Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Rozpoczął się Tydzień Misyjny!
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:02, 25 Lut 2018    Temat postu:

sje? Odpowiada misjonarz z Zambii
Przemysław Radzyński | 25/02/2018

Archiwum prywatne
Udostępnij Komentuj
Materialne wsparcie misji powinno być inspirowane modlitwą i płynąć z poczucia odpowiedzialności za dzieło misyjne Kościoła. Jest to dzieło wszystkich wierzących, a my - misjonarze jesteśmy tylko reprezentantami Kościoła na pierwszej linii frontu - mówi ks. Paweł Fiącek, salwatorianin pracujący w Zambii.

Przemysław Radzyński: II niedziela Wielkiego Postu w Kościele w Polsce jest przeżywana jako Dzień Modlitwy, Postu i Solidarności z Misjonarzami. Jaki rodzaj solidarności jest najważniejszy?

Ks. Paweł Fiącek: Najważniejsze jest wsparcie duchowe i mentalne. Jeśli ktoś zna osobiście misjonarza, to dowolna forma zainteresowania jego pracą, wsparcia przez dobre słowo, jakiś wyraz życzliwości daje mu poczucie, że są „bratnie dusze”, które czują się współodpowiedzialne za to dzieło. My misjonarze czujemy się reprezentantami Kościoła, który nas posłał. Mamy świadomość, że to jest misja całego Kościoła i przez to nie jesteśmy sami.



Misjonarz: Dla mnie modlitwa to nie teoria
Misjonarze głosząc kazania w Polsce przy okazji zbierają ofiary na misje. Zanim poproszą o wsparcie finansowe zawsze proszą o wsparcie modlitewne. To nie kurtuazja?

Dla mnie modlitwa nie jest teorią. Ad hoc mogę podać dwa przykłady, kiedy namacalnie czułem autentyczną moc modlitwy. Abstrahując od tego, że – wiem to – wiele inspiracji, sił i wytrwałości w pracy na zwiększonych obrotach jest po prostu wymodlone.

Ma Ksiądz bliznę na czole…

Tak. Pod koniec 2016 roku miałem wypadek na motorze przy prędkości ok. 40 km / h na nierównej szutrowej drodze – i ani się nie połamałem, ani nie stało mi się nic poważniejszego oprócz kilku zadrapań.

A drugi przypadek?

W ubiegłym roku miałem śmiertelnie niebezpieczne „spotkanie” z kobrą plujką. Po ukąszeniu przez nią ma się tylko godzinę na podanie antidotum. Do najbliższego szpitala z mojej misji jest 20 minut samochodem, ale tam nie mieli leku. Musiałbym jechać do Lusaki, a to już 1.5 godziny. Na szczęście nie zostałem ukąszony, tylko opluty jadem, który szybko zmyłem z twarzy; więc obeszło się bez konsekwencji. Dla mnie to oznaka Bożej opatrzności. Wierzę, że Pan Bóg chce mnie tam mieć, więc mnie chroni. Ale równocześnie czuję w takich sytuacjach wsparcie modlitewne od moich przyjaciół.

Czytaj także: Chcę wyjechać na misje. Co mnie tam czeka?


Duchowa adopcja misjonarza
Czyli prośby misjonarzy o modlitwę nie są tylko dla zachowania pozorów…

Zdecydowanie! Modlitwa to podstawa. Co mi po wsparciu finansowym, gdybym postradał życie lub zdrowie? Choć przyznam, że i od strony materialnej niczego nam na misji, póki co, nie brakuje. Jeżeli jest wsparcie duchowe i ufność złożona w Panu Bogu, to konieczne środki materialne też się znajdą. Trochę w myśl nauczania Pana Jezusa – „szukajcie wpierw królestwa niebieskiego, a wszystko inne będzie wam dodane (por. Mt 6,33)”. Otrzymuję konkretne tego dowody.

Na przykład?

Przy parafii prowadzimy szkołę misyjną. W ubiegłym roku już w czerwcu skończyły się pieniądze na pensje dla nauczycieli. Zastanawiałem się, co zrobić. Nagle dostaję informację na Messengerze. Znajomy pyta, czy u mnie wszystko w porządku, bo mu się przyśniłem i odczytuje to jako znak. Powiedziałem, że tak, że misja się rozwija, że działamy na różnych frontach, ale podzieliłem się też tym jednym zmartwieniem. W odpowiedzi usłyszałem, że dobrze się składa, bo jego firma w tym roku przynosi nadspodziewanie dobre wyniki i on chce to jakoś Panu Bogu wynagrodzić. Niebawem konto naszej misji zostało zasilone sumą 2500$, które wystarczyły do końca roku szkolnego, czyli do grudnia. Ja nie zdążyłem nawet pomyśleć, gdzie o te pieniądze prosić. Ufałem i robiłem swoje. Pan Bóg sam się zatroszczył. Wiem, że ten znajomy razem z żoną i czterema córkami modlą się codziennie za misje. Wierzę, że to jego zainteresowanie było zainspirowane modlitwą. Jeśli priorytet jest położony na sprawy ducha, to wszystko inne też się układa.

Jaka modlitwa za misjonarzy będzie najbardziej owocna?

Każda forma jest dobra. Ogromne znaczenie ma na pewno modlitwa wspólna całego Kościoła w te dwa dni w roku szczególnie dedykowane pamięci o misjach – niedziela „Ad gentes” w Wielkim Poście i III niedziela października rozpoczynająca tydzień misyjny. Dobrą inicjatywą jest czasowa modlitwa w ramach akcji „Misjonarz na post”, a bardziej wymagającą, bo na całe życie – Duchowa Adopcja Misjonarza. W tym drugim przypadku możliwy jest też osobisty kontakt między misjonarzem i omadlającą go osobą.

Czytaj także: Helena Kmieć. To miał być jej ostatni wyjazd. Potem chciała założyć rodzinę
Galeria zdjęć


Po co wolontariat misyjny?
W Wolontariacie Misyjnym Salvator, którego był Ksiądz opiekunem, praktykowany jest tzw. „Dziesiątek o dziesiątej”.

Zachęcamy do modlitwy dziesiątkiem różańca o godz. 22.00 nie tylko wolontariuszy misyjnych, ale rozszerzamy to zaproszenie na wszystkie osoby, które czują odpowiedzialność za dzieło misyjne Kościoła. Modlitwą obejmowani są zarówno sami misjonarze jak i dobrodzieje misji. Ta modlitwa stanowi swoisty pomost między misjonarzami a ludźmi np. w Polsce. Mimo odległości łączymy się w tym samym czasie duchowo. Ta świadomość jedności mi osobiście bardzo pomaga.

Wspomniał Ksiądz wolontariat misyjny…

Poprzez zaangażowanie, poświęcenie swojego czasu i potencjału, można wspierać misjonarzy także przez wyjazdy misyjne – zarówno krótsze, bo już kilkutygodniowe, jak i dłuższe do rocznych i więcej.

Czy przez tak krótki czas można wymiernie pomóc na misjach?

Jedna z wolontariuszek WMS-u przez pięć miesięcy pomagała naszej misji w Zambii. Oprócz zadań zleconych przez parafię, z własnej inicjatywy prowadziła lekcje angielskiego dla dzieciaków, a także zaangażowała się w przygotowanie projektu otwarcia dwóch kolejnych szkół w podstacjach misyjnych, gdzie nie ma dostępu do edukacji. Weszła we współpracę z kilkoma fundacjami i zapewniła finansowanie dla nauczycieli. Zdecydowała się też być dyrektorką w obu szkołach – jako wykształcony pedagog będzie nadzorowała sprawy dydaktyczne i administracyjne w obu placówkach. Aktualnie, w czasie swojego pobytu w Polsce, postarała się o status świeckiego misjonarza i właśnie (dokładnie w niedzielę Ad gentes, 25 lutego) wyjeżdża na dwuletni kontrakt do Zambii posyłana na misję przed kard. Nycza.

To jest oczywiście forma wsparcia misji tylko dla nielicznych, ale bardzo wymierna i konkretna. Jest to pomoc osobista i bezpośrednia w obszarach, w których młodzi ludzie czują się specjalistami, przez co mogą zdziałać w nich zdecydowanie więcej niż sami misjonarze. Ja sam, dla przykładu, nie znam się na prowadzeniu szkół, a poza tym przy swoich duszpasterskich obowiązkach nie mam na to czasu. Dzięki Ani ok. 250 dzieci będzie miało dostęp do edukacji.

Czytaj także: Położna w Afryce: mam misję, by każda kobieta mogła godnie rodzić


Jak skutecznie wspierać misjonarzy?
Jak najskuteczniej wspierać misjonarzy materialnie?

Można bezpośrednio, gdy misjonarz głosi Słowo Boże w jakiejś parafii w Polsce – wtedy osobiście zabierze pieniądze do kraju misyjnego. W przypadku misjonarzy-zakonników najczęściej nasze zgromadzenia prowadzą referaty misyjne (w przypadku misjonarzy diecezjalnych są to wydziały misyjne kurii), które zbierają środki na utrzymanie misji. Przelew na konto takiego referatu z dopiskiem wskazującym na konkretną misję, czy nawet na poszczególne dzieło na tej misji, dotrze do misjonarza i zostanie właściwie spożytkowany.

Czyli raczej wsparcie finansowe, a nie rzeczowe?

Wszystko zależy od tego, co to są za przedmioty i jaki jest pomysł na ich transport. Przesyłki są bardzo drogie, a poczty w krajach misyjnych mocno nierzetelne; paczki dochodzą do adresatów nawet po pół roku od nadania a często są rozkradane. Wiele przedmiotów można też kupić w podobnych cenach w większych miastach afrykańskich, więc często ich transport z Europy jest o wiele droższy niż wartość tych przedmiotów. Dziękując za wrażliwość prosiłbym równocześnie o wyobraźnię.

Ks. Paweł Fiącek – salwatorianin, od 2016 roku proboszcz salwatoriańskiej parafii misyjnej w Mungu, w Zambii, wcześniej opiekun Wolontariatu Misyjnego Salvator oraz wykładowca teologii dogmatycznej w „Jordan University College” w Morogoro w Tanzanii.

...

Potrzeba rozenania aby nie szkodzic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:29, 21 Mar 2018    Temat postu:

Mężczyzna w buszu – opcja tylko dla prawdziwych twardzieli!
Stefan Czerniecki | 21/03/2018
MISJONARZ W BUSZU
Archiwum prywatne
Udostępnij Komentuj 0
Siedzimy w dolnej izbie naszej skrzypiącej chaty przypatrując się tańczącemu coraz intensywniej płomykowi świecy. Bez prądu, bez bieżącej wody, bez niczego. Ale razem z odważnymi kapłanami. Mi to wystarczy.

Misja „zmiana”
Praca na misjach jest dobra. To wyświechtany slogan. Truizm. Oczywistość. Warto pamiętać, że „jest dobra” nie tylko i wyłącznie dla lokalnych społeczności, którym misjonarze pomagają. Może być również przyczynkiem do zmiany dla tych, którzy na taką misję trafią. Wcale nie będąc misjonarzami. Będąc tylko świadkami. Wyjeżdżając z takiej misji już jako inni ludzie. Tak było ze mną. I dwójką pewnych misjonarzy z Papui Nowej Gwinei.

Sceneria? Bardzo prosta. Leśna chatka na uboczu niewielkiej papuaskiej wioski. Osady ulokowanej w buszu. Dotarliśmy tutaj po całodziennej jeździe po górskim interiorze. Wąska asfaltowa nitka wbijała się klinem pomiędzy bujne lasy, zielone pagóry i wyrastające nie wiadomo skąd słomiano-gliniaste chatki.

W papuaskim buszu powoli dogasa kolejny słoneczny dzień. Świadczą o tym chociażby świdrujące powietrze dziwne odgłosy lasu. Nie ma tu tak swojsko brzmiących dźwięków cykad i świerszczy. Są za to jakieś inne. Mniej znane. Mniej oswojone. Teraz wszystko to w zestawieniu z miarowym, systematycznie słyszalnym skrzypem z dołu naszej chatki przybiera nowy wymiar. Dopełnienie egzotyki. Tej papuaskiej. Najbardziej rdzennej. Można się przestraszyć.

Czytaj także: Hinduski ksiądz na misjach w Polsce: Każdy kraj potrzebuje posługi misyjnej


Papuaski busz tylko dla prawdziwych facetów
– Bogdan, ty musisz jeszcze mocniej zasuwać tą pompą! Bo tym tempem to my dziś prysznica nie weźmiem! – ze strychu naszej zrujnowanej leśnej chaty słychać polski język. Po chwili słychać odgłosy mocowania się z oknem. Jak mniemam, nieotwieranym już od miesięcy. Skrzyp, trzask, nieco szarpaniny, wreszcie jest. Z okna wygląda niezwykle sympatyczna twarz. Delikatna broda, pogodne drobne oczka. Jakby młodocianego urwisa, który tylko myśli nad kolejnym dowcipem. To ojciec Józef, michalita. – Mówię Ci, Boguś. Wytęż no mięśnie jeszcze, bo my ze Stefkiem to jeszcze dziś byśmy się wykąpać chcieli.

– Już, już… Jeszcze chwilka i woda powinna polecieć – pokorny i spokojny głos ojca Bogdana, również michality, ma już zupełnie inny charakter. Owszem, również i w nim wiele zabawnego uśmiechu, ale jakby w miejsce zaczepnego dowcipu pojawia się wszechogarniający spokój. Tych dwóch ludzi wspaniale się uzupełnia. Lepszych przewodników na tę wizytę na papuaskiej misji nie mogłem sobie wymarzyć.

Tak wygląda pierwsza parafia obu księży. Najpierw przywędrował tu ojciec Bogdan. Potem jego młodszy kolega.

– Żebyś ty widział, co tu zastałem – opowiada Bogdan przy ledwo tlącym się knotku świecy naszej leśnej chaty papuaskiego buszu, gdy wreszcie udało się uruchomić pompę i umyć. – Nic! Zupełnie nic. Kilka chat, dziwne ludzie. Te ich zwyczaje. Wszystko trzeba było robić jako pierwszemu. Pierwsze wizytacje, pierwsze wycieczki do osad w górach z Komunią Świętą, pierwsze przyjaźnie…

– I jak cię przyjęli? – dopytuję ciekawski.

– Nie zawsze było prosto…

– Ja to miałem taki zwyczaj – wtrąca się milczący do tej pory Józek. – Jak mi przychodziły łobuzy na parafię i grozili czymś tam…

– A to grozili ci? – przerywam.

– A bo to raz. To i Bogusiowi, i mnie grozili. Wiadomo. Przychodzi biały obcy i ma im tu kościół zakładać. Musiały być konflikty. Ale czekaj, dokończę… – przez chwilę w delikatnym ogniu świecy widzę jego zabawne małe oczka. – Jak mi łobuzowali, to ja mówiłem jasno: „To wy mnie macie utrzymać, a nie ja mam się przed wami bronić! Nie chcecie księdza, nie ma sprawy! Ale jeśli mam wam służyć, to i wy macie mnie bronić. A nie jeszcze terroryzować”.

– I co? Poskutkowało?

– I to jeszcze jak! Zrozumieli, że gramy w jednej drużynie. Słuchaj… Jak mi nie zaczęły kobity przynosić do domu świń, kur, warzyw. Od tej pory nie musiałem się już martwić o to, co będzie na obiad. Ani o kościół. Sami pomagali mi w jego sprzątaniu. Ustalaliśmy dyżury.

– Bo to dobrzy ludzie są – tym razem do głosu dochodzi Bogdan. – Trzeba tylko przestawić się na te ich zwyczaje, sposób patrzenia na świat. Potem pozostaje już tylko kochać to miejsce. A złych ludzi i tak spotkasz. Niezależnie od kontynentu.

Czytaj także: Poznajcie s. Hanię, niezwykłą dyrektorkę szkoły z… dżungli!
MISJONARZ W BUSZU
Archiwum prywatne


Bez niczego, a jednak ze wszystkim
Naszą rozmowę powolutku zaczyna zagłuszać narastający szmer rosnącego dookoła buszu. Nadeszła noc. Z jednej strony głośna od owadów i pohukiwania zwierząt. A z drugiej dziwnie milcząca. W chatce, gdzie siedzimy zapada cisza. Mam wrażenie, że to milczenie między nami zupełnie nikomu nie przeszkadza. Po kilku chwilach słychać pierwsze krople. Przyszła ulewa. Siedzimy dalej w dolnej izbie naszej skrzypiącej chaty, przypatrując się tańczącemu coraz intensywniej płomykowi świecy. Bez prądu, bez bieżącej wody, bez niczego. Ale razem z odważnymi kapłanami. Mi to wystarczy.

To zabawne. Często silimy się, by opisać męstwo. Pięknymi, wzniosłymi słowami. Chcemy je możliwie w sposób pełny pochwycić. Ubrać w opis. Tych dwóch takiego opisu nie potrzebuje. Są na miejscu. Szczęśliwi. I potrzebni. Tak tutejszej społeczności górskich Papuasów – zwłaszcza teraz, gdy kilka tygodni temu ich ziemie nawiedziło bardzo silne trzęsienie ziemi – jak i takim ludziom ja jak. Nie-misjonarzom. Przybyszom na chwilę. Ludziom, którzy widząc ich bezpośredniość, życzliwość i oddanie swego życia, sami się zmieniają. Bo widzą, że to naprawdę możliwe.

Czytaj także: Sam środek Afryki, a tam polscy misjonarze otwierają szkołę muzyczną. Pierwszą w kraju
Ponieważ tutaj jesteś…
…mamy do Ciebie małą prośbę. Liczba użytkowników Aletei szybko rośnie, czego nie można powiedzieć o naszych przychodach z reklam - ale to jest problem, z którym boryka się wiele mediów elektronicznych. Niektóre z nich oferują więc swoim odbiorcom płatny dostęp do treści. To nie jest dobre rozwiązenie dla Aletei - naszą misją jest ewangelizacja i inspirowanie do lepszego chrześcijańskiego życia, dlatego chcemy docierać do jak największej liczby osób. Natomiast bardzo byśmy chcieli zredukować liczbę reklam na naszym portalu, lecz to nie jest możliwe do czasu, kiedy pozwolą nam na taki ruch inne źródła przychodu. Jak widzisz, nadal potrzebujemy Twojego wsparcia. Dbanie o jakość Aletei wymaga od nas nie tylko ciężkiej pracy, ale także znaczących nakładów finansowych. Będziemy kontynuować naszą misję, jednak jeśli możesz nam w tym pomóc, wspierając nas finansowo, będziemy za to ogromnie wdzięczni, a Aleteia będzie się mogła dalej rozwijać.

...

Zawsze jest ekstremalnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:29, 22 Mar 2018    Temat postu:

Ksiądz z Dębicy zginął podczas misji w Tanzanii
Redaktor Sylwia Indycka-Rosół
Sylwia Indycka-RosółRedaktor
21/03/2018 18:12Przeczytaj poźniej
Zdjęcie z artykułu: Ksiądz z Dębicy zginął podczas misji w Tanzanii
Ksiądz z Dębicy zginął podczas misji w Tanzanii; Pixabay/_Alicja_
Ilustracja do artykułu Ksiądz z Dębicy zginął podczas misji w Tanzanii
Polski misjonarz Adam Bartkowicz utopił się w afrykańskiej rzece Dar Es Salaam. Duchowny miał 35 lat.



Nie żyje Adam Bartkowicz, duchowny z Dębicy, który był misjonarzem.

Frysztak: Kurier zatrzasnął się we wnętrzu dostawczaka. Konieczna była pomoc policji
Frysztak: Kurier zatrzasnął się we wnętrzu dostawczaka. Konieczna była pomoc policji
Z głębokim smutkiem informujemy wszystkich o tragicznej śmierci Księdza Adama Bartkowicza ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich. Ksiądz Adam utonął dziś 20 marca 2018 roku w Dar Es Salaam w Tanzanii w wieku 35 lat - napisał w specjalnym oświadczeniu przełożony Polskiej Prowincji ks. Andrzej Grych ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich.

Wiadomo, że ksiądz utopił się w rzece Dar Es Salaam. Szczegóły zdarzenia nie są jednak znane.

...

Bóg go zatem powolal...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:49, 30 Maj 2018    Temat postu:

nie_daje_rady
1 godz. temu dodał
Na wykopie zdziwienie podstawami chrześcijaństwa - co to jałomużna?
Pojawiło się znalezisko zdziwionych tym, że w dniu modlitw za misje uczymy małych chrześcijan, że należy pomagać potrzebującym, w tym przypadku na misjach. Opisuję dlaczego chrześcijanie powinni pomagać potrzebującym.

Skąd to się bierze?

W 22 rozdziale Ewangelii Mateusza Jezus został zapytany przez faryzeuszy, które przykazanie w Prawie jest największe?
Odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie.
Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.

Stąd też wziął się nakaz pomocy bliźniego, w tym i finansowa zwana jałomużną.

Co to za zwierz ta jałmużna – datek dla biednych i potrzebujących.
W chrześcijaństwie jałmużna należy do uczynków miłosierdzia i zalecana jest szczególnie w takich okresach jak wielki post i adwent. W islamie uznaje się jałmużnę za obowiązek każdego muzułmanina (jest to jeden z pięciu filarów islamu).
Tak o tym temacie wypowiadał się niedawno Papież:
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
Usłyszana przez nas Ewangelia pozwala nam odkryć istotny aspekt miłosierdzia: jałmużnę. Dawanie jałmużny może się wydawać rzeczą prostą, ale musimy uważać, aby nie ogołocić tego gestu z wielkiej zawartej w nim treści. Termin „jałmużna” pochodzi bowiem z języka greckiego i oznacza właśnie „miłosierdzie”. Zatem jałmużna powinna nieść z sobą całe bogactwo miłosierdzia. A ponieważ miłosierdzie wyraża się na tysiące dróg i tysiące sposobów, to także jałmużna wyraża się na wiele sposobów, aby ulżyć trudnościom osób potrzebujących.
Obowiązek jałmużny jest równie stary jak Biblia. Ofiara i jałmużna były dwoma obowiązkami, jakich musiała przestrzegać osoba religijna. W Starym Testamencie znajdujemy ważne strony, gdzie Bóg wymaga szczególnej troski o ubogich, o osoby, które czasami nic nie mają, o cudzoziemców, sieroty i wdowy. A w Biblii kwestia ta powraca stale jak refren: potrzebujący, wdowa, obcy, cudzoziemiec, sierota – powracają jak refren. Bóg bowiem pragnie, aby Jego lud opiekował się tymi naszymi braćmi. Powiedziałbym, że są oni wręcz w centrum orędzia. Chwalenie Boga poprzez ofiary i chwalenie Boga poprzez jałmużnę. Wraz z obowiązkiem, aby o nich pamiętać, dana jest też cenna wskazówka: „Chętnie mu udziel, niech serce twe nie boleje, że dajesz” (Pwt 15,10). Oznacza to, że miłość wymaga przede wszystkim postawy wewnętrznej radości. Ofiarowane miłosierdzie nie może być ciężarem lub utrapieniem, od którego trzeba uwolnić się w pośpiechu. Jakże wielu ludzi usprawiedliwia się mówiąc: dlaczego mam dawać pieniądze temu człowiekowi, który natychmiast pójdzie kupić za nie wino, żeby się upić. Jeśli on się upija, to dlatego, że nie ma innej drogi. A ty co sam robisz w ukryciu, kiedy nikt cię nie widzi? I ty jesteś sędzią owego biednego człowieka proszącego cię o pieniądze na szklankę wina?
Chciałbym przypomnieć epizod starego Tobiasza, który po otrzymaniu dużej sumy pieniędzy, wezwał swego syna i pouczył go słowami: „wszystkim, którzy postępują sprawiedliwie, dawaj jałmużnę [...] Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka, a nie odwróci się od ciebie oblicze Boga” (Tb 4,7). Są to słowa bardzo mądre, które pomagają zrozumieć wartość jałmużny.
Jezus, jak słyszeliśmy, pozostawił nam na ten temat bezcenną naukę. Domaga się przede wszystkim, abyśmy nie czynili jałmużny, żeby być chwalonymi i podziwianymi przez ludzi z powodu naszej hojności. „Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa” (Mt 6,3). Nie liczą się pozory, ale zdolność do zatrzymania się, by spojrzeć w oczy osobie proszącej o pomoc. Każdy z nas może zapytać samego siebie: czy jestem zdolny, aby się zatrzymać i spojrzeć w twarz, spojrzeć w oczy osobie, która mnie prosi o pomoc? Czy potrafię? Nie możemy zatem utożsamiać jałmużny jedynie z rzuceniem w pośpiechu monety, nie spojrzawszy na osobę i nie zatrzymując się, aby porozmawiać i zrozumieć, czego ona rzeczywiście potrzebuje. Jednocześnie musimy odróżnić ubogich od różnych form żebractwa, które nie czynią dobrej przysługi prawdziwie ubogim.
Reasumując jałmużna jest aktem miłości, skierowanym do napotkanych osób. Jest to gest szczerej uwagi wobec tych, którzy się do nas zbliżają i proszą o naszą pomoc, dokonany w tajemnicy, gdzie tylko Bóg widzi i rozumie wartość dokonanego aktu.
Ale dawanie jałmużny powinno być dla nas także poświęceniem. Pamiętam pewną matkę, która miała troje dzieci, około sześciu, pięciu i trzech lat. Zawsze uczyła ona swoje dzieci, że trzeba dawać jałmużnę ludziom, którzy o to proszą. Jedli obiad i każde miał kotlet schabowy jak mówią w mojej ojczyźnie w panierce. Kiedy ktoś zapukał do drzwi, najstarsze z nich poszło otworzyć i powiedziało: „Mamo, jakiś biedak prosi o jedzenie, co zrobimy?”. „Ależ damy mu” – odpowiedziała cała trójka. „Dobrze, weź połowę twojego kotleta, ty drugą, a ty trzecią i zrobimy jemu dwie kanapki”. - „O nie, mamo!”. - „Ach, nie? Daj z tego, co jest twoje. Daj z tego, co ciebie kosztuje. To oznacza zaangażowani się wobec ubogiego. Pozbawienie się czegoś mojego, aby dać tobie. Rodzice, bądźcie czujni i wychowujcie wasze dzieci aby w ten sposób dawały jałmużnę, były szczodre z tego co posiadają.
Przyswójmy sobie zatem słowa apostoła Pawła: „We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: «Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu»” (Dz 20,35; por. 2 Kor 9,7). Dziękuję.

...

Niestety! Wyrosla juz w kraju dzicz nie rozumiejaca podstaw Ewangelii! Bez Boga jak widzicie nie ma zadnego dobra. Wyrastaja psychole.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:34, 02 Cze 2018    Temat postu:

Ewangelizować z radością - Kongo 2014
Ognisko Misyjne325 wyświetleń

Opublikowany 2 sie 2015
Film jest relacją z siódmego stażu misyjnego kleryków tarnowskiego seminarium w Afryce. Klerycy po raz pierwszy odwiedzili Kongo, kraj w którym zginął śmiercią męczeńską ks. Jan Czuba

https://youtube.com/watch?v=pLvSaW9-Ksk

...

Serce rosnie. Kraj tego bardzo potrzebuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:09, 10 Cze 2018    Temat postu:

Misjonarz, który przekształcił wysypisko w wioskę, kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla
Gelsomino del Guercio | 10/06/2018

STANE KERIN | DRUŽINA
Udostępnij
Ta historia rozgrywa się w stolicy ubogiego Madagaskaru, a jej bohaterem jest ojciec Pedro Opeka, przez wielu ludzi porównywany do Matki Teresy z Kalkuty.

Niektórym kojarzy się z Matką Teresą, inni porównują go do Abbè Pierre’a. We Francji działalność humanitarna ojca Pedro Opeki jest dobrze znana. Wspierała ją sama Michelle Mitterand jako Pierwsza Dama Francji, zabiegając o fundusze i sponsorów dla misji tego zakonnika pochodzenia słoweńskiego, wychowanego w Argentynie i działającego na Madagaskarze (gdzie zbudował aż 17 wiosek).

Obecnie ojciec Pedro Opeka przebywa w Rzymie, by zbierać fundusze za pośrednictwem charytatywnych przyjęć, promować swoją kandydaturę do Pokojowej Nagrody Nobla i spotkać się z papieżem Franciszkiem (Il Messaggero, 30 maja).





Pedro Opeka. Po raz pierwszy w Akamasoa
69-letniemu misjonarzowi lazaryście udało się coś, co dla najbiedniejszych mieszkańców Madagaskaru było prawdziwym cudem. Jest nim wioska Akamasoa (dosłownie „Dobrzy przyjaciele”), położona u wrót stolicy Antananarivo, w okolicy ogromnego wysypiska śmieci.

Wszystko zaczęło się w 1989 roku, kiedy ojciec Pedro znalazł się tu po raz pierwszy. Najbardziej poruszył go wówczas widok dzieci żyjących na wysypisku, próbujących jakoś przeżyć w skrajnej nędzy, pośród chorób, bez szkoły, opieki zdrowotnej i przede wszystkim bez przyszłości.

Czytaj także: Siostra z „Misji Dworcowej”: Jestem dla nich mamą, tatą i siostrą


Godność na wysypisku śmieci
Pomysł ojca Pedro był prosty: trzeba pomóc tym ludziom pomagać samym sobie. Udało mu się to dzięki niewielkim datkom i darowiznom od miejscowych wspólnot religijnych. W okolicy wysypiska leży kopalnia granitu. Każdy, kto był gotów pracować, mógł wyrabiać cegły, kostkę, płytki i żwir na sprzedaż dla firm budowlanych w zamian za niewielkie wynagrodzenie, wystarczające na zakup ryżu i wyżywienie rodziny.

I tak, pod kierownictwem ojca Pedro, mieszkańcy wysypiska złączyli siły, widząc, że praca daje im iskierkę nadziei na godne życie (Aci Stampa, 30 maja).


© Rijasolo
Le père Pedro Opeka


Praca i prefabrykaty
W ciągu dziesięciu lat tysiące rodzin odzyskały godność. Mieszkańcy wioski wspólnie wznosili domki z prefabrykatów, nauczyli się wykorzystywać surowce wtórne i organizować w spółdzielnie pracy.

Ojciec Pedro często powtarza, że ubóstwo to nie fatum, lecz smutna rzeczywistość, która ma konkretne przyczyny i z którą można walczyć.

Czytaj także: Ma zespół Downa, ale jest misjonarzem i nauczycielem języka migowego!


Msza święta dla 8 tysięcy ludzi
W Akamasoa niezwykle ważna jest również troska o ducha. Niedzielna msza święta to niezwykła uroczystość, w której aktywnie uczestniczy blisko 8 tysięcy ludzi, modląc się i śpiewając Panu z sercem pełnym wdzięczności.

W wywiadzie udzielonym Vatican News (30 maja) ojciec Pedro powiedział, że msza przyciąga także wielu turystów. Po ponad trzygodzinnej mszy wielu z nich, często zadeklarowanych ateistów, czuje w sercu wezwanie Boga.

...

Wspanialy wzor


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:51, 01 Lip 2018    Temat postu:

KOŚCIÓŁ
Na misje zamiast na wakacje? Ciekawy trend wśród młodych
Katolicka Agencja Informacyjna | 29/06/2018
MISJONARZE W AFRYCE
Shutterstock
Udostępnij
Dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych w archidiecezji poznańskiej zwrócił uwagę na systematycznie wzrastającą liczbę młodych świeckich wolontariuszy misyjnych.

Podczas nieszporów, w wigilię uroczystości świętych apostołów Piotra i Pawła, bp Gerhard Feige z Magdeburga i abp Stanisław Gądecki wręczyli krzyże misyjne 87 osobom z różnych środowisk misyjnych archidiecezji poznańskiej. Młodzi misjonarze wyjadą w różne zakątki świata na wakacyjne doświadczenia misyjne.


Czytaj także:
Helena Kmieć i Anita Szuwald. Bóg dotknął je świętością: jedną powołał do siebie, drugą powołał na świadka


Apostolskie zaangażowanie świeckich
W kazaniu bp Grzegorz Balcerek nawiązał do niedawno zakończonych centralnych obchodów jubileuszu 1050-lecia najstarszego biskupstwa na ziemiach polskich.

„W naszym jubileuszu nie chodziło tylko o wspomnienie przeszłości, ale bardziej o przyszłość. Ona należy do Pana Boga, ale zależy także od nas, od naszej gorliwej ofiarnej służby i stylu naszej pracy” – mówił biskup pomocniczy archidiecezji poznańskiej.

Bp Balcerek podkreślił, że na naszych oczach rodzi się nowa jakość w całym Kościele, w naszej Ojczyźnie i archidiecezji. Tym nowym stylem jest niespotykane dotąd zaangażowanie świeckich w apostolstwo. Kaznodzieja zaznaczył, że żywym przykładem tego są młodzi udający się na doświadczenie misyjne.

„Oby to nie było doświadczenie jednych wakacji, oby pośród młodych znaleźli się tacy jak dr Wanda Błeńska, przez dziesiątki lat ofiarna misjonarka” – stwierdził bp Balcerek.

„Apostolstwo świeckich to nie tylko nasze doświadczenia, takie jest nauczanie Kościoła, misja, którą Chrystus powierza swoim uczniom, powinna być wypełniana przez wszystkich, którzy tworzą Kościół” – dodał kaznodzieja.



Młodzi wolontariusze – misjonarze
Podczas nieszporów metropolita poznański pobłogosławił krzyże misyjne wolontariuszom, którzy udadzą się do Kenii, Rwandy, Ghany, Izraela, Brazylii, Mozambiku, Ekwadoru, Etiopii, Indonezji, Irlandii i na Ukrainę.

W rozmowie z KAI ks. dr Dawid Stelmach podkreśla, że młodzi, którzy udadzą się niebawem w różne części świata, pochodzą z różnych środowisk misyjnych, ale łączy ich duży potencjał, zaangażowanie i chęć dzielenia się wiarą.


Czytaj także:
Helena Kmieć – Idealna święta na nasze czasy. Rozmowa z siostrą zamordowanej misjonarki
„Młodzi wyjeżdżający na doświadczenie misyjne czynią konkretne dobro wraz z misjonarzami w Kościele lokalnym i we wspólnocie z naszym Kościołem” – zaznaczył.

Zwrócił uwagę na systematycznie wzrastającą liczbę wolontariuszy misyjnych z archidiecezji, udających się na doświadczenie misyjne. „Widać, że to, co jeszcze przed wojną udało się zasiać w Akademickim Ruchu Misyjnym i co kontynuowali dr Wanda Błeńska i o. Marian Żelazek znajduje naśladowców. Cieszymy się, że ponad 90-letnia tradycja dzieła misyjnego nadal trwa” – zauważa dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych w archidiecezji poznańskiej.



Idźcie na cały świat
Na przełomie lipca i sierpnia grupa studentów z Akademickiego Koła Misjologicznego (AKM) im. dr Wandy Błeńskiej działającego przy Wydziale Teologicznym UAM po raz kolejny uda się na doświadczenie misyjne w Domu Pokoju w Jerozolimie. Drugą grupę z AKM będą stanowić młodzi, którzy na przełomie sierpnia i września wyjadą do ośrodka sióstr klaretynek w indonezyjskiej Weluli.

Z kolei w sierpniu posługę misyjną w Domu Pokoju w Betlejem odbędą wolontariusze skupieni wokół Projektu Opalenica dla Betlejem, a we wrześniu młodzi z Duszpasterstwa Akademickiego „Morasko” im. Bł. Pier Giorgia Frassatiego.

Członkowie Przymierza Miłosierdzia będą posługiwać w Rio de Janeiro i w São Paulo w Brazylii. Młodzi z tej wspólnoty wyjadą też do Maputo w Mozambiku i do Gródka Podolskiego na Ukrainie. Na Ukrainę wyjadą też młodzi z Wolontariatu Misyjnego Rób Dobro oraz z Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie w Poznaniu.

W krajach afrykańskich – Etiopii, Rwandzie, Kenii i Ghanie będą posługiwać osoby związane z Fundacją Redemptoris Missio i Wolontariatem misyjnym przy parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Poznaniu.

Najdłużej, bo od września 2018 r. do czerwca 2019 r. na wolontariacie misyjnym w Dublinie w Irlandii będą członkowie Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie w Poznaniu. Młodzi z tej wspólnoty pojadą też na przełomie lipca i sierpnia do Ekwadoru.

KAI/ks

...

Znakomity trend!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:35, 15 Lip 2018    Temat postu:

Masz stare nieużywane okulary? Oddaj je misjonarzom, a posłużą potrzebującym
Katolicka Agencja Informacyjna | 02/07/2018
OKULARY DO CZYTANIA
Unsplash CC0
Udostępnij 230
Prosta i genialna akcja. Przejrzyj szuflady i wyciągnij stare okulary.

Do 13 lipca parafia Wniebowstąpienia Pańskiego na warszawskim Ursynowie zbiera okulary korekcyjne. Wujek jednego z księży pracujących w tej parafii jest od 46 lat misjonarzem na Madagaskarze. Obecnie przebywa na urlopie w Polsce i zebrane okulary zawiezie podopiecznym swojej misji.

Na Madagaskarze okulary są drogie, ludzie nie mają na nie pieniędzy, dlatego z pomocą przychodzą im misjonarze. Niepotrzebne już okulary można przynosić do kancelarii lub zakrystii parafii Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie, opisując je słowem „Madagaskar”.

Podobne akcje zorganizowali wcześniej m.in. franciszkanie, którzy zebrali 2,5 tys. okularów dla misji w Kenii. Poznańska Fundacja Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio” zebrała w zeszłym roku okulary dla placówek misyjnych w Etiopii, Kamerunie, RPA i Jamajce.

Kontakt do parafii znajdziecie TUTAJ
[link widoczny dla zalogowanych]

...

Misje bardzo wazna sprawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:30, 29 Lip 2018    Temat postu:

Parafia na Saharze. Tu za nawracanie grożą ciężkie kary
Joanna Szubstarska | 18/07/2018
Udostępnij
Karol de Foucauld pisał, że w ciągu wielu lat misji na Saharze nie miał wśród miejscowych prawdziwego nawrócenia. O jakich owocach swojej działalności mogą dziś mówić pracujący tam Ojcowie Biali?
ajwięcej polskich misjonarzy pracuje w Afryce. Wielu z nich to Ojcowie Biali. „Pan Jezus pokazał nam, że miłość to nie emocje i uczucia, a raczej decyzja i ofiara w intencji drugiego człowieka. Tak więc można śmiało powiedzieć, że pokochałem tutejszych ludzi wraz z ich rzeczywistością. Choć tutejsza praca jest bardzo trudna i odmienna od posługi pośród chrześcijan, to jednak jest ona posługą dla bliźniego” – mówi o. Krzysztof Stolarski ze zgromadzenia Ojców Białych, posługujący na Saharze w Algierii.
„Nasz założyciel, kard. Lavigerie, mawiał: Kochajcie ludzi, do których jesteście posłani! Ludność algierska jest bardzo zróżnicowana etnicznie i kulturowo, ale wszyscy potrzebują życzliwości i dobroci” – dodaje misjonarz.
Przyjaźń z Afrykańczykami
Misje prowadzi się we wspólnocie. Afrykańczykom trudno byłoby zrozumieć człowieka żyjącego w izolacji. Bycie i posługa wśród ludzi, którzy są odmienni nie tylko pod względem etnicznym, lecz także religijnym, jest wyzwaniem. Ale może stać się też drogą do zawiązania głębokich przyjaźni.
„Jedną z największych przeszkód, która bardzo rzuca się w oczy, jest ignorancja” – opowiada o. Krzysztof. – Nie znamy się nawzajem, za to często posługujemy się stereotypami i uprzedzeniami. Dlatego też kontakt osobisty i relacje przyjaźni są tak ważne i prowadzą do wzajemnego poznania człowieka i jego wiary”.
Jak wygląda modlitwa z Afrykańczykami?
Modlitwa z Afrykańczykami jest taka, jak z Polakami – przekonuje o. Stolarski. „ Nasza algierska parafia liczy 10 osób , w większości są to obcokrajowcy, jesteśmy bardzo zróżnicowani kulturowo. Modlimy się tylko z katolikami, więc nasza modlitwa różni się jedynie językiem – posługujemy się językami francuskim lub arabskim. Czasami zapraszani jesteśmy do Kościoła protestanckiego, do którego należy wielu Algierczyków” (choć oczywiście dominującą religią na tamtych terenach jest islam).
Owoce nawrócenia na Saharze
Karol de Foucauld pisał, że w ciągu wielu lat misji na Saharze nie miał wśród miejscowych prawdziwego nawrócenia. O jakich owocach pracy misyjnej można mówić dzisiaj? „W naszym kraju za
nawracanie innych grożą ciężkie kary ” – wyjaśnia misjonarz.
„Zresztą nie jesteśmy tutaj po to, aby nawracać innych, ale raczej siebie, zgodnie z ewangelicznym:
Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię i aby świadczyć, że Bóg, który jest Stworzycielem i Ojcem wszystkich ludzi, jest Miłością. Nie znaczy to, że brak tu ludzi, którzy szukają Jezusa…” – dodaje o. Stolarski.
Kościół katolicki w Algierii stanowi bardzo malutki procent, ale „gdzie dwóch lub trzech jest zebranych w moje imię, tam jestem wśród nich” (Mt 18,20). „Nie naszym zadaniem jest oglądanie owoców swojej pracy; naszym zadaniem jest zwiastowanie Dobrej Nowiny” – podkreśla o. Krzysztof. I dodaje, że misjonarze mają wokół wielu przyjaciół – otwartych i życzliwych. Ten fakt można nazwać pierwszym owocem posługi Kościoła i misjonarzy, którzy byli tu wcześniej.

...

Piekna i wazna praca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:11, 04 Lis 2018    Temat postu:

Spakować życie w dwie walizki i jechać na misje. Jezus jedynym zabezpieczeniem!
Katarzyna Szkarpetowska | 20/10/2018
POLSKA MISJONARKA W BRAZYLII
fot. Natana Świerad
Udostępnij
Im bardziej jesteśmy „puści”, tym bardziej Pan Bóg może nas „napełnić” – mówi misjonarka siostra Natana Świerad. Zobaczcie fantastyczne zdjęcia z misji polskich sióstr zakonnych.

Kliknij tutaj, by przejrzeć galerię

Katarzyna Szkarpetowska: Jak odkryła Siostra powołanie do życia zakonnego?

S. Natana Świerad CSSJ: Wszystko zaczęło się, gdy na początku szkoły średniej zmuszona byłam poddać się operacji kolana, która spowodowana była kontuzją. Po operacji czekała mnie długa rehabilitacja, w czasie której poznałam ówczesną panią ordynator oddziału rehabilitacji w brzeskim szpitalu. Pani doktor zaproponowała mi zaangażowanie się we wspólnotę, którą właśnie zakładała w moim mieście.

Początkowo nie byłam zachwycona tą propozycją, bo nigdy nie miałam styczności z chorymi dziećmi, a i do Kościoła nie zawsze było mi po drodze. Ostatecznie jednak postanowiłam spróbować. Wspólnota ta bardzo szybko przerodziła się w nasz drugi dom, coraz częściej odwiedzaliśmy się, jeździliśmy na wspólne wakacje i wycieczki.

Aby lepiej poznać wspólnotę, opiekunowie zostali wysłani na spotkanie organizacyjne tych samych wspólnot z innych miast do domu Sióstr Świętego Józefa w Tarnowie – i tak zaczęła się moja przygoda z siostrami józefitkami. W tym domu zobaczyłam wiele sióstr, które z uśmiechem i dobrym słowem zaczepiały nas na korytarzach. Były radosne, spontaniczne, pełne pokoju i rozmodlone. Zadziwiła mnie ta wielka radość płynąca z głębi serca i postanowiłam spotkać się z siostrami, zadać im kilka pytań.

Zobaczcie fantastyczne zdjęcia z misji polskich sióstr zakonnych:



POLSKA MISJONARKA W BRAZYLIIGaleria zdjęć


Siostro, a skąd w ogóle pomysł, by wyjechać na misje, w dodatku do Brazylii?

Pomysł zrodził się już w postulacie. Na wakacje przyjeżdżały siostry misjonarki i przychodziły do nas na spotkania, by poopowiadać o życiu misyjnym. Podczas jednego z takich spotkań serce zabiło mi mocniej i poczułam, że to moja droga. Od samego początku też zrodziło się pragnienie wyjazdu do Brazylii, choć posługujemy również w kilku krajach Afryki.

Pragnienie dojrzewało i wzrastało długo, każdego dnia modliłam się, aby Jezus pozwolił mi wyjechać, a jeśli jest inna Jego wola, to by zabrał ode mnie to pragnienie. Przez trzynaście lat pragnienie systematycznie wzrastało. Na drodze wzrostu i odkrywania powołania misyjnego wzorem oddania ubogim stał się dla mnie św. ks. Zygmunt Gorazdowski – nasz Założyciel. Kiedy czytałam o nim książkę „Wezwany do miłosierdzia”, zrozumiałam, że tylko wtedy będę szczęśliwa, jeśli wyłącznym moim zabezpieczeniem stanie się Jezus.

Św. ks. Zygmunt, choć był bardzo schorowany, od dzieciństwa nie oszczędzał się. Zawsze był do dyspozycji swoich ubogich, dla których otworzył wiele dzieł i sam w nich posługiwał. Wszystkiego się wyzbywał – chodził w łatanej sutannie, a kiedy dostał nową, natychmiast oddawał ją klerykowi. Zrozumiałam, że tylko życie wolne od przywiązań, w bezgranicznym zaufaniu Bogu, może uczynić mnie szczęśliwą i gotową pójść na krańce świata. Kiedy nadszedł dzień pakowania, okazało się, że praktycznie muszę oddać wszystkie moje rzeczy. Zabrać jedynie to, co jest najpotrzebniejsze, i co zmieści się w dwóch walizkach.

Z jaką misją w sercu przyjechała Siostra do Brazylii?

Od dawna rodziło się we mnie pragnienie bycia z ludźmi w ich codzienności. Tak naprawdę przyjechałam otwarta na wszelkie wyzwania, jakie tutaj mogą mnie czekać. Jedyne, czego pragnę, to nadstawiać ucha, by usłyszeć Ducha Świętego, który wskaże mi drogę i nią poprowadzi. Jako Józefitki posługujemy na wielu płaszczyznach: na favelach, w szpitalach, w przedszkolu, szkole, w duszpasterstwie dzieci, młodzieży i dorosłych.

Misje są terenem, gdzie pracy nigdy nie brakuje, więc każda z nas uczy się być „wielofunkcyjna”.

Czy było coś, czego przed wyjazdem Siostra obawiała się?

Tak, najbardziej obawiałam się dwóch rzeczy: języka, którego obecnie się uczę, a także klimatu. Na razie przebywam w Kurytybie – mieście z największym ośrodkiem polonijnym w Brazylii. Przez wielu mieszkańców z polskimi korzeniami nazywana jest „Chicago Ameryki Południowej”, gdzie są europejskie temperatury, więc szoku termicznego nie doznałam.


Czytaj także:
Na misje zamiast na wakacje? Ciekawy trend wśród młodych
Co było dla Siostry największym zaskoczeniem tuż po przyjeździe?

Zdecydowanie najbardziej zaskoczyli mnie mieszkańcy, którzy są bardzo radośni, otwarci, chętni do rozmów i na „dzień dobry” traktują cię jak swojego. Tutaj w Kurytybie jest jeszcze wielu mieszkańców, którzy mają korzenie polskie – starsi potrafią jeszcze trochę rozmawiać po polsku, młodsi już nie, ale chętnie powiedzą „dzień dobry”, „jak się masz?” i cieszą się, że mogą przywitać przybysza w jego ojczystym języku.

Jaki był ten pierwszy dzień w Kurytybie?

Do Kurytyby dotarłam przed południem, więc od razu z lotniska udałam się na Eucharystię, po której był powitalny obiad we wspólnocie z siostrami. Bezpośrednio po obiedzie udałyśmy się do naszego przedszkola, tam już oczekiwały na nas dzieci. Po spotkaniu z dziećmi – modlitwa i czas na sen, wtedy wyjątkowo przeze mnie wyczekiwany po ponad dwudziestu godzinach lotu i pięciogodzinnej różnicy czasu.

Dzieci przywitały Siostrę piosenką w języku polskim…

Tak, śpiew dzieci w języku polskim był dla mnie niesamowitym przeżyciem – od razu skradły moje serce. Nie spodziewałam się takiej niespodzianki. Myślałam, że siostry będą tłumaczyć mi tekst, a tu się okazuje, że – o dziwo! – rozumiem, co do mnie mówią.

Na co dzień w jakim języku porozumiewa się Siostra z dziećmi?

Śmieję się, że porozumiewam się z nimi językiem miłości – uśmiechamy się do siebie, układamy klocki, ale pojedyncze wyrazy czasem do siebie powiemy. Najbardziej lubię przebywać z najmłodszą grupą, bo oni, tak jak ja – ledwo mówią, więc nam łatwiej się komunikować, czasem trochę na migi. Jeszcze czeka mnie trochę pracy z językiem i wkrótce się dogadamy (uśmiech).

Jak wygląda Siostry dzień?

Obecnie dzień wygląda spokojnie: Eucharystia, modlitwy, wspólne posiłki i praca. Na razie pomagam w domu i czasem w przedszkolu, jednak większość czasu – tyle, ile jestem w stanie, poświęcam na naukę języka.

Jest Siostra tutaj szczęśliwa?

Bardzo szczęśliwa. Czuję, że jestem na swoim miejscu. W końcu spełniło się moje marzenie, na które czekałam trzynaście lat, bo tyle mija właśnie od napisania przeze mnie pierwszej prośby o wyjazd na misje. Pan Bóg przez te lata szlifował mnie i zaprawiał do zadań, które zapewne będą mnie tutaj czekać. Jak widać, dużo czasu potrzebowałam na to szlifowanie i pogłębianie z Nim relacji, ale warto było czekać. On zna czas i ten czas jest właściwy.

Jak tutaj, w Brazylii, będzie Siostra obchodziła Światową Niedzielę Misyjną?

Uroczyście, w parafii podczas Eucharystii, a także we wspólnocie wraz z siostrami, dziękując Panu Bogu za każdego misjonarza i misjonarkę. To ważne, by o sobie pamiętać i wspierać się modlitwą. Jak podają statystyki, aktualnie posługuje na misjach 2004 polskich misjonarzy i misjonarek. Przebywają oni w 99 krajach na 5 kontynentach, zatem modlitwa jest bardzo potrzebna.

Nie każdy chrześcijanin wyjeżdża na misje, ale niewątpliwie każdy chrześcijanin ma w swoim życiu jakąś misję do wypełnienia. Jak odkryć, co nią jest?

Zdecydowanie każdy otrzymał do wypełnienia inną misję. Miewamy problemy w odkryciu tego, co jest nam dane i zadane przez Boga. Pęd dzisiejszego świata nam w tym nie pomaga. Wiele razy obserwowałam ludzi – czy to idących ulicą, czy jadących autobusem – i zauważyłam, że boimy się ciszy. Telefon w ręce i umysł w wirtualnym świecie, słuchawki na uszach, a w nich głośno grająca muzyka.

A przecież potrzebujemy ciszy, by usłyszeć samych siebie. By wejść w relację z sobą – zobaczyć, jacy jesteśmy, jak żyjemy, czy idziemy właściwą drogą. Bo może się okazać, że idziemy obok drogi, którą wyznaczył nam Bóg, taką drogą trochę zaplanowaną i upiększoną przez nas samych. Jeśli wejdziemy z sobą w relację, usłyszymy, co w nas jest, to ważne, byśmy podzielili się swymi spostrzeżeniami z kierownikiem duchowym lub z osobą, która towarzyszy młodym i jest w stanie pomóc rozeznać drogę. Warto też prosić Pana Boga o łaskę odkrycia tego, co dla nas przygotował.

Ktoś może powiedzieć: No dobra, ale ja się nie nadaję, jestem słaby, zawodzę.

Nic nie szkodzi. To Bóg ma przez nas działać, a nie my swoimi siłami. Im bardziej jesteśmy „puści”, tym bardziej Pan Bóg może nas „napełnić” swoją mocą – taki paradoks. Skoro nas Bóg wybrał do jakiegoś zadania, to znaczy, że to właśnie my potrafimy je najlepiej wykonać Jego Mocą – ON nas do tego uzdolni. Nie bójmy się być szaleńcami Pana Boga.

...

Piekne zycie na misjach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133577
Przeczytał: 66 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:10, 18 Lut 2019    Temat postu:

Hiszpania: rząd prosi władze Burkina Faso o wyjaśnienie zabójstwa misjonarza
PAP / kw data17.02.2019 20:26
(fot. shutterstock.com)

Hiszpania zażądała 16 lutego od władz Burkina Faso w Afryce rozpoczęcia dochodzenia w sprawie zabójstwa misjonarza salezjanina ks. Antonio Césara Fernándeza.

Jej ambasador w Mali (któremu podlega też sąsiednie Burkina Faso) uda się wkrótce do tego kraju, aby na miejscu uczestniczyć w całym niezbędnym postępowaniu. Jednocześnie za pośrednictwem Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Współpracy rząd wyraził "jak najbardziej stanowcze potępienie i zaniepokojenie" z powodu śmierci swego rodaka, do której doszło 15 bm.

Ponadto władze zaproponowały "całkowitą współpracę" z rządem tego zachodnioafrykańskiego kraju w celu wyjaśnienia wszystkich okoliczności zbrodni. Ambasador w Mali nawiązał już kontakt z rodziną zamordowanego, wyrażając jej współczucie i zapewniając o wielorakiej pomocy.

72-letni misjonarz hiszpański ks. Antonio César Fernández Fernández padł wczesnym popołudniem 15 lutego ofiarą ataku dżihadystów wraz z pięcioma innymi osobami w prowincji Boulgou, ok. 40 km od południowej granicy państwa. Napastnicy oddali do niego trzy strzały z broni palnej, gdy znajdował się w samochodzie z dwoma współbraćmi zakonnymi ze wspólnoty ze stolicy kraju - Wagadugu. Wracali oni ze stolicy sąsiedniego Togo - Lomé, gdzie brali udział w pierwszej sesji kapituły prowincjalnej Inspektorii Salezjańskiej Frankofońskiej Afryki Zachodniej (AFO).

Samochód, prowadzony przez o. Fernándeza, musiał się zatrzymać przed punktem kontroli celnej w Nouhao na granicy z Ghaną i Togo. Wówczas pojazd został otoczony przez dżihadystów, którzy od razu zabili hiszpańskiego kapłana i czterech celników z Burkina Faso. Pozostali misjonarze zostali ranni.

W Burkina Faso od dawna już dochodzi do coraz częstszych starć między siłami bezpieczeństwa a różnymi grupami islamskimi, działającymi głównie w Mali i Nigrze. Po raz pierwszy natomiast doszło do ataku w środkowo-wschodniej części kraju.

Ks. Antonio César Fernández Fernández urodził się w Pozoblanco (Andaluzja) 7 lipca 1946. Od 55 lat posługiwał jako misjonarz a 46 lat jako kapłan. Pracę misyjną pełnił w różnych krajach afrykańskich, począwszy od Togo w 1982, gdy anno przybyli tam pierwsi salezjanie. Pełnił różne funkcje w Towarzystwie Salezjańskim, m.in. zajmował się nowicjuszami (1988-9Cool i był delegatem AFO na kapitule generalnej zgromadzenia w 2002. Od kilku lat pracował duszpastersko w Burkina Faso.

...

Misjonarstwo za najwyzsza cene.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy