Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Katecheza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:49, 22 Gru 2017    Temat postu:

Jak bronić wiary w dyskusjach? Oto 10 przykazań
Miriam Diez Bosch | 22/12/2017

Yiorgos GR I Shutterstock
Udostępnij
Komentuj
Drukuj
Co powinniśmy robić, a czego unikać, rozmawiając z innymi o swojej wierze?

Wielu z nas chciałoby w dyskusjach o wierze – które przeważnie nie są łatwe – wypowiadać się w sposób klarowny, rozważny i przekonujący. Pomocne wskazówki, jak takie rozmowy prowadzić, znajdziemy w krótkim podręczniku pt. How to Defend the Faith without Raising Your Voice (Jak bronić wiary, nie podnosząc głosu).

Jego autorami są Kathryn Jean Lopez i Austen Ivereigh – członkowie amerykańskiego oddziału organizacji Catholic Voices, która skupia świeckich katolików, odpowiednio przeszkolonych i przygotowanych do wypowiadania się w mediach na temat różnych kwestii związanych z katolicyzmem i życiem Kościoła.

Oto 10 zasad, które ich zdaniem pomogą uczestnikom publicznych dyskusji o wierze:
1. Zachowaj trzeźwy osąd

Zamiast myśleć o argumentach, które zamierzasz z gruntu odrzucić, odkryj wartości stojące za tymi argumentami. Zastanów się, w jaki sposób możesz rozpocząć swoją odpowiedź, identyfikując się z wartościami osoby, z którą dyskutujesz.

Poszukaj zasady etycznej czy wartości chrześcijańskiej, która skrywa się za krytyką rozmówcy. Odnieś się do niej, przez co zaskarbisz sobie życzliwość drugiej osoby, a to pozwoli na spokojniejszą i bardziej rozważną dyskusję. Pamiętaj, że nie jesteś wojownikiem w kulturowej wojnie o wartości absolutne; jesteś kimś, kto do debaty powinien wnosić szacunek i mądrość.


2. Wyjaśniaj spokojnie

Jako ludzie wiary chcemy naświetlać trudne kwestie; niektóre tematy same w sobie są już tak gorące, że nie ma potrzeby, byśmy i my się „gotowali”. Jeśli rozmawiasz z zamiarem wyjaśnienia tematu, a nie podgrzewania debaty, przebieg dyskusji będzie zupełnie inny.

Uważnie wysłuchaj opinii drugiej osoby, bez względu na to, jak bardzo się z nią nie zgadzasz. Twoim celem będzie trzymanie wysoko światła prawdy, przy poszanowaniu punktu widzenia drugiej osoby i zachowaniu własnego.
Czytaj także: Jak rozmawiać z ludźmi – zasady skutecznej komunikacji cz. 1


3. Rozmówcy bardziej od naszych słów pamiętają to, jak się z nami czuli

Intelektualiści i teolodzy: uważajcie! Popisywanie się erudycją jest zaprzeczeniem komunikacji, w której proste słowa tłumaczą złożone idee. Nie chodzi o to, aby Twoje argumenty były powalające, ale o to, by były zrozumiałe.

Po każdej debacie oceń swoje wystąpienie, zadając sobie następujące pytanie: czy pomogłem innym lepiej zrozumieć naukę i stanowisko Kościoła? Jak poczuli się moi rozmówcy: czy zachęciłem ich, czy mieli raczej poczucie przegranej? Czy zainspirowałem ich, czy czują się znękani? Czy chcieli usłyszeć od mnie więcej, czy też ulżyło im, że to już koniec rozmowy?


4. Przykłady pociągają

Od zawiłych wykładów wolimy proste historie. Podobnie, osobiste doświadczenie przekonuje nas bardziej niż argumenty. Nie oznacza to, że nie powinniśmy używać tych drugich, ale kiedy to tylko możliwe, stosujmy w dyskusji metafory czy anegdoty dotyczące osobistych doświadczeń lub też przedstawmy hipotetyczne sytuacje, które pomogą ludziom wyobrazić sobie, co chcesz powiedzieć.


5. Skup się na trzech solidnych argumentach

Niektóre debaty mogą pogrążyć się w kompletnym chaosie, w którym tracimy z pola widzenia meritum dyskusji. Dokładaj starań aby Twoje wypowiedzi były zwięzłe, jasne i zawierały wszystkie istotne kwestie. Uprość swoje idee, redukując je do trzech argumentów. Jeśli uda Ci się przedstawić jedynie dwa z nich, i tak możesz być zadowolony. Ważne jest jednak, abyś podporządkował swoje pomysły tym trzem zasadniczym argumentom. Wyobraź je sobie jako trójkąt; kiedy mówisz, zastanów się, w jaki sposób temat jest powiązany z Twoją triadą argumentów i niech to będzie punkt odniesienia dla Twojego udziału w dyskusji.
Czytaj także: Zmień perspektywę z “ty” na “ja” – zasady skutecznej komunikacji cz. 2


6. Rozsiewaj wokół siebie pozytywną atmosferę

Jest to podstawowa zasada komunikacji, szczególnie istotna, gdy bronimy punktu widzenia Kościoła. Przesłanie Jezusa jest porywające i inspirujące. Nasze pozytywne nastawienie pomoże prowadzić dyskusję ku pozytywnej perspektywie, którą Kościół daje ludziom, a więc przemożnym i cudownym możliwościom naszej wolności. Należy skupić się na powiedzeniu „tak” Bogu, zwróceniu się do Niego i w kierunku wszystkich dobrych rzeczy, które On nam daje. Nasze „nie” dla grzechu i fałszu jest konsekwencją, a nie głównym przesłaniem. Nie mów jak anioł sądu – pokaż ludziom świetlistą ścieżkę do nieba.


7. Bądź wyrozumiały

Współczucie jest cechą, która powinna wyróżniać chrześcijan. Niestety, jest czasami nieobecna w debatach, w których uczestniczą katolicy. Kiedy czujemy, że zagrożone są najbardziej cenione przez nas wartości, czasami reagujemy zbyt ostro. Pamiętaj, że osoba, która Cię krytykuje, również ma własne zasady i może odczuwać frustrację, kiedy zasady te nie są cenione. Nie dajmy się zamknąć w błędnym kole.

Współczucie, nawet w ważnych i gorących debatach, jest niezbędne, aby wyrwać się z błędnego koła wzajemnych zarzutów i oskarżeń. Jest bardzo prawdopodobne, że Twój rozmówca ma jakieś doświadczenie odnoszące się do meritum dyskusji; może być to doświadczenie osobiste lub bliskiej osoby. Nie zapominaj o tym. Współczucie oznacza zdolność rozumienia gniewu i bólu innych ludzi, a przez to zdolność do odnoszenia się do innych jako do naszych bliźnich.
Czytaj także: Wyjdź z okopów i wyciągnij rękę na zgodę – zasady skutecznej komunikacji cz. 3


8. Liczby to nie wszystko

Jest oczywiste, że należy zacząć od dobrego przygotowania się do dyskusji i pozyskania informacji, które stanowią jej kontekst. Pamiętaj jednak, że statystyki mogą wydawać się abstrakcyjne, mało ludzkie lub że mogą wyglądać jak zasłona dymna. Ludzie często myślą, że politycy żonglujący danymi statystycznymi kłamią lub coś ukrywają. Przede wszystkim staraj się, aby dyskusja nie przerodziła się w statystycznego ping-ponga, czego wiele osób chciałoby za wszelką cenę uniknąć. Jeśli posługujesz się danymi statystycznymi, niech nie będą zbyt skomplikowane.


9. Nie bierz wszystkiego do siebie

Aby dobrze się komunikować, musimy koniecznie odsunąć na bok nasze ego. Twój rozmówca prawdopodobnie nie ma osobiście nic przeciwko Tobie; wręcz przeciwnie, może Cię nawet szanować i doceniać. Dyskutanci po prostu nie zgadzają się z reprezentowanymi przez Ciebie poglądami. Twój lęk, nieśmiałość i defensywność są produktami Twojego ego, które bierze rzeczy za bardzo do siebie.

Pomyśl o św. Janie Chrzcicielu, który był nieustraszonym zwiastunem nowych treści: źródłem jego siły była świadomość, że jest on bramą, przez którą ludzie musieli przejść, aby dotrzeć do Jezusa Chrystusa. Ogromne znaczenie przed rozpoczęciem debaty ma modlitwa. Nie tylko pomaga uspokoić nerwy i odsuwa na bok ego, ale także przypomina, dlaczego i w czyim imieniu będziesz mówić. Pomódl się do Ducha Świętego, prosząc Go, aby był z Tobą i przez Ciebie przemawiał.
Czytaj także: Ciepło i autentyczność – zasady skutecznej komunikacji cz. 4


10. Dawaj świadectwo, nie szukaj wygranej

Wiemy, że wiara katolicka może czasem prowokować trudne pytania. Musimy jednak pamiętać, że te trudne pytania sprawiają, iż ludzie zatrzymują się i myślą. Pytania są jak najbardziej mile widziane! Mogą one oznaczać początek nowego sposobu patrzenia na życie. Albo, przeciwnie, mogą sprawić, że porzucimy ścieżkę, na której się znajdujemy, i zawrócimy z niej, przed czym ostrzegał nas Jezus.

Dawanie świadectwa jest nie do pogodzenia z pragnieniem „wygranej” czy też chęcią „pokonania” rozmówcy. Postawa rywalizacji i podboju, zwycięzców i przegranych, „nas przeciwko nim”, „walki dobra ze złem” itp. to język pól bitewnych, wojen i prześladowań. To nie jest dobry sposób na przekonanie innych do naszych racji.

Doprowadzenie kogoś do pełni wiary jest sytuacją, w której wygrywają wszyscy. Z tego wynika, że odrzucenie argumentu dyskutanta jest mniej istotne, niż pomaganie mu w osiągnięciu zwycięstwa, jakim jest zbliżenie się do Boga. Wyzwania rzucane nam przez innych stanowią okazję do wyjaśnienia nieporozumień, rzucenia światła prawdy na tematy, wokół których panuje zamieszanie, oraz do okazania empatii. Musimy wykorzystać moment, w którym ludzie jeszcze się nie odwrócili, ale są zdezorientowani, oburzeni lub zaciekawieni. Wtedy właśnie możemy dać świadectwo o obecności Jezusa w naszym życiu.
Czytaj także: Joaquín Navarro-Valls. Trzy sekrety człowieka, który odmienił sposób komunikacji Kościoła

Tekst pochodzi z angielskiej wersji portalu Aleteia

....

Przede wszystkim pamietajmy, ze ludzie nie dlatego atakuja wiare bo blednie rozumuja! Wtedy nawracanie szlo by jak burza. Nie! Atakuja bo grzesza i nie chca porzucic zla! I tu jest problem nie w logicznych argumentach. Musicie pokazac ze dobro w zyciu jest fajne i warto odrzuc zlo! A nie ze wiara opiera sie na logice. Dywagacje nikogo nie zmienia moralnie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:49, 17 Mar 2018    Temat postu:

Jak ewangelizować na nartach? Siostra Gaudia Skass o misji w USA
Jola Szymańska | 17/03/2018
SIOSTRA GAUDIA
Archiwum prywatne
Udostępnij 5 Komentuj 0
„Na stoku zatrzymał się przy mnie 12-14 letni chłopak i mówi: «Siostro, dziękuję Siostrze za służbę Kościołowi. I tak przy okazji - nie jestem katolikiem»”. O tym jak ewangelizować jazdą na nartach i o pytaniach Amerykanów o habit opowiada s. Gaudia Skass, która od roku mieszka w Waszyngtonie.

Jola Szymańska: Jak jeździło się Siostrom na stoku? Wasze zdjęcia na Facebooku opanowały internet!

Gaudia Skass ZMBM: Na stoku? To było wielkie przeżycie. Nie wiem czy bardziej dla nas, czy dla wszystkich dookoła (śmiech). Nasza siostra nowicjuszka, Amerykanka, jest świetną snowboardzistką. Kiedy stanęła na szczycie czarnej trasy, tuż przy niej zatrzymała się cała chmara ludzi, a ona zjechała z lekkością piórka.

Wszyscy krzyczeli: „Go sister!”. I tak całkiem przypadkiem wyszła nam akcja ewangelizacyjna (śmiech).





Czyli akcja nie była planowana?

Nie, po prostu poszłyśmy na narty. Znajomy z Katolickiego Uniwersytetu w Waszyngtonie jest wolontariuszem na stoku i zaprosił nas tam już po raz drugi. Pojechałyśmy odpocząć i ucieszyć się życiem. A przy okazji ewangelizujemy.

Rok temu po jeździe zatrzymałyśmy się przy Sanktuarium św. Elżbiety Seton, tutejszej wielkiej świętej. W całym olbrzymim sanktuarium siedziała tylko jedna osoba. I tak sobie pomyślałam, jakie Pan Bóg ma ciekawe drogi działania.

Gdybyśmy przyszły na cały dzień do Sanktuarium, spotkałybyśmy jedną osobę. Na stoku narciarskim spotkałyśmy setki jeśli nie tysiące ludzi, rozmawiałyśmy z kilkunastoma, jeżeli nie z kilkudziesięcioma…
Słyszałyśmy potem, jak ludzie między sobą opowiadali: „na stoku były takie radosne siostry zakonne!”, „dały mi obrazek Jezusa!”, „nie jestem katolikiem, ale to takie niesamowite!”.



Tak pozytywnie Was odbierali?

Tak! Podam Ci przykład. W Stanach ludzie mają wielki szacunek do żołnierzy i zdarza się, że podchodzą do nich na ulicach i mówią „dziękuję panu za służbę ojczyźnie”. Na stoku zatrzymał się przy mnie 12-14 letni chłopak i mówi: „Siostro, dziękuję Siostrze za służbę Kościołowi. I tak przy okazji – nie jestem katolikiem”.



Za co dziękował?

Ludzie są nam bardzo wdzięczni nawet za to, że poprostu nosimy habit. Po II Soborze Watykańskim wiele amerykańskich sióstr zdjęło habit, wiele z nich też wystąpiło z zakonów.

Ludziom w jednym momencie zawalił się obraz Kościoła. Kiedy widzą teraz młode siostry w tradycyjnych habitach, są przeszczęśliwi.
Czytaj także: Jak wygląda dzień siostry zakonnej? Opowiada s. Maria Vianneya


Katolicy w Waszyngtonie
Jak to „siostry zdjęły habity”?

Wiele sióstr zaczęło się ubierać na świecko. Niektóre zrozumiały, że o to chodzi w nowych zaleceniach soboru. Inne, które chciały pozostać wierne tradycji, nie odnajdywały się w tych nowych formach i wolały wystąpić. Dopiero teraz życie zakonne w USA się odradza.

Jest wiele nowych zgromadzeń, które powstały 20 do 40 lat temu jako odpowiedź na to, co się posypało. Są nowe ale tradycyjne, zakorzenione w długoletniej tradycji dominikańskiej, benedyktyńskiej… wróciły też habity i dawne struktury. Idzie wiosna!


W Waszyngtonie jest ich dużo?

My pracujemy tu w tzw. „Małym Rzymie”. To obszar Waszyngtonu, gdzie jest kumulacja katolickich kościołów i instytucji.

Obok Narodowego Sanktuarium Św. Jana Pawła II, w którym posługujemy, jest Narodowa Bazylika Niepokalanego Poczęcia – jeden z największych kościołów na kontynencie. Zaraz obok jest Episkopat, Katolicki Uniwersytet Ameryki, są domy formacyjne przynajmniej 6 zgromadzeń, dwa seminaria diecezjalne…

To wyjątek, bo USA to kraj generalnie protestancki. Kiedy pojechałam do Bostonu, gdzie też mamy klasztor, siostry zabrały mnie do centrum miasta i co chwilę widziałam piękną wieżę kościoła, ale żaden z nich nie był katolicki, do tego część zamieniono na muzea.




Amerykanie czytają „Dzienniczek”
Przeszło rok temu dwie siostry wyjechały z Łagiewnik, żeby rozpocząć misję Waszego Zgromadzenia w Waszyngtonie. Ile jest Was tam dzisiaj?

Jesteśmy teraz trzy – dwie Polki i Słowaczka. Faktycznie przyjechałyśmy tu w październiku 2016 i od początku oprócz wyjazdów z głoszeniem po całym kraju zajmujemy się przede wszystkim posługą w Narodowym Sanktuarium św. Jana Pawła II. Nie ma tu może takich tłumów jak w Łagiewnikach, ale dzięki naszej codziennej obecności wśród ludzi coraz więcej Amerykanów dowiaduje się, że jesteśmy w Stanach, i że jesteśmy tu dla nich na dobre i na złe.



Amerykanie są zaskoczeni „siostrami od s. Faustyny”?

Na początku kiedy przyjechałyśmy, wiele osób pytało: „kiedy Siostry wyjeżdżają?”. Brzmi to brutalnie, ale oni chcieli dobrze wykorzystać czas, w którym jesteśmy na miejscu. Byli pewni, że przyjechałyśmy tylko na parę dni.

Wciąż musimy tłumaczyć, że nie jesteśmy atrakcją turystyki religijnej, że nie wrócimy zaraz do ultrakatolickiej Polski, ale jesteśmy po to, żeby im służyć.
Chcemy poznać ich kulturę i razem z nimi iść do Boga. Zresztą, nasze zgromadzenie od 30 lat ma klasztor w Bostonie, ale nie miałyśmy na co dzień misji w miejscu publicznym i dlatego często ludzie myśleli, że jesteśmy w Stanach przejazdem.

Czytaj także: Św. Faustyna: Bóg na CIEBIE czeka! TERAZ! JUŻ! [Wszyscy Świetni]


Czyli kojarzą św. Faustynę?

Tak, choć inaczej niż w Polsce: albo ją tu znają i to znają świetnie, albo wcale. Brakuje ludzi „środka”. Czasem mam wrażenie, że studenci znają ją tu lepiej niż młodzi Polacy.

Podchodzą do mnie i mówią: „Siostro, przeczytałem Dzienniczek dwa razy!”, „Kocham siostrę Faustynę!”. Wśród starszych katolików więcej niż połowa rozpoznaje nas od razu, po habicie.
Spotykam też dziewczyny które dziwią się: „To siostry tu są? A ja wstąpiłam do innego zgromadzenia, bo myślałam że jesteście tylko w Polsce!”. Nawet nie szukały, bo były przekonane, że żeby być w naszym zgromadzeniu, trzeba jechać do Polski i nauczyć się polskiego.



Życie w zakonie. USA a Polska
Jakie wyzwania ewangelizacyjne w USA są dla Siostry najtrudniejsze?

Pierwsza sprawa, która przychodzi mi na myśl, to wielkie zróżnicowanie. Tu są obecne wszystkie możliwe religie świata, a także wiele sekt. W Polsce nie zdarza się, by ktoś do mnie podszedł z pytaniem: „Kim jesteś?” A tu naprawdę szczerze ludzie zaciekawieni naszym wyglądem pytają, co ten strój oznacza.

Domyślają się, że chodzi o jakąś religię, ale nie mają pojęcia o jaką. Ostatnio, gdy szłam ubrana w kurtkę, a więc krucyfiks, który noszę na sercu był zasłonięty, zostałam wzięta za muzułmankę. Musiałam długo tłumaczyć, że to nakrycie głowy i długa „sukienka” co innego oznaczają (śmiech).



Czym różni się życie Siostry zakonnej w Stanach od życia w Polsce?

To jest szerokie pytanie, ale może wspomnę o jednym szczególe. Zauważyłam tu wielkie zapotrzebowanie na kierownictwo duchowe. Polacy rzadziej myślą o kierownictwie, a jeśli już, to szukają księdza.

Bardzo sporadycznie zdarzało się u nas w kraju, by ktoś zwrócił się do mnie z prośbą o kierownictwo, a tu prosi o to wiele osób.





Ale nie zostanie Siostra w Waszyngtonie na zawsze?

Skąd takie myśli, Jolu?! Rozmawiałaś z Duchem Świętym? (uśmiech). Składając śluby zakonne powiedziałam Panu Bogu „tak” na wszystko, czego On pragnie. A On ma to w zwyczaju, że objawia swoje pragnienia powoli, po kawałku. Staram się skupiać na tu i teraz i jak najlepiej przeżyć ten dany mi czas.



Co planują Siostry zrobić w najbliższych miesiącach?

Coraz intensywniej przygotowujemy się do pielgrzymki do Polski. Młodzi, którzy często przychodzą do sanktuarium nie dawali nam spokoju i w końcu trzeba było się zgodzić (śmiech).

Po raz pierwszy organizujemy taki wyjazd, więc chciałyśmy pojechać tylko w gronie najbliższych i jeśli wszystko dobrze pójdzie, to ufamy, że będą kolejne wyjazdy w przyszłości. Będziemy pielgrzymować śladami świadków miłosierdzia: św. Faustyny, św. Jana Pawła II i św. Maksymiliana. Młodzi chcą, żeby to był bardzo duchowy czas. Ich gorliwość jest dla mnie bardzo budująca. Jest nadzieja dla Ameryki.



Jeżeli jesteście ciekawi, jak Siostry służą w Narodowym Sanktuarium Św. Jana Pawła II w Waszyngtonie, możecie obserwować profil Saint John Paul II National Shrine na Facebooku.

...

Ten kraj tego potrzebuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:28, 24 Mar 2018    Temat postu:

Słownik chrześcijańskich wyrazów obcych? Te 9 angielskich zwrotów warto poznać
Jola Szymańska | 24/03/2018
SŁOWNIK
Shutterstock
Udostępnij 3 Komentuj 0
Jak dogadać się z chrześcijaninem? To pytanie samo w sobie jest wystarczająco trudne. Co dopiero, jeśli chcemy dogadać się z nim po angielsku?

Podstawy christianese, czyli wiara po ludzku
Mieszanka biblijnych cytatów i kościelnych tradycji sprawia, że wierzący w ramach swojego rodzimego języka posługują się specyficznymi sformułowaniami. Tak, jak w każdej społeczności, także w Kościele powstaje specyficzna kato-mowa, albo – jak woli Josh z kanału Blimey Cow – język „christianese”.

Komediowe filmy o życiu w Kościele, które Jordan nagrywa razem ze znajomymi ze wspólnoty, śledzi ponad pół miliona osób. Opowiada w nich jak napisać wielbieniową piosenkę, zdradza teksty na chrześcijański podryw i tłumaczy, jak wyglądać i mówić jak chrześcijanin. Oczywiście nie do końca serio 🙂 Tłumaczy, ale tak naprawdę rozbija mydlaną bańkę pozoranctwa i inspiruje widzów do szczerości i autentyczności w relacji z Jezusem.

W jednym z filmów tłumaczy, co znaczą dziwne zwroty, którymi chrześcijanie cały czas się posługują.



Czytaj także: Jak ewangelizować na nartach? Siostra Gaudia Skass o misji w USA


Kto rozumie język Kościoła?
Amerykański (i wierzący) komik i YouTuber – John Crist poszedł o krok dalej. Zapytał osoby niewierzące o znaczenie chrześcijańskich określeń. I mocno się zdziwił. W filmiku „Zgadnij, co znaczą chrześcijańskie zwroty” („People Guess What Christian Phrases Mean”) przedstawił im oczywiste dla chrześcijan wyrażenia.

Między innymi zadał gościom pytanie, co to znaczy, jeśli proponujesz komuś miłość [love offering]. Odpowiedzi były różne: „Seks?”, „To nie może być to, o czym myślę…!”, „Znak pokoju?”. Nikomu nie wpadło do głowy, że chodzi o zaoferowanie np. rekolekcjoniście braterskiej miłości, czyli o zwykłą wdzięczność za wykonaną posługę, jeśli nie możemy za nią zapłacić pieniędzmi.



Czytaj także: Amerykański ksiądz od popkultury. Fan kreskówek i superbohaterów, który uwielbia Polskę
Jak mówią wierzący w Polsce?
Nie dotarłam do polskich badań językowych o zwrotach i składni specyficznej dla chrześcijan w Polsce, a żartować z samych siebie dopiero się uczymy, ale i u nas można znaleźć kilka ciekawostek.

Mówimy o „łasce Bożej”, chociaż moglibyśmy mówić o Bożym działaniu, dzielimy się „świadectwami”, a tak naprawdę opowiadamy historie naszego życia, „wielbimy”, zamiast uwielbiać czy dziękować, „siadamy z Bogiem” zamiast się modlić, „idziemy na posługę” zamiast pomagać.

To naturalne – języka wiary, tak jak przeżywania wiary, uczymy się we wspólnotach, parafiach, od księży. Słuchamy kazań, rozważań, nabożeństw, przez które przewijają się podobne frazy. Kłopot pojawia się, kiedy sami nie potrafimy ich sobie jasno wytłumaczyć.



Słownik chrześcijańskich wyrazów obcych
Póki co, drogę językowego nawrócenia wytyczają nam Amerykanie. Jak brzmią ich językowe ciekawostki? Jordan i John polecają rozpocząć naukę od tych zwrotów:

Traveling mercies – tłumacząc dosłownie, to „podróżnicze błogosławieństwo”. To błogosławieństwo lub łaska, o którą prosi się Boga na czas podróży i… gramatyczny wyjątek. Błogosławieństwo bowiem może być „podróżnicze”, ale „jedzeniowego” błogosławieństwa już nie ma, chociaż przed posiłkiem można się oczywiście pomodlić („prayer before meal”).
(Giving somebody) love offering – bezpieniężna zapłata za czyjąś posługę, np. przeprowadzone rekolekcje. Jeżeli nie mamy czym zapłacić, obiecujemy miłość. Oczywiście, czystą 😉
10/40 window – termin określający regiony świata, które najbardziej potrzebują misjonarzy. Łączy je najwyższy poziom ubóstwa i ludzkiego cierpienia oraz najmniejszy dostęp do chrześcijaństwa.
(Being) washed in the blood – być obmytym krwią Baranka. Choć u nas brzmi to bardziej tradycyjnie, po angielsku może niepokoić, bo znaczy dosłownie: „umyty we krwi”.
Seeing the fruit – w języku polskim mówi się „Po owocach ich poznacie”, w angielskim „widzieć owoce” brzmi bardziej dosłownie. Oczywiście, chodzi o owoce Ducha Świętego, czyli miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie (Ga 5, 22-23). Jak powiedział w swoim filmie John Crist: „Jeżeli mówisz, że jesteś chrześcijaninem i zabijasz człowieka, you ain’t got no fruit”. Trudno się z nim nie zgodzić 🙂
A time of fellowship – u nas można powiedzieć, że to agapa, czyli uduchowiony synonim „imprezy”.
Quiet time – czas ciszy, czyli czas modlitwy. Nie mylić z chwilą spokoju 🙂
Love on – wyrażenie szczególnej troski nad kimś, komu potrzebne jest wsparcie.
Missionary dating – randkowanie misyjne, czyli randkowanie z osobą niewierzącą. Używane żartobliwie! 🙂
Co myślicie o takim słowniku? 🙂 Mam nadzieję, że przyda się nam – jeżeli nie do rozmów, to do małej, chrześcijańskiej refleksji.

A jeżeli znacie podobne angielskie wyrażenia, koniecznie dajcie znać w komentarzu!



Czytaj także: Co oznacza nasze „Amen” po „Ciało Chrystusa” podczas komunii? Papież wyjaśnia
Czytaj także: Święty Patryk: człowiek, który podbił Irlandię dla Jezusa [Wszyscy Świetni]
Czytaj także: Prosty przepis: Angielski bread pudding
Ponieważ tutaj jesteś…
…mamy do Ciebie małą prośbę. Liczba użytkowników Aletei szybko rośnie, czego nie można powiedzieć o naszych przychodach z reklam - ale to jest problem, z którym boryka się wiele mediów elektronicznych. Niektóre z nich oferują więc swoim odbiorcom płatny dostęp do treści. To nie jest dobre rozwiązenie dla Aletei - naszą misją jest ewangelizacja i inspirowanie do lepszego chrześcijańskiego życia, dlatego chcemy docierać do jak największej liczby osób. Natomiast bardzo byśmy chcieli zredukować liczbę reklam na naszym portalu, lecz to nie jest możliwe do czasu, kiedy pozwolą nam na taki ruch inne źródła przychodu. Jak widzisz, nadal potrzebujemy Twojego wsparcia. Dbanie o jakość Aletei wymaga od nas nie tylko ciężkiej pracy, ale także znaczących nakładów finansowych. Będziemy kontynuować naszą misję, jednak jeśli możesz nam w tym pomóc, wspierając nas finansowo, będziemy za to ogromnie wdzięczni, a Aleteia będzie się mogła dalej rozwijać.

...

Jezyk to podstawa komunikacji. Musi byc precyzyjny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:49, 06 Cze 2018    Temat postu:

Co ma wspólnego ziemniak z Dobrą Nowiną? „Ewangelia na patelni” Wam wyjaśni
Monika Burczaniuk | 05/06/2018
EWANGELIA Z ZIEMNIAKIEM
YouTube
Udostępnij 77
Oto innowacyjny cykl ewangelizacyjno-kulinarny. Jak pisze św. Paweł „czy jecie, czy pijecie, wszystko czyńcie na chwałę Boga”, wziąłem sobie to do serca i uznałem, że warto połączyć ewangelizację z pasją do gotowania – mówi o. Marcin Kowalewski CMF.

Co ma wspólnego ziemniak z Ewangelią? Czy życie codzienne i Dobrą Nowinę warto łączyć? Polscy misjonarze klaretyni przekonują, że tak i serwują… Ewangelię na patelni dla wszystkich głodnych, nie tylko duchowo. Jak mówią, „Ewangelia na patelni ma przypominać, że Bóg towarzyszy nam bez przerwy i wszystko, nawet ziemniak, karkówka czy przyprawy mogą stać się inspiracją do myślenia o wierze”.


Jeśli nie widzisz tego filmu, kliknij tutaj

https://www.youtube.com/watch?v=1hV-rMT0ICE&t=1s

Czytaj także: Co Wojciech Amaro robi w kuchni kapucynów?
„Ewangelia na patelni” to autorski projekt misjonarzy klaretynów z Warszawy, którzy zainspirowani talentem kulinarnym swojego współbrata wpadli na innowacyjny cykl ewangelizacyjno-kulinarny. Ojciec Marcin Kowalewski CMF, który poza pracą duszpasterską, śpiewaniem i komponowaniem (o. Marcin jest liderem chrześcijańskiego zespołu Fragua) jest znany wśród braci i znajomych z zamiłowania do gotowania. Podróżując po świecie poznał wiele smaków, które mimo egzotycznego pochodzenia są łatwe do przygotowania. Tak powstał pomysł, by połączyć misję głoszenia z pasją gotowania.

Najważniejszym zadaniem i sensem mojego życia jest ewangelizacja. Rozumiem ją jako głoszenie Chrystusa przede wszystkim świadectwem własnego życia. Jak pisze św. Paweł „czy jecie, czy pijecie, wszystko czyńcie na chwałę Boga”, wziąłem sobie to do serca i uznałem, że warto połączyć ewangelizację z pasją do gotowania. Wokół jest coraz więcej ludzi, do których z różnych powodów nie dociera typowe głoszenie Ewangelii. Być może znajdzie się ktoś, kto włączy „Ewangelię na patelni” dla kulinarnego przepisu, a nawiązania do Ewangelii, które przy okazji usłyszy, pomogą mu zbliżyć się do Boga – mówi o. Marcin.
Bohaterem pierwszego odcinka obok wydarzeń z Ewangelii św. Łukasza jest niepozorny ziemniak!

Odcinek 1: Tortilla de patatas



Jeśli nie widzisz tego filmu, kliknij tutaj



Tortilla de patatas: zakończenie



Jeśli nie widzisz tego filmu, kliknij tutaj



Czytaj także: Siłownia Ewangelizacyjna w Łodzi. Największe ciężary nie są na sztangach, tylko na sercu
YouTube/Misjonarze Klaretyni

..

Zabawny pomysl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:10, 20 Lip 2018    Temat postu:

Masowe eventy ewangelizacyjne: Kiedy mijają fajerwerki, przychodzi codzienność
Jarosław Kumor | 27/06/2018
UWIELBIENIE
Matt Botsford/Unsplash | CC0
Udostępnij
Duże ewangelizacyjne eventy przyciągają tłumy. Ale autentyczna zmiana w codzienności jest udziałem niewielu. Jezus dobrze to znał i wiedział, że tu nie chodzi o ilość.

„Jak poszło?” nie oznacza „Ile było ludzi?”
Kiedy organizowałem w duszpasterstwie akademickim męskie pokazy filmowe i ktoś mnie pytał jak poszło, odpowiadałem, że było tyle i tyle osób, czyli całkiem nieźle lub tym razem słabo… Ale czy liczba uczestników jest miarą sukcesu jakiegoś ewangelizacyjnego wydarzenia lub np. miarą dobrego funkcjonowania parafii?


Czytaj także:
Siłownia Ewangelizacyjna w Łodzi. Największe ciężary nie są na sztangach, tylko na sercu
Gdyby iść tym tokiem rozumowania, to Jezus w czytanych niedawno w ramach liturgii z dnia fragmentach z 6. rozdziału Ewangelii wg św. Jana poniósł zupełną porażkę. Na początku tego rozdziału czytamy, że “szedł za Nim wielki tłum ludzi, gdyż widziano znaki, których dokonywał, uzdrawiając chorych”. (J 6, 2)

Potem czytamy o nakarmieniu pięcioma bochenkami chleba i dwiema rybami pięciu tysięcy mężczyzn z rodzinami. Czytam te słowa i myślę: przecież nie raz uczestniczyłem w podobnych wydarzeniach! Jakiś miejski stadion czy hala, porywająca konferencja, poruszające rozważanie na adoracji Najświętszego Sakramentu, potem mecz piłkarski księża kontra ministranci, wieczorem koncert znanego zespołu, a w międzyczasie bigos dla wszystkich od miejscowych parafian.

Potem wracało się do domu i ten sam ksiądz, którego kiwało się na boisku, a duchowo przeżywało wzniosłe chwile, wychodził na ambonę i mówił zwykłe kazanie o niezwykłych rzeczach, ale wtedy już nie otaczała go liczna grupa młodzieży, oczekująca wrażeń.

Kiedy mijają fajerwerki, przychodzi codzienność. Czy była to porażka tego księdza? Nie. Była to naturalna kolej rzeczy i wybór, którego każdy dokonuje: chcę karmić się Słowami życia wiecznego i Chlebem Żywym czy wystarczą mi emocje widowiskowego wydarzenia i ziemski chleb?



Zrób krok dalej!
Tłum z Ewangelii też wybrał. Uzdrowienia, a potem nauczanie musiało być widowiskowe i emocjonujące. Pięć tysięcy samych mężczyzn mogło realnie oznaczać co najmniej dwa razy więcej ludzi. I ci ludzie dostali znak – nakarmił ich Ktoś, kto po ludzku dysponował tylko pięcioma chlebami i dwiema rybami (J 6, 7), ale nic w ich życiu na stałe się nie zmieniło.


Czytaj także:
Jezus na Stadionie – galeria zdjęć. Przeżyj to jeszcze raz!
Gdy zorientowali się, że Jezus rozmnożył chleb, zaczęli Go szukać, ale tylko po to, by kręcić się w kółko – dalej dostawać znaki. Jezus wiedział, że to bezcelowe i zaprosił ich, by zrobili krok dalej. By przyjęli Chleb, który daje prawdziwe życie – nowe, pełne, wolne od ziemskich przywiązań. By ich serca pałały nie tylko słuchając porywającej nauki i widząc niezwykłe zajwiska, ale również w codziennej służbie i naśladowaniu Pana.

Czy współcześnie też tak nie jest? Duże ewangelizacyjne eventy przyciągają tłumy. Ale autentyczna zmiana w codzienności jest udziałem niewielu. Francuski filozof Blaise Pascal powiedział: „Gdybyśmy wiedzieli, czym jest msza św., umarlibyśmy od tak silnego wstrząsu”. Na mszy nie ma po ludzku fajerwerków, a moment, w którym absolutnie ci to nie przeszkadza jest dobrym znakiem. Prawdopodobnie masz wtedy w sobie pragnienie prawdziwego Chleba.



Panu Bogu nie chodzi o ilość
Koniec 6. rozdziału Ewangelii wg św. Jana pokazuje ludzi, którzy po opadnięciu emocji związanych w uzdrowieniami, nauczaniem Jezusa, rozmnożeniem chleba, słyszą zaproszenie, by pójść dalej i stwierdzają, że to za trudne. Idą sobie, a Jezus wcale ich nie zatrzymuje. Nie krzyczy: “Hej! Poczekajcie! Może rzeczywiście zbyt trudne to wszystko. Ponegocjujmy!”.

Panu Bogu nie chodzi o ilość. Odejście “wielu Jego uczniów” (J 6, 66) nie było porażką Jezusa, ale tych, którzy odeszli. I nie oznacza to oczywiście, że Jezusowi nie zależało na tych uczniach, szanował jednak ich wolność. Tak samo dziś – ksiądz nie zrobi za ciebie wszystkiego. Piękna konferencja, wyjazd na rekolekcje czy widowiskowy koncert ewangelizacyjny to tylko zaproszenie, które samo w sobie niewiele kosztuje i niewiele zmienia, jeśli nie skutkuje twoją decyzją: “wchodzę w to” i wysiłkiem codziennego naśladowania Jezusa – przyjmowania Chleba, który daje życie, a nie wegetację.

...

Efekty specjalne maja tylko przyciagnac. Niestety wielu interesuja tylko te efekty. Przy powazniejszej propozycji uciekaja. To tak jakby ktos chcial tylko ogladac reklamy ale sprobowac towaru juz nie. Bo istotnie reklamy sa 100 razy fajniejsze niz to co reklamuja. Proszek pierze i tyle. A filmiku wrecz dzieja sie rewelacje. Proszek niesie szczescie spelnienie radosc itd. Czy to jednak powod aby nie prać tylko ogladac reklamy?
Tym bardziej ze Jezus naprawde niesie to co ci obiecuja falszywie reklamy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:36, 22 Lip 2018    Temat postu:

Stwierdzili, że BlaBlaCar to świetna okazja do ewangelizacji!
Katolicka Agencja Informacyjna | 12/07/2018
BLABLACAR
Shutterstock
Udostępnij
Francuskie małżeństwo 72-latków, którzy często podróżują, zabierając ze sobą pasażerów umawianych przez serwis BlaBlaCar, postanowiło wykorzystać wspólne przejazdy do ewangelizowania nowo poznanych osób. „To piękna okazja do dzielenia się naszą wiarą z innymi” – mówią.

Marie-France i jej mąż Hubert pokonują rocznie autem ok. 30-40 tys. kilometrów, głównie odwiedzając swoje dzieci i wnuki. W myśl modnego we Francji covoiturage’u (wspólnych przejazdów w celu zaoszczędzenia na kosztach podróży), często zabierają ze sobą współpasażerów, z którymi umawiają się przez popularny (także w Polsce) serwis BlaBlaCar.



BlaBlaCar jako… narzędzie ewangelizacji
W zeszłym roku postanowili, że wspólne przejazdy będą wykorzystywać jako… czas na ewangelizację nowo poznanych towarzyszy podróży. O tym pomyśle opowiadają na łamach francuskiego portalu „Famille Chrétienne”:

Kiedy zastanawialiśmy się, jak przekuć w praktykę formację ewangelizacyjną, którą odbyliśmy w 2017 r., pomyśleliśmy, że zapiszemy się na słynny portal BlaBlaCar. Ponieważ dużo podróżujemy, pomyśleliśmy, że wspólne przejazdy będą piękną okazją do dzielenia się naszą wiarą z innymi – wyjaśnia 72-letnia Marie-France.
Małżonkowie są przekonani, że ich pasażerowie to nie są przypadkowe osoby, ale ci, którzy są „uprzednio przygotowani i posłani przez Boga” do odbycia wspólnej podróży. Kierowca wraz z małżonką zapraszają ich do wspólnej modlitwy przed rozpoczęciem podróży, a w czasie drogi częstują ich przekąskami. „Zawsze zachowuję się tak, jakby to Jezus wsiadał z nami do auta” – tłumaczy ewangelizatorka.

Rozmowę w samochodzie rozpoczynają od wysłuchania nowo spotkanego współpasażera – bez oceniania go ani moralizowania. Dopiero po lepszym poznaniu towarzysza podróży małżonkowie zaczynają opowiadać swoją historię: dzielą się tym, jak w 1972 r. po ślubie oddalili się od Kościoła, a także o nawróceniu, które każde z nich przeżyło osobiście po upływie dekady.

Jak dodają, fakt, że swoich rozmówców spotykają po raz pierwszy i prawdopodobnie jedyny pozwala na odbycie szczerych rozmów pozbawionych uprzedzeń. „Nigdy nikt nam nie powiedział: to mnie nie interesuje. Ale też nigdy nie spotkaliśmy [zaangażowanych] chrześcijan. Potrzeba ewangelizacji jest więc nagląca!” – podsumowuje Marie-France, która wraz z mężem należy do wspólnoty Pryscylli i Akwili skupiającej małżeństwa chcące wspólnie ewangelizować.

...

Kazda metoda dobra dobra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:12, 23 Lip 2018    Temat postu:

, Jedzenie… Słowa Bożego! Powinieneś tego spróbować
Adam Poleski | 16/07/2018

Pixaby
Udostępnij 189
Jezus podczas kuszenia przywołał słowa Pisma: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga (Mt 4, 4). Możemy czytać Pismo Święte, tak jak je się pokarm – takie czytanie nazywamy mandukacją.

Jak to zrobić?
Najpierw rezerwujemy pewną porcję czasu, minimum to 15 minut, optymalny czas to pół godziny. Bierzemy na przykład fragment Ewangelii, którą Kościół czyta danego dnia (lub inny fragment Biblii). Ważne, żeby nie był bardzo długi. Czytamy cały fragment, wówczas sycimy oko całością Słowa, które mamy spożyć. Następnie powtarzamy każdy wers (lub zdanie) trzy razy.

Gdy pierwszy wers (lub zdanie) powtórzymy trzy razy, wówczas przechodzimy do drugiego i znów powtarzamy trzy razy… i tak aż do końca. W ten sposób, zgodnie z zaleceniami Ojców Pustyni „przeżuwamy” każdy kęs Słowa. Na zakończenie czytamy cały fragment, ciesząc się tym, co spożyliśmy.

Wówczas warto pozostać w ciszy, aby „strawić” Słowo. Może ono wtedy zapaść głębiej w nas, dotknąć serca, przynieść ważną inspirację czy wskazówkę. Ważne jest, aby ten „posiłek” nie był spożywany pospiesznie, w duchu „trzy razy powtórzę i do roboty”. Współczesna dietetyka również nie zaleca pospiesznych posiłków. Możemy po prostu w milczeniu otworzyć się na łaskę, światło Boga i obecność Jezusa. W ten sposób Duch Święty kieruje tym procesem przyswajania „świętego pokarmu”.

W tej ciszy warto wprowadzić „echa Słowa”. Gdy uważnie przyjrzymy się przypisom do Pisma Świętego, odnajdziemy tam odniesienia do pojedynczych wersetów w innych częściach Pisma Świętego. Na przykład, gdy Jezus mówi w Kazaniu na Górze „wy jesteście światłością świata” (Mt 5, 14), przypis odsyła nas do innych słów Jezusa, wziętych już z Ewangelii św. Jana: „Ja jestem światłością świata” (J 8, 12). W ten sposób, gdy siedzimy w ciszy ze Słowem, mogą trwać w nas „echa” innych słów Jezusa. Stanowi to jakby „napój”, który ułatwia przyswojenie sobie spożytego wcześniej Słowa.


Czytaj także:
Warto czytać Pismo Święte na chybił trafił? Czy od deski do deski? Rozmowa z biblistką


Biblia na pamięć…
Ojcowie Pustyni nie tylko czytali Pismo Święte, ale również znali je na pamięć, przynajmniej Psalmy i Ewangelię. Mandukacja sprzyja temu, aby w ciągu dnia przypominały nam się konkretne słowa Pisma. Jeśli będziemy dostatecznie wytrwali w lekturze, zobaczymy że wersety z Pisma same będą pojawiać się w naszym umyśle. Najpierw pojedynczo, później całe frazy… a potem może cała Ewangelia.

Znajomość na pamięć Pisma wydaje się dzisiaj niepotrzebna, bo przecież są smartfony oraz dostęp do internetu. Jednak Słowo, które wypływa z głębi naszej pamięci ma zupełnie inny wymiar niż to, które dociera z ciekłokrystalicznego ekranu. Mandukując, żyjemy w duchu prostej zasady „jesteś tym, co jesz”. Jeśli spożywamy codziennie Słowo Boże, starannie przeżuwając każdy kęs, po pewnym czasie stajemy się tym, co przyswoiliśmy – i słowa Pisma w najdrobniejszych codziennych sytuacjach wydobywają się z naszej pamięci.



Mandukacja w rodzinie Baranka
Mandukacja stała się codzienną praktyką we wspólnocie Małych Sióstr i Braci Baranka, którzy codziennie „mandukują” Pismo Święte. To jedzenie Słowa, wsłuchiwanie się w jego echa i wzajemne dzielenie się Słowem jest dla nich pokarmem na drogę – gdy idą głosić Ewangelię, żebrząc o posiłek. Ten „święty posiłek” jest dobry dla każdego, kto chce mieć siłę głosić Ewangelię wszystkim, wszędzie i na wszelkie sposoby.

Dzięki temu czytanie Pisma Świętego nie jest intelektualną łamigłówką, ale staje się Eucharystią – posiłkiem, w którym Bóg daje nam samego siebie.

,,,

Sami mamy siebie katechizowac a nie ze juz jestem dorosly to juz koniec z katecheza. Zawsze bedziesz potrzebowal Boga. Nie wyrosniesz z potrzeby pomocy od Tego Ojca!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:01, 02 Paź 2018    Temat postu:

Jak młodym gniewnym dziś mówić o Bogu? Za jakim Kościołem tęsknią?
Katarzyna Szkarpetowska | 01/10/2018
MŁODZI W KOŚCIELE
Shutterstock
Udostępnij 26
Większość młodych ludzi ma dzisiaj jakieś rysy na życiu, jakieś pęknięcia, zadrapania, tak duchowe, jak i emocjonalne. I my, jako pasterze, powinniśmy mieć świadomość, że dostajemy do szlifu drogocenne kamienie – tak, to nie absurd! – drogocenne, bo pochodzące z kolekcji Pana Boga…

Katarzyna Szkarpetowska: Księże, jaki jest salezjański przepis na przyprowadzenie młodego człowieka do Kościoła?

Ks. Jacek Szewczyk SDB*: Wychowanie, jak mówił ks. Bosko, jest sprawą serca. Jako salezjanie, duszpasterze, możemy podarować młodzieży przede wszystkim naszą obecność. To bardzo ważne, żeby młody człowiek wiedział, że jesteśmy – i że jesteśmy dostępni! – zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy relacje gasną wraz z usunięciem konta na Facebooku.


Czytaj także:
Dlaczego młodzi odchodzą z Kościoła? Katecheci, teolodzy, ewangelizatorzy – obudźcie się!
Jaka ta obecność powinna być? Albo inaczej: czym ona ma być?

Towarzyszeniem młodemu człowiekowi. To, co możemy zrobić, to iść obok niego – nie przed nim, nie za nim, nie ponaglać, nie ingerować, ale być obok. Życie potężnie przyspieszyło, cywilizacja poszła do przodu, ale to wcale nie ułatwia budowania relacji – wręcz przeciwnie. Dlatego to, co możemy zrobić, to pomagać młodemu człowiekowi, uczyć go, jak te relacje budować, pielęgnować, jak w nich wytrwać.

Większość młodych ludzi ma dzisiaj jakieś rysy na życiu, jakieś pęknięcia, zadrapania, tak duchowe jak i emocjonalne, i my, jako pasterze, powinniśmy mieć świadomość, że dostajemy do szlifu drogocenne kamienie – tak, to nie absurd! – drogocenne, bo pochodzące z kolekcji Pana Boga… On nam je daje jako diamenty, które z naszą pomocą mogą stać się brylantami. Ważne, żebyśmy nie zepsuli tego, co Bóg może i chce przez nas zrobić.

Jak młodym gniewnym mówić o Bogu?

To dzisiaj ogromne wyzwanie dla Kościoła. Po pierwsze: trzeba ich kochać. Po drugie: trzeba wyjść na peryferia, o czym mówi papież Franciszek. Wyjść na ulicę, spotkać się z nimi na chodniku, w tramwaju, na dworcu, w parku pod drzewem, na ich terenie. Tam, na te peryferia, mamy im zanieść Jezusa, bo oni sami mogą Go nie szukać.

Chce się Księdzu szukać młodych w tych miejscach, które Ksiądz wymienił?

Oni tam są i nie można ich tam zostawić. Jeżeli nie zaczniemy ich szukać, to ich nie znajdziemy. Nie spotkamy się. Z doświadczenia wiem, że do młodych zaprowadzą nas inni młodzi, bo młody człowiek jest najlepszym przewodnikiem po swoim świecie.




Ks. Jacek Szewczyk


Kiedyś Pan Bóg postawił na drodze ks. Bosko chłopca, który chciał być ministrantem, ale nie umiał służyć. Chłopiec ten nie potrafił też czytać ani pisać, ale – jak się okazało – potrafił gwizdać. I ks. Bosko to wystarczyło, by nawiązać z nim dialog, wejść w relację. „To chodź, pogwiżdżemy razem”, powiedział. Zobaczyć w młodym człowieku dobro, nawet najmniejsze – na początek tyle wystarczy?

Ksiądz Bosko wiedział, co robi, bo gwizdanie naprawdę otwiera drzwi do serca (śmiech). Zacząłem właśnie uczyć w kilku podstawówkach na warszawskiej Pradze i muszę przyznać, że ten patent sprawdza się kapitalnie! Dokopywanie się do dobra w młodym człowieku, zwłaszcza dzisiaj, to niezły odwiert. Wielu młodych mówi, że nic nie potrafi; że to, co robią, nie ma sensu, nie widzą talentów, którymi zostali obdarowani. Czasami mówią o tym tak cicho, że my, dorośli, nie jesteśmy w stanie ich słów usłyszeć, jeżeli nie nachylimy ucha, a do tego konieczne jest zgięcie kolan.

Gdy studiowałam pedagogikę, mówiono nam na zajęciach, że kiedy mówimy do dziecka, powinniśmy kucnąć, aby jego i nasze oczy spotkały się i aby ono nie miało poczucia, że ktoś patrzy na nie „z góry”.

Nigdy nie można patrzeć na nikogo „z góry”; bagatelizować tego, z czym dany człowiek się mierzy. Bo o ile dorosły jeszcze sobie jakoś poradzi, o tyle dziecko czy nastolatek – niekoniecznie. My, salezjanie, niejednokrotnie zginamy kolana przed młodymi, słysząc, jakie mają życie. Coraz więcej młodych jest doświadczonych bólem, cierpieniem, które trudno dostrzec na pierwszy rzut oka. Ten ból może być spowodowany trudnymi relacjami w domu, w grupie rówieśniczej, jakimiś złymi decyzjami… Nikt z nas nie wybiera sobie środowiska, w którym przychodzi na świat; nie wybiera rodziców, przestrzeni, w której dorasta itd. Nasze zgięcie kolan wpisuje się w duchowe towarzyszenie młodym. A czasami klękamy przy nich z bezradności. To jest to, o czym mówi Jezus: raduj się z tymi, którzy się radują, ale też płacz z tymi, którzy płaczą.

Powiedział Ksiądz, że młodzi często nie widzą swoich talentów. Co jest tego powodem?

Chyba to, że częściej słyszą od nas, dorosłych, o swoich deficytach niż o potencjale – to po pierwsze. A po drugie, młodzi żyją często w różnych klatkach – klatkach ludzkiej opinii, tego, co powiedzą rówieśnicy, głodu akceptacji itp. Wchodzą w jakieś środowisko i wydaje się im, że na to, by być lubianym, trzeba zapracować. Ba, że na miłość trzeba zapracować! Nie są konsumentami miłości bezwarunkowej (nie mają na to odwagi), ale takiej, która stawia warunki.

To jest chyba problem, który dotyka ludzi w każdym wieku.

Jasne. Wielu z nas „zarabia” na miłość – matki, ojca, żony, męża… Możemy by dorosłymi ludźmi, mieć odchowane dzieci, a głównym motorem naszego życia może być ciągle potrzeba usłyszenia: „jesteś dobrym ojcem”, „jesteś dobrą żoną”, „jesteś dobrym synem”. I czasami potrafimy wykonać 400% normy, żeby to usłyszeć. Ludziom często wydaje się, że gdy już zapłacą te wszystkie paragony miłości, to będą szczęśliwi. Okazuje się, że to tak nie działa.


Czytaj także:
Papież Franciszek do polskiej młodzieży: „Miejcie odwagę! Świat potrzebuje Waszej wolności ducha!”
Płatna miłość – to naprawdę smutno brzmi.

Nie znam, poza Jezusem, nikogo, kto jest w stanie dać od tego wolność. On mówi: „Nie musisz zapracować na moją miłość. Kocham cię takiego, jaki jesteś, a nie za to, że jesteś taki, a nie inny. I teraz, Kościół jest taką przestrzenią, gdzie człowiek może tej wolności doświadczyć.

Ksiądz rozmawia dużo z młodymi. Oni o takim Kościele mówią? Za takim Kościołem tęsknią?

Kościół to przestrzeń otwarta – nie tylko dla grzecznych, „uczesanych” katolików”, ale dla wszystkich. Jest tutaj miejsce dla każdego. Dla mnie osobiście ten czas, który przeżywamy w Kościele, to czas Ducha Świętego. Chociażby takie wydarzenia modlitewne jak Stadion Młodych – spotkanie, które odbędzie się już niebawem [6 października, przyp. red.] – one są bardzo potrzebne. Takiego Kościoła młodzi chcą doświadczać. Nie takiego, z którego uszło powietrze. Po prostu nie chcą siedzieć w mauzoleum.

*Ks. Jacek Szewczyk – salezjanin, duszpasterz dzieci i młodzieży. Katecheta w Szkole Podstawowej nr 30 im. Powstańców 1863 roku oraz w Szkole Podstawowej nr 354 im. Adama Asnyka na warszawskiej Pradze. Pełni posługę duszpasterską w Sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ul. Kawęczyńskiej w Warszawie.

...

Rozne pokolenia rozne metody..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 133164
Przeczytał: 53 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:03, 05 Lis 2018    Temat postu:

Katechizm w formie… wideo! Będziecie oglądać?
Katolicka Agencja Informacyjna | 26/10/2018
KATECHIZM W FORMIE WIDEO
Thom Holmes/Unsplash | CC0
Udostępnij 51
25 godzin filmu podzielonego na 46 odcinków, zdjęcia kręcone na czterech kontynentach, w 16 tys. lokalizacji, przy aktywnym udziale 60 tys. osób. Wideokatechizm to rzeczywiście monumentalne dzieło!

W Rzymie odbyła się światowa premiera wideokatechizmu Kościoła katolickiego. Prace nad nim trwały pięć lat, a nagrania realizowano w 70 krajach świata. Film będzie dostępny w przyszłym roku, także w aplikacji na smartfony. Dystrybucją zajmie się Edycja Świętego Pawła.

„To naprawdę monumentalne dzieło, przekazujące nowym językiem najważniejsze prawdy” – mówi ks. Giuseppe Costa, pomysłodawca projektu. Ostateczna wersja wideokatechizmu to 25 godzin filmu, podzielonego na 46 trzydziestominutowych odcinków. Zdjęcia kręcono na czterech kontynentach, w 16 tys. lokalizacji, przy aktywnym udziale 60 tys. osób.

Pilotażowe odcinki powstały z udziałem sławnych ludzi, szybko okazało się jednak, że nie daje to oczekiwanej siły przekazu. Reżyser filmu wskazuje, że gdy w roli narratorów nie sprawdzili się celebryci, autorzy tego ogromnego przedsięwzięcia – za przykładem papieża Franciszka – postanowili wyjść poza utarte schematy.



Katechizm na peryferiach
„Wyprowadziliśmy katechizm na place, do ludzi żyjących na peryferiach” – mówi Gjon Kolndrekaj. Jako jedną z najbardziej poruszających scen wspomina nagranie dotyczące opieki paliatywnej: „Fragment czytał mąż chorej na nowotwór pacjentki. Jego żona wraz z ordynatorem oddziału, na którym leżała, przysłuchiwali się temu we łzach. Dwa dni po nagraniu kobieta zmarła” – wspomina reżyser.

Wylicza, że w wideokatechizmie różne aspekty życia opowiadają m.in. generał karabinierów i więzień, kobieta w ciąży i kucharz. W sumie w filmie biorą udział przedstawiciele ok. różnych 200 zawodów. Swym patronatem ten wyjątkowy katechizm objęła Papieska Rada ds. Nowej Ewangelizacji. Kierujący nią abp Rino Fisichella podkreśla, że połączenie widocznego w filmie piękna natury i sztuki z głębią przekazu sprawia, iż dostrzega się te wymiary Katechizmu, które trudno odkryć w osobistej lekturze nieprostego tekstu.

...

Moze byc przydatne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Wiara Ojców Naszych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy