Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Rola księży ...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:45, 25 Sty 2018    Temat postu:

ozmawiać o kazaniach. I mówić je coraz lepiej
Jola Szymańska | 25/01/2018

EAST NEWS
Udostępnij 0 Komentuj 0
W kazaniach w Polsce tej warstwy treściowej, teologicznej, powiedzmy intelektualnej właśnie mi brakuje. Za dużo „jeździmy po emocjach”. Nie można w kółko powtarzać: „Jezus cię kocha” – mówi o. Paweł Krupa OP.

Dlaczego księża nie mówią ciekawie? Co jest w kazaniu najważniejsze? I jak się do niego przygotować? O mówieniu i słuchaniu kazań, ale też o tym, że powołanie do kaznodziejstwa powinno łączyć się z otwartością na krytykę – mówi o. Paweł Krupa, dominikanin, autor wydanego niedawno zbioru kazań „Krupówki warszawskie”.



Jola Szymańska: Mówił Ojciec w jednym z wywiadów, że księża dlatego mówią słabe kazania sztucznym językiem, bo boją się inaczej. I chyba słusznie, skoro Ojcu za mówienie się obrywa nawet od zaprzyjaźnionych redaktorów.

Paweł Krupa OP*: Wie pani co, to prawda. Ktoś kiedyś mi powiedział: „Dopóki twoja książka leży w szufladzie, to jest twoja i masz nad nią pełną władzę. Kiedy jednak pozwolisz jej tę szufladę opuścić, to książka stanie się własnością innych. I oni mają prawo ją ocenić, mają prawo jej nie zrozumieć, mają prawo się z nią nie zgodzić”. Jeżeli decydujemy się na takie powołanie, jakim jest powołanie do kaznodziejstwa, to decydujemy się też na to, że będziemy krytykowani.

Nam, dominikanom, jest może łatwiej. U nas w czasie studiów i później, w klasztorze, kazania są tematem rozmów. „Co mówiłeś na kazaniu?”, „co będziesz dziś mówił?, „a, słyszałeś tego?”, „co powiedział?” – dyskutujemy o nich. Na zajęciach homiletycznych uczy się nas oceniania kazań. Rozmawiamy o tym, czasem się śmiejemy z siebie, czasem sobie docinamy, że za długo albo że zbyt górnolotnie, albo że to „barokowy kaznodzieja”.

Oczywiście, w tych docinkach można przesadzić, ale nasz zakon tym się różni od wszystkich innych, że u nas nie ma miłości braterskiej – jest miłość bratobójcza (śmiech).

Czytaj także: O. Tomasz Nowak OP: w zakonie niesłusznie oskarżono mnie o alkoholizm. Wytrwałem i przebaczyłem


Tego nie słyszałam! (śmiech)

Powinno się wychowywać do tego, że kazanie to także temat do rozmów. Między księżmi, ale i między wiernymi. Oni mogą przyjść i mogą się wypowiedzieć, mogą zapytać, mogą powiedzieć: „nie rozumiem”, „czy dobrze usłyszałem?”. Mogą też stwierdzić: „ja się z tym nie zgadzam”. I o to nie wolno się oburzać, bo kazanie nie jest „twoje”. Kiedy wypowiadasz je do ludzi, ono żyje już własnym życiem.

Ale tak naprawdę kaznodzieja często sam dobrze wie, że powiedział beznadziejne kazanie. Schodzi i myśli „Boże drogi, co to w ogóle było?”. Czasem to ludzie go pocieszą. Podejdą, powiedzą: „Bardzo mi się spodobało to, co ksiądz powiedział”.

Myślę, że bardziej paraliżuje nas, wszystkich kapłanów, poczucie, że nie mamy nic do powiedzenia.



My, dziennikarze, też to mamy.

I to czasami z podobnych powodów! Bo ma się wrażenie, że już wszystko zostało powiedziane. A czasem ma się też poczucie „z czym ja do ludzi?”, przecież ja żuczek jestem mały. Jak ja mam czelność w ogóle wychodzić na ambonę?

Czasem boimy się, że nie mamy stylu, że pomylimy jakieś słowo, że głosu nie mamy dobrego albo pomysłu. A przecież tematem kazania może być wszystko. Kiedyś ktoś mi powiedział: „Jeśli się modlisz, mów o modlitwie. Jeśli się nie modlisz, to mów jak to jest, kiedy się człowiek nie modli”.



Jakie w takim razie jest według Ojca „dobre kazanie”?

Chciałbym zacząć od czasu, ale to nie jest kwestia czasu, chociaż… lepsze są krótkie kazania niż długie. To jest jasne.

Miałem wuja księdza, który regularnie głosił po pół godziny. Wyobraża sobie to pani? Był wiejskim proboszczem. Kiedyś zapytałem go: „Wujek, jak ty możesz takie kazania mówić?”. A on na to: „Ludzie idą tutaj kilka kilometrów do kościoła. Oni sobie muszą posiedzieć. Muszą odpocząć” – śmiał się, ale później powiedział: „Wiesz, kiedy miałem krótsze kazania, mówili: nie przygotował się”.

Czytaj także: „Weźcie się do roboty”. Kazanie proboszcza, które spowodowało boom narodzin


Jeśli nie czas, to co jest ważne? Jak się „przygotować”?

Tak naprawdę muszę wiedzieć, co chcę powiedzieć. Bardzo konkretnie. Najlepiej ująć to w króciutkim zdaniu oznajmującym albo nawet w jednym słowie. I to zdanie czy słowo staje się centrum kazania. Wszystko inne ma do niego doprowadzić i z niego wyciągnąć wniosek.

I jest jeszcze jedna ważna rzecz, która czyni kazanie dobrym – pytanie, czy mi w jakiś sposób, choćby najmniejszy, na tych ludziach zależy? Nie wychodzę na ambonę odbębnić jakąś fuchę, nie wychodzę zrobić „wykonu”. Kiedy wychodzę i patrzę na tych ludzi, to nic innego niż oni nie jest już ważne. Nawet gdybym miał po raz trzeci powtarzać te same rekolekcje, bo tak się zdarza. To nie jest ważne, bo chodzi o nich, a nie o mnie.



Już w pierwszym kazaniu w „Krupówkach warszawskich” cytuje Ojciec Czesława Miłosza i od niego stopniowo prowadzi do Pisma Świętego. Spotkał się kiedyś Ojciec z modnym teraz zarzutem o intelektualizowanie wiary? Czy kazania powinny być intelektualne?

Przeintelektualizowanego kazania to ja prawdę powiedziawszy nigdy w Polsce nie słyszałem. Słyszałem za to we Francji, u moich braci. Oni mieli czasem ambicję przedstawiania fragmentów tego, nad czym aktualnie pracowali naukowo.

A propos, kiedyś we Francji jeździłem z kazaniami do zaprzyjaźnionych sióstr Dominikanek z Betanii. Po kazaniu podchodzi do mnie jedna z nich i powiada: „Bardzo lubię ojca kazania, bo one są takie bezpośrednie, takie nieprzeintelektualizowane”. Poszedłem potem do jednego z moich braci, który też do tych sióstr jeździł, i mówię: „Wiesz co, siostra powiedziała mi, że mówię prosto i do serca, a nie intelektualnie, jak ty … a ja bym chciał jednak jakoś tak ambitniej”. A on na to: „Zaraz, chwileczkę… to ja nie mówię prosto?! To co, ja jestem niezrozumiały? No, dziękuję ci bardzo!”. Wydawało mu się, że mówi prosto i bezpośrednio – takie było jego kaznodziejskie marzenie, a okazało się… Każdy z nas dostał małą nauczkę.



A w Polsce?

W kazaniach w Polsce tej warstwy treściowej, teologicznej, powiedzmy intelektualnej właśnie mi brakuje. Za dużo „jeździmy po emocjach”. Nie można w kółko powtarzać: „Jezus cię kocha”. Oczywiście, to ważne, ale kazanie niedzielne, to dla tak zwanych „niedzielnych katolików” często jedyna katecheza. Oni nie jeżdżą na dziesiątki rekolekcji, ale spełniają „niedzielny obowiązek”. Mam 10 do 15 minut, żeby dać im do myślenia.

Wielką popularnością swego czasu cieszyły się kazania o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego w Krakowie, który zaczął tłumaczyć Credo. Po kolei, przez cały rok: „wierzę”, „w jednego Boga” i tak dalej. Na mszy świętej zbierały się dzikie tłumy, bo ksiądz tłumaczył Credo, choć przecież to nic szczególnie oryginalnego. Wielu potem naśladowało ten przykład.

Czytaj także: Upomnienie braterskie: tak, ale nie zawsze. Św. Tomasz z Akwinu podał konkretne warunki
Kiedy święty Tomasz z Akwinu głosił swoje kazania do ludu, to bardzo prostym językiem mówił im o tym samym, o czym pisał i wykładał dla studentów na uniwersytecie. Na przykład o herezjach trynitarnych albo o błędach filozoficznych – streszcza kurs teologii, ale robi to w przystępny sposób. Nie tylko czaruje swoich słuchaczy, ale także ich kształci.

A my… no właśnie, powtarzamy, że „Jezus jest przyjacielem”. Bardzo dobrze, trzeba o tym mówić, ale nasza wiara nie jest jedynie emocją lub zbiorem zasad moralnych. Ona ma też treść teologiczną, której pomijać nie wolno.



* o. Paweł Krupa OP – dominikanin, historyk mediewista, studiował w Krakowie, Paryżu i Rzymie, w latach 1997–2010 członek Commissio Leonina przygotowującej krytyczne wydanie dzieł św. Tomasza z Akwinu; były dyrektor Instytutu Tomistycznego, obecnie kapelan sióstr dominikanek w Radoniach.

...

Rozne srodowiska wymagaja roznych kazan.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:37, 11 Mar 2018    Temat postu:

Pomodlił się i zniknął. Co kapelan robi w szpitalu?
Ks. Artur Stopka | 11/03/2018
NAMASZCZENIE CHORYCH
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Są pracownikami podlegającymi licznym przepisom, ale też kimś znacznie więcej. Niektórych ich obecność stresuje. Inni nie mogą się doczekać ich wizyty. Kapelani szpitalni.

Na internetowym forum jednej z gazet widnieje post kobiety, która – zmuszona co jakiś czas do leczenia w szpitalach – przyzwyczaiła się do obecności i odwiedzin księży kapelanów. Podczas kilkudniowego pobytu w kolejnej placówce z rozczarowaniem, a także ze zdziwieniem stwierdziła, że duchowny ani razu nie pojawił się w jej sali. Pełna zawodu zadała publiczne pytanie, czy odwiedzanie chorych jest obowiązkiem kapelana, czy to tylko jego dobra wola. „Czy istnieje coś takiego jak zakres obowiązków kapelana szpitalnego? Przecież z punktu widzenia prawa ksiądz będący kapelanem jest etatowym pracownikiem, którego koszty są wliczone w działalność szpitala” – argumentowała.

Postawione przez zawiedzioną pacjentkę pytania dotyczyły statusu kapelanów szpitalnych w Polsce.

Choć pojawiają się czasem głosy negujące potrzebę obecności duszpasterzy w szpitalach, to jednak ogromna rzesza chorych oczekuje, że oprócz pomocy lekarskiej otrzyma również wsparcie duchowe, które pomoże im wytrwać w cierpieniu. W Polsce posługę w szpitalach pełnią nie tylko duchowni katoliccy, ale również innych wyznań.



Kapelan jest pracownikiem szpitala
Artykuł 30 Ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (z roku 1989) stwierdza, że dzieci i młodzież przebywający m.in. w sanatoriach, prewentoriach i szpitalach, mają zapewnione prawo wykonywania praktyk religijnych, korzystania z posług religijnych i katechizacji, z zachowaniem wzajemnej tolerancji. „W szczególności zapewnia się im możliwość udziału we Mszy św. w niedziele i święta oraz w rekolekcjach”.

Następny artykuł tego samego dokumentu mówi o dorosłych: „Osobom przebywającym w zakładach leczniczych oraz zamkniętych zakładach pomocy społecznej zapewnia się prawo wykonywania praktyk religijnych i korzystania z posług religijnych”. Aby zagwarantowane uprawnienia mogły być zrealizowane, państwowe placówki powinny zatrudnić kapelanów skierowanych przez biskupa diecezjalnego. Ustawa nakazuje również władzom szpitali i podobnych placówek udostępnienie pomieszczeń na kaplice.

O prawie do korzystania z posług religijnych w placówkach opieki zdrowotnej i o kapelanach wykonujących je na podstawie umowy z nimi mówi również w artykule 17 Konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską, podpisany w 1993 r.

W świetle dwóch powyższych informacji zaskakujący może być fakt, że pracę kapelanów w szpitalach reguluje dokument wydany wiele lat wcześniej. Jest to instrukcja „w sprawie zapewnienia posług religijnych chorym przebywającym w szpitalach, sanatoriach i domach pomocy społecznej resortu zdrowia i opieki społecznej” wydana w roku… 1981. Na samym początku stwierdza ona, że warunkiem zaspokojenia potrzeb religijnych jest życzenie chorego. To w zgodzie z jej postanowieniami kapelan jest pracownikiem szpitala.

Czytaj także: Czy oddział położniczy to dobre miejsce dla księdza?


Zakres obowiązków kapelana szpitalnego
Do wymienionych wyżej dokumentów oraz do Kodeksu Prawa Kanonicznego odwołują się zatwierdzane przez biskupów „Statusy kapelana szpitalnego”, które można znaleźć na stronach diecezji. Na przykład status obowiązujący w archidiecezji katowickiej podkreśla, że kapelan ma wypełniać posługę duszpasterską „osobiście, zgodnie z obowiązującym prawem pracy, przestrzegając tym samym czasu i godzin pracy”. Zaznacza również, że czas ten nie obejmuje jego gotowości do spełnienia posługi w sytuacji nadzwyczajnej.

Agnieszka Sowińska udostępniła w sieci na stronach jednej z kancelarii prawnych bardzo ciekawe opracowanie dotyczące obowiązków kapelana szpitalnego i obowiązków szpitala wobec niego. Zwraca w nim uwagę, że zakres obowiązków kapelana ma charakter specyficzny.

Do obowiązków kapłana należy sprawowanie mszy św., udzielanie sakramentów, w tym codzienne odwiedzanie chorych z Komunią św. Kapelan ma też obowiązek przeprowadzania indywidualnych rozmów z pacjentami. Poza tym powinien dbać o kaplicę szpitalną, prowadzić niezbędne księgi, wydawać zaświadczenia, które pacjenci będą mogli przekazać do swoich parafii. „Postuluje się, aby kapłan nie tylko współpracował z pacjentami, ale także z personelem szpitala przy organizacji rekolekcji i obchodów różnych uroczystości” – stwierdza autorka opracowania.

Natomiast do szczególnych obowiązków szpitala należy zapewnienie kapelanowi, oprócz pomieszczenia na kaplicę, osobnego pokoju, w którym może przygotowywać się do posługi oraz przyjmować tam pacjentów, np. w ramach spowiedzi.

Czytaj także: Namaszczenie chorych czy sakrament uzdrowienia? Kapelan hospicjum tłumaczy łaski tego znaku


Ile zarabiają kapelani szpitalni?
Co jakiś czas w mediach wybuchają emocje wokół płac kapelanów szpitalnych. Niedawno jedna z gazet napisała, że kapelan szpitalny w Makowie Mazowieckim jest „zatrudniony na pensji ordynatorskiej, czyli 6500-7500 zł”. Sprostowania tego doniesienia wydały osobno płocka kuria diecezjalna i dyrektor szpitala. W rzeczywistości kapelan szpitala w Mińsku Mazowieckim otrzymuje 874,86 zł netto.

We wspomnianym opracowaniu prawniczym znalazło się stwierdzenie, że wynagrodzenie kapelana szpitalnego „powinno kształtować się na poziomie osób z wyższym wykształceniem pełniących samodzielne stanowisko w danej placówce”.

Chociaż kapelan szpitalny jako pracownik musi mieć wyznaczony zakres obowiązków i praw, czasami musi zrobić coś, co w żadnych przepisach się nie mieści. Jeden z najwybitniejszych polskich neurochirurgów, prof. Andrzej Maciejczak, zapytany w zeszłym roku w wywiadzie o najtrudniejszą operację opowiedział o sytuacji, w której miał wrażenie, że pacjent już niemal zmarł. W tym momencie w drzwiach sali operacyjnej kątem oka ujrzał kapelana szpitalnego, bez czapki i bez maski, z zaledwie zarzuconym na ramiona fartuchem. Nie wiadomo, kto go tam wpuścił w takiej chwili i to na dodatek kompletnie niesterylnego. Kapelan rozpoczął modlitwę, a później zniknął. Kiedy chory został zdjęty ze stołu ze szczątkową funkcją krążenia, lekarz zdecydował, że od razu pójdzie poinformować żonę chorego o niekorzystnym przebiegu operacji. Nie znalazł jej jednak. Prof. Maciejczak zszedł więc ponownie na blok operacyjny, zobaczyć, czy już stwierdzono zgon. Gdy wchodził na salę wybudzeń, usłyszał całkiem żwawy głos pacjenta, którym się przed chwilą zajmował: „Panie docencie, co z tą operacją? Udała się czy nie?”.

Czy ktoś ma wątpliwości, że kapelan wspomniany w tej opowieści po prostu zrobił to, co do niego należało?

...

Wazne miejsce poslugi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:13, 29 Mar 2018    Temat postu:

Ksiądz też człowiek, a pasja to nie grzech!
Anna Salawa | 29/03/2018
NIESAMOWICI KSIĘŻA
Udostępnij Komentuj
Kojarzymy ich głównie z posługi przy ołtarzu, sprawowania sakramentów i jednolitego księżowskiego uniformu. Ale okazuje się, że po wyjściu z kościoła i zdjęciu sutanny wielu z nich ma przeróżne hobby...

I w sumie, co się dziwić: Ksiądz też człowiek, a pasje to nie grzech. Poznajcie kilku ciekawych kapłanów, którzy rozwijają swoje przeróżne talenty i dzielą się nimi ze światem. Oto ksiądz aktor, cukiernik, cyklista…. i inni!

..

Dzis,, dzien ksiedza". I tez warto odkryc ze ksieza to ludzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:34, 02 Kwi 2018    Temat postu:

Ks. Michał Misiak: Uwielbiam być narzędziem Bożej łaski [wywiad]
Dominika Cicha | 02/04/2018
KSIĄDZ MICHAŁ MISIAK
EAST NEWS
Udostępnij 1 Komentuj 0
„Ojcze, ostatni raz u spowiedzi byłem 30 lat temu… Ojcze, nie chcę żyć… Chcę się rozejść z mężem… Chcę zrzucić sutannę…”. Od kilku lat słyszy takie słowa podczas nocnych Spacerów Miłosierdzia. Czym są i dlaczego zależy mu, by odbywały się w całej Polsce, opowiada ks. Michał Misiak, łódzki streetworker.

Dominika Cicha: Ile kilometrów pokonuje ksiądz podczas Spaceru Miłosierdzia?

Ks. Michał Misiak: Raz włączyłem sobie Endomondo i okazało się, że zrobiłem 16. A to jest tempo bardzo wolniutkie, krok za krokiem… Ale jak się tak drepta wokół kościoła, to po 5 godzinach czuć ciężar w nogach.

Nie ma nawet kilku minut przerwy w tym dreptaniu?

Bóg non stop posyła człowieka. Ktoś kończy i zaraz pojawia się ktoś nowy. Spowiedź zaczyna się we wtorki o 20.00 i trwa nieraz do 1.30. Ale oddaję to Panu Bogu, bo cieszę się, że mogę odczuć służbę dla Jezusa. To wielka satysfakcja. O to właśnie chodzi, żeby człowiek na 100 procent pracował dla Niego, a potem usłyszał: dobra robota, idź, odpocznij nieco. Z chęcią zawijam się później do domu i kładę spać. Chociaż nieraz kusi mnie jeszcze, żeby pochodzić po ulicy…

Czytaj także: Siłownia Ewangelizacyjna w Łodzi. Największe ciężary nie są na sztangach, tylko na sercu
I nierzadko ksiądz tej pokusie ulega?

Do 3.00 jeszcze chodzę. Szczególnie na Piotrkowskiej, gdzie są kluby nocne. Kiedy ludzie widzą księdza w sutannie w nocy, to nie sposób nie zareagować, czegoś nie krzyknąć, nie zaczepić. Jestem Bogu za to wdzięczny, bo od razu jest pretekst, żeby poprowadzić wartościowe rozmowy. To nie są spotkania bezowocne. Zawsze ten człowiek jest dotknięty łaską.

Kim są ludzie, którzy przychodzą na Spacery Miłosierdzia?

Najwięcej jest młodych mężczyzn, między 30 a 40 r.ż. Skończyli studia, próbują życia i jakoś im się nie układa. Chcą wystartować – czy w rodzinie, czy jakimś innym powołaniu, czy w biznesie. Po tym, jak się wyszaleją, szukają czegoś poważnego, nie chcą już grać, ale żyć na serio. Szukają swojego męstwa. Nocą, w Bogu.

Osoby, które ksiądz wtedy spotyka, zjawiają się „przypadkowo”?

Kto się zjawia pod kościołem, miał taką intencję, żeby się wyspowiadać. Chociaż są wyjątki. Kiedyś pewien mężczyzna jechał na motorze i widział, że spowiadam. Zaparkował i czekał na swoją kolej. Wyspowiadał się tylko dlatego, że mnie zobaczył. Ja też nie pytam, kto skąd się dowiedział, jaką ma motywację. O nic nie pytam. Jak przychodzi człowiek, przyjmuję go takim, jakim jest. Słucham. Tutaj każdy może się czuć bezpieczny, anonimowy, ile chce, to powie. Nikt nikogo nie ocenia, nie ciągnie za język.

Dlaczego niektórzy wolą spowiadać się z dala od konfesjonału?

Kto nie chodzi do kościoła, ma problem, barierę do pokonania. Nowa przestrzeń, nowa rzeczywistość, klękanie. Nie pamięta formułki, nie wie, czy można bez niej. Wstydzi się. Przestrzeń przed kościołem, forma spaceru i rozmowy, jest dla takiego człowieka wielkim ułatwieniem. Wyjściem ku niemu. Spacery Miłosierdzia nie są dla ludzi ze wspólnot, tylko dla osób, którym nie po drodze z Kościołem.

To, że spacery odbywają się po zmroku, też nie jest bez znaczenia.

Ludzie są już po pracy, mają czas, mogą się wyrwać z domu. Ale sam kontekst nocy też jest bardzo pozytywny. Tak jak Nikodem przyszedł w nocy do Jezusa ze swoimi dylematami, tak i tutaj przychodzi wielu takich Nikodemów. Prezesi firm, dyrektorzy, osoby, które bardziej są kojarzone ze środowiskiem ateistycznym. Pojawia się wiele prostytutek, gejów, lesbijek.

Ta noc musi być dla nich wyjątkowa.

Stwarzamy takie możliwości, żeby penitent czuł się jak najbardziej komfortowo. To, co jest sprawą drugorzędną, czyli miejsce i czas, chcemy dostosować do człowieka. Ale w sprawach pierwszorzędnych nie ma tutaj innego traktowania. Rozgrzeszenie musi się wiązać z wyznaniem grzechów i szczerym żalem. Dlatego nie wszyscy są zdolni przyjąć rozgrzeszenie. Większość o tym wie i nie jest zaskoczona.

Po co więc taka spowiedź bez rozgrzeszenia?

Ten człowiek to rozumie i jest wdzięczny, że ksiądz go wysłuchał, że nakładam na niego ręce, że poświęcam mu czas i modlę się za niego. Że nie jest potępiony. Nie dostaje rozgrzeszenia, a jest bardzo szczęśliwy – to jest niesamowite. Bóg działa nawet wtedy. Daje jakąś łaskę pocieszenia, pokoju. Widzę po tych ludziach, jak odchodzą przemienieni.

Widuje ich ksiądz po latach?

Często mi się zdarza, że spotykam człowieka w opłakanym stanie, bliskiego śmierci, w depresji, z myślami samobójczymi. Modlę się za niego, a potem kontakt się urywa. Mam takie powołanie, że nie mogę być pasterzem, komuś towarzyszyć. Jestem powołany przez Boga jako siewca. Zasieję – idę dalej – zasieję – idę dalej… Nie jest mi dane patrzeć na owoce tego, co robię. Ale Bóg od czasu do czasu dopuszcza, że widzę po latach osobę, z którą już miałem kontakt, i której Bóg dał kolejną szansę.

Czytaj także: Czy katolicy potrzebują ewangelizacji? Rozmowa z Marcinem Zielińskim
Bóg dał jej szansę, ale posłużył się w tym księdzem.

Dla mnie to jest zwyczajna posługa niezwyczajną łaską. Po prostu daję swoje nogi, ręce, głos, żeby Bóg się mógł nimi posłużyć. To, że ludzie się nawracają, to nie jest zasługa żadnego księdza czy ewangelizatora, ale Boga. Jemu trzeba oddać chwałę. Fajnie, jeśli człowiek chce oddać się Bogu do dyspozycji. On czeka na takich ludzi. Chce zrobić dużo dobra, ale często nie ma kim. Jest dużo kibiców Jezusa, fanów, ale mało zawodników, którzy robiliby to, co On chce.

Co musi zrobić taki kibic, żeby stał się uczniem?

Zatrzymać się i zrobić krok w głąb. Przestać być tym, który jest na trybunach, ale uczestniczyć w życiu Bożym, wejść do gry, dać się poprowadzić. Jest dużo możliwości. Przede wszystkim trzeba się modlić. Słowo Boże mówi, że tam, gdzie Mistrz, tam będzie i uczeń. Więc jeżeli Jezus był na ulicy – i my musimy być na ulicy. Jeżeli cierpiał, my powinniśmy tego doświadczać. Jeżeli On był głodny, zmęczony, nie miał czasu odpocząć, to jeżeli jest coś takiego w naszym życiu po dobrej pracy – to jest OK. Jeżeli On był na Kalwarii, to my też będziemy. Jeżeli On był w Kanie, to my też mamy czas, żeby się bawić.

Wróćmy na chwilę do wakacji 2016…

Z niewyjaśnionych do końca przyczyn miałem udar pnia mózgu. W czasie urlopu dużo nurkowaliśmy w morzu. Kiedy przyleciałem do Polski, od razu po wejściu do domu doświadczyłem wielkich zawrotów głowy, odjęło mi mowę, opadła mi lewa powieka. Wezwałem karetkę. W szpitalu stwierdzili, że mam udar pnia mózgu. Śmiertelny – jak mówił lekarz i czym wystraszył moją mamę. Po 4 dniach wszystkie objawy minęły. Mogłem się już pionizować, mimo że dla lekarzy to było niewytłumaczalne. Po kolejnych 3 dniach wypisali mnie ze szpitala. Do tej pory funkcjonuję normalnie. Pan Bóg dał mi tylko taką pamiątkę, że w prawej stronie ciała nie czuję do końca temperatury i bólu. Specjalnie mi to zostawił, żebym pamiętał, że to była poważna sprawa. W ogóle mi to nie przeszkadza. Funkcjonuję tak jak przed udarem, a nawet lepiej, bo pobiłem swój rekord w wyciskaniu na ławeczce – 90 kg, przebiegłem takie trasy ultramaratonu, których wcześniej nie biegałem…

I wbiegł ksiądz na Rysy!

Też. (uśmiech)

Ten cud zmienił księdza spojrzenie na codzienną służbę?

Wcale. Czułem się kochany przez Boga i chroniony przez Niego przed udarem i po udarze. Dla mnie nie było to nic nadzwyczajnego. Ale dla świata, mojej rodziny, księży, biskupa – już tak. Ten cud nie zbudował mojej wiary. Miałem zaufanie do Boga i cały czas mam. Takie rzeczy się zdarzają w życiu wierzących.

Boi się ksiądz czasem, w tej nocnej pracy streetworkera?

Nie. To się wiąże z charyzmatem, który dostałem w czasie diakonatu. Przy święceniach Duch Święty obdarzył mnie darem męstwa. Polega on na tym, że jeżeli w imię Jezusa czynię coś, co teoretycznie może być niebezpieczne, nie czuję lęku. Kiedy idę ciemną ulicą i słyszę, że w bramie się ktoś bije, przeklina, to skręcam w tę bramę. Mogę rozdzielić bijących się ludzi i mi serce mocniej nie zabije. Bóg daje mi odwagę, trzeźwe myślenie.

Ile razy podczas nocnej ewangelizacji oberwał ksiądz w zęby?

Dwa razy dostałem w twarz. Ale jak na 8 lat to całkiem nieźle.

Naprawdę, nigdy nie czuje ksiądz strachu? W tych ciemnych zaułkach, klubach nocnych, wśród ludzi uzależnionych od dopalaczy, narkotyków?

Kiedyś miałem takie doświadczenie: dwóch chłopaszków biło jednego człowieka, ale uciekli. Biegłem za nimi z nastawieniem, że jak ich dogonię to zrobię im krzywdę. I kiedy do nich podchodziłem, nogi zaczęły się pode mną uginać. Wtedy sobie uzmysłowiłem, że ja nie chcę pełnić woli Bożej, tylko ich ukarać. Zrozumiałem, że Bóg tego nie chce, dlatego mi odebrał męstwo. Przeprosiłem Go w duchu i odwróciłem się na pięcie.

Niektórym nogi uginają się przed spowiedzią. Co z tym zrobić?

Trzeba się modlić o dar męstwa. Bóg chętnie go daje. A że spowiedź jest czymś dobrym, to chętnie go udzieli.

Dlaczego warto namawiać księży do organizowania Spacerów Miłosierdzia?

Księża, który uczestniczą w takich spacerach mówią, że to są niesamowite spowiedzi, bardzo szczere, głębokie. Kapłaństwo księdza, który tak posługuje, się rozwija. On widzi moc Bożą w skumulowanych przypadkach. Widzi, jak mocno Bóg interweniuje. Widzi w ludziach głód głębszego życia. Oni chcą naprawdę Boga zaprosić do wszystkich swoich przestrzeni. To wszystko usensownia naszą posługę. Życzę wszystkim kapłanom, którzy są wypaleni, którzy mają może kryzys powołania, aby podjęli takie spacery. Przez taką posługę Bóg może dać im odczuć smak kapłaństwa, który ich zachwyci i odnowi ich życie.

...

W Łodzi to sa inne metody. Bo wlasnie od dawna mamy to co sie szerzy teraz. Zaniedbanie religijne. Ludzie nie chodza do kosciola nie z niechci ale bo sie nie chce wysilku. I to sie robi wszedzie teraz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:28, 19 Kwi 2018    Temat postu:

Abp Ryś: Kościół ludzi nadętych to będzie Kościół rozproszony
Katolicka Agencja Informacyjna | 18/04/2018

Fot. Eliza Bartkiewicz / Episkopat.pl
Abp Grzegorz Ryś
Udostępnij 214 Komentuj 1
Łódzki metropolita przypomniał fragment „Wyznań" Św. Augustyna: „Moja pycha tak mi nadęła policzki, że mi zasłoniły oczy”.

„Kościół ludzi nadętych to będzie Kościół rozproszony. Jeśli chcesz gromadzić ludzi, to trzeba mieć pokorne serce” – mówił dziś do kleryków abp Grzegorz Ryś. Pod hasłem “W Sercu Jezusa, w Sercu Maryi” odbywa się tam V Ogólnopolska Pielgrzymka Wyższych Seminariów Duchownych na Jasną Górę.

Ponad 2 tys. seminarzystów, wykładowców i rektorów seminariów z całej Polski spotkało się najpierw na modlitwie w archikatedrze Świętej Rodziny w Częstochowie.

Czytaj także: „Reprezentuję najlepszą firmę, bo trwa 2 tys. lat”. Abp Ryś na spotkaniu z ludźmi biznesu
„Bądźcie powitani w Sercu Jezusa i w Sercu Maryi, gdzie jest najdonioślejsza przestrzeń formacyjna i gdzie miłość Boga jest hojnie rozlana” – mówił na początku spotkania ks. dr Wojciech Wójtowicz, przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych.

Abp Wacław Depo, metropolita częstochowski podkreślił, że „drogi powołań na polskiej ziemi od pokoleń biegły na Jasną Górę”.

Pielgrzymi wysłuchali konferencji abp Grzegorza Rysia, metropolity łódzkiego, który podkreślił, że „to jest coś niesłychanego wychowywać się do kapłaństwa na Sercu Jezusa”. – Idąc do kapłaństwa możesz trzymać głowę na piersi Jezusa i słuchać Jego Serca, tak jak św. Jan umiłowany uczeń, gdy wchodzi w swoje kapłaństwo na Ostatniej Wieczerzy – mówił abp Ryś i wskazał na dwa słowa: jarzmo i pokora.

– Stuła to symbol jarzma. Jezus mówi o jarzmie do ludzi obciążonych religią, a nie wiarą. Czy stuła może być jarzmem nie do uniesienia? Czy kapłaństwo może być ciężarem, którego nie będziecie mieli ochoty nosić? – pytał abp Ryś. – Tak może być. Jarzmo staje się jarzmem nie do uniesienia, kiedy mamy do czynienia z religią zredukowaną do prawa, przepisów i zwyczajów – odpowiedział. – Ciężarem nie do uniesienia jest jarzmo, do którego nie masz serca. I nie przyjąłeś go sercem. To czego nie kocham, to z czym się nie utożsamiam, to czego nie przyjąłem do swojego wnętrza stanie się bardzo szybko w moim życiu jarzmem, którego nie uniosę – mówił arcybiskup.

Metropolita łódzki wskazał, że „jest cała masa ciężarów w życiu księdza, których chce bądź nie chce nosić”. – Takim ciężarem jest brewiarz. Jak nie pokochałeś, to jest on jarzmem nie do uniesienia. Tak też jest z celibatem- podkreślił metropolita łódzki.

– Jezus ma Prawo Boże wypisane na Sercu. Jarzmo przestaje być ciężkie, kiedy przestaje być wyłącznie prawem a staje się relacją do osoby. Co z tego, co jest wam proponowane w seminariach zdążyliście już pokochać? Kiedy ostatnio pocałowałeś Biblię, którą wyjmujesz z półki. Kiedy otwierasz brewiarz jakie czujesz emocje? – pytał abp Ryś.

– Nie uniesiesz jarzma, jeśli twoje serce nie jest pokorne – przypomniał klerykom abp Ryś, cytując fragment „Wyznań” Św. Augustyna: „Moja pycha tak mi nadęła policzki, że mi zasłoniły oczy”. – Jest możliwa taka pycha w stosunku do Boga. Mam w sobie taką pokusę, że mógłbym Boga poprawić w kilku szczegółach. Najprostsza droga do niewiary to pomyśleć o sobie, że jesteś mądrzejszy od Boga – przestrzegł arcybiskup.

Czytaj także: Bierzmowanie to chrześcijańska inicjacja, wtajemniczenie. Tylko do czego? Abp Ryś odpowiada
– To Jezus napisał Ci scenariusz. Od Jezusa możemy się uczyć, bo On jest pokorniejszy od nas – podkreślił abp Ryś.

Na zakończenie wskazał na Maryję i Jej hymn „Magnificat”. – Kościół ludzi nadętych to będzie Kościół rozproszony. Jeśli chcesz gromadzić ludzi, to trzeba mieć pokorne serce – zakończył abp Ryś.

W modlitwie wzięli udział również: abp Jorge Carlos Patrón Wong, sekretarz Kongregacji ds. Duchowieństwa, abp Wojciech Polak, prymas Polski, abp Wacław Depo, metropolita częstochowski, abp Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, bp Andrzej Jeż, ordynariusz diecezji tarnowskiej, bp Damian Bryl, biskup pomocniczy z Poznania i bp Andrzej Przybylski, biskup pomocniczy archidiecezji częstochowskiej.

Po adoracji seminarzyści wyruszyli w procesji maryjnej z kopią Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej na Jasną Górę. Procesji przewodniczył abp Wojciech Polak, metropolita gnieźnieński i prymas Polski.

Każdy uczestnik pielgrzymki otrzymał m.in. reprint obrazka prymicyjnego św. Maksymiliana Marii Kolbe z racji przypadającej w tym roku 100. rocznicy prymicji, którą święty Męczennik odprawił w Rzymie 29 kwietnia 1918 r.

I Ogólnopolska Pielgrzymka Wyższych Seminariów Duchownych na Jasną Górę odbyła się 29 kwietnia 1999 r. pod przewodnictwem kard. Pio Laghi, prefekta watykańskiej Kongregacji Edukacji Katolickiej. Wówczas w pielgrzymce wzięło udział Ponad 6 tys. kleryków, wychowawców i wykładowców Wyższych Seminariów Duchownych. Celem pielgrzymki, odbywającej się pod hasłem: „Oto ja, poślij mnie” było przygotowanie do pielgrzymki apostolskiej Jana Pawła II do Polski oraz do Jubileuszu Roku 2000.

W 42 seminariach diecezjalnych oraz 44 seminariach i domach dla formacji zakonnej (niektóre mało liczebne zgromadzenia nie mają seminariów, ale właśnie domy formacyjne) kształci się aktualnie 3050 seminarzystów.

....

Zdecydowanie. Pycha wrog najwiekszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:22, 20 Kwi 2018    Temat postu:

Po co księża grają w piłkę? Mają mocne argumenty. Także duchowe
Anna Chodyka | 19/04/2018
KSIĘŻA GRAJĄ W FUTSAL
fot. Anna Chodyka
Udostępnij Komentuj 0
Ostatnio uczniowie powiedzieli mu: „Myśleliśmy, że ksiądz to trochę taki kosmita, ale na szczęście nie”.

W Białej Podlaskiej 13 i 14 kwietnia zostały rozegrane XIV Mistrzostwa Polskich Księży w piłce nożnej halowej. Wzięło w nich dwadzieścia drużyn reprezentujących poszczególne diecezje i archidiecezje. Zwyciężyli kapłani z diecezji zamojsko-lubaczowskiej, pokonując księży z diecezji tarnowskiej w meczu finałowym, jaki zakończył się wynikiem 4:1. Trzecie miejsce zajęła drużyna z archidiecezji gdańskiej.

Czytaj także: Kaplica i ulica. Ksiądz – projektant mody?
Przy okazji rozgrywek księża mogli – jak sami przyznają – pokazać, iż nie są „kosmitami”, mówiąc językiem młodzieży, ale mają swoje pasje i przez sport starają się dotrzeć do młodych ludzi.

Ks. Łukasz Gołaszewski jest kapitanem drużyny diecezji łomżyńskiej, w piłkę nożną gra amatorsko, od dziecka. Przyznaje, iż przez sport nie tylko uczy się dyscypliny i regularności, ale też poznaje samego siebie, swoje wady i zalety.

Wyjaśnia: „Piłka pokazuje, że nie wszystko musi być super, ważne jest dążenie do obranego celu i to, co mi sprawia radość”. Przy parafii św. Antoniego w Ostrołęce, gdzie posługuje, założył młodzieżową drużynę, z którą regularnie grywa.



KSIĘŻA GRAJĄ W FUTSALGaleria zdjęć


Młodzież zmieniła nastawienie
Pytany o to, czy poprzez sport można ewangelizować, odpowiada:

Mam na to dowód. Uczę w gimnazjum, większość osób wie, jak trudno dotrzeć do młodzieży w tym wieku. Trzy lata temu dostałem klasę sportową, samych piłkarzy. Drugi rok nie był łatwy, ale w trzeciej klasie zabrałem uczniów na turniej organizowany w naszej diecezji przez szkolne koło Caritas. Chłopaki wygrali ten turniej, a w ramach nagrody, jaką zdobyli, pojechaliśmy na pływalnię, a potem na mszę świętą. Gdy wracaliśmy, pytali mnie, kiedy następny raz i kiedy znów na eucharystię pójdziemy. To bardzo dobre doświadczenie – stwierdza ks. Łukasz. I dodaje – Teraz, gdy młodzież dowiedziała się, że gram w piłkę nożną, zmienili nastawienie, wciąż pytają, kiedy na wf do nich przyjdę. A ja odpowiadam, że jak tylko będę miał okienko.
Zdaniem ks. Gołaszewskiego, pasje bardzo otwierają na relację, zwłaszcza piłka, a widok grającego księdza daje młodym dużo do myślenia. Ostatnio uczniowie powiedzieli mu: „Myśleliśmy, że ksiądz to trochę taki kosmita, ale na szczęście nie”.



Nawrócił się na boisku
Podobnie jak inne drużyny piłkarskie, tak również te składające się z księży mają swoje zawołania. W zakonie paulinów przed meczem woła się: Ave Maryja! U franciszkanów: Pokój i Dobro! Z kolei w diecezji świdnickiej wykrzykuje się imię biskupa: Ignacy! A reszta piłkarzy odpowiada: Dec!

Jak tłumaczy ojciec Adrian Urbanek, to dodaje animuszu. Jego zdaniem wiara w naturalny sposób łączy się z uprawianiem sportu. Jeżeli ktoś chce być dobry w jakiejś dyscyplinie, to musi być systematyczny, musi ćwiczyć i dać z siebie bardzo dużo. Podobnie jest z relacją z Bogiem: konieczny jest wysiłek, aby ona się rozwijała.

Jednak sport może też być przeszkodą, jeżeli zacznie być stawiany na pierwszym miejscu. Ojciec Adrian przytacza historię nawrócenia, które dokonało się na boisku:

Słyszałem o chłopaku, który zaczął grać w piłkę. Po pewnym czasie dowiedział się, że wśród grających są też księża. To było dla niego wielkim szokiem. Zaczęli rozmawiać, tematy były coraz bardziej duchowe, a skończyło się tym, że młodzieniec, po wielu latach, przyszedł do kościoła i wyspowiadał się.
Na koniec rozmowy zaznacza: „Jak gram z chłopakami, to też rozmawiamy. I mam nadzieję, że takie rozmowy przybliżają ich do Boga”.

Czytaj także: Ksiądz też człowiek, a pasja to nie grzech!


Pokazać, że jestem normalnym człowiekiem
Z kolei ks. Mateusz Kubusiak z diecezji świdnickiej zauważa:

Będąc kapłanem widzę, że przez sport mogę poznać bliżej ministrantów czy grupy młodzieżowe. Organizuję dla nich wyjazdy, a w czasie ich trwania nie tylko gramy, ale też modlimy się. Dzięki tej pasji mogę pokazać, że jestem normalnym człowiekiem, nieoderwanym od rzeczywistości.
Ks. Mateusz wskazuje też inne plusy:

Piłka dobrze wpływa na duchowość. Na boisku można rozładować swoje emocje, wyrazić je, a dzięki temu ma się lepsze samopoczucie. Natomiast po meczu można się spotkać z innym kapłanami, porozmawiać, wymienić doświadczeniami. Oczywiście w czasie rozgrywek pojawia się rywalizacja, bo to typowo męska gra.

...

Ksieza jak wszyscy dorosli. Maja prace i dlatego ciezko ich spotkac np. na boisku. Tak samo jak trudno spotkac tam biznesmenow bankowcow. Itd. Brak czasu. Gdyby mieli duzo czasu to przeciez by normalnie go gdzies spedzali. Wielu na boisku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:52, 30 Kwi 2018    Temat postu:

„Wezwij księdza”. Nosilibyście taki breloczek?
Joanna Operacz | 30/04/2018
JESTEM KATOLIKIEM
Udostępnij 1k Komentuj 0
„Jestem katolikiem. W razie zagrożenia mojego życia wezwij księdza”.

Karta do portfela
„Mam cukrzycę. Jeśli zemdlałem, wezwij lekarza” – bransoletki z takim napisem nosi wielu cukrzyków. Osoby, które chcą oddać swoje organy po śmierci do przeszczepu, trzymają w portfelach specjalne karty ze zgodą na transplantację.

Wielu kierowców ma w samochodach tzw. karty ICE (skrót od angielskiego in case of emergency), na których są zapisane ważne informacje przydatne w razie wypadku, takie jak grupa krwi, PESEL i numer telefonu do bliskiej osoby.

Czytaj także: Namaszczenie chorych czy sakrament uzdrowienia? Kapelan hospicjum tłumaczy łaski tego znaku
Ale można też nosić w portfelu plastikową kartę, podobną do bankomatowej „Jestem katolikiem. W razie zagrożenia mojego życia wezwij księdza” albo breloczek lub naklejkę z takim napisem.

Naklejki ma od kilkunastu lat w swojej ofercie Księgarnia Religijna Gloria 24, która zaczęła je produkować chyba jako pierwsza w Polsce. Małą naklejkę (5,5×3 cm) można umieścić np. na portfelu, na etui telefonu albo na okładce dokumentów. Andrzej Sobczyk z Glorii 24 mówi, że najbardziej zaskakującym miejscem, w jakim zobaczył naklejkę swojej firmy, była osłona przeciwsłoneczna na stanowisku kierowcy w autobusie miejskim.



I karetka, i ksiądz
Arkusz 10 naklejek kosztuje 4,90 zł. Osoby, które je zamawiają, często rozdają je później rodzinie i znajomym. Zdarza się, że katecheci dają je uczniom albo ewangelizatorzy rozdają je na ulicach.

Ponieważ naklejki cieszą się dużą popularnością, księgarnia dodaje je jako upominek do książek, które wysyła klientom. Od niedawna produkuje także breloczki z takim samym napisem. Inne firmy mają w ofercie także zawieszki i silikonowe bransoletki.

Żeby nie było żadnych wątpliwości, czy dzwonić po księdza, czy po lekarza, jedna z firm umieściła na swojej karcie trzy prośby: „1. Wezwij karetkę. 2. Wezwij księdza. Pomódl się za mnie”.



Jestem katolikiem
Skąd taki pomysł? „Jeśli znajdziesz się w sytuacji zagrożenia życia, jako osoba wierząca możesz mieć pragnienie skorzystania z sakramentu spowiedzi lub namaszczenia chorych. Może po prostu czyjaś modlitwa byłaby dla Ciebie wtedy wsparciem? Dzięki tej karcie ktoś ma większe szanse, aby się o tym dowiedzieć!” – czytamy na stronie sklepu internetowego religijne.pl.

Andrzej Sobczyk zauważa, że zdanie „Jestem katolikiem” może być informacją przeznaczoną nie tylko dla osób postronnych. Przypomina temu, kto nosi breloczek albo naklejkę i spogląda na nie kilka razy dziennie, co jest dla niego naprawdę ważne.

...

To raczej wzor dla innych. Bo przeciez osoba na to sie decydujaca na pewno nie jest zagrozona pieklem w chwili smierci! Ale ci co nie nosza juz tak. Bo pewnie w ogole nie chodza do spowiedzi. Paradoks ci którym to naprawde mocno potrzebne nie zaloza tego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:37, 08 Maj 2018    Temat postu:

„Ludzie są w wielu sprawach sto razy lepsi niż ksiądz”. Wiesz, jakie są Twoje obowiązki w parafii?
Jarosław Kumor | 07/05/2018
PARAFIANIE W KOŚCIELE
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Pewnego dnia wszedłem do magazynku i sam do siebie powiedziałem półgłosem: „Tuby są zepsute, a za parę dni procesja. Trzeba będzie je naprawić”. Kwadrans po wieczornej mszy był już miejscowy elektronik, gotowy je reperować. Byłem w szoku.

„Dokumenty Kościoła mówią, by włączać świeckich najmocniej, jak tylko się da, w życie parafii” – mówi proboszcz parafii katedralnej w diecezji warszawsko-praskiej ks. Bogusław Kowalski.



Jarosław Kumor: Często rozumiemy nasze obowiązki wobec parafii jako wsparcie finansowe, a nie np. zaangażowanie swojego czasu, umiejętności. Czy takie zaangażowanie mamy postrzegać jako obowiązek czy jako nasz wybór?

Ks. Bogusław Kowalski: W moim odczuciu jest to dla parafianina wybór. Nikogo do niczego nie można w tej przestrzeni zmusić. Na wsiach bywają jeszcze np. takie zwyczaje, że ksiądz wyznacza do sprzątania kościoła poszczególne ulice czy nawet domy i można to uznać za formę nakazu.

Jeżeli jednak ktoś się nie wywiąże, to przecież proboszcz go nie wypisze z parafii. To jest sprawa ludzkiego sumienia. Na ogół jednak według mnie w małych parafiach jest najłatwiej z zaangażowaniem wiernych.

Czytaj także: Franciszek: Podczas mszy świętej wierni też sprawują swoją funkcję kapłańską
Swego czasu posługiwałem w parafii w Ostrówku niedaleko Wołomina, liczącej 2 500 mieszkańców jako jeden ksiądz na całą parafię. Przy takiej liczbie wiernych, po dwóch, trzech latach proboszcz zna praktycznie wszystkich. Środowisko jest raczej jednorodne, a ludzie często sami przychodzą z chęcią pomocy.

Tutaj tak było. Kilka dni po tym, jak się wprowadziłem, podeszła po mszy świętej rodzina, której ojciec był właścicielem fabryki okien i wyraził gotowość pomocy nie tylko w kwestiach „okiennych”, ale też innych technicznych sprawach i zostawił swój numer telefonu.

Przecież nie miał w ogóle obowiązku, ale czuł się współodpowiedzialny za parafię. W małych środowiskach jest o to łatwiej szczególnie tam, gdzie parafianie budowali kościół. Wtedy byli najczęściej zaangażowani od samego początku i to wręcz fizycznie przy budowie.

Pewnego dnia na tej małej parafii wszedłem do magazynku i sam do siebie powiedziałem półgłosem: „Tuby są zepsute, a za parę dni procesja. Trzeba będzie je naprawić”. Kwadrans po wieczornej mszy był już miejscowy elektronik, gotowy je reperować. Byłem w szoku. Okazało się, że moje ciche mówienie do siebie przypadkiem usłyszały dwie parafianki i to wystarczyło.

Ludzie są w wielu sprawach sto razy lepsi niż ksiądz. Weźmy przykład Bożego Ciała i ołtarzy. To byłoby fizycznie niemożliwe samemu się tym zajmować, nie mówiąc o jakichś umiejętnościach dekoracyjnych. Najczęściej jest tak, że ludzie świeccy czekają tylko na jakiś sygnał i ochoczo podejmują temat.

To wymiar praktyczny, a czy dokumenty Kościoła mówią coś o zaangażowaniu świeckich w parafii?

Dokumenty Kościoła mówią, by z zachowaniem należytej roztropności i duszpasterskiej troski włączać świeckich najmocniej, jak tylko się da w życie parafii. Bez nich po prostu parafia nie będzie funkcjonowała.

Dobrym przykładem są tu festyny parafialne. Gdy organizowałem taki festyn w Ostrówku, nauczycielki przygotowały np. malowanie twarzy czy różne występy, ludzie chcieli się uaktywniać – jak np. koła gospodyń wiejskich. Faceci zaangażowani byli w grilla i kiełbaski, bo są w tym dobrzy. Bez świeckich nic by nie wyszło. Oni czuli taką moralną potrzebę.

Czytaj także: 10 kapitalnych rad św. Franciszka Salezego dla świeckich
Jest ksiądz wiernym kibicem piłki nożnej. Starał się ksiądz przeszczepić swoją sportową pasję na życie parafii?

Oczywiście. W Ostrówku organizowałem np. mecze ojców przeciwko synom. Pół parafii przychodziło kibicować. To była niesamowita boiskowa walka – chłopaki w wieku 16-17 lat, którzy wyrywają się spod skrzydeł ojców i chcą im pokazać, co potrafią. Piękny widok!

Z Ostrówka przeszedł ksiądz do dużej parafii w Otwocku. Czy była to jednocześnie duża zmiana od strony zaangażowania parafian?

Myślę, że w większych parafiach ludzie są tak samo zaangażowani, ale są rozproszeni. W Otwocku też były festyny czy np. sylwester. Świadomie nie odchodziłem od tych pomysłów, bo wiedziałem, że przy tzw. robocie tworzy się fajne środowisko – to, co nazywamy radą parafialną.

Oczywiście, można mieć radę parafialną bardzo teoretycznie – spotkać się z nią raz w roku, przedstawić przy wizytacji biskupa.

Ja jestem zwolennikiem oddolnego działania. Zaczynamy robotę, mam już kilkadziesiąt działających osób i wtedy można im przyłożyć pieczątkę – rada parafialna. Tamci w Otwocku nawet śmiesznie się nazwali – „grupa trzymająca władzę”, w nawiasie: „nad festynami”. Oni chodzili w moim imieniu po urzędach, składali np. prośby o zabezpieczenie imprezy przez straż miejską.

W katedrze jest podobnie. Myślałem, że to środowisko będzie bardziej skostniałe, działające na zasadzie: dać księdzu na tacę i niech sobie radzi. Różnica jedynie jest taka, że na większej parafii czuję się bardziej w obowiązku zapłacić za jakąś fachową naprawę czy pomoc. Tu jest inna specyfika życia. Wiadomo – ludzie często nie chcą brać pieniędzy, ale na dłuższą metę staram się, by takich fachowych prac nie wykonywano woluntarystycznie.

Czy dostrzega ksiądz czasami takie niebezpieczeństwo, że świeccy mogą za bardzo się angażować w życie parafii i np. zaniedbywać rodzinę?

Może tak być. Widziałem taką tendencję zwłaszcza w przypadku kobiet, którym nie układało się w domu i była to forma ucieczki. Mąż popija, ona sobie z tym nie radzi, a we wspólnocie jest tak błogo, spotykamy się, pijemy herbatkę, modlimy się, a dom zaniedbany.

Tutaj ksiądz musi reagować i wyganiać do pierwszego powołania – do rodziny. Potrzeba tu oczywiście dużo roztropności, ale nie można nie reagować.

Reasumując – czy możemy powiedzieć, że jeśli proboszcz zwyczajnie jest człowiekiem, parafianie zawsze będą żyć w poczuciu obowiązku wobec parafii?

Od księdza zależy bardzo dużo. Jeżeli tak po ludzku poprosi, jest dla ludzi życzliwy, trudno się spodziewać jakichś wielkich przeszkód w kontaktach z parafianami. Od 30 lat jestem księdzem i nie spotkałem się z sytuacją, w której ksiądz żyjąc z ludźmi jak pasterz, jak ojciec, spotkałby się z negatywną kontrą.

...

Tak. Bledem ksiezy jest myslenie ze koniecznie musza cos robic w sensie fizycznym. Tymczasem nie od tego jest ksiadz a ludzie to potrafia lepiej. Naprawde ksiadz jest od dusz i nikt go nie zastapi. I tu jest deficyt! Nie murarzy czy szwaczek. Brakuje pracownikow na polu ducha. Tu sa zniwa wielkie a nie widac za duzo zbierajacych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:37, 27 Maj 2018    Temat postu:

Clericus Cup – Liga Mistrzów dla księży
Katolicka Agencja Informacyjna | 26/05/2018
CLERICUS CUP
ESPECIAL NOTIMEX
Udostępnij Komentuj
Czy wiedzieliście, że księża mają też swoją Ligę Mistrzów? Od 12 lat rozgrywany jest tzw. turniej Clericus Cup. Uczestniczą w nim reprezentacje piłkarskie zgromadzeń zakonnych, instytucji watykańskich i kolegiów księży, mających swoje siedziby w Rzymie.

W tym roku runda eliminacyjna, w które uczestniczyło 345 zawodników pochodzących z 71 krajów, w tym z Syrii, Konga i Sudanu Południowego, rozpoczęła się 24 lutego. Po raz pierwszy też podczas rozgrywanego już po raz 12. turnieju piłkarskiego jednym z sędziów był ksiądz.

Czytaj także: Ksiądz też człowiek, a pasja to nie grzech!


Niebieska kartka karna
Co ciekawe do turnieju kleryków została wprowadzona trzecia kartka karna: obok żółtej i czerwonej jest też kartka niebieska. Otrzymuje ją zawodnik za złe zachowanie na murawie oraz przekleństwa. Niebieska kartka oznacza pięć minut na ławce kar. Przed przedłużeniem kary zawodnika może „wyzwolić” krótka modlitwa o być może potrzebne pojednanie.




Puchar w kapeluszu kapłańskim
Księża walczą o puchar, który ma kształt piłki futbolowej opartej na butach piłkarskich, a przykrywa go „saturno” – kapelusz kapłański.

Tegorocznym zdobywcą piłkarskiego pucharu duchowieństwa Rzymu Clericus Cup 2018 został zespół Kolegium Północnoamerykańskiego „North American Martyrs“. Po ekscytującej grze i bezbramkowym remisie zespół składający się głównie z amerykańskich kandydatów do kapłaństwa wygrał w rzutach karnych z zespołem Papieskiego Kolegium „Urbanianum”, który składa się głównie z afrykańskich seminarzystów. Po meczu obie drużyny wspólnie odśpiewały antyfonę ku czci Najświętszej Maryi Panny – Salve Regina.

...

Tez trzeba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:55, 28 Maj 2018    Temat postu:

Nie żyje ks. Antoni Sołtysik. Był duszpasterzem krakowskiej młodzieży

Nie żyje ks. prałat Antoni Sołtysik. Wieloletni proboszcz parafii pw. św. Mikołaja i duszpasterz krakowskiej młodzieży zmarł w wieku 85 lat po długiej i ciężkiej chorobie. Ks. Antoni zasłynął z zaangażowania w sprawę procesu beatyfikacji bł. Hanny Chrzanowskiej. Za zasługi w pracy z młodymi chwalił go sam papież Jan Paweł II podczas pierwszej wizyty w Polsce.

Nie żyje ks. Antoni Sołtysik. Był duszpasterzem krakowskiej młodzieżyNie żyje ks. Antoni Sołtysik. Był duszpasterzem krakowskiej młodzieży

Ks. prałat Antoni Sołtysik zmarł 26 maja wieczorem, w Domu Księży Chorych w Krakowie - Swoszowicach. "Ks. Antoni Sołtysik był gorącym patriotą, który całe swe życie poświęcił duszpasterstwu młodzieży" – tak wspominał duchownego na Facebooku ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

REKLAMA

Ks. prałat Antoni Sołtysik pochodził ze wsi Stryszawa pod Suchą Beskidzką. W tym roku świętował 60.lecie kapłaństwa. Ks. Sołtysik studiował w krakowskim seminarium. W stolicy Małopolski przyjął również święcenia kapłańskie. W 1969 roku kard. Karol Wojtyła mianował go diecezjalnym referentem duszpasterstwa młodzieży.

W latach 1969 – 1975 ks. Antoni Sołtysik pełnił funkcję wikariusza w parafii św. Mikołaja w Krakowie. W latach 1975 – 1981 był proboszczem parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Bieżanowie, gdzie doprowadził do rozpoczęcia budowy nowego kościoła.

Poświęcenie ks. Antoniego Sołtysika w pracy z młodzieżą docenił Jan Paweł II. W czerwcu 1979 r. podczas pierwszej pielgrzymki do ojczyzny papież Polak podczas przemówienia przed kościołem oo. paulinów na Skałce mówił o nim: "Ks. Antoni ma ogromną pasję młodzieżową, pasję do duszpasterstwa młodzieżowego, po prostu go ta pasja zjada – i otwiera się w kierunku wszystkich grup młodzieżowych".

Od 1981 r. ks. Antoni Sołtysik był proboszczem parafii św. Mikołaja w Krakowie. W 1998 roku. kard. Franciszek Macharski mianował go postulatorem procesu beatyfikacyjnego krakowskiej pielęgniarki Hanny Chrzanowskiej. Zgodnie z prawem kanonicznym był on odpowiedzialny za przygotowanie i prowadzenie procesu beatyfikacji. W 2008 r. ks. Sołtysik przeszedł na emeryturę.

Z powodu poważnej choroby ks. Antoni Sołtysik nie mógł wziąć udziału w uroczystości wyniesienia Hanny Chrzanowskiej na ołtarze, która odbyła się 28 kwietnia 2018 roku. W dniu beatyfikacji ks. Sołtysik przebywał w szpitalu, ale na początku kwietnia uczestniczył jeszcze w złożeniu jej szczątków w kaplicy kościoła św. Mikołaja.

Pogrzeb. ks.prałata Antoniego Sołtysika odbędzie się w środę 30 maja 2018 r. Msza św. zostanie odprawiona o godz. 15. w kościele św. Mikołaja.

...

I wlasnie tym zajmuje sie ksiadz! Duszpasterstwem. Tego nie widac bo dusza jest niewidoczna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:42, 31 Maj 2018    Temat postu:

KOŚCIÓŁ
„Ten Kościół mógłby więcej robić”. Nie ulegajcie wrażeniom i stereotypom
Ks. Łukasz Kachnowicz | 30/05/2018
KSIĄDZ
Josh Applegate/Unsplash | CC0
Udostępnij 35 Komentuj
Nie zgadzam się na to, żeby wrzucać Kościół w Polsce do jakiegoś wora stereotypu, że jest po innej stronie niż Franciszek. Naprawdę znam wielu wspaniałych ludzi, którzy robili i robią tu dobrą robotę.

Dobro w Kościele, które się dzieje w ukryciu
Tak, to musi wybrzmieć. Właśnie przeczytałem na Twitterze pytanie, które ktoś zadał: „Może by Kościół uczył empatii dzieląc się sam tym, co ma? Ile ksiądz z darów od rodziców dał na jakiś cel charytatywny?”. Ksiądz odpisał, że w jego parafii codziennie wydawanych jest 170 obiadów dla ubogich i adoptowali 26 rodzin z Aleppo oraz wiele innych działań.

Czytaj także: Ksiądz zorganizował I Komunię specjalnie dla Stasia, chorego 8-latka
Tak, jest wiele dobra w Kościele, o którym się nic nie mówi. Sam się łapię na tym, że łatwo jest uciec w hasła: Franciszek to robi tyle, a Kościół w Polsce nic nie robi. Nieprawda. Robi.

Jest wielu księży, którzy wspierają ubogich. Bez mówienia o tym nikomu. Jest wielu księży i wiele parafii, w których dzieje się dobro. Są księża w parafiach, którzy wspierają ubogie rodziny. Cicho, bez rozgłosu.

Kiedyś przez kilka lat adoptowałem dwójkę niewidomych dzieci w Rwandzie. Nikt o tym nie mówił. I ja wcale nie oczekiwałem, że ktoś będzie o tym mówił. Dobro bardzo często dzieje się w ukryciu.



Wiele jeszcze przed nami w kwestii nawrócenia
Nie, nie zgadzam się na to, żeby wrzucać Kościół w Polsce do jakiegoś wora stereotypu, że jest po innej stronie niż Franciszek. Naprawdę znam wielu wspaniałych ludzi Kościoła w Polsce, którzy robili i robią dobrą robotę. Robili to przed Franciszkiem, robią to za Franciszka i pewnie będą robić to po Franciszku.

Nie ulegajcie wrażeniom i stereotypom. Szukajcie dobra, bo ono naprawdę jest wokół nas. Łatwo jest chwycić się kilku wrażeń i zbudować na tym całą narrację. Ale to niekoniecznie musi być prawdziwy obraz całości.

Owszem, na pewno wiele jeszcze przed nami w kwestii nawrócenia i tego musimy być świadomi. I Bogu dzięki, że jest Franciszek, który nam to uświadamia.

...

Kosciol NIE JEST instytucja charytatywna! Ma swoj cel. Prowadzi ludzi do nieba! I tym sie zajmuje. I jesli zacheca do dobra np. gdzies w parafii dzieci graja w pilke to nie znaczy ze jest klubem sportowym jak tez nie jest swietlica dla dzieci! Swieckie aktywnosci to zadanie dla was! A i tak najbardziej przy okazji pomaga Kościół...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:42, 25 Cze 2018    Temat postu:

Ksiądz głosił ewangelię "w rytmie rapu". Został zawieszony

Ksiądz Paul Ogalo, który w Kenii głosił ewangelię "w rytmie rapu" został zawieszony w wykonywaniu posługi. "Rap nie jest właściwy jako sposób i forma wygłaszania kazań" - wyjaśniły w niedzielę władze kenijskiego Kościoła katolickiego.

...

Rozumiem ze,, ubogacal" liturgie!? Bo gdyby to było spotkanie ewangelizacyjne to raczej nagroda by byla!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:27, 26 Cze 2018    Temat postu:

Sanktuaria nie mogą być miejscem manifestowania nienawiści politycznej. Rada Episkopatu przypomina
Katolicka Agencja Informacyjna | 26/06/2018
POLITYCZNE KAZANIA
REPORTER
Udostępnij 74
„Kazania patriotyczne nie mogą sprawiać wrażenia przemówień ideologicznych na usługach pielgrzymującej grupy” – czytamy w nowym dokumencie.

Sanktuaria nie mogą być miejscem manifestowania nienawiści względem grup politycznych, społecznych lub etnicznych – podkreśla w przesłanym KAI słowie o narodowym pielgrzymowaniu Rada Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek. Zaznacza też, że głoszone często podczas pielgrzymek „tzw. kazania patriotyczne nie mogą sprawiać wrażenia przemówień ideologicznych na usługach pielgrzymującej grupy”. Poniżej publikujemy dokument w całości.


Czytaj także:
Nacjonalizmu nie należy utożsamiać z patriotyzmem. Przewodniczący Episkopatu wyjaśnia


„Być pielgrzymem pokoju”
Słowo Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek o pielgrzymowaniu narodowym

W związku z pielgrzymkami o charakterze patriotyczno-religijnym, zwłaszcza w roku setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę, Rada Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek czuje się w obowiązku przypomnieć, na czym powinno polegać pielgrzymowanie do sanktuariów i miejsc świętych, w szczególności mające charakter pielgrzymek narodowych.

W kulturze polskiej obecny jest piękny fenomen pielgrzymowania. Grupy wiernych – kierując się zasadami miłości do Boga i bliźniego, kultu Matki Bożej i świętych, a także łącząc swą wiarę z miłością do Ojczyzny – wpisują się w wielowiekową tradycję pielgrzymowania narodowego. W refleksji teologicznej pielgrzymka to wędrowanie osoby lub grupy do miejsc uważanych za święte w przekonaniu, że działa tam w sposób szczególny Bóg (zob. Dyrektorium Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny sakramentów o pobożności ludowej i liturgii. Zasady i wskazania z 2001 roku).

Podejmowane podczas pielgrzymki dzieła osobiste lub wspólnotowe mają wyłącznie cechy aktów religijnych, pobożności i pokuty. Łączenie pielgrzymki ze sprawami społecznymi ma sens jedynie w kontekście miłości, pojednania i poszukiwania świętości życia.


Czytaj także:
„Chrześcijański kształt patriotyzmu” – pełny tekst dokumentu KEP
Takim właśnie duchem cechowały się pielgrzymki narodowe, szczególnie gdy Polska przeżywała burze dziejowe i groziły jej największe niebezpieczeństwa. Nawet wówczas jednak nie były one wymierzone przeciw drugiemu człowiekowi, lecz w opozycji do zła i grzechu, zniewolenia i narodowych wad. Niezwykle budujące i podnoszące na duchu były te pielgrzymki, podczas których w sanktuariach brzmiały słowa pieśni i modlitw dziękczynnych za wolność i niepodległość Ojczyzny.

Pielgrzymki narodowe odbywały się bardzo rzadko i były związane z najważniejszymi wydarzeniami w dziejach Narodu i Kościoła. Tak było np. po zwycięskiej wojnie z bolszewikami w 1920 r., z okazji poświęcenia narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi w 1946 r., w związku z Milenium Chrztu Polski w 1966 r. i ostatnio w 1050. rocznicę tego wydarzenia. Nie możemy też zapomnieć pielgrzymek narodowych z udziałem papieża św. Jana Pawła II i jego następców. Zawsze były to uroczystości wielkiej rangi organizowane przez Episkopat.

W dokumencie „Chrześcijański kształt patriotyzmu” z 2017 r. Konferencja Episkopatu Polski przypomniała, że „ukształtował się w polskiej kulturze model patriotyzmu gościnnego, włączającego, inspirującego się najlepszym dorobkiem sąsiadów i całej chrześcijańskiej, europejskiej kultury. Patriotyzmu, dzięki któremu Polakami stawali się ci, którzy Polakami zostać chcieli, bez względu na swoje pochodzenie czy pochodzenie ich przodków”.

Dlatego sytuacja, w której jakieś środowiska – powołując się na własną ideologię lub doktrynę polityczną – przypisują sobie wyjątkowe prawo do reprezentowania Narodu Polskiego, prowadzi do nieuprawnionego zawłaszczenia tytułu pielgrzymki narodowej, a w konsekwencji do wykluczenia innych grup społecznych tworzących Rzeczpospolitą.

Król Jan Kazimierz, a za nim Sługa Boży Kardynał Wyszyński, składając Śluby Jasnogórskie, ogłosili Maryję Królową całej Polski. Wyrazili w ten sposób prawdę o oddaniu pod Jej opiekę wszystkich obywateli zamieszkujących naszą Ojczyznę. Zatem pod opiekę Matki Bożej oddano w dobrej wierze nie tylko jakąś wybraną grupę, ale cały naród, wierzących i niewierzących, wszystkie grupy etniczne, którym na sercu leży dobro Rzeczypospolitej. Jasna Góra stała się od pokoleń miejscem modlitwy o jedność i symbolem trudnej wolności Polaków.

Zgodnie z tą tradycją sanktuaria nie mogą być miejscem manifestowania nienawiści względem grup politycznych, społecznych lub etnicznych. W pamięci mamy słowa największego Polaka i Pielgrzyma, św. Jana Pawła II: „Prawdziwy patriota nie zabiega nigdy o dobro własnego narodu kosztem innych. (…) Nacjonalizm, zwłaszcza w swoich bardziej radykalnych postaciach, stanowi antytezę prawdziwego patriotyzmu i dlatego dziś nie możemy dopuścić, aby skrajny nacjonalizm rodził nowe formy totalitarnych aberracji. To zadanie pozostaje oczywiście w mocy także wówczas, gdy fundamentem nacjonalizmu jest zasada religijna, jak się to niestety dzieje w przypadku pewnych form tak zwanego fundamentalizmu” (przemówienie na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 1995 r.).

Nacjonalista nie jest więc patriotą. Prawdziwy patriota, miłujący swój naród, nie ulega agresji i instynktom nakazującym wykluczanie i stygmatyzowanie społeczne innych osób, różniących się światopoglądem, wiarą, pochodzeniem etnicznym czy odcieniem skóry.


Czytaj także:
Najstarsze na świecie sanktuarium św. Józefa jest w Polsce. Warto je odwiedzić w tym roku
Sanktuarium jest miejscem pokoju. Warto pamiętać, że pierwszym darem Jezusa Zmartwychwstałego był pokój i przygarnięcie do swego serca uczniów mimo ich aktów małoduszności. W sanktuarium pokój rodzi się na modlitwie oraz przez pokutę i pojednanie, często zakończone sakramentalnym przebaczeniem. Św. Jan Paweł II był słusznie nazywany pielgrzymem pokoju, ponieważ głosząc sprawiedliwość społeczną i wolność sumienia, nie odrzucał żadnego człowieka. Jeżeli chcemy, by przez chrzest Bóg uznał nas za swoje dzieci, musimy wprowadzać pokój między ludźmi, bo tak brzmi naczelne błogosławieństwo wypowiedziane przez Pana Jezusa: „Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi”. Mamy więc być pielgrzymami pokoju na wzór Matki Pana i świętych.

Modlitwa przy Cudownym Obrazie Królowej Polski jednoczyła Polaków, niezależnie od ich pochodzenia, wieku, zawodu, poglądów społecznych bądź politycznych. Jest ona otwarta dla wszystkich ludzi dobrej woli spragnionych duchowego umocnienia, ale także pojednania i leczenia podziałów. Nasze narodowe sanktuarium uczyło prawdziwego patriotyzmu, który wyraża się w trosce o wspólną Ojczyznę, w pracy dla jej dobra, w budowaniu jedności i pokoju. Słusznym więc wydaje się kierowanie do organizatorów, uczestników i duszpasterzy pielgrzymek prośby o wierność takiemu podejściu, o roztropność i uszanowanie świętości miejsca, jakim dla naszego narodu jest Jasna Góra, inne sanktuaria i kościoły.

Fenomen pielgrzymowania jest dynamiczny, żywy i otwarty na nowe znaki. Wymaga więc ewangelicznego rozeznania. Elementy patriotyczne (flagi narodowe, sztandary kombatanckie, stroje uczestników) nie są czymś niewłaściwym podczas liturgii pod warunkiem, że nie wywołują wzburzenia i sporów ideologicznych. Instrukcje liturgiczne nakazują unikania celebracji Mszy św. w celu stworzenia okazałego widowiska oraz nadawania jej stylu podobnego do ceremonii świeckich.

W przestrzeni świętej nie ma też miejsca na symbole grup wzbudzających spory w społeczeństwie i doprowadzających do podziału wspólnoty Kościoła. Historyczne znaki patriotyczne przechowywane w kościołach z okresu zaborów lub reżimu komunistycznego są wyrazem jedności z narodem, ale nie z ideą partyjną lub polityczną. Podobnie nie ma miejsca na alternatywne znaki gorliwości uczuć i język mający znamiona kultury lub subkultury typowo świeckiej albo związanej ze sporem ideologicznym wewnątrz wspólnoty kościelnej. Niereligijne symbole eksponowane na pielgrzymce nie mogą być sprzeczne w swoim przekazie ze znaczeniem świętego miejsca i czasu, z nauką Kościoła o patriotyzmie. Pomocą w tym służy dokument Konferencji Episkopatu Polski „Chrześcijański kształt patriotyzmu”.

Pielgrzymka nie ogranicza się tylko do samego pobytu w miejscu świętym, ale obejmuje drogę pielgrzyma i powrót do domu. W ten sposób zachowana jest pewna ciągłość charakteru pokutnego tego wydarzenia, połączonego z wewnętrzną przemianą (nawróceniem), z modlitwą dziękczynienia i prośby. Obecność duszpasterza podczas całej pielgrzymki jako organizatora i przewodnika duchowego jest konieczna i gwarantuje jej charakter kościelny. Jego posługa duchowa, sakramentalna i kaznodziejska musi spełniać wszelkie wymagania stawiane w tych zakresach przez Kościół. Homilia jest uprzywilejowaną formą głoszenia Słowa Bożego, a często głoszone tzw. kazania patriotyczne nie mogą sprawiać wrażenia przemówień ideologicznych na usługach pielgrzymującej grupy.

Zachęcamy wszystkich wiernych, by przeżywali pielgrzymowanie do Jasnogórskiej Królowej Polski i innych sanktuariów w duchu zatroskania o Ojczyznę, głębokiego skupienia i szczerej modlitwy. Jan Paweł II powiedział: „Wiele razy powtarzałem, że Jasna Góra to sanktuarium narodu, konfesjonał i ołtarz. Jest to miejsce duchowej przemiany, odnowy życia Polaków. Niech takim na zawsze pozostanie” (4.06.1997 r.). Ten dar jest dziś nam wyjątkowo potrzebny.

bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady
25.06.2018 r.

...

Zdecydowanie nie sa to kazania na zamowienie. Zamowiona moze byc tematyka. ALE KSIADZ GLOSI TO CO MA GLOSIC NIE TO CO ZAMOWIA! NIE POWINIEN TEZ ODGADYWAC CO ONI BY CHCIELI USLYSZEC! TO ABSURD! Skoro wiedza co chca to po co im ksiadz? To mowi Jezus do nich!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:54, 10 Lip 2018    Temat postu:

Biegiem do Boga i Maryi. Poznaj księdza-maratończyka
Redakcja i Salve TV | 07/07/2018

Facebook/Trailowe Biegi Duchowe TBD/ Fair Use
Udostępnij 120
Co bieganie na długie dystanse ma wspólnego z Panem Bogiem i życiem duchowym? Więcej niż może ci się wydawać!

Ksiądz Krystian Strycharski to człowiek wielu pasji. Prawdopodobnie sam powiedziałby, że jego największą pasją są Chrystus i Maryja, ale kocha także jazdę na motocyklu (co zawdzięcza swojemu dziadkowi, który na simsonku zabierał go na ryby) oraz biegi długodystansowe (tu zasługę przypisuje swojej siostrze, instruktorce fitness).

Od jakiegoś czasu ks. Krystian rozwija inicjatywę pod nazwą Trailowe Biegi Duchowe. Bieganie trailowe to, mówiąc najprościej, długie dystanse, ale pokonywane w zróżnicowanym terenie, nie „po płaskim”. A co z tym wszystkim ma wspólnego duchowość?



Ewangelizacja przez bieganie
Po pierwsze, jak wyjaśnia kapłan, kiedy podczas biegania i wysiłku zwracasz się do Boga i Maryi, i powierzasz im miejsca, które mijasz oraz ludzi, których spotykasz, to zdecydowanie można to nazwać modlitwą.

Po drugie, choć ks. Krystian biega „po cywilu” (czemu trudno się dziwić), to dzięki swoim świeckim przyjaciołom ma zestaw koszulek i opasek z wizerunkami Jezusa Miłosiernego, Maryi i świętych. Więc trudno to inaczej określić jak odważną ewangelizacją wizualną.

Trasy wyznaczane przez duchownego, zarówno te w Polsce, jak i zagranicą, zawsze mają jakieś powiązanie z wiarą. Pod koniec zeszłego roku pisaliśmy na przykład o I Nocnym Trailowym Biegu Duchowym dla Niepokalanej – etapy biegu wyznaczały wybrane warszawskie kościoły.

Teraz ks. Krystian między 6 a 15 lipca biegnie z Turynu (Całun Turyński!) przez Mont Blanc do La Salette. Nazywa na Facebooku tę wyprawę rekolekcjami w drodze, „czasem na zatrzymanie się przy Panu Eucharystycznym i Jego Słowie oraz dłuższą chwilą przebywania z Maryją”.

Warto do tego dodać, że duchowny regularnie odprawia mszę świętą w intencji wszelkiej maści maratończyków, co może być miłą wiadomością dla miłośników długich dystansów 😉.

Chcecie dowiedzieć się więcej o ks. Krystianie i jego pasji? Obejrzyjcie poniższe wideo zrealizowane przez Salve TV.

...

Opanowanie jakiejs dziedziny moze moze duzo pomoc. Np. Malarstwo brata Alberta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:21, 16 Lip 2018    Temat postu:

Abp Henryk Muszyński niespodziewanie mocno o ustawie o IPN

"Dzięki ustawie o IPN i dyskusjom wokół niej antysemityzm w Polsce stał się znów problemem współczesnym i aktualnym. Zaczęły się budzić stare demony: nadwyrężone zostało zaufanie wielu tysięcy ludzi i nadszarpnięta praca wielu dziesiątek lat" - ocenił abp Henryk Muszyński.

..

W biskupie obudzily sie stare demony zwane michnikami. Bombardowania gazy to tez wina ustawy IPNa takze ustawka 447... zalosne. Akurat tak wyczerpujaco to przedstawiam ze dobrze sie orientujecie w matactwach syjonistow i ich ambicjach globalnych. Ta kuriozalna wypowiedz pokazuje tylko czym karmi dusze biskup. Nie jest to niestety Biblia. Tylko Wyborcza. Tam oblakani psychopaci z socjopatka Wielowieyska na czele maja prosta odpowiedz na problemy swiata.
Wina PiSu.
Nawet nie ma zludzen ze oni w to wierza. Taki jest,, uklad" taka jest linia biezacego klamstwa i tak jadą. Tresura michnikowska.
Ksiadz ma podazac za Prawdą czyli Jezusem. To oczywistosc. Szok ze jest inaczej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:02, 17 Lip 2018    Temat postu:

Muszyński, Polak, Ryś, Krajewski. Czy czterej biskupi spróbują wygnać PiS ...
wiadomosci.gazeta.pl

„My, Polacy, mówi abp Muszyński, którzy uczyliśmy Europę, czym jest solidarność, dziś tę zwykłą ludzką i europejską solidarność zdradzamy. Żyjąc w świecie globalnym, chcemy się izolować, zajmować wyłącznie swoimi problemami. Z naszego zamknięcia czynimy cnotę i to jest nasz dramat”.

...

Nieodpowiedzialny wyskok biskupa i wyborcza juz montuje 5 kolumne judaszy w Kościele. Tacy sa syjonisci. Jakakolwiek moralnosc jest im z gruntu obca. Liczy sie tylko korzysc materialna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:01, 18 Lip 2018    Temat postu:

Ksiądz, który przekonał 6 kobiet, by nie dokonywały aborcji. Jak to zrobił?
Gelsomino del Guercio | 01/07/2018

youtube
Don Marco Scattolon, parroco di Rustega, in provincia di Padova
Udostępnij
Każdej z nich przekazał m.in. tysiąc euro. Wyrazy uznania dla księdza Marco Scattolona przesłał nawet sam papież Franciszek.

Każda z sześciu kobiet, którym pomógł ksiądz Marco, ze względu na różne trudności, jakim musiała stawić czoła zarówno w czasie ciąży, jak i po porodzie, początkowo skłaniała się ku aborcji. Decyzja don Marco, by w dniu narodzin dzieci podarować każdej z tych mam 1000 euro, poruszyła nawet papieża.

W ostatnich dniach na plebanię w miasteczku Rustega w okolicach Padwy przyszedł list z Watykanu, podpisany przez nuncjusza apostolskiego na Włochy i San Marino abp. Emila Paula Tscherriga.

„Przykład księdza jest naprawdę godny naśladowania, bardziej wymowny od tysiąca kazań czy nauczań ex katedra. Świadczy o wartości życia i wsparciu, jakie powinniśmy mu okazać bez względu na koszta” – pisze nuncjusz apostolski Tscherrig. Gest don Marco jest jego zdaniem ewangelicznym przykładem „inwestycji w to, co boskie”.

I dalej: „Wspaniale jest móc stwierdzić, że oszczędności kapłańskie trafiają do tych, którzy są ukochani przez Boga, a takim jest każdy człowiek, zwłaszcza ten bezbronny i w potrzebie”.

Na końcu listu znajdują się pozdrowienia od papieża: „W imieniu Ojca Świętego Franciszka raz jeszcze przekazuję wyrazy uznania i życzenia obfitego błogosławieństwa od Pana” (za gazetą Il Mattino di Padova z 24 czerwca br).



Marco Scattolona. Słowa uznania i krytyki
„Nie chciałem wyciągać tej sprawy na światło dzienne – wyjaśnia ksiądz Marco – ponieważ i tak w ostatnim czasie jestem w centrum uwagi, otrzymując słowa zarówno uznania, jak i krytyki. Są tacy, którzy utrzymują, że dobro nie potrzebuje reklamy. To prawda. Jednak dziewczyna z sąsiedniej gminy nie trafiłaby tutaj dziesięć dni temu, prosząc mnie o pomoc, gdyby nie dowiedziała się, że znajdzie się tu wsparcie i porada także dla niej. Podobnie jak pewien ojciec, którego nie stać było na mleko w proszku dla dwumiesięcznego dziecka” (za Il Gazzettino z 20 czerwca br).

Niemniej jednak wyrazy uznania od papieża sprawiły proboszczowi przyjemność. „Niewątpliwie miło było przeczytać te słowa, mając świadomość, że papież z pewnością ma dużo ważniejsze rzeczy na głowie”.



Atak wiceprzewodniczącej Partii Demokratycznej
Jako pierwsza inicjatywę don Marco skrytykowała Michela Lorenzato, wiceprzewodnicząca Partii Demokratycznej w oddziale padewskim. „Jedyną właściwą rzeczą jaką należy czynić, jest informowanie kobiet o ich możliwościach i pozostawienie im wyboru. Nauczmy się szanować wybory innych. Tak, zawsze są to wybory bolesne, przemyślane i dokonywane w cierpieniu. Proszę księdza jedynie o szacunek” – napisała w liście otwartym (www.vvox.it z 6 czerwca br).

..

I tu jest wspaniale pole dla ksiezy a nie jakies tam pchanie sie do politykierow. Gdzie falsz obluda i patologia. Od tego sa inni. Nawet zreszta ja stronie od tego syfu a ksiedzem nie jestem. Tutaj piekne poruszenie sumien i wynik: dobro!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:57, 31 Lip 2018    Temat postu:

Były ksiądz Jacek Międlar wydaje autobiografię. Atakuje Kościół, Żydów i ujawnia, że został ojcem
Porównuje się do zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki, a pogrom w Jedwabnem nazywa "perfidnym żydowskim kłamstwem". Wskazuje homoseksualistów i pedofilów w polskim Kościele. Niecałe dwa lata po zrzuceniu sutanny przyznaje, że ma rodzinę i został ojcem. Były ksiądz Jacek Międlar wydał właśnie swoją autobiografię.
Niemal dwa lata temu Jacek Międlar w atmosferze skandalu odszedł ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Kościelni przełożeni próbowali go zdyscyplinować, przenosząc z parafii do parafii i nakładając zakaz wystąpień publicznych. Zarzucano mu uprawianie polityki z ambony i nacjonalistyczne wystąpienia. Po głośnym kazaniu z okazji rocznicy założenia ONR, gdy policja badała, czy szerzył mowę nienawiści, Międlar odszedł ze stanu duchownego.
Teraz wydaje autobiografię "Moja walka o prawdę. Wyznania byłego księdza". "Zrzucając sutannę, stałem się wolny" - pisze Jacek Międlar. I nie chodzi tu tylko o - jak to nazywa - knebel, który chciały mu nałożyć władze kościelne, nakładając na niego zakaz wypowiadania się. Okazuje się, że wolność Międlara dotyczy także życia prywatnego. W epilogu do książki informuje, że założył rodzinę.
Obowiązuje celibat
"Występując ze Zgromadzenia w 2016 roku nie spodziewałem się, że Chrystus pokieruje moimi drogami w taki cudowny sposób, stawiając na mojej drodze wyjątkową kobietę i uszczęśliwiając mnie przecudną córką". Jednocześnie były ksiądz przyznaje, że cały czas obowiązuje go celibat i nie otrzymał jeszcze dyspensy w tej sprawie.
Założenie rodziny ma świadczyć o tym, że jest "normalnym Polakiem", a nie "homoseksualistą, który chowa swoją gejowską orientację pod płaszczykiem walki z homo-lobby w Kościele katolickim. Nie jest też skrzywdzonym przez współbraci eksksiędzem".
Wcześniej pisze, że zanim wstąpił do seminarium, zerwał z dziewczyną, ale "praktycznie do ostatniego dnia 'na wolności' kobiety wciąż przewijały się w jego życiu".
"Papież Franciszek otacza się gejami"
W rozdziale "Homno-narybek" Międlar pisze o homoseksualistach, z którymi zetknął się w seminarium. "Jednego z seminarzystów 'Orchard Lake' doskonale pamiętam. Miał na imię Szymon i już na pierwszym roku studiów dałem mu niecenzuralną ksywkę 'pedał'. (…) Okazało się, że Szymon i dwaj inni klerycy stworzyli homoseksualny tercet".
Wymienia też kilka przypadków homoseksualistów oraz pedofilów, którzy mają pracować z dziećmi i odprawiać msze, a wiedzę o ich skłonnościach rzekomo mają przełożeni kościelni. Jak pisze Międlar, jest specjalna parafia, do której mają trafiać księża "mający słabość do osób tej samej płci".
"Populizm i zakłamanie watykańskich możnowładców sięga zenitu, a wojna z homoseksualnym lobby ogranicza się jedynie do słów, a papież Franciszek otacza się gejami w sutannach. Stopniowo jesteśmy przyzwyczajani do pederastii w Kościele, jak do czegoś absolutnie normalnego" - pisze były ksiądz. A Wrocław nazywa "swoistą wylęgarnią homo-księży" i publikuje SMS-y, które mieli wymieniać dwaj księża. Jeden z nich oskarżył drugiego o gwałt.
Umorzone postępowanie
W rozdziale "Sprofanowany napletek" Międlar pisze o konsekwencjach, jakie poniósł po kontrowersyjnym kazaniu w Białymstoku. Po tym wydarzeniu policja pod nadzorem prokuratury sprawdzała, czy nawoływał do nienawiści. Postępowanie jednak umorzono.
- Największą przeszkodą na drodze ruchu wolnościowego, zdążającego do umocnienia narodu, nie są oligarchowie, mafia, establishment czy wrogowie, ale jest zwykłe tchórzostwo, zwykła żydowska pasywność (...). Ciemiężyciele i pasywny żydowski motłoch będzie chciał was rzucić na kolana, przeczołgać, przemielić, przełknąć, przetrawić, a na koniec będzie chciał was wypluć, bo jesteście niewygodni - mówił wówczas w czasie mszy z okazji rocznicy powstania ONR.
Międlar pisze, że po tej mszy przełożeni w Kościele postanowili "zabić jego kapłaństwo". I porównuje się do zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki.
Były ksiądz sporo miejsca poświęca kwestii żydowskiej. Pisze o "żydowskich imperialistach", "izraelskiej tłuszczy" i "posłusznych dwużydzianach". Przekonuje także, że "jednym z istotnych elementów przemysłu Holokaustu jest fabrykowanie tzw. legend holokaustowych". Jego zdaniem "cierpienia żydowskie" są zazwyczaj wyolbrzymiane, a "obowiązująca obecnie wersja mordu w Jedwabnem to perfidne żydowskie kłamstwo".
Kaczyński i żydowska loża masońska
Międlar przypomina także, że to z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego wskrzeszono w 2007 r. "najstarszą żydowską lożę masońską B'nai B'rith". Cały rozdział poświęcony jest Jonny'emu Danielsowi. Były ksiądz pisze, że działający w Polsce specjalista od PR może być agentem Mossadu. "W internecie krążą zdjęcia Danielsa z Mateuszem Morawieckim, Andrzejem Dudą, o. Tadeuszem Rydzykiem. Czy ci państwo kiedykolwiek zastanowili się, kim naprawdę jest człowiek, który w produkowaniu kłamstw na temat Polski ani na krok nie ustępuje Janowi T. Grossowi?".
W lutym Międlar został skazany na pół roku ograniczenia wolności i 30 godzin prac społecznych za znieważenie posłanki Joanny Scheuring-Wielgus. "Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa! Dziś prawda i modlitwa?" - napisał o niej na Twitterze. W książce kilka razy powtarza, że powiedział prawdę.
W autobiografii atakuje wielu hierarchów Kościoła katolickiego. Kard. Dziwisz - według Międlara - przez krakowskich kapłanów zwany "kapciowym" i "parasolnikiem" kupczył krwią Jana Pawła II, sprzedając relikwie, by pozyskać dotacje na budowane sanktuarium nieżyjącego już papieża. Abp Stanisław Gądecki "od wielu lat 'robi dobrze' społeczności żydowskiej". Abp. Kazimierz Nycz "napuszcza na Polskę islamskich imigrantów". A abp Józef Kupny "chroni pod swoimi skrzydłami kurialnych homoseksualistów".

...

Zazwyczaj ksieza porzucajacy kaplanstwo sa bohaterami syjonistycznych mediow. Zgadnijcie dlaczego ten nie bedzie!? Mimo ze mowi duzo slusznych rzeczy o syjonistach zboczencach itd. to jednak o wszystkim decyduje to dziecko. Niestety. Ksiadz z dzieckiem nie jest wiarygodny. Patologiami typu syjonisci zboczency z powodzeniem moga sie zajac swieccy jak ja. Ksiadz powinien zajac sie zbawianiem dusz tak jak przewidzial to Bóg. I zadne nawet szczytne rzeczy nie moga go odciagac. Syjonisci knuja masoni tez zboczency demoralizuja ale ksiadz ma robic to co powinien. Tak jest najlepiej. Inaczej szatan go wykieruje na zla droge. Szatan nie kusi odpuchajacymi rzeczami tylko ,,fajnymi"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:14, 28 Sie 2018    Temat postu:

Kiedy pod dzwonnicę kościoła w Łużnej podjechał na sygnale wóz strażacki, mieszkańcy miejscowości myśleli że wybuchł pożar. Szybko wyszło jednak na jaw że to nie płomienie a próba samobójcza Edwarda P. Desperata w ostatniej chwili odciął ze sznura bohaterski wikary.

Ksiądz bohater ocalił samobójcę Ksiądz bohater ocalił samobójcę

...

Oczywiscie oby jak najmniej takich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:48, 30 Sie 2018    Temat postu:

"Zagładę stworzyli ludzie, w dużej mierze – trzeba to powiedzieć z bólem serca i przyznaniem się do winy – ludzie, których Kościoły chrześcijańskie wychowywały też na swoich nabożeństwach" – powiedział podczas obchodów 74. rocznicy likwidacji Litzmannstadt Getto metropolita łódzki abp Grzegorz Ryś.

Abp Ryś: Zagładę stworzyli ludzie, których wychowało chrześcijaństwo

...

Naduzycie grubego kalibru. To tak jakby powiedziec ze Judasza wychowal Jezus. Absolutny skandal. To klamstwo. Nazizm zrobili ludzie KTORZY ODRZUCILI CHRZESCIJANSTWO! Tak jak powiedzial biskup wynikalo by ze na kazaniach ksieza ich uczyli jak zrobic cyklon b...
Ludzie ci CHODZILI W MLODOSCI DO KOSCIOLA ALE POZNIEJ CALKOWICIE ODRZUCILI EWANGELIE! Wybrali walke o byt i dobor naturalny z zasada ze slabsze gatunki gina. Co to jest? Darwinizm. Biskupi musza wiedziec co mowia. Akurat zaleta biskupa Rysia nie jest wiedza filozoficzno historyczno biologiczna. Nie kazdy musi byc naukowcem. W koncu biskup nie uczy historii czy biologii...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:05, 31 Sie 2018    Temat postu:

Skandal! Abp Ryś: za holokaust odpowiadają w dużej mierze chrześcijanie
Michał Krajski

Abp Grzegorz Ryś, będąc przy pomniku poświęconym łódzkim ofiarom obozom zagłady wypowiedział słowa: „Zagładę stworzyli w dużej mierze ludzie, trzeba to powiedzieć, niestety, z bólem serca, ludzie, których wychowywały Kościoły chrześcijańskie na swoich nabożeństwach”.
Jest to powielanie żydowskiego kłamstwa, które zostało wymyślone tylko w tym celu, żeby wzbudzać w chrześcijanach poczucie winy, skłaniać ich do spłacania roszczeń i realizowania żydowskich interesów.
Za holokaustem stał Hitler, który opierał się na myśli pogańskiej i nie czerpał żadnej inspiracji z chrześcijaństwa. Jeżeli nawet przyszli naziści w młodości uczęszczali do kościołów to potem w żaden sposób nie realizowali nauk Kościoła. Nie można więc doszukiwać się związku chrześcijaństwa i nazizmu.
Szkoda, że biskup katolicki stawia wyżej interes żydowski niż prawdę historyczną i dobro Kościoła.

...

Natomiast zbieznosci nazizmu i syjonizmu sa ewidentne. Szokujace. Patrzcie na obecny Izrael... Gdyby nie bali sie oczu swiata na nich zwroconych to nie wiem co by tam sie wyrabialo...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:38, 09 Wrz 2018    Temat postu:

„Czekaj, Dziadu, dopadnę cię po kolędzie”. Abp Ryś o tym, jak miał urwisa na lekcjach religii
Redakcja | 04/09/2018

Udostępnij 427
„I mnie się wtedy oczy otwarły bardzo szeroko” – opowiada abp Grzegorz Ryś.

Abp Grzegorz Ryś opowiedział o swoim doświadczeniu z pierwszych lat kapłaństwa, dotyczącym katechezy i trudności, jakie miał z ujarzmieniem jednego z uczniów. Gdy poznał jego historię, wiele zrozumiał:


Czytaj także:
Jak abp Grzegorz Ryś uczył dzieci pokazywać słonia… [wideo]
Na mojej pierwszej parafii – to był czas, kiedy katecheza jeszcze była w salce przy kościele – miałem taką trudną klasę. Uczyłem czwarte i piąte klasy podstawówki: to jest jazda bez trzymanki.

W jednej piątej klasie był taki chłopak, który jak przyszedł na religię, to był cud. Zawsze ta katecheza to było takie: zobaczymy, kto kogo… Czy klasa pójdzie za mną, czy pójdzie za nim. Zwykle przegrywałem. I narastało we mnie takie przekonanie: czekaj, Dziadu, dopadnę cię po kolędzie. I wtedy sobie pogadamy, przy rodzicach! Sprawdzimy zeszycik, przepytamy, wyjdziesz na durnia… Taka zawziętość młodego katechety, który uważa, że jest genialny.

I poszedłem do rodziny tego chłopaka po kolędzie. Była godzina 11.30. W całym domu ten chłopak był jedyną trzeźwą osobą… I mnie się wtedy oczy otwarły bardzo szeroko… Teraz sobie to przypominam, jakby mnie napadła pokusa, żeby kogoś łatwo oceniać.

...

Dokladnie. Bóg uczy ksiezy ale i kazdego. To nie jest tak proste ze jak ktos dobrze wyglada jest uprzejmy i spokojny to juz dobry czlowiek i na odwrot. Ten ,,menel" moze sie okazac tym dobrym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:33, 16 Wrz 2018    Temat postu:

Ksiądz, który opowiada ludziom o Bogu przy puszczaniu baniek mydlanych
Łukasz Kaczyński | 15/09/2018
OJCIEC TEODOR, BAŃKI
fot. archiwum ks. Teodora
Udostępnij 354
Bańki przyciągają i znoszą bariery. Część widzów pozostanie tylko na tym, co zewnętrzne. Niektórym zostanie tylko lub aż pozytywne skojarzenie co do osoby kapłana. Ale jak wynika z mojego doświadczenia, wielu zainteresuje się przekazywanymi treściami, a część poprosi o spowiedź lub rozmowę w kwestiach duchowych – opowiada ks. Teodor.

„Niech moc wiary będzie z Tobą” to akcja internetowa prowadzona w partnerstwie z XI Zjazdem Gnieźnieńskim, który w dniach 21-23 września odbywa się pod hasłem „Europa ludzi wolnych. Inspirująca moc chrześcijaństwa”. Wraz z organizatorami tego wydarzenia – w myśl drugiej części jego hasła – chcemy w tej akcji pokazać, jak nasze chrześcijaństwo inspiruje nas samych oraz nasze otoczenie do przemiany siebie i lokalnych społeczności. Chcesz zmieniać siebie, swe otoczenie, niepodległą Polskę i Europę? Niech moc wiary będzie z Tobą!


Czy można mówić o Bogu za pomocą baniek mydlanych? Przykład ks. Teodora Sawielewicza z parafii św. Jana Apostoła i Ewangelisty z Oleśnicy dowodzi, że sposób przekazu Dobrej Nowiny może zaskoczyć.

Bańki mydlane i powołanie w życiu kapłana z diecezji wrocławskiej stworzyły mieszankę wybuchową. „W dzisiejszym świecie, aby przekazać jakieś treści potrzeba nośnika, który przyciągnie uwagę. Czegoś, co nie zagubi się w natłoku innych wiadomości czy propozycji. Myślę, że moja pasja to wyjątkowy dar od Boga. Coś, dzięki czemu mogę zainteresować tych, którzy być może nigdy nie przyszliby do kościoła” – opisuje.


Czytaj także:
8 wspaniałych: Byli na misjach w Afryce i wrócili stamtąd z supermocą


Dwie pasje
Jak przyznaje ks. Teodor, powołanie zrodziło się w nim jeszcze w gimnazjum i było bardzo silne. „Miałem w sobie wielkie pragnienie, by z mocą głosić Dobrą Nowinę. Ukazywanie ludziom Chrystusa stało się dla mnie pasją. A potem przyszła druga – bańki mydlane – która okazała się być rozszerzeniem tej pierwszej”.

Tuż przed wstąpieniem do seminarium zafascynował się robieniem baniek mydlanych. Dużo ćwiczył, pierwsze sztuczki wykonywał przy zmywaniu naczyń.

Spędziłem wiele czasu na przeglądaniu internetowych filmików z tworzeniem bardzo skomplikowanych konstrukcji mydlanych – bańki w bańce, tornado w bańce czy karuzele z baniek. Zobaczyłem też, że wiele osób przekazuje przy tym jakieś ważne dla nich treści. Zrodziło się we mnie pytanie: „A może by w taki sposób mówić o Ewangelii?” – wspomina duchowny.


Mydlane prawdy
Okazało się, że skojarzenia ewangeliczne związane z bańkami przyszły same – np. zakłamanie życiowe, które z czasem pęka jak mydlana bańka czy kruchości człowieka, niczym bańki, względem Boga. Ks. Teodor często opowiada, że cuda w naszym życiu mogą się zacząć dziać, gdy oddamy Bogu swoje ręce i pozwolimy Duchowi Świętemu tchnąć na nasze życie, które często przypomina rozlany płyn – potem wkłada ręce do płynu bańkowego, dmucha w dłonie, tworząc w ten sposób przepiękne, filigranowe formy.

Jako najbardziej znany przykład swojej metody ewangelizacji ks. Teodor podaje bańkę sześcienną, w której stworzenie zazwyczaj część publiczności nie wierzy.

To jednak jest możliwe. Niektórzy nie wierzą, dopóki jej nie zobaczą. Innych przekonują ci, którzy już taką bańkę widzieli. To jakby odzwierciedlenie prawdy o zaufaniu Bogu i wzrastaniu w wierze. Wielu na tej drodze jest „niewiernymi Tomaszami”, są osoby ufające bezgranicznie, ale także świadkowie, dzięki którym docieramy do prawdy o Nim – mówi.

Czytaj także:
Święcenia kapłańskie przyjął w więzieniu. Tym samym, w którym sam siedział




Internetowa ambona
Pokazy bańkowe oleśnicki kapłan przeprowadzał już w wielu miejscach – na katechezach, na rekolekcjach, ale także na świeckich wydarzeniach. Działa też prężnie w internecie – zarówno na Facebooku, jak i na Youtubie, gdzie trzeba go szukać pod hasłem „Teobańkologia”.

„Mam na imię Teodor, przekazuję treści teologiczne i czynię to z wykorzystaniem baniek mydlanych. Stąd taka nazwa” – wyjaśnia.

Oprócz tego ks. Teodor prowadzi na żywo w mediach społecznościowych modlitwy i odpowiada na pytania dotyczące wiary. Miał też już wspólne transmisje na żywo z Marcinem Zielińskim, ks. Jakubem Bartczakiem czy Mikołajem Kapustą. Jak jednak zaznacza kapłan, zarówno bańki, jak i internetowa ewangelizacja to tylko dodatek do zwykłych, codziennych zadań kapłana.

Bańki przyciągają i znoszą bariery. Cześć widzów pozostanie tylko na tym, co zewnętrzne. Niektórym zostanie tylko lub aż pozytywne skojarzenie co do osoby kapłana. Ale jak wynika z mojego doświadczenia, wielu zainteresuje się przekazywanymi treściami, a część poprosi o spowiedź lub rozmowę w kwestiach duchowych. I oto właśnie chodzi. Bo internetowa ambona nie może zastępować spotkania z żywym Bogiem na mszy św. czy adoracji, ale ma do niego zachęcać – podkreśla.


Wymowne świadectwa
To, że droga ewangelizacji ks. Teodora działa, potwierdza wiele osób. „W labiryncie mojej niewiary, problemów i zakrętów życiowych, za jednym z nich trafiłam na Teobańkologię. Nie sprawiła ona, że te problemy prysły jak bańka mydlana, ale dokonała ona czegoś o wiele głębszego: Bóg oświetlił moją drogę, abym z tego labiryntu niewiary i beznadziei wyszła i poczuła Jego miłość do mnie!” – brzmi jedno z nadesłanych świadectw.

Może z pozoru obraz księdza robiącego bańki jest banalny, ale jeśli sprawia, że łatwiej przemóc się komuś, by zacząć praktykować wiarę, otworzyć się na Chrystusową Ewangelię i zmienić z nią życie – cel, który sobie założyłem, został zrealizowany – podsumowuje ks. Sawielewicz.

...

Kazdy ciekawy sposob jest dobry.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:15, 01 Paź 2018    Temat postu:

Dlaczego wierzę w Boga? Szczere i nieoczywiste odpowiedzi księży
Przemysław Sałek | 25/09/2018
KSIĄDZ PRZY OŁTARZU
Shutterstock
Udostępnij 64
Zwykle to duchowni nas, świeckich, pytają o wiarę. Tym razem my zadaliśmy im to wbrew pozorom trudne pytanie: Dlaczego wierzysz?

Chyba każdy z nas zatrzymał się kiedyś na chwilę w swoim życiu i zadał sobie pytanie: dlaczego wierzę w Boga? Bywa także, że takie pytanie jest kierowane nie przez wewnętrzny głos, lecz osoby z zewnątrz – niewierzące lub wątpiące – które są ciekawe naszych przemyśleń w tym temacie.


Czytaj także:
Cztery chwyty diabła, które niszczą twoją relację z Bogiem
Dróg prowadzących do Boga jest wiele. W jednym ze swoich felietonów ks. Janusz Królikowski podkreślił, że dla jednych szczęście i miłość do innych ludzi są drogą do Boga. Ale są także osoby, które m.in. poprzez smutek dochodzą do Stwórcy. Wobec zła i niesprawiedliwości świata odwołują się do Boga sprawiedliwego, który broni prześladowanych.

Często naturalną odpowiedzią na pytanie o naszą wiarę jest też rodzinny dom, w którym ukazano nam istotę wiary w Boga – przy której trwamy do dziś. Jeszcze inni doszli do Boga poprzez poszukiwanie sensu w chaosie codzienności.

Odpowiedź na pytanie „dlaczego wierzę w Boga?” szczególnie ciekawa wydaje się być w przypadku duchownych. To przecież oni postanowili poświęcić swoje życie dla wiary. I co więcej, przekazują ją dalej innym ludziom. Muszą więc mieć mocne argumenty.

Z tym pytaniem udaliśmy się więc do zakonników i księdza. Oto, co nam powiedzieli, mając całkowitą dowolność w podejściu do tematu.



O. Jan Andrzej Kłoczowski OP
„Nie wierzę w Boga, ja wierzą Bogu. O Bogu wiem, że istnieje, bowiem przekonują mnie filozoficzne dowody, choć racjonalna refleksja nie mówi mi o tym, kim jest Bóg.

Moja wiara Bogu rodzi się z zawierzenia nauczaniu i świadectwu życia i śmierci Jezusa, który przekonał mnie, że Ten, który Jest – jest Miłością. Przyszedł jako bezbronny, ale Jego bezbronność objawiła się jako pełna mocy, innej niż każda znana ludziom postać przemocy. Jak każdy doświadczyłem swojej ułomności i zrozumiałem, że trzeba nadludzkiej siły, aby być człowiekiem.

Uwierzyłem, że ta siła jest, nazywa się Łaską i dana jest tym, którzy idą – czy usiłują iść – za Chrystusem. Jak Bóg objawił się w człowieczeństwie Mistrza z Nazaretu, tak droga do Niego wiedzie przez drugiego człowieka. Bliska mi jest myśl św. Augustyna: szukasz Boga? Znajdziesz Go pod mostem, w tym najbardziej opuszczonym człowieku”.



Grzegorz Siwek OFMConv
„Wiarę otrzymałem najpierw jako dar w sakramencie chrztu świętego. To był dar, który później pomogli mi rozwijać rodzice i dziadkowie. To była wiara w to, że Bóg jest i że Jezus jest Synem Bożym, który stał się człowiekiem i umarł na krzyżu za nasze grzechy. Była to wiara, którą najpierw praktykowałem, a dopiero później przeżywałem.

W 2001 r. byłem na rekolekcjach w parafii, które prowadziła wspólnota Mamre. Doświadczyłem wtedy chrztu Duchem Świętym i od tego czasu wierzę w Boga, ponieważ doświadczam Jego obecności, słucham Jego słowa i On mnie prowadzi. Wcześniej wiedziałem na poziomie intelektu, że Bóg mnie kocha i że Jezus za mnie umarł oraz że zmartwychwstał. Gdy przyszedł Duch Święty w odpowiedzi na moją modlitwę, była już nie tylko wiedzą, ale doświadczeniem.

Pół roku po tym doświadczeniu wstąpiłem do zakonu, przyjąłem święcenia kapłańskie i tak trwam, ucząc się żyć z Jezusem na co dzień. Wierzę w Boga, ponieważ Bóg ciągle wierzy we mnie i daje mi tego dowody. Wierzę nie tylko w to, że Bóg jest, ale też w to co Bóg mówi, w Jego słowo”.


Czytaj także:
Co robić, gdy czujemy, że nasza wiara słabnie? 5 pomocnych rad od starców z Góry Athos


O. Maciej Zięba OP
Pytanie „dlaczego wierzę w Boga?” ma sens, gdy wierzy się w Wielkiego Zegarmistrza, czy Pierwszego Poruszyciela. Odpowiedź: bo ktoś musiał być prapoczątkiem, bo ten wszechświat jest zbyt harmonijny, by był przypadkowy.

Ja wierzę w Boga, który jest miłością, a nie ma odpowiedzi: „dlaczego kocham?”. Kocha się bez „dlaczego” i bez „po co”. „Kocham, bo kocham”, odpowiedział św. Bernard.

Co prawda, decyzja o działaniu w opozycji w PRL zadała mi pytanie o to, czy istnieją wartości absolutne, które nie są produktem kultury lub ewolucji, wartości dla wierności którym warto ryzykować więzieniem. To początek.

Na Boga otworzyło mnie dopiero doświadczenie miłości – przyjaźni z Bogiem i człowiekiem. Jeżeli nie ma Boga, to nie ma miłości – wszystko, także to co odczuwamy, jest tylko produktem wysoko przetworzonej chemii, rozwinięciem informacji zaszyfrowanej w genach. Ale miłość istnieje, jest realna – doświadczyłem jej. A więc istnieje Bóg. Bóg, który „tak umiłował świat, że Syna Jednorodzonego dał…”.



Ks. Mateusz Gawarski
„Wierzę w Boga, ponieważ w pewnym momencie swojego życia odkryłem to, że On jest żywą Osobą, która daje się poznać, z którą mogę nawiązać realny kontakt i budować osobistą relację opartą na miłości i prawdzie.

Wierzę, ponieważ Bóg „uwiódł” mnie swoją miłością, a ja dałem się „uwieść”. Zrozumiałem, że On naprawdę kocha i pragnie ode mnie tego samego. Jest też Kimś, kto nigdy mnie nie zawiódł i zawsze wyciągał z tarapatów. Nieustannie okazuje miłosierdzie, przywraca radość i nadzieję.

Dziś Jego obecność nadaje najgłębszy sens mojemu życiu i powołaniu. Jest źródłem prawdziwego szczęścia, którego nie znalazłem w niczym innym. W Nim odnajduję pokój, za którym tak często tęskni moje serce. On też najpełniej wypełnia pragnienie mojej duszy.

Wierzę w Boga również dlatego, że przyjmuję za prawdę to, co objawił w swoim umiłowanym Synu Jezusie Chrystusie, który z miłości do mnie umarł na krzyżu i zmartwychwstał, abym był zbawiony. Wierzę, że to wydarzenie przywraca mi życie i otwiera niebo”.


Czytaj także:
Wiara w korporacji. Uczciwość, praca na maksa i… zero nadgodzin


Ks. Krzysztof Marcyński SAC
Po doświadczeniu różnych smaków i odcieni życia po prostu wiem, że Bóg jest i w Niego wierzę. Przekonałem się o tym, że skoro życie jest tak niewiarygodnie piękne i bogate, musi za nim stać Wielki Autor, a przede wszystkim Miłośnik Człowieka.

Po pierwsze, wierzę w Boga, ponieważ On we mnie pierwszy uwierzył. On pierwszy! Dał mi życie w konkretnym miejscu, w konkretnym czasie, z konkretnymi ludźmi, dając mi do tego życia ogromny potencjał i możliwości. Uwierzył, że będę spełniał siebie w tym życiu, odkrywał oryginalność Boga we mnie. Sprawił, że cieszę się światem i ciągle na nowo go odkrywam – szukając i znajdując w nim Jego śladów.

Po drugie, wierzę w Boga, ponieważ On mnie ukochał. Tysiące i jeden razy się o tym przekonałem. A szczególnie wtedy, gdy otarłem się o śmierć, kiedy od samego Źródła Życia otrzymałem je na nowo i ogromną do niego motywację i siłę. Mam do dyspozycji miejsca tętniące Jego życiem, które wciąż poprawiają krążenie, zdrowo wyrównują puls, a kiedy trzeba wyciszają.

A po trzecie: wierzę w Boga, ponieważ kiedy widzę, spotykam i rozmawiam z ludźmi z różnych środowisk, którzy fascynują się Bogiem i Ewangelia jest dla nich projektem na życie, to trudno mi po prostu… nie wierzyć.

...

Zdecydowanie samemu trzeba umiec odpowiedziec na pytanie ktore sie innym zadaje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:11, 05 Lis 2018    Temat postu:

Co robi Bóg za kratami? Rozmowa z kapelanem więziennym
Katarzyna Szkarpetowska | 27/10/2018
KSIĄDZ WITEK BEDNARZ, KAPELAN WIĘZIENNY
fot. archiwum prywatne
Udostępnij 229
„Gdy patrzę na tych chłopaków – jak się modlą, jak walczą czasami o zmianę swojego życia, jak ich to wiele kosztuje – to myślę: jak dobrze byłoby, gdybym chociaż połowę z tego zastosował w swoim życiu!” - mówi ks. W. Bednarz.

Katarzyna Szkarpetowska: Jak mówić o wolności tym, którzy na świat patrzą przez więzienne kraty?

Ks. Witold Bednarz*: Przede wszystkim należy starać się mówić im o dobroci Boga. O tym, że On ich kocha i nie odwraca się do nich plecami. Jezus mówił, że Bóg jest blisko tych, którzy mają się źle. To, że są skazani, nie znaczy, że są potępieni. Każdy ma szansę powrotu. Bracia w zakładzie karnym oczywiście nie zawsze potrafią to przyjąć. Ich doświadczenie życiowe – miejsce, w którym się znajdują; to, co zrobili albo poczucie, że sami zostali skrzywdzeni, często im tego nie ułatwia.

Czy zanim został Ksiądz kapelanem w zakładzie karnym w Hrubieszowie, miał Ksiądz kontakt z więźniami?

Przed pójściem do seminarium rozpocząłem studia pedagogiczne. Planowałem studiować resocjalizację, aby w przyszłości pracować w więzieniu. Pedagogikę studiowałem jedynie rok, bo kilka tygodni po rozpoczęciu studiów podjąłem decyzję o wstąpieniu do seminarium. W tamtym czasie odwiedzałem schronisko dla nieletnich przestępców – graliśmy w piłkę, rozmawialiśmy, modliliśmy się… Cztery lata po święceniach kapłańskich ksiądz biskup powiedział, że mianuje mnie kapelanem zakładu karnego. Ucieszyłem się, że będę posługiwał braciom w więzieniu.

Dlaczego nie mówi Ksiądz „więźniowie”, tylko „bracia w więzieniu”?

Bo mamy tego samego Ojca – Boga. Kiedy byłem na drugim roku seminarium, zostałem pobity przez młodych chłopaków. Napadli na mnie tylko dlatego, że byłem klerykiem. To było mocne, trudne doświadczenie, ale pamiętam pierwszą myśl, która przyszła mi do głowy tuż po tamtym incydencie – żebym w przyszłości nie bał się takich ludzi: wrogo do mnie nastawionych, mających konflikt z prawem. Kiedy po raz pierwszy szedłem z posługą do tutejszego więzienia, prosiłem Boga, abym umiał patrzeć na tych chłopaków Jego oczami. Żebym widział ich tak, jak On ich widzi.


Czytaj także:
Ksiądz Witek zasuwa rowerem na Gibraltar. Po co mu taka przygoda?


Co robi Bóg za kratami?
Mówi się, że do złego nie powinniśmy się zbliżać. A Ksiądz chodzi do symbolicznego miejsca zła.

Dla mnie to nie jest miejsce zła. Dla mnie to miejsce dobra. Jezus mówi: „Byłem w więzieniu, a odwiedziliście mnie”. Bóg już tu jest.

Co robi Bóg za kratami?

Działa! Gdy patrzę na tych chłopaków – jak się modlą, jak walczą czasami o zmianę swojego życia, jak ich to wiele kosztuje – to myślę: jak dobrze byłoby, gdybym chociaż połowę z tego zastosował w swoim życiu! Osobiście bardzo dużo się od nich uczę: wiary, ale też pewnego sposobu bycia sobą wobec tych wszystkich, którzy są nieprzychylni, bo – trzeba to powiedzieć – ci, którzy chodzą do kaplicy, którzy się modlą, spotykają się często z ostracyzmem, z niechęcią ze strony tych, którzy tego nie robią.

„Jak przestępca, gangster, to niech siedzi. A dobrze mu tak” – czy takie myślenie, samo w sobie, nie jest więzieniem?

Kara powinna być. Nie należy rezygnować z kary, gdy człowiek popełnia zło. To jest pewna sprawiedliwość, pewna konsekwencja. A czy takie myślenie nie jest więzieniem? To zależy od tego, czy potrafimy taką osobę przyjąć – niekoniecznie pod swój dach, ale w swoim sercu. Jeśli ktoś popełnił zło i tego żałuje; jeśli chce to zło naprawić i dajemy mu szansę, to OK. Ale jeśli trwamy jedynie w „słusznym” oburzeniu, jeśli mówimy: „oko za oko, ząb za ząb”, to bardziej mamy do czynienia z prawem Hammurabiego aniżeli z Ewangelią. To wtedy więzienie już nie jest w tym człowieku, który popełnił zło, ale w tym, który stał się ofiarą zła i, sam z siebie, niezauważalnie, staje się więźniem. My często uciekamy od drugiego człowieka, a tym, co buduje relacje, co sprawia, że człowiek się zmienia, jest nasze trwanie przy nim.

Czy trudno jest towarzyszyć duchowo osobom osadzonym?

Kiedy pierwszy raz do nich szedłem, zastanawiałem się, co im powiem. Zależało mi, aby ich nie zranić, nie urazić. Często jestem jedyną osobą, obok psychologa, z którą szczerze rozmawiają. Widzę, jak bardzo im zależy, żeby do nich przychodzić, być z nimi. Odwiedzam ich w każdy piątek i sobotę, jednak czasami zdarza się, że nie mogę u nich być. Wtedy są bardzo zawiedzeni, że nie mogli uczestniczyć we mszy świętej. Oni naprawdę potrzebują Boga.


Czytaj także:
Na Woodstocku imprezował do upadłego. Aż ktoś się za niego pomodlił…


Jak modlą się więźniowie?
Czy to, czego doświadczają w relacji z Bogiem za kratami, pomaga im budować relacje między sobą?

W jakimś stopniu na pewno. Są zawiązywane relacje koleżeńskie. Czasami jeden pomodli się za drugiego, albo zapyta, czy w czymś pomóc. Ale nie ma relacji pełnego zaufania. Ja jeszcze takiej nie spotkałem, albo po prostu o takiej nie wiem.

Tak naprawdę więzienie to też ogromna samotność.

Więzienie jest specyficznym miejscem. Tutaj nie można pokazać, że jest się słabym – i to jest ogromny ból, bo możliwość przyznania się przed innymi do własnej słabości przynosi ulgę. Daje siłę. „Moc w słabości się doskonali”, mówi Jezus. A oni tego zrobić nie mogą.

Czy są tacy, którzy obawiają się opuszczenia więziennych murów, myślą, że sobie nie poradzą?

Są tacy, oczywiście. Ci, którzy mają wsparcie bliskich, którzy wcześniej mieli pracę, mają wyższy status społeczny – chcą wyjść. Gorzej z tymi, na których nikt nie czeka, którzy nie widzą perspektyw zawodowych, którzy nie mają dokąd wracać… Ten strach jest też większy u tych, którzy siedzą w więzieniu dłuższy czas i „przyzwyczaili się” do życia za kratami.

Jak wygląda modlitwa w więzieniu?

Tej modlitwy jest tutaj dużo. Chłopaki modlą się chętnie, bardzo często na różańcu. Niektórzy potrafią odmówić cztery części różańca w ciągu dnia. Modlą się też Koronką do Bożego Miłosierdzia. Sięgają po takie modlitwy, które wynieśli z domu rodzinnego, które pamiętają jeszcze z dzieciństwa.

A spowiedź?

Ze względu na specyfikę miejsca i charakter wielu spowiedzi (pojawiają się łzy, wzruszenie) sakrament ten sprawowany jest na świetlicy. Wielu chłopaków czuje potrzebę spowiedzi z całego życia. Zdarza się słyszeć: „Ostatni raz u spowiedzi świętej byłem przed Pierwszą Komunią”. To są piękne spowiedzi, będące często momentem przełomowym w życiu. Często mówię: „Zobacz, jesteś warty śmierci Boga. Jak musisz być niesamowicie ważny, skoro Bóg za ciebie chciał umrzeć. Twoje życie nie jest przekreślone, nawet jeśli wydarzyło się w nim najgorsze zło”. Pan Bóg jest mistrzem wyprowadzania dobra ze zła, życia ze śmierci.

Wierzą w to?

Staram się w nich tę wiarę budzić. W Boga, który jest dobry.



PS Październik to miesiąc różańca świętego. Każdy, kto chciałby podarować chłopakom z Zakładu Karnego w Hrubieszowie różaniec, może to zrobić, wysyłając go na adres: Ks. Witold Bednarz, ul. Nowa 11, 22-500 Hrubieszów. Jak mówi ks. Witek: Chłopakom będzie miło, że ktoś o nich pamięta 😉

*Ks. Witold Bednarz – kapelan Zakładu Karnego w Hrubieszowie. Autor książki „Z księdzem na Gibraltar”. Prowadzi bloga #Warto żyć inaczej (www.zycinaczej.pl). Pełni posługę duszpasterską w Parafii pw. Ducha Świętego w Hrubieszowie.

...

Trudne miejsce ale tam sa potrzebujacy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:34, 20 Gru 2018    Temat postu:

Ksiądz skazany, bo nie złamał tajemnicy spowiedzi, przez co doszło do tragedii

Wierny wyznał duchownemu podczas spowiedzi o zamiarze targnięcia się na własne życie. Ksiądz nie powiadomił nikogo, kto mógłby cierpiącemu na depresję człowiekowi udzielić pomocy. Został skazany przez belgijski sąd na symboliczną karę miesiąca więzienia w zawieszeniu i jedno euro grzywny.

...

Nie wiem o co chodzi ale trzeba wyjasnic.
Mysli samobojcze i depresja to choroby nie grzechy. Nie rozumiem gdzie tu tajemnica. Przychodzi czlowiek do konfesjonalu i mowi. Chce sie zabic. To sie dzwoni po pomoc! Egozorcysta na przyklad.
Spowiedz to np. Bylem obcym agentem zdradzalem Polske. Pracuje w mediach i klamie. Manipuluje ludzmi dla wlasnych korzysci! To obejmuje tajemnica spowiedzi! A nie ze np. Jestem bliski samobojstwa. Wtedy sie ratuje! Samo podejscie do konfesjonalu nie jest spowiedzia! Mozna np. sie zapytac o przepisy dotyczace postu czy o cos innego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:36, 16 Mar 2019    Temat postu:

Autokompromitacja arcybiskupa Marka Jędraszewskiego

Sformułowanie "zero tolerancji" ma charakter totalitarny. Nazizm walczył z Żydami, stosując "zero tolerancji" - mówił abp Jędraszewski. Tymczasem Episkopat: "w kwestii ochrony małoletnich jest jasne i zdecydowane: zero tolerancji dla grzechu i przestępstwa pedofilii w Kościele i w społeczeństwie"

...

Chcial sie popisac wiedza a sie skompromitowal. Haslem nazistow bylo ,,ostateczne rozwiazanie kwestii zydowskiej". Bo to byla ,,naukowa" ideologia. Wiec tytuly jak z referatow uczelnianych. To samo komunizm feminizm genderyzm a nawet syjonizm. Sami ,naukowcy'.

Haslo ,zero tolerancji' to natomiast typowy przyklad demokratycznego hasla. Krotki chwytliwe. Tak sie rzuca na wiecu mema i lud cgwyta. Znane z Nowego Jorku za czasow Giulianiego a chodzi o tolerowanie ,drobnych przestepstw o znikomej szkodliwosci spolecznej'. Zero oznacza ze zadne tam drobne czy najdrobniejsze nie beda tolerowane. I tak to jest rozumiane.

Nalezy trzymac sie kontekstu historycznego. Nazizm to nie faszyzm a Njujork to nie III Rzesza na razie przynajmniej bo juz WTC to przypominalo noc dlugich nozy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:17, 09 Lip 2019    Temat postu:

Syn Beaty Szydlo zwrócił serce ku tradycji Kościoła.

Ks. Tymoteusz Szydło przez ostatnie dwa lata pełnił posługę w małej parafii Przemienienia Pańskiego we wsi Buczkowice (woj. śląskie), która znajduje się ok. 40 km od jego rodzinnego Przecieszyna. W czerwcu decyzją biskupa został przeniesiony do parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego w Oświęcimiu.

Proboszcz wyznaczył go do odprawiania mszy trydenckich.
- Z wielką radością informujemy, że Msza Święta w Starożytnym Rycie Rzymskim znalazła swoje stałe miejsce w Oświęcimiu – informuje nowa parafia ks. Tymoteusza Szydło. I dodaje: - Jednym z zadań duszpasterskich ks. Tymoteusza będzie posługa wiernym przywiązanym do starszych form liturgicznych.

Msze ks. Tymoteusza będą odprawiane w każdą drugą niedzielę miesiąca oraz w większość świąt nakazanych. Pierwszą z nich zaplanowano na 8 września. Msza trydencka jest odprawiana po łacinie. Ksiądz stoi plecami do wiernych i twarzą do ołtarza.

...

Patologiczna matka to cieżki krzyż. Ale syn nieoczekiwanie inny! Kto by sie spodziewal! Powrot do normalnej Mszy jest konieczny! SWII mial wiele wypaczen choc potepiam zdecysowanie absurdalne twierdzenie ze byl samym zlem! Absurd. Takze szczegolne przywiazanie do łaciny jest mi obce. Natomiast Komunia na stojaco to juz skandal! Nie mowiac juz o braniu do łapy! Niedawno mialem koszmar senny ze ide do Komunii a tam ludzie łapami biorą jakieś chlebki i nigdzie ksiadz nie rozdaje! Tak ze nie przystepuje w koncu! Bo jak nie bedzie godnie to nie przystapie! Ciekawe ilu ludzi na swiecie ma zle sny o Komunii?!!! Ja nieraz i zawsze ze nie przyjalem bo np. nie zdazylem! To chyba pokazuje co dla mnie jest wazne! Raczej KTO! Bo samo przyjecie Komunii jest wydarzeniem ale przyjmujemy Kogoś!

Zyczymy ksiedzu samego dobra a Polsce powrotu do prawdziwej liturgii i likwidacji patologii typu Tabernakulum gdzieś w kącie nie mowiac o niegodnej Komunii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:08, 29 Sie 2019    Temat postu:

Syn premier Szydło poszedł na urlop i nie rozpoczął pracy na nowej parafii

Ksiądz Tymoteusz Szydło, prywatnie syn byłej premier Beaty Szydło, poszedł na urlop. Od końca sierpnia miał pracować w parafii w Oświęcimiu, ale do dzisiaj tam się nie pojawił.

...

Potrzebna modlitwa bo widac problemy. Zreszta wszyscy ksieza bez wyjatku potrzebuja wsparcia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133602
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:50, 11 Gru 2019    Temat postu:

Kuria odniosła się do wniosku Tymoteusza Szydło o odejście z kapłaństwa

Ksiądz Tymoteusz Szydło, syn byłej premier, wydał oświadczenie, że odchodzi ze stanu kapłańskiego.

...

Niezly odlot! Niedawno chcial po łacinie a teraz juz nie jest ksiedzem! Wszystko co pisoskie jest jakies chore patologiczne wynaturzone. Jak ktos jest premierem z PiS to nie moze byc normalny. Niestety mam juz wieloletnie doswiadczenie z ta zaraza. Oczywiscie dzieci celebrytow maja ciezko i trudno im o normalnosc tez fakt. Raczej nie powinny byc ksiezmi bo to wymaga powagi zrownowazenia itd. Szatan wykorzystuje kazda szczeline a co nagle to po ... Potwierdza sie to teraz niebywale. Nie radze porzucac kaplanstwa. A jesli juz to jedyne co tu widze to moze zakon? W ogole jakies uspokojenie. A juz jakas kobieta w zadnym wypaadku! Nie moze byc gorzej niz byly ksiadz z kobieta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy