Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Święci Italii
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:24, 16 Sie 2017    Temat postu:

Włoski sędzia zamordowany przez mafię. Zostanie błogosławionym?
Gelsomino del Guercio | Sier 16, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Od kilku lat Włosi modlą się za wstawiennictwem Rosario Livatino zwanego „sędzią młodzieniaszkiem”. Mają nadzieję, że wkrótce zostanie beatyfikowany.


D
obiegł końca diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego sędziego Rosario Livatino. Czyli, jak nazywają go Włosi, „giudice ragazzino” –„sędziego młodzieniaszka” lub „sędziego chłopczyka”. W siedzibie Kurii Metropolitalnej w Agrigento, na biurku kardynała Francesco Montenegro, złożono opasłe dossier procesu beatyfikacyjnego rozpoczętego w roku 2011. Jak donosi cieszący się dużą poczytnością dziennik La Sicilia, wszystko wskazuje na to, że młody sycylijski sędzia może w niedalekiej przyszłości zostać wyniesiony do godności błogosławionego.

25 lipca br. Sąd Kościelny w Mediolanie dokonał przesłuchania ostatniego już świadka wezwanego do złożenia zeznań. To osoba, która miała szczęście osobiście poznać Rosario Livatino, zanim został bestialsko zamordowany przez członków sycylijskiej mafii.


Nie chciał policyjnej eskorty

Po odbyciu studiów prawniczych zakończonych uzyskaniem dyplomu w wieku zaledwie 22 lat, Rosario Livatino wygrał konkurs na stanowisko wicedyrektora Biura Rejestracji Nieruchomości w Agrigento. Funkcję tę pełnił jednak stosunkowo krótko, tj. od grudnia 1977 r. do czerwca 1978 r., ponieważ w międzyczasie wygrał konkurs na stanowisko sędziego praktykanta przy sądzie w Caltanissetta. Z uwagi na swój młody wiek zyskał przydomek „sędziego młodzieniaszka”.
Czytaj także: Maksymilian Kolbe i Rudolf Höss. Jak zostać świętym, a jak zbrodniarzem?

Sędzia Livatino zginął służąc ojczyźnie i sprawiedliwości. Został zabity w drodze do pracy, w mafijnej zasadzce zorganizowanej rankiem 21 września 1990 r. Jego amarantowy ford fiesta, jadący bez eskorty drogą krajową na odcinku od Agrigento do Caltanissetta, został najpierw potrącony przez samochód zamachowców, a następnie ostrzelany z broni maszynowej.


Afera korupcyjna po sycylijsku

Dzięki zeznaniom naocznego świadka zamachu Pietra Ivano Navy’ego, włoska policja zidentyfikowała zamachowców oraz zleceniodawców zabójstwa. Wszyscy zostali skazani w trzech różnych procesach, toczących się przed sądami różnych instancji, na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Ich wspólnicy biorący czynny udział w przygotowaniach do zamachu otrzymali łagodniejsze kary. Przyczyną zabójstwa sędziego było jego głębokie zaangażowanie w walkę z przestępczością zorganizowaną, a w szczególności badanie megaafery korupcyjnej określanej mianem Tangentopoli siciliana. Młody sędzia o nieskazitelnym sumieniu przyczynił się do znacznego osłabienia lokalnej mafii, wydając w stosunku do jej członków liczne postanowienia o konfiskacie majątku pochodzącego z przestępstwa (La Sicilia, 21 września 2016 r.).


Dwudziestu świadków

Jak ustalili dziennikarze La Sicilia, w najbliższych tygodniach kardynał Montenegro przekaże całość dokumentacji na ręce członków komisji wyższej instancji, której obrady będą toczyły się już w Watykanie. Proces beatyfikacyjny na etapie diecezjalnym został więc zakończony.
Czytaj także: Był uzależniony od opium, nie przyjmował sakramentów. A i tak został świętym

Wszystkie dokumenty i zeznania świadków zgromadzone przez Metropolitalny Sąd Duchowny działający w archidiecezji Agrigento pod przewodnictwem księdza Lillo Argento, zostaną poddane wnikliwej analizie. Wśród nich znajdują się m.in. zeznania kobiety, która – jak się domniemywa – doznała cudownego uzdrowienia właśnie dzięki wstawiennictwu Sługi Bożego Rosario Livatino, a także świadectwa kilku adwokatów, którzy w przeszłości mieli okazję współpracować z sędzią Livatino.


Niezwykłe uzdrowienie

Wśród domniemanych cudów przypisywanych wstawiennictwu sędziego Rosario Livatino jest m.in. historia 50-letniej mieszkanki Apulii, która – zdaniem lekarzy – była nieuleczalnie chora na białaczkę, lecz mimo to pokonała chorobę i wróciła do pełni zdrowia. Kobieta jest przekonana, że stało się tak dzięki temu, że doznała cudownego objawienia osoby sędziego Livatino.
Czytaj także: Pięć filmów o świętych, które nie są wybitne. Ale poprawią Twój nastrój

Powyższa historia nie jest jedynym przypadkiem wyzdrowienia zawdzięczanego wstawiennictwu „giudice ragazzino” w sytuacji uznawanej przez lekarzy za beznadziejną. Podobna historia przydarzyła się w roku 1993 innej kobiecie. Elena Valdetara Canale, bo o niej tu mowa, również cierpiała na białaczkę, która w przeciągu 3 lat uczyniła ją niepełnosprawną. Od tego momentu lekarze dawali jej jeszcze maksimum półtora roku życia. Tymczasem pewnego dnia Elena ujrzała w gazecie zdjęcie młodziutkiego sędziego Livatino i od tej chwili jej stan zaczął ulegać powolnej, ale systematycznej poprawie, aż do momentu, kiedy – ku kompletnemu zaskoczeniu i niedowierzaniu opiekujących się nią lekarzy – wróciła jak gdyby nigdy nic do pełni sił (Live Sicilia, wrzesień 2013).

Co ciekawe, postulatorem procesu jest kuzyn „sędziego młodzieniaszka”, ksiądz Giuseppe Livatino.

Tekst ukazał się we włoskiej edycji portalu Aleteia

...

Wspanialy czlowiek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:21, 29 Sie 2017    Temat postu:

Święta Franciszka Rzymianka – romans na miarę jesieni średniowiecza
Elżbieta Wiater | Sier 29, 2017
Walters Art Museum/Wikipedia
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Francesca (Franciszka Rzymianka) miała zaledwie dwanaście lat, kiedy rodzice zapowiedzieli jej, że wyjdzie wkrótce za mąż. Wiadomość ta bynajmniej jej nie uszczęśliwiła, ale nie ze względu na jej młodość, co pragnienie życia zakonnego.


W
ychowana w rodzinie, która była arystokratyczna nie tylko z racji urodzenia, ale także duchowo, Francesca całym sercem przyjęła panujące w niej ideały. Tymczasem ojciec uznał, że drogą dla niej jest związek ze świetnie urodzonym Lorenzo de Ponziani, a nie śluby rad ewangelicznych.

Rozdarta między wiernością IV przykazaniu a pragnieniem pójścia radykalnie za Jezusem, młoda kobieta szukała pomocy u spowiednika. Ten zadał jej tylko jedno pytanie:

Płaczesz dlatego, że chcesz pełnić wolę Boga, czy żeby Bóg spełnił twoją?

Kiedy w prawdzie popatrzyła na swoje motywacje, zrezygnowała z marzeń i zawarła małżeństwo.


Wizyta św. Aleksego

Ojciec Franceski starannie wybrał zięcia. Lorenzo (Wawrzyniec) był wojskowym, człowiekiem majętnym i coraz bardziej znaczącym w Rzymie. Swoją młodziutką żonę sprowadził do rodzinnego domu i tu wkrótce zrodził się konflikt.

Franciszka nadal chciała żyć ubogo i w prostocie, tymczasem jej teściowa, Cecylia, miała skrajnie odmienną wizję życia rzymskiej patrycjuszki. Uwielbiała się bawić, stroić i wydawać pieniądze na luksusy. Nie potrafiła zaakceptować odmienności postępowania swojej synowej. Franciszka uciekła w chorobę i podczas niej po raz kolejny Bóg, tym razem przez św. Aleksego, zadał jej pytanie, czyją wolę chce pełnić: Jego czy własną? I nastolatka, z bólem serca, wybrała znów pierwszą opcję. Wróciła do zdrowia, by żyć na Bożą chwałę.
Czytaj także: Czy ślub może być narzędziem ewangelizacji?


Domowe przepychanki

Mąż w konfliktach żony z jego matką zawsze stawał po stronie tej pierwszej. Nie rozumiał jej postawy, ale budziła jego szacunek. Zresztą kochał Franciszkę, co w tym przypadku oznaczało przyjmowanie jej z całym dobrodziejstwem charakteru i sposobu życia. Kiedy później matka domagała się, żeby wpłynął na żonę i ograniczył jej „rozbuchaną” (według Cecylii i jej znajomych) dobroczynność, odmawiał.

Wkrótce urodził się ich pierwszy syn, potem kolejne dzieci. Teściowa zmarła i Franciszka została gospodynią domu. Lorenzo zostawił jej swobodę w decydowaniu o zarządzaniu ich ruchomym majątkiem, więc kiedy na początku XV wieku do Rzymu przyszła zaraza i głód, hojnie rozdawała żywność, pozostawiając tylko konieczne dla przetrwania jej rodziny minimum. Kiedy teść próbował ją powstrzymać, wymodliła cud rozmnożenia ziarna, którym przy okazji całkowicie nawróciła męża i teścia.


Czas tracenia

Nie był to koniec problemów. Wkrótce wybuchła wojna, jej mąż jako dowódca opuścił miasto z wojskiem. Rzym został zdobyty przez przeciwników Lorenza, co sprawiło, że najpierw odebrano jej cały majątek, zniszczono dom a następnie wzięto jako zakładnika ich najstarszego syna. Potem przyszła zaraza i odebrała jej kolejne dzieci.

Na szczęście wojna nie trwa wiecznie. Po zawarciu pokoju wydawało się, że wszystko wróci do normy: odbudują dom, ożenią syna, który na szczęście ocalał, będą cieszyć się wnukami. Jednak Lorenzo wrócił do domu okaleczony, także psychicznie. Ostatnie lata ich małżeństwa to gorliwe starania Franciszki, by mąż wyszedł z ciemności, w jaką wrzuciły go doświadczenia wojenne. Bóg i w tym jej pobłogosławił.
Czytaj także: 5 zaskakujących ról kobiet w początkach chrześcijaństwa


Życie jak sen

Zanim Pan wezwał go do siebie, Lorenzo pomógł jeszcze żonie w ufundowaniu klasztoru oblatek benedyktyńskich. O tym, jak piękna łączyła ich relacja, świadczy to, co tuż przed śmiercią powiedział do żony:

Mam poczucie, że całe moje życie było jak sen pełen najczystszego szczęścia – Bóg tak dużo mi dał, dając twoją miłość!

Franciszka Rzymianka zmarła w wymarzonym zakonie cztery lata później, w 1440 roku, a kanonizowano ją w 1609 roku. Jej życie jest wspaniałym przykładem godzenia obowiązków domowych z duchową głębią, w którego tle pozostaje opowieść o wielkiej, choć na początku niechcianej miłości.

...

Ciekawe bo glownie problemy codzienne! Telenowela raczej niz jakas tragedia typu meczenstwo z rak bestii... Jednak i smierc tu jest obecna. Takie problemy ma wiekszosc i to jest zycie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:40, 06 Wrz 2017    Temat postu:

Franciszku, prosimy: ogłoś Pier Giorgia Frassatiego świętym!
Arthur Herlin | Wrz 06, 2017
Frassati USA | Facebook
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Pojawiła się śmiała inicjatywa, by bł. Pier Giorgio został kanonizowany podczas synodu dotyczącego młodzieży, zaplanowanego na październik 2018 roku.


A
gdyby tak bł. Pier Giorgio Frassati został kanonizowany na najbliższym Synodzie Biskupów poświęconym młodzieży, wierze i powołaniom, zaplanowanym na październik 2018? Na Światowych Dniach Młodzieży w Panamie w 2019 mógłby już być czczony jako święty!
Czytaj także: Bł. Pier Giorgio Frassati. Pełen harmonii pomiędzy tym, co mówił i jak żył

Grupa młodych katolików wpadła na odważny pomysł, by zwrócić się z taką propozycją do papieża Franciszka. „Prosimy pokornie Waszą Świątobliwość, by przy okazji zbliżającego się synodu dał nam jasny sygnał, że świętość Pier Giorgia jest możliwa – za naszych czasów, dla nas, młodych” – możemy przeczytać na stronie piergiorgioletter.org, którą w tym celu stworzyli.

Zamieszczoną tam niedawno petycję podpisało ponad 2 tysiące młodych z 60 krajów. Z każdym podpisem wiąże się konkretna historia osoby, która w swoim życiu coś zawdzięcza wstawiennictwu Frassatiego.
Nie zadowalajcie się przeciętnym życiem

Na przykład pewien Francuz, Grégoire pisze, że Pier Giorgio jest dziś „największym wzorem” świętości dla młodych ludzi. „On przedstawia naprawdę to, co powtarza papież Franciszek, zwracając się do młodzieży: nie zadowalajcie się przeciętnym życiem, idźcie zdecydowanie w stronę świętości”.

Pier Giorgio Frassati, Włoch z Turynu „pokazuje mi, że być młodym i nieść pokój Chrystusa, być pokornym, przeżywać swoją wiarę w przyjaźni, być wypełnionym tą doskonałą radością Bożą i wspinać się na góry wiary – to jest dziś możliwe!” – mówi z kolei Luiza.
Czytaj także: Bł. Pier Giorgio Frassati – 5 inspirujących myśli

Młoda Amerykanka, Mélanie opowiada o sobie, jak wróciła do Kościoła dzięki temu, że zachwyciła ją osobowość błogosławionego Pier Giorgia Frassatiego. „Zabawny, lubił piwo, robił ludziom dowcipy, ale też wspinał się po górach i był zakochany w pięknej dziewczynie”!

Jufre, młody Filipińczyk opowiada, jak Pier Giorgio skłonił go, by wstąpić do franciszkanów: „Pier jest jednym z tych, którzy pomogli mi zrozumieć, do jakiego życia Bóg mnie powołał”.

Petycja i te żywe, barwne świadectwa zostaną przekazane papieżowi Franciszkowi przed synodem poświęconym młodzieży, wierze i powołaniom, który odbędzie się w październiku 2018 roku.
Błogosławiony od 1990 roku

Student, alpinista i tercjarz dominikański urodził się w 1901 roku w bogatej, znanej rodzinie. Choć w zasięgu ręki miał luksus i światowe życie, wybrał służbę ubogim na przedmieściach Turynu. Mimo niezrozumienia ze strony bliskich dawał dowody silnej woli, rozbrajającej pokory, radości i niewyczerpanej energii.

Zmarł nagle w dniu swoich urodzin – na polio. Miał 24 lata. Został ogłoszony błogosławionym w 1990 roku przez polskiego papieża Jana Pawła II i stał się wzorem świętości dla młodych oraz patronem Światowych Dni Młodzieży. Wydaje się, że jego gwiazda świeci młodym coraz mocnej.
Czytaj także: Był jednym z Ciemnych Typów – został błogosławionym

Tekst opublikowany we francuskiej edycji portalu Aleteia

..

Na to jest zawsze dobra pora Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:10, 15 Wrz 2017    Temat postu:

Nadprzyrodzone sny ks. Jana Bosko. Najgorsza jest wizja piekła
Anna Gębalska-Berekets | Wrz 14, 2017
Wikipedia | Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Mało kto wie, że święty znany ze wspaniałego programu wychowawczego miewał także wizje oraz prorocze sny. Pierwszy z nich przeżył w wieku 9 lat.


J
an Bosko znany jest głównie ze swojego programu wychowawczego. Myśl katechizacji młodzieży i ich duchowego rozwoju przenikała wszystkie jego działania. Święty miewał także wizje oraz prorocze sny. Pierwszy z nich przeżył w wieku 9 lat. Wtedy też Pan Bóg przedstawił mu jego misję, która miała polegać na zjednywaniu ludzi i propagowaniu cnót.
Dar patrzenia w sumienie

Miłość do młodzieży towarzyszyła mu praktycznie od zawsze. Jako kapłan opiekował się tzw. dziećmi ulicy, organizował oratorium jako przestrzeń modlitwy, zabawy i wypoczynku. System wychowawczy, który stworzył był prewencyjny i oparty na triadzie: miłość, rozum i religia.
Czytaj także: Jak zdyscyplinować dziecko – siedem świętobliwych wskazówek ks. Bosko

Święty miał dar przenikania ludzkich sumień. Wystarczyło, że spojrzał na kogoś i był w stanie przewidzieć rzeczy przyszłe dotyczące tej osoby, ale i jej stanu wewnętrznego. Jeden z wychowanków w prześmiewczym tonie zapytał ks. Bosko, czy jest w stanie w danym momencie wymienić grzechy, których się dopuścił. Bosko na ucho wymienił chłopcu wszystkie jego przewinienia. Podobnie jak św. ojciec Pio miał dar bilokacji.
Nie zawsze rozumiano jego nadprzyrodzoność

W swoim otoczeniu ks. Bosko nie zawsze był rozumiany. Próbowano nawet zaaranżować sytuację umożliwiającą zamknięcie go w szpitalu psychiatrycznym. Chodziło wówczas o to, że podczas snu miał wizję powstania oratorium i jego rozwoju.

Rzeczywistość była jednak sprzeczna ze snem. W niedługim czasie udało się jednak znaleźć szopę Pinardiego, doprowadzić ją do porządku i tam stworzyć miejsce dla młodych chłopców.
Wizja przyszłości Kościoła

Słynna jest wizja ks. Bosko dotycząca przyszłych dziejów Kościoła. Dwie floty stają naprzeciw siebie. Na czele okrętu flagowego staje papież i przejmuje jego stery. Walka z wrogą flotą to walka z nieprzyjacielem oraz prześladowania, jakie będzie musiał znieść Kościół.
Czytaj także: Relikwie św. Jana Bosko odnalezione

W śnie pojawiają się dwie kolumny okryte światłem. Na jednej z nich widniała Hostia i napis: Sanctus Credentium (ratunek dla wierzących); na drugiej, mniejszej: Auxilium Christianorum (wspomożenie dla chrześcijan). Św. Jan Bosko wyjaśniał, że ratunkiem dla ludzi będzie Eucharystia oraz Najświętsza Maryja Panna.
Prekursor orędzia fatimskiego

Mówi się o nim jako o prekursorze orędzia z Fatimy. Jego prorocze wizje mają wiele wspólnego z tymi przekazanymi przez siostrę Łucję. Jego wizje zapowiadają ostateczne zwycięstwo Matki Bożej i opiekę nad Kościołem i światem.
Niezwykłe sny i ich symbolika

Jeden ze snów – o chustkach, dotyczył czystości. Każdy z wychowanków miał w ręku chustkę z napisem – Regina virtum (Królowa cnót). W pewnym momencie zerwała się wichura, porwała część chustek. Niektórzy, widząc co się dzieje, schowali chustki do kieszeni, inni obrócili je na lewo, inni na prawo. Przewodniczka wyjaśniła, że ci którzy schowali chustki zachowali swoją czystość w momentach pokusy.

W innym śnie spotkał nieżyjącego od pewnego czasu biskupa. Zadawał mu wiele pytań. Biskup zwrócił uwagę ks. Bosko na to, co jest zagrożeniem w świecie – wskazując na jego pozorność. Mgła, jaka pojawiła się w tym śnie tłumaczona jest przez wielu jako ograniczająca widoczność i uniemożliwiająca właściwe rozeznanie.
Czytaj także: Cud eucharystyczny w Lanciano. Panie, zaradź memu niedowiarstwu!
Cuda ks. Bosko

Ks. Bosko dokonywał cudów. Znane jest rozmnożenie komunikantów podczas sprawowania Eucharystii, uzdrowienie chłopców dotkniętych ospą – po błogosławieństwie chłopcy stali się zdrowi i mogli się bawić, ale nie został uzdrowiony jeden chłopiec, który zwątpił w taką możliwość.
Przerażająca wizja piekła

Wizja piekła ma charakter nadprzyrodzony. Jako osoba oprowadzająca pojawia się Człowiek w czapce. Ksiądz kroczy drogą wygodną, niewybrukowaną, która gwałtownie spada w dół. Bosko widzi, jak niektórzy chłopcy nią podążają. Prowadzi ona wprost do ziejącego ogniem pieca. Wielu wpadło w zastawione sidła, które ich owinęły. Na każdym z nich były napisy: pycha, nieposłuszeństwo, zazdrość, nieczystość, obżarstwo, lenistwo, złość.

Pojawiają się także dwa miecze: Najświętszy Sakrament i Matka Boża oraz młotek – symbolizujący spowiedź. Na odrzwiach z brązu widoczny był napis: „Miejsce, gdzie nie ma zbawienia”. Dusze trapiło robactwo, wgryzało się w ich serca. Ks. Bosko zapytał o ratunek. Przewodnik odpowiedział wyraźnie: Avertere – Zmień życie!
Czytaj także: 12 stopni pychy według św. Bernarda

Więcej w książce: Ks. J. Barganowski, „Sny – wizje św. Jana Bosko, Apostoła Młodzieży”, Warszawa 1990.

...

Swieci zyja juz teraz na tamtym swiecie! Stad ich ,,innosc".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:03, 11 Paź 2017    Temat postu:

Św. Gemma Galgani. 5 rzeczy, których nauczył się od niej ojciec Pio
Krzysztof Gędłek | 11/10/2017
Domena publiczna
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ojciec Pio codziennie modlił się o wstawiennictwo niezwykłej świętej Gemmy Galgani. Jej życie głęboko go poruszało, a na wielu etapach swojej drogi duchowej odkrywał w jej biografii bezcenną naukę.


W
łoska święta, Gemma Galgani, jest jedną z najbardziej niezwykłych postaci Kościoła. Obrazki z jej wizerunkiem miało na biurkach wielu herosów duchowych, jak ojciec Pio czy Dolindo Ruotolo. O jej wstawiennictwo modlił się także Maksymilian M. Kolbe. Jednak największą czcią otaczał ją właśnie święty z Pietrelciny. Czego się od niej uczył?
1. Pokora

Gemma nigdy nie była zmuszana do życia w pokorze. Wręcz przeciwnie – jej ojciec, Enrico, był stosunkowo zamożnym człowiekiem i nie w pełni akceptował fascynacje duchowe ukochanej córki. Nie podobało mu się, że Gemma każdego dnia udaje się do kościoła, wiele godzin poświęcając na modlitwę. Uważał, że powinna korzystać z życia. I choć sam był wierzącym człowiekiem, autentycznie martwił się o córkę. Dziewczyna tymczasem sama wybrała drogę absolutnego poświęcenia Bogu. Złożyła śluby czystości i starała się wstąpić na drogę zakonną.
Czytaj także: Piękna Gemma Galgani. Poznajcie świętą, która „kłóciła się” z Jezusem

Ojciec Pio niewątpliwie nauczył się od Gemmy odrzucania licznych pokus materialnych. Gemma marzyła o życiu zakonnym i podporządkowała mu bardzo wiele. Z kolei święty z Pietrelciny został zakonnikiem, jednak przez lata wystawiany był na ciężką próbę. Badany przez Święte Oficjum, wielokrotnie był karany. Musiał wówczas bardzo cierpieć, jednak pokora wobec decyzji Kościoła okazała się ostatecznie nie do przełamania.
2. Walka o zbawienie człowieka.

Święta Gemma, mimo kruchego zdrowia i młodego wieku, była prawdziwą wojowniczką. Liczne cierpienia przyjmowała w pokorze, ofiarowując je za zbawienie dusz i nawrócenie trwających w grzechu.

Słynęła przy tym z niezwykle zawziętego temperamentu. Niejednokrotnie wręcz targowała się z Panem Jezusem! Pewnego razu postanowiła ofiarować wyjątkowo bolesne cierpienie fizyczne w intencji nawrócenia jednej ze znanych jej osób. Żarliwie modliła się, błagając Boga o cud. Doświadczyła wówczas lokucji wewnętrznej, podczas której Jezus wyznał ze smutkiem, iż niemal nie dostrzega nadziei dla tego człowieka. Ten bowiem lekceważył dotąd wiele znaków oraz napomnień.

Usłyszawszy te słowa od samego Jezusa, Gemma jeszcze mocniej się zawzięła. Zaczęła żarliwiej modlić się o wstawiennictwo Matki Bożej, wiedząc, iż Jezus nie odmówi prośbom swojej Matki. W pewnej chwili do drzwi jej izby zapukał ów grzesznik. Otworzyła mu, zaś on ze łzami w oczach zawołał: „Muszę się wyspowiadać. Pomóż mi”.

Święty Ojciec Pio toczył równie zawzięte boje o każdego grzesznika. Nie tylko tego zatwardziałego, ale o każdą duszę, która zdawała się być daleko od Boga. Słynne są historie o świętym z Pietrelciny ciskającym gromy na penitentów w konfesjonale, napominającym, by nie zatajali grzechów.

Uchodził na niezwykle surowego spowiednika, ale nie zmieniało to faktu, że do jego konfesjonału zawsze ustawiały się tłumy ludzi. On zaś spędzał w nim długie godziny. Zapytany kiedyś przez jednego ze współbraci, dlaczego jest taki surowy dla spowiadających się, odparł z rozbrajającą szczerością: „Wiem, że lepiej być zganionym przez człowieka, tu, na ziemi, niż przez Pana Boga po śmierci”.
3. Modlitwa

Włoska święta od dziecka uchodziła za bardzo pobożną dziewczynę. Pragnęła zgłębiać teologię, Pismo Święte, niezwykle rezolutnie potrafiła odpowiadać na wiele trudnych pytań dotyczących wiary. Uwielbiała się modlić. Każdego dnia odczuwała głęboki głód Boga. Głód – dodajmy – fizyczny.

Dlatego przystępowała regularnie do Komunii Świętej. Odmawiała często różaniec. Jej relacja z Panem Jezusem była głęboka do tego stopnia, że wielokrotnie prowadziła dialogi z Panem Jezusem, Matką Bożą czy Aniołem Stróżem.
Czytaj także: Koniec świata już blisko? Oto, co na ten temat powiedział Jezus do Ojca Pio

Święty ojciec Pio również uchodził za niezwykle rozmodlonego kapłana. Po Mszy Świętej potrafił przez wiele godzin leżeć krzyżem i modlić się. Jeden z nowych współbraci świętego zakonnika zobaczywszy tę scenę, pobiegł do przełożonego ile sił w nogach, wołając o pomoc dla Pio, który – jego zdaniem – zasłabł, ponieważ leżał nieruchomo przed ołtarzem. Starszy zakonnik wysłuchał młodego ze stoickim spokojem, po czym wyciągnął pęk kluczy i wręczając mu je powiedział: „Bracie, zostaw klucze w zakrystii. Gdy Ojciec Pio skończy się modlić, zamknie kościół”.
4. Sens cierpienia

To chyba najtrudniejsze zagadnienie, które dręczy wielu, w tym wierzących. Gemma przez większość swojego niedługiego życia zgłębiała sens cierpienia. Rozważała pasję Chrystusa, przeżywając ją niezwykle intensywnie. Gdy po raz pierwszy, jako dziecko, usłyszała o cierpieniu Jezusa, zobaczyła tamte wydarzenia na własne oczy, po czym zemdlała.

Modliła się przed Ukrzyżowanym Chrystusem, by Ten dopuścił ją do udziału w Jego cierpieniu jako zadośćuczynienie za grzechy świata. Nosiła stygmaty, głęboko przeżywała – także fizycznie – Triduum Paschalne. Umierając wyznała, że wszystko, co miała oddała Bogu. Całe życie Gemmy stanowiło usilną próbę zrozumienia istoty cierpienia człowieka.

Ojciec Pio również cierpiał – zarówno fizycznie, jak i duchowo. Bolała go zatwardziałość penitentów, którzy zatajali grzechy, doświadczał także bólu związanego z krwawiącymi stygmatami. Obrazek Gemmy przypominał mu o oddaniu się Bogu tej pięknej i młodej dziewczyny, pragnącej mieć swój udział w Chrystusowej pasji.
5. Gra Miłości

Jest to jedna z największych tajemnic relacji człowieka z Bogiem. Poczucie opuszczenia przez Boga. Nie chodzi o tzw. ciemną noc, gdy wierzącym targają wątpliwości, obawa przed duchową pustką. To znacznie bardziej zaawansowane duchowo doświadczenie, gdy w bliskiej relacji z Jezusem człowiek odczuwa w pewnym momencie brak Boga.

W Ewangelii Chrystus doświadczył tego na krzyżu, gdy toczyła się ostateczna rozgrywka między dobrem a złem. Gemma, która przeszła z Chrystusem w fizycznym cierpieniu niemal całą drogę krzyżową, poczucie braku obecności Boga określiła, jako najstraszniejsze cierpienie.
Czytaj także: Kryzys wiary? A może wchodzisz w pierwszy etap nocy ciemnej?

A trzeba pamiętać, że przez wiele miesięcy była unieruchomiona przez chorobę, operowana bez znieczulenia, przeżyła także śmierć wyjątkowo bliskiej jej matki. Gdy ponownie odczuła obecność Boga – nie posiadała się ze szczęścia.

Ojciec Pio stan uczucia braku Boga nazywał właśnie „grą Miłości”. Niewątpliwie doświadczenie Gemmy wzmacniało go w takich sytuacjach. Zdawał sobie sprawę, iż jest to rodzaj duchowego treningu, mającego pomóc człowiekowi silniej związać się z Bogiem. „Usuwam się po to jedynie, aby następnie silniej cię objąć” – mówił Jezus do Gemmy w trakcie wewnętrznych lokucji, gdy po długich chwilach pustki poczuła jego obecność.

...

Swieci ucza sie od swietych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:03, 02 Lis 2017    Temat postu:

Ona umierała, a on stał pod krzyżem. Jego żona będzie błogosławioną
Silvia Lucchetti | 26/06/2017
Costanza Miriano
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Straciła dwoje dzieci, a gdy z trzecim była w ciąży, wykryto u niej nowotwór. Proces beatyfikacyjny Chiary Corbelli Petrillo ruszył 13 czerwca tego roku. Publikujemy pełną bólu i jednocześnie światła wiary rozmowę z jej mężem, Enrico, który wiernie był z żoną do końca.


C
hiara Corbella Petrillo narodziła się dla nieba w 2012 roku, w wieku 28 lat. To był nowotwór języka. Po raz pierwszy usłyszałam o niej od znajomego z Mediolanu, Tommaso. „Jeśli możesz, idź na pogrzeb tej dziewczyny, także w moim imieniu” – napisał pewnego popołudnia. I dołączył do wiadomości krótki film ze świadectwem Chiary i Enrico złożonym w jednej z rzymskich parafii. Tak poznałam ich historię.

Revista Mision



Po ślubie w 2008 roku Chiara od razu zaszła w ciążę, ale już pierwsze badanie USG wykazało u dziecka bezmózgowie. Małżonkowie z radością przyjęli Marię Grazię Letizię (grazia to po włosku „łaska”, a letizia – radość) i towarzyszyli jej – zaledwie pół godziny później – w narodzinach dla nieba.

Kilka miesięcy później Pan obdarzył Chiarę i Enrico kolejnym dzieckiem. Okazało się jednak, że Davide Giovanni nie ma nóg i cierpi na poważne uszkodzenia uniemożliwiające przeżycie. Także i tym razem młodzi małżonkowie z miłością przyjęli dziecko i towarzyszyli mu w jego narodzinach dla nieba.
Czytaj także: Jak w lawinie nieszczęść znaleźć szczęście? Historia Chiary Corbelli Petrillo

Trzecia ciąża rozwijała się bez problemów, dziecko było zdrowe. Niestety, w piątym miesiącu ciąży u Chiary wykryto nowotwór języka. Małżonkowie postanowili wówczas bronić życia małego Francesco, choć dla Chiary oznaczało to rozpoczęcie leczenia dopiero po porodzie.

Przebiegam myślą tę historię, kiedy w telefonie słyszę głos Enrico, któremu pragnę w tym miejscu bardzo podziękować. Nie było go łatwo złapać, ale udało się – mam nadzieję, że nie dałam się mu zbytnio we znaki – i teraz, kiedy mały Francesco śpi, możemy wreszcie chwilę porozmawiać.

Silvia Lucchetti: Enrico, moje najważniejsze pytanie dotyczy wiary. Czy Chiara przeżyła jakieś głębokie nawrócenie?

Enrico Petrillo: Nie, Chiara nigdy nie miała takiego doświadczenia. Zawsze była wierząca. Ale myślę, że w życiu każdego przychodzi taki moment, kiedy trzeba podjąć decyzję, w którą stronę chce się iść. Wtedy wiara dojrzewa. I u niej tak właśnie było. Chiara już jako mała dziewczynka chodziła z mamą na spotkania Odnowy w Duchu Świętym.

Wiara była dla niej jak powietrze, ukształtowała ją. Zresztą ja też byłem w Odnowie, ale w innej wspólnocie. Piękne i głębokie doświadczenie Odnowy nauczyło ją prostej i bezpośredniej relacji z Bogiem. Jej wiara rozwijała się także dzięki braciom z Asyżu, którzy bardzo nam pomogli w przełomowym momencie narzeczeństwa, a także dzięki spotkaniu z ks. Fabio Rosinim.

Czy był jakiś konkretny moment, kiedy przyjęliście krzyż?

Chiara i ja dużo razem płakaliśmy, ale szczerze powiedziawszy, nigdy nie przeżyliśmy odrzucenia krzyża. Pan dał nam łaskę widzenia prostej drogi od samego początku. Nie musieliśmy podejmować żadnych decyzji, wystarczyło przyjąć Jego wolę. To było trudne, bolesne, ale wiedzieliśmy, że On jest z nami.

Chrześcijaninem nie zostaje się ot, tak. Wiara jest drogą, jak życie. Żeby umrzeć z poczuciem szczęścia, tak jak Chiara, trzeba wyruszyć w drogę. W tej drodze Bóg daje Ci różne doświadczenia, bo wie, że może cię prosić o przyjęcie ich. On chce Twojego dobra. Nie daje ci krzyża po to, żebyś upadł pod jego ciężarem, ale po to, żebyś się otworzył na coś więcej, na coś niepojętego. Co do tego nigdy nie mieliśmy wątpliwości.
Czytaj także: „Idę do nieba, będę wam stamtąd pomagać”

Byliśmy w relacji z Bogiem, więc wiedzieliśmy, że to, czego On od nas oczekuje, jest dla nas dobre, ponieważ zawsze tak było. Wszystkie trudności służyły temu, byśmy znowu się z Nim spotkali.

Niedawno przeżywaliśmy uroczystość Zesłania Ducha Świętego. W hymnie do Ducha Świętego prosimy o świętą śmierć i wieczną radość. Czy Chiara modliła się o taką śmierć?

Oczywiście. Modliliśmy się o tę łaskę, bardzo lubiliśmy ten hymn do Ducha Świętego. Święta śmierć to moment prawdy. W obliczu śmierci, kiedy człowiek przygotowuje się do tego ostatecznego kroku, widać, co ma w sercu. Po tym, jak się umiera, widać, czyim jest się dzieckiem.

Rzymski setnik musiał przecież być świadkiem wielu śmierci na krzyżu, ale patrząc na Jezusa, powiedział: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Chiara bała się wielu rzeczy, nie raz to widziałem. Ale śmierci się nie bała. Wiedziała, że po drugiej stronie czeka na nią Pan i była szczęśliwa.

Revista Mision



Na podstawie filmów, zdjęć i świadectw wyobrażałam sobie Chiarę jako silną, odważną kobietę. A jak Ty ją postrzegałeś? Jaka była Chiara?

Przede wszystkim przepiękna. Zwracała uwagę niezwykłą elegancją. Była jak księżniczka. Pamiętam, jak kiedyś przedstawiłem ją mamie mojego przyjaciela. „Gdzieś ty znalazł taką księżniczkę?” – zapytała. I nie była w tym odosobniona.

Poza tym była sympatyczna, towarzyska, wesoła, lubiła ludzi i wszyscy dobrze się z nią czuli. I wcale nie była odważna. Kiedy chodziła do szkoły, nigdy nie zgłaszała się na ochotnika. Taka drobnostka, ale o czymś świadczy. Zresztą sama często to powtarzała.

To nie była przebojowa kobieta, która bierze się za bary ze światem. Nie, ona miała wiarę. Wiara i odwaga to dwie różne rzeczy. Przeciwieństwem strachu nie jest odwaga, lecz wiara. W wierze siłę daje ci Ktoś Inny. Odwaga oznacza, że próbujesz sobie radzić sam. Ona była silna siłą Kogoś Innego.

Jak udało się wam być razem w cierpieniu?

Szliśmy razem, ale każdy w swojej roli. Chiara przygotowywała się do śmierci i Bóg dawał jej łaskę, żeby była w stanie to zrobić, a mnie dawał łaskę stania pod krzyżem. Płakaliśmy, rozpaczaliśmy, modliliśmy się razem i zawsze znajdowaliśmy ukojenie w Panu. On był naszą siłą! Zawsze czuliśmy się jednością dzięki łasce sakramentu małżeństwa.
Czytaj także: Ratować żonę czy dziecko? Dziecko! Współczesna Joanna Beretta Molla?

W czasach narzeczeńskich było inaczej, ale dzięki małżeństwu otrzymaliśmy od Boga łaskę. Zawsze wiedzieliśmy, że śmierć nie ma ostatniego słowa. W centrum naszej wiary jest Jezus, który zmartwychwstaje, więc i my także zmartwychwstaniemy. Zawsze o tym pamiętaliśmy.

A jak przeżywasz to wszystko dzisiaj?

Dzisiaj kocham Chiarę inaczej, ponieważ ciałem jej tu nie ma. Wiem, że kiedy będę w niebie – mam nadzieję, że tam trafię – rozpoznamy się. Ale ludzie często mają bardzo romantyczne wyobrażenie o wdowieństwie. Kiedy Chiara umarła, powtarzali mi: „Nie martw się, ona będzie z tobą, nie będzie ci jej brakowało”. A prawda jest taka, że nigdy nie przestało mi jej brakować.

Ale Pan mnie pociesza. Modlę się do Chiary i ciągle o niej myślę. Nasz synek Francesco jest do niej bardzo podobny. Ale nie myślę o niej z nostalgią. Czas leczy rany. Poza tym, jeśli naprawdę kochasz, starasz się pozwolić odejść, więc cieszę się, że Chiara coraz bardziej należy do innych, a mniej do mnie.

Revista Mision



Tekst opublikowany we włoskiej edycji portalu Aleteia

...

Rosnie ilosc swietych!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:37, 08 Lis 2017    Temat postu:

Pamiętniki św. Gemmy Galgani. Mistyczka opisuje spotkania z Jezusem, Maryją i „nieprzyjacielem”
Anna Gębalska-Berekets | 08/11/2017
EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Zapiski włoskiej stygmatyczki zawarte w „Autobiografii” i „Dzienniku” to pasjonująca lektura duchowa. Święta opisuje tam na przykład, jak przeżywała tzw. „mistyczne porwanie serca”.


„A
utobiografia” i „Dziennik” św. Gemmy Galgani to opisy jej życia i zachęta do przeżywania codzienności w komunii z Bogiem. Działanie zgodne z nauką Jezusa jest trudne i wymaga wyrzeczeń. Nie jest jednak niemożliwe. Jak czytamy w przedmowie do jej dzieła: „Tylko przez krzyż można dojść do światła”.
Czytaj także: Św. Gemma Galgani. 5 rzeczy, których nauczył się od niej ojciec Pio
Spisane świadectwo św. Gemmy Galgani

Św. Gemma Galgani budzi współcześnie coraz większe zainteresowanie. Wiele napisano już o jej życiu. Świętą poznajemy z szerszej perspektywy jej zapisków. Pokazują one, jak silna więź łączyła ją z Jezusem i w jak piękny sposób ją wyrażała.

Książkę rozpoczyna „Autobiografia”. Spisana jest w formie listu, spowiedzi generalnej. Zainspirowała ją do tego rozmowa z jej kierownikiem duchowym – ojcem Germano Ruopollo z Rzymu. „Autobiografia” powstała później niż „Dziennik” (inicjatywa bp. Volpiego, biskupa pomocniczego Lukki, u którego Gemma odbyła pierwszą spowiedź).

Dzięki tym tekstom możemy ją bliżej poznać i zobaczyć jej postawę wobec Jezusa, Maryi, ale i drugiego człowieka. Widać w nich niezwykłą pokorę i ufność. Gemma wspomina m.in. swoją mamę, przyjęcie Pierwszej Komunii Świętej, sakramentu bierzmowania, poszukiwanie swojego powołania i rozpoczęcie nowego życia, które powierzyła Jezusowi i Jego świętej woli.

W oryginale pewne części zapisków miały być podobno okopcone i nadpalone przez demona.
Łaska stygmatów

Z woli Jezusa Ukrzyżowanego Gemma Galgani 8 czerwca 1899 roku otrzymała stygmaty. Każde cierpienie przyjmowała z wdzięcznością i dziękowała za nie: ból nogi, operacje itp. Trzymała wówczas w ręku krzyż.

Gdy w czerwcu 1899 roku uczestniczyła w misjach odbywających się w katedrze lukkijskiej, ukazywał się jej sługa Boży Gabriel od Matki Bożej Bolesnej. Był odziany w strój zakonny: czarny habit, skórzany pas, na którym wisiał różaniec oraz symbol pasjonistów – serce, z którego wychodzi krzyż, a w sercu napis: Jesu Christi Passio (Męka Jezusa Chrystusa).
Czytaj także: Piękna Gemma Galgani. Poznajcie świętą, która „kłóciła się” z Jezusem
Spotkania z Jezusem i cierpienie Gemmy

Święta miała dar widzenia Jezusa Ukrzyżowanego, mogła ujrzeć Jego oblicze pokryte krwią. Wówczas pragnęła więcej cierpieć, by zadośćuczynić męce Zbawiciela.

Jezus był dla niej powiernikiem, mistrzem. Utwierdzał ją w jej postawie: „Naucz się najpierw cierpieć. Cierpienie uczy kochać” – uspokajał ją.

Cierpienia jej nie opuszczały: śmierć mamy, śmierć ojca, choroby, utrata dóbr materialnych. W 1901 roku otrzymała kolejne stygmaty: korony cierniowej i biczowania. Na jej ciele widać było pręgi identyczne jak u Jezusa. Świadkowie potwierdzali, że nie były to złudzenia.

Cierpienia nasilały się w piątek, wówczas czuła w głowie ciernie. Pisze: „Ciernie wbijają się w mózg, a kropelki krwi spływają na czoło”. Na każdy czwartek, gdy rozpoczynały się stygmaty męki, Gemma starannie się przygotowywała. Były to spotkania z Oblubieńcem. W „Dzienniku”, liczącym 104 strony, często pojawia się graficzny znak krzyża, zazwyczaj na początku zapisków lub na ich końcu.
Ataki szatana

Podczas modlitwy wielokrotnie nawiedzał ją „nieprzyjaciel”. W taki sposób określany jest diabeł. Przyjmował postaci karła, potwora, czarnego psa, a nawet anioła stróża. Św. Gemma opisuje, że zadawał jej dotkliwe ciosy w plecy i bił.

Wtedy też Gemma wzywała pomocy swojego anioła stróża. Diabeł powalał ją na ziemię: „Bardzo mnie poturbował. Tak mocno wykręcił mi ramię, że runęłam na ziemię z wielkiego bólu, wyrwał mi wtedy kość ze stawu, ale zaraz wróciła na swoje miejsce, bo Jezus dotknął jej i wszystko naprawił” („Dziennik”, 22.07.1900 r.).

Szatan próbował ją wpędzić w stan rozpaczy i opuszczenia przez Boga.
Spotkania z Maryją i duszami czyścowymi

Soboty to był czas na spotkania z Matką Bożą Bolesną. Gemma nazywa ją ciepło i serdecznie „mamą”. Święta znosiła także cierpienia za dusze w czyśćcu. Namawiał ją do tego także jej anioł stróż: „Każde, nawet najmniejsze cierpienie jest dla nich pociechą”.

Opisuje, że przeżywała także tzw. „mistyczne porwanie serca”. Jezus je wyjmował z piersi, po czym po spowiedzi powracało na swoje miejsce.

Papież Benedykt XIV określił tę wymianę serca największą próbą miłości. I taką, pełną miłości młodą kobietą była św. Gemma Galgani. Rozważając Mękę Jezusa, robiła to z radością w sercu. Czułość i Boża obecność w jej życiu są namacalne, szczególnie zaś widać to po lekturze „Autobiografii” i „Dziennika”.
Czytaj także: 10 mistyczek i mistyków, którzy otrzymali stygmaty

Św. Gemma Galgani, „Autobiografia. Dziennik”. Warszawa 2017.

...

Literatura o swietych nie ma sobie rownych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:54, 16 Lis 2017    Temat postu:

Natuzza Evolo: stygmatyczka, która grała z Jezusem w piłkę
Joanna Bątkiewicz-Brożek | 16/11/2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Dostała stygmaty, kiedy miała 36 lat. Od 20 lat była już wtedy mężatką i miała piątkę dzieci. Całe życie rozmawiała z Matką Bożą, aniołami, świętymi oraz duszami czyśćcowymi. Co od nich usłyszała?


W
łosi nazywają ją pół żartem, pół serio „Ojcem Pio w spódnicy”. Stygmatyk z San Giovanni Rotondo spotkał się z „mammą Natuzzą” – jak mówi się o mistyczce z Paravati – i miał jej powiedzieć: Tobie błogosławi sam Jezus! Jej niesamowita historia, podobnie jak innych stygmatyków, budzi naszą uśpioną często wiarę.
Czytaj także: Św. Rita – jedyna święta na świecie, która miała stygmat na czole
Natuzza Evolo spotyka Jezusa i Maryję

Jest 1930 rok. Kalabria, na południu Półwyspu Apenińskiego. Natuzza ma wtedy sześć lat i z młodszym rodzeństwem wygrzebuje ze śmietników resztki jedzenia. Na noc dzieci chowają się pod mostami, w cichych zaułkach małej Paravati. Mama dzieci odsiaduje wtedy karę za kradzież kury, a ojciec jest w Argentynie, skąd nigdy nie wróci.

Pewnego dnia do gromadki dzieciaków dołącza chłopczyk. Jest w wieku Natuzzy, ma piękne niebieskie oczy. Natuzza chętnie gra z nim w piłkę i kule. Przy nim zapomina o swoim dramacie. Chłopak pojawia się w najtrudniejszych chwilach. Kim jest?

„Wybrałem cię w łonie twej matki, zanim się urodziłaś. Zakochałem się w tobie, a ty we Mnie. (…) Kiedy byłaś dziewczynką, bawiłem się z tobą, jak robiłby to ziemski ojciec. Wychowywałem cię” – wyjaśni Jezus Natuzzie w czasie jednego z widzeń, już po latach.

Wtedy też Natuzza dowie się, że „uśmiechniętą piękną nastolatką o ciemnej karnacji, oświetloną mocnym światłem”, która dla sierot znalazła mieszkanie była sama Matka Boża.
Co mówią dusze czyśćcowe?

Rok 1932. Natuzza ma 13 lat i przystępuje do pierwszej Komunii Świętej. Z jej ust nagle zaczyna wypływać krew. „Nie wystraszyłam się – wspomina w rozmowie w Rai Uno – czułam wielką Miłość”.

To zapowiedź późniejszych wydarzeń. Dziewczynka widzi już wtedy anioły. Każdy z nas ma anioła po lewej stronie – twierdzi – a kapłani i osoby konsekrowane po prawej. Do nastolatki przychodzą też dusze czyśćcowe.

Wielu przestrzega: nie spowiadaliśmy się, nie żałowaliśmy, pomiataliśmy ludźmi, odrzucaliśmy miłość i miłosierdzie Boga, teraz niemal nie ma dla nas ratunku. Błagają więc o modlitwy i „wiele” mszy świętych.
Czytaj także: Jaka jest najcięższa kara w czyśćcu? Podpowiada św. Katarzyna z Genui
Natuzza w niebie i… w szpitalu psychiatrycznym

26 lipca 1938 r. Jezus bierze Natuzzę do nieba. Przez kilka godzin jej ciało, choć jest na ziemi, wydaje się bez życia. Jej dusza stoi przed obliczem Chrystusa. Wtedy wyznacza jej zadanie: „Prowadzić ludzkie dusze do Niego, Kochać i współodczuwać. Kochać i współcierpieć z Nim”.

Natuzza wspomina ten moment jako „najszczęśliwszy w jej życiu”. Dwa lata potem, w czasie przyjmowania sakramentu bierzmowania, dziewczyna dostaje dreszczy. Na jej plecach pojawia się krwawiący krzyż.

Sprawą szybko interesuje się o. Agostino Gemelli, od lat wtedy zatwardziały przeciwnik m.in. Ojca Pio. To Gemelli doprowadza do zamknięcia Natuzzy w szpitalu psychiatrycznym. Lekarze jednak stwierdzają pełną jasność i zdrowie psychiczne Natuzzy.

Po wyjściu ze szpitala Natuzza wychodzi za mąż. Rodzi piątkę dzieci. Nadnaturalne zjawiska wokół niej jednak nie ustają (także jej dzieci widzą aniołów i świętych). Regularnie spotyka się z Jezusem, Matką Bożą. W czasie bilokacji rozmawia z o. Pio.

Od 1960 r. w czasie Wielkiego Tygodnia zaczyna też przeżywać Mękę Chrystusa: jest wtedy w ekstazie, obficie krwawi, mówi w obcych językach, na jej ubraniach pojawiają się cytaty z Pisma Świętego po łacinie i w grece.
Pukajcie do wszystkich drzwi

„Madonna jest tak piękna, że nie da się jej opisać. Zrobiłam to, jak mogłam i tak powstała jej statua. Ale to nie to” – opowiada na trzy lata przed śmiercią Natuzza Evolo w wywiadzie dla Pino Nano, w regionalnej Telewizji RAI Calabria. „Madonna pokazała mi już gotowy kościół i 19 domów dla chorych” – wspomina historię sprzed kilku dekad.

Jest rok 1944. Natuzza mieszka wtedy z mężem Pasquale Nicolace w niemal lepiance. Pewnego dnia na progu staje przed nią Matka Boża. „Najświętsza Dziewico, jak mam cię zaprosić do tak obskurnego domu?” – pyta. W odpowiedzi słyszy: „Nie martw się, będzie tu nowy i wielki kościół pod wezwaniem Niepokalanego Serca Maryi, Schronienia Dusz oraz dom dla młodych, starszych i potrzebujących”.

Natuzza chce wiedzieć, kiedy i jak powstanie. „Jeszcze nie nadeszła godzina, by o tym mówić” – słyszy w odpowiedzi. Dopiero w 1986 r. Maryja powie do Natuzzy: „Nadszedł czas”.

Dziś wszystko jest już prawie gotowe, na przedsięwzięcie potrzeba było ludzkich rąk i kilkunastu milionów euro. Natuzza, pytana przez Nano, jak zebrano takie kwoty, odpowiedziała: „Madonna powiedziała, żeby pukać do wszystkich drzwi. Za jednymi będą serca zatwardziałe, a inne otworzą serca szczodre”.
Po śmierci narobię rumoru

W testamencie Natuzza pisze m.in: „(…) Panu najbardziej miła jest pokora i miłość miłosierna, miłość i serdeczne przyjmowanie innych, cierpliwość, radosne oddanie się Bogu i coś, o co zawsze mnie prosił, na Swoją Miłość oraz dla dusz – posłuszeństwo Kościołowi”. W tym ostatnim Natuzza jest perfekcjonistką. Przez długi czas badana, a nawet odgradzana na polecenie biskupów od ludzi, mawia z uśmiechem: „Po śmierci dopiero narobię rumoru”.

Na jej pogrzebie w 2009 r. jest ponad trzydzieści tysięcy osób. „Natuzza jest już świętą w niebie” – mówi wtedy bp Luigi Renzo, metropolita Mileto. 1 listopada 2014 r. rusza proces beatyfikacyjny Natuzzy.
Czytaj także: Mistyczka ze Szczecina i jej rozmowy z Jezusem



Źródła: [link widoczny dla zalogowanych] TV Rai oraz Roberto Italo Zanini, Natuzza Evolo. Mistyczka naszych czasów, Edycja Św. Pawła

,..

To jest piekne zycie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:51, 19 Gru 2017    Temat postu:

Ettore Boschini: Boży szaleniec, uparciuch Maryi, gigant miłości i kapłan kloszardów
Dominika Szymańska | 19/12/2017
ignoto/Wikipedia | Domena publiczna
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Dzięki uporowi brata Ettore – stał pod drzwiami dyrekcji kolei przez trzy dni i trzy noce – udaje się uzyskać dwie sale, w których zorganizowana zostaje noclegownia dla wszelkiej maści ludzi ulicy. A to dopiero początek dzieła, które rozprzestrzenia się na całą Italię. 19 grudnia 2017 roku rozpoczyna się diecezjalny etap jego procesu beatyfikacyjnego.


M
ieszkańcy Mediolanu znali doskonale tę charakterystyczną postać w czarnym habicie z dużym krzyżem na piersi, która przemierzała ulice miasta w poszukiwaniu potrzebujących, najuboższych spośród ubogich. Znali jego zmierzwione, bielutkie włosy i to spojrzenie – przenikliwe, a jednocześnie pełne dobroci.

W społeczeństwie włoskim znany był jako kapłan kloszardów, jako prawdziwy Boży szaleniec, a jego życie obfitowało w zwroty akcji. Często porównywany do Matki Teresy, miał niezwykłą zdolność przyciągania uwagi i sympatii. Trudno było mu odmówić.
Czytaj także: [WAŻNE] Papież ogłosił heroiczność cnót kard. Stefana Wyszyńskiego!
Praca, wojna i złe towarzystwo

Ettore Boschini urodził się 25 marca 1928 roku w Roverbella, w okolicy Mantui, w rodzinie rolników. Jego dzieciństwo, pełne radości i miłości w domu rodzinnym, naznaczone było również ubóstwem. Z powodu klęski głodu już jako dziesięciolatek został odesłany do krewnych, gdzie podjął pracę jako stajenny.

Podczas wojny, chwytając się najróżniejszych zajęć, wpadł w nieciekawe towarzystwo. Był to czas, gdy zamiast niedzielnej Eucharystii wolał wałęsać się z kolegami po okolicy. Przysparzał tym samym niemało zmartwień swoim rodzicom. Na pytanie, o czym było kazanie, Ettore wymyślał własną wersję wydarzeń.

Nadszedł jednak koniec wojny i w jego parafii zorganizowano pielgrzymkę do Sanktuarium Madonna della Corona w podzięce za ocalenie w czasie wojny.
Ettore Boschini i spotkanie z Madonną

Ettore wybrał się na pielgrzymkę z czystej ciekawości. Godziny podróży w podskakującej na wertepach ciężarówce wypełnione były śpiewem i modlitwami, a ukryte wśród skał sanktuarium stało się miejscem jego spotkania z Maryją.

Gdy dotarłem przed figurę Maryi, uderzyło mnie coś w tym miejscu. To było dziwne uczucie, którego nie potrafię opisać (…) Pod wieczór, gdy wszystkie modlitwy dobiegły końca, chciałem spotkać się z Maryją sam na sam.

Modlił się wtedy: Kochana Mamo, sama wiesz, jak nieuporządkowane jest moje życie. Chcę się zmienić, ale jeśli mi w tym nie pomożesz, jestem pewien, że jutro wszystko będzie po staremu.

Maryja stanęła jednak na wysokości zadania i od tego dnia wszystko się zmieniło.
Czytaj także: Bezdomni posprzątają groby ubogich i tych, o których nikt nie pamięta
Kamilianie i odnalezienie drugiego powołania

Dwa lata po nawróceniu Ettore podejmuje decyzję, aby wstąpić do zgromadzenia ojców kamilianów. Przez dwadzieścia pięć lat realizuje swoje powołanie opiekując się chorymi zarówno fizycznie, jak i umysłowo.

Kolejnym życiowym zakrętem w życiu ojca Ettore staje się Wigilia 1977 roku, gdy odwiedza publiczne schronisko dla bezdomnych. Tamtego wieczoru jednemu z mężczyzn z odmrożonymi stopami oddaje własne buty, a sam wraca do domu w rozlatujących się butach kloszarda. Tym franciszkańskim gestem rozpoczyna się jego nowa misja, która wykracza poza ramy podjętego powołania.
Przywracanie godności ubogim

Początkowo na dworcu kolejowym w Mediolanie, w pobliżu klasztoru kamilianów, otrzymują ciepły posiłek wszyscy ci, którzy wyłączeni poza nawias społeczeństwa, nie mają dokąd pójść. Nakarmieni, na noc wracają jednak na ulice nie znajdując schronienia.

Dzięki uporowi brata Ettore – stał pod drzwiami dyrekcji kolei przez trzy dni i trzy noce – udaje się uzyskać dwie sale, w których zorganizowana zostaje noclegownia dla wszelkiej maści ludzi ulicy. A to dopiero początek dzieła, które rozprzestrzenia się na całą Italię.

Zajmował się wszystkimi: wykolejeńcami, ludźmi ulicy, narkomanami, pacjentami po szpitalach psychiatrycznych, prostytutkami, uchodźcami, alkoholikami. „Brat Ettore nie przyjmował ich, nie czekał aż sami do niego przyjdą, ale sam wychodził ich szukać. Nie dawał jałmużny, ale zabierał do domu. Nie ograniczał się do tego, aby zaspokoić głód, ale […] mył ich i przyodziewał”. Przywracał godność.
Czytaj także: Papież Franciszek: Zaproście ubogich do waszych kościołów
Uparciuch Maryi

Brat Ettore nie ruszał się nigdzie bez Maryi – także dosłownie. Pod pachą dzierżył często jej potężnych rozmiarów figurę. O Maryi mówił zawsze i wszędzie, wręczając jej obrazki, różańce, zachęcając do krótkiej nawet modlitwy. Wielu ujmowała jego rozbrajająca prostota.

Gdy w czasie transmisji na żywo w popularnym show telewizyjnym nie pozwolono mu wnieść statuetki Maryi, stwierdził: „To moja mama. Wasza też. […] Jeśli jej nie wpuścicie, ja też nie wchodzę”. Innym razem, gdy odmówiono mu pozwolenia na rozbudowę schroniska, przez dwa dni krążył po miasteczku samochodem z figurą Maryi umieszczoną na dachu, dopóki nie przyniesiono mu potrzebnych zezwoleń.
Beatyfikacja brata Ettore

Brat Ettore Boschini zmarł 20 sierpnia 2004 roku. W dniu pogrzebu kard. Carlo Maria Martini nazwał go gigantem miłości, a już rok po śmierci rozpoczęto prace, by w przyszłości uznano go za świętego. 19 grudnia 2017 roku rozpoczyna się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego.

Źródła: P. Anziliero, Ettore Boschini Il folle di Dio, R. Allegri, Vieni con me, fratelettore.it, it.aleteia.org

...

To jest piekne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:55, 22 Gru 2017    Temat postu:

Św. Rita i kwitnące róże. Lekarka opowiada o uzdrowieniu za jej przyczyną
Małgorzata Bilska | 22/12/2017

EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Dziwnie wygląda kwitnący w grudniu krzak róży. Pąsowy kwiat właśnie pojawił się przed wejściem do krakowskiego kościoła pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej. I to akurat pod szyldem informującym o nabożeństwach do św. Rity…

Św. Rita jest skuteczna w „interwencjach kryzysowych”. I bardzo popularna! We Włoszech, skąd pochodziła (1380-1457), sytuuje się w pierwszej czwórce rankingu ulubionych świętych – obok o. Pio z Petrelciny, Franciszka z Asyżu i Antoniego z Padwy.
Czytaj także: Św. Rita – jedyna święta na świecie, która miała stygmat na czole
Rita: święta od róż

W Polsce zaczęła być szerzej znana od lat dziewięćdziesiątych XX w. Opóźnienie ma związek z dwukrotną kasatą zgromadzenia augustianów. Była augustianką, choć zanim wstąpiła do klasztoru w Cascii żyła jak my… Jej mąż został zabity w ramach vendetty, dwaj nastoletni synowie zmarli rok później. Czy dlatego Margherita Lotti Mancini rozumie codzienne problemy?

Słynie z tytułu „patronka spraw trudnych i beznadziejnych”, ale mówi się też o niej: święta od róż. Podczas nabożeństw za jej wstawiennictwem, które odprawiane są 22-ego dnia każdego miesiąca, ma miejsce obrzęd poświęcenia róż. Na pamiątkę cudu, jakim było zakwitnięcie czerwonej róży w ogrodzie jej dzieciństwa w Roccaporenie – w styczniu, w górach, na mrozie i śniegu.

Kilka miesięcy przed śmiercią otrzymała od Boga taki znak nadziei. Dowód pamięci i łaski, po którym poczuła się chyba jak wybrana córka i oblubienica Pana. Po śmierci to ona daje nadzieję potrzebującym, a Bóg podobno nie umie jej odmawiać…
Kwiat róży w Krakowie

Tegoroczna zima nie szafuje u nas śniegiem. Mimo tego dziwnie wygląda kwitnący w grudniu krzak róży. Pąsowy kwiat właśnie pojawił się przed wejściem do krakowskiego kościoła pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej, kolebki polskich augustianów. I to akurat pod szyldem informującym o nabożeństwach do świętej!

Czy płatki dotrwają do Bożego Narodzenia? Może to dobry czas na specjalną przedświąteczną modlitwę? O zdrowie, pokój i moc Ducha Świętego do pokonywania przeciwności, opanowania stresu. O miłość wzajemną. Bo to wielki dar.
Czytaj także: Modlitwa do św. Rity w beznadziejnych przypadkach [tekst]
Zaprzyjaźnić się ze św. Ritą

Z pytaniem, czy warto modlić się regularnie za wstawiennictwem św. Rity udałam się do pani Antoniny Loster, zwanej Jadwigą, która „przyjaźni się” z Włoszką od ponad 20 lat. Najpierw chodziła do wspomnianego kościoła augustianów na krakowskim Kazimierzu. Jej rodzina po uzdrowieniu kogoś z nieuleczalnej choroby ufundowała dziękczynną kapliczkę niedaleko domu we Włosani, w gm. Mogilany (17 km od Krakowa). Pani Jadwiga, lekarz ginekolog, zna możliwości medycyny. Wiedza nie przeszkadza jej ufać we wstawiennictwo.

Św. Rita jest bardzo ważną osobą w moim życiu – zaczyna pani Jadwiga. – Jestem przekonana o tym, że warto mieć ją za opiekunkę. To nie jest tak, jak sobie czasem wyobrażamy, że przekręcimy kontakt, zaświeci się światło i św. Rita nam pomoże. Trzeba być cierpliwym i wierzyć. Prosić ją o pomoc, zgodnie z wolą Bożą.
Czasem na to, o co prosimy, musimy czekać trochę dłużej. Ale zaprzyjaźnienie się z nią, modlitwa, w naszych czasach jest konieczna. Ludzie załamani, bez jakiejś pajęczyny nadziei, idąc do tej świętej, uzyskują wiarę w to, że może się odmienić ich los. Ich bliskich, dzieci. Osób, które kochają.
Świadectwo pani doktor

Może pani potwierdzić, że wytrwała modlitwa do św. Rity przynosi konkretne owoce? – pytam. „Ależ oczywiście! – mówi bez wahania. – Ja się z nią nie rozstaję na co dzień. Wszystkie rzeczy, które wydawały mi się bardzo trudne i beznadziejne, po jakimś czasie zostały wyjaśnione, rozświetlone i zawsze z korzyścią dla mnie – o co ją prosiłam”. Proszę ją więc o konkretny przykład. Lekarka opowiada:

22 września 2009 roku znajdowałam się w stanie krytycznym. Miałam kamień w pęcherzyku żółciowym. Byłam przygotowywana do laparoskopii. Kamień zaczopował ujście pęcherzyka żółciowego, zrobił się wodniak. Wymagałam natychmiastowej interwencji chirurgicznej. Żeby wykluczyć, że nie mam kamieni w przewodach żółciowych, trzeba było przeprowadzić wcześniej diagnostykę przy pomocy zgłębnika dodwunastniczego.
Podczas zabiegu miałam krwotok. Kiedy przyszłam do szpitala, miałam poziom hemoglobiny 15,3 g/dl, w nocy spadło mi do 8,3 g/dl, a nad ranem do 6,3 g/dl. [norma dla kobiet wynosi 12-16 g/dl – MB] Po przetoczeniu krwi było wiadomo, że mój organizm nie nadaje się do laparoskopii. Wypisano mnie do domu i kazano przyjść na zabieg za 2 tygodnie. Zapytałam ultrasonografistę, czy ten kamień może się cofnąć – a on ma duże doświadczenie. Powiedział: Nie, pani doktor, nie ma takiej możliwości. Nigdy się nie cofnie, trzeba usunąć pęcherzyk.
Przyszłam do domu, klęknęłam przed obrazkiem i powiedziałam: Święta Rito, ty mnie dobrze znasz, ja już tam nie pójdę. Błagam cię, zrób coś ze mną. Po wyznaczonym czasie miałam USG. Badanie wykazało, że centymetrowy kamień sam się cofnął, a wodniak pęcherzyka sam się usunął. Przestałam mieć dolegliwości. W zeszłym roku przy okazji innych badań znów zrobiono mi USG pęcherzyka żółciowego. Kamienia nie ma… Czy trzeba czegoś jeszcze?

Pani Jadwiga uwielbia róże. Jej dom – i kaplica św. Rity – stoją przy ulicy św. Rity. Ta nazwa to jej zasługa, podobnie jak lokalny kult świętej. Apostołem czasem zostaje się z wdzięczności.

....

Cuda sa wrecz ,,normalne"... u swietych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:24, 08 Sty 2018    Temat postu:

Mamma Rosa i jej rodzinny przepis na świętość
Joanna Operacz | 08/01/2018
Giuseppe Antonio Lomuscio/Wikipedia | FAL
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Bł. Eurozja Barban urodziła dziewięcioro dzieci. W ciężkich, biednych czasach (wielu Włochów zdecydowało się wtedy na emigrację do Stanów Zjednoczonych) namówiła męża na przygarnięcie jeszcze czworga sierot. 8 stycznia wypada jej liturgiczne wspomnienie.


W
ychowywać trzynaścioro rodzonych i adoptowanych dzieci, kochać męża i ciężko pracować – czy to dobry pomysł na karierę i samorealizację? Na pewno była to dobra droga do świętości dla bł. Eurozji Barban.

Ludzie mówili na nią: Mama Róża (wł. Mamma Rosa). Eurozja Barban (1866-1932) jak mało kto zasłużyła sobie na tę „mammę”. Kiedy miała 19 lat, zmarła jej sąsiadka, która osierociła córeczki – czteromiesięczną i półtoraroczną. Eurozja z dobrego serca zaopiekowała się maluchami. Wkrótce ich ojciec, Carlo, poprosił dziewczynę o rękę. Zgodziła się po pewnym wahaniu i długiej modlitwie.
Czytaj także: Katolicki ksiądz, który dostał medal za wychowanie wielodzietnej rodziny
Tłok w domu Mammy Rosy

Związek nie zaczął się specjalnie romantycznie i nie zawsze był łatwy. Eurozja wiedziała, że czeka ją ciężka praca. Miała na starcie nie tylko dwie malutkie pasierbice, ale też nieletniego brata męża oraz teścia, który wymagał opieki. Gospodarstwo było duże i dochodowe, ale zadłużone.

Eurozja urodziła dziewięcioro dzieci. W ciężkich, biednych czasach (wielu Włochów zdecydowało się wtedy na emigrację do Stanów Zjednoczonych) namówiła męża na przygarnięcie jeszcze czworga sierot.

Kiedy się wzbraniał, powiedziała: „Odwagi Carlo! Pomyślmy, że Pan nas widzi i kocha”. Przeżyła śmierć kilkorga dzieci, między innymi dwojga pierwszych, które urodziła. Pięcioro dzieci Barbanów wybrało kapłaństwo i życie konsekrowane.
Matka duchowa i mamka

Chociaż Eurozja skończyła tylko dwie klasy szkoły podstawowej (później nie miała czasu na naukę, bo musiała pracować w polu), jej wielką pasją było czytanie. Jeszcze jako panna udzielała się w parafii, m.in., ucząc dzieci katechizmu, a później prowadziła w swoim domu lekcje kroju i szycia. Te zajęcia były też okazją do rozmów o Bogu i o tym, jak budować dobrą, piękną rodzinę.

Kiedy Eurozja karmiła piersią, nieraz karmiła również cudze dzieci, których matki zmarły albo chorowały. Czasami zajmowała się jednocześnie trojgiem niemowląt! Kiedy ktoś był w potrzebie, pierwsza zjawiała się z pomocą. Nie dlatego, że miała lepszą sytuację finansową albo więcej czasu.

Przez lata zmagała się z bólem głowy i bólem zębów. W dzień pracowała w domu i w polu, a wieczorami szyła, żeby dorobić do domowego budżetu. O domu Barbanów mówiono, że jest „biedny, ale godny”. Dzieci – także te, które obrały drogę małżeństwa – zapamiętały, że najważniejsze w życiu jest pełnienie woli Bożej.
Czytaj także: Wielodzietni. Kilka rzeczy, których możecie o nich nie wiedzieć
Nie byłabym tak szczęśliwa

Eurozja co rano chodziła na mszę do sąsiedniej wsi. Od dziecka codziennie przyjmowała komunię świętą, co było w jej czasach rzadkością. Została tercjarką franciszkańską. Właśnie w duchu franciszkańskim pojmowało ubóstwo – jako okazję do zaufania Jezusowi i naśladowania Go. Jej córka powiedziała kiedyś: „Wydaje mi się, że gdybym była bogata, nie byłbym tak szczęśliwa jak teraz”.

Mąż Eurozji na początku niespecjalnie wyróżniał się pobożnością. Miał też niełatwy charakter – był szorstki w obyciu i skłonny do konfliktów. Prawdopodobnie odstawał od żony intelektualnie i duchowo. Jednak z czasem bardzo się zmienił pod wpływem jej łagodności, cierpliwości i serdeczności.

Świadectwem ich miłości może być nie tylko gromadka dzieci, ale też to, że kiedy Carlo zmarł, jego żona powiedziała synowi, że ukazał się jej Pan Jezus i na pocieszenie powiedział jej, że pożyje jeszcze tylko 19 miesięcy. Jednak kiedy umierała, miała na ustach imię swojej największej miłości: „Mój Boże, kocham cię ponad wszystko!”.
Mamma Rosa „działa” w Polsce

Od sześciu lat w Polsce istnieje Stowarzyszenie Rodzin im. Bł. Mamy Róży. Maciej Tryburcy, który je założył, przyznaje, że Eurozja jest raczej „niszową” świętą, mało znaną w Polsce i niespecjalnie popularną we Włoszech. „Kiedy szukaliśmy patronki, zależało nam na tym, żeby znaleźć osobę, która miała dużą rodzinę i żyła heroicznie jako żona i matka” – tłumaczy.

Stowarzyszenie zostało pomyślane jako inkubator dobrych pomysłów na różne inicjatywy prorodzinne. Do tej pory powstały m.in. Akademia Mamy Róży, świetlice dla mam i spotkania dla ojców, grupa skautowska i wolontariat dla nastolatków.

...

Piekna postac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:06, 14 Lut 2018    Temat postu:

Dlaczego warto modlić się do św. Walentego?
Krystyna Romanowska | 14/02/2018

AKG Berlin I East News
Udostępnij 3 Komentuj 0
Mało kto wie, że zanim dotarł do nas zwyczaj świętowania Walentynek w wersji popkulturowej, w Polsce od dawna żarliwie modlono się do św. Walentego. Był on bowiem uznawany za patrona archidiecezji przemyskiej, a jego relikwie znajdują się m.in. na Jasnej Górze.

Św. Walenty: przeciwko cesarzowi
Żaden święty nie zebrał tylu żarliwych i gorących modlitw o miłość. Trudno się temu dziwić. W końcu jego uczucie, którym obdarzył swoją ukochaną, przywróciło jej wzrok.

Ale zacznijmy od początku. Urodził się w umbryjskim mieście Terni, 120 km od Rzymu, w III wieku za panowania Klaudiusza II Gockiego. Walenty był lekarzem, ale jego powołaniem okazał się stan duchowny. Dla chrześcijan były to bardzo trudne czasy prześladowań.

Czytaj także: Różne twarze świętego Walentego
Walenty zapisał się w pamięci współczesnych niezwykle ryzykownym posunięciem: udzielał ślubów młodym żołnierzom – legionistom, co było zakazane przez panującego. Uważał on bowiem, że najlepszymi żołnierzami są mężczyźni bez rodziny. Walenty złamał ten zakaz i udzielał ślubów chrześcijańskich – został za to wtrącony do więzienia.



Siła miłości
I tu następuje moment przełomowy w jego życiu. Zakochuje się w niewidomej adoptowanej córce swojego strażnika Asteriusa (który także się nawrócił na wiarę chrześcijańską). Dziewczyna, jak głosi legenda, pod wpływem siły tej miłości, odzyskuje wzrok.

Niestety, historia ich miłości jest krótka. Cesarz Klaudiusz wydaje wyrok śmierci na Walentego. Ten – w przeddzień egzekucji – pisze list do ukochanej, podpisując go znaną dzisiaj frazą: „Od Twojego Walentego”.



Męczeńska śmierć św. Walentego
W „Martyrologium Rzymskim” Walenty pojawia się dwukrotnie: jako duchowny, kapłan i jako biskup Terni. Być może jest to dwóch świętych, ale możliwe, że jest to ta sama osoba – mówi Konrad Kuczara, religioznawca.
– Fakt, że się duchowny zakochał w kobiecie nie był wtedy niczym dziwnym, księża zakładali rodziny. Natomiast Walenty raczej nie uprawiał seksu, ponieważ mocno przestrzegano zakazu seksu przed ślubem.
Walenty ginie śmiercią męczeńską: najpierw jest biczowany. Następnie wywieziony poza miasto, by uniknąć buntu ze strony wierzących, okładany maczugami, umęczony. Umiera 14 lutego 273 roku.

Jego ciało legioniści grzebią na otwartym cmentarzu w odległości 2 mil od via Flaminia w Rzymie. Po pewnym czasie trzej wierni uczniowie Walentego odnajdują miejsce pochówku swojego mistrza, wydobywają ciało i przewożą je do pobliskiej Interamny, gdzie wystawiają nagrobek.

Czytaj także: Historia o tym, jak relikwie św. Walentego trafiły do Irlandii


Śluby udzielane 14 lutego
W kalendarzu rzymskim w tym dniu obchodzono święto urodzaju oraz przyrzeczeń małżeńskich. Rzymianie rozpoczynali w tym czasie święto bogini dziewcząt Februaty Junony. 14 lutego, ozdabiali jej ołtarze i wizerunki oraz obdarowywali kwiatami kobiety w swoich rodzinach. Stawiano wróżby miłosne: dziewczęta i chłopcy wyciągali kartki z imionami swych ukochanych.

Już w V wieku ten dzień był poświęcony specjalnej pamięci św. Walentego. Ale z tą datą w czasach Antyku związanych było wiele zwyczajów dotyczących płodności i małżeństwa. Były to luperkalia – wielodniowe święto nadejścia wiosny, obchodzone ku czci bogów Lupercusa i Faunusa.

Luperkalia były na tyle popularne, że utrzymały się aż do końca V w. Zniósł je dopiero w 496 r. papież Gelazy I, zastępując w kalendarzu liturgicznym świętem męczennika Walentego. Legenda mówi, że św. Walenty miał zwyczaj ofiarowywać kwiat ze swego ogrodu w Terni młodym ludziom, którzy go odwiedzali. Przynosiło to ponoć szczęście w małżeństwie. Chcąc wyjść naprzeciw licznym prośbom o udzielenie ślubu, biskup wyznaczył jeden dzień w roku, w którym zbiorowo błogosławił małżeństwa – także 14 lutego.



Ile prawdy, ile legendy
Ile w legendzie o świętym Walentym jest prawdy, nigdy się nie dowiemy. Natomiast każdego roku dokładnie 14 lutego we włoskim miasteczku Terni ludzie nie idą do pracy, mają wolne. Przyjeżdżają tu pary narzeczonych z całego świata i przy grobie Świętego Walentego przysięgają sobie, że do końca tego roku wezmą ślub.

Największe pielgrzymki są tam jednak w wigilię Walentynek. Przy grobie świętego zostawia się listy miłosne. Sporo par przyjeżdża się też tam zaręczyć – mówi Konrad Kuczara.
Czytaj także: Walentynki wypadają w Środę Popielcową. Jak świętować i post zachować?


Za co kochamy św. Walentego?
Za to, że w przeciwieństwie do wielu posągowych świętych jest on bardzo ludzki, bardzo nam bliski przez to swoje uczucie. Nie był ascetą czy pustelnikiem oderwanym od rzeczywistości. Był tu i teraz, związany blisko z ludźmi.

Legendy o jego zakochaniu, o tym, że pomagał młodym ludziom zakładać rodziny, spowodowały, że jego kult bardzo szybko się rozszerzył. Pamiętajmy, że św. Walenty był też patronem ludzi ciężko chorych, zwłaszcza chorych umysłowo, epileptyków. Kult świętego Walentego bardzo mocno rozwijał się na zachodzie Europy.

W 1997 roku papież Jan Paweł II napisał list do narzeczonych i zostawił go przy grobie świętego. Później fragment tego listu wyryto przy grobie.



Kult starszy niż popkultura
Mało kto wie, że zanim do Polski dotarł zwyczaj świętowania Walentynek w amerykańskiej wersji popkulturowej (około 1996) w południowo-wschodniej Polsce żarliwie się do niego modlono. Święty Walenty jest bowiem patronem archidiecezji przemyskiej obrządku łacińskiego. Na Podkarpaciu jest także sporo parafii pod wezwaniem Świętego Walentego. W Polsce jego relikwie znajdują się m.in. na Jasnej Górze.

Co ciekawe, w Rzymie jego relikwie znajdują się w kościele Santa Maria in Cosmedin, jest to Kościół katolicki obrządku bizantyńskiego. Modlą się tam melchici – czyli Arabowie, którzy są grekokatolikami. Relikwie Świętego przechowywane są także w grekokatolickiej cerkwi w Samborze na Ukrainie. Jest to dowód na to, że kult Walentego nie jest rozpowszechniony tylko w Kościele zachodnim, ale także wschodnim – podkreśla Konrad Kuczara.
– Ba, Walentynki rozwinęły się w krajach protestanckich, gdzie przecież kult świętych nie istnieje.
I dlatego warto się modlić do Świętego Walentego.

...
Jest to oczywiscie pelnowymiarowy swiety. Wykorzystanie jego imienia to zupelnie inna historia. Jak ktos nie lubi komerclipy to nie przenoscie tego na swietego!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:48, 10 Mar 2018    Temat postu:

Św. Dominik Savio: Łatwo jest zostać świętym. Zacznij od rzeczy zwyczajnych [Wszyscy Świetni]
Elżbieta Wiater | 09/03/2018
DOMINIK SAVIO
Wikipedia | Domena publiczna
Udostępnij Komentuj 0
Młody Dominik zapragnął zostać świętym. Opracował cały plan postu i umartwień. Po kilku dniach był wycieńczony, przybity i przekonany, że jest skazany na klęskę…

To była czwarta ciąża mamy Dominika Savio. Któregoś dnia kobieta poczuła się źle i z czasem jej stan coraz bardziej się pogarszał. Doszła do etapu, kiedy marzyła już tylko o tym, żeby móc jeszcze przed śmiercią uściskać swojego syna, który przebywał w oratorium ks. Bosko, a więc ok. czterdziestu kilometrów od domu.

Ku jej zdziwieniu któregoś dnia drzwi domu się otworzyły i stanął w nich Dominik. Podbiegł szybko do niej i mocno uściskał, obejmując za szyję, po czym ucałował i wyszedł. Całe wydarzenie wydawałoby się snem, gdyby nie wstążka na szyi matki, na której zawieszony był obszyty starannie kawałek płótna. I to, że mama Dominika od razu wyzdrowiała.

Czytaj także: Mary MacKillop. „Nawiedzona baba”, ekskomunikowana, a dziś święta [Wszyscy Świetni]
Skąd chłopiec wiedział o sytuacji w domu? A przede wszystkim, skąd była w nim ta pewność, że Maryja chce uzdrowić jego matkę i to za pośrednictwem właśnie takiego sakramentalium? Wychowawca Dominika, także święty, Jan Bosko był pewien, że to owoc głębokiego życia religijnego jego podopiecznego. Zresztą właśnie tą myślą kierowany pozwolił chłopcu pojechać do rodzinnego domu.



Łatwo jest zostać świętym
Wszystko zaczęło się od kazania ks. Jana, w którym mówił o tym, że łatwo zostać świętym. Chłopiec na te słowa się rozmarzył i umknęła mu część, że tak powiem, metodologiczna kazania, więc wymyślił sobie swój własny sposób. Opracował cały plan postu i umartwień, ale ominął ważny punkt: nie skonsultował tego ze spowiednikiem. Po kilku dniach był wycieńczony, przybity i przekonany, że jest skazany na klęskę.

Zauważył to ks. Jan i zapytał Dominika, co się dzieje. Wysłuchał jego opowieści o pragnieniu, jakie rozpalił w sercu podopiecznego i próbach jego realizacji. Pierwsze pochwalił, drugie polecił zmodyfikować – droga do świętości jest zwyczajna, zaczyna się od starannego wypełniania codziennych zadań i robienia tego z miłością i wrażliwością na drugiego człowieka.

Chłopiec ma być chłopcem, a nie młodocianym mistrzem przesadnej ascezy. W jego życiu ma być miejsce na radość, zabawę, naukę, a jedyne, o co trzeba się troszczyć, to aby pamiętać o modlitwie i ofiarowywaniu Bogu wszystkiego, co się nam w życiu przydarza.



Wielki efekt niewielkim kosztem
Dominik Savio przyjął rady wychowawcy całym sercem i z wielką prostotą. Codziennie starannie i ze skupieniem służył do mszy, opiekował się młodszymi i słabszymi chłopcami w oratorium, pomagał w nauce tym, którzy tego potrzebowali. Kiedy przychodził czas postu, pościł, a kiedy czas zabawy – bawił się.

Czytaj także: Święty Kazimierz – książę Niepokalanej [Wszyscy Świetni]
Równolegle bardzo szybko dojrzewał duchowo. Wkrótce stał się mistykiem. I choć jego przeżycia duchowe pozostały w dużej mierze tajemnicą, część z nich miała swoje odbicie w jego zachowaniach, jak choćby historia ze szkaplerzem dla matki. Zachowała się też inna podobna opowieść.

Otóż pewnego dnia przyszedł do ks. Jana i zaczął nalegać, żeby ten wziął stułę i wszystko, co potrzebne do udzielenia sakramentu chorych oraz wiatyku i poszedł z chłopcem. Dominik zaprowadził księdza, idąc z całkowitą pewnością, do jednego z domów w miasteczku i tam zastukał do drzwi. Okazało się, że mieszka za nimi umierający protestant, który na łożu śmierci zapragnął się nawrócić, ale nie miał jak prosić o przyprowadzenie kapłana.



Żyjąc krótko, przeżyć czasów wiele
Dominik zmarł, mając 15 lat, w wyniku ciężkiej choroby. Zdawał sobie sprawę z tego, że umiera – już żegnając się przed wyjazdem do domu z wychowawcą i chłopcami w oratorium, powiedział, że już tam nie wróci.

Rzeczywiście zmarł na wiosnę 1857 r. Umierając, powiedział do swego taty, że widzi piękne rzeczy. Zostawił po sobie świadectwo, że rzeczywiście łatwo zostać świętym oraz szkaplerz, któremu wiele kobiet na świecie zawdzięcza poczęcie i zdrowy przebieg ciąży. Jasny ślad szybującej szybko ku niebu gwiazdy.

...

Liczy sie jakosc zycia anie dlugosc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 5:59, 14 Kwi 2018    Temat postu:

Urodziła się zdeformowana, żyła w zamurowanej pustelni. Małgorzata z Citta di Castello [Wszyscy Świetni]
Elżbieta Wiater | 13/04/2018
ŚWIĘTA MAŁGORZATA Z CITTA DI CASTELLO
Nheyob/Wikipedia | CC BY-SA 4.0
Udostępnij 445 Komentuj 1
Obecnie jest czczona jako patronka dzieci niechcianych i abortowanych. Nowenna za jej wstawiennictwem jest modlitwą odmawianą w intencji wynagrodzenia za grzech aborcji.

Była pierworodnym dzieckiem, zapewne więc oczekiwanym z niecierpliwością. Miała dużą główkę, zatem poród musiał być długi i bolesny, a na koniec okazało się, że urodziła się zdeformowana.

Najbardziej w oczy rzucały się, oprócz główki, jej nóżki o różnej długości, których dysproporcja spowoduje później skrzywienie kręgosłupa i garb. Szlachetnie urodzeni rodzice Małgorzaty postanowili ukryć ją przed ludzkim wzrokiem, a nawet przed swoim własnym, by nie przypominała im o wstydzie, jaki na jej widok odczuwali.

Czytaj także: Maria Egipcjanka: Matka Pustyni od erosa [Wszyscy Świetni]


Pierwsze odrzucenie
Dziewczynkę ochrzczono w największej tajemnicy i oddano na wychowanie służbie. Wkrótce okazało się, że do tego wszystkiego Małgorzata jest niewidoma. Jednak za tymi wszystkimi fizycznymi niedomaganiami kryło się miłosierne serce, olbrzymia duchowa wrażliwość i wyjątkowo bystry intelekt. Mało kto jednak dał dziewczynce szanse ujawnienia tych zalet.

Na pewno dostrzegał je wychowujący ją sługa oraz kapelan zamkowej kaplicy. Obaj dbali o jej rozwój, troszcząc się też o to, by poruszając się po zamku, nie natykała się na ojca i matkę.

Niestety, kiedy miała siedem lat, ktoś z gości wypatrzył ją w zamkowej kaplicy, gdzie lubiła przesiadywać. Jej nietypowy wygląd wywołał pytania, więc rodzice Małgorzaty zdecydowali, że trzeba uniknąć takich wydarzeń w przyszłości.



Pustelnia
W należących do nich lasach wokół zamku był mały kościółek. Przy jego prezbiterium wybudowano celę i tam zamknięto Małgorzatę. Przez jedno okienko mogła uczestniczyć we mszy świętej, drugie miało funkcje gospodarcze – przyjmowała przez nie dostarczaną jej żywność i potrzebne rzeczy.

Kilkuletnie dziecko zostało rekluzą, czyli pustelnicą zamurowaną żywcem. Świat dziewczynki ograniczył się do kilkunastu metrów kwadratowych jej celi i była całkowicie zdana na zaopatrzenie i opiekę ludzi z zamku. Czasem, choć bardzo rzadko, odwiedzała ją jej matka.

Regularnym gościem w kościółku był za to kapelan. Musiał to być dobrze uformowany i szczerze wierzący kapłan, gdyż to dzięki jego prowadzeniu duchowemu i, przede wszystkim, Duchowi Świętemu, Małgorzata szybko doskonaliła się wewnętrznie. Wkrótce to, co wypracowała duchowo, miało być jej bardzo przydatne.

Czytaj także: Katarzyna Szwedzka: święta, którą za życia uznano za „żywe relikwie” [Wszyscy Świetni]


Porzucona po raz drugi
Kiedy miała szesnaście lat, na tamtych terenach wybuchła wojna. Aby zapewnić Małgorzacie bezpieczeństwo, przeniesiono ją do zamku. Wkrótce dotarła tam wiadomość, że w Citta di Castello zmarł w opinii świętości franciszkanin, br. Giacomo, i przy jego grobie dokonują się uzdrowienia. Rodzice nastolatki postanowili podjąć próbę wyproszenia jej zdrowia. Zawieźli ją do sanktuarium, podprowadzili do grobu brata, po czym z bezpiecznej odległości patrzyli, co się dzieje.

Cudu nie było. Po południu cicho zebrali się z kościoła i uciekli, zostawiając swoją niewidomą i niepełnosprawną fizycznie córkę na pastwę losu.

Ta najpierw ich szukała, nawet dotarła do gospody, gdzie nocowali, ale rodzice już odjechali. Została sama, w obcym miejscu, bez doświadczenia w radzeniu sobie w nieznanym otoczeniu i bez grosza przy duszy.



Wewnętrzne bogactwo
Przygarnęli ją żebracy – jej widoczna niepełnosprawność w ich fachu była olbrzymim kapitałem. Z czasem też ludzie zaczęli dostrzegać dobroć jej serca, talent do opieki nad chorymi i dziećmi, a przede wszystkim wielką cierpliwość. Nigdy nie powiedziała złego słowa o swoich rodzicach, wręcz przeciwnie – potrafiła być im wdzięczna za to, co otrzymała.

Po nieudanej próbie przyłączenia się do jednej ze wspólnot zakonnych została dominikańską tercjarką. Przez jej ręce zaczęły się dziać cuda, więc wszystkie pobożne domy w Citta di Castello stały przed nią otworem. Zmarła w opinii świętości i już na pogrzebie przy jej ciele miały miejsce pierwsze uzdrowienia.

Wszystkie te znaki były potwierdzeniem słów proroka Izajasza, że choćby matka zapomniała o swoim dziecku, to Bóg będzie o nim pamiętał. Małgorzata zaufała i nie została zawiedziona. Obecnie jest czczona, szczególnie w USA, jako patronka dzieci niechcianych i abortowanych. Nowenna za jej wstawiennictwem jest modlitwą odmawianą w intencji wynagrodzenia za grzech aborcji.

...

Zdecydowanie na nasz czas mordowania chorych dzieci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:06, 19 Kwi 2018    Temat postu:

Dziewczyna, która niebawem może zostać pierwszą świętą narzeczoną
Anna Gębalska-Berekets | 19/04/2018
SANDRA SABATTINI
[link widoczny dla zalogowanych]
Udostępnij Komentuj 0
Są święci małżonkowie, są święci rodzice, ale czy nie byłoby pięknie mieć świętą narzeczoną?

Tak mówił ks. Oreste Benzi, założyciel Wspólnoty Jana XXIII, do której należała Sandra Sabattini. Tak niebawem się stanie, a dziewczyna będzie pierwszą narzeczoną wyniesioną na ołtarze. Papież podpisał dekret o heroiczności jej cnót.



Sandra Sabattini: być dla innych
Sandra Sabattini urodziła się 19 sierpnia 1961 roku w Riccione. Mieszkała w Misano Adriatico ze swoimi rodzicami i bratem Raffaelem. Gdy miała 4 lata, rodzina przeprowadziła się na plebanię kościoła św. Hieronima w Rimini, gdzie jej wujek Giuseppe Bonini (brat mamy) był proboszczem.

Czytaj także: „Kłopotliwa” siostra św. Tereski: patronka trudnych dzieci
Mając zaledwie 10 lat, Sandra zaczęła prowadzić pamiętnik „Życie bez Boga to tylko sposób na przemijanie, nudne czy zabawne, ale wypełnione w oczekiwaniu na śmierć”. Jej zapiski odkryto dopiero po jej śmierci.

W wieku 12 lat poznała niezwykle charyzmatycznego kapłana. Ksiądz Oreste Benzi był założycielem Wspólnoty Papieża Jana XXIII. Spotkania były organizowane na plebanii jej wujka. Wspólnota zajmowała się pomocą osobom niepełnosprawnym, potrzebującym i uzależnionym od narkotyków.

W wakacje 1974 roku Sandra pracowała w domu Madonny delle Vette w Canazei, pomagając wielu niepełnosprawnym ludziom. Poświęcenie się dla drugiego człowieka było dla niej źródłem radości. W pamiętniku zanotowała, że nie chce opuścić tych ludzi, prosiła Boga, by dał jej siłę do pokonania własnej pychy, ograniczeń i słabości. Zdała maturę i rozpoczęła studia medyczne na uniwersytecie w Bolonii.



Nie traciła czasu w służbie potrzebującym
Mimo wielu obowiązków nie zaniedbywała nauki i była bardzo dobrą studentką. Jej marzeniem było to, by zostać misjonarzem medycznym w Afryce. Pomagała ludziom biedniejszym od siebie, niosła im sens życia i prowadziła do Jezusa.

Często wcześnie rano wstawała, by udać się do kościoła i adorować Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, w ciszy i skupieniu. Siedziała wtedy na podłodze na znak pokory i uniżenia. Pisała w pamiętniku:

Prawdziwym cudem jest to, że Bóg powołuje takie biedne i nędzne istoty. Miłość jest syntezą kontemplacji i działania, punktem, gdzie niebo łączy się z ziemią, gdzie ludzie łączą się z Bogiem.
Poprzez wytrwałą pomoc drugiemu człowiekowi, pokorną służbę, pokazywała drogę do Jezusa, wypełnioną miłością do Niego, ale i do bliźnich.

Czytaj także: Narzeczeństwo to piękny czas w życiu. Ale w sumie dlaczego?


Wypadek przerwał marzenia i plany
Z przyszłym narzeczonym, Giudo Rossim, poznała się we Wspólnocie Papieża Jana XXIII. W sierpniu 1979 roku para zaręczyła się. Planowali wspólną przyszłość, wyjazd na misje. Marzenia przerwał wypadek dziewczyny.

Sandra i Giudo jechali na spotkanie wspólnoty do Igea Marina, niedaleko Rimini. Wysiadając z samochodu, Sandra została potrącona przez rozpędzony samochód jadący z przeciwnej strony. Natychmiast została wezwana karetka pogotowia. Obrażenia głowy były jednak poważne.

Zmarła 2 maja 1984 roku, nie odzyskawszy przytomności. W jednym z wywiadów jej ówczesny narzeczony wspominał po latach, że Sandra pokazała mu niezwykłą odwagę, dojrzałość wiary mimo tak młodego wieku. Umarła przecież w wieku zaledwie 23 lat. Mówił, że to właśnie ona była w jego życiu prezentem i darem od Boga, ale i darem dla Kościoła. Nigdy nie unikała zobowiązań poczynionych wobec innych.



Dekret o heroiczności cnót
Ksiądz Oreste Benzi tuż po jej śmierci zaczął się starać o otwarcie jej procesu beatyfikacyjnego. Odnotowano do tej pory około 60 świadectw ludzi, którzy zostali uzdrowieni czy pokonali przeciwności dzięki jej wstawiennictwu.

Już wkrótce zostanie pierwszą beatyfikowaną narzeczoną. Wśród dekretów o heroiczności cnót, które podpisał papież Franciszek 6 marca 2018 roku na audiencji udzielonej prefektowi Kongregacji ds. Kanonizacji znajduje się również i ten dotyczący Sandry Sabattini.

...

Znakomicie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:11, 11 Maj 2018    Temat postu:

Miała 24 lata. Włoska skrzypaczka żyła i umierała jak św. Tereska z Lisieux
Paola Belletti | 11/05/2018

©DR
Udostępnij Komentuj
Święta karmelitanka i młoda skrzypaczka dają nam to samo heroiczne świadectwo wiary, nadziei i miłości. Jej krótkie życie to spełniona obietnica. Chciała dostać od życia wszystko i udało jej się dzięki temu, że przyjęła nową drogę, którą Chrystus zaproponował jej poprzez chorobę.

Carlotta Nobile jest jednym ze świadków zaproponowanych młodym na nadchodzący Synod. Ileż życia i nadziei kryje się w ich życiorysach.



Carlotta Nobile jak św. Tereska z Lisieux
Historia Carlotty trwała tyle, ile świętej karmelitanki – Tereski z Lisieux: 24 lata. I podobnie jak w historii Tereski, są w niej kwiaty, muzyka, poezja, trudne zmagania, miłość i pragnienie pójścia na całość.

Czytaj także: Tym trzem Polkom ukazywała się św. Teresa z Lisieux
Carlotta urodziła się w Rzymie 20 grudnia 1988 r., a zmarła w Benewencie 16 lipca 2013 r., w dniu wspomnienia liturgicznego Najświętszej Maryi Panny z góry Karmel, co potwierdza moje, mam nadzieję, niewinne „przypuszczenie”.

Jeszcze wyraźniej potwierdza je lektura pierwszej oficjalnej biografii karmelitanki. We wstępie do książki „In un attimo l’infinito. Carlotta Nobile” pióra Filomeny Rizzo i Paolo Scarafoniego czytamy:

16 lipca 2013 r., w uroczystość Matki Bożej z Karmelu, Carlotta Nobile narodziła się dla nieba. Miała 24 lata, jak Teresa z Lisieux, która w czasie ostatniej choroby pisała: „ja nie umieram, ja wchodzę w Życie”, dodając z pewnością: „będę spędzać czas w niebie na czynieniu dobra na ziemi”. Sto lat później święta karmelitanka i młoda skrzypaczka dają nam to samo heroiczne świadectwo wiary, nadziei i miłości. W największym cierpieniu są wspaniałymi świadkami miłości Jezusa objawionej i ofiarowanej nam w Jego męce i zmartwychwstaniu. A jest to cierpienie przemienione przez miłość i opromienione najgłębszą radością, ponieważ po śmierci krzyżowej nastąpił triumf życia w Zmartwychwstaniu, przez które Jezus otworzył nam drzwi do nieba” (s. 9).


Ten ból może stać się największą dumą
I właśnie tak się stało. Carlotta otrzymała od życia wszystko, a przez cierpienie i śmierć dostała jeszcze więcej życia. Kiedy mówiła o swojej chorobie, robiła to z takim samym znawstwem jak wtedy, kiedy opowiadała o muzyce, poezji i sztuce.

Wiedziała, o czym mówiła. Krzyż, cierpienie, a wcześniej gniew, przeżywała po swojemu, jakby w nowy sposób. Nie wstrzymywała oddechu, nie próbowała dusić tego w sobie, lecz pełną piersią oddychała tą paradoksalną, nieoczekiwaną pełnią życia, preludium niekończącej się radości:

A zatem rozmawiam o tym. Rozmawiam z każdym, kto chce porozmawiać, z każdym, kto potrafi mnie słuchać, choćby przez chwilę. Chcę, żeby te blizny stały się moją siłą, zwycięskim trofeum, ponieważ od pierwszej chwili było dla mnie jasne, że po tej diagnozie wszystko we mnie zmieni się dla mnie. Że wszystko nabierze nowego kształtu, którego nie da się zmieścić w tym, co od początku ustaliłam sobie dla siebie.

Mówię o tym, ponieważ jedynym sposobem, by żyć z tym ciężarem, jest nieść go, jakby był nagrodą, trofeum, chlubą. Nieść go z podniesionym czołem, bez lęku, że mnie zniszczy, upokorzy, odbierze siły. Ponieważ ufam, że ten ból może się przemienić w energię, siłę, pasję i determinację i wreszcie stać się moją największą dumą, moim największym sukcesem. Mówię o tym, ponieważ to moje życie i w tej postaci wydaje mi się jeszcze wspanialsze.

...

Wspaniala postac zatem wzor.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:23, 22 Maj 2018    Temat postu:

Patronka dzieci pierwszokomunijnych ma swoją piosenkę!
Mateusz Stolarski | 21/05/2018
IMELDA LAMBERTINI, PRAGNIENIE IMELDY
YouTube
Udostępnij 141 Komentuj
Czy średniowieczna 10-letnia dziewczynka może zachwycić i poruszyć dzieci dziś przystępujące do Pierwszej Komunii? Tak! Bł. Imelda Lambertini pokazuje, jak wielkie jest pragnienie spotkania się z Jezusem w Eucharystii.

Nie spodziewałem się, że historia 10-letniej Imeldy, która pragnęła przyjąć do serca Chrystusa, tak mnie poruszy. A wszystko przez piosenkę, którą dla Eucharystycznego Ruchu Młodych napisał Paweł „chusti” Chustak. „Pragnienie Imeldy” śpiewa jego córka – Julia, a szukając materiałów o jej bohaterce, znalazłem cudowną historię.



Bł. Imelda – patronka dzieci przystępujących do Komunii
Imelda Lambertini urodziła się w hrabiowskiej rodzinie w Bolonii, a w wieku 10 lat została oddana do klasztoru dominikanek. Już wtedy zachwycała starsze siostry pobożnością i gorliwością, jednak ze względu na jej młody wiek, nie pozwalano jej przyjąć Komunii Świętej.

Pomimo że przyjęła z pokorą wolę Kościoła, to jej pragnienie spotkania się z Jezusem było tak wielkie, że 12 maja 1333 roku – w wigilię uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego – spełniły się jej jedyne zapisane słowa:

Powiedzcie, kochane siostry, jak to jest możliwe, Boga do swojego serca przyjąć, nie umierając przy tym z miłości do Niego?
Po Eucharystii, w czasie modlitwy – Hostia uniosła się z puszki i zawisła nad głową Imeldy. Siostry poznały, że to sam Jezus chce, aby dziewczyna go przyjęła – sprowadziły kapłana, a po Komunii stało się tak, jak powiedziała – w ekstazie umarła. Jest to fakt potwierdzony i zapisany także na jej płycie nagrobnej. Obecnie jej relikwie znajdują się w kościele św. Zygmunta w Bolonii.

Czy można wymarzyć sobie lepszą patronkę dla dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii? Odkąd Kościół zezwolił, aby Komunię świętą przyjmowały dzieci – Imelda staje się patronką Bractwa, które powstaje we Włoszech i rozprzestrzenia się na inne kraje. Szczególnie jej kult widoczny jest w drugiej połowie XIX wieku, a w Polsce przed II wojną światową.



Małe serca dzieci i wielkie pragnienia Chrystusa
Historia bł. Imeldy pozwala mi lepiej zrozumieć pragnienie papieża św. Piusa X i zmiany, które wprowadził (to on zezwolił 8 sierpnia 1910 roku, dekretem „Quam singulari Christus amore” na wczesną komunię świętą). Czasem chcielibyśmy, aby wszyscy przyjmowali Jezusa na „100 proc. świadomie” i stąd pojawiają się głosy, aby podnieść wiek przystąpienia do Pierwszej Komunii Świętej.

Jednak jak to zazwyczaj bywa, problemem nie jest liczba lat na karku. Jak pokazuje życie bł. Imeldy – małe serca są w stanie pomieścić wielkie pragnienia. Często silniejsze niż to, które jest w „dorosłych” sercach. Może i my powinniśmy zaśpiewać razem z Julią Chustak: „Duchu Najświętszy, ogniem Twej miłości, rozpal w mym sercu pragnienie świętości”?

...

Dziecko moze byc swiete. Dzieci wcale nie sa dziecinne w sposob jaki im sie to przypisuje!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 8:15, 23 Maj 2018    Temat postu:

Mówię do św. Rity: Słuchaj, pewnych spraw nie ogarniam, pomóż mi
Małgorzata Bilska | 22/05/2018
OŁTARZ ŚWIĘTEJ RITY
Radio FARA/Facebook
Udostępnij Komentuj
„Największe wrażenie na mnie robią podziękowania za wyjście z depresji” – mówi siostra Dorota, która prowadzi stronę „Ogród Św. Rity” oraz fanpage „Święta Rita augustianka”.

Od kanonizacji św. Rity mija w tym roku 118 lat. To okres wystarczająco długi, by stała się znana. W Polsce za jedynego patrona spraw trudnych i beznadziejnych do lat 90. XX wieku uważany był św. Juda Tadeusz. Gdyby nie dwukrotna kasata polskich augustianów – a do żeńskiej gałęzi tego zgromadzenia należała św. Rita – sytuacja wyglądałaby inaczej. Reaktywacja zakonu po prawie pół wieku ożywiła zainteresowanie świętą, które ogarnia kolejne parafie.

Czytaj także: Św. Rita: fakty, legendy i nieprawdziwe mity narosłe wokół jej niezwykłego życia [quiz]


Deal ze św. Ritą
Kult świętych, a zwłaszcza skutecznych wstawienników, kojarzy się z brakiem wykształcenia, prostotą, naiwnością. Nic bardziej mylnego. Różnica jest taka, że tej grupie osób bardziej „wypada” przyznać się do modlitw do św. Rity. Znam jednak ludzi z naukowymi tytułami, którzy modlą się za jej wstawiennictwem równie gorliwie. Przykładem jest prowincjał polskich augustianów, o. Wiesław Dawidowski OSA. Ma za co jej dziękować.

Zaczęło się od tego, że jako młody zakonnik dostał polecenie od przełożonego, by wyjechać do Cascii. Miał być przewodnikiem pielgrzymów po sanktuarium św. Rity. Czuł powołanie do innych zadań. Podczas rekolekcji w międzynarodowym kolegium augustianów w Rzymie klęknął przed jej relikwiami i zawarł ze świętą deal. Obiecał, że jeśli załatwi mu inne miejsce pracy duszpasterskiej, do końca życia będzie odprawiał mszę świętą w intencji jej czcicieli 22 maja, bez pobierania stypendium mszalnego. Ku zaskoczeniu o. Dawidowskiego, szybko został wezwany przez przełożonego, który zmienił decyzję. Deal trwa do dziś.

RELIKWIE ŚWIETEJ RITY
fot. ks. Dariusz Ostałowski
Relikwiarz św. Rity z parafii Bożego Ciała w Siedlcach.


Doktorat za wstawiennictwem św. Rity
Mało tego – Rita pomogła mu w nauce! „To był rok jubileuszowy, akurat kończyłem doktorat i miałem z tym niemało problemów, bo temat nieco mnie przerastał – opowiada prowincjał. – Dzisiaj, po latach, twierdzę, że to był materiał na habilitację. Tak czy owak, augustianie zorganizowali «pielgrzymkę» św. Rity do Rzymu. Przywieziono tam kryształową trumnę, żeby papież Jan Paweł II mógł się przed św. Ritą pomodlić. To był jeden taki wypadek w historii, może coś podobnego zrobiono ze św. Teresą z Lisieux. Trumna stała przez całą noc w naszym Kolegium św. Moniki w Rzymie. Nieżyjący już ojciec Russel DeSimone podszedł do mnie i mówi: Sam tego doktoratu nie napiszesz. Ale ona ci pomoże. I tak się stało”.

Rita pisze doktoraty? – wyrażam zdziwienie. Ojciec się śmieje. „Nie. Pomaga w sprawach niemożliwych – wyjaśnia. – Czasami taką sprawą jest skupienie studenta na pracy. Żaden święty za nas nie zda egzaminu, nie napisze za nas pracy magisterskiej, licencjackiej czy doktorskiej. Do tego trzeba troszkę talentu, bardzo dużo cierpliwości i «przysiadu». Jedyne, co święci mogą nam wypracować u Pana Boga to właśnie ten «przysiad». I ewentualnie światło Ducha Świętego na egzaminie, ale do niego też trzeba się przygotować” – zauważa zdroworozsądkowo.

To cenne rady dla maturzystów i studentów, którzy na wiosnę tłumnie nawiedzają św. Ritę.

Czytaj także: Św. Rita i kwitnące róże. Lekarka opowiada o uzdrowieniu za jej przyczyną


Przebudzenie tajemnicy świętych obcowania
Zapytałam ojca prowincjała, za co kocha św. Ritę. Odpowiedział: „Myślę, że przez jej wstawiennictwo dzieje się rzecz po ludzku niemożliwa w moim życiu. Jak patrzę na swoje wnętrze i wszystkie spowiedzi, jakie odprawiłem, wszystkie moje upadki i nawrócenia… Mimo to ciągle jestem zakonnikiem, augustianinem i księdzem. Modlę się do niej, jestem jej czcicielem i pielgrzymem. Mówię: Słuchaj, pewnych spraw nie ogarniam, pomóż mi. I per saldo wychodzi na plus. Oby tak zostało do końca życia. Cieszę się, że ludzie garną się do św. Rity i szukają u niej wsparcia. To jest przebudzenie w Kościele tajemnicy świętych obcowania”.

Św. Rita ma bliskie relacje z żywymi. Bywa nazywana świętą codzienności, przyjaciółką, aniołem stróżem. Ludzie mają poczucie, że pochyla się nad ich drobnymi sprawami, uczestniczy w nich. Ma dla nich czas, choć jest zasypywana prośbami.



Ogród św. Rity
Augustianki organizują modlitwy nawet w internecie. S. Dorota z Krakowa prowadzi stronę „Ogród Św. Rity” oraz fanpage „Święta Rita augustianka”.

Czym jest ogród? – pytam. „To miejsce w wirtualnej przestrzeni, gdzie się modlimy, poznajemy życiorys i duchowość św. Rity – opowiada. – Na stronie powstała Wspólnota Róż, która liczy około 200 osób z Polski i zza granicy. Raz w tygodniu wysyłamy im do modlitwy intencje z Księgi Intencji – codziennie jest kilkadziesiąt nowych. Przy fanpage’u Święta Rita augustianka na Facebooku powstała też grupa Ogród św. Rity. Liczy ponad 10 tys. osób. Można do niej dołączyć. Każdego dnia wiele osób prosi o modlitwę, dostając po 100-300 komentarzy z obietnicą modlitwy”.

Jakie historie utkwiły siostrze w pamięci? – dopytuję. „Największe wrażenie na mnie robią podziękowania za wyjście z depresji – mówi. – Ludzie piszą, jak ważne dla nich jest to, że mogą umieszczać intencje, a inni się za nich modlą. Czują obecność św. Rity, ale bardzo pomaga im wsparcie innych. Nie są sami w cierpieniu. Św. Rita dobrze ich rozumie. Za życia straciła wszystkich najbliższych i wie, czym jest samotność. Odrzucono ją z powodu stygmatu kolca cierniowego na czole, który wydawał fetor. W przyjętym przez siebie odrzuceniu i osamotnieniu towarzyszyła do końca Jezusowi. Nawet, jeśli nie wyprosi nam łaski, o którą prosimy, pomaga się z tym pogodzić”.



Jedna z nas?
Kult dynamicznie rozwija się także w „realu”. Dziś odbędzie się uroczyste wprowadzenie relikwii do parafii św. Kazimierza Królewicza we Wrocławiu. Od października 2017 roku cykliczne nabożeństwa do św. Rity odbywają się w parafii Bożego Ciała w Siedlcach.

Według ks. Dariusza Ostałowskiego, wikarego (z doktoratem!) ludzie udają się z prośbami właśnie do niej, bo „patrząc na jej życie, każdy może odnaleźć siebie”. Po czym wyjaśnia: „Jest nam bardzo bliska, jest jedną z nas. Dlatego lepiej niż inni nas rozumie. Poza tym jej życie było przepełnione miłością, którą obdarzała każdego w każdym stanie. Współczesny człowiek, cierpi na chroniczny brak miłości, sam także nie potrafi kochać. Zwracając się do Boga za przyczyną Rity dotykamy miłości, której potrzebujemy, i którą jesteśmy obdarowywani miedzy innymi poprzez wysłuchanie zanoszonych próśb”. Nic dziwnego, że w parafii rośnie grupa jej czcicieli.

„Wśród kartek składanych z prośbami jest wiele podziękowań – mówi ks. dr Ostałowski. – Zarówno jedne, jak i drugie dotyczą wszystkich sfer życia człowieka. I tak, babcia wymodliła zdrowie dla wnuczki, której groziło przetaczanie krwi, matka pracę dla córki, małżonkowie potomstwo, rodzice nawrócenie syna, pojednanie w rodzinie, rozwiązanie problemów finansowych”.

Siostra Dorota pamięta historię 14-letniego Tomka, który zaczadził się w wannie. Po kilku dniach modlitwy za wstawiennictwem św. Rity odzyskał zdrowie, a było już bardzo źle. Pamiętajmy dziś o podziękowaniach. Rita mocno się napracowała, prosząc za nami.

...

Jak zwykle glebokie historie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:54, 27 Maj 2018    Temat postu:

„Mamo, rak to najlepsze, co mnie spotkało…”. 24-letnia święta?
Chiara Santomiero i Andrea Scorzoni Andrea Scorzoni | 23/05/2018

Carlotta Nobile
Udostępnij Komentuj
Czy w przeciągu kilku miesięcy można stać się świętym? Oto historia Carlotty Nobile, która mając dwadzieścia kilka lat przyjęła na siebie krzyż – w sposób, który zachwyca.

To była Niedziela Palmowa 2013 roku. Papież Franciszek mówił do młodych zgromadzonych na Placu św. Piotra z okazji Światowego Dnia Młodzieży: „Wy nie wstydzicie się krzyża, ale raczej obejmujecie go, ponieważ zrozumieliście, że to przez dar z siebie, przez wychodzenie z siebie, otrzymuje się prawdziwą radość i że przez miłość Bożą, On zwyciężył zło”.

Carlotta oglądała transmisję telewizyjną w swoim domu w Benevento. Usłyszała słowa papieża Franciszka i w tym momencie wszystko nabrało sensu: choroba, ból i życie, które już po 22 latach naznaczone było słowem „koniec”.

Czytaj także: Miała 24 lata. Włoska skrzypaczka żyła i umierała jak św. Tereska z Lisieux


Carlotta Nobile: życie w biegu
Uznana skrzypaczka, której talent objawił się bardzo wcześnie, pomimo młodego wieku ma na swoim koncie wiele koncertów, studia w kierunku historii sztuki na Uniwersytetach La Sapienza i Luiss w Rzymie, kursy historii sztuki współczesnej na Uniwersytecie Cambridge i Sotheby’s Institute w Nowym Jorku, jest autorką dwóch książek.

Carlotta Nobile aż do tamtego czasu swoje życie przeżywała w biegu, z wiatrem w powiewających blond włosach, które nadawały jej nieco skandynawski wygląd.

„Jestem jak rzeka – pisała w 2007 roku – która by dotrzeć do morza wybiera zawsze najbardziej okrężną i najdłuższą drogę. Najtrudniejszą. Może dlatego, że gdzieś w głębi serca myślę, że łatwe zwycięstwo oznacza w gruncie rzeczy przegraną. A przegrać wobec niemożliwego to niemal zwycięstwo. Chociażby z tego powodu, że się spróbowało. Całe moje życie tak właśnie wyglądało. Wyzwanie. Challenge. I myślę, że zawsze tak będzie”.



CARLOTTA NOBILEGaleria zdjęć


Odnalazłam wiarę i krzyż
Rzeczywiście, gdy pojawia się rak, choroba staje się dla Carlotty kolejnym wyzwaniem do pokonania. W kwietniu 2012 tworzy na Facebooku profil Il cancro e poi (tłum. z wł. Rak i co dalej), gdzie publikuje swoje przemyślenia i refleksje, dzieląc się nimi z wieloma osobami toczącymi tę samą walkę i oferując im wsparcie moralne.

I to swojej „drugiej rodzinie” z social mediów oznajmia „niezwykłą rzecz”, jaka jej się przydarzyła po pobycie w szpitalu w Mediolanie, gdzie dowiedziała się o kolejnych przerzutach nowotworu, który poza płucami i wątrobą objął już także mózg:

„Odnalazłam wiarę i stwierdzam, że krzyż, jakim jest dla mnie ten okropny rak, stał się dla mnie prawdziwą SPOSOBNOŚCIĄ DO WZROSTU, nawet jeśli nieraz my wszyscy dotknięci rakiem doświadczamy, jak niełatwo jest z nim żyć (…) Moje przeżywanie tej choroby (właśnie teraz, gdy okazuje się on coraz bardziej agresywny w stosunku do mnie!!!) zostało naznaczone wyjątkową pogodą ducha i zaufaniem. A wszystko to dzięki WIERZE i dzięki naszemu wyjątkowemu papieżowi Franciszkowi, (…) który mówi o tym, że młodzi powinni nieść swój krzyż z radością”.

Czytaj także: Ksiądz chory na raka: Prosiłem o pomoc Chiarę Corbello Petrillo. A ona…


Święta Carlotta?
Całe otoczenie Carlotty – jej rodzice, ukochany brat Matteo, chłopak Alessandro, przyjaciele, stali się świadkami tego niezwykłego zawierzenia, świadomego i bezwarunkowego powierzenia się Bogu, które wyrażało się w nieustannie odmawianej modlitwie „Ojcze nasz”.

Do mamy, nauczycielki gry na skrzypcach, Carlotta pisze SMS-y w rodzaju:

„Mamo… rak to najlepsze, co mnie spotkało…”.

„Naprawdę!!!”.

„Chodzi o to, że inaczej straciłabym swoją najlepszą cząstkę”.

„Żałuję, że nie mogę tego wykrzyczeć wszystkim. Bo naprawdę to z tego jestem w życiu najbardziej dumna”.

„Bardziej niż z tego wszystkiego, co zrobiłam przez 24 lata, z całego tego trudu, który przeszłam”.

Święta? Czy może raczej „trochę szalona – jak stwierdza z czułością jej mama, rozdarta najgorszym rodzajem bólu, z jakim musi zmierzyć się rodzic. „Wspaniała, ale… zdolna bez granic kochać życie… Jest w tym wszystkim jakiś niezwykły wymiar duchowy… Niewiarygodny… Dlatego masz i otrzymasz pomoc”.



Carlotta pisze do papieża
W Rzymie, w parafii San Giacomo al Corso, Carlotta spotyka księdza Giuseppe Trappoliniego, któremu opowiada o walce z czerniakiem złośliwym i o radości, jakiej doświadczyła, słuchając słów papieża Franciszka. Ksiądz Trappolini decyduje się opisać w liście do papieża historię Carlotty, a kard. Bergoglio, z tak charakterystyczną dla siebie spontanicznością, oddzwania do parafii, dziękując za list i zapewniając Carlottę o swojej modlitwie.

Także Carlotta pisze do papieża, opowiadając o swojej ufności jaką pokłada w życiu i w spotkaniu z Bogiem: „Wiem, że rak uzdrowił mi duszę, rozwiązując całe moje zagmatwanie wewnętrzne. Podarował mi ogromną Wiarę, Zaufanie, Zawierzenie i Pogodę Ducha właśnie w najgorszym stadium choroby”.

Czy w przeciągu kilku miesięcy można stać się świętym? Jeśli chodzi o wyniesienie na ołtarze, oficjalne uznanie świętości przez Kościół – takie jak w przypadku św. Dominika Savio, św. Clelii Barberi czy bł. Pier Giorgia Frassatiego, wszystkich młodych świętych – jak mówi ksiądz Trappolini: tylko Bóg wie czy i kiedy ono nastąpi.

Jak dodaje: „świętość Carlotty jako osoby, która mogła spotkać Boga w tym i w przyszłym życiu, dla mnie jest czymś oczywistym. Mam przekonanie, że uświęciła ostatnie miesiące swojego życia w najbardziej kanoniczny sposób jaki znamy: poprzez głębokie życie wiarą, modlitwą i cierpieniem. To swoje życie zjednoczyła z Chrystusem ukrzyżowanym. To jest świętość. Myślę, że świętość to właśnie spotkanie z Panem”.



Pasja i miłość do życia
Carlotta Nobile zmarła 16 lipca 2013 roku, w wieku 24 lat. Jej wymarzone spotkanie z papieżem Franciszkiem, który zaproponował jego datę, nie doszło do skutku. Carlotta nie mogła też uczestniczyć w żadnym z trzech koncertów zorganizowanych przez Stowarzyszenie Dzielących się Muzyką, którego członkowie grają na oddziałach onkologicznych, aby wesprzeć terapię medyczną.

Po śmierci Carlotty zadedykowano jej wiele koncertów i wystaw dla uczczenia jej pamięci. W 2015 roku narodziło się Stowarzyszenie Centrum Studiów Carlotty Nobile mające na celu promocję działań i inicjatyw „związanych z jej badaniami nad kulturą, z jej pasjami i z jej ogromną miłością do życia”.

...

Po prostu wspaniala!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:02, 29 Maj 2018    Temat postu:

Filip Nereusz: święty, który płonął i rozpalał tłumy wokół siebie [Wszyscy Świetni]
Elżbieta Wiater | 26/05/2018
ŚWIĘTY FILIP NERI
Udostępnij 128 Komentuj
Ujrzał wtedy ognistą kulę, która weszła do jego serca przez usta i nagle poczuł jakby uderzenie w pierś. Od tamtego momentu jego serce stało się dosłownie gorące, a kiedy modlił się albo sprawował sakramenty, uderzało tak mocno, że drżało całe jego ciało, a nawet przedmioty, których dotykał.

O tym, że ma być apostołem Rzymu, usłyszał od Boga w wieku 17 lat. Była pierwsza połowa XVI w., przez Europę przetaczała się właśnie reformacja, a „piękny Filipek” (tak mówiła o nim rodzina) bez grosza przy duszy wyruszył nawracać.

Dodajmy, że nawracać miasto, które protestanci nazywali Babilonem i niestety, jeśli chodzi o poziom moralności, nie byli dalecy od prawdy. Kilkanaście lat później było widać, że Pan doskonale wiedział, kogo powołuje – misja Filipa kwitła. Jak to możliwe?

Czytaj także: Jak św. Filip Neri wyprzedził o 500 lat papieża Franciszka


Rozpalony charyzmatyk
Fundamentem, zresztą jak zawsze, była modlitwa. Wiele czasu spędzonego w odosobnieniu, wierność spotkaniom z Bogiem, ale też odwaga w proszeniu o Boże dary. Ulubionym miejscem modlitwy Filipa były w Rzymie katakumby św. Sebastiana.

To w nich w Zesłanie Ducha Świętego 1544 r. przyszły święty z całego serca prosił o dary Ducha. Ujrzał wtedy ognistą kulę, która weszła do jego serca przez usta i nagle poczuł jakby uderzenie w pierś. Całe jego ciało wypełnił żar, rzucił się więc na kamienną podłogę, szukając ochłody.

Od tamtego momentu jego serce stało się dosłownie gorące, a kiedy modlił się albo sprawował sakramenty, uderzało tak mocno, że drżało całe jego ciało, a nawet przedmioty, których dotykał.

Kiedy po śmierci lekarze dokonali sekcji zwłok, okazało się, że także uczucie jakby ciosu w pierś miało swoje uzasadnienie: w tamte Zielone Świątki serce Filipa rozszerzyło się tak gwałtownie i tak bardzo, że wygięło w łuk dwa żebra.



Mistrz współpracy
Przez kilkanaście pierwszych lat działalności był świeckim misjonarzem, święcenia przyjął, mając już 36 lat i to pod wpływem nacisków spowiednika. Myślę, że to dlatego świetnie rozumiał rolę świeckich w misji Kościoła i potrafił z nimi współpracować. Wiedział też, że jeśli chce się, by ludzie uważali Kościół za swoją wspólnotę, potrzebują jakiejś formy praktycznego zaangażowania w nią. Same nabożeństwa, choć ważne, nie wystarczą.

Tak powstało pierwsze oratorium. Zaczęło się od spotkań grupy osób w prywatnym pokoju Filipa. Kiedy coraz bardziej ona się rozrastała, Nereusz poprosił o wyremontowanie pomieszczenia nad jedną z kaplic kościoła św. Hieronima, przy którym działał.

Prowadzone tam były wykłady, nie tylko z teologii, formowali się tam duchowo ludzie prości, ale też teologowie, pisarze, artyści, z tego środowiska wyszedł m.in. wspaniały kompozytor i dyrygent Palestrina. Nereusz doskonale zdawał sobie sprawę, jak mądre były wskazania soboru trydenckiego dotyczące rozwijania kultury chrześcijańskiej i pomógł stworzyć przestrzeń, w której ona mogła się rozwijać.

Oratorium było tylko – i aż – przestrzenią inspiracji: tej będącej wynikiem „oddychania” Duchem Świętym i tej wynikającej z zetknięcia z wartościowym nauczaniem i pięknem wszelakich dzieł sztuki. Modlitwa miała przekładać się na praktyczne działanie w świecie. W końcu jeśli ktoś płonie, w naturalny sposób potrafi zapalać tych wokół siebie. Nereusz był tego namacalnym przykładem.

Czytaj także: Polscy „niezniszczalni”. Nasi święci, których ciała nie uległy rozkładowi


Suspendowany
Zapalanie najlepiej szło mu na ambonie oraz w konfesjonale. W kręgu oddziaływania jego i jego współpracowników rodziły się też nowe formy pobożności. Z powodu jednej z nich – nawiedzenia Siedmiu Kościołów w Rzymie – oskarżono Nereusza o tworzenie nowej sekty. Szły za nim tłumy, także osób konsekrowanych i kapłanów, niektórzy z obserwujących to z boku ludzi byli albo przeczuleni po doświadczeniach z reformatorami, albo mieli za złe powodzenie, więc donieśli Świętemu Oficjum.

Filipowi nie pozwolono na wyjaśnienia, tylko od razu zakazano spowiadania na dwa tygodnie. Na szczęście po ich upływie mógł złożyć wyjaśnienia, zapewne w zdjęciu kary pomogło też to, że był kierownikiem duchowym kilku kardynałów, i znów wrócił do konfesjonału.

Pozostawił po sobie opinię radosnego, ale głęboko zjednoczonego z Chrystusem charyzmatyka, który nie wahał się współpracować ze świeckimi – a nawet na tej współpracy oparł swoje duszpasterstwo i misję. Nic dziwnego, że była tak owocna.

...

Tym wlasnie zajmuje sie ksiadz. Pociaganiem ludzi ku Bogu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:00, 28 Paź 2018    Temat postu:

Sutannę otrzymał już jako dwunastolatek… Poznaj św. Kaspera del Bufalo! [Wszyscy Świetni]
Elżbieta Wiater | 21/10/2018
KASPER DEL BUFALO

Kasper de Bufalo nie cierpiał wystąpień publicznych i każde wywoływało u niego objawy nerwicowe. Mimo to nazywano go nowym św. Pawłem, a pierwsze kazania głosił już jako dwunastolatek.

Podróżowanie, szczególnie po tym, jak cztery lata spędził na wygnaniu, przenoszony z więzienia do więzienia, to była dla niego udręka. Jednak wsiadał na wóz i jechał wszędzie tam, gdzie potrzebne były misje ludowe. Całe życie był słabego zdrowia, jednak nigdy się nie oszczędzał i to ostatecznie sprawiło, że zmarł, mając zaledwie 51 lat. Choć w Polsce jest obecne założone przez niego zgromadzenie, on sam nie jest szerzej znany. Czas to nadrobić.



Złote dziecko rzymskiej ambony
Urodził się w Wiecznym Mieście w 1786 roku. We Francji zbliżała się rewolucja, Europa wchodziła w czas intensywnych przemian, a mały Kasper fascynował się jedynie Bogiem i pomocą potrzebującym. Sutannę otrzymał już jako dwunastolatek i pierwsze kazania głosił do swoich rówieśników na ulicach Rzymu. Oficjalnie wszedł na ambonę, mając 14 lat. Do dziewiętnastego roku życia angażował się w niewyobrażalną prawie liczbę działań charytatywnych, głosząc ubogim i pracując w szpitalach.

Marzył o zostaniu misjonarzem, może dlatego święcenia przyjął w kościele św. Wincentego a Paulo, w 1808 roku. Od razu został kanonikiem. Przez następne dwa lata pracował głównie dla ludzi z ubogich dzielnic miasta, nie tylko pomagając im materialnie, ale także starając się poprawić ich stan duchowy.



Banita i więzień
W 1810 roku Rzym zajął Napoleon. Deportował papieża i zmuszał kapłanów do złożenia ślubowania posłuszeństwa sobie. Kasper odmówił. Trafił najpierw na północ, do Piacenzy, następnie do Bolonii. Tam po dwóch latach uwięziono go i próbowano znów wymóc zmianę zdania. Rok później przewieziono go do Imoli i tam zmuszano do złożenia przysięgi. Gdy to okazało się bezskuteczne, trafił do fortecy z Lugo a potem wywieziono go na Korsykę.

Te cztery lata musiały być dla niego traumatyczne – kiedy w 1814 roku wrócił do ukochanego Rzymu, cierpiał na paniczny lęk przed ciemnością. Zawsze zostawiał sobie zapaloną świecę, kiedy szedł spać. Bał się podróży, cierpiał na bóle głowy, miał problemy z żołądkiem. Mimo to nadal pościł i starał się umartwiać. Głównie tym, że pozostawał wierny swojemu powołaniu do bycia misjonarzem.



Misjonarze Krwi Chrystusa
Jeszcze jako dziecko Kasper został uzdrowiony za wstawiennictwem św. Franciszka Ksawerego. Kiedy po powrocie z wygnania powierzono del Bufalo misje ludowe, stwierdził, że pójdzie w ślady bliskiego sobie świętego i zostanie jezuitą. Jednak jego kierownik duchowy poradził mu, żeby raczej założył własne zgromadzenie. Tak powstali Misjonarze Krwi Chrystusa, zajmujący się głoszeniem do ubogich, prostych i pogubionych moralnie.

Tu trzeba wspomnieć, że Kasper głosił do bardzo specyficznej grupy ludzi. Po wojnach napoleońskich Państwo Kościelne roiło się od rozbójników, nawet całe miasta stały się siedzibami band. Z tego względu np. papież podjął decyzję o zburzeniu Sonnino – Kasper uprosił ułaskawienie dla tej miejscowości, obiecując, że pójdzie tam głosić i nawróci mieszkańców. Co zresztą mu się udało.

Jeździł sam a potem ze swoimi misjonarzami w góry, szukał band i głosił do nich. Dzięki łasce Ducha Świętego i darowi słowa udawało mu się przemówić do ich serc. Wielu z nich wracało do normalnego życia i utrzymywania się z pracy, a nie okradania ludzi. Kilka lat przed śmiercią Kasper wraz ze św. Marią de Mattias założył też zgromadzenie żeńskie, kontemplacyjne – Adoratorek Krwi Chrystusa.



Cholera
W 1837 roku w Rzymie wybuchła epidemia cholery. Kasper po raz kolejny poszedł do najbardziej potrzebujących. Zaraził się od nich, a ponieważ jego organizm był wycieńczony dotychczasową pracą, nie dał sobie rady z chorobą.

Zmarł w święto Świętych Młodzianków, czyli 28 grudnia 1837 roku, pozostawiając po sobie świadectwo onieśmielającej gorliwości o sprawy Boże i wielkiej miłości do Baranka, który swoją krwią obmywa nasze grzechy. Kanonizowano go w 1954 roku.

...

Urodzony kaplan!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:54, 26 Lip 2020    Temat postu:

Ksiądz został zamordowany przez mafię w swoje urodziny. Franciszek uznał go za męczennika
autor TT
453
Share
źródło: Twitter
Błogosławiony ks. Józef Puglisi jest współczesnym męczennikiem zamordowanym przez mafię. Można powiedzieć, że pokonał ją „gołymi rękami”. Jak? Naśladując Chrystusa. Towarzysząc ubogim i potrzebującym. Nie opierając się złu i pozwalając zaprowadzić się na krzyż.

W powszechnej świadomości wciąż funkcjonuje cukierkowy obraz mafii. Dzieje się to za sprawą popkutury oraz konsumpcjonizmu. W kulturze popularnej dominuje całkiem pozytywny obraz zorganizowanych grup przestępczych, pełnych romantyzmu, ludowej pobożności i swoistego kodeksu honorowego. Mafiozi przedstawiani są jako opiekuńczy, spełniający określone role społeczne, a przy tym męscy i szarmanccy, będący obiektem pożądania pięknych kobiet.

Dominuje obraz znany choćby z „Ojca chrzestnego” Francisa Forda Coppoli, setek innych filmów w stylu „Chłopcy z ferajny”, „Casino” Scorsese, „Donie Brasco” Newella czy „Prawo Bronxu” Roberta de Niro. Nie słabnie zainteresowanie nowymi produkcjami, podsycane popularnością seriali typu „Narcos” czy włoskiej produkcji „Gomorra”. Tajemniczy świat mafii ma coś w sobie fascynującego. Są nimi, przedstawiane w sposób niezwykle atrakcyjny – pieniądz, władza i zło.


Biografia ks. Puglisiego, źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Problem mafii

Być może w Polsce dochodzi jeszcze fascynacja Italią. Uwielbiamy Włochy i Włochów. Ich kuchnię, zwyczaje, morze i zabytki. Spędzając tam wakacje być może nie zastanawiamy się, że za tą atrakcyjną fasadą rozgrywa się dramat wielu małych i słabych ludzi, którzy wplątani są w niejasne interesy często wbrew swojej woli.

Doskonale ów problem przedstawiany jest przez samych twórców z tego kraju. Pisał o tym już Alessandro Manzoni w „Narzeczonych”, gdzie piękna Lucia, zaślubiona młodemu Renzo, wpada w oko miejscowemu mocarzowi – Don Rodrigo, który postanawia przemocą zdobyć ją dla siebie. Tam zwycięża jednak miłość, a serce złoczyńcy ulega nawróceniu.

Są jednak historie bez happy endu. Jak na przykład w filmie „Dlaczego zabija się prokuratora?” (wł. „Perché si uccide un magistrato”), w reżyserii Damiano Damianiego. Widać w nim dokładnie jak mafia wciąga w swoje macki przypadkowych i z pozoru uczciwych ludzi. Bardzo dobrze walkę z mafią w latach 90. oddaje włoski serial „Il Cacciatore. Polowanie na mafię”, przedstawiający sylwetkę bohaterskiego prokuratora Saverio Barone.

Włoskie organizacje kryminalne są bardzo poważnym problemem społecznym i gospodarczym na skalę globalną. Obecnie przeniknęły do legalnego biznesu i wielkiej polityki. Najpotężniejsze zorganizowane grupy przestępcze to Camorra z Kampanii, kalabryjska Ndrangheta, sycylijska Cosa Nostra oraz funkcjonująca w Apulii i zdobywająca coraz większe wpływy – Sacra corona unita.

Funkcjonowanie mafii ma swoje uwarunkowania historyczne od czasów, gdy Włochy były podzielone na niewielkie księstwa, w których prym wiodły zamożne i najsilniejsze klany. Struktura trybalizmu zmieniła się tylko częściowo po zjednoczeniu Włoch, najmniej na południu. Zorganizowane bojówki broniły tubylców przed najeźdźcami, zapewniały ochronę wewnętrzną i socjalną, z powodzeniem zastępując słabe państwo. Z tym nie potrafił sobie poradzić nawet Mussolini. Po masowych aresztowaniach i przymusowej emigracji do USA, Cosa Nostrze pomogli… alianci. Lądujące na Sycylii wojska sprzymierzonych, nie dałyby rady bez wsparcia dobrze zorganizowanych miejscowych. Po wojnie mafia dostawała intratne kontrakty na odbudowę kraju i zostaje partnerem tych sił politycznych, które starały się przeciwstawiać inwazji komunizmu.

W ten sposób nastąpiło odrodzenie mafii, częściowo za publiczne pieniądze. Ten stan trwa do dziś, gdzie do kieszeni grup przestępczych trafiają środki nie tylko z kontraktów publicznych, ale także dotacje z Unii Europejskiej np. przeznaczone na pomoc uchodźcom. Mafia kontroluje w zasadzie wszystkie dziedziny życia na południu Włoch. Kontrakty budowlane, transport, porty, rynki komunalne. Haracz za ochronę płacą niemal wszyscy od dużych firm, po sklepikarzy. Oczywiście głównym źródłem dochodów pozostają tradycyjne rodzaje działalności – handel narkotykami, prostytucja, rozboje, kradzieży, wymuszenia, porwania i zabójstwa na zlecenie.

Święty z Palermo

Właśnie w takim otoczeniu wychowywał się Padre Pino Puglisi (3P – jak określali go przyjaciele). Urodził się 15 września 1937 r. w Brancaccio, otoczonej bardzo złą sławą dzielnicy Palermo. Jego ojciec był szewcem a matka krawcową. Do seminarium w Palermo wstąpił w roku 1953. Został wyświęcony przez kardynała Ernesta Ruffini siedem lat później. Pracował wpierw jako wikariusz w kilku pomniejszych parafiach. Potem zaczął uczyć. Wpierw w Einaudi, potem Archimedes i Villafrati, Godrano, Santa Macrina, a w końcu w szkole Vittorio Emanuele II. W 1967 r. został kapelanem w instytucie dla sierot w Addaura i wikariuszem w parafii Valdesi. Dwa lata potem został mianowany wicerektorem diecezjalnego seminarium mniejszego i zaczął pracę na misji na terenie Montevago, nawiedzonego przez trzęsienie ziemi.

3P studiował postanowienia II Soboru Watykańskiego. Nie tylko studiował. Natychmiast wcielał je w życie. Podkreślał rolę laikatu w ewangelizacji, współpracy na rzecz lokalnej społeczności.

Od początku swej działalności stykał się z problemem przemocy i zabójstw ze strony mafii. Jak w Godrano, gdzie mała miejscowość cierpiała z powodu podziałów i braku przebaczenia. Zajmował się pracą z młodzieżą i powołaniami. Gdy w latach 90. został proboszczem w rodzinnej dzielnicy Brancaccio, założył centrum „Ojcze Nasz”, które zaczęło pełnić bardzo ważną rolę w tej zapadłej części Palermo.

Poprzez towarzyszenie młodym, poprzez sport i kulturę, Padre Pino wyrywał ich dusze ulicy. Chłopcy i dziewczęta lgnęli do centrum i przestali stawać się narybkiem Cosa Nostry. Kształcili się zamiast zostawać zabójcami, dilerami narkotyków, złodziejami, przestępcami.

Puglisi wystąpił przeciw tolerowaniu mafii przez lokalne władze i Kościół. Dla kardynała Ruffini większym zagrożeniem był komunizm niż Cosa Nostra, Don Pino był zaś nieugięty w swoim stosunku do zorganizowanych grup przestępczych. Zręcznie unikał prób korupcji, zaciągania zobowiązań, jednocześnie krytykując mafię w naukach i kazaniach. Zawsze robił to z miłością, bez potępiania kogokolwiek. Rozumiał bowiem, że ludzie, którzy oddają się na usługi mafii często nie mają wolnego wyboru. Powoli starał zmieniać mentalność parafian. Zachęcał ich do wyzbycia się lęku, apatii, a przede wszystkim zmowy milczenia.

Wspierał młodych, aby nie porzucali nauki, lecz starali się zdobyć zawód, nie szukając drogi na skróty, porzucając pokusę szybkich pieniędzy, czym mamiła ich mafia. Wielu ludzi, którzy zdołali się wyrwać ze złych dzielnic Palermo, mówi dziś wprost, że dzięki niemu nie zostali mafiosami. Don Pino był często jedynym, który okazywał im miłość i zainteresowanie, w świecie, gdzie dominowała brutalność, siła i zemsta.

Całym sobą ukazywał im Chrystusa i siłę przepowiadania Ewangelii. Nie – moralizowania, lecz odpowiadania dobrem na zło. Nie – udawania, ale wolności, mówienia prawdy. „Człowiek wolny nie boi się mówić” – przypominał. Odrzucał podporządkowanie się dzielnicowej hierarchii. Nie przyjmował pieniędzy przez mafiozów, nie pozwalał na pielęgnowanie przez nich ostentacyjnej dewocji, nie mającej wiele wspólnego z chrześcijaństwem.

Kardynał Angelo Amato, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, podkreślał, że ks. Pino Puglisi nie został wyniesiony na ołtarze za jego działalność antymafijną czy społeczną, tylko dlatego, że był wzorowym chrześcijaninem. Został zastrzelony w swoje 56. urodziny. „Czekałem na was” – miał powiedzieć do zabójców. Nie bał się, bo zwyciężał mafię gołymi rękami.
...

To jest duza odwaga tam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133178
Przeczytał: 54 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:40, 29 Kwi 2021    Temat postu:

Tragiczna śmierć misjonarki. Została poważnie raniona w trakcie snu
@aleteia_pl pl.aleteia.org

Włoska misjonarka świecka Nadia De Munari zmarła 24 kwietnia w wieku 50 lat, po tym jak została poważnie zraniona podczas snu. Opiekowała się 500 ubogimi dziećmi z przedszkoli w slumsach.

...

Widzicie jak mozna osiagnac meczenstwo!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy