia

W pracy żołnierza urzędnika i cywila urzędnika trudno doszukać się różnic. Ale w ich pensjach - jak najbardziej. Ci drudzy często zarabiają nawet dwukrotnie mniej (oficer na stanowisku głównego specjalisty zarabia około 6 tys. zł, a główny specjalista cywil niewiele ponad 3 tys. zł). Co więcej, wojskowi mają ciepłe posadki urzędnicze, a zachowują prawo do uposażenia wojskowego, wszystkich dodatków przeznaczonych dla żołnierzy, w tym do ekwiwalentu za mundur i rocznych nagród.

Armia wciąż oblegana przez kandydatów do służby

Do jednostek zgłaszają się nie tylko osoby po studiach, lecz także z innych służb, w tym z policji. Wojsko na starcie oferuje mieszkanie służbowe i średnio o tysiąc złotych wyższe uposażenie niż w innych formacjach mundurowych.

Mundurowi odpowiadają, że przecież zawsze mogą być wezwani do urzędu w weekendy, oraz że muszą raz w roku zaliczyć ćwiczenia, strzelanie lub nawet wyjechać na poligon. Dodatkowo oburzają się, jeśli ktoś im mówi, że pracują. Oni służą.

- To wszystko bzdury. Pracuję kilka lat w urzędzie i żaden podległy mi żołnierz nigdy nie pojechał na poligon i nie był wzywany w weekend do pracy. A strzelanie to kolejna fikcja. Otrzymuję tylko pisma, abym doprowadził do obniżenia stanów magazynowych naboi, bo jest ich za dużo - mówi zastępca dyrektora MON.

- Ja bym zakazał ćwiczeń strzeleckich dla urzędników wojskowych, bo to tylko wielkie koszty. Aby 5-6 żołnierzy zza biurek mogło raz na kwartał strzelać na strzelnicy, trzeba zorganizować samochód, paliwo, delegacje i zabezpieczenie medyczne - wtóruje major z woj. mazowieckiego. - Bardzo często przymyka się więc oko na obowiązek utrzymania w dobrej formie strzeleckich umiejętności.

Prawdziwa panika wśród żołnierzy urzędników wybucha, gdy muszą udowodnić, że pozostało w nich coś z żołnierzy. Są zobligowani do zaliczenia raz w roku testu sprawności fizycznej. Ale i na to jest sposób. - Gdy dowodziłem batalionem w Niepołomicach, ogłoszono w moim okręgu, że będzie sprawdzian z WF. Przyjechałem i okazało się, że jestem sam. Później się dowiedziałem, że wszyscy jeżdżą z butelkami wódki do sztabu po zaliczenie - opowiada były dowódca GROM gen. Roman Polko. Bez ogródek przyznaje, że choć sprawdzian nie jest zbyt wymagający, to jednak dla mundurowych zza biurka może być poważnym wyzwaniem.

Żołnierze z kategorią Z, czyli w pełni zdolni do zawodowej służby, muszą m.in. zaliczyć marszobieg na 3 km (limit to 20 minut) albo pływanie ciągle przez 12 minut, podciąganie się na drążku (często wystarczy jeden raz), bieg wahadłowy 10 x 10 m, skłony tułowia w przód przez 2 minuty. W przypadku żołnierek z kategorią Z to m.in. jeden kilometr marszobiegu lub pływanie przez 12 minut, bieg zygzakiem (tzw. koperta), skłony tułowia w przód przez 2 min.

To nie wszystko - przepis stanowi, że jeśli żołnierz nie zda testu dwa razy z rzędu, jest z nim zrywany kontrakt. Ale urzędnicy znaleźli lukę prawną. W jednym roku nie zaliczają testu, w drugim biorą zwolnienie lekarskie, a w kolejnym mogą do niego nawet w ogóle nie podchodzić. W efekcie nie ma dwóch ocen niedostatecznych z rzędu i można spokojnie pracować. Obecny minister obrony narodowej dał się przekonać, że takie osoby mogą pozostać w armii. Nieugięty pod tym względem był Radosław Sikorski, który sam zaliczał test sprawności, choć nie musiał tego robić.

- Nasza armia przypomina "Urząd Wojska Polskiego", choć się mówi, że jest profesjonalna. Absurdem jest, że żołnierz musi podpisać zgodę na wyjazd na misję. Albo jesteś mundurowym i wykonujesz rozkazy, albo urzędnikiem i wtedy można cię o różne sprawy prosić. Przez takie rozwiązanie prawdziwych żołnierzy kochających pole walki mamy co najwyżej 20 proc. - mówi Roman Polko.

Z danych resortu obrony wynika, że od 2010 r. w zagranicznych misjach udział wzięło ok. 18 tys. żołnierzy. To zaś by oznaczało, że dochowaliśmy się już sporej grupy doświadczonych wojskowych. Jednak MON nie chce ujawniać, ilu z nich wielokrotnie wyjeżdżało w rejony konfliktów.

Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych odpowiedziało, że nie prowadzi takiej ewidencji. Z nieoficjalnych informacji wynika, że większość żołnierzy wyjeżdża na misje więcej niż raz. Kuszeni są przede wszystkim uposażeniem - za granicą mogą zarobić nawet do 20 tys. zł miesięcznie. Wpływają na to specjalne dodatki, w tym wojenny. Ponadto okres wysługi do emerytury jest korzystniej liczony dla osób przebywających na misjach.

- Mój zięć był już 6 razy i zastanawia się nad kolejnym. Ale gdy ja dowodziłem żołnierzami, nie brakowało takich, którzy przychodzili do mnie i prosili, żebym im pozwolił pozostać za biurkiem, bo mają rodziny. Sami też donosili, kto jest kawalerem i kogo można namówić na misje - mówi emerytowany gen. Adam Rębacz, prezes Związku Żołnierzy WP.

Reformatorskie próby

Szef resortu obrony narodowej dostrzega problem dekowników. Oficjalnie informuje, że chciałby większość żołnierzy widzieć na poligonach, a nie w roli dobrze opłacanych urzędników.

- Sejm uchwalił reformę o urzędzie ministra obrony narodowej. A to oznacza, że zmiany strukturalne będą kolejną okazją do wprowadzania zwiększonej liczby stanowisk dla cywilów - przekonuje ppłk Jacek Sońta. Tłumaczy, że starsi szarżą oficerowie dostaną propozycje przejścia do jednostek, a jeśli z niej nie skorzystają, będą musieli się pożegnać z armią. - Urząd powinien być dla urzędników, a mundurowi powinni się zająć sprawami w jednostkach - dodaje Sońta.

Ile zarabiają żołnierze?

Zgodnie z danymi udostępnionymi przez Ministerstwo Obrony Narodowej, 31 stycznia 2011 roku w Siłach Zbrojnych RP było 99 778 żołnierzy. Wśród nich 120 to najwyżsi rangą generałowie. czytaj więcej

Ale lobby żołnierzy zza biurek jest bardzo silne. - To nie do końca będzie tak działało. Zainteresowani dopilnowali, aby w ustawie znalazł się przepis, by w przypadku otrzymania takiej propozycji nie do odrzucenia mogli przechodzić do cywila i pozostawać na dotychczasowym stanowisku - mówi zastępca dyrektora departamentu MON. Wtedy jednocześnie będą mogli pobierać po wysłudze minimum 15 lat wojskową emeryturę i dodatkowo urzędniczą pensję.

- Szkoda, że wyszkolony żołnierz zawodowy woli zajmować się przekładaniem papierów - ubolewa gen. Adam Rębacz. Według niego, na stanowiska urzędnicze powinny trafiać osoby powracające z misji, które z powodu uszczerbku na zdrowiu nie mogą już służyć jako żołnierze na polu walki. - Zmiany muszą być radykalne, bo inaczej nigdy nie pozbędziemy się dekowników. O ile w armii liczącej 400 tys. osób można było pozwalać im na zaszywanie się w różnego rodzaju urzędach lub jednostkach, przy 100 tys. żołnierzy zawodowych nie możemy sobie pozwalać na marnotrawienie kadr - dodaje.

Podobnego zdania się organizacje prywatnych pracodawców. - Dziwię się Ministerstwu Obrony Narodowej, które ma duże potrzeby finansowe, że wciąż toleruje taką sytuację. Przez tę patologię płacimy dwukrotnie, bo - po pierwsze - przepłacamy wojskowych pracowników, ponieważ w ich miejsce można zatrudnić tańszy personel cywilny, a po drugie - wypłacamy z pieniędzy resortu emerytury - wylicza Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji PP Lewiatan.

Wskazuje on na jeszcze jedną patologię, która już daje się zauważyć, a która może się pogłębiać przy wdrażaniu reformy MON: to sytuacje, w których wojskowy urzędnik przechodzi na emeryturę, a jednocześnie decyduje się na pozostanie na stanowisku cywilnym i co miesiąc otrzymuje pensję.

- To kosztuje nas rocznie setki milionów złotych. Minister musi podjąć stanowcze działania, bo społeczeństwo nie będzie szanowało dekowników, którzy pobierają wysokie emerytury mundurowe i dodatkowo jeszcze dorabiają - apeluje Mordasewicz. - Ale cóż, wszystko wskazuje na to, że cały czas kruk krukowi oka nie wykole - dodaje zrezygnowany.

Artur Radwan

....

Tak to wyglada . Komuna a po niej rzady kretynow zrobily z wojska kabaret .
A wy zescie za te sukcesy Bronka nagrodzili prezydentura . To macie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:02, 18 Lip 2013    Temat postu:

Związkowcy przeciwko sprowadzeniu do Polski kolejnych czołgów Leopard

Regionalna Sekcja Przemysłu Zbrojeniowego śląsko-dąbrowskiej Solidarności zaapelowała do premiera i ministra obrony narodowej o rezygnację z planów sprowadzenia do Polski starych niemieckich czołgów Leopard.

Zdaniem związkowców środki na modernizację wozów, zamiast trafić do polskich firm zbrojeniowych, zasilą głównie niemiecki przemysł. List w tej sprawie związek wysłał do premiera Donalda Tuska i ministra Tomasza Siemoniaka.

Obecnie polska armia ma 128 czołgów Leopard 2A4. Związkowcy, powołując się na zapowiedzi przedstawicieli resortu obrony narodowej, wskazują, że prawdopodobnie jeszcze w tym roku wojsko dokupi w Niemczech drugie tyle Leopardów w nieco nowszej wersji 2A5. Wartość transakcji szacuje się na ok. 100 mln euro.

- Przedstawiciele MON zapewniają, że modernizacją czołgów zajmą się polskie firmy, w tym zwłaszcza Bumar-Łabędy w Gliwicach. Tak się jednak nie stanie, bo Niemcy nie oddadzą nam przecież dokumentacji remontowej. Prawdopodobnie będzie tak, że oni wykonają prace modernizacyjne u siebie, a my zajmiemy się wyłącznie montażem. W efekcie na każde wydane 10 zł tylko złotówka zostanie w Polsce - powiedział szef Solidarności w gliwickim zakładzie Zdzisław Goliszewski.

Wraz z Leopardami do Polski ma trafić ok. 50 wozów towarzyszących, służących do obsługi czołgów. - To są stare jednostki, których nie da się zmodernizować. Ich rolę z powodzeniem mogłyby za to spełniać produkowane w Łabędach znacznie nowocześniejsze wozy zabezpieczenia technicznego WZT-3 - ocenił związkowiec.

W piśmie do premiera i szefa MON związkowcy wskazali również, że zakup Leopardów w połączeniu z zapowiadanymi cięciami budżetowymi stawia pod znakiem zapytania zapowiadany od wielu miesięcy program budowy nowego polskiego czołgu podstawowego.

Według Goliszewskiego oszczędności w kasie MON najbardziej dotkną właśnie zakłady z grupy Polskiego Holdingu Obronnego, do których trafia 60 proc. pieniędzy wydawanych przez wojsko na zamówienia krajowe.

- 28 maja ogłoszono przetarg na remont 13 czołgów PT-91. Łabędy są jedynym zakładem w Polsce przystosowanym do realizacji tego zamówienia. Następnie przetarg unieważniono i nie wiadomo, czy zostanie on wznowiony z uwagi na oszczędności w resorcie - poinformował Goliszewski.

>>>>

Nie branie czolgow bylo by idiotyzmem . Co innego ,,dokupywanie" nowych . To juz sa duze koszty . Tu nalezy sie wstrzymac .
Oczywiscie nie mozemy cigale tluc t72 pod inna nazwa ... To juz 41 !!! lat minelo !!! A czolg kupujemy naprzod . To ile jeszcze by mialy sluzyc ???
Podtrzymywanie w ten sposob miejc pracy to idiotyzm . Koszty gigantyczne a tych miejsc pracy maciupenko . Przemysl zbrojeniowy tym sie charakteryzuje . Gigantyczne koszty malo zatrudnionych . To lepiej wspierac galezie gdzie sa niskie koszty a tlum zatrudnionych tzw. pracochlonne ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:29, 08 Sie 2013    Temat postu:

Polska Zbrojna

Krótsza droga do armii

Koniec z wizytami w wojskowych komendach uzupełnień i kompletowaniem masy dokumentów. Armia upraszcza procedury naboru dla kandydatów do służby przygotowawczej. Po wakacjach wniosek o przyjęcie do służby będzie można wysłać przez internet. Nie trzeba będzie już dołączać skróconego aktu urodzenia ani życiorysu.

– Dzwoniło do nas wielu młodych ludzi zainteresowanych służbą przygotowawczą, pytali, dlaczego wojsko nie prowadzi elektronicznej rejestracji. Wielu z nich, żeby złożyć potrzebne dokumenty, musiało kilka razy jechać do komendy uzupełnień – opowiada Jacek Matuszak z Wydziału Prasowego Dowództwa Wojsk Lądowych.

Dlatego armia postanowiła wyjść naprzeciw oczekiwaniom kandydatów. Ci, którzy po wakacjach będą chcieli odbyć służbę przygotowawczą, wniosek o powołanie będą mogli wysłać przez internet, za pośrednictwem Elektronicznej Platformy Usług Administracji Publicznej. Osobista wizyta w WKU nie będzie już konieczna.

Drogą elektroniczną będą także mogli złożyć potrzebne załączniki. A tych będzie mniej niż dotychczas. Zgodnie bowiem z podpisanym przez ministra obrony rozporządzeniem kandydaci nie będą już musieli wysyłać skróconego aktu urodzenia i życiorysu. Wszystko dlatego, że wojskowe komendy uzupełnień mają już ich dane osobowe, zebrały je podczas kwalifikacji wojskowej.

MON zrezygnował także z obowiązku przedstawiania przez ochotników zaświadczeń o niekaralności. Te informacje wojskowe komendy uzupełnień będą musiały uzyskać z Krajowego Rejestru Karnego. Szacuje się, że rocznie skierują ok. 7 tysięcy wniosków w tej sprawie.

– Zaproponowane przez resort rozwiązania znacznie ograniczą biurokrację. Nie wiążą się z żadnymi kosztami, a kandydatom ułatwiają przejście ścieżki rekrutacji – ocenia płk Leszek Jankowiak, szef Zespołu do spraw Profesjonalizacji Sił Zbrojnych RP.

Służbę przygotowawczą przechodzą ci, którzy są zainteresowani służbą wojskową, ale nigdy wcześniej nie odbyli przeszkolenia wojskowego. By zostać powołanym do służby, kandydaci muszą mieć m.in. ukończone 18 lat, odpowiednią kondycję zdrowotną (kategorię zdrowia "A" uzyskaną podczas kwalifikacji), nie mogą też być karani za przestępstwo umyślne.

Postępowanie kwalifikacyjne do służby ma charakter konkursowy. O przyjęciu do wojska decydują m.in. oceny ze szkoły, posiadane kwalifikacje oraz wynik rozmowy kwalifikacyjnej. Ci, którzy zostaną przyjęci do służby przygotowawczej, otrzymują kartę powołania oraz skierowanie na szkolenie. Służba przygotowawcza w zależności od korpusu trwa od czterech do sześciu miesięcy.

>>>>

Slusznie i tak wszystko wychodzi w sluzbie .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:39, 25 Paź 2013    Temat postu:

Sztab Generalny Wojska Polskiego świętuje 95-lecie istnienia

Sztab Generalny Wojska Polskiego obchodził 95. rocznicę ustanowienia. To kluczowa instytucja, jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo zewnętrzne, a jej szef od przyszłego roku będzie najbliższym współpracownikiem ministra obrony - mówił szef MON Tomasz Siemoniak.

Sztab Generalny Wojska Polskiego powołano do życia rozporządzeniem Rady Regencyjnej 25 października 1918 r. Jak mówił dziennikarzom szef MON, uczestniczący w rocznicowych obchodach w Warszawie, mało która instytucja w Polsce może się poszczycić stażem dłuższym niż niepodległość.

W okolicznościowym przemówieniu Siemoniak powiedział, że Sztab Generalny WP był, jest i będzie centrum wydarzeń, jeśli chodzi o wszystkie kwestie związane z zewnętrznym bezpieczeństwem ojczyzny.

- Wiem, że jest to ta instytucja, na którą zawsze można liczyć, jeżeli chodzi o rozwiązanie trudnego problemu, dobrą rekomendację do działania - powiedział.

Szef MON prosił też, by wdrażanie reformy systemu dowodzenia, było czasem intensywnej pracy i nowego ukształtowania roli Sztabu, który - jak zaznaczył - będzie jeszcze bliżej szefa MON niż do tej pory.

Od przyszłego roku zmienić ma się system dowodzenia siłami zbrojnymi. Sztab Generalny nie będzie się już zajmować dowodzeniem, lecz jedynie planowaniem strategicznym, planami rozwoju armii oraz doradzaniem prezydentowi, premierowi i szefowi MON w sprawach obronności.

- Szef Sztabu Generalnego dzisiaj jest już blisko ministra, ale po 1 stycznia będzie najbliższym współpracownikiem ministra odpowiedzialnym za to, aby właściwie prowadzić politykę obronną naszego państwa. Myślę, że do tej roli Sztab jest bardzo dobrze przygotowany - ocenił szef MON.

Do reformy nawiązał też szef Sztabu Generalnego WP gen. broni Mieczysław Gocuł. - Jesteśmy aktywnymi uczestnikami złożonego procesu reformowania systemu dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi. Rolą Sztabu jest dbałość oraz troska o zapewnienie właściwego poziomu merytorycznego wszystkich rozwiązań systemowych i organizacyjnych - powiedział.

Zaznaczył, że Sztab powinien pełnić funkcję obiektywnego, merytorycznego doradcy zwierzchników politycznych.

....

Cos nie tak . Za krotko. Jak to bylo przed rozbiorami ? Urzad hetmana czyz to nie byl sztab ? Hetman nie byl cywilnym ministrem a wodzem naczelnym .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:28, 16 Gru 2013    Temat postu:

Gen. Waldemar Skrzypczak: myślałem, że tylko NKWD strzelało w ten sposób

Gdy wejdą do nas zachodnie firmy, zniszczą wszystko, ponieważ nasza zbrojeniówka nie jest aż tak silna, by konkurować z zagranicznymi gigantami. Nie wierzę, że będą chcieli dać nam technologię. Rzucą ochłapy, malowanie powłok malarskich. Zrobią z naszych fachowców młotkowych. Straty będą wielkie. Teraz obawiam się tego, by Polska nie uległa presji politycznej i biznesowej ze strony państw, które chcą zgarnąć naszą kasę i zniszczyć polską zbrojeniówkę. To główna przyczyna tego, dlaczego mnie uwalono. To, jak zostałem potraktowany, było niczym strzał w plecy, a myślałem, że to NKWD strzelało w ten sposób - ostrzega w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Waldemar Skrzypczak, były wiceminister MON.

Agnieszka Niesłuchowska: Uczył pan żołnierzy jak przeżyć na misjach w Iraku, Afganistanie, a sam wszedł na minę w cywilu, w resorcie obrony. Ironia losu?

Gen. Waldemar Skrzypczak: Poszedłem na wojnę z lobbystami i wszedłem na gigantyczną minę. Zawiodło rozpoznanie. Okazało się, że uległem przez swoją żołnierską naiwność. Wydawało mi się, że chcąc robić dobrze dla armii, będę miał pełne poparcie m.in. służb. A zostałem sam na placu boju.

Dobrymi uczynkami piekło wybrukowane?

- Chciałem dobrze dla Polski, okazało się, że nie było to w zgodzie z interesem tych, którzy chcą wyciągać z rządowej, polskiej kasy grube setki milionów przeznaczonych na modernizację sił zbrojnych. Teraz jestem już z dala od MON. Liżę rany.

Minister Siemoniak mówił o pana wpadce z listem do izraelskiego resortu obrony, jako o niezręczności. Pan jednak powtarza, że było to zagranie. Nie wszyscy wierzą, że była to kalkulacja na zimno.

- Podobne pisma, w różnych sprawach i obszarach, wysyłałem do swoich odpowiedników na całym świecie. To jest jeden z wielu sposobów na pozyskanie dostępu do pilnie chronionych obszarów wiedzy.

To dlaczego jeden list wywołał taką burzę?

- Bo doprowadził do tego, że Izrael udostępnił nam wiedzę w zakresie technologii bojowych bezpilotowców, choć wcześniej nie chciał tego zrobić. Poza tym pismo było skierowane do członka rządu a nie do konkretnej firmy. Dodam, że burza wynikała między innymi z tego, że nie wszyscy znają angielski.

Niemniej w liście pojawiła się nazwa firmy - Elbit Systems. Wyszło na to, że faworyzuje pan właśnie ją.

- Chodziło o to, by Izrael udostępnił wiedzę w zakresie dronów uzbrojonych, które użytkuje w większości, bo aż 90 proc. z nich produkuje wspomniana w liście firma. Byliśmy po tym piśmie drugim krajem, który pozyskał dostęp do wiedzy o technologii bojowych dronów.

Na pana głowę posypały się gromy, że "spalił" pan przetarg.

- Znam te opinie, ale przecież nie ma na razie żadnego przetargu. Prawdopodobnie będzie w drugiej połowie 2014 roku i potrwa ze dwa lata. Czyli finał może w 2016 roku. Aktualnie zbieramy wiedzę, prowadzimy dialog techniczny. To zupełnie co innego. Dialog opiera się na zbieraniu informacji. Wolno mi było zrobić, co zrobiłem. Jest to powszechnie stosowana praktyka na poziomie rządów.

Skoro tak, to dlaczego premier był na pana wściekły? Co nie otworzył rano gazety, czytał coś o panu.

- A dziwi się pani? Też byłbym wkurzony. Cała medialna burza, która rozpętała się wokół mnie nie służyła ani wizerunkowi ministerstwa, ani premiera, tym bardziej mnie. Jestem jednak żołnierzem, mam honor, dlatego postanowiłem usunąć się w cień. Powtórzę: nie przekroczyłem swoich kompetencji. Być może politycznie było to niezręcznie, merytorycznie - nie.

Sprawa podobno od wiosny była gorącym kartoflem w MON. Kiedy o sprawie dowiedział się minister? Już wówczas usłyszał pan od przełożonego gorzkie słowa?

- Ten dokument nie był żadną tajemnicą w resorcie. Ujrzał światło dzienne w maju i był znany zarówno ministrowi Siemoniakowi, jak i SKW. Natomiast, gdybym strzelił gafę, powinien momentalnie zareagować na to mój personel lub SKW. Nikt mi nic nie powiedział. Minister nie kwestionował pisma, bo nie uznał, by był tam jakikolwiek błąd o charakterze politycznym. Przyznał, że była to niezręczność dopiero po atakach na mnie. Zresztą nie rozumiem, jak można z takiego pisma robić problem. Gdyby nie moje działanie, nigdy nie uzyskalibyśmy wiedzy z zakresie modernizacji armii. Bylibyśmy skazani na zakupy bezpośrednio od potentatów na światowych rynkach, z tzw. półki. Bez dostępu do technologii, które powinny trafić do polskiej zbrojeniówki.

A może na minę wszedł pan sam, podejmując decyzję o zajęciu się przetargami w ministerstwie? Trudno uwierzyć, że nie wiedział pan, jak grząski to teren.

- Żołnierz zawsze chodzi po polu minowych i musi mieć świadomość tej odpowiedzialności. Dobrze się stało, że ktoś taki, jak ja, był przez półtora roku był w MON, bo pozwoliło to uruchomić wiele programów. Nie brakowało mi konsekwencji i determinacji. I są tego wymierne efekty w polskiej zbrojeniówce i będą dla armii. Szkoda, że o tym się nie mówi. Ale czułem, że długo miejsca nie zagrzeję. Od początku wielu lobbystów groziło mi, że mnie wykończy. Przez ostatnie pięć miesięcy narastała we mnie frustracja, wiedziałem, że moje dni w MON są policzone.

Nie wygląda pan jednak na człowieka przybitego.

- Jestem żołnierzem, który miał w życiu nie tylko sukcesy. W armii się twardnieje.

Gen. Roman Polko mówił po pana odejściu z resortu tak: "Byłby świetnym ministrem, gdyby odpowiadał za działania operacyjne naszych wojsk, reformę systemu dowodzenia. Tymczasem wrzucono go na ugór, jakim są przetargi. Walką z lobbystami powinien zająć się wytrawny menadżer i prawnicy". Pan też miał takie przemyślenia?

- Romek ma dużo racji. Ja jednak nie miałem wątpliwości. Na wejściu nie stawiano mi twardych warunków, dostałem luźną propozycję, którą - po rozważeniu - przyjąłem. Po półtora roku pracy na tym stanowisku wiem, że nie może być polityka na tym miejscu. Jeśli mamy coś zrobić, musimy opierać się na ludziach doświadczonych, którzy znają się na sprzęcie, wymaganiach wojska. Na zespołach ludzi merytorycznie przygotowanych. Menadżer to absolutnie za mało.

Za mało by okiełznać lobbystów i ograć służby?

- To, jak zostałem potraktowany, było niczym strzał w plecy, a myślałem, że to NKWD strzelało w ten sposób. Nie sądziłem, że podobne rzeczy mogą dziać się dziś, w polskich realiach. Tym bardziej, że tempo moich zmian było imponujące. Parłem do przodu, dokonałem reformy pionu, zlikwidowałem siermiężną martwą Radę Uzbrojenia. Cios nadszedł nagle. Pytanie, w co grają służby i dlaczego lobbyści mogą liczyć na ich ciche wsparcie? Przecież osoby tych, którzy odpowiedzialne za bezpieczeństwo, między innymi moje, powinno bronić państwa!

A może to dawne znajomości z branży zbrojeniowej panu zaszkodziły?

- Nie wstydzę się dawnych znajomych. Nie mają bowiem nic wspólnego z tym, co robiłem w MON. Nikogo nie faworyzowałem, oddzielałem relacje prywatne od służbowych.

Odradzał pan swojemu następcy, gen. Mroczkowi, wejście w pana buty?

- Myślę, że pan Mroczek wie, co trzeba zrobić i będzie wspierał podległy mu pion. Wierzę, że sobie świetnie poradzi. Ma doskonały do tego zespół. W MON jest atmosfera do pracy na rzecz modernizacji armii.

Nie żałuje pan spotkania z Mieczysławem Bullem? Dawny kolega skompromitował pana.

- Gdy doszło do naszej słynnej rozmowy, powiedziałem mu jednoznacznie, że w żaden układ nie wchodzę, nie mamy o czym rozmawiać. Mówiłem mu, że wieża bezzałogowa będzie polska, nie izraelska. To on przekroczył granicę i bardzo się denerwował w trakcie rozmowy. Ja zachowałem kamienną twarz, to on się denerwował. Przypomniałem mu, że kiedy zostałem wiceministrem, zakomunikowałem mu wyraźnie: "Pamiętaj, kim teraz jestem. Nasze relacje muszą ulec zmianie". Podobno SKW dysponuje nagraniem, w którym to zdanie padło z moich ust.

Tuż po pana dymisji PiS zapowiedział, że w przyszłym tygodniu złoży projekt ustawy, zgodnie z którym przez trzy lata po odejściu z funkcji w resorcie obrony byli szefowie i wiceszefowie MON nie mogliby podejmować pracy w firmach sektora zbrojeniowego. "Co będzie robił generał Skrzypczak po odejściu? Czy przejdzie do biznesu prywatnego, do przemysłu zbrojeniowego? To nie pierwsza sytuacja, gdyby się tak stało" - zastanawiał się Kamiński. Jak pan odebrał te słowa?

- Zakażą pracować dla polskiej zbrojeniówki? Mam dwie wstępne propozycje, nie polskie. To jest krótkowzroczność polityczna PiS. Kontynuują linię polityczną Bogdana Klicha, który odsunął wojsko od przemysłu. W efekcie w lukę weszli lobbyści z Zachodu. Doszło do tego, że nasi oficerowie są kształceni za duże pieniądze podatnika, a idą pracować na obcy żołd do zagranicznych firm. To prowadzi do destrukcji w państwie! Zresztą ciekaw jestem opinii na ten temat związków zawodowych polskiej zbrojeniówki i armii.
Myśli pan, że projekt zostanie poparty przez inne partie?

- Jeśli ktoś prowadzi grę przeciw Polsce, a zagrywka PiS jest tego dobitnym przykładem, to gratuluję.

Posłowie PiS zawiadomili prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta o możliwości popełnienia przestępstwa w związku ze sprawą zakupu okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej. Sasin powiedział, że chodzi o zamówienie opiewające na ok. 5 mld złotych i dotyczące zakupu dwóch okrętów podwodnych. Według niego preferowany ma być konkretny typ okrętu produkcji niemieckiej. Z kolei Kamiński tłumaczył, że nieprawidłowości w MON, o których ostatnio mówią media "w dużym stopniu dotyczą" pana, bo był pan odpowiedzialny w resorcie za przetargi.

- Jakiego przetargu? Z tego co pamiętam, to 15 grudnia dopiero rozpoczyna się dialog techniczny ws. okrętów. Zbieraliśmy wiedzę o tym, z kim po partnersku możemy rozmawiać, w tym z Niemcami, Francuzami, Szwedami, Koreą Południową i Turcją. Decyzji o zakupach nie podejmuje się jednak zanim nie zakończy się dialog techniczny. Powinniśmy wybrać najlepsze rozwiązanie.

Minister skierował do premiera wniosek o powołanie Piotra Pytla na stanowisko szefa SKW. To dobry kandydat?

- Nie znam tego człowieka w ogóle, nigdy go na oczy nie widziałem. To decyzja ministra. Myślę, że wie, co robi. Wierzę jedynie w to, że SKW wróci do wojska. Nie może być rozdźwięku i sporów personalnych między instytucjami. Trzeba chronić polską armię, zbrojeniówkę, system bezpieczeństwa.

A czuje się pan wystawiony do wiatru przez samą Platformę? Przed wejściem do ministerstwa, cieszył się pan nieposzlakowaną opinią.

- Nie patrzę na to politycznie. Miny nie podłożył mi minister Siemoniak, ani premier, ale ci, w których interesie jest wyciągnięcie kasy od polskiego państwa. Postawiłem firmom zagranicznym twarde warunki współpracy z polskim przemysłem zbrojeniowym, wyciąłem pośredników, co stało się problemem. Teraz obawiam się tego, by Polska nie uległa presji politycznej i biznesowej ze strony państw zachodnich, które chcą zgarnąć naszą kasę i zniszczyć polską zbrojeniówkę. To główna przyczyna tego, dlaczego mnie uwalono.

Służby dały panu spokój, czy jeszcze jest pan kontrolowany i podsłuchiwany?

- Jakiekolwiek moje pojawienie się gdziekolwiek, powiedzenie czegoś głośno, wywoła agresję. To oczywiste. Ale jestem zdumiony, że po dwudziestu latach demokracji, gdy struktury powinny być poukładane a system bezpieczeństwa klarowny, niepolskie siły hulają bezkarnie po naszym kraju i robią, co chcą.

Ostatnio mówił pan o gen. Nosku, byłym szefie SKW w kontekście jego libacji alkoholowych i pijackich wizji. Minister Siemoniak twierdził jednak, że SKW nie wymknęła się spod kontroli.

- W kilku gazetach wyczytałem, że doszło do przemytu alkoholu pocztą dyplomatyczną z Bałkanów. Fakt, o którym mówię, był przez rzecznika SKW potwierdzony, a odpowiedzialni za ten proceder ludzie - ukarani. Mieszkania operacyjne były wykorzystywane na libacje. Skoro fakty potwierdził rzecznik SKW, po co nad tym dyskutować? Zresztą, nie chcę do tego wracać. Noska już nie ma, mnie też, niech zapadnie kurtyna milczenia.

W poprzednim wywiadzie udzielonym Wirtualnej Polsce mówił pan, że być może tłem konfliktu między panem a szefem SKW jest niechęć ministra Klicha do pana. Poprzednik ministra Siemoniaka ma ponoć rozległe znajomości w SKW. Myśli pan, że posłużył się znajomościami, by się na panu odegrać?

- Mówi pani o czymś, o czym huczy cała Warszawa. Wspomniana niechęć, podskórne animozje, potwierdzają to, co sądziłem od pierwszego dnia, gdy SKW zaczęło śledzić moje sprawy majątkowe. Być może Klich chciał się zemścić. Mówią mi o tym wszyscy - dziennikarze, politycy z różnych stron. Nie wgłębiam się w temat.

Co po pana odejściu będzie działo się z polską zbrojeniówką?

- Warto zapytać jej przedstawicieli. Myślę, że przez ostatnie półtora roku wiele dało się zrobić, zmienić na lepsze, zbudować konsorcja zadaniowe, choć opór był straszny. Jednak wymusiłem wiele rzeczy, bo wielu spółkom trzeba było pomóc, wesprzeć technologicznie. Mam nadzieję, że dzięki nawiązanym kontaktom, mojemu międzyrządowemu działaniu, polska zbrojeniówka będzie prężnie się rozwijać. Ulokowaliśmy w zbrojeniówce wiele nowych programów zbrojeniowych. Ruszyliśmy polskie stocznie, wojskowy przemysł samochodowy i silnikowy.

Najbliższe dwa lata to czas, by stanąć na nogi, sięgnąć po najnowsze technologie, zagwarantować polskiemu przemysłowi zbrojeniowemu dwa lata amnestii przed wejściem pod jurysdykcję prawa UE, która chce globalizacji europejskiego przemysłu zbrojeniowego, przejścia na sterowanie centralne, które wykosi naszą zbrojeniówkę. Stąd ten skok na polską kasę. A wraz z naszą zbrojeniówką polegnie wiele ośrodków naukowych, biur konstrukcyjnych, polska myśl techniczno-wojskowa. Straty będą wielkie.

Jest aż tak źle? Polski przemysł zbrojeniowy stoi u progu zapaści?

- Gdy wejdą do nas zachodnie firmy, zniszczą wszystko, ponieważ nasza zbrojeniówka nie jest aż tak silna, by konkurować z zagranicznymi gigantami. Nie wierzę, że będą chcieli dać nam technologię. Rzucą ochłapy, malowanie powłok malarskich. Zrobią z naszych fachowców młotkowych. Polski robotnik nie będzie musiał być konstruktorem i inżynierem, wystarczy mu pilnik. Pozostała część - zaawansowana technologicznie - będzie poza naszym zasięgiem. Tylko nasza zdecydowana postawa i determinacja mogą pomóc polskiej zbrojeniówce. To ostatni dzwonek!

Dlaczego nie przedłużono panu dostępu do informacji niejawnych? Naprawdę poszło o drogi samochód kupiony przez pana w podejrzanie niskiej cenie?

- Co do samochodu, sprawa jest czysta. Mam wszystkie rachunki, potwierdzające absurdalność tych plotek. Firma kupiła samochód od leasingodawcy, za taką samą wartość ja odkupiłem samochód od firmy. Zresztą nadal go spłacam. Niestety nikt z SKW nie poprosił mnie o umowę, przelewy między firmą a mną. Myśli pani, że firma leasingowa sprzedałaby auto poniżej wartości rynkowej auta?

To o co poszło? Czym wzbudził pan najwiekszą nieufność służb?

- Chodziło o moje kontakty z Bullem, a więc relacje niegwarantujące zachowania tajemnicy. To jakaś paranoja, bo nie byłem i nie jestem jedynym wysoko postawionym generałem, który kontaktował się z Bullem. A niektórzy mieli z nim nawet bliższe relacje niż ja. I zachowali certyfikaty bezpieczeństwa. Ciekawe, prawda?

Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

....

Oczywiscie ze nas zniszcza . Zniszczyli juz prawie wszystko to i zbrojeniowke tez .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133562
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:12, 27 Gru 2013    Temat postu:

"Rzeczpospolita": nowa funkcja generała

73-letni planista stanu wojennego gen. Franciszek Puchała stoi na czele największej w Polsce organizacji reprezentującej byłych wojskowych - Związku Żołnierzy Wojska Polskiego - informuje "Rzeczpospolita".

- To kolejny dowód na to, jak powoli następuje proces zmian w armii, którą odziedziczyliśmy po 45 latach komunistycznej nomenklatury - komentuje historyk prof. Antoni Dudek.

Dodaje, że wybór gen. Puchały na szefa Związku go nie dziwi. - W armii przez 45 lat obowiązywały rygorystyczne zasady selekcji i ostali się tam ludzie o określonych poglądach. Poza tym dla większości emerytowanych wojskowych udział w stanie wojennym jest powodem do chluby. W roli komisarzy trafili do różnych instytucji i nagle wiele zaczęło od nich zależeć, mówi prof. Dudek.

Według danych z 2012 r. ZŻWP liczy ok. 15 tys. członków. Związek nie tylko jest największy wśród organizacji skupiających emerytowanych żołnierzy, ale należy też do najstarszych. Powstał w 1981 r.

....

Oczywiscie zadna niespodzianka . Wierchuszka byla 100 razy tresowana i formatowana . A jak na czele ma stac koles wysoki stopniem to musi byc jaruzelszczyk .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 15, 16, 17  Następny
Strona 1 z 17

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy