Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Budżet Polski w czasie Wielkiego Kryzysu .

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:44, 02 Mar 2013    Temat postu: Budżet Polski w czasie Wielkiego Kryzysu .

Budżetowi cudotwórcy

Podczas poprzedniego światowego kryzysu Polskę przed bankructwem ratowali kombinator, brat marszałka oraz alkoholik. Nie zakończyło się to katastrofą, bo ostatni z nich potrafił czynić finansowe cuda.

Najlepszym dowodem na nieprzeciętną kreatywność obecnego ministra finansów jest to, że wedle założeń budżetu na rok 2013 deficyt wyniesie tylko 35,6 mld złotych. Dzięki temu polski dług nie przekroczy progu ostrożnościowego, ustanowionego na granicy 55 proc. wysokości PKB, i rząd uniknie przymusowych drastycznych oszczędności. Wszystko dzięki temu, że Jackowi Rostowskiemu udało się wyprowadzić z budżetu wiele wydatków. Poza sektor finansów publicznych wraz ze swoim długiem został wypchnięty Krajowy Fundusz Drogowy, który finansuje budowę autostrad i dróg ekspresowych. Równie wygodnym narzędziem do zamaskowania dziury w budżecie stał się Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. Dotacje dla niego mają teraz formę pożyczek i nie są księgowane jako deficyt. Jak na razie kolejne sztuczki okazują się skuteczne. Rynki finansowe ufają Polsce, o czym świadczy rekordowo niska rentowność naszych obligacji. Niestety, wiele wskazuje na to, że najgorsze chwile dla finansów publicznych dopiero nadejdą. Ale wtedy minister Rostowski nie będzie miał okazji udowodnić, że jest nie gorszym sztukmistrzem od swoich przedwojennych poprzedników.

....

Sytuacja jest nieporownywalna . To Rostowski mianuja takich cymbalow do RPP zrobil kryzys . Przed wojna kryzys zrobili kolesie z bankow USA . Rostowski mataczy aby wybrnac ze skutkow wlasnej glupoty a przed wojna robili to aby ratowac kraj .

Panowie, mamy problem, powiedział zapewne premier Walery Sławek, kiedy pod koniec lutego 1931 r. na dyskretne spotkanie do swojego mieszkania zaprosił marszałków Sejmu i Senatu oraz najważniejszych ministrów w rządzie. "Celem konferencji było zastanowienie się nad sprawą ujawnienia czy nieujawnienia deficytu budżetowego. Wyniesie on za cały rok 1930/31 bez żadnych osłonek 103 mln" - zapisał w dzienniku marszałek Sejmu Kazimierz Świtalski. Kolejny rok budżetowy zapowiadał się jeszcze gorzej. "Deficyt za rok 1931/32, o ile sytuacja gospodarcza się nie zmieni, trzeba liczyć, że wyniesie około 300 mln" - notował ze zgrozą Świtalski. Oznaczało to ponad 10-proc. dziurę w budżecie państwa. Tymczasem zaledwie rok wcześniej wszystko przedstawiało się znakomicie. Mimo krachu na nowojorskiej giełdzie i fatalnych wieści ze świata na początku 1930 r. odnotowano w państwowej kasie dochody w wysokości 3,29 mld złotych. Były one o 36 mln większe od wydatków. Ale przewidując nadejście kłopotów, przedsięwzięto kilka kroków mających zabezpieczyć dodatkowe rezerwy finansowe. Państwowej firmie Poczta, Telegraf, Telefon przyznano prawo zaciągania w zagranicznych bankach kredytów do 176 mln złotych.

Jednocześnie starano się wziąć zawczasu kilka pożyczek na spłatę wcześniejszych zobowiązań, np. kosztów budowy portu w Gdyni. Z powodu światowego kryzysu okazało się to trudne. Tylko szwedzki multimilioner Ivo Kreuger pożyczył Polsce 32,4 mln dol. (ok. 160 mln zł). W zamian oddano mu w dzierżawę na 15 lat państwowy koncern Polski Monopol Zapałczany.

....

Upiorna afera . Skutkiem bylo dzielenie zapalek na czworo tak grabil cenami . Komuna dawala zapalki jako przyklad jak kapitalizm powoduje biede . A to byl akurat monopol .

Zapaść gospodarcza okazała się tak wielka, że pod koniec 1930 r. rząd Walerego Sławka nie potrafił obliczyć, jak będzie wyglądał budżet w następnym roku. Na wspomnianym wcześniej spotkaniu u premiera podjęto tylko jedną konkretną decyzję: "Należy robić propagandę (...) prasową, wykazującą olbrzymi deficyt budżetowy w innych państwach. Potem pójść na ujawnienie deficytu mniej więcej w połowie, to znaczy ok. 40 mln" - opisywał Świtalski.

Kłopot, jak przekazać rynkom finansowym i obywatelom niepokojące wieści, tak aby nie wzbudzać paniki, spadł na barki pułkownika Ignacego Matuszewskiego. Weteran wojny z bolszewikami, za co Piłsudski udekorował go Orderem Virtuti Militari, nie zwykł tchórzyć nawet wobec takich wyzwań. Wprawdzie z wykształcenia był filozofem i architektem, a stanowisko ministra skarbu otrzymał przez przypadek, bo chciano się go pozbyć z MSZ, ale w ciągu dwóch lat urzędowania sporo się nauczył. Wiedział więc, że musi zawsze okazywać niezachwianą pewność siebie.

Dlatego podczas wystąpienia w Sejmie 21 marca 1931 r. Matuszewski zamierzenia rządu przedstawił w krótkich żołnierskich słowach. "Plan, którego wymaga równowaga budżetu, jest tak prosty, że nie potrzeba specjalnego decorum, aby go przedstawić. Polega na zaniżaniu wydatków i podwyższaniu dochodów państwa tak długo, aż rozdział między rozchodem a dochodami zniknie" - wyjaśnił. Ratunkiem miała być obniżka poborów urzędników państwowych o 15 procent. Bezzwłoczne jej przeprowadzenie zmniejszyło wydatki, lecz pogłębiło recesję, bo potężna grupa konsumentów musiała nagle zacisnąć pasa.

...

Nie musiala bo byla deflacja czyli spadek cen . W istocie place realne niewiele sie zmienily .

Tymczasem premier Sławek nadal nie wiedział, jak ujawnić prawdę i jednocześnie ukryć rozmiary katastrofy. W czasie posiedzenia Rady Ministrów 10 kwietnia 1931 roku zdecydował, że rząd wykaże na papierze deficyt w wysokości 53 mln zł, a prawie 60 mln zł zamiecie pod dywan. Sztuczkę, jak to zrobić, wymyślił Matu­szewski. Aż 50 mln zł deficytu zamieniono na nieoprocentowany kredyt zaciągnięty w Banku Polskim (tak nazywał się bank centralny), co w praktyce oznaczało dodrukowanie banknotów. Pozostałe 10 mln zdobyto, zaciągając kredyt w państwowym Banku Gospodarstwa Krajowego i wliczając do przychodów budżetu zyski PKP. Na koniec Matuszewski mógł dumnie pokazać światu, że w dobie Wielkiego Kryzysu deficyt Polski wynosi śmieszne 2,3 procent. Niestety, wieści o dodruku pieniądza dotarły do Józefa Piłsudskiego.

...

Tak dane byly falszowane . Jak widac za plecami Piłsudskiego . PILSUDSKI NIE ODPOWIADA ZA WSZYSTKO CO WTEDY BYLO ! NP. ZA WIELKI KRYZYS . ALE TAKZE ZA DZIALANIA O KTORYCH NIE WIEDZIAL . Trzeba o tym pamietac sluchac gadek typu - Za Piłsudskiego to ...

Marszałka bardzo zirytowała kreatywna księgowość i doprowadził do dymisji gabinetu Sławka, zaś Matuszewski został usunięty ze świata polityki i musiał zacząć zarabiać na życie jako publicysta prasowy. Nowym premierem został pułkownik Aleksander Prystor, natomiast ministrem skarbu Józef Piłsudski kazał mianować swego młodszego brata - Jana. Ze sprawami finansowymi miał on trochę więcej do czynienia niż jego poprzednik, gdyż przez sześć lat był głównym buchalterem Zarządu Miasta Wilna. Ale i tak Jan Piłsudski nie podzielał optymizmu brata, przyznając otwarcie, że nie ma kwalifikacji na ministra skarbu. Mimo to posadę przyjął. Znajomym wówczas tłumaczył: "Skoro Komendant tego żądał, musiało to być dla państwa potrzebne - odmówić nie mogłem".

Młodszy Piłsudski kontynuował wcielanie w życie planu nakreślonego przez Matu­szewskiego. Ciął płace i ograniczał rządowe inwestycje, co dało prawie 200 mln zł oszczędności, lecz wywołało efekt deflacji. Spadek cen towarów dobijał ledwie zipiącą gospodarkę i redukował dochody państwa.

....

Bzdury . Deflacje to wywolali w USA bankierzy Rezerwy Federalnej . A wtedy byla jedna waluta i w USA i w Polsce - złoto . Deflacja wywolana w USA musiala isc na caly swiat ! Polska przed wojna nie byla suwerenna ekonomicznie jak teraz i liczne patologie i bieda nie byly wina rzadu a zewnetrzna .

W połowie 1931 r. minister skarbu musiał poprosić Sejm o nowelizację budżetu. Jednocześnie, aby pobudzić gospodarkę, obniżył podatek przemysłowy. Spadek dochodu starał się zniwelować nowym podatkiem od energii elektrycznej używanej do celów oświetleniowych i obniżeniem kwoty zarobków wolnej od podatku dochodowego.

Mimo tych manewrów pod koniec roku okazało się, że dochody budżetu wyniosą zaledwie ok. 2 mld zł (czyli w dwa lata zmalały o jedną trzecią). Brakowało też pomysłów, na czym jeszcze zaoszczędzić. Obcięto wszystkie wydatki poza tymi na utrzymanie wojska, które stanowiły już ponad 30 proc. budżetu.

....

38 % dochodow i 34 wydatkow dokladnie .

W tej kwestii Piłsudski był nieprzejednany i na obronności nie pozwalał oszczędzać. Tymczasem jego brat, przygnieciony ciężarem odpowiedzialności i wizją nadciągającej katastrofy, tracił kontrolę nad finansami. Wówczas przypomniano sobie, że mieszka w Polsce światowej sławy ekonomista Władysław Zawadzki, członek prestiżowego stowarzyszenia The Econometric Society. Premier Prystor uznał, że warto wykorzystać jego wiedzę, i w sierpniu 1931 r. zaproponowano mu stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu.

Nominację profesora, znanego z prac teoretycznych na temat roli pieniądza w gospodarce, przyjęto w Europie bardzo dobrze. On sam okazał się tak użyteczną osobą, że w marcu 1932 r. powierzono mu tekę wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy gospodarcze. W tym czasie Jan Piłsudski przyznał się w Sejmie do bezradności i oświadczył, że do zapewnienia ciągłości wydatków państwa brakuje mu ok. 200 mln złotych. Zapytany, czy nie warto w tej sytuacji pożyczyć całej sumy za granicą, odparł z rezygnacją: "Skorzystalibyśmy z propozycji takiej czy innej pożyczki, gdyby nam warunki na to pozwalały, dziś jednak liczyć na to nie można". Przez następne miesiące popadał w coraz większą apatię. Wreszcie we wrześniu 1932 r. z ulgą oddał Zawadzkiemu fotel ministra skarbu.

Profesor Zawadzki, nim jeszcze objął nowe stanowisko, wielokrotnie rozmawiał z premierem Prystorem o strategii Ministerstwa Skarbu. "Mówiliśmy o sytuacji w razie nieudania się pożyczki we Francji. Wyraziłem opinię, że wtedy musimy iść na inflację, którą bym przedstawiał sobie w najłagodniejszej formie - (…) podniesienia kredytu w Banku Polskim" - zapisał w dzienniku. Ale premier nie godził się na obudzenie inflacji. Pamięć o hiperinflacji, która dekadę wcześniej wpędziła w chaos polską gospodarkę, była zbyt żywa.

...

Niestety jak widac dobry pomysl zarzucili . W sytuacji deflacji inflacja byla wybawieniem . Niestety zwyciezylo bezmyslne Status Quo .

Z kolei Zawadzki odmawiał dalszego podnoszenia podatków i obniżania zarobków, co pogłębiało zapaść ekonomiczną. Obaj twardo obstawali przy swoich stanowiskach. "Zmusza to nas, abyśmy szli drogą utrzymywania równowagi niestałej, drogą tańczenia na linie, co jest trudne i uciążliwe, ale konieczne" - zanotował profesor.

Przez kolejne miesiące taniec na linie stał się jego codziennym zajęciem. "Na jesieni 1932 r. sytuacja przedstawiała się więc, jak następuje: po trzykrotnych redukcjach i obcięciach poborów (płac w budżetówce - przyp. aut.) budżet wciąż nie jest zrównoważony: obroty gospodarcze i wpływy skarbowe maleją; brak zupełnie rezerw płynnych; kredyt jest zdezorganizowany, a wypłacalność dłużników prywatnych, jak podatników spadła do najniższego poziomu" - zapisał Zawadzki. Co gorsza, brak było choć odrobiny nadziei na przyszłość, bo "próby zaciągnięcia pożyczek zagranicznych zawiodły; aktywność bilansu handlowego daje się utrzymać z najwyższym wysiłkiem" - dodawał.

Tymczasem musiał zapewnić wypłatę pensji i emerytur oraz pokrycie innych wydatków. Przyjaciel Zawadzkiego, wiceminister oświaty Bronisław Żongołłowicz, zapisał wtedy w dzienniku: "Władek powiada, że pierwszy raz w życiu przechodzi okres takiego zmęczenia i wyczerpania, że (...) nie rozumie, co się doń mówi podczas konferencji i referatów".

Minister skarbu pracował każdego dnia do wyczerpania, a potem upijał się w trupa. To, że profesor nie wylewa za kołnierz, było powszechnie wiadome. Jednak nieustanna presja nasiliła jego uzależnienie od alkoholu. W efekcie Zawadzkiego widywano w ministerstwie albo skrajnie zmęczonego, albo pijanego. Co ciekawe, zupełnie nie wpływało to na jakość jego pracy. Na 1933 r., gdy gospodarka światowa sięgnęła dna, w Ministerstwie Skarbu wyliczono, że deficyt budżetowy przekroczy 16 procent. Państwu brakowało 371 mln złotych.

W tej sytuacji Zawadzki zastosował kolejne sztuczki. Rząd wyemitował krótkoterminowe obligacje o wysokim oprocentowaniu, aby chciano je kupić, zlikwidowano 20 funduszy celowych, przejmując ich budżety. Mennica państwowa zaczęła bić masowo monety o niskich nominałach, dzięki czemu za­chowano w tajemnicy dodruk pieniądza. Po tych pociągnięciach do domknięcia budżetu brakowało tylko 120 mln złotych.

Gdy Zawadzki ratował upadające finanse, odpowiedzialność za brak sukcesów w walce z kryzysem wziął na siebie Aleksander Prystor. Jego miejsce zajął Janusz Jędrzejewicz. Nowy premier jesienią 1933 roku musiał podjąć się realizacji kolejnego pomysłu ministra skarbu. Tym razem Zawadzki uznał, że jak podczas wojny z bolszewikami w Rzeczypospolitej należy przeprowadzić zbiórkę pieniędzy. Jędrzejewicz sprawił, że pod patronatem prezydenta Mościckiego powstał Komitet Obywatelski Pożyczki Narodowej, w skład którego weszli politycy obozu sanacyjnego, prymas August Hlond, żona marszałka Aleksandra Piłsudska, przedstawiciele świata kultury.

W wydanej odezwie informowali ludzi, że wykupienie subskrypcji na obligacje, które rząd obiecywał spłacić w 1944 r., jest obywatelskim obowiązkiem. "Kto się odeń uchyli - winien zostać potępiony przez ogół jako ten, co dezerteruje z pola walki" - dodawano. Zbiórką pieniędzy zajmował się rządowy komisarz Stefan Starzyński. Przyszły prezydent Warszawy zapraszał do siebie ludzi kierujących organizacjami branżowymi, społecznymi i politycznymi, aby wymusić deklaracje, ile pieniędzy oddadzą państwu. Publikowano je potem na łamach gazet i ofiarodawcy nie mogli się już wycofać.

W zakładach pracy i urzędach ludzi poddawano społecznej presji. Kto odmawiał subskrybowania choć jednego bonu pożyczki (50 zł), był ogłaszany człowiekiem bez honoru lub zdrajcą. Pod koniec 1933 r. Zawadzki odnotował, że z tytułu Pożyczki Narodowej do budżetu wpłynęło 340 mln złotych. Niestety, już w następnym roku rząd musiał zacząć spłacać odsetki od tych papierów. Obrotny minister skarbu uznał, że lepiej będzie zaoferować subskrybentom... rowery. Akurat wojsko zerwało kontrakt na kilkanaście tysięcy jednośladów z Państwową Wytwórnią Uzbrojenia w Radomiu i bezużytecznie zalegały one w magazynach. Przekazywano je więc jako odsetki tym, którzy wykupili najwięcej obligacji.

Tych oznak geniuszu ministra, dzięki któremu Polska nie straciła płynności finansowej, nie cenił jednak Ignacy Mościcki. Prezydenta drażniły nie tyle finansowe kombinacje, ile pijaństwo Zawadzkiego. Kiedy więc w maju 1935 r. zmarł Józef Piłsudski, prezydent postanowił, że stanowisko ministra skarbu musi objąć jego ulubieniec - Eugeniusz Kwiatkowski. Tak też się stało 12 października 1935 roku. Miesiąc później Mościcki zorganizował spotkanie wszystkich dotychczasowych premierów z obozu sanacyjnego. Zaprezentowano wtedy poufny raport Kwiatkowskiego o stanie finansów państwa. Kazimierz Świtalski zanotował: "po dodaniu rozmaitych sum i pretensji do Skarbu Państwa (...) możemy obliczyć deficyt państwowy na około 2 mld złotych". Tymczasem wpływy budżetu wyniosły 1,95 mld złotych.

O całe zło oskarżono prof. Zawadzkiego. W panice radykalnie podniesiono wszystkie możliwe podatki, uzyskując tą drogą 231 mln zł, zaś wydatki obcięto o 40 mln złotych. Jednorazowy efekt był imponujący i rok 1935 zamknięto oficjalnym deficytem w wysokości zaledwie 2,8 procent.
...

Autor pomylil rok . Rok budzetowy 34/35 to glownie rok 1934 .
To w 1936 podniesiono podatki i zrownowazono budzet .

Ale przy okazji ukatrupiono budzący się właśnie wzrost gospodarczy.

...

Kto ? Niby Kwiatkowski ? Totalna bzdura . Wlasnie wtedy zaczal sie skok ekonomii . Od podniesienia podatkow !

W następnym roku dochody państwa spadły i Eugeniusz Kwiatkowski musiał się pogodzić z deficytem w wysokości 11,8 procent.

....

Brednie . Skad autor wzial takie bzdury ?
Po prostu nie bylo pozyczki to deficyt wyszedl wiekszy . Pozyczka to nie dochody .

Szczęśliwie Wielki Kryzys się kończył i w Europie zaczęło się ożywienie gospodarcze. Nie musiano więc znów prosić Władysława Zawadzkiego o ratunek.
Andrzej Krajewski

...

Kryzys sie nie ,,skonczyl" tylko Kwiatkowski uruchomil skok ekonomiczny . Widzimy ze dorywczo pisane artykuly zawieraja mase bzdur . Trzeba znac epoke . Ale autor przeczytal wspomnienia zacytowal wiec wykorzystalem artykul z poprawkami .
Pamietajmy ze wtedy nikt sobie nie radzil z ekonomia . Bo trudno uznac metody Hitlera za ,,radzenie sobie" . Tylko Kwiatkowski . Szkoda ze przyszedl pare lat za pozno .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:01, 04 Lis 2014    Temat postu:

Prof. Jerzy Tomaszewski nie żyje

W wieku 84 lat zmarł prof. Jerzy Tomaszewski, wybitny historyk i współtwórca Muzeum Historii Żydów Polskich - poinformowało Muzeum na swojej stronie internetowej.

Jerzy Tomaszewski urodził się w 1930 r. w Radomsku. Był pracownikiem naukowym Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Po przejściu na emeryturę w 2002 r. pozostawał jego wykładowcą.

Tomaszewski pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny. W 2005 r. razem z Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Prezydentem m. st. Warszawy podpisał umowę oficjalnie powołującą do życia Muzeum Historii Żydów Polskich.

Wchodził także w skład komitetu redakcyjnego "Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego", "Kwartalnika Historii Żydów" oraz rocznika "Polin. Studies in Polish Jewry" i był członkiem Rady Programowej Stowarzyszenia Przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii - Otwarta Rzeczpospolita.

...

I niestety byl autorem ksiazek o ekonomii II RP razem z Landauem w ktorych ,,wslawil sie" brednia jakoby produkcja przemyslu Polski w latach 1913 i 1938 byla na tym samym poziomie ! ZADNEGO WZROSTU ! Musze zreszta sam napisac o tym prace bo niestety pokolenia studentow od nich tej bzdury sie uczyly . Nieprzyjemnie wspominam ich ksiazki . Oczywiscie mi one nie zaszkodza bo sam wiem o co chodzi ale mlodym niezorientowanym studentom juz tak . A JEST TO CZTEROTOMOWKA ! Niestety kazdy kto sie z ta tematyka styka dostanie na uczelni ich ksiazki ...
Niestety w PRL zeby publikowac trzeba bylo zle pisac o Polsce . I to jest poklosie . Oczywiscie trzeba sie modlic za ich dusze a ksiazek unikac bo nie odroznicie co tam jest faktem a co interpretacja ... Ostrzegam ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:22, 01 Mar 2020    Temat postu:

Podatki dochodowe w II RP. Ile zabierał przedwojenny fiskus?
8 godzin temu
5 min. czytania
Autor
Rafał Kuzak

Obecnie w Polsce mamy tylko dwa progi podatkowe. W przededniu II wojny światowej było ich… osiemdziesiąt. Podejście dawnego fiskusa do ludzi biednych i do wielkich bogaczy nie mogłoby się bardziej różnić.

Ustawa o podatku dochodowym z 1935 roku zajmowała jedynie 10 stron w Dzienniku Ustaw. Przewidywała jednak aż 80 progów podatkowych od dochodów z pensji, rent i emerytur. Jeżeli wpływy pochodziły z innych źródeł (na przykład z kapitałów, gruntów, budynków czy działalności gospodarczej) stosowaną inną skalę, która obejmowała 82 progi.

Od 1 do 50% podatku

Ustawodawcy zadbali o to, aby najmniej zarabiający w ogóle nie płacili podatku dochodowego. W pierwszy, najniższy próg wchodziło się dopiero po przekroczeniu 1500 złotych rocznego dochodu. W dużym uproszczeniu można przyjąć, że dzisiaj byłoby to około 15 000 złotych.

Podatek dochodowy w przedwojennej Polsce naliczano dopiero po przekroczeniu 1600 zł rocznego zarobku (domena publiczna).
Podatek dochodowy w przedwojennej Polsce naliczano dopiero po przekroczeniu 1500 zł rocznego zarobku (domena publiczna).
Pracownik, który zarabiał rocznie do 1600 zł oddawał fiskusowi zaledwie 1% dochodów. Z kolei jeżeli udało mu się wyciągnąć od 3400 do 3600 rocznie (19 próg), to podatek wynosił 4,6%. Naprawdę dobrze zarabiający, którym pracodawca płacił od 14 000 do 15 000 złotych (40 próg) przekazywali skarbówce z tej sumy 12,2%. A mówimy już o równowartości dzisiejszych 140 000 – 150 000 złotych na rok.

Skala podatkowa rosła z każdym kolejnym progiem, aż do 50% przy dochodach od 192 000 złotych wzwyż (80 próg). Takie pieniądze uzyskiwała jednak tylko skromna garstka prezesów spółek czy dyrektorów banków, takich jak chociażby Andrzej Wierzbicki. Przewodniczący Zarządu Centralnego Związku Przemysłu Polskiego „Lewiatan” już w 1932 roku pobierał pensję w wysokości 32 000 złotych miesięcznie.

Przeczytaj też: Chamstwo urzędników ma w Polsce długą historię. W 1924 roku boleśnie przekonała się o tym żona głowy państwa
Inne rodzaje dochodów

Jeżeli dochód pochodził z innych źródeł, niż pensje, renty i emerytury, to najniższy próg podatkowy wynosił 3% (tutaj również płaciło się dopiero po przekroczeniu 1500 złotych rocznego dochodu). W przypadku dochodu w granicach 3400-3600 złotych stawka rosła do 5%, z kolei jeżeli ktoś rocznie uzyskiwał 14 000-15 000 złotych płacił 9%.

Zarobki od 192 000 do 200 000 złotych obłożone były 35-procentowym podatkiem. W przypadku tej skali podatkowej Urząd Skarbowy kasował 50% dopiero za przekroczenie 2 000 000 złotych. Nie bez znacznie było zapewne to, że właśnie z „alternatywnych” źródeł, a nie ściśle z pensji, czerpali dochody naprawdę najbogatsi, a tym samym najbardziej wpływowi obywatele przedwojennej Polski.


Ulga prorodzinna i „bykowe”

W ustawie przewidziano ulgi prorodzinne. Kowalski, który miał na utrzymaniu więcej niż jedną osobę, mógł za każdego kolejnego członka rodziny obniżyć stopę podatkową o dwa progi. W efekcie głowa pięcioosobowej rodziny, zarabiająca rocznie 6000 złotych płaciła 5,2% podatku, zamiast 6,8%.

Ulga dotyczyła osób, których roczny dochód nie przekraczał 7200 złotych (30 próg). Należy jednak pamiętać, że w ówczesnych realiach była to pensja nawet w Warszawie pozwalająca na całkiem wygodne życie.

Posiadacze dużej rodziny mogli liczyć na znaczne ulgi podatkowe (domena publiczna).
Posiadacze dużej rodziny mogli liczyć na znaczne ulgi podatkowe (domena publiczna).
Odwrotnie sytuacja wyglądała w przypadku, gdy podatnik był singlem i zarabiał ponad 3600 złotych rocznie. Nie tylko nie mógł liczyć na ulgi, ale jeszcze oczekiwano od niego sporych dopłat.

Fiskus nie miał litości i do podstawowego podatku doliczał bagatela 14% „bykowego”. W związku z tym (przynajmniej teoretycznie) doskonale zarabiający prezes banku, który nie miał żony i dzieci musiał oddać państwu aż 64% swoich dochodów.

Urzędnicy płacą więcej

Niezależnie od podatku dochodowego w listopadzie 1935 roku na mocy dekretu prezydenta Ignacego Mościckiego wprowadzono specjalny podatek od wynagrodzeń wypłacanych z funduszy publicznych. Z niego też zwolniono osoby najmniej zarabiające.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.


Adres E-mail
Zapisz się
Poszczególne progi wyglądały następująco (dotyczyły miesięcznych uposażeń): 110-165 złotych – 5,5%, 165-220 złotych – 7%, 220-560 – 8%, 560-2350 – 10%, a ci zarabiający jeszcze więcej oddawali 15%.

W efekcie żonaty urzędnik, który miesięcznie zarabiał 265 złotych musiał oddać państwu 11,31 złotego z tytułu podatku dochodowego oraz 21,2 złotego specjalnego podatku. Do tego dochodziło jeszcze 2,65 złotego na Fundusz Pracy, 12,19 złotego na składki emerytalne oraz 7,31 złotego składki chorobowej. Po odliczeniu tego wszystkiego do ręki dostawał 210,34 złotego.

Na mocy dekretu prezydenta Mościckiego z 1935 roku wprowadzono specjalny podatek od uposażeń wypłacanych ze Skarbu Państwa (domena publiczna).
Na mocy dekretu prezydenta Mościckiego z 1935 roku wprowadzono specjalny podatek od uposażeń wypłacanych ze Skarbu Państwa (domena publiczna).
Ile zostawało w kieszeni?

Robotnik o takiej samej pensji brutto płacił składki chorobową i emerytalną w wysokości odpowiednio 7,95 złotego oraz 10,65 złotego. Dodatkowo przekazywał 1,33 zł na Fundusz Bezrobocia. Do ręki dostawał więc 225,81 złotych (85% kwoty wyjściowej).

Dla porównania obecnie pracownik zarabiający 2650 złotych brutto inkasuje niemal 1956 złotych (74%, a przy uwzględnieniu pełnych kosztów pracodawcy – tylko 61%).


Wcale nie było tak różowo

Zanim jednak pomyślicie, że kiedyś było dużo lepiej, weźcie pod uwagę, że przed wojną obywatele mogli tylko marzyć o darmowej służbie zdrowia. Nie było też bezpłatnego szkolnictwa średniego i wyższego. Dodatkowo państwo zarabiało kokosy na biletach kolejowych, podatkach akcyzowych oraz monopolach. Ale te ostatnie to już temat na osobne artykuły.

Przeczytaj również o tym, ile miliardów straciła Polska na decyzji Stalina. Nawet Bierut był oburzony

Bibliografia

Dziennik Ustaw Rzeczpospolitej Polskiej 1935.
Kodeks podatkowy, T IV, Ustawodawstwo podatkowe z r. 1938, oprac. J. Basseches, I. Korkis, Lwów 1938.
Klucz uniwersalny do obliczania ustawowych potrąceń od zarobków pracowników umysłowych i fizycznych, oprac. T. Zawisza, Warszawa 1939.

Autor
Rafał Kuzak
Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski, mitów i przekłamań. Współautor książki „Wielka Księga Armii Krajowej”. Zastępca redaktora naczelnego WielkiejHISTORII. Zajmuje się również fotoedycją książek historycznych, przygotowywaniem indeksów i weryfikacją merytoryczną publikacji.

...

Bylo rozowo! 15% udzialu w pkb obciazen? Z tego polowa to wojsko sady policja? Toz to libertarianizm! Nie sluchajcie bredni Korwina i innych matolow jaki to byl socjalizm! Byl libertarianizm jak popatrzycie na czasy obecne!

Co do leczenia to lud leczyl sie ziolami i domowa medycna bo ile wtedy bylo lekow? Garstka! To nie te czasy. Lekarz to stawial bańki albo zeby wyrywal. Bezplatne bylo podstawowe szkolnictwo a to platne bylo tanie! Zreszta to srednie to bylo jak teraz doktorat!
Ludzie uczyli sie zawodu a nie na durnych uniwersytetach psuli im glowe marksisci! Studiowali ci zdolni! I dobrze! Tak byc powinno. I tak duzo studiowalo jak na biedny kraj! Wiec bez bredni. W sumie liczy sie ilu studiuje. Gdyby bylo darmowe i tak bylo by jakies kryterium naboru! Toz i dzis nie ma gwarancji darmowych studiow. Tylko do gimnazjum jest gwarancja. A o ilez jestesmy bogatsi.
Mielismy znakomity sredniowieczny cechowy system ksztalcenia ktory ksztalcil mistrzow! Rozpieprzony przez komune. Sam jestem ofiara bo dziadek byl mistrzem krawiectwa przed wojna a po wojnie ,strozem nocnym'! Tak komuchy z kontroli skarbowej nie specjalnie ukrywaly ze przyszlismy ci rozpierzyc zaklad krawiecki. Totez i potem zamiast pieknych strojow ludzie chodzili w ponurych plaszczach jednego typu i ohydnych swetroworkach!
Zniszczyli mi dziecinstwo zreszta jak widac! Tylko ze naprawde nie jak jednej takiej.

Mlodzi historycy nie pojmuja juz tych czasow! Nie rozumieja innego spoleczenstwa blizszego natury z niewielka technika zorganizowanego jeszcze wedlug zasad sredniowiecza. Oczywiscie relatywnie do nas bo ci ze sredniowiecza byli by w szoku przed wojna jak jest inaczej. Ale gdyby skoczyli do nas to by uznali ze jednak blizej im duzzooo do tamtych!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wybić się na Niepodległość! / Polska wzorem dla Świata. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy