Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Niepokoje w Burundi.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:19, 13 Maj 2015    Temat postu: Niepokoje w Burundi.

W Burundi generał ogłasza odwołanie prezydenta, sytuacja niejasna

Po ogłoszeniu decyzji generała na ulice Budżumbury wyległy wiwatujące tłumy

W Burundi jeden z generałów ogłosił, że odwołał prezydenta tego kraju Pierre'a Nkurunzizę za to, że wbrew konstytucji zabiega on o trzecią kadencję prezydencką. Doradca prezydenta zareagował oświadczeniem, że to "kpina, a nie zamach stanu".

Generał Godefroid Niyombare, którego w lutym prezydent odwołał ze stanowiska szefa wywiadu, obwieścił też, że zdymisjonował rząd i pracuje z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego nad utworzeniem rządu tymczasowego. Nie jest jednak na razie jasne, czy ma poparcie sił zbrojnych.

Niyombare wypowiedział się na spotkaniu z dziennikarzami w koszarach w stolicy kraju Budżumburze oraz ogłosił swe decyzje w prywatnej stacji radiowej. Prezydent przebywa obecnie w sąsiedniej Tanzanii na konferencji poświęconej położeniu kresu niepokojom w Burundi. Jego kancelaria natychmiast zdementowała oświadczenie generała, a doradca Nkurunzizy, Willy Niyamitwe, powiedział agencji Reutera: "Uważamy, że to kpina, a nie zamach stanu".

Jednak kiedy rozeszła się wieść, że generał odwołał prezydenta, na ulice Budżumbury wyległy wiwatujące tłumy. W zamieszkach ulicznych, które przed ponad dwoma tygodniami wybuchły w Budżumburze w związku z planami prezydenta, zginęło ponad 20 osób. USA i Unia Europejska skrytykowały Nkurunzizę za zamiar ponownego kandydowania. W środę policja wycofała się z ulic.

Burundi, była kolonia belgijska w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między Hutu, stanowiącymi większość, a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych. W 2000 roku w Tanzanii zawarto porozumienie pokojowe w obecności ówczesnego prezydenta USA Billa Clintona.

...

Znów problemy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:43, 14 Maj 2015    Temat postu:

Próba puczu w Burundi. Słychać strzały i wybuchy w stolicy
14 maja 2015, 17:00
W stolicy Burundi - Bużumburze - słuchać było w czwartek strzały i wybuchy. Żołnierze popierający próbę puczu przeciwko prezydentowi Pierre'owi Nkurunzizie walczyli z siłami lojalnymi wobec głowy państwa. Co najmniej 3 osoby nie żyją. Obie strony walk twierdzą, że opanowały stolicę.

W środę generał Godefroid Niyombare, którego w lutym prezydent odwołał ze stanowiska szefa wywiadu, ogłosił, że odwołał prezydenta za to, iż wbrew konstytucji zabiega o trzecią kadencję. Obwieścił też, że zdymisjonował rząd i pracuje z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego nad utworzeniem rządu tymczasowego.

Prezydent był w tym czasie w Tanzanii na spotkaniu z przywódcami państw regionu, poświęconym politycznemu kryzysowi w Burundi. Nie wiadomo, gdzie przebywał w czwartek, ale jego biuro poinformowało na Twitterze, że Nkurunziza wzywa do zachowania spokoju i że sytuacja jest pod kontrolą.

W centrum Bużumbury dochodziło w czwartek do wymiany ognia między żołnierzami lojalnymi wobec prezydenta, którzy strzegą państwowej rozgłośni RTNB, a siłami popierającymi generała Niyombare.

Szef sztabu sił zbrojnych Burundi generał Prime Niyongabo ogłosił w środę wieczorem, że jest "przeciwko generałowi Niyombare".

W zamieszkach ulicznych, które przed ponad dwoma tygodniami wybuchły w Bużumburze w związku z planami prezydenta, zginęło ponad 20 osób. USA i Unia Europejska skrytykowały Nkurunzizę za zamiar ponownego kandydowania.

Konstytucja Burundi stanowi, że prezydent może być wybrany w wyborach powszechnych na dwie kolejne kadencje. Nkurunziza twierdzi, że może się ubiegać o następną kadencję, ponieważ na pierwszą został wybrany przez parlament, a nie w wyborach powszechnych.

Burundi, była kolonia belgijska w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między Hutu, stanowiącymi większość, a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych. W 2000 roku w Tanzanii zawarto porozumienie pokojowe w obecności ówczesnego prezydenta USA Billa Clintona.

...

Koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:23, 15 Maj 2015    Temat postu:

Burundi: kolejne protesty po powrocie prezydenta do stolicy

Prezydent Burundi Pierre Nkurunziza wrócił do pałacu prezydenckiego w stolicy, Bużumburze. Zatrzymano niektórych uczestników nieudanego puczu w celu obalenia szefa państwa, inni uciekli. Organizowane są kolejne antyprezydenckie protesty.

- Postanowiliśmy się poddać. Mam nadzieję, że nas nie zabiją - powiedział agencji AFP przywódca zamachu stanu generał Godefroid Niyombare, gdy zbliżali się do niego żołnierze. Jednak wbrew wcześniejszym informacjom Niyombaremu udało się uciec. Cytowany przez agencję AFP policjant powiedział, że siły wierne szefowi państwa szukają przywódcy przewrotu.

Wcześniej poinformowano, że za udział w spisku aresztowano trzy osoby - generała policji i dwóch generałów sił zbrojnych. Wśród nich był eksminister obrony Cyrille Ndayirukiye. Wszyscy uczestnicy nieudanego puczu staną przed sądem - zapowiedział rzecznik prezydenta Gervais Abayeho.

Po południu do Bużumbury wrócił prezydent Nkurunziza. Gdy rozpoczął się przewrót, szef państwa przebywał w Tanzanii na spotkaniu z przywódcami państw regionu, poświęconym politycznemu kryzysowi w Burundi. Do kraju wrócił w czwartek.

Od poranka w Bużumburze działacze, którzy sprzeciwiają się kandydowaniu przez Nkurunzizę w wyborach prezydenckich zaplanowanych na koniec czerwca, wzywali do dalszych antyprezydenckich wystąpień. Niektórzy mieszkańcy stolicy twierdzą, że policja zagroziła im, że będzie do nich strzelać, jeśli będą protestować.

Według dziennikarza AFP demonstranci zebrali się w kilku dzielnicach. W Musadze na południu stolicy policja rozpędziła kilkaset osób, które stały przy barykadach.

W centrum miasta było spokojnie; po dwóch dniach wrócili tam mieszkańcy.

ONZ szacuje, że od początku kryzysu w Burundi uciekło stamtąd ponad 105 tysięcy ludzi; znaleźli oni schronienie w sąsiednich krajach. Większość, ponad 70 tys., uciekła do Tanzanii.

W środę Niyombare, którego w lutym prezydent Nkurunziza zdymisjonował ze stanowiska szefa wywiadu, ogłosił, że obalił szefa państwa, ponieważ wbrew konstytucji ubiegał się o trzecią kadencję. Niyombare oświadczył też, że zdymisjonował rząd i pracuje z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego nad utworzeniem rządu tymczasowego.

W centrum Bużumbury dochodziło w czwartek do wymiany ognia między żołnierzami lojalnymi wobec prezydenta, którzy strzegą państwowej rozgłośni RTNB, a siłami popierającymi generała Niyombare. Dzisiaj poinformowano o co najmniej jednej ofierze śmiertelnej w stolicy; według świadków mężczyzna został zastrzelony przez policję.

W zamieszkach ulicznych, które przed ponad dwoma tygodniami wybuchły w Bużumburze w związku z planami prezydenta, zginęło ponad 20 osób. USA i UE skrytykowały Nkurunzizę za zamiar ponownego kandydowania.

Burundi, była kolonia belgijska w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między stanowiącymi większość Hutu a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych. W 2000 roku w Tanzanii zawarto porozumienie pokojowe w obecności ówczesnego prezydenta USA Billa Clintona.

...

Trzeba pewnie zrobić wybory,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:25, 15 Maj 2015    Temat postu:

Burundi: prezydent dziękuje siłom bezpieczeństwa za powstrzymanie puczu

Prezydent Burundi dziękuje siłom bezpieczeństwa za powstrzymanie puczu

Prezydent Burundi Pierre Nkurunziza podziękował siłom bezpieczeństwa za skuteczność i szybkie działania, które powstrzymały uczestników nieudanego puczu. Ogłosił ponowne otwarcie granic i wezwał do zakończenia antyprezydenckich protestów.

- W tym pamiętnym dniu chcielibyśmy podziękować z całego serca siłom bezpieczeństwa za skuteczność i szybkość, jaką zademonstrowały, by powstrzymać makabryczny projekt zniszczenia demokratycznych instytucji - powiedział Nkurunziza.

- Ogłaszamy ludności i społeczności międzynarodowej, że wszystkie granice państwa zostały otwarte i są dobrze chronione, a życie znowu toczy się normalnie - dodał. - W całym kraju panuje pokój, w tym w stolicy, gdzie działali sprawcy zamachu stanu - zapewnił.

Nkurunziza przyrównał uczestników przewrotu do demonstrantów przeciwnych temu, by kandydował w wyborach prezydenckich pod koniec czerwca i ubiegał się o trzecią kadencję. Po porażce puczu w piątek powrócili oni na ulice. - Jest oczywiste, że trwające wystąpienia są powiązane z grupą, która chciała obalić instytucje - ocenił szef państwa. Wezwał do natychmiastowego zakończenia demonstracji.

W piątek uczestnicy nieudanego puczu, na którego czele stał generał Godefroid Niyombare, poddali się. Niektórzy zostali aresztowani, inni uciekli. Trwają poszukiwania Niyombarego.

W środę ten generał, którego w lutym prezydent Nkurunziza zdymisjonował ze stanowiska szefa wywiadu, ogłosił, że obalił szefa państwa, ponieważ wbrew konstytucji ubiegał się o trzecią kadencję. Niyombare oświadczył też, że zdymisjonował rząd i pracuje z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego nad utworzeniem rządu tymczasowego.

...

Nie jest w porządku bo to się z powietrza nie bierze. Może ludzie mają dość władzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:36, 18 Maj 2015    Temat postu:

Burundi: po nieudanym puczu prezydent zwolnił trzech ministrów

Prezydent Burundi Pierre Nkurunziza w ramach rekonstrukcji rządu zwolnił troje ministrów: spraw zagranicznych, obrony i handlu - poinformował dzisiaj prezydencki rzecznik. W ubiegłym tygodniu udaremniony został pucz, który miał pozbawić go władzy.

Zdymisjonowani zostali: minister obrony Pontien Gaciyubenge, szef dyplomacji Laurent Kavakure oraz minister handlu Marie Nizigiyimana - przekazał rzecznik Gervais Abayeho, cytowany przez agencję AP.

Na czele resortu obrony po raz pierwszy od ok. 50 lat stanie cywil, Emmanuel Ntahonvukiye - były sędzia burundyjskiego sądu antykorupcyjnego i - jak podkreśla biuro prezydenta - człowiek apolityczny.

Ministerstwem spraw zagranicznych pokieruje Alain Aime Nyamitwe, dotychczas ambasador Burundi przy Unii Afrykańskiej. Nowym ministrem handlu została Irina Inantore.

- Na mocy swych konstytucyjnych uprawnień prezydent republiki może dokonywać zmian w ekipie rządzącej. Doszedł do wniosku, że nadszedł czas (na ich przeprowadzenie) - podkreślił Abayeho.

Nie potwierdził ani nie zaprzeczył, że dymisje są powiązane z ostatnimi wydarzeniami w kraju. - Ministrowie są monitorowani codziennie, a prezydent dokonuje ich wymiany, gdy uzna, że jest to konieczne - dodał.

Rekonstrukcja rządu nastąpiła w czasie, gdy Burundi od blisko miesiąca pogrążone jest w poważnym kryzysie politycznym. Kryzys rozpoczął się pod koniec kwietnia od społecznych protestów, brutalnie tłumionych przez siły porządkowe, po decyzji prezydenta, który wbrew konstytucji postanowił po raz trzeci ubiegać się o ten urząd.

W połowie ubiegłego tygodnia rozbita została grupa oficerów wojskowych stojących na czele puczu, ale trwają poszukiwania jego przywódcy, generała Godefroida Niyombare. Po porażce przewrotu na ulice powrócili uczestnicy antyprezydenckich protestów.

Również dzisiaj ministerstwo spraw zagranicznych poinformowało na swojej stronie internetowej, że uczestnicy antyprezydenckich demonstracji będą traktowani jak wspólnicy generałów stojących za próbą puczu.

Według wysokiej rangi przedstawiciela partii rządzącej resort obrony "padł ofiarą sposobu, w jaki poradził sobie z manifestacjami, i rozkazów, jakie wówczas wydał, a które wydawały się sprzeczne z rozkazami prezydenta".

...

Może samemu czas odejść...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:46, 20 Maj 2015    Temat postu:

Dziesiątki tysięcy dzieci uciekają przed przemocą w Burundi

Większość dzieci uciekających przed konfliktem w Burundi, wymaga szczególnej ochrony

Około 100 tysięcy osób, głównie kobiet i dzieci, uciekło przed gwałtownymi starciami, do jakich doszło w Burundi. Uchodźcy udali się do państw ościennych: Tanzanii, Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga. Sytuacja w Burundi jest bardzo niestabilna.

- Dzieci, które docierają do granic, są w złym stanie zdrowia, zostały rozdzielone z rodzinami lub są pozbawione jakiejkolwiek opieki - powiedziała Leila Gharagozloo-Pakkala, Dyrektor Regionalny UNICEF ds. Afryki Wschodniej i Południowej. Te dzieci wymagają natychmiastowej pomocy, przede wszystkim schronienia, żywności oraz opieki medycznej.

Do Tanzanii dotarło ponad 70 tys. uchodźców. Większość z nich gromadzi się w rejonie Kagunga, skąd następnie są transportowani do obozu dla uchodźców w Nyarugusu.
W Rwandzie większość z 26 tys. uchodźców z Burundi zostało umieszczonych w obozie dla uchodźców w Mahama.
W Demokratycznej Republice Konga ponad 9000 uchodźców zostało przyjętych przez lokalne rodziny, które zdecydowały się udzielić im schronienia.

Z powodu bardzo złych warunków sanitarnych uchodźcy są szczególnie narażeni na niebezpieczeństwo zachorowania np. na cholerę. UNICEF robi wszystko, aby poprawić ich sytuację. Dostarcza rodzinom wiadra na wodę oraz tabletki do jej uzdatniania.

Większość dzieci wymaga szczególnej ochrony. UNICEF wraz z organizacjami partnerskimi rejestruje dzieci oraz otacza je opieką, jeśli zostały rozdzielone ze swoimi bliskimi.

UNICEF jest obecny w każdym państwie dotkniętym tą sytuacją. Pracuje z organizacjami partnerskimi, dostarczając podstawową opiekę medyczną, żywność, wodę, sanitariaty czy materiały edukacyjne. Liczba uchodźców rośnie każdego dnia. Dlatego niezbędne jest jak najszybsze zwiększenie ilości działań ratujących życie.

...

Niestety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:33, 22 Maj 2015    Temat postu:

Tanzania: trzy tysiące przypadków cholery wśród uchodźców z Burundi

Tanzania: trzy tysiące przypadków cholery wśród uchodźców z Burundi - AFP

Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) poinformowało o 3 tysiącach przypadków cholery w Tanzanii, przy granicy z Burundi, gdzie przebywają dziesiątki tysięcy burundyjskich uchodźców.

Codziennie rejestruje się tam 300-400 nowych przypadków cholery. Choroba ta zabiła już co najmniej 31 osób, w tym dwóch Tanzańczyków. UNHCR apeluje o pomoc, podkreślając, że potrzeba 207 milionów dolarów, by opanować kryzys humanitarny powodowany napływem burundyjskich uchodźców do Tanzanii, a także do Konga i Rwandy.
REKLAMA


W obozie znajdującym się w rybackiej wiosce Kagunga nad jeziorem Tanganika jest już ponad 60 tysięcy uchodźców z Burundi - wynika z danych UNHCR. Ostatnio, jak informuje Światowa Organizacja Zdrowia, przybywało ich tam od 500 do 2 tysięcy dziennie.

Burundi jest pogrążone w poważnym kryzysie politycznym. Kryzys rozpoczął się pod koniec kwietnia od społecznych protestów, brutalnie tłumionych przez siły porządkowe, po decyzji prezydenta, który wbrew konstytucji postanowił po raz trzeci ubiegać się o ten urząd. W ubiegłym tygodniu udaremniono pucz, który miał pozbawić go władzy. Po porażce przewrotu na ulice powrócili uczestnicy antyprezydenckich protestów.

...

Niestety znowu koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:24, 24 Maj 2015    Temat postu:

Burundi: polityk opozycji zastrzelony przed swoim domem


Przywódca opozycyjnej partii w Burundi Zedi Feruzi został zastrzelony w sobotę przed swym domem w stolicy, Bużumburze - podały lokalne media i mieszkańcy. Według agencji incydent może podsycić napięcia w kraju, w którym utrzymują się antyprezydenckie protesty.

Zedi Feruzi, szef niewielkiego opozycyjnego ugrupowania UPD, został zastrzelony przed swoim domem w dzielnicy Ngagara; strzały padły z przejeżdżającego samochodu. Zginęli też dwaj ochroniarze polityka. Sprawcy zbiegli z miejsca zdarzenia.
REKLAMA


Atak najprawdopodobniej podsyci napięcia utrzymujące się w kraju od kilku tygodni - oceniają agencje Associated Press i Reuters.

Burundi od blisko miesiąca pogrążone jest w poważnym kryzysie politycznym. Kryzys rozpoczął się pod koniec kwietnia od społecznych protestów, brutalnie tłumionych przez siły porządkowe, po decyzji prezydenta Pierre'a Nkurunzizy, który wbrew konstytucji postanowił po raz trzeci ubiegać się o ten urząd.

W połowie maja rozbita została grupa oficerów wojskowych stojących na czele puczu. Po porażce przewrotu na ulice powrócili uczestnicy antyprezydenckich protestów; do demonstracji dochodzi niemal codziennie. Ministerstwo spraw zagranicznych poinformowało niedawno na swojej stronie internetowej, że uczestnicy protestów będą traktowani jak wspólnicy generałów stojących za próbą puczu.

W piątek wieczorem w centrum Bużumbury trzy osoby zginęły, a kilkadziesiąt zostało rannych na skutek eksplozji granatu rzuconego w tłum. Także w tym przypadku sprawcom udało się uciec. Policja twierdzi, że napastnicy są powiązani z uczestnikami antyprezydenckich demonstracji.

...

CO TO MA ZNACZYC CO TO ZA OBYCZAJE? KANIBALIZMU SIE ZACHCIEWA?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:36, 27 Maj 2015    Temat postu:

Burundi: władze apelują do obywateli, by dorzucili się do wyborów

Burundi: władze apelują do obywateli, by dorzucili się do wyborów - PAP

Rząd Burundi wezwał obywateli, by złożyli się na przeprowadzenie wyborów w sytuacji, gdy część zagranicznych darczyńców grozi obcięciem wpłat, jeśli prezydent Pierre Nkurunziza będzie się ubiegał o trzecią kadencję - poinformował dzisiaj prezydencki rzecznik.

Gervais Abayeho powiedział agencji AP, że "polityczna próżnia w tym kraju byłaby gorsza niż zamach stanu", a wybory odbędą się i tak - niezależnie od tego, czy zachodnie rządy zdecydują się pomóc. Dodał, że władze odłożyły na ten cel pewną kwotę, ale obywatele powinni się dorzucić.
REKLAMA


We wtorek biuro prezydenta apelowało na oficjalnym profilu na Facebooku do "patriotycznych obywateli" o datki.

Ogłoszenie przez Nkurunzizę zamiaru pozostania na urzędzie wywołało niemal codzienne protesty i niepokoje w kraju, w których zginęło co najmniej 20 ludzi, a co najmniej 470 odniosło obrażenia. Zamach stanu przeprowadzony przez grupę wojskowych nie powiódł się. W środę demonstranci ponownie wyszli na ulice, trzymając gałązki jako symbol pokoju; ponownie domagali się wycofania Nkurunzizy z wyborów rozpisanych na 26 czerwca.

W związku z rozruchami Belgia już obcięła finansowanie dla Burundi, swojej dawnej kolonii. Według Abayeho Francja i Holandia zagroziły wstrzymaniem pomocy, jeśli Nkurunziza będzie się upierał przy kandydowaniu.

Nkurunziza twierdzi, że ma do tego prawo, ponieważ na pierwszą kadencję został wybrany przez parlament, a nie w wyborach powszechnych. Konstytucja przewiduje, że prezydent może być wybrany w wyborach powszechnych na dwie kadencje.

Burundi, w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między Hutu, stanowiącymi większość, a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych.

...

To dopiero.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:57, 04 Cze 2015    Temat postu:

UNICEF apeluje o ochronę dzieci w Burundi

Na skutek walk prowadzonych w Burundi dzieci tracą życie i zdrowie - AFP

UNICEF jest zaniepokojony pogarszającą się sytuacją w Burundi. Na skutek prowadzonych walk dzieci tracą życie i zdrowie, a wielu z nich zagraża przemoc.

UNICEF przypomina wszystkim stronom konfliktu, że powinny zapewnić dzieciom bezpieczeństwo i ochronę, a w szczególności trzymać je z dala od politycznych demonstracji i działań zagrażających ich życiu, powiedziała Leila Gharagozloo-Pakkala, Dyrektor Regionalny UNICEF ds. Afryki Wschodniej i Południowej.
REKLAMA


Żadne dziecko nie powinno być narażone na przemoc ani być jej świadkiem. Miejsce dziecka jest w rodzinie i bezpiecznym środowisku, a nie pośród gwałtownych starć między stronami konfliktu.

Zasada respektowania i przestrzegania praw dziecka jest jasno sformułowana zarówno w międzynarodowym, jak i burundyjskim prawie. Ochrona dzieci jest wspólnym obowiązkiem rządu i społeczności międzynarodowej. Nie ma przyzwolenia na zaangażowanie dzieci i młodzieży w brutalne działania wojenne.

Około 84 tys. uchodźców z Burundi uciekło m.in. do Tanzanii, Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga. 2/3 z nich to kobiety i dzieci. UNICEF wraz z UNHCR (Biuro Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców), OHCHR (Wysoki Komisarz NZ ds. Praw Człowieka), WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) oraz innymi organizacjami partnerskimi robi wszystko, aby pomóc poszkodowanym dzieciom.

W Tanzanii przebywa obecnie 50 tys. uchodźców z Burundi, wśród których wybuchła epidemia cholery. UNICEF dostarczył im czystą wodę, sanitariaty, żywność oraz niezbędne leki. Jak dotąd na skutek choroby zmarły 32 osoby, ale ze względu na złe warunki sanitarne szacuje się, że liczba ofiar może być dużo wyższa. W obozie dla uchodźców w Nyarugusu 39 proc. przypadków cholery odnotowano pośród dzieci poniżej piątego roku życia. Wiele dzieci może umrzeć, jeśli nie zostanie zapewniona im natychmiastowa pomoc medyczna i żywnościowa. UNICEF jest na miejscu i współpracuje z organizacjami partnerskimi po obu stronach granicy, aby lepiej odpowiedzieć na potrzeby uchodźców.

UNICEF obecny jest niemal w każdym zakątku świata. Jednak, aby prowadzić skuteczne działania, potrzebuje stałego wsparcia Darczyńców. Dlatego zachęcamy do dołączenia do programu UNICEF365.

To program dla wyjątkowych ludzi, którzy chcą pomagać nie jednemu, ale wielu dzieciom każdego dnia. Dzięki comiesięcznym darowiznom UNICEF może szybko przekazać niezbędne produkty w miejsce, gdzie potrzebujące dzieci czekają na pomoc, także w Burundi. Dzięki pomocy Darczyńców dostarczane są im m.in. mydło, wiadra na wodę, tabletki do jej uzdatniania oraz gotowa do spożycia żywność terapeutyczna.

...

Niestety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:09, 02 Sie 2015    Temat postu:

Burundi: napastnik zastrzelił generała związanego z prezydentem


Niezidentyfikowany napastnik zastrzelił dzisiaj w stolicy Burundi, Bużumburze, byłego szefa wywiadu gen. Adolphe'a Nshimirimanę, który jest bliskim współpracownikiem prezydenta Pierre'a Nkurunzizy - podały źródła w kancelarii szefa państwa i świadkowie.

Generał Nshimirimana, który odpowiadał za osobiste bezpieczeństwo prezydenta, został zastrzelony w samochodzie w dzielnicy Kamenge w stolicy kraju. W ostrzale zginęło również jego trzech ochroniarzy.
REKLAMA


Atak ten - jak wskazuje agencja Reutera - zwiększa napięcia po kontestowanych niedawnych wyborach prezydenckich, w których po raz trzeci zwyciężył Nkurunziza.

Był on jedynym kandydatem - wszyscy najpoważniejsi rywale wycofali się z wyborów, uznając, że Nkurunziza uczynił z nich farsę. Z tego samego powodu przeciwnicy prezydenta zbojkotowali poprzednie wybory w 2010 r., a teraz oskarżali go o dyktatorskie zapędy i dodatkowo o naruszenie konstytucji, która stanowi, że stanowisko szefa państwa piastować można tylko przez dwie kadencje.

Nkurunziza odpowiadał, że ponieważ na pierwszą kadencję w 2005 r. został wybrany przez parlament, a nie w wyborach powszechnych, to nowa kadencja, o którą się ubiega, będzie jego drugą, a nie trzecią, zabronioną przez konstytucję.

Ogłoszenie przez Nkurunzizę zamiaru pozostania na urzędzie wywołało protesty i niepokoje w kraju, w których zginęło wielu ludzi.

10-milionowe Burundi, położone w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między Hutu, stanowiącymi większość, a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych.

...

Niestety walka o wladze ludow prymitywnych. Z calym pierwotnym okrucienstwem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:44, 02 Sie 2015    Temat postu:

Burundi: korespondent AFP zatrzymany i pobity przez siły bezpieczeństwa


Miejscowy korespondent agencji AFP w Burundi został zatrzymany przez tamtejsze siły bezpieczeństwa i pobity w Bużumburze, gdzie wcześniej tego dnia doszło do zabójstwa gen. Adolphe'a Nshimirimany, będącego prawą ręką prezydenta Pierre'a Nkurunzizy.

Esdras Ndikumana, który współpracuje także z francuskim radiem RFI, wyjaśnił, że został aresztowany przez służby wywiadowcze SNR, kiedy robił zdjęcia na miejscu zamachu. Funkcjonariusze SNR przewieźli go do swojej siedziby i przetrzymywali przez dwie godziny. Korespondent był tam bity po plecach, nogach oraz w podeszwy stóp. Później został zwolniony i z obrażeniami trafił do szpitala.
REKLAMA


Szefowa działu informacji AFP Michele Leridon, "bardzo zaszokowana" agresją wobec korespondenta, zapowiedziała, że "będzie domagać się od władz Burundi wyjaśnień oraz zapewnienia, że taki incydent się nie powtórzy". - Nasz korespondent powinien kontynuować swoją misję informacyjną w pełni bezpiecznie - dodała.

Generał Nshimirimana, bliski współpracownik prezydenta Nkurunzizy został w niedzielę zastrzelony w samochodzie w Bużumburze. Nshimirimana odpowiadał za osobiste bezpieczeństwo prezydenta i uważany był za faktycznego szefa służb bezpieczeństwa wewnętrznego.

Do zamachu doszło po kontestowanych niedawnych wyborach prezydenckich, w których po raz trzeci zwyciężył Nkurunziza, startujący w nich jako jedyny kandydat. Ogłoszenie przez Nkurunzizę zamiaru pozostania na urzędzie wywołało w kraju protesty i niepokoje, w których zginęło wielu ludzi.

10-milionowe Burundi, położone w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między Hutu, stanowiącymi większość, a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych.

...

Narasta tam jakas agresja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:12, 18 Sie 2015    Temat postu:

Tanzania: pomoc najbardziej potrzebującym dzieciom z Burundi

czarne dziecko - istock

Ponad 80 tysięcy mieszkańców Burundi szuka obecnie schronienia w Tanzanii w związku z zamieszkami w ich ojczyźnie. Połowa z nich to dzieci. 952 spośród tych dzieci nie jest pod opieką dorosłych – rodziców lub opiekuna – a 1732 z nich zostało rozdzielonych z bliskimi. Klasyfikujemy je jako "bez opiekuna" lub jako "rozdzielone", aby rozróżnić okoliczności, w jakich znalazły się w Tanzanii. Niemal 4 proc. z nich nie ukończyło jeszcze piątego roku życia.

Zapewnienie opieki tak dużej grupie dzieci jest wielkim wyzwaniem. Niezwykle trudno jest ocenić, które z nich wymagają pomocy najpilniej – biorąc pod uwagę traumę, jakiej doznały, ich strach i poczucie zagubienia, wszystkie potrzebują opieki. Dlatego tak ważne jest szybkie rozpoznawanie i rejestrowanie dzieci. Równie ważne jest zdobywanie i zachowanie tych danych, zanim przepadną.
REKLAMA


Życie w obozie dla uchodźców jest bardzo trudne – zwłaszcza w sytuacji kryzysowej, kiedy trzeba zapewnić schronienie ogromnej liczbie osób. W obliczu przeludnienia i poczucia zagubienia, dzieci mogą zachorować lub paść ofiarą nadużyć – mogą być wykorzystywane emocjonalnie, fizycznie lub seksualnie.

Od trzech lat pracuję jako specjalistka ds. ochrony dzieci w UNICEF. Do moich obowiązków należy zapewnienie dzieciom szybkiego dostępu do właściwego rodzaju pomocy. Jednym ze sposobów jest oddanie tych dzieci pod opiekę zastępczą.

Opiekunów zastępczych szukamy wśród lokalnej społeczności. Każdy chętny przechodzi odpowiednie szkolenie. Uczymy ich roli rodzica i pomagamy zrozumieć, kim powinien być opiekun zastępczy. Z kolei dzieciom tłumaczymy, na czym taka opieka polega, tak aby czuły się na nią odpowiednio przygotowane. Dbamy o ich dobre samopoczucie i bezpieczeństwo, jednocześnie przysposabiając ich do nowych okoliczności.

Opieka zastępcza może być wyjątkowo dużym wyzwaniem w przypadku nastolatków. Wielu z nich, w wieku 16 czy 17 lat, nie chce trafić do opiekunów zastępczych, a jednocześnie nie potrafi żyć samodzielnie, co może powodować wiele trudności. Niektóre z nastolatków same pełnią rolę głowy rodziny i opiekuna dla młodszego rodzeństwa. W takiej sytuacji służymy im poradą, aby zrozumieli, jak ważna jest dla nich oferowana przez nas pomoc. Szkolimy więc nie tylko opiekunów zastępczych, ale i młodych ludzi, którzy opiekują się młodszymi dziećmi pod nieobecność rodziców.

W naszej pracy wspierają nas pracownicy pomocy społecznej, wyszkoleni odpowiednio do pracy z dziećmi. Potrafią oni nawiązać z dziećmi relację pełną zaufania, dzięki czemu mogą przekazać nam ważne informacje na temat pochodzenia każdego dziecka oraz skierować dziecko do odpowiedniej instytucji. Współpracują z nami wszystkie możliwe organizacje humanitarne, więc – dla przykładu – dziecko narażone na dyskryminację na tle płciowym trafia do IRC (International Rescue Committee), a dziecko z problemem zdrowotnym – do placówki służby zdrowia.

Cały proces zajmuje nam dużo czasu, bo jest zbyt delikatny, by odbył się w pośpiechu – mamy w końcu do czynienia z dziećmi, które przeszły traumę i są teraz niezwykle wrażliwe. W pierwszym miesiącu naszej pracy aż 1956 dzieci zostało rozdzielonych z bliskimi lub pozostawało bez opieki, z czego pomóc udało się jedynie 34 proc. z nich.

Nasz system wsparcia działa bardzo sprawnie, ale każde dziecko jest inne. Ich jedyna wspólna cecha to tragedia, jaką przeszły – wszystkie wymagają więc indywidualnego podejścia. To dlatego kluczowa jest współpraca. Najważniejsze, to stworzyć sieć wzajemnej pomocy, tak, aby opiekę nad poszczególnymi dziećmi powierzyć odpowiednim osobom i zapewnić każdemu z nich indywidualne podejście. A wszystko po to, aby nie pozwolić najbardziej potrzebującym dzieciom paść ofiarą tych trudnych okoliczności.

...

Znow cierpienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:13, 13 Gru 2015    Temat postu:

Burundi znów zagrożone wojna plemienną, 87 zabitych w stolicy


Po raz pierwszy od kwietnia w Bużumburze, stolicy wschodnioafrykańskiego Burundi, doszło do krwawych starć, w których zginęło w piątek 87 osób. Niewielkie zbrojne grupy opozycyjne zaatakowały trzy obozy wojskowe w ponad 300-tysięcznym mieście.

Jak podała w komunikacie armia burundyjska, wśród zabitych jest ośmiu wojskowych sił specjalnych i 21 rannych żołnierzy.
REKLAMA


Według niektórych doniesień medialnych wojsko i policja zabijały w nocy z piątku na sobotę każdego młodego mężczyznę, który pojawił się na ulicy.

Jak podała BBC, mieszkańcy burundyjskiej stolicy położonej nad jeziorem Tanganika nie posłali w sobotę dzieci do szkół i większość z obawy o swe bezpieczeństwo nie udała się do pracy.

Rzecznik burundyjskiego Narodowego Frontu Wyzwolenia, David Nymyeri, zakomunikował, że rebelianci zdobyli 120 karabinów, 43 pistolety automatyczne i 18 moździerzy.

Przedstawiciele ONZ w Burundi oskarżają rząd prezydenta Pierre'a Nkurunzizę, że celowo podsyca napięcia etniczne między ludnością Hutu i Tutsi.

Burundi ma za sobą dramatyczny epizod ludobójstwa plemiennego w 1972 roku. Doszło wówczas do wymordowania kilkuset tysięcy ludzi. Najpierw z plemienia Tutsich, a następnie - w odwecie ze strony Tutsich - ludzi z plemienia Hutu (głównie inteligencji).

Kryzys w 10-milionowym kraju narasta ponownie od kwietnia - od momentu kiedy prezydent Nkurunziza wywodzący się z Hutu zmienił konstytucję, aby ubiegać się o trzeci mandat.

...

COO!!! ZNOWU!! MALO BYLO! ZNOWU LUDOBOJSTWO! NIEDOCZEKANIE! BOMBARDOWAC I OKUPAC BYLE BY NIE DOSZLO ZNOWU DO EKSTERMINACJI!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:16, 14 Gru 2015    Temat postu:

Zaostrza się konflikt w Burundi. Zachód ostrzega przed "drugą Rwandą"
Tomasz Bednarzak
14 grudnia 2015, 16:36
W czasie, gdy przez Burundi przelewa się fala przemocy, zachodni politycy i dyplomaci ostrzegają przed wybuchem pogromów na skalę ludobójstwa w Rwandzie. Sytuacja rzeczywiście jest alarmująca, ale czy aż tak?

To był krwawy piątek w Bużumbrze, stolicy Burundi, i jeden z najtragiczniejszych dni od początku kryzysu, w którym pogrążony jest ten afrykański kraj od wielu miesięcy. Fala przemocy z ostatniego weekendu wybuchła po skoordynowanych atakach na instalacje wojskowe, w których zginęło 8 żołnierzy, a kolejnych 21 zostało rannych. Winą za zamachy władza obarczyła przeciwników urzędującego prezydenta Pierre'a Nkurunzizy.

Odwet armii był wyjątkowo krwawy. Według niektórych doniesień w nocy z piątku na sobotę żołnierze i policjanci brali na cel każdego napotkanego młodego mężczyznę. Oficjalny bilans tych "polowań" to 79 zabitych. Zwłoki walały się na ulicach 300-tysięcznego miasta, a część ofiar miała związane ręce, co by wskazywało na przeprowadzone z zimną krwią egzekucje.

Demony przeszłości

Aby zrozumieć to, co dzieje się dziś w Burundi, musimy się cofnąć w czasie o co najmniej osiem miesięcy, do kwietnia 2015 roku. Ale tak naprawdę źródeł rozrywających ten kraj konfliktów należy doszukiwać się znacznie wcześniej.

Burundi jest lustrzanym odbiciem Rwandy. W XIX wieku oba kraje zostały podbite przez Niemców, a po I wojnie światowej trafiły pod kuratelę Belgii. W obu panuje niemal identyczny przekrój społeczny - przez wieki rządzące elity wywodziły się z ludu Tutsi, którzy stanowili zaledwie kilkanaście procent całej populacji, zdominowanej przez kilkakrotnie liczniejszy lud Hutu.

Europejscy kolonizatorzy nie tylko utrzymali ten podział, ale jeszcze bardziej go pogłębili, faworyzując jednych, a dyskryminując drugich, i wznosząc mur nienawiści pomiędzy obiema grupami. Gdy kolonialne imperia się rozpadły, zasiana przez Europejczyków wrogość stała się zarzewiem krwawych konfliktów w niepodległych już państwach. Najbardziej tragicznym rozdziałem tej historii było ludobójstwo w Rwandzie w 1994 roku.

Niewyobrażalna skala masakry i haniebna bezczynność międzynarodowej społeczności spowodowały, że tamte wydarzenia są dziś bardzo dobrze udokumentowane i trwale zapisały się w globalnej świadomości. Ale mało kto pamięta, że do podobnych zbrodni na tle etnicznym dochodziło wcześniej również w Burundi. W 1972 roku zdominowana przez Tutsi armia, w reakcji na rebelię Hutu, wymordowała od 80 do nawet 200 tysięcy przedstawicieli tego plemienia, a kolejne setki tysięcy zmusiła do ucieczki z kraju.

Później wojskowy reżim Tutsi zaczął trząść się w posadach i w końcu - po presją społeczności międzynarodowej - w czerwcu 1993 roku przeprowadził pierwsze w historii kraju wolne wybory prezydenckie i parlamentarne. Co zrozumiałe, przeważający liczebnie Hutu odnieśli w nich bezapelacyjne zwycięstwo. Piekło rozpętało się jednak na nowo, gdy kilka miesięcy później radykalna frakcja Tutsi przeprowadziła nieudaną próbę puczu, zabijając przy tym nowo wybranego prezydenta Melchiora Ndadayego.

Zamach rozpętał kolejną spiralę przemocy. W odwecie za zabójstwo ich przywódcy, Hutu ruszyli do masowych pogromów Tutsi, na co z kolei krwawo odpowiedziała zdominowana przez tych drugich armia. W konsekwencji z obu stron zginęło 50-100 tys. ludzi, a rzezie etniczne zapoczątkowały brutalną wojnę domową, która pochłonęła życie kolejnych 300 tys. osób. Konflikt zakończył się interwencją sił pokojowych ONZ, nową konstytuują i wolnymi wyborami w czerwcu 2005 roku. Zdominowany przez Hutu parlament na prezydenta wybrał lidera rządzącej partii - Pierre’a Nkurunzizę.

Złudna stabilizacja

Choć pod rządami nowego prezydenta Burundi ani nie stało się wzorem demokracji, ani nie przeistoczyło się w gospodarczego tygrysa, jego rządy - po latach wyniszczających wojen - zapewniły jako taką stabilizację. Jednak gdy w kwietniu tego roku Nkurunziza ogłosił, że będzie ubiegać się o trzecią kadencję, czego zabrania mu konstytucja, ludzie powiedzieli "dość". W kraju wybuchły gwałtowne protesty, na które władza odpowiedziała brutalnymi represjami.

Społeczeństwo się zbuntowało, bo po dekadzie względnego spokoju samo bezpieczeństwo już nie wystarcza. Dla przeciętnego obywatela obecna władza kojarzy się z nędzą, beznadzieją i brakiem perspektyw na lepszą przyszłość. Burundi to jeden z najbiedniejszych i najbardziej skorumpowanych krajów świata, a dyktatorskie zapędy Nkurunzizy tylko dopełniają ponurego obrazu całości. W tle społecznej rewolty toczy się też zwykła walka o władzę i wpływy.

Mimo próby wojskowego puczu, szybko stłumionego przez lojalne oddziały, Nkurunziza ostatecznie dopiął swego. W lipcu wygrał wybory i został prezydentem na trzecią kadencję, co nie było zresztą bardzo trudne, bo był jedynym kandydatem. Nie odstraszyło go ani widmo wojny domowej, ani ostrzeżenia Zachodu, który zagroził, że odetnie gospodarczą kroplówkę, od której uzależniony jest kraj.

Triumf nowego-starego prezydenta został poprzedzony brutalną pacyfikacją kraju przez wojsko i służby. Nie ugasiło to jednak fali przemocy, która wciąż przelewa się przez Burundi, a czego ponurym dowodem są wydarzenia z ostatniego weekendu. Niektórzy zachodni obserwatorzy i dyplomaci już kilkakrotnie ostrzegali, że konflikt polityczny może być iskrą, która wysadzi etniczną beczkę prochu i doprowadzi do "drugiej Rwandy". Eksperci zastanawiają się, na ile realna jest to groźba.

Alarmistyczny ton

- Trzeba ich zetrzeć w pył, trzeba ich wytępić - ci ludzie nadają się tylko do umierania. Daję wam ten rozkaz, idźcie! - w ten sposób do swoich zwolenników zwrócił się niedawno przewodniczący senatu Reverien Ndikuriyo. Słowa te żywo przypominają dehumanizującą mowę nienawiści, która poprzedziła hekatombę w Rwandzie. Jednak miejscowi obserwatorzy podkreślają, że o ile sytuacja w Burundii rzeczywiście jest niepokojąca, o tyle pogromy etniczne na taką skalę są mało prawdopodobne.

Społeczność międzynarodowa, a zwłaszcza Zachód, reaguje w alarmistycznym tonie, bo nie chce powtórzyć tragicznego błędu z 1994 roku, gdy nie zapobiegł w porę rzezi rwandyjskich Tutsi. Widzi, że Burundii jest lustrzanym odbiciem Rwandy, doszukuje się więc takich samych analogii. Szkopuł jednak jest taki, że tym razem linie konfliktu nie przebiegają według podziałów etnicznych, ale politycznych.

"Obecny kryzys ma podłoże polityczne, atakowani są przeciwnicy władzy Nkurunzizy, a nie konkretne grupy etniczne czy religijne" - wskazują na łamach "Washington Post" Michael Broache i Kate Cronin-Furman, akademicy specjalizujący się w sprawach międzynarodowych. Ich zdaniem przemoc polityczna może przerodzić się w taką noszącą znamiona zbrodni przeciwko ludzkości, ale o "drugiej Rwandzie" nie może być mowy.

Padraic MacOireachtaigh, fotoreporter i znawca Burundi, sugeruje, że to opozycja, która ma wpływy w armii i resortach siłowych, stara się stworzyć wrażenie, że istnieje groźba masowego ludobójstwa na tle etnicznym. Miałoby to sprowokować międzynarodową interwencję zbrojną, która obaliłaby znienawidzonego Nkurunzizę - uważa MacOireachtaigh, cytowany przez magazyn "Foreign Policy".

Z kolei południowoafrykański dziennik "Daily Maverick" zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz - scenariusz rwandyjski jest mało prawdopodobny, bo sytuacja na szczytach władzy i w wojsku jest diametralnie inna. Po zakończonej w 2005 roku wojnie domowej udało się stworzyć parytet w siłach zbrojnych, które teraz złożone są równo po połowie z Hutu i Tutsi. Również w obu izbach parlamentu nastąpił prawie równy podział. "Inaczej niż podczas pogromów z 1972 i 1993 roku, porozumienia dotyczące podziału władzy sprawiły, że daleko mniejsze jest prawdopodobieństwo pogrążenia się państwa w ludobójczych walkach" - pisze "Daily Maverick".

Nie oznacza to, że społeczność międzynarodowa powinna pozostać bierna w obliczu narastającego kryzysu w Burundi i ryzyka wojny domowej. Od kwietnia z kraju do państw ościennych uciekło przed przemocą ponad 220 tys. ludzi. Ale według komentatorów wciąż istnieje szansa na polityczne rozwiązanie konfliktu - przy dyplomatycznym wsparciu i mediacji ze strony regionalnych graczy, a być może ONZ.

A jeżeli dojdzie do najgorszego, w pogotowiu czekają Wschodnioafrykańskie Siły Gotowości (EASF) - jeden z komponentów utworzonych pod egidą Unii Afrykańskiej sił pokojowych. Zaniepokojeni sytuacją w Burundi afrykańscy przywódcy już nakazali oddziałom dokonać przygotowań do ewentualnej interwencji w tym kraju. Gdyby rzeczywiście EASF zostały użyte, byłby to ich chrzest bojowy.

...

POWSTRZYMAC MASAKRE!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:31, 15 Sty 2016    Temat postu:

ONZ: w Burundi alarmujące sygnały etnicznego konfliktu


Wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka Zeid Ra'ad Al-Hussein ostrzegł dziś, że kryzys polityczny w Burundi może przekształcić się w konflikt etniczny między ludami Tutsi i Hutu.

Kryzys w 10-milionowym Burundi narasta od kwietnia ub. roku, gdy wywodzący się z Hutu prezydent Pierre Nkurunziza zmienił konstytucję, by ubiegać się o trzeci mandat, a w lipcu wygrał wybory szefa państwa. Podczas niepokojów utrzymujących się od kwietnia 439 ludzi zginęło, a 200 tys. porzuciło swe domy.
REKLAMA


Zachód i państwa afrykańskie obawiają się, że burundyjski kryzys, który dotychczas przebiegał głównie wzdłuż linii podziałów politycznych, może przerodzić się w kolejny konflikt etniczny w tym kraju. Zaledwie w 2005 roku zakończyła się w Burundi po 12 latach wojna domowa między wojskiem zdominowanym przez stanowiących mniejszość Tutsich, a rebelianckimi grupami Hutich, którzy są większością w kraju. W konflikcie zginęło ok. 300 tys. ludzi.

"Wydaje się, że ataki przeprowadzone 11 grudnia (2015 roku) na trzy obozy wojskowe oraz dokonywane na wielką skalę naruszenia praw człowieka, do jakich doszło bezpośrednio po nich, doprowadziły do nowych i niezwykle niepokojących naruszeń" - podkreślił Hussein w wydanym oświadczeniu.

"Wszystkie sygnały alarmowe, w tym coraz większa rola etnicznego aspektu konfliktu, święcą na czerwono", krajowi "grozi całkowite załamanie prawa i porządku" - dodał.

Powiedział, że ONZ udokumentowała 13 przypadków przemocy seksualnej dokonanych przez przedstawicieli sił bezpieczeństwa, którzy wchodzili do domów ofiar, oddzielali kobiety od reszty ludzi, a następnie dokonywali na nich gwałtów, także zbiorowych. Według słów jednej z napadniętych kobiet, napastnik powiedział, że płaci ona cenę za bycie Tutsi. Inny świadek mówił, że przeprowadzane były systematyczne zabójstwa Tutsi, podczas gdy Hutu byli oszczędzani.

Podczas przeszukań policja, wojsko i milicja Imbonerakure aresztowały wielu młodych mężczyzn, którzy byli następnie torturowani, zabijani lub porywani w nieznane miejsca.

Ponadto w regionie Muramvya, w środkowej części kraju, decyzje o aresztowaniach miały być podejmowane głównie na podstawie przynależności etnicznej, a większość Hutich wypuszczono na wolność - podkreślił Hussein.

ONZ analizuje zdjęcia satelitarne, badając relacje świadków o co najmniej dziewięciu masowych grobach w stolicy kraju Bużumburze i okolicach; ma się w nich znajdować ponad 100 ciał osób zabitych 11 grudnia 2015 roku.

...

Masakra wisi w powietrzu! Trzeba powstrzymac koszmar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:31, 07 Kwi 2016    Temat postu:

Burundi nadal na krawędzi. Czy ostatnie działania międzynarodowych organizacji wystarczą?
Małgorzata Gorol
7 kwietnia 2016, 15:34
• Zachodnie media i eksperci od miesięcy ostrzegają przed kolejną wojną w Burundi
• Mimo interwencji ONZ, UE i Unii Afrykańskiej nadal przelewana jest krew
• Niedawno Bużumbura zgodziła się na pokojową misję policyjną
• Czy to wystarczy do zażegnania kryzysu? Opozycja z Burundi w to wątpi

Te wybory określa się mianem pierwszego wolnego głosowania na prezydenta w historii Burundi, choć niepodległość kraj ten ogłosił już trzy dekady wcześniej. Jego historia była jednak pełna puczów, rebelii i masakr cywilów - efektów walk o władzę między grupami etnicznymi, mniejszością Tutsi i większością Huti. Przed tymi ważnymi wyborami rządy w Burundi sprawowali ci pierwsi, ale głosowanie wygrał kandydat Huti. Ekstremiści z obozu Tutsi nie mogli się z tym pogodzić - żołnierze ze zdominowanych przez nich szeregów armii zamordowali niedawno wybranego prezydenta. W odwecie Huti zaczęli zabijać Tutsi, zbiorowej wendetty dopełniło wojsko. Tak w 1993 r. w Burundi rozpoczęła się krwawa wojna domowa, która trwała 12 lat, pochłonęła ok. 300 tys. ludzkich istnień i sprawiła, że i tak już niebogaty kraj stał się światowym żebrakiem.


Tymczasem w ostatnich miesiącach zachodnie media oraz eksperci wielokrotnie ostrzegali, że ta historia może się powtórzyć. Pojawiły się nawet głosy przestrogi przed ludobójstwem na skalę Rwandy, gdzie w 1994 r. w ciągu trzech miesięcy wymordowano milion ludzi.

Na szczęście, nie doszło do spełnienia się najczarniejszego scenariusza. Nie znaczy to jednak, że świat ignoruje groźne sygnały napływające ze wschodniej Afryki. Burundi odwiedził niedawno sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon, a i Unia Europejska nie udaje ślepca. Ale czy to wystarczy, by powstrzymać przelew krwi, który już trwa?

Krwawy rok

Ostatnie niepokoje rozpoczęły się wiosną zeszłego roku, gdy urzędujący prezydent Pierre Nkurunziza (Huti) ogłosił, że zamierza starać się o stanowisko głowy państwa po raz trzeci. Dla jego przeciwników oznaczało to złamanie porozumień pokojowych z 2005 r., które ograniczały rządy prezydenta do dwóch kadencji. Obóz Nkurunzizy bronił się, że pierwszy raz prezydent został zatwierdzony na stanowisko przez parlament, a nie w ogólnym głosowaniu, a więc powinien móc znów startować.


W kraju wybuchły protesty, pojawiły się pierwsze ofiary, a w maju doszło do nieudanej próby zamachu stanu. Już to zaczęło przypominać echa poprzedniej wojny. Mimo napiętej atmosfery, starć i kilku ataków granatami w stolicy, Bużumburze, w czerwcu oraz lipcu ubiegłego roku odbyły się wybory, najpierw parlamentarne, a potem prezydenckie. Ale już nie pisano o nich "wolne" - opozycja nawoływała do ich bojkotu, a jej kandydaci wycofali się ze startu w głosowaniu prezydenckim. Wygrał je więc - bez zaskoczenia - Nkurunziza.

Nastroje się nie uspokajały. I choć część opozycji namawiała do pokojowych rozwiązań, nadal rosła liczba ofiar kryzysu w kraju. Doszło do szeregu zabójstw prominentnych osób, od aktywistów praw człowieka i oponentów prezydenta, po jego szefa ochrony. Wyjątkowo tragiczne wydarzenia miały miejsce w grudniu, gdy rebelianci zaatakowali trzy obozy wojskowe, a odpowiedź miała być bezlitosna. Podczas "krwawego piątku" zginęło ok. 90 osób. Następnego dnia na ulicach kilku miast znajdowano ciała, które wyglądały, jakby przeprowadzono na ofiarach egzekucje (miały np. związane ręce).

Jak szacuje ONZ, w sumie od kwietnia zeszłego roku, gdy rozpoczęły się protesty i starcia, zginęło w Burundi co najmniej 500 osób. 250 tys. uciekło przed przemocą do sąsiednich krajów - Tanzanii, Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga. Niektórzy nie są uchodźcami pierwszy raz i pamiętają poprzednią zawieruchę w Burundi.

Choć więc przeciwko kolejnej prezydenturze Nkurunzizy występowały osoby z obu grup etnicznych (np. drugie miejsce w wyborach prezydenckich zdobył również były rebeliant Huti, który ostatecznie je bojkotował), to - jak opisuje brytyjski "The Guardian" - burundyjskie służby bezpieczeństwa miały prowadzić pacyfikacje w dzielnicach stolicy zamieszkałych przez Tutsi. Wszystko to sprawiło, że coraz głośniej zaczęto ostrzegać nie tylko przed wybuchem kolejnej wojny.


Reakcje Afryki i świata

Memento poprzednich ludobójstw w tej części Afryki zaczęło pobrzmiewać w kolejnych nagłówkach gazet i w końcu wywołało reakcję na sytuację w Burundi. Po grudniowych starciach Unia Afrykańska zaproponowała wysłanie do Burundi 5 tys. żołnierzy sił pokojowych. Prezydent odrzucił jednak tę propozycję i zagroził, że uzna to za inwazję na jego kraj. UA wycofała się więc ze swojego pomysłu.

Jednak w lutym tego roku Burundi odwiedził Ban Ki-moon, sekretarz generalny ONZ, oraz pięciu przedstawicieli afrykańskich państw. A Bużumbura ostatecznie zgodziła się na rozmieszczenie w kraju obserwatorów wojskowych i ds. praw człowieka. Ale to zbyt mało, by powstrzymać przemoc.

Niedawno Human Rights Watch wydało notę, w której dokumentuje okrucieństwa (tortury, mordy, odkrycia masowych grobów, podejrzane zniknięcia osób), jakich dopuszczać miały się policja, służby bezpieczeństwa i prorządowa milicja Imbonerakure, ale też ataki, w tym z użyciem granatów, przypisane opozycji. "Ani burundyjski rząd, ani zbrojna opozycja nie robią nic, by powstrzymać spiralę nadużyć" - oceniała organizacja. Także HRW podkreślało, że w przeciwieństwie do poprzednich konfliktów tym razem nie chodzi o podziały etniczne, ale polityczne, a władze biorą na cel "każdego, kto jest podejrzany o bycie w opozycji" i wśród ofiar są również Huti.

W odpowiedzi na te doniesienia przedstawiciel burundyjskich władz oskarżył HRW o współpracowanie z sąsiednia Rwandą, którą z kolei Bużumbura, a nawet sami obrońcy praw człowieka, posądzają o wspieranie rebeliantów.

W połowie marca niepokojące oświadczenie wydał z kolei Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Zeid Ra'ad Al-Husajn. Jak przyznał, choć władze Burundi wprowadziły pewne pozytywne zmiany, to nadal dochodzi do poważnych naruszeń praw człowieka. Nie spadła liczba doniesień o bezprawnych zatrzymaniach osób, za to wzrosła o torturach i złym traktowaniu. Husajn uważał, że ONZ powinno naciskać, by doszło do ogólnonarodowego dialogu i pojednania. "Półśrodki nie uleczą ran, których doznała ludność Burundi. Trzeba skończyć ze zniknięciami, arbitralnymi zatrzymaniami, pozasądowymi zabójstwami i torturami oraz należy pociągnąć do odpowiedzialności sprawców" - podkreślał przedstawiciel ONZ.

Zakręcenie finansowego kurka

Na kryzys w Burundi zareagowała też Unia Europejska, główny darczyńca tego kraju, wstrzymując w marcu dotacje dla administracji państwowej. Choć obiecano nadal wspierać pomoc humanitarną dla kraju. A chodzi o niebagatelne kwoty. Jak podaje "The Guardian", między 2014 a 2020 r. UE miało przekazać Burundi 432 mln euro na projekty wsparcia rolnictwa, energetyki, służby zdrowia czy sądownictwa. Bruksela zdecydowała także, że kończy z finansowym wspieraniem burundyjskich sił pokojowych w Somalii, gdzie prowadzona jest operacja przeciwko islamistom - podawał Reuters. Agencja oceniała, że to może uderzyć w morale w wojsku, bo dla żołnierzy były to dodatkowe pieniądze do niewysokiego żołdu, ale też część tych kwot zostawała w krajowym budżecie.

Według ostatnich doniesień burundyjskie władze zgodziły się na wysłanie do kraju policyjnego kontyngentu ONZ. To już daje jakieś nadzieje, ale czy zażegna kryzys? Według lidera opozycyjnej partii FRODEBU, Leonce Ngendakumana, z którym rozmawiał Reuters, nie. I potrzebne są siły pokojowe, które rozbroją grupy rebelianckie, ale też prorządową milicję. Tymczasem im dłużej trwa burundyjski kryzys, tym gorzej nie tylko dla tego kraju i jego mieszkańców, ale dla całego regionu. I nie chodzi tylko o ćwierć miliona uchodźców (choć, jak wynika z reportażu serwisu Global Post, wielu z nich nie ma już zamiaru wracać do niestabilnego kraju). W przeszłości "domowe" wojny już nie raz przelewały się tam na ościenne kraje.

...

Niestety...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy