Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Dziś oszczędzasz w SKO jutro w PKO.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:21, 11 Lut 2011    Temat postu: Dziś oszczędzasz w SKO jutro w PKO.

Szkolne Kasy Oszczędności wracają do łask. Jedna z ikon PRL-u ma święcić triumfy w największym polskim banku PKO BP. Dzięki niej dzieci mają nie tylko nauczyć się oszczędzać, ale też przejść wstępny kurs ekonomii. Jaki z tego zysk dla banku? Młodzi i perspektywiczni klienci.
SKO to - obok książeczki mieszkaniowej, Peweksu i bonów na samochód - ekonomiczny relikt PRL. Choć pierwsze pojawiły się ponad 80 lat temu, to właśnie w okresie powojennej gospodarki centralnie planowanej odniosły największy sukces. Oszczędzały niemal wszystkie dzieci, a w ciągu zaledwie kilku lat powstało ponad 20 tys. SKO.

Zbierasz w SKO, zarabia PRL

SKO stały się nawet sprawą polityczną wpisaną w plan 6-letni i peerelowskie ustawy, a na rewersie książeczki można było znaleźć informację:
"Nawet z najdrobniejszych kwot złożonych przez Ciebie i Twoich kolegów na zbiorczą książeczkę oszczędnościową PKO gromadzą się wielkie sumy, biorące udział w budowie nowych domów, szkół, teatrów, kin, ośrodków sportowych".

Dzieci namawiano więc do rywalizacji w oszczędzaniu niczym stachanowców do pracy. Zamiast oprocentowania były konkursy z nagrodami. W Olimpiadzie Oszczędnych do wygrania były między innymi takie rarytasy jak radioodbiorniki, zegarki czy aparaty fotograficzne. Cała klasa wygrać mogła natomiast wycieczkę do stolicy czy nad morze.

Pracując przy sianokosach czy wykopkach ziemniaków, dzieci zbierały na rower, zegarek czy nową piłkę. Głównie jednak to, co przez cały rok szkolny udało się na książeczce zapisać, było przeznaczane na szkolne wycieczki.

SKO reaktywacja

Złote czasy SKO skończyły się razem z bankructwem państwa w latach 80. Dziś w PKO BP i bankach spółdzielczych pieniądze oszczędza mniej niż 200 tys. dzieci. A szkoda, bo tam, gdzie SKO jeszcze istnieje, dzieci pieniądze nadal sumienie zbierają.
- Aktualnie na koncie w naszej szkoły jest 44 tys. zł. Jedna z dziewczynek uzbierała przez kilka lat już 5 tys. zł. Nie oznacza to jednak, że jej rodzice są jakoś wyjątkowo majętni. U nas takich nie ma - mówi Maria Szurna ze Szkoła Podstawowej w Szczuczynie. - Dziś jest pierwszy dzień po feriach. Dzieci przyniosły mi około 800 zł. To rzeczywiście uczy je oszczędzania. Są takie, które potrafią przynieść złotówkę, bo nie chcą wydać - dodaje.

Czasy wpisywania oszczędności na książeczkę już niedługo mają przejść do historii. PKO BP chce z programu uczynić swój sztandarowy produkt. Od stycznia pieniądze na książeczkach SKO rosną o 4,5 proc. w skali roku i jest to najwyżej oprocentowany produkt banku. To jednak dopiero początek zmian.
- Od września chcemy zaproponować produkt dla dzieci, jakiego w Polsce i na świecie jeszcze nie było - mówi Michał Macierzyński, ekspert od bankowości i nowoczesnych technologii specjalnie zatrudniony w PKO BP, by rozkręcić SKO.


Szczegółów zdradzać jednak nie chce. Wiadomo tylko, że dzieci po raz pierwszy w historii będą mogły pomnożyć swoje oszczędności jak na lokacie. Wcześniej oprocentowanie było liczone tylko od zbiorczej książeczki, a zyski szły na zakupy nagród czy sprzętu sportowego dla szkół.
- Osobiście chciałbym, aby kapitalizacja pieniędzy w SKO odbywała się jak najczęściej. Nie chodzi nawet o ominięcie podatku Belki, bo mówimy o kwotach rzędu 100-150 złotych, ale chodzi o to by dzieciaki mogły zobaczyć, że ich oszczędności naprawdę rosną - tłumaczy Michał Macierzyński.

Taka zmiana będzie możliwa, bo każde dziecko będzie mieć swoje indywidualne konto - jeszcze nie wiadomo, jak dokładnie będzie to wyglądać, bo polskie prawo zakazuje posiadania rachunku bankowego osobom poniżej 13. roku życia. Na pewno jednak dzieci podgląd do konta będą miały przez internet.

Na razie w sieci działa już strona szkolneblogi.pl, na której poszczególne szkoły podpowiadają sobie, jak oszczędzać, w jaki sposób można zarobić oraz przede wszystkim dzielą się informacjami o zgromadzonych w SKO kwotach.

- Pod koniec roku szkolnego ok. 140 tys. obecnie składających w programie dzieci powinno uzbierać ok.13-14 mln zł. Chcemy, by za dwa lata te liczby się podwoiły - mówi o planach rozwoju Michał Macierzyński.
Dla tak dużego banku są to więc kwoty śmiesznie małe. Dlaczego zatem PKO BP chce inwestować w SKO? Po pierwsze dlatego, że to świetne narzędzie marketingowe. Po drugie, bo liczy na młodych klientów.
- Gdy popatrzymy na wiek klienta naszego banku to jest on powyżej średniej rynkowej. SKO może to w dłuższym terminie zmienić. Liczymy, też że gdy rodzice przekonają się do tej formy oszczędności przez dzieci, to sami przyjdą do nas do banku. Zmuszać jednak nikogo nie będziemy. Chcemy przekonać ich dobrą ofertą, dopasowaną do potrzeb całej rodziny - tłumaczy ekspert PKO BP.

Być może oprócz SKO pojawią się więc specjalne programy oszczędnościowe dla rodziców, np. by oszczędzać na osiemnastkę dziecka czy jego studia. Specjalne zachęty czekają też na nauczycieli, którzy prowadzą kasy. Mogą liczyć na darmowe konto od banku, czy promocje na kartę kredytową. W zamian bank liczy nie tylko na prowadzenie SKO, ale także edukację ekonomiczną.

- Uczymy, co to jest bank, konto czy pieniądz, a także jak gospodarnie nim obraca. Do tego dochodzi edukacja ekologiczna, np. zbieranie makulatury - mówi Iwona Zaniuk ze Szkoły Podstawowej w Czuchlebach. - Na pewno dużo większa jest dziś otoczka. Bank oferuje dużo nagród, konkursów. Kiedyś było tak, że to opiekun musiał wszystko załatwiać. Dziś finansuje to bank, a dzieci dostają piórniki, portfele czy pendrive'y - dodaje.

>>>>>

Tak radzieckie metody oszczedzania!Duzo mnie nauczylo.Ze komuna kradnie.Oszczedzac nie ma sensu bo nie ma procentu.Ja mam do tej pory te ksiazeczki.
Sa tam DWIE pozycje...
Wplacil 20 zl (nie tych dzisiejszych) bo trzeba bylo.
Wyplacil 20 zl (pod koniec edukcji w szkole)...

Tak radzieccy nauczyli mnie ekonomii...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:39, 04 Sie 2014    Temat postu:

Aleksandra Brodziak | Onet
Pedety, czyli PRL-owskie sezamy Ali Baby

Jedni darzą je sentymentem, uważając, że były sympatycznie egalitarne, bo za rajstopami czy papierem toaletowym w kolejce stały babcinka i pani profesorowa, rolnik i pan doktor. Inni z kolei twierdzą, że to molochy stworzone tylko po to, by nie dopuścić do odrodzenia się kapitalizmu. O czym mowa? O słynnych Pedetach, które na stałe wpisały się w krajo­braz dużych miast i miasteczek w całej Polsce.

Tam najczęściej można było trafić na okazje - czyli słynne "wy­rzucili coś spod lady" oraz niespotykany gdzie indziej asorty­ment. A ten był nieco zróżnicowany ze względu na umiejscowie­nie sklepu. W mniejszych miastach w Pedecie znajdowało się sto­isko dla rolników. Można tam było kupić wszelkiej maści akceso­ria potrzebne do pracy w gospodarstwie. Tuż obok znajdowała się część spożywczo-alkoholowa, gdzie w latach 80. trunki sprze­dawano dopiero po godz. 13. Na piętrze - stoiska z bielizną, odzie­żą, pasmanterią, obuwiem. Na najwyższej kondygnacji - co dziś wydaje się bardzo dziwne - sklep meblowy oraz punkt AGD.

Inaczej nieco wyglądał Pedet w dużym mieście. Tam pachniało luksusem i wielkomiejskim życiem. "Perfumeria" składająca się z pięciu półek ze słynną Currarą czy "Być może", stoiska, na któ­rych można było kupić szklane ryby, które potem przez lata stały bezużytecznie na meblach czy pokrowce na wódkę w kształcie pudla. Był też słynny Hoffland - gdzie można było wypatrzeć prawdziwą odzieżową perełkę. W porównaniu z innymi sklepa­mi - typu osiedlowy supersam czy punkt geesowski na wsi - pedet był rajem, handlowym sezamem Ali Baby.

Okazje "spod lady"

Każdemu, kto pamięta te czasy, w pamięci utkwiło coś innego. - Schody. Pierwszy raz jechałem ruchomymi w wieku 12 lat - wspo­mina Krzysztof Supeł, specjalista ds. marketingu. - Bałem się, że jeśli na czas z nich nie skoczę, wciągnie mnie pod podłogę - doda­je. Urzędniczka, 45-letnia Iwona Kierzkowska, zapamiętała sklep obuwniczy, gdzie kupowało się nie to, co się spodobało, ale to, co udało się wcisnąć na nogę. - I w ogóle na zakupy jechaliśmy po to, żeby kupić coś, co "wyrzucą spod lady", a nie po określony towar - opowiada. - Zdarzało się, że wracaliśmy do domu z pepegami (dzisiejsze trampki), popeliną (tkanina) i nylonami (rajstopy) oraz kalesonami. W sumie nie były one bardzo potrzebne, ale mama gromadziła takie rzeczy w specjalnej szafie. Potem, gdy na­deszła "czarna godzina" wyjmowała z dumą. Kupowała to, jak mówiła, na wszelki wypadek - wspomina Iwona. Z kolei Monika Kuś, przedszkolanka, pamięta przepiękne cudeńka na cepeliow­skim stoisku. - Moi rodzice zawsze kupowali tam lalki, dzbanki i jakieś pierdółki zawsze wtedy, gdy ojciec miał wyjeżdżać na róż­nego rodzaju delegacje. Zdarzało się, że spotykał się z zagranicz­nymi gośćmi i taki lokalno-ludowy drobiazg bardzo im się podo­bał - opowiada.

Małgorzata natomiast niespecjalnie lubiła pedetowe czasy. - Za­wsze kojarzę je z masakrycznym tłokiem, długimi kolejkami, w których trzeba było stać po kilka razy, gdy na przykład coś sprze­dawano bez kartek, kłótniami, kto przed kogo się wepchnął, zadu­chem i wiecznie naburmuszonymi paniami za ladą, które nie­rzadko wrzeszczały na klientów. To było okropne - opowiada.

Podobnie Edyta. Też nie przepadała za takimi wyjazdami. Trwa­ły one cały dzień i jedyną frajdą było pilnowanie miejsca w czte­rech kolejkach jednocześnie. - Szampon, papier toaletowy, majt­ki, staniki, bombki na choinkę. O wszystko trzeba było walczyć, a potem przy rodzinnym stole o niczym innym nie rozmawiano, tylko o tym, gdzie, kto, co i jak kupił - reasumuje.

Do walki ze szkodnictwem

PDT, czyli Państwowe Domy Towarowe, a wcześniej Powszechne Domy Towarowe powstały zaraz po wojnie, gdy zaczęła odradzać się gospodarka wolnorynkowa. Jednak całkiem wolnorynkowa nie była, bo już w 1945 roku komuniści przystąpili do jej centrali­zowania. Przejmowali majątki, fabryki, zakłady, by w końcu zająć się handlem. Dwa lata później uchwalono trzy ustawy - w sprawie zwalczania drożyzny i nadmiernych zysków w obrocie handlowym, o obywatelskich komisjach podatkowych i lustrato­rach społecznych oraz o zezwoleniach na prowadzenie przedsię­biorstw handlowych i budowlanych. Powstało także specjalne Biuro Cen, które ustalało marże i maksymalne ceny na poszcze­gólne produkty przemysłowe. Wszystko to z kolei kontrolowała Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Go­spodarczym. Ministerialnym zarządzeniem handel detaliczny przejęły Powszechne Domy Towarowe (PDT) i jego filie.

W sierpniu 1947 roku pierwszy Pedet stanął na warszawskim Żo­liborzu. W pierwszych dniach jego funkcjonowania odwiedziło go ponad 1500 klientów. Był to swoisty rekord popularności tego miejsca. Później działalność PDT poszerzono o możliwość prowa­dzenia placówek gastronomicznych. Jakiś czas później Powszech­ne Domy Towarowe w latach 50. przemianowano na Państwowe Domy Towarowe.

W tym czasie w miastach powstały sklepy "Społem" zarządza­ne przez Centralną Spółdzielnię Spożywców "Społem", natomiast na wsiach pojawiły się "SCh" czyli sklepy kierowane przez Centra­lę Rolniczych Spółdzielni "Samopomoc Chłopska". Rząd kontrolo­wał rynek hurtowy w 100 procentach, natomiast detaliczny w nie­malże 40. Z każdym rokiem po wojnie zmniejszała się liczba ma­łych sklepów detalicznych, a umacniały się sklepy państwowe. Rozpoczęła się wówczas słynna "bitwa o handel". Wbrew złudne­mu zwycięstwu komunistów, w okresie największego stalinizmu w Polsce nadal funkcjonowało kilkanaście tysięcy prywatnych placówek handlowych i blisko tysiąc prywatnych zakładów ga­stronomicznych.

Pedety - tandety

Popularność pedetów utrzymywała się ponad 4 dekady. To wła­śnie tam koncentrował się główny handel detaliczny w kraju. Wiele osób dziś jeszcze pamięta pamięta, jak wzdychało do naj­droższego wieszaka w tym sklepie - ze słynnego Hofflandu - pierwszej sieciówki w Polsce. Wszystkie rzeczy, które tam zawi­sły projektowała Barbara Hoff, z zawodu historyk sztuki, od czasu do czasu - dziennikarka. Co ciekawe - robiła to za darmo. Dopiero w latach 70. otrzymała pół etatu. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z projektowaniem. Uznała jednak, że skoro zachodnia moda nie może dotrzeć na polski rynek, to ona wymy­śli modę dla Polek. Jest twórczynią "polskich balerin", koszulek ze sznurowanym wycięciem na plecach, ubrań ze sztruksu, cie­płych płaszczy czy aksamitnych marynarek. Hoffland oferował wysokiej jakości odzież, szytą w zakładach Cora i Odra. Co roku z taśmy schodziło niemal dwieście modeli - każdy w kilku kolo­rach i z różnych dzianin.

W międzyczasie jednak pojawiły się słynne Pewexy czy sieć skle­pów Baltona. Coraz bardziej ochoczo kupowano także na baza­rach, bo tam można było znaleźć zachodnie cudeńka modowe. Po upadku Muru Berlińskiego zaczęły pojawiać się na rynku nowe, interesujące marki odzieżowe.

Pedety stawały się z czasem synonimem taniej, szarej, niecieka­wej PRL-owskiej tandety. Podobnie jak same budynki - bure molo­chy z mnóstwem okien i betonowymi schodami. Stopniowo też z domów towarowych znikały kolekcje Barbary Hoff. Czasy odwil­ży nie były dla niej zbyt łaskawe, uznano bowiem, że Hoffland jest nierentowny.

Gdy nadszedł czas restrukturyzacji, PDT- y przekształcono w spół­ki prawa handlowego.

W 1993 roku udostępniono akcje Domów Towarowych Centrum S.A. Pięć lat później powstała spółka Galeria Centrum, która prze­jęła akcje pochodzące z prywatyzacji Domów Towarowych Cen­trum (spółki państwowej, powstałej z przedsiębiorstwa Państwo­we Domy Towarowe). W 2007 roku została sprzedana firmie Vi­stula & Wólczanka S.A., producentowi m.​in. koszul męskich i gar­niturów (obecnie Vistula Group S.A.). W 2009 r. sąd ogłosił upa­dłość likwidacyjną Galerii Centrum, z powodu utraty płynności fi­nansowej spółki, rosnącego zadłużenia oraz braku porozumienia z wierzycielami.

Wspomnień czar?

Pedety przestały istnieć, ale budynki, w których się znajdowały, nie zniknęły z krajobrazu miast. Wiele z nich próbowano reani­mować, część wykupiono, część ma być zburzona, wiele jednak nadal stoi pusta i niszczeje. Obiekt konsumpcjonizmu okresu PRL-u został dziś zastąpiony nowoczesnymi hipermarketami i gi­gantycznymi galeriami handlowymi. - Dziś w takim nowocze­snym "pedecie" można nie tylko zrobić zakupy, odpocząć, zjeść, ale także oddać dziecko pod opiekę pań z bawialni, pójść do kina i spotkać się na kawie. Kiedyś wszystko to zastępowała długa, nie­kończąca się kolejka po towar "spod lady" - podkreśla Krzysztof Supeł. - Wspólną cechą obecnych i pedetowskich czasów było to, że nie wszystko mogliśmy kupić. Wtedy, choć mieliśmy pieniądze - nie było zbyt dużo towaru, dziś - choć od towaru uginają się półki - nie zawsze mamy pieniądze, by ten towar kupić. Nie wiem właściwie, co gorsze - reasumuje.

...

Komunizm poświęcał dużo wysiłku na udawanie jak to zaspokaja potrzeby ludu . Nijak nie wychodziło ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:12, 16 Sie 2014    Temat postu:

Wojciech Kiermacz | Onet
Trudne życie prywaciarza w PRL

Biznes w PRL - piętnowany, niezwykle ryzykowny, a jednak moż­liwy. Czasy "komuny" były dla prywaciarzy prawdziwą próbą od­wagi, nerwów i umiejętności odnalezienia się w każdej sytuacji.

Inicjatywa prywatna, czyli biznes w PRL w zdecydowanej więk­szości opierała się na małych warsztatach rzemieślniczych. Za­trudniać można było jedną osobę. Tylko w niektórych przypad­kach dwie lub trzy. Piekarze, właściciele sklepów i restauracji, najróżniejsi rzemieślnicy - to byli ówcześni biznesmeni tak znie­nawidzeni przez władze.

Zaczęło się optymistycznie. W lipcu 1944 r. ogłoszono treść mani­festu PKWN. Władze komunistyczne zapowiedziały szybką odbu­dowę Polski w oparciu o trzy równorzędne sektory - państwowy, spółdzielczy i prywatny.

-Zniesione zostaną niemieckie znienawidzone zakazy, krępujące działalność gospodarczą, obrót handlowy między wsią i mia­stem. Państwo popierać będzie szeroki rozwój spółdzielczości. Inicjatywa prywatna, wzmagająca tętno życia gospodarczego, również znajdzie poparcie państwa - głosił fragment manifestu.

Wiele osób dało się nabrać. Najszybciej rozczarowanie przeżyli sami prywaciarze. Już od samego początku nękani byli uciążliwy­mi kontrolami. Pani Danuta, właścicielka restauracji "Karwiń­ska", wspomina jak w 1946 r. ukarano ją grzywną za to, że w kar­cie widniało siedem dań mięsnych, a serwowanych były tylko cztery. Karę finansową przyznano również za to, że w momencie wejścia kontrolerów piła herbatę z cytryną, która nie była dostęp­na dla gości.

Urzędnicy państwowi chętnie działali na rzecz całkowitego wyeli­minowania inicjatywy prywatnej. Wielu z nich pracę dostało nie­fortunnym zrządzeniem losu. Podczas wojny zginęła lub wyemi­growała prawie cała przedwojenna kadra urzędnicza. W nowej, socjalistycznej rzeczywistości była to więc świetna okazja dla lud­ności z niższych warstw społecznych - bez wykształcenia i do­świadczenia, za to chętna do walki z kapitalistycznym wrogiem.

Wróg będzie wytępiony

Pierwsze lata po wojnie były dla ówczesnych biznesmenów trud­ne jeszcze z jednego powodu. Brakowało wszystkiego. Zwłaszcza w zrujnowanej Warszawie był problem nawet z najbardziej pod­stawowymi surowcami. Trudno było znaleźć szkło potrzebne do pełnej odbudowy zniszczonych lokali. Nie mówiąc już o surow­cach przeznaczonych do bieżącej produkcji. Te były ściśle regla­mentowane. Za ich przydziałami trzeba było stać godzinami w urzędach. Kolejki potrafiły wić się przez kilka pięter. Ostatecznie i tak wielu oczekujących było odsyłanych z kwitkiem.

Całe rzemiosło balansowało więc na granicy prawa. Przydziały surowców wystarczały na produkcję tylko przez kilka miesięcy w roku. Przedsiębiorcy musieli zaopatrywać się na czarnym rynku. W ten sposób coraz bardziej wzbudzali niechęć władzy.

- Nie chowaj twarzy! Wiemy jak się nazywasz, wiemy kim jesteś! Twoje nazwisko Wysocka, jesteś wrogiem klasowym! Całe społe­czeństwo stanęło do walki ze spekulacją. Wróg będzie wytępiony - grzmiał lektor z popularnych nagrań WFDiF w kierunku wypro­wadzanej w asystencie milicji spekulantki, posiadającej nielegal­ny skład mięsa.

Bitwa o Handel

Najgorsze miało jeszcze nadejść. Hilary Minc, ówczesny minister przemysłu i handlu, wygłasza w 1947 roku przemówienie pierw­szomajowe. Dumnie zapowiada wygrać bitwę o handel. Chodziło o ograniczenie i wyeliminowanie jakiejkolwiek inicjatywy pry­watnej w działalności handlowej.

Niedługo potem wprowadzone zostały ceny maksymalne w han­dlu detalicznym i hurtowym. Oczywiście na poziomie dużo niż­szym niż rynkowy. Wprowadzono również popularne domiary, czyli dodatkowe podatki ustalane przez urzędnika skarbowego za wykrycie jakichkolwiek nieprawidłowości. Często wielokrot­nie przekraczały wartość całej działalności.

Wielu prywaciarzy pracowało w pełnej konspiracji. - Do warszta­tu w każdej chwili mogła wpaść kontrola z Urzędu Skarbowego, a tu pracuje pięć lub sześć osób zamiast jednej zgłoszonej. Żyłyśmy w ustawicznym strachu. Wymyśliłyśmy system ostrzegawczy. Na drzwiach przy nazwisku napisałyśmy "Proszę dzwonić dwa razy", a wszystkim znajomym powiedziałyśmy, że mają dzwonić trzy razy. Na dźwięk dwukrotnego dzwonka wszyscy zeskakiwali z warsztatów i od kołowrotków, zasiadali wokół stołu, jak gdyby przyszli "towarzysko" - wspomina pani Janina, która pod koniec lat ‘40 prowadziła warsztat tkacki - czytamy w opracowaniu zbio­rowym "Prywaciarze 1945-89".

Czytaj dalej: czy za Gierka rzeczywiście było tak dobrze?

Beznadziejna sytuacja trwa przez kolejne dwie dekady. W 1956 r. pierwszym sekretarzem KC PZPR zostaje Władysław Gomułka. Mimo że zapowiada poparcie dla prywatnych warsztatów, kli­mat do prowadzenia działalności gospodarczej wciąż jest nie­sprzyjający. W listopadzie 1964 r. Polska żyje tzw. aferą mięsną. Na ławie oskarżonych zasiadli dyrektorzy odpowiedzialni za handel mięsem. Za malwersacje i korupcje czterech z nich zosta­ło skazanych na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Głów­ny oskarżony, Stanisław Wawrzecki otrzymuje karę śmierci. Na wykonanie wyroku czeka prawie dwa miesiące. W cieniu tych wydarzeń mijają lata 60.

Czasy Gierka

W 1970 r. pierwszym sekretarzem zostaje Edward Gierek. Prywa­ciarze i właściciele gospodarstw rolnych poczuli się trochę swo­bodniej. Zapadło kilka ważnych dla nich decyzji. Ostatecznie zniesiono dostawy obowiązkowe w rolnictwie. Pozwolono na handel artykułami spożywczymi i używkami pochodzenia zagra­nicznego. Wprowadzono bardziej liberalne zasady opodatkowa­nia rzemiosła i drobnej wytwórczości.

Nie oznacza to jednak, że problemy przedsiębiorców się skończy­ły. Bynajmniej. Dalej byli prześladowani i karani za błahe prze­winienia.

W latach 70., na przedsiębiorcę produkującego przyrządy elek­tryczne nałożono domiar w wysokości 100 tys. zł. Powód - zła data wystawienia rachunku sprzedaży. W innym przypadku, pewnego właściciela cegielni ukarano grzywną w wysokości aż 750 tys. zł. Dla porównania, w tamtym czasie średnia pensja wy­nosiła 2 tys. zł, a za 100 tys. zł można było kupić wymarzonego Fiata 126p.

Sam towarzysz Gierek osobiście zwalczał prywatną inicjatywę. - […] Miałem okazję przyjrzeć się pracy I sekretarza KW [...] kiedy jechaliśmy jakąś ulicą, wskazał na prywatny sklepik i powiedział: "Mamy jeszcze kilku prywaciarzy, ale już ich kończymy. O, tutaj był taki prywaciarz, lody sprzedawał. Zawsze stały kolejki. Kaza­łem dać mu domiar na pół miliona. Zapłacił bez szemrania. No to kazałem dodać jeszcze pół miliona. Nie wytrzymał. I już go nie ma". Ot, tak rządzi nasz miły sekretarzyk. Niech go szlag trafi - pisze w książce "Dzienniki polityczne 1972-1975" Mieczysław F. Rakowski.

Druga połowa lat 70. to coraz większa zapaść gospodarcza spowo­dowana życiem na kredyt w poprzednich latach. Symbolem kry­zysu było wprowadzenie w 1976 r. kartek na cukier. Równolegle, w 1979 r. uchwalono decyzję o możliwości tworzenia przedsię­biorstw z kapitałem zagranicznym - tzw. firm polonijnych. To był strzał w dziesiątkę. Prostsze zasady tworzenia, przywileje po­datkowe i dewizowe, a przede wszystkim możliwość swobodne­go kształtowania cen za sprzedawane produkty - to skusiło wielu Polaków. To w dużej mierze dzięki firmom polonijnym w Polsce zaczęli się pojawiać pierwsi milionerzy.

Na drodze do normalności

Lata 80. upłynęły pod znakiem kryzysu ekonomicznego zostawio­nego przez ekipę Gierka. Odczuwalny był on na każdym kroku. Oczywistym stało się, że gospodarka centralnie planowana w ta­kiej formie jest niewydolna. W 1982 r. podjęto ważną decyzję o rozerwaniu cen na te regulowane przez państwo, kształtowane przez uspołecznionych sprzedawców i wreszcie na rynkowe. Od tej chwili sektor prywatny zaczyna działać poza systemem cen­tralnego planowania. Odczuwalny jest jego wyraźny rozwój.

Wreszcie rok 1988 r. Ministrem przemysłu zostaje Mieczysław Wilczek - jeden z najbogatszych Polaków w tamtych czasach. Pry­waciarz. Pod koniec roku uchwalona zostaje jego ustawa o dzia­łalności gospodarczej. Wreszcie każdy obywatel PRL może na równych prawach prowadzić własny biznes. Niedługo potem zmienia się ustrój. Przed Polską długie lata budowania kapitali­zmu.
W tekście pojawiły się fragmenty opracowania zbiorowego, Prywaciarze 1945-89, wyd. Ośrodek KARTA

...

Mojego dziadka zniszczyli . Był krawcem od przedwojny ... Przetrwał Hitlera ale komuny nie ... To się nazywało domiar .
Polegało na bolszewickim myśleniu . Płacisz podatki w terminie znaczy masz kasę znaczy domierzymy ci jeszcze . A jak zapłacisz znaczy masz kasę ... i tak domierzymy ci jeszcze... itd. A gdyby nie zapłacił w terminie ... Ooo to jest kontrrewolucja ! Okradanie państwa ! UUU !!! I tak działa komuna stąd głód jest jej towarzyszem nieodłącznym ... Może komuś się kojarzy z obecnymi fiskusami ? Słusznie . Biurokracja ma w sobie mnóstwo z komuny ... Te systemy też są bliskie sobie ....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:06, 28 Paź 2014    Temat postu:

Wystawa "W polskim stylu. 65 lat Cepelii" - od środy

Tkaniny, sprzęt, narzędzia, przybory i akcesoria domowe wykonane w kilkunastu spółdzielniach i zakładach Cepelii znajdą się na wystawie "W polskim stylu. 65 lat Cepelii", którą od środy będzie można oglądać w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.

Jak informują pracownicy muzeum na ekspozycję składają się kilimy, gobeliny, hafty i dywany gromadzone w placówce od 1960 roku w dziale tkaniny artystycznej. Będą im towarzyszyć - wypożyczone od prywatnych osób pojedyncze meble i domowe utensylia: zydelki, ławy, krzesła, stoliki, świeczniki, lustra, kompozycje zdobnicze.

Kurator wystawy Małgorzata Wróblewska Markiewicz przypomina, że pokazywane eksponaty były zaprojektowane i wykonane z myślą o wyposażeniu wnętrz i dekorują je do dzisiaj. Od pewnego czasu są przedmiotem kolekcjonerskich pasji. Zwraca ona uwagę, że 65-lecie Cepelii przypada na okres kolejnej fali zainteresowania folklorem. Jak mówi, jest on obecny w designie, modzie i w muzyce. Powraca moda na ręczne tkanie i haftowanie ludowych motywów, na kultywowanie - odkrywanych na nowo - dawnych technik rękodzielniczych.

Organizatorzy ekspozycji przypominają, że historia wystaw prezentujących dorobek Cepelii w Centralnym Muzeum Włókiennictwa jest "wyjątkowo długa", a rozpoczęto ją jeszcze w ramach działu tkactwa, w 1954 roku. Od tej pory wielokrotnie w muzeum przedstawiano m.in. rękodzieło tkackie, rzeźbę, zabawki, ubiory czy twórczość projektantów związanych z Cepelią. Pięć lat temu, na 60-lecie Cepelii, przygotowany został przekrojowy pokaz. W roku ubiegłym zaprezentowano ceramikę z Bolesławca oraz kolekcję użytkowo-dekoracyjnych lnów ze zbioru działu tkanin ludowych.

Wystawa będzie czynna do 4 stycznia przyszłego roku.

Anna Filipowicz-Mróz z Fundacji "Cepelia" Polska Sztuka i Rękodzieło - współorganizatora wystawy przypomina, że Cepelia jako Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego powstała w 1949 roku. Dzięki swojej działalności podtrzymywała istnienie w niejednym regionie strojów ludowych, garncarstwa, kowalstwa, bursztyniarstwa, wycinankarstwa i wielu innych gałęzi ludowej wytwórczości. Niezwykle ważnym aspektem działalności Cepelii było i jest upowszechnianie i promocja kultury chłopskiej. Pomóc w tym miały i mają m.in. wystawy sztuki ludowej, kiermasze, targi sztuki ludowej, występy regionalnych zespołów pieśni i tańca.

Cepelia rozwinęła sieć sklepów: w 1970 r. było ich ponad 200; dziesięć lat później ponad 300. W latach 80. ubiegłego wieku istniały 83 cepeliowskie spółdzielnie pracy, regionalne biura sprzedaży, galerie i salony wystawienniczo-handlowe.

Przełom lat 1989 i 1990 przyniósł duże zmiany w organizacji i działalności Cepelii. W 1990 roku powołana przez istniejące i działające spółdzielnie rękodzieła ludowego i artystycznego rozpoczyna swą działalność Fundacja "Cepelia" Polska Sztuka i Rękodzieło. Jej celem jest ochrona, rozwijanie i propagowanie rękodzieła ludowego i artystycznego, sztuki oraz przemysłu artystycznego.

Fundacja prowadzi swoją działalność samodzielnie, a także poprzez spółki handlowe, sieć własnych sklepów i pawilonów wystawienniczych na terenie całej Polski. Obecnie zrzesza ok. 80 firm wytwórczych. Posiada 10 spółek handlowych, sieć ponad 60 własnych i 20 uprawnionych do używania logo Cepelii sklepów i pawilonów wystawienniczych, kadrę etnografów, artystów plastyków, rzeczoznawców.

W wytwórczości i handlu zatrudnia kilkaset osób oraz współpracuje z około 3 tys. twórców ludowych i dostawców wyrobów rękodzielniczych.

Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi znajduje się na terenie b. fabryki należącej do Ludwika Geyera - tzw. Białej Fabryki. Zbudowana została w latach 1835-39. Ten kompleks klasycystycznych budynków uznawany jest za jeden z najpiękniejszych w Polsce zabytków architektury przemysłowej.

Na terenie Centralnego Muzeum Włókiennictwa znajduje się także Skansen Łódzkiej Architektury Drewnianej, który otwarto we wrześniu 2008 roku. W skansenie znajdują się obiekty przeniesione z różnych miejsc Łodzi. Wśród nich są m.in. drewniane domki rzemieślników z przełomu XIX i XX wieku. Jest też drewniana willa letniskowa jednego z b. przemysłowców oraz modrzewiowy kościółek ewangelicki. Po skansenie chodzi się dwiema wybrukowanymi "kocimi łbami" uliczkami.

...

Cepelia byl to dziwolag komunistyczny . Juz sama nazwa ...
Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego to odlot .
SmileSmileSmile Jak przemysl ludowy moze miec centrale ? Co to jest przemysl artystyczny ? Albo przemysl albo sztuka . Ale pod ta horrendalna nazwa oczywiscie wystepowaly cenne rzeczy . Pamietam ze jako dzieciaka na Placu Wolnosci przyciagal mnie kolor wystaw ! PAMIETAJCIE ZE MIASTO KOMUNISTYCZNE JEST SZARE ! TAK ! ROZNE ODCIENIE SZAROSCI ! NIE MACIE O TYM POJECIA BO TERAZ NAJBARDZIEJ SZARE MIASTO JEST KOLOROWE !
Takze sporo ludzi mialo polprywatne firmy . W sumie oaza wysokiego poziomu w komunistycznym syfie . W ten sposob komuna w Polsce pozwalala uratowac to czy tamto jak nigdzie indziej . Stad PRL byl najlagodniejsza komuna . Skutek wychowania przez Kościoł narodu przed ktorym komuna musiala sie cofnac .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:08, 20 Lut 2015    Temat postu:

Rozbiórka legendarnego domu handlowego


Trwa wyburzanie Sezamu przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie.

Dom Handlowy został ostatecznie zamknięty w niedzielę 10 sierpnia 2014 r. Dawniej był wielkim przedsięwzięciem i ozdobą Śródmieścia, z czasem wielu zaczeło uważać go za toporną bryłę w ścisłym centrum stolicy

Spółdzielczy Dom Handlowy "Sezam" projektu Andrzeja Sierakowskiego, Tadeusza Błażejewskiego, Jana Kopciowskiego i Romana Widery wybudowano jako jeden z elementów zespołu Ściany Wschodniej. Powstał w 1969 r. W trudnych czasach komunizmu to tutaj robiło się zakupy. Klienci wspominają, że mimo, iż w sklepach dominowały puste półki, do Sezamu czasem "coś rzucili". W Sezamie powstał także pierwszy w Polsce McDonalds, a w 1976 r. Budynek wystąpił w filmie "Przepraszam, czy tu biją"

Na jego miejscu powstanie budynek biurowo-handlowy.

...

Symbol PRL .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:52, 20 Mar 2015    Temat postu:

Wielka operacja budowlana w Katowicach. Prostują osiedle
Robert Kulig
20 marca 2015, 10:19
Zbieg ulicy Ligockiej i Brynowskiej w Katowicach. Przed nami widok na osiedle jakich jest mnóstwo na Śląsku. Wielka płyta, przystrzyżone trawniki, trzepaki w okolicy. Jednak kilka bloków wyróżnia coś szczególnego - są krzywe. W końcu ruszyła wielka akcja prostowania osiedla.

- Panie, jak idę do sąsiada na ostatnie piętro, to czasami z kufla się piwo potrafi wylać, a butelka po podłodze sama się toczy – mówi Wirtualnej Polsce pan Jan, jeden z sąsiadów.

W szczytowym punkcie odchylenie sięga mocno powyżej pół metra.

- Na podstawie szybu windowego widać, w którym kierunku ten budynek jest zdegradowany – prawie milimetr na metr. W górnej części jest odchylony o 60 cm, a to jest bardzo dużo i przekracza wszelkie normy budowlane - mówi Wirtualnej Polsce Jan Rasiński, ekspert budowlany koordynujący prostowanie wieżowca.

- Na podstawie ekspertyzy jest to realizacja kilku budynków zakwalifikowanych do prostowania, czyli wracania do rzeczywistego kształtu. Te budynki były przez lata deformowane przez zmiany w górotworze spowodowane eksploatacją górniczą – dodaje Rasiński.

Dlatego na Śląsku trawa operacja na światową skalę – prostowanie 10-piętrowego budynku. Ale skąd się wziął problem?

- Jak powstawał zawał górniczy, to się odbijało na strukturze budynku. Dodatkowym utrudnieniem jest położenie budynków na aktywnym uskoku, który cały czas "pracuje" i ma tendencję zmian w poziomie i pionie – kończy.

Teraz trzeba powstrzymać stale działające szkody górnicze i „podlać” fundamenty, by ustabilizować budynek. Pracę kontroluje komputer i 108 siłowników, które podnoszą budynek. W odpowiednim momencie, przestrzeń pomiędzy fundamentem a wieżowcem, będzie zabetonowana.

Ta metoda ma zostać zastosowana przy budynkach 4, 4b i 6 przy ul. Ligockiej.
- Wczoraj sąsiad się wyniósł i u mnie mieszka, później ja będę u niego. Miejmy nadzieję, że to się wszystko nie zawali. Cholerne szkody górnicze – kończy Jan, mieszkaniec osiedla.

Robert Kulig, Wirtualna Polska

...

O to sie sukcesy budowlane PRL przypominaja .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:31, 24 Mar 2015    Temat postu:

Bary mleczne - koniec absurdów?Poniedziałek, 23 marca 2015, źródło:WP

Koniec absurdalnego prawa. Od kwietnia do serwowanych w barach mlecznych dań będzie można dodawać przyprawy. Dziś jest to niemożliwe, bo użycie pieprzu blokowało... rozporządzenie ministra finansów.

Wirtualna Polska jako pierwsza już dwa lata temu podniosła temat absurdów w barach mlecznych i w końcu po wielu interwencjach ministerstwo zmieniło zdanie.

Przygotowano nowe rozporządzenie – na liście dozwolonych produktów są wreszcie pieprz, suszona papryka czy oregano. W nowym rozporządzeniu ministerstwa jest też ważna zmiana dotycząca nie tylko smaku – ale też portfeli klientów.

...

Tak jest ! Co to ma byc ? Trzeba bronic tych wspanialych PRLowskich przybytkow luksusu gastronomicznego .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:40, 02 Cze 2015    Temat postu:

Polskie Radio
Supersam, czyli pierwszy tego typu sklep w PRL-u


Dokładnie 53 lat temu powstał w Warszawie przy ulicy Puławskiej pierwszy w Polsce sklep samoobsługowy. Mieszkańcy stolicy 6 czerwca 1962 roku tłumnie zebrali się na placu Unii Lubelskiej na oficjalnym otwarciu "Supersamu". Jego budynek do dzisiaj przez wielu uważany jest za jedno z najwybitniejszych osiągnięć modernizmu w Polsce.

8Zobacz zdjęcia




Na dużą uwagę zasługiwała nowatorska architektura sklepu, która w latach PRL-u uznana została za szczególne "dzieło" ze względu na wykorzystanie przełomowych rozwiązań przy budowie jego konstrukcji. W środku hali handlowej klienci mogli swobodnie przemieszczać się pomiędzy pułkami z artykułami spożywczymi, które w tamtym czasie uznawane były często za rarytasy.

W Supersamie można było kupić m.in. oprócz mięsa czy pieczywa różne artykuły chemii gospodarczej. Mieszkańcy stolicy szczycili się zakupami w Supersamie, ponieważ sklep uznawany był za nowoczesny i renomowany. Z kolei sama praca w nim uchodziła za powód do dumy. Sklepy samoobsługowe wraz ze wzrostem popularności zyskiwały również wiernych klientów. Zobaczcie, jak wyglądał pierwszy Supersam sklep w Polsce!

...

To bylo w ramach gonienia Zachodu kapitalistycznego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:41, 20 Sie 2015    Temat postu:

Powrót legendy PRL. Zabytkowy saturator na ulicach Katowic.
Paweł Pawlik
Dziennikarz Onetu

Saturator w Katowicach - Materiały prasowe

Ma 43 lata. Został odrestaurowany i po wieloletniej przerwie wraca na ulice Katowic. Jest jednym z trzech sprawnych egzemplarzy w kraju. Oryginalny saturator, znany z archiwalnych zdjęć miasta, stanął na placu Szewczyka przy Galerii Katowickiej. Od wczoraj w centrum stolicy Górnego Śląska można spróbować lekko gazowanych napoi przygotowanych według starych receptur.

– To urządzenie to część naszego historycznego dziedzictwa, nieodzownie związane i kojarzone z latami PRL-u. Niegdyś powszechne na ulicach miast saturatory, dziś stanowią obiekt nostalgii, westchnień i wspomnień. Jestem socjologiem z wykształcenia i uważam, że ważnym jest ratowanie zabytków i utrzymywanie ich sprawności dla obecnych i przyszłych pokoleń – mówi Adam Grabowski, właściciel i restaurator saturatora.
REKLAMA


Działanie saturatorów polega na nasyceniu wody dwutlenkiem węgla. Urządzenia te, najbardziej popularne w czasach PRL-u, jeszcze do późnych lat 80. w dużej skali wykorzystywane były na terenie Katowic. Saturatory stały m.in. obok Teatru Wyspiańskiego, na ulicy Korfantego, przy Spodku, na placu Szewczyka i ulicy 3 Maja.

Dzięki inicjatywie ich pasjonata i we współpracy z Galerią Katowicką, jeden z trzech sprawnych w kraju saturatorów, wraca ponownie do centrum miasta. Na przełomie 2013 i 2014 roku odbudował i przywrócił do funkcjonalności zabytkowy saturator uliczny typ SW-2 z roku 1972 wyprodukowany w Katowickich Zakładach Metalowych "DOMGOS" w Rudzie Śląskiej.

Odrestaurowane i w 100 proc. oryginalne urządzenie miało premierę podczas zeszłorocznej Industriady, czyli corocznego święta i głównego wydarzenia promującego Szlak Zabytków Techniki Województwa Śląskiego, na terenie zabytkowej kopani "Guido". W tym roku urządzenie pracowało przy Sztolni Królowa Luiza w Zabrzu.

– Wodę lekko gazowaną z saturatora sprzedawano samą, z sokiem malinowym lub cytrynowym. Dodatkowo reaktywowałem lemoniady z oryginalnych starych receptur – liście mięty, owoce, kostki lodu, malinową, limonkową, grejpfrutową, arbuzowo-rabarbarową, lawendową oraz moijto mint – wylicza Adam Grabowski. – Pozyskiwane ze sprzedaży środki przeznaczam na finansowanie prac odnowy innych egzemplarzy. Na odbudowę oczekują m.in. trzy różne modele, w tym unikat w skali kraju, model SP-4 z roku 1960 – dodaje Grabowski.

Ambicją pasjonata saturatorów jest ich odrestaurowanie, co pozwoliłoby pokazać ewolucję tych urządzeń i opowiadałyby historię rozwoju techniki dystrybucji wody z wykorzystaniem saturatorów z wodociągów miejskich w okresie od połowy lat 50 do końca lat 80, czyniąc cały projekt unikatowym w skali europejskiej.

Saturator, dla którego przestrzeń na placu Szewczyka udostępniła Galeria Katowicka, będzie atrakcją dla użytkowników centrum miasta. – Obiecująco wygląda także współpraca z Muzeum Śląskim. Saturator pracował pod wieżą widokową i najprawdopodobniej ten i każdy następny odrestaurowany egzemplarz w okresie jesienno-zimowym będzie dostępny dla zwiedzających jako eksponat muzealny. Sympatycznie też do mojego pomysłu, by w przestrzeń miejską wkomponować odrestaurowane saturatory tak, by stały się atrakcją turystyczną, odniósł się Urząd Miasta. Ogromnie cieszy taka perspektywa nowego życia saturatorów w Katowicach – podsumowuje Adam Grabowski.

...

Kto to wymyslil? Zaloze sie ze to jakas stara technologoa z USA.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:58, 22 Wrz 2015    Temat postu:

Państwo zwraca pieniądze za nieodebrane maluchy

- Materiały prasowe

Do oddania jest prawie 3 mln zł, ale chętnych specjalnie wielu nie ma. Nie każdy też wie, że z takiego rozwiązania można skorzystać. Być może to ostatnia okazja, żeby odzyskać pieniądze za samochód, który nie został nigdy odebrany. Zobacz, komu przysługuje rekompensata za malucha.

W końcówce PRL państwo stosowało system przedpłat na samochody. Aby kupić Fiata 126p, czyli popularnego malucha, dużego fiata czy poloneza, trzeba było najpierw wpłacić część jego wartości. Sam samochód odbierało się następnie po kilku latach. Zapotrzebowanie na auta było wysokie, ale nasza produkcja nie nadążała. Oczywiście można było kupić auto z drugiej ręki, ale paradoksalnie było ono droższe niż to nowe, za to nie trzeba było aż tyle czekać.
REKLAMA


Przedpłaty na samochody osobowe wprowadzone zostały uchwałą Rady Ministrów. Jako realizatorów przedsięwzięcia uchwała określiła Ministra Handlu Wewnętrznego i Ministra Przemysłu Maszynowego. Do prowadzenia specjalnych rachunków przedpłat został wyznaczony bank PKO BP.
4285d4e2-7ae4-41ca-9321-59b17d2d3b7f Materiały prasowe


Co ciekawe taka przedpłata nie dawała żadnej gwarancji otrzymania wymarzonego auta. Nowych właścicieli wybierano w losowaniu. Zdarzało się, że zamiast wymarzonej marki, proponowano zupełnie inne auto. Jeśli ktoś jednak pojazdu nie wylosował w 1981, ani też w 1982 roku, nabywał — tym razem bez losowania — prawo do kupna samochodu w 1986. Osobom, które wpłacały przedpłaty i oczekiwały, że dostaną swoje cztery kółka w latach 1983-1985 i również nie miały szczęścia w losowaniach, zapewniono nabycie samochodów w latach 1987-1989. System działał jednak na tyle kulawo, że wielu kierowców zamiast upragnionego malucha zostawało z dowodem wpłaty w ręce i tyle...

W 1989 roku zdecydowano, że osoby, które wpłaciły pieniądze, dostaną rekompensaty. Z tych rekompensat jednak nie wszyscy skorzystali, a jest się o co upomnieć. Ministerstwo Finansów informuje, że rekompensata za Fiata 126p wynosi dokładnie 12 694 zł, a za Fiata 1500 – 17 987 zł. Stan z połowy br. roku mówił, że rekompensat nie odebrało ok. 260 osób, co w sumie daje zobowiązania państwa na poziomie prawie 3 mln zł. Same rekompensaty wypłaca PKO BP, do którego należy zgłosić się z dowodem dokonanej przedpłaty. Co roku zgłasza się zaledwie kilka osób, jednak ich przykład dobitnie świadczy o tym, że państwo spłaca ciągle zobowiązania zaciągnięte za czasów poprzedniego ustroju.

...

Przedplaty byly po to aby sciagac pieniadze z rynku bez dawania towaru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:56, 05 Paź 2015    Temat postu:

Kultowa Syrenka będzie produkowana w Kutnie

- Materiały prasowe

Syrenka, kultowy samochód PRL, będzie produkowany w Kutnie. Stanie się tak dzięki funduszom z UE - poinformował w poniedziałek resort infrastruktury i rozwoju. Auto ma być ekologiczne i mieć nowoczesną stylistykę.

Syrena była produkowana w latach 1957–1972 przez Fabrykę Samochodów Osobowych w Warszawie, a od 1972 r. do 1983 r. przez Fabrykę Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej. W sumie wyprodukowano ponad 500 tys. egzemplarzy modelu.
REKLAMA


Jak poinformowało Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju (MIR), produkcja auta będzie możliwa dzięki dofinansowaniu UE z programu "Innowacyjna Gospodarka" na lata 2007-2013. Pieniądze ze starej perspektywy UE można wykorzystywać do końca 2015 r.

Z informacji resortu wynika, że wartość projektu wynosi 7,44 mln zł, z czego unijne wsparcie - 4,5 mln zł.

"Syrenka będzie wyposażona w benzynowy niskoemisyjny silnik o pojemności 1,4 l i mocy 90 KM. Alternatywnie ma zostać wprowadzony napęd elektryczny" - podkreślił resort. Dodał, że pojazd ma spełniać wymagania dyrektyw unijnych.

MIR zwróciło uwagę, że nie będzie to jednak samochód wytwarzany na skalę masową. "W pierwszym roku ma powstać 50 egzemplarzy, w kolejnym 100. W następnych latach produkowanych będzie 300 Syrenek rocznie" - zaznaczono.

"Projekt zakłada stworzenie oddzielnej linii produkcyjnej dla Syrenki. Oznacza to, że jeśli zainteresowanie samochodem okaże się większe, to będzie można zwiększyć produkcję" - dodało ministerstwo.

W premierowym pokazie pojazdu uczestniczyła wiceszefowa MIR Iwona Wendel. Wiceminister mówiła o nowych możliwościach finansowych dla nowatorskich pomysłów polskich przedsiębiorców. Wskazała na program "Inteligentny Rozwój" na lata 2014-2020. Wsparcie UE w wysokości 8,6 mld euro ma trafić na prace badawczo-rozwojowe oraz komercjalizację nowych produktów, usług i technologii. Blisko 6,2 mld zł wynosi pula w tegorocznych konkursach organizowanych w ramach programu "Inteligentny Rozwój".

...

U PANIE! Eurokomuna ozywia komune Smile W sumie ciekawe. Nie ma sensu dokladnie starej przywracac. Byle wyglad z zewnatrz byl a w srodku moze byc nowoczesnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:15, 26 Gru 2015    Temat postu:

Polskie Radio RDC

Skąd wzięły się pomarańcze pod choinką? Czyli o Świętach Bożego Narodzenia w PRL-u

Skąd wzięły się pomarańcze pod choinką? - Africa Studio / Shutterstock

– Władze komunistyczne starały się unikać określenia "Boże Narodzenie", które jawnie kojarzyło się z Kościołem, religią i tradycją, a z tym – zgodnie z duchem marksizmu – musiała walczyć władza ludowa (…). Wtedy – chcąc, nie chcąc – ten świąteczny nastrój udzielał się i władze rzucały na rynek towary, które często były niedostępne, więc siłą rzeczy wpasowywały się w jakiś sposób w poczucie wyjątkowości tej chwili – mówił w audycji „Polak potrafi” dr hab. Patryk Pleskot z warszawskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.

Gość RDC zwraca uwagę na to, że w tamtym czasie "władze szły na kompromis ze społeczeństwem", ponieważ Boże Narodzenie – z punktu widzenia ideologii – nie było żadnym świętem.
REKLAMA


– Władze, unikając określenia "Boże Narodzenie", ulegały praktykom oraz tradycjom społecznym – właśnie przez politykę handlową i gospodarczą – i próbowały dostosowywać się do tego, że ludzie jednak będą świętować, czyli w pewien sposób wpisywały się w tę wielowiekową tradycję obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia, chociaż starały się to robić według własnego interesu i żeby to sacrum gdzieś znikało – wyjaśnia dr hab. Patryk Pleskot.

"Pomarańczowe" Boże Narodzenie

– Chyba wielu Polaków nie wyobrażało sobie Świąt bez pomarańczy, przynajmniej jeśli mówimy o dobrach materialnych, bo oczywiście dzielili się opłatkiem czy stawiali choinkę nawet zadeklarowani ateiści. Natomiast pewnym wyznacznikiem odświętności tego czasu były cytrusy czy ogólnie lepsze zaopatrzenie – mówi gość Cezarego Polaka.

Jak mówi, pomarańcze były pewnego rodzaju symbolem Świąt Bożego Narodzenia. – Jak popytamy ludzi, którzy świadomie przeżywali ten czas w okresie PRL-u, to bardzo często pierwsze skojarzenie to są pomarańcze, bo było to coś niezwykłego. Coś, czego na co dzień nie było, a wtedy właśnie było to łatwiej dostępne – wyjaśnia dr Pleskot.

Dostępność towarów

Gość programu przypomina, że spełniane potrzeb konsumentów było różne w czasie PRL-u.

– Za wczesnego Gierka dostęp do towarów, do tej pory egzotycznych, był łatwiejszy, ale już za późnego Gierka znowu stało się to trudne. Można powiedzieć, że przez większość tego okresu pomarańcze były towarem może nawet trudniej dostępnym niż to było w międzywojniu, nie mówiąc już o rzeczywistości dzisiejszej – tłumaczy dr Pleskot.

Dodaje, że równie istotną rolę odgrywała cena. – Z jednej strony był to drogi towar, a z drugiej – trudno dostępny. Myślę, że pewnym uproszczeniem jest takie stwierdzenie, że pomarańcze można uznać za symbol Świąt, ale jednocześnie tej gospodarki nakazowo-rozdzielczej, charakterystycznej dla całego PRL-u – komentuje gość RDC.

– Wtedy, jak przypominam sobie wiadomości w "Dzienniku", to może już miesiąc wcześniej zaczynały się informacje, że z Kuby albo innych krajów płynie statek z transportem cytrusów. Potem była informacja, do jakiego portu dopłynął (…). Jeżeli dzisiaj od listopada zaczyna się kampania przed Bożym Narodzeniem, to wtedy już na kilka tygodni przed Świętami zaczynało się to podbijanie gorączki i mówienie, że "z bratniej Kuby płyną pomarańcze".

To w pewien sposób pokazuje, z naszego puntu widzenia, egzotyczność tego systemu, czyli pewną absurdalność. Jeśli rzeczywiście gazety muszą z triumfem ogłaszać, że za miesiąc dotrą do nas te w połowie zielone pomarańcze, to coś chyba jest nie tak i to pokazuje, jakie problemy nastręczało – z materialnego punktu widzenia – świętowanie Bożego Narodzenia – mówi dr Pleskot.

...

Taki system. Obledny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:09, 29 Cze 2016    Temat postu:

25 lat temu zakończono produkcję Fiata 125p
mr/
2016-06-29, 07:48
29 czerwca 1991 r. w warszawskiej Fabryce Samochodów Osobowych zakończono produkcję Polskiego Fiata 125p. W ciągu blisko 24 lat wyprodukowano ponad 1 mln 445 tys. egzemplarzy tego samochodu.
Flickr/JOHN LLOYD/CC BY 2.0

Kraj
"Mój maluch jest mały, ale wariat". To auto...

Biznes
Volkswageny po aferze sprzedają się gorzej

Biznes
Fiat i Starbucks będą musiały oddać miliony...

Polski Fiat 125p był obok popularnego "malucha" (Polski Fiat 126p) jednym z dwóch samochodów, które w latach 70. i 80. XX wieku dominowały na polskich drogach. Popularny "duży fiat" dziś jest już samochodem legendarnym, za którego egzemplarze kolekcjonerzy oferują ogromne sumy.



Ewenement w PRL



Pierwszy egzemplarz na licencji włoskiego Fiata zjechał z taśmy montażowej w FSO 28 listopada 1967 r. Licencja na produkcję tego samochodu zakupiona została u Fiata w 1965 r. Był to jak na lata 60. w PRL ewenement. Najwyższe władze państwowe z I sekretarzem KC PZPR Władysławem Gomułką zgodziły się bowiem, by zakupić licencję nie tylko samochodu jak na ówczesny poziom branży motoryzacyjnej w PRL bardzo nowoczesnego, ale także, by zakupić ją w kraju kapitalistycznym. Wytwarzany bowiem wtedy w FSO samochód "Warszawa" produkowany był od 1951 r. na licencji radzieckiego samochodu GAZ M-20 "Pobieda".



O nawiązaniu współpracy właśnie z Fiatem zadecydowały przedwojenne tradycje bliskiej kooperacji z tą firmą, a także fakt, że umowa licencyjna miała być zawarta już w latach 40., ale wówczas nie wyraziły zgody władze ZSRR, którego Polska była satelitą.



W 1965 r. zakupiono licencję na samochód, który we Włoszech był w produkcji od roku 1961 - Fiat 1300/1500. Samochody te jeździły wtedy po polskich drogach i cieszyły się dobrą opinią. Jednak Fiat 1300/1500 w drugiej połowie lat 60. był już nieco przestarzałą konstrukcją i koncern nosił się z zamiarem zakończenia jego produkcji. Dlatego już po podpisaniu licencji Włosi wyrazili zgodę, by w Polsce produkowany był nieco inny samochód - jedna z prototypowych wersji modelu 125, który miał wejść do produkcji dopiero w roku 1967.



Części sprowadzane z Włoch



Tak też się stało - Polski Fiat 125p (tę literkę dodano właśnie dla odróżnienia wersji) miał nową karoserię, przeznaczoną dla 125 (i opartą na karoserii innego bardzo udanego modelu - produkowanego od 1966 r. Fiata 124), natomiast cały układ napędowy, silnik oraz wystrój wnętrza pochodził ze starego Fiata 1300/1500. Dlatego był samochodem co prawda licencyjnym, ale zarazem oryginalnym - w tej wersji produkowanym tylko w Polsce. To miało znaczenie w latach późniejszych, gdy Fiat produkował już swój model 125, a Polski Fiat 125p był nieco innym samochodem i nie konkurował bezpośrednio o rynki eksportowe.



Początkowo produkowane w Polsce samochody składały się niemal w 100 proc. z części sprowadzanych z Włoch. Zresztą w tym samym roku 1967 zakończono w Turynie ostatecznie produkcję modelu 1300/1500, więc podzespoły do produkcji mechanizmów napędowych tego samochodu mogły zostać przekazane do Warszawy. W pierwszym okresie produkowany był tylko samochód z silnikiem o pojemności 1300 cm sześć. i mocy 60 KM (koni mechanicznych). Od 1969 r. robiono także wersję z silnikiem 1500 cm sześć. i mocy 75 KM. Z upływem czasu model z większym silnikiem był wytwarzany w coraz większych ilościach i w końcówce produkcji, w latach 80., zdecydowanie dominował nad modelem 1300, produkowanym głównie na eksport.



Prestiżowy duży fiat



Polski Fiat 125p stał się od razu wizytówką PRL-owskiego przemysłu samochodowego, a jego posiadanie stało się w kraju oznaką prestiżu. Od początku auto zaczęło być też używane, z sukcesami, przez polskich rajdowców. W 1972 r. wygrało nawet w swojej kategorii prestiżowy rajd Monte Carlo. Największy sukces samochód odniósł zaś w roku 1973, gdy ekipa najwybitniejszych wówczas polskich kierowców rajdowych pobiła na seryjnym egzemplarzu Polskiego Fiata 125p rekord prędkości na dystansach 25 tys. km, 25 tys. mil i 50 tys. km.



Połowa lat 70. przyniosła apogeum popularności tego samochodu. W 1975 r. przeprowadzono największą jego modernizację, wymieniając całkowicie wystrój wnętrza, a także zewnętrzne elementy wykończeniowe (lampy tylne i przednie, zderzaki, oprawę drzwi). Niewielkich zmian dokonywano już w wcześniej (od 1971 r. produkowano wersję kombi, w 1972 r. przeniesiono dźwignię zmiany biegów z kolumny kierownicy do podłogi, rok później wystające klamki zastąpiono kasetowymi), ale ta zmiana była najdalej idąca.



W latach 70. PF 125p zaczął podbijać też zagraniczne rynki, a w kilku krajach (Jugosławia, Egipt, Kolumbia) uruchomiono nawet jego montownie.



Spadek jakości

W latach 80. produkcję 125p dosięgły jednak skutki zachodnich sankcji gospodarczych i izolacji Polski po wprowadzeniu stanu wojennego. Nie modernizowany park maszynowy produkował samochody coraz niższej jakości. Jednocześnie w tym okresie PF 125p nie był już najnowocześniejszy. Zastąpił go produkowany od 1978 r. - również w FSO - Polonez, zresztą także zaprojektowany przez Włochów z Fiata i wykorzystujący silnik oraz elementy mechanizmu napędowego 125p.

W tamtym okresie najważniejszą zmianą w przestarzałej już konstrukcji 125p była zmiana nazwy. Z początkiem 1983 r. wygasły prawa do używania licencyjnej nazwy Fiat, stąd od początku tego roku samochód oficjalnie nazywał się FSO 125p. Z czasem jego sprzedaż była coraz gorsza, a decydujący cios dla opłacalności produkcji zadała zmiana cen po wprowadzeniu z początkiem 1990 r. tzw. reformy Balcerowicza. Ostatni, wyprodukowany 29 czerwca 1991 r. egzemplarz zachował się i do dziś można go oglądać na okolicznościowych wystawach, m.in. w warszawskim Muzeum Techniki.



PAP

...

Akurat tu wladze PRL posluchaly tych co sie znali i to byla znakomita decyzja. Samochod ktory mozna naprawic mlotkiem i drutem byl w PRL idealny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:00, 26 Wrz 2016    Temat postu:

Gramofon "Bambino": nieodłączny element prywatek w latach 60.

19:51, 25.09.2016
Tweet

Kultowe gramofony „Bambino” - nieodłączny element prywatek w latach 60., nowoczesne wzmacniacze i gramofony - obiekty pożądania melomanów w latach 70., szafy grające, a nawet wiatraczki biurkowe napędzane gramofonowymi silnikami – to wszystko produkowały nieistniejące już zakłady „Fonica” w Łodzi.

Zakłady nie przetrwały okresu po transformacji ustrojowej w Polsce i nie doczekały powrotu mody na „czarną płytę”. Ich historię oraz osiągnięcia polskich inżynierów przypomina wystawa „Stali bywalcy tamtych prywatek. Łódzkie Zakłady Radiowe Fonica", którą można oglądać w Muzeum Miasta Łodzi. PAP oprowadzali po niej kuratorzy: Tomasz Kochelski i Marcin Szymański.



Nie każdy wie, że prawie wszystkie gramofony od lat powojennych do okresu po transformacji ustrojowej, produkowane były w nowoczesnych na owe czasy Łódzkich Zakładach Radiowych „Fonica”. Na wystawie w łódzkim muzeum zgromadzono ponad 50 gramofonów, wzmacniaczy i innych urządzeń audio, czyli tytułowych stałych bywalców prywatek. Prezentowane są także archiwalne dokumenty, fachowa prasa oraz materiały reklamowe, które promowały zakłady w Polsce i na świecie.



„Ta wystawa powstała na fali zainteresowania okresem PRL-u i +czarną płytą+, ale również jako próba przypomnienia dorobku łódzkich inżynierów przedsiębiorstwa +Fonica+. Jest to ponad 50 sztuk sprzętu zarówno popularnego jak i wyższej klasy, również kilka sprzętów unikatowych: są to gramofony, wzmacniacze, ale również takie urządzenia jak wiatraczki biurkowe, które +Fonica+ również produkowała” - opowiadał PAP Marcin Szymański.



Łódzkie Zakłady Radiowe "Fonica" powstały po II wojnie światowej i początkowo produkowały aparaty telefoniczne. W latach 50. wdrożono do produkcji pierwsze proste modele gramofonów, a w kolejnej dekadzie rozpoczęto produkcję kultowych dziś gramofonów z serii "Bambino". Były to proste gramofony, których konstrukcja opierała się na silniku zasilanym bezpośrednio z sieci, a napęd talerza realizowano za pomocą trzech gumowych rolek. Jakość dźwięku nie był najlepsza i z pewnością nie zadowalała koneserów, ale wystarczała w latach 60. do tego żeby przy „Bambino” świetnie się bawić i odtwarzać np. pocztówki dźwiękowe.



Jak podkreśla Szymański, ten sprzęt wprowadził pod strzechy muzykę płytową w latach 60. i stał się symbolem epoki, podobnie jak walizka, w której te gramofony przenoszono. „Większość tego sprzętu montowano właśnie w takich przenośnych walizkach, czy twardych czy miękkich, aby można było z takim gramofonem chodzić do znajomych i puszczać płyty. Oczywiście był to sprzęt mało dostępny, zwłaszcza na początku lat 60., dlatego osoba, która miała taki gramofon była szanowana w towarzystwie i zawsze pożądanym uczestnikiem każdej prywatki” - opowiadał kurator wystawy.


Kochelski: to rzeczywiście były rzeczy, które były marzeniem każdego, kto chciał słuchać muzyki w dobrej jakości



Lata 70. to rozkwit współpracy "Foniki" z zachodnią Europą. Powstawały gramofony popularne na licencji zachodnioniemieckiego "Telefunkena", ale także pojawiły się gramofony "Fonomaster", "Adam" czy "Daniel", będące wówczas marzeniem każdego melomana.



„W grupie najbardziej topowych urządzeń stereofonicznych i takich, które spełniały normy hi-fi, czyli najwyższej wierności reprodukcji dźwięku, był m.in. gramofon Daniel, który był takim +bajeranckim+ gramofonem automatycznym. Miał on zamontowane dodatkowe mechanizmy, które pozwalały na nastawianie ramienia bezpośrednio z dotykowej klawiatury, więc użytkownik nie musiał dotykać ramienia, nie musiał narażać płyty na uszkodzenie związane z tymi manipulacjami, mógł to zrobić całkowicie automatycznie” - wyjaśnił Tomasz Kochelski.







W tym samym mniej więcej okresie – drugiej połowie lat 70. - konstruowano w „Fonice” znakomite wzmacniacze z serii PA opracowane przez polskich konstruktorów, które do dzisiaj świetnie się bronią brzmieniowo i jakościowo.



„To były urządzenia wyposażone w system kwadrofoniczny i ambiofoniczny, czyli taki pierwszy system przestrzenny, który rozszerzał dwa kanały stereofoniczne na większą przestrzeń czterech głośników i one były z sukcesem eksportowane na Zachód. W całości opracowane w Polsce na podstawie pewnych wytycznych dostarczonych z Francji przez kooperantów. To rzeczywiście były rzeczy, które były marzeniem każdego, kto chciał słuchać muzyki w dobrej jakości, ale trzeba przyznać, że - z tego co wiemy - nie były tak naprawdę dostępne wówczas na polskim rynku” - dodał Kochelski.



Jak przekonują kuratorzy, wyroby „Foniki” uzyskiwały najwyższe wyróżnienia na targach krajowych i zagranicznych, a niektóre z nich są w stanie konkurować z markowym sprzętem wytwarzanym obecnie.


Niektóre z opracowań łódzkich inżynierów można zobaczyć niestety już tylko na archiwalnych zdjęciach



„Nie zawsze było tak, że +Fonica+ była tylko wykonawcą zachodnich licencji, lecz była to raczej współpraca. Te najlepsze łódzkie konstrukcje powstawały w łódzkich biurach konstrukcyjnych, był tu duży wkład łódzkich inżynierów, którzy po prostu według pewnych wytycznych z Zachodu konstruowali te urządzenia, które później były sprzedawane pod różnymi markami na zachodzie Europy np. Brandt, Continental Edison, Bruns, ale również jako Thomson, który był największym kooperantem +Foniki+ w zakresie wzmacniaczy w drugiej połowie lat 70.” - dodał Szymański.



Niektóre z opracowań łódzkich inżynierów można zobaczyć niestety już tylko na archiwalnych zdjęciach np. prototypy odtwarzacza płyt wizyjnych, czyli płyt gramofonowych na których zapisane były filmy z dźwiękiem. To amerykańskie opracowanie przekazane zostało Polsce w ramach licencji na produkcję kineskopów do kolorowych telewizorów, a stworzenie prototypów urządzenie zlecono działowi rozwojowemu „Foniki”.



„Polska otrzymała kilka nagranych płyt i specjalne ramię, które umożliwiało odczyt tych płyt oraz schemat urządzenia. Polscy inżynierowie na tej podstawie zbudowali prototypy, odczytali te płyty. Niestety niedługo potem rozpoczął się stan wojenny, Polska została objęta embargiem i zostały zerwane kontakty m.in. z USA, więc nie można było tego kontynuować. Prototypy niestety nie przetrwały, więc jedyne co zostało, to wycinki prasowe i wspomnienia pracowników” - dodał Kochelski.



Ale w „Fonice” produkowano nie tylko sprzęt audio – kiedy zaczęto wdrażać do technologii gramofonowej nowocześniejsze rozwiązania, a w magazynach zalegał nadmiar silników do gramofonów przenośnych, zrodził się pomysł, żeby silnikami gramofonowymi, które obracały się relatywnie dość szybko, zasilać wiatraczki biurkowe. I tak rozpoczął się montaż dość popularnych wówczas wentylatorków z serii „Zefir”.



Wystawę w Muzeum Miasta Łodzi oglądać można do końca października. W jej tworzeniu pomogli łodzianie m.in. byli pracownicy zakładów, którzy udostępnili sprzęt i inne pamiątki, tj. zdjęcia czy dokumenty; po zakończeniu ekspozycji część z nich wzbogaci na stałe muzealne zbiory.



Wystawie towarzyszyć będzie bogaty program wydarzeń m.in. spotkania z b. dyrektorem i pracownikami zakładów, testy sprzętu oraz zajęcia edukacyjne o dźwiękach i muzyce dla dzieci. Muzeum planuje wydać w przyszłym roku katalog poświęcony dawnej „Fonice”, prezentujący najciekawsze urządzenia firmy, wspomnienia pracowników oraz współczesne i archiwalne fotografie. (PAP)



szu/ hgt/ luo/

...

Zaglada Foniki to byla glosna afera lat 90tych pokazujaca ze WBREW KLAMSTWOM WYBORCZEJ w latach 90tych nie zbankrutowaly zaklady najgosze jakies stare huty tloczace zelstwo na sowieckie stare czolgi tylko NAJNOWOCZESNIEJSZE ZAKLADY BEDACE KONKURENCJA DLA ZACHODU! Produkowalismy magnetofony? A Zachod niby co? Tez! Wtedy nie bylo nic lepszego. Ciekawe bylo w tym zabiegow zachodnich firm. Bo ja w przypadki nie wierze. Albo przejmowali za bezcen ,,albo jakos tak upadalo" I NIKT NIE SIEDZI ZA TO! CHYBA W EUROPARLAMENCIE I WALCZY O ,,DEMOKRACJE" W POLSCE!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:21, 05 Lis 2018    Temat postu:

Wigry 3 zyskał nowe życie za sprawą firmy spod Dębicy.

Rower, który przed trzydziestu, czterdziestu laty robił furorę wśród polskich nastolatków, zyskał nowe życie za sprawą firmy spod Dębicy. Dziś wciąż kupują go ci, którzy znają go z dzieciństwa swego lub swoich rodziców. Od dawnych wersji dzieli go technologiczna epoka

KOMENTARZE (6) : najstarszenajnowszenajlepsze

ukuQ 2 godz. temu +1
mój po jakimś czasie zaczął się "składać" ale nie na bok. Po pewnym czasie kierownica prawie dotykała siodełka Wink
Ojciec rozwiązał to za pomocą spawarki Wink
udostępnij

kasjo 1 godz. temu via Wykop Mobilny (Android) +1
@ukuQ: mój też tak miał. Z powodu akrobacji jakie robiliśmy na żwirowni ( ͡° ͜ʖ ͡°) a i spawany był wielokrotnie

..

U mnie tez byl spawany :0))) Pierwszy prawdziwy rower choc moj dziecinny to nie byl jakis trojkolowiec tylko mniejszy rower. Zaczynalem od porzadnego i do dzis jezdze. Niewatpliwie ulubiony pojazd!




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:18, 26 Gru 2018    Temat postu:

Wielka płyta zawstydza prywatną deweloperkę

Ośmieszano je jako dziedzictwo „szarego PRL”, wyśmiewano ich estetykę, zapowiadano rychłe zawalenie i katastrofę mieszkaniową. Nic z tego. Bloki z wielkiej płyty nie tylko nie zamierzają popadać w ruinę, ale również biją na głowę potiomkinowskie osiedla prywatnej deweloperki.

...

MateriaBarionowa 12 min. temu +1
Komuchom nie zależało na zysku, a deweloperowi zależy. Problem w tym że jakość wykonania i użytych elementów jest wprostproporcjonalna do kosztów dewelopera i psuje zyski.

Mialem okazje rozglądać się za mieskzaniami i odwiedzać znajomych w nowym budownictwie.
Na nowym osiedlu pod wrocławiem po roku sąsiedzi mi mówili że już pękają ściany i mają grzyby.
W innym miejscu ściany między mieszkaniami był wykonane z... płyty regipsowej, mozna było sobie morsem z somsiadem stukać.
TRA GE DIA

...

Bo kapitalizm to blizniak komunizmu. Inna wersja zydowskiego myslenia.
Deviloperzy to tez byle komuchy.
Komunizm nie mial pojecia zysku. I stad brzydkie krzywe bloki ale mocne bo budowlancy sie bali. Gdyby tak bloki zawalaly to komuna mogla by nawet zaczac sypac kary smierci. Wiec spawali solidnie i to sie trzyma. A ze nieoszukany material to jeszcze 100 lat postoi!
Widzimy ze klamstwa o jakoby ,,przestarzalym" przemysle sluzyly temu zeby zniszczyc i rozkrasc ale zlodziej wiecej niszczy niz kradnie. I stad stracilismy potezny przemysl po 89 roku. Ktory wymagal tylko lekkiej modernizacji. A owszem dziadostwo do zamkniecia to moze 20% bylo ale nie 80%!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy