Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Wigilijny cud - niewytłumaczalne uzdrowienie
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133583
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:40, 28 Mar 2018    Temat postu:

Chłopiec wprawił w osłupienie cały tramwaj! A jego siostra doświadczyła cudu…
Stefan Czerniecki | 28/03/2018
CHŁOPIEC W AUTOBUSIE
Shutterstock
Udostępnij 0 Komentuj 0
Historia, o której dzisiaj chcę napisać, rozchodzi się po świecie pocztą pantoflową. Zachwyceni świadkowie tego wydarzenia przekazują wieść dalej. Potem ci następni opowiadają ją swoim znajomym, sąsiadom. Tak trafiła do ks. Jarosława Cieleckiego. A ten przekazał ją nam. Dziś pora na Ciebie.

To wydarzyło się zupełnie niedawno. Na południu Włoch. Na Sycylii. W Palermo. Nie pisano o tym w gazetach. Nie mówiono w wiadomościach. Nie poświęcono temu audycji radiowych.

Tego dnia świeciło piękne słońce. Słupki rtęci wskazywały 12 stopni Celsjusza. Dla mieszkańców Palermo zima jednak nadal trwała. Przyzwyczajeni raczej do temperatury z okolic trzydziestu stopni wciąż chodzili w swoich puchowych kurtkach, pokonując odcinki swego pełnego ulicznego rozgardiaszu miasta. Każdy do swoich zajęć. Do pracy, do szkół. Skuterami, samochodami, część pieszo.

Tego dnia część wybrała jazdę tramwajem. Ci nie mieli prawa wiedzieć, że tę jazdę zapamiętają najprawdopodobniej do końca życia.



Chłopiec z Biblią w ręku
W tramwaju nie było wielu pasażerów. Pozostawały jeszcze wolne miejsca siedzące. Każdy z jadących pogrążony był w swoich sprawach. Pani z przodu czytająca gazetę. Jakiś starszy pan z pieskiem. Młody elegancki mężczyzna nerwowo przeglądający telefon. Był tam jednak ktoś jeszcze. Z tyłu pojazdu siedział ojciec z dwójką swoich dzieci. Córeczką i synkiem. Córka grzecznie siedząc na kolanach ojca spokojnie obserwowała mijane za oknem uliczki. Jechała w milczeniu. Tymczasem siedzący przed nimi samodzielnie chłopiec, na oko kilkunastoletni, niecierpliwie się wiercił.

– Proszę Państwa! – odezwał się nagle donośnym głosem. – Muszę wam coś powiedzieć!

– Ci…. – szybko uciszył go siedzący za nim tata. – Nie jesteśmy sami.

– Ale ja muszę… – odpowiedział zniecierpiany syn i po chwili znów głośno oznajmił. – Proszę Państwa, muszę wam powiedzieć, że Chrystus chce, byśmy potraktowali Ewangelię na serio.

Dopiero teraz rozglądający się po sobie współpasażerowie dostrzegli, że na kolanach siedzącego z tyłu tramwaju chłopca leży Biblia. Widząc, że ludzie zwrócili uwagę na to, co mówi, zadowolony z siebie chłopiec, wołał dalej.

– To bardzo ważne! Musimy czytać Ewangelię i wcielać ją w życie. Przecież Bóg po coś ją nam dał!

– Albo zaraz się uciszysz, albo ja to zrobię! – głośny syk ojca przeszedł przez cały wagon. Nikt już nie zajmował się swoimi sprawami. Teraz w tramwaju było już tylko dwóch aktorów. Syn głoszący Ewangelię i usiłujący go uciszyć ojciec. Innych głosów nie było.

Chłopak na chwilę umilkł. Nie minęło jednak kilka chwil, jak ponownie uniósł głowę i poważnym tonem zaczął wołać:

– To jest naprawdę bardzo ważne. Ewangelia Jezusa jest naszym skarbem. Poczytajcie chociażby o…

– Dość tego! – wtem ojciec wstał. Usadziwszy córeczkę samodzielnie na siedzeniu, ruszył w kierunku syna. – Doigrałeś się!

– Tato, nie… Nie bij go…

Czytaj także: Lourdes. Cuda ludzkich serc


Głuchoniema jednak mówi!
Ojciec momentalnie zatrzymał się. Spojrzał na proszącą go córkę. W jego oczach pojawiły się łzy. Ludzie nie mieli pojęcia, co tak naprawdę przed chwilą się wydarzyło. Oglądali dalej całą tę scenę w napięciu. Mężczyzna wrócił do córki i przytulił ją z całej siły.

Nikt w tramwaju nie miał prawa wiedzieć, że oto na ich oczach przemówiło głuchonieme od urodzenia dziecko. Dziewczynka za sprawą cudu przemówiła. Przy świadkach.

Podobnie nikt w tramwaju nie miał prawa wiedzieć, że tego mężczyznę od pewnego już czasu drażniły tematy Pana Boga. Nie mógł spokojnie wysiedzieć przy bijących kościelnych dzwonach. Nie wytrzymywał, gdy w pracy pojawiały się tematy kościoła. Zwykle albo wybuchał, albo po prostu wychodził.

Teraz też chciał wyjść. A następnie ukarać syna za niesubordynację. Stało się inaczej. Za kilka przystanków wyszedł. Ale już jako zupełnie inny człowiek. Z początku nie do końca rozumiejący, co tak naprawdę się wydarzyło. Jakiego cudu był właśnie świadkiem. I kto tego cudu dokonał.



Cuda na co dzień
Tego typu cudów możemy być świadkami znacznie częściej. I pewnie jesteśmy. Nie będą o nich nam mówić w telewizyjnych wiadomościach. Nie przeczytamy o nich w gazetach. Nie posłuchamy w radioodbiornikach. I może dobrze. Może tak właśnie ma być. Przecież ten świat nie jest w naszym władaniu. Wprost przeciwnie. Jest we władaniu kogo innego. A naszym celem ma być inny. Zupełnie inny. Lepszy.

Dobrze jest pamiętać, że dobry Bóg przemawia w ciszy. Nieustannie. Wybierając sobie co bardziej mężnych i odważnych spośród nas. Jak choćby tego chłopca z tramwaju. Z Biblią w ręku.

...

To dopiero cud podwojny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133583
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:21, 01 Kwi 2018    Temat postu:

Pełna cudów opowieść o wierze matki i wskrzeszeniu jej syna
Redakcja | 01/04/2018
TONĄCY MĘŻCZYZNA
Shutterstock
Udostępnij 51 Komentuj 0
John omal nie utonął w lodowatej wodzie. Jego stan był krytyczny, a lekarze bliscy stwierdzenia zgonu. Matka chłopca, Joyce Smith, wołała: „Boże, nie odbieraj mi syna”.

Czternastoletni John wraz z przyjaciółmi weszli na zamarznięte jezioro. Tafla nie wytrzymała. Dwóm chłopcom udało się wydostać z mającej cztery stopnie Celsjusza wody, trzeciego – syna Joyce – z lodowatej otchłani wydobyto po dwudziestu minutach. Z medycznego punktu widzenia nie miał szans na przeżycie, a prowadzący reanimację lekarz był gotów stwierdzić zgon chłopca. Matka wezwała na pomoc Najlepszego Lekarza. Co było dalej? Przeczytaj fragment książki Joyce Smith „Niemożliwe”.



„Jestem matką Johna Smitha! Dotarłam!” – powiedziałam, gdy tylko otworzyły się przesuwane drzwi oddziału ratunkowego. Ledwie wpadłam do środka, a podszedł do mnie wysoki, dobrze zbudowany strażak z gęstymi, jasnymi włosami o rudawym odcieniu. Na błyszczącej tabliczce na piersi miał napisane: „Jeremey Hallrah”. „Czekałem na panią” – powiedział. „Proszę iść ze mną”. Uśmiechnął się blado. Myślę, że starał się dodać mi otuchy, ale ten wymuszony uśmiech przypominał bardziej gorzki grymas. Nie jest dobrze – pomyślałam. Strażacy w szpitalu?



„Boże, proszę, nie odbieraj mi syna!”
Z trudem przełknęłam ślinę, pociągnęłam nosem i kazałam sobie trzymać nerwy na wodzy. Gdy strażak poprowadził mnie w prawo, ledwie zauważyłam znajdującą się po lewej poczekalnię pełną przyszłych pacjentów i ich rodzin. Przeszliśmy przez podwójne drzwi, które trzeba było wcześniej odblokować, i znaleźliśmy się na korytarzu. Całą jego prawą stronę zajmowały przesuwane, szklane drzwi poszczególnych sal. Omiotłam je wzrokiem, zastanawiając się, na którym łóżku znajduje się John. Ale po zaledwie trzech metrach Jeremey skręcił w lewo, do malutkiego gabinetu prywatnych konsultacji. Jego beżowe ściany były puste, jeśli nie liczyć krzyża, który wisiał smutno nad kilkoma krzesłami dla gości. Popatrzyłam na strażaka pytającym wzrokiem. Dlaczego znalazłam się w tym pokoju? Gdzie był mój syn? Dlaczego miałam czekać?

[…] Opadłam na krzesło. Ściskając i rozluźniając pięści, modliłam się do Boga:

Panie, proszę. Proszę, nie odbieraj mi syna. Boże! Jezu! Nie możesz zabrać Johna. Proszę, proszę. Boże, proszę. Pozwól mu z tego wyjść.
Ogarnęło mnie drżenie. Zamknęłam oczy i starałam się nie zemdleć, nie zwymiotować ani nie zacząć krzyczeć ile sił w płucach. Po kilku minutach do gabinetu weszła lekko przygarbiona, bardzo szczupła i wątła zakonnica. Przyodziana w biało-szary habit, wyglądała na sześćdziesięciokilkuletnią osobę. Na jej twarzy malowała się troska, a oczy błyszczały współczuciem.

Czytaj także: Ksiądz opowiada o ostatnich chwilach życia żandarma bohatera. Poruszające świadectwo


Modlitwa matki nad umierającym synem
„Kochanie, tak ogromnie mi przykro” – powiedziała najżyczliwiej, jak tylko było można. Usiadła na krześle obok mnie i ujęła moje dłonie w swoje. W oczach zebrały mi się łzy. Westchnęłam ciężko. Panie, nie pozwól mu umrzeć – modliłam się wciąż w myślach. – Nie pozwól mu umrzeć. […]

Po raz kolejny poczułam wszechogarniającą chęć, żeby zacząć krzyczeć, i musiałam mocno ze sobą walczyć, by zachować pozory opanowania. Moje modlitwy przybrały formę szlochu. […]

Minęło prawie czterdzieści minut od chwili, gdy Cindy poinformowała mnie o wypadku. Powoli podniosłam się z miejsca, rozpaczliwie potrzebując informacji i jednocześnie obawiając się ich treści […]. Bardziej czułam, niż widziałam, że pielęgniarki patrzą na mnie z troską i ze smutkiem.



„Zobaczyłam dwie poszarzałe stopy syna…”
Pomieszczenie było pełne ludzi […]. Potem mój wzrok padł na łóżko na kółkach, które stało naprzeciwko mnie, na drugim końcu sali. Ze ścian zwieszał się sprzęt medyczny, a tuż nad łóżkiem dyndało jakieś urządzenie z reflektorem. John leżał nieruchomo pod okryciami i rurkami. Gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam tylko dwie poszarzałe stopy.

U szczytu łóżka stała pielęgniarka Alex Gibbons. Dłonią ściskała dużą, czarną poduszeczkę, którą – jak się domyśliłam – wtłaczała powietrze w usta i płuca Johna. Nawet na chwilę nie podniosła na mnie wzroku; koncentrowała się na moim synu. Monitory dziwnie milczały. Ale moją uwagę przykuł przede wszystkim olbrzymi mężczyzna o szerokich barkach i nabrzmiałych mięśniach, który niezmordowanie reanimował Johna. Był to Keith Terry. Z jego czerwonej z wysiłku twarzy lały się strugi potu, a przód kitla i miejsca pod pachami były zupełnie mokre. Keith nie zwalniał ani na sekundę.

Do reanimacji mego syna wzięli największego faceta w całym szpitalu, by go całkiem zmiażdżył – pomyślałam. Wiedziałam, że w „normalnych” warunkach reanimacja jest jedną z najbrutalniejszych rzeczy, jakie można zrobić człowiekowi. Często zdarza się, że prowadząca ją osoba niechcący łamie ofierze żebra, siniaczy jej klatkę piersiową i zasadniczo robi z niej krwawą miazgę. Obawiałam się, że jeśli woda z jeziora nie zabiła Johna, to zrobi to ten facet.

Czytaj także: Tych 7 rzeczy nie zapomnij powiedzieć bliskim przed śmiercią!


„Boże, nie pozwól mu umrzeć. Tylko nie mój syn”
Jeremey poprowadził mnie w stronę krzesła stojącego mniej więcej w połowie sali i poprosił, abym usiadła. Zakonnica stanęła za moimi plecami i położyła mi dłonie na barkach. Czułam, że Cindy stanęła tuż przy niej. Po kilku chwilach w sali pojawiła się Mary Sander, mama Josha. Przycupnęła przy mnie i położyła mi rękę na ramieniu. Wsparcie tych kobiet dodawało mi otuchy i rozgrzewało moje serce. Doceniałam ich obecność. Ale nie chciałam tam być! Nie chciałam być kimś, kto potrzebuje pocieszenia! Nie chciałam, aby mój syn leżał bez ruchu na szpitalnym łóżku. Po mojej twarzy spływały strumienie łez, gdy w ciszy patrzyłam na pełną determinacji pracę Keitha. Wydawało mi się, że czas się zatrzymał; upływające minuty nie miały już żadnego znaczenia. Z trudem rejestrowałam odgłosy wydawane przez ludzi wokół mnie.

Panie, bardzo Cię w tej chwili potrzebuję. Bardziej niż czegokolwiek innego. To wszystko było zbyt surrealistyczne. Nie mogłam przestać płakać. Te stopy… One nie wyglądają tak, jak powinny wyglądać. Boże, nie pozwól mu umrzeć. Tylko nie mój syn. Nie zabieraj mi go.
[…] „Jestem doktor Sutterer” – powiedział mężczyzna życzliwie i spokojnie, po czym westchnął głęboko i nieprzyjemnie zamilkł. Po chwili znów odezwał się cicho, a ja odniosłam wrażenie, że chciał powiedzieć coś innego, ale zmienił zdanie. „Może pani podejść i porozmawiać z synem” – oznajmił.

Czytaj także: Wskrzeszenia umarłych. Możliwe czy nie?


Monitor pracy serca Johna – i samo serce – ożyły
Dziwne – pomyślałam. To zdanie wprawiło mnie w zakłopotanie. Spodziewałam się, że doktor udzieli mi jakichś informacji, przekaże wieści na temat rozwoju sytuacji, powie o podjętych działaniach, które miały pomóc Johnowi. Wytarłam oczy i z wahaniem pokiwałam głową. A potem wstałam. Krok do przodu. Z trudem przełknęłam ślinę. Kolejny krok. Keith i Alex cały czas koncentrowali się na swojej pracy – pompowali, uciskali, odliczali. Kolejny krok i znalazłam się u stóp łóżka, na którym leżał John.

Prawie nie widziałam jego twarzy; przesłaniała ją maseczka resuscytatora i plątanina rurek. Koc i Bair Hugger zakrywały resztę ciała, a spod nich wychodziły rurki i przewody, które biegły ku kilku różnym urządzeniom. Położyłam ręce na stopach Johna. Były zimne jak lód. W tym momencie wiedziałam, że muszę z desperacją zwrócić się ku mojemu Panu. Muszę złapać się Go i trzymać bardzo mocno. […] „Wierzę, że Bóg jest tym, za kogo się podaje, i wierzę, że potrafi uczynić wszystko, co deklaruje”. Wiedziałam, że Duch Święty wskrzesił Jezusa Chrystusa z martwych i że ta moc jest dostępna również dla nas, dzieci Bożych.

Nagle wszystko wokół mnie zniknęło; byłam tylko ja, Jon i Bóg. Głosem, który wydawał mi się cichutki, a tak naprawdę wybrzmiał głośno w sali, na korytarzu i na całym oddziale ratunkowym, oświadczyłam:

Wierzę w Boga, który potrafi czynić cuda! Duchu Święty, przyjdź i tchnij życie w mojego syna!
Westchnęłam z jękiem i zamknęłam oczy. I w tej sekundzie usłyszałam dźwięk cudu. Bip… bip… bip… Monitor pracy serca Johna – i samo serce – ożyły.

NIEMOŻLIWE, KSIĄŻKA




*Fragment książki „Niemożliwe” (wyd. eSPe), nad którą patronat medialny objął serwis Aleteia.pl
**Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl

...

Przepiekne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133583
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:19, 04 Kwi 2018    Temat postu:

12 godzin w kanalizacji. Ratownicy: jego ocalenie to „wielkanocny cud”
Aleksandra Gałka | 04/04/2018
CHŁOPIEC W KANALE
@CBSNews/Twitter
Udostępnij 26 Komentuj 0
13-letni Amerykanin Jesse Hernandez bawił się w niedzielę 1 kwietnia wraz innymi dziećmi w jednym z miejskich parków w Los Angeles. Nagle nieszczęśliwie wpadł do kanału ściekowego, z którego po trwającej 12 godzin akcji ratunkowej udało się go wydobyć. Ratownicy przyznali, że ocalenie chłopca jest tak nieprawdopodobne, że można określić je „wielkanocnym cudem”.

Tylko modliłem się do Boga, by mi pomógł oraz bym nie umarł – powiedział Jesse dziennikarzom, z którymi spotkał się po tym, jak ochłonął po wypadku.


12 godzin w kanalizacyjnych rurach
Rzecznik straży pożarnej w Los Angeles Brian Humphrey podczas wcześniejszej konferencji prasowej opowiedział o szczegółach tego wypadku.

13-latek bawił się z innymi dziećmi w Griffith Park – jednym z parków w Los Angeles, gdzie jego rodzina zrobiła sobie wielkanocny piknik.

Chłopiec stał na deskach przykrywających wejście do kanału ściekowego, które pozostało po zlikwidowanym budynku sanitarnego. W pewnym momencie jedna z nich załamała się pod chłopcem, po czym dziecko wpadło z wysokości blisko 8 metrów do rwącego strumienia nieczystości.

Po prostu spadłem w dół – prąd zabrał mnie ze sobą – relacjonował Jesee w rozmowie z CBS2 News. – Zatrzymałem się, ponieważ mały tunel zaczął robić się coraz mniejszy, więc szybko stanąłem na nogi.
W tym właśnie miejscu Jessee spędził 12 godzin, przyjmując na siebie spływające nieczystości.

Kompani Jessego natychmiast pobiegli zawiadomić dorosłych, wśród nich także rodzinę chłopca, która wezwała pomoc, korzystając z ratunkowego numeru telefonu w USA – 911.

Jesse także miał ze sobą telefon komórkowy, który zaginął jednak w czeluściach kanału. Chłopiec przyznał, że pozostawiony sam sobie, nie mając znikąd pomocy, stracił nadzieję.

Myślałem o tym, że umrę – wspomina 13-latek.

Czytaj także: Baby w górach, czyli o ratowniczkach TOPR


Pływające roboty z kamerami
Akcja ratunkowa była niezwykle trudna. Uczestniczyło w niej 100 ratowników. Niektórzy sami przyznawali, że nie dowierzali w jej powodzenie.

Najpierw skupiono się na zlokalizowaniu chłopca. Udało się to przy pomocy kamer, które umieszczono w specjalnych pływających robotach.

Kluczowe okazało się odkrycie śladów dłoni chłopca na ścianie jednej z rur kanalizacyjnych. Ratownicy spenetrowali łącznie 734 metry kanałów.

Ostatecznie udało się go odnaleźć w odległości około 1,2 km od miejsca zniknięcia.

Według relacji jednego z członków ekipy ratunkowej – Adela Hagekhalila, po zdjęciu pokrywy włazu ratownicy od razu usłyszeli wołanie o pomoc. Opuścili gumowy przewód, który chłopiec chwycił i natychmiast udało się wydostać.

Czytaj także: Pielęgniarka, która uratowała kilkanaście tysięcy kobiet i dzieci


Poprosił o komórkę
Gdy tylko znalazł się na powierzchni, poprosił o telefon komórkowy, aby zawiadomić rodzinę. To była jego pierwsza myśl, choć ledwie uszedł z życiem, spędził 12 godzin w ekstremalnie niebezpiecznych warunkach, w kanałach, w których panowały całkowite ciemności.

Przetransportowano go do szpitala, gdzie jego stan określono jako dość dobry.

Choć chłopiec spędził pod ziemią 12 godzin, dla członków jego rodziny czas poszukiwań wydawał się znacznie dłuższy.

Miałem wrażenie, że trwa to ponad 20 godzin. Tylko czekanie, czekanie. Żadnej odpowiedzi – skomentował ojczym chłopca, Arturo Ramirez. – Im dłużej czekasz, tym bardziej zaczynasz myśleć o innych rzeczach.
Czytaj także: 6 sytuacji, w których najmocniej działa Boża Opatrzność
Źródło: CBS2News, PAP

...

Mocne przeżycie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133583
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:03, 07 Kwi 2018    Temat postu:

Wielkanocny cud. Lekarze odłączyli chłopca od aparatury, a on „zmartwychwstał”
Beata Zajączkowska | 06/04/2018
DYLAN ASKIN,COMA,EASTER
CLIC Sargent via Facebook | Fair Use
Udostępnij Komentuj
„Nie jestem bardzo wierząca, ale jak inaczej spojrzeć na to, czego doświadczyliśmy, jak nie na wielkanocny cud?” – mówi matka chłopca.

Dwa lata temu nie dawano mu najmniejszych szans i chciano odłączyć od aparatury podtrzymującej życie. Dzisiaj Dylan jest zdrowy, a mama nazywa go „wielkanocnym cudem”.



Nie miał prawa przeżyć
Według lekarzy Dylan Askin nie miał prawa przeżyć. Organizm dwulatka zaatakował bardzo rzadki i zarazem agresywny rak. Diagnoza brzmiała – histiocytoza komórek Langerhansa. Cysty rakowe zżerały płuca. W piorunującym tempie się rozrastały, doprowadzając chłopca do całkowitej niewydolności oddechowej.

Nie był w stanie samodzielnie wziąć choćby najmniejszego oddechu. Przez kilka miesięcy był wentylowany. Organizm chłopca nie odpowiadał na żadną z wdrażanych terapii. Po badaniach przeprowadzonych w Queens Medical Hospital w Nottingham, gdzie Dylan był leczony, stwierdzono, że aż 80 proc. jego płuc zaatakowanych jest przez raka. Wdało się jeszcze bakteryjne zapalenie płuc powodujące kolejne powikłania w postaci bardzo wysokiej gorączki.

Czytaj także: Bóg znów zadziałał przez Maryję. Kolejne uznane uzdrowienie w Lourdes


Odłączyć od aparatury
Lekarze stwierdzili, że dalsza terapia nie przyniesie polepszenia stanu zdrowia i zdecydowali o odłączeniu dziecka od aparatury podtrzymującej życie, uznając jego dalsze leczenie za uporczywą terapię. Po chwilach buntu zgodzili się na to także rodzice. 36-letni Mike i 29-letnia Kerry wyznali, że nie mogli już patrzeć na cierpienie swego synka. Postanowili go jednak pięknie pożegnać.

25 marca 2016 roku do szpitala przyjechała cała najbliższa rodzina i przyjaciele. Odbył się chrzest Dylana, podłączonego do skomplikowanej aparatury medycznej, plątaniny tub i rurek. Wzruszającej ceremonii towarzyszył miarowy szum respiratora. Nikt wówczas o tym nie myślał, ale był to Wielki Piątek.



Niedziela prawdziwego zmartwychwstania
Wyznaczono datę odłączenia Dylana od machinerii pomagającej mu oddychać. Przy jego łóżku stali rodzice, trzymając synka za ręce. Pielęgniarka zaczęła powoli podawać leki uśmierzające. Lekarz spoglądał na monitor pokazujący pracę serca i poziom saturacji. Na jego twarzy pojawił się szok, gdy nagle zaczął odczytywać totalnie inne parametry.

Dylan zaczął się budzić, jego serce normalnie pracować, a saturacja wróciła do normy zdrowego człowieka… Wstrzymano procedurę. Wszyscy byli w szoku. Matka płakała. Niespodziewane przez nikogo polepszenie stanu zdrowia okazało się zaskakujące, ale i trwałe. Była Niedziela Zmartwychwstania.

W ciągu następnych dni stan chłopca na tyle się poprawił, że 16 maja został wypisany ze szpitala i wrócił do domu. W kolejnych miesiącach przeszedł chemioterapię. Kilka dni temu brytyjscy lekarze autorytatywnie stwierdzili, że jest całkowicie zdrowy. Stąd dopiero teraz świat dowiedział się o tym wielkanocnym cudzie.

Tak to, co się wydarzyło, nazywa mama Dylana:

Nie jestem bardzo wierząca, ale jak inaczej spojrzeć na to, czego doświadczyliśmy, jak nie na wielkanocny cud – mówi wzruszona kobieta. – Starszemu z moich synów, Bryce’owi, powiedziałam, że Dylan zrobił to, co Jezus: po czasie męki i śmierci powstał z martwych.
Dla całej rodziny Askin Wielkanoc już na zawsze będzie oznaczała podwójne zmartwychwstanie.

...

Zbrodniarzom nie udalo sie go zamordowac! Wspaniale!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133583
Przeczytał: 67 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:41, 26 Sie 2021    Temat postu:

Zespół nie zagra w klubie gejowskim. Muzykowi ukazał się Jezus i zabronił!!!

Tęczowe Wesele zaplanowano na piątek w klubie HAH i miał na nim zagrać zespół weselny. Ale nie zagra, bo “jednemu z członków zespołu we śnie ukazał się Pan Jezus i zabronił mu grać dla nas coverów Madonny”.

...

HOHOHOHO! Szok!
Dostapili wielkiej łaski! Chrystus ustrzegl ich od wielkiego grzechu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy