Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Łódź w liczbach .

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:44, 23 Sie 2011    Temat postu: Łódź w liczbach .

Temat Łódź w liczbach to kolejny dramat :

Dramatyczne wieści dla mieszkańców Łodzi

Liczba mieszkańców Łodzi w ciągu najbliższych 25 lat może spaść z ok. 733 tys. do ok. 578 tys. W porównaniu z innymi wielkimi miastami Łódź odznaczać się będzie najwyższym tempem spadku liczby mieszkańców - wynika z najnowszych prognoz demograficznych GUS dla Łodzi. Zdaniem dr Piotra Szukalskiego z Instytut Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, ostatnie ćwierćwiecze to okres, w którym wyraźnie i w stałym tempie zmniejsza się liczba mieszkańców Łodzi. W szczytowym okresie, w latach 1988-1989, liczba mieszkańców miasta nieznacznie przekraczała 850 tys. Natomiast na koniec ub. roku mieszkało w Łodzi 737 tys. osób, zaś obecna liczba mieszkańców to ok. 733 tys.

Choć poza Warszawą inne największe polskie miasta też w ostatnich latach odczuwają zmniejszanie się liczby mieszkańców, skala tego zjawiska w Łodzi jest największa. Obecnie Łódź zamieszkuje o 16 proc. mieszkańców mniej niż ćwierć wieku temu; w przypadku innych wielkich miast różnice są najwyżej kilkuprocentowe.

"Następuje marginalizacja demograficzna Łodzi, która z drugiego miejsca w Polsce spadła na trzecie (po Warszawie i Krakowie - PAP). W najbliższej przyszłości Łódź będzie pozostawać na trzecim miejscu, ale w przeciwieństwie do innych największych polskich miast, będzie charakteryzować się najszybszym tempem spadku liczby ludności, a na dodatek ma być w tym mieście najbardziej zaawansowany proces starzenia się ludności" - dodał.

Dalszy spadek liczby ludności Łodzi - zdaniem naukowca - w nadchodzących latach jest nieunikniony. Już od połowy lat 80. ub. stulecia liczba zgonów jest corocznie większa od liczby urodzeń, zaś w ostatnich latach z reguły różnica ta wynosi rocznie ok. 3,5-4 tys. osób.

Według Szukalskiego należy oczekiwać, iż ujemny przyrost naturalny w najbliższych 10 latach osiągać będzie rocznie poziom 4-5 tys. osób. Związane jest to z szybkim podwyższaniem się liczby osób starszych, wciąż bardzo wysoką umieralnością i spodziewaną niską skłonnością łodzianek do posiadania potomstwa.

Jest to również efekt dochodzenia do wieku 25-30 lat, czyli wieku typowych łódzkich rodziców, osób urodzonych w drugiej połowie lat 80. i w latach 90., czyli w okresie, gdy szybko obniżała się liczba urodzeń w Łodzi. Dodatkowo w ostatnich latach Łódź była miastem odznaczającym się ujemnym saldem migracji. Odpływ ludności przewyższał napływ o 1,5 tys. osób.

Ten proces dotyczy także innych wielkich miast i związany jest przede wszystkim ze wzrostem znaczenia imigracji na tereny podmiejskie wchodzące w skład metropolii. Jednak w przypadku metropolii łódzkiej wzrost ludności pozostałych obszarów metropolii nie rekompensuje spadku liczby ludności samej Łodzi.

W rezultacie oczekiwać należy utrzymywania się ujemnego przyrostu rzeczywistego na poziomie 5-6 tys. osób, w rezultacie czego liczba ludności Łodzi w roku 2035 osiągnie liczbę ok. 578 tys. - zauważył Szukalski.

"To nie chodzi tylko o to, że mniej więcej 6 tys. rocznie ludzi będzie ubywać. Zmniejszać się będzie lokalny rynek, o tyle mniej będzie potencjalnych klientów. Ale również z uwagi na starzenie się ludności, następować będzie zmiana struktury ludności - mniej młodych, więcej starszych osób. Zmniejsza to również atrakcyjność inwestycyjną Łodzi" - podkreślił naukowiec.

Jego zdaniem, to wszystko jest bardzo silna wskazówka pokazująca, iż niestety czynnik czysto demograficzny będzie działał na niekorzyść Łodzi.

- Pytanie, czy jesteśmy w stanie wykorzystać szansę, jaką jest np. Nowe Centrum Miasta, do przyciągnięcia firm, które w perspektywie 5-10 lat zmienią ujemne saldo migracji, żeby zachęcać ludzi do osiedlania się w mieście - dodał. Podkreślił, że Łódź jest też ewenementem spośród największych ośrodków akademickich, gdyż w najmniejszym stopniu zatrzymuje u siebie absolwentów spoza miasta.

Jego zdaniem, tym, co najbardziej wyróżnia Łódź na demograficznej mapie Polski, jest niezwykle niska długość życia. Wysoka umieralność jest widoczna wśród ludności dorosłej, zwłaszcza wśród ludzi w wieku 20-49 lat, a najważniejszą ich przyczyną są choroby układu krążenia. Pośrednio wysoka umieralność jest wskaźnikiem niskiej jakości życia.

Nieco niższa niż w innych wielkich miastach jest również dzietność - w 2010 roku przyjęła wartość 1,177, gdy średnia dla Polski to 1,382. Jego zdaniem, z uwagi na niższą częstość zawierania małżeństw oraz wyższą niż w innych miastach i regionach liczbą rozwodów, nie należy oczekiwać zmiany tej bardzo niekorzystnej sytuacji.

- Tak niska dzietność samoistnie skazuje miasto na wyludnianie się, albowiem dzietność rzędu 1,2 oznacza, iż pokolenie dzieci zastępuje pokolenie swych rodziców jedynie w 60 proc. - uważa Szukalski.

Według prognoz w nadchodzących latach zmniejszać się będzie też liczba osób w wieku produkcyjnym. Liczba 20-latków wchodzących na rynek pracy pomiędzy 2010 a 2035 rokiem zmniejszyć się może z 8300 do 6300, a tymczasem każdego roku wiek emerytalny osiągać będzie po kilkanaście tysięcy osób.

Jednocześnie - według prognoz - następować będzie szybko proces starzenia się ludności. Odsetek osób w wieku powyżej 65 lat zwiększyć się ma z 17,7 proc. obecnie, do 27,3 proc w 2035 r. Wzrośnie też liczba osób w wieku powyżej 80 lat - z 4,8 proc. do 9,9 proc.

Zdaniem Szukalskiego, szybki wzrost liczby 60-latków i nieco mniejszy 70-latków w najbliższych latach postawi przed władzami miasta zadania w zakresie organizacji opieki zdrowotnej, dostępu do usług społecznych, a przede wszystkim zagospodarowania ich czasu.

- W przypadku zarządzania miastem musimy przede wszystkim zachęcać i stwarzać takie warunki młodym ludziom, żeby jak największa ich liczba chciała się tu osiedlać na stałe. Wszystko można zmieniać. Nie twierdzę, że definitywnie można zmienić trend, ale można osłabić np. tempo spadku liczby ludności - uważa Szukalski.

>>>>>

To prawdziwy koszmar ! Na taka degradacje miasta zlozylo sie mnostwo czynnikow ...
Pierwszy to najnizsza liczba uczestnictwa w Kościele ! W SKALI KRAJU !!!
To wzielo sie z tego ze carat nie pozwolil budowac kościołów ! . Nie pamietam dobrze ale na KILKASET TYSIECY ludzi byl JEDEN kosciol ... Budowa kosciolow zaczela sie po 1905 jak carat przegral z Japonia... Ale zanim zbudowali to juz byla I wojna... Lud odzwyczail sie od kosciolow i tak zostalo... Brak moralnosci - menelstwo zyciowe to nie sprzyja rodzinie ...
Po drugie do Łodzi w okresie PRL do pracy w fabrykach zjezdzaly mlode dziewczyny i niestety nie zakladaly rodzin ... Łódź bila rekordy feminizacji niestety samotne kobiety nie zapewnia urodzin ...
Poza tym jak w okresi Balcerowicza probowali likwidowac kopalnie to ze Slasak przyjezdzali gornicy z kilofami i wybijali takie pomsly z glowy ... Z Łodzi kto mial jechac ??? Te kobiety ??? Stad wampirom Wszawki luikwidowalo sie miejsca pracy w Łodzi lekko latwo i przyjemnie...
Poza tym bliskosc Wszawki jest mordercza ...
Psudo-bum Wszawki oparty na rozroscie urzedow biur przedstawicielstw stwarzal sztuczne wraazenie prosperity i sciagal ludzi z Łodzi w ktorej nie opalcalo sie nic lokowac... Zwazmy ze wokol Warszawy nie ma innych duzych miast ...

No i oczywiscie glupie glosowania elektoratu dobily miasto... Taki element jaki ,,wybrali'' dal takie tez wyniki... Czas Kropiwnickiego szybko minal...

Oczywiscie sytuacja Łodzi to drastyczny przyklad sytuacji ogolnej ... Wszedzie spada ale w Łodzi najbardziej !

Ale mozemy sie pocieszyc ze pozytywne jest to ze zostana najlepsi . Wielodzietne tardycyjne rodziny o wysokim poziomie moralnym a ci ktorzy kombinuja z moralnoscia po prostu wymra z natury rzeczy . Nastapi dosc lagodna sprawiedliwosc immanentna... Polska juz katastrofy przeszla i limit wyczerpala ! A pozniej ? Pozniej bedzie Nowa Ziemia i Nowe Niebo ! Bóg wszak nie jest Bogiem beznadziei a Bogiem ZWYCIĘSTWA DOBRA :O))) Także w Łodzi :O))))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:48, 11 Paź 2011    Temat postu:

Sensacyjne odkrycie w Łodzi. "To prawdziwa rewelacja!"

Nad rzeką Jasień na terenie dawnego folwarku Karola Scheiblera odkryto fundamenty fabryki Krystiana Wendischa z 1826 roku. Odkrycia dokonał łódzki archeolog Zbigniew Rybacki, który przed rokiem w tym samym miejscu odkrył drewniane szczątki słynnego Młyna Wójtowskiego z przełomu XV i XVI wieku. To prawdziwa sensacja, niezwykle istotna dla badania dziejów Łodzi przemysłowej.

Prace wykopaliskowe rozpoczęły się w połowie września br. na dziedzińcu między starą kotłownią a dawnym domem zarządcy folwarku, w którym dziś znajduje się szkutnia harcerska. Za łopaty chwycili: Zbigniew Rybacki, jego dwaj koledzy archeolodzy Artur Posiła i Maciej Milczarek oraz dwaj wynajęci pracownicy. Wkrótce spod ziemi, na głębokości około 80 cm, wyłoniły się pierwsze fragmenty muru ceglanego, które - jak się okazało - sięgały około 2,5 metra w głąb ziemi.

- Odsłoniliśmy ścianę fundamentu z narożnikiem starej fabryki Krystiana Wendischa. To prawdziwa rewelacja! - cieszy się Zbigniew Rybacki. - Jej geneza sięga 1824 roku, gdy Wendisch zawarł z magistratem umowę, dzięki której otrzymał dzierżawę wieczystą na grunty nad Jasieniem z Księżym Młynem i Młynem Wójtowskim, a w zamian miał wybudować fabrykę. W efekcie powstały jednak dwie fabryki: mniejsza w 1826 roku przy Młynie Wójtowskim i większa w 1827 roku na Księżym Młynie. My odkryliśmy resztki tej pierwszej. Była to przędzalnia bawełny mieszcząca się w piętrowym budynku z poddaszem o wymiarach 10x12 metrów. Po śmierci Wendischa w 1830 roku, budynek stał pusty i niszczał, po czym około 1845 roku został kupiony i rozbudowany przez Fryderyka Moesa.

Jednak pierwsza fabryka przybysza z Saksonii długo nie przetrwała, gdyż została rozebrana w połowie lat 60. XIX wieku. Niestety, nie zachowała się na żadnej ilustracji - w przeciwieństwie do drugiej, mającej trzy kondygnacje fabryki Wendischa z 1827 roku na Księżym Młynie, która wprawdzie też nie przetrwała do dzisiaj, ale za to zachowała się na znanej rycinie.

Co ciekawe, do dziś przetrwał - uważany za najstarszy budynek mieszkalny w Łodzi - dom Wendischa z lat 20. XIX stulecia, stojący przy ul. Przędzalnianej 71, tuż koło loftów w dawnej, potężnej przędzalni Karola Scheiblera.

Prace zakończone odkryciem fundamentów fabryki Wendi-scha były prowadzone na zlecenie Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi, który przeznaczył na ten cel 10 tys. zł. Czy w 2012 roku archeolodzy też dostaną gotówkę - może do "składki" na ich niezwykłe wykopaliska dołoży się też Urząd Miasta - aby mogli odkryć pozostałe fundamenty?

- W sprawie tej zadecyduje komisja konkursowa - wyjaśnia wojewódzki konserwator zabytków Wojciech Szygendowski. - Jeśli zaś chodzi o odsłonięcie fundamentów fabryki Wendischa, to faktycznie jest to bardzo ważne odkrycie dla badania dziejów Łodzi.

Krystian Wendisch to niemiecki fabrykant, jeden z pionierów łódzkiego przemysłu. Urodził się w Budziszynie i tak jak wielu jego ziomków z Saksonii, dla chleba i kariery w latach 20. przybył do Łodzi. Zaczął inwestować na terenach młynów nad Jasieniem o powierzchni 70 mórg. Postawił dom w stylu dworkowym z trójkątnym szczytem oraz - jak twierdzi Zbigniew Rybacki - dwie fabryki. Trudności finansowe sprawiły, że zaczął chorować na serce i zmarł na zawał. Z czasem grunty po nim przejął Karol Scheibler, czołowy fabrykant w dziejach Łodzi i utworzył na nich folwark zaopatrujący w żywność jego imperium przemysłowe. Resztki folwarku przy ul. Tymienieckiego prze-trwały do dziś i są w rejestrze zabytków.

>>>>>

No super ! Jest mlyn jest fabryka ! Cala historia sie nawarstwia ! Choc historia kapitalistow to ponura karta takze i w Łodzi . Ale dzis zostaly budynki i dobrze to wyglada ! W koncu budowal je lud czesto wykorzystywany ale to jego dzielo ! :O)))

Zbigniew Rybacki bez trudu trafił na fabryczne fundamenty



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:45, 24 Sty 2013    Temat postu:

Polskie miasta wymierają, spektakularny upadek Łodzi

Łódź wymiera - w dosłownym znaczeniu tego słowa. Spektakularny upadek miasta można porównać tylko ze spustoszeniem wywołanym przez wojny światowe, jednak po tych konfliktach, miasto zawsze się odradzało. Tym razem prognozy są bezlitosne - Łódź będzie wyludniała się w coraz szybszym tempie, w ciągu 22 lat straci 147 tys. mieszkańców ujętych w statystykach. Nieoficjalnie, znacznie więcej. Los Łodzi podzieli większość dużych i średnich miast Polski.

Ogromna część populacji Łodzi wyjechała w poszukiwaniu pracy, w tym wielu do Wielkiej Brytanii - twierdzi brytyjski dziennik "The Sun", w artykule zatytułowanym "Polskie miasto, które przeniosło się do Brytanii". Gazeta przedstawia obraz upadającej metropolii - biedy, rozpadających się budynków, zamykanych firm i zamierającego w mieście życia. Jak wynika z danych demograficznych, brytyjscy dziennikarze są w błędzie - Łódź wyludnia się, ale nie przez emigrację. Prognozy dla miasta są jednak bezlitosne - prawdziwy kryzys dopiero nadejdzie, a w ciągu dwudziestu lat, liczba ludności jednego z najszybciej rozwijających się miast PRL, spadnie do poziomu sprzed I wojny światowej.

Statystyki podawane przez Główny Urząd Statystyczny zaprzeczają tezie brytyjskich dziennikarzy. W 2011 roku na stałe wyjechało za granicę 222 mieszkańców Łodzi, w tym do Wielkiej Brytanii zaledwie 91. W tym samym czasie ze Zjednoczonego Królestwa wróciło 50 osób. Podobnie było we wcześniejszych latach. Nawet, jeśli statystyki nie uwzględniają dużej części emigrantów, szczególnie wyjeżdżających do prac sezonowych, teza o przemieszczeniu się populacji Łodzi do Wielkiej Brytanii jest mocno przesadzona. "The Sun" ma jednak rację w innej kwestii - miasto umiera, ale nie przez emigrację, a dosłownie - śmiercią naturalną.

Śmierć drugiego miasta Polski

Przed I wojną światową Łódź wyrastała na dużą europejską metropolię. Z populacją na poziomie 600 tys., w 1915 roku, na terenie późniejszej II RP ustępowała tylko Warszawie. Po wojnie liczba ludności spadła o niemal połowę. Podobnie było po kolejnej wojnie światowej, która doprowadziła m.in. do zagłady łódzkich Żydów, stanowiących jedną trzecią populacji miasta. Szczyt rozwoju Łodzi przypada na ostatnie lata PRL, w 1988 roku mieszkało tam 854 tys. osób.

Miasto, które nie dało się zniszczyć w czasie dwóch wojen światowych, teraz wymiera samoistnie. W ciągu ostatnich 23 lat z Łodzi zniknęło 130 tys. mieszkańców. Nie jest to wcale efekt emigracji za granicę. Każdego roku Łódź traci średnio ponad 4 tys. mieszkańców przez ujemny przyrost naturalny, składa się na niego zarówno bardzo niski, nawet na tle wyjątkowo marnej polskiej średniej, wskaźnik ilości dzieci przypadających na każdą kobietę - wynoszący 1,14, jak i jedna z najniższych średnich długości życia w Polsce. Mężczni mieszkający w Łodzi żyją średnio 70 lat - to o ponad pięć lat krócej niż w pobliskiej Warszawie i o ponad dwa lata krócej od średniej długości życia w Polsce. Wyraźnie niższa od średniej jest również długość życia kobiet.

Łódź jedzie do Warszawy

Druga przyczyna wyludniania się Łodzi to przenoszenie się mieszkańców na podmiejskie osiedla. Według danych GUS, większość wyjeżdżających przeprowadza się na tereny wiejskie. Nie oznacza to, że ubytek mieszkańców wynika z przemieszczania się w obrębie aglomeracji. Łodzianie zastępują tylko wymierającą równie szybko populację sąsiednich powiatów. Na 60 tys. mieszkańców, których ubyło Łodzi w ciągu 9 lat, przypada tylko pięciotysięczny wzrost liczby ludności powiatów otaczających to miasto. Wszystko przez ujemny przyrost naturalny, który w takim samym stopniu dotyka terenów podmiejskich.

Główny kierunek migracji z Łodzi i okolic to woj. mazowieckie - szczególnie Warszawa. Emigrują przede wszystkim ludzie młodzi, szczególnie w wieku 25-34 lat, większość wyjeżdżających stanowią kobiety. Dane GUS nie mogą uchwycić całej skali migracji, dlatego trudno oszacować, ile osób przypisywanych Łodzi, mieszka obecnie w Warszawie.

W lepiej rozwijających się miastach ujemny przyrost naturalny jest uzupełniany migracją z innych miejscowości, nie tworzących dla młodych ludzi dobrych perspektyw. Łódź z bezrobociem na poziomie 11,9 proc. (na koniec listopada 2012 r.) i stosunkowo niskimi średnimi zarobkami przegrywa w tej konkurencji wyraźnie nie tylko z Warszawą (4,3 proc. bezrobocia) i Krakowem (5,8 proc.), ale również z mniejszymi ośrodkami - Poznaniem (4,1 proc.), Katowicami (5,2 proc.) i Wrocławiem (5,3 proc.), a nawet ze znacznie mniejszymi miastami tzw. ściany wschodniej - Rzeszowem (8 proc.) i Lublinem (9,8 proc.). W konsekwencji Łódź omijają młodzi ludzie szukający pracy i w mieście rodzi się jeszcze mniej dzieci.

Upadające miasta

To właśnie brak przyciągania nowych mieszkańców, charakterystyczny dla innych dużych miast, w połączeniu z katastrofalnym przyrostem naturalnym, doprowadzi do niespotykanego dotąd w Polsce (poza wojnami światowymi) wyludnienia się miasta. Według prognoz GUS, za 22 lata w Łodzi zostanie już tylko 578 tys. mieszkańców - o 147 tys. mniej niż obecnie, a trzecim co do wielkości miastem Polski stanie się Wrocław. W kurczącej się populacji miasta coraz większą rolę odgrywali będą emeryci. W 2035 roku więcej niż jedną trzecią łodzian stanowiły będą osoby powyżej 60 roku życia, co w kolejnych dekadach zaowocuje jeszcze mniejszą liczbą dzieci i dalszą degradacją miasta.

Los Łodzi podzielą inne duże i średnie miasta, które już teraz notują znaczny spadek populacji. Spośród miast wojewódzkich, poza Łodzią najwięcej stracą Kielce. Za 22 lata będzie tam mieszkało 158 tys. osób (o 20 proc. mniej niż obecnie), a także Bydgoszcz (straci 18 proc.) i Katowice (17 proc.). Najwięcej nowych mieszkańców zyska Warszawa - 140 tys. Do wzrostu stołecznej aglomeracji przyczynią się jeszcze bardziej podmiejskie osiedla i mniejsze miasta wokół stolicy. Według prognoz, tylko powiaty bezpośrednio graniczące ze stolicą zyskają niemal 200 tys. nowych mieszkańców. Duży wzrost ludności odnotuje też Rzeszów (9 proc.). Nieznacznie zwiększy się liczba mieszkańców Krakowa i Olsztyna. Pozostałe duże miasta Polski apogeum rozwoju mają już za sobą.

Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

....

Tak . To trend krajowy . Tylko ze przy takich wladzach w Łodzi jeszcze sie poglebia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133592
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:40, 29 Kwi 2014    Temat postu:

Maciej Stańczyk | Onet
Transformacja po łódzku

Chyba żadne spośród największych polskich miast nie dostało po 1989 roku w kość tak, jak Łódź. Włókniarki nie miały siły, żeby kilofami wywalczyć sobie przywileje, jak to zrobili górnicy ze Śląska. Manufaktury padały jedna po drugiej, a Łodzi przypięta została łatka przegranego, ponurego miasta.

- Byłam jeszcze młoda, bo co to znaczy mieć 55 lat. Ożeniłam syna, doczekałam się wnuczka, a lada dzień na świat miała przyjść wnusia. Pamiętam, że Andrzej powiedział wtedy – mamo, może warto pomyśleć o emeryturze. Szczerze mówiąc, myślałam o niej już wcześniej – przyznaje osiemdziesięcioletnia dziś pani Zofia i opowiada dalej.

- Swoje już przy maszynie wystałam. Osiem godzin dziennie, na trzy zmiany, cały czas na nogach, w hałasie, przędzalnianym kurzu i pyle, że czasami wytrzymać nie było można. I tak rok po roku. Nogi od stania bolały, skóra na palcach pękała. Lekko nie było. Tak, młoda jeszcze byłam, bo co to znaczy mieć 55 lat, ale na emeryturę czas już przyszedł. Poświęcę czas wnuczkom, nacieszę się nimi, dzieciom pomogę. Niech młodzi teraz pracują, przy maszynach stoją. Tak myślałam…

- Od nas z fabryki więcej kobiet tak chciało, a i kadrowa na siłę nikogo nie trzymała. Kto chciał, mógł odchodzić. Taki to był czas, maszyny coraz wolniej pracowały. Korzystałyśmy z przywileju – wspomina pani Zofia.

Rozmawiamy w jej mieszkaniu przy ulicy Niciarnianej w Łodzi. Na stole herbata w szklankach, kruche wafelki. Mieszkanko małe. Taka kiszka – dwa wąskie pokoiki, ślepa kuchnia, w miniłazience dominują grube rury. Wszystkiego raptem 37 metrów. A to i tak większe mieszkanie w tym wieżowcu, jedynym w najbliższej okolicy. Ponoć miał to być hotel robotniczy, dlatego takie klitki pobudowali. W końcu jednak ludzi wprowadzili na stałe. Kto dostał dwa pokoje, miał szczęście. Inni musieli zadowolić się jeszcze mniejszymi kawalerkami, również ze ślepą kuchnią. Nikt specjalnie nie narzekał, bo na początku lat 70. takie mieszkanie w bloku z wielkiej płyty to i tak był luksus. Bo gaz w kuchni, woda w kranie, łazienka.

- Przeprowadziliśmy się tu z Łęczyckiej. Tam w pięć osób w jednym pokoiku się gnieździliśmy, bez ubikacji, z piecem na węgiel, po wodę trzeba było chodzić do studni. Jak w nocy mróz ścisnął, to woda w wiadrach zamarzała – opowiada pani Zofia.

Kiedy na Niciarnianej stawiali wieżowiec i wprowadzali do niego ludzi, na drugim końcu ulicy działały zakłady im. Hanki Sawickiej. Zgodnie z łódzką modą, fabryka przypominała zamczysko z czerwonej cegły. "Hanka Sawicka" była częścią włókienniczego pejzażu Łodzi, co roku w jej murach produkowano tony nici. W mieście działały jeszcze zakłady im. Juliana Marchlewskiego, fabryki, którym najpierw patronował Józef Stalin, a potem Obrońcy Pokoju, czy wreszcie zakłady im. Gwardii Ludowej, w których przez całe życie pracowała pani Zofia. Włókiennicze manufaktury przyciągały do Łodzi tysiące osób z prowincji, dla których praca przy maszynach i życie w klitkach ze ślepą kuchnią były szansą na lepsze jutro. Bo pensja na czas, gaz w kuchni, woda w kranie, łazienka...

- Wszystko to poszło na zmarnowanie. Cały przemysł poszedł na zmarnowanie. Ustępowałyśmy miejsca przy maszynach młodszym, ale dla nich nie było już pracy. My odchodziłyśmy na emeryturę, na pożegnanie spraszałyśmy sąsiadów, koleżanki, majstrów. Była wódeczka, śledzik, flaczki, śmiechy i akordeon. Była radość, jakaś nadzieja. A potem? Te młodsze dostawały wypowiedzenia, w oczach miały łzy. O wódeczce na pożegnanie nikt nie myślał, kiedy nie było co do garnka włożyć. Wszystko poszło na zmarnowanie – denerwuje się pani Zofia.

Kiedy ona w 1989 roku odchodziła na emeryturę, w Łodzi powoli kończył się piękny sen o włókienniczej ziemi obiecanej. Kruszył się fundament, na którym zbudowano miasto.

W 1853 roku Oskar Flatt, autor pierwszej monografii Łodzi, napisał: "Łódź to najbardziej amerykańskie miasto Europy". To porównanie miało wówczas sens, bo Łódź była miastem imigrantów. Sejmowymi dekretami z 1820 roku zaliczono ją w poczet miast fabrycznych, gdzie koncentrować miał się przemysł odzieżowy. Zaczęto budować fabryki, do których ściągali sukiennicy, tkacze lnu, bawełny i wszyscy ci, którzy liczyli na pracę i polepszenie swego bytu. Łódź dawała wtedy szansę – Polakom, Rosjanom, Niemcom, Żydom. Rodziło się miasto czterech kultur brutalnie zdławione dopiero przez III Rzeszę. Podczas okupacji hitlerowskiej zginęło ponad 350 tys. mieszkańców, same budowle bardzo nie ucierpiały.

Po wojnie, już w Polsce Ludowej, Łódź ponownie rozwijała się jako centrum przemysłu włókienniczego, którego wyroby eksportowano m.in. do bratnich republik Związku Radzieckiego. W mieście powstał jedyny w Polsce Instytut Włókiennictwa, otwierano teatry czy słynną dziś "filmówkę". Znacjonalizowane XIX-wieczne fabryki Izraela Poznańskiego, Karola Scheiblera czy Ludwika Grohmana pracowały non-stop, zmieniając tylko nazwy.

Przemysł włókienniczy dawał pracę głównie kobietom. Choć przez ówczesną propagandę panie otoczone były "etosem łódzkich włókniarek" lepsze życie, po które przyjeżdżały do Łodzi, tak naprawdę nie oznaczało luksusów. Średnie zarobki w 1970 roku to ok. 80 proc. średniej krajowej. W tym czasie połowę udziału w produkcji globalnej miasta miał właśnie przemysł włókienniczy, charakteryzujący się najniższymi nakładami inwestycyjnymi i najniższym funduszem płac.

Praca w tzw. przemyśle lekkim wcale nie należała do lekkich. Była to praca na trzy zmiany i na akord, w wilgoci i hałasie. Do tego co piąta maszyna pochodziła jeszcze sprzed I wojny światowej. Kobiety chorowały na astmę, choroby wzroku, głuchotę, żylaki.

"W 1970 r. zahamowany został średni wzrost płac, a jeśli do tego dodać bardzo trudną sytuację mieszkaniową, braki w urządzeniach komunalnych i niedostateczne zapewnienie zaspokojenia potrzeb dużego miasta przemysłowego, to można stwierdzić, że warunki pracy i życia łódzkich robotników, których znaczny odsetek stanowiły kobiety, były szczególnie uciążliwe i wyraźnie gorsze niż w innych ośrodkach przemysłowych" - pisze w pracy "Emancypantki, włókniarki i ciche bohaterki. Znikające kobiety, czyli białe plamy naszej historii" jej współautor Grzegorz Matuszak z Katedry Socjologii Polityki i Moralności Uniwersytetu Łódzkiego nakreślając tło przed strajkiem łódzkich włókniarek, który wybuchł w 1971 r.

Strajki specjalnie nie zachwiały pozycją całej branży. W Łodzi produkcja szła pełną parą. Szyto wszystko: od koców, przez suknie i pidżamy, po ozdobne serwety. I tak, jak nikt nie potrafił przewidzieć upadku Związku Radzieckiego, tak chyba nikt nie potrafił sobie wyobrazić Łodzi bez włókienniczych manufaktur.

Piękny sen przerwała transformacja ustrojowa. Po 1989 roku fabryki padały jedna po drugiej, a pośredniaki pracy zapełniały się szukającymi nowego zajęcia włókniarkami. Na początku lat 90 bezrobocie wśród kobiet wynosiło 70 proc. W krytycznym momencie bez pracy był nawet co czwarty mieszkaniec Łodzi. Rosła szara strefa. W 1992 roku w mieście zastanawiano się nawet nad ogłoszeniem bankructwa, co ponownie otworzyło pole do porównań z USA, a konkretnie z bankrutującym za oceanem Detroit. Teren zdobywała bieda, a zabytkowe mury XIX-wiecznych fabryk stopniowo popadały w ruinę.

Niektóre, jak fabryka "Uniontex" u zbiegu ulic Tymienieckiego i Kilińskiego, straszą do dziś. W kluczowym momencie pracowało tu 14 tys. osób, głównie kobiet. Włókniarki w zakładzie w 1987 roku odwiedził nawet Jan Paweł II, co w Łodzi przypomina się do dziś. Zresztą, na murach zrujnowanej fabryki wisi baner upamiętniający to wydarzenie, a kilka lat temu głośno było o Centrum Papieskim, które miało powstać na terenach zakładu. Miasto znalazło nawet inwestora, ale z pomysłu nic nie wyszło.

Takich straszydeł w Łodzi było dużo więcej. Straszyły XIX-wieczne fabryki Scheiblera, ale kilka lat temu powstały tam eleganckie lofty. Dawne zakłady Izraela Poznańskiego to dziś Manufaktura, jedno z największych w Europie centrów handlowo-usługowo-rozrywkowych. Straszyła "Fala", kompleks basenów dla 4 tys. osób wybudowany w 1976 roku i chyba najbardziej znany z organizowania wyborów Miss Natura. „Fala” od 1992 roku była nieczynna i popadała w ruinę. Kilka lat temu w jej miejsce powstał nowy aquapark.

- Nam na szczęście udało się przetrwać, choć nie bez uszczerbku. Na kilka lat musieliśmy zawiesić rekrutację do klas włókienniczych, ponieważ nie było ani zapotrzebowania rynku, ani zainteresowania ze strony uczniów. To był poważny kryzys całej branży, a właściwie całej Łodzi – mówi nam Teresa Łęcka, dyrektorka Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 19 im. Karola Wojtyły w Łodzi. - Na szczęście najgorsze mamy już za sobą. Ponownie uruchomiliśmy rekrutację do klas włókienniczych, choć wciąż panuje przekonanie, że to branża bez przyszłości, co nie do końca jest prawdą – dodaje pani dyrektor.

Historia kierowanej przez nią placówki zaczyna się w 1869 roku i jest ściśle związana z rozwojem przemysłu włókienniczego. Budowę szkoły finansowali najwięksi łódzcy fabrykanci, absolwenci przez lata zasilali personel miejskich fabryk, a teraz nierzadko prowadzą własne biznesy. Bo w Łodzi co prawda nie ma już dużych manufaktur (choć transformacyjną zawieruchę udało się przetrwać m.in. zakładom im. Hanki Sawickiej, dziś będących spółką "Ariadna" i wciąż produkującą nici), ale w mieście i dookoła niego działa gęsta sieć małych, nowoczesnych, często rodzinnych firm, które kontynuują tradycje włókienniczej Łodzi. I, jak mówi Łęcka, borykają się z brakiem rąk do pracy.

- Powstała wyrwa pokoleniowa, zwłaszcza wśród techników. Pokolenie tych, którzy pamiętają lepsze czasy, zestarzało się, często przeszło już na emerytury. Brakuje następców. Mamy sygnały, że firmy mają nieobsadzonych nawet czterysta stanowisk. Branża wciąż będzie się rozwijała, a efekty tego, co dzieje się dzisiaj, będziemy widzieć za kilka lat – mówi nam dyrektor Łęcka.

O Łodzi opartej na monokulturze przemysłu włókienniczego nikt już w mieście poważnie nie myśli, choć nie można powiedzieć, że branża całkowicie odeszła w zapomnienie. Włókiennictwo, czy szerzej rozumiany przemysł mody i nowoczesnego wzornictwa znalazły się w strategii promocji tzw. przemysłów kreatywnych, które na nowo mają definiować wizerunek miasta. Poza tym Łódź pozycjonuje się jako dobre miejsce na prowadzenie firm z sektora usług biznesowych (BPO), który rozwija się tu w tempie 25 proc. rocznie i tylko w 2013 roku stworzył 3 tys. nowych miejsc pracy. Do tego dochodzi dogodne położenie u styku autostrad A1 i A2, które czynią z Łodzi i okolic dobre miejsce do rozwoju centrów logistycznych i firm produkcyjnych.

Zagrożeniem dla rozwoju miasta są prognozy demograficzne. Łódź, która w czasach Polski Ludowej miała ambicję zostać milionowym miastem, dziś jest pod względem populacji miastem numer 3, które co roku notuje średnio o 5 tys. zgonów więcej niż urodzeń. W 1988 roku żyło tu ok. 854 tys. mieszkańców. W 2010 roku było to już 737 tys., a obecnie jest to ok. 720 tys. osób. Prognozy GUS nie są optymistyczne i pokazują, że w 2035 roku Łódź ma mieć tylko 578 tys. mieszkańców, stając się tym samym miastem numer 4. Szybciej mieszkańców tracić mają tylko Sosnowiec i Kielce.

Średnio co trzeci mieszkaniec Łodzi będzie wtedy w wieku poprodukcyjnym. Dlatego dla władz miasta kluczowe jest zatrzymanie ludzi młodych. W mieście studiuje ok. 100 tys. osób, ale często traktują oni Łódź jako tymczasowy przystanek.

"Najpierw uciekła inteligencja, do Warszawy. Potem ci wszyscy, którzy w ogóle byli w stanie pracować – do Manchesteru i Dublina. Zostali tylko ci, którym coś bardzo utrudniało mobilność: matki z dziećmi, emeryci, alkoholicy. W jednym roku w Łodzi zbankrutowało 2000 sklepów. Przybywa wyłącznie sklepów z alkoholem. Kiedy się wprowadziłem, miałem dwa pod domem. Teraz kiedy się wyprowadzam, mam ich już cztery" - pisał przed kilkoma laty w swoim felietonie Tomasz Piątek, który krótko mieszkał w Łodzi.

- To fałszywy obraz – prostuje dr Piotr Szukalski demograf z Uniwersytetu Łódzkiego. - Problemem Łodzi nie jest wcale migracja ludności, tak naprawdę Łódź w niewielkim stopniu doświadcza ucieczki mieszkańców. Problemem jest brak napływów nowych mieszkańców. Łódź, jako stolica województwa, nie przyciąga tak jak Warszawa, Wrocław czy Poznań. To jest największa bolączka miasta i jego najważniejsze wyzwanie – tłumaczy dr Szukalski.

Przyciągnąć młodych do miasta nie będzie łatwo. Z rankingów zamożności przygotowywanych przez prof. Pawła Swianiewicza z Uniwersytetu Warszawskiego dla pisma „Wspólnota” wynika, że od 2001 roku Łódź nigdy nie znalazła się w pierwszej dziesiątce najbardziej zamożnych miast wojewódzkich w Polsce. Z danych za 2012 rok dowiadujemy się, że Łódź jest miastem biedniejszym nie tylko od Warszawy, Wrocławia, Poznania, czy Krakowa, ale też od Białegostoku, Olsztyna czy Rzeszowa.

Co prawda z danych GUS wynika, że średnie wynagrodzenie w Łodzi w ubiegłym roku wzrosło o 5,5 proc. (jest to drugi wynik w Polsce) i wynosi teraz dokładnie 3564 złotych brutto, ale to wciąż mniej niż zarabia się w Szczecinie, Toruniu czy Opolu. Bezrobocie oscyluje w granicach 12-13 proc., a w mieście wciąż są miejsca, w których mieszkańcy noszą wodę ze studni, ogrzewają mieszkania węglem, a toaletę dzielą z sąsiadami.

Łódzką biedę widać nie tylko na przedmieściach, czy tych naprawdę starych osiedlach, gdzie ulice wyłożone są jeszcze tzw. kocimi łbami, przy których nierzadko stoją stare, drewniane i coraz bardziej koślawe domy (jak jest m.in. na Grembachu, w pobliżu stadionu Widzewa). Bieda zadomowiła się też w centrum, gdzie socjologowie z Uniwersytetu Łódzkiego doliczyli się dwunastu enklaw biedoty. Z tą różnicą, że w centrum drewniane domy zastąpiły stare, odrapane kamienice i podwórka-studnie. Straszą nawet w bezpośrednim sąsiedztwie reprezentacyjnej Piotrkowskiej.

Panaceum na te bolączki ma być program "Mia100 kamienic", jeden z najważniejszych projektów przywracania blasku dawnej Łodzi, w ramach którego rewitalizację przechodzą miejskie kamienice, często nieremontowane od momentu ich wybudowania na przełomie XIX i XX wieku.

W ogóle rewitalizacja w Łodzi to słowo klucz. Oprócz kamienic i dawnych fabryk powoli rozwija się też rewitalizacja Księżego Młyna, urokliwego osiedla ceglanych domów budowanych jeszcze przez XIX-wiecznych fabrykantów. No i kończy się remont Piotrkowskiej, nieco przykurzonej wizytówki miasta.

Na stronach Fundacji Ulicy Piotrkowskiej o Piotrkowskiej piszą tak:

"Żywa arteria wyjątkowego miasta zawsze była jego sercem. Tu wznoszono kościoły, kamienice i hotele, restauracje, cukiernie i winiarnie, banki i biura, fabryki, wille i pałace. Budowle na niej się znajdujące są eklektyczne jak samo miasto. Tu doświadczyć można artystycznych preferencji od klasycyzmu i włoskiego neorenesansu, poprzez neobarok i secesję, aż po neogotyk i neoromanizm".

Tyle że Piotrkowska po latach rozkwitu przeżywa poważny kryzys. Przełom 1989 roku, odwrotnie niż dla przemysłu włókienniczego, zaczął dla niej dobry okres. Na początku lat 90. ulica tętniła życiem. Tu powstawały markowe sklepy i dziesiątki pulsujących energią pubów i klubów, dzięki którym Łódź stała się stolicą clubbingu, chętnie odwiedzaną w weekendy przez m.in. gości z Warszawy. Latem przed kawiarniami i pubami wystawiano ogródki dla klientów, po Piotrkowskiej kursowały riksze. Później coś się zacięło. Co?

- To efekt złych decyzji i braku politycznej woli – uważa Wojciech Makowski, łódzki aktywista z Instytutu Spraw Obywatelskich. - Zepsuta została przestrzeń miejska. Na Piotrkowską łatwiej można wjechać samochodem niż zorganizować na niej imprezę. Do tego ulica potraktowana została jak skansen. Myśli się tylko o kamienicach, a nie zadbano m.in. o posadzenie drzew. Nie robi się też nic, żeby wyrwać Piotrkowską z komunikacyjnego cienia – mówi Makowski.

Wiesława Szczurtek z Łodzi Kaliskiej, jednego z kultowych klubów na Piotrkowskiej dodaje: - Przez lata na Piotrkowskiej nic się nie działo. Została całkowicie zaniedbana. Do tego straciła swoją funkcję handlową, funkcję ulicy, na którą przychodziło się robić zakupy, dzięki czemu tętniła życiem. Markowe sklepy przeniosły się do pobliskich galerii handlowych.

Rzeczywiście, w bezpośredniej bliskości Piotrkowskiej, w krótkim czasie powstały dwie duże galerie handlowe – w 2002 roku Galeria Łódzka, cztery lata później wspominana już wcześniej Manufaktura. Ta druga to przykład jednego z najbardziej udanych projektów rewitalizacji terenu pofabrycznego i nowa wizytówka Łodzi, ale jednocześnie równie często Manufaktura obwiniana jest za upadek Piotrkowskiej. To właśnie tam przeniosły się markowe sklepy, tam zaczęły powstawać nowe kawiarnie i restauracje. Na Piotrkowskiej otwierano w tym czasie kolejne lumpeksy, budy z fast-foodami, sklepy monopolowe i te, gdzie wszystko można kupić za 5 złotych. Ogródki wystawiane latem przed kawiarnie i puby coraz częściej były drewnianymi, ohydnymi konstrukcjami, a zdezelowane riksze już dawno przestały być atrakcją. Na deptaku zaczęło pojawiać się też coraz więcej samochodów.

Teraz Piotrkowska dostaje nowy sznyt. Przechodzi generalny remont, ma nowe miejskie meble, już stanęły na niej eleganckie ogródki, które mają wyprzeć ohydne konstrukcje z poprzednich lat. To wszystko działa na plus głównej arterii Łodzi. Jednak z drugiej strony, przy Piotrkowskiej wciąż straszą kamienice z zabitymi oknami.

- Jedyną szansą dla Piotrkowskiej jest zrównoważony transport. Jest za długa na spacery, ale świetnie nadaje się na rower. To może być najpiękniejsza ścieżka rowerowa w Polsce, a rower może być sposobem na podróżowanie po mieście jak po Amsterdamie czy Kopenhadze – uważa Wojciech Makowski. - Nierozsądne jest tworzenie konkurencyjnych przestrzeni. Ich budowę odbieram jako akt kapitulacji władz miasta, które nie są w stanie podnieść historycznego centrum Łodzi, więc tworzą nowe – dodaje.

Makowski ma na myśli tzw. Nowe Centrum Łodzi, bez wątpienia jeden z najbardziej ambitnych, jeśli nie szalonych, projektów ostatnich lat. Mówiąc o Nowym Centrum Łodzi, mówimy bowiem o rewitalizacji gigantycznego obszaru w śródmieściu, z nowym dworcem kolejowym Łódź Fabryczna, wyremontowanymi obiektami dawnej elektrociepłowni, tzw. Bramą Miasta, restauracjami, galeriami sztuki, centrum filmowym, nowoczesnym centrum nauki i techniki itp. Nowe Centrum Łodzi to w sumie ponad 50 projektów o łącznej wartości ponad 4,4 mld złotych, które mają dać miastu impuls do rozwoju.

"W moim przekonaniu tworzenie nowej, przyjaznej przestrzeni miejskiej i infrastruktury przełoży się na stworzenie takich warunków, żeby pani Krysia miała lepszą pracę albo w ogóle ją dostała. Ważne jest, aby ludzie, którzy doświadczają biedy na co dzień, a także ich dzieci zobaczyły, że istnieje lepszy świat, w którym można żyć inaczej. Jeżeli nie znajdziemy miejsca dla takich rodzin z dziećmi w zrewitalizowanej tkance miejskiej, to nie wyciągniemy ich z biedy. Nowe Centrum Łodzi i EC1 oznaczają kilkanaście tysięcy nowych miejsc pracy. Jest to szansa dla młodych na pracę, której na razie brakuje" – mówiła w jednym z wywiadów prezydent Łodzi Hanna Zdanowska.

Nie brakuje jednak opinii, że Nowe Centrum Łodzi to projekt ponad siły miasta, które do tej pory i tak nie miało szczęścia do inwestycji. Jeśli uda się go zmaterializować, to rzeczywiście może być to powód do dumy. Jeśli nie, Łódź zanotuje kolejną porażkę. A po niej podnieść będzie się bardzo trudno.

...

Tak sam bylem swiadkiem tej historii niestety smutnej i strasznej ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy