Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Znalazł szczęście w Polsce... w Łodzi ... przy Matce!!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:00, 15 Wrz 2010    Temat postu: Znalazł szczęście w Polsce... w Łodzi ... przy Matce!!

Wspaniala historia:

Urodził się w Malezji, ale jest Chińczykiem. W dzieciństwie modlił się w buddyjskiej świątyni. Wykształcenie zdobył w Wielkiej Brytanii. W Polsce, w Łodzi, został katolickim księdzem. Oto niesamowita historia ks. Jana Marii Chun Yean Choonga.

[link widoczny dla zalogowanych]

Sam urodził się tam 33 lata temu w Kuantan, 5 minut od brzegu południowo-wschodniego Morza Chińskiego. W świątyni się nudził
Ma trzech starszych braci i młodszą siostrę, ale wygląda na najmłodszego z rodzeństwa – szczupła twarz, delikatne palce. W Kuantan mieszkali 13 lat, bo ojciec Kim Swee otworzył tam restaurację. 6 lat chodził do chińskiej podstawówki. – Malezja jest krajem wieloetnicznym – wyjaśnia. – Chińczycy stanowią 30 proc., Hindusi – 10 proc., a Malajowie – 60 proc. Choć jesteśmy Chińczykami, jako jedyny w rodzinie czytam i piszę po chińsku. Moja rodzina była buddyjska, mama Nyuk Yoon odznaczała się pobożnością, pomagała innym. Ale wiem, że najważniejsze dla niej było to, żebyśmy zostali dobrymi ludźmi. Co tydzień w niedzielę zabierała ze sobą do świątyni najmłodszych, czyli mnie i siostrę. Szliśmy na lekcje religii, a ona pomagała w parafialnej kuchni smażyć warzywa z kurczakiem.
!!!!!!
A jednak porzadna rodzina byla PODSTAWA!Tutaj widzicie w jaki sposob poganie TEŻ BĘDĄ W NIEBIE!W wyniku dobrego życia - choć nie znali Jezusa!!!!
:O)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

Uczyłem się historii buddyzmu, pięciu przykazań i ośmiu dróg do prawdy. Modlitwy były tłumaczone fonetycznie z sanskrytu i nie rozumiałem, o co chodzi. Kiedy mama prowadziła nas do świątyni, siedziałem obok niej pół godziny, medytując, i nudziłem się, nie rozumiejąc treści modlitw, bo nie wypadało wyjść – wspomina. Miał wtedy 10 lat. Z domu pamięta kilka ołtarzy. Jeden z napisem: „Ku czci naszych przodków”, drugi ozdobiony posągami bóstw taoistycznych i buddyjskich, kolejny poświęcony bóstwu ziemi i jeszcze jeden, zbudowany na podwórku na cześć bóstwa nieba. – Trzy razy dziennie paliliśmy na ich cześć patyczki-kadzidełka – mówi.
>>>>
Jak to poganie...
>>>>
Krew i sok z porzeczek
Jeszcze w Kuantan, kiedy był małym chłopcem, mama pod swoją nieobecność zakazała mu otwierać drzwi chrześcijanom chodzącym po domach jak domokrążcy. – Pewnego dnia wróciłem ze szkoły, zadzwonił jakiś człowiek z neseserem i zapytał: „Czy szukasz szczęścia?”. To był ten chrześcijanin. Ulotki, które zostawił, trafiły do kosza. Po powrocie do Ipoh, rodzinnego miasta ojca, zdał maturę w szkole katolickiej. Kiedyś prowadzili ją zakonnicy. Za jego czasów tylko ktoś z dyrekcji przychodził w habicie. – W Malezji mówiło się o chrześcijanach, nie o protestantach czy katolikach – pamięta. Na maturze siedział obok katoliczki. Zaczął dopytywać, dlaczego księża katoliccy się nie żenią. Przy kościele protestanckim chodził wtedy na lekcje darmowego kursu gitary. Zrezygnował, bo głupio się czuł, że nie jest jednym z nich, ale buddystą. Koleżanka zaprosiła go do siebie na święta wielkanocne, ale nic z tego nie rozumiał. Żeby mu coś wyjaśnić, poznała go z księdzem katolickim. – W kulturze chińskiej młodsi mają ogromny szacunek dla starszych. Z lękiem zapytałem go o kilka spraw, zaczął je naukowo tłumaczyć, wstydziłem się pytać i tak się skończyło – mówi. Innym razem z mamą poszedł do jej protestanckich znajomych. – Jeden z mężczyzn przy powitaniu serdecznie mnie przytulił i przedstawił wszystkim: „mój przyjaciel”, choć znaliśmy się tylko chwilę – opowiada. – Bardzo mnie to ujęło. Potem wszystkim rozdawano kieliszki z napojem z czarnej porzeczki i opłatki. Po latach wydaje mi się, że to mogło być spotkanie eucharystyczne protestantów. Zapamiętał smak tamtego soku z porzeczek, który miał przypominać krew Jezusa.

Logika i Matka Boga
Miał 20 lat, kiedy wyjechał na stypendium do Bedford w Anglii.
>>>>>
A tam pojawila sie ... POLSKA!!!
>>>>>
Przedtem nie wiedział, że istnieje Polska. A przez Włocha Gino trafił do Polskiej Misji Katolickiej. Tam poznał ks. Edwarda Grudzińskiego z Łodzi. Kiedy kuzynka, jeszcze w Malezji, przepowiadała mu: „W Anglii zostaniesz chrześcijaninem, tam się nie da inaczej”, oponował, bo zawsze był oryginałem i wiedział, że nie zrobi tego, co inni. Teraz w weekendy polerował paramenty liturgiczne, odkurzał dywany i mył łazienki. Wieczorem ks. Edward zapraszał go na rozmowy przy kolacji. Wiedział, że jest buddystą, ale nigdy nawet nie próbował go nawracać. – To, co było w Malezji, wziąłem w nawias. Na obczyźnie zacząłem wszystko od początku – wspomina. Mimo że nie rozumiał polskiego, chodził na Msze. W Boże Narodzenie tak zachwyciła go kolęda „Lulajże Jezuniu”, że nauczył się jej natychmiast.
>>>>
I to co ludzi wschodu zachwyca czyli polska muzyka i spiew.Zachwycila by ich pezja tylko ze nie jest ona abstrakcyjna jak muzyka i trzeba znac jezyk.Ludy wschodu sa bardzo czule na delikatne piekno.
>>>>
– Tak się zaczęła moja przygoda z polską kulturą – mówi. Do Polski pierwszy raz przyjechał do Justynowa pod Łodzią,
>>>>
No i jeszcze Łódź!!!Pelnia szczescia!
>>>>
do rodziny ks. Edwarda. Po drodze nauczył się liczyć do tysiąca i mówić: „Jestem Jen” , a także: „Bardzo mi miło was poznać”. Po powrocie do Bedford na poważnie wziął się za polski w szkółce niedzielnej. Choć przyszło mu siedzieć w ławce razem z maluchami. Pojawiły się też pytania o wiarę. – Na uniwersytecie miałem logikę, uczyłem się, że sylogizm to wnioskowanie na podstawie dwóch przesłanek – opowiada. – A w przypadku Jezusa nic prosto nie wynika z siebie – to Bóg i człowiek. Maryja jest matką Jezusa, który jest człowiekiem, więc jest matką człowieka, ale on jest też Bogiem, więc jest także matką Boga. „Jak śmiertelniczka może być matką Boga”?” – pytałem siebie. To przechodziło moje pojęcie. Polscy przyjaciele słuchali moich wywodów ze zrozumieniem i zostawiali mnie z tą dziwną wiedzą.
>>>>>
Nasza Matka jest Matka LUDZKIEJ NATURY JEZUSA Jezus ma takze NATURĘ BOGA a ta jest NIESTWORZONA.Sprzecznosci nie ma!
>>>>>
Zazdrość i borowik
– Mówi się, ze Chińczycy są gościnni, ale Polacy jeszcze bardziej – uważa ks. Jan. – Polacy w Bedford okazali mi miłość, której wcześniej nie znałem. Ta ich miłość do mnie wynikała z ich wiary w Chrystusa.
!!!!!!!
Zapamietajcie:

MIŁOŚĆ!!!

Po tym poznaja zescie uczniami moimi-powiedzial Jezus.Tak sie ,,zdobywa'' nowych chrzescijan.

>>>>

Przygarnęli go do swej wspólnoty, a ks. Edward nauczył, jak cieszyć się radością drugiego. – Z natury byłem zazdrosny, że coś udaje się innym, nie mnie – opowiada. – Kiedyś ksiądz zabrał mnie na grzybobranie, czegoś takiego nie ma w Malezji. Po godzinie on zebrał cały kosz grzybów, a ja ani jednego. W sercu zacząłem czuć zazdrość. W końcu znalazłem borowika, a wtedy ksiądz mi powiedział, że to najszlachetniejszy grzyb i pogratulował. Jan nie mógł się powstrzymać i zadał pytanie: „A księdzu nie żal, że to ja znalazłem prawdziwego?”.

Ks. Edward wyjaśnił, że się cieszy tym, że ja się cieszę. To niby prosta rzecz, ale stale trzeba jej się uczyć. Ale gdzieś w nim trwała walka wewnętrzna dawnego z nowym. Modlił się po chińsku do Buddy: „Namo Amitabha”, to znów „Zdrowaś Maryjo”. Aż wreszcie przyszedł spokój. Pierwszy raz, kiedy z wielką chęcią wrócił do zapomnianej lektury książki o Miłosierdziu Bożym. Drugi, kiedy oglądał w telewizji Jana Pawła II wprowadzającego wiernych w III tysiąclecie. – Kiedy ten starszy, schorowany człowiek otwierał drzwi Bazyliki św. Piotra, rozpłakałem się – mówi. – Następnego dnia powiedziałem ks. Edwardowi, że chcę być katolikiem. Dowiedział się, że może przyjąć równocześnie chrzest, Komunię i bierzmowanie. Chciał, żeby odbyło się to w rodzinnych stronach ks. Edwarda. Ks. Edward pojechał w czerwcu do kraju, żeby załatwić dyspensę u biskupa łódzkiego i akurat wtedy dostał zawału. Lekarz zabronił mu jechać do Anglii, ale on nie chciał zostawić parafian i wrócił. – Dwa tygodnie później zmarł – mówi ksiądz. – Wtedy pierwszy raz byłem naocznym świadkiem śmierci.

Jan umiłowany
Na chrzcie wybrał imię Jan. – Dowiedziałem się, że to najmłodszy z apostołów, najbardziej umiłowany. Też chciałbym być taki – tłumaczy. Na drugie „Maria”, bo urodził się 8 grudnia, w Niepokalane Poczęcie. A na bierzmowaniu – Edward, po zmarłym księdzu. To przykład jego życia spowodował, że zaraz po jego śmierci postanowił zostać kapłanem. Ale wielu mu odradzało. Tak się złożyło, że w tym samym roku skończył studia licencjackie i musiał wrócić do Malezji. Bardziej był przybity tym, że nie będzie spotykał się z Polakami, niż tym, że opuszcza Europę. W Kualalumpur zamieszkał razem z bratem i rozpoczął pracę w firmie „Bosch”. – Okazało się, że niedaleko domu znajdowała się ambasada polska – wspomina.
>>>>
Bóg tak ułożył!
>>>>
– Poszedłem i wszyscy się zdziwili, że Malezyjczyk mówi po polsku. Dostałem trochę czasopism. Przydała się też płyta z pieśniami patriotycznymi w wykonaniu Bernarda Ładysza. W Malezji żyje 4 proc. katolików. Chodził do kościoła. Ale udało mu się dostać stypendium doktoranckie w Bolton, w Anglii, gdzie, jak się okazało, też była polska misja. – Po przyjeździe rzuciłem bagaże i pobiegłem szukać kościoła – opowiada. Na uczelni robił karierę.

Dostał pracę przy interesującym projekcie, zastąpił z wykładami profesora. – Można powiedzieć, że miałem słodkie życie – opowiada. Miał zrobić doktorat z biznesu, z zarządzania małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Ale sam okazał się przedsiębiorczy i zmienił w życiu wszystko. – Studiowałem ekonomię doczesną, a teraz Bożą – śmieje się. – Po 2 i pół roku moje powołanie kapłańskie tak się odezwało, że nie mogłem czekać. Kiedy jego profesor chciał go zatrudnić w swojej firmie, postanowił odmówić. – Bo jeśli nie teraz, to kiedy? Profesor się nie złościł, tylko mu pogratulował, że będzie żyć w zgodzie z własnym sercem, a on nie może.
>>>>>
PORZUCIŁ GIGANTYCZNE SUKCESY W BIZNESIE ABY BYĆ KATOLIKIEM!
MIEJSCOWI GRATULOWALI MU ZWYCIESTWA SUMIENIA.BO ONI POZOSTALI W NIEWOLI FALSZYWYCH BOZKOW I PIENIEDZY!TAK!!!
>>>>>
– Normalnie poszedłem za miłością – mówi. Od dziecka chciał być marynarzem. Dziś w Łodzi jest wikarym w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy.

Wink Wink Wink Wink Wink

Wylądował w Polsce w Łodzi u Matki Bożej!RAJ NA ZIEMI!
Pełnia szczęscia!
Dziś jest ulubieńcem calej Archidiecezji.
Dwa razy PRZYPADKIEM trafilem na Msze z udziałem księdza.
Jest on zwiastunem tego co bedzie w przyszlosci masowe.
Ludzie w Polsce u Matki będą odnajdywać szczęscie.



Nasza Matka po chińsku.Akurat w Chinach pojecie nieba jest dobrze znane i maja znakomite srodki artystyczne aby je wyrazic.Niebo jest marzeniem kazdego Chińczyka!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:50, 25 Wrz 2015    Temat postu:

Dakaev: jak poznałem ludzi w Polsce, nie chciałem jechać na Zachód
akt. 24 września 2015, 12:49
Polska jest traktowana przez uchodźców jako kraj przejściowy, a nie docelowy. W moim przypadku było inaczej, ja jestem tutaj z wyboru, bo zakochałem się w Polsce. Studiowałem tutaj, pracuję i żyję - powiedział w programie Wirtualnej Polski #dziejesienazywo Adi Zeizafoun, Syryjczyk mieszkający od lat w Polsce. - Jak poznałem język i ludzi w Polsce, nie chciałem już jechać na Zachód - powiedział z kolei Czeczen mieszkający w Polsce Aslan Dakaev.



Adi Zeizafoun powiedział, że to w Polsce "czuje się jak u siebie". - Nigdzie na Zachód nie chcę wyjeżdżać. Jeśli mam do wyboru miejsce w Europie, to jest to Polska, a na Wschodzie Syria - dodał. Przyznał, że "zakochał się w Polsce", dlatego tutaj studiował, a teraz pracuje.

- Na początku chciałem trafić do Niemiec, gdzie mieszka mój wujek. Dzięki temu byłoby mi łatwiej wejść do społeczeństwa. Ale jak poznałem język i ludzi w Polsce, nie chciałem już jechać na Zachód - powiedział z kolei Czeczen mieszkający w Polsce Aslan Dakaev.

...

Nieliczne osoby szukajace gleboko faktycznie docenia Polske. Niestety masy prymitywnie patrza na kase. I musza sie przekonac na wlasnej skorze ze Zachod to najgorsze miejsce do zycia. DUCHOWO!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:03, 07 Lut 2018    Temat postu:

rzebuje posługi misyjnej
Małgorzata Bilska | 07/02/2018

Siby George/Facebook | Fair use
Udostępnij 0 Komentuj 0
Ludzie są życzliwi, akceptują mnie. Często przynoszą nam na plebanię jedzenie: jajka, mięso, mleko. A Jasna Góra to moje ulubione miejsce, gdzie Matce Bożej zawierzam swoje życie.

Ks. Siby George z Indii jest pomocnikiem w parafii św. Joachima w Skawinkach k. Kalwarii Zebrzydowskiej, członkiem Zgromadzenia Sług Maryi Niepokalanej.



Małgorzata Bilska: Pamięta Ksiądz swój pierwszy dzień w Skawinkach?

Ks. Siby George: Tak. Przyjechałem tu w 2014 roku, w Wielki Tydzień. Ksiądz proboszcz Adam Szczygieł przedstawił mnie swoim parafianom w kościele. Odprawiliśmy razem mszę świętą, a następnie miałem możliwość osobiście porozmawiać z ludźmi. To był dobry dzień. W Skawinkach zostałem wtedy na dwa miesiące.

Wcześniej byłem w Polsce w latach 2005-2009. Mieszkałem najpierw w Radomiu, gdzie jest dom naszego zgromadzenia. Przez 3 miesiące uczyłem się języka polskiego w Warszawie, potem – przez 6 miesięcy w Krakowie. Tu chciałem zostać. Kiedy przyjechał generał zgromadzenia, udaliśmy się razem do ks. kard. Stanisława Dziwisza, który skierował mnie do pracy w szpitalu im. Rydygiera. Tam spotkałem ks. Adama, który był szpitalnym kapelanem.

Czytaj także: Motocyklowy gang księży. Klub kapłański ze specjalną misją
Potem pracowałem w szpitalu dla osób chorych psychicznie w Kobierzynie. Po 1,5 roku skończyła się umowa i wróciłem do Indii. Zostałem rektorem seminarium na 2 kadencje (6 lat). Zrobiłem licencjat z psychologii. Przez cały ten czas utrzymywałem kontakt telefoniczny i mailowy z ks. Adamem.



W jaki sposób został ksiądz pomocnikiem w parafii w Skawinkach?

Do Polski (a dokładnie do Skawinek) ponownie przyjechałem w 2016 r. na Światowe Dni Młodzieży. Wówczas spędziłem tu 3 miesiące. Przez ten czas pomagałem w parafii – spowiadałem, odprawiałem msze, głosiłem kazania.

Proboszcz parafii w Skawinach przedstawił mi propozycję zostania pomocnikiem w parafii. Po wyrażeniu zgody przeze mnie i prowincjała Zakonu Synów Niepokalanego Poczęcia – 17 grudnia 2016 r. przyjechałem ponownie do Skawinek – tym razem na rok.



Wasze zgromadzenie ma charakter misyjny. Ksiądz przyjechał na misje…

Tu jest 98 proc. katolików, ja wiem…



Formalnie.

Wielu chrześcijan w Europie odchodzi od Kościoła. Uważam, że każdy kraj potrzebuje posługi misyjnej, zwłaszcza wśród młodzieży.



Aleteia też ma misję docierania do młodych.

Moim zdaniem ewangelizacja znaczy: Być dobrym człowiekiem dla ludzi. Staram się to czynić. W Skawinkach prowadzę spotkania z młodzieżą, głoszę kazania, przybliżam tradycje i zwyczaje z kraju, z którego pochodzę. Chyba dlatego ludzie są zadowoleni. Akceptują mnie.

Jest tu 300 domów. Chodząc po kolędzie, odwiedziłem około 180. Po modlitwie rozmawiałem z mieszkańcami na różne tematy. Opowiadali o swoich problemach, pytali o Indie. Są życzliwi. Często przynoszą nam na plebanię jedzenie: jajka, mięso, mleko… Lubią księdza proboszcza.



Dokarmiają Was (śmiech). Opowie Ksiądz o początkach swojego kapłańskiego powołania?

Moja rodzina jest bardzo religijna. Mama chodzi do pobliskiego kościoła codziennie. Siostra jest franciszkanką, mam wielu kuzynów księży i zakonników. Od ósmej klasy myślałem, żeby pójść tą drogą. W Indiach do zakonu lub seminarium można wstąpić po ukończeniu 10 klasy (nauka zaczyna się od 6 roku życia).

Czytaj także: Nowe objawienia maryjne w Indiach? Świadkowie czuli zapach jaśminu
Święcenia kapłańskie przyjąłem w 2004 roku, po czym zostałem skierowany do pracy na 2 miesiące do Włoch, a następnie prowincjał zaproponował wyjazd do Polski. Wiedziałem, że Polska jest krajem w Europie i stąd pochodzi Jan Paweł II. W seminarium czytałem jego biografię, podobała mi się. Przyjąłem propozycję, choć wiedziałem, że nauczenie się języka polskiego nie będzie dla mnie łatwe.

Po kilku miesiącach pobytu w Polsce nie radziłem sobie z językiem polskim i napisałem prośbę o zgodę na powrót do Indii. Myślałem, że nie dam rady. Prowincjał jednak nie wyraził zgody na powrót do mojego kraju, a ja nie miałem innego wyjścia i zostałem w Polsce (śmiech).

Dużo się modliłem na różańcu. Dzięki Bogu w Krakowie poznałem księdza Adama, dzięki któremu intensywnie zacząłem uczyć się języka polskiego i wykorzystywać go w praktyce. Pracując w szpitalu, musiałem spowiadać, odprawiać msze święte tylko w języku polskim.



Jak duże jest Wasze zgromadzenie? I czemu Ksiądz je wybrał?

Zgromadzenie Synów Niepokalanego Poczęcia liczy około 500 osób, 3 są w Polsce. Pracujemy na całym świecie, w 25 krajach. Główna siedziba mieści się we Włoszech, skąd pochodzi założyciel zakonu Alojzy Maria Monti.

W Indiach jest dużo zgromadzeń. Jest takie powiedzenie: „Duch Święty nawet nie wie, ile ich jest”. Najpierw myślałem, żeby zostać księdzem diecezjalnym. Ale pomyślałem, że chciałbym pracować nie tylko w Indiach, ale też w innych krajach, dlatego chciałem wstąpić do kapucynów.

Dla mnie ważna jest Matka Boża. Prosiłem Ją, żeby mi wskazała zgromadzenie „dla mnie”. Dużo się o to modliłem. Zdecydował przypadek. Kiedyś na drodze spotkałem siostrę zakonną, zacząłem z nią rozmawiać. Okazało się, że zna jeden zakon Maryjny – Zgromadzenie Synów Niepokalanego Poczęcia. Dała mi do nich kontakt. Ksiądz, który był dyrektorem powołań przyjechał do nas do domu. Po rozmowie z nim postanowiłem wstąpić do zakonu.



Był ksiądz na Jasnej Górze?

Wiele razy. Jasna Góra to moje ulubione miejsce, gdzie Matce Bożej zawierzam swoje życie. Jeśli o coś proszę Matkę Bożą, Ona wysłuchuje moich próśb. Zawsze pomaga mi w trudnych chwilach. Staram się być dobrym dzieckiem Maryi. To nasz charyzmat. Założyciel też miał różne przypadki, w których Matka Boża mu pomagała, był blisko Niej.



Czym wyróżnia się indyjski katolicyzm?

Indie to potężny kraj, liczy ponad miliard mieszkańców. Katolików jest tylko 2,5 proc., 19 mln ludzi. Historia naszego Kościoła zaczęła się od św. Tomasza Apostoła w 52 roku. Pochodzę z regionu Kerala. U nas mieszkają obok siebie wyznawcy hinduizmu, muzułmanie i chrześcijanie.

W Indiach są 3 ryty katolickie: rzymskokatolicki, syromalankarski i syromalabarski, do którego należę. Kościoły są podzielone na 174 diecezje. Rzymskokatolickich jest 132, syromalabarskich – 31, a syromalankarskich – 11. Katolicy prowadzą wiele szkół. W Kerali 100 proc. prywatnych szkół należy do nas. Rodzice chętnie posyłają do nich dzieci.



Trudno być mniejszością religijną w Indiach?

To zależy od tego, w którym regionie Indii się mieszka. Dla mnie osobiście nie było trudno, dlatego że mieszkałem w regionie, w którym jest dużo katolików i wiele kościołów.



Wiem, że nie znał Ksiądz wcześniej wigilii. Jakie macie zwyczaje świąteczne?

W Indiach niestety nie ma tradycji obchodzenia kolacji wigilijnej ani łamania się opłatkiem, ale tak jak w Polsce mamy w kościołach o północy Pasterkę. W indyjskich kościołach także powstają żłóbki, a w domach przyozdabia się sztuczną choinkę lub inne drzewka. Natomiast w dniu Bożego Narodzenia rodziny spotykają się wspólnie przy uroczystym śniadaniu i obiedzie oraz obdarowują się wzajemnie prezentami.

Jeżeli chodzi o Święta Wielkanocne, to mamy piękne tradycje związane z Wielkim Czwartkiem. Tata jako głowa domu piecze specjalny chleb paschalny. Około 8 wieczorem go kroi, błogosławi – tak, jak Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy. Dzieli się po kawałku z każdym członkiem rodziny. Wszyscy się modlimy przez całą noc. W piątek jest oczywiście post. Nie ma zwyczaju święcenia pokarmów w Wielką Sobotę.



Dokąd ksiądz teraz pojedzie?

Do Włoch. Będę pracował jako wikariusz w parafii w Bolsano. Podczas kolędy ludzie prosili, żebym wrócił do Polski. To było miłe.



Może Maryja „podrzuci przypadek” i uda się wrócić?

Moja wspólnota zakonna ma siedzibę w Radomiu, więc jest szansa.

...

To wymiana wzajemna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 7:44, 18 Maj 2018    Temat postu:

Oczy zapalone Jezusem. Zmarł brat Moris: Boży szaleniec, który kochał wszystkich
Ks. Michał Lubowicki | 17/05/2018
BRAT MORIS MAURICE MAURIN
fot. Adam Rostkowski
Udostępnij 170 Komentuj
Należał do zgromadzenia Małych Braci Jezusa. Francuz, który od prawie 30 lat żył w Polsce i przyjął polskie obywatelstwo. Lubił być z ludźmi. Po prostu ich kochał, no bo Jezus ich kocha. Zawsze mówił z prostotą i fascynacją. Fascynował go Jezus. Taki prosty, tak bliski.

Nie wiem, czy byłby zadowolony, że piszę o nim tekst. Ośmiela mnie jakoś fakt, że kilka lat temu sam napisał i wydał swoją autobiografię. O ile „autobiografią” można nazwać tekst, w którym opowiada głównie – z ogromnym ciepłem i miłością – o ludziach, których spotkał w ciągu osiemdziesięciu lat życia (był między innymi przyjacielem Jaquesa i Raissy Maritainów i Stefana Swieżawskiego). W sumie, to pewnie byłoby (jest) mu to obojętne.

Jest taki próg pokory (czyli skupienia na Jednym Istotnym – Jezusie), za którym przestaje być dla nas ważne, co i kto o nas mówi albo czy zauważa nas, chwali, podziwia. Nie szuka się pochwał, nie unika wyróżnień. Po prostu w sercu brakuje już miejsca na troszczenie się o takie rzeczy. Niektórym „pokornym” nie mieści się to w głowie.

Czytaj także: Bł. Karol de Foucauld – człowiek, który zamienił religię w miłość


Brat Moris w Polsce
Do Polski przyjechał na stałe jesienią 1990 roku. Miał prawie sześćdziesiąt dwa lata. Od trzydziestu pięciu lat należał do zgromadzenia Małych Braci Jezusa, od siedemnastu był księdzem.

Przedtem – poza rodzinną Francją – przez dłuższy czas przebywał w Maroku i Algierii. Pełnił także „ważne” funkcje jako asystent generalny przeora całego zgromadzenia oraz odpowiedzialny za studia braci we fraterni w Tuluzie. W Polsce bywał regularnie od sierpnia 1978 roku. Przyjeżdżał na zaproszenie braci, których poznał wcześniej we Francji, a którzy potrzebowali i pragnęli pomocy w duchowej formacji.

Najpierw były to krótkie, kilkudniowe wizy. Za pierwszym razem nie zastawszy braci we fraterni w podkrakowskich Przegorzałach, pojechał od razu na Jasną Górę, o której słyszał tylko, że jest ważnym dla Polaków sanktuarium Maryjnym. Trzeba było być bratem Morisem, by nie znając ani słowa po polsku, wysiąść z pociągu, zaczepić nieznaną kobietę i wznosząc do nieba złożone ręce powiedzieć: Sancta Maria! – a potem jak dziecko dać się za rękę zaprowadzić pod klasztor. Pierwszym przydatnym słowem, jakie opanował w „szeleszczącym języku” była „herbata”.

BRAT MORIS MAURICE MAURINGaleria zdjęć


Święci troszczą się o świętych
Kiedy bracia przenieśli się do podwarszawskich Lasek, przyjeżdżał do nich nadal dwa razy do roku. Dzięki życzliwości i pomysłowości księdza Tadeusza Fedorowicza, który załatwiał mu zaproszenie jako „nauczycielowi niewidomych” (którym Moris nigdy nie był, nie znając nawet alfabetu Braille’a), mógł kontynuować swoje wizyty nawet w stanie wojennym.

Brat księdza Tadeusza, Aleksander (zmarły w słusznej opinii świętości proboszcz Izabelina) pomógł mu nawet jeszcze „zza grobu”. Gdy pod koniec życia brat Moris tracił już trochę pamięć, bracia poprosili o wyświęcenie jednego z nich. Tak się złożyło, że jako diakon miałem posługiwać przy tej uroczystości (w domu w Truskawiu, gdzie przeprowadzili się z Lasek w 1983 roku – a dokładniej w jego jadalni, bo kaplica była zbyt mała, by pomieścić gości).

Przyjechawszy za wcześnie, wybrałem się na grób „księdza Alego”. Gdy wychodziłem z cmentarza i przechodziłem przez jezdnię, nagle zatrzymał się koło mnie samochód. Zza uchylonej szyby usłyszałem zaskakujące pytanie: „Przepraszam, zna może ksiądz tego pana?”. Patrzę, a na siedzeniu pasażera siedzi uśmiechnięty brat Moris z tymi swoimi oczami dziecka wpatrzonego w bożonarodzeniową choinkę.

„Pewnie, że znam!” (znałem o tyle, że niedługo wcześniej prowadził dla nas w seminarium przepiękny w swojej prostocie dzień skupienia). „A mógłby się ksiądz nim zająć?”. Mogłem, z radością. Okazało się, że spacerującemu po okolicy Morisowi zapomniało się, że od dziesięciu lat mieszka znów w Truskawiu i złapawszy „stopa” prosił, by zawieźć go do fraterni na warszawskiej Pradze.

Czytaj także: Między garnkami a modlitwą. Pod jednym dachem z bł. Karolem de Foucauld
Śmichy, chichy. Mógł nie pamiętać, gdzie mieszka i pytać, co za ważne wydarzenie ma mieć miejsce, że tyle samochodów stoi przed ich domkiem, ale po drodze (dwie uliczki) zdążył skonstatować z właściwą sobie prostotą, że Pan Jezus zatroszczył się o niego dwa razy w ciągu kwadransa – najpierw przysyłając mu owego życzliwego kierowcę gotowego odwieźć go na Brzeską, a potem mnie, przy którego skromnym udziale na szczęście do tego nie doszło.

Tak. Święci troszczą się o świętych (mam na myśli Aleksandra i Morisa). W rodzinie to normalne. Pamiętam, jak podczas wspomnianego dnia skupienia w seminarium podkreślał, że błogosławiony Karol de Foucauld „bez przerwy mówił do Jezusa: Bracie i Panie. Najpierw: Bracie, a potem: Panie”. Bracia, rodzina, ot co.



Fascynował go Jezus. Taki prosty, tak bliski
Samo osiedlenie się brata Morisa na stałe w Polsce miało dość prosty przebieg. Latem 1990 roku wykryto u niego chorobę Addisona. Kiedy odbywał powolną rekonwalescencję, bracia z Polski zapytali przeora, czy Moris nie mógłby na stałe zamieszkać z nimi. Przeor się zgodził, Moris tym bardziej. Dla niego było oczywiste, że to pragnienie Jezusa.

Najpierw „chatka na kurzej nóżce” w Truskawiu, potem dziesięć lat na „nieciekawej” Pradze, następnie – już do końca – znów Truskaw. Proszono go na rekolekcje, dni skupienia, wesela, spotkania takie i owakie. Lubił być z ludźmi. Po prostu ich kochał, no bo Jezus ich kocha. Zawsze mówił z prostotą i fascynacją. Fascynował go Jezus. Taki prosty, tak bliski. Nie żadne tam „intelektualne błyskotki”.



Charyzmat Małych Braci
Gdziekolwiek mieszkał, żył na całego charyzmatem Małych Braci. To znaczy? Być małym i być bratem. Mali Bracia – zgromadzenie założone w 1933 roku, inspirowane życiem i ideą Karola de Foucauld – mają trzy „filary” swojego życia:

1) prowadzić życie „ukryte”, jak Jezus w Nazarecie. Nie noszą habitów. Mieszkają jak inni (prości i ubodzy) ludzie, tyle, że jeden z pokojów to kaplica z Najświętszym Sakramentem. Chodzą do zwykłej, prostej pracy (huta, kasa w hipermarkecie, kopanie rowów).

2) Wśród swoich codziennych, przyziemnych obowiązków prowadzą życie kontemplacyjne – cicha, długa adoracja i Eucharystia.

3) Są braćmi tych, wśród których żyją. Ich drzwi są zawsze otwarte, z każdym są na „ty”, ze wszystkim można do nich przyjść i zostanie się przyjętym.

Zmarł rano we wtorek, 15 maja. Prosto, tak jak żył. Brat Kazik – kiedy przyjechałem do nich wieczorem – powiedział mniej więcej tyle: „Ludzie umierają. Moris ma to już za sobą. Bo wiesz, my chrześcijanie umieramy, by żyć. A większość ludzi żyje, żeby umrzeć. Ja im się trochę dziwię. Dziwni ludzie”.

Jakbym słyszał Morisa. Mały Brat Jezusa, Moris Maurin, obywatel Polski (bo ku radości swoich znajomych przyjął w pewnym momencie polskie obywatelstwo) zostanie pochowany w Izabelinie, w środę 23 maja o 13:00. Uroczystości poprowadzi jego przyjaciel, biskup pomocniczy warszawski, Michał Janocha.

Brata Morisa sporo można znaleźć na YouTubie. Można też poczytać: Brat Karol de Foucauld (1997), Żyć kontemplacją w sercu świata (2005), Wierzę w Kościół (2006), Z powodu Jezusa i Ewangelii (2010). Nagrania na YouTubie mają tę tylko przewagę nad książkami, że widać te oczy zapalone Jezusem.

...

Niezwykla historia. I znow Bóg prowadzi do Polski.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133518
Przeczytał: 58 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:30, 04 Lip 2018    Temat postu:

Znany aktor i reżyser prosi o modlitwę za ojca
Redakcja | 24/06/2018

JACEK DOMINSKI/REPORTER
06.03.2017 Warszawa Teatr Studio Przedstawienie "WYZWOLENIE" w rezyserii Krzysztofa Garbaczewskiego wg Wyspianskiego i Witkiewicza N/z Redbad Klynstra
fot Jacek Dominski/REPORTER
Udostępnij 1k
We wpisie na Twitterze opowiada też o niezwykłej historii jego nawrócenia i miłości do Polski.

Redbad Klynstra-Komarnicki opublikował na Twitterze wpis, w którym prosi o modlitwę za swojego ojca.

„Mój Ojciec, Holender (Fryzyjczyk), który, po nawróceniu się na katolicyzm, zakochał się w Polsce, nauczył się polskiego bez akcentu. Mnie nauczył po polsku i namówił, żebym tu studiował. Teraz ja tu, a on w Amsterdamie mocno schorowany. Proszę o modlitwę” – napisał dzień po Dniu Ojca.

Zachęcamy Was do odpowiedzi na ten apel o modlitwę.

49-letni Redbad jest aktorem i reżyserem, absolwentem PWST w Warszawie, znanym z wielu ról teatralnych, filmowych oraz telewizyjnych. Wielu widzów kojarzy go z serialem „Na dobre i na złe”, gdzie gra dra Ruuda van der Graafa. Co ciekawe, to właśnie na planie szpitalnego serialu poznał swoją obecną żonę, Emilię Komarnicką, po której przyjął drugi człon swojego nazwiska.

W wywiadzie dla Aletei opowiadał o swoim ojcu, który jako katolik pierwszego pokolenia, wprowadzał go w meandry tej duchowości.

Samo chodzenie na mszę z moim ojcem to było przede wszystkim bycie z nim. Robienie z nim czegoś, co jest dla niego ważne, dla mnie piękne – śpiewy, kadzidło… Ale nie miałem żadnych duchowych doznań. Chodziłem z ojcem do kościoła zwyczajowo, ponieważ mój kontakt z nim był ograniczony – on chodził do pracy, ja – do szkoły, po szkole miałem różne zajęcia, więc spędzaliśmy ze sobą mało czasu.
Cały wywiad możecie przeczytać poniżej.

[link widoczny dla zalogowanych]

...

Piekne nawrocenie poprzez Polskę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy