Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
97 rocznica urodzin Dragana Sotiroviča !

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:30, 05 Maj 2010    Temat postu: 97 rocznica urodzin Dragana Sotiroviča !

Dragan Mihajlo Sotirović, fr. Dragan Michel Sotirovitch, ps. Draża, X, Michał (ur. 5 maja 1913, zm. 5 lub 6 czerwca 1987 w Salonikach, pochowany w Zurychu) – serbski czetnik, kapitan armii jugosłowiańskiej, Serb wyznania prawosławnego, dowódca polskiego oddziału partyzanckiego Armii Krajowej, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy.

Od 1934 służył w armii jugosłowiańskiej. W 1940 studiował na Wyższej Szkole Wojennej. W stopniu kapitana w 1940 walczył z Niemcami. Do 1942 był drugim szefem sztabu oraz adiutantem gen. Dragoljuba Mihajlowicia. Został wzięty do niewoli w Jugosławii, przebywał wraz z innymi oficerami jugosłowiańskimi w obozie jenieckim nr 325 w Rawie Ruskiej, a później w Stryju. Symulując chorobę (zapalenie wyrostka robaczkowego), został przeniesiony do szpitala, z którego uciekł 13 stycznia 1944. Skontaktował się z polskim ruchem oporu, który tymczasowo skierował go na przechowanie do Zubrzy pod Lwowem.

Po sprawdzeniu tożsamości (jego brat był pracownikiem ambasady jugosłowiańskiej w Londynie), został skierowany pod koniec marca do tworzonych właśnie oddziałów leśnych Okręgu Lwów AK. Został zastępcą dowódcy 14 pułku ułanów – por. Andrzeja Chołoniewskiego ("Korczak", "Ładyga").

Brał udział w pacyfikacji ukraińskiej wsi oraz likwidacji kwatery UPA we wsi Szołomyja[1][2],[3][4]. Dowodził oddziałami 14 pułku podczas wyzwalania Lwowa w czasie akcji Burza – atakując główną linię obrony niemieckiej na wschód od miasta. Za zasługi w czasie akcji został odznaczony 27 lipca 1944 przez gen. Władysława Filipkowskiego orderem Virtuti Militari.

31 lipca 1944 został aresztowany przez NKWD, zbiegł wraz z innymi oficerami Okręgu Lwów AK. Dowodzone przez niego oddziały w sierpniu 1944 wycofały się na lewy brzeg Sanu, wchodząc w skład Zgrupowania Warta, w którym "Draża" objął dowództwo kompanii D-14 w batalionie D. Jedna z jego kwater mieściła się w Lalinie. 5 marca 1945 został przypadkowo aresztowany przez NKWD pod Dynowem. W czasie próby ucieczki wyskoczył z drugiego piętra łamiąc kości stopy. Nierozpoznany (podawał się za oficera francuskiego nazwiskiem Jacques Roman, powracającego z obozu w Odessie), został odwieziony do szpitala w Rzeszowie, skąd został uwolniony przez organizację "NIE". Na przełomie kwietnia i maja 1945 dołączył ponownie do oddziału.

Jego oddział współdziałał z SOO NSZ, której dowódcą był Antoni Żubryd oraz lokalną Samoobroną antyukraińską z Grabówki, której dowódcą był Mieczysław Bielec ps. "Bystry".

Jego oddział brał udział w walkach z UPA, a on sam doprowadził 29 maja 1945 do podpisania w Siedliskach zawieszenia broni pomiędzy UPA i polskimi oddziałami partyzanckimi, uznającego Sowietów za wspólnego wroga. Do zawarcia formalnego, trwałego porozumienia jednak nie doszło, ale zmniejszyło ono cierpienia polskiej i ukraińskiej ludności cywilnej.

W czasie służby w AK został awansowany do stopnia majora.

Ostatnią akcją jego oddziału był atak 25 czerwca na tabory sowieckie koło Domaradza.

[link widoczny dla zalogowanych]

Chwała mu!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:21, 27 Sie 2011    Temat postu:

II Wojna Swiatowa w Jugoslawii to byl dopiero koszmar ! :

Czetnicy znad Wisły

Michał Pogodowski / Polska Zbrojna

W bratobójczych walkach w Jugosławii w czasie II wojny światowej brało udział wielu Polaków. Polski oficer wywiadu kapitan Mitko w lipcu 1944 roku przekazał do Londynu informacje o blisko dziesięciu tysiącach osób narodowości polskiej przebywających w Jugosławii. Wśród nich byli volksdeutsche, robotnicy przymusowi, uchodźcy oraz czetnicy.

Tych ostatnich miało być kilkuset. Walczyli po stronie generała Draży Mihajlovicia z Niemcami, Włochami, Bułgarami i Albańczykami. Przeciwnikami tej tak zwanej Jugosłowiańskiej Armii w Ojczyźnie (JVO) były też miejscowe oddziały profaszystowskie (na przykład Serbski Korpus Ochotniczy) oraz oczywiście sławna komunistyczna partyzantka, którą dowodził Josip Broz Tito. Konflikt komunistów z rojalistami-czetnikami stanowił w dużej mierze o przebiegu II wojny światowej w Jugosławii i o kształcie państwa po 1945 roku. Zgodnie z zasadą, że historię piszą zwycięzcy, o partyzantach Tity można było bardzo dużo przeczytać. Natomiast o czetnikach pisano niewiele, a o tych pochodzących znad Wisły – praktycznie wcale. Jednym z Polaków, którzy w bałkańskim tyglu walczyli pod królewskimi sztandarami w serbskich "czetach", był profesor Marian Błażejczyk, prawnik, inżynier, ekonomista i ichtiolog (zmarł 7 czerwca 2011 roku – przyp. red). W 1943 roku został wywieziony na roboty do Rzeszy, a potem na Bałkany. Wraz z kilkoma towarzyszami udało mu się uciec, gdy pociąg przemierzał tę część Serbii, która została włączona do prohitlerowskiego Niezależnego Państwa Chorwackiego.

Ogrom okrucieństwa

Piekło – określenie to najwierniej oddaje wydarzenia między rokiem 1941 a 1945 na Bałkanach. Jak mówił profesor Błażejczyk, ogrom przemocy i okrucieństwa, jakie tam zobaczył, mógł przerazić nawet osoby znające wojnę i okupację w Polsce. Już pierwsze chwile po ucieczce były straszne. Grupa Polaków dostała się w ręce chorwackich proniemieckich ustaszy. Wzięli oni polskich robotników za węgierskich Żydów. Efektem pomyłki były połamane kości od uderzeń kolbami. Tylko brak złotych plomb uchronił Błażejczyka i jego kompanów od wyrywania zębów kowalskimi szczypcami. Kiedy sytuacja się wyjaśniła i Chorwaci zrozumieli, że mają do czynienia z katolikami, zabrali uciekinierów do swojej siedziby. Pokazali przerażonym Polakom więzione w ziemiance serbskie dziewczynki, które były traktowane jak seksualne niewolnice. Błażejczykowi udało się uciec z tego strasznego miejsca. Okazało się jednak, że był to dopiero przedsionek piekła. Później zobaczył obóz dla Serbów i Romów pochodzących z obszarów podporządkowanych prohitlerowskim chorwackim władzom.

"Widziałem tam ludzi wyglądających niczym żywe szkielety. W zimie odziani byli jedynie w worki po cemencie", opowiadał profesor. Polacy byli nie tylko świadkami tych strasznych zbrodni, lecz także ich ofiarami. Błażejczyk zapamiętał, jak na terenie kontrolowanego wówczas przez Włochów Kosowa profaszystowskie albańskie bojówki ("baliści") schwytały czetnika Polaka. Początkowo bojówkarze chcieli poderżnąć mu gardło. Kiedy jednak zorientowali się, że mają do czynienia z polskim Żydem spod Lwowa, postanowili go ukrzyżować. Mężczyzna skonał w strasznych męczarniach.

Na jakiej zasadzie Polacy mogli walczyć w jednostkach królewskich czetników? Należy zacząć od tego, że polski rząd w Londynie doskonale zdawał sobie sprawę z obecności swoich obywateli w tej części Bałkanów. Biorąc pod uwagę strategiczne położenie Jugosławii, generał Władysław Sikorski zadecydował o utworzeniu w 1940 roku Bazy Łączności Zagranicznej w Belgradzie. Funkcjonariusze Bazy (kryptonim "Sława", później "Drawa") mieli prowadzić działalność szpiegowską, informacyjną, łącznikową oraz kurierską. Jedna z depesz doskonale opisuje ówczesny klimat polityczny w Serbii. Kapitan W. Guttry raportował do Londynu o "pięciu odcieniach politycznych, pięciu rodzajach wojsk. Wszyscy walczą między sobą na ulicach, a Niemcy z zadowoleniem patrzą, jak Jugosłowianie wybijają się między sobą".

Chwaleni za bitność

Związanie się z czetnikami generała Mihajlovicia wydawało się wówczas jedyną metodą na ratowanie Polaków z wojennej zawieruchy w tej części kontynentu. Dowództwo czetnickie odnosiło się do nich przyjaźnie. Było to pochodną zarówno dobrych stosunków między II RP a Królestwem Jugosławii, jak i między innymi wkładu Polaków w "Naczertanije", czyli powstały w XIX wieku manifest serbskiej polityki narodowej i zagranicznej. Już w maju 1941 roku Serbowie informowali sztab generała Sikorskiego o dużej liczbie osób narodowości polskiej w jednostkach niemieckich na terenie Homolja. W 1942 roku przy sztabie "Draży" Mihajlovicia na Ravnej Gorze oficjalną pracę zaczęło dwóch polskich oficerów łącznikowych. "Ja i Sikorski byliśmy jak dwa palce", stwierdził później serbski dowódca. "W ravnickiej brygadzie, w której przyszło mi walczyć, służyła ponadtrzydziestoosobowa grupa Polaków", wspominał Błażejczyk. Jak podkreślał, chwalono ich za bitność i odwagę. On sam ze względu na młody wiek i jasną cerę był przez serbskich kolegów nazywany "Dzieckiem".

"Polacy chętnie szli na pierwszą linię. Kiedy dowódca pytał, kto chce pomścić zabitych kolegów, my zgłaszaliśmy się jako pierwsi", opowiadał profesor, dodając, że Polaków można było znaleźć w każdym czetnickim korpusie. Naszych rodaków na terenie Jugosławii było tak wielu, że sztab Naczelnego Wodza w Londynie zadecydował o utworzeniu w drugiej połowie 1943 roku Polskiej Kompanii Wojskowej w ramach sił czetnickich. Liczącą 300 osób jednostką dowodził kapitan Józef Maciąg (pseudonim "Nesh"). Powołanie kompanii miało na celu, poza ratowaniem Polaków, zamanifestowanie polskiej obecności w momencie utworzenia w Europie "drugiego frontu". Plany aliantów zakładały bowiem lądowanie sił ekspedycyjnych właśnie w Jugosławii. Pomysłu tego zaniechano wskutek działań Stalina. Kreml obawiał się, że natarcie zachodnich aliantów z południa kontynentu uprzedzi Armię Radziecką, a tym samym pozbawi ją możliwości zajęcia i podporządkowania sobie państw Europy Środkowej.

!!!!!

Widzicie tuatj jedna z kluczowych spraw ! Alianci mieli ladowac w JUGOSLAWII tam bylo mnostwo partyzantow a rzady Bulgarii Rumunii czy Wegier tylko czekaly aby przejsc na strone aliantow ! Gdyby tam wyladowali alianci poszli by JAK BURZA NAPRZOD ! I doszli do Polski ktora tylko czekala na powstanie ... ALE NIE GODZIL SIE STALIN KTORY CHCIAL NAPASC NA TE KRAJE A TAK BY NI MOGL ! I zachodni SIE ZGODZILI ZE STALINEM !!! Zamiast isc tam gdzie teren byl gotowy szli na Normandie gdzie musili walczyc o kazdy krok ! Ale Stalina nie urazili !!! Taka byla historia ! Taki jest zachod !!!

Polskie dowództwo w Londynie w rozkazie z 18 października 1943 roku wyraźnie zaznaczyło, że kompania nie może być używana w walkach wewnętrznych, w jakie uwikłani byli czetnicy. Mogła jedynie brać udział w akcjach przeciw siłom osi. Tymczasem poza jednostkami działającymi w ramach armii Mihajlovicia funkcjonowały w Jugosławii także inne formacje złożone z Polaków. Na przykład osiadli w Bośni potomkowie emigrantów z Galicji zawiązali oddziały samoobrony, które w 1944 roku zostały przekształcone w Polski Batalion współdziałający z partyzantką Tity. Niewielkie grupy polskich partyzantów walczyły także w Słowenii. Znaczną grupę stanowili też Polacy (w tym Ślązacy i volksdeutsche) w jednostkach Wehrmachtu.

Polacy przeciw Polakom

Im bliżej było końca wojny, tym sytuacja polskich czetników stawała się gorsza. W wyniku nacisków Stalina Amerykanie i Brytyjczycy zmniejszyli swoją pomoc dla oddziałów Mihajlovicia. Alianci zaczęli wspierać rosnącą w siłę partyzantkę komunistyczną. Oddziały Tity szybko zyskiwały na znaczeniu. To zmusiło wojska Mihajlovicia do większego zaangażowania w walkę wewnętrzną, w której Polacy formalnie nie mieli prawa uczestniczyć.

>>>> ZACHOD ZDRADZIL SERBOW I UZBROIL KOMUNE !!! TAK !!! KOMUNE W JUGOSLAWI ZAINSTALOWAL ZACHOD ! PLUGAWY WSTRETNY NIKCZEMNY !!!

Osaczony Mihajlović czuł się zdradzony przez Anglików. Nie oponował, gdy dowódcy brygad wykorzystywali polskich czetników do walki z komunistami. Znalazło to potwierdzenie w raportach Bazy do Naczelnego Wodza. Na przykład 21 maja 1944 roku doniesiono do Londynu, że Polaków w korpusie jaworskim generała Mihajlovicia użyto do walki z komunistami. Siedmiu zginęło w boju, a czterech czetnicy rozstrzelali z niewiadomych przyczyn (prawdopodobnie dlatego, że wierni wytycznym polskich władz, odmówili walki). Rojaliści wymagali od Polaków walki przeciw oddziałom Tity. Partyzanci komunistyczni żądali zaś od tych, którzy przeszli na ich stronę, by strzelali do rojalistów. Rząd RP w Londynie nie był w stanie pomóc polskim czetnikom (na przykład ewakuować ich do II Korpusu Polskiego we Włoszech). Musieli więc na własną rękę szukać ratunku z wojennej pożogi. Część pozostała do końca przy Mihajloviciu. Inni wstąpili lub zostali wcieleni do brygad komunistycznych. Niektórzy samodzielnie przedostawali się na Zachód, do Polski, a nawet do Egiptu. Według relacji brytyjskich Josip Broz Tito zgodził się na ewakuację Polaków do wyzwolonych Włoch pod warunkiem, że "będą walczyć na innych frontach przeciw Niemcom". Szef brytyjskiej misji wojskowej przy oddziałach Tity generał McLeon donosił z kolei, że Polacy, którzy wstąpili do komunistycznej partyzantki, są źle traktowani. Pod naciskiem Sowietów mieli być między innymi głodzeni.

!!!! PIEKLO TOTALNE !!!

Z Serbii do Berlina

Marianowi Błażejczykowi szczęście sprzyjało. Jego czetnicka jednostka brała nawet udział w walkach z Niemcami u boku Armii Czerwonej. To pozwoliło mu uniknąć represji i w grudniu 1944 roku przedostać się do Polski. Tam, zatajając, że należał do rojalistycznej Jugosłowiańskiej Armii w Ojczyźnie, wstąpił do ludowego Wojska Polskiego.

"Bardzo chciałem być w naszej armii, i udało mi się. Byłem najmłodszym dowódcą batalionu piechoty", wspominał były czetnik, z dumą prezentując swoje odznaczenia. Wśród nich jest między innymi serbski Order Miłosza i polski Krzyż Walecznych, który profesor Błażejczyk otrzymał za udział w walkach o Berlin.

>>>>>

Tak to strzaszne przejscia ! Widzicie ze mieli nawet GORZEJ niz w Powstaniu Warszawskim . Powstancy byli wsrod rodakow ! W przyjaznym otoczeniu ! A tamci ? Alianci zdradzili Michajlowicza napadali an niego komunisci i mordowali jego ludzi uzbrojeni bronia zachodu ... Podobnie hitlerowcy a jeszcze miejscowi naziole ! Przypomne ze w koncu komunisci schwytali Michajlowicza i go zamodowali ! On i jego ludzie to meczennicy sprawy narodu Serbskiego zdradzeni przez wszystkich z wyjatkiem ... Polakow jak widac :O)))



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:54, 25 Wrz 2011    Temat postu:

I wspaniala wiadomosc :

Beatyfikacja pięciu zakonnic-męczennic

Około 20 tysięcy wiernych uczestniczyło w sobotę w stolicy Bośni i Hercegowiny, Sarajewie, w beatyfikacji pięciu sióstr męczennic z czasów drugiej wojny światowej. Ceremonii przewodniczył prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, kardynał Angelo Amato.

Pięć sióstr ze zgromadzenia Córek Bożej Miłości: dwie Słowenki, Chorwatka, Austriaczka i Węgierka - zginęły w grudniu roku 1941, gdy serbscy czetnicy mordowali ludność cywilną, katolików i muzułmanów. Siostry, z których najmłodsza miała lat 29, a najstarsza 76, zostały wypędzone ze swego klasztoru w Pale i trafiły do koszar w pobliżu Gorażde. Najstarszą zabito, cztery pozostałe więziono w pomieszczeniu na drugim piętrze, gdzie pijani serbscy czetnicy próbowali je zgwałcić. Siostry jedna po drugiej wyskoczyły przez okno. Ich prześladowcy dobili je nożami, a ciała wrzucono do Driny, stąd też zakonnice te nazywa się też drińskimi męczennicami.

W ceremonii beatyfikacji pięciu sióstr uczestniczyło trzech kardynałów, ok. 30 arcybiskupów i biskupów, zwłaszcza z Bośni i z sąsiedniej Chorwacji. Na mszę beatyfikacyjną przybyli wierni z wszystkich państw bałkańskich.

"To wielki dzień dla naszego Kościoła. Jesteśmy dziś jedną rodziną" - powiedziała 61-letnia Jelka Petrić, która przyjechała z chorwackiego Zadaru. Wśród 3,8 mln mieszkańców Bośni i Hercegowiny katolicy stanowią 10 proc. 40 proc. to muzułmanie, a 31 proc. - wyznawcy prawosławia.

>>>>

Wspaniala wiadomosc dla tej umeczonej ziemi ... I od razu wyjasnijmy ze Serbowie nie byli tam jakimis jedynymi zbrodniarzami... Mordy byly bestialskie wszystkich przeciw wszystkim... Serbowie tez byli ofiarami ale poniewaz wsrod nich katolikow nie jest wielu to i beatyfikacji nie ma . Ale to nie znaczy z Bóg inaczej traktuje meczenstwo ludzi innych wyznan !
Ofiary sa ofiarami a pamietajmy ze w Bośni jest JEDEN jezyk i jedna narodowosc ! Roznice sa ,,religijne'' ale oczywiscie tylko formalne bo Bóg jest jeden a religia ludobojcy jest zawsze satanizm... A dla czlowiek Bożego roznice nie sluza do niczego zlego ...
Tak wiec te święte sa patronkami wszystkich w Bośni i wszyscy moga je prosic o pomoc u Boga :O)))



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:40, 24 Mar 2012    Temat postu:

Mali: rebelianci tłumaczą pucz względami bezpieczeństwem kraju

Re­be­lian­ci w Mali za­po­wie­dzie­li dziś, że od­da­dzą wła­dzę do­pie­ro wtedy, gdy armia bę­dzie w sta­nie za­pew­nić bez­pie­czeń­stwo w kraju. Unia Afry­kań­ska za­wie­si­ła kraj w pra­wach człon­ka, a Unia Eu­ro­pej­ska za­mro­zi­ła z nim współ­pra­cę.

Przy­wód­ca re­be­lian­tów Ama­bou Sa­no­go po­wie­dział, że jego celem nie jest zwy­kłe prze­ję­cie wła­dzy. - Je­ste­śmy tutaj, aby zmo­bi­li­zo­wać armię i siły bez­pie­czeń­stwa do za­pew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa w kraju - wy­ja­śnił. Sa­no­go za­po­wie­dział po­nad­to, że dawne kie­row­nic­two pań­stwa od­da­ne zo­sta­nie w ręce wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści. Zda­niem dpa w rę­kach or­ga­ni­za­to­rów puczu znaj­du­je się dzie­się­ciu współ­pra­cow­ni­ków oba­lo­ne­go rządu, w tym mi­ni­ster spraw za­gra­nicz­nych So­umey­lou B. Maiga. Na­to­miast Pre­zy­dent Ama­dou To­uma­ni Toure miał unik­nąć za­trzy­ma­nia. Przed­sta­wi­ciel Unii Afry­kań­skiej, Jean Ping, cy­to­wa­ny przez Reu­ter­sa, po­wie­dział dzien­ni­ka­rzom, że Toure jest w bez­piecz­nym miej­scu, "chro­nio­ny przez pewną licz­bę lo­jal­nych współ­pra­cow­ni­ków".

W re­ak­cji na pucz Unia Afry­kań­ska za­wie­si­ła tym­cza­sem Mali "do czasu przy­wró­ce­nia kon­sty­tu­cyj­ne­go po­rząd­ku" w pra­wach człon­ka or­ga­ni­za­cji. Wcze­śniej przy­wró­ce­nia de­mo­kra­tycz­nie wy­bra­ne­go rządu za­żą­da­ła Rada Bez­pie­czeń­stwa ONZ. Unia Eu­ro­pej­ska za­mro­zi­ła współ­pra­cę z za­chod­nio­afry­kań­skim kra­jem.

Zbun­to­wa­ni żoł­nie­rze prze­ję­li wczo­raj kon­tro­lę nad pań­stwo­wą te­le­wi­zją i ogło­si­li roz­wią­za­nie in­sty­tu­cji pań­stwo­wych oraz za­wie­sze­nie kon­sty­tu­cji. Oświad­czy­li, że kładą kres rzą­dom "nie­kom­pe­tent­ne­go re­żi­mu". Gra­ni­ce kraju zo­sta­ły za­mknię­te, wpro­wa­dzo­no go­dzi­nę po­li­cyj­ną.

Pod­czas walk zgi­nę­ły trzy osoby cy­wil­ne, a 28 zo­sta­ło ran­nych. W sto­li­cy kraju Ba­ma­ko dziś nadal sły­chać było po­je­dyn­cze eks­plo­zje i strza­ły. Źró­dła woj­sko­we in­for­mo­wa­ły wcze­śniej o jed­nym za­bi­tym i jed­nej oso­bie ran­nej. Z kolei ma­lij­ski Czer­wo­ny Krzyż twier­dzi, że wczo­raj i przed­wczo­raj "40 osób zo­sta­ło ran­nych, w więk­szo­ści od za­błą­ka­nych kul".

Bun­tow­ni­cy pro­te­stu­ją prze­ciw­ko nie­do­sta­tecz­nym dzia­ła­niom rządu w ob­li­czu re­be­lii no­ma­dów na pół­no­cy. "Nasi ko­le­dzy stale giną (w wal­kach)" - po­wie­dział Sa­no­go. Na pół­no­cy Mali w ostat­nich ty­go­dniach do­szło do na­si­le­nia dzia­łań tu­are­skich re­be­lian­tów. W trwa­ją­cej od dwóch mie­się­cy re­be­lii uczest­ni­czy Na­ro­do­wy Ruch Wy­zwo­le­nia Aza­wad (MNLA), ruch po­li­tycz­no-mi­li­tar­ny po­wsta­ły w końcu 2011 roku z po­łą­cze­nia róż­nych ugru­po­wań tu­are­skich, a także sil­nie uzbro­je­ni i do­świad­cze­ni tu­are­scy żoł­nie­rze by­łych wojsk li­bij­skie­go dyk­ta­to­ra Mu­am­ma­ra Ka­da­fie­go.

>>>>

Na razie trudno sie zorientowac komu o co chodzi . Ale zawsze w atkich sytuacjach chodzi o wladze i korzysci ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:44, 13 Kwi 2012    Temat postu:

Nieznani bohaterowie wojen bałkańskich

Serb Srdjan Aleksić zginął, ponieważ próbował uchronić swojego znajomego, Bośniaka, przed agresją serbskiego żołnierza. Takich jak on było więcej, a mimo to serbscy "sprawiedliwi" rzadko mogą liczyć na pamięć i uznanie.

Mija dwadzieścia lat, odkąd serbscy snajperzy otworzyli ogień do tłumu demonstrantów w Sarajewie, rozpoczynając oblężenie miasta i zapisując nową kartę w dziejach przemocy na Bałkanach. W dwie dekady później uwaga badaczy skupiona jest na dokonaniach sprawców oraz architektów wojen. Wielu uważa, że tylko w ten sposób – pokazując, jak planowano akty przemocy – możemy sprawić, by niedawni wrogowie przyjęli odpowiedzialność za to, co się stało. Pragnienie poznania prawdy powinno jednak rozciągać się także na zachowania tych, którzy podczas wojny zachowali się w sposób szczególnie honorowy, zdobywając się na przekroczenie linii podziałów etnicznych, dla ogromnej większości ich współrodaków – nienaruszalnych.

Jak zapewniała mnie Nataša Kandić, serbska obrończyni praw człowieka, którą spotkałem podróżując kilka lat temu po Bałkanach, podobne akty odwagi zdarzały się częściej, niż się powszechnie przypuszcza. Problemem może okazać się jedynie dotarcie do ówczesnych "sprawiedliwych" i nakłonienie ich do podzielenia się swoją przeszłością.

Powodem tego stanu rzeczy może być czasem prosta i brutalna prawda: część z nich za swoją postawę zapłaciła życiem. Taki los spotkał Srdjana Aleksicia, Serba z miasta Trebinje (we wschodniej Bośni), który w roku 1993 był świadkiem, jak serbski żołnierz brutalnie zaczepia jego znajomego, Bośniaka. Aleksić rzucił się do interwencji, ostatecznie zaś pomógł Bośniakowi w ucieczce. Był to akt niezwykłej odwagi, który skłonił niestety kilku kolejnych żołnierzy do włączenia się do utarczki. Grupa wojskowych zaczęła bić i kopać Aleksicia pośrodku ulicy, na oczach mnóstwa przechodniów. Nikt nie pospieszył z pomocą. Pogotowie przywiozło Aleksicia do pobliskiego szpitala już w stanie śpiączki; wkrótce zmarł.

Jego czyn i cena, jaką zań zapłacił, nie zostały do końca zapomniane. Jak powiedział mi ojciec Aleksicia Rade, mężczyzna ocalony przez jego syna wyemigrował do Szwecji, rokrocznie jednak wraca do Trebinja, by upamiętnić człowieka, któremu zawdzięcza życie. Inna rzecz, jak czyn Aleksicia traktują Serbowie, którzy nadal trzymają się swoich przekonań z czasów wojny. Młody chłopak z Trebinja padł ofiarą nienawiści – i bierności świadków, którzy obserwowali dokonującą się na ulicy masakrę.

W trakcie podróży spotkałem kilku innych śmiałków, którzy przekroczyli podobną granicę – i przeżyli, choć nieraz płacąc za to cenę ostracyzmu. Do takich należy przypadek Aleksandra Jevticia, Serba, któremu w roku 1991 oficer zlecił przeprowadzenie selekcji w grupie internowanych mężczyzn i oddzielenie Serbów od przeważających w tym gronie Chorwatów: Serbowie mieli zostać przeniesieni w inne miejsce i lepiej traktowani. Jevtić zdołał "wyciągnąć" z tłumu ponad stu Chorwatów, zmyślając na poczekaniu imiona i nazwiska i zwracając się do nich jak do Serbów. Większość z nich znał – pochodzili z Vukovaru, jego rodzinnego miasta.

Biorąc pod uwagę, że Jevtić ryzykował życiem, można by przypuszczać, że w Vukovarze traktowany był po wojnie jak bohater – przynajmniej przez jego chorwackich mieszkańców. Kiedy jednak odwiedziłem go w mieście nad Dunajem w 2008 roku, okazało się, że jest zgoła inaczej. Zgodnie z oficjalną chorwacką historiografią, wyłączną odpowiedzialność za ostatnią wojnę, w tym za oblężenie i bombardowanie Vukovaru, ponoszą Serbowie. Wielu miejscowych Chorwatów traktowało Jevticia z lekceważeniem lub wręcz pogardą, właśnie dlatego, że był Serbem, w dodatku niepasującym do przewidzianej dlań roli. Co więcej, weteran nie czuł się dobrze również w gronie miejscowych Serbów, którzy wiedzieli o tym, że w roku 1991 pomógł Chorwatom – ludziom, których w wiele lat po wojnie nadal traktowali jak wrogów. Być może fakt, że osoby, które wykazały się współczuciem są rzadko doceniane, a tym rzadziej – odpowiednio honorowane, nie powinien dziwić na obszarze, gdzie nadal królują głębokie podziały, zaś nacjonalistyczne, jednostronne wizje przeszłości powszechnie obowiązują.

Podobne sytuacje zdarzają się nie tylko na Bałkanach. Historyk Jan Tomasz Gross odnotował przypadki Polaków, którzy w wiele lat po wojnie spotykali się z nieufnością czy niechęcią sąsiadów ze względu na fakt, że ukrywali Żydów. "Ich istnienie stanowiło niejako żywy wyrzut sumienia" – twierdzi Gross, dodając, że części Polaków przynosiło ulgę określanie wszystkich Żydów mianem "kryptokomunistów", którzy, jako współodpowiedzialni za agresję Sowietów na Polskę w 1939 roku, nie zasługiwali na pomoc w kolejnych latach wojny. Jevtić, ocalały z Vukovaru, zastrzegał się podczas naszych rozmów, że nie zależy mu na uznaniu. Przypomniałem sobie te rozmowy, kiedy w rok lub dwa później dowiedziałem się, że grupa chorwackich jeńców, których wówczas ocalił, wymogła na nim, by przyjął odznaczenie nadane mu przez władze niepodległej Chorwacji. Być może medal rzeczywiście nie miał dlań większego znaczenia – ale przecież w tym przypadku szło o coś więcej niż indywidualne zasługi. Uznanie, choćby przyszło zbyt późno, nadawało sens całemu wydarzeniu. Co więcej – zawierało ważne przesłanie dla mieszkańców Bałkanów, którym tak trudno uznać cichych bohaterów niedawnej wojny.

>>>>

Wspanaily czlowiek . Swiety ! Coz z tego ze na ziemi nie ma uznania ? Ludzie na ziemi zyja jakby w bagnie czy szambie . Voz warte takie uznanie .
Prawdziwe uznanie jest w niebie . Takie maja swieci i on jest wsrod nich :O)))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133561
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:32, 29 Kwi 2014    Temat postu:

Wujaszek Draža

Pluton egzekucyjny rzucił mu na grób butelkę zapalającą, alianci też znaleźli sposób na upokorzenie: kiedy pod naciskiem ocalonych przez czetników lotników i spadochroniarzy amerykańskich prezydent Truman odznaczył pośmietnie Dražę Mihajlovicia Legią Zasługi, Departament Stanu zażądał, by sprawie tej nadać najwyższy stopień tajności. Na wiele lat czetnicy zostali "czarnym ludem". Dziś Dražy zostają szpetne pozłacane popiersia na przycerkiewnych placykach, tatuaże na ramionach osiłków ruszających na ustawkę z Chorwatami, kilka monografii bez szans na rządowy grant. I pomyśleć, że jest w Europie Środkowej ktoś, kto uznałby los żołnierzy WiN za godny pozazdroszczenia - pisze Wojciech Stanisławski.

Ada Ciganlija, czyli Cygańska Łacha: półwysep ciągnący się kilka kilometrów niemal w głównym nurcie Sawy w Belgradzie. Przez lata miejsce treningu sportowców, obfitujące w zachwaszczone korty i kawiarnie, gdzie od rana można było leczyć kaca, przed dekadą miało swoje pięć minut sławy, gdy na zacumowanych przy brzegu barkach grywały najlepsze w kraju zespoły dęte, ostatnia już bodaj sława i duma Serbii. Razem wziąwszy, ni to stop-klatka z „Undergroundu", ni to jakiś środkowoeuropejski klon Nowego Orleanu.

18 czerwca 2011 roku, w miejscu, gdzie w 1946 roku mieścił się jeden z wielu belgradzkich aresztów śledczych Wydziału ds. Ochrony Sprawiedliwości Ludowej (OZNA), znaleziono ludzkie szczątki: grzechoczące grudki nadgarstka. Do tego zestaw obowiązkowy, jakim zwykła posługiwać się w tych stronach Sprawiedliwość Ludowa: stalowy drut do krępowania rąk, ślady spalenizny i drobiny szkła (zwłoki najpierw oblano benzyną, a następnie ciśnięto butelkę z płynem zapalającym), żółtawe smugi zwietrzałego wapna.

Scena to sama w sobie nieobca Polakom, Bałtom czy Węgrom. Podobne są również inne okoliczności: pokazowy proces przed sądem wojskowym, kilka broszur ze zdjęciami osieroconych dzieci – ofiar faszystowskiego kolaboranta, niezgrabne wysiłki emigrantów prowadzących latami zbiórkę na pomniczek, stawiany w końcu gdzieś na przedmieściach Chicago czy Melbourne. Po przełomie zaś – proces rehabilitacyjny, pomniczek gdzieś na przedmieściach Zakopanego czy Kowna, gromkie protesty ostatnich weteranów partyzantki komunistycznej, senna, lecz w miarę życzliwa pamięć. Takie są losy pośmiertne Ognia, Ramanauskasa, Arsenescu.

Środkowoeuropejscy dowódcy i politycy, choćby lokalnej rangi, odzyskali groby, dobre imię i miejsce w pamięci kilkanaście lat temu. Nawet jeśli testy DNA potwierdzą tożsamość kości księżycowej, nie znaczy to, że swoje miejsce w historii odzyska generał Dragoljub („Draža") Mihajlović: szef sztabu sił zbrojnych przedwojennej Jugosławii, podczas II wojny światowej dowódca lojalnej wobec Londynu Armii Jugosłowiańskiej w Ojczyźnie, w roku 1942 bez porównania bardziej sławny w krajach alianckich niż Grot-Rowecki.

Zdolny, melancholijny oficer

Życiorys urodzonego w 1893 roku Dragoljuba aż do wybuchu II wojny jest wzorcowo serbski, w takim znaczeniu, w jakim za typowo polskie uważamy często żywoty z Polskiego Słownika Biograficznego: choć niepowtarzalny, wiernie zachowuje ślad wstrząsów i doświadczeń społeczności.

Syn pisarza gminnego (pierwsze pokolenie inteligencji Królestwa Serbii), wychowywany przez stryja –wojskowego weterynarza, Draža po gimnazjum trafia do Akademii Wojskowej i pierwsze szlify zdobywa jako kadet w obu wojnach bałkańskich, służąc następnie we wszystkich konfliktach małej, wielkiej Serbii. Dyslokowany po garnizonach Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (Skopje, Sarajewo, Celje, Mostar) zdolny oficer z czasem trafi na studia do Paryża, jako attaché wojskowy – do Sofii i Pragi. W Belgradzie pod koniec lat 30. wykłada na Akademii Wojskowej, rychło jednak zostaje odsunięty od zajęć: w wykładach otwarcie krytykuje zacofanie armii i przywiązanie ministra wojny do konceptu budowy lokalnej „linii Maginota" na granicy z Austrią.

Pułkownik Mihaljović przestrzega, wbrew pojednawczemu stanowisku władz, przed perspektywą wojny z III Rzeszą, na oficjalnych przyjęciach nie szczędzi afrontów niemieckim dyplomatom i fascynuje się doktryną de Gaulle'a. Zdaje sobie sprawę, że państwa nie stać na tworzenie dywizji pancernych i postuluje tworzenie na czas bliskiej już wojny oddziałów czetnickich (leśnych): lekko, ale nowocześnie uzbrojonych, wyposażonych w radiostacje, zdolnych do systematycznego prowadzenia sabotażu i działań wywiadowczych do chwili rozpoczęcia kontrofensywy przez aliantów.

6 kwietnia 1941 roku na Królestwo Jugosławii uderzają armie niemieckie, włoskie, węgierskie i bułgarskie, które wspierają zwolennicy niepodległej Chorwacji oraz powstałe ad hoc oddziały albańskie i słoweńskie. Na kapitulację Belgradu musieli czekać niespełna dziesięć dni. Pułkownik Mihajlović 11 maja na górze Ravna w Serbii powołuje Dowództwo Czetnickich Oddziałów Armii Jugosłowiańskiej, deklarując lojalność wobec króla Piotra II i rządu utworzonego na emigracji w Londynie. Pierwsze ulotki, pierwsza rekwizycja, pierwszy wypad grupy rozpoznawczej na terytorium pod kontrolą Zagrzebia, gdzie rozpoczynają się już pogromy Serbów, pierwsze wyzwolone na kilka dni miasteczko. Zaczyna się gra o Bałkany, „miękkie podbrzusze Europy".

Tragigroteska z kubłami krwi

Gra, w której nie sposób było prowadzić czysto. Złożoność sytuacji na ziemiach dawnego Królestwa Jugosławii w latach wojny doprowadza do rozpaczy kronikarzy i czytelników, chcących uczciwego zważenia racji. Karty w tej grze rozdają Rzym, Budapeszt i Sofia, które usiłują na serio kontrolować przypadłe im części terytorium, pozyskać poparcie miejscowych i udowodnić Berlinowi, że zdolne są do samodzielności. Karty rozdają niemieccy okupanci tworzący quislingowskie Niezawisłe Państwo Chorwackie, ale i quislingowski Rząd Ocalenia Narodowego w okrojonej Serbii, nawiązując luźne kontakty z półtuzinem miejscowych partyzantek i rozgrywając je przeciwko sobie, dbając zarazem o kontrolę nad szlakami zaopatrzeniowymi do Grecji i dalej, do Afryki, metodycznie realizując Szoah. W grze biorą też udział Waszyngton i Londyn – śląc liczne misje łącznikowe i skąpe zrzuty broni, dbając o dywersję na tyłach i szukając najbardziej wiarygodnych partnerów. Jest też i Moskwa: niespieszna, na pozór beznamiętna, umacniająca jednak polityczne i partyzanckie struktury Komunistycznej Partii Jugosławii.

Do gry pchają się miejscowi wojskowi i politycy: fanatycy, ogarnięci myślą o Wielkiej Chorwacji lub Wielkiej Serbii. Wizjonerzy, gotowi zjednoczyć się z każdym, kto ochroni kraj przed komunizmem. Cyniczni realiści, tworzący żandarmerię czy straż na rozkazach III Rzeszy, ale zachowujący łączność z królem w Londynie, czekający na okazję do zmiany frontu. Wreszcie, o poziom niżej, tam, gdzie tylko wąwozy, owce i kamieniste lądowiska dla spadochroniarzy z innego świata – watażkowie i szaleńcy mianujący się kapitanami z sierżanta, Kurtzowie znad górskiego strumyka. Ogarnięci czasem lojalnością wobec króla, czasem nienawiścią do bośniackich „poturczeńców"; zwykle, jak pułkownik Pavle Djurišić, jednym i drugim. Jakże łatwo toczyć prywatne wojny w najbardziej niedostępnym terenie w Europie. Skuteczna kontrola nad leśnymi jest piętą achillesową każdej partyzantki: na Bałkanach Zachodnich była niewykonalna.

Niemal niemożliwa jest beznamiętna rekonstrukcja wszystkich potyczek, zdrad, podwójnych i potrójnych sojuszy, jakie miały miejsce na Bałkanach w latach II wojny. Najlepsi z historyków w sążnistych dziełach wyliczają kolejne ofensywy niemieckie przeciw partyzantom Tity i czetnikom, lokalne sojusze czetnicko-włoskie czy partyzancko-bułgarskie, tajne spotkania Tity z Mihajloviciem, rzezie, pogromy i lądowania zdezorientowanych misji alianckich. Gdyby nie kubły krwi na śniegu, niektóre epizody tej wojny wszystkich ze wszystkimi przypominałyby pointę brodatej anegdoty: nie raz i nie dwa Niemcy, wściekłszy się, wyrzucali i partyzantów, i czetników z lasu – jak choćby jesienią 1943 roku, gdy po kapitulacji Włoch Wehrmacht pospiesznie zajmuje kontrolowaną dotąd przez Rzym Czarnogórę, wypierając stamtąd walczące ze sobą dotąd chaotycznie albańskie, czetnickie, komunistyczne i bośniackie oddziały.

O Dražy można powiedzieć, że rzucił hasło do oporu jako pierwszy – ale też że, zdawszy sobie sprawę ze skali niemieckich represji (w październiku 1941 r. po zaatakowaniu Niemców w Kragujevcu okupant zastosował prostą formułę: za jednego zabitego Niemca pod ścianę idzie stu Serbów), postawił na taktykę „stania z bronią u nogi" i koncentrowania się na dywersji. Że obserwując ludobójczy rozmach, z jakim Chorwaci Ante Pavelicia wzięli się do likwidowania serbskich wiosek, skieruje swoje oddziały przede wszystkim przeciw tamtejszym ustaszom – ale że palcem nie kiwnie, by iść z pomocą cierpiącej na podobną skalę ludności bośniackiej, która padała ofiarą różnych stron konfliktu. Wprawdzie zawierane przez jego bezpośrednich przedstawicieli deale z Niemcami czy Włochami ograniczą się do umowy o wzajemnym niedostrzeganiu się patroli – ale im dalej od Naczelnego Dowództwa, tym mniejszy będzie miał wpływ na miejscowych dowódców, których usiłuje podporządkować sobie i Londynowi.

Nie inaczej dzieje się w szeregach Tity. Mihajlović ma jednak znacznie większe niż komuniści sukcesy w działalności dywersyjnej. Przez rząd na emigracji Slobodana Jovanovicia mianowany ministrem wojny i naczelnym dowódcą Armii Jugosłowiańskiej w Ojczyźnie, przez lud i propagandzistów, pewnie ze względu na swoje zatroskane, niemarsowe rysy okrzyknięty „Čičą", czyli Wujaszkiem, miał szanse na zwycięstwo aż do konferencji w Teheranie, na której ostatecznie przesądził się los i lokalizacja drugiego frontu w Europie. Nie przypadkiem w maju 1942 generał Draža znajdzie się na okładce tygodnika „Time", a Louis King nakręci w Hollywood film pod tytułem „Czetnicy – guerilla w walce". Jesienią 1943 roku na premierowym pokazie w Wielkiej Brytanii film wyświetlany jest pod nowym, roboczym tytułem „Partyzanci", alianckie misje odlatują, żeby nie powrócić, zasobniki z Moskwy i Londynu zrzucane są nad terytorium opanowanym przez Jugosłowiańską Armię Ludową (JNA).

Trop wilczy

Reszta jest opowieścią o topnieniu oddziałów, rwaniu się łączności i tyfusie, i trzeba na nią bałkańskiego Konwickiego. Jesienią 1943 roku Mihajlović usiłuje jeszcze osłaniać serbskie wioski w Chorwacji, prowadzi akcje sabotażowe, infiltruje jednostki quislingowskiej Serbskiej Straży, odpiera połączoną ofensywę Niemców i JNA pod Kolašinem. Churchill podjął już jednak decyzję: w kwietniu do Londynu wracają ostatni oficerowie łącznikowi, w sierpniu 1944 r. król Piotr II rozwiązuje Naczelne Dowództwo, 12 września, zaszantażowany przez Brytyjczyków, w transmitowanym z Londynu przemówieniu wzywa poddanych, by wsparli „armię wyzwolenia narodowego marszałka Tito". W tym czasie pierwsze jednostki Armii Czerwonej wkraczają na teren Jugosławii; próby podejmowania współpracy przez czetników kończą się tak jak w przypadku akcji „Burza".

Dziesiątkowane przez Niemców, sowietów, Bułgarów, ustaszów i partyzantów Tity oddziały Wujaszka krążyć będą między Czarnogórą, Bośnią, Dalmacją a Serbią jeszcze przez półtora roku. W tym czasie jego żona zostanie rozstrzelana przez Smiersz w Belgradzie, w jednej z potyczek zginie jeden z jego synów. Ostatni amerykański oficer łącznikowy proponuje mu ewakuację: Mihajlović odmawia. Okoliczności jego aresztowania 13 marca 1946 roku do dziś są nieznane: według kilku wersji uparcie krążących w mało wiarygodnych wydawnictwach publikowanych na emigracji agenci, którzy go zatrzymali, przebrani byli za brytyjskich pilotów. Rozpoczęty 10 czerwca proces, na którym oskarżony został o m.in. o zbrojne wspieranie działań okupantów, zakończył się już po siedmiu dniach.

Pluton egzekucyjny OZNA rzucił mu na grób butelkę zapalającą, alianci też znaleźli sposób na upokorzenie: kiedy pod naciskiem ocalonych przez czetników lotników i spadochroniarzy amerykańskich prezydent Truman odznaczył go pośmietnie w 1948 roku Legią Zasługi, Departament Stanu zażądał, by sprawie tej, w obawie przed popsuciem relacji z Titą, nadać najwyższy stopień tajności. Drugi syn i córka Dražy trafili na kilka lat do kamieniołomów na Golim Otoku; „czetnicy" stali się na 40 lat czarnym ludem w podręcznikach. Na chwilę wyszli z nich, by stać się częścią panopticum politycznego w latach rozpadu i wojen lat 90., w najgorszym możliwym stylu: im więcej miał na sumieniu dowódca tych czy innych paramilitarnych „Białych Orłów", wsławionych rabowaniem pralek gdzieś pod Kninem, tym chętniej stroił głowę w tradycyjną czapkę-šajkačę.

Dwie Serbie

Dziś takie šajkače i rozwichrzone brody zobaczyć można na etnofestiwalu w Gučy („ci, którzy przegrali, tańczą z dzwonkami u nóg..."), na lekceważonych nawet przez media i policję pikietach w obronie „serbskiego Kosowa". Po latach lobbingu Vuka Draškovicia parlament w roku 2004 przyjął półgębkiem uchwałę akcentującą dobrą wolę i zasługi dowódców ruchu czetnickiego. Dziś już by to nie przeszło: rozpoczęty we wrześniu ubiegłego roku, po latach starań wnuka, proces rehabilitacyjny Dražy przed Sądem Najwyższym toczy się niespiesznie. Nie ma za to tygodnia, by nie oprotestowano go na falach Radia B-92, rozgłośni z piękną opozycyjną kartą z czasów Slobodana Miloševicia, dziś tak zaangażowanego w modernizację, walkę z nietolerancją i organizowanie parad równości, że TOK FM wydaje się przy nim stacją konserwatywną.

Dražy zostają szpetne pozłacane popiersia na przycerkiewnych placykach, tatuaże na ramionach osiłków ruszających na ustawkę z Chorwatami, kilka monografii bez szans na rządowy grant. I pomyśleć, że jest w Europie Środkowej ktoś, kto uznałby los żołnierzy WiN za godny pozazdroszczenia.

Wojciech Stanisławski

Artykuł ukazał się w "Rzeczpospolitej", dodatku "Plus Minus" 16.07.2011 roku.

...

Pamietajmy o strasznej zdradzie Serbii przez Zachod . Przywodca walki byl nie Tito a Mihajlović o ktorym nawet nie slyszeliscie ! BO GO ZAMORDOWALI TOTALNIE !!! BYDLAKI !!!
Draža Mihajlović bohater Serbii i Balkanow !


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Wto 22:34, 29 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiedza i Nauka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy