Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Reklama upada ...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133517
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:54, 11 Maj 2012    Temat postu: Reklama upada ...

43 proc. telewizyjnych reklam nie miało ani jednego widza

Tra­dy­cyj­ny spo­sób ko­rzy­sta­nia z re­kla­my, głów­nie te­le­wi­zyj­nej, musi ulec zmia­nie. 43% emi­to­wa­nych we wszyst­kich pol­skich ka­na­łach te­le­wi­zyj­nych re­klam nie ma ani jed­ne­go widza. Je­że­li w ko­lej­nych ba­da­niach zo­sta­nie to po­twier­dzo­ne, to tym bar­dziej in­ter­net sta­nie się lep­szym miej­scem do za­miesz­cza­nia re­klam.

Taka ten­den­cja jest wzmac­nia­na przez niską ak­cep­ta­cję re­kla­my te­le­wi­zyj­nej przez Po­la­ków. Radio, cza­so­pi­smo, prasa, a przede wszyst­kim in­ter­net są w opi­nii Po­la­ków lep­szy­mi miej­sca­mi do za­miesz­cza­nia re­klam. Po­la­cy nie chcą być „obiek­ta­mi ata­ków re­kla­mo­wych”. Chcą sa­mo­dziel­nie de­cy­do­wać co i gdzie do mówią do nich firmy. Taka sy­tu­acja musi pro­wa­dzić do zmia­ny struk­tu­ry wy­ko­rzy­sta­nia me­diów re­kla­mo­wych w per­spek­ty­wie naj­bliż­szych lat.

Obok zmian za­cho­dzą­cych na rynku me­diów re­kla­mo­wych na­le­ży za­uwa­żyć ro­sną­ce zna­cze­nie al­ter­na­tyw­nych metod ko­mu­ni­ka­cji. Do­tych­czas peł­ni­ły one czę­sto rolę kom­ple­men­tar­ną wobec kla­sycz­nych me­diów ATL (te­le­wi­zja, cza­so­pi­sma). Dzi­siaj jed­nak sta­no­wią wy­raź­ny sub­sty­tut wobec tra­dy­cyj­nej re­kla­my. So­cial media, even­ty, gry­wa­li­za­cja, pro­duct pal­ce­ment, am­bient media i inne to przy­kła­dy tylko nie­któ­rych z nich. Roz­wój ta­kich al­ter­na­tyw­nych metod ko­mu­ni­ka­cji wy­ni­ka głów­nie z prze­sy­tu in­for­ma­cyj­ne­go jaki znaj­du­je się w tra­dy­cyj­nych me­diach ATL, po­szu­ki­wa­nia po­trze­by wy­róż­nie­nia i bycia za­uwa­żo­nym przez klien­tów oraz tren­du okre­śla­ne­go jako in­dy­wi­du­ali­za­cja klien­tów – pisze o tym dzi­siaj prof. Ro­bert Ko­ziel­ski, eks­pert Biznes.​pl.

Prze­czy­taj cały ar­ty­kuł w Biznes.​pl

>>>>

Ludzie pstrykaja i juz sa na innym kanale . Duzo sie zmienilo bo jak pamietamy lata 90te lud ogladal wlasnie reklamy aby posmakowac ,,lepszego swiata'' . Obecnie jak widac nie jest on juz lepszy ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133517
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:19, 12 Gru 2016    Temat postu:

"Jak mieć szczęśliwy związek", czyli IKEA zmienia nazwy produktów pod Google
"Jak mieć szczęśliwy związek", czyli IKEA zmienia nazwy produktów pod Google

Wojciech Teister /bankier.pl
dodane 12.12.2016 14:48

IKEA
HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość


Uzasadnienia są dwa: prawdziwe i oficjalne. To drugie całkiem ciekawe...

Szwedzka sieć sklepów z wyposażeniem domu IKEA postanowiła zmienić nazwy swoich produktów na znacznie bardziej skomplikowane. Np. dwuosobowe łóżko znane dotąd jako " lonset" od teraz będzie się nazywało "jak stworzyć szczęśliwy związek", praska do czosnku zyska nazwę " jak powiedzieć, że nie jestem zainteresowany", a zestaw ramek na fotografie będzie można znaleźć wpisując w Google "potrzebuję więcej mężczyzn w moim życiu ".

Jaki klucz wybrano dla tworzenia nowych nazw starych produktów? Najczęściej wpisywane przez Szwedów zapytania w wyszukiwarce Google.

Rzeczywistym powodem zmiany jest oczywiście poprawienie pozycjonowania strony - dzięki temu zabiegowi, po wpisaniu przez internautę jednego z najpopularniejszych pytań, jako jedno z pierwszych wyświetleń pojawi się produkt IKEI.

Oczywiście takie tłumaczenie zabiegu zmiany nazw wyglądałoby jak nachalny marketing internetowego akwizytora. Dlatego marketingowcy IKEI przedstawili oficjalny powód zmiany nazw i doboru klucza według najczęstszych zapytań Szwedów. Jak mówi Magnus Jakobsson akcja oparta jest na założeniu, że produkty Ikei są „zaprojektowane, by rozwiązywać codzienne problemy”. W ten sprytny sposób rozwiązany został problem nazwy nie mającej nic wspólnego z produktem, do którego się odnosi.

Czy ta kampania obejmie wszystkie kraje, w których działa IKEA? Raczej nie. - To lokalna akcja promocyjna, nic nie wskazuje na to, by miała pojawić się w Polsce - powiedziała serwisowi Gosc.pl Agata Czachórska, specjalista ds. komunikacji korporacyjnej w IKEA Retail.

...

Widzimy jaka manipulacja. Byle kasa...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133517
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:19, 30 Maj 2018    Temat postu:

Producenci śmieciowego jedzenia "włamują się" do mózgów dzieci. Tak działa neuromarketing


Błażej Grygiel12841223_1064164230308526_7772238050060792787_o
Udostępnij
Eksperci do spraw żywienia poważnie zaczęli rozważać sięgnięcie po pomoc sądów by zatrzymać reklamy śmieciowego jedzenia, które wykorzystują neuromarketing. Mówią dosłownie o “porywaniu” dziecięcych mózgów.

Producenci śmieciowego jedzenia “włamują się” do mózgów dzieci. Tak działa neuromarketing21211414
Producenci śmieciowego jedzenia “włamują się” do mózgów dzieci. Tak działa neuromarketing
Neuromarketing jest obecnie w centrum wielu wielkich korporacji szukających skutecznej reklamy. Słodzone napoje, słodycze, wszelkiego rodzaju słone przekąski i inne tak zwane śmieciowe jedzenie potrafią trafić do dzieci z pomocą nieoczywistych kanałów. Reklamy telewizyjne i radiowe to zdecydowana przeszłość, dziś o wiele szybciej pozyskuje się małego klienta przez social media, lokowanie produktów w grach i innych formach pop-kultury.

W 2011 roku eksperci zgromadzeni na poświęconej neuromarketingowi konferencji organizowanej przez Center for Digital Democracy ostrzegali przed “eksplozją nowych taktyk wycelowanych przede wszystkim w młodych ludzi”.

Frito-Lay, firma należąca do giganta PepsiCo, jest przykładem takiego działania. Jak podaje The Guardian, zatrudniła specjalizującą się w neuromarketingu firmę by zbadać... co dzieje się w mózgach ludzi podczas jedzenia jej chrupek o nazwie Cheetos. Obrazowanie mózgu pokazało aktywność w obszarach odpowiedzialnych za “guilty pleasure” - połączenie przyjemności z poczuciem winy – gdy ich palce pokryte były charakterystycznym pomarańczowym pyłem z chrupek.

Wynik tego badania stał się fundamentem dla kampanii reklamowej “Orange Underground”, która pokazywała “przekąskowych anarchistów” malujących twarze pomarańczowym barwnikiem z chrupek Cheetos. Reklama otrzymała główną nagrodę amerykańskiej Advertising Research Foundation w 2009 roku.

Badania pokazują, że ludzki mózg można nie tylko zbadać co do preferencji żywieniowych. Można go ich nauczyć. Pokazują to opublikowane w Journal of Cognitive Neuroscience w 2014 roku wyniki badania z Uniwersytetu Teksasu w Austin. Badani przyglądali się różnym formom śmieciowego jedzenie, jednym dłużej od innych. Te, które widywali częściej, chętniej potem wybierali do zjedzenia. Gdy opuścili przestrzeń laboratoryjną i wrócili do codzienności ich wybory były podobne do wyuczonych podczas badań. Wszystko z powodu częstszego kontaktu z danym produktem.

Jak działa neuromarketing?

Jak sama nazwa wskazuje opiera się on na sprzęgnięciu naukowego badania naszego mózgu i całego układu nerwowego ze strategiami sprzedaży. Kolor czerwony wzbuda w nas podniecenie i agresję? Jeśli potwierdzą to badania aktywności mózgu to możecie być pewni, że pojawi się on w reklamach stereotypowo “męskich” produktów. Wiadomo, czerwone samochody jeżdżą szybciej. Kolory pastelowe działają uspokajająco? Spodziewajcie się ich w produktach medycznych, higienicznych i dla najmniejszych dzieci. W tym ostatnim wypadku barwy nie będą uspokajać maluszków, ale ich rodziców przerażonych wcześniej zaprezentowaną listą zagrożeń, na które pomoże tylko dany produkt.

To jednak dziecinnie banalna forma manipulacji, oparta na raczej psychologii, podobnie jak dobieranie muzyki do reklam czy otoczenia audio w sklepach. Neuromarketing wykorzystuje najnowocześniejsze metody badawcze: śledzeniu ruchu gałki ocznej, neuroobrazowanie, rezonans jądrowy, reakcję skórno-galwaniczne.

Sprzężenie takiej wiedzy z odpowiednią strategią prezentowania produktu pomaga w tworzeniu reklam bazujących na naszej podświadomości. Wydaje nam się, że po konkretny produkt sięgamy z własnej nieprzymuszonej woli, podczas gdy proces decyzyjny poprzedziła sprytna i dobrze przeprowadzona manipulacja.

Kelly Brownell, amerykański psycholog oraz aktywista zaangażowany w walkę z problemem otyłości, mówi jednak, że najciekawsze badania dopiero przed nami. Skoro jedzenie wysoko solonych, słodzonych i tłustych produktów zmienia dziecięcy metabolizm ciekawe jest czy samo patrzenie na ich reklamy może mieć wpływ na mózg.

- Czy marketing spożywczy “włamuje się” do mózgów dzieci? Istnieją bardzo ciekawe informacje z badań tego jak cukier wpływa na mózg. Gdyby udało się udowodnić, że mózgi dzieci są zmanipulowane przez marketing, otworzyłoby nam to drogę do wejścia na drogę prawną. Firmy można by wtedy pociągać do odpowiedzialności za działanie na szkodę innym – przekonuje.

Podczas swojego wystąpienia na Europejskim Kongresie Otyłości w Wiedniu powiedział, że istnieje sporo danych potwierdzających takie przypuszczenia. Potrzeba jeszcze tylko odwagi, by zacząć je wykorzystywać. Przekonywał, że publiczne procesy z pewnością odbiją się szerszym echem niż inne formy informacyjnych kampanii.

Inną drogą, którą doradza Brownell, jest obciążenie producentów śmieciowego jedzenia kosztami leczenia chorób związanych z otyłością, szczególnie u dzieci.

Tezy psychologa poparł Jason Halford, psycholog z Uniwersytetu Liverpoolu i były przewodniczący European Association the Study of Obesity.

- Ze Stanów Zjednoczonych docierają do nas badania pokazujące, że cierpiące na otyłość dzieci oglądające reklamy śmieciowego jedzenia reagują na logo – mówi i dodaje, że wierzy, że już niedługo uda się zgromadzić wystarczająco wiele materiału dowodowego by mieć pewność wygranej w sądzie.

Jest także głos z “drugiej strony barykady”: oficjalne oświadczenie brytyjskiego Advertising Association. Czytamy w nim, że firmy korzystają ze specjalnych oznaczeń produktów, których nie powinno podawać się dzieciom poniżej szesnastego roku życia oraz mają na uwadze stan wiedzy naukowej i sugestie lekarzy.

Śmieciowe jedzenie łatwiej promować w sieci

Badania pokazują, że media społecznościowe przyczyniają sie do promocji niezdrowego odżywiania się przez dzieci. Obserwujący popularnych vlogerów (autorów video blogów) przyjmowali aż 26% więcej kalorii niż ci z badanych, którzy nie ich oglądali.

Badania zaprezentowano na Europejskim Kongresie Otyłości. Naukowcy przyjrzeli się obserwującym i gwiazdom mediów społecznościowych: mającej 10,9 milionów fanów Zoelli oraz liczącej sobie 4,6 milionów fanów Alfie Deyes.

W badaniu wzięło udział 176 dzieci, które podzielono na 3 grupy. Pokazywano im gwiazdy promujące przekąski zdrowe i niezdrowe oraz inne produkty nie będące jedzeniem. Następnie oferowano dzieciom szeroki wybór jedzenia: od słodyczy przez czekoladę, marchewki po owoce.

Dzieci, którym pokazywano wcześniej niezdrowe produkty, zjadały równowartość około 448 kalorii, podczas gdy pozostałe około 357.
Dr Emma Boyland, jedna z autorek badania tłumaczy, że znane postacie mediów społecznościowych są traktowane przez swoją publiczność jak osoby bliskie, takie jak oni. Zatem znacznie łatwiej jest przekazać im sugestywnie konkretne treści i zachęcić do zachowań. Podczas gdy w telewizji reklama jest z reguły bezpośrednia, w internecie łatwo jest ją przemycić na zdjęciach sympatycznych i znanych postaci dziś znanych jako “influencerzy” - czyli wywierający wpływ.

...

Bandyci nie maja zadnych skrupulow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133517
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:50, 09 Lip 2018    Temat postu:

Reklamy przerywane filmami i programami? To nie jest żart. To propozycja Komisji Europejskiej
19.06.2018, 07:45 | Aktualizacja: 19.06.2018, 07:49
Facebook8Google Plus0Wykop0Tweet
21
Telewizja
Telewizja / Shutterstock

Patryk Słowik
W nocy będzie można je emitować bez żadnych ograniczeń, a w godzinach największej oglądalności nawet przez połowę czasu antenowego. To nie jest komediowy żart. To propozycja Komisji Europejskiej.

Zaledwie miesiąc temu w polskim Senacie toczyła się dyskusja o skróceniu limitu reklam. Skończyło się na niczym. Ale i tak widzowie nie mogą spać spokojnie. Bo wzmocnienie nadawców jest głównym celem planowanych przez Brukselę zmian w dyrektywie o audiowizualnych usługach medialnych. Unijni urzędnicy chcą dla nich stworzyć – jak sami mówią – „bardziej elastyczny system, biorący pod uwagę współczesne realia rynkowe”.

Limit dzienny

Ten elastyczny system w praktyce sprowadza się do zmiany zasad emisji reklam. Obecne regulacje unijne przewidują, że spoty mogą zajmować najwyżej 20 proc. czasu antenowego. Emanacją tego jest art. 16 ust. 3 ustawy o radiofonii i telewizji (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1414 ze zm.) mówiący, że reklamy i telesprzedaż mogą trwać nie więcej niż 12 minut w ciągu godziny zegarowej.

Po wejściu w życie nowelizacji dyrektywy doba – na potrzeby nadawców – zostanie podzielona na trzy części: od 6 rano do 18, od 18 do północy i od północy do 6 rano. W ramach tej ostatniej kategorii nadawcy będą mogli emitować tyle reklam, ile zechcą. Od 6 do 18 i od 18 do północy nadal będzie obowiązywał 20-proc. limit czasu nadawania. Tyle że inaczej skonstruowany – rozliczany będzie w skali dnia, a nie godziny. Czyli to właściciel stacji telewizyjnej zdecyduje, czy chce emitować więcej spotów o 7 rano czy o 17. Tak samo będzie mógł wybrać, czy chce co godzinę wieczorem puszczać tyle samo reklam, czy może mniej po 18, za to dużo w godzinach największej oglądalności, czyli po godzinie 20.

Po co podział dnia na dwie kategorie? Żeby chronić widzów. Pierwsza unijna propozycja przewidywała, że będzie jedna kategoria „dzienna” – od 7 do 23. Szybko jednak zauważono, że w praktyce do południa nadawcy w ogóle nie emitowaliby reklam, by zachowywać dzienny limit na wieczory. Aby tego uniknąć, postanowiono wydzielić osobną kategorię na wieczór.

Mówiąc wprost: w niektórych godzinach zegarowych nadawca będzie mógł rozpowszechnić więcej niż 12 minut reklam na godzinę, jeśli w innych godzinach pokaże ich mniej. I jest niemal pewne, że więcej spotów będzie w godzinach podwyższonej oglądalności. Podobnie jak to, że uchwalenie nowych przepisów jest przesądzone i pozostaje wyłącznie kwestią czasu.

Za, a nawet przeciw

Na początku czerwca Komisja Europejska, Parlament Europejski i Rada UE zawarły porozumienie co do treści nowelizacji dyrektywy o usługach audiowizualnych. W grę wchodzą już jedynie kosmetyczne zmiany. Karol Zgódka, naczelnik wydziału prawa medialnego w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, na jednym z posiedzeń Senatu wskazywał, iż rząd jest przygotowany na to, że nowa dyrektywa wejdzie w życie już w drugiej połowie 2018 r.

W sprawie reklam niemal wszyscy unijni decydenci mówili w ostatnich tygodniach podobnie. Wskazywali, że są przeciwni bombardowaniu widzów spotami, ale to konieczność. I brak zmian na dłuższą metę byłby ze szkodą dla samych odbiorców telewizji.

„Ważne jest, by nadawcy mieli większą elastyczność i mogli decydować, kiedy zamieszczać reklamy, tak by zmaksymalizować popyt wśród reklamodawców i przepływ widzów” – czytamy w uzasadnieniu dołączonym do projektu nowelizacji.

Unijni urzędnicy spostrzegają, że wskutek postępu technologicznego coraz więcej osób wybiera nowoczesne usługi audiowizualne, a nie standardową telewizję. Nadawcy zaś muszą mieć pieniądze na zapewnienie widzom atrakcyjnej oferty programowej.

Niezależność mediów

– Stawianie pytania „czy chcesz więcej czy mniej reklam w telewizji?” jest atrakcyjne, ale ma się nijak do rzeczywistości. Dobrze postawione pytanie powinno brzmieć: „Czy akceptujesz więcej reklam, jeśli dzięki nim będzie ciekawszy program?” – uważa dyrektor programowy jednej z dużych stacji.

Kolejny argument to dbałość o niezależność mediów. Podczas spotkań w Brukseli sporo uwagi poświęcano temu, że gorsza pozycja ekonomiczna nadawców to większa pokusa dla ich właścicieli na uzależnianie się od władzy publicznej. A lepiej – przekonywali unijni biurokraci – gdy media są uzależnione od reklamodawców, a nie od rządów.

Ta argumentacja jednak części ekspertów nie przekonuje. - Proponowane zmiany bez wątpienia byłyby niekorzystne dla widzów. Nie jestem pewien, czy takie wzmacnianie pozycji ekonomicznej nadawców kosztem odbiorców spowoduje, że nadawcy będą bardziej niezależni od wpływów instytucji publicznych - twierdzi Krzysztof Luft, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w latach 2010–2016. I dodaje, że prawdopodobne jest, że więcej reklam w godzinach największej oglądalności może przełożyć się na dalszy odpływ widzów z tradycyjnej telewizji w stronę platform VOD (wideo na żądanie). A co za tym idzie – chęć wzmocnienia pozycji nadawców w praktyce przełoży się na ich osłabienie.

...

Reklamy z rzadka przerywane programem. Absurd? Ale o tym marza nadawcy. I UE znowu realizuje interesy kapitalistow tak jak z Acta2. To juz permanentne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133517
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:09, 15 Lip 2018    Temat postu:

Mój mąż jest uzależniony od pornografii. Pomocy!
Odilia | 06/07/2018

Esther Simpson
Udostępnij 49
Jak w 12 krokach zmierzyć się z uzależnieniem od seksu bliskiej osoby?

Przeczytałam ostatnio anonimowy list kobiety, której mąż jest uzależniony od pornografii. Uzależnienie to sprawiło, że poczuła się zraniona i zdradzona. Mam dla niej kilka praktycznych rad, a być może i inni też w nich coś dla siebie znajdą:

Wszystko, co Pani napisała, jest absolutną prawdą – nie tylko dla Pani, ale i dla innych żon (i mężów). Chcę, żeby Pani wiedziała, że ludziom uzależnionym od pornografii można pomóc.

Zacznijmy jednak od brutalnej szczerości. Pani mąż uzależniony jest prawdopodobnie nie tylko od porno. Popełniamy wielki błąd, mówiąc wyłącznie o „uzależnieniu od pornografii”. Porno jest tylko narkotykowym „biletem wstępu”, który prowadzi – lub wiąże się – z wieloma innymi kompulsywnymi zachowaniami seksualnymi. Powinniśmy więc używać określenia „uzależnienie od seksu”. Kiedy mówimy o uzależnieniu od porno, minimalizujemy problem (bo pornografia jest otwarcie akceptowana), nie zważając na to, że zapewne mamy do czynienia z innymi, poważniejszymi zachowaniami.



Uzależnienie od pornografii – co ma zrobić osoba bliska
1. Uzależnienie męża nie ma nic wspólnego z tym, czy zaspokaja go Pani seksualnie, czy nie. Proszę przestać się obwiniać. Być może macie problemy ze współżyciem, ale to nie one są przyczyną uzależnienia. Wręcz przeciwnie. To uzależnienie powoduje problemy w waszym życiu seksualnym, nie mówiąc już o waszym małżeństwie. Mąż nigdy nie osiągnie satysfakcji seksualnej, dopóki będzie uzależniony i nie będzie miał ochoty się z tego wyzwolić.



2. Zróbcie testy na choroby weneryczne. To nie będzie łatwe w sensie emocjonalnym. Wsiądziecie na karuzelę mieszanych uczuć. Ale musi Pani wiedzieć, czy w związku z zachowaniem męża Pani zdrowie jest zagrożone. Jest uzależniony, a to niestety oznacza, że również kłamie. Nie ma Pani pojęcia, czy mówi Pani całą prawdę. Najprawdopodobniej zna Pani tylko część faktów.



3. Istnieją grupy wsparcia. Proszę znaleźć odpowiednią dla siebie. Potrzebuje Pani pomocy. Dźwiga Pani ogromny ciężar i bardzo cierpi.

Są grupy, które oferują pomoc żonom i członkom rodzin osób uzależnionych od seksu. Będzie Pani musiała sprawdzić kilka grup – mogą one bardzo różnić się od siebie. Musi Pani znaleźć taką, w której poczuje się Pani komfortowo, co nie znaczy, że to wyzwanie nie będzie wymagało wysiłku. Jeśli nie znajdzie Pani grupy dla uzależnionych od seksu, proszę spróbować u Anonimowych Alkoholików. Program 12 kroków jest bezpłatny.

Jeśli woli Pani inne rozwiązanie, proszę spróbować znaleźć profesjonalnego terapeutę od uzależnień seksualnych. Wielu z nich oferuje poradnictwo indywidualne, jak i w grupach. Podobnie jak z grupami wsparcia – nie wszyscy terapeuci są równie dobrzy. Niech Pani zda się na instynkt.

Potrzebuje Pani kogoś, kto zrozumie, przez co Pani przechodzi – czy ta osoba będzie katoliczką/katolikiem, nie ma znaczenia. Musi Pani być pewna, że to dobry specjalista. Proszę szukać w internecie, dzwonić do renomowanych organizacji z pytaniem, czy mogą kogoś polecić, sprawdzić, czy na wybranego terapeutę były jakieś skargi. Może Pani też zapytać lekarza pierwszego kontaktu, niektóre placówki mają listę specjalistów o neutralnym światopoglądzie.



4. Proszę poczytać o współuzależnieniu i PTSD (syndromie stresu pourazowego) partnerów osób uzależnionych od seksu. Jeśli współuzależnienie Pani nie dotyczy, proszę nie pozwolić się w ten sposób klasyfikować. Coraz więcej terapeutów zajmujących się uzależnieniami od seksu odkrywa, że żony cierpią na coś podobnego do PTSD.

Odnajdzie Pani być może elementy współuzależnienia, ale skutki PTSD są bardziej widoczne, bo uzależnienie od seksu jest głęboko osobistym i intymnym problemem, w odróżnieniu od alkoholizmu i narkomanii, choć przez te uzależnienia osoby bliskie również bardzo cierpią. Uzależnienie od seksu jest dla małżonki znacznie bardziej osobistą sprawą. Często też ukrywaną i zwykle wychodzącą na jaw w brutalnych okolicznościach.



5. Aby lepiej zrozumieć naturę uzależnienia od seksu, proszę poczytać książki uznanych ekspertów, informacje dla partnerów osób uzależnionych. W internecie można znaleźć wiele takich książek i artykułów, napisanych przez specjalistów chrześcijańskich lub nie. Proszę sprawdzić, co Pani najbardziej odpowiada. Uczestnictwo w grupie może pomóc znaleźć najlepsze lektury.



6. Mąż musi całkowicie otrzeźwieć, proszę nie zadowalać się połowicznymi rozwiązaniami. Proszę zaproponować mu zwrócenie się o pomoc np. do wspólnoty Anonimowych Seksoholików. Na początku jednak zalecałabym współpracę z kimś, kto zażąda od męża pewnego poziomu abstynencji (90 dni lub więcej), zanim zajmie się kwestiami psychologicznymi. Pani mąż jest uzależniony. Jest prawdopodobnie człowiekiem inteligentnym, skoro dotychczas udawało mu się zachować pozory. Terapia może odciągnąć go od wysiłku zachowania abstynencji. Może on też manipulować terapią i oczekiwaniami. Proszę nie zgadzać się na nic poza całkowitą abstynencją. Mąż jest chory i istnieje tylko jedna metoda na wyzdrowienie: abstynencja.



7. Proszę nie dyskutować z mężem. Nie myśli on racjonalnie i każdy argument obróci przeciw Pani. Proszę wyrazić swoje oczekiwania i wymagania, ale nie nalegać, jeśli miałoby to przerodzić się w kłótnię. Tu najważniejsze będą Pani starania. Jeśli nie zrobi Pani tego, co do Pani należy, mąż wciągnie Panią w destrukcyjną spiralę kłótni przy każdej rozmowie.



8. Nie jest Pani matką chrzestną, terapeutką, duchową przewodniczką męża ani osobą, która miałaby go rozliczać. Największy pożytek z zaangażowania profesjonalnego terapeuty to możliwość uwolnienia się od niemożliwej do spełnienia roli.



9. Proszę nie rozpoczynać terapii małżeńskiej, dopóki mąż całkiem nie otrzeźwieje i oboje będziecie zdrowi; do tego czasu nie może Pani dla swojego małżeństwa zrobić nic. Terapeuta, który będzie twierdził inaczej, to szarlatan. Wasze małżeństwo ma teraz przerwę. Jeśli traficie na terapię, pracujcie tylko ze specjalistą, który nie ukrywa nic przed żadnym z małżonków. Proszę zapytać terapeutę o zasady. Czy zakłada on transparentność? To konieczne. Małżeństwo wymaga cierpliwości, i oboje musicie nad tym pracować. Terapeuta musi skupić się na uzdrowieniu waszego związku, a nie na ukrywaniu czegoś przed jednym z was. To musi być ciężka praca, jeśli nie jest – prawdopodobnie nie zadziała.



10. Proszę o siebie dbać. Jest Pani to winna sobie, mężowi i dzieciom. Proszę się dokładnie przebadać, jeśli od ostatniego razu upłynął ponad rok lub jeśli doświadcza Pani jakichś zmian zdrowotnych. Chodzi o dokładne badania, nie o zwyczajną wizytę u ginekologa. Proszę ćwiczyć. Pomoże to Pani oczyścić umysł i może nawet modlić się. Proszę dobrze się odżywiać, robić rzeczy, które sprawiają, że czuje się Pani zdrowa i silna.



11. Proszę nie podejmować żadnych decyzji odnośnie waszego małżeństwa, chyba że potrzebuje Pani prawnej separacji, żeby chronić swoje interesy ekonomiczne lub potrzebuje Pani osobnego mieszkania, by chronić siebie i dzieci. Kiedy zaczniecie wychodzić z tej strasznej sytuacji, zobaczy Pani, jaki powinien być następny krok. Będzie Pani wiedziała, co robić, bo ta decyzja przyniesie Pani spokój, nawet jeśli będzie Pani obawiała się wcielić ją w życie.



12. I jeszcze kilka porad duchowych.

Na ogół tak głęboko zranione żony pytają same siebie, gdzie w tym wszystkim jest Bóg. „Jeśli Bóg jest miłością, dlaczego jestem taka samotna i niekochana? Dlaczego Bóg mną się nie zajmuje?”. Zdrada może skłaniać nas do utwardzania serca, nie tylko wobec osoby, która zdradziła, ale wobec nas samych i Boga.

Pytanie brzmi, czy Bóg się Panią opiekuje, czy nie. Kocha Panią głęboko, nawet jeśli teraz nie czuje Pani tej miłości. Fakt, że odkryła Pani, w jak niedobrej sytuacji się znajduje, to znak, że Bóg Pani towarzyszy, potwierdzenie, że zasługuje Pani na coś lepszego, że powinna Pani być kochana i – w istocie – jest Pani. Bez Boga u boku nie miałaby Pani sił przyznać, jak trudna jest prawda, wobec męża, świata i samego Boga.

Proszę zadawać sobie te pytania i żądać odpowiedzi. Doprowadzą Panią bliżej Boga. Doświadczy Pani Jego miłości tak bardzo, że zrozumie Pani, iż ułomności męża nie są odbiciem Pani wartości ani godności. Niech Pani prosi Boga o pociechę, otrzyma ją Pani. Może poprzez szczęśliwe zbiegi okoliczności.

...

Wyjatkowo paskudne zwlaszcza dla zony.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133517
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:45, 08 Sty 2019    Temat postu:

Zdelegalizować marketing
HUBERT WALCZYŃSKI · 6-1-2019


Wstąpcie do najlepszego ze światów, do raju na ziemi, do państwa szczęścia, murowanego sukcesu i wiecznej młodości! W tej cudownej krainie z nieodmiennie błękitnym niebem żadne kwaśne deszcze nie psują lśniącej zieleni liści, na niemowlęco różowej cerze dziewcząt nie wykwita najmniejszy pryszcz, nie zdarza się, by jakieś tam zadrapanie szpeciło lustrzaną powierzchnię karoserii samochodów. Młode kobiety o długich opalonych nogach jadą po wymiecionych do pusta ulicach w połyskujących limuzynach, które dopiero co opuściły myjnie. Te pojazdy nie znają karamboli, gołoledzi, kontroli radarowych ani pękających opon. Prześlizgują się niczym węgorze przez zatory wielkich miast, na skrzyżowaniach pod światłami wymykają się spalonym na brąz czyścicielom szyb samochodowych i nigdy nie trafią przez pomyłkę do dzielnic biedy, gdyż suną bezszelestnie w kierunku rozległych mieszkań w starym budownictwie bądź do luksusowych dacz, zastawionych niewyobrażalnie drogimi meblami.

O. Toscani, Reklama: uśmiechnięte ścierwo

Manipulacja: wykorzystywanie jakichś okoliczności, naginanie lub przeinaczanie faktów w celu udowodnienia swoich racji lub wpływania na cudze poglądy i zachowania.

Słownik Języka Polskiego PWN

Reklamy niszczą nasz świat. Pochłaniają kolosalne sumy pieniędzy, wprowadzają w błąd, wykorzystują słabości naszej psychiki, przeszkadzają nam w codziennym funkcjonowaniu, wreszcie – promują szkodliwe normy, wpędzając całe pokolenia w kompleksy i przekonując, że o naszej wartości świadczy przede wszystkim to, ile kupujemy. Wszystko to sfinansowane z naszych kieszeni, zawarte w cenie każdego produktu, po który sięgamy, gdy jesteśmy w sklepie. Narzekamy na nie każdego dnia, przewijając Facebooka, oglądając video w internecie, czekając na film czy słuchając radia. Sprawę trzeba więc postawić jasno – pokaźną część sektora marketingowego należy zaorać, zalać wapnem i zadbać o to, żeby nigdy nie odrodził się w równie pasożytniczej formie, jaką przyjmuje dzisiaj.

Jeszcze kilka dekad temu dało się jakoś uzasadniać istnienie marketingu, mówiąc o jego funkcji informacyjnej czy o roli w zaspokajaniu potrzeb konsumentów (choć już wówczas wymagało to złożonych akrobacji intelektualnych). Dziś jednak nie ma już najmniejszych wątpliwości, że reklamy nie niosą informacji, lecz dezinformację, nie pomagają zaspokajać potrzeb, a potrzeby te kreują, napędzając tym samym błędne koło konsumpcji szkodliwe zarówno dla naszej psychiki i naszych portfeli, jak i dla środowiska naturalnego.

Jak wyglądałby świat bez reklam?

Bardzo podobnie do tego, jak wygląda teraz. Zapewne mniej wydawalibyśmy na impulsywne zakupy, zatem mielibyśmy nieco więcej oszczędności lub po prostu rozważniej gospodarowalibyśmy pieniędzmi. Sprzedawcy nie byliby zmuszani oferować nam promocyjnego hot-doga, nie musielibyśmy więc nieustannie im odmawiać. Produkty mogłyby być tańsze, bo marketing swoje kosztuje. My nieco szczęśliwsi, gdyby nie bombardowano nas obrazami wyidealizowanego świata, który nigdy nie będzie przypominać tego, w którym żyjemy. Przestrzeń byłaby bardziej estetyczna, odetchnęłoby również środowisko naturalne. Nie przerywano by nam filmów i nie musielibyśmy czekać w kinie 20 minut na seanse. Kuba Wojewódzki miałby kilka milionów mniej na koncie. Same plusy.

Istnieją już dziś sektory, w których możliwość prowadzenia działań reklamowych jest poważnie ograniczona, takie jak branża tytoniowa czy mocne alkohole. Nie sprawia to, że konsumenci są zdezorientowani i nie brakuje im informacji – znają różnice między produktami i wiedzą, co wybrać. Dlaczego więc wizja delegalizacji reklamy, co najmniej na tę skalę, w jakiej obecnie ma to miejsce w wymienionych sektorach, jest postulatem tak egzotycznym, zupełnie nie dyskutowanym w debacie publicznej?

Wojna reklamowa

Wydaje mi się, że wszystkie wymienione powyżej argumenty wystarczą, aby podejść do tematu poważnie i radykalnie, ale reklama to bardzo podatny teren i można ją zdelegitymizować wychodząc z bardzo różnych pozycji. Problem polega nie tylko na tym, że reklama jest szkodliwa i jeśli komuś służy, to korporacjom, które mogą wciskać nam więcej produktów, których nie potrzebujemy. Problem też w tym, że marketing to przestrzeń niesamowitego marnotrawstwa. To gra o sumie zerowej, a jej ramy są sztywno określone ograniczonymi środkami, które możemy wydać na zakupy (wyznaczonymi przez poziom płac) i ograniczonym czasem skupienia i uwagi, podczas którego można nami manipulować. Na żadne z tych dwóch zmiennych nie wypływa powiększanie budżetów reklamowych firm, które globalnie rosną z roku na rok o dziesiątki miliardów dolarów, wielokrotnie przewyższając tempo wzrostu realnych płac.

Strukturalnie marketing przypomina nieco świat militarny. Od pewnego momentu sam poziom uzbrojenia staje się coraz mniej istotny, bardziej znaczący jest balans sił, niż bezwzględna liczebność wojsk czy czołgów. W świecie, w którym jesteśmy bombardowani przekazami marketingowymi w niemal każdym momencie, ulice szpecą setki banerów czy billboardów i nie sposób odwiedzić strony internetowej, na której nie ma reklam, ich liczba przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie ma wielkiego znaczenia ile jeszcze banerów przygotuje Coca-Cola, istotne jest to, żeby miała ich więcej niż Pepsi. Znacznej części z nich i tak w ogóle nie zauważamy, bo wykształcają się w nas mechanizmy niedostrzegania reklam i banerów (zjawisko takie jak ad blindness opisane zostało ponad dwie dekady temu).

Mam w związku z tym uzasadnione podejrzenie, że marketing jest nie tylko szkodliwą i destrukcyjną machiną, która niszczy naszą psychikę, ale też przestrzenią kolosalnego marnotrawstwa środków w drodze do tego niecnego celu. Jeżeli wyobrazimy sobie, że pewnego dnia, za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (różdżka nie musi wcale być czarodziejska, może być mugolska i nazywana jest wówczas ustawą), połowa billboardów, reklam w telewizji, internecie i radiu zniknęłaby, to najprawdopodobniej nic by się nie stało. A z całą pewnością nic, czego moglibyśmy żałować. Mamy tu do czynienia z modelowym przykładem dylematu więźnia – sytuacji, w której wszyscy gracze (korporacje) robią to, co jest w ich doraźnym indywidualnym interesie (pompowanie budżetów marketingowych) i wszyscy kończymy przez to w miejscu znacznie gorszym niż punkt wyjścia.

Oznacza to też, że marnujemy kolosalne zasoby ludzkiej pracy, które nie tylko nie uczestniczą w żadnym społecznie użytecznym procesie produkcyjnym, ale też katalizujemy ludzką kreatywność i potrzebę tworzenia na opracowywanie nowego kształtu kubeczka jogurtu. Sektor reklamowy zatrudnia dziś w Polsce dziesiątki tysięcy osób, które wykonują albo społecznie szkodliwą, albo zupełnie nieistotną pracę.

Nie jest to również żadna nowość, o zjawisku powstawania prac, które nawet według tych, którzy je wykonują nie powinny istnieć, pisał parę lat temu David Graeber (później wydana została książka na ten temat). Badania wskazują, że odsetek ankietowanych, którzy twierdzą że ich zawody należą do tzw. bullshit jobs, sięga od kilku do kilkudziesięciu procent. Ale i Graeber nie był tu pierwszy ze swoją obserwacją, bo już w latach pięćdziesiątych szydził z tego C. Parkinson, a zdarzyło mi się nawet kiedyś czytać powieść na ten temat.

Ale i to nie jest koniec historii degeneracji utkanej na przekonaniu, że jakaś niewidzialna ręka kieruje działaniami przedsiębiorców, prowadząc ich do osiągnięcia społecznie pożytecznych celów. Warto przyjrzeć się również temu, kto i za co szkoli kadry potrzebne do rozwijania tego sektora. Problem jest poważny, bo od dekad do systemu uniwersyteckiego (w Polsce na szczęście wciąż publicznego), wnikają nowo powstające dziedziny wiedzy, których jedynym celem jest kształcenie młodych ludzi do dbania o maksymalizację zysków banków czy korporacji. Mówię tu oczywiście o wydziałach zarządzania, katedrach marketingu, ale i ekonomii, która zaskakująco rzadko poświęca uwagę zastanawianiu się nad dobrem konsumenta, chętnie natomiast zmusza studentów do uczenia się na pamięć tego, jak na wykresie określić punkt maksymalizacji zysków przedsiębiorstwa.

Opłacamy to wszystko z naszych podatków, wydajemy miliony na to, żeby wyszkolić specjalistów ds. tworzenia nowych potrzeb, zwodzenia nas i dezinformowania, robienia wszystkiego, co się da, żeby wycisnąć z naszych kieszeni ostatnie złotówki. Celem marketingu nie jest badanie rzeczywistości, lecz wpływanie na nią, zaprzęgając do tego dokonania nauk humanistycznych i społecznych. Marketing to technologia sprzedaży i nie ma żadnego powodu, dla którego mielibyśmy finansować ją z publicznych środków tak długo, jak służy nielicznej, uprzywilejowanej grupie do opracowywania nowych wzorców konsumpcjonizmu i drenowania naszych kieszeni.

Obwód zamknięty

O degeneracji systemu dobitnie świadczy moment, w którym jego elementy zaczynają pełnić role, do jakich nigdy nie były powołane, a robią to wyłącznie ze względu na poziom akumulacji kapitału, do jakiego doszło. Trzeba zauważyć, że sektor reklamowy pełni dziś, po cichu, o wiele więcej funkcji, niż tylko pobudzanie konsumpcji i zaśmiecanie miast czy umysłów. Finansuje na przykład kulturę, utrzymuje przy życiu gazety, stacje radiowe i telewizyjne. Pieniądze płyną szerokim strumieniem od prywatnych firm (i spółek skarbu państwa) do mediów i kultury.

Nie ma wątpliwości, że pieniądze mogłyby płynąć bardziej konwencjonalnymi drogami, dając przy tym dużo wyższy poziom stabilności mediom i nie budując ich niezdrowej zależności od wielkiego kapitału. Ten sam, a być może lepszy efekt możemy osiągnąć finansując media ze środków publicznych (i nakładając stosowne podatki na korporacje), co nie tylko uwolni nas od konieczności oglądania spotów przed każdym filmem albo słuchania reklam suplementów diety w radiu, ale też, na pewnym wąskim, ale bardzo istotnym terenie, uczyni naszą sferę publiczną nieco bardziej demokratyczną.

Odwaga myślenia

Nie trzymam w szufladzie projektu ustawy zakazującej reklamy, i nie wiem, jak dokładnie powinien on wyglądać. Nie twierdzę też, że nie ma takich sektorów, gdzie reklama, a przynajmniej pewne jej formy mogą być przydatne i potrzebne (przychodzi mi na myśl chociażby sektor kultury lub akcje społeczne). Sądzę natomiast, że chwila zastanowienia nad bilansem społecznych kosztów i korzyści, jakie płyną z wszechobecności reklam, prowadzi nieuchronnie do wniosku, że nie ma żadnych powodów, dla których mielibyśmy zgadzać się na taki stan rzeczy, z jakim stykamy się na co dzień. Statystyki, do których dotarłem, mówią o tym, że globalne wydatki marketingowe sięgają pół biliona dolarów. Zniszczenia psychiczne i środowiskowe, które powodują, są niepoliczalne. Jest to więc temat, który musimy poważnie przedyskutować.

Hubert Walczyński

...

Istotnie urosla gigantyczna patologia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy