Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Rola księży ...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:08, 21 Cze 2017    Temat postu:

Sutanna: Nie galowy mundur, a strój do roboty
Ks. Michał Lubowicki | Czer 21, 2017

Elliott Franks /eyevine/EAST NEWS
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Chodzenie w sutannie może i powinno być samo w sobie modlitwą, ale nie staje się nią automatycznie przez zapięcie guzików.

Sutanna to strój duchownych i tych, którzy przygotowują się, by zostać księżmi. Pewien kleryk w dniu, kiedy po raz pierwszy założył sutannę otrzymał list od swojego starszego o kilka lat przyjaciela. Oto, czego dowiedział się o sutannie:

Sutanna. Dzisiaj w twoich oczach jest piękniejsza od sukni panny młodej. Jesteś w niej szczęśliwy i słusznie. Czekałeś na nią od początku seminarium.

Mam nadzieję, że będziesz w niej tak samo szczęśliwy, gdy zacznie być dla ciebie i tym, do myślenia o czym skłania jej kolor – śmiertelnym giezłem, mundurem do umierania. Dzisiaj jest suknią ślubną, którą się zachwycasz ty, twoi bliscy i przyjaciele. Bądź nią tak samo zachwycony, gdy zacznie być samotnią, klatką, piecem, w którym Bóg będzie Cię przetapiał i oczyszczał, niespokojnym eremem.

Ta suknia ślubna, kiedy trzeba, będzie Ci też pancerzem – o ile zechcesz o tym pamiętać i z niego skorzystać. Chodzenie w sutannie może i powinno być samo w sobie modlitwą, ale nie staje się nią automatycznie przez zapięcie guzików.
Czytaj także: Celibat, tożsamość, pieniądze. Szczera rozmowa o kryzysie kapłaństwa

Kieszenie. Te głębokie są po to, żebyś miał gdzie schować to wszystko, czym będziesz obdarowywał ludzi. Miej zawsze co dać potrzebującym i dzieciom. Pamiętaj, że ludzie będą Ci bardziej wdzięczni za dwuzłotówkę, uśmiech i dobre słowo, niż za piękny śpiew chorału. Bo ludzie przede wszystkim potrzebują usłyszeć, że są kochani. A jeszcze bardziej niż usłyszeć, potrzebują zobaczyć, że to prawda.

Wewnętrzna kieszeń na piersi. Wbrew temu, co twierdzą arbitrzy arcykapłańskiej elegancji – nie jest wcale do trzymania w niej drogiego pióra. Noś w niej listy, na które nie wiesz, jak odpisać, kartki z imionami tych, za których obiecałeś się modlić, rachunki, które postanowiłeś zapłacić za innych, adresy, pod które wiesz, że trzeba będzie pójść, bo same nigdy nie przyjdą, zdjęcia psów, kotów, wnucząt i zakochanych, liście i rysunki podarowane ci przez przedszkolaki. Niech ta kieszeń będzie zawsze wypchana.

Niech sutanna plącze ci się między nogami i przeszkadza, kiedy będziesz próbował puszyć się jak paw i zamiatać ogonem swoich ambicji. Obyś się zawsze o nią potknął, kiedy będzie cię niosło na bezdroża. A będzie. Ale nie bój się jej podwinąć i biec do potrzebującego brata. Choćbyś miał się ośmieszyć wyglądając jak pajac.

Rękawy można zakasać bardziej niż ten symboliczny mankiet. On przypomina o tym, że sutanna to nie galowy mundur, ale strój do roboty. Jednak zakasuj rękawy tylko do pracy, którą On ci poleci wykonać. Nigdy do rewolucji własnego pomysłu.
Czytaj także: Jak być prawdziwym mężczyzną i księdzem? Bp Ryś odpowiada

Życzę ci, żeby na twojej sutannie pojawiły się białe ślady od soli. Na plecach od potu, a na piersi od łez – twoich własnych i tych, którzy wtuleni w ciebie będą ci się wypłakiwać z tysiąca małych i wielkich, śmiertelnie poważnych i zupełnie głupiutkich żalów. I życzę ci, żeby te ślady pojawiły się dużo szybciej, niż pojawią się białe ślady w twoich włosach.

Nie bój się jej pognieść i pobrudzić rzucając na pomoc potrzebującym i rannym. Niech ci jej nie będzie szkoda na bandaże i opatrunki na rany człowieka. Pamiętaj, że w razie ostatecznej potrzeby, można na upartego zrobić z niej płaszcz lub namiot.

Niech szybciej wyświeci Ci się na kolanach i ramionach – od modlitwy i dźwigania ludzkich brzemion, niż na tyłku i łokciach – od wygodnego siedzenia i przepychania się w tłumie. Kochaj ją, a nie siebie w niej. A przede wszystkim kochaj Kościół, który ci ją dziś daje. A jeszcze bardziej Jezusa, który dał ci Kościół, a ciebie Kościołowi, za co i ja Mu dzisiaj tak bardzo dziękuję.

PS pamiętaj, że w autobusie i metrze każdy uważa, że ma większe prawo do miejsca siedzącego, niż ksiądz. I szczerze mówiąc, jest mało istotne, czy ma rację. Istotne jest to, żebyś w razie czego, ściągając nienawiść na siebie, nie ściągnął jej też na Boga. Coraz więcej ludzi będzie na ciebie patrzeć, bo sutanna wyróżnia. Ale też onieśmiela, więc coraz mniej będzie miało odwagę i ochotę zwrócić ci uwagę. To jednak wcale nie znaczy, że nie będą mieli ku temu powodów. Pamiętaj, że twoja sutanna nie jest opakowaniem gotowego produktu. Pan odział cię nią, by miłosiernie zakryć twoje braki. Wiedząc to będziesz szczęśliwy (por. J 13,17).

....

To jest mundur polowy Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:28, 03 Lip 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Świat
Proboszcz za uczestnictwo w mszy nagrodzi... kieliszkiem Prosecco
Proboszcz za uczestnictwo w mszy nagrodzi... kieliszkiem Prosecco

14 minut temu

Parafianie z miejscowości we włoskiej Umbrii otrzymali od proboszcza "karty lojalnościowe", dzięki którym po uczestnictwie w niedzielnej mszy mogą wziąć udział w spotkaniu przy kieliszku musującego wina Prosecco. Inicjatywa księdza zbiera pochwały i krytykę.
Proboszcz wprowadził kartę lojalnościową i zaprasza na aperitif. Zdj. ilustracyjne
/DPA/Jens Kalaene /PAP

Włoskie media podały, że z pomysłem towarzyskich spotkań wspólnoty parafialnej po mszy wystąpił proboszcz w miasteczku San Martino in Trignano koło Spoleto ksiądz Gianfranco Formenton. Rozdał on parafianom specjalne karty, które osobiście stempluje po przedpołudniowej mszy św. w niedzielę. Dzięki temu parafianie gromadzą punkty i mają prawo do aperitifu w postaci białego musującego wina Prosecco i chipsów.

Celem tej inicjatywy, jak wyjaśniono, jest większa integracja społeczności przy miejscowym kościele.

To jest mała wspólnota, w której wszyscy się znają, a inicjatywy naszego księdza potrafimy dobrze odczytać - powiedział jeden z wiernych, cytowany przez dziennik "Il Messaggero". Przyznał, że niektórzy parafianie zdystansowali się od tego pomysłu. Ale nasz ksiądz już taki jest - dodał.

Zauważa się, że ksiądz Formenton znany jest z niekonwencjonalnego zachowania, ale także z ogromnej energii i działań na rzecz zjednoczenia wspólnoty i zachęcania do wspólnego spędzania czasu.
Dlatego - jak dodaje gazeta - większość wiernych nie widzi w najnowszym pomyśle niczego ekstrawaganckiego.

Dyskusja na ten temat trwa w mediach społecznościowych, gdzie oprócz słów krytyki pojawiły się też opinie, że jest to "interesujący eksperyment".

...

Mala wspolnota i wszyscy sie znaja to moga poszalec. To nie to samo co wielkie miasto ze 20.000 ludzi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:21, 05 Lip 2017    Temat postu:

Brazylijski ksiądz o swojej depresji i anoreksji: „wróciłem do ataku”
Catholicus | Lip 05, 2017
Reprodução/Youtube
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Zmagał się z anoreksją i depresją. Po trudnym czasie ks. Marcelo Rossi opowiada, jak układa swoje życie na nowo.


K
siądz Marcelo Rossi śpi teraz mało – cztery godziny dziennie. Do tego mała drzemka po obiedzie. To około połowa czasu, który wcześniej poświęcał na sen. Zaczął też bardzo selektywnie podchodzić do posiłków. Węglowodany? „Prawie zero”. Pizza? „Tylko z ciastem z bakłażana”. Żadnej soli dodawanej do posiłków. Żadnych serów. „Mają zbyt dużo tłuszczu”.

To samo z czerwonymi mięsami. „Ich trawienie trwa trzy dni”. Uwielbia mięso, ale jednak… Kiedy naprawdę mu go brakuje, wykorzystuje w żywności przyprawy o smaku steku. Kurczak? „Unikam. One otrzymują anaboliki”. Duchownemu brakuje jeszcze 12 kilogramów, by odzyskać idealną wagę.
Czytaj także: Ksiądz w masce. Bił się w ringu, by pomóc dzieciom



Trudny okres w życiu ks. Marcelo rozpoczął się po 2010 roku, kiedy doznał fizycznych dolegliwości. Nawet podczas rekonwalescencji nie porzucił wyczerpującej, rutynowej pracy, związanej ze spotkaniami autorskimi i podpisywaniem swojej bestsellerowej książki „Agape”. Takie sesje trwały od 11. rano do 22. w nocy. „Byłem hiperzestresowany, osłabiony i pogrążony w depresji. Powinienem się zatrzymać” – wspominał.

Ksiądz Marcelo wrócił teraz, może nieco pokorniejszy niż wcześniej, ale z apetytem i wielką nadzieją. Jego powrót jest związany z wejściem do sieci społecznościowych. Zaczął się tam pojawiać nieśmiało przed rokiem, ze swojej własnej inicjatywy.
Czytaj także: Ksiądz z depresją? Nie wstydzę się tego



Interakcje w sieciach społecznościowych rozrosły się do nieprawdopodobnych rozmiarów. Dzisiaj, transmitowane na żywo msze święte z jego udziałem, w ciągu 8 minut osiągają 1,5 miliona wyświetleń. Każdego dnia jego nagrania zyskują około 20 milionów interakcji, włączając w to kliknięcia, udostępnienia i komentarze.

Głównym celem wejścia do przestrzeni online było zbliżenie się do młodzieży. Udało mu się to. Dzięki sieciom społecznościowym liczba wiernych w wieku do 30 lat, uczestniczących we mszach, podwoiła się. W następnym miesiącu ksiądz zacznie nagrywać płyty CD i DVD. A w 2018 roku zostanie wydana jego nowa książka „Wróciłem do ataku”.
Czytaj także: Czego nie mówić, gdy ktoś z Twoich bliskich cierpi na depresję



Ks. Marcelo Rossi jest także popularny na YouTubie. W jednym z filmów opowiada o swojej depresji:

Jedyną rzeczą, którą mogę porównać do depresji jest zapobieganie przyjemności. Wyobraź sobie, że tracisz smak i wszystko smakuje jak cebula albo jabłko.

W filmie podkreśla również, że depresja nie zna takich pojęć, jak klasa społeczna czy wiek. Może dotknąć każdego.


Artykuł został opublikowany w portugalskiej edycji Aletei.

...

Ksieza sa doswiadczani roznymi problemami. To tez droga krzyzowa...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:14, 25 Lip 2017    Temat postu:

Jezus mnie skarcił, gdy odprawiałem mszę
ks. Sergio Argüello Vences | Lip 24, 2017
© Jeffrey Bruno ALETEIA
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ksiądz, przytłoczony trudnymi sprawami swoich wiernych, poszedł odprawiać Eucharystię. Nie mógł się skupić, mylił się, odczytując modlitwę z mszału, aż w końcu wydarzyło się coś niespodziewanego...


K
ażdy ksiądz na świecie doskonale to zna: nie ma ani jednego dnia, żeby ktoś mnie nie szukał i nie chciał ze mną porozmawiać. Słyszę wtedy pytania, jak należy postąpić w różnych sytuacjach: „Ojcze, już nie mogę znieść mojego męża. Jego wyzwiska, przemoc w domu sprawiają, że chcę go zostawić. Uważa ojciec, że to będzie dobre rozwiązanie? Czuję, że wszystko poszło nie tak w moim życiu. Cały mój wysiłek okazał się daremny, jestem zmęczona. Co mam zrobić…?”; „Moja teściowa jest przeciwko mnie, chcę się od niej odciąć i przestać się do niej odzywać. Co ojciec o tym myśli?”; „Dziadek zostawił nam wszystkim spadek, ale niektórzy na niego nie zasługują…”.

Wiele takich historii i pytań słyszę każdego dnia. Zawsze staram się ich słuchać sercem, pocieszyć tych, którzy do mnie przychodzą, słowami nadziei, zachęcić ich do czynienia dobra. Namawiam też, żeby prosili Boga o siły, by iść naprzód i przypominam, że o wiele bardziej warto cierpieć niesprawiedliwość niż ją wyrządzać.

Ale to, co mogę zrobić przede wszystkim, to modlić się za nich. Zwłaszcza w Eucharystii, kiedy trzymam w dłoniach swego Pana, mówię Mu: „Polecam Ci tę osobę i tamtą, pomóż im, aby podjęły jak najlepsze decyzje, ku chwale Twojej i z korzyścią dla ich rodzin…”.
Czytaj także: Josemaría Escrivá: Patron świętej codzienności


Co Jezus zrobiłby na moim miejscu?

Jednak pewnego dnia, w trakcie tylko jednego popołudnia, spłynęła na mnie niezliczona ilość problemów i czułem, że moje rady są bardzo kiepskie. Do wieczornej mszy uzbierało się morze strapień i wciąż myślałem, co mógłbym zrobić, żeby właściwie ukierunkować osoby, które szukały u mnie konkretnego wsparcia. Tuż po konsekracji zająknąłem się kilka razy. Wtedy powiedziałem do siebie w myślach: „Źle to mówisz”.

I w tym momencie usłyszałem wewnętrznie mojego słodkiego Jezusa: „To prawda, źle to mówisz. Nie będziesz mógł im pomóc. Powiedz im, by zapytali Mnie, co Ja zrobiłbym na ich miejscu? W ten sposób wskażesz im drogę”.

Myliłem się. Nie tylko jąkając się przy odczytywaniu treści modlitwy z mszału, ale także w sposobie niesienia pomocy. Jezus miał rację. Któż, jak nie On, powie nam najlepiej, co mamy robić? Więc postanowiłem następnym razem nie martwić się tak mocno i tym, którzy przyjdą po poradę, dodać otuchy, żeby zbliżyli się do Boga i to Jego prosili o rady.


Poproś o radę… Boga

Tego samego wieczoru, zanim opuściłem kaplicę, przedstawił mi się pewien mężczyzna. Chciał ze mną porozmawiać. Opowiedział, że jego tata przez całe życie był dla niego bardzo okrutny. Właściwie dorastał wśród obelg i bicia, ojciec nigdy też nie wspierał jego i jego braci, by się kształcili. Mamę traktował równie źle, krzykiem wydając jej rozkazy. Więc kiedy tylko ten mężczyzna mógł, odsunął się od ojca i nie widział go od ponad 30 lat. Jednak tydzień temu jedna z ciotek opowiedziała mu, że jego ojciec jest dializowany, że jest bardzo słaby i że nikt z rodziny nie chce mu pomóc.

W końcu mężczyzna zapytał mnie: „Ojcze, dzięki Bogu, mam rodzinę, jestem bardzo szczęśliwy, wiem, że moja żona i dzieci z ochotą przyjęłyby mojego tatę. Ale uważam, że to nie jest sprawiedliwe, żebym po tym wszystkim, co on nam zrobił, miał mu teraz pomagać. Wszyscy przez niego bardzo cierpieliśmy – ja, moja mama, moi bracia. Nie jestem zobowiązany mu pomóc, prawda?”.
Czytaj także: Piękna Gemma Galgani. Poznajcie świętą, która „kłóciła się” z Jezusem

Objąłem tego mężczyznę i powiedziałem: „Ubolewam nad tym, co przeszedłeś, i rozumiem, że nie da się tego tak po prostu zrobić. Ale mam pewną propozycję. Otworzę kaplicę Najświętszego Sakramentu, a ty zapytaj naszego Pana, co On zrobiłby na twoim miejscu?”.

Kiedy minęło pół godziny, wrócił i we łzach powiedział mi: „Ojcze, przyjmę mojego ojca, dzięki niemu otrzymałem życie, przyjmę go w mym domu i pomogę mu we wszystkim, w czym tylko będę mógł…”.

Tamtego wieczoru poszedłem spać bardzo szczęśliwy i czułem, że odpocząłem w czasie snu jak nigdy. Bóg kolejny raz pokazał mi, że to On rozwiązuje nasze problemy, że ja jedynie muszę Mu je przedstawić. Przypomniał mi także, jak łatwe byłoby nasze życie, gdybyśmy tylko Go do niego zaprosili.

Wiele rzeczy wychodzi nam źle, bo nie pomyślimy, by zapytać o nie Jezusa: Co On zrobiłby na naszym miejscu? Bardzo chciałbym powiedzieć każdemu, kto przechodzi przez jakieś trudności albo musi podjąć ważne decyzje: „Nie bój się, nie zamęczaj siebie ze zgryzoty. Bóg cię kocha, jest z tobą i pomoże ci, tylko uklęknij przed Nim i zapytaj Go: „Dobry Jezu, co Ty zrobiłbyś na moim miejscu?”.
Czytaj także: Jezu, Ty się tym zajmij! Akt oddania Jezusowi ks. Dolindo Ruotolo. Nowe tłumaczenie

Artykuł pochodzi z hiszpańskiej edycji portalu Aleteia

...

Wspanialy tekst. Po prostu brak slow...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:41, 20 Sie 2017    Temat postu:

Masz problem z Kościołem lub księżmi? Ta Ewangelia może pomóc [komentarz]
Ks. Łukasz Kachnowicz | Sier 20, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Jako ksiądz chcę dedykować ten komentarz wszystkim, których zgorszyłem ja sam lub inni ludzie Kościoła: Nie dajcie się odwieść od Jezusa, nie dajcie się zniechęcić, trzymajcie się Go, mimo wszystko. Bądźcie zdeterminowani jak ta kobieta z dzisiejszej Ewangelii.


S
cena z kobietą kananejską proszącą Jezusa o uwolnienie jej córki od złego ducha jest jednym z najbardziej bulwersujących momentów Ewangelii. Jezus zachowuje się dziwnie: jest oschły, zimny, a wręcz nieprzyjemny. Ten obraz wydaje się kompletnie nie pasować do całości przesłania Ewangelii.

Zrozpaczona matka szuka ratunku dla swojej córki, którą nęka zły duch. Słyszy, że w okolicy jest Jezus, więc przychodzi do Niego i błaga o miłosierdzie. „Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem”. Jak to? Ten, który sam o sobie mówi, że jest Dobrym Pasterzem, który zachęcał: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”, teraz przechodzi milcząco wobec dramatu tej kobiety i jej córki? Bez słowa?
Czytaj także: Jezus – najlepszy mówca motywacyjny świata. Komentarz do Ewangelii

Aż chce się być Nim zgorszonym. Jeszcze na dodatek Jego uczniowie nalegają, żeby ją odprawił, bo chodzi za nimi i krzyczy. Kto był w Ziemi Świętej i podpatrzył trochę mentalność tamtejszych ludzi, ten sobie łatwiej wyobrazi taką krzyczącą kobietę. Musiała robić zgiełk na całą okolicę. To na pewno było dla nich męczące.

Ale przecież w innym momencie także chcieli, żeby krzyczący niewidomy żebrak się uciszył, ale Jezus podszedł do niego i go uzdrowił. Tym razem mówi, że „jest posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”, a ta kobieta jest Kananejką. Jesteś obca, więc nic dla ciebie nie zrobię.


Jedyny ratunek

Ona nie ustaje, podchodzi jeszcze bliżej, pada Mu do stóp i błaga. Odpowiedź Jezusa znów wydaje się bezduszna: „Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom”. Potraktował ją jak psa? Naprawdę? Nie, to już jest przesada. Takiego Jezusa się nie spodziewałem. To jakieś zaprzeczenie Boga, który jest miłością.

A ona dalej prosi, nawet zgodziła się na ten obraz szczeniąt i mówi, że one też dostają okruchy ze stołu. Jak bardzo musi kochać swoją córkę, żeby nie odpuścić, nie zgorszyć się, nie odejść rozczarowaną, ale pokornie prosić, wręcz błagać i znosić te nieprzyjemności. Jak bardzo musiała wierzyć, że jedynie On pozostał jej jako ratunek.

Nagle Jezus zmienia ton, docenia jej wiarę i uzdrawia córkę. Próbował jej serce. Myślę o tym, jak wielu z nas, współczesnych, odpuściłoby, odeszło zgorszonych, zniesmaczonych. Jak byśmy z oburzeniem opowiadali innym o tym, jak zostaliśmy źle potraktowani. Ile jest takich sytuacji w Kościele?

Wielokrotnie zastanawiałem się czemu Bóg dopuszcza zgorszenia w Kościele, różne trudne sytuacje. Może ta Ewangelia jest odpowiedzią. Może to bada nasze serce na ile wierzymy, że nie mamy gdzie pójść, bo tylko w Nim jest to, czego potrzebujemy.


Dopóki istnieje grzech

Może ktoś mnie potraktował źle w konfesjonale, ale i tak wrócę do spowiedzi, bo wiem, że nigdzie indziej, ja grzesznik, nie mam ratunku. Może jakiś proboszcz mówi o pieniądzach na ogłoszeniach, a na kazaniu wstawia polityczne wątki, ale nie przestanę chodzić na Eucharystię, bo tu jest Słowo i Chleb, które dają życie.

Może mnie ksiądz źle potraktował w kancelarii i powiedział, że nie załatwi nic bez pieniędzy, ale nie zrezygnuję z Kościoła ze względu na Jezusa, nie na księży. Może doświadczyłem jakiejś innej formy zła w Kościele lub o niej słyszałem.
Czytaj także: Ciało jest ważne. Pozwólcie, żeby i ono oddało Bogu chwałę. Komentarz do Ewangelii

Nie, nie chodzi o to, żeby bronić zgorszeń. Oczywiście, że najlepiej, żeby ich nie było, ale historia Kościoła pokazuje jasno, były, są i będą, bo tam, gdzie są ludzie, tam prędzej czy później pojawiają się także ludzkie słabości. Nie unikniemy tego, dopóki na świecie i w ludzkim sercu jest grzech.


Trudna relacja z Kościołem

Ta Ewangelia może przyjść jednak z pomocą tym wszystkim, którzy doświadczyli czegoś trudnego w swojej relacji z Bogiem, z Kościołem. To Słowo jest zachętą, aby mimo wszystko nie odpuścić. Kananejka wiedziała jedno: potrzebuję Jezusa, nie mogę się od Niego odczepić, muszę się Go uchwycić za wszelką cenę i uporczywie trzymać, mimo wszystko.

Jako ksiądz chcę dedykować ten komentarz wszystkim, których zgorszyłem ja sam lub inni ludzie Kościoła: Nie dajcie się odwieść od Jezusa, nie dajcie się zniechęcić, trzymajcie się Go, mimo wszystko. Bądźcie zdeterminowani jak ta kobieta. Jego łaska będzie silniejsza od ludzkiej słabości.

I czytanie: Iz 56, 1. 6-7
II czytanie: Rz 11, 13-15. 29-32
Ewangelia: Mt 15, 21-28

...

Tak. Matka mowi prawde o zlym zachowaniu ksiezy... ALE NIGDY NIE MOWI OCZYWISCIE ZE NIE NALEZY SLUCHAC GDY ROBIA CO DO NICH NALEZY!!! Nie mowiac juz o obrazaniu sie na Kosciol! To glupota! Nikt nie postanowi przeciez stracic zeby bo jakis dentysta go zdenerwowal albo nawet kilku... Szuka dobrego po prostu bo rozum mu wskazuje ze nikt lepiej zebow nie wyleczy niz dentysta. Tak samo nigdzie nie ma lepiej niz w Kosciele!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:44, 26 Sie 2017    Temat postu:

Kobieta i ksiądz. Zakazana relacja?
Błażej Kmieciak | Sier 25, 2017
Paval Hadzinski/Flickr
Komentuj

1

Udostępnij 132    

Komentuj

1
 




Znajomy dziennikarz wspominał mi, że w pewnej polskiej diecezji tylko w ciągu jednego roku porzuciło sutannę dziewięciu księży. Jak stwierdził, w każdym z tych przypadków powodem odejścia była relacja duchownego z kobietą.


K
rzysztof Antkowiak śpiewał niegdyś: „Zakazany owoc dumnie krąży mi nad głową”. Czy tekst ten dotyczyć mógł relacji księży z kobietami, a w zasadzie kobiet z księżmi?


Grzeszna relacja?

Kilka miesięcy temu rozmawiałem ze znajomym dziennikarzem. Wspominał mi, że w pewnej centralnej polskiej diecezji tylko w ciągu jednego roku porzuciło sutannę dziewięciu księży. Jak stwierdził, w każdym z tych przypadków powodem odejścia była relacja duchownego z kobietą.

Jakie były szczegóły każdej z tych sytuacji? Nie wiem. Wiem jednak, że problem był poważny, gdyż nawet świeccy dostrzegli, że część księży „już nie pracuje”. W tym miejscu pojawia się dyskusja dotycząca celibatu, którą celowo i z premedytacją pominę. Po głowie, krąży mi „zakazany” antkowiakowy owoc.

Temat ten zaczął mnie interesować dokładnie rok temu. W trakcie pewnego koncertu, jaki miał miejsce pod katedrą w moim mieście, zobaczyłem kilkudziesięciu kleryków studiujących w znajdującym się w pobliżu seminarium duchownym. Gdy tak chodziłem między nimi z usypiającą córką na rękach, uświadomiłem sobie, że obok każdego z nich stoi młoda dziewczyna.
Czytaj także: Życie księdza z rodziną u boku – prostsze czy trudniejsze?
Spokojnie i ostrożnie

Nie mam zamiaru przypisywać owym młodym paniom złych intencji. Myślę wręcz, że z tą grupą studentów w duchownych strojach może im się świetnie rozmawiać: z założenia są to bowiem przyzwoici mężczyźni, nastawieni w większości na słuchanie, okazujący empatię. Na świeckich wydziałach panowie z takimi cechami raczej stanowią mniejszość.

Jak się jednak okazuje, fascynacja sutanną to temat, który trudno zatrzymać jedynie na etapie edukacji seminaryjnej. Przypomina mi się bowiem jeden z wywiadów jakiego udzielił ks. Jan Kaczkowski. W szczerym wywiadzie stwierdził, że w jego życiu pojawiła się nagle kobieta, która zaczęła go fascynować. W zasadzie był bliski rezygnacji z kapłaństwa, gdyby nie pewna postawa owej niewiasty.

Stwierdziła ona bowiem, że fakt, iż jest on księdzem wcale jej nie przeszkadza. Ich relacja może być właśnie taka: kobieta-ksiądz. Ta sytuacja go otrząsnęła.


Utrwalona „nienatura”

Stare przysłowie mówi, że „Za mundurem panny sznurem”. Myślę, że w wypadku kapłanów obserwujemy właśnie takie zjawisko. Młody mężczyzna, przystojny, w długiej czarnej sutannie, pięknie mówiący, grzeczny i troskliwy. Jest naturalnym kandydatem na obiekt fascynacji. Kto wie, czy nie działa tu także coś więcej. Wspomniany zakazany owoc faktycznie istnieje, a pokusa pojawia się natychmiast i jej istnienia i pochodzenia wcale nie trzeba udowadniać.

Nie trzeba także udowadniać, że odejścia kapłanów są zjawiskiem coraz częściej ukazywanym medialnie. Ktoś powie, że to przez celibat. Celibat jednak i śluby czystości są faktem, istnieją i próżno szukać sygnałów wskazujących na spodziewaną zmianę.
Czytaj także: Celibat, tożsamość, pieniądze. Szczera rozmowa o kryzysie kapłaństwa

Miałem okazję słuchać w ostatnim czasie kapłana jednego ze wschodnich obrządków, w których zachowane zostało bezżeństwo księży. Uznał on, że celibat jest nienaturalny, ale jest i on go przyjmuje. Jak zatem żyć w tej sprzeczności z naturą?


Ciało i piękno

Moja znajoma pracuje w poradni znajdującej się na terenie klasztoru. Stwierdziła, że ojcowie nie chcą jeździć z nią windą. Obawiają się pokusy, którą może sprowokować zapach perfum, widok spódnicy, bliskość kobiety. Historia ta pokazuje źródło problemu. Celibat, ślub czystości itd. traktowany jest nadal jak zaprzeczenie istnienia seksualności.

Kapłan jest osobą, która doświadcza zapewne nie raz zachwytu drugą osobą. Ks. Marek Dziewiecki wielokrotnie podkreślał, że seksualność, cielesność i płciowość to boże dary. Bezżeństwo ich nie wymazuje z mężczyzny.

Słuchając wypowiedzi byłych księży dojść nieraz można do wniosku, że nagle dary te w nich wybuchły, wcześniej były skrywane, wręcz instytucjonalnie zakazane. Zapewne jest grupa kobiet, których księża w sposób szczególny będą fascynować. Mają oni bowiem te cechy, których tak często nam w relacjach brakuje.

Co jednak zrobić, gdy to kobieta zacznie mężczyznę w sutannie fascynować? Jak wskazać mu, że relacja ta może być czysta, może być darem? Jak pokazać, że podziw piękna kobiety niekoniecznie jest grzechem przeciwko szóstemu przykazaniu?

Może warto te pytania poważnie potraktować nie tylko w seminarium, ale także w trakcie spotkań z młodzieżą, której piękniejsza część czasem zatrzymuje oko młodego kleryka?

..

Nie zapomniajmy o szatanie. On tym kobietom maci w glowach. Patrz jaka jestes atrakcyjna ksiadz dla ciebie rzucil wszystko. Jestem taki atrakcyjny ze ktos sie zabił z mojego powodu... Super! Prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:26, 23 Wrz 2017    Temat postu:

Zadanie dla księdza: słuchać, zasiewać wiarę, dodawać otuchy [sobotnia Ewangelia przy kawie]
Katarzyna Szkarpetowska i Ks. Przemek KAWA Kawecki SDB | Wrz 23, 2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Ks. Przemek KAWA Kawecki: „Mam tę radość obserwowania, jak w kontakcie z Panem Bogiem zmieniają się ludzkie życiorysy. To niesamowite historie!”.


K
atarzyna Szkarpetowska: W bycie księdzem wpisuje się piękna posługa zasiewania w ludziach wiary, miłości, otuchy… Jakie to uczucie zasiewać w ludziach te dary?

Ks. Przemek KAWA Kawecki: Jako salezjanin pracuję głównie z młodymi ludźmi. Mam tę radość obserwowania, jak w kontakcie z Panem Bogiem zmieniają się ich życiorysy. To niesamowite historie.

Dla przykładu: kiedyś na moje rekolekcje trafił długowłosy nastolatek, odziany w skórę i łańcuchy. Chłopak zafascynowany był ciemną stroną mocy i na pierwszy rzut oka nadawał się na okładkę branżowego czasopisma dla egzorcystów (śmiech). Jego matka wysłała go do nas, grożąc mu, że jeśli nie pojedzie na rekolekcje lub pielgrzymkę, to nie puści go w ciągu roku na żaden koncert.
Czytaj także: Świętuj! Niedziela ratuje nas od zarobienia się na śmierć [sobotnia Ewangelia przy kawie]

Minęły lata wspólnej drogi – raz z górki, raz pod górkę, ale wielką radością jest fakt, kiedy ten niegdyś zbuntowany nastolatek przynosi na rękach swojego syna i prosi o błogosławieństwo nad nim.

To jest moc! Fajnie jest towarzyszyć człowiekowi w procesie dojrzewania.



Kiedy przychodzi do Księdza człowiek targany jakimś niepokojem, wątpliwościami czy też brakiem nadziei, to co Księdzu jest potrzebne, aby zasiać w jego sercu spokój, którego szuka?

Najpierw próbuję wysłuchać i zrozumieć, co się wydarzyło. To fundamentalna sprawa! Krótko po moich święceniach o rozmowę poprosiła mnie starsza pani, która po moim kazania uznała, że jestem kapłanem, który na pewno jej pomoże. Nie miałem wtedy wielkiego doświadczenia, a kobieta, która siedziała przede mną, była w wieku mojej mamy. Kiedy opowiadała o swoich problemach, w moim umyśle uruchomił się „pan naprawiacz”, który automatycznie szuka najlepszej drogi wyjścia z kryzysu.

Mniej więcej po pół godzinie wszystkie złote myśli i recepty, które przygotowywałem w myślach, zaczęły się ze sobą mieszać i plątać. Po godzinie czułem się kompletnie bezradny i chciałem odesłać rozmówczynię do kogoś bardziej doświadczonego. Tymczasem pani wzięła głęboki oddech i powiedziała: „Bardzo księdzu dziękuję, w końcu się komuś wygadałam. Ksiądz tak pięknie słucha!”. I odeszła, zadowolona i podniesiona na duchu.

Czasami samo ponazywanie i wypowiedzenie naszych problemów, dylematów, emocji, grzechów jest wyzwalające. Dlatego pierwsze jest cierpliwe wysłuchanie. Kolejne kroki zależą zwykle od sytuacji, problemu, kontekstu. Wiem jedno: kiedy jestem rozgrzany duchowo, trwam w modlitwie, medytuję Słowo Boże, to nie muszę się specjalnie wysilać, aby podnieść kogoś na duchu, poradzić mu. Kiedy trochę wystygnę, wtedy muszę się bardzo wysilać.



Mamy dzisiaj przypowieść o siewcy. Gleba żyzna, urodzajna w sensie duchowym – czyli jaka?

Mam wrażenie, że w pierwszej linii chodzi tu o pewną mentalną otwartość na działanie Pana Boga. Zaraz potem dodałbym taką zwykłą, ludzką dojrzałość i wolę nieustannego rozwoju. W końcu potrzebna jest wierność i konsekwencja w relacji z Bogiem, w przekuwaniu Jego słów na czyny, czyli codzienne wybory, sposób życia, podchodzenia do drugiego człowieka. To taka idealna gleba.



W jaki sposób nieurodzaj w życiu osobistym czy zawodowym może oddziaływać na życie duchowe?

Stare przysłowie mówi: „Jak trwoga, to do Boga” i coś jest na rzeczy. Trudności, kłopoty mogą nas pobudzić do pogłębienia lub odnowienia kontaktów z Bogiem, ale nie jest to regułą.
Czytaj także: Ciężko Ci w życiu? Przyjmij je jako dar, a nie karę [sobotnia Ewangelia przy kawie]

Jeden z moich kumpli, który szukając chleba w Irlandii został życiowym bankrutem, o swoim nawróceniu powiedział: „W pewnym wieku, kiedy musisz walczyć o rodzinę, o przetrwanie, nie poskarżysz się już mamie, bo dawno nie żyje, koledzy nie są w stanie ci pomóc, do prezydenta cię nawet nie wpuszczą. To do kogo masz iść po pomoc? Zostaje ci tylko Bóg!”.

Byłoby dobrze, gdyby każdy nieurodzaj kończył się takim odkryciem.



Aby ziemia wydała plony, potrzebna jest ciężka praca i – jak pokazuje Ewangelia – czujność, żeby ziarno nie padło byle gdzie. W życiu jest podobnie?

Bez pracy nie ma kołaczy, jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz – te mądrości życiowe nie wzięły się z kosmosu. Jeżeli nie pielęgnujesz, nie dbasz, nie czuwasz, to bardzo szybko piękne pole staje się ugorem.



Ewangelia na sobotę: Łk 8, 4-15

„Sobotnia Ewangelia przy kawie” to przygotowany dla Aletei cykl rozmów Katarzyny Szkarpetowskiej z ks. Przemkiem KAWĄ Kaweckim SDB. Nasi rozmówcy co tydzień dzielą się z nami ciekawymi i nieoczywistymi myślami inspirowanymi fragmentem Ewangelii przeznaczonym w liturgii Kościoła na każdą sobotę.

...

Pokusa aby zajac sie ,,czyms praktycznym" jesf duza. Tak jakby msza byla ,,niepraktyczna"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:50, 27 Wrz 2017    Temat postu:

Rodzinna „karmelitanka”. Babcia Czesia ma specjalny grafik modlitwy za wnuków
Marlena Bessman-Paliwoda | Wrz 27, 2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„No, Piotruś, w tym tygodniu modlę się za ciebie” – tak kilka lat temu dowiedziałem się o specjalnym grafiku modlitwy babci Czesi.


A
l. Piotr Bączyński (kleryk ełckiego Seminarium Duchownego) opublikował na Facebooku zdjęcie ze swoją babcią. Podpisał: „Z kochaną Babcią Czesią. Wzór pokory i pracowitości. W tym miesiącu kończy 90 lat”. Dalej w komentarzach dopisał, że jest też wzorem modlitwy. Każdego ze swoich wnuków omadla bowiem według grafiku.






Co dziewięć dni babcia modli się za innego z wnuków i prawnuków. Jej grafik nie jest schematyczny, bardziej opiera się na zasadzie potrzeby. Babcia wychwytuje trudności wnuków, ale też oni sami do niej dzwonią z prośbą o modlitwę, a potem… szturmuje niebo. Jeden z wnuków podkreśla, że ma pewność, że jego pomyślność na egzaminach to sprawka babci Czesi, a dokładnie jej modlitwy. Dzięki niej wyzdrowiał także mąż wnuczki.
Czytaj także: Modlitwa, która jest relacją

„To nasza rodzinna karmelitanka. Zapewnia modlitewne zaplecze całej rodzinie” – opowiada al. Piotr. – O grafiku dowiedziałem się, kiedy babcia powiedziała mi: No, Piotruś, w tym tygodniu modlę się za ciebie. Kiedy przychodzi sesja, babcia modli się za wnuka czy wnuczkę i za egzaminatora, żeby wysłuchał wszystkiego i uznał odpowiedź za satysfakcjonującą. Babcia modli się szczególnie do Ducha Świętego, aby natchnął odpowiednio osoby, za które się modli. Dla mnie to wzór modlitwy”.

Sama babcia Czesia mówi: „W mojej modlitwie nie ma nic szczególnego. Ważne, aby modlitwa była szczera”.

Pierwsza myśl, jaka pojawia się po tej historii? „Też chcę mieć taką babcię!”. Tak naprawdę, może nawet nie zdajemy sobie sprawy, a nasze babcie cały czas się za nas modlą. Może nie mają rozpisanego grafiku na kartce, ale jest on zapisany w sercu.

PS Myśl druga: „Chcę być taką babcią”!

...

Ksieza potrzebuja wsparcia nie tylko rodziny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 7:43, 07 Paź 2017    Temat postu:

Uwielbiam spowiadać! Tu kapłan jest jak Boży śmieciarz. Konfesjonał oczami księdza
Redakcja | Paźdź 06, 2016
AFP/EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Boisz się spowiedzi? To normalne. Ale spójrz na nią oczami tego księdza, a zmienisz podejście do tego niezwykłego sakramentu.


J
echałem kiedyś autobusem z lotniska z grupą starszych ludzi. Zauważyli, że jestem księdzem i zaczęli zadawać pytania. „Czy wykonuje ksiądz wszystkie obowiązki kapłana?”. Potwierdziłem. „Spowiada też?” – dopytywali. Powiedziałem, że tak, cały czas.

Jedna ze starszych pań westchnęła ciężko. „Myślę, że to chyba najgorsze ze wszystkiego. To musi być bardzo przygnębiające słuchać o wszystkich ludzkich grzechach”.
Czytaj także: Opuściłem niedzielną mszę. Muszę iść do spowiedzi? Za każdym razem?


Nie ma wspanialszego miejsca

Powiedziałem im, że jest na odwrót. Nie ma chyba wspanialszego miejsca, niż to, w którym człowiek wraca do Boga. „Gdybym musiał oglądać, jak ludzie odchodzą od Boga, to byłoby przygnębiające. Ja mogę być z nimi, gdy do Niego wracają” – powiedziałem.

Konfesjonał jest miejscem, gdzie ludzie pozwalają, by zwyciężyła Boża miłość. To najbardziej radosne, uczące pokory i inspirujące miejsce na świecie.
Co widzę podczas spowiedzi?

Myślę, że trzy rzeczy. Po pierwsze, widzę jak działa drogocenne Boże miłosierdzie. Mogę regularnie stawać twarzą w twarz z odmieniającą życie potęgą Bożej miłości. Mogę zobaczyć Bożą miłość z bliska i to przypomina mi stale o tym jak dobry jest Bóg.

Drugą rzeczą, którą widzę, jest ciągła troska konkretnych osób o to, by stawać się świętymi. Nie dbam o to, czy to trzecia spowiedź tego człowieka w tym tygodniu. Jeśli poszukuje sakramentu pojednania, oznacza to, że ta osoba się stara. Nic innego mnie nie obchodzi.

Ta myśl jest warta zastanowienia: pójście do spowiedzi to znak, że nie zrezygnowałeś z Jezusa.
Konfesjonał nie jest miejscem od robienia wrażenia

Rozmawiam z ludźmi, którzy mówią: „nie chcę iść do spowiedzi, bo mój ksiądz naprawdę mnie lubi i myśli, że jestem dobrym człowiekiem”. W odpowiedzi na to mogę powiedzieć dwie rzeczy.

On nie będzie rozczarowany! Wasz kapłan zobaczy kogoś, kto się stara! Pokażcie mi świętego, którzy nie potrzebował Bożego miłosierdzia! (Nawet Maryja potrzebowała miłosierdzia Bożego; została obdarzona potężną łaską Bożą w chwili poczęcia. Bum! Sprawa zamknięta).
Czytaj także: Jola Szymańska: „Unikanie spowiedzi” – jak wygrać w ulubionej grze katolików?

A nawet jeśli, to co z tego, że kapłan jest rozczarowany? Staramy się robić dobre wrażenie w tylu różnych sytuacjach w życiu. Konfesjonał nie jest miejscem, w którym mamy robić dobre wrażenie. Konfesjonał jest miejscem, gdzie umiera nasze pragnienie zaimponowania.

Pomyśl o tym: we wszystkich innych grzechach istnieje potencjał, który sprawia, że pędzimy do konfesjonału, ale pycha jest tym jedynym, który każe nam ukrywać się przed Bogiem, mogącym nas uzdrowić.
Czy pamiętam Twoje grzechy? Nie!

Tak często ludzie pytają, czy pamiętam grzechy penitentów. Rzadko, prawie nigdy nie zapamiętuję grzechów z konfesjonału. To może wydawać się niemożliwe, ale prawdą jest, że grzechy nie robią aż takiego wrażenia. Nie są jak niezapomniane zachody słońca lub deszcz meteorytów czy super intrygujący film – są raczej jak śmieci.

A jeśli grzechy są jak śmieci, to kapłan jest jak Boży śmieciarz. Jeśli zapytasz śmieciarza o najobrzydliwszą rzecz, jaką kiedykolwiek zawiózł na wysypisko, może będzie umiał ją sobie przypomnieć. Ale faktem jest, że gdy przywykniesz do wywożenia śmieci, to przestają być godne uwagi; przestają się wyróżniać.

Szczerze mówiąc, gdy zdasz sobie sprawę, że w sakramencie pojednania mniej chodzi o grzech, a więcej o to, że śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa odnoszą zwycięstwo w życiu człowieka, grzechy tracą cały swój blask, a w centrum uwagi staje zwycięstwo Jezusa.

W spowiedzi spotykamy przemieniającą nasze życie drogocenną Bożą miłość, ofiarowaną nam za darmo, za każdym razem, kiedy o to prosimy. Spotykamy Jezusa, który nam przypomina, że jesteś wart, by za ciebie umrzeć. Nawet w swoich grzechach, jesteś tego wart. Gdy ktoś przychodzi do spowiedzi, widzę osobę, która jest ukochana przez Boga i która mówi, że też Go kocha.
W konfesjonale widzę moje własne słabości

Trzecią rzeczą, którą ksiądz widzi, kiedy słucha spowiedzi, jest jego własna dusza.

Nie umiem wam opowiedzieć, jaki czuję się mały, kiedy ktoś przychodzi po miłosierdzie Jezusa, które otrzymuje za moim pośrednictwem. Grzechy tego człowieka nie zawstydzają mnie za bardzo. Uderza mnie fakt, że on umiał rozpoznać grzech w swoim życiu, na który ja byłem ślepy w moim własnym. Słuchanie, jak ktoś pokornie wyznaje swoje grzechy, kruszy moją własną pychę. To jeden z najlepszych rachunków sumienia.

Arcybiskup Fulton Sheen powiedział kiedyś kapłanom, że z trudem zdajemy sobie sprawę z tego, co się dzieje, kiedy wyciągamy nasze ręce nad głową penitenta podczas rozgrzeszenia. Nie zdajemy sobie sprawy, powiedział, że prawdziwa Krew Chrystusa kapie wtedy z naszych palców na głowę penitenta, oczyszczając go.
Ręce kapłana i sakrament, który leczy

Dzień po moich święceniach mieliśmy małe przyjęcie. Mój tata wstał i wygłosił toast. Całe życie pracował jako chirurg ortopeda i był bardzo dobrym specjalistą. Od kiedy pamiętam, jego pacjenci przychodzą do mnie w różnych momentach i mówią mi, jak ich życie się zmieniło, ponieważ mój tata jest takim dobrym chirurgiem.
Czytaj także: Bp Edward Dajczak na kolanach prosił młodzież o przebaczenie

No więc mój tata stanął wśród ludzi obecnych na przyjęciu i powiedział: „Przez całe życie używam moich rąk, by leczyć złamane kości. Ale od teraz mój syn Michael … hm, ksiądz Michael … będzie używał swych rąk… będzie używał swych rąk, by leczyć złamane dusze. Jego ręce uratują jeszcze więcej istnień ludzkich niż moje”.

Spowiedź jest tak potężnym doświadczeniem. Muszę tylko zaoferować człowiekowi Boże miłosierdzie, miłość i odkupienie. Ale nie chcę wchodzić w drogę Jezusowi. Kapłan nikogo nie osądza. W konfesjonale jedynym, co mam do zaoferowania jest miłosierdzie.
Mogę poświęcić się dla Ciebie

Pewnego razu po college’u poszedłem do spowiedzi po długiej przerwie i z wieloma grzechami, a ksiądz po prostu dał mi jako pokutę coś w stylu „jedna Zdrowaś Maryjo”. Zawahałem się. „Eee, proszę księdza … Czy słyszał ksiądz wszystko co mówiłem?”. „Tak” – odpowiedział. Zapytałem: „nie uważa ksiądz, że powinienem dostać większą pokutę?„.

Spojrzał na mnie z wielką miłością i powiedział: „Nie. Ta niewielka pokuta to wszystko, o co Cię proszę”. Zawahał się, a potem kontynuował: „Ale powinieneś wiedzieć: będę za Ciebie pościł przez następne 30 dni„.

Byłem oszołomiony. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Powiedział mi, że katechizm naucza, że kapłan musi czynić pokutę za wszystkich tych, którzy przychodzą do niego do spowiedzi. I oto on przyjmował ciężką pokutę za wszystkie moje ciężkie grzechy.

To dlatego spowiedź odkrywa przed księdzem jego własną duszę, objawia jego gotowość do poświęcenia swego życia razem z Chrystusem. Kapłan widzi nasze grzechy jako ciężar, który uniesie (wraz z Jezusem!) i ofiaruje Ojcu, jednocześnie oferując nam Boże miłosierdzie.
Spowiedź jest zawsze zwycięstwem

Niezależnie od tego, czy wyznałeś konkretny grzech po raz pierwszy czy po raz setny, każda spowiedź jest wygraną dla Jezusa.

Tak to właśnie jest. Mogę siedzieć i patrzeć przez cały dzień, jak Jezus odzyskuje swoje dzieci. To absolutnie niesamowite.


Czytaj także: Dobra spowiedź. 10 celnych rad od księży



Autorem tekstu jest ks. Mike Schmitz – szef duszpasterstwa młodzieży i młodych dorosłych w diecezji Duluth oraz duszpasterz Newman Catholic Campus na Uniwersytecie Minnesoty w Duluth. W każdą niedzielę podczas mszy świętej jego homilie są rejestrowane i dostępne na bulldogcatholic.org lub iTunes. Ten artykuł ukazał się pierwotnie na Lifeteen.com, a tu przedrukowany jest za ich zgodą.

Tekst ukazał się w angielskiej wersji Aletei.

...

Po tym poznaje sie powolanie. Czy ksiadz lubi spowiadac. Nie czy to przyjemne bo nieprzyjemne ALE CZY LUBI! To inne pojecia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:11, 28 Paź 2017    Temat postu:

Proboszcz wynajął autobus, by za darmo dowozić ludzi do kościoła. Parafianie zachwyceni
Beata Zajączkowska | 28/10/2017
Shutterstock
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„To wspaniały pomysł. Inaczej siedziałabym w domu, ponieważ nie ma mnie kto zawieźć do kościoła. Dzieci pomagają mi w tym tylko w niedzielę” – podkreśla jedna z parafianek.


„P
arafiabusem” okrzyknęli Włosi autokar, który bezpłatnie dowozi ich na modlitwę. Dodatkową atrakcją jest to, że za kierownicą siedzi sam… wikary. Cała akcja to pomysł jednego z proboszczów na to, by wiernym ułatwić drogę do kościoła.
Czytaj także: Wypisali proaborcyjne grafitti na kościele. Reakcja proboszcza była rewelacyjna
Coraz większe parafie

„Także Włochy mają swoje peryferie, a są nimi chociażby coraz bardziej pustoszejące maleńkie miasteczka. Brakuje tam też księży, więc parafie obejmują coraz większe terytorium, na którym jest często po kilka dojazdowych kościołów” – mówi ks. Giuseppe Nevi, który w połowie września został proboszczem w Soncino.

W jego nowej parafii jest pięć kościołów oddalonych od siebie o około dziesięciu kilometrów, co zdecydowanie nie scala życia wspólnoty. Stąd pomysł, by wynająć mający 57 miejsc autobus turystyczny i codziennie dowozić wiernych na wieczorne nabożeństwo do głównego kościoła św. Jakuba.
Za darmo pod kościół

„Parafibus” wystartował w pierwszym dniu nowenny przed uroczystością Wszystkich Świętych i od razu skorzystało z niego 20 osób. Z każdym dniem wciąż przybywa pasażerów, którzy wsiadają do autobusu na sześciu specjalnie wyznaczonych i dobrze oznakowanych przystankach. Jest na nich nawet rozkład jazdy.

W jedną stronę autobus pokonuje ponad 30 km. Tyle samo z powrotem, ponieważ po modlitwie odwozi wiernych do domu.

Korzystają z niego nie tylko osoby starsze i chore, ale również dzieci, które bez „parafiabusa” do kościoła musieliby dowieźć sami rodzice, którym często nie pozwalają na to obowiązki. Przejazd jest bezpłatny, a cała inicjatywa finansowana ze środków parafialnych. Chętni mogą jednak zostawić ofiarę.
Czytaj także: „Weźcie się do roboty”. Kazanie proboszcza, które spowodowało boom narodzin
Autobus skraca dystans

„Zainteresowanie jest ogromne i pomysł bardzo się podoba” – mówi siedzący za kierownicą wikary. Prawo jazdy uprawniające m.in. do prowadzenia autobusów turystycznych ks. Massimo Cortellazzi zdobył jeszcze w seminarium, gdyż uwielbiał, jak mówi, wszystkie duże maszyny od ciągnika począwszy a na autokarach skończywszy.

Już wcześniej dał się poznać wiernym od strony kierownicy, ponieważ – gdy brakowało kierowcy – siadał za kółkiem gimbusa dowożącego dzieci do gminnej szkoły.

„To dla mnie również sposób pełnienia duszpasterskiej posługi. Można poznać ludzi i z nimi porozmawiać. Autobus skraca dystans, który często jest w kościele” – podkreśla wikary.
„Inaczej siedziałabym w domu”

W swój ostatni kurs „parafiabus” wyruszy w wigilię uroczystości Wszystkich Świętych. Zachęcony sukcesem proboszcz już jednak zapowiada kontynuację tej parafialnej inicjatywy i zastanawia się nawet nad kupnem własnego autobusu, by nie tracić pieniędzy na wynajem. Kolejne kursy „parafiabusa” planuje przed Bożym Narodzeniem.

„To wspaniały pomysł. Inaczej siedziałabym w domu, ponieważ nie ma mnie kto zawieźć do kościoła. Dzieci pomagają mi w tym tylko w niedzielę” – podkreśla jedna z parafianek.

A proboszcz dodaje: „Trzeba szukać nowych metod służby, by uczynić naszą wspólnotę bardziej żywą. Transport parafialny wstrzelił się w to doskonale”.

...

Parafiobus - ciekawy pomysl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:00, 05 Lis 2017    Temat postu:

Miasteczko księży, czyli z wizytą w Pelplinie
Stefan Czerniecki | 05/11/2017

Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Miasteczko zamieszkane przez samych tylko księży? Z wyłącznie budynkami klasztornymi, kościołami i kaplicami? Z dzwoniącymi na kolejne msze święte dzwonnicami? Czy to możliwe?


P
ewnie i możliwe. Ale póki co, to raczej wizja mocno futurystyczna. Jeśli jednak mielibyśmy wybrać w Polsce miasteczko, na bazie którego taką futurystyczną wizję mielibyśmy zbudować, najprościej byłoby pojechać na słynne Kociewie. To samo Kociewie, o którym z taką estymą mówi w wywiadach Wojciech Cejrowski.

Gdy w 1274 roku książę pomorski Mszczuj II przekazywał cystersom pewną maleńką wioskę na kociewskich ziemiach, było już jasne, że to miejsce nie ma innej szansy rozwoju niż ścisła droga z Panem Bogiem pod rękę. I tak maszerują po dziś dzień. A Pelplinowi, o którym tu mowa, wyszło to wyłącznie na dobre.


Pelplin, czyli „Boża miejscowość”

– Szczęść Boże!

– A Bóg zapłać, Bóg zapłać – odpowiada mi sympatycznie wyglądający młody kleryk.

Spotkam ich dziś jeszcze przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu. Wszystko przez stojące nieopodal seminarium…

To jedno z nielicznych w Polsce miasteczek, w których, by spotkać księdza, wystarczy wyjść na ulicę. Można by napisać, że to taka „Boża miejscowość”.

Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to zmodyfikowana wersja akademickiego miasteczka, jakie zobaczyć można w Warszawie, Krakowie czy Lublinie. Z tą różnicą, że zamiast studentów, po ulicach spacerują duchowni. Od miasteczek studentów różni je coś jeszcze: atmosfera. W Pelplinie jest nadzwyczaj cicho.
Czytaj także: 8 najpiękniejszych klasztorów w Polsce


Medytacja w biskupich ogrodach w Pelplinie

Mam dziś szczęście. Otrzymałem pozwolenie, by pospacerować po biskupich ogrodach. To teren zamknięty. Szkatułka medytacji dla tych wszystkich, którzy najbardziej z nas wszystkich potrzebują ciszy.

Już Mickiewicz zauważył, że Boga najprościej jest spotkać właśnie w niej. Kto wie, co usłyszał dyskretnie w tej chwili oddalający się w przeciwnym kierunku ojciec. Ze schowanymi w kieszeniach dłońmi, w których najprawdopodobniej ściska różaniec. Mam tylko nadzieję, że nie przeszkodziłem.

W ogrodach naprawdę łatwo zapomnieć o upływających godzinach. Przed wejściem dobrze jest ustawić sobie alarm w zegarku. Atmosfera pobożnej ciszy niechybnie kusi. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Zanurzony w obowiązującym tutaj milczeniu przekraczam mostek na ogrodową wyspę. Pieczołowicie pielęgnowane trawniki, żółte kwiaty, niewysokie krzewy, a na samym końcu wyłożonej kamieniami alejki drewniany stolik. A na nim… pozostawiona samej sobie czerwona róża. Jeszcze świeża, z kropelkami porannej rosy. Czyżby biskupi upominek dla tego miejsca? Teraz aż prosi się, aby przysiąść i pomedytować. Święte miejsce.
Czytaj także: Medytacja, sznur i deska z farbami – poznajcie najnowsze trendy w duchowości chrześcijańskiej


Bazylika Katedralna, najpiękniejsza w kraju

To jednak nie biskupi ogród jest tym, co skupia uwagę każdego, kto przejeżdża Starogardzką, główną ulicą Pelplina. Jest nim za to drugi co do wielkości kościół ceglany w Polsce. Wznoszona przez niemal trzy wieki Bazylika Katedralna. To bez dwóch zdań jedna z najpiękniejszych świątyń w kraju. Wszystko jest tu monumentalne. Smukła sylwetka, wieże, ozdobna brama wejściowa, arkady naw bocznych bazyliki, wreszcie: uznawany za najwyższy w tej części Europy ołtarz, mierzący sobie 25,5 metra. Tak, pelplińska katedra robi niezwykłe wrażenie. Zresztą, w „Bożym miasteczku” nie mogło przecież być inaczej.

Byliśmy w biskupich ogrodach. Zobaczyliśmy wspaniałą katedrę. Pomiędzy nimi mignął nam czerwony dach tutejszego seminarium. Jest też katolickie liceum Collegium Marianum. Warto jednak choćby na chwilę przejść na drugą stronę dzielącej miejscowość na pół ulicy. Tutaj – jakżeby inaczej! – kolejny malowniczy kościółek.

Tym razem znacznie mniejszy, otoczony zabytkowymi mogiłami przestawiającymi figury świętych. Kościółek pachnie wilgotnym cieniem przemieszanym z uroczą wonią starego drewna. Zapach dzieciństwa dla tych wszystkich, których ukochani rodzice prowadzili co niedzielę do wiejskich kościółków, nieco innych od tych miastowych. Gdy owa woń fascynowała, koiła, rozbudowywała dziecięcą wyobraźnię.
Czytaj także: Kościoły na skałach


„Widziałeś już Papieża?”

– Widziałeś już Papieża? – zapytuje mnie kolejny z księży, któremu grzecznie się kłaniam.

– Jak to?

– Czyli nie widziałeś… Wracaj więc czym prędzej pod ogrody. Póki nie zamkną. Zobaczysz, o czym mówię…

Faktycznie. Jest. Siedzący, nieco przygarbiony – dokładnie taki, jakiego go zapamiętaliśmy. Ukochany staruszek. Ojciec święty trzyma na kolanach księgę. Biblię? A może starotestamentalne przedruki? Żadne z nich. Zatem co?

Odpowiedź znajdujemy w umieszczonym u podnóża pomnika podpisie: „Fides et Ratio”. To tytuł encykliki Jana Pawła II dedykowanej wszystkim biskupom. Encykliki opowiadającej o skomplikowanych relacjach między wiarą a rozumem. W dziele jest takie zdanie: „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła unoszące człowieka ku kontemplacji prawd”. Myślę, że do tej kontemplacji najlepiej nadaje się pelplińska atmosfera. Spróbujemy? Swoją droga, ciekawe, czy ta róża nadal tam leży?

...

Tez byc musi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:24, 17 Lis 2017    Temat postu:

Prymas Polski: Parafia nie jest gettem. Kiedy Kościół się zamyka, zaczyna chorować
Katolicka Agencja Informacyjna | 17/11/2017
EAST NEWS
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


„Nasze parafie powinna „cechować postawa Maryi, która po zwiastowaniu nie zamknęła się w domu. Nie rozsiadła się w salonie na wygodnej kanapie. Ona konkretnie nam pokazała, że jeśli jest ktoś, kto potrzebuje pomocy, trzeba natychmiast ruszyć w drogę”.


A
bp Wojciech Polak 16 listopada poświęcił nowo zbudowany kościół na gnieźnieńskim osiedlu Pustachowa. Świątynia, jak i tamtejsza parafia, mają za patronkę wspominaną tego dnia Matkę Bożą Miłosierdzia. Ona – jak powtórzył za papieżem Franciszkiem prymas – wciąż potwierdza, że miłosierdzie Syna Bożego nie zna granic i dociera do wszystkich, nie wykluczając nikogo.
Czytaj także: Proboszcz wynajął autobus, by za darmo dowozić ludzi do kościoła. Parafianie zachwyceni

Gnieźnieński metropolita przypomniał, że Kościół żyje i funkcjonuje nie dla siebie samego, a świątynie budujemy nie po to, by odgradzać się od innych i od rzeczywistości.

Nie tworzymy tutaj, w tym miejscu osiedla, jakiegoś chrześcijańskiego getta czy hermetycznie zamkniętej, a przez to niedostępnej dla innych, przestrzeni i wspólnoty. One są i muszą być ze swej istoty na wskroś otwarte.

Musi je cechować postawa Maryi, która po zwiastowaniu nie zamknęła się w domu, nie dała się sparaliżować strachem czy pychą. Nie rozsiadła się w salonie na wygodnej kanapie. Ona przecież konkretnie nam pokazała, że jeśli jest ktoś, kto potrzebuje pomocy, trzeba natychmiast ruszyć w drogę. Trzeba nam iść. Trzeba stąd wyruszać – tłumaczył prymas.

Za papieżem Franciszkiem przestrzegał: „Na tym polega niebezpieczeństwo, że zamykamy się w parafii, w kręgu przyjaciół, z tymi, którzy myślą tak, jak my. Ale kiedy Kościół zamyka się w sobie, zaczyna chorować”.

Parafia pw. Matki Bożej Miłosierdzia w Gnieźnie została ustanowiona 1 lipca 1996 roku. Służba Boża sprawowana była w tymczasowej kaplicy oddanej do użytku w tym samym roku. W 2008 roku ówczesny arcybiskup gnieźnieński Henryk Muszyński wmurował kamień węgielny (przywieziony z Ostrej Bramy w Wilnie) pod nowy kościół parafialny. Budowano go 9 lat.
Czytaj także: Papieska intencja na wrzesień: Aby parafie przestały być urzędami



Tekst homilii prymasa Polski i transmisja wideo z mszy świętej dostępne są na stronach: [link widoczny dla zalogowanych] oraz [link widoczny dla zalogowanych]

...

Czyli rutyna wygoda i spoczywanie na laurach. Tego trzeba unikac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:26, 17 Lis 2017    Temat postu:

Modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij”. Jak ją prawidłowo odmawiać?
Joanna Bątkiewicz-Brożek | 17/11/2017
Komentuj


Udostępnij
Komentuj


Autorka biografii ks. Dolindo Ruotolo opowiada, jak powstała modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij” i tłumaczy sprawę „instrukcji”, jaką spisał włoski mistyk [wideo].
Jezu, ufam Tobie

Jak powstała modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij”? Jak ją odmawiać? I dlaczego warto zaufać Bogu na sto procent? Posłuchaj opowieści Joanny Bątkiewicz-Brożek, autorki bestsellerowej biografii „Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda” oraz książki „Różaniec zawierzenia z ks. Dolindo”.
Czytaj także: Jezu, Ty się tym zajmij! Akt oddania Jezusowi ks. Dolindo Ruotolo. Nowe tłumaczenie

W oryginale ten słynny akt zawierzenia zatytułowany jest w taki sposób: „Nie chcę się niepokoić, Jezu, ufam Tobie”. W jakich okolicznościach pojawił się w głowie ks. Dolindo? Jak powinniśmy odmawiać ten akt? Opowiada autorka biografii.





Kim był ks. Dolindo Ruotolo?

To katolicki ksiądz i mistyk, któremu zawdzięczamy słynny akt zawierzenia „Jezu, Ty się tym zajmij”. Pisząc list do jednej ze swoich córek duchowych, poczuł niespodziewane przynaglenie, by zapisać słowa, które – jak wierzył – podyktował mu sam Jezus, a które dziś są modlitwą dla tysięcy wiernych.

Z jednej strony niezwykle obdarowany, z przedziwnym, proroczym wglądem w duszę człowieka. Ceniony przez o. Pio, który odsyłał do niego penitentów. Z drugiej – szczególnie doświadczany przez Kościół: z powodu oskarżeń nieprzychylnych mu osób, wielokrotnie stawiany przed Świętym Oficjum, oskarżany o herezję, z wieloletnim zakazem odprawiania mszy świętej i głoszenia homilii.

Obecnie jest Sługą Bożym. Trwa jego proces beatyfikacyjny.
Czytaj także: Jezu, Ty się tym zajmij! Komu Jezus zostawił tę potężną modlitwę?



Jego historię można przeczytać w książce Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda Joanny Bątkiewicz-Brożek (wyd. Esprit). Rozważania do tajemnic różańcowych znajdują się w książce Różaniec zawierzenia z księdzem Dolindo (wyd. Esprit).

...

Jezus wrecz pragnie aby na Niego ,,zrzucic odpowiedzialnosc".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:47, 21 Gru 2017    Temat postu:

Bohaterowie w sutannach. Z jakiej gliny ulepieni są nasi księża?
Elizabeth Scalia | 20/12/2017
Hector Rondon | AP Photo
Komentuj



Udostępnij




Komentuj



Księża katoliccy to także ludzie i są niedoskonali jak my wszyscy. Ale czasami to prawdziwi bohaterowie. Oto kilka niezapomnianych przykładów.


K
ilka lat temu felietonistka Aletei Katrina Fernandez znalazła to poniższe zdjęcie i pisała wtedy z podziwem: „Z jakiej gliny ulepieni są nasi księża!”.

4 czerwca 1962 roku. Kapelan marynarki wojennej ksiądz Luis Padillo udzielał ostatniego namaszczenia umierającym żołnierzom, gdy znalazł się w ogniu snajperów. Ranny żołnierz podciągnął się, trzymając się kurczowo sutanny księdza, gdy pociski rozrywały wokół nich beton chodnika. Hector Rondón Lovera, który musiał leżeć plackiem, by uniknąć zastrzelenia, powiedział później, że nie wie, jak udało mu się zrobić to zdjęcie. Amerykański malarz Norman Rockwell w niesamowity sposób wykorzystał to zdjęcie jako wzór, malując obraz „Morderstwo w Missisipi” w swoim cyklu Sprawiedliwość Południa.



Hector Rondon | AP Photo



Na tym wizerunku księdza Padillo uderza mnie poczucie absolutnego spokoju. Emanuje z niego jakaś zadziwiająca pewność. Niezachwianie. A nawet śmiałość.
Ksiądz z piechoty morskiej

Powyższa historia przywodzi na myśl „księdza z piechoty morskiej”, znanego lepiej jako Sługa Boży Vincent Capodanno, który został zabity w Wietnamie.



United States Navy - Public Domain



Ksiądz Capodanno szedł do rannych i umierających, udzielając im ostatniego namaszczenia i zajmując się swoimi ukochanymi marines. Zawsze opiekował się nimi, tak jak oni opiekowali się nim. Ranny w twarz i ciężko zraniony odłamkiem, który prawie oderwał mu dłoń w heroicznej bitwie pod Dong Son we wrześniu 1967 roku, ksiądz Vince ruszył, by pomóc rannemu żołnierzowi piechoty morskiej w odległości zaledwie kilku metrów od karabinu maszynowego wroga. Zginął od serii karabinu maszynowego, kiedy pomagał tamtemu młodemu żołnierzowi. Kiedy odzyskano jego ciało, miał 27 ran po kulach.
Kapłan o zmęczonych oczach

Historia księdza Capodanno przypomina mi innego, być może w przyszłości ogłoszonego świętym, kapelana – księdza Emila Kapauna.



Public Domain



Pracowicie wypełniając swoją posługę na przedpolu pozycji amerykańskich, na „ziemi niczyjej”, faktycznie zapobiegał egzekucjom i negocjował z wrogiem możliwość przeniesienia rannych Amerykanów w bezpieczne miejsce. Nikt nie wie dokładnie, ilu młodych żołnierzy wyniósł stamtąd na własnych plecach. Wracając wielokrotnie, w końcu został wzięty do niewoli, gdy próbował uratować kolejnego rannego żołnierza.

Jest o nim taka niesamowita historia: gdy pomagał rannemu, podszedł do niego nieprzyjacielski żołnierz i wycelował karabin. Ksiądz Kapaun, wyraźnie nie mając na to ochoty, zamachnął się i zdzielił Wietnamczyka, zanim został wzięty do niewoli.
Na wojnie w Pearl Harbor i w Iraku

Ksiądz Kapaun przywodzi mi na pamięć księdza kapelana Tima Vakoca, który zmarł na skutek ran odniesionych w Iraku.



Fair Use



Vakoc został ranny 29 maja 2004 roku – w dwunastą rocznicę swoich święceń kapłańskich – wracając po odprawieniu mszy świętej za żołnierzy na polu walki w Iraku, kiedy jego Humvee najechał na minę-pułapkę. Doznał ciężkiego uszkodzenia mózgu. 1 czerwca 2005 roku otrzymał flagę podpisaną wcześniej przez niego i żołnierzy z jego oddziału. Tym, którzy go odwiedzili i sprezentowali flagę, najpierw przekazał wiadomość „TIM 4F” (kod wojskowy oznaczający „niezdolny do służby”), a następnie „OK”.

A przy okazji historii księdza Vakoca przypomina się niesamowity ksiądz Aloysius Schmitt, kapelan marynarki wojennej, który skończył odprawiać mszę na USS Oklahoma na chwilę przed atakiem na Pearl Harbor i zginął, pomagając innym marynarzom.



Photo Courtesy of Loras College



We wraku znaleziono skorodowany kielich księdza Schmitta i łaciński modlitewnik z zaciekami od wody. Książeczka miała wciąż zakładkę na stronie z modlitwami tamtego poranka, z Psalmem 8.

O Panie, nasz Boże,
jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi!
Będę wielbił Twój Majestat pod niebiosa.

Ksiądz Schmitt był pierwszym katolickim księdzem, który zginął na służbie w armii amerykańskiej. Na jego cześć jeden z eskortowców klasy Buckley otrzymał nazwę USS Schmitt.
Na morzu i w obozie koncentracyjnym

Jego historia zawsze mnie porusza i w naturalny sposób przypomina mi również o księdzu Johnie Patricku Washingtonie, jednym z „czterech kapelanów” różnych wyznań, których po raz ostatni widziano, jak ujęli się pod ramię i modlili razem na pokładzie skazanego na zagładę transportowca z II wojny światowej, USS Dorchester.



Public Domain



Gdy wspominam księdza Washingtona, natychmiast przychodzi mi na myśl św. Maksymilian Kolbe, wybitnie zdolny franciszkanin, który zmarł w Auschwitz, po tym jak zgłosił się na ochotnika na śmierć, w miejsce więźnia, który miał rodzinę.

W lipcu 1941 roku z baraku ojca Kolbe zniknął jeden z więźniów. Reakcją SS-Hauptsturmführera Karla Fritzscha, zastępcy dowódcy obozu, było wybranie 10 mężczyzn z tego samego baraku, którzy mieli zostać zagłodzeni na śmierć w Bloku 13 (miejscu znanym z tortur), aby powstrzymać kolejne próby ucieczki. (Mężczyznę, który zniknął, odnaleziono później utopionego w obozowej latrynie). Jeden z wybranych więźniów, Franciszek Gajowniczek, krzyknął, że żal mu rodziny, którą pozostawi i ojciec Kolbe na ochotnika zajął jego miejsce.

W bunkrze głodowym wspólnie z więźniami śpiewał i modlił się. Po trzech tygodniach odwodnienia i głodu żywi pozostali jeszcze tylko ojciec Kolbe i trzech innych. W końcu zakonnik został zamordowany zastrzykiem kwasu karbolowego.
Słudzy Eucharystii

Morderstwo ojca Kolbe kojarzy mi się z biskupem Oscarem Romero, który został zamordowany przy ołtarzu podczas zamieszek politycznych. To człowiek, który odważył się rzucić wyzwanie wszystkim kapłanom i nam wszystkim.



© Public Domain



Kościół, który nie prowokuje żadnego kryzysu; Ewangelia, która nie budzi niepokoju; Słowo Boże, które nie załazi za skórę – cóż to Ewangelia? Kaznodzieje, którzy unikają wszelkich drażliwych kwestii, by ich nie nękano, nie rozświetlają świata.

Romero przypomina mi kardynała Ignatiusa Kung Pin Mei, więźnia władz chińskich, który powiedział im:

Jestem biskupem rzymskokatolickim. Jeśli potępię Ojca Świętego, nie tylko nie byłbym biskupem, ale nie byłbym nawet katolikiem. Możecie odciąć mi głowę, ale nigdy nie odbierzecie mi moich powinności.

Public Domain



Po aresztowaniu Kung został zabrany na stadion sportowy w Szanghaju, gdzie miał wyznać swoje „zbrodnie”. Ale on, z rękami związanymi na plecach, powiedział mocnym głosem do mikrofonu: „Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Papież!”. Tłum powtórzył jego słowa, dodając: „Niech żyje biskup Kung!”. Spędził w więzieniu 30 lat, w dużej części w izolatce.

Historia Kunga przywodzi na myśl arcybiskupa Sajgonu, Franciszka Ksawerego Nguyna Van Thuana, więzionego przez 13 lat, który odprawiał mszę świętą w swojej pojedynczej celi, mając do dyspozycji krople wina, okruchy chleba i druciany krucyfiks, który sam zrobił.



© Phanxicô Xaviê Nguyễn Văn Thuận


Potrzebujemy takich księży

Kung został mianowany kardynałem przez papieża Jana Pawła II – kapłana, który żył pod butem nazizmu i komunizmu, i który rozumiał, że odpowiedzią na wady i niedoskonałości kapitalizmu czy społeczeństw rządzonych niesprawiedliwie nie jest duszenie ludzkiej wolności – papieża, który zainspirował uciskanych Polaków, by nieustannie domagali się: „My chcemy Boga!”.



Bundesarchiv, B 145 Bild-F059404-0019 / Schaack, Lothar / CC-BY-SA



Mogłabym dalej wymieniać heroicznych kapłanów na przestrzeni wieków – księży, którzy byli bohaterami, ponieważ wytrwali w czasie wojny, przeciwstawiali się uciskowi czy ryzykowali życie, aby nieść chorym Chrystusa. Było ich wielu przez te wszystkie lata i nie zawsze znamy ich imiona, ponieważ byli po prostu cichymi, świętymi kapłanami, wypełniającymi swoje obowiązki.

Skąd biorą się tacy ludzie? Rodzice wychowują ich i formują w wierze, ale – jak mówi nam kard. Timothy Dolan – ich kapłaństwo, ich gotowość narażania się i ryzykowania dla Ewangelii i duszpasterzowania to „czysty dar od Boga…”.

Amen. Dawaj nam o wiele więcej takich darów, Panie. Potrzebujemy ich. Twój lud ich potrzebuje.

Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia

...

Oczywiscie nie chodzi zaraz o oboz koncentracyjny aby ksiadz okazal sie dobry! I na szczescie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:29, 17 Sty 2018    Temat postu:

apłaństwo nie jest łatwe
Ks. Łukasz Kachnowicz | 17/01/2018

@kachno/Instagram
Udostępnij 10 Komentuj 0
Czy w ciągu tych lat miałem myśli o tym, żeby odejść? Tak. Ale uwierzcie mi, że nie mam zamiaru narzekać. Wręcz przeciwnie: jestem dumny z tego, że mogę być księdzem.

Z ludzi wzięty i dla ludzi ustanowiony
Jestem księdzem od siedmiu lat. Prawie od samego początku moje kapłaństwo nie jest łatwe. Dosyć wcześnie zacząłem zmagać się z depresją i różnego rodzaju kryzysami. Czy w ciągu tych lat miałem myśli o tym, żeby odejść? Tak. Mogę powiedzieć, że cały ten czas mniej lub bardziej jest naznaczony walką o to, żeby być dalej księdzem. Nie zacząłem zbyt radośnie tego świadectwa, ale uwierzcie mi, że nie mam zamiaru narzekać. Wręcz przeciwnie: jestem dumny z tego, że mogę być księdzem.

Czytaj także: Bohaterowie w sutannach. Z jakiej gliny ulepieni są nasi księża?
Powiedziałem o moim zmaganiu, bo ono uświadamia mi samemu, że odkrywam w kapłaństwie coś, co sprawia, że mimo wszystko się nie poddaję. Moja duma z powołania, które – jak głęboko wierzę – dał mi Bóg, nie polega na tym, że czuję się lepszy czy ważniejszy od innych.

Może to ciągle towarzysząca mi słabość sprawia, że nie chodzę ponad ludzkimi głowami, ale staram się przeżywać swoje kapłaństwo w duchu Listu do Hebrajczyków: „Z ludzi wzięty i dla ludzi ustanowiony”. Nie uwierzyłem w swoją nadzwyczajność. Jednak są momenty, w których doświadczam tego, że Bóg dał mi robić coś wyjątkowego, coś co sprawia, że jestem dumny z tego, że mogę być księdzem.



Spowiedź: podnosi czyjeś życie z ruin
Lubię spowiadać. Zdarzało się, że ktoś odchodząc od konfesjonału, dziękował za to, co usłyszał ode mnie. Nie mówię w konfesjonale żadnych swoich mądrości, mówię ludziom zazwyczaj, że Bóg ich kocha, a Jego miłosierdzie jest większa od ich grzechów, że się nimi nie gorszy, że są drodzy w Jego oczach i dlatego ich szuka, także przez ten sakrament i cieszy się, kiedy może znowu ich znaleźć.

Mówię tylko to, co mówi Ewangelia. Ktoś kiedyś jednak przyszedł po długim czasie z trudną historią, poraniony i odchodząc powiedział: „Tak bardzo potrzebowałem to usłyszeć”. Wielokrotnie widziałem, jak miłosierdzie Boga, które przechodzi przeze mnie w tym sakramencie podnosi czyjeś życie z ruin, wlewa nadzieję, ociera łzy, pomaga inaczej spojrzeć na siebie. To są piękne momenty. Właśnie w takim momencie jestem dumny, że mogę być księdzem.



Homilie: mogą odmienić ludzkie historie
Uwielbiam mówić homilie i dzielić się Ewangelią. Czasem zdarzy się, że ktoś podejdzie i podziękuje. Nie chodzi o to, czy mówię ładnie, efektownie czy nie.

Kiedyś mówiłem homilię w Boże Narodzenie. Potem chodziłem „po kolędzie” i w jednym z mieszkań pewna kobieta powiedziała, że tego dnia do naszego kościoła przyszedł jej syn, którego małżeństwo było w poważnym kryzysie, praktycznie już się rozeszło. Ten jej syn wrócił po mszy świętej do domu i zadzwonił do swojej żony. Drugi dzień świąt spędzili razem. I ta kobieta mówi mi, że poruszyło go to, co usłyszał w czasie homilii, na tyle, żeby pojednać się z żoną.

Podobnie jak w konfesjonale, tak i w czasie homilii nie głoszę swoich mądrości, skupiam się na Słowie Bożym i staram się nim dzielić, tak jak je słyszę. Okazuje się, że to „głupstwo przepowiadania”, o którym mówi św. Paweł, naprawdę może stać się punktem zwrotnym i odmieniać ludzkie historie. W takich momentach jestem dumny z tego, że mogę być księdzem.

Czytaj także: „Nigdy nie myślałem, że zostanę księdzem”. Właśnie został arcybiskupem Paryża


Być przy ludziach w kluczowych momentach
Kiedyś przez dwa tygodnie zastępowałem kapelana w jednym ze szpitali. W tym czasie trafiła do niego pacjentka, która umierała na nowotwór. To trwało kilka dni. Była świadoma tego, co się dzieje. Towarzyszyła jej rodzina. Przychodziłem codziennie z Komunią, modliliśmy się, rozmawialiśmy.

Zdaje się, że dzień przed śmiercią jej mąż poprosił mnie o spowiedź. Okazało się, że nie tylko on, ale także dzieci. Trudno jest mi opisać to doświadczenie, ale w tym umieraniu żony i mamy było jednocześnie nowe życie dla męża i dzieci, ziarno duchowej przemiany rodziny. Mogłem im towarzyszyć w tym momencie. Tam czuć było przejście Boga, czuć było, że dzieje się coś wielkiego. Właśnie w takich momentach jestem dumny, że mogę być księdzem.

Innym razem ktoś zadzwonił w Boże Narodzenie, kiedy siedziałem z rodziną przy stole. Spotkaliśmy się gdzieś całkowicie przelotem. W tym czasie umierał jego tata. Nie chciał księdza, nie chciał sakramentów. Ten chłopak przypomniał sobie jednak o mnie, zdobył mój numer i zadzwonił, że może jednak przyjadę do szpitala i spróbuję.

Jechaliśmy, a on mówił: A jak cię wyrzuci? Odpowiedziałem: To wyrzuci, przecież niczym nie ryzykujemy. Co Bóg da. Przyjechaliśmy. Jadąc myślałem, jak rozmawiać, żeby go przekonać, jak się zachować. Na miejscu jednak nie powiedziałem nic błyskotliwego, Bóg sam zadziałał. Mężczyzna wyspowiadał się, przyjął Komunię Świętą, namaszczenie chorych. Kilka dni później umarł, pogodzony z Bogiem i ze sobą.

Widziałem, jak ważne to było też dla rodziny, że mógł umrzeć z pokojem w sercu. Czasem Bóg daje mi pojawić się w tak kluczowym momencie czyjegoś życia, żeby przyjść z pomocą. Wtedy jestem dumny, że mogę być księdzem.

Patrząc na moje kapłaństwo naznaczone słabością i kryzysami, naprawdę mam głębokie przekonanie, że nigdzie indziej moje życie nie byłoby spełnione. Właśnie w takich momentach, których próbką się podzieliłem, czuję, że moje życie ma naprawdę głęboki sens i jest owocne. Wtedy czuję dumę z tego, co Bóg dał mi robić.
...

To jest powolanie ale i praca oczywiscoe bo slowo pracownicy winnicy czesto pada w Ewangelii od Jezusa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:45, 25 Sty 2018    Temat postu:

ozmawiać o kazaniach. I mówić je coraz lepiej
Jola Szymańska | 25/01/2018

EAST NEWS
Udostępnij 0 Komentuj 0
W kazaniach w Polsce tej warstwy treściowej, teologicznej, powiedzmy intelektualnej właśnie mi brakuje. Za dużo „jeździmy po emocjach”. Nie można w kółko powtarzać: „Jezus cię kocha” – mówi o. Paweł Krupa OP.

Dlaczego księża nie mówią ciekawie? Co jest w kazaniu najważniejsze? I jak się do niego przygotować? O mówieniu i słuchaniu kazań, ale też o tym, że powołanie do kaznodziejstwa powinno łączyć się z otwartością na krytykę – mówi o. Paweł Krupa, dominikanin, autor wydanego niedawno zbioru kazań „Krupówki warszawskie”.



Jola Szymańska: Mówił Ojciec w jednym z wywiadów, że księża dlatego mówią słabe kazania sztucznym językiem, bo boją się inaczej. I chyba słusznie, skoro Ojcu za mówienie się obrywa nawet od zaprzyjaźnionych redaktorów.

Paweł Krupa OP*: Wie pani co, to prawda. Ktoś kiedyś mi powiedział: „Dopóki twoja książka leży w szufladzie, to jest twoja i masz nad nią pełną władzę. Kiedy jednak pozwolisz jej tę szufladę opuścić, to książka stanie się własnością innych. I oni mają prawo ją ocenić, mają prawo jej nie zrozumieć, mają prawo się z nią nie zgodzić”. Jeżeli decydujemy się na takie powołanie, jakim jest powołanie do kaznodziejstwa, to decydujemy się też na to, że będziemy krytykowani.

Nam, dominikanom, jest może łatwiej. U nas w czasie studiów i później, w klasztorze, kazania są tematem rozmów. „Co mówiłeś na kazaniu?”, „co będziesz dziś mówił?, „a, słyszałeś tego?”, „co powiedział?” – dyskutujemy o nich. Na zajęciach homiletycznych uczy się nas oceniania kazań. Rozmawiamy o tym, czasem się śmiejemy z siebie, czasem sobie docinamy, że za długo albo że zbyt górnolotnie, albo że to „barokowy kaznodzieja”.

Oczywiście, w tych docinkach można przesadzić, ale nasz zakon tym się różni od wszystkich innych, że u nas nie ma miłości braterskiej – jest miłość bratobójcza (śmiech).

Czytaj także: O. Tomasz Nowak OP: w zakonie niesłusznie oskarżono mnie o alkoholizm. Wytrwałem i przebaczyłem


Tego nie słyszałam! (śmiech)

Powinno się wychowywać do tego, że kazanie to także temat do rozmów. Między księżmi, ale i między wiernymi. Oni mogą przyjść i mogą się wypowiedzieć, mogą zapytać, mogą powiedzieć: „nie rozumiem”, „czy dobrze usłyszałem?”. Mogą też stwierdzić: „ja się z tym nie zgadzam”. I o to nie wolno się oburzać, bo kazanie nie jest „twoje”. Kiedy wypowiadasz je do ludzi, ono żyje już własnym życiem.

Ale tak naprawdę kaznodzieja często sam dobrze wie, że powiedział beznadziejne kazanie. Schodzi i myśli „Boże drogi, co to w ogóle było?”. Czasem to ludzie go pocieszą. Podejdą, powiedzą: „Bardzo mi się spodobało to, co ksiądz powiedział”.

Myślę, że bardziej paraliżuje nas, wszystkich kapłanów, poczucie, że nie mamy nic do powiedzenia.



My, dziennikarze, też to mamy.

I to czasami z podobnych powodów! Bo ma się wrażenie, że już wszystko zostało powiedziane. A czasem ma się też poczucie „z czym ja do ludzi?”, przecież ja żuczek jestem mały. Jak ja mam czelność w ogóle wychodzić na ambonę?

Czasem boimy się, że nie mamy stylu, że pomylimy jakieś słowo, że głosu nie mamy dobrego albo pomysłu. A przecież tematem kazania może być wszystko. Kiedyś ktoś mi powiedział: „Jeśli się modlisz, mów o modlitwie. Jeśli się nie modlisz, to mów jak to jest, kiedy się człowiek nie modli”.



Jakie w takim razie jest według Ojca „dobre kazanie”?

Chciałbym zacząć od czasu, ale to nie jest kwestia czasu, chociaż… lepsze są krótkie kazania niż długie. To jest jasne.

Miałem wuja księdza, który regularnie głosił po pół godziny. Wyobraża sobie to pani? Był wiejskim proboszczem. Kiedyś zapytałem go: „Wujek, jak ty możesz takie kazania mówić?”. A on na to: „Ludzie idą tutaj kilka kilometrów do kościoła. Oni sobie muszą posiedzieć. Muszą odpocząć” – śmiał się, ale później powiedział: „Wiesz, kiedy miałem krótsze kazania, mówili: nie przygotował się”.

Czytaj także: „Weźcie się do roboty”. Kazanie proboszcza, które spowodowało boom narodzin


Jeśli nie czas, to co jest ważne? Jak się „przygotować”?

Tak naprawdę muszę wiedzieć, co chcę powiedzieć. Bardzo konkretnie. Najlepiej ująć to w króciutkim zdaniu oznajmującym albo nawet w jednym słowie. I to zdanie czy słowo staje się centrum kazania. Wszystko inne ma do niego doprowadzić i z niego wyciągnąć wniosek.

I jest jeszcze jedna ważna rzecz, która czyni kazanie dobrym – pytanie, czy mi w jakiś sposób, choćby najmniejszy, na tych ludziach zależy? Nie wychodzę na ambonę odbębnić jakąś fuchę, nie wychodzę zrobić „wykonu”. Kiedy wychodzę i patrzę na tych ludzi, to nic innego niż oni nie jest już ważne. Nawet gdybym miał po raz trzeci powtarzać te same rekolekcje, bo tak się zdarza. To nie jest ważne, bo chodzi o nich, a nie o mnie.



Już w pierwszym kazaniu w „Krupówkach warszawskich” cytuje Ojciec Czesława Miłosza i od niego stopniowo prowadzi do Pisma Świętego. Spotkał się kiedyś Ojciec z modnym teraz zarzutem o intelektualizowanie wiary? Czy kazania powinny być intelektualne?

Przeintelektualizowanego kazania to ja prawdę powiedziawszy nigdy w Polsce nie słyszałem. Słyszałem za to we Francji, u moich braci. Oni mieli czasem ambicję przedstawiania fragmentów tego, nad czym aktualnie pracowali naukowo.

A propos, kiedyś we Francji jeździłem z kazaniami do zaprzyjaźnionych sióstr Dominikanek z Betanii. Po kazaniu podchodzi do mnie jedna z nich i powiada: „Bardzo lubię ojca kazania, bo one są takie bezpośrednie, takie nieprzeintelektualizowane”. Poszedłem potem do jednego z moich braci, który też do tych sióstr jeździł, i mówię: „Wiesz co, siostra powiedziała mi, że mówię prosto i do serca, a nie intelektualnie, jak ty … a ja bym chciał jednak jakoś tak ambitniej”. A on na to: „Zaraz, chwileczkę… to ja nie mówię prosto?! To co, ja jestem niezrozumiały? No, dziękuję ci bardzo!”. Wydawało mu się, że mówi prosto i bezpośrednio – takie było jego kaznodziejskie marzenie, a okazało się… Każdy z nas dostał małą nauczkę.



A w Polsce?

W kazaniach w Polsce tej warstwy treściowej, teologicznej, powiedzmy intelektualnej właśnie mi brakuje. Za dużo „jeździmy po emocjach”. Nie można w kółko powtarzać: „Jezus cię kocha”. Oczywiście, to ważne, ale kazanie niedzielne, to dla tak zwanych „niedzielnych katolików” często jedyna katecheza. Oni nie jeżdżą na dziesiątki rekolekcji, ale spełniają „niedzielny obowiązek”. Mam 10 do 15 minut, żeby dać im do myślenia.

Wielką popularnością swego czasu cieszyły się kazania o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego w Krakowie, który zaczął tłumaczyć Credo. Po kolei, przez cały rok: „wierzę”, „w jednego Boga” i tak dalej. Na mszy świętej zbierały się dzikie tłumy, bo ksiądz tłumaczył Credo, choć przecież to nic szczególnie oryginalnego. Wielu potem naśladowało ten przykład.

Czytaj także: Upomnienie braterskie: tak, ale nie zawsze. Św. Tomasz z Akwinu podał konkretne warunki
Kiedy święty Tomasz z Akwinu głosił swoje kazania do ludu, to bardzo prostym językiem mówił im o tym samym, o czym pisał i wykładał dla studentów na uniwersytecie. Na przykład o herezjach trynitarnych albo o błędach filozoficznych – streszcza kurs teologii, ale robi to w przystępny sposób. Nie tylko czaruje swoich słuchaczy, ale także ich kształci.

A my… no właśnie, powtarzamy, że „Jezus jest przyjacielem”. Bardzo dobrze, trzeba o tym mówić, ale nasza wiara nie jest jedynie emocją lub zbiorem zasad moralnych. Ona ma też treść teologiczną, której pomijać nie wolno.



* o. Paweł Krupa OP – dominikanin, historyk mediewista, studiował w Krakowie, Paryżu i Rzymie, w latach 1997–2010 członek Commissio Leonina przygotowującej krytyczne wydanie dzieł św. Tomasza z Akwinu; były dyrektor Instytutu Tomistycznego, obecnie kapelan sióstr dominikanek w Radoniach.

...

Rozne srodowiska wymagaja roznych kazan.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:37, 11 Mar 2018    Temat postu:

Pomodlił się i zniknął. Co kapelan robi w szpitalu?
Ks. Artur Stopka | 11/03/2018
NAMASZCZENIE CHORYCH
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Są pracownikami podlegającymi licznym przepisom, ale też kimś znacznie więcej. Niektórych ich obecność stresuje. Inni nie mogą się doczekać ich wizyty. Kapelani szpitalni.

Na internetowym forum jednej z gazet widnieje post kobiety, która – zmuszona co jakiś czas do leczenia w szpitalach – przyzwyczaiła się do obecności i odwiedzin księży kapelanów. Podczas kilkudniowego pobytu w kolejnej placówce z rozczarowaniem, a także ze zdziwieniem stwierdziła, że duchowny ani razu nie pojawił się w jej sali. Pełna zawodu zadała publiczne pytanie, czy odwiedzanie chorych jest obowiązkiem kapelana, czy to tylko jego dobra wola. „Czy istnieje coś takiego jak zakres obowiązków kapelana szpitalnego? Przecież z punktu widzenia prawa ksiądz będący kapelanem jest etatowym pracownikiem, którego koszty są wliczone w działalność szpitala” – argumentowała.

Postawione przez zawiedzioną pacjentkę pytania dotyczyły statusu kapelanów szpitalnych w Polsce.

Choć pojawiają się czasem głosy negujące potrzebę obecności duszpasterzy w szpitalach, to jednak ogromna rzesza chorych oczekuje, że oprócz pomocy lekarskiej otrzyma również wsparcie duchowe, które pomoże im wytrwać w cierpieniu. W Polsce posługę w szpitalach pełnią nie tylko duchowni katoliccy, ale również innych wyznań.



Kapelan jest pracownikiem szpitala
Artykuł 30 Ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (z roku 1989) stwierdza, że dzieci i młodzież przebywający m.in. w sanatoriach, prewentoriach i szpitalach, mają zapewnione prawo wykonywania praktyk religijnych, korzystania z posług religijnych i katechizacji, z zachowaniem wzajemnej tolerancji. „W szczególności zapewnia się im możliwość udziału we Mszy św. w niedziele i święta oraz w rekolekcjach”.

Następny artykuł tego samego dokumentu mówi o dorosłych: „Osobom przebywającym w zakładach leczniczych oraz zamkniętych zakładach pomocy społecznej zapewnia się prawo wykonywania praktyk religijnych i korzystania z posług religijnych”. Aby zagwarantowane uprawnienia mogły być zrealizowane, państwowe placówki powinny zatrudnić kapelanów skierowanych przez biskupa diecezjalnego. Ustawa nakazuje również władzom szpitali i podobnych placówek udostępnienie pomieszczeń na kaplice.

O prawie do korzystania z posług religijnych w placówkach opieki zdrowotnej i o kapelanach wykonujących je na podstawie umowy z nimi mówi również w artykule 17 Konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską, podpisany w 1993 r.

W świetle dwóch powyższych informacji zaskakujący może być fakt, że pracę kapelanów w szpitalach reguluje dokument wydany wiele lat wcześniej. Jest to instrukcja „w sprawie zapewnienia posług religijnych chorym przebywającym w szpitalach, sanatoriach i domach pomocy społecznej resortu zdrowia i opieki społecznej” wydana w roku… 1981. Na samym początku stwierdza ona, że warunkiem zaspokojenia potrzeb religijnych jest życzenie chorego. To w zgodzie z jej postanowieniami kapelan jest pracownikiem szpitala.

Czytaj także: Czy oddział położniczy to dobre miejsce dla księdza?


Zakres obowiązków kapelana szpitalnego
Do wymienionych wyżej dokumentów oraz do Kodeksu Prawa Kanonicznego odwołują się zatwierdzane przez biskupów „Statusy kapelana szpitalnego”, które można znaleźć na stronach diecezji. Na przykład status obowiązujący w archidiecezji katowickiej podkreśla, że kapelan ma wypełniać posługę duszpasterską „osobiście, zgodnie z obowiązującym prawem pracy, przestrzegając tym samym czasu i godzin pracy”. Zaznacza również, że czas ten nie obejmuje jego gotowości do spełnienia posługi w sytuacji nadzwyczajnej.

Agnieszka Sowińska udostępniła w sieci na stronach jednej z kancelarii prawnych bardzo ciekawe opracowanie dotyczące obowiązków kapelana szpitalnego i obowiązków szpitala wobec niego. Zwraca w nim uwagę, że zakres obowiązków kapelana ma charakter specyficzny.

Do obowiązków kapłana należy sprawowanie mszy św., udzielanie sakramentów, w tym codzienne odwiedzanie chorych z Komunią św. Kapelan ma też obowiązek przeprowadzania indywidualnych rozmów z pacjentami. Poza tym powinien dbać o kaplicę szpitalną, prowadzić niezbędne księgi, wydawać zaświadczenia, które pacjenci będą mogli przekazać do swoich parafii. „Postuluje się, aby kapłan nie tylko współpracował z pacjentami, ale także z personelem szpitala przy organizacji rekolekcji i obchodów różnych uroczystości” – stwierdza autorka opracowania.

Natomiast do szczególnych obowiązków szpitala należy zapewnienie kapelanowi, oprócz pomieszczenia na kaplicę, osobnego pokoju, w którym może przygotowywać się do posługi oraz przyjmować tam pacjentów, np. w ramach spowiedzi.

Czytaj także: Namaszczenie chorych czy sakrament uzdrowienia? Kapelan hospicjum tłumaczy łaski tego znaku


Ile zarabiają kapelani szpitalni?
Co jakiś czas w mediach wybuchają emocje wokół płac kapelanów szpitalnych. Niedawno jedna z gazet napisała, że kapelan szpitalny w Makowie Mazowieckim jest „zatrudniony na pensji ordynatorskiej, czyli 6500-7500 zł”. Sprostowania tego doniesienia wydały osobno płocka kuria diecezjalna i dyrektor szpitala. W rzeczywistości kapelan szpitala w Mińsku Mazowieckim otrzymuje 874,86 zł netto.

We wspomnianym opracowaniu prawniczym znalazło się stwierdzenie, że wynagrodzenie kapelana szpitalnego „powinno kształtować się na poziomie osób z wyższym wykształceniem pełniących samodzielne stanowisko w danej placówce”.

Chociaż kapelan szpitalny jako pracownik musi mieć wyznaczony zakres obowiązków i praw, czasami musi zrobić coś, co w żadnych przepisach się nie mieści. Jeden z najwybitniejszych polskich neurochirurgów, prof. Andrzej Maciejczak, zapytany w zeszłym roku w wywiadzie o najtrudniejszą operację opowiedział o sytuacji, w której miał wrażenie, że pacjent już niemal zmarł. W tym momencie w drzwiach sali operacyjnej kątem oka ujrzał kapelana szpitalnego, bez czapki i bez maski, z zaledwie zarzuconym na ramiona fartuchem. Nie wiadomo, kto go tam wpuścił w takiej chwili i to na dodatek kompletnie niesterylnego. Kapelan rozpoczął modlitwę, a później zniknął. Kiedy chory został zdjęty ze stołu ze szczątkową funkcją krążenia, lekarz zdecydował, że od razu pójdzie poinformować żonę chorego o niekorzystnym przebiegu operacji. Nie znalazł jej jednak. Prof. Maciejczak zszedł więc ponownie na blok operacyjny, zobaczyć, czy już stwierdzono zgon. Gdy wchodził na salę wybudzeń, usłyszał całkiem żwawy głos pacjenta, którym się przed chwilą zajmował: „Panie docencie, co z tą operacją? Udała się czy nie?”.

Czy ktoś ma wątpliwości, że kapelan wspomniany w tej opowieści po prostu zrobił to, co do niego należało?

...

Wazne miejsce poslugi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:13, 29 Mar 2018    Temat postu:

Ksiądz też człowiek, a pasja to nie grzech!
Anna Salawa | 29/03/2018
NIESAMOWICI KSIĘŻA
Udostępnij Komentuj
Kojarzymy ich głównie z posługi przy ołtarzu, sprawowania sakramentów i jednolitego księżowskiego uniformu. Ale okazuje się, że po wyjściu z kościoła i zdjęciu sutanny wielu z nich ma przeróżne hobby...

I w sumie, co się dziwić: Ksiądz też człowiek, a pasje to nie grzech. Poznajcie kilku ciekawych kapłanów, którzy rozwijają swoje przeróżne talenty i dzielą się nimi ze światem. Oto ksiądz aktor, cukiernik, cyklista…. i inni!

..

Dzis,, dzien ksiedza". I tez warto odkryc ze ksieza to ludzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:34, 02 Kwi 2018    Temat postu:

Ks. Michał Misiak: Uwielbiam być narzędziem Bożej łaski [wywiad]
Dominika Cicha | 02/04/2018
KSIĄDZ MICHAŁ MISIAK
EAST NEWS
Udostępnij 1 Komentuj 0
„Ojcze, ostatni raz u spowiedzi byłem 30 lat temu… Ojcze, nie chcę żyć… Chcę się rozejść z mężem… Chcę zrzucić sutannę…”. Od kilku lat słyszy takie słowa podczas nocnych Spacerów Miłosierdzia. Czym są i dlaczego zależy mu, by odbywały się w całej Polsce, opowiada ks. Michał Misiak, łódzki streetworker.

Dominika Cicha: Ile kilometrów pokonuje ksiądz podczas Spaceru Miłosierdzia?

Ks. Michał Misiak: Raz włączyłem sobie Endomondo i okazało się, że zrobiłem 16. A to jest tempo bardzo wolniutkie, krok za krokiem… Ale jak się tak drepta wokół kościoła, to po 5 godzinach czuć ciężar w nogach.

Nie ma nawet kilku minut przerwy w tym dreptaniu?

Bóg non stop posyła człowieka. Ktoś kończy i zaraz pojawia się ktoś nowy. Spowiedź zaczyna się we wtorki o 20.00 i trwa nieraz do 1.30. Ale oddaję to Panu Bogu, bo cieszę się, że mogę odczuć służbę dla Jezusa. To wielka satysfakcja. O to właśnie chodzi, żeby człowiek na 100 procent pracował dla Niego, a potem usłyszał: dobra robota, idź, odpocznij nieco. Z chęcią zawijam się później do domu i kładę spać. Chociaż nieraz kusi mnie jeszcze, żeby pochodzić po ulicy…

Czytaj także: Siłownia Ewangelizacyjna w Łodzi. Największe ciężary nie są na sztangach, tylko na sercu
I nierzadko ksiądz tej pokusie ulega?

Do 3.00 jeszcze chodzę. Szczególnie na Piotrkowskiej, gdzie są kluby nocne. Kiedy ludzie widzą księdza w sutannie w nocy, to nie sposób nie zareagować, czegoś nie krzyknąć, nie zaczepić. Jestem Bogu za to wdzięczny, bo od razu jest pretekst, żeby poprowadzić wartościowe rozmowy. To nie są spotkania bezowocne. Zawsze ten człowiek jest dotknięty łaską.

Kim są ludzie, którzy przychodzą na Spacery Miłosierdzia?

Najwięcej jest młodych mężczyzn, między 30 a 40 r.ż. Skończyli studia, próbują życia i jakoś im się nie układa. Chcą wystartować – czy w rodzinie, czy jakimś innym powołaniu, czy w biznesie. Po tym, jak się wyszaleją, szukają czegoś poważnego, nie chcą już grać, ale żyć na serio. Szukają swojego męstwa. Nocą, w Bogu.

Osoby, które ksiądz wtedy spotyka, zjawiają się „przypadkowo”?

Kto się zjawia pod kościołem, miał taką intencję, żeby się wyspowiadać. Chociaż są wyjątki. Kiedyś pewien mężczyzna jechał na motorze i widział, że spowiadam. Zaparkował i czekał na swoją kolej. Wyspowiadał się tylko dlatego, że mnie zobaczył. Ja też nie pytam, kto skąd się dowiedział, jaką ma motywację. O nic nie pytam. Jak przychodzi człowiek, przyjmuję go takim, jakim jest. Słucham. Tutaj każdy może się czuć bezpieczny, anonimowy, ile chce, to powie. Nikt nikogo nie ocenia, nie ciągnie za język.

Dlaczego niektórzy wolą spowiadać się z dala od konfesjonału?

Kto nie chodzi do kościoła, ma problem, barierę do pokonania. Nowa przestrzeń, nowa rzeczywistość, klękanie. Nie pamięta formułki, nie wie, czy można bez niej. Wstydzi się. Przestrzeń przed kościołem, forma spaceru i rozmowy, jest dla takiego człowieka wielkim ułatwieniem. Wyjściem ku niemu. Spacery Miłosierdzia nie są dla ludzi ze wspólnot, tylko dla osób, którym nie po drodze z Kościołem.

To, że spacery odbywają się po zmroku, też nie jest bez znaczenia.

Ludzie są już po pracy, mają czas, mogą się wyrwać z domu. Ale sam kontekst nocy też jest bardzo pozytywny. Tak jak Nikodem przyszedł w nocy do Jezusa ze swoimi dylematami, tak i tutaj przychodzi wielu takich Nikodemów. Prezesi firm, dyrektorzy, osoby, które bardziej są kojarzone ze środowiskiem ateistycznym. Pojawia się wiele prostytutek, gejów, lesbijek.

Ta noc musi być dla nich wyjątkowa.

Stwarzamy takie możliwości, żeby penitent czuł się jak najbardziej komfortowo. To, co jest sprawą drugorzędną, czyli miejsce i czas, chcemy dostosować do człowieka. Ale w sprawach pierwszorzędnych nie ma tutaj innego traktowania. Rozgrzeszenie musi się wiązać z wyznaniem grzechów i szczerym żalem. Dlatego nie wszyscy są zdolni przyjąć rozgrzeszenie. Większość o tym wie i nie jest zaskoczona.

Po co więc taka spowiedź bez rozgrzeszenia?

Ten człowiek to rozumie i jest wdzięczny, że ksiądz go wysłuchał, że nakładam na niego ręce, że poświęcam mu czas i modlę się za niego. Że nie jest potępiony. Nie dostaje rozgrzeszenia, a jest bardzo szczęśliwy – to jest niesamowite. Bóg działa nawet wtedy. Daje jakąś łaskę pocieszenia, pokoju. Widzę po tych ludziach, jak odchodzą przemienieni.

Widuje ich ksiądz po latach?

Często mi się zdarza, że spotykam człowieka w opłakanym stanie, bliskiego śmierci, w depresji, z myślami samobójczymi. Modlę się za niego, a potem kontakt się urywa. Mam takie powołanie, że nie mogę być pasterzem, komuś towarzyszyć. Jestem powołany przez Boga jako siewca. Zasieję – idę dalej – zasieję – idę dalej… Nie jest mi dane patrzeć na owoce tego, co robię. Ale Bóg od czasu do czasu dopuszcza, że widzę po latach osobę, z którą już miałem kontakt, i której Bóg dał kolejną szansę.

Czytaj także: Czy katolicy potrzebują ewangelizacji? Rozmowa z Marcinem Zielińskim
Bóg dał jej szansę, ale posłużył się w tym księdzem.

Dla mnie to jest zwyczajna posługa niezwyczajną łaską. Po prostu daję swoje nogi, ręce, głos, żeby Bóg się mógł nimi posłużyć. To, że ludzie się nawracają, to nie jest zasługa żadnego księdza czy ewangelizatora, ale Boga. Jemu trzeba oddać chwałę. Fajnie, jeśli człowiek chce oddać się Bogu do dyspozycji. On czeka na takich ludzi. Chce zrobić dużo dobra, ale często nie ma kim. Jest dużo kibiców Jezusa, fanów, ale mało zawodników, którzy robiliby to, co On chce.

Co musi zrobić taki kibic, żeby stał się uczniem?

Zatrzymać się i zrobić krok w głąb. Przestać być tym, który jest na trybunach, ale uczestniczyć w życiu Bożym, wejść do gry, dać się poprowadzić. Jest dużo możliwości. Przede wszystkim trzeba się modlić. Słowo Boże mówi, że tam, gdzie Mistrz, tam będzie i uczeń. Więc jeżeli Jezus był na ulicy – i my musimy być na ulicy. Jeżeli cierpiał, my powinniśmy tego doświadczać. Jeżeli On był głodny, zmęczony, nie miał czasu odpocząć, to jeżeli jest coś takiego w naszym życiu po dobrej pracy – to jest OK. Jeżeli On był na Kalwarii, to my też będziemy. Jeżeli On był w Kanie, to my też mamy czas, żeby się bawić.

Wróćmy na chwilę do wakacji 2016…

Z niewyjaśnionych do końca przyczyn miałem udar pnia mózgu. W czasie urlopu dużo nurkowaliśmy w morzu. Kiedy przyleciałem do Polski, od razu po wejściu do domu doświadczyłem wielkich zawrotów głowy, odjęło mi mowę, opadła mi lewa powieka. Wezwałem karetkę. W szpitalu stwierdzili, że mam udar pnia mózgu. Śmiertelny – jak mówił lekarz i czym wystraszył moją mamę. Po 4 dniach wszystkie objawy minęły. Mogłem się już pionizować, mimo że dla lekarzy to było niewytłumaczalne. Po kolejnych 3 dniach wypisali mnie ze szpitala. Do tej pory funkcjonuję normalnie. Pan Bóg dał mi tylko taką pamiątkę, że w prawej stronie ciała nie czuję do końca temperatury i bólu. Specjalnie mi to zostawił, żebym pamiętał, że to była poważna sprawa. W ogóle mi to nie przeszkadza. Funkcjonuję tak jak przed udarem, a nawet lepiej, bo pobiłem swój rekord w wyciskaniu na ławeczce – 90 kg, przebiegłem takie trasy ultramaratonu, których wcześniej nie biegałem…

I wbiegł ksiądz na Rysy!

Też. (uśmiech)

Ten cud zmienił księdza spojrzenie na codzienną służbę?

Wcale. Czułem się kochany przez Boga i chroniony przez Niego przed udarem i po udarze. Dla mnie nie było to nic nadzwyczajnego. Ale dla świata, mojej rodziny, księży, biskupa – już tak. Ten cud nie zbudował mojej wiary. Miałem zaufanie do Boga i cały czas mam. Takie rzeczy się zdarzają w życiu wierzących.

Boi się ksiądz czasem, w tej nocnej pracy streetworkera?

Nie. To się wiąże z charyzmatem, który dostałem w czasie diakonatu. Przy święceniach Duch Święty obdarzył mnie darem męstwa. Polega on na tym, że jeżeli w imię Jezusa czynię coś, co teoretycznie może być niebezpieczne, nie czuję lęku. Kiedy idę ciemną ulicą i słyszę, że w bramie się ktoś bije, przeklina, to skręcam w tę bramę. Mogę rozdzielić bijących się ludzi i mi serce mocniej nie zabije. Bóg daje mi odwagę, trzeźwe myślenie.

Ile razy podczas nocnej ewangelizacji oberwał ksiądz w zęby?

Dwa razy dostałem w twarz. Ale jak na 8 lat to całkiem nieźle.

Naprawdę, nigdy nie czuje ksiądz strachu? W tych ciemnych zaułkach, klubach nocnych, wśród ludzi uzależnionych od dopalaczy, narkotyków?

Kiedyś miałem takie doświadczenie: dwóch chłopaszków biło jednego człowieka, ale uciekli. Biegłem za nimi z nastawieniem, że jak ich dogonię to zrobię im krzywdę. I kiedy do nich podchodziłem, nogi zaczęły się pode mną uginać. Wtedy sobie uzmysłowiłem, że ja nie chcę pełnić woli Bożej, tylko ich ukarać. Zrozumiałem, że Bóg tego nie chce, dlatego mi odebrał męstwo. Przeprosiłem Go w duchu i odwróciłem się na pięcie.

Niektórym nogi uginają się przed spowiedzią. Co z tym zrobić?

Trzeba się modlić o dar męstwa. Bóg chętnie go daje. A że spowiedź jest czymś dobrym, to chętnie go udzieli.

Dlaczego warto namawiać księży do organizowania Spacerów Miłosierdzia?

Księża, który uczestniczą w takich spacerach mówią, że to są niesamowite spowiedzi, bardzo szczere, głębokie. Kapłaństwo księdza, który tak posługuje, się rozwija. On widzi moc Bożą w skumulowanych przypadkach. Widzi, jak mocno Bóg interweniuje. Widzi w ludziach głód głębszego życia. Oni chcą naprawdę Boga zaprosić do wszystkich swoich przestrzeni. To wszystko usensownia naszą posługę. Życzę wszystkim kapłanom, którzy są wypaleni, którzy mają może kryzys powołania, aby podjęli takie spacery. Przez taką posługę Bóg może dać im odczuć smak kapłaństwa, który ich zachwyci i odnowi ich życie.

...

W Łodzi to sa inne metody. Bo wlasnie od dawna mamy to co sie szerzy teraz. Zaniedbanie religijne. Ludzie nie chodza do kosciola nie z niechci ale bo sie nie chce wysilku. I to sie robi wszedzie teraz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:28, 19 Kwi 2018    Temat postu:

Abp Ryś: Kościół ludzi nadętych to będzie Kościół rozproszony
Katolicka Agencja Informacyjna | 18/04/2018

Fot. Eliza Bartkiewicz / Episkopat.pl
Abp Grzegorz Ryś
Udostępnij 214 Komentuj 1
Łódzki metropolita przypomniał fragment „Wyznań" Św. Augustyna: „Moja pycha tak mi nadęła policzki, że mi zasłoniły oczy”.

„Kościół ludzi nadętych to będzie Kościół rozproszony. Jeśli chcesz gromadzić ludzi, to trzeba mieć pokorne serce” – mówił dziś do kleryków abp Grzegorz Ryś. Pod hasłem “W Sercu Jezusa, w Sercu Maryi” odbywa się tam V Ogólnopolska Pielgrzymka Wyższych Seminariów Duchownych na Jasną Górę.

Ponad 2 tys. seminarzystów, wykładowców i rektorów seminariów z całej Polski spotkało się najpierw na modlitwie w archikatedrze Świętej Rodziny w Częstochowie.

Czytaj także: „Reprezentuję najlepszą firmę, bo trwa 2 tys. lat”. Abp Ryś na spotkaniu z ludźmi biznesu
„Bądźcie powitani w Sercu Jezusa i w Sercu Maryi, gdzie jest najdonioślejsza przestrzeń formacyjna i gdzie miłość Boga jest hojnie rozlana” – mówił na początku spotkania ks. dr Wojciech Wójtowicz, przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych.

Abp Wacław Depo, metropolita częstochowski podkreślił, że „drogi powołań na polskiej ziemi od pokoleń biegły na Jasną Górę”.

Pielgrzymi wysłuchali konferencji abp Grzegorza Rysia, metropolity łódzkiego, który podkreślił, że „to jest coś niesłychanego wychowywać się do kapłaństwa na Sercu Jezusa”. – Idąc do kapłaństwa możesz trzymać głowę na piersi Jezusa i słuchać Jego Serca, tak jak św. Jan umiłowany uczeń, gdy wchodzi w swoje kapłaństwo na Ostatniej Wieczerzy – mówił abp Ryś i wskazał na dwa słowa: jarzmo i pokora.

– Stuła to symbol jarzma. Jezus mówi o jarzmie do ludzi obciążonych religią, a nie wiarą. Czy stuła może być jarzmem nie do uniesienia? Czy kapłaństwo może być ciężarem, którego nie będziecie mieli ochoty nosić? – pytał abp Ryś. – Tak może być. Jarzmo staje się jarzmem nie do uniesienia, kiedy mamy do czynienia z religią zredukowaną do prawa, przepisów i zwyczajów – odpowiedział. – Ciężarem nie do uniesienia jest jarzmo, do którego nie masz serca. I nie przyjąłeś go sercem. To czego nie kocham, to z czym się nie utożsamiam, to czego nie przyjąłem do swojego wnętrza stanie się bardzo szybko w moim życiu jarzmem, którego nie uniosę – mówił arcybiskup.

Metropolita łódzki wskazał, że „jest cała masa ciężarów w życiu księdza, których chce bądź nie chce nosić”. – Takim ciężarem jest brewiarz. Jak nie pokochałeś, to jest on jarzmem nie do uniesienia. Tak też jest z celibatem- podkreślił metropolita łódzki.

– Jezus ma Prawo Boże wypisane na Sercu. Jarzmo przestaje być ciężkie, kiedy przestaje być wyłącznie prawem a staje się relacją do osoby. Co z tego, co jest wam proponowane w seminariach zdążyliście już pokochać? Kiedy ostatnio pocałowałeś Biblię, którą wyjmujesz z półki. Kiedy otwierasz brewiarz jakie czujesz emocje? – pytał abp Ryś.

– Nie uniesiesz jarzma, jeśli twoje serce nie jest pokorne – przypomniał klerykom abp Ryś, cytując fragment „Wyznań” Św. Augustyna: „Moja pycha tak mi nadęła policzki, że mi zasłoniły oczy”. – Jest możliwa taka pycha w stosunku do Boga. Mam w sobie taką pokusę, że mógłbym Boga poprawić w kilku szczegółach. Najprostsza droga do niewiary to pomyśleć o sobie, że jesteś mądrzejszy od Boga – przestrzegł arcybiskup.

Czytaj także: Bierzmowanie to chrześcijańska inicjacja, wtajemniczenie. Tylko do czego? Abp Ryś odpowiada
– To Jezus napisał Ci scenariusz. Od Jezusa możemy się uczyć, bo On jest pokorniejszy od nas – podkreślił abp Ryś.

Na zakończenie wskazał na Maryję i Jej hymn „Magnificat”. – Kościół ludzi nadętych to będzie Kościół rozproszony. Jeśli chcesz gromadzić ludzi, to trzeba mieć pokorne serce – zakończył abp Ryś.

W modlitwie wzięli udział również: abp Jorge Carlos Patrón Wong, sekretarz Kongregacji ds. Duchowieństwa, abp Wojciech Polak, prymas Polski, abp Wacław Depo, metropolita częstochowski, abp Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, bp Andrzej Jeż, ordynariusz diecezji tarnowskiej, bp Damian Bryl, biskup pomocniczy z Poznania i bp Andrzej Przybylski, biskup pomocniczy archidiecezji częstochowskiej.

Po adoracji seminarzyści wyruszyli w procesji maryjnej z kopią Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej na Jasną Górę. Procesji przewodniczył abp Wojciech Polak, metropolita gnieźnieński i prymas Polski.

Każdy uczestnik pielgrzymki otrzymał m.in. reprint obrazka prymicyjnego św. Maksymiliana Marii Kolbe z racji przypadającej w tym roku 100. rocznicy prymicji, którą święty Męczennik odprawił w Rzymie 29 kwietnia 1918 r.

I Ogólnopolska Pielgrzymka Wyższych Seminariów Duchownych na Jasną Górę odbyła się 29 kwietnia 1999 r. pod przewodnictwem kard. Pio Laghi, prefekta watykańskiej Kongregacji Edukacji Katolickiej. Wówczas w pielgrzymce wzięło udział Ponad 6 tys. kleryków, wychowawców i wykładowców Wyższych Seminariów Duchownych. Celem pielgrzymki, odbywającej się pod hasłem: „Oto ja, poślij mnie” było przygotowanie do pielgrzymki apostolskiej Jana Pawła II do Polski oraz do Jubileuszu Roku 2000.

W 42 seminariach diecezjalnych oraz 44 seminariach i domach dla formacji zakonnej (niektóre mało liczebne zgromadzenia nie mają seminariów, ale właśnie domy formacyjne) kształci się aktualnie 3050 seminarzystów.

....

Zdecydowanie. Pycha wrog najwiekszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 8:22, 20 Kwi 2018    Temat postu:

Po co księża grają w piłkę? Mają mocne argumenty. Także duchowe
Anna Chodyka | 19/04/2018
KSIĘŻA GRAJĄ W FUTSAL
fot. Anna Chodyka
Udostępnij Komentuj 0
Ostatnio uczniowie powiedzieli mu: „Myśleliśmy, że ksiądz to trochę taki kosmita, ale na szczęście nie”.

W Białej Podlaskiej 13 i 14 kwietnia zostały rozegrane XIV Mistrzostwa Polskich Księży w piłce nożnej halowej. Wzięło w nich dwadzieścia drużyn reprezentujących poszczególne diecezje i archidiecezje. Zwyciężyli kapłani z diecezji zamojsko-lubaczowskiej, pokonując księży z diecezji tarnowskiej w meczu finałowym, jaki zakończył się wynikiem 4:1. Trzecie miejsce zajęła drużyna z archidiecezji gdańskiej.

Czytaj także: Kaplica i ulica. Ksiądz – projektant mody?
Przy okazji rozgrywek księża mogli – jak sami przyznają – pokazać, iż nie są „kosmitami”, mówiąc językiem młodzieży, ale mają swoje pasje i przez sport starają się dotrzeć do młodych ludzi.

Ks. Łukasz Gołaszewski jest kapitanem drużyny diecezji łomżyńskiej, w piłkę nożną gra amatorsko, od dziecka. Przyznaje, iż przez sport nie tylko uczy się dyscypliny i regularności, ale też poznaje samego siebie, swoje wady i zalety.

Wyjaśnia: „Piłka pokazuje, że nie wszystko musi być super, ważne jest dążenie do obranego celu i to, co mi sprawia radość”. Przy parafii św. Antoniego w Ostrołęce, gdzie posługuje, założył młodzieżową drużynę, z którą regularnie grywa.



KSIĘŻA GRAJĄ W FUTSALGaleria zdjęć


Młodzież zmieniła nastawienie
Pytany o to, czy poprzez sport można ewangelizować, odpowiada:

Mam na to dowód. Uczę w gimnazjum, większość osób wie, jak trudno dotrzeć do młodzieży w tym wieku. Trzy lata temu dostałem klasę sportową, samych piłkarzy. Drugi rok nie był łatwy, ale w trzeciej klasie zabrałem uczniów na turniej organizowany w naszej diecezji przez szkolne koło Caritas. Chłopaki wygrali ten turniej, a w ramach nagrody, jaką zdobyli, pojechaliśmy na pływalnię, a potem na mszę świętą. Gdy wracaliśmy, pytali mnie, kiedy następny raz i kiedy znów na eucharystię pójdziemy. To bardzo dobre doświadczenie – stwierdza ks. Łukasz. I dodaje – Teraz, gdy młodzież dowiedziała się, że gram w piłkę nożną, zmienili nastawienie, wciąż pytają, kiedy na wf do nich przyjdę. A ja odpowiadam, że jak tylko będę miał okienko.
Zdaniem ks. Gołaszewskiego, pasje bardzo otwierają na relację, zwłaszcza piłka, a widok grającego księdza daje młodym dużo do myślenia. Ostatnio uczniowie powiedzieli mu: „Myśleliśmy, że ksiądz to trochę taki kosmita, ale na szczęście nie”.



Nawrócił się na boisku
Podobnie jak inne drużyny piłkarskie, tak również te składające się z księży mają swoje zawołania. W zakonie paulinów przed meczem woła się: Ave Maryja! U franciszkanów: Pokój i Dobro! Z kolei w diecezji świdnickiej wykrzykuje się imię biskupa: Ignacy! A reszta piłkarzy odpowiada: Dec!

Jak tłumaczy ojciec Adrian Urbanek, to dodaje animuszu. Jego zdaniem wiara w naturalny sposób łączy się z uprawianiem sportu. Jeżeli ktoś chce być dobry w jakiejś dyscyplinie, to musi być systematyczny, musi ćwiczyć i dać z siebie bardzo dużo. Podobnie jest z relacją z Bogiem: konieczny jest wysiłek, aby ona się rozwijała.

Jednak sport może też być przeszkodą, jeżeli zacznie być stawiany na pierwszym miejscu. Ojciec Adrian przytacza historię nawrócenia, które dokonało się na boisku:

Słyszałem o chłopaku, który zaczął grać w piłkę. Po pewnym czasie dowiedział się, że wśród grających są też księża. To było dla niego wielkim szokiem. Zaczęli rozmawiać, tematy były coraz bardziej duchowe, a skończyło się tym, że młodzieniec, po wielu latach, przyszedł do kościoła i wyspowiadał się.
Na koniec rozmowy zaznacza: „Jak gram z chłopakami, to też rozmawiamy. I mam nadzieję, że takie rozmowy przybliżają ich do Boga”.

Czytaj także: Ksiądz też człowiek, a pasja to nie grzech!


Pokazać, że jestem normalnym człowiekiem
Z kolei ks. Mateusz Kubusiak z diecezji świdnickiej zauważa:

Będąc kapłanem widzę, że przez sport mogę poznać bliżej ministrantów czy grupy młodzieżowe. Organizuję dla nich wyjazdy, a w czasie ich trwania nie tylko gramy, ale też modlimy się. Dzięki tej pasji mogę pokazać, że jestem normalnym człowiekiem, nieoderwanym od rzeczywistości.
Ks. Mateusz wskazuje też inne plusy:

Piłka dobrze wpływa na duchowość. Na boisku można rozładować swoje emocje, wyrazić je, a dzięki temu ma się lepsze samopoczucie. Natomiast po meczu można się spotkać z innym kapłanami, porozmawiać, wymienić doświadczeniami. Oczywiście w czasie rozgrywek pojawia się rywalizacja, bo to typowo męska gra.

...

Ksieza jak wszyscy dorosli. Maja prace i dlatego ciezko ich spotkac np. na boisku. Tak samo jak trudno spotkac tam biznesmenow bankowcow. Itd. Brak czasu. Gdyby mieli duzo czasu to przeciez by normalnie go gdzies spedzali. Wielu na boisku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:52, 30 Kwi 2018    Temat postu:

„Wezwij księdza”. Nosilibyście taki breloczek?
Joanna Operacz | 30/04/2018
JESTEM KATOLIKIEM
Udostępnij 1k Komentuj 0
„Jestem katolikiem. W razie zagrożenia mojego życia wezwij księdza”.

Karta do portfela
„Mam cukrzycę. Jeśli zemdlałem, wezwij lekarza” – bransoletki z takim napisem nosi wielu cukrzyków. Osoby, które chcą oddać swoje organy po śmierci do przeszczepu, trzymają w portfelach specjalne karty ze zgodą na transplantację.

Wielu kierowców ma w samochodach tzw. karty ICE (skrót od angielskiego in case of emergency), na których są zapisane ważne informacje przydatne w razie wypadku, takie jak grupa krwi, PESEL i numer telefonu do bliskiej osoby.

Czytaj także: Namaszczenie chorych czy sakrament uzdrowienia? Kapelan hospicjum tłumaczy łaski tego znaku
Ale można też nosić w portfelu plastikową kartę, podobną do bankomatowej „Jestem katolikiem. W razie zagrożenia mojego życia wezwij księdza” albo breloczek lub naklejkę z takim napisem.

Naklejki ma od kilkunastu lat w swojej ofercie Księgarnia Religijna Gloria 24, która zaczęła je produkować chyba jako pierwsza w Polsce. Małą naklejkę (5,5×3 cm) można umieścić np. na portfelu, na etui telefonu albo na okładce dokumentów. Andrzej Sobczyk z Glorii 24 mówi, że najbardziej zaskakującym miejscem, w jakim zobaczył naklejkę swojej firmy, była osłona przeciwsłoneczna na stanowisku kierowcy w autobusie miejskim.



I karetka, i ksiądz
Arkusz 10 naklejek kosztuje 4,90 zł. Osoby, które je zamawiają, często rozdają je później rodzinie i znajomym. Zdarza się, że katecheci dają je uczniom albo ewangelizatorzy rozdają je na ulicach.

Ponieważ naklejki cieszą się dużą popularnością, księgarnia dodaje je jako upominek do książek, które wysyła klientom. Od niedawna produkuje także breloczki z takim samym napisem. Inne firmy mają w ofercie także zawieszki i silikonowe bransoletki.

Żeby nie było żadnych wątpliwości, czy dzwonić po księdza, czy po lekarza, jedna z firm umieściła na swojej karcie trzy prośby: „1. Wezwij karetkę. 2. Wezwij księdza. Pomódl się za mnie”.



Jestem katolikiem
Skąd taki pomysł? „Jeśli znajdziesz się w sytuacji zagrożenia życia, jako osoba wierząca możesz mieć pragnienie skorzystania z sakramentu spowiedzi lub namaszczenia chorych. Może po prostu czyjaś modlitwa byłaby dla Ciebie wtedy wsparciem? Dzięki tej karcie ktoś ma większe szanse, aby się o tym dowiedzieć!” – czytamy na stronie sklepu internetowego religijne.pl.

Andrzej Sobczyk zauważa, że zdanie „Jestem katolikiem” może być informacją przeznaczoną nie tylko dla osób postronnych. Przypomina temu, kto nosi breloczek albo naklejkę i spogląda na nie kilka razy dziennie, co jest dla niego naprawdę ważne.

...

To raczej wzor dla innych. Bo przeciez osoba na to sie decydujaca na pewno nie jest zagrozona pieklem w chwili smierci! Ale ci co nie nosza juz tak. Bo pewnie w ogole nie chodza do spowiedzi. Paradoks ci którym to naprawde mocno potrzebne nie zaloza tego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 8:37, 08 Maj 2018    Temat postu:

„Ludzie są w wielu sprawach sto razy lepsi niż ksiądz”. Wiesz, jakie są Twoje obowiązki w parafii?
Jarosław Kumor | 07/05/2018
PARAFIANIE W KOŚCIELE
Shutterstock
Udostępnij Komentuj
Pewnego dnia wszedłem do magazynku i sam do siebie powiedziałem półgłosem: „Tuby są zepsute, a za parę dni procesja. Trzeba będzie je naprawić”. Kwadrans po wieczornej mszy był już miejscowy elektronik, gotowy je reperować. Byłem w szoku.

„Dokumenty Kościoła mówią, by włączać świeckich najmocniej, jak tylko się da, w życie parafii” – mówi proboszcz parafii katedralnej w diecezji warszawsko-praskiej ks. Bogusław Kowalski.



Jarosław Kumor: Często rozumiemy nasze obowiązki wobec parafii jako wsparcie finansowe, a nie np. zaangażowanie swojego czasu, umiejętności. Czy takie zaangażowanie mamy postrzegać jako obowiązek czy jako nasz wybór?

Ks. Bogusław Kowalski: W moim odczuciu jest to dla parafianina wybór. Nikogo do niczego nie można w tej przestrzeni zmusić. Na wsiach bywają jeszcze np. takie zwyczaje, że ksiądz wyznacza do sprzątania kościoła poszczególne ulice czy nawet domy i można to uznać za formę nakazu.

Jeżeli jednak ktoś się nie wywiąże, to przecież proboszcz go nie wypisze z parafii. To jest sprawa ludzkiego sumienia. Na ogół jednak według mnie w małych parafiach jest najłatwiej z zaangażowaniem wiernych.

Czytaj także: Franciszek: Podczas mszy świętej wierni też sprawują swoją funkcję kapłańską
Swego czasu posługiwałem w parafii w Ostrówku niedaleko Wołomina, liczącej 2 500 mieszkańców jako jeden ksiądz na całą parafię. Przy takiej liczbie wiernych, po dwóch, trzech latach proboszcz zna praktycznie wszystkich. Środowisko jest raczej jednorodne, a ludzie często sami przychodzą z chęcią pomocy.

Tutaj tak było. Kilka dni po tym, jak się wprowadziłem, podeszła po mszy świętej rodzina, której ojciec był właścicielem fabryki okien i wyraził gotowość pomocy nie tylko w kwestiach „okiennych”, ale też innych technicznych sprawach i zostawił swój numer telefonu.

Przecież nie miał w ogóle obowiązku, ale czuł się współodpowiedzialny za parafię. W małych środowiskach jest o to łatwiej szczególnie tam, gdzie parafianie budowali kościół. Wtedy byli najczęściej zaangażowani od samego początku i to wręcz fizycznie przy budowie.

Pewnego dnia na tej małej parafii wszedłem do magazynku i sam do siebie powiedziałem półgłosem: „Tuby są zepsute, a za parę dni procesja. Trzeba będzie je naprawić”. Kwadrans po wieczornej mszy był już miejscowy elektronik, gotowy je reperować. Byłem w szoku. Okazało się, że moje ciche mówienie do siebie przypadkiem usłyszały dwie parafianki i to wystarczyło.

Ludzie są w wielu sprawach sto razy lepsi niż ksiądz. Weźmy przykład Bożego Ciała i ołtarzy. To byłoby fizycznie niemożliwe samemu się tym zajmować, nie mówiąc o jakichś umiejętnościach dekoracyjnych. Najczęściej jest tak, że ludzie świeccy czekają tylko na jakiś sygnał i ochoczo podejmują temat.

To wymiar praktyczny, a czy dokumenty Kościoła mówią coś o zaangażowaniu świeckich w parafii?

Dokumenty Kościoła mówią, by z zachowaniem należytej roztropności i duszpasterskiej troski włączać świeckich najmocniej, jak tylko się da w życie parafii. Bez nich po prostu parafia nie będzie funkcjonowała.

Dobrym przykładem są tu festyny parafialne. Gdy organizowałem taki festyn w Ostrówku, nauczycielki przygotowały np. malowanie twarzy czy różne występy, ludzie chcieli się uaktywniać – jak np. koła gospodyń wiejskich. Faceci zaangażowani byli w grilla i kiełbaski, bo są w tym dobrzy. Bez świeckich nic by nie wyszło. Oni czuli taką moralną potrzebę.

Czytaj także: 10 kapitalnych rad św. Franciszka Salezego dla świeckich
Jest ksiądz wiernym kibicem piłki nożnej. Starał się ksiądz przeszczepić swoją sportową pasję na życie parafii?

Oczywiście. W Ostrówku organizowałem np. mecze ojców przeciwko synom. Pół parafii przychodziło kibicować. To była niesamowita boiskowa walka – chłopaki w wieku 16-17 lat, którzy wyrywają się spod skrzydeł ojców i chcą im pokazać, co potrafią. Piękny widok!

Z Ostrówka przeszedł ksiądz do dużej parafii w Otwocku. Czy była to jednocześnie duża zmiana od strony zaangażowania parafian?

Myślę, że w większych parafiach ludzie są tak samo zaangażowani, ale są rozproszeni. W Otwocku też były festyny czy np. sylwester. Świadomie nie odchodziłem od tych pomysłów, bo wiedziałem, że przy tzw. robocie tworzy się fajne środowisko – to, co nazywamy radą parafialną.

Oczywiście, można mieć radę parafialną bardzo teoretycznie – spotkać się z nią raz w roku, przedstawić przy wizytacji biskupa.

Ja jestem zwolennikiem oddolnego działania. Zaczynamy robotę, mam już kilkadziesiąt działających osób i wtedy można im przyłożyć pieczątkę – rada parafialna. Tamci w Otwocku nawet śmiesznie się nazwali – „grupa trzymająca władzę”, w nawiasie: „nad festynami”. Oni chodzili w moim imieniu po urzędach, składali np. prośby o zabezpieczenie imprezy przez straż miejską.

W katedrze jest podobnie. Myślałem, że to środowisko będzie bardziej skostniałe, działające na zasadzie: dać księdzu na tacę i niech sobie radzi. Różnica jedynie jest taka, że na większej parafii czuję się bardziej w obowiązku zapłacić za jakąś fachową naprawę czy pomoc. Tu jest inna specyfika życia. Wiadomo – ludzie często nie chcą brać pieniędzy, ale na dłuższą metę staram się, by takich fachowych prac nie wykonywano woluntarystycznie.

Czy dostrzega ksiądz czasami takie niebezpieczeństwo, że świeccy mogą za bardzo się angażować w życie parafii i np. zaniedbywać rodzinę?

Może tak być. Widziałem taką tendencję zwłaszcza w przypadku kobiet, którym nie układało się w domu i była to forma ucieczki. Mąż popija, ona sobie z tym nie radzi, a we wspólnocie jest tak błogo, spotykamy się, pijemy herbatkę, modlimy się, a dom zaniedbany.

Tutaj ksiądz musi reagować i wyganiać do pierwszego powołania – do rodziny. Potrzeba tu oczywiście dużo roztropności, ale nie można nie reagować.

Reasumując – czy możemy powiedzieć, że jeśli proboszcz zwyczajnie jest człowiekiem, parafianie zawsze będą żyć w poczuciu obowiązku wobec parafii?

Od księdza zależy bardzo dużo. Jeżeli tak po ludzku poprosi, jest dla ludzi życzliwy, trudno się spodziewać jakichś wielkich przeszkód w kontaktach z parafianami. Od 30 lat jestem księdzem i nie spotkałem się z sytuacją, w której ksiądz żyjąc z ludźmi jak pasterz, jak ojciec, spotkałby się z negatywną kontrą.

...

Tak. Bledem ksiezy jest myslenie ze koniecznie musza cos robic w sensie fizycznym. Tymczasem nie od tego jest ksiadz a ludzie to potrafia lepiej. Naprawde ksiadz jest od dusz i nikt go nie zastapi. I tu jest deficyt! Nie murarzy czy szwaczek. Brakuje pracownikow na polu ducha. Tu sa zniwa wielkie a nie widac za duzo zbierajacych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:37, 27 Maj 2018    Temat postu:

Clericus Cup – Liga Mistrzów dla księży
Katolicka Agencja Informacyjna | 26/05/2018
CLERICUS CUP
ESPECIAL NOTIMEX
Udostępnij Komentuj
Czy wiedzieliście, że księża mają też swoją Ligę Mistrzów? Od 12 lat rozgrywany jest tzw. turniej Clericus Cup. Uczestniczą w nim reprezentacje piłkarskie zgromadzeń zakonnych, instytucji watykańskich i kolegiów księży, mających swoje siedziby w Rzymie.

W tym roku runda eliminacyjna, w które uczestniczyło 345 zawodników pochodzących z 71 krajów, w tym z Syrii, Konga i Sudanu Południowego, rozpoczęła się 24 lutego. Po raz pierwszy też podczas rozgrywanego już po raz 12. turnieju piłkarskiego jednym z sędziów był ksiądz.

Czytaj także: Ksiądz też człowiek, a pasja to nie grzech!


Niebieska kartka karna
Co ciekawe do turnieju kleryków została wprowadzona trzecia kartka karna: obok żółtej i czerwonej jest też kartka niebieska. Otrzymuje ją zawodnik za złe zachowanie na murawie oraz przekleństwa. Niebieska kartka oznacza pięć minut na ławce kar. Przed przedłużeniem kary zawodnika może „wyzwolić” krótka modlitwa o być może potrzebne pojednanie.




Puchar w kapeluszu kapłańskim
Księża walczą o puchar, który ma kształt piłki futbolowej opartej na butach piłkarskich, a przykrywa go „saturno” – kapelusz kapłański.

Tegorocznym zdobywcą piłkarskiego pucharu duchowieństwa Rzymu Clericus Cup 2018 został zespół Kolegium Północnoamerykańskiego „North American Martyrs“. Po ekscytującej grze i bezbramkowym remisie zespół składający się głównie z amerykańskich kandydatów do kapłaństwa wygrał w rzutach karnych z zespołem Papieskiego Kolegium „Urbanianum”, który składa się głównie z afrykańskich seminarzystów. Po meczu obie drużyny wspólnie odśpiewały antyfonę ku czci Najświętszej Maryi Panny – Salve Regina.

...

Tez trzeba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:55, 28 Maj 2018    Temat postu:

Nie żyje ks. Antoni Sołtysik. Był duszpasterzem krakowskiej młodzieży

Nie żyje ks. prałat Antoni Sołtysik. Wieloletni proboszcz parafii pw. św. Mikołaja i duszpasterz krakowskiej młodzieży zmarł w wieku 85 lat po długiej i ciężkiej chorobie. Ks. Antoni zasłynął z zaangażowania w sprawę procesu beatyfikacji bł. Hanny Chrzanowskiej. Za zasługi w pracy z młodymi chwalił go sam papież Jan Paweł II podczas pierwszej wizyty w Polsce.

Nie żyje ks. Antoni Sołtysik. Był duszpasterzem krakowskiej młodzieżyNie żyje ks. Antoni Sołtysik. Był duszpasterzem krakowskiej młodzieży

Ks. prałat Antoni Sołtysik zmarł 26 maja wieczorem, w Domu Księży Chorych w Krakowie - Swoszowicach. "Ks. Antoni Sołtysik był gorącym patriotą, który całe swe życie poświęcił duszpasterstwu młodzieży" – tak wspominał duchownego na Facebooku ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

REKLAMA

Ks. prałat Antoni Sołtysik pochodził ze wsi Stryszawa pod Suchą Beskidzką. W tym roku świętował 60.lecie kapłaństwa. Ks. Sołtysik studiował w krakowskim seminarium. W stolicy Małopolski przyjął również święcenia kapłańskie. W 1969 roku kard. Karol Wojtyła mianował go diecezjalnym referentem duszpasterstwa młodzieży.

W latach 1969 – 1975 ks. Antoni Sołtysik pełnił funkcję wikariusza w parafii św. Mikołaja w Krakowie. W latach 1975 – 1981 był proboszczem parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Bieżanowie, gdzie doprowadził do rozpoczęcia budowy nowego kościoła.

Poświęcenie ks. Antoniego Sołtysika w pracy z młodzieżą docenił Jan Paweł II. W czerwcu 1979 r. podczas pierwszej pielgrzymki do ojczyzny papież Polak podczas przemówienia przed kościołem oo. paulinów na Skałce mówił o nim: "Ks. Antoni ma ogromną pasję młodzieżową, pasję do duszpasterstwa młodzieżowego, po prostu go ta pasja zjada – i otwiera się w kierunku wszystkich grup młodzieżowych".

Od 1981 r. ks. Antoni Sołtysik był proboszczem parafii św. Mikołaja w Krakowie. W 1998 roku. kard. Franciszek Macharski mianował go postulatorem procesu beatyfikacyjnego krakowskiej pielęgniarki Hanny Chrzanowskiej. Zgodnie z prawem kanonicznym był on odpowiedzialny za przygotowanie i prowadzenie procesu beatyfikacji. W 2008 r. ks. Sołtysik przeszedł na emeryturę.

Z powodu poważnej choroby ks. Antoni Sołtysik nie mógł wziąć udziału w uroczystości wyniesienia Hanny Chrzanowskiej na ołtarze, która odbyła się 28 kwietnia 2018 roku. W dniu beatyfikacji ks. Sołtysik przebywał w szpitalu, ale na początku kwietnia uczestniczył jeszcze w złożeniu jej szczątków w kaplicy kościoła św. Mikołaja.

Pogrzeb. ks.prałata Antoniego Sołtysika odbędzie się w środę 30 maja 2018 r. Msza św. zostanie odprawiona o godz. 15. w kościele św. Mikołaja.

...

I wlasnie tym zajmuje sie ksiadz! Duszpasterstwem. Tego nie widac bo dusza jest niewidoczna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:42, 31 Maj 2018    Temat postu:

KOŚCIÓŁ
„Ten Kościół mógłby więcej robić”. Nie ulegajcie wrażeniom i stereotypom
Ks. Łukasz Kachnowicz | 30/05/2018
KSIĄDZ
Josh Applegate/Unsplash | CC0
Udostępnij 35 Komentuj
Nie zgadzam się na to, żeby wrzucać Kościół w Polsce do jakiegoś wora stereotypu, że jest po innej stronie niż Franciszek. Naprawdę znam wielu wspaniałych ludzi, którzy robili i robią tu dobrą robotę.

Dobro w Kościele, które się dzieje w ukryciu
Tak, to musi wybrzmieć. Właśnie przeczytałem na Twitterze pytanie, które ktoś zadał: „Może by Kościół uczył empatii dzieląc się sam tym, co ma? Ile ksiądz z darów od rodziców dał na jakiś cel charytatywny?”. Ksiądz odpisał, że w jego parafii codziennie wydawanych jest 170 obiadów dla ubogich i adoptowali 26 rodzin z Aleppo oraz wiele innych działań.

Czytaj także: Ksiądz zorganizował I Komunię specjalnie dla Stasia, chorego 8-latka
Tak, jest wiele dobra w Kościele, o którym się nic nie mówi. Sam się łapię na tym, że łatwo jest uciec w hasła: Franciszek to robi tyle, a Kościół w Polsce nic nie robi. Nieprawda. Robi.

Jest wielu księży, którzy wspierają ubogich. Bez mówienia o tym nikomu. Jest wielu księży i wiele parafii, w których dzieje się dobro. Są księża w parafiach, którzy wspierają ubogie rodziny. Cicho, bez rozgłosu.

Kiedyś przez kilka lat adoptowałem dwójkę niewidomych dzieci w Rwandzie. Nikt o tym nie mówił. I ja wcale nie oczekiwałem, że ktoś będzie o tym mówił. Dobro bardzo często dzieje się w ukryciu.



Wiele jeszcze przed nami w kwestii nawrócenia
Nie, nie zgadzam się na to, żeby wrzucać Kościół w Polsce do jakiegoś wora stereotypu, że jest po innej stronie niż Franciszek. Naprawdę znam wielu wspaniałych ludzi Kościoła w Polsce, którzy robili i robią dobrą robotę. Robili to przed Franciszkiem, robią to za Franciszka i pewnie będą robić to po Franciszku.

Nie ulegajcie wrażeniom i stereotypom. Szukajcie dobra, bo ono naprawdę jest wokół nas. Łatwo jest chwycić się kilku wrażeń i zbudować na tym całą narrację. Ale to niekoniecznie musi być prawdziwy obraz całości.

Owszem, na pewno wiele jeszcze przed nami w kwestii nawrócenia i tego musimy być świadomi. I Bogu dzięki, że jest Franciszek, który nam to uświadamia.

...

Kosciol NIE JEST instytucja charytatywna! Ma swoj cel. Prowadzi ludzi do nieba! I tym sie zajmuje. I jesli zacheca do dobra np. gdzies w parafii dzieci graja w pilke to nie znaczy ze jest klubem sportowym jak tez nie jest swietlica dla dzieci! Swieckie aktywnosci to zadanie dla was! A i tak najbardziej przy okazji pomaga Kościół...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:42, 25 Cze 2018    Temat postu:

Ksiądz głosił ewangelię "w rytmie rapu". Został zawieszony

Ksiądz Paul Ogalo, który w Kenii głosił ewangelię "w rytmie rapu" został zawieszony w wykonywaniu posługi. "Rap nie jest właściwy jako sposób i forma wygłaszania kazań" - wyjaśniły w niedzielę władze kenijskiego Kościoła katolickiego.

...

Rozumiem ze,, ubogacal" liturgie!? Bo gdyby to było spotkanie ewangelizacyjne to raczej nagroda by byla!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:27, 26 Cze 2018    Temat postu:

Sanktuaria nie mogą być miejscem manifestowania nienawiści politycznej. Rada Episkopatu przypomina
Katolicka Agencja Informacyjna | 26/06/2018
POLITYCZNE KAZANIA
REPORTER
Udostępnij 74
„Kazania patriotyczne nie mogą sprawiać wrażenia przemówień ideologicznych na usługach pielgrzymującej grupy” – czytamy w nowym dokumencie.

Sanktuaria nie mogą być miejscem manifestowania nienawiści względem grup politycznych, społecznych lub etnicznych – podkreśla w przesłanym KAI słowie o narodowym pielgrzymowaniu Rada Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek. Zaznacza też, że głoszone często podczas pielgrzymek „tzw. kazania patriotyczne nie mogą sprawiać wrażenia przemówień ideologicznych na usługach pielgrzymującej grupy”. Poniżej publikujemy dokument w całości.


Czytaj także:
Nacjonalizmu nie należy utożsamiać z patriotyzmem. Przewodniczący Episkopatu wyjaśnia


„Być pielgrzymem pokoju”
Słowo Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek o pielgrzymowaniu narodowym

W związku z pielgrzymkami o charakterze patriotyczno-religijnym, zwłaszcza w roku setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę, Rada Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek czuje się w obowiązku przypomnieć, na czym powinno polegać pielgrzymowanie do sanktuariów i miejsc świętych, w szczególności mające charakter pielgrzymek narodowych.

W kulturze polskiej obecny jest piękny fenomen pielgrzymowania. Grupy wiernych – kierując się zasadami miłości do Boga i bliźniego, kultu Matki Bożej i świętych, a także łącząc swą wiarę z miłością do Ojczyzny – wpisują się w wielowiekową tradycję pielgrzymowania narodowego. W refleksji teologicznej pielgrzymka to wędrowanie osoby lub grupy do miejsc uważanych za święte w przekonaniu, że działa tam w sposób szczególny Bóg (zob. Dyrektorium Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny sakramentów o pobożności ludowej i liturgii. Zasady i wskazania z 2001 roku).

Podejmowane podczas pielgrzymki dzieła osobiste lub wspólnotowe mają wyłącznie cechy aktów religijnych, pobożności i pokuty. Łączenie pielgrzymki ze sprawami społecznymi ma sens jedynie w kontekście miłości, pojednania i poszukiwania świętości życia.


Czytaj także:
„Chrześcijański kształt patriotyzmu” – pełny tekst dokumentu KEP
Takim właśnie duchem cechowały się pielgrzymki narodowe, szczególnie gdy Polska przeżywała burze dziejowe i groziły jej największe niebezpieczeństwa. Nawet wówczas jednak nie były one wymierzone przeciw drugiemu człowiekowi, lecz w opozycji do zła i grzechu, zniewolenia i narodowych wad. Niezwykle budujące i podnoszące na duchu były te pielgrzymki, podczas których w sanktuariach brzmiały słowa pieśni i modlitw dziękczynnych za wolność i niepodległość Ojczyzny.

Pielgrzymki narodowe odbywały się bardzo rzadko i były związane z najważniejszymi wydarzeniami w dziejach Narodu i Kościoła. Tak było np. po zwycięskiej wojnie z bolszewikami w 1920 r., z okazji poświęcenia narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi w 1946 r., w związku z Milenium Chrztu Polski w 1966 r. i ostatnio w 1050. rocznicę tego wydarzenia. Nie możemy też zapomnieć pielgrzymek narodowych z udziałem papieża św. Jana Pawła II i jego następców. Zawsze były to uroczystości wielkiej rangi organizowane przez Episkopat.

W dokumencie „Chrześcijański kształt patriotyzmu” z 2017 r. Konferencja Episkopatu Polski przypomniała, że „ukształtował się w polskiej kulturze model patriotyzmu gościnnego, włączającego, inspirującego się najlepszym dorobkiem sąsiadów i całej chrześcijańskiej, europejskiej kultury. Patriotyzmu, dzięki któremu Polakami stawali się ci, którzy Polakami zostać chcieli, bez względu na swoje pochodzenie czy pochodzenie ich przodków”.

Dlatego sytuacja, w której jakieś środowiska – powołując się na własną ideologię lub doktrynę polityczną – przypisują sobie wyjątkowe prawo do reprezentowania Narodu Polskiego, prowadzi do nieuprawnionego zawłaszczenia tytułu pielgrzymki narodowej, a w konsekwencji do wykluczenia innych grup społecznych tworzących Rzeczpospolitą.

Król Jan Kazimierz, a za nim Sługa Boży Kardynał Wyszyński, składając Śluby Jasnogórskie, ogłosili Maryję Królową całej Polski. Wyrazili w ten sposób prawdę o oddaniu pod Jej opiekę wszystkich obywateli zamieszkujących naszą Ojczyznę. Zatem pod opiekę Matki Bożej oddano w dobrej wierze nie tylko jakąś wybraną grupę, ale cały naród, wierzących i niewierzących, wszystkie grupy etniczne, którym na sercu leży dobro Rzeczypospolitej. Jasna Góra stała się od pokoleń miejscem modlitwy o jedność i symbolem trudnej wolności Polaków.

Zgodnie z tą tradycją sanktuaria nie mogą być miejscem manifestowania nienawiści względem grup politycznych, społecznych lub etnicznych. W pamięci mamy słowa największego Polaka i Pielgrzyma, św. Jana Pawła II: „Prawdziwy patriota nie zabiega nigdy o dobro własnego narodu kosztem innych. (…) Nacjonalizm, zwłaszcza w swoich bardziej radykalnych postaciach, stanowi antytezę prawdziwego patriotyzmu i dlatego dziś nie możemy dopuścić, aby skrajny nacjonalizm rodził nowe formy totalitarnych aberracji. To zadanie pozostaje oczywiście w mocy także wówczas, gdy fundamentem nacjonalizmu jest zasada religijna, jak się to niestety dzieje w przypadku pewnych form tak zwanego fundamentalizmu” (przemówienie na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 1995 r.).

Nacjonalista nie jest więc patriotą. Prawdziwy patriota, miłujący swój naród, nie ulega agresji i instynktom nakazującym wykluczanie i stygmatyzowanie społeczne innych osób, różniących się światopoglądem, wiarą, pochodzeniem etnicznym czy odcieniem skóry.


Czytaj także:
Najstarsze na świecie sanktuarium św. Józefa jest w Polsce. Warto je odwiedzić w tym roku
Sanktuarium jest miejscem pokoju. Warto pamiętać, że pierwszym darem Jezusa Zmartwychwstałego był pokój i przygarnięcie do swego serca uczniów mimo ich aktów małoduszności. W sanktuarium pokój rodzi się na modlitwie oraz przez pokutę i pojednanie, często zakończone sakramentalnym przebaczeniem. Św. Jan Paweł II był słusznie nazywany pielgrzymem pokoju, ponieważ głosząc sprawiedliwość społeczną i wolność sumienia, nie odrzucał żadnego człowieka. Jeżeli chcemy, by przez chrzest Bóg uznał nas za swoje dzieci, musimy wprowadzać pokój między ludźmi, bo tak brzmi naczelne błogosławieństwo wypowiedziane przez Pana Jezusa: „Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi”. Mamy więc być pielgrzymami pokoju na wzór Matki Pana i świętych.

Modlitwa przy Cudownym Obrazie Królowej Polski jednoczyła Polaków, niezależnie od ich pochodzenia, wieku, zawodu, poglądów społecznych bądź politycznych. Jest ona otwarta dla wszystkich ludzi dobrej woli spragnionych duchowego umocnienia, ale także pojednania i leczenia podziałów. Nasze narodowe sanktuarium uczyło prawdziwego patriotyzmu, który wyraża się w trosce o wspólną Ojczyznę, w pracy dla jej dobra, w budowaniu jedności i pokoju. Słusznym więc wydaje się kierowanie do organizatorów, uczestników i duszpasterzy pielgrzymek prośby o wierność takiemu podejściu, o roztropność i uszanowanie świętości miejsca, jakim dla naszego narodu jest Jasna Góra, inne sanktuaria i kościoły.

Fenomen pielgrzymowania jest dynamiczny, żywy i otwarty na nowe znaki. Wymaga więc ewangelicznego rozeznania. Elementy patriotyczne (flagi narodowe, sztandary kombatanckie, stroje uczestników) nie są czymś niewłaściwym podczas liturgii pod warunkiem, że nie wywołują wzburzenia i sporów ideologicznych. Instrukcje liturgiczne nakazują unikania celebracji Mszy św. w celu stworzenia okazałego widowiska oraz nadawania jej stylu podobnego do ceremonii świeckich.

W przestrzeni świętej nie ma też miejsca na symbole grup wzbudzających spory w społeczeństwie i doprowadzających do podziału wspólnoty Kościoła. Historyczne znaki patriotyczne przechowywane w kościołach z okresu zaborów lub reżimu komunistycznego są wyrazem jedności z narodem, ale nie z ideą partyjną lub polityczną. Podobnie nie ma miejsca na alternatywne znaki gorliwości uczuć i język mający znamiona kultury lub subkultury typowo świeckiej albo związanej ze sporem ideologicznym wewnątrz wspólnoty kościelnej. Niereligijne symbole eksponowane na pielgrzymce nie mogą być sprzeczne w swoim przekazie ze znaczeniem świętego miejsca i czasu, z nauką Kościoła o patriotyzmie. Pomocą w tym służy dokument Konferencji Episkopatu Polski „Chrześcijański kształt patriotyzmu”.

Pielgrzymka nie ogranicza się tylko do samego pobytu w miejscu świętym, ale obejmuje drogę pielgrzyma i powrót do domu. W ten sposób zachowana jest pewna ciągłość charakteru pokutnego tego wydarzenia, połączonego z wewnętrzną przemianą (nawróceniem), z modlitwą dziękczynienia i prośby. Obecność duszpasterza podczas całej pielgrzymki jako organizatora i przewodnika duchowego jest konieczna i gwarantuje jej charakter kościelny. Jego posługa duchowa, sakramentalna i kaznodziejska musi spełniać wszelkie wymagania stawiane w tych zakresach przez Kościół. Homilia jest uprzywilejowaną formą głoszenia Słowa Bożego, a często głoszone tzw. kazania patriotyczne nie mogą sprawiać wrażenia przemówień ideologicznych na usługach pielgrzymującej grupy.

Zachęcamy wszystkich wiernych, by przeżywali pielgrzymowanie do Jasnogórskiej Królowej Polski i innych sanktuariów w duchu zatroskania o Ojczyznę, głębokiego skupienia i szczerej modlitwy. Jan Paweł II powiedział: „Wiele razy powtarzałem, że Jasna Góra to sanktuarium narodu, konfesjonał i ołtarz. Jest to miejsce duchowej przemiany, odnowy życia Polaków. Niech takim na zawsze pozostanie” (4.06.1997 r.). Ten dar jest dziś nam wyjątkowo potrzebny.

bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady
25.06.2018 r.

...

Zdecydowanie nie sa to kazania na zamowienie. Zamowiona moze byc tematyka. ALE KSIADZ GLOSI TO CO MA GLOSIC NIE TO CO ZAMOWIA! NIE POWINIEN TEZ ODGADYWAC CO ONI BY CHCIELI USLYSZEC! TO ABSURD! Skoro wiedza co chca to po co im ksiadz? To mowi Jezus do nich!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:54, 10 Lip 2018    Temat postu:

Biegiem do Boga i Maryi. Poznaj księdza-maratończyka
Redakcja i Salve TV | 07/07/2018

Facebook/Trailowe Biegi Duchowe TBD/ Fair Use
Udostępnij 120
Co bieganie na długie dystanse ma wspólnego z Panem Bogiem i życiem duchowym? Więcej niż może ci się wydawać!

Ksiądz Krystian Strycharski to człowiek wielu pasji. Prawdopodobnie sam powiedziałby, że jego największą pasją są Chrystus i Maryja, ale kocha także jazdę na motocyklu (co zawdzięcza swojemu dziadkowi, który na simsonku zabierał go na ryby) oraz biegi długodystansowe (tu zasługę przypisuje swojej siostrze, instruktorce fitness).

Od jakiegoś czasu ks. Krystian rozwija inicjatywę pod nazwą Trailowe Biegi Duchowe. Bieganie trailowe to, mówiąc najprościej, długie dystanse, ale pokonywane w zróżnicowanym terenie, nie „po płaskim”. A co z tym wszystkim ma wspólnego duchowość?



Ewangelizacja przez bieganie
Po pierwsze, jak wyjaśnia kapłan, kiedy podczas biegania i wysiłku zwracasz się do Boga i Maryi, i powierzasz im miejsca, które mijasz oraz ludzi, których spotykasz, to zdecydowanie można to nazwać modlitwą.

Po drugie, choć ks. Krystian biega „po cywilu” (czemu trudno się dziwić), to dzięki swoim świeckim przyjaciołom ma zestaw koszulek i opasek z wizerunkami Jezusa Miłosiernego, Maryi i świętych. Więc trudno to inaczej określić jak odważną ewangelizacją wizualną.

Trasy wyznaczane przez duchownego, zarówno te w Polsce, jak i zagranicą, zawsze mają jakieś powiązanie z wiarą. Pod koniec zeszłego roku pisaliśmy na przykład o I Nocnym Trailowym Biegu Duchowym dla Niepokalanej – etapy biegu wyznaczały wybrane warszawskie kościoły.

Teraz ks. Krystian między 6 a 15 lipca biegnie z Turynu (Całun Turyński!) przez Mont Blanc do La Salette. Nazywa na Facebooku tę wyprawę rekolekcjami w drodze, „czasem na zatrzymanie się przy Panu Eucharystycznym i Jego Słowie oraz dłuższą chwilą przebywania z Maryją”.

Warto do tego dodać, że duchowny regularnie odprawia mszę świętą w intencji wszelkiej maści maratończyków, co może być miłą wiadomością dla miłośników długich dystansów 😉.

Chcecie dowiedzieć się więcej o ks. Krystianie i jego pasji? Obejrzyjcie poniższe wideo zrealizowane przez Salve TV.

...

Opanowanie jakiejs dziedziny moze moze duzo pomoc. Np. Malarstwo brata Alberta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133505
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:21, 16 Lip 2018    Temat postu:

Abp Henryk Muszyński niespodziewanie mocno o ustawie o IPN

"Dzięki ustawie o IPN i dyskusjom wokół niej antysemityzm w Polsce stał się znów problemem współczesnym i aktualnym. Zaczęły się budzić stare demony: nadwyrężone zostało zaufanie wielu tysięcy ludzi i nadszarpnięta praca wielu dziesiątek lat" - ocenił abp Henryk Muszyński.

..

W biskupie obudzily sie stare demony zwane michnikami. Bombardowania gazy to tez wina ustawy IPNa takze ustawka 447... zalosne. Akurat tak wyczerpujaco to przedstawiam ze dobrze sie orientujecie w matactwach syjonistow i ich ambicjach globalnych. Ta kuriozalna wypowiedz pokazuje tylko czym karmi dusze biskup. Nie jest to niestety Biblia. Tylko Wyborcza. Tam oblakani psychopaci z socjopatka Wielowieyska na czele maja prosta odpowiedz na problemy swiata.
Wina PiSu.
Nawet nie ma zludzen ze oni w to wierza. Taki jest,, uklad" taka jest linia biezacego klamstwa i tak jadą. Tresura michnikowska.
Ksiadz ma podazac za Prawdą czyli Jezusem. To oczywistosc. Szok ze jest inaczej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy