Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Cywilizacja Bizantyjska .
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:32, 18 Lut 2015    Temat postu:

Krytyczne wydanie "Mein Kampf" Hitlera ukaże się w 2016 r.

W br. wygasną prawa autorskie władz Bawarii do książki Hitlera "Mein Kampf". W związku z obawami, że na rynku pojawią się jej komercyjne wydania bez krytycznego komentarza, historycy przygotowują na początek stycznia 2016 r. wydanie naukowe książki.

- Chcemy, by krytyczne wydanie "Mein Kampf" ukazało się 4 stycznia – powiedział wczoraj wieczorem Magnus Brechtken - historyk z Instyturu Historii Najnowszej z Monachium, członek zespołu ekspertów przygotowujących publikację. Do tej pory władze Bawarii posiadające od zakończenia wojny prawa autorskie do "Mein Kampf" skutecznie blokowały wszystkie próby wydania kontrowersyjnego dzieła. Po upływie 70 lat prawa te wygasają, co oznacza, że książkę będzie mógł wydać każdy.

Niemiecki historyk zademonstrował w Berlinie po raz pierwszy publicznie projekt publikacji. Ma ona zawierać oprócz oryginalnego tekstu przypisy oraz komentarze wyjaśniające kontekst historyczny i demaskujące manipulacje stosowane przez Hitlera. - Naszym zadaniem jest zaoferowanie czytelnikom naukowych wyjaśnień i odmitologizowanie tej książki – wyjaśnił Brechtken.

Hitler napisał pierwszą część "Mein Kampf" w więzieniu w Landsbergu, gdzie odbywał karę więzienia za próbę puczu monachijskiego w listopadzie 1923 roku. Pierwszy tom ukazał się w 1925 roku, a drugi rok później. Od 1929 roku oba tomy traktowano jako całość.

Przyszły wódz III Rzeszy zawarł w nich swój rasistowski i antysemicki program, zapowiadając między innymi zdobycie "przestrzeni życiowej" na Wschodzie. Do końca wojny sprzedano ponad 12 mln egzemplarzy "Mein Kampf", co przyniosło autorowi krociowe dochody.

Opracowanie naukowego wydania książki zasugerował w 2012 roku bawarski parlament uchwalając w tej sprawie jednomyślnie rezolucję. Jednak rok później władze Bawarii wycofały swoje poparcie dla tego projektu. Bawarski minister nauki Ludwig Spaenle uzasadniał zmianę decyzji odczuciami ofiar Holokaustu. Jak tłumaczył, wydanie przy wsparciu władz hitlerowskiego paszkwilu sprawiłoby im wielki ból.

Dyrekcja Instytutu Historii Najnowszej oświadczyła wówczas, że jako niezależna placówka naukowa będzie pomimo zmiany decyzji władz Bawarii kontynuować prace nad krytycznym wydaniem "Mein Kampf".

Brechtken powiedział na spotkaniu w Berlinie, że rozumie zastrzeżenia ofiar, jednak książka jest ważnym źródłem historycznym, bez której nie sposób zrozumieć historii 20. wieku. Oryginalne egzemplarze książki dostępne są w antykwariatach, a tekst można też ściągnąć bez większych trudności z internetu. Książka wydawana była m. in. w Turcji, w Indiach, a także w Polsce. Nie można dopuścić do tego, by rynek został zdominowany przez wydania bez naukowego komentarza – zaznaczył Brechtken.

"Mein Kampf" jest symbolen negatywnym, ale nie każdy, kto przeczyta tę książkę, staje się od razu rasistą czy nazistą – uspokaja Brechtken. "Mein Kampf" zostanie wydany przez Instytut Historii Najnowszej, gdyż nikt nie powinien zarobić na tej publikacji. Historycy zapowiadają przystępną cenę, aby każdy zainteresowany mógł nabyć tę pozycję.

....

DO TEJ PORY NIE BYLO ! CO ZA GLUPOTA ! Sa to nudne brednie zreszta . Zadna sensacja .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:35, 21 Lut 2015    Temat postu:

"Der Spiegel": rząd Niemiec kluczył, by uniknąć reparacji wojennych

"Der Spiegel" zarzuca rządowi RFN, że w procesie zjednoczenia Niemiec w 1990 roku stosował kontrowersyjne chwyty, aby uniemożliwić Grecji i innym krajom poszkodowanym przez III Rzeszę dochodzenie roszczeń z tytułu reparacji wojennych.

Niemiecki tygodnik zwraca uwagę na dwuznaczność postępowania władz niemieckich wobec Grecji. Prezydent Niemiec Joachim Gauck płakał podczas wizyty w zeszłym roku w greckiej wiosce Lingiades, gdzie niemieccy żołnierze w 1943 roku zamordowali ponad 80 kobiet, dzieci i starców; równocześnie jednak, gdy Grecy domagają się odszkodowań, przedstawiciele władz w Berlinie "zbywają ich półsłówkami" - czytamy w najnowszym, dostępnym od soboty wydaniu magazynu politycznego.

Ówczesny kanclerz Helmut Kohl i minister spraw zagranicznych Hans-Dietrich Genscher robili wszystko, co w ich mocy, by nie dopuścić do roszczeń, blokując udział Grecji i innych poszkodowanych krajów w negocjacjach o zjednoczeniu Niemiec i "zmieniając sformułowania (traktatu) tak długo, aż ich treść była zgodna z ich założeniami" - pisze "Der Spiegel".

Redakcja przeanalizowała dokumenty z lat 1989-1990 dotyczące procesu zjednoczenia Niemiec.

"Der Spiegel" przypomina, że w 1945 roku Grecja domagała się od Niemiec odszkodowań w wysokości blisko 14 mld dolarów - więcej niż alianci przeznaczyli dla wszystkich poszkodowanych krajów. Pod naciskiem USA Ateny zgodziły się obniżyć roszczenia o połowę. Zamiast 7 mld dolarów Grecy dostali jednak w rzeczywistości towary i sprzęt o wartości tylko 25 mln dolarów.

Przy okazji podpisania umowy londyńskiej w 1953 roku, w której alianci zachodni wyrazili zgodę na anulowanie części niemieckiego długu, RFN obiecała Grecji ponowne rozpatrzenie kwestii reparacji wojennych w ramach przyszłego "traktatu pokojowego lub równoważnej umowy" (w tym samym roku ZSRR i Polska zrezygnowały z pobierania reparacji; prawomocność decyzji jest przez część ekspertów kwestionowana - red.).

Jak pisze "Der Spiegel", w latach 1989 i 1990, gdy kwestia zjednoczenia Niemiec stała się aktualna, Kohl i Genscher bardzo obawiali się zwołania konferencji pokojowej, na której przedstawiciele 53 krajów będących przeciwnikami Niemiec w II wojnie światowej mieliby okazję do przedstawienia dawnych rachunków.

Aby nie dopuścić do koordynacji działań poszkodowanych krajów, Genscher zabiegał o jak najszybsze załatwienie tej kwestii. "Trzeba się spieszyć, bo krąg tych, którzy chcą uczestniczyć w dyskusji, stale rośnie" - napominał w jednej z notatek, do których dotarła redakcja. Na szczęście dla Niemców również zwycięskie mocarstwa chciały ograniczyć liczbę uczestników negocjacji. Brytyjczycy, Amerykanie, Francuzi i Rosjanie zdecydowali, że tylko oni będą prowadzić negocjacje z RFN i NRD. Gdy włoski szef dyplomacji domagał się udziału w rozmowach, Genscher zbył go obcesowym "nie ma cię w grze" - czytamy w "Spieglu".

Z dokumentów wynika, że tylko Rosjanie naciskali początkowo na reparacje wojenne, jednak zmienili zdanie po interwencji strony niemieckiej u ówczesnego szefa dyplomacji ZSRR Eduarda Szewardnadzego. Genscher argumentował, że "traktat pokojowy" byłby krokiem wstecz, i prosił o rezygnację z tego terminu. Już w kwietniu 1990 roku Niemcy przeforsowali swoje stanowisko - termin "traktat pokojowy" zniknął, a zamiast niego pojawił się "Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec". Według "Spiegla" w maju 1990 roku Moskwa ostatecznie zrezygnowała ze sprzeciwu. Finlandia i inne kraje oficjalnie zrezygnowały z roszczeń - zaznacza autor materiału.

Według "Spiegla" władze Grecji wówczas nie zajęły oficjalnego stanowiska. Dopiero po pięciu latach grecka ambasada wystąpiła w tej sprawie z werbalną notą do MSZ w Bonn. Zdaniem strony niemieckiej po upływie 70 lat roszczenia greckie straciły jakiekolwiek uzasadnienie. Zespół prawników Bundestagu ocenił, że Ateny powinny były w 1990 roku zgłosić formalny protest, jeżeli nie chciały, by roszczenia uległy przedawnieniu.

"Der Spiegel" podważa argument niemieckiego rządu, że po tylu latach zgłaszanie roszczeń jest sprawą bezprecedensową, i przypomina, że Berlin dopiero w 2010 roku spłacił ostatnią ratę zobowiązań finansowych dotyczących I wojny światowej.

Ateny domagają się od Niemiec m.in. 11 mld euro jako odszkodowania za przymusową pożyczkę narzuconą Grecji przez niemieckie władze okupacyjne w czasie wojny. Rząd w Berlinie stoi na stanowisku, że wszystkie greckie roszczenia zostały zaspokojone. Twierdzi, że do władz niemieckich nie wpłynął żaden oficjalny wniosek w tej sprawie.

...

A Polska ? Najwieksze zbrodnie byly tu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:57, 13 Mar 2015    Temat postu:

Centrum PAN w Berlinie przypomniało o antypolskich dekretach Himmlera

Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie przypomniało o uchwalonych 75 lat temu w III Rzeszy tzw. dekretach Heinricha Himmlera. Rasistowskie przepisy dyskryminowały polskich robotników przymusowych i wprowadzały drakońskie kary za ich nieprzestrzeganie.

Dziesięć dekretów reichsfuehrera SS i szefa niemieckiej policji dotyczących polskich robotników przymusowych weszło w życie 8 marca 1940 roku.

Dekrety pozbawiały Polaków deportowanych do pracy w III Rzeszy prawa do korzystania z publicznej komunikacji, wchodzenia do restauracji, uczestniczenia w mszy świętej, jeżdżenia rowerem, fotografowania i samowolnego opuszczania miejsca zamieszkania. Wprowadzały ponadto obowiązek noszenia naszytej w widocznym miejscu na ubraniu litery "P".

- Był to pierwszy przypadek w Rzeszy, gdy grupa ludzi została zmuszona do noszenia znaku odróżniającego ich od innych i wykluczającego ich tym samym ze wspólnoty - mówił historyk Cord Pagenstecher, współpracownik internetowego archiwum gromadzącego relacje byłych pracowników przymusowych Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Rok później władze hitlerowskie nałożyły na Żydów obowiązek noszenia żółtej gwiazdy.

- Celem była totalna kontrola nad robotnikami przymusowymi, a także upokorzenie ich - mówi Katarzyna Woniak z CBH w Berlinie.

Jak podkreśliła, dekrety przeciwko Polakom zostały uchwalone z pobudek rasistowskich. Władze niemieckie stanęły na początku lat 40. przed dylematem - z jednej strony niemiecka gospodarka potrzebowała polskiej siły roboczej, z drugiej strony nazistowscy ideolodzy obawiali się "rasowych kontaktów" z Polakami, co byłoby naruszeniem zasad ideologii niemieckiej "wspólnoty narodowej". - Byłoby lepiej, gdybyśmy ich (Polaków) nie mieli, lecz potrzebujemy ich. Polacy zostaną sprowadzeni i będą traktowani jak Polacy - oświadczył w lutym 1940 roku, cytowany przez Woniak, Himmler.

W roku 1940 na terenie III Rzeszy przebywało 300 tys. polskich robotników przymusowych. Do końca wojny ich liczba wzrosła do ponad 2 mln.

Przyjęte w marcu 1940 roku dekrety uzupełniane były w późniejszym czasie o kolejne, jeszcze ostrzejsze przepisy. Zakazano m.in. wszelkich kontaktów intymnych między Polakami a Niemkami. Polacy, którzy dopuścili się "hańby rasowej", byli bez sądu rozstrzeliwani.

Woniak zwróciła uwagę na akceptację represji wobec Polaków w niemieckim społeczeństwie. - Dekrety nie wywołały protestów ani oburzenia. Fakt dyskryminowania tej grupy został przyjęty bez szemrania - stwierdziła. Co więcej władze wezwały pracodawców i całe społeczeństwo do "bacznego obserwowania" Polaków zatrudnionych w Rzeszy.

Niemiecki historyk Kurt Schilde przypomniał, że niemiecki prawnik Josef Oermann - twórca prawniczego komentarza do antypolskich przepisów, w tym nałożenia na Polaków dodatkowego 15-procentowego podatku dochodowego - nie tylko nie został po wojnie ukarany, lecz zrobił błyskotliwą karierę. W 1958 roku został sekretarzem stanu w ministerstwie sprawiedliwości Nadrenii Północnej-Westfalii.

Dyrektor CBH PAN w Berlinie Robert Traba zwrócił uwagę, że dekrety Himmlera "niemal nie istnieją w świadomości niemieckiego społeczeństwa". Jego zdaniem jedną z przyczyn braku wiedzy w Niemczech o okupacji Polski była zimna wojna. Żelazna kurtyna stanowiła rozgrzeszenie dla sprawców; powodowała, że cierpienia narodów w Europie Środkowej i Wschodniej zeszły na dalszy plan - mówił polski historyk. Podkreślił, że upokorzenia, jakich doświadczyli deportowani do Niemiec Polacy, miały długotrwały wpływ na ich życie.

Relacje byłych robotników przymusowych dostępne są na portalu internetowym [link widoczny dla zalogowanych] .

...

Tak III Rzesza byla panstwem prawa ! To jest charakterystyczne dla Bizancjum . Najgorsz zbrodnia ale przepis jest . Dlatego panstwo ma sie opierac na Ewangelii nie na ,,prawie" .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:24, 25 Mar 2015    Temat postu:

Argentyna: Tajemnicze bunkry w dżungli. Ukrywali się w nich naziści?

W środku argentyńskiej dżungli, tysiące kilometrów od Niemiec po II wojnie światowej mogli ukrywać się zbiegli z Niemiec naziści. Fakt ten potwierdzają ostatnie badania naukowców z Buenos Aires. W tajemniczych bunkrach odnaleziono niemieckie monety i porcelanę z napisem: "Made in Germany".

Archeolodzy z Buenos Aires odkryli w argentyńskiej dżungli tajemnicze budowle, które prawdopodobnie były przygotowane jako kryjówki dla niemieckich nazistów. Znajdują się one w niedostępnym miejscu w pobliżu granicy z Paragwajem. O sprawie informuje BBC.

Eksperci postanowili zbadać tajemnicze budynki ze względu na lokalne legendy, według których, bunkry były wykorzystane jako kryjówka m.in. dla Martina Bormanna - bliskiego współpracownika Adolfa Hitlera.

Na terenie ruin, naukowcy znaleźli m.in. niemiecką porcelanę i monety z okresu III Rzeszy. Bardzo charakterystyczne są też same budowle, które ze względu na grubość ścian, przywodzą na myśl fortece. Ich usytuowanie też jest nieprzypadkowe - z jednej strony znajdują się one w głębi dżungli - z drugiej, blisko granicy z Paragwajem - na wypadek, gdyby naziści musieli uciekać z Argentyny.

Archeolodzy podkreślają jednak, iż mało prawdopodobne jest to, żeby kiedykolwiek przebywał tam Martin Bormann. Badania DNA potwierdziły bowiem, że to jego szczątki znaleziono w 1972 roku w Berlinie. Prawdopodobnie popełnił on samobójstwo 2 maja 1945 roku.

Naukowcy twierdzą też, że naziści nie musieli się tam ukrywać, bo okazało się, że mogą oni swobodnie żyć w argentyńskich miastach. Według szacunków, do Argentyny uciekło nawet kilka tysięcy hitlerowców.

...

NAZIPOLIS !
I nie zbudowali tego potajemnie . Klika rzadzaca Argentyna musiala zezwolic ... A Putin tam czasem cos nie buduje obok ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:35, 30 Mar 2015    Temat postu:

W Niemczech zmarł poszukiwany hitlerowiec. Sören Kam był oficerem w SS
akt. 30 marca 2015, 17:34
Poszukiwany w Danii, hitlerowski przestępca, oficer SS Sören Kam zmarł w Niemczech w wieku 93 lat. Donoszą o tym wszystkie dzisiejsze duńskie media w wydaniach internetowych. Powołują się na nekrolog zmieszczony w jednej z prowincjonalnych gazet niemieckich. Wynika z niego, że Sören Kam zmarł 23 marca.

Zmarły Sören Kam był Duńczykiem. W 1940 roku wstąpił na ochotnika do SS i po ukończeniu szkoły oficerskiej SS w Bad Tölz skierowany został do służby w swym kraju. Zapamiętano go tam głównie z powodu bestialskiego zamordowania w 1943 roku Carla Henrika Clemmensena - znanego dziennikarza jednej z ukazujących się do dzisiaj gazet kopenhaskich.

Kam służył do końca wojny w szeregach SS i jeszcze w 1945 roku odebrał osobiście z rąk od Adolfa Hitlera w Berlinie wysokie odznaczenie. Po wojnie ukrywał się na terenie Niemiec zachodnich i w 1956 roku otrzymał niemieckie obywatelstwo. W oparciu o to władze niemieckie odmawiały jego ekstradycji do Danii przyjmując wersję Kama, iż zabił Clemmensena w obronie własnej. Po kolejnych próbach duńskiej prokuratury dosięgnięcia Kama sprawę zakończył w 2007 roku uniewinniający go wyrok sądu w Monachium.

Na temat działalności i licznych innych przestępstw Kama ukazało się w Danii kilka publikacji. Jego nazwisko znalazło się też na liście poszukiwanych za zbrodnie wojenne przez Centrum Szymona Wiesenthala.

Sören Kam jeszcze do niedawna, mieszkając na południu Niemiec brał udział w spotkaniach weteranów SS oraz w imprezach organizowanych przez neonazistów.

...

Czyli nie żałował . Kolejny do piekła ... To jest największy horror ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:25, 13 Kwi 2015    Temat postu:

Ormianie chcą przeprosin Berlina

Niemiecki rząd unika mówienia o ludobójstwie w kontekście Ormian i konsekwentnie używa określenia masakra, aby nie narażać się Ankarze. Krótko przed rocznicą Rzezi Ormian potomkowie ofiar oczekują od Berlina przeprosin.

Wydarzenia w latach 1915-1916 przeszły do historii jako tzw. Rzeź Ormian. Na terenach dzisiejszej Anatolii - dawniej regionu Imperium Osmańskiego, który zamieszkiwali Ormianie - rozpoczęła się 24 kwietnia 1915 roku masakra, w wyniku której zginęło od 300 tys. do 1,5 mln osób.

Wśród historyków panuje zgoda, że wydarzenia te można określić mianem ludobójstwa. Politycy jednak są powściągliwi. Do tej pory ponad 20 krajów uznało masakrę z 1915-1916 za ludobójstwo, ale nie Niemcy.

Niemiecki rząd wie, ale nie powie

Niemiecka historyk Christina Pschichholz z uniwersytetu w Poczdamie uważa, że rząd Niemiec był informowany przed stu laty o zagładzie Ormian w Imperium Osmańskim. Opiera się ona na źródłach z archiwum niemieckiego MSZ. Niemieccy dyplomaci mieli tam notować informacje na temat marszów śmierci, masowych egzekucji oraz niewolniczej pracy, do jakiej byli zmuszali Ormianie.

Mimo to niemiecki rząd najwyraźniej nie zamierza się otwarcie do tego przyznać. W 100. rocznicę wydarzeń Bundestag zdecydował wprawdzie poświęcić masakrze 1915 roku godzinną debatę, ale zamiast uroczystości upamiętniających ludobójstwo, szykuje się raczej godzinny spór na temat rozbieżności poglądów. Podczas gdy liderzy koalicji rządzącej prawdopodobnie będą ponownie unikać słowa ludobójstwo, opozycja wytknie im obłudę i zarzuci umniejszanie wyrządzonych krzywd.

Tchórzostwo czy polityka?

Tylko nieliczni politycy SPD i CDU przyznają, że nadszedł czas na przyznanie się do błędu. - Jestem rozczarowany brakiem odwagi, aby otwarcie powiedzieć, co się wydarzyło, mówi Dietmar Nietan z SPD. Z reguły to jednak głównie Zieloni oraz Lewica domagają się, aby rząd Niemiec nazwał ludobójstwo Ormian po imieniu. Rząd jednak obawia się, że narazi tym na uszczerbek i tak już nadszarpnięte relacje z Turcją.

Tymczasem do debaty włączyli się teraz potomkowie ormiańskich ofiar i wezwali Berlin o nazwanie rzeczy po imieniu. Dziś żyją oni w mieście Diyarbakir w Anatolii, na południu Turcji. - Wystarczyłyby przeprosiny, powiedział Ergün Ayik, przewodniczący Fundacji Kościoła St-Giragos w rozmowie z niemiecką agencją prasową dpa. Także armeński historyk Ashot Hayruni z Uniwersytetu Erywań uważa, że na Niemcach spoczywa obowiązek: - Jest ważne, aby niemiecki parlament przyjął uchwałę, która uzna i potępi masakrę na Ormianach za ludobójstwo, powiedział.

Już w 2005 roku Bundestag zajmował się podczas uroczystego posiedzenia tematem Rzezi Ormian. Już wtedy obawiano się reakcji Ankary na ewentualne nazwanie ludobójstwem masakry z lat 1915-1916 i ograniczono się do przeprosin za "niechlubną rolę Rzeszy Niemieckiej".

Niechlubna rola Niemiec

To, że Niemcy w latach 1915-1916 wiedzieli o deportacjach Ormian, uchodzi wśród historyków za niezaprzeczalny fakt. Spór toczy się o rolę Niemiec. Historycy zastanawiają się, czy Berlin był świadkiem, czy też współsprawcą wydarzeń.

Faktem jest, że przedstawiciele niemieckiego rządu do dziś unikają w armeńskim kontekście słowa "ludobójstwo". W zamian mówią o "masakrze" oraz "wypędzeniu". Berlin zasłania się stwierdzeniem, że nie chce zaszkodzić procesowi armeńsko-tureckiego pojednania. "Kwestie określeń pozostawia się naukowcom", brzmi pozycja rządu.

W Armenii Rzeź Ormian nazywana jest określeniem "Aghet", czyli ludobójstwo. W Turcji natomiast używa się opisu: "wypędzenie i środki bezpieczeństwa w wyniku wojny". Także liczba ofiar podawana w Turcji daleko odbiega od danych liczbowych w armeńskich źródłach. To uniemożliwia do dziś pojednanie obydwu krajów.

Mała delegacja na uroczystościach

Ludobójstwo Ormian uznało tymczasem ponad 20 krajów. Przed rokiem prezydent Turcji Recep Tyyyip Erdogan przerwał długie milczenie ze strony Turcji i przeprosił ofiary oraz ich potomków za "nieludzkie skutki" wypędzeń Ormian przed stu laty. O ludobójstwie nie wspomniał.

Obecnie trwają przygotowania do oficjalnych uroczystości upamiętniających ofiary wydarzeń 1915/1916. Z Niemiec pojedzie do Erywaniau mała delegacja, w której skład wejdzie pełnomocnik rządu ds. ochrony praw człowieka oraz parlamentarny sekretarz stanu w niemieckim MSZ. Kanclerz Merkel i szef dyplomacji Steinmeier przyjmą tego dnia prezydenta Francji w Berlinie.

W marcu 2015 odwiedził Armenię polityk Zielonych Cem Özdemir. Po powrocie ostro skrytykował stanowisko niemieckiego rządu. "Z błędnie rozumianego respektu wobec pana Erdogana rząd RFN pomniejsza ludobójstwo na ormiańskim narodzie - godne zachowanie wobec ofiar i ich potomków wygląda inaczej", powiedział.

...

Takie układy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:59, 22 Kwi 2015    Temat postu:

Niemcy: "buchalter z Auschwitz" uznał swoją współwinę za ludobójstwo

Oskara Groeninga, "buchaltera z Auschwitz" oskarżony o wsppółudział w zamordowaniu 300 tys. osób, uznał swoją współwinę za ludobójstwo. Niemieccy dziennikarze, komentując proces esesmana, krytykują wymiar sprawiedliwości.

- Nie było ani przyznania się do winy, ani skruchy, ani prośby o wybaczenie – pisze "Sueddeutsche Zeitung", komentując inne procesy o ludobójstwo. Śledzący procesy nazistowskich zbrodniarzy z reguły mają nadzieję, że oskarżeni nie tylko uznają swoje winy, ale także wyrażą skruchę. Te nadzieje jednak się nie spełniają.

Nazistowscy siepacze albo odmawiali zeznań, albo twierdzili, że są niewinni lub powoływali się na rozkazy – czytamy w komentarzu. Groening postąpił inaczej. Oskarżony przynajmniej uznał "z pokorą i skruchą" swoją moralną współwinę za masowe mordy w Auschwitz. To nowy akcent w niedobrej historii prawnych rozliczeń z nazistowskimi zbrodniami - podkreśla autor komentarza.

Historia procesów przeciwko nazistom jest "straszna i smutna", a składa się z opornego wymiaru sprawiedliwości, "kar polegających na głaskaniu nazistowskich morderców", jak powiedział filozof Ernst Bloch, i reguły, że "jeden zabity odpowiada 10 minutom więzienia", jak powiedziała jedna z prokuratorów.

Ten proces jest ważny i potrzebny, choćby z powodu przyznania się oskarżonego do winy i jego prośby o wybaczenie – konkluduje "Sueddeutsche Zeitung".

Zdaniem "Die Welt" proces wytoczony 93-latkowi nie ma właściwie większego sensu. Czyn i kara powinny być czasowo ze sobą powiązane – przypomina autor Henryk Broder. Jak można ukarać sprawcę, oskarżonego o pomocnictwo w zabiciu 300 tys. ludzi, jeżeli jego wiek nie pozwoli zapewne na to, by odczytać mu w całości uzasadnienie wyroku? – pyta komentator. Dodaje, że sprawca nie popełnił od 1945 roku żadnego przestępstwa, można więc uznać go za osobę zresocjalizowaną, a przecież system karny nie powinien służyć zemście lecz resocjalizacji.

Jedyny sens tego procesu polega na przypomnieniu, że niemiecki wymiar sprawiedliwości niewiele uczynił, by ukarać zbrodniarzy, kiedy jeszcze mógł to zrobić - pisze Broder. Przypomina, że w 1967 roku "z powodu braku dowodów" umorzono postępowanie przeciwko esesmanowi, który 18 dni przed końcem wojny pomógł powiesić na rurze od centralnego ogrzewania w piwnicy w Hamburgu 20 żydowskich dzieci. To hańba niemieckiej sprawiedliwości, której nie zmaże spóźniona akcyjność – ocenia "Die Welt".

W dotychczasowych procesach nazistów z Auschwitz obowiązywała zasada "zapomnieć, wypchnąć z pamięci, milczeć" – pisze "Volksstimme" z Magdeburga. Proces w Lueneburgu już pierwszego dnia przekazał inny obraz. Chociaż Groening nie posunął się tak daleko, by uznać swoją indywidualną karną odpowiedzialność, to przynajmniej podjął próbę zmierzenia się ze swoją winą - czytamy w komentarzu. Dla ofiar, które przeżyły obóz, jego postawa może stanowić "małe zadośćuczynienie". Choćby dlatego ważne jest, że 70 lat po Holokauście doszło jednak do tego procesu.

W tym roku obchodzimy 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej – pisze "Berliner Zeitung". Niemcy nauczyli się po wojnie "w sposób odpowiedni i z należytą pokorą" wspominać o przeszłości. Przykładem są prezydenci – od Richarda von Weizsaeckera do Joachima Gaucka. - To dobrze. Lecz czasami ogarnia człowieka niepokój, że w perfekcyjnym obchodzeniu rocznic zanika okrucieństwo niemieckich zbrodni - zwraca uwagę autor komentarza. Dzisiejsi 15- i 30- latkowie nie są w stanie wyobrazić sobie, że kraj, który jest dziś "wzorem cywilizacji i demokracji, kiedyś podniósł okrucieństwo do rangi racji stanu".

Jak pisze "Berliner Zeitung", dobrze stało się, że nie tylko pamięć, ale i żywa historia "wdziera się w rzeczywistość" pod postacią 93-letniego mężczyzny, który uczestniczył w mordach w Auschwitz. Dla tych, którzy nie wierzą, do czego kiedyś Niemcy byli zdolni, ważne jest usłyszeć, że Groening, żywy Niemiec, przyznał się, że brał w tym udział.

- Z niemiecką pedanterią Oskar Groening zarządzał pieniędzmi i walizkami ofiar. Troszczył się o to, aby przybyli (do obozu) i nie przeczuwając niczego szli do komór gazowych. Tym ważniejsze jest to, by równie pedantycznie rozliczyć jego czyny - uważa komentator. W ten sposób nie można niczego naprawić, jednak należy przynajmniej zachować pamięć. Jeżeli morderstwo nie ulega przedawnieniu, to tym bardziej ludobójstwo - pisze "Berliner Zeitung".

...

Dlatego idą do piekła. Mnóstwo Niemców jest w piekle. Najwięcej z wszystkich ludów...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:34, 02 Maj 2015    Temat postu:

Gauck sugeruje możliwość odszkodowania za zbrodnie wojenne w Grecji

Prezydent Niemiec Joachim Gauck zasugerował na łamach dziennika "Sueddeutsche Zeitung" możliwość wypłacenia przez Niemcy odszkodowania za zbrodnie popełnione przez nazistów w Grecji. Rząd w Berlinie uważa tę kwestię za definitywnie zamkniętą.

- Nie żyjemy tylko dniem dzisiejszym, lecz jesteśmy też potomkami tych, którzy podczas II wojny światowej pozostawili po sobie w Europie, między innymi w Grecji, ślady spustoszenia, o których zawstydzająco długo niewiele wiedzieliśmy - powiedział Gauck w wywiadzie dla weekendowego wydania "SZ". Fragmenty wywiadu monachijska gazeta opublikowała w piątek na swojej stronie internetowej.

- Świadomy swojej historii kraj powinien wysondować, jakie możliwości zadośćuczynienia istnieją - zaznaczył prezydent Niemiec.

Gauck zastrzegł, że jako głowa państwa nie zajmuje innego stanowiska niż rząd, który odrzuca możliwość wypłacenia reparacji czy odszkodowań. Jak dodał, śledzi jednak z zainteresowaniem dyskusję o różnych propozycjach, których celem jest spełnienie postulatów wielu Greków domagających się zadośćuczynienia. Prezydent zauważył, że rząd grecki powinien w tej kwestii wypowiadać się "bardziej zobowiązująco niż dotychczas".

Grecja domaga się od Niemiec odszkodowań w wysokości 278,7 mld euro. Taką kwotę wymienił grecki wiceminister finansów Dimitris Mardas na początku kwietnia w parlamencie. Greckie roszczenia obejmują zarówno odszkodowania dla rodzin osób zamordowanych przez nazistów w czasie wojny, jak i spłatę przymusowej pożyczki udzielonej przez Grecję w 1942 roku niemieckim władzom okupacyjnym. W Atenach przedstawiciele rządu niższego szczebla grozili też konfiskatą majątku instytucji niemieckich w Grecji.

Zdaniem rządu w Berlinie kwestia odszkodowań wojennych dla Grecji jest politycznie i prawnie ostatecznie załatwiona. Niemcy odmawiają podjęcia na nowo rozmów w tej sprawie. Zgodnie z podpisaną w 1960 roku dwustronną umową, władze RFN wypłaciły Grecji tytułem zadośćuczynienia 115 mln marek niemieckich.

...

Serce rośnie gdy się słucha Gaucka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:56, 31 Maj 2015    Temat postu:

Raport: byli naziści korzystali ze świadczeń socjalnych w USA


Amerykańska Administracja Ubezpieczeń Społecznych (Social Security Administration - SSA) wypłaciła 20,2 mln dolarów ponad 130 osobom, podejrzanym o udział w nazistowskich zbrodniach w czasie drugiej wojny światowej - pisze w niedzielę Associated Press.

Agencja powołuje się na raport Inspektora Generalnego SSA, mający się ukazać w najbliższych dniach i odnotowuje, że impulsem do opracowania tego raportu było jej własne śledztwo w tej sprawie. AP dodaje, że w zeszłym roku SSA odmówiła jej dostępu do danych na temat wypłacania świadczeń socjalnych podejrzanym o związki z nazizmem.
REKLAMA


Według AP świadczenia wypłacone takim podejrzanym są znacznie większe niż pierwotnie przypuszczano. Sprawa dotyczy okresu od lutego 1962 do stycznia 2015 roku, kiedy weszła w życie nowa ustawa No Social Security for Nazis Act (Żadnych świadczeń socjalnych dla nazistów), w wyniku której wstrzymano wypłacanie świadczeń czterem osobom. W raporcie Inspektora Generalnego SSA nie wymienia się nazwisk podejrzanych.

Associated Press pisze, że okres i wielkość świadczeń wypłacanych osobom podejrzanym o udział w zbrodniach nazistowskich pokazuje, że amerykańska opinia publiczna była nieświadoma napływu byłych nazistów do USA. Ich liczbę szacuje się nawet na 10 tysięcy. Wielu kłamało, zatajając swą nazistowską przeszłość, żeby dostać się do Stanów Zjednoczonych i zdobyć obywatelstwo.

Władze USA późno na to zareagowały. Dopiero w 1979 roku w resorcie sprawiedliwości utworzono specjalną komórkę, której zadaniem było wykrywanie byłych nazistów.

AP pisze też, że ustaliła, iż ministerstwo sprawiedliwości wykorzystywało lukę prawną, by nakłaniać podejrzanych o związki z nazizmem do opuszczenia USA w zamian za nieodbieranie im świadczeń socjalnych. Jeśli zgadzali się wyjechać dobrowolnie lub po prostu uciekli z USA, mogli zatrzymać świadczenia. Resort sprawiedliwości zaprzeczył jednak, jakoby wykorzystywał świadczenia socjalne do pozbywania się byłych nazistów.

Raport Inspektora Generalnego SSA stwierdza, że 38 byłym nazistom wypłacono 5,6 miliona dolarów, zanim zostali deportowani. Dziewięćdziesięciu pięciu podejrzanym o związki z nazizmem, którzy nie zostali deportowani, ale wobec których utrzymały się, bądź potwierdziły podejrzenia, otrzymało świadczenia łącznej wysokości 14,5 mln dolarów.

...

Niebywale kretactwo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:46, 03 Lip 2015    Temat postu:

Rekordy przerostu biurokracji na Sycylii

- Shutterstock

Na Sycylii padają rekordy przerostu biurokracji - potwierdził kolejny ogłoszony we Włoszech raport. We władzach regionu co dziewiąty pracownik jest dyrektorem lub kierownikiem. Dochodzi do paradoksów; są biura tylko z kadrą kierowniczą, ale bez personelu.

We władzach regionalnych na wyspie zatrudnionych jest łącznie 20 tysięcy osób. Kierownik lub dyrektor przypada średnio na 8,6 pracownika.
REKLAMA


Działają tam też biura i wydziały, w których nie ma żadnego pracownika - podkreślono w sprawozdaniu prokuratora włoskiego Trybunału Obrachunkowego.

Na pensje całej armii urzędników i personelu technicznego wydaje się z budżetu regionu ponad 1,5 miliarda euro rocznie. Zauważono w raporcie, że w zeszłym roku udało się tę kwotę obniżyć o 3 procent.

Mimo tak ogromnej liczby kadr władze Sycylii borykają się z problemem braku ludzi do pracy, co z kolei utrudnia obywatelom załatwienie wielu spraw. Wciąż, mimo apeli o oszczędność i racjonalizację wydatków, tworzone są kolejne urzędy, biura i referaty, których jedynymi pracownikami są kierownicy.

Prokurator włoskiego odpowiednika Najwyższej Izby Kontroli uznał sytuację we władzach Sycylii za “krytyczną”, a sposób zarządzania regionem za fatalny.

Sycylia uchodzi od lat za najbardziej jaskrawy we Włoszech przykład szastania publicznymi pieniędzmi, zarówno przez władze regionu, jak i tamtejszy sejmik, mający status lokalnego parlamentu. Przed kilkoma laty ujawniono, że zatrudniony w regionie pracownik techniczny otrzymywał specjalne dodatki za odśnieżanie ulic w Palermo w lipcu i sierpniu. Składane przez niego wnioski o taki dodatek były akceptowane przez liczne zastępy pionu finansowego.

...

Sycylia długie wieki należała do Bizancjum. Południe Włoch to inna cywilizacja niż Północ.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:07, 28 Lip 2015    Temat postu:

Der Spiegel

Justitia drży

Oskar Gröning - AFP

Chciał "tłuc Polaczków i Francuzów", dlatego zgłosił się na ochotnika do SS. Po wojnie jako jeden z nielicznych przyznał się do moralnej odpowiedzialności i wyraził skruchę. Zapadł wyrok w głośnej sprawie Oskara Gröninga, strażnika z Auschwitz: 94-letni dziś były esesman, oskarżony o współudział w zamordowaniu 300 tysięcy ludzi, został skazany na cztery lata więzienia. Ów proces dowodzi jednego: że wymiar sprawiedliwości wciąż nie jest pewien, jak postępować w takich przypadkach.

Jaka kara jest odpowiednia? Czy inna byłaby bardziej sprawiedliwa? Na te pytania nie ma łatwej odpowiedzi.
REKLAMA


Sędzia przewodniczący Franz Kompisch z sądu okręgowy w Lüneburgu skazał Oskara Gröninga na cztery lata więzienia. Cztery lata za współudział w zamordowaniu 300 tysięcy ludzi? Oskarżony ma 94 lata. W tym wieku czas liczy się inaczej.

Justitia, bogini sprawiedliwości, jest niepewna. Justitia drży. Jaka kara jest sprawiedliwa? Mimo wszystko wyrok ten to kamień milowy w historii sądownictwa. Wszelkie rachunki i porównania są tu nie na miejscu. Chodzi o ludzi, którzy przeżyli, i o to, co ów proces dotyczący Auschwitz dla nich oznacza. W Lüneburgu zebrało się 72 oskarżycieli posiłkowych. Przez wiele lat czekali na to, by niemiecki sąd ich wysłuchał i uznał Auschwitz za zbrodnię przeciwko ludzkości.

Odświętnie ubrani, drżący ze zdenerwowania, wnieśli swoje pozwy. 86-letni dziś Max Eisen pamięta esesmanów przy rampie jako "budzącą przerażenie sforę z trupimi czaszkami na czapkach“. Krzyczeli: "Raus, raus! Schneller, schneller! Weiter, weiter!". Wrzask funkcjonariuszy stojących w światłach reflektorów i wściekłe ujadanie psów byli więźniowie słyszą do dziś. Niektórzy znają z języka niemieckiego jedynie słowa: "raus, raus, schneller, schneller".

Waffen SS - dziarska grupa okryta sławą

Oskarżony nie przeczuwał tego wszystkiego, gdy w wieku dwudziestu lat postanowił zostać skarbnikiem Waffen-SS. Jak powiedział przed sądem, uważał SS za "dziarską grupę, która zawsze angażuje się na pierwszej linii i wraca okryta sławą“. Chciał do niej należeć. "Wreszcie tłuc Polaczków i Francuzów. Po to porzuciłem dotychczasową pracę w kasie oszczędnościowej“.

Owa euforia nie trwała jednak długo. Naziści wysłali go do Auschwitz, gdzie stał się jednym z tych, którzy dbali o sprawny przebieg jedynego w swoim rodzaju w całej historii ludzkości masowego mordu.

"Skoro Żydzi byli wrogami niemieckiego narodu – wyjaśniał swoją ówczesną postawę – to musieli zostać wytępieni. Uważaliśmy, że to rozsądne. Nie wiedzieliśmy, że sprawa nabierze takich rozmiarów“.

Zasługą Gröninga jest to, że z piekła Auschwitz nie robił nigdy tajemnicy. Mówił tym, którzy negowali Holokaust, ilu ludzi i w jaki sposób tam zabito – co najmniej 1,1 miliona. I dlaczego.

Od maja 1944 roku w ramach "akcji węgierskiej" przyjeżdżały jeden po drugim kolejne wagony bydlęce z ponad 400 tysiącami węgierskich Żydów. W każdym z nich przewożono od 2600 do 4 tysięcy osób. Robiono zdjęcia i wysyłano je do Berlina jako dowód sprawności SS w perfekcyjnym prowadzeniu akcji zagłady. Na jednej z fotografii rampy w tle można rozpoznać wielką górę bagaży.

Gröning widział kłęby dymu i czuł zapach palonych ludzkich ciał, jaki dobywał się z krematorium. Słyszał krzyki matek, które wraz z dziećmi w ramionach lub trzymając je za rękę wchodziły do rzekomych łaźni i nagle spostrzegały, że stąd nie ma już wyjścia. Wiedział, że bagaże, których miał pilnować przy rampie, muszą zostać natychmiast "przetworzone", podobnie jak ludzie. Następny pociąg czekał już na wjazd do piekła.

Biegły opowiedział o działaniu cyklonu B, o duszeniu się i skurczach, "jak przy ataku epilepsji". O walce o życie, która trwała aż pół godziny. Niektóre ciała były tak wczepione w siebie nawzajem, że trzeba było rozdzielać je siekierami.

"Ja tylko zamawiałem cyklon B"

W Auschwitz Gröning pracował w dziale "zarządzania pieniędzmi więźniów". Przeliczał dewizy i przechowywał biżuterię deportowanych, zaszytą niekiedy w ubraniach lub ukrytą w otworach ciała. Lecz robił nie tylko to.

Historyk Stefan Hördler, przedstawiając przed sądem sposób organizacji służby na rampie, mówił o "klasycznej rotacji". Latem 1944 roku potrzebny był każdy – dzięki temu wielu esesmanom udało się później uwolnić z odpowiedzialności. "Ja tylko jeździłem ciężarówką do pieców", "Ja tylko zamawiałem cyklon B" – tłumaczyli się. "Ja byłem raczej widzem stojącym na uboczu – powiedział Oskar Gröning. – Postawiono mnie tam tylko po to, żebym pilnował walizek". Tylko?

W grudniu 1943 roku ożenił się z narzeczoną swojego starszego brata, który poległ pod Stalingradem, pełnoetatową przewodniczką w nazistowskim Związku Niemieckich Dziewcząt BMD. We wrześniu 1944 roku przyszedł na świat ich najstarszy syn. Kiedy jego żona była w ciąży, Gröning zobaczył na rampie, jak esesman rozbija o śmieciarkę główkę niemowlęcia, które jego matka ukryła w walizce. "Serce na chwilę przestało mi bić" – powiedział.

"Co jeszcze zaobserwował pan na rampie?" – spytał przewodniczący. "Nie było żadnych ekscesów" – odparł Gröning. Żydzi nie musieli nawet sami nieść swego bagażu. O to zatroszczy się personel – mówiono. Dostawał nawet za to napiwki.

"Był pan przydatny – stwierdził sędzia przewodniczący w uzasadnieniu wyroku. – Aparatu zagłady nie da się utrzymać jedynie z pomocą ludzi, którzy chcą znaleźć ujście dla swoich sadystycznych skłonności".

Prokuratura uwzględniła fakt, że oskarżony odgrywał jedynie "podrzędną rolę“. Jak ważni byli jednak ludzie tacy jak on, pokazuje pewne zdarzenie z Treblinki. W 1942 roku pierwszy komendant tego obozu, Irmfried Eberl, po kilku tygodniach od rozpoczęcia masowego mordu został zwolniony ze swoich obowiązków, ponieważ nie dorósł do zadania, które tak sprawnie wykonywał Gröning i jemu podobni.

W Treblince panowały warunki nie do opisania. Zwłoki ludzi, którzy zmarli w wagonach bydlęcych, niektóre już nabrzmiałe i bliskie rozkładu, leżały tam jeszcze, gdy wjeżdżały kolejne pociągi. Nowo przybyłych więźniów z najwyższym trudem dawało się więc zapędzić do komór gazowych.

Widma z przeszłości nie dają spokoju

Gröning przyznał, że nie powinien był robić tego, co robił. Widma z przeszłości nie dają mu spokoju. Jaka kara byłaby dla niego sprawiedliwa?

Dla starań o sprawiedliwość istnieje wielki wzorzec: podczas pierwszego procesu dotyczącego Auschwitz, jaki odbył się w 1963 roku we Frankfurcie nad Menem, ówczesny prokurator generalny Hesji Fritz Bauer chciał uznać prawnie owe morderstwa za zorganizowaną masową zbrodnię. Wówczas każdy członek obozowego personelu mógłby zostać skazany za samą przynależność. Również Federalny Trybunał Sprawiedliwości w postępowaniu przeciwko strażnikom obozu zagłady w Chełmnie uznał, że "oskarżeni przez samą przynależność do sonderkommando świadczyli pomoc w zabijaniu ofiar".

Bauer nie zdołał jednak przeforsować swego zamiaru. Sąd, któremu przewodniczył Hans Hofmeyer – w 1944 roku sędzia głównego sztabu nazistowskiego sądownictwa wojskowego – rozłożył przemysłowo zorganizowany masowy mord na poszczególne części. Tym samym kwestia, komu należy udowodnić popełnienie konkretnego czynu, na przykład zabicie określonej osoby, zniknęła z pola widzenia. Było to celowe działanie.

Sąd we Frankfurcie, odpowiadający za sprawy z Auschwitz, wytyczał wówczas kierunek działania. Sytuacja prawna była przez cały czas ta sama, zmieniała się jednak praktyka. Masowe morderstwo popełnione na Żydach przestało być ścigane na poważnie.

W 1977 roku we Frankfurcie toczyło się śledztwo przeciwko 62 esesmanom, w tym przeciwko Oskarowi Gröningowi. Oskarżony powiedział to samo, co mówi przez cały czas. W 1985 roku postępowanie zostało umorzone. Z powodu "natłoku spraw" prokuratora nie podała nawet uzasadnienia, aż do dziś. W tamtym czasie w Hesji rządzili socjaldemokraci. Potem przyszła CDU. Nic się nie zmieniło.

6500 domniemanych sprawców z Auschwitz znanych jest z nazwiska. 49 z nich zostało skazanych – wylicza sędzia Kompisch. Porównuje tę liczbę z 300 tysiącami postępowań, jakie co roku przypadają na Lüneburg.

Obecnie do sądu we Frankfurcie trafił akt oskarżenia przeciwko 92-letniemu byłemu strażnikowi SS z Auschwitz. O rozpoczęciu postępowania zadecyduje sąd dla nieletnich w Hanau, ponieważ mężczyzna ten w chwili popełnienia zarzucanych mu czynów był osobą młodocianą. Prawo karne dla nieletnich wysuwa na pierwszy plan kwestie wychowawcze i oddziaływanie na młodego człowieka.

Justitia nadal drży.

...

Szczerze sie przyznal? Czy to byly kombinacje adwokatow zeby zmniejszyc kare?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:46, 17 Sie 2015    Temat postu:

Der Spiegel

W chińskiej pułapce

- AFP

Niemiecki przemysł przez lata osiągał rekordowe zyski dzięki niezwykłej prosperity w Chinach. Dopiero teraz firmy dostrzegają, jak bardzo uzależniły się od tamtejszej gospodarki i w jak wielką wpadły pułapkę.

Kiedy firmowy samolot wylądował na lotnisku Brunszwik-Wolfsburg, Martnin Winterkorn, szef Volkswagena, wciąż jeszcze był zły. Wracał z Chin, jednego z najważniejszych rynków swego koncernu, i przywoził stamtąd same złe wiadomości.
REKLAMA


Wiedział wprawdzie, że wyniki są kiepskie, że Volkswagen po raz pierwszy od dziesięciu lat nie jest w stanie zwiększyć zbytu, że ma do czynienia już nie ze stagnacją, lecz prawdziwym załamaniem. W czerwcu koncern sprzedał w Chinach o 22 procent mniej samochodów niż w tym samym miesiącu ubiegłego roku. Jego spółce-córce Audi też nie wiodło się wiele lepiej – tu spadek wyniósł 5,8 procenta.

Ale tego, że chińscy menedżerowie przyjmują zaistniałą sytuację, jak gdyby było to nieuniknione prawo natury, Winterkorn zrozumieć nie potrafi. Trend rynkowy to jedno – stwierdził szef Volkswagena – ”ale co mamy zrobić, żeby go zmienić? Nie możemy przecież bezczynnie się temu przyglądać”.

Co trzecie auto sprzedawane przez koncern pod marką Volkswagen, Audi, Škoda, Porsche, Bentley i Lamborghini znajduje odbiorcę w Chinach. Tamtejsi klienci kupują przede wszystkim drogie modele, takie jak Audi A8, Porsche Panamera czy Bentley Mulsanne. Dzięki interesom z Chinami koncern osiąga, według wyliczeń eksperta branży motoryzacyjnej Arndta Ellinghorsta z firmy analitycznej Evercore ISI, ponad 60 procent całego swojego zysku netto.

W zarządzie koncernu trwa obecnie dyskusja: czy mamy tu do czynienia jedynie z krótkotrwałą zapaścią, czy też jest to na razie koniec rozwoju? Czy spadek sprzedaży w Chinach zastopuje Volkswagena – a może rzeczywiście winna jest jedynie niewłaściwa strategia?

Tego rodzaju debaty prowadzone są w tej chwili nie tylko w Wolfsburgu. Również w drugiej wzorcowej niemieckiej branży – przemyśle maszyn i urządzeń – wielu przedsiębiorców odczuwa niepokój. W zeszłym roku odnotowali wzrost sprzedaży w Chinach o 3,8 procenta, obecnie zaś zapanowała stagnacja. – Aktualnie poruszamy się po linii zerowej – mówi Ulrich Ackermann ze związku branżowego. Poszczególne segmenty wprawdzie szybko rosną, mimo to jednak ”nie jest już tak, jak w ubiegłych latach”.

Chiny słabną – i jest to całkiem nowe doświadczenie dla obu wiodących gałęzi niemieckiego przemysłu. Przez ponad dwadzieścia lat stale osiągały one rekordowe wyniki. "Go east" – tak brzmiało hasło konstruktorów maszyn i producentów samochodów. Dzisiaj w Chinach działa ponad 5 tysięcy niemieckich firm. Niektóre postawiły na ten kraj niemal wszystko, ignorując fakt, że na świecie są również inne, choć nie tak wielkie regiony wzrostu, jak Indonezja. Meksyk czy Turcja.

Niemal z niczego owa republika ludowa wyrosła na najważniejszego partnera handlowego poza obrębem Europy, w ciągu dziesięciu lat obroty zwiększyły się niemal trzykrotnie. Biznes z Chinami po 2007 roku przyczynił się krok po kroku do wzrostu gospodarki Niemiec o 0,5 punktu procentowego – szacuje Mercator Institute for China Studies (Merics) w Berlinie. Jednym słowem – jest bardzo wiele do stracenia.

Ostatni krach na giełdzie i utrzymujące się osłabienie rynku nieruchomości pokazują, że również w Chinach nie można liczyć na stały wzrost. ”Z powodu ogromnego zwiększenia się zadłużenia wewnętrznego” występuje „zwiększona podatność na zakłócenia chińskiej gospodarki” – ostrzega Niemiecki Bank Federalny. Według analizy banku centralnego problemy w sektorze finansowym mogą przenieść się również do realnej gospodarki, a ich skutki będzie można zauważyć także w Niemczech.

Dyrektor Mericsa Sebastian Heilmann znalazł trafne określenie dla sytuacji, w jakiej obecnie znalazły się Niemcy. Siedzą w indyczej pułapce – mówi. Podobnie jak indyk, którego codziennie karmi rolnik, również niemiecki przemysł czuje się bezpiecznie w złudnej pewności, że wszystko to będzie trwać nadal. Pewnego dnia jednak ptak ląduje na talerzu. Niektóre firmy nie są przygotowane na nagle zmiany – ostrzega Heilmann. – Musimy nastawić się na to, że kiedyś może nastąpić krach.

Szczególnie wrażliwy jest przemysł samochodowy. Nigdzie indziej Volkswagen, Audi czy BMW nie sprzedaje więcej aut niż w Chinach, osiągając w tym kraju ważną część swoich zysków. Szefowie koncernów robią się więc nerwowi, zwlekają z inwestycjami, niektórzy zmniejszają moce produkcyjne. BMW na przykład zdecydowały się obniżyć produkcję w Chinach o 10 tysięcy pojazdów.
Powodzenie na chińskim rynku zadecyduje o przyszłości ThyssenKrupp?

W Volkswagenie jednak za pomocą takich stosunkowo niewielkich korekt nie da się nic zdziałać. Koncern ten jest tak bardzo zależny od biznesu w Chinach, jak żaden inny w Niemczech.

– Chiński rynek dojrzewa i rośnie już nie tak dynamicznie, jak dotychczas – przyznaje Martin Winterkorn. Szef Volkswagena w swoich planach liczy jednak na dalszy wzrost. Jego firma zamierza wraz ze swoimi partnerami nadal inwestować w tym kraju. Chce otworzyć tam pięć nowych fabryk i zwiększyć produkcję z trzech do pięciu milionów samochodów, choć w tej chwili nie jest w stanie sprzedać nawet obecnej liczby.

Winę za to ponosi również złe zarzadzanie w Wolfsburgu. – Przy planowaniu produkcji nie zauważono ważnego trendu na chińskim rynku – uważa analityk Ellinghorst. Chińczycy chętnie kupują kompaktowe samochody terenowe w przystępnej cenie. Volkswagen nie ma jednak w swojej ofercie takich modeli. Zarząd po trwającej przez wiele lat dyskusji zgodził się wprawdzie na produkcję takiego ”budget car”, ale pojawi się on na rynku dopiero za trzy lata. Dla koncernu oznacza to długi okres posuchy.

Menedżerowie Volkswagena w Chinach przeprowadzają analizy mające odpowiedzieć na pytanie, czy w tamtejszych fabrykach nie należałoby prowadzić produkcji jedynie przez 270 dni w roku, zamiast, jak dotychczas, przez trzysta. – To nie wystarczy – stwierdził Winterkorn podczas swojej inspekcji w Chinach. Oczekuje większej elastyczności, na przykład programów zbytu dla handlowców. Ale widzi jedynie rozpieszczony przez długoletni wzrost sposób zarządzania, który teraz, gdy na rynek stał się trudniejszy, niemal zastygł w szoku.

Koncern nie może sobie na to pozwolić. Gdy stopnieją zyski w Chinach, ucierpi na tym całe przedsiębiorstwo, a także ogromna liczba jego kooperantów. Jeśli pojawią się problemy, oni odczują je jako pierwsi. ThyssenKrupp w swoich zakładach w Dalian, mieście położonym o godzinę lotu samolotem od Pekinu, produkuje wały korbowe. Z powodu problemów u niemieckich odbiorców chciałby jeszcze bardziej intensywnie wejść w interes z chińskimi producentami. To jednak nie wystarczy, żeby zniwelować spadek – mówi wysoki rangą menedżer.

Również inny priorytetowy biznes koncernu ThyssenKrupp – sprzedaż ruchomych schodów i wind – przeżywa stagnację. Tu daje się zauważyć załamanie chińskiego rynku nieruchomości. Firma z Essen zaledwie dwa lata temu mocno rozbudowała swój zakład w pobliżu Szanghaju, by sprostać rosnącemu popytowi. W dwóch potężnych betonowych wieżach, wysokich jak kościelne, testowane są kabiny wind. ThyssenKrupp dostarczył wyposażenie do prestiżowych budowli, takich jak 492-metrowe Shanghai World Financial Center czy Olympic Park Observation Tower w Pekinie.

Na razie zyski osiągane w Chinach nie są jeszcze powodem do niepokoju – twierdzi kierownictwo. Stawka jest jednak wysoka. Szef koncernu Heinrich Hiesinger nastawił produkcję na Chiny i pomimo finansowych trudności inwestuje wiele w zakłady i urządzenia w tym kraju. W ciągu ostatnich czterech lat przeznaczył na ten cel grubo ponad 400 milionów ero. Powodzenie na chińskim rynku zadecyduje o przyszłości ThyssenKrupp.

Podobnie wygląda obecnie sytuacja w wielu koncernach w Niemczech. Według wyliczeń firmy doradczej EAC dziesięć wielkich niemieckich firm właśnie w Chinach osiąga jedną siódmą swoich obrotów. Do owego trendu przyłączyło się również sporo firm średniej wielkości, które musza teraz przyzwyczaić się do nowych warunków. I do nowej konkurencji. – Wzmaga się nacisk ze strony chińskich rywali – mówi doradczyni z EAC Daniela Bartscher-Herold.

Na przykład monachijska firma Giesecke & Devrient, znana z drukowania pieniędzy, która od ponad dwudziestu lat działa w Chinach, była niegdyś jedyną na tym rynku i odpowiednio do tego rosły jej zyski. Teraz jest zupełnie inaczej – zauważa Stefan Rosenbohm, dyrektor finansowy w Shenzhen. Trzeba ostro liczyć, bo liczba rywali znacznie wzrosła. – Teraz są tu już wszyscy.

Konkurencja staje się zacięta, zwłaszcza że Chińczycy nadrabiają zapóźnienia technologiczne. W produkcji samochodów, samolotów czy lekarstw nadal przodują firmy zachodnie. Inaczej jednak sprawa wygląda w przypadku artykułów elektronicznych, takich jak smartfony, czy w oprogramowaniu – tutaj chińscy producenci dotrzymują kroku lub są nawet bardziej zaawansowani. W energetyce słonecznej już przejęli prowadzenie, spychając na margines firmy niemieckie.

Pekińskie ministerstwo nauki wyznaczyło konkretny cel: pod koniec roku miejscowi konstruktorzy maszyn mają opanować 45 procent technologii. – Politycy wymienili dokładnie, jakie rodzaje maszyn są potrzebne – mówi doradczyni Bartscher-Herold.
Nikt nie może już pominąć tego rynku

W równie systematyczny sposób Chińczycy rozwijają rynek pociągów szybkobieżnych. Najpierw tamtejsi producenci podpatrzyli sporo od swoich partnerów zagranicznych, w tym od Siemensa. Teraz sami są gotowi do najwyższych osiągnięć. Stworzyli specjalne wagony do szybkich pociągów, które wytrzymują ogromne wahania temperatur na długich trasach. Produkty przemysłu kolejowego mają znaleźć zastosowanie również poza granicami republiki ludowej. Trwają już rozmowy z 28 państwami – informuje najnowszy raport amerykańskiej firmy konsultingowej McKinsey.

Doradcy zbadali 20 tysięcy chińskich zakładów pod kątem ich innowacyjności. Dawniej kraj ten ”jak gąbka” wysysał technologie z zagranicy, teraz zaś nastąpił kolejny krok: rozwój własnych idei. ”Chiny mają potencjał, by stać się globalnym przywódcą w dziedzinie innowacji” – brzmi wniosek z owych badań.

Im lepiej kraj ten rozwinie się ekonomicznie, tym bardziej zmniejszy się jednak jego przewaga kosztów wobec Europy. Od 2010 roku chińskie pensje wzrastały co roku średnio o jedenaście procent. Równie gwałtownie rosły wydatki osobowe – zauważa Jörg Westphal, członek zarządu produkującej telewizory firmy Schüco z Bielefeld. – Mógłbym już niemal pozwolić sobie na zatrudnianie pracowników z Niemiec – stwierdza.

Zwłaszcza w takich metropoliach, jak Pekin i Szanghaj, zarobki wciąż idą w górę. Pewien doradca przedsiębiorstw opowiadał niedawno o sekretarce ze znajomością chińskiego i niemieckiego, która zażądała w przeliczeniu 2500 euro netto miesięcznie oraz dodatku na budowę domu i szkołę dla dziecka. Niewielka firma nie miała takich możliwości, przelicytował ją Volkswagen.

To pokazuje, że warunki w Chinach uległy gruntownej zmianie – dlatego też niektóre firmy korygują swoją dotychczasowa strategię. HeidelbergCement zamierza w większym stopniu wziąć pod uwagę inne rynki. Podczas gdy w Chinach zużycie cementu przekroczyło już punkt szczytowy, w Indonezji pozostaje jeszcze spore pole do działania.

Również ThyssenKrupp dopasowuje się do nowej sytuacji, zmieniając dotychczasowy kurs w polityce personalnej: poszukuje innego rodzaju kadry zarządzającej. Do tej pory ów stalowy koncern zatrudniał menedżerów, którzy odpowiadali za rozwój i ekspansję, przedsiębiorców, jakich można znaleźć w USA. Teraz natomiast potrzebni są ludzie nastawieni na wydajność, oszczędność i produktywność – typ niemieckiego menedżera. Tego rodzaju umiejętności są teraz w Chinach bardziej istotne.

Tak oto niemieccy biznesmeni zostali więźniami chińskiej przygody, w jaką rzucili się przed wielu laty. Niektórzy najchętniej by się teraz wycofali, lecz znaczenie tego rynku jest tak wielkie, że nie mogą już z niego zrezygnować.

– Żaden z krajów sąsiadujących z Chinami nie ma nawet w przybliżeniu takiego potencjału – mówi Stephan Luerssen, dyrektor finansowy firmy Bitzer wytwarzającej urządzenia chłodzące. Na przykład w Indiach produkuje się rocznie około 20 tysięcy autobusów, w Chinach zaś blisko 150 tysięcy, z czego 90 tysięcy wyposażonych jest w klimatyzację.

Nikt nie może już pominąć tego rynku. Ale ten, kto tam jest, musi – inaczej niż dotąd – liczyć się również z możliwością porażki. Owa niepewność to część ”nowej normalności”, o jakiej często mówi się obecnie w Chinach. Parabanki, bańka nieruchomościowa, góra firmowych długów – wszędzie czai się koniunkturalne ryzyko.

Choćby dlatego kraj ten w przyszłości nie będzie już pełnić roli ratownika, jak było to podczas kryzysu finansowego przed siedmiu laty. Wtedy Niemcy dzięki eksportowi swoich towarów na Daleki Wschód mogły uniknąć recesji. – Dostarczaliśmy dokładnie to, czego potrzebowali Chińczycy: maszyny i symbole statusu – mówi szef firmy Merics Sebastian Heilmann.

Drugi raz coś takiego już się nie uda. Kiedyś wprawdzie znowu pojawi się kryzys, ale wtedy nie będzie już drugich Chin.

Frank Dohmen, Dietmar Hawranek, Alexander Jung, Bernhard Zand

...

Gdzie zlo tam Niemcy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:30, 08 Wrz 2015    Temat postu:

Unikatowe znalezisko w stolicy. Wydobyto 350 butli z okresu I wojny światowej
Piotr Halicki
Dziennikarz Onetu

W Forcie Chrzanów znaleziono ponad 350 zabytkowych butli z czasów I wojny światowej - fot. Mazowiecki Urząd Wojewódzki / Materiały prasowe

To prawdopodobnie używane 100 lat temu pojemniki na bojowe środki trujące. W warszawskim Forcie Chrzanów znaleziono dużą liczbę butli pochodzących z czasów I wojny światowej. Wszystkie zostały już wydobyte. Większość trafiła do Muzeum Wojska Polskiego. – To unikatowe odkrycie – zapewniają służby.

Historyczne obiekty zostały znalezione wiosną tego roku. - Dokonane przez nieuprawnione osoby wykopaliska w Forcie Chrzanów odsłoniły początkowo około 20 metalowych butli w różnym stanie. Po wizji lokalnej, dokonanej przez służby wojewody mazowieckiego, odgrodzono teren wzdłuż ulicy Kopalnianej, do czasu całkowitego wydobycia butli. Akcja była prowadzona w ścisłym porozumieniu z konserwatorem zabytków, aby szanse na zachowanie ich do celów muzealnych były jak największe – poinformowała Onet Ivetta Biały, rzeczniczka wojewody mazowieckiego.
REKLAMA


W trakcie prac służby przestrzegały wszystkich procedur, aby zapewnić bezpieczeństwo okolicznym mieszkańcom. Od końca marca do końca sierpnia teren był zabezpieczony. Prace były prowadzone pod kierownictwem Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, a działania koordynował wojewoda mazowiecki. Teren fortu jest pod ochroną konserwatora zabytków. Użytkowany jest obecnie przez prywatnego dewelopera.

Wszystkie butle zostały już wydobyte. 335 rozszczelnionych, czyli bezpiecznych, zostało przewiezionych do Muzeum Wojska Polskiego. Natomiast 17 szczelnych butli zostało zabranych przez wojsko. Konieczne będzie sprawdzenie ich zawartości. Pojemniki mogły być wykorzystywane w 1915 roku do działań wojennych.

Dokładne oględziny, które zostaną teraz przeprowadzone, pozwolą określić właściwy sposób konserwacji obiektów, a następnie udostępnienie ich zwiedzającym MWP. - Odkrycie jest unikatowe. W polskich muzeach nie ma pojemników na bojowe środki trujące z I wojny światowej – tłumaczy Ivetta Biały.
f880ac92-fe50-43b3-bd7a-8f6525e850bd W Forcie Chrzanów znaleziono ponad 350 zabytkowych butli z czasów I wojny światowej - Materiały prasowe
W Forcie Chrzanów znaleziono ponad 350 zabytkowych butli z czasów I wojny światowej

Wszystkie prace w Forcie Chrzanów zostały już zakończone. Jego teren nie jest skażony. Saperzy nie wykryli pod ziemią więcej przedmiotów.

Służby wojewody przypominają, że zgodnie z Ustawą o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, każdy, kto bez pozwolenia poszukuje ukrytych lub porzuconych zabytków, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Może narażać też siebie i innych na niebezpieczeństwo, jak to miało miejsce w przypadku znaleziska w Forcie Chrzanów. W razie przypadkowego znalezienia przedmiotu, który może być zabytkiem archeologicznym, należy niezwłocznie zawiadomić konserwatora zabytków.

...

Niemiecki wklad w cywilizacje. To Niemcy sa wynalazcami trucia na wojnie. Oczywiscie tylko kraj wysokiej techniki byl w stanie sobie z tym poradzic...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:20, 24 Lis 2015    Temat postu:

Kaliningrad otwiera się na turystów i dawne tradycje wschodniopruskie

Panorama Kaliningradu - Thinkstock

W jednej z galerii w Kaliningradzie otwarto nietypową wystawę - na marcepanowej masie malowane są dawne widoki miasta. Wystawa - jak informują lokalne gazety - ma służyć przypominaniu miasta, którego dziś nie ma i jego dawnych tradycji cukierniczych.

Czołowa gazeta Kaliningradu - "Kaliningradzka prawda" - poinformowała, że wystawa "Słodki Królewiec" ma przypominać "słodkie oblicza przedwojennego Królewca. Miasta tajemniczego, którego dziś już nie ma. Z jego cudem ocalonymi kościołami, bramami i mostami". Na wystawę składają się widokówki dawnego Królewca namalowane na masie marcepanowej. Wystawie towarzyszą też warsztaty malowania na marcepanie.
REKLAMA


"Kaliningradzka prawda" poinformowała, że prace nad wystawą rozpoczęły się w 2013 roku, a niektóre z prezentowanych na niej "słodkich widokówek" były wcześniej pokazywane na wystawach w całej Rosji.

Informacji o wystawie towarzyszy także wzmianka o tym, że marcepan gościł w Królewcu od czasów średniowiecza, a pierwsza fabryka marcepanu powstała w mieście w 1809 roku. Marcepan miał być ulubionym przysmakiem mieszkańców, a marcepanowe wyroby - najlepszą pamiątką z Królewca.

Od kilku lat Rosjanie coraz śmielej nawiązują do przedwojennych tradycji Kaliningradu, który przed wojną był stolicą Prus Wschodnich i nosił miano Królewca. Z inicjatywy rodziny Toropowych w 2011 roku powstało muzeum marcepanu, ale nie ma ono swojej stałej siedziby ani wystawy, tylko czasami prezentuje marcepanowe rarytasy, korzystając z gościnności innych muzeów, czy galerii.

W Kaliningradzie i obwodzie (zwłaszcza nadmorskich kurortach) można też kupić pocztówki z dawnymi widokami Królewca, czy pamiątkowe magnesy. Wiele z nich jest podpisanych "Królewiec" lub "Keningsberg" (niemiecka przedwojenna nazwa miasta).

Nawiązywanie do dawnych tradycji miasta idzie w parze także z otwieraniem się Kalinigradu na turystów. Podczas niedawnej konferencji o małym ruchu granicznym, która odbywała się w Giżycku, minister turystyki obwodu kaliningradzkiego Andriej Jermak przyznał, że rocznie obwód odwiedza ok. miliona turystów, którzy średnio przebywają tam od 3 do 10 dni i wydają w czasie pobytu - w przeliczeniu na złotówki - ok. 2 tys. Jermak podał wówczas, że 87 porc. turystów to Rosjanie, ale w minionym roku do Kaliningradu miało przyjechać 25 tys. Niemców - głównie potomków ludzi, którzy mieszkali w przedwojennych Prusach Wschodnich.

Jermak przyznał też, że do Kaliningradu przyjeżdża w celach turystycznych coraz więcej Chińczyków, którzy są zainteresowani bursztynem. W obwodzie, w mieście Jantarnyj, działa ogromna kopalnia bursztynu, w samym Kalinigradzie działa też bogate w unikatowe eksponaty muzeum bursztynu. Według szacunków pokłady bursztynu w obwodzie kaliningradzkim są największe na świecie.

...

Tylko zeby mi nie powrocil kult prusactwa! Ten ohydny rozdzial historii jest jua SKONCZONY!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:01, 22 Gru 2015    Temat postu:

"Sueddeutsche Zeitung": polityka migracyjna Niemiec niewiarygodna


Niemcy same ponoszą odpowiedzialność za to, że wiele krajów Unii Europejskiej zarzuca im podwójną moralność w polityce migracyjnej - pisze historyk Heinrich August Winkler na łamach dzisiejszego wydania "Sueddeutsche Zeitung".

"Niemiecki apel o solidarność europejską (w kwestii uchodźców) byłby bardziej wiarygodny, gdyby decyzje podejmowane w Berlinie w lecie 2015 roku – rezygnacja z indywidualnego rozpatrywania wniosków uciekinierów z syryjskiej wojny domowej oraz uzgodnione z Wiedniem otwarcie granicy dla uchodźców, którzy utknęli na Węgrzech – były wcześniej uzgodnione z UE" – pisze historyk.
REKLAMA


"Działania (Niemiec) na własną rękę sprawiły, że ich europejscy sąsiedzi stali się nieufni" - stwierdza Winkler, dodając, że jeszcze większy niesmak za granicą wywołują działania niemiecko-austriackie.

Europa stała się dla wielu Niemców po 1945 roku "zastępczą ojczyzną" ze względu na to, że niemiecki agresywny nacjonalizm doprowadził wcześniej do nazistowskiej dyktatury - pisze historyk i przypomina termin ukuty przez jego kolegę po fachu, Karla Dietricha Brachera, który określał RFN mianem "postnarodowej demokracji" wśród państw narodowych.

Republika Bońska (RFN) jako jedyny kraj UE nie była państwem narodowym - przypomina Winkler. Jak zaznacza krytycznie, zachodnioniemieccy intelektualiści wykazywali tendencję do pojmowania przymiotnika "postnarodowy" jako cechy całej epoki i zmierzali do "przezwyciężenia narodów w procesie integracji europejskiej". Poza RFN ta "teologia" znalazła jednak niewielu zwolenników – zauważa Winkler.

"Niemiecka skłonność do patrzenia na Europę przez pryzmat tego, czego w realnie istniejącej Europie nie ma, ciągle istnieje" - pisze historyk. Niebezpieczeństwo tej "niemal religijnej" przesadnej postawy polega na tym, że jest skazane na rozczarowanie. "Wobec skali niemieckich oczekiwań inne kraje nie mogą dotrzymać kroku. Ponieważ Niemcy dają im to odczuć, kraje te czują się moralnie postawione pod pręgierzem" - wyjaśnia Winkler.

Odnosząc się do historycznych analogii, Winkler przypomina słowa biskupa Chartres Johanna von Salisbury z 1160 roku, "Kto uczynił Niemców sędziami narodów", postawione podczas obrad w zdominowanym przez niemiecki episkopat zgromadzeniu kościelnym w Pawii.

Instrumentalizacja Europy do celów narodowych nie jest jedynie niemiecką specyfiką - podkreśla Winkler. Bardzo niemieckie jest natomiast wierzyć w Europę jako "Świat jako wola i przedstawienie" (tytuł dzieła Arthura Schoppenhauera). To, że w polityce migracyjnej niemal wszystkie inne kraje UE mają inne stanowisko niż Niemcy, nie jest dowodem na to, że mają rację. Ale dobrze jest wiedzieć, dlaczego właśnie w tej dziedzinie różnice między partnerami europejskimi są tak duże - pisze.

Winkler należy do najwybitniejszych niemieckich historyków. Jest autorem monografii "Długa droga na Zachód", w której opisał proces wchodzenia RFN do wspólnoty zachodniej. Był głównym mówcą podczas tegorocznego uroczystego posiedzenia Bundestagu z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej 8 maja. W przemówieniu apelował do Niemców o solidarność z Polską i innymi krajami Europy Środkowej.

...

Niemcy sa egoistycznymi nacjonalistami. Rury sa przeciez tylko dla nich. Innym szkodza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:18, 08 Sty 2016    Temat postu:

W Niemczech prezentacja krytycznej edycji "Mein Kampf"
akt. 8 stycznia 2016, 11:18
• Historycy zaprezentują nową edycję książki "Mein Kampf" Adolfa Hitlera
• Będzie to specjalne wydanie opatrzone krytycznym naukowym komentarzem
• Dotychczas "Mein Kampf" nie można było drukować
• 1 stycznia wygasły prawa autorskie
• Wśród historyków zdania co do celowości wydania "Mein Kampf" są podzielone



Niemieccy historycy zaprezentują w piątek nową edycję książki "Mein Kampf" Adolfa Hitlera. Chodzi o specjalne wydanie opatrzone krytycznym naukowym komentarzem. Dotychczas "Mein Kampf" nie można było drukować. 1 stycznia wygasły prawa autorskie. Oznacza to, że książkę można już swobodnie wydawać.

Aby uprzedzić pojawienie się na rynku publikacji bez naukowego komentarza, historycy przygotowali naukowe wydanie książki. - Niemieccy historycy uznali, że na rynku powinna pojawić się krytyczna edycja, dlatego przygotowali swoją wersją z odpowiednim komentarzem, zwracającym uwagę choćby na fatalne konsekwencje przemyśleń Hitlera - mówi Andreas Wirsching, dyrektor Instytutu Historii Współczesnej (IfZ) w Monachium, w którym powstało naukowe wydanie.

Uzasadniając edycję cieszącego się złą sławą dzieła, Wirsching zaznacza, że "Mein Kampf" jest "jednym z najważniejszych źródeł historii narodowego socjalizmu", zastrzega jednak, że projekt ma oprócz tego także inny aspekt.

- Obecne wydanie spełnia także polityczno-moralną funkcję, gdyż pogodzenie się z tym, by wynurzenia Hitlera po wygaśnięciu praw autorskich Bawarii "wałęsały" się po różnych mediach bez komentarza, byłoby do głębi nieodpowiedzialne - podkreśla historyk.

Christian Hartmann, szef zespołu historyków z IfZ w Monachium pracujących od lat nad projektem, mówił, że impulsem do przyspieszenia prac nad wydaniem krytycznym "Mein Kampf" była podjęta trzy lata temu przez brytyjskiego wydawcę Petera McGee próba rozpowszechniania w Niemczech fragmentów utworu Hitlera za pośrednictwem dostępnego w kioskach czasopisma poświęconego historii.

- Wtedy udało się zablokować sądownie ten pomysł, jednak incydent był dla nas ostrzeżeniem, co może się stać po 1 stycznia 2016 roku, gdy dosłownie każdy będzie mógł wydać "Mein Kampf" - tłumaczył Hartmann.

Licząca 2000 stron dwutomowa publikacja zawiera oprócz oryginalnego tekstu liczne przypisy oraz komentarze wyjaśniające kontekst historyczny i demaskujące manipulacje stosowane przez Hitlera. - Naszym zadaniem jest zaoferowanie czytelnikom naukowych objaśnień i odmitologizowanie tej książki - deklarują historycy. Jak zapewniają, w całej książce nie ma ani jednej strony, która nie zawierałaby komentarza czy polemiki z autorem. - To ma być antidotum na neonazistowską ideologię - dodaje Hartmann.

Hitler napisał pierwszą część "Mein Kampf" w więzieniu w Landsbergu, gdzie odbywał karę więzienia po nieudanym puczu w Monachium w listopadzie 1923 roku. "Więzienie było moim uniwersytetem na koszt państwa" - twierdził w czasach późniejszych Hitler. Pierwszy tom ukazał się w 1925 roku, a drugi rok później. Od 1930 roku obie części wydawano jako całość.

Przyszły wódz III Rzeszy zawarł w nich swój rasistowski i antysemicki program, zapowiadając między innymi zdobycie "przestrzeni życiowej" na Wschodzie. Do końca wojny sprzedano lub rozdano ponad 12 mln egzemplarzy "Mein Kampf".

Polemizując z zarzutami, że chce "zarobić na Hitlerze", Wirsching podkreśla, że projekt realizowany w jego instytucie nie ma charakteru komercyjnego. - Musieliśmy dużo zainwestować, nie ma mowy o zyskach - zastrzegł dyrektor IfZ. - Jeżeli wpływy będą wyższe niż koszty, przeznaczymy je na cel charytatywny - obiecuje.

Pomysł wydania "Mein Kampf", nawet jako opracowania naukowego opatrzonego komentarzem, nie wszystkim się spodobał. Nie brak głosów ostrzegających, że po dzieło "fuehrera" do księgarni szturmem ruszą neonaziści.

Zdaniem Hartmanna "Mein Kampf" pełni w środowiskach neonazistowskich rolę symbolu, jednak treść "nie odgrywa praktycznie żadnej roli". - Język jest za trudny, a tematy zbyt odległe w czasie - tłumaczy historyk.

Prace nad krytycznym wydaniem "Mein Kampf" napotykały na przeszkody ze względu na ambiwalentną postawę polityków. Parlament Bawarii poparł w 2012 roku projekt politycznie i finansowo, by rok później nieoczekiwanie wycofać swoje poparcie. Bawarski minister nauki Ludwig Spaenle uzasadniał zmianę decyzji odczuciami ofiar Holokaustu. Dyrekcja IfZ zdecydowała się wówczas na kontynuowanie prac na własną rękę.

Posiadanie "Mein Kampf" nie jest w Niemczech zabronione, karze podlega jedynie rozpowszechnianie tej książki. Oryginalne egzemplarze utworu Hitlera można kupić w niemal każdym antykwariacie; tekst jest też dostępny w internecie. "Mein Kampf" jest bestsellerem na Bliskim Wschodzie, w Brazylii i w Afryce Północnej, a także - w wersji cyfrowej - w Stanach Zjednoczonych. Na początku lat 90. książka Hitlera ukazała się też w Polsce.

Niemieccy Żydzi podchodzą do problemu ze spokojem. - Nie mam nic przeciwko naukowemu wydaniu - oświadczył szef Rady Centralnej Żydów w Niemczech Josef Schuster. Znajomość "Mein Kampf" jest - jego zdaniem - ważna dla zrozumienia nazizmu. Władze powinny natomiast - jego zdaniem - nadal ścigać wydania samego tekstu bez komentarza.

...

Bardzo pozno i bez sensu. Ksiazka ta to belkot i raczej ktos zafascynowany Hitlerem ja przeczyta niz nie znajacy Hitlera zafascynuje sie nim po przeczytaniu nudnych wywodow maniaka. TRZEBA BYLO OD RAZU PO WOJNIE WYDAC!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:07, 15 Sty 2016    Temat postu:

Ze względu na duży popyt konieczny dodruk "Mein Kampf" Hitlera w Niemczech
15 stycznia 2016, 14:45
• Pierwszy nakład "Mein Kampf" rozszedł się błyskawicznie w Niemczech
• Wydawca już zapowiedział, że zlecił dodatkowy dodruk
• Jest to wersja książki Hitlera z krytycznym komentarzem historyków

Ze względu na ogromne zainteresowanie propagandową książką Hitlera "Mein Kampf" jej wydawca - Instytut Historii Współczesnej (IfZ) w Monachium - musi dodrukować kolejne egzemplarze krytycznego wydania publikacji. Pierwszy nakład rozszedł się błyskawicznie.

"Mein Kampf" jest dostępny w niemieckich księgarniach od tygodnia. Pierwszy nakład kontrowersyjnej książki w wysokości 4 tys. egzemplarzy zniknął natychmiast z półek. Ponadto już w dniu premiery książki do Instytutu w Monachium nadeszło 15 tys. zamówień - podał w piątek dziennik "Berliner Zeitung".

"Zleciliśmy dodruk kolejnych egzemplarzy, reagujemy elastycznie na popyt" - zapewnia dyrektor IfZ Andreas Wirsching na swojej stronie internetowej. "Będziemy sukcesywnie zwiększać nakład, aby każdy zainteresowany mógł ją nabyć" - napisał historyk zastrzegając, że nie może wykluczyć, iż na zakup książki trzeba będzie poczekać.

Wirsching zaznaczył, że cena naukowej publikacji - 59 euro - została celowo ustalona na tak niskim poziomie, aby była dostępna nie tylko dla fachowców, lecz także dla szerszego grona czytelników. Traktujemy to jako "wkład do historyczno-politycznego kształcenia społeczeństwa" - wyjaśnił historyk.

Napisana przez Hitlera w latach 20. podczas odbywania kary więzienia książka została wydana po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej. Jej wcześniejszą publikację blokowały władze Bawarii posiadające przekazane im przez USA prawa autorskie do tego dzieła. Z końcem zeszłego roku prawa te wygasły. Aby uprzedzić pojawienie się na rynku publikacji bez naukowego komentarza, historycy z IfZ przygotowali krytyczne wydanie książki.

Zdaniem Wirschinga "Mein Kampf" jest jednym z najważniejszych źródeł historii narodowego socjalizmu. Krytyczne wydanie "Mein Kampf" ma także jego zdaniem "polityczno-moralną funkcję", gdyż zapobiega sytuacji, w której na rynku ukazałoby się po wygaśnięciu praw autorskich Bawarii wiele wydań nieopatrzonych komentarzem.

Licząca blisko 2000 stron dwutomowa publikacja zawiera oprócz oryginalnego tekstu liczne przypisy oraz komentarze wyjaśniające kontekst historyczny i demaskujące manipulacje stosowane przez Hitlera.

Hitler napisał pierwszą część "Mein Kampf" w więzieniu w Landsbergu, gdzie odbywał karę więzienia po nieudanym puczu w Monachium w listopadzie 1923 roku. Pierwszy tom ukazał się w 1925 roku, a drugi rok później. Od 1930 roku obie części wydawano jako całość.

Przyszły wódz III Rzeszy zawarł w nich swój rasistowski i antysemicki program, zapowiadając między innymi zdobycie "przestrzeni życiowej" na Wschodzie. Do końca wojny sprzedano lub rozdano ponad 12 mln egzemplarzy "Mein Kampf".

Niemiecka minister oświaty Johanna Wanka opowiedziała się za wykorzystaniem naukowego wydania "Mein Kampf" na lekcjach historii. Pomysł ten poparły Związek Nauczycieli Niemieckich, a także władze Bawarii.

Z Berlina Jacek Lepiarz, PAP

...

Gwarantuje ze ludzie nie przebrna. Ale pusta ciekawosc. Ja nie czytalem choc jako czlowiek od wiedzy powinienem niby. Ale okupacja mowi az nadto o tym wszystkim. A ta postac zawsze mnie odpychala. Wole czytac o swietych o polskich bohaterach. Zatem nie zamierzam zglebiac tej psychopatologii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:03, 29 Sty 2016    Temat postu:

Margot Woelk, testerka Hitlera
Kamil Nadolski
Dziennikarz Onetu

Express Newspapers / Getty Images

Margot Woelk jako młoda dziewczyna została porwana przez SS i zmuszona do testowania posiłków Adolfa Hitlera. Świat poznał jej historię dopiero 67 lat później.

Jedz! – oświadczył esesman tonem nieznoszącym sprzeciwu. Młoda kobieta posłusznie wzięła do ręki widelec i przystąpiła do wykonywania rozkazu. Na wypolerowanym talerzu znajdował się zestaw pierwszej klasy warzyw i owoców. Szparagi, czerwona papryka, ryż i zestaw sałatek tworzyły wyrazistą mozaikę barw. Adolf Hitler był estetą. Nic zatem dziwnego, że nawet wygląd jego posiłków musiał zakrawać o dzieło sztuki. Miał też wiele innych osobliwych cech. Jedną z nich była paranoja i słuszna obawa przed zamachem na własne życie. Zanim jakikolwiek posiłek trafił na stół fuhrera musiał być dokładnie sprawdzony.
REKLAMA


To zadanie powierzono porwanym kobietom, które służyły jako swoiste króliki doświadczalne. Każdego dnia piętnaście z nich, godzinę przed obiadem, musiało próbować potraw przeznaczonych dla Hitlera. Płacz i szlochanie wywołane były obawą, że każdy kęs może być ich ostatnim. Przez lata niewiele było wiadomo o tym osobliwym zespole. Jedyna testerka, której udało się przeżyć wojnę, dopiero niedawno postanowiła opowiedzieć swoją historię. 98-letnia dziś Margot Woelk, owe złowieszcze "Jedz!" słyszała przez 800 dni. W 2012 r. historię życia opowiedziała dziennikarzom "The Times'a".
Propozycja nie do odrzucenia

Margot Woelk urodziła się 27 grudnia 1917 r. w malutkim miasteczku Wilmersdorf pod Berlinem (dziś to jedna ze stołecznych dzielnic). Dorastała w rodzinie, która bardzo krytycznie odnosiła się do rosnących w siłę nazistów. Mimo nacisków odmówiła wstąpienia do Związku Niemieckich Dziewcząt (BDM), żeńskiej sekcji Hitlerjugend. Jej ojciec miał mniej szczęścia – kiedy odmówił wstąpienia w szeregi NSDAP, został aresztowany. Wybuch II wojny światowej był dla niej osobistą tragedią. We wrześniu 1939 r. była świeżo po ślubie z Karlem Woelkiem, szefem berlińskiego biura podatkowego, w którym pracowała jako sekretarka. Młodym małżonkom nie było dane jednak długo cieszyć się sobą. Karl został powołany do Wehrmachtu i wysłany na front. Listy przychodziły coraz rzadziej, wreszcie został uznany za zaginionego.

Margot mieszkała w Berlinie do 1941 r. W czasie jednego z alianckich bombardowań jej dom został jednak poważnie uszkodzony, toteż z dnia na dzień została bez dachu nad głową. Nie zastanawiała się długo, kiedy mieszkanie zaproponowała jej teściowa. Spakowała swoje rzeczy i wyjechała do miejscowości Gross-Partsch w Prusach Wschodnich (dziś znajduje się ona na terytorium Polski, w woj. warmińsko-mazurskim). Nie miała pojęcia, że dosłownie kilka kilometrów od jej nowego domu znajduje się Wilczy Szaniec, główna kwatera Adolfa Hitlera, skąd ten dowodził armią Trzeciej Rzeszy.

Nowa dziewczyna szybko zwróciła uwagę miejscowych. Jako że burmistrz Gross-Partsch był zagorzałym nazistą, przyjazd nowej osoby natychmiast zgłosił SS. Niewiele czasu minęło nim do jej drzwi zapukało dwóch oficerów i zabrało na przesłuchanie. Pytano o to kim jest, czym się zajmowała i co potrafi robić. Wreszcie oznajmili, że mają dla niej pracę: będzie degustatorką. Pod ładną z pozoru nazwą kryło się jednak gorzkie rozczarowanie.

– Początkowo do głowy mi nie przyszło, że będę musiała ryzykować własnym życiem. Tak zaczął się mój koszmar – wspomina. Margot Woelk miała testować posiłki fuhrera pod kątem potencjalnej trucizny.
95745c4d-d4f6-4684-97c1-02cab7bebdf4 Margot Woelk - MARKUS SCHREIBER / East News
Margot Woelk
Ciągłe obawy

Taki los dzieliła razem z 14 innymi dziewczętami. Wszystkie pracowały w szkole w Kruszewcu, 3 km od kwatery Hitlera, która została zamieniona na kuchnię. Do dziś w podziemiach zachowała się biała glazura i haki w ścianach z tamtego okresu. Znajdują się w pomieszczeniach, które służyły za magazyny do przechowywania żywności. To nowa wiadomość bo, do niedawna sądzono, że kuchnia przez cały czas znajdowała się na terenie Wilczego Szańca.

Wszystkie kobiety musiały jeść w tym samym czasie. Godzinę przed zaplanowanym obiadem fuhrera. – Testowałyśmy jedzenie między godziną 11 a 12. Dopiero gdy każda z nas skosztowała potraw, SS zawoziło jedzenie do kwatery Hitlera – wspomina pani Woelk. Dzięki temu można było mieć pewność, że ewentualne objawy wystąpią nawet wówczas, gdyby trucizna miała działać z opóźnieniem. Margot próbowała i czekała na to, co się stanie.

– Codziennie rozmawiałyśmy o tym, że alianci chcą otruć Adolfa. Każdy o tym wiedział – mówi. – Bałam się cokolwiek przełknąć, gdy esesmani mówili: "Jedzcie na rozkaz razem, nie oddzielnie". Dla dziewcząt każdy kęs mógł być ostatnim, dlatego często zdarzały się wybuchy płaczu. – Były takie dni, kiedy wszystkie wyłyśmy jak zbite psy – opowiada.

Jak twierdzi pani Woelk doświadczenie testerki wywoływało skrajne emocje. Z jednej strony ciągła obawa o własne życie, z drugiej smakowanie luksusu. Hitler jadał tylko wykwintne potrawy.

– Jedzenie było pyszne, najlepsze warzywa i owoce. Nie podawano mięsa, nie przypominam sobie też, by były jakieś ryby. Napoje testowano gdzieś indziej, SS je zabierało, my nie musiałyśmy ich próbować – opowiada. Każdy składnik, czy to owoce, czy warzywa, musiały być najwyższej jakości. W czasach kiedy wokół panował głód, a żywność była reglamentowana, nawet taką pracę niektórzy traktowali jak przywilej.

Z opowieści Margot sporo dowiadujemy się również o kulinarnych upodobaniach Hitlera.

Historycy na przestrzeni lat uważali jego wegetarianizm za swoistego rodzaju manifestację wzgardy wobec życia ludzkiego. Inni badacze uznali dietę przywódcy za propagandowy chwyt Goebbelsa, który kreował dyktatora na zdrowego i silnego przedstawiciela rasy panującej. Ponoć Hitler miał w planach wprowadzić wegetarianizm pod strzechy imperium po zakończeniu wojny. Faktem jest, że przed rokiem 1939 rozsmakowywał się w faszerowanych gołębiach, bawarskich kiełbaskach i szynce. Dopiero wraz z wybuchem wojny zaczął mieć obsesję na punkcie wegetarianizmu.
Z deszczu pod rynnę

Warunki znacznie pogorszyły się po 20 lipca 1944 r. Nieudany zamach na życie Hitlera inspirowany przez Clausa von Stauffenberga miał srogie konsekwencje. W czasie gdy doszło do eksplozji wszyscy pracownicy kuchni siedzieli w specjalnym namiocie, gdzie zaproszono ich na projekcję filmową. – Słyszałem, jak ktoś krzyczy: "Hitler nie żyje!" Ale, oczywiście, szybko okazało się to nieprawdą – wspomina Woelk. Incydent doprowadził jednak do aresztowania tysięcy podejrzanych i zaostrzenia przepisów bezpieczeństwa. Margot i inne testerki zostały przeniesione do Wilczego Szańca, którego nie mogły opuszczać.

Kiedy zbliżał się front rosyjski, w kwaterze zrobiło się nerwowo. Doszło nawet do tego, że pewnej nocy jeden z esesmanów zgwałcił młodą Margot. Przed nadciągającą armią radziecką udało jej się uciec tylko dzięki pomocy innego Niemca. – Żołnierz nazwiskiem La Grange powiedział, żebym się spakowała i uciekała razem z nim. Wsadził mnie do pociągu Goebbelsa i tak udało mi się wyjechać. Uratował mi życie – opowiada staruszka. Mowa o pociągu, którym ewakuował się z Prus do Berlina minister propagandy. To właśnie nim została przeszmuglowana kobieta.

W niemieckiej stolicy jednak wcale nie było lepiej. Ponieważ oddaliła się ze służby, SS traktowało ją jak zbiega. W Berlinie o mały włos nie została aresztowana. Najgorsze przyszło jednak wraz z nadejściem Rosjan.

Po samobójstwie Hitlera ukrywała się przed żołnierzami Armii Czerwonej w schronie. Nie pomogło nawet przebranie za staruszkę. Kiedy do piwnicy wpadli Rosjanie, porwali wszystkie kobiety. Ją upatrzył sobie radziecki major. Gwałcił ją przez 14 dni, czego efektem były komplikacje zdrowotne. Po tym zajściu nigdy już nie mogła mieć dzieci.

Po wojnie próbowała ułożyć sobie życie na nowo. Wróciła do pracy w biurze podatkowym. 27 marca 1946 r. przeżyła kolejny szok. W jej drzwiach stanął mężczyzna z zabandażowaną głową. To był Karl. Emocje były tak wielkie, że zemdlała. W myślach już pogodziła się z jego śmiercią. Od dwóch lat nie miała o nim przecież żadnych wieści. Okazało się, że przez cały ten okres był więziony w radzieckim obozie jenieckim. Małżonkowie żyli razem aż do jego śmieci w 1990 roku.
95745c4d-d4f6-4684-97c1-02cab7bebdf4 Margot Woelk - MARKUS SCHREIBER / East News
Margot Woelk

Margot Woelk testowała jedzenie dla Hitlera w sumie przez 800 dni. Co ciekawe nigdy na własne oczy nie widziała człowieka, dla którego ryzykowała życiem. – To cud, że przeżyłam – mówi. Cud tym większy, że jak się dowiedziała, wszystkie pozostałe 14 dziewcząt, które testowały posiłki zostały zamordowane przez Rosjan. Wojenne przeżycia sprawiły, że obiecała sobie wymazać je z pamięci. Nigdy nie chciała o nich rozmawiać. Co więc sprawiło, że po tylu latach postanowiła do nich wrócić?

– Dziś uważam, że to mój obowiązek. Nie wobec samej siebie, ale wobec świata. Miałem życie pełne dramatyzmu, ale potrafię już o nim opowiadać z nieco większym dystansem – tłumaczy staruszka.

Pani Woelk nadal mieszka w Berlinie, w domu, w którym się urodziła.

...

Germanska subtelnosc. Najpierw nagadali jak to zatrute a potem. Jedzcie! Gutten Appetit! Oczywiscie nie bylo zatrute to byla mania. Hitler byl strzezony. Ale one sie baly. I TAK DZIEN W DZIEN!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:16, 21 Mar 2016    Temat postu:

Niemiec mówił: "zabiłbym Polaków", nagrała to telewizja. Jest śledztwo
21 marca 2016, 18:20
• Prokuratura Rejonowa w Pucku wszczęła śledztwo ws. obywatela Niemiec
• Niemiecki przedsiębiorca mógł znieważyć Polaków i propagować faszyzm
• Sprawa została nagłośniona w Telewizji Republika
• Na nagraniu słychać m.in.: "nienawidzę Polaków" i "tak, jestem hitlerowcem"

Prokuratura Rejonowa w Pucku wszczęła śledztwo w sprawie działającego na Pomorzu niemieckiego przedsiębiorcy, który mógł znieważyć Polaków i propagować faszyzm. Jak donosiły media, Niemiec miał mówić m.in., że "zabiłby wszystkich Polaków".

O wszczęciu śledztwa w tej sprawie poinformowała Ewa Burdzińska z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Wyjaśniła, że pucka prokuratura rejonowa wszczęła śledztwo z urzędu - opierając się na doniesieniach mediów, a w poniedziałek śledczy przesłuchali jednego ze świadków w tej sprawie.

Burdzińska dodała, że śledztwo zostało wszczęte pod kątem art. 256 par. 1 w zbiegu z art. 257 kk i - po wszczęciu postępowania, materiały w tej sprawie zostaną wysłane do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście, która odpowiada za prowadzenie postępowań związanych z tego typu przestępczością.

Art. 256 par. 1 dotyczy publicznego propagowania ustroju faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa lub nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych. Z kolei art. 257 związany jest z publicznym znieważaniem grupy ludności lub pojedynczych osób z powodu ich przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej. Popełnienie drugiego z przestępstw - surowiej karanego niż pierwsze, może się wiązać z karą do trzech lat więzienia.

Śledztwo zostało objęte nadzorem Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Jak poinformował w poniedziałek Wydział Komunikacji Społecznej i Promocji Ministerstwa Sprawiedliwości, stało się to na polecenie ministra sprawiedliwości. - Postępowanie zmierza w kierunku oskarżenia o przestępstwo z art. 119 § 1 kk i inne - poinformował też ministerialny Wydział Komunikacji.

Sprawa została nagłośniona w programie pt. "Otwartym tekstem" w Telewizji Republika w odcinku wyemitowanym 17 marca. W audycji zaprezentowano wykonane z ukrycia nagrania, na których niemiecki przedsiębiorca mówi m.in. "nienawidzę Polaków, nie to, że ich nie lubię, nienawidzę ich. Oni wszyscy są cwelami i idiotami. Lepiej jest w Afryce. Jesteście piii...". "Tak, jestem! Jestem hitlerowcem! To wina tego kraju (Polski), że taki jestem" - miał też mówić biznesmen. "Zabiłbym wszystkich Polaków. Nie miałbym z tym problemu" - słychać też na nagraniu.

Dzień po emisji programu pomorska posłanka PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk wysłała do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego - Zbigniewa Ziobry, list otwarty, w którym poinformowała o sprawie. Dodała, że - jej zdaniem działający na Pomorzu niemiecki przedsiębiorca złamał nie tylko polskie prawo. "Według mojej wiedzy propagowanie faszyzmu jest również zabronione w Niemczech. Dlatego też proszę rozważyć możliwość powiadomienia niemieckich organów ścigania i udzielenia niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości wszelkiej pomocy prawnej w omawianej sprawie" - napisała posłanka.
PAP

...

Niestety straszne chamy i niestety z kasą...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:50, 01 Maj 2016    Temat postu:

Urząd Kanclerski powiązany z nazistami? Niemcy sprawdzają przeszłość urzędników
Dodano dzisiaj 14:16
Niemcy, flaga (fot. sxc.hu) / Źródło: sxc.hu
Tygodnik „Der Spiegel” informuje, że niemiecki Urząd Kanclerski zbada związki tego ośrodka władzy z nazistami w pierwszych dekadach istnienia RFN.

Chodzi o „ponadresortowy program badawczy”, na czele którego ma stanąć minister stanu ds. kultury Monika Gruetters. Mowa o urzędnikach działających w najważniejszym ośrodkach władzy, a konkretnie ich nazistowską przeszłość. Według tygodnika „Der Siegel” pod lupę ma być wzięty Hans Globke, szef urzędu kanclerskiego od 1953 roku. Odgrywał on znaczącą rolę jako „szara eminencja” Konrada Adenauera. Był także współtwórcą norymberskich przepisów rasowych. Globke do dzisiaj wzbudza kontrowersje w Niemczech.

Jak podaje tygodnik, nad nazistowską przeszłością ministerstw oraz innych rządowych instytucji w Niemczech pracuje aktualnie 11 komisji historyków.
/ Źródło: "Der Spiegel", dw.com

...

Niemcy sa bardzo ubrudzeni...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 1:36, 21 Maj 2016    Temat postu:

„Niemcy nie umieją się bić, nie są w stanie obronić swoich kobiet”
wyślij
drukuj
kf, dmilo | publikacja: 20.05.2016 | aktualizacja: 22:05 wyślij
drukuj
"Niemcy w takich sytuacjach, jak ta w noc sylwestrową w Kolonii, są bezradni" - uważa niemiecki historyk (fot. Sascha Schuermann/Getty Images)
– Niemieccy mężczyźni utracili umiejętność walki i są bezradni w sytuacjach, gdy zawodzi aparat państwa – uważa niemiecki historyk. Joerg Baberowski, który zajmuje się problemem przemocy, wyciągnął takie wnioski na podstawie wydarzeń z sylwestrowej nocy w Kolonii, gdy – jak powiedział – mężczyźni nie byli w stanie obronić swoich kobiet przed atakami.

Algierczyk uniewinniony od zarzutu napaści seksualnej w Kolonii
– Niemieccy mężczyźni nie umieją się bić – powiedział Baberowski podczas dyskusji w Kolonii, o której napisał w piątek dziennik „Die Welt”. – Jak widać, mężczyźni w Niemczech nie wiedzą, jak radzić sobie z przemocą – ocenił, dodając, że to dobrze.

– Niemcy mają zaufanie do państwa. W takich sytuacjach jak ta w noc sylwestrową w Kolonii są po prostu bardzo bezradni – kontynuował Baberowski. – Jeżeli państwo nie potrafi obronić swojego monopolu przemocy, obywatele tracą do niego zaufanie – podkreślił.

„Napaści nie mają nic wspólnego z islamem”

Baberowski powiedział, że napaści na kobiety w Kolonii nie mają nic wspólnego z islamem, ale z sytuacją w ośrodkach dla uchodźców. – W tych ośrodkach państwo nie istnieje. Dowództwo przejmują małe, zorganizowane grupy mężczyzn, które traktują teren poza ośrodkiem też jako obszar, na którym nie obowiązuje prawo – tłumaczył. – Tych ludzi należało natychmiast zamknąć w więzieniu, aby nauczyli się czegoś do końca życia – ocenił.
#wieszwiecej | Polub nas

Niemiecka telewizja przeprasza za brak wiadomości o atakach na kobiety w Kolonii
W nocy z 31 grudnia 2015 roku na 1 stycznia 2016 roku przed dworcem głównym i katedrą w Kolonii doszło do masowych napaści seksualnych i rabunkowych na kobiety. Grupki mężczyzn – jak się okazało, głównie imigrantów z Afryki Północnej - tworzyły sztuczny tłok, osaczały kobiety i napastowały je, a następnie okradały. Zbyt słabe siły policyjne przez wiele godzin nie były w stanie opanować sytuacji. Do podobnych zajść, choć na mniejszą skalę, doszło także w innych miastach, m.in. w Duesseldorfie i Dortmundzie.

Na policję wpłynęło ponad 1000 zawiadomień o napaściach. Poszkodowanych było 1200 osób. Część domniemanych sprawców zatrzymano, jednak ze względu na złą jakość nagrań z kamer oraz trudności w identyfikowaniu sprawców przez ofiary przygotowywanie procesów przebiega bardzo wolno.
PAP

...

A czy Niemcy kiedykolwiek umieli walczyć? Ktoś powie jak to? Wojny Światowe? Tak, tylko kto wtedy walczył? Niemcy czy demony które nimi sterowaly. Zapewniam że one ,,pomagają" gdy ktoś decyduje się zabić zamordować. Myślicie że jakiś tam Hitler sam to piekło rozpętał? Absurd. Miał ,,pomoc". Bez tego to Niemcy pewnie by przegrali z Polską w 1939.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:54, 13 Cze 2016    Temat postu:

Austriacy zrównają z ziemią rodzinny dom Hitlera?
wyślij
drukuj
łz, dmilo | publikacja: 13.06.2016 | aktualizacja: 14:04 wyślij
drukuj
Budynek od ponad stu lat znajduje się w rękach jednej rodziny (fot. Wikipedia/Thomas Ledl)
Władze Austrii zastanawiają się, co zrobić z domem, w którym urodził się Adolf Hitler. Minister spraw wewnętrznych Wolfgang Sobotka stwierdził na antenie państwowej telewizji ÖRF, że pod uwagę brane jest przejęcie osobliwego zabytku w miejscowości Braunau am Inn i zniszczenie go.

„Mein Kampf” jako darmowy dodatek do gazety. „To pomysł godny pogardy”
Obecnie budynek jest w rękach prywatnej osoby, która jednak go zaniedbuje. Gerlinde Pommer przyznaje, że nie przeprowadza remontów, nie chce bowiem, żeby dom był miejscem pielgrzymek neonazistów. Właściciel nie chce jednak sprzedać nieruchomości.

Sobotka przyznał, że niewykluczone, iż władze zdecydują się na wywłaszczenie. Minister wskazał, że wcześniejsze propozycje odkupienia budynku nie przyniosły rezultatu. Po przejęciu budynek mógłby zostać zrównany z ziemią.

Czyste rozwiązanie

– Według mnie wyburzenie byłoby najczystszym rozwiązaniem – przekonywał polityk chadeckiej Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP).

Słowa ministra wywołały kontrowersje w Austrii. Głos zabrał rzecznik resortu spraw wewnętrznych, który dowodził, że była to prywatna opinia Sobotki. – Obecnie sprawdzamy możliwość stworzenia przepisów, które pozwoliłyby przejąć przez państwo ten dom – wyjaśnił Karl-Heinz Grundböck.
#wieszwiecej | Polub nas
– Stoimy na stanowisku, że wywłaszczenie to jedyna metoda uniknięcia tego, by budynek stał się celem pielgrzymek neonazistów – dodał rzecznik austriackiego MSW.

Dom, w którym 20 kwietnia 1889 roku urodził się Adolf Hitler, pozostaje pusty od 2011 roku. Wcześniej przez lata był miejscem, w którym mieszkały osoby z upośledzeniem psychicznym. Zgodnie z umową nie może w nim powstać muzeum poświęcone przywódcy III Rzeszy, odpowiedzialnemu za śmierć i cierpienie milionów osób.
Thelocal.at

...

Muzeum zaglady byloby dobra opcja...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:23, 02 Sie 2016    Temat postu:

Opublikowano 3 tomy odnalezionych pamiętników Himmlera - ponad 1000 stron
Dodano dzisiaj 18:23 /0 8
/
1
/1047
Heinrich Himmler / Źródło: Wikimedia Commons
Pracownicy Niemieckiego Instytut Historycznego w Moskwie odkryli w Podolsku niedaleko Moskwy trzy tomy zaginionych pamiętników nazistowskiego zbrodniarza Heinricha Himmlera. Szef SS opisywał w nich między innymi egzekucje, pomysły na eksterminację Żydów, oraz uczucia, jakie żywił do córki.

Zapiski dowódcy SS publikuje w częściach niemiecki dziennik "Bild". Pamiętniki spisane w formie dziennika obejmują okres przed wojną (rok 1938) oraz przełomowe dla konfliktu lata 1943-1944. Ponad 1000 stron dzienników zawiera między innymi skrupulatnie prowadzone kalendarze, w tym dokładne opisy spotkań z ponad 1600 osobami, także Hitlerem.

– To kluczowe dokumenty do zrozumienia Himmlera i jego okrutnego dzieła – wyjaśnia historyk prof. Nicolaus Kratzer, szef Niemieckiego Instytuto Historycznego, który potwierdził autentyczność dokumentów. – Waga dzienników polega na tym, że pozwolą nam lepiej zrozumieć przebieg ostatnich faz wojny – dodał.
Egzekucje i miłość do córki

W jednym z wpisów Himmler wspomina, jak tuż przed wydaniem wyroku śmierci na 10 więźniów obozu koncentracyjnego, poprosił swojego prywatnego lekarza o masaż pleców. Tego typu zabiegi łagodziły bóle żołądka nazisty, wywołane rakiem okrężnicy. Przed samą egzekucją wykonał jeszcze telefon do swojej żony i córki.

W odnalezionych po latach dokumentach jest także mowa o zwiedzaniu getta warszawskiego, przemówieniu do zgromadzonych w Poznaniu oficerów SS oraz wiele notatek dotyczących pomysłów na zagładę Żydów - między innymi przemyślenia dotyczące ciężarówek transportowych, w których rury wydechowe kierowały spaliny do wewnątrz, zabijając przewożonych ludzi.

Heinrich Himmler wpadł w ręce brytyjskich żołnierzy w północnych Niemczech. Posługiwał się fałszywymi dokumentami i próbował zbiec z kraju. 23 maja 1945 roku popełnił samobójstwo, przegryzając kapsułkę z cyjankiem.
/ Źródło: Deutsche Welle

...

Historycznie cenne.
Ewolucja ,,innowacyjnosci nazistowskiej" byla taka:
rozstrzeliwania -> spaliny -> gaz
Gaz okazal sie najbardziej higieniczny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:27, 14 Wrz 2016    Temat postu:

Niemieckie emerytury dla Żydów to fikcja? Sędzia naraził się wymiarowi sprawiedliwości
wyślij
drukuj
adom,az | publikacja: 14.09.2016 | aktualizacja: 07:18 wyślij
drukuj
Większość wniosków o przyznanie emerytury było załatwionych odmownie (fot. wikipedia.org/ Frankie Fouganthin)
Niemiecki sędzia Jan-Robert von Renesse, który zabiegał – nierzadko wbrew swoim przełożonym – o emerytury dla Żydów za pracę świadczoną na rzecz Niemców podczas II wojny światowej, uniknął kary dyscyplinarnej dzięki ugodzie z ministerstwem sprawiedliwości.

Niemiecki prokurator żąda 6 lat więzienia dla b. strażnika z Auschwitz
– Von Renesse pozostaje sędzią Krajowego Sądu do spraw Socjalnych – powiedział we wtorek minister sprawiedliwości Nadrenii Północnej-Westfalii Thomas Kutschaty. Ugoda między sędzią a resortem sprawiedliwości została zawarta za zamkniętymi drzwiami; obie strony uzgodniły, że nie ujawnią szczegółów porozumienia.

„Nie przyznaję się do błędu”

– Postępowałem zawsze w zgodzie z własnym sumieniem i tak będę postępował nadal – powiedział von Renesse zastrzegając, że ugoda nie oznacza przyznania się do błędu.

Bundestag przyznał w 2002 roku osobom pracującym w gettach prawo do świadczeń z niemieckiego funduszu emerytalnego. Obwarował jednak to prawo szeregiem warunków, które w praktyce uniemożliwiały większości ofiar Holokaustu uzyskanie pozytywnej decyzji. 90 proc. wniosków było załatwianych odmownie.
#wieszwiecej | Polub nas
Von Renesse jako jedyny kontaktował się osobiście z ofiarami, odwiedzał ich w Izraelu i zbierał ich zeznania, co prowadziło do uwiarygodnienia wniosków powodując, że znacznie wzrosła liczba przyznanych emerytur.

Żyć nie umierać; część Niemców pójdzie na emeryturę w wieku 63 lat
Oskarżenie wymiaru sprawiedliwości

W piśmie skierowanym w 2012 roku do Bundestagu sędzia oskarżył wymiar sprawiedliwości o bezprawne działania blokujące wypłatę emerytur. Jak twierdził, podczas tajnego spotkania przedstawicieli instytucji omawiano rozwiązania niekorzystne dla ofiar Holokaustu.

Ministerstwo sprawiedliwości w Duesseldorfie uznało list za nielojalność i naruszenie obowiązku mówienia prawdy. Spotkanie, o którym pisał sędzia, miało zdaniem ministerstwa służyć przyspieszeniu rozpatrywania wniosków. Resort wdrożył postępowanie dyscyplinarne i ukarał sędziego grzywną w wysokości 5 tys. euro.

Przeciwko represjom wobec sędziego protestowały stowarzyszenia byłych więźniów niemieckich obozów z Izraela i USA. Krytykę wyraziło też Centrum Szymona Wiesenthala. Postępowanie dyscyplinarne miało na celu napiętnowanie sędziego jako osoby, która „kala własne gniazdo” – powiedział wiceprzewodniczący Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego (MKO) Christoph Heubner.

Kolejne nowelizacje ustawy o emeryturach w 2014 roku zlikwidowały większość biurokratycznych barier ograniczających możliwość wypłaty świadczeń. W ub. roku Bundestag, na wniosek niemieckiej Lewicy, przyjął rozwiązania umożliwiające wypłaty emerytur ofiarom Holokaustu mieszkającym w Polsce, które do tej pory były wykluczone ze świadczeń. PAP

...

Ci dobroduszni Niemcy do ktorych tak biega donosic Wyborcza i spolka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:43, 29 Wrz 2016    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Neonazistka przerywa milczenie i przeprasza rodziny ofiar
Neonazistka przerywa milczenie i przeprasza rodziny ofiar

1 godz. 49 minut temu

Beate Zschaepe, niemiecka neonazistka oskarżona o współudział w 10 morderstwach dokonanych przez Narodowosocjalistyczne Podziemie (NSU), zabrała głos po raz pierwszy od rozpoczęcia procesu w maju 2013 roku. Przeprosiła rodziny ofiar zabójstw.
Beate Zschaepe
/MATTHIAS SCHRADER / POOL /PAP/EPA


Zschaepe przeczytała krótkie oświadczenie, w którym przyznała, że dawniej identyfikowała się częściowo z nazistowską ideologią, jednak obecnie zmieniła zdanie. Dziś oceniam ludzi nie na podstawie ich pochodzenia czy poglądów politycznych, lecz ze względu na ich zachowania - powiedziała w 313. dniu procesu przed sądem w Monachium.

Oskarżona wyraziła skruchę po raz pierwszy i przeprosiła rodziny ofiar w grudniu 2015 roku, jednak wówczas jej oświadczenie zostało odczytane przez adwokatów. Stwierdziła wówczas, że nie brała udziału w zamachach, lecz dowiadywała się o nich po fakcie od swoich partnerów życiowych, Uwe Boehnhardta i Uwe Mundlosa.

Proces Zschaepe rozpoczął się 6 maja 2013 roku. 41-letnia kobieta oskarżona o współudział w zamordowaniu w latach 2000-2007 ośmiu drobnych tureckich przedsiębiorców i jednego greckiego restauratora oraz niemieckiej policjantki. Członkowie NSU dokonali ponadto 15 napadów na banki i dwóch zamachów bombowych.

Mundlos i Boehnhard popełnili w listopadzie 2011 roku samobójstwo, otoczeni przez policję w przyczepie kempingowej po nieudanym napadzie na bank w Eisenach. Po śmierci swoich kompanów Zschaepe podpaliła mieszkanie w Zwickau w Saksonii, ostatnim miejscu pobytu trojga terrorystów, i oddała się w ręce policji.

Parlamentarne komisje śledcze powołane przez Bundestag oraz przez parlamenty regionalne wykazały, że niemiecka policja popełniła podczas śledztwa przeciwko NSU rażące błędy. Błędy aparatu ścigania oraz pomoc ze strony skrajnie prawicowych sympatyków w niemieckim społeczeństwie umożliwiły neonazistowskim terrorystom bezkarne działanie przez ponad 10 lat.

Adwokaci rodzin ofiar uznali wystąpienie Zschaepe za element nowej strategii realizowanej z inicjatywy jej prawników. Media uważają, że odmawianie zeznań może wpłynąć niekorzystnie na wymiar kary, dlatego adwokaci poradzili jej, by przerwała milczenie. Tygodnik "Der Spiegel" napisał na swej stronie internetowej, że celem Zschaepe jest uniknięcie zarzutu współudziału w zbrodniach. Jeżeli ta taktyka powiedzie się, będzie grozić jej kara nie jak dotychczas 20 lat więzienia, lecz znacznie mniejsza.

Wyrok w tym jednym z najdłuższych i najkosztowniejszych procesów w historii RFN spodziewany jest na wiosnę 2017 roku.

(mal

...

Czyli uwaza sie ze to podstepne cwaniactwo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:24, 11 Paź 2016    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Historycy: Resort sprawiedliwości RFN pełen byłych nazistów
Historycy: Resort sprawiedliwości RFN pełen byłych nazistów

Wczoraj, 10 października (21:46)

Zdaniem historyków w pierwszych latach po powstaniu RFN w 1949 roku ponad połowa osób na kierowniczych stanowiskach w resorcie sprawiedliwości miała nazistowską przeszłość. Ich działalność była przeszkodą w powojennej odnowie kraju - ocenił minister Heiko Maas.
Niemieccy żołnierze przesłuchują meiszkańców getta żydowskiego w Warszawie / Zdj. ilustracyjne
/UPPA/Photoshot /PAP/EPA


Istniały ścisłe personalne związki pomiędzy nazistowskim wymiarem sprawiedliwości a ministerstwem sprawiedliwości młodej Republiki Federalnej Niemiec - powiedział Maas w poniedziałek w Berlinie podczas spotkania z komisją historyków, która zbadała kariery 170 pracowników ministerstwa.

Ta kontynuacja miała fatalne następstwa; była przeszkodą w demokratycznej odnowie resortu i znacznie tę odnowę opóźniła - zaznaczył polityk SPD.

Z raportu historyków wynika, że 53 proc. osób na kierowniczych stanowiskach - od kierownika referatu wzwyż - należało do NSDAP, co piąty był członkiem SA, a 16 proc. pracowało przed 1945 rokiem w ministerstwie sprawiedliwości III Rzeszy.

Zdaniem komisji obecność byłych nazistów na kluczowych stanowiskach uniemożliwiła konsekwentną denazyfikację prawa. Ministerstwo chroniło przestępców wojennych, utrudniając ich ściganie - twierdzą historycy.

Podczas rekrutacji do ministerstwa po 1949 roku zwracano przede wszystkim uwagę na kompetencje i doświadczenie, pomijając często aspekt polityczny. Wielu prawników uważało się za apolitycznych rzemieślników prawa, co powodowało, że w III Rzeszy stali się współsprawcami bezprawia - powiedział Maas. Po wojnie panujący wśród nich "duch korporacyjny" uniemożliwił uczciwe rozliczenie się z historią.

Niemieckie media - dziwiąc się brakowi rozliczeń - przypominają, że pierwszym ministrem sprawiedliwości po powstaniu RFN był ożeniony z Żydówką liberał z FDP Thomas Dehler. Sekretarzem stanu w resorcie był Walter Strauss z CDU, zwolniony przez nazistów z wymiaru sprawiedliwości ze względu na żydowskie pochodzenie. Obaj byli osobami prześladowanymi przez nazistów i być może dali się "ponieść atmosferze grubej kreski" - zastanawia się dpa.

Autorzy raportu podkreślają, że po zakończeniu wojny niemal żaden z sędziów i prokuratorów, którzy w czasach III Rzeszy wydawali niesprawiedliwe wyroki, nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Jedyny wyjątek stanowił proces przeprowadzony w 1947 roku przez okupacyjne władze amerykańskie, w którym na karę dożywotniego więzienia skazano między innymi sekretarza stanu w ministerstwie sprawiedliwości w latach 1941-1942 Franza Schlegelbergera. Ze względu na zły stan zdrowia skazany wyszedł na wolność już w styczniu 1951 roku.

W wydanej trzy lata temu książce, stanowiącej jeden z etapów badań historyków, podano wiele bulwersujących przykładów kontynuowania prawniczych karier przez osoby skompromitowane w czasach III Rzeszy. Wolfgang Fraenkel, od 1962 roku prokurator generalny RFN, skazał w 1942 roku na śmierć złodzieja damskiej torebki. Chociaż sam osławiony prezes hitlerowskiego Trybunału Ludowego, Roland Freisler, prosił o korektę wyroku ze względu na niską szkodliwość czynu oraz ograniczenie umysłowe przestępcy, Fraenkel nie ustąpił.

Jak się okazało, Fraenkel wnioskował w czasie wojny o karę śmierci w 30 innych, najczęściej błahych sprawach - kradzieży roweru czy żywności. Komisja Bundestagu, która badała sprawę, nie dopatrzyła się w postępowaniu sędziego i prokuratora żadnych uchybień.

Podczas trwających 12 lat rządów Hitlera w Niemczech wykonano 35 tys. wyroków śmierci - jedną trzecią orzekli sędziowie utworzonych w 1933 roku sądów specjalnych.

...

,,Profesjonalisci". Sytuacja ulubiona przez Michnika i reszte. Warto znac historie to bedziemy wiedziec dlaczego w Polsce jest tak zle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:45, 03 Sty 2017    Temat postu:

gosc.pl → Wiadomości → Wydanie krytyczne "Mein Kampf" jest bestsellerem
Wydanie krytyczne "Mein Kampf" jest bestsellerem
PAP
dodane 03.01.2017 16:27 Zachowaj na później

"Mein Kampf"
phalinn / CC 2.0


Krytyczne wydanie "Mein Kampf" Adolfa Hitlera stało się w Niemczech bestsellerem. Agencja dpa informuje we wtorek, że od czasu opublikowania tej książki przed rokiem sprzedano już 85 tysięcy egzemplarzy. W tym miesiącu planowany jest dodruk kolejnych.

Książkę wodza III Rzeszy opatrzoną komentarzami wydał w styczniu 2016 roku Instytut Historii Współczesnej (IfZ) w Monachium. Jest to pierwsze od zakończenia drugiej wojny światowej wydanie "Mein Kampf", napisanego przez Hitlera w latach 20. w więzieniu.

Wcześniejszą publikację blokowały władze Bawarii, posiadające przekazane im przez USA prawa autorskie. Z końcem 2015 roku prawa te wygasły. Historycy z IfZ przygotowali krytyczne wydanie, aby uprzedzić pojawienie się na rynku publikacji bez naukowego komentarza.

Dyrektor IfZ Andreas Wirsching przyznał w rozmowie z agencją dpa, że tak wielkie zainteresowanie "Mein Kampf" było zupełnym zaskoczeniem. Licząca blisko 2000 stron dwutomowa publikacja oprócz oryginalnego tekstu zawiera liczne przypisy oraz komentarze wyjaśniające kontekst historyczny i demaskujące stosowane przez Hitlera manipulacje.

Hitler napisał pierwszą część "Mein Kampf" w więzieniu w Landsbergu, gdzie odbywał karę pozbawienia wolności po nieudanym puczu w Monachium w listopadzie 1923 roku. Pierwszy tom ukazał się w 1925 roku, a drugi rok później. Od 1930 roku obie części wydawano jako całość.

Przyszły wódz III Rzeszy zawarł w nich swój rasistowski i antysemicki program, zapowiadając m.in. zdobycie "przestrzeni życiowej" na Wschodzie. Do końca II wojny światowej sprzedano lub rozdano ponad 12 mln egzemplarzy "Mein Kampf".

...

Nie zamierzam i nie musze czytac. Tyle sie naczytalem o ich ,,praktyce" w Polsce ze teoria to nic. Adolf to szczyt bizantyjskiej myslenia. Polityka kompletnie pozbawiona moralnosci. Wszystko wolno. I CO CIEKAWE DZIS TE IDEOLOGIE NAZYWAJA WOLNOSCIA I NOWOCZESNOSCIA! NICH ICH NIE NAUCZYLA HISTORIA!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:46, 18 Sty 2017    Temat postu:

Polityk niemieckiej AfD: Pomnik Holokaustu hańbą
oprac.Arkadiusz Jastrzębski
18 stycznia 2017, 16:00
Kontrowersyjne słowa czołowego polityka niemieckiej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD). Bjoern Hoecke określił Pomnik Holokaustu w Berlinie mianem "hańby", a Angelę Merkel porównał do przywódcy NRD Ericha Honeckera.



- My Niemcy, nasz naród, jesteśmy jedynym narodem na świecie, który posadził sobie pomnik hańby w samym sercu swojej stolicy - stwierdził Hoecke podczas spotkania skrajnie prawicowej partii w Dreźnie. - Niemiecka mentalność jest mentalnością brutalnie pokonanego narodu - dodał.

- Zamiast przekazywać dorastającemu pokoleniu wiedzę o dobroczyńcach, znanych na całym świecie filozofach, muzykach, genialnych wynalazcach i odkrywcach, których mamy tak wielu, być może więcej niż inne narody, zamiast uczyć o tym uczniów i uczennice w szkołach, my obsmarowujemy niemiecką historię i wyśmiewamy ją - mówił szef antyimigranckiej i konserwatywnej AfD w Turyngii, a jednocześnie urlopowany nauczyciel gimnazjalny.

Wypowiedź ta spotkała się ze zdecydowaną ripostą przedstawicieli innych partii. Wicekanclerz i szef SPD Sigmar Gabriel powiedział, że Hoecke "pogardza Niemcami, z których on jest dumny". - Niemcy, a szczególnie socjaldemokraci nie mogą pozostawić bez odpowiedzi ataków ze strony demagogów w rodzaju Bjoerna Hoecke - powiedział polityk SPD. Zaznaczył, że mówi to jako człowiek, którego ojciec był "niepoprawnym nazistą".


Pomnik Holokaustu poświęcony 6 milionom pomordowanych Żydów został odsłonięty w 2005 roku w centrum Berlina, niedaleko Bramy Brandenburskiej i parlamentu.
PAP, thelocal.de, DPA

...

Ale menda ohydna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:12, 02 Kwi 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
70 lat temu Trybunał Narodowy skazał na śmierć komendanta Auschwitz
70 lat temu Trybunał Narodowy skazał na śmierć komendanta Auschwitz

Dzisiaj, 2 kwietnia (10:10)

70 lat temu, 2 kwietnia 1947 roku Najwyższy Trybunał Narodowy w Warszawie skazał na karę śmierci Rudolfa Hoessa – nazistowskiego zbrodniarza, komendanta niemieckiego obozu KL Auschwitz. Wyrok przez powieszenie wykonano w Oświęcimiu 16 kwietnia tego samego roku.
Teren obozu Auschwitz - Birkenau. Ludzie czekający na egzekucję Rudolfa Hoessa
/Stanisław Dąbrowiecki, CAF /PAP

"Jako fanatyczny narodowy socjalista byłem głęboko przekonany, że nasza idea (...) rozpowszechni się we wszystkich krajach i zapanuje w nich. W ten sposób zostałaby także usunięta dominacja żydostwa (...). Chcąc ideowo zwalczać Żydów, należało używać lepszej broni. Wierzyłem, iż to, co jest w naszej idei lepsze i mocniejsze, utoruje sobie drogę" - pisał Rudolf Hoess podczas swojego pobytu w KL Auschwitz ("Autobiografia").

Rudolf Hoess urodził się 25 listopada 1900 roku w Baden-Baden. Pochodził z rodziny kupieckiej, w której dużą wagę przywiązywano do wartości katolickich. W młodości pobierał naukę w szkołach w Baden-Baden i Mannheim.

Po wybuchu I wojny światowej w 1914 r. zgłosił się jako ochotnik do Czerwonego Krzyża. Dwa lata później wstąpił do niemieckiej armii. Wysłano go do walk m.in. w Turcji i Palestynie, gdzie został kilkukrotnie ranny. Za odwagę na froncie odznaczono go Krzyżem Żelaznym I i II klasy.

Po wojnie, w 1918 r., Hoess wstąpił do Wschodniopruskich Korpusów Ochotniczych Straży Granicznej, a następnie do oddziałów ochotniczych Rossbach. Walczył z komunistami w krajach bałtyckich, m.in. na Łotwie. Od 1919 r. był członkiem tzw. grup robotniczych w Meklemburgii. W 1921 r. został członkiem NSDAP. Dwa lata później wziął udział w zabójstwie byłego członka wspólnoty Rossbach, Waltera Kadowa, którego oskarżano o sympatie z komunistami.

15 marca 1924 r. Hoess usłyszał wyrok 10 lat pozbawienia wolności. Karę odsiadywał w więzieniu w Brandenburgii - na mocy amnestii wyszedł po trzech latach.

Po wyjściu z więzienia przez krótki czas zatrzymał się w Berlinie, a następnie wyjechał na wieś w Brandenburgii i na Pomorzu, gdzie mieszkał do 1934 r. Należał wtedy m.in. do Związku Artamanów - niemieckiego ruchu wspólnot rolniczych.

W 1933 r. wstąpił do SS. Przez krótki czas służył w konnym oddziale SS. W 1934 r. skorzystał z propozycji Heinricha Himmlera i rozpoczął pracę w SS-Totenkopf. Jako członek korpusu dowódczego został oddelegowany do obozu koncentracyjnego w Dachau.
"Szkoła z Dachau"
75 lat temu szef SS zadecydował o powstaniu obozu Auschwitz

Podczas pobytu w Dachau Hoess znalazł się pod wpływem komendanta obozu, Theodora Eickego. "Szkoła z Dachau okazała się w zasadzie swego rodzaju inicjacją, która miała uczynić esesmanów niewrażliwymi na ich własne uczucia i męki maltretowanych, a przede wszystkim zintegrować środowisko sprawców poprzez popełniane wspólnie zbrodnie" - pisała Karin Orth ("Biografia Rudolfa Hoessa"). W 1938 r. Hoess przeniósł się do obozu w Sachsenhausen, gdzie komendantem był Hermann Baranowski. W czasie pobytu w Sachsenhausen Hoess był świadkiem transportów do obozu nie tylko wrogów politycznych, ale także "elementów aspołecznych" - przestępców i szabrowników, a także Żydów. To właśnie w drugiej połowie lat 30. Hoess stał się zwolennikiem idei antysemickich.

4 maja 1940 r. Inspektorat Obozów Koncentracyjnych oddelegował Hoessa do nowo utworzonego obozu w Oświęcimiu (na mocy rozkazu Himmlera z 27 kwietnia 1940 r.), gdzie oficer SS miał sprawować funkcję komendanta.

Po przenosinach do Oświęcimia Hoess otrzymał zadanie stworzenia obozu przejściowego dla 10 tys. osób. Jak wspominał po latach, był wówczas bardzo pochłonięty pracą: "Aby w ogóle uruchomić obóz i zapewnić mu wyżywienie, musiałem prowadzić narady z urzędami gospodarczymi, ze starostą i prezydentem rejencji (...) odbywać wszystkie konferencje w sprawie wyżywienia załogi i więźniów, dostawy chleba, mięsa czy ziemniaków. Musiałem nawet jeździć na wieś w poszukiwaniu słomy".

Ostatecznie KL Auschwitz został uruchomiony 14 czerwca 1940 r. Tego dnia do obozu z więzienia w Tarnowie dotarł pierwszy transport 728 polskich więźniów politycznych, skierowanych tu przez dowódcę policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa w Krakowie.
"Świadomy okrucieństwa rozkazu"
IPN ujawnia dane osobowe esesmanów z KL Auschwitz: To pierwszy taki spis w Polsce

Podczas pobytu w marcu 1941 roku w Auschwitz Himmler rozkazał Hoessowi rozbudować obóz (tak zwany Stammlager - obóz macierzysty), by mógł pomieścić 30 tysięcy więźniów, i wybudować we wsi Brzezinka (Birkenau) obóz Auschwitz II dla 100 tysięcy jeńców wojennych. Hoess "Był świadomy okrucieństwa rozkazu (...). Z wielu powodów jednak nie zwlekał z jego wykonaniem (...). Traktował powierzone mu zadanie jak dar losu i osobiste wyróżnienie Himmlera" - tłumaczyła Ortz.

Budowa kompleksu obozowego Auschwitz-Birkenau (obok obozów w Oświęcimiu i Brzezince w 1942 r. powstał tzw. Auschwitz III, którego największy podobóz znajdował się w Monowicach) była związana z realizacją planu masowej zagłady ludności żydowskiej. Wiedział o tym także Hoess, który był zwolennikiem mordowania Żydów, ale w "humanitarny" - jak podkreślał - sposób.

W pamiętnikach pisał, że z troski o więźniów zaproponował Eichmannowi uśmiercanie ludności żydowskiej za pomocą cyklonu B. "Zawsze brzydziłem się rozstrzeliwaniami, kiedy myślałem o tłumie, o kobietach i dzieciach. Mam już dość egzekucji więźniów, grupowych rozstrzeliwań (...) byłem spokojny, że zostaną nam wszystkim oszczędzone te krwawe masakry, również ofiarom" - usprawiedliwiał się.

Hoess utrzymał się na stanowisku komendandta KL Auschwitz do 22 listopada 1943 r. Wtedy, na mocy decyzji Głównego Urzędu Gospodarczo-Administracyjnego SS (WVHA) został mianowany szefem Urzędu Centralnego D I w Inspektoracie Obozów Koncentracyjnych.
"Akcja Węgry"

Wiosną 1944 r., na mocy decyzji szefa WVHA Oswalda Pohla, Hoess ponownie trafił do KL Auschwitz, z którego odwołany został komendant Artur Liebehenschel. Hoess nadzorował m.in. Akcję Węgry (zwaną także Akcją Hoess), w ramach której wymordowano ok. 350 tys. węgierskich Żydów. W kolejnych miesiącach w Auschwitz zagazowano setki tysięcy Żydów m.in. z łódzkiego getta, więźniów obozu rodzinnego w Terezinie, a także Cyganów.

Po ewakuacji obozu (deportacje wstrzymano w listopadzie 1944 r.) Hoess uciekł do Niemiec, gdzie - niedaleko Flensburga - pracował jako rolnik pod przybranym nazwiskiem Fritz Lang. Tam 11 marca 1946 r., został aresztowany przez Brytyjczyków. Po zatrzymaniu w charakterze świadka brał udział w procesach norymberskich, m.in. przeciw szefowi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) Ernstowi Kaltenbrunnerowi, a także Pohlowi i firmie IG Farben.

Po przewiezieniu do Polski 25 maja 1946 r. został osadzony w areszcie śledczym w Krakowie. Po zakończeniu wstępnego dochodzenia, między styczniem a lutym 1947 r., spisał swoje wspomnienia.

Rudolf Hoess został skazany na karę śmierci wyrokiem Najwyższego Trybunału Narodowego wydanym 2 kwietnia 1947 r. Dwa tygodnie później, 16 kwietnia 1947 r., powieszono go na terenie obozu w Oświęcimiu.

Na kilka dni przed egzekucją Hoess napisał orędzie do narodu polskiego, w którym dziękował za "ludzkie zrozumienie". Jak pisała Ortz: "Na śmierć szedł niczym kopia samego siebie - wyprostowany, ze wzrokiem skierowanym na miejsce, w którym miało się dopełnić jego życie - na Oświęcim".

...

Tak jak wielu ludzi rozdzielal sobie ze w domu to obowiazuja zasady moralne a w ,,polityce" i pracy to ,,co innego". A pracowal w Auschwiitz... Taka mial prace... TYPOWE! Na szczescie nawrocil sie i nie poszedl do piekla. Cos tam pewnie bylo w dziecinstwie, moze trudne? Nie w 100% byl winny. Zatem byla szansa na nawrocenie. Powinnismy sie z tego cieszyc oczywiscie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133177
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:02, 12 Cze 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Komu bije dzwon Hitlera? Przez dziesięciolecia nikomu nie przeszkadzał
Komu bije dzwon Hitlera? Przez dziesięciolecia nikomu nie przeszkadzał

Dzisiaj, 12 czerwca (12:33)

W liczącej 1000 lat wieży kościelnej w niemieckiej miejscowości Herxheim am Berg od 82 lat wzywa wiernych na nabożeństwo dzwon z wygrawerowaną swastyką i napisem: "Wszystko dla ojczyzny. Adolf Hitler".
REKLAMA

Swastyka i napis "Wszystko za ojczyznę. Adolf Hitler" na kontrowersyjnym dzwonie /RONALD WITTEK /PAP/EPA

Mieszkańcy Herxheim am Berg mają świadomość, że w kościele pod wezwaniem św. Jakuba, w liczącej 1000 lat wieży, wisi dzwon, będący pozostałością po czasach nazistowskich. Został tam zainstalowany w 1934 roku.

Kościół św. Jakuba i jego licząca 1000 lat wieża /RONALD WITTEK /PAP/EPA

Część mieszkańców uważa, że należy go zastąpić nowym. Ale co ciekawe, burmistrz ma inne zdanie.

To historyczny dzwon. Tak jest nasza historia, nie powinniśmy jej zmieniać - mówi Ronald Becker. I dodaje, że czasy jak te nazistowskie nie powinny się nigdy powtórzyć. Obawia się jednego, że teraz po nagłośnieniu sprawy w mediach, hitlerowski dzwon może przyciągnąć neonazistów.

Burmistrz Ronald Becker przy dzwonie Hitlera /RONALD WITTEK /PAP/EPA

Jest za pozostawieniem dzwonu w takim kształcie jak dziś, czyli bez usuwania swastyki i kontrowersyjnego napisu także z innego powodu.

Po co ingerować w brzmienie? Jeśli coś dobrze funkcjonuje, po co to zmieniać. W końcu to tylko napis - oświadczył w rozmowie z gazetą "Die Rheinpfalz".

...

Wzorcowi wrecz chrzescijanie. To jest bizancjum na 100%. Tamci byli ,,chrzescijaninami" budowali wielkie bazyliki np. Aja Sofia a czyny... Totez Bóg zakonczyl takie ,,chrzescijanstwo"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy