Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Nałogi i uzależnienia ...
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:28, 09 Maj 2012    Temat postu: Nałogi i uzależnienia ...

Robert Kulig

W kasynie obstawili własne życie

- W grud­niu przy­szedł do nas stały klient, który prze­grał całą wy­pła­tę i oszczęd­no­ści na świę­ta. Po wyj­ściu z pracy zo­ba­czy­li­śmy po­li­cję przed jed­nym z ota­cza­ją­cych nas wie­żow­ców. Jego przy­go­da z ha­zar­dem za­koń­czy­ła się sa­mo­bój­czym sko­kiem – opo­wia­da pra­cow­nicz­ka pew­ne­go sa­lo­nu gier w Ka­to­wi­cach. Ale nie tylko ha­zar­dzi­ści prze­ży­wa­ją dra­mat zwią­za­ny z na­ło­giem.

- Na po­cząt­ku przy­cho­dził do nas, kiedy wra­cał z pracy. Za sym­bo­licz­ną kwotę ku­po­wał że­to­ny i grał na ma­szy­nach. W ty­go­dniu prze­gry­wał około 100 zło­tych, ale spodo­ba­ło mu się to­wa­rzy­stwo w na­szym sa­lo­nie – mówi pra­cow­nicz­ka sa­lo­nu gier lo­so­wych w Ka­to­wi­cach. – Po kilku mie­sią­cach za­czął od­wie­dzać nas co­dzien­nie, wrzu­cał do ma­szy­ny 50 zło­tych i, w za­leż­no­ści od szczę­ścia, wy­gry­wał mniej­sze lub więk­sze sumy. Mo­men­tem prze­ło­mo­wym dla jego życia była wy­gra­na 25 tys. zło­tych – do­da­je.

Tak za­czę­ła się przy­go­da z ha­zar­dem 55-let­nie­go Pio­tra. Jesz­cze wtedy szczę­śli­we­go męża i ojca 25-let­nie­go syna, a za­wo­do­wo pra­cow­ni­ka elek­tro­cie­płow­ni, gdzie był kie­row­ni­kiem. Dzi­siaj już nie jest tak szczę­śli­wy, utrzy­mu­je się z za­sił­ku i cho­dzi na te­ra­pię dla osób uza­leż­nio­nych.

- W sa­lo­nie była nie­sa­mo­wi­ta at­mos­fe­ra, lu­dzie życz­li­wi, mili. Można było spo­koj­nie wyjść wie­czo­rem na spa­cer i za­wsze się kogoś tam spo­tka­ło. Piwo i pa­pie­ro­sy w chwi­li eks­cy­ta­cji sma­ko­wa­ły naj­le­piej. To chyba przez to mi się tak spodo­ba­ło. Kiedy wy­da­wa­ło mi się, że po­zna­łem sys­tem mojej ulu­bio­nej ma­szy­ny, mia­łem wra­że­nie, że chwy­ci­łem Pana Boga za nogi. Nie­ste­ty to pierw­sza po­waż­na wy­gra­na do­pro­wa­dzi­ła mnie do obec­ne­go miej­sca. Po niej przy­cho­dzi­łem tam co­dzien­nie, jed­nej nocy prze­gra­łem 30 tys. zł. Po­sta­wi­łem na jedną ma­szy­nę całą swoją po­przed­nią wy­gra­ną i wy­pła­tę. Stwier­dzi­łem, że prze­cież da się wy­gry­wać – opo­wia­da pan Piotr w dro­dze na te­ra­pię gru­po­wą.

Po po­cząt­ko­wych wy­gra­nych za­ry­wał w sa­lo­nie całe noce. Do pracy cho­dził coraz rza­dziej, bo za­po­zna­ny w sa­lo­nie gier le­karz wy­pi­sy­wał mu stale L4.

- Jak teraz na trzeź­wo oce­niam swoje za­cho­wa­nie, to jest mi wstyd. Spę­dzi­łem w sa­lo­nie pra­wie 3 lata. Co­dzien­nie, bez wzglę­du na po­go­dę, porę dnia i nocy. Naj­pierw gra­łem za swoje, póź­niej żona mi da­wa­ła pie­nią­dze pod pre­tek­stem na­pra­wy sa­mo­cho­du, na końcu po­ży­cza­łem, aż sta­łem się per­so­na non grata w sa­lo­nie – mówi pan Piotr.

– Nawet nie pa­mię­tam, kiedy do­sta­łem wy­po­wie­dze­nie z pracy. Po­trak­to­wa­łem to jak coś nor­mal­ne­go, sie­dze­nie za biur­kiem nie było dla mnie tak pod­nie­ca­ją­ce jak gra na au­to­ma­tach. Chcia­łem zro­bić coś dla sie­bie, a teraz muszę się ra­to­wać – koń­czy w ner­wach i dzię­ku­je za roz­mo­wę.

W sa­lo­nie wszy­scy go znali, był ce­nio­ny i sza­no­wa­ny. Pra­cow­nicz­ki mó­wi­ły, że mógł prze­grać nawet 500 tys. zło­tych w ciągu wszyst­kich lat, kiedy przy­cho­dził do sa­lo­nu. On sam nie pa­mię­ta, skąd brał pie­nią­dze na gry ha­zar­do­we.

- Nie py­ta­my klien­tów, skąd mają pie­nią­dze. Cza­sa­mi przy­cho­dzą do nas drob­ni prze­stęp­cy, le­ka­rze, praw­ni­cy. Za­wsze są przy gro­szu. Gdyby nie oni, my nie mia­ły­by­śmy pracy. Ale w sy­tu­acjach, kiedy wi­dzi­my pła­czą­cą żonę i dzie­ci, jak było w przy­pad­ku Pio­tra, kie­row­nicz­ka wy­da­je de­cy­zję o nie­ob­słu­gi­wa­niu ta­kie­go klien­ta. Mó­wi­my, że ma­szy­na nie dzia­ła albo, że jest prze­rwa. Stra­ci­my jego pie­nią­dze, ale mo­że­my mu ura­to­wać życie. Mamy na­ucz­kę sprzed kilku lat. W grud­niu 2009 roku przy­szedł do nas stały klient, który prze­grał całą wy­pła­tę i oszczęd­no­ści na świę­ta. Po wyj­ściu z pracy zo­ba­czy­li­śmy po­li­cję przed jed­nym z ota­cza­ją­cych nas wie­żow­ców. Jego przy­go­da z ha­zar­dem za­koń­czy­ła się sa­mo­bój­czym sko­kiem – wspo­mi­na in­spek­tor fi­nan­so­wy w ka­to­wic­kim sa­lo­nie gier.

Ro­dzin­na ru­let­ka

Ha­zard, co wia­do­mo nie od dziś, do­ty­ka całe ro­dzi­ny. Uza­leż­nie­ni gra­ją­cy w gry lo­so­we bar­dzo czę­sto, nie zda­jąc sobie z tego spra­wy, wcią­ga­ją w swoje pro­ble­my naj­bliż­szych.

W jed­nej z kra­kow­skich grup wspar­cia dla osób uza­leż­nio­nych i współ­uza­leż­nio­nych jest pani We­ro­ni­ka. Zde­cy­do­wa­ła się na sa­mot­ną te­ra­pię, kiedy zo­ba­czy­ła, że pro­ble­my spo­wo­do­wa­ne za­cho­wa­niem męża nie dają jej spo­ko­ju.

- Mąż za­wsze miał drob­ne po­cią­gi do ry­zy­ka. Dużo in­we­sto­wał, czę­sto wy­jeż­dżał w naj­dal­sze re­jo­ny świa­ta. Wszę­dzie tam, gdzie było coś do zro­bie­nia, on sta­rał się wy­kła­dać pie­nią­dze i in­we­sto­wał. Naj­czę­ściej z do­brym skut­kiem, a spół­ka się roz­ra­sta­ła. Ra­czej nie zda­rza­ło mu się chy­bić w in­te­re­sach. Dla­te­go tak bar­dzo ki­bi­co­wa­łam mu, kiedy ko­lej­ny raz wy­kła­dał pry­wat­ne oszczęd­no­ści, by wy­ku­pić grunt czy prze­jąć jakąś nie­ru­cho­mość. Tak było przez 15 lat. W pew­nym mo­men­cie zo­rien­to­wa­łam się, że mąż swoje oszczęd­no­ści in­we­stu­je, ale nie przy­no­si to zy­sków, co było dziw­ne – mówi o swo­ich po­dej­rze­niach pani We­ro­ni­ka.

Po kilku mie­sią­cach życia w nie­pew­no­ści wy­na­ję­ła de­tek­ty­wa, żeby spraw­dził, gdzie mąż wy­da­je wspól­ne pie­nią­dze. W pierw­szej ko­lej­no­ści po­dej­rze­nia padły na ko­chan­kę, ale rze­czy­wi­stość oka­za­ła się jesz­cze gor­sza.

- Oka­za­ło się, że mąż przez ty­dzień wy­naj­mo­wał hotel. Nie było by w tym nic dziw­ne­go, gdyby nie fakt, że znaj­do­wał się on 2 km od na­sze­go domu. Za­miast na spo­tka­nia biz­ne­so­we co­dzien­nie cho­dził do po­ło­żo­ne­go obok ka­sy­na. Sie­dział cały dzień lub noc, grał w po­ke­ra i wra­cał do ho­te­lu. Tak przez cały ty­dzień ob­ser­wa­cji. Gdy wró­cił do domu po­wie­dział, że go okra­dli i nici z in­we­sty­cji – mówi We­ro­ni­ka.

Kłam­stwa męża tu­szu­ją­ce jego nałóg były coraz częst­sze. Prze­gry­wał wiel­kie kwoty, a oszczęd­no­ści top­nia­ły. Pani We­ro­ni­ka za­drę­cza­ła się i wma­wia­ła samej sobie, że nie jest wy­star­cza­ją­co dobra dla męża. Ro­bi­ła wszyst­ko, by zwró­cić na sie­bie jego uwagę, a przed ro­dzi­ną kła­ma­ła, mó­wiąc, że on cały czas wy­jeż­dża w de­le­ga­cję. Bała się praw­dy i po­grą­ża­ła się w de­pre­sji z po­wo­du na­ło­gu męża.

- Po kilku mie­sią­cach ta­kie­go życia spo­tka­łam się z dawną przy­ja­ciół­ką, po­wie­dzia­łam praw­dę. Wie­dzia­łam, że ona w ro­dzi­nie miała po­dob­ny przy­pa­dek. Dała mi na­mia­ry na pla­ców­kę od­wy­ko­wą, ale uzna­łam to za nie­po­trzeb­ne. Jed­nak kiedy po pew­nym cza­sie za­dzwo­nił do mnie jeden z ich psy­cho­lo­gów i omó­wi­li­śmy sy­tu­ację, zgo­dzi­łam się na roz­po­czę­cie te­ra­pii – mówi o swoim współ­uza­leż­nie­niu od ha­zar­du We­ro­ni­ka.

- Teraz już wiem, gdzie je­stem i sta­ram się męża wy­cią­gnąć z ka­sy­na, ale to wy­jąt­ko­wo trud­ne. On mie­sięcz­nie prze­gry­wa śred­nio 10 tys. zł. Może za­ło­żył sobie taki limit, ale wo­la­ła­bym, żeby te pie­nią­dze prze­zna­czył na coś in­ne­go, np. lep­sze miesz­ka­nie. To jed­nak jest cho­ro­ba. Moja i jego, więc trze­ba się le­czyć, ale przede wszyst­kim zro­zu­mieć pro­blem – koń­czy.

Za­kład: o żonę

W tej samej gru­pie wspar­cia jest pan Krzysz­tof. On sam wszedł w nałóg. Bar­dzo ka­me­ral­nie, wręcz zo­stał do niego ofi­cjal­nie za­pro­szo­ny. Na jed­nym z ko­le­żeń­skich spo­tkań do­wie­dział się, że w biu­rze firmy go­spo­da­rza są roz­gry­wa­ne tur­nie­je po­ke­ra. Pry­wat­ne, nie­le­gal­ne, ale za to w za­przy­jaź­nio­nym to­wa­rzy­stwie i o nie­wiel­kie staw­ki. Na pierw­szy tur­niej po­szedł dla roz­ryw­ki, wy­jąt­ko­wo z żoną. Póź­niej za­czął cho­dzić re­gu­lar­nie, a staw­ki rosły.

- Za pierw­szym razem pra­wie cała noc gra­nia kosz­to­wa­ła mnie za­le­d­wie 100 zł. Było przy­jem­nie, miło. Za­czą­łem cho­dzić na po­ke­ra raz w ty­go­dniu, re­gu­lar­nie przez 2 lata. W karty grali męż­czyź­ni, a w sa­lo­nie ba­wi­ły się ko­bie­ty i inni zna­jo­mi, któ­rzy nie grali – opo­wia­da swoją nie­win­nie za­po­wia­da­ją­cą się hi­sto­rię Krzysz­tof.

- Po kilku mie­sią­cach gra­nia staw­ki pod­sko­czy­ły do 1000 zł, a tur­nie­jów dzien­nie można było ro­ze­grać ze trzy. Pie­nią­dze sta­wa­ły się kon­kret­ne, a ja za­zwy­czaj prze­gry­wa­łem – do­da­je. - Nie bra­łem do sie­bie prze­gra­nych, bo to były głów­nie do­dat­ko­we środ­ki, ale wtedy zo­rien­to­wa­łem się, że żona się ode mnie od­su­wa. Prze­sta­je ze mną roz­ma­wiać, nie ob­cho­dzę jej i jakoś wszyst­ko wa­li­ło się na łeb – zwie­rza się Krzysz­tof. Po ko­lej­nych mie­sią­cach żona się wy­pro­wa­dzi­ła, za­żą­da­ła roz­wo­du. Spra­wa jest w toku.

- Naj­gor­sze nie jest to, że prze­gra­łem for­tu­nę i teraz muszę się le­czyć. Naj­bar­dziej boli mnie, że żona za­miesz­ka­ła z moim ko­le­gą, u któ­re­go roz­gry­wa­li­śmy po­ke­ra. Praw­do­po­dob­nie po­wo­dem było to, że on, w prze­ci­wień­stwie do mnie, cały czas wy­gry­wał – pu­en­tu­je Krzysz­tof.

Po dru­giej stro­nie ru­let­ki

Pro­ble­my z ha­zar­dem nie do­ty­czą tylko ro­dzi­ny i naj­bliż­szych na­ło­gow­ca. Pra­cow­nik ka­sy­na, sa­lo­nu gier czy „ka­fej­ki in­ter­ne­to­wej” z au­to­ma­ta­mi po­wi­nien pod­cho­dzić do swo­jej pracy bez więk­szych emo­cji. Jak jest na­praw­dę, wie­dzą tylko sami za­in­te­re­so­wa­ni, bo nie­wie­lu z nich chce roz­ma­wiać o wy­rzu­tach su­mie­nia, to­wa­rzy­szą­cych im pod­czas wy­ko­ny­wa­nia pracy. Ale jak po­ka­zu­je hi­sto­ria byłej pra­cow­nicz­ki jed­nej z „ja­skiń ha­zar­du”, życie obok swo­ich klien­tów także może być trud­ne do znie­sie­nia. Ich pro­ble­my ro­dzin­ne, nie­koń­czą­ce się za­dłu­ża­nia i pła­czą­ce żony z dzieć­mi na rę­kach, które wy­zy­wa­ją pra­cow­ni­ków od naj­gor­szych, czę­sto koń­czą się nie­prze­spa­ny­mi no­ca­mi.

- Pra­co­wa­łam przez wiele lat w sa­lo­nie gier. Zo­ba­czy­łam wszyst­kie fazy uza­leż­nień. Na po­cząt­ku lu­dzie tłu­ma­czy­li swoje wi­zy­ty kłót­nią z żoną lub chę­cią roz­ryw­ki. Na­stęp­nie po­wo­dy były coraz bar­dziej po­kręt­ne: kro­pla desz­czu spa­dła w innym miej­scu, bo ro­we­rzy­sta mi za­je­chał drogę i mu­sia­łem się od­prę­żyć. Nie by­ło­by w tym nic złego, gdyby ich wi­zy­ty były spo­ra­dycz­ne, ale z dnia na dzień oni chcie­li się od­gry­wać za prze­gra­ne, brali po­życz­ki, kre­dy­ty, skła­da­li przy­się­gi żonom. Moi byli klien­ci byli ludź­mi bar­dzo wraż­li­wy­mi, szu­ka­ją­cy szczę­ścia w życiu, ale każde nie­po­wie­dze­nie pró­bo­wa­li za­ma­sko­wać grą. Bar­dzo czę­sto koń­czy­ło się to pró­ba­mi sa­mo­bój­czy­mi, kiedy po ko­lej­nej prze­gra­nej uświa­da­mia­li sobie, gdzie są – mówi Marta, była pra­cow­nicz­ka sa­lo­nu gier, która nie wy­trzy­ma­ła na­pię­cia zwią­za­ne­go z pracą. Teraz jest ak­tyw­ną dzia­łacz­ką w walce z uza­leż­nie­nia­mi. Robi kursy te­ra­peu­tycz­ne i stara się pomóc lu­dziom w pro­ble­mach zwią­za­nych z ha­zar­dem i in­ny­mi uza­leż­nie­nia­mi.

Mię­dzy praw­dą a te­mi­dą

Wszyst­kie hi­sto­rie roz­po­czę­ły się od nie­win­nych „jed­no­rę­kich ban­dy­tów”, kiedy jesz­cze kilka lat temu w Pol­sce było ponad 55 tys. ta­kich ma­szyn. Teraz jest ich dużo mniej. Po no­we­li­za­cji prawa i ogra­ni­cze­niach w wy­da­wa­niu kon­ce­sji można grać na ok. 20 tys. ma­szyn usta­wio­nych w 264 punk­tach. Przy­naj­mniej tych ofi­cjal­nych.

Ale wia­do­mo, że nasi ro­da­cy są wy­jąt­ko­wo kre­atyw­ni. Dla­te­go i tym razem brak ze­zwo­leń nie sta­no­wił ba­rie­ry, by biz­nes się roz­ra­stał. Jak grzy­by po desz­czu wy­ra­sta­ją dzia­ła­ją­ce na gra­ni­cy prawa punk­ty gier na­zy­wa­ne dla nie­po­zna­ki „ka­fej­ka­mi in­ter­ne­to­wy­mi”. Te nie są re­je­stro­wa­ne, po­nie­waż sto­ją­ce w nich ma­szy­ny są au­to­ma­ta­mi pro­wa­dzą­cy­mi do ser­wi­sów in­ter­ne­to­wych. Oczy­wi­ście z ru­let­ką, Black Jac­kiem czy po­ke­rem, gdzie gra się re­al­ny­mi pie­niędz­mi.

Praw­do­po­dob­nie z tego po­wo­du la­wi­no­wo wzro­śnie licz­ba uza­leż­nio­nych od ha­zar­du. Jak wska­zu­ją sta­ty­sty­ki or­ga­ni­za­cji dzia­ła­ją­cych prze­ciw­ko uza­leż­nie­niom, w 2005 roku na­ło­go­wi gra­cze sta­no­wi­li 0,5 proc. pol­skiej po­pu­la­cji. W 2012 roku sza­cu­je się, że cho­ro­bą opi­sy­wa­ną jako „za­bu­rze­nie po­le­ga­ją­ce na czę­sto po­wta­rza­ją­cym się upra­wia­niu ha­zar­du, który prze­wa­ża w życiu czło­wie­ka ze szko­dą dla war­to­ści i zo­bo­wią­zań spo­łecz­nych, za­wo­do­wych, ma­te­rial­nych i ro­dzin­nych” do­tknię­tych jest 3 proc. Po­la­ków.

- Szcze­gó­ło­we sta­ty­sty­ki nie są moż­li­we do usta­le­nia, po­nie­waż obec­nie naj­więk­szym za­in­te­re­so­wa­niem cie­szą się gry on-li­ne. W sieci wy­da­je­my więk­szość na­szych pie­nię­dzy, a będąc od­cię­ci,nie pró­bu­je­my do­strzec świa­ta rze­czy­wi­ste­go. Po pew­nej fazie suk­ce­sów, przy­cho­dzą stra­ty, fru­stra­cja. Wszyst­ko to w czte­rech ścia­nach, bez in­ge­ren­cji osób trze­cich – mówi Mar­cin Ka­miń­ski, psy­cho­log.

- O ile w przy­pad­ku tra­dy­cyj­nych kasyn, któ­rych w Pol­sce jest już za­le­d­wie kilka, można za­żą­dać od me­na­dże­ra usta­no­wie­nia za­ka­zu wstę­pu dla sie­bie sa­me­go, tak w przy­pad­ku gier on-li­ne czy au­to­ma­tów roz­miesz­czo­nych w pu­bach już nie. To ol­brzy­mie ry­zy­ko zo­sta­nia wchło­nię­tym przez nałóg – do­da­je.

Zgod­nie z wolą Mi­ni­ster­stwa Fi­nan­sów, sa­lo­ny gier do 2015 roku mają znik­nąć z rynku. Do dys­po­zy­cji ha­zar­dzi­stów zo­sta­ną tylko ka­sy­na, w któ­rych już teraz pro­wa­dzo­na jest szcze­gó­ło­wa iden­ty­fi­ka­cja gości. Ale czy pań­stwo po­zwo­li na utra­tę na­praw­dę wy­so­kich wpły­wów do bu­dże­tu? W 2010 roku do­chód z ty­tu­łu po­dat­ku wy­niósł do­kład­nie 1 624 843 010,49 zł. Ile strat zwią­za­nych z utra­tą ro­dzi­ny, zdro­wia i życia? Tego jesz­cze nikt nie osza­co­wał.

*Na proś­bę te­ra­peu­tów, imio­na przed­sta­wio­nych osób zo­sta­ły zmie­nio­ne.

>>>>

Tutaj mamy opisany koszmar nalogow i uzaleznien . Rzecz jasna jest on od diabla . Uzaleznienie to powolne samobojstwo stad tez nalezy laczyc te dwa zjawiska bo w sumie czy ktos zabija sie od razu czy po trochu na jedno wychodzi . Juz od dziecka trzeba ostrzegac . Nie widze innej drogi . Jesli ktos nie byl odpowiednio wychowany i probuje co z tego wyniknie to raczej wpadnie . Bo jak wiemy nalog chwyta blyskawicznie . Albo nie wchodzisz albo wchodzisz i juz nie wychodzisz . Tutaj oczywiscie nie negujac wysilkow lekarzy pomoc moze tylko Bóg . Ale jak wiemy nalogowcem juz sie jest do konca zycia na ziemi . Na tamtym swiecie uzaleznienie rzecz jasna znika . I tutaj nalezy sie modlic . To najlepsza pomoc bo od Boga ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:50, 09 Maj 2012    Temat postu:

Miał miliony, umarł w biedzie - smutna historia milionera.

Pieniądze szczęścia nie dają. Dowodem na to jest smutny los pewnego portugalskiego milionera, który mimo bogactwa, zmarł w całkowitej samotności.

83-letni José Santos był jednym z najbogatszych mieszkańców Porto. Posiadał wiele nieruchomości w najbardziej ekskluzywnych dzielnicach miasta. Przez lata wynajmowania mieszkań i domów udało mu się zgromadzić pokaźną sumkę, a jego majątek szacuje się na wiele milionów euro. Sam jednak żył w biedzie, a nawet w nędzy. Mieszkał w bardzo skromnych warunkach, a z relacji sąsiadów wynika, że w deszczowe dni, z powodu przeciekającego dachu, spał z workiem na głowie.

Uchodził nie tylko za skrajnego skąpca, ale i samotnika - mimo że miał rodzinę, nie przyjmował żadnych wizyt i nie utrzymywał kontaktów z bliskimi. Ten dziwny tryb życia sprawił, że sędziwy Portugalczyk umarł w całkowitej samotności, co odkryto przypadkiem dopiero 10 dni po jego śmierci, kiedy jedna z jego lokatorek usiłowała zapłacić za wynajem mieszkania.

Historia portugalskiego milionera udowodniła, że pieniądze - nawet największe - nie dadzą nam szczęścia, jeśli jesteśmy samotni.

>>>>

Samotni BEZ BOGA !!!

A tutaj z kolei patologiczne uzaleznienie od bogactwa znane jako ,,skąpstwo'' opisane przez Moliera . To tez jest nalog jak widac patologiczny . Bo gdyby bogactwo przeznaczyl na biednych i sam mieszkal w biedzie to bylby swiety . Ale gdy sciskal bogactwo w garsci i zyl w biedzie to dewiacja .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:37, 30 Maj 2012    Temat postu:

Miro Konkel,Mario Ludwiński
W imię korporacyjnego etosu

- W domu po­sia­da­łem re­al­ną wła­dzę na­gra­dza­nia i ka­ra­nia. I skru­pu­lat­nie z niej ko­rzy­sta­łem – mówi To­masz. Męż­czyź­nie drżą ręce. Od­ru­cho­wo przy­ci­ska je do sie­bie, ale po chwi­li zdaje sobie spra­wę ze zna­cze­nia tego gestu. Od­su­wa ręce i po­zwa­la im dy­go­tać.


Już od pierw­sze­go spoj­rze­nia świe­żo ogo­lo­na głowa To­ma­sza kon­tra­stu­je z jego biz­ne­so­wym ubio­rem i ele­ganc­kim spo­so­bem za­cho­wa­nia. – Nie wy­śmie­wam ani nie mał­pu­ję cho­rej osoby – szyb­ko wy­ja­śnia. – Mój dobry zna­jo­my nie­daw­no stra­cił matkę przez tę cho­ro­bę. Ogo­le­nie głowy trak­tu­ję jako sym­bol. Gdy co­dzien­nie rano idę do ła­zien­ki, spoj­rze­nie w lu­stro staje się pi­guł­ką po­ko­ry. Przy­po­mi­na mi o walce i o ma­rze­niach, dla któ­rych tę walkę toczę. Chcę być czu­łym mężem i wy­ro­zu­mia­łym ojcem. Cie­szyć się pik­ni­kiem przed domem, a nie my­śleć o nie­rów­no przy­cię­tym traw­ni­ku. Chcę cenić ludzi z ich błę­da­mi, a nie po­mi­mo nich.

Sta­dium po­cząt­ko­we – ini­cja­cja

Hi­sto­ria To­ma­sza jest do pew­ne­go mo­men­tu ty­po­wa. Ro­dzi­ce wie­rzy­li, że tylko piąt­ki od góry do dołu na świa­dec­twie za­pew­nią mu dobrą pracę i spo­koj­ne życie. Dla­te­go pil­no­wa­li, by lek­cje na week­end od­ra­biał w pią­tek wie­czo­rem, a w nie­dzie­lę po­wta­rzał ma­te­riał z ty­go­dnia.

– Pierw­szy w kla­sie do­sta­łem „pro­mo­cję”, by prze­stać pisać ołów­kiem i za­cząć pió­rem wiecz­nym – wspo­mi­na. – Lu­bi­łem mieć wszyst­ko w po­rząd­ku, bo to ozna­cza­ło spo­kój w domu. Gdy przy­cho­dzi­li do nas go­ście, ro­dzi­ce chwa­li­li mnie za wy­ni­ki w szko­le. Byłem sta­wia­ny za wzór.

Zaraz po stu­diach To­masz tra­fił do do­brej firmy. Otu­ma­nio­ny at­mos­fe­rą wiel­kie­go biz­ne­su, w imię kor­po­ra­cyj­ne­go etosu go­dzi­na­mi ślę­czał nad pro­jek­ta­mi. Czuł, że zna­lazł swoje miej­sce. Świat stwo­rzo­ny spe­cjal­nie dla niego.

- Kie­dyś wra­ca­łem do domu o czwar­tej nad ranem – opo­wia­da. – Mu­sia­łem skoń­czyć ra­port, a ostat­nie dane do­sta­łem tuż przed pół­no­cą. Było lato, puste ulice po­wo­li bu­dzi­ły się do życia. Kilka osób stało na przy­stan­ku, cze­ka­jąc na pierw­szy au­to­bus. Pod­je­cha­ła od­kry­ta śmie­ciar­ka. Zwol­ni­ła, ale nie za­trzy­ma­ła się. Wy­sko­czył z niej młody czło­wiek w rę­ka­wi­cach. Ze śmiet­ni­ka wyjął me­ta­lo­wy po­jem­nik, pod­biegł do po­ru­sza­ją­ce­go się w żół­wim tem­pie sa­mo­cho­du, spraw­nie wy­sy­pał za­war­tość na pakę. Od­niósł pusty po­jem­nik, wsko­czył do środ­ka i przy­bił piąt­kę z kie­row­cą. Nikt z ludzi cze­ka­ją­cych na au­to­bus nawet nie obej­rzał się za śmie­ciar­ką. Mnie na­to­miast za­in­try­go­wa­ła nie­mal pięk­na har­mo­nia tej kil­ku­na­sto­se­kun­do­wej ope­ra­cji. Do­kład­nie tak samo czu­łem się w swo­jej pracy: ro­bi­łem coś war­to­ścio­we­go i byłem w tym na­praw­dę dobry.

Jacek San­tor­ski, psy­cho­log biz­ne­su, uważa, że nawet naj­bar­dziej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca praca nie po­win­na być je­dy­nym polem sa­mo­re­ali­za­cji. Bo jeśli np. zo­sta­nie­my zwol­nie­ni, nie po­zo­sta­nie nic, dla czego warto by­ło­by żyć. Poza tym cał­ko­wi­te od­da­nie się obo­wiąz­kom grozi wy­pa­le­niem za­wo­do­wym.

- Na py­ta­nie, co jest isto­tą zdro­wia psy­chicz­ne­go, Freud od­po­wie­dział: umieć ko­chać i pra­co­wać. A zatem trze­ba przy­naj­mniej pró­bo­wać za­cho­wać rów­no­wa­gę mię­dzy pracą a domem, mię­dzy twar­dą ry­wa­li­za­cją a tro­ską o re­la­cje z ludź­mi, mię­dzy po­czu­ciem obo­wiąz­ku a week­en­do­wym „re­se­tem” – mówi San­tor­ski.

Sta­dium wzro­stu – pro­gre­sja

Wresz­cie przy­szedł upra­gnio­ny awans na sta­no­wi­sko me­ne­dżer­skie. Wtedy To­masz prze­ko­nał się, że jego ide­al­ny świat ma wady. Byli nimi pod­wład­ni, któ­rzy nie przej­mo­wa­li się ja­ko­ścią pracy tak bar­dzo jak on.

– Gdy ze­spół nie­do­sta­tecz­nie przy­kła­dał się do re­ali­zo­wa­nych zadań, pró­bo­wa­łem sa­mo­dziel­nie sztu­ko­wać braki. Szyb­ko mnie to prze­ro­sło, bo nawet naj­lep­szy me­ne­dżer nie da rady po­pra­wiać sze­ściu osób – przy­zna­je. – Ape­lo­wa­łem, by zwra­ca­li więk­szą uwagę na to „jak” robią niż na to „co” robią. Wi­dzia­łem w tym oka­zję do po­pra­wy. Łatwy suk­ces, do­stęp­ny na wy­cią­gnię­cie ręki. Po­trak­to­wa­łem to jak ży­cio­we wy­zwa­nie. Prze­ko­ny­wa­łem, or­ga­ni­zo­wa­łem szko­le­nia, mo­ty­wo­wa­łem, w końcu zmu­sza­łem. Ale lu­dzie byli wście­kli i gdy tylko od­wra­ca­łem głowę, zło­śli­wie ro­bi­li drob­ne rze­czy nie tak jak bym sobie ży­czył.

To­masz czuł, że w ten spo­sób prę­dzej czy póź­niej za­li­czy wpad­kę tak efek­tow­ną jak fa­jer­wer­ki na otwar­cie Euro 2012. Po­sta­no­wił więc po­szu­kać po­mo­cy. – Przej­rza­łem kilka ksią­żek o za­rzą­dza­niu ze­spo­łem. Po­sze­dłem na szko­le­nie mięk­kich umie­jęt­no­ści me­ne­dżer­skich. Umó­wi­łem się nawet na spo­tka­nie z psy­cho­lo­giem biz­ne­su, ale wy­sze­dłem stam­tąd po kwa­dran­sie – mówi To­masz. - Facet za­czął su­ge­ro­wać, że coś jest nie tak w moich re­la­cjach z ro­dzi­ca­mi. Po­wie­dzia­łem mu, żeby zajął się praw­dzi­wą pracą.

Efek­ty tych po­szu­ki­wań były mi­zer­ne, a dumę To­ma­sza roz­ry­wał brak po­żą­da­ne­go po­zio­mu pracy. Cho­dził roz­draż­nio­ny, cią­gle miał do kogoś pre­ten­sje. Har­mo­nia pry­sła, wy­zwa­nie stra­ci­ło blask. Przed ro­dzi­ca­mi grał rolę czło­wie­ka suk­ce­su, bo nie chciał zo­ba­czyć roz­cza­ro­wa­nia na twa­rzy matki. Jed­nak miał świa­do­mość, że nie osią­ga oso­bi­stych celów, nie re­ali­zu­je w pełni swego po­ten­cja­łu. Naj­gor­sze, że nie wie­dział, gdzie po­peł­nił błąd. Wszyst­ko wy­da­wa­ło się w po­rząd­ku, tak jak za­wsze. Lecz ból był praw­dzi­wy.

Zda­niem Ka­ta­rzy­ny Lo­renc, kon­sul­tant­ki i wi­ce­pre­zes firmy ba­daw­czo-do­rad­czej 4bu­si­ness&pe­ople, per­fek­cjo­ni­sta łączy w sobie dwie z po­zo­ru sprzecz­ne cechy: wy­so­kie am­bi­cje i niską wiarę we wła­sne moż­li­wo­ści. Za­ło­żył sobie, że ma być do­sko­na­ły w każ­dej dzie­dzi­nie życia. A choć wszyst­ko mu mówi, że to nie­moż­li­we, za­miast ob­ni­żyć po­przecz­kę ocze­ki­wań wzglę­dem sie­bie, zwie­lo­krot­nia wy­sił­ki.

- Per­fek­cjo­ni­sta do­kład­nie wie, jaki chce być, ale nie wie, czy taki się sta­nie. To spra­wia, że pra­cu­je jesz­cze wię­cej i jesz­cze cię­żej, bez chwi­li wy­tchnie­nia, aż do wy­czer­pa­nia – tłu­ma­czy Lo­renz. Jest na to rada – prze­war­to­ścio­wa­nia prio­ry­te­tów. To jed­nak wy­ma­ga od­wa­gi i po­ko­ry. - Po­czu­cie war­to­ści, wy­so­ką sa­mo­oce­nę, sa­tys­fak­cję trze­ba czer­pać z sie­bie, a nie z ze­wnętrz­nych do­wo­dów suk­ce­su: ak­cep­ta­cji oto­cze­nia, świa­dectw z czer­wo­nym pa­skiem, ko­lej­nych ty­tu­łów na­uko­wych, pod­wy­żek czy awan­sów – za­zna­cza Ka­ta­rzy­na Lo­renz.

Czy­taj dalej na ko­lej­nej stro­nie: gdy per­fek­cjo­nizm w pracy nie wy­star­cza



Sta­dium zło­śli­we – in­wa­zja

Z punk­tu wi­dze­nia To­ma­sza źró­dło jego kło­po­tów le­ża­ło poza nim. Zro­bił więc to, co każdy roz­sąd­ny czło­wiek na jego miej­scu – za­czął uni­kać pro­ble­mu. – Po­sta­no­wi­łem przy­my­kać oczy na fu­szer­ki pod­wład­nych. Są­dzi­łem, że za jakiś czas lu­dzie sami zro­zu­mie­ją, jak ważny jest spo­sób ro­bie­nia rze­czy, do­ce­nią dba­łość o szcze­gó­ły. Wma­wia­łem sobie, że prze­ło­że­ni w końcu za­re­agu­ją na ten oczy­wi­sty brak ja­ko­ści. Ale do­pó­ki ra­por­ty były dru­ko­wa­ne, a re­kor­dy w bazie da­nych uzu­peł­nia­ne, ni­ko­mu prócz mnie nie prze­szka­dza­ła apa­tia, mi­ni­ma­lizm, otwar­te lek­ce­wa­że­nie nie­któ­rych pro­ce­dur i zasad re­gu­la­mi­nu – opo­wia­da To­masz. Pły­nął ty­dzień za ty­go­dniem, a sys­tem nie upa­dał. - Uzna­łem więc, że skoro dy­rek­to­rzy to­le­ru­ją taki stan rze­czy, to pew­nie sami tak po­stę­pu­ją. Prze­sta­łem więc mieć am­bi­cje osią­ga­nia suk­ce­sów w takim śro­do­wi­sku. Uni­ka­łem wy­zwań, gra­łem bez­piecz­nie. I ku memu zdu­mie­niu, at­mos­fe­ra w ze­spo­le po­lep­szy­ła się. Sam za­czą­łem czuć się le­piej - do­da­je.

Na­pię­cia z pracy prze­nio­sły się na życie oso­bi­ste. Dom za­czął przy­po­mi­nać jed­nost­kę woj­sko­wą. Syn z po­cząt­ku mocno się bun­to­wał, na co To­masz re­ago­wał jesz­cze więk­szym przy­krę­ca­niem śruby. Żona pró­bo­wa­ła z nim roz­ma­wiać, prze­ko­nać, że to taki wiek, ale To­masz był świę­cie prze­ko­na­ny o słusz­no­ści swo­je­go po­stę­po­wa­nia. Przy­wo­ły­wał przy­kład sie­bie – jak jemu takie po­stę­po­wa­nie po­mo­gło w życiu..

– Wpa­dłem w lo­gicz­ną pu­łap­kę, dzię­ki któ­rej utrzy­my­wa­łem po­zy­tyw­ny obraz sie­bie. To że w pracy wszyst­ko się w końcu uło­ży­ło, bra­łem za dowód sku­tecz­no­ści mo­je­go po­dej­ścia. Po­go­dzi­łem się, że w pracy mia­łem ogra­ni­czo­ne moż­li­wo­ści. W domu jed­nak po­sia­da­łem re­al­ną wła­dzę na­gra­dza­nia i ka­ra­nia. I skru­pu­lat­nie z niej ko­rzy­sta­łem. Uwa­ża­łem się oczy­wi­ście za do­bre­go ojca. Su­ro­we­go, wy­ma­ga­ją­ce­go – ow­szem – ale ro­bią­ce­go to z tro­ski o przy­szłość syna.

To­ma­szo­wi drżą ręce. Od­ru­cho­wo przy­ci­ska je do sie­bie, ale po chwi­li zdaje sobie spra­wę ze zna­cze­nia tego gestu. Od­su­wa ręce i po­zwa­la im dy­go­tać. – Mogę się tylko cie­szyć, że prze­bu­dze­nie na­stą­pi­ło w ten spo­sób. Dzie­ci nie po­win­ny brać na sie­bie pro­ble­mów do­ro­słych. Nie da­ro­wał­bym sobie, gdyby sy­no­wi coś się stało – mówi.

Po wpro­wa­dze­niu w ro­dzi­nie ostrej dys­cy­pli­ny żona za­bra­ła syna i ode­szła od męża. To­masz za­czął cho­dzić do psy­cho­lo­ga. Pro­wa­dzi dzien­nik, w któ­rym skru­pu­lat­nie za­pi­su­je wy­ko­ny­wa­ne ćwi­cze­nia na prze­ra­mo­wa­nie myśli, mo­de­lo­wa­nie emo­cji i mo­ni­to­ring mo­no­lo­gu we­wnętrz­ne­go. Za­pi­sał się na kurs gry na gi­ta­rze, aby mieć po­za­za­wo­do­we źró­dło prze­ko­na­nia o wła­snej war­to­ści. No i ogo­lił głowę, by mieć na­ocz­ny dowód sy­tu­acji, w któ­rej się zna­lazł.

An­drzej Kro­pi­dłow­ski, tre­ner i coach me­ne­dże­rów, twier­dzi, że dla ta­kich ludzi jak To­masz jest na­dzie­ja. Bo zro­bi­li już pierw­szy krok na dro­dze do uwol­nie­nia się od przy­mu­su bycia do­sko­na­łym. Uświa­do­mi­li sobie, że per­fek­cjo­nizm nie jest za­le­tą, ale wadą. A wła­ści­wie cho­ro­bą, na szczę­ście ule­czal­ną.

- Ubocz­nym efek­tem prze­zwy­cię­ża­nia per­fek­cjo­ni­zmu jest bu­do­wa nowej hie­rar­chii war­to­ści, uzdro­wie­nie re­la­cji z in­ny­mi ludź­mi oraz od­na­le­zie­nie har­mo­nii z samym sobą – prze­ko­nu­je Kro­pi­dłow­ski. I do­rzu­ca: za­kra­wa to na pa­ra­doks, ale efek­tyw­ni i pro­fe­sjo­nal­ni sta­je­my się do­pie­ro wtedy, gdy praca prze­sta­je być dla nas war­to­ścią nad­rzęd­ną. I gdy się nie wście­ka­my, że nasz nowy pro­jekt nie jest na szóst­kę, a tylko na czwór­kę z plu­sem.

>>>>

To tez jest nalog . Jest ich jak widac mrowie . Widzicie tutaj zreszta ze to moze nie byc wina osoby . Skoro w chwili narodzin dziecka rodzice juz maja ,,plan'' jego kariery to trudno aby wyrosl na kogo innego . Tutaj jest tez rzecz podstawowa . Brak Boga . Zamiast Boga podstawiony jest sukces w zyciu . To oczywiscie niszczy osobowosc bo dusza jest ponad wszystko ziemskie i nic na ziemi nie moze byc celem dla duszy . Jest Nim tylko Bóg !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:13, 03 Cze 2012    Temat postu:

Anonimowi alkoholicy spotkali się na Jasnej Górze

Blisko 30 tys. osób zgromadziło rozpoczęte w sobotę na Jasnej Górze doroczne spotkanie anonimowych alkoholików. Jak co roku osobom z problemem alkoholowym towarzyszą członkowie ich rodzin.

Zorganizowane po raz 24. Jasnogórskie Spotkania Anonimowych Alkoholików potrwają do niedzieli. Przebiegają pod hasłem „Rodzina silna trzeźwością”. Spotkania w Częstochowie celowo nie są nazywane pielgrzymką, ponieważ przybywają na nie nie tylko ludzie wierzący - podkreśla buro prasowe sanktuarium.

Jasnogórskie Spotkania AA rozpoczęły się, jak co roku, modlitwą w Kaplicy Matki Bożej. Głównymi punktami programu są mitingi dla anonimowych alkoholików, dla członków ich rodzin, dla dorosłych i młodszych dzieci osób z problemem alkoholowym. Są też mitingi dla tych, którzy zbyt wiele jedzą.

Spotkaniom towarzyszy bogaty program religijno-kulturalny. To np. prezentacja twórczości artystycznej, koncert, modlitwa drogi krzyżowej. Sobotnią część spotkania zakończy msza przed jasnogórskim szczytem, którą będzie celebrował biskup Antoni Długosz. W niedzielę środowisko AA zawierzy swoje problemy Matce Bożej.

Anonimowi Alkoholicy (AA – z angielskiego Alcoholics Anonymous) są wspólnotą kobiet i mężczyzn, którzy dzielą się nawzajem swoimi doświadczeniami, siłą i nadzieją, aby rozwiązać swój problem i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu. To dobrowolne, samopomocowe grupy osób uzależnionych.

Wspólnota działa w ponad 150 krajach, tworząc blisko 120 tys grup. Nie ma oficjalnych statystyk, ale ocenia się, że w mitingach grup AA spotyka się ponad 3 mln alkoholików. W Polsce jest ponad 2 tys. takich grup. Jedynym warunkiem uczestnictwa w grupach AA jest chęć zaprzestania picia. Nie ma tu żadnych składek ani opłat, jedynie dobrowolne datki.

Z danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych wynika, że w Polsce uzależnionych od alkoholu może być ok. 700-800 tys. osób (ok. 2 proc. populacji); problem dotyka ok. 1,5 mln dzieci z rodzin alkoholików i 1,5 mln dorosłych członków tych rodzin (rodzice, współmałżonkowie).

Szacuje się, że dwie trzecie członków rodzin alkoholików (ok. 2 mln osób) doświadczyło przemocy domowej na tym tle. Ponadto ilość osób "pijących szkodliwie" szacuje się w Polsce na ok. 2-2,5 mln osób (5-7 proc. populacji).

Specjaliści wskazują, że trudne jest oszacowanie ekonomicznego aspektu polskich problemów alkoholowych, czyli wysokości strat związanych z obecnością alkoholu w życiu Polaków. Zdaniem międzynarodowych ekspertów straty ekonomiczne związane z nadużywaniem alkoholu szacuje się w krajach Europy Zachodniej i w USA na poziomie 3-5 proc. produktu krajowego brutto.

>>>>

Oczywiscie zdani terapeuci nie pomoga tak jak Bóg ! Bo w nalogu njagorsza jest choroba duszy . W nalog nie wpada sie ot tak przypadkiem - oczywiscie poza sytuacaj gdy ktos specjalnie uzalezni osobe nieswiadoma badz dziecko podaja mu narkotyki itp. W przewazajacej mierze jednak mierze nalog dotyka ludzi swiadomych ktorzy chca ,,uciec'' od yzcia . Czyli maja problem duchowy . Fizyczne uzaleznie to tylko dodatek do problemu duchowego . Ten problem rozwiazac moze tyko Bóg .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:46, 09 Cze 2012    Temat postu:

Dziwny problem kobiety. "Robiłam to dla zabawy"

Jak sama przyznaje, wszystko zaczęło się, kiedy była jeszcze w bardzo młodym wieku. - Nie miałam pojęcia, że mogę doświadczyć jakichkolwiek reperkusji związanych z moim zainteresowaniem się pornografią. Robiłam to tylko dla zabawy - opowiada dziś o swoim uzależnieniu. Mówi też, że od początku było wiadomo, że jej problem jest bardzo wstydliwy, bo o uzależnieniu od pornografii mówi się raczej w kontekście mężczyzn.

>>>>

To ze mezczyzni ulegja o wiele czesciej wynika po prostu z budowy mozgu . W tej dziedzinie mezczyzni sa bardziej narazeni z natury . Ale przeciez kobiety tak samo sa podatne na uzaleznienia i jak juz zaczna to tak samo wpadna . Chroni je tylko to ze z natury wykazuja mniejsze zainteresowania w tym kierunku . Tak wiec nie jest to fajna zabawa a nalog . I to nie sa ,,filmy dla doroslych'' . Bo doroslych tez uzalezniaja . To jest patologia . Redukcja do najbardziej prymitywnych doznan nie mowiac juz o zboczeniach . Zawsze najlatwiej wpasc w uzleznienia od prostackiej przyjemnosci typu strzele sobie pol litra i odlece ...
Natomiast trudniej uzlaeznic sie od przyjemnosci wymagajacych typu czytanie ksiazki . Teatr . Nawet kino jesli nie prostackie . Tu juz trzeba sie wysilic analizowac . Przyjemnosc gdy przychodzi jest na wyzszym poziomie . A to znaczy bardziej duchowa . Zawsze zatem szlachetniejsza .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:32, 03 Sie 2012    Temat postu:

Miliarder mieszkał ze zwłokami żony

Wła­ści­ciel firmy Tetra Pak Hans Kri­stian Rau­sing z żoną Evą tuż po ślu­bie w Lon­dy­nie. Mał­żon­ko­wie, oprócz tego, że w Wiel­kiej Bry­ta­nii mieli sta­tus mi­liar­de­rów, znani byli z za­mi­ło­wa­nia do nar­ko­ty­ków i do­brej za­ba­wy. Dzie­dzicz­ką ogrom­nej for­tu­ny miała być Eva, nie­ste­ty ko­bie­ta przedaw­ko­wa­ła, a jej ciało po kilku dniach od­na­le­zio­no w eks­klu­zyw­nej wilii w cen­trum Lon­dy­nu. W toku śledz­twa Hans K. Rau­sing tłu­ma­czył, że trzy­mał zwło­ki żony w domu, bo był w szoku.

>>>>

Jak widzicie bogactwo jest najkrotsza droga do katastrofy zyciowej . Dlatego Jezus zalecal ubostwo co nie znaczy bynjamniej mieszkac pod mostem ale jak wyjasnia apostl - zyc tak jakby sie bylo ubogim . A zatem chodzi o nastawienie ducha . Nic sobie z bogactwa nie robic . To najlepszy sposob na zachowanie zdrowia fizycznego i psychicznego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:02, 13 Wrz 2012    Temat postu:

Nadgodziny są niezdrowe, nie warto ich brać.

Pracując więcej niż osiem godzin dziennie, zwiększamy ryzyko wystąpienia chorób serca aż o 80 procent. Z danych wynika, że w Wielkiej Brytanii typowy tydzień pracy należy do jednych z najdłuższych.

Badania przeprowadzili naukowcy z Fińskiego Instytutu Zdrowia Zawodowego. Okazuje się, że na Wyspach pracuje się dość długo. Średnio tygodniowo mieszkańcy Wielkiej Brytanii pracują 42,7 godziny. Daje to trzecią lokatę, tylko w Austrii i Grecji liczba godzin jest większa. W Niemczech tygodniowo pracuje się średnio 42 godziny, w Danii 39,1.

Nadgodziny są niezdrowe

Pracujemy więc po godzinach, ryzykując własnym zdrowiem. Zdaniem fińskich naukowców praca po godzinach zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia chorób serca i udarów mózgu aż o 80 procent.

Materiał badawczy zebrany w Fińskim Instytucie Zdrowia Zawodowego robi wrażenie. Składa się z 12 badań zapoczątkowanych w 1958 roku. Łącznie przebadano ponad 22 tysiące osób z całego świata. Analiza życia zawodowego i stanu zdrowia tych osób potwierdziła, że ludzie pracujący więcej niż osiem godzin dziennie dużo częściej narzekali na choroby serca (od 40 do 80 proc. więcej przypadków).

Straszny stres

Główną przyczyną tej sytuacji jest stres towarzyszący nam całym dniami podczas pracy. - Długotrwałe narażenie na stres, złe nawyki żywieniowe i brak aktywności fizycznej składają się na obraz typowej osoby pracującej ponad normę. Takim ludziom po prostu brakuje czasu na sport czy odpoczynek - mówi dr Marianna Virtanen, kierująca zespołem badawczym.

W 2009 roku ten sam zespół badawczy odkrył związek pomiędzy intensywnym trybem pracy a ryzykiem wystąpienia demencji w wieku starszym. Zależność była mniej więcej porównywalna do tej powodowanej przez palenie papierosów.

Małgorzata Słupska

>>>>

Tak . Prca to nie wszystko ... Dajcie sobie luz ... I po co wam ta kasa . I tak juz nie uzywacie tego co macie i jeszcze Mao ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:27, 30 Paź 2012    Temat postu:

Zostało ci 100 dni życia. Co z nimi zrobisz?

Po co awans, studia MBA i kolejny milion na koncie? Dlaczego się męczyć nad nowym produktem? Skąd presja, aby osiągać jak najlepsze wyniki? Pod celami biznesowymi menedżerowie chowają pytania o sens życia.

24 maja 2005 r. Eugene O’Kelly wszedł do gabinetu lekarskiego z zapełnionym kalendarzem i planami na następnych wiele lat. A już sześć dni później składał rezygnację ze stanowiska dyrektora generalnego KPMG. Wszystkie jego plany na dalsze życie musiały zamknąć się w 100 dniach. 53-letniemu menedżerowi zostało akurat tyle czasu, by uporządkować swoje sprawy. Skrupulatnie spisywał wszystko, co przez te 3,5 miesiąca robił, co myślał i czuł. A notatki złożyły się na niezwykle przejmującą książkę „Chasing dayling”, która pokazuje, że sukces to coś więcej niż kariera, awans, prestiż społeczny i członkostwo w ekskluzywnym klubie golfowym.

Nieuleczalna choroba i świadomość bliskiej śmierci. Prawda, że z tej perspektywy wszystko wygląda inaczej? Ale czy konieczna jest tragiczna diagnoza – np. rak płuc jak u O’Kelly’ego – by w zupełnie nowym świetle ujrzeć swoją pracę, ambicje, relacje z najbliższymi?

Bertrand Le Guern, prezes Petrolinvestu, przyznaje, że nie chciałby stanąć przed pytaniem: „Zostało ci 100 dni życia. Co z nimi zrobisz?”. Chyba żeby te 100 dni potraktować metaforycznie: jako dłuższy lub krótszy czas, który nam pozostał.

- Wcale nie trzeba otrzeć się o śmierć, aby zrozumieć, że czas jest dobrem limitowanym. I dlatego powinniśmy zrobić z niego jak najlepszy użytek – twierdzi Le Guern. – Taka refleksja dostępna jest każdemu, kto ma dobry kontakt z samym sobą i nie ucieka od pytań metafizycznych. Dla mnie każde urodziny to doskonały pretekst do zrobienia bilansu własnego życia i kariery.

Kiedyś szefowi Petrolinvestu wpadła w ręce mała książeczka – „Podręcznik mądrości tego świata” Józefa Bocheńskiego, który przekonuje, że między piętnastowiecznym „memento mori” a starorzymskim „carpe diem” nie ma żadnej sprzeczności. Według autora, przemijanie nie wyklucza czynu, a wręcz go nakazuje. Myśl o śmierci może być siłą napędową i źródłem pozytywnej motywacji.

- Zgadzam się z tym całkowicie – wyznaje menedżer. – W miarę upływu lat mój apetyt na życie rośnie: tyle rzeczy chciałbym jeszcze zobaczyć, posmakować, doświadczyć, zaznać. A przede wszystkim zrobić. Stąd całkowicie jest mi obca moda na tzw. downshifting, w której z grubsza chodzi o to, by zwolnić tempo, zjechać na boczny tor.

Nawet ludzie, którzy tryskają energią i pomysłami, często rezygnują z działalności biznesowej na rzecz osobistego rozwoju. Francuz nie zamierza iść w ich ślady. Chce natomiast brać przykład z tych doświadczonych menedżerów i przedsiębiorców, którzy już dawno mogliby przejść na zasłużoną emeryturę. Wolą jednak spróbować swych sił w kolejnych projektach, jakby nigdy nie mieli dość wyzwań, adrenaliny, ryzyka.

Pieniądze to nie wszystko

Motto prezesa Bertranda Le Guerna? Cytat z Ralpha Emmersona: „Zostawić świat nieco lepszym – lepszym o zdrowe dziecko, grządkę w ogrodzie lub lepsze warunki społeczne – to znaczy odnieść sukces”. Z kolei Artur Grześkowiak, wiceprezes i dyrektor handlowy firmy ubezpieczeniowej Gras Savoye Polska, odnajduje się w słowach zmarłego przed ponad rokiem Steve’a Jobsa: „Nie zależy mi na tym, by zostać najbogatszym człowiekiem na cmentarzu. Pójść spać, mogąc powiedzieć, że zrobiło się coś cudownego – to jest dla mnie ważne”. Żyjący w cieniu choroby, charyzmatyczny szef i współzałożyciel spółki Apple przez ponad 30 lat każdego poranka patrzył w lustro i pytał się siebie: „Gdyby dzisiaj był ostatni dzień mojego życia, czy chciałbym robić to, co dzisiaj mam zamiar zrobić?”. I kiedykolwiek odpowiedź brzmiała „nie” przez zbyt wiele dni z rzędu, wiedział, że musi coś zmienić.

- W przypadku Jobsa głównym motywem działania była świadomość przemijania i kruchości życia. Zarządzaniem czasem, niedopuszczanie do tego, by przepływał nam przez palce, koncentrowanie się wyłącznie na rzeczach najważniejszych, a rezygnowanie z błahostek – to jednak problem każdego przedsiębiorcy – mówi Grześkowiak. I dorzuca, że w słynnym zdaniu Jobsa chodzi o coś jeszcze. Mianowicie, że bogactwo samo w sobie nigdy nie daje szczęścia. Choć może być fantastycznym środkiem do jego osiągania, jeśli potrafimy wykorzystywać swoje pieniądze, majątek w dobry sposób – np. tworząc zdrowe środowisko pracy lub podejmując ważne i pożyteczne inicjatywy społeczne.

Podobnie myśli profesor Janusz Filipiak, założyciel i prezes krakowskiej spółki technologicznej Comarch. Odnosząc się do wspomnianej wypowiedzi Steve’a Jobsa, podkreśla, że ludzie interesów zorientowani na szybki zysk nie są w stanie wykreować rzeczywistych wartości.

- Dowolna kwota pieniędzy po kilkudziesięciu latach intensywnego oszczędzania, inwestowania lub zarabiania przestaje cieszyć – wskazuje prof. Filipiak. – Pieniądze trzeba wykorzystywać do tworzenia prawdziwych wartości, rozwoju firm, opracowywania innowacyjnych produktów. Przy czym sam kapitał nie wystarczy, trzeba jeszcze wykonać dużo pracy, mieć w sobie pasję.

Czytaj dalej na kolejnej stronie: 50 mln zł na koncie czy szczęście? Co jest ważniejsze dla ludzi biznesu?

Szef Comarchu jest zdania, że jeśli rozwijać biznes, to w perspektywie długofalowej. A ściślej – wielopokoleniowej. - Wartości weryfikuje czas. W grupie kapitałowej Comarch ciężko pracujemy, aby zbudować dużą międzynarodową korporację, która będzie zdolna przetrwać dziesięciolecia – oświadcza prezes Janusz Filipiak.

Daleki od zachwycania się Steve’em Jobsem jest Michał Gembal, dyrektor marketingu firmy Arcus, oferującej systemy do zarządzania drukiem i obiegiem informacji. Jak ocenia, twórca marki z nadgryzionym jabłkiem prowadził życie jednowymiarowe –zaprzedał się biznesowi i technologiom. Nawet swe ostatnie chwile spędził ze swymi współpracownikami, tworząc nowy produkt.

- Dla mnie jako menedżera odpowiedzialnego zarówno za siebie, jak i pracowników istotna jest jednak równowaga między życiem zawodowym i prywatnym – deklaruje dyrektor Gembal. – Zasadą, której przestrzegam, jest całkowite oddzielenie tych dwóch światów. Drugą – umiejętność stawiania i realizowania ambitnych celów. Kolejną – coś, o czym często mówił zmarły w tym roku Stephen Covey, autor „7 nawyków skutecznego działania”, czyli słynne „ostrzenie piły”.

Dyrektor marketingu Arcusa ostrzy swoją piłę, czyli regeneruje siły, podczas podróży, jeżdżąc na nartach, uprawiając turystykę górską i rowerową oraz sporty halowe. Zaś czas spędzony z żoną, dziećmi i przyjaciółmi uważa za równie ważny, jak ten, który przeznacza na pracę zawodową.

Michał Gembal przypomina, że tytuł książki wspomnianego Eugene’a O’Kelly’ego - „Chasing dayling” – nawiązuje do małżeńskiego zwyczaju, według którego ów menedżer po przyjściu z pracy rozgrywał z żoną partyjkę golfa. W ostatnich trzech miesiącach życia nie zarzucił ich wspólnej gry. Kochał swoją rodzinę, co sprawiało, że mimo tragicznej diagnozy mógł czuć się szczęśliwy. Odchodził z tego świata jako człowiek zawodowo i prywatnie spełniony.

Pęknięte życie

„Nie wiadomo, ile życia ci zostało: może tylko 100 dni, a może kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Co zrobisz z tym czasem?”. Ludzie biznesu często zadają sobie to pytanie. Tak przynajmniej twierdzi Maciej Benniewicz, socjolog, master coach i dyrektor programowy Norman Benett Academy. Zaznacza, że od wielu lat nie zdarzył mu się klient, który pod celami biznesowymi nie chowałby pytania o sens życia. Dlatego na jego sesjach executive coaching zamienia się zwykle w life coaching.

- Menedżer, który potwierdził się biznesowo, nie musi już niczego sobie udowadniać – mówi Benniewicz. – A im wyżej zaszedł, tym głębsze wydają się jego egzystencjalne poszukiwania. Stając przed wyborem: szczęście czy kolejne 50 milionów złotych na koncie, skłania się ku tej pierwszej opcji. Co nie musi oznaczać, że założy stadninę koni na Mazurach lub fundację dobroczynną. Może jeszcze bardziej oddać się pracy lub rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa, ale przyświecają mu zupełnie inne cele niż dwudziestolatkowi, który marzy o własnym start-upie.

Coach podkreśla, że bilans życia, jaki robią sobie ludzie z topu, nie zawsze wypada pozytywnie. W wielu przypadkach ich sukcesy okupione są rozpadem małżeństwa, utratą kontaktu z dorastającym dzieckiem, brakiem czasu dla przyjaciół, nałogami, depresją, zrujnowanym zdrowiem.

- Wielu menedżerów, bez względu na płeć, mówi sobie: świetnie, że zadowoliłem zarząd, akcjonariuszy, klientów, ale czy zadowolony jestem również ja, czy zadowolona jest moja rodzina? – zauważa Maciej Benniewicz.

Za tymi dylematami, rozterkami, wątpliwościami – dodaje – kryje się pragnienie bycia spójnym na różnych płaszczyznach: zawodowej, prywatnej, intymnej, społecznej, politycznej, światopoglądowej, jakiejkolwiek zresztą. Bo człowiek pęknięty to człowiek nieszczęśliwy. Niezależnie od tego, ile zarabia, i jak bardzo trzęsie swoją firmą czy rynkiem.

>>>>

Oczywiscie zarabianie pieniedzy jest samo w sobie celem pracy okreslonej grupy ludzi . I to jest dobre o ile uczciwe . Sam Bóg mowi o tym w przypowiesci o talentach . Ale gdy to zajmuje 24 godziny na dobe to jest choroba ... Jesli ktos w pracy 8 godz pracuje a po wyjsciu zajmuje sie normalnym zyciem to w porzadku . Ale jak ktos caly dzien sie tym zjamuje ? To juz patologia ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:53, 06 Lut 2013    Temat postu:

Poważne konsekwencje uzależnienia. Stracił wszystkie zęby

Uzależniony od coli 25-latek stracił wszystkie zęby. Mężczyzna pije osiem litrów napoju dziennie - informuje serwis manzil.newsvine.com.

Mimo wielokrotnych ostrzeżeń ze strony dentystów, Australijczyk William Kennewell nie zrezygnował z codziennego picia coli. W wieku 25 lat stracił wszystkie zęby i jest zmuszony do noszenia protezy.

Pracujący w hotelu Kennewell wciąż pije swój ulubiony słodki napój, choć boryka się z tego powodu z kolejną chorobą - zatruciem krwi.

....

Tak dziwaczne uzaleznienia tez sa . Uniezaleznic sie mozna od wszystkiego .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:36, 18 Mar 2013    Temat postu:

Niemowlę w szpitalu z objawami wychłodzenia


Ponad 1,5 promila alkoholu w organizmie wykazało badanie u 20-letniej matki i ponad 2 promile u ojca 2-miesięcznego dziecka. Opiekunowie byli na libacji alkoholowej, a wraz z nimi mała dziewczynka. Rodzice trafili do policyjnego aresztu, a dziecko pod opiekę lekarzy.

Dziewczynka była zaniedbana i wychłodzona. Za narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Wkrótce całość zebranych materiałów zostanie przekazana do Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego.

Wczoraj po godz. 18.00 dyżurny puławskiej komendy otrzymał informację, że w Wojszynie młoda, nietrzeźwa para opiekuje się 2-miesięcznym dzieckiem.

Kiedy policjanci dojeżdżali na miejsce, zauważyli wyraźnie nietrzeźwego mężczyznę, który prowadził wózek z małym dzieckiem. Mężczyzna miał trudności z utrzymaniem równowagi, mówił bełkotliwie i czuć było od niego silną woń alkoholu, nie wykonywał poleceń policjantów. Tłumaczył, że idzie na przystanek, aby autobusem pojechać do Puław. W tym czasie temperatura powietrza wynosiła około -6 stopni.

Matka dziecka znajdowała się w domu nieopodal, gdzie odbywała się libacja alkoholowa. Policjantom nie potrafiła wskazać, gdzie znajduje się jej dziecko. Ona też była nietrzeźwa. Badanie na zawartość alkoholu 20-latki wskazało ponad 1,5 promila, natomiast 24-letni ojciec dziecka miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie.

Rodzice nie byli w stanie zapewnić opieki dziecku, dlatego 2-miesięczna dziewczynka została zabrana karetką do szpitala. Według relacji lekarzy, dziecko było zaniedbane, wychłodzone i niedokrwione. Kobieta i mężczyzna zostali zatrzymani w policyjnym areszcie.

Za narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Wkrótce całość zebranych materiałów zostanie przekazana do Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego.

...

Nalogi naprawde sa straszne . Ci ludzie w tym sensie sa niewinni ze nie kontroluja czynow .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:46, 18 Mar 2013    Temat postu:

Młodzi złodzieje w natarciu. "Kradzież? To tylko sport"


Okraść sąsiada albo staruszkę to obciach. Ale kradzież w supermarkecie czy oskubanie korporacji zaczyna być traktowane przez młodych ludzi jak rodzaj sportu ekstremalnego - pisze najnowszy "Przekrój".

Drobni złodzieje to już nie ci sami ludzie, przed którymi ostrzegały nas matki. Dziś kradną zarówno bezdomni, jak i studenci filologii. Różnią się tylko powody. Pierwsi najczęściej są motywowani przez głód. Drudzy - szukają adrenaliny i niespotykanych nigdzie emocji. Co ciekawe, badania dowodzą, że im lepszy status społeczny złodzieja, tym bardziej wartościowe lub luksusowe łupy.

Tacy złodzieje dla sportu uważają oczywiście, że nie robią nic złego. Pojawiają się np. tłumaczenia, że przecież nie kradną nikomu niczego w czasie imprezy. Zdarza się też traktowanie kradzieży jako partyzanckiej walki ze złym systemem. Zdaniem specjalistów, wszystkie te uzasadnienia po prostu mają zracjonalizować niemoralne postępowanie.

Co najczęściej pada łupem złodziei? W zdecydowanej czołówce są ubrania. Bo dzięki temu można modnie się ubrać, oszczędzając sporo pieniędzy, a nawet zarobić, sprzedając je na portalach aukcyjnych. Poza tym prym wiodą wszelkie drobne rzeczy, takie jak np. maszynki do golenia. Choć zdarzają się także kradzieże kubków z kawiarni czy produktów spożywczych z marketów.

Znamienne, że społeczne przyzwolenie na takie zachowania wzrasta. Przyznanie się do wyniesienia ze sklepu T-shirtu częściej spotka się z krótkim "spoko" niż z ostracyzmem wśród znajomych. A sami złodzieje mają o sobie dobre zdanie. - To nie jest robota dla amatorów - mówi jedna z rozmówczyń "Przekroju", dumna z tego, jak świetnie radzi sobie z oszukiwaniem sklepowych bramek.

Zdaniem doktora socjologii Tomasza Sobierajskiego, kradzieże dla sportu to rozpaczliwe wołanie młodego pokolenia o zwrócenie na nie uwagi. - To jest rodzaj buntu. Dorośli mają nas w nosie, więc my robimy ich w konia. Nie zależymy od nich, nie podlegamy im do końca - wyjaśnia naukowiec w wywiadzie dla tygodnika.

Jak zaznacza Sobierajski, wpływ takich drobnych kradzieży jest wyjątkowo destrukcyjny społecznie. - Budują poczucie zagrożenia, podważają zaufanie do sąsiadów lub poszczególnych grup społecznych. Efekty tego są wyczuwalne na co dzień. Gdy wchodzę do sklepu, nie jestem traktowany jak klient, tylko obserwowany jak potencjalny złodziej - podkreśla.

Tymczasem rząd proponuje, by zmienić limit kwotowy, jaki oddziela wykroczenie od przestępstwa. Zamiast 250 zł, miało by to być cztery razy więcej. Jeśli propozycja wejdzie w życie, poza definicją przestępstwa znajdą się rowery, telefony komórkowe czy używane laptopy. I choć policyjne statystyki dzięki temu się poprawią, to otworzą się nowe wrota dla drobnych przestępców.

Więcej w najnowszym "Przekroju".

....

,,Wszyscy kradna" . To sie robi nalog . Jak ,,wynoszenie" w PRL . Z tym ze to byl taki system . Ze malo placa a reszte se lud ,,dokradnie" . Towarzysz Lenin uznal ze to zapewnia spokoj komuchom bo kto kradnie siedzi cicho bo sie boi !!! Komunizm opieral sie wlasnie na zlodziejstwie . Stad nawet nie ma grzechu w tym okresie jak sie wynosilo bo taki byl system z zalozenia . Ale teraz ! Nie iddzcie ta droga . Chodzi o dusze . Czy umazali bysci twarze kupą dla sportu ? Nie . To dlaczego czyms gorszym paprzecie sumienia ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:01, 23 Kwi 2013    Temat postu:

Cynamonowe wyzwanie, nowa niebezpieczna moda w sieci


Bierzesz do ust łyżkę sproszkowanej substancji, po czym zaczynasz parskać, krztusić się i pluć niczym smok. To cynamonowe wyzwanie, nowa moda wśród młodych ludzi, szybko rozprzestrzeniająca się w internecie. Ale uwaga - jest ona niebezpieczna, bowiem coraz więcej osób trafia do szpitali.

Lekarze przestrzegają przed nową "modą". Może prowadzić ona do zadławienia, podrażnienia gardła, kłopotów z oddychaniem czy nawet chemicznego zapalenia płuc. Wyzwanie polega bowiem na tym, że bierzemy do ust pełną łyżkę stołową cynamonu, połykamy i próbujemy wytrzymać minutę bez popijania wodą. W tym czasie osoba, która wzięła taką "dawkę" krztusi się, kaszle i pluje cynamonem na około.

Z najnowszego raportu medycznego w USA wynika, że w ostatnim czasie, w wyniku takiej zabawy do szpitali trafiło około 30 nastolatków. Liczba poszkodowanych wzrasta drastycznie - z 51 osób w 2011 roku do 222 w minionym roku - wynika z danych amerykańskiego centrum kontroli zatruć. Osoby z astmą lub innymi zaburzeniami oddechowymi są szczególnie zagrożone taką zabawą - głosi raport.

Tymczasem na YouTube znajdują się tysiące filmików z dziećmi i nastolatkami, które podejmują "wyzwanie". Jego rezultatem jest "pomarańczowe parsknięcie smoczego oddechu", jak zostało nazwane w sieci. Filmikom często towarzyszy histeryczny śmiech znajomych obserwujących próbę śmiałka.

Cynamon otrzymuje się z wysuszonej kory cynamonowca. Ma charakterystyczny słodkawo-korzenny, lekko piekący smak i silny aromat. Jeśli dostanie się do płuc, może spowodować ich podrażnienie.

Lekarze i pedagodzy apelują, aby rodzice zwracali uwagę, czy ich dzieci nie bawią się w cynamonowe wyzwanie. Przestrogą, ale i zarazem nadzieją na zaprzestanie tej niebezpiecznej mody, jest przypadek 16-letniej Dejah Reed z USA.

Dziewczyna po podjęciu cynamonowego wyzwania, trafiła do szpitala z ostrym podrażnieniem płuc. To najwyraźniej przemówiło jej do rozsądku, bowiem rozpoczęła po tym kampanię "nie dla cynamonowego wyzwania". Założyła też stronę nocinnamonchallenge.com, na której apeluje do nastolatków, aby nie podążały za niebezpieczną modą.

Dejah Reed do wyzwania podchodziła czterokrotnie, ostatni raz w lutym zeszłego roku. - Bardzo się śmiałam i kaszlałam, aż w końcu cynamon dostał się do moich płuc. Nie mogłam oddychać - mówi Reed.

Nastolatkę krztuszącą się cynamonem i wypluwającą pomarańczowy pył znalazł jej ojciec, który natychmiast zawiózł ją na pogotowie. Dziewczyna spędziła w szpitalu cztery dni. Opuściła go z inhalatorem, którego musi używać do dziś, za każdym razem, gdy ma problemy ze złapaniem tchu. Wcześniej nigdy nie miała astmy, ani problemów z oddychaniem.

Jak przyznała, o cynamonowym wyzwaniu przeczytała na Facebooku. Wydało jej się to wtedy fajne i chciała tego spróbować. Teraz wie, że "wyzwanie" nie jest ani trochę fajne, a bywa wręcz niebezpieczne.

...

Kolejny nalog . Jak widac mlodzi potrzebuja wyzwan nie bezstresowosci . Inaczej sami sobie wyznaczaja . Glupio .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:26, 31 Maj 2013    Temat postu:

Ekspert: dzieci poniżej 4 roku życia nie powinny oglądać filmów w 3D

Dzieci poniżej 4 roku życia nie powinny oglądać filmów w technologii 3D - uważa dr hab. nauk med. Dorota Pojda-Wilczek z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 5 Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

Pojda-Wilczek podkreśla, że widzenie przestrzenne rozwija się od urodzenia do ok. 3 roku życia i jest sumą wielu czynników, m.in. prawidłowego widzenia obuocznego, prawidłowego ustawienia oczu (bez wad wzroku jak np. zez), dobrej akomodacji, czyli dostosowywania oka na odległość do interesującego nas szczegółu.

- Oczy muszą być też prawidłowo zbudowane, nie może być zaćmy, zniekształceń obrazu związanych z nie wyrównaną wadą wzroku. Mózg musi otrzymywać dwa podobne obrazy bardzo dobrej jakości, wtedy może je złożyć w jeden - mówi Pojda-Wilczek.

O tym, że patrzymy na przedmioty pod różnymi kątami można się przekonać wykonując proste ćwiczenie: wystarczy wybrać sobie dowolny przedmiot a następnie spoglądając na niego, zamykać na zmianę - raz prawe, raz lewe oko. Podczas ćwiczenia obraz nam przeskakuje i można odnieść wrażenie, że widzimy przedmioty w różnej lokalizacji. Kiedy spoglądamy na przedmiot obojgiem oczu - ten sam przedmiot dostrzeżemy w kolejnym miejscu.

Ekspert podkreśla, że widzenie przestrzenne rozwija się bez naszej świadomości i wiele osób dorosłych może nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że nie widzi przestrzennie. Najczęściej wychodzi to podczas badań osób, które muszą wykazać się widzeniem obuocznym, by wykonywać np. zawód kierowcy, pracować na wysokości - czyli tam, gdzie ocena odległości jest ważna.

Zdaniem okulistki konieczne jest, by rodzice odpowiednio wcześnie zadbali o prawidłowy rozwój widzenia obuocznego.

- Dzieciom nad łóżeczkiem wiesza się zabawki, które one usiłują chwycić i to jest bardzo dobre ćwiczenie rozwijające koordynację oko-ręka. W ten sposób dzieci uczą się lokalizować przedmioty, odnajdywać je w przestrzeni i początkowo wydaje się to zabawne, że nie trafiają rączkami w te zabawki, ale po pewnym czasie ich precyzja się poprawia. Dziecko widzące przestrzennie potrafi pewniej się poruszać, np. chodzić po schodach bez trzymania się poręczy - mówi.

Widzenia przestrzennego można się nauczyć do piątego roku życia. Później najczęściej nie jest to już możliwe, gdyż "mózg zatraca plastyczność", dlatego osoby, które nie były badane pod tym kątem przez okulistę, mogą w późniejszych latach mieć problemy z dostrzeganiem efektów 3D a nawet uskarżać na zmęczenie, bóle głowy, nudności.

- Cały czas widzimy w 3D, tyle tylko, że jeśli mamy film na płaskim ekranie to widzimy płasko, natomiast, żeby zobaczyć głębię na ekranie trzeba ją stworzyć sztucznie. Jeśli więc ktoś w rzeczywistości nie widzi przestrzennie, to również w kinie, czy w telewizorze ze spreparowanym obrazem nie będzie widział w 3D - mówi Pojda-Wilczek. Dodaje, że rozszczepienie obrazów, które służy do postrzegania głębi na płaskich powierzchniach jest większe niż w rzeczywistości.

- Dlatego takie kino jest dla nas męczące, potrzebujemy specjalnych okularów i zmusza nas do troszkę innego patrzenia - mówi.

Okulistka uważa, że "nie należy się jednak bać kina trójwymiarowego, tylko, jeśli komuś jest w takich warunkach źle, to powinien zdjąć okulary i nie patrzeć".

- Natomiast absolutnie przeciwna jestem, by na filmy 3D zabierać dzieci poniżej czwartego roku życia. W tym wieku dzieci są na to za małe. Mają niewykształcone widzenie. Może to nie spowoduje uszkodzenia wzroku, ale może być dla dziecka męczące, a nawet prowadzić do bólu oczu i głowy - uważa.

....

W ogole dzieci trzeba pilnowac przed wszystkim co uzaleznia . Juz gapienie sie w TV caly dzien szkodzi .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:16, 07 Cze 2014    Temat postu:

Doroczne spotkanie anonimowych alkoholików na Jasnej Górze

26. Spotkania Anonimowych Alkoholików na Jasnej Górze rozpo­częły się w Częstochowie. Według biura prasowego sanktuarium w dwudniowym wydarzeniu – z udziałem członków rodzin ano­nimowych alkoholików - bierze udział łącznie ok. 20 tys. osób.

Tegoroczne spotkania przebiegają pod hasłem: "Postępuję drogą miłości". Celowo nie są nazywane pielgrzymką, ponieważ przy­bywają na nie nie tylko ludzie wierzący. Jasnogórscy paulini przypominają, że anonimowi alkoholicy to przede wszystkim wspólnota ludzi dzielących się doświadczeniami, siłą i nadzieją, aby rozwiązać swój problem i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu.

Jasnogórskie Spotkania AA rozpoczęły się, jak co roku, modlitwą w Kaplicy Matki Bożej. Głównymi punktami programu są mitin­gi dla anonimowych alkoholików, dla członków ich rodzin, oraz dla dorosłych i młodszych dzieci osób z problemem alkoholo­wym. Są też mitingi dla tych, którzy zbyt wiele jedzą (tzw. jedze­nie kompulsywne).

Spotkaniom towarzyszy program religijno-kulturalny. To np. pre­zentacja twórczości artystycznej związanej z ruchem AA czy droga krzyżowa na jasnogórskich wałach. Sobotnią część spotka­nia zakończy msza przed jasnogórskim szczytem pod przewod­nictwem metropolity częstochowskiego abp. Wacława Depo. W niedzielę środowisko AA zawierzy swoje sprawy Matce Bożej.

Anonimowi Alkoholicy (AA – z angielskiego Alcoholics Anonymo­us) to dobrowolne, samopomocowe grupy osób uzależnionych. Historia spotkań AA na świecie sięga 1935 r. W stanie Ohio w USA dwaj alkoholicy: makler giełdowy Bill W. i chirurg dr Bob S. odbyli ze sobą kilka rozmów na temat swojego uzależnienia. Za­uważyli, że w ten sposób pomagają sobie i zachowują abstynen­cję. Wkrótce powiększyli grono rozmówców. Swoje obserwacje spisali w 1939 r. w książce "Anonimowi Alkoholicy".

Wspólnota AA działa w ponad 150 krajach. Ocenia się, że w mi­tingach grup AA spotyka się ponad 3 mln alkoholików. W Polsce pierwsza samodzielnie działająca grupa AA powstała w 1974 r. Obecnie w całym kraju może być ponad 2 tys. takich grup. Wa­runkiem uczestnictwa w grupach AA jest chęć zaprzestania picia. Nie ma składek ani opłat, jedynie dobrowolne datki.

Z danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alko­holowych wynika, że w Polsce uzależnionych od alkoholu może być ok. 700-800 tys. osób (ok. 2 proc. populacji); problem dotyka ok. 1,5 mln dzieci z rodzin alkoholików i 1,5 mln dorosłych człon­ków tych rodzin (rodzice, współmałżonkowie).

...

Z Bogiem najlepsza terapia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:52, 17 Paź 2014    Temat postu:

Bezkarność przyszłej mamy. Coraz więcej przypadków pijanych noworodków
Ewelina Potocka

Pro­ku­ra­tu­ry w całej Pol­sce pro­wa­dzą po­stę­po­wa­nia w spra­wach pi­ja­nych cię­żar­nych, które tra­fi­ły na po­ro­dów­kę pod wpły­wem al­ko­ho­lu. Pi­ja­ne cię­żar­ne rodzą pi­ja­ne dzie­ci - re­kor­dzi­sta z To­ma­szo­wa Ma­zo­wiec­kie­go po­wi­tał świat z 4,5 pro­mi­la­mi w or­ga­ni­zmie. Jed­nak w ta­kich przy­pad­kach ko­bie­ta z re­gu­ły po­zo­sta­je bez­kar­na, po­nie­waż dla sądu liczy się mo­ment po­peł­nie­nia czynu za­bro­nio­ne­go, a w ko­dek­sie kar­nym nie ma pa­ra­gra­fu, który chro­nił­by dziec­ko po­czę­te od na­gan­nej po­sta­wy wła­snej matki.

We­ro­ni­ka P. uro­dzi­ła 1 maja 2013 roku. No­wo­ro­dek miał za­bu­rze­nia od­dy­cha­nia i krą­że­nia i 1,6 pro­mi­la al­ko­ho­lu w or­ga­ni­zmie. Gdy przy­szła matka tra­fi­ła na po­ro­dów­kę miała 0,6 pro­mi­la al­ko­ho­lu we krwi.

To nie pierw­szy raz, gdy 29-lat­ka, mimo ciąży, się­gnę­ła po al­ko­hol. Miała robić to re­gu­lar­nie przez całe dzie­więć mie­się­cy. Dla­cze­go? Szcze­gó­ły wy­ja­śniać bę­dzie sąd, po­nie­waż pod ko­niec wrze­śnia 2014 Pro­ku­ra­tu­ra Re­jo­no­wa Gdańsk Wrzeszcz po­sta­wi­ła We­ro­ni­kę P. w stan oskar­że­nia.

- Ko­bie­ta usły­sza­ła za­rzu­ty na­ra­że­nia dziec­ka na bez­po­śred­nie nie­bez­pie­czeń­stwo utra­ty życia lub cięż­kie­go uszczerb­ku na zdro­wiu po­przez spo­ży­wa­nie al­ko­ho­lu w cza­sie ciąży i spo­wo­do­wa­nie u dziec­ka, na sku­tek spo­ży­wa­nia al­ko­ho­lu, roz­stro­ju na czas nie dłuż­szy niż sie­dem dni. To prze­stęp­stwo za­gro­żo­ne karą od trzech mie­się­cy do pię­ciu lat po­zba­wie­nia wol­no­ści - wy­ja­śnia prok. Jo­lan­ta Ja­ni­kow­ska z Pro­ku­ra­tu­ry Re­jo­no­wej Gdańsk-Wrzeszcz.

We­ro­ni­ka P. przy­zna­ła się do po­peł­nie­nia za­rzu­ca­ne­go czynu. Jej córka prze­by­wa teraz w ro­dzi­nie za­stęp­czej, po­nie­waż przed sądem ro­dzin­nym toczy się po­stę­po­wa­nie o ogra­ni­cze­nie ko­bie­cie wła­dzy ro­dzi­ciel­skiej.

Bóle na imprezie

34-lat­kę spod Gdań­ska bóle po­ro­do­we do­pa­dły na im­pre­zie. Prze­ra­żo­ne ko­le­żan­ki we­zwa­ły ka­ret­kę po­go­to­wia do znaj­du­ją­cej się pod wpły­wem al­ko­ho­lu cię­żar­nej. Gdy ko­bie­ta uro­dzi­ła, oka­za­ło się, że jej syn jest pi­ja­ny i ma we krwi 1,2 pro­mi­la al­ko­ho­lu.

- W tej spra­wie po­stę­po­wa­nie jest w fazie in rem, to zna­czy, że ko­bie­ta nie usły­sza­ła za­rzu­tu, po­nie­waż nie dys­po­nu­je­my sto­sow­ną opi­nią le­kar­ską, która po­twier­dza­ła­by, że do­szło do na­ru­sze­nia.

Po­stę­po­wa­nie po­trwa więc jesz­cze kilka mie­się­cy, nim nie zgro­ma­dzi­my ca­łe­go ma­te­ria­łu do­wo­do­we­go - do­da­je prok. Ja­ni­kow­ska.

Ciężarna w monopolowym

Gło­śna spra­wa sprzed pół­to­ra roku. W skle­pie mo­no­po­lo­wym w To­ma­szo­wie Ma­zo­wiec­kim za­sła­bła cię­żar­na, która przy­szła z za­mia­rem za­ku­pu ko­lej­nej bu­tel­ki wódki. Dziec­ko udało się ura­to­wać dzię­ki szyb­kiej in­ter­wen­cji le­ka­rzy, cho­ciaż no­wo­ro­dek był w bar­dzo złym sta­nie i na­tych­miast tra­fił pod re­spi­ra­tor. Jak wy­ka­za­ły ba­da­nia, cię­żar­na miała we krwi 5 pro­mi­li al­ko­ho­lu, zaś jej no­wo­na­ro­dzo­ny syn po­wi­tał świat z 4,5 pro­mi­la­mi.

I ko­lej­na sy­tu­acja. Z lu­te­go 2014. Cię­żar­na 37-lat­ka tra­fia do szpi­ta­la w Szczyt­nie z 2,5 pro­mi­la­mi al­ko­ho­lu we krwi. Po po­ro­dzie oka­zu­je się, że jej dziec­ko także jest pi­ja­ne i ma we krwi ponad dwa pro­mi­le. Ko­bie­ta znana była lo­kal­nej po­li­cji - oka­za­ło się, że Sąd Re­jo­no­wy w Szczyt­nie ode­brał jej pię­cio­ro dzie­ci oraz ogra­ni­czył prawa ro­dzi­ciel­skie.

Problem prawny

Praw­ni­cy przy­zna­ją, że sy­tu­acja jest trud­na. Na­dzie­ja na to, że bo­ha­ter­ki wyżej przy­to­czo­nych hi­sto­rii zo­sta­ną uka­ra­ne, jest ra­czej zni­ko­ma.

Zgod­nie z art. 157a par.1 ko­dek­su kar­ne­go ten, kto po­wo­du­je uszko­dze­nie ciała dziec­ka po­czę­te­go lub roz­strój zdro­wia za­gra­ża­ją­cy jego życiu, pod­le­ga grzyw­nie, karze ogra­ni­cze­nia wol­no­ści albo po­zba­wie­nia wol­no­ści do lat dwóch. Jed­nak pa­ra­graf trze­ci tego sa­me­go ar­ty­ku­łu wy­łą­cza od­po­wie­dzial­ność karną matki dziec­ka po­czę­te­go.

Jeśli cię­żar­na zo­sta­nie po­bi­ta i dziec­ko w jej łonie dozna uszko­dze­nia ciała lub roz­stro­ju zdro­wia, spraw­ca może tra­fić za krat­ki. Jeśli jed­nak ko­bie­ta w ciąży spo­ży­wa al­ko­hol i rów­nież po­wo­du­je uszko­dze­nia ciała lub roz­strój zdro­wia, jest w tej sy­tu­acji bez­kar­na.

- W ta­kiej sy­tu­acji na grun­cie ak­tu­al­nie obo­wią­zu­ją­cych prze­pi­sów prawa kar­ne­go po­cią­gnię­cie do od­po­wie­dzial­no­ści kar­nej matki jest w za­sa­dzie nie­moż­li­we. Są spra­wy, w któ­rych pro­ku­ra­tu­ry sta­ra­ją się po­cią­gnąć do od­po­wie­dzial­no­ści sto­su­jąc nie art. 157a, lecz art. 160 do­ty­czą­cy na­ra­że­nia na bez­po­śred­nie nie­bez­pie­czeń­stwo utra­ty życia albo cięż­kie­go uszczerb­ku na zdro­wiu. Jed­nak z re­gu­ły spra­wy te koń­czą się unie­win­nie­niem, po­nie­waż art. 160 mówi o czło­wie­ku, a nie o dziec­ku po­czę­tym. O tym pro­ble­mie in­ter­pre­ta­cyj­nym roz­strzy­gnął już zresz­tą jakiś czas temu Sąd Naj­wyż­szy - wy­ja­śnia dr Piotr Jóź­wiak, praw­nik i pra­cow­nik In­sty­tu­tu Prawa Szko­ły Wyż­szej Psy­cho­lo­gii Spo­łecz­nej w Po­zna­niu.

Pa­mię­taj­my jed­nak, że spra­wa­mi pi­ja­nych cię­żar­nych naj­pew­niej za­in­te­re­su­je się Sąd Ro­dzin­ny, który może po­zba­wić praw ro­dzi­ciel­skich. Nie­mniej nie ma wąt­pli­wo­ści, że prawo karne także po­win­no re­gu­lo­wać kwe­stię od­po­wie­dzial­no­ści cię­żar­nych wzglę­dem no­szo­nych w łonie dzie­ci.

- Mam po­waż­ne wąt­pli­wo­ści w tej sy­tu­acji. Mamy ko­deks karny, który chro­ni np. nie­wiel­kie po­mni­ki czy znaki gra­nicz­ne, za któ­rych znisz­cze­nie lub znie­wa­ża­nie można zo­stać uka­ra­nym. Oczy­wi­ście są to czyny za­słu­gu­ją­ce na po­tę­pie­nie, jed­nak wy­czu­wam tutaj dy­so­nans. Z dru­giej stro­ny nie chro­ni­my bo­wiem zdro­wia czy życia dziec­ka po­czę­te­go, które moim zda­niem przed­sta­wia war­tość wyż­szą niż po­mnik czy znak gra­nicz­ny. Pewne pro­por­cje są tutaj ewi­dent­nie za­chwia­ne - oce­nia dr Piotr Jóź­wiak.

Porażające statystyki

We­dług badań prze­pro­wa­dzo­nych w 2008 roku przez Pań­stwo­wą Agen­cję Roz­wią­zy­wa­nia Pro­ble­mów Al­ko­ho­lo­wych 12 proc. an­kie­to­wa­nych ko­biet, które były w ciąży, się­ga­ło po al­ko­hol. To o 4,5 proc. mniej niż w 2005 roku, gdy PARPA po raz pierw­szy prze­pro­wa­dza­ła ba­da­nia, jed­nak wskaź­nik ten wciąż jest nie­po­ko­ją­cy.

We­dług in­nych badań so­cjo­lo­gicz­nych z 2009 roku aż 29 proc. ko­biet spo­ży­wa­ją­cych al­ko­hol w ciągu ostat­nie­go roku było w ciąży.

Ba­da­nia po­ka­zu­ją, że ko­bie­ty są świa­do­me, że nawet naj­mniej­sza dawka al­ko­ho­lu w ciąży może być szko­dli­wa dla roz­wi­ja­ją­ce­go się płodu - wie­dzę taką de­kla­ru­je 83 proc. ba­da­nych, jed­nak jak wy­ni­ka ze sta­ty­styk po­li­cyj­nych i licz­by po­stę­po­wań pro­ku­ra­tor­skich, w wielu przy­pad­kach ko­bie­ty nie po­tra­fią po­wstrzy­mać się od al­ko­ho­lu.

- W mojej oce­nie po­stę­po­wań, które do­ty­czą pi­ja­nych cię­żar­nych, pro­wa­dzo­nych jest wię­cej niż kilka czy kil­ka­na­ście lat temu - po­twier­dza prok. Ja­ni­kow­ska.

Co cie­ka­we, w ciąży rzad­ko pije się wódkę czy inne na­po­je al­ko­ho­lo­we. Zde­cy­do­wa­na więk­szość cię­żar­nych po­zwa­la sobie na wino, ewen­tu­al­nie na piwo. "To prze­cież żaden al­ko­hol", mówią.

Czym grozi spożywanie alkoholu w ciąży?

- Al­ko­hol od lat jest uzna­nym te­ra­to­ge­nem, czyli czyn­ni­kiem ze­wnętrz­nym wy­wo­łu­ją­cym wady wro­dzo­ne. Jego spo­ży­cie przez cię­żar­ną może po­wo­do­wać ano­ma­lie roz­wo­jo­we, za­bu­rze­nia funk­cjo­no­wa­nia, opóź­nie­nie we­wnątrz­ma­cicz­ne­go wzro­stu lub śmierć płodu. Ro­dzaj uszko­dzeń za­le­ży od okre­su ciąży, w któ­rym ten te­ra­to­gen za­dzia­ła - wy­ja­śnia dr Mi­ro­sław Ja­ku­bów, gi­ne­ko­log-po­łoż­nik z Kli­ni­ki In­vic­ta we Wro­cła­wiu.

Na pod­sta­wie przy­to­czo­nych sta­ty­styk można osza­co­wać, że każ­de­go roku w Pol­sce rodzi się około 900 dzie­ci cier­pią­cych na Pło­do­wy Ze­spół Al­ko­ho­lo­wy (FAS). Dziec­ko z FAS cier­pieć może m.​in. na za­bu­rze­nia uwagi, pro­ble­my z pa­mię­cią, słabe zdol­no­ści ad­ap­ta­cyj­ne, trud­no­ści w nauce i w ko­mu­ni­ka­cji.

To jed­nak nie wszyst­ko. Le­ka­rze od­no­to­wu­ją także przy­pad­ki wy­stę­po­wa­nia ob­ja­wów zwią­za­nych z eks­po­zy­cją płodu na dzia­ła­nie eta­no­lu no­szą­ce nazwę Spek­trum Al­ko­ho­lo­wych Uszko­dzeń Płodu (FASD). Ob­ja­wy te wy­ka­zu­je 10 razy wię­cej dzie­ci, czyli około 9000.

Jak dodaj dr Ja­ku­bów: - Nie okre­ślo­no dawki al­ko­ho­lu, która by­ła­by bez­piecz­na dla płodu, tak więc aby unik­nąć nie­ule­czal­nych za­bu­rzeń roz­wo­jo­wych u dziec­ka, na­le­ży za­cho­wać cał­ko­wi­tą abs­ty­nen­cję w cza­sie trwa­nia ciąży.

Czy to aż tak trud­ne?

>>>

Nalogi NAPRAWDE SA TAK POTWORNE ZE NAWET DZIECKO NIE JEST WAZNE ! NPRAWDE ! Chyba to ze Kościół NIE UZNAJE czynu nalogowca za grzech MOWI WSZYSTKO ! Jesli cpa ,,bo musi" nie grzeszy ! Bo nie ma dobrowolnosci a nawet czesto swiadomosci . Grzech jest swiadomy i dobrowolny . Tylko wtedy gdy nie braliscie nigdy narkotykow a zaczynacie z wlasnej woli grzeszycie ciezko . Czyli pieklo .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:56, 20 Paź 2014    Temat postu:

Historia piłkarza Igora Sypniewskiego, który toczył walkę z nałogiem

Grał na największych stadionach świata, ale to prawdziwe życie okazało się znacznie trudniejszą grą. Jego sportową karierę zniszczył alkoholowy nałóg. Choć może trafniej byłoby powiedzieć, że zrobił to sam, przez swoją głupotę. Dziś przeprasza tych, których zawiódł. Mówi o tym głośno, żeby przestrzec innych. "Wiadomości" TVP1 przedstawiły wstrząsającą historię piłkarza z łódzkich Bałut, Igora Sypniewskiego.

W barwach Panathinaikosu Ateny zagrał w Lidze Mistrzów i nawet strzelił gola Arsenalowi Londyn. Kibice go uwielbiali. – Co się wtedy czuje? No to wielka radość grać przy 65 tysiącach widzów na trybunach. Czy myślałem, że jestem na szczycie? Wtedy tak się właśnie myśli – mówił "Wiadomościom" Igor Sypniewski, który niedawno skończył 40 lat.

Wielki napis

– Na Stadionie Olimpijskim w Atenach, na wielkiej tablicy, widniał napis: "Sypniewski hat-trick". To było coś pięknego – dodaje Stefan Sypniewski, ojciec zawodnika.

Igor z łódzkich Bałut trafił na najsłynniejsze boiska świata. Polska, Grecja, Szwecja. Sypniewski był gwiazdą.

Dziś tylko ogląda pamiątki. O sobie mówi: "zasypany". Książka o takim tytule to jego spowiedź. – Po prostu alkohol mi przeszkodził we wszystkim i nic na to nie poradzę – podkreśla otwarcie.

Na kolejce górskiej

Jego życie to wzloty i upadki. Tych drugich było więcej. W 2008 roku Sypniewski nie bryluje już pod bramką przeciwnika. Wybryki pod wpływem alkoholu zaprowadziły go w końcu do łódzkiego sądu, a ten pokazał mu czerwoną kartkę i skazał na półtora roku więzienia. Sypniewskiemu nie udało się już potem wrócić do futbolu.

Od trzech lat nie pije. Mieszka z mamą w tym samym bloku, na łódzkich Bałutach, skąd wyruszył na podbój piłkarskiego świata. I walczy z depresją. – Jak wygląda mój dzień? Włączam internet, nie oglądam na razie telewizji, nieraz porozmawiam z mamą i kładę się spać – mówi. – Staram się nie pić i proszę Boga, żeby każdy dzień mi przyniósł to samo – kończy.

...

To jest wlasnie nalog ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:40, 27 Paź 2014    Temat postu:

Rodziła pod wpływem amfetaminy. Dziecko walczy o życie

Do szpitala w Limanowej (woj. małopolskie) trafiła kobieta w zaawansowanej ciąży. Potem okazało się, że 27-latka była pod wpływem narkotyków. Nowo narodzone dziecko walczy o życie w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym.

- Kobieta trafiła do szpitala w Limanowej ok. 4 w nocy. 27-latka była w zaawansowanej ciąży, lekarze podjęli decyzję o cesarskim cięciu. Dopiero po porodzie, po pobraniu krwi do badania, odkryli u kobiety środki odurzające - mówi w rozmowie z WP.PL Katarzyna Cisło, oficer prasowy małopolskiej policji.

Narkotyki przedostały się także do krwiobiegu dziecka. Niemowlę zostało przetransportowane do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu, gdzie walczy o życie.

- Po południu lekarze zgłosili nam sprawę, została ona już skierowana do Prokuratury Rejonowej w Limanowie. Kobiety jeszcze nie mogliśmy przesłuchać, ponieważ jest nieprzytomna - dodaje policjantka.

27-latka może usłyszeć zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia.

...

Nalogi naprawde sa potworne to nieczabawa w bycie na haju jak bredzi Warszawka .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:12, 16 Gru 2014    Temat postu:

11-latek wezwał policję, bo rodzice zabrali mu konsolę

11-latek z Zabrza wezwał policję do rodzinnej kłótni, na miejscu funkcjonariusze odkryli, że prawdziwym powodem wezwania była kara, jaką rodzice zastosowali przeciwko dziecku... konfiskata konsoli PlayStation.

Rodzice 11-latka twierdzili, że dziecko jest uzależnione od gier i zbyt mało czasu poświęca na naukę, dlatego postanowili schować przed nim sprzęt. Rozczarowany chłopiec uznał z kolei, że wezwanie policji do rodzinnej kłótni może pomóc mu odzyskać ulubioną zabawkę.

Policjanci ustalili szybko, że na miejscu wezwania nie toczy się żadna kłótnia i ograniczyli się do poradzenia rodzicom skorzystania z pomocy Ośrodka Profilaktyki Leczenia Uzależnień.

Czy interwencja policji doprowadziła do zwrotu konsoli 11-latkowi? Szczerze w to wątpimy.

...

Nalog to nie zarty ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:48, 27 Maj 2015    Temat postu:

Hazard pociągnął mnie na dno
Łukasz Cielemęcki
reporter "Przeglądu Sportowego"

Koniec drogi hazardzisty, fot. iStock

Nazywam się Łukasz i jestem hazardzistą od 15 lat. Nie gram od 14 miesięcy. Liczę na to, że z każdym wpisem te cyferki będą rosnąć. To będzie oznaczało, że jeszcze chce mi się żyć, walczyć.

Siedziałem sam w domu. Gapiłem się bezcelowo w ścianę, a chwilę później zacząłem drzeć się wniebogłosy. Bo doszedłem do samego końca drogi, miejsca skąd nie ma dalej gdzie pójść. Ani w prawo, ani w lewo. Ani się cofnąć, ani do przodu. Kompletnie nic. Wierzyciele walili drzwiami i oknami, a ja mogłem tylko bezsensownie się drzeć. Głupie, nie? Wtedy właśnie zadzwonił telefon.
REKLAMA


Nieznany numer. Człowiek utopiony w długach, w pewnym momencie przestaje odbierać nieznane mu cyferki. Proste. To banki, firmy windykacyjne wydzwaniają z zapytaniem, kiedy otrzymają kasę. Jak oddać, jak się nic nie ma? Co mówić?

Do dziś nie wiem dlaczego, ale odebrałem połączenie. „Cześć, to Jarek. Jestem hazardzistą od trzydziestu lat. Dostałem twój numer od osoby, której na tobie zależy. Chcesz pogadać?”. To mniej więcej usłyszałem. „Ktoś sobie robi ze mnie jaja? A w sumie, co tam. Mogę gadać” pomyślałem. Po kilkunastu miesiącach mogę stwierdzić jedno. Te proste wciśnięcie zielonej słuchawki chyba życie mi uratowało, a przynajmniej je przedłużyło...

„Hazard to choroba śmiertelna. Zabije dzisiaj, za tydzień, za 20 lat. Ale zabije, nie martw się o to”. To mniej więcej streszczenie mojej pierwszej wizyty na spotkaniu Anonimowych Hazardzistów. Od tego czasu minęło prawie półtora roku. Żyję. I nie chcę cały czas uwierzyć w to, co usłyszałem. Problem w tym, że z każdym miesiącem tej wiary coraz mniej. Nie, żebym planował coś strasznego. To dla słabych. Po prostu im więcej czasu upływa, tym coraz bardziej dociera do głowy fakt, że wszystko co w życiu człowiek spieprzył, nie jest do końca do naprawienia. Oczywiście można się uśmiechać do ludzi, których jeszcze niedawno oszukiwało się wyłudzając pieniądze na hazard. Oni ten uśmiech nawet odwzajemnią. Tylko co z tego...

Gwoli ścisłości. Jestem hazardzistą uzależnionym od zakładów bukmacherskich. Dokładniej o tym kiedy indziej. Po miesiącach terapii antyhazardowej wiem jedno – to bez różnicy, czy łańcuch na życie zakładają bukmacherzy, śmierdzące budy z maszynami, kasyna, zdrapki, lotto. W grupie terapeutycznej było nas dziesięciu. Każdy uzależniony od czego innego. Z tego co wiem, tylko ja nie wróciłem do nałogu.

Nikogo nie chcę pouczać, na co uważać i czego się wystrzegać. Nie jest to również forma terapii, w ramach której oczyszczam siebie wyrzucając z wewnątrz syf, jaki trzymam w sobie od lat. Nie żalę się, nie chwalę. Nie radzę, nie oceniam. Może dzięki tym wpisom, choć jedna osoba zda sobie sprawę, że jest z nią źle. Bo hazard to straszna choroba, taka której do samego końca nie widać. Bo hazardzista do samego końca twierdzi, że jest zdrowy. Kiedyś dość obrazowo wytłumaczył mi ten upór w odrzucaniu nałogu psycholog. Jedno zdanie z tej swojej jajogłowej mowy przełożył na prosty język „Z hazardem jest jak z rozwolnieniem. Trzymasz, trzymasz, aż w końcu jak poleci, to koniec”.

U mnie poleciało. Od kilkunastu lat ma fajną pracę, całkiem nieźle zarabiam. Na koncie nie mam nic, pod poduszką również pusto. W ostatnich latach mój jedyny kontakt z bankiem polega na comiesięcznej egzekucji komorniczej pożyczek, które kiedyś zaciągnąłem na granie. Myślę, że w przybliżeniu przegrałem fajne mieszkanie w centrum Warszawy. Dużo? Dla jednego fortuna, bo poznałem ludzi na terapiach leczących to uzależnienie, którzy przez 5 tysięcy złotych spuszczonych w kiblu stali na parapecie w oknie na 10 piętrze. Dla innych to mieszkanie to nic. Pryszcz.

Zanim o nałogu, jeszcze jedna dygresja. Coś, co w pewien sposób tłumaczy tą pustkę, wytłumaczy to coś nie do naprawienia.Niedawno zakończyłem terapię antyhazardową. O niej później, najpierw tylko jej wyrywek. Pewnego dnia jak zwykle pojawiłem się na zajęciach. Odbywały się zawsze we wtorki i czwartki, trwały 2,5 godziny. Tym razem grupy nie prowadziła stała terapeutka (i całe szczęście), ktoś ją zastępował. Po krótkim wyjaśnieniu – dlaczego to ona będzie teraz dziesięciu chłopa wybijać hazard z głów – zabrała się do roboty. I szczerze w ciągu niespełna godziny zryła mu kompletnie głowę.

Zaczęła dość podstępnie oferując nam pewien rodzaj rozrywki, zabawy. „Wypiszcie na małych karteczkach, które ode mnie dostaliście pięć najważniejszych rzeczy w życiu. Rzeczy, które dla was liczą się najbardziej” powiedziała. Proste, no nie? Przecież każdy ma coś ważnego w życiu, coś czego broniłby do krwi ostatnie, czegoś, na czym mu zależy. Rzeczy dla których warto żyć. Rzeczy, które jeszcze kilkanaście lat temu wymieniłbym jednym tchem.Może ze mną jest coś nie tak, może hazard wyzbył mnie uczuć, marzeń, priorytetów, celów. Bo miałem z tymi karteczkami cholerny problem. Choć zaczęło się dobrze. Pierwszą zapełniłem szybko, praktycznie bez zastanowienia. „Zdrowie najbliższych mi w życiu osób”. I później schody. Szczęście najbliższych? No, ale w sumie to jest to samo. Nie miałem pojęcia, co dalej. Trochę to przykre. W sumie na tym etapie zadanie mogłoby się dla mnie skończyć. Wyprany z uczuć, potrzeb i celów gość siedzi i myśli. Wiele razy zastanawiałem się nad tym. I zastanawiam zresztą. Pewnych rzeczy nie da się naprawić. Nałóg zabrał mi pieniądze – żaden problem. Ale chyba bezpowrotnie wyssał ze mnie coś ważniejszego. Czegoś, co odróżnia nas, ludzi od zwierząt. Uczuć. Empatii. Oczekiwań… W tym miejscu chyba doszedłem do początku – może z tego powodu, to straszne zdanie usłyszane na pierwszym spotkaniu Anonimowych Hazardzistów, jest tak realne?Terapeutka dopiero zaczęła zabawę. Zerkałem na resztę kolegów. Też się męczyli. W końcu, po piętnastu minutach (paranoja, piętnaście minut na wydawałoby się tak proste zadanie) wszyscy byli gotowi. Terapeutka z uśmiechem na twarzy stwierdziła: „Wyobraźcie sobie, że jestem nałogiem hazardowym”. I zaczęła między nami krążyć, z każdą rundą zabierając po jednej kartce. Każdy oddawał. Najpierw najmniej ważną i tak stopniowo w górę hierarchii. Po każdej rundzie opisywaliśmy, co dla nas znaczy, to co przed chwilą nam zabrano. W końcu w ręce została mi jedna, ta najważniejsza. Też ją straciłem. Tak na marginesie, nie pamiętam dokładnie, co moi koledzy wypisywali, ale wiem jedno – nikt nie wspomniał o pieniądzach. Nieźle, co? Goście którzy przegrywali ogromne kwoty, teraz do szczęścia nie potrzebowali nawet grosza...Straciłem wszystkie karteczki. Reszta też. Terapeutka usiadła przy biurko, wzięła do ręki długopis i coś zaczęła wypisywać. Poskładała kilkanaście kartek w małe zwitki, wzięła je w obie dłonie. „Jako, że jestem dobrym nałogiem hazardowym, postanowiłam rozdać wam prezenty. Losujcie, każdy z was coś ode mnie otrzyma” krążyła między ludźmi.Odczytałem swoją. „Śmierć”. To dostałem. „Cóż, jak w zakładach bukmacherskich, tak i tu. Nie mam farta” pomyślałem.

Siedzący obok mnie kolega odczytał swoją. „Śmierć”. Następni podobnie: śmierć, śmierć, śmierć. Przez następne kilka minut wszyscy siedzieli w ciszy. Poważnie. Niczego już nie trzeba było omawiać.

Nie zapomnę pierwszej wizyty u psychologa. Była już dziewczyna zmusiła mnie do tego. Podczas godzinnej pogadanki pani w średnim wieku zadała kilka pytań testowych, chyba siedem z tego co pamiętam. Pomyślałem wtedy, że odpowiem szczerze. – Jak często pan obstawia? – padło pytanie. – No codziennie. – Czy pożyczał pan pieniądze na grę, – No pożyczałem. Na wszystkie pytania szczera odpowiedź. Tylko na te ostatnie, „Czy myślał pan kiedyś o samobójstwie” odpowiedziałem przeczącą. Zapadł wyrok: „Na siedem pytań, sześć razy odpowiedział pan twierdząco. Od trzech w górę zawsze diagnoza jest ta sama – patologiczny hazardzista. Kwalifikuje się pan na leczenie w zamkniętym ośrodku”. „Chyba ją porąbało” tak pomyślałem.

Na leczenie nie poszedłem. Przez kolejne sześć miesięcy przegrałem bardzo dużo, straciłem praktycznie wszystko, co kocham. To było jak finisz w maratonie. No i dotarłem do tego pokoju, do tego momentu, kiedy darłem mordę do ściany. Do tego końca drogi. To ta sraczka, o której mówił psycholog. Właśnie wtedy zadzwonił Jarek.

P.S. To dopiero początek historii. Będę tu wracał...

...

Niestety. Dla osob lubiacych cyfry obliczenia polecam gry niehazardowe. Np. Might and Magic jak ktos chce to tam moze sobie sie wyszalec z obliczeniami kasa itp. Bez ryzyka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:25, 01 Cze 2015    Temat postu:

W ciąży ani kropli alkoholu

W ciąży ani kropli alkoholu - istock

Dziecko w brzuchu matki pije razem z nią - ostrzegają eksperci. W Niemczech rodzi się rocznie 10 tys. dzieci z wadami rozwojowymi wywołanymi spożywaniem napojów alkoholowych przez matkę w trakcie ciąży.

Wiele ciężarnych myśli, że łyk szampana lub kieliszek wina nie zaszkodzi płodowi. Tymczasem eksperci twierdzą, że jest inaczej. Z najnowszych badań Instytutu Roberta Kocha wynika, że co piąta kobieta w Niemczech spożywa w trakcie ciąży napoje alkoholowe i ryzykuje, że dziecko przyjdzie na świat z trwałymi wadami.
REKLAMA


Każdy kieliszek może zaszkodzić

Andrea Benjamins opiekuje się chorymi dziećmi w specjalnym centrum pediatrycznym w Hanowerze. Większość to właśnie dzieci z wrodzonymi wadami poalkoholowymi wywołanymi przez spożywanie alkoholu przez matkę w ciąży. - Wiele kobiet myśli, że jeden kieliszek szampana nie zaszkodzi, ale tak nie jest. Każdy kieliszek może zaszkodzić - ostrzega Benjamins.

Kobiety, które urodziły dzieci z ciężkimi schorzeniami, wcale nie musiały być nałogowymi alkoholiczkami. Wystarczy jedna weekendowa impreza, aby spowodować poważnie uszkodzenia płodu.

Zwiększyć świadomość

Według danych szacunkowych rocznie rodzi się w Niemczech 10 tys. dzieci z tzw. syndromem FASD (wady dziecka wywołane przez spożywanie alkoholu w ciąży - "DW"). Z tego u ponad dwóch tysięcy noworodków, chłopców i dziewczynek, zdiagnozowano wyjątkowo ciężką formę tego syndromu nazywaną FAS. Szkody wywołane przez alkohol są u nich widoczne i prowadzą do niesprawności fizycznej oraz psychicznej.

Dlatego międzynarodowe stowarzyszenie FASD - założone przez opiekunów oraz rodziców adopcyjnych - od lat angażuje się także w Niemczech na rzecz obowiązku umieszczania na butelkach ostrzeżeń przed spożywaniem napojów alkoholowych przez ciężarne. Niedawno pomysł ten poparli w Niemczech politycy chadeccy i socjaldemokraci.

- Ostrzeżenia powinny zajmować co najmniej połowę etykietki alkoholowej - mówi Gisela Michalowski, przewodnicząca FASD Niemcy. Obecny poziom świadomości o możliwych skutkach spożycia alkoholu w trakcie ciąży nie wystarcza, dodaje.

Konieczna szczególna opieka

Michalowski ma czworo własnych i czworo adoptowanych dzieci. Oprócz najmłodszej córki wszystkie dzieci mieszkają już poza domem. Mimo to jej 30-letni syn nadal wymaga opieki. - Jest inteligenty, ale nie radzi sobie wystarczająco w życiu codziennym - mówi Michalowski.

Dzieci z wadami wywołanymi przez alkohol są dla rodziców i opiekunów ogromnym wyzwaniem. Potrafią niespodziewanie uciekać, tracą panowanie nad sobą, mają niekontrolowane wybuchy złości i nie trzymają się ustalonych reguł. W Niemczech powstaje coraz więcej specjalnych placówek dla takich właśnie dzieci.

W Bad Bentheim w Dolnej Saksonii otwarto niedawno specjalne centrum, gdzie możliwe jest wczesne rozpoznanie syndromu FASD i przygotowanie odpowiedniej terapii. Również w szkołach trwa akcja informacyjna dla pedagogów. Dzieci z uszkodzeniami poalkoholowymi często są mało zrównoważone. Bywają okresy, kiedy uczą się bardzo dobrze, lecz nagle wydaje sią, jakby zdobyta wiedza poszła w niepamięć. Często nie radzą sobie również z zachowaniem dystansu wobec otoczenia lub nawiązaniem bliskich relacji. Poza tym nie wyciągają wniosków z poczynionych doświadczeń. Mają duże trudności z oceną ryzyka.

Nieodwracalne zmiany

Eksperci podkreślają, że syndrom alkoholowy u dzieci jest nieuleczalny, ponieważ trucizna, jaką zawiera alkohol, wywołuje trwałe uszkodzenia w mózgu, a często również w innych organach. Dzięki odpowiedniej terapii można jedynie załagodzić część objawów. Ważne są głównie terapie ruchowe.

Andrea Benjamins ostrzega, aby nie stawiać matek pod pręgierzem, ani też nie karać matek chorych dzieci. Często są to kobiety uzależnione od alkoholu, narkotyków lub psychicznie chore. - Niektóre zauważają dość późno, że są w ciąży - dodaje lekarka. Wyjątkowo fatalne skutki ma spożywanie alkoholu między trzecim a dwunastym tygodniem ciąży, kiedy kształtują się poszczególne organy.

...

To dosc oczywiste.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:21, 17 Lip 2015    Temat postu:

Anonimowi Narkomani: organizacja, która pomaga wrócić do normalności

Anonimowi Narkomani pomagają wrócić do normalności - anonimowinarkomani.org

- Do końca życia będę uzależniony, ale ode mnie zależy czy będę czystym uzależnionym - tak mówi dwudziestokilkuletni Paweł, który walczy z nałogiem przy wsparciu "Anonimowych Narkomanów". To organizacja skupiająca ludzi, którzy chcą wrócić do normalnego życia.

Paweł miał zaledwie 13 lat, gdy zaczął brać. Zaczął od marihuany, później były amfetamina, ekstazy i dopalacze. Decyzję o poddaniu się terapii podjął, gdy stał się bezdomnym.
REKLAMA


Dopiero na ulicy zrozumiał, że jest uzależniony. Dziś wychodzi na prostą. Nie wyobraża sobie życia bez "Anonimowych Narkomanów". Mówi, że to jego rodzina.

- W ciągu ostatniego roku osiągnąłem więcej, niż przez całe swoje życie. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Udało się to dzięki wspólnocie, dzięki mityngom, na które czasami przychodziłem codziennie. Tam znalazłem zrozumienie, miłość i wsparcie - opowiada.

Chociaż Paweł odnosi terapeutyczne sukcesy, mówi, że musi bardzo uważać. Zdaje sobie sprawę z tego, że do końca życia będzie osobą uzależnioną.

- Narkomania to podstępna choroba. Każdego dnia mogę wrócić do brania. Może wydarzyć się coś tragicznego, co sprawi, że wrócę do nałogu. Jeżeli tak się stanie, to zdaję sobie sprawę z tego, że wrócę do tego samego momentu, w którym byłem przed leczeniem - mówi.

Wszyscy, którzy chcą przyjść na mityng "AN" powinni wejść na stronę [link widoczny dla zalogowanych] Tam można znaleźć wykaz spotkań. Odbywają się one w całym kraju. W niektórych miejscach nawet dwa razy dziennie.

...

Tak trzeba pomóc,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:14, 10 Sie 2015    Temat postu:

Umieścił swoje zdjęcie w sieci, żeby ostrzec wszystkich przed zażywaniem narkotyków

Umieścił swoje zdjęcie w sieci, żeby ostrzec wszystkich przed zażywaniem narkotyków - facebook.com/PoddyLikeABoss/

20-letni Jordan Blackburn przez trzy dni przebywał w śpiączce po zażyciu narkotyków na jednym z festiwali. Jego kolega zmarł z przedawkowania. Teraz Jordan opowiada swoją historię i przestrzega rówieśników - czytamy w portalu buzzfeed.com.

20-latek bawił się ze znajomymi na festiwalu Kendal Calling. Wszyscy brali narkotyki. Jordan i jego 18-letni kolega trafili do szpitala. Młodszy z nich zmarł.
REKLAMA


Blackburn przebywał w śpiączce farmakologicznej przez trzy dni. Gdy doszedł do siebie, udostępnił swoje zdjęcie z apelem, aby młodzi ludzie zastanowili się, czy warto eksperymentować z narkotykami. Fotografia nieprzytomnego chłopaka podłączonego do aparatury została udostępniona 3,5 tys. razy.

Policja zatrzymała cztery osoby podejrzane o handel narkotykami na terenie festiwalu.

...

Tak to ohyda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:15, 21 Sie 2015    Temat postu:

Nietypowe uzależnienia Polaków. Co do nich prowadzi?
akt. 21 sierpnia 2015, 10:00
Nie tylko narkotyki, alkohol, dopalacze czy papierosy. Pornografia, zakupy, praca, gry komputerowe i korzystanie z internetu – to kolejne współczesne zagrożenia, na które podatne jest społeczeństwo. Coraz więcej Polaków popada w nowe i nietypowe uzależnienia związane z rozwojem technologii i konsumpcyjnego stylu życia. Większość związana jest z używaniem internetu. – Uzależnienia behawioralne powodują izolację od społeczeństwa, co nie jest naturalne dla ludzi. Łatwo wtedy wpaść w załamanie psychiczne czy depresję – alarmuje psychoterapeuta Robert Rutkowski

Komputer i internet stały się głównymi narzędziami zarówno naszej pracy, jak i codziennej rozrywki. Jednakże specjaliści ostrzegają, że istnieje bardzo cienka linia pomiędzy normalnym korzystaniem z nowych technologii a popadnięciem w uzależnienie. Przestrzegają, że nałogi XXI-wieku mogą być równie groźne, co uzależnienia chemiczne, a ich przyczyny są podobne.

Dlaczego łatwo się uzależniamy?

- Uzależnienia behawioralne są równie niebezpieczne, jak te od środków chemicznych, a nawet bardziej. Mniej się o nich mówi, a dostęp do nich jest łatwiejszy i cieszą się one większym przyzwoleniem społecznym – uważa specjalista terapii uzależnień Anna Kułakowska.

- Istnieją dwie główne przyczyny, które powodują wszystkie nałogi – przyjemność i lenistwo człowieka. Zawsze chodzi o „łaskotanie zwojów mózgowych” – mówi w rozmowie z WP psychoterapeuta Robert Rutkowski. – Uzależnienia poprawiają nasz nastrój. Można to osiągnąć np. poprzez wysiłek fizyczny. Skutkuje on uczuciem spełnienia, orgazmem, co potwierdza większość sportowców. Jednakże nasz mózg z natury jest leniwy, dlatego idziemy na skróty – dodał.

Zdaniem Rutkowskiego wpływ na nasze skłonności do uzależnień ma nasza biologia i prawa natury, które nakazują naszemu umysłowi nie przepracowywać się i łatwo przyzwyczajać do pewnych zachowań. – Ludzki mózg łatwo przyzwyczaja się do wielu rzeczy, żeby „nie spuchnąć”. Od czasów człowieka pierwotnego urósł on aż trzykrotnie, a biologia oczekuje od nas przede wszystkim przedłużania gatunku. Największym problemem przy porodzie jest wyjście główki dziecka, dlatego w interesie człowieka nie jest coraz większa czaszka. Natura chce żebyśmy myśleli jak najmniej – zauważa psychoterapeuta.

Eksperci przestrzegają – nałogi nowego typu mogą prowadzić do kolejnych uzależnień. – Często u podstaw późniejszego alkoholizmu czy narkomanii leżą uzależnienia behawioralne – powiedział psychoterapeuta Krzysztof Tylski. Jego słowa potwierdza Anna Kułakowska. – Uzależnienia uwielbiają łączyć się w pakiety. Ma to związek z poszukiwaniem ulgi i potrzebą odczuwania coraz intensywniejszych doznań – stwierdziła.

Skalę zjawiska najlepiej potwierdza fakt, jak trudno jest skontaktować się z terapeutami w ciągu dnia. Zajęci są wizytami kolejnych pacjentów, a czas na rozmowę znajdują dopiero późnym wieczorem. Najnowsze badania CBOS potwierdzają, że Polacy coraz częściej popadają w uzależnienia behawioralne.

Uzależnienia behawioralne (fot. WP.PL)



Dzień bez pornografii nie do wytrzymania

- Przez ponad dekadę byłem uzależniony od pornografii i masturbacji. Poświęcałem temu co najmniej godzinę, w weekendy nawet do trzech godzin dziennie. Wydawało mi się to normalne i długo nie dostrzegałem swojego problemu – powiedział w rozmowie z WP Daniel, autor bloga nadopaminie.blogspot.com. Ze swojego uzależnienia zdał sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy chciał stworzyć normalny związek. – Erekcja nie występowała, nie działo się nic. Popadłem w kompletny dołek psychiczny – zwierza się.

W 2013 roku zaczął pisać bloga, co pomogło mu wyjść z uzależnienia. Założył blokady rodzicielskie w swoich przeglądarkach internetowych, zaczął żyć normalnie, odzyskał radość z życia seksualnego. Historia Daniela jest zarówno ostrzeżeniem, jak i inspiracją do wyjścia z nałogu dla innych. W ciągu roku otrzymuje kilkaset listów od osób mierzących się z podobną obsesją.

Najbardziej dramatyczna jest dla niego historia Roberta, którego uzależnienie również spowodowało impotencję. Jako nastolatek zaczął się masturbować oglądając pornografię – potrafił robić to nawet siedem razy dziennie. Seks nie sprawiał mu żadnej przyjemności i nie pomagała nawet viagra. Chcąc wzmocnić swoje doznania, zaczął sięgać nawet po filmy z udziałem zwierząt, gejów i osób transseksualnych, co zaprzeczało zupełnie jego preferencjom seksualnym. W celu odzyskania sprawności seksualnej poddał się zabiegowi obrzezania. Gdy to nie pomogło – lekarze proponowali mu implementację sztucznego penisa. Robert sięgnął dna. Pomoc Daniela i inspiracja jego historią pozwoliła mu wyjść z nałogu. – Obecnie wraz z żoną spodziewa się dziecka, co jest „wisienką na torcie” i potwierdzeniem, że to, co robię, ma sens – przyznaje bloger.

Uzależnienie od pornografii czy cyberseksu jest coraz bardziej powszechnym zjawiskiem. Brak szczegółowych i rzetelnych badań w tej dziedzinie wynika zdaniem Krzysztofa Tylskiego z tego, że seksualność jest najbardziej prywatną sferą naszego życia. – Jest to najbardziej intymny kawałek życia człowieka. Trudno się przyznać do masturbacji do utraty tchu – mówi psychoterapeuta. – Alkoholizm czy narkomania są łatwo widoczne. Osoby uzależnione od pornografii czy cyberseksu kryją się z tym – dodaje.

- Należymy do narodów, które wpisują w wyszukiwarkach frazy związane z erotyką i pornografią najczęściej na świecie – mówi Peter Nowak, twórca serwisu sexzniewolenie.pl. Potwierdzają to dane sprzed kilku lat amerykańskiej firmy Alexa, które wykazały, że Polacy są piątą co do wielkości klientelą jednego z największych serwisów pornograficznych na świecie – RedTube.com. Okazuje się, że ponad 7 milionów Polaków miesięcznie ogląda porno w sieci, co stanowi ponad 1/3 wszystkich osób z dostępem do sieci.

Specjaliści wskazują, skąd bierze się skłonność do uzależnień w tej materii. – Akty seksualne są niezwykle przyjemne. Jeśli dochodzi do tego brak pewności siebie i kompleksy, to masturbacja może zastąpić normalne relacje – mówi Krzysztof Tylski. Zwracają również uwagę na bardzo łatwy dostęp do treści pornograficznych. - Jest on powszechny i darmowy – to bardzo istotne przyczyny. Masturbacja i pornografia stają się środkiem do podwyższenia własnej wartości, zabicia stresu i frustracji. Zaczynają być lekiem na całe zło – uważa psychoterapeuta.

Zazwyczaj chorzy nie potrafią przyznać się przed sobą do swojego problemu, a do terapii próbują przekonać ich najbliżsi. – Często żona, której pożycie seksualne z mężem zanikło, przyłapuje go na masturbacji. Wtedy nałogowiec trafia na leczenie – zdradza Tylski. Co się dzieje przy braku podjęcia terapii w odpowiednim momencie? – Występuje potrzeba zwiększania doznań, a uzależniony chce przenieść treści porno do świata rzeczywistego. Stąd szybki, okazjonalny seks, wizyty w agencjach towarzyskich. To przyczyna rozkładu pożycia, kłopotów rodzinnych i małżeńskich – dodaje ekspert.

Za bardziej podatnych na uzależnienie od pornografii uważa się mężczyzn. Przyczyna zdaniem Anny Kułakowskiej jest prosta. – Mężczyźni są bardziej podatni na ten nałóg, ponieważ są większymi wzrokowcami niż kobiety – mówi dla WP.

Internet i komputer - dobrodziejstwa, które potrafią stać się przekleństwem

Według badań CBOS 0,12 proc. Polaków jest uzależnionych od internetu, co stanowi grono kilkuset tysięcy osób. Oprócz pornografii, internet potrafi uzależnić na wiele innych sposobów. Coraz więcej osób uzależnia się od przebywania na portalach społecznościowych czy z powodu gier komputerowych. – Nie podajemy organizmowi z zewnątrz substancji, które wprowadzą w stan euforii, natomiast podejmujemy działania, które powodują, że on sam wytwarza związki chemiczne dające nam przyjemność. Od potrzeby przebywania w tym stanie się uzależniamy – mówi Robert Rutkowski.

25-letni Andrzej całe swoje dnie podporządkowywał popularnej grze RPG, w której rywalizował online z innymi graczami. Plan jego dnia wyznaczały godziny i czas trwania kolejnych rozgrywek. Przyczyniło się do zaniedbywania bliskich, znajomych, otyłości, zawalenia dwóch kierunków studiów, a także nadużywania alkoholu podczas wieczornych rozgrywek. Przyznaje, że przestał troszczyć się nawet o swoją higienę – w końcu i tak nie wychodził z domu. – Moment otrzeźwienia przyszedł dopiero wtedy, kiedy mimo obietnicy, nie chciałem pomóc przyjacielowi. Sfrustrowany uznał, że to, co robię, jest chore i wyłączył prąd w domu. Moja agresywna reakcja i nerwy pokazały, że jest ze mną coś nie tak – przyznaje.

Temu zjawisku nie dziwi się zupełnie Rutkowski. – Sam mam 82-letniego pacjenta, który potrafi kilka dób spędzić przy komputerze grając w szachy przez internet – zdradza. – Żyjemy w czasach totalnego chodzenia na skróty. Nie ma powodów, żeby chodzić do sklepów, kasyna czy na spotkania ze znajomymi – wystarczy siedzieć w kapciach przed komputerem, żeby zrobić sobie dobrze. Jest to wyłącznie limitowane stanem konta. Nierzadko do pełni szczęścia wystarczy opłacenie prądu i stałego łącza internetowego – dodaje psychoterapeuta. - Anonimowość, natychmiastowość i powszechna dostępność – to główne przesłanki, które powodują, że tak łatwo jest nam się zatracić w korzystaniu z przestrzeni Internetowej – uważa Michał Pozdał, psychoterapeuta z Uniwersytetu SWPS.

- Nawiązując do kampanii: im bliżej dziecka, tym dalej od narkotyków – tak samo wygląda to w przypadku uzależnień związanych z internetem. Rodzice idą na łatwiznę i wolą działać według hasła reklamowego „kup tablet dziecku, będziesz miał święty spokój”, a jest to obieranie najprostszej drogi do siecioholizmu, co z najmłodszych lat afektuje na dorosłe życie. Potrzeby bycia kochanym, docenianym i lubianym są zaniedbywane w życiu rzeczywistym, a znajdują swoje ujście w wirtualnym świecie – zwraca uwagę Pozdał.

Terapeuci alarmują – skutki mogą być fatalne. - Człowiek jest zwierzęciem stadnym, a uzależnienia behawioralne powodują naszą izolację od społeczeństwa. To nie jest dla nas naturalne, w związku z czym łatwo wpaść w załamania psychiczne, depresje – mówi Rutkowski. - Społeczeństwo zaczyna żyć w sztucznym świecie, w którym wszystko jest super i zasługuje na like’a. Kiedy pojawiają się rzeczywiste problemy, ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nastolatek nienauczony klasycznych relacji społecznych, prędzej wyśle zdjęcie z komunikatem na portal społecznościowy i popełni samobójstwo, niż poprosi kogoś o pomoc – ostrzega Pozdał.

Inne uzależnienia behawioralne: praca i zakupy

Jak wskazują badania CBOS blisko jedna piąta Polaków przyznaje, że uzależnienie od pracy stanowi dla nich realny problem. Specjaliści wskazują na niezwykle interesujący fakt - pracoholizm może wystąpić nie tylko u osób, które z powodzeniem wiodą swoje życie zawodowe. – Uzależnienie od pracy występuje u osób, którym świetnie wiedzie się w karierze zawodowej i odnoszą sukcesy, a powstająca wtedy przyjemność nakręca tych ludzi. Również pracownicy, którzy pracują po kilkanaście godzin dziennie, a i tak są, kolokwialnie mówiąc, „opieprzani”, są w grupie ryzyka. Ich organizm produkuje hormony szczęścia w ramach reakcji odwrotnej. I w tym przypadku również może dojść do pracoholizmu – analizuje Robert Rutkowski.

Uzależnienie od zakupów to przypadłość, zgodnie ze stereotypem, dotycząca głównie kobiet. – Zakupy dają frajdę i potrafią poprawiać humor w sytuacjach stresowych. Jesteśmy napędzani neurohormonami, które przynoszą euforię i które podczas zakupów wyłączają rozum. Stąd zjawisko zakupoholizmu – mówi Rutkowski.

Sposób na obronę – czujność i selektywność

Psychoterapeuci podkreślają, że w przypadku uzależnień behawioralnych, jak każdych innych, znaczenie ma zwyczajna podatność danych osób na wpadanie w nałogi, a także ich sytuacji życiowa, stres czy ciężkie przeżycia. Jednakże należy próbować obserwować własne zachowania i być wyczulonym. - Niestety, internet był, jest i będzie coraz bardziej ważny w naszym życiu. Wzbranianie się przed uzależnieniami jest trudne, właśnie dlatego, że jesteśmy leniwi i nastawieni na przyjemności. Dlatego musimy być czujni i selektywni, wobec tego, co przyjmujemy do naszego mózgu. On łatwo przyzwyczaja się i zapamiętuje nowe zachowania, które są tylko substytutami normalnego życia, stąd łatwo o uzależnienie – ostrzega Rutkowski.

Długość terapii, wystarczająca do pomocy choremu, jest kwestią mocno indywidualną, ale jest to długotrwały proces. - Terapia wymaga co najmniej kilku miesięcy i musi angażować nie tylko chorego, ale również jego najbliższe otoczenie – zdradza Michał Pozdał.

Mateusz Cieślak, Wirtualna Polska

...

Spoleczenstwo konsumpcyjne to spoleczenstwo uzaleznien. PODSTAWOWA ZASADA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:38, 23 Sie 2015    Temat postu:

Radio PiK

"Monarowisko" - zjazd osób uzależnionych


Wielki zjazd osób uzależnionych od narkotyków, dopalaczy lub alkoholu, jednoczący środowiska Monaru z całej Polski, odbywa się w Sarnich Błotach w gminie Śliwice - powiat tucholski.

Ponad tysiąc osób, które pokonały nałóg albo walczą z nim obecnie, spotkało się Sarnich Błotach, by rozmawiać o swoich problemach i planach, a także integrować się i wspólnie cieszyć.

Wielką impreza Monaru pod nazwą "Monarowisko" rozpoczęła się w piątek 21 sierpnia i zakończy się w niedzielę.

...

Trzeba pomagac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:28, 06 Wrz 2015    Temat postu:

Paryż: trzy osoby zatrzymane w związku z narkotykiem "oddech diabła"

Tajemniczy narkotyk, mający zamieniać ludzi w zombie - Alex Malikov / Shutterstock

Paryska policja aresztowała dwie kobiety narodowości chińskiej oraz mężczyznę, którzy są podejrzani o użycie silnego narkotyku zwanego "oddechem diabła". Substancja stosowana jest do obezwładniania ofiar, które są następnie okradane. Jak pisze "The Telegraph" narkotyk zamienia ludzi w zombie.

Przypuszcza się, że zatrzymani należą do międzynarodowego gangu, który jest podejrzany m.in. o międzynarodowy obrót olbrzymimi pieniędzmi. Kobiety miały działać w XX dzielnicy Paryża i wdmuchiwać narkotyk twarz swoim ofiarom, które następnie były okradane. Narkotyk zawiera skopolaminę, niebezpieczny związek, który powstaje z ekstrakcji drzewa południowoafrykańskiego spokrewnionego z wilczą jagodą.
REKLAMA


Substancja ta była wcześniej używana przez Związek Radziecki oraz CIA w trakcie Zimnej Wojny jako tzw. serum prawdy. Również Joseph Mengele korzystał z tej substancji podczas przesłuchań. Narkotyk wywołując silne halucynacje, a w większych dawkach może powodować śmierć.

Paryska policja uważa, że narkotyk mógł zostać przetestowany na wielu nieświadomych Paryżanach. Obecne zatrzymanie to pierwszy tego typu zgłoszony przypadek w stolicy Francji. - Ofiarami były starsze osoby, zaczepione na ulicy przez jedną z kobiet - jak twierdzi cytowanie przez "The Telegraph" źródło paryskiej gazety "Le Parisien". - Kobiety miały namawiać ofiarę do spróbowania leku ziołowego - wyjaśnia źródło. Po zażyciu substancji ofiara zapadła w swego rodzaju stan hipnozy, następnie przestępcy skierowali ofiarę do domu, by ją okraść. W wyniku działania przestępców ofiara straciła gotówkę i cenne przedmioty o łącznej wartości 100 tys. euro.

Zatrzymani mieli działać w Paryżu od wiosny 2015 roku. Zostali aresztowani na stacji metra w tym tygodniu, po tym, jak znajomy jednej z ofiary zidentyfikował sprawców. Obie kobiety zaprzeczają postawionym im zarzutom.

Chińskie władze poinformowały francuskie służby, że trójka zatrzymanych należała do siatki kryminalnej, o zasięgu globalnym, która specjalizuje się w dostawach nieznanych bliżej substancji medycznych. Zatrzymania członków siatki kryminalnej miały miejsce również w Chinach i Korei Południowej. Paszporty kobiet wskazują na to, że ostatnio podróżowały do Madrytu i Meksyku.

...

Trafna nazwa. Nalogi sa od diabla.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:34, 09 Paź 2015    Temat postu:

Wódka leje się w komendzie? Policja walczy z alkoholizmem w swoich szeregach
Arkadiusz Jastrzębski
9 października 2015, 13:45
Piją na służbie i po niej. Niektórzy twierdzą, że wódka wpisana jest wręcz w ten zawód. Problem z alkoholem ma co najmniej co szósty policjant. Ich przełożeni mówią: dość i wprowadzają obowiązkowe zajęcia na temat zgubnych skutków picia. Z psychologiem spotka się każdy ze 100 tys. funkcjonariuszy.

Medialne doniesienia o pijanych policjantach tylko z ostatnich miesięcy pokazują, że mundurowi nie są święci i, jak reszta Polaków, " za kołnierz nie wylewają". W sierpniu pijany policjant pełnił służbę w komisariacie w Zebrzydowicach. W lipcu kompletnie "zalany" funkcjonariusz zdemolował autem trzy inne samochody w Międzyrzeczu. W maju jadących zygzakiem policjantów zatrzymano w Bytowie i Łukowie. Najgłośniejsza była sprawa z Bielska-Białej, gdzie na piciu alkoholu w budynku komendy przyłapano szefa jednostki i jego dwóch zastępców.

Jak to wygląda w statystykach? - W 2013 roku odnotowaliśmy 65 przypadków pełnienia służby przez policjantów pod wpływem alkoholu oraz 119 zdarzeń drogowych spowodowanych przez nietrzeźwych funkcjonariuszy po pracy prywatnym autem. W roku 2014 było to odpowiednio: 51 i 107 przypadków - wyjaśnia kom. Iwona Kuc z Zespołu Prasowego Komendy Głównej Policji. Dodaje, że przyłapanych mundurowych przełożeni najczęściej zwalniali. - Zgodnie z art. 41 ust. 2 pkt 8 ustawy o Policji, czyli z uwagi na popełnienie czynu o znamionach przestępstwa, jeżeli popełnienie czynu jest oczywiste i uniemożliwia pozostanie policjanta w służbie - tłumaczy.

Piją więcej niż Kowalski?

Czy to liczby, które oddają faktyczną skalę problemu? Czy może wpadają tylko ci, którzy narazili się czymś kolegom albo przełożonym? To tajemnica, która pozostanie raczej za murami komend i komisariatów. Z pewnością na wizerunek pijącego policjanta wpływają filmy - chociażby słynna "Drogówka" Wojciecha Smarzowskiego - i wspomniane już przypadki nagłośnione przez media.

- To faktycznie może sprawiać wrażenie, że alkohol jest dużym problemem w policji. Każda taka sprawa jest szeroko komentowana przez ludzi. Tymczasem stróże prawa niekoniecznie częściej sięgają po alkohol niż przedstawiciele innych grup zawodowych, których praca wiąże się z ciągłym stresem, jak np. lekarze - mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA), która jako jedyna w Europie przygotowała raport na temat nadużywania alkoholu wśród funkcjonariuszy służb mundurowych.

Szczegóły raportu znane są tylko szefom policji. - Mogę powiedzieć jedynie, że w Polsce nadmiernie pije 18 proc. ludzi, a wśród policjantów ten wskaźnik tylko nieznacznie odbiega od średniej dla całego społeczeństwa. Choć faktycznie to zawód, który wiąże się z większym ryzykiem - tłumaczy dyrektor PARPA. Dodaje, że choć początkowo szefowie policji niechętnie patrzyli na pracę ekspertów od uzależnień, którzy starali się określić zakres problemu alkoholizmu wśród mundurowych, to ostatecznie przekonali się do projektu i zaczęli współdziałać.

Psycholog i terapia

Jeszcze przed opracowaniem raportu PARPA, KGP wdrożyła program "Trzeźwość w policji". Dzięki niemu funkcjonariusz, który podda się terapii ma gwarancję, że nie zostanie wyrzucony z pracy. - Komendanci zrozumieli, że lepiej pomóc uzależnionemu wcześniej niż czekać aż ktoś się "wywróci" i wyrzuci się go ze służby - podkreśla Krzysztof Brzózka.

Teraz czas na kolejny krok i profilaktykę. Z funkcjonariuszami i pracownikami cywilnym policji zajęcia prowadzić będą psycholodzy. - W ramach programu "Alkohol, a środowisko służby i pracy" do końca tego roku planowane jest przygotowanie grupy 46 psychologów. Zgodnie z założeniami zajęcia mają prowadzić wszyscy psycholodzy policyjni realizujący zadania w obszarze opieki psychologicznej i psychoedukacji. Szacuje się, że docelowo będzie to grupa ok. 80 ekspertów - zapowiada kom. Iwona Kuc.

Do końca 2019 roku Komenda Główna Policji chce objąć programem profilaktycznym ponad 100 tys. funkcjonariuszy i pracowników cywilnych. - Zajęcia trwać będą cztery godziny dydaktyczne, a w przypadku kadry kierowniczej - 8 - wyjaśnia kom. Kuc. Po roku 2020 szkolenie będzie powtarzane co kilka lat. Programem profilaktycznym objęci będą również nowi mundurowi.

Czy problem z alkoholem w policji uda się ograniczyć do minimum? - Niestety w Polsce wszyscy sięgamy po alkohol zbyt często. Tacy jesteśmy i to jest problem całego społeczeństwa, a nie jednej grupy zawodowej - odpowiada dyrektor PARPA.

...

Trzeba walczyc ze zlem nalogu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:36, 09 Paź 2015    Temat postu:

W Polsce jest ponad 100 tys. osób uzależnionych od narkotyków
Tomasz Gdaniec
9 października 2015, 08:13
Zaczyna się niewinnie. Od jednego „bucha” albo „chmury”. Później coraz trudniej uwolnić się z nałogu. Szacuje się, że w Polsce jest ponad 100 tys. osób uzależnionych od narkotyków. Problem coraz częściej dotyka uczniów. - Nałóg to nie tylko uzależnienie fizyczne, to również dewastacja osobowości – uważa Wojciech Mróz, psycholog.

- U mnie w domu panowała cholerna bieda, aż piszczało. Ojciec pił i bił nas wszystkich – mnie, moją siostrę i matkę. Pierwszy raz kolega mnie poczęstował, gdy mieliśmy 16 lat. Potrzebowałem akceptacji. Narkotyki pozwalały zapomnieć o problemach. Zaczęło się od marihuany. Skończyłem na heroinie. Teraz mam 30 lat i od sześciu lat jestem czysty – mówi Wirtualnej Polsce Michał, były narkoman.

Historii podobnych do Michała jest wiele. Jemu udało się wyjść z nałogu, ale nie każdy ma tyle siły i odwagi. Czym najczęściej odurzają się Polacy? Wbrew pozorom nie jest to heroina ani haszysz. Narkomani korzystają głównie z tego, co najłatwiej dostępne – leków antydepresyjnych, amfetaminy, metadonu oraz marihuany. Z przeprowadzonych badań wyłania się również obraz statystycznego polskiego narkomana. Zazwyczaj jest to osoba w wieku 25-34 lat, mieszkająca w Warszawie, Górnym i Dolnym Śląsku albo w Wielkopolsce. To tam najczęściej dochodzi do interwencji medycznych ratujących życie uzależnionych. Ile jest osób uzależnionych w całym kraju? Tego dokładnie nie wiadomo. Szacuje się, że problem ten może dotyczyć 100-120 tys. Polaków. Jak wygląda ich leczenie?

- Proces wychodzenia z narkomanii jest bardzo trudny. Wymaga od leczącego się silnej woli oraz wsparcia rodziny i przyjaciół. Rodzaje terapii różnią się w zależności od przejmowanych narkotyków. Najwięcej emocji wzbudza metoda opierająca się na zamianie środków. Dochodzi w niej do zamiany podawanych narkotyków na przepisane przez lekarza leki doustne, które w pierwszej kolejności mają zniwelować przyzwyczajenie fizyczne organizmu. Dopiero po takim odzwyczajeniu, np. heroiniści przechodzą na terapię abstynencką – mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Mróz, psycholog.

Z badań przeprowadzony kilka lat temu przez Najwyższą Izbę Kontroli wynika, że niewiele bezpieczniejsze jest środowisko szkolne. Ponad 31 proc. uczniów było świadkiem zażywania narkotyków na terenie szkoły lub słyszało o tym z wiarygodnego źródła. Aż 17 proc. było świadkiem sprzedaży narkotyków na terenie szkoły lub o tym słyszało. Ponad 28 proc. ankietowanych nauczycieli przyznaje, że w ich szkołach istnieje problem zażywania narkotyków przez uczniów. W ponad 30 proc. szkół problemy z narkotykami wymagały interwencji policji, a co trzeci uczeń w wieku 17-18 przyznał się do zażycia marihuany. Jeśli jest ona tak powszechna to dlaczego jest zakazana?

- Marihuana posiada Tetrahydrokannabinol, tzw. THC. Jest to substancja odpowiedzialna za halucynacje. Zaburzenie stanów świadomości to główny, niepożądany skutek zażywania marihuany – wyjaśnia Wirtualnej Polsce Jerzy Fiałkiewicz z Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii.

Tylko w ubiegłym roku straż graniczna ujawniła przemyt ponad 312 kilogramów narkotyków o łącznej wartości ponad 12,5 mln złotych. Głównie haszyszu oraz amfetaminy.

...

Biznes szatana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:38, 14 Gru 2015    Temat postu:

Robert Biedroń: myślałem o samobójstwie, bo jestem gejem


Prezydent Słupska Robert Biedroń otwarcie wyznaje, że jest homoseksualistą. O koszmarach młodości również mówi bez ogródek. - Pamiętam dzień, kiedy z powodu tego, że jestem gejem chciałem się zabić - wyznał.

....

Kazdy nalog to powolne samobojstwo. Gdy mu sie czlowiek PODDAJE! Na tej drodze jest tez Biedron...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:16, 16 Gru 2015    Temat postu:

Konflikt z prawem znanego kabareciarza


Trzech lat więzienia dla Bronisława Opałki, znanego jako Genowefa Pigwa, chce kielecka prokuratura. Śledczy zarzucają mu uprawę konopi indyjskich i produkcję marihuany. Artysta zasiadł dziś na ławie oskarżonych i prosił o łagodny wymiar kary.

- Nie mam nic do ukrycia. Tak jestem skonstruowany, że ten środek mi po prostu pomógł - powiedział Bronisław Opałko.

Proces Opałki odraczano już dwukrotnie. Najpierw na początku września. Rozprawa się nie odbyła, bo artysta przebywał w szpitalu psychiatrycznym w Morawicy pod Kielcami. W listopadzie z kolei okazało się, że problemy zdrowotne ma jeden z obrońców.

W styczniu na posesji znanego kabareciarza policja odkryła plantację konopi indyjskich. Zdaniem śledczych z pięciu krzaków wyprodukował ponad 200 gramów suszu. W uprawie mieli pomagać mu Jan K. i Wojciech J.

Artyście grożą trzy lata więzienia. Satyryk tłumaczył, że produkował narkotyki tylko na własny użytek.

...

To jakis dramat. Chyba depresja? Bo nie ohydny diler?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:48, 23 Gru 2015    Temat postu:

Polska Times
Znany kabareciarz skazany na karę więzienia w zawieszeniu

Bronisław Opałko - Grzegorz Michałowski / PAP

Rok i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata - taki wyrok usłyszał dziś znany kabareciarz, Bronisław Opałko, oskarżony o posiadanie i uprawianie konopi indyjskiej. Kielecki sąd wziął pod uwagę środki łagodzące, stąd niewielki wymiar kary - informuje "Polska Times".

W marcu bieżącego roku policjanci na terenie posesji Opałki znaleźli sześć krzaków konopi indyjskiej, susz oraz sprzęt potrzebny do uprawy marihuany. W związku z tym policjanci zatrzymali trzech mężczyzn: 63-letniego Opałkę oraz dwóch innych mężczyzn.
REKLAMA


Wszyscy od samego początku przyznali się do uprawiania konopi, a już na etapie postępowania prokuratorskiego chcieli dobrowolnie poddać się karze. Znany kabareciarz tłumaczył, że palenie marihuany działa na niego leczniczo i pomaga w rzuceniu choroby alkoholowej.

Dziś sąd wydając wyrok, wziął pod uwagę uzasadnienie Opałki. Ze względu na ograniczenie poczytalności oraz fakt, iż podejrzani nie byli wcześniej karani, decyzja sądu została złagodzona. Mężczyźni zostali skazani na rok i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Dodatkowo każdy z nich musi zapłacić grzywnę w wysokości 6 tysięcy złotych oraz nawiązkę po tysiąc złotych na rzecz ośrodka do walki z uzależnieniami - czytamy na polskatimes.pl.

...

Jest uzalezniony. Kara jest tu bez sensu. KARA MA ODSTRASZYC A UZALEZNIONY NIE MOZE SIE WYSTRASZYC NO NALOG JEST SILNIEJSZY! PO DRUGIE CHORY PSYCHICZNIE JEST NIEPOCZYTALNY! NARKOMAN MA TO W PSYCHICE! CO ZA EKSPERCI SADOWI! I JESZCZE KASE BIO0RA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka / Co się kryje we wnętrzu człowieka. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy