Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Najnowocześniejsza medycyna !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 19, 20, 21  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:40, 11 Lip 2017    Temat postu:

Uwaga, słońce! Jak ustrzec się oparzeń słonecznych i co robić, kiedy już się nam przytrafią
Louise Gauthier | Lip 11, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Słońce poprawia nam humor, ale może też – w większych dawkach – okazać się wrogiem numer 1 naszej skóry.


K
ażdy i każda z nas ma swój „kapitał słoneczny”. Co to takiego? To ilość promieni ultrafioletowych, jakie możemy w ciągu życia przyjąć bez obawy o raka skóry. Przed skutkami ich działania chroni nas zdolność do opalania, aktywność naszego DNA i przeciwutleniacze. Niemniej jednak musimy chronić skórę przed oparzeniami słonecznymi, a jeśli już się nam przytrafią, musimy umieć je łagodzić.

Słońce poprawia nam humor, ale może też – w większych dawkach – okazać się wrogiem numer 1 naszej skóry. Zobaczmy, jak promienie UV działają na komórki skóry i jak przeciwdziałać ich szkodliwości. Przed nami wakacje. Nie dajmy sobie ich popsuć skórą spieczoną na czerwono, zatroszczmy się o nią odpowiedzialnie i skutecznie.
Czytaj także: Upał w mieście? Te 6 drobiazgów pomoże nam przetrwać lato


Na czym polega niebezpieczeństwo

Słońce emituje promienie UV, które szkodzą naszej skórze. W niewidoczny dla oczu sposób wysyła nam promienie UVA, odpowiedzialne za starzenie się skóry, zmarszczki i przebarwienia, oraz UVB, które działają na naskórek. Promienie UVB sprawiają, że skóra opala się, ale są też przyczyną najpoważniejszych oparzeń, a w dużych dawkach działają rakotwórczo. Niektórych szkód nie da się odwrócić, nie warto więc wystawiać się na słońce bez odpowiedniej ochrony.


Kiedy lepiej się nie opalać

Kiedy Słońce jest w zenicie – powiedzmy, od południa do godziny 16 – promieniuje najsilniej i najniebezpieczniej. W tych godzinach lepiej więc się nie opalać, nawet jeśli zdaje się nam, że na dworze nie jest zbyt gorąco.

Niemowlęta nie powinny w ogóle przebywać na słońcu. Są zbyt wrażliwe na promienie słoneczne, powinny więc pozostawać w cieniu przez cały dzień.


Uzbrojenie przeciwsłoneczne

Żeby dobrze chronić się przed słońcem, każdy członek rodziny powinien zabrać na plażę suchą koszulkę, kapelusz z chustą okrywającą kark i ramiona oraz okulary słoneczne. Promienie UV atakują nie tylko skórę, mogą także powodować uszkodzenia oczu, prowadzące nawet do zaćmy. Warto mieć ze sobą koszule z długim rękawem i długie spodnie. Niektóre tkaniny są zaprojektowane specjalnie dla ochrony przed słońcem, wskaźniki ochrony UV można znaleźć na metce.

Jeśli nie ma gdzie schronić się przed słońcem – na przykład na plaży – warto zadbać o własny cień. Parasol czy plażowy namiot to dobry pomysł – ale w ciągu dnia trzeba pamiętać o tym, żeby przestawiać go wraz z ruchem Słońca po nieboskłonie. I oczywiście trzeba brać pod uwagę, że promienie słoneczne odbijają się od piasku (a jeszcze mocniej od śniegu).
Czytaj także: Wakacje 2017: co zabrać, a co lepiej zostawić. Praktyczny poradnik


Wybierz dobry krem i mądrze go używaj

Kremy z filtrem przeciwsłonecznym są niezbędne. Na opakowaniach znajdują się informacje o mocy filtrów (jest ich sześć: 6, 10, 15, 20, 25, 30, 50 i 50+), czyli o tym, jaką ilość promieni słonecznych przepuszczają. Żeby dowiedzieć się, jaki procent promieni UV przepuszcza dany filtr, zastosuj następujący wzór: 1/wskaźnik ochrony x 100. I tak: krem z filtrem 6 przepuszcza 16,6% UV, a 50-tka – zaledwie 2%.



Fototyp 1

skóra bardzo jasna, włosy rude lub jasnoblond, liczne piegi. Nie opala się nigdy, często doznaje oparzeń słonecznych.

-> krem z filtrem 50 lub więcej, często ponawiane aplikacje, nie wolno opalać się między 12 a 16.



Fototyp 2

skóra jasna, włosy blond lub jasnobrązowe, nieliczne piegi. Opala się z trudnością, zdarzają się oparzenia słoneczne.

-> krem z filtrem 50



Fototyp 3

skóra średniociemna, włosy jasnobrązowe lub brązowe, możliwe piegi. Opala się równomiernie, rzadko doznaje oparzeń.

-> krem z filtrem 50 między godz. 12 a 16, 30 przez resztę dnia



Fototyp 4

skóra ciemna, włosy brązowe lub czarne, brak piegów. Opala się szybko i prawie nigdy nie doznaje oparzeń

-> krem z filtrem 30



Fototyp 5

skóra brązowa, włosy czarne, brak piegów. Opala się szybko i prawie nigdy nie doznaje oparzeń

-> krem z filtrem 30



Fototyp 6

Skóra czarna, włosy czarne. Oparzenia bardzo rzadkie.

-> krem z filtrem 15 lub 20



W przypadku wątpliwości, krem z filtrem 50 nadaje się dla każdej skóry. Dla cer wrażliwych i młodych można stosować kremy dla dzieci, zawierające mniej alergenów.

Kremy działają jak filtr przeciwsłoneczny, są uzupełnieniem naszej ochrony, ale to nie znaczy, że dzięki nim można przesiadywać na słońcu w nieskończoność. Smarować się trzeba co dwie godziny i po każdej kąpieli, zwłaszcza odsłonięte części ciała, nie zapominając o pomijanych często uszach, stopach i karku.


Co robić po oparzeniu?

Jeśli skóra ucierpiała w wyniku opalania, trzeba o nią zadbać. Przede wszystkim uzupełnić płyny, pijąc dużo wody. Spłukać skórę pod prysznicem, żeby ją odświeżyć, i zaaplikować balsam nawilżający (rodzaje „po opalaniu”). Nie wolno wychodzić ponownie na słońce, póki skóra się nie zregeneruje. Ciepło zwiększa uczucie pieczenia i bólu po oparzeniach, warto więc pozostać w chłodzie i w cieniu.

Jeśli szkody są większe niż zwyczajne oparzenie słoneczne i mamy do czynienia z poparzeniem pierwszego stopnia, trzeba zastosować żel lub maść przeciwoparzoniową. Im mocniejsze poparzenie, tym mocniej uszkodzona skóra. Już w przypadku poparzeń drugiego stopnia (rozległy rumień, opuchlizna, pęcherze) trzeba koniecznie udać się do lekarza.
Czytaj także: Jednoczęściowe kostiumy kąpielowe na każdą figurę



Tekst pochodzi z francuskiej edycji portalu Aleteia

...

Latwiej zapobiegac niz leczyc!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:19, 03 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Kraków: W szpitalu im. Rydygiera przeprowadzono przełomową operację
Kraków: W szpitalu im. Rydygiera przeprowadzono przełomową operację

Wczoraj, 2 sierpnia (17:57)

​Pierwsza tego typu operacja w Polsce. W Krakowskim szpitalu im. Rydygiera dokonano rekonstrukcji ucha wewnętrznego i zewnętrznego, podczas jednego zabiegu. "To jest rewolucyjna metoda w tego typu zabiegach" - tak wydarzenie komentuje Anna Chrapusta, kierownik Małopolskiego Centrum Oparzeniowo-Plastycznego, która przeprowadziła operację.
Kraków: W szpitalu im. Rydygiera przeprowadzono przełomową operację. Zdjęcie ilustracyjne
/Piotr Bułakowski /RMF FM


Na tego typu operacje czekały najczęściej dzieci, które urodziły się bez małżowiny usznej, lub które miały zrośnięte błony wewnątrz ucha. By móc odtworzyć ucho wewnętrzne, a tym samym przywrócić małym pacjentom słuch, potrzeba było kilka zabiegów.

Cały proces wymagał jednak długiej hospitalizacji i ogromnego stresu. Po odtworzeniu ucha wewnętrznego, trzeba było czekać na wygojenie się ran i dopiero później można było zacząć konstruowanie małżowiny usznej.

Tego typu problem dotyczy głównie dzieci z zespołem Treacher’a Collinsa - który charakteryzuje się zwykle niedosłuchem przewodziowym. Jest to spowodowane zrośnięciem kanału słuchowego a czasami także zmianami kosteczek słuchowych. Zmiany dotyczą także ucha środkowego i deformacji małżowiny usznej.

Operacja przeprowadzona w krakowskim szpitalu to wielka ulga dla wszystkich pacjentów, którzy musieli przechodzić żmudne i długotrwałe leczenie. Metoda zastosowana w szpitalu Rydygiera jest jednak sporym wzywaniem.

Odtwarzamy ucho w jednym etapie, w całości odbudowując go na zewnątrz, wszystkie tradycyjne metody (...) zawsze odbywały się w takim sam sposób. Po włożeniu szkieletu pochodzącego z żebra lub skroni w drugim etapie odstawiało się małżowinę uszną. Później w trzecim modelowało się płatek ucha i inne elementy. Trzy, a czasem czteroetapowa operacja to było coś na co skazani byli pacjenci do tej pory" - mówi doktor Anna Chrapusta.

Przygotowania do samej operacji nie trwały jednak długo. Najważniejszym elementem tej procedury jest polietylenowy szkielet małżowiny usznej. Gdy tylko został on przygotowany, same przygotowania do operacji trwały miesiąc. Najkrótsza operacja trwała 7 godzin.

Sami pacjenci przyznają, że to ogromna różnica. Teraz na operację czekają kolejni - najmłodszy z nich ma 8 miesięcy.

Na świecie są tylko dwa ośrodki wykonujące jednoetapową operację plastyki ucha wewnętrznego i zewnętrznego - w Los Angeles i w Krakowie.

Marek Wiosło, RMF FM

...

To cenne...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:05, 08 Sie 2017    Temat postu:

Na cukrzycę implant zamiast zastrzyku

Wczoraj, 7 sierpnia (18:39)

Nowa nadzieja dla cierpiących na cukrzycę typu 1. Jak pisze na swej stronie internetowej czasopismo "New Scientist", w San Diego w Kalifornii firma Viacyte rozpoczęła testy implantów PEC-Direct, które w przyszłości mają uniezależnić pacjentów od zastrzyków z insuliną. Zawierają one pochodzące z embrionów komórki macierzyste, które z czasem powinny przekształcić się w komórki wyspowe trzustki, wydzielające insulinę w odpowiedzi na podwyższenie się poziomu glukozy w organizmie.
Pomiar poziomu glukozy we krwi (zdjęcie ilustracyjne)
/Rudolf /PAP/DPA

Prace zmierzające do wykorzystania komórek macierzystych w terapii cukrzycy typu 1 trwają już od co najmniej 15 lat. Naukowcy liczą na to, że te komórki pomogą odtworzyć w organizmie pacjenta produkujące insulinę komórki wyspowe trzustki. To właśnie brak tych komórek, niszczonych przez układ odpornościowy samego chorego, prowadzi do rozwoju choroby. Niestety, dotychczasowe próby nie przyniosły powodzenia.

Implant skonstruowany przez badaczy z firmy Viacyte ma tę sytuację zmienić, ma kształt kieszeni o rozmiarach karty kredytowej, w której umieszcza się komórki macierzyste, by wszczepić je pod skórę przedramienia. Powłoka implantu jest porowata, co umożliwia przerastanie go przez naczynia krwionośne. To ma zapewnić komórkom macierzystym odpowiednie odżywianie i stymulację, która ma skłonić je do odpowiedniej przemiany. To wreszcie ma sprawić, że implant będzie w stanie reagować na poziom glukozy we krwi i wydzielać do krwiobiegu insulinę.

Bezpieczeństwo takich implantów, zawierających zmniejszoną liczbę komórek macierzystych, testowano na 19 pacjentach, teraz wszczepiono je dwóm chorym, planowane jest wszczepienie go jeszcze jednej osobie. W tych implantach komórek macierzystych jest więcej, lekarze liczą, że w ciągu trzech miesięcy naczynia krwionośne przerosną je na tyle, by komórki przekształciły się, dojrzały i podjęły pracę, zapewniając pacjentom niezależny od trzustki układ kontrolujący poziom glukozy. Dla ponad 40 milionów chorych na cukrzycę typu 1, to może być prawdziwy przełom. Badacze spodziewają się, że pierwsze informacje na temat skuteczności procedury powinny pojawić się w ciągu dwóch lat.

Nie traktujemy naszej metody za próbę wyleczenia cukrzycy - podkreśla Paul Laikind z Viacyte. Nie próbujemy skorygować autoimmunologicznych przyczyn tej choroby, staramy się tylko zastąpić brakujące komórki, nowymi - dodaje. Jeśli metoda okaże się skuteczna, chorzy na cukrzycę typu 1 nie będą musieli dłużej monitorować poziomu glukozy i brać zastrzyków z insuliną, będą jednak skazani na leki immunosupresyjne, powstrzymujące ich organizm przed zniszczeniem nowych komórek. Wykorzystanie komórek embrionalnych budzi opory natury etycznej, badacze przekonują jednak, że raz pobrane komórki macierzyste mogą być mnożone w nieskończoność, jeśli potwierdzą swoją skuteczność, będą dostępne dla każdego.
Grzegorz Jasiński

rmf

...

Kazda pomoc cenna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:17, 13 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Ekspert: Słońce może być bardziej kancerogenne niż dym tytoniowy
Ekspert: Słońce może być bardziej kancerogenne niż dym tytoniowy

Dzisiaj, 13 sierpnia (09:25)

"Promieniowanie ultrafioletowe jest tak samo groźne albo nawet groźniejsze niż dym tytoniowy, jeśli chodzi o wywoływanie nowotworów" – ostrzega prof. Piotr Rutkowski z Centrum Onkologii w Warszawie.
Słońce jest zdrowe, pod warunkiem, że nie powoduje zaczerwienienia skóry
/Archiwum RMF FM

W ostatnich latach odkryto, że czerniaki, które są najbardziej groźnym nowotworem skóry, mają najwięcej zaburzeń genetycznych wśród wszystkich nowotworów w ogóle. Dopiero na drugim miejscu jest rak płuca. Oznacza to, że promieniowanie ultrafioletowe jest tak samo groźne albo nawet groźniejsze niż dym tytoniowy, jeśli chodzi o wywoływanie nowotworów - podkreśla kierownik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków Centrum Onkologii w Warszawie prof. Piotr Rutkowski.

Zdaniem specjalisty, potwierdzeniem jest to, że u ludzi dorosłych tempo zachorowań na nowotwory skóry jest większe niż wszystkich innych nowotworów. Możemy mówić wręcz o eksplozji zachorowań na nowotwory skóry.
"Słońce jest zdrowe, pod warunkiem, że nie powoduje zaczerwienienia skóry"

Szacuje się, że w Polsce jest rocznie 40-50 tys. zachorowań na różne nowotwory skóry oraz 3,5-4 tys. zachorowań na czerniaki, najgroźniejsze nowotwory skóry. Na szczęście, coraz częściej są one wcześnie wykrywane, bo jesteśmy coraz bardziej świadomi zagrożenia i zwracamy większą uwagę na swoją skórę. Szkoda tylko, że doprowadzamy do tego rodzaju zachorowań - przekonuje prof. Rutkowski.

Specjalista podkreśla, że onkolodzy nie są przeciwni słońcu, sprzeciwiają się jedynie nadmiernej ekspozycji na promieniowanie ultrafioletowe.

Słońce jest zdrowe, pod warunkiem, że nie powoduje zaczerwienienia skóry. Wystarczy przebywać na słońcu 10 minut, żeby wytworzyć w organizmie odpowiednią ilość witaminy D. Na plaży lepiej zatem chronić swoją skórę nakładając na nią kremy z filtrem, co należy powtarzać po każdorazowym wejściu do wody, a później warto założyć jeszcze kapelusz i T-shirt - doradza prof. Rutkowski.

W lecie mamy dostateczną ilość słońca niezbędną do zachowania zdrowia, ponieważ częściej przebywamy na zewnątrz, uprawiamy sport i wychodzimy na spacery. Dlatego kiedy świeci słońce np. podczas biegania, gry w tenisa czy siatkówkę warto założyć czapkę i podkoszulek.

Należy przede wszystkim unikać zaczerwienienia skóry, ponieważ jest ono reakcją obronną, a nie objawem pozytywnym wynikającym z opalenizny. Poprzez opaleniznę skóra broni się przed promieniowaniem ultrafioletowym. Polacy mają jasną karnację skóry, tzw. fototyp pierwszy lub drugi, a zatem taki, który trudno się opala, ale łatwo ulega oparzeniu na słońcu. Nikt z nas nie wie jaką ma indywidualną podatność na promieniowanie UV, grożące zachorowaniem na nowotwór skóry - podkreśla prof. Rutkowski.
Solaria bez bezpiecznej dawki UV. "W większości krajów są likwidowane"

Latem najlepiej jest jak najmniej przebywać na słońcu między godziną 10.00 i 16.00, kiedy promieniowanie UV jest najsilniejsze. W miesiącach zimowych niektóre osoby jeszcze dodatkowo dokładają swojej skórze promieniowania ultrafioletowego, bo wyjeżdżają do ciepłych krajów albo chodzą do solariów, w których w ogóle nie ma bezpiecznej dawki UV. Sądzę, że moda na opalanie się w solariach niedługo zniknie, ponieważ w większości krajów są one likwidowane - przekonuje prof. Rutkowski.

Pozytywnym zjawiskiem jest, że coraz częściej zwracamy uwagę na wygląd skóry: czy nie pojawiło się na niej coś nowego, niepokojącego, a jeśli już była zmiana, to czy się ona nie powiększyła lub zmieniła barwę. Taki regularny przegląd skóry, np. raz w miesiącu, może nam uratować życie, ponieważ wcześnie wykryty nowotwór skóry - nawet czerniak - jest niemal w pełni wyleczalny.

W razie zauważenia podejrzanej zmiany, należy jak najszybciej udać się do chirurga onkologicznego lub dermatologa. Jesteśmy w stanie bezinwazyjnie ocenić czy zmiana jest niepokojąca i dopiero wtedy ją usuwamy. Nie likwidujemy wszystkich zmian, jakie pojawiły się na skórze - podkreśla prof. Rutkowski.

...

Zadnego nadmiaru...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:18, 23 Sie 2017    Temat postu:

Przełom w leczeniu jaskry. Polacy pracowali nad tym 20 lat!

57 minut temu

Przełom w leczeniu jaskry. Okuliści z Polski i Niemiec pod przewodnictwem prof. Roberta Rejdaka - szefa kliniki Okulistyki Ogólnej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, stworzyli pierwszą na świecie tabletkę wspomagającą dotychczasowe metody walki z tą chorobą.
Profesor Robert Rejdak z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie
/Krzysztof Kot /RMF FM

Prace nad tabletką i związkiem - nutraceutykiem o nazwie Cytykolina - trwały 20 lat. Związek ten był wykorzystywany już wówczas w psychiatrii i neurologii. Prof. Rejdak, wówczas jako młody okulista- naukowiec postawił tezę, że można go wykorzystywać do ratowania oka w przypadku jaskry.

Sama choroba polega na tym, że zamierają struktury – komórki zwojowe siatkówki, nerw wzrokowy i drogę wzrokową.

Cytykolina jest substancją, która niejako odżywia, ochrania te części oka. Lekarze i naukowcy udowodnili, że albo spowalnia postęp choroby, albo wręcz całkowicie ją hamuje. Dane z wieloletnich badań prowadzonych przez kilka ośrodków w Polsce i w Niemczech były tak obiecujące, że stworzono tabletkę.

Tabletka nie zastąpi dotychczasowych metod, czyli kropli, zabiegów chirurgicznych, mikrochirurgicznych, które również mocno poszły do przodu - mówi prof. Rejdak. Tabletka działa niezależnie od nich, znacznie je wspomagając i uzupełniając. Wyniki badań i testów klinicznych w Polsce i w Niemczech były tak obiecujące, że jeden z producentów leków zdecydował się na produkcję tabletek.
Podawanie tabletki może zablokować pojawienie się jaskry

To nie koniec prac lekarzy. Zespół naukowców pod kierownictwem prof. Rejdaka bada, czy tabletka mogłaby być stosowana profilaktycznie. Chodzi o osoby, u których występuje wysokie ryzyko zachorowania na jaskrę. Każdy po 40. roku życia powinien się przebadać, choroba ma do pewnego momentu bardzo cichy przebieg, ale możliwy do wychwycenia - mówi prof. Rejdak.

Naukowcy mają nadzieję, że podawanie tabletki u osób, które potencjalnie mogą zachorować, może zablokować pojawienie się jaskry. To na razie tylko hipoteza, jednak jest to wielce prawdopodobne, obserwując działanie Cytykoliny.

(ag)
Krzysztof Kot

...

Brawo! Wspaniale!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:10, 28 Sie 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Nauka
Zawał serca częsciej dopada nas, gdy jest zimno
Zawał serca częsciej dopada nas, gdy jest zimno

Dzisiaj, 28 sierpnia (19:12)

Temperatura ma istotne znaczenie dla ryzyka zawału serca, gdy jest zimno, ryzyko znacząco rośnie - przekonują badacze z Uniwersytetu w Lund. Wyniki ich analiz, obejmujących 16 lat i w sumie ponad 280 tysięcy przypadków zawału serca w Szwecji zaprezentowano właśnie podczas kongresu Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego w Barcelonie. Ustalono, że w dniach z temperaturą poniżej zera rejestruje się w Szwecji przeciętnie o cztery przypadki zawału serca więcej, niż wtedy, gdy temperatura przekracza +10 stopni Cesjusza.
Zdj. ilustracyjne
/McPHOTO /PAP/EPA


Częstość przypadków zawału serca zależy od pory roku, jest wyższa w zimie, niższa w lecie - mówi pierwszy autor pracy, dr Moman A. Mohammad ze Skane University Hospital w Lund. "Nie jest jasne, czy wiąże się to z niższą temperaturą, czy zależnymi od pory roku zmianami zachowań".

By to zbadać, autorzy pracy przeanalizowali przypadki zawałów serca zapisane w latach 1998-2013 w bazie danych SWEDEHEART i sprawdzili warunki pogodowe, przy których do nich doszło. Dane z setek stacji pomiarowych Swedish Meteorological and Hydrological Institute (SMHI) pozwoliły sprawdzić nie tylko temperaturę powietrza, ale także ciśnienie, siłę wiatru, czy poziom wilgotności. Dla mniej więcej 99 proc. przypadków zawału serca zdobycie konkretnych informacji pogodowych z danego terenu okazało się możliwe.

Teren kraju został podzielony na 6 rejonów, w których liczono średnią temperaturę każdego dnia. Analizowano średnią liczbę zawałów serca w trzech przedziałach temperatury, poniżej zera, miedzy 0 a 10 stopni Celsjusza i powyżej 10 stopni Celsjusza. Okazało się, że dla wszystkich 6 rejonów liczba ataków serca w dni z temperaturą poniżej zera była zauważalnie wyższa, niż w dni z temperaturą powyżej 10 stopni Celsjusza. Przeciętnie, w zimne dni było w Szwecji o 4 przypadki zawałów serca więcej, niż w ciepłe. Zwiększenie liczby zawałów obserwowano też w dni z silnym wiatrem, zmniejszoną ilością promieniowania słonecznego i wyższą wilgotnością. Te różnice nie zmieniały się po uwzględnieniu dodatkowych czynników, dla różnych grup wiekowych, osób o podwyższonym ciśnieniu, chorych na cukrzycę, czy zażywających różne leki.

Nasze wyniki konsekwentnie wskazują, że do zawałów serca częściej dochodzi w czasie mrozu - mówi dr Mohammad. Ta prawidłowość nie zmienia się przy tym, dla różnych grup pacjentów, czy w różnych rejonach kraju. To sugeruje, że faktycznie niska temperatura może przyczyniać się do wystąpienia ataku serca - dodaje. Nasze ciało reaguje na niską temperaturę zwężając powierzchniowe naczynia krwionośne i ograniczając w ten sposób wymianę ciepłą przez skórę, gdy marzniemy miewamy dreszcze, podnosi nam się tętno, zwiększa tempo przemiany materii. U większości zdrowych osób, te procesy są bardzo dobrze tolerowane - mówi dr Mohammad. U osób, które mają blaszki miażdżycowe w naczyniach wieńcowych, procesy te mogą wywołać zawał serca - zaznacza.

Wyniki ogłoszone przez badaczy z Lund nie pozwalają wykluczyć, że dodatkowe, związane z porą roku czynniki, także mogą mieć znaczenie. Dr Mohammad wspomina o częstszych zimą infekcjach układu oddechowego, zmianach diety i trybu życia. Wszystko to może zwiększać ryzyko dla naszego serca. Tak, czy inaczej, gdy jest zimno, powinniśmy zwracać na jego zdrowie szczególną uwagę.

Grzegorz Jasiński

...

Nie chlodzic organizmu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:57, 05 Wrz 2017    Temat postu:

Wirus Zika pomoże w walce z groźnym nowotworem mózgu?
Dzisiaj, 5 września (15:50)

Wirus Zika może mieć nowe, nieznane wcześniej oblicze. Patogen, szczególnie groźny dla kobiet w ciąży, u których dzieci często prowadzi do małogłowia, może okazać się nadzieją medycyny. Najnowsze wyniki badań wskazują, że mechanizm działania wirusa, który przyczynia się do niszczenia tkanki nerwowej płodu, można wykorzystać do walki z groźnym nowotworem mózgu, glejakiem. Wyniki badań, opublikowane dziś na łamach czasopisma "The Journal of Experimental Medicine" wskazują, że wirus może zabijać nowotworowe komórki macierzyste, najbardziej odporne na dotychczasowe metody terapii.
Wirus Zika (zielony) atakuje komórki macierzyste glejaka (czerwone)
/Zhu et al., 2017 /Materiały prasowe

Najnowsza praca badaczy z Washington University School of Medicine w St. Louis i University of California San Diego School of Medicine pokazuje, że niszczycielską siłę wirusa, który infekuje i zabija komórki mózgu płodu można próbować wykorzystać także dla dobrych celów. Są nadzieje, że użycie wirusa wobec komórek glejaka może zwiększyć szanse pacjentów w walce z nowotworem, który najczęściej prowadzi do śmierci już w ciągu roku po diagnozie. Udowodniliśmy, że wirus Zika może zabijać ten rodzaj komórek glejaka, który jest najbardziej oporny na obecne metody terapii i najczęściej prowadzi do śmierci - tłumaczy dr Michael S. Diamond z Washington University School of Medicine.

Standardowa terapia w przypadku złośliwej postaci glejaka jest dość agresywna, polega na chirurgicznym usunięciu guza, po którym następują chemioterapia i radioterapia. Niestety w większości przypadków w ciągu pół roku dochodzi do wznowy choroby, za którą odpowiadają najcięższe do usunięcia komórki macierzyste glejaka. Ich niemal niewyczerpalne zdolności do tworzenia nowych komórek skojarzyły się dr Zhe Zhu z University of California w San Diego z komórkami prekursorowymi, które rozwijają się w tkankę nerwową mózgu. To właśnie te komórki prekursorowe są celem ataku wirusa Zika.

Zespół badaczy pod kierunkiem dr Zhu postanowił sprawdzić, czy wirus mógłby okazać się równie niszczycielski właśnie wobec komórek macierzystych glejaka. W tym celu komórki guzów, pobranych od pacjentów w celach diagnostycznych, zainfekowano dwoma szczepami wirusa. Wyniki okazały się bardzo obiecujące, wirusy rozprzestrzeniły się wśród komórek macierzystych glejaka i zniszczyły je, oszczędzając przy tym inne komórki nowotworowe. To daje nadzieję, że wirus Zika mógłby mieć zastosowanie komplementarne do chemioterapii z radioterapią i wraz z nimi mogłoby doprowadzić do pozbycia się guza.
Nowotworowe komórki macierzyste (po lewej) i te same komórki zniszczone przez wirus Zika (po prawej)
/Zhe Zhu /Materiały prasowe

Badania prowadzone na myszach również zakończyły się sukcesem. Badacze podali wirusa 18 chorym zwierzętom, 15 kolejnych otrzymało zastrzyki z roztworem soli fizjologicznej. Po dwóch tygodniach rozmiar guzów u zwierząt, którym podano wirusy był przeciętnie znacząco mniejszy, niż w grupie kontrolnej. Te pierwsze przeżyły też znacząco dłużej.

Idea wprowadzania do mózgu pacjenta wirusa, o którym wiemy, zniszczy komórki nerwowe wydaje się na pierwszy rzut oka szalona, jednak autorzy pracy przekonują, że metoda może okazać się nie tylko skuteczna, ale i bezpieczna. Dalsze badania pokazały, że wirusy atakują wyłącznie komórki macierzyste glejaka, zostawiając inne komórki nerwowe w spokoju. Równocześnie w mózgu dorosłego człowieka jest już bardzo niewiele komórek prekursorowych, które mogłyby być także zagrożone.


Badacze z St. Louis i San Diego pokazali nawet, że wprowadzenie pewnych mutacji, które osłabiają wirusa wobec układu immunologicznego pacjenta nie zmienia jego ogólnego działania. To oznacza, że nawet taki osłabiony wirus może niszczyć najgroźniejsze komórki nowotworowe, równoczesnie nie będąc dla organizmu żadnym zagrożeniem.
Grzegorz Jasiński

..

Bardzo ciekawe...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:01, 07 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Nauka
Pióro do wykrywania raka
Pióro do wykrywania raka

Dzisiaj, 7 września (17:40)

Naukowcy i inżynierowie z University of Texas w Austin obiecują przełom w chirurgii nowotworowej. Skonstruowali urządzenie, które w ciągu zaledwie kilku sekund wskazuje chirurgowi chorą tkankę, co pozwala wykonywać bardziej precyzyjne zabiegi. Aparatura o nazwie MasSpec Pen, opisana w najnowszym numerze czasopisma "Science Translational Medicine", faktycznie przypomina pióro lub długopis, połączony ze spektrometrem masowym. Z jego pomocą rozpoznaje produkty przemiany materii w komórkach i w ten sposób rozróżnia chorą i zdrową tkankę.
Pobieranie próbki
/Vivian Abagiu/University of Texas at Austin /Materiały prasowe

Kiedy rozmawiamy z pacjentami po operacji onkologicznej, większość z nich wyraża nadzieję, że chirurg wyciął całego guza - mówi prof. Livia Schiavinato Eberlin, szefowa zespołu z UT Austin. To prawdziwy dramat, jeśli to się nie udaje. Nasza nowa technologia może znacznie zwiększyć szanse, że chirurg będzie w stanie usunąć rzeczywiście wszystkie komórki nowotworowe.

Najlepsza znana do tej pory technika rozróżnienia zdrowej i chorej tkanki w czasie operacji przewiduje badanie przez patomorfologa zamrożonego wycinka. Metoda zajmuje co najmniej 30 minut i bywa w 10-20 procent zawodna. Metoda opracowana w UT Austin dramatycznie przyspiesza procedurę i znacznie zwiększa jej dokładność.

Wyposażone w wymienne końcówki MasSpec Pen z pomocę strumienia wody zasysa niewielką liczbę obecnych na powierzchni tkanki cząsteczek, białek, cukrów, tłuszczów, produktów przemiany materii, by je z pomocą spektrometru masowego, zidentyfikować. Ponieważ metabolizm komórek nowotworowych bardzo różni się od przemiany materii w zdrowej tkance, ich rozróżnienie jest możliwe. Aparatura już w ciągu 10 sekund potrafi dać chirurgowi znać, z jaką tkanką ma do czynienia. To klucz do tego, by wyciąć całego guza, ale też - na tyle, na ile to możliwe - oszczędzić zdrową tkankę.

Badacze z Teksasu przeprowadzili testy MasSpec Pen z wykorzystaniem tkanek wyciętych od 253 pacjentów. Były tam przypadki guzów płuc, jajników, tarczycy i piersi, były też tkanki zdrowe. "Pióro" rozpoznawało je poprawnie z 96-procentową dokładnością. W przypadku tkanek na granicy guza, MasSpec Pen wykazywało obecność zarówno zdrowych, jak i chorych komórek. Twórcy urządzenia przeprowadzili też udane testy w trakcie operacji onkologicznych prowadzonych na myszach. Pierwsze eksperymenty podczas operacji prowadzonych u pacjentów onkologicznych zamierzają przeprowadzić w przyszłym roku.
Grzegorz Jasiński

...

Bardzo dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:46, 12 Wrz 2017    Temat postu:

Siedzisz? Wstań. Bo umrzesz...
Dzisiaj, 12 września (12:40)

Do przestróg lekarzy przed nadmiernie siedzącym trybem życia zdołaliśmy się już nieco przyzwyczaić. Wygląda na to, że przedwcześnie. Najnowsze doniesienia w tej sprawie mogą nas bowiem jeszcze bardziej zaniepokoić. Badania prowadzone w kilku amerykańskich ośrodkach naukowych, pod kierunkiem naukowców Columbia University Medical Center i NewYork-Presbyterian/Weill Cornell Medical Center pokazują, że wielogodzinne przesiadywanie w pracy i w domu większa ryzyko przedwczesnej śmierci nawet jeśli niezależnie pamiętamy o tygodniowej dawce aktywności fizycznej. Jak pisze w najnowszym numerze czasopismo "Annals of Internal Medicine", za jednym razem nie powinniśmy siedzieć w bezruchu przez dłużej niż... pół godziny.
Siedzenie jest zabójcze dla zdrowia
/McPHOTO /PAP/EPA

Dotychczasowe badania wskazywały, że przeciętnie w krajach rozwiniętych dorośli przesiadują dziennie od 9 do 10 godzin. Badania te opierały się jednak na ankietowych wskazaniach samych uczestników i nie pozwalały, ani zweryfikować rzeczywistego czasu siedzenia, ani wskazać, jak ów czas się rozkłada. W najnowszych badaniach grupie blisko 8 tysięcy ochotników w wieku od 45 lat wzwyż rozdano indywidualne monitory ruchu, które pozwoliły precyzyjnie ocenić, jak często i jak długo siedzą. Celem eksperymentu była ocena wpływu siedzącego trybu życia na ogólną śmiertelność.
Siedzimy ponad 12 godzin
Bieganie na bieżni nie musi być nudne!

Dane pokazały, że przeciętny czas spędzany na siedząco jest nawet dłuższy, niż wcześniej oceniano i sięga 12,3 godziny dziennie. Średni czas, na który badani jednorazowo przysiadali wynosił 11,4 minuty. W czasie czterech lat po rozpoczęciu eksperymentu zmarło 340 uczestników. Analiza ich przypadków pokazała, że niezależnie od wieku, płci, rasy, czy nawet indeksu masy ciała (BMI) i aktywności fizycznej, przedwczesna śmierć wiązała się z większą liczbą "przesiadywanych" codziennie godzin. Zauważono przy okazji, że istotne jest nie tylko to, jak długo w sumie siedzimy, ale też jak długo trwają nasze pojedyncze sesje przy stole, przed komputerem, czy telewizorem. Zauważono, że ryzyko śmierci było najmniejsze u osób, które nie mogły usiedzieć w miejscu przez dłużej, niż pół godziny.
Rusz się!

Myśląc o siedzącym trybie życia bierzemy pod uwagę całkowity czas spędzany dziennie na siedząco - mówi pierwszy autor pracy, dr Keith Diaz z Columbia University Medical Center. Pojawiały się już jednak wcześniej prace, sugerujące, że to czy siadamy wiele razy na krócej, czy mniej razy, ale dłużej, także ma znaczenie - dodaje. Najnowsza praca pokazała, że nawet dwukrotnie zwiększone ryzyko przedwczesnej śmierci dotyczyło osób, które przesiadywały dziennie ponad 13 godzin i to w odcinkach po 60-90 minut. Najniższe ryzyko zauważono u tych, którzy wstawali z miejsca po co najwyżej 30 minutach.

Jeśli nasza praca, czy ogólnie tryb życia sprawia, że dużo czasu spędzamy na siedząco, powinniśmy przynajmniej pamiętać, by co pół godziny na chwilę wstać i nieco się poruszać - tłumaczy dr Diaz. Już taka aktywność może znacząco przedłużyć nam życie, choć na razie nie wiemy jeszcze dokładnie jak częsty ruch byłby z tego punktu widzenia najkorzystniejszy- twierdzi naukowiec.
Grzegorz Jasiński

...

Ruch jest potrzebny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:12, 14 Wrz 2017    Temat postu:

„Lupa” we wnętrzu oka. Zobacz niesamowite nagranie z operacji!
1 godz. 40 minut temu

Okulistyka, to jedna z najszybciej rozwijających się dziedzin medycyny. Jedną z najnowszych operacji jest wszczepienie soczewki plamkowej Schariotha, którą jako pierwszą w Polsce wszczepił prof. Robert Rejdak, szef lubelskiej Kliniki Okulistyki Ogólnej.
Operacja wszczepienia soczewki Schariotha
/RMF FM

Soczewka plamkowa Schariotha (Scharioth macula lens, SML) to dodatkowa soczewka wewnątrzgałkowa, czyli wszczepiana do wnętrza oka u pacjentów, którzy już poddali się operacji usunięcia zaćmy i wszczepienia "klasycznej" soczewki wewnątrzgałkowej tylnokomorowej. Soczewka plamkowa została wynaleziona przez prof. Gabora B. Schariotha i może być wszczepiona tylko do jednego oka i to do lepiej widzącego. Powyższe wskazania wynikają z zasady działania soczewki Schariotha - jest ona niczym "lupa we wnętrzu oka". Posiada specjalnie zaprojektowany centralny obszar o bardzo wysokiej mocy optycznej.
Soczewka plamkowa Schariotha
/

Zasada działania soczewki plamkowej Shariotha oparta jest o fizjologiczne zjawisko jakim jest mioza, czyli wąska źrenica. Źrenica zwęża się przy patrzeniu do bliży, np. przy czytaniu gazety. Jeśli pacjent z wszczepioną SML skupia wzrok na przedmiotach znajdujących się blisko od oka to w związku ze zwężeniem się źrenicy, w procesie patrzenia dominuje centralny obszar SML odpowiedzialny za powiększanie obrazu. Jest to użyteczne w sytuacjach takich jak na przykład czytanie gazety czy sprawdzenie metki z ceną w sklepie. Powstały obraz jest powiększony w porównaniu do tego jaki powstaje przy patrzeniu w dal. Ostre widzenie jest osiągane z bardzo bliskiej odległości, zazwyczaj jest to około 15 cm.
Profesor Robert Rejdak
/

Natomiast przy patrzeniu w dal nie stwierdza się istotnego wpływu soczewki na ostrość widzenia. Jeśli pacjent patrzy na odległe przedmioty, źrenica jest rozszerzona i powstaje dostateczna przestrzeń naokoło centralnego obszaru SML odpowiedzialnego za powiększanie obrazu. Dzięki temu promienie świetlne w niezaburzony sposób przechodzą przez obwodową część optyczną soczewki tylnokomorowej i ogniskują się na siatkówce. Powstały obraz dominuje nad tym, który powstaje z promieni przechodzących przez centralne obszary soczewek plamkowej Schariotha oraz tylnokomorowej. Powstały obraz jest nieostry i wypierany przez wyraźny, powstały z przejścia przez obwodowe obszary soczewek plamkowej Schariotha.

Doktor Dominika Nowakowska
/

Soczewka plamkowa Schariotha wykorzystuje funkcję nieuszkodzonych części dołka siatkówki (centralny obszar plamki, dawniej nazywanej "plamką żółtą"), w którym występuje największa koncentracja czopków (fotoreceptorów), odpowiedzialnych za najbardziej ostre widzenie i postrzeganie kolorów. Promienie świetlne odbite od bliskich przedmiotów po przejściu przez centralny obszar SML z +10.0 dioptrii, padają na nieuszkodzone i uszkodzone czopki w plamce. Powstaje powiększony obraz ok. 2 razy, co umożliwia czytanie. Natomiast czarne plamy widziane na tekście przez pacjentów z AMD, nie ulegają powiększeniu, gdyż SML nie powiększa uszkodzonych obszarów siatkówki (czopków).
Dla kogo SML?

SML jest przeznaczona dla pacjentów z AMD, czyli zwyrodnieniem plamki związanym z wiekiem. Pozwala ona zachować pacjentom bliskie widzenie uszkodzone przez AMD. Soczewka plamkowa Schariotha może być także pomocna w innych chorobach plamki, takich jak makulopatia w przebiegu krótkowzroczności, makulopatia cukrzycowa oraz dziedziczne choroby siatkówki.

Operację wszczepienia SML można przeprowadzić jednoczasowo z wszczepem wewnątrzgałkowej soczewki tylnokomorowej do oka, jak również może być wszczepiona wiele lat po operacji zaćmy. Profesor Robert Rejdak, kierownik Kliniki Okulistyki Ogólnej z Oddziałem Dziecięcym UM w Lublinie jako pierwszy w Polsce wszczepił soczewkę Schariotha. Aktualnie grupa osób, którym pomógł profesor Rejdak liczy 20 pacjentów.
Przebieg operacji

Operacja wszczepienia soczewki Schariotha przypomina operację zaćmy, ale jest nieco krótsza, gdyż trwa nie więcej niż 10-15 min. Zabieg wykonywany jest na sali operacyjnej. Przed zabiegiem stosowane są krople znieczulające, niekiedy wykonywany jest znieczulający zastrzyk w okolicy oka (ale nie w oko). W kolejnym etapie okolice oka są dezynfekowane, a na twarz osoby operowanej zakładana jest jałowa folia ochronna. Następnie profesor Robert Rejdak rozpoczyna właściwy zabieg. Wykonuje drobne nacięcie na oku (w rogówce) i podaje do wnętrza oka (komory przedniej oka) specjalne substancje (m.in. leki rozszerzające źrenicę i viskoelastyk) przygotowujące oko do wszczepu soczewki. Następnie bardzo ostrożnie przygotowuje soczewkę do wszczepienia - musi bardzo starannie umieścić ją w specjalnym aplikatorze (cartrige), za pomocą którego wszczepi ją do wnętrza oka. W dalszej kolejności dochodzi do właściwego momentu implantacji soczewki Schariotha do wnętrza oka (za tęczówkę, ale powyżej przedniej torebki soczewki w której już znajduje się jedna wewnątrzgałkowa soczewka wszczepiona podczas operacji zaćmy). Cały zabieg wykonywany jest przy użyciu okulistycznego mikroskopu operacyjnego. Po zakończeniu zabiegu na operowane oko zakładany jest opatrunek lub osłonka, które zostaną zdjęte po upływie kilku godzin od zabiegu.
Kwalifikacja do zabiegu

Soczewka Schariotha nie wpływa na widzenie do dali, oraz nie zaburza pola widzenia. Oznacza to, że nie poprawia i nie pogarsza pacjentowi widzenia np. przy oglądaniu telewizji. Wpływa jedynie na widzenia do bliży, czyli czytanie. Dla wielu pacjentów jest to ogromnym zaskoczeniem. Spodziewają się poprawy ostrości widzenia do obu odległości- dali i bliży. Liczą, iż po operacji będą mogli lepiej widzieć np. podczas jazdy samochodem. Stąd tak ważne jest badanie i rozmowa z pacjentem przed operacją wszczepienia soczewki Schariotha. Osoba, która planuje poddać się takiej operacji musi sama zdecydować, czy odpowiadają jej korzyści, które może osiągnąć dzięki operacji, czy są na tyle duże by przewyższyć ryzyko operacyjne. Decyzję pomaga podjąć lekarz kwalifikujący do zabiegu. Pacjent zakłada próbne oprawki okularowe, a lekarz przeprowadza badanie ostrości widzenia do dali a następnie do bliży przy użyciu kombinacji dwóch soczewek okularowych (+2,5 i +6.0 Dsph). Kwalifikacji poddawane jest lepiej widzące oko. SML może być stosowana u pacjentów jednoocznych.

prof. Robert Rejdak, dr. Dominika Nowakowska, Uniwersytet Medyczny w Lublinie, Szpital Kliniczny nr 1

...

Znakomite!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:01, 16 Wrz 2017    Temat postu:

RMF 24
Trzykrotnie zatrzymali serce 32-latki, by zaklipsować tętniaka. Sukces lekarzy z Bytomia
Trzykrotnie zatrzymali serce 32-latki, by zaklipsować tętniaka. Sukces lekarzy z Bytomia

26 minut temu

Operację tętniaka, podczas której celowo trzykrotnie zatrzymano serce 32-letniej pacjentki, przeprowadzili pomyślnie lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu. Podczas klipsowania tętniaka tętnicy szyjnej, u 32-letniej pacjentki trzy razy na kilkadziesiąt sekund zatrzymali farmakologicznie akcję serca, by odciąć dopływ krwi do mózgu. Dzięki temu uniknęli powikłań, które w przypadku klasycznej operacji mogły wiązać się z niedowładem lub nawet śmiercią pacjentki.
Od operacji minęło kilka miesięcy. Lekarze dopiero teraz poinformowali o efektach (zdj. ilustracyjne)
/Józef Polewka /RMF FM


Od operacji minęło kilka miesięcy. Lekarze dopiero teraz poinformowali o efektach. Pacjentka czuje się dobrze.

Kobieta trafiła do lekarza pierwszego kontaktu z bólami głowy. Ten skierował ją do specjalisty. Podczas badania tomografem okazało się, że 32-latka ma duży tętniak umiejscowiony śródczaszkowo, na tętnicy szyjnej wewnętrznej, bardzo blisko podstawy czaszki. Istniało ryzyko, że w czasie próby jego odsłonięcia, a następnie klipsowania, ciśnienie krwi panujące w tętniaku spowoduje pęknięcia jego ściany. Wywołałoby to krwotok, który w tej lokalizacji tętniaka jest często niemożliwy do opanowania.

Następstwa takiego krwotoku prowadzą do śmierci pacjenta lub ciężkich następstw neurologicznych - niedowładów. Wielkość i kształt tętniaka uniemożliwiał przeprowadzenie tzw. embolizacji śródnaczyniowej - to zabieg polegający na wypełnieniu światła tętniaka cienkimi spiralami metalowymi. Mógłby wystąpić tu udar niedokrwienny, istniało też ryzyko, że pacjentka mogła nie odzyskać świadomości po operacji. Powikłania są różne, w zależności od tego, jak duże jest niedokrwienie mózgu - wyjaśnił ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii WSS nr 4 dr Marek Czekaj.

Bytomscy lekarze zdecydowali się na okres największego zagrożenia zatrzymać czasowo farmakologicznie akcję serca, by nie ryzykować klasycznego zabiegu z możliwością tragicznych następstw. Kiedy serce nie pompuje krwi, tętniak jest miękki, wówczas manewrowanie nim oraz klipsowanie go jest proste - wyjaśnił dr Wojciech Chrobak.

Dr Marek Czekaj podjął się więc zatrzymania akcji serca. Było to ryzykowne posunięcie, ale byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Zatrzymaliśmy serce pacjentki trzykrotnie, podając jej leki. Podjęło ono potem pracę spontanicznie, ale liczyliśmy się również z tym, że trzeba będzie przywrócić akcję serca za pomocą defibrylatora - podkreślił.

Klipsowanie tętniaków z zatrzymaniem akcji serca to metoda, którą rzadko stosuje się na świecie. Brak doniesień o jej stosowaniu w polskim piśmiennictwie. Przodują w tym Skandynawowie. Dr Wojciech Chrobak uczył się stosowania tej metody w Helsinkach u wybitnego fińskiego neurochirurga prof. Juhy Hernesniemi.

(mpw)

...

Wspaniale!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:22, 17 Wrz 2017    Temat postu:

Cukrzyca zbiera żniwo. Statystyki przerażają
1 godz. 10 minut temu

Od 1980 r. do 2014 roku niemal czterokrotnie wzrosła na świecie zachorowalność na cukrzycę - ze 108 mln do 422 mln – wynika z najnowszych danych opublikowanych podczas kongresu Europejskiego Towarzystwa Diabetologicznego w Lizbonie.
Zdjęcie ilustracyjne
/pexels.com /


Choroba ta jest jednym z największych wyzwań w medycynie - powiedziała na konferencji prasowej prezes Europejskiego Towarzystwa Diabetologicznego (EASD) prof. Juleen R. Zierath z Kopenhagi.

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), zaprezentowanych w Lizbonie, w 1980 r. było na świecie 108 mln chorych na cukrzycę, a w 2014 ich liczba zwiększyła się do 422 mln. W tym samym czasie odsetek chorych w wieku co najmniej 18 lat wzrósł - z 4,7 proc. do 8,5 proc.

W Europie na cukrzycę choruje już 60 mln ludzi, czyli 9,2 proc. populacji. W 2015 r. choroba ta była odpowiedzialna za 627 tys. zgonów, a u co trzeciego chorego nie została jeszcze wykryta. Zachorowalność rośnie wraz z wiekiem. Najwięcej chorych jest po 50. roku życia.

W Polsce na cukrzycę choruje już około 3 mln osób, w tym na cukrzycę typu 1 (tzw. insulinozależną) cierpi 200 tys. osób, a z powodu cukrzycy typu 2 leczonych jest ponad 2,1 mln chorych. Jednocześnie podejrzewa się, że 600 tys. osób ma niewykrytą jeszcze cukrzycę.

Prognozy wciąż są niepokojące. Międzynarodowa Federacja Diabetologiczna (IDF) przewiduje, że liczba diabetyków może się zwiększyć na świecie nawet do 642 mln już w 2024 r. Głównym tego powodem ma być gwałtowny wzrost zachorowań w krajach rozwijających się. W Europie liczba chorych w 2040 r. może się zwiększyć do 71 mln.

Pocieszające jest jedynie, że w niektórych krajach niedawno spadło tempo wzrostu zachorowań na cukrzycę typu 2, nie ma jednak pewności, czy to trwała tendencja. Tak jest w USA, gdzie w 2008 r. zarejestrowano wśród Amerykanów 1,7 mln nowych przypadków tej choroby, a w 2014 r. było ich 1,4 mln. Ogólna liczba chorych nadal się jednak zwiększa.

Wraz ze wzrostem zachorowań zwiększa się również liczba zgonów powodowanych przez cukrzycę. Według WHO choroba w 2015 r. była na całym globie bezpośrednią przyczyną śmierci 1,6 mln osób, a 2,2 mln chorych zmarło następstwie powikłań cukrzycy, związanych ze byt wysokim poziomem glukozy we krwi. Do ponad połowy tych zgonów (53 proc. spośród 3,7 mln) dochodzi u osób przed 70. rokiem życia.

Najczęstsze powikłania cukrzycy to zawały serca i udary mózgu, a także niewydolność nerek, uszkodzenie siatkówki oka (retinopatia) oraz polineuropatia powodująca zaburzenia czucia, rytmu serca, przewodu pokarmowego (uporczywe biegunki) oraz zaburzenia w oddawaniu moczu i impotencję u mężczyzn.

Powikłania cukrzycy w największym stopniu przyczyniają się do ogromnego wzrostu bezpośrednich i pośrednich kosztów opieki nad chorymi. Międzynarodowa Federacja Diabetologiczna (IDF) ocenia, że w 2013 r. na całym świecie przekroczyły one 827 mld dol. W Europie w 2015 r. koszty bezpośrednie i pośrednie przekroczyły 156 mld dol.

Niepokojące jest tempo, w jakim wydatki te się zwiększają: w okresie od 2003 do 2013 r. wzrosły one na świecie aż trzykrotnie. Związane jest to z coraz większymi wydatkami na leczenie tej choroby, zarówno na leki obniżające poziom glukozy we krwi, jak i leczenie samych powikłań tej choroby.

Dzięki postępowi w terapii coraz skuteczniej jednak potrafimy leczyć cukrzycę, duży wybór leków pozwala dopasować leczenie do każdego chorego - podkreśliła na spotkaniu z dziennikarzami prof. Sally Marshall z Newcastle University w Wielkiej Brytanii.

Poza kosztami opieki ogromnym obciążeniem dla gospodarki światowej są straty, jakie powoduje cukrzyca. Według przedstawionych w Lizbonie szacunków, w latach 2011-2030 na całym świecie koszty bezpośrednie, jak i pośrednie (wynikające m.in. z absencji chorobowej i rent) mogą sięgnąć 1,7 bln dol. Ponad 900 mld tej kwoty przypada na kraje najbogatsze, a 800 mld - państwa o najniższych i średnich dochodach.

Eksperci podkreślają, że konieczne jest upowszechnienie profilaktyki cukrzycy oraz wczesne jej wykrywanie, bo tylko w ten sposób można ograniczyć zachorowalność na to schorzenie, jak i powikłania, do których ono prowadzi.

Burmistrz Lizbony Fernando Medina w przesłaniu do uczestników kongresu EASD napisał, że z pandemią cukrzycy będzie można sobie poradzić jedynie mobilizując do walki z nią rządy poszczególnych krajów, całe społeczeństwa, organizacje pozarządowe oraz przemysł spożywczy.

(ag)

...

Mogla wzrosnac wykrywalnosc po prostu. Dawniej kwalifikowali zgon po objawach a to byla cukrzyca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:21, 17 Wrz 2017    Temat postu:

Zawarty w kolorowych tatuażach dwutlenek tytanu może być rakotwórczy
Dzisiaj, 17 września (16:40)

Jedna z substancji najczęściej używanych do wykonywania kolorowych tatuaży – dwutlenek tytanu – może wędrować po całym organizmie i gromadzić się w węzłach chłonnych. To najnowsze rezultaty badań ekipy europejskich naukowców.
zdjęcie ilustracyjne
/ Krzysztof Świderski /PAP

Według naukowców z Europejskiego Ośrodka Synchrotonu Atomowego w Grenoble we Francji (którzy współpracują z niemieckimi badaczami), gromadzenie się nanocząstek dwutlenku tytanu może powodować chroniczne powiększenie się węzłów chłonnych oraz - potencjalnie - inne szkodliwe reakcje, których pojawianie się nie było dotąd łączone z tatuażami. Według Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem, chodzi bowiem o substancje potencjalnie rakotwórczą.

Dlatego też eksperci zapowiedzieli teraz badanie związków przyczynowo-skutkowych w tej sferze. Tym bardziej, że dwutlenek tytanu jest niezwykle często używany do rozjaśniania różnych barwników stosowanych w tatuażach oraz po prostu do uzyskiwania białego zabarwienia skóry.

(adap)
Marek Gładysz

...

Jest oczywista rzecza ze te rozne metale ziem rzadkich kadm, molibddn itp. w organizmie fajne nie sa takze tytan.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:57, 25 Wrz 2017    Temat postu:

Nowa nadzieja na walkę z HIV
J-P Mauro i Aleksandra Gałka | Wrz 25, 2017

Cawee | Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
„Potrójne przeciwciało” atakuje wirusa HIV w trzech różnych obszarach. Uderza w 99 procent szczepów i może pomóc nie tylko w leczeniu, ale także i zapobiec zakażeniu.

Współpraca pomiędzy Amerykańskim Narodowym Instytutem Zdrowia oraz firmą farmaceutyczną Sanofi zaowocowała stworzeniem nowego przeciwciała, które atakuje 99 procent szczepów HIV. Przeciwciało powstało po to, by zaatakować trzy istotne obszary wirusa (CD4, MPER i V1V2). Dzięki temu ewolucja wirusa jest utrudniona, a jego odporność obniżona.
Wyzwanie światowej medycyny

Największym wyzwaniem, przed którym stoją naukowcy, jest opracowanie najlepszej strategii walki z HIV – wirusem, który ma skłonności do zmian i ewoluowania, tworzenia różnych szczepów. To właśnie dlatego jest tak trudny do zwalczenia.

BBC przypomina nam, że odmiana szczepów HIV u pojedynczego zarażonego pacjenta może być równa liczbie szczepów grypy w trakcie całego okresu trwania choroby.

Przełom nastąpił po tym, gdy u niewielkiej grupy pacjentów rozwinęły się przeciwciała neutralizujące wirusa, które czasami nazywa się nawet „superprzeciwciałami”. To właśnie one są stosowane przez naukowców do dalszych prac oraz leczenia i zapobiegania infekcji.
Czytaj także: Klasztor, którego charyzmatem jest opieka nad dotkniętymi HIV i AIDS


Jedno wielkie przeciwciało

BBC informuje, że według badań opublikowanych w czasopiśmie „Science” trzy antyciała zostały połączone w jedno potrójne „przeciwciało”. Dr Gary Nabel, główny dyrektor naukowy w firmie Sanofi twierdzi, że ma ono znacznie większe działanie, niż „jakiekolwiek występujące pojedyncze przeciwciało, jakie zostało dotąd odkryte”.

A combination of three broadly neutralizing antibodies shows promising results against HIV. Read the research: ($) [link widoczny dla zalogowanych] pic.twitter.com/4m7hlgJi0b

— Science Magazine (@sciencemagazine) September 20, 2017


Na razie, zespół badawczy jest w fazie testowania odkrycia na zwierzętach. Eksperymenty przeprowadzono na 24 małpach. Podano im nowo odkryte przeciwciało, a następnie wprowadzono do ich organizmów wirus. Okazało się, że infekcja wcale się nie rozwinęła. Faza badania na ludziach jest zaplanowana na 2018 rok.

Dyrektor Amerykańskiego Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych, dr Anthony Fauci, który jest zaintrygowany tym rozwiązaniem, komentuje to w ten sposób:

Kombinacje przeciwciał, które wiążą się z różnymi miejscami HIV mogą przezwyciężyć odporność wirusa w celu osiągnięcia skutecznego zapobiegania zakażeniom oraz leczenia w oparciu o przeciwciała.
Czytaj także: Zaadoptował 22 dzieci zarażonych wirusem HIV

Artykuł pojawił się w angielskiej edycji portalu Aleteia

Źródło: Science, BBC

...

Brawo! Oby tak dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:15, 03 Paź 2017    Temat postu:

Pies odgryzł ucho 9-latkowi. Lekarze zaszyli małżowinę w brzuchu
Dzisiaj, 3 października (14:00)

​Niecodzienny zabieg w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Lekarze walczą o uratowanie ucha, które 9-latkowi odgryzł pies. Małżowinę zaszyli w brzuchu dziecka.
Lekarze przeprowadzili rzadki zabieg - odgryzioną małżowinę zaszyli w brzuchu dziecka
/Zdjęcie ilustracyjne /RMF FM

Do wypadku doszło wczoraj wieczorem w Jaworznie. Chłopiec poszedł z kolegą do jego domu. Kiedy obaj weszli do mieszkania, pies rzucił się na 9-latka i odgryzł mu prawe ucho. Przestraszeni chłopcy uciekli z budynku i powiadomili o wszystkim rodziców pogryzionego 9-latka.


Jego mama natychmiast wezwała pogotowie i policję. Chłopczyk trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.


W tym czasie policjanci przeszukali mieszkanie, w którym doszło do wypadku. Odnaleźli tam odgryzioną małżowinę, zabezpieczyli ją i na sygnale przetransportowali do placówki, w której leżał 9-latek.

Lekarze chcą przyszyć ucho chłopcu, ale na razie jest to niemożliwe. Najpierw musi zagoić się rana powstała po ugryzieniu. Z tego powodu oraz po to, by tkanki małżowiny nie obumarły, lekarze zaszyli ją w powłoce brzusznej chłopca. 9-latek po tym pierwszym zabiegu czuje się dobrze.

Rana chłopca została oczyszczona i zszyta. Ze względu na rodzaj obrażeń nie zdecydowano o natychmiastowym przyszyciu małżowiny. Zamiast tego została ona wszyta do powłok brzusznych chłopca. Tam "poczeka" na kolejny zabieg, gdy rana na głowie dziecka zagoi się. To bezpieczne i fizjologiczne miejsce przechowania małżowiny, jest tam prawidłowo ukrwiona i odżywiona. Dzięki temu będzie dobrym materiałem do dalszej rekonstrukcji ucha - tłumaczy w rozmowie z mediami dr hab. n. med. Ireneusz Bielecki, kierujący Oddziałem Laryngologii w GCZD.

Jak dodają lekarze, aparat słuchu nie został uszkodzony, a rokowania na przyszłość są optymistyczne.


Wiadomo, że owczarek niemiecki, który odgryzł ucho 9-latkowi, był zaszczepiony. Nigdy wcześniej nikogo nie zaatakował.

(az)
Anna Kropaczek

...

Rzeczywiscie znakomite metody.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:29, 04 Paź 2017    Temat postu:

Wielki sukces polskich lekarzy! To pierwsza tego typu operacja na świecie
Dzisiaj, 4 października (13:13)

Szczecińscy lekarze przeprowadzili udaną wewnątrznaczyniową operację pękniętego tętniaka rozwarstwiającego u 11-letniej dziewczynki. Jak poinformowała rzeczniczka Szpitala Klinicznego Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, to najprawdopodobniej pierwsza na świecie taka operacja przeprowadzona u dziecka.
Zdjęcie ilustracyjne
/Agnieszka Wyderka /RMF FM


Lekarze z Kliniki Chirurgii Naczyniowej wszczepili 11-letniej Amelii wewnątrz aorty stentgraft, czyli rurkę na metalowym rusztowaniu. Wprowadzili także stent, czyli metalową siatkę na odcinku trzewnym aorty, dzięki czemu odtworzono tętnice zaopatrujące jelita i nerki w krew. Operację w połowie września przeprowadzili dr Arkadiusz Kazimierczak i dr Paweł Rynio.

W tym przypadku konieczne było dostosowanie metody na miarę, do warunków anatomicznych małej pacjentki. Lekarze zdecydowali się na zastosowanie niestandardowo dużej "zakładki" pomiędzy stentgraftem i siatką, podobnej do teleskopu, by materiał mógł "rosnąć" razem z dziewczynką - informuje rzeczniczka szczecińskiego szpitala Bogna Bartkiewicz.

Jak wyjaśniła, zabieg został przeprowadzony metodą wewnątrznaczyniową, to znaczy "stentgraft wprowadzony został do aorty przez tętnice udowe oraz ramienną".

Dr Arkadiusz Kazimierczak przyznał, że była to jedna z najtrudniejszych operacji w jego karierze. Po pierwsze, to było dziecko w wieku mojej córki. Po drugie, wykonywałem absolutnie nietypowy zabieg, który sam zaprojektowałem w środku nocy i nie wiedziałem, czy to się w ogóle uda - to była operacja ratująca życie. Dwukrotnie reanimowałem Amelię na stole. Jednak jej uśmiech po zakończeniu leczenia wynagradza wszystko - powiedział chirurg.

Mała pacjentka czuje się dobrze. Przyczyny rozwarstwienia aorty na całej jej długości u dziewczynki będą ustalać lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

Przyczyną rozwarstwienia aorty jest często nadciśnienie tętnicze i dotyka najczęściej mężczyzn ok. 50.-60. roku życia. U dzieci występuje niezwykle rzadko. Obecnie szacuje się, że na świecie jest ok. 30 przypadków takich zachorowań u osób poniżej 25. roku życia, dzieci jest więc w tej grupie jeszcze mniej - mówi rzeczniczka szpitala.

Jak podano w komunikacie, zespół chirurgów naczyniowych pod kierownictwem prof. Piotra Gutowskiego z Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Angiologii SPSK nr 2 PUM w Szczecinie pracuje nad metodą leczenia rozwarstwienia aorty od ok. 2 lat. Podczas operacji Amelki zastosowano nietypową modyfikację, by wprowadzony stent-graft mógł "rosnąć" razem z pacjentem - dzięki temu metoda ta mogłaby być stosowana u dzieci.

(ag)

....

Brawo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:04, 05 Paź 2017    Temat postu:

Lek na raka z dżdżownic? Polscy naukowcy już go opatentowali
Dzisiaj, 5 października (10:01)

Preparat z płynu celomatycznego otrzymywanego z dżdżownic, który może być zastosowany w opracowaniu leku na raka płuca, uzyskali naukowcy z dwóch lubelskich uczelni. Wynalazek został już opatentowany.
Nad lekiem pracują naukowcy z Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie
/Wojciech Pacewicz /PAP


Naukowcy z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej i Uniwersytetu Medycznego w Lublinie wspólnie opracowali preparat z płynu celomatycznego otrzymywanego z dżdżownic, który - w badaniach in vitro - niszczy komórki raka płuca w 80 procentach, a jednocześnie nie działa toksycznie na komórki prawidłowe.

Preparat będzie poddawany kolejnym badaniom, które wskażą, czy może być on wykorzystany do opracowania leku. Jesteśmy na finiszu pierwszego etapu badań na komórkach, które są hodowane poza organizmem. Kolejny etap, który nas czeka, to badanie wpływu tych preparatów na organizm zwierząt laboratoryjnych. Trzeci etap wiąże się z podawaniem go do organizmu ludzi - wyjaśnia prof. Jolanta Rzymowska z Katedry i Zakładu Biologii z Genetyką Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.

Profesor podkreśliła, że dopiero po przeprowadzeniu wszystkich badań, w zależności od ich wyników można będzie mówić o ewentualnym zastosowaniu klinicznym wynalezionego specyfiku.

Toksyczne działanie płynu, uzyskiwanego z jamy ciała dżdżownic zostało już opisane przez naukowców. Jak powiedziała dr hab. Marta Fiołka z Zakładu Immunobiologii Wydziału Biologii i Biotechnologii UMCS, z publikacji wiadomo, że ten płyn jest bardzo toksyczny, powoduje między innymi rozpad krwinek czerwonych w ciągu kilku minut. Tak samo toksycznie działa na komórki raka płuca A549 i prawidłowe komórki nabłonka oskrzelowego. Postanowiliśmy szukać warunków, w których będziemy mogli wyeliminować cytotoksyczność na komórki prawidłowe, a jednocześnie zachować w jak największym stopniu aktywność przeciwnowotworową - zaznaczyła.

Dr Fiołka powiedziała, że udało się to uzyskać po odpowiednim podgrzaniu płynu i uzyskaniu odpowiedniego stężenia białka w tym preparacie. Mechanizm selektywnego działania płynu celomatycznego - toksycznego na komórki rakowe i nietoksycznego na komórki prawidłowe - jest przedmiotem kolejnych badań.

Płyn celomatyczny pozyskiwany jest poprzez poddanie dżdżownicy krótkiemu szokowi elektrycznemu prądem o napięciu 4,5 V. Jak tłumaczy dr Fiołka, to słaby szok elektryczny, gdyż dżdżownica przeżywa go, wyrzucając płyn celomatyczny wraz z komórkami krwi, przez otwory znajdujące z boku ciała dżdżownicy. Krwinki te są potem oddzielane przez wirowanie, a płyn celomatyczny jest przesączany przez sączki bakteriologiczne w celu usunięcia ewentualnych mikroorganizmów. Tak wyizolowany płyn jest odpowiednio ogrzewany w celu eliminacji działania toksycznego na komórki prawidłowe. Oznaczane jest w nim stężenie białka i taki preparat używany jest do dalszych badań. Z jednego osobnika można uzyskać ok. 100 mikrolitrów płynu celomatycznego. To są ilości bardzo niewielkie - zaznaczyła Fiołka.

Badaczki podkreślają, że na tym etapie badań jest za wcześnie, aby określić, ile takiego płynu potrzeba byłoby do wyprodukowania leku. Nie wiadomo jeszcze np., w jakich stężeniach płyn będzie skuteczny w badaniach na zwierzętach laboratoryjnych. Naukowcy współpracują z przedsiębiorstwem rolno-przemysłowym ze Słupska, by pozyskać dużą ilość dżdżownic, które dostarczałyby wystarczających ilości płynu celomatycznego do dalszych doświadczeń.

Nie wiadomo, ile mogą potrwać kolejne badania. Nasz entuzjazm pcha nas do kolejnych badań, aczkolwiek musi być on umiarkowany, dlatego, że na tym etapie nie można jeszcze powiedzieć, że będzie to preparat terapeutyczny. To wstępna faza badań laboratoryjnych - podkreśla prof. Rzymowska.

Wynalazek lubelskich naukowców został opatentowany przez Urząd Patentowy RP pod nazwą "Płyn celomatyczny dżdżownicy Dendrobaena veneta do zastosowania w leczeniu raka płuc", a twórcami wynalazku są: dr hab. Marta Fiołka z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie oraz prof. dr hab. Jolanta Rzymowska i dr Przemysław Kołodziej z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.

...

Genialne! Brawo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:26, 05 Paź 2017    Temat postu:

Odgryzione ucho w brzuchu poczeka nawet kilka miesięcy
Dzisiaj, 5 października (14:11)

Nawet kilka miesięcy może czekać 8-letni Kacper z Jaworzna na rekonstrukcję ucha, które kilka dni temu odgryzł mu pies. Lekarze z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach wszyli odgryzioną małżowinę w powłoki brzuszne chłopca. Tam czeka ona na zagojenie się rany na głowie. Tam też ma najlepsze warunki na przetrwanie.
Lekarze zaszyli ucho w pachwinie Kacpra
/Paweł Żuchowski /RMF FM


Lekarze nie mogli od razu przyszyć Kacprowi odgryzionej małżowiny. Rana, która powstała w wyniku pogryzienia była bardzo zanieczyszczona, a małżowina została przez psa w dużym stopniu zniszczona, poszarpana - opowiada dr Ireneusz Bielecki, kierownik Oddziału Laryngologii w GCZD. Lekarze wszyli ucho w okolicy pachwiny. Tam ma odpowiednie warunki , by przetrwać i nie ulec martwicy. Głównym elementem małżowiny jest chrząstka . Ważne jest, by nie wyschła i żeby miała odpowiednią temperaturę - wyjaśnia dr Bielecki.

W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka wykonywano już podobne zabiegi. Niestety zdarzają się urazy okolicy małżowiny usznej, nosa, wargi. W takich przypadkach dobrze jest, jeżeli w jak najkrótszym czasie od urazu dochodzi do zaopatrzenia chirurgicznego i dobrze jest, jeżeli taka część ciała, która uległa amputacji zostaje szybko przywieziona w dobrych warunkach do szpitala - mówi dr Ireneusz Bielecki. Dodaje, że amputowaną część ciała należy włożyć do woreczka, a ten woreczek do kolejnego woreczka z lodem. W takich warunkach narząd przez kilka godzin może się utrzymywać w dobrym stanie.

Kacpra pogryzł pies kolegi. Na szczęście był szczepiony. Stan chłopca jest dobry, rana też goi się poprawnie. Kacper prawdopodobnie już jutro zostanie wypisany ze szpitala.

(AG)
Anna Kropaczek

...

Rzeczywiscie sensacyjnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:45, 09 Paź 2017    Temat postu:

Sprytny opatrunek sam wyleczy
Dzisiaj, 9 października (11:44)

Inteligentny bandaż, na bieżąco reagujący na zmieniający się stan rany pomoże przyspieszyć gojenie się zarówno przewlekłych ran, jak i obrażeń odniesionych przez żołnierzy na polu walki - pisze w najnowszym numerze czasopismo "Advanced Functional Materials". Naukowcy i inżynierowie z trzech amerykańskich instytutów badawczych opatentowali opatrunek, który może zawierać wszelkie potrzebne do zaopatrzenia rany substancje i mikrokontroler, który steruje ich wydzielaniem.
Sprytny opatrunek sam wyleczy. Zdjęcie ilustracyjne
/Tytus Żmijewski /PAP

Bandaż, zaprojektowany przez badaczy z University of Nebraska-Lincoln, Harvard Medical School i Massachusetts Institute of Technology, składa się z przewodzących prąd włókien pokrytych żelem, zawierającym między innymi antybiotyki, wspierające gojenie czynniki wzrostu, środki przeciwbólowe, czy inne leki. Kontroler o rozmiarach znaczka pocztowego, sterowany z pomocą smartfona, może przepuścić przez określone włókna prąd elektryczny i podgrzewając je doprowadzić do wydzielenia konkretnej, potrzebnej w danej chwili, substancji.

Pojedynczy opatrunek może zawierać cały szereg potrzebnych dla zabezpieczenia konkretnej rany substancji, a system kontroli pozwala na precyzyjne ich dozowanie, wszystko to powinno znacznie poprawić i przyspieszyć proces gojenia - przekonuje prof. Ali Tamayol, specjalista inżynierii materiałowej z University of Nebraska-Lincoln. To pierwszy bandaż zdolny do kontrolowanego uwalniania leków, dzięki niemu można uwalniać różne leki według różnych harmonogramów - dodaje.
Pomoże nie tylko chorym na cukrzycę

Autorzy pomysłu przyznają, że pierwszy pomysł wiązał się z potrzebą zaopatrywania przewlekłych ran, towarzyszących cukrzycy. Teraz są przekonani, że ich wynalazek będzie miał wiele zastosowań. Koszty związane z leczeniem przewlekłych ran są olbrzymie, rozwiązanie tego problemu jest bardzo potrzebne - podkreśla prof. Ali Tamayol. Inteligentny opatrunek może mieć istotne znaczenie także na polu walki. Żołnierze są zagrożeni obrażeniami o różnym charakterze, bandaże zawierające substancje pozwalające ograniczyć upływ krwi i zmniejszyć ryzyko infekcji mają kluczowe znaczenie. Do tej pory stosuje się opatrunki, które po założeniu pasywnie uwalniają leki, możliwość dopasowania ich działania do określonej sytuacji to istotny postęp.

Prototypy potwierdziły już swoje działanie w badaniach na zwierzętach, zarówno antybiotyki, jak i czynniki wzrostu ograniczały ryzyko infekcji i przyspieszały gojenie. Ciepło konieczne do ich uwolnienia nie wpływało na ich skuteczność. Trwają prace nad wprowadzeniem do opatrunku czujników, które monitorując na przykład poziom glukozy, czy pH, byłyby w stanie same sygnalizować potrzebę zmiany leku, czy dawkowania. Choć projekt bandaża został już oficjalnie opatentowany, przed wprowadzeniem go na rynek będą potrzebne jeszcze dalsze testy z udziałem zwierząt i ludzi. Większość wykorzystywanych do jego produkcji składników ma już na rynku amerykańskim akceptację Federalnej Komisji ds. Żywności i Leków. To powinno przyspieszyć prace.
Grzegorz Jasiński

...

Wspaniale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:17, 10 Paź 2017    Temat postu:

Sukces lekarzy z Wrocławia. Stymulator mózgu łagodzi objawy nerwicy natręctw
Dzisiaj, 10 października (14:56)

Neurochirurdzy z Wrocławia wszczepili pacjentce stymulator w mózgu, który łagodzi objawy choroby psychicznej. W jej przypadku była to nerwica natręctw. Trzy miesiące po zabiegu psychiatrzy oceniają, że patologiczne zmiany u chorej zmniejszyły się nawet o połowę.
Koszty operacji to kilkadziesiąt tysięcy złotych (zdj. ilustracyjne)
/Aneta Łuczkowska /RMF FM


Jak tłumaczy kierownik Kliniki Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu dr hab. Paweł Tabakow, sam zabieg na mózgu nie jest trudny do wykonania.

Trudniejsze jest wykonanie planu i tzw. mapy operacji, dzięki której trafiamy z elektrodą stymulatora we właściwe miejsce - dodał. Wyjaśnił, że stymulująca właściwy fragment mózgu elektroda jest połączona z rozrusznikiem, który umieszczany jest podskórnie pod obojczykiem, podobnie jak w przypadku rozrusznika serca.

Koszty operacji to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Chorej trzeba będzie wymienić w rozruszniku baterię za kilka lat. Celowana terapia neuromodulacyjna związana z chorobą psychiczną to pierwszy taki zabieg na Dolnym Śląsku. Wcześniej wykonano ponad 20 podobnych, ale dotyczyły one choroby Parkinsona.

Po tej pierwszej udanej terapii projekt będzie kontynuowany.

Szukamy chorych na nerwice natręctw, którzy z umiarkowanym skutkiem leczą się co najmniej od 5 lat. To świadczy, że farmakologicznie nie można im pomóc. Można się zgłaszać do naszej poradni, albo do dowolnego psychiatry na Dolnym Śląsku, który oceni, czy dany chory może wziąć udział w takiej terapii - mówi kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu prof. Joanna Rymaszewska.

Neurochirurdzy z USK w 2012 r. dokonali pierwszego na świecie przeszczepu komórek glejowych z nosa pacjenta do przerwanego rdzenia kręgowego. Pacjent po urazie nie mógł chodzić, a teraz jeździ na rowerze i spaceruje.

...

Brawo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:13, 11 Paź 2017    Temat postu:

W twojej diecie brakuje jodu? Możesz mieć problemy z tarczycą
Wczoraj, 10 października (19:45)

„Bez prawidłowego zaopatrzenia w jod nie ma możliwości utrzymania prawidłowej funkcji tarczycy” – mówi w rozmowie z RMF FM prof. Hubalewska-Dydejczyk, ordynator Oddziału Klinicznego Kliniki Endokrynologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Nasz ekspert zaleca jeść dużo ryb, a jeżeli już solimy potrawy to tylko solą jodowaną. Jak jeszcze można zadbać o swoją tarczycę? Możesz zadać swoje pytanie ekspertowi.
Zdjęcie ilustracyjne
/BSIP/Photoshot /PAP


Marcin Czarnobilski: Pani Profesor, czy człowiek może żyć bez tarczycy?

Prof. Alicja Hubalewska-Dydejczyk, endokrynolog: To jest bardzo podchwytliwie zadane pytanie. Bez tarczycy da się żyć, ale tylko w sytuacji kiedy będzie prowadzona prawidłowa substytucja hormonami tarczycy. Mamy mnóstwo pacjentów, którzy są po operacji tarczycy i wymagają stałego leczenia specjalnym preparatem zawierającym hormon tarczycy. Taki środek aplikujemy też osobom, u których tarczyca przestała pracować na wskutek np. zapalenia tego narządu.
W tym tygodniu w cyklu "Twoje Zdrowie w Faktach RMF FM" zajmujemy się tarczycą.

Na Wasze pytania podczas dyżuru telefonicznego odpowie dr Monika Buziak-Bereza, endokrynolog ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Na pytania czeka od 11:00 do 13:00 pod numerem telefonu 12 2 000 010.

O godzinie 13:00 będzie też odpowiadać na pytania naszych słuchaczy podczas wideoczatu.

Hormony tarczycy biorą udział w prawidłowym funkcjonowaniu właściwie wszystkich naszych organów, przede wszystkim centralnego systemy nerwowego, układu krążenia czy układu pokarmowego. Nie ma praktycznie takiej komórki w naszym organizmie, która może żyć bez prawidłowego stężenia hormonów tarczycy.

A co najbardziej szkodzi naszej tarczycy?

Wprost nie można na to pytanie odpowiedzieć, bo nie ma czegoś takiego co ewidentnie szkodzi tarczycy i może doprowadzić do jej zniszczenia. Czynników jest wiele, m.in. niedobór jodu w otaczającym nas środowisku może spowodować zaburzenia funkcji tarczycy - zwłaszcza wśród małych dzieci czy kobiet w ciąży. Te grupy są najbardziej wrażliwe na niedobór hormonów tarczycy.

Sól spożywcza powinna być jodowana - takie były zalecenia epidemiologiczne, zwłaszcza dla południa Polski z powodu niedoboru tego pierwiastka. Dziś na półkach sklepowych możemy znaleźć szeroki wybór soli - bez jodu. Czy możemy ją bezpiecznie stosować w kuchni?

Powinno być prawidłowe zaopatrzenie w jod. Jest to dość skomplikowana sytuacja, ponieważ dziś z powodu głównie wskazań kardiologicznych my eliminujemy spożycie jodu z naszej diety. W związku z tym, jeżeli za mało będziemy spożywać soli, która jest jodowana, może dojść do niedoboru jodu w organizmie.

No właśnie, państwa klinika bierze udział w programie ministerstwa zdrowia dotyczącym badań nad niedoborem jodu w diecie Polaków...

Aktualnie bierzemy udział w tzw. programie jodowym, który jest realizowany przez Szpital Uniwersytecki w Krakowie, a finansowany w ramach Narodowego Programu Zdrowia na lata 2016 - 2020. Jego celem jest ocena stopnia niedoboru i spożycia jodu w Polsce. W różnych szkołach czy szpitalach ginekologiczno-położniczych prowadzone są akcje profilaktyczne. Postanowiliśmy przebadać około tysiąca dzieci w wieku od 6 do 12 lat, sprawdzić czy mają prawidłowe spożycie jodu i przy okazji wykonamy u nich badanie USG tarczycy. Z kolei w grupie kobiet ciężarnych i karmiących sprawdzimy, przeprowadzając ankietę, czy suplementują one jod w okresie ciąży i laktacji. Bardzo istotne, by kobiety, które nawet planują ciążę spożywały odpowiednią ilość jodu przede wszystkim podawaną w mikroelementach. Ma to ogromny wpływ na rozwój centralnego systemu nerwowego u dzieci.

Gdy gdzieś na świecie pojawia się informacja o awarii elektrowni jądrowej ludzie często wpadają w panikę i masowo wykupują z aptek preparaty z jodem. Czy też powinniśmy się tak zachować, gdyby doszło do skażenia radioaktywnego na naszym terytorium?

Są stworzone programy, które wyznaczają drogę zaopatrzenia w jod, by zahamować wychwyt tego radioaktywnego jodu na wypadek awarii nuklearnej. Stąd w sytuacji skażenia radioaktywnego, czekajmy na stosowne komunikaty i nie próbujmy na własną rękę spożywać nieokreślonej ilości jodu, gdyż jego nadmiar też może spowodować zaburzenia funkcji tarczycy.

Pamiętajmy, że jod jest podstawowym składnikiem hormonów tarczycy, które z kolei są niezbędne do funkcjonowania całego naszego organizmu. Bez prawidłowego zaopatrzenia w jod nie ma możliwości utrzymania prawidłowej funkcji tarczycy.

W jakich produktach oprócz soli znajdziemy jeszcze jod?

Pokarmami najbardziej bogatymi w jod są przede wszystkim ryby i inne owoce morza. Niestety nie są często obecne na naszych stołach, dlatego zwłaszcza u kobiet w ciąży i dzieci konieczne jest suplementowanie dodatkowej ilości jodu.

Co poza odpowiednią dietą pomoże nam zachować równowagę tarczycy?

U mieszkańców południa Polski gdzie brakuje jodu bardzo często dochodzi do jakichś zaburzeń struktury lub czynności tarczycy. Dlatego rutynowo bada się stężenie TSH czyli hormonu tyreotropowego, by ocenić funkcję tarczycy, szczególnie wśród osób po 60. roku życia z zaburzeniami kardiologicznymi. Dość często wykonuje się również USG tarczycy, np. przy okazji badania USG piersi.

Wspomniała pani profesor o hormonie TSH. Produkuje go nasza przysadka mózgowa. Gdy poziom TSH jest za niski mówimy o nadczynności tarczycy - gdy za wysoki o niedoczynności. Jakie są objawy tych chorób?

Objawy niedoczynności tarczycy zwłaszcza u ludzi młodych mogą być bardzo niespecyficzne. Może to być zmęczenie, suchość skóry, obrzęki, zaparcia. Wśród starszych osób objawy mogą nasilać zaburzenia kardiologiczne i neurologiczne.

Łatwiej jest rozpoznać nadczynność tarczycy. Objawy to kołatania serca, uczucie gorąca, chudnięcie.

Jak to jest z tym testosteronem u mężczyzn. Czy bez specjalistycznego badania można rozpoznać, że mężczyzna ma go za dużo, bądź przeciwnie, cierpi na niedobór tego hormonu?

Byłabym bardzo ostrożna w takiej ocenie. Oczywiście jeżeli występują zaburzenia potencji, czy nie ma prawidłowego męskiego owłosienia, to na pewno taki pacjent powinien zgłosić się do endokrynologa.

(ag)
Marcin Czarnobilski
, Alicja Hubalewska-Dydejczyk

...

Warto wiedziec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:59, 30 Paź 2017    Temat postu:

Indie: Był złączony głową ze swoim bratem. Teraz otworzył oczy
Dzisiaj, 30 października (10:11)

4 dni po historycznej operacji rozdzielenia bliźniąt zrośniętych głowami w Indiach, jedno z nich otworzyło oczy. 2-letni Jaga odpowiadał na proste polecenia i poruszał kończynami. Chłopiec wciąż jest podłączony pod respirator. Jego brat, Kalia ciągle nie odzyskał świadomości.

Chłopcy urodzili się ze wspólnymi naczyniami krwionośnymi i tkankami mózgu. Operacja, która miała ich rozdzielić trwała 16 godzin. Zabieg prowadzony był przez 30 lekarzy w szpitalu państwowym w Delhi. Była to pierwsza tego typu operacja w Indiach.

Stan obu chłopców jest stabilny, a lekarze są zadowoleni z postępów - powiedział w rozmowie z BBC profesor Deepak Gupta, który brał udział w operacji.

Jaga i Kalia byli rzadkim typem bliźniaków syjamskich - byli złączeni głowami. Taki przypadek zdarza się raz na trzy miliony urodzeń. Połowa z dzieci umiera w ciągu 24 godzin.

Pierwszą operację przeprowadzono 28 sierpnia. Lekarze utworzyli bajpasy, aby oddzielić wspólne żyły chłopców, które odprowadzają krew z mózgu do serca.

źródło: BBC

(ab)

...

Znakomicie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:34, 31 Paź 2017    Temat postu:

Sukces lekarzy z Gliwic. Przeprowadzili trójwymiarowy przeszczep
Dzisiaj, 31 października (12:34)

Rozszerzoną, trójwymiarową transplantację narządów szyi przeprowadzono u 63-letniego pacjenta o w Instytucie Onkologii w Gliwicach. Przeszczep przywraca mu możliwość normalnego oddychania, jedzenia i mówienia.
Pan Krzysztof, który przeszedł zabieg allotransplantacji
/Andrzej Grygiel /PAP


Do podjęcia tej operacji skłoniła nas zła jakość życia oraz ogromna determinacja chorego - powiedział podczas wtorkowej konferencji prasowej w Gliwicach szef zespołu rekonstrukcyjnego prof. Adam Maciejewski.

Pacjent w 2008 r. z powodu pozapalnej marskości wątroby przeszedł przeszczep tego narządu. Potem zachorował na nowotwór krtani, w efekcie usunięto mu całą krtań. Przeprowadzone w latach 2012-2013 dwie operacje naprawcze nie przyniosły oczekiwanych efektów. Oddychał przez rurkę tracheotomijną, z powodu przetoki nie mógł normalnie jeść, nie mówił.

13 października gliwiccy lekarze przeszczepili mu krtań, gardło, przełyk, tarczycę, przytarczyce, kość gnykową, mięśnie szyi i powłokę skórną. Obecnie jest w trakcie rehabilitacji.

Dzięki takim zabiegom i też pod wpływem rehabilitacji pacjenci powinni odzyskiwać mowę. Pierwszy pacjent, którego operowaliśmy 2,5 roku temu już mówi. Jeszcze mało dźwięcznie, ale w sposób absolutnie zrozumiały i pozwalający na swobodne komunikowanie się. Czas takiej rehabilitacji jest różny. To mogą być miesiące, to mogą być lata. Zawsze jednak naszym dążeniem jest to, żeby mowa wróciła w pełnym zakresie - mówi Sebastian Giebiel z Instytutu Onkologii w Gliwicach.

(ag)
Marcin Buczek
RMF FM/PAP

...

Pieknie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:45, 02 Lis 2017    Temat postu:

Twoje Zdrowie
Człowiek
Dziecko
Sukces ostrowskich chirurgów. Zoperowali 500-gramowego wcześniaka
Sukces ostrowskich chirurgów. Zoperowali 500-gramowego wcześniaka
Dzisiaj, 2 listopada (14:36)

Ostrowscy chirurdzy zoperowali dziewczynkę urodzoną w 24. tygodniu ciąży. Ważące 500 gramów dziecko wymagało udrożnienia jelita; operacja przebiegła pomyślnie.
Dziecko wymagało udrożnienia jelita. Zdjęcie ilustracyjne
/archiwum /RMF FM

Operacja polegała na resekcji części jelita w celu jego udrożnienia; przeprowadzono ją w specjalnie podgrzewanym inkubatorze hybrydowym.

W sali musi panować odpowiednia temperatura, do takich operacji potrzebne są też mikronarzędzia i lupy operacyjne - podkreślił w rozmowie z PAP ordynator oddziału chirurgii dziecięcej w ostrowskim szpitalu im. Tytusa Chałubińskiego - Witold Miaśkiewicz.

Jak poinformował, zabieg przebiegł dobrze, ale dziecko cały czas przebywa na oddziale intensywnej terapii noworodka, ponieważ ma wiele innych problemów pozachirurgicznych.

Skuteczność tej operacji jest potwierdzona tym, że wszystko już funkcjonuje, dziewczynka nawet przybiera na wadze, ale jeszcze daleko, żeby odtrąbić sukces, jeżeli chodzi o samego pacjenta. Mamy nadzieje, że wszystko dobrze się skończy - powiedział dr Miaśkiewicz.

Jak podkreślił, medycyna cały czas przesuwa wiek, w którym można przeprowadzać operacje. W 2016 roku zoperowaliśmy 600-gramowego wcześniaka, który niedługo kończy roczek i rozwija się prawidłowo - powiedział ordynator.

Jeszcze kilka lat temu granicą przeżywalności dla wcześniaka było 1000 gramów. Poniżej tej wagi, mimo wykonywanych operacji, nie było możliwości, żeby utrzymać dziecko przy życiu. Natomiast nasza 500-gramowa dziewczynka rośnie, już waży ponad 800 gramów - dodał lekarz.

W Wielkopolsce są tylko dwa ośrodki trzeciego stopnia referencyjności neonatologicznej, w których przeprowadzane mogą być operacje wcześniaków z bardzo małą masą urodzeniową - poniżej 1500 gramów: w Ostrowie Wlkp. i Poznaniu.

W ostrowskim szpitalu rocznie przeprowadzanych jest 30 operacji na noworodkach.

...

Wielkie brawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:24, 07 Lis 2017    Temat postu:

Choroba płci żeńskiej – czy zespół Turnera to koniec świata?
Anna Gębalska-Berekets | 07/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij 0    

Komentuj

 




Liczne wady, które są charakterystyczne w tym schorzeniu nie ujawniają się jednocześnie u jednej osoby, a jedynie u 5% osób występują ograniczenia intelektualne.
Zespół Turnera – czym się charakteryzuje?

Zespół Turnera to zespół wad genetycznych, który dotyka dziewczynki i polega na braku jednego chromosomu „X” we wszystkich komórkach lub ich części. Do objawów choroby należą: niski wzrost, dodatkowe fałdy skóry po bokach szyi, niższe osadzenie małżowin usznych, krótkie palce stóp i dłoni, krępa budowa ciała, szeroka klatka piersiowa, wyraźnie obniżona linia włosów, pierwotna niewydolność jajników.

Choć wiele chorób genetycznych kojarzyć się może z niepełnosprawnością intelektualną, to w przypadku zespołu Turnera, mimo wielu trudności, życie osób dotkniętych tą wadą jest „normalne”. „Turnerki”, bo tak się o nich często mówi, prowadzą aktywność na płaszczyźnie zawodowej, rodzinnej, towarzyskiej. Owszem, zmagają się z przewlekłymi dolegliwościami i chorobami związanymi z tą przypadłością, ale w dobie rozwoju medycyny i dostępu do opieki lekarskiej, można podjąć skuteczne leczenie.


Choroba wciąż rzadko diagnozowana

Szacuje się, że w Polsce przychodzi na świat około 100-150 dzieci z zespołem Turnera. Na świecie jest ich ok. 1,5 miliona. Dokładna liczba nie jest wciąż znana.

Gdzie szukać pomocy? Pierwszy punkt konsultacyjny powstał w latach 90. XX wieku w Bytomiu. W 1999 roku założono w Warszawie Stowarzyszenie Pomocy Chorym z Zespołem Turnera. Powstało ono przy wsparciu Centrum Zdrowia Dziecka. W Poznaniu także prężnie działa stowarzyszenie organizujące grupy wsparcia dla takich osób, we Wrocławiu pracuje Stowarzyszenie Na Rzecz Dzieci z Rzadkimi Chorobami Genetycznymi i ich Rodzin „Wspólnota”.
Czytaj także: Nie ma usprawiedliwienia dla zabijania dzieci z zespołem Downa


„Turnerka” na medal!

Agnieszka także ma zespół Turnera. Jak przyznaje, całkiem nieźle sobie radzi. Dzieciństwo wspomina w miarę dobrze. Jej kontakt z rówieśnikami na początku był trudny. Gdy jednak dzieci w szkole zobaczyły, że jest taka jak oni, skończyły się słowne docinki i przykre zachowania. Nigdy nie chodziła do specjalnej szkoły. Nie chciała żadnej taryfy ulgowej. Zespół wykryto u niej w wieku 8 lat. Ma ciemne włosy i niebieskie oczy. Nie ze wszystkimi ograniczeniami jest sobie w stanie poradzić, ale zachowuje pogodę ducha i optymizm.

„Wiem, że być może nie będę mogła mieć dzieci i ma to na pewno wpływ na mój stan emocjonalny i psychiczny. Mam jednak narzeczonego i grono przyjaciół, oni nie pozwalają mi na to, bym miała niską samoocenę” – mówi Agnieszka.

Jakiś czas temu na stronie internetowej Fundacji Pro – prawo do życia, opublikowano wywiad z „Turnerką”, Anną Stachurską, która mimo choroby urodziła zdrowe dziecko i stworzyła szczęśliwą rodzinę. Agnieszkę ta rozmowa napawa optymizmem.

Od początku wiedziała jakie ograniczenia wiążą się z chorobą. Rodzice zaczęli z nią szczerze rozmawiać, nie ukrywali niczego. Kobieta ukończyła studia lingwistyczne, pracuje i stara się żyć normalnie. Być może w przyszłym roku rozpocznie studia doktoranckie. Jej organizm dobrze zareagował na hormon wzrostu, w związku z tym kobieta mierzy obecnie 158 cm.

„Mam kłopoty z cukrzycą i zespołem znamion dysplastycznych, ale poza tym czuję się dobrze, chociaż jak każda kobieta mam liczne kompleksy” – dodaje. Całe szczęście, liczne wady, które są charakterystyczne w tym schorzeniu nie występują jednocześnie u jednej osoby, a jedynie u 5% osób występują ograniczenia intelektualne. Zdarza się, że słysząc taką diagnozę traktuje się osoby chore na zespół Turnera jako ludzi drugiej kategorii. Wdrożenie leczenia objawowego może znacznie poprawić jakość życia. „Widzę, że największe problemy miałam na płaszczyźnie relacji z innymi, z odbiorem społecznym. Ale wiem jedno, kocham życie, mam pasje i chcę się nimi dzielić. Wiele zależy od sposobu myślenia, a ja ciągle wierzę i z nadzieją patrzę w przyszłość” – podsumowuje Agnieszka.

..

Typ chorob dotyczacych tylko jednej plci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:50, 07 Lis 2017    Temat postu:

Guzy endokrynne są bardzo podstępne
1 godz. 29 minut temu

"Nowotwory, które rozwijają się z komórek neuroendokrynnych, występują w różnych miejscach naszego organizmu, przede wszystkim w obrębie przewodu pokarmowego, a także np. płuc, narządów płciowych, gruczołu piersiowego" - mówi dr Anna Sowa-Staszczak, z Kliniki Endokrynologii Collegium Medicum UJ. Z tej okazji w Krakowie w piątek będzie miało miejsce niesamowite wydarzenie. Jacek Wójcicki i inni znani artyści zagrają po to, żeby zwiększyć świadomość na temat tych nowotworów, a także zebrać pieniądze na nowoczesną diagnostykę z wykorzystaniem izotopów. A to wszystko w Światowym Dniu Świadomości Nowotworów Neuroendokrynnych.
Zdjęcie ilustracyjne
/Unsplash.com /


Marek Balawajder, RMF FM: Jaki jest cel, dlaczego organizuje Pani taki koncert jak "Black or white"?

dr Anna Sowa-Staszczak, endokrynolog z Kliniki Endokrynologii CM UJ: Celem koncertu jest zwiększenie świadomości społeczeństwa na temat nowotworów neuroendokrynnych.
Koncert "Black or White" rozpocznie się 10 listopada o godzinie 19:00 w Teatrze Variete w Krakowie (ul. Grzegórzecka 71).

Wystąpi Jacek Wójcicki, Accustic Women, Kwartet Solowy Solosters, Zespół Woklany Colour Voices i Krakowska Akademia Tańca.

Bilety są dostępne w kasach biletowych Teatru Variete i na stronie internetowej teatru.

Bardzo rzadko o właśnie takich nowotworach słyszymy. Zdaniem wielu onkologów to jedne z najbardziej podstępnych chorób?

Tak. Ich przebieg może być bardzo podstępny, czasami imitujący różne inne choroby. Dlatego ich rozpoznanie jest trudne, co powoduje, że pacjenci trafiają do nas zbyt późno.

Zbyt późno, bo wcześniej na przykład podejrzewają coś innego, inną chorobę. Jakie są objawy?

Czasami objawy są bardzo niecharakterystyczne, mogą ciągnąć się przez dłuższy okres czasu. Czasami przypominają chociażby zespół jelita nadwrażliwego. Mogą to być przedłużające się dolegliwości bólowe brzucha, uderzenia gorąca, zaczerwienienia twarzy, których pacjenci nie łączą z tego typu nowotworem, ponieważ po prostu o nim nie wiedzą.

A potem ten nowotwór gdzie się najczęściej ujawnia? Gdzie jest diagnozowany?

Lokalizacja nowotworów neuroendokrynnych może być bardzo różna. 70 proc. z nich rozwija się w obrębie przewodu pokarmowego, ale też mogą zlokalizować się w różnych innych miejscach, tam gdzie znajdują się komórki neuroendokrynne.

Pani doktor, co to są komórki neuroendokrynne?

To są komórki występujące w różnych narządach, na podłożu których może dojść do rozrostu nowotworowego. Na przykład w obrębie płuc, w obrębie narządów płciowych czy gruczołu piersiowego.

Koncert ma dwa cele ; po pierwsze uświadomienie zagrożeń z strony nowotworów neuroendokrynnych a po drugie zbiórka pieniędzy na konkretny cel.

Tak, naszym celem jest też wsparcie pacjentów, którzy pozostają pod opieką kliniki endokrynologii. Są to właśnie pacjenci z nowotworami przede wszystkim neuroendokrynnymi, też z innymi nowotworami, nowotworami endokrynnymi. Zebrane fundusze pomagają nam w poprawie diagnostyki, są zbierane na wykonywanie badań genetycznych, badań diagnostyki izotopowej czy leczenia, które normalnie nie jest refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia.

Jeżeli uda nam się zebrać w czasie tego koncertu odpowiednią ilość pieniędzy, czy państwo wrócą do takich badań, które już kiedyś prowadzili? Bardzo nowatorskich, unikatowych w skali kraju?

Tak, kiedyś w ramach grantu finansowanego z Narodowego Centrum Badań, prowadziliśmy badania nad analogiem białka, dzięki któremu można było prowadzić diagnostykę izotopową m.in. drobnych, trudno wykrywalnych zmian typu insulinoma.

Na czym polega ta diagnostyka?

To jest badanie obrazowe, które polega na podaniu znakowanego izotopem analogu jakiejś substancji, dla której receptory znajdują się na powierzchni komórek nowotworowych. Normalnie w przypadku guzów neuroendokrynnych, takim związkiem są analogi somatostatyny, ale nie wszystkie guzy neuroendokrynne charakteryzują się ekspresją właśnie receptorów somatostatynowych. Stąd stale poszukuje się innych metod.

A nowatorskość tej techniki ?

Proszę wyobrazić sobie taką sytuację, że mamy kaktusa, od którego z głównego pędu odchodzą drobne kaktusiki. Wyobraźmy sobie, że ten kaktus jest guzem nowotworowym, a te drobne kaktusiki są receptorami na powierzchni komórki nowotworowej. I my właśnie podajemy analogi białek znakowane izotopem, dla których receptory znajdują się na powierzchni komórek nowotworowych.

Przyczepiają się, tak?

Tak. Przyczepiają się. Dzięki temu możemy prowadzić celowaną diagnostykę ukierunkowaną właśnie na te receptory, ale również leczenie, tzw. leczenie celowane.

Czyli nie " trujemy" całego organizmu tylko konkretny receptor, który precyzyjnie trafiamy, tak?

Dokładnie tak. W terapii działamy niszcząco poprzez receptory na powierzchni komórek nowotworowych, co może prowadzić do regresji guza nowotworowego i jego przerzutów.

A nie na cały organizm?

Dokładnie. Z oszczędzeniem tkanek zdrowych, z stosunkowo małymi działaniami niepożądanymi.

I ta metoda, ta forma badania może być znowu prowadzona w Krakowie?

Znamy już metodę diagnostyki nowotworów neuroendokrynnych opierającą się na obecności receptorów. Te receptory nazywają się receptorami dla somatostatyny i znajdują się na powierzchni nowotworów neuroendokrynnych, ale ta metoda jest już znana. Natomiast szukamy innych potencjalnych związków, tzw. związków targetowych, innych analogów substancji, których receptory występują na powierzchni komórek nowotworów neuroendokrynnych, w większej ilości niż receptory dla somatostatyny.

Jeżeli zbierzemy odpowiednią ilość funduszy...

Będziemy mogli kontynuować na nowo badania, które kiedyś były prowadzone w ramach grantu finansowanego z Narodowego Centrum Badań, dotyczące innego analogu białka, które mogą pomóc w diagnostyce pacjentów z drobnymi guzami wydzielającymi insulinę, czyli tak zwanymi insulinoma.

Kto wystąpi na koncercie 10 listopada?

Na koncercie wystąpi między innymi pan Jacek Wójcicki, zespół Accustic Women, artyści Krakowskiej Akademii Tańca oraz zespół Colour Voices. Na pewno dużo będzie się działo.

Ten koncert ma tez nietypowy przebieg, ponieważ publiczność też występuje ?

Tak, staramy się żeby ta interakcja z publicznością była możliwa, żeby można było wspólnie z artystami pośpiewać i po prostu dobrze się pobawić.

I przy okazji dowiedzieć się o tych bardzo zdradliwych guzach, tak?

Tak, taką akcję edukacyjną również poprowadzimy. Myślę, że w trakcie koncertu będzie można porozmawiać z osobami z kliniki, jeśli ktoś będzie tym zainteresowany. Będą rozdawane ulotki, na temat tego typu nowotworów. No i jeszcze w przerwie koncertu będzie wyświetlana krótka prezentacja przybliżająca temat nowotworów neuroendokrynnych.
Marek Balawajder

...

Im wiecej dobra tym lepiej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:30, 14 Lis 2017    Temat postu:

Wrażliwy na gluten? Niekoniecznie! Mogą Ci przeszkadzać fruktany
Wczoraj, 13 listopada (16:39)

Myślisz, że jesteś wrażliwy na gluten? Jesteś na diecie bezglutenowej, choć nie chorujesz na celiakię? Być może przyczyny Twoich kłopotów są zupełnie inne. Badacze z Uniwersytetu w Oslo i Monash University w Australii odkryli, że problemy żołądkowe przypisywane glutenowi mogą być wywoływane przez cząsteczki obecnych między innymi w pszenicy węglowodanów: fruktanów.
Jeśli to fruktany okażą się faktycznym sprawcą niektórych kłopotów trawiennych, osoby cierpiące na nadwrażliwe jelita będą miały szansę rozszerzenia diety - choćby o zawierający gluten, ale pozbawiony fruktanów, sos sojowy czy chleb na zakwasie
/Zdjęcie ilustracyjne /Archiwum RMF FM

Naukowcy już od pewnego czasu przestrzegają przed pochopnym przechodzeniem na dietę bezglutenową. Podstawy do takiego działania mają osoby cierpiące na celiakię, ale to około 1 procenta populacji. Kłopoty żołądkowe po zjedzeniu potraw zawierających gluten, choćby chleba czy makaronów, zgłasza jednak dodatkowo około 12 procent z nas. Wygląda na to, że podłoże ich problemów może być zupełnie inne, niż myśleliśmy.

Już w 2013 roku pokazano, że zmiana diety na bezglutenową nie wpływa istotnie na samopoczucie osób skarżących się na wrażliwość na to białko. Najnowsza praca jest kontynuacją tamtych badań. Naukowcy z Oslo i Melbourne podejrzewali, że prawdziwą przyczyną problemów żołądkowych są fruktany: cukry występujące między innymi w pszenicy, jęczmieniu, życie, cebuli, czosnku, ciecierzycy czy kapuście. Wyniki badań, opublikowane w najnowszym numerze czasopisma "Gastroenterology", zdają się to potwierdzać.

Do udziału w eksperymencie zaproszono 59 osób, które nie cierpią na celiakię, ale w związku z kłopotami z trawieniem pozostają na diecie bezglutenowej. Poproszono ich, by dodawali do swej diety specjalnie przygotowane batony: jeden baton przez siedem kolejnych dni - później tygodniowa przerwa - kolejny baton przez siedem dni i tygodniowa przerwa - i tak dalej. Uczestnicy eksperymentu nie wiedzieli, że wyglądające i smakujące identycznie batony różniły się składem. W jednym tygodniu jedli batony z glutenem, w innym z fruktanami, w jeszcze kolejnym - bez jednego i drugiego.

Okazało się, że batony z glutenem nie miały na badanych żadnego wpływu, podobnie jak te bez glutenu i bez fruktanów. Spożywanie batonów z fruktanami przynosiło tymczasem zauważalne efekty: o kilkanaście procent rosła liczba przypadków wzdęć czy innych uciążliwych objawów ze strony przewodu pokarmowego.

Zdaniem współautorki pracy Jane Muir z Monash University, może to tłumaczyć, dlaczego osoby skarżące się na nadwrażliwe jelita odczuwają na diecie bezglutenowej poprawę, ale nie pozbywają się objawów całkowicie. Przez ograniczenie pszenicy zmniejszają one bowiem także ilość spożywanych fruktanów - wciąż jednak trafiają na nie w innych potrawach, choćby zawierających cebulę.

Jeśli to fruktany okażą się faktycznym sprawcą niektórych kłopotów trawiennych, osoby cierpiące na nadwrażliwe jelita będą miały szansę ograniczenia problemów i rozszerzenia diety - choćby o zawierający gluten, ale pozbawiony fruktanów, sos sojowy czy chleb na zakwasie.


(e)
Grzegorz Jasiński

...

Trzeba zatem ustalic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:54, 14 Lis 2017    Temat postu:

Substancje rakotwórcze są wszędzie. Sprawdź, przed czym musisz się chronić
1 godz. 35 minut temu

"Najgroźniejszym czynnikiem rakotwórczym bezdyskusyjnie jest dym papierosowy" - mówi w rozmowie z RMF FM profesor Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii. Ważnym czynnikiem są też spaliny samochodowe w mieście. "Ale nikt rury wydechowej nie wkłada do ust, w odróżnieniu od papierosa, więc to ulega rozrzedzeniu. Inne czynniki rakotwórcze w naszym środowisku występują znacznie rzadziej. To promieniowanie, niektóre środki chemiczne. Staramy się nadzorować to tak, aby to, co dostaje się do środowiska było bezpieczne" - dodaje lekarz.
Czynniki rakotwórcze, z którymi najczęściej się spotykamy, to dym papierosowy, smażone potrawy i smog
/PAP/EPA/RMF/Pexels/ Barbara Zielińska/HARISH TYAGI /


W dużej mierze ofiarami czynników rakotwórczych są osoby, które palą biernie, bo one wdychają - jeśli są w środowisku osób palących - gorszą część dymu, czyli tak zwaną smugę boczną. Najgorsza jest sytuacja dzieci jadących w samochodzie z palącymi rodzicami. Właśnie one są eksponowane na duże stężenie substancji smolistych - tłumaczy profesor Wiesław Jędrzejczak. Lekarze dodają, że w miastach najwięcej spalin produkowanych jest przez samochody z silnikiem diesla.
W tym tygodniu w cyklu "Twoje Zdrowie w Faktach RMF FM" zajmujemy się czynnikami rakotwórczymi.

Na Wasze pytania podczas dyżuru telefonicznego odpowie dr Michał Kuciel toksykolog, szef Pracowni Informacji Toksykologicznej i Analiz Laboratoryjnych CM UJ.

Na pytania czeka w środę od 11:00 do 13:00 pod numerem telefonu 12 2 000 010.

O godzinie 13:00 będzie też odpowiadać na pytania naszych słuchaczy podczas wideoczatu.

Kolejnym groźnym czynnikiem rakotwórczym jest azbest, czyli rozbudowany minerał złożony z drobnych włókien, którym pokrytych jest wciąż wiele dachów w Polsce. Małe cząsteczki azbestu unoszą się w powietrzu i mogą być wdychane lub połykane. Włókna, które dostały się do płuc, nie mogą być wydalone i osadzają się w cienkiej warstwie nabłonka pokrywającego płuca - mezotelium. Po upływie wielu lat komórki mezotelium mogą się zezłośliwić.

>>>ZADAJ PYTANIE EKSPERTOWI<<<

W przeszłości azbest używano intensywnie do wyrobu produktów przemysłowych, takich jak cement, okładziny hamulcowe, gonty dachowe czy materiały podłogowe. Na szczególne ryzyko zawodowe narażeni są mechanicy samochodowi, producenci kotłów, stolarze, monterzy, hutnicy, stoczniowcy i elektrycy.
Smog - codzienne zagrożenie

Zanieczyszczone powietrze pełne jest substancji toksycznych i rakotwórczych. Co robić, gdy ogłaszany jest alarm smogowy? Najskuteczniejszym sposobem ochrony dla osób, które na co dzień przemierzają miasto, są maseczki. Te specjalistyczne z filtrem HEPA, można kupić m.in. w sklepach BHP.

>>>ROŚLINY, KTÓRE OCZYSZCZAJĄ POWIETRZE<<<

Po powrocie do domu powinniśmy wypłukać wodą morską lub solą fizjologiczną toksyczny pył ze śluzówek nosa i jamy ustnej. Pamiętajmy również, że kaszel jest w tym wypadku odruchem obronnym i nie należy go hamować podczas smogu - radzi prof. Ewa Czarnobilska, kierownik Katedry Toksykologii i Chorób Środowiskowych Collegium Medicum w Krakowie, która od wielu lat prowadzi badania związane z wpływem smogu na zdrowie.

Jazda na rowerze czy bieganie, może zaszkodzić nawet najzdrowszym. Każdy wysiłek spowoduje, że trujące substancje dostaną się do naszych płuc, a tym samym do układu krążenia. A obecny w nich benzo(a)piren może prowadzić do rozwoju raka płuc, a także innych narządów - ostrzega prof. Ewa Czarnobilska.
Kadm i pestycydy - najbardziej toksyczne w jedzeniu

W świetle prawa żywieniowego, substancji rakotwórczych w produktach spożywczych być nie powinno. Wiemy, że w żywności znajdują się substancje, które przy nagromadzeniu mogą powodować niekorzystne skutki zdrowotne. Do takich substancji należą miedzy innymi akryloamidy, azotyny i azotany - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM profesor Halina Weker, kierownik Zakładu Żywienia w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. Te niedobre substancje znajdujemy choćby w smażonych plackach, chipsach czy paluszkach. To te produkty, które powstają ze skrobi, są wypiekane pod wpływem wysokiej temperatury i z reguły wtedy takie substancje się tworzą. Szkodliwe mogą być też pestycydy zawarte czasami w owocach i warzywach, takie jak ołów czy kadm - dodaje.

Na co należy zwracać uwagę patrząc na etykietę produktu spożywczego, żeby zmniejszyć ryzyko zachorowania? Im dłuższa jest lista wszystkich składników, zwłaszcza substancji dodatkowych, tym większy niepokój powinno to budzić. Do substancji dodatkowych zaliczamy konserwanty, emulgatory, przeciwutleniacze. To cała lista kilkudziesięciu tysięcy składników, które mogą znajdować się w produktach. Nie wszystkie są oczywiście rakotwórcze. Niektóre z nich mogą być przyczyną powstawania nowotworów - dodaje profesor Weker. Czasami radzimy, żeby jeść schab pieczony, a nie pięknie wyglądające szynki o odpowiedniej barwie i kruchości zawdzięczanej dodatkowym składnikom - dodaje ekspert.

(ag)
Michał Dobrołowicz

..

Strach sie bac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:44, 21 Lis 2017    Temat postu:

Lekarze z powodzeniem wycięli guza mózgu ciężarnej kobiecie. Urodziła syna
Aleksandra Gałka | 21/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


W legnickim szpitalu na świat przyszedł syn 27-letniej kobiety, która mając dziecko jeszcze w swoim łonie, przeszła bardzo poważną operację wycięcia guza mózgu.


J
ak informuje wrocławski oddział TVN24.pl, kobieta zgłosiła się do szpitala, będąc w 20-tym tygodniu ciąży. Okazało się, że ma guza mózgu dużej wielkości. Lekarze namawiali ją, by przeszła operację wycięcia guza, jednak nie chciała się na to zgodzić.


27-latka zgodziła się na operację

Po kilku tygodniach namowy ze strony lekarzy, pacjentka wyraziła zgodę na wycięcie guza. Trwała dwie godziny. Po 10 tygodniach od operacji na świat przyszedł chłopiec.

Guz zagrażał życiu tej pacjentki. To mogły być dni, a nawet godziny – mówi Tomasz Kozieł, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy w rozmowie z TVN24.pl.

27-latka nie zgodziła się na operację z uwagi na swojego synka.

Sytuacja była bardzo szczególna, wręcz dramatyczna. Kobieta broniła bezwzględnie dziecka, a my staraliśmy się obronić i życie matki, i dziecka – podkreśla w rozmowie z TVN24.pl Adam Druszcz, ordynator neurochirurgii w legnickim szpitalu.

Lekarze zwrócili się po pomoc do psychiatry, który ostatecznie zdołał przekonać dziewczynę do operacji.
Czytaj także: Dwa razy wygrała z rakiem. Dlaczego marzyła, by wrócić do szpitala?


Ekspresowe wycięcie guza

Jak podaje TVN24.pl, operacja usunięcia guza mózgu z reguły trwa od czterech do sześciu godzin. Ten przypadek był jednak szczególny. Lekarze próbowali zrobić wszystko, by znieczulenie działało jak najkrócej.



Długość znieczulenia ogólnego mogła wpłynąć na jakość życia dziecka. Choć w naszej profesji pośpiech nie jest wskazany, to tym razem bardzo się spieszyliśmy – przyznaje Druszcz.



Lekarze potwierdzili, że nie mają wątpliwości, że gdyby kobieta nie wyraziła zgody na operację, najpewniej by umarła.

Guz został wycięty, choć ze względu na ciążę kobieta nie mogła być jeszcze poddana pełnemu leczeniu. Postanowiono poczekać aż chłopiec będzie wystarczająco dojrzały, by móc przyjść na świat.
Kobieta rozpocznie leczenie

Urodził się w 30. tygodniu ciąży, w piątek 17 listopada.

Przyszedł na świat przez cesarskie cięcie. Jest w stanie stabilnym, a rokowania są dobre – poinformowała Edyta Bojda z oddziału neonatologii legnickiego szpitalu w rozmowie z TVN24.pl.



Jak podaje portal informacyjny, kobieta i jej syn przebywają w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Legnicy. Chłopiec oddycha przy pomocy respiratora, a jego mama przygotowuje się właśnie do leczenia na oddziale radioterapii.

...

Wspaniale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:08, 23 Lis 2017    Temat postu:

Jak przekazywać choremu złe informacje o jego zdrowiu?
Inma Alvarez | 23/11/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Kluczem jest nie tyle to, czy powiedzieć choremu o stanie jego zdrowia, ale jak to zrobić i jak towarzyszyć mu w tym trudnym momencie.
Mówić czy nie mówić o chorobie?

U mojego ojca lub męża, mojego brata albo najlepszego przyjaciela, wykryto nowotwór złośliwy w zaawansowanym stadium. Nadchodzące miesiące będą decydujące. Czy mówić mu o tym? Czy muszę powiedzieć wszystko? Czy nie lepiej, żeby był spokojny i nie myślał o tym wszystkim, co być może będzie musiał przejść? Czy nie cierpiałby mniej, gdyby nie wiedział, że może umrzeć?

Człowiek jest zdumiewający: ma zdolność do ciągłego przystosowywania się do zmieniających się warunków życia. Dlatego jesteśmy w stanie przetrwać nawet bolesne wiadomości, pokonać najbardziej niepomyślne sytuacje. A z drugiej strony, brak motywacji do życia albo brak akceptacji własnej choroby, przyspieszają pogarszanie się stanu zdrowia.

Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ zdrowie fizyczne jest ściśle związane ze zdrowiem psychicznym, ze stanem emocjonalnym, w którym żyjemy, z wiarą, z jaką chory przyjmuje swoją sytuację kliniczną. Dlatego, z obawy przed tym, że chory może się załamać, jeśli dowie się o swojej złej diagnozie, niektórzy członkowie rodziny wolą – co jest błędne, mimo że zrozumiałe – ukryć jego prawdziwy stan zdrowia.

Kluczem jest nie tyle, czy powiedzieć choremu o stanie jego zdrowia, ale jak to zrobić i jak towarzyszyć mu w tym trudnym momencie. Jedną z cech lekarzy powinno być – i w tym celu również się kształcą – przekazywanie pacjentom, w sposób najbardziej odpowiedni, informacji o poważnych chorobach, które u nich zdiagnozowano.
Czytaj także: Choroba psychiczna. Dla medycyny wciąż tajemnica, dla nas wciąż tabu


Kluczem jest dobra komunikacja

Lekarz, który znalazł odpowiedni sposób komunikowania nawet najpoważniejszych i najdelikatniejszych wiadomości, daje choremu możliwość uświadomienia sobie jego sytuacji i zareagowania w sposób możliwie jak najbardziej pozytywny i wytrzymały.

Nieudana komunikacja, w swojej formie i w swojej treści, może mieć bardzo niebezpieczne konsekwencje. Chory, który jest dobrze poinformowany i który ma dobre towarzystwo, jest w lepszych warunkach, żeby odnieść się pozytywnie, a to z kolei ma konkretne przełożenie na przebieg choroby. Nie chodzi jedynie o „efekt placebo”. To coś o wiele ważniejszego, ma wpływ na postawę wobec choroby: „poddanie się” jej lub wręcz przeciwnie, podjęcie walki, żeby ją przezwyciężyć albo przynajmniej, żeby czas, który pozostał w życiu, spędzić w sposób pozytywny i aktywny.
Czytaj także: Jak po chrześcijańsku towarzyszyć choremu? 10 przykazań dla chorych i opiekunów


Rady, jak przekazać trudne informacje

Kilka konkretnych rad, którymi posługują się profesjonaliści pracujący w służbie zdrowia, żeby zakomunikować złe wiadomości pacjentom; mogą być one również użyteczne dla rodzin chorych.
Należy znaleźć jak najbardziej dogodny moment i miejsce. Dla powodzenia komunikacji kluczowy jest stan emocjonalny, w którym znajduje się osoba, która nas słucha. Ważne jest również miejsce, gdzie rozmawiamy. Wiadomości, które powodują cierpienie, wymagają większej uwagi w tej kwestii. Należy znaleźć miejsce ciche, czyste, przytulne, gdzie osoba będzie miała czas dla siebie, na reakcję i namysł, w najlepszym otoczeniu.
W przypadku członków rodziny, ważne jest, żeby zaproponowali choremu swoje towarzystwo w tym momencie, ale także żeby uszanowali jego prośbę, o byciu samemu, po otrzymaniu wiadomości.
Podejmij dialog z chorym, zainteresuj się jego stanem fizycznym i emocjonalnym. Ten dialog jest bardzo ważny, żeby wybadać, kiedy już wie lub przeczuwa, co się dzieje i skierować go do lekarza lub członka rodziny, tak żeby znaleźć najlepszy sposób na przekazanie wiadomości.
Prawdę należy mówić w rozsądny sposób. Nie należy ukrywać stanu zdrowia pacjenta, ale również nieodpowiednie będzie szczegółowe naświetlanie wszelkich trudności, z którymi będzie musiał żyć, jak również niewskazane jest używanie sformułowań wykluczających poprawę (w przypadku, gdy jest to możliwe).
Rozpoznaj, co chce wiedzieć chory i odpowiedz na jego obawy. Być może niepokoją go kolejne etapy choroby, które nastąpią, będzie chciał dowiedzieć się o możliwych sposobach leczenia albo czy będzie musiał pozostać w łóżku… Albo może okazać się, że trzeba dozować informacje po trochu i lepiej będzie podawać wiadomości w „małych kapsułkach”.
Niezwykle ważne jest, aby odpowiadać na uczucia. Ten etap jest kluczowy: bliskość, pomoc, współczucie są niezbędne. Trzeba także uszanować życzenie zachowania prywatności.
W przypadku chorób śmiertelnych trzeba wykazać się jeszcze większym taktem, ponieważ pacjenci często wiedzą, że ich sytuacja jest bez wyjścia i to, czego najbardziej potrzebują to empatia i zrozumienie ze strony tych, którzy mają odpowiedzialność kliniczną za ich życie. W takich momentach wszystko ma znaczenie: ton głosu, spokój w wypowiedzi, rodzaj dobieranych słów, mowa ciała.
Zaplanuj proces terapeutyczny (w przypadku lekarza) i miej na uwadze potrzeby emocjonalne i duchowe pacjenta. Zachęć chorego, żeby nie przechodził tego procesu sam, ale żeby szukał sieci wsparcia, wytłumacz choremu wady i zalety każdego kroku/terapii, planowane cele i terminy. Jest również ważne, aby zaproponować pomoc psychologiczną i nade wszystko, duchową, jeśli się na nią zgadza.
Czytaj także: Choroba płci żeńskiej – czy zespół Turnera to koniec świata?
Dacie radę!

Psychologia uczy, że zdolności adaptacyjne istoty ludzkiej są nieskończone. Możemy przetrwać zawsze jeszcze większe i niewyobrażalne cierpienia. To siła, którą mają wszyscy ludzie, nawet gdy nie zdają sobie z niej sprawy.

Ważna jest jakość życia i postawa emocjonalna z jaką przystępuje się do tych zmian, czy byłyby one tymczasowe czy ostateczne. W związku z tym, trzeba zauważyć, że psychologia ma wielką moc, służącą niesieniu pomocy ludziom, ale również, że wymiar duchowy, dla tych, którzy mogą czerpać z niego, jest drogą, która przewyższa wszystkie siły ludzkie.



Artykuł powstał we współpracy z Javier Fiz Pérezem, psychologiem, profesorem na Uniwersytecie Europejskim w Rzymie, odpowiedzialnym za Naukowy Rozwój Międzynarodowy i za Obszar Rozwoju Naukowego w Europejskim Instytucie Psychologii Pozytywnej (IEPP).

Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia.

...

To tez sztuka medyczna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 19, 20, 21  Następny
Strona 13 z 21

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy