Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Święci Niemcy .

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:41, 10 Maj 2012    Temat postu: Święci Niemcy .

Niemcy - najbardziej moralnie upadly lud swiata ... A jednak bylo wielu wielkich swietych z tego narodu . Na przyklad :

Watykan: Niemiecka benedyktynka świętą bez formalnej kanonizacji

Be­ne­dykt XVI ofi­cjal­nie ogło­sił świę­tą nie­miec­ką be­ne­dyk­tyn­kę Hil­de­gar­dę z Bin­gen, która żyła w XII wieku, choć jej dwa pro­ce­sy ka­no­ni­za­cyj­ne nigdy nie zo­sta­ły za­mknię­te. Wa­ty­kan podał, że pa­pież po­sta­no­wił roz­sze­rzyć jej kult na cały Ko­ściół.

Nie­miec­ka mnisz­ka już wcze­śniej była czczo­na jako świę­ta. Obec­na de­cy­zja ozna­cza jej for­mal­ne wpi­sa­nie w po­czet świę­tych. O po­sta­no­wie­niu pa­pie­ża po­in­for­mo­wa­no po au­dien­cji dla pre­fek­ta Kon­gre­ga­cji Spraw Ka­no­ni­za­cyj­nych kar­dy­na­ła An­ge­lo Amato.

Przy­po­mi­na się, że po­stać tej be­ne­dyk­tyn­ki jest bar­dzo bli­ska Be­ne­dyk­to­wi XVI, który wie­lo­krot­nie przy­wo­ły­wał ją w swych ka­te­che­zach pod­czas au­dien­cji ge­ne­ral­nych. W swo­ich cza­sach była uwa­ża­na za kon­tro­wer­syj­ną czy wręcz za "non­kon­for­mist­kę"; była ar­tyst­ką, pi­sar­ką, uzdro­wi­ciel­ką. Hil­de­gar­da z Bin­gen peł­ni­ła rów­nież rolę po­li­tycz­ną ostro kry­ty­ku­jąc swego pro­tek­to­ra ce­sa­rza Fry­de­ry­ka Bar­ba­ros­sę za do­pro­wa­dze­nie do wy­bo­ru dwóch an­ty­pa­pie­ży w opo­zy­cji do Alek­san­dra III.

Bar­ba­ros­sa nigdy nie ze­mścił się na niej, ale ze­rwał z nią przy­jaźń.

Pa­pież Jan XXIII w li­ście z oka­zji 800. rocz­ni­cy jej śmier­ci na­zwał ją "pro­ro­ki­nią Nie­miec" i przy­po­mniał, że Hil­de­gar­da nie wa­ha­ła się opusz­czać murów klasz­to­ru, by roz­ma­wiać z bi­sku­pa­mi, wład­ca­mi i nawet samym ce­sa­rzem. O jej ge­niu­szu wspo­mi­nał rów­nież Jan Paweł II w li­ście apo­stol­skim o god­no­ści i po­wo­ła­niu ko­bie­ty "Mu­lie­ris Di­gni­ta­tem".

>>>>

Swietosc jej jest tak oczywista ze rzecz jasna nie potrzeba procesu . Wystarczy ze Papież uzna waznosc kultu i juz . Tak zreszta trzeba robic w ewidetnych sprawach . Procesy sa moze potrzebne gdy mamy malo wiedzy o kims . No ale nie o Hildegardzie . Jej slawa jest olbrzymia .
Glownie zreszta medyczna ... Ludzie zawsze maja tendencje brac drobiazgi a omijac bogactwo .
Zreszta czekamy na polskie tlumaczenie innych dziel niz tylko o ziolach leczniczych . O DUSZY PRZEDE WSZYSTKIM !
Albo taka wizja :

I stało się w roku 1141 od dnia narodzin Jezusa Chrystusa, że gdy miałam 42 lata, i siedem miesięcy, rozwarły się niebiosa i oślepiająca światłość niespotykanej jasności oblała cały mój umysł. I roznieciła ogień w moim sercu i piersi, jak płomień, nie paląc a ogrzewając ciepłem... i raptem pojęłam znaczenie ksiąg, to jest psałterza i innych ksiąg Starego i Nowego Testamentu.

Zupelnie jak ja z tym ze bez zadnych wizji . Ale tez raptownie pojalem znaczenie wszystkich ksiag Biblii ot tak . Bo to nie musza byc wizje .
A do smiechu to jeden komediant napisal :

Historyk Charles Singer w artykule w 1917 roku "The Visions of Hildegard of Bingen" sugeruje, że jej wizje miały podłoże migrenowe. Ten punkt widzenia popiera również neurolog Oliver Sacks, który podaje, że obrazy namalowane pod wpływem wizji wyglądają jak typowe obrazy widziane w niektórych przypadkach migreny.

>>>>

No komedia . Jakos chorzy na migrene nie zyskuja zdolnosci rozumienia Biblii . To wlasnie tacy prymitywi doprowadzili Niemcy do upadku tlumaczac ,,naukowo'' rzeczy ktorych nie rozumieli chorobami .
To wyjasnia ,,naukowy'' rasizm jaki w Niemczech zapanowal gdzie ,,naukowo'' udowdnili ze ci sa wyzej ci nizej itp. brednie . Niemcy staly sie krajem wyksztalconych zbrodniarzy . I naprawde byli wyksztalceni . Tylko ktos glupi moglby kalmac ze nauka w Niemczech byla jakas prymitywna czy wybrakowana . Najbardziej qyksztalcony kraj .
Widzimy tutaj jak latwo brka Boga prowadzi na manowce i do najgorszych zbrodni a jeszcze jak temu sie nada edukacja i tytuly naukowe zbrodniczosc osiaga apogeum ...

Dopoki Niemcy byly wierne Bogu to mialy swietych jak Hildegrada .
A takich swietych bylo wiecej . Zdaje sie nawet jeszcze inna Hildegrada i dwie Gertrudy z tej epoki . Tylko zawsze ta slawniejsza jest bardziej znana .
Jak widzicie Panu Bogu nie trzeba uczonych tylko swietych ! Oswiecic moze w jednej chwili a niestety uczynic dobrym nie . Bo czlowiek musi sam ku temu podazac ...

[link widoczny dla zalogowanych]

A tu ciekawa jej rzezba niestety nie jestem w stanie odszyfrowac zamierzenia artystycznego . Alecalosc fajna .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:51, 21 Lut 2013    Temat postu:

Sophie Scholl. Ścięcie Białej Róży


Liczyła, że poruszy sumienia młodych Niemców i pchnie ich do oporu przeciw nazistom. Ale kiedy szła na śmierć, studenci demonstrowali masowe poparcie dla Hitlera. Jak wszyscy buntownicy III Rzeszy, była tyleż odważna, co otoczona murem obojętności.

Miała 21 lat i żałowała, że musi odejść w "taki piękny, słoneczny dzień". W swojej ostatniej ocenie się pomyliła: "Może moja śmierć będzie coś znaczyć, jeśli obudzi tysiące ludzi, poruszy ich do działania?".

Jej rówieśników nie poruszyła z pewnością. Kiedy Sophie Scholl i jej towarzyszy z opozycyjnej Białej Róży prowadzono na egzekucję w monachijskim więzieniu Stadelheim, studenci w stolicy Bawarii głośno wyrażali swoje poparcie dla Fuehrera.

Sprawdziły się za to przewidywania i ostrzeżenia, które Biała Róża umieszczała na swoich ulotkach kierowanych do Niemców: "Czy wyobrażacie sobie bezmiar hańby, która spadnie na nas i na nasze dzieci, kiedy wszystkie zbrodnie nazistów ujrzą światło dzienne?" - pisali młodzi dysydenci. Wzywali do przeciwstawienia się nieludzkim rządom, "zanim ostatnie miasta zostaną obrócone w ruinę tak jak Kolonia".

W Niemczech musiała się dokonać wymiana pokoleniowa, by postać Sophie Scholl i organizacja Białej Róży doczekały się należnego upamiętnienia. Co wiemy o dziewczynie, która w dobie lęku i oportunizmu poszła na śmierć, nie wyrzekłszy się własnych ideałów?

Ulotki wirowały w powietrzu

18 lutego 1943 r. Hol uniwersytetu w Monachium jest pusty - trwają wykłady. Pojawia się dwójka młodych ludzi z teczką. Otwierają ją i w pośpiechu zaczynają rozkładać pod salami ulotki. Zanim wyjdą, zorientują się, że w aktówce została jeszcze jedna partia. Szybko idą po schodach na górę, a dziewczyna wyrzuca je w powietrze z najwyższego piętra. Na własną zgubę.

Wszystko widzi gorliwy woźny. Zanim chłopak i dziewczyna zdążą wybiec z budynku, woźny zatrzyma ich i zadowolony odda w ręce gestapowców, których sam wezwał. Przybyły na miejsce funkcjonariusz Mohr żąda dokumentów. Zatrzymani to rodzeństwo: Hans i Sophie Scholl.

Z początku oboje udają oburzonych. W końcu tu studiują: ona biologię i filozofię, on zaś - medycynę. Hans na dodatek służył w kompanii sanitarnej Wehrmachtu na froncie wschodnim. Dokumenty są w porządku. Pomyłka?

Szybko wypadają na korytarz członkowie hitlerowskiej młodzieżówki na uczelni, zaczyna się gorączkowe zbieranie ulotek. Zdążą je przeczytać nieliczni, ale i tak sprawa nie jest bagatelna.

Na kartce powielonego maszynopisu autorzy ironicznie pisali o niedawnej klęsce pod Stalingradem: "330 tysięcy Niemców posłano na śmierć i zagładę w wyniku natchnionej strategii szeregowca z I wojny światowej. Dziękujemy Ci, Fuehrerze!". Wzywali do walki z partią nazistowską i wyrzucania hitlerowskich lizusów z bibliotek i czytelni. "Niemcy będą zhańbione po wsze czasy, jeśli młodzież nie powstanie przeciw swoim dręczycielom!"- mógł przeczytać Mohr.

Choć na początku Schollowie się nie przyznają, gestapowcy są przekonani, że znaleźli nieuchwytnych dotąd dysydentów, których sami nazwali "malarzami".

Prawdziwi ludzie wśród fałszywych nadludzi

Pierwsze kartki maszynopisu, które autorzy nazwali "ulotkami Białej Róży", zaczęły się pojawiać w Monachium wiosną 1942 r.

Z ulotki nr 1: "Każdy uczciwy Niemiec wstydzi się takiego rządu". Ulotka nr 2: "Nie można podjąć dialogu z nazizmem. Od swojego zarania opierał się na oszukiwaniu i zdradzaniu bliźniego". I jeszcze o "Mein Kampf": "to książka napisana najgorszą niemczyzną". Nr 3: "Sensem i celem naszego biernego oporu jest sprawić, by narodowy socjalizm się zawalił". Nr 4: "Każde słowo Hitlera to kłamstwo. Kiedy mówi: pokój, myśli: wojna, a kiedy wzywa Opatrzność, przemawia przezeń Szatan". Wszystkie ulotki wzywały na końcu, by brać tyle kopii ile się da i podawać dalej.

Język tych druków był, delikatnie mówiąc, zawiły. Roiło się w nich od cytatów z Arystotelesa, Goethego czy Schillera i apelów do studentów - co było poszlaką, że tworzą je właśnie studenci-humaniści. Przede wszystkim ulotki przypominały oczywiste prawdy, o których ludność Niemiec pod rządami nazistów miała prawo zapomnieć.

Co ważne: w zakazanych odezwach pojawiały się informacje o niemieckich zbrodniach wojennych. Można było przeczytać, że hitlerowcy zamordowali w Polsce kilkaset tysięcy Żydów i rozstrzeliwali tamtejszą inteligencję, a także o sowieckich jeńcach, których setkami tysięcy skazywano na głodową śmierć. Żaden Niemiec, który wziął do ręki ulotkę Białej Róży, nie mógł już udawać że "niczego nie wiedział" - i może dlatego gros takich ulotek posłusznie oddawano Gestapo.

W lutym 1943 r. na murach w Monachium pojawiły się też wykonane białą farbą napisy: "Wolność" i "Precz z Hitlerem". To wtedy Gestapo zaczęło określać poszukiwanych mianem "malarzy".

Chłopcy chcieli ją trzymać z daleka

Sophie Scholl w roku, w którym Hitler doszedł do władzy, przystąpiła do BMD, czyli Hitlerjugend dla dziewcząt. Do tego typu organizacji należeli wszyscy - partia nazistowska szybko glajchszaltowała państwo, zrastała się z nim, fundowała Niemcom brunatną przynależność "od żłobka do nagrobka". Co sprawiło, że mała Sophie szybko zraziła się do nazizmu?

Jej brata na krótko aresztowano za udział w nielegalnej organizacji. Żydowscy współpracownicy ojca zaczęli najpierw bankrutować, a potem znikać. Zdawała maturę, kiedy przez Europę Zachodnią przetaczały się niemieckie czołgi. A kiedy zamierzała zdawać na studia, okazało się, że musi odpracować pół roku w Służbie Pracy Rzeszy, wówczas już formacji pomocniczej wobec Wehrmachtu. By dostać przepustkę na studia, musiała spędzić te pół roku w mundurze.

Na uczelni zbliżyła się do grupki znajomych brata Hansa. Łączyły ich książki zakazanych filozofów, słabość do "zdegenerowanej sztuki", jazzu, chodzenie po górach, a przede wszystkim: głęboka religijność (Schollowie byli luteranami). To z tej ostatniej wykuwał się coraz ostrzejszy sprzeciw wobec nieludzkich rządów Hitlera. W tym też czasie ojciec Schollów trafił do więzienia na kilka miesięcy - pozwolił sobie na nieostrożny żart z wodza Rzeszy.

Musimy zrobić wszystko, by przegrać wojnę

Członkowie Białej Róży słuchali wykładów znanych uczonych, o których było wiadomo, że są przeciwnikami reżimu. Theodor Hacker, tłumacz Kierkegaarda, i intelektualista katolicki Karl Muth stali się ich mentorami. Jeden z młodych ludzi w tym gronie kupił za kieszonkowe maszynę do pisania, powielacz i papier. Przy powstawaniu pierwszych ulotek Sophie jeszcze nie było - brat próbował ją trzymać z dala od tej działalności.

Ale domagała się działań jeszcze bardziej radykalnych niż jej koledzy. Kiedy władze organizowały akcję "pomocy zimowej" (zbiórki odzieży) dla żołnierzy walczących na froncie wschodnim, namawiała ich do bojkotu. Zszokowała tym swojego chłopaka Fritza Hartnagla, oficera Wehrmachtu, który akurat wrócił z frontu w rodzinne strony. "Jeśli wysyłamy im ciepłą odzież, przedłużamy wojnę. A musimy zrobić wszystko, by ją przegrać" - miała mu tłumaczyć. Od Fritza dowiedziała się też, jakich okrucieństw dopuszczają się Niemcy na wschodzie.

Kiedy dopełniał się los 6. Armii w Stalingradzie, członkowie Białej Róży wykonywali tytaniczną pracę. Piątą ulotkę powielono 10 tys. razy. Studenci wysyłali ją już spoza Monachium (wcześniejsze były rozsyłane na przypadkowe adresy z różnych urzędów pocztowych w tym mieście), kilkaset sztuk trafiło m.in. do Berlina czy Stuttgartu. Do Ulm zawiozła je sama Sophie, bo było mniejsze ryzyko, że Gestapo czy SS zrewiduje młodą dziewczynę. Już wtedy jednak monachijscy śledczy byli na tropie Białej Róży.

Pojawiając się na uniwersytecie z kolejną ulotką, Schollowie wpadli gestapowcom - którzy wcześniej szukali na ślepo - prosto w łapy. Po rewizji znaleziono u Hansa rękopis jednego z druków i kilkaset znaczków pocztowych. Sophie zeznawała tak, aby wziąć całą odpowiedzialność na siebie - ale uratować w ten sposób większości kolegów z Białej Róży i tak się nie udało.

"Ktoś przecież musiał zacząć"

Śledczy Mohr (sam miał syna na froncie wschodnim) nie torturował Sophie, za to wszedł z nią w spór na temat jej przewin wobec narodowego socjalizmu. Gdy zapytał, czy dała się "wciągnąć" w tę sprawę, powiedziała mu: "Robiłabym wszystko tak samo, bo to nie ja, ale pan ma fałszywy światopogląd".

Hitlerowska "sprawiedliwość" zadziałała błyskawicznie: Schollów zatrzymano w czwartek, a już w niedzielę Mohr przyniósł Sophie do celi akt oskarżenia. Zarzuty: zdrada stanu, wspomaganie wroga, osłabianie zdolności obronnej i zwalczanie narodowego socjalizmu. Nikt, komu w hitlerowskim państwie postawiono takie zarzuty, nie mógł liczyć na ocalenie życia. W poniedziałek Sophie Scholl miała stanąć przed tzw. Trybunałem Ludowym.

Był to pseudo-sąd, ustanowiony dekretem Hitlera niedługo po objęciu przezeń władzy. Postępowanie przed nim zawsze było parodią sprawiedliwości, a wydane przez Trybunał wyroki śmierci - zwłaszcza w ostatnich latach wojny - liczono w tysiącach. Grozę budziło nazwisko krwiożerczego Rolanda Freislera, przewodniczącego Trybunału - w praktyce śledczego, oskarżyciela i sędziego w jednym. Wrzeszczał na podsądnych, mieszał ich z błotem, by wreszcie upokorzonych słać na śmierć. Freislera w pośpiechu ściągano na proces Białej Róży specjalnie z Berlina.

Sophie mówiła przed Freislerem: "Ktoś musiał zacząć. Wielu innych ludzi myśli podobnie jak my, nie mają tylko odwagi tego wyrazić". Ona, jej brat oraz ich towarzysz Christoph Probst zostali w kilka godzin skazani na śmierć. Wyrok miał być wykonany jeszcze tego samego dnia.

Odwaga, która ofiary wymaga

Troje skazanych zostaje zabranych do Stadelheim. Rodzice Schollów, którzy ledwie zdołali dostać się na rozprawę, teraz cudem dostają jeszcze przed egzekucją dzieci zgodę na widzenie (wbrew regulaminowi). "Wszystko, wszystko wzięliśmy na siebie. To wzbudzi falę" - żegna się z nimi Sophie. Jeszcze na parę minut strażnicy, również poza regulaminem, umożliwiają skazańcom wypalenie ostatniego papierosa we wspólnej celi.

Sophie ma zostać stracona jako pierwsza. Przy gilotynie czekają już mężczyźni w przepisowych frakach i cylindrach. Ich szef to Johann Reichhart - etatowy kat Trzeciej Rzeszy. Reichhart, który nadzorował egzekucje tysięcy ludzi, powie później: "Jeszcze nie widziałem, by ktoś tak umarł" - Sophie Scholl poszła na śmierć bez mrugnięcia okiem. Jej brat powiedział na chwilę przed wykonaniem wyroku: "Niech żyje wolność".

Sophie nie zdołała uchronić swoich towarzyszy z organizacji przed podobnym losem. W kolejnych procesach Białej Róży zapadały równie drakońskie wyroki. Żona jednego z uśmierconych dysydentów otrzymała po jego egzekucji rachunek na 600 marek (jej mąż zarabiał dwa razy mniej). Miała zapłacić za "użycie gilotyny".

"Wola Boża" czyli epilog

Szósta ulotka Białej Róży - ta, z którą przyłapano Hansa i Sophie Schollów - trafiła do rąk Niemców inną drogą niż przewidywali jej autorzy. Inny opozycjonista, hrabia Helmut von Moltke związany z tzw. Kręgiem z Krzyżowej, przekazał swoimi kanałami treść ulotki na Zachód. Parę miesięcy po śmierci Schollów alianckie samoloty zrzuciły ją nad Rzeszą w milionach egzemplarzy jako "manifest monachijskich studentów".

Według niektórych źródeł Sophie miała powiedzieć swoim oprawcom: "I wasze głowy polecą". Wydaje się to mało prawdopodobne, jeśli wziąć pod uwagę nieprzejednanie chrześcijańską i godną postawę, jaką okazywała w ostatnich dniach swojego życia. Ale życie dopisało do historii Białej Róży nieoczekiwany epilog.

W lutym 1945 r. sędzia Freisler prowadził w Berlinie kolejną rozprawę Trybunału, tym razem przeciwko jednemu z uczestników spisku na życie Hitlera. Rozległy się syreny alarmu przeciwlotniczego i na budynek posypały się amerykańskie bomby. Ciało Freislera znaleziono potem ponoć przygniecione kamienną kolumną. Kiedy zwłoki przywieziono do szpitala, jeden z pracujących tam robotników rzekł tylko: "Wola Boża". Nikt z obecnych nie miał nic mądrzejszego do powiedzenia.

....

Wztuszajace !!! To tez sa swieci ! Nie myslcie ze swiety to tylko ten kto zajmuje sie wiara czy wrecz duchowny . To ktos czyniacy dobro . Oni dzialali w tak strasznych warunkach ze trudno wyrazic podziw . Zwazcie ze w Polsce walka z Hitlerem to byl obowiazek . Robili to ,,wszyscy" ! W Niemczech poparcie Hitlera to byl obowiazek ktory wykonywali ,,wszyscy" . Do konca walczyli nawet w Berlinie jeszcze !!! A tu oni wbrew . Za dobrem !!! Nagroda w niebie dla nich jest NIRWYOBRAZALNA !!! :0)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:49, 26 Lis 2013    Temat postu:

Katarzyna Nylec | Onet
Nakręcili film o niezwykłej mieszkance. Zrezygnowała z luksusu dla...

Urodzona w pałacu w Miechowicach jako córka znanego na Śląsku bogatego przemysłowca i ziemianina zrezygnowała z luksusów życia w pałacu, by nieść pomoc ubogim i cierpiącym. W Bytomiu nakręcono film pt. "Szlakiem Matki Ewy".

W 2011 roku powstał Szlak Matki Ewy - Ewy von Tiele-Winckler, który oprowadza zainteresowanych po miejscach związanych z życiem i pracą tej postaci.

Ewa von Tiele-Winckler wywodziła się z jednej z najbogatszych rodzin ówczesnego Śląska, jednak postanowiła zrezygnować z luksów życia w pałacu w Miechowicach i zajęła się działalnością społeczną. Od 2012 roku nadawana jest nagroda "Ostoi Pokoju" imienia Matki Ewy honorująca osoby wyróżniające się w działalności społecznej i charytatywnej.

W tym roku inicjatorzy "Szlaku Matki Ewy" postanowili zilustrować Szlak przy pomocy współczesnej formy przekazu, jaką jest film. - "Szlakiem Matki Ewy" będzie można od dzisiaj podróżować nie wychodząc z domu. Projekt zawiera wiele ciekawych ujęć i faktów z życia Matki Ewy oraz Miechowic, jak również współczesne odniesienie do starych zdjęć - tłumaczą inicjatorzy pomysłu.

Film jest już dostępny m.in. na profilu Muzeum "Domek Matki Ewy" oraz na oficjalnej stronie internetowej Muzeum.

...

Znow wzor i to niemiecki !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:07, 04 Gru 2014    Temat postu:

Niemcy: pogrzeb kobiety pobitej za obronę napastowanych nastolatek

Ponad tysiąc osób uczestniczyło w pogrzebie 23-letniej Tugce Albayrak pobitej za obronę napastowanych nastolatek

Ponad tysiąc osób uczestniczyło dzisiaj w pogrzebie 23-letniej Tugce Albayrak, która broniła dwóch nastolatek napastowanych przez grupę mężczyzn i zmarła po pobiciu przez jednego z nich. Władze Niemiec chcą przyznać jej odznaczenie państwowe za odwagę.

W uroczystości w meczecie w Waechtersbach uczestniczył premier Hesji Volker Bouffier oraz ambasador Turcji w Niemczech Huseyin Avni Karslioglu. Po ceremonii religijnej zmarłą Niemkę o tureckich korzeniach pochowano na cmentarzu w jej rodzinnej miejscowości Bad Soden-Salmuenster.

Na szarfach wieńców złożonych na trumnie widniały m.in. napisy "To mogła być moja córka" i "Aniołku, na zawsze pozostaniesz w naszych sercach" - podała agencja dpa.

Rzecznik rządu Steffen Seibert powiedział w południe, że kanclerz Angela Merkel "z wielką sympatią" odniosła się do sugestii prezydenta Joachima Gaucka, by tragicznie zmarłej dziewczynie przyznać odznaczenie państwowe w dowód uznania za odwagę cywilną. Petycję internetową w tej sprawie podpisało już 150 tys. osób.

Podczas zajścia, do którego doszło 15 listopada, studentka pedagogiki wstawiła się za dwiema nastolatkami napastowanymi przez grupę mężczyzn w McDonaldzie w Offenbach. Po wyjściu z lokalu jeden z członków grupy - jak się później okazało, notowany wcześniej przez policję 18-letni Serb - uderzył dziewczynę. Cios był tak silny, że studentka upadła, uderzając głową o chodnik i tracąc przytomność. Wkrótce potem zapadła w śpiączkę.

W zeszły piątek lekarze stwierdzili u pacjentki śmierć mózgu. Rodzice Tugce podjęli wówczas decyzję o odłączeniu jej od urządzeń podtrzymujących życie. Dziewczyna miała kartę dawcy, więc jej organy zostały pobrane do przeszczepu.

Obdukcja nie rozstrzygnęła, czy przyczyną śmierci był cios zadany przez napastnika, czy uderzenie o chodnik.

Domniemanego sprawcę zabójstwa zatrzymano. Odmawia składania zeznań.

Zbrodnia wywołała falę solidarności z ofiarą. Przed szpitalem, w którym przebywała Tugce, gromadziły się tłumy. Niemcy apelują o pośmiertne odznaczenie Tugce Orderem Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Prezydent Gauck obiecał, że rozważy tę możliwość. W liście kondolencyjnym do rodziców zmarłej Gauck napisał, że Tugce zasłużyła na wdzięczność i szacunek. "Tam, gdzie inni ludzie odwracali wzrok, Tugce wykazała się przykładnym męstwem i odwagą cywilną" - napisał prezydent.

...

Swieta kobieta z naszych czasow Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:26, 18 Mar 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → Beatyfikacja skazanego na śmierć w Gdańsku
Beatyfikacja skazanego na śmierć w Gdańsku
PAP
dodane 18.03.2017 12:35

Josef Mayr-Nusser z żoną Hildegard (zdj. z 1942 r.)
OTFW, Berlin / CC-SA 3.0


Tysiące osób wzięły udział w sobotę w Bolzano na północy Włoch w beatyfikacji pochodzącego stamtąd Josefa Mayr-Nussera (1910-1945), ojca rodziny i działacza katolickiego, męczennika II wojny światowej. Odmówił on złożenia przysięgi na wierność Hitlerowi.

Mszy beatyfikacyjnej w miejscowej katedrze przewodniczył prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kardynał Angelo Amato.

Mayr-Nusser został w 1934 roku wybrany na przewodniczącego Akcji Katolickiej w niemieckojęzycznej części archidiecezji Trydent. Spotkania organizacji odbywały się potajemnie, bo nie były tolerowane przez władze. Przyszły błogosławiony zaangażował się też w działalność charytatywną niosąc pomoc najuboższym mieszkańcom tego rejonu. Podejmował jednocześnie starania o dialog między skonfliktowanymi społecznościami włosko- i niemieckojęzyczną na pograniczu.

Od sierpnia do grudnia 1939 roku pełnił służbę wojskową na Sardynii. Kiedy wrócił, w Europie trwała już wojna, a mieszkańcy Południowego Tyrolu musieli dokonać wyboru: albo zgodzić się na pełną italianizację albo - jeśli nie chciało się zrezygnować z języka niemieckiego i kultury, trzeba było przyjąć obywatelstwo niemieckie i przenieść się na teren Trzeciej Rzeszy.

Większość mieszkańców pozostała, wśród nich Josef Mayr-Nusser.

Po upadku Mussoliniego, gdy Niemcy zajęli północne Włochy, Mayr-Nusser został wcielony do oddziałów SS i wysłany do obecnych Chojnic na Pomorzu. Gdy ze względów religijnych odmówił złożenia przysięgi na wierność Hitlerowi, został uwięziony i był torturowany. Następnie postawiono go przed sądem w Gdańsku, który skazał go śmierć. Wysłano go do Dachau, dokąd nie dojechał, ponieważ zmarł w drodze w lutym 1945 roku z powodu maltretowania, choroby płuc i głodu.

Jego proces beatyfikacyjny trwał 26 lat. W zeszłym roku papież Franciszek zatwierdził dekret o jego męczeństwie.

Błogosławiony został za to, że powiedział "tak" Chrystusowi i "nie" Hitlerowi - podkreśliło Radio Watykańskie.

...

Wspaniala postac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:38, 28 Cze 2017    Temat postu:

Anna Schäffer. Święta, która powiedziała Jezusowi: „Czyń ze mną, co chcesz”
Larry Peterson | Czer 28, 2017
Dominio pubblico | Wikipedia
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Święci są duchowymi klejnotami, których historie mogą zapierać dech w piersiach. Poznajcie jedną z takich świętych. Od poparzenia w pralni do stygmatów – Anna Schäffer nauczyła się cierpieć z Jezusem.


A
nna Schäffer urodziła się w ubogiej, pracowitej rodzinie w Mindelstetten, w Bawarii 18 lutego 1882 roku. Była trzecią z sześciorga dzieci, dobrą uczennicą, która uczyła się pilnie i dostawała dobre oceny. Kiedy była małym dzieckiem, odczuwała głębokie powołanie do życia religijnego, ale okoliczności czasami rzucają nam kłody pod nogi, zmieniając nasze przeznaczenie.
Wstąpić do zakonu?

Ojciec Anny zmarł w wieku 40 lat, kiedy miała 14 lat. Był rok 1896. Anna pracowała już wtedy na niepełnym etacie jako służąca w Ratyzbonie, ale teraz jej rodzina znalazła się w ubóstwie. Dziewczyna marzyła, aby pewnego dnia wstąpić do zakonu, ale okoliczności zmusiły ją do rezygnacji z dalszej nauki i znalezienia pracy w pełnym wymiarze godzin, aby pomóc w utrzymaniu domu.

Kilka razy zmieniała posadę i wreszcie trafiła do pracy w gospodzie o nazwie Leśniczówka w pobliskim Stammham. Do jej obowiązków należało m.in. robienie prania.
Czytaj także: Przyśnił mu się o. Pio. Teraz 19-latek zostanie świętym
Przypadek beznadziejny

Pralki epoki wiktoriańskiej, jakich wtedy używano miały u dołu palenisko, które podgrzewało kadź powyżej i zagotowywało wodę. Urządzenia te miały galwanizowane metalowe kominy do odprowadzania dymu na zewnątrz budynku. Komin pralki, której używała Anna wysunął się z otworu w ścianie. Wspięła się zatem na krawędź kadzi, aby wcisnąć rurę z powrotem w ścianę, ale poślizgnęła się i wpadła do wrzącej wody mydlanej.

Szybko zabrano ją do pobliskiego szpitala. Cokolwiek próbowali dla niej zrobić, nie pomagało. Operowano ją ponad 30 razy i za każdym razem ból był nie do zniesienia, bo musieli zeskrobywać martwy naskórek i ponownie bandażować nogi tej biednej dziewczynie. W końcu uznano ją za beznadziejny przypadek i zaprzestano leczenia, a eksperci stwierdzili, że umrze z powodu zakażenia. Przeszczepy skóry nie przyjęły się i Anna pozostała unieruchomiona.
Niewyobrażalne bóle

Jednak z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny stan Anny ustabilizował się i trzy miesiące później została wypisana do domu. Miejscowi lekarze, nie umiejąc pomóc Annie, kilkakrotnie wysyłali ją na leczenie do Kliniki Uniwersyteckiej w Erlangen. Ale to przyniosło jej tylko męczarnię, gdy specjaliści eksperymentowali z różnymi „nowymi” metodami leczenia, szukając dla niej pomocy. Kilka razy wyłamywali jej nawet stawy w stopach, by w ten sposób znowu stały się sprawne. Ból musiał być przerażający.

Nie można było nic zrobić, by jej pomóc i odtąd do końca jej życia opiekowała się nią matka. Anna musiała codziennie znosić niewyobrażalne bóle, bo oparzenia nóg nigdy się nie zagoiły. Zawsze były na nich otwarte, ropiejące rany. Ale w jej życiu był Jezus oraz wielka cześć dla Matki Najświętszej. Anna Schäffer miała zainspirować wielu ludzi i to nie tylko mieszkańców z jej okolicy.
List do Jezusa

Anna przyjęła pierwszą komunię świętą 12 kwietnia 1893 roku. Przeżyła wtedy głębokie doświadczenie spotkania z Jezusem. Nikomu o tym nie powiedziała, ale napisała list do Jezusa, w którym znalazły się słowa: „Czyń ze mną, co zechcesz… Chcę pokutować i stać się ofiarą, aby wynagrodzić za wszelką niesprawiedliwość i grzechy przeciwko Tobie”. Miała 11 lat i oddała się Chrystusowi.

W 1898 roku Anna miała wizję, w której Jezus ukazał się jej jako Dobry Pasterz i powiedział jej o cierpieniu, jakie miało stać jej udziałem zanim ukończy 20 lat. Napisała, że ​​Jezus miał w dłoniach różaniec i prosił, by modliła się wytrwale. Wtedy Anna się przestraszyła, bo myśl o tych wszystkich cierpieniach przerażała ją bardzo. Ale z upływem czasu zaakceptowała swoje cierpienie.
Czytaj także: Mistyczka ze Szczecina i jej rozmowy z Jezusem
Stygmaty

4 października 1910 roku Jezus ukazał się jej mówiąc: „Przyjąłem cię w ofierze przebłagalnej za mój Najświętszy Sakrament. A w przyszłości, kiedy otrzymasz komunię świętą, poczujesz ból mojej Męki, którą was odkupiłem”.

Tego dnia Anna otrzymała stygmaty. Pisała, że ​​odczuwa intensywny ból Męki, który wzrasta w czwartki, piątki, niedziele i święta. W miasteczku kochali ją wszyscy i zewsząd zaczęli przyjeżdżać ludzie, aby usłyszeć jej łagodne słowa pociechy. Z każdym dniem zbliżała się coraz bardziej do Jezusa i Najświętszej Dziewicy, jako że Jezus zjednoczył jej cierpienie ze swoim własnym.
Kanonizowana przez rodaka z Bawarii

W 1925 roku Anna zachorowała na raka jelita grubego, a w tych czasach nie potrafiono tego leczyć. 5 października 1925 roku Anna otrzymała komunię świętą. Otworzyła szeroko oczy i powiedziała: „Jezu, żyję dla Ciebie”. Potem zamknęła oczy i odeszła ze swoim Panem.

Od 1929 roku ponad 15 000 cudów przypisano wstawiennictwu Anny Schäffer. Tylko w roku 1998 odnotowano 551 cudów za jej wstawiennictwem. W roku 1999 Anna została beatyfikowana przez św. Jana Pawła II, a w roku 2011 kanonizowana przez swojego rodaka z Bawarii, papieża Benedykta XVI.

Święta Anno Schäffer, módl się za nami!
Czytaj także: Edvige Carboni: Stygmatyczka, która widziała swojego anioła stróża

Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Wspaniale zycie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:35, 13 Sie 2017    Temat postu:

Wilm Hosenfeld. Życie niemieckiego oficera, który uratował Szpilmana
Dominika Cicha | Sier 13, 2017
W. Hosenfeld, W. Szpilman/Wikipedia
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Staram się ratować każdego” – pisał w liście do ukochanej żony Wilm Hosenfeld. Oficer Wehrmachtu, który pomagał Polakom podczas II wojny światowej, zmarł 65 lat temu w obozie jenieckim.


J
orinde dobrze pamięta list, który dostała od ojca w 1946 r. na urodziny. „Jeszcze w tym roku chcę być z Wami. Cóż to będzie za szczęście. Wstanę wcześnie rano, zaparzę dla Was kawę, zrobię kanapki i wyślę Was w drogę, a kochanej matce pozwolimy jeszcze pospać. Przez lata wojny miałem dość zmartwień i pracy”. Jednak Wilm Hosenfeld już nigdy nie zrobił dzieciom kanapek. Nigdy też nie podwiązał z nimi pomidorów i nie posadził ich obok siebie przy kościelnych organach.

Annemarie Hosenfeld czekała z pięciorgiem dzieci przez 7 lat. Miała nadzieję, że mąż w końcu stanie w drzwiach. Jak zawsze przystojny, elegancki, dobry. Że ci, którym kiedyś ocalił życie, pomogą mu wrócić do domu.

Ale Władysław Szpilman, dzięki któremu świat dowiedział się o Wilmie Hosenfeldzie, nie mógł pomóc. Jeszcze wtedy nie znał nazwiska dobrego Niemca. W swoim pamiętniku napisał tylko, że to „jedyny człowiek w niemieckim mundurze, jakiego spotkał”.


Mąż. Ojciec

Moja rodzina jest moją świętością, żona i dzieci są moimi perłami. Nie wolno mi ich zdradzić.

Wilm (Wilhelm) Hosenfeld urodził się w 1895 r. w Mackenzell. Podczas I wojny światowej walczył w niemieckiej piechocie, był kilkukrotnie ranny. Nie wojsko było jednak jego życiowym powołaniem. Kochał pracę z dziećmi, dlatego został nauczycielem. Chciał zrewolucjonizować niemieckie szkolnictwo i oprócz uczenia – wychowywać. Wymagał, ale z miłością.
Czytaj także: Ulmowie – Samarytanie z Markowej

Jego dobrocią zachwyciła się w 1918 r. Annemarie Krummacher. On zauroczył się jej wrażliwością i delikatnością. Zaręczyli się potajemnie po kilku miesiącach. Dlaczego zrobili to w ukryciu? Wiedzieli, że związek wiejskiego nauczyciela i panienki z dobrego, protestanckiego domu zostanie uznany za mezalians. Stało się tak, jak przewidywali, ale ich miłość przetrwała rodzinne konflikty i w 1920 r. stanęli przed ołtarzem (Annemarie przeszła na katolicyzm). Urodziło im się pięcioro dzieci: Helmut, Anemone, Detlev, Jorinde i Uta.

Jorinde wspominała, że kiedy zasypiała wtulona w ojcowskie ramiona i budziła się nagle od jego chrapania, odpowiadał z uśmiechem: „Nie bój się, tutaj nie ma żadnego wilka”.




Przez cały okres rozłąki Wilm wysłał do rodziny dziesiątki listów. Pisał o wszystkim – o polskich bocianach, żołnierskich rozterkach, niedzielnym kazaniu, tęsknocie. Prosił, by dzieci pilnie się uczyły, dopytywał o ich zachowanie i postępy. A żonę zapewniał o nieustannej miłości i martwił się, jeśli zachorowała.

Chcę się zjednoczyć z Tobą w modlitwie; Bóg da Ci odwagę i siłę, to jedyne pocieszenie, które mnie przepełnia. (…) Wytrzymaj, moje kochane, dzielne Serduszko; jestem przy Tobie i stoję przy Twoim boku. Niech moja miłość Cię uniesie i szybko ozdrowi. Bądź zdrowa, ucałuj Dzieci! Trzymam Cię za Twoją kochaną szczupłą dłoń i siedzę na Twoim łóżku, i odgarniam Ci włosy z czoła, i całuję Twoje smutne oczy; zaśnij, moja Annemi, i zdrowiej, Twój ukochany jest przy Tobie. Twój Wilm.
Czytaj także: Nadpalone talerze z Powstania Warszawskiego. Opowieść mojej Babci


Żołnierz

Początkowo fascynowała go ideologia narodowosocjalistyczna. Był gotów oddać życie za Hitlera, którego uznawał za wojennego geniusza. Ale kiedy obserwował kolejne poczynania swoich rodaków, wpadał w rozpacz.

Nie chce mi się wierzyć, iż Hitler chce czegoś takiego, że są Niemcy, którzy wydają takie rozkazy. Jest tylko jedno wyjaśnienie, są oni chorzy, nienormalni albo są szaleńcami.

Do Polski przyjechał we wrześniu 1939 r. Jego pierwszym zadaniem była budowa i uruchomienie obozu dla jeńców wojennych w Pabianicach, do którego trafiło 10 tys. ludzi. Hosenfeld traktował więźniów z szacunkiem. Robił wszystko, by im trochę ulżyć – pozwalał na odwiedziny krewnych, załatwiał wcześniejsze zwolnienia. Wstawił się m.in. za panem Cieciorą, a to doprowadziło do głębokiej przyjaźni z jego rodziną. Podobnie pomógł w szybkim zwolnieniu aresztowanego Joachima Pruta i także zaprzyjaźnił się z jego bliskimi. To właśnie podczas jednego ze wspólnych spotkań powstało to zdjęcie.




Z Pabianic przeniesiono Hosenfelda do Węgrowa, a następnie do Jadowa. W lipcu 1940 r. trafił do Warszawy. Tam m.in. dyżurował w komendanturze miasta i zarządzał kompleksem sportowym. Kochał wysiłek fizyczny. Zanotował: „Nie chcę skapcanieć, ćwiczenia umacniają wewnętrznie”.

Hosenfeld nie wykonywał rozkazów niezgodnych z katolicką wiarą. Łamał także zakaz uczestniczenia w polskich mszach i regularnie się spowiadał. Przed wojną był w swojej parafii organistą.
Czytaj także: Babcia Nońcia uratowała ok. 50 dzieci. Historia Alfredy Markowskiej

Kiedy dowiedział się, jaki los spotkał Żydów z warszawskiego getta, napisał:

Te bestie. Przez ten przerażający masowy mord na Żydach przegraliśmy tę wojnę. Ściągnęliśmy na siebie nieusuwalną hańbę, nieprzemijającą klątwę. Nie zasługujemy na łaskę, wszyscy jesteśmy współwinni. Wstydzę się wychodzić na miasto, każdy Polak ma prawo splunąć na nasz widok. Codziennie giną od strzałów niemieccy żołnierze, ale będzie jeszcze gorzej i nie mamy prawa narzekać z tego powodu. Nie zasłużyliśmy na nic innego.





Człowiek

Próbuję ratować każdego, kto jest do uratowania.

Kolejnymi Polakami, których uratował Hosenfeld, byli ks. Adam Cieciora (zatrudnił go w Szkole Sportowej pod nazwiskiem Cichocki), Leon Warm, który uciekł z transportu do Treblinki (także zatrudniony) czy pan Koszela, wyrwany przez oficera z transportu przeznaczonego na rozstrzelanie.




I w końcu: Władysław Szpilman, kompozytor i pianista, który w chwili spotkania z Hosenfeldem był bliski śmierci głodowej. Niemiec przynosił mu żywność, kołdrę, płaszcz. Przejmująca scena, w której Szpilman po raz pierwszy od trzech lat siada przy pianinie, by zagrać niemieckiemu oficerowi nokturn Chopina, została uwieczniona w książce „Pianista” i filmie o tym samym tytule.

Szpilman ze względów bezpieczeństwa nie chciał poznać nazwiska Niemca, ale podał mu swoje. Kilka lat później Hosenfeld zamieścił je na pocztówce do żony. Miał nadzieję, że Polacy, których ocalił, odwdzięczą się i pomogą mu wrócić do rodziny.


Jeniec

W styczniu 1945 r. Hosenfeld trafił do obozu jenieckiego. Zdarzyło się tak, że podczas powrotu do Warszawy mijał go skrzypek Zygmunt Lednicki. W przypływie gniewu krzyknął w kierunku żołnierzy kilka zdań, z których wynikało, że jest muzykiem. Na te słowa swój wzrok podniósł wychudły, zarośnięty Niemiec. Podszedł chwiejnym krokiem do ogrodzenia i zapytał Lednickiego, czy zna Szpilmana. Ten oczywiście znał, ale nim zdążył usłyszeć nazwisko oficera, został upomniany przez wartownika. Szpilman starał się potem odnaleźć ten obóz, ale nie był w stanie nic zrobić.

W Mińsku skazano Hosenfelda na 25 lat niewoli. W lipcu 1947 r. doznał wylewu krwi do mózgu. Był prawostronnie sparaliżowany, miał zaburzenia mowy. Listy pisał lewą ręką. Drugi wylew przeżył we wrześniu 1948 r. Pogarszała się jego kondycja psychiczna, tracił nadzieję na powrót do rodziny. Ostatnie linijki, które skreślił do żony brzmiały: „Nie martw się mną, powodzi mi się tak, jak okoliczności na to pozwalają. Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, wszystkiego dobrego! Wasz Wilm”.

Zmarł 13 sierpnia 1952 r., szybko i bezboleśnie, miał 57 lat. Pękła mu aorta piersiowa. Pochowano go na opuszczonym już dzisiaj cmentarzu, niedaleko obozowego lazaretu. Annemarie odeszła 20 lat później.

Wilm Hosenfeld został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
Czytaj także: Sądecka apteka „Pod Opatrznością” – tu ratowano Żydów i pomagano żołnierzom AK

Źródła: Film „Dzięki niemu żyjemy”; „Staram się ratować każdego”. Życie niemieckiego oficera w listach i dziennikach, wyd. Rytm 2007.

...

Jeszcze kilku takich w Niemczech i Hitler nie byl by mozliwy. 10 sprawiedliwych uratuje Sodomę a wiemy ze nie ma ich...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:15, 15 Paź 2017    Temat postu:

Marek Mendyk: Biskup, który dąży do harmonii i stosuje dietę św. Hildegardy [rozmowa]
Małgorzata Bilska | 14/10/2017
EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Orkisz, „ciasteczka radości”, napój pietruszkowy, rzęsa wodna, piołun… „Skoro Pan Bóg nam dał rośliny, dlaczego z nich nie skorzystać? To nie jest tylko kwestia odżywiania się, ale też szukania dróg prowadzących do Boga” – mówi bp Marek Mendyk.

Z bp. Markiem Mendykiem – pomocniczym biskupem diecezji legnickiej, przewodniczącym Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski, rozmawia Małgorzata Bilska.



Małgorzata Bilska: W czasie kazania* użył Ksiądz Biskup określenia „Hildegardowa recepta na świętość”. Co to znaczy?

Bp Marek Mendyk: Rozumiem ją jako pełną ufności, nadziei otwartość na Pana Boga. Proste zawierzenie. Pozwolenie Mu na to, żeby w mojej największej bezradności dokonywał cudów.

Najlepszym przykładem kobiecej recepty na świętość jest Maryja. Tego wątku dzisiaj nie rozwinąłem, ale kiedy Anioł przychodzi do Maryi i mówi: Będziesz matką Boga, to musiała poczuć zdumienie, niezrozumienie całej tej sytuacji. A jednak dała wyraźne przyzwolenie na działanie Pana Boga. Myślę, że zawierzenie wyraża się w przyzwoleniu człowieka na to, żeby w najgłębszej, czasem wydawałoby się bezsensownej sytuacji, Bóg dokonywał cudów.
Czytaj także: Hildegarda z Bingen. O tym, jak święta kobieta skutecznie naraziła się dominikanom



Każda kobieta jest jedyną, niepowtarzalną indywidualnością. Często porównuje się nas do Maryi, podkreślając cechy podobne, pomijając przy tym ważne różnice osobowe. Hildegarda z Bingen to postać wyjątkowa. Była przeoryszą, kobietą władzy, autorytetem na dworach, a przy tym kompozytorką – co wśród kobiet jest rzadkością. Nie widzę w niej aż tyle analogii do Maryi, co Ksiądz Biskup… Ma na koncie sukcesy, dokonania kulturowe.

Zgadza się. Ale była też człowiekiem kontemplacji. To nie jest łaska dla wybranych. Każdy wierzący, słuchający słowa Bożego i modlący się Nim, jest zdolny do kontemplacji. Jest ona przypisana człowiekowi wiary. Hildegarda nigdy nie będzie – ani żadna inna kobieta, wcześniej czy później – taka, jak Maryja. Ale mamy ten Vorbild, wzór (z niem.), w który możemy się wpatrywać. I ciągle się czegoś uczyć.

Parę razy byłem ostatnio atakowany przez feministki. Bo Maryja, wbrew pozorom, to była kobieta silna, niezwykle przedsiębiorcza itp. Wszystko się zgadza! Ja z tym w ogóle nie polemizuję. Chcę tylko pokazać, że Maryja dojrzewała. Szła razem z uczniami za Jezusem i była najwierniejszą uczennicą Jezusa, Mistrza. Dojrzewała do rozumienia i kontemplacji słowa tak, jak dojrzewali uczniowie. Ona – w sposób wyjątkowy.



Św. Hildegarda od 2012 roku nosi tytuł doktora Kościoła – jako czwarta kobieta w historii. Jest to efekt docenienia wkładu kobiet w nauczanie Kościoła, zmian w postrzeganiu ich roli?

Z pewnością.



Czego doktor teologii, biskup, może się nauczyć od zwykłej mniszki?

Podziwiając jej inteligencję, jednocześnie podziwiam jej ogromną pokorę. Nie dała się zwieść swoim logicznym operacjom myślowym, tylko wiernie poddała się temu, co Pan Bóg miał jej do zaproponowania. To ogromna sztuka – połączyć w parę wiarę i rozum.

Ojciec Święty Jan Paweł II mówił, że rozum musi znać swoje granice. Tam, gdzie już dalej pójść nie może, a widzi dobro, żeby pozwolił się porwać i wkroczyć w Tajemnicę. W to, co jest przestrzenią wiary. Hildegarda była taką osobą.



A przy tym pionierką medycyny naturalnej, zwanej integralną lub holistyczną. W Legnicy działa Centrum św. Hildegardy założone przez dr Alfredę Walkowską. Propaguje zdrowe żywienie, w tym „hildegardowy” orkisz. Jaką dietę stosuje Ksiądz Biskup?

(śmiech) Może Panią zaskoczę, ale właśnie od pewnego czasu odkrywam Hildegardę. Nie wiem, czy to ma jakiś skutek, ale ufam tym, którzy się trochę na tym znają. Jeżeli do harmonii w obszarze duchowym dołączymy harmonię (nie zawsze mi się to udaje) w sferze ciała, no to ja na to, jak na lato… To mi pozwoli nie tylko lepiej się czuć, ale z większą energią iść do ludzi i odważnie głosić słowo Boże.

Przeżywałem parę razy chwile zniechęcenia z powodów cielesnych. Przychodzi znużenie, zmęczenie… Jeśli coś, co mi pomaga na taki stan, dobrze nastraja, motywuje, to chyba o to chodzi. Żeby żyć w harmonii ze światem.
Czytaj także: Przysmaki świętej Hildegardy: jedz na szczęście



Jada Ksiądz Biskup tak zwane „ciasteczka radości”?

Oczywiście, że tak.



A orkisz?

Rano na śniadanie jest obowiązkowo zupka orkiszowa. Od tego się zaczyna. Przyzwyczaiłem się. Jak jestem gdzieś na wyjeździe i nie ma zupki orkiszowej, to czuję, że mi czegoś brakuje.



Co jeszcze jest na stole Księdza Biskupa?

Napój pietruszkowy. Rzęsa wodna. Piołun… Miałem taką przygodę. Na początku myślałem, że pije się wszystko jednocześnie, po równo. Po miesiącu, kiedy skończył mi się napój w buteleczce, jeden z księży, który się na tym zna, uświadomił mi, że tak nie wolno (śmiech). I muszę sobie zrobić przynajmniej tydzień przerwy.

Czy to pomaga? Nie wiem. Czuję, że organizm ma zapotrzebowanie na tego typu rzeczy. Wypowiadają się na ten temat specjaliści, lekarze. Robią testy, badania, próbując to doświadczalnie udowodnić. Skoro Pan Bóg nam dał rośliny, dlaczego z nich nie skorzystać?



Ksiądz Biskup wspiera działalność Centrum św. Hildegardy. W 2009 roku wprowadził obraz św. Hildegardy do kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Legnicy, gdzie rozwinął się kult świętej. Czemu ona jest mało znana w Polsce?

Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Gdyby nie pani Walkowska, pewnie sam bym nigdy Hildegardy nie poznał. Widziałem, jak bardzo angażuje się, pomaga i zachęca do zdrowego stylu życia, który proponuje św. Hildegarda.

Widzę w tym dobro i sens. Uznałem, że jest to element jednoczący ludzi, którzy spotykają się i czytają dzieła św. Hildegardy (w tym Scivias), uczą się od niej. To nie jest tylko kwestia odżywiania się, ale też szukania dróg prowadzących do Boga. Nie można przejść obok tych ludzi obojętnie. Sam w to wchodzę i staram się, jako chrześcijanin, być z nimi. Jako duszpasterz – im służyć.



Panuje dziś moda na zdrowe żywienie. Czy św. Hildegarda z koncepcją jedności kosmicznej, boskiej, duchowej i cielesnej człowieka wpisuje się jakoś w nurt chrześcijańskiej ekologii?

Zdecydowanie tak. Mamy sobie czynić ziemię poddaną. Pan Bóg tak to wszystko pięknie ukształtował, ułożył, że nie wolno tego zniszczyć. Ale też nie sposób z tego nie skorzystać. Z wykształcenia jestem chemikiem, to mój pierwszy wyuczony zawód. Układ okresowy pierwiastków jest mi bliski. Jak patrzę na niego, dla mnie jest to dowód na istnienie Pana Boga. Kiedy byłem młodzieńcem, myślałem, że Mendelejew tak go pięknie ułożył. A on tylko pokazał, jak wszystko się w świecie układa…



Ma swoje miejsce?

Tak. Jak to jest, że mamy pierwiastek N, a nie N +1? Jest za nim puste pole. Pan Bóg jest stwórcą harmonii. Hildegarda nie tylko ją odkryła, ale zaprasza nas do tego, żeby żyć w harmonii ze światem. Przede wszystkim z Panem Bogiem. Łączenie ducha z ciałem niesie człowieka ku wieczności.



Co chyba świadczy o jej osobistym geniuszu, nie „geniuszu kobiety”. Zrobiła to w XII wieku.

Pan Bóg daje niektórym łaski, szczególne charyzmaty. Na tamtym etapie Hildegarda była takim Kopernikiem… Będąc mistyczką, benedyktyńską zakonnicą.



Więc jednak Kopernik była kobietą. (śmiech)

Tego nie powiedziałem. Nawet tak nie pomyślałem!


Czytaj także: Co jeść, co pić, jak się leczyć. Hildegarda wprowadza się do Krakowa



*Rozmowa została przeprowadzona podczas IV Międzynarodowego Kongresu św. Hildegardy, który w dniach od 6 do 8 października odbywał się w Krakowie.

...

Zdecydowanie nie redukujmy Hildegardy do diety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:28, 23 Lis 2017    Temat postu:

luteranizmu do Kościoła katolickiego. Wyjątkowa misja bł. Matki Marii Teresy
Anna Gębalska-Berekets | 23/11/2017
Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Niemka, córka luterańskiego pastora, mając 6 lat wygłaszała religijne opowiadania na miejscowym rynku. Rok później obiecała Jezusowi, że nie będzie grzeszyła. Poznajcie bł. Matkę Marię Teresę od św. Józefa.


U
rodzona w luterańskiej rodzinie Maria Teresa Tauscher przeszła na katolicyzm, w wieku 33 lat przyjęła chrzest, założyła zgromadzenie zakonne Karmel Boskiego Serca i została dekretem papieża Benedykta XVI w 2006 roku zaliczona do grona błogosławionych.


Rozmowy z Bogiem i odkrywanie Prawdy

Anna Maria Teresa Tauscher (Bł. Matka Maria Teresa od św. Józefa) z pochodzenia była Niemką. Przyszła na świat 19 czerwca 1855 roku w miejscowości Sandow (dzisiaj Sądów w województwie lubuskim). Jej ojciec był luterańskim pastorem.

Od najmłodszych lat odznaczała się niezwykłą wrażliwością religijną. Na modlitwie już jako dziecko zależało jej, by nawiązać głęboką relację z Jezusem. W wieku 7 lat obiecała Jezusowi, że nie będzie grzeszyła i powierza się odtąd Bożej opiece. Przyrzekła, że od tej pory to Bóg będzie dla niej nauczycielem i przewodnikiem. Mając zaledwie 6 lat wygłaszała na miejscowym rynku opowiadania religijne do innych dzieci. Zapraszała je na plebanię i tam je ewangelizowała. Wymagało to nie lada odwagi.

Mijały kolejne lata, a ona coraz poważniej zastanawiała się nad wiarą protestancką, miała wątpliwości. Zapragnęła przejść na katolicyzm, ale jej ojciec był tej decyzji przeciwny.
Czytaj także: Rodzinna „karmelitanka”. Babcia Czesia ma specjalny grafik modlitwy za wnuków


Przejście na katolicyzm

W wieku 33 lat przyjęła chrzest w Kościele św. Apostołów w Kolonii. Pochłaniała ją lektura Pisma Świętego. Szczególnie lubiła Listy św. Piotra i odrzucany przez luteranów – List św. Jakuba. Wystąpiła z kościoła luterańskiego.

Pociągnęło to za sobą także utratę posady (trafiła do pracy w szpitalu psychiatrycznym w nadreńskiej Kolonii, gdzie zajmowała stanowisko przełożonej pielęgniarek) oraz opuszczenie domu rodzinnego. Nie potrafiła już zrezygnować z tej decyzji, długo do niej dojrzewała. Odkryła swoje powołanie, zachwyciła się nabożeństwami do Matki Bożej oraz umiłowała Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Czuła jego żywą obecność i tą Prawdą pragnęła odtąd żyć.


Rozwijanie duchowości pod opieką św. Teresy z Ávila i św. Józefa

W świętej Teresie z Ávila i jej „Księgach życia” znalazła swój wzór duchowego życia. Podczas pracy w Kolonii zetknęła się z nabożeństwami do św. Józefa. Do niego modliła się z prośbą o wstawiennictwo w krytycznych momentach swojego życia.

Jako osoba świecka otrzymała od swojego spowiednika zezwolenie na przyjmowanie Komunii świętej 3 razy w tygodniu, jak osoby duchowne. W 1890 roku w Innsbrucku odprawiła pierwsze ćwiczenia duchowe św. Ignacego. Wówczas była już przekonana o swojej przyszłej drodze życiowej.
Czytaj także: Karmelitanki szyją kołdry


Determinacja w dziełach powierzonych przez Boga

Na początku lipca 1891 roku powstaje Dom dla Bezdomnych Dzieci. Udaje się jej pozyskać sponsorów na realizację tego dzieła. Nieustannie prosiła o pomoc św. Józefa i ją otrzymywała. Fundacje zakonu zaczęły się rozrastać. Dzięki ofiarności mogły rozwijać się kolejne placówki. To ona założyła Zgromadzenie Zakonne Sióstr Karmelitanek Boskiego Serca Jezusa.

W trudnym czasie negatywnego stosunku państwa i władz do religii i Kościoła, Matka Teresa przeniosła dom zgromadzenia do Rocca di Papa w prowincji rzymskiej. Nowicjat zgromadzenia był realizowany w Sittard w Holandii. W 1912 roku Matka Teresa wyjechała do Stanów Zjednoczonych na fundację Karmelu Boskiego Serca Jezusa.

Tam Bóg udzielił jej kolejnego charyzmatu – opieki nad starszymi. Pierwszy Dom dla Seniora otworzyła w Kenoscha. W wyniku I wojny światowej władze włoskie skonfiskowały dom zgromadzenia w Rocca di Papa. Matka Teresa w latach 20. XX wieku powróciła do Europy. Przekształciła dom nowicjatu w holenderskim Sittgard w dom generalny zgromadzenia.

Gdy poważnie zachorowała, jej największą udręką była niemożność przyjmowania Komunii świętej. Powtarzała, że wszystko można znieść w ofierze z Chrystusem, natomiast większej ofiary niż ta bez Komunii świętej nie można udźwignąć. Zmarła w opinii świętości 20 września 1938 roku.

18 maja 2006 roku dekretem papieża Benedykta XVI została zaliczona do grona błogosławionych. W swoim życiu wielokrotnie powtarzała zdanie: „Zawsze wielbić i chwalić Boga”. Bóg miał wobec niej niezwykły plan, którego na początku nie potrafiła do końca zrozumieć.

...

Oto wzor!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:49, 05 Gru 2017    Temat postu:

Nadprzyrodzone wizje bł. Anny Katarzyny Emmerich. „Mroczny Kościół”, niebo i piekło
Anna Gębalska-Berekets | 05/12/2017
Pedro juan/Wikipedia | Domena publiczna
Fragment obrazu "Sąd Ostateczny", Fra Angelico
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



„Ujrzałam jak stawało się oziębłe duchowieństwo i zapadała wielka ciemność” – czytamy w objawieniach. Przez lata jej pokarmem była jedynie Komunia Święta i woda.


B
ł. Anna Katarzyna Emmerich doznała niewytłumaczalnych wizji i objawień. Pierwszych – już w wieku 4 lat. Otrzymała także dar stygmatów. Łączyła ludzi z Bogiem pokazując na własnym przykładzie, czym jest cierpienie i jaka jest jego wartość.
Pierwsze wizje Anny Katarzyny Emmerich

Przyszła na świat w 1774 roku w Flamschen w Westfalii. Już w dzieciństwie wyróżniała się niezwykłą pokorą i pobożnością. Jako dziecko otrzymała szczególny dar – nadprzyrodzone wizje, z których nie do końca zdawała sobie sprawę. Chciała wstąpić do klasztoru, niestety była na to zbyt biedna i nie była w stanie wnieść odpowiedniego posagu.
Czytaj także: Wizje ojca Pio. Najbardziej przejmuje ta dotycząca apokalipsy

Siostry klaryski z Münster zaproponowały jej pobieranie nauk gry na organach. Dzięki temu mogła zostać przyjęta do klasztoru. Zamieszkała u poleconego organisty. Nie znalazła tam czasu na naukę, opiekowała się domem i jego dziećmi.

W 1798 roku ukazał się Annie Katarzynie Chrystus, który trzymał w ręku dwa wieńce: z kwiatów i cierni. Była to zapowiedź stygmatów. W 1802 roku została przyjęta do klasztoru Augustianek w Agnetenburgu. Po roku złożyła wieczyste śluby.
Beatyfikowana przez Jana Pawła II

W okresie walk napoleońskich, gdy zamykano klasztory i niszczono przejawy duchowości, Anna Katarzyna znalazła schronienie w domu francuskiego kapłana – J.M. Lamberta. Podupadała na zdrowiu. W tym czasie poznała niemieckiego poetę – Klemensa Brentano. Pod wpływem tych spotkań Klemens nawrócił się.

Od 1818 roku zaczął spisywać jej wizje. Zostały wydane w 1833 roku, już po jej śmierci. Mówiła, że gdyby nie Klemens, dawno by umarła, bo wizje są „darem od Boga” i muszą ujrzeć światło dzienne.

Anna Katarzyna miała dar rozpoznawania ludzkiego wnętrza, przez lata jej pokarmem była jedynie Komunia Święta i woda. Była dręczona przez demona, który niejednokrotnie rzucał w jej strony groźby. Bił ją i rzucał nią na wszystkie strony. Zmarła w 1824 roku.

Gdy po jakimś czasie otworzono jej trumnę, okazało się, że ciało jest w nienaruszonym stanie. Beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II 3 listopada 2004 roku. Jej wizje dotyczą m.in. męki Chrystusa, Jego ukrzyżowania i zmartwychwstania, scen z życia Jezusa i Maryi. Są też wizje prorockie dotyczące przyszłych losów świata i Kościoła.
Czytaj także: Objawienia prywatne. Bóg już powiedział o sobie wszystko, a jednak zdarzają się wizje. Dlaczego?


Narodziny „mrocznego Kościoła”

Pod datą 19 października 1823 roku zanotowano: „Ujrzałam pałac o lśniących dachach. Na nim stał szatan na czatach. Widziałam, że spośród demonów związanych przez Chrystusa w czasie Jego zstąpienia do piekieł, kilku się niedawno rozwiązało i wskrzesiło tę sektę”.

Przewodnik wskazał jej Europę i konkretne państwa, w których ludzie charakteryzowali się ogromną pychą. Widziała także tych, którzy doszli do władzy, byli zaślepieni nieprawością. Rzeczy, którymi się zajmowali uwidaczniały ich chciwość, mściwe żądze i rozwiązłość.

Ludzie z sekty (masonerii) atakowali Kościół. „Zobaczyłam blisko nich obrzydliwą Bestię, która wyszła z morza. Miała ogon jak u ryby, pazury jak u lwa i liczne głowy, które otaczały jak korona jej największą głowę”. W swojej wizji apokaliptycznej widziała „burzycieli” Kościoła, którzy współdziałali z bestią.

Bł. Anna Katarzyna widziała wielu duchownych objętych ekskomuniką, którzy nawet o tym nie wiedzieli lub się tym nie przejmowali. „Ujrzałam jak stawało się oziębłe duchowieństwo i zapadała wielka ciemność”. Wspólnoty katolickie były uciskane i dręczone. Sekta niszczyła także Ojca Świętego. Panowały wojny i rozlew krwi. Pomoc z nieba przyszła jednak w trakcie największego niebezpieczeństwa.
Wizja nieba i piekła

Według jej wizji niebo jest „niebiańską Jerozolimą”. Jest to „miasto” o różnorodnych pałacach, ogrodach. Panuje tam szczęśliwość, pokój i harmonia. Piekło opisała jako straszną budowlę skalną, gdzie jest wieczna, rozdzielająca „niejedność” potępionych. Gdy aniołowie otworzyli bramy piekielne, widoczny był zamęt, słychać przekleństwa, łajanie i wycie.
Wizja męki Chrystusa

Opisy męki, cierpienia i ukrzyżowania Jezusa według wizji Anny Katarzyny wykraczają poza przekaz ewangeliczny, są bardziej rozwlekłe i szczegółowe. W zasadniczej części nie odbiegają jednak od tego, co zostało opisane w Piśmie Świętym.

Pewne wydarzenia zostały zwielokrotnione, np. siedmiokrotny upadek Jezusa. Zwraca uwagę realizm i motyw maryjny – według jej opisu Maryja towarzyszy Jezusowi już od momentu jego pojmania.
Czytaj także: Nowe objawienia maryjne w Indiach? Świadkowie czuli zapach jaśminu

Źródła: Bł. Anna Katarzyna Emmerich, Tajemnice czasów ostatecznych, tłum. W. Szymona, Kraków 2011; [link widoczny dla zalogowanych] voxadomini.pl

...

Monumentalne wizje wielkiej swietej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:46, 15 Cze 2018    Temat postu:

Czternastu Świętych Wspomożycieli. Zapomniana forma kultu orędowników
Elżbieta Wiater | 14/06/2018
CZTERNASTU WSPOMOŻYCIELI
Andreas Praefcke/Wikipedia | CC BY 3.0
Udostępnij 96
Mało kto zna tę grupę świętych orędowników oraz historię pojawienia się ich kultu.

W połowie XV w. pasterz Hermann, który pracował dla cystersów w Langheim (Górna Frankonia) miał serię wizji. Za pierwszym razem zobaczył on leżące na drodze dziecko, które jednak znikło, kiedy próbował je podnieść. Potem wizja wróciła, a Dzieciątko w niej było świetliste jak szlachetny kamień.

Rok później zobaczył je po raz trzeci, miało tym razem krzyż na piersi i było w otoczeniu czternastu innych dzieci. Przedstawiły się one jako Święci Wspomożyciele, a Dzieciątko Jezus było piętnastym, najważniejszym. Prosiły o stworzenie sanktuarium, do którego mogłyby przychodzić z dziecięcą ufnością osoby szukające ich wsparcia.


Czytaj także:
5 świętych, których ciała nie uległy rozkładowi


14 skutecznych wstawienników
Mnisi byli roztropni, więc nieufnie podeszli do tych rewelacji. Uznali ich prawdziwość, dopiero kiedy nastąpił realny znak – jedna ze służących klasztoru zachorowała i wyzdrowiała cudownie po zwróceniu się do Czternastu Wspomożycieli. Wybudowano kaplicę, a kiedy została ona zniszczona w XVI w., postawiono kościół, rozbudowany w XVIII w. do wspaniałego sanktuarium.

To wszystko wskazuje, że pomimo zawieruch wojennych i religijnych, narodzin protestantyzmu, który neguje kult świętych, cześć dla Czternastu Wspaniałych (tłumacząc to na współczesne) trwała i miała się dobrze.

Zaczęła się wcześniej niż wspomniane objawienia, bo w połowie XIII w. Propagowali ją głównie dominikanie i franciszkanie, a ośrodki kultu pojawiły się głównie w miastach niemieckich, w Czechach i w Polsce, głównie na Śląsku, potem także we Włoszech.

Jest to grupa świętych, których nie łączy czas życia, przyczyna wyniesienia na ołtarze czy cokolwiek innego. Wydaje się, że pobożność Kościoła połączyła te postacie, gdyż z doświadczenia wiernych wynikało, że są szczególnie skutecznymi wstawiennikami.

Do grupy tradycyjnych 14 świętych Włosi czasem dodają św. Sebastiana. Ich wspólne wspomnienie jest obchodzone lokalnie: 8 lipca lub 8 sierpnia.

..

Kiedys Niemcy byly zupelnie innym krajem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 7:42, 19 Lip 2018    Temat postu:

Sophie Scholl: studentka kontra Hitler
Ewa Rejman | 07/07/2018
SOPHIE SCHOLL
EAST NEWS
Udostępnij 188
„Czy wyobrażacie sobie rozmiar hańby, która spadnie na nas i na nasze dzieci, kiedy wszystkie zbrodnie nazistów ujrzą światło dzienne?” - pytała dwudziestoletnia Sophie Scholl w jednej z ulotek, jakie tajna organizacja „Biała Róża” rozprowadzała w III Rzeszy. Dobrze wiedziała, co grozi studentce, która w taki sposób występuje przeciw Hitlerowi.

Kilka lat wcześniej, gdy chodziła jeszcze do liceum, Sophie była kierowniczką żeńskiej sekcji Hitlerjugend. Stopniowo jednak coraz bardziej zaczynały przerażać ją metody, przy pomocy których Führer chciał budować Wielką Rzeszę Niemiecką. Jej rodzinę łączyły kontakty zarówno zawodowe, jak i towarzyskie z wieloma Żydami. Widziała, jak najpierw próbują się ukrywać, a potem znikają bez wieści.



Sophie Scholl: Nie chcę, aby Niemcy wygrali
Po skończeniu liceum od razu chce iść na studia, ale zgodnie z ówczesnym prawem musi najpierw przez pół roku pracować w paramilitarnych organizacjach – „Służbie Pracy” i „Pomocniczej Służbie Wojennej”. To tu poznaje Polaków wywiezionych do Niemiec na przymusowe roboty i widzi, jak są traktowani.

Jej brat Hans zostaje wysłany na front wschodni, a Sophie zastanawia się, czy jeszcze kiedyś go zobaczy. Coraz mocniej czuje, że pomimo bycia Niemką nie chce, aby Niemcy wygrali wojnę. Nie chce zagłady Żydów, podporządkowania sobie Polaków, zastąpienia Boga, w którego mocno wierzy, Hitlerem.

Zaczyna studia – filozofię i biologię, a jej brat wraca do domu cały i zdrowy. Krótko później chłopak trafia jednak do więzienia za pozwolenie sobie w pracy na żartowanie z Führera. Sophie gra na flecie melodię „Moje myśli są wolne”. To dla niego i dla tych wszystkich ludzi w sterroryzowanej Europie, którzy wolność cenią wyżej od życia.


Czytaj także:
Jak polscy lekarze przechytrzyli nazistów i wywołali epidemię na niby


Prawda w ulotkach
Na uniwersytecie Sophie i jej brat Hans zaprzyjaźniają się z profesorem Karlem Munthem, jednym z niewielu intelektualistów, którzy żywią mocną niechęć względem Hitlera. To w jego salonie czytają zakazane książki – wśród nich „Wyznania” św. Augustyna i „Czarodziejską Górę” Thomasa Manna. Prowadzą filozoficzne dysputy o moralności i powinności stawienia oporu tyranowi. Motywuje ich chrześcijańska wiara. Siostra Inga wspomina później: „Chrystus stał się dla nich Bratem, który zawsze był z nimi, Prawdą, która dała odpowiedzi na ich pytania”.

Kilkoro studentów postanawia zrobić to, co leży w zakresie ich możliwości: będą drukować ulotki, w których opublikują informacje o okrucieństwach dokonywanych przez Niemców i wezwą wszystkich uczciwych ludzi do stawienia oporu. Chodzi o to, żeby odbiorcy ich przekazu nigdy nie mogli powiedzieć „nie wiedzieliśmy”. Umówili się, że będą wkładać je do skrzynek pocztowych i w miarę możliwości zostawiać w miejscach publicznych.



„Wolność” i „Precz z Hitlerem!”
Swoje działania prowadzą pod szyldem „Białej Róży”. W ulotkach podpisanych tą nazwą można przeczytać:

Nie ma nic podlejszego i bardziej niegodnego dla cywilizowanego narodu niż poddać się bez oporu rządom nieodpowiedzialnej kliki panujących.

Nie można podjąć dialogu z nazizmem. Od swojego zarania opierał się na oszukiwaniu i zdradzaniu bliźniego.

Każde słowa Hitlera to kłamstwo. Kiedy mówi „pokój”, myśli „wojna”, kiedy wzywa Opatrzność, przemawia przezeń Szatan.
Informują o masowym mordowaniu Żydów i polskiej inteligencji, o strasznym traktowaniu więźniów wojennych.

Pewnej lutowej nocy 1943 roku na ścianach monachijskich domów pojawiają się napisy „Wolność!” i „Precz z Hitlerem”. Stają się one prawdziwą sensacją, mieszkańcy zastanawiają się, kto mógł coś takiego zrobić. Gestapo już wie, że muszą złapać słynnych „malarzy”.


Czytaj także:
Przeżyłam eksperymenty doktora Mengele. I postanowiłam mu wybaczyć


Aresztowanie „Białej Róży”
18 lutego 1943 roku Sophie z bratem idą korytarzem swojego uniwersytetu. Rozglądają się, wydaje im się, że są całkiem sami. Szybko rozrzucają ulotki pod drzwiami sal wykładowych.

Kilka chwil później zjawia się gestapo wezwane przez bardzo zadowolonego z siebie woźnego. Już wiedzą, że mają „malarzy” i powinni przykładnie ich ukarać. Znajdują przy nich projekt ulotki stworzony przez ich przyjaciela Christopha Probsta – ten „wpada” więc wraz z nimi. Rozpoczynają się przesłuchania. Sophie stara się całą „winę” brać na siebie, ale pozostali członkowie „Białej Róży” i tak szybko zostają złapani.



„To pan ma fałszywy światopogląd”
Przesłuchujący Sophie funkcjonariusz Robert Mohr próbuje przekonać ją do poparcia polityki Hitlera i przyznania się do błędu. Być może w jakiś sposób żałuje młodej dziewczyny. Daje jej ostatnią szansę, pytając: „Panno Scholl, czy gdyby pani to wszystko dobrze przemyślała, dałaby się pani wciągnąć w tę sprawę?”. „Robiłabym wszystko tak samo, bo to nie ja, ale pan ma fałszywy światopogląd” – słyszy w odpowiedzi.

Kilka dni później Sophie staje przed sądem. „Zdrada stanu przez wspomaganie wroga, osłabianie sił zbrojnych i zwalczanie narodowego socjalizmu” – głosi akt oskarżenia. Za coś takiego kara może być tylko jedna i zostanie wykonana niezwłocznie.



Torujemy drogę
„Niezwłocznie” oznacza tutaj „jeszcze tego samego dnia”. Strażnicy, łamiąc więzienny regulamin, pozwalają Sophie spotkać się z rodzicami i – również skazanym na śmierć – bratem. Tata szepce na pożegnanie, że jest z niej dumny.

Wyrok wykonano na gilotynie. Kat zapewniał później, że nie widział jeszcze, aby ktoś tak godnie umierał.

Przed śmiercią Sophie miała sen, w którym sama spada w przepaść, ale udaje jej się uratować dziecko symbolizujące ideę „Białej Róży”. „My torujemy drogę do lepszego świata, ale wcześniej musimy umrzeć” – to ostatnie słowa, jakie Sophie skierowała do swojej towarzyszki z celi.

...

Widzimy wysoki poziom moralny i zrozumienie meczenstwa! Choc nie wypowiadane jezykiem swietych. To jest jednak to samo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:57, 02 Gru 2018    Temat postu:

Kapelan niemieckich żołnierzy, którego bali się… naziści
Elżbieta Wiater | 02/11/2018
ŚWIĘTY RUPERT MAYER
Andreas Praefcke/Wikipedia | CC BY 3.0
Udostępnij 331
Mimo że otrzymał Krzyż Żelazny I stopnia i osobiście poznał Hitlera, to wkrótce nie chciał mieć nic wspólnego z państwem, którego twarzą był Führer.

Ojciec Rupert Mayer poznał osobiście Hitlera w 1919 r. Jedna rozmowa wystarczyła jezuicie do dostrzeżenia, jak niebezpiecznym demagogiem jest przyszły dyktator i jak szkodliwa jest ideologia, którą głosi. Nic dziwnego, sam był już wtedy doświadczonym duszpasterzem i byłym kapelanem niemieckich żołnierzy. Za odwagę, z jaką im służył na frontach I wojny światowej, otrzymał najwyższe niemieckie odznaczenie wojskowe – Krzyż Żelazny I stopnia. To, jak i reszta jego pracy kapłańskiej, sprawiało, że był niepodważalnym autorytetem dla niemieckich katolików.



Jezuita posługujący na dworcu
O tym, że chce wstąpić do Towarzystwa Jezusowego, powiedział rodzinie tuż po zdaniu matury. Ojciec doradził mu, pewnie licząc, że syn zmieni z czasem zdanie, aby przyjął święcenia jako kapłan diecezjalny. Wtedy, na przełomie XIX i XX w., jezuici nie mogli działać na terenie Cesarstwa Niemieckiego i władze tworzyły wokół tego zgromadzenia bardzo negatywną opinię.

Młody Rupert był posłuszny ojcu: jako osoba świecka ukończył filozofię i teologię, by w 1899 r. przyjąć święcenia, a rok później wstąpić do nowicjatu jezuitów w Austrii. Dwanaście lat później rozpoczął pracę w Monachium, w parafii św. Michała Archanioła, jednak jego miejscem posługi stał się wkrótce… dworzec.


Czytaj także:
11 zakonnic dobrowolnie poszło na śmierć, ratując życie 120 osób. Męczennice z Nowogródka


Duszpasterz imigrantów
Związane było to ze szczególną grupą społeczną, której duszpasterzował o. Mayer. Otóż byli to imigranci, zarówno ci z innych krajów, jak i wewnętrzni, przyjeżdżający do dużego miasta w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Ubodzy, narażeni na wyzysk, a kobiety – na zmuszanie do prostytucji – stanowili świetny łup dla oszustów.

Ojciec Mayer karmił ich, szukał im uczciwej pracy i miejsc do mieszkania. Założył wraz z dwoma innymi kapłanami żeńskie Zgromadzenie Sióstr Świętej Rodziny służące pomocą ubogim kobietom. Niestety, dwa lata po tym, jak rozpoczął pracę z ubogimi wybuchła I wojna światowa. Ojciec został kapelanem i wyruszył na wschodni front.

O jego odwadze krążyły legendy. Był z żołnierzami zawsze: w okopach, na pierwszej linii frontu, trwał pod ostrzałem przy umierających, dopóki nie skonali. Żołnierze przy nim odzyskiwali nadzieję, karmili się jego męstwem. Nie było mu dane zostać na wojnie do jej końca – w 1916 r. osłonił własnym ciałem przed granatem innego walczącego i stracił nogę.



Kulawy apostoł
Po leczeniu, w 1918 r., wrócił do Monachium. Liczba biedaków wzrosła, doszli wojenni inwalidzi i ci, którzy psychicznie nie potrafili sobie poradzić z piekłem, jakie przeszli na froncie. Ojciec Mayer oddał całego siebie opiece nad nimi. Wpadł też na pomysł, jak skrócić wiernym drogę do Chrystusa – zaczął odprawiać msze na dworcu. Wkrótce zaczęto mówić, że parafią tego jezuity jest całe Monachium. Niepotrzebne były media społecznościowe, żeby znało go całe miasto.

Miesięcznie wygłaszał ok. 70 kazań i konferencji. Nie obawiał się zdecydowanie występować przeciw rosnącej w siłę NSDAP oraz komunistom. Kiedy w 1933 r. Hitler doszedł do władzy, rozpoczęto próby uciszenia monachijskiego jezuity.


Czytaj także:
„Mąż szukał w pogorzelisku kości dzieci”. Przeżyła ludobójstwo z rąk UPA


Błogosławiony o. Mayer
Naziści nie mogli po prostu skazać go na obóz czy karę śmierci – cieszył się zbyt dużym autorytetem. Wymuszono na nim rezygnację z publicznego głoszenia. Jednak jego kazanie na mszach były tak płomienne i skuteczne, że wkrótce aresztowano go i wymuszono na jego przełożonych, by zakazali mu głoszenia. Kiedy okazało się, że milczenie o. Mayera jest wykorzystywane przez propagandę do ośmieszania go, zdjęto zakaz, by mógł się bronić.

Uwięziono go więc na 5 miesięcy w Landsbergu. Wyszedł wcześniej dzięki amnestii. W celi zostawił swój Żelazny Krzyż – nie chciał mieć już nic wspólnego z państwem, którego twarzą stał się Adolf Hitler. Wrócił do Monachium. W międzyczasie wybuchła II wojna światowa, a działalność jezuity nadal skutecznie wzmacniała ruch oporu, więc aresztowano go w listopadzie 1940 r. i skazano na obóz koncentracyjny w Sachsenhausen.

Warunki obozowe i wiek więźnia sprawiły, że szybko podupadł na zdrowiu. Obawiając się, że śmierć w obozie uczyni z o. Mayera męczennika, naziści odesłali go do opactwa w Ettal, w Bawarii. Tam dożył do końca wojny.

Zmarł w Monachium kilka miesięcy po jej zakończeniu, odprawiając mszę św. Mówił właśnie kazanie o potrzebie naśladowania świętych, kiedy nagle upadł. Powtórzył tylko trzykrotnie słowo: „Pan” i odszedł.

Beatyfikował go w 1987 r. Jan Paweł II.

...

Nie trzeba nawet mowic dlaczego wspaniala postac!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy