Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:35, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Sezon na niewolników, czyli studenckie wakacje
Ponad 40 proc. studentów i absolwentów, którzy wzięli udział w badaniu portalu NieParzęKawy.pl uważa, że bezpłatne staże i praktyki to niewolnictwo XXI wieku - informuje "Dziennik Polski".
Zbliżają się wakacje i sezon urlopowy, a to oznacza poszukiwanie przez firmy dodatkowych rąk do pracy. Dla młodych ludzi to szansa na zdobycie doświadczenia, wpis w CV i nauczenia się rzeczy, których nie znajdą na uczelni. Zetknięcie z rynkiem pracy nie zawsze jednak pozostawia miłe wspomnienia.
"Pracodawcy wykorzystują bezrobocie i szukają taniej siły roboczej" - tak stwierdziło ponad 40 proc. ankietowaych, biorących udział w badaniu portalu NieParzęKawy.pl, pomagającego studentom i absolwentom przygotować się do startu w życie zawodowe i stanowiącego bazę dobrych praktyk.
33 proc. ankietowanych uznało, że "nie wszystkie praktyki muszą być płatne, aby były wartościowe". 10 proc. przyznało, że praktykanci "sami dają się wykorzystywać i zepsuli rynek pracą za darmo". Zaledwie 6 proc. stwierdziło, że bezpłatne praktyki to naturalne rozpoczęcie kariery zawodowej.
>>>>
Jest to niewolnictwo krajow tzw. cywilizowanych .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:18, 23 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Handel ludźmi - w niewoli może przebywać nawet 27 mln osób
Prostytucja, zmuszanie do niewolniczej pracy, handel organami ludzkimi… Rocznie przestępcy zarabiają na tym 39 bilionów dolarów. – Szacuje się, że obecnie w niewoli przebywa 27 milionów ludzi. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej – mówi Daniela Sikora, autorka książki „Milczenie jest złotem”, w rozmowie z Piotrem Gulbickim dla WP.PL
Piotr Gulbicki: Od kilku lat zajmuje się pani problematyką handlu ludźmi.
Daniela Sikora: Dokładnie od trzech, od czasu mojego przyjazdu do Londynu. Znajomy pracował wówczas dla organizacji niosącej pomoc ofiarom przestępstw i to zagadnienie bardzo mnie poruszyło. Zaczęłam oglądać filmy, czytać literaturę, studiować co na ten temat mówiono i pisano. Gromadziłam materiały, kontaktowałam się z różnymi organizacjami.
REKLAMA Czytaj dalej
Efektem tego jest książka.
Liczy 365 stron i jest dostępna w internecie, w formie e-booka. Za darmo, bo chcę, żeby dotarła do jak najszerszego grona odbiorców.
Oparta jest na autentycznych wydarzeniach.
Częściowo, ale nie do końca. To historia kobiety, która wyjechała do Anglii, zakochała się w mężczyźnie, a ten – jak się okazało – zajmował się handlem ludźmi. Akcja skonstruowana jest w ten sposób, żeby czytelnik mógł w miarę dogłębnie zrozumieć, na czym polega ten proceder. W książce podane są statystyki, definicje, namiary na organizacje, które zajmują się pomocą poszkodowanym.
Jak duża jest skala zjawiska?
Powiem tak – rocznie zysk z tego typu przestępstw, w skali globalnej, wynosi około 39 bilionów dolarów. Przy czym, jeśli chodzi o samą prostytucję, to kwota oscylująca w granicach 27,8 biliona. Takie są oficjalne dane.
Znamienny jest fakt, że handel ludźmi jest drugą najszybciej rozwijającą się formą zorganizowanej przestępczości na świecie. Szacuje się, że w niewoli przebywa dziś 27 milionów ludzi. Jednak to wierzchołek góry lodowej, w rzeczywistości ta liczba jest znacznie wyższa, gdyż bardzo dużo przypadków w ogóle nie jest odnotowywanych przez policję.
Bo ofiary się boją?
Bo się boją, bo mają traumę, bo nie wierzą w sprawiedliwość… Bywa, że unikają organów ścigania – mając świadomość, że zostały nielegalnie przewiezione przez granicę, zarabiały niezgodnie z prawem, używały sfałszowanych dokumentów, posiadały narkotyki itp. Ci ludzie wiedzą, że zostali zmuszeni do popełnienia przestępstw – często sami oprawcy wmawiają im, że trafią za to za kratki.
Rodziny nie szukają swoich bliskich, którzy nagle znikają?
Zauważmy, że profesjonalne gangi trudniące się tym procederem, działają w sposób zaplanowany i zorganizowany. Szukają osób, których relacje rodzinne są – mówiąc delikatnie – nie są najlepsze. W takiej sytuacji nagłe urwanie kontaktów nie budzi aż tak dużych podejrzeń.
Ale bywają też przypadki dokładnie odwrotne, kiedy ofierze bardzo zależy na swoich bliskich. Wykorzystują to przestępcy strasząc, że jeśli osoba nie będzie posłuszna, jej rodzinie stanie się krzywda. Bywa, że zaszczute ofiary dla uwiarygodnienia sytuacji wysyłają do domu pieniądze, a w telefonicznych rozmowach zapewniają, że wszystko jest w porządku.
Handel ludźmi to głównie prostytucja.
To zależy w jaki sposób zestawimy statystyki. Owszem, zmuszanie do nierządu jest jedną z najdrastyczniejszych form tego procederu, ale obejmuje on szerszy zakres. Jego składowymi częściami są też niewolnicza praca (na budowach, plantacjach, w fabrykach) oraz handel narządami ludzkimi. Tego ostatniego oficjalne dane często w ogóle nie obejmują, jednak, według Interpolu, problem istnieje. I się pogłębia.
Bo jest kryzys ekonomiczny?
Bo jest kryzys, bo są otwarte granice, bo jest swobodny przepływ ludzi. A także coraz większy upadek norm moralnych i etycznych.
Przy czym, co warto podkreślić, sprawy często nie są nagłaśnianie. Mało kto wie, że w ubiegłym roku brytyjscy funkcjonariusze rozbili polski gang działający na Wyspach, żyjący z wyzysku trzystu rodaków.
Trzystu rodaków?
Dokładnie tak, ofiarom udzielono pomocy i odesłano je nad Wisłę. A była to zaledwie jedna grupa i jedna akcja. W istocie nie wszystkie informacje przedostają się do opinii publicznej, ja dowiedziałam się o tym od inspektora brytyjskiej policji Kevina Highlanda, szefa specjalnej jednostki do spraw zwalczania handlu ludźmi.
Powrót do normalnego życia, jeśli nawet uda się ofierze wyzwolić z rąk oprawców, nie jest łatwy. Wszystko zależy od indywidualnego przypadku – od traumy, jaką przeżyła dana osoba, od jej wrażliwości, od procesu łamania, któremu została poddana. Według badań, w ciągu 60 dni intensywnej manipulacji i prania mózgu człowiek jest w stanie przyswoić sobie zupełnie nowe nawyki i diametralnie zmienić sposób myślenia.
A przestępcy nie działają w ciemno. Droga do prostytucji składa się z kilku etapów, werbowanie potencjalnych kandydatek może odbywać się na kilka sposobów. Pierwszy, „na miłość”, czyli „na lover boya”, polega na tym, że mężczyzna rozkochuje w sobie kobietę, uprowadza ją, sprzedaje, po czym zmusza do nierządu. Inna metoda, „na pracę”, dotyczy obietnicy pomocy w znalezieniu zatrudnienia, a ostatecznie kończy się to na prostytucji bądź pracy przymusowej. Popularny jest również „mechanizm długu”. Ofiara spłaca rzekome ogromne koszty organizacji jej wyjazdu do pracy oraz utrzymania, a kiedy jest już blisko uregulowania długu, zostaje sprzedana innemu właścicielowi. I tak w kółko.
W międzyczasie odbywa się urabianie – bicie, głodzenie, zastraszanie, zabieranie dokumentów, wielokrotne gwałcenie. Po takiej intensywnej obróbce ofiara nie myśli już o ucieczce, jest psychicznie złamana. Wpływają na to również różnego rodzaju psychologiczne triki. Na przykład gwałcicielem jest człowiek w mundurze, przez co kobieta jest przekonana, że to policjant. W efekcie, widząc prawdziwego funkcjonariusza, panicznie się go boi; ma wrażenie, że cały świat otoczony jest przestępczą pajęczyną.
A jest?
Zdarzają się różne sytuacje, jednak trudno mi mówić na ten temat nie mając konkretnych dowodów. Natomiast, przede wszystkim, ważna jest świadomość i nagłośnienie problemu.
Przez kogo?
Przez nas wszystkich. Właśnie w tym celu napisałam książkę, rozpoczęłam projekt „Every-one”, prowadzę też wykłady, między innymi w szkołach i kościołach. A jednocześnie uczestniczę w konferencjach, współpracuję z Ambasadą RP w Londynie, realizuję wspólne przedsięwzięcia z różnymi organizacjami. Przeprowadziliśmy na przykład kilka akcji ulicznych, podczas których rozdawaliśmy ulotki, informując przechodniów o skali problemu.
Dużo Polaków na Wyspach padło ofiarą handlu ludźmi?
Według danych Salvation Army, organizacji prowadzącej trzynaście ośrodków przeznaczonych dla ofiar tego procederu, w ubiegłym roku skorzystało z ich pomocy 378 osób, w tym 53 z Polski. Ale, jak już wcześniej wspomniałam, oficjalne dane nijak mają się do rzeczywistości…
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki
>>>>
Koszmar trwa !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:10, 18 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Prawie 30 milionów ludzi na świecie to współcześni niewolnicy
Prawie 30 milionów ludzi na świecie to współcześni niewolnicy. Wskazuje na to nowy Globalny Indeks Niewolnictwa.
Najwięcej niewolników, prawie czternaście milionów, jest w Indiach. W Chinach trzy miliony, w Pakistanie - dwa. W przeliczeniu na jednego mieszkańca, największe niewolnictwo panuje w Mauretanii, na Haiti i w Pakistanie. Brak wolności może mieć różne oblicza - jest to na przykład przymusowa praca, by płacić długi przodków. Ludzie nie mają wyjścia i pracują w polu czy w kamieniołomach. Często pracownikami są dzieci. Inny problem to praca przemycanych i zmuszanych do prostytucji kobiet. Nowy wskaźnik sporządziła australijska Fundacja Wolności (Walk Free Foundation).
Według jej szacunków, w Polsce jest około 140 tysięcy zniewolonych osób, co plasuje nasz kraj na 61 pierwszym miejscu listy obejmującej 162 kraje.
Dziś obchodzimy Europejski Dzień Walki z Handlem Ludźmi
Rada Europy chce skuteczniejszego zwalczania tego przestępczego procederu. Specjalny komunikat przygotowała Grupa Ekspertów Rady Europy do Spraw Handlu Ludźmi [GRETA]. Eksperci wskazali potrzebę ścisłej współpracy rządów i wyspecjalizowanych instytucji w tym zakresie.
Państwa mają obowiązek ochrony ofiar handlu ludźmi, co wynika z międzynarodowego i europejskiego prawa - stwierdził w komunikacie przewodniczący grupy GRETA Nicolas Le Coz. Zaapelował o skuteczniejszą walkę z wszelkimi przejawami współczesnego niewolnictwa.
Handel ludźmi - jak podkreślił - jest poważnym naruszeniem praw człowieka i osiągnął niepokojące rozmiary. Do powinności rządów należy zapewnienie moralnej i fizycznej integralności ofiarom przestępstw, jak również skuteczne ściganie i karanie sprawców. Będzie to możliwe, gdy wszystkie państwa podejmą współpracę na poziomie lokalnym i międzynarodowym, by zwalczać przestępcze gangi, które czerpią zyski z przymuszania do niewolniczej pracy, nierządu i żebractwa.
Zdaniem GRECO, istnieje potrzeba skoordynowania planów działania, co umożliwi lepszą identyfikację oraz wszechstronną pomoc ofiarom, które często są nielegalnymi imigrantami.
>>>>
Tak to jest wspolczesne zjawisko .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:35, 15 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Płatny seks i handel ludźmi na granicy polsko-niemieckiej
Płatny seks na granicy polsko-niemieckiej - AFP
W Niemczech po raz kolejny rozgorzała dyskusja na temat prostytucji w polsko-niemieckim obszarze przygranicznym. Mówi się również o przypadkach sutenerstwa. Patologia trwa od ponad 20 lat.
Niemieckie miejscowości położone w bezpośrednim sąsiedztwie Polski są często pierwszym adresem, pod który trafiają kobiety z wielu państw Europy wschodniej. Proceder trawa nieprzerwanie od 1990 roku. Scenariusz nakreślany przez brandenburski dziennik "Morgenpost" wygląda zazwyczaj bardzo podobnie, jak w przypadku tej młodej Bułgarki: do seksbiznesu na polsko-niemieckim pograniczu trafiła zwabiona obietnicą "przyjaciela", który zaproponował jej pracę w restauracji w Niemczech. Dwudziestoletnia kobieta nigdy tam nie dotarła. Wylądowała w domu publicznym.
- Tę dziewczynę zmuszono do prostytucji - tłumaczy opiekująca się nią Margaret Muresan, która od lat zajmuje się ofiarami handlu ludźmi i stręczycielstwa. Podczas nalotu policji w 2012 roku na jeden z berlińskich burdeli Bułgarka nie była w stanie się wylegitymować i twierdziła stanowczo, że znajduje się tam nie z własnej woli. Urzędnicy zaalarmowali "In Via", organizację, której pracownicy starają się dotrzeć do prostytuujących się na ulicy, jak również do domów publicznych w Słubicach i Frankfurcie nad Odrą.
Według szacunków, w całych Niemczech pracuje około 400 tysięcy prostytutek. W większości są to obywatelki krajów Europy wschodniej. W latach 90. w Brandenburgii pracowały głównie prostytutki z Polski, potem do interesu weszły dziewczyny z Ukrainy i Białorusi. Po intensywnych kontrolach niemieckich służb seksinteres przeniósł się na polską stronę. Ta tendencja trwa do dziś; nikt nie narzeka na brak klientów z Niemiec, którzy za usługi seksualne w Polsce płacą mniej.
Ze względu na położenie geograficzne problem prostytucji w Niemczech, to nie tyle powszechność usług seksualnych, ale głównie problem w ustaleniu, czy ma się do czynienia tylko prostytucją, czy w grę wchodzi również handel ludźmi. - Niektóre kobiety będą się prostytuować nawet wówczas, gdy mają inną alternatywę - twierdzi Muresan. Jej zdaniem jednak przykłady prostytuujących się z biedy nie należą do rzadkości. Zdaniem urzędniczki w tym aspekcie "dobrowolność" jest bardzo względna. Podejrzewa się także, że problem prostytuowania się z powodów ekonomicznych może dotyczyć również część niemieckich kobiet.
Według Państwowego Biura Śledczego w Brandenburgii w 2012 roku było sześć udowodnionych przypadków sprzedaży kobiet, w tym jeden zarzut handlu ludźmi w celu wykorzystywania seksualnego. Muresan podkreśla, że to nie znaczy, iż nie było innych przypadków, a jedynie to, że ofiary sutenerstwa nie zgłaszają się na policję - ze wstydu lub strachu.
W Niemczech od tygodni mówi się o prostytucji i debatuje się nad tym na najwyższych szczeblach władzy. Pretekstem był m.in. opublikowany przez Alice Schwarzer, niemiecką feministkę "Apel przeciwko prostytucji". Czołowe niemieckie partie CDU/CSU i SPD zapowiedziały walkę ze stręczycielstwem, jak również wzmożoną kontrolę w domach publicznych. Minister ds. spraw socjalnych Brandenburgii Günter Baaske (SPD) wzywa do pilnego wypracowania ogólnoniemieckiej strategii w celu jak najszybszego przeprowadzenia instytucjonalnej kontroli prostytucji w Niemczech.
Agnieszka Rycicka
Red.odp.: Małgorzata Matzke
...
Niestety i to kolo nas ! Koszmar !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:36, 28 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Współczesne niewolnictwo w Wielkiej Brytanii
Piotr Gruszka
Na Wyspach kwitnie handel ludźmi. Krajowa Agencja ds. Przestępczości (NCA) podała, że w Wielkiej Brytanii ten proceder przybrał na sile i zanotowano ponad 2700 przypadków wykorzystywania ludzi do pracy, bądź seksualnie. - Raport jest przerażający. Wzrost niewolnictwa o ponad 20 proc. w ciągu jednego roku to bardzo niepokojące zjawisko – mówi w rozmowie z Onetem Grzegorz Lewicki, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego. Problem ten w znacznej mierze dotyka obywateli z Polski.
Co kryje raport?
Pod koniec września NCA opublikowała coroczny raport, który opisuje charakter i skalę handlu ludźmi w Wielkiej Brytanii w 2013 roku. Według jego autorów w porównaniu z 2012 rokiem zanotowano wzrost tego procederu aż o 22 proc. – 2744 przypadki, w tym 602 dotyczące dzieci. Co gorsza, z analizy można się dowiedzieć, że liczba ofiar może być wyższa niż dane oficjalne, ponieważ ludzie nie zgłaszają nadużyć albo nie mają świadomości, że są wykorzystywani, lub też boją się represji.
Raport wskazuje, że ofiary pochodzą aż z 86 krajów. Już trzeci rok z rzędu najwięcej zidentyfikowanych to obywatele Rumunii, Polski, Wielkiej Brytanii i Albanii - podała NCA, zaznaczając, że rośnie liczba ofiar ze Zjednoczonego Królestwa i Tajlandii.
Rumunki są wykorzystywane głównie seksualnie i przez sieci przestępcze (do kradzieży, przestępstw w ruchu drogowym i wyłudzania świadczeń socjalnych). Polacy natomiast są wykorzystywani przede wszystkim do pracy w rolnictwie, budownictwie, fabrykach i myjniach samochodów.
- Musimy zrozumieć psychologiczny aspekt niewolnictwa. Ludzie najczęściej wcale nie wiedzą z początku, że staną się niewolnikami. Często godzą się na podłe warunki pracy, bo miejsca, z których uciekają, nie dają im żadnych perspektyw, wydają im się tak samo tragiczne. Ale potem rzeczywistość okazuje się jeszcze gorsza, a oni już nie mogą zrobić nic – mówi ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
Lewicki podkreśla, że gwałcone czy maltretowane kobiety, czy przymierający głodem ludzie gotowi są na wiele, aby cokolwiek w swoim życiu zmienić. - Ci, którzy ich wykorzystują doskonale wiedzą, że to de facto ludzie bezbronni, zastraszeni, nieświadomi swoich praw. Takich ludzi można bez skrupułów wykorzystywać, bo się nie postawią, nie pójdą do sądu. Można też grać na ich lękach i grozić, wymuszając posłuszeństwo - wyjaśnia.
Spośród badanych przypadków 41 proc. uprawia prostytucję, 27 proc. zmuszanych jest do pracy fizycznej, 9 proc. zmuszanych jest do popełniania przestępstw, a wobec 8 proc. stosuje się domową przemoc.
- Współczesne niewolnictwo jest przerażającą zbrodnią, która nie powinna mieć miejsca w dzisiejszym społeczeństwie. Jednak dane te pokazują, że jest inaczej - dzieje się to często poza zasięgiem naszego wzroku - w sklepach, na placach budowy oraz za zasłonami domów na zwykłych ulicach – mówi Karen Bradley minister ds. Nowoczesnego Niewolnictwa i Zorganizowanej Przestępczości. Zaznacza, że właśnie z tego powodu podejmowane są akcje na wielu frontach. – NCA prowadzi wzmocnione i skoordynowane działania wymierzone w gangi handlujące ludźmi, współpracujemy z organami ścigania za granicą i ulepszamy prawodawstwo – dodaje.
Raport NCA wskazuje również, że "ograniczone dostępne informacje sugerują, iż handlarze ludźmi oznaczają potencjalne ofiary tatuowanymi symbolami oznaczającymi własność lub wskazującymi, że ofiara jest pełnoletnia". Według informacji NCA "ofiary mogą być oznaczane numerami, ale ich znaczenie nie jest znane". Liam Vernon, szef zespołu NCA ds. handlu ludźmi powiedział: "Mówiąc najprościej: znakuje się bydło - i tak właśnie handlarze ludzi traktują swoje ofiary, jak towar, który się kupuje i sprzedaje".
Zobacz post na facebooku
- Pozbawianie ludzi godności i czerpanie z tego korzyści istnieje oczywiście od zawsze. Dla osób nie znających realiów procederu, to wygląda jak z postapokaliptycznego filmu: ludzi traktuje się jak bydło, jak przedmioty należące do kogoś, mające wykonać określoną pracę. Jak bydłu często tatuuje im się znaki rozpoznawcze właściciela, a w pracy w zasadzie chodzi o to, żeby pracownika zużyć i zastąpić nowym. Skojarzenia z tragicznymi obrazami z historii Europy są tu oczywiste – komentuje dla Onetu Lewicki.
Polacy wykorzystywani na Wyspach
Na początku tego roku policjanci z Komendy Głównej Policji zatrzymali 35-letnią Izabelę R. oraz 61-letniego Andrzeja W. pod zarzutem handlu ludźmi. Jedna z osób działała na terenie Polski. Werbowała tu pracowników, następnie przewoziła ich na teren Wielkiej Brytanii i tworząc fałszywą dokumentację zatrudnienia. Druga z nich zajmowała się już na miejscu zmuszaniem Polaków do niewolniczej pracy w bardzo ciężkich warunkach, po kilkanaście godzin dziennie siedem dni w tygodniu. Pracownicy byli zastraszani, a nawet bici.
Zatrzymania te to ciąg dalszy sprawy ujawnionej już w październiku ubiegłego roku. Wówczas policjanci z Polski, Anglii i Szkocji przeprowadzili międzynarodową operację uwolnienia grupy ludzi zmuszanych do pracy. Wtedy też doszło do pierwszych aresztowań w tej sprawie. Od tamtej pory udało się uwolnić już kilkadziesiąt osób.
Sprawa ma tak szeroki i poważny zasięg, że pod koniec stycznia tego roku Prokurator Generalny podjął bezprecedensową decyzję: podpisał umowę o powołaniu międzynarodowej grupy śledczej, składającej się z kilkunastu śledczych i kilku przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości z Polski i Wielkiej Brytanii. Na podstawie umowy członkowie tej grupy mogą działać na terenie drugiego państwa. To pierwsza taka umowa zawarta pomiędzy Polską i Wielką Brytanią.
Nowym zjawiskiem, rozpoznanym właśnie przez polskich policjantów, jest wykorzystywanie Polaków do wyłudzania świadczeń socjalnych, głównie w Wielkiej Brytanii.
- Pierwsze informacje, które do nas docierały w 2006, 2008, 2009 r. były szczątkowe. Gdzieś ktoś padł ofiarą oszustwa, zaboru dokumentów, pobicia, pozbawienia wolności - to były takie elementy, które nie wskazywały na to, że może chodzić o handel ludźmi. Kiedy, przykładowo, dziewczyna zostaje zrekrutowana do świadczenia usług seksualnych, powie policji, że została pobita, zgwałcona, zabrano jej dokumenty, ale nie powie, że jest ofiarą handlu ludźmi. Bo o tych wszystkich elementach związanych z procederem, organizacją werbunku, może nie wiedzieć. Tak samo jest w przypadku osób wykorzystywanych do przymusowej pracy czy wyłudzenia świadczeń - wyjaśniła mł. insp. Monika Sokołowska.
Współpraca polsko-brytyjska
12 września 2012 roku na zaproszenie Biura Międzynarodowej Współpracy Policji KGP w Komendzie Głównej Policji gościła delegacja policji brytyjskiej reprezentująca Metropolitalną Służbę Policyjną z Londynu.
Celem wizyty było podpisanie przez Komendanta Głównego Policji oraz Komendanta Metropolitan Police porozumienia w sprawie delegowania polskich policjantów do MPS w Londynie w ramach wspólnego, polsko-brytyjskiego projektu, dotyczącego zwalczania handlu ludźmi.
Efektem porozumienia był wyjazd na Wyspy, na okres dwóch miesięcy, trojga funkcjonariuszy reprezentujących Centralne Biuro Śledcze KGP oraz Biuro Międzynarodowej Współpracy Policji KGP.
- W związku z bardzo dobrą oceną realizacji projektu, strona brytyjska ponownie zaprosiła stronę polską do wspólnej realizacji projektu, zakładającego delegowanie do MPS funkcjonariuszy polskiej policji, reprezentujących głównie piony kryminalne policji, m.in. w zakresie poszukiwania osób, zwalczania handlu ludźmi oraz przestępczości zorganizowanej i wymiany informacji policyjnych, którzy będą wspierać funkcjonariuszy brytyjskich przy wykonywaniu zadań w sprawach związanych ze zwalczaniem przestępczości w zakresie handlu ludźmi - mówi w rozmowie z Onetem Katarzyna Balcer z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji.
Zgodnie z założeniami projektu do MPS wyjadą cztery zespoły policyjne, każdy złożony z trzech funkcjonariuszy w rotacjach sześciomiesięcznych.
Obecnie w Londynie przebywa III Zespół policjantów. Zakończenie rotacji nastąpi 23 stycznia 2015 roku.
W celu przeciwdziałania tego typu przestępczości w KGP powołano wydział do walki z handlem ludzi; w każdej komendzie wojewódzkiej działają też koordynatorzy.
Informacje na temat handlu ludźmi można przesyłać, także anonimowo, na specjalną skrzynkę e-mailową utworzoną w Wydziale do Walki z Handlem Ludźmi Biura Służby Kryminalnej KGP: [link widoczny dla zalogowanych]. Infolinia działa pod numerem: 664 974 934.
Zmiany w brytyjskim prawie
Od zeszłego roku brytyjski parlament pracuje nad ustawą o współczesnym niewolnictwie. Mimo że handel żywym towarem został zniesiony już w 1807 roku, a niewolnictwo w posiadłościach brytyjskich w 1833 roku to sprawa wymaga interwencji prawnej.
Minister spraw wewnętrznych Theresa May w sierpniu ubiegłego roku zapowiedziała wprowadzenie ustawy o współczesnym niewolnictwie. W artykule w dzienniku "The Times" napisała, że istnienie niewolnictwa w dzisiejszej Wielkiej Brytanii zdawałoby się nie do uwierzenia, ale są w kraju ludzie zmuszeni do egzystencji i pracy w strasznych warunkach, często wbrew własnej woli.
- Jest to przełomowy akt legislacyjny, pierwszy w swoim rodzaju w Europie, a jego celem jest skupienie uwagi na sprawcach tych przestępstw - powiedziała BBC o projekcie ustawy minister May.
Projekt przewiduje zaostrzenie maksymalnej kary dla sprawców z obecnych 14 lat do dożywocia oraz ma zwiększyć uprawnienia policji i służb granicznych.
...
Niestety taki jest swiat .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:43, 02 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
W Europie co roku znikają tysiące dzieci-imigrantów
Od początku tego roku tylko do Włoch dotarło ponad 12 tysięcy dzieci bez opieki dorosłych
Tysiące imigranckich dzieci, przybywających do Europy bez opieki dorosłych, znika co roku. Wiele z nich pada ofiarą gangów narkotykowych i handlu ludźmi. Choć Europa zmaga się z problemem od lat 90., wciąż nie ma na niego skutecznej odpowiedzi.
Co roku do Europy przybywają tysiące dzieci bez opieki dorosłych, głównie z Egiptu, Erytrei, Somalii. Brakuje danych na ich temat - szczególnie gdy znikają zanim zostaną objęte państwowym systemem opieki. A znikają przede wszystkim ci nieletni imigranci, którzy nie mogą liczyć na status uchodźców, a jednocześnie są pod presją, by spłacić długi przemytnikom lub jak najszybciej wesprzeć rodzinę.
Trochę więcej wiadomo o dzieciach-imigrantach, które po przekroczeniu europejskich granic złożyły wnioski o status uchodźców. W 2013 roku było ich ponad 12 tysięcy w całej Europie, najwięcej w Szwecji. Większość dzieci starających się o azyl to chłopcy, w wieku 14–17 lat, a trzy główne kraje ich pochodzenia to Afganistan, Somalia i Syria - wynika z danych Eurostatu.
Od początku tego roku tylko do Włoch dotarło ponad 12 tysięcy dzieci bez opieki dorosłych, głównie z Afryki Północnej. Nieletnimi musi zająć się państwo; część z nich złoży wniosek o status uchodźcy. Wszyscy będą mieli prawo zostać we Włoszech przynajmniej aż do pełnoletniości – twierdzi rzeczniczka włoskiego Stowarzyszenia na rzecz Prawnych Studiów nad Imigracją (ASGI), Silvia Canciani.
Pogarsza się sytuacja nieletnich imigrantów
Wobec tak licznego napływu imigrantów lokalne władze na południu Włoch nie radzą sobie z opieką nad nimi – pisze "Guardian", który w niedawnym raporcie opisywał sytuację dzieci imigranckich bez opieki. Na Sycylii, w miejscowości Augusta, ośrodek dla dzieci przygotowany dla 20 osób teraz musi przyjąć 150 nieletnich cudzoziemców. - Poziom opieki nad imigrantami zależy w dużym stopniu od profilu rządzącej partii w danym regionie - mówi Canciani. - Jeśli partia jest niechętna imigrantom, to pomoc jest ograniczana - dodaje.
Sytuacja nieletnich przybyszów spoza Europy jest obecnie gorsza, tym bardziej, że rok 2013 okazał się rokiem największych od czasów II wojny światowej przesiedleń. Utrata domu dotknęła już w zeszłym roku ponad 51 milionów ludzi na świecie, a według przewidywań Urzędu Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) w tym roku ma być gorzej. To przekłada się na liczbę osób próbujących znaleźć schronienie w Europie: w tym roku to już 165 tysięcy.
- Choć imigrantów przybywa, kurczą się nakłady finansowe, tak publiczne, jak i pozarządowe przeznaczane na pomoc dla imigrantów we Włoszech. Szczególnie trudna jest sytuacja kobiet i dzieci - mówi Canciani.
Dzieci zmuszane do wyjazdu
Przyczyny, dla których nastoletnie dzieci odbywają tę niebezpieczną podróż, często ryzykując życie, są różne – od ucieczki przed polityczną przemocą, opresją, kataklizmami naturalnymi po nadzieję na lepsze życie, edukację, pracę czy możliwość ściągnięcia najbliższych w ramach polityki łączenia rodzin. Ale coraz częściej – twierdzą oksfordzcy badacze z Centrum Studiów nad Uchodźcami (RSC) – decyzja o wyjeździe nie należy do nich; nieletni są zmuszani do wyjazdu przez handlarzy ludźmi.
Problem znikających imigranckich dzieci nie jest nowy. W 2006 roku do Włoch przybyło 6102 dzieci bez opieki dorosłych. Ponad połowa z nich, aż 3804, zniknęła. Według raportu z 2010 roku, przygotowanego przez organizację broniącą praw dzieci Terre des hommes, z ośrodków dla nieletnich cudzoziemców w Belgii, Francji i Szwajcarii co roku połowa dzieci znika. Podobnie w Grecji - by uniknąć wielomiesięcznych aresztów w trudnych warunkach nieletni imigranci uciekają, jeśli tylko nadarzy im się okazja. Według tamtejszego rzecznika praw dziecka w Grecji około 5 tysięcy dzieci żyje na własną rękę, bo w ośrodkach jest miejsce tylko dla 400 z nich.
Kraj, który wyróżnił się w Europie praktyką aresztowania dzieci, to Malta. - Opuściłem Wybrzeże Kości Słoniowej, gdy miałem 16 lat. Moja rodzina była prześladowana, była przemoc, wojna. W ciężarówkach przejechałem Niger, Mali i Libię. Potem z Libii na Maltę w łódce... Dla kogoś, kto ma 17 lat, być aresztowanym to nie jest normalne. Siedem miesięcy w areszcie - to nie jest normalne - mówił cytowany przez organizację Human Rights Watch nieletni imigrant Stephene, który przybył na Maltę dwa lata temu.
W ciągu ostatnich dwóch dekad w ten sposób życie straciło 20 tysięcy zdesperowanych imigrantów
Areszt nieletnich, bez względu na to, w jaki sposób przekroczyli granicę, powinien być ostatecznością. Władze Malty aresztują co roku średnio 1500 imigrantów, a wśród nich jedna czwarta to nieletni bez opieki dorosłych. W więzieniach, z dorosłymi w celi, dzieci-imigranci czekają aż władze Malty ustalą ich wiek. Po więzieniu trafiają do otwartych ośrodków, z których – jak donosi maltańska organizacja Aditus – średnio dwoje dzieci tygodniowo znika.
Ostatnio sytuacja trochę się zmieniła. Po pierwsze Malta obiecała rozważyć alternatywy dla aresztów, po drugie areszt w celu ustalenia wieku skrócono, a po trzecie dzięki prowadzonym od roku przez Włochy patrolom Morza Śródziemnego na Maltę trafiło cztery razy mniej imigrantów. Bo włoska straż ściąga imigranckie łódki w tarapatach do siebie.
Włochy ruszyły z patrolami po tym jak w październiku zeszłego roku 360 osób utonęło ledwie pół kilometra od wyspy Lampedusa. W ciągu ostatnich dwóch dekad w ten sposób życie straciło 20 tysięcy zdesperowanych imigrantów. Choć przeczesywanie morza uratowało ponad 100 tysięcy istnień ludzkich, Włochy mówią, że patrolowanie jest dla nich zbyt kosztowne i zakończyły właśnie ten program.
"Imigracja dzieci bez opieki dorosłych do Europy nie jest tymczasowym zjawiskiem"
Po przyjeździe do Europy dzieci są często pod presją dorosłych: przemytników, członków własnej społeczności, a czasem własnej rodziny czekającej na pieniądze. Historie zniknięć są różne w całej Europie – jedni wychodzą z ośrodka dla nieletnich i nie wracają; inni, czekając tygodniami na uregulowanie ich statusu lub nocleg, są „przejmowani” przez organizacje przestępcze. Tacy nieletni będą wykorzystani przez dorosłych do sprzedawania na ulicach narkotyków i podrabianych towarów, dokonywania kradzieży i rabunków.
...
I gangi transplantacyjne ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:46, 17 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Co 200 mieszkaniec Ziemi jest niewolnikiem. Wstrząsający raport
Co 200 mieszkaniec Ziemi jest niewolnikiem - wynika z raportu Global Slavery Index. Najbardziej ten problem dotyka Mauretanii, Uzbekistanu, Haiti, Kataru i Indii. Tam największy procentowo odsetek ludności jest traktowany niewolniczo.
Raport definiuje niewolników jako osoby, które są zmuszane do niewolniczej pracy, ofiary handlu ludźmi, wykorzystywane seksualnie oraz zmuszane do małżeństw. Global Slavery Index szacuje, że na całym świecie liczba osób objętych tymi kategoriami liczy 36 milionów.
Praktyka ta najbardziej rozpowszechniona jest w Azji i Afryce, w najmniejszym stopniu dotyczy Europy. Autorzy opracowania twierdzą jednak, że nie ma państwa, w którym nie stwierdzono by żadnego takiego przypadku. Największy problem ma Mauretania, gdzie 4 procent populacji jest traktowana niewolniczo. W Uzbekistanie jest to 3,97 procent, w Haiti 2,3 procent, w Katarze 1,36 procent, a w Indiach 1,14 procenta.
W Polsce ten problem dotyczy prawie 72 tysięcy osób, czyli 0,18 procent populacji. Plasuje to Polskę na 130 pozycji w rankingu. Niewolnictwem zagrożeni są głównie przyjezdni z Europy wschodniej, Azji południowo-wschodniej oraz krajów byłego Związku Radzieckiego. Obywatele tych państw są głównie wykorzystywani niewolniczo na budowach, w gastronomii i branży rozrywkowej.
Polacy są wykorzystywani niewolniczo głównie za granicą, w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Skandynawii oraz Holandii.
...
Takie sa realia ,
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:12, 18 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Na świecie żyje niemal 36 mln niewolników
Paweł Strawiński
Niewolników na świecie jest więcej, niż przewidywano w najczarniejszych scenariuszach. W związku z lepszą metodologią ich liczba wzrosła o 20 proc. w stosunku do wyliczeń z zeszłego roku. Najgorsza sytuacja jest w Afryce i Azji, najlepsza zaś w Europie. Ale i Polacy mają się czego wstydzić.
Niewolnicy w starożytnym imperium rzymskim, którzy w pewnym momencie stanowili kilkadziesiąt procent całej populacji, byli rzeczami - kupczono nimi na targach, można ich było wyzyskiwać do woli, wykorzystywać seksualne, a nawet zamordować. Chociaż mogłoby się wydawać, że dziś to tylko brudne karty historii, traktowani w podobny sposób niewolnicy wciąż stanowią 0,5 proc. populacji świata. Dokładnie jest ich 35,8 mln. To mniej więcej tyle, ile wynosi ludność Polski.
Te liczby to 20-proc. wzrost w stosunku do zeszłego roku. Wynika on z lepszej metodologii zastosowanej w tegorocznym Global Slavery Index przygotowanym przez fundację walczącą z niewolnictwem - Walk Free. Według zastosowanej przez autorów raportu definicji współczesne niewolnictwo to praca przymusowa, niewola za długi ("debt bondage" - Uzupełniająca Konwencja w sprawie zniesienia niewolnictwa, handlu niewolnikami oraz instytucji i praktyk zbliżonych do niewolnictwa z 1956 roku definiuje to zjawisko jako nielimitowaną pracę w ramach spłaty długu; niewola za długi często przechodzi z pokolenia na pokolenie), handel ludźmi, wykorzystywanie seksualne za pieniądze, a także zmuszanie do małżeństwa. Jest to o wiele nowocześniejsze podejście w porównaniu z archaicznym definiowaniem niewolnictwa przez praktykę nielegalnego przetrzymywania kogoś w niewoli i traktowania go jako czyjąś własność.
Fundacja Walk Free znalazła dowody na niewolnictwo we wszystkich 167 krajach świata, które przebadała. Najgorsza sytuacja jest w Afryce i Azji, najlepsza zaś w Europie. W Afryce Subsaharyjskiej (potocznie nazywanej też Czarną Afryką) liczbę niewolników szacuje się na 5,6 mln, na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej - 2,2 mln, w Azji Południowej - 17,4 mln, w regionie Azji Wschodniej i Pacyfiku - 6 mln, a w Rosji i Eurazji - 2,6 mln. W obu Amerykach jest to 1,3 mln, a w Europie 0,6 mln. Polska, chociaż globalnie zajęła 130. miejsce (im niższe miejsce w rankingu, tym mniejszy odsetek niewolników w całości populacji), nie wypadła najlepiej na tle Europy. Szacunkowa liczba niewolników w naszym kraju to aż 71,9 tys. (0,18 proc. populacji). To dużo w porównaniu do 60,1 tys. w USA (0,019 proc.), 10,5 tys. w Niemczech, 8,3 tys. w Wielkiej Brytanii czy 6,1 tys. w Hiszpanii (we wszystkich tych krajach to jedynie 0,013 proc. populacji).
Pocieszać może to, że w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech jest jeszcze gorzej niż u nas, a także to, że odpowiedź polskiego rządu na problem niewolnictwa została oceniona na BB (najlepsza możliwa ocena to AAA, potem AA, A, BBB, BB itd., aż do D). Podobne oceny uzyskała większość krajów europejskich. Najlepiej z procederem niewolnictwa spośród wszystkich krajów świata walczy Holandia (AA), najgorzej Korea Północna (D). Jednak to nie w kraju Kimów żyje najwięcej niewolników.
Katar, niewolnicy i piłka nożna
Pięć państw o największym odsetku niewolników w populacji to Mauretania (4 proc.), Uzbekistan (3,97 proc.), Haiti (2,3 proc.), Katar (1,36 proc.) i Indie (1,14 proc.). Ten ostatni kraj przoduje również w zestawieniu państw o największej liczbie niewolników - 14 mln. Kolejne pozycje zajmują Chiny (3,2 mln), Pakistan (2 mln), Uzbekistan (1,2 mln) i Rosja (1 mln).
W kontekście organizacji mistrzostw świata w piłce nożnej w 2022 roku szczególnie w oczy w kłuje wysoka pozycja Kataru w rankingu niewolnictwa, którą podkręca fakt, że wysiłki katarskiego rządu w walce z tym procederem oceniono na niskie CC. Póki co mistrzostw nie przeniesiono, mimo że opinią publiczną na całym świecie regularnie wstrząsają informacje o kolejnych ofiarach wśród robotników i niewolniczych warunkach, jakie panują przy budowie stadionów w Katarze. Według raportu Amnesty International sprzed roku imigranccy pracownicy w tym kraju są traktowani "jak bydło". W tym miesiącu "Guardian" z kolei donosił, że do Kataru są przysyłani nawet niewolnicy z Korei Północnej. To jednak do działaczy zatopionych w głębokich fotelach w przeszklonych biurach FIFA w Zurychu nie przemawia. Najwyraźniej dla nich niewolnictwo wciąż pozostaje rozdziałem w podręczniku o historii antycznej.
...
Tak tylko panstwa Zachodu o tym zapomnialy dzieki chrzescijanstwu . Ale 80 % ludnosci swiata zyje z tym .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:15, 15 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
KGP: najczęstszą formą handlu ludźmi nadal cele seksualne
Handel ludźmi nadal w celach seksualnych
Nadal najczęstszą formą handlu ludźmi - jeśli chodzi o Polskę - jest wykorzystywanie seksualne kobiet - wynika z danych KGP za 2014 r. Coraz częściej też gangi wykorzystują zwerbowane osoby do wyłudzania świadczeń lub do przymusowej pracy.
Z opracowania wynika, że Polska jest krajem przeznaczenia dla ofiar handlu ludźmi z Ukrainy, Bułgarii, Rumunii, Białorusi, Mołdawii, Litwy, Rosji, Wietnamu, Chin, Bangladeszu i Tajlandii. Z kolei Polki i Polacy trafiają do Wielka Brytania, Irlandii, Niemiec, Włochy, Holandii, Belgii, Austrii, Szwajcarii, Hiszpanii, Szwecji, Finlandii, Norwegii, Francji, a nawet do Japonii.
Polska jest też krajem tranzytowym dla ofiar handlu ludźmi pochodzących z Ukrainy, Bułgarii, Rumunii, Mołdawii, Rosji, Nigerii i Indii; z Polski "przerzucani" są oni dalej do krajów Europy Zachodniej.
Dominującą formą wykorzystania ofiar handlu ludźmi - jak wynika z podsumowania 2014 r. - jest wciąż wykorzystanie seksualne, głównie kobiet. W 2014 r. zwiększyła się m.in. liczba kobiet prostytuujących się przy drogach; najczęściej gangi werbują je na terenie Bułgarii. Z kolei Polki lub Ukrainki wykorzystywane są w tzw. agencjach towarzyskich lub, coraz częściej, w wynajmowanych w tym celu mieszkaniach.
Autorzy opracowania zwracają też uwagę na to, że w ostatnich latach - zwłaszcza po wejściu Polski do UE - pojawiły się nowe formy handlu ludźmi. Obok tych w celach seksualnego wykorzystywania, coraz częstsze są: praca przymusowa, żebractwo, zmuszanie do drobnych przestępstw lub wyłudzanie zasiłków socjalnych i kredytów.
Pytany o to rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski przyznał, że szczególnie wyłudzanie świadczeń to dość nowa "specjalizacja" gangów, odkryta zaledwie kilka lat temu. - Problem głównie dotyczy Polaków werbowanych do Wielkiej Brytanii. Gangi najpierw oferują im atrakcyjną pracę, potem wywożą grupę osób do Anglii i na miejscu wykorzystują je do wyłudzenia różnego rodzaju świadczeń, pomocy socjalne - podkreślił Sokołowski.
Przyznaje on, że grupy "rekrutują" osoby nieznające języka angielskiego. Na miejscu cały czas towarzyszy im ktoś, kto język zna bardzo dobrze, zdobywa ich zaufanie i dba o to, by w odpowiednim momencie złożyły wszystkie potrzebne do wyłudzeń dokumenty.
- Mieliśmy też do czynienia z przypadkami zakładania kont czy zaciąganiem kredytów na takie osoby. Gdy przestają być potrzebne, odsyła się je do Polski z informacją, że pracy niestety w tej chwili dla nich nie ma - dodaje rzecznik.
Kolejną formą handlu ludźmi, również bardzo popularną, jest praca przymusowa. Jak podkreślają policjanci, coraz częściej w tym przypadku ofiarami są mężczyźni, wykorzystywani np. do prac budowlanych czy prac na wysokościach. - Pod tym względem Polska jest i miejscem docelowym, i miejscem rekrutacji. Gangi oferują swoim ofiarom dobre zarobki, zakwatarowanie, wyżywienie. Potem okazuje się, że np. praca jest inna niż obiecano, a koszty związane z utrzymaniem - wyższe od wynagrodzenia. Dodatkowo taka osoba często wpada w spiralę zadłużenia, a przestępcy robią wszystko by całkowicie ją od siebie uzależnić. Zabierają jej dokumenty. W sytuacjach gdy, przykładowo, podczas pracy zostanie ranna, u lekarza towarzyszy jej "tłumacz", który dba, by nie zdradziła żadnych szczegółów, by nie opowiedziała o swojej sytuacji - zaznaczył rzecznik.
Polacy wykorzystywani są nie tylko przy pracach sezonowych, ale też przy pracach budowlanych czy rozbiórkowych - m.in. na dużych wysokościach.
- Trzeba pamiętać, że handel ludźmi jest nadal jednym z najbardziej dochodowych obszarów przestępczości, dochody są - dla gangów - znaczne, porównywalne do obrotu narkotykami. Ofiary z kolei są zastraszane, szantażowane, często nawet jeśli się uwolnią, nie chcą o swoich przejściach mówić - dodał Sokołowski.
Nadal dużym problemem - jak wynika z policyjnych danych - jest też wykorzystywanie m.in. dzieci do żebractwa. Ofiary gangów są w tym przypadku pod stałą obserwacją; dzieci wykorzystywane do żebrania rozdziela się z matkami i daje "pod opiekę" innym kobietom.
- Wręczając pieniądze takim osobom, żebrzącym z dziećmi, musimy pamiętać, że odbieramy tym dzieciom dzieciństwo. Problem nie zniknie, dopóty żebractwo będzie opłacalne. Jeśli chcemy pomóc, to wpłacajmy pieniądze na różnego rodzaju instytucje wspierające ludzi potrzebujących pomocy - dodał Sokołowski.
...
Niestety jak zwykle od wiekow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:29, 19 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Zatrzymani za handel ludźmi. "Sprzedawali" Wietnamczyków do pracy
Piotr Halicki
Zatrzymani za handel ludźmi. "Sprzedawali" Wietnamczyków do pracy - fot. policja
Aż trudno uwierzyć, że w XXI wieku zdarzają się takie rzeczy. Policjanci rozbili grupę przestępczą, zajmującą się handlem ludźmi. Jej członkowie "sprzedawali" obywateli Wietnamu za granicę, gdzie mieli trafić do przymusowej pracy. Zatrzymanych zostało sześć osób. Sprawa jest rozwojowa.
"Kanał przerzutowy" handlarzy ludźmi znajdował się pod Warszawą. Policjanci z pobliskiego Grodziska Mazowieckiego otrzymali sygnał, że na jednej z posesji w Żabiej Woli może nielegalnie przebywać grupa obywateli Wietnamu. Funkcjonariusze natychmiast pojechali sprawdzić tę informację.
- Mieszkające tam małżeństwo twierdziło, że nic nie wie na ten temat. Zapewnienia te nie przekonały policjantów, którzy rozpoczęli przeszukanie pomieszczeń. W niewielkim budynku na tyłach garażu funkcjonariusze odnaleźli pięciu mężczyzn i kobietę narodowości wietnamskiej - bez dokumentów. Wszyscy przebywali w bardzo złych warunkach. Podczas przeszukania domu policjanci znaleźli broń, a także paszporty Wietnamczyków – mówi komisarz Agnieszka Hamelusz z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.
W tym czasie na posesję przyjechali 25-letnia kobieta i 29-letni mężczyzna. W samochodzie, którym się poruszali, policjanci również znaleźli broń. Obywatele Wietnamu w wieku od 18 do 29 lat trafili pod opiekę wezwanych na miejsce funkcjonariuszy straży granicznej.
Zatrzymanych zostało w sumie sześć osób podejrzanych o nielegalne działania wobec poszkodowanych. To właściciele wspomnianej posesji w Żabiej Woli, dwóch obywateli Wietnamu, którzy prawdopodobnie organizowali cały proceder oraz dwie osoby, które miały zapewnić transport "sprzedanych" osób za granicę.
- Dalsze czynności policjantów z grodziskiej komendy i Biura Służby Kryminalnej Komendy Głównej oraz Komendy Stołecznej Policji potwierdziły, że na posesji był organizowany przerzut osób do innych państw, w celu pracy przymusowej – informuje Agnieszka Hamelusz. - Po przesłuchaniach odnalezione tam osoby otrzymały status ofiar handlu ludźmi – dodaje.
Dalsze działania kryminalnych pozwoliły na wszczęcie przez Prokuraturę Rejonową w Żyrardowie śledztwa wobec całej zatrzymanej szóstki. Jego prowadzenie przejęła obecnie Prokuratura Okręgowa w Płocku. Doprowadzeni do sądu podejrzani usłyszeli zarzuty handlu ludźmi, za co grozi im nie mniej niż trzy lata więzienia. Wobec właściciela posesji i dwóch obywateli Wietnamu w wieku 52 lat i 46 lat sąd zastosował tymczasowe areszty na trzy miesiące.
Jak podkreślają policjanci, sprawa ma charakter rozwojowy. Niewykluczone są kolejne zatrzymania.
...
Niewolnictwo to nie historia ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 10:02, 24 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
"Handel ludźmi? Przecież to mnie nie dotyczy" - jesteś pewny?
23 czerwca 2015, 11:08
Niewolnictwo zazwyczaj postrzegane jest jako odległe zarówno pod względem historycznym, jak i geograficznym. Nic bardziej mylnego. Niewolnictwo istnieje i nieźle prosperuje, a jego współczesną formą jest handel ludźmi, który ma miejsce również w Polsce i dotyczy Polaków wyjeżdżających za granicę. Handel ludźmi jest pogwałceniem praw człowieka i zbrodnią, która może dotyczyć nas bezpośrednio oraz pośrednio. Swoją obojętnością oraz ignorancją możemy być za ten proceder współodpowiedzialni. W jaki sposób? Na przykład dając pieniądze żebrzącym dzieciom romskiego pochodzenia czy przechodząc obok nich obojętnie. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że takie dziecko może być ofiarą handlu ludźmi?
Szacowana liczba ofiar na świecie to 30 milionów, w tym 15 tysięcy w Polsce. Handel ludźmi charakteryzuje tzw. "ciemna liczba", która stanowi stosunek liczby przestępstw rzeczywiście popełnionych do liczby przestępstw, w których sprawy zostały zakończone prawomocnym wyrokiem skazującym. Wynika to z tego, że tylko w nielicznych przypadkach pokrzywdzeni decydują się na podjęcie współpracy z organami ścigania i złożenie zeznań. Często ofiary nie podejmują żadnych działań w celu ukarania swoich oprawców, co jest spowodowane strachem, wstydem lub niewiedzą.
Narażone na niebezpieczeństwo handlu ludźmi są przede wszystkim osoby decydujące się na emigrację. Ten proceder to nie tylko wykorzystywanie kobiet do świadczenia usług seksualnych, problem dotyczy wszystkich - mężczyzn i dzieci wykorzystywanych do pracy przymusowej, zmuszanych do żebractwa, kradzieży, wyłudzania świadczeń socjalnych czy handlu narządami.
Proceder ma zazwyczaj ten sam schemat. Werbownicy szukają osób niedoświadczonych, bez znajomości języka, w trudnej sytuacji finansowej i obiecują wysokie zarobki. Ofiary często werbowane są również za pomocą internetu, gdzie zamieszczane są fałszywe oferty pracy. Przykładowo kobiety odpowiadają na ogłoszenia o pracę w charakterze kelnerek, pomocy domowych, hostess, a po przyjeździe na miejsce zmuszane są do prostytucji. Podobnie jest w przypadku mężczyzn, którzy odpowiadają na oferty pracy za granicą, a później wykorzystywani są np. do niewolniczej pracy czy działalności przestępczej.
W wielu przypadkach ofiary popadają w tzw. niewolę za długi, która jest błędnym kołem, ponieważ oprócz spłaty zobowiązań muszą regulować rachunki za bieżące wydatki. Większość ofiar nie zna konkretnej kwoty tzw. długu i nie widzi zarabianych rzekomo pieniędzy. Ofiary traktowane są w brutalny sposób, podlegają torturom fizycznym i psychicznym. Ocenia się, że 10 proc. z nich traci życie z rąk przestępców.
Konkretnych przykładów niestety nie brakuje: Halina G. obiecywała bezrobotnym dziewczynom ze Śląska pracę modelek lub hostess we Włoszech. Ofiary nie trafiały na wybieg, lecz do domów publicznych prowadzonych przez mafię. Według śledczych kobieta "sprzedała" w latach 2005-2011 co najmniej kilkanaście dziewcząt, a z przestępstwa uczyniła sobie stałe źródło utrzymania.
W innej sprawie: Nicolae I. werbował kobiety z biednych rodzin wraz z małoletnimi dziećmi na Ukrainie. Grupa od 2005 r. działała na terenie południowo-wschodniej Polski. Kobietom obiecywano dobrze płatną pracę w charakterze opiekunek nad starszymi osobami. Sprawcy namawiali kobiety, aby zabierały ze sobą dzieci. Ofiarom oferowano pożyczkę na wizy, transport i pierwsze dni pobytu. Po przyjeździe do Polski kobiety oddawano pod opiekę członkiń gangu, które organizowały i nadzorowały ich pobyt. Pokrzywdzone dostawały kartkę z napisem "Zbieram na operację mojej córeczki". Każda z kobiet miała żebrać aż spłaci dług. Miały wyznaczoną normę dzienną, tj. co najmniej 200 zł. Jeżeli zebrały mniej, brakująca suma była dopisywana do długu. Kobietom udawało się zebrać dziennie nawet 700-800 zł. Ofiary nie miały możliwości ucieczki. Zabierano im dzieci, zastraszano oraz opowiadano im o układach szefów żebraczego biznesu z organami ścigania.
Należy zachować ostrożność decydując się na wyjazd za granicę w celach zarobkowych i być świadomym tego, że handel ludźmi często odbywa się na naszych oczach. 30 milionów niewolników to efekt ignorancji społeczeństwa, która wywołuje radość wśród mafiozów. Obojętność stała się normą społeczną. Na szczęście normy mają to do siebie, że się zmieniają. Jeszcze 25 lat temu w niemal każdym zakładzie pracy palono papierosy, co dzisiaj jest nie do pomyślenia. Możliwa jest zatem zmiana normy obojętności i ignorancji w skuteczną walkę z handlem ludźmi. Każdy z nas powinien być świadomy, reagować i zwalczać to zjawisko. Społeczeństwo powinno być częścią rozwiązania problemu.
Walcząc z handlem ludźmi, należy zacząć od "własnego podwórka". Dzielić się informacjami dotyczącymi współczesnego niewolnictwa za pomocą portalów społecznościowych. Ostrzegać członków naszych rodzin, znajomych, którzy wybierają się do pracy za granicę, niech zadbają o swoje bezpieczeństwo, zweryfikują ofertę pracy. Reagować widząc osoby, co do których istnieje podejrzenie, że padły ofiarą handlu ludźmi. Pamiętajmy, że zdarzenia, które z pozoru wyglądają na samodzielny wybór danej osoby, takie jak żebractwo czy prostytucja, mogą być zawoalowaną formą handlu ludźmi.
Barbara Klebeko
Przyłącz się do akcji "STOP handlowi ludźmi" i weź udział w "Biegu ku świadomości o handlu ludźmi" (5 km), który odbędzie się 18 października w Słupsku.
Więcej informacji na temat handlu ludźmi na stronie La Strady Fundacji przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu
[link widoczny dla zalogowanych]
Niestety każde zło może wrócić.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:54, 01 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Ofiary handlu ludźmi tatuowani jak niewolnicy
Handlarze żywym towarem tatuują swoje ofiary, oznaczając tym samym ich "przynależność". Proceder dotyczy przede wszystkim kobiet, które zmuszane są do prostytucji. O sprawie informuje "CNN".
Tatuując swoje ofiary przestępcy nawiązują do sposobu, w jaki działali handlarze niewolników. Ofiarami handlarzy są głównie kobiety, które następnie zmuszane są do prostytucji.
W Polsce działała "Grupa "Braciaków"
Grupa "Braciaków" (na jej czele stał Aleksander B. oraz jego bracia - Leszek B. i Paweł B.) działała przez cztery lata, od czerwca 2009 do września 2013, na terenie Gdyni (przede wszystkim dzielnica Witomino) i Sopotu. Jak podawała prokuratura, łącznie zorganizowana grupa przestępcza zarządzana przez braci B., zmuszając kobiety do uprawiania prostytucji i czerpiąc z tego korzyści, zarobiła nie mniej niż 5 mln 805 tys. złotych.
Bracia B. zarządzali bezpośrednio czterema agencjami, w których jednorazowo pracowało w sumie ponad 20 kobiet. Śledczy ustalili, że przez cztery lata działalności gangu przez agencje przewinęło się co najmniej 70 kobiet. Mężczyźni działali wyjątkowo brutalnie. Prokuratura oskarża ich o stosowanie przemocy wobec pracujących dla nich kobiet, tj. o bicie po twarzy i innych częściach ciała. Mężczyźni zastraszali pracownice i groźbami pobicia zmuszali je do uprawiania prostytucji.
Lubili także tatuować pracujące dla nich kobiety i traktowali je niczym niewolnice. Cała grupa posiadała znamiona sekty.
...
Ciagle mamy do czynienia z niewolnictwem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:09, 28 Paź 2015 Temat postu: |
|
|
Kobiety, które trafiają do piekła
M. Baczyński i J. Schwertner
Dziennikarze Onetu
Plakat z kampanii "Nie każdy pociąg jedzie do Hollywood" - Materiały prasowe
Najpierw uprowadzenie - do przydrożnego burdelu albo sąsiedniego miasta. Później mechanizm długu - "zafundowaliśmy ci darmowy przewóz, teraz musisz to odpracować". Wszystkiemu towarzyszy strach: "jeśli coś pójdzie nie tak, to rodzina dowie się, jaka z ciebie kur..". O dramatycznych losach kobiet, które polskie gangi posyłają do piekła, rozmawiamy z Ewą Ornacką, autorką powieści "Pajęczyna strachu". Publikujemy także fragmenty tej wstrząsającej lektury.
Selekcji dokonuje się najczęściej w klubach nocnych i dyskotekach. Metody są różne: propozycje profesjonalnych sesji zdjęciowych za granicą, oferty pracy sezonowej albo - to najbardziej perfidny sposób - rozkochiwanie w sobie. Wiele młodych dziewczyn jest obserwowanych wcześniej przez internet. Kuszące zdjęcia, opisywanie kłótni z rodzicami. To wszystko przykuwa uwagę. Handlarze kobietami bezwzględnie wykorzystują chwile słabości. Jak wygląda piekło, do którego wprost z Polski trafiają kobiety?
Z Ewą Ornacką, współautorką "Pajęczyny strachu", rozmawiają Janusz Schwertner i Mateusz Baczyński. Publikujemy także fragmenty powieści.
*** Janusz Schwertner, Mateusz Baczyński: - Młoda dziewczyna ucieka z domu, wkrótce zostaje wplątana w struktury mafijne i trafia do domu publicznego. To historia, która stała się inspiracją do napisania "Pajęczyny strachu".
Ewa Ornacka: Czytając w szczecińskim sądzie zeznania uprowadzonej i więzionej w niemieckim burdelu nastolatki nie mogłam uwierzyć, że w XXI wieku, przy wszechobecnym zalewie usług seksualnych, w ogóle mogło dojść do takiej historii. Po co odurzać dziewczynę, potajemnie wywozić w bagażniku i przydzielać do całodobowej "ochrony" dwóch goryli, żeby nie uciekła, skoro tyle kobiet z pasją wykonuje najstarszy zawód świata?
Jej dramat wciąż we mnie "siedzi", podobnie jak film "Masz na imię Justine" przebudował moje dotychczasowe spojrzenie na zjawisko prostytucji. Paulina B. ps. Inez, która za kilka tysięcy euro sprzedała "Martę" (tak ja nazwijmy) handlarzom ludźmi przygarnęła nastolatkę, gdy ta uciekła z domu po kłótni z matką. Dała jej pracę w charakterze opiekunki do dziecka i dach nad głową, a potem zgotowała piekło na ziemi.
"Zastępowała mi mamę i siostrę, bardzo się z nią zaprzyjaźniłam. Ufałam jej bezgranicznie i nigdy bym się nie spodziewała, że z jej strony może mnie spotkać jakaś krzywda" - tak powiedziała śledczym "Marta". Spędziła w burdelu osiem miesięcy. Obsługiwała głównie Niemców, których bezskutecznie próbowała zainteresować swoim losem. Nikt jej nie słuchał. Zresztą znała po niemiecku zaledwie kilka słów, więc niewiele mogła zdziałać. Notorycznie bita, bezustannie więziona i zrywana nocami do pracy pocięła się na rękach i udach, aby chociaż przez chwilę mieć spokój. Chciała umrzeć, pod łóżkiem chowała tasak , którym zamierzała podciąć sobie szyję. "To przez szefa, który mnie nachodził i przez Paulę, że mnie tam zawiozła" - powiedziała w śledztwie.
W ucieczce pomógł jej polski klient, któremu pokazała się bez makijażu. Przestraszył się widząc, że ma do czynienia z dzieckiem.
a02bd4b3-7dac-43db-bbb8-7e9719ef2799 "Pajęczyna strachu" - Materiały prasowe
"Pajęczyna strachu"
Ze wstępu autorek
Janusz Schwertner, Mateusz Baczyński: - Jeszcze w latach 90. polskie grupy przestępcze - których działalność jest nam dziś znana doskonale - jedynie dostarczały kobiety do domów publicznych. Dziś - jak Pani mówi - na szeroką skalę organizują ten proceder. Polska stała się jednym z ośrodków handlu ludźmi?
Ewa Ornacka: Handel ludźmi to dla organizacji przestępczych żyła złota. Zyski są podobno porównywalne do tych z obrotu bronią i narkotykami, przy czym ryzyko wpadki jest zdecydowanie mniejsze. W ciągu minionych dwudziestu lat Polska była jedynie krajem tranzytowym w tym procederze. Prokuratorzy i policjanci, których pytałam o to zjawisko twierdzą, że już kilka lat temu staliśmy się krajem docelowym. Przy zachodniej granicy z Niemcami rozrasta się przestępcze podziemie, zagrzewają sobie miejsce międzynarodowe gangi, w których wyjątkowo aktywni są Bułgarzy. Tu zapadają decyzje o dalszych losach podstępnie zwabionych, coraz młodszych kobiet, np. z Mołdawii i Ukrainy. Polska miała być dla nich lepszym światem, stała się miejscem zniewolenia. Polki także wpadają w ręce handlarzy ludźmi.
Prokuratura Apelacyjna w Szczecinie nadzoruje rocznie około dwudziestu śledztw z udziałem Polaków i obcokrajowców, przy czym liczba ta jest wysoko zwodnicza i trudno na tej podstawie oszacować skalę problemu. Wykrywalność takich spraw jest niestety mała, a milczenie o doznanych krzywdach – typowe dla ofiar handlarzy ludźmi. Nie chodzi tu wyłącznie o wstyd, poczucie winy i strach przed zemstą. One po prostu straciły wiarę, że ktokolwiek może im pomóc, że sprawcy w ogóle mogą być ukarani. Przecież tyle czasu czekały w niewoli na policję, a policja się nie pojawiła, tyle czasu pozostawały bez jakiejkolwiek pomocy, że teraz, kiedy są już wolne, nikomu nie potrafią zaufać.
Dziewczyny zza granicy często mają fikcyjne umowy o pracę, a ich pobyt w Polsce jest zalegalizowany. W Gorzowie Wielkopolskim toczyć się będzie proces dobiegającego sześćdziesiątki sutenera, prowadzącego przygraniczny motel w Kostrzynie nad Odrą. Miał dawać pracę młodym Ukrainkom w charakterze sprzątaczek i kucharek, ale dziewczyny potrzebne mu były do zabawiania gości. To tylko jeden z wątków szeroko zakrojonego śledztwa Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie, która chce posłać za kraty pięciu handlarzy kobietami. Ich ofiarami padło 12 dziewczyn z Białorusi i Ukrainy. Przyjechały do pracy w szklarniach przy zbiorach owoców i warzyw, a zmuszono je do prostytucji. Opinia publiczna zapewne nie pozna szczegółów działania handlarzy ludźmi, ponieważ – podobnie jak w innych tego typu sprawach – jawność procesu zostanie wyłączona.
Handel ludźmi był przez długie lata domeną męskiego półświatka, ale w ostatnich latach wzięły się za ten proceder kobiety, same kiedyś zmuszane do prostytucji. Z czasem przeszły na stronę oprawców. Stały się niebezpieczniejsze od mężczyzn: z racji płci szybciej wzbudzają zaufanie i lepiej od mężczyzn wiedzą, czym dotknąć do żywego stawiającą opór kobietę.
a02bd4b3-7dac-43db-bbb8-7e9719ef2799 Kampania "Nie każdy pociąg jedzie do Hollywood" - Materiały prasowe
Kampania "Nie każdy pociąg jedzie do Hollywood"
Fragment powieści "Pajęczyna strachu"
*** Janusz Schwertner, Mateusz Baczyński: - Młoda dziewczyna "przejmowana" przez mafię i umieszczana w burdelu. Jak wygląda "polowanie" i w jaki sposób później te dziewczyny przymusza się do pracy?
Ewa Ornacka: Policjanci twierdzą, że ulubionym miejscem handlarzy ludźmi są kluby nocne i dyskoteki. Tam dochodzi do pierwszej selekcji – potencjalne ofiary wyławiane są prosto z parkietu. "W centrum Szczecina jest taki klub nocny (...) Syn właściciela – chłopak w wieku ok. 22 lat, brązowe włosy, szczupły – handluje kobietami. Podobno wyrywa małolaty i wywozi je do burdeli. Jak byłam ostatnio w Niemczech to słyszałam, że podobno wywieźli jakąś 14-letnią i 16-letnią dziewczynę" - to fragment zeznań jednej z ofiar handlu ludźmi, które czytałam w sądzie. Byłam w tym klubie, obserwowałam co się dzieje, to było ważne doświadczenie…
Prokurator Edyta Sielewończuk, nadzorująca śledztwa przeciwko handlarzom ludźmi w północno-zachodniej Polsce zauważyła jeszcze jedną prawidłowość: skłócone z rodzicami nastolatki mają zwyczaj opisywania swoich frustracji w Internecie. Zamieszczają kuszące zdjęcia, na których prezentują się dojrzalej, niż w rzeczywistości. Tymczasem – mówi pani prokurator -internet to globalna wioska, werbownikowi wystarczy trochę poszperać i przyjrzeć się bliżej nastolatkom obrażonym na mamę, tatę czy chłopaka, by wyłapać z tłumu potencjalny towar. Jej zdaniem najperfidniejszą metodą stosowaną przez handlarzy ludźmi jest tzw. loverboy: przystojny mężczyzna o sympatycznej twarzy spogląda na parkiet i błyskawicznie dostrzega ofiarę. Ekspresowo się "zakochuje", przynosi kwiaty i prezenty, a następnie proponuje wspólny wyjazd, bo rzekomo ma za granicą dobrą pracę i wynajętą kawalerkę. Niestety, to działa, ponieważ desperacja kobiet szukających związku jest dziś dużo większa niż kiedyś.
W jaki sposób zmusza się je do prostytucji? Opisałyśmy to w naszej książce i proszę wierzyć, że nie o literacką wyobraźnię autorek tu chodzi – to są fakty z zeznań ofiar.
a02bd4b3-7dac-43db-bbb8-7e9719ef2799 Ewa Ornacka - Materiały prasowe
Ewa Ornacka
Fragment powieści "Pajęczyna strachu"
*** Janusz Schwertner, Mateusz Baczyński: - Często w przestępczym świecie, znajdują się ludzie niezłomni, silni, działający po cichu – dzięki którym nie każda historia kończy się dramatem. W tej historii kimś takim był policjant Andrzej Kędzierski i psycholog Anna Krzyżankiewicz.
Ewa Ornacka: Psycholog Anna Krzyżankiewicz ze Szczecina pierwsza zorientowała się, że "Marta", która trafiła do jej gabinetu skrywa jakąś tajemnicę. Sąd skierował dziewczynę na badania, biegła psycholog miała ocenić stopień jej demoralizacji, ponieważ przez osiem miesięcy nie chodziła do szkoły. Nikt nie wiedział, że uprowadzono ją i więziono w burdelu. Anna ma szósty zmysł, to kobieta, przy której chce się zrzucić wszystkie kamienie z duszy. I "Marta", za którą mafia już wysłała z Niemiec swoich ludzi, powierzyła jej swój straszliwy sekret.
Natomiast Andrzej Kędzierski ze służb kryminalnych KWP w Szczecinie dobrał się oprawcom nastolatki do d… Od lat tropi handlarzy ludźmi. Także poza granicami Polski, m.in. z policją niemiecką i ukraińską. W tamtej sprawie sporządził notatkę służbową, od której zaczęło się międzynarodowe śledztwo. "Ustaliłem, że agencja ta znajduje się koło Hamburga w małej miejscowości Kirchlegen. Naprzeciwko znajduje się stadnina koni. Właścicielem jest Niemiec Andreas i jego żona, najprawdopodobniej Polka. Ma na imię Wioleta" napisał. "Marta" mu zaufała i opowiedziała o wszystkich strasznych rzeczach, jakie ją spotkały. Inez została aresztowana. Minęło jednak wiele tygodni, zanim skrzywdzona nastolatka zaczęła zeznawać. Przechodziła załamanie nerwowe. Miała myśli samobójcze, dlatego trafiła do Warszawy pod opiekę La Strady – organizacji niosącej pomoc ofiarom handlu ludźmi. Pracują tam specjaliści światowej klasy, ratują ludzkie życie i szkolą policjantów takich jak Andrzej Kędzierski.
a02bd4b3-7dac-43db-bbb8-7e9719ef2799 Kampania "Nie każdy pociąg jedzie do Hollywood" - Materiały prasowe
Kampania "Nie każdy pociąg jedzie do Hollywood"
Fragment powieści "Pajęczyna strachu"
*** Janusz Schwertner, Mateusz Baczyński: - Ta książka, mimo że fikcja – to przestroga? Pewien krzyk: zauważcie ten problem, który dzieje się tu, u nas, w Polsce?
Ewa Ornacka: Moim zdaniem aż prosi się o szeroko zakrojoną kampanię społeczną. Taką, jaką zrobiła kilka lat temu zachodniopomorska policja, wspólnie z Prokuraturą Apelacyjną, tamtejszym urzędem marszałkowskim i kuratorium. "Nie każdy pociąg jedzie do Hollywood", widzieliście plakaty z tej kampanii? Nie? Poszperajcie w Internecie. Wykorzystałyśmy to z Karolą w naszej książce. Nastolatki są beztroskie, nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą paść ofiarą zorganizowanych grup przestępczych. Warto do nich dotrzeć z czytelnym przekazem, promować kluby i dyskoteki, oferujące do drinków podkładki z wbudowanymi testerami wykrywającymi tzw. tabletkę gwałtu. Takie podkładki trafiły za sprawą policji do nadmorskich dyskotek i klubów nocnych w Szczecinie. Są skuteczne i proste w użyciu. Wystarczyła kropla lub dwie zafundowanego przez amanta napoju, przeniesione np. słomką na wskazane pola, aby zabarwienie testera zdemaskowało zawartość drinka. Świata nie zbawimy, ale przynajmniej nie ułatwiajmy zadania przestępcom.
Książka pozwoli jeszcze raz mocno naświetlić ten problem. Planuje Pani jeszcze jakieś działania w przyszłości?
Współautorką "Pajęczyny strachu" jest świetna scenarzystka. Może uda nam się zrobić taki film...
...
Tak zawsze wygladalo niewolnictwo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 1:07, 05 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Niewolnictwo wciąż istnieje
Agata Olejniczak
dziennikarka
Niewolnictwo XXI wieku, fot. Haart
Mogłoby się wydawać, że zjawisko niewolnictwa jest już dawno za nami. Tymczasem szczególnie w ubogich krajach Afryki wciąż dochodzi do handlu "żywym towarem". To przede wszystkim kobiety i dzieci, ale również mężczyźni. Ocalałym potrzebna jest specjalistyczna pomoc. Dlatego Fundacja Razem dla Afryki i organizacja HAART Kenya wystartowały z kampanią #ZbudujFreeDOM, której celem jest zebranie funduszy na wybudowanie schroniska dla ofiar handlu ludźmi. Powstanie ono w Kenii.
Ofiarami procederu pada rocznie nawet kilka milionów osób. Ofiary są eksploatowane seksualnie, wykorzystywane do ciężkiej pracy fizycznej, w celu pozyskania organów i do rytualnych zabójstw związanych z obrzędami magicznymi.
REKLAMA
Z tym jednym z największych problemów współczesnego świata zmaga się mieszkający w Kenii Polak, Radosław Malinowski, który w 2010 roku założył w Nairobi organizację HAART (Awarness Against Human Trafficking), niosącą pomoc ofiarom handlu ludźmi i uświadamiającą lokalne społeczności o zagrożeniu. W Polsce działania HAART wspiera Fundacja Razem dla Afryki. Wspólną inicjatywą obu organizacji jest kampania #ZbudujFreeDOM [link widoczny dla zalogowanych] której celem jest zebranie funduszy na wybudowanie schroniska dla ofiar handlu ludźmi.
Schronisko powstanie w Nairobi. Będzie miejscem zapewniającym poszkodowanym poczucie bezpieczeństwa, pomoc medyczną, psychologiczną, prawną oraz pozwoli na zdobycie kwalifikacji zawodowych, aby osoby doświadczone traumą niewolnictwa, na nowo odzyskały poczucie własnej wartości i godności.
O współczesnym niewolnictwie i dlaczego warto pomóc w budowie schroniska FreeDOM, z Radosławem Malinowskim, dyrektorem HAART Kenya, rozmawiałam jeszcze na długo przed startem kampanii. Przeczytaj - to problem przed którym nie można uciec - w sumie ofiarami tego procederu zostało już ok. 27 milonów osób!
Agata Olejniczak: Na czym polega handel ludźmi?
Radosław Malinowski: Współczesny handel ludźmi przypomina dawne niewolnictwo. Przyszłą ofiarę pozyskuje się oferując jej fałszywą pracę, a następnie transportuje się do tzw. miejsca eksploatacji, by tu ją wykorzystać - najczęściej w formie pracy przymusowej, wyzysku seksualnego i pozyskania organów.
Typowa historia wygląda mniej więcej tak – znajomy proponuje pracę w hotelu w stolicy młodej dziewczynie z ubogiej, afrykańskiej wsi. Ta oczywiście się zgadza – pożycza pieniądze na podróż i obiecuje, że niedługo, gdy tylko otrzyma wynagrodzenie, prześle coś biednym rodzicom. W Nairobi okazuje się, że zamiast pracować jako pokojówka, musi spać z klientami hotelu, który tak naprawdę jest domem publicznym. Naturalnie, dziewczyna nie chce się zgodzić, ale po pierwsze nie ma pieniędzy, by się stamtąd wydostać, a po drugie – wie, że zobowiązała się pomóc rodzicom, a po trzecie – często jest do prostytucji zmuszana poprzez bicie.
AO: Kogo przede wszystkim dotyka niewolnictwo XXI wieku?
RM: Każdy może być sprzedany, ale ofiarami są przede wszystkim młode kobiety i dzieci.
AO: Dlaczego właśnie oni?
RM: Popyt na ich „usługi” jest największy. Kobiety zmuszane są do prostytucji czy do nieludzko ciężkich prac, np. w fabrykach, na plantacjach czy w gospodarstwach domowych (w tych ostatnich są traktowane jak rzeczy). Często muszą świadczyć kilka usług w jednym czasie, co doprowadza je do wycieńczenia. Dzieci nierzadko morduje się dla pozyskania organów, których wartość pieniężna na czarnym rynku jest ogromna. Takie osoby są też o wiele bardziej uległe. Osobną kategorią jest zmuszanie do małżeństwa oraz do żebrania.
AO: Skala handlu ludźmi jest trudna do oszacowania. Czy jest Pan w stanie podać jakieś przybliżone liczby?
RM: Ofiarami rocznie pada do 800 tysięcy osób w handlu międzynarodowym, a handel bez przekraczania granic państwowych zbiera żniwo nawet do kilku milionów ofiar rocznie (źródło: Globalny Raport Rządu USA o Handlu Ludźmi na rok 2007). Pozyskanie kompletnych danych statystycznych jest bardzo trudne – wciąż prowadzone są na ten temat badania, również przez organizację HAART. Obecnie mówi się o 27 milionach współczesnych niewolników. Według Międzynarodowej Organizacji Pracy na handlu ludźmi przestępcy dorabiają się ok. 150 miliardów dolarów rocznie (to największe, obok handlu narkotykami i bronią, źródło zarobków zorganizowanej przestępczości).
AO: Z jakiego powodu te liczby są tak wysokie?
RM: Ogromna skala problemu wynika przede wszystkim z niewiedzy. Oferta pracy wydaje się tak atrakcyjna, że trudno powstrzymać się przed skorzystaniem z niej. Oczywiście są też patologie na marginesie społecznym, kiedy ojciec świadomie sprzedaje córkę, by mieć pieniądze na piwo. To jeden z rodzajów współczesnego niewolnictwa.
AO: Czy handel ludźmi wybiega również poza Afrykę?
RM: Oczywiście. O tym globalny problemie mówi się już w kategoriach epidemii, tak przynajmniej nazywa to FBI. Handel żywym towarem dotyczy także Polski. Wielu naszych rodaków zwerbowało ofiary z Afryki. Np. para polskich turystów ściągnęła do Słupska dziewczynę napotkaną na plaży. Obiecali jej przyzwoitą pracę. Tymczasem w Polsce zamknęli ją w swoim domu publicznym i zmuszali do seksu. Ze względu na ciemny kolor skóry była atrakcją dla klientów. Inna historia mówi o kobiecie z Nigerii, która została zwerbowana do pracy w polskim klubie sportowym. Nie wiemy co konkretnie się z nią stało – znaleziono ją zmaltretowaną na śmietniku. Prawdopodobnie trafiła do domu publicznego dla sadystów. Polskie służby nie potrafiły się z nią porozumieć, więc umieszczono ją w środku dla deportacji. Na szczęście pracowała tam czarnoskóra siostra zakonna, która nawiązała z ofiarą kontakt.
AO: Handel ludźmi jest karalny, np. w Kenii grozi za niego nawet dożywocie. Dlaczego mimo to w ostatnich latach nikt nie został skazany?
RM: Służby odpowiedzialne za egzekwowanie prawa mają bardzo małe pojęcie o handlu ludźmi - policja, sądy i prokuratorzy nie są przeszkoleni w tym kierunku. Poza tym skazywanie za handel ludźmi nie należy do priorytetowych działań klasy rządzącej. Handlarze zarabiają na tym procederze ogromne pieniądze i są w stanie skorumpować organy ścigania. Wiele razy obserwowaliśmy takie sytuacje.
AO: Organizacja HAART pomogła wielu ludziom wydostać się ze szponów niewolnictwa. Które przypadki handlu ludźmi zapamięta Pan do końca życia?
RM: Dla zdrowia psychicznego staram się ich nie pamiętać. Na pewno trudno pozbyć się wspomnień o 16-letniej dziewczynie, która była wykorzystywana w tak okrutny sposób, że po wszystkim trzeba było usunąć jej narządy rodne. Nie mogła poradzić sobie ze swoją przeszłością i mimo pomocy psychologa popełniła samobójstwo.
Niestety straciliśmy wiele ofiar. O każdej z nich na pewno będziemy pamiętać.
AO: Wiele osób udało się też uratować…
RM: Tak. Niestety większość ofiar współczesnego niewolnictwa była maltretowana fizycznie i psychicznie. Niejednokrotnie cudem uniknęli śmierci. Ci, którym udało się uciec albo zostali uwolnieni i trafiają do HAART, potrzebują intensywnej terapii, natychmiastowej opieki medycznej, konsultacji prawnej, pomocy psychologicznej i wreszcie doradztwa zawodowego. Dlatego ma powstać FreeDOM – schronisko dla osób, którym odebrano wolność i przede wszystkim godność. Ośrodek, z pomocą specjalistów, ma im pomóc wrócić do normalnego życia.
AO: Pomysł na powstanie FreeDOM zrodził się przy okazji historii ja z filmu.
RM: Zdecydowanie. W 2014 roku z organizacją HAART skontaktowała się grupa kobiet z Libii. Ich historia to materiał na film. Miały być nauczycielkami, a zwerbowano je do pracy przymusowej, były również wykorzystywane seksualnie. Do tego w Libii wybuchła wojna, dlatego nie miały jak wrócić. Ludzie z którzy nam pmagali w Libii próbowali przewieźć je do Tunezji, ale zawrócono je z granicy. W międzyczasie jedna zmarła z wycieńczenia. Do Nairobi w opłakanym stanie trafiły 32 kobiety – jedna postradała zmysły, inna złamała nogę, ponieważ by uciec z miejsca niewoli musiała wyskoczyć z trzeciego piętra. Podczas tranzytu w Chartumie, nie wiadomo dlaczego, zostały aresztowane. Gdy dotarły do nas, musieliśmy je rozdysponować. Był 24 grudnia, wieczór, święta – większość instytucji była już zamknięta. W końcu znaleźliśmy schronisko, które pomaga w takich sytuacjach, ale dla nich to rodzaj biznesu. Kobiety umieszczono w blaszanym baraku, żywiono bardzo źle, a my płaciliśmy za te warunki jak za dobry hotel.
AO: FreeDOM ma pomagać za darmo. Koszt budowy to około ponad 900 tys. złotych. Co zawiera się w tej cenie?
RM: Zakup działki w Kenii, uzyskanie planu architektonicznego, budowa solidnego ogrodzenia, doprowadzanie wody, kanalizacji, prądu oraz budowa i profesjonalne wyposażenie samego schroniska. FreeDOM powstanie tylko i wyłącznie dzięki finansowemu wsparciu darczyńców. Docelowo przeznaczone będzie dla 30 osób z możliwością przyjęcia dodatkowych 20 osób w sytuacji wyjątkowej. Zgodnie z zaleceniami dla takich instytucji będzie miało ono pomieszczenia sypialne, salę rekreacyjną, salę do terapii indywidualnej i grupowej, jadalnię i pomieszczenia dla pracowników (gdyż prawo kenijskie wymaga całodobowej obecności pracownika społecznego). Wyposażone będzie również w pokój medyczny przeznaczony do zabiegów ratujących zdrowie i życie oraz w salę telewizyjną i pomieszczenie do przeprowadzania szkoleń zawodowych.
Jestem głęboko przekonany, że FreeDOM zmieni życie na lepsze ogromnej liczby ludzi. Przede wszystkim pozwoli odzyskać godność, którą współczesne niewolnictwo odbiera natychmiastowo. Na szczęście nie na zawsze.
AO: Dziękuję za rozmowę.
Więcej:
#Zbuduj FreeDOM [link widoczny dla zalogowanych]
Fundacja Razem dla Afryki: [link widoczny dla zalogowanych]
HAART Kenya: [link widoczny dla zalogowanych]
...
Ohyda. Zero tolerancji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:46, 12 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Obiecują niebo, a zabierają do piekła. Historie współczesnych niewolników
Agata Olejniczak
dziennikarka
Ofiara niewolnictwa XXI wieku, fot. [link widoczny dla zalogowanych]
Porwano ją, by zmuszać do prostytucji. Była wykorzystywana tak okrutnie, że po uratowaniu trzeba było usunąć jej narządy rodne. Nie udało się jednak pozbyć traumatycznych wspomnień. Te ciążyły tak mocno, że 16-latka, mimo pomocy psychologa, popełniła samobójstwo. Podobnych historii, (na szczęście) nierzadko z happy endem, jest mnóstwo. Ofiarami handlu żywym towarem zostaje każdego roku kilka milionów osób. Pomaga im m.in. Radek Malinowski, szef kenijskiej fundacji HAART, współorganizatora kampanii #ZbudujFreeDOM (http://zbudujfreedom.pl), która ma celu wybudować w Kenii schronisko dla byłych niewolników. Poznajcie kilka historii ofiar handlu ludźmi.
"Zostawiłam syna, gdy miał dziewięć lat, a teraz po siedmiu latach uwięzienia w Europie powróciłam, by spotkać młodego mężczyznę", "Nawet jeśli uda się mi się spać maksymalnie cztery godziny, prawie zawsze jest to niespokojny sen z koszmarami”, „Klienci mogli przychodzić o dowolnej porze dnia lub nocy” – to nie cytaty z kinowego dramatu. To wypowiedzi ofiar współczesnego handlu ludźmi, trzeciego po handlu narkotykami i bronią, najbardziej dochodowego „biznesu” na czarnym rynku.
Obiecał edukację, a zgotował koszmar we śnie i na jawie
Nazwijmy ją Leah. Brzmi ładnie. Zresztą ona sama jest bardzo ładna. I ładna była również jako 13-letnia dziewczynka. Mieszkała z rodzicami i rodzeństwem w Kenii. Ojciec kilka lat wcześniej stracił pracę. Nie mógł znaleźć nowego zatrudnienia, a sklep mamy prosperował coraz gorzej. Mimo, iż głód mocno doskwierał, rodzice oddali wszystko, by Leah poszła do dobrej szkoły w mieście. Niedaleko mieszkał wujek, który miał zaopiekować się dziewczynką dając jej schronienie u siebie w domu, a także zawozić i odbierać ze szkoły. Gdy Leah wyjeżdżała, płakała rzewnymi łzami. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że płacz stanie się wkrótce jedynym odreagowaniem na piekło, w którym się znajdzie.
Gdy dojechali na miejsce, wujek obiecał, że zawiezie Leah do szkoły za parę dni. Kilka dni zamieniło się w tydzień, wreszcie miesiąc i… rok. Przez ten czas dziewczynka sprzątała i gotowała. Nie mogła rozmawiać z sąsiadami, a jej kuzyni, dzieci wujka, zawsze radosne, zdawały się nie widzieć więźnia we własnym domu. Największy koszmar miał miejsce wieczorami i w nocy. Do klitki pod schodami, gdzie spała Leah, przychodził sapiący wujek, który wykorzystując ją do granic możliwości, jak mantrę powtarzał, że dziewczynka nie ma na świecie nikogo, kto mógłby jej pomóc. Łzy w końcu przestały koić. Jedyne co pozostało, to wyłączać myślenie. Ucieczka nie wchodziła w grę. Leah nie miała grosza przy duszy, a jej rodzina żyła w skrajnym ubóstwie.
W końcu nadszedł ten dzień, gdy Leah na rozkaz wujka wyszła na miasto załatwić sprawę. Nigdy nie myślała o tym, co zrobi, gdy znajdzie się sama poza domem. Przemieszczała się jak we mgle, w amoku, dopóki nie spotkała koleżanki mamy, przed którą wybuchła płaczem. Kobieta obiecała skontaktować się z matką dziewczynki. Na następny dzień rodzice zabrali córkę do domu. Znali tylko część prawdy – o tym, że nie poszła do szkoły. Dzisiaj mija 11 lat od traumy Leah. 11 lat trwania w ciągłym koszmarze, choć dzisiaj już ze świadomością, że była ofiarą handlu ludźmi.
Chciałaby umrzeć, gdyby nie syn
Wyobraź sobie kobietę w średnim wieku mieszkającą w Kenii. Powiedzmy, że ma na imię Nancy. Nancy żyje z matką, siostrą i ukochanym synem. Jej sytuacja materialna jest bardzo trudna – od dłuższego czasu nie może znaleźć pracy. Nagle pojawia się niezwykle atrakcyjna oferta. Nancy ma zostać specjalistą IT w korporacji w Dubaju. Postanawia wyjechać, by odłożyć trochę pieniędzy i przede wszystkim – regularnie przesyłać je rodzinie, głównie na potrzeby dziecka. Niestety. Nancy nie trafia do korporacji. Nie trafia też do Dubaju. Ląduje w Arabii Saudyjskiej w domu bogatej rodziny. Zostaje niewolnikiem. Sprząta rezydencje od rana do nocy – 22 pokoje 2 razy dziennie. Do tego pranie i prasowanie. A w tle rasistowskie odzywki właścicielki domu – „To powinno utrzymać Was leniwych Kenijczyków w gotowości!”. Nie miała jak uciec – była bez pieniędzy, bo ciągle (nawet po sześciu miesiącach) spłacała podróż lotniczą. W końcu nie wytrzymała – wskoczyła do śmieciarki, wyjechała poza rezydencję, wyślizgnęła się i biegła aż do utraty przytomności. Gdy się ocknęła, stał nad nią policjant, który doprowadził ją do ambasady Kenii. Tam czekała trzy tygodnie na samolot towarowy. Powrót do Kenii nie oznaczał końca koszmaru. Ten miał się dopiero zacząć. Nancy straciła najlepsze ubrania, walizkę pożyczoną od siostry i co gorsza nie przywiozła złamanego szylinga. Spotkały ją wstyd i upokorzenie. Część jej umarła. I pewnie chciałaby umrzeć cała, gdyby nie syn.
Ich historia to materiał na film
Kolejna opowieść dotyczy grupy kobiet. Miały być nauczycielkami w Libii, a zwerbowano je do pracy przymusowej. Były również wykorzystywane seksualnie. Do tego w Libii wybuchła wojna, która uniemożliwiła ucieczkę do domu. O tragedii kobiet dowiedziała się Fundacja Haart. Ich ludzie próbowali przewieźć kobiety do Tunezji, ale zawrócono je z granicy. W międzyczasie jedna zmarła z wycieńczenia. Do Nairobi w opłakanym stanie trafiły 32 kobiety – jedna postradała zmysły, inna złamała nogę, ponieważ by uciec z miejsca niewoli, musiała wyskoczyć z trzeciego piętra. Podczas tranzytu w Chartumie nie wiadomo dlaczego zostały aresztowane. Gdy dotarły do Haartu, trzeba było umieścić je w bezpiecznym miejscu. Był 24 grudnia, wieczór, święta – większość instytucji była już zamknięta. W końcu udało się znaleźć schronisko, które pomaga w takich sytuacjach, ale dla nich to rodzaj biznesu. Kobiety umieszczono w blaszanym baraku, żywiono bardzo źle, a Haart płacił za te warunki jak za dobry hotel.
Mimo doznania ogromnego bólu i ewidentnego naruszenia praw człowieka, większość tych kobiet doszukiwała się w swojej historii znamion handlu ludźmi. Niektóre z nich czuły się wręcz winne, że wracają z pustymi rękami, a przecież są jedynymi żywicielkami rodziny. Na drugi plan zszedł fakt, że były przepracowane, bite, a nawet gwałcone. W końcu na co dzień żyją w podobnych realiach, gdzie ich prawa stale się naruszane. Z pozoru wydaje się, że nawet przyzwyczaiły się do traumy. Wystarczy jednak przyjrzeć się w im wnikliwej, by dostrzec jak bardzo są skrzywdzone, a tym samym – nieszczęśliwe. One same i większość pozostałych ofiar współczesnego niewolnictwa zmagają się z uciążliwymi dolegliwościami: depresją, nocnymi koszmarami, prześladującymi ich obrazami z przeszłości, ciągłym lękiem o życie swoje i swojej rodziny, z mocnym poczuciem wstydu i wmawianej im przez handlarzy winy.
Horror nie kończy się wraz z uwolnieniem
Prawdziwy horror zaczyna się wraz z życiem na tzw. wolności. Byłe ofiary są wyniszczone fizycznie i przede wszystkim psychicznie. Trudno ułożyć sobie życie, gdy godność jest w strzępkach, a żal wynikający ze skrzywdzenia sięga zenitu. Ci ludzie potrzebują pomocy – stałej i intensywnej. Stąd pomysł na wybudowanie (darmowego) schroniska FreeDOM w Kenii, które stanie się azylem dla ofiar. Pomoże im dojść do siebie – pod kątem zdrowia fizycznego (badania i leczenie) i psychicznego (wsparcie psychologa i psychiatry, terapia, leczenie). W ośrodku wspierać będą także doradcy zawodowi. To miejsce, które pomoże przywrócić nadzieję, marzenia, zaufanie do ludzi i przede wszystkim to co najtrudniej odzyskać – GODNOŚĆ.
Weź w akcji #ZbudujFreeDOM i pomóż nam zbudować schronisko dla ofiar handlu ludźmi.
...
Ludzie potwory.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:43, 19 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Zabrali chłopca, gdy miał 14 lat. Przez prawie ćwierć wieku żył jako ich niewolnik
- Shutterstock
Brytyjscy obywatele, lekarz-położnik i jego żona pielęgniarka, zostali uznani winnymi zamknięcia 14-letniego chłopca. Przez 24 lata małeżeństwo trzymało go jak niewolnika. Zamknęli go w domu i kazali pracować na rzecz swojej rodziny po 17 godzin dziennie - podaje "Metro".
Ta historia dopiero po 24 latach doczekała się szczęśliwego finału. 61-letni położnik, pracownik NSH Emmanuel Edet wraz z 58-letnią żoną Antan, starszą pielęgniarką, przechwycili Ofonime'go Sunday Inuka, gdy ten miał zaledwie 14 lat. Inuk pochodzi z Nigerii. Miał siedmioro rodzeństwa. Ze swojego kraju uciekł przed ubóstwem. Początkowo został zabrany przez Edetów do Izraela, a później, gdy Emmanuel otrzymał pracę w hrabstwie Kent, rodzina przeprowadziła się do Wielkiej Brytanii. Lekarz postanowił zmienić chłopcu nazwisko, aby w razie kłopotów mógł uchodzić za jego syna.
REKLAMA
Para ukryła też jego paszport, w związku z tym nie mógł uciec. Przez cały czas traktowali go jak swojego niewolnika. Chłopiec przez 17 godzin na dobę musiał zajmować się ich domem. Jego obowiązki nie kończyły się jednak na gotowaniu, sprzątaniu, praniu i pracy w ogrodzie; opiekował się także dwójką dzieci małżeństwa.
Obserwuj
Kamui!
@kvmtosh
Some people [Nigerians] are just ...speechless || dailymail.co.uk/news/article-3…
W czasie przeprowadzonego śledztwa na jaw wyszły jeszcze inne szokujące fakty. Chłopiec żył w uwłaczających godności warunkach. Pracował ponad siły, zabroniono mu jakiejkolwiek interakcji z rodziną, więc jadał w odosobnieniu, nieliczne wolne chwile też spędzał samotnie. Bardzo rzadko wypuszczano go z domu. Jedną z większych krzywd, jaką pracownicy National Health Service wyrządzili Inukowi, było pozbawienie go szansy na uczęszczanie do szkoły.
W 2004 roku Nigeryjczyk postanowił pójść na policję. Opowiedział swoją historię. Niewiele jednak można było zrobić, bo nie miał przy sobie żadnego dokumentu. Jego koszmar skończył się dopiero dziewięć lat później, w 2013 roku. Gdy w radiu usłyszał podobny przypadek niewolnika, postanowił jak najszybciej uwolnić się od Edetów.
Małżeństwu postawiono zarzuty. Wszystkiego się wyparli, twierdząc, że przyjęli Inuka jak własne dziecko. Śledztwo wykazało jednak liczne nadużycia, jakich dopuścili się względem chłopca.
- To szokujący przypadek współczesnego niewolnictwa. Na takie czyny nie ma miejsca w naszym społeczeństwie - mówiła prokurator Damaris Lakin podczas rozprawy sądowej. Lekarz i jego żona zostali uznani winnym zarzucanych im czynów.
...
Tak jest.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:07, 31 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Rośnie liczba niewolników na świecie. W Polsce jest ich ok. 180 tys.
po/
2016-05-31, 16:37
Skomentuj
0
"Prawie 46 mln ludzi na świecie to współcześni niewolnicy, dwie trzecie z nich przypadają na kraje Azji i Pacyfiku" - wynika z opublikowanego we wtorek badania australijskiej organizacji praw człowieka Walk Free Foundation. To wzrost o 10 mln wobec 2014 roku.
Flickr.com/John Hoey
Kraj
Uczniowie wybudują studnię w Sudanie...
Świat
Indie: od 2017 r. wszystkie telefony będą...
Liczbę ofiar współczesnego niewolnictwa w Polsce autorzy opracowania szacują na 180 tys. To najgorszy wynik w Unii Europejskiej i 24. na świecie.
W rozdziale o Polsce eksperci ocenili, że zdecydowana większość ofiar niewolnictwa pracuje w branży budowlanej, rolnictwie i handlu detalicznym "na stanowiskach, których nie widać na zewnątrz".
Gangi zmuszają do żebrania
Eksperci szacują, że wśród ofiar przymusowej pracy są m.in. obywatele państw znajdujących się w sąsiedztwie Polski (Ukraina, Białoruś, Bułgaria, Rumunia, Mołdawia), a także państw Azji (Wietnam, Filipiny, Chiny, Korea Północna), co spowodowane jest trwającymi konfliktami i niestabilną sytuacją polityczną, biedą i wysokim poziomem bezrobocia w państwach pochodzenia.
Autorzy raportu wskazali m.in. na potwierdzone przypadki pracy niewolniczej kilkudziesięcioosobowych grup z Filipin, Tajlandii, Korei Północnej, oprócz wcześniej notowanych przypadków dotyczących obywateli dawnych państw Związku Radzieckiego. Wśród opisanych przypadków są m.in. działania zorganizowanych grup przestępczych zmuszających romskie matki z Ukrainy i Mołdawii do żebrania na ulicach polskich miast.
"Poza zasięgiem służb i policji"
Zwrócono także uwagę, że Polacy byli piątą największą grupą ofiar handlu ludźmi w UE, m.in. z ponad 400 potwierdzonymi przypadkami na terenie Wielkiej Brytanii. W raporcie podkreślono też głębokie problemy, z jakimi zmagają się nisko wykształceni polscy emigranci w Wielkiej Brytanii, m.in. dyskryminacją i zaniżaną płacą godzinową.
Fiona David, dyrektor wykonawcza Walk Free Foundation, odniosła się do krytyki, że potwierdzona przez polskie służby liczba przypadków jest wielokrotnie niższa od szacunków WFF, podkreślając, że "jest to problem, który dotyczy nie tylko Polski - wciąż brakuje rozwiązań systemowych, które pozwalają łatwo zgłaszać i rozwiązywać takie sytuacje, bez obawy o życie i zdrowie ofiar".
- Kluczowe jest, aby policja - dobrze wyposażona i finansowana - miała odwagę skupiać się na zorganizowanych gangach i grupach przestępczych - podkreśliła. Zastrzegła, że "ogromna liczba przypadków pozostaje poza zasięgiem służb i policji, nie tylko w Polsce".
Kluczowa rola organizacji wspierających
David podkreśliła, że Polska przyjęła w ostatnich latach szereg regulacji prawnych dotyczących walki ze współczesnym niewolnictwem, a także stworzyła wyjątkowo dobry system wsparcia ofiar, ale wciąż brakuje wystarczającej determinacji i finansowania oraz współpracy z pracodawcami. - Migranci, często nielegalni, którzy nie mówią po polsku mogą bać się zgłosić o pomoc do policji, dlatego kluczowa jest rola wspierających organizacji, które mogą im pomóc - zaznaczyła.
Założyciel fundacji, australijski magnat górniczy Andrew Forrest, podkreślił, że ujawnienie niemal 30-procentowego wzrostu było możliwe m.in. dzięki lepszemu zbieraniu danych. Wyraził jednak obawę, że sytuacja pogarsza się w związku z kryzysem uchodźczym, który zwiększa podatność ofiar na wszelkie formy niewolnictwa. Wśród niewolników są miliony dzieci.
Zbadano 167 państw. Na czele Indie
Raport Światowy Indeks Niewolnictwa zestawia informacje ze 167 krajów uzyskane na podstawie 42 tys. wywiadów w ponad 50 językach. We wszystkich badanych krajach odnotowano przypadki niewolnictwa. W niechlubnych statystykach przodują Indie - na liczącą 1,3 mld ludność prawie 18,4 mln to niewolnicy.
Jeśli chodzi o udział procentowy najgorsza sytuacja jest w Korei Północnej, gdzie jedna osoba na 20 jest niewolnikiem; to niemal 4,4 proc. 25-milionowej ludności. Jednocześnie tamtejsze władze najmniej robią z tym problemem.
Światowe sieci odzieżowe
Ogólnie współczesne niewolnictwo jest najbardziej rozpowszechnione w Azji, która dostarcza nisko wykwalifikowaną siłę roboczą w globalnych łańcuchach produkcji odzieży, żywności i technologii. Za Indiami są Chiny (prawie 3,4 mln), Pakistan (2,1 mln), Bangladesz (1,5 mln) i Uzbekistan (1,2 mln).
Jeśli chodzi o udział procentowy poza Koreą Północną na cenzurowanym znalazły się Uzbekistan (prawie 4 proc. ludności) i Kambodża (1,65 proc.).
Handel ludźmi, zmuszanie do prostytucji, przymusowa praca
Wśród krajów przodujących w walce z niewolnictwem dokument wymienia Holandię, USA, Wielką Brytanię, Szwecję, Australię, Portugalię, Chorwację, Hiszpanię, Belgię i Norwegię.
Według ONZ współczesne niewolnictwo przejawia się w handlu ludźmi, zmuszaniu do prostytucji, przymusowej pracy, wykorzystywaniu dzieci w międzynarodowym handlu narkotykami. Międzynarodowa Organizacja Pracy szacuje liczbę ofiar niewolnictwa na 21 mln, ale - jak zastrzega agencja Reutera - nie bierze ona pod uwagę wszystkich form tego zjawiska.
PAP
...
Takie sa niestety fakty...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:41, 13 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Czuwanie za dzieci - ofiary handlu ludźmi
jjw
dodane 12.01.2017 19:53
Gościem czuwania będzie s. Anna Bałchan ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej pomagająca kobietom i dzieciom - ofiarom przemocy
Maciej Rajfur /Foto Gość
"Zamień noc w MOC miłosierdzia" - nawołują organizatorzy nocnej modlitwy w Warszawie. Weźmie w niej udział m.in. bp Grzegorz Ryś.
W 2015 r. papież Franciszek ogłosił 8 lutego - dzień liturgicznego wspomnienia św. Józefiny Bakhity, niewolnicy z Sudanu - Międzynarodowym Dniem Modlitwy i Refleksji na temat Walki z Handlem Ludźmi. W tym roku ten Dzień będziemy obchodzić po raz trzeci. Z tej właśnie okazji w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie (ul. Krakowskie Przedmieście 3) odbędzie się nocne czuwanie w intencji współczesnych niewolników i świata wolnego od przemocy i wyzysku. Jego organizatorem jest Sieć Bakhita do spraw Przeciwdziałania i Pomocy Ofiarom Współczesnych Form Niewolnictwa - międzyzakonna forma współpracy i wsparcia, stworzona w celu zwalczania i zapobiegania handlowi ludźmi oraz pomocy pokrzywdzonym w wyniku tego procederu.
Hasło tegorocznej modlitwy brzmi: "To są dzieci, nie niewolnicy!". Będzie ona poświęcona najmłodszym ofiarom przemocy i wyzysku.
"Twoja modlitwa może uratować czyjeś życie, docierając na peryferia, gdzie Ty nie możesz fizycznie przyjść z pomocą. Nie żałuj czasu i trudu. Jak mówi nasz papież: „Miłosierdzie najbardziej smakuje rozdawane garściami”. Przyjdź, pochyl się nad historiami ludzkich istnień, które świat lekceważy i pomija obojętnością. Módl się!" - zachęcają organizatorzy.
Czuwanie rozpocznie się 3 lutego o godz. 21 Eucharystią z homilią bp. Grzegorza Rysia. W procesji z darami przyniesione zostaną m.in. obrazy, przedstawiające marzenia ocalonych z handlu dzieci. Po Mszy św. będzie okazja do wysłuchania świadectw i historii osób, które stały się ofiarami różnych współczesnych form niewolnictwa: pracy niewolniczej, wykorzystania w prostytucji i seksbiznesie, zmuszania do żebractwa i popełniania przestępstw. Po każdym świadectwie nastąpi modlitwa wstawiennicza za osoby doświadczające różnego typu zniewolenia i wykorzystania. Na zakończenie tej części spotkania s. Anna Bałchan SMI, prowadząca Stowarzyszenie PoMOC, podzieli się wieloletnim doświadczeniem pracy z kobietami zranionymi handlem ludźmi, ofiarami prostytucji i przemocy.
W geście solidarności uczestnicy będą mogli podjąć pewnego rodzaju duchową adopcję, modląc się i wspierając osoby zmagające się ze skutkami niewolnictwa. Następnie, o godz. 23 - w modlitwie różańcowej oddadzą wszystkich skrzywdzonych w czułą opiekę Maryi. Pomocą w rozważaniu tajemnic bolesnych posłuży animacja malowania piaskiem przygotowana przez Pracownię Katarzyny Perkowskiej.
O północy rozpocznie się wielkie wołanie o miłosierdzie oraz modlitwa uwielbienia, którą poprowadzi o. Janusz Chwast OP ze Wspólnotą św. Dobrego Łotra. Dwie godziny później, po Koronce do Bożego Miłosierdzia, będzie można ucałować relikwie Krzyża Świętego.
Chętni będą jeszcze mogli obejrzeć w dolnym kościele film „Nefarious, czyli Nikczemny handlarz dusz” w reżyserii B. Nolota. To bezkompromisowy dokument, odsłaniający mechanizmy współczesnego niewolnictwa. Zestawienie obrazów z ponad dziewiętnastu krajów świata pokazuje skalę koszmaru niewolnictwa, jakiego każdego dnia doświadczają setki tysięcy osób. Film trwa ok. 90 minut.
W kościele będzie możliwość obejrzenia wystawy na temat handlu ludźmi oraz nabycia materiałów, m.in. ulotek z ważnymi informacjami dotyczącymi przeciwdziałania temu zjawisku. W salkach na uczestników przez całą noc będzie czekać gorąca herbata i kawa. Ze względów organizacyjnych osoby wybierające się na czuwanie proszone są o zgłoszenie tego faktu organizatorom do 28 stycznia, pisząc na adres e-mail: [link widoczny dla zalogowanych]
...
Dramat.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:19, 21 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
RADIO WATYKAŃSKIE
dodane 21.02.2017 15:20
Gustavo La Rotta Amaya / CC 2.0
Na świecie jest ok. 21 mln ludzi, którzy stali się przedmiotem handlu czy zostali sprowadzeni do stanu niewolnictwa.
Ofiarami są kobiety, mężczyźni i dzieci. Dochodzi do tego w różnych formach i dziedzinach, jak rolnictwo, służba domowa, prostytucja, przymusowe małżeństwa, dzieci-żołnierze czy sprzedaż organów do przeszczepów. Te bolesne fakty przypomniał 16 lutego na konferencji humanitarnej w Genewie stały obserwator Stolicy Apostolskiej przy tamtejszych urzędach Organizacji Narodów Zjednoczonych. Zwrócił uwagę, że ofiarą przemocy i dyskryminacji w oświacie czy w miejscu pracy padają najczęściej kobiety, dziewczęta i dzieci.
Pomimo licznych wysiłków i wyraźnego w tym względzie prawa międzynarodowego handel ludźmi to najbardziej rozpowszechniona forma niewolnictwa w naszym XXI stuleciu – powiedział abp Ivan Jurkovič. Przytoczył oenzetowskie dane, według których uprawiający go zarabiają ok. 32 mld dol. rocznie. Tylko handel bronią i narkotykami są jeszcze bardziej dochodowe. Jego celem jest w 79 proc. przypadków wykorzystywanie seksualne, a w 18 proc. przymusowa praca. Przedstawiciel Stolicy Apostolskiej przypomniał, że zawsze potępiała ona te zbrodnie. W nowopowstałej Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka Papież Franciszek osobiście zajmuje się działem migrantów i uchodźców. Handel ludźmi zwalczają liczne organizacje katolickie, w tym sieć Talitha Kum działająca w 79 krajach. Kościół katolicki obchodzi światowy dzień jego ofiar 8 lutego, w liturgiczne wspomnienie św. Józefy Bakity, która sama była niewolnicą.
...
Niewolnictwo ciagle istnieje.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:44, 05 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
info.wiara.pl |Włochy: Polka pomaga imigrantom niewolniczo pracującym w Apulii
rss
newsletter
facebook
twitter
Włochy: Polka pomaga imigrantom niewolniczo pracującym w Apulii
Polska działaczka włoskiego związku zawodowego z centrali Cgil Magdalena Jarczak z Apulii na południu Włoch pomaga imigrantom, pracującym niewolniczo w gospodarstwach rolnych. Dziennikowi "La Repubblica" powiedziała w niedzielę, że sama była w takiej sytuacji.
Reklama
Wywiad ukazał się po pożarze, do jakiego doszło w rejonie wsi Rignano koło miasta Foggia, gdzie od około 20 lat znajduje się wielkie obozowisko, w którym koczują tysiące imigrantów, głównie z Trzeciego Świata. W pożarze zginęło w piątek dwóch migrantów z Mali. Wybuchł on dwa dni po tym, gdy na wniosek miejscowych władz rozpoczęła się likwidacja miejsca nazywanego "Wielkie getto Rignano", uważanego z jedną największych dzielnic biedoty we Włoszech.
Przed laty w gospodarstwach rolnych w Apulii, gdzie od lat dochodzi do procederu wykorzystywania niewolniczej pracy, zatrudniano też Polaków. 10 lat temu zlikwidowano tam polskie obozowisko, gdzie nad robotnikami rolnymi znęcali się polscy pośrednicy. Sprawa zakończyła się skazaniem w Polsce i we Włoszech grupy osób, które znęcały się nad Polakami, maltretowały ich i oszukiwały. Teraz pracujących we wsiach Apulii pomoc niesie 36-letnia Magdalena Jarczak ze związku zawodowego Flai Cgil.
"Kiedy miałam 20 lat ja też byłam w warunkach, w jakich żyją teraz ludzie tym w getcie" - przyznała w rozmowie z rzymskim dziennikiem. Wyjaśniła, że przyjechała z siostrą do pracy w okolice Foggii w 2001 roku, ponieważ obiecywano jej dobre zarobki. Pracowała po 10 godzin dziennie w gospodarstwie bez żadnej pensji, dostawała jeden posiłek dziennie: chleb i pomidory. Koczowała w budynku gospodarczym bez światła i wody. Gdy zorientowały się z siostrą, że grozi im to, że zostaną zmuszone do prostytucji, uciekły po trzech miesiącach i poprosiły o pomoc.
Magdalena Jarczak została we Włoszech, zaczęła normalnie pracować. Jak mówi: "zawsze miałam marzenie, by pomagać migrantom na polach". Dlatego zaangażowała się w działalność związkową. "W Polsce vademecum dla pracowników odradza przyjazdu do Foggii" - podkreśliła. "Dla mnie, gdy nawet jedna osoba wyjdzie z tego getta, to już cenny rezultat" - zapewniła Polka z Apulii.
Jak zauważyła, "batalia o prawa jest wciąż długa i czasem zdaje się, że przez 20 lat nic się nie zmieniło".
...
Sama byla w tej sytuacji to wie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:03, 18 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Hiszpania: Policja uwolniła blisko 6 tys. niewolników od 2012 roku
Hiszpania: Policja uwolniła blisko 6 tys. niewolników od 2012 roku
PAP
dodane 18.04.2017 20:42 Zachowaj na później
Józef Wolny /Foto Gość
Od 2012 roku policja w Hiszpanii uwolniła z rąk handlarzy ludźmi blisko 6 tys. osób. Zdecydowana większość z nich była wykorzystywana seksualnie.
Jak poinformowało we wtorek hiszpańskie ministerstwo spraw wewnętrznych, tylko w latach 2012-16 funkcjonariuszom policji udało się oswobodzić ok. 5 700 osób. W grupie tej było aż 4 430 ofiar wykorzystywania seksualnego, głównie kobiet.
Z danych organizacji Apramp, specjalizującej się w udzielaniu pomocy prostytutkom, wynika, że wśród niewolnic seksualnych więzionych na terenie Hiszpanii są przede wszystkim Nigeryjki, Rumunki, Brazylijki, a także obywatelki Paragwaju.
"Na terenie Hiszpanii więzione są kobiety bardzo wielu narodowości. W większości przypadków trafiają one tutaj z państw, gdzie prawa człowieka nie są należycie gwarantowane. To, że handlarze ludźmi wysyłają je właśnie do naszego kraju, wynika z faktu, że Hiszpania jest europejskim liderem pod względem zapotrzebowania na usługi prostytutek" - powiedziała Rocio Mora, przewodnicząca Apramp.
Według policji liczba uwolnionych osób, które były zmuszane do pracy na terenie Hiszpanii, jest wciąż niewielka w porównaniu ze zgłaszanymi policji przypadkami niewolnictwa. Tylko w ub.r. śledczy natrafili na trop ponad 28 tys. więzionych osób, z których uwolniono zaledwie tysiąc.
Dużej pomocy w ujawnianiu przypadków niewolnictwa oraz pomocy jego ofiarom udzieliły organizacje pozarządowe, m.in. Proyecto Esperanza. Jak wyjaśniła szefowa tej organizacji Marta Gonzalez, w ostatnich latach znaczny odsetek ofiar handlarzy żywym towarem stanowiły osoby nieletnie.
"Coraz więcej trafiających do naszych ośrodków byłych niewolników stanowią osoby bardzo młode, które zostały schwytane przez grupy przestępcze jako dzieci" - powiedziała Gonzalez.
W tym roku hiszpańska policja uwolniła już kilkaset osób więzionych przez handlarzy ludźmi. Zdecydowaną większość ofiar przestępców stanowiły kobiety, głównie Nigeryjki.
...
Ciagle ten koszmar trwa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:51, 24 Kwi 2017 Temat postu: |
|
|
MASAKRA! Sprzedają nieletnie żony z pełną dokumentacją medyczną i prawną
17 minut temu Świat
Tą agencją matrymonialną powinny zainteresować się stosowne służby. Nie jest to bowiem klasyczny serwis randkowy, lecz portal zajmujący się handlem ludźmi.
Serwis prettyasianbrides.com oferuje swoim klientom żony z Azji.
Przy zdjęciach "narzeczonych" podana jest informacja o znajomości języka angielskiego dziewczyny. Na stronie widzimy też tytuły, które mają zawęzić profil poszukiwanej żony. "Kup żonę z Wietnamu" - czytamy.
Najmłodsza z reklamowanych tam osób ma tylko 14 lat. Przy jej fotografii widnieje napis: "dziewica". Znajomość języka angielskiego dziewczyny jest określana jako "podstawowa".
ZOBACZ: Imigranci zaatakowali szkołę w mazowieckim, dzieci przerażone na śmierć!
Ta strona to jedyna pomoc?
Właściciel strony twierdzi, że te młode kobiety są w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Ich rodziny rzekomo toną w długach i ledwo wiążą koniec z końcem.
Pieniądze wpłacone na konto firmy mają pójść na pokrycie długów i przygotowanie dokumentów dla narzeczonej.
"Ceny za żonę z Wietnamu wahają się od 4 do 30 tys. dol" - czytamy na serwisie.
Oczywiście, istnieje taka możliwość, że strona jest policyjną przynętą lub częścią jakiejś szerszej kampanii społecznej.
Dodał(a): fastcake
..
Dziwna kampania spoleczna...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:13, 01 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Sponsoring seksualny – tragedia wielu młodych osób
Anna Gębalska-Berekets | Lip 01, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Sponsoring seksualny jest formą prostytucji, chociaż wiele osób nie chciałoby go określać w ten sposób. Dla wielu jest natomiast doskonałym biznesem i sposobem na zaspokojenie popędu płciowego.
Czym jest sponsoring?
Z
e sponsoringiem seksualnym mamy do czynienia, gdy jedna z osób oferuje swoje ciało i towarzystwo za pieniądze lub też dodatkowe materialne profity. Zjawisko to ostatnimi czasy jest nagłośnione, także medialnie. Powstało na ten temat wiele opracowań.
Jakiś czas temu sama badałam pod względem naukowym to zjawisko. W tym celu przeanalizowałam portale internetowe o charakterze matrymonialno-towarzyskim. Próbowałam wówczas dociec przyczyn sięgania po taką formę relacji.
Celem badań było ukazanie zjawiska jako pewnej rzeczywistości społecznej, która wciąż się rozwija. Treści i słownictwo szokowały. W wyniku prowadzonej konwersacji on-line, powodami dla których osoby pragnęły takiej relacji były: potrzeby seksualne, praca na odległość i brak możliwości stałego związku, przeżycie niezobowiązującej znajomości, szukanie odskoczni dla codzienności, dowartościowanie siebie, szukanie przygód i przekroczenie tzw. granic.
Czytaj także: Tajlandia: seksturystyka przyciąga tu tysiące turystów
Propozycje w większości pochodziły od żonatych mężczyzn w przedziale wiekowym od 30 do 52 lat, w większości z wyższym wykształceniem.
Do podjęcia takiej decyzji często zmuszają także problemy finansowe. Ceny za intymne spotkania są zróżnicowane, najczęściej wahają się od 150 do 500 zł za jednorazowe, 2-3 godzinne spotkanie.
Tylko patologia?
Renata Gardian w książce „Zjawisko sponsoringu jako forma prostytucji kobiecej” zauważyła, że zjawisku sprzyja m.in. rozwarstwienie społeczne, liberalizacja życia, banalizacja seksualności i przyzwolenie społeczne.
Zjawisko dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn. Jak się okazuje, na sponsoring wcale nie decydują się jedynie osoby z tzw. patologicznych środowisk.
Aneta pochodzi z tzw. dobrego domu. Jej rodzice pracują, by zapewnić jej i dwójce młodszego rodzeństwa godny byt. Nie domyślają się jednak, że dziewczyna studiująca w Warszawie pozostaje w układzie sponsorowanym z 45-letnim mężczyzną. Dlaczego to robi? Nie potrafi do końca wytłumaczyć. „Trochę dla prestiżu, dla zarobku, bawię się jego uczuciami” – dodaje. Aneta twierdzi, że w świecie, gdzie liczą się pieniądze, pozycja, znajomości nie ma miejsca na wyrzuty sumienia.
„Wyszedłem z chorego układu”
Kamil po 3 latach układu sponsorowanego, zrezygnował z niego. Związany był z dojrzałą kobietą po 50-tce. „Ma męża, ale jej potrzeby seksualne nie były zaspokojone. Szukała czegoś więcej. Prowadzi firmę. Pracowałem u niej. Z czasem ta «znajomość» przekształciła się w wspólne spędzanie czasu, prezenty, wyjazdy. Jej mąż był marynarzem, w większości był poza domem. Nie układało mi się z dziewczynami w moim wieku, więc zdecydowałem się na taką relację”. Kamil przyznaje, że po jakimś czasie czuł się jak męska prostytutka, odczuwał poczucie winy i brak szacunku do siebie.
Postanowił z tym zerwać. Odszedł z firmy. Nie wie, co teraz się dzieje z Ewą. Kamil uważa, że to życie wcale nie jest takie kolorowe, jak może się wydawać. Owszem, miał drogie garnitury, perfumy, ale czuł się jak śmieć. Żyje biedniej, ale wciąż odzyskuje szacunek do siebie. Okazuje się, że na sponsoringu można nieźle zarobić, nieraz od 6 do nawet 7 tysięcy miesięcznie. Są osoby, które przyznają, że zarabiają o wiele więcej.
Ciemne strony sponsoringu
Jak zauważa psycholog Adriana Kłos z Ośrodka Rozwoju i Psychoterapii „Strefa Zmiany”, kobiety, które podejmują się takiego procederu mają zaniżone poczucie własnej wartości i godności. Z czasem czują nawet nienawiść do siebie.
Poczucie wstydu i winy towarzyszy im przez długie lata. Łatwiej w takie relacje wejść, trudniej z nich zrezygnować. Szacuje się, że ze sponsoringu korzysta ponad 15 tysięcy młodych ludzi.
Czytaj także: Stewardesa uratowała nastolatkę zmuszaną do prostytucji
Motywatorem są pieniądze, drogie prezenty, zagraniczne wyjazdy. Zdaniem psychologów decydują się na to osoby niedojrzałe emocjonalnie, seks staje się dla nich mechaniczny, a to prowadzić może do seksoholizmu lub do zaburzeń zbliżonych do tzw. zespołu stresu pourazowego – poczucie poniżenia, wyszydzenia.
Pieniądze to wszystko?
Pieniądze uzyskane w ten sposób są szybkie i łatwe, ale ani pozycja zawodowa, ani drogi telefon czy elegancki ciuch nie są żadną rekompensatą utraty szacunku i wartości wobec siebie samego. Seks stał się towarem, który można sprzedać, takie układy potrafią trwać wiele lat, ale podsumowując słowami Jacka Kurzępy, ciało można jeszcze jakoś zabezpieczyć, psychiki już nie.
...
Typowe nadawanie starym patologiom nowych nazw z angielskiego sponsoring sexworking jakby nazwa zmieniala cokolwiek...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 10:14, 04 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Lola – niewolnica w domu zdobywcy Pulitzera
Katarzyna Wyszyńska | Lip 04, 2017
Czerwcowa okładka magazynu "The Atlantic"
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Alex Tizon, zdobywca nagrody Pulitzera w kategorii dziennikarstwo śledcze, przez wiele lat skrywał rodzinny sekret - historię mieszkającej z nim Loli, współczesnej niewolnicy.
A
lex Tizon był bez wątpienia osobowością o wielu talentach i nie zanikającej ciekawości świata. Człowiek, którego uwierała płytkość, męczyły rozmowy o niczym. Wierzył, że za każdym, a przede wszystkim tym opuszczonym, słabym, na pozór nieciekawym człowiekiem stoi wyjątkowa historia. Odkryć ją, opisać i przekazać światu – na tym polegała jego dziennikarska praca.
Tropił oszustwa i złe zarządzenia Federalnym Programem Mieszkaniowym Indian, dokumentował wydarzenia następujące po 9/11, śledził działania filipińskiego rządu mające na celu łagodzenie ubóstwa w najbiedniejszych regionach.
Autor książki o poszukiwaniu własnej tożsamości, syn filipińskich emigrantów, wykładowca na Uniwersytecie w Oregonie, zdobywca nagrody Pulitzera w kategorii dziennikarstwo śledcze. Miał to, czego pragnął – rodzinę, dom na przedmieściach, sukces zawodowy. Miał też skrywany przez wiele lat rodzinny sekret – dramatyczną historię, bardzo podobną do tych, które przez wiele lat ujawniał w swej dziennikarskiej karierze. To historia człowieka-cienia, pilnie strzeżonej tajemnicy, bez wykształcenia, bez opieki lekarskiej, bez wolności – historia niewolnictwa we współczesnej Ameryce, w domu rodzinnym Alexa Tizona.
Czytaj także: Nawet najmniejsze dobro może mieć kosmiczne znaczenie
Jej początek ma miejsce na Filipinach, w prowincji Tarlac. Dziadek Tizona, porucznik Thomas Asuncion miał tam wiele ziemi, lecz niewiele pieniędzy. Ekscentryczny i autorytarny, nie był wylewnym ojcem. Jedyne dziecko (matka zmarła przy porodzie) było wychowywane przez serię służących. Do 12 urodzin, wtedy bowiem dostało nietypowy prezent – jedną służącą na własność.
Zamiast małżeństwa
Miała na imię Eudocia Tomas Pulido, wszyscy nazywali ją po prostu Lolą. Mając 18 lat była bardzo nieszczęśliwa, ponieważ urodzona w skrajnie biednej rodzinie rolniczej była przymuszana do ślubu z dwa razy starszym, aczkolwiek lepiej ustawionym mężczyzną, hodowcą świń.
Pewnie jak wygrany los na loterii wydała jej się propozycja porucznika Asuncion, dzięki której mogła uniknąć niechcianego zamążpójścia. W zamian za jedzenie i schronienie miała zajmować się córką porucznika (a więc matką Alexa Tizona). Przyjęła propozycję, nie przypuszczając zapewne, że oferta będzie obowiązywała ją do końca życia. Ale któż z nas wie, jakie konsekwencje będą miały nasze decyzje długoterminowo?
Wstawała przed wszystkimi, przygotowywała posiłki, rozwieszała pranie, (które uprzednio prała ręcznie w rzece), karmiła psy, sprzątała, ubierała i tuliła swoją podopieczną do snu. Nosiła nad nią parasolkę chroniącą przed słońcem, a także otrzymała 12 razów pasem, w ramach kary za przewinienie dokonane przez swoją właścicielkę.
Niewiele zmieniło się w jej życiu, gdy porucznik popełnił samobójstwo. Jego córka dorosła, wyszła za mąż i zabrała Lolę ze sobą do Manili. Zabrała ze sobą także imperialny temperament i kapryśne nastroje swego ojca – wydawała polecenia, zarządzając tak, by każdy znał swoje miejsce.
Pojawiły się dzieci – pierwszy Artur, potem Alex, po nim jeszcze troje. Oczekiwano, że Lola będzie tak samo oddana im, podczas gdy ich rodzice zdobywali wykształcenie i pracowali poza domem. Aż przyszedł dzień awansu ojca rodziny – co prawda za słabe pieniądze, ale za to w USA! Miejscu, które uosabia wszystko, co najlepsze, w którym wszystkie marzenia mogą się spełnić. Było jasne, że przyjmują ofertę. Lecz tym razem, ku ich wielkiej irytacji, poinformowana o wyjeździe Lola nie chciała się zgodzić.
Czytaj także: Bezbronne, przerażone. Miliony dzieci na świecie to niewolnicy
Była przerażona, to przecież inny kontynent. A co, jeśli nigdy już nie zobaczy swojej rodziny? W końcu przystała na wylot, po zapewnieniu, że w Ameryce „życie będzie inne”. Gdy staną na nogi po przeprowadzce, Lola mogłaby słać rodzicom i krewnym pieniądze, być może będzie nawet w stanie zapewnić im prawdziwy dom, zamiast tej nędznej chatki w której mieszkają. A w nieokreślonej przyszłości dadzą jej przecież pozwolenie na powrót.
Życie w Ameryce okazało się jednak dalekie od oczekiwań. By się utrzymać, rodzice Alexa pracują na dwa, trzy etaty, w domu odreagowują napięcie i stres. Mijają lata, dzieci rosną, a Lola jest nie tylko ich opiekunką, ale też powiernikiem, przyjacielem, pod wieloma względami bliższym niż rodzice. Mniej więcej około 11 roku życia Alex zaczyna stawiać sobie pytania o rolę Loli w ich rodzinie, o własną tożsamość, postawę swoich rodziców.
Ciocia czy niewolnica?
Łamie tabu w rozmowach ze swoim starszym bratem i dochodzi do bolesnej prawdy i zrozumienia, że Lola nie jest przyszywaną, dobrą ciocią, o niefortunnym miejscu w gospodarstwie domowym, a jest współczesnym niewolnikiem. Nie ma kajdanów na nogach, ale równie dobrze mogłaby je mieć. Bez pensji, bez prywatności, własnego miejsca, poniżana licznymi uwagami, strofowana za zbyt wczesne udanie się na wypoczynek lub zbyt długi sen, bez znajomych, bez hobby, posilająca się w samotności resztkami po innych. Dostępna w dzień i w noc, gdy byli chorzy, pozbawiona ambicji samospełnienia, oddana sercem, cała dla nich. Nigdy nie narzekała, nigdy nie straciła cierpliwości.
Po śmierci mamy Alexa, którą do końca się opiekowała z troską i oddaniem, mając 75 lat przeprowadziła się do domu Alexa. Była ostatecznie wolna, mogła robić, na co miała ochotę, zaznać prawdziwego ciepła rodzinnego domu. Ale to nie było takie proste.
Bycie służącą było całym jej istnieniem i nie zniknęło wraz z przestąpieniem progu nowego domu. Do tego dochodziły jeszcze wieloletnie nawyki, na przykład zbieractwo rzeczy, które przecież mogą się kiedyś przydać. Nie wyrzucała nic, a nawet przeglądała śmieci, by upewnić się, że nikt nie wyrzucił niczego potrzebnego.
Co ma być, to będzie
Sprzątała, gotowała i wstawiała pranie. „Lola, to jest twój dom, nie musisz tego robić”, okej, odpowiadała i wracała do sprzątania. To był jej sposób na życie. Po pewnym czasie jednak założyła własny ogródek i zaczęła pozwalać sobie na małe przyjemności. A może raczej to wiele tych małych rzeczy sprawiało jej ogromną przyjemność – jak choćby wyprawa na targ, puzzle czy uczestniczenie w uroczystościach szkolnych córek Alexa, a około 80-tki czytanie, gdyż mniej więcej wtedy nauczyła się czytać. Sześć lat później zmarła.
Całe jej życie jest niesamowita historią. W przedziwnym splocie kolejnych wydarzeń tętni życiem i śmiercią, niechęcią i miłością, cierpieniem i pokorą, okrucieństwem i oddaniem, tęsknotą, mądrością i pokojem. Bez wątpienia jej życie byłoby diametralnie inne, gdyby tamtego dnia wyszła za filipińskiego hodowcę świń.
Czytaj także: O potężnej mocy słowa, które buduje i zmienia życie, opowiada dziennikarka Beata Jakoniuk-Wojcieszak
Ale czy lepsze? Być może. A może nie? Obserwowała latami dwa nieudane małżeństwa dziewczyny, z którą w tak przypadkowy sposób związał ją na zawsze los. Może bycie samotnym nie jest wcale takie złe? Może ma więcej plusów niż tkwienie w nieszczęśliwym związku? Kto wie? Może gdyby została na Filipinach, byłoby jej lepiej? Może. A może nie?
Jej dwie młodsze siostry zachorowały i zmarły, brat został zabity. „Bahala na”, co ma być, to będzie – to była jej życiowa dewiza. Nauczyła się przyjmować rzeczywistość taką jaka jest, bez rozważania alternatywnych wersji, na które nie mamy wpływu. W tej pokręconej, poranionej rodzinie, odnalazła swoją i na swój sposób kochała te „jej dzieci”, którymi się opiekowała: mamę Alexa, jego samego z rodzeństwem, a także jego córki.
Ta ósemka sprawiła, że jej życie było warte przeżycia, mówiła. Wiele porusza w tej opowieści: tragedia ludzkiej niewoli, hipokryzja otoczenia, dualizm moralny. Ale najbardziej poruszające jest co innego: mocne przesłanie stojące za życiem Eudocii Tomas Pulido – nieważne, gdzie i w jakich warunkach przyszło ci żyć, możesz dawać i odnaleźć miłość, możesz pozostać człowiekiem serca. A będzie i tak, co ma być.
Zachęcam do zapoznania się z całą historią Loli, dostępną na stronie [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
...
Na szczescie teraz u Boga ma dobrze czego nie moga powiedziec jej krzywdziciele! Slynna swieta Murzynka Bakita tez byla niewolnica... To jest cierpienie wynikle z ludzkiego grzechu ktore Bóg wyrowna potem...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:50, 16 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Kto umiera za nasze T-shirty? Kilka faktów, których nie chcesz znać
Jola Szymańska | Lip 15, 2017
Shutterstock
Komentuj
Udostępnij
Komentuj
Bangladesz, Kambodża, Indie, Chiny, Indonezja – egzotyczne kraje na metkach naszych ubrań nikogo dziś nie dziwią. A powinny.
„N
ie chcę, żeby ludzie kupowali ubrania, okupione naszym cierpieniem” – mówi Shima Akhter, 23 letnia bohaterka filmu dokumentalnego „The True Cost”, który opowiada o rzeczywistych kosztach produkcji odzieży potężnych marek, takich jak Zara, H&M, Nike czy Adidas.
Dziewczyna zarabiała na początku 10 dolarów miesięcznie, w 2015 roku niecałe 3 dolary (11 złotych) dziennie. Utrzymuje za to siebie i kilkuletnią córkę. Kiedy założyła związek zawodowy i razem z kilkoma innymi szwaczkami przedstawiły szefostwu swoje żądania, ci zaryglowali drzwi i zaatakowali je razem z czterdziestoma pracownikami. Bili krzesłami, kijami, wagami i nożycami, ale głównie kopali i walili ich głowami o ścianę.
Reklama
Miała szczęście. Przeżyła.
Szwaczki, które giną za nasze T-shirty
Tego szczęścia nie miało m.in. 1127 pracowników fabryki tekstylnej Rana Plaza w Bangladeszu, która zawaliła się na ich głowy w 2013 roku. Do nich doliczyć trzeba 2300 osób rannych, ale mimo to w tamtejszych zakładach do dziś brakuje wyjść ewakuacyjnych.
W 2014 roku w Kambodży, w odpowiedzi na protest o podniesienie płacy minimalnej ze 100 do 160 dolarów (586, 62 złotych) miesięcznie, na ulicę wyszła policja i oddziały specjalne. 4 osoby zginęły, a ponad 30 zostało rannych.
Globalny łańcuch
Władze Bangladeszu i Kambodży potrzebują pieniędzy zagranicznych inwestorów. Żeby oferować koncernom odzieżowym coraz niższe ceny, blokują podwyżki pracowników, a ponieważ koncerny oficjalnie nie są ani właścicielami fabryk, ani pracodawcami robotników, nie ponoszą konsekwencji.
Konsekwencje ponosi Shima i inne szwaczki naszych T-shirtów.
Fast fashion. Dirty fashion
Sytuacja pracowników azjatyckich fabryk to wierzchołek lodowej, a właściwie włókienniczej, góry. Rozwój branży modowej w ciągu ostatnich dwudziestu lat przerósł potencjał środowiska naturalnego.
Ogromne zapotrzebowanie na bawełnę prowokuje jej genetyczną modyfikację, masowe wykorzystywanie szkodliwych chemikaliów oraz emisję gazów cieplarnianych. Wpływa to na coraz bardziej skażone regiony, zdrowie rolników i cały ekosystem.
Ponadto, jak podaje raport Dirty fashion amerykańskiej Fundacji The Changing Markets, niebywałe zniszczenia dotyczą również terenów, na których produkowana jest… wiskoza. Ta sama wiskoza, która według producentów jest „higieniczną” i „naturalną” tkaniną.
Czytaj także: Matki Polki na wyrębie: Franciszku, polska przyroda jest w niebezpieczeństwie
Zabójcza produkcja
Fabryki, przetwarzając miazgę drzewną (masę włóknistą) we włókninę z przędzy wiskozowej (VSF) i przędzy lamentowej, produkują ścieki, które zanieczyszczają lokalne jeziora i drogi wodne. Z tego powodu ludność masowo choruje na nowotwory, a dzieci często rodzą się zdeformowane.
„Naciskanie przez zachodnie marki odzieżowe na coraz niższe ceny produkcji ubrań, to w połączeniu z bagatelizowanymi w Chinach, Indonezji i Indiach przepisami środowiskowymi, toksyczna mieszanka”, czytamy w podsumowaniu raportu.
Według raportu aż 20 procent skażonej wody na świecie to wina przemysłu włókienniczego, a pozornie niewinna wiskoza jest przyczyną całego łańcucha ekologicznych katastrof.
Tylko 10 firm
Raport mówi otwarcie o markach takich jak H&M (sześć fabryk w Chinach i Indonezji, jedna w Indiach), Zara (trzy fabryki w Chinach, jedna w Indiach), Tesco czy Levis. To głównie one nie dbały o zabezpieczenie produkcji i spowodowały zanieczyszczenie środowiska.
Okazuje się, że około 70 procent światowej produkcji wiskozy kontroluje zaledwie 10 firm. Według Fundacji istnieje więc spora szansa na szybkie zmiany w tym sektorze. Czy raport rzeczywiście zmusi potentatów do wzięcia odpowiedzialności i oczyszczenia azjatyckich fabryk? Nie wiadomo.
A czy uwrażliwi konsumentów?
Drobne, bezcenne gesty
Czy rozwiązaniem jest bojkot wielkich marek? Czy nasz mały głos ma jakiekolwiek znaczenie? Zdania są podzielone. Pozbawienie mieszkańców Bangladeszu, Kambodży czy Indonezji źródła zarobku byłoby dla nich kolejną katastrofą, ale nie powinniśmy mieć spokojnych sumień, dopóki nie szyją oni naszych ubrań w godziwych, bezpiecznych warunkach i za godziwe pieniądze.
Nie możemy zrobić wiele, ale możemy być świadomi. I choć trochę uczciwi. Autorzy filmu „The True Cost” na stronie truecostmovie.com podsuwają nam kilka rad:
Kupując ubranie, zadaj sobie pytanie: czy założysz je najmniej 30 razy.
Nie sugeruj się „nowym sezonem”. Duże marki, takie jak Zara, mają ich od 50 do 100 w ciągu jednego roku.
Dziel swoje pieniądze między różne marki i chociaż częściowo wybieraj uczciwych producentów.
Wyczyść szafę z trujących barwników. Na stronie Greenpeace znajduje się lista marek, które zobowiązały się zrezygnować z nich najdalej do 2020 roku.
Bądź zmianą, którą chcesz widzieć w swojej szafie. Szukaj informacji, pytaj sprzedawców i mów głośno o tym, co wiesz.
Bez naiwnych założeń
Warto kupować mniej a lepiej, korzystać z odzieży używanej, przekazywać odzież, której już nie używamy, kolejnym osobom. Możemy też śledzić dane zebrane przez Kampanię Clean Clothes Polska i wspierać jej apele. Jest wiele drobnych gestów, którymi możemy wyrazić szacunek osobom, które giną, chorują lub w inny sposób cierpią dla naszej szafy.
Nie chodzi tu o naiwne założenie, że zmienimy swoją dyscypliną Prezesów i dyrektorów finansowych potężnych firm. Chodzi o szacunek.
A nawet więcej – o nasze chrześcijaństwo.
...
Tak to moze byc niewolnictwo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:05, 19 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Na świecie jest ponad 40 mln niewolników
Na świecie jest ponad 40 mln niewolników
Dzisiaj, 19 września (11:57)
Ponad 40 mln ludzi padło w ubiegłym roku ofiarą współczesnego niewolnictwa. Chodzi o przymusową pracę, albo wymuszone małżeństwa - wynika z danych trzech międzynarodowych organizacji walczących z niewolnictwem. Według oenzetowskiej Międzynarodowej Organizacji Pracy (MOP), australijskiej Walk Free Foundation i Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) w 2016 roku współczesne niewolnictwo dotknęło 40,3 mln ludzi. W raporcie dodano jednak, że są to "ostrożne szacunki".
Ponad 40 mln ludzi padło w ubiegłym roku ofiarą współczesnego niewolnictwa
/Felipe Trueba /PAP/EPA
Według raportu 24,9 mln ludzi było zmuszanych do pracy m.in. w fabrykach, na placach budowy, farmach, przy połowie ryb, jako pomoc domowa czy osoby świadcząca usługi seksualne. 15,4 mln kobiet i dziewcząt pozostawało w małżeństwie, na które się nie zgodziły. Trzy czwarte współczesnych niewolników stanowią kobiety, a jedną czwartą - dzieci. Zjawisko to dotyczy w większości Afryki, a zaraz za nią Azji i Pacyfiku.
Małżeństwo jako niewolnictwo seksualne
Prawie 46 mln współczesnych niewolników na świecie. W Polsce - 180 tysięcy
Organizacje szacują również, że ponad jedna trzecia spośród 15 mln ofiar wymuszonych małżeństw w chwili zawierania ślubu miała poniżej 18 lat, a prawie połowa z nich - poniżej 15. Prawie wszystkie ofiary były płci żeńskiej - podano. Tak naprawdę etykietka małżeństwa jest nieco myląca. Jeśli zastanowimy się, co za tym stoi, można to nazwać także niewolnictwem seksualnym - oceniła dyrektor zarządzająca Walk Free Foundation Fiona David, cytowana przez Reutera. "Osoby przymuszane do pracy wyprodukowały część jedzenia, które jemy, i ubrań, które nosimy, a także wysprzątały budynki, w których wielu z nas mieszka czy pracuje" - alarmują organizacje. Reuters zaznacza, że po raz pierwszy współpracowały one przy opracowywaniu międzynarodowych szacunków; wcześniej przez wiele lat korzystały z różnych danych.
"Biorąc pod uwagę, że duża część przypadków współczesnego niewolnictwa może wynikać z migracji, lepsze zarządzanie nią jest kluczowe dla zapobiegania przymusowej pracy i ochrony ofiar" - oceniono w raporcie.
Jednocześnie MOP opublikowała osobny raport, w którym wykazała, że w ubiegłym roku pracować musiały 152 mln dzieci, czyli prawie co dziesiąte dziecko na świecie. Prawie połowa z nich wykonywała pracę niebezpieczną.
Dane zostały zebrane na podstawie ankiet przeprowadzonych w 48 krajach. Przepytano ponad 71 tys. ludzi.
(ug)
RMF FM/PAP
...
Takie sa tragiczne realia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:27, 18 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
"Człowiek za 400 dolarów". CNN publikuje szokujące wideo z targu niewolników w Libii
"Człowiek za 400 dolarów". CNN publikuje szokujące wideo z targu niewolników w Libii
Dzisiaj, 18 listopada (17:27)
"800", "900", "1 tys.", "1200" - Sprzedane!" - słyszymy na filmie opublikowanym przez CNN. Co sprzedano za 1200 dinarów libijskich, czyli 800 dolarów? Samochód? Kawałek ziemi? Mebel? Nie - towarem byli ludzie. Nagranie CNN pochodzi ze współczesnego targu niewolników w Libii.
Temat współczesnego niewolnictwa podjęło czterech dziennikarzy: Nima Elbagir, Raja Razek, Alex Platt i Bryony Jones. Udało im się zamontować ukrytą kamerę na przedmieściach Trypolisu, gdzie - jak mieli sygnał - dochodzi do haniebnych licytacji.
Na nagraniu widać dwóch młodych mężczyzn, których zachwala licytator: Młodzi, zdrowi, silni - można usłyszeć. Chce ich sprzedać do pracy w gospodarstwie rolnym. Potrzebujecie kogoś do kopania w polu? - dopytuje handlarz żywym towarem.
Jak podkreśla CNN, to proceder na bardzo szeroką skalę. Ofiarami handlarzy niewolników padają zazwyczaj uchodźcy, dla których Libia stanowi przystanek w drodze do Europy. By mieć pieniądze na tę podróż sprzedają dorobek życia, uzależniając swój los od przemytników.
CNN przekazał nagranie libijskim władzom. Te mają wszcząć w sprawie śledztwo.
CNN
..
Ten proceder ciagle trwa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 11:02, 08 Lut 2018 Temat postu: |
|
|
Film dokumentalny, którego przemysł modowy nie chce znać
Dolors Massot | 08/02/2018
© JANN PICTURES, PALLAS FILM, IV FILMS LTD
Udostępnij 0 Komentuj 0
Niektóre firmy odzieżowe za nic nie chcą się przyznać do wykorzystywania pracowników. Zwłaszcza w krajach, do których rzadko docierają kamery. Zdjęcia z jednej z hinduskich fabryk i wywiady z ludźmi pracującymi ponad siły są wstrząsające.
Festiwal Sundance (największy coroczny festiwal filmów niezależnych w USA) nagrodził w styczniu 2017 roku niezwykły dokument. Film „Machines” („Maszyny”) opowiada o tym jak są produkowane tkaniny dla dużych sieci w branży modowej.
Choć tytuł sugeruje, że chodzi o różnego rodzaju urządzenia, to stanowią one jedynie scenerię, w której poruszają się prawdziwi bohaterowie tej opowieści: mężczyźni i kobiety pracujący w nieludzkich warunkach.
Firmy, które ich zatrudniają, chcą jak najefektywniej wykorzystać łańcuch produkcyjny. Jego ostatnim ogniwem są przyciągające wzrok ubrania z metkami arcyznanych marek, które widzimy w witrynach modnych sklepów przy najbardziej znanych ulicach na świecie.
Czytaj także: Kto umiera za nasze T-shirty? Kilka faktów, których nie chcesz znać
Myślałem, że znam przemysł modowy
Twórcy filmu nie chodzi jednak o wywołanie skandalu. Reżyser tego wstrząsającego dokumentu, Rahul Jain ma 26 lat. Urodził się w Indiach więc swój pierwszy film dokumentalny postanowił nakręcić w dobrze mu znanym regionie Sachin, około 200 kilometrów od Bombaju.
Mój dziadek – wyjaśnia – miał tam fabrykę, w której bywałem wiele razy jako dziecko. Nie mam dużego doświadczenia filmowego więc chciałem pracować nad tematem, który dobrze znałem w teorii. Jednak, kiedy wróciłem do fabryki już jako dorosły, wszystko się zmieniło.
Filmowiec nie ukrywa, że „czuł się winny tego, co widział i akceptował, gdy był mały”.
W pewnym momencie poczuł strach. Uświadomił sobie bowiem, jak niebezpieczne może być ujawnienie tego, co nagrywa. Przyznał, że był świadkiem scen, które przyprawiały go o mdłości.
W filmie nie ma lektora ani muzyki. To, co najważniejsze, zawarte jest w opowieściach pracowników firm tekstylnych. Mówią, w jakich warunkach pracują i dlaczego się na to godzą. Za 12 godzin pracy – tyle trwa jedna zmiana – otrzymują zaledwie 3 dolary.
Filmowani przez Rahula Jaina ludzie, niezależnie od wieku, także młodzi chłopcy, mają kontakt z toksycznymi substancjami chemicznymi. Przy czym nikt nie zawraca sobie głowy takimi rzeczami, jak odzież ochronna, specjalne maski czy rękawice.
Przedstawiciele zatrudniających ich firm zdają sobie doskonale sprawę, że na Zachodzie żaden pracownik nie zgodziłby się wytwarzać czegokolwiek w takich warunkach.
Czas na zmiany
Czego Jain oczekuje po swoim filmie? Przede wszystkim zmian w sfilmowanym przez niego świecie. Ma nadzieję, że poruszy pracowników i zmobilizuje ich do założenia związków zawodowych, dzięki którym wspólnie będą mogli bronić swoich praw. Chce także poprawy wynagrodzeń oraz uregulowania godzin pracy.
„Maszyny” dały mu doświadczenie zawodowe ale, jak podkreśla, najważniejsze stało się zaangażowanie społeczne.
Dokumet Jaina to nie jedyna próba uświadomienia nam wszystkim, jak bardzo ponura może być rzeczywistość, w jakiej funkcjonuje branża modowa.
Kampanie takie jak Fashion Revolution czy Ropa Limpia oraz popularny hashtag #WhoMadeMyClothes (#QuiénHizoMiropa) pokazują, że tak być nie musi.
Bez wątpienia dzięki Nagrodzie Specjalnej, jaką młody hinduski reżyser otrzymał od Jury Festiwalu Sundance, temat wykorzystywania pracowników w branży modowej nie zostanie przemilczany. Miejmy nadzieję, że film odbije się szerszym echem niż zdobyte przez niego nagrody.
Zobacz wywiad Rahula Jaina, jakiego udzielił festiwalowej telewizji Documenta Madrid (przeprowadzony w języku angielskim i opatrzony hiszpańskimi podpisami):
...
Ano wlasnie. Obrona zwierzatek a tu z tylu takie cos...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 133473
Przeczytał: 59 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:52, 05 Sie 2018 Temat postu: |
|
|
Opublikowany w lipcu Globalny Ranking Niewolnictwa (Global Slavery Index) 2018 nie pozostawia złudzeń: zjawisko to wciąż ma się na świecie dobrze. Nawet najbardziej liberalne i rozwinięte gospodarczo kraje, jak w przypadku Europy np. nordyckie, nie uchroniły się przed niechlubnymi...
W Norwegii żyje prawie 10 tysięcy W Norwegii żyje prawie 10 tysięcy niewolników. „Raczej nie chodzi o handel...
#
...
Niestety. Zachodnie spoleczenstwa to raczej z uwagi na migrantow chyba.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|