Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Zakonnice.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:50, 26 Cze 2017    Temat postu: Zakonnice.

Czy zakonnice to szczęśliwe kobiety? Rozmowa z autorką „Habit zamiast szminki”
Marta Brzezińska-Waleszczyk | Czer 25, 2017

Udostępnij
Komentuj

Drukuj

O tym, po co dziś zostawać siostrą zakonną, o powołaniu i posłuszeństwie, bez stereotypów i religijnego makijażu – opowiada Ewelina Tondys, autorka książki „Habit zamiast szminki”.

Ewelina Tondys jest doktorem nauk politycznych, germanistką, redaktorką. Niedawno wydała książkę „Habit zamiast szminki, czyli zakonnice zabierają głos” (Wydawnictwo Dolnośląskie). Porozmawiałam z nią o publikacji i jej bohaterkach.



Marta Brzezińska-Waleszczyk: Skąd pomysł, żeby pisać o zakonnicach? To miała być odpowiedź na książkę „Zakonnice odchodzą po cichu” Marty Abramowicz?

Ewelina Tondys: W artykułach i komentarzach na temat życia zakonnego dominują stereotypy, dość mgliste wyobrażenia zbudowane na tym, co opowiedziała „znajoma znajomej”, oraz zwyczajna niewiedza. Bezpośrednim impulsem była dyskusja publicystyczna, w której padło zdanie: „Polskie zakonnice nigdy nie zgodzą się na rozmowy o swoim życiu”. Nie dawało mi to spokoju. Postanowiłam przekonać się, czy rzeczywiście tak jest. Wojciech Młynarski mawiał, że sensowna działalność bierze się z przemyślanej przekory. Chyba z tej przekory powstał „Habit zamiast szminki”.


Kobieta w Kościele

Trudno było znaleźć bohaterki? Namówić je do rozmowy? Zakonnice niechętnie godzą się na wywiady, muszą mieć zgodę przełożonej.

Spotykałam się z opiniami, że porywam się na karkołomne przedsięwzięcie, które nie ma najmniejszych szans powodzenia, oraz z rozmaicie motywowanymi odmowami i sceptycyzmem. Szukałam jednak dalej. Przyjęłam założenie, że żadnej z rozmówczyń nie będę nakłaniać. Uważałam, że rozmowy będą miały sens tylko wtedy, kiedy po obu stronach będzie chęć spotkania oraz przekonanie, że projekt ma sens.

Kiedy podzieliłam się ze znajomym księdzem refleksją, że w książce Zuzanny Radzik „Kościół kobiet” niewiele jest o Polsce, odpowiedział: „tu nie ma o czym pisać”. To chyba jednak nie do końca prawda, skoro udało się Pani znaleźć czternaście niezwykle ciekawych postaci?

Podczas pracy nad książką spotkałam się z podobnymi głosami. Znajomy ksiądz skomentował: „Książka o zakonnicach? O czym tu pisać?”. To mnie tylko mobilizowało do dalszej pracy. Paradoksalnie zainteresowanie tematem okazywały osoby niezwiązane z Kościołem. Nierzadko naprowadzały mnie na ciekawe kontakty, bo ktoś na przykład spotkał zakonnicę, która bardzo mu pomogła. Albo słyszał o takiej osobie. Przyznaję jednak, że wciąż pokutuje przekonanie, że zakonnice to takie szare gęsi, które nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Moje rozmówczynie oraz wiele innych sióstr, które spotkałam podczas pracy nad książką, jednoznacznie temu zaprzeczają.

Pani bohaterki to siostry z pasjami, ciekawymi pracami. Mam jednak wrażenie, że to wyjątki, bo rola kobiet w Kościele w Polsce (nie tylko sióstr) ma nadal niewielkie znaczenie. A może jest inaczej?

„Habit zamiast szminki” nie ma charakteru badawczego i nie chciałabym się porywać na niepoparte niczym tezy. Podczas pisania książki byłam nie raz zaskoczona, jak niestandardowych zadań podejmują się zakonnice. Zależało mi na tym, by relacje sióstr mogły przebić się do szerokiej czytelniczej publiczności. By siostry zakonne pod imieniem i nazwiskiem mogły opowiedzieć o swoim życiu, o dokonywanych wyborach oraz o tym, jak postrzegają współczesny świat i gdzie sytuują w nim swoją rolę. Oraz by czytelnik po zapoznaniu się z relacjami mógł wyrobić sobie opinię.
Czytaj także: Jak zostać zakonnicą [poradnik z przymrużeniem oka]

Jak siostry widzą swoją rolę w Kościele? Czują się ważne, potrzebne?

Myślę, że należałoby zapytać poszczególne siostry zakonne, jak definiują swoją misję. Tak też uczyniłam w mojej książce. Sądzę jednak, że na to pytanie nie ma jednej prawidłowej odpowiedzi. To dobrze. „Habit zamiast szminki” jest pewną próbą zmierzenia się z powyższymi pytaniami.


Powołanie, kobiecość, macierzyństwo

Dlaczego kobiety decydują się, by pójść do zakonu? Można spotkać się ze złośliwymi opiniami, że „w życiu im nie wyszło/nie znalazły męża”. Jak jest naprawdę? Co oznacza enigmatyczne „powołanie”?

A dlaczego współczesne kobiety, znając statystyki rozwodów, decydują się wyjść za mąż? Nie wiem, czy istnieje dobra odpowiedź, tak samo, jak nie wiem, czy potrafimy odpowiedzieć, dlaczego pokochaliśmy konkretnego człowieka. Jedna z moich rozmówczyń na pytanie, po co zostawać dziś siostrą zakonną, odpowiada: „Pewnie po to, żeby odpowiedzieć na miłość i przeżyć przygodę swojego życia”. A co do powołania, być może panią rozczaruję, ale nie mam definicji. Sądzę, że jest ono tajemnicą, doświadczeniem, którego rozumowo nie sposób wyłożyć. Z tym pytaniem także mierzą się moje rozmówczynie i rozmaicie odpowiadają.

Panuje przekonanie, że siostry ubierając habit, w jakimś sensie rezygnują z kobiecości, tłumią ją. Nie mogą się ładnie ubrać, umalować…

To kwestia szalenie indywidualna i złożona. Myślę, że należałoby postawić pytanie: czym jest kobiecość i jak ją definiujemy? Kilka moich rozmówczyń nie nosi habitu, choć są zakonnicami. W rzeczywistości polskiej jesteśmy mocno przywiązani do kojarzenia zakonnicy z habitem, ale na świecie wygląda to różnie. Wydaje mi się, i nie mam tu na myśli wyłącznie sióstr zakonnych, że kobiecość jest czymś więcej niż ubranie, makijaż, zewnętrzny image. To, czy się realizujemy jako kobiety, zależy od wielorakich czynników. Przeprowadzone rozmowy dowodzą, że zagadnienie kobiecości jest dla sióstr bardzo istotne. Wiele z nich pracuje nad promocją roli kobiety na świecie. Osobiście zgadzam się z ks. Kazimierzem Sową, który o moich rozmówczyniach powiedział, że to „prawdziwe współczesne kobiety z krwi i kości, które potrafią odważnie stawić czoła najróżniejszym wyzwaniom”.
Czytaj także: 7 myśli Edyty Stein, które powinna poznać każda kobieta

Jak siostry radzą sobie z tym, że fizycznie nie zostaną matkami, co jest przecież totalnym doświadczeniem dla kobiety? Jak realizują swoje macierzyństwo?

Sądzę, że robią to w inny sposób. Podobnie jak świeckie kobiety, które z rozmaitych względów nie zostają biologicznymi matkami. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że jedna z bohaterek, siostra ginekolog, „matkuje” w pewien sposób dzieciom, którym pomogła przyjść na świat oraz parom borykającym się z niepłodnością. Podobnie, jak siostra z Aleppo, która opiekuje się muzułmańskimi studentkami medycyny. Moje rozmówczynie są matkami dla chorych, uzależnionych, wykluczonych. Jedna z nich przyznaje: „Czasem ktoś się ze mnie śmieje, kiedy mówię: To jest mężczyzna, którego kocham. Tu nie ma żadnych podtekstów erotycznych. To ktoś, kogo wyciągnęłam z alkoholizmu. Ktoś, kogo rodzice umarli w naszym hospicjum. To ksiądz, który potrafi wszystko, co ma, oddać biednym”.


Cierpiętnice czy szczęśliwe zakonnice?

Bycie zakonnicą kojarzy się z posłuszeństwem, brakiem możliwości decydowania o sobie, pozbawieniem wolności, zależnością od przełożonej. Czy te wyobrażenia są anachroniczne?

Różne są indywidualne doświadczenia i trudno z nimi dyskutować. Sądzę, że w każdej sferze ludzkiego życia – nie tylko zakonnego – przy braku dobrej woli, głębszego namysłu i chęci współpracy może dochodzić do rozmaitych nadużyć. Ważne jest, by uświadomić sobie na pozór banalną prawdę, że życie zakonne – jak podkreśla jedna z moich rozmówczyń – jest dla osób dorosłych. Dla osób, które podejmują wolną, niczym nieprzymuszoną decyzję, by żyć w taki, a nie inny sposób ze wszystkimi konsekwencjami wyboru.

Świat podkreśla opresyjny charakter zakonnego życia. Dlaczego?

Z wielu powodów. Przede wszystkim to niewiedza, niechęć, stereotypy, głęboko zakorzenione, czasem nieuświadomione uprzedzenia, osobiste negatywne doświadczenia. I chyba najważniejsze: brak dialogu, a w konsekwencji okopanie się na swoich stanowiskach, budowanie oblężonej twierdzy. Jedna z moich rozmówczyń, zapytana, dlaczego wiele osób postrzega zakonnice jako odrębną kastę, odpowiedziała: „Przyczyna jest jedna: za mało rozmawiamy ze sobą. A tam, gdzie mało się rozmawia, tworzą się slangi, miejscowe gwary i później coraz trudniej jest znaleźć wspólny język. Trochę jak odrębne plemiona. Jak dwie wioski, które się ze sobą nie mieszają, nie żenią. (…). Myślę, że jest tu wiele do zrobienia z obydwu stron”.
Czytaj także: Zapytałam zakonnice o sens życia – odpowiedzi są niesamowite!

Czternaście bohaterek, długie godziny rozmów, jeszcze dłuższe poszukiwań. Namalowała Pani portret polskich sióstr. To szczęśliwe, spełnione kobiety?

Pokazałam jedynie pewien wycinek rzeczywistości. Chciałam, by o życiu zakonnym porozmawiać bez stereotypów i jak powiedział o. Jacek Prusak – bez religijnego makijażu. Czy spotkałam szczęśliwe, wolne i spełnione kobiety? Nie mam co do tego wątpliwości, ale może niech z tym pytaniem zmierzą się czytelnicy.

...

To oczywiscie droga dla nielicznych ale do szczescia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 7:53, 25 Sie 2017    Temat postu:

Kim jest „latająca siostra”, która pędziła na rowerze do św. Jakuba?
Dominika Cicha | Sier 24, 2017
Albergue Bela Muxia/Facebook
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Pamiętacie filmik z zakonnicą, która śmiga na rowerze po hiszpańskiej ulicy?


A
erodynamiczna pozycja, klapki, rowerowy koszyk, polska flaga i habit, który powiewa na wietrze – tyle wystarczyło, by poznańska elżbietanka zrobiła w internecie furorę. Szybko nadano jej przydomki „sister bike” i „latająca siostra”.

Mężczyźni, którzy mijali s. Leopoldę i s. Cyrylę, zdążyli uchwycić skrawek ich Camino de Santiago – pielgrzymki do miejsca spoczynku św. Jakuba Większego Apostoła. Trudno się dziwić, że ten obrazek ich zachwycił.






Siostry wyruszyły razem z Poznania. Zdążyły dojechać do Santiago de Compostela akurat na liturgiczne święto św. Jakuba. Dopiero na miejscu dowiedziały się, że taki filmik istnieje i jest niezwykle popularny. Stało się jasne, dlaczego napotkane osoby prosiły je o wspólne zdjęcie!
Czytaj także: 24 godziny z życia zakonnika. Uwiecznione na zdjęciach

S. Leopolda, która stała się gwiazdą zagranicznych mediów, początkowo czuła się nieco zawstydzona. Na co dzień pracuje z ubogimi, w ukryciu i nie przyszłoby jej do głowy, że jako zwyczajna zakonnica mogłaby stać się sławna. Teraz jednak uśmiecha się na myśl o tej przygodzie.

Skąd s. Leopolda znała pozycję aerodynamiczną? „Z fizyki zawsze miałam trójkę, ale pamiętałam, że jak się nie hamuje powietrza, to się nabiera prędkości. Wykorzystałam to i jechałam szybciej” – powiedziała w rozmowie z reporterką TVN24.

„Jednak moja siostra prędkości nie przekroczyła. Jechała 67 kilometrów na godzinę, a dopuszczalna prędkość wynosiła 70” – dodała s. Cyryla.

...

Tak rower to znakomity wynalazek. Niby pojazd a jednak calkowicie poruszany wlasnym wysilkiem! Znakomity wzmacniacz nóg Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:52, 29 Sie 2017    Temat postu:

Zapytałam zakonnice o sens życia. Odpowiedzi są niesamowite!
S. Theresa Aletheia Noble | List 07, 2016
Scooter Lowrimore / Foter.com
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Postawiłam im jeden warunek – odpowiedzi nie mogą przekraczać 3 zdań.


Z
akonnice są niesłychanie uważnymi obserwatorami świata wokół nas i wiedzą, co w życiu liczy się najbardziej (dotyczy to na pewno wszystkich znanych mi sióstr), pomyślałam sobie, że poproszę je o podzielenie się swoimi przemyśleniami dotyczącymi sensu życia.

Tak, mam świadomość że to śmieszne (i większości sióstr faktycznie trudno było się w tych 3 zdaniach zmieścić). Wiedziałam jednak dobrze, że wypowiedzi te, choć krótkie, będą miały wielką siłę, i że okażą się pomocne i mnie samej, i moim czytelnikom. A oni też są niesamowici.
Czytaj także: Zmarła najstarsza zakonnica świata. Miała genialne recepty na życie

Oto odpowiedzi sióstr (korzystajcie do woli):
S. Lucie od Trójcy Świętej, OCD, klasztor karmelitański, Dijon, Francja:

Oto sens życia:

Być kochaną i kochać:

Pozwolić, żeby Bóg ogarnął mnie miłością bezgraniczną i samej kochać Boga.

Dać się kochać przez siostry z mojej wspólnoty i kochać każdą z nich.

Poprzez miłość do sióstr ukochać cały świat.

(Powyższa modlitwa oparta jest na duchowości św. Teresy z Avila i bł. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej, która wkrótce wyniesiona zostanie do chwały ołtarzy jako święta. W ostatnim wersie mówię o miłości do świata, którą wyraża moja miłość do innych sióstr. Mówię tak, bo jestem mniszką w zakonie klauzurowym. Lecz kiedy okazuję siostrze z mojej wspólnoty miłość w Panu, ogarniam tą miłością cały świat.)
S. Therese Maria Touma, MSCL, Maronickie Służebnice Chrystusa Światła, Dartmouth, stan Massachusetts, USA:

Modlitwa o podążanie przez świat w zgodzie z sensem swojego życia:

Pomóż mi służyć i szukać tego, co Dobre, Prawdziwe i Piękne. Daj mi „łaknąć i pragnąć” Ciebie – Ukrytego i zarazem Dającego się poznać.

Słodki Jezu, pomóż mi wytrwać w miłości i szukaniu Ciebie, nawet jeśli przyjdzie mi cierpieć „prześladowania”…

Ty jesteś moim życiem.

Ty jesteś dla mnie wszystkim.

W Tobie jest moje wieczne zamieszkanie!
S. Helena Raphael Burns, FSP, paulistka – Zgromadzenie Sióstr św. Pawła, Toronto, Kanada:

Skoro naprawdę chcesz poznać sens życia (a nie po prostu go stworzyć, czy z niego zrezygnować), uklęknij i zwróć się z prośbą do Boga. Serio. Ja tak właśnie postąpiłam. Kiedy byłam młodsza, modliłam się modlitwą agnostyka: „Boże, jeśli istniejesz, odpowiedz mi, bo nie wiem, dlaczego żyję”. Bóg jest Bogiem wiernym. Odpowie nam. Nie ma obaw.

„Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca”
– Księga Jeremiasza 29, 13
S. Madeleine Miller, OSB, Siostry Misjonarki św. Benedykta, Tutzing, klasztor Norfolk, stan Nebraska, USA:

Dla mnie sens życia wyraża się w miłości. Kiedy naszym życiem odpowiadamy „tak” na wezwanie, które kieruje do nas Bóg, wchodzimy w głębię historii miłości, która nigdy nie ustaje, i która żąda wszystkiego. Nasze „tak” daje nam niewiarygodny pokój ducha.
S. Brittany Harrison, FMA, salezjanka św. Jana Bosco, Halendon, stan New Jersey, USA:

Moje doświadczenie życiowe podpowiada mi, że sens życia to tak naprawdę uświadomienie sobie, że Bóg kocha nas miłością absolutną i bezgraniczną, nie tyle za to, co robimy, a za to, kim jesteśmy. Wielu z nas idzie przez życie w stanie kompletnej nieświadomości miłości, jaką ma do nas Stwórca. Ignorujemy Jego nieustanne zaproszenia do bliskości z Nim. Uświadomiwszy sobie, że jesteśmy kochani, sami okazujemy więcej miłości. Kochając innych ludzi, odkrywamy, że Boża miłość nie jest abstrakcyjnym pojęciem, lecz uwidacznia się w drobnych codziennych sprawach i w chwilach, kiedy sami wybieramy miłość.
S. Carol Mary Nolan, karmelitanka, Siostry Karmelitanki posługujące chorym i starcom, Germantown, stan New York, USA:

Czym jest sens życia? Ujmuje go doskonale motto Zgromadzenia Karmelitanek posługujących chorym i starcom: „Miłość jest wartością!”. Nasza założycielka, Służebnica Boża Matka Maria Angelina Teresa prosiła nas: „Bądźcie uosobieniem dobroci”. Otaczanie naszych podopiecznych, osoby w podeszłym wieku, miłością i dobrocią samego Chrystusa nadaje sens naszemu życiu w Karmelu.
S. Lea Hill, FSP, paulistka, St. Louis, stan Missouri, USA:

Sensem życia jest samo nasze życie. A ponieważ ono nigdy się nie kończy, musimy czynić wszystko z entuzjazmem, świadomi celu naszych działań, z wdzięcznością i radością, jednocząc się z Panem Życia, który życie nie tylko nam dał, ale także odnowił poprzez swoje Zmartwychwstanie. Boży Duch jest naszym prawdziwym życiem.
S. Jeana Visel, OSB, benedyktynka, Ferdinand, stan Indiana, USA:

Sensem życia jest uczestniczenie w życiu Boga. Według tradycji, Ojcowie Kościoła mawiali, że Bóg stał się człowiekiem, aby nas przebóstwić. Tak jednak jak Bóg nie stracił nic ze swojej boskości, przybrawszy ludzką postać Jezusa Chrystusa, tak samo i my nie tracimy naszego człowieczeństwa będąc przebóstwieni. Świętość nie jest abstrakcją spoza naszego prawdziwego, konkretnego życia. Świętość uwidacznia się w codziennym życiu.
S. Virginia Herbers, ASCJ, Instytut Apostołek Najświętszego Serca Jezusa, Hamden, stan Connecticut, USA:

Poszukiwanie sensu życia jest samo w sobie środkiem odkrywania go. Obserwacja, wsłuchiwanie się, uważność na wszystko to, co Bóg daje nam każdego dnia otwiera nas na pełniejsze przyjmowanie kolejnych darów. Kiedy uświadomimy sobie, że wszystko jest darem … sens życia przestaje być pytaniem, na które poszukujemy odpowiedzi, a staje się świętowaniem.
S. Carly Paula Arcella, FSP, paulistka, Toronto, Kanada:

Trwaj w Jego miłości. Odpowiedz na Jego miłość swoją miłością.



Czy sens życia objawił się wam teraz wyraźniej? Czy któraś z powyższych odpowiedzi sióstr okazała się użyteczna? Zostaliście zainspirowani?

Zapraszam do komentarzy. Jeśli potraficie streścić sens życia w 1-3 zdaniach, podzielcie się z nami!
Czytaj także: Czy zakonnice to szczęśliwe kobiety? Rozmowa z autorką „Habit zamiast szminki”

Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia.

..

Z kontemplacji rodzi sie madrosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:55, 31 Gru 2017    Temat postu:

Wylosuj sobie patrona na cały rok!
Dominika Cicha | 31/12/2017

Pinterest
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Internet, krótki formularz i kilka kliknięć – tylko tyle potrzeba, by do armii twoich niebieskich orędowników dołączył kolejny. Specjalnie na 2018 rok. Do udziału w fantastycznej akcji po raz kolejny zapraszają siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.

Byli tacy, jak my: czasem zmagali się z chorobą, wycieńczającą pracą, śmiercią bliskiej osoby, strachem czy koniecznością rezygnacji z marzeń. Uwielbiali jazdę na nartach, ładne ubrania, pieczenie ciast, taniec, pogłębianie wiedzy w wielkich bibliotekach albo cichą służbę. By poradzić sobie ze światem i własnymi ograniczeniami, szukali Boga: w górach, oczach ubogich ludzi, w maleńkich pustelniach, klasztornych celach, wśród kolegów z pracy albo bliskich w domu. Nieraz upadali, gniewali się i zastanawiali: po co to wszystko. A jednak wracali na drogę Miłości, która w końcu doprowadzała ich do nieba. Patrzą sobie teraz na nas wszystkich i chyba marzą skrycie, by nam pomagać.
Czytaj także: Homobonus. Święty z pieniędzmi i patron biznesmenów
Patron na cały rok

Na progu nowego roku warto wybrać sobie dodatkowego patrona. Wyobrażacie sobie – kolejny osobisty święty, który będzie wstawiał się za nami u Boga? Obok Anioła Stróża, patronów z chrztu św. i bierzmowania oraz naszych ulubionych świętych – szykuje się niezła armia! Zajrzyjcie TUTAJ i wypełnijcie odpowiedni formularz. Otrzymacie maila z imieniem patrona, roczną intencją do modlitwy i myślą z „Dzienniczka”.
[link widoczny dla zalogowanych]
Siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia organizują takie losowanie w swoich wspólnotach od wielu lat. Tradycyjnie odbywa się ono 1 stycznia. Jak wyglądało w roku 1935, za życia św. s. Faustyny?

„W czasie medytacji obudziło mi się jedno z takich tajnych pragnień: żeby Jezus Eucharystyczny był mi szczególnym patronem i na ten rok – jak dawniej. Jednak tając się przed swym Umiłowanym z tym pragnieniem, mówiłam z Nim o wszystkim z wyjątkiem tego, że Go chcę mieć za patrona. Kiedy przyszłyśmy do refektarza na śniadanie, po przeżegnaniu zaczęło się ciągnienie patronów. Kiedy się zbliżyłam do obrazeczków, na których są napisani patroni, wzięłam bez namysłu, jednak nie czytając zaraz, chciałam się przez parę minut umartwić. Wtem słyszę głos w duszy: Jestem twoim patronem, czytaj. W tej chwili spojrzałam na napis i przeczytałam: Patron na rok 1935 – Najświętsza Eucharystia. Serce mi zadrgało z radości” (Dz. 360).
Czytaj także: Święty Leonard: patron rolników, koni i żywego inwentarza
Patronowie mają nas wspierać

Tym razem siostry postanowiły podzielić się swoim zwyczajem z internautami. – Niech święci patronowie wspierają nas, niech pomagają pięknie żyć, coraz pełniej uczestniczyć w życiu i misji Jezusa objawiającego światu miłosierną miłość Boga – piszą na stronie akcji.

Do mojej niebieskiej obstawy, której nie zliczę na palcach jednej ręki (cóż poradzić – kocham świętych!), w zeszłym roku dołączył św. Benedykt. Do tej pory nasze drogi nie miały za bardzo okazji, by się spleść. Ale Duch Święty przecież wie, co robi. To krótkie losowanie może przerodzić się w piękną przyjaźń na całe życie. Albo raczej na… wieczność! Kto będzie mi towarzyszył w tym roku?

..

Ciekawa tradycja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:10, 21 Lut 2018    Temat postu:

Siostry-Pingwinki wydreptały swoim „synkom” miliony. Jak one to robią?
Aleksandra Gałka | 20/02/2018

EAST NEWS
Udostępnij 180 Komentuj 1
Pamiętacie siostry dominikanki z Broniszewic, które w osobliwy sposób obchodziły Światowy Dzień Pingwina? Swoją pomysłowością i poczuciem humoru zjednały sobie internautów, którzy odpowiedzieli na ich apel wyjątkową hojnością. Na koncie sióstr pojawiła się już niebagatelna sumka – 5 milionów złotych. Zakonnice przeznaczą ją na nowy dom dla swoich 56 podopiecznych z Broniszewic.

Zakonnice od lat prowadzą w Broniszewicach (w Wielkopolsce) placówkę dla niepełnosprawnych chłopców – w różnym wieku, z różnymi schorzeniami. Siedziba ośrodka mieści się w starym pałacyku, który od dawna nie spełnia wymogów formalnych. Konieczne było postawienie nowego budynku, w przeciwnym razie Dom Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży w Broniszewicach mógłby zostać zamknięty.



Nowy dom w Broniszewicach już stoi
Siostry postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie przeprowadziły zbiórkę. Choć ruszyła zaledwie kilka miesięcy temu, to cała potrzebna suma jest już na koncie.






Jesteśmy bardzo wdzięczne. Dziękujemy wszystkim, którzy nam pomogli. Jest ogromna radość i satysfakcja, nie tylko nasza, ale i chłopców, którzy codziennie obserwują i widzą, że dom już stoi. Widzą wstawione nowe okna, więc można tu już zamieszkać – mówi w rozmowie z TVN24 siostra Tymka.
Nowo wybudowany dom musi być wykończony tak, by spełniał wszelkie wymogi, o których mowa w ustawach o pomocy społecznej – wśród nich kryteria stawiane przez straż pożarną czy sanepid.



Zbiórka trwa
Choć cel został osiągnięty, a potrzebna suma została zebrana, to zbiórka będzie prowadzona dalej. Siostry chciałyby nie tylko dokończyć budowę, lecz także wyposażyć pokoje dla 56 chłopców z różnymi stopniami niepełnosprawności. Uwagę zwraca fakt, że zakonnice bardzo często i zupełnie otwarcie nazywają ich swoimi synami.

Do jałmużny dominikanki dołączają specjalne breloczki w kształcie pingwinów lub różaniec oraz zapewnienia o modlitwie.

O siostrach z Broniszewic świat usłyszał w kwietniu ubiegłego roku, kiedy to w Światowy Dzień Pingwina zamieściły w sieci kilkusekundowy filmik, w którym naśladowały charakterystyczne pingwinie dreptanie.

Jak czytamy na TVN24.pl, siostry przekonują, że nagranie było efektem „głupawki i przemęczenia”. Mimo to zebrało obfite plony. Kolejny Światowy Dzień Pingwina już 25 kwietnia. Ciekawe, co siostry z Broniszewic zaserwują nam tym razem?

...

Sa jeszcze siostry krasnoludki. Bialo czerwone od Faustyny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:04, 22 Lut 2018    Temat postu:

Siłownia, hantle i… habit! Szalone zakonnice zbierają na remont Domu Dziecka
Redakcja | 21/02/2018

Udostępnij 192 Komentuj 0
Szalone siostry to Kapucynki Najświętszego Serca Jezusa. Od ponad dwudziestu lat prowadzą Dom Dziecka w Siennicy. Mają czas do końca roku, by dostosować go do nowych przepisów.

Kapucynki na siłowni: „Robimy formę”
Siostry podeszły do sprawy kreatywnie. Chwyciły hantle, skakanki, wsiadły na orbitreki i tak wyjaśniają całe to zamieszanie: „Robimy formę przed wielkim remontem Domu Dziecka”!




Jeśli nie widzisz filmu, kliknij TUTAJ

Szalone siostry to Kapucynki Najświętszego Serca Jezusa. Od ponad dwudziestu lat prowadzą Dom Dziecka w Siennicy, w województwie mazowieckim. Budynek wymaga kompleksowej modernizacji i dostosowania do wymogów sanitarnych i przeciwpożarowych. „Chodzi o bezpieczeństwo dzieci, dlatego podejmujemy wyzwanie” – piszą siostry na swoim Facebooku.



Liczy się każda złotówka
Wystarczy obejrzeć ten niespełna dwuminutowy filmik, by zobaczyć, że siły do walki na pewno im nie brakuje! Brakuje za to środków, dlatego siostry proszą o wsparcie. Mają czas do końca roku, by dostosować dom do nowych przepisów. Muszą m.in. przenieść pokoje dzieci z piętra na parter, wymienić instalację elektryczną, zamontować hydranty przeciwpożarowe, jadalnię i kuchnię zamienić miejscami z kaplicą.

Jak można pomóc? Udostępniając ich post lub przekazując cegiełkę na konto: 46 1240 2702 1111 0000 3041 6899 z dopiskiem „Na remont Domu Dziecka”. Jak szacują, na remont potrzeba ok. 300 tys. zł.

Siostry do wdzięczności dokładają jeszcze modlitwę za wszystkich darczyńców.

Aktualnie w Domu Dziecka mieszka dziesięcioro dzieci, najmłodsze ma 8 miesięcy. Wychowanków, którzy opuścili już mury placówki, jest ok. 90.

...

Trzeba to trzeba. I ty mozesz zostac Conanem.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:38, 15 Mar 2018    Temat postu:

Testament zakonnicy: 10 rzeczy, których nigdy nie będę żałować przed śmiercią
S. Theresa Aletheia Noble | 15/03/2018
SISTER MARIA CARITAS NOTES
Courtesy of Daughters of Saint Paul
Udostępnij Komentuj
Po śmierci siostry Caritas znaleziono w jej dziennikach pewną listę. Brzmi ona jak plan na całe nasze życie.

Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego spotkania z siostrą Caritas. Znacznie już podupadła na zdrowiu i została przeniesiona do Bostonu, gdzie rozpoczęła ostatni etap życia.

Czytaj także: Tych 7 rzeczy nie zapomnij powiedzieć bliskim przed śmiercią!
Pewnego dnia idąc korytarzem spostrzegłam w pewnej odległości od siebie jakąś starszą siostrę. Podeszłam do niej, a ona szeroko rozpostarła swoje ramiona, starając się mnie objąć, choć byłam od niej postawniejsza. Pomyślałam sobie, że pewnie ta siostra mnie z kimś pomyliła – ja przecież w ogóle jej nie znam.

Jednak s. Caritas nie myliła się bynajmniej – po prostu wyraziła w ten sposób radość na widok młodszej siostry. Objęła mnie, popatrzyła w oczy i zaczęła bombardować mnie pytaniami. Nigdy nie zapomnę tego spotkania. Powiem nawet z ręką na sercu, że nigdy później żaden nieznajomy nie witał mnie z tak wielką miłością.



SISTER CARITAS
Courtesy of Daughters of Saint Paul


Dziecko – cud
Siostra Maria Caritas, paulistka, zmarła 1 lutego tego roku. Nie była sławna czy szeroko znana. Żyła w ukryciu, zwłaszcza w ostatnich kilku latach, spędzonych w klasztorze w Bostonie. Wcześniej przebywała w klasztorze w Toronto, w pobliżu którego mieszkała jej bliska rodzina. Przeprowadzka do Bostonu ze względów zdrowotnych była dla niej trudna. Jednak ostatecznie, pomimo tego, ile ją te przenosiny kosztowały, s. Caritas poddała się całkowicie woli Bożej.

S. Caritas była człowiekiem silnego charakteru. W opublikowanym ostatnio artykule, s. Anne Flanagan tak o niej napisała: „Dorastała na Sycylii, a jej charakter doskonale pasował do rodzinnego nazwiska, które brzmiało Forte” (forte – mocna).

Angelica Forte urodziła się we Włoszech. Była trzecim dzieckiem kochających rodziców. Kiedy matka była z nią w ciąży, radzono jej aborcję. Zamiast aborcji, rodzice odprawiali nowennę za nowenną, modląc się o to, by urodziła się zdrowa. Rodzina nazywała ją „dzieckiem-cudem”.

Czytaj także: Siostra Regina. Ma 100 lat i… wybiera się na Ekstremalną Drogę Krzyżową!


Nie robię niczego dla siebie
Jako młoda kobieta, Angelica Forte miała wielu starających się o jej względy. I nawet wówczas, gdy podjęła już decyzję o wstąpieniu do klasztoru, matka zaprowadziła ją do księdza, prosząc go, by wpłynął na nią i nakłonił do ślubu z chłopcem, który był według niej szczególnie dobrą partią.

Młoda Angelica, która próbowała wyjaśnić matce, że jej serce należy już do Jezusa, stanęła przed księdzem i opierając się rękoma o blat jego biurka zakrzyknęła: „Proszę księdza! Proszę powiedzieć mojej mamie, że skoro jej się ten chłopak tak bardzo podoba, to niech sama wyjdzie za niego za mąż!”

Także będąc już paulistką, czyli członkinią Zgromadzenia Córek Św. Pawła, s. Caritas nie zatraciła swojej wrodzonej siły i energii. Służyła jako misjonarka w Kanadzie, gdzie nauczyła się francuskiego i angielskiego. Wiele wycierpiała, pod koniec życia złożona została wyczerpującą chorobą, jednak w cierpieniu swoim oddała się całkowicie Bogu, ufając Jego miłości.

Kiedyś tak oto opisała sekret życia zakonnego: „Nie robię niczego dla siebie. Dlatego właśnie widzę w tym, co muszę zrobić same pozytywy i nie uciekam od niczego”.

Biorąc do serca swoje imię zakonne Caritas, oznaczające miłość, s. Caritas była przykładem dla innych zakonnic. Z łaską Bożą starała się szerzyć caritas wokół siebie.



Testament zakonnicy
W swoim dzienniku zawarła wiele zachęt dla siebie samej: „Caritas, nie ustawaj; módl się, módl się, módl się, módl się”. Życie w zgodzie z nazwiskiem rodowym było pięknym hołdem złożonym Bogu, którego ukochała ponad wszystko i który jest samą Miłością.

Po śmierci s. Caritas, inne zakonnice odnalazły w jej dziennikach pewną listę. Doskonale odzwierciedla ona ducha caritas, którym żyła ta prosta paulistka, a dla nas wszystkich brzmi jak plan na całe nasze życie:

10 rzeczy, których nigdy nie będę żałować przed śmiercią

Czynić innym dobrze.
Nie mówić o nikim źle.
Pomyśl, zanim coś powiesz.
Nie mów, kiedy jesteś zdenerwowana.
Pomagaj tym, którzy pomocy potrzebują.
Przyznawaj się do błędów.
Okaż wszystkim cierpliwość.
Wysłuchuj innych, ale nie po to, by obmawiać.
Nie wierz w złe rzeczy mówione o innych.
Przygotuj się na śmierć. (ostatni punkt podkreślono)


Czytaj także: Zakonnice, które ubierają Lady Gagę, Katy Perry i Rihannę
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Dobre wzorce sa konieczne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:18, 20 Mar 2018    Temat postu:

Zakonnice jako „przynieś, wynieś, pozamiataj”? Rozmowa z siostrą Borkowską
Przemysław Radzyński | 20/03/2018
SIOSTRY ZAKONNE
REPORTER
Udostępnij 0 Komentuj 0
„Ksiądz albo się chce modlić, albo nie. Jeśli tak, to sobie poradzi, byleby myślenia nie wyłączył. Jeśli nie, to nie nadaje się do żadnego duszpasterstwa: ani w parafii, ani przy klasztorze” – mówi mniszka benedyktyńska z Żarnowca

Siostra Małgorzata Borkowska wydała ostatnio niewielką książkę zatytułowaną „Oślica Balaama. Apel do duchownych panów”. Wydawnictwo benedyktynów z Tyńca nazywa ją „protestem” i „krytyką polskiego duchowieństwa”.



Przemysław Radzyński: Głośno było ostatnio o tekstach w „kobiecym” dodatku do watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano”, w którym napisano o wyzyskiwaniu sióstr zakonnych – zwłaszcza przez kościelną hierarchię. Jak Siostra widzi ten problem?

S. Małgorzata Borkowska OSB*: To wina faktu, że jeśli jakaś grupa ludzi ma pełną władzę nad inną grupą, zawsze kończy się to jakąś formą wyzysku, a w końcu – jakąś formą walki o ludzkie prawa. A zakonnice w tej sprawie są grubo w tyle za związkami zawodowymi. Nie byłoby zresztą powodu do walki, gdyby poważniej wzięto słowa Chrystusa Pana o służebności władzy.

Czytaj także: Testament zakonnicy: 10 rzeczy, których nigdy nie będę żałować przed śmiercią


W swojej najnowszej książce pisze Siostra, że „zakonnica w przekonaniu szeregowego kaznodziei jest głupia”. Skąd ten stereotyp?

Pisałam o tym dla Katolickiej Agencji Informacyjnej: Głównie z przyczyn historycznych. Przed rozbiorami klasztory żeńskie były w krajobrazie kościelnym i społecznym rzeczą oczywistą. Po kasatach dokonanych w XIX wieku, głównie przez rządy zaborcze, kler przez kilkadziesiąt lat odzwyczaił się od ich obecności i księża nie bardzo już wiedzieli, po co by one miały istnieć – chyba, że im samym mogą się do czegoś przydać. Takie przynieś, wynieś, pozamiataj. A do tego wykształcenia nie potrzeba.



Ma Siostra jakiś pomysł, jak ten problem rozwiązać?

Przede wszystkim nie udawać głupich dla spokoju. Może coś pomoże.



Co mogą zrobić same siostry, żeby odwrócić ten czarny PR, wg którego do zakonu idą kobiety, które nie znalazły kandydata na męża i nie potrafiłyby ułożyć sobie życia poza klasztornymi murami?

Nic, bo to samo myśli 9 na 10 ludzi w ogóle. Po prostu wiedzą i już, czytali przecież powieści. Szkoda czasu na dyskusje. Jeśli mamy żyć tu dla Boga, to nie dla swojego wizerunku.



Obserwuje Siostra jak na przestrzeni lat stosunek – zwłaszcza kleru – do sióstr zakonnych się zmienia? Jest lepiej czy gorzej?

Jest trochę lepiej dzięki grupom modlitewnym, w których młodzież żeńska i męska jest na równych prawach.



W „Oślicy Balaama” pisze Siostra, że jedyną znaną jej formą zbiorowego protestu w zakonie żeńskim jest masowa rezygnacja ze spowiedzi u konkretnego kaznodziei. Rozumiem, że ona jest też skuteczna.

To zależy od konkretnego księdza. Może on przecież albo uznać, że zakonnice są zbyt pyszne, żeby go docenić – albo zastanowić się, czy w czymś jednak nie pobłądził.



A merytoryczne uwagi dotyczące błędów dogmatycznych, liturgicznych czy nawet dotyczących wyboru tematyki kazań do sióstr zakonnych nie są skuteczne? Dlaczego?

Bo się ich nie robi.



Jaki – zdaniem Siostry – powinien być zakonny kapelan czy klasztorny kaznodzieja zmierzający do ideału?

Ksiądz albo się chce modlić, albo nie. Jeśli tak, to sobie poradzi, byleby myślenia nie wyłączył. Jeśli nie, to nie nadaje się do żadnego duszpasterstwa: ani w parafii, ani przy klasztorze.

Czytaj także: Kto powiedział, że siostry klauzurowe się nudzą?


* Siostra Małgorzata Borkowska OSB, benedyktynka z opactwa w Żarnowcu. Urodziła się w 1939 r. Po ukończeniu filologii polskiej i filozofii na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologii na KUL-u (gdzie w 2011 r. otrzymała tytuł doktora honoris causa) została mniszką. Jest historykiem życia zakonnego i tłumaczką.

Ponieważ tutaj jesteś…
…mamy do Ciebie małą prośbę. Liczba użytkowników Aletei szybko rośnie, czego nie można powiedzieć o naszych przychodach z reklam - ale to jest problem, z którym boryka się wiele mediów elektronicznych. Niektóre z nich oferują więc swoim odbiorcom płatny dostęp do treści. To nie jest dobre rozwiązenie dla Aletei - naszą misją jest ewangelizacja i inspirowanie do lepszego chrześcijańskiego życia, dlatego chcemy docierać do jak największej liczby osób. Natomiast bardzo byśmy chcieli zredukować liczbę reklam na naszym portalu, lecz to nie jest możliwe do czasu, kiedy pozwolą nam na taki ruch inne źródła przychodu. Jak widzisz, nadal potrzebujemy Twojego wsparcia. Dbanie o jakość Aletei wymaga od nas nie tylko ciężkiej pracy, ale także znaczących nakładów finansowych. Będziemy kontynuować naszą misję, jednak jeśli możesz nam w tym pomóc, wspierając nas finansowo, będziemy za to ogromnie wdzięczni, a Aleteia będzie się mogła dalej rozwijać.

...

Rozne problemy. To jest zycie! W zakonach nie uciekniecie od tego!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:22, 22 Mar 2018    Temat postu:

KUP BARANKA WIELKANOCNEGO I WSPOMÓŻ SIOSTRY BENEDYKTYNKI ZE STANIĄTEK



2 miliony złotych w niecałe trzy miesiące - to wyzwanie postawione benedyktynkom z podkrakowskich Staniątek. Ta kwota ma być przepustką dla mniszek do ratowania cennych zabytków w opactwie. Siostry, by zrealizować projekt "Wirydarze dziedzictwa benedyktyńskiego" potrzebują wkładu własnego, by móc skorzystać z wojewódzkiego dofinansowania w wysokości 7 milionów złotych. Jeśli się uda, część klasztoru zostanie zaadoptowana na centrum naukowo-badawcze z małym muzeum i biblioteką. Jedną z wielu form wsparcia dla sióstr może być między innymi zakup baranka wielkanocnego. W kuchni klasztornej praca wre...

...

Powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:24, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Siostra Emilia: Kiedy powiedziałam Panu „Tak”, nigdy nie czułam się bardziej wolna
Domitille Farret D'Astiès | 21/04/2018
SISTER EMILIE
Fraternités Monastiques Jerusalem
Udostępnij Komentuj
Moment odkrycia powołania? „Tak jakbym stała dziesięć lat na peronie dworca i wreszcie wsiadła do pociągu”.

22 kwietnia przypada Światowy Dzień Modlitwy o Powołania. Przy tej okazji przybliżamy postać siostry Emilii z Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich. W 2010 roku złożyła śluby wieczyste.



Powiedzieć Bogu: Tak
Mniej więcej w wieku 15 lat, gdy zaczyna myśleć o przyszłych studiach, stawia sobie zasadnicze pytanie: „Kim chcę być w przyszłości?”. Małżeństwo i życie religijne – obie te drogi zdają się prowadzić do szczęścia.

Emilia czuje dobrze, że Pan chce jej dla siebie, ale ona sama nie wie – w jaki sposób. Bo „o ile Bóg jest bardzo kochający, jest też bardzo dyskretny” – mówi.

Czytaj także: Co nam mówi pustelnica Miriam – zakonnica, która od 16 lat milczy!
Ostatecznie młoda kobieta, zapalona cukierniczka, zaczyna pracę w sektorze spożywczym. Gdy ma 23 lata, jedna z jej przyjaciółek zdradza, że wstępuje do zakonu. To moment wyzwalający.

Emilie wybucha płaczem, podświadomie czuje, że ona sama nie była dotąd w stanie zrobić tego kroku. Decyduje się powiedzieć Bogu: „Tak”.

„Tego dnia, kiedy powiedziałam Bogu «Tak», czułam się wolna jak nigdy” – wyznaje. Chociaż ta myśl, że musi dokonać wyboru wcześniej ją tak przerażała. „Tak jakbym stała dziesięć lat na peronie dworca i wreszcie wsiadła do pociągu”.



Połączyć się ze światem w kontemplacji
Od tego momentu Emilie decyduje, że poświęci się Bogu i marzy o tym, by być misjonarką. Ale jechać do Brazylii oznacza, że nie pojedzie do Beninu. A lot do Bangladeszu wyklucza z kolei Haitii. Ta kwestia wyboru!

Ostatecznie, Emilie odkrywa, że „w kontemplacji można połączyć się z całym światem”. I tak ma nieoczekiwaną odpowiedź: Bóg oczekuje jej w życiu kontemplacyjnym.

Podczas weekendu spędzanego w Saint-Gervais w Paryżu, po wielu rozterkach, Emilie odkrywa Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie. „Poczułam się jak ryba w wodzie”.

Jest poruszona życiem wspólnoty, zarazem jego prostotą i radością. Choć na pierwszy rzut oka nie ma nic nadzwyczajnego w prostym życiu sióstr. Ale to jak zakochanie, jest niewytłumaczalne. W pracy, którą bardzo lubi, składa wypowiedzenie. Przynagla ją większe wezwanie.

Czytaj także: Była miss idzie do zakonu. „Nie ma się czego bać”


Księgowa i cukierniczka
Powołaniem Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich jest bycie oazą w sercach miast, wśród tłumów, w miejscach, gdzie czasem jest mało miejsca dla Boga. Bracia i siostry prowadzą oddzielne życie we wspólnocie, ale dzielą czas na liturgii.

Dziś siostra Emilie jest na misji w Mont Saint-Michel z sześcioma innymi siostrami. Jest w sanktuarium księgową i… cukierniczką dla sióstr, kiedy serce jej to podpowiada.

Na pytanie, dlaczego trwa w tym powołaniu, odpowiada: „Bo jestem tu bardzo szczęśliwa”. I dodaje: „Życie z Panem to studnia bez dna. Trochę się spróbowało, ale jest jeszcze cały ocean do odkrycia”. Wyjaśnia, że wspólnotowe życie pozwala mniszkom doświadczyć miłości Bożej. Wcielenia miłości:

Jesteśmy w różnym wieku, pochodzimy z różnych stron, różnimy się charakterami. Życie wspólnotowe nie zawsze jest różowe, ale dzielimy nasze radości i cierpienia. Jesteśmy jak wielkie kamienie, które z czasem się wygładzają, szlifują i stają się powoli kamykami.
Bardzo często powołanie budzi się w kontakcie z osobą konsekrowaną lub ze wspólnotą. Dla tych, którzy zadają sobie pytanie o powołanie, najlepszym środkiem skonfrontowania swojego pragnienia z rzeczywistością będzie nawiązanie więzi ze wspólnotą, która ich przyciąga. Na przykład, odwiedzając na kilka dni taki czy inny zakon. W ten sposób można zacząć rozeznawać swe powołanie. Poprowadzić was też mogą cenne świadectwa zakonników i sióstr.

Czytaj także: Marzyła o rodzinie – Bóg wysyłał ją do zakonu. Jak 30-letnia Ewa zareagowała?
Tłumaczenie z języka francuskiego

...

Zdecydowanie Bóg to wyzwolenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:55, 07 Cze 2018    Temat postu:

Dzień w zakonie
Jarosław St. Włodarczyk 1 września 2003 AKTUALIZACJA: 1 września 2003 17:14 Tygodnik Ostrołęcki
6
6
Klasztor klarysek kapucynek w Przasnyszu
Klasztor klarysek kapucynek w Przasnyszu ©Jarosław St. Włodarczyk
Przasnyszanie darzą wielkim szacunkiem mniszki klaryski kapucynki z przasnyskiego zakonu, choć niewiele wiedzą o ich życiu. Życie sióstr owiane jest tajemnicą, wiedza przeciętnego przasnyszanina na ten temat kończy się więc na informacji, że "śpią w trumnach i nie widują ludzi". Jak zatem wygląda życie osób powołanych do świętości?
Przasnyskie mniszki zachowują pierwotną regułę św. Klary zatwierdzoną jeszcze w 1253 r. Jest to ich przywilej życia w surowym ubóstwie. Siostry kapucynki oddają się Jezusowi przez śluby zakonne: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Zachowują klauzurę, prowadząc życie kontemplacyjne, wypełnione modlitwą i pokutą dla zbawienia świata. Żyją w surowości i prostocie. Utrzymują się z pracy własnych rąk, zajmują się haftem artystycznym, ogrodnictwem, malarstwem i wszelkimi pracami związanymi z utrzymaniem klasztoru.



Życie codzienne
Każda siostra ma celę, wyposażoną w stoliczek, szafkę i otwierany taboret z surowego drewna ze schowkiem oraz... trumnę do spania. W trumnie jest siennik ze słomy, poduszka i kołdra. Wieko trumny na dzień się zamyka. Podczas spania trumna jest otwarta. Na wieku namalowany jest czarny krzyż. W owych trumnach zakonnice udają się także na wieczny odpoczynek w katakumbach klasztoru.
Siostry nie oglądają telewizji. Bardzo rzadko słuchają radia, tylko w niedzielę wiadomości po Mszy świętej.
Dzień klasztornego życia

Teresa Kocoń, 28-letnia kapucynka w swojej celi
Jarosław St. Włodarczyk

Stołówka klasztorna, czyli refektarz

(fot. Jarosław St. Włodarczyk)

Wstają o godzinie 5.00. Dzień rozpoczynają modlitwą brewiarzową tzw. jutrznię o 5.25. Od 6.00 przez godzinę rozmyślają. O 7.00 mają mszę świętą. Potem jest modlitwa dziękczynienia i modlitwa przedpołudniowa. Po czym jedzą śniadanie, po którym pracują do 11.30. Później modlitwa południowa i czytanie duchowne. O 12.00 jedzą obiad. Po nim jest modlitwa popołudniowa i czas pracy do 16.00 (z milczeniem ścisłym między 13.30 a 14.30, wówczas siostry w ogóle nie mogą rozmawiać). O 16.00 są nieszpory. Od 16.15 godzinne rozmyślanie. O 17.15 kolacja, potem różaniec. Od 18.30 godzina tzw. rekreacji. Tylko wówczas siostry mogą swobodnie rozmawiać. Wtedy siostry spotykają się we wspólnej sali albo w ogrodzie by rozmawiać lub razem pracować. O 19.30 jest ostatnia modlitwa brewiarzowa tzw. kompleta. Po komplecie rozpoczyna się milczenie ścisłe. Wówczas zakonnice nie mogą ze sobą rozmawiać. Mogą natomiast się jeszcze pomodlić do 21.00. Po tej godzinie zaleca się, aby siostry były w celach. Część z nich wstaje jeszcze o północy na godzinne czytanie i modlitwę z brewiarza.

Siostra Immakulata Jarosław St. Włodarczyk

Korytarz klasztorny
(fot. Jarosław St. Włodarczyk)

Do lat 60. dwudziestego wieku podczas postów siostry jadały na śniadanie wyłącznie chleb z wodą. Tylko w niedzielę był chleb ze smalcem i herbata To samo na kolację. Na obiad była zupa, ewentualnie ziemniaki z kapustą czy marchewką. Mięsa nie jadały siostry w ogóle. Obecnie mogą je jeść tylko w niektóre dni i to tylko jeden raz w ciągu dnia. Zresztą na takie luksusy bardzo często po prostu ich nie stać. Mięsa nie kupują, przeważnie przynoszą je ludzie. Także chleb otrzymują siostry z przasnyskiej piekarni "Klementynka" lub z piekarni gruduskiej.
Dawniej trzy razy w tygodniu po dziesięć minut były biczowania za grzechy świata i uchronienie go przed rozpustą i innymi nieprawościami. Biczowania łańcuchami przybierały nieraz ostrą postać. W celu umartwienia siostry zakładały na siebie także włosiennice. Biczowanie zostało zniesione z uwagi na to, że siostry są teraz fizycznie słabsze. Zastąpiła je łagodniejsza forma pokuty - dziesięciominutowe modlenie z rękami podniesionymi do góry. Siostra Donata Koska uważa, że konstytucja zgromadzenia z 1986 r. bardzo złagodziła zakonne rygory.
- Teraz możemy jechać do domu na pogrzeb ojca i matki, oraz gdy jest się chorym wyjść do lekarza czy szpitala. Wcześniej tego nie można było uczynić - mówi zakonnica Donata. Jednakże nawet teraz siostry nie mogą jeździć na pogrzeby siostry czy brata.
Zostać zakonnicą

Teresa Kocoń, 28-letnia kapucynka w swojej celi

(fot. Jarosław St. Włodarczyk)

Aby wstąpić do zakonu, nie potrzeba nic poza powołaniem. Nie trzeba żadnego posagu, jako że siostry nie mogą posiadać niczego na własność. Wstępujące czeka najpierw rok tzw. postulatu. Potem w tajnym głosowaniu wspólnota decyduje, czy kandydatka nadaje się do życia kontemplacyjnego i życia w klauzurze. Jest to zarazem czas próby i rozeznania się dla samej kandydatki. Później są dwa lata nowicjatu, po którym następuje kolejne tajne głosowanie wszystkich sióstr. Jeżeli kończy się ono pomyślnie, mniszka składa śluby czasowe na trzy lata, które można przedłużyć do sześciu lat. Po tym czasie składa śluby wieczyste. Śluby te może złożyć mniej więcej po pięciu latach od ślubów czasowych.

Siostra Immakulata

Siostra Immakulata
(fot. Jarosław St. Włodarczyk)

16 sierpnia zmarła siostra Immakulata od Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Maria Klicka) przeżywszy 100 lat i 29 dni (o jubieleuszu pisaliśmy w TO nr 30 - przyp. red.)
Prowadziła wyjątkowo pokutny tryb życia przez prawie 80 lat spędzonych w zakonie. Była wzorem wypełniania reguły i konstytucji zgromadzenia. Co roku zachowywała posty 40-dniowe o chlebie i wodzie, milcząc i nie mówiąc, aż do czasu choroby w 1995 r. Przez całe swoje życie zakonne nie jadła mięsa. Do momentu choroby biczowała się i umartwiała, każdej nocy wstawała o 23.00 i do godziny pierwszej modliła się. Do późnej jesieni chodziła boso w drewniakach. Była bardzo prawa i wymagająca wobec siebie.
Kiedy Niemiecy napadli na Polskę w 1939 r., siostra Immakulata złożyła ślub, że nie będzie widywała się z rodziną. Uczyniła to w intencji wolnej i katolickiej Polski.
Przed jubileuszem swego stulecia powiedziała siostrze Donacie, że jest bardzo wdzięczna zgromadzeniu, za przyjęcie jej do wspólnoty klasztornej. Stwierdziła "jedynym moim szczęściem to było to, że mogłam służyć Panu Jezusowi, być jego służebnicą". Sędziwa mniszka była człowiekiem wyjątkowym, żyła wiarą, nadzieją i miłością. Wyraz zawierzenia Panu Bogu, oddawała w swoich wierszach:
"Szukam Cię Panie
Mrok dookoła
W duszy mej ciemno, głęboka noc
Lęk mnie ogarnia...
(...)
Lecz ponad wszystko
Ojcze mój, Panie
Nie moja wola - Twoja niech się stanie"

...

Spełnione życie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:18, 22 Cze 2018    Temat postu:

Profesjonalnie grała w koszykówkę i futbol. Za chwilę złoży śluby wieczyste
Redakcja | 22/06/2018
SIOSTRA ANNE YOCHES
YouTube
Udostępnij
Każda opowieść o powołaniu jest jedyna w swoim rodzaju. Ale – przyznajcie sami – historia s. Rity Clare Yoches ma w sobie coś naprawdę nietuzinkowego.

Anna Yoches nigdy nie podejrzewała siebie o to, że założy habit i welon. Co prawda dorastała w wierzącej rodzinie, chodziła do katolickiej szkoły i nie opuszczała niedzielnej mszy świętej, ale na tym kończył się jej rozwój duchowy. „Nigdy tak naprawdę nie słuchałam, co Bóg mówi” – przyznaje.

Zanim jednak wstąpiła do zgromadzenia Franciszkanek od Pokuty i Matki Bożej Bolesnej, spędziła wiele godzin na boiskach, stadionach i halach sportowych.

Jako młoda dziewczyna otrzymała 4-letnie stypendium koszykarskie na Uniwersytecie Detroit-Mercy. Jej trenerka Nikita Lowry Dawkins wspomina ją jako zawziętą zawodniczkę, która nigdy się nie męczyła. „Zawsze zastanawiałam się czy jest człowiekiem, czy też nie. Była świetna. Dobrze, że mieliśmy ją w drużynie” – mówi na łamach Detroit Free Press.

Po ukończeniu college’u Anna odkryła dla siebie futbol amerykański. Dołączyła do drużyny Detroit Demolition. W ciągu czterech lat razem z koleżankami czterokrotnie obroniła tytuł mistrza w NWFL Championship. „Jej twardość na stadionie była w sprzeczności z jej humorem i uśmiechem” – stwierdza zawodniczka Aisha Thomas.


Czytaj także:
Kiedy uwierzyłaś, że nie jesteś piękna? Już czas, by odzyskać pewność siebie


S. Rita Clare Yoches – od stadionu do klasztoru
W marcu 2007 roku Anna usłyszała wezwanie Ducha Świętego. „Czułam, że w środku jestem chora i umierająca. To doprowadziło mnie do konfesjonału, po długim czasie”. Ksiądz polecił jej, by każdego dnia zaglądała do Pisma Świętego i zaczęła uczestniczyć w codziennej adoracji.

I to właśnie podczas jednej z takich modlitw poczuła się prawdziwie przyjęta przez Boga i zaczęła odkrywać Jego plan.

„Poczułam, jak Bóg Ojciec otulił mnie ramionami, przytulił mnie i przygarnął do piersi – jak tylko ojciec potrafi przytulić córkę – wspomina. – Moje życie na zawsze się zmieniło. Chciałam tylko więcej i więcej Jezusa”.

Zerwała z chłopakiem i powiedziała o wszystkim rodzinie i przyjaciołom. Byli w szoku, bo widzieli w niej głównie zapaloną imprezowiczkę. „Zachowywałam moją wiarę tylko dla siebie, dlatego ludzie byli bardzo zaskoczeni moją decyzją” – opowiada.

Nie ukrywa też, że pierwsze osiem lat w zakonie było dla niej trudnych. Mieszkała 4,5 godziny drogi od domu, rodziców mogła widywać tylko podczas dwutygodniowych wakacji w ciągu roku. Ale choć początkowo miała wątpliwości, teraz nie ma po nich śladu. 30 czerwca 2018 r. złoży śluby wieczyste.

Na dobre nie rozstała się też z futbolem. Co roku z okazji Święta Dziękczynienia organizuje rozgrywkę dla swoich 38 sióstr.

...

Prosz bardzo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 7:45, 19 Lip 2018    Temat postu:

„Anioł Dieppe”. Zakonnica, która zapisała się w żołnierskich opowieściach
Dominika Cicha | 05/07/2018
SISTER Agnes-Marie Valois
AFP PHOTO I ERWAN LESNE I VILLE DE DIEPPE
Udostępnij
Jeden z ciężko rannych żołnierzy jęknął: „Niech siostra zaopiekuje się moją urwaną ręką”. Wzięła ją więc troskliwie i pochowała w ogrodzie. Dla swoich chłopców mogła zrobić wszystko.

Do dziś na hasło „siostra Agnes-Marie” w wyobraźni niektórych Kanadyjczyków rozgrywa się koszmarny desant, przeprowadzony 19 sierpnia 1942 r. w rejonie miasta portowego Dieppe. Żołnierze alianccy (oprócz Kanadyjczyków – Amerykanie, Francuzi i Brytyjczycy) mieli w nim zdecydowaną przewagę liczebną – na 6,1 tys. przypadło zaledwie 1,5 tys. Niemców. Ale po 10 godzinach zaciekłej walki 3,3 tys. z nich już nie żyło albo znalazło się w niewoli.

28-letnia Agnes Cecile Marie-Madeleine Valois, czyli po prostu siostra Agnes-Marie, była jedną z 10 zakonnic, które znalazły się wtedy na polu bitwy. Biegała między tysiącami rannych, robiąc wszystko, by uratować ich życie. Najpierw bezpośrednio na plaży, czerwonej od krwi. Potem między łóżkami w prowizorycznym szpitalu urządzonym w hotelowym budynku. Bandażowała, odkażała, tamowała, myła. A gdy było już za późno – po prostu trwała. Jak np. wtedy, gdy jeden z „jej chłopców” poprosił, by pocałowała go jak matka. Nie wahała się ani sekundy. Żołnierz zaraz potem zmarł.


Czytaj także:
„Oświęcim przy nich to była igraszka…”. Witold Pilecki na zdjęciach
Miała już niemałe doświadczenie. Jako zawodowa pielęgniarka w latach 1936-38 pracowała na wojskowym oddziale w szpitalu. Potem trafiła na chirurgię i wyspecjalizowała się w anestezji. Gdy w 1942 r. miasto Rouen znalazło się pod okupacją niemiecką, dobrze wiedziała, jakie będzie jej zadanie.

Jeden z weteranów rajdu na Dieppe wspominał, jak Niemcy przystawili siostrze broń, by najpierw leczyła niemieckich rannych. Ona jednak podkreślała, że wszystkich traktuje równo – niezależnie od rangi czy narodowości – najpierw spieszyła do tych, którzy jej najbardziej potrzebowali. Oni kochali ją, a ona ich – po prostu. Nic dziwnego, że nazwano ją „aniołem Dieppe”.

Gdy któryś z Niemców chciał dobić rannego, s. Agnes-Marie stawała mu na drodze, mówiąc: „najpierw będziesz musiał zastrzelić mnie”.

Po wszystkim powiedziała, że „to nie była wojna, to była masakra”.








Po 1945 roku, aż do emerytury, nadal pracowała w służbie zdrowia. Gdy w 1968 r. zamknięto klasztor w Rouen, zamieszkała w Sainte-Marie de Thibermont w Martin-Église. Dopóki pozwalało jej zdrowie, uczestniczyła w corocznych obchodach ku pamięci poległych w Dieppe.

Podczas uroczystości zorganizowanej z okazji jej 100. urodzin radny miasta Newhaven Steve Saunders powiedział: „Stoję w opozycji do każdego, kto po spotkaniu z tą kobietą nie wierzy w anioły. Jest tak pełna dobroci, pokory i współczucia!”.

S. Agnes-Marie została damą francuskiego Narodowego Orderu Zasługi, damą Orderu Narodowego Legii Honorowej oraz otrzymała Medal za Chwalebną Służbę.


Zmarła 19 kwietnia 2018 roku w wieku 103 lat. W dniu jej śmierci flagi w Dieppe zostały opuszczone do połowy masztu.

...

Kolejna wspaniala historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:44, 05 Sie 2018    Temat postu:

Siostra zakonna, autorka scenariuszy, reżyser teatralny, producent i katechetka
Redakcja | 02/08/2018
Siostra Agnieszka Maria Miduch
Udostępnij
Fascynuje mnie praca z aktorami. Tak jakby Pan Bóg trochę uchylił mi rąbka tajemnicy i pozwolił wejść do ich wnętrza, a potem wydobyć z nich różne niezwykłe rzeczy.
iostra Agnieszka Maria Miduch należy do Zgromadzenia Sióstr Kapucynek Najświętszego Serca Jezusa. Absolwentka Wydziału Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Mieszka w Siennicy, gdzie pracuje jako katechetka w szkole podstawowej. Pasjonatka teatru, autorka wielu scenariuszy przedstawień, które też reżyseruje.
Marzena Juraczko: Jest Siostra wielką pasjonatką teatru i do tego autorką bardzo ciekawych scenariuszy. Jak to się zaczęło?
S. Agnieszka Maria Miduch: Śmieją się ze mnie, że pomyliłam się z powołaniem, ale ja zawsze odpowiadam: „Pan Bóg to połączył”. Teatr jest moją pasją od młodości.
Pamiętam, że kiedy byłam mała, to organizowałam mojemu rodzeństwu różne przedstawienia. Później, już jako nastolatka, wykorzystywałam te moje artystyczne zainteresowania w oazie, do której należałam. Od zawsze lubiłam pisać różne rzeczy, a potem to jakoś „tak wyszło”. Chociaż nic samo nie wychodzi, tylko Pan Bóg to prowadzi.
Czytaj także: Byli parą, chcieli się pobrać. Ale Bóg chciał od nich innych ślubów
Które przedstawienie szczególnie zapadło Siostrze w pamięć?
Uczyłam wtedy w szkole w Żakowie. To było święto Caritas i z tej okazji odbyła się w naszej szkole uroczystość z udziałem księdza arcybiskupa Henryka Hosera. Przygotowaliśmy przedstawienie o świętości życia. To było nie lada wyzwanie, żeby napisać ten scenariusz, wyreżyserować i potem wystawić, na dodatek przed tak szacowną publicznością. Ale wszyscy byli zachwyceni! To było wspaniałe uczucie. Później jeździliśmy po różnych parafiach na zaproszenie tamtejszych proboszczów.
Prawdziwy sukces!
Fantastycznie układała nam się też współpraca z domem kultury w Piaskach. Czasami organizowane były dwa przedstawienia, jedno po drugim, bo ludzie nie mieścili się na widowni. Ścisk był ogromny. Niektórzy nawet stali, inni przynosili ze sobą krzesełka. Wśród widowni byli również tacy, którzy nie chodzili do kościoła, ale oglądali nasze przedstawienia i mieli później niesamowite przemyślenia.
Jedna pani, nigdy tego nie zapomnę, po jasełkach przyszła do mnie i mówi: „Siostro, mieliśmy nie jechać do mojej mamy na święta, bo daleko mieszka, stwierdziłam, że mi się nie chce, że jestem zmęczona pracą. Ale po obejrzeniu tych jasełek zmieniłam zdanie! Pomyślałam, że moja mama będzie się czuła samotna. Bardzo teraz chcę, żebyśmy do niej pojechali całą rodziną!”. Takie momenty są dla mnie najważniejsze.
A przy okazji rozbudza Siostra w tych młodych ludziach pasję do teatru.
Oni są wspaniałymi aktorami, drzemią w nich prawdziwe talenty. Niektórzy z nich kontynuują przygodę ze sceną w teatrach amatorskich, biorą udział w konkursach studenckich.
Śmieją się, że jeśli wiary im nie przekazałam, to przynajmniej miłość do teatru. Zawsze coś, dlatego cieszę się bardzo i z tego. To są rzeczy, które w nich zostają. Przez lata pamiętają, jaką rolę grali, jakie dylematy miała ich postać.
Ile ma Siostra na koncie tych scenariuszy?
Dużo. Nigdy ich nie liczyłam… O świętym Franciszku napisałam trzy przedstawienia, jasełek też było bardzo dużo. I dla dzieci, i dla młodzieży. Pasji też mam kilka.
Czytaj także: 14 łóżek do umierania. S. Michaela Rak, jej wileńskie hospicjum i list do Boba Dylana
Na podstawie jednego z Siostry scenariuszy powstała inscenizacja w zakładzie karnym w Koszalinie.
To jest wspaniała historia! Zadzwonił do mnie brat franciszkanin, który jest tam kapelanem. Nie wiem, skąd miał mój numer! Wiedział, że piszę scenariusze. I mówi: „Siostro, chcemy w tutejszym zakładzie karnym zrobić przedstawienie na Wielki Tydzień. Czy Siostra mogłaby coś dla nas napisać?”.
W pierwszym momencie zaniemówiłam. Zaczęłam tłumaczyć, że nie znam problemów osób, dla których będzie to przedstawienie, że jestem w innym środowisku, piszę dla dzieci i młodzieży, a nie ludzi dorosłych. Nie wiedziałam kompletnie, jak ugryźć ten temat. Obiecałam jednak, że wyślę mu kilka propozycji i może któraś mu się spodoba. Wybrali i zrobili tę inscenizację.
Najcudowniejsze było to, że przysłali mi potem płytę z nagraniem i podziękowanie. Poruszyło mnie to, że osoby, które przeżywają bardzo trudny okres w swoim życiu, chciały wystąpić na scenie i poprzez ten tekst także stanąć przed wieloma pytaniami odnośnie swojego życia. Kwestie, które wypowiadali, brzmiały dla mnie niesamowicie. Były to słowa, które sama napisałam, ale miałam wrażenie, że wcale nie były moje.
Jest Siostra autorką scenariuszy, reżyserem, producentem. A na scenę nie ciągnie trochę Siostry?
W trakcie prób owszem, kiedy pokazuję, jak coś ma być zagrane. Ale na scenie dawno nie występowałam, ostatnio to chyba w nowicjacie, w jakimś naszym zakonnym teatrze. Chyba najlepiej czuję się jednak w roli kogoś, kto czuwa nad całością.
Fascynuje mnie praca z aktorami, tak jakby Pan Bóg trochę uchylił mi rąbka tajemnicy i pozwolił wejść do ich wnętrza, a potem wydobyć z nich różne niezwykłe rzeczy. Zdarza się, że daję rolę przeciwstawną do charakteru osoby, która ją będzie grała. Kiedyś spokojna, dobra i ułożona uczennica dostała rolę bardzo podejrzliwej starszej pani, której się wydaje, że ktoś chce ją okraść. To była groteskowa i komiczna postać. I zagrała przebojowo! Wszyscy się głośno śmiali.
Najbardziej zaskoczona była jej mama. „Co siostra zrobiła z moją córką? W ogóle nie znałam jej z tej strony”. (śmiech) Okazało się, że ta dziewczyna ma niesamowity talent! Teraz jest już studentką.
Ile lat jest już Siostra w zakonie?
Siedemnaście lat.
Trudno w to uwierzyć, bo wygląda Siostra, jakby była właśnie w tym wieku…
Oj, próżność połechtało. Po prostu życie zakonne konserwuje. (śmiech)
Czytaj także: Siostry podwinęły rękawy habitów i wprowadziły się na Manhattan [galeria]
Fragment wywiadu z książki „Drogi do szczęścia. Rozmowy z siostrami zakonnymi prowadzi Marzena Juraczko”, Wydawnictwo „Bernardinum” 2018.

..

Oczywiscie nie ma jednego ,,modelu" zycia w zakonie. Nie ma nawet kilku. Kazdy zyje w nim inaczej. Z zewnatrz nie widac bo ubrania sugeruja jednakowosc. Ale to absurd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:14, 19 Sie 2018    Temat postu:

Siostry zakonne zatańczyły na opolskim rynku. Potem dołączyli mieszkańcy Obraz Redakcja | 06/08/2018
Udostępnij
Wirujące habity? Tańczące zakonnice? Siostry zaskoczyły mieszkańców Opola.
Siostry ze Zgromadzenia Misyjnego Sióstr Służebnic Ducha Świętego (skrót: SSpS, znane także jako werbistki) zorganizowały niecodzienne wydarzenie – tzw. Sisters’ Mob. 5 sierpnia na Rynku w Opolu zawirowały zakonne habity, a siostry dosłownie porwały mieszkańców do tańca.
Hasło wydarzenia brzmiało: „Odkrywamy radość”. Siostry dzieliły się swą radością z przechodniami, ale też wykorzystały tę szansę na ewangelizację oraz promocję swego zgromadzenia, co może kiedyś zaowocuje nowymi powołaniami.
Cieszę się z moich młodszych sióstr i jestem z nich dumna, że pokazały dzisiaj światu, że życie zakonne potrafi być atrakcyjne, i że najważniejszą rzeczą jest modlitwa. A taniec też jest modlitwą, jest uwielbieniem Boga. Tak jest przede wszystkim w Afryce, ale również w Europie. Siostry pokazały też, że można się realizować w życiu zakonnym – powiedział siostra Dolores Dorota Zok, przełożona prowincjalna zgromadzenia.
Siostry werbistki pracują w 50 krajach na całym świecie. W Polsce posługują również w katechizacji, w hospicjach, w domach opieki i w szpitalach.

...

Kobiety maja sklonnosc do tanca. Wiemy nie od dzis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 7:57, 20 Sie 2018    Temat postu:

Elwira – matka narkomanów i tych, którym w życiu nie wyszło. Niezwykła kobieta!
Obraz Agnieszka Huf | 26/07/2018
Udostępnij
Po prawie 10 latach tej wewnętrznej walki słyszy wreszcie upragnione: idź. Nie ma żadnego planu, programu terapeutycznego ani sztabu specjalistów. Ma tylko stary dom na skraju piemonckiego miasteczka i bezczelną wiarę, że Bóg poprowadzi swoje dzieło.
iedy w lipcu 1983 roku 46-letnia s. Elvira opuszcza rodzinne zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Joanny Antidy Thouret i wraz z dwiema towarzyszkami staje u bramy zrujnowanego domu we włoskim Saluzzo, ma tylko zdrowe ręce i ogromną wiarę, że to Pan powołał ją do pracy z młodzieżą, na której wszyscy inni postawili krzyżyk . Dziś w 61 domach wspólnoty Cenacolo tysiące młodych ludzi na nowo odkrywa radość z życia wolnego od nałogów.
Urodzona w przededniu wybuchu II wojny światowej Rita Petrozzi pierwszą szkołę trudnej miłości przechodzi w rodzinnym domu. Ojciec – alkoholik – przepija wszystko, co udaje mu się zarobić . Rita przerywa naukę po trzeciej klasie podstawówki – choć nadal słabo czyta, musi pomóc matce w opiece nad licznym rodzeństwem. Często wstają od stołu głodni, a jako dzieci wioskowego pijaka stają się obiektem kpin otoczenia. Wiele lat później już jako siostra Elwira stwierdza, że „ojciec był pierwszym biedakiem, którego musiałam przyjąć, pokochać i mu służyć”.
Powołanie
Jako 19-latka jest już pewna swojego powołania. Mimo sprzeciwu najbliższych wstępuje do zakonu, przyjmując imię Elwira. Kolejne lata upływają jej na zwykłych, zakonnych posługach – najczęściej można ją zastać w kuchni. Bo co innego może robić, mając za sobą trzy lata szkoły?
Ale Elwira coraz częściej dostrzega na ulicach zniszczonych przez nałogi młodych ludzi. W ciszy klasztornej kaplicy niemal namacalnie czuje ich wołanie o pomoc. Prosi o zgodę na pracę z uzależnioną młodzieżą, ale przełożonym pomysł siostry wydaje się szaleństwem – bez wykształcenia, przygotowania, pieniędzy?! Elwira cierpi, ale ani przez moment nie sprzeciwia się decyzji władz zakonnych. Jak tłumaczy: „chciałam mieć pewność, że to, co się wykluwa, nie jest moje, lecz Boga, i byłam pewna, że dowiem się tego dzięki posłuszeństwu”.
Po prawie 10 latach tej wewnętrznej walki słyszy wreszcie upragnione: idź. Nie ma żadnego planu, programu terapeutycznego ani sztabu specjalistów. Ma tylko stary dom na skraju piemonckiego miasteczka i bezczelną wiarę, że Bóg poprowadzi swoje dzieło.
Wspólnota
Mieszkańcy przychodzą sami. Pewnego dnia przy furtce staje młody mężczyzna. Spojrzawszy w jego zrozpaczone oczy, Elvira rozkłada szeroko ramiona, wołając: „Czekałam na ciebie, jesteś wreszcie”. Po nim pojawiają się kolejni. Razem z siostrami remontują dom, nocami śpiąc na gołej ziemi. Pozostaje kwestia terapii. W tym obszarze doświadczenie Elwiry jest jeszcze mniejsze niż jej umiejętności budowlane.
Chwyta się więc jedynej rzeczy, w której jest „specjalistką” – modlitwy. Rytm dnia zaczynają odmierzać trzy części różańca i adoracja Jezusa Eucharystycznego. I choć wielu wstępujących do wspólnoty młodych deklaruje na wstępie, że nie wierzy w Boga i nie zamierza się modlić, Elwira odpowiada nieustannie: „Nie obchodzi nas, czy wierzysz w Boga czy nie. On wierzy w ciebie, a my wierzymy za ciebie”.
Drugim filarem staje się praca – proste, fizyczne zajęcia, których celem nie jest zarobienie pieniędzy, ale nauczenie odpowiedzialności za siebie i innych. I tyle – żadnych psychologów, lekarzy, terapeutów. I żadnych zabezpieczeń – od początku wierni są zasadzie niekupowania żywności. Jedzą tylko to, co otrzymają lub sami wyhodują, zawierzając się bezgranicznie Opatrzności.
Stopniowo kształtują się podstawy działania Wspólnoty – bo zamiarem Elwiry nie jest stworzenie ośrodka terapeutycznego, ale właśnie wspólnoty dla młodzieży, która pogubiła się w życiu. Przyjmują nazwę Cenacolo – Wieczernik. I choć słowo pada przypadkowo, szybko okazuje się prorocze. Przybywający są zamknięci, pełni smutku i strachu – tak, jak apostołowie po śmierci Jezusa. I tak, jak oni, gromadzą się w Wieczerniku wokół Maryi, aby razem z Nią modlić się i otwierać na Ducha Świętego, który stopniowo przemienia ich w nowych, wolnych ludzi.
Wymagająca miłość
Elwira żyje z młodymi na co dzień. Nie ocenia, nie przekreśla nikogo. Mawia, że narkoman to człowiek o schorowanej nadziei, schorowanej miłości i chorej woli. Z natury łagodna, przekonuje się, że podopieczni oczekują od niej miłości wymagającej. Dlatego, choć początkowo sama rozdaje chętnym po 10 papierosów dziennie, nie waha się pewnego dnia uklęknąć przed chłopcami przepraszając, że ich zdradziła, nie prowadząc do wolności od każdego uzależnienia. Dlatego każdej sobotniej nocy budzi ich o 2:00, aby przez godzinę trwać przed Jezusem Eucharystycznym, prosząc za tych, dla których noc rozrywki jest czasem popadania w nałogi. Wymaga, aby przywrócić godność.
Dziś siła głosu i pamięć tej 81-latki są już słabe. Ale droga, którą wybrała, nadal jest skuteczna – około
80% ludzi wstępujących do Cenacolo porzuca nałogi i wraca do życia w wolności. Część z nich podejmuje pracę misyjną w jednym z domów dla dzieci ulicy, założonych w Ameryce Południowej i Afryce, niektórzy wstępują do zakonów lub przyjmują święcenia kapłańskie, inni zakładają rodziny. Udowadniają, że dla Boga nie ma nic niemożliwego – nawet człowiek, któremu nie dawano żadnych szans, może dzięki Jego łasce zmartwychwstać do nowego życia.

...

Tak powstaja nowe zgromadzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:55, 10 Wrz 2018    Temat postu:

Tu siostry sercanki tworzą studentkom dom i dbają o ich rozwój duchowy. Zobacz, jak remontują bursę
Łukasz Kaczyński | 05/09/2018

Fot: Łukasz Kaczyński
Udostępnij 80
Obecnie trwa już 7. edycja zbiórki na remont bursy. I pomimo tego, że skończy się dopiero 30 września, już jest rekordowa.

Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię

Misją zgromadzenia: opieka nad dziewczętami
Od 25 lat w Krakowie działa bursa sióstr sercanek, która wymaga kosztownego remontu, by spełnić wymogi Unii Europejskiej. Dzięki uporowi sióstr zakonnych, jej mieszkanek oraz ludziom dobrej woli – krok za krokiem w budynku wprowadzane są niezbędne modernizacje.


Czytaj także:
Siostry podwinęły rękawy habitów i wprowadziły się na Manhattan [galeria]
Wszystko zaczęło się w latach 90. XX wieku, kiedy Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego odzyskało teren zagrabiony w czasach komunistycznych. Stał na nim jednak już biurowiec, który siostry musiały wykupić.

„Ponieważ misją zgromadzenia jest opieka nad dziewczętami, zapadła decyzja o utworzeniu w nim bursy dla studentek” – opowiada s. Petronela Czapiewska, koordynatorka inicjatywy 123456serc.pl, dzięki której pozyskiwane są środki na remont budynku.

Zobacz, jak przebiegają prace i jak siostry się w nie angażują:

Galeria zdjęć


Konieczna przebudowa
Na co dzień w Bursie im. bł. Matki Klary Ludwiki Szczęsnej przy pl. gen. W. Sikorskiego 13 w Krakowie mieszka około 80 studentek, którym zgromadzenie zapewnia spokojne i odpowiednie warunki do zdobywania nauki. Ale nie tylko.

Dbamy także o ich rozwój duchowy. Co miesiąc odprawiana jest Eucharystia w intencji naszych mieszkanek, w Adwencie i Wielkim Poście mamy wspólne rekolekcje. Dziewczyny zawsze mogą też pomodlić się na miejscu w kaplicy czy z nami porozmawiać – zapewnia s. Petronela.
Jednak trwanie tej bezpiecznej przystani dla dziewcząt stanęło kilka lat temu pod znakiem zapytania. Aby dostosować bursę do wymogów europejskich, trzeba było rozpocząć remont, którego całkowity koszt oszacowano na 4,5 mln złotych.



Miliony dzięki serduszkom
Zgromadzenie nie dysponowało takimi środkami. Siostry jednak nie dały za wygraną i postanowiły działać. „Powstała strona 123456serc.pl. Skąd nazwa? Obliczyłyśmy bowiem, że gdyby 123 tysiące 456 osób wykupiło wirtualne serduszko, którego wartość wyceniłyśmy na 35 zł, to udałoby się nam zebrać potrzebną kwotę” – wspomina s. Petronela.

Do tej pory siostrom udało się pozyskać ponad 1,6 mln złotych. „Obserwujemy, że z roku na rok nasza inicjatywa cieszy się coraz większym zainteresowaniem ludzi dobrej woli. Co więcej, część z nich wspiera nas systematycznie. To przekłada się na realne owoce” – mówi sercanka.

Jak wymienia, na chwilę obecną za zebrane pieniądze udało się m.in. wymienić instalację w piwnicach, stworzyć instalację oddymiającą, wyremontować kotłownię, parter i 1. piętro budynku, ale również stworzyć nową aulę i jadalnię. Został położony nowy dach, na którym zamontowano panele słoneczne.


Czytaj także:
11 zakonnic dobrowolnie poszło na śmierć, ratując życie 120 osób. Męczennice z Nowogródka


Rekordowa zbiórka na 25-lecie
Obecnie trwa już 7. edycja zbiórki na remont bursy. I pomimo tego, że skończy się dopiero 30 września, już jest rekordowa.

Zebrałyśmy już blisko 450 tys. złotych. To najwięcej z wszystkich dotychczasowych etapów. Zapewniamy wszystkich, że środki te zostaną spożytkowane bardzo dobrze. W zasadzie to już, dzięki temu, że nasze mieszkanki są obecnie na wakacjach w rodzinnych domach, kolejne prace posuwają się szybko do przodu – mówi z zadowoleniem s. Petronela, zaznaczając, że tegorocznym celem jest zakup i montaż drzwi przeciwpożarowych do wszystkich pokoi, a także zwiększenie ich standardu poprzez stworzenie osobnych łazienek w każdym z nich.
Siostry i studentki dziękują darczyńcom na różne sposoby. Stale się za nich modlą, a raz w tygodniu sprawowana jest w ich intencji msza święta. Na ćwierćwiecze działania planują także coś wyjątkowego. „Chcemy poczuć się jedną wielką rodziną złożoną z sióstr, mieszkanek – obecnych i dawnych – a także naszych dobrodziei. Zapraszamy już teraz na drugi zjazd naszych darczyńców” – zachęca s. Petronela.

Każdy, kto chciałby zakupić wirtualne serduszko lub poznać historię bursy sercanek w Krakowie, może to uczynić na stronie 123456serc.pl.

....

Tak wygladaja problemy codzienne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:49, 05 Paź 2018    Temat postu:

Nowy dom chłopaków w Broniszewicach otwarty! Siostry dokonały niemożliwego!
Katolicka Agencja Informacyjna | 01/09/2018
DOM CHŁOPAKÓW W BRONISZEWICACH
Dom Chłopaków w Broniszewicach/Facebook
Udostępnij 613
W Broniszewicach (diecezja kaliska) odbyło się uroczyste poświęcenie i oddanie do użytku Domu Chłopaków. Siostry dominikanki od podstaw wybudowały nowy dom dla 56 swoich podopiecznych.

To gigantyczne przedsięwzięcie pochłonęło ponad 6 mln zł, o które siostry dominikanki same się wystarały. – Ten nowy dom to dowód, że dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych – mówi s. Regina Dorota Krzesz, dyrektor Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży w Broniszewicach.



Budowa domu od zera
Nowoczesny budynek dla 56 chłopców zastąpił niefunkcjonalny, stary obiekt, usytuowany w pobliskim XIX-wiecznym pałacyku, którego stan techniczny nie pozwalał na dalsze użytkowanie.

Decyzja o budowie domu zapadła cztery lata temu. – Mając na uwadze dobro chłopców podjęłyśmy decyzję o budowie nowego domu. Rozpoczęły się starania, by zdobyć środki i projekty. To zajęło ponad dwa lata, bo teren wokół pałacu też jest zabytkowy. W tym czasie dużo było momentów, kiedy działała Opatrzność Boża. Pan Bóg sam podsuwał rozwiązania – podkreśla w rozmowie z KAI s. Regina Krzesz.

Siostry dominikanki zbierały fundusze jeżdżąc i kwestując w kościołach na terenie całego kraju. – Pewnego dnia podczas kwesty jedna pani powiedziała: św. Józef wybuduje wam dom i tak się stało – mówi zakonnica.



Jak zdobyć „pierwszy milion”
Owocem tych wyjazdów i informacji zamieszczonych na stronie internetowej Domu Pomocy Społecznej w Broniszewicach były kontakty z różnymi osobami, które same pytał, w jaki sposób mogą pomóc albo zwracały się do sióstr z konkretnymi propozycjami wsparcia. Pojawiali się dziennikarze proponujący udział w programach. Dominikanki wystąpiły w programie „Warto rozmawiać”. I tak dzięki pomocy Pana Boga i życzliwości ludzi pojawił się pierwszy milion złotych.

Chłopcy zamieszkają w dwuosobowych pokojach z łazienkami. Każdy pokój został wykonany na życzenie chłopców dzięki m.in. panelom ściennym czy fototapetom.

Podobnie jak w pałacu chłopcy zostali podzieleni na cztery rodziny mniej więcej po 14 osób. – Nie chciałyśmy im zaburzać świata. Przeprowadzą się do nowego mieszkania w tych samych rodzinach, w których są aktualnie i z tym samym zespołem personelu, który nimi się zajmuje – powiedziała s. dyrektor.

W nowym domu znalazła swoje miejsce część rehabilitacyjna. Tam będzie się odbywała rehabilitacja z fizykoterapeutami. Natomiast w pałacu nadal będą się odbywały zajęcia terapeutyczne: manualne, artystyczne, by chłopcy mogli rozwijać swoje umiejętności.



100 lat sióstr w Broniszewicach
Dom dla niepełnosprawnych osób w Broniszewicach istnieje od 1956 r., ale siostry przybyły tu 100 lat temu. Dostały mieszkanie w zabytkowym pałacu i tam opiekowały się sierotami najpierw po I, a potem po II wojnie światowej. Wtedy był to ośrodek na kształt obecnych domów dziecka. Oprócz tego zajmowały się też pracą parafialną. – Nasza założycielka zaszczepiała w siostrach troskę o chorych i konających. Miały towarzyszyć im przy śmierci i w trudnych chwilach ich rodzinom. Posyłała siostry do ludzi szczególnie ze środowisk wiejskich. Tu też dominikanki tak zaczynały. Oczywiście większą uwagę zwracały na dzieciaki, które były pod ich opieką. Ale chodziły też do chorych znajdujących się w domach – opowiada dominikanka.

W takiej formie dom funkcjonował do lat 50. XX w., kiedy to władze komunistyczne zdecydowały, że dzieci zostaną przeniesione do państwowych domów dziecka. Wtedy siostry zajęły się niepełnosprawnymi chłopcami, którzy przez lata mieszkali w pałacu. W latach 90. XX w. siostry wybudowały klasztor i tam się przeniosły. W pałacu pozostali chłopcy z całym zapleczem, które było im potrzebne do funkcjonowania.



Dom chłopaków dzisiaj
W Broniszewicach jest obecnie 17 sióstr, a 12 z nich jest zaangażowanych w Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży. Siostry emerytki wspierają je modlitwą. Oprócz zakonnic w domu pracuje 47 osób świeckich.

Uroczystość oddania do użytku Domu Chłopaków została połączona z inauguracją obchodów 100. rocznicy obecności dominikanek w Broniszewicach.

Mszy św. przewodniczył dominikanin o. Wojciech Jędrzejewski z Łodzi. Kazanie wygłosili główny celebrans i o. Tomasz Nowak z Łodzi.



„Siostry odnalazły w podopiecznych skarb od Boga”
Kaznodzieja podkreślał, że siostry dominikanki odnalazły w swoich podopiecznych skarb od Boga. – Siostry z całą pasją i zaangażowaniem zajęły się chłopcami potrzebującymi opieki – mówił o. Jędrzejewski. Z kolei o. Tomasz Nowak wskazywał, że z głębi serca wypływa dobro. – Ludzie, którzy spotykają się z Bogiem i doświadczają Jego miłości mogą ją roznosić po świecie na różny sposób – powiedział dominikanin.

Obecni byli także: o. Maciej Biskup ze Szczecina, duchowieństwo diecezji kaliskiej, siostry dominikanki z matką generalną, przedstawiciele władz samorządowych, podopieczni, opiekunowie i dobroczyńcy.

Po Eucharystii sprawowanej w intencji chłopców i darczyńców siostry zaprosiły wszystkich na wspólną degustację „bigosu dominikańskiego”. Odbyły się też koncerty.

ek / Broniszewice

...

Wspaniale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133591
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:37, 13 Mar 2019    Temat postu:

Siostra Cristina przekracza granicę |

Słynna "śpiewająca zakonnica" czyli siostra Cristina Scuccia staje się coraz bardziej kontrowersyjna. Po tym, jak wykonała pro-gejowski utwór Lady Gagi "Born This Way"zdecydowała się ona na udział we włoskiej edycji programu "Taniec z Gwiazdami" znanego z nasycenia aluzjami seksualnymi.

...

Zakonnice musza uwazac bo szatan krazy i kombinuje jak porwac dusze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy