Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Mają 18 dzieci!,,Jak Bóg pozwoli, chcemy więcej"!!!!!!!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:44, 10 Maj 2017    Temat postu:

Zaadoptował 22 dzieci zarażonych wirusem HIV
Dominika Cicha | Maj 09, 2017
Vinegret/Pinterest
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Rajib Thomas, czyli „Tatuś Reji” przekonuje, że nie robi nic nadzwyczajnego. Po prostu wypełnia życiowe powołanie, dając odrobinę szczęścia porzuconym dzieciom.


R
ajib Thomas wiódł zwyczajne życie. Mieszkał w Bombaju z kochającą żoną i dwojgiem dzieci. Pewnego dnia spotkał pod szpitalem dziewczynkę, która poprosiła go, by kupił jej makaron. Hindus nie mógł spełnić wtedy jej prośby, ale obiecał, że jeszcze ją odwiedzi. „Następnego dnia, kiedy tam wróciłem, okazało się, że dziewczynka zmarła. Byłem zdruzgotany i właśnie wtedy pomyślałem, żeby zrobić coś dla takich dzieci jak ona”.

Rajib wszedł do szpitala i poprosił, by kontaktować się z nim, jeśli takie przypadki powtórzą się w przyszłości. Spotkał się także ze specjalistką do spraw HIV/AIDS, która znalazła dla niego dwoje porzuconych niemowląt. Rajib nie wahał się ani chwili. Wiedział jednak, że musi wynająć większy dom.

Początkowo ciężko nam było związać koniec z końcem, ale pokonaliśmy trudności, rezygnując z komfortu i niosąc pomoc dzieciom. Kiedy ludzie zobaczyli, jak dla nich pracujemy, zaczęli nam pomagać – przynosili materace, jedzenie i pieniądze.

Z biegiem czasu szpitale przekazywały Rajibowi i jego żonie Mini kolejne chore dzieci. W ciągu dziesięciu lat ich rodzina powiększyła się do 24 osób.






Chore dzieci pod opieką Rajiba i Mini czują się jak w prawdziwym domu. Jedzą ciepłe posiłki, bawią się na placu zabaw, świętują urodziny, odrabiają lekcje. Regularnie chodzą też na kontrole lekarskie.

Mogę z dumą powiedzieć, że moja 24-osobowa rodzina jest przepełniona miłością. Bycie nosicielem wirusa HIV nie oznacza, że trzeba szybko skończyć życie. Dzieci mogą żyć tak długo, jak każda normalna osoba i po to ja tutaj jestem – żeby je chronić i dać im długie życie. Z miłością i troską wszystko jest możliwe. Dzieci nazywają mnie Papa Reji, a obowiązkiem ojca jest chronienie ich. Nie robię niczego nadzwyczajnego. Jestem po prostu ojcem, który dba o swoje dzieci.

Źródło: metro.co.uk

...

To jest wzor!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:11, 04 Cze 2017    Temat postu:

Adoptowali całą siódemkę rodzeństwa, żeby nie rozdzielać dzieci
Dominika Cicha | Czer 04, 2017

Facebook/ Fair Use
Udostępnij
Komentuj

Drukuj

– Co powiesz na siódemkę? – usłyszała Jessaca od swojego męża. Choć byli pełni obaw, nie zastanawiali się długo. Dziś są szczęśliwymi rodzicami ósemki dzieciaków i nie przestają marzyć o kolejnych.

Josh i Jessaca Clarkowie pobrali się 5 lat temu. Od początku wspólnej drogi wiedzieli, że chcą mieć dużą rodzinę, niekoniecznie biologiczną. Kiedy urodził im się syn Noah, nie przestawali myśleć o adopcji. Pewnego dnia zadzwonił telefon.

Josh odłożył słuchawkę i powiedział: „Siedem. Co myślisz?”. Ja na to: „Siedmiolatek?”. On: „Nie, siedmioro dzieci”, wspomina Jessaca. „Modliliśmy się w tej sprawie nocą, a rano wstaliśmy i powiedzieliśmy do siebie te same słowa: „Jeśli nie my, to kto?”. Plany Boga są o wiele lepsze niż moglibyśmy sobie wyobrazić.

Tym sposobem rodzina Clarków powiększyła się o Marię, Elizabet, Guillerma, Jasona, Kristinę, Katerin i Jamesa. Noah Clark powitał ich słowami: „Przez 1,426 dni byłem jedynakiem. Ale 9 maja 2017 r. stałem się najmłodszym bratem”.






„Najtrudniej było przyzwyczaić się do tego, że dzieci są w wieku szkolnym. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy przyszły do domu z pracą domową i musiałam wykombinować, jak pomóc szóstce dzieci z zadaniami. Tamtej nocy nie wyrobiliśmy się przed 20., ale w końcu wymyśliliśmy plan działania”, zdradza mama Clark.
Czytaj także: Rodzice Marysi: Adopcja to nie „osiągnięcie”. To miłość [reportaż]

– Clarkowie są wyjątkową parą, która rozumie, jak ważne dla rodzeństwa jest pozostawanie razem – mówi Susan Boatwright z Georgia Division of Family and Children Services. Jak dodaje, rodzeństwo, które jest adoptowane razem, jest w stanie zachować między sobą rodzinne więzi i łatwiej radzi sobie w czasie przechodzenia do nowego domu. Gdyby dzieci zostały rozdzielone, byłby to dla nich bardzo trudny czas w życiu.

Jessaca (której rodzice także byli rodzicami zastępczymi) twierdzi, że dzieci są podekscytowane i wiedzą, że są kochane. W końcu nie muszą mieć wciąż spakowanych bagaży.


Clarkowie marzą o przeprowadzce do większego domu i… adoptowaniu kolejnego dziecka. „Mój mąż i ja widzimy, że w Georgii jest ok. 13 tys. dzieci w rodzinach zastępczych i ok. 1, 2 tys. czeka na adopcję. Nie wiemy, jak moglibyśmy zamknąć nasze drzwi, kiedy te dzieci tam są”.

Źródło: abcnews.go.com

...

Piekne Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:53, 29 Paź 2017    Temat postu:

2+20?! Oto prawdopodobnie najliczniejsza rodzina w Europie
Aleksandra Gałka | 29/10/2017

Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Rodzina Radfordów jest z pewnością największą w Wielkiej Brytanii. Czy powędruje do niej także tytuł największej w Europie, do którego jest typowana? 42-letnia Susan oraz 46-letni Noel mają dwadzieścioro dzieci i wcale nie są pewni, czy poprzestaną na tej liczbie.

Jak przyznają rodzice, nie spodziewali się mieć aż tak dużej gromadki. Noel w rozmowie z „The Sun” mówi:

Myśleliśmy o tym, by mieć może troje dzieci, ale podoba nam się je mieć przy sobie i tak jakoś poszło. Jesteśmy chyba uzależnieni od posiadania tylu dzieci. Kochamy to po prostu!



Dwudziesty, najmłodszy z dzieci to chłopczyk Archie Rowan, który przyszedł na świat 18 września tego roku. Cała rodzina przyjęła go z wielką radością. Młodsze rodzeństwo bardzo często przytula go i całuje.

Nie będzie cierpiał na brak miłości i uścisków – mówi Su.

Dwuletnia Hallie próbuje radzić sobie nawet z przewijaniem:



W Wielkiej Brytanii popularna jest zabawa polegająca na rodzinnym odpakowywaniu misia. Jeśli w środku kryje się niebieski, kolejnym potomkiem będzie chłopiec. Jeśli zaś różowy – dziewczynka. Oto jak cała rodzina Radfordów dowiedziała się o tym, że wkrótce na świat przyjdzie Archie:


Czytaj także: Wielodzietni. Kilka rzeczy, których możecie o nich nie wiedzieć

Każde zadanie to wyzwanie

Radfordowie posiadają piekarnię, w której pieką paszteciki z mięsem. Rodzinny biznes stanowi ich główne źródło utrzymania. Zaznaczają, że wielodzietne rodziny nie mogą liczyć jedynie na wsparcie państwa, lecz powinny polegać głównie na swojej ciężkiej pracy.

Każda czynność w domu Radfordów stanowi nie lada wyzwanie. Podczas śniadania pochłaniane są 3 opakowania płatków. Każdego dnia wypijają ok. 10 litrów mleka.

Codzienne życie Radfordów można śledzić na Facebooku oraz na ich blogu. Zamieszczają tam między innymi pomysły na posiłki dla wielodzietnej rodziny. W czasach, gdy ich rodzina liczyła „zaledwie” 16 osób byli bohaterami filmu dokumentalnego na brytyjskim Channel4. Wtedy dowiedziała się o nich cała Wielka Brytania.

Na cotygodniowych wypadach do supermarketu wydają nie mniej niż 250 funtów (ok. 1200 złotych). Przemieszczają się 15-osobowym minivanem.

Większym problemem okazuje się zapamiętywanie dat urodzin – przynajmniej dla ojca rodziny.

Sue żartuje:

Znam wszystkie daty urodzin, ale Noel sobie z tym nie radzi. Myślę, że mężczyźni nie są w tym aż tak dobrzy.



Oto cała rodzina Radfordów:

Susan 42 lata

Noel 46 lat

Chris 28 lat

Sophie 23 lata

Chloe 22 lata

Jack 20 lat

Daniel 18 lat

Luke i Millie 16 lat

Katie 14 lat

James 13 lat

Ellie 12 lat

Aimee 11 lat

Josh 10 lay

Max 8 lat

Tillie 7 lat

Oscar 5 lat

Casper 4 lata

Hallie 2 lata

Phoebe 13 miesięcy

Archie Rowan 1,5 miesiąca



Susan i Noel są też już dziadkami. Najstarsza z córek – Sophie założyła swoją rodzinę i jest mamą trojga dzieci. Chętnie wspiera jednak swoich rodziców w opiece nad rodzeństwem.
Czytaj także: Wielodzietni rodzice na Instagramie. Profile, które pokochasz

Źródło: TVN24BiS, The Sun

...

I to jest wlasnie normalnosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:07, 14 Lis 2017    Temat postu:

Adoptowała 13 dziewczynek z Ugandy. Jej synek szaleje za siostrami!
Ewa Rejman | 14/11/2017
Katie Davis Majors/Facebook
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Katie Davis w wieku osiemnastu lat postanowiła zrobić sobie rok przerwy przed studiami i pojechać na wolontariat misyjny do Ugandy. Potem miała wrócić na uniwersytet i uczyć się, bawić, podróżować, pracować, zakochać się. Mogła robić cokolwiek – dlaczego więc z tysiąca możliwości, jakie oferuje życie, wybrała wychowywanie trzynastu ugandyjskich sierot?


P
odczas swojego pobytu w Ugandzie, Katie miała być nauczycielką dla dzieci mieszkających w sierocińcu. Szybko okazało się jednak, że staje się dla nich przede wszystkim mamą, której tak bardzo potrzebowały. Modliła się o wskazówkę, co powinna zrobić dalej. W końcu postanowiła nie wracać do domu. Czuła, że nie może zostawić „swoich dzieci” samych.


13 dzieci w ciągu półtora roku

Pewnego razu w czasie burzy zawaliła się lepianka, w której mieszkały trzy małe dziewczynki. Wszystkie były zakażone wirusem HIV. Okazało się, że jedna z nich wymagała po tym wypadku leczenia w szpitalu, a Katie nie chciała zostawiać jej samej. Nie chciała też odsyłać żadnej z dziewczynek z powrotem do przepełnionego sierocińca, co byłoby konieczne, bo nie miały żadnych żyjących krewnych.
Czytaj także: Zaadoptował 22 dzieci zarażonych wirusem HIV

22-letnia wówczas Katie wynajęła domek, do którego przyjęła dziewczynki. W ciągu półtora roku do ich tworzącej się rodziny dołączyło kolejnych dziesięcioro dzieci. Wszystkie były osierocone lub porzucone przez rodziców, część doświadczyła w przeszłości przemocy, część była zakażona wirusem HIV.

Moim pierwszym odruchem wcale nie jest stwierdzenie: o, dziecko, pozwól mi je adoptować. Najlepszym rozwiązaniem jest wychowywanie ich w Ugandzie przez Ugandyjczyków. Ale wiedząc, że nie mają gdzie się podziać, nie jestem w stanie ich odesłać – mówi Katie.



Tata trzynastu dziewczynek (i jednego chłopca)

Katie czuła się już mamą, ale po cichu marzyła, aby pewnego dnia zostać też żoną.

Benji wychowywał się w tym samym stanie, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnego domu Katie. Poznali się jednak dopiero w Ugandzie – on też przyjechał tu na wolontariat misyjny. Na ich ślubie dumnie prezentowało się trzynaście pięknych druhenek. Od tej pory dziewczynki oprócz mamy mają też tatę.
Czytaj także: Adoptowali dziewczynkę bez rąk i nóg. Bo miłość wszystko zwycięża!

Para nadal mieszka w Ugandzie razem ze swoimi podopiecznymi. Doczekali się też synka. Niespełna dwuletni Noah uwielbia swoje starsze siostry. Ma ich aż trzynaście, więc jest komu go rozpieszczać.



Dziesięć lat w Ugandzie. Amazima ministries

Chcąc pomóc jeszcze większej liczbie dzieci Katie założyła organizację Amazima ministries, oferującą małe stypendia dzieciom, które chcą chodzić do szkoły, a nie stać ich nawet na podstawowe przybory. Każdego popołudnia otwierają też z mężem swój dom i tym, którzy przyjdą pomagają w odrabianiu lekcji, leczą lżejsze choroby, opatrują rany, zawożą do lekarza, rozdają jedzenie, organizują zabawy, wspólnie śpiewają i czytają Biblię.
Czytaj także: Chcę wyjechać na misje. Co mnie tam czeka?

W tym roku mija dziesięć lat od pierwszego przyjazdu Katie do Ugandy. Jej słowa, którymi podsumowuje tę dekadę na swoim blogu mogą się wydać zaskakujące.

Nie chodzi o naszą produktywność dla Boga, ale o czas, jaki spędzamy na modlitwie u Jego stóp. Nie chodzi o nasze publiczne życie, uznanie, usłyszenie od innych „dobra robota”, ale o ciszę, kiedy próbujemy Go dosięgnąć, gdy nikt nie patrzy. Nie chodzi o nasze zmienianie świata, ale o pozwolenie Mu na zmianę serca tak, aby bardziej przypominało Jego – pisze Katie.

...

To jest wzor!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:36, 01 Gru 2017    Temat postu:

Jezus mieszka na poddaszu naszego Dużego Domu. Dosłownie
Dorota Szumotalska i Kamil Szumotalski | 01/12/2017
Kamil Szumotalski/ALETEIA
Komentuj



Udostępnij



Komentuj



Mieszkanie przy kaplicy pozwala nam być blisko Jezusa, a on jest najlepszym pedagogiem i wychowawcą. Dzieci chętnie tam chodzą, tańczą w kaplicy, śpiewają. Mogą poczuć, że Pan Jezus jest blisko, jest ich bratem.


J
uż kolejny raz jesienną porą zajeżdżamy pod jeden z wrocławskich bloków. Nie jest to zwykły dom. Gospodarzem tego miejsca – zamieszkującym kaplicę na poddaszu – jest Jezus. Drzwi do każdego mieszkania są otwarte. Przez cały weekend gościmy w Dużym Domu na sesji poświęconej duchowości bł. Karola de Foucauld. O historii miejsca i codziennym życiu rozmawialiśmy z jego mieszkańcami. Najpierw z Ludmiłą i Władysławem Puzanowskimi – założycielami wspólnoty Duży Dom.



Dorota i Kamil Szumotalscy: Jak to się stało, że rodzina z siódemką dzieci zdecydowała się na budowę wielorodzinnego domu, w którym będzie znajdowała się kaplica?

Władysław: Pomysł był wcześniejszy. Przed 41 laty, jako młode małżeństwo, jeszcze bezdzietne, poznaliśmy Małe Siostry Jezusa, które miały dom z kaplicą. Byliśmy bardzo ciepło przyjęci przez siostry i odnaleźliśmy się w duchowości, jaką żyją. Stała się nam bardzo bliska.

Była to duchowość, w której nawiązuje się relacje osobowe. W domu sióstr mogliśmy mówić, co nam w duszy gra, bo potrafiły słuchać. Postrzegaliśmy siostry jako osoby otwarte na innych. Były zanurzone w modlitwie, chodziły do kaplicy, modliły się. To nas ujęło.

Zadawaliśmy pytanie, czy w życiu świeckim, życiu rodzinnym może być podobnie. Przez wiele lat nie widzieliśmy możliwości realizacji takiego pragnienia, ale po 10 latach od poznania Małych Sióstr okazało się, że będziemy mogli wziąć kredyt na budowę domu. Mieliśmy nadzieję, że zaistnieje w nim kaplica z Najświętszym Sakramentem.

Wszystko, co robiliśmy, było w porozumieniu z Kościołem – nasz biskup wiedział o kolejnych etapach prac, mówiliśmy mu także o naszych pragnieniach. Towarzyszył nam. Kiedy zaczęliśmy budowę, w naszej rodzinie było już siedmioro dzieci.

Ludmiła: To było naturalne. My naprawdę potrzebowaliśmy większego mieszkania. Nie było tak, że zdecydowaliśmy się zrobić skok w wielką niewiadomą. W Bożej przestrzeni szukaliśmy rozwiązania potrzeb naszej rodziny.



Jak zareagował biskup na prośbę o umieszczenie Najświętszego Sakramentu w domu?

Kiedy dom był już zbudowany, napisaliśmy prośbę w imieniu całej wspólnoty. Równocześnie prosił o to proboszcz naszej parafii. Ksiądz kardynał Gulbinowicz przychylił się do naszej prośby – zaufał, że będziemy się Panem Jezusem opiekować.

Władysław: Jako wspólnota chcemy być głęboko zakotwiczeni w życiu parafii. Jesteśmy tam jednymi z wielu, niczym się nie wyróżniamy. Powinniśmy wyróżniać się tym, że nasze codzienne życie będzie w ogromnej łączności z Panem Jezusem. To, że mamy w domu kaplicę, bardzo temu służy.

Ludmiła: Jeden z naszych przyjaciół powiedział, że ma to być kawałek normalnego, Bożego świata.
Czytaj także: Między garnkami a modlitwą. Pod jednym dachem z bł. Karolem de Foucauld


Nie mamy wspólnoty majątkowej. Łączy nas Jezus

Budzi nas głos wezwania: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu…”. Zaspaliśmy, a za ścianą rozpoczęła się jutrznia. To efekt rozmów do późnych godzin nocnych z naszymi gospodarzami, Małymi Siostrami, Małymi Braćmi i wszystkimi przyjaciółmi, dla których drzwi tego mieszkania są zawsze otwarte. Schodzimy po krętych schodach na śniadanie. Przy stole siedzi już siedmioro dzieci. Najmłodsza, Faustyna na rękach u mamy. Gościmy u Wandy i Radosława Mokrzyckich, młodego małżeństwa mieszkającego w Dużym Domu. Zastanawiamy się jak połączyć życie we wspólnocie całą rodziną, które wiąże się także ze wspólnym mieszkaniem? Zadajemy to pytanie naszym gospodarzom.

Wanda: Mieszkamy w jednym budynku, wspólnie się o niego troszczymy, mamy dyżury sprzątania czy prac ogrodowych – na tym polega wspólnota sąsiedzka. Nie mamy wspólnoty majątkowej. Zawsze i na każdego z naszych sąsiadów możemy liczyć, są bardzo serdeczni i życzliwi.

Łączy nas Pan Jezus. Mamy tygodniowy plan modlitw – w poniedziałek i środę rano jest jutrznia, we wtorek wieczorem różaniec, w środy jest spotkanie formacyjne, na którym rozważamy Ewangelię, w czwartek msza święta i całonocna adoracja. W niedziele idziemy na mszę do parafii – tu są nasze korzenie.

Jest zatem wspólnota modlitwy, dzielenie Słowem i charyzmatem życia bł. Karola de Foucauld, jednak nie ma takiego rygoru, żeby ten plan wspólnej modlitwy skrzętnie realizować. Na tym etapie mojego życia, o godzinie szóstej przygotowuję dzieci do szkoły i nie mam możliwości pójść na jutrznię. Z tej nieobecności nikt mnie nie rozlicza.



W waszej rodzinie jest ośmioro dzieci. Jaki wpływ na ich wychowanie, na ich życie ma bliskość Najświętszego Sakramentu?

Radosław: Mieszkanie przy kaplicy pozwala nam być blisko Jezusa, a on jest najlepszym pedagogiem i wychowawcą. Moim zdaniem cała mądrość wychowania jest w Ewangelii. To podejście z miłością, jakiej uczył nas Jezus. Jeśli pozwalamy Jemu się prowadzić i wychowywać, to On nas uczy, jak wychowywać nasze dzieci.

Wanda: Dzieci nie są we wspólnocie. One nie są do niczego zobowiązane, raczej wychowują się na jej łonie. Staramy się korzystać z tego, że mamy blisko kaplicę i być na adoracji całą rodziną. Dzieci chętnie tam chodzą, tańczą w kaplicy, śpiewają. Jest to czas, kiedy dzieci mogą poczuć, że Pan Jezus jest blisko, jest ich bratem.
Czytaj także: Bł. Karol de Foucauld – człowiek, który zamienił religię w miłość


Charyzmat bł. Karola przyciąga nowych mieszkańców

Na tegoroczną sesję przygotowano pamiątkowe obrazki. Autorką kwiecistego wizerunku Maryi jest Antonina Gorodnya, która wynajmuje jedno z mieszkań. Pracuje jako terapeuta zajęciowy, prowadząc pracownię plastyczną i rękodzieła.



Jak to się stało, że znalazłaś się w Dużym Domu?

Tonia: Po przeczytaniu książki „Głos pustyni” poznałam osobę Małej Siostry Magdaleny. Miałam wtedy 17 lat i mieszkałam na Ukrainie. Zachwyciłam się charyzmatem Małych Sióstr Jezusa i później poznałam Karola de Foucauld, jego listy i wrażliwość na Pana Boga.

Po jakimś czasie rozeznawałam swoje powołanie we wspólnocie Małych Sióstr Jezusa. Wtedy już wiedziałam o istnieniu tego domu. I wiedziałam, że chciałabym żyć podobnie.

Kiedy przeprowadziłam się do Wrocławia, zamieszkałam we wspólnocie Arka, znajdującej się w sąsiedztwie Dużego Domu, przychodziłam na adorację do kaplicy. I po pewnym czasie przyłączyłam się do wspólnoty, po zamieszkaniu w Dużym Domu.
Galeria zdjęć



Wspólnota Duży Dom jest katolickim publicznym stowarzyszeniem wiernych. Należą do niej osoby mieszkające w budynku przy ul. Jutrosińskiej 13-15 we Wrocławiu, które co roku, uroczystym aktem Przymierza, potwierdzają gotowość życia we Wspólnocie zgodnie z jej Ideałem i Statutem.

...

Bardzo pieknie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:42, 20 Lut 2018    Temat postu:

Webb Quadruplets Update/Facebook
Udostępnij 0 Komentuj 0
Bethani i Tim Webb z Hythe mogą z pewnością powiedzieć, że Bóg im pobłogosławił – i to poczwórnie. W 2016 roku na świat przyszły cztery ich córeczki – dokładnie takie same!

Bethani i Tim Webb pobrali się w czerwcu 2015 roku. Wkrótce po ślubie okazało się, że kobieta jest w ciąży. Niby nic dziwnego, gdyby nie „drobny” szczegół, o którym przyszli rodzice wkrótce się dowiedzieli.

Czytaj także: „Będziesz tatą”: wzruszające powiadomienie o ciąży




Tata omal nie zemdlał podczas USG
Na badaniu USG okazało się bowiem, że w macicy Bethani… rozwijają się aż cztery zarodki! CZTERY! To tym bardziej niezwykłe, że – jak wskazują medyczne statystyki – taka ciąża to przypadek, który zdarza się raz na 15 milionów. Wiadomość zrobiła na przyszłym tacie tak wielkie wrażenie, że nieomal zemdlał, zaś Bethani była przekonana, że doszło do pomyłki. Przecież ani w jej rodzinie, ani rodzinie męża nie było takich przypadków!

Oczywiście, poczwórna ciąża, jak każda mnoga ciąża, jest trudna. Na szczęście z mamą i dziewczynkami wszystko było w porządku, a już w czerwcu 2016 roku – rok po ślubie Bethani i Tima – przez cesarskie cięcie na świat przyszły cztery zdrowe, różowiutkie bobasy. Otrzymały następujące imiona: Abigail, McKayla, Grace oraz Emily. Najstarsza jest Abigail – ale była szybsza od pozostałych siostrzyczek o zaledwie minutę czy dwie.

A rodzice wkrótce stanęli przed nietypowym problemem – jak odróżnić cztery, niemalże identyczne, dziewczynki? Nie wiem zupełnie, jak radzili sobie na początku, ale ponoć wpadli na pomysł, by – kiedy dziewczynki podrosną – malować im paznokcie na różne kolory i w ten sposób je odróżniać. Innym sposobem była po prostu uważna obserwacja córeczek, które – mimo maleńkości – szybko zaczęły prezentować swoje charaktery: Abigail była zadziorna, Emily aktywna, Grace lubiła przyglądać się ludziom, a McKayla spokojna, ale jednocześnie głośna. Dziś dziewczynki noszą kolczyki, po których rodzice je odróżniają.

Czytaj także: Wielodzietni rodzice na Instagramie. Profile, które pokochasz



Mama x 4
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia nie tylko jak rodzice odróżniają dziewczynki. Trudno mi pojąć, jak w ogóle „ogarniają” to całe domowe przedszkole. Tym bardziej się nad tym zastanawiam, im częściej myślę, że mój rozkoszny, 2-letni synek ma energii za pięciu, jest w kilkunastu miejscach naraz i potrafi zawołać „mamooooooooooooo” 15 razy na minutę.

Zresztą, to nie tylko moje doświadczenie, ale wielu moich koleżanek-mam. Dlatego, kiedy przemnażam swoje macierzyńskie trudy razy cztery, od razu, jak za dotknięciem magicznej różdżki, nabieram siły, energii, ale i cierpliwości, do mojego „pojedynczego szczęścia”. Dla Bethani największym wyzwaniem było karmienie dziewczynek, które – jak nietrudno zgadnąć – lubiły być głodne wszystkie naraz, więc płakały w tym samym czasie.

Ale zapasy sił i cierpliwości to nie wszystko, bo takie „poczwórne” szczęście to także bardzo konkretne wymagania. Liczby mówią same za siebie – tylko jednego dnia Bethani i Tim zużywają nawet 48 pieluszek. Utrzymanie takiej dużej rodziny nie jest łatwe, dlatego para korzysta z pomocy ludzi dobrej woli, którzy chętnie oferują im wsparcie – na przykład ofiarowują niezbędne rzeczy, foteliki samochodowe, ubranka.

Mama dziewczynek aktywnie prowadzi kanały w mediach społecznościowych – na Facebooku stronę „różowego teamu” Webb Quadruplets Updates obserwuje blisko 230 tys. użytkowników. Bethani publikuje piękne zdjęcia córeczek, a także przesłodkie filmiki, na których dziewczynki dokazują na śniegu, tańczą, przytulają się czy po prostu bawią. Materiały oczywiście podbijają serca internautów, którzy bodaj największą zabawę mają z… odgadywania, która dziewczynka jest która 😉

Czytaj także: Znowu ciąża?! Gdy rodzice nie akceptują kolejnych dzieci swoich dzieci


*Źródła: Today.com/Cbc.ca

...

Pieknie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:53, 29 Kwi 2018    Temat postu:

„Jesteśmy pobłogosławieni!”. Mają 16 dzieci, działają charytatywnie, biegają i…
Cerith Gardiner i Dominika Cicha | 29/04/2018
REBACK FAMILY
Lyette Reback | Facebook | Fair Use
Udostępnij Komentuj
88 podwózek na zajęcia sportowe, 42 porcje prania i 650 dolarów wydanych w sklepie spożywczym – jak Lyette Reback ogarnia każdy tydzień?

19-letnia Lyette Reback przyjęła oświadczyny Davida po… 10 dniach znajomości. „Dorastałam jako jedynaczka. Nigdy nie opiekowałam się dziećmi i nie zmieniałam pieluch. Gdybym wiedziała, że w wieku 43 lat będę miała 16 dzieci, pomyślałabym, że to szaleństwo” – mówi.

12 z nich urodziła naturalnie, czworo razem z mężem adoptowali. Lyette nie tylko prowadzi dla nich domową edukację i ustala codzienny plan wykonywania obowiązków, ale także: odpowiada za 88 podwózek na zajęcia sportowe co tydzień, zapewnia sprawne funkcjonowanie domu, rozmawia z każdym dzieckiem przed snem, oferuje porady za pośrednictwem bloga „The Rebacks”, spotyka się z przyjaciółmi na kolacje, prowadzi organizację charytatywną, znajduje czas na ćwiczenia i pogłębianie swojej wiary.

„To wszystko jest wyzwaniem. W rodzinie Rebacków nie ma czegoś takiego jak normalny dzień” – stwierdza na łamach „Daily Mail”.

Czytaj także: Nic dziwnego, że zdjęcia tej samotnej mamy obiegły internet!


Lyette i David Reback. Poznajcie rodzinę
Jedną z pierwszych trudności, jakie wiążą się z posiadaniem dziecka, jest wybór imienia. Wyobraźcie sobie, jak wyglądały listy sporządzane na przestrzeni lat u Rebacków! Cała szesnastka w komplecie to: Daly Kay (22 l.), Ryli (20 l.), Bliss (19 l.), Kemper (17 l.), Glory (15 l.), Trinity (13 l.), Courson (12), Liberty (11), Judson (10), Shepherd (10), Sojourner (Cool, Ransom (Cool, Victory (6), Stone (5), Verity (4), Vaughn (2). 10 dziewczynek, 6 chłopców.

Lyette nie mówi z przekonaniem, że więcej dzieci mieć nie będzie. Ale jednego jest pewna: „David i ja jesteśmy pobłogosławieni, mogąc mieć dzieci i naprawdę szczerze wierzymy, że wychowywanie ich jest szansą na uczynienie czegoś niesamowitego na świecie” – podkreśla.

W rozmowie z „Fox News” Lyette przyznaje: „Budzę się każdego ranka i myślę: nie wierzę, że mam szansę to robić! Wychowywanie dzieci jest najlepszą pracą w życiu”. Ponieważ rodzina Rebacków ma pięciokrotnie więcej dzieci niż wiele rodzin, spotykała się nieraz z niedowierzaniem i wyśmiewaniem. Nowo poznani ludzie łapali się za głowy: „Jesteście szaleni! Jak wy to robicie?”. Inni żartowali: „Nie macie telewizora w sypialni?”. Ale w miarę jak starsze dzieci osiągają sukcesy, Lyette przestaje być uważana za „dziwaka”. Mówi: „rozumiem, że żyjemy inaczej niż większość. Ale u nas to się sprawdza”.

..

Piekny na przyklad!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133503
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:30, 30 Maj 2018    Temat postu:

W Polsce byliby bogaczami. Czekają na 21.dziecko i nie korzystają z zasiłku
Rodzina Radfordów jest najbardziej znaną rodziną w Wielkiej Brytanii. Przez liczbę dzieci. Pierwsze przyszło na świat, gdy matka miała 14 lat. Na świat przyjdzie wkrótce 21. dziecko. Rodzina z wyboru żyje bez wsparcia państwa.
Sue i Noel Radfordowie są sensacją na Wyspach Brytyjskich. Ogłosili właśnie, że kobieta znowu jest w ciąży. Tym razem, jak podkreślili, ostatniej. 21 dzieci stanowczo im wystarczy. Jak donosi "Daily Mail", małżeństwo nie korzysta z pomocy socjalnej.
Radfordowie uważają, że wystarczy im pensja Joela. Tygodniowo wydają na jedzenie 300 funtów (ok. 1,5 tys. zł). Noel zarabia poniżej 50 tys. funtów rocznie (ok. 240 tys. zł). Każde dziecko dostaje prezent urodzinowy i prezent świąteczny. Na to Sue i Noel przeznaczają łącznie ponad 400 funtów (na jednego potomka).
Małżeństwo jest dumne z tego, że nie pobiera żadnych świadczeń od państwa, choć mogłoby. Nie mają też żadnych kredytów ani zobowiązań wobec banków.

...

Bez zasilkow! Bóg daje! Proste!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy