Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Ratowanie żydów .
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:53, 01 Cze 2018    Temat postu:

Eugeniusz Łazowski- Polak, który uratował tysiące Żydów
Napisała Aldona Zaorska
wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Wydrukuj
Email
Skomentuj jako pierwszy!
Oceń ten artykuł
1
2
3
4
5
(13 głosów)
fotografia archiwalna fotografia archiwalna
Eugeniusz Łazowski – człowiek, który wykorzystując paniczny strach Niemców przed tyfusem, przekonał ich, że w Rozwadowie (dziś Stalowa Wola) panuje epidemia tej choroby. Niemcy omijali Rozwadów szerokim łukiem, a Łazowski ratował Żydów. Uratował ich ok. 8 tys.

Film Lista Schindlera powstawał w Polsce. Kiedy Spielberg skończył kręcenie Listy…, pokazał jeszcze „roboczą” wersję filmu pewnemu polskiemu Żydowi – człowiekowi powszechnie szanowanemu, pamiętającemu bardzo dobrze lata II wojny światowej i znającemu wielu Żydów, którzy przeżyli Holocaust. Po pokazie zaprosił go do słynnej krakowskiej restauracji i zapytał o wrażenia. Jakże się zdziwił, gdy od swego rozmówcy usłyszał „to jest ***, a nie film”. Nie mając żadnych argumentów w dyskusji z polskim Żydem, który znał prawdę o Schindlerze, słynny amerykański reżyser… uciekł, dosłownie uciekł z restauracji, zostawiając swego rozmówcę nad niedokończonym obiadem.

Spielberg oczywiście z filmu się nie wycofał ani po tej rozmowie nie dokręcił żadnych scen. Świat łyknął bajeczkę o Oskarze Schindlerze – dobrym Niemcu ratującym Żydów w Polsce. Tymczasem Lista Schindlera jest tak bezczelnym łgarstwem, że aż każe się zastanawiać, czy ktoś aby nie zapłacił Spielbergowi, by je nakręcił. Dziś wszystko wskazuje, że ten film wcale nie służył pamięci uratowanych Żydów, tylko był początkiem wybielania Niemców i kampanii oskarżeń wobec Polaków. Gdyby bowiem Spielbergowi chodziło o prawdę, o pokazanie prawdziwych bohaterów, to było wielu ludzi, którzy uratowali znacznie więcej Żydów niż jego nazistowski pupilek, który robił to za ciężkie pieniądze i inne świadczone mu „usługi”. Nie tylko Raoul Wallenberg. Nie tylko Irena Sendlerowa. Nie tylko polscy dyplomaci ze Szwajcarii. Nie tylko Henryk Sławik, który uratował 5 tys. Żydów. Ale także Eugeniusz Łazowski. Człowiek, który wykorzystując paniczny strach Niemców przed tyfusem, przekonał ich, że w Rozwadowie (dziś Stalowa Wola) panuje epidemia tej choroby. Niemcy omijali Rozwadów szerokim łukiem, a Łazowski ratował Żydów. Uratował ich ok. 8 tys.

Łazowski urodził się w 1913 r. w Częstochowie. Po odzyskaniu niepodległości wyjechał z rodzicami do Warszawy. Tu ukończył liceum i wstąpił do Szkoły Podchorążych Sanitarnych. Już jako jej uczeń studiował na Uniwersytecie Józefa Piłsudskiego medycynę. Zdawał właśnie końcowe egzaminy, gdy wybuchła wojna. Łazowski został wysłany do szpitala w Brześciu nad Bugiem, następnie ewakuował się z transportem sanitarnym na południe kraju. Aresztowany przez Sowietów, uciekł z transportu na Syberię i… wpadł w łapy Niemców. Trafił do niemieckiego obozu jenieckiego, skąd uciekł i wrócił do Warszawy. I to wszystko w ciągu dwóch miesięcy 1939 r. W listopadzie 1939 r. wziął ślub i wyjechał do Stalowej Woli, rodzinnej miejscowości żony, gdzie zaczął pracę w PCK w Rozwadowie. Wkrótce potem skontaktował się z oddziałem ZWZ por. Franciszka Przysiężniaka. Zaopatrywał oddział w leki i środki opatrunkowe i udzielał pomocy medycznej żołnierzom. A potem wpadł na genialny pomysł.

Otóż na początku wojny jego znajomy, dr Stanisław Matulewicz, odkrył, że krew osób zakażonych niegroźną bakterią Proteus OX19 daje podczas testów wyniki identyczne jak przy zakażeniu tyfusem plamistym. Obaj lekarze zaczęli szczepić swoich pacjentów niegroźną bakterią i wysyłać próbki krwi do niemieckich laboratoriów. W efekcie Niemcy, którzy na punkcie tyfusu mieli prawdziwą paranoję, ogłosili okolice Stalowej Woli terenem objętym zarazą i czym prędzej ewakuowali z niej swoich. Siłą rzeczy ustały wywózki ludności na roboty i do obozów koncentracyjnych.



Łazowski i Matulewicz oczywiście widzieli, jak niebezpieczną grę prowadzą, ukryli więc fakt całkowitej nieszkodliwości bakterii OX19 także przed pacjentami. Ludzie byli więc przekonani, że chorują na tyfus, chociaż obaj lekarze wiedzieli, że nic im nie jest. Aby chronić Żydów zaszczepionych tą niegroźną bakterią, Łazowski zaczął dodawać do próbek ich krwi odczynniki, które czyniły wynik badania niejasnym. Było to konieczne, gdyż jednoznaczne wykrycie tyfusu u Żyda oznaczało dla niego natychmiastową egzekucję. W tym czasie Łazowski często przedostawał się także do stalowowolskiego getta, by leczyć przebywających tam chorych Żydów.

Niemcy nie byli jednak idiotami i w końcu zorientowali się, że jak na teren objęty zarazą, to śmiertelność jest na nim za mała. Łazowski fałszował dane w raportach, zawyżając ilość zużytych leków zwalczających tyfus, ale i to nie pomogło. Pod koniec 1943 r. (według innych źródeł – w lutym 1944) do Rozwadowa przybyła komisja kontrolna SS, złożona z gestapowskiego lekarza i jego dwóch praktykantów, która miała rozstrzygnąć o prawdziwości epidemii. Polacy i z nimi sobie poradzili. Jak? Bardzo prosto – gestapowskiego lekarza podejmowali tak „gościnnie”, że zwyczajnie upili go do tzw. zerwania filmu, a jego praktykantów zaprowadzili do prawdziwych chorych na tyfus. W ten sposób komisja potwierdziła występowanie epidemii. A Niemcy przestali węszyć. Przynamniej jeśli chodzi o tyfus. Postanowili jednak pozbyć się samego Łazowskiego, podejrzewając go o działalność w AK. Przed aresztowaniem ostrzegł go w ostatniej chwili niemiecki żandarm, którego polski lekarz wyleczył z pewnej wstydliwej choroby. W 1944 r. Łazowski z żoną i małym dzieckiem uciekł przed gestapo. Do tego czasu uratował przed śmiercią co najmniej 8 tys. Żydów.

W 1945 r. wrócił z rodziną do Warszawy i podjął pracę w Klinice Akademii Medycznej oraz Instytucie Matki i Dziecka. W 1958 r. wyjechał z rodziną do USA jako stypendysta Fundacji Rockefellera. W USA został profesorem pediatrii na Uniwersytecie Stanowym w Illinois. W latach 80. przeszedł na emeryturę i zamieszkał w Oregonie.

Autor ponad 100 prac naukowych w języku polskim i angielskim oraz wspomnień Prywatna wojna. Wspomnienia lekarza-żołnierza 1933–1944, zmarł 16 grudnia 2006 r.

Nie doczekał się ani drzewka, ani tytułu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, ani filmu o sobie. W sumie – nic dziwnego. W takim filmie Spielberg musiałby sławić genialnych polskich lekarzy. On woli pokazywać jako dobroczyńcę Żydów niemieckiego nazistę, a Polaków jako zbrodniarzy. Taka „nagroda” środowisk żydowskich dla Łazowskiego za to, że 8 tys. razy „uratował świat”.

...

Przypomnijmy bohatera. Pominmy co zrobil Spielberg i jego motywy ktorych nie znam. Trzeba oczywiscie tepic nazywanie kazdego bohatera Schindlerem. Pojawily sie juz takie potworki jezykowe jak,, polski schindler". Takie numery wycinam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:44, 04 Lip 2018    Temat postu:

Zatuszowany bohater wydarzeń Kieleckich z 4 lipca 1946

Mateusz Machnicki Historie • Publicystyka
Mieczysław Winiarski urodził się 9 grudnia 1917 roku w Łoniowie. Zmarł 15 czerwca 1990 roku. Służył w 38 p.p. Strzelców Lwowskich w Przemyślu. Prawdopodobnie w 1943 roku wstąpił do NSZ. Działał w ramach placówki w Łoniowie. W tym czasie był robotnikiem. 7 stycznia 1945 roku został zatrzymany przez UB. Orzeczeniem PUBP w Sandomierzu z 20 lutego 1945 postanawia go internować. Na razie tyle wiadomo o jego wojennej przeszłości.

Fot. Zdjęcie Mieczysława Winiarskiego z Kenkarty
Fot. Zdjęcie Mieczysława Winiarskiego z Kenkarty

Po wojnie Mieczysław Winiarski pracował na kolei. Wiadomo, że początkowo był zatrudniony we Włoszczowie, a następnie – w czerwcu 1946 przeniesiony na stanowisko dyżurnego ruchu na stacji Kielce-Herbskie. 4 lipca 1946 roku pełnił służbę. O godzinie 14.20 na stację przybył pociąg nr 713 relacji Wrocław-Lublin. Mieczysław Winiarski był wtedy w biurze mieszczącym się w drewnianym baraku, gdyż budynek stacji został zniszczony w czasie wojny. W pewnej chwili, do jego biura przyszedł młody człowiek o semickich rysach. Za nim kroczył strażnik. Jak się okazało, powstrzymywał on ludzi, którzy chcieli dostać się do baraku. Mieczysław Winiarski otrzymał informację o zabójstwie trzech Żydów na stacji. Zapytał się przybyłego człowieka, czy jest Żydem. On potwierdził. Dyżurny niezwłocznie zgłosił do dyspozytora ruchu fakt zabójstw Żydów na stacji oraz pobyt jednego w biurze, prosząc, aby powiadomił on UB w celu zapewnienia ocalałemu bezpieczeństwa. UB jednak nie przyjeżdżało. Po jakimś czasie, Mieczysław Winiarski skontaktował się z centralą stacji Kielce, która przełączyła go do Urzędu Bezpieczeństwa. Jednak dyżurny musiał wykonać kolejny telefon, gdyż znów nie doczekał się reakcji służb. W międzyczasie przyjął na stację transport wojska. Poprosił wtedy komendanta transportu o pomoc. Najprawdopodobniej dopiero wtedy sytuacja uspokoiła się. Reakcja UB nastąpiła około 2 godziny po zdarzeniu. Wtedy funkcjonariusze zabrali zabitych Żydów oraz ocalałego samochodem ciężarowym z plandeką.

W aktach głównych procesu dot. Pogromu znaleźć można relację Jana Kurczyńskiego – kancelisty przy dyżurnym ruchu na stacji Kielce-Herbskie. Zeznał, że z okna kancelarii widział, „jak nieznani sprawcy, czy byli wśród nich mundurowi nie wiem, z wagonów tego pociągu wypędzali pasażerów, słychać było przy tym strzały. Kto strzelał tego nie wiem. Na stacji było dużo ludzi. Zajście to obserwowałem z okna kancelarii. Widziałem wśród cywilów uzbrojonych osobników. Osobnicy ci strzelali do uciekających z pociągu ludzi”. Jan Kurczyński widział również grupę osób zbliżających się do kancelarii. Nie pamiętał, czy te osoby były uzbrojone. Grupa tych osób chciała wyważyć drzwi do kancelarii. Obecni w kancelarii strażnicy ochrony kolei zaczęli krzyczeć, aby napastnicy odstąpili od drzwi, które pracownicy starali się utrzymać. Dopiero po groźbie użycia broni, ludzie zaczęli odchodzić. Po jakimś czasie Winiarski opowiadał mu, że został zwolniony z więzienia, gdyż w areszcie

pojawił się ukrywany Żyd, który nalegał, aby go zwolnić, bo Mieczysław Winiarski uratował mu życie.

Ocalałym był krawiec – Józef Zilberman, urodzony 25 grudnia 1923 roku w Szedliszczach koło Chełma, do którego najprawdopodobniej zmierzał pociągiem relacji Wrocław-Lublin. Istotnie – zeznania złożył 8 lipca. Potwierdził on relację dyżurnego ruchu. Prawdopodobnie ten fakt spowodował, że Winiarski jako osoba, w kartotece której widniała przynależność do Narodowych Sił Zbrojnych, nie był sądzony w późniejszym pokazowym procesie. Zilberman wspomniał, że strażnik uzbrojony w karabin również bezskutecznie dzwonił na UB. Dookoła budynku byli obecni ludzie, którzy nawoływali do zabicia Zilbermana, a dyżurny ruchu zachowując zimną krew, uratował mu życie. 20 lipca 1946 roku oficer WUBP w Kielcach Bogdan Janusiewicz umorzył śledztwo w sprawie Mieczysława Winiarskiego. Ustalił on, że: „Winiarski Mieczysław pełniąc służbę na stacji kolejowej Herby Kieleckie jako dyżurny ruchu w dniu 4 lipca 1946 roku, gdzie miało miejsce zamordowanie trzech Żydów, a czwarty ocalał, ponieważ Winiarski Mieczysław ukrył go u siebie w biurze”.

Tym bardziej należy przypominać postawę byłego żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych Mieczysława Winiarskiego, który w tym dniu uratował Józefa Zilbermana. Ten jednoznacznie zeznał, że życie zawdzięcza postawie dyżurnego ruchu. Prawdopodobnie to zeznanie ocaliło życie Mieczysławowi Winiarskiemu. NSZ był jedną z głównych organizacji obarczonych winą za Pogrom już tego samego dnia przez propagandę PPR. Do dziś jego postawa nie jest wspominana, co również jest co najmniej zastanawiające i budzi zdziwienie w obliczu istnienia stowarzyszeń, które na co dzień zajmują się kwestią tragicznych wydarzeń w Kielcach oraz pomocy udzielanej Żydom. Czyżby w 2018 roku żołnierz NSZ ratujący Żyda z pogromu nie mógł przejść przez usta pewnych środowisk kreujących własną narrację, w tak wielu punktach tożsamą z propagandą komunistów z 1946 roku?

...

Warto przypomniec prawde w czasie ohydnego klamstwa. NSZ mordowala zydow stalo sie juz nagminnym belkotem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:22, 12 Lip 2018    Temat postu:

Śledz nas na:
Polska Agencja Prasowa, ul. Bracka 6/8, 00-502 Warszawa, tel.: (+48 22) 509 22 22, e-mail: [link widoczny dla zalogowanych]
O Agencji
BIP
Kontakt
Kontakt handlowy
Redakcje
PolskiEnglish12 lipca 201810:18

Polski rząd na uchodźstwie uczestniczył w negocjacjach ws. ewakuacji 300 tys. Żydów z Europy
08:27, 11.07.2018 Zapisz
Polski rząd na uchodźstwie brał udział w 1944 roku w negocjowaniu 20 mln franków łapówki dla Heinricha Himmlera w zamian za uwolnienie 300 tys. pozostających przy życiu Żydów z całej Europy - wynika z dokumentów archiwalnych, do których dotarła PAP.
"Po pertraktacjach z Himmlerem, nasz przedstawiciel donosi, że za 20 milionów franków można by ewakuować do państw neutralnych 300.000 Żydów partiami po 15.000 osób miesięcznie" – czytamy w depeszy wysłanej w listopadzie 1944 roku z poselstwa polskiego w Bernie do ambasady RP w Waszyngtonie.

Autorem depeszy skierowanej do Unii Rabinów Ortodoksyjnych jest Isaac Sternbuch, przywódca żydowskiego komitetu Vaad Hatzalah, którego organizacja podjęła pod koniec 1944 roku próbę wykupu Żydów.

W bezpośrednich negocjacjach wspierał ją najprawdopodobniej Jean-Marie Musy, były prezydent Szwajcarii, który prywatnie znał Himmlera sprzed wojny.

Negocjacje te były już w znacznym stopniu opisane przez historyków. Zajmował się nimi między innymi kanadyjski badacz Max Wallace w nieprzetłumaczonej na język polski książce "In The Name of Humanity: The Secret Deal to End the Holocaust".

Jak twierdzi Wallace, to właśnie w fakcie prowadzenia owych tajnych rozmów można szukać przyczyn zatrzymania komór gazowych i krematoriów w Auschwitz w listopadzie 1944 roku.

Jednak w materiałach historycznych, które do tej pory się ukazały na ten temat, wątek polski traktowany był najczęściej jako drugorzędny. Tymczasem depesza nr 102 z 21 listopada 1944 roku, do której dotarła PAP, pokazuje, że to polska dyplomacja była przekaźnikiem najbardziej poufnej informacji o negocjacjach między Himmlerem a środowiskiem amerykańskich Żydów, umożliwiając zbieranie pieniędzy na łapówkę dla Reichsfuehrera.

"Pieniądze deponowalibyśmy w banku szwajcarskim też ratami po milion franków po ewakuacji odnośnej grupy. Projekt w zasadzie przyjęliśmy; zaznaczamy, że nasz przedstawiciel jest osobistością bardzo poważną i wpływową" - pisał w depeszy nr 102 Isaac Sternbuch. PAP dotarła także do innych depesz dotyczących negocjacji z Himmlerem i udziału w nich strony polskiej.

W jednej z nich znajduje się informacja, że Reichsfuehrer w ramach negocjacji obiecał wstrzymać akcję eksterminacyjną w obozach zagłady.

"(…) p. Sternbuch donosi telegraficznie za pośrednictwem poselstwa R.P. w Bernie, iż delegat Panów przywiózł z Berlina propozycję złożenia większej sumy na stopniową ewakuację wszystkich Żydów z Niemiec. Na razie obiecano wstrzymać akcję eksterminacyjną w obozach, z tym, że pertraktacje są w toku i p. Sternbuch zapowiada nadesłanie wkrótce szczegółów akcji. Na interwencję przeprowadzoną za pośrednictwem nuncjatury w Bernie rząd niemiecki potwierdził to samo Watykanowi. Zgodził się ponadto poddać kontroli Międzynarodowego Czerwonego Krzyża obozy na Górnym Śląsku" – napisano w depeszy MSZ z 23 listopada 1944 r. Dokument opatrzono klauzulą "tajne".

Heinrich Himmler po I wojnie światowej związał się z kierowaną przez Hitlera Narodowosocjalistyczną Niemiecką Partią Robotniczą (NSDAP). Uczestniczył w nieudanym puczu nazistów 9 listopada 1923 roku w Monachium. Był twórcą, a potem szefem SS - oddziałów stanowiących gwardię przyboczną Hitlera odpowiedzialną za największe zbrodnie III Rzeszy. Po zdobyciu przez narodowych socjalistów władzy w 1933 roku, kierował całym aparatem policyjnym III Rzeszy, odpowiadając za zbrodnie na terenach okupowanych przez Niemców, w tym za Holokaust. Od 1943 roku kierował MSW. Popełnił samobójstwo po aresztowaniu przez Amerykanów w maju 1945 roku.

Małżeństwo Isaac i Recha Sternbuchowie, liderzy Vaad Hatzalah, uważani są za jednych z największych żydowskich bohaterów akcji ratowania ofiar Zagłady. Po wojnie docenili oni również rolę polskiego posła (ambasadora) w Bernie Aleksandra Ładosia i udostępnienie przez niego szyfrów. "Bez ambasadora Ładosia nie uratowałby się prawie nikt" - pisała o nim Recha Sternbuch.(PAP)

autor: Daria Porycka

...

Coraz wiecej rzeczy wychodzi i oczywiscie Polska blyszczy na ogolnie ciemnym tle. Co bylo wiadomo od zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:17, 28 Lip 2018    Temat postu:

Jan Żabiński - jego azyl dla ludzi i zwierząt
POLSKIE RADIO
- Na świecie jego nazwisko w kołach dyrektorów ogrodów zoologicznych jest do dzisiaj swoistą świętością. Ja jego imię powinienem wymawiać na stojąco – mówił o Janie Żabińskim Antoni Gucwiński, wieloletni dyrektor Wrocławskiego Ogrodu Zoologicznego.
Jan Żabiński w 1967 roku Foto: Źr. Wikimedia Commons/dp
44 lata temu zmarł Jan Żabiński , zoolog, fizjolog, organizator i dyrektor Ogrodu Zoologicznego w Warszawie. Razem z żoną w czasie II wojny światowej ukrywał Żydów na obszarze zoo, za co otrzymali oni tytuł Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
Od szczenięcych lat
- Dziedzicznie zostałem przez matkę obciążony zamiłowaniami hodowlanymi. Pasjonowałem się zwierzętami, od kiedy tylko sięgnę pamięcią. Jednak pech chciał, że ojciec miał wręcz przeciwne predylekcje, nie znosił żadnych zwierząt w mieszkaniu, czemu matka podporządkowała się całkowicie – wspominał Żabiński w radiowym felietonie.
Wszystko zmieniło się za sprawą oszustwa, na które pozwolił sobie mały Jaś Żabiński wobec ojca i kilku kijanek. Jakie były początki obserwacji przyrody przez przyszłego dyrektora warszawskiego zoo? Posłuchaj w audycji.
Józef Żabiński, ojciec Jana, liczył na to, że syn przejmie po nim kancelarię rejencką. Tak się jednak nie stało. Zamiast o studiach prawniczych, przyszły dyrektor warszawskiego zoo marzył o biologii. Plany studiowania tego kierunku poza Warszawą pokrzyżowała I wojna światowa. Zamiast biologii, Żabiński zaczął studia na kierunku rolniczym.
- Pracując w zoo przez 23 lata miałem sposobność przekonać się, jak bardzo w tym fachu dopomogły mi właśnie wiadomości zdobyte na kursach przemysłowo-rolniczych na późniejszej Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego, gdyż na zoologii uniwersyteckiej w moich czasach w dobrym tonie było kłaść nacisk tylko na zwierzęta, które w całości mieściły się pod obiektywem mikroskopu – zaznaczał.
Zwierzęta w radiu słowem malowane
Po ukończeniu studiów i zdobyciu doktoratu zajął się działalnością popularyzatorską i edukacyjną. Przez ponad 40 lat popularyzował wiedzę zoologiczną na antenie Polskiego Radia. Swoje pogadanki wygłaszał niemal od początku istnienia radia. Od 1926 roku powstało ponad 1500 jego pogadanek. Posłuchaj, jak Jan Żabiński wspominał swoje radiowe początki.
- W audycji radiowej potrafił namalować słowem zwierzę tak, że niewidomy widział je w kolorach – podkreślał Antoni Gucwiński w audycji Ewy Bobcińskiej z cyklu "Cztery pory roku".
W 1929 roku rozpoczęła się jego największa życiowa przygoda. Po zmarłym Wenantym Burdzińskim przejął posadę dyrektora warszawskiego ogrodu zoologicznego. Pod jego zarządem zoo odnotowało duże sukcesy, m.in. udało się rozmnożyć słonie (narodzona w Warszawie Tuzinka była dwunastym słoniem, który przyszedł na świat w niewoli na całym świecie) i karakale.
Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata
Warszawskie ZOO zostało w pierwszych dniach września 1939 roku zbombardowane przez niemiecką artylerię. Wiele zwierząt nie przeżyło ataku, część uciekła z klatek i została zastrzelona. Obawiano się, że drapieżniki mogą stanowić zagrożenie dla ludności Warszawy. Pozostałe przy życiu zwierzęta miały trafić do ogrodów zoologicznych w Rzeszy. Sam Żabiński wkrótce trafił do aresztu, z którego w brawurowy sposób uwolnił go dyrektor poznańskiego zoo. Jak do tego doszło? Posłuchaj audycji.
Jan i Antonina Żabińscy wykorzystali puste pomieszczenia dla zwierząt i piwnice willi znajdującej się na terenie ogrodu zoologicznego do ukrywania osób zagrożonych likwidacją w okupacyjnej rzeczywistości, głównie Żydów, których szmuglowano z warszawskiego getta. Jan dostawał się tam pod pozorem wywożenia odpadków, którymi karmił hodowane na terenie zoo świnie.
- Spektrum osób, które ukrywały się w ZOO i willi było ogromne. Wśród nich byli Żydzi i chorzy psychicznie – podkreślała Teresa Żabińska-Zawadzka, córka Jana i Antoniny w audycji Pawła Siwka z cyklu "O wszystkim z kulturą".
Jan podkreślał, że prawdziwą bohaterką była jego żona. To na barkach Antoniny spoczywało zajmowanie się ukrywanymi ludźmi aż do wyrobienia im fałszywych aryjskich dokumentów. Przez willę Żabińskich przewinęło się według różnych rachunków między ponad setką a trzema setkami Żydów.
Żabiński jako żołnierz Armii Krajowej wziął udział w randze porucznika w Powstaniu Warszawskim. Walczył w rejonie Śródmieście Północ. Został ciężko ranny i dostał się do niemieckiej niewoli. Do końca wojny przebywał w oflagu.
Powojenne losy
Po powrocie z niewoli zajął się odbudową warszawskiego zoo. Poświęcił się również ratowaniem żubrów, których populacja po wojnie wynosiła zaledwie 44 sztuki.
Swoją funkcję pełnił do marca 1951 roku. Został z niej odwołany ze względu na jego jednoznacznie negatywny stosunek do rozbuchanej do ogromnych rozmiarów biurokracji. Nie bez znaczenia była też prawdopodobnie jego akowska przeszłość.
Do końca życia zajmował się popularyzacją nauki. Czynił to na antenie Polskiego Radia, za co otrzymał Złoty Mikrofon oraz w licznych publikacjach, których liczba przekracza 60. Zmarł cztery lata po swojej żonie, 26 lipca 1974.
Na ekranach kin gości obecnie hollywoodzki film "Azyl", który opowiada historię Jana i Antoniny Żabińskich.
bm
Zobacz więcej na temat: historia zoo warszawa
ostatnia aktualizacja:
26.07.2018 06:00
"Azyl" - prawdziwa historia małżeństwa Żabińskich
JEDYNKA
Hollywoodzki film pt. "Azyl" w reżyserii Niki Caro opowiada historię małżeństwa Żabińskich, którzy podczas II wojny światowej ukrywali na terenie warszawskiego zoo kilkuset Żydów.
ostatnia aktualizacja:
08.03.2017 13:00
rozwiń 
Prawdziwy "Azyl". Z wizytą w willi warszawskiego zoo
JEDYNKA
Od dziś w kinach "Azyl", film o Żydach ukrywanych w warszawskim zoo przez dyrektora Jana Żabińskiego i jego żonę Antoninę (w tej roli Jessica Chastain).
ostatnia aktualizacja:
24.03.2017 10:30
rozwiń 
Antonina Żabińska - niezwykła bohaterka działająca w cieniu
TRÓJKA
Antonina Żabińska była żoną Jana Żabińskiego - legendarnego twórcy i dyrektora warszawskiego zoo. Chociaż żyła w cieniu męża, jej życiorys pełen jest dowodów odwagi, nieprzeciętnej siły charakteru i bohaterstwa.

...

Fascynujaca historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:35, 28 Lip 2018    Temat postu:

Przy domu prowincjalnym Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi na Hożej powstanie Muzeum Ratowania Dzieci Żydowskich im. matki Matyldy Getter. W czasie II wojny światowej ta przełożona wraz z siostrami ocaliła życie kilkuset dzieciom z warszawskiego getta. Kamień węgielny pod budowę muzeum zostanie poświęcony 8 sierpnia, w 50. rocznicę jej śmierci
Franciszkanki Rodziny Maryi zamierzają zbudować muzeum, w którym znajdzie się wystawa stała poświęcona wciąż mało znanej historii ratowania dzieci żydowskich przez żeńskie zgromadzenia zakonne i księży. Znajdzie się tam również sala konferencyjna i biblioteka. Placówka będzie ogólnodostępna.
Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi podjęło już pierwsze formalne kroki związane z uzyskaniem pozwoleń na budowę Muzeum Ratowania Dzieci Żydowskich. Gotowy jest już wstępny projekt muzeum ale dalsze formalności i budowa – jak przewidują – potrwają 2-3 lata.
To jest przesłanie dla każdego człowieka – troska o pamięć historyczną o tym, że nasze poprzedniczki w tak trudnym czasie wojny ratowały dzieci – podkreśla s. Barbara Król, przełożona warszawskiej prowincji Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. – Nie patrzyły na narodowość, liczyło się to, że ratują człowieka – dodała.
„Do tej pory odzywają się osoby, które zostały uratowane przez nasze siostry. Przyjeżdżają też potomkowie ocalonych. Czasem w archiwum zgromadzenia nawet udaje się odnaleźć podrabiane przez siostry metryki, dzięki którym udało się uratować konkretne dziecko.” – opowiada przełożona franciszkanek Rodziny Maryi.
Z danych zgromadzenia wynika, że ponad sto sióstr brało udział w ratowaniu dzieci żydowskich. Część z zakonnic została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Szczególną postacią w ich gronie była przełożona prowincjalna matka Matylda Getter, której imię będzie nosiło nowe muzeum.
Przed wojną założyła ponad 20 placówek opiekuńczych i edukacyjnych, wielokrotnie była honorowana wysokimi odznaczeniami państwowymi za osiągnięcia w pracy oświatowo-wychowawczej. W 1936 została wybrana przełożoną warszawskiej prowincji zgromadzenia.
W czasie wojny w domu prowincjalnym na Hożej zakonnice prowadziły punkt sanitarny i kuchnię dla najbiedniejszych, a w czasie Powstania Warszawskiego – szpital. Tam też trafiały dzieci wyprowadzone z getta, którym m. Matylda Getter organizowała schronienie w prowadzonych przez zgromadzenie sierocińcach i domach dziecka.
W 1985 r. została pośmiertnie odznaczona medalem i tytułem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Według InstytutuYad Vashem franciszkanki Rodziny Maryi z narażeniem własnego życia uratowały kilkaset żydowskich dzieci.
W środę 8 sierpnia przypada 50. rocznica śmierci m. Matyldy Getter. W tym dniu na Cmentarzu Powązkowskim zostanie odsłonięta i poświęcona tablica nagrobna m. Gettter.
Od tego dnia na dziedzińcu domu prowincjalnego franciszkanek Rodziny Maryi przy ul. Hożej 53 będzie można oglądać wystawę mobilną poświęconą bohaterskiej zakonnicy i jej współsiostrom.

Franciszkanki otwierają Muzeum Ratowania Dzieci Żydowskich

...

Znakomita inicjatywa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:20, 01 Sie 2018    Temat postu:

"New York Times" opisuje w dzisiejszym wydaniu losy zmarłego niedawno w USA Hermana Shine'a, który w dramatycznych okolicznościach zdołał uciec z obozu koncentracyjnego Auschwitz. Gazeta podkreśla, że pomógł mu w tym narażając swoje życie Polak, Józef Wrona.
Auschwitz-Birkenau - Thinkstock
Według nowojorskiego dziennika Shine należał do nielicznych osób, które zbiegły z obozu w Auschwitz. Podczas niemieckiej okupacji deportowano tam co najmniej 1,3 mln ludzi, a zginęło - blisko 1,1 mln. Tylko nielicznym, mniej niż 200 więźniom, udało się stamtąd uciec i przeżyć – przypomina "NYT".
Gazeta opisuje historię urodzonego w 1922 roku w Berlinie Hermana Shine'a, który zmarł w czerwcu w kalifornijskim San Mateo w wieku 95 lat. Jego ojciec, Gerson Scheingesicht, wyjechał po pierwszej wojnie światowej z Polski do Niemiec.
Zaraz po ataku hitlerowskich Niemiec na Polskę Shein, który wówczas nazywał się Mendel Scheingesicht, wraz z innymi Żydami, w tym przyjacielem Maxem Drimmerem, został osadzony w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. W roku 1942 trafili oni do obozu pracy Monowitz (Monowice) .
Według polskich źródeł obóz ten początkowo był podobozem Auschwitz. W roku 1943 został przemianowany na KL Auschwitz III-Aussenlager. Stanowił jednostką nadrzędną nad wszystkimi podobozami. Zmuszeni do ciężkiej pracy więźniowie szybko tracili tam siły i umierali.
"Dopóki byłeś wystarczająco zdrowy, miałeś szansę przeżyć kolejny dzień" – mówił Shine w 2001 roku w wywiadzie dla kalifornijskiego "County Times".
Desperacki plan
W Monowitz jako robotnik cywilny zatrudniony był Józef Wrona, który zaprzyjaźnił się z Drimmerem. Polak ostrzegł go w roku 1944, że podsłuchał SS-manów, którzy nie wiedząc, że zna niemiecki, rozmawiali o planach zabicia więźniów obozu.
"Pan Wrona wymyślił sposób na wywiezienie pana Drimmera z obozu, co mogło być śmiertelnym przedsięwzięciem. Polacy ukrywający uciekinierów mogli zostać zabici wraz z swoimi rodzinami" – podkreśla "New York Times". Jak dodaje, na prośbę Drimmera Polak zgodził się, aby planem ucieczki objąć także Hermana.
"Pan Wrona zrobił małą kryjówkę na placu budowy w pobliżu Monowitz, a podczas przerwy na lunch wskoczyli do niej pan Shine i pan Drimmer. Tłoczyli się tam przez ponad dzień, ukryci pod izolacją budynku, dopóki pan Wrona nie wrócił nocą z cywilnymi ubraniami" – opisuje ryzykowne przedsięwzięcie gazeta.
Zwraca też uwagę na dramatyzm sytuacji, ponieważ kiedy mężczyźni przedostali się przez wycięty przez Polaka w ogrodzeniu otwór i byli w drodze do jego oddalonego o ponad dziewięć kilometrów domu, zatrzymał ich niemiecki żołnierz. Na szczęście uwierzył Wronie, że wszyscy są polskimi robotnikami i puścił wolno.
Niemcy otoczyli dom
"W domu pan Wrona ukrył uciekinierów w stodole i przyniósł im jedzenie. Zgodził się również, by wysłali pocztą listy do przyjaciół, usługę, która mogła stać się ich zgubą. Raz pan Drimmer nieświadomie naraził wszystkich na niebezpieczeństwo, pisząc do przyjaciółki, Herty Zowe" – relacjonuje "NYT".
Niemcy faktycznie odkryli list, zatrzymali Zowe, po czym z psami otoczyli i przeszukali dom Wrony a także stodołę. Nie dotarli jednak do schowka na poddaszu, gdzie schronili się przerażeni zbiegowie. Zdali sobie oni wówczas sprawę, że nie mogą tam dłużej zostać.
Dotarli oni do odległego o niemal 100 kilometrów domu w Gliwicach poznanej wcześniej przez Hermana Marianne Schlesinger. Została ona zmuszona do pracy dla Niemców. Ponieważ była tylko w połowie Żydówką pozwolono jej jednak mieszkać poza obozem. Po wojnie obaj mężczyźni wyemigrowali do USA i osiedlili się w pobliżu San Francisco wraz z żonami, Marianne Schlesinger i Hertą Zowe.
Spotkanie po latach
Nie widzieli Polaka do 1990 roku, kiedy przybył do Los Angeles. Wzięli tam wszyscy udział w ceremonii uhonorowania go najwyższym izraelskim odznaczeniem cywilnym nadawanym nie-Żydom, medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Wyróżnienie przyznaje Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Jad Waszem. Józef Wrona zmarł w rok później.
"Chcemy, aby naszą historię poznało jak najwięcej ludzi. (…) Józef nie tylko ryzykował swoje życie - nasze życie i tak nie było nic warte - ale ryzykował życie całej swojej rodziny i całej wioski" - przytacza nowojorska gazeta pochodzącą z 1990 roku wypowiedź Hermana Shine'a w "Los Angeles Times".

...

Kolejna taka historia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:46, 04 Sie 2018    Temat postu:

Uwolnienie Żydów z niemieckiego obozu koncentracyjnego dzięki czołgowi zdobytemu przez powstańców to ewenement w historii II wojny światowej.
Teren na Woli, gdzie Niemcy utworzyli latem 1943 r. Konzentrationslager Warschau, warszawiacy nazywali Gęsiówką, ponieważ mieścił się przy ul. Gęsiej. Dzisiaj jej śladem biegnie ul. Mordechaja Anielewicza, a na terenie koszar z końca XVIII w., gdzie sto lat później utworzono więzienie wojskowe, dziś stoi Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Podczas okupacji Gęsiówkę podobnie jak pobliski Pawiak (przy ul. Pawiej) objęły mury getta. Po upadku powstania żydowskiego do założonego tu obozu koncentracyjnego Niemcy zwozili sukcesywnie Żydów z różnych krajów Europy. Wykorzystywali ich do robót w ruinach getta -rozbiórek rumowisk, wyszukiwania kosztowności, palenia zwłok. W ciągu niespełna roku z tych komand roboczych śmierć poniosło 20 tys. ludzi – zagłodzonych, zakatowanych, rozstrzelanych. W kwietniu 1944 r. było ich jeszcze 4,5 tys. Latem większość pogoniono w marszu śmierci do Łowicza, a na terenie obozu pozostawiono tylko kilkuset. Wkrótce i oni – wedle planów komendantury KL Warschau – mieli zginąć w zbiorowej egzekucji. (...)
O tym, że w Gęsiówce znajduje się „kacet” z żydowskimi więźniami, powstańcy mogli dowiedzieć się od 50 z nich, których wyzwolili już 1 sierpnia, zdobywając magazyny wojskowe na Stawkach (stąd słynne „panterki”, w których od tego dnia walczyli). Rychło też w ręce „zośkowców” wpadł zastępca komendanta obozu. Jego zeznania oraz rozpoznanie przeprowadzone przez kpt. „Jerzego” i jego zastępcę kpt. Eugeniusza Stasieckiego „Piotra Pomiana” pozwoliło poznać topografię i system obrony Gęsiówki. Kontakt ogniowy z jej załogą nawiązała już wcześniej 2. kompania Batalionu „Zośka” pod dowództwem plut. pchor. Andrzeja Romockiego „Morro”. Kompanię tę, nazwaną „Rudy” – od pseudonimu kolejnego z trzech bohaterów „Kamieni na szaniec”, dowództwo AK uzna za najlepszą wśród wszystkich powstańczych oddziałów. (...)
„Radosław” postawił – zapewne pro forma – ostatni warunek: uczestnicy ataku muszą zgłosić się na ochotnika. Zgłosili się wszyscy żołnierze harcerskiego oddziału. Wspominając tę chwilę, „Wacek” zwraca jednak uwagę, że to ratowanie Żydów od śmierci było głównym powodem akcji: „Przed obozem stał harcerski batalion Armii Krajowej »Zośka«, harcerzy Szarych Szeregów, którzy pamiętali statut harcerstwa polskiego z roku 1920 mówiący, iż harcerz jest przyjacielem każdego człowieka. Nikt z nas nie myślał wtedy o sytuacji strategicznej, że otworzy nam to pewne linie, ani o tym, że silne stanowiska niemieckie miano izolować, a nie zdobywać w pierwszym okresie walk. Chcieliśmy od razu wszyscy atakować, ratować tych więźniów." (...)
Stanisław Sieradzki „Świst”:
„5 sierpnia rano prawym skrzydłem poszła kompania »Giewont«, lewym kompania »Rudy«. Z plutonem »Felek« kompanii »Rudy« posuwała się moja sekcja karabinu maszynowego, a ulicą dojazdową, dzisiaj Anielewicza, jechał do bramy obozu nasz czołg. Niemcy, jak zobaczyli czołg, to krzyczeli: »unsere Panzern!«. A »unsere Machine« stanęła naprzeciw bramy, gruchnęła w nią i nasz czołg wjechał na teren obozu. Wpadliśmy do obozu za czołgiem." (...)
Jak wyglądało uwolnienie Żydów? Jak potoczyły się dalsze losy powstańców, którzy brali udział w tej akcji?

..

Akcja mowi sama za siebie. Tu musze pochwalic znakomity obraz pokazujac symbolicznie te chwile. Wymowa bardzo poruszajaca. Brawa dla twórcy! Znakomicie wygladajace kolory pasujace do sytuacji i rysunek to samo. Tak sie ilustruje historie!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:27, 10 Sie 2018    Temat postu:

Matka Matylda Getter - zakonnica, która ratowała Żydów
POLSKIERADIO.PL
Matka Matylda Getter była przełożoną warszawskiej prowincji Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Dzięki jej działaniom oraz zaangażowaniu sióstr ze Zgromadzenia, w czasie okupacji niemieckiej udało się uratować życie ponad 750 Żydów, głównie dzieci.

Uroczystości poświęcone matce Matyldzie Getter (1870-1968) odbyły się 8 sierpnia 2018 roku. Na Cmentarzu Powązkowskim, gdzie spoczywa zmarła przed 50 laty siostra Getter, została odsłonięta nowa tablica nagrobna. - Ratowanie Żydów to była ogromna współpraca, nie tylko między siostrami, ale także z osobami świeckimi i instytucjami – mówiła siostra dr Teresa Antonietta Frącek.
Matylda Getter, dzięki rozbudowanej sieci sierocińców kierowanych przez Zgromadzenie, prowadziła szeroką akcję ukrywania żydowskich dzieci z warszawskiego getta. Swoim współpracowniczkom wydała proste zalecenie: "Nikogo nie wydać, nikogo nie zdradzić. Jeżeli ktoś przychodzi na nasze podwórze i prosi o pomoc to, w imię Chrystusa, nie wolno nam odmówić".
W 1942 matka Getter zadecydowała, że Zgromadzenie przyjmie każde potrzebujące dziecko z getta. Dzięki polskim franciszkankom udało się ocalić kilkaset osób skazanych na zagładę, w większości narodowości żydowskiej. Matylda Getter współpracowała również z Polskim Państwem Podziemnym, zaangażowała się też w wystawianie nowych dokumentów dla osób ściganych przez Niemców. Wspierała ludność cywilną podczas Powstania Warszawskiego.
Jednym z żydowskich dzieci, które uratowała matka Matylda Getter wraz z innymi siostrami ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, była Lea Balint. W czasie wojny ukrywano ją w klasztorze w Brwinowie. – Klasztor był dla mnie rajem w piekle – wspominała po latach ocalała Lea Balint.
- Szacujemy, że siostry uratowały życie ponad 750 osób. Uważały one, że ratowanie drugiego człowieka jest obowiązkiem sumienia, to jest też podanie ręki temu, któremu grozi śmierć – tłumaczyła siostra dr Teresa Antonietta Frącek.
W 1985 roku matka Matylda Getter otrzymała medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Po niej medal otrzymało jeszcze sześć sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi.
Według słów obecnej przełożonej generalnej Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, matki Janiny Kierstan, matkę Matyldę Getter prócz odwagi cechowała niezwykła skromność. - Nie mówiła wiele o swej odważnej, gigantycznej działalności podejmowanej na wielu odcinkach życia okupacyjnego - zaznaczyła matka Janina Kierstan. Była to pomoc Żydom, Polakom, osieroconym dzieciom czy osobom zaangażowanym w działalność konspiracyjną przeciwko Niemcom.
W Domu Prowincjalnym Zgromadzenia przy ulicy Hożej poświęcono kamień węgielny pod budowę Muzeum Ratowania Dzieci Żydowskich im. matki Matyldy Getter.
Na dziedzińcu Domu Prowincjalnego Zgromadzenia przy ul. Hożej 53 można także obejrzeć wystawę plenerową poświęconą matce Matyldzie.

...

Kolejna postac z wielu pomagajacych. Widzimy ze im blizej ktos byl Boga tym bardziej pomagal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:48, 23 Sie 2018    Temat postu:

Jest pierwsza lista Żydów ocalonych dzięki Grupie Berneńskiej. Setki depesz pokazują ogrom polskiej pomocy
POLSKIE RADIO
Badacze Instytutu Pileckiego stworzyli pierwszą listę Żydów ocalonych z Holokaustu w wyniku działalności polskich dyplomatów i działaczy żydowskich z tzw. Grupy Berneńskiej - dowiedział się reporter Polskiego Radia Karol Darmoros. To 115 osób, które trafiły do niemieckich obozów przejściowych, ale dzięki dokumentom dyplomatycznym państw latynoamerykańskich, w tym Hondurasu, przeżyły wojnę.
Zdjęcia Żydów, uratowanych przez polskich dyplomatów Foto: IAR
To pierwsze efekty projektu badawczego powołanego przez Instytut Pileckiego i Ambasadę RP w Bernie w celu zbadania powojennych losów Żydów ocalonych przez przedstawicieli polskiego MSZ. Obie instytucje zaznaczają, że ostateczna lista ocalonych wymaga prowadzenia dalszych badań.
Polskie Radio dotarło też do setek niepublikowanych depesz, które pokazują ogrom pomocy polskiej dyplomacji dla Żydów w czasie II wojny światowej.
To część liczącego ok. 8 tysięcy szyfrogramów archiwum depesz polskich placówek dyplomatycznych, które analizują Instytut Pileckiego i Ambasada RP w Bernie.
Przeprowadzona do tej pory kwerenda dokumentów z Archiwum Akt Nowych w Warszawie i archiwum Instytutu Sikorskiego w Londynie pokazuje, że polscy dyplomaci wspólnie z przedstawicielami żydowskich organizacji działali w sposób nieszablonowy: pozyskali i sfałszowali tysiące południowoamerykańskich paszportów w celu ratowania Żydów przed Zagładą, ale także nieustannie zabiegali o uznanie tych dokumentów i koordynowali gigantyczne przepływy pieniężne przeznaczane na pomoc indywidualną i zbiorową.
Badacze Instytutu we współpracy z pracownikami Ambasady RP w Bernie ustalili szczegółowe metody pracy tej tajnej organizacji nazywanej Grupą Berneńską.
Historycy, z którymi rozmawiało Polskie Radio, po lekturze wybranych depesz podkreślali, że ten zbiór pokazuje, iż pomoc polskiego rządu na uchodźstwie dla zagrożonych Holokaustem Żydów była stale realizowanym zadaniem całej dyplomacji, a nie działaniami akcyjnymi. Badacze zaznaczają również, że choć są to znane historykom dokumenty, to dzięki nowej wiedzy dotyczącej Grupy Berneńskiej, można je odczytać inaczej.
Szczegóły depesz opisujących wysiłki polskich dyplomatów na rzecz ratowania Żydów jutro od rana w serwisie Informacyjnej Agencji Radiowej oraz na portalu i antenach Polskiego Radia. a także w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
IAR/agkm

...

Znakomicie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:04, 09 Wrz 2018    Temat postu:

Badania naukowe pokazują, że ok. 75 proc. biskupów polskich pomagało Żydom..

- w czasie holokaustu. Aktywność pozostałych 25 proc. jest w trakcie analizy naukowców. Tysiące księży oraz sióstr zakonnych w pełnej konspiracji ratowało osoby wyznania mojżeszowego. Ponad 150 księży, którzy pomagali Żydom, zostało zamordowanych.

...

Ksiezom trudno byloby to robic gdyby biskupi powiedzieli. Nie narazajcie wiernych na odwet. Rabini by tak zrobili natychmiast. Nie wolno narazac zadnego zyda dla jakichs Polakow... Tu widzimy zupelnie inny poziom moralny. Prawdziwa moralnosc wyplywajaca z Ewangelii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133167
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:51, 22 Gru 2018    Temat postu:

Otwock: w stodole odnaleziono skrytkę, gdzie podczas wojny ukrywano Żydów
Skrytka, w której Sabina i Aleksander Smolakowie ukrywali podczas II wojny Moshe Bajtla. Fot. Łukasz Kubacki z Działu Zbiorów MHP
Skrytka, w której Sabina i Aleksander Smolakowie ukrywali podczas II wojny Moshe Bajtla. Fot. Łukasz Kubacki z Działu Zbiorów MHP
Wykonaną z cegieł, głęboką na 135 cm skrytkę pod posadzką stodoły odkryto przypadkowo podczas prac porządkowych wz. z budową autostrady w Otwocku pod Warszawą. Sabina i Aleksander Smolakowie ukrywali tam podczas wojny Żyda Moshe Bajtla. Elementy skrytki trafią do Muzeum Historii Polski.

O odkryciu skrytki poinformowała wnuczka Sabiny i Aleksandra Smolaków, Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Skrytka znajdowała się w stodole w gospodarstwie jej dziadków w Otwocku, w której podczas II wojny ukrywali oni Żydów. "Było to dla niej zaskoczeniem, ponieważ do tej pory rodzina uważała, że Moshe Bajtel, bo tak nazywał się ocalony przez państwa Smolaków, był ukrywany tylko na strychu" - powiedział PAP Szpytma. Dodał, że na znalezisko natrafiono podczas prac porządkowych związanych z oczyszczaniem terenu pod budowę autostrady.

Jak wyjaśnił Szpytma, okazało się, że to była to profesjonalna skrytka umiejscowiona pod powierzchnią stodoły. "Ze wstępnych oględzin wynika, że było to rezerwowe miejsce na ukrywanie się w szczególnie niebezpiecznych momentach. Informację o znalezisku przekazałem Muzeum Historii Polski, które gromadzi przedmioty związane z naszą historią do swej powstającej ekspozycji. Jednocześnie wysłałem ekipę filmową IPN, by udokumentowała wygląd kryjówki przed jej rozmontowaniem. To niesamowite znalezisko, wykonana z cegieł, ze stropem kryjówka, poniżej linii posadzki stodoły. Należy podkreślić, że w Otwocku wyjątkowo wielu Żydów zostało uratowanych przez Polaków podczas II wojny" - mówił.

Wnuczka Sprawiedliwych Joanna Bąk przyznała, że skrytka została odnaleziona zupełnie przez przypadek. "Mój dziadek zmarł w 1967 r. i przypuszczam, że od tego czasu nikt do tego miejsca nie zaglądał. Ta skrytka była ukryta i dopiero teraz przy sprzątaniu stodoły ją odnaleźliśmy. Dla mnie to był szok. To miejsce, w którym byłam tysiące razy, odwiedzając dziadków, i nie miałam świadomości, co się tam znajduje. I teraz dosłownie w ostatniej chwili udało się ją odnaleźć. Wejście do kryjówki było ukryte pod stosem drewna. Była tam taka skrzynka na stałe zrobiona i w tej skrzynce był zabity gwoźdźmi właz do tej kryjówki" - opowiadała.

"Od razu zostały zrobione zdjęcia i wysłałam do syna ocalonego pytanie, czy słyszał o tej kryjówce. Potwierdził, że słyszał o niej od ojca, ale nie miał wiedzy, gdzie się znajdowała. Pan Moshe uciekał z Treblinki właściwie dwa razy. Trafił tam wraz z rodziną z otwockiego getta. Raz uciekł już z samego obozu, kiedy przez chwilę wyłączono prąd w drutach kolczastych go ogradzających. Niestety został ponownie złapany i znów wysłany do Treblinki. Tym razem udało mu się uciec z transportu. Szedł nocami przez trzy doby i dotarł do domu moich dziadków, których znał jeszcze sprzed wojny. Ponieważ był w opłakanym stanie, babcia od razu dała mu ubranie dziadka i ukryli pana Moshe" - relacjonowała Bąk.

Jak mówiła, w domu oprócz dziadków i ich córki mieszkali jej pradziadkowie i dwóch braci babci, w sumie siedem osób, które ryzykowały życiem, pomagając. "Podstawowym miejscem ukrycia pana Moshe był strych, niewielka przestrzeń między sufitem a więźbą dachową, gdzie właściwie mógł głównie leżeć. Wieczorem kiedy wydawało się względnie bezpiecznie schodził na dół i spędzał czas z naszą rodziną. W odnalezionej skrytce ukrywał się zapewne w takich momentach wyjątkowego zagrożenia, ponieważ dom stał przy uczęszczanej trasie Warszawa-Lublin. W sumie dziadkowie ukrywali pana Moshe od lata 1942 do lata 1944 r. Po wojnie przeniósł się on do Łodzi, później wyjechał do Izraela, a następnie do Niemiec Zachodnich. Zmarł w 1997 r. W 2004 r. dziadkowie zostali uhonorowani medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata" - powiedziała.

Elementy odnalezionej skrytki trafią do Muzeum Historii Polski. "To niezwykle rzadkie znalezisko. Pod stertą drewna znaleziono taką drewnianą +wypustkę+, z zewnątrz wyglądającą jak takie pudło z desek. Okazało się, że jest też klapa, pod którą ukazało się pomieszczenie. Udało nam się wymontować właz do tej skrytki, czyli tę drewnianą klapę z okuciami, fragment futryny, do której były zamontowane i kawałki drabiny, która była w środku. Wewnątrz pomieszczenie było obmurowane cegłami, na górze miało takie żeliwne sztaby jako wzmocnienie stropu, na których położono cegły, podłoga była klepiskiem. Skrytka ma długość ok. dwa metry, szerokość ok. 160 cm, głębokość ok. 135 cm" - wyjaśnił Łukasz Kubacki z działu wystawienniczego MHP.

Jak zaznaczył z punktu widzenia muzealnej kolekcji to wspaniały eksponat. "Teraz musimy jego elementy oczyścić i poddać konserwacji, bo drewno jest jednak w kiepskim stanie. Chcemy, by obiekt stał się częścią naszej wystawy stałej" - dodał Kubacki. (PAP)

autor: Anna Kondek-Dyoniziak

...

Cenny dokument historii.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Powstanie to ofiarny stos ... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy