Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Polacy ze wschodu .

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:03, 23 Gru 2014    Temat postu:

Opole: kutia, pierogi i barszcz – wigilijne dania przywiezione z Kresów

Pierogi, barszcz i kutia - to tradycyjne potrawy wigilijne jadane na Opolu. Skąd wziełą się taka tradycja? Kutia, którą ciskało się o sufit, by wróżyć urodzaj; postny barszcz zamiast siemieniotki czy grzybowej oraz pierogi na różne sposoby – to wigilijne dania, które na Śląsku Opolskim rozpropagowali po II wojnie światowej przybyli na te ziemie Kresowianie.

Pierogi, barszcz i kutia - kresowym "hitem"

Opolska folklorystka i etnolog z Katedry Kulturoznawstwa i Folklorystyki Uniwersytetu Opolskiego prof. Teresa Smolińska opowiedziała, że przed II wojną światową na śląskim wigilijnym stole z zup pojawiały się głównie grzybowa, fasolowa, grochowa czy tzw. siemionka albo siemieniotka - zupa z nasion konopi, zjadana przeważnie z kaszą jaglaną. Postny barszcz z buraczków z uszkami to zupa typowo polska, także kresowa. Jak określiła folklorystka po 1945 roku na Górnym Śląsku "zrobił on prawdziwą furorę".

- Barszcz przyjął się tu bardzo dobrze, choć wciąż często spotyka się w śląskich domach wspomnianą grzybową. Najczęściej Ślązacy rezygnują dziś z przyrządzania siemienotki, choć i ta jednak ma nadal swoich zwolenników. Według dawnych wierzeń chroni bowiem przed świerzbem i wrzodami – zaznaczyła naukowiec.

Kutii trzymają się kurczowo

Według prof. Smolińskiej czymś, czego Kresowianie na swoich wigiliach nadal "trzymają się kurczowo", jest kutia – słodki przysmak z parzonego maku, gotowanej pszenicy, miodu i bakalii. - Przepisów na nią jest chyba tyle, co gospodyń. Jedne są rzadsze, wręcz jak zupa, inne gęstsze – suche. Są mniej lub bardziej słodkie. Ślązacy natomiast mają swoje makówki, makiełki - z maku, bułki, miodu, bakalii, często zalewanych mlekiem – dodała.

Pochodząca z Rawy Ruskiej w woj. lwowskim Stanisława Mende, od lat opolanka, wspomina że kutia tak posmakowała w latach powojennych rodzinie jej męża – Ślązaka, że wzięto od niej przepis. - Nosiłam ją też zawsze po świętach do pracy, bo jak znajomi raz spróbowali, to potem zawsze już prosili, by ją przynosić – opowiedziała.

Doktorantka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Opolskim Kamila Sawka, której prababcia pochodziła z Wicynia w woj. tarnopolskim, wspominała z kolei o kresowym zwyczaju związanym z kutią. Po wigilijnej wieczerzy głowa rodziny albo najstarszy z rodu nabierał lepką, miodową kutię na łyżkę i ciskał nią o sufit. - Im więcej ziaren z tego specjału przykleiło się do sufitu, tym większy urodzaj miał być w następnym roku – mówiła Sawka.

Prof. Smolińska zaznaczyła jednak, że zwyczaj ten zanikł w latach powojennych. - Na Śląsku budownictwo było inne, niż na Kresach - sufity były zawieszone wysoko. Rzucać więc było niewygodnie, a i brudziło się wszystko dokoła – dodała. Choć, jak zaznaczyła, zanim się to stało, w domach często dochodziło do świątecznych niesnasek. Kresowe rodziny opowiadały folklorystce, że trzeba było mocno pilnować np. dziadka, by ten nie rzucał kutią bądź kapustą z grochem o sufit.

Zofia Cichewicz z Nysy (Opolskie), pochodząca w Łopatyna na Kresach, na Opolszczyznę trafiła po wojnie jako 19-latka. W rozmowie powiedziała, że o zwyczaju rzucania kutią o sufit w rodzinnych stronach słyszała, ale jej bliscy tego nie praktykowali. Wspominała natomiast, że zarówno na Kresach, jak i po wojnie na Opolszczyźnie w domu jej teściów-Kresowian wkładano – prócz sianka pod obrus – także słomę pod stół.

Kutia, pierogi i barszcz to nie jedyne tradycje

Sawka wyjaśniła, że jeszcze przed wojną na Kresach był zwyczaj stawiania w izbach tzw. dziadocha – snopka słomy. - Ale to zwyczaj, który został wyparty przez powszechną dziś choinkę jeszcze zanim Kresowianie przyjechali na tzw. ziemie odzyskane – zaznaczyła.

Prof. Smolińska podała, że snop słomy stawiany był w izbach po to, by mogły przy nim usiąść dusze zmarłych, które zapraszano na wigilię. - Słowianie szczególnie pielęgnowali pamięć o zmarłych, spotykali się z nimi, prosili o pomoc. Żeby się swojsko czuli, stawiali taki snop słomy w rogu izby, zostawiali na stole pusty talerz, a zanim usiedli przy wigilijnym stole delikatnie omiatali ręką krzesła i ławy, by nie przysiąść jakieś zbłąkanej duszy – opowiedziała badaczka.

Sawka dopowiedziała też, że zarówno jej pochodząca z Kresów prababcia, a potem babcia, nie pozwalały bezpośrednio po zjedzonej wigilii zabierać talerzy ze stołu. - Resztkami z nich miały pożywić się właśnie dusze zmarłych. Sprzątać najlepiej było aż na drugi dzień, albo najwcześniej po pasterce – wspominała.

Pierogi - przysmak całej Polski?

Kresowianie przywieźli też na Śląsk wigilijne pierogi – najczęściej podawane w wersji z kapustą i grzybami. Stanisława Mende wspomina jednak, że jej babcia robiła też pierogi na słodko - z makiem albo ze śliwkami. Prof. Smolińska zaznaczyła, że pierogi to danie charakterystyczne dla całej "ściany" wschodniej Polski – od Podlasia, po południowo-wschodnie obszary. - Prócz nich w domach z kresowym rodowodem na wigilię robi się też postne gołąbki – z kaszą gryczaną, ryżem i grzybami. Mam męża Kresowiaka i sama takie robię. Nie spotkałam natomiast jeszcze śląskiego domu, w którym w wigilię podawałoby się pierogi czy gołąbki – uznała prof. Smolińska.

Cichewicz pamiętała z kolei, że kresowym wigilijnym daniem bywały też czasem podpłomyki – kruche placki z mąki pszennej pieczone bezpośrednio na fajerkach pieca, a potem łamane i maczane w słodkiej, makowej masie.

Prof. Smolińska zaznaczyła, że z upływem lat wiele zwyczajów i tradycyjnych potraw Kresowiacy i Ślązacy od siebie przejęli. - Warto wspomnieć, że jedną z pierwszych, przejętych na Śląsku nie tylko od Kresowiaków tradycji, było dzielenie się opłatkiem, przed wojną praktycznie na Górnym Śląsku nieznane – podkreśliła folklorystka i dodała, że do popularyzacji tej tradycji przyczynili się w dużej mierze księża.

Świąteczne zwyczaje na Opolszczyźnie - kto uczył się od kogo?

Warto też wspomnieć, że w wigilię rano na Kresach czekano na wizytę młodego mężczyzny, który miał zwiastować urodzaj i dobrobyt. Skażona grzechem pierworodnym kobieta, jeśli przyszła pierwsza, była zwiastunem chorób i niepowodzeń. - Teraz też w wielu domach o tym zwyczaju się pamięta – czasem w wigilię, a czasem w Sylwestra. Panowie wręcz umawiają się na wzajemne wizyty, albo choćby na telefony – dopowiedziała prof. Smolińska.

Folklorystka dodała, że krótko po wojnie Kresowiacy – najczęściej młodzi mężczyźni - nagminnie chodzili też od świąt aż po nowy rok po sąsiadach ze zbożem w kieszeniach. Składali życzenia obsypując domowników i izby ziarnem. - Miało to zapewnić dostatek, płodność i urodzaj plonów, ale też i zaspokoić ciekawość, jak mieszkają sąsiedzi. Z czasem ten zwyczaj upadł – podkreśliła.

Największy ruch przesiedleńczy z Kresów po przesunięciu granic Polski na zachód miał miejsce w latach 1944-1946, a druga tura - w końcu lat 50. Ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 1950 r. wynikało, że na 809 tys. ówczesnych mieszkańców woj. opolskiego ogółem, "przybyłych z ZSRR" było 180 tys.

...

Tak to bylo wymieszanie tradycji .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:46, 09 Maj 2015    Temat postu:

Polacy przede wszystkim poszukują na Litwie rodzinnych śladów

Od dwóch lat ponownie wzrasta wśród Polaków zainteresowanie turystycznymi podróżami na Litwę. Wyjeżdżają przede wszystkim osoby, które poszukują tam osobistych lub rodzinnych śladów, a ich podróże mają charakter sentymentalny.

Jak powiedziała Lina Guziak z Polskiego Biura Podróży Olsztyn, wśród turystów dominują osoby, które mają kresowe korzenie rodzinne.

- To zwykle osoby starsze, które tam się urodziły lub osoby w średnim wieku, które chcą dotrzeć do miejsc znanych z rodzinnych opowieści. Młodzi turyści jadą już najczęściej w celach rozrywkowych - dodała Guziak.

Poinformowała, że od dwóch lat zauważalny jest wzrost zainteresowania takimi sentymentalnymi podróżami, które zwiększyły się o kilkadziesiąt procent.

- Kilka lat temu notowaliśmy spadek zainteresowania, co było podyktowane nieprzychylnymi opiniami w mediach, że Litwini niechętnie goszczą Polaków w Wilnie czy na terenie swego państwa - powiedziała Guziak.

Jak podkreśliła, jej biuro podróży ma najszerszą ofertę wyjazdów na wschód Europy, która jest dostępna i sprzedawana w ponad dwu tysiącach placówek w całej Polsce.

- Nasi klienci wypełniają ankiety i na tej podstawie modyfikujemy program, ale zwykle sprowadza się on do kanonu polskich miejsc w Wilnie - zaznaczyła Guziak.

Do tego kanonu należy m.in. pielgrzymowanie do kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej, zwiedzanie wileńskiej starówki i wyjazd do pobliskich Troków, gdzie rodziło się litewskie państwo.

Jak powiedziała Giedroyć, która uczestniczyła w trakcie majowego weekendu w takiej sentymentalnej, rodzinnej podróży do Wilna, atmosfera pobytu w tym mieście jest niesamowita.

- Czułam się w Wilnie naprawdę jak w Polsce, jak u siebie, bo stąd pochodzi moja rodzina. Emocje sięgnęły zenitu, gdy weszłam do kościoła św. Anny, w którym w 1939 roku przyjął chrzest mój ojciec. Dom dziadków znajduje się naprzeciwko na tej samej ulicy - mówiła Giedroyć.

Brat jej babci ks. Henryk Hlebowicz został błogosławionym Kościoła w 1999 r., gdy papież Jan Paweł II wyniósł na ołtarze 108 męczenników za wiarę podczas II wojny światowej. Ks. Hlebowicz zginął śmiercią męczeńską rozstrzelany w listopadzie 1941 r.; do dziś nie wiadomo, gdzie pochowano jego ciało.

Kiedy po 17 września 1939 r. Wilno, w którym przebywał, znalazło się w granicach ZSRR, współpracował z konspiracyjną organizacją Akcja Ludowa, która starała się podtrzymywać wśród Polaków ducha polskości. Współredagował dwa czasopisma: "Jutro Polski" i "Póki my żyjemy".

W obliczu prowadzonej przez władze sowieckie wielkiej akcji ateizacji młodzieży 3 maja 1941 r. ks. Hlebowicz ofiarował swoje życie w intencji uratowania wiary wśród młodzieży. Mówił wtedy: "Matko wszystkich ludzi i narodu naszego, weź w opiekę młodzież swoją. (…) Natchnij wiarą i męstwem. Ochroń ją od fałszu najemników. Udziel jej światła do rozpoznania granic dobra i zła i daj jej tyle siły, by nigdy tych granic nie zatarła w swych słowach i czynach. (…) A jeśli już ofiara jest niezbędna, przyjmij ją od tego, komu Syn Twój nakazał dawać świadectwo prawdzie zawsze i polecił Boga słuchać wpierw niż ludzi".

Po rozpoczęciu wojny niemiecko-radzieckiej Wilno i Białoruś znalazły się tym razem pod okupacją hitlerowską. Abp Romuald Jałbrzykowski wysłał ks. Hlebowicza na Białoruś, gdzie został duszpasterzem w Chotajewiczach, Korzeniu i Okołowie.

Gorliwy duszpasterz wzbudzał dużą niechęć prawosławnych duchownych, którzy byli świadkami, jak wielu prawosławnych pod wpływem jego działalności przechodziło na katolicyzm. Ks. Hlebowicz został aresztowany przez milicję białoruską pozostającą na usługach III Rzeszy 7 listopada 1941 r. pod zarzutem szerzenia polskości. Już dwa dni później wieczorem został rozstrzelany w lesie w pobliżu Borysowa.

- Moja babcia wspominała swego brata przede wszystkim z okresu, gdy przed wojną był proboszczem w Trokach. Wówczas cała rodzina jeździła do niego na letnisko. Teraz plebania, w której mieszkał, jest zupełnie zrujnowana. Przykry widok - powiedział Giedroyć.

Troki dla Litwinów to miejsce, w którym wielki książę Witold nie doczekał się koronacji na króla. A dynastia Gedyminów zawsze marzyła o koronie i litewskiej samodzielności politycznej.

...

Tak to jest dusza kraju. To nie były ,,kolonie polskie na wschodzie". To była po prostu POLSKA! I NIGDY ZGODNIE Z PRAWEM NIE PRZESTAŁA BYĆ!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:59, 14 Maj 2015    Temat postu:

Nie żyje Tadeusz Kukiz

Tadeusz Kukiz nie żyje. Ojciec byłego kandydata na prezydenta, Pawła Kukiza, ostatnio ciężko chorował. Zmarł w wieku 83 lat. Informację tę potwierdził na Facebooku sztab Pawła Kukiza. Jako pierwszy tę smutną wiadomość podał "Fakt".

W trakcie trwania kampanii wyborczej, Paweł Kukiz przerwał ją na moment, by opiekować się ciężko chorym ojcem. Dziś przyszła wiadomość o śmierci Tadeusza Kukiza.

Tadeusz Kukiz urodził się w 1932 r. w Dębowicach w województwie tarnopolskim. W 1940 r. jego ojciec został aresztowany przez NKWD i zamordowany w czerwcu 1941 r. w więzieniu we Lwowie. Rodzina, deportowana do Kazachstanu, powróciła do Polski w 1946 r. i zamieszkała na Śląsku Opolskim. Przez niemal trzydzieści lat prowadził w Niemodlinie (opolskie) oddział chorób wewnętrznych i kierował kołem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego.

Działał w Związku Sybiraków oraz Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Poprzez publikacje w czasopismach popularyzuje historię i kulturę Kresów. Szczególnie wiele pracy włożył w zgromadzenie materiałów i opisanie losów kresowych obrazów sakralnych, przywiezionych po II wojnie światowej do Polski. Wyniki tych badań opublikował w serii książek "Madonny Kresowe" oraz "Wołyńskie Madonny".

Opracował też monografie kilku miejscowości na Kresach, z którymi związana jest jego rodzina.

Był ojcem wokalisty i kandydata na prezydenta Pawła Kukiza.

...

Proszę! Rodzina z Kresów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 0:22, 11 Lip 2015    Temat postu:

Repatriacja Polaków ze Wschodu, czyli wstyd dla III RP
Oskar Górzyński
akt. 10 lipca 2015, 15:57
W czwartek rząd zadeklarował, że Polska przyjmie dwa tysiące uchodźców z Syrii i Erytrei. Tymczasem wciąż niezrealizowane pozostaje inne moralne zobowiązanie zaciągnięte przez nasze państwo: repatriacja Polaków ze Wschodu, obiecana tysiącom potomków ofiar stalinowskich zsyłek. - Nic się w tej sprawie nie dzieje, bo po prostu nie ma politycznej woli - mówi WP Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów RP.

Pani Walentyna miała szczęście. Do Polski wraz z mężem i dwiema córkami trafiła już w 1995 roku, jako jedna z pierwszych Polaków z Kazachstanu, którzy po obaleniu komunizmu i otwarciu granic przybyli do ojczystego, choć nigdy wcześniej nie widzianego kraju. Jej dziadkowie, mieszkający w Płoskirowie (dzisiejszy Chmielnicki w zachodniej Ukrainie), zostali w ramach "polskiej operacji NKWD" 1936 roku wraz z setkami tysięcy innych Polaków wywiezieni w głąb Związku Radzieckiego, na puste kazachskie stepy, i pozostawieni tam sami sobie. Nie tylko przeżyli, ale wbrew masowej indoktrynacji zachowali swój język i tożsamość. Na tyle dobrze, że 60 lat później, ich wnuki nie miały wątpliwości, że ich ojczyzną jest Polska, a nie niepodległy Kazachstan.

- W domu zawsze mówiliśmy po polsku, rodzice zawsze na to nalegali. I nawet jeśli w okolicy nie było księdza, to zawsze modliliśmy się potajemnie w naszym języku, choćby z książeczki do nabożeństw - wspomina Walentyna.

Walentynie udało się trafić do Polski tylko za sprawą ludzkiej dobroci. Konkretnie za sprawą hojności pewnego łódzkiego biznesmena, który dowiedziawszy się o losie Polaków ze Wschodu, postanowił sfinansować powrót do kraju jednej rodziny. Jego wybór padł na rodzinę pani Walentyny.

- Początek to był koszmar, bo nasz sponsor zmarł i kiedy wysiedliśmy z pociągu już w Polsce, nie witał nas nikt, zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Jakoś jednak przeżyliśmy pierwsze tygodnie, a dzięki pomocy ludzi udało nam się znaleźć dach nad głową i zbudować tu życie, znaleźć pracę. Bardzo się cieszę, że tu trafiliśmy. W Polsce jest ładnie, jest piękna przyroda. Każdy, kto przyjeżdża ze Wschodu, to mówi - opowiada repatriantka. Jej rodzina w Świątnikach w Małopolsce, zaaklimatyzowała się w na tyle dobrze, że - jak mówi pani Walentyna - jej córki nie chcą już słyszeć, że są repatriantkami, bo uważają się po prostu za Polki.

- Skończyły studia, jedna pracuje w Krakowie, druga założyła prywatne przedszkole. Nie rozumieją, dlaczego tylu ich rówieśników wyjeżdża na Zachód. Im się tu podoba - zapewnia kobieta.

Czekając na wizę

Takiego szczęścia jak Walentyna nie miała jednak jej siostra. Ona, wraz z ponad dwoma tysiącami innych Polaków ze Wschodu, od wielu lat czeka na repatriację. Zrealizowaniem marzeń o powrocie zesłańców i ich rodzin do wolnej Polski miała być ustawa o repatriantach z 2000 roku. I choć w pierwszych dwóch latach jej obowiązywania do kraju rzeczywiście trafiła znaczna liczba - prawie dwa tysiące - repatriantów, to szybko okazało się, że rzeczywistość nie przystała do oczekiwań. Wszystkim, którzy wyrazili chęć repatriacji i potwierdzili swoje polskie pochodzenie, wydano promesy wizowe. Problem w tym, że aby obietnica repatriacji się spełniła, każda osoba potrzebuje jeszcze zaproszenia od gmin lub osób prywatnych, które zapewniłyby środki i warunki do osiedlenia się Polaków. W teorii środki te gminy mogły otrzymać z budżetu państwa. Praktyka nie zawsze to jednak potwierdzała i z biegiem czasu, gminy coraz rzadziej zapraszały repatriantów. A jeżeli już to robiły, to niemal wyłącznie w trosce o własny interes.

"Samorządowcy nieufnie odnoszą się do zapewnień o pomocy państwa, a jeśli decydują się podjąć zobowiązania wobec repatriantów, to starają się przede wszystkim rozwiązać własne problemy (np. sprowadzić osoby o wysokich kwalifikacjach)" - stwierdza raport Biura Analiz Sejmowych z 2013 roku. Przypadki zaproszeń motywowanych chęcią pomocy rodakom ze wschodu autor są według autora analizy "nieliczne". W rezultacie, od 2007 do Polski co roku trafia nie więcej niż 250 repatriantów. Według danych, które podało Wirtualnej Polsce MSW, w 2014 roku repatriacja objęła 198 osób. W pierwszej połowie tego roku - 85. Raport BAS stwierdza jednoznacznie, że by dokończyć proces powrotu zesłańców i ich rodzin do Polski, potrzebna jest zmiana prawa.

Jeszcze ostrzejsze w wymowie od analizy było opublikowane w zeszłym roku sprawozdanie z kontroli NIK. Izba wyliczyła, że przeprowadzana w dotychczasowym tempie repatriacja trwałaby ponad 16 lat. Już teraz ci, którzy dostali przyrzeczenie wydania wizy, potrafią czekać na osiedlenie się ponad 5, a w przypadku niektórych nawet 10 lat. Zdaniem NIK, przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest brak środków - państwo ani razu nie wykorzystało rezerwy (stopniowo zmniejszanej - obecnie wynosi ona 9 mld zł.), jaką przeznaczono na ten cel w budżecie. Obecny stan rzeczy wynik to m.in. braku zaangażowania odpowiedzialnych ministerstw (MSZ, MSW i MPiPS), które zaniedbały sprawę i mimo szumnie zapowiadanego programu ułatwiającego repatriację, w ogóle go nie wdrożyły.

Nowe propozycje

- Nie chodzi o brak mieszkań czy środków. To kwestia podejścia. Chodzi o brak koordynacji działań poszczególnych administracji. Gminy, które zapraszają Polaków ze Wschodu, często nie mogą doczekać się na zwrot pieniędzy z budżetu, dlatego często sprowadzają Polaków na własną rękę. Ten system po prostu nie działa - mówi WP Jakub Płażyński, przedstawiciel Obywatelskiego Komitetu "Powrót do Ojczyzny" i syn byłego marszałka Sejmu, który był jednym z inicjatorów prac nad reformą obecnego procesu repatriacji. To właśnie obywatelski projekt nowej ustawy miał być rozwiązaniem obecnych problemów. Odpowiedzialność za całość procesu w myśl projektu przejąłby rząd (a nie, jak obecnie - samorządy), dzięki czemu łatwiej byłoby kontrolować proces.

- Można by w ten sposób postanowić na szczeblu centralnym, że sprowadzimy wszystkich tych, którzy dostali promesy, rozplanować to na kilka lat i po prostu zrealizować ten plan- mówi Płażyński.

Początek był obiecujący - projekt zebrał ćwierć miliona podpisów i trafił do Sejmu. Sejm skierował projekt do dalszych prac, powołał nawet w tym celu specjalną podkomisję - i... na tym się skończyło. Podkomisja spotkała się zaledwie kilka razy i zdążyła rozpatrzyć jedynie kilka przepisów projektu. Od 2013 roku nie odbyło się żadne jej posiedzenie. Ostatecznie rząd uznał, że projekt jest zbyt drogi (według wyliczeń, miałby kosztować 900 milionów zł). Szefowa podkomisji Joanna Fabisiak z PO zapowiadała, że do końca obecnej kadencji Sejmu zgłosi za to inną nowelizację ustawy o repatriantach. W rozmowie z WP Fabisiak podtrzymuje swoją obietnicę.

- Wszyscy zgodzili się, że na te 900 milionów państwa po prostu nie stać. Natomiast mój projekt nowelizacji jest już gotowy, był konsultowany, ma podpisy wszystkich świętych i został złożony w maju do naszego klubu. Teraz wszystko w rękach naszego biura legislacyjnego. Będę się starała, żebyśmy zdążyli do końca kadencji - zapowiada posłanka. - Ale nie wszystko zależy od jednego posła - dodaje. Jak mówi polityk, jej pomysł opiera się na dwóch: ułatwieniach w uznawaniu polskiego obywatelstwa dla Polaków ze Wschodu oraz uczynienia MSW podmiotem odpowiedzialnym za całość procesu. Minister spraw wewnętrznych wyznaczałby co roku planowaną liczbę repatriowanych Polaków i miałby obowiązek przedstawienia sprawozdania z tego, jak ten wykonał. Zwiększone do 25 milionów złotych zostałyby też środki przeznaczone na ten cel. Jak twierdzi posłanka Fabisiak, w ten sposób udałoby się repatriować wszystkich Polaków w ciągu pięciu lat.

W deklaracje te nie wierzy jednak Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów RP i współautorka obywatelskiego projektu.

- Brakuje politycznej woli, aby ruszyć tę sprawę. Przez dwie kadencje nic nie zrobiono w tym kierunku nic. Dopiero, po tym, jak zgłosiliśmy nasz projekt, nagle wszyscy postanowili pomóc repatriantom. Ale wszystkie projekty umarły śmiercią naturalną. Ta ustawa jest trupem, więc ta nowelizacja nic nie da. Trupa nie da się wskrzesić - mówi w rozmowie z WP Ślusarek. Według niej, lepiej byłoby poczekać do następnej kadencji Sejmu, by jeszcze raz rozpatrzyć obywatelski projekt ustawy.

Łukaszenka ściąga Polaków

Niezależnie od tego, wszyscy są zgodni, że repatriacja jest potrzebna, a fakt, że przez 25 lat nie udało się sprowadzić do kraju kilku tysięcy rodaków z zagranicy, jest dla państwa wstydem

Jak mówi pani Walentyna, Polacy w Kazachstanie żyją często w bardzo trudnych warunkach. - Zwykle kiedy przyjeżdżają tam politycy, żeby zobaczyć jak żyją Polacy, to przyjeżdżają do dużych miast, gdzie są witani i goszczeni w restauracjach. Ale nikt nie pojechał do tych stepów, gdzie dotychczas mieszkają zesłańcy. A tam coraz częściej powstają takie nieoficjalne obozy pracy. Wykorzystują ludzi, nie wypłacają im pensji. To jest coś okropnego, co tam się dzieje - mówi kobieta. - Wystarczy porozmawiać z jakimś nauczycielem i księdzem z polski, którzy pracują tam na wsi. Po roku zwykle wracają, bo oni tam nie wytrzymują - dodaje.

Zdaniem repatriantki, sprawa jest tym bardziej pilna, że Polakom coraz trudniej jest utrzymać w Kazachstanie swoją tożsamość. Tym bardziej, że państwo kazachskie aktywnie buduje i wzmacnia własną tożsamość i kulturę, a liczba miejsc, w których można utrwalać polską kulturę i język ciągle maleje.

- Dużo ludzi, którzy złożyli podania o repatriację, zdążyło przez ten czas wyjechać z Kazachstanu, ale nie do Polski, tylko do Rosji czy Białorusi. Białoruś wie, że to są pracowici ludzie, dlatego Łukaszenka zabiera wszystkich naszych rodaków, daje im mieszkanie i pracę, więc ludzie jadą - opowiada. - Po upadku komunizmu Kazachstan się wyludnił, bo Niemcy ściągnęli do kraju swoich repatriantów, Rosjanie swoich. Myślę, że ten, kto po tym wszystkim jeszcze ma w sercu Polskę i czuje się Polakiem, powinien mieć prawo przyjechać do kraju - kończy pani Walentyna.

....

W ogóle ją nazywam ,,ten kraj" II PRL. Przecież nigdy zerwania z PRLem nie było. Tylko ,,transformacja". Logicznie rzecz biorąc zatem PRL transformowal w kolejny PRL. I widzimy że mentalność wuadzy identyczna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:53, 21 Sie 2015    Temat postu:

Chcą ściągać Polaków z państw byłego ZSRR. Pomogą w znalezieniu pracy
Piotr Halicki
Dziennikarz Onetu


Oferują praktyki i staże zawodowe dla zdolnych Polaków, urodzonych i wychowanych w państwach byłego Związku Radzieckiego. Fundacja "Ruch 3 Maja" uruchamia przełomowy program, który ma na celu ściągnięcie do naszego kraju osób ze Wschodu i pomoc w rozpoczęciu tu kariery zawodowej.

– W czasie, gdy z Polski coraz więcej młodych ludzi decyduje się emigrować, by budować swoją przyszłość zawodową za granicą, my dajemy szansę imigracji zdolnym Polakom wychowanym za granicą. Jesteśmy przekonani, że jest dla nich miejsce i że z powodzeniem mogą zdobywać cenne doświadczenia i realizować swoje plany zawodowe w Polsce – tłumaczy Paweł Konzal, przewodniczący rady Fundacji "Ruch 3 Maja".
REKLAMA


Start do kariery

Projekt ma przyciągnąć na nasz rynek pracy polskich studentów z takich państw, jak m.in. Białoruś, Gruzja, Litwa czy Ukraina. Program pod nazwą "Start do Kariery dla Polaków ze Wschodu" daje możliwość rozpoczęcia praktyk i stażów zawodowych. - Jest on urzeczywistnieniem wizji otwartego i nowoczesnego polskiego społeczeństwa oraz ma na celu uczynienie z Polski kraju, który oferuje młodym ludziom nowe możliwości na rynku pracy – tłumaczą władze fundacji.

Jak podkreśla "Ruch 3 Maja", ćwierć wieku temu Polska przeszła głęboki proces reformacji, na którym wyrosło wiele konkurencyjnych i profesjonalnie zarządzanych przedsiębiorstw, funkcjonujących według najlepszych światowych wzorców. Projekt umożliwia podjęcie w nich pierwszych kroków zawodowych. Na ich bazie studenci mają szansę na ciekawą karierę w przyszłości. Dodatkowo mają okazję zapoznać się z polską kulturą i specyfiką nowoczesnych firm i organizacji otwartych na świat.

Program promuje również wymianę międzykulturową w środowisku zawodowym pomiędzy praktykantem a przyjmującą organizacją. Jest realizowany we współpracy z PLON (Polonijne Liceum Ogólnokształcące Niepubliczne) "Klasyk" w Warszawie. Jest to szkoła polonijna, kształcąca urodzoną i wychowaną poza granicami Polski młodzież z polskimi korzeniami. Zajmuje się edukacją młodego pokolenia szczególnie za wschodnią granicą Polski - w Armenii, Białorusi, Estonii, Gruzji, Kazachstanie, Kirgizji, Litwie, Łotwie, Mołdawii, Naddniestrzu, Osetii, Rosji, Turkmenistanie, Ukrainie.

Pierwszy uczestnik z Ukrainy

Pierwszym uczestnikiem programu, który rozpocznie trzymiesięczną praktykę w kancelarii prawnej, jest urodzony na Ukrainie Mikołaj Priymak. Obecnie studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W trakcie stażu należeć będzie do 40-osobowego zespołu kancelarii KKPW Adwokaci i będzie zajmował się praktycznymi problemami prawnymi dotyczącymi przemysłu paliwowego, branży górniczej, energetycznej czy chemii budowlanej.

– W ramach programu, po zakończeniu praktyk, sporządzany będzie raport oceniający przygotowanie merytoryczne praktykanta, motywację oraz zaangażowanie w realizację powierzonych mu obowiązków. Ponadto ocena będzie zawierać rekomendację dla rozwoju jego dalszej ścieżki zawodowej. Pomoże mu to w zaplanowaniu kolejnych kroków na rynku pracy i praktyczne wykorzystanie nabytych umiejętności – wyjaśnia Radosław Skowron, adwokat w Kancelarii KKPW.

Kto może wziąć udział w przedsięwzięciu Fundacji "Ruch 3 Maja"? - Adresatami programu są osoby urodzone i wychowane za wschodnią granicą Polski i studiujące w Polsce. Kandydat przedstawia swoje CV, wraz z informacją o zainteresowaniach oraz planach zawodowych. Na tej podstawie nasza fundacja wyszukuje mogące go zainteresować oferty stażu spośród współpracujących przedsiębiorstw oraz optymalne dla jego profesjonalnego rozwoju. Jeśli kandydat spełnia oczekiwania danego pracodawcy, przedstawiamy mu ofertę odbycia stażu. Dodatkowo współpracujemy ze szkołą "Klasyk", z której otrzymywać będziemy zgłoszenia potencjalnych kandydatów – mówi Onetowi Paweł Konzal.

Pochodzenie ważniejsze, niż kierunek studiów

Program adresowany jest osób mających szerokie zainteresowania. W tej kwestii nie ma żadnych ograniczeń. - Zapraszamy do aplikowania studentów oraz absolwentów wszystkich kierunków. Jedynym ograniczeniem jest stanowiąca podstawowe założenie programu kwestia pochodzenia aplikanta – tłumaczy szef "Ruchu 3 Maja".

Na tym etapie nie ma też żadnych limitów, jeżeli chodzi o liczbę osób, które mogłyby wziąć udział w projekcie. - Nie stawiamy na tym etapie ograniczeń i będziemy starali się służyć asystą każdej zainteresowanej osobie. Prowadzimy również na bieżąco działania zmierzające do pozyskania do współpracy jak największą liczbę przedsiębiorstw – dodaje Paweł Konzal.

Pierwszy miesiąc praktyk jest bezpłatny. Za kolejne dwa, stażyści będą otrzymywali wynagrodzenie od zatrudniającego przedsiębiorstwa bądź Fundacji. Program rozpocznie się 1 października tego roku. "Ruch 3 Maja" zaprasza zainteresowanych uzyskaniem dalszych informacji lub partnerstwem w programie do kontaktu poprzez: [link widoczny dla zalogowanych].

...

Ciekawy pomysl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:06, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Wrocław przyjmie repatriantów ze Wschodu
Tomasz Pajączek
Dziennikarz Onetu

Wrocław przyjmie repatriantów ze Wschodu - Tomasz Pajączek / Onet

Radni miejscy Wrocławia podczas nadzwyczajnej sesji zdecydowali, że miasto przyjmie sześć rodzin repatriantów z terenów azjatyckiej części byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Na remont i wyposażenie mieszkań komunalnych Wrocław otrzyma 1,2 mln zł dotacji z budżetu państwa.

– Dziękuję Radzie Miejskiej za podjęcie uchwały dotyczącej wykupu mieszkań przeznaczonych dla polskich repatriantów ze Wschodu. Dzięki tej uchwale przyjmiemy we Wrocławiu kilka rodzin oczekujących na „powrót” do kraju ojczystego – napisał na swoim blogu Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia. – To jeden z najpiękniejszych i najważniejszych gestów, jakie winni jesteśmy pamięci naszych przodków, którzy wyjechali, częściej zostali wywiezieni w odległe przestrzenie dawnego Związku Sowieckiego – dodał prezydent.
REKLAMA


W sumie miasto przyjmie sześć czteroosobowych rodzin. Każda z nich otrzyma mieszkanie komunalne. Lokale, które mają średnio po 45 mkw jeszcze w tym roku zostaną wyremontowane i wyposażone w niezbędny sprzęt. Na wykupienie i remont mieszkań Wrocław otrzyma 1,2 mln złotych rządowej dotacji.

Zgodnie z planem rodziny repatriantów polskiego pochodzenia mają trafić do Wrocławia w przyszłym roku. – Będziemy im pomagać w znalezieniu pracy, wyszlifowaniu języka polskiego, w kształtowaniu nowego domu - podkreśla prezydent.

Za przyjęciem uchwały głosowało 20 radnych. Radni PiS wstrzymali się od głosu, bo chcieli, żeby z uchwały zniknął zapis określający, że miasto przyjmie rodziny czteroosobowe.

– Mieszkania, które kupujemy za państwowe pieniądze, wypracowane/zatwierdzone uchwałą Rady Miejskiej mogą służyć rodzinom trzy lub czteroosobowym. Nie zamyka to drogi do zapraszania do Wrocławia także i większych rodzin. Możemy to w każdej chwili uczynić. Dzisiaj chcieliśmy skorzystać (i skorzystaliśmy) z państwowej dotacji przeznaczonej dla rodzin tej wielkości – zapewnia Dutkiewicz.

I dodaje: – Przykre jest zatem, że PiS nie poparł naszej uchwały. Najwyraźniej radni miejscy z tego ugrupowania mają inny stosunek do przybywających do nas bliźnich. A może – po prostu – czegoś nie zrozumieli? Jeśli tak, to niech się włączą w proces społecznej opieki nad tymi z przyszłych wrocławian, którzy jeszcze dziś i jutro są przyjezdnymi.

...

Dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:04, 21 Paź 2015    Temat postu:

Gniezno chce przyjąć repatriantów z terenu byłego ZSRR
Janusz Ludwiczak
Dziennikarz Onetu

Gniezno chce przyjąć repatriantów z terenu byłego ZSRR - Janusz Ludwiczak / Onet

Władze Gniezna chcą wprowadzić pilotażowy projekt repatriacji dla polskich rodzin z terenów byłego Związku Radzieckiego. Co roku dawna stolica Polski miałaby przyjąć po jednej rodzinie.

W tym celu prezydent Gniezna Tomasz Budasz spotkał się z przedstawicielami wszystkich klubów Rady Miasta. W najbliższym czasie powołany ma zostać zespół, który opracuje szczegóły pilotażowego projektu repatriacji dla polskich rodzin z terenów byłego Związku Radzieckiego.
REKLAMA


– W czasie, gdy tak wiele mówi się o kwestii migracji i sprawach ludnościowych dla mnie, ale sądzę, że także dla wielu ludzi dobrej woli, sprawą podstawową powinna być pomoc naszym rodakom, nie z własnej winy rozsianym po całym świecie. W tym miejscu myślę w szczególności o Polakach mieszkających na terenach byłego Związku Radzieckiego. Pragnę przypomnieć, że są to osoby, którzy nie tylko potrzebują naszej pomocy, ale marzą o powrocie do kraju – stwierdził Tomasz Budasz, prezydent Gniezna.

Sam program ma docelowo przewidywać sprowadzenie co rocznie jednej polskiej rodziny do Gniezna.

– Biorąc pod uwagę wszystkie aspekty proceduralne wywołanie odpowiedniej uchwały, która rozpocznie całe postępowanie w tej sprawie powinno nastąpić w pierwszych miesiącach przyszłego roku, gdy będą już wydzielone środki z budżetu państwa na ten właśnie cel. W skład zespołu ds. przygotowania polityki repatriacyjnej wejdą nie tylko urzędnicy z magistratu, ale również przedstawiciele poszczególnych klubów. Pełną zgodę i zapowiedź wprowadzenia programu można uznać nie tylko za sukces, ale i dowód, że porozumienie ponad podziałami i współpraca różnych grup i środowisk w sprawach fundamentalnych i ważnych dla Gniezna jest możliwa. Miejmy nadzieję, że to dopiero początek dobrej współpracy – dodaje Anna Dzionek, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Gnieźnie.

...

Wazna sprawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:19, 02 Lis 2015    Temat postu:

Szczecin: rusza zbiórka darów dla Polaków na Kresach

Szczecin: rusza zbiórka darów dla Polaków na Kresach - Shutterstock

Żywność, artykuły chemiczne, a także odzież będą zbierali w Szczecinie organizatorzy akcji "Paczka dla Rodaka i Bohatera na Kresach". Dary przed świętami trafią do Polaków żyjących w rejonie miasta Soleczniki na Litwie.

Chętni do wsparcia akcji mogą przynosić do wyznaczonych punktów żywność z długą datą ważności, słodycze, środki czystości, ale także przybory szkolne, które trafią do polskich szkół i pieniądze na zakup potrzebnych artykułów.
REKLAMA


Akcja pomocy dla rodaków na Kresach często w trudnej sytuacji materialnej to odruch serca - mówi PAP organizator akcji Wojciech Woźniak. - Będąc na Wileńszczyźnie spotkałem Polaków, którzy dziesiątki lat w trudnych warunkach, ale w piękny sposób przechowują kulturę i tradycję polską. Zaimponowali mi tym, a że duża ich część żyje w trudnych warunkach, postanowiłem im pomóc - dodaje Woźniak.

Pomysł akcji narodził się po ubiegłorocznej pielgrzymce Suwałki - Wilno, w której szła m.in. grupa ze Szczecina. Na Wileńszczyźnie polscy pielgrzymi spotkali mieszkających rodaków, którzy witali ich kwiatami i często - sami niewiele mając - ofiarowali im posiłki.

- W tym roku chcemy zorganizować minimum 600 paczek, które przed świętami trafią do Polaków mieszkających w rejonie miejscowości Soleczniki. Oprócz paczek dla rodzin, przygotujemy jeszcze paczki dla dzieci, w których będą słodycze i zabawki - powiedział Woźniak.

Podczas ubiegłorocznej akcji pomocy udało się zgromadzić 34 tys. zł od darczyńców z kraju i zagranicy i zebrać sześć ton darów, które trafiły później do potrzebujących.

Akcja świątecznej pomocy zatacza coraz szersze kręgi - mówi Woźniak. - Ostatni przedsiębiorca z Wrocławia zadeklarował, że stworzy paczkę i wyślę ją na Kresy w ramach naszej akcji. Po kilku dniach zadzwonił do mnie jeszcze raz i powiedział, że wraz z innymi przedsiębiorcami zdecydowali się wysłać z Wrocławia cały samochód z darami do polskiej szkoły w Rakańcach. Tak w kilka dni z jednej paczki zrobił się ich cały samochód - dodał Woźniak.

Zbiórka darów potrwa od 2 listopada do 14 grudnia. Można je przynosić m.in. do Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej na ul. Wieniawskiego, a także do kilkunastu innych miejsc w Szczecinie. Akcję można wspierać wpłacając pieniądze na specjalne konto Caritas: 21 1020 4795 0000 9302 0004 5757 z dopiskiem "Kresy".

Szczegóły dotyczące zbiórki można znaleźć na stronie internetowej

Współorganizatorami akcji są: Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej, Katolickie Stowarzyszenie Civitas Christiana, a także Łukasz Szełemej. Akcję wsparła małżonka prezydenta Andrzeja Dudy Agata Kornhauser-Duda, para prezydencka ma także przygotować jedną z paczek.

...

Wazna sprawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:49, 10 Lis 2015    Temat postu:

KAI
Szczecin: "Paczka dla Rodaka i Bohatera na Kresach" znów wesprze Polaków na Wileńszczyźnie

Litwa, Wilno - Shutterstock

Po raz drugi wyruszy ze Szczecina świąteczny konwój z pomocą dla Polaków na Litwie. We współpracy z Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej, Katolickim Stowarzyszeniem "Civitas Christiana" w Szczecinie oraz środowiskami kombatanckimi i patriotycznymi organizowana jest akcja "Paczka dla Rodaka i Bohatera na Kresach". Jej celem jest pomoc materialna rodakom mieszkającym na tzw. Kresach, którzy często doświadczają biedy. Zbiórka darów materialnych na rzecz akcji potrwa do 14 grudnia. W pierwszej edycji akcji do Polaków na Wileńszczyźnie trafiło 400 paczek z żywnością.

Kolejna edycja akcji "Paczka dla Rodaka i Bohatera na Kresach" rozpoczęła się już w czerwcu. Pierwszym etapem charytatywnej zbiórki było zorganizowanie letnich wakacji dla dzieci z Kresów. Razem z Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej organizatorzy akcji zaprosili w lipcu polonijne dzieci na kolonię z elementami obozu językowego. Wzięło w niej udział 40 dzieci z rodzin polskich mieszkających na Grodzieńszczyźnie na Białorusi oraz 10 dzieci z rodzin polskich z Wileńszczyzny.
REKLAMA


W trakcie turnusu dzieci brały udział w lekcjach języka polskiego oraz w integracyjnych zabawach z polskimi rówieśnikami z województwa zachodniopomorskiego. Przez 12 dni dzieci odpoczywały w Ośrodku Szkoleniowo-Wypoczynkowym "Brzózki" w Popielewie k. Nowego Warpna.

Celem przyjazdu dzieci z Kresów do Polski było pogłębianie umiejętności posługiwania się językiem polskim, przybliżenie polskich tradycji i zwyczajów, stymulowanie rozwoju intelektualnego, emocjonalnego i fizycznego, rozwijanie predyspozycji psychofizycznych dzieci przez gry, konkursy, spotkania z ciekawymi gośćmi oraz umożliwienie kontaktu z rówieśnikami z kraju pochodzenia ich przodków.

W pierwszej edycji akcji (20 grudnia 2014 r.) do Polaków mieszkających na Wileńszczyźnie trafiło łącznie 400 paczek z żywnością, chemią gospodarstwa domowego, odzieżą oraz książkami. Dzięki świątecznej zbiórce udało się zebrać ponad 6 ton darów oraz zebrać 34 000 zł. Paczki przywiezione ze Szczecina trafiły do Turgieli, Jaszun, Solecznik, Rakańców i Ejszyszek.

Datki można wpłacać na specjalne konto Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej (ul. Wieniawskiego 5, 71-142 Szczecin): 21 1020 4795 0000 9302 0004 5757 z dopiskiem "Kresy".

Zbiórka darów materialnych (żywność o długim terminie ważności, chemia gospodarstwa domowego, przybory szkolne) potrwa do 14 grudnia w siedzibie Caritasu Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej oraz Katolickiego Stowarzyszenia "Civitas Christiana" w Szczecinie.

Akcję pomocy dla Kresowiaków trzech szczecinian

"Paczka dla Rodaka i Bohatera na Kresach" to akcja trzech szczecinian: Wojciecha Woźniaka, Łukasza Szełemeja i Bartłomieja Ilcewicza. Pomysł zrodził się podczas XXIV Międzynarodowej Pielgrzymki Pieszej Suwałki-Wilno w lipcu 2014 r. W trakcie marszu do Wilna pielgrzymi spotykali na swojej drodze wielu rodaków mieszkających na Litwie, którzy częstowali pątników.

Jeden z inicjatorów akcji Wojciech Woźniak spotkał w miejscowości Turgiele (Turgeliai - ok. 30 km od Wilna), panią Aleksandrę. To spotkanie zainicjowało plan pomocy Rodakom na Kresach. Do pomysłu włączył się także ks. Maciej Szmuc, dyrektor Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej, który udostępnił specjalne konto zbiórki oraz wsparł organizacyjnie przedsięwzięcie.

Nazwa akcji "Paczka dla Rodaka i Bohatera na Kresach" nawiązuje do poświęcenia Polsce, pamięci polskich korzeni oraz pielęgnowaniu tradycji i narodowego dziedzictwa.

Pomysłodawcą akcji był Wojciech Woźniak, a współorganizatorami Łukasz Szełemej, ks. Maciej Szmuc z Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej oraz Bartłomiej Ilcewicz z Katolickiego Stowarzyszenia "Civitas Christiana" w Szczecinie.

Akcja zadedykowana jest pochodzącym z Kresów żołnierzom Armii Krajowej ze Szczecina - mjr. Danucie Szyksznian-Ossowskiej ps. "Sarenka" (Powstaniec Wileński) oraz kpt. Zbigniewowi Piaseckiemu ps. "Czekolada" (Powstaniec Warszawski).

Szczegółowe informacje na temat akcji na stronach [link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych] oraz [link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]

...

Wilenszczyzna to nie Kresy Wscodnie. Wielkie Ksiestwo mialo wlasne Kresy. Smolensk itp.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:16, 13 Lis 2015    Temat postu:

Bytom: świąteczna pomoc dla seniorów z Kresów Wschodnich

Świąteczna pomoc dla seniorów z Kresów Wschodnich - Shutterstock

Bytomskie organizacje pozarządowe organizują świąteczną pomoc dla polskich seniorów na Kresach. Paczki z darami, które będą przyjmowane do 7 grudnia, zostaną przesłane najbardziej potrzebującym z Drohobycza na Ukrainie - partnerskiego miasta Bytomia.

Jak poinformowała koordynatorka akcji Alicja Brzan-Kloś, akcję świątecznej pomocy kresowianom zainspirowały osoby, które od lat wspierają organizowaną w Bytomiu zbiórkę zniczy na Kresy.
REKLAMA


W organizację przedsięwzięcia "Podziel się opłatkiem z seniorem na Kresach" włączyli się: Urząd Miejski w Bytomiu, Bytomska Rada Działalności Pożytku Publicznego, Bytomska Rada Seniorów, Górnośląski Oddział Stowarzyszenia Wspólnota Polska i Oddział Rejonowy Polskiego Czerwonego Krzyża w Bytomiu.

Jak podkreślił szef bytomskiego oddziału PCK Stanisław Rosół, potrzeby są ogromne. - Byłem na Ukrainie cztery razy z pomocą humanitarną i misją medyczną. Ludzie są tam bardzo gościnni, a zarazem bardzo biedni. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc okazaną naszym rodakom na Kresach - powiedział.

Bytomska Rada Seniorów będzie propagować akcję m.in. podczas zajęć Uniwersytetu Trzeciego Wieku, w Związku Emerytów i Rencistów oraz w Stowarzyszeniu Emerytów i Rencistów. - Wielu seniorów na Ukrainie jest niejednokrotnie w bardzo ciężkiej sytuacji życiowej; jestem przekonana, że osoby starsze z Bytomia podejdą do naszej akcji ze zrozumieniem - powiedziała szefowa Bytomskiej Rady Seniorów Hildegarda Tyburczyk.

Organizatorzy czekają na produkty spożywcze, z których będzie można przygotować świąteczne paczki. Ważne, by były to produkty o długiej przydatności do spożycia: makaron, mąka, kasza, cukier, olej czy bakalie. Mile widziane są akcenty świąteczne – dodali.

Dary można przynosić do 7 grudnia do Referatu Obsługi Klastra i Współpracy z Organizacjami Pozarządowymi przy Rynku 26/5 (IV piętro), w dni robocze od 10 do 15. Konwój ze świątecznymi darami wyruszy na Ukrainę 10 grudnia. Akcji patronuje prezydent Bytomia Damian Bartyla.

Pomysł zorganizowania świątecznej pomocy seniorom z Kresów zrodził się podczas organizowanej w Bytomiu od 9 lat zbiórki zniczy, które 1 listopada zapalane są na grobach Polaków na Ukrainie. Zebrano ich już łącznie ponad 60 tys. W tym roku padł rekord – udało się zebrać ponad 7 tys.

-Wielu naszych partnerów w różnych częściach Polski zasugerowało nam, że powinniśmy pamiętać również o ludziach żyjących, tym bardziej, że sytuacja na Ukrainie jest bardzo niepokojąca. Organizacje pozarządowe m.in. w Opolu, Raciborzu, Rybniku, Zabrzu i Katowicach już deklarują chęć pomocy - powiedziała Brzan-Kloś.

Po II wojnie światowej z Kresów Wschodnich wysiedlono 1,7-1,9 mln obywateli polskich. Duża część z nich trafiła do miast, które przed wojną znajdowały się w granicach III Rzeszy – właśnie do Bytomia, a także Zabrza i Gliwic.

...

Dobra akcja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:41, 19 Lis 2015    Temat postu:

Olsztyn: konferencja naukowa w 70. rocznicę przesiedleń Polaków z Wileńszczyzny


Polacy z Wileńszczyzny, przesiedleni po II wojnie na Warmię i Mazury, byli uważani przez władze stalinowskie za osoby nieufne wobec nowego ustroju i politycznie niebezpieczne - ocenili uczestnicy konferencji historycznej, zorganizowanej w Olsztynie.

Według organizatorów celem konferencji "Siedemdziesięciolecie przybycia Polaków z Wileńszczyzny na Warmię i Mazury" było wzbogacenie wiedzy historycznej o przesiedleniach mieszkańców dawnych Kresów Wschodnich i uczczenie świadków tych wydarzeń. Przygotowało ją Olsztyńskie Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej oraz Uniwersytet Warmińsko-Mazurski.
REKLAMA


Jak przypomniał marszałek województwa Gustaw Marek Brzezin, po wojnie zdecydowaną większość mieszkańców Warmii i Mazur stanowiła tzw. ludność napływowa. A to - jak mówił - przyczyniło się do różnorodności kulturowej, która stanowi bogactwo tego regionu.

W ocenie historyków, w latach 1945-47 do ówczesnego Okręgu Mazurskiego trafiło blisko 32 tys. Polaków z Wileńszczyzny. Było to największe obok Pomorza skupisko przesiedleńców z północno-wschodnich terenów II RP.

Z powojennych statystyk wynika, że przybysze z Wileńszczyzny, którzy osiedlili się w miastach Warmii i Mazur, wybierali głównie Olsztyn, Kętrzyn i Ostródę. Natomiast na terenach wiejskich najchętniej decydowali się pozostać w powiecie lidzbarskim, kętrzyńskim i braniewskim.

Uczestnicy olsztyńskiej konferencji podkreślali, że wobec kresowian, których przymusowo wysiedlono i osadzono na tzw. Ziemiach Odzyskanych należy używać terminu "ekspatriacja", który oznacza opuszczenie kraju ojczystego. Propaganda PRL nazywała ich repatriantami, co sugerowało powrót do ojczyzny spoza granic kraju. Jak wyjaśniał dr hab Witold Gieszczyński, było to określenie fałszywe, bo Polacy z kresów nigdy nie opuścili ojczyzny, a jedynie zmienił się przebieg granic.

Zdaniem Gieszczyńskiego, władze Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej przywiązywały szczególną wagę do usunięcia Polaków z miast, zwłaszcza z Wilna, gdzie stanowili większość mieszkańców. Początkowo ludność polska opierała się przesiedleniom i była zdecydowana trwać na ojczystej ziemi.

- Dopiero po konferencji jałtańskiej (czyli od lutego 1945 r. - PAP), gdy upadła nadzieja, że Wileńszczyzna pozostanie w granicach państwa polskiego, zgłoszenia na wyjazd stały się masowe. Przyczynił się też do tego terror sowiecki; aresztowania i wywózki w głąb ZSRR - mówił naukowiec.

Większość Polaków z Wileńszczyzny, którzy osiedlili się na Warmii i Mazurach, zamieszkała na wsi, gdzie nadawano im poniemieckie gospodarstwa rolne. W ocenie historyków, w pierwszych latach po przyjeździe znaleźli się oni pod szczególnie wnikliwą obserwacją Urzędu Bezpieczeństwa.

Jak mówił dr Radosław Gross, w swoich raportach szefowie UB charakteryzowali Wilnian jako osoby przywiązane do tradycyjnych wartości, wrogo nastawione do Związku Radzieckiego i nieufne wobec nowego ustroju. Dlatego traktowano to środowisko jako politycznie niebezpieczne i mogące wywoływać niepokoje społeczne. Równocześnie jednak władza uważała, że jest to "element ludzki cenny dla rozwoju gospodarki" i dlatego warto próbować "właściwie nastawić ich do nowej rzeczywistości".

- Rządzącym nie udało się przeciągnąć ich na swoją stronę. Większość sceptycznie odnosiła się do władz i stalinowskiej polityki rolnej. Wielu nie porzucało myśli o powrocie na kresy, licząc, że zmieni się sytuacja międzynarodowa - podsumował Gross.

...

Historia meczenstwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:43, 21 Lis 2015    Temat postu:

Kielce: rusza przedświąteczna akcja pomocowa "Rodacy Bohaterom"

Akcja kompletowania darów świątecznych dla rodaków, pozostałych na dawnych Kresach - Shutterstock

Pod hasłem "Rodacy Bohaterom" rozpoczyna się akcja kompletowania darów świątecznych dla rodaków, pozostałych na dawnych Kresach. Wystarczy zakupione artykuły przynieść do jednego z punktów zbiórki, m.in. do szkół katolickich w Kielcach.

Celem projektu "Rodacy Bohaterom" jest zachowanie pamięci i realna pomoc tym, którzy walczyli za wolność Polski, a poprzez okoliczności historyczne, m. in. więzienie w łagrach stalinowskich, pozostali po wojnie za wschodnią granicą. Chodzi o rodaków żyjących na Litwie, Ukrainie, w Białorusi, Łotwie a nawet pograniczu mołdawsko-rumuńskim.
REKLAMA


Do akcji może przyłączyć się każdy. Wystarczy zakupić pakowaną żywność o długim terminie przydatności i dostarczyć ją do jednego z kilku punktów na terenie Kielc. Miłym zwyczajem jest dołączanie kartek z życzeniami świątecznymi dla kombatantów i ich rodzin oraz opłatków.

Punkty przyjmowania darów prowadzone są w kilku miejscach. Są to: siedziba TVP Kielce, sklep kibica Korony Kielce "Fanatyk" przy ul. Dużej, zakład gastronomiczny Literatka przy ul. Koziej, sklep Fajne Narty przy ul. Jagiellońskiej, sklep Poligon przy ul. 1 Maja, Zespół Szkół Sióstr Nazaretanek im. św. Jadwigi Królowej oraz Zespół Szkół Katolickich Diecezji Kieleckiej im. św. Stanisława Kostki.

W 2014 r. w efekcie akcji mieszkańcy Kielc zebrali prawie 2 tony produktów żywnościowych, które dostarczono Polakom na Kresach.

- W tym projekcie uczestniczymy od dwóch lat. Rodzina naszej mamy pochodzi z Wołynia i choć dziadkowie przeszli tam piekło, zawsze bardzo tęsknili. Kresy – to dla nich była Polska. Wielu rodaków żyje tam nadal i to co najmniej na skraju ubóstwa, z niektórymi utrzymujemy kontakt. Do paczki zawsze wkładamy opłatek, sianko, własnoręcznie zrobione kartki – opowiadają Agnieszka i Agata, z domu Kniaziewicz – Wiellontek.

W akcję "Rodacy Bohaterom" włączają się środowiska narodowe, patriotyczne, kibicowskie. Zbiórka darów potrwa do świąt Bożego Narodzenia. Za organizację przedsięwzięcia odpowiada wrocławskie Stowarzyszenie Odra-Niemen.

...

Pieknie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:51, 02 Mar 2016    Temat postu:

Podręczniki i przybory szkolne trafią do Polaków w Mołdawii
Podręczniki i przybory szkolne trafią do Polaków w Mołdawii - istock

Ponad tysiąc polskich książek – podręczników, lektur szkolnych, dziecięcych bajek – a także przyborów edukacyjnych, zebranych głównie przez młodzież z Kielc, trafi do Polaków mieszkających w Mołdawii.

To kolejna odsłona akcji pomocy dla mołdawskiej Polonii, w ramach kampanii społecznej zainicjowanej przez marszałka województwa świętokrzyskiego. Przedsięwzięcie podsumowano w środę w Kielcach.
REKLAMA


- Ta akcja jest symbolicznym ukłonem i wyciagnięciem ręki do młodych osób, potomków Polaków, którzy nie z własnej woli żyją dziś poza granicami naszego kraju – podkreślił marszałek Adam Jarubas.

Na apel marszałka odpowiedzieli m.in. uczniowie i nauczyciele VI Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Kielcach. W ciągu kilku tygodni zebrali ponad tysiąc podręczników z różnych etapów edukacyjnych, lektur szkolnych, książek z bajkami dla dzieci oraz przyborów szkolnych i materiałów piśmienniczych. - Nie było osoby w szkole, która nie przyniosłaby książki czy innych artykułów. Chcielibyśmy, aby nasi rodacy mieszkający poza granicami kraju wiedzieli, że mogą liczyć na pomoc młodzieży z Polski – mówił przewodniczący samorządu uczniowskiego placówki, Maciej Janik.

Blisko 170 nowych podręczników, głównie do nauki języka polskiego i historii w cenie złotówki za egzemplarz, odsprzedała na rzecz akcji jedna z kieleckich księgarni. Książki zebrała także społeczność Zespołu Szkół Ogólnokształcących im. Ignacego Jana Paderewskiego w Łasku-Kolumnie (woj. łódzkie). Pokrycie kosztów transportu darów do Mołdawii zadeklarował jeden z radnych sejmiku województwa świętokrzyskiego.

Zdaniem przedstawiciela kieleckiego oddziału Towarzystwa Przyjaciół Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich (także zaangażowało się w akcję) Mariana Orlińskiego, każda pomoc materialna dla Polaków mieszkających w Mołdawii jest potrzebna, ze względu na panującą tam biedę, co najbardziej widać w oświacie i opiece zdrowotnej. - Polacy mają tam własne szkoły, przedszkola, ale słabo wyposażone. Potrzebna jest każda książka, bo z nich głównie się uczą. Nie dociera tam polska telewizja, a nie każdego stać na telewizję satelitarną. Ci ludzie naprawdę cieszą się z każdej pomocy – argumentował.

Orliński podkreślał, że tamtejsi Polacy pamiętają o swoich korzeniach - przywołał przykład małej miejscowości, w której "nie ma ulic", a działa Dom Polski z zespołami artystycznymi, kultywującymi polską tradycję narodową.

Woj. świętokrzyskie kilkakrotnie pomagało Polonii w Mołdawii. Książki i podręczniki po raz pierwszy przekazano w grudniu 2012 r. W 2014 r. do Kiszyniowa pojechał konwój z kilkunastoma tysiącami sztuk sprzętu medycznego jednorazowego użytku (strzykawki, wenflony, cewniki, maseczki chirurgiczne), zorganizowany m.in. dzięki wsparciu Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Z kolei w marcu 2015 r. do szpitala w Komracie przewieziono urządzenia medyczne renomowanych producentów, używane wcześniej w Świętokrzyskim Centrum Onkologii. Przedsięwzięcia zorganizowano wspólnie ze Stowarzyszeniem Współpracy Polska-Wschód.

W sierpniu ub.r. w Kielcach gościła 20-osobowa grupa młodych Polaków z Naddniestrza (separatystyczny obszar na terytorium Mołdawii. Kiszyniów utracił nad nim kontrolę w latach 90 - PAP), w ramach akcji, którą Urząd Marszałkowski organizował wspólnie z klasztorem na Karczówce. W Kielcach studiuje też kilka osób z Mołdawii i Naddniestrza, posiadających Kartę Polaka, wspieranych programem stypendialnym dla Polaków ze Wschodu, realizowanym przez władze woj. świętokrzyskiego.

Mołdawia jest uznawana za najuboższe państwo Europy. Według przeprowadzonego w 2005 r. oficjalnego spisu ludności w Republice Mołdawii mieszka 2,3 tys. osób pochodzenia polskiego. Z szacunków Ambasady RP w Kiszyniowie wynika, iż 3,5-milionowe państwo zamieszkuje ok. 4 tys. osób pochodzenia polskiego.

Tamtejsza Polonia jest skupiona w 20 organizacjach. Największe znajdują się w Bielach i w Komracie. Dwie organizacje polonijne działają też na terenie Naddniestrza.

..

Trzeba pamietac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:27, 27 Mar 2016    Temat postu:

PAP

Lublin: rodacy ze Wschodu przybyli na Święta Wielkanocne
Lublin: rodacy ze Wschodu przybyli na Święta Wielkanocne - Thinkstock

Blisko 30-osobowa grupa Polaków ze Wschodu przyjechała w sobotę do Lublina na Święta Wielkanocne, które spędzą w domach mieszkańców. Lublinianie podejmują rodaków ze Wschodu już po raz 17.

Wizytę rodaków na Wielkanoc corocznie organizuje Stowarzyszenie "Wspólne Korzenie". Goście przybyli z odległych krańców Rosji i Kazachstanu, m.in. z Ułan-Ude, Omska, Ałtajska, Nowosybirska, Krasnojarska, a także z dawnych kresów Rzeczypospolitej, z Ukrainy i Białorusi. Są wśród nich potomkowie dawnych zesłańców.
REKLAMA


Tradycyjnie, chlebem i solą, powitał ich na placu Zamkowym inicjator wizyt, prezes Stowarzyszenia "Wspólne Korzenie" Zbigniew Wojciechowski. - Witamy was na polskiej ziemi, waszej ziemi, waszych ojców i dziadów. Czujcie się, jakbyście byli u siebie, bo jesteście u siebie – mówił Wojciechowski.

Mieszkańcy Lublina, którzy przyszli, aby zabrać gości do swoich domów, mówili dziennikarzom, że chcą im pokazać polskie święta i życie rodzinne w naszym kraju. - Mamy obowiązek przyjmować rodaków, trzeba coś zrobić dla tych ludzi. Sam pochodzę z tamtych stron, moja rodzina w ostatniej chwili wyjechała spod Włodzimierza Wołyńskiego, bo też by nas wywieźli – powiedział Antoni Piotrowski, który wraz z żoną Alicją będzie gościł w święta Polkę z Białorusi.

- Chcemy, żeby zobaczyła jak wyglądają święta w Polsce, jak Polacy żyją w kraju. Będą tradycyjne święta, spotkamy się z rodziną, pojedziemy razem do Kielc, na chrzciny wnuka. W ubiegłym roku gościliśmy panią z Górnego Ałtaju, spod granicy z Mongolią. Starsza kobieta, dobrze mówiła po polsku. Była w Polsce pierwszy raz, bardzo dobrze wspominamy jej wizytę, piszemy do siebie listy – dodał mężczyzna.

Goście ze wzruszeniem witali się z lublinianami. Mówili, że bardzo cieszą się z zaproszenia. Opowiadali dziennikarzom o sobie, losach swoich rodzin, polskich korzeniach.

Ewa Ostrowska, bibliotekarka z Kamczatki, po raz pierwszy przyjechała do Polski. - Mój dziadek był Polakiem, w czasie rewolucji wyjechał na Daleki Wschód spod Grodna, bo tam – jak mi opowiadali rodzice - wtedy panował głód. Babcia była Rosjanką. Ojciec pracował jako marynarz, pływał do polskich portów. Ja uczę się polskiego, nie znam jeszcze. Przyjechałam, żeby zobaczyć Polskę – mówiła kobieta po rosyjsku.

Rodacy ze Wschodu pozostaną w Polsce przez poświąteczny tydzień. Spotkają się z przedstawicielami władz samorządowych Lublina, będą zwiedzać miasto, pojadą na wycieczkę do Krakowa, Częstochowy i Warszawy. W stolicy odwiedzą Sejm i Senat.

...

Piekne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133603
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:08, 15 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Powrót do Polski - spełnienie marzeń
Powrót do Polski - spełnienie marzeń

Dzisiaj, 15 maja (13:54)

Czekała 14 lat, żeby wrócić do Polski z Uzbekistanu. Jej marzenie spełniło się w tym tygodniu. Emerytowana dziennikarka Eugenia Orłowa zamieszkała w Piotrkowie Trybunalskim w Łódzkiem. Jest pierwszą repatriantką, która zamieszkała w tym mieście. "Nie wierzyłam w to, co widzę, bo przyjechaliśmy w nocy" - mówi pani Eugenia.
Eugenia Orłowa
/Agnieszka Wyderka /RMF FM


Stara, ale świeżo wyremontowana kamienica. Od fasady bije blask - to słońce tak pięknie oświetla budynek. Przemykam pod metalowymi rurami rusztowania, które tarasuje wejście. Przedzieram się przez pył, wypełniający klatkę schodową. Robotnicy kończą prace wewnątrz kamienicy. Drzwi na paterze otwiera dojrzała, uśmiechnięta kobieta. Serdecznie z charakterystycznym, śpiewnym akcentem kresowym zaprasza do środka. Mieszkanie jest jasne, rozpromienione przez światło słoneczne. Czuć zapach nowości, świeżości. Pani Eugenia zaprasza do niedużego stołu, proponuje uzbecką herbatę. Siadam i przygotowuję sprzęt do nagrania. Na stole pojawiają się białe, porcelanowe kubeczki, czekoladki i ciasteczka. Jasno zielony dzbanek - swoją barwę zawdzięcza zielonej herbacie z cytryną. Powoli mój kubek wypełnia się ciepłym, aromatycznym naparem. Biorę łyk - herbata łagodnie rozpływa się po ciele. Czuję, że pani Eugenia jest spięta, gdy myśli o tym, że to będzie wywiad do radia. Zaczynam niezobowiązującą rozmowę; tłumaczę, jaki mam pomysł na nasze spotkanie. Po chwili zapomina o mikrofonie, a ja czuję się mile widzianym gościem, nie intruzem. Włączam nagrywanie, czerwona dioda przestaje migać, a zaczyna palić się na stałe.

Rozmowa Agnieszki Wyderki z Eugenią Orłową

Kwiaty

Nie wierzyłam w to, co widzę, bo przyjechaliśmy w nocy - rozpoczyna opowieść pani Eugenia. Była mgła i wjechaliśmy na podwórko i widzę w tej mgle: stoją pan i pani - taka maleńka, z kwiatami. Wtedy wiedziałam, że oni nas witają. Było tak późno, bardzo chłodno. Weszliśmy tutaj i jak ja to zobaczyłam, to byłam po prostu zdziwiona. Jak to wszystko zrobione elegancko, ładnie. Nie myślałam, że tak będzie. Pani Eugenia jeszcze nie do końca uwierzyła w to, że znalazła swoje, nowe miejsce. Nadal czuje się tak, jakby była w gościach. Ma jednak nadzieję, że za jakiś czas się przyzwyczai i uwierzy w swoje szczęście - wróciła do Polski, na stałe. Gdy zadzwonili do mnie z ambasady, skakałam i piszczałam z radości - mówi emerytowana dziennikarka - Eugenia Orłowa. Pytali wtedy, czy jeszcze chcę jechać do Polski, a ja czekałam na to 14 lat! Tak było od chwili, gdy wprowadzili u nas takie przepisy, że można było wyjechać do Polski. Córka mieszka tu już 26 lat. Tęskniłam za nią bardzo. Urodziła dziecko, a mnie nie było przy niej. Nie wiedziałam, jak rośnie moja wnuczka i co robi moja córka. Telefony były bardzo drogie, a wtedy jeszcze nie było internetu w Taszkiencie. Nie miałyśmy bliskiego związku. Było mi bardzo trudno. Płakałam, tęskniłam cały czas. A gdy zadzwonili z ambasady i powiedzieli, że mogę wracać do kraju, to ja: tak, tak, chcę na pewno! - opowiada roześmiana kobieta. Wtedy poszłam do urzędników, dali mi dokumenty i powiedzieli, że mają dla mnie takie fajne miasto - Piotrków Trybunalski.

Korzenie

Pani Eugenia nie wahała się ani chwili, gdy musiała zostawić swoje dawne życie. Nie, nie miałam wątpliwości - mówi z powagą kobieta. Od dawna marzyłam o tym, by się tu przenieść. Bardzo dawno chciałam to zrobić, bo mam tu rodzinę. W Uzbekistanie został tylko mąż i wkrótce przyjedzie. Pierwszy raz przyjechałam do Polski, gdy miałam 13 lat i nie chciałam wyjeżdżać, naprawdę. Miałam tu tyle rodziny... Oni byli tacy dobrzy dla nas, tacy grzeczni, fajni. Nie chciałam wyjeżdżać, ale musiałam. Nawet chcieli mnie ukryć, żebym mogła zostać, ale mama się bała. Pojechałyśmy z powrotem, a wracałyśmy tydzień pociągiem.

Ciernie

Droga pani Eugenii i jej rodziny do Uzbekistanu była trudna i długa. Moja matka urodziła się na Litwie - wspomina kobieta. Potem przyjechali do Warszawy i mieszkali w Modlinie. Natomiast w czasie wojny mama była w Warszawie, a potem z maleńkim dzieckiem pojechała do siostry do Pińska. Po wojnie te tereny przeszły do Związku Radzieckiego. Wezwało ich KGB i pytało czy oni chcą przyjąć obywatelstwo radzieckie albo do łagrów. Wybrali co najlepsze... Myśleli, że to najlepsze, ale okazało się, że to był najgorszy wybór - pani Eugenia mówi w głębokim zamyśleniu. W tym czasie Polakom było bardzo ciężko tam mieszkać. Mamę traktowali jak polskiego szpiega, a ona nie za dobrze mówiła po rosyjsku i zawsze z akcentem. Potem urodziła mnie, ale z ojcem nie było dobrego życia i ona szukała pracy. Jeździła po całej Ukrainie i Białorusi. Ostatnie miejsce, gdzie mieszkaliśmy, to był Ługańsk (gdzie teraz jest wojna). Później mój ojciec napisał, że jest w Taszkiencie, i żeby mama tam przyjechała. Pojechała i tam zostaliśmy. Bardzo podobało się jej, że tam jest ciepło, dużo owoców i nie było tak głodno, jak wszędzie (bo tam nie było wojny). Ale i stolica Uzbekistanu nie okazała się gościnnym miejscem dla Polki. Przyjechaliśmy w 1953 roku, gdy jeszcze był Stalin. Mamie było ciężko, bo pod oknami podsłuchiwali sąsiedzi. Milicjant przychodził co tydzień i przepytywał mamę pod kątem lojalności. Moja matka skończyła Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie i zajmowała się w ceramiką. Zresztą, różnych zajęć się chwytała zarobkowo, bo byliśmy bardzo biedni, gdy byłam mała. Pamiętam raz, gdy - ja i brat - robiliśmy razem z mamą reliefy. Całą noc pracowaliśmy nad płaskorzeźbą we trójkę. Miałam wtedy może 6 lat, może pięć i pół - poszliśmy na rynek sprzedać to, żeby kupić coś do jedzenia. Podszedł do nas od milicjant i wyrwał relief z rąk mamy, rzucił na ziemię i... tak, tak... podeptał - opowiada wyraźnie wzruszona pani Eugenia jednocześnie depcząc stopami relief ze wspomnień. Płakaliśmy, bo zostaliśmy bez jedzenia.

Epilog

Przeprowadzka Eugenii Orłowej do Piotrkowa Trybunalskiego była możliwa dzięki funduszom z Urzędu Wojewódzkiego, który przekazał samorządowi 700 tys. zł na remonty mieszkań dla 7 rodzin repatriantów. Występowaliśmy o milion złotych i tyle dostaliśmy, ale udało się nam zaoszczędzić i resztę zwróciliśmy do Łodzi - wyjaśnia Jarosław Bąkowicz z piotrkowskiego Urzędu Miasta. Przez okres aklimatyzacji będziemy bardzo intensywnie opiekować się repatriantami. Mamy wyznaczone osoby do kontaktu, które w każdej chwili są gotowe pomóc. Polskie rodziny ze Wschodu mogą też liczyć na zasiłki z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i czasowe zwolnienie z opłat czynszu za mieszkania komunalne, które zajmują. Urzędnicy skontaktują repatriantów ze stowarzyszeniami, parafiami oraz pracodawcami, którzy mają dla nich pracę.

(ph)
Agnieszka Wyderka

....

Piekne Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy