Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Zambia krajem chrześcijańskim .

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:24, 20 Sie 2012    Temat postu: Zambia krajem chrześcijańskim .

Zambia: biskupi nie chcą zapisu o narodzie chrześcijańskim w konstytucji

Ka­to­lic­cy bi­sku­pi Za­mbii sprze­ci­wia­ją się za­pi­so­wi pre­am­bu­ły nowej kon­sty­tu­cji, mó­wią­ce­mu o "na­ro­dzie chrze­ści­jań­skim". Jed­no­cze­śnie wy­ra­ża­ją na­dzie­ję, że obec­ny pro­ces no­we­li­za­cji usta­wy za­sad­ni­czej za­koń­czy się suk­ce­sem po trzech nie­uda­nych pró­bach jej na­pi­sa­nia.

>>>> COO ??? Z JAKIEJ PAKI !!!

W do­ku­men­cie prze­sła­nym do ko­mi­sji, przy­go­to­wu­ją­cej nowy tekst kon­sty­tu­cji epi­sko­pat kry­ty­ku­je przede wszyst­kim wpro­wa­dze­nie za­pi­sów o do­pusz­czal­no­ści kary śmier­ci i abor­cji.

>>>>

Jak mozna mieszac te dwie sprawy ??? KOSZMAR !!!

Na­stęp­nie po­stu­lu­je po­mi­nię­cie stwier­dze­nia, że Za­mbia jest "na­ro­dem chrze­ści­jań­skim", gdyż - jak ar­gu­men­tu­ją - pań­stwo nie może wcie­lać w życie war­to­ści i zasad chrze­ści­jań­skich za po­śred­nic­twem de­kla­ra­cji. Po­nad­to "nie można utra­cić za­sa­dy roz­dzia­łu mię­dzy pań­stwem i Ko­ścio­łem". Co wię­cej, stwier­dze­nie o na­ro­dzie chrze­ści­jań­skim stoi w sprzecz­no­ści z przy­ję­tym już uzna­niem w pre­am­bu­le pro­jek­tu kon­sty­tu­cji faktu, że Za­mbia jest kra­jem wie­lo­re­li­gij­nym.

>>>>

BZDURY ! TOTALNE BZDURY !

Kon­fe­ren­cja epi­sko­pa­tu przed­sta­wi­ła także swe pro­po­zy­cje do­ty­czą­ce m.​in. wy­ko­rzy­sty­wa­nia za­so­bów na­tu­ral­nych kraju.

>>>>

Ja musze sie tym chyba zajac ...

KRAJ KTORY MORDUJE WLASNE DZIECI NIE JEST CHRZESCIJANSKI . Jest w niewoli diabla ...
I TO MA ZNIKNAC BO LUD PONIESIE KARE ...
Co do kary smierci zwazywszy ze Afryka jest dzika i niestabilna nie ma co kruszyc kopii ...
Stwierdzenie kraj chrzescijanski jest najlepsza gwarancja dla innych religii bo zobowiazuje do ich ewangelicznego traktowania . Jest rzecza oczywista ze kraj taki oddziela wladze swiecka od duchownej bo TAK NAKAZAL JEZUS . Bogu co boskie cesarzowi co cesarskie i nie da sie w zaden inny sposob tego zinterpretowac jak to ze wladze te maja byc oddzielne bo maja zupelnie inne pola dzialan .
Zatem nalezy zapisac w konstytucji ze urzednicy maja sie kierowac ZASADAMI EWANGELII !
A konstytucje najlepiej zaczac tak jak slynna Konstytucja 3 Maja pierwsza taka w historii typu ktory uchwala Zambia (bo konstytucji jest wiele rodzajow ).

Od zdania :

W imię Boga Wszechmogącego w Trójcy Świętej Jedynego ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:54, 12 Lis 2014    Temat postu:

Nowy prezydent Zambii wywołał dyskusję o sytuacji białych w Afryce

Kiedy niedawno (i na niedługo, bo trzy miesiące) prezydentem Zambii, państwa w Afryce Subsaharyjskiej, został biały polityk, zachodnie media natychmiast zwróciły na niego uwagę. W wielu dawnych koloniach, po uzyskaniu przez nie niepodległości, potomkowie Europejczyków stali się bowiem pariasami. Jak dziś radzą sobie białe mniejszości w państwach, którymi kiedyś rządziły?

Korespondent zagraniczny, misjonarz, nafciarz, pracownik organizacji międzynarodowej, farmer z RPA - w tych pięciu grupach, patrząc na medialne doniesienia, mieszczą się prawie wszyscy biali mieszkańcy Afryki Subsaharyjskiej. Ale chociaż południowoafrykańscy rolnicy faktycznie stanowią tu znaczną część, na Czarnym Lądzie żyje ponad 5,5 miliona osób europejskiego pochodzenia. Gdzieniegdzie jest ich tylko garstka. W innych państwach biali Afrykanie są jednak dynamiczną i dobrze zintegrowaną mniejszością.

A ostatnio jeden z nich - Guy Scott - został nawet prezydentem Zambii.

Sam Scott zresztą lubi opowiadać anegdotkę ze swojego pierwszego spotkania z Georgem W. Bushem w 2012 roku. - Gdy przedstawiono mnie jako wiceprezydenta, był przekonany, że to żart - powtarza w wywiadach.

Mimo że Bushowi juniorowi zdarzały się kompromitujące wpadki, w tym przypadku można go zrozumieć. Zambia leży w głębi Czarnego Lądu, a do cna afrykańskie jest w niej prawie wszystko: od fauny i flory po nazwy miejscowości. Amerykanin mógł więc nie spodziewać się, że na szczycie lokalnej polityki spotka białego jak kreda syna Angielki i Szkota. Ani tego, że Guy Scott zajdzie jeszcze wyżej.

Droga do fotelu prezydenta

Jego ojciec, Alec, założył antykolonialną gazetę i wspierał zambijskich niepodległościowców. Guy długo unikał jednak aktywnej polityki. Przez dekady koncentrował się raczej na nauce i własnym biznesie. Na salony wkroczył dopiero w 1990 roku. Będąc doświadczonym ekonomistą po Cambridge, niemal z miejsca objął stanowisko ministra rolnictwa. Od razu dostał też specjalne zadanie: musiał zmierzyć się z konsekwencjami suszy, która nawiedziła w tym czasie cały region. Wyszedł z tego z tarczą. Sprawne gospodarowanie zapasami oraz odpowiednie ukierunkowanie upraw uchroniło Zambię przed klęską głodu, a Scott na stałe dołączył do grona najbardziej szanowanych polityków.

Przed wyborami we wrześniu 2011 roku przywódca opozycji, Michael Sata, zaproponował mu, by został jego kandydatem na wiceprezydenta kraju. To symboliczne stanowisko, ale tym razem miało większe znaczenie. Sata wygrał elekcje w cuglach, lecz był człowiekiem leciwym i schorowanym. Jego nagła śmierć oznaczałaby, że władza przejdzie w ręce białego Zambijczyka. I tak się właśnie stało.

28 października, krótko po obchodach 50-lecia zambijskiej niepodległości, popularny "Król Kobra" zmarł w jednym z londyńskich szpitali. Ku zdziwieniu zagranicznych obserwatorów, kolor skóry nowego prezydenta nie był dla miejscowej opinii publicznej tematem wartym szerszej dyskusji. Tolerancja wobec mniejszości jest bowiem tym, czego Zambijczycy uczą się od początku swojej historii.

Pierwszemu przywódcy Zambii, Kennethowi Kaundzie, wypomina się wiele: ciągoty do autorytaryzmu (ostatecznie rządził przez 26 lat), wprowadzenie kultu jednostki, cenzurowanie mediów. Większość mieszkańców pamięta jednak, że to on rozdawał wszystkim dzieciom darmowe podręczniki i otwierał uniwersytety. Wprowadził też hasło "jedna Zambia, jeden Naród". W czasie gdy okoliczne państwa rozszarpywały się w wojnach domowych, zamieszkana przez ponad 70 grup etnicznych Zambia była enklawą spokoju - również dla kilkudziesięciu tysięcy obywateli europejskiego pochodzenia. Kaunda nie szukał rewanżu za kolonializm, więc biali i czarni mogli po prostu stać się Zambijczykami. A jednym z nich był Guy Scott.

Zachód się dziwi

Zambijski przypadek wzbudził więc większe zainteresowanie zachodnich mediów. "Obama jest dla USA tym, kim Scott dla Zambii" - stwierdzał nagłówek w "Foreign Policy"; "Biały prezydent Zambii tworzy historię" - komentowało CNN.

Agencja Reutersa pisała z kolei: Scott zostaje pierwszym od 20 lat białym przywódcą w Afryce. Nie miała tu zresztą racji - po Frederiku de Klerku z RPA był jeszcze Paul Berenger, który przez dwa lata pełnił rolę premiera na wyspiarskim Mauritiusie.

Rządy Scotta nie będą jednak długie. Zgodnie z konstytucją przejściowa prezydentura potrwa zaledwie 90 dni. Niektórzy prawnicy uważają, że ekonomista mógłby ubiegać się w sądzie o prawo kandydowania w zbliżających się wyborach, ale on sam wyklucza taką opcję. Mając 70 lat i własne kłopoty ze zdrowiem, otwarcie przyznaje, że coraz częściej myśli o spokojnej emeryturze. Ale odejdzie na nią ze świadomością, że przez trzy miesiące był najpotężniejszym z białym Afrykanów.

Jeden z wielu

Historia Guya Scotta może wydawać się niezwykła, choć zaczęła w dosyć typowy dla swych czasów sposób. Jego rodzice poznali się w Afryce; należeli do sporej fali Brytyjczyków, którzy w pierwszej połowie XX wieku osiedlili się na Czarnym Lądzie. Całkowicie skolonizowana już wtedy subsaharyjska część kontynentu kusiła białych egzotyką i obietnicami dobrobytu, o który w targanej wojnami i kryzysem gospodarczym Europie nie było tak łatwo.

Anglosasi wybierali żyzne wyżyny centralnej Kenii oraz urodzajne równiny Rodezji (dzisiejsze Zambia i Zimbabwe). Francuzi dobrze czuli się w luksusowych dzielnicach portowych miast Wybrzeża Kości Słoniowej i Gabonu, a Belgowie tysiącami sprowadzali się do "swojego" Konga. Około miliona Portugalczyków przeniosło się do Angoli, Mozambiku i Gwinei-Bissau. Choć wszędzie (poza RPA) stanowili zaledwie po kilka procent mieszkańców, kolor skóry zawsze zapewniał im uprzywilejowany status. A wtedy nadciągnęła dekolonizacja.

W niektórych krajach, na przykład Zambii, Ghanie i Botswanie, przebiegła praktycznie bez rozlewu krwi. Tamtejsi przywódcy chcieli utrzymywać poprawne stosunki z Europą, wiedzieli też, że doświadczenie i techniczna wiedza białych po prostu im się przydadzą. W innych miejscach - zwłaszcza tam, gdzie system segregacji rasowej działał brutalniej - doszło do licznych tragedii. Portugalskie kolonie pogrążyły się w wieloletnich wojnach (najpierw z wojskami imperialnymi, później domowych), w Kongo wybuchły antyeuropejskie pogromy, a Kenią wstrząsnęła rebelia Mau Mau. W przemianowanej na Zimbabwe Rodezji Południowej do władzy doszedł nacjonalista Robert Mugabe, który w ciągu trzech dekad rządów wypędził - kosztem lokalnego rolnictwa - około 270 tysięcy białych.

Powrót Afrykanerów

Prześladowania, konflikty zbrojne i problemy gospodarcze sprawiły, że wielu Europejczyków - lub ich potomków - na zawsze opuściło Afrykę. W niektórych krajach, na przykład w Mozambiku, ich populacja stopniała o ponad 90 proc. W ostatnich latach trend ten jednak zaczyna się odwracać.

Południowoafrykańska organizacja Homecoming Revolution szacuje, że XXI wieku do RPA wróciło ponad 340 tysięcy białych mieszkańców. Jedni uczynili to z tęsknoty, inni dlatego, że przestali obawiać się politycznych represji lub rozczarowali się ekonomiczną sytuacją na emigracji.

Systematycznie powiększa się też liczba Europejczyków żyjących w subsaharyjskich krajach eksportujących ropę i gaz. Zniechęcani wysokim bezrobociem w ojczyźnie młodzi Portugalczycy masowo próbują skorzystać na napędzanym przez bogactwa naturalne boomie gospodarczym m.in. w Angoli. Tylko w 2010 roku o angolską wizę poprosiły blisko 24 tysiące portugalskich obywateli. Przed wybuchem kryzysu w Europie, ilość wniosków nie przekraczała 200 rocznie. Historia zatacza więc pewne koło.

Michał Staniul dla Wirtualnej Polski

>>>

Chwala Zambii ! To nie RPA ! Tam nie ma bialych jako sily politycznej ! Co by nie mowic to wyraz nieslychanej dojrzalosci politycznej . NAPRAWDE ! Jestem zachwycony ! Co wyrabiaja bestie z Zimbabwe ! A TO JEST KRAJ OBOK ! Ktory zerszta wspieral obalenie bialych w Rodezji dzis Zimbabwe . Jest dobra rzecza dla Afryki jesli fachowcy biali beda zajmowac wysokie stanowiska . I NIE PRZEJMUJCIE SIE ZAZDROSCIA ! Korzysc cywilizacyjna jest olbrzymia . Biali maja za soba tysiace lat cywilizacji I CHRZESCIJANSTWA ! Dlatego stali sie potega . Afryka z okolo 50 lat chrzescijanstwa nadal nie ma szans . Dlatego zdolni biali sa pomoca NAWET jak zarobia 10 razy wiecej to i tak korzysc jest olbrzymia . Przeciez Murzynom w Zimbabwe JEST DUZO GORZEJ teraz niz 40 lat temu ! Gdy byli ,,dyskryminowani" . A Murzyni w RPA sa najbogatsi w Afryce ! I zawsze byli . Bo w spoleczenstwie jest WSPOLZALEZNOSC ! Jesli biali pracuja dla siebie Z KONIECZNOSCI PODNOSZA POZIOM MURZYNOW NAWET JAK JEST TO APARTHEID ! Po prostu nawet w rasizmie bardziej opalca sie wyksztalcony pracownik niz glupi . Oczywiscie o ile jest wolny rynek . Stad nie da sie zeby tylko biali sie bogacili . Musi tez splywac na Murzynow . I tak to dziala . TYM BARDZIEJ GDY TERAZ NIE MA DYSKRYMINACJI ! Ale nie moze byc tez dyskryminacji bialych . Patrz zrujnowane Zimbabwe .
A oczywiscie poziom Murzynow bedzie rosl w miare rozwoju Misji i chrzescijanstwa .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:23, 25 Sty 2015    Temat postu:

Zambia ma nowego prezydenta

Po zaciętej kampanii kandydat partii rządzącej, Edgar Lungu, wygrał wybory prezydenckie w Zambii. Przed nowym szefem państwa, w którym większość mieszkańców żyje poniżej progu ubóstwa, stoją niemałe wyzwania.

Lungu zdobył 48,3 proc. głosów, podczas gdy jego rywal Hakainde Hichilema ze Zjednoczonej Partii na rzecz Rozwoju Narodowego (UPND) 46,7 proc. - wynika z ogłoszonych w sobotę danych komisji wyborczej.

Edgar Lungu ma 58 lat i jest prawnikiem. Prezydentem zostanie po Michaelu Sacie, który zmarł w październiku zeszłego roku podczas sprawowania urzędu.

- Myślę że to dobry wybór, ale oczekiwania wobec zwycięzcy są duże" - powiedział Maiko Zulu, znany w Zambii muzyk reggae i obrońca praw człowieka. "Jest nas tylko 14 mln, więc każdy obywatel powinien czerpać pośrednio korzyści z bogatych złóż miedzi i innych surowców naturalnych - dodał.

Miedź była kartą przetargową w wyborach. Zambia jest drugim w Afryce i ósmym na świecie producentem tego surowca. W ostatnich latach sektor górniczy zapewniał krajowi wzrost PKB na poziomie 6-7 proc. PKB rocznie, jednak duży spadek cen miedzi na światowych rynkach spowolnił wzrost do 5,5 proc.

Największym rywalem Lungu we wtorkowych wyborach był Hakainde Hichilema, ekonomista i jeden z najbogatszych zambijskich biznesmenów. W sobotę tuż przed ogłoszeniem wyników kandydat UPND powiedział dziennikarzom, że wybory "zostały skradzione i nie są odzwierciedleniem woli obywateli". Centralna komisja wyborcza odrzuciła te zarzuty.

Wspierany przez inwestorów i klasę średnią Hichilema w kampanii wyborczej apelował o obniżenie podatków w przemyśle górniczym i stworzenie warunków przyjaznych dla międzynarodowych inwestycji.

W styczniu br. rząd zambijski obłożył firmy wydobywcze 20-procentowym podatkiem. Zdaniem opozycji podwyższenie podatku w sytuacji, kiedy ceny miedzi na światowych rynkach są najniższe od sześciu lat, może doprowadzić do zamknięcia kolejnych kopalń i pogrążyć uzależnioną od surowców naturalnych gospodarkę kraju.

- Zambijczycy muszą w końcu zobaczyć jakieś korzyści z wydobycia surowców i na tym polega wyzwanie - uważa Maiko Zulu, który postanowił kandydować w przyszłorocznych wyborach do parlamentu jako niezależny kandydat.

- W Zambii nazywamy Pas Miedziany (bogatą w złoża miedzi prowincję Copperbelt - PAP) Pasem Niewolnictwa. Obywatele nie są właścicielami kopalń i to jest przykład ekonomicznego niewolnictwa na skalę globalną. Jedynym wyjściem jest objęcie górnictwa kontrolą i przetwarzanie surowców zanim opuszczą kraj. Wtedy nasze społeczeństwo może czerpać z tego zyski - mówi Zulu.

Z danych Banku Światowego wynika, że ok. 70 proc. mieszkańców Zambii żyje poniżej progu ubóstwa.

Spór pomiędzy rządem a inwestorami o podwyższenie podatków i 800 mln dol. zaległych płatności z ich tytułu może zagrażać dalszym inwestycjom.

Kandydatura Lungu od początku budziła sporo emocji i napięć wewnątrz Frontu Patriotycznego (PF), partii rządzącej. Guy Scott - biały wiceprezydent i jej współzałożyciel, który tymczasowo sprawuje władzę w kraju - nie krył niezadowolenia z wyboru Lungu na kandydata partii w wyborach. Scott nie mógł w nich startować, ponieważ jego rodzice nie urodzili się w Zambii.

Kolejne wybory szefa państwa odbędą się za 19 miesięcy, kiedy oficjalnie dobiegnie końca kadencja zmarłego prezydenta Michaela Saty.

...

Zwracam uwage na znaczny postep cywilizacyjny Afryki . Wiele krajow to juz dojrzaly system polityczny . Taka Rosja to jest 1000 lat za nimi . Jesli beda trzymac sie prawa Ewangelii szybko wysunasie na czolo cywilizacji swiata .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:10, 06 Lut 2016    Temat postu:

Jednej z największych zapór wodnych w Afryce grozi zawalenie. Zagrożone trzy miliony ludzi
oprac.Tomasz Bednarzak
6 lutego 2016, 11:36
• Zapora Kariba w Afryce Południowej jest w coraz gorszym stanie
• Potęgowane przez globalne ocieplenie powodzie mogą doprowadzić do jej zawalenia
• Katastrofa zagraża trzem milionom ludzi
• Władze mogą nie zdążyć z planowanym remontem tamy

Jednej z największych tam w Afryce grozi katastrofa - alarmuje amerykański tygodnik "The New Yorker". Chodzi o zaporę i elektrownię wodną Kariba, zbudowaną w drugiej połowie lat 50. ubiegłego wieku na granicy Zambii i Zimbabwe (wtedy oba państwa wchodziły w skład brytyjskiej Federacji Rodezji i Niasy).

Ostrzeżenie to przychodzi w o tyle dziwnym momencie, że poziom wody w jeziorze Kariba - największym sztucznym zbiorniku na świecie - z powodu rekordowej suszy osiągnął historyczne minimum. Nad hydroelektrownią, która dostarcza prawię połowę energii elektrycznej zużywanej w Zambii, zawisła groźba wyłączenia.

Kłopot w tym, że dorzecze Zambezi, na której powstała zapora, jest najbardziej wrażliwym na porę suchą i deszczową dorzeczem w Afryce. Jak pisze "New Yorker", tu odnotowuje się największe różnice poziomu wód w ciągu roku. Kiedy zbiornik Kariba znowu się zapełni, zaniedbanej hydroelektrowni może grozić katastrofa.

Groźne powodzie

Mierząca 128 metrów wysokości i prawie 600 metrów szerokości zapora została zbudowana, by zapewnić energię elektryczną kopalniom miedzi w ówczesnej Rodezji Północnej. Według projektantów miała wytrzymać nawet rekordowe powodzie. Jednak amerykański tygodnik zwraca uwagę, że szacunki inżynierów były oparte jedynie na trzech dziesięcioleciach pomiarów przepływu wody w Zambezi. Był to okres o wiele za krótki, by można było pokusić się o wiarygodne prognozy hydrologiczne.

Już w trakcie budowy tamy jej konstruktorzy musieli zmierzyć się z dwiema wielkimi powodziami, które przerosły najgorsze zakładane scenariusze. Wtedy projekt z trudem uratowano, choć przy wznoszeniu zapory życie straciło prawie 90 ludzi. Najgorsze jednak dopiero ma nadejść, bo według Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu przy ONZ w nadchodzących latach, z powodu globalnego ocieplenia, regionowi grożą jeszcze bardziej ekstremalne powodzie i susze.

Jezioro Kariba widziane z kosmosu (fot. Wikimedia Commons)



Zambia należy do najbiedniejszych państw świata, więc przed dziesięciolecia nie było jej stać na gruntowną modernizację zapory. Tama jest zaniedbana i trapią ją dwa poważne problemy. Pierwszy, to pęcznienie betonu na skutek reakcji chemicznej przebiegającej pomiędzy kruszywem i zaczynem cementowym (fachowo proces ten określany jest akronimem ASR - z ang. alkali silica reaction). Utrudnia to działanie śluz i innych funkcji hydromechanicznych związanych z prawidłowym działaniem konstrukcji, nie mówiąc już o pękaniu jej struktury.

Ale większym zagrożeniem jest wgłębienie wyżłobione u podstawy tamy przez spuszczaną śluzami wodę (zobacz tutaj). To tzw. kocioł eworsyjny, który w naturze występuje zwykle u podnóży wodospadów czy progów skalnych. Przez ponad pół wieku funkcjonowania hydroelektrowni wyrwa w korycie rzeki stawała się coraz większa i powoli zaczyna zagrażać fundamentom zapory, co może doprowadzić nawet do jej zawalenia.

Zagrożone trzy miliony ludzi

Mimo że Kariba ma sześć śluz, to od lat 90. wykorzystuje się naraz maksymalnie trzy - właśnie z obaw przed niebezpiecznym pogłębianiem się kotła eworsyjnego. Gdyby tama rzeczywiście runęła, powstała fala powodziowa doprowadziłaby do zniszczenia położonej 480 kilometrów dalej innej hydroelektrowni - Cahora Bassa w Mozambiku, będącej największą tego typu konstrukcją na południe od Sahary. Konsekwencje byłyby tragiczne nie tylko w wymiarze ofiar - a zagrożone są co najmniej trzy miliony ludzi, którzy mieszkają w pobliżu Zambezi. Obie hydroelektrownie zapewniają łącznie 40 proc. energii elektrycznej wykorzystywanej przez 12 krajów Afryki Południowej. Gdyby ich nagle zabrakło, gospodarka całego regionu znalazłaby się w poważnych tarapatach.

Alarmujące sygnały z Zambii nie umknęły uwadze społecznościowi międzynarodowej. W listopadzie 2014 roku Bank Światowy i kilku innych darczyńców udzieliły afrykańskiemu państwu pożyczki wysokości niemal 300 milionów dolarów na naprawę zapory. Według "New Yorkera" projekt został oznaczony jako wymagający "natychmiastowej uwagi". Jednak zdaniem tygodnika mogą upłynąć długie lata zanim niebezpieczeństwo zostanie zażegnane.

Magazyn cytuje dyrektora przedsiębiorstwa odpowiadającego za utrzymanie zapory Kariba (a powołanego wspólnie przez rządy Zambii i Zimbabwe), który przyznaje, że jest to skomplikowany projekt obliczony na 15-20 lat. Roboty mają między innymi obejmować poszerzenie kotła eworsyjnego dalej od podnóża tamy, co miałoby zredukować erozję fundamentów struktury.

Nie ma jednak gwarancji, że to w stu procentach rozwiąże problem. Czy tama wytrzyma zanim prace remontowe zostaną ukończone? Tego nie wie nikt.

...

Niestety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy